FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Sankt Petersburg/W śniegach wielkich (BajaBella i Suhak) [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Śro 20:49, 14 Kwi 2010 Powrót do góry

Pojedynkują się: BajaBella i Suhak
Forma: miniaturka
Długość : 3 do 5 stron, TNR 12.
Tytuł: dowolny
Chcemy: akcji osadzonej w Rosji, konfrontacji, starcia dwóch wampirów, tajemnicy, ludzkiego przerażenia, choć jednej kanonicznej postaci.
Nie chcemy: parodii, sfory, Belli, Edwarda, Renesmee.
Termin: dwa tygodnie // 7 kwietnia - przedłużony do 14
Beta: bez


DATA ZAKOŃCZENIA: 28 kwietnia

Pojedynki oceniamy według schematu:
Pomysł: 5 pkt.
Styl: 7 pkt.
Spełnienie warunków: 3 pkt.
Postacie: 5 pkt.
Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Punkty przyznawane w innej punktacji nie będą liczone.
Ponadto proszę oceniających o zapoznanie się z warunkami oceniania. Te parę minut nikogo nie zbawi, a mi ułatwi pracę.





UWAGA! Autorka tekstu B prosiła o uprzedzenie, że w jej miniaturze mogą znajdować się sceny brutalne, więc osoby wrażliwe uprasza się o opuszczenie tematu.




Tekst A


Sankt Petersburg

Kłęby oparów mącą myśli i wzrok,
Oślizgły knebel wpychają do ust,
Skarby w zasięgu rąk, ale spowite mgłą –
milcząca mgła strzeże tajgi jak stróż.


W. Wysocki, Mgła.


Listopad, 1904 r.

Mgła otuliła śpiący Sankt Petersburg. Unosiła się nad rzeką łagodnie, powoli przenikając w każdy, najmniejszy zaułek miasta. Spowijała szarym, nieprzyjaznym obłokiem wiszące mosty, na których zaledwie tliły się uliczne latarnie. Oblepiała lepkimi mackami barokowe, złote kopuły wyniosłych pałaców i wnikała oślizgłą wilgocią w obskurne podwórka nadnewskich oficyn.
Otoczony gęstymi oparami ponury Kazański Sobór skrywał w swej monumentalnej fasadzie nieprzyjazne cienie. Naprzeciw niego straszyła wyblakłymi kolorami cerkiew zbudowana w staroruskim stylu. Jej mury przesiąknięte krwią zastrzelonego cara Aleksandra, zdawały się w dostojnym milczeniu skrywać tajemnicę mordu.
Powóz zaprzężony w dwójkę gniadych koni w pośpiechu przemknął po Newskim Prospekcie, kierując się w stronę Pałacu Zimowego. Tętent kopyt taił w swoim przerażającym dudnieniu strach. Zwierzęta wydawały się galopować na oślep. Ich chrapy rozszerzały się niespokojnie, a narowista natura nakazywała zuchwałą ucieczkę. Stangret siedzący na koźle nerwowo ściągał lejce i smagając batem, próbował zmusić konie do posłuszeństwa. Wypita tego wieczoru wódka, dodawała mu głupiej odwagi i mamiła umysł brawurą.
Ciemny cień zatopiony w szarej mgle wśród kolumn Kazańskiego Soboru poruszył się nagle. W zawrotnym tempie przenikał pod murami kamienic, pozostawiając po sobie jedynie lodowaty powiew śmierci. Dotarł do celu. W niedbałej pozie oparł się o majestatyczny pomnik Jeźdźca Miedzianego. Jego twarz skrzywiła się w złowieszczym uśmiechu. Lśniące, czarne tęczówki wpatrywały się przez moment z ironią we wzniosły monument cara Piotra I, zwanego Wielkim. Ludzie w swych ułomnych umysłach nadają zdecydowanie zbyt przerysowane przydomki swoim przywódcom.
Dobiegł go znajomy tętent szaleńczej melodii wygrywanej na ulicznym bruku przez spłoszone konie. Ledwie powóz wyłonił się z mgły zwierzęta stanęły dęba, przerażone zapachem mrocznej postaci zagradzającej im drogę. Wampir nawet nie zwrócił na nie uwagi. Doskoczył do zdezorientowanego stangreta i zatopił ostre zęby w jego tętnicy, rozrywając skórę i tkanki. Człowiek żył jeszcze, kiedy dostrzegł wściekły wzrok ogarniętych rządzą krwi i mordu szkarłatnych oczu. Stwór wykrzywił twarz w niemym wyrazie i z obrzydzeniem splunął krwią.
- Szto ty pił? Samagończyk?
Wprawnym ruchem skręcił kark śmiertelnikowi i ze wstrętem zepchnął zwłoki na bruk. Nie spiesząc się, a wręcz upajając wyczuwalnym strachem pasażera, zeskoczył z kozła i powoli obszedł pojazd. Konie zamarły w bezruchu zahipnotyzowane komendą, która wkradła się w ich płytkie umysły.
Wampir, rozbawiony rodzącym się w ludzkiej świadomości przerażeniem, delikatnie zapukał w okno powozu. Po chwili drzwi uchyliły się nieznacznie z cichym skrzypieniem. Młoda kobieta, kosztownie odziana w długą, atłasową suknię i etolę ze srebrnych lisów, spojrzała na niego z lękiem czającym się w wyblakłych, niebieskich oczach.
- Bierz. – Podsunęła mu drogocenny naszyjnik, mieniący się w nikłym świetle intensywną zielenią szmaragdów. – Bierz, prawdziwe. Jestem damą dworu Aleksandry Fiodorownej.
Wykrzywił usta w niemym, bezlitosnym uśmiechu. Wzięto go za zwykłego rzezimieszka? Niezauważalnym dla ludzkiego oka ruchem znalazł się w środku powozu. Pochylił się nieznacznie ku wyciągniętej do niego kobiecej dłoni, jakby w szarmanckim geście pocałunku i zanurzył zęby w słodkiej krwi rozrywając żyły w nadgarstku. Przeraźliwy krzyk damy dworu przeszył wnętrze powozu. Zamarł na jej ustach, gdy wampir uniósł głowę i spojrzał na nią z pożądaniem. Szkarłatne tęczówki lśniły hipnotycznym blaskiem. Słyszał, jak oszalałe ze strachu serce mocno bije w jej ponętnej piersi. Obezwładniający, wszechobecny zapach świeżej, aromatycznej krwi mamił jego umysł. Zazwyczaj zabawiał się długo swoją ofiarą zanim ją zabił, teraz jednak był na to zbyt głodny. Dostrzegł jeszcze w oczach kobiety świadomość nieuchronnie nadchodzącej okrutnej śmierci. Jęknęła z bólu i wszechogarniającego jej ciało paraliżu wywołanego jadem. Złożył na jej ustach ostatni pocałunek i rozerwał jej gardło.
Car Piotr Pierwszy z niemą obojętnością przyglądał się tej scenie brutalnego mordu z kamiennego cokołu. Wampir, zanim zniknął w gęstej mgle, przystanął na moment i z drwiną spojrzał w wykutą w marmurze twarz wielkiego Romanowa.
- Cóż, mój drogi, przegrałeś. Twój ukochany Piotrogród jest teraz moim miastem. Miastem Constantina.


Styczeń, 1905 r.

Białe, krystaliczne płatki śniegu wirowały w powietrzu, tworząc z ulic Sankt Petersburga magiczne, roziskrzone aleje. Rosjanie nie lubili zimy. Głód i mróz zaglądał im w oczy wówczas częściej, nawet wódka nie rozgrzewała zmarzniętych rąk i nóg. I choć zamieszkiwali te ziemie ludzie hardzi, przyzwyczajeni przez wieki do wielu wyrzeczeń, wyzysku i twardej ręki carów, to o tej porze roku zwykły lud był już u granic wytrzymałości.
Constantin stał na uboczu, jak zwykle ukryty w cieniu, nie ujawniając swojej obecności. Coraz większy tłum gromadził się na Newskim Prospekcie przed Pałacem Zimowym. Bardzo dobrze wyczuwał silne emocje targające ludźmi: żal, lęk o przyszłość, czasem nienawiść. Krzyczeli o reformach w państwie, ale tak naprawdę domagali się godnego życia w swoim kraju.
Żołnierze i policjanci zaczęli strzelać w tłum. Kozacy na koniach tratowali ludzi, kosząc głowy robotników ostrymi szablami. Krew popłynęła wartkimi strumieniami po bruku. Zmieszała się ze śniegiem i błotem. Ciała tysiąca zmasakrowanych ofiar zaległy w głuchym milczeniu na promenadzie nad Newą. Mróz oszronił je z czułością ostatniego pocałunku.
Constatnin bez najmniejszego ruchu przyglądał się krwawej rzezi, choć wszechobecny zapach posoki obłędnie drażnił jego nozdrza. Jad napływał mu do ust niczym wygłodniałemu zwierzęciu ślina, palił przełyk i gardło. Pragnienie bezlitośnie dawało znać o prawdziwej naturze drapieżnika.
Myślami zaczął nawoływać rannych, starając się omamić ich umysły obietnicą szybkiego odwetu. Wiedział, że dziś musi działać precyzyjnie. Tego dnia głód nie był najważniejszy, priorytetem było stworzenie adiutantów, pomocników. Zmierzch zapadł nad Sankt Petersburgiem tej Krwawej Niedzieli, kiedy Constantin rozpoczął realizację swoich nadrzędnych celów. Przemienił kilka najsilniejszych osób, w tym ciężko rannego Kozaka. Nakazał im pełne posłuszeństwo i oddanie. Oto, jak rodzi się jego potęga.
Zahipnotyzowani nowonarodzeni za kilka dni sami powinni go odnaleźć i oddać mu należną cześć. A tymczasem spojrzał po raz kolejny na swoje miasto, zastygłe w bezruchu po bestialskim mordzie. Tkwiło spowite delikatnym, śnieżnym obłokiem w oczekiwaniu na swego Pana.
Wampir westchnął i znieruchomiał na moment w cieniu złotej iglicy cerkwi. Przez chwilę dał się ponieść wszechogarniającej euforii. Rosja to piękny kraj. Kraj, w którym ludzkie życie było trywialnie tanim towarem. Ogólnie dostępnym produktem, tańszym niż kromka chleba. Ojczyzna carów jawiła się rajem dla nieśmiertelnych, wiecznie spragnionych świeżej, dającej siłę i moc krwi.
Władza, oto czego pragnął. Absolutna, niepodważalna, wszechpotężna. Dwieście lat żmudnej pracy nad sobą uczyniły zeń wyjątkowo potężnego wampira, obdarzonego nieprzeciętnym darem oddziaływania na innych. Teraz nastał jego czas. Epoka Constantina, naznaczona krwawym podbojem świata.


Grudzień, 1918 r.

Przemierzał bezkresne lasy tajgi już od kilku dni, jednak dopiero teraz natrafił na świeży ślad swojej ofiary. Umiejętność poszukiwania i odczytywania ukrytych dla zwykłego myśliwego znaków oraz nadzwyczajnie wyostrzone zmysły, tworzyły z niego idealnego tropiciela. Był geniuszem w tej dziedzinie, co niejednokrotnie potwierdził namierzając nawet najbardziej czujnie przyczajone i obdarzone darem kamuflażu wampiry. Tym razem również trafił na wyjątkowo godnego siebie przeciwnika.
Trzy dni podążał śladami Constantina zanim trafił na właściwy trop. Przystanął w leśnej gęstwinie, ukryty wśród karłowatych sosen i pokrytych białymi czapami śniegu syberyjskich świerków. Przymknął oczy i wciągnął powoli mroźne powietrze w płuca. Jego nozdrza delikatnie zadrżały. Całkowicie skupiony na tej czynności bezbłędnie wyłapywał wszystkie zapachy w promieniu kilkudziesięciu kilometrów: watahę wilków ucztującą po udanym polowaniu, rysia niespiesznie podążającego ku wodopoju, sennie pomrukującego niedźwiedzia brunatnego czy parę głodnych jastrzębi, krążących w poszukiwaniu ofiary. Gdzieś na obrzeżach tego rozległego terenu wychwycił znajomą, słodkawo-mdłą woń. Jego bezbłędny, analityczny umysł szybko i precyzyjnie zlokalizował przeciwnika. Ruszył na wschód ku rozległym wodom Bajkału. Tam, nad jego brzegiem, czekało na niego przeznaczenie.
Demetri przemieszczał się bezszelestnie w błyskawicznym tempie, cały czas pozostawał jednak niezwykle czujny i ostrożny. Podchodził swą ofiarę w sposób wyrafinowany i godny najniebezpieczniejszego z drapieżników. Nie chciał spłoszyć Constantina. Pragnął zaatakować z całkowitego zaskoczenia, a tym samym uniemożliwić wampirowi możliwość ucieczki.
Trojka białych koni przemierzała w galopie leśną drogę biegnącą wzdłuż brzegu Bajkału. W ciężkich, drewnianych saniach, zdobionych złotymi kandelabrami i oświetlonych pochodniami, rozochocony niedawną krwawą ucztą Constantine bezwstydnie gładził po jędrnych piersiach piękną wampirzycę. Coraz bardziej podniecony zmysłowym ciałem swej towarzyszki, wyraźnie stracił trzeźwość umysłu i zwykłą czujność. Ten moment idealnie wykorzystał przyczajony Demetri. Zeskoczył z drzewa prosto na sanie, poderwał zdezorientowanego Constantina do góry, wbijając jednocześnie ostre zęby w jego bark. Rosjanin zawył z bólu lecz zdążył odeprzeć kolejny atak przeciwnika. Konie wyczuwając realne niebezpieczeństwo, spłoszyły się i w szaleńczym galopie gnały przez las. Demetri zeskoczył z sani pociągając za sobą rywala. Przetoczyli się kilkanaście metrów po śniegu, roztrzaskując w miazgę pomniejsze krzewy i drzewa, wzbijając wokół siebie chmurę białego puchu i połamane gałęzie.
Tropiciel upadł na przeciwnika przygniatając go swym ciężarem. Zacisnął dłonie na szyi Constantina, szykując się do ostatecznego ruchu, który miał oderwać głowę wampira. Spojrzał z triumfem w oczy wroga.
- Dima… - Usłyszał chrapliwy skrzek wydobywający się z ust pokonanego. Zawahał się przez moment. Tak dawno nikt nie nazywał go prawdziwym, ludzkim imieniem. – Dima, to ja, Kostia.
Demetri zwolnił morderczy uścisk. Wpatrywał się z coraz większym przerażeniem w znajomą lecz tak bardzo zmienioną twarz. Minęły dwa wieki kiedy widział ją po raz ostatni. Te bliskie sercu rysy, które na wieczność wryły się w jego pamięć. Pamięć człowieka. I mimo, iż dwieście lat był już nieśmiertelnym, niezatarte wspomnienie z ludzkiego życia w tej chwili powróciło do niego z ogromną siłą.
- Kostia – wyszeptał. – Bracie!


Styczeń, 1919 r.

Demetri stał ukryty w mroku drzew nieopodal Placu Dekabrystów. Czekał. Wiedział, że niebawem się zjawią. Powoli nad miastem zapadał zmrok. Wieczorem ulice Sankt Petersburga pustoszały, przypominając martwe arterie.
Nadeszli od strony Newy. Odziani jak zawsze w czarne, długie peleryny z zarzuconymi na głowy kapturami, skrywającymi ich przerażająco blade twarze. Zbliżając się, tworzyli swoisty szwadron. Poruszali się bezszelestnie, z gracją odgrywając jedną ze swoich ulubionych ról. Demetri dobrze znał ten absurdalny teatr i sztukę, która właśnie się rozgrywała, zatytułowaną „Pluton egzekucyjny”.
Aro dał znak pozostałym, aby się zatrzymali i sam podszedł do niego.
- Otrzymałem twój telegram, który bardzo mnie zaniepokoił, przyjacielu.
Ujął dłoń wampira i przymknął na moment oczy. Demetri stał spokojnie, wiedział, że Aro musi poznać prawdę. Nie mógł zabić brata. A teraz także musiał go ochronić przed tymi, którym służył wiernie tyle lat.
- Zadziwiające… - Usłyszał szept Volturi. – Nie mogę uwierzyć, przyjacielu, że dałeś się tak łatwo podejść. Ty? Jeden z moich najlepszych żołnierzy. Swoją drogą, to niebywałe, jaki intrygujący dar posiada ten Constantin. Zaprawdę, powiadam ci, pragnąłbym go poznać.
- Jak to, podejść?
- Oszukał cię. Zahipnotyzował, wpłynął na twój słaby umysł i zmienił postrzeganie rzeczywistego świata. On nie jest twoim bratem.
- Mylisz się.
Głos, który usłyszeli dobiegał z góry. Spojrzeli obaj w stronę cokołu, na którym niestrudzenie od wieku car Piotr Pierwszy podrywał konia do galopu. Ciemna postać, w klasycznym, galowym mundurze oficerskim, opierała się niedbale o pomnik.
- On jest moim bratem. Nazywa się Dimitri Nikołajewicz Kutuzow. Urodził się w 1640 roku w mieście, które dziś nosi piękną nazwę Odessa. Wtedy to była niewielka osada nad Morzem Czarnym, gdzie mieszkali zwykli, szczęśliwi rybacy. Pewnego dnia odebrano im wszystko. Bestialsko wymordowano wszystkich z powodu zwykłego kaprysu pewnego wampira. Pamiętasz, Aro?
Volturi skrzywił się nieznacznie. Nie spodziewał się bezpośredniej konfrontacji z Constantinem, który zdecydowanie stanowił poważne zagrożenie dla królewskiego klanu. Osiągnął zbyt wielką władzę. Całe terytorium Rosji należało do niego. Przez kilkanaście ostatnich lat zbudował małą, ale silną armię. Należało go zniszczyć lub zwerbować w szeregi Volturi. Choć taki dar zdecydowanie szkoda marnować. Dlaczego wtedy w Odessie nie zauważył takiego klejnotu?
Z za pomnika wielkiego Romanowa zaczęły wyłaniać się kolejne postaci. Stanęły w zwartym szeregu za swoim dowódcą. Aro nie lubił brudzić sobie rąk w bezpośredniej walce, ledwie dostrzegalnym gestem dał znać Jane do przypuszczenia ataku. Kilka sekund później, waleczni bojarzy zwijali się w nieprawdopodobnych bólach na bruku Placu Dekabrystów. Jedynie Constantine, stał niewzruszony, nadal w tym samym miejscu i zamglonym wzrokiem wpatrywał się pewnie w błyszczące furią oczy wampirzycy. Moc jej śmiertelnie groźnego spojrzenia powoli traciła na sile i żołnierze zaczęli podnosić się z kolan.
- Nie! – Przerażający krzyk Demetriego przeszył okolicę, ale było już za późno, by Constantine dostrzegł nowe zagrożenie. Alec zdążył unieruchomić wszystkich Rosjan. Aro podszedł do tropiciela i położył mu rękę na ramieniu.
- Wiesz, co muszę zrobić? Dam mu wybór i uwierz mi, przyjacielu, szczerze bym się ucieszył, gdyby przystał na moją propozycję. Jeśli jednak jest zbyt głupi lub zbyt zachłanny – zginie.
Demetri pochylił nisko głowę. Nie chciał patrzeć na unicestwienie brata, ale wiedział, że już nic nie jest w stanie zrobić. Nie potrafił mu pomóc. Zdawał sobie sprawę z tego, że Constantine nie zgodzi się na propozycję Aro, ale będzie próbował z nim walczyć. Ot, głupia ruska buta!
Wszystko wydarzyło się w ułamku sekund. Powietrze zawirowało, mrok rozjaśnił się intensywnym światłem białego ognia. Nastała przerażająca cisza.
- Żegnaj, Kostia – szepnął Demetri, przyglądając się szarej masie popiołu, którą powoli zaczął rozwiewać lodowaty wiatr.
Car Piotr Wielki z ironicznym uśmiechem na kamiennej twarzy przyglądał się jak obce postacie w długich pelerynach rozpływają się we mgle. Miasto znów należało do niego.





Tekst B


W śniegach wielkich

Od września 1941 roku Leningrad był ostrzeliwany przez ciężką artylerię niemiecką i bombardowany przez niemieckie lotnictwo. W okrążeniu znalazło się 250 tysięcy żołnierzy Armii Czerwonej, którzy otrzymali od Stalina rozkaz obrony miasta za wszelką cenę. Podstawowym problemem obrońców stał się brak żywności. Stopniowo obniżano racje żywnościowe, które w listopadzie i grudniu 1941 roku osiągnęły poziom 125 g chleba dziennie. Panujący głód w nieznacznym stopniu łagodziły dostawy żywności tzw. drogą życia – przez zamarznięte jezioro Ładoga. W grudniu 1941 roku przestały pracować zakłady przemysłowe, a od stycznia 1942 roku rozpoczęto przez jezioro Ładoga ewakuację ludności cywilnej Walki w okolicach Leningradu trwały jeszcze do stycznia 1944 roku. Historycy szacują, iż w czasie obrony Leningradu zmarło z głodu około 650 tysięcy mieszkańców, a ponad 20 tysięcy zginęło w rezultacie ostrzału artyleryjskiego i bombardowań.

Styczeń 1942, przedmieścia Leningradu
Zima tego roku potwornie daje się we znaki mieszkańcom Leningradu, mimo że nie jest bardziej surowa niż zwykle, jeżeli wręcz nie cieplejsza. Biały puch przykrywa dachy zaniedbanych, zrujnowanych domów, maskując ślady zbrodni. Śnieg ukrywa wszystko: porozrzucane cegły, drobne ciałka zamarzniętych i umarłych z głodu dzieci, rozszarpane zwłoki zwierząt otoczone przez wygłodniałe ptaki.
Borys liczy, że będzie jeszcze zimniej, żeby tych szwabskich skurwysynów powymarzało jeszcze z połowa, niech pozdychają, nikt nie będzie tęsknił, może poza paroma tłustymi Helgami z wąsikiem pod nosem w tej ich pieprzonej Germanii, niech i one wyzdychają, będzie mniej tego skurwysyństwa na świecie. Zasada jest prosta: naładować-pocelować-strzelić, naładować-pocelować-strzelić, i tak w kółko, i w kółko, do ostatniego tchu, taki jest rozkaz, będziemy bronić naszego miasta za wszelką cenę, towarzyszu Stalin. Rozmażemy ich pieprznięte mózgi o ziemię przykrytą śniegiem, wyrwiemy bebechy na zewnątrz, nie ma litości, nie spoczniemy. Póki ostatnie szwabskie serce nie przestanie bić, póty on, Borys Iwanow, nie przestanie faszerować wszystkich Hansów i Gottliebów ołowiem. Choćby na polu walki miał zdechnąć z głodu, nie przestanie pakować w nich naboje.
Tego ranka Niemcy wyjątkowo mocno dają im w kość. Poprzedniego dnia stracili Wasilija, Wasilija Sokołowa, tego skurwysyna z harmonijką, który ni w cholerę nie pozwalał zasnąć nawet wtedy, gdy była taka okazja. Mimo to Sokołow był dosyć lubiany, zawsze potrafił rozładować atmosferę i porzucać rasistowskimi żartami, kiedy mieli chwilę, by nacieszyć się kromką chleba lub poobserwować spadające z nieba bomby. Ale tym razem jest inaczej, wątpił, czy w ogóle dzisiaj coś zje, zewsząd szwaby i ich szwabskie gęby, trzeba być czujnym, a nie myśleć o jedzeniu czy spadających gwiazdach. Borys pamięta, jak raz przez zamyślenie jeden z nich zastrzelił swojego, wbijając mu nabój wprost w sam środek czoła, facet padł trupem na miejscu, a jego mózg wylądował na śniegu za nim. Dopiero po chwili zauważyli, że miał rosyjski mundur, straszna chwila, ale przynajmniej tamten już nie musi męczyć się w tym piekle, w którym jest reszta. Nie ma czasu na to, by się zasmucić, bo jakiś niemiecki sukinsyn wyskakuje zza krzaka i zaczyna do nich strzelać, trafiając Iwana Rybakowa w bark, chyba mu go wystrzelił ze stawu, gość drze się, jakby go ze skóry obdzierano. Ale nie ma kiedy pomóc, trzeba zestrzelić tę hienę, szczerzącą paskudne zębiska w ich stronę, no i dostał, jak mu się należało, w pierś, a potem poprawkę z karabinu Żukowa, tak na wszelki wypadek. Tak jest dzień w dzień, ale tym razem jeszcze gorzej, jeszcze więcej flaków latających w tę i we w tę, jeszcze więcej śniegu topionego we krwi, jeszcze więcej mózgów rozmazanych na murach zbombardowanych budynków.
Ludzie myślą, że wojna to pakty, ataki, decyzje ważnych osobistości oraz komunikaty w radiu, ale tak sądzą tylko ograniczone, głupie, małostkowe skurwysyny, tak naprawdę wojna jest tutaj, na polu bitwy, co tam jakieś rozkazy, i tak nic nie pójdzie według planu, zawsze zginie o jeden za dużo, bomba spadnie nie tam gdzie trzeba, granat wybuchnie o sekundę za wcześnie. Taka właśnie jest wojna, pełna nieprzyjemnych niespodzianek, zasadzek, przepełniona gorzkim śmiechem ślepej sprawiedliwości, która rechocze jak głupia, pokazując walczących palcami. TO jest właśnie wojna, nie chodzi tu o sprawność fizyczną, ale psychiczną, wygrywa ten, kto dłużej wytrzyma fruwające wnętrzności i presję, nie liczbę kul wbitą w pierś. Ale i tak żołnierze są tylko szarymi jednostkami, to cyferki, to szara masa podawana w tysiącach, wysyłana na śmierć, po to właśnie są, by zginąć w imię innej idei, po to wypruwają sobie flaki, by za pięćdziesiąt lat wspominali o nich w podręcznikach, choćby w jednym zdaniu, że walczyli i zwyciężyli, chociaż tyle. Borys tego właśnie pragnie: by jego dziecko, spoczywające bezpiecznie lub też nie w brzuchu mamusi gdzieś na drugim końcu miasta, mogło być dumne, że jego ojciec zginął w obronie Ważniejszego. O to właśnie chodzi. Ich celem nie jest przeżyć, ich celem jest zwyciężyć za wszelką cenę.
Więc wymieniają się ołowiem, oni kontra szwaby. Tym razem nie mają chwili na oddech, na zmrużenie zmęczonych oczu, na zaczerpnięcie łyka wody, tylko walczyć, walczyć, walczyć, naładować-pocelować-strzelić, naładować-pocelować-strzelić, mieć oczy dookoła głowy. Paru powoli wymięka, potykają się o własne nogi, przystają, łapiąc się za bok, by za chwilę dostać w łeb i upaść niemalże bezszelestnie na krwisty śnieg, bo szwaby nie śpią, tak im się przynajmniej wydaje. Posyłają im serie z karabinów i otrzymują parę kul armatnich w zamian, uczciwa wymiana, prawda?, tylko że oni nie walczą za miasto, a o miasto, chcecie więcej, skurwysyny, to dostaniecie, dostaniecie tyle ołowiu, ile wam się żywnie podoba, no chodź tutaj, chodź, nie bój się, zarżnę cię szybko i prawie bezboleśnie.
Chowa się w jakimś rowie i szuka obcego munduru, co jakiś czas miga mu niemiecki hełm, więc celuje i strzela, schyla się, by naładować broń, by znów powtórzyć czynności. Nie jest sadystą, nie morduje ich dla przyjemności. Pamięta, jaki był jeszcze parę miesięcy temu: wrażliwy na ludzką krzywdę, spokojny, ułożony. Potem zaciągnęli go do wojska i wszystko, czego nauczyła go matka, musi odłożyć na bok. Na czas walki zakłada maskę i gruby, grubszy od żołnierskiego munduru pancerz. Przez niego nie docierają żadne ludzkie odruchy, nie słyszy błagań o litość, nie czuje niczego poza tym, co słuszne: determinację i odwagę, tylko to jest mu potrzebne. Wie, że w momencie, w którym zdejmie maskę i pancerz, jego własne wyrzuty sumienia zabiją go boleśniej niż zrobiliby to przeciwnicy, jednakże teraz walczy o wolność dla swojego dziecka i ukochanej żony i nic nie powstrzyma go przed agresją na tych po drugiej stronie barykady. Boi się tego, co zastanie w domu, jeżeli dane mu będzie wrócić. Kogo zobaczy w lustrze? Wykrzywionego pogardą i nienawiścią wraka człowieka czy jeszcze tego młodzieńca, którego zostawił przy Nataszy? A kogo ona zobaczy? Borysa, kochanego Borysa, czy jakiegoś nieznanego jej zboczeńca, od którego zapragnie uciec? Kto będzie wychowywał syna, które JA? Kiedy tak się zastanawia, dochodzi do wniosku, że najlepiej będzie, jeżeli nie wróci w ogóle, jeżeli padnie gdzieś tutaj, na polu bitwy. Natasza sobie poradzi, czuł to w zmęczonych kościach. Będzie płakać, ale w końcu się otrząśnie i zacznie cieszyć się życiem w wolnym mieście.
„Odwrót! Odwrót!”, krzyczą, słyszy to bardzo wyraźnie, wyraźnie jak nic innego. Rozgląda się wokoło. Wszyscy z jego batalionu podnoszą się z miejsc i uważnie cofają. On także ucieka, tak jak reszta, chociaż wolałby pozostać w rowie, przyjemne miejsce i całkiem bezpieczne. Młody, może osiemnastoletni chłopak biegnie metr na prawo od niego. Patrzą sobie przez chwilę w oczy, przypadkiem, tak jak łapie się przypadkowo wzrok nieznajomego na ulicy, po czym coś szarpie ciałem chłopca, zostaje w tyle i leży na śniegu martwy. Borys pochyla się nieco, by uniknąć kul, licząc na szczęście, które mu towarzyszy od samego początku. I faktycznie, udaje mu się uciec na bezpieczną odległość i schować w jakichś gąszczach, ale gdzie są wszyscy? Pobiegli dalej lub zostali w tyle, tak mu się wydaje. Zerka na magazynek. Prawie pusty. Wymienia go w kilka sekund i składa karabin z powrotem. Bierze kilka głębokich, rozkosznych oddechów. Odpoczywa, mrużąc oczy. Jest mu dobrze, ciepło i czuje się bezpiecznie. Przynajmniej na tyle, na ile można w ciemnym, nieznanym lesie w samym środku wojny.
Szpera za pazuchą i wyczuwa pod palcami plastikowy pojemnik na wodę. Niezbyt wytrzymały, ale to nie ma znaczenia. Odkręca zakrętkę i pociąga kojący, lodowaty łyk. Słyszy stłumione, niemieckie wrzaski, serie z karabinów, huki armat, tupot tysięcy stóp. Podłoże drży od zbliżających się czołgów. Ale w tej chwili to nie ma znaczenia. On jest bezpieczny i ma chwilę, by odetchnąć. Kiedy ostatnio się wyspał? Dawno temu, och, jak dawno. Jak cicho…! Jak spokojnie…! I rozkosznie… Woda ścieka po klatce piersiowej, bezwładna ręka upuszcza czarną zakrętkę. Pojemnik zsuwa się z piersi i upada na śnieg. Ciało odmawia posłuszeństwa. Zasypia.

Czyjeś szepty wyciągają go z krainy snów. Szepty przypominające syk wężów lub szelest liści. I piski. Popiskiwanie łasiczek, może drobnych ptaszków… Nie, te piski układają się w słowa w dobrze znanym mu języku…
Och, jaki jest głodny! Jak bardzo marzy mu się chociaż ta jedna kromka chleba. Przypomniał sobie niesamowity, rozkoszy zapach świeżego pieczywa z piekarni. Aromat roznosił się po całej ulicy, wypełniał każdy kąt i szparę w murze, docierał do wszystkich nosów wokoło i pieścił zmysły. To piekarnia przy jego domu, nazywa się „Ciepła bułeczka”. Czy ona przypadkiem nie została zbombardowana? Nie, przecież widzi ją jasno i wyraźnie, czuje wszystkie zapachy wysnuwające się przez uchylone okna, piekarnia stoi cała i nienaruszona. Robi parę kroków i otwiera drzwi. Znowu słyszy szepty, a członki mu nieprzyjemnie ciążą. Ale mimo to wchodzi do środka i widzi Nataszę siedzącą przy pierwszym stoliku i czekającą na niego z bułeczką z rodzynkami. Uśmiechają się do siebie. Podchodzi do niej i mocno tuli, jest cała przesiąknięta słodką wonią pieczywa. Jej włosy, skóra, usta, to wszystko jest mięciutkie jak świeży chlebek. Całuje ją w policzek. Znów te piski, coraz głośniejsze i bardziej natarczywe. Dotyka jej brzuszka i czuje malucha malutkimi stópkami wystukującego tylko sobie znany rytm w wewnętrznej części dłoni Borysa. Natasza jest taka piękna, jeszcze piękniejsza, niż ją zapamiętał. Chce jej powiedzieć, że ją kocha i że tęskni, ale ona już to wie. „Niedługo się zobaczymy”, odpowiada kobieta. Szepty i piski. Głośniej i głośniej. „Skąd wiesz?”, pyta Borys. „Wiem. Po prostu to wiem”. „A co, jeżeli się mylisz?”, podpytuje. „Jaką masz pewność, że wrócę do domu, Nataszo”? Łasiczki i szelest liści. Obraz Nataszy rozmazuje się. „Nie wrócisz”, odpowiada, wciąż się uśmiechając. „Już niedługo się zobaczymy”, dodaje z radością. „Już niedługo”. I wtedy mężczyzna zaczyna rozumieć, że ona nie żyje, została zbombardowana jak i „Ciepła bułeczka”. Chce mu się płakać, ale ona jest ciągle radosna. „Nie martw się. Przecież się spotkamy!”, woła, ukazując rządek równych ząbków. Ale piski i szepty są zbyt głośne, a Natasza zbyt niewyraźna, zapachy też znikają, to wszystko przecieka mu pomiędzy palcami niczym piasek. Nie zdążył jej odpowiedzieć. Członki ma z ołowiu, ssanie w żołądku staje się bardzo, bardzo dokuczliwe. Jest mu zimno, czuje zamarznięty lód na klatce piersiowej. Płuca ma ociężałe, kłujący mróz przeszywa jego nogi. Łyka łapczywie powietrze i otwiera gwałtownie oczy. Ciemno.
Oślepł? Nie, to tylko noc. Noc na zadupiu. Bojowy duch znów wstępuje w jego ciało, chce się zerwać i pourywać łby szwabom, ale ciało znów odmawia mu posłuszeństwa. Uświadamia sobie, że pokrywa go śnieg i szron. Jeszcze parę minut i zamarzłby na śmierć… Powoli podnosi ręce, otrzepuje się. Czuje niesamowity ból. Jest mu zimno, łzy zamarzły na zlodowaciałych policzkach. Sięga po karabin i zamiera. Woda zamoczyła broń i proch, wszystko mokre, nie, już nie mokre, a zamarznięte. Jego ubranie, amunicja, uzbrojenie, wszystko w lodzie.
I znowu te szepty, niezrozumiałe dla niego. Przypominają nie tyle język obcy, co rozmowę jakichś nieludzkich istot. To zbyt szybkie, przyprawia go o ciarki… Znów rozpacz łapie go za gardło. Nie chce tu być, wolałby, by za chwilę pojawili się Niemcy i go rozstrzelali, to lepsze niż umrzeć w ten sposób. Ale jest sam, sam na cały ten las… Czy aby na pewno? Przecież coś słyszy, słyszy te szepty, które co jakiś czas ustają, no i słyszy piski, teraz już wie, że to nie łasiczki, a ludzie, a właściwie dzieci. Biedne, przerażone dziecięce głosiki. Niepokoi go to, czuje woń niebezpieczeństwa unoszącą się w powietrzu. Próbuje się poruszyć, ale powoli traci chęci. A może po prostu się położyć i zasnąć? Ale czy byłby w stanie zasnąć tak potwornie głodnym i drżącym z zimna? Chyba nie. Pocieszające jest to, że prędzej czy później zaśnie na pewno. Tylko że już się nie obudzi, dzięki Bogu…
Przestaje szamotać się z własnym osłabionym ciałem i zamyka oczy. „Boże, rób ze mną, co chcesz. Ja się poddaje”, myśli. Układa się najwygodniej, jak to możliwe i szykuje do snu, być może równie rozkosznego jak ten poprzedni. „Nataszo…” Ale te przedziwne dźwięki nie dają mu się skupić na jej kojących rysach. Zaczyna się denerwować. Nie interesuje go kwilenie dzieci, i tak im nie pomoże. Chce zasnąć i zobaczyć się z żoną. Chce się z nią kochać, pieścić i całować.
Mimowolnie słyszy dziwne dźwięki. Maluchy, jeśli nie płakały, to mówiły po rosyjsku między sobą, ale był w stanie wyłapywać tylko pojedyncze wyrazy. Dwa ciche, niespokojne głosiki. Ciekawe, jak będzie brzmiał głos jego maluszka. Uśmiecha się do siebie. Ale dźwięki nie ustają, a syczenie czasami zmienia się w normalne słowa, tylko że w innym języku. O ile się nie myli, to był chyba angielski. Raz normalny, innym razem nieco szybszy, czasami przyciszony i całkowicie niezrozumiały. Mężczyzna i kobieta. Piękne, melodyjne głosy. Przyjemne dla ucha.
Kłócą się coraz bardziej zażarcie. Wyłapuje tylko jedno: Tania, jej imię. Tak zwraca się do niej ten mężczyzna. Wypowiada to imię dziwnie, „Tan-ia”, zdecydowanie nietutejszy. Ona odpowiada po angielsku, wrzeszczy coraz głośniej. W pewnej chwil dzieci zaczynają piszczeć, a ona zwraca się do nich po rosyjsku. „Już dobrze”, mówi. Dziwny akcent, nieco słowacki, trochę angielski. Potem znów podnosi głos do krzyku i próbuje coś wyperswadować swojemu rozmówcy… On odpiera atak. Może to małżeństwo, a to ich dzieci. Kłócą się, maluchy się boją i denerwują. Może on ją zdradza? Tak, to chyba on zawinił, bo teraz się śmieje, a ten śmiech jest przepełniony pogardą i złośliwością.
Trwa to dłuższy czas, kiedy się tak sprzeczali, a Borys jest coraz bardziej głodny, wycieńczony i zmęczony całą sytuacją. Prawie usypia, ale chwilę potem przez las niesie się echem mrożący krew w żyłach pisk jednego z dzieci. Podnosi głowę i nasłuchuje, bo kłótnie nastały, tylko one kwilą gdzieś z oddali. Słyszy szelest liści i nic więcej. Zmusza się do podniesienia sylwetki parę centymetrów do góry, opierając na łokciach. Czuje paskudne mrowienie w wielu członkach, ale nie dba o to. Nasłuchuje, ale nic nie dobiega jego uszu. Rozgląda się wokoło i wtedy, w świetle księżyca, zauważa te dwie postacie… Nie, to są tylko smugi, plątanina barw i kolorów, co chwilę udaje mu się wyłapać ich sylwetki, kiedy przystają, przerywając walkę. Tak, biją się; dwie smukłe, blade postaci. Kobieta i mężczyzna („A to dżentelmen”, myśli Borys, „pierdolony damski bokser”), w kwiecie wieku. Nie widzi zbyt wielu szczegółów, a ręce powoli odmawiają posłuszeństwa i opada z powrotem na zimny śnieg, dysząc ciężko z wysiłku. Czuje, że jest wycieńczony i jego organizm nie wytrzyma zbyt długo. Bierze parę głębokich oddechów, a po chwili para znów wraca do kłótni.
Borys ma już dość. Przez moment nawet był ciekawy, o co spierają się ci ludzie, ale ciekawość przeminęła, a on wciąż jest wykończony. W wojsku mówili mu, żeby walczyć do końca, ale w tej chwili wszystkie te nauki oraz wychowanie matki poszło w cholerę. Na co mu to, na co mu hart ducha i żałosna nadzieja, skoro i tak nie ma najmniejszych szans na przeżycie. Przecież sama Natasza tak powiedziała…
Natasza. Natasza nie byłaby zadowolona, że tak po prostu się poddał. Ale jeżeli jego sen to prawda… Jeżeli ona też nie żyje… Czy to ma znaczenie?
Nagle zapada cisza. Przyjemna, błoga cisza. Dzieci przestają kwilić, para już się nie szturcha ani sprzecza. „Może to już”, myśli Borys. Mimowolnie i on zaczyna nasłuchiwać. Może już sobie poszli? Może zbliża się jakieś niebezpieczeństwo? Otwiera oczy i mało nie wrzaśnie z zaskoczenia. Stoi nad nim ta kobieta, która przed chwilą zażarcie kłóciła się z drugim mężczyzną. Jest zniewalająco piękna: ma długie, piękne blond włosy wpadające prawie w kolor pomarańczowy, nienaganne rysy twarzy. W oczach maluje się dziwna konsternacja – ale zaraz, te oczy… Jakie są piękne, w kolorze czystego złota, Boże, co za oczy. Wpatruje się w Tanię przez długi czas, a ona patrzy na niego w zamyśleniu. Nagle mężczyzna krzyczy coś po angielsku. Ona kładzie palec na wargach, nakazując Borysowi milczeć i nie hałasować. Rosjanin potakuje, nie spuszczając wzroku z idealnej buzi. Kobieta odwraca się i odkrzykuje po angielsku. Mówi: „Nobody”, znaczy: „Nikt”. Potem dodaje coś jeszcze, on odwrzaskuje, ona się wzburza i odchodzi. Iwanow znów podnosi się powoli na łokciach i widzi niezwykłą piękność oddalającą się i awanturującą na nowo. Mężczyzna zbliżył się do niej i stał zaledwie kilkanaście metrów od żołnierza. Patrzy jej w oczy zimnym, krwistym spoj… Boże, on ma ciemnoczerwone tęczówki! Borys jest tego pewny jak niczego innego. Mimo odległości doskonale widzi krwisty odcień w oczodołach bladej postaci.
To wszystko jest coraz dziwniejsze. Kłótnia w środku nocy, płaczące dzieci, nieziemska piękność i krwisty kolor oczu. Iwanow zaczyna czuć się nieswojo, ledwo bijące serce przyspiesza. Para znów zaczyna się kłócić, i tak w kółko, i w kółko… I nagle dzieje się TO.
Wrzask. Mrożący krew w żyłach, wbijający miliony igiełek w bębenki w uszach, rozdzierający serce. Krzyk dziecka. Borys podnosi się jak na komendę, staje o własnych nogach, opiera się o jedno z drzew (nie ma pojęcia, skąd wziął na to siły) i podnosi wzrok. Przez moment nic nie widzi, jednak po chwili dociera do niego, co się dzieje. W momencie, w którym malec przestał drzeć się w niebogłosy, dostrzega dlaczego. Ten mężczyzna… Nie, Borys nie może w to uwierzyć… Ten mężczyzna właśnie wgryza się w gardełko biednego chłopca. Po policzkach, szyi i klatce piersiowej sika krew malucha, który wisi bezwładnie w jego ramionach. Mała dziewczynka zawodzi, skulona pod jakimś drzewem. Tania, ta piękna kobieta, próbuje odciągnąć mordercę od wiotkiego ciałka, ale bezowocnie, ten zboczeniec wpadł w jakiś amok i teraz nic go nie powstrzyma. Ze zwierzęcym spojrzeniem wpija się w biedną szyjkę maleństwa niczym wampir z opowieści, nogi Borysa miękną i upada na kolana, wsłuchując się w paniczne wrzaski Tanii. Rosjanin nie wie, co się dzieje, dlaczego przyszło mu to widzieć ani czy powinien coś zrobić. Jest za to pewien, że Natasza nie byłaby dumna z obojętności na taką tragedię. Iwanow sięga za pas i wyczuwa ostry sztylet pod palcami. Wyciąga go powoli, czując wstępujące w niego siły. Nie ma już zimna, głodu i wycieńczenia, jest tylko jego własny amok, może nie tak chory jak tamtego mężczyzny, który w bestialski sposób zamordował niewinną duszyczkę, ale wciąż niebezpieczny. Przygląda się, jak blask księżyca odbija się w srebrnej klindze, a gorący oddech pozostawia lekką mgiełkę na ostrzu. Podnosi się pewnie i spogląda przed siebie („zabij skurwysyna, oderżnij łeb, wypruj flaki”). Powolnym krokiem przebija się przez mlecznobiały śnieg. Tania go dostrzega i w jej oczach widnieje jeszcze większe przerażenie – „Nie!”, krzyczy po rosyjsku, ale Borys o to nie dba, zbliża się coraz bardziej do miejsca mordu – jest już parę centymetrów, ciałko chłopca upada na ziemię, a czerwonooki mężczyzna dyszy ciężko jak po długim maratonie, jakby nie kontaktując z rzeczywistością – Iwanow ignoruje wrzask Tanii, płacz dziewczynki i w ułamku sekundy rzuca się z nożem na mordercę…
Błyszczące ostrze zamiast wbić się w mlecznobiałe gardło osuwa się po nim i wypada z ręki. Czerwone tęczówki świdrują go nienawistnym, zwierzęcym wręcz spojrzeniem i już wie, że Natasza miała rację.
Już niedługo.
    Ptaku mój, ktoś dla ciebie zrobił
    ciepły domek,
    żebyś nie marzł pod krzakiem,
    w śniegach wielkich,
    gdzie nie miałeś
    dobrych snów.
Bronisława Wajs, Zima biała nastała, 1953.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rudaa dnia Pon 11:04, 03 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Antonina
Dobry wampir



Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1127
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Jokera

PostWysłany: Czw 16:16, 15 Kwi 2010 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt.
Tekst A – 3,5
Tekst B – 1,5
W tekście A pomysł był konkretny i ciekawy, podobała mi się walka o władzę w Sankt Petersburgu, natomiast to, co zapowiadało się bardzo ciekawie w tekście B, okazało się nijakie. Rosyjski żołnierz walczący, potem mający zwidy, następnie obserwujący kłótnię wampirów, ale o co i dlaczego to już nie wiadomo...

Styl: 7 pkt.
Tekst A – 3,5
Tekst B – 3,5
W tekście A styl był bardzo dobry, posiadał bogate słownictwo i właściwie wszystko było na miejscu – jedno zdanie wydało mi się trochę zbyt przekombinowane i rzucił mi się w oczy jeden byczek, więcej błędów nie zauważyłam. Tekst B – bardzo przypadła mi do gustu taka a nie inna stylizacja, początkowo. Tekst wydawał się być naciapany, przewidywałam, że będzie mi się go ciężko czytało, ale ten „potok słowny” świetnie oddawał atmosferę, chaos i zagrożenie. Jednakże kiedy przyszło do właściwiej akcji, to można by go było trochę uporządkować, choćby akapitami. Ale poza tym słownictwo było poprawne (tj adekwatne do stylu i postaci). Daję więc po równo.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
Tekst A – 1,5
Tekst B – 1,5
Spełnione, choć niekiedy z trudem.

Postacie: 5 pkt.
Tekst A – 2,5
Tekst B – 2,5
Daję po równo, ponieważ ani jeden ani drugi tekst mnie w pełni nie zadowolił w tym względzie. W tekście A zarówno postać Constantina jak i Demetriego była obiecująca, jednakże zakończenie trochę to popsuło, nie wiadomo dużo na temat ich osobowości, myśli. Natomiast w tekście B o ile główna postać ludzka została przedstawiona bardzo dokładnie, przekonywująco i starannie, to pozostałe już nie.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
Tekst A - 3
Tekst B - 2
Początki w obu tekstach były bardzo obiecujące – w pierwszym przypadku wiersz na początku od razu wprawia w tajemniczy nastrój, w drugim przypadku podobało mi się to historyczne, kilku zdaniowe wprowadzenie. W tekście A bardzo fajny był też wątek z posągiem Piotra Wielkiego; przez kolejne części tekst jest prowadzony naprawdę bardzo dobrze, jeśli chodzi o wątek samego miasta, zbierania armii, czy też opisy otoczenia. Natomiast nie przypadło mi do gustu zakończenie i śmierć Constantina - mam wrażenie, że ten wątek został potraktowany zbyt płytko, podobnie jak relacje Constantin – Demetrii, za mało szczegółów. Co do tekstu B, początek, zarówno pod względem stylu, postaci i opisów bardzo mi się podobał, ale potem było dużo gorzej – nie podobał mi się w ogóle wątek wprowadzenia wampirów, wydał mi się wymuszony, zarówno Tania, jak i kłótnia, jak ten jej mąż oraz te dzieci. Jednak w tej konfrontacji lepiej wypada tekst A.

Podsumowując:
Tekst A - 14
Tekst B - 11


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 11:06, 16 Kwi 2010 Powrót do góry

Powiem, że po przeczytaniu obu tekstów wpadłam w jakiś dziwny nastrój. Trudno mi go nawet określić. Chciałabym powiedzieć o tych tekstach dużo, ale trudno mi znaleźć odpowiednie słowa. Dlatego podejrzewam, że będzie krótko, ale dość treściwie. Mam nadzieję, że się nie obrazicie.

Pomysł: 5 pkt.
A - 3
B - 2
Bardziej przekonuje mnie historia w pierwszej miniaturce. Autorka konsekwentnie "drążyła" obrany przez siebie wątek i moim zdaniem bardzo dobrze go wykorzystała. Spodobało mi się wybranie postaci do tej mini - Volturi, w tym Demetri, o którym czytałam naprawdę malutko tekstów. Może z dwa, trzy. Historia naprawdę mnie zaciekawiła i czytałam ją z zapartym tchem.
Drugi pomysł jest również ciekawy. Jednak czegoś mi brakowało. Trudno mi nawet powiedzieć czego, ale moim zdaniem temat nie został do końca wyczerpany. Niektóre fragmenty trochę mnie nużyły. W pewnym momencie odniosłam wrażenie, jakby tekst był momentami pisany na siłę, przeciągany. Przepraszam, ale takie moje zdanie.
Co nie zmienia faktu, że w B też jakiś fajny pomysł był.

Styl: 7 pkt.
A - 4.5
B - 2.5
Oba teksty czytało się dobrze, ale pierwszy mnie zauroczył. Bogate, nieprzekombinowane słownictwo. Fajna stylizacja. Widać, że autorka bardzo dobrze przyłożyła się do swojej pracy. Bardzo dobrze budowała napięcie. Wszystko było napisane przejrzyście i czytelnie.
Miniatura B jest napisana praktycznie jednym ciągiem. Trochę mnie to denerwowało i uważam, że lepiej byłoby w pewnych miejscach pokusić się o akapit, czy coś w tym stylu. Tekst mi się zlewał. Muszę też przyznać, że denerwowała mnie dość duża liczba przekleństw. Nie było ich mnóstwo, ale dość mocno mnie rozpraszały. Rozumiem, że autorka miała dobre intencje, ale mnie to nie przekonało. Poza tym słownictwo ciekawe, styl przyjemny.
Jednak A i tutaj wygrywa.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
A - 1.5
B - 1.5
Spełnione.

Postacie: 5 pkt.
A - 3.5
B - 1.5
Postać Demetriego bardzo mi się spodobała. Sam fakt, że autorka wybrała jego do swojej miniaturki jest dużym plusem. Wykreowała go ciekawie i jego postać naprawdę do mnie trafia. Constantin okazał się równie ciekawy. Oboje wręcz mnie zafascynowali.
W drugim tekście dowiadujemy się dość dużo o głównej postaci - żołnierzu. O reszcie nie za bardzo. Człowiek ten jest dość ciekawie rozwinięty, ale żal trochę reszty. Podobały mi się jego majaki, rozmyślania, emocje. Gdyby nie był to pojedynek i nie miałabym porównania z drugim tekstem - oceniłabym go lepiej.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
A - 3.5
B - 1.5
Jak już wyżej napisałam - mamy dwa ciekawe teksty. Jeden podoba mi się bardziej, drugi mniej. Jeden jest moim zdecydowanym faworytem. Jednak gdybym nie musiała porównywać - drugi tekst otrzymałby lepszą ode mnie notę. A tak muszę rozdzielać punkty i to w taki sposób.
Pierwsza historia mnie oczarowała. Druga wydawała mi się trochę naciągana. W pierwszej pojawili się ciekawi bohaterowie. W drugiej mieliśmy jednego dość interesującego osobnika. Pierwszy tekst wydaje się być napisany lepiej i porządniej. Drugi trochę gorzej.
Chyba nie muszę nic więcej dodawać?

Podsumowanie:
A - 16
B - 9

Gratuluję autorce tekstu A.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Pią 15:12, 23 Kwi 2010 Powrót do góry

Już dawno obiecałam sobie, że ocenię ten pojedynek, jednak dopiero teraz mam na to czas.


Pomysł:
Przyznam, że obie autorki zaskoczyły mnie jeśli chodzi o kanoniczne postacie. pierwsze co mi do łba przyszło, to któryś z tych bardziej głównych bohaterów. A tu taka niespodzianka.
A: Wszystko było, nawet fajnie. Tekst był bardzo dobry i pokazuje jak wielką wiedzę ma autorka... tylko, ze czasami myślami byłam gdzie indziej, a po tekście błądziłam niewidzącymi oczyma.
B: Tu znowu odczułam brak wampiryzmu. Owszem był, ale w małej ilości. Akcja była skupiona wokół wojny, opisów(swoją drogą genialnych). W połowie tekstu zaczęłam się zastanawiać, czy wampiry w ogóle wystąpią.
Straszny mam problem z rozdzieleniem punktów, bo w każdym tekście widzę plisy i minusy, ale chyba tak:
A-3
B-2

Styl:
A: Opis sytuacji czasami mnie nudził. To nie wina autorki, po prostu nie przepadam za takimi klimatami. Ale końcówka była bardzo dobra. Błędów nigdy nie widzę, więc nic nowego nie napiszę.
B: ciekawa narracja. Na początku się w niej trochę gubiłam, ale potem już załapałam i czytało się dobrze. Ogólnie podziwiam autorkę za uwagę, tekst ze względu na słownictwo jest dość kontrowersyjny, ale uważam, że ryzyko popłaciło. tekst był pod tym względem boski.
A-2
B-5

Spełnienie warunków.
A-1,5
B-1,5
Dla mnie bez zarzutów.


Postacie:
A: Dwie postacie, które zapamiętałam to rzekomi bracia. Jak naprawdę z nimi było to nie potrafiłam wydedukować. Równie dobrze to Aro mógł byc kłamcą. najbardziej spodobał mi się Dimitri. Pokazany z innej strony.
B: Narracja pokazała mi jak wojna pierze ludziom mózgi.
Przecież psychika tego człowieka (jak dla mnie) była kompletnie spartaczona. Niech się autorka nie gniewa. To tylko moje odczucia względem wojny.
A-2
B-3

Ogólne wrażenie:
A; czytało się wygodnie, dużo wampiryzmu, ale bez rewelacji. tekst był dobry, jednak B wywarł większe wrażenie.
B: No ta psychika tego człowieka rządzi! I te opisy. Były ostre. Gratuluję odwagi.
A-2
B-3

Razem:
A-10,5
B-14,5


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gelida
Zły wampir



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka

PostWysłany: Sob 21:24, 24 Kwi 2010 Powrót do góry

A co tu tak mało ocen? Za kilka dni koniec pojedynku!

Pomysł:
A: 3
B: 2

Sam warunek, jakim było osadzenie akcji w Rosji, wydał mi się bardzo ciekawy. I autorki wycisnęły z niego ciekawe pomysły. Tekst A podobał mi się przede wszystkim za obecność Volturi - zostało nam przybliżone to, jakie metody stosują wobec tych, którzy... hm... nadużywają władzy. No i wątek z Constantinem i Demetrim. Wreszcie nie dowiedzieliśmy się, czy byli braćmi, czy nie, co dodało miniaturce smaku. Tekst B momentami mnie nużył. Okrucieństwa wojny są dobrze przedstawione, czuje się tą bezsensowność walki, przelew krwi. Jednak w trakcie czytania zaczęłam się niecierpliwić, kiedy się pojawią jakieś wampiry, czy jakiekolwiek inne nawiązanie do Zmierzchu. I sama rola kanonu została bardzo okrojona.

2.Styl:
A: 4
B: 3

Czytając tekst A widać, że autorka postarała się o dokładność. Dzięki temu wszystko było takie obrazowe, nabrało realnych kształtów. Tekst był bardzo płynny, napisany poprawnie. Czytało mi się go naprawdę dobrze. Może to sprawa wyczucia, jednak często autor, chcąc ubogacić tekst, wplata mnóstwo opisów, które zatrzymują akcję. Tu na szczęście tak nie było - nic mnie nie nużyło, przez tekst przebrnęłam szybko i bez żadnych zgrzytów. Narracja w tekście B wydała mi się specyficzna. Słownictwo było bardzo oryginalne - jeszcze nigdy nie spotkałam się w różnych tekstach z takim stylem - co wychodzi na plus. Zauważyłam użycie mowy pozornie zależnej - narracja trzecioosobowa, jednak często miałam wrażenie, że to wypowiada się bohater. Ciekawy zabieg. Styl dał nam też dużo wiadomości o bohaterze. Niestety, zaczęło mnie to po pewnym czasie nużyć. Miałam wrażenie, że nastąpił przerost formy nad treścią.

3.Spełnienie warunków:
A: 1,5
B: 1,5

Nie mam zastrzeżeń.

4.Postacie:
A: 2,5
B: 2,5

W tekście A mamy Constantina, pragnącego władzy wampira. Jest bardzo dobrze wykreowaną postacią, dodatkowo autorka dała mu dar, który miał duże znaczenie w rozwoju akcji. Czy był kłamcą - nie wiemy. On lub Aro, jedno z dwojga. Muszę jeszcze wypowiedzieć się na temat postaci Demetriego. Wprowadzenie go do akcji było bardzo dobrym pomysłem - nie spotkałam się jeszcze z tekstem, który by traktował o nim jako jednej z głównych postaci. Ciekawie było poznać jego zagubienie, wreszcie ta postać przestała być papierowa. Nie mógł nikomu do końca ufać. Tekst B jest głównie skupiony na jednej postaci. Mamy ukazane, co wojna robi z ludzi. Autorka wykreowała postać od początku do końca, wprawdzie kosztem innych, ale wyszło to jej na dobre. Jak wspomniałam wcześniej, poprzez sam styl wypowiedzi można poznać naturę Borysa. Zwyczajnego człowieka, który kiedyś miał plany, miłość, spokojne, szczęśliwe życie. Stał się osobą, która patrzy na Niemców z wrogością wpojoną mu przez 'patriotyczne pobudki'.

5.Ogólne wrażenie:
A: 3
B: 2

Tekst A był poprowadzony bardzo naturalnie. Spodobały mi się postaci, to, że nie wiadomo było, kto jest kłamcą (ale swoją drogą, skoro Constantin mógł bezlitośnie podporządkować sobie cały kraj, to czemu nie miałby kłamać?). Urzekło mnie wprowadzenie motywu cara Piotra I - przejęcie miasta przez Constantina, zwycięstwo, którym nie nacieszył się długo. Jeśli chodzi o tekst B, spodobała mi się główna postać - wykreowana bardzo prawdziwie, posiadająca dwie twarze. Wprowadzenie wampirów było niestety bardzo naciągane a ich wątek okrojony. Wnioskuję, że autorka nie bardzo wiedziała, jak połączyć kanon i Rosję. Ale sam zamysł był bardzo dobry. Muszę tak od siebie dodać, że był to jeden z lepszych pojedynków na tym forum, jakie przyszło mi oceniać.

Podsumowując:
A: 14

B: 11

Gratuluję dobrych tekstów.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 18:46, 25 Kwi 2010 Powrót do góry

Niewątpliwie jest to pojedynek na wysokim poziomie. Długo się na niego zbierałam, bo to teksty, które naprawdę wymagają, by im poświęcić czas. Zresztą - obie autorki słyną z dobrych tekstów, więc ocena takich to sama przyjemność, delikatesy, choć i wysiłek. Ale grzechem byłoby przegapić taki pojedynek.

Pomysł:

A: 2,5
B: 2,5

W tej kategorii muszę rozdzielić po równo, bo obie panie miały bardzo ciekawe pomysły i choć mam swojego faworyta, to jednak ta przewaga będzie się manifestowała raczej w innych kategoriach. Ale jeśli chodzi o pomysł, oba należy docenić, oba są przemyślane, interesujące, klarowne i oryginalne. Oba subtelnie nawiązują do kanonu, choć B w zasadzie tylko postacią Tanyi, ale nie szkodzi.

Styl:

A: 5
B: 2

Zachwycił mnie tekst A, jeśli chodzi o sposób prowadzenia narracji, budowę zdań, opisy. Strofa Wysockiego od razu wprowadziła mnie w odpowiedni nastrój. Wspaniały opis Petersburga, niesamowicie wizualny – od razu miałam przed oczami to miasto, spowite we mgle. Autorka wspaniale buduje nastrój grozy i tajemnicy pięknymi zdaniami i bogatym słownictwem. Kilka błędów interpunkcyjnych nie zepsuło mi czytania, bo tekst zdecydowanie wciąga i już po chwili przestaje się widzieć niepotrzebne przecinki i ich brak. Pierwsza część jest niesamowita. Klimat magiczny. Częśc druga niestety obfituje w sporo błędów, nie tylko interpunkcyjnych, ale i gramatyczne np: "podążającego ku wodopoju" (do wodopoju albo ku wodopojowi), "Demetri zeskoczył z sani" (powinno być "sań"). Najgorszy jest niestety finał, napisany tak, jakby autorka zdawała sobie sprawę, że za chwilę przekroczy dopuszczalny limit stron.
Niemniej - jeśli chodzi o styl, jest to mój faworyt.
Tekst B jest pisany dość kolokwialnym językiem i może to jeden z czynników, które sprawiają, że mniej mi się podoba. Niektóre słowa są zbyt współczesne np. "wymięka". Nie lubię również narracji prowadzonej w czasie teraźniejszym, która po jakimś czasie po prostu mnie męczy. Łatwo też przy takiej narracji popełnić błędy, przed czym się autorka nie ustrzegła np. "Trwa to dłuższy czas, kiedy się tak sprzeczali" (powinno być "sprzeczają"), " Mężczyzna zbliżył się do niej i stał zaledwie kilkanaście metrów od żołnierza" - znowu wtręt w czasie przeszłym. Są również błędy gramatyczne i inne np. "Kogo zobaczy w lustrze? Wykrzywionego pogardą i nienawiścią wraka człowieka" zobaczyć+Biernik, a więc wrak nie wraka. "żeby tych szwabskich skurwysynów powymarzało jeszcze z połowa" (powymarzała, połowa jest rodzaju żeńskiego), "Podnosi głowę i nasłuchuje, bo kłótnie nastały" (raczej ustały).
Budowa zdań również mniej mi się podoba – częste łączenie w jedno zdań współrzędnych, oddzielonych przecinkami, tam gdzie dla mnie mogłyby się znaleźć kropki i byłoby czytelniej. Choć niewątpliwie podkreśla to pewien „chaos wypowiedzi” bohatera.

Spełnienie warunków:

A: 1,5
B: 1,5

Nie ma się do czego przyczepić.

Postacie:


A: 3
B: 2

Moim faworytem jest Constatin, bardzo wyrazista postać, również Demetri ukazany w tym świetle jest postacią interesującą, Aro jako postać drugoplanowa - bardzo udany. W tekście B podoba mi się postać Tanyi, Borys jakoś mi "umyka" w tej narracji, ani go lubię, ani nie lubię - nie wzbudza we mnie szczególnych uczuć.

Ogólne wrażenie:

A: 3
B: 2

Doceniam pracę i wysiłek autorki tekstu B, dlatego tutaj daję tekstowi A jedynie o jeden punkt więcej. Jest on moim faworytem, szczególnie jeśli chodzi o styl, ale też sama tematyka jest dla mnie bardziej pociągająca. Tekst A jest bardzo klimatycznym horrorem, przy nim wojenna sceneria tekstu B jest dla mnie mniej atrakcyjna. Muszę jednak przyznać, że od momentu snu Borysa, tekst B przyciągnął moją uwagę, tam dopiero poczułam jakiś klimat tego opowiadania. W tekście A niestety koniec dzieje się za szybko, szkoda. Jest to słaby punkt tego tekstu. Jest też jeden błąd merytoryczny. W 1919 roku miasto nazywało się Piotrogród. Przeszkadzało mi też, że oczy Constantina zrobiły się tak szybko szkarłatne, ledwo ugryzł człowieka, nawet się nie napił porządnie, wyczuwając samogon, a już miał czerwone oczy?

Suma:

A: 15
B: 10

Myślę, że był to trudny pojedynek. Dlatego obu wam bardzo gratuluję.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rikki
Dobry wampir



Dołączył: 16 Paź 2008
Posty: 547
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Ezoteryczny Poznań

PostWysłany: Nie 19:46, 25 Kwi 2010 Powrót do góry

Ok nabrałam sił na kolejne ocenianie tym razem ostatnie w tym dniu xd

Pomysł: 5 pkt.

Tekst A - 3
Tekst B - 2

Tekst A miał bardzo ciekawy wątek i autroka fajnie wykorzystała swój pomysł. Histroia była bardzi wciągająca i ciekawa. Tekst B równiez miał oryginalny pomysł, bardziej jak to ując hmm "lekki" choć czasami odnosiłam wrażenie,że był na siłę przeciągany.


Styl: 7 pkt.

Tekst A - 3
Tekst B - 4

Mimo, że pomysł tekstu A podobał mi się bardziej to jednak stylem ujął mnie tekst B, czytało mi się go szybko,gładko i przyjemnie, był pisany tym fajnym stylem, który tak bardzo lubię ;p Tekst A czasami czytało mi się naprawdę ciężko, momentami jak jakąś książkę historyczną, nie pzepadam za takimi klimatami, ale autorka naprawdę fajnie opisywała.

Spełnienie warunków: 3 pkt.

Tekst A - 1.5
Tekst B - 1.5


Postacie: 5 pkt.

A - 3
B - 2

Podobało mi się, że autorka tekstu A wybrała Demetriego do swojej minatury, jest on rzadko opisywany a u ciebie był wyrazistą i ciekawą postacią, która do mnie przemówiła ;d Nie mówię, że Constantin nie był ciekawy bo był, miał swój charakterek, ale tekst był głównie o nim a o pozostałych dużo mniej informacji. Jednak obaj bohaterowie mnie zafascynowali.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.

Tekst A - 3
Tekst B - 2

Oba teksty były bardzo profesjonalnie napisane i dopracowane. Miło się je czytało. Tekst A trochę przypomina horrorek i to jest super ;p Pisany w naturalny nie wymuszony sposób. Tekst B jest momentami kontrowersyjny, ale opłaciło się to autorce, bo efekt wyszedł naprawdę super. Oba teksty do mnie trafiły.

Podsumowanie:

A - 13,5
B - 11,5

Gratuluję autorce tekstu A.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marionetka
Zły wampir



Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka Kajusza

PostWysłany: Wto 7:37, 27 Kwi 2010 Powrót do góry

Pomysł: 5 pkt.
A - 3
B - 2
W tekście A mamy bardzo dobry pomysł. Początek XX wieku, w dodatku w Rosji - to można świetnie wykorzystać i autorka to zrobiła. Ten tekst czytałam z zapartym tchem, nie mogłam się od niego oderwać. Świetnie wplecenie, że tak się wyrażę, Volturich.
Jeśli chodzi o tekst B, to II wojna światowa daje duże pole do popisu. Koniec jednak wydaje mi się jakby pisany naprędce, byleby zdążyć. Prawdę mówiąc, myślałam, że inaczej się to zakończy. I nie wiadomo, o co ta kłótnia, czy ona w ogóle miała jakieś znaczenie.
Podsumowując, pomysły w obu tekstach są dobre, ten w A jednak nieco bardziej mi się spodobał. Może dlatego, że całość wydaje mi się bardziej przemyślana.

Styl: 7 pkt.
A - 3,5
B - 3,5
Tekst A czytałam z zapartym tchem, o czym wspomniałam już wcześniej. Gdzieniegdzie zdawało mi się, że wyłapałam brakujący przecinek czy coś podobnego, ale oprócz tego nie mam tu nic do zarzucenia. Nie mogłam się oderwać, autorka trzymała w napięciu, z każdym słowem potęgując moją ciekawość co do końca. Ten tekst czytało się lekko, przyjemnie, nic mi nie zgrzytało, nie miałam wrażenia, że tu czy tam mogłoby być inne słowo, że to zdanie w ogóle nie komponuje się z całością danego akapitu.
Nie lubię przekleństw, a te akurat występowały w tekście B. (Co nie przeszkadza mi owych przekleństw używać w swoim ostatnim opowiadaniu, ale to tak na marginesie.) Poza tym wyłapałam chyba najbardziej banalny i najbrzydszy moim zdaniem błąd - brak ogonka. Proszę się nie śmiać, autentycznie. Było to bodajże "ę", a autorka napisała "e". Takie coś można łatwo wyłapać, czytając ponownie zakończony już tekst. Wróciwszy do stylu, to chciałam pogratulować autorce użycia czasu teraźniejszego, bo mało kto na takowy się decyduje, poza tym, jeśli pisarz jest przyzwyczajony do czasu przeszłego, to może je mylić, co czyta się źle. W tym tekście jednak takich błędów nie wyłapałam (choć może i były...?). Czytało się płynnie, bez większych zgrzytów, lekko, przyjemnie.

Spełnienie warunków: 3 pkt.
A - 1,5
B - 1,5
Jest wszystko, co być powinno i nie ma niczego, czego być nie może.

Postacie: 5 pkt.
A - 2
B - 3
W tekście A Kostia. Rosyjskie imiona są wspaniałe, ale to tak na marginesie. Jeśli chodzi o postać, to jest wykreowana bardzo dobrze, realnie. Do końca nie wiadomo, czy kłamie, czy też nie, a i potem autorka tego nie wyjaśnia, zostawiając czytelnika z wiercącą dziurę w brzuchu myślą: Kto tutaj, do jasnej cholewki, kłamał?!. Trzymanie go do końca w niepewności jest dobre, jeśli na wspomnianym końcu się wszystko wyjaśni. Do innych postaci należy Demetri. Nie skojarzyłam go sobie początkowo z tym Demetrim, ale potem wszystko już mi się w głowie rozjaśniło. Przedstawiony on został bardzo dokładnie, można się wczuć w jego postać. Dorzućmy tu też Ara - kręci, ale jednak nie kręci... Taki dwuznaczny dość bohater.
W tekście B jedna dokładnie, szczegółowo przedstawiona postać. Borys. (Nawiasem, co za zbieżność imion... Borys i Natasza. Zastanawiałam się, czy autorka nie czytała przypadkiem Wojny i pokoju Tołstoja?) Poznajemy dokładnie jego myśli, uczucia. Uwielbiam takich bohaterów, którym powoli miesza się w głowie, bo tak odebrałam Borysa. Wrzucona naprędce Tanya nie została dokładnie przedstawiona, wiadomo tylko, że o coś się z kimś kłóci, z kim i o co - nie wiadomo. Mimo tego, tu wygrywa tekst B, w tej kategorii zdecydowanie mój faworyt, nawet nie żałuję, że czytelnikom dane było poznać głębiej jedną tylko postać, ale takie coś właśnie bardziej pasuje, bo dziwnie byłoby, gdyby autorka z głowy Borysa przeskoczyła do głowy kogoś innego. Można to nazwać "siedzeniem w głowie głównej postaci narratora, który nie wyściubia nosa na zewnątrz". Trzeba więc autorce wybaczyć, że tylko na tym żołnierzu się skupiła, można, on wszystko wynagradza.

Ogólne wrażenie: 5 pkt.
A - 2
B - 3
Nosz, nie wiem, co tu napisać. Oba teksty były dobre, moja ukochana Rosja w tle... Z jednej strony A ma bardziej przemyślaną całość, z drugiej B ma Borysa... Gdybym dała po równo, oba teksty prawdopodobnie miałyby taką samą ilość punktów, muszę się więc zdecydować, który lepszy. W tekście A mamy ciekawie wszystko przedstawione, lecz w tekście B jest II wojna światowa, temat, o którym mogłabym czytać godzinami. Bardzo trudno mi jest się zdecydować, lecz w końcu dam ten jeden punkt więcej autorce tekstu B. Za Borysa i II wojnę światową, dla jasności.

Podsumowując:
A - 12
B - 13

Gratuluję autorkom i tekstu A, i tekstu B. Pojedynek był bardzo wyrównany, nawet ja takiego obrotu sprawy w mojej ocenie się nie spodziewałam, przyznam. Moim zdaniem to był dość trudny temat, a dziewczyny sobie wspaniale z tym poradziły, dlatego raz jeszcze im obydwu gratuluję. A i przy tym pojedynku zatrzymały mnie dobrą godzinę, tak się rozpisałam, a miało być krótko... Pozdrawiam, Marionetka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marionetka dnia Śro 6:12, 28 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Śro 21:15, 28 Kwi 2010 Powrót do góry

cóż... były problemy z przebrnięciem... naprawdę...

pomysl:
A: 4
B: 1

hm, pomysł autorki A przyćmil B... tak po prostu...

styl:
A:5
B:2

A zdaje się być dużo lepiej dopracownym... o wiele przyjemniejszym do czytania stylu... nie chodzi mi też bynajmniej o jakieś estetyczne pociągi... brutalność nie przeszkadzała mi bynajmniej - dodawała pewnego smaczku...

warunki:
A/B:1,5/1,5
nie mogę się doczepić...

postacie:
A: 3
B: 2

hm, Kostia i Dima wymiatają - polecę slangiem... są cudownie opisani i zaplanowani... jest w nich obu coś szczególnego - do tego Aro... było cudownie...
tekst B to Borys, którego na dobrą sprawę określiłabym jako przetrąconeego przez wojnę - stał sie niezbyt czuły... bezwolny w pewien sposób... i chyba przez to nie bardzo jak dla mnie ...

ogólne wrażenie:
A: 4
B: 1

tekst A mnie ukradł... nie musiał nawet pozbawiać mnie przytomności... to nie bylo porwanie... poszłam z własnej woli... za dźwiękiem tych słów, które jeszcze kołaczą się w mojej głowie... dziękuję za wspaniałe wrażenia...
pojedynek był bardzo dobry i choć użyłam dość dużej dysproporcji punktowej tekst B nie był gorszy ogólnie - mój subiektywizm jest podły - tak po prostu...

ogólnie:
A: 17,5
B: 7,5


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 21:56, 28 Kwi 2010 Powrót do góry

Pomysł:
[buu... tu coś mi się skasowało ;(, fragment wypowiedzi. ;(.. wiem tylko, że napisałam: Rewelacja] <-- nic nie wyraża lepiej tego, co czuję. Świetna akcja, świetna fabuła, bardzo dobra realizacja. Naprawdę jedna z najlepszych miniatur, jakie czytałam. I znów nie mam pełnego odwołania do kanonu, którego nie pamiętam i nie wiem, czy Kostia - Constantin był czy nie był bratem, ale jeśli to Twoje - to rewelacyjnie pomyślane.
B: Pomysł klasa. Podoba mi się również realizacja - stylizacją językowa, narracja z użyciem czasu teraźniejszego, która dynamizowała akcję i osadzenie w roli głównej własnego, ludzkiego bohatera.

W zasadzie, jeśli idzie o pomysł, mogę powiedzieć, że nie jestem w stanie wybrać lepszego, dlatego dam po równo.

A: 2,5
B: 2,5

Styl:

A: Drażniło mnie użycie dwóch różnych form imienia: Constantin, Constantine (nie mam nic do Kostii), gdzieś tez pojawiła się literówka wprowadzająca trzecią formę, ale że była literówką, to przymykam oko. Druga rzecz do zastosowanie liczebników zbirowych przy opisie koni, lepiej powiedzieć: dwa konie, a nie dwójka koni, pomijając, że wydaje mi się, iż powinno być dwoje koni (ale bym tak nie powiedziała, bo po ludzku brzmi Wink)<-- Jeez uwsteczniam się z zasadami, ale mam nadzieję, że mnie Autorka zrozumie. Wink Poza tymi wpadkami znalazły się niedociągnięcia, ale niewielkie. Natomiast malowanie słowem i walory doznaniowe - mniam. Dzięki temu nadrabiasz, Autorko.
B: Kiedyś Rudaa napisała do mojej przeciwniczki, że w jej pracy jest epitoza. W Twojej, kochana Autorko, jest przecinkoza. Normalnie jest ich jak chmary szarańczy nasiane. A kropka to taki ładny, okrąglutki znaczek. Warto jej używać, bo czytelnik męczy się bez tej dłuższej pauzy. Gdzieś tam się zaśmiałam, że Natasza została zbombardowana, bo jeden człowiek raczej jest tylko jedną z wielu ofiar zamachu i można powiedzieć, że piekarnia "Ciepła bułeczka" została zbombardowana, ale Natasza to już zginęła w wyniku owego bombardowania. Też drobnie niedróbki, ale to jest dość normalne w pojedynku bez bety. Szczerze mówiąc, nie pamiętam, żebym czytała tekst bezbłędny, chyba Robaczka. ^^ W każdym razie stylizacja językowa jest świetna. Muszę to podkreślić: ŚWIETNA! I właśnie dlatego, że wybija się takim naturalizmem, który kocham i takim klimatem... Dam Ci, Autorko, punkt więcej, choć nie uważam, że przeciwniczka stylem jakoś odbiega.

A: 3
B: 4

Spełnienie warunków:

Szczerze mówiąc mam mały niedosyt konfrontacji wampirów i ludzkiego przerażenia w tekście drugim. Konfrontacj była sonbie taka, że nakrzyczeli na siebie, ale nie było żadnych działań - Tanya nie broniła jakoś tych dzieciaczków. Poza tym brakowało mi tej kanonicznej postaci. Niby była Tanya, ale jakaś taka... za mało jej było. A ludzkie przerażenie? Opowieść o wojnie. Niby powinno być tego sporo, ale opowiadasz z perspektywy Borysa, który jakoś nie boi się śmierci, nie przeraża go wojna, opisuje wszystko na twardo. Nie czuję jego przerażenia. Może coś pominęłam, ale nie mam siły wracać. W każdym razie warunki spełnione, moim zdaniem, niekompletnie. A w tekście A niczego mi nie zabrakło.

A: 2
B: 1

Postacie:

A: Mam ciężki orzech do zgryzienia. Mogę nie wypowiadać się szczegółowo? Podoba mi się Constantin, przywodzi mi na myśl niezłomną postawę Juliusza Cezara. Podobał mi się jego dar wypływania na umysł. Jak już mówiłam nie wiem, czy był w kanonie, czy go stworzyłaś. Niezaprzeczenie kanoniczną postacią był Demetri, świetnie opisałaś jego polowanie, walkę między wampirami i rozpoznanie w przeciwniku brata. Interwencja Volturi też niczego sobie. Była przeciwieństwem radosnych spotkań przy herbatce, jakie miały miejsce w Sadze. Podobało mi się.

B: Jestem pod wrażeniem kreacji Borysa i jego prostego postrzegania świata. Choć mężczyzną nie jestem, tym bardziej nie przeżyłam wojny, to jednak mogę stwierdzić, że bardzo przekonująco zobrazowałaś portret psychologiczny tego bohatera i znakomicie opisałaś to "w męskiej skórze". Niestety pozostałe postacie bledną przy wiodącym prym Borysie. Jeszcze wspomnienia o Nataszy budzą ciepłe uczucia, ale postać kanoniczną uważam za nieudaną.

Chyba wobec tego nieznacznego niezadowolenia w tekście B co do Tanyi, muszę dać przewagę, a w zasadzie nie muszę, ale chcę dać przeciwniczce, co by nam się wklarowała sytuacja i zwycięzca.

A: 3
B: 2

Ogólne wrażenie:

Pojadę ogólnikiem? Wolno mi? Pewnie, że wolno, w końcu to ogólne wrażenia. Laughing
Ogólnie to mi się bardziej podoba miasto! Już drugi raz dziś. Wybieram Sankt Petersburg! Valete! Wink

A: 3
B: 2

TOTAL:

a: 13,5
b: 11,5

P.S. Za literówki i błędy powstałe w pośpiechu przepraszam! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Pon 11:03, 03 Maj 2010 Powrót do góry

Głosowało 9 osób, co daje 225 punktów do podziału, a ten wygląda następująco:

Tekst A: 126 pkt.

Tekst B: 99 pkt.

Zwycięzcą zostaje
BajaBella!


Gratuluję!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin