FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Oddechy/Krzyk (Rudaa i offca) [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 19:41, 05 Lip 2010 Powrót do góry

pojedynkują się: Rudaa i offca

forma: miniatura
długość: minimum 4 strony TNR 12, interlinia pojedyncza
tytuł: dowolny
chcemy: postać historyczną w charakterystycznej dla siebie sytuacji (nie musi być koniecznie zaczerpnięta z romantyzmu, może to być również dwudziestolecie międzywojenne czy jeszcze bliższy okres, ważne, żeby istniał gdzieś poza wyobraźnią autora), kanonicznego bohatera (lub bohaterkę) i jego ciemną stronę, płynącą historię bez wyraźnego początku i końca, wampiry żywiące się ludzką krwią, wyraźną nutkę kanoniczności (szeroko pojętą, jak zwykle)
nie chcemy: świecenia się w słońcu, Cullenów, Forks, Belli i innych tego typu dziwactw, powiewających na wietrze płaszczy, krwi sączonej z kielichów, pruderyjności, poetyckich inspiracji i innych cytatów
termin: koniecznie dwa tygodnie od zaklepania, czyli 28.06.2010 (przedłużony o tydzień na prośbę obu pań :) )
beta: koniecznie bez

Oceniamy według schematu:

Pomysł: 5 pkt.
Styl: 7 pkt.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
Postacie: 5 pkt.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Punkty przyznawane w innej punktacji nie będą liczone.

Jeśli nigdy nie oceniałaś/ -eś, zapoznaj się z zasadami.  klik!



Oceniamy do: 19.07.2010

___________________

Oddechy

Wzgórza Valois zasłoniła pierwsza w tym roku pokrywa śniegu. Mroźne poranki wyraźnie dawały się we znaki mieszkańcom hrabstwa i zatrzymywały ich w ciepłych domach. Wpatrzeni w promienie słońca oświetlające sople, które przyczepiły się do okien ich domów, słuchali śpiewu wiatru. Pieśń szeptała o dwóch kobietach naznaczonych piętnem stworzenia dynastii Walezjuszów. Prosiła o męskiego potomka z prawego łoża i obiecywała w zamian śmierć niewinnych.

Płacz dziecka przerwał ciszę otulającą zamek. Krzyk wwiercał się w ściany i zostawiał w nich nikłe wspomnienie obecności Beatrix de la Berruere i jej nowonarodzonego syna. Wymazywał alkowiane szepty i ciężkie oddechy kobiety w połogu. Nikt nie mógł się dowiedzieć, co czyniło mury naprawdę trwałymi. Nikt nie mógł podejrzewać, że fundamenty ułożone z tajemnic i cierpień wytrzymają próbę czasu. Z niezszytych ran kobiety leżącej na podłodze sączyła się krew, a jej czoło przyozdobiły kropelki potu. Patrzyła na stojącą w rogu komnaty wampirzycę i błagała o odrobinę litości. Jednak ta zdawała się nie zauważać niczego poza błyszczącymi oczami chłopca.
- Sasha… Proszę, obiecałaś – wyszeptała Beatrix, usiłując podeprzeć się na łokciu. Zdążyła zauważyć tylko błysk kłów, po czym wampirzyca znalazła się u jej boku. Wyciągnęła dłoń i pogładziła jasne włosy dziewczyny, czując pod palcami pozlepiane potem i brudem pasma, widząc umazane krwią policzki, chcąc wbijać zęby w pulsującą życiem tętnicę na szyi dziewczyny… Przesunęła palec wskazujący w miejsce, gdzie powinna znajdować się krtań i rozkoszowała się wstrzymanym ze strachu oddechem. Wystarczyłby jeden ruch, żeby zakończyć żałosny żywot Beatrix, jedno naciśnięcie, aby przedwcześnie osierocić dziecko.
- Co ci obiecałam? – szepnęła, zbliżając wargi do ucha Beatrix, po czym przesunęła językiem wzdłuż małżowiny. Zapach krwi tańczył wokół niej i zapraszał do korowodu. Zacisnęła zęby i wciągnęła aromat w nozdrza, rozkoszując się nim i doprowadzając własne ciało do drżenia. – Obiecałam, że nie pozwolę, by coś złego stało się dziecku. – Uśmiechnęła się, obserwując przerażenie malujące się na twarzy dziewczyny. – A Filipowi obiecałam, że jego żona więcej cię nie zobaczy. – Chwyciła pępowinę i pociągnęła za nią, doprowadzając Beatrix do krzyku. Odgłos urwał się po chwili zatrzymany przez kły wbijające się w jej skórę. Posoka płynęła monotonnym rytmem. Pozwalała wampirzycy unieść się i przez chwilę żyć innym życiem. Życiem bez krzyży zawieszonych nad drzwiami domów, życiem bez wody święconej i słońca spalającego nadzieję na lepsze krwawe jutro.
Rzuciła zwłoki dziewczyny na posadzkę i podeszła do dziecka kulącego się w kącie pokoju. Jego błękitne oczy całkowicie ją obezwładniały. Patrzyły tak samo jak te, które zgasły chwilę wcześniej. Uśmiech matki odbijał się w wykrzywionych wargach chłopca. Te same wąskie nozdrza drgały podczas wdechów. Ukucnęła i wzięła go na ręce, uważając na wysuwającą się z objęć główkę.
- Ciii… - szepnęła. – Wszystko będzie dobrze, Tomaszu.
Widząc słońce wychylające się zza horyzontu, zamknęła okiennice i usnęła, przyciskając malca do piersi.

W tym samym momencie, w którym trzasnęły okna w północnej części zamku, w komnacie żony Filipa rozległ się krzyk, jednym oddechem zamieniony w płacz. Gdy akuszerka oznajmiła, że na świat przyszła dziewczynka, oczy Joanny zalały się łzami. Szczęście, jakie ją przepełniało, gdy zrozumiała, iż trudy porodu wreszcie się skończyły, zostało w jednej chwili zmienione w ból i rozpacz. Uświadomiła sobie, że nie spełniła jedynego obowiązku, jaki został złożony na jej wątłe barki. Czuła, że zawiodła nie tylko męża, ale i całą rodzinę. Marzyła o tym, żeby godnie stać u boku przyszłego króla, ale w tej jednej chwili widziała, jak wszystkie jej pragnienia zamieniają się w odległy sen. Sen, który stawał się koszmarem. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła w progu zawiedzionego Filipa. Bez słowa zamknął drzwi i odszedł. Cud narodzin okazał się przekleństwem.
Wspomnienie pierwszego dziecka zmarłego w dniu porodu całkowicie obezwładniło Joannę. Ból, który wtedy był tak namacalny, wrócił ze zdwojoną siłą. Łzy toczyły się po jej policzkach strumieniem, jakby próbowały wypalić w nich dziury. Słyszała pełen zawodu szept ojca i złość Filipa. Emocje przemieniały się w dźwięki i atakowały jej zbolałe serce. Tak bardzo chciała, żeby tylko raz, tylko w tej jednej chwili, świat zaczął działać pod jej dyktando. Kiedy akuszerka położyła niemowlę obok Joanny, ta miała wrażenie, że zwymiotuje. Chciała pozbawić rodzinę wstydu, piętna zawodu i wysuszonego nadzieją łona. Chwyciła skalpel, którym położna chwilę wcześniej nacinała jej skórę i wbiła go wprost w serce dziecka.
- Joanno, ja ciebie chrzczę, w imię Ojca – szepnęła, przesuwając nóż wzdłuż wątłego ciałka – i Syna – nacisnęła mocniej, przebijając materac łóżka – i Ducha Świętego…

* * *

Kiedy tylko słońce schowało się za horyzontem, powieki Sashy uniosły się. W pokoju wciąż czuła odór śmierci, chociaż podczas jej snu zwłoki Beatrix zostały usunięte. Bała się do tego przyznać, jednak wiedziała, że łączyło je coś więcej. Ciepło ciała panny Berruere przenikało powłokę wampirzycy i dochodziło wprost do martwego serca, prosząc o akceptację. Jednak przez lata obcowania z krwią i cierpieniem nauczyła się, że nie może rozpatrywać każdego zabójstwa osobno. Wszystko zamieniło się w niekończące się uczucie zaspokojenia. Nie potrafiła ukryć, że każde morderstwo napawa ją dumą i szczęściem. Rozpływała się pod ciepłem posoki płynącej powoli z ofiar i uspokajała, słysząc ich gasnące oddechy. Coraz wolniejsze bicie serca zapowiadało odrodzenie. Głęboko wierzyła w reinkarnację i chociaż Europa uginała się pod ciężarem krzyża, Sasha wciąż walczyła z przekonaniem, że chrześcijaństwo jest jedyną słuszną religią. Niewątpliwie bała się symboli Boga tym bardziej, im bliżej nich się znajdowała. Marzyła, żeby wrócić w zacisze lodów Syberii, gdzie nikt nie słyszał o inkwizycji i Jezusie. Gdzie nikt nie święcił wody i nie bał się wychodzić w nocy z ukrycia. Miejsca, w których czuła się naprawdę dobrze zostały tysiące kilometrów na wschód i żeby do nich dotrzeć, potrzebowała czasu. Tylko jego miała w nadmiarze. Jednak nie mogła tak po prostu zostawić wszystkich spraw związanych z rodziną Walezjuszów. To Filip zapewniał jej schronienie. W zamian musiała wykonywać jego nieliczne haniebne pomysły, ale była tego częścią. Przyszły król nie mógł brudzić sobie rąk.
Mały Tomasz wyciągnął rączki w kierunku wampirzycy i zapłakał cicho, komunikując, że czas na posiłek. Ten gest przypomniał Sashy, że i ona zaczyna robić się głodna. Rozśmieszyło ją to podobieństwo do człowieka, który ledwo zdążył opuścić łono matki. Jego potrzeby do złudzenia przypominały te, które miał wampir. Posiłek, sen, spokój… O niczym więcej nie marzyła. Ktoś postanowił ją zamienić w posąg. Nie było szansy na zmianę. Nauczyła się, jak to tolerować, jak się tym cieszyć. Chwyciła malca i ruszyła w stronę pokoju Filipa. Zegar z kurantem właśnie wybił dziesiątą wieczór, co oznaczało, że ojciec chłopca już na nią czeka. Przyspieszyła, pilnując jednak ludzkiego tempa, żeby nie wzbudzić niczyich podejrzeń. Wystarczyło, że chodziła po korytarzach zamku z noworodkiem.
Drzwi do pokoju stały otworem. Kiedy usiadła w fotelu ustawionym naprzeciw dębowego biurka, zamknęły się, oznajmiając przybycie Filipa.
- Miałaś się pozbyć wszystkich dowodów – syknął.
- Miałam się pozbyć problemu – powiedziała spokojnie, nie dając się ponieść negatywnym emocjom mężczyzny. Położyła wciąż cicho szlochające dziecko na kanapie stojącej w rogu pomieszczenia i momentalnie znalazła się koło Filipa. – Skoro nie potrafisz sprecyzować swoich myśli, to może znajdź sobie jasnowidza zamiast wampira do odwalania brudnej roboty. – Wysunęła kły, z których powoli spływał jad.
- Usiądź – burknął, usiłując zachować stanowczy ton. Nigdy nie przyznałby się przed wampirzycą, że się jej boi. Jednak ta ani drgnęła. Przeszywała go szkarłatnym spojrzeniem i szeptała niezrozumiałe słowa. Miał wrażenie, że traci panowanie nad sobą, jednak to uczucie wypełniało go ciepłem i przynosiło ulgę, więc poddał się. W pewnym momencie jego ciało było tak blisko ciała Sashy, że nie potrafił powstrzymać najdzikszych instynktów ukrytych pod wysadzanym złotem płaszczem. Zerwał go jednym ruchem. Wstęgi gorsetu jeszcze nigdy nie współpracowały tak doskonale z jego palcami. Miał wrażenie, że same wysuwają się ze szlufek, nim w ogóle nadarzyła się okazja, by ich dotknąć. Chciał być jak najbliżej. Jak najściślej. Chciał być przez chwilę nią.
Ich oddechy mieszały się ze sobą i łączyły w obłok unoszący się nad cieniem jednej osoby stworzonej z dwóch. Plątanina członków, sukni i szeptów wypełniała komnatę po sam sufit. Rozciągali się i kurczyli w sobie, ilekroć usta kochanków spotykały się. W kulminacyjnym momencie oboje tchnęli rozkosz w powietrze wokół siebie. A potem kontrolę przejęła noc.

Filip obudził się nagi na środku swojego gabinetu. Przez otwarte na oścież okno mógł zobaczyć wschód słońca. Kolejny dzień rozpoczął się, przyjmując konsekwencje wczorajszych poczynań. Pierwsze promienie wdarły się do pokoju, ukazując wirujący w pokoju kurz. Mężczyzna wstał i rozejrzał się po pomieszczeniu, ale jedyną rzeczą, jaka mogłaby wskazywać na obecność Sashy i dziecka w tym miejscu, był kawałek szmaty, w którym wampirzyca przyniosła niemowlę.
Nie mógł sobie przypomnieć, co właściwie stało się poprzedniej nocy, ale wiedział, że nie powinien być z tego dumny. Nigdzie nie znalazł swoich ubrań. Płaszcz i mundur, które nosił na sobie poprzedniego dnia, przepadły. Byłby święcie przekonany, że zabrała je Sasha, jednak wciąż nie potrafił obudzić w sobie całkowitej pewności co do obecności wampirzycy w gabinecie. Czuł, że zabrała mu coś więcej niż odzienie. Odarła go z wewnętrznej zbroi i zostawiwszy odcisk ust, uciekła. Nagość jeszcze nigdy nie okazała się taka wstydliwa. Zwłaszcza w samotności.

* * *

Przejechała palcem po policzku dziecka, kiedy do ust tego spływały kropelki świeżej krwi. Jego zarumienione od zimna policzki były tak miękkie w zestawieniu z twardą skórą wampirzycy, że nie potrafiła oprzeć się pokusie dotykania go. Każdy oddech malca dodawał jej sił. Sprawiał, że nie potrafiła skupić myśli na niczym poza drobnymi paluszkami zaciskającymi się w piątki podczas snu. Z każdą kolejną kroplą jego powieki opuszczały się coraz niżej. Zasypiał w ramionach potwora z uśmiechem na ustach. Sasha czekała na taką okazję od zawsze. W momencie, w którym rozstała się ze swoim ciałem zdolnym do zmian, odrzuciła myśl o dzieleniu z kimś życia. Uznała, że jest naturalnym samotnikiem, niezdolnym do jakichkolwiek altruistycznych zachowań. Jednak w momencie, w którym po raz pierwszy ujrzała drobne ciałko zwijające się w ramionach matki, wiedziała, że nigdy nie zamarzy o niczym innym. Jako cel wyznaczyła sobie opiekę nad niemowlęciem, jednak nie potrafiła wyrządzić krzywdy żadnej matce. Do czasu, gdy mogła obarczyć winą za zabójstwo kogoś innego. Do czasu, kiedy poznała Filipa i Beatrix. Chociaż mały Tomasz jeszcze nie był świadomy swojego losu, Sasha miała wrażenie, że wybrał go sam. Głęboko wierzyła w ideę odrodzenia i obecność cząstki Beatrix w samym dziecku. Z Filipem łączyła ją wyłącznie fizyczność. Gardziła jego żądzą władzy i krwi, której nie był w stanie sam przelać. Uważała go za zwykłego tchórza i krętacza. Jednak Beatrix była inna. Miękka. Słodka. O ciepłym oddechu… Nawet jej krew smakowała inaczej. Pragnęła kosztować jej darów wciąż na nowo. Darów ciała i umysłu. Jednak ograniczony Filip uniemożliwił jej to, dlatego zadowalała się niechcianym przez niego dzieckiem. Nigdy nie potrafił dostrzec prawdziwego piękna, umiał je jedynie niszczyć. Chociaż w Tomaszu płynęła i jego krew, Sasha czuła, że dziecku bliżej do matki. Rokoszowała się drobną piąstką zaciśniętą na brzegu koca i marzyła, żeby dotykał w ten sam sposób jej ręki. Nachyliła się nad nadgarstkiem dziecka i przejechała językiem po drobnej żyle. Już czuła smak jego krwi na języku. Już widziała błysk i żądzę mordu w oczach niemowlęcia.
- Nawet o tym nie myśl – usłyszała za plecami. Odwróciła się i zobaczyła stojącego przed sobą Ara. – Nie po to cię tu przysłano – powiedział, odrzucając długie włosy.
Sasha, udając, że nie słyszy kipiącej drwiną uwagi, zwróciła się do kobiety stojącej za nim: - Witaj, Didyme. – Ta tylko nieśmiało skinęła głową i jak zwykle rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu. Aro wzdrygnął się, gdy poczuł falę radości, płynącą do niego od strony siostry.
- Przestań, głupia dziewczyno – rzucił gniewnie w jej stronę. Sasha uśmiechnęła się w duchu na tę uwagę. Dokładnie na to liczyła. – Wiesz, że musisz go oddać – zwrócił się z powrotem do wampirzycy trzymającej dziecko w objęciach. – I nawet nie próbuj myśleć o nim jak o towarzyszu życia. Zdecydowanie lepiej sprawdziłby się w roli przekąski. – Nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę, z której przybył.

* * *

Akuszerka z drżącymi dłońmi chwyciła główkę dziecka. Wciąż pamiętała wydarzenia sprzed dwóch lat i nie chciała być świadkiem kolejnego morderstwa. Coraz bardziej wątpiła w sprawność psychiczną Joanny, ale nic nie mogła poradzić na to, że nikt nie podjął próby wydalenia jej z zamku za dzieciobójstwo. W momencie, w którym rozległ się krzyk noworodka, jednocześnie urywając wrzaski matki, zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Kiedy tylko zobaczyła małe przyrodzenie między nogami niemowlęcia, uśmiechnęła się z ulgą i rzuciła: - Chłopiec.
Dopiero, gdy to oznajmiła, Joanna naprawdę rozluźniła swoje ciało. Spełniła zadanie.

Filip wszedł do gabinetu pogodniejszy niż zwykle. Marzył o tym by świętować narodziny syna i w samotności upajać się zwycięstwem. Głęboko wierzył, że malec bardzo szybko dokona wielkich czynów. Jednak gdy tylko usiadł w fotelu, zobaczył Sashę, która bez ostrzeżenia pojawiła się naprzeciw. Nim cokolwiek powiedział, znów wpadł w trans. Piersi wampirzycy tańczyły w rytm bicia jego serca, zanim zdążył zauważyć, co się dzieje. Myślał już tylko o nadchodzącym spełnieniu i oddechach tańczących nad cieniem jednego ciała stworzonego z dwóch. Tylko krótki wspólny krzyk dzielił go od obudzenia się nazajutrz ze śladem zębów na szyi i dwuletnim Tomaszem wtulonym w nagie ramię ojca.

___________________

Krzyk


Zapach farb olejnych i terpentyny wisiał w pracowni jak gęsta chmura, trwale wgryzając się w każdą powierzchnię. Pochylony nad sztalugą artysta energicznymi ruchami nakładał gęstą masę koloru na zagruntowane płótno. Pędzel błądził po jego powierzchni, zostawiając na niej jaskrawe smugi. Barwy zderzały się ze sobą boleśnie, krzyczały kontrastami, kontur drgał niespokojnie – obraz zdawał się wibrować przed oczami, trawiony przez jakieś wewnętrzne konwulsje.
Z niechęcią spojrzał na nieporadną plamę zieleni i sięgnął po nasączoną rozpuszczalnikiem szmatkę. Dłonie miał umazane farbą i na tkaninie zostały odciski jego palców, ślady niecierpliwych poprawek, niezdecydowania, błędów, które budziły w nim nieustanną irytację.
Przyjrzał się wykrzywionej twarzy, nad którą pracował. Puste, wypełnione przerażeniem oczy, usta rozwarte w niemym wrzasku, podczas gdy głusi na to wołanie ludzie mijają się obojętnie. A wszystko wokół, wszystko, co winno pozostać niewzruszone, zgrywa się w jednym, pulsującym akordzie, by dać wyraz cierpieniu człowieka.
Zawahał się z dłonią zawieszoną nad paletą.
Dość na dziś. Był zbyt zmęczony, by dobrze malować. Szkoda byłoby zniszczyć płótno.
Wychodząc z pomieszczenia zerknął przelotnie na duży olejny szkic, oparty o ścianę. Jego „Fryz Życia”, kolejne dzieło tego cyklu. Na wpół określona kobieca sylwetka, zaledwie musnięcie koloru, postać mężczyzny, skulona pod jej dotykiem. Westchnął sfrustrowany, widząc jak wyprany z ekspresji był ten obraz. Nie zanosiło się na to by szybko do nie go wrócił.


Przyjechał do domu po tym jak zawiadomiono go o śmierci brata. Zostawił za sobą Berlin, w którym ostatnio tak dobrze mu się wiodło i wrócił do Norwegii, do jego pięknej, mrocznej Norwegii. Powietrze pachniało tu inaczej, słońce inaczej oświetlało wijącą się niespokojnie linię brzegu. Przestrzeń, błękit, zieleń. Kraj jego dzieciństwa. Nic, za czym by tęsknił.
Kolejna śmierć. Kolejny cios. Tępe uderzenie w tył głowy.
Czy można na to zobojętnieć? Czy też traci się wówczas duszę?

Wyjeżdżasz, żegnasz się, uśmiechacie się do siebie – pamiętasz to, ale to nic takiego, nic o czym byś myślał. A potem przychodzi ta jedna wiadomość, która zmienia wszystko. Przerwana rozmowa nie doczeka się końca, szkic na płótnie nie stanie się już obrazem, nie pójdziesz na wernisaż przyjaciela, choć obiecałeś. Bo kiedy słyszysz, że ktoś bliski właśnie zmarł, nagle okazuje się, że to wszystko, te drobiazgi z których składa się twoje życie nagle nie mają żadnego znaczenia.

Nie czuł się najlepiej. Powróciły dawne lęki i obsesje. Demony zrodzone w dzieciństwie znów przybyły, by zbierać swoje żniwo. Wspomnienia bladych twarzy matki i siostry, smugi ciemnej krwi, spływające z kącików ust, nieustanny, głuchy kaszel. Wszechobecny zapach śmierci i ta przyciężka cisza, gdy mijał pokój chorej. Oddech wstrzymywany, by najlżejszym tchnieniem nie zbudzić jej z lekkiej drzemki, w którą udało się zapaść. Ponure oczekiwanie na nieuniknione.
Takie rzeczy tkwią w człowieku przez całe życie i wracają, gdy tylko nieuważnie potrąci się jakąś strunę. Wystarczyło, że wrócił do Norwegii, a sam kolor popołudniowego światła, przesączajacy się pomiędzy drzewami przypomniał mu o wszystkim, co zawsze chciał zostawić za sobą. Wróciła zagłuszona Paryżem i Berlinem melancholia, wrócił trudny do opanowania smutek, znów ogarniał go ten dziwny lęk. Choroba, Szaleństwo i Śmierć – to były anioły, które czuwały nad jego kołyską i towarzyszyły mu przez całe życie. Nie mógł się od nich uwolnić, nieważne jak usilnie próbował.
Matka, siostra, dziadek, ojciec… A teraz jeszcze i brat odszedł w wieczny mrok, jeszcze i on go opuścił.
Ileż można znieść?

Czasem zdawało mu się, że wiedzie swe życie wśród umarłych. Ich cienie towarzyszyły mu podczas długich wędrówek, gdy światło księżyca otulało go srebrną poświatą, a jego własny cień tańczył w rytmie cichych, samotnych kroków. Gdy patrzył w lustro widział ich twarze, nakładające się jedna na drugą, stapiające się w końcu z jego odbiciem.
Nie miał dokąd uciec.
Jeśli nie malował, to całymi godzinami włóczył się po lasach i przesiadywał nad postrzępionymi brzegami fiordów, czerpiąc natchnienie dla swojej sztuki. Nie malował natury - z zapierających dech w piersiach widoków czerpał tylko siłę, by sięgać po pędzel. Tym, co go naprawdę interesowało był człowiek. Jego przeżycia, stany ducha, cała dostępna mu ekspresja. Nie wahał się eksperymentować, śmiało zbaczał z utartego szlaku, odwracając się od dorobku mistrzów - i już okrzyknęli go twórcą nowej epoki. Oczywiście krytycy twierdzili, że to w ogóle nie była sztuka, ale nie spodziewał się, że w ogóle kiedyś nadejdą czasy, gdy krytycy przestaną rościć sobie prawo do wygłaszania takich osądów.
Niech krzyczą, co chcą. Na płótno, wprost z koniuszków palców, spływała jego dusza. Swoją sztuką zmierzał do zrozumienia siebie samego, szukał tam wyjaśnienia swojego życia, jego sensu. Pragnął sprawić, by Życie stało się zrozumiałe dla innych. Nie obchodziło, go co te plamy zmienią w historii sztuki. On po prostu musiał zrobić coś z tym wszystkim, co nieustannie kłębiło się w jego głowie, pozbyć się jakoś tej paranoi, która nieustannie trawiła jego umysł.
Pomagało, gdy uchwycone na obrazie kształty wydawały się szczególnie trafne, gdy linia współbrzmiała z kolorem, a akordy pomarańczu i fioletu brzmiały ponurym wrzaskiem, którego nie mógł wyrazić ustami. Krzyk duszy nie przekłada się na słowa, zbyt jest nieuchwytny, by nawet najbardziej pierwotny skowyt mógł go wyrazić.
Zostały mu tylko obrazy.

Podobał mu się gęsty półmrok zalegający pomiędzy rdzawymi pniami iglastych kolosów. Tam, gdzie rosły gęściej, splatając korony i zwieszając nisko pierzaste gałęzie, cień stawał się czarny, podbarwiony granatem, niemal namacalny. Czuło się pulsującą potęgę pierwotnego lasu. Stąpał miękko po szmaragdowym mchu, rozkoszując się gęstą ciszą, przesyconą ostrą, leśną nutą żywicy i butwiejącej ściółki.
Gdy spostrzegł dwie ludzkie sylwetki przyciśnięte do pnia potężnej jodły, w pierwszej chwili wziął ich za parę kochanków, w leśnej głuszy szukającą intymności. Już miał się taktownie wycofać, gdy z gardła mężczyzny wydobył się bulgotliwy jęk, który brzmiał raczej jak agonia niż rozkosz.
Kiedy jego ciało zwiotczało i nieznacznie osunęło się po pniu, spostrzegł, co tak naprawdę się działo. I nie wierzył własnym oczom, choć zwykł ufać im bezgranicznie.
Rudowłosa kobieta przywarła ustami do szyi niemal nieprzytomnego mężczyzny. Trzymała go w mocnym uścisku, gestem tak pewnym i mocnym, że kłócił się z jej wiotką sylwetką. Nie to jednak wprawiło go w osłupienie. To plamiąca ich ciała krew zahipnotyzowała go i osadziła w miejscu, niezdolnego do wykonania jakiegokolwiek ruchu.
Kobieta piła jego krew! Myśl ta powoli ogarniała jego umysł i leniwą falą rozchodziła się po jego ciele. Piła krew!
Jakaż niepokojąca zmysłowość emanowała z ich postaci! To było dokładnie to, co tak bardzo go fascynowało, to, co tak często starał się uchwycić w swej sztuce. Połączenie namiętności i śmierci, taniec życia, kwintesencja fatalnej zmysłowości. Ich ciała splecione jakby w miłosnym uniesieniu i akt bezlitosnego morderstwa, cudowna sprzeczność, obraz idealny.
Trwał tak wpatrzony, bezwolny wobec strasznego piękna tej sceny. I wtedy, jednym szarpnięciem głowy, rudowłosa odrzuciła na bok zasłaniające twarz loki i spojrzała na niego dziko.
Czerwień tych oczu przywiodła mu na myśl farbę wyciśniętą prosto z tubki, ostry, niczym nie złamany cynober. To była najbardziej wyrazista czerwień jaką w życiu widział. Ten kolor wręcz pulsował skradzionym życiem, mroczną energią gwałtem odebranej krwi.
Trwało to zaledwie ułamek sekundy i jej postać rozmyła się w nagłym ruchu. Odeszła.
Jego serce jeszcze długo trzepotało gwałtownie.

Nie mógł myśleć o niczym innym. Nie był w stanie. Jego umysł zasnuł się gęstą, nieprzejrzystą mgłą, która na dobre oddzieliła go od świata. To było szaleństwo, to była zupełna, wszechogarniajaca paranoja. A jednak poddał się temu chętnie, radośnie wyszedł na spotkanie nieznanego i podążył w krainę niebezpiecznych fantazji.
Musiał ujrzeć ją ponownie!

Wiedział, że spotkał ją raz jeszcze, tylko dlatego że mu na to pozwoliła. Znów jak zahipnotyzowany patrzył z ukrycia, jak odbiera komuś życie. Kolejne istnienie ludzkie gasnące na jego oczach. Czy to działo się naprawdę?
Skończyła się posilać i obróciła głowę w jego stronę. Była jak leśny kot, ryś lub coś podobnie urzekającego – piękna i absolutnie nieoswojona.
- Czemu tak stoisz, śmiertelny głupcze? – spytała jedwabistym głosem, podobnym raczej do syreniego śpiewu niż do ludzkiej mowy. Jej sylwetka drgęła i znalazła się poza jego polem widzenia.
- Oczarował mnie majestat śmierci – odparł, szukając jej wzrokiem.
Dźwięk dobiegał z góry, z korony drzewa. Siedziała tam skurczona do skoku, przycupnęła tylko jak dzikie zwierzę i obserwowała go czujnie. Rude kaskady spływały jej na ramiona i plecy, obrysowując sylwetkę płomiennym konturem, tak żywo, cudownie kontrastującym z zielenią igliwia. To była obsesja, to był amok. Jego racjonalna część rozpłynęła się w tej chorej fascynacji, istniała tylko jej na wpół realna postać.
Pokręciła głową, przyglądając mu się z zainteresowaniem.
- Kim jesteś? – zapytała prosto.
- Edvard Munch – przedstawił się machinalnie. – Malarz – dodał, jakby to wyjaśniało wszystko. Poniekąd tak właśnie było.
Jej pełne wargi rozciągnęły się w uśmiechu.
- Masz dużo szczęścia, malarzu – stwierdziła, a jakaś nutka ponurej wesołości drgała w jej zachwycającym głosie. – Ciesz się, że już się nasyciłam, bo podzieliłbyś los tamtego. – Wskazała głową na zmasakrowane zwłoki.
- A jeśli szukam śmierci? – spytał wyzywająco.
- To jesteś głupszy niż się wydajesz – odparła i zniknęła w gęstwinie ponurego, norweskiego lasu i tylko przez sekundę rdzawy płomień majaczył między drzewami. Został sam.

Pragnął śmierci. Nie chodziło nawet o to, że nienawidził swojego życia, właściwie nie miał mu nic do zarzucenia. A jednak śmierć pociągała go, kusiła. Stale obecna, była jego najwierniejszą towarzyszką.
Nie mógł przestać myśleć o tym nieprawdopodobnym spotkaniu, które miało miejsce w głębi lasu. Czy był to tylko majak? Projekcja tęskniącego za śmiercią umysłu, sen na jawie? Czy mógł aż tak pogrążyć się w swej obsesji, by popaść w obłęd? A jednak czuł, że to była prawda, że rudowłosa famme fatale istniała naprawdę, że na jego oczach wypiła krew tamtego nieszczęśnika.
Ileż by dał, by jej usta przywarły do jego szyi, by spijały jego życie jak najsłodszy nektar. Mógłby wówczas zaplątać się w jej płomienne loki i zapomnieć o świecie, raz na zawsze pogrążyć się w kojącej ciemności. To było wszystko czego pragnął.
Snuł się po lesie, zbaczał z uczęszczanych ścieżek, błądził jak najdalej od ludzkich siedzib. Z nadzieją wypatrywał pomarańczowego błysku wśród drzew, opętany myślą o dzikiej morderczyni. Czy była wampirem? Czy takie istoty miały prawo istnieć? Nie dbał o to. Prowokował Śmierć, by wreszcie upomniała się o niego, by zabrała go tak, jak wszystkich mu najbliższych. On chciał przynajmniej odejść w zachwycie, w ekstazie. Bał się powolnego umierania, bał się cierpienia i litościwych spojrzeń milczących postaci, kręcących się przy łóżku. Umrzeć zakochanym we własnej śmierci - tak, to było jego największym pragnieniem.
Kobiety takie jak ona były poza jego zasięgiem. Piękne kobiety. Ach, gdyby ostatnim, co poczuje był dotyk jej ust!

Już tracił nadzieję, że jeszcze ją spotka. A jednak któregoś wieczora stanęła wreszcie na jego drodze, uśmiechając się drapieżnie.
- Czego tu szukasz, szaleńcze? – spytała, swobodnie opierając się o drzewo. Jej oczy śledziły każdy jego ruch, jakby gotując się do ataku, gdy tylko nastanie odpowiednia chwila. Miał ochotę rozłożyć ramiona w zapraszającym geście.
- Rudowłosej Śmierci – odparł, dbając, by głos mu nie drżał. Uśmiechnął się słabo, ale ona tylko potrząsnęła głową.
- Nie zamierzam dokonywać egzekucji niedoszłych samobójców – mruknęła, nie patrząc na niego. Wargi miała zaciśnięte, spojrzenie niechętne.
- Robi ci to różnicę? – spytał, dziwiąc się własnej brawurze.
- Odbierasz mi przyjemność polowania… – wymruczała mu do ucha, a on nie umiałby powiedzieć, kiedy znalazła się tuż przy nim.
- Mam zacząć uciekać? – spytał, siląc się na ironię.
- Nie drwij ze mnie, Edvardzie – warknęła ostro i odsunęła się.
Zadrżał, gdy wypowiedziała jego imię.
- Zrób to – szepnął.
Ale jej już nie było.


Indygo i siena palona, szmaragdowa zieleń i ugier, odrobina umbry i ultramaryna… Mieszał farby, dobierał ich proporcje, sprawdzał odcień, a potem powoli, cierpliwie nakładał je na płótno. Pędzel uginał się miękko pod naciskiem jego dłoni i pozwalał się prowadzić, wytyczając kręte ścieżki dyktowane drgnieniami jego serca.
Nie wróciła. Już nigdy więcej jej nie spotkał.
Mniejszy, tępo zakończony pędzel z twardego włosia zanurzył w czystym pomarańczu i naniósł bezpośrednio na podmalówkę. Kolor jaskrawo odcinał się od przybrudzonego tła i miękko spływał na perłowy odcień skóry. Idealnie.
Nie chciała dać mu nawet tego. Nie zechciała go nawet zabić.
Teraz jednak miał to, czego brakowało w jego wielkim dziele, w jego wielkiej opowieści o Życiu. Miał tę niepowtarzalną unię miłości i śmierci. I był w tym ból, była tęsknota i niespełnienie. Teraz czuł, że potrafi to uchwycić.
Wtulił się w jej ramiona, otulił miękką czernią farby olejnej, chłodny błękit poznaczył jego twarz, a płomienie jej włosów spłynęły na niego z góry, związały z nią niczym złocone sznury. Jak obmywające go strugi krwi - szalonego desperata żądnego tego słodkiego cierpienia.
Malując miał nad nią władzę. Tworzył swój własny świat, sięgał w głąb swej duszy i odnajdywał tam wciąż nowe pokłady uczuć, wciąż nowe, nieujarzmione emocje, które przelewał na płótno, mroczne pragnienia, które spełniał. Zatracał się na chwilę, odrywał od niechcianych myśli, odpływał - w tych rzadkich momentach całkowitego skupienia był po prostu szczęśliwy. Tylko to mu zostało.

Zostały mu tylko obrazy...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Wto 14:06, 20 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:51, 13 Lip 2010 Powrót do góry

Jestem Smile Tak jak wczoraj obiecałam.

Pomysł: 5 pkt.
A - 2
B - 3
Obu paniom gratuluję pomysłu. Jednak muszę przyznać, że drugi spodobał mi się bardziej. Pojawienie się Edvarda, malarstwo, rudowłosa wampirzyca i szukanie śmierci przypadło mi bardziej do gustu niż historia o Sashy, dzieciach, Beatrix, Filipie. Gdy teraz myślę o tym tekście to od razu przychodzi mi do głowy skojarzenie z krwią. Niestety dla mnie było jej za dużo. Co nie zmienia faktu, że uważam, że ten pomysł i tak jest dobry i ciekawy.

Styl: 7 pkt.
A - 3.5
B - 3.5
Obie autorki spisały się tutaj na medal. Obie mają wypracowany styl. Plastyczny, przekonujący, bezbłędny. Trzeba jednak przyznać, że każda z pań pisze całkiem inaczej. Co nie zmienia faktu, że oba teksty czytało mi się bardzo dobrze i nie potrafię inaczej rozdzielić punktów.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
A - 1.5
B - 1.5
Spełnione.

Postacie: 5 pkt.
A - 2.5
B - 2.5
Znów muszę dać po równo.
W tekście A bardzo spodobała mi się postać Sashy. Jej stosunek do dziecka, jej uczucia, postępowanie, zrobiły na mnie duże wrażenie. Autorka bardzo dobrze wykreowała tę postać, dzięki czemu doskonale umiałam sobie wyobrazić wszystkie motywy i emocje bohaterki.
Za to w miniaturce B niezwykle przypadł mi do gustu Edvard, poszukujący śmierci, malujący, chodzący za wampirzycą. Mam słabość do malarzy, a autorka tego tekstu cudownie wykreowała jego postać. Odnosząc się do tekstu, mogłabym stwierdzić, że z najmniejszymi szczegółami namalowała nam jego osobę.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
A - 2
B - 3
Tutaj minimalnie wygrywa u mnie tekst B. Za Edvarda, za malarstwo, za to, że ten tekst stał się jednym z moich ulubionych. Żałuję, że już zrobiłam ranking na ten miesiąc, bo ta mini na pewno by się w nim znalazła.
Autorka wprowadziła mnie w niesamowity klimat, wręcz zahipnotyzowała, pisząc o farbach, śmierci, krwi i niebezpieczeństwie.
Tekst A jest oryginalny, ale trochę zamotany. Przynajmniej moim zdaniem. Najbardziej zapamiętałam z tej miniaturki krew. Dużo krwi. Największym plusem tego tekstu jest postać Sashy.

Podsumowanie:
A - 11.5
B - 13.5

Gratuluję obu paniom Smile

Oceniajcie ten pojedynek! Warto Smile


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 22:38, 13 Lip 2010 Powrót do góry

Pierwszy tekst przeczytałam sobie wczoraj wieczorem - nastrojowo pasowało. Drugi dziś na raty przed i po podróży. Chwilę musiało we mnie wszystko dojrzeć i myślę, że już mogę ocenić.

Pomysł:

Oba pomysły są wyjątkowe i w swoim rodzaju. Warunki wprowadzenia postaci historycznej stwarzały możliwość pójścia w wiele stron i bardzo się cieszę, że "te strony" są tak różne. Oba teksty mają dzięki temu niepowtarzalny klimat i w zasadzie trudno akurat w tej kategorii mówić o konkurowaniu, dlatego każdej z Pań dam maksymalną możliwą ilość punktów w podziale. Jedym słowem remis. Wink

A: 2,5
B: 2,5

Styl:
Gramatyka: 0,5/0,5 mimo literówki w drugim tekście, mimo jakiegoś tanecznego powtórzenia - nie pamiętam, w której pracy. Generalnie oba teksty są poprawne i aż chciałoby się tylko takie czytać w pojedynkach i nie tylko.
Ortografia: 0,5/0,5 byłabym niesprawiedliwa, przyznając którejś z autorek prym
Interpunkcja: 1/0 - dopatrzyłam się braku jednego przecinka w drugim tekście. Wiecie, wyrocznią nie jestem, a teksty pojedynkowe czytam dla relaksu. Nie pamiętam, czy coś było w tekście A, nie rzuciło mi się w oczy, ale w B zabrakło tego przecinka w oczywistym miejscu, więc powinnam zacząć też punktować nie tylko na remisy. Jednak chciałabym rzeć, że oba są dopracowane, więc ew.bety nie miałyby wiele pracy.
Słownictwo: 0/1 - to samo w tej kategorii. Oba teksty są ładne. Słownictwo bogate, jednak ich dobór w drugim tekście pozwolił mi płynąć. Na A tylko wytężałam wzrok, wydaje mi się, że miało być barwnie, ale mnie nie ujęło.
Opisy: 1/0 Odwrotnie w opisach. Były mroczne i klimatyczne. Pasujące do atmosfery, podkręcające ją. Spełniały świetnie swą rolę. W B nie jest gorzej oczywiście, ale A ma moc w tym kierunku. Wink Moc, która wywiera wrażenie.
Dialogi:1/0 Skąpe, ale dobitne dialogi w tekście A są właśnie takie, jakich oczekuje się w tekście z nutką grozy, drapieżności. W B nie podobał mi się dialog malarza z wampirzycą, nie wczuwałam się w to może, ale odpowiedzi są takie bez wyrazu. Nazywanie artysty głupcem - wielokrotne jakoś mi wadziło, choć może i był głupi... a może po prostu odważny.
Środki stylistyczne: 0/1 Tu na odwrót. Epitety cudne w B, było kolorowo, malowniczo, świetny oksymoron: straszne piękno. No generalnie po prostu wszystko w tym zakresie podobało mi się, a w B zgrzytnęły mi alkowiane szepty... przekombinowane. Już bym wolała proste: szepty z alkowy.

A: 4
B: 3

Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam taki podział na składniki, ale zauważyłam, że dzięki temu zwracam uwagę na detale, a nie strzelam ni z gruszki, ni z pietruszki. Muszę jednak powiedzieć, że biorąc pod uwagę całość, oba style są piękne i widać, że obie jesteście opisane. Tak trzymać! Życzę dalszego rozwoju.

Spełnienie warunków:
Nie będę dywagować. Bardziej podobał mi się malarz, ale warunki są spełnione tu i tu. Wink

A: 1,5
B: 1,5

Postacie:

A: Sasha była cudowna. Nie tego oczekuje się po matce sióstr Denali. Jakoś matka przywodzi na myśl skojarzenia wszelkiej dobroci, dodatkowo motyw z przemianą dziecka, nasuwa myśl o tęsknocie za macierzyństwem, natomiast ta Sasha jest drapieżna, seksowna, mroczna, a jednak zachowała jakąś czułość dla dziecka. Bardzo udana kreacja. Nie podobały mi się natomiast postaci historyczne. Król Filip chyba VI i jego żona Joanna, może ta Kulawa... Z jednej strony ich zachowanie było normalne. Wiadomo, jaka była presja, by spłodzić męskiego potomka, ale z drugiej nie byłam pewna, o kogo chodzi. Autorka nie dała nam możliwości sprawdzić, a chciałam się przekonać. Wink Królowa jest bezwzględna i okrutna... zabiła swoje dziecko, a król, co tu dużo mówić - jest dupkiem. Ładnie to zostało nakreślone, ale nie zapałałam sympatią do tych bohaterów.
B: Tutaj podobała mi się postać historyczna. Munch był wyrazisty. Nie znam biografii malarza, tym bardziej jego charakteru, ale biła wręcz od tej postaci dusza prawdziwego artysty - szaleńca w pewnym wymiarze. Postać wampirzycy, jak mniemam, Victorii była ciekawa z daleka, podobała mi się oglądana z perspektywy i oczami malarza, ale gdy otworzyła buzię, wiele straciła. No i te kaskady. Nienawidzę tego określenia w stosunku do włosów. Jest takie pantałykowe. Więcej postaci do oceny nie było.

A: 3
B: 2

Myślę, że rachunek na plus dla pierwszego tekstu wyszedł za mnogość wyrazistych postaci. Pojawił nam się też Aro, na krótko. Mimo tego epizodu okazał się osobą bardzo stanowczą, co zostało dobrze podkreślone - dlatego plusik w stronę A.

Ogólne wrażenie:

Tutaj będzie najbardziej subiektywnie - taki przywilej tej kategorii. Oba teksty są naprawdę dobre, jednak chodzi już za mną od początku mojego oceniania, by napisać o pierwszym wrażeniu po lekturze tekstu A. Mimo takiej natury wampirzej, nie podobało mi się zamordowanie młodej matki. :( To samo z zabiciem nowonarodzonego dziecka przez Joannę. Nie wiem, czy to fakt historyczny, jest to wielce prawdopodobne, ale jakoś wzbudziło to we mnie niechęć. W tej miniaturze jest dużo rzeczy, których można nie lubić. Nie podobała mi się postawa króla, którym łatwo manipulować, jego obliczonej żony, nie podobało mi się to, że Sasha zabijała Beatrix z zimną krwią, przy dziecku (wiadomo, nieświadome, ale jednak).
Odwrotnie w drugiej mini. Tutaj, mimo smutnego powodu powrotu Muncha na włości. Jest malowniczo, kolory zachwycają. Jak już wspominałam - oglądanie przez malarza scen pożywiania się Victorii (nadal nie jestem pewna, czy to ona) - po prostu klasa. Zakończenie, choć smutne, to jednak pełne. Został on, wspomnienia i płótno.
Do końca nie wiedziałam, co mi się bardziej podobało. Kierowanie akcji pod kanonicznego bohater z książki, czy tego historycznego. Z racji, że mnie samą zaczęły kręcić bardziej postaci spoza fandomu, skłaniam się ku artyście.

A: 1
B: 4

SUMA:

A: 12
B: 13


Muszę Wam powiedzieć, że pierwotnie wyszedł mi remis. W każdym tekście znajduję coś, co mi bardzo się spodobało, w każdym jest jakiś minus. Było mi bardzo trudno wybrać zwycięzcę i ostatecznie dałam jeszcze pół punktu więcej niż na początku za ogólne wrażenie na rzecz B, bo jednak dzieciobójstwa nigdy nie zrozumiem i nie pochwalam. Wiadomo, nikt nie pochwala, ale ja się tym po prostu brzydzę.

Gratuluję świetnego pojedynku!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Antonina
Dobry wampir



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1127
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Jokera

PostWysłany: Czw 19:30, 15 Lip 2010 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt.
Tekst A – 3,5
Tekst B – 1,5
Bardziej przypadła mi do gustu trochę pokręcona historia wampirzycy Sashy, Filipa i Joanny Obłąkanej niż opowieść o malarzu, który inspirację znalazł w kilkakrotnie spotkanej wampirzycy. Nie wydało mi się to zbyt porywające jako pomysł, choć było ładnie napisane. Tekst A był nieprzewidywalny, przez co interesujący.

Styl: 7 pkt.
Tekst A – 3,5
Tekst B – 3,5
O ile w tekście A nie zauważyłam żadnych błędów, to w tekście B dopatrzyłam się kilku, ale drobnych, np. pauzy nie w tym miejscu co potrzeba, albo brak przecinków tam, gdzie być powinny. Mimo to daję po równo, ponieważ tekst B nadrabia przejrzystością i lepiej, bardziej płynnie mi się go czytało niż tekst A. Oba tekstu mają bardzo dobrze dobrane i bogate słownictwo.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
Tekst A – 1,5
Tekst B – 1,5
Spełnione, jeśli się uzna, że rudowłosa wampirzyca z tekstu B to Victoria, bo wtedy mamy kanonicznego bohatera.

Postacie: 5 pkt.
Tekst A – 2,5
Tekst B – 2,5
Tu też daję po równo, ponieważ podobnie jak styl, tak samo budowa postaci w obu tekstach jest na wysokim poziomie, a same postacie się przekonujące. W tekście A było więcej postaci, ale każda z nich była dobrze opisana i oddawała charakter danej osoby, np. pysznego i zapatrzonego w siebie i swoje pragnienia Filipa czy szaloną Joannę, chcąca zadowolić swojego męża. W tekście B oczywiście pierwsze skrzypce grał malarz, jego osobowość została dokładnie przedstawiona.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Tekst A - 3
Tekst B – 2
Jako całość mimo wszystko bardziej podobał mi się tekst A – ze względu na ciekawą fabułę, zwroty akcji i wybór interesujących postaci historycznych. Tekst B także był bardzo dobrze stworzony, ale bardziej skupiał się na przeżyciach wewnętrznych głównej postaci, co było mniej pasjonujące niż historia w tekście A.

Podsumowując:
Tekst A - 14
Tekst B - 11


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 20:49, 15 Lip 2010 Powrót do góry

Pomysł:

A: 1,5
B: 3,5

Oba pomysły mi się podobają, jednak w tekście B widzę konsekwencję i klarowność pomysłu. W tekście A podoba mi się znacznie bardziej pierwsza część, potem nie jest dla mnie jasne, o co właściwie autorce chodziło. Nie widzę jakby jasnego dążenia do końca tej historii.To uwodzenie Filipa nijak mi tu nie pasuje, nie rozumiem też tego pozostawienia dziecka, którego Filip przecież nie chciał. No i dla mnie pomysł na tekst A... trochę za hardcorowy. Tekst B jest przepięknym pomysłem na epizod z życia Edwarda Muncha, na dodatek osadzonym w realiach historycznych.

Styl

A: 4
B: 3

Dojrzały styl widać u obu pań - plastyczne opisy, kunsztownie budowane zdania, świadome pióro. Jednak odejmuję tekstowi B punkt za błędy, których było niemało.

Spełnienie warunków:

A: 1,5
B: 1,5

Nie ma o czym gadać, spełnione.

Postacie:

A: 2
B: 3

Numer jeden to dla mnie rudowłosa wampirzyca czyli, jak podejrzewam, Victoria. Ma pazur, jest tajemnicza, zmysłowa, pociągająca. Druga postać, która mnie zafascynowała to Edvard. Autorka popełniła tu wspaniałe studium pokręconej psychiki malarza. Na trzecim miejscu wampirzyca Sasha.

Ogólne wrażenie:

A: 1
B: 4

Jak już wspomniałam przy okazji pomysłu - tekst A jest dla mnie trochę zbyt hardcorowy. Było mi momentami niedobrze. Nie trawię takich krwawych scen typu ciągnięcie za pępowinę rodzącej. Błe... I ten "chrzest" skalpelem - przechodzi mnie zimny dreszcz, nie lubię czytać takich rzeczy. Doceniam talent autorki tego tekstu, ale niestety te rzeczy wpływają na mój negatywny odbiór.
Tekst B odbieram jako wspaniałą historię po pierwsze dzięki ukazaniu fascynacji malarza motywem śmierci, połączeniu prawdziwej postaci malarza i jego prac z fandomem Zmierzchu poprzez postać Victorii i barwne, malarskie opisy oddające niesamowity nastrój.

Suma:

A: 10
B: 15

Gratuluję obu autorkom, bo teksty są świetne i przepraszam, że tekst A stracił u mnie głównie z powodu, że obrzydzają mnie "krwawe sceny".


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Pią 19:52, 16 Lip 2010 Powrót do góry

Specjalnie poprosiłam koleżanki-opiekunki, żeby zaklepały Wasz pojedynek, bo sama chciałam ocenić. I wyszło na to, że się obijam. Pojedynek wisi już tyle dni…

Pomysł: 5 pkt.
Tekst A: 3
Tekst B: 2

To trudny do oceny pojedynek. Dwie niezwykłe autorki. Dwa rewelacyjne teksty, przesiąknięte emocjami, nasycone talentem każdej z Was. Obydwie miniatury są nietuzinkowe, pozbawione panoszącego się na forum banału, ale jednak jedną z nich muszę ocenić wyżej…
Nieco bardziej spodobał mi się pomysł autorki tekstu A. Wykorzystała niszę, którą pozostawiła Meyer. Jedną z nisz – bądźmy szczerzy. Pomysł aby napisać miniaturę o Sashy, przybranej matce Tanyi, Iriny i Kate jest sam w sobie dość oryginalny. Jednak najbardziej ujęła mnie opowiedziana w tym tekście historia, w której poznajemy obsesję tej wampirzycy. Autorka stworzyła niezwykłą, choć bardzo mroczną i nie budzącą sympatii postać – ale o tym później. Z książki wszyscy doskonale wiemy, jak potoczyły się losy Sashy. A ten tekst odpowiada na pytanie, dlaczego w ogóle wampirzyca pokusiła się na stworzenie nieśmiertelnego dziecka.
Tekst B ujmuje swoją plastycznością. Sam jest jakby obrazem. Obrazem przedstawiającym niepojęte, jak dla mnie, pragnienie śmierci. To tekst o fascynacji budzącej grozę, ale i podziw. Jednak, i tu przepraszam autorkę tekstu zawczasu, ta historia spodobałaby mi się pewnie bardziej, gdyby tą alegorią śmierci nie była Victoria. Którakolwiek inna postać kobieca z sagi, ale nie ona, jak dla mnie zbyt przewidywalna

Styl: 7 pkt.
Tekst A: 3,5
Tekst B: 3,5

Tu muszę przyznać remis. Nie ma innej opcji. To, moim zdaniem, jedne z najlepszych tekstów pojedynkowych od kilku miesięcy. Powiem tylko czym każdy z nich mnie ujmuje. Tekst A dosłownością, dosadnością w operowaniu środkami. Autorce udało się stworzyć prawdziwy klimat mrocznej tajemnicy, atmosferę przesiąkniętą historią z jej najbardziej okrutnymi sekretami. Tekst B jest bardzo plastyczny, napisany jakby pędzlem nie piórem, niezwykłe opisy są jak namalowane części całego obrazu. Autorka tej miniatury w przepięknie artystyczny sposób wprowadza nas w swój świat.
Oczywiście chyba nie muszę wspominać, że żadnych zgrzytów ani błędów nie zauważyłam.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
Tekst A: 1,5
Tekst B: 1,5

Spełnione.

Postacie: 5 pkt.
Tekst A: 3
Tekst B: 2

W tekście A wszystkie postacie są mocno i konkretnie zarysowane. Niewątpliwym atutem tej mini jest Sasha, o której wspomniałam już w kategorii pomysł. To świetnie wykreowana postać, stworzona właściwie przez autorkę od samego początku (o Sashy niewiele wiadomo z sagi, oprócz tego dlaczego zginęła). Mnie akurat podoba się ten tekst dlatego, że jest przepełniony złym, nieludzkim postępowaniem, krwią, grozą i wszechogarniającą psychozą narodzin królewskiego, męskiego potomka. Dzięki temu nawet królowa Joanna, która zabija własne dziecko, jest postacią wyrazistą, choć zdecydowanie trudno ją zrozumieć, nawet przez wzgląd na tamte czasy. Ale budzi autentyczne emocje. Tak samo, jak główna bohaterka, bezwzględna, zimna i wyrachowana wampirzyca, ale z drugiej strony niespełniona w macierzyństwie kobieta. Skrajności. I dwóch mężczyzn: król Filip i Aro. Filip, jako klasyczny przypadek beznadziejnego władcy, ojca, męża, kochanka… Po prostu słaby, żałosny mężczyzna. Aro, któremu się wydaje, że rządzi światem nieśmiertelnych, też w pewnym stopniu ulega Sashy. Jedno muszę przyznać autorce tekstu A: stworzyła portret nietuzinkowej, niejednoznacznej kobiety (Sashy) i portrety idealnie do niej dopasowanych satelit, bohaterów drugoplanowych, którzy również nie są jedynie papierowymi marionetkami, ale postaciami wywołującymi szczere, autentyczne emocje.
W tekście B „pierwsze skrzypce” gra malarz – Edvard Munch. Postać, jak dla mnie, przesiąknięta złudnymi ideami, artysta który szuka natchnienia w coraz bardziej surrealistycznym wymiarze. Brawa dla autorki za tę postać. Choć nigdy nie potrafiłam zrozumieć duszy artysty, jego wyimaginowanych i prawdziwych cierpień, swego rodzaju pogoni za ideałem, symetrią czy też nieskończonością, to autorka tego tekstu przybliżyła mi Edvarda na tyle, by wzbudzić we mnie sympatię do tej postaci i pewnego rodzaju akceptację jego zachowań. Natomiast z bólem serca Victorii w tej mini mówię nie. Postać wampirzycy jest zbyt jednoznaczna, jednowymiarowa. Jako natchnienie i pewnego rodzaju obsesja Mucha wydaje mi się zbyt słaba w zestawieniu z perfekcyjnie nakreśloną postacią mężczyzny. Niestety mnie nie przekonała.


Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Tekst A: 3
Tekst B: 2

Przeczytałam dwa ponadprzeciętne teksty. Teksty, które działają na wyobraźnię, zapadają w pamięć i tak mi się zdaje, tworzą pewną historię tego forum, a na pewno historię pojedynków. To, już teraz tylko i wyłącznie moje subiektywne odczucie, który z nich wywarł na mnie większe wrażenie. I pomimo ogromnego szacunku do autorki tekstu B, jej tekst jest zdecydowanie świetnie opowiedzianą, płynącą historią, większe wrażenie wywarł na mnie tekst A.
A dlaczego, wydaje mi się że wystarczająco uzasadniłam w powyższych punktach.
W każdym razie, drogie Panie, dziękuję za tak wyrównany, ciekawy i pasjonujący pojedynek.

Podsumowanie:
Tekst A: 14
Tekst B: 11

Gratuluję obu autorkom.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 14:05, 20 Lip 2010 Powrót do góry

w ocenianiu udział wzięło 5 osób - do rozdysponowania mamy zatem 125 pkt

tekst A, którego autorką jest Rudaa, otrzymał 61,5 pkt

tekst B, którego autorką jest offca, otrzymał 63,5 pkt
gratulacje wygranej Cool

gratuluję zatem wyjątkowo wyrównanego pojedynku
Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin