FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 thin: miniatury / Maja - Lemoniada II (04.03.2011) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Alsatian
Wilkołak



Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bielsko-Biała

PostWysłany: Sob 13:51, 28 Lis 2009 Powrót do góry

Uwielbiam to! ^^ Zgadzam się z Susan. Z bluzą Charliego wspaniałe :D W ogóle cały tekst rewelacyjny, dzięki Tobie spojrzałam na Jake'a z jak najlepszej strony i jest bardzo przyjemne. Czytałam to wczoraj i bardzo się wzruszyłam i myślałam nad tym co tu napisałaś. Podoba mi się strasznie wszystko co zacytowała Susan, a jeszcze bardziej cały tekst. Z tymi motorami wspaniale :D Taka kochająca z nich rodzina, te awantury to, że się na siebie wściekali, takie ludzkie ^^ super, zazdroszczę Ci, że tak fajnie potrafisz pisać.

Pozdrawiam i weny życzę :*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Alsatian dnia Sob 13:52, 28 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Libby
Nowonarodzony



Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: my się znamy?

PostWysłany: Sob 20:33, 28 Lis 2009 Powrót do góry

Ugh, trochę wstyd się przyznać, że ja, jeśli już wchodzę na forum, to żeby przejrzeć, czy thingrodiel napisała coś nowego. Wiem, że to oznaka braku szacunku dla innych i obiecuję poprawę. Wink
Kolejna miniaturka, która przypadła mi do gustu. Niekoniecznie mam takie same poglądy odnośnie Jacoba OCZYWIŚCIE, ŻE GO LUBIĘ, ALE NIE TAK BARDZO JAK EDWARDA, ale Ty zawsze znajdziesz taki sympatyczny (to słowo mi z jednej strony pasuje, bo tekst jest sympatyczny, ale jednocześnie trochę zbyt proste, by opisać twoją twórczość) neutralny temat, który nie zraża ludzi do Edwarda, ale mimo to stawia Jacoba ponad nim.
Podobał mi się sposób, w jaki Bella spowiada się ze swojego życia, z głupiego zauroczenia Edwardem, z miłości do motocykli i tego, że jako pięćdziesięciolatka już nie mogła jeździć.
Historia jest urzekająca na swój sposób, mimo iż prawi o życiu, które prowadzi każdy z nas, i nie docenia go. Koleje losu i ostatnie słowa wypowiedziane przez Bellę wskazują na to, że wreszcie zmądrzała i odechciało jej się nieśmiertelności, bo JAK ŁADNIE TO UJĘŁA nieśmiertelność nie jest dla ludzi.
Cóż, czytając, wyłapałam pewnego głupka, mianowicie:
Cytat:
Zrezygnował z nieśmiertelności, przestał zmieniać się w wilka i przekazał dowodzenie sforą Lei Clearwater.
nie wiem, czy to był twój zamysł, ale przecież dopiero w Przed świtem Jacob odłączył się od swojej sfory, chcąc chronić Bellę, a tutaj nie zaszła taka potrzeba.
Być może jednak to był twój zamysł, a ja w tym momencie trochę zachwiałam moją reputacją. Confused
Nieważne.
Życzę ci dużo tej płodnej Weny, dzięki której mogę po ciężkim dniu usiąść przed laptopem i poczytać coś odstresowującego.
Pozdrawiam, Libbs.

EDIT: i wyszło na to, że usunęło mi połowę komentarza.
EDIT 2: no jasne, że się wyrabiasz. Czy ja kiedykolwiek powiedziałam, że nie? Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Libby dnia Sob 21:09, 28 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Sob 21:01, 28 Lis 2009 Powrót do góry

Libby, kochana, najbardziej jestem dumna z tego, że nie wyłapałaś żadnej przecinkowni czy niepoprawnej składni. Chyba się wyrabiam. Ha! *puchnie z dumy*

Odnośnie tego "głupka" - to, rzecz jasna, mój zamysł. To jest "AU. I to do bólu.", jak napisałam we wstępie. Czyli np. Edward odszedł, ale potem wrócił. Sam z siebie. Nie ma słowa o Victorii ani walkach wampiry vs. wilkołaki + dobre wampiry, żadnych Volturi. Już tutaj Zmierzch jest posypany, a dalej Księżyc w nowiu zachwiany kompletnie. Reszta się nie liczy, bo historia Jacoba i Belli idzie innym torem niż historia Belli i Edwarda, którą znamy z kanonu.

A nieśmiertelność nie jest dla ludzi, naprawdę. Choć uwielbiam opowieści o nieśmiertelnych istotach, tak wiem, że człowiek nie zniósłby wieczności. Myśl tę podsunął mi Tolkien w Silmarillionie, którą, przemyślawszy dogłębnie, popieram. Zwyczajnie nie ta konstrukcja umysłu i ciała. Smile

Buziaczki dla wszystkich komentujących - bardzo wam dziękuję za odzew!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Sob 21:03, 28 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ukos
Zły wampir



Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:45, 29 Lis 2009 Powrót do góry

Warto było wejść do kawiarenki.
Nie czytałam poprzednich Twoich miniatur, nad czym ubolewam i co nadrobię, jak tylko uda mi się sklonować.

Do rzeczy: Spowiedź powinno się linkować każdej fance SparklEda, wrzeszczącej, że jest jedynym rozsądnym wyborem dla Belli. To co zawarłaś w opowiadaniu usiłowałam im wyjaśnić w dziesiątkach postów. Bezskutecznie zresztą.

Cytat:
Miałam dobre życie. Wystarczająco długie, by pojąć, że nieśmiertelność nie jest dla ludzi. Wiem też, jak bardzo potrzebny jest sen, by docenić poranki.

thin, wybacz pytanie osobiste - ile masz lat? Choć to w sumie nieważne. Ważne, że potrafisz już teraz dostrzec to, co większość ludzi pojmuje dopiero na przysłowiowym łożu śmierci. Sensem życia jest jego zmienność i przemijanie. I choć to smutne, to jednocześnie piękne.

Kolejny fragment, który zdaje się być żywcem wyrwany z mojej głowy:
Cytat:
Zostałam ja. I moje słońce. Jacob, który pozwalał mi być sobą i popełniać błędy. Który nie ratował mnie, zanim jeszcze się potknęłam. I dla którego nie musiałam umierać, by móc z nim być, choć wtedy jeszcze o tym nie myślałam.


Wygląda na to, że nie podoba Ci się bycie adorowanym eksponatem w kuloodpornej gablotce tak samo jak mnie.

Podobnie jak innych, urzekł mnie fragment z bluzą taty. Taki zwyczajny, ludzki. Prosta rzecz, a o ile ważniejsza od "młodych bogów" i "upajających woni wampirzego oddechu".
No i mistrzowski chwyt techniczny z dopisaniem "Granatowego".

Ogólnie widać, że piszesz dużo. Wiesz, jakie są w tej grze zasady, Twoje opowiadania to nie są próbki czy wprawki - Ty piszesz. Jesteś Autorem (przez wielkie A). Nawet poruszając się w "pożyczonych" realiach świata ff.
Masz jakieś swoje projekty? Nie związane z grafomanią Meyer? Przyznam, że gdybyś wydała książkę kupiłabym. W ciemno, tak, jak kupiłabym cokolwiek Sapkowskiego czy Pratchetta.

PS Jedno jeszcze pytanko:
Cytat:
łamiąc zasady porządnego, tkliwego romansu

Słownik języka polskiego twierdzi, że "tkliwy - czuły, serdeczny" względnie "wrażliwy" (na dotyk).
Tenże sam słownik zna również słowo "ckliwy - przesadnie sentymentalny".
Którego z nich chciałaś użyć?


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Nie 13:14, 29 Lis 2009 Powrót do góry

"Tkliwego" w rozumieniu "czułego". Co nie zawsze jest równoznaczne z "ckliwym".

Owszem, mam własne projekty i nad nimi czasem dłubię. Ale żebym miała wydawać własną książkę... Nie wiem, czy kiedykolwiek by do tego doszło.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 22:43, 29 Lis 2009 Powrót do góry

Przyszłam, jeszcze raz, bo dużo myślałam ^^
A tak nawiasem mówiąc to dobrze świadczy o Twojej twórczości, bo o niej myślę w czasie nieprzespanych nocy Wink

Cytat:
Niobe, tak łatwo? W pierwszym zdaniu napisane jest, że Bella ma 82 lata. Z Edwardem rozstała się... lekką ręką ponad 60 lat temu. Po takim czasie z uśmiechem nie tylko Cullena można wspominać.


Dalej sądzę, że łatwo. Zrozumiałabym, jakby Edward nie wrócił. Zgodziłabym się z takim scenariuszem, zostawił ją, zranił, a Jacob przy niej był, rozsądna decyzja. Ale Edward wrócił, co więcej Bella ryzykowała życie, żeby go ocalić. Kurde jak można zapomnieć o kimś dla kogo było się w stanie poświęcić życie? I jak zdecydowanie się na taki scenariusz po porzuceniu w lesie by mnie prawdopodobnie przekonało to teraz nie, po prostu. Rozumiem, że chciałaś pokazać, że decyzja Belli, o byciu z Jacobem, nie była spowodowana tylko tym, że nie miała innego wyjścia, ale nie wiem, mnie nie przekonałaś.
Chciałam się odnieść jeszcze do sprawy nieśmiertelności, która została poruszona. Zgadzam się, że to nie dla człowieka i w umieraniu też tkwi istota życia, jak mielibyśmy żyć ze świadomością, że nigdy nie umrzemy? Niee! Choć jakby życie człowieka mogłoby trwać tak ok 200 lat a nie 100 to bym nie narzekała ^^
Nawiązując jeszcze do moich wątpliwości to mimo że je mam to dalej uwielbiam Twoje miniaturki, ale ta mnie nie przekonała, mimo że była ślicznie napisana. Bardziej mi się podobasz gdy piszesz o Edwardzie, a nie Jacobie ^^
Pozdrawiam ;*
niobe


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Nie 22:44, 29 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Mary Sue
Zły wampir



Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 486
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 23:40, 29 Lis 2009 Powrót do góry

Przyznam rację, co do wyboru między J. a E. bez mrugnięcia okiem, szybciej niż zdołalibyście powiedzieć "zlodowacenie" wybrałabym tego pierwszego.
Ale ja nie o tym.
Przysłała mnie tu zacna reklama panny Zuzanny z jej podpisu. I nie żałuję, że przeczytałam z zapartym tchem tę miniaturkę. Słodzić to bym mogła do północy (która się zbliża Laughing ), ale streszczę to krótko: wzruszająco, pięknie i treściwie. Jak inaczej wyrazić to, że nie potrzeba wiecznego życia, by zażyć odrobinę szczęścia, by pogodzić się z nieuchronnym, że mając kogoś u boku, kto nie stawia jakiś wyimaginowanych warunków, można przeżyć tyle samo, co z facetem dającym samochody, bogactwo i nieśmiertelność?
Kiedyś, coś, gdzieś, ktoś ( Laughing ) powiedział, że jeżeli życie jest pozbawione śmierci to traci sens. To prawie tak samo dobrze ujęte jak fragment z porankami.
Trafiła mnie ta miniatura prosto w serce, a że mam jakiś głupi, płaczliwy humor, niemalże uroniłam tę łezkę, jednakże coś mnie powstrzymało. Ale chyba przez jakieś dwie minuty czytałam w kółko:
Cytat:
Nie żałuję ani jednej minuty. Ani jednej kłótni. Ani jednej łzy. Radości, kłopotów i całego swojego życia z Jacobem. Nie żałuję niczego. Nigdy.

Chciałabym kiedyś, kieeeedyś móc powiedzieć to samo.

Okej. Koniec słodzenia. Masz absolutny talent, trafiasz do czytelnika prostotą i świetnym doborem słów.

Pozdrawiam.

PS Wybaczże brak dobrej składni. Jakoś nie potrafię pisać komentarzy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 18:17, 30 Lis 2009 Powrót do góry

GDZIE CIENIE KŁADĄ SIĘ U STÓP

Kurczaku, ja kocham thin – romantyczkę i kocham Twojego Jacoba. Wiedziałam, że jest w Tobie to coś i czekałam, aż się ujawni. Już od miniaturki z Charliem w tle czułam, że ciągnie Cię w tę stronę i cieszę się niezmiernie, że się nie broniłaś. Nawet nie wiem, co powiedzieć. Nie naprodukuję Ci elaboratu na dwie strony, zachwycając się nad Twoim stylem i opisami. Nad wyczuciem, umiejętnością wprowadzenia w klimat poszczególnych scen, nad subtelnością scen erotycznych, której ja nie posiadam. Nad darem oddawania postaci w sposób rzeczywisty bez sztampowości. Nie napiszę tego wszystkiego wielkim zdaniami. Ale wiedz, że podziwiam Cię za to i nie przeczytałam do tej pory żadnego Twojego tekstu, który by mi się nie spodobał. Wszystkie i te śmieszne, i kpiące z fandomu i ałtoreczek, i te na śmierć poważne - serio traktowane, proste historie, i te krwawe łatki (a w zasadzie jedną krwawą łatkę). Wszystko kocham. Jesteś moim Vonnegutem, moim Coelho i moim Harrisem!*

Jeszcze tylko mały zonk, o którym jeszcze nikt nie wspomniał, a poza tym i półwampirami wszystko cacy:

thingrodiel napisał:
Edward wpatrywał się w córkę z pozornie nieskończoną cierpliwością, choć pół wampirzyca wiedziała, że to tylko pozory.


powtórzonko

P.S. Świetnie radzisz sobie z tytułami beze mnie. Ten jest normalnie, ech. Leżę i wzdycham, podziwiając.

* to autorzy, których swojego czasu „połykałam” książka za książką. (Harrisa w sumie dopiero zaczęłam „połykać”, a Coehlo już nie darzę tak wielkim uwielbieniem, ale sentyment do niego mam). Cholera, kocham powieści samych facetów. Wink Napisz coś, żeby to zmienić! Wink


SPOWIEDŹ

Podtrzymuję, że jesteś moim Vonnegutem, Coelho i Harrisem! Cholera, Ty mnie potrafisz zaskoczyć. Nie płakałam, ale zbierało mi się na łzy. Nie śmiałam się, ale unosiłam nieraz kąciki ust ku górze. To było cudowne i w ogóle Blackswan rocks!
Te motory do pięćdziesiątki, ten serwis roztrzaskany w złości, a nielubiany, pokiereszowany dzieciak, o którego oboje się martwili, wybudowany własnymi rękami dom, przenoszenie przez próg w akompaniamencie okładania pięściami. Mam mówić więcej? Czarodziejko! Pisz, nawet w pierszoosobówce! Cholera, kto Ci powiedział, że pierwszoosobówka jest zła? Narracja, jak każda inna, tylko trzeba ją umiejętnie prowadzić. A Ty tę umiejętność posiadasz i nie powinnaś się tego wstydzić.
Twoja, P.

P.S. Jak kiedyś zechcesz zniknąć z forum, to musisz koniecznie dać mi na siebie swoje namiary, bo chcę przeczytać jeszcze niejedno Twoje coś! I nie znikaj po cichu. A tak btw. Zarzuć jakimś linkiem na swój autorski tekst, będę dźwięczna. Wink Na PW, proszę! :)
A! Napisałam swoją pierwszą w życiu mini! Yuppie! Wysłałam Angie, może mi sprawdzi, jak obiecała kiedyś. Wink
A! Mnie też Jacobowy szał nie opanował po filmie, którego nie oglądałam, to chyba widać po moim opowiadaniu, nie. Wink To tak, żeby spuentować, więc w PS-ie. :d


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pon 21:42, 30 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Pon 21:19, 30 Lis 2009 Powrót do góry

Pernix, błagam, tylko nie Coelho! Shocked

niobe napisał:
Ale Edward wrócił, co więcej Bella ryzykowała życie, żeby go ocalić. Kurde jak można zapomnieć o kimś dla kogo było się w stanie poświęcić życie?

Nie w moim opowiadaniu. Niobe, musisz nieco uwolnić się z gorsetu kanonu, by zrozumieć, o co mnie biega.
Choć oczywiście nie znaczy to, że masz klękać przed tym tekstem. Masz prawo wybrać Edwarda.
Choć ja bym go nie wybrała, co więcej, gdyby mi się facet włamywał do domu, by popatrzeć, jak śpię, wezwałabym gliny. A przynajmniej Charliego (gdyby był moim ojcem), by mu strzelbą wyperorował, że ma się do mnie nie zbliżać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Pon 23:14, 30 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 23:07, 30 Lis 2009 Powrót do góry

Pomijając, że ten tekst mnie zabił - poniekąd w dosłownym sensie - to wszystko jest w porządku. Są wampiry i wilkołaki i rozsądny wybór Belli. Belli, która nie ma galaretki zamiast mózgu. I dlatego napisałam "w porządku", bo tak dokładnie sądzę. Myślę, że większość z nas nie skusiłaby się na wampiryzm - nawet ten pozornie wyprany z wad. Wieczność staje się w końcu jednostajna, nudna i szara, a Ci wszyscy, których kochamy, odchodzą. Skąd to wiem? Bo ileż można mieć pomysłów na setki czy nawet tysiące lat? Ileż razy można sobie w kółko powtarzać słowa o wielkiej miłości. I w końcu, jeśli ktoś cierpiał na bezsenność, to niech pomnoży ją sobie przez te kolejne noce z pełną świadomością, że nie ma najmniejszych szans na zaśnięcie. Nie wiem, może ja wyrosłam w mitów o księciu z bajki, może nie kupuję tego niespełnionego napięcia między Edwardem i Bellą. Może Jake odrobinę przypomina mi mężczyzn, których znam i cenię, a Edzio to, cytując mojego chłopa, taki: Edzio-Pedzio, co się błyszczy.

Chłopię moje jakby co do homoseksualistów nic nie ma i tylko na sztuczną zniewieściałość i przeżywanie wszystkiego jak zatwardzenia ma alergię.

Spowiedź nie mogła mi się nie spodobać, musiałam ją przyjąć jak swoje własne dziecię, ugościć, podjąć ciepłą herbatą i dobrą przekąską. I chociaż kilka zdań napisałabym inaczej, to uważam, że ta miniatura zasługuje na uwagę. Jakkolwiek TeamEdward może na nią sarkać - niech sobie już wezmą tego rudzielca, żeby zniknął z pantałyku... piedestału znaczy się. O!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 9:24, 01 Gru 2009 Powrót do góry

thingrodiel napisał:
Pernix, błagam, tylko nie Coelho! Shocked
.


No wybacz, czytałam go kiedyś namiętnie. :(
Pisze przyciągająco, ale w końcu teraz nie czytam go już. :p
Sorry jeśli Cię tym porównaniem uraziłam, ale miałam swoją Coelhową fazę, a ja się niczego, co w życiu robiłam nie wypieram i nie wstydzę. O! :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Wto 19:47, 01 Gru 2009 Powrót do góry

Nie no, ja rozumiem, że nie miałaś niczego złego na myśli, ale... dla mnie pan Coelho jest grafomanem... No i... ten tego... jak by to ująć... troszkę oklapłam.
Ale nie przejmuj się mną, ja tylko będę prosić, by, jeśli na to nie zasługuję, nie porównywać mnie do Coelho. Ptosię. *robi słodkie oczka*
No, chyba że naprawdę zacznę was na siłę uświadamiać, że marzenia to piękna rzecz, to proszę mnie wtedy uświadomić. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Wto 19:48, 01 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Czw 20:21, 03 Gru 2009 Powrót do góry

To jeszcze raz, by było jasne. Nie porówynałam i nie zamierzałam Cię porównywać do Pana Coelho.
Porównałam sposób czytania - że czytam thin chętnie i w całości, tj jak kiedyś tych panów. Niech już zostanie sam Vonnegut i Harris. A następnym razem będę pilnowała języka, w jaki sposób komplementować ludzi, ot co! Wink

Sorry za offtop, ale już się szerzy fama w innym temacie, że porównałam, więc musiałam wyjaśnić. A jeszcze - jeśli porównuję to na przykładach, żeby było jasne na przyszłość. Nie rzucam gołosłownie nazwiskami. ,To jak z tym listem do Wiewiórki. Czasem ludzie mogą Cię opacznie zrozumieć, bo albo nie śledzą tematu, albo nie siedzą Ci w głowie. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 23:12, 11 Sty 2010 Powrót do góry

Mój mózg już nie przyswaja żadnych informacji chemiczno-ekonomicznych, więc zdecydowałam się na małe nadrabianie braków w miniaturkach, a Wrzesień 1918 miałam już dawno upatrzony. Przyznam się nawet, że kiedyś zaczęłam czytać, ale stwierdziłam wtedy, że jestem zbyt rozkojarzona na takie opowiadanie. Szczerza mówiąc to nie żałuję, że tak długo czekałam.
Przyznam, że się nieco obawiałam, może to też wpłynęło na moje zwlekanie? Bałam się, że po takiej kreacji Edwarda jaką zaprezentowałaś w Synie nic już tego nie przebiję, a z drugiej strony bałam się, że opiszesz tą samą postać, a przecież przemiana całkiem zmieniła Edwarda. Jednak moje lęki okazały się całkiem bezpodstawne, i teraz mi wstyd, że wątpiłam w Twoje możliwości ^^. To jest cudne. I teraz wiem, że stworzyłaś kolejne dzieło, którego nikt nie pobije. Może być tysiące łatek o buncie Edwarda, tak jak może być tysiące tych o jego przemianie jednak wiem, że postawiłaś niezwykle wysoko poprzeczkę i wątpię, że ktoś ją może pokonać. Twoje opisy były prześliczne. Majaki Edwarda niezwykle realistyczne. Byłam w dwóch tak różnych miejscach w czasie czytania mini. I co najważniejsze całkiem się w tym pogrążyłam. Przepięknie poradziłaś też sobie z rozterką Carlisle'a, co prawda w łatkach może nie ma elementu zaskoczenia, ale ja cały czas się bałam, że możesz zrobić z tego nie łatkę, drżałam na myśl o tym, że możesz zabić Edwarda. Twoja mini wywołała u mnie ogromne emocje strach, nadzieję, rezygnację i nerwowe oczekiwanie, ale przez to wszystko przebijał się podziw, dla Ciebie i Twoich umiejętności. Naprawdę thin, nikt nie umie stworzyć Edwarda tak jak Ty. U Ciebie ta postać wchodzi na całkiem inny poziom, jest całkowicie cudowna. A Twój Carlisle, cóż z palącą niecierpliwością czekam Wink Życzę Ci ogromu weny we wszystkim czego się podejmiesz.
Pozdrawiam
niobe


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Wto 2:43, 12 Sty 2010 Powrót do góry

Ja przeczytałam Spowiedź dopiero teraz. I nie wiem, co mam napisać. Bla, bla, bla jakie wspaniałe i piękne, to nie to. Nie oddadzą chyba tego słowa, co chciałabym Ci powiedzieć. Twoja miniaturka jest stokroć lepszą wersją alternatywnych zdarzeń całej meyerowej sagi. Taką sagą dla dorosłych dziewczynek. Pierwsza miłość jest piękna, ale najczęściej wyidealizowana. Nieuchwytna, nierealna, nieżyciowa. A potem pozostają nam cudowne wspomnienia. Takie "edwardki" ma chyba każda z nas. Urzekła mnie w Twojej miniaturce pewna życiowa dojrzałość, mądrość kobiety - w tym przypadku Belli - w postrzeganiu tego, co w życiu najważniejsze. To, że wybrała Jacoba, tego sprawdzonego, ciepłego, fajnego faceta, z którym można razem budować coś na prawdę wartościowego i trwałego - prawdziwą miłość, prawdziwe życie, dom i rodzinę.
Wspomniałaś w swoim opowiadaniu Scarlett O'Hara, moją ulubioną postać literacką, która też niestety nie potrafiła nigdy wybrać między dwoma mężczyznami. Kochała mżonkę Ashleya, a nie doceniała Retta - faceta z krwi i kości, stworzonego idealnie dla niej.
Twoja Bella wybrała tak, jak ja bym postąpiła. Tylko, że taka zwyczajna rzeczywistość jest niestety "nudna" literacko.
No, to odbiegłam nieco od tematu, ale przez to, że tak mnie nostalgicznie i refleksyjnie natchnęłaś. Krótko mówiąc: świetny tekst, poruszający, skłaniający do przemyśleń.
I jedna myśl mi przychodzi do głowy: Edward na białym rumaku niech przybywa w snach nastolatek, ja wybieram Jake'a na jego czarnym harley'u.
Pozdrawiam:)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Wto 2:51, 12 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Nie 19:48, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Witam z nowym mikruskiem. Miał być dłuższy, ale w trakcie pisania doszłam do wniosku, że każde słowo więcej to już bełkot pijanego marynarza.

Nie lubię Edwarda z Bellą. Ale wpadłam na pomysł na porównanie tego, co się działo z Edwardem, do żywiołu. Zerknęłam sobie do MS, gdzie był z kolei potwór. Tak, w MD też jest potwór. Wink

W końcu zdecydowałam się to napisać, a kiedy bazgroliłam po cierpliwej, jasnej płachcie open office'a rozpostartej przede mną, myślałam o pewnej osobie, z którą odbyłam chyba najciekawszą (i poniekąd wciąż trwającą) dyskusję o sadze, przy czym obie reprezentowałyśmy skrajnie przeciwne stanowiska. Nie, to nikt z forum.

Obiecałam sobie, że kiedyś napiszę coś specjalnie dla tej właśnie osoby, a i pomysł mi strzelił do głowy, wena była, okazja jak się patrzy. Tak więc, droga
Spin, mam nadzieję, że ten tekst Ci się spodoba. Tak czy inaczej - jest dla Ciebie.

Dziękuję
Dzwoneczkowi za to, że zerknęła na ten tekst, nim odważyłam się go pokazać. :* Zmieniłam jednak to i owo. :)




Ł U P I N A


Nie jestem potworem. W każdym razie nie takim, za jakiego się zawsze uważałem bądź o jakim można przeczytać w horrorach. Nie mam kłów, szponów, łusek. Nie rozrywam ludzi na kawałki, nie zjadam ich żywcem, nie wyrywam im mózgów. A jednak pod tym gładkim obliczem młodzieńca kryje się najprawdziwsze monstrum.
Dobrze się ukrywało, nawet nie wydawało z siebie pomruków ani nie kłapało wstrętną paszczą, ukazując światu gigantyczne zęby godne strzygi. Biała, twarda skóra chroniła bestię zamkniętą w mym wnętrzu niczym w klatce. Nie było jej widać, ale czułem ją każdego dnia. Wypełzała kanałem zbudowanym przez mój umysł. Patrzyła moimi oczami, słuchała moimi uszami, przemawiała moimi ustami.
Kiedyś jej nie dostrzegałem. Chociaż nie, to nieprawda – widziałem ją, ale nie taką, jak myślałem. Przypisywałem jej w gruncie rzeczy trywialne sprawy. A ona karmiła się mym gniewem i pozwalała mamić samego siebie obrazem, który wymalowałem barwami postrzegania własnej osoby.
Kobieta, którą kocham, nie dostrzegała tej prawdziwej natury, a przynajmniej nie widziała jej w pełnej krasie, choć z czasem zapewne zauważyła, że pod powłoką ideału kryje się jakaś inna istota, doskonała w zaborczości, gniewie i zazdrości.
Nigdy bym nie pomyślał, że jestem aż tak zły, ale może to dlatego, że inaczej definiowałem zło. Zawsze żyłem swoją przeszłością, katując samego siebie wspomnieniami uczynków, które popełniłem lata temu, zdawałoby się – w innym życiu. Ubierałem maskę obojętności i chyba tylko mój ojciec wiedział, co działo się pod skórą. Do pewnego stopnia mnie rozumiał, ale nigdy nie przekroczył granicy, po której wiedziałby, co powiedzieć. Był świetnym lekarzem, ale nie psychologiem. Potrafił wyleczyć pacjentów, ale nie umiał pomóc swojemu synowi. Nie winię go. Nie pozwalałem na to. Chciałem pławić się w całej otchłani swojego wyobrażenia o sobie samym. Jakże błędnym!

Kolejna szkoła, kolejna lekcja, kolejna ławka. Obok mnie ta, którą kocham, a której profil zasłaniała kurtyna ciemnych włosów. Bestia rozcapierzyła szpony i obnażyła kły. Najpierw chciała ją pożreć, a gdy opanowałem monstrum – zagarnąć. Drgała w moich mięśniach, tłukła się od wewnątrz, jakby chciała przebić się przez klatkę i dorwać do młodej, bezbronnej kobiety.
Wydawało mi się, że idealnie nad sobą panuję, a jednak moje usta wymawiały słowa tkwiącego we mnie potwora, zaś ciało wykonywało jego rozkazy. Otaczałem ją niczym drapieżnik ofiarę. Śledziłem każdy jej krok, zakradałem się do domu. Zbliżałem się do niej, po czym zwiększałem dystans. Walczyłem z moim własnym żywiołem.
Czułem się niczym burza, która nadciąga nad bezbronną łupinę statku. Za każdym razem, gdy byłem bliżej niej, wewnątrz mnie rozpętywał się sztorm. Nie mogłem trzymać Belli w ramionach, by nie utonęła jak ten maleńki stateczek na rozszalałym oceanie. Nie wolno mi było jej tulić, by nie zgnieść delikatnego masztu jej ciała i nie rozszarpać żagli włosów. A jednak dała się temu porwać. Łagodnie rozświetlała niebo nad mą głową, by ukoić znękaną gwałtownymi falami wodę. A ja wciąż otaczałem ją wirem, w który tak bardzo chciała wpaść. Ilekroć zbliżała się do jego brzegu, ja tłamsiłem bestię. Jeszcze nie teraz, jeszcze trochę...
Odkładałem nieuniknione. Usiłowałem zniszczyć każdą kotwicę, a zwłaszcza tę, na której jej najbardziej zależało, która ją stabilizowała. Znów śledziłem ją i otaczałem, tworząc mieliznę, na której mogłaby na wieki osiąść. Byłem i głęboką tonią, i potworem, który mackami zacieśniał pętlę wokół bajorka, po którym chciałem, by pływała łupina.
A jednak mały stateczek wyślizgiwał mi się. Wciąż kochał wody, które go unosiły, ale chciał być niezależny. Wydawało mi się, że nie podporządkowywał się żywiołowi i nie dał się zastraszyć burzy. Bałem się każdego mego ruchu. Lękiem przejmowała mnie jej nieobecność, obawiałem się jednak zatrzymać ją, gdyż musiałbym użyć siły.

Siła.

Bałwany fal ogarniały cały świat, sztorm wzmagał się. Błyskawice rozświetlały niebo groźnym blaskiem. Gniewem podsycałem swoje szaleństwo i atakowałem falami jaśniejący bielą skóry żagielek, wyraźnie odcinający się od ciemnej wody punkt na całym wzburzonym oceanie. I dopiero wtedy zauważyłem, że Bella, ta mała łódka, nie odpływa i nie usiłuje się ratować. Co więcej nie ma zamiaru tego robić. Dla niej fale służyły do tego, by ją kołysać, a nie zniszczyć. Widziała możliwości, a nie własny koniec.

Głupiec. Zupełnie jej nie rozumiałem.

Zdusiłem w sobie potwora, nim zdołał pożreć moją duszę. Wbiłem w niego harpuny samokontroli, rzuciłem sieć splątaną z zakazów i nakazów. Miotał się i wył, lecz im bardziej się szarpał, tym mocniej zaciskały się liny, tym głębiej wchodziły haki. Tonął w kłębach morskiej piany, ciągnąc mnie ze sobą. Woda uniosła mały stateczek, a potem runęła wraz z nim w wir. A ja poszedłem za nim na dno, gdzie miękko otuliłem swój skarb ciepłym morskim prądem, chroniąc go przed pazurami bestii, która znikała w ciemnych głębinach.

Lekki wietrzyk dotyka delikatnie powierzchni oceanu, ale nie zdoła stworzyć wielkich fal. Udaje mu się wykreować tylko małe i niegroźne. Poza tym jednak woda pozostaje spokojna.

I ja także jestem spokojny. Potwór zniknął bezpowrotnie w ciemnych, niezbadanych głębinach. To dobrze. Nie mogę być i potworem, i oceanem. Nie jestem bestią, lecz wciąż mogę być żywiołem. Ten jednak nie pokazuje swojej siły, by nie spłoszyć płynącego po wodzie statku.

Łupina Belli nie zmieniła się. Ilekroć na nią patrzę, rozumiem kolejną swoją pomyłkę. Teraz, gdy mogę się do niej zbliżyć, widzę, że wziąłem piękny, smukły, majestatyczny żaglowiec za maleńki stateczek. A przecież moja Bella przewyższa urodą wszelkie wyobrażenia. Płynie po wodach oceanu łagodnie i pewnie, wśród fal przystrojonych w złote refleksy słońca.



KONIEC


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Nie 21:34, 07 Mar 2010, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:32, 07 Mar 2010 Powrót do góry

thin! Nowa miniaturka! Ale mnie zaskoczyłaś. Normalnie wpatrywałam się w ekran przez dobrych parę chwil, zanim uwierzyłam w to, co widzę. Muszę przyznać, że sprawiłaś mi tym wielką radość.

Przeczytałam miniaturkę dwukrotnie i co?
Podoba mi się. I to bardzo.
Powiem Ci, że moim zdaniem największym plusem tego tekstu jest porównywanie do statku, oceanu itd. Według mnie wyszło Ci to bardzo dobrze. Zaczarowało mnie to wręcz. Najbardziej chyba ten fragment:

thin napisał:
Czułem się niczym burza, która nadciąga nad bezbronną łupinę statku. Za każdym razem, gdy byłem bliżej niej, wewnątrz mnie rozpętywał się sztorm. Nie mogłem trzymać Belli w ramionach, by nie utonęła jak ten maleńki stateczek na rozszalałym oceanie. Nie wolno mi było jej tulić, by nie zgnieść delikatnego masztu jej ciała i nie rozszarpać żagli włosów. A jednak dała się temu porwać.


Czytałam sagę, czytałam MS, czytałam dużo wizji wielbicieli twórczości pani Meyer, ale dopiero teraz zobaczyłam, że Edward faktycznie był mocno rozdarty. Tzn. wiedziałam o tym, bo wspominał o tym wielokrotnie. Jednak Ty opisałaś to bardzo dobrze, tak że w to całkowicie uwierzyłam. Zobaczyłam jego wewnętrzne rozdarcie, to jak musiał walczyć ze sobą, by nie skrzywdzić Belli, by zdusić w sobie wampirzy instynkt - instynkt potwora, którym po części był. Wyszło Ci to niezwykle przekonująco i trafiłaś idealnie w moje upodobania, wiesz? Wink

Muszę przyznać, że przez większość miniaturki świetnie opisywałaś tą walkę Edwarda, a na końcu pokazałaś, że zwyciężył z tym potworem, że jest silny i udało mu się. Dzięki tej przemianie i temu, że Bella nie wystraszyła się tego potwora, była wciąż przy nim, zrozumiał jaka jest silna i oddana. Piękny cytat:

thin napisał:
Teraz, gdy mogę się do niej zbliżyć, widzę, że wziąłem piękny, smukły, majestatyczny żaglowiec za maleńki stateczek. A przecież moja Bella przewyższa urodą wszelkie wyobrażenia. Płynie po wodach oceanu łagodnie i pewnie, wśród fal przystrojonych w złote refleksy słońca.


No i miałam jeszcze wspomnieć o nawiązaniu do tytułu. Ta łupina. Ładnie Ci to wyszło, naprawdę. Spodobało mi się.

A i jeszcze jedno. To zdziwienie Edwarda, że Bella nie ucieka przed nim - przed falami, sztormem i wiatrem. Wciąż przy nim trwa, nie boi się, choć wie, że w głębi duszy jest w nim coś złego. Potem wszystko zrozumiał.

Podobało mi się, thin. Znów mnie zauroczyłaś. Uwielbiam Twój styl. Dzięki Tobie uwierzyłam w walkę Edwarda, w jego przemianę i całkowicie zrozumiałam jego postępowanie. Dziękuję Ci za to.
Życzę również dużo weny, żebyś stworzyła kolejne takie cudo Smile
Buziaki! :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 21:00, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Doczekałam się. W Fanspaper psioczyłam, że moja królowa miniatur się obija, a ona teraz tak mnie zaskakuje. I nie obraź się za stwierdzenie: królowa. Po prostu uważałam Twoje mini za najlepsze w Kawiarence, ale zamilkłaś i pojawiło się sporo pojedynkowych perełek.

No i wróciła thin, której mi brakuje. Poczekaj no, niech ja się ogarnę i przytrzymam latającego wena za pelerynę (mój wen jest raz człowiekiem, raz wampirem - mówię Ci- to coś więcej, niż hybryda Laughing ) i przywołam go do porządku, prosząc o wykrzesanie z siebie odrobiny konstruktywizmu.

Ech, powiem Ci, że tego się po Tobie nie spodziewałam. Niezwykle trafnym jest porównanie Belli do łupiny - małego statku, który miota się w oceanicznym czy morski sztormie - potworze - Edwardzie. Nasuwa się tylko pytanie. Czy łupina miała świadomego zagrożenia kapitana, czy głupią, niemyślącą nastolatkę. Z Twojej miniatury wynika, że jednak był kapitan, który miał nadzieję i walczył w burzy, ale nie pokonał jej sam. To ona - żywioł, jakby bóstwo samo w sobie - postanowiła się okiełznać. Pokonać i zdusić potwora. Dać szansę łupinie, która okazała się dzielnym żaglowcem.

No i jeszcze taka konkluzja, że żywioł żywiołem pozostaje, ale po wewnętrznej walce i pokonaniu potwora, jest żywiołem dobrym i sprzyjającym. Kochającym swój stateczek.

Nie mam pojęcia, skąd Ci się wzieło takie marynistyczne ujęcie, ale jest z pewnością czymś ożywczym i innym. Na plus.

Pozdrawiam, P.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Czw 11:40, 08 Lip 2010 Powrót do góry

Kochana Susan,
przeczucie rzekło mi, że powinnam coś napisać specjalnie dla Ciebie. I jak tu nie wierzyć w magię? Z okazji Twoich urodzin życzę Ci wszystkiego najszczęśliwego i obyś spotkała swojego Jacoba.
Ode mnie skromny prezencik poniżej.
thin


Dla wyznawców pedeefa zaraz wmontuje się odpowiedni plik na moim chomiku.
[link widoczny dla zalogowanych]


UPIÓR


W życiu wilkołaka bywają takie chwile, kiedy chcesz wziąć wampira za szmaty i strzelić go w pysk. Trzynaście lat temu miałem ochotę zrobić to z Edwardem Cullenem. W trakcie naszej znajomości przechodziłem przez różne stadia możliwości, od zwykłego wytrzaskania go po tej ślicznej buzi, aż po zabójstwo z zimną krwią. Kiedyś dotyczyło to Belli. Edward przemienił ją w wampira, by umarła i odrodziła się na nowo. A ja... ja zobaczyłem ich córkę i cały świat wywrócił się do góry nogami. Staram się o tym wszystkim nie myśleć, ale to silniejsze ode mnie – wracam myślami do chwili, w której Edward zaprosił mnie do gabinetu swojego ojca i wyłuszczył swój genialny plan.
Tak. Wampir wziął na bok wilkołaka, by z nim porozmawiać. Minęły te stare dobre czasy, kiedy istoty takie jak my były wrogami i rzucały się sobie do gardeł, jak nakazuje święta tradycja. Czasami za tamtym okresem tęskniłem, choć ta tęsknota objawiła się najsilniej podczas felernej rozmowy.
Trzynaście lat temu Edward usiadł za biurkiem Carlisle'a, złączył czubki palców i spojrzał na mnie tym swoim smutnym spojrzeniem. Czułem, że święci się coś niedobrego. Może i on umiał czytać w myślach, ale ja takich talentów nie potrzebowałem. Pod skórą zaczęła mi się formować przerażająca myśl, że czeka mnie koniec.
I owszem.
Edward Cullen plus minus kazał mi się wynosić. Oczywiście nie powiedział tego wprost. Ujął to tak subtelnie, że znienawidziłem go z miejsca. A jeszcze kilka dni temu porozumienie wydawało się jak z granitu. No i proszę – niewiele to było warte.
Powiedział, że rozumie, co mi się stało. Noż kurde jego... wpojenie to nie choroba, nawet jeśli on i doktorek tak mogli to wtedy widzieć! Stało mi się! Ależ wymyślił!
Edward patrzył na mnie i bredził, jak to on wszystko świetnie rozumie, a mnie powoli krew zalewała. Najgorsze, że nawet nie mogłem się na niego porządnie wściec. Cullen był zawsze taki wszechrozumiejący i współczująco-litościwy, a przynajmniej tak mu się wydawało. Bzdura. Niczego nie rozumiał.
Próbowałem mu wyjaśnić, że nie mogę sobie tak po prostu pójść w cholerę i zniknąć z ich życia. Wpojenie to nie jest jakieś głupie zakochanie smarkacza, który jak wybranki nie będzie trochę oglądał, to mu przejdzie i będzie gotowy iść dalej. Wpojenie to uwiązanie. Jak łańcuch trzymający psa przy budzie. Kiedy o tym pomyślałem, Edward uniósł brew i powiedział, że to interesujący dobór słów, szczególnie w moim wykonaniu. Szlag by go trafił...
A potem wyłuszczył mi swój plan. Słuchałem tego i coraz bardziej nie mogłem uwierzyć w to, co słyszałem. Gadał o mnie w roli starszego brata, że Nessie może nie odwzajemnić w przyszłości moich uczuć, że nie chce patrzeć, jak do końca świata będę „nianią”, że to mnie unieszczęśliwi i tak dalej, i tak dalej.
Wstałem i walnąłem pięścią w stół.
- Edward, nie pieprz mi tu o starszych braciach, tylko gadaj prosto z mostu, o co ci chodzi! Nie podoba ci się, że kręcę się wokół Renesmee, tak? I co? Trudno ci to wykrztusić? Przykro mi bardzo, ale sprawy tak się mają, że nie mogę sobie nigdzie pójść!
Ale poszedłem. Jak on to ujął? Czyste cięcie? Najlepiej od razu, bo tak mniej boli? Ten facet nie wiedział nic o bólu. Nie wiedział, jak to jest, kiedy zamieniasz się znów w wilka i kolejny raz przed czymś uciekasz. Deja vu. Kiedyś uciekałem tak, by zapomnieć o Belli i o tym, co do niej czułem. Teraz biegłem, by zostawić za sobą Nessie.
A także Jacoba Blacka. Znowu. Gdybym zabrał go ze sobą, kazałby mi wracać tam, gdzie moje miejsce. Do dziecka, które trzymało mnie przy sobie silniej niż najmocniejsze więzy.
Łapy same zataczały koło i kazały biec w stronę domu Cullenów. Poddawałem się temu, a potem wracało wspomnienie rozmowy z Edwardem i znów uciekałem. Czułem się, jakby ktoś rozrywał mnie na kawałki. Dokładnie rozumiałem, co się działo z Bellą, kiedy Edward ją zostawił. Boże, to musiało być to. Gdyby chodziło o kogoś innego, może bym uznał, że to przesada. Ale ja ją znałem, może nawet lepiej niż jej mąż, wiedziałem, jaka była. Musiała czuć właśnie coś takiego. Inaczej nie obejmowałaby się ramionami, jakby atakował ją chłód nie do zniesienia. Jakby się rozpadała na kawałki.
Trzynaście śmierdzących lat. Edward nie powiedział, kiedy w swej łaskawości wpuści mnie znów w progi domu Cullenów. Wiedziałem jednak, że rozłąka potrwa cholernie długo. Chciałem spędzić ten czas w wilczej postaci, bo tak byłoby łatwiej. Wiedziałem jednak, że skoro czeka mnie kiedyś powrót do cywilizacji, to nie warto wyrabiać w sobie dzikich odruchów. Nie chciałem na przykład w samym środku rozmowy zacząć drapać się nogą za uchem.
Dużo spałem i zrywałem się z wyciem. Nessie prześladowała mnie w snach i na jawie. Nie mogłem uwolnić się od wspomnień o niej. Byłem daleko, chory z tęsknoty. Przysięgałem sobie, że jak tylko dorwę Edwarda, to go ukatrupię, nie bacząc na Bellę. W ludzkiej postaci nieraz obejmowałem drzewa, by nie oszaleć i nie zacząć biec tam, gdzie ostatni raz widziałem Renesmee. W wilczej wyłem, stając się prawdopodobnie materiałem na niejedną legendę w okolicy. Mój skowyt słychać było chyba w całym lesie. Ludzie bali się przychodzić, a jeśli zdobywali się na odwagę, mieli przy sobie strzelby. Nie podchodziłem zbyt często. Omijałem wnyki. Unikałem ludzi. A gdy się do nich zbliżałem, zacierałem ślady ogonem. Spali, kompletnie niczego nieświadomi. Umiałem podkraść się bezszelestnie, a ogień mnie nie odstraszał jak dzikiego zwierza. Byłem jak duch, w którego w końcu musieli uwierzyć, aczkolwiek nie wnikałem, jak fantastyczne są te legendy, które później o mnie opowiadano. Nic mnie nie obchodziło oprócz małej istoty, która rosła beze mnie gdzieś daleko, diabli wiedzą gdzie.
Obawiałem się powrotu do La Push. Jedyny kontakt z ojcem, jaki miałem, to rozmowy ze sforą. Prosiłem, by na niego uważali i przekazywali mu ode mnie pozdrowienia. Od Setha dowiedziałem się, że Billy trzyma się całkiem dobrze, że dba o niego Paul ze swoją żoną.
Żona.
Nie byłem nawet na ślubie siostry i przyjaciela.
Straciłem poczucie czasu. Znajomy stan, już go kiedyś miałem. Ale wtedy wszystko trwało krócej i było mniej bolesne. Wróciłem też dosyć szybko – na tyle, by zobaczyć kobietę, którą kochałem w sukni ślubnej u boku wampira, którego z całej duszy nienawidziłem.
Teraz wróciłem do punktu wyjścia i tylko dzięki znalezionej na drodze gazecie wiedziałem, ile minęło lat. Nie spodziewałem się, by Cullenowie wciąż mieszkali w tym samym miejscu. Zresztą Edward powiedział, że z pewnością dam radę ich znaleźć. Nie wiedziałem, kiedy się wynieśli z Forks, zapewne jednak nastąpiło to krótko po moim odejściu. Nic już nie zostało z ich zapachu, nie mogłem pobiec za znajomą wonią.
Na szczęście Charlie Swan wciąż mieszkał w tym samym domu. Odwiedziłem go wieczorem, bacząc, by nikt mnie nie ujrzał. Po tylu latach powinienem się zmienić. Podejrzewałem, że jakieś zmiany we mnie zaszły, choć trudno mi było ocenić, jak wielkie.
Komendant otworzył drzwi. Ledwo mnie poznał – jasny znak, że muszę nad sobą popracować. Komendant też się zresztą bardzo zmienił. Postarzał się, posiwiał. Ale wyglądał na dosyć zadowolonego z życia człowieka. To dobrze.
- Boże, Jake, nie poznałem cię – mruknął, wpuszczając mnie do środka. - Wyglądasz jak upiór.
Stałem i tylko na niego patrzyłem. Byłem tak blisko swojego tropu...
- Dziwnie wyglądasz. Dobrze się czujesz? - pytał dalej Charlie.
Nie, nie czułem się dobrze. Byłem wykończony wędrówką, osamotnieniem i separacją. Jeśli wyglądałem choć w połowie tak, jak się miewałem, to ojciec Belli powinien przede mną wiać. Albo przynajmniej wycelować w moją stronę strzelbę, posypać mnie solą i oblać święconą wodą.
Powiedział mi, że wyglądam jak upiór. Coś w tym musiało być.
- Strasznie schudłeś – zauważył.
- Dużo biegałem – zaskrzypiałem w końcu niemrawo. Dziwnie brzmiał mój głos. Dawno go nie używałem.
- Przyda ci się nowe ubranie – powiedział komendant. Czy on w ogóle był jeszcze komendantem, czy przeszedł już na emeryturę? Nie wiedziałem. I nie spytałem.
Zerknąłem w dół, by przyjrzeć się swoim spodniom. No tak, tytuł upiora zobowiązuje. Bez zeszmaconego ubrania ani rusz.
- Zjesz coś? - spytał Charlie, podając mi spodnie i sportową bluzę, po czym ruszył do kuchni. Podążyłem za nim.
Ludzkie jedzenie? Kuszące. Ale od lat niczego takiego nie jadłem i bałem się, że zdziczałem nie tylko zewnętrznie. Żołądek mógł zwariować, gdybym mu nagle zaserwował jakieś delikatesy. Pokręciłem więc głową. Zresztą i tak nie byłem głodny. Bliskość cywilizacji i znajomych terenów Forks rozpaliła we mnie tęsknotę, którą przez tyle lat usiłowałem na dobre uśpić. Nigdy w pełni mi się to nie udało, zawsze czułem się tak, jakby łyżką wyrwano mi serce.
- Charlie – wymamrotałem w końcu. - Gdzie teraz mieszkają Cullenowie? - Z każdą wymawianą przeze mnie sylabą serce waliło coraz mocniej.
- Nie mam pojęcia, Jake. Bella co jakiś czas się ze mną kontaktuje. Mam do niej numer, jeśli chcesz.
Wykorzystałem chwilę, kiedy Charlie szperał w notatniku przy telefonie, by się przebrać. Od razu poczułem się lepiej. Ubranie było używane, ale czyste. Zwinąłem stare, powycierane spodnie w kłębek i wyrzuciłem je do kosza. Miałem nadzieję, że gospodarz się nie obrazi, że będzie musiał wyrzucać moje śmieci.
Wrócił i przyjrzał mi się. Najdłużej patrzył na potargane długie włosy. Sięgały mi chyba do pasa, bo ciąłem je tylko wtedy, gdy udało mi się zakraść do jakiegoś obozowiska i „pożyczyć” nóż. Upiór. Z pewnością tak wyglądałem. Albo jak wendigo.
- Nie stój tak – powiedział. - Siadaj, już dzwonię.
Usiadłem więc i zamarłem. Nasłuchiwałem. Głowa sama przekrzywiła mi się w stronę, z której dochodziły strzępy rozmowy Charliego. Łowiłem chciwie każde słowo, które przybliżało mnie do Renesmee.
- Cześć, Bello.
A więc odebrała Bella. Uśmiechnąłem się pod nosem. Teraz jej imię brzmiało dla mnie zupełnie inaczej. Wciąż ją kochałem, ale nie tak, jak kiedyś, przed wpojeniem. Teraz była matką Nessie. A także moją przyjaciółką – przyjaciółką, z którą nie miałem kontaktu od zbyt wielu lat. W jakiś dziwny sposób za nią także tęskniłem, choć szaleństwo na punkcie Nessie przysłaniało większość uczuć, do jakich byłem zdolny. Gdzieś tam były, głęboko ukryte, ledwie zauważalne. Zepchnięte na bok, by nie zawadzały czemuś potężniejszemu.
Z rozmyślań wyrwało mnie coś, co powiedział Charlie:
- Jacob pyta.
Nadstawiłem ucha, ale zapadła kompletna cisza. Dopiero po chwili usłyszałem coś cichego i zrozumiałem, że Bella w końcu się odezwała. Co mówiła? Nie wiem. Może prosi, by mi przekazać, że mam się wynosić do diabła? Ostatecznie zniknąłem dosyć gwałtownie, bez pożegnania, na nikogo się nie oglądając.
Co powiedział jej Edward? A co przekazał Nessie? Czy moja dziewczynka w ogóle mnie pamięta? A jeśli plan jej ojca nie wypali?
Cisza, Jake! Wszystko może się udać i wszystko może się spalić na panewce. Nie myśl o tym. Zaczniesz się martwić, jeśli faktycznie nic się nie uda.
W tym momencie do kuchni wszedł Charlie. Patrzył na mnie uważnie. Bałem się spytać. Bałem się, że usłyszę, że Bella kazała mi spieprzać i że już nigdy w życiu nie zobaczę Renesmee. Serce zatłukło mi w piersi tak mocno, jakby ktoś od wewnątrz uderzał w moją klatkę piersiową młotem.
- Bella kazała ci przekazać tylko „Denali”. Osiedlili się w Parku Narodowym? Nie wiem, o co chodzi, ale powiedziała, że zrozumiesz. Zapewne dla mojego własnego dobra nie powinienem znać szczegółów o waszym świecie.
- Raczej nie – odparłem. Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Powiedziała, że będą tam na ciebie czekali.
Serce wciąż mi biło z całej siły, jakby chciało wydostać się na zewnątrz. Zobaczę ją. Muszę się tylko dostać na Alaskę. Dam radę. Jestem szybszy od wampirów, a te całkiem nieźle zasuwają.
- Dziękuję – powiedziałem po chwili i wstałem.
- Już idziesz?
- Muszę, Charlie. Wierz mi, że muszę.
- Czekaj! - zawołał za mną, gdy już wyszedłem z kuchni i ruszyłem ku drzwiom. - Jake... gdzie ty właściwie byłeś?
- Sam nie wiem – odparłem zgodnie z prawdą. Kiedy biegnie się lasami, nie zwraca się uwagi na takie rzeczy, jak stan czy nawet państwo. Choć na moją orientację wylądowałem gdzieś w okolicach Zatoki Hudson. - Tu i tam. Kręciłem się.
- Billy się o ciebie nie martwił – zauważył. Był tym niezmiernie zdziwiony.
- Miał wiadomości od chłopaków. - I takiej jednej wilczycy.
Kiedy wyszedłem z domu Charliego Swana, na zewnątrz padał deszcz. Jak zwykle w Forks. Pewne rzeczy są constans. Ale to dobrze. Są sprawy, które nie powinny się nigdy zmieniać, inaczej ład na tym świecie zostałby zaburzony.
W lesie zdjąłem z siebie ubrania i zwinąłem je w rulonik. Zmieniłem się w wilka, złapałem rzeczy w pysk i ruszyłem przed siebie. Najpierw do La Push. Serce wybijało w moim ciele imię Renesmee, ale musiałem zobaczyć Billy'ego. Kto wie, czy go jeszcze kiedykolwiek ujrzę? Jeśli moja dziewczynka znów przywiąże mnie do siebie z podobną siłą, nie będę w stanie drugi raz jej zostawić.
Zresztą było mi lżej. Świadomość, że niedługo zacznę się do niej zbliżać w dzikim pędzie, sprawiała, że nieco się uspokajałem. Tęsknota ponaglała, ale pewność, że ją zobaczę, koiła.
Przemieniłem się, ubrałem i ruszyłem pod swój stary dom. Wraca syn marnotrawny do ojca swego, wymizerowany i nieszczęśliwy. Wątpię, by Billy kazał ubić cielę i urządzić na moją cześć ucztę, ale to dobrze. Czułbym się wtedy koszmarnie, bo przecież zamierzałem znów go zostawić. Być może na zawsze.
Zbliżyłem się do drzwi, ale nie zastukałem. Dom wyglądał na opuszczony. Gdyby Billy umarł, wiedziałbym o tym. Seth z pewnością by mi o tym doniósł. Dzieciak jako jeden z nielicznych wciąż zmieniał się w wilka i co jakiś czas słyszałem go.
Dzieciak... Seth zbliżał się powoli do trzydziestki, a dla mnie wciąż pozostawał smarkaczem.
Nie było sensu kwitnąć pod domem, bo pewnie nikt by nie przyszedł. Ruszyłem zatem w las i skierowałem kroki w stronę domu Paula. Może tam się czegoś dowiem. Ledwie przekroczyłem linię drzew usłyszałem dudnienie łap. W moją stronę biegł wilk. Przystanąłem w oczekiwaniu. Potem zaległa cisza, zakłócana jedynie przedzierającymi się przez liście kroplami deszczu. Las pachniał tak znajomo, tak pięknie...
Czekałem.
Po chwili doszły mnie kroki człowieka. Truchtał w moją stronę. Stałem cierpliwie i wpatrywałem się w miejsce, z którego za chwilę miał się ktoś wyłonić. I zobaczyłem wyrośniętego Setha Clearwatera biegnącego w moją stronę z radością godną przywiązanego już do swego właściciela szczeniaka.
Nie myliłem się jednak – dorosły Seth wciąż miał w sobie coś z małolata.
- Jake! - wrzasnął. Dobiegł do mnie i nagle przystanął. - Jezu, wyglądasz strasznie.
- Ciebie też miło widzieć – odparłem z nikłym uśmiechem na ustach.
- Wróciłeś?
- Na krótko. Biegnę do wampirów. Gdzie jest Billy?
- No jak to gdzie? Mieszka z Paulem i Rachel. Nie dałby sobie rady sam na wózku. - Seth skinął głową w stronę opuszczonego domu na środku polany.
- Czemu mi nie powiedziałeś? - udawałem złego, chociaż na Setha nigdy nie dało się złościć. Cwaniak.
Wzruszył ramionami.
- Według mnie to oczywiste. Powiedziałem ci, że Paul chajtnął się z Rachel i że mieszkają teraz z nim. Powiedziałem ci, że się nim opiekują. Wnioski jeszcze umiesz wyciągać, staruszku?
Grzmotnąłem go w ramię. Nie za mocno, tak tylko, by pomyślał, że chcę mu złamać jakąś ciekawą kość.
Rozmasował ramię i machnął ręką, bym poszedł za nim. Zaprowadził mnie do Paula. Drzwi otworzyła Rachel w żółtej sukience. Przyjrzała mi się, ledwo mnie poznała, a potem uścisnęła i powiedziała, że wyglądam jak upiór. Objąłem ją ramionami i przytuliłem, aczkolwiek lekko. Była w zaawansowanej ciąży i bałem się, że zaraz pęknie. Boże, kiedy to się urodzi? Za pięć minut?
Usiedliśmy wszyscy w saloniku. Paul szczerzył zęby dumny jak paw. Billy promieniał. Nieco schudł, ale poza tym trzymał się całkiem dobrze. Widziałem jednak w jego oczach, że mój widok przyniósł mu ulgę. Zrozumiałem, że ojciec się jednak martwił. I kiepsko to maskował, robiąc dobrą minę do złej gry. Ciekawiło mnie, jak to ukrył przed swoim najlepszym przyjacielem, ale pewnie nigdy się tego nie dowiem.
- Trochę zdziczałeś – zauważył.
Rachel przyglądała się moim włosom krytycznym okiem.
- Czym ty to ciąłeś?
- Nożem – odparłem zgodnie z prawdą.
Rachel wywróciła oczami i wyciągnęła z szuflady nożyczki.
- Daj, podetnę je.
- Odpuść sobie – mruknąłem.
Paul zaśmiał się cicho.
- Nie wygrasz z moją kobietą, Jake. Ma fioła na punkcie porządku, szczególnie odkąd jest w ciąży.
- To nie ciąża, Rachel tak ma – odparłem. - Znam ją, przecież to moja siostrzyczka.
Cieszyłem się, że wszystko u nich gra. Byli zdrowi, Billy miał zapewnioną opiekę. Mogłem spokojnie biec dalej, zachowując w sercu obraz swojej rodziny.
Wyruszyłem nad ranem. Żadnych przystanków po drodze, musiałem biec. Gdzieś tam czekała na mnie Renesmee. Czy tęskniła? Czy mnie w ogóle pamiętała? Może nie chciała mnie oglądać? Może... może była zakochana w kimś innym? Bałem się, ale nie zmniejszałem tempa. Niepewność była gorsza niż wszystko inne.
Na wszystkie swoje pytania miałem poznać odpowiedź kilka dni później. Biegłem lasami, w pysku trzymając ubranie. Przemykałem szybko przez rozdzielające gęstwinę drzew drogi i zagłębiałem się znów w przyjaznej zieleni. Polowałem tylko tyle, ile absolutnie musiałem. Najchętniej biegłbym cały czas, ale organizm potrzebował odpoczynku. Musiałem jeść, by nie tracić pary w łapach. Musiałem też czasem spać. Choć trochę, krótkie drzemki... inaczej padłbym po drodze ze zmęczenia i już nigdy nie zobaczyłbym Nessie.
Park Narodowy Denali powitał mnie lekkim chłodem. Z tego co wiem, tu nigdy nie bywało całkiem ciepło. Doszedłem do wniosku, że to bardzo sprytne ukrywać się w takim miejscu, ale z drugiej strony... czy tu można wybudować dom i go należycie ukryć? Szczególnie przed wszędobylskimi turystami?
Góry jednak oferowały niezłe krycie. Są miejsca, gdzie nikt nie dociera, bo nie da się tam ani spacerować, ani jeździć na snowboardzie. No, może jakiś uparty grizzly by się tam zapałętał, ale byłaby to ostatnia wycieczka w jego życiu. Po drodze napotkałem kilka wilków. Warknęły na mnie znacząco. Czuły, że tylko po części jestem ich bratem. Nie zbliżałem się za bardzo, w końcu nie miałem zamiaru przystępować do stada. Odbiegłem jak najdalej, by dać im spokój.
Zatrzymałem się dopiero przed jeziorem. Upuściłem ubranie, przemieniłem się i zanurzyłem swoją ludzką postać z zimnej wodzie. Musiałem zmyć z siebie ślady po biegu przez pół kontynentu. Indianin, który nie jest czysty, czuje się źle. Nienawidziłem brudu.
Długo pływałem, modląc się, by po parku nie ganiali strażnicy, którzy mogliby mnie zgarnąć. Choć podejrzewam, że zamurowałoby ich na widok człowieka, który beztrosko pływa sobie w wodzie o tej temperaturze. Ja nie odczuwałem żadnego dyskomfortu, ale przecież nie będę tego tłumaczył jakiemuś smutnemu panu w mundurze, bo jeszcze by wezwał posiłki i zamknęliby mnie w psychiatryku. Poza tym nie wiem, na co zareagowaliby ciekawiej. Człowiek jeszcze mieścił się w granicach normy. Prawie. Ale przerośnięty wilk? To groziło strzałem.
Nieważne. W ludzkiej postaci łatwiej mi było się umyć. Sierść dłużej utrzymuje kurz.
Wynurzyłem się i otrzepałem jak pies. Znów przemieniłem się w wilka, złapałem zębami za ubranie i pędem ruszyłem przed siebie. Nikogo nie było w pobliżu. To dobrze. Starczy, że narobiłem legend w Kanadzie, w Alasce im to niepotrzebne, tym bardziej że mają tu wampiry, odpowiedzialne za bzdury o sukkubach.
Łapałem w nos otaczające mnie zapachy w nadziei, że chwycę jakiś trop. Park Narodowy Denali jest ogromny, a ja nie znałem terenu. Mogłem tylko modlić się, by szybko coś wyniuchać, zanim dopadnie mnie bezgraniczny smutek. Byłem tak blisko Nessie, nie mogłem zakończyć poszukiwań w tym momencie. W ostateczności mogę zacząć wyć – wampiry z pewnością by to usłyszały. Innym rozwiązaniem byłoby przejście całego terenu metr po metrze – w końcu natrafiłbym na jakiś trop.
I wtedy do moich nozdrzy zakradło się coś słodkiego – mdlący zapach wampira. Któryś z krwiopijców zbliżał się do mnie z niezwykłą wręcz prędkością. Znów czekałem, tak jak w La Push na nadejście Setha.
Nie wiedziałem, kto się teraz do mnie zbliżał, ale musiałem być cierpliwy. Byłem gotowy na spotkanie z kimkolwiek, kto naprowadziłby mnie na trop Nessie.
Tak blisko, tak niesamowicie blisko...
Przede mną pojawiła się Alice. Uśmiechnęła się, podeszła i pogłaskała mnie po łbie. Piękne stare czasy, kiedy to nie pozwoliłbym żadnej pijawce tarmosić własnej sierści... nie wracajcie. W tamtych czasach nie było Nessie.
- Czułam, że to ty. Jak tylko ta okolica zniknęła z mojej wizji, wiedziałam, że przybyłeś.
To właściwie mógł być ktokolwiek. Ale Alice i tak wiedziała swoje. Żaden wilkołak nie przybyłby tutaj, by szukać wampirów. Chyba że desperacko znudzony, ale taka ewentualność się nie pojawiła.
- Chodź, zaprowadzę cię. Wszyscy czekamy. Renesmee też. Chciała tutaj przybiec, ale nie porusza się tak szybko jak my. Wierzyć mi się nie chce, ale tęskniłam za tobą, wilku.
Prychnąłem przez nozdrza. Zachichotała.
- Naprawdę. Przy tobie wszystko znika i nie mam mętliku w głowie. A kiedy wypiorę cię w psim szamponie będziesz całkowicie domowym zwierzakiem.
Warknąłem ostrzegawczo. To zapewne żart, ale niech Alice wie, że wcale mnie nie rozbawił.
- No już, nie dąsaj się. Biegniemy!
Ruszyłem pędem za wampirzycą. Nie była to moja maksymalna prędkość, ale nie mogłem jej wyprzedzić – to ona prowadziła mnie w wyższe partie gór. Śmigała po terenie jak młoda kozica, a ja za nią, zostawiając pazurami ślady za sobą. Nie szkodzi. Zwalą to pewnie na niedźwiedzie. Ślady łap dużego zwierzęcia nikogo nie powinny dziwić. Zwłaszcza, że droga, którą gnaliśmy, była rzadko uczęszczana. Wnioskując po zapachu – tylko przez wampiry. Ludzka noga pewnie nigdy tutaj nie stanęła.
Biegnąc knułem zemstę na Edwardzie. Fantazjowałem o tym, co mu zrobię za lata rozłąki, na które mnie skazał w trosce o moją szczęśliwą przyszłość. Gdzie go podrapię i co mu odgryzę, co mu nawrzeszczę do uszu – nieistotne, że i tak przeczyta mi to wszystko w myślach. Choć pewnie już wszystko wiedział. Skubaniec miał niezły zasięg jeśli chodzi o myśli ludzi (czy też wilków), których znał.
I nie pomyliłem się.
Przede mną wyrósł piętrowy zgrabny domek pomalowany w brązy i zielenie, by łatwiej go było zamaskować. Czyjaś wprawna ręka wymalowała na ścianach zarysy drzew, by zmylić potencjalnego, zbłąkanego wędrowca. Zastanowiłem się, jaki desperat by tu przybiegł, ale sam sobie mogłem odpowiedzieć. Tym desperatem byłem przecież ja. I gnałem tu na łeb na szyję.
Przed drzwi wybiegł Edward, a za nim podążyła Bella.
- Jacob! - krzyknęła z radością.
Lata temu oddałbym wszystko, by tak krzyknęła i byłbym najszczęśliwszym zmiennokształtnym na świecie. Teraz nie miało to większego znaczenia. Cieszyłem się na jej widok i że ją też przepełnia radość z mojego powodu. Byłem w stanie nawet wybaczyć obecność Edwarda u jej boku.
- Zanim zrobisz mi wszystko to, co planujesz – zaczął – wiedz, że się udało.
Co się udało?
Byłem lekko zdezorientowany. W pamięci wciąż miałem widoki ze swoich marzeń – dręczenie tego krwiopijcy na miliard sposobów.
- Przemień się – doradził mi.
Pisnąłem. Przecież to nieważne. Mogłem być wilkiem, mogłem być człowiekiem. Jaka różnica? Ale znów posłusznie spełniłem jego „prośbę”. Umknąłem w bok, przemieniłem się, ubrałem i wyszedłem znów na ścieżkę.
- Jeszcze coś? - spytałem, patrząc na niego spode łba.
Edward pokręcił głową. Uśmiechał się lekko, bardzo z siebie zadowolony. Jego genialny plan podziałał? To świetnie.
I w tym momencie spojrzałem na dom. Bezwiednie ruszyłem przed siebie, bo oto centrum mojego wszechświata pędziło w moją stronę. Niewiarygodne, jak była blisko. Serce szalało mi z radości. Wyparowały mi wszystkie myśli o torturowaniu krwiopijcy. Nim zdążyłem cokolwiek z siebie wykrztusić, Renesmee jak wystrzelona kula wpadła w moje ramiona i z całej siły otoczyła mnie rękami.
Moja mała duża dziewczynka!
Ręce wplotła w moje skołtunione włosy, a twarz zaczęła obsypywać pocałunkami delikatnymi jak krople deszczu. Opadłem na kolana, trzymając ją przy sobie z całej siły i tuląc do siebie, bojąc się wypuścić swój skarb z rąk.
- Gdzie ty byłeś? - szeptała.
Nawet nie wiem, kiedy zostaliśmy sami. W pewnym momencie na ścieżce byliśmy tylko my. Słyszałem, jak gdzieś w oddali Edward powiedział:
- Dajmy im chwilę, Tanyo.
Ale to nieważne. To, co ważne miałem w ramionach. Ręce Nessie głaskały mnie po głowie, jej oczy ciekawie mi się przyglądały, jakby starały się zapamiętać każdy szczegół mojej twarzy.
- Wyglądasz strasznie. Jak upiór.
- Wiem – powiedziałem cicho, choć śmiać mi się chciało. Chyba się wszyscy z tym upiorem zmówili.
- Czemu mnie zostawiłeś?
A więc jej nie powiedział.
- Musiałem... Musiałem...
Nie dałem rady wymyślić żadnego kłamstwa, a prawdy też nie mogłem jej powiedzieć. Może kiedyś coś wymyślę, a może nigdy już o to nie zapyta.
Dotknęła dłońmi mojej twarzy i patrzyła mi w oczy. Zasypała mnie obrazami swojego dorastania i wielkiej tęsknoty. Pamiętała. Pytała o mnie. Płakała. Nie spała w nocy. Trzynaście lat okazało się horrorem nie tylko dla mnie.
Nic już sobie nie mówiliśmy. Siedzieliśmy na tej ścieżce w chłodny dzień i tuliliśmy się do siebie jak zagubione dzieci.
Nessie wczepiła się w moją bluzę rękami i nie puszczała.
Jej policzek tulił się do mojego policzka.
Obejmowałem ją i nie ruszałem się.
Jak dla mnie mogliśmy trwać na tej ścieżce całą wieczność.


KONIEC

Poprawiłam kilka powtórzeń, które zauważyłam... mam nadzieję, że już teraz będzie cud, miód i orzeszki. :)


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Pon 14:16, 12 Lip 2010, w całości zmieniany 9 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:02, 08 Lip 2010 Powrót do góry

thin, w obecnej chwili trudno mi cokolwiek pisać. Jestem tak bardzo wzruszona, że nie zdajesz sobie sprawy. Łzy ciekną mi po policzkach. I powiem Ci, że te łzy są spowodowane zarówno samym tekstem, jak i tym, że postanowiłaś napisać coś specjalnie dla mnie. To przepiękny prezent urodzinowy. Nie wiem, jak mam Ci dziękować.
Bo czego chcieć więcej? Jedna z najlepszych forumowych pisarek napisała tekst specjalnie dla mnie, na dodatek bohaterem okazał się mój ukochany bohater. Pfu! Przepraszam - nasz - ukochany bohater.

Dziękuję :*

Teraz przejdę do samej miniaturki, ale ostrzegam - będę Cię jedynie chwalić, bo jestem zachwycona. Jeśli mam być szczera, uważam, że to Twoja najlepsza miniaturka.

Sam tytuł mnie zafascynował. Zastanawiałam się, co może mieć wspólnego Jacob z upiorem? Przecież Jake zawsze kojarzy się z wesołym, pełnym życia, energii chłopaku, który rozgania chmury, by odsłonić słońce. Ba, sam jest słońcem. Dlatego ciekawiło mnie, jaki będzie miał związek tytuł z tą miniaturką.
No i powiem Ci, że mnie zaskoczyłaś. Nigdy nie pomyślałabym, że Jacob może się tak bardzo zmienić. Z kogoś tak radosnego może wydostać się upiór, który będzie krył się przed ludźmi i światem, który będzie zakradał się do obozowisk i wiosek, który zacznie dziczeć, pozbawiony kontaktu bliskimi i innymi ludźmi. Zrobiło to na mnie duże wrażenie, bardzo zdziwiło i sprawiło, że serce podczas czytania całej miniaturki rozrywało się na małe kawałeczki. Jednak warto było przeżywać z Jacobem to wszystko, co go napotykało, wszystko co przeżył i cierpieć razem z nim. Dla końcówki, która okazała się kolejnym zaskoczeniem, ale uleczyła moje krwawiące serce.

Zbytnio nie przepadam za Nessie, ale tutaj odegrała tak naprawdę kluczową rolę. Najpierw Jacob cierpiał przez rozłąkę z nią i wtedy szczerze nie znosiłam wszystkich Cullenów. Obwiniałam ich o ból Jake'a i momentami wraz z nim zastanawiałam się nad torturami związanymi z Edwardem. Jak on mógł w ogóle prosić go o takie coś? Nie miał wstydu? To musiało być naprawdę ciosem dla Jacoba. Początkowo nie rozumiałam postępowania Edwarda, ale pod koniec sytuacja mi się rozjaśniła. No ale wracając do Nessie - Jake cierpiał, gdy nie byli razem i wtedy jej nie cierpiałam. Jednak gdy Jacob wrócił i ona się na niego rzuciła. Pamiętała, kochała, tęskniła i sprawiła, że Jake poczuł się lepiej. Dlatego uważam, że choć jest jej w tym tekście mało - tzn. mówi się o niej, ale sama pojawia się dopiero pod koniec - jest wykreowana świetnie. Przede wszystkim w głowie Jacoba, który tworzy nam wciąż cudowną otoczkę wokół jej osoby. Sposób w jaki o niej myśli jest nie do opisania. Po prostu przepiękny.

O zachowaniu Edwarda już wspomniałam, więc czas na głównego bohatera, czyli Jacoba. O nim będzie dłużej zapewne.
Naprawdę czytając sagę, potem FFy i oglądając filmy, zawsze miałam w głowie obraz uśmiechniętego Jacoba. Nawet gdy cierpiał przez Bellę i Meyerowa nie dawała mu wielu chwil szczęścia, to i tak kreował mi się w myślach taki słoneczny Jake. A tutaj? Wyrwałaś mi serce z piersi, rzuciłaś na ziemię i sponiewierałaś. Będę musiała długo je leczyć po tym, co mi zaserwowałaś. Po naszej ostatniej rozmowie na temat szczęścia Jacoba, byłam w szoku, gdy zaczęłam czytać o sytuacji Jacoba i o tym, co się z nim stało przez te lata w samotności. Obawiałam się, że znów nie będzie dla niego dobrego zakończenia, że znów będzie nieskończenie długo cierpiał. Przepraszam, że w Ciebie zwątpiłam, thin. Jest mi wstyd. Dałaś mu przepiękne, szczęśliwe zakończenie.
I zastanawiam się nad tym, czy czasem nie podsłuchujesz moich myśli, tak jak robi to nasz błyszczący Edek. Piszę o tym, bo od paru dni chodziła za mną myśl: a co by było, gdyby Nessie nie odwzajemniła uczuć Jacoba? Scenariusze jakie kreowały się w mojej głowie, były osnute ciemnymi barwami. Widziałam tylko Jacoba nieszczęśliwego do końca życia, śledzącego ukochaną, patrzącego na to, jak układa sobie życie bez niego. No i zaczynam czytać Twoją miniaturkę i z ust Edwarda padają te same wątpliwości. Serce zabiło mi sto razy mocniej. Na szczęście jak się okazało pod koniec, Nessie nie zapomniała, kochała Jacoba i tęskniła za nim. Stało się inaczej, niż ja się spodziewałam. Bardzo Ci za to dziękuję. Kolejny plus dla Twojej Nessie.
Jednak do tego szczęśliwego zakończenia musiało dojść, a ja po drodze czułam, jakbym po trochu umierała wraz z Jacobem. Ta rozłąka doprowadziła go do takiego stanu, że wszyscy ledwo go poznawali. reakcje Charliego oraz rodziny, wspominanie o upiorze, wędrówki Jacoba pod postacią wilka, wycie, podkradanie się po różne rzeczy do wiosek, dziczenie, zamęczanie się myślami, tworzenie legend na swój temat, izolowanie się od ludzi, sprawiło, że przez cały tekst łzy napływały mi do oczu. Miałam przed oczami tego zarośniętego, zaniedbanego Jacoba i nie mogłam się powstrzymać. Zabiłaś mnie tą wizją. Jak w ogóle mogłaś?
Pomimo takiego odejścia od tej wizji słonecznego Jacoba, wierzę w to, co nam pokazałaś. Wierzę, że z Jacobem mogłoby się tak stać, gdyby odizolowano go od Nessie, wierzę, że tak by się zachowywał, wierzę w każde uczucie, jakie wywoływał we mnie ten tekst. Metamorfoza Jacoba zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie i w żadnym wypadku nie było w nim ani odrobiny sztuczności, nic mi w tej historii nie zgrzytnęło, nic nie wywołało wątpliwości. Wyszło Ci po prostu genialnie.
Zachowanie pobocznych bohaterów - Charliego, Billy'ego, siostry Jake'a i Paula - również mnie poruszyły, to jak ledwo go poznawali, jak się o niego martwili, jak ojciec się postarzał.
I te ciągłe myśli Jacoba o tym, że znów będzie musiał ich zostawić, na dodatek nie wie, jak zareaguje na niego Nessie i co go czeka... Kurcze, naprawdę zbudowałaś taką historię, taki klimat i takich bohaterów - mówię przede wszystkim o Jacobie - że jestem wciąż w szoku.

Ciągle mam w głowie obrazy i wydarzenia z Twojego tekstu, w uszach pobrzmiewa mi wycie wilka i jestem całkowicie rozedrgana. Tyle emocji się we mnie bije, że nie potrafię tego dokładnie określić.
Chyba już i tak za bardzo się rozpisałam, ale uwierz, że pisałabym jeszcze więcej i więcej.

Bardzo mi się podobało. Nie wiem, jak Ci dziękować za tak piękny prezent. Zaraz sobie wydrukuję Twój tekst(nie, nie jest to marnowanie papieru i tuszu w drukarce Wink ) i będę go mieć zawsze pod ręką, gdy najdzie mnie ochota na jego przeczytanie.
To naprawdę wspaniały prezent i wielki zaszczyt, że o mnie pomyślałaś :*

Dziękuję :*


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin