FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Szarfa/Więzy krwi (rani i Susan) [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Śro 20:24, 25 Sie 2010 Powrót do góry

Pojedynkują się: rani i Susan
Forma: Miniatura
Długość: od 2 do 6 stron w wordzie, TNR 12
Tytuł: Dowolny
Chcemy: Jaspera zanim stał się wampirem (jednak niech to nie będzie łatka), wojny secesyjnej, zakazanej znajomości, tragizmu, umiejscowienia w jakimś konkretnym historycznym momencie.
Nie chcemy: Cullenów, Volturi, wilkołaków, szczęśliwego zakończenia, Forks.
Termin: Dwa tygodnie do 25.08
Beta: Nie.

Koniec oceniania: 8.09.

Oceniamy według schematu:

Pomysł: 5 pkt.
Styl: 7 pkt.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
Postacie: 5 pkt.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Punkty przyznawane w innej punktacji nie będą liczone.

Jeśli nigdy nie oceniałaś/ -eś, zapoznaj się z zasadami.

UWAGA! Przypominam, iż zgodnie ze zmianami w regulaminie nie można przyznawać remisów w podsumowaniu oceny. Takie oceny nie będą brane pod uwagę w liczeniu punktów.

Zapraszam do oceniania!

TEKST A

Szarfa


Kłęby gęstego dymu wznosiły się nad ziemią, zakrywając całkowicie niebo i widniejące na nim słońce. W tym momencie nikt jednak się tym nie przejmował. Teraz ważniejsze okazało się liczenie strat po wygranej przez konfederatów bitwie pod Manassas. Trwała ona tylko dwa dni, a pochłonęła tyle ofiar, że nie mieściło się to w ludzkim rozumowaniu. Powszechnie uważano, że śmierć podczas walki jest powodem do dumy i nie można sobie wymarzyć godniejszego odejścia. Przecież poległo się podczas obrony swoich bliskich oraz ideałów, które prowadziły przez życie. Opowieści o członku rodziny, który zginął w czasie wojny są przekazywane z pokolenia na pokolenie, często ubierane w górnolotne słowa, koloryzowane i uzbrojone w duże pokłady emocji. Czego bardziej może pragnąć żołnierz, jak nie tego, by pamiętano o nim i jego zasługach?
Jasperowi również wpajano od maleńkości taki tok rozumowania, ale gdy patrzył teraz na ziemię usłaną zakrwawionymi, w większości zmasakrowanymi ciałami, zaczynał w to poważnie wątpić. Wykrzywione bólem i strachem twarze trupów wcale nie wskazywały na to, by ostatnią ich myślą było właśnie to, że zostaną zapamiętani i ich śmierć nie pójdzie na marne. Nie sprawiali też wrażenia, że czuli się dumni ze sposobu, w jaki przyszło im odejść z tego świata.
Młodemu Whitlockowi wydawało się, jakby osiadła na nim jakaś ciężka chmura złożona ze skumulowanych emocji. Zupełnie jakby całe przerażenie, złość, smutek i niepewność poległych przeszły na niego. Czuł się przytłoczony i zmęczony. Nie tylko przez to dziwne i przejmujące wrażenie, ale też bitwę, w której brał udział. Głowę miał obolałą, w uszach mu szumiało, rozcięcie na prawym policzku szczypało. Musiał go drasnąć jakiś odprysk z pocisku. Przechadzał się powolnym krokiem między zmarłymi, oceniając z iloma towarzyszami broni już nigdy nie porozmawia. Rozpoznawał znajome twarze, choć były niekiedy mocno uszkodzone. Oczywiście, przy każdym zwieszał głowę, czując ucisk w sercu, jednak z najbliższymi kompanami pożegnał się już jakiś czas temu. Widział jak ginęli z rąk wroga i nie mógł im w żaden sposób pomóc. Wtedy obiecał sobie, że już nigdy nie nawiąże głębszej więzi z nikim z armii. Przynajmniej do końca wojny, a wierzył, że ta niebawem się zakończy.
Jasper krążył wokół, starając się nie zwracać uwagi na dym drażniący jego oczy i nozdrza. Zawsze kapelusz chronił go trochę przed pyłem i kurzem, ale zgubił go podczas walki. Pewnie, gdy nastąpił któryś wybuchów.
Miał już zamiar zawrócić do obozowiska, ale coś sprawiło, że jego serce zabiło mocniej, więc zatrzymał się wpół kroku. Wydawało mu się, że nogi się zaraz pod nim ugną i padnie na ziemię. Broń zatknięta za pasem zaczęła mu niebezpiecznie ciążyć. Zupełnie jakby ktoś przywiązał do niej worek kamieni, o którego istnieniu jeszcze przed chwilą nie wiedział. Głowę wypełniał mu niezidentyfikowany szum, który z każdą sekundą stawał się coraz głośniejszy.
- Majorze?
Whitlock otrząsnął się z otępienia i zwrócił w kierunku młodego rudzielca o piegowatym nosie i rozciętej wardze. Westchnął i chrapliwie spytał:
- O co chodzi?
- Wszystko w porządku?
- Tak, nic mi nie jest. Lepiej sprawdź, co z innymi.
Chłopak popatrzył na niego z niepokojem swoimi dużymi, przekrwionymi oczami, ale nie ruszył się nawet o milimetr. Jasper poklepał go po ramieniu i lekko popchnął, by odszedł. Wtedy ten powłócząc nogami, zaczął odchodzić. Whitlock znów spojrzał na ciało, które wzbudziło w nim tyle emocji i uklęknął obok niego. Wpatrywał się w nie przez wiele sekund, a może i minut. Wydawało mu się jakby wszystko wkoło niego się zatrzymało, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością.
W pewnym momencie poczuł mokre krople, spływające mu z kącików oczu, żłobiąc ścieżki na brudnej twarzy. Niektóre dostawały się do ust. Były słono-gorzkie. On, major Jasper Whitlock, płakał. Pierwszy raz od wielu lat. Karcił się za tą słabość, ale nie potrafił nad tym zapanować. Nie tym razem. Nie, gdy wspomnienie pewnego niespodziewanego spotkania zalało mu umysł, sprawiając, że zarówno gardło, jak i serce, ścisnęły się do granic możliwości.


Jasper siedział oparty o pień wyschniętego drzewa. Jego dwurzędowy surdut był rozpięty, odsłaniając jasną, płócienną koszulę i wełnianą kamizelkę. Podciągnął jedną nogawkę spodni, odkrywając opuchnięte kolano. Próbował je właśnie rozmasować po upadku z konia, którego doznał ubiegłego dnia. Dawało mu się ono dość mocno we znaki, przez co nie mógł usnąć, choć panowała cisza i spokój, a stacjonowali w lesie. Na dodatek była już późna noc, a nazajutrz czekała ich bitwa. Powinien odpocząć, ale noga nazbyt mu dokuczała. Pozostawało mu zatem czekać do świtu, kiedy to udadzą się do Manassas. Jego kompani pochrapywali, opatuleni kocami albo też jedli suchary, które im pozostawały. Od dawna nie panowała taka cisza. Żadnych krzyków, wybuchów, czy strzałów. Jasper już zapomniał, jak bardzo tego brakowało. Momentalnie powróciła tęsknota za beztroskim okresem dzieciństwa, kiedy to nie myślał o żadnych wojnach.
Whitlock wiedział jednak, że ten spokój nie potrwa zbyt długo i lepiej się do niego nie przywiązywać. Jest to przecież typowa cisza przed burzą, po której rozpęta się istne piekło na ziemi. Postanowił skorzystać z nadarzającej się okazji i trochę się przejść. Opuścił nogawkę i podniósł się z jękiem, po czym zwrócił do towarzyszy, którzy nie spali:
- Idę rozprostować kości. Nie ruszać się stąd i pilnować dobytku.
Nawet nie czekał na ich odpowiedź, tylko ruszył w stronę gęstszych zarośli. Żałował, że po upadku nie zwrócił się do wojskowego lekarza, bo ból naprawdę stawał się męczący. Wolał jednak, by ten zajął się innymi, bardziej potrzebującymi. Nie zniechęciło go to jednak i szedł dalej. Kierował się w stronę, z której dobiegał szum strumienia. Światło księżyca przedzierało się przez korony drzew, więc nie musiał się martwić, że zaraz się przewróci. Przez całą drogę towarzyszyło mu pohukiwanie sów oraz szelest liści. Nie przeszkadzały mu nawet kamienie i gałęzie, leżące na ściółce. Od dawna nie czuł się tak dobrze. Nikt nie brzęczał mu nad głową, panowała cisza, a jego umysł się oczyścił. Gdyby nie trudności związane z kolanem, byłoby idealnie. Plusk wody go kusił, przez co już po paru minutach zamarzył, by znaleźć się przy strumieniu, w którym zamoczy obolałe nogi.
Na szczęście nie minęło zbyt dużo czasu, a dotarł do celu. Tutaj było o wiele jaśniej i przestronniej. Po obu stronach strumyka znajdował się pas trawy, na której od razu zachciało mu się usiąść i włożyć spuchnięte stopy do chłodnej wody. Już chciał zdjąć buty, gdy parę metrów dalej zamajaczył mu jakiś cień. Zmrużył oczy i zrozumiał, że to zarys sylwetki. Tyle że to nie mógł być dorosły człowiek, gdyż wydawał się o wiele za niski i chuderlawy. Po cichy zaczął się zbliżać do nieznajomego, który jak się okazało, zasłaniał swoim ciałem niewielkie ognisko. Gdy dzieliło ich zaledwie kilka kroków, Whitlock nadepnął na gałązkę. Trzasnęło, a obcy skoczył na równe nogi, gotowy do ucieczki.
Teraz Jasperowi udało się przyjrzeć dokładnie napotkanej osobie. Tak jak przypuszczał, nie było to dorosły człowiek, a dziecko. Niewinna okrągła buzia z dużymi, jasnymi oczami i czarnymi włosami, które połyskiwały w blasku płomieni. W ręce trzymał pokaźnych rozmiarów torbę, a co najlepsze miał na sobie ubranie w barwach armii unijnej – ciemnoniebieską kurtkę oraz jaśniejsze spodnie. Wpatrywał się ze strachem w konfederackiego majora, zastanawiając się zapewne, co powinien zrobić.
- Spokojnie, nie bój się – rzekł Jasper, unosząc ręce lekko w górę. – Nie mam złych zamiarów.
Chłopiec spojrzał niepewnie na jego mundur oraz broń u pasa. Whitlock powolnym ruchem ją odpiął i odłożył na ziemię, nie chcąc go jeszcze bardziej wystraszyć. Odsunął się od niej o parę kroków, po czym oznajmił:
- Nazywam się Jasper Whitlock. Jestem majorem w armii konfederackiej. A ty?
- Nie wolno mi z tobą rozmawiać – odparł pewnie.
Nie spodziewał się takiego tonu. Pozbawionego drżenia, czy też wahania. Mógł to być objaw wielkiej odwagi lub równie potężnej głupoty. Nie rozmyślał nad tym długo, gdyż dostrzegł na dłoni chłopca szramę, z której sączyła się krew.
- Co ci się stało? – zapytał major, wskazując na ranę. – Chyba nikt do ciebie nie strzelał, prawda?
Pokiwał przecząco głową, po czym cofnął się o przycupnął przy ognisku, szukając czegoś w swoim tobołku. Jasper usiadł naprzeciw, znów krzywiąc się z bólu przy zginaniu kolana. Pomasował je chwilę, przypatrując się, jak dzieciak pomimo zajęcia, nie traci czujności i kątem oka rejestruje każdy, nawet najmniejszy ruch.
- Odkaziłeś to? – spytał Whitlock, odgarniając jasne kosmyki z czoła.
Skinął twierdząco, pokazując buteleczkę przeźroczystego płynu, który zapewne okazał się wódką. Przez głowę Jaspera przebiegła myśl, że dużo by dał za choć jednego łyka, by uodpornić się na nieprzyjemności związane z męczącą dolegliwością nogi.
Rozwiązał żółtą szarfę, którą był przepasany i podał chłopcu, mówiąc:
- Owiąż mocno. To zatamuje krwawienie.
Młody towarzysz majora nawet się nie zastanowił, tylko od razu zrobił to, co ten mu poradził. Już po chwili jego dłoń owinięta była żółtym materiałem. Jasper uśmiechnął się lekko, wsłuchując się w trzaskające w ognisku iskry.
- Dziękuję – rzekł chłopak.
- Nie ma za co.
- Ojciec zawsze mówił, że wszyscy żołnierze armii konfederackiej to zbiry jakich mało.
- Jak widać się mylił.
- Mówił też, żebym nie ufał żadnemu z was, bo mnie złapiecie i zjecie.
Whitlock wpierw wybałuszył oczy, a potem roześmiał się głośno, nie pojmując, komu udało się wymyślić taką głupotę. Faktycznie ostatnio brakowało im pożywienia, ale w życiu nie posunęliby się do kanibalizmu. Na pewno nie on.
- Od dawna nie słyszałem takich banialuk – orzekł Jasper. – Spokojnie, nawet włos ci z głowy przy mnie nie spadnie. Może powiesz w końcu, jak masz na imię?
Chłopiec podrapał się po policzku, po czym westchnął i odparł:
- Matthew.
- Ile masz lat?
- Jedenaście. No prawie.
- I co tak młoda osoba robi sama, pośrodku lasu?
- Jestem posłańcem. Muszę się dostać do Manassas.
Matthew otworzył torbę i pokazał Jasperowi jej zawartość. Suchary, wódka, jakieś zwinięte kartki i saszetki z tytoniem. Nie mógł uwierzyć, że ktoś wypuścił dziecko w sam środek wojny. Na dodatek do miejsca, w którym nazajutrz zginie mnóstwo ludzi. Naoglądał się już wielu rzeczy, słyszał o różnych pomysłach wrogów, ale tego się nie spodziewał.
- Nie możesz tam pójść. Jutro rozpęta się tam bitwa – oznajmił.
- Nie mam wyboru.
- Masz! Zawsze masz wybór. Na przykład możesz zawrócić lub ukryć się i przeczekać najgorsze.
- Nie jestem tchórzem.
Na twarzy chłopca wykwitł mocny rumieniec, a sam zagryzł wargę. Rozzłościł się, bo pomyślał, że Whitlock uważa, że się boi. Przecież strach to naturalna rzecz. Tym bardziej u dziecka, które powinno bawić się w domu, a nie biegać od obozu do obozu, starając się przy tym nie zginąć.
- Jesteś bardzo odważny – powiedział Jasper. – Ale wojna to coś okropnego. Nikt nie ma prawa wciągać w to kogoś tak młodego. Twoi rodzice się o ciebie nie martwią?
- Zginął dwa tygodnie temu. Matka zmarła przy porodzie.
Matthew spuścił wzrok i zajął się robieniem supełków na jednym ze sznurków, wystających z torby. Stracił oboje rodziców. Był na tym świecie całkiem sam. Skazany tylko na siebie i łaskę lub niełaskę losu.
- Przykro mi – rzekł Jasper, rozprostowując kolano, przy czym aż syknął.
- Co ci się stało? – spytał chłopiec, ochoczo zmieniając temat.
- Spadłem z konia i nieco się obiłem.
Podciągnął nogawkę i pokazał spuchniętą nogę. Matthew popatrzył na nią uważnie, po czym zajrzał do swojego tobołka i wyciągnął z niego jedną z buteleczek. Podał ją Whitlockowi, na co ten rzekł:
- Nie mogę tego przyjąć. Będą na ciebie źli.
- Pewnie nawet nie zauważą. A jeśli jednak, to powiem, że zużyłem dwie na odkażenie ręki.
Pomachał zachęcająco naczyniem przed nosem Jaspera, który w końcu ją chwycił i od razu zrobił potężnego łyka. Wódka podrażniła mu gardło, przełyk i żołądek, ale było to miłe uczucie. Wierzył, że gdy wypije wszystko, ból stanie się mniej natarczywy. Spojrzał na niewinną minę kompana i powiedział:
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy. A tak właściwie to ile ty masz lat?
- Dziewiętnaście.
- I jesteś majorem?
Chłopak przechylił się w stronę Jaspera. Jego pytanie zabrzmiało bardzo entuzjastycznie, przez co nie mógł powstrzymać uśmiechu, który uformował się samoistnie na jego twarzy.
- Tak.
- Jak to możliwe?
- Wstępując do wojska, nie podałem prawdziwej daty urodzin. Myślą, że jestem trochę starszy. Poza tym od samego początku szło mi bardzo dobrze. Ludzie mnie słuchali, dobrze władałem bronią, byłem szybki, zwinny i godny zaufania. Zrobiłem szybką karierę.
- To niesamowite, naprawdę. Musisz być z siebie dumny.
- Czasami. Nie wtedy, gdy widzę kogoś takiego jak ty i myślę, że ten ktoś może zginąć. Nawet przypadkowo z rąk moich żołnierzy lub nawet moich. Wtedy zadaję sobie pytanie, czy warto w ogóle walczyć. W tym momencie nie widzę żadnych powodów do dumy.
Matthew zaczął wyrywać źdźbła trawy z ziemi i miętosić je w palcach. Whitlock przez chwilę pomyślał, że może nie powinien mu tego wszystkiego mówić, ale przecież uczestniczy wojnę i powinien znać okrutną prawdę o tym, że nie wolno wierzyć tym, którzy opowiadają, że zaciągnięcie się do armii jest przywilejem dla najlepszych i że to zaszczyt się w niej znaleźć.
- Co się z tobą stanie, gdy wojna się skończy? – spytał Jasper. – Masz jakąś dalszą rodzinę?
- Ciotkę w Kanadzie. Wątpię, by mnie przygarnęła. Nigdy się mną nie interesowała. Pewnie skończę w sierocińcu.
- Nie mów tak. Może ciotka zachowa się wręcz przeciwnie.
- Nie wierzę w to.
- Ludzie się zmieniają. Najczęściej właśnie w takich momentach. Bądź dobrej myśli.
Matthew uśmiechnął się półgębkiem, po czym wyjął jeszcze jedną buteleczkę oraz saszetkę tytoniu i podał je Whitlockowi. Ten zmarszczył brwi, nie pojmując, co ten chłopak wyprawia. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy towarzysz tonem nieznoszącym sprzeciwu, rzekł:
- To za miłe słowa i to, że nie okazałeś się potwornym kanibalem.
Oboje zaśmiali się głośno, po czym Whitlock schował do kieszeni podarunek, wypił resztę pierwszej butelki wódki i ją również włożył do kurtki. Chłopiec podniósł się, zarzucił tobołek na ramię, po czym wziął się za gaszenie ogniska.
- Zostaw. Ja się tym zajmę – oznajmił Jasper, wstając. – Ty pędź, ile sił w nogach do obozu, a potem się schowaj i przeczekaj.
- Dobrze.
- Uważaj na siebie. I nie mów nikomu, że mnie spotkałeś, bo gotowi są posądzić cię o zdradę.
Jasper wyciągnął dłoń do chłopca, a ten mocną ją uścisnął i potrząsnął. Po chwili z widoczną szczerością powiedział:
- Cieszę się, że cię poznałem. Jesteś naprawdę dobrym człowiekiem. Szkoda tylko, że konfederatem.
Uśmiechnął się, a następnie odwrócił i odszedł w ciemne zarośla. Whitlock przez długi czas wpatrywał się w miejsce, w którym zniknął. Nigdy nie spotkał tak dojrzałego i świadomego dziecka. Matthew ujął go właśnie tym, swoją odwagą, oraz tym, że pomimo tego pozostawało w nim coś niewinnego i szczerego. Dziwiło go to, że tak dobrze czuł się w jego towarzystwie. Może dlatego, że chłopak przypominał mu siebie samego sprzed lat.
Z tą myślą zagasił ognisko, a następnie ruszył w drogę powrotną do obozowiska, by odrobinę się przespać przed walką. Wspomnienie twarzy chłopca nie opuściło go nawet podczas snu. Wtedy jeszcze nie podejrzewał, że widok ten wryje mu się na zawsze w pamięć.



Praktycznie w ogóle go nie znał. Widział go tylko raz. Wymienili ze sobą parę zdań. Można to nazwać krótką rozmową. Tak naprawdę nie powinno do niej dojść. Stali po dwóch różnych stronach barykady. Gdyby był dobrym żołnierzem, pojmałby go wtedy w lesie i trzymał w niewoli. Wtedy nadal by żył. A tak leżał martwy z szeroko otwartymi, pustymi oczami i rozchylonymi ustami, z których przez brodę ciągnęła się stróżka zaschniętej krwi. Ręce i nogi wyglądały na połamane. Musiał stać niedaleko jakiegoś wybuchu, zostać stratowany lub pobity. Jego ubranie było poszarpane i brudne. Jedną dłoń przygwoździło ciało innego człowieka. Na drugiej zauważył żółtą szarfę, którą podarował mu, by zatamował krwawienie. Trochę się rozwinęła, więc Jasper chwycił rękę Matthew i owiązał ją tak, jak należy, po czym wyjął uwięzioną pod trupem dłoń chłopca. Zimno jego skóry sprawiło, że poczuł się jeszcze gorzej. Odniósł wrażenie, że jest z nim związany bardziej niż ze wszystkimi żołnierzami swojego oddziału razem wziętymi. On przez swoją dziecinną naiwność nie był zapatrzony w ślepe ideały i przemawiało przez niego dobro. Dlaczego musiał zginąć? Bezbronna, niewinna istota. W tej chwili było mu wstyd. Za wrogich żołnierzy, za swoich oraz siebie samego.
Zdjął surdut i przyciągnął zwłoki chłopca do siebie. Okrył go swoim ubraniem, wiedząc iż jego kompani zajmą się pochówkiem swoich. Jeśli zauważą szarą kurtkę, powinni zabrać również i jego. Jasper nie chciał, by ciało Matthew tkwiło tu przez wiele godzin, a może i dni. Zapinając guziki surdutu, oczy zaszkliły mu się znów do tego stopnia, że prawie nic nie widział. Dopiero gdy zamrugał powiekami, łzy pociekły po jego policzkach, a on odzyskał wzrok.
Gdy skończył, ułożył chłopca delikatnie na ziemi, chwycił go za dłoń owiniętą szarfą i szepnął:
- Martwiłeś się, że skończysz z ciotką lub w sierocińcu. Widzisz, dołączyłeś do rodziców. Na pewno bardzo ucieszyli się na twój widok. Teraz już zawsze będziecie razem.
Zamknął powieki Matthew, puścił jego rękę i się podniósł. Popatrzył z góry na chłopca. Wyglądał, jakby spał. Westchnął i ruszył w stronę miejsca, z którego się dowodzi. Nie uszedł nawet kilku kroków, gdy zauważył, ze niedaleko stoi rudzielec, który pytał, czy wszystko w porządku. Wpatrywał się w niego, a Jasper był pewien, że przyglądał mu się cały czas. Wcale nie odszedł, choć mu kazał. Nagle dostrzegł w jego oczach smutek i zrozumienie. Upodobniło go to do Matthew. Tyle że jego tym razem się udało. Dostał jeszcze jedną szansę. Jeszcze odrobinę życia, bez gwarancji, że następnym razem również przetrwa.
Nikt nie ma takiej pewności.
Udał się w stronę obozowiska, znikając za kurtyną ciemnego dymu, tym samym kończąc pewien etap w swoim życiu i nie wiedząc, co czeka go dalej.
I wcale nie chciał wiedzieć. Już nie...

TEKST B

Więzy krwi


29 maja 1862 roku, El Paso

Potężny grzmot przeszedł przez okolicę, a zaraz za nim błyskawica rozświetliła granatowe, pochmurne niebo. Wiatr zawył donośnie niczym zbłąkana dusza szukająca ukojenia, a krople deszczu wielkie niczym pięść niemowlęcia uderzały w spierzchniętą ziemię. Wokół panowały ciemności, więc w okolicy nie było nikogo. Gdzieś w oddali, na szczerym polu stał dawno opuszczony myśliwski domek. Okna i drzwi miał zabite, a w dachu powstała dosyć spora dziura.
Wokół nie było żadnych drzew ani krzaków. Nad całym obszarem panowały prerie.
Taki był Teksas. Surowy i nieposkromiony. Miejsce, w którym przeżyć mogli tylko najsilniejsi. Miejsce, które się kochało albo nienawidziło. W każdym wzbudzało silne emocje.
To tutaj właśnie zjawił się mężczyzna, który idąc na wojnę, chciał pożegnać się z tą niegościnną krainą, w której się wychował. Zdawał sobie sprawę, że być może był tu po raz ostatni. Nie bacząc na deszcz, zdjął kapelusz i przyłożył go do piersi, po czym skłonił się lekko. Długie blond włosy zawiały na wietrze, uwolnione od przykrycia.
Zaraz po tym, zmuszając konia do galopu, pognał przed siebie, rozbryzgując błoto na wszystkie strony. Tak oto Jasper Withlock, tak jak wielu przed nim i po nim, wyruszył walczyć o to, co kochał i był gotowy oddać za to życie.

* * *

3 lipca 1863, Gettysburg*

Nie widział dokąd idzie, w oddali słychać było wybuchy i krzyki rannych żołnierzy, którym nikt nie przychodził na pomoc. Potykał się o ciała i porozrywane kończyny. Coraz bardziej oddalał się od miejsca bitwy, zostawiając swoich przyjaciół na łasce wrogów. Jednak niewiele ich już zostało. Jankesi wybili prawie całą armię, resztę wzięli do niewoli. Niektórzy uciekli, tak jak on. Tracił siły, rana w boku dawała o sobie znać ostrym bólem. Zacisnął mocno zęby i biegł niestrudzenie, próbując zobaczyć coś w ciemności. Odgłosy walki coraz bardziej cichły, słychać było tylko czasem wystrzał armaty. Cholerni Jankesi - pomyślał Jasper. Nie dość, że zabierają nasze ziemie, to jeszcze zabijają naszych ludzi i gwałcą nasze kobiety. Modlił się o dzień, w którym to wszystko się skończy, a wojska Konfederacji odniosą zwycięstwo. To była piąta wielka bitwa, który przegrali. Zaczynał tracić nadzieję i wiarę w Boga.
W końcu dotarł do lasu, gdzie mógł trochę zwolnić. Nikt nie zauważył jego ucieczki, więc w końcu oparł się o drzewo i zaczął powoli oddychać. Z raną było coraz gorzej. Krew sączyła się z niej nieprzerwanie. Zdjął z siebie ubranie, wyjął z torby bandaż oraz bukłak z wodą i przeczyścił ranę, jak mógł. Jednak kula nadal w niej tkwiła. Nie mając czym jej wyciągnąć, zabandażował brzuch, zaciskając z bólu zęby. W torbie znalazł też spodnie i cienką płócienną koszulę. W końcu był na ziemi wroga, nie mógł pokazywać się w mundurze. Skończywszy się ubierać, ruszył przed siebie w poszukiwaniu jakiegoś schronienia. Uszedł zaledwie kilka metrów, po czym padł zemdlony na ziemię.

Budził się powoli, ciężkie powieki z trudem dały się otworzyć. Nie pamiętał, co się stało i nie wiedział, gdzie się znajduje. Instynktownie wyciągnął dłoń w stronę pasu z bronią, jednak nie było go przy jego boku. Zerwał się gwałtownie i poczuł mdłości. Opadł z powrotem na łóżko i rozejrzał się. Znajdował się w małym pomieszczeniu, w którym oprócz łóżka stała ciemna komoda, krzesło i miska z wodą. Nie miał pojęcia jak się tu znalazł. Drzwi zaskrzypiały i otworzyły się z hukiem. Jasper naprężył mięśnie, czekając z napięciem, gotowy do walki w każdej chwili.
Jego oczom ukazał się wysoki mężczyzna, o kruczoczarnych włosach i ogorzałej twarzy. Wyglądał mniej więcej na trzydzieści lat, choć zmarszczki na czole mogły go postarzać.
- W końcu się obudziłeś. Najwyższy czas – powiedział przybyły.
- Gdzie ja jestem? - odezwał się Jasper.
- W moich skromnych progach. Jestem Kapitan William St. James. A ty?
- Jasper Whitlock.
- Miło mi. Znalazłem cię w lesie nieprzytomnego, gdy wracałem z pola bitwy. Zabrałem do domu i opatrzyłem ranę. Wydobrzejesz, tak myślę. Skąd się tam wziąłeś? Jesteś żołnierzem?
Jasper zastanowił się chwilę nad odpowiedzią. Domyślił się, że St. James jest z armii konfederackiej, więc musiał mieć się na baczności. Dobrze, że swój mundur zostawił w lesie, przykryty liśćmi.
- Tak, byłem na bitwie, ale zostałem ranny – odpowiedział spokojnie.
- Po co oddaliłeś się do lasu? Przecież wygrywaliśmy i zaraz mógł cię ktoś opatrzyć.
- Chyba sam nie wiedziałam, co robię. Z bólu słaniałem się na nogi i nie byłem sobą. A jak tam walka?
- Już po wszystkim, wygraliśmy. Nasi ludzie przeszukują jeszcze las w poszukiwaniu uciekinierów. Pole bitwy wygląda jak kraina umarłych. Musiałem stamtąd odejść. Niedługo generał Meade** ogłosi, jakie ponieśliśmy straty. Niestety wielu naszych poległo. To była ciężka bitwa. Bóg jeden wie, czy to wszystko ma sens. W końcu nie walczymy z obcymi, tylko ze swoimi rodakami. Naprawdę, czasami zastanawiam się, jak mogło do tego dojść.

Jasper też często na tym myślał. Jeszcze kilka lat temu był mile widziany na północy, miał tam przyjaciół. Wszystko zmieniło się z dnia na dzień. Przyjaciele stali się wrogami, których trzeba zabić, lub samemu zginąć. Ile to jeszcze będzie trwało? Miesiące? A może lata? Tęsknił bardzo za rodzicami i siostrą. Nigdy nie powiedział im, jak bardzo ich kochał. Miał nadzieję, że otrzyma jeszcze jedną szansę.

- Czemu nie miałeś na sobie munduru? - z zamyślenia wyrwał go głos St. Jamesa.
Starał się szybko wymyślić jakiś powód nie wzbudzający podejrzeń. Spojrzał na siebie, udając zdezorientowanego.
- Nie mam pojęcia, w lesie miałem go jeszcze na sobie.
- Zapewne jakiś uciekinier ukradł go. Masz szczęście, że cię nie zabił. Będę musiał powiadomić ludzi.
Jasper myślał gorączkowo, jak go przed tym powstrzymać. Domyślał się, że w końcu mogliby odnaleźć zakopany mundur i wszystko stałoby się jasne.
- Do tej pory jest już daleko i zapewne zmienił już odzienie. Nie ma sensu zawracać sobie nim głowy. Jeśli dotrze do swoich, to chociaż rozgłosi nasze zwycięstwo.
- Może masz rację. Ludzie i tak są już zmęczenie po bitwie. I na pewno chcą odwiedzić swoje rodziny.
- A ty mieszkasz tu sam? - zapytał Jasper.
- Tak, moi rodzice odeszli wiele lat temu, a byłem ich jedynym dzieckiem. A okazji do ożenku nie miałem. Dobrze mi tu, lubię samotność. A ty masz rodzinę?
- Tak, rodziców i młodszą siostrę.
- Skąd jesteś?
Jasper już chciał powiedział z Teksasu, lecz w ostatniej chwili ugryzł się w język.
- Z Iowa.
- To daleko zawędrowałeś. Byłem tam kiedyś, bardzo mi się podobało. Pewnie jesteś głodny? Ugotowałem trochę rosołu, zaraz ci przyniosę.
Jasper opadł ciężko na poduszkę i zamknął oczy. Znalazł się w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Musiał obmyślić jakiś plan. Z tą myślą zapadł w ciężki, pełen koszmarów sen.

***

Dwa tygodnie później

- ... i nagle jak nie zamachnie się na mnie z tą siekierą! To była całkowita noc, nic nie widziałem. Do tego byłem kompletnie pijany. Pognała za mną, nie zdążyłem nawet nic na siebie włożyć. Biegłem nagi jak mnie Bóg stworzył. Okazało się, że po pijaku wszedłem nie do tego pokoju, co trzeba. I nie do tego łóżka.

Jasper śmiał się do rozpuku, słuchając opowieści St. Jamesa. Musiał przy tym trzymać się za brzuch, bo rana czasem mu dokuczała. Było już z nim lepiej, jednak szybko się męczył i musiał odpoczywać na łóżku. Rana goiła się dobrze, na szczęście nie wdało się żadne zakażenie. St. James zajmował się nim troskliwie i Jasper musiał w końcu przyznać, że polubił go. Spędzali godziny na rozmowach. Will opowiadał mu o swoich niezliczonych, często zabawnych przygodach. Dużo podróżował, mieszkał nawet kilka lat we Francji. Wrócił, gdy zaczęła się wojna. Whitlock czuł się przy nim coraz bardziej pewnie i wiedział, że ma podstawy do obaw. Byli wrogami i nie mógł pozwolić sobie choćby na odrobinę sympatii do niego. Jednak nic nie mógł poradzić na to, że St. James przy bliższym poznaniu okazał się naprawdę dobrym człowiekiem, ze wspaniałym poczuciem humoru. Czasami myślał, że gdyby nie ta wojna, to mogliby zostać przyjaciółmi.
- Jesteś głodny? - z zamyślenia wyrwał go głos Williama.
- Trochę, ale sam mogę sobie wziąć. Już ze mną lepiej, naprawdę.
- Zauważyłem. Jeszcze z tydzień albo dwa i będziemy musieli dołączyć do wojska. Krążą pogłoski, że Konfederaci szykują się na bitwę. Musimy być przygotowani.
- Skąd o tym wiesz?
Tego właśnie Jasper się obawiał. Co będzie, jak ktoś zorientuje się kim jest? Musiał działać i to szybko.
- Od niewolnika, który uciekł swojemu panu. Przystał do nas i powiedział nam wszystko, co usłyszał. Nie wiemy dużo, jednak trzeba być w gotowości.

Minął ponad miesiąc, a pogłoski o bitwie nabierały coraz realniejszych kształtów. Po obu stronach formowało się wojsko, mężczyźni żegnali się ze swoimi rodzinami.
Jasper był coraz bardziej zdesperowany, jednak nie widział szans na ucieczkę. Na każdym kroku można było spotkać Jankesa. Myślał nawet o tym, żeby zabić St. Jamesa i ukraść jego mundur. Jednak nie mógł się na to zdobyć. Przez ten czas dowiedział się o nim bardzo dużo. Mówił mu o tym, jak tęsknił za rodzicami w ciężkich chwilach. Zwierzył mu się, że był kiedyś zakochany, ale ona nie odwzajemniała jego uczucia. Co kilka dni jeździli do miasta po żywność i czasem zachodzili trochę się zabawić. Wiele razy w takich chwilach próbował zniknąć niepostrzeżenie, ale nigdy to mu się nie udawało. Musiał przyznać, że dobrze się bawił i czasami zapominał kim jest.

***

18 września 1863, okolice rzeki Chickamauga Creek*** w stanie Geaorgia

W końcu do tego doszło. Byli tu od dwóch dni, gotowi do walki. Jasper ubrany w jankeski mundur próbował właśnie uciec, by dołączyć do swoich ludzi, którzy byli już niedaleko.
- Dokąd idziesz? - usłyszał nagle zza pleców.
Stanął jak wryty, nie mogąc się ruszyć.
- Za potrzebą, zaraz wrócę.
- Tylko szybko, wojska są coraz bliżej. Nie chcesz chyba dostać kulką w tyłek.
Wiedział, że tym razem też mu się nie uda. Nie widział już wyjścia z tej sytuacji. Na pewno ktoś go w końcu pozna i jak to wszystko wytłumaczy? Nie miał pojęcia.

Zostali zaatakowani nagle i szybko. Przewaga była po stronie konfederacji. Wielu zginęło od razu. Jasper walczył u boku St. Jamesa, starając się nikogo nie zabić, ale i samemu nie zostać zabitym. Powietrze przesiąknięte były zapachem prochu, ziemi i krwi. Przede wszystkim krwi, której metaliczny smak czuć było w ustach. Widoczność była zła, wszystko zasłaniał gęsty dym, który szczypał w oczy. W uszach dudniło od wystrzałów i krzyków rannych żołnierzy, którzy byli bezlitośnie tratowani. To była ciężka bitwa.
- Jasper! Uważaj! - usłyszał nagle krzyk St. Jamesa
Odwrócił się w momencie, gdy ostrze bagnetu prawie trafiło go w pierś. Nie zdążył zareagować, bo atakujący po chwili został zabity. William po raz drugi uratował mu życie. Pokiwali sobie nawzajem głowami. Na nic więcej nie było czasu.

Po trzech godzinach wszystko zmierzało ku końcowi. Zwycięstwo należało do armii konfederackiej. Tych, co przeżyli, łapano i wiązano. Williama i Jaspera także to nie ominęło. Zostali zaprowadzeni do generała Bragga. Jasper wiedział, co teraz się stanie. Bardzo dobrze go znał.
Generał stanął przed nimi i zaczął im się przyglądać. Gdy zauważył Jaspera, zatrzymał się przed nim, marszcząc brwi.
- Withlock? Co ty tu robisz? Myśleliśmy, że nie żyjesz. I czemu u licha masz na sobie ich plugawy mundur?
Jasper zauważył zaskoczone spojrzenie St. Jamesa i westchnął przeciągle.
- Uciekłem, sir. Byłem ranny i znalazł mnie ten oto William St. James i zaniósł do swojego domu. Nie mogłem uciec, choć wiele razy próbowałem.
Bragg pokiwał głową. Spojrzał na St. Jamesa który podniósł dumnie głowę.
- Jestem gotowy ocalić ci życie. Pod jednym warunkiem. Czy przystaniesz do nas? - zapytał.
William patrząc mu prosto w oczy, splunął mu w twarz. Wściekły generał z całej siły uderzył go w brzuch. Jasper nie mógł na to patrzeć. Will, choć zginał się z bólu, zaczął się śmiać.
- Cieszcie się tą wygraną, póki możecie. – powiedział.
Ciosy spadły na niego ze wszystkich stron. Nie osłaniał się, przyjmował mężnie wszystkie.
- Rozwiązać Withlocka – odezwał się generał.
- A co z jeńcami? - zapytał jeden z żołnierzy.
- Rozstrzelać. Jednak St. Jamesa zostawcie na końcu.
Jasper nie mógł na to pozwolić.
- Generale! - krzyknął. - On uratował mi życie. Proszę w zamian darować jego.
- Jest naszym wrogiem Withlock. Wydaję mi się, że o tym zapomniałeś.

Spojrzał na Williama z bólem serca. Już nic nie mógł zrobić. Miał tylko nadzieję, że wiedział, iż pokochał go jak brata. Może nie byli złączeni więzami krwi, ale i tak był mu bliski. Patrzył, jak ustawieni w rządku mężczyźni padają po kolei jak muchy. Gdy przyszła kolej na St. Jamesa stanął przed nim i zasalutował mu. William uśmiechnął się do niego i zrobił to samo. Jasper patrzył, jak pocisk trafia w pierś przyjaciela, który wydając ostatnie tchnienie padł na ziemię przesiąkniętą krwią. Po czym odwrócił się, wsiadł na swojego konia i odjechał. Nie chciał brać już w tym udziału. Miał dosyć.

Śmierć przyjaciela była dla Jaspera goryczą przepełniającą czarę. Gnał przez pola, nie oglądają się za siebie. Nie wiedział dokąd zmierza i nie obchodziło go to. Już nie.


* Bitwa pod Gettysburgiem – największa bitwa wojny secesyjnej, która odbyła się między 1 lipca i 3 lipca 1863 pod miastem Gettysburg w stanie Pensylwania.
** George Gordon Meade (ur. 31 grudnia 1815 w Kadyksie, zm. 6 listopada 1872 w Filadelfii) – amerykański generał, był także inżynierem, który zbudował m.in. kilka latarni morskich. W czasie wojny secesyjnej walczył po stronie Unii, objął dowództwo nad ochotnikami z Pensylwanii. Od czerwca 1863 dowodził Armią Potomaku. Pomimo iż objął dowodzenie zaledwie na dwa dni przed rozpoczęciem bitwy pod Gettysburgiem, zdołał jednak poprowadzić Armię Potomaku do zwycięstwa w tej batalii, która okazała się zwrotnym punktem wojny.
***Bitwa pod Chickamauga stoczona została w dniach 18 - 20 września 1863 r. w trakcie wojny secesyjnej. Nazwę swą wywodzi od rzeczki Chickamauga Creek wpadającej do Tennessee River w stanie Georgia. Krwawa bitwa zakończyła się zdecydowanym zwycięstwem konfederatów pod wodzą generała Bragga nad wojskami generałów północy Rosecransa i Georga H. Thomasa


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Nie 18:41, 28 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Śro 22:16, 25 Sie 2010 Powrót do góry

Pomysł:

A: 2,5
B: 2,5

Po równo dlatego, że są bardzo, ale to bardzo do siebie podobne... Jasper się rani, idzie w las, spotyka tajemniczego nieznajomego stojącego po drugiej stronie, który udziela mu pomocy, na końcu obaj giną.

Styl:

A: 3
B: 4

W tekście B dużo lepiej brnęło mi się przez tekst. Niemal mi się płynęło. Chociaż i w jednym, i w drugim były błędy, to mimo wszystko tekst B był bardziej płynny i spójny.

Spełnienie warunków:

A: 1
B: 2

W tekście A ten tragizm był, ale... Płytki, oklepany, banalny. Zaczęło się wspomnienie i ja już wiedziałam, jak to się skończy. W tekście B podobało mi się to sprecyzowanie historycznych miejsc i osób. To nie było "gdzieś w historii", ale konkretnie, wystąpiła tu nawet postać historyczna.


Postacie:

A: 2
B: 3

Taka miniaturka to naprawdę mało miejsca, żeby postaciom nadać charakteru. Obie panie raczej średnio nakreśliły mi Jaspera, za to całkiem ciekawe okazały się te nasze "zakazane owoce". Jednak to w tekście B postaci zostały lepiej opisane, no i więcej się mogło między nimi wydarzyć.

Ogólne wrażenie:

A: 2
B: 3

Ogólne wrażenie jest takie, że - przykro mi to mówić - żadna z miniatur mnie nie porwała. Myślę, że warunki są po prostu zbyt rozlazłe, mało precyzyjne. Jestem dość mocno uczulona na ortografię (bo na interpunkcji zbyt dobrze się nie znam Laughing), a w obu miniaturach były zgrzyty i to takie, że aż je było słychać w drugim pokoju. No i ten tragizm... Bolał mnie ten tragizm, a raczej jego ślady. Można było skupić się na jednym konkretnym momencie, więcej uczuć, mniej dialogów, mniej rozpamiętywania, mniej skakania z jednego momentu do drugiego, bo to tak naprawdę rozprasza i ciężko jest cokolwiek wywnioskować. Cóż, tekst B był dla mnie po prostu przyjemniejszy w odbiorze, chociaż miałam ogromną nadzieję, że Jasper powie "To był jedyny sposób, aby doprowadzić jeńca do naszego obozu", że powie, że to wszystko było zaplanowane, a Will zginąłby z szokiem i bólem w oczach. A Jasper drwiąco by się uśmiechnął. No, to takie moje prywatne dywagacje.

Podsumowanie:

A: 10,5
B: 14,5

Wiem, że mało wyczerpująca ocena, ale +10 dla Ślizgonów byłoby mile widziane :P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Antonina
Dobry wampir



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1127
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Jokera

PostWysłany: Pon 14:51, 30 Sie 2010 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt.
Tekst A - 2
Tekst B - 3
W obu tekstach bardzo fajnie zostały spełnione warunki pojedynku, chociaż bardziej przypadła mi do gustu intryga z tekstu B, a zwłaszcza zakończenie, tzn. że St. James został schwytany i cała sytuacja z tym związana. Co nie znaczy, że pomysł na tekst A mi się nie podobał, także był ciekawy i wręcz poruszający, w trakcie czytania oczy mi się zaszkliły.

Styl: 7 pkt.
Tekst A – 4
Tekst B – 3
W tekście A zauważyłam kilka błędów interpunkcyjnych, np. w tym zdaniu: „Tyle że jego tym razem się udało” (plus jest tu jeszcze literówka), ale poza tym nie mam żadnych zastrzeżeń – jeszcze jedyne, co było trochę nieudane, to kiedy Matthew opowiadał Jasperowi o rodzicach. Jasper pyta o nich, a chłopak odpowiada, że: „Zginął dwa tygodnie temu. Matka zmarła przy porodzie”, co trochę zgrzyta, a wystarczyłoby dodać słowo „ojciec” na samym początku zdania. I jeszcze zdanie: „Nawet przypadkowo z rąk moich żołnierzy lub nawet moich.” Podobał mi się styl, w jakim napisany został tekst A, był spokojny, wyważony, dobrze oddawał emocje i atmosferę tekstu.
W tekście B styl także był bardzo dobry, podobały mi się zwłaszcza opisy przyrody na początku, bardzo sugestywne. Co do błędów, to interpunkcja i chwilami zgrzytało mi dość mocno, choćby w zdaniu: „Nad całym obszarem panowały prerie.” Nie podobało mi się też, że w dwóch pierwszych przypadkach, aby zaznaczyć upływ czasu zostały użyte daty, a potem pojawiła się informacja „dwa tygodnie później” i znów normalna data – chyba lepiej by było, gdyby tego typu informacje były podawane w sposób jednolity.


Spełnienie warunków: 3 pkt.
Tekst A – 1,5
Tekst B – 1,5
Spełnione.

Postacie: 5 pkt.
Tekst A - 3
Tekst B - 2
Postać Jaspera w tekście A była po prostu świetna, bardzo mi się podobała. Wszystko było w niej na swoim miejscu, można było w niego uwierzyć, natomiast postać Jaspera z tekstu B mniej mi się podobała, a ściślej jego zachowanie jakoś nie bardzo grało mi z obrazem młodego, odważnego majora. W obu tekstach podobały mi się jednak postacie drugoplanowe, tzn. Matthew i St. Jamesa.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Tekst A – 2,5
Tekst B – 2,5
Oba teksty zostały świetnie napisane, więc w tej kategorii daję po równo, ponieważ obu autorkom się należy, pojedynek był bardzo wyrównany.

Podsumowując:
Tekst A - 13
Tekst B - 12


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Pon 15:33, 30 Sie 2010 Powrót do góry

Pomysł
Właściwie nie potrafię w sposób jednoznaczny rozgraniczyć tych tekstów. Gdyby nie fakt, że (subtelnie, ale jednak) różnią się stylistycznie, powiedziałabym, że napisała je jedna osoba. Z góry uprzedzam, że nie mam prawa mówić, iż te miniatury są złe, bo są jak najbardziej poprawne i właściwie nie można im niczego zarzucić poza… no właśnie – poza, paradoksalnie, tą poprawnością. Nie ma w nich pazura, choćby jednego akcentu, który pozwoliłby na to, by zapadły mi w pamięć. Jeszcze rok, ba!, kilka miesięcy temu dałabym sobie poucinać nogi za to, żeby zobaczyć takie teksty na teesie. Ale w tej chwili czuję niedosyt. Z jednej strony mamy Jaspera, który rozpacza nad śmiercią dziecka – wszystko świetnie, ale ja mam wrażenie, że taki scenariusz widziałam w tysiącach filmów i w dwóch tonach książek. Nie kupuję tego typu naciąganych przemian wewnętrznych. Jeśli już to wojna go zmieniła, a nie dzieciak z butelką wódki. To mógł być jedynie bodziec, a w tej miniaturze przedstawione jest to jednostronnie.
Z drugiej strony mamy Jaspera-uciekiniera. Tutaj jest większa szansa na zaistnienie postaci, ale o niej nie chcę się za bardzo rozwodzić, bo na to będzie miejsce w innym podpunkcie, jednak widać, że tutaj zostało włożone trochę więcej pracy.
Problem polega na tym, że trudno mi oceniać pomysł w momencie, w którym temat został tak mocno zarysowany, ograniczając tym samym autorki, a te poszły najprostszą ścieżką, jaką znalazły. Można było powalczyć w tym temacie, potraktować go mniej dosłownie, ale niestety… Chociaż jestem wdzięczna za brak historii miłosnych, bo tego bym nie przetrawiła chyba.
A/B: 2,5/2,5

Styl
Mówiłam, że teksty różnią się subtelnie i to prawda, ale jednak ta różnica stylistyczna działa bardzo mocno na korzyść tekstu A. W obu opowiadaniach były błędy i niestety znalazłam ich więcej właśnie w A, jednak kupiła mnie lekkość, z którą się to czytało. Potrafię przymknąć oko na tą słabość, same środki i początki oraz ten nieszczęsny pasujący do całości jak pięść do oka pilnowany dobytek. Widać, że autorka nie pisze od dziś i odnalazła już pewną równowagę. Zna umiar, ale jednocześnie nie boi się uciec w trochę bardziej zawikłane rozwiązania językowe.
Natomiast w B przeraża mnie początek. Moja zabłąkana dusza szukająca ukojenia miała ochotę strzelić sobie między oczy, jak zobaczyła tę niemowlęcą piąstkę. Ja też lubię metafory i też lubię sobie poprzesadzać, ale… bez przegięcia. Poza tym miałam wrażenie, że niekiedy autorka tak bardzo chciała pokazać głębię swojego warsztatu, że na siłę wyszukiwałam określenia, które wywarłyby wrażenie na czytelniku. Brakowało mi naturalności.
A/B: 4,5/2,5

Spełnianie warunków
Będę nudna.
A/B: 1,5/1,5

Postacie
I o ile stylistycznie prym wiedzie tekst A, o tyle w tej kategorii o wiele więcej pracy włożyła autorka tekstu B. Przede wszystkim Jasper A (że tak go sobie nazwę) jest postacią płaską. Co to w ogóle za wybór? Okazał serce, bo nie zabił rannego dziecka? Bo nie skazał go na niewolę, wstyd i cierpienie? Niby czego on żałuje? Jest egoistą, ale do tego tak sprytnie zakamuflowanym, że sam nie wie, czego chce. W tym szaleństwie brakuje metody. Jasper tu nie jest szary, jest biały jak śnieg, ale chyba bardziej do twarzy byłoby mu w czerni.
Jasper B jest o wiele ciekawszy jako postać. To po prostu dzieciak, który martwi się jedynie o własny tyłek. Nie udaje, że zależy mu na życiu innych. Gdyby tak było, pomógłby uciec przyjacielowi albo stanąłby koło niego. To tylko człowiek ze swoimi ludzkimi słabościami, ze swoim strachem. Za to go uwielbiam. Jego egoizm nie jest zakryty jedwabną zasłonką – sam się do niego nie przyznaje, nie widzi go, ale fakt jest taki, że nie może uciec przed własnym człowieczeństwem.
A/B: 1/4

Ogólne wrażenie
Pokładałam ogromne nadzieje w tym pojedynku, jednak zawiodłam się. Może to kwestia tego, iż fandom wypalił się do tego stopnia, że nikt nie ma już serca na szukanie w nim czegoś nowego, ale mnie pozostaje jeszcze nikły płomyk nadziei i będę się go trzymać. Mam teraz wybór między poprawnie napisanym tekstem bez pazura i z płaskimi postaciami a prawie poprawnie napisanym tekstem bez pazura z wyrazistym głównym bohaterem. Zdecydowanie wybieram to drugie. Jednak chciałabym podkreślić, że tak samo jak zmienił się fandom, tak samo zmienił się mój sposób oceniania. Ja już nie szukam w ff fajnie skonstruowanego zdania czy bohatera. Zrzędzę, bo czuję się tu już nie na miejscu i będę zrzędzić, dopóki nie spakuję swojej walizeczki. Ale i tak gratuluję, bo za tę poprawność naprawdę kiedyś byłabym w stanie oddać kilka kończyn.
A/B: 1/4

Razem
A: 10,5
B: 14,5


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 13:27, 31 Sie 2010 Powrót do góry

Pomysł:

Nie dziwię się, że w obu tekstach zakazaną znajomością okazała się znajomość z wrogiem. Można powiedzieć, że mało oryginalnie, ale nie do końca. Trzeba jeszcze tego wroga wykreować i zdecydowanie lepiej udało się to autorce drugiego tekstu. Znajomość została bardziej zarysowana, wydarzenia związane z główną postacią były bardziej złożone i urzeka koloryt historyczny - jest bardziej dosadny poprzez ilość wydarzeń, dlatego bardziej przekonujący.

A: 1,5
B: 3,5

Styl:

W tej kategorii trudno mi wyłonić zwycięzcę, w obu tekstach są potknięcia. Szybciej udało mi się przebrnąć przez drugi tekst, ale w nim znalazłam pewien logiczny błąd: Domyślił się, że St. James jest z armii konfederackiej, więc musiał mieć się na baczności. Dobrze, że swój mundur zostawił w lesie, przykryty liśćmi. Chyba z jankeskiej? Strasznie wybiło mnie to z przyjemnego odbioru tekstu, bo po prostu się pogubiłam.
Stylowo są to miniaturki podobne, dlatego rozdzielam po równo.

A: 3,5
B: 3,5


Spełnienie warunków:

Spełnione, choć bardziej przekonywała mnie zakazana znajomość w tekście B, ale będę to rozsądzać przy postaciach.

A: 1,5
B: 1,5

Postacie:

a: Jasper jako młody major z posłuchem u żołnierzy - plus
Jasper rozmawiający z posłańcem - dzieckiem, pijący od niego wódkę, nie przekonuje mnie. Wiadomo, dziecko wydaje się być niewinne, skrzywdzić bym go nie skrzywidziła, ale pić coś od potencjalnego wroga, bym nie piła. To nierozsądne. Rozmowa przy ognisku jest mało wyrazista, za to scena nad zwłokami chłopca na pewno wzruszająca.
b: Jasper uprawiający dezercję mi się nie spodobał! Ale! No właśnie, mimo moich subiektywnych odczuć na ten temat, przyznaję, że został ciekawie wykreowany. Walczył o przetrwanie, a jak wiemy, w każdej wojnie giną niewinni ludzie za utopijne idee lub, gorzej, za egiostyczne idee swoich przywódców. W Jasperze odezwała się chęć przetrwania. Nie ma nic mowy o tym, że jest majorem (nie musiało być łatkowo) i to mi się podoba. Nie widzę w nim odnoszącego sukcesy młodego dowódcy, a walczącego wojaka, który jest ludzki.
Dodatkowo zakazana znajomość została przekształcona w przyjaźń, co dało możliwość rozwinięcia drugoplanowej postaci, dlatego właśnie daję wiecej punktów temu tekstowi. Bo nie wszystko jest białe i czarne, jest bardziej złożone.


A: 1
B: 4

Ogólne wrażenie: 5 pkt.

No cóż, klimat wojny odczułam bardziej w drugim tekście. Na pewno z uwagi na ilość wydarzeń i rozpiętość czasową i za to wielki plus. W pierwszej miniaturce nie było źle, ale więkoszość miniaturki miała bardzo statyczną formę, a krótki obraz przed i po to dla mnie za mało. No i trzeba też przyznać, że szybciej, a zatem przyjemniej przebrnęłam przez drugą pracę.

A: 2
B: 3


SUMA:

A: 9,5
B: 15,5


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
losamiiya
Dobry wampir



Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 1767
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 212 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Mexico City.

PostWysłany: Wto 14:49, 31 Sie 2010 Powrót do góry

Pomysł:
A: 2
B: 3


Ciężko mi ocenić te dwa teksty pod względem pomysłu, ponieważ oba są dobre, ale i w obu czegoś mi brakuje. Tekst A jest prosty i jasny, w B gubiłam się na początku, nie wiedząc o co chodzi.
Jednak muszę przyznać, że oceniając całość, oryginalniejszy i ciekawszy jest tekst B, minimalnie, choć mini A podbiła moje serce.

Styl:
A: 4
B: 3


Pomimo, iż w tekście A jest więcej małych błędów, czy też literówek, jest dla mnie on bardziej zrozumiały i czytelny, niż tekst B, który ma tych błędów mniej, ale ogólnie stylistycznie wychodzi niestety gorzej...

Spełnienie warunków:
A: 1,5
B: 1,5

Są...

Postacie:
A: 3,5
B: 1,5


Jasper z tekstu A wydaje mi się bardziej wiarygodny... bo nie potrafię sobie wyobrazić jego osoby jako oszusta i kłamcy, którym niewątpliwie jest w tekście B.
Osoba Jaspera z miniaturki A wzrusza, jest taka ludzka i pełna emocji, choć tego nie pokazuje. Już na samym początku zauważamy, jak bardzo boli go to, na co przyszło mu patrzeć, jak bije się z tym sam...
I tu oczywiście (mini A) należy wspomnieć o kluczowej postaci - chłopcu, który wzruszył mnie tak bardzo... Pomimo, że wiadome już było, że chłopiec zmarł, naprawdę wywołało to u mnie większe emocje.
Postacie z tekstu A są dla mnie bardziej jasne, prawdziwe.
Z tekstu B natomiast szare i choć, pokazane są ich główne cechy, jak mężność, honor, odwaga, ja tego do końca nie kupuję...

Ogólne wrażenie:
A: 3,5
B: 1,5


Nie lubię pomieszanej historii i specjalnych odniesień czasowych, czyta mi się wtedy gorzej, a postacie i odczucia grają dalszy plan. Dlatego mniej spodobał mi się tekst B. Pomimo, iż jest ciekawy, brakuje mu iskierki, którą ma tekst A.
Wszystko inne zostało już chyba napisane wcześniej.

Podsumowując:
A: 14,5
B: 10,5

Gratuluję.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wymyślona
Wilkołak



Dołączył: 09 Kwi 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 15:57, 01 Wrz 2010 Powrót do góry

Dawno już nie oceniałam pojedynków, mogłam więc wyjść z wprawy, ale mam nadzieję, że nie będzie tak źle. ; )


Pomysł:
Oba były zbliżone, żaden zbytnio mnie nie zaskoczył, ale to chyba wynik dość konkretnych warunków, które w pewien sposób narzuciły autorkom podobną koncepcję. Wprawdzie bardziej przypadło mi do gustu wplecenie w tok wydarzeń małego Matthew niż kapitana St. Jamesa, ale nie aż tak bardzo, by rozróżniać dwa teksty całym punktem. Gdyby można było dać tylko o połowę więcej, zrobiłabym to, ale jeden to za dużo, dlatego też:
Tekst A: 2,5
Tekst B: 2,5

Styl:
Kolejny problem! W żadnej miniaturze nie dopatrzyłam się jakichś szczególnych błędów ani dużej ich liczby - zaledwie parę literówek i może ze dwa interpunkcyjne. Język w porządku, słownictwo dość dopasowane - ani zbyt kwieciście, ani zbyt nudno i szaro; ani zbyt w paski, ani w kropki... Innymi słowy w sam raz. Gładko, przyjemnie, płynnie. Jednakże z niewyjaśnionych powodów wolę styl "Szarfy" od "Więzów krwi".
Tekst A: 4
Tekst B: 3

Spełnienie warunków:
Tutaj przez chwilę się zastanawiałam nad tragizmem, ale w końcu doszłam do wniosków, że wszystko jest tak, jak być powinno.
Tekst A: 1,5
Tekst B: 1,5

Postacie:
Urzekł mnie Matthew. Mały chłopiec wplątany w straszną rzeczywistość. W moich oczach jawi się jako ogromny kontrast: dobroć i niewinność - jakby jasność - na tle bezsensownego okrucieństwa wojny - ciemnej, szarej i czarnej, skąpanej w czerwieni przelanej krwi. Jego odwaga i duma, ta "dorosłość" połączona z typowo dziecięcą naiwnością i nie uznającą kompromisów wiarą w innych okolicznościach wydawałyby się nieco zabawne, wywoływałyby uśmiech... Ale nie tu, nie teraz.
Postać kapitana Williama jakoś mnie nie zachwyciła. Niby nie był zły, ale trochę zbyt nijaki.
Jeśli chodzi o Jaspera - znów zwycięża u mnie pierwsza miniatura. Ciężko mi powiedzieć dlaczego. Chyba chodzi o te emocje, wrażliwość... Sama nie wiem.
W każdym bądź razie:
Tekst A: 3,5
Tekst B: 1,5

Ogólne wrażenie:
Zarówno pierwsza, jak i druga miniatura reprezentują podobny - niemal identyczny - wysoki poziom. Muszę przyznać, że byłam tym zaskoczona. Na początku nie miałam pojęcia, która zostanie moim faworytem w tym pojedynku. Jednakże po "długim i dogłębnym procesie tentegowania w głowie" (tak, mam słabość do tekstów króla Juliana i jego samego...) doszłam do wniosku, że jest nim "Szarfa".
Tekst A: 3
Tekst B: 2


Podsumowując:
Tekst A: 14,5
Tekst B: 10,5


Gratuluję obu autorkom! To naprawdę ładny i wyrównany pojedynek.
A tak swoją drogą... Czy wy się zmówiłyście na to zakończenie? :P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 20:00, 07 Wrz 2010 Powrót do góry

Obiecałam i jestem... Choć przyznam szczerze, wojna to nie moje klimaty. Może z tego powodu ten pojedynek wydaje mi się jakiś taki... mało atrakcyjny, jeśli chodzi o warunki. I trudny.

Pomysł:

A: 2
B: 3

Drugi pomysł po prostu wydał mi się odrobinkę ciekawszy. Bardziej tu też do mnie przemawia ta "zakazana znajomość", jest to wydatniej ukazane. Choć szkoda, że obie na hasło: wojna wpadłyście na pomysł, że zakazana znajomość, będzie znajomością z wrogiem. Ale podoba mi się, że w drugim przypadku było to więcej niż znajomość, była zakazana przyjaźń, bardzo ładnie pokazana zresztą. W pierwszym tekście podoba mi się pomysł z szarfą.

Styl:

A: 3
B: 4

Błędy były i tu i tu - drobne literówki, przecinki, ale żadnych poważniejszych. Jednak lepiej czytało mi się tekst B. Przez tekst A miejscami ciężko było mi przebrnąć, zwłaszcza przez początek, który wydał mi się trochę... przyciężki i nudnawy. Przepraszam Embarassed W tekście B po prostu więcej się dzieje, narracja jest ciekawsza, a styl jest lżejszy, jakiś taki bardziej finezyjny, co przy temacie "wojna" sprawiło, że nie czułam się przytłoczona. Mimo lekkości, dramat był i to się chwali.

Spełnienie warunków:

A: 1,5
B: 1,5

Wzorowo spełnione.

Postacie:

A: 2,5
B: 2,5

Daję po równo, bo choć Jasper podobał mi się bardziej w tekście B i wydał mi się tam bardziej wyrazisty, to jednak w tekście B urzekła mnie drugoplanowa postać chłopca, świetnie wykreowana i to wyrównuje tę przewagę postaci pierwszoplanowej.

Ogólne wrażenie:

A: 2
B: 3

Oba opowiadania mi się podobają (choć nie lubię historii wojennych), ale daję punkt więcej autorce tekstu b za to, jak mistrzowsko ukazała bezsens wojny, za bardzo ładnie poprowadzoną historię krótkiej przyjaźni, ukazane uczucia i za bardziej dramatyczny koniec który mną wstrząsnął. Tragizm w pierwszym tekście polegał głównie na tym, że mamy do czynienia ze śmiercią dziecka. Jest to bolesne, ale spotkali się tylko raz, nie zdążyli zbudować więzi. W drugim opowiadaniu mamy zbudowaną tę więź i tym dramatyczniejszy jest koniec.

Suma:

A: 11
B: 14


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Czw 16:04, 09 Wrz 2010 Powrót do góry

Głosowało 7 osób, co daje 175 punktów do podziału, a ten wygląda w sposób następujący:
Tekst A: 83,5
Teskt B: 91,5


Zwycięzcą zostaje: raniHurra

Dziękujemy wszystkim za ocenę!

Gratulujemy!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Czw 16:09, 09 Wrz 2010, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin