FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 [NZ] Studio Jogi 'Hibiskus' (1/4)|Hawaii5-0|McDanno|+15 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Śro 18:06, 02 Gru 2015 Powrót do góry

tytuł: Studio Jogi Hibiskus
autor: euphoria/kirke
fandom: Hawaii 5-O
pairing: McDanno: Steve McGarrett/Danny 'Danno' Williams
info: AU gdzie Danny nigdy nie wyjechał na Hawaje, za to Steve naucza jogi - because of reasons - i wszyscy kochamy Grace :)

dla Satan i Niebieski, ponieważ tak - trzeba mieć wsparcie :)



Danny pojęcia nie ma co robi w tym budynku, ale to może mieć coś wspólnego z faktem, że policyjny psycholog nie chciał dopuścić go do czynnej służby. Nie jest spięty, a przynajmniej tego tak nie odbierał, ale z drugiej strony – czy można było go winić? Nadal z Rachel nie ustalili sensownych dni, aby mógł spędzać czas z Grace, a tylko ona teraz była światłem jego życia. Jeśli straci i ją – pewnie nawet wiele godzin spędzonych na kozetce mu nie pomoże.
Kiedy zatem Mark albo jakiś inny Ralf wcisnął mu w dłoń ulotkę o nowo otwartym studiu jogi – popatrzył na niego jak na wariata. Miał dostatecznie dużo ruchu w pracy. Jednak jak ostatni idiota zabrał ten cholerny świstek, a w domu znalazła go Lucy. Wtedy był już skończony.
Poprawia uchwyt na sportowej torbie i wchodzi niepewnie do środka od razu zastanawiając się czy na pewno trafił w odpowiednie miejsce. Prawie półnaga młoda dziewczyna siedziała za sporą ladą pisząc coś na komputerze z taką szybkością, że zawstydziłaby pewnie ich posterunkowego speca od elektroniki.
- Witamy w Studiu Jogi Hibiskus, nazywam się Kono, czym mogę służyć? – mówi z uśmiechem na ustach.
Danny nie może nie zastanawiać się ile jej płacą i czy czasem nie zarabia więcej od niego. Pomieszczenie jest przestronne i tak rozświetlone, że niemal wydaje mu się, że panuje tutaj dzień i wieczne słońce, chociaż jest już późny wieczór na ulicach Newark. Ma nadzieję, że karnet na te zajęcia nie zje połowy jego pensji, bo miał w planach zabranie Grace na wycieczkę jeszcze w ten sam weekend.
- Macie jakieś zajęcia dla początkujących? Sprawdziłem na stronie internetowej, że powinny się zaczynać teraz. Czy mogę w nich uczestniczyć? Czy tu są jakieś tury? – waha się.
Lucy spędziła ponad dwie godziny tłumacząc mu, że chociaż chodził na siłownię dwa razy w tygodniu, joga stanowiła całkiem inny rodzaj ruchu. I miał wiele zyskać duchowo – cokolwiek to oznaczało. Nie potrzebował wyciszenia, ale alternatywę stanowiły medytacje, które ten konował z posterunku faktycznie mu polecił. Mieli się spotkać za trzy miesiące ponownie i nie chciał i tym razem zwierzać się na pieprzonej kozetce, opowiadając o tym, że świat jest zły.
Kono uśmiecha się promiennie. I coś naprawdę musiało być nie tak z tą dziewczyną. Nie pasowała do New Jersey. Podobnie jak to cholerne studio.
- Oczywiście, że może pan wziąć udział w zajęciach już teraz. Musimy tylko wypełnić członkowską kartę, panie… - zaczyna Kono i urywa sugestywnie.
Słowo ‘detektyw’ zamarło mu na końcu języka.
- Williams, Daniel Williams – przedstawia się.
Po twarzy dziewczyny pojawia się coś zadziornego.
- Miło pana poznać Williams, Danielu Williams – mówi Kono.
I faktycznie to nawiązanie do Jamesa Bonda nie było na specjalnie. Nie podrywa jej też. Jest niewiele starsza od Grace. I może przesadza, bo Kono ewidentnie jest pełnoletnia – wciąż różnica wieku bolała.
- Tak, jasne, śmiej się do woli – prycha wcale nieurażony. – Wątpię jednak, aby Bond chodził na cholerną jogę, a ponieważ splotem całkiem nieprzewidzianych wypadków, które wydarzyły się kompletnie bez mojej woli, jednak tutaj jestem… Powiedz mi czy istnieje jakakolwiek szansa, że jeśli przyjdzie tutaj moja siostra, skłamiesz w mojej sprawie? – pyta z nadzieją w głosie.
Kono parska śmiechem.
Jakieś zajęcia musiały dobiegnąć końca, bo z jednego z pomieszczeń wychodzi cała grupa kobiet. Danny nie spodziewa się kostiumów kąpielowych, więc zerka na nie podejrzliwie. Na zewnątrz jest jakieś pięć stopni Celsjusza.
- Macie salon masażu? – dziwi się, czekając aż Kono na podstawie jego dowodu wypełni kartę zgłoszeniową.
Odznaka pozostaje dobrze ukryta w jego sportowej torbie. Jeśli sprzedawali tutaj również marihuanę, chciał wiedzieć o tym pierwszy. Cholernym joginom nigdy nie można było ufać.
- Steve robi świetny masaż, ale jesteśmy tutaj od niedawna – odpowiada dziewczyna, nawet na niego nie spoglądając. – Wątpię, aby był zainteresowany rozszerzaniem naszej działalności w tym kierunku.
- Ale ładnie się już urządziliście – dodaje Danny, nie wiedząc za bardzo co powiedzieć o tym o wiele zbyt radosnym wystroju..
Może zielone palmy faktycznie działały uspokajająco, ale na razie nie odczuwał tego zbyt mocno.
- Do zajęć zostało dziesięć minut – informuje go nagle Kono, oddając mu dokumenty. – To jest twój uniwersalny klucz. Masz dostęp do męskiej szatni, która jest na końcu korytarza i szafki. Mamy do dyspozycji jacuzzi, ale tylko do dziewiątej wieczorem. To samo tyczy się sauny. Prysznice są zaraz obok szatni. Łączone – dodaje Kono, spoglądając na niego tak, jakby chciała mu powiedzieć, że jakiekolwiek napastowanie zostanie odpowiednio potraktowane.
I cholera może tutaj nie było zbyt wielu facetów – niczego innego nie spodziewał się Danny, ale nie przyszedł tutaj podrywać samotne kobiety. Tych zajętych również nie. Kiedy dzielił czas na pracę, Grace i swoją nadopiekuńczą rodzinę ledwo udawało mu się wyłuskać kilka godzin na sen. Kobieta rozbiłaby w pył miesiące układania harmonogramu tak, aby pogodził ze sobą wszystko.
Kieruje się do męskiej szatni i nie jest nawet mocno zaskoczony, że w środku znajdują się tekowe meble. Nie musi być detektywem, aby wiedzieć, że ktoś tutaj bardzo tęsknił za plażą i Hawajami. Lucy kiedyś wymalowała cały swój pokój na zielono, ponieważ postanowiła mieszkać w lesie – nie oceniał ludzi i ich świrów. Zresztą pokój jego córki od podłogi po sufit był różowy.
Wciąga na siebie krótkie spodenki i koszulkę. Ma jeszcze kilka minut, ale na dobrą sprawę pusta szatnia nie zachęca do pozostania w niej. Kono wspomniała wcześniej, że mają tylko jedną salę do ćwiczeń, więc udaje się w tamtym kierunku, wiedząc, że nie ma szans na pomyłkę.
- Chyba kurna żartujesz?! – wyrywa mu się z ust, gdy otwiera niepozorne drzwi.
Charakterystyczne bębny w tle nie zaskoczyły go tak bardzo jak rząd kolorowych plażowych parasoli wciśniętych w piach. Ktokolwiek dostarczył tu to ustrojstwo – musiał się napracować, ponieważ facet stojący na samym środku czegoś – co najwyraźniej było salą do ćwiczeń jogi, nie zapadał się tak bardzo. A raczej standardowo. Danny był raz na plaży i doskonale się na tym znał. Wiedział również, że jego buty nie nadają się do ćwiczeń.
Grupa kobiet ubranych w bikini i czasami te dziwne zwitki materiału zawiązane wokół bioder, których kompletnie nie pojmował, ponieważ nie zakrywały niczego – rozmawiała z kimś, kto najwyraźniej jest ich instruktorem i Danny naprawdę nie jest zaskoczony. Facet nie nosi koszulki, a ciemna klatka piersiowa pozbawiona włosków lśni w sztucznym świetle.
Mężczyzna zerka na niego niemal od razu i uśmiecha się lekko. Jeszcze kilka chwil temu, gdyby spotkali się w ciemnej uliczce, Danny posiłkowałby się odznaką, szukając odpowiednio długiego kija, który zastąpiłby mu kij bejsbolowy. Teraz był pewien, że faceta trzeba bronić równie mocno, co wszystkich tych kobiet tutaj. Może prócz lesbijki w czarnym kostiumie kąpielowym, która ma zbyt kocie ruchy na to, aby nie być w służbach.
- Nowy uczeń! – cieszy się wielkolud. – Kono wszystko ci wyjaśniła? – interesuje się niemal od razu i sugestywnie spogląda na jego buty.
- Chyba powinienem był sprawdzić wystrój sali. Nienawidzę piasku – mruczy pod nosem, ale najwyraźniej ten wielki opalony półbóg zesłany do Jersey na przebłaganie za własne grzechy, ma słuch doskonały.
- Nie lubisz piasku?! – pyta z zaskoczeniem mężczyzna. – Kto nie lubi piasku?!
Danny zdejmuje swoje buty i skarpetki, a potem ostrożnie stawia stopy w tej wielkiej piaskownicy. Słyszał o zabawkach różnych mężczyzn, ale to przechodzi jego wszelkie oczekiwania.
- Kto lubi piasek? – odbija piłeczkę. – Gdyby Bóg chciał, abym żył w takim miejscu, dałby mi ciało, do którego nie lepiłoby się to ohydztwo.
- To dlatego zaraz potem należy wejść do oceanu – odpowiada mężczyzna takim tonem, jakby to było całkiem oczywiste i tylko poucza Danny’ego.
- Okej, geniuszu, a co w drugą stronę? Wychodzisz z oceanu, przechodzisz przez hałdy piachu, które oczywiście lepią się do ciebie tym bardziej, skoro jesteś mokry – zauważa.
Uśmiech mężczyzny robi coś dziwnego z jego klatką piersiową. Z łatwością mógłby zastępować stuwatową żarówkę.
- Mam prysznic na moim lanai – informuje go wielkolud, jakby to też było oczywiste.
- Jasne, że masz prysznic na swoim lanai. Oczywiście, że masz prysznic na swoim lanai. Jak mogłem pomyśleć inaczej – mówi, może trochę zbyt podniesionym tonem.
I nie ma pojęcia co to jest do cholery lanai.
Oczy mężczyzny są szczerze i wielkie, jak całe jego ciało, ale błyska w nich coś takiego, co sprawia, że Danny nagle wie, że ten facet nie jest tępym tubylcem z jakiejś zapyziałej wioski na Pacyfiku.
- Steve – przedstawia się w końcu tamten i to nawet logiczne.
Kono o nim wspominała.
‘Daniel’ podobnie jak ‘detektyw’ wcześniej zamierają mu na ustach. Jego pełnego imienia używa przeważnie tylko Rachel, a jeśli ma się tutaj odprężyć – no cóż. Lepiej od razu nad tym pracować.
- Danny – przedstawia się krótko i spogląda na chichoczące kobiety.
Dłoń Steve’a jest wielka i ciepła. Mężczyzna ściska go jednak niezbyt mocno, jakby bał się go połamać, więc Danny zacieśnia uścisk i widzi jak w kącikach oczy Steve’a pojawiają się delikatne zmarszczki, gdy uśmiech mężczyzny staje się szerszy.
- Ćwiczyłeś kiedyś jogę, Danny? – pyta Steve.
W jego głosie jest coś dziwnego. Może powinien od samego początku zwrócić uwagę na tę podejrzaną nutę.

***

Danny oficjalnie nienawidzi jogi. Wie, że to grupa dla początkujących, ale on sam czuje się jak niepełnosprawny. Do tej pory sądził, że ma świetną równowagę, ale nie jest w stanie utrzymać żadnej z tych diabelnych pozycji, które wymyśla Steve. To musi być po prostu wytwór wyobraźni faceta, bo to nie jest normalne, aby ludzie stawali na jednej nodze i rozkładali ręce na całą długość dokładnie pod kątem prostym do własnego ciała. Nie opuszczając nogi. I to podobno ręce miały zapewniać im równowagę. Do tego Danny ma jeszcze oddychać. I nie zapominajmy o tym, że to miejsce, które ma przynieść mu ukojenie.
Ziarenka piasku przylepiają się do całych jego nóg, które pozostały odkryte i ma ochotę przyjść na następne zajęcia w stroju dla nurka. Jedyny problem jest taki, że wypożyczenie takowego z posterunku wzbudziłoby niezdrową sensację i to, że w nim nie mógłby podnieść nogi. A Steve najwyraźniej tego od niego oczekuje.
I nie – nie jest to możliwe. Danny ma w nosie co sądzi o tym Steve i osiem kobiet, które w podobnych pozach właśnie robią ćwiczenia oddechowe.
- Dasz radę, Danny. Jeszcze chwila – mówi mężczyzna.
Danny ma ochotę wcisnąć jego twarz w ten cholerny piach.
- Jesteś sadystą i wariatem. Znam specjalistów, którzy mogą ci pomóc. Cholera, nawet za to zapłacę – rzuca na jednym wydechu.
Steve wydaje się pod wrażeniem.
- Niesamowite. Masz problem ze zrobieniem dwóch wdechów, a gadanie nadal wychodzi ci znakomicie. I patrz, nie wywróciłeś się! – mówi Steve takim tonem, że trudno mu ocenić czy jest właśnie wyśmiewany czy instruktor jest z niego dumny.
Danny jest cholernie dumny, bo chociaż na jego czole pojawiły się pokryte piaskiem krople potu, faktycznie udało mu się utrzymać pozę. Podobno ludzie robili to dla przyjemności. Kompletnie tego nie rozumiał.
Kiedy ponownie staje obiema stopami w piasku, jego kręgosłup daje mu znać, że powinni się już spakować. Minęło piętnaście minut ćwiczeń i to trochę upokarzające, ale jeśli jakikolwiek kolega z siłowni powie mu słowo – zabierze go na obóz przetrwania Steve’a i to on będzie się śmiał ostatni. Oczywiście, jeśli uda mu się przetrwać te zajęcia.
- A teraz weźcie głęboki wdech i pochylcie się – instruuje ich Steve i oczywiście wykonuje skłon bez najmniejszego problemu.
Jak na dwa metry żywego ciała, mężczyzna jest zaskakująco zwinny. Joga zapewne zmiękcza kości i tak Danny nabawi się osteoporozy w wieku trzydziestu sześciu lat. Z drugiej jednak strony, skoro Steve już doznał tego zmiękczenia – może nie jest ono śmiertelne. Jogin wygląda na faceta w jego wieku.
Danny spogląda niepewnie na własne stopy, które powinien najwyraźniej dotknąć, bo to robi dziewięć pozostałych osób. Nie jest wysoki, ale cholera – nagle to naprawdę daleka droga. I chociaż jego ręce wydają się nieproporcjonalnie długie, wie, że nie da rady.
- Jakiś problem? – pyta Steve, który oczywiście szóstym zmysłem wyczuwa, że nie wszyscy wykonują jego rozkazy.
Danny patrzy na niego, a potem na pochylające się kobiety i unosi brew do góry. Ta mina ma oznaczać ‘chyba stary żartujesz’, ale Steve najwyraźniej traktuje to jako osobiste zaproszenie do zabawy. Jest jak wielki psiak. I dotyka ludzi. Cały czas kogoś dotyka. Dzisiaj musnął już jego ramię i nogę, gdy pomagał mu dotrzeć do tej zen-mega-pozycji, którą wszyscy przyjmowali. Ostatni mężczyzna, który dotknął dzisiaj Danny’ego wylądował twarzą w ścianie, a zaraz potem Danny nałożył mu kajdanki. Nienawidził ludzi, którzy uważali, że jeśli są od niego wyżsi – na pewno mają przewagę.
Steve jednak nie jest zagrożeniem. Jest inny. Jego dotyk jest delikatny i łagodny. Nawet jak palce Steve’a sprawiały, że mięsień jego łydki chciał się spakować i udać na wakacje na Bahamy – nadal nie był to mocny chwyt.
I podobnie jak wcześniej, gdy Danny miał problem – Steve przechodzi pomiędzy zawieszonymi w pozie kobietami, zatapiając się lekko w piasku. Jego chód jest pewny i nie przeszkadza mu zapewne, że te cholerne ziarenka ścierają dwutygodniowy limit jego naskórka.
Steve podchodzi do niego z tym lekkim zapraszającym uśmiechem i może wpakowanie go twarzą w dół w ten piach nie jest takim dobrym pomysłem. Danny na pewno oberwałby przez przypadek jakąś kończyną. Były zbyt długie, aby nad nimi zapanować.
I nie chciał widzieć miny ich psychologa, gdy tłumaczyłby mu, że wlał joginowi na pierwszych zajęciach i tak – to właśnie go odprężyło najmocniej.
- Jesteś zbyt spięty – mówi Steve. – Weź kilka wdechów. To się nie uda jak będziesz napinał cały czas mięśnie – wyjaśnia mężczyzna i jego dłoń ląduje na dole pleców Danny’ego centymetry od jego tyłka.
To nie jest bezpieczne miejsce. Steve jednak nie daje jakichkolwiek oznak, aby ten dotyk miał seksualny podtekst, co jest tym dziwniejsze. Dłoń mężczyzny napiera na niego i Danny chcąc nie chcąc – och, nie chcąc tak bardzo – pochyla się jednak, ubezpieczany przez dwie silne dłonie.
Palce jego stóp są całe kilometry od niego.
- Masz siedzącą pracę – stwierdza Steve nagle.
Danny faktycznie spędza w takiej pozycji całe godziny. Wypełnianie raportów, obserwacje w samochodzie. Ludziom wydaje się, że ściga przestępców każdego dnia i przesadza płoty jednym skokiem. Jest przeważnie tak zakopany w papierach, że wraca do domu z palcami pokrytymi atramentem jak jakiś pieprzony księgowy.
- Powiedzmy – daje wymijającą odpowiedź.
Steve nie mówi nic więcej, ale jego dłoń przesuwa się wyżej na jego plecy i mężczyzna nagle dotyka tych partii jego mięśni, które blokują wszelki ruch. Normalnie ból, który tam odczuwa daje mu znać, że to koniec pracy na dzisiaj. Steve naciska na te punkty i protest ginie w jego ustach, bo to jest naprawdę przyjemne. I jego ciało faktycznie samo się rozluźnia pod sprytnymi palcami Steve’a. Nacisk nie jest wielki, ale jego stopy zbliżają się odrobię do jego głowy, a jego kręgosłup nie woła o pomstę do nieba. Z jego ust wydostaje się westchnienie – cholernie głośne nawet jak dla niego i cholera, ale to jest ten dźwięk, który wydaje zawsze, gdy dochodzi.
Czerwieni się jak diabli, ale wisi głową w dół, więc nikt tego nie widzi. Jeśli Steve zauważa cokolwiek – nie daje po sobie tego poznać.
Danny rozluźnia się coraz bardziej i próbuje nie wydawać więcej zawstydzających dźwięków, co nie jest łatwe, bo zmienia zdanie na temat Steve’a. Mężczyzna jest bogiem. I nawet ma w nosie to, że z Hawajów. Ma wrażenie, że mógłby tak wisieć już zawsze i wtedy wszystko się kończy, bo dłoń Steve’a nagle napiera na niego mocniej, zmuszając go do pełnego skłonu, którego nie był w stanie wykonać od przeszło ośmiu lat.
I nie – nie stał się wcale młodszy. Jego mięśnie krzyczą w proteście i gdy się prostuje, patrzy na Steve’a jak na wariata.
- Ty cholerny neandertalczyku! – wyrywa mu się z ust i to jest kolejny raz, gdy jego tyrada jest przerwana chichotem towarzyszących im kobiet. – Mogłeś mnie połamać.
- Udało się, czyż nie? – pyta Steve, ignorując go kompletnie.
Jego uśmiech jest zbyt szeroki jak na fakt, że stoją po kostki w piasku w samym środku New Jersey.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin