FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 The City [T] [NZ] Rozdział 11 - 20.02.10 (zawieszone) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Amaranthine
Zły wampir



Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dreamland

PostWysłany: Pon 23:02, 30 Lis 2009 Powrót do góry

Uf, nareszcie nowy rozdział Smile. Nie będę już przepraszała za opóźnienie, bo w końcu stanie się to nudne, mam tylko nadzieję, że następny będę mogła zamieścić prędzej niż ten Wink.

Po raz kolejny naprawdę serdecznie Wam dziękuję za wszystkie komentarze - kiedy je czytam wiem, że mam po co i dla kogo tłumaczyć to opowiadanie Very Happy.

Przy okazji napiszę, że postanowiłam dodawać linki do piosenek do każdego rozdziału, z których autorka zapożycza cytaty.


I korzystając z okazji, że piszę tu posta Smile.

Dzwoneczku - bardzo Ci dziękuję za wskazanie błędów w tekście. Nieopatrznie tak napisałam, ale już poprawiłam Smile.

Moja droga Cornelie, nie masz za co mnie przepraszać, a chyba powinno być odwrotnie, bo to ja ostatnio zaniedbałam Twoje opowiadania, które uwielbiam i jak tylko czas mi na to pozwoli wreszcie nadrobię zaległości i postaram się od razu sklecić jakieś konstruktywne komentarze Smile.

A poza tym, jako, że sama nie mogę komentować tego ffa, dodam, że też coraz bardziej uwielbiam Emmetta i żałuję, że jednak (jak za chwilę zobaczycie) autorka nie dokończyła "kanapowego" wątku, który urwała w siódmym rozdziale i same musimy się domyślać, co działo się dalej RazzVery Happy. A fragment, w którym Jazz przenosi Alice nad kałużą jest jednym z najpiękniejszych, jakie czytałam z tą parą Smile.


Ale już dłużej nie przeciągam, proszę bardzo - rozdział ósmy Smile.





Tłumaczenie: Amaranthine
Beta: Kirke (bardzo Ci dziękuję! :*)



Rozdział 8 - Keep You Much Longer


Wish I could just stop by, and maybe say hi, wish I could just stop by, and lay by your side – Akon

http://www.youtube.com/watch?v=zyJBiPu9jFc


Obecnie, w trakcie ósmej godziny snu, Bella miała jeden z najpiękniejszych snów. Plasował się zaraz nad tym, w którym spotyka Coco Chanel.

Zeszłego wieczoru spotkali się na drugiej randce i Bella nie mogła przestać śnić. Nawet dziwne kształty i wiry przypominały jej o nim... o kolorze jego oczu, o jego włosach.

Pocałował ją na dobranoc i całus był niemal tak słodki jak ich pierwszy.

Bycie z nim było niezmiernie relaksujące - nie musiała usiłować być silną reporterką w Nowym Jorku, mogła być po prostu Bellą.

Jeśli jego dotyk sprawiał, że czuła się jak galareta, to jego pocałunki posyłały dreszcz wzdłuż jej kręgosłupa... powodowały, że na jej ramiona i nogi wstępowała gęsia skórka.

Gdy głośne trąbienie pędzących taksówek wyrwało Bellę z jej snu, wciąż czuła na ciele znajome mrowienie.

Nieświadomie owinęła prześcieradła od Ralpha Laurena ciaśniej wokół swego smukłego ciała, zwijając się w pozycję embrionalną.

Kiedy zmusiła się do tego by usiąść prosto, zorientowała się, że to nie wspomnienie jego dotyku spowodowało, że drży, ale to, że było okropnie zimno.

Dlaczego było tak zimno? Przecież opłacały rachunki. Czy Alice nie nastawiała termostatu na dwadzieścia stopni?

To było jak skok do Oceanu Arktycznego w samym bikini albo siedzenie w beczce pełnej kostek lodu.

Okręcając pierzynę wokół ciała, weszła do łazienki i wzięła do ręki termometr, z góry obawiając się rezultatu.

Nie chorowała zbyt często, ale kiedy już się jej to przytrafiło, było bardziej zgubne, niż przelotna moda na białe rajstopy.

Po usłyszeniu trzech niskich piknięć, Bella wyjęła termometr spod języka i spojrzała na wyświetlacz.

Trzydzieści dziewięć i pół stopnia. Po prostu pięknie! Uch, będzie musiała zostać w domu i leżeć w łóżku, podczas gdy Jessica zgarnie okazję na artykuł z okładki.


-------------------------------------------------------------------------------


- Och, jesteś bledsza, niż Anne Hathaway na gali Oskarów w 2009 roku - zmartwiła się Alice.

Bella mocno obejmowała się rękoma, próbując zatrzymać ciepło w szarej bluzie z uczelni Princeton. Jej nogi okrywały długie, czarne getry, a jej stopy klasyczne, orzechowe buty UGG. Szary, czarny i orzechowy! Och, dobrze, że normalnie miała nieskazitelny styl, inaczej Alice zaprowadziłaby ją do psychologa.

Wcześniej wyglądała tak jedynie raz - kiedy w college'u nabawiła się naprawdę okropnej gorączki.

- Nie, tylko nie "gorączka Belli"! Rose i ja mamy dziś spotkania, cholera! - zawołała Alice.

- Al, nic mi nie będzie. Po prostu to prześpię - powiedziała Bella, próbując przemówić do przyjaciółki.

- Ależ prrroooszęęę. To samo powiedziałaś ostatnio, a za chwilę zemdlałaś. Jaką masz temperaturę?

- Trzydzieści dziewięć i pół, ale nic mi nie będzie.

- Tylko mi obiecaj, że będziesz piła dużo płynów i spała - odparła Alice, wkładając prosty, błękitny płaszcz Burberry i zawiązując pasek wokół talii.

- Oczywiście - obiecała Bella, wracając do sypialni.

Włączając plazmowy telewizor, zawieszony na ścianie jej sypialni, na kanał o gotowaniu, z powrotem wślizgnęła się do łóżka i zawinęła w pościel.

W momencie, kiedy w programie Iron Chef America rozpoczynał się piętnastominutowy pojedynek, zadzwonił dzwonek do drzwi.

Przewidując kolejną falę dreszczy, które przejdą po jej ciele, Bella powoli wstała, żeby nie przyprawić sobie zawrotów głowy.

Kiedy się podniosła, przejrzała się w sięgającym do ziemi lustrze, wiedząc, że wygląda marniej niż świeżo przefarbowane włosy Joela Maddena.

Krzyżując ręce na klatce piersiowej, żeby się ogrzać otworzyła drzwi wejściowe.

Jej zmizerowany wyraz twarzy zmienił się w uśmiech, gdy ujrzała zielonookiego chłopaka stojącego przy wejściu do jej mieszkania z dwiema reklamówkami w ręku.

- Dayquil, Tylenol, Aleve czy Excedrin?


-------------------------------------------------------------------------------


- Jakie są plany na nową kolekcje? - spytał grupę projektantów i doradców Francisco. Od niedawna samotny i szalenie irytujący szef Alice wrócił do Stanów o północy i zwołał spotkanie na temat wiosennej kolekcji.

- No cóż, w tej chwili używa się wiele kwiatowych wzorów, więc pomyślałam - powiedziała jedna z projektantek, z idealnym nosem, który wyglądał na bardziej sztuczny, niż ślub Heidi i Spencera.

- Kwiaty! We wiosnę! Och, jak oryginalnie - odparł Francisco, wyolbrzymiając słowa i przerywając jej. - Nie. Potrzebujemy czegoś lepszego.

- Myślę, że możemy postawić na elegancki styl. Skupić się bardziej na kroju i przekazie, niż na wzorach - rzekła Alice, trzymając lekko podniesioną głowę, by okazać pewność siebie.

- Gracas a Deus! - wrzasnął mężczyzna, wyrzucając ramiona nad głową pokrytą nażelowanymi włosami. Alice natychmiast rozpoznała jego portugalskie "Dzięki bogu." - cieszę się, że ktoś z was zabrał dziś ze sobą mózg. Wiedziałem, że był jakiś powód, dla którego cię zatrudniłem, Aulice.


-------------------------------------------------------------------------------


- Constentino na pewno wygra - Bella wymruczała w poduszkę. Edward, będąc świętym, kazał jej połknąć jakieś ogromne pigułki i z powrotem wejść pod kołdrę.

Sam leżał na jej łóżku (na pościeli, oczywiście) i pocierał jej ramiona, usiłując ją ogrzać.

Bella była zła, że musiał oglądać ją w trakcie choroby, kiedy wyglądała obrzydliwie. Miała ochotę wskoczyć pod prysznic, żeby chociaż ładnie pachnieć, ale nie miała na to siły. Frustrowało ją to bardziej, niż powtórki Plotkary.

- Nie ma szans. Widziałaś tę jagnięcinę, którą Batali właśnie wyjęła z kuchenki?! - oświadczył chłopak.

Bella nie chciała być wścibska, ale pytania wciąż przelatywały przez jej głowę i potrzebowała odpowiedzi bardziej, niż koca z potrójnej warstwy polaru.

- Hej, Edwardzie? Niezmiernie się cieszę, że tu jesteś, naprawdę. Ale, hmm, skąd wiedziałeś, że jestem chora? I czy nie powinieneś być teraz w restauracji, albo gdzieś indziej?

- Och. Alice wcześniej zadzwoniła do mnie z twojej komórki - powiedział, posyłając jej uśmiech. - Naprawdę się o ciebie martwiła.

- Jest gorsza od mojej mamy - odparła żartobliwie Bella. - Przepraszam, że dzwoniła do ciebie tak wcześnie.

- Tak, no cóż. Musiałem wstać o czwartej, żeby odebrać swoje zamówienie z doków. I nie jestem potrzebny przed trzecią, odkąd otwieramy dopiero o szóstej. Plus, mam naprawdę świetnych zastępców, którzy będą mieli wszystko pod kontrolą jeśli się spóźnię - odparł nonszalancko.

- Przepraszam. Nie musisz tu być i pewnie masz dużo ważniejsze rzeczy do roboty - wyszeptała dziewczyna.

- Nie - powiedział wesoło. - Jestem cały twój, kochanie - dodał pocierając kciukiem jej policzek. Jego dotyk spowodował, że na szyję Belli wstąpiła gęsia skórka i to na pewno nie miało nic wspólnego z gorączką.

- Przygotuję ci jakąś zupę. Jeśli nic nie zjesz, Alice mnie zamorduje - odrzekł uśmiechając się i składając delikatny pocałunek na jej włosach, tuż przed ześlizgnięciem się z jej dużego łóżka.


-------------------------------------------------------------------------------


- Tak. Będziemy potrzebowali jedwab, najpóźniej o piątej - powiedziała Alice do słuchawki telefonu leżącego na jej biurku, przygryzając końcówkę swojego fioletowego długopisu.

Projektanci potrzebowali materiału jak najszybciej i Alice nie wiedziała, czy powinna:

a) w dalszym ciągu zachowywać się sympatycznie
b) nawrzeszczeć na dostawcę, żeby wreszcie dostarczył ten cholerny materiał
c) samej pobiec do magazynu i błagać go na kolanach

Nie było możliwości, żeby kiedykolwiek błagała o coś ubrana w sukienkę, więc wybierając opcję a, czekała na odzew.

- Robię to tylko dlatego, że jesteś moją ulubienicą, Alice - odrzekł zmęczony mężczyzna. - Moi chłopcy dostarczą belki w przeciągu kilku godzin.

- Dzięki Andy, też cię uwielbiam - odparła żartobliwie dziewczyna, żegnając się z pracownikiem, który w ich firmie był odpowiedzialny za doręczanie materiałów. Każdy z jego towarów był sprowadzany z Włoch. Oczywiście miały one swoją cenę, ale Francisco w ogóle się tym nie przejmował.

- Alice, przy głównym wejściu ktoś na ciebie czeka - poinformowała ją przez telefon sekretarka, kiedy tylko odłożyła słuchawkę.

- Już idę - odpowiedziała dziewczyna.

Prostując brzeg swojej dopasowanej, sięgającej kolan, zielonej sukienki od KC, wyszła z biura. Firma zajmowała dwa piętra. Pierwsze piętro było przepełnione salami konferencyjnymi i prezentacyjnymi, podczas, gdy na drugim były jedynie osobiste biura.

Gdy ostrożnie schodziła po metalowych schodach, prowadzących do podwójnych, szklanych drzwi wejściowych, Alice ujrzała go w całej okazałości jego stu dziewięćdziesięciu jeden centymetrów idealnego ciała.

Opierał się swobodnie o czereśniowy blat biurka sekretarki. Miał na sobie ciemne, sprane dżinsy Calvina Kleina oraz prostą skórzaną kurtkę.

- Hej Jasper - zawołała Alice, zeskakując z ostatniego stopnia.

- Alice - odrzekł, a na jego twarz wystąpił szeroki uśmiech. - Jesteś teraz zajęta? Pomyślałem, że może mógłbym wykraść cię na lunch? - dodał nerwowo.

- Pewnie, tylko wezmę swój płaszcz - odpowiedziała, odwzajemniając jego uśmiech i wbiegając z powrotem po schodach, przy wtórze dwunastocentymetrowych obcasów czółenek od Nicole Miller, stukających na twardej posadzce.


-------------------------------------------------------------------------------


- Amy, chłopcy od Andy'ego niedługo podrzucą materiał. Zajmij się tym, gdyby dotarli zanim wrócę, dobrze? - Alice poprosiła swoją sekretarkę. Jej pracownica była uroczą dziewczyną, jedyną koleżanką, jaką miała tu w pracy.

- Nie martw się Alice, zajmę się tym - odparła dziewczyna puszczając jej oczko i ruchem głowy wskazując na drzwi, przy których cierpliwie czekał Jasper. - Baw się dobrze.

Wsuwając swoją dłoń w jego, Alice przygotowała się na chłodne, jesienne nowojorskie powietrze.
- A więc, skąd wiedziałeś, że to tutaj pracuję? - spytała ciekawsko, kiedy prowadził ją do najbliższego bistro. W mieście były trzy różne biura Kleina.

- Mam całkiem dobre kontakty - odpowiedział, uśmiechając się. - Musiałem po prostu popytać o piękną, czarnowłosą asystentkę Calvina Kleina.

- A więc w pewien sposób mnie lubisz, tak? - dopytywała wesoło, jednak w tym samym momencie martwiąc się, jaką usłyszy odpowiedź.

- Tak. Jak mógłby cię nie lubić? - spytał retorycznie, po raz kolejny się uśmiechając.

- Och, to bardzo dobrze, bo ja też w pewien sposób cię lubię - powiedziała Alice, spoglądając z nad swoich rzęs ‘jesteś tego warta’.


-------------------------------------------------------------------------------


- Achhhh, nie! Nie chcę wracać. Francisco jest teraz w nie najlepszym humorze i to ja muszę sobie z nim dawać radę - zaskomlała Alice, kiedy wrócili pod jej budynek.

No cóż, jeśli ktoś miałby ochotę wdawać się w szczegóły, nie chciała rozstawać się z Jasperem. Jego ramię obejmowało jej szczupłe ramiona, jakby miało ochronić ją przed zimnem.

- Hej, Alice, czy mogę cię o coś spytać? - odparł, powtarzając jej słowa sprzed paru dni.

- Pewnie - odrzekła, chichocząc.

- Mógłbym czasami do ciebie zadzwonić? - spytał, gdy zatrzymali się przed wieżowcem.

- Będzie mi bardzo miło. W takim razie, pokaż mi swój telefon - odpowiedziała, uśmiechając się, a jej żołądek wykonywał fikołki.

- Och, tak naprawdę to już zdobyłem twój numer, kiedy szukałem budynku, w którym pracujesz - powiedział nieśmiało, pocierając kark dłonią, która już nie leżała na jej ramionach.

- Czy mogę zapytać o coś jeszcze?

- Oczywiście - odrzekła z uśmiechem na twarzy i odwracając się jego stronę.

- Mogę cię pocałować?

Jego pytanie zbiło Alice z tropu do tego stopnia, że nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa, nie mogła odpowiedzieć. Wszystko czego chciała od momentu ich spotkania, było położyć swoje usta na jego.

Wciąż cierpiąc na paraliż strun głosowych, pokiwała głową z nadzieją, że Jasper zrozumie o co jej chodzi.

Kładąc dłoń na jej policzku, chłopak pochylił się i dotknął jej warg swoimi. Niemal natychmiast z jej żołądka wybuchnął ogień.

Jego pocałunki tak bardzo różniły się od innych, przez iskry, które czuła i unoszące się między nimi gorąco.

Nie chcąc przestać, Alice stanęła na palcach i oparła swoją małą dłoń na jego umięśnionym ramieniu.

Lekko się odsuwając, Jasper wyszeptał do jej ucha.

- Dziękuję.

Ach ten nieustanny południowy dżentelmen.


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Amaranthine dnia Pią 14:30, 18 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Alice_94
Nowonarodzony



Dołączył: 31 Mar 2009
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Milicz

PostWysłany: Wto 14:59, 01 Gru 2009 Powrót do góry

Pierwsza!
Omg!!!
Kocham cię!
Alice & Jasper. Tworzą wspaniałą parę. Iskierki itp. Brakuje tylko latania w powietrzu, hihih:)
Rozdział jak zawsze super. Pełen emocji i zaskakujących zdarze.
Z nicierpliwością czekam na dalszy cią. Weny dużo!:*
xoxo All


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Alice_94 dnia Wto 14:59, 01 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 17:28, 01 Gru 2009 Powrót do góry

How sweet... Razz
Trochę mało Edka, ale muszę przyznać, że Jazz jest w tym opowiadanku taki bardzo hm... sexy.
Też żałuję, że nie było w tym rozdziale wątku R-E. I w ogóle jakiś krótki ten rozdział. Wink (Weź tu im dogódź, nie?)
Zastanawiam się, jak to się dalej potoczy, bo w sumie jest to obyczajówka - nie ma tu jakiegoś szczególnego napięcia. jest lekko, przyjemnie, zabawnie, romantycznie. Takie rzeczy też są potrzebne, bo jakoś zdejmują z człowieka napięcie.
Co do błędów. Ja też jestem chochlik, więc się czepnę. Od czasu do czasu muszę dokuczyć Kirke, żeby się nie rozleniwiła, bo jest zbyt zdolna i może spocząć na laurach Wink Laughing
Cytat:
Pocałował ją na dobranoc i całus był niemal tak słodki, jak ich pierwszy.

Przecinek niepotrzebny, bo to porównanie
Cytat:
powodowały, że na jej ramiona i nogi występowała gęsia skórka.

Albo "na jej ramionach i nogach występowała gęsia skórka" albo "na jej ramiona i nogi wstępowała gęsia skórka". Ale nie tak jak jest.
Cytat:
Kiedy zmusiła się do tego by usiąść prosto, zorientowała się, że to nie wspomnienie jego dotyku spowodowało, że drżała, ale to, że było okropnie zimno.

To jest mowa zależna i zgodnie z zasadą następstwa czasów, powinno być tak : Kiedy zmusiła się do tego by usiąść prosto, zorientowała się, że to nie wspomnienie jego dotyku spowodowało, że drży, ale to, że było okropnie zimno.
Cytat:
To było jak skok do Oceanu Arktycznego w samym bikini, albo siedzenie w beczce pełnej kostek lodu.

Nie powinno byc przecinka przed "albo".
Cytat:
Okręcając pierzynę wkoło ciała,

To tylko sugestia. Lepiej byłoby "wokól". I czy to naprawdę chodzi o pierzynę? Jeszcze ktoś tego używa? Może kołdrę?
Cytat:
że na szyję Belli wystąpiła gęsia skórka

jw. na szyję - wstąpiła, a jeśli wystąpiła, to na szyi.

No to tyle zauważyłam.
Pozdrawiam, życzę czasu, tobie przyjemności przy tłumaczeniu, a sobie przy czytaniu kolejnego rozdziału soon.
Dzwoneczek


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kali.
Wilkołak



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 146
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 16:59, 02 Gru 2009 Powrót do góry

Gratulacje, świetny rozdział..x]
Chmmm pisze się "jedwab" czy "jedwabiu"..? x] Cóż sama nie wiem więc poprawiać nie będę.Bardzo podoba mi się styl pisania Tego FF..x]
Jest tako lekki.=]
Również zwróciłam uwagę na te fajne podpunkty.x]
a)
b)
c)
...
itd.
Pomysłowe.
Powiem tak, oryginalne, świetne tłumaczenie.
Podziwiam za wytrwałość..x]
Życzę Veny..!! *chyli czoło*.
Ave Vena..! x]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Amaranthine
Zły wampir



Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dreamland

PostWysłany: Pią 14:54, 18 Gru 2009 Powrót do góry

Alice_94, Dzwoneczku i Arajo - bardzo Wam moje drogie dziękuję za komentarze i za to, że trwacie przy moim tłumaczeniu Smile. Naprawdę wiele to dla mnie znaczy Smile. Dzwoneczku, Tobie dziękuję również za pomoc w wyłapaniu błędów, które wcześniej nam się schowały Smile.

Przybywam z dziewiątym rozdziałem i do tego dodatkowym ułatwieniem, ponieważ dodałam hiperłącza. Mam nadzieję, że czytanie będzie teraz wygodniejsze Smile.

Rozdział ten był zbetowany przez kogoś innego - tym razem swojego czasu i umiejętności użyczyła mi nasza kochana Marta (marcia993), której ogromnie dziękuję Smile. Chcę też podziękować Kirke, która była moją betą przez pierwsze osiem rozdziałów Smile.


To chyba wszystko, więc mogę przejść do rozdziału. Życzę Wam miłego czytania! Very Happy




Tłumaczenie: Amaranthine
Beta: marcia993


Rozdział 9 - Bad Girl


Lights come on I trans-transform, gimme that, baby come, come on, I could do it all night to the break of dawn - Danity Kane (feat. Missy Elliott)

http://www.youtube.com/watch?v=4FDnzao_ca4&feature=fvst


- No i... zgadnij, kto chce się z tobą spotkać? - powiedziała słodko Alice, biorąc małe łyczki swojej beztłuszczowej latte ze śmietanką.

- Kto? - spytał ciekawie Jasper, zaciskając uchwyt na jej nadgarstku, kiedy poczuł, że drży od nadchodzącego zimowego wiatru.

Chłopak miał ranną sesję dla nowej kolekcji płaszczy od Burberry, więc teraz mógł, jak lubił to nazywać, "porwać" ją na lunch. Po szybkim wypadzie do Starbucksa, wracali do biura Alice.

- Moje najlepsze przyjaciółki... Chciały, żeby wreszcie cię im przedstawiła. Gdybyś miał ochotę się przyłączyć, to idziemy dziś do Marquee, ale najpierw spotkamy się w moim mieszkaniu.

- Z przyjemnością poznam twoje przyjaciółki - odparł, biorąc łyk kawy.

- Świetnie! Później wyślę ci smsem mój adres - powiedziała, wesoło podskakując. Rosalie i Bella naciskały na nią niczym spandex na ciało tancerki.

- Dziękuję za lunch, Jazz - dodała, używając przezwiska, które wymyśliła, gdy skręcali w uliczkę prowadzącą do jej biura.

- Jazz? No cóż, chyba do mnie pasuje - odpowiedział. - Wszystko dla ciebie, kochanie - dodał łagodnie, przed przyciśnięciem warg do jej ust w pożegnalnym pocałunku.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


- Al! Widziałaś mój naszyjnik od Chanel? Jeśli go zgubiłam, będę musiała pozbawić się Alexandra McQueena na cały rok! - krzyknęła Bella, gorączkowo wbiegając do sypialni przyjaciółki. Nie była w zbyt dobrym humorze, a to na pewno jej go nie poprawiało.

- Och, pożyczyłam go parę dni temu - odparła nonszalancko Alice, podczas gdy Rosalie zapinała zamek swojej czarnej, marszczonej mini sukienki z motylkowymi rękawami od Zaca Posena. – Zobacz na mojej toaletce.

- Co?! - wrzasnęła ile sił w płucach Bella. - Al, wiesz, że cię kocham, ale nie mogłaś mi o tym powiedzieć, zanim byłam bliska ataku serca?!

- Pasował do mojej bluzki... Kurczę - rzekła, wzruszając ramionami. - Dlaczego jesteś taka nabuzowana, B?

- Tak, jesteś bardziej spięta niż moje spodnie do biegania. Co się stało? - spytała zmartwiona Rosalie.

- Przepraszam, Alice. Po prostu martwię się gazetą - odpowiedziała Bella, opadając na łóżko swojej współlokatorki, tuż obok Rose.

- W porządku, wciąż cię kochamy - odparła dziewczyna, podając przyjaciółce sznur pereł.

- Nie wiem jak wy, dziewczęta, ale jest piątkowy wieczór i mam ochotę wyjść z domu i zaszaleć! - oświadczyła blondynka. - Jest już wpół do jedenastej, czas na szybką kontrolę naszych strojów.

Piszcząc, dziewczyny wbiegły do szafy Alice i stanęły przed jej sięgającym od podłogi do sufitu lustrem.

- A niech to, wyglądamy dziś naprawdę gorąco! - powiedziała Rosalie, chichocząc.

Bella prezentowała się klasycznie w obcisłej, czarnej sukience, kończącej się tuż nad kolanem, z dołem o ołówkowym kroju. Wysoki dekolt na każdej innej osobie wyglądałby a'la Barbra Walters, ale nie na niej. Dodając do tego 12-centymetrowe szpilki od Manolo, pojedynczy naszyjnik z pereł i włosy ułożone w idealne fale, Bella przyćmiewała nawet ich ukochaną Audrey.

Rosalie natomiast była bardziej nowoczesna w luźnej, czarnej mini Rachael Roy, zwężanej w połowie ud. Sukienka miała wycięte duże partie materiału z długich, luźnych rękawów, a dziewczyna spięła włosy w wysoki kucyk, pozwalając, by leżał pomiędzy jej odsłoniętymi łopatkami.

W swojej marszczonej mini Alice wyglądała po prostu stylowo. Szeroki pasek, wysadzany szmaragdami i ametystami, pięknie zaakcentował jej drobną sylwetkę i dodał uroku, którym nie mogłaby się pochwalić nawet pani Victoria Beckham.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


- Tak mi przykro, Rose - powiedział Emmett w sekundzie, w której przekroczył drzwi. - Profesor Wacko zmusił nas do napisania raportu odnośnie wszelkich rodzajów prawa karnego na pięćdziesiąt stron. Bóg chyba stworzył szkoły prawnicze po to, żeby wykończyć studen... - dodał, zamierając, kiedy zobaczył, jak skąpe ciuchy ma na sobie dziewczyna.

Łapiąc ją w talii, Emmett złączył jej usta ze swoimi, próbując zbliżyć się do niej najbardziej jak to możliwe.

Po jej kręgosłupie przeszedł dreszcz, kiedy wyszeptał chrapliwym głosem:

- Wiesz, że wyglądasz olśniewająco, prawda?

- Też miło mi cię zobaczyć – odpowiedziała, chichocząc, wciąż lekko zamroczona pod wpływem jego dotyku. - I nie musisz się martwić, pozostali też dopiero co przyszli.

Fundując mu pełny wgląd na swoje obnażone plecy, Rosalie chwyciła jego rękę i pociągnęła go w stronę salonu Alice i Belli, a jej kucyk kołysał się na boki.

Kiedy nie usłyszała za sobą Emmetta, odwróciła się na obcasach czółenek od Jimmy'ego Choo, żeby zobaczyć, że tęsknie się jej przygląda.

- Robisz to, żeby mnie zabić, mała? - powiedział, kiedy otoczyła ramionami jego szyję. Och, „mała”. To coś nowego.

Bawiąc się loczkami na jego karku, odparła:

- Dlaczego w ogóle przyszło Ci to do głowy?

Po złożeniu całusa na płatku jego ucha, Rosalie wymknęła się z jego uścisku i wbiegła do pokoju, a Emmett tuż za nią.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Po szybkim zapoznaniu się ze sobą, wszyscy ubrali płaszcze i ruszyli do klubu.

Pomimo obaw Belli mężczyźni dogadywali się bardzo dobrze, niemal jakby byli braćmi. Ich rozmowa gładko przeszła od nowego filmu o Wolverinie do przypuszczeń, która drużyna wygra puchar Stanley’a.

- Dowody tożsamości poproszę - zażądał łysy bramkarz, nawet nie spoglądając znad notatnika.

Gdy Bella wyjęła swój dokument z podręcznej torebki, poczuła na sobie wzrok mężczyzny. Kiedy go podniosła okazało się, że ma rację.

Łajdak taksował je z góry do dołu, co powodowało, że czuła się nieswojo i niekomfortowo. A jeszcze nawet nie zdążyły zdjąć płaszczy!

- Wszystko w porządku? - spytał ostro Emmett, obejmując ramiona Rosalie. Edward i Jasper zrobili to samo, widząc perwersyjne spojrzenia bramkarza.

- Hmm, n-nie - wyjąkał mężczyzna. Wysoka sylwetka Emmetta naprawdę robiła wrażenie - facet wyglądał, jakby miał zsikać się w majtki. - Życzę miłego wieczoru.

Jak cholera. Zabawią się lepiej niż obsada The Hills podczas wypadu do Cabo.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


- Tylko zostawimy swoje płaszcze i spotkamy się przy kanapach, dobrze? - powiedziała Alice w stronę chłopców, kiedy weszli do środka.

Światła były przytłumione i leciała głośna muzyka. Klub został wypełniony młodymi ludźmi, którzy tańczyli niczym z teledysku Flo Ridy. Na pierwszym poziomie znajdowała się scena, na drugim pufy i kanapy, a na trzecim restauracja.

Został otwarty zaledwie miesiąc temu, ale głównie dzięki modnej atmosferze szybko stał się dla Nowojorczyków najgorętszym miejscem.

- Kupić wam coś? - spytał grzecznie Jasper, wkładając ręce do kieszeni dżinsów od CK. Wydawały się być bardzo puste, kiedy nie było w nich małych dłoni Alice.

- Cosmopolitan - odpowiedziały wszystkie trzy, odwracając się.

Kawałek Starstruck zespołu 3OH!3 stworzył idealne tło, podczas gdy dziewczęta kroczyły w stronę szatni.

Nice Legs, Daisy dukes makes a man go (pogwizdywania)

That's the way they all come through like (pogwizdywania)


I to w rzeczywistości była reakcja na ich widok, kiedy szły na drugi poziom. Mężczyźni praktycznie się ślinili, jakby właśnie zobaczyli Megan Fox, a kobiety posyłały im zazdrosne spojrzenia.

Po wspięciu się po metalowych schodach i podziękowaniu za kilka darmowych drinków, przesyłanych od pijanych idiotów, którzy myśleli, że mają u nich jakieś szanse, zaczęły szukać swoich chłopaków.

Kiedy Rosalie zauważyła, że siedzą w loży położonej z tyłu, zaczęły iść w ich stronę.

Gdy lepiej się przyjrzała, przebiegła przez nią fala gniewu.

Trzy dziewczyny z platynowymi blond włosami siedziały obok ICH facetów i uwodzicielsko się uśmiechały. Gdy zobaczyła, co na sobie mają, niemal zwymiotowała. Ich wiązane na szyi sukienki rozmiarami bardziej przypominały bluzki, a dekolty były tak głębokie, że sięgały im do pasa.

Nagle przypomniała sobie obraz Jennifer Lopez, noszącej Versace na czterdziestej drugiej gali rozdania Nagród Grammy. Tyle że JLo miała o wiele więcej klasy.

Na całe szczęście wszyscy trzej byli odwróceni w innym kierunku i wyglądali, jakby chcieli pozbyć się nieznajomych.

- Al, B, spójrzcie. Mamy tu trzy Lindsay Lohan na dziesiątej - powiedziała Rose, kiwając głową w ich kierunku.

Alice i Bella natychmiast się zatrzymały i rzuciły w tamtą stronę piorunujące spojrzenia.

- Och, to całkowicie niedopuszczalne - wycedziła Alice przez zaciśnięte zęby.

Nie wiedziała, czy powinna:

a) rzucić w dziewczynę swoimi szpilkami
b) wylać jej drinka na głowę
c) przygwoździć ją do stołu

Nie było jakiejkolwiek możliwości, żeby Alice poświęciła dla kogoś takiego swoje buty od Manolo, więc postanowiła posłuchać tego, co powie Bella.

- Ależ prrroooszęęę, to będzie bułka z masłem, dziewczęta - powiedziała pewnie Bella.

- Gotowe? - spytała Alice, przypominając sobie o planie, który ułożyły trzy lata temu, którego miały użyć, gdyby znalazły się w podobnej sytuacji.

- Jasne - odrzekła krótko Rosalie. Mówiąc otwarcie, miała ochotę zdzielić tę lalunię za to, iż w ogóle pomyślała, że ma szanse u JEJ Emmetta.

Tak, Emmett był jej.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Krocząc w rytm piosenki "The Anthem" Pitbulla, podeszły do swojego stolika.

Udając, że nie zauważa marnych podróbek Britney Spears, Alice obeszła je dookoła, wzięła do ręki swój drink i pocałowała Jaspera, zaskakując go. Bella i Rosalie zrobiły mniej więcej to samo i nie czekając na reakcję, z powrotem stanęły przed stolikiem, gdzie zostawiły oszołomione blondyny.

Tworząc front nie do przebicia, Alice i Bella znajdowały się po bokach, trzymając po jednej ręce na biodrze, a Rosalie stała w środku, z ramionami skrzyżowanymi na piersiach. Posyłając wyćwiczone już, lodowate spojrzenie w stronę zdziwionych dziewczyn, Rose tupnęła nogą, czekając na wyjaśnienia.

- Och, czyli wy jesteście jakby... - powiedziała jedna z nieznajomych nosowym głosem.

- Tak - odparła Alice, przerywając jej.

- Oj, ale my tak jakby nie wie... - dodała druga z nich, brzmiąc, jakby błagała o litość.

- Masz rację, nie wiedziałyście - odpowiedziała ostro Bella.

Za plecami mogła usłyszeć śmiechy chłopaków i pytanie Emmetta "Uuuu, potrzebujesz trochę lodu?"

- Ty i twoje klony możecie już iść - rzekła Rosalie, słodko się uśmiechając. Zachowując się milutko, była jeszcze straszniejsza.

Wiedziała, że dały im popalić, gdy na ich twarze wystąpił rumieniec i uciekły w stronę schodów.

- Nigdy nie waż się nie doceniać kobiety w czerni! - wykrzyknęła Alice, kiedy wszystkie trzy przybijały sobie piątki.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


By mieć pewność, że nie upiją się, jak to miały w zwyczaju w college'u i na tamtejszych imprezach, dziewczyny pilnowały, żeby nie wypić za dużo. Choć stwierdzenie, że nie radziły sobie z alkoholem, byłoby nieporozumieniem.

Grupa wracała do apartamentu Belli i Alice, gdzie Edward, Emmett i Jasper mieli je odprowadzić przez to, że Rose zostawała tam na noc.

Bella była zmęczona, naprawdę bardzo zmęczona. Tańczenie przez trzy godziny mogło wypompować dość dużo z kogoś, kto dopiero co miał gorączkę.

Opierając się o Edwarda, uważała, żeby nie suwać obcasami, jeśli później nie chce odnaleźć na nich paskudnych rys.

- Dziękuję, że dziś przyszedłeś, Edwardzie - powiedziała sennie, kładąc głowę na jego ramieniu. Wiedziała, że przecież miał obowiązki w restauracji.

- Nie ma sprawy. Byłem pewien, że Nate poradzi sobie z kuchnią przez jeden wieczór. Odebrałem tylko dwa gorączkowe telefony, a poza tym wszystko było w porządku - odparł spoglądając na koniec ulicy, gdzie pięć metrów przed nimi szli pozostali. - A do tego mogłem zobaczyć, jak na moim oczach powiedziałaś do słuchu natrętnej nieznajomej.

- Och, nawet mi nie przypominaj - wymamrotała.

- Nie przejmuj się, kochana. W rzeczywistości to było naprawdę seksowne - wyszeptał do jej ucha. Bella była wdzięczna, że na dworze dawno się ściemniło, bo Edward nie mógł zobaczyć ogromnego rumieńca, jaki wystąpił na jej twarz. Właśnie dał jej do zrozumienia, że jest seksowna!

- Hej, Bello? - powiedział Edward, zniżając na nią wzrok. Poczuła, jak trochę mocniej ją objął, kiedy spytał - Czy zostaniesz moją dziewczyną?

Posyłając mu promienny uśmiech, zaczęła składać małe całusy wzdłuż jego szczęki... Jego silnej, pięknej szczęki.

- Czy mogę to uznać za "tak"?

- Zdecydowanie - oznajmiła Bella, czując, że przez jej ciało przepływa nowa fala energii.

Z szerokim uśmiechem Edward złożył pocałunek na jej czole, później na czubku nosa, a po chwili wpił się w jej wargi.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


- Hej, Al, możesz włączyć wiadomości z automatycznej sekretarki? - krzyknęła Bella, wsuwając jedwabne spodnie od pidżamy. - Moja mama miała zadzwonić, żeby porozmawiać o Święcie Dziękczynienia.

Alice i Rosalie chciały posiedzieć trochę dłużej i wypytać ją o każdy szczegół rozmowy z Edwardem, ale pomijając fakt, że Bella była mega podekscytowana przez swojego przystojnego chłopaka, na gwałt potrzebowała snu.

- Pewnie, za sekundę - odpowiedziała Alice.

Bella wyjęła z komody top na ramiączkach i podeszła do telefonu chwilę po tym, jak Alice nacisnęła guzik na sekretarce.

Jedwabny ciuszek wypadł z jej dłoni, które zamarły, kiedy z głośnika zabrzmiał znajomy głęboki męski głos.

Bells, muszę z tobą porozmawiać. Oddzwoń maleńka. Byłem naprawdę głupi i... i... przepraszam.


_____________________________________________________________________

Dodatkowo - piosenki wspomniane w tym rozdziale:
3OH!3 - Starstruck http://www.youtube.com/watch?v=eXwtOroPLl0
Pitbull - The Anthem http://www.youtube.com/watch?v=OowrChJgd_Q


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Alice_94
Nowonarodzony



Dołączył: 31 Mar 2009
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Milicz

PostWysłany: Pon 14:35, 21 Gru 2009 Powrót do góry

Och! Przepływają prze ze mnie same emocje radości:) Ach! ten Emmett.
Widzę że dziś nasza trójca pokazała pazurki:D To było nawet zabawne:) Opracowany 3 lata temu. wow. Dziewczyny już mają plany na przyszłość.
Chodź mam pewną uwagę... Esz... Myślałam ze oni już byli razem, mam na myśli Eda i Bells. Szkoda że ta powieść nie jest zekranizowna. Uwież mi byłby to hit:)

Pozdrawiam
All
xoxo


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Śro 21:46, 23 Gru 2009 Powrót do góry

Amaranthine twoje tłumaczenie jest świetne:-) szkoda, że musimy dość długo czekać na kolejne rozdziały ale warto.
Akcja z wypłoszeniem tych lasek na imprezie po prostu pierwsza klasa:-))) uśmiałam się baaaaaaaaaardzo:-)))) "Ależ prrroooszęęę, to będzie bułka z masłem, dziewczęta" kpina w wypowiedzi Bells mnie rozwaliła:-)
Uwielbiam to opowiadanie i twoje tłumaczenie :-) daje mnóstwo radości.
Więc tłumacz i daj nam się nim cieszyć:-)
Wesołych Świąt


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 23:24, 01 Sty 2010 Powrót do góry

za każdym razem kiedy widzę opis jakiejś 'pokazówki' przypomina mi się moja Wielka Trójca i nasze 'pokazówki', które pokazywały dużą część nóg i pewności siebie... no i pannom, gdzie ich miejsce - no - jak człowiek był młody to szalał :)
ciekawi mnie bardzo jak autorka zawikła sytuację, bo jest aż za różowo :) dziewczęta poznały chłopców... sa razem - niektórzy oficjalnie, a niektórzy jeszcze o tym calkiem nie porozmawiali, ale są na dobrym tropie...
co prawda zaczyna się come back Jacoba, ale nie sądzę, żeby przebił Edwarda - kucharza... ja całe życie marze o mężczyźnie, który dobrze wygląda i dobrze gotuje zarazem :) zazwyczaj te dwie cechy występują kategorycznie oddzielne ...
uwielbiam ten ff... no i nareszcie nadążam za projektantami :)

do następnego :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kakunia
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Polski :)

PostWysłany: Sob 11:41, 02 Sty 2010 Powrót do góry

Teraz cały czas będę myślała, co będzie dalej przez ten telefon.
Jak przyjmie to Bella?
Dlaczego Edward tak postąpił?
To w barze było świetne, zupełnie mnie rozbroiło.
Szybko wstaw kolejny rozdział!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wampiorka
Zły wampir



Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z zza Ekranu

PostWysłany: Sob 13:50, 02 Sty 2010 Powrót do góry

Kolejny super zapewniający się fanfick....
Ciekawy rozwój sytuacji
Osobowości bohaterów "Belli" nie do wiary nie do pomyślenia ..;D
Ogólnie super....
Czekam na olejne rozdzialiki
Weny..;D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Amaranthine
Zły wampir



Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dreamland

PostWysłany: Czw 20:00, 14 Sty 2010 Powrót do góry

Dziękuję Wam moje drogie za wszystkie komentarze - naprawdę wiele dla mnie znaczą Smile. Aż miło mi się zrobiło, jak je zobaczyłam, bo pamiętam, że na początku przez jakiś czas nikt nie komentował nowego rozdziału i dziękuję Wam również, że mimo, iż nie dodaję nowych chapików często, trwacie przy moim tłumaczeniu Smile. Obecnie borykam się z zamieszaniem wywołanym końcem semestru, zaliczeniami i zbliżającą się sesją, ale już niedługo w lutym będę miała tydzień ferii, więc postaram się, by jedenasty rozdział pojawił się jak najszybciej Smile.



Tłumaczenie: Amaranthine
Beta: marcia993


Rozdział 10 - Play With Fire


Oh, by the way, by the way I've found someone who gives me space, keeps me safe, makes me sane, found someone to take your place, now I'm safe in his arms, and I decided only he can play with fire - Hilary Duff

http://www.youtube.com/watch?v=Ell6NWmKQE4


- Czyli... co masz zamiar zrobić, B? - spytała Alice z ustami pełnymi płatków Special K.

Rosalie wyszła wcześnie do biura, by uporać się z jakąś papierkową robotą. Uznacie ją za szaloną, bo poszła tam w sobotę, jednak w poniedziałek miała naprawdę ważne spotkanie z prezesem firmy. A skoro Rose musiała wyjść, Alice nie ruszyła ani odrobinę z operacją nazwaną "zmusić Bellę do mówienia".

Dziewczyny zostawiły ją na jakiś czas samą, żeby mogła wszystko przemyśleć. Jeśli Bella potrzebowałaby pomocy, wiedziała, że zawsze może do nich przyjść. Ale tym razem Al czekała na próżno.

- Nic - odpowiedziała Bella, wbijając widelec w połówkę grejpfruta.

- Co to znaczy, Bello? - odrzekła zdziwiona Alice, podnosząc swoje idealnie wyskubane brwi. Cierpliwość nigdy nie była jej dobrą stroną, a nastawienie przyjaciółki naprawdę nie pomagało...

- To znaczy, że nie mam zamiaru do niego oddzwaniać - odparła stanowczo. - Nie jestem nic winna temu zdrajcy a'la Kevin Federline.

- Dobrze... Masz rację, ale co z E...

- On wcale nie musi o tym wiedzieć, Alice - powiedziała Bella, ucinając jej wypowiedź.

- A właśnie, że musi! Jest twoim chłopakiem, Bello. Powinnaś mówić mu o takich rzeczach! - odparowała. Jednak nie krzyczała, bo przyjaciółki nigdy na siebie nie krzyczały. Ale czego Bella nie mogła tutaj zrozumieć?

- Zerwałam z Jacobem dwa tygodnie przed tym, jak zaczęliśmy się w ogóle spotykać - odparła, a jej bursztynowe oczy spojrzały w orzechowe tęczówki Alice, próbując przekazać jej, co czuje. - To nie ma znaczenia.

- Mówisz poważnie?! W ogóle słyszysz, co do mnie mówisz?! - wykrzyknęła.

- Alice, daj spokój, wszystko będzie dobrze! - Bella upuściła z łoskotem widelec na stół.

- Ależ prrroooszęęę! Możesz to sobie powtarzać - huknęła dziewczyna. Nie mogła już tego słuchać, czuła się, jakby coś wysysało jej tlen z płuc. Nie mogła nawrzeszczeć na Bellę, bo były jak siostry.

Zamiast tego - Alice wrzuciła miskę po płatkach do metalowego zlewu, chwyciła swoją brązową, skórzaną, przekładaną przez ramię torbę od Stelli McCartney i wyszła z mieszkania.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Nie wiedząc za bardzo, gdzie ma iść, Alice pozwoliła, by torba opadła na jej klatkę piersiową niczym szarfa i wyszła na chłodne powietrze.

Krzyżując ręce na granatowym, krótkim płaszczyku Diora, ruszyła wzdłuż budynku.

Zdrowy rozsądek Belli musi kiedyś wrócić, prawda? Musiała powiedzieć Edwardowi.

Alice nie miała dużego doświadczenia w dziedzinie związków, ale on był jej chłopakiem. A czy szczerość w stosunku do swojego partnera nie powinna być na porządku dziennym?

A może zachowywała się zbyt nachalnie i natarczywie? Chciała tylko pomóc, lecz nie powinna tak naciskać. Bella zrobi to, co będzie uważała za najlepsze.

Alice próbowała odsunąć od siebie narastające poczucie winy. Idąc, czuła, jak torba lekko ociera się o jej ciemne, sprane dżinsy. Miała trochę dokumentów w środku niej oraz w biurze i zawsze mogła zacząć pracować nad zleceniami na przyszły tydzień.

Gdy zacieśniła uchwyt na klatce piersiowej, zorientowała się, gdzie niosły ją nogi odziane w buty Tory Burch.

Nie do biura jej czy też Rosalie, ale do mieszkania Jaspera.

Mając nadzieję, że będzie w domu, nieśmiało zapukała do drzwi i jeszcze mocniej objęła się rękoma, próbując powstrzymać spowodowane stresem łzy.

Ubrany w białą bluzę Nike z kapturem i sportowe szorty Jasper otworzył drzwi i z miejsca przyjął do wiadomości, że coś jest nie tak. Jego włosy zostały odgarnięte do tyłu niewielką ilością potu, miał rozgrzane ciało i wyglądał, jakby dopiero co biegał.

- Hej, co się sta...

- Przytul mnie - powiedziała, chowając twarz w jego szerokich, wyczekujących ramionach.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Alice miała rację, a Bella o tym wiedziała.

Musiała mieć, nieważne jak ciężko było jej to przyznać.

Po wsunięciu nóg odzianych w dżinsy Citizen w sięgające do połowy łydki skórzane kozaki, chwyciła torebkę od Alexandry Wang i ruszyła do jego restauracji.

Jeśli się nie myliła, on będzie bardzo zajęty pracą. Dziś mieli jeść u niego bardzo znaczący krytycy kulinarni, więc Edward i jego załoga na pewno zajmą się przygotowaniami. Może nie znajdzie dla niej czasu i wróci do tego później?

Tchórzliwie i niemrawo wspięła się po trzech małych schodkach.

Gdy otworzyła błyszczące drzwi, podmuch ciepłego, zachęcającego powietrza zaczesał do tyłu jej, splecione w stylu Lauren Conrad, włosy.

Rozpinając skórzaną kurtkę D&G ze stójką, Bella rozejrzała się dookoła, próbując kogoś wypatrzeć. Jedyne osoby, jakie znalazła to kelnerzy, nakrywający drewniane stoły delikatnymi, białymi obrusami.

Prawdopodobnie nie powinna tego robić, ale ruszyła na tyły budynku i pchnęła podwójne, prowadzące na zaplecze drzwi.

Po raz pierwszy widziała kuchnię w restauracji. Niesamowita... Bella była bardziej uszczęśliwiona niż wtedy, kiedy dowiedziała się, że Kate Moss została nową muzą Marca Jacobsa.

Kuchnia została podzielona na coś na kształt trzech sekcji. Dwie szerokie kuchenki ciągnęły się od jednej strony pomieszczenia, aż do drugiej. Czyste, białe talerze leżały zebrane w równy stos na stole i czekały, aż ktoś je zapełni.

Bella ujrzała coś na kształt miejsca, w jakim przygotowywano desery, które odznaczało się tym, że powiewało stamtąd chłodne powietrze, a od reszty kuchni oddzielała je plastikowa zasłona.

Kiedy ujrzała miedziane włosy, jej żołądek zaczął wywijać fikołki. Jej nerwy uspokoiły się na jego widok, ale po chwili znowu dały o sobie znać, kiedy przypomniała sobie, po co tu przyszła.

Chłopak pochylał się, skupiając się na tym, co robił. Z tego, co potrafiła dostrzec, wyglądało na to, że uważnie obierał jakąś rybę z ości.

- Szefie? - spytała młoda dziewczyna, wyciągając w jego stronę mały rondelek. Jej włosy zostały upięte w koku ciaśniejszym niż noszone przez łyżwiarki na olimpiadzie i wyglądała, jakby jeszcze chodziła do liceum. Może była praktykantką?

Biorąc do ręki metalową, leżącą na desce do krojenia łyżkę, spróbował sosu, który ugotowała.

- Może być. Pamiętaj, żeby dodać trochę więcej soli, kiedy będziemy przyrządzać to wieczorem. Dziękuję Kristen - powiedział, dając jej znać, że może odejść.

Gdy odwrócił się, żeby zdjąć z półki dużą patelnię, jego oczy koloru jadeitu zatrzymały się na Belli.

Kiedy do niej podchodził, na jego usta wypłynął jej ulubiony, krzywy uśmieszek.

- Hej, co tu robisz? - spytał, całując ją w policzek.

- J-ja, hmm... - wyjąkała Bella, oglądając swoje rozpaczliwie potrzebujące manicuru paznokcie. - Czy mogłabym z tobą chwilkę porozmawiać?

- Oczywiście - odparł, a jego oczy wypełnił niepokój. Odwracając się, wykrzyknął przez ramię - Nate, dokończ przyrządzać doradę!

Kiedy poprowadził Bellę do małego pomieszczenia, które, jak się domyślała, było jego biurem, natychmiast zaczęła mieć wątpliwości co do tego, co zamierzała zrobić.

Miał dziś wystarczająco dużo na głowie, nie chciała go jeszcze dodatkowo obarczać. Ale.. nie. Alice miała rację i musiała mu powiedzieć.

- Wszystko w porządku, kochanie? Wydaje mi się, że nie. O co chodzi? - spytał, siadając na blacie biurka, a ją sadzając na krześle.

Kiedy usiadła w najwygodniejszej pozycji, wzięła głęboki wdech i zaczęła:

- Chciałam tylko powiedzieć ci to teraz, bo chcę być z tobą szczera - rzekła, wyrzucając szybko słowa. - Okej. Więc dwa tygodnie przed tym, jak się spotkaliśmy, zerwałam z moim chłopakiem, z którym chodziłam jeszcze od czasu college'u. Kilkakrotnie mnie zdradził i nie mogłam już tego znieść, więc powiedziałam mu, że z nami koniec - odparła cicho, spoglądając na niego spod zasłony rzęs. Na jego gładkim czole pojawiły się zmarszczki, jakby był zdezorientowany... a może zły?

Kiedy nie odpowiedział, ciągnęła dalej.

- A więc opowiadam ci to wszystko dlatego, że... um... wczoraj wieczorem zostawił mi na sekretarce wiadomość, w której mnie przepraszał.

Gdy znowu na niego popatrzyła, był wpatrzony w ścianę za jej plecami, a jego szczęka i pięści zostały zaciśnięte.

- Ale nie mam absolutnie żadnego zamiaru kiedykolwiek z nim rozmawiać. Zachowałam się wystarczająco głupio, pozwalając, by ten związek trwał aż tak długo.

- Kochałaś go? - spytał Edward po dłuższej chwili ciszy, a pod koniec jego głos nieznacznie się załamał. Bella usłyszała w nim ból, który usiłował stłumić.

Wstając, położyła obie dłonie na jego policzkach, zmuszając go, żeby na nią spojrzał.

- Nie. Na początku tak myślałam, ale byłam młoda i naiwna.

- Dobrze - powiedział, uspokajając się pod wpływem jej dotyku. - Przykro mi, że tak cię zranił, Bello. Obiecuję, że ja nigdy tego nie zrobię.

- Wiem - odparła, wzdychając, gdy położył własną rękę na jednej z jej dłoni.

- Czy z nami wszystko w porządku? - spytała niepewnie po kolejnej chwili ciszy.

Lekceważąc jej pytanie, Edward pocałował Bellę, zaskakując ją. Ale ten pocałunek był inny niż poprzednie. Nie tak słodki, lecz bardziej... namiętny. Jakby chciał zapewnić ją, że nigdy jej nie zrani i już zawsze przy niej będzie. Jej napięte nerwy wreszcie puściły.

Czując, że zmiękły jej kolana, otoczyła dłońmi jego szyję. Jego ręce powędrowały do jej boków, zatrzymując się na brzegu jej kurtki, gdy ich wargi zgodnie się poruszały.

Bella zapomniała o męczących ją myślach, kiedy obsypując ją pocałunkami, wyszeptał:

- Tak... wszystko w porządku.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


- Przepraszam, kochana - powiedział Jasper, zataczając uspokajające koła na jej plecach i policzkach.

Siedzieli na kanapie, a Alice wdrapała się mu na kolana, jednak odwróciła się tak, żeby mogła opierać policzek na jego klatce piersiowej.

- W porządku - odparła, spuszczając wzrok. - Nie chcę już o tym rozmawiać... powiesz mi coś?

- Co dokładnie? - spytał miękko.

- Może coś, czego jeszcze nie wiem - rzekła, bawiąc się dwiema nitkami wystającymi z jego bluzy.

- Dobrze, więc... Mój tata był kiedyś wojskowym, a teraz jest nauczycielem. Właściwie to moi rodzice są nauczycielami. - Alice podniosła głowę i pocałowała jego szczękę, dając mu znak, żeby kontynuował. Potrzebowała czegoś, co odciągnie ją od problemów.

- Mam trzech braci. Blake i Brady mają po siedemnaście lat... są bliźniętami. I mój trzeci brat, Jackson, ma dziesięć lat. Wszyscy troje grają w piłkę nożną... to najpopularniejszy sport w Teksasie. Ja też grałem, ale zbyt... ostrożnie - odrzekł, zabawnie cmokając swojego bicepsa, który nie był owinięty wokół ramion Alice, rozśmieszając ją.

- Tęsknisz za nimi? - zapytała. Zauważyła, że jego oczy przepełniał smutek, kiedy opowiadał o braciach.

- Tak. Jackson i ja jesteśmy naprawdę blisko - on jest jakby moją miniaturową wersją. Tęsknię też za kuchnią mamy... tutejsza nawet się do niej nie równa. Paula Dean nie miałaby przy niej szans – powiedział, chichocząc.

- A twój tata? - dopytała z ciekawością.

- Jest dobrym człowiekiem... kupił mi pierwszą piłkę do nogi - zaśmiał się, wspominając miłe chwile. - Podziwiam go, za to, jak ułożył sobie życie z moją mamą, po tym, jak się pobrali. Gdyby został w armii, ciągle byśmy się przeprowadzali.

- Brzmi sympatycznie - odpowiedziała, uśmiechając się.

Gorąco znowu zaczęło rozchodzić się po jej ciele, kiedy Jasper dotknął jej policzka, wygładzając nieliczne, przedwczesne zmarszczki.

- Już wszystko dobrze?

- Tak.. jakoś to rozwiążemy. Już dobrze - odparła, próbując przekonać jego i siebie.

- Cieszę się. Nie lubię, kiedy jesteś smutna - oznajmił, całując czubek noska Alice, wywołując tym u niej chichot.

- Zaczekaj tu, pójdę coś przynieść. - Zaskoczona Alice krzyknęła, kiedy Jasper bez najmniejszego wysiłku podniósł ją w ramionach i z powrotem położył na kanapie tak, by mógł wstać.

Gdy znów wbiegł do pokoju, chował coś nerwowo za plecami.

- Nie wiem, jak to jest tutaj, ale mój tata nauczył mnie robić to z bransoletką, a że w tej chwili żadnej nie mam to... - powiedział niespokojnie. Alice z łatwością mogła stwierdzić, kiedy się denerwował, bo mówił wtedy tak szybko jak Eminem.

- Najdroższa, czy zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał, wsuwając swojego srebrnego Rolexa na jej mały nadgarstek.

Miał on szeroką bransoletę, która oplatając jej szczupłą rękę wyglądała niemal komicznie. Okrągła tarcza była granatowa.

Ten kolor przypominał Alice o jego oczach, jego szafirowych oczach, które przenikały prosto do jej duszy. Nie planowała go nigdy zdejmować. Uśmiechnęła się, bawiąc zapięciem i już czując, że to stanie się jej nowym nawykiem, po czym jeszcze chwilkę się z nim droczyła.

- No cóż - powiedziała, odciągając ten moment i posyłając mu uśmiech. - Grałeś w piłkę nożną i widzisz, ja zazwyczaj chodzę z graczami lacrosse'a, ale...

Przerwał jej, przyciskając swoje wargi do jej ust. Wrząca lawa rozeszła się po jej ciele, kiedy niemal zachłannie wplótł palce w jej czarne włosy. Pocałunek był mocniejszy niż zwykle, choć Alice to absolutnie nie przeszkadzało.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Edward musiał wrócić do pracy, więc ociągając się i powstrzymując zmęczenie, Bella poszła z powrotem do mieszkania. Ta cała sytuacja z Jacobem wysysała z niej dużo energii. Musiała porozmawiać z Alice tak pilnie, jak potrzebowała filiżanki espresso i miękkiej poduszki.

Jako prezent na zgodę kupiła w drodze powrotnej dwie kawy w Starbucksie i miała nadzieję, że jej przyjaciółka będzie w domu. Alice od zawsze miała słabość do podwójnej śmietanki.

Kiedy okrążała róg korytarza prowadzącego do mieszkania, niemal zakrztusiła się gorącym płynem.

Przed jej drzwiami siedział Jacob z ugiętymi kolanami i rękoma założonymi za głowę, w całej okazałości swoich stu dziewięćdziesięciu centymetrów.

W środku Belli eksplodował gniew. Dlaczego tu był? Nie miał prawa! Była strasznie wściekła, a jej ręce się trzęsły, powodując, że kawa zataczała koła w styropianowym kubku. Nie zdziwiłaby się, gdyby z jej uszu wydostawała się para, tak jak u bohaterów kreskówek.

Biorąc uspokajający oddech, Bella odnalazła w torbie klucze i ruszyła do przodu.

- Co tutaj robisz? - wycedziła, kiedy podniósł się z podłogi.

- Nie oddzwoniłaś - powiedział. I co z tego? Czy to był jej obowiązek?

- I? Przecież powiedziałam, że z nami koniec. Wynoś się z mojego korytarza, Jacob - odparła, utrzymując swój głos na wodzy.

- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? Było nam tak dobrze, Bells - odrzekł, wpatrując się w nią.

- Nigdy tak naprawdę nie było żadnych nas. Pogodziłam się z tym, a on obiecał, że nigdy nie zrobi mi tego, co ty. Sugeruję, żebyś poszedł w moje ślady - oznajmiła niecierpliwie. O co mu chodziło? Czy był aż tak nierozgarnięty?

- W porządku. Po prostu pomyślałem... Okej, przepraszam - powiedział, spuszczając głowę. - Miłego życia, Bello - dodał, odwracając się i odchodząc w stronę windy.

Wydychając duży haust powietrza, o którego obecności w swoich płucach nie zdawała sobie nawet sprawy, Bella poczuła, że jest wolna. Była oficjalnie wolna od ciężaru zwanego Jacobem.

- Jestem z ciebie taka dumna, B - powiedział cichy głos zza jej pleców. Alice.

- Wszystko słyszałaś, prawda? - odparła Bella, odwracając się do przyjaciółki. Jednak było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.

- Rozejm? - spytała, oferując przyjaciółce kawę.

Kiedy w odpowiedzi otrzymała kiwnięcie głową i uśmiech, wiedziała, że ich spór był zażegnany. A Bella czuła się bardziej zrelaksowana niż po masażu shiatsu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 22:58, 14 Sty 2010 Powrót do góry

cóż... od dziesięciu rozdziałów podziwiam zainteresowanie i własciwie wiedzę na temat mody, naszej drogiej autorki... początkowo odbierałam to jako niechęć do opisywania poszczególnych części ubioru, ale z czasem zdążyłam się przyzwyczaić i polubić kategorycznie ogromną ilość dialogów...

Jasper jest tak uroczy, że po prostu chciałoby się sie zarzucić mu ręce na szyję i całować po policzkach... po prostu - jej :)

Edward... poważny, stonowany, romantyczny... - jej...

zabrakło mi Emmetta i na nieszczęście mamy do czynienia z ff, gdzie autorka ewidentnie nie przepada za naszym sagowym zmiennokształtnym... zastanawia mnie to, że tak szybko odpuścił - to jakiś podstęp jest, coś czuję...

dziękuję za tłumaczenie :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Alice_94
Nowonarodzony



Dołączył: 31 Mar 2009
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Milicz

PostWysłany: Sob 18:40, 16 Sty 2010 Powrót do góry

Jupi!
"Oficjalne związki"... Sytuacja z zegarkiem trochę mnie rozbawiła.
Spodziewałam jakiegoś incydentu z Jacobem, że BĘDZIE niebezpieczny albo coś w tym stylu. a tu nic! Z czego bardzo się cieszę. Zbytnio nie przepadam za tym bohaterem. Szkoda że nie było wątku z Rosali i Emmettem, ale spodziewam się go w następnym rozdziale^^
Zaskakujące jest to, że autorka zmieniała charakter Belli o 180 stopni. Interesuje się modą i w ogóle. W tym wszystkim jest najlepsze.

Miłego tłumaczenia:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Sob 19:23, 16 Sty 2010 Powrót do góry

Amaranthine jak zwykle świetnie sie spisałaś Very Happy moze nie komentuje każdego rozdziału ale pojawiam się tu za każdym razem, gdy pojawia sie nowy rozdział.
lubie to opowiadanie za to, że wielka miłość Belli i Edwarda nie jest na pierwszym planie. Mimo wszystko jest tu równowaga między tymi parami. Czasami to Jasper i Alice są jakby w tle (scena z zegarkiem zabawna i romantyczna), teraz padło na Rose i Emmetta. I co wogóle myslał sobie Jackob nagle znowu pojawiając sie w życiu Belli? :-O
Całe opowiadanie ma jeden fantastyczny przekaz - warto mieć wokoł siebie przyjaciół i ukochne osoby, bo bez nich było by wręcz niemożliwe radzic sobie w życiu. To cudowne mieć w kimś oparcie i móc na tych najbliższych liczyć
Czego tobie i sobie życzę Very Happy
weny i czekam na kolejną część


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Trusiaczek
Człowiek



Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Śro 20:02, 10 Lut 2010 Powrót do góry

Kilka słów by Trusia:

Uwielbiam sceny pt. " Zostaniesz moją dziewczyna/chłopakiem" Smile
Każda z bohaterek ma swój jedyny i nie powtarzalny charakter... podobnie jak męska część opowiadania. Zawody dopasowane perfekcyjnie. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejne rozdziały! Weny!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
EsteBella;*
Człowiek



Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hmm.. A już wiem... Wampirowo;]

PostWysłany: Pią 15:09, 12 Lut 2010 Powrót do góry

,,- Czyli... co masz zamiar zrobić, B? - spytała Alice z ustami pełnymi płatków Special K. ''

Ja zamiast tego ,,czyli'' wstawiłabym ,,więc''

,,-Więc... co masz zamiar zrobić, B?''

Moim zdaniem bardziej pasuje, ale to twój wybór ja mam tylko sugestię. Ogólnie tekst świetnie przetłumaczony. Czytałam oryginał, więc wiem jak to wygląda. Z angielskiego jestem słaba, więc tylko trochę zrozumiałam. Czekam na nowy rozdział.

Z poważaniem
Ta Jedyna Bella;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Amaranthine
Zły wampir



Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dreamland

PostWysłany: Sob 18:07, 20 Lut 2010 Powrót do góry

Dziękuję Wam ślicznie za wszystkie komentarze i za to, że pomimo długiej przerwy dalej pamiętacie o tym opowiadaniu Smile. Dziękuję tym, którzy komentują tutaj i na chomiku Smile. Aż się miło robi na serduchu, jak widzę, że ff jest dobrze przyjmowany Very Happy. Niestety ze względu na kilka niespodziewanych wydarzeń nowy rozdział dodaję dopiero dziś, za co przepraszam.

Auroro Rose - dziękuję Ci serdecznie za piękne życzenia ;*. I również życzę Ci takich serdecznych osób w życiu Very Happy.

Nie przedłużając już zapraszam na jedenasty rozdział, poświęcony jednej z naszych par Very Happy. Mam nadzieję, że zadowoli tych, którym brakowało jej w poprzednim chapiku Smile.

Jak zwykle, dostępny również w pdfie na [link widoczny dla zalogowanych].

Miłego czytania Smile.




Tłumaczenie: Amaranthine
Beta: gościnnie chochlica1 (dziękuję! Smile)


Rozdział 11 - Wanted


And its hard to breathe, and every other time is just a memory, cus I only wanna be wanted
by you
- Jessie James


http://www.youtube.com/watch?v=8Bkeb4BPPnc



- Strasznie ci dziękuję, że zgodziłaś się to zrobić, Rose - zapiszczała podekscytowana Carson, idąc wzdłuż ulicy z Rosalie. To było niczym zmierzenie się z całą energią, jaką posiadała dziewczynka.

Rosalie zgodziła się zabrać nastolatkę na zakupy i znaleźć najlepszą sukienkę w całym mieście, na jej zimowy bal.

- Nie ma sprawy - odparła, otwierając szklane drzwi do Barneysa. Uwielbiała robić zakupy, a szczególnie dla innych.

Kiedy przeszły przez podwójne drzwi, oczy Carson natychmiast powędrowały w stronę najnowszej kolekcji kopertówek marki Alice + Olivia.

NIE! Źle! Rozproszenie uwagi!

- Carson, chodź - powiedziała, praktycznie siłą wciągając ją do góry po schodach. - Emmett mnie zabije, jeśli odstawię cię zbyt późno w środku tygodnia. Mamy tyle do kupienia... Rzeczy rozpraszające naszą uwagę są złe. Przez duże Z.

- Ależ prrroooszęęę! Nic ci nie zrobi - odrzekła, nie zgadzając się z Rose. Kiedy wreszcie doszły do damskiej sekcji, Rosalie wydawało się, że Carson wymamrotała jeszcze pod nosem - Jest w tobie zakochany...

Pytania zbombardowały jej głowę szybciej, niż mama w średnim wieku, biegnąca z talonami na wyprzedaż.

Wytrząsając natrętne myśli ze swojego i tak już przepracowanego mózgu, przejechała wzrokiem po wieszakach z ciuchami od projektantów.

- Czyżbyś mnie szukała, Rosie? - zawołał bardzo wysoki głos zza pleców dziewcząt. Szybko się obracając na obcasach beżowych czółenek z zaokrąglonymi czubkami, Rosalie stanęła twarzą w twarz ze swoim ulubionym asystentem, odzianym w szal od Hermesa. - Och, kochana, Dior jest stworzony wprost dla ciebie!

- Dzięki, Richie - odpowiedziała, uśmiechając się, podczas, gdy przejechała dłonią po kopertowej sukience koloru burgundu, schowanej pod jej ciemnym płaszczem.

- Richie, to jest ta młoda dama, o której ci opowiadałam - dodała, wskazując na swoje lewo, gdzie stała Carson.

- Carson, chciałabym ci przedstawić jednego z najlepszych osobistych asystentów w mieście... Richiego Warnera.

Carson grzecznie się uśmiechnęła i miała zamiar wyciągnąć rękę na powitanie, kiedy on pochylił się i złożył na jej policzkach dwa szybkie całusy.

- Och, znajdę ci tak boską sukienkę, że ten chłopiec zapomni jak się nazywa. Będziesz wyglądała wystrzałowo - powiedział wskakując pomiędzy nie i wyciągając na boki łokcie, tak, żeby mogli skrzyżować ramiona.

- Oby nie zbyt wystrzałowo, Riche. Ona ma starszego brata - odparła Rosalie chichocząc, gdy kroczyli wzdłuż korytarza.

- Zaczekaj. On nie spisał moich wymiarów - powiedziała Carson, unosząc ze zdziwienia wydepilowane brwi, kiedy Riche zniknął wśród wieszaków z różnorakimi kolekcjami.

- Nie martw się, wystarczyło, że na ciebie spojrzał... właśnie to czyni go najlepszym - zapewniła Rosalie, uśmiechając się. - Za nie dłużej niż pięć minut wróci z naręczem ubrań, wśród których będziesz miała szeroki wybór.

- Wiesz, to było coś, o czym zawsze rozmawiałam z mamą... zimowy bal – oznajmiła dziewczynka, spoglądając w górę na Rosalie po chwili ciszy.

Tymi lodowo błękitnymi oczami... oczami Emmetta.

Jejku, tęskniła za nim bardziej niż za swymi espadrylami od BCBG, schowanymi w pudełku „tylko na lato”. Kurczę, nie widziała się z nim jak długo – jeden dzień?

Ale wiecie co było naprawdę smutne? Nawet bardziej smutne niż przypuszczenia Lindsay Lohan, że ma szanse na karierę w modellingu? Że na robionym co kwartał podsumowaniu własnego życia napisała... poprosimy o fanfary... Rosalie McCarthy.

- Przykro mi, Carson – odparła delikatnie Rosalie. Współczuła dziewczynce z całego serca; ona nigdy nie poradziłaby sobie z utratą matki.

- W porządku – odpowiedziała, a jej oczy wypełnił smutek. - Było ciężko, ale miałam Emmetta, więc...

- Hej, a może opowiesz mi o tym szczęśliwcu? – odrzekła szybko Rose, żeby odwrócić uwagę dziewczynki. Nie mogła znieść widoku smutnej Carson, to po prostu nie miało prawa bytu.

- Omójbosz, Rose, jest zabójczo przystojny – pisnęła, podskakując w swoich czółenkach od Lauren Moffat, na maleńkich obcasach, gdy szły wzdłuż jasnego dywanu w stronę eleganckich przymierzalni.

Misja zakończona sukcesem.

- Nazywa się Anthony Moreti. Ma takie ciemne, pofalowane włosy i orzechowe oczy, które są jakby połączeniem zielonego i brązu. Jego rodzice pochodzą z Włoch, więc ma ciemniejszą karnację. Gra w szkolnej drużynie lacrosse'a... a nasza drużyna jest naprawdę, ale to naprawdę dobra. Ale on nie bierze żadnych sterydów tak, jak pozostali gracze; uważa, że to głupota. Och, i jest w moim wieku, więc Emmett nie będzie wariował. A wiesz co powiedział mi wczoraj? Stwierdził, że uważa, że jestem naprawdę ładna! Możesz w to uwierzyć? A innego dnia poniósł za mnie książki od algebry...

- Och, i wiesz, że ćwiczę balet? Kiedyś przyszedł na mój recital i powiedział, że jestem naprawdę dobra. A chłopak mojej najlepszej przyjaciółki Jordan, Gabe, przyjaźni się z Anthonym. Obydwoje grają w drużynie i po jednym meczu, w przebieralni... no cóż, ona powiedziała, że on powiedział, że jeden z juniorów stwierdził, że jestem naprawdę ekstra, a wtedy Anthony okropnie się na niego wściekł.

- Myślisz, że naprawdę mnie lubi, czy jestem tak głupia, jak Vanessa z Plotkary? Och, Rose, musisz mi powiedzieć, musisz, musisz!

- Okej. Najpierw – usiądź, albo połamiesz obcasy – powiedziała, popychając dziewczynkę na długą, czekoladową, prostokątną pufę. - Po drugie, ile filiżanek kawy wypiłaś zanim tu przyszłaś? A po trzecie, nigdy nie będziesz głupsza niż V. Oczywiście, że cię lubi! Myślisz, że zaprosiłby cię na bal, gdyby tak nie było?

- Tak, ale ja po prostu – uch, czy faceci zawsze są tak skomplikowani? - spytała, odchylając głowę do tyłu w dramatycznym geście.

- Tak, zawsze – odparła Rosalie, myśląc o swoich gwałtownie rozwijających się uczuciach do Emmetta.

Na szczęście, zanim Carson zdążyła zapytać o cokolwiek więcej, Riche wbiegł do przymierzalni z długim, metalowym wieszakiem zapełnionym ubraniami w różnym kolorach i o różnych długościach.

- Okej mała C, będę nazywał cię małą C, dobrze? - nie czekając na potwierdzenie, kontynuował. - Więc obecna tu Rosie zdradziła mi, że twój ulubiony kolor to fioletowy i wiem, że uwieeelbiasz kolekcje pana Posena i dlatego przyniosłem też kilka jego dzieł...

Po wielu przymiarkach, cała trójka była psychicznie wyczerpana. Sukienki musiały odpowiadać mniej więcej połowie tuzina wymagań...

1. Musi być oceniona na 10 przez Carson.
2. Musi mieć coś niebieskiego (Anthony miał mieć na sobie bladoniebieski krawat).
3. Nie może być pokryta obrzydliwymi kropkami a'la Cruella de Vil.
4. Nie może mieć tiulu.
5. Nie może sięgać ponad wyznaczoną wysokość (wymóg dyrektora Carltona, nie Carson).
6. Musi przejść test długości starszego brata.

- Zaczekaj, mała C – oświadczył Riche, wyciągając przed siebie dłonie, jakby chciał zatrzymać samochód, a następnie wybiegając z pomieszczenia, krzycząc jeszcze przez ramię. - Jak mogłem zapomnieć... Mam wprost idealną Elle Moss!

Riche miał rację, choć w sumie nic w tym dziwnego.

Sukienka była bez ramiączek i ściśle obejmowała szczuplutkie ciało Carson.

zero tiulu √

Sukienka koloru topazu akcentowała jej oczy, a do gorsetu były przyczepione małe kawałki kremowej koronki.

niebieski/ bez kropek √

Brzeg zwężał się zaraz nad jej kolanami, tworząc wykończenie podobne do ołówkowej spódnicy.

ograniczenie długości dyrektora/brata √

Barneys nie sprzedadzą sukienki nikomu innemu z Dalton Prep, a do tego znalazła idealne, srebrzyste Blahniksy na paseczkach i 8-centymetrowych obcasach, które idealnie pasowały do sukienki...

nie trzeba nawet mówić – 10 √


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Święto Dziękczynienia: czas by składać podziękowania, czas by wyrażać swoją wdzięczność.

Rosalie nie była rozpieszczana, żadna z dziewczyn taka nie była. Rozumiały, jak dobrze usytuowane były ich rodziny, ale nigdy nie wykorzystywały bogactw, które były powiązane z ich nazwiskami.

Oczywiście, wszystkie były debiutantkami na balach. Ich przodkowie przypłynęli na Mayflower*. Mieli rodzinne posiadłości w Hamptons w Europie. Członkowie ich rodzin chodzili do szkół prowadzących do Ligi Bluszczowej**: Columbii, Cornella, Dartmouth, Yale, Harvardu, Princeton, Browna albo Penn.

Miały swoich ulubionych projektantów. Chanel, D&G, Dior, Fendi...

W czasie tego święta zwłaszcza Rosalie pamiętała o podziękowaniu. Nie tylko za swoją edukację albo szafę, za którą inni by zabili.

Jakkolwiek mocno uwielbiała rzeczy materialne, były inne, ważniejsze, za które warto było dziękować, a przynajmniej tego roku.

Tak, jak pewnego razu powiedziała wspaniała Whitney Port, „Ubrania to tylko ubrania, a buty to tylko buty.”

Więc zamiast tego, Rosalie modliła się za swoją rodzinę, za jej sukces oraz za wyjątkową dziewczynkę i jej starszego brata.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Od siódmej do siedemnastej... tak, na pewno. Raczej piąta trzydzieści do dziewiętnastej.

Spytasz dlaczego Rosalie zmuszała się do pracy w tak nieprzyjaznych godzinach.

No cóż, miała dwa spotkania i trzy raporty na... wszyscy kochają piątki, prawda?

Po włożeniu czarnego, sięgającego kolan płaszcza od Burberry, zawiesiła torbę w zagięciu łokcia i wyszła z budynku swojej firmy.

Z trudem podnosząc do góry zmęczone stopy odziane w czarne czółenka Mui Mui z zaokrąglonymi noskami, objęła się ramionami, chroniąc przed spadającą z nieba niepozorną zapowiedzią śniegu i zawołała taksówkę.

Czarne rajstopy chroniły jej nogi przed nadciągającą zapowiedzią śnieżycy, która miała nawiedzić miasto na przeciągu kolejnych dwóch dni. Powietrze już teraz zaczynało robić się lodowate.

Gdy się pochyliła, wchodząc do środka taksówki, poczuła delikatne wibracje swojego iPhone'a.

Cars wariuje. Potrzebuję cię.
Proszę, proszę, przyjdź.

- Emmett


Nie zastanawiając się zbyt wiele, Rosalie podała kierowcy namiary na penthouse McCarthych i złapała się swojego pasa, ile sił w rękach, gdy mężczyzna mknął po śliskich ulicach.

Pukając do drzwi wejściowych, zacisnęła czarny skórzany pasek, który idealnie pasował do szarej sukienki z golfem i długimi rękawami od Diora, którą na sobie miała i czekała, dokładnie wiedząc czego się spodziewać.

To tej nocy miał się odbyć bal Carson i nie ważne jak bardzo chciałoby się wyprzedzić fakty i wszystko zaplanować... coś zawsze musiało pójść nie tak.

- Dziękuję **całus** ci **całus** bardzo **całus** - powiedział Emmett między pocałunkami, po otwarciu drzwi.

- Co się stało? - spytała Rosalie, gdy już odzyskała równowagę pod wpływem jego dotyku.

- Nie wiem... Myślę, że chodzi o jej włosy czy coś takiego – odparł, gdy ona kładła swój płaszcz i torebkę na kanapie, a następnie szła za Emmettem w górę po schodach (przy okazji mając przed oczami całkiem interesujący widok pewnej konkretnej części jego ciała).

- O cholera... Okej, będę potrzebowała zmoczonej ściereczki, butelki wody i batonika muesli albo czegoś podobnego, dobrze? - powiedziała pamiętając o naukach swojej mamy.

- Co? - Emmett zatrzymał się wpół kroku na schodach i odwrócił się do niej, śmiejąc się. Jego irytująco urocze dołeczki w policzkach, które były jeszcze bardziej widoczne, gdy się uśmiechał, powodowały, że serce Rosalie przyspieszało. Był po prostu zbyt slodki, w podniecający sposób.

- Maskara będzie spływała po jej policzkach przez to, że płakała. W jej organizmie nie będzie zbyt wiele wody i jestem na 100% pewna, że z nerwów przez cały dzień nie miała nic w ustach. Więc posłuchaj mnie, albo zejdź z drogi, żebym mogła być superwoman! - oznajmiła tupiąc obcasem i kładąc dłonie na biodrach. Rosalie robiła się nieco humorzasta, kiedy była pozbawiona snu.

- Wiesz, że jesteś naprawdę seksowna, kiedy się tak złościsz? – odrzekł Emmett, schylając się do jej poziomu, żeby móc objąć ją w talii.

Rosalie zaczęła zapominać w jakim celu tu przyszła, kiedy zaczął całować pulsujący punkt na jej szyi, gdzie kończył się miękki materiał sukienki, prawdopodobnie zostawiając ślad.

Och, skup się Rose!

- Chcesz żebym ocaliła sytuację, czy nie? - spytała retorycznie, gdy w końcu zebrała wystarczająco dużo siły, żeby się od niego odsunąć.

- Cars, co się dzieje – zwróciła się do dziewczynki, otwierając drzwi do sypialni.

- Omójbosz, Rose! Która okropna fryzjerka idzie do szpitala rodzić dziecko w dniu, gdy jej najdroższa klientka ma zimowy bal? Ja – ja nie mam pojęcia co zrobić z moimi głupimi włosami a – a Anthony będzie tu już za godzinę! - wyjąkała. Tak, jak domyślała się Rosalie, Carson wciąż miała na sobie swój fioletowy jedwabny szlafrok, a z jej oczu płynęły dwie strużki maskary.

- Halo? Przecież tu jestem, prawda?

Dotrzymując słowa, Rosalie stworzyła na głowie dziewczynki misterną fryzurę, na którą składały się warkocze w stylu Lauren Conrad, wplecione w lśniący, związany na boku kucyk. Podkręcone końce kucyka dodawały jej odrobinę elegancji, podczas gdy falująca, przydługa grzywka krzyczała „Mam piętnaście lat i wyglądam lepiej niż Miley i Serena razem wzięte.”


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------


- Em, po prostu bądź miły, dobrze? – powiedziała Rosalie, pocierając ręką ramię Emmetta i próbując go uspokoić. Carson dopracowywała ostatnie detale swojego wyglądu, a jej randka miała tu być w przeciągu pięciu minut.

Rosalie wciąż nie mogła uwierzyć, że ich ojca nawet nie było w domu. Oczywiście Emmett byłby tu niezależnie od tego, ale napędzanie strachu pierwszemu chłopakowi jedynej córki było po prostu jednym z zadań ojców.

Pomimo tego, że stworzył jedną z najbardziej znanych firm prawniczych w mieście, ojciec Rosalie zawsze przychodził na jej przyjęcia urodzinowe i pomagał w jej projektach. Jeśli kiedykolwiek spotkałaby się z panem McCarthym twarzą w twarz, powiedziałaby mu nieźle do słuchu.

- Spróbuj nie spowodować, że dzieciak zsika się do spodni. Carson naprawdę go lubi – podkreśliła, gdy Emmett skrzyżował dłonie na jej plecach, przysuwając ją tak blisko do siebie, że czuła na twarzy jego oddech. Kładąc głowę na jego klatce piersiowej, poczuła, że jej powieki lekko się przymykają.

- Przykro mi, że musiałaś przyjść prosto z pracy, po prostu naprawdę potrzebowałem twojej pomocy, maleńka – wymamrotał, całując jej pachnące lawendą włosy, które były ściągnięte w ciasny kucyk.

- Nie przejmu-uj się – odparła, ziewając. - W końcu jestem superwoman, pamięta-asz?

Z jego gardła wydostał się stłumiony chichot i w tym samym momencie oboje usłyszeli dzwonek do drzwi.

- Jestem... Omójbosz, Rose, Em, szybko, oceńcie mnie – powiedziała Carson, zbiegając po schodach.

- Dziesięć oczywiście – odrzekła Rosalie, uśmiechając się. Dziewczynka miała swoją naturalną urodę. „Ostatnie detale” okazały się być dodatkową warstwą maskary nałożoną na jej długie rzęsy i muśnięciem policzków brązującym pudrem.

- Cars, wyglądasz naprawdę ślicznie – oświadczył Emmett, uśmiechając się do swojej jedynej siostry.

- Zaczekaj... A co ty tak właściwie robisz tu na dole, Carson? - spytała Rosalie. - Chyba nie chcesz, żeby myślał, że na niego czekałaś. Chodź ze mną z powrotem na górę, dobrze?

- Ach tak, zapomniałam. Mój brat Rose – dodała, wbiegając po schodach. Zanim odwróciła się, żeby pójść za dziewczynką, Rosalie posłała Emmettowi ostrzegawcze spojrzenie.

- Myślisz, że jest dla niego miły? Spytała Carson po trzydziestu sekundach chodzenia tam i z powrotem po swojej sypialni, nerwowo kręcąc w palcach małe, wiszące diamentowe kolczyki od Tiffany'ego.

- Po prostu zejdę na dół i za chwilkę cię zawołam – powiedziała Rosalie, podnosząc się z białego krzesła.

- W porządku, ale prooooszę, pospiesz się. Nie wiem czy mój żołądek zniesie więcej – błagała dziewczynka.

Śmiejąc się z jej niecierpliwości, Rosalie zeszła po schodach, zastając Emmetta siedzącego naprzeciw młodego chłopca na kanapie. Na twarzy Emmetta był uśmiech, więc prawdopodobnie tak bardzo nie straszył dzieciaka.

Musieli usłyszeć stukot jej obcasów na drewnianej powierzchni schodów, bo obydwoje zwrócili głowy w jej kierunku.

- Hej, jestem Rose – powiedziała, gdy już do nich podeszła. Carson naprawdę dobrze go opisała. Rosalie z miejsca go polubiła, bo nie miał tego dziwacznego odruchu, który wykonuje większość facetów, gdy odgarniają sobie włosy z oczu.

- Anthony, miło mi cię poznać. Carson opowiadała mi o tobie – odparł wstając i grzecznie się uśmiechając. Był niższy od Emmetta zaledwie o jakieś pół głowy. Rosalie nie przegapiła tego, jak jego wzrok powędrował w stronę schodów, gdy wymówił jej imię. Ach... zauroczył się.

- Ciebie również. Myślę, że Carson jest już gotowa, zaczekaj sekundkę – odrzekła, uśmiechając się i wstępując na pierwsze stopnie. - Cars, gotowa?

- Tak... już idę – oznajmiła dziewczynka, zeskakując po schodach.

Rosalie znowu podeszła do Emmetta, żeby dzieciaki miały chwilkę na przywitanie się i zobaczyła, jak podchodzi do niej Anthony.

Odwracając głowę, ujrzała, jak coś do niej mówi, a sekundę później jej policzki zabarwiły się na intensywny róż.

- To my już pójdziemy, dobrze Em? - oświadczyła Carson, wsuwając ręce w rękawy czarnego, sięgającego do kolan płaszcza Charlotte Ronson.

- W porządku, bawcie się dobrze – odparł Emmett, gdy wychodzili na zewnątrz. - Och, i Moretii – pamiętaj, co ci po-

- Cześć Emmett, cześć Rose – wtrąciła błyskawicznie Carson, przerywając bratu i zamykając drzwi.

- A więc... o czym z nim rozmawiałeś? - spytała ciekawsko Rosalie, gdy poprowadził ją na kanapę.

Po włączeniu telewizora, usiedli tak, że ona opierała się o jego ramię, nogi trzymając podwinięte na kanapie, a on opierał swoje na mahoniowym stoliku do kawy.

- O rozsądnych rzeczach – odparł krótko, biorąc do ręki jeden ze swoich podręczników z prawa.

- Jak... - spytała bawiąc się tą ręką, którą trzymał na kolanie.

- Jak jego średnia ocen, do jakiego college'u się wybiera, od jak dawna lubi Carson, ile goli strzela w trakcie jednego meczu i powiedziałem mu, że jeżeli kiedykolwiek ją skrzywdzi, to znam ludzi, którzy znają ludzi... widzisz – rozsądne – dodał, uśmiechając się do niej.

- Hej, a jak poszły twoje prezentacje? - zapytał zmieniając temat. To, że pamiętał wywołało uśmiech na jej twarzy... był idealny.

- Och, dobrze. Prezes jest zadowolony, więc... - powiedziała, zamykając oczy, gdy jej brzuch zaburczał z głodu. Nie zdawała sobie sprawy, że była aż tak głodna.

- Skoczę szybko do Changa i przyniosę nam coś do jedzenia. Mój tata niezbyt dba o wyposażenie lodówki – powiedział Emmett, odkładając książkę i wysuwając się spod Rosalie.

- W porządku, nie musisz. Na drogach jest strasznie ślisko – odrzekła, gdy wsunął jej pod głowę małą poduszkę.

- Ćśśś, jest dobrze. Przejdę się. Będę z powrotem za nie więcej niż dwadzieścia minut, maleńka.

Ostatnią rzeczą jaką poczuła zanim zapadła w zbawienny sen były jego usta, składające na jej wargach delikatny pocałunek.

Zbudził ją dzwonek telefonu. Rozciągając się i lekko podnosząc powieki, próbowała wymacać Emmetta, ale jedyne czego dotknęła, to pusta kanapa.

W mieszkaniu było ciemno, jedyne źródło światła biło z kuchni i ekranu telewizora. Nie było go tu. W takim razie gdzie był?

Spoglądając na zegarek zauważyła, że zasnęła na jakieś trzydzieści minut.

Może po prostu kolejka była długa. Tak, właśnie tak było.

- Rezydencja McCarthych – powiedziała do słuchawki telefonu przecierając oczy.

- Dzień dobry. Tutaj Julie thompson ze szpitala Mount Sinai. Na ostry dyżur został przyjęty Emmett McCarthy...


_____________________________________________________________________


Dodatkowo:
* Mayflower to żaglowiec, na którym pierwsi koloniści angielscy dopłynęli w XVII wieku do wybrzeży Ameryki Północnej
** z Wikipedii - inaczej Ivy League, stowarzyszenie ośmiu elitarnych uniwersytetów amerykańskich znajdujących się w północno-wschodniej części USA


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Amaranthine dnia Sob 18:12, 20 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Marcelinka Wampirka
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:57, 20 Lut 2010 Powrót do góry

hej dawno nie oceniałm tego ff, ale muszę to zrobić. Rozdział mnie zauroczył, naprawdę Rose była taka sympatyczna a Em taki opiekuńczy względem siostry.
Ale zakończenie...... Umrę jak nie przeczytam kolejnej części przez następny tydzień xdxdxdx


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 11:41, 25 Lut 2010 Powrót do góry

Zakupy z Rose to przeurocze zjawisko... ubawił mnie ten opis, ale mnie zawsze bawi shopping, więc to nawet dobrze :P
te przygotowania były jak z komedii romantycznej - jest randka... jest dramat, bo... nie wiadomo w co się ubrać... nie wiadomo co do tego ubrać... nie wiadomo właściwie nic... a na koniec, kiedy po kilkunastu godzinach już wiadomo to wszystko to na koniec zawsze coś/ktoś zawali i nie ma nas kto umalować/uczesać... dramat - szczególnie dla takich bestii jak ja :P i ja to rozumiem w całości...
autorka ma przezabawny sposób pisania, przez wtrącanie celebrytów/projektantów/marki ... tworzy to naprawdę ciekawe zestawienie ;P
a na koniec tego rozdziału zastrzeliła mnie wypadkiem Emmetta - Rose pewnie prawie zemdlała...

czekam niecierpliwie na następny rozdział Wink

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Night_Angel
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostrołęka

PostWysłany: Czw 16:51, 04 Mar 2010 Powrót do góry

mh.... kiedy czytam twoje opowiadanie po prostu skaczę na krześle niczym Alice , kiedy chce iść na zakupy ... ale ostatnie zdanie mnie rozwaliło ... po prostu to był dla mnie szok ... z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg

pozdrawiam Night Angel


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin