FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 A gdy skorupa pęknie/Nocą budzą się demony (Corny i Rath)[Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pią 21:13, 05 Lut 2010 Powrót do góry

Pojedynkują się: Rathole i Cornelie

Forma: Miniaturka
Długość: dowolna, ale, proszę, niech to nie będą dwie strony ani trzy. Może cztery, pięć. Ale i sześć nawet, byle... ośmiu nie przekroczyć. Jeśli masz Worda 2007, to tekst podstawowy - Calibri 11. Nie wiem, czy w starym ta czcionka jest. Acz, wolałabym właśnie nią
Tytuł: dowolny, może być bez
Chcemy: coś jakby łatkę, czyli zanim to Bella się pojawiła (można nagiąć kanon, aczkolwiek wszystko ma się skończyć tak, jak to Meyer wymyśliła. Jeżeli sparujemy Alice i Emmetta, ich spotkanie ma być jakoś uzasadnione, a miniaturka ma się jednak skończyć pojawieniem Rosalie czy Jaspera), wampiry, jakiś fragment z którejś z części sagi komponujący się z całością tekstu, wybrany symbol (aczkolwiek nie wyjaśniany - jeżeli Emmett zobaczy biegnącą po łące dziewczynę ubraną w przewiewną sukienkę, nie może krzyknąć do siebie: "Hej, kojarzy mi się z cnotą, czystością" itd., jednak bez żadnych ubranych na czarno postaci z kosą, proszę), zabieganych ludzi, dużo opisów, żeby dialogi nad nimi nie przeważały
Nie chcemy: wilkołaków (nawet jakiejkolwiek najmniejszej wzmianki, że takie istoty istnieją), humoru (przynajmniej bez przesady), lochów
Termin: dwa tygodnie od czasu przypieczętowania przez opiekuna Wink; czyli do 5.02 czekam na teksty :p
Beta: Bez, naturalnie

Koniec oceniania: 19.02

Oceniamy według schematu:

Pomysł: 5 pkt.
Styl: 7 pkt.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
Postacie: 5 pkt.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Punkty przyznawane w innej punktacji nie będą liczone.

Jeśli nigdy nie oceniałaś/ -eś, zapoznaj się z zasadami. ← klik!

TEKST A:


A gdy skorupa pęknie


Życie polega na podejmowaniu szeregu decyzji. Może brzmi to banalnie, ale tak właśnie jest. Zawsze trzeba przewidzieć ich skutki.
Życie polega też na pokonywaniu przeszkód. Czasem los po cichu rzuca nam kłody pod nogi, chichocząc i myśląc, że tym razem złapie nas w pułapkę. Nie można mu na to pozwolić. Trzeba uważać i chodzić tylko sprawdzonymi szlakami.
W życiu ważne jest, by odnaleźć swoje miejsce na świecie. Bo życie jest darem, które trzeba szanować. Bowiem drugiego się nie dostanie. Można żyć chwilą lub każdą chwilę traktować jako szansę, by coś zmienić. Bez względu na to, czy ma się odejść za parę lat czy istnieć wiecznie.

W odległym od wszystkich ludzi, napawającym spokojem miejscu siedział pogrążony w swych myślach blond włosy mężczyzna. W miejscu odległym, bo traktował je jako swą oazę spokoju. Żaden przechodzień nie zatrzymywał się przy nim; mijał go, nie zważając na niego, martwiąc się o siebie i próbując poukładać w swojej głowie wszystkie myśli, sprawy, problemy, znaleźć odpowiednie i najwygodniejsza dla siebie wyjście z wielu sytuacji. Zapracowani, śpieszyli do pracy, do rodzin. Nikt nie zwracał uwagi na wampira, zajmującego miejsce na jednej z zazwyczaj pustych ławek w parku. Nie poruszał się, mógł wydawać się nawet posągiem wyrzeźbionym przez wybitnego artystę. Od jego bladej twarzy, na której praktycznie nigdy nie pojawiał się uśmiech, odznaczały się tylko duże oczy, niegdyś jeszcze zaciekawione światem. Czasem przybierały brunatną barwę, by w końcu stać się czarne. Jednak bywały dni, gdy paliły się czerwienią. Zwykle w miejscach, gdzie mogą się pojawiać ludzie, zakrywał je swoimi powiekami. Gdy co dzień mijali go często ci sami, mógł uchodzić za dziwaka, ale nie dbał o to. Już dawno przestał przywiązywać wagę do tego, co inni o nim myślą.
W samotności zastanawiał się nad swoim życiem, nad tym, kim jest.
Mimo że czasem chciał, to nie potrafił się powstrzymać. Pewna część jego - ta gorsza część - ogarnęła prawie całe ciało. Dobroć, która skrywała się w zakamarkach serca i bezustannie próbowała wypłynąć na powierzchnię, zazwyczaj nie potrafiła się wydostać.
Czując kuszący zapach, zabijał swoją ofiarę. Gdy tęczówki zmieniały kolor na krwisty, zaczynało docierać do niego to, co zrobił. Wtedy nie mógł spojrzeć sobie w twarz, wstydził się. Jednak pragnienie brało nad nim górę i nawet jeśliby dobra strona w końcu opatuliła ciasno jego serce, nie pozwalając dopuścić do niego tych gorszych wampirzych odczuć, nie zahamowałby swej natury. Zawsze część jego mózgu, pozostałe komórki odpychałyby myśl puszczenia przyszłej ofiary wolno.

Wyjął ręce zza głowy i przeciągnął się. Mógł siedzieć nieruchomo chociażby do sądu ostatecznego, a nie zmęczyłby się. Jednak część człowieczych odruchów wciąż w nim tkwiła i dawała mu się we znaki. Czasem gdy patrzył w oczy człowieka, którego miał zabić, ogarniał go smutek. Nie potrafił zastąpić niczym ludzkiej krwi. Nie, Jasper Whitlock nie był bezdusznym potworem. Jedynie został otoczony skorupą, która w nieznany mu sposób pełniła przy wszystkich rolę znakomitej maski, kryjącej jego uczucia, które bezustannie i bezsilnie próbowały wydostać się z zakamarkowej pułapki. Choć nigdy nie zburzył tej skorupy, nigdy nie pokazał swojej prawdziwej strony, był wrażliwy. Ale mimo wszystko cały czas pozostawał wampirem, który mógł w każdym człowieku widzieć swoją ofiarę. Bywało, że swój marny los odreagowywał, zabijając. Zabijając niewinnych ludzi, którzy mieli własne życie, rodzinę. Bez względu na to, czy byli źli – nie zasługiwali na to. Nikt nie zasługuje na bolesną śmierć przepełnioną strachem. Nawet najokrutniejszego mordercę obraz szeroko otwartych oczu, w których widać, że ofiara ma świadomość, iż za chwilę umrze, powinien wywrzeć jakieś emocje i utkwić w pamięci do końca życia. Niektóre wampiry miały inaczej. Czasem wszystkie mordy traktowały jak sport, nawet nie próbowały okiełznać swojej natury, zwolnić i zabijać tylko wtedy, gdy ich tęczówki nabiorą ciemną barwę, staną się czarne niczym bazalt. Ale Jasper był inny. Nie zabijał dla rozrywki; zabijał z konieczności.
Będąc w swoim domu, sam, gdy jego przyjaciele wyszli, pisał wiersze. Starał się nad sobą nie użalać, właściwie nigdy tego nie robił. Wiedział, że nie cofnie czasu i nie wymaże z głowy obrazów, których nie chciał pamiętać; wiedział, że nigdy nie stanie się człowiekiem. W swoją poezję próbował przelać jak najwięcej emocji, uczuć, których nigdy nie zaznał i których jego martwe, niebijące serce nie potrafiło nikomu podarować.
W chwilach niepohamowanej samotności wykorzystywał swój wygląd. Nie żerował na niczyjej nieświadomości ani też nie wykorzystywał nikogo siłą. Jedynie niektóre ludzie odruchy, jak samotność, czasem znajdywały ujście z ciasno opatulonego serca. Przez jego żywot przewijały się nieraz jednonocne romanse, lecz nigdy nie traktował ich poważnie – i działało to w obie strony. Ale niekiedy kobietę szukającą tego co on po prostu zabijał. Bywało, że zaczynała orientować się, kim jest. Aby nie złamać zasad wampirów, musiał pozbawić ją życia. Nie miał wyboru. Lecz zazwyczaj znikał, tylko gdy zasypiała, bezszelestnie zbierał swoje rzeczy i wychodził w ciszy, nie czekając, aż z powrotem podniesie swoje powieki. Otumaniona wszelkiego rodzaju trunkami zazwyczaj nie rozpoznawała go, gdy mijali się na ulicy czy spotykali w innych, przypadkowych miejscach.

Charlotte i Petera nazywał swoimi przyjaciółmi, tak wypadało. Wiele im zawdzięczał, a przede wszystkim – mieszkał z nimi. Choć w istocie był to jego dom, gościł ich, nie chcąc zapłaty, dawał im prawie całe mieszkanie do dyspozycji. Poza jego pokojem. Nikt – oprócz niego – nigdy nie odważył się do niego wejść, a i on sam ostrzegał wszystkich gości, że sobie tego nie życzy. Ufał swym towarzyszom i wiedział, że w czasie jego nieobecności omijali to miejsce z daleka. W zasadzie nie miał nic do ukrycia. Nie wstydził się porozrzucanych po całym pokoju kartek pokrytych jego myślami ani wierszami zapisanych estetycznym, pochyłym pismem, ani też stosu książek zajmujących cały regał. Czasem sam się dziwił, jak cienkie kawałki drewna potrafią utrzymać kilogramy powieści wojennych, romansów czy tomików poezji. Jego przyjaciele zwykle i tak byli zajęci sobą. Ostatnio coraz rzadziej z nim rozmawiali, czasem szeptali między sobą, mając nadzieję, że ich nie słyszy. A jednak słyszał, jak zdarzało się im nieraz nazwać go dziwakiem; wolał, aby stał się tabu. Jednak czy częste znikanie na kilka dni, by posiedzieć chwilę w samotności, poza domem, który i tak zazwyczaj świecił pustkami, wracanie, nie odzywanie się tygodniami, a ograniczanie się do cichych pomruków czy skinień głowy można było nazwać normalnym?
Jasper tłumaczył to tym, że jest samotnikiem.

Nagły powiew wiatru wyrwał go z rozmyślań, tym samym przywołując do niego zapach jesieni. Liście opadłe z drzew wirowały w powietrzu, tworząc malowniczą scenerię. Zwykli ludzie nie mogli doszukać się w tym niczego nadzwyczajnego. Wściekli owijali się ciaśniej szalikami, chowali ręce do kieszeni i przyśpieszali kroku, marząc o parującej herbacie, zrobionej przez ukochaną osobę, która czekała na nich w domu. Jasper potrafił w każdej najzwyklejszej rzeczy doszukać się czegoś ciekawego, wszystko pobudzało jego wyobraźnię. Przecież każdy liść różnił się od innych, każde drzewo czy budynek oświetlane było co dzień w inny sposób przez promienie słońca, rzucało inny cień. A na pozór delikatne obłoki czasem zostawały dotkliwie pchnięte przez porywisty wiatr i przyśpieszały, ze złości zmieniając swoją barwę na ciemniejszą. Jeszcze gdy walczył na froncie, potrafił czasem przystać i spojrzeć w górę, chcąc obejrzeć poranne niebo i szybujące po nim chmury. Mimo to cieszył się powszechnie ogromnym szacunkiem. Później, gdy maszerował przed siebie lub czołgał się po błotnistym terenie w najgorszych warunkach, mógł przywołać do siebie tak przyjemny dla oka obraz. Był człowiekiem o znakomitym podziale uwagi. Przypominał sobie wspaniałe chwile, dzięki którym chciał budzić się i doświadczać je ponownie, tym samym nie pozwalając wrogu go trafić.

Zauważył białego gołębia miejskiego, który przechadzał się po trawie, chcąc najprawdopodobniej znaleźć pożywienie. Wyczuł, że się go nie boi. Zazwyczaj wszystkie zwierzęta zdawały sobie sprawę, że jest wampirem. Bezpańskie psy schodziły mu z drogi, a konie wierzgały i nie chciały, by ich dosiadał. Jednak ten gołąb okazał się inny. Przystał na chwilę i napotkał spojrzenie Jaspera. On także wpatrywał się w niego i odniósł wrażenie, że wie, iż jest kimś więcej niż człowiekiem, że jest zagrożeniem. Sprawiał wrażenie mądrego i… jakby w istocie nie był ptakiem. W ułamku sekundy podniósł się i wzbił w niebo, by po chwili nabrać szybkości i zniknąć mu z zasięgu wzroku. Chłopak pokręcił ze zdziwieniem głową i wstał. Zgarnął z ławki tom wysłużonej książki opowiadającej przygody młodego oficera, którego za życia zawsze stawiał sobie za wzór, i schował ją w dużą kieszeń płaszcza. Poczuł na twarzy słone krople jesiennego deszczu, które z każdym jego krokiem stawały się coraz większe i smagały go coraz mocniej. Nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie – zdawało się, że spływając z włosów po czole i skapując z brody, jakby go orzeźwiają. Nie założył kaptura ani nie zapiął swego okrycia; nie chciał sprawiać żadnych pozorów. Już nie. Przemyślał dziś kilka spraw, poukładał sobie wszystko w głowie, a co najważniejsze - podjął ostateczną decyzję.

***
Gdy tylko nacisnął klamkę i pchnął drzwi, do jego uszu napłynęły wyraźniejsze krzyki, które słyszał już kilka przecznic od domu. Mimo że Charlotte i Peter musieli zdawać sobie sprawę z jego obecności, nie uciszyli się.
- Mam pukać, wchodząc do własnego domu? – spytał ostro, zrzucając z siebie płaszcz. Cisnął przed siebie kluczami, które upadły, brzęcząc, na komodę przy lustrze.
- Już jesteś… - zaczęła wampirzyca, która wyłoniła głowę z pokoju robiącego jej i Peterowi za sypialnię. Jasper wywrócił oczami z niezadowolenia i wypuścił z płuc powietrze, chcąc tym przekazać: „Nie udawaj, że nie poczułaś wcześniej”, po czym udał się wprost do swojego pokoju. Kiedy się w nim znalazł, zamknął drzwi, skierował się ku oknu i zasunął ciemnoczerwone zasłony. Podszedł do komody i z dolnej szuflady wyciągnął niewielkich rozmiarów walizkę. Kiedy tylko schował w niej nieznaczną, acz wystarczającą jak na jego gust, część zawartości szafy, usłyszał ciche pukanie. Sięgnął po plik kartek, których nie zamierzał brać ze sobą, i uchylił drzwi. Ujrzał w nich Petera. W momencie gdy zorientował się, że nie patrzy na niego, a rozgląda się po ukazanym kawałku pokoju, pośpiesznie wyszedł z pomieszczenia i zamknął za sobą wejście, nie kontrolując cichego, acz stanowczego, warknięcia, które wydostało się mimowolnie z jego uformowanych w cienką kreskę ust. Zacieśniając uścisk na pliku papierów, skierował się ku obszernemu salonowi. Czuł za sobą Petera, więc gdy tylko się tam znalazł, wskazał ręką miejsce przy stole. Sam podszedł do kominka i w mgnieniu oka go rozpalił. Nie pozwalając sobie się powstrzymać, wrzucił do towarzystwa dla drewna wszystkie kartki i obserwował, jak czerwono-pomarańczowe płomienie pożerają je chciwie, z początku brązowiejąc rogi, by w końcu zagłębić się w środku i pozostawić po nich jedynie szaroczarny popiół. Zobaczywszy, że płomień robi się coraz mniejszy, dodał kilka polan i wstał. Stanął przed znajomym wampirem i czekał, aż zacznie mówić.
- Przepraszamy, Jasper. Byliśmy trochę… zajęci i nie zauważyliśmy, kiedy wszedłeś – zaczął nerwowo, do końca nie wiedząc, po co się tłumaczy. – To się już nie powtórzy.
- Taak… Nie powtórzy. – Peter zrobił zmieszaną miną i zaśmiał się nerwowo, drapiąc się po głowie. – Jestem już zmęczony.
- Do czego zmierzasz?
- Myślę, że nie chcę zabijać już ludzi. Próbuję odepchnąć od siebie napierającą na mnie swego rodzaju… chęć robienia tego, jednak nie potrafię. Nie mam wyboru. Czasem robię sobie za długie przerwy, ale mój głód potęguje się do tego stopnia, że w końcu ulegam. Próbowałem znaleźć jakieś rozwiązanie…
- I… co wymyśliłeś? – spytał ciekawsko, unosząc brew.
- Wyprowadzam się.
- Dokąd?
- Nie wiem. Nie potrafię dłużej mieszkać w tym miejscu. Zabiłem… zbyt wiele osób. Urodziłem się i wychowałem tutaj, znałem ojców moich ofiar, z niektórymi utrzymywałam nawet bliższy kontakt… Trudno jest mi rozstać się z tym miejscem, jednak muszę to zrobić.
- A co będzie z nami? – spytał niepewnie. – Mamy udać się z tobą?
- Nie. Chcę być… sam. Nie wiem, czy się jeszcze zobaczymy, Peter. Doceniam waszą przyjaźń i pomoc, jednak teraz… - uciął, najwyraźniej czując, że zabraknie mu słów. Odchrząknął i zaczął wycofywać się z pokoju. Był pewien, że Charlotte wszystko słyszała i nie musi jej nic tłumaczyć. Nie należała do ludzi pamiętliwych, a do tego doskonale zdawała sobie sprawę, że Jasper i tak większość czasu spędza poza domem. Zrozumie ją.

Wróciwszy do swojego pokoju, podszedł do biurka stojącego pod oknem, przy którym spędzał większość czasu w domu. Jednym ruchem i przy użyciu niewielkiej siły wyciągnął szufladę i położył ją na fotelu. Zaczął przeglądać jej zawartość, szukając cennych rzeczy. Za cenne uważał przede wszystkim pamiątki rodzinne. Podniósł znajome czarno-białe zdjęcie i spróbował odgiąć róg. Gdy zdał sobie sprawę, że mu się nie uda, spojrzał w oczy swoich rodziców. Przejechał kciukiem po ich twarzach i westchnął cicho. Co powiedzieliby na los, który dotknął ich syna? Nie był do końca przekonany o istnieniu Boga. Jednak jeśli istniało zło, a sam okazał się tego wystarczająco dobrym przykładem, musiało istnieć także jego przeciwieństwo. Gdyby miał kiedyś zejść z tego świata, trafiłby do piekła. Nawet morderca, który miał na swoim sumieniu kilka osób i się zmienił – kogoś w przeszłości zabił. Poprawa swojego postępowanie nie musiała być równoznaczna z lepszym życiem po życiu. Zawsze musiał zostać stworzony jakiś kontrast. Jak dół i góra, ogień i lód, tak i kompletem do piekła musiało być niebo, nawet jeżeli nie chciał w to wierzyć. I jeżeli jednak… to jego rodzice musieli właśnie patrzeć na niego z góry. Widzieć wszystkie jego złe postępki, wszystkie osoby, które zabił. Ba, może nawet mogli z nimi rozmawiać… Westchnął i schował zdjęcie do małej kieszeni wewnątrz walizki i sięgnął ręką po drewnianą klepsydrę. Przez chwilę patrzył, jak małe ziarnka spadają na jej dno, tworząc piaskową piramidę. Czas płyną szybko. Pory roku się zmieniały, wszyscy się starzeli. A jednak on stał w miejscu. Mimo że czasem zmieniał nastawienie do wielu spraw, pozostawał taki sam. Ludzie nosili identyczną klepsydrę w swoich sercach lub niewidoczną na szyi. Wiedzieli, że z każdym dniem pozostaje im coraz mniej czasu. Kruchość ludzkiego życia nie znała granic. Mogli wyjść szczęśliwi z domu, obiecując, że zaraz wrócą, a tak naprawdę nie wracać nigdy.
Włożył przedmiot do walizki, zauważając przy tym granatowy futerał. Zwinnym ruchem otworzył go i ujrzał stare pióro. Dostał je od swojego ojca i nigdy nie używał. Dotknął wygrawerowanego złotego napisu i, westchnąwszy, zamknął wieko, po czym odłożył prezent do pozostałych pamiątek. Rozejrzawszy się, podszedł do półek z książkami i przejechał palcami po grzbietach. Nie mógł zabrać ich wszystkich. Gdy zdecydował się, które weźmie, jeszcze raz podszedł do biurka i z innej szuflady wyjął pliczek kilku kartek przewiązanych kawałkiem sznurka. Rozwiązał go i zdjął, po czym wsadził je za okładkę ulubionej powieści, którą razem z pozostałymi włożył do walizki. Zamknął ją i postawił przy drzwiach. Rozejrzał się po pokoju, zastanawiając się, czy niczego nie zostawił. Nie chciał, by ktokolwiek po nim je zamieszkiwał, nawet Charlotte lub Peter. Szybko zdjął pozostałe tomy i włożył do pudła, które zdjął z szafy, po czym walnął pięścią w belkę utrzymującą prymitywną konstrukcję zrobioną przez niego. Deski spadły na ziemię, robiąc przy tym głośny hałas. Bez namysłu kopnął je parę razy, aż doszedł do wniosku, że nadają się tylko do spalenia. Zerwał z okien wszystkie zasłony, po czym jego biurko podzieliło los regału. Wyjął wszystkie szuflady z komody i bez problemy każdą z nich połamał na dwie części. Stanąwszy w drzwiach, rzucił ostatnie spojrzenie na swój już teraz zdemolowany pokój. Uśmiechnął się do siebie krzywo, zdając sobie sprawę, z jaką łatwością to wszystko osiągnął. Jednak w pewnej chwili ogarnął go niezrozumiały smutek. Nabrał w płuca powietrza i wyszedł, zostawiając po sobie otwarte drzwi.
- Jasper… - zaczęła Charlotte. Wyczuł bijącą od niej troskę zmieszaną z paniką. – Naprawdę nie musisz wyjeżdżać.
- Nie robię tego ze względu na was – uciął.
- Ale możesz ze względu na nas zostać.
- Nie – powiedział stanowczo. – Może się jeszcze kiedyś spotkamy, Charlotte, jednak – Założył płaszcz – nie powiedziałbym, że niedługo.
Bez pożegnania wyszedł z domu na zalaną deszczem ulicę.

***
- Podać coś panu?
- Tak – odpowiedział półprzytomnym głosem kobiecie, która do niego podeszła. Na jej twarzy widniał szeroki, acz nie do końca szczery, uśmiech. Ciało kelnerki opinała czarna, krótka i trochę zbyt ciasna sukienka, a długie, kręcone włosy opadały kaskadą na kark. Wyjęła z dużej kieszeni specjalnego fartuszka notes, gotowa, by zapisać.
- Jednoosobowy pokój. Na jedną noc.
Zmierzyła go wzrokiem i zatrzymała się przy jego twarzy. Jej spojrzenie utkwiło w ciemnoczerwonych tęczówkach. Z zaciekawia nie mogła oderwać od niego oczu. Nagle się otrząsnęła i wskazała ręką w kierunku schodów znajdujących się po drugiej stronie gospody.
- Proszę za mną – powiedziała. Jasper, w akompaniamencie radosnych okrzyków i uderzeń kufli z piwem, podążył za nią. Zaprowadziła go do małego pokoju, w którym doskonale potrafił wyczuć zapach stęchlizny. Rozejrzał się po pomieszczeniu, nie starając się nawet udać niezadowolenia.
- Nie mamy nic wolnego.
- Jak ci na imię?
- Słucham?
- Jak się nazywasz…? – powtórzył, zbliżając się do niej i przejeżdżając opuszkami palców po jej twarzy.
- Brit-tany – wyjąkała. Jasper obserwował, jak na jej twarzy pojawiają się rumieńce. Potarł je kciukiem. Kobieta ponownie utonęła w jego tęczówkach. Nie mógł się powstrzymać. Pachniała tak kusząco… Gdy znajdowali się na dole, w przepełnionej ludźmi sali, zapach kelnerki był zachęcający, jednak nie odczuwał go aż tak bardzo – mieszał się z innymi.
Zatopił twarz w jej włosach i napawał się słodką wonią – jakby mieszaniną cynamonu i róży.
- Doskonale – szepnął sam do siebie. – Doskonale… - powtórzył.
Kelnerka otworzyła ze zdziwienia usta i intuicyjnie zaczęła odczuwać strach. Zrobiła kilka kroków do tyłu.
- To… To ja już lepiej pójdę. Hm, dam panu czas na rozpakowanie się, później będzie pan mógł zejść na kolację.
- Zaczekaj – powiedział i ponownie znalazł się koło niej. Zorientował się, że zrobił to w wampirzym tempie, co nie umknęło uwadze kobiety. Widział, jak jej klatka piersiowa zaczyna podnosić się coraz szybciej, i nie wiedział, co ma zrobić. Zmniejszył między nimi odległość i położył dłonie na jej policzkach, po czym pocałował usta, a następnie szyję, przy której zatrzymał się na dłużej.
Rozchyliła wargi, jednak nie wydostał się z nich żaden dźwięk.
Nie trzymał jej; upadła bezwładnie na podłogę, pozbawiona nawet jednej kropli krwi.
Jasper przyglądał się ciału, szeroko otwartym oczom. Białe jak ściana miejsca, niezakryte materiałem, odznaczały się w pokoju spowitym półmrokiem. Wampir usiadł na brzegu łóżka i schował twarz w dłonie. Pokój wciąż wypełniała jej pachnąca i zachęcająca woń. Nie potrafił się powstrzymać. Gdy znalazł się tak blisko niej, coś przykryło mu oczy. Nie widział jej omotanej strachem twarzy. Czuł jedynie krew, która wołała go do siebie.
I działo się tak za każdym razem. Gdy ciało upadało z łomotem na podłogę, przepaska spadała razem z nim i dopiero zdawał sobie sprawę, co zrobił. Jednak wtedy było już za późno.
Kątem oka zauważył połyskujący pierścionek z diamentem na środkowym palcu kobiety. W jej życiu pojawił się mężczyzna, którego kochała, za którego miała wyjść. Po ich marzeniach nie zostało już śladu. I wszystko przez niego.
- Muszę z tym walczyć… - odezwał się do siebie przez zaciśnięte zęby. Jego palce utkwione były we włosach, wręcz ciągnąc za nie.
Raptownie puścił je, chwycił swoją niewielką walizkę i podszedł do okna. Słońce całkowicie skryło się za horyzontem. Słabe światła kilku latarni delikatnie oświetlały ulicę. W tej okolicy nie mieszkało zbyt wielu ludzi. Dostrzegł jedynie parę „porozrzucanych” domów. Właśnie dlatego wybrał tę gospodę – zdawało mu się, że nie będzie aż nadto przepełniona. Jednak cały czas dosięgały go wesoły krzyki ludzi nieświadomych zagrożenia, jakie powodował.
Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu i podszedł do niewielkiej komódki, bardzo przypominającej wyglądam jego własną, i napisał na zwitku papieru: „Przepraszam”. Mając nadzieję, że Brittany nie miała podobnego pisma jak on, położył kartkę przy jej ciele, do końca nie wiedząc, po co to robi. Nie oglądając się za siebie, wyskoczył przez okno na zalaną mrokiem ulicę. Nie przeszkadzało mu to jednak. Widział doskonale w takich warunkach. Nie oglądając się za siebie, ruszył powolnym, ludzkim krokiem. Miał świadomość, że nie ucieknie, a twarz kobiety będzie go jeszcze przez parę dni prześladować, jednak postanowił znaleźć jakiejś wyjście z tej sytuacji. Nie chciał więcej zabijać.

***
Wszędzie było mokro i szaro. Słone, wielkie krople lały się z nieba. Ulice wypustoszały; większość ludzi skryła się w ciepłych domach. Słońce schowało się za ciężkimi chmurami i nie raczyło swoim blaskiem nikogo i niczego. Ubrany na ciemno mężczyzna włóczył się po mieście od kilku godzin. Był słabo widoczny, ale i tak obawiał się, że ktoś go zauważy. A Jasper Whitlock nie chciał przykuwać do siebie niczyjej uwagi. Zatrzymał się przed tanią jadłodajnią i szybko się do niej wślizgnął. Jego oczy miały ciemną barwę, a w gospodzie nie było zbyt jasno. Ani przytulnie. Wiele osób schowało się w niej przed burzą, więc wampir obawiał się, czy wytrzyma do jej końca, nie narażając nikogo. Zacisnął palce w pięści i wziął głęboki wdech. W odorze potu, alkoholu i smażonych ryb wyczuł coś znajomego, coś… wampirzego. Kilka osób zaczęło szeptać między sobą, wpatrując się w niego. Zamknął drzwi, o których kompletnie zapomniał, i zrobił krok do przodu. W tej samej chwili podbiegła do niego wyglądająca jak chochlik dziewczyna z ciemnymi włosami i oczami. Wpatrywała się w niego przez moment, po czym powiedziała: „ Długo kazałeś na siebie czekać”.
Nie wiedząc, jak ma zareagować, skłonił się szarmancko i wymamrotał: „Przykro mi to słyszeć”.
Wampirzyca uśmiechnęła się do niego czule i wyciągnęła swoją dłoń. Wciąż będąc w szoku, uścisnął ją i odwzajemnił uśmiech.
- Usiądziemy?
- J-jasne – odpowiedział. Dziewczyna, wciąż nie puszczając jego ręki, zaprowadziła go do dwuosobowego stolika w rogu pomieszczenia.
- Widziałam w swoich wizjach…
- Masz wizje? To… To twój dar? – przerwał jej zmieszany.
- Tak, ciebie też widziałam – odpowiedziała promiennie. – Hm, przepraszam. Nie przedstawiłam się. Jestem Alice.
- Jasper, miło…
- Wiem, jak się nazywasz. No ale nieważne. Widziałam w swoich wizjach pewną wampirzą rodzinę. Widziałam też, jak do nich dołączamy…
- Ee… - mruknął kompletnie zdezorientowany. – Przecież to nie jedyna wampirza rodzina w Ameryce. Jest w niej coś dziwnego?
- Oj daj mi skończyć! – burknęła, udając obrażenie. W rzeczywistości nie potrafiła usiedzieć na krześle z podekscytowania, a jej oczy wręcz paliły się tysiącami iskierkami. Optymizm udzielił się także Jasperowi, który nie próbował już ukryć zaciekawienia.
- Nie zabijają ludzi.
- To jest możliwe?
- Piją… krew zwierząt.
- I mówiłaś, że do nich dołączymy…?
Pokiwała głową.
Zamyślił się, zastanawiając się, czy zdoła się powstrzymać. Nigdy nie myślał nad taką perspektywą. Był pewien, że wampiry muszą zabijać ludzi i tylko ich krew potrafi zaspokoić pragnienie. Jak bardzo się mylił!
- Zatem… chodźmy – powiedział, wstając. Nie starał się wykryć żadnego podstępu. Zaczekał, aż Alice także się podniesie, i złapał ją za rękę. Czuł nieznaną mu dotąd, łącząc go z nią więź. Zmarszczył czoło.
Nigdy dotąd nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. A jednak teraz zdawało mu się, że właśnie go dopadła. Miał wrażenie, że jego serce zaczęło bić. Bić dla tej małej istotki stojącej obok niego. Że po tylu latach zawitała do niego nadzieja. A co najdziwniejsze – miał też wrażenie, że ona czuje to samo. Wydawało mu się, że skorupa, którą otaczał się od tylu lat, zaczyna powoli pękać. Nie opadła jeszcze, jednak wiedział, że dzięki Alice w końcu się to wydarzy.

Wyszli razem na zalaną deszczem ulicę. Nie przejmowali się burzą. Krople deszczu spływały im po twarzach, uderzały o ich twarde ciała, jednak ruszyli wampirzym tempem do miejsca, z którym wiązali nadzieje, które miało podarować im lepsze życie. Oboje chcieli przestać zabijać, a teraz nastała szansa, której nie mogli zmarnować.
Podjęli decyzje, która dawała im najlepsze perspektywy. Nie widzieli żadnych jej złych skutków. Mogło być tylko lepiej. Mieli nadzieję, że odnajdą swoje miejsce na świecie, a wszystkie przeszkody pokonają razem.

TEKST B:


Nocą budzą się demony


W wilgotnych moich wargach wiedza upojenia;
Umiem w łożu zatopić skrupuły sumienia;
Suszę łzy; krwi stygnącej bić każę goręcej
I starczym ustom uśmiech przywracam dziecięcy -
A kogo do nagości mej dopuszczę łaski,
Zastąpię mu księżyca, gwiazd i słońca blaski!
Bo, mój mędrcze, w pieszczotach ja tak wyćwiczona,
Gdy owijam wybrańca w wężowe ramiona,
Lub do hojnych mych piersi puszczam głodne usta -
I skromna, i rozpustna, i groźna, i pusta -
Że dla mnie za otchłanie takie upieszczenie
Anioły by w niemocy szły na potępienie!
Baudelaire Charles Przemiany wampira



Jej ciało stało się żywym okazem płomieni. Czuła jak każda komórka spala się, wywołując konwulsje i niewysłowiony ból. Rzucała się na łóżku na wszystkie strony, jęcząc i płacząc na przemian. Wyginała się jakby chciała wyrzucić z siebie coś obcego, co powoli wyżerało ją od środka.
Cierpiała – bardziej niż kiedykolwiek. Bardziej niż parę godzin wcześniej, gdy myślała, że nic gorszego jej nie spotka. Ciało prężyło się w przypływie bólu, który falami taranował ostatnie żywe tkanki.
- Co się ze mną dzieje? – wyszeptała, rzucając głową.
- Umierasz – usłyszała spokojny głos tuż przy swoim uchu. Ktoś odgarnął jej niesforne kosmyki, które w napadach bólu opadły na zroszone potem czoło. – Już nie długo.
- Nie wytrzymam – jęczała. – Za bardzo boli.
Agonia trwała wieczność. Nie liczyło się nic, prócz bicia serca, które powoli spowalniało swój bieg.
Drobnym ciałem nadal targały konwulsje, jednak z upływem czasu stawały się coraz rzadsze, aż w końcu ustąpiły. Wydała z siebie ostatnie tchnienie.
Dłuższą chwilę leżała z zamkniętymi oczami, wiedząc, że żyje na przekór wszystkiemu. Dotknęła swojej piersi, mając nadzieję, że poczuję bicie serca. Kiedy zorientowała się, że nic nie jest w stanie usłyszeć, poderwała się na równe nogi, rozglądając się po pomieszczeniu.
Tuż przed nią stał urodziwy mężczyzna, w kwiecie wieku, który obejmował ramieniem niską brunetkę, uśmiechającą się przyjaźnie. Za nimi, w półmroku ukrywał się najprzystojniejszy okaz płci przeciwnej, jakiego miała kiedykolwiek okazję oglądać.
- Co… - zaczęła, jednak nie mogła dokończyć zdania, kiedy usłyszała własny głos. Barwa wyostrzyła się, nadając delikatność i melodyczność. Zdawało jej się, że każde wymawiane przez nią słowo brzmi jak symfonia skomponowana przez najlepszego muzyka.
Kątem oka zauważyła lustro stojące tuż za kominkiem, w którym tlił się ogień. Spojrzała na zebranych, którzy z uśmiechem przyglądali się jej poczynaniom.
W końcu stanęła twarzą w twarz z własnym odbiciem. Wiedziała, że była piękna, każdy jej to mówił. To właśnie dzięki urodzie zrobiła furorę na salonach i każdy mężczyzna chciał ją zdobyć.
Jednak teraz – to wszystko, co jeszcze niedawno uważała za karę, zostało wyeksponowane w najmniejszym detalu.
Uważnie wpatrywała się w lśniące blond włosy, które spływały kaskadą na blade plecy. Oczy przybrały barwę płynnego złota, uwydatniając biel twarzy, na której nie można było doszukać się ani jednej zmarszczki. Idealna figura, zgrabne nogi – całość była powalająca.
Jedyna rzecz, która psuła cały efekt, to strój, jaki miała na sobie. Strój, którzy przypominał jej o niedawnych wydarzeniach. Poplamiona krwią suknia przylepiła się do ciała, a gdy spojrzała w dół, zaniemówiła i zatrzęsła się z wściekłości i obrzydzenia.
- Jak…? – szeptała do siebie, nie zwracając uwagi na gospodarza. – Ja… Royce… Boże! Co mi zrobiłeś? – zwróciła się w stronę blondwłosego mężczyzny.
Puścił dłonie brunetki i podszedł do dziewczyny, uśmiechając się ciepło.
- Teraz wszystko będzie dobrze, Rosalie. Nie opuścimy cię. Teraz jesteśmy rodziną i zawsze już tak będzie.
Pogładził jej długie włosy.
- Nie musisz się o nic martwić. Wszystkiego cię nauczymy, o wszystko zadbamy. Nie musisz się martwić.
Chciała mu wierzyć. Jakaś cząstka w jej duszy marzyła, żeby wszystko, o czym mówił, okazało się prawdą. Jednak tak nie było. Nie było dobrze. W jej głowie nadal przewijały się obrazy jej męki, obrazy pełne krwi i nienawiści, obrazy, które z przemianą, która w niej nastąpiła, nabrały na ostrości.
- Czym jestem?
- Jesteś wampirem.
Dwa słowa, które scaliły wszystko w jedną całość, okazały się tymi, które najbardziej ją zabolały. Nie mogła uwierzyć w to, że stała się potworem – nieżywym organizmem, który powinien zostać tam, na mokrym chodniku.
- Ja jestem Carlisle, to moja żona Esme – powiedział, wskazując palcem brunetkę. – Tam stoi Edward.
Mrok nie ukrywał przed nią obrazów. Widziała doskonale. Mężczyzna był piękny i doskonały w każdym calu. Nie mogła przestać mu się przyglądać. Myślała tylko o tym, żeby się do niego zbliżyć.
- Zachowaj swoje myśli dla siebie – warknął, po czym opuścił pokój.
Zdezorientowana nie wiedziała, co się dzieję.
- Każdy z nas otrzymuje dar po przemianie. Edward czyta w myślach – powiedziała Carlisle, jakby odczytując w jej oczach pytanie. – Kiedy cię znalazłem byłaś… Byłaś umierająca i taka młoda. Nie mogłem cię zostawić.
Z powrotem stanęła przed lustrem. Jedynym znakiem, że go słuchała, było kiwanie głową.
Wpatrywała się intensywnie we własne odbicie, wiedząc, że nie zazna spokoju, póki nie dokona zemsty. Nie zazna spokoju, póki jej własna dusza nie będzie krwawić.
- Carlisle, tak? – spytała, patrząc na mężczyznę. – Jest pewna sprawa, którą muszę załatwić. Niezwłocznie.
- Nie żywimy się ludźmi, Rose. Musisz nauczyć się panować nad swoim pragnieniem.
- Nie będę się żywić – szepnęła do siebie.

***

Noc była wyjątkowo piękna. Księżyc nieśmiało wyglądał zza chmur, rzucając jasne światło na ulice skąpane w mroku. Dobrzy ludzie już dawno śpią, utuleni w ramionach Morfeusza, nie zdając sobie sprawy, że miasto tętni życiem.
Cała reszta dobrze się bawi, tańcząc w takt muzyki, wirując w radosnych piruetach. Rosalie ubrana w zwiewną, białą sukienkę, na którą narzuciła płaszcz takiej samej barwy, spokojnie kroczyła po znanych sobie ścieżkach, uśmiechając się do przechodniów.
Mijała chichoczące kobiety, które tylko czekały na kogoś, kto mógłby ogrzać im tę noc, mijała mężczyzn po paru drinkach, mijała też dzieci, żebrzące o kawałek chleba. Noc nie była czymś strasznym. Dawała im schronienie.
Tłum ludzi rozpraszał się. Jedni wchodzili do domów, w których odbywały się bankiety, inni ożywiali kluby swoją obecnością. Każdy z nich spieszył się i biegł w swoją stronę, jakby chciał uciec przed nieuchronnym.
Patrzyła na to całkowicie zaaferowana własną misją, swoją osobistą wendetą, którą miała zamiar uskutecznić.
Zagubienie innych, ich strach przed skończonością, nie robił na niej żadnego wrażenia. Dzisiaj była wielka noc. Noc, która zmieni wszystko na lepsze. Nie mogła doczekać się przedstawienia, które odegra najlepiej, jak potrafi.
Doskonale słyszała szepty ludzi, którzy na jej widok uciekali spłoszeni, jak gdyby zobaczyli ducha, który krocząc ulicami może im zaszkodzić. Widziała w ich oczach strach i uwielbienie, ból i spełnienie. Widziała wszystko to, co sama czuła. Byli jej wiernym odbiciem. Atramentem, który wyblakł i zostawił wieczny ślad w źrenicach skurczonych od nadmiaru emocji.
Jej ciche kroki zwiastowały nieszczęście. Czekała jedynie na dogodny moment, który miał nastąpić już niedługo. Uważnie obserwowała miasto. Miasto pełne seksu i nienawiści, w którym nie liczyło się nic, prócz pieniędzy. Miasto, które ją zabiło i przywróciło do życia. W nim odnalazła szczęście i żal. Nie było jej przykro. Nie teraz, kiedy odnalazła siebie i swój własny cel, przeświecający przez mrok.
W końcu dotarła pod dom pełen hałaśliwych ludzi i muzyki. Zajrzała przez okno do środka. Tłum pięknie ubranych dam wirował w tańcu wśród równo urodziwych mężczyzn. Wszystko zdawało się być idealne, dopięte na ostatni guzik, bez skazy. Ona wiedziała lepiej. Zdawała sobie sprawę z tego, że całe to przedstawienie to jedynie fikcja wyprodukowana na potrzeby dobrego wizerunku.
Nic nie działało na wyobraźnie tak bardzo, jak wspaniałomyślność.
Zauważyła to już wcześniej, kiedy jej własny ojciec pod przykrywką dżentelmena w każdym calu, który z przyjemnością oddaje pieniądze na cele charytatywne, skrywał swoje prawdziwe oblicze – bezwzględnego materialisty, niecofającego się przed niczym, by osiągnąć sukces.
Tamto życie nauczyło ją ceny, jaką ponosi się za dobroć. Nie zamierzała zapominać tej ważnej lekcji.
Jego ręce przygwożdżały ją do zimnego i mokrego asfaltu, uniemożliwiając ucieczkę. Krzyczała i szarpała się, błagając o oszczędzenie życia. Jedyne, co słyszała, to śmiech mężczyzny, którego kochała i wtór innych głosów, dochodzących do niej z daleka.
Czuła się sponiewierana i zmęczona. Razy spadające na nią z góry były bolesne. Za każdym razem odczuwała je mocniej i głębiej, jakby dotykały jej serca.
Nie miała siły. Strach ją obezwładnił, trzymając kurczowo w swoich ramionach. Już nie błagała, nie jęczała i nie ruszała się. Pragnęła śmierci – wybawienia z ziemskiej powłoki. Ale ból miał się nie skończyć.

Otrząsnęła się ze wspomnień, powracając wzrokiem do zgromadzonych ludzi. Suknie falowały w radosnych piruetach. Do jej nozdrzy doszedł słodki zapach ponczu rozlewanego do kieliszków.
Uśmiechnęła się mimowolnie. Dobrze pamiętała jego smak i wrażenie ciepła, jakie przynosił, kiedy powoli przepływał przez gardło.
W końcu usłyszała głos, na który czekała. Pięciu mężczyzn – sprawców jej tragedii – dosięgnie sprawiedliwość. Widziała jak wychodzą, śmiejąc się z żartów, które wzajemnie opowiadali, całkowicie nieświadomi zbliżającego się końca.
Szła tuż za nimi, obserwując jak pijani zataczali się, wpadając na siebie nawzajem. Czuła ich pulsującą krew, która śpiewała, wzywała ją do skosztowania. Z daleka mogła dojrzeć żyły na ich szyjach, tętniące życiem, zapraszające. Mimowolnie oblizała wargi.
Gdy skręcili w ciemną uliczkę, stwierdziła, że to właśnie jest jej szansa. Zrzuciła z siebie płaszcz i podbiegła do nich.
- Jak miło was widzieć – szepnęła, stając naprzeciwko nich.
Zdziwienie malujące się na twarzach mężczyzn było niczym. Rozdziawione usta, z których wydobywało się jedynie ciche westchnięcie, było niczym. Wiedziała, że się boją. Czuła to. Przyspieszony oddech, łakomie łykane powietrze, rozpierające klatkę piersiową. Patrzyli na nią oczami wielkimi ze strachu.
- Już mnie nie pamiętacie? – przekrzywiła głowę.
Jej biała niczym śnieg sukienka idealnie oplotła się wokół kształtnych nóg. W świetle księżyca wyglądała jak anioł zemsty, piękny i nieuchronny.
W okamgnieniu rzuciła się na pierwszego z nich, podnosząc jego ciało do góry i rzucając nim o ścianę. Rozległ się gruchot połamanych kości i krzyk.
Reszta próbowała uciec w popłochu, jak najdalej od Rosalie. Ona była jednak szybsza. Po chwili następna trójka leżała połamana na chłodnym betonie, błagając ją o śmierć.
Rosalie kiwała przecząco głową.
- Cierpcie, nędznicy – szepnęła jedynie, zostawiając ich z otwartymi ranami, z których bezlitośnie sączyła się krew. Z minuty na minutę ich oddechy słabły, aż w końcu usłyszała, jak ich serca stają. Na zawsze.
Rozejrzała się, poszukując ostatniego z nich, najważniejszego. W mroku dostrzegła ruch i ciche stękania. Z uśmiechem na ustach podeszła w tamto miejsce i znalazła go, przytulonego do chłodnej ściany i kwilącego jak dziecko, które ma stanąć oko w oko ze swoim największym strachem.
Nie czuła nic. Patrzyła na niego i nie czuła nic, prócz rozpierającej ją wewnątrz chęci zemsty.
Bez skrupułów podniosła go na tyle wysoko, że jego nogi dyndały w powietrzu.
- Teraz możesz się bać – powiedziała.
Jego oczy zaszkliły się od niehamowanych łez. Rzucał się konwulsyjnie, rozglądając się dookoła i nawołując o pomoc.
W pobliżu nie było żywej duszy, nikogo, kto mógłby usłyszeć jego błagania. Byli tylko oni – ofiara i oprawca, którzy zamienili się rolami.
Bez cienia litości rzuciła nim o ścianę. Usłyszała jęk. Podbiegła do niego i raz jeszcze podniosła jego ciało, by skierować je na przeciwległy ceglany mur.
W końcu stanęła nad nim, wpatrując się w cieknącą z ran krew. Jego kości były pogruchotane.
- Żegnaj, Royce.
Zostawiła go na pastwę śmierci tak samo, jak on zostawił ją.
Nie wiedziała, gdzie ma się udać, dokąd pójść, jednak jej nogi dobrze wiedziały.
Znalazła się pod domem najlepszej przyjaciółki. Stanęła za oknem, nieśmiało zaglądając do środka. Ujrzała obraz rodziny, o jakiej zawsze marzyła. Matka trzymająca w dłoniach ukochane dziecko i mąż, który kochał ich najbardziej na świecie. Szczęście od nich emanowało. Nie potrzebowali nic więcej, tylko siebie. Wiedzieli, że mogą sobie zaufać. Wiedzieli, że razem przetrwają wszystko.
Ostatni raz spojrzała w twarz Very i posłała cichy pocałunek w jej stronę.


***

1940 r.

- Nie rozumiem jednego – zaczął Emmett, siadając tuż obok niej. Słońce delikatnie przeświecało przez zielone zasłony w ich wspólnym pokoju. – Jak?
Zapatrzyła się w sufit. Wiedziała, że w końcu dojdzie do tej rozmowy, że będzie musiała wrócić wspomnieniami do wydarzeń, które na zawsze ją zmieniły. Wcześniej by się tego obawiała. Myślałaby, że powrót w tamto miejsce przysporzy jej bólu, otworzy rany, które dawno zostały zasklepione. Teraz wiedziała, że ta rozmowa będzie jej ostatecznym oczyszczeniem. Osobistym katharsis, które później może nie nastąpić już nigdy. To była szansa wyspowiadania się, zrzucenia bagażu, który zaczął przytłaczać ją ciężarem.
- Już za życia ludzkiego byłam piękna – zaczęła, bez cienia skromności. – Już wtedy miałam mnóstwo kandydatów do ręki, jednak żaden nie wydawał mi się odpowiedni. Żaden nie miał tego czegoś, czego poszukiwałam u mężczyzny. Do czasu, aż pojawił się Royce.
Snuła swoją opowieść przepełnioną goryczą i żalem. Wylewała się z siebie smutek i cierpienie, które odbiło się echem od duszy. Opowiadała historię, która zdawałoby się przydarzyła się komuś innemu, komuś zagubionemu we wszechświecie, nie jej. Nie tej, która ułożyła sobie życie. Nie tej, która odnalazła sens, odnalazła chęć walki.
Snuła opowieść o dziewczynie zhańbionej, dziewczynie, która została porzucona i odtrącona. Pozostawiona na łaskę okrutnego świata, który zamiast ją zabić, dał ponowne narodziny. Jej głos płynął przez ciszę, naznaczając ją śladem wylanych łez i zaprzepaszczonych pragnień.
- Leżałam na lodowatym chodniku, czekając na śmierć. Tak bardzo mnie bolało, że zdziwiłam się, że mam jeszcze siłę zwracać uwagę na świat zewnętrzny. Zaczął padać śnieg, a ja uparcie nie umierałam. Tak bardzo pragnęłam, żeby ból wreszcie minął. Tak strasznie długo to wszystko trwało.
Taką znalazł mnie Carlisle. Kiedy wziął mnie na ręce i zaniósł do siebie do domu sądziłam, że nareszcie skonałam – wydawało mi się, że lecę. Przeraziłam się, że ból nie ustępuje nawet po śmierci…* - dokończyła, wpatrując się w jego oczy. Odnalazła w nich zrozumienie. Odnalazła to, czego potrzebowała dawno temu, tyle że wtedy nie było kogoś, kto mógłby jej to dać.
- Śmierć nas połączyła, kochanie – powiedział, całując ją w czoło.
Jego palce prześlizgiwały się pomiędzy puszystymi blond lokami.
- Gdyby nie to, co się wydarzyło, nie bylibyśmy razem. A jesteśmy. To coś znaczy.
Uśmiechnęła się blado. Chwyciła jego dłoń, obracając ją w swojej. Badała każdą linie papilarną, po czym w miejscach dotknięcia składała delikatne pocałunki.
- Jesteś jedynym jasnym promykiem – wyszeptała mu w usta.
- Wiem – odpowiedział, śmiejąc się cicho. – Wiem, Rose.


*Fragment „Zaćmienie”


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 12:07, 21 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
mTwil
Zły wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 80 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka

PostWysłany: Sob 1:56, 06 Lut 2010 Powrót do góry

Nie pozwoliłabym sobie, a Rath mi, nie skomentować tego pojedynku.

Pomysł:
Tutaj wyżej oceniłabym tekst A - porusza taką historię Jazza, o której nie było wiele w Zaćmieniu, w przeciwieństwie do B, gdzie większość scen - poza szczegółami - o ile mnie pamięć nie myli - zostało opisanych w książce. Dokładnie - pomysł na Jazza był raczej nowy, typowa łatka, opisująca zdarzenia, o których nie wspomniano wcześniej, wyjaśniająca późniejsze postępowanie bohatera, rozjaśniające jakąś sytuację. Nie podobał mi się motyw śmierci - to zbyt oklepane. Historia Rose jest nam już znana, nie było żadnego zaskoczenia, ciekawych dopowiedzeń do tego, co znamy z książki. Jeśli chodzi o moje własne wrażenia, a nie jedynie odnoszące się do warunków, od Jazza wolę Rose. Mam problem z rozdzieleniem punktów, ale mimo wszystko będę trzymać się bardziej ogólnej oceny - nie takiej, na którą wpływ mogą mieć moje obecne sympatie i antypatie, dotyczące oczywiście bohaterów.

Tekst A: 3
Tekst B: 2



Styl:
Co tu dużo mówić - tekst A leży, B wygląda całkiem nieźle.
W A błędy składniowe, niemiłosierna liczba powtórzeń, interpunkcyjne, masa literówek - całość aż prosi o betę. Skupiałam się na błędach, ciężko było mi się wczytać w tekst. Przebrnięcie przez te kilka części zajęło mi dobrych kilkadziesiąt minut.
Od początku wyczułam różnicę w stylu B. Był dla mnie przyjemniejszy, praktycznie nie wiem, kiedy doszłam do końca. Cytat, który często może być nadużywany, w tym wypadu doskonale nakreślił klimat opowiadania - można by nazwać go krótkim prologiem. Tu również pojawiały się błędy - tylko w tym wypadku pamiętałam o nich podczas jedynie czytania. Teraz, nie chcąc skłamać, wspomnę tylko o literówkach. Były też inne, poważniejsze, ale zostały wynagrodzone ogólnym stylem.

Tekst A: 2,5
Tekst B: 4,5



Spełnienie warunków:

Dalej nie mogę sobie darować, że nie wychwyciłam motywu z symbolem, ale jestem zmęczona, czytając musiałam nie zwrócić na to uwagi, a teraz nie mam siły do tego wracać. Ten warunek pominę.
Miała to być łatka, jak napisałam wcześniej - autorka tekstu A tutaj się spisała - to typowe opowiadanie tego typu. W B czytamy o historii nam już znanej, jedynie trochę inaczej przedstawionej - nie wiem, czy też możemy nazwać to łatką. Ale pamiętam też, że w warunkach było napisane: "coś jakby...", także ważne jest to, że akcja jest osadzona w odpowiednim czasie, odległej przeszłości - przed Bellą.
Mimo wszystko, nie chcąc rozdzielać punktów po równo:

Tekst A: 2
Tekst B: 1


Postacie:

Powtórzę może to, co mówiłam przy Pomyśle - za to pozwolę sobie spojrzeć na to bardziej egoistycznie - Jazz mi się przejadł. Nie chcę o nim czytać. Tak samo jak Charlotte i Petter - być może nieliczne - były już o nich miniatury, nigdy nie lubiłam wracać do tak odległych wspomnień, szczególnie jeśli fabuła czy styl mnie nie porwały i nie przenosiły do innego świata. Kelnerka jest typową ofiarą, niewinną, bezbronną - dla mnie zbyt znaną, schematyczną.
Można by podobnie podejść do tekstu B, gdzie postacie również zostały już opisane, ale w książce. Wydaje mi się, że jednak dzięki temu, że Sagi nie miałam w rękach od kilku miesięcy, wydawały mi się świeższe. Nawet nie myślałam, że bohaterowie czysto kanoniczni mogą mnie nie znudzić. Ciężko napisać mi coś o konkretnych postaciach, nie mają żadnych nowych cech, ale mogę wspomnieć, że być może przez ukazanie swojej słabości, za prostotę - dokładnie od zdania: "Nie wytrzymam (...) Za bardzo boli", moją sympatię zdobyła Rosalie.

Tekst A: 2
Tekst B: 3



Ogólne wrażenie:
Jestem w dziewięćdziesięciu procentach pewna, który tekst jest czyj, trudno mi było to ocenić, bo w pewien sposób zwracam się do Autorek, których prace bardzo lubiłam i lubię, ale - nie ukrywam - byłam całkowicie szczera. Jedna z was, po przemyśleniu, kompletnie mnie zawiodła. Przeżyłabym, przebolała wszystko w A, może nawet bardziej wciągnęłaby mnie fabuła, gdyby nie błędy - to porażka po całej linii. Aż dziw, że któraś z was mogła tak zawalić. Podobnie ze stylem. Niby prosty, zrozumiały, ale dla mnie ciężki w odbiorze. Po tym jak - niestety - wymordowałam A, z miłą chęcią przeszłam do B. Nie wiem, czy było to spowodowane moją wcześniejszą traumą, czy jest tak w rzeczywistości, ale ja przez ten fragment płynęłam. Bez przerw, które w A były nierzadko wymuszone, ale i upragnione, w mgnieniu oka dotarłam do końca.

Tekst A: 1,5
Tekst B: 3,5



Razem:

Tekst A: 11
Tekst B: 14


Serdeczne gratulacje składam Autorce tekstu B.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mTwil dnia Sob 15:27, 06 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Sob 11:23, 06 Lut 2010 Powrót do góry

EDIT! Właśnie zauważyłam byka. Odwrotnie oddałam punktację za pomysł, moja nieuwaga, przepraszam. Tak więc i ogólna punktacja ulega zmianie.

Pierwszy tekst przeczytałam wczoraj, jednak jego długość sprawiła, że musiałam położyć się spać i dokończyć dzisiaj.


Pomysł
Tekst A: 3
Tekst B: 2


Chyba się mi podobało. Obydwa nie są jakieś szczególne, jednak chyba w tekście A autorka dodała od siebie więcej niż w B, bardziej rozwinęła akcję dotyczącą Petera i Charlotte. I mimo że mi się nie podobał ten tekst, trzeba być sprawiedliwym.


Styl
Tekst A: 2,5
Tekst B: 4,5


Hm... Bardziej przekonał mnie styl tekstu B, a o to dlaczego. Chociaż nigdy nie czytałam Rath, jestem pewna jej tekstu. Nie będę tutaj pisać, który jest który, bo jeszcze ktoś potem będzie na to uwagę zwracał... Tak więc aby ułatwić sobie współpracę tekst A pisała Zosia, a B Hania. No więc Zosiu - twój styl jest świeży, ale jednocześnie pusty - tak jakby brakuje w nim emocji. Jesteś dobra w opisywaniu zjawisk jakichkolwiek (nie napiszę przecież, że rozpalanie ogniska jest opisem przyrody) i tam można zauważyć, że masz potencjał, masz na jakimś poziomie unormowane umiejętności. Jednakże przesadziłaś, przesadziłaś z długością, zasypiałam. Tekst po prostu momentami nudził, był zbyt długi. Nie lubię, kiedy teksty pojedynkowe są długie, a do tego momentami nudne, bo taki oceniający musi potem przeczytać kolejny. I to nie jest łatwe niestety. Zosiu, ćwicz dalej, bo stylistycznie - braki były - napisałaś lepiej niż Hania.
Otóż Hania ma problemy z interpunkcją - już na początku pokazuje, że jej roztrzepana głowa zapomniała wspomóc tekst paroma przecinkami. Mimo wszystko nadrabia poetyckim stylem i przez tekst się płynie. Hania poradziła sobie bardzo dobrze, co nie oznacza wspaniale czy świetnie. Gdyby nie interpunkcja...
Jeszcze powrócę do Zosi - Zosiu, nie można tak. Nie można tak, po prostu nie wolno. Piszesz o wampirach, a nazywasz ich ludźmi?



Spełnienie warunków
Tekst A: 1,5
Tekst B: 1,5


I po co tyle warunków dawać? Teraz muszę myśleć *wraca na górę kursorem myszki* *wraca*.
Hm, co do symbolu - można zauważyć u Zochy, nie pamiętam go już dokładnie, ale gdy czytałam, coś mi świtało. Symbol u Hani... Można pod symbol naciągnąć ten pocałunek w stronę Very czy też początkową niechęć, którą Rose została obdarzona przez Edwarda. Tak więc moje drogie po równo.



Postacie
Tekst A: 2
Tekst B: 3


Przyznam się szczerze, że ja nigdy nie zrozumiem tego punktu. Mało kiedy ktoś potrafi wykreować jakąś świetną postać w ciągu kilku stron. Albo możliwe jest, że ja nie potrafię jej zauważyć. Przewodnim bohaterem u Zośki był Jasper, jednak ja go nie poczułam, nie wsiąkły we mnie jego refleksje, przemyślenia. Jasper piszący wiersze? Nie pamiętam, czy tak było, ale jeżeli było, to i w kanonie mnie pewnie zadziwiło. Owszem, wrażliwy z niego wampirek, ale taki jakiś dziwny, wolałabym, abyś przedstawiła faceta z charakterem, a nie emo bitcha, którego po raz kolejny wałkujemy. Mogłaś już nawet podpiąć się pod jakiś romans, jakąś erotykę - wciąż emo, emo, emo nastroje w tych miniaturkach.
Co do bohaterki Hani, czyli co do Rose - ona też taka jakaś nie za bardzo mądra. Ale bardzo podobało mi się porównanie jej do anioła zemsty, trafione niesamowicie. Podobało mi się pożegnanie z Verą - takie ludzkie i pełne ciepła. Dreszcze przeszły, oj przeszły.



Ogólne wrażenie
Tekst A: 2
Tekst B: 3


No więc tak - ja uważam, że tekst A jest za długi, a tekst B jest momentami zbyt poetycki i za bardzo kocha jakieś piruety. Haniu, czy ty masz coś wspólnego z baletem? Razz
W każdym razie lepsze wrażenie wywarł na mnie tekst B, za tego anioła, za pożegnanie z Verą. W A nic mi nie zapadło w głowie - jedynie opis rozpalania ogniska. Bardzo ładnie, naprawdę. W tym momencie tekst nie był pusty - owszem, były jeszcze inne momenty, ale je zgubiłam, jednak mam świadomość, że istnieją.


Ogólna punktacja
Zosia: 11
Hania: 14


Powodzenia życzę, trwania w pisaniu, aby zawsze motywacja była.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wela dnia Sob 12:41, 06 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Sob 12:23, 06 Lut 2010 Powrót do góry

Pomysł:
A-3
B-2
Tekst A wydał mi się lepszy jeżeli chodzi o pomysłowość, bo zawierał więcej nie znanych mi wydarzeń. Tekst B wydaje mi się opisem tego, co już wiemy o życiu Rose plus kilka nowych pomysłów. A opowieść o bohaterze tekstu A była nowatorska i bardzo przemyślana, ponieważ wszystko co napisała autorka potem świetnie łączy się z tym, co już wiemy z sagi.

Styl:
A-3
B-4
Oba teksty są niesamowite i bardzo głębokie. Przepiękne, obrazowe zdania po prostu przyciągały mnie do ekranu. Jednak tekst B wydał mi się bardzie, jakby to ująć, obrazowy(?). Natomiast jeżeli chodzi o błędy, to nie ma co się czepiać.

Spełnienie warunków:
A-1,5
B-1,5
Przez tek dużą ilość warunków nawet nie potrafię się na tym skupić. Chyba wszystko było ok:)

Postacie:
A-3
B-2
Jasper, Jasper i jeszcze raz Jasper. Naprawdę zaskoczyło mnie to, że został pokazany od takiej wrażliwej strony. Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że ktoś mógłby przedstawić go jako poetę, romantyka. Bardzo miłe zaskoczenie.

Ogólne wrażenie:
A-3
B-2
Tekst A bardziej przypomina mi łatkę odnośnie sagi. Wydarzenie są nowe, ale wspaniale dopasowują się do tego, co działo się później. Powtarzam się, ale inaczej tego nie wytłumaczę. Tekst B zmienia wydarzenia, inaczej wygląda scena zemsty Rosalie.

Razem:
A-13,5
B-11,5
Gratuluję dziewczyny, oba teksty są świetne.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
losamiiya
Dobry wampir



Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 1767
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 212 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Mexico City.

PostWysłany: Sob 19:52, 06 Lut 2010 Powrót do góry

Pomysł:
A: 2
B: 3


Tutaj warto wspomnieć o tym, że były to trudne do napisania teksty.
A pomysły były tutaj najważniejsze, ponieważ na tyle różnych opcji można było się zdecydować.
Wyżej ocenię tekst B. Zawsze ciekawiła mnie cała historia Rosalie, i choć jest to zawarte w książce, nie zadowala mnie, a ja o Rose po prostu lubie czytać. Historia Jaspera jest również ciekawa, aczkolwiek pomysł z Rosalie tutaj wydaje mi się bardziej trafiony.


Styl:
A: 1
B: 6


Cóż, muszę powiedzieć, że nawet ja, która sama robie dużo błędów i powtórzeń - wyłapałam złą jakość stylu tekstu A.
Literówki to najgorsze zło, jakie tu wsytępuje, ale i interpunkcja trochę kuleje.
Tekst B czytało mi się o wiele przyjemniej, płynniej. Błędów większych nie dostrzegłam, w porównaniu z tekstem A jest po prostu dopracowany i dobrze napisany.

Spełnienie warunków:
A: 2
B: 1


Tu muszę powiedzieć, że łatka w tekście A jest na medal. Plus opisy, które są bardzo dobre, mimo tego, iż jest ich stanowczo ZA. I tylko to właściwie zadecydowało o takim rozkładzie punktów.

Postacie:
A: 2
B: 3


W tekście A podobało mi się wykorzystanie postaci Pettera i Charlotte. Sama postać Jaspera i Alice nie wywarła na mnie już takiego wrażenia.
Za to tekst B pokazuje tę prawdziwą Rosalie, poniekąd jedną z moich ulubionych postaci. Rose wydała mi się taka stonowana. I przyznanie się do bólu - przypadło mi jakoś do gustu.
O pozostałych postaciach nie ma za bardzo co mówić, bo i z tekstu A i z B jakoś nie wychwyciłam ich "udziału".

Ogólne wrażenie:
A: 1,5
B: 3,5


Postaram się krótko. Tekst A - wiele błędów, niedociągnięć pare dla mnie. Za dużo melanholii, takiego użalania się.
Tekst B - czytając, po prostu czytałam. Nie myślałam o tym, kiedy dotrę do końca (co w tekście A miało miejsce), po prostu płynęłam wraz z fabułą.
Nie ma co dużo mówić, ogólnie jestem za tekstem B.

Podsumowując:
A: 8,5
B: 16,5


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Nie 13:12, 07 Lut 2010 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt.
A:4
B:1

Bez urazy dla autorki, ale dla mnie tekst B nie jest czymś w rodzaju łatki. To historia którą znamy opowiadana w trzecim tomie sagi. Nie ma tutaj żadnego wątku specjalnie wymyślonego. Dlatego ze względu na to , bardziej skłaniam się w stronę tekstu A , który jest typową łatką. Pomysł z rozhisteryzowanym Jasperem, zawieszonym pomiędzy życiem a śmiercią , jawą a snem - bardzo przypadł mi do gustu. Przekonał mnie też wybór samej postaci. Bardzo lubię tą enigmatyczną postać z straszną przeszłością , pełną bólu i litrów krwi.

Styl: 7 pkt.
A:3
B:4

Tekst B pod względem stylistyki jest w lepszym ładzie i składzie. Długość nie jest też specjalna, co w przypadku tego tekstu jest plusem. Tekst A wydaje mi się nieco dłużyć momentami i wypełniać słowami "kiedy będzie jakiś dialog" Mimo to uważam , że opisy są naprawdę piękne. W tekście B , czasami czuje takie przesycenie poetyckością i mam ochotę się histerycznie śmiać.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
A:2
B:1

Nie do końca zrozumiałam chyba symbolikę w tekście. Właściwie mamy co chcieliśmy, ale będę się upierać , że tekst B nie jest łatką. Poza tym warunki zostały spełnione.

Postacie: 5 pkt.
A:3
B:2

Bardziej podobał mi się Jasper. Miałam go przed oczyma jak rujnuje swój pokój , łamie deski i wyżywa się na przedmiotach martwych. Moje uczucia jakoś się ukierunkowały do tej postaci , było mi go żal. Morderstwo, chęć rzucenia wszystko , chęć zmian. Dobrze , że znalazł kogoś kto poda mu rękę. Opowiadanie było dla mnie wzruszające. Opowiadanie B znam dobrze , więc patrzę na to trochę krytyczniej.


Ogólne wrażenie: 5 pkt.
A:3
B:2

W ogólnym podsumowaniu dodam, że bardziej przekonuje mnie Jasper , jego wewnętrzna chęć przemiany, cierpienie związane z przeszłością i teraźniejszością. Rosalie nie wzbudza we mnie takich emocji. Może dlatego , że nie pałam do tej postaci gorącymi uczuciami. Ale jest to ocena jak najbardziej subiektywna , więc jednocześnie wedle mojego sumienia sprawiedliwa. Obie prace są naprawdę niesamowite i godne zwrócenia uwagi. Jestem pod ogromnym wrażeniem.

Razem:

A:15
B:10


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Reilee
Zły wampir



Dołączył: 06 Wrz 2009
Posty: 320
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gloomy Swamp

PostWysłany: Nie 22:27, 07 Lut 2010 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt.

A: 4
Lubię wątek Jaspera i Alice. Słodkie zakończenie. Ładne i ciekawe opisy. Drażniły mnie te słone krople deszczu. Przecież deszcz nie jest słony xD Chyba, że akcja działa się w Czarnobylu albo Bóg wie gdzie XD

B: 1
Wierszyk - cacy, bardzo cacy. Poza tym zastawiałam się, czy mogę wysoko ocenić pomysł. To nie była łatka autorki B. Przecież spora część wydarzeń była opisana przez Stefcię.

Styl: 7 pkt.

A: 3,5
Po pierwsze, dziękuję niebiosom, że ten pełen bzdetów wstęp o życiu był taki krótki! Trochę trącał Coehlo i oczywistymi oczywistościami typu: Od wieków uważa się, że dwa plus dwa równa się cztery. W życiu ważne jest, by wiedzieć, że dwa plus dwa to cztery. Bowiem ta najprawdziwsza prawda najważniejsza jest we wszechświecie i niejednego już od zguby uratowała... XD
Po drugie błędy, dużo błędów. Poza tym: ładnie. Czytało się przyjemnie, lekko.

B: 3,5
żywy okaz płomieni O_O wtf?! Przecież ona nie płonęła. I złote tęczówki zaraz po przemianie? Nie powinny być czerwone? Parę małych błędów też znalazłam. Poza tym, także było ładnie.

Spełnienie warunków: 3 pkt.

A: 1,5
B: 1,5

Postacie: 5 pkt.

A: 3,5
Fajnie zbudowana postać Jaspera, kanoniczna, ale interesująca. Alice, oczywiście słodka i urocza. Fajna wstawka z Peterem i Charlotte. Podobało mi się.

B: 1,5
Autorka niewiele dodała od siebie. Historię Rose znamy dość dobrze z Sagi, stąd ten rozkład punktów.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.

A: 2,5
B: 2,5

Obie miniaturki były ciekawe. Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, która była lepsza, więc daję po równo Wink

Podsumowanie:

A: 15
B: 10

Gratuluję.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Reilee dnia Nie 22:29, 07 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Nie 22:46, 07 Lut 2010 Powrót do góry

Drogie Panie, obiecałam sobie, że będę oceniać jeden pojedynek dziennie. Dziś padło na Wasz. Do dzieła.

Pomysł: 5 pkt.
Tekst A: 3
Tekst B: 2

Pomysł z tekstu A spodobał mi się bardziej. Samą mnie to zdziwiło, bo nie należę do wielkich fanek Jaspera. Ten Jasper mnie ujął, swoimi przemyśleniami, samotnością, smutkiem. Historia Rosalie opisana w tekście B była jak dla mnie tylko pewnym dodatkiem do kanonu, zmienionym nieco na potrzeby miniatury.

Styl: 7 pkt.
Tekst A: 4,5
Tekst B: 2,5
Zdecydowanie tekst A. Za prawdziwie opisane ładnym stylem emocje, wątpliwości i głęboką analizę egzystencji głównego bohatera. Tekst B wydaje mi się ginąć na tle konkurencji, choć czytało mi się go lekko.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
Tekst A: 1,5
Tekst B: 1,5
Warunki spełnione.

Postacie: 5 pkt.
Tekst A: 3,5
Tekst B: 1,5
W tekście A autorka dokonała pewnego rodzaju cudu. Polubiłam Jaspera. Jest niezwykle charyzmatyczną, świetnie opisaną postacią. Bez trudu mogę go sobie wyobrazić, kiedy siedzi na tej ławce w parku i cierpi. Znakomicie opisane wyrzuty sumienia wampira. Jestem pod wrażeniem.
W tekście B nie kupiłam Rosalie, choć ją akurat w kanonie lubię. Wydała mi się zbyt płytka, ta jej zemsta taka trochę naciągnięta. Zdecydowanie wolę wersję z kanonu, gdzie wampirzyca z „zimną krwią” wymierza sprawiedliwość.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Tekst A: 3
Tekst B: 2
Tu dam taką punktację, bo pomyślałam chwilę i doszłam do wniosku, że może zbyt surowo oceniam tekst B. Jest naprawdę dobry. Lekko się czyta, historia wciąga. Podobała mi się bardzo rekcja nowonarodzonej Rosie na Eda. Mimo wszystko tekst A bardziej do mnie dociera i skłania do głębszych przemyśleń.

Podsumowanie:
Tekst A: 15,5
Tekst B: 9,5

Gratuluję.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lys
Zły wampir



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 352
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka Klausa.

PostWysłany: Pią 19:49, 12 Lut 2010 Powrót do góry

Rath by mnie zabiła, gdybym nie oceniła. Więc jestem.


Pomysł.
Oba teksty są naprawdę świetne i przemyślane, ale, mimo wszystko, bardziej przypadł mi do gustu tekst A. Rozmyślenia Jaspera, jego 'przepraszam', bardzo mnie rozczuliły i zmusiły do refleksji. Tekst B jakby zaciera się przy A, ale mimo to jest dobry.
Tekst A - 3
Tekst B - 2


Styl.
Muszę przyznać, że mimo iż w A pojawiło się dużo błędów składniowych i powtórzeń, to ten styl bardziej do mnie trafia. Jest w nim to, co tygryski lubią najbardziej, czyli trafne opisy zjawisk, uczuć. B nie jest zły, mimo błędów interpunkcyjnych, ale jednak A wygrywa.
Tekst A - 4
Tekst B - 3


Spełnienie warunków.
Po równo.
Tekst A: 1,5
Tekst B: 1,5

Postacie.
W A zauroczył mnie Jasper, w B porównanie Rosalie do anioła zemsty. Po głębszym zastanowieniu, daję jednak więcej punktów B, ponieważ przypomniał mi się fragment A, opisujący Jaspera piszącego wiersze. Wiem, że jest wrażliwy, itp, ale jednak to do mnie... dziwne.
Tekst A: 2
Tekst B: 3


Ogólne wrażenie.
Tekst A był trochę za długi, momentami mnie nudził, ale był naprawdę dojrzały, przemyślany i taki... kochany. Jako że Jaspera osobiście uwielbiam, ta miniaturka dodatkowo mnie do niego zbliżyła.
Tekst A: 3
Tekst B: 2


Reasumując:
Tekst A: 13,5
Tekst B: 11,5


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:23, 17 Lut 2010 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt.
A - 3
B - 2
Obie miniaturki mi się podobają, ale pomysł z Jasperem bardziej przypadł mi do gustu. Z drugiej nie dowiedziałam się zbyt wiele nowości o Rosalie. W pierwszej mini jest coś nowego, przemyślenia bohatera rozwaliły mnie na łopatki, bardzo mi się podobało. Dlatego daję punkcik więcej A.

Styl: 7 pkt.
A - 3
B - 4
Oba teksty są napisane ładnie, mamy opisy, emocje, ładne słownictwo. Oba czytało mi się lekko i przyjemnie. W obu też natrafiłam na błędy. Jednak w tej kategorii wygrywa B, bo czytało mi się lepiej i płynniej i wydaje mi się, że zauważyłam mniej byków. No i plus dla mini B za cytat na początku.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
A - 1.5
B - 1.5
Daję po równo, gdyż wydaje mi się, że zarówno w jednej, jak i w drugiej mini zostały spełnione.

Postacie: 5 pkt.
A - 3
B - 2
Podoba mi się zarówno Rosalie, jak i Jasper i trudno mi tutaj wybrać, ale trzeba. Bardziej przypadł mi do gustu Jasper. Wczułam się w jego postać, w emocje, jego historia mnie zainteresowała, miło mi się o nim czytało.
Ogólnie nie przepadam za Rosalie. W mini B była fajna, mogłabym ją na dłuższą metę nawet polubić, ale wybieram Jazza w tym pojedynku. No i w A są Peter i Charlotte, co też mi się spodobało.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
A - 3
B - 2
Jak już wspomniałam oba teksty mi się podobają. Każdy ma swoje plusy i minusy. W A było dużo błędów, ale za to nadrabiał świetną kreacją Jaspera. W B była ciekawa Rosalie. Oba teksty czytało mi się miło i przyjemnie.
Jednak mini A na dłużej pozostanie w moim sercu i w mojej głowie.

Podsumowanie:
A - 13.5
B - 11.5


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 15:53, 19 Lut 2010 Powrót do góry

cóż... do roboty :)

pomysł:
A: 3
B: 2

Żaden z pomysłów mnie jakoś nie zachwycił - nic specjalnego... ale pomysł A wydawał mi się z jakimś powiewem... ja wiem - coś nowego było, dołatanego do tego, co Meyer napisała czy przytoczyła wczesniej...

styl:
A: 3
B: 4

Naprawdę przyjemnie czytało mi się oba, jednak w B było to coś... autorka dopracowała lepiej temat i naprawdę postarała się... było lekko i plastycznie...

spełnienie warunków:
A: 2
B: 1

W B zabrakło mi symbolu... może czytałam niedokładnie, ale nie dopatrzyłam się niczego takiego...

postacie:
A: 3
B: 2

Autorka A dostaje punkt gratis za bardzo dobry opis Jaspera - pierwszorzędny... ten jego ból, ta jego niechęć do zabijania - i choć przesadzono mi z tymi wierszami, to naprawdę bardzo dobrze odebrałam tę postać...
B w postać Rose nie wniosło nic nowego, czego bym nie wiedziała... jednak nie mogę powiedzieć, że opis był zły ;P bo też był dobry :)

ogólne wrażenie:
A: 2,5
B: 2,5

Trochę oszukam, bo nie wiem, która lepsza... Po równo, bo w obu miniaturach są elementy, które mnie pociągają i w obu takie, za które chciałabym głowę ukręcić :P

ogólnie:
A: 13,5
B: 11,5


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 12:02, 21 Lut 2010 Powrót do góry

Swe głosy oddało 10 osób. W puli zgromadzona zatem 250 punktów.

Tekst A zdobył 130 punktów,

pozostałe 120 punktów otrzymał Tekst B.

Prym w tym pojedynku wiedzie praca zatytułowana "A gdy skorupa pęknie". Jej autorką jest
HurraRathole! Hurra

Gratuluję obu autorkom wyrównanego pojedynku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 12:06, 21 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin