FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Tropiciel[M] W deszczu[M] Dotyk lodu[M] Monterrey [M] 7.03 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Sob 21:30, 18 Wrz 2010 Powrót do góry

Jestem sobie świeżo po przeczytaniu "Tropiciela". Fajnie, że stworzyłaś takową miniaturkę. Trzeba nadmienić, że James w sumie rzadko pojawia się w tekstach fanfickowych, a jakby nie patrzeć, jest kluczową postacią w pierwszej części Sagi, a traktowanie go powierzchownie jest złe.
Ale ty go wzięłaś pod pióro i to się chwali, nie boisz się wyzwań Wink
Jeśli chodzi o miniaturkę to najfajniejsze w niej jest to, że jest jednym, wielkim opisem. W sumie dobrze, że nie bawiłaś się w żadne dialogi, chyba popsułabyś efekt, a tak, mamy jak na tacy uczucia James - jego fascynację tropieniem. Z niesamowitym smakiem opisałaś jego uczucia, to, co nim targa, gdy w pobliżu pojawia się kolejna ofiara, która na pewno stanie się jego przysmakiem. I faktycznie, polujący James jest niczym bestia, której nic i nikt nie będzie w stanie powstrzymać. I ty to pokazałaś.
Fajne tez jest to, że nawiązałaś do wątku Alice jako człowieka. Zgrabnie to wprowadziłaś w fabułę, nie raziło, a wręcz przeciwnie, uwypukliło bardziej ( jeśli to możliwe xD ) skłonności Jamesa Wink



"W deszczu". Z jednej strony wiedziałam czego się spodziewać, bo coś nie coś mi powiedziałaś i tak jakby troszkę sama się nakierowałam na smutek. I faktycznie, początek jest smutny. Alice, która straciła jedynego mężczyznę jakiego w życiu kochała, musi borykać się sama. Musi żyć, teraz, gdy jego nie ma. Serce jej pękło, przestała wierzyć w szczęście, po prostu egzystowała, z dnia na dzień.
Te poranki, niby niewinne, zwyczajne poranki i obserwowanie ludzkiej dziewczyny zaczęło sprawiać jej przyjemność. Bo po rozstaniu właśnie choć o to, by znaleźć nowy sens, nowy początek, by próbować odbudować siebie. Alice zaczęła to robić bardzo fajnie. I sama postać Christie mi się podobała, była zwyczajna, a jednak dobrze wiedziała, co powiedzieć. Dobrze wiedziała, co czuje do Alice, nawet gdy wampirzyca jeszcze tego nie pojmowała. Wątek pary homo został tutaj bardzo ładnie wkomponowany.
Podoba mi się też zakończenie. Jest takie słodko-gorzkie. Alice znalazła kogoś, z kim może żyć, wraca do rodziny, ale jednak, jakaś część jej duszy nadal należy i będzie należeć do Jaspera. Smutno i szczęśliwie zarazem. Podobało mi się Wink


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 19:33, 19 Wrz 2010 Powrót do góry

Na wstępie chciałam bardzo gorąco podziękować za wasze głosy w konkursie lemonkowym. Choć drugie miejsce nie daje tytułu, dla mnie znaczy bardzo wiele.

Betowała thingrodiel, której bardzo dziękuję :)



Dotyk lodu


Stała przed dużym lustrem i patrzyła na odbitą w nim postać ładnej, szczupłej dziewczyny o karmelowej skórze, ubranej jedynie w niebieskie stringi. Miała mocno zarysowane kości policzkowe, krótkie, czarne jak heban włosy i lekko skośne oczy. Długie, delikatnie umięśnione nogi, miękko zarysowane biodra, płaski brzuch i kształtne, choć niezbyt duże piersi tworzyły zgrabną kompozycję, ale Leah tego nie widziała. Nie potrafiła dostrzec w sobie oczywistego piękna, bo nie czuła się ani atrakcyjna, ani kobieca. Nie akceptowała siebie i nie wierzyła, że jakikolwiek mężczyzna spojrzałby na nią z błyskiem pożądania w oczach; w zasadzie już rozstanie z Samem zasiało w niej ziarno goryczy, przemiana w wilczycę była gwoździem do trumny.
Z westchnieniem dotknęła krótkiej czupryny – tęskniła za długimi włosami, ale tak było po prostu łatwiej. Miała wrażenie, że z biegiem lat coraz bardziej upodabnia się do swoich braci ze sfory, wewnętrznie i zewnętrznie. Zresztą oni często traktowali ją, jakby była mężczyzną. Ale kobieta w niej nie umarła i właśnie głośno dawała o sobie znać. Te sny… Znów dręczyły ją co noc. Gdy tylko kilka dni temu ponownie zagościły w jej podświadomości, wiedziała, że on wrócił. Jeszcze zanim przyszedł sygnał od alfy, że granice znów obowiązują.
Wracał tu co rok i spędzał w dawnym domu około tygodnia. Bez córki, bez towarzystwa kogokolwiek z rodziny. Pozostawało dla niej tajemnicą, dlaczego to robił, być może chciał po prostu pobyć sam na sam ze wspomnieniami, może odwiedzał Charliego, a może załatwiał jakieś inne sprawy. Nie wnikała i nawet nie próbowała pytać o to Setha, który akurat mógł coś wiedzieć, będąc z nim w stałym kontakcie. Wystarczająco dużo energii pochłaniało pilnowanie, by ukryć przed resztą sfory to dziwne pragnienie. Pragnienie, którego nie rozumiała i które wtrącało ją w głębokie poczucie winy. Brzydziła się sobą z jego powodu, lecz jednocześnie kochała te chwile, gdy znów… czuła się kobietą.
Wewnętrzny konflikt przyprawiał ją o cierpienie, tym razem złagodzone niewielkim poczuciem ulgi, że oprócz niej nikogo nie ma w domu. Seth spędzał wakacje, zwiedzając Europę, a Sue przeżywała właśnie drugą młodość w ramionach Charliego, który pięć lat po śmierci córki w końcu się z tego otrząsnął i pozwolił sobie na odrobinę szczęścia w życiu. W każdym razie wyjechali na romantyczny weekend do Seattle i właśnie dzięki temu Leah mogła chodzić swobodnie po domu prawie naga.
Lustro zatrzymało ją w drodze do kuchni. Wyrwana ze snu, w którym dominowały bursztynowe oczy, smukłe, blade palce i usta, których kącik unosił się, tworząc asymetryczny uśmiech, doszła do wniosku, że potrzebuje wina. Może wino ukoi rozbudzone zmysły, stłumi gniew oraz poczucie winy i pozwoli jej zrozumieć, dlaczego pożąda… wroga. Uczucie było bardzo silne i nie ustępowało wcale po przebudzeniu.

Edward…

Pragnęła go całą sobą. Marzyła o jego dotyku, o widoku zimnych, marmurowych warg muskających jej sutki, o tych długich, chłodnych palcach zagłębiających się w jej gorącym wnętrzu… Zachłysnęła się powietrzem. Nie, nie, nie, to do niczego nie prowadzi. Powinna walczyć z tą… obsesją. Przecież to absurd, to chore, jakiś złośliwy wybryk natury, by Indianka z plemienia Quileutów pragnęła wampira.
Pierwszy raz spojrzała na niego inaczej na pogrzebie Belli. Patrząc wtedy na jego smutną twarz, pomyślała, że jest piękny. Wydało jej się to co najmniej niewłaściwe, więc szybko odegnała tę myśl. Dwa lata później zobaczyła go w lesie na okwieconej łące, na którą trafiła przypadkiem. Leżał zatopiony w myślach, wpatrzony niewidzącym wzrokiem w niebo. Pozostaje tajemnicą, czy zauważył jej obecność, czy też nie. Jeśli nawet, żadnym gestem tego nie okazał. Obserwowała go tylko przez chwilę, jednak tego obrazu nie mogła wymazać z umysłu. Potem zaczęły prześladować ją sny, z których budziła się rozpalona i podniecona, marzenia na jawie oraz dziwna, trudna do zdefiniowania tęsknota. Sny były szczególnie częste i intensywne, gdy on wracał do Forks.
Wzdrygnęła się i ruszyła w stronę kuchni. Namierzyła butelkę czerwonego wina i wzięła korkociąg z szuflady. Następnie sprawnie pozbyła się korka, wyjęła z szafki kieliszek i napełniwszy go do połowy, upiła łyk. Wino było mocne, o głębokim, wytrawnym smaku, z wyczuwalną na języku taniną i jeżynowym aromatem. Wspaniałe, jednak trochę za ciepłe. Nie zastanawiając się, otworzyła drzwiczki zamrażarki, by wyjąć lód. Seth lamentowałby, widząc, jakiej zbrodni na czerwonym winie dokonuje jego siostra, ale na szczęście Setha nie było.
Leah wrzuciła do kieliszka cztery kostki lodu, gdy nagle poraziła ją pewna myśl. A może by tak… nie walczyć z tym?
Kątem oka zauważyła stojący na blacie kuchennym szklany, kobaltowy wazon. Chwyciła go pośpiesznie i wsypała do niego wszystkie mrożone kostki, które dźwięcznie zagrzechotały, wypełniając naczynie. Dopiła rubinowy napój i wziąwszy kieliszek w jedną rękę razem z butelką, a w drugą wazon z lodem, udała się z powrotem do swojej sypialni. Tam nalała sobie drugi kieliszek. Wypiła go niemal jednym duszkiem i przygotowała trzeci. A potem wzięła do ręki kilka kostek.
Jakby to było, poczuć na sobie jego dotyk…?
Zbliżyła dłoń do warg i przeciągnęła po nich lodem w jedną i drugą stronę, powoli. Po brodzie spłynęły strużki wody. Niestety, w kontakcie z jej gorącym ciałem lód topniał zbyt szybko. Dotknęła kostki czubkiem języka i zakreśliła kółko, czując przenikliwe zimno. Czy taki byłby jego język? Zamknęła oczy… Przywołała w myślach jego twarz. Nie przestając wodzić lodowym kryształem wokół ust, sięgnęła drugą ręką do wazonu po kolejną kostkę. Przyłożyła ją do granicy piersi i rysując coraz mniejsze kręgi powoli zbliżała się zimną pieszczotą do centrum. Wyobraziła sobie ruchy jego zgrabnych nadgarstków… Gdy osiągnęła szczyt brodawki, sutek wyprężył się i poczuła dreszcz przyjemności graniczącej z bólem. Przeciągnęła lodem w kierunku drugiej piersi, wstrzymując oddech, a gdy poczuła ukłucie chłodu na sutku, z jej ust wyrwał się jęk.
Usta były mokre, palce prawej dłoni zimne i puste. Chłodne palce… Kolejną kostkę przyłożyła do brzucha tuż poniżej pępka i rozpoczęła powolną podróż w dół… Przeniknął ją dreszcz i bynajmniej nie tylko z zimna. Ominąwszy najwrażliwszy punkt, powiodła lodem po fałdzie skórnym, zawracając drugą stroną. Powtórzyła ruch w dół i tym razem pieszcząca zimnem dłoń wkradła się pomiędzy rozgrzane wargi, docierając do najwrażliwszego punktu. Leah krzyknęła. Zerwała się gwałtownie z łóżka, a wypuszczona z dłoni kostka lodu stuknęła o podłogę z suchym grzechotem, uwalniając drobne odpryski.
Doznanie było tak silne, że ją przeraziło. Próbując uspokoić przyśpieszony, głośny oddech, chwyciła dłonią za kieliszek i dzwoniąc zębami o krawędź szkła, wypiła jego zawartość. Usiłowała zebrać myśli, ale nie potrafiła się skupić. Czuła, że jej ciałem i umysłem owładnęło jedno jedyne przemożne pragnienie.
Musiała go zobaczyć.
Wybiegła na werandę i zeskakując z niej, wylądowała na ziemi już jako szara wilczyca. Oczyściła umysł, starając się nie myśleć o niczym innym poza biegiem, miękkim mchem, szumiącymi drzewami i jasnymi, srebrnymi gwiazdami. Na werandzie pozostał mały, niebieski strzępek materiału…

***

Przemieniła się z dala od domu Cullenów. Jako wilczyca pachniała zbyt intensywnie, zależało jej też na lepszym wzroku niż węchu i przede wszystkim na odcięciu umysłu od sfory. Nie zamierzała podchodzić blisko. Chciała spojrzeć z daleka, mając nadzieję, że może zobaczy zarys sylwetki, płomienne włosy… Właściwie to sama nie wiedziała, czego się spodziewała. Jednak gdy usłyszała z oddali stłumione dźwięki fortepianu, szła dalej jak zahipnotyzowana, naga, wstrzymując oddech, aż stanęła na skraju linii drzew.
Przez ogromne tafle szkła widać było wyraźnie profil mężczyzny przy instrumencie. Drzwi na werandzie były otwarte i dzięki temu z domu niosły się delikatne tony melancholijnej muzyki. Leah patrzyła i słuchała, starając się nie myśleć, jedynie chłonąć dźwięki i widok zgrabnych nadgarstków poruszających płynnie dłońmi, silnych mięśni zarysowujących się pod chabrową koszulą, posągowego, prostego nosa i wydatnych, kształtnych ust. Och, gdyby tylko mogła dotknąć ich swoimi rozpalonymi wargami, przeciągnąć po nich językiem, zanurzyć palce w tych jedwabistych, potarganych włosach…
Muzyka umilkła, wyrywając dziewczynę z wizji, w których nieświadomie się pogrążyła. O cholera. Przy fortepianie nie było nikogo. Nagła cisza pulsowała jej w uszach. Przerażona odwróciła się, gotowa do natychmiastowej ucieczki. Ale było za późno. Stał tuż przed nią. Blady, smukły, piękny mężczyzna, który był jej naturalnym wrogiem i tak samo odpychał ją, jak i przyciągał.
– Leah… – usłyszała wyraźny ton zaskoczenia w tym jednym słowie.
Patrzyła na niego jak sparaliżowana, płonąc wewnętrznie z pożądania i ze wstydu. Czuła się żałosna. Nie dość, że nie dała rady utrzymać na wodzy swoich myśli, to jeszcze do tego była kompletnie naga. Serce łomotało jak szalone i miała wrażenie, że jest to obecnie najgłośniejszy dźwięk w promieniu kilometrów. Policzki paliły ją niemiłosiernie i pragnęła zniknąć, zapaść się pod ziemię. Natychmiast. Zanim ten piękny wampir zacznie z niej szydzić lub wybuchnie śmiechem. On jednak zdjął tylko z siebie chabrową koszulę i okrył nią dziewczynę, jak gdyby chciał jej zapewnić choć odrobinę komfortu.
– Leah… – powtórzył, a jego głos brzmiał niezwykle miękko. – Nie rozumiem… Przecież ty mnie nienawidzisz.
Ja też tego nie rozumiem, pomyślała, bo nie była w stanie wykrztusić słowa. Nie było sensu zresztą niczego tłumaczyć. A teraz proszę, pozwól mi odejść.
Wpatrywał się w nią, a jego spojrzenie, głębokie, przenikliwe, trudne do odczytania, uniemożliwiało jakikolwiek ruch. Stała jak przykuta do podłoża i nie mogła oderwać wzroku od tych magicznych, lekko pociemniałych oczu, które uwodziły ją wbrew jej woli. Ten mężczyzna był tajemnicą. Żałowała, że jego myśli pozostają przed nią ukryte. To niesprawiedliwe.
Edward uśmiechnął się. Zaraz jednak przybrał poważny wyraz twarzy.
– Chciałbym dać ci to, czego pragniesz – powiedział.
– Co? – wyjąkała, zachłystując się niemal tym jednym słowem. Przecież ty mnie nienawidzisz, pomyślała to, co on wypowiedział chwilę wcześniej.
– Nigdy nie czułem do ciebie nienawiści, Leah – szepnął, wyciągając do niej dłoń.
– Masz zamiar zrobić jakiś pieprzony dobry uczynek? Nie potrzebuję twojej litości! – Nagle odzyskała pewność siebie.
– To nie tak… Ja… też tego chcę. Może oboje możemy sobie coś dać. Już tak dawno… – Spuścił wzrok, a po jego twarzy przebiegł skurcz bólu.
Czyżby po prostu potrzebował czułości, chwili zapomnienia, zatracenia się w pieszczotach? Mogła mu to ofiarować. Myśl ta była kusząca, ale jej duma buntowała się przeciw takiemu scenariuszowi. Edward podniósł głowę i ponownie spojrzał Indiance w oczy.
– Co masz do stracenia? Bo na pewno nie dziewictwo – dodał sarkastycznie. – Wolisz swoje sny?
Ogarnął ją gniew. Odwróciła się i już była gotowa przemienić się z powrotem, gdy przypomniała sobie, że ciągle ma na sobie jego koszulę. Musnęła dłonią tkaninę i… jeden mały moment wahania wystarczył, by uświadomiła sobie, że nie chce odchodzić. Teraz albo nigdy. Przecież nie czuła strachu.
– Potrafię być delikatny – usłyszała za sobą głos, który już pieścił jej zmysły. – Jeszcze wtedy, gdy Bella… – urwał. Wzięła głęboki wdech i obróciła się z powrotem twarzą do niego.
– Nie musisz być delikatny – powiedziała, unosząc hardo brodę.
– Nie chciałbym cię skrzywdzić – odparł, mrużąc oczy.
– Nie skrzywdzisz mnie. – Na jego pytające spojrzenie dodała: – Przecież masz dostęp do moich myśli. Przez cały czas będziesz wiedział, co czuję.
Uśmiechnął się i wyciągając dłoń, powiódł kciukiem po jej ustach, z których wyrwał się jęk pełen tęsknoty, pragnienia, żaru. Edward cofnął rękę, jego spojrzenie pociemniało i nagle pocałował ją – zapalczywie, namiętnie, mocno. Poddała się temu, zatracając w chłodnej słodyczy jego warg i języka i tak jak marzyła, zanurzyła palce w aksamitnych włosach, zagarniając je, zaciskając na nich dłoń w pięść. Drugą ręką objęła nagi, zimny tors, rozkoszując się dotykiem gładkiej, alabastrowej skóry. Edward obejmował ją tuż pod łopatkami i na wysokości biodra. W pewnej chwili chwycił dziewczynę za pośladki i uniósł bez wysiłku jej ciało, a ona oplotła nogami jego talię. Poczuła na swej rozpalonej kobiecości jego zimny brzuch i oboje jęknęli pod wpływem kontaktu.
Nawet nie zdążyła zarejestrować, jak znaleźli się wewnątrz, a następnie na dachu domu Cullenów. Edward ułożył ją delikatnie na kocu, nad sobą ujrzała srebrzyście błyszczące gwiazdy. Uniosła się i wsparła na łokciach, patrząc, jak rozpina powoli dżinsy. Gdy stanął przed nią nagi, wyglądał w świetle księżyca jak nierzeczywista istota. Zresztą… taką przecież był. Jego skóra lśniła dziwnym blaskiem. Oczy zasnute pożądaniem błądziły po jej sylwetce wygłodniałym spojrzeniem. Leah zrzuciła pośpiesznie koszulę i rozchyliła nogi. Chciała go w sobie jak najprędzej, nie łaknęła już nawet pieszczot. On jednak pokręcił przecząco głową, kiwając do wtóru palcem i uśmiechając się przekornie. Zanim zdążyła cokolwiek pomyśleć, już klęczał między jej nogami i zanurzał w nią zimny język. Chłodne palce powędrowały do sutków i ścisnęły je do wtóru. Grał na niej jak na instrumencie, pewnie, wprawnie, ze zmienną dynamiką, wydobywając nieziemskie tony w postaci jęków. Język przesuwał się w górę i w dół płynnym glissando i drżącym tremolo finezyjnie wirował w najwrażliwszym punkcie. Palce tańczyły ze zmienną artykulacją wokół nabrzmiałych do niemożliwości brodawek. Leah czuła, że jeszcze moment i eksploduje. I wtedy jej kochanek przerwał, cofnął się nieco i spojrzał jej w oczy. Nie wiedziała, jak długo tak na siebie patrzyli, może upłynęło kilka sekund, a może cała wieczność. Nagle chwycił jej nadgarstki i położył ręce za głową, przycisnąwszy do koca. Przytrzymał je jedną dłonią. Drugą powiódł wzdłuż boku i zawinął wokół biodra, podążając następnie w przeciwnym kierunku, po powierzchni uda. Gdy dotarł do kolana, uniósł nogę dziewczyny i zarzucił ją sobie na ramię. Po czym, nie odrywając wzroku od ciemnobrązowych oczu, które wpatrywały się w niego wyczekująco, wtargnął do jej wnętrza, mocno, brutalnie. Krzyknęła. Bardzo wolno wycofał się, by ponowić gwałtowne, szybkie pchnięcie. Leah zarzuciła drugą nogę na jego ramię i wychodząc mu biodrami na spotkanie pomyślała: więcej. Przyśpieszył. Zatapiał się w niej do samego końca, czuła go całego. I czuła nieuchronnie zbliżający się orgazm. Jeszcze nie, nie chcę, by to się już skończyło…
– Jeszcze. Cała. Noc. Przed. Nami – wykrztusił Edward, cedząc słowo za słowem wraz z kolejnymi pchnięciami. – To nie koniec, Leah. Odpuść, poddaj się temu – wyszeptał z wysiłkiem.
Miała wrażenie, że wzlatuje w nieskończoną czerń kosmosu w jego ramionach…

***

– Dziękuję – szepnął, gdy leżeli upojeni mnóstwem pieszczot, zwróceni do siebie twarzami. Muskał delikatnie jej ciepłą skroń, a ona, trzymając dłoń na jego biodrze, wodziła kciukiem po zimnej skórze podbrzusza.
Nie była pewna, za co jej dziękuje, więc podniosła wzrok w niemym pytaniu. Zachichotał.
– Za to, że pomyślałaś, że jestem lepszy od kostek lodu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Nie 19:21, 07 Lis 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Nie 20:35, 19 Wrz 2010 Powrót do góry

To był jeden z tych tekstów, które najbardziej podobały mi się w lemoniadowym sosie (czy to zdanie w ogóle jest gramotne?).
Choć Leah i Edward to pairing dla mnie nieco abstrakcyjny i niby zastanawiałam się, czy ich wzajemny zapach od siebie nie odrzucał. Ale nie przejmowałam się tym aż tak bardzo. Leah w twoim tekście jest piękna - jest ucieleśnieniem pięknej kobiety, ja ją po prostu widzę.
Edward... rozkoszny i poniekąd kanoniczny (poniekąd, choć w sumie nie wiem, czy po śmierci Belli by się zabił, gdyby faktycznie miał córkę do opieki). Nie wiem, czy tknąłby inną kobietę - wszyscy wiemy, jaki on jest.
Ale kogo obchodzą takie detale? Ten tekst jest seksowny, po prostu seksowny, namiętny i nie da się go wpisać w przaśne figle bez fabuły, bo przecież fabułę ma. Mamy porządny wstęp, z którego jasno wynika, co, jak, gdzie i z czym i w jakiej wersji historii jesteśmy. A potem... no tak, namiętność.
Swoją drogą ładna by z nich była parka - takie piękne kontrasty. :)
Punkty się temu tekstowi ze wszech miar należały. Rzekłam.
Buziaczki!
jędza t.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Nie 21:18, 19 Wrz 2010 Powrót do góry

Dobrze, ze wstawiłaś tego lemonka, bo chciałam go skomentować.
Cóż, paring jest zaskakujący. Przełamałaś barierę, postawiłaś na cos nowego, zaskakującego.
Ale ja nie o tym chciałam. Mi chodzi tylko o Edwarda. Tylko i wyłącznie:) Twisted Evil

TAk kanoniczny, choć odbiegający od swojego pierwowzoru w sadzę. Bo jest w nim coś, co sprawia, ze myślę, że to ten Edward, którego znam i uwielbiam. A z drugiej strony teraz został pokazany jako wspaniały kochanek. Wiesz, co pisze masło maślane, bez sensu i jakiejkolwiek logiki. Ale piszę po to, żebyś wiedziała, ze podoba mi się Twoja praca. I wiem też, że nic nie daje takiego kopa jak komentarze.

I wybacz mi, że brakuje tutaj konstruktywności.

Musisz wiedzieć, że jestem pod wrażeniem Twojej pracy. Widać, że jesteś obeznana w sztuce pisania, to sie czuję.

– Chciałbym dać ci to, czego pragniesz – powiedział. - jest ciepło.

– To nie tak… Ja… też tego chcę. Może oboje możemy sobie coś dać. Już tak dawno… – Spuścił wzrok, a po jego twarzy przebiegł skurcz bólu.
- sytuacja, w której powinno mi być żal Edwarda, a ja poczułam motylki w brzuchu. Dziwne. Ale w końcu te słowa są początkiem tego, co ma prawo wywoływać dreszcze.

Dziękuje za wspaniały tekst.
Prawdziwa.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:40, 23 Wrz 2010 Powrót do góry

Kochana! Przepraszam, że dopiero teraz przychodzę, by skomentować Twoją miniaturkę, ale kompletnie wypadło mi to w głowy. Wstyd mi.
Twój lemonek podobał mi się najbardziej ze wszystkich. Było to chyba zresztą widać po mojej ocenie.
Napisany jest przepięknie. Wszystko co opisywałaś, od razu pojawiało mi się przed oczami. Dzięki temu dało się wczuć w całą sytuację, którą nam zarysowałaś. No właśnie, sytuacja. Muszę przyznać, że bardzo, ale to bardzo ujęło mnie to, co nam przedstawiłaś. Dwójkę samotnych ludzi - Leę i Edwarda. Niby para, która kompletnie do siebie nie pasuje, a jednak sprawiłaś, że zaczęłam ich sobie wyobrażać. Gdy zaczynałam czytać po raz pierwszy Twoją mini, od razu miałam skojarzenie z Twoim tłumaczeniem, ale tam oboje są ludźmi, oboje są całkowicie inni i jedyne co łączy te teksty to imiona bohaterów. Nic więcej.
Odwaliłaś kupę dobrej roboty. Nie jest to suchy opis sceny erotycznej. Miniaturka przesycona jest uczuciami, które naprawdę wpływają na czytelnika. Poza tym ukazałaś nam jakąś historię, zarysowałaś fabułę, która naprawdę wywiera duży wpływ na to, jak odbieramy sceny zbliżenia między Edwardem i Leą. No właśnie, to niesamowite, jak tak bardzo różniące się osoby, mogą tak dobrze do siebie pasować. Bo takie odnoszę wrażenie - że pasują do siebie wręcz idealnie. Właśnie to jest w tej miniaturze cudowne - pokazuje, że pomimo wszystkich różnic, potrafili się do siebie zbliżyć, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Urzekło mnie to niesamowicie.
Same sceny erotyczne opisałaś bardzo ładnie. Ze smakiem, bez zgrzytów, naturalnie i czasami wydaje mi się, że wręcz magicznie. Czytało mi się bardzo fajnie. Fragmenty z Leą, która dotykała się lodem i myślała o Edwardzie, a potem gdy jest z Edwardem - cudo. I ta końcówka i słowa wampira, że dziękuje, że pomyślała, że jest lepszy od kostek lodu - piękny cytat.
Dzwoneczku, śliczna miniaturka. Jestem nią zauroczona. Naprawdę. Zazdroszczę Ci takiego wielkiego talentu, wyobraźni i tego, że umiesz zaczarować czytelnika.
Pozdrawiam serdecznie i tulę mocno do serduszka!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
zua_15
Wilkołak



Dołączył: 22 Lis 2009
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: opolskie

PostWysłany: Pią 17:07, 24 Wrz 2010 Powrót do góry

Witam i Dzwonka ; )

Wiem, że Twój tekst wywarł na mnie duże wrażenie. Nie miałam przyjemności bardziej konstruktywnie wypowiedzieć się na temat Dotyku Lodu podczas konkursu, więc przybywam teraz.

Przez lemonka przepłynęłam.
Masz świetny styl. Popełniasz minimalną ilość błędów (wybacz, ale skomentuję tu niezbetowany tekst). Wszystko opisujesz dość ciekawie i kawałek po kawałku, dokładnie – więc i wciągasz czytelnika, karzesz mu czytać dalej, bo jak wiemy – ciekawość przeważnie pcha ludzi do przodu, oby jak najbardziej – i Ty tą ciekawość wzbudzasz i popychasz dalej Wink.
Co mi się podobało?
Paring! To po pierwsze; nigdy jeszcze nie spotkałam się z połączeniem Leah/Edward – ale powiem, podoba mi się.
Po drugie, bardzo zaskoczyło mnie uczucie, którym darzyła Leah Edka. Zaskakujące ;D.
Scenka z kostkami lodu była znakomita – naprawdę nieźle. Następnie spotkanie bohaterów... Zachowanie Cullena również mi przypadło – taki niby kanoniczny on, a zarazem i nie; mieszanka – ja takie coś uwielbiam.
Co jeszcze...
Ano tak! Akcja w tekście się przyjemnie potoczyła – chodzi tu o śmierć Belli. O Matko, to wyszło, że jestem jakąś straszną wiedźmą; nie to, że nie lubię Bell czy coś; po prostu opowiadania związane ze Zmierzchem nie muszą opierać się tylko na pannie Swan. I to mi się podobało. Edward tęsknił, ale nie odrzucił Leah i reszta zaintrygowała mi. Była między nimi chemia – to też mi się podobało.
Oczywiście bardzo dobrze opisana chwila uprawiania wolnej miłości. Na dachu? Czemuż by nie – całkiem pomysłowo; to w końcu wilkołak i wampir!

Na zakończenie, bo już chyba plotę trzy po trzy – fragment końcowy, który strasznie mi się spodobał ;D.
– Dziękuję – szepnął, gdy leżeli upojeni mnóstwem pieszczot, zwróceni do siebie twarzami. Muskał delikatnie jej ciepłą skroń, a ona, trzymając dłoń na jego biodrze, wodziła kciukiem po zimnej skórze podbrzusza.
Nie była pewna, za co jej dziękuje, więc podniosła wzrok w niemym pytaniu. Zachichotał.
– Za to, że pomyślałaś, że jestem lepszy od kostek lodu.


Gratuluję i dziękuję za dobrą zabawę.
Pozdrawiam serdecznie,
Zua. ; *


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Wto 19:37, 28 Wrz 2010 Powrót do góry

Hej, Dzwoneczku!
Zagrypiona, nieszczęśliwa i kichająca ile wlezie stwierdziłam, że muszę się oderwać na chwilę od podusi i kocyka i skomentować w końcu Twojego lemonka.
Zanim zacznę o relacjach, akcjach i fabule, to stwierdziłam, że koniecznie muszę Ci to powiedzieć. Twoja Leah pija wino czerwone (wytrawne) dokładnie w ten sam sposób jak ja – z kostkami lodu. I na mnie też się wszyscy dziwnie przez to na mnie patrzą, jakbym popełniała jakąś wielką profanację!
A teraz do rzeczy: Twój tekst jest opowiadaniem o typowo ludzkich uczuciach u wilczycy i wampira. I przez to jest piękny. I nierealny. Napisałaś bardzo smutną, jak dla mnie historię. Smutną, ale co prawda niosącą ze sobą małe ziarnko nadziei. Że czas pomimo wszystko leczy rany. Nawet te najbardziej bolesne. Nie, źle powiedziałam. Nie leczy, lecz zaciera…próbuje załatać, ale one pozostają, mimo wszystko. Są niczym duża, czasem bolesna blizna. Zagojona, ale jak na nią spojrzysz – przypomina Ci się wszystko.
To, jak dla mnie był najbardziej gorący lemon, nie przez samą „akcję” ale również przez całą „otoczkę”, którą stworzyłaś wokół niego. Sam dobór partnerów (tu niekoniecznie mi pasowali, ale gdyby Edward się nie zabił po śmierci Belki, kto wie, może…?). Ale skoro ich już tak dobrałaś, sam opis pożądania Lei, wzbudził już we mnie dreszcz emocji, a potem było jeszcze lepiej. Ale tak naprawdę głosowałam na najbardziej gorącą lemonkę właśnie na Twój test, ponieważ przepięknie potrafiłaś opowiedzieć o tym wszystkim, co czuje kobieta, jeśli pożąda mężczyzny. Dzwoneczku, pełna klasa! A przy tym znajomość kobiecych dusz, pragnień, ciał… I do tego to wszystko napisane fantastycznym stylem, tak zapadającym w serca, jak tylko Ty potrafisz.
Dzwoneczku, gratuluję. I pisz więcej swoich tekstów. Nie wydaje Ci się czasami, że szkoda marnować talent tylko na tłumaczenia lub/tym bardziej betowanie?
Buziaki.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Nie 21:15, 10 Paź 2010 Powrót do góry

Dzwoneczku!

Ty wiesz, że to twój lemon w sumie naprowadził mnie na parę Edward/Leah?! Gdyby nie to, sama nie wiem, czy dałabym radę to zaakceptować. A że spodobało mi się to tutaj, i zachęciłaś mnie, tak też pobiegłam do Coffesions xD I cóż, wpadłam xD
Ale dobra, nie o tym miało być.
W każdym razie nie wiem czemu, ale miałam malutkiego banana po przeczytaniu tego lemona. Wiem, ze historia wcale wesoła nie była, bo nie była, wręcz przeciwnie, wiało smutkiem, jakąś melancholią, nostalgią. Obezwładniało to wręcz i wprowadzało czytelnika w taki nastrój a nie inny.
Ale to uczucie między nimi - i fakt tego, że są z dwóch różnych światów, prawda? - nie wiem dlaczego, ale zadziałało bardzo fajnie. Może dlatego, że ja osobiście nigdy nie wyobrażałam sobie ich razem i przez chwilę był to jak kubeł zimnej wody na głowę.
Ale później pomyślałam sobie - what the hell? I wtedy, gdy otworzyłam oczy, ta historia wydała się jeszcze piękniejsza.
A scena miłosna... Boru, ekscytująco piękna! Dawno nie czytałam tak fajnej, naprawdę.

Gratki Dzowneczku Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
julia84
Nowonarodzony



Dołączył: 17 Mar 2010
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 0:37, 12 Paź 2010 Powrót do góry

dotyk lodu uważam za cudne opwiadanie. napisane w taki spsób, że nie można przestać czytać. wszystko niby ze szczegółami opisane a jednak jakos tak subtelnie. podoba mi sie widoczna złożonść emocji a zarazem ich prostota. mam nadzieję że wiesz dzwoneczku co mam na myśli. za geniale uważam ostatnią wymanę zdań. dialog ten jakoś rozładował napięcie nie tylko między bohaterami ale także we mnie tzn. w trakcie czytania człowiek czeka na rozwinięcie akcji a tu na końcu pojaiwa sie słowa które zmywają zniecierpliwienie i chęć poznania dalszych losów. czlowiek sie uśmiecha i myśli super, że tak sie skonczyło. mam nadzieję że zrozumialyście mi o co chodzi.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 9:24, 07 Mar 2011 Powrót do góry

Konkurs lemonkowy był dla mnie wielką przyjemnością. Prezentuję tutaj nieco zmienioną, poprawioną wersję Monterrey, głównie w końcówce, w której może nie dość wyraźnie dałam coś do zrozumienia w konkursowej wersji...
Będę bardzo wdzięczna za komentarze Wink

Za plewienie moich chwastów, czyli betę kłaniam się do samej ziemi wspaniałej Angels Dream


Monterrey


Ciemny korytarz z niskim stropem oświetlały jedynie pochodnie wiszące co trzydzieści kroków. Unoszący się dym sprawiał, że aura tego miejsca wydawała się nierzeczywista. Człowiekowi trudno byłoby tutaj oddychać. Jednak próżno by w tym posępnym wnętrzu szukać człowieka.
Urodziwy, wysoki blondyn przemierzający sprężystym krokiem wąską przestrzeń, z całą pewnością nim nie był. Jego wyprostowana, smukła sylwetka, aksamitne blond włosy oraz piękne, regularne rysy twarzy, mające w sobie coś z niewinności dziecka były w stanie przyprawić o przyśpieszone bicie serca i wstrzymany oddech niejedną przedstawicielkę płci przeciwnej. Nawet bardzo blada skóra oraz sine cienie pod oczami nie mogły popsuć wrażenia perfekcyjnego piękna. Jedynie te oczy…
Obecnie miały odcień głębokiego burgunda. Jeszcze kilka dni dzieliło je od uzyskania czarnej barwy. Mężczyzna nie lubił tego momentu. Przepowiadającego, że znów trzeba będzie zabić. Cierpiał, gdyż wraz z przemianą w drapieżnika jego dusza pozostała czysta i dobra, przez co skazana była na męki. A tu, gdzie właśnie przebywał, znajdowało się jego piekło.
Kroki rozlegały się zamierającym długim echem i wiedział, iż kobieta, do której zmierza, doskonale słyszy, że nadchodzi. Jednak gdy stanął przed drzwiami zajmowanej przez nią zabytkowej komnaty, wyciągnął rękę i z szacunkiem delikatnie zapukał.
– Wejdź, Jasper – usłyszał jej niski, melodyjny głos.
Zamknął za sobą ciężkie i skrzypiące drzwi. W świetle ognia z kominka jego cień drżał na ścianie. Cały pokój pogrążony był w nastrojowym półmroku, który nie miał jednak służyć odprężeniu, a jedynie podkreślał zamiłowanie jego mieszkanki do teatralnych gestów. Ogień trzeszczał i strzelał od czasu do czasu iskrami. Na małym stoliku stały dwa kryształowe kieliszki, napełnione szkarłatnym, gęstym napojem. Czarnowłosa kobieta podniosła się ze sporego łoża nakrytego etniczną narzutą-dywanem w ciepłych odcieniach czerwieni, żółci i brązu. Jasper wiedział jednak, że pod tym ciepłem kryje się zimno twardego kamienia. Żadne zwykłe łoże nie przetrzymałoby tego, co miało, zgodnie z jego przewidywaniami, tutaj nastąpić. Brunetka podeszła do mężczyzny i obdarzyła go spojrzeniem pełnym oczekiwania.
– Wzywałaś mnie, pani – powiedział cicho, patrząc jej prosto w oczy.
– Taak – odrzekła sennym, zmysłowym tonem. – Stęskniłam się za moim majorem. Nie przywitasz się ze mną?
– Witaj, piękna Mario. – Ujął jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek. Natychmiast wyczuł u niej dreszcz podniecenia. – Co mogę uczynić, by umilić ci ten wieczór? – dodał.
– Napij się ze mną. – Sięgnęła po kieliszki i podała mu jeden z nich.
Ten rytuał męczył go i zniesmaczał już od pewnego czasu. Jednak wampir zdawał sobie sprawę, że krew, którą zaraz wypije, podziała na niego niczym najlepszy afrodyzjak. Była jego sprzymierzeńcem w tej grze pozorów.
Upił łyk i tłumiąc w sobie pragnienie, by pochłonąć wszystko jednym duszkiem, odstawił kieliszek na stolik.
– Nie smakuje ci? – zapytała Maria, unosząc pytająco brew. Jej kieliszek był pusty, a nad górną wargą kobiety odznaczała się wyraźna, czerwona obwódka.
– Nie tak bardzo jak to – odrzekł, pochylając się ku niej i przeciągając językiem po smakowitym obrysie.
Jęknęła i przymknęła powieki, okolone gęstymi, czarnymi rzęsami. Palce dłoni zadrżały i osłabiły chwyt, a kryształ z perlistym, przenikliwym dźwiękiem szklanego wodospadu roztłukł się o kamienną posadzkę.
Jasper wyciągnął dłoń i odgarnął loki Marii, trącając przy tym kolczyk złożony z trzech złotych kół różnej średnicy, które teraz zadźwięczały, zderzając się ze sobą. Musnął krawędź ucha, następnie dotknął szyi, po czym przeciągnął palec w dół, kreśląc paznokciem linię aż do rzemienia spinającego sznurowaniem dekolt brunetki.
To był ten moment, gdy silna, władcza wampirzyca topniała pod jego dotykiem. Jej pierś falowała w oczekiwaniu, wysuwając się nieznacznie do przodu, poddając się pieszczocie. Palec mężczyzny zahaczył o rzemień, po czym rozerwał go jednym silnym szarpnięciem. W jej oczach coś błysnęło. Maria była mistrzynią skrywania emocji, jednak Jasper był mistrzem ich odczytywania. Zawsze wiedział, co wzbudza w niej pożądanie, czym sprawia jej przyjemność, co ją złości, jaka pieszczota potrafi doprowadzić ją do szaleństwa. Dawało mu to nad nią władzę przynajmniej w chwilach intymnych. Poczucie satysfakcji, którego brakło mu na co dzień, kiedy to czuł jedynie zgryzotę. Teraz mógł przelać pogardę dla tej kobiety w siłę i brutalność, które uwielbiała. Znikał powściągliwy dżentelmen, posłuszny dowódca. Dysonans panujący w jego wnętrzu miał zamienić się w krótkotrwałą harmonię. Zaufanie instynktowi i zmysłom dawało oczyszczenie.
Powolnym, mocnym ruchem zagarnął w pięści brzegi bluzki przy ramionach i ciągnął w dół, rozdzierając tkaninę. Strzępki opadły na biodra, przytrzymywane paskiem spódnicy, odsłaniając kształtne, sterczące piersi. Mężczyzna ujął kobietę w pasie, przesuwając dłoń nieco poniżej pleców. Gwałtownie przycisnął do swojej miednicy biodra wampirzycy, by wyczuła jego podniecenie. Sapnęła dźwięcznie, a on chwycił ją za czarne włosy, odciągając jej głowę do tyłu, by wpić się w rozchylone wargi. Pachniała jak rozgrzana meksykańska ziemia z domieszką sosny i ledwie wyczuwalną nutą agawy.
Przesunął rękę niżej, na pośladek kobiety, po czym zarzucił sobie jej udo na biodro. Podskoczyła i objęła go również drugą nogą, owinąwszy ramiona wokół jego szyi. W jednej chwili znaleźli się przy kamiennym łożu, na które opadli z łoskotem. Oderwał się od jej ust i powiódł czubkiem języka w dół, mijając gardło i dekolt, zatrzymując się przy sutku, który ugryzł, czym przyprawił swą partnerkę o jęk rozkoszy. Skrobał zębami po brzuchu, wytyczając ścieżkę do pasa spódnicy, którą zaczął bezlitośnie zdzierać. Maria obserwowała go spod półprzymkniętych powiek. Podniósł się i patrząc na jej nagie ciało, połyskujące złotymi odblaskami ognia z kominka, począł z gracją rozpinać sobie guziki surduta. Gdy odsłonił muskularny tors, kobieta oblizała wargi. Po chwili spodnie i bielizna opadły na posadzkę, a wampir, strząsnąwszy z nóg ciężkie buty, wyprostował się, by ta, która go stworzyła, mogła podziwiać jego ciało w całej okazałości.
Doskoczył do swojej partnerki, gwałtownie rozchylając jej nogi i przywierając ustami do centrum pomiędzy nimi. Wdarł się językiem do jej wnętrza przy akompaniamencie gardłowych pomruków kobiety. Maria odrzuciła do tyłu głowę, niemal zawodząc, i wplotła palce w jasne loki kochanka. Pragnęła więcej. Zacisnęła pięści na jego włosach, ciągnąc i drapiąc. Jasper przesunął dłonie w górę i odciągnął jej ręce, przytrzymując je po obu stronach głowy. Wycofał się nieco, po czym wessał do ust jej łechtaczkę, przygryzając ją i wywołując tym krzyk Marii. Przeniósł się następnie ustami na brzuch, kąsając nieco ciemniejsze niż jego skóra ciało wampirzycy. Podążył do piersi, którym również nie szczędził ugryzień, kończąc na sutkach. Jednocześnie wsunął palce w pochwę kochanki, zakrzywiając je i dotykając górnego sklepienia. Poczuł, jak jej mięśnie zaciskają się i pulsują, gdy Maria, krzycząc, osiągnęła spełnienie. Ale to jeszcze nie był koniec zabawy.
Poderwał się w górę i chwyciwszy partnerkę za ramiona, jednym ruchem obrócił ją z hukiem na brzuch. Paznokcie Marii wryły się w kobierzec pokrywający łóżko-katafalk, żłobiąc w nim podłużne szczeliny, gdy uniósłszy w górę jej biodra, mężczyzna przyciągnął ją ku sobie, ku swemu nabrzmiałemu od podniecenia członkowi. Wtargnął w nią z impetem, brutalnie. Wycofał się i natarł ponownie, jeszcze mocniej. Każdym pchnięciem wyrażał swoją nienawiść, gorycz, niespełnione pragnienia, poczucie beznadziejności i odrazy do wiedzionej, wymuszonej egzystencji. A ona to uwielbiała… Przepadała za ostrym, wyuzdanym i brutalnym seksem w wykonaniu swojego pięknego, smukłego majora o delikatnej twarzy, silnego dowódcy jej armii, na co dzień wiernego, posłusznego i będącego na każde jej skinienie, w walce szybkiego jak błyskawica. Gdyby umiała kochać, kochałaby właśnie jego…


***

– Już czas – powiedziała i wiedział, że nie chodzi o to, że ma sobie pójść. – Dziś w nocy.
– Może warto by…
– Nie. Nawet nie chcę o tym słyszeć. Potrzebujemy świeżej krwi.
– Kilkoro z nich jest dobrymi wojownikami.
Zacisnęła usta w wąską linię, a jej oczy błysnęły groźnie. – Ostrzegałam cię, byś nie przywiązywał się do nich. Już raz i tylko raz pozwoliłam ci zostawić sobie adiutanta. Trafiłeś na moją chwilę słabości i wykorzystałeś ją. To się nigdy więcej nie powtórzy.
– Tak, pani – westchnął pokonany. Wiedział, że nazajutrz czeka go przypływ depresji i melancholia. Miał już dosyć mordowania swych podwładnych, których szkolił i którzy walczyli u jego boku przez rok czasu.
Wstała z kamiennego łoża, a jej włosy spłynęły kaskadą na nagie plecy. Odwróciła się ku niemu i zmrużyła oczy.
– Jadę do miasta się zabawić – oznajmiła. – Potrzebuję też trochę nowej odzieży – dodała ze znaczącym, kpiącym uśmieszkiem. – Gdy wrócę rano, ma tu być pusto. A jutro wieczorem zaczniemy nabór. – Odeszła kilka kroków i odwróciła się ponownie. – Czy nie powinieneś już być u swego adiutanta? Mam nadzieję, iż udowodni, że jest przydatny.
– Tak, Mario – odrzekł sucho Jasper i chwyciwszy swoje porzucone przy łożu rzeczy, pośpiesznie się ubrał, nie chcąc pozostawać w tej komnacie ani chwili dłużej.


***

Ponownie przemierzał ciemny korytarz szybkim, zamaszystym krokiem, mijając kolejne zakręty i schodki, aż zatrzymał się przed masywnymi drzwiami, które bez wahania szarpnął za potężną klamkę.
– Peter!
– Jasper! – Ciemnowłosy, odrobinę niższy wampir zerwał się z krzesła przy stoliku, gdzie pisał coś przy świecy i pośpiesznie zgniótł w ręce kartkę. – Czy coś się stało?
– Przejdź się ze mną.
Na zewnątrz zmierzchało. Jasper spoglądał smutno na ostatni promień słońca ginący w cieniu potężnego masywu Cerro de la Silla, który właśnie z wiecznej zieleni sosen przybierał barwę popiołu. Weszli w dębową aleję, brodząc wśród morza żółto-czerwonych, suchych i chrzęszczących liści. W powietrzu unosił się zapach jesieni, żywicy, przetykany wonią dymu płonących gdzieś daleko ognisk. Zapach melancholii i przemijania. Gdy minęli sosnowy zagajnik i zaczęli wchodzić w mały wąwóz u podnóża gór, Jasper zatrzymał się i obrócił do swego towarzysza. Ten wpatrywał się w niego z pytającym wyrazem twarzy, w napięciu oczekując na słowa swego dowódcy i przyjaciela.
– Dziś w nocy idziemy na polowanie z oddziałem.
– Och, to dobrze – westchnął Peter z ulgą. Wszyscy już wariują z głodu, coraz trudniej utrzymać dyscyplinę.
– Wracamy tylko my.
– Ale… myślałem, że… że zrobimy jakąś selekcję. – W czarnych oczach Petera czaiło się przerażenie.
– Peter, to bezcelowe.
– Nie, nie mogę uwierzyć. Przecież to… to marnotrawstwo. Mamy dobrych żołnierzy…
– Peter, przestań! – warknął ostro Jasper, po czym wyciągnął rękę i dotknął policzka mężczyzny. Jego spojrzenie złagodniało. – Ja wszystko wiem.
– Wiesz? – wykrztusił jego adiutant łamiącym się głosem.
– Wiem. Dlatego rozmawiamy tutaj, poza tamtymi murami. Potrzebuję twojej pomocy, weźmiesz na siebie połowę... Nie obawiaj się, nic się jej nie stanie. Uporamy się z tym jak najszybciej, a potem… zabieraj Charlotte i znikajcie stąd na zawsze.
– A ty?
– Łatwo wytłumaczę waszą nieobecność. Oboje będziecie martwi. Nikt nie będzie was szukał. Wykryłem wasz związek, próbowałeś jej bronić, więc i ciebie musiałem zlikwidować. Proste.
– Jasper, odejdź z nami. Nie jesteś tu sobą. Widzę, jak cierpisz.
Tylko pokręcił przecząco głową. Spoglądał ze smutkiem na Petera, a w jego oczach malował się ocean emocji. Uczuć, których nie mógł wypowiedzieć, do których nie potrafił się przyznać, a nawet nie umiałby ich zdefiniować. Pomyślał, że pewnie rozmawiają po raz ostatni i tocząc wewnętrzną walkę, dotknął palcami ust przyjaciela, musnąwszy delikatnie dolną wargę, następnie górną. W oczach Petera dostrzegł najpierw błysk zaskoczenia, a potem coś na kształt zrozumienia i jeszcze jakiegoś nieokreślonego smutku. W tym samym momencie to poczuł. Płynęło ku niemu niczym delikatne fale. Wątpliwość. Tęsknota. Przyzwolenie.
– Żegnaj, Peter – powiedział, po czym pochylił się i otoczył jego wargi swoimi. W namiętnym pocałunku pulsowały wszystkie ukryte, niespełnione pragnienia i potrzeby.
Gdyby miał serce, niewątpliwie zabiłoby teraz mocniej. Gdyby mógł płakać, pewnie jego oczy lśniłyby od wilgoci, gdy odchodził, nie oglądając się za siebie. Chciałby choć poczuć na twarzy mżawkę, kilka kropel deszczu będącego namiastką łez. Ale smagał go tylko suchy, gorący wiatr.




Masyw Cerro de la Silla: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Sob 22:53, 19 Mar 2011, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 23:25, 07 Mar 2011 Powrót do góry

To była jedna z takich chwil, kiedy cenię sobie mój rozwój nad wyraz. Czemu? Bo bez niego nie mogłabym betować, a beta zawsze oznacza trochę inną relację z tekstem. Nie zawsze lepszą, ale tu zdecydowanie i dobrze, bo nie podeszłam w końcu do komentowania lemoniadowych tekstów. Noc poślubna E&B trochę mnie odstraszyła, a pobieżne przejrzenie reszty jakoś niespecjalnie zachęciło. Może to lepiej? Oceniałabym na siłę, wbrew sobie, a tak piszę tu gdzie chcę i piszę to, co chcę.

Jasper zawsze wydawał mi się jednym ciekawym wampirem w rodzinie Cullenów. Jedynym, którego można było się bać. Jedynym z potencjałem, który w kanonie został potraktowany mocno po macoszemu, a szkoda. Jak widać, w jego przeszłość można wpleść wiele emocji. Wiele złożonych uczuć. Trudne wybory, dylematy, namiętność i nienawiść. Ja to kupuję. Zwłaszcza z takim zakończeniem. Uderzyło mnie prosto w twarz, po czym uwiodło.

Jestem na tak. Ewentualnie: lubi!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Śro 20:42, 09 Mar 2011 Powrót do góry

Cześć, Dzwoneczku
Z uśmiechem na twarzy (już teraz, na spokojnie) przeczytałam sobie Twojego lemonka. Twoją wersję wydarzeń z Monterrey. Cóż Ci mogę powiedzieć ponad to niż napisałam oceniając: to jest bardzo dobry tekst. Dojrzały, spójny, „soczysty” w niektórych momentach, w niektórych nieco smutny, choć nie do końca – wszak to kanon – wszyscy wiemy jak historia się zakończyła. Ponadto jest to mi bardzo bliski tekst, bo mam bardzo podobne wyobrażenie „związku” Jaspera i Marii.
Pierwszą część – do momentu rozmowy z Peterem – czytałam z wypiekami na twarzy. Po pierwsze, ponieważ opisywałyśmy tych samych bohaterów, w bardzo podobnej sytuacji. Jak Perniś wstawiała teksty i zobaczyłam po raz pierwszy Monterrey, zaklęłam siarczyście „cholera!” mogłam pisać o czymś innym, ale potem mi przeszło – i tak, jak Ci już pisałam – cieszę się, że to właśnie Ty napisałaś ten tekst.
Co do lemonka – to oczywiście jest gorący, fantastycznie pokazałaś emocje targające bohaterami: namiętność, gniew, czyste pożądanie, brak głębszych uczuć, pustkę, która tak naprawdę przychodzi po takim seksie.
W pożegnaniu Jaspera i Petera w lemonkowej wersji jakoś tego nie widziałam. Teraz mi nie przeszkadza i w zasadzie rozumiem postępowanie Jaspera, choć tu się już mijamy z naszymi wizjami tej postaci. Ale to dobrze.
Ściskam Cię mocno i jeszcze raz gratuluję naprawdę dobrego, choć chyba nie do końca docenionego tekstu.
Buziaki.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 21:06, 09 Mar 2011 Powrót do góry

Bajeczko, korci mnie, żeby wyjaśnić sprawę tego zakończenia. Wiem, że trochę ci ono "zazgrzytało", gdy czytałaś ten tekst w konkursie, wiem też, że niektórym - wręcz odwrotnie, podoba się najbardziej z całego opowiadania.
Ono jest dla mnie bardzo ważne. Dlaczego? Bo chodziło mi o to, żeby w pewien sposób ukazać emocje targające Jasperem, jego samotność, i przeciwstawić uczucie, którym darzył Petera temu, co łączyło go z Marią. Nie chcę tym zakończeniem sugerować, że Jasper jest gejem, bo nie jest, jak wiemy z kanonu. Chciałam tylko pokazać, że rozpaczliwie potrzebował bliskości i uczucia, którego nie znalazł u Marii. Że wewnętrznie pragnął czegoś więcej niż takie życie, jakie wiódł. Że być może darzył Petera jakimś głębszym uczuciem, być może nawet go kochał, a być może przelewał na niego po prostu swoje potrzeby i pragnienia, szukając prawdziwego siebie. Może nawet nie do końca rozumiał to, co czuł do Petera, niemniej była to pierwsza osoba w wampirzym świecie, która stała się dla niego naprawdę bliska. Ten pocałunek w obliczu rozstania, to tylko wyrażenie uczuć i pragnień, uczucie do Petera pozostało czyste i jak wiemy, Jazz spotkał swoją prawdziwą miłość...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Śro 21:08, 09 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Śro 21:13, 09 Mar 2011 Powrót do góry

Dzwonuś i ja teraz to już tak właśnie sobie tłumaczyłam. Że potrzebował bliskości, ale chyba nawet jeszcze bardziej czystego uczucia. Nie seksu podszytego gniewem czy nienawiścią, ale tęsknił za czymś szlachetnym, dobrym. I stąd to jego przeniesienie uczuć na Petera. Aczkolwiek w pierwszym momencie miałam wrażenie, że Jazz (tak trochę od czapy w tym momencie) okazuje się gejem. Nie żebym miała coś przeciwko, tylko takie lekkie zastanowienie i pytajnik w głowie. Czemu akurat Peter. Teraz już wiem:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 21:17, 09 Mar 2011 Powrót do góry

BajaBella, jest od groma osób, które są "bi" - o tym też warto pamiętać. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Śro 23:19, 09 Mar 2011 Powrót do góry

W zasadzie pamiętam o tym, Angie, ale w tej mini Jazz mi bardziej pasuje na zagubionego trochę, poszukującego miejsca w swojej egzystencji wampira, który po prostu pragnie coś poczuć. I to coś czuje akurat do Petera. Czy jest to przyjaźń, zaurocznie? Nie wiem. Dzwonek wie lepiej. Zaliczyć Jazza do osób będących bi, byłoby ciekawie, jednak myślę, że Dzwonkowi tak nie do końca o to chodziło. Ale mogę się mylić, patrząc na tę postać własnymi (ograniczonymi w pewien sposób) oczami.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Śro 23:20, 09 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 23:30, 09 Mar 2011 Powrót do góry

BajaBella napisał:
W zasadzie pamiętam o tym, Angie, ale w tej mini Jazz mi bardziej pasuje na zagubionego trochę, poszukującego miejsca w swojej egzystencji wampira, który po prostu pragnie coś poczuć. I to coś czuje akurat do Petera. Czy jest to przyjaźń, zaurocznie? Nie wiem. Dzwonek wie lepiej. Zaliczyć Jazza do osób będących bi, byłoby ciekawie, jednak myślę, że Dzwonkowi tak nie do końca o to chodziło. Ale mogę się mylić, patrząc na tę postać własnymi (ograniczonymi w pewien sposób) oczami.


W tym konkretnym przypadku można powiedzieć, patrząc na to z perspektywy czytelnika, że mamy heteroseksualnego faceta, który jednak (jak większość) nie jest skrajnie hetero, bo gdy przyszło do poszukiwania emocji, szukał ich właśnie u przyjaciela. Tak to widzę. Chodziło mi o coś bardziej ogólnego. Często jest tak, że czytelnicy - akurat, Bajeczko, nie Ty - czytają tekst bez rozumienia i rzucają niejako na oślep: o, całował się z facetem, czyli jest gejem... A przecież świat (ani tym bardziej teksty) nie jest tylko czarno-biały.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Nie 21:16, 16 Wrz 2012 Powrót do góry

Ja tu przyszłam skomentować Dotyk lodu, jak zapewne się domyślasz. Cóż, jeśli chodzi o konstruktywne komentarze, to pisałam je tak dawno temu, że nie wiem, czy jeszcze to potrafię, ale - jak mawiali starożytni Rosjanie - do odważnych świat należy Laughing

Jest to mój pierwszy fandomowy fick po kilku latach i niech mnie dźwi ścisną, jeżeli się zawiodłam.

Zasiadłam sobie na kanapie z jabłuszkiem i mrożoną kawunią, wywaliłam kopyta na stolik do kawy, komp na kolana i zaczynam czytać. Po przeczytaniu pierwszego akapitu zdjęłam nogi ze stołu i postawiłam na nim komputer. Po przeczytaniu drugiego, odłożyłam jedzenie i picie, bo z ekscytacji zdążyłam się już zakrztusić. Czytając dalej, miałam coraz większego banana na twarzy i kiedy rozluźniłam się, widząc, że zbliżam się do końca, pokiwałam głową z uznaniem, znów rozwaliłam się na kanapie like a boss i upijając łyk kawy, doczytałam koniec. No cóż, to przynajmniej zmotywowało mnie do przetarcia monitora, który był, nie przymierzając, tak czysty jak stół Durczoka.


        Image



Takie lemonki to ja lubię. Chociaż było raczej delikatnie, to czytałam z ogromną przyjemnością, bo mimo tej delikatności, do braku której przywykłam, było intensywnie. Edward i Leah - z takim paringiem mam do czynienia po raz pierwszy i bardzo mi się podobało. Ogień i Lód. Nikt nad nimi nie wisi (Bella nie żyje, cudownie!), jedno nie musi się martwić, że skrzywdzi drugie. Tak bardzo różni od siebie, a tak do siebie pasujący i oboje samotni i potrzebujący bliskości.
Uwielbiam Twoje opisy. Są bardzo... apetyczne Very Happy W jednej miniaturce zawarłaś tyle różnych emocji i tak pięknie je opisałaś. Styl masz przepiękny, dlatego wkrótce ogarnę resztę miniatur, ale wcześnie pobiegnę czytać Confessions, bo tą miniaturą zachęciłaś mnie do tego jeszcze bardziej. No, tyle. Nie spłodziłam co prawda tłustego i wypasionego komentarza, ale wypisałam naprawdę wszystko, co w tym momencie miałam w głowie Very Happy Dziękuję za tę mini, jest świetna :)


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Nie 17:47, 02 Lut 2014 Powrót do góry

Dzięki, Dzwoneczku, za tę "osłodę życia", którą mi zafundowałaś, podsyłając mi link do W deszczu. Ja tak coś czułam, że to się tak skończy, ja wiedziałam, bo wiem jak bardzo lubisz niemieszane paringi :D Podobało mi się. Było delikatnie, nostalgicznie i fandomowo, dokładnie tak, jak mi teraz trzeba. Dzisiaj nie będę siliła się na zabawne komentarze z wiadomych względów. Napiszę tylko, że bardzo lubię i cenię Twoją twórczość, chciałabym umieć tak ładnie pisać. Może wtedy udałoby mi się rozwinąć te wszystkie pomysły, które miałam, bez robienia z nich totalnej sieczki :D Dziękuję, że za link i dziękuję za twórczość, za którą na pewno będę tęskniła :)


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Nie 17:48, 02 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin