FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Bajka na dobranoc/ Życie (VampiresStory i Courtney) [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 12:48, 02 Lip 2010 Powrót do góry

Pojedynkują się: VampiresStory i Courtney

forma: miniatura
długość: od 2 stron TNR 12, bez specjalnych limitów w drugą stronę
temat: bajka na dobranoc
chcemy: postaci drugoplanowej/postaci drugoplanowych, opowiadającej baśń/bajkę/opowieść/anegdotkę z życia, niekoniecznie dziecku, zmęczenia (pojętego dowolnie), nutki humoru, koniecznie prozy, mogą wystąpić Cullenowie
nie chcemy: Clearwaterów, horrorów, kominka,
termin: do 1 lipca, niestety bez możliwości przedłużenia
beta: nnie

Oceniamy według schematu:

Pomysł: 5 pkt.
Styl: 7 pkt.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
Postacie: 5 pkt.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Punkty przyznawane w innej punktacji nie będą liczone.

Jeśli nigdy nie oceniałaś/ -eś, zapoznaj się z zasadami.  klik!



Oceniamy do: 14.07.2010


Informacja od opiekuna:

W tekście A na prośbę autorki dokonałam pewnej zmiany - zamiast [i/] - [/i] ... to drobny błąd, który rzucił się jednak na wygląd tekstu... - oceniający mogą brać to pod uwagę przy ocenianiu stylu tekstu...

_________________________

Bajka na dobranoc


W każdej historii kryje się ziarno prawdy.

W oknach niewielkiego domu panował mrok. W powietrzu unosiła się senna atmosfera ukojenia i odpoczynku. Nagle harmonia została przerwana. Ciszę rozdarło preludium ostrych, wydobywanych z pasją tonów.

Po krótkiej pauzie rozległy się kolejne dźwięki, lecz tym razem nastrojowe i pełne liryzmu. Smukłe dłonie powoli sunęły po klawiaturze koncertowego fortepianu. Ciemny lakier połyskiwał muśnięty poświatą księżyca. Długie palce tańczyły na czarno-białym parkiecie, cicho snując melancholijną melodię. Po chwili ręce zastygły w bezruchu wykonując ostatnią przejmującą nutę. Młoda kobieta zacisnęła powieki, wsłuchując się w rytm kropli deszczu uderzających w szyby. Jej twarz co chwilę rozjaśniało światło błyskawic, raz po raz przeszywających wzburzone niebo. Stary zegar wybił trzy razy z kąta pokoju, zwiastując nadejście północy.

Nagle zadzwonił telefon. Dziewczyna wstała, okrążyła instrument i ruszyła w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Podniosła słuchawkę, którą przyłożyła do policzka.
- Panno Hale, mamy problem. Jesteś bardzo potrzebna. Peter dostał gorączki, a my musimy zająć się innymi dziećmi. Jak najszybciej bądź na miejscu – mówiła zdenerwowana Elizabeth Jordan, przełożona Rose.
- Oczywiście. Proszę mnie oczekiwać w ciągu najbliższych piętnastu minut – wyrecytowała kobieta po drugiej stronie linii.
Rosalie każdego dnia, melodyjnym głosem wypowiadała tą samą kwestię do telefonu, a już po chwili pojawiała się na progu sierocińca, w którym pracowała od kilku lat. Prowadziła wojnę z dyrektorką nazywaną przez dzieci Pigułą. Pani Jordan codziennie uprzykrzała Rose życie, a panna Hale w podzięce wzbudzała bunt wśród podopiecznych, którzy pragnęli zrzucić z siebie konserwatywną rękę Elizabeth.

Dziewczyna zakończyła rozmowę, narzuciła na ramiona płaszcz i wybiegła z domu. Jej sylwetka oddalała się, aż wreszcie zniknęła, nurkując w leśnych zaroślach. Poruszała się w nadludzkim tempie, ledwo dotykając stopami ziemi. Zimny wicher hulający w kniei bawił się jej złotymi włosami i gładził bawełnianą tkaninę jasnej sukienki. Drzewa zdawały się rozstępować na boki przed jej krokami. Rosalie mknęła z gracją przez gąszcz, który zaczął się przerzedzać, aż w końcu wdzięcznie zatrzymała się przed wielkim, starym gmachem. Prześlizgnęła się przez ogromną, kutą bramę, która zaskrzypiała złowieszczo, gdy odchylała jej wrota. Wiatr bujał się na pobliskiej huśtawce i muskał zieloną trawę. Rose wspięła się po stromych schodach, po czym zniknęła wewnątrz budynku.

W hallu dyrektorka obrzuciła ją obojętnym spojrzeniem błękitnych oczu.
- Jesteś wreszcie – powiedziała z pogardą i poprawiła materiał ciężkiej, czarnej sukni - Dlaczego tak długo? Zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji? Czasem zastanawiam się, skąd ty się tu wzięłaś. Może dostałaś się przez okno albo woźny cię przemycił?
- Przypomnę pani, że to pani mnie zatrudniła. A podobno nigdy się pani nie myli.
- Nieważne – pokręciła głową. – Przeniosłyśmy dziecko do izolatki. Doktor podał już leki, pozostało tylko czekać. Pójdziesz tam i powiadomisz mnie w razie zmiany jego stanu zdrowia. Zawieś mu też to nad łóżkiem. Niech go strzeże – włożyła jej w dłoń srebrny medalik.
- Ale on jest Żydem.
- Nie szkodzi. Idź już – popędziła ją Piguła.
Blondynka przewróciwszy oczami, ruszyła długim korytarzem, obwieszonym wyblakłymi portretami duchownych i wydrążonymi przez korniki, drewnianymi krzyżami. Spoglądała przez niektóre szpary w drzwiach sprawdzając, czy maluchy już zasnęły.

Usłyszała upominający głos Elizabeth, więc obróciła się na pięcie i spojrzała na nią zniecierpliwiona.
- Panno Hale! Jeszcze jedno. Nawet nie próbuj znowu opowiadać dzieciom swoich bzdurnych historii. Ich fabuła jest bezsensowna i pochwala niemoralne, negowane przez Kościół zachowania – odparła, srogo potrząsając palcem wskazującym.
- Nie liczy się treść, tylko forma. Zasypiając i tak nie skupiają się na tym, o czym mówię – powiedziała Rosalie.
- Tak? Wobec tego będę pamiętać, żeby na Twoim nagrobku wyryć: Tu leży forma całkowicie pozbawiona treści – uśmiechnęła się jadowicie kobieta.
Blondynka nie odpowiedziała. Rzuciła Elizabeth ostatnie, mrożące spojrzenie, po czym z zaciśniętymi zębami ruszyła dalej. Skręciła za rogiem i znalazła się w niewielkim pokoju, w którym stał rząd kilku łóżek. Na ostatnim z nich, pod oknem, leżał mały chłopiec. Rose podeszła bliżej i zobaczyła wypieki na anielskiej twarzyczce. Niewielkim ciałkiem wstrząsały dreszcze. Wilgotną chusteczką starła krople potu z czoła malca i położyła na nim swoją dłoń, której chłód zmniejszył drgawki.

Peter otworzył oczy i gwałtownie krzyknął. Kiedy jednak zobaczył stojącą nad nim kobietę, wyciągnął swoje małe rączki i przytulił się do niej ciepło. Usiadła na łóżku i posadziła go sobie na kolanach:
- Już dobrze. Niedługo poczujesz się lepiej – wyszeptała mu do ucha, kołysząc go w ramionach.
Kiedy zauważyła, że jego oczy zaczęły się zamykać, ułożyła go na poduszkach. Gdy jednak chciała odejść, poczuła uścisk na ramieniu.
- Rose, zostań ze mną. Ostatnio miałaś opowiedzieć mi bajkę! Obiecałaś! – przypomniał jej z wyrzutem, patrząc tak, jakby zabrała mu lizaka.
Zawahała się przez chwilę. Wiedziała, że dyrektorka wyrzuci ją na bruk, jeśli nie posłucha ostrzeżenia. W końcu jednak uległa urokowi chłopca.
- Właściwie, to czemu nie? – powiedziała śmiejąc się, lecz od razu spoważniała, wbiła wzrok w okno i rozpoczęła historię. - Dawno, dawno temu, żyła sobie księżniczka, którą nazywano Złotowłoska. Mieszkała w pięknym pałacu z mężem, księciem Emmettem i swoją rodziną. Złotowłoska była bardzo piękna i wszyscy ją kochali. Jedyną osobą, która nie lubiła królewny był jej brat, hrabia Edward. Aby wyrzucić księżniczkę z zamku, uknuł straszliwy podstęp. Związał się z czarownicą o imieniu Bella i przyprowadził ją do pałacu. Wtedy wszystko zaczęło się zmieniać i nic nie było tak, jak dawniej. Złotowłoska dobrze znała się na ludziach i od początku wiedziała, że Bella ma złe zamiary, jednak nikt jej nie uwierzył – w tym momencie Rosalie zrobiła pauzę. – Nie chce ci się spać?
- Chcę się dowiedzieć, co stało się ze Złotowłoską. Rose, proszę! Opowiedz, co było dalej – prosił chłopiec.
- A umiesz dochować tajemnicy? Jeśli doniesiesz na mnie do pani Jordan, będę musiała odejść i już nigdy więcej się nie spotkamy – powiedziała i przedstawiła mu swój najbardziej czarujący uśmiech.
- Przecież wiesz, że nigdy cię nie wydałem, a już na pewno nie Pigule – usiadł na łóżku, spoglądając na nią błagalnie.
- W porządku – pogładziła jego blond loczki i zaczęła dalej snuć swoją opowieść przy akompaniamencie błyskawic za oknem. – Zła Bella rzuciła urok na całą rodzinę Złotowłoski, omamiła nawet mądrego księcia Emmetta. Królewna próbowała wszystkiego, lecz nie było sposobu, aby zdjąć czar. Postanowiła opuścić kraj lat dziecinnych. Uciekła pewnej gwiaździstej nocy przebrana za stajennego i pognała w dal na swym dzielnym rumaku, Goliacie. Razem z wiernym kasztankiem błąkała się przez wiele tygodni, aż wreszcie dotarła do granicy królestwa. Gdy ją przekroczyła, wreszcie była wolna. Swoje miejsce odnalazła na wsi, z dala od pałacu i miejskich wygód. Rozkwitła, mogąc do końca życia cwałować przez pola na grzbiecie ukochanego wierzchowca. Złotowłoska zrozumiała także, że jej miłość do księcia Emmetta nie była prawdziwa, gdyż nie przetrwała ani jednej próby. Księżniczka aż do śmierci mieszkała z Goliatem w małej, rybackiej chatce nad brzegiem morza. Koniec – z jej ust wydobyły się ostatnie słowa, a mały Peter ziewnął szeroko i opadł na materac, który zaskrzypiał buntowniczo.
Twarz Rosalie rozjaśniła się na ten widok. Włożyła mu do ust termometr, aby upewnić się, że temperatura spadła. Otuliła chłopca ciepłym kocem, po czym bezszelestnie podążyła w kierunku wyjścia.
- Dobranoc, Peter – wyszeptała, gasząc światło.

Kobieta wyszła z pokoju i skierowała się do gabinetu dyrektorki, do którego drzwi jak zawsze były otwarte, gdyż Piguła należała do grona osób, które lubiły wiedzieć wszystko o wszystkich.
- Gorączka ustąpiła. Czy mogę już wrócić do domu? – zapytała Rosalie, patrząc prosto w oczy pani Jordan.
- Naturalnie. Do zobaczenia o siódmej – uśmiechnęła się i spojrzała na zegar wskazujący godzinę trzecią nad ranem.

Rose skinęła głową i już po chwili jej obecność stała się tylko wspomnieniem. Szybko pokonała labirynt korytarzy obskurnego sierocińca, aby za moment znowu pędzić przez las. Nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie znajdzie się w swoim ładnym, spokojnym domu. Wreszcie dotarła do celu i odnalazła klucz pasujący do zamka. Już widziała ulubioną książkę na nocnym stoliku i parę nowych butów czekających na przymierzenie. Okazało się jednak, że drzwi były otwarte, a ona sama zawsze je zamykała. Była pewna jednego. Ktoś był w środku. Pomimo, że była nadczłowiekiem, ogarnął ją niepokój. Ułamek sekundy wystarczył, aby pojawiła się w salonie. Było ciemno, jednak ona wyraźnie widziała muskularną sylwetkę mężczyzny. Postać zbliżała się do niej powoli. Podniosła głowę i spojrzała w miodowe oczy Emmetta Cullena.
- Witaj, Złotowłosko. Podobno w każdej bajce jest szczęśliwe zakończenie. Ty też na nie zasługujesz, Rose – uśmiechnął się do niej, po czym zamknął ją w niedźwiedzim uścisku.
Nie odpowiedziała, po prostu wtuliła się w jego tors. Teraz wiedziała, że wszystko będzie dobrze.

… i żyli długo i szczęśliwie. Koniec.

___________________________

Życie


Jeśli Przeciwniczka uzna, że tekst jej się podoba, to jest z dedykacją dla niej. Osobiście uważam, że zasługuje na więcej.


Jeśli nie można było powiedzieć czegoś na pewno o Esme Anne Platt, to tego, że czuła się absolutnie szczęśliwa.

Ucieczka przed mężem z domu była dobrym pomysłem, zresztą nie widziała innego wyjścia. Po prostu nie mogła pozwolić, by jej przyszłe dziecko wychowywało się z takim mężczyzną – brutalnym, agresywnym, potrafiącym zrobić awanturę o cokolwiek. Nawet teraz, latem, miała na sobie długą suknię, zakrywającą szyję i ręce, aż po nadgarstki. Czuła boleśnie każdy skrawek skóry.

Stacja była zatłoczona – tak, jak można by się spodziewać w upalny dzień. Kapelusz koszmarnie ciążył Esme na głowie, a głowa zaczynała ją boleć przez włosy, które mocno – za mocno – spięła z rana.

Wyskoczyła na peron i rozejrzała się, kurczowo przyciskając do boku biały tobołek, który stanowił jej jedyną własność. Ludzie, śpieszący się gdzieś, co chwilę ją potrącali, rzucając w biegu zdawkowe „przepraszam”. Z dwojga złego, lepszy brak uwagi, niż pytania: „ - Pani jest sama? A mąż? – Mąż zginął na wojnie. – Och, tak mi przykro”.

Ale… wysłała depeszę do kuzyna, który powinien mieszkać gdzieś niedaleko. Obiecał jej pomóc…

Tylko John znał ją z dzieciństwa, ba, razem z nią drapał się po drzewach. On jeden współczuł jej, kiedy wychodziła za mąż, on jeden wiedział, jak radośnie się czuła, kiedy Charles był na wojnie. I nie można powiedzieć, żeby był jej uczuciami oburzony.

Oparła się ciężko o budynek dworca, usiłując zagarnąć dla siebie bodaj odrobinkę cienia.
Gorąco…
Zaczynało jej być niedobrze – nie tylko ona uważała, że upał był wprost nie do zniesienia.

- Kuzynko! – usłyszała nagle z boku, a zaraz potem wpadła w objęcia mężczyzny, który bez wątpienia był Johnem. Na moment przywarła do niego – zdążyła już zapomnieć, jak to przyjemnie, kiedy się kogoś przytula.
Z własnej woli.

- John! Jednak po mnie przyjechałeś!

Odsunął się i zmierzył ją wzrokiem, od stóp do głów. Uniósł brwi na widok jej stroju.

- Nie mamy średniowiecza… - mruknął jakby do siebie, a zaraz potem dodał głośniej: - Jakże mógłbym po ciebie nie przyjechać! Co cię do mnie sprowadza?

Esme westchnęła głęboko, kątem oka podziwiając błękit nieba nad nimi.

- John, to jest… długa historia. Czy mogę ci ją opowiedzieć… potem?

Znowu nic nie powiedział, ale wyglądał na zmartwionego. Czuł, że coś jest nie tak. Co do tego Esme nie miała większych wątpliwości. Znał ją wystarczająco długo, żeby wiedzieć, co i jak.
Uśmiechnęła się niepewnie.
On odpowiedział tym samym, ale w zielonych tęczówkach oczu czaiła się troska. Wyciągnął do niej rękę, odebrał bagaż i poprowadził ją rozgrzanymi ulicami miasta, do miejsca, gdzie miała być bezpieczna.

***

Wieczorem zażądał, żeby dokładnie powiedziała mu, co i jak.

Upiła łyk herbaty i usiadła na fotelu. Obrączka przez moment zalśniła w świetle lampy, a Esme dostała gęsiej skórki. Jednym ruchem wyciągnęła z włosów szpilki, rozrzucając jasnobrązowe loki na wszystkie strony.

- Nie wiem, czy chcesz to wiedzieć – zaczęła niepewnie.

John podniósł się i przespacerował po pokoju. Ręką potarł brodę i ciemne włosy, a później złożył ręce na piersi, opierając się o kominek. Zastanowił się i nie miał zamiaru ustąpić.

- Moja droga, ja muszę wiedzieć. Wysłałaś mi z rana pilną i rozpaczliwą depeszę, prosząc o kąt, trochę chleba i wody. Nigdy bym ci nie odmówił, ale potrzebuję… chcę… muszę wiedzieć, dlaczego tak się stało.

Przygryzła dolną wargę, nerwowo zaplatając palce. Bawiła się też materiałem, z którego zrobiona była jej sukienka.

- Jestem w ciąży – wypaliła. Nie ośmieliła się podnieść na niego wzroku. – Ale… to nie jest dobra wiadomość. Znasz mojego męża… z widzenia. Nikt, nikt poza mną, nie wie, jaki on jest naprawdę – zaśmiała się gorzko.

Gdyby odważyła się spojrzeć na kuzyna, zobaczyłaby, że jego twarz nagle stężała i poszarzała.

- Cieszę się z dziecka, ale nie mogłam, po prostu nie mogłam, wychowywać go w takich warunkach. Z ojcem, który prawdopodobnie by go nienawidził, bił i od dzieciństwa uczył picia. John, ty naprawdę nie chcesz wiedzieć, do czego on mnie zmuszał. – Przeszyła go znękanym wzrokiem, z ustami wykrzywionymi jakby do płaczu. – Potrafił zrobić awanturę o wszystko, o zupę, masło, o niewyprasowaną koszulę. Wszystko. A te awantury nie kończyły się na kilku wyzwiskach, marzyłam, żeby tak było. Płakałam… błagałam matkę i ojca, żeby coś z tym zrobili. Wiesz, co mi powiedzieli?

John pokręcił głową, ale spojrzenie Esme było nieobecne, teraz jej oczy płonęły wściekłością, kiedy rozpamiętywała i rozdrapywała stare rany, które nie miały szansy się zagoić.

- Powiedzieli mi – jej głos drżał ze złości – że jestem dorosła. I powinnam sama radzić sobie z takimi sprawami. To ojciec. Matka go wyśmiała, przy okazji wyśmiewając mnie, i powiedziała, że mam nie robić problemu. Że mężczyzna czasami musi odreagować, a żona nie ma nic do powiedzenia.

Zacisnęła wargi, aż te zrobiły się sine. Otworzyła je dopiero po chwili, mówiąc dalej.

- Pokazałam im, to, co mi robił. Nie zmienili zdania.

John, dotąd słuchający w milczeniu i ze skupieniem, odezwał się.

- A co… co on…

Esme bez słowa podciągnęła rękaw, na co jej kuzynowi odebrało mowę. Ramię przypominało fioletowy las, wśród którego płynie kręta, biała rzeczka skóry. Od czasu do czasu las zmieniał kolor na żółty i czerwony, ale zawsze przeważał.

Podniósł oczy na kuzynkę, której z oczu po prostu ciekły łzy. Drugą rękę przyłożyła do brzucha, zaciskając zęby, żeby nie wybuchnąć płaczem.

- John, ja tam nie wrócę. Nie każ mi, błagam, bo tego nie zniosę.

John bez słowa podszedł do niej i opadł na siedzenie przed nią. Ujął zimne ręce w swoje i zaczął je ogrzewać, szeptają przy tym słowa otuchy, pomiędzy którymi od czasu do czasu udało się dosłyszeć przekleństwa i pomstowania na tego drania.

- Pomogę ci – powiedział w końcu. – Tu, niedaleko, jest szkoła. Jeśli chcesz, możesz w niej pracować, brakuje im nauczycielki. Zamieszkasz ze mną, powiemy, że jesteś moją siostrą. Chodź tu, Esme – przyciągnął ją bliżej i mocno do siebie przytulił. – Wszystko będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze.

***

Dziewięć miesięcy później szeptała tę samą opowieść swojemu dziecku, którego serce już nie biło. Gładziła synka po bladej twarzyczce, ocierała łzy, skapujące na jego ubranko. Trzymała go w ramionach, czekając, aż ktoś podejdzie i wyjmie jej go z rąk. Aż wygoni, każe iść do domu, opryskliwym głosem kobiety, która jest nieczuła na ludzie nieszczęście.

I teraz na klifie była sama. Padało. Nikt jej nie widział i nikt nie nadchodził.
Miała wrażenie, że jest w jakiejś czeluści, która pozwala jej obserwować parę metrów dookoła siebie, ale przytępia umysł, nie pozwala myśleć. Podsuwa jej rzeczy, które nie mogły się zdarzyć, jak śmierć dziecka, dla którego tyle poświęciła.

Jeszcze jeden szloch rozdarł ciężkie powietrze na skale.

Patrząc na pieniące się przed nią morze, do Esme dotarło, co powinna teraz zrobić.

Aby żyć po życiu.

Nie znała wielu melodramatycznych gestów, chociaż wiedziała, że jej sposób na samobójstwo może być uznany właśnie za kolejny… hm, popis?

Od myślenia zaczynała ją boleć głowa.

Koniec, do cholery. Mam już tego dość.

Esme Anne Platt-Evenson odsunęła się od krawędzi, wzięła rozbieg i wybiła wysoko, w powietrze, zimne i nieprzyjazne. Uderzyła w taflę wody i prawie natychmiast straciła przytomność.

Moja bajka nie skończyła się dobrze…






*- O historii Esme można przeczytać szerzej w prywatnej korespondencji ze Stephenie Meyer. Ja ją tylko… zaadaptowałam na swoje potrzeby.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Pią 10:46, 16 Lip 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Marionetka
Zły wampir



Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka Kajusza

PostWysłany: Pią 15:29, 02 Lip 2010 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt.
A - 3
B - 2
Z jednej strony mamy tekst A - zakończony szczęśliwym zapewne spotkaniem Rosalie z Emmettem. Z drugiej B - zacytuję autorkę: "Moja bajka nie skończyła się dobrze…". Pierwsza miniaturka wywołała na mojej twarzy mimowolny uśmiech, druga natomiast napełniła melancholią i smutkiem. Oba pomysły są dobre i oba mi się spodobały. Czasem lubię się pośmiać, czasem powzruszać. Tekst A wydaje mi się jednak ciut oryginalniejszy i pewnie w całości wymyślony przez autorkę, bo jednak historię Esme wykreowała sama Meyer i zostajemy poinformowani po przeczytaniu miniaturki, że szerzej możemy tę opowieść poznać, zaglądając do prywatnej korespondencji Stephenie.

Styl: 7 pkt.
A - 3,5
B - 3,5
I tu nie jestem w pełni zadowolona. W tekście A wyłapałam brak kropki i przecinka (i tu raz, i tu; choć mogło być tego więcej), w tekście B znalazłam zgubioną literkę. Jeśli jednak chodzi o sam styl, to obydwa teksty czytało mi się przyjemnie. Ten pierwszy bardziej bajkowo, drugi natomiast realistycznie. Dam tutaj po równo, bo nie potrafię zdecydować, którą miniaturkę pochłaniało się z większym zapałem.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
A - 1,5
B - 1,5
Spełnione, chociaż w obydwu przypadkach wahałabym się co do nutki humoru; można jednak za taką uznać kąśliwą uwagę Elizabeth Jordan w rozmowie z Rosalie w tekście A oraz wzmiankę Johna na temat średniowiecza w tekście B.

Postacie: 5 pkt.
A - 2
B - 3
W tekście A za mocno zarysowaną postać uważam jedynie Elizabeth Jordan. Rosalie jest taka... trochę mdła i nijaka. Emmett pojawia się w jednej scence i o nim nie mam za wiele do powiedzenia.
Natomiast miniaturka B zawiera w sobie wyrazistą postać Esme. Za to duży plus. John również jest dobrze wykreowany. I tekst B w tym punkcie przeważa.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
A - 3
B - 2
I tutaj mam dylemat. Obydwa teksty mi się podobały, pojedynek bardzo wyrównany i nie wiem, co ujęło mnie bardziej - czy ten bajkowy klimat w A, czy wspaniale wykreowane postacie w B. Nie mogę z kolei dać równo, bo wtedy byłby remis, co nie jest dozwolone. Po dłuższym namyśle postawię jednak na tekst A, do czego przyczyniła się również klimatyczna początkowa scena, jest cudownie opisana.

Suma:
A - 13
B - 12
Gratuluję i autorce tekstu A, i autorce tekstu B. Obydwie miniaturki mnie ujęły, jednym punktem przeważyła jednak A, a i tak miałam olbrzymi dylemat. Raz jeszcze gratuluję i pozdrawiam serdecznie, Marionetka.


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
losamiiya
Dobry wampir



Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 1767
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 212 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Mexico City.

PostWysłany: Wto 6:06, 06 Lip 2010 Powrót do góry

Pomysł:
A: 5
B: 0

Powiem szczerze, że pomysł z Rosalie będącą opiekunką do dzieci sam w sobie nie jest zły. Co prawda jest to trochę denne, a bynajmniej może się takie wydać, jednakże jest okej.
Za to tekst B - pomysł jakiś może i jest, jednak ja go nie dostrzegam. Dostrzegam za to wielkie pogubienie się autorki, narastające z każdym zdaniem.
+
Cytat:
*- O historii Esme można przeczytać szerzej w prywatnej korespondencji ze Stephenie Meyer. Ja ją tylko… zaadaptowałam na swoje potrzeby

Serio? Rolling Eyes Czyli pomysł nie był do końca Twój? bo już nie wiem jak to rozumieć...

Styl: 7
A: 5,5
B: 1,5

Tekst A, mimo, że napisany lepiej niż tekst B ma swoje błędy. I podkreślam to tutaj, aby autorka wiedziała, że takie rozdanie punktów nie świadczy o tym, że jej tekst był świetny stylistycznie, po prostu był lepszy od tekstu B, jednak błędy są, szczególnie w źle dobranych wyrazach, bądź całkowicie przekreślonych ich znaczeniach.
Tekst B - ostatnio i ja zrobiłam taki błąd, z nadmierną spacją, ale nie robiłam aż takich rzeczy oO Nie wiem, po co to robiłaś, ale wyszło strasznie. Poza tym, interpunkcja też jest zła i ogólnie styl mi się nie podoba. Choć mogło być gorzej... (o zgrozo).

Spełnienie warunków:
A: 2
B: 1

Tekst B nie ma w sobie nic z humoru, próbowałam wyłapać, ale niestety.

Postacie:
A: 4
B: 1

Podoba mi się Rose z miniaturki A. Również postać chłopca mnie urzekła. Jedyną postacią, która kompletnie mi tu nie pasowała była dyrektorka aka Piguła (swoją drogą było to śmieszne :P), psuła mi cały efekt.
Ale zakończenie, Emmett, też fajnie :)
Mini B - pokrzywdzona Esme jakoś nie wzbudziła ani mojej sympatii, ani też współczucia. O kuzynie Johnie nie będę się wypowiadać, gdyż jest on dla mnie mega nie istniejącą i bezbarwną postacią...

Ogólne wrażenie:
A: 5
B: 0

Tekst B ma w sobie nutkę tajemnicy, nostalgii nawet może, humoru.
Gdyby był dopracowany i dłuższy np byłby super.
Naprawdę przyjemnie mi się czytało.
Za to tekst B mnie zawiódł i, nie ma co ukrywać - nie podobał mi się.

Podsumowując:
A: 21,5
B: 3,5


Choć spodziewałam się czegoś lepszego, gratuluję.


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Czw 12:57, 08 Lip 2010 Powrót do góry

Pomysł:

A: 3,5
B: 1,5

Uważam, że przetransponowanie pomysłu z dodatkowych wiadomości o losach bohaterów nie jest złe, ale nie bardzo nadaje się na miniaturkę pojedynkową, gdzie oczekuje się od autorów ich własnego pomysłu. To tak jakby opowiedzieć historię przemiany Edwarda na nowo, choć wiemy już, kiedy to się stało i jak. Dlatego tutaj pomysł jest w ogóle nieoryginalny, bo to już zostało gdzieś powiedziane. No chyba tylko ten kuzyn jest ciekawy, bo o nim nie doczytałam w korespondencji.
Co do pierwszej historii. Przewidywalna realizacja tematu, czyli opowiedzenie bajki dziecku na dobranoc. Miejsce akcji ciekawe, ale mało autentyczny wydaje się fakt, że Rose jako - jak mniemam - opiekunka została wezwana w noc, w którą nie pracowała. W takich sytuacjach pracowników pewnie jest dosyć, by nie wzywać innych, którzy odpoczywają w domu. Choć jest pomysł łatwy do przewidzenia, to na tle przeciwniczki z pewnością ciekawszy.

Styl:

Oba tekst czytało mi się gładko. Powiem szczerze, że nie wypatrywałam usilnie błędów i przecinków. Uchybienia były, ale nie potrafiłabym powiedzieć, który stylistycznie jest lepszy, dlatego dam remis. Estetyka zapisu w B jest gorsza, ale za to odejmę we wrażeniu.

A: 3,5
B: 3,5

Spełnienie warunków:

A: 2
B: 1

Gdyby temat brzmiał: bajka, można by zaakceptować wybór jego zrealizowania przez autorkę tekstu B, ale miała być bajka na dobranoc i tego niestety nie dostrzegłam. Była to zwyczajnie opowiadziana historia losów bohaterki, która zwierzała się kuzynowi. No koniec jedynie sama bohaterka powiedziała, że jej życie było taką bajką, która zakończyła się źle. Za to mniej punktów.

Postacie:

A: 2,5
B: 2,5

Sama nie wiem. W tekście A było więcej postaci, które otrzymał jakieś rysy. Dodatkowo bajka wprowadzała mnóstwo nowych osób. Mimo tej ilości, nie ma postaci, które się wybijają. Mówi się o nich więcej, ale nie stają się przez to żywsze. Może poza wielokrotnie akcentowanymi włosami Rosalie.
W drugim tekście autorka skupia się na trzech osobach, wpominając dodatkowo rodziców. I znów jest tylko takie opowiadanie. Nie ma emocji matki tracącej dziecko, nie czuć napięcia w scenie samobójstwa.
Mamy więc podobny układ: w każdym tekście postaci są, ale w żadnym nie ujmują czymś specjalnym - przynajmniej mnie - czytelnika dziś bardzo znudzonego. Wink Dlatego remis.

Ogólne wrażenie:

A: 4
B: 1

Za pomysł, za właściwą realizację, ładną budowę muszę przyznać więcej punktów autorce pierwszej pracy. Po prostu czułam, że jest to bajka na dobranoc, bajka przedstawiająca jakąś historię. Rozpoczęta w pewnym momencie i zakończona. Takiego wyraźnego zarysowania nie było u przeciwniczki. Stąd i lepsze moje wrażenie na temat tej miniatury.

SUMA:

a: 15,5

b: 9,5


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
Antonina
Dobry wampir



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1127
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Jokera

PostWysłany: Nie 13:51, 11 Lip 2010 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt.
Tekst A – 3,5
Tekst B – 1,5
Spodobał mi się pomysł na tekst A, tzn. sierociniec, zła babka, która rządzi i Rose jako opiekunka. Całkiem fajna koncepcja, wykonanie ma co prawda pewien minus, ale o tym w innej kategorii.
W tekście B podobał mi się sam fakt, że główną postacią była Esme, a nieczęsto się to zdarza. Tyle, że sama postać nie może samodzielnie sprawić, że tekst będzie super ciekawy. Stąd wygrywa w tej kategorii miniaturka A.

Styl: 7 pkt.
Tekst A – 3
Tekst B – 4
W tekście A w zasadzie wszystko było poprawne, tzn. nie zauważyłam błędów interpunkcyjnych czy powtórzeń, natomiast źle mi się ten tekst czytało. Coś było nie tak w budowie zdań, niektóre były strasznie długie i sztucznie zbudowane. Miałam ponadto wrażenie, że pewne słowa są nieodpowiednio dobrane i nie pasują do kontekstu, w jakim są użyte, np. w zdaniu: „(...)wyciągnął swoje małe rączki i przytulił się do niej ciepło.” Nie wiem, zdaję sobie sprawę, że można uśmiechnąć się do kogoś ciepło, ale przytulić? Jakoś mi to nie pasuje.
Tekst B czytało mi się płynnie, choć też znalazły się tam kwestie, wzbudzające moje zdziwienie, jak choćby „drapanie się po drzewach”. Dostrzegłam też parę błędów interpunkcyjnych, ale mimo wszystko oceniam wyżej B.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
Tekst A – 1,5
Tekst B – 1,5
Spełnione, choć był moment, że się wahałam.

Postacie: 5 pkt.
Tekst A – 3,5
Tekst B – 1,5
Trafiła do mnie Rosalie z tekstu A – taka pozornie zimna i nieczuła dla ludzi, chociażby dla Piguły, ale mająca w sobie pokłady ciepła, ukazujące się tylko dla wybranych. Pozostałe postacie też oceniam pozytywnie. W tekście B Esme była przedstawiona dobrze, natomiast była to jedyne fajna postać, jej kuzyn był strasznie nieciekawy.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Tekst A - 4
Tekst B - 1
W tekście A, poza pomysłem, bardzo spodobało mi się zakończenie, tj powrót Emmetta – wyglądało to tak, jakby się o coś pokłócili z Rosalie, ona była sama, a potem Emmett do niej wrócił i wszystko już było dobrze. Co mi się nie podobało, to tytułowa bajka na dobranoc, zła czarownica Bella i zły hrabia Edward byli zabawni, ja przynajmniej się uśmiechnęłam, jak zaczęłam to czytać, ale potem pomysł, że Rose ucieka na swoim wiernym rumaku i a potem mieszkają razem w małej chatce (kobieta i koń) aż do śmierci – czyli Rose umarła młodo, czy koń był anormalny (bo zwykle przezywają ok. 30 lat)? Trochę bzdurne mi się to zakończenie opowieści wydało.
W tekście B natomiast mogłoby być ciekawie i oryginalnie, gdyby np. okazało się, że to Carlise tak urządził Esme. A tak to tylko Esme była tą znajomą, całość tekstu składała się praktycznie z rozmowy Esme z jakimś jej kuzynem, końcówka wydała mi się trochę nieautentyczna, głównie przez rozbieg i skok, jakoś taki sposób samobójstwa do mnie nie przemawia.

Podsumowując:
Tekst A – 15,5
Tekst B – 9,5


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 9:23, 12 Lip 2010 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt.
A - 4
B - 1

Rosalie opiekująca się dziećmi i pokazująca ludzkie odruchy? Bajka, która opowiada dziecku jest jej własną historią. No i jak się potem okazuje, jej bajka kończy się dobrze po przybyciu ukochanego. To mi się podoba.
Tak jak inne osoby, uważam, że dopisek o korespondencji Meyer i fakcie, że pomysł nie był do końca autorki, zbił mnie trochę z tropu. Jasne, zawsze pisząc teksty, opieramy się na jakiejś historii, ale tutaj nie mogę dostrzec niczego nowego. Wszystko co o Esme już wiemy. Pojawił się kuzyn, ale mi to nie wystarcza. Punkt przyznaję za sam wybór Esme, o której tekstów jest mało.

Styl: 7 pkt.
A - 4.5
B - 2.5
W obu tekstach zauważyłam błędy. Ale nie przeszkadzały mi one w odbiorze. Bo obie miniaturki były na podobnym poziomie. Czytało się dobrze, ale bez szaleństwa.
Jednak spacje w B mnie prawie zabiły. Przepraszam, ale bardzo mnie to denerwowało i musiałam odjąć. Nie rozumiem tego zabiegu i to w takiej ilości. Przykro mi. Na dodatek tekst A wydaje mi się płynniejszy i bardziej plastyczny.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
A - 2
B - 1

Teksty nie wywołały u mnie nawet nikłego uśmiechu. Jednak w miniaturce B, żadnego momentu nie da się podciągnąć pod taki, który mógłby wiać nutką humoru. Tekst jest smutny, bardzo smutny. W A za fragment, który mógłby mnie rozbawić, uznaję bajkę Rosalie. Dlatego daję o jeden punkt więcej A.

Postacie: 5 pkt.
A - 4
B - 1

Wybieram Rosalie, która była bardzo ludzka w swoim zachowaniu. Opowiadając bajkę, jakby w pewien sposób się otworzyła. Przestała być figurą z lodu, która do wszystkiego podchodzi z dystansem.
Chłopiec, któremu opowiadała bajkę był uroczy, a pojawienie się Emmetta, o którym wiemy mało i zjawia się dosłownie moment przez końcem, sprawiło, że miniaturka nabrała smaku.
W B mamy Esme, która pomimo cierpienia, smutku i ciężkich przeżyć wydaje mi się bez wyrazu. Nie umiem nic więcej o nich powiedzieć. Scena na klifie również mnie nie przekonała. Nie czułam tego, co ona w tamtej chwili powinna odczuć.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
A - 4
B - 1

Wszystko już napisałam powyżej. O wiele bardziej podoba mi się tekst A. I to autorce tej miniaturki daję cztery punkty za Rosalie, bajkę, zakończenie, płynność.
B otrzymuje punkcik za wybór postaci, której niestety dobrze nie poprowadziła. Ale nie było potwornie źle, więc ten jeden punkt się należy.


Podsumowanie:
A - 18.5
B - 6.5


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Śro 15:11, 14 Lip 2010 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt
A: 4
B: 1
Niestety żaden z pomysłów mnie nie zaskoczył jakość szczególnie i nie zachwycił. Jeśli mam jednak dokonać wyboru, zdecydowanie bardziej spodobała mi się historia opowiedziana przez autorkę tekstu A. Przede wszystkim przez ładnie wkomponowaną bajkę o samej bohaterce. Dodatkowo Rosalie w roli dobrej księżniczki, a Bella w charakterze złej czarownicy, która omamiła całą rodzinę Cullenów, było to nieco zabawne.
Tekst B zupełnie do mnie nie przemawia. Jest po prostu opowiedzianą po raz kolejny historią Esme. Dodanie kuzyna Johna niestety w żaden sposób nie dodało tej opowieści oryginalności.
Jak już wspomniałam na samym początku, niestety żaden z pomysłów nie wydaje mi się zbyt zaskakujący. Tekst A broni się tym, że jego autorka użyła swojej wyobraźni, by napisać swoją bajkę. W tekście B niestety nic ciekawego nie znalazłam.

Styl: 7 pkt
A: 3,5
B: 3,5
W tej kategorii uznałam, że rozdzielę punkty po równo. W obydwu tekstach zauważyłam błędy przy zapisie dialogów. Ponadto w obydwu tekstach dialogi niestety troszkę „kuleją”. Są czasami sztuczne. Zarówno w jednym i drugim tekście zdarzyły się błędy interpunkcyjne. Dlatego, mimo wszystko, że lepszy w odbiorze stylistycznie wydaje mi się tekst A, daję remis.

Spełnienie warunków: 3 pkt
A: 2
B: 1
W tekście B nie znalazłam nigdzie nutki humoru. Ponadto opowieść Esme nijak się ma do baśni, bajki a tym bardziej anegdotki z życia. Dla mnie po prostu kobieta tłumaczy swojemu kuzynowi, dlaczego odeszła od męża. W tekście A warunki uważam za spełnione, choć ta nutka humoru też jest bardzo słabo zaznaczona.

Postacie: 5 pkt
A: 3
B: 2
Żadna z postaci nie zrobiła na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia. W tekście A postać Rosalie wydaje mi się zbyt mało rozbudowana, troszkę bezbarwna, bez jakiejś „ikry”. Przełożona Piguła to w zasadzie stereotyp, choć przyznaję nieźle napisany, bo od razu czuje się niechęć do tej postaci.
W tekście B Esme do mnie nie przemawia. Oczywiście autorka ukazuje nam obraz znękanej kobiety, ale środki wyrazu, jakie stosuje niestety są zbyt schematyczne. Otrzymujemy postać, która nie budzi żadnych emocji. I choć jej historia jest smutna i przygnębiająca, Esme z tekstu B nie przekonuje mnie zupełnie. Ta postać jest pozbawiona wyrazu, autentyczności.
Szkoda, że Rosalie z tekstu A jest troszeczkę za mało rozbudowana, ale przynajmniej posiada spory potencjał, Esme z tekstu B niestety jest zupełnie nijaka.

Ogólne wrażenie: 5 pkt
A: 4
B: 1
Zdecydowanie, pomimo kilku niedociągnięć , lepsze wrażenie wywarł na mnie tekst A. Jest bardziej spójną opowieścią, spełnia warunki tego pojedynku, czytało mi się go przyjemnie i z zaciekawieniem. Dodatkowo tekst A jest w pełni autorską wersją historii o Rose i ma o wiele lepszą estetykę zapisu niż tekst B.
Tekst B niestety mnie niczym nie przekonuje. Począwszy od pomysłu, który jest kolejną kopią opowieści o życiu Esme, w dodatku nie najlepszą, poprzez brak kreacji autentycznych bohaterów (wydaje mi się, że otrzymałam w zasadzie tylko namiastkę postaci), a kończąc na kiepskiej estetyce zapisu. Sam tekst byłby lepszy w odbiorze, gdyby nie te niepotrzebne spacje, które psują efekt spójności.

Posumowanie:
A: 16,5
B: 8,5


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 10:43, 16 Lip 2010 Powrót do góry

Pojedynek oceniło 6 osób, zatem do dyspozycji mamy 150 pkt


wygrała autorka tekstu A - Courtney zdobywając 100,5 pkt


autorka tekstu B - VampiresStory zdobyła pozostałe 49, 5 pkt

mnie pozostaje gratulować wspaniałego pojedynku
Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin