FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 The Mortal Instruments - Rywal [OOC][AU/AH] - r.2 (31.01) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
rain
Dobry wampir



Dołączył: 20 Lip 2009
Posty: 981
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 88 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 18:10, 23 Sty 2010 Powrót do góry

Image

Yuuki i Rain wpadły na pomysł, by złączyć wspólnie siły chorych umysłów i napisać wspólnie FF o sadze The Mortal Instruments, a co z tego wyniknie, przekonajcie się sami, czytając Rywala. Jak narazie przedstawiamy wam prolog i rozdział pierwszy. Krytyczne oko jest niezwykle ważne dla nas, so... dzięki krytyce bardziej będziemy się bardziej dokształcać. Konstruktywne komentarze mile widziane. Betami jesteśmy same.

Prolog

Człowiek nigdy nie wie, co się stanie.
Nie potrafi przejrzeć przyszłości ani przy pomocy kryształowej kuli, ani kart do tarota.
Nie potrafi też przejrzeć całkowicie drugiej osoby, a mówią, że oczy są zwierciadłem duszy… Jednak nie zawsze…
Czasem osoba, która jest ci najbliższa, potrafi wbić zardzewiały nóż prosto w serce i go przekręcić.
Ludzie mówią też, że tylko najbliższa ci osoba może stać się twoim największym wrogiem.
Mają racje!
Tylko najbliższy człowiek potrafi tak zranić i zanim zdążysz się obejrzeć, zostaniesz sam…
Całkiem sam!
Bez przyjaciół, bez rodziny…
Starsi mówią, że w takich momentach najlepiej wszystko jest zacząć od nowa…
Nowe miejsce, nowi ludzie, nowe problemy, nowy charakter, bogatsze doświadczenie…
Jednak ból ten sam, te same wspomnienia.
Człowiek, nie wiedzieć czemu, nie może nacisnąć w swojej głowie przycisku „usuń”, który redukowałby wszystkie wspomnienia. I te złe, ale również i dobre, które powodują ból już po wszystkim i zatruwają życie.
Jedni mówią też, że miłość to bagno. Strasznie wciągające i przebiegłe bagno, bo zanim się spostrzeżesz, jesteś w nim zanurzony po uszy, bez możliwości wydostania się na powierzchnię.
Mówią też, że miłość to choroba śmiertelna, wirus palący za sobą wszystkie mosty i idący po trupach do celu. Człowiek zakochany nie myśli nad tym, co robi, a jeśli nawet, to jego mózg jest przyćmiony. Przyćmiony grubym welonem zauroczenia.
Życie to nie serial! I nie pojawi się w nim żaden cholerny doktor House z genialnym pomysłem! Musisz sobie sam radzić, bo on cudownie się nie zjawi!

1. Pocałunek Valentine'a

Nienawidzę lipcowych upałów tak samo jak ogórków. Pochylam się nad blatem w stroju kelnera, słysząc jak ubrania gości szeleszczą przy każdym najmniejszym ruchu. Mimo, że rozmawiali szeptem słyszałem każdą rozmowę tak, jakby mówili przez niewidoczne mikrofony przyczepione do ich koszul, bluzek, marynarek czy kamizelek.
Odczuwałem ogromne zmęczenie po wczorajszej imprezie firmowej. Zauważyłem, że Simonowi wpadły okulary do miski z papryką, a on, swoimi brudnymi paluchami, próbuje je złapać. Maię, która opierała się o stół blatu lewą ręką, a prawą mieszała w garnku zupy. Aleca, któremu nie udaje się zachować pozorów. Szura nogami po posadzce Nieba, patrząc nieprzytomnie przed siebie. Z tymi włosami i w roboczym ubraniu wygląda jak jakiś Dracula. Cieszę się, że nie tylko ja przeholowałem i miałem kaca. Sebastiana ani widu, ani słychu - trzeba do niego zadzwonić. Wyjąłem swój telefon, już wybierałem do niego numer, gdy komórka zaczęła wibrować. O wilku mowa.
- Cześć, Jace! Szef widział, że mnie nie ma, czy jeszcze nie? - zapytał zdyszanym głosem. Pewnie, jak zwykle, zaspał, a teraz biegnie na złamanie karku, przepychając się przez tłumy przechodniów.
- Jeszcze nie, ale jak nie będziesz tu za pięć minut, to się zorientuje. Właśnie tu idzie.
- Cholera! - burknął. - Jace kryj mnie jak nie zdążę! - Zanim się rozłączył, usłyszałem jeszcze trąbienie samochodów i wyzwiska kierowców pod adresem mojego przyjaciela.
Kryj mnie, kryj mnie... Tylko jak?! Mam mu powiedzieć, że wyskoczył po śniadanie mimo że pracuje w restauracji?!
-Gdzie Sebastian? - szef zapytał groźnym głosem, podchodząc do mnie i rozglądając się po pomieszczeniu.
- Um... w ubikacji?
- Tak długo?! - zagrzmiał swoim głosem, który teraz brzmiał jak syrena strażacka.
- A pamięta pan te wczorajsze koreczki z ogórkiem?
- Jakie koreczki z ogórkiem!? - Valentine wyraźnie był dzisiaj nie w humorze. Myśl, Jace, myśl! Przecież go nie było wczoraj na imprezie! Cholera!
- Aaa, Gandalf nam podrzucił.
-Zejdź mi z oczu Wayland, widzę co dzisiaj z wami jest. Ja wam dam koreczki z ogórkiem autorstwa Gandalfa!
- Nie moja wina, że wczoraj były urodziny kuzynki ciotki wujka jego starszego brata od strony prababci! - Teraz to już na pewno się wścieknie. Chyba że nie zrozumie, co powiedziałem, ale się nie przyzna i da mi spokój.
- Daruj sobie tę gadkę szmatkę. Ja się tylko pytam: Gdzie jest Sebastian?!
- Mówię przecież, że w ubikacji! - Matko Boska, jaki on upierdliwy!
O shit, powiedzcie, że moje oczy kłamią. Właśnie poszedł do ubikacji sprać dupę Sebastianowi, którego tam nie ma. Przesrane. Tak samo jak te koreczki. Usłyszałem dzikie dyszenie i zobaczyłem Sebastiana w drzwiach.
Maia zobaczyła, co się święci. Popatrzyła na Sebastiana i dała mu znak, żeby się schował.
- Panie Valentine! Jest mały problem! - zawołała do szefa. Ten raptownie się zatrzymał i podszedł do niej.
Dziewczyny to mają dobrze, wystarczą, że raz się do takiego uśmiechną, a on robi co chcą! Podejrzewam, że nawet sam diabeł zazdrości im tego, jak dobrze potrafią kusić i robić z nami, co chcą.
- Leć do ubikacji i udawaj, że masz problem z żołądkiem - syknąłem do przyjaciela. - Przez koreczki z ogórkiem!
- Przez co...?
- Do kibla! - syknąłem głośniej, popychając go w stronę ubikacji. Podczas biegu walnął biodrem w bok szafki i zrzucił pusty garnek. Szybko podbiegłem go złapać, żeby nie zwrócić na nas uwagi.
- Panie Valentine, bo ja mam taką prośbę jedną... - Maia wydęła usta i spojrzała na niego spod rzęs.
Garnek spadł na ziemię, przerywając jej. Dziewczyna zobaczyła, że Sebastian ma jeszcze kawałek do drzwi. Skrzywiła się i złapała twarz mężczyzny, odwracając jego uwagę.
- Bo ja pana KOCHAM! - i zmiażdżyła swoje usta z jego skwarkami.
Czułem, jak moja szczęka opada na podłogę. Wzdrygnąłem się odruchowo. Valentine odsunął się od niej z rozanielonym wyrazem twarzy. Dziewczyna zrobiła się zielona na swojej, jednak powstrzymała odruch wymiotny.
- Nie ty jedna - odpowiedział jej. - Widzimy się na przerwie - uśmiechnął się do niej oraz puścił perskie oczko, myśląc że to wygląda uwodzicielsko. Po chwili ruszył w stronę swojego gabinetu.
Maia wytarła usta ręką i jęknęła, a potem rzuciła się w kierunku łazienki. Coś czuję, że Sebastian będzie musiał jej za to słono zapłacić...
Boże, trzymajcie mnie. To coś podkochuje się w swoich pracownicach! Maia spojrzała na nas i zobaczyła nasze zszokowane gęby.
- No co?! – zapytała ze skrzywioną miną.
Nagle usłyszałem Sebastiana krzyczącego z kibla.
- No dalej! Dajesz! Dasz radę! Idiotyczne koreczki... - wykrzykiwał i warczał.
Zastanawiałam się, czy pójść do niego i powiedzieć mu, że szef zrezygnował z szukania jego osoby zajęty bujaniem w obłokach. Zrobił to za mnie Alec. Zapukał do drzwi i oznajmił, że może spokojnie wyjść - teren czysty.
Maia siedziała na krześle ze skrzywioną miną, grzebiąc w swojej torebce. W końcu wyjęła z niej szczoteczkę do zębów i pastę, po czym poleciała do damskiej łazienki.
- Co jej się stało? - zapytał Sebastian wychodząc z pomieszczenia.
- Sama zaraz ci to powie - burknąłem. - Nie możesz sobie choć raz nastawić budzika, albo nie zachlać sie w trupa?!
Nagle Kryśka weszła do kuchni i podbiegła do blatu z karteczką z zamówieniem.
- Dwa razy 14! - krzyknęła i odwróciła się do nas z podnieconym wzrokiem. - Widziałam tę akcję przez szyby w drzwiach, współczuję Mai...
- Co jej się stało?! – wrzasnął oburzony już sytuacją Sebastian.
- Ty! - Maia wyszła z łazienki, bełkocząc ustami pełnymi białej piany. Szczoteczkę trzymała w ręce. - Jak Boga kocham, zapłacisz mi za to! Jeszcze nie wiem jak, ale jesteś mi wiele winny! - Celowała w niego zielona szczoteczką.
Wyglądała jakby miała wściekliznę. Stanęła wojowniczo na nogach i wzrokiem zaczęła ciskać w niego błyskawice.
- Wiesz, co musiałam zrobić, żeby uratować twoje dupsko?!
- A ratowałaś je? - zapytał doprowadzając ją do szewskiej pasji.
- I ja także, wiesz co ja... - wtrąciłem się.
- NIE PRZERYWAJ MI! - wykrzyczała Maia, plując wszędzie, gdzie się tylko dało. Popatrzyłem na nią przerażony. Kobieta ta nigdy nie była w takiej furii jak teraz. - Ty będziesz następny! Masz drewniane ręce?! A może dwie lewe! Głupiego garnka złapać nie potrafisz?! Bóg was opuścił?! - wrzeszczała, nagradzając pianą nas wszystkich dookoła.
Odwróciła się do Sebastiana, biorąc głęboki wdech, zamknęła powoli oczy, a po chwili ponownie je otworzyła.
- Czy ty... tak, uratowałam, a wiesz jak?! Pocałowałam tę poczwarę! - wykrzyczała mu w twarz plując, jak Boga kocham, do nosa. Sebastian przerażony popatrzał w moją stronę.
- Nie… Nie mówcie że go pocałowałaś... - Wskazał na mnie palcem.
- Czyś ty oszalał?! - Popatrzyłem z obrzydzeniem na Maię, a ona na mnie. - Nie mnie! Pocałowała Valentine'a! I w dodatku wyznała mu miłość!
Sebastian patrzył swoimi zmęczonymi i wystraszonymi oczami na Maię, która kpiąco się do niego uśmiechała, pomimo piany wokół ust. Nagle wybuchnął śmiechem.
- Czy ciebie to śmieszy?! - wydarła się i strzeliła go w twarz tak mocno, że aż głowa mu się obróciła.
- Ja ci ratuję życie! Twoją marną szanowną! A ty się śmiejesz?! - Teraz była bardziej wściekła niż przed momentem. Jej ręka ruszyła w stronę noża, który leżał obok niej. Na szczęście Izzy była szybsza, bo mielibyśmy tutaj drugą Teksańską masakrę...
To jednak nie uspokoiło mojego przyjaciela. Musiał się oprzeć o blat, by nie zacząć tarzać się po podłodze. Maia straciła resztki kontroli, wycelowała liścia w jego krzywą gębę, następnie upolowała widelec i zaczęła szybkim krokiem iść w stronę Sebulka. Natychmiast Simon złapał ją w pasie i próbował uspokoić. Nie udało mu się. Maia zachowywała się jak dziecko zabrane z rąk matki.
Simon westchnął i zaciągnął ją do łazienki, ciskając wzrokiem błyskawice w stronę bruneta. Izzy patrzyła to na niego, to na nóż, który trzymała w ręce. W jej oczach pojawiła się żądza zabijania.
- Dla własnego dobra lepiej się ogarnij! - krzyknął Alec przez ramię, biorąc zamówienie i wychodząc z kuchni.
Podszedłem do Sebastiana, klepnąłem go w ramię, a on odwrócił się do mnie z ogromnym bananem na ryju i ze łzami w oczach. Chwyciłem go za koszulę i zwróciłem w swoją stronę. Popatrzałem mu w oczy, a on dalej próbował daremnie powstrzymać chichot.
- Debilu! Chodź, idziemy się przewietrzyć. A ty, Izzy... idź, pomóż Simonowi uspokoić Maię. Ja z tym idiotą pójdę do psychologa, bo on chyba nadal nie kojarzy co się stało.
Wyciągnąłem go siłą z kuchni. Wyszliśmy wejściem, którym wnoszono produkty. Potrząsnąłem nim gwałtownie, żeby się uspokoił.
Trochę pomogło.
- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że ta dziewczyna, przez to, że cię uratowała, będzie miała teraz przerąbane?! Zrobiła dla ciebie więcej niż mogłeś się spodziewać! Gdyby nie ona, właśnie w tym momencie pakowałbyś swoje rzeczy i wracał do domu ze zwolnieniem w ręce! A ja razem z tobą, kretynie! Powinieneś być jej dozgonnie wdzięczny!
- Ale ona pocałowała Valentina, czujesz to?! - i znowu zaczął chichotać. Byłem na tyle blisko, żeby zasadzić mu kopniaka w dupę.
- To sobie teraz to zobrazuj, tak jakbyś był na jej miejscu! - warknąłem z ostatkami opanowania. Pomogło! Powinienem zostać psychologiem i brać za to dużą kasę!
Chłopak pozieleniał na twarzy i skrzywił się.
- O Jezu! - jęknął. - No to mam przerąbane.
I znowu zaczął chichotać. Nie, tego było już za dużo. Zasadziłem mu słabego kopniaka w jego ubogie jądra. Usłyszałem głuche "Och!" z jego ust, a po chwili zaczął kulać się po podłodze i jęczeć z bólu.
- Teraz spoważniej, chłopie i módl się, żeby Maia Cię nie znalazła.
Zostawiłem go samego i wróciłem do kuchni. Zauważyłem lekko wkurzoną Krychę, ponieważ żadnego kelnera nie było na stanowisku, oprócz niej. Wziąłem się w garść i zatopiłem w mojej robocie. Sięgnąłem po talerz z ziemniakami i sałatkę grecką i ruszyłem w tłum głodnych ludzi.
Nazywam się Jace Wayland, jestem kelnerem, a takie zdarzenia są na porządku dziennym. Witajcie w moim świecie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez rain dnia Nie 19:35, 31 Sty 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Sob 19:52, 23 Sty 2010 Powrót do góry

Pozwolicie, że się zacytuję? Wink

PS. Polecam ten tekst!

17.01
"*leży przed monitorem, a przynajmniej próbuje leżeć i zmusza się do przystopowania śmiechu*

Dziewczyny, odwaliłyście kawał dobrej roboty! <-- to po pierwsze

Postacie mają swoje indywidualne charaktery, są zabawne, pełne "życia", co sprawia, że "Rywala" czyta się nadzwyczaj lekko. Intryguje mnie Jace, ta końcówka pierwszego rozdziału. "Witajcie w moim świecie"... Zapachniało mi jakąś fajną książką, ale za Chiny nie mogę sobie jej tytułu przypomnieć. Maia moje serce podbiła decyzją o pocałunku z szefem, postąpiła dość zaskakująco. Mam też nadzieję, że Sabastian częściej będzie prowokował takie zabawne sytuacje.

Pozwolę sobie, żeby humor zajął jednak oddzielny akapit. Jeszcze nie czytałam tekstu, który byłby tak przesiąknięty humorem, nie będąc jednocześnie wymuszoną parodią o kompletnie wyimaginowanym przesłaniu. W prologu, dość mrocznym i poważnym, doszczętnie rozbawiła mnie wzmianka o dr Housie. Gdybym nie była na łóżku, to pewnie bym z krzesła spadła. Jak już mówiłam, zabawne sytuacje wydają się takie niewymuszone i oczywiste, które zależą jedynie od osobowości danej postaci. Koreczki? Tu drugi strzał w dziesiątkę. Albo o odgłosach Sebastiana z ubikacji... Podsumowując: były dwa momenty, przy których spadłabym z krzesła (House i "odgłosy"), z dziesięć prychnięć i przez cały czas banan na twarzy (uśmiech). Oby więcej!

Teraz fabuła. Jest ciekawie. Mimo humana, podoba mi się. Taka szara rzeczywistość ludzi pracujących w restauracji. Ciekawi mnie też, któż to będzie tym rywalem? Bo czyim to możemy się domyślać (moim skromnym zdaniem - Jace'a; to w końcu on jest narratorem).

Podziwiam Ws, dziewczyny, za to, że piszecie razem. Wiem, że nawet mieszkając razem trudno jest coś sklecić, a co dopiero przez gg! Styl macie miły, bezapelacyjnie dobry w moim odbiorze jako czytelnika. Mogę się domyślać, które kwestie wtrąciła Yuuki, jej sposób pisania trochę znam. Ale muszę powiedzieć, że doskonale się uzupełniacie. Jest sporo opisów, co się chwali, dialogi również są z sensem. Rozdział ma przyzwoitą długość - nie strasznie krótki, ale też nie kilometrowy.

Wiem, że strasznie zamotałam, ale komentarz jest, jak obiecałam Wink

Życzę Wam, abyście wymyślały więcej takich "głupot" (cytat Yuuki) i szybko wstawiały drugi rozdział, bo my wszyscy bardzo czekamy Wink Weny/wena, czasu i chęci!"
natalieee
Wilkołak



Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:34, 23 Sty 2010 Powrót do góry

Jest! Very Happy

Nareszcie na tym forum też można czytać to ff. Ja już się wypowiadałam na jego temat. Powtórzę tylko, że jest śmieszne i to w bardzo fajnym znaczeniu. Dobra ciężko mnie zrozumieć, wiem ^^ Parę tekstów to chyba zacznę cytować. Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów.

Pozdrawiam Was i duuużo weny jak zawsze <3


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Sob 22:33, 23 Sty 2010 Powrót do góry

Cieszę się ponieważ nareszcie poczytam tutaj o innych ff , nie zamykamy się na inne bo momentami wylewa mi się jak słyszę o Belli ;p A że niedawno całkiem doczłapałam się do Darów Anioła i je skończyłam z łezką w oku , czytanie ff o tym jest zabójcze ;D

Nie uważam aby to było głupie , Shadowhunterzy w rolach kelnerów nie są tacy źli. Z tym co się tam dzieje skojarzył mi się pewien film 'Waiting...'. Kto nie chciałby pracować przy Jace`e? Ale całowanie Valentina uważam za ohydę roku.
Czytam sobie spokojnie i myślę co to za pieprzenie o grackiej sałatce, kelnerze?
Cytat:
Nazywam się Jace Wayland, jestem kelnerem, a takie zdarzenia są na porządku dziennym. Witajcie w moim świecie.
Aż mi smutno ;p

Dziewczyny, pozdrawiam serdecznie. - Uskrzydlona!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
uptight
Człowiek



Dołączył: 04 Gru 2009
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: mysłowice

PostWysłany: Pon 19:52, 25 Sty 2010 Powrót do góry

świetne to jest!
do autorek: talent po prostu. ;d
ff ciekawy i, co najważniejsze, z życia wzięty. musiałam mieć niezłą minę po przeczytaniu tego kawałku o całowaniu Valentine'a...
pomysł super. czekam na ciąg dalszy!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Wto 2:25, 26 Sty 2010 Powrót do góry

Najpierw błędy. Cóż, to, że same sobie jesteście betami nie wystarcza, niestety.

Cytat:
Człowiek nigdy nie wie, co się stanie.

przecinek

Cytat:
Człowiek, nie wiedzieć czemu, nie może nacisnąć w swojej przycisku „usuń”, który redukowałby[...]

raz - wtrącenie, dwa - w swojej czym?

Cytat:

Człowiek zakochany nie myśli nad tym, co robi

przecinek

Cytat:
cholerny dr. House

raz - piszemy bez skrótów, dwa - "doktoR", w języku polskim panuje taka zasada, że jeżeli skrót kończy się na tę samą literę, co skracane słowo, to nie stawiamy kropki, jak w przypadku słowa "numer"

Cytat:
Nienawidzę lipcowych upałów tak samo, jak ogórków.

to porównanie, więc bez przecinka

Cytat:
Pochylam się nad blatem w stroju kelnera. Słysząc jak ubranie gości szeleści przy każdym najmniejszym ruchu.

te dwa zdania lepiej brzmiałyby, gdyby były jednym, po prostu oddzielonym przecinkiem

Cytat:
Mimo, że rozmawiali szeptem, słyszałem każdą rozmowę, tak jakby mówili przez niewidoczne mikrofony przyczepione do ich koszul, bluzek, marynarek czy kamizelek.

zasada: mimo że BEZ PRZECINKA!

Cytat:
Maię, opierającą się o stół blatu lewą ręką, a prawa mieszała w garnku zupy.

ręką mieszała czy może chochelką jakąś? Wink i bez przecinka

Cytat:
Wyciągnąłem swój telefon, wybierałem numer już do niego[...]

"Już wybierałem do niego numer" brzmi lepiej, prawda?

Cytat:
- Cześć, Jace!

przecinek

Cytat:
[...]biegnie na złamanie karku, przepychając się przez tłumy przechodniów.

przecinek

Cytat:
- Jeszcze nie, ale jak nie będziesz tu za pięć minut, to się zorientuje.

przecinek

Cytat:
- Cholera! - burknął. - Jace, kryj mnie, jak nie zdążę! - zanim się rozłączył, było słychać jeszcze trąbienie samochodów i wyzwiska kierowców pod adresem moje przyjaciela.

mojego
"zanim" wielką literą
i przecinki

Cytat:
Mam mu powiedzieć, że wyskoczył po śniadanie mimo, że pracuje w restauracji?!

Rolling Eyes

Cytat:
- Gdzie Sebastian? - zapytał groźnym głosem, podchodząc do mnie i rozglądając się po pomieszczeniu.

przecinek

Cytat:
- Tak długo?! - zagrzmiał swoim głosem, który teraz brzmiał jak syrena strażacka.

wiadomo

Cytat:
-Jakie koreczki z ogórkiem!?

spacja

Cytat:
Myśl, Jace, Myśl!

to drugie "myśl" niepotrzebnie napisane wielką literą

Cytat:
Przecież go nie było wczoraj na imprezie!

nie pasuje mi ten szyk

Cytat:
- Zejdź mi z oczu, Wayland, widzę, co dzisiaj z wami jest.

przecinki

Cytat:
Chyba, że nie zrozumie, co powiedziałem

przecinki

Cytat:
- Daruj sobie gadkę szmatkę



Cytat:
Matko Boska, jaki on upierdliwy!

przecinek

Cytat:
Tak samo, jak te koreczki.

przecinek

Cytat:
Usłyszałem dzikie dyszenie, i zobaczyłem Sebastiana w drzwiach.

niepotrzebnie

Cytat:
Maia zobaczyła, co się święci.

powyższy wers i ten następują po sobie, jest tu powtórzenie "zobaczyć", no i przecinek

Cytat:
Popatrzyła na Sebastiana i dała mu znak, żeby się schował.

przecinek

Cytat:
Dziewczyny to mają dobrze, wystarczą, że raz uśmiechną się do takiego, a on robi co chce!

wystarczy
chcą, bo chodzi o dziewczyny, które chcą
przecinki

Cytat:
Podejrzewam, że nawet sam diabeł zazdrości im tego, jak bardzo potrafią kusić i robić z nami, co chcą.

przecinki

Cytat:
- Do kibla! - syknąłem głośniej, popychając w stronę ubikacji. Podczas biegu walną biodrem w bok szafki i zrzucił pusty garnek. Szybko podbiegłem go złapać, żeby nie zwrócił na siebie uwagi.

walnął i przecinki

Cytat:

Garnek spadł na ziemię, przerywając jej

przecinek

Cytat:

Skrzywiła się i złapała twarz mężczyzny, odwracając jego uwagę.

przecinek

Cytat:
Valentine odsunął się od niej z rozanielonym wyrazem twarzy. Dziewczyna zrobiła się zielona na twarzy jednak powstrzymała odruch wymiotny.

powtórzenia

Cytat:
To coś się podkochuje we swoich pracownicach.

w!

Cytat:

- No co?! - zapytała z skrzywioną miną.

ze!

Cytat:
Maia siedziała na krześle ze skrzywioną miną, grzebiąc w swojej torebce.

przecinek

Cytat:
W końcu wyjęła z niej szczoteczkę do zębów i pastę, po czym poleciała do damskiej łazienki.

przecinek

Cytat:
- Co jej się stało? - zapytał Sebastian, wychodząc z pomieszczenia.

przecinek

Cytat:
- Widziałam akcję przez szyby w drzwiach, współczuję Mai...



Cytat:

- Wiesz, co musiałam zrobić, żeby uratować twoje dupsko...

przecinki i znak zapytania na końcu by się przydał

Cytat:
- A ratowałaś je? - zapytał, doprowadzając ją do szewskiej pasji.

przecinek

Cytat:
- NIE PRZERYWAJ MI! - wykrzyczała Maia, plując wszędzie, gdzie się tylko dało. Popatrzyłem na nią przerażony. Kobieta ta nigdy nie była w takiej furii, jak teraz.

przecinki
powtórzenia (w kolejnym zdaniu "plując")

Cytat:
Pocałowałam poczwarę! - Wykrzyczała mu w twarz plując mu, jak Boga kocham, do nosa. Sebastian przerażony popatrzał w moją stronę.


"wykrzyczała" mała literą

Cytat:
- Nie, nie mówcie że go pocałowałaś... - wskazał na mnie palcem.

"wskazał" wielką

Cytat:
- Coś ty oszalał?!- popatrzyłem z obrzydzeniem na Maię, a ona na mnie.

spacja po wykrzykniku, "popatrzyłem" wielką

Cytat:
To jednak nie uspokoiło mojego przyjaciela.Musiał się oprzeć o blat[...]

spacja przed "Musiał"

Cytat:
[...]następnie upolowała widelec, i zaczęła szybkim krokiem iść w stronę Sebulka.

niepotrzebny

Cytat:
Simon westchnął i zaciągnął ją do łazienki, ciskając błyskawicę w stronę bruneta.

Zeus jaki czy co?
Cytat:

z ogromnym bananem na ryju i z łzami w oczach.

ze

Cytat:
- Debilu, chodź, idziemy się przewietrzyć, a Ty, Izzy... idź, pomóż ukoić Maię z Simonem, a ja z tym idiotą pójdę do psychologa, bo on chyba nadal nie kojarzy, co się stało.

"Ty" niepotrzebnie wielką literą, w tekstach literackich tego nie praktykujemy
przecinki

Cytat:
Potrząsnąłem nim gwałtownie, żeby się uspokoił.

przecinek

Cytat:
- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że ta dziewczyna, ratując cię, będzie miała teraz przerąbane?! Zrobiła dla ciebie więcej niż mogłeś się spodziewać! Gdyby nie ona, właśnie w tym momencie pakował być swoje rzeczy i wracał do domu ze zwolnieniem w ręce!

"pakował być"? "pakowałbyś" chyba i piszemy to razem Wink i przecinek

Cytat:
- To sobie teraz to zobrazuj, tak jakbyś był na jej miejscu!

przecinek

Cytat:
- Teraz spoważniej, chłopie, i módl się, żeby Maia Cię nie znalazła.

"cię" mała i tego przecinka raczej nie powinno tu być

Cytat:
Zauważyłem lekko wkurzoną Krychę, ponieważ żadnego kelnera nie było na stanowisko, oprócz niej.

stanowisku

Interpunkcja - TOTALNA KLAPA! Jestem pewna, że to jeszcze nie wszystko. Powtórzeń jest od groma, ale ich nie wypisywałam, bo siedziałabym do rana. Budowa i szyk zdań mi się nie podobają.

Ogólnie rzecz biorąc, tekst jest sarkastyczny i zabawny, niektóre teksty powalają po prostu. Taka normalność jest w tym opowiadaniu, brak przerostu formy nad treścią, co ostatnio tutaj kwitnie, jednak jest niedopracowane. Z tego może być naprawdę ciekawe opowiadanko, ale, na Boga, znajdźcie sobie dobrą betę, a jeśli nie chcecie, to chociaż poczytajcie poradnię językową PWN, słownik synonimów, tego jest w Internecie naprawdę dużo, a te błędy rażą. Przynajmniej mnie i ciężko się czyta przez to. Zróbcie z tym coś, a na pewno wrócę.[/quote]


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Dinah
Zły wampir



Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 458
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 89 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć braci Salvatore

PostWysłany: Sob 15:19, 30 Sty 2010 Powrót do góry

Kurczę, zadeklarowałam się do napisania czegoś porządnego, ale chyba nic z tego nie wyjdzie Laughing
The Mortal Instruments nie czytałam, może zaczynam żałować, ale ja nie o tym chciałam ; )
Cóż.. to jest po prostu świetne! Very Happy Przy pierwszym rozdziale siedziałam z wyciągniętą głową w stronę monitora i uśmiechałam się jak głupia Very Happy
Podziwiam Masquerade, że chciało się jej wypisywać wszystkie wasze błędy, których przyznam było sporo. Podczas czytania w oczy rzuciła mi się może garstka literówek, jakieś powtórzenia itp. Żeby zadbać o betę to już wiecie ; )
Ogólnie tekst mi się podobał, jest w nim coś takiego.. normalnego, a jednocześnie ciekawego *.* Na pewno tutaj jeszcze wpadnę, tymaczasem weny! ; )

pozdrawiam
dinek Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
rain
Dobry wampir



Dołączył: 20 Lip 2009
Posty: 981
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 88 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Nie 19:30, 31 Sty 2010 Powrót do góry

Dziękujemy wam za komentarze, bardzo się cieszymy, że się wam spodobało. Prezentujemy przed wami drugi rozdział i mamy nadzieję, że przyjmie się tak samo jak pierwszy.
Beta: Fresh

2. Niebo

Szłam ulicami Nowego Jorku rozglądając się dookoła. Wszędzie błyszczało słońce odbijające się od szyb i lakieru samochodów, okien wysokich wieżowców które pięły się ku błękitnemu niebu. Był upalny początek lipca. Ludzie kręcili się obok mnie zdyszani i spoceni z powodu wysokiej temperatury.
Zastanawiałam się tylko nad tym, jak ci wszyscy, zapięci po samą szyję biznesmeni w garniturach wytrzymują pełnię słońca i w jaki sposób nie topią im się telefony, przez które rozmawiali i krzyczeli.
Od czasu do czasu(zauważałam charakterystyczne dla tego miasta żółte taksówki.
Czułam się zagubiona w tak dużym i nowym dla mnie świecie. Każdy tutaj wiedział dokładnie, gdzie ma iść i w jakim celu. Ja nie miałam pojęcia nawet na jakiej ulicy aktualnie się znajdowałam. Stawałam na palcach, by dostrzec niebieskie tabliczki z nazwami ulic ponad kłębowiskiem ludzi.
Nic, kompletna pustka, i pomyśleć, że tak rozwinięte państwo nie ma durnych tabliczek.
Ale wiedziałam, że moim celem jest „Niebo”. Wiedziałam też, że muszę się tam dostać za wszelką cenę i nie obchodziło mnie to, jak długo będę musiała chodzić w tę i z powrotem szukając tego miejsca. Wiedziałam, że tam, o ile mnie przyjmą, zarobię na moje utrzymanie.
Zastanawiałam się, czy nie zwrócić na siebie uwagi, chociaż jednego z tych ludzi i zapytać o drogę do „Nieba”. Zaczepiłam kilku przechodniów, jednak zignorowali mnie. Nadęte gbury. W końcu po paru minutach dostrzegłam tabliczkę z nazwami ulic. Nieśmiały uśmiech pojawił mi się na twarzy, kiedy zobaczyłam z daleka niebieski transparent. Podeszłam do niego szybko, przepychając się między ludźmi, aby odczytać nazwę. Czyli wcale się nie zgubiłam. Zostało mi do przejścia tylko kilka ulic. Westchnęłam, wyrzucając sobie w duchu, że nie wzięłam okularów przeciwsłonecznych. Nigdy więcej nie popełnię takiego błędu. Co chwilę refleksy świetlne padały na moje oczy, jakby nie wystarczało samo słońce.
Zauważyłam, że szłam szybciej niż wcześniej, zachowywałam się jak typowy nowojorczyk.
Czyli pewność siebie w tym mieście i tępo marszu zależą od znajomości swojego położenia oraz położenia umiejscowienia celu. Uśmiechnęłam się delikatnie, wiedząc, że już za chwilę dojdę do upragnionego miejsca.
Widziałam już nawet wchodzących i wychodzących z knajpy klientów.
Stanęłam przed przejściem dla pieszych, czekając spokojnie na zielone światło. Inni byli mniej cierpliwi, szli prosto na ulicę, powodując trąbienie klaksonów i wyzwiska kierowców skierowane pod ich adresem. Byli tym niewzruszeni, dalej szli przed siebie. Po paru minutach bezczynnego stania wzięłam z nich przykład. Szybko i sprawnie przebiegłam na drugą stronę, ignorując hałas. Przecież nie miałam zamiaru stać tam w nieskończoność, czekając, aż to przeklęte światło zmieni kolor.
Gdy znów weszłam w tłum ludzi, byłam już naprawdę blisko. Dzieliło mnie od „Nieba” jakieś pół minuty szybkiego marszu.
Mój uśmiech zwiększał się z każdym metrem, który przechodziłam. Słyszałam nawet chichot wychodzącej z restauracji pary .
W końcu stanęłam przed dwupiętrowym budynkiem z dużą ilością okien w białych ramach osadzonych na soczyście niebieskich niczym niebo ścianach. Niebo bez ani jednej chmurki, pogodne i wesołe. Uśmiechnęłam się szeroko, ciesząc się z osiągniętego celu. Choć raz coś mi szybko i sprawnie poszło.
Złapałam za srebrną klamkę drzwi i weszłam. Od razu uderzyła mnie fala zapachu potraw, aż ślinka naciekła do ust. Przymknęłam oczy i napawałam się wonią. Uśmiechnęłam się leniwie. Minęła chwila, zanim uświadomiłam sobie gdzie i po co jestem. Zaśmiałam się w duchu sama z siebie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przede mną wiodła ścieżka do baru, a otaczały ją biało szare stoliki z czterema krzesłami wokół siebie. Ściany były trochę bladsze od tych na zewnątrz, a ich dół pokrywały namalowane budynki.
Teraz rozumiałam, dlaczego to miejsce zostało nazwane "Niebo".
Podeszłam do baru, za którym stała wysoka dziewczyna o długich, czarnych jak atrament włosach. Fryzura ta odsłaniała delikatne rysy twarzy w kształcie serca. Jej oczy przypominały dwa błyszczące, wesołe węgielki.
Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Odwzajemniłam gest.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytała dźwięcznym głosem.
- Dzień dobry. Byłam dzisiaj umówiona na rozmowę w sprawie pracy z panem Valentine'em.
- Och, to ty? - Do swojego przyjaznego uśmiechu dołączyła rozszerzone oczy - Pozwól, że ci pokażę, gdzie jest jego gabinet. A tak poza tym, jestem Isabelle - przedstawiła się i wyciągnęła do mnie rękę. Uścisnęłam ją - Ale wszyscy mówią mi Izzy.
- Clarissa, ale mówią mi Clary - odpowiedziałam z uśmiechem.
Wydawała się być naprawdę miłą i przyjazną dziewczyną. Wyszła zza baru i pociągnęła (mnie) za rękę. Cieszyłam się, że jeszcze tam nie pracowałam, a już się z kimś zaprzyjaźniłam.
Poszłam z nią przed drzwi kuchni, lecz nie weszłyśmy w nie, a jedynie skręciłyśmy w prawy korytarz. Był wysadzonym ciemnym drewnem, a z sufitu zwisały brudnozłote kinkiety
- Kiedy będziesz w środku, zrób z siebie słodką idiotkę, a praca będzie twoja - powiedziała z uśmiechem. - Przeczesuj też włosy ręką i kołysz biodrami. Valentine to stary erotoman.
- Aha, rozumiem. Dzięki, że mnie uprzedziłaś. - Posłałam jej wdzięczny uśmiech. Naprawdę cieszyłam się z tego, że na nią trafiłam.
- Schyl się i potrząsaj przez chwilę głową, a potem energicznie ją podnieś. - Wykonałam polecenie. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, patrząc na mnie. - W takim razie witam w zespole, na pewno cię przyjmie, ma dziś dobry humor. - Dziewczyna wzdrygnęła się mimowolnie jakby na wspomnienie czegoś niemiłego
- Zobaczymy… - Miałam się już pytać o drogę do jego gabinetu, lecz wskazała mi drzwi koło siebie.
-Powodzenia! - Poklepała mnie po plecach.
Zapukała do drzwi, a kiedy usłyszałyśmy "proszę", wepchnęła mnie do gabinetu. Przestraszona widokiem Valentine'a cofnęłam się pod ścianę.
Mogłam przysiąc, że za głośno łapałam oddech i miałam wybałuszone oczy. Gościu wyglądał podobnie do mojego wyobrażenia ojca Malfoya, który kiedyś nawiedził mnie w koszmarze i nie było to zbyt przyjemne doświadczenie…
Postanowiłam wziąć się w garść i udawać ponętną.
Wyprostowałam się i podeszłam do niego, kołysząc biodrami jak zawodowa modelka, tak, jak radziła Izzy. Zaczesałam ręką włosy, które opadały mi na oczy. Oblizałam usta i poczułam się jak kompletna idiotka. Jednak widząc minę mężczyzny, chyba podziało.
’Boże, co ja tutaj robię!’ Zaczął lustrować mnie bezczelnie wzrokiem, a ja miałam ochotę dać mu w twarz i jednocześnie zwymiotować.
- Proszę usiądź. - Wskazał na krzesło znajdujące się na przeciwko jego biurka. Wolałam już stać, by było już było po wszystkim.
- Dziękuję – mruknęłam, zastanawiając się nad tym, czy nie zwiać tam, gdzie pieprz rośnie. Nakazałam sobie jednak usiąść i robić z siebie durną, słodką idiotkę. ‘Weź się w garść’, powtarzałam w duchu.
- Jak się dzisiaj czujemy? - Złożył ręce i oparł o nie swoją brodę.
’Jeszcze chwila, a naprawdę zwymiotuję!’
- Dziękuję, dobrze - odpowiedziałam jednak. - A pan?
- Znakomicie, znakomicie – odpowiedział, świdrując mnie wzrokiem.
Zacisnęłam dłonie w pięści na pasku swojej torby. Postanowiłam walić prosto z mostu.
- Przyszłam tutaj, ponieważ widziałam ogłoszenie, że szukacie kogoś na miejsce kelnerki...
- Tak, szukamy... Więc ty w sprawie pracy. Panna Clarissa Fray? - zapytał, uśmiechając się. Prawdopodobnie myślał, że wygląda uwodzicielsko, jednak mylił się, i to bardzo. Wyglądał raczej jak stary, pomarszczony ropuch. Zapiekło mnie w gardle, ale zachowywałam pozory.
- We własnej osobie. - Wymusiłam na sobie słodki uśmiech, którym widocznie został oczarowany. Zaczynało mi być coraz bardziej niedobrze.. ‘Jeżeli będę mieć przez to kłopoty, że będzie próbował ze mną filtrować, potnę się mandarynką’.
- Cóż, nie widzę żadnych przeciwwskazań, aby to pani zajęła miejsce, więc... Witamy w "Niebie". - Uśmiechnął się i puścił do mnie perskie oko.
’Chyba w piekle!’
- Dziękuje i obiecuję - wstałam, unosząc lekko podbródek - że nie zawiodę pańskiego zaufania.
- Cieszę się, powiedz Izzy, żeby cię oprowadziła, dała mundurek, zapoznała ze zwyczajami. To taka wysoka brunetka. - Odwróciłam od niego wzrok, starając się nań nie patrzeć. Jego mina mnie dobijała.
- To do zobaczenia, panie Valentine. - I pofrunęłam do drzwi. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, opadłam na podłogę, starając się nie zwymiotować.
- Aż tak źle? - zapytała dziewczyna współczującym głosem.
- Jeśli jeszcze raz będzie próbował mnie uwodzić czy co to miało być, to zwrócę tort z piątych urodzin! Ale mam tę pracę!
Zachichotała. ‘Co w tym śmiesznego?!’
- Wiem, jak musisz się czuć. Chodź, zapoznam cię z innymi.
Pomogła mi wstać, a potem ruszyła przed siebie pewnym krokiem.
- Zaczniemy najpierw od stroju.
Zaciągnęła mnie do małego magazynku, w którym znajdowały się kartony, a na jednej półce równo poukładane mundury. Przyjrzała mi się uważnie i wyjęła jeden z nich. - Powinien pasować. Tutaj, w tym pomieszczeniu, nie ma nic przydatnego, wykorzystujemy go jako... Nieważne, chodź stąd.
- Rozumiem... - powiedziałam, uśmiechając się. Wyszłyśmy na korytarz i poszłyśmy w kierunku jakichś białych drzwi. - Tu jest łazienka. – powiedziała, wchodząc do pomieszczenia. Rozejrzałam się. Dominowała tutaj morska zieleń. Izzy wepchnęła mnie do jednej z kabin.
- Przebierz się - powiedziała. - Zaraz dam ci jeszcze klucz od szafki. - Wykonałam jej polecenie. Dziewczyna miała dobre oko, gdyż strój na mnie pasował. Poskładałam swoje ubranie w kostkę i wyszłam z kabiny.
- Idealnie na tobie leży. No to teraz rozejrzymy się po kuchni, zapoznam cię z ludźmi, ale najpierw szafka - zdecydowała i pociągnęła mnie za rękę.
Wychodząc, obejrzałam się jeszcze w lustrze. Nie miałam na twarzy żadnych „problemów”, więc mogłyśmy kontynuować wycieczkę. Isabelle wciągnęła mnie do pomieszczenia, w którym było pełno metalowych szafek. Czułam się jak w szkolnej szatni.
- To jest twój klucz, a to twoja szafka. - Podała mi mały, srebrny kluczyk na smyczy i wskazała na zgniłozielone, wysokie, metalowe pudło.
- Teoretycznie można się przebrać tam - wskazała na drzwi po drugiej stronie pomieszczenia. - Ale ja bym raczej tego nie robiła. W drzwiach nie ma zamka...
- Dzięki, że mnie uprzedziłaś. - Posłałam jej półuśmiech. Otworzyłam drzwiczki i do pustego środka wrzuciłam swoje rzeczy. W środku szafki było nawet czysto. Zamknęłam ją na klucz, a potem poszłam za Izzy, która stała już przy drzwiach.
- Wiesz, nawet pasuje ci ten mundurek, ale teraz chodź do kuchni.
Wyszłyśmy znów na korytarz i wreszcie przeszłyśmy dużymi, wahadłowymi drzwiami do kuchni, z której unosił się wspaniały aromat. Kiedy wkroczyłyśmy do pomieszczenia, przejechałam wzrokiem po wszystkich zebranych, aż mój wzrok natrafił na pewnego blondyna, który stał do mnie tyłem. Isabelle krzyknęła koło mnie.
- Kochani, mamy nową w drużynie!
Blondyn odwrócił się w moją stronę, reszta także. Izzy ciągnęła jeszcze swój monolog, słyszałam szmery ludzi, lecz byłam skupiona na oczach mężczyzny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wuwudżej
Człowiek



Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 17:41, 07 Lut 2010 Powrót do góry

Na prawdę świetny ff! Zabawny i w ogóle strasznie mi się podoba.
Pocałunek Valentina i wkurzona Maia xdd.
Drugi rozdział też świetny. Clary będzie pracować w Niebie z Jacem. ;dd
Niecierpliwie czekam na następny rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Nie 22:03, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Niedawno, a dokładnie wczoraj w nocy zapoznałam się z dwoma pierwszymi książkami serii The Mortal Instruments i spodobały mi się.

Przy czytaniu waszego opowiadania uśmiechałam się do monitora. Nieźle sobie całą akcję wymyśliłyście, a praca w Niebie może być ciekawa. Osobiście obrzydził mnie pomysł flirtu Clary z Valentine, przecież to jej ojciec! Ma być śmiesznie i jest, a tak powinno być. Pomysły z charakterem Jace'a jest oryginalny, a Isabelle jako otwarta dziewczyna, która udziela nowo przybyłej rad, spodobała mi się. Perypetie życia osób, pracujących w restauracji są naprawdę zabawne, a fandom wybrałyście jeden z najlepszych. Nigdy nie będę jeść koreczek z ogórkiem.

Znalazłam jakieś drobne błędy w drugim rozdziale:

Cytat:
Szłam ulicami Nowego Jorku, rozglądając się dookoła.


przecinek

Cytat:
- Dziękuje i obiecuję - wstałam, unosząc lekko podbródek


po obiecuję powinna być kropka, a wstałam z dużej litery i dziękuję

Pozdrawiam,
paramox


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fuyu.
Dobry wampir



Dołączył: 12 Cze 2009
Posty: 799
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Yaoi-world :D

PostWysłany: Pon 17:51, 15 Lut 2010 Powrót do góry

Cytat:
- Nie moja wina, że wczoraj były urodziny kuzynki ciotki wujka jego starszego brata od strony prababci.


Cytat:
- Kiedy będziesz w środku, zrób z siebie słodką idiotkę, a praca będzie twoja - powiedziała z uśmiechem. - Przeczesuj też włosy ręką i kołysz biodrami. Valentine to stary erotoman.


Leze i nie mogę się podnieść. LaughingLaughingLaughing

Cytat:
‘Jeżeli będę mieć przez to kłopoty, że będzie próbował ze mną filtrować, potnę się mandarynką’.


Hahaha. Mandarynka? Dobrze,ze nie GG. xDDD

Jak tylko zobaczyłam tego pana u góry na gorze od razu wiedziałam,ze muszę przeczytać. Wasze FF to całkowite odbicie od fabuły oryginału. I dobrze. :D
Czyta się lekko i przyjemnie. Nie widzę błędów. (Z reszta czy ja kiedykolwiek je zauważam?) I Msq wyłapała większość. :D
Niezłe sie uśmiałam z niektórych tekstów.

Czekam na kolejny chap!
Zycze weny i czasu. (;

xx Doris


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
paulinka111b
Nowonarodzony



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Idrisu;)

PostWysłany: Pon 22:28, 09 Sie 2010 Powrót do góry

Heeeeeeeeeeej co się dzieje z tym opowiadaniem? Czemu nie ma nowych rozdziałów? Crying or Very sad
Przecież tak świetnie się zapowiadało! Wink
Niektóre fragmenty totalnie mnie rozwaliły Very Happy
Valentine jako stary erotoman- cudne! Lub te "koreczki z ogórkiem autorstwa Gandalfa"- boskie!
Pozdrawiam, i liczę na kolejne rozdziały Smile
Paula


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez paulinka111b dnia Pon 22:33, 09 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin