FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Układ doskonały (Magdolińska i VampiresStory) [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Wto 17:35, 16 Mar 2010 Powrót do góry

Pojedynkują się: Magdolińska i VampiresStory

Forma: miniatura
Długość: 2-4 strony Worda, TNR 12
Tytuł: dowolny
Chcemy: Belli, Jacoba, zwykłych problemów, poranka, plamy, odrobiny sielanki, czegoś zapomnianego
Nie chcemy: Edwarda, Rosalie, Alice, złych wampirów, śmiertelnego niebezpieczeństwa, nadprzyrodzonych zdolności (z wyłączeniem bycia wilkołakiem), burzy z piorunami, ostrej kłótni
Termin: Dwa tygodnie [do 13.03.2010)
Beta: nieobecna.

Wybaczcie paskudne opóźnienie. Nie otrzymałam tekstu Magdolińskiej, a czekałam całego 13-stego, następnego dnia zaś wysłałam jej peemkę, dlaczego, nie odpisała jednak na nią, mimo że przeczytała. Dlatego jestem dopiero teraz. Nie pozostaje mi nic innego jak umieścić Magdolińską na Czarnej liście, zamalowaną na czerwono. Tymczasem tekst VampiresStory znajduje się poniżej i staje się automatycznym zwycięzcą:


TEKST VampiresStory:

Układ doskonały

Bella lubiła wstawać późno, po Jacobie. Mieli taki układ, wypracowany od lat – on zajmuje się śniadaniem i robi pierwszą pobudkę dzieciom, ona wyciąga je z łóżka i pilnuje, aby się spakowały. Dzisiejszy ranek nie był niczym szczególnym.
- Amy, Ruby, koniec leżenia – zapowiedziała stanowczo, już ze szpilkami w ręku wchodząc do pokoju córek. Obie wiedziały, że kiedy mama ma na sobie granatowy żakiet i szpilki, nie wolno z nią zadzierać, w przeciwnym razie konsekwencje będą naprawdę przykre.
- Mamo, mamusiu, jeszcze tylko pięć minut – błagała Ruby, usiłując zatopić twarz w poduszce. Bella podeszła do okna i podciągnęła rolety, a cały pokój zalało szare światło poranka. Amy, której słońce padało prosto na twarz, najpierw zamknęła oczy, a potem ostrożnie wynurzyła jedną nogę spod kołdry.
Bella nie mogła nic poradzić na to, że po chwili zachichotała. Te zmagania dziewczynek z porannym wstawaniem były naprawdę niesamowite. Zerknęła na zegarek i uśmiech zniknął z jej twarzy. Dwie sekundy zajęło jej zerwanie kołder z łóżka, kolejne pięć – przekonanie córek, żeby zeszły na śniadanie. Wybrała dość drastyczne metody.
Od progu przywitał je zapach jajecznicy z kiełbasą. Było to jedno z niewielu dań, jakie mężczyzna mógłby przyrządzić, nie spalając przy tym domu/dania/kuchenki. A że Jacobowi wychodziła wyśmienicie, to już inna sprawa.
- Pięknie pachnie – powiedziała Bella, stając obok niego i całując w policzek. – Jak zawsze.
Jake uśmiechnął się skromnie.
- Moje panie, dzisiaj mamy szczególny dzień – oznajmił gromko, nakładając jajecznicę na talerz. „Jego panie” niczym wygłodniałe sępy patrzyły mu na ręce, kiedy położył półmisek z jadłem na stole.
- Jaki to szczególny dzień?
- Dwa lata temu – zaczął teatralnie – wasza mama oznajmiła mi, że kucharzem to ja chyba nie będę. Nadepnęła mi na ambicję i postanowiłem nauczyć się przyrządzać tak skomplikowane danie, jak jajecznica – skinął głową. – Bello, czy chciałabyś coś dodać?
- Pewnie. Możemy zacząć jeść? Pachnie tak, że po prostu…
Nałożyła sobie sporą porcję i zaczęła ją pałaszować, podgryzając chlebem. Takie śniadania przyrządzał jeszcze Charlie, co stanowiło szczyt jego umiejętności kulinarnych. Zabawne, jak człowiek czasami chciałby wrócić do czasów, kiedy to nim się opiekowano.
- Mamo, masz dzisiaj spotkanie? – zapytała Ruby przez stół.
- Niestety – westchnęła. – Rada szpitala ostatnio wariuje. Jake, wara od mojego śniadania.
- To czy mogę iść dzisiaj…
- … możemy – mruknęła Amy. Nienawidziła, kiedy siostra zyskiwała pozwolenia na wyjścia dla siebie, sprytnie omijając fakt, że wszędzie były zapraszane razem. Mimo wszystko, bycie bliźniaczkami miało więcej zalet niż wad. Nie wyobrażała sobie wieczorów bez wściekłych syków „zgaś łaskawie to światło, bo tata przyjdzie!”.
- Dobra, to czy możemy iść dzisiaj do dziadka Charliego?

Bella wymieniła spojrzenia z Jacobem. Ich córki często miewały pomysły szalone i dziwne, w tej chwili był to koncept doskonały. Ona miała spotkanie do późna, jak zawsze, kiedy Rada szpitala postanowiła zwołać zebranie, na którym szczegółowo omawiali wszystkie sprawy. On nigdy nie wychodził z pracy przed czwartą, więc odbieranie dzieci spadało na jej barki – ale nie musiała robić zakupów.

- Myślę, że to dobry pomysł – odezwał się Jake. – A czy Charlie… to znaczy dziadek… wie?

- No jasne, sam nam to zaproponował. Powiedział tylko, żebyśmy was zapytały, więc pytamy. – Zrobiła słodką minkę, która rozczuliłaby nawet najtwardszego, najbardziej zniewieściałego wampira.

- Zadzwonię do niego i poproszę, żeby odebrał dziewczynki – wyszeptał Belli na ucho Jacob. Uśmiechnęła się tylko i kontrolnie zerknęła na zegarek. Parę minut w zapasie, więc…

- Hurra! – Amy wyciągnęła otwartą dłoń w kierunku Ruby, która szybko przybiła jej piątkę. Roześmiana, potrąciła łokciem dzbanek z herbatą i wszystko wylało się na stół. Brązowy płyn wesoło pociekł po talerzu, spłynął na stół i stworzył mały strumyk na ulotce pizzerii. – Aaaa. Przepraszam, przepraszam!

Wszyscy odruchowo szurnęli krzesłami do tyłu. Bella zerwała się do blatu i ściągnęła z niego ścierkę, a potem przetarła stół, każąc córkom się ubrać. Poszły na górę, nie bardzo zmartwione tym, co zaszło przed chwilą. Tupot ich stópek na schodach słychać było chyba w promieniu kilku mil, a wesołe rozmowy pewnie jeszcze dalej. Bella westchnęła. W takim tempie spotkanie nie dojdzie do skutku nawet za miesiąc. Spojrzała tęsknie w sufit. Zamiast wybawienia, dostrzegła na nim tylko zaciek, kiedy dziewczynki ochlapały całą łazienkę.

- Już, pracoholiczko – zażartował Jake. – Jest dopiero wpół do ósmej, a nasze dzieci nie spędzą w łazience godziny na malowaniu się.

„Nasze dzieci”. Ładne sformułowanie. Czy gdyby… czysto hipotetycznie… została kiedyś z Edwardem, mogłaby mówić „moje dzieci”, „nasze dzieci”?
Pewnie nie.

- Nasze dzieci – odparła – też będą tak spędzać poranek, ale za najbliższe parę lat. Radzę ci się do tego przygotować. – Klepnęła go w ramię.
Jake jęknął teatralnie.

- Wy, kobiety, jesteście jak Windows. Nie da się was rozgryźć od początku, a raport błędów jest niedrukowalny, jak wikipedia.

Bella wiedziała, że żartuje, na ten swój niepowtarzalny, nieco irytujący sposób, ale mimo wszystko poczuła się urażona.

- Ale mamy jakieś zalety, nieprawdaż?
- No tak – przyznał Jake. – Niektóre. Chociaż ze swojej strony stwierdzę, że ty…

Bella nie dowiedziała się, „co ona”, ponieważ z góry dobiegł je przeraźliwy krzyk:

- Mamo! Mamy w domu jakąś czerwoną krepę?!

- Nie, a po co ci ona? – odkrzyknęła Bella.

- Bo zapomniałam! – wrzasnęła rozdzierająco Ruby, a po chwili zbiegła na dół i pojawiła się w kuchni. – Na plastyce robimy jesiennego liścia…

- Jesienny liść – wtrącił Jacob, drobniutkimi kroczkami wycofując się w kierunku korytarza.

- No, mówię. I mamy przynieść liść i krepę. A ja nie mam krepy – spojrzała na Bellę żałośnie. Ta chciała spojrzeć na Jacoba, który czmychnął ku drzwiom wyjściowym. Tymczasem Amy zeszła do korytarza i narzuciła plecak na ramię, a potem spojrzała ciekawie na scenę w kuchni. Ruby nadal patrzyła żałośnie.

- Do samochodu – westchnęła, biorąc z blatu kluczyki. Nie miała wątpliwości, że to będzie ciekawy dzień.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin