FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Creature of Habit [T, NZ] nowy, 8 rozdz. Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Dahrti
Zły wampir



Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 21:02, 13 Lip 2009 Powrót do góry

*Wychodzi na scenę, kłania się nisko w podzięce mizuki i niesmiało mówi do mikrofonu* No to lecimy...


Rozdział 2


BPOV

Uroczystość zakończenia studiów nie obeszła się bez zwyczajowych tóg, czapek z frędzlami i mnóstwa różnych zdjęć. Moi rodzice przyjechali aż z Arizony, sprawiając mi niezwykle miłą niespodziankę. Nie spodziewałam się ich zobaczyć przez dłuższy czas.
Było mi przykro, kiedy wracali do domu, ale równocześnie byłam podekscytowana perspektywą oficjalnego rozpoczęcia mojej nowej pracy. Przez cały tydzień Kim szkoliła mnie i przygotowywała. Dzięki temu byłam pewna, że sprostam stawianym mi wymaganiom.
Wciąż nie poznałam pana Cullena, ponieważ nigdy nie było go w domu w czasie moich „praktyk”. Kim wyjaśniła mi, że mój pracodawca ma mnóstwo umówionych spotkań w biurze, a jednocześnie w ciągu dnia czuwa nad różnymi projektami wspieranymi przez Fundusz.

Oczywiście pierwszego dnia mojej pracy musiało padać. Na dodatek nie mogłam znaleźć miejsca do zaparkowania. Musiałam wjechać w jedną z bocznych uliczek. Narzekając pod nosem, zarzuciłam torbę na ramię i przygotowałam parasol. Na szczęście udało mi się dotrzeć do domu wciąż będąc względnie suchą. Wbiegłam szybko po schodach i otworzyłam drzwi kluczem, który przekazała mi Kim. Strzepnęłam parasolkę, zdjęłam płaszcz i powiesiłam go w przedpokoju. Podeszłam do biurka.
Mojego biurka.
Kim usunęła wszystkie swoje rzeczy, zostawiając je dla mnie czyste i gotowe do zagospodarowania. Usiadłam na fotelu i rozkoszowałam się tym momentem. Moja pierwsza prawdziwa praca. Moje pierwsze prawdziwe biurko. Dorosłość była troszkę przerażająca.
Podniosłam listę zadań sporządzoną dla mnie przez pana Cullena. Miał najbardziej elegancki i wyrafinowany charakter pisma, jaki kiedykolwiek widziałam. Dosyć staromodny i odrobinkę kobiecy. Poczułam zazdrość, obserwując miękkie linie i perfekcyjne zaokrąglenia stawianych przez niego liter. Miałam nadzieję, że nigdy nie będę musiała sporządzić dla niego odręcznej notatki swoim koślawym pismem.
Potrząsnęłam głową i zabrałam się do pracy. Lista moich zadań obejmowała odebranie jego prania oraz kilka nieskomplikowanych zakupów w sklepie z artykułami gospodarstwa domowego i aptece. Miałam także zdobyć konkretny model długopisu w wyznaczonym sklepie w północnej części miasta. Zostałam poinstruowana, aby odebrać listy i gazety z jego skrzynki pocztowej. Najwyraźniej pan Cullen prenumerował ponad piętnaście gazet codziennych, dostarczanych każdego ranka wprost do jego skrzynki. Nie miałam pojęcia jakim cudem udawało mu się przyswoić taką ilość informacji po całym dniu wypełnionym pracą. W sumie, to nie była moja sprawa.
Jeszcze raz przeczytałam uważnie całą listę. Zadzwoniłam na informację, aby upewnić się, czy dobrze pamiętam położenie jednego ze sklepów. Zauważyłam także połyskującą, srebrną kartę kredytową z logiem Funduszu przyczepioną do kartki. Na osobnej notce było napisane, że mam jej używać do wykonywania zleconych zakupów.
Przeszłam do przedpokoju, zakładając z powrotem płaszcz i torbę. Otworzyłam parasol, korzystając z osłony niewielkiego daszku nad najwyższym stopniem schodów.
Westchnęłam i pobiegłam do samochodu, przeskakując znajdujące się na mojej drodze kałuże.

Wróciłam do domu sześć godzin później, po odwiedzeniu ośmiu sklepów, jednej przerwie na zatankowanie i kolejnej na lunch, wpadnięciu w kałużę oraz intensywnej kłótni z automatem w pralni samoobsługowej. Byłam wyczerpana i przemoczona po prawie całym dniu biegania w deszczu. Chciałam jedynie wrócić do swojego mieszkania i wpakować się do łóżka. Jednak nadal pozostały mi dwie godziny pracy. Musiałam jeszcze poukładać wszystkie zakupy i wykonać kilka drobnych czynności w domu.
Sporo czasu zajęła mi wymieniana żarówek w bibliotece i salonie. Najwyraźniej pan Cullen zdecydował się przejść na energooszczędne halogeny. Uważałam, że wyrzucanie całkiem sprawnych żarówek do kosza było marnotrawstwem. Dokonywanie decyzji nie należało jednak do mnie.
W bibliotece ciągle czułam się rozproszona przez widok rzędów książek. Tak jak w przypadku większości rzeczy zgromadzonych w tym domu, był to zbiór zarówno starych, jak i nowych tytułów. Stał tam nawet pokaźny dział z literaturą w obcych językach: niemieckim, francuskim i włoskim. Zatrzymałam się chwilę przy oprawionej w prawdziwą skórę edycji dzieł Szekspira. Była miękka i odrobinę przetarta od używania. Znalazłam również kopie Homera i Steinbecka oraz mnóstwo dzienników medycznych. Owszem, podejrzewałam, że był geniuszem i cudownym dzieckiem, ale i tak wątpiłam, by był w stanie przeczytać je wszystkie. Roześmiałam się, kiedy próbowałam wyobrazić sobie rozmiar ego i ogrom pretensjonalności mojego szefa.

Kiedy już skończyłam ratować świat za pomocą energooszczędnych żarówek, zaniosłam na górę do garderoby pranie i inne sprawunki. Przewiesiłam ubrania przez oparcie krzesła i położyłam gazety na ławie, układając je tak, jak byłam poinstruowana – w równiutkich odstępach, odsłaniając tytuły poszczególnych numerów. Potem posegregowałam pocztę w organizatorze – większe koperty z tyłu, mniejsze na przedzie. Następnie powyjmowałam pranie z plastikowych toreb i przygotowałam wieszaki. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Wszystkie wieszaki musiały być identyczne - drewniane, dokładnie wyczyszczone i wyrównane do linii. Oczywiście każda rzecz miała swoje wyznaczone miejsce w odpowiedniej szafie. Właściwa lokalizacja każdego stroju była zaznaczona na specjalnej karcie, którą przekazała mi przez Kim. Dodatkowo, każda rzecz była sfotografowana i skatalogowana z uwzględnieniem właściwej jej pozycji w garderobie.*
Obeszłam pokój jeszcze raz, poprawiając wieszaki i upewniając się, czy wszystko jest na miejscu. Z jakiegoś powodu lubiłam to pomieszczenie. Musiałam przyznać, że czułam się trochę samotna w wielkim domu szefa. Przebywanie w garderobie dawało mi jakąś namiastkę kontaktu z drugim człowiekiem. Reszta mieszkania sprawiała wrażenie dosyć bezosobowej. Tutaj przynajmniej mogłam się dowiedzieć czegoś więcej o nieuchwytnym panu Cullenie.
Po raz pierwszy zauważyłam kolekcję unikatowych podkoszulków. Zaczęłam je przeglądać, czytając nadrukowane na nich nazwy zespołów i loga: The Beatles, The Rolling Stones, The Who, The Grateful Dead, The Doors, Janis Joplin, Pink Floyd, Led Zepplin, David Bowie, Queen, i KISS. Zatrzymałam się przy tym ostatnim i przesunęłam palcem po twarzy Gene Simmons. Koszulek było zbyt wiele, bym mogła obejrzeć wszystkie. Miałam jednak wrażenie, że były ułożone chronologicznie. Na końcu zauważyłam Cher, Eltona Johna, Nirvanę oraz Madonnę podczas jej ostatniej trasy koncertowej.
Była to naprawdę niesamowita, bardzo eklektyczna kolekcja. Mój szef musiał dotrzeć do jakiegoś specjalistycznego sklepu, wykorzystującego oryginalne projekty, również te sprzed lat. Zastanawiałam się, czy Kim była odpowiedzialna także za wyszukiwanie i kupowanie tych podkoszulek.
Ach, życie bogaczy.
Zgasiłam światło i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zeszłam na dół do mojego biurka i sporządziłam raport. Napisałam go na komputerze. Nie chciałam ujawniać mojego koślawego charakteru pisma. Zostawiałam go na skraju blatu, zgodnie z instrukcją.
Zbierając swoje rzeczy stwierdziłam, że był to udany dzień. Mimo wszystko byłam zadowolona, że mogę już iść do siebie, zamówić pizzę i opowiedzieć o wszystkim Angeli. Zastanawiałam się, czy uda mi się wkrótce poznać pana Cullena. Z każdą chwilą byłam go coraz bardziej ciekawa.
Przecież w końcu musimy się spotkać twarzą w twarz. Prawda?


EPOV

Kwiaty.
Ich aromat wciąż atakował moje zmysły. Mogłem tylko zakładać, że były to perfumy mojej nowej asystentki. Był to jeden z tych zapachów, który początkowo był przyjemny i naprawdę ładny. Potem jednak stawał się przytłaczający i odpychający.
Byłem rozdarty między tymi dwoma wrażeniami, co doprowadzało mnie do szału.
Niezależnie od wszystkiego, postanowiłem zostawić jej jutro instrukcję, by przestała używać tych perfum. Napiszę jej, że powodują u mnie migrenę.
Może to i lekka przesada, ale ten zapach naprawdę robił dziwne rzeczy z moją głową. Migrena wydawała się być najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem mojej prośby spośród wszystkich powodów, jakie przyszły mi na myśl.

Byłem w garderobie, wybierając podkoszulek z mojej kolekcji. Dziś wieczór postanowiłem wyjść. Było mi to potrzebne. Miałem w zwyczaju zamykać się nocami w moim domu, dochodząc do siebie po dniu pracy. Normalnie nie spędzałem aż tyle czasu w biurze. Nadszedł jednak czas rozliczenia podatkowego, przez co musiałem być na spotkaniach z księgowymi i radami nadzorczymi, przeglądając ponownie budżety i prace organizacji, które sponsorowaliśmy. Nie miałem innego wyboru, jak być na miejscu i spełniać moje obowiązki dyrektora generalnego.
Założyłem niebieską koszulkę i dżinsy. Wybrałem parę brązowych butów oraz kurtkę, po czym podszedłem do biurka, zabierając pocztę. Przyłożyłem kopertę do nosa i aż się wzdrygnąłem z bólu.

Przeklęte kwiaty.

Zanim opuściłem pokój, powąchałem kopertę jeszcze raz. Włożyłem pod pachę kilka gazet, a następnie wyszedłem przednimi drzwiami. Nadal utrzymywała się lekka mgła. Skierowałem się do bardziej popularnej części miasta. Zauważyłem, że świeże powietrze sprawia mi ulgę, choć nadal czułem lekki ból. Stwierdziłem, że musi to być efekt wdychania kwiatowych perfum w domu i przestałem zwracać na to uwagę.
Przeszedłem przez ulicę, obserwując mijane grupy ludzi i słuchając ich rozmów. Był poniedziałek, więc na ulicach nie było wiele osób, a ich myśli poświęcone były pracy i innym błahym problemom dnia codziennego.
Trywialne.
Wszedłem do kawiarni na rogu, witając kelnerkę uśmiechem. Rozpoznawała już moją twarz i pamiętała co zamawiam – byłem stałym klientem. Biznesmeni często przechodzili przez tę okolicę, a kawiarnia była tutaj od sześciu miesięcy. Dla mnie była to perfekcyjny czas. Dostatecznie długi, by zostać zauważonym, ale zbyt krótki, żeby zrobić jakieś długotrwałe wrażenie.
Wyszedłem za zewnątrz na osłonięty taras. Położyłem mój napój i gazety na jednym ze stolików. Odsunąłem krzesło i usadowiłem się wygodnie. Przejrzałem pierwszą gazetę, zaznaczając interesujące mnie teksty. Zauważyłem kilka krótkich wzmianek o poszukiwanych przeze mnie przypadkach. Zaniepokoiło mnie, że miały miejsce tak blisko granic miasta. Będę musiał przyjrzeć się temu bliżej w domu.
Cały czas byłem świadomy irytującego bólu, który nie chciał ustąpić. Zastanawiałem się, czy może ktoś inny również zaczął używać tej marki perfum. Miałbym poważny problem, gdyby nagle stały się popularne.
Zezłoszczony, wciągnąłem ostrożnie powietrze. Nie zauważyłem niczego podejrzanego. W końcu zdumiony zdałem sobie sprawę, że nieznośny zapach był na mnie.
Przyciągnąłem do twarzy mój podkoszulek i powąchałem go.

Jasna cholera!

Uderzyła mnie fala zapachu dochodząca od mocno umalowanej twarzy Gene Simmons. Poczułem zawroty głowy.
Puściłem koszulkę i wciągnąłem haust świeżego powietrza.
W porządku, trochę lepiej. Jako perfekcjonista i mistrz samodyscypliny, byłem zaintrygowany swoją reakcją. Stwierdziłem, że muszę postarać się przyzwyczaić do tego zapachu, skoro ma na mnie aż tak silny efekt.
Edward Cullen uwielbia wyzwania.
Siedziałem w kawiarni i kontynuowałem lekturę, ignorując pulsujący ból. Od czasu do czasu przyłapywałem się na tym, że przyciągałem koszulkę do nosa i wdychałem jej zapach, pod pretekstem sprawdzenia, czy stawał się łatwiejszy do zniesienia.
Nie skutkowało.
Mimo to nie przestawałem.
Niczym narkoman pożądający kolejnej działki, za każdym razem czułem podniecenie, potem ból i odrazę.
Po godzinie powtarzania tego absurdalnego rytuału, wyrzuciłem nietkniętą kawę i zebrałem gazety. Byłem bardziej niż nieznacznie wytrącony z równowagi własnym zachowaniem oraz wściekły, że coś takiego ma nade mną taką władzę.
Stałem na rogu ulicy - rozdarty, niepewny, co teraz powinienem zrobić. Miałem dwie możliwości. Wrócić do domu, tak jak wcześniej planowałem, albo iść i zaspokoić moje potrzeby.

Po raz drugi w tak krótkim czasie moje potrzeby wygrały. Zwróciłem się w przeciwnym kierunku, wyrzuciłem gazety do śmieci i zdeterminowany poszedłem w kierunku jedynej rzeczy, która mogła teraz złagodzić mój głód.



* Aż się prosi o komentarz, prawda? Albo chociaż opis mojej reakcji. Ale zamilknę. Nie powiem, ani nie napiszę nic. Nic a nic. Zostawiam Was samych z tym opowiadaniem. No comments.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 21:58, 13 Lip 2009 Powrót do góry

Przyznaję się, że nie wytrzymałam i zaczęłam czytać oryginał ^^ Ale teraz mogę powiedzieć, że Twoje tłumaczenie w niczym mu nie ustępuje ;]
Bardzo podoba mi się Edward w tym opowiadaniu, zdecydowanie przyznaję Ci rację, że ma swój urok. Przez swój perfekcjonizm staję się, o dziwo, bardziej ludzki. I swoją drogą bardzo mnie to śmieszy Wink A Bella mimo mojego początkowego niezdecydowania także ma swój urok. Nie mogę się doczekać tłumaczenia kolejnych rozdziałów bo naprawdę z każdym kolejnym robi się coraz bardziej interesująco Wink
Życzę wytrwałości :)
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mille
Wilkołak



Dołączył: 12 Kwi 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Wschodu, nie wiadać? xd

PostWysłany: Pon 22:21, 13 Lip 2009 Powrót do góry

Czekałam na ten rozdział z niecierpliwością:> Edward jest jeszcze bardziej intrygujący. Chyba w żadnym znanym mi ff nie był aż TAK tajemniczo wykreowany. Wprost nie mogę się doczekać, kiedy dowiemy się co z niego za facet:> Dopiero zamieściłaś 2 rozdziały i póki co mogę śmiało stwierdzić, że to pierwsze opowiadanie, które jak dla mnie jest totalnie nieprzewidywalne! I tłumaczenie oczywiście świetne, ale to już wiesz;)

Życzę wytrwałości:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lilczur
Wilkołak



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka

PostWysłany: Pon 23:50, 13 Lip 2009 Powrót do góry

Cóż można rzecz - Edzio to fetyszysta i pedant w jednym.:D Gazety ułożone równiutko, takie same wieszaki - Jezu, dobrze, że ja nie mam takiego szefa! Wink
Wykonałyście wraz z betą kawał dobrej roboty - przyznam, że też zajrzałam do oryginału. Ale wiesz, wolę czytać Twoje tłumaczenie i to wcale nie ze względu na trudność czytania w obcym języku - po prostu widać w nim Twoją subtelną obecność, która nadaje temu tekstowi lekkości i czaru.:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 10:45, 14 Lip 2009 Powrót do góry

Kolejny rozdzialik, który bardzo mnie zaintrygował. Ten ff jest taki inny. Utrzymany w takim klimacie tajemnicy, Bella z Edwardem się mijają, zainteresowani swoimi osobami. Aż nie mogę się doczekać ich pierwszego spotkania Wink
Bardzo łądne tłumaczonko, czytało się rewelacyjnie!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lady Vampire
Wilkołak



Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd

PostWysłany: Czw 9:19, 16 Lip 2009 Powrót do góry

Muszę powiedziec, że to opowiadanie jest niezwykle intrygujące.
Edward jest taki bardziej... zwierzęcy. Bardzie podoba mi się tutaj nawet niż w kanonie, mimo że jest snobistyczny, zarozumiały i taki... pretensjonalny. Tylko te koszulki, dziwne trochę.
Bella za to jest taka... właśnie. Jeśli Edwarda można określic dokładnie, to z Bellą jest problem. I będę musiała czytac kolejne rozdziały, żeby się czegoś dowiedziec.
Ogólnie jestem pod wrażeniem. Tego ff, jak i tłumaczenia. Brawo za wybór tekstu. To też się liczy.
Czekam na kolejne części z niecierpliwością.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lady Vampire dnia Czw 9:19, 16 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
zgredek
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 51 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa

PostWysłany: Czw 22:15, 16 Lip 2009 Powrót do góry

Tak, to ja, pewnie się mnie nie spodziewaliście z nowym rozdziałem, ale skoro tu przylazłam...

Chciałam napisać na wstępie, że trochę się obawiam, bo Dahrti tak swietnie tłumaczy, a ja na pewno jej nie dorównam, jednak ponieważ ten rozdział również betowała Mizuki (za co bardzo dziękuję), to mam nadzieję, że nie będzie tak źle Wink

Dopełniając ceregieli muszę jeszcze podziękować Robaczkowi (za zaspokajanie mojej dociekliwości) i Dahrti za pomoc w krytycznych sytuacjach :D

no a tak poza tym, to już milczę...


Rozdział III

PWB:
Obserwowałam, jak komputer wypluwa z siebie kartkę papieru dokumentującą moje osiągnięcia tego dnia.
Zostawiając papier w wyznaczonym miejscu, głośno westchnęłam. Przetrwałam pierwszy tydzień pracy, a teraz miałam uczcić to obiadem z Angelą.
Wsunęłam ręce w rękawy płaszcza i podniosłam torbę, wdzięczna, że przynajmniej ten jeden raz nie pada. Kiedy odwróciłam się, by zamknąć drzwi, poderwał mnie dzwonek telefonu. Natychmiast zaczęłam szukać go w torebce, przy okazji upuszczając klucze i w końcu z trudnością podniosłam klapkę, zanim włączyła się automatyczna sekretarka.
- Halo – powiedziałam rozproszona, szukając kluczy.
- Isabella?
- Tak, tutaj Bella - chrząknęłam. Ach! Poczułam klucze pod palcami.
- Och tak, Bella. Mówi Edward Cullen. - Zamarłam.
Cholera.
Starałam się nadać mojemu głosowi nutkę profesjonalizmu, zanim odpowiedziałam: - Tak, proszę pana, jak się pan czuje?
- W porządku, dziękuję. Wiem, że jest późno, ale potrzebuję, żebyś zrobiła jeszcze jedną rzecz, zanim wyjdziesz – poinformował mnie.
- Oczywiście – odpowiedziałam, jęcząc pod nosem. Tak, oczywiście. Musiał wybrać akurat ten wieczór, piątkowy wieczór, jedyny wieczór, na który miałam plany, żeby zatrzymać mnie dłużej.
Włożyłam klucz do zamka i wróciłam do domu.
- Moje biuro wyśle ci faksem trochę papierów. Kiedy wszystko przyjdzie, proszę skopiuj to w trzech egzemplarzach i zepnij. - Mówił coraz szybciej, więc przebiegłam korytarz, żeby wziąć jakąś kartkę papieru, na której mogłabym to wszystko zapisać. - Okładka powinna być przezroczysta, ale tył musi być ciemny. Możesz wybrać kolor. Zazwyczaj odpowiedni jest czarny. Każdy zestaw ma być ponumerowany, uwierzytelniony i wprowadzony do komputera. Kiedy skończysz, zostaw to na swoim biurku na raporcie dziennym.
Wciąż skrobałam informacje, kiedy uświadomiłam sobie, że nadeszła moja kolej na odpowiedź, więc wymamrotałam: - Nie ma problemu. Z chęcią to zrobię.
- Dziękuję, Isabello. - Rozłączył się.
Opuściłam głowę na biurko i zaskomlałam. Domyślałam się, że posiada mój numer, ale nie oczekiwałam, że skorzysta z niego zanim się spotkamy. To było pierwsze bezpośrednie zadanie, jakie mi zlecił. W każdym razie inne niż notka, którą zostawił mi na biurku, żebym zmieniła perfumy, bo powodują u niego migrenę. Nigdy nie używałam perfum, więc nie miałam pojęcia, jak wypełnić tę prośbę.
Wklepałam w telefon treść wiadomości do Angeli, przepraszając ją za wystawienie jej i przeklinając mojego nieuchwytnego szefa. Zaprosiłam ją na spotkanie przy margaricie w naszym ulubionym barze o dziewiątej.
Nie chciałam, żeby to zadanie zniszczyło mi cały wieczór, więc zaplanowałam jego szybkie skończenie. Dlatego też zrobiłam najlepszą rzecz, którą można się zająć w pośpiechu; czekałam. Patrzyłam się na faks, niecierpliwie wyglądając przysłania zapowiedzianych dokumentów.
Minęło pięć minut, a nic się nie pojawiło, więc sprawdziłam włącznik i upewniłam się, że jest uruchomiony. Potem skontrolowałam zapas papieru. Następnie zbadałam połączenie w ścianie i ponownie włącznik. Czterdzieści pięć minut później maszyna zabuczała, powracając do życia.
Schwyciłam papiery zaraz po tym, jak wyszły z faksu, upewniłam się, że pozostały ułożone w odpowiedniej kolejności i natychmiast wybiegłam przez drzwi do samochodu, którym pojechałam do najbliższego punktu ksero. Szczęśliwie kilka mil dalej znajdował się całodobowy sklep. Wysiadając, zerknęłam pospiesznie na zegar.
Osiemnasta trzydzieści. Mnóstwo czasu by skończyć, wrócić do domu, przebrać się i iść do baru.
Ponieważ był piątkowy wieczór, a sklep mało zatłoczony, moje nadzieje wzrosły. Zajęłam miejsce w kolejce za starszym panem z niewielkim stosem papierów.
Gdy zobaczyłam szesnastolatka za ladą, zbliżającego się do klienta przede mną, moja nadzieja skonała. Przez jego ramiona przewieszały się słuchawki, brudna koszulka wystawała zza rozpadającej się kamizelki i widać było, że nie planuje na dzisiejszy wieczór randki, bo wcale się nie spieszył.
Według mojego zegarka obsługa trwała pełnych trzydzieści osiem minut, a mężczyzna przede mną tłumaczył po raz trzydziesty, że chce powiększenia swoich papierów, ale nie za dużo i nie za mało. Zrobili niezliczoną ilość kopii, zanim został uzgodniony idealny rozmiar. Prawie zaczęłam bić brawo, kiedy facet w końcu wyszedł ze sklepu.
Doskoczyłam do lady, uśmiechając się szeroko do gburowatego nastolatka.
- Cześć – powiedziałam, wierząc, że nabierze trochę wigoru, jeśli będę miła.
Ledwo co spojrzał na mnie i mruknął: - Hej. Czego potrzebujesz? - Hmm, chyba muszę bardziej się postarać.
- Och, chciałabym skopiować kilka stron, a potem je spiąć. Proszę. - Pokazałam mu papiery, razem ze wskazówkami, które zapisałam. - Przepraszam, wiem, wiem, ale mój szef naprawdę ich potrzebuje. Uch, praca w piątkowe wieczory jest bez sensu, nie?
Podniósł moje wskazówki i chrząknął, odwracając się do kopiarek stojących za nim.
Westchnęłam, zerkając na zegarek. Było piętnaście po dziewiętnastej. Nie ma mowy, żebym zdążyła wrócić do domu i się przebrać, ale wyglądałam dobrze, przynajmniej tak mi się wydawało, nawet jeśli Kopiujący Chłopak miał inne zdanie.
Może zdąży to zrobić, a ja je uwierzytelnić i potem zostawić na biurku, żeby popędzić na spotkanie z Angelą. Nie ma problemu.
Następnych dwadzieścia pięć minut spędziłam spacerując po sklepie. Zrobiłam bransoletkę ze spinaczy do papieru i zapisałam moje imię w specjalnym rozmazanym stylu na skrawku papieru, który znalazłam w śmieciach. Kiedy już myślałam, że zaraz stracę nerwy, Kopiujący Chłopak podszedł do mnie. Sceptycznie zlustrowałam jego dłonie, które były irytująco puste.
- Skończone? - zapytałam.
Wzruszył ramionami. - Okładka trochę narozrabiała, więc muszę zrobić nowe kopie za te, które zostały zniszczone.
Dwadzieścia minut później miałam moje okładki i zapłaciłam swoją lśniącą czarną kartą kredytową. Wsiadłam do samochodu, uświadamiając sobie, że nie mam pojęcia, gdzie można coś uwierzytelnić o tej porze. Wróciłam do sklepu i zapytałam Kopiującego Chłopca czy wie, kto mógłby to zrobić.
Myślał przez chwilę, zanim w końcu stwierdził: - Taa, Sarah, moja szefowa, może to zrobić.
Praktycznie skoczyłam przez ladę, chcąc go pocałować. Najprawdopodobniej byłby to jego pierwszy raz, ale mogłabym się poświęcić.
- Świetnie! Mógłbyś dać jej te papiery w moim imieniu? - Poprosiłam.
- No nie bardzo. Nie przyjdzie przed dziesiątą. Przepraszam.
Głupi Kopiujący Chłopiec. Umrze prawiczkiem, byłam tego pewna.
Wkurzona wróciłam do samochodu. Nie wiedziałam, co zrobić. Uderzałam głową w kierownicę, aż usłyszałam, że swój telefon.
Odebrałam go z nutką entuzjazmu. - Halo?
- Bello, skończyłaś?
Angela. Słyszałam dudnienie muzyki wskazujące na to, że już dotarła do baru.
- Nie. Zrobiłam wszystko, ale papiery muszą zostać uwierzytelnione. Nie mam pojęcia, co robić. Jest piątek, piętnaście po dwudziestej. Prawdopodobnie nie tylko nie spotkam się z tobą, ale w dodatku stracę pracę, bo nie wykonałam pierwszego zadania przydzielonego mi przez szefa – skarżyłam się.
- Okej, uspokój się. Na pewno znajdziemy jakieś rozwiązanie – zapewniła mnie Angela. Wzięłam głęboki oddech, próbując się skupić.
Kurczowo trzymając telefon, mówiłam: - Notariusz nie będzie dostępny przed dziesiątą, bank jest zamknięty jak każdy inny urząd o tej porze.
Po długiej przerwie Angela w końcu odpowiedziała: - A więc, co by zrobiła na twoim miejscu jego stara asystentka?
- Angela! No tak, zadzwonię do Kim i poproszę ją o radę. - Zatrzasnęłam telefon, rozłączając się.
Przewinęłam listę numerów i znalazłam ten należący do Kim, który wprowadziłam w razie nagłych wypadków. Westchnęłam z ulgą, kiedy odebrała po trzecim sygnale. - Kim, dzwoni Bella. Potrzebuję twojej pomocy.

***


PWE:
Uświadomiłem sobie, że jest prawie dwudziesta druga, kiedy zebrałem swoje rzeczy z tylnego siedzenia samochodu. Spędziłem pół dnia w Forks, zajmując się jakimś rodzinnym interesem.
W każdym razie nazywali to rodzinnym interesem. Ja mówiłem na to interwencja.
Dwudziesty raz w ciągu tylu lat.
To oczywiście opóźniło mnie w pracy, a moje nerwy były wyczerpane poczuciem winy i nieustannym plotkowaniem, których unikałem przez wszystkie te lata.
Moje palce zatrzymały się na gałce drzwi.
Bum, bum.
Wibracja, którą mogłem poczuć w głębi piersi.
Bum, bum.
Rozejrzałem się dokoła i nawet wychyliłem zza drzwi garażu w kierunku ulicy.
Nic. Cisza. W zasięgu wzroku nie przejeżdżał nawet samochód.
Wróciłem w to samo miejsce i wcisnąłem guzik od drzwi garażu, zanim wszedłem do kuchni.
Zostałem zaatakowany przez falę zapachu.
Cholera, wypełniła mnie irytacja. Wcześniej w tym tygodniu zostawiłem w domu notkę o perfumach, więc nie mogłem uwierzyć, że dziś natężenie ich zapachu wzrosło. Czyżby się w nich wykąpała?
Bum, bum.
Zapach musiał powodować to łomotanie w mojej głowie, które spadło na ostatnie miejsce listy moich problemów, kiedy poczułem, że staję się głodny, chociaż byłem dobrze najedzony.
Bum, bum, bum, bum.
Wstrzymując oddech, wyszedłem z kuchni w kierunku jej biurka, planując zabrać stamtąd skoroszyty, o których prosiłem uzupełnienie, a potem skierować się do mojego pokoju, żeby uciec przed nieznośnym zapachem.
Zbliżałem się do biurka, kiedy to się stało.
Pięć stóp ode mnie, w ciszy pokoju stała jakaś osoba.
Bum, bum.
Pięć stóp.
Nie miałem pojęcia.
Nic nie słyszałem. Nawet szeptu.
To znaczy, nie byłem tego do końca pewny.
Zaszokowany zareagowałem defensywnie i z mojego gardła wydobył się niski pomruk.
Złamałem podstawową zasadę. Nigdy nie opuszczaj gardy.
Bum, bum, bum, bum.
Uderzenia stały się głośniejsze i szybsze.
Wziąłem głęboki oddech.
Kwiaty.
Bum, bum, bum, bum.
Czułem jej strach.
Miała długie ciemne włosy i jasną karnację. Odwróciła się i spojrzała na mnie zaskoczona, jej oczy otwarły się szerzej, a mała dłoń zakryła różowe usta.
Podniosłem głowę w ciszy. Przysłuchiwałem się, ale nie znalazłem w niej innego dźwięku, niż bicie jej serca.
- Och! - krzyknęła. - Przestraszyłeś mnie! Musisz być panem Cullenem. Jestem Bella. - Wyciągnęła rękę w moją stronę.
Bum, bum, bum, bum, bum, bum, bum.
Jej serce biło szybciej i szybciej, chociaż twarz pozostawała spokojna, od kiedy mnie rozpoznała.
Nie spuszczałem oczu z jej twarzy, a potem przeniosłem je na dłoń.
Trzymała ją tam jeszcze przez chwilę, trzęsącą się w powietrzu, zanim wycofała, zapewne po przypomnieniu sobie zasad, przekazanych jej przez Kim, dotyczących dotykania mnie. Albo raczej nie dotykania mnie. Nigdy.
Miałem niewiele sekund, żeby przywołać się do porządku, zachować zimną krew przy kobiecie przede mną.
Zamrugałem, skupiając się na jej twarzy, nie na biciu serca, a tym bardziej zapachu, tylko na twarzy i spojrzałem jej w oczy. Tak spokojnie i delikatnie jak to było możliwe, powiedziałem: - Pani Swan, sądzę, że powinna pani wyjść.
Jej oczy wypełniły się zakłopotaniem i niewątpliwym strachem. Gapiła się przez chwilę, potem cofnęła o krok, zanim popędziła przez korytarz, do przedsionka, gdzie wzięła coś z wieszaka na ścianie i trzasnęła drzwiami.
Ten ruch spowodował poruszenie kwiatowej woni, który uderzyła w moje usta i dosłownie pobiegłem w kierunku drzwi, uderzając w nie całym ciałem. Moje dłonie przywarły do płaskiej drewnianej powierzchni, gdy powstrzymywałem się od otwarcia ich i wybiegnięcia w noc.
Pochyliłem się tyłem do drzwi, opadając na kolana, zaciskając dłonie na włosach i głośno jęknąłem.
Co. To. Do. Cholery. Było?

***


PWB:
- Dmuchaj – rozkazała Angela, podając mi chusteczkę.
Wzięłam ją od niej i wydmuchałam nos. Po tym jak pan Cullen kazał mi wyjść, pobiegłam do samochodu i przepłakałam całą drogę do domu. Angela znalazła mnie krótką chwilę później, w mojej piżamie, jedzącą masło orzechowe wprost ze słoika.
Siedziała obok mnie z podwiniętymi pod ciało nogami, ze swoją własną łyżką. - Powiedz mi – poprosiła - co właściwie stało się po tym, jak się rozłączyłaś?
Pociągnęłam nosem. - Tak więc zadzwoniłam do Kim, która, dzięki Bogu, ma przyjaciela pracującego w biurze adwokackim. On z chęcią pomaga jej w każdej sytuacji. Nie muszę chyba dodawać, że ustawiłam jego numer w szybkim wybieraniu na swoim telefonie.
Zanurzyłam łyżkę w słoiku i po chwili wyciągnęłam wypełnioną ogromną ilością masła. Zanim włożyłam ją do ust, kontynuowałam opowieść. - Tak więc pojechałam tam, a potem wróciłam do biura, próbując ocalić chociaż resztkę wieczoru. Stałam przy biurku, kiedy usłyszałam coś za sobą.
Zjadłam trochę masła orzechowego z łyżki. Angela poszła za moim przykładem. Popiłam to sporym łykiem mleka.
- Znasz takie uczucie, kiedy jeżą ci się włosy na karku? - zapytałam.
Angela przytaknęła i powiedziała: - Intuicja, zmysł samoobrony.
- Właśnie. Coś takiego poczułam, tylko że to było dziwne. Okazało się, że to pan Cullen wrócił do domu, więc mi ulżyło... ale on wcale nie był zadowolony ze spotkania. Tak naprawdę wyglądał na wyraźnie wściekłego z jakiegoś powodu. Tak, jakbym czuła złość wypływającą z jego ciała, zanim jeszcze go zauważyłam.
Angela uniosła brwi. - Ale o co mógł się na ciebie gniewać? Przecież tylko wykonywałaś zleconą ci pracę, no nie?
- Oczywiście. To mnie jeszcze bardziej rozjusza, bo to przecież on zadzwonił do mnie tak późno, on jest powodem, dla którego zostałam w pracy cztery godziny dłużej! Jeśli nie chciał mnie tam zastać po powrocie do domu, mógł się wyrażać jaśniej! - krzyczałam.
Skończyłam płakać i teraz byłam po prostu wkurzona. Mój szef nie tylko miał zespół obsesyjno-kompulsywny i był pretensjonalny, ale stanowił też przykład kretyna. Nie powinnam się dziwić.
Angela wylizała tył łyżki, mówiąc ostrożnie: - Może miał zły dzień?
Przewróciłam oczami i wystawiłam jej język.
- Nie obchodzi mnie to. To nie w porządku, traktować ludzi tak niegrzecznie.
Spauzowała na chwilę i zobaczyłam błysk w jej oku, kiedy zaczęła. - Tak więc powiedz mi, czy w rzeczywistości też jest tak gorący jak na zdjęciach?
Kładąc się na kanapie, jęknęłam, zanim odpowiedziałam.
- Lepszy. Zdecydowanie lepszy.
Angela jęknęła ze mną i zaczęłyśmy się śmiać z całej tej sytuacji. W końcu dostałam pracę z naprawdę gorącym, młodym szefem, a on okazał się być totalnym dupkiem. Wyczerpałam swój limit szczęścia.

***

PWE:
Czas płynie w różnym tempie w różnych momentach twojego życia. Kiedy chodziłem do szkoły, dzień wydawał się nie mieć końca. Każda minuta dłużyła się w nieskończoność. Letnie wakacje mijały jak mrugnięcie okiem. Po przemianie godziny trwały tyle co sekundy, dni co godziny, a tygodnie co dni. Po mrugnięciu okiem uświadamiałem sobie, że upłynął już miesiąc i chociaż mogłem sobie przypomnieć każde zdarzenie, bieżący czas mijał prawie bez śladu.
Ale nie ten weekend. Od kiedy Isabella Swan wybiegła przez drzwi w piątkowy wieczór, moje życie stanęło w miejscu.
Dopiero po kilkunastu godzinach podniosłem się z podłogi.
Chociaż to nie cała prawda. Zaliczyłem jedno potknięcie, przy którym wyszedłem na zewnątrz. Częściowo się powstrzymałem, ale nie od wydarcia z frustracji i rozczarowania domofonu ze ściany. Zmusiłem się do powrotu do środka i leżałem na podłodze do czasu, gdy się uspokoiłem.
Fizycznie czułem się prawie całkiem dobrze. Pozostały zapach wciąż mnie drażnił, ale w tej chwili stanowiło to moje ostatnie zmartwienie. Dziewczyna zmieniła dla mnie postać rzeczy. Uświadomiłem sobie, że żyłem nierozważnie i polegałem na moim darze o wiele bardziej, niż powinienem.
W mojej karierze brakowało miejsca na błąd. Intruz w mieszkaniu był niedopuszczalny. A chociaż panny Swan nawet nie odbierałem jako intruza, sam fakt, że mnie zaskoczyła, że nie wiedziałem o jej obecności w moim domu, stanowił więcej niż podstawę problemu. Niepokoił i, szczerze mówiąc, był praktycznie samobójstwem.
Kiedy już udało mi się zapanować nad sobą i upewnić, że nie zrobię niczego nierozważnego, cicho przeszedłem przez dom.
Najpierw podszedłem do jej biurka. Pochyliłem się nad krzesłem, wyglądając czegoś. Czegokolwiek.
Inaczej niż w przypadku Kim i moich poprzednich asystentek, na biurku nie stały żadne osobiste zdjęcia ani ozdóbki. Wysunąłem szufladę i zgarnąłem na bok długopisy i ołówki. W kącie znalazłem paragon. Podniosłem go i przeczytałem:

Chata Tofu Teda

1-Falafele w picie*……….$5.99
bez cebuli
1-Duża herbata ziołowa (bezkofeinowa)........$1.99
1-Kawałek ciasta marchewkowego…….$3.99


Koncentrując się, zmrużyłem oczy. Była wegetarianką. Która nie jadła cebuli ani nie pila kofeiny. Ale nie była całkiem zdrowa.
Zamknąłem szufladę i sięgnąłem po bloczek obok telefonu, pokryty pełnym zawijasów kobiecym pismem. Patrzenie na niego poprawiło mi humor. Przypomniał mi żałosne listy miłosne, które otrzymywałem od różnych dziewczyn, będąc jeszcze uczniem.

jabłka
przewodnik telewizyjny
sos jabłkowy
skarpetki
Snapple**
patyczki do uszu


Czym było to „Snapple”? I dlaczego tak bardzo lubiła jabłka? I jaki sklep sprzedaje sos jabłkowy i skarpetki?
Odłożyłem listę na miejsce, z jeszcze bardziej niesprecyzowaną opinią o mojej asystentce. Myślałem o tym, co o niej wiem. Rekomendację wraz z życiorysem otrzymałem od pana Hudsona. Bardzo ją polecano i chociaż nie znajdowała się na czele klasy, jej inteligencja i pracowitość były o wiele bardziej właściwymi zaletami do tej pracy. Zrobiła dobre wrażenie na Kim, która sądziła, że świetnie sobie poradzi.
To wszystko było ładne i dobre, ale nie miało nic wspólnego z moją obecną sytuacją.
Resztę dnia spędziłem wędrując po domu, odtwarzając jej ruchy. W kuchni używała szklanki i kubka z kredensu. Duży woreczek do herbaty spoczywał w koszu na śmieci.
W lodowce znalazłem mleko sojowe i jogurt.
Żarówki w schowku były ułożone idealnie - nieco pod kątem, w takiej samej ilości na każdej półce.
W saloniku znalazłem ślady jej stóp niedaleko mojego Cezanne'a.
W bibliotece tłuszcz z jej palców poznaczył okładki moich dzieł Szekspira.
W łazience zapach kwiatów pozostał na ręczniku.
Zdążyła poznaczyć mój dom, zanim ją rozgryzłem.
Te informacje nic nie znaczyły, zdawałem sobie z tego sprawę, ale były wszystkim, co mogłem na razie zdobyć. Wiedziałem, co chcę zrobić. Chciałem iść do niej i słuchać. Powiedzieć, żeby usiadła na podłodze przede mną i wsłuchała się w ciszę, odbijającą się od ścian pokoju.
Czy to prawda? Możliwe, że tylko to sobie wyobraziłem. Nie. Niemożliwe.
Tak więc spędziłem weekend zamknięty w moim domu. Udawałem, że nie interesuje mnie zdobywanie większej ilości wiadomości o tajemniczej kobiecie, o której uczyniłem wcześniej szczegółowe rozpoznanie i skatalogowałem zdobyte informacje. Zamiast tego kontynuowałem swój nowy zwyczaj desperackiej ucieczki do garderoby i wkładania nosa w każde ubranie, którego mogła dotknąć.
Ignorowałem wibracje telefonu i dźwięki świata zewnętrznego.
Dławiłem budzące się we mnie pragnienie, by jej poszukać.
Do końca niedzieli byłem całkowicie wyczerpany, ale podjąłem kilka decyzji.
Wyciągnąłem się na kanapie w moim pokoju, z dala od kwiatów i wymyśliłem plan.
Isabella Swan stanowiła enigmę, musiałem to przyznać, ale nie mogła pokonać mnie albo mojej misji. To będzie wyzwanie, test do sprawdzenia dyscypliny i skupienia.
Jeśli się nie uda, zwolnię ją i znajdę nową asystentkę.
Ale na razie bezmyślnie zanurzę się w jej zapachu i spróbuję stać silniejszym przed ostatecznym rozwiązaniem.



Wyjaśnienia są dla tych, którzy, jak ja, nie wiedzą, co robią na tym świecie:
*[link widoczny dla zalogowanych] w [link widoczny dla zalogowanych] – to arabska potrawa, smażone kulki lub kotleciki z bobu albo ciecierzycy, podawane często w fast foodach; pita to taka kieszonka z ciasta, w której podaje się np. kebab
**[link widoczny dla zalogowanych] – napój, bardzo popularny w Ju Es Eju, reklamują się jako "Made from the best stuff on Earth", więc ja się boję domyślać, co tam jest o.O


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zgredek dnia Sob 0:20, 25 Lip 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Mirell.
Wilkołak



Dołączył: 12 Kwi 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wROCK | Tam gdzie szczęście wchłania się z powietrzem.

PostWysłany: Pią 7:40, 17 Lip 2009 Powrót do góry

Trzeba powiedzieć, bo aż się o to prosi, że to opowiadanie jest takie... hmm ciekawe, tajemnicze, intrygujące. Podoba mi się. Edward, żeby tylko nie pożarł Belli. Ma coś takiego w sobie, jest taką zagadką Jestem ciekawa co miał na myśli mówiąc o wyjeździe do rodziny `interwencja`. Bella to w ogóle nie mam pojęcia czemu ryczała, jak kazał jej wyjść z chaty. Jej wina? x] Ciekawe jak to się wszystko potoczy, Edward nie może jej zwolnić to na pewno : ))
Co do tłumaczenia, to czytało się płynnie, Zgredku również tłumaczysz super tak samo jak Dahrti Wink Nie wiem czy były jakieś błędy orto, ja nic nie wyłapałam. Bardzo mi się podobało. Czekam niecierpliwie na dalszy rozdział i veny przy tłumaczeniu ; ))
pozdrawiam, M.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mille
Wilkołak



Dołączył: 12 Kwi 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Wschodu, nie wiadać? xd

PostWysłany: Pią 9:06, 17 Lip 2009 Powrót do góry

Czekałam z niecierpliwością na kolejny rozdział i choć niewiele się wyjaśniło, to nie zawiodłam się. To chyba najbardziej tajemniczy ff, z jakim sie spotkałam. Mam nadzieję, że autorka nie skopie/skopała dalszej części tak dobrze zapowiadającego się opowiadania, bo po tak intrygującym wstępie, nie chciałabym sie rozczarować. Tłumaczenie jak zwykle zgrabne i przyjemne w odbiorze. Ja chce więcej i szybciej! Laughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mille dnia Pią 9:07, 17 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 9:52, 17 Lip 2009 Powrót do góry

Bardzo dobre tłumaczenie kolejenego rozdziału. Cieszę się bardzo że tłumaczysz ten ff. Jest bardzo fajny, taki oryginalny, nic do końca nie jest oczywiste, tylko owiane tajemnicą, do końca nic nie jest jednoznaczne. Bardzo lubię takie klimatyczne ff. Edward jest taki enigmatyczny, prawie nic o nim nie wiemy, musimy się domyślać Wink Bella jest taka normalna, naturalna. Zgredek twoje tłumaczenie bardzo dobrze oddaje klimat tego ff. Jestem pełna uznania dla Was dziewczyny za tłumaczenie i betowanie! Czekam na kolejny mega długi rozdział! :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
angie1985
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 14:10, 17 Lip 2009 Powrót do góry

To opowiadanie naprawdę jest rewelacyjne! Bezwzględnie! Sama klasa! Takie tajemnicze, pociągające, intrygujące. Edward jest naprawdę niewolnikiem przezwyczajenia. Jest przy tym taki wampirzy i dziki. Super. Inaczej a jednak znajomo. Bella jest też swoją lepszą wersją. Fajtłapa ale jednak zaradna i sprytna. A co do pana z ksera to ja bym go chyba tam zabiła! Obłęd. Ciekawe jak bedzie wyglądać ich kolejne spotkanie bo jestem pewna przynajmniej tak się stanie niedługo.
Swietnia jakość tłumaczenia bo czyta się lekko bez zgrzytów. Gratuluje dziewczyny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dahrti
Zły wampir



Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 14:39, 17 Lip 2009 Powrót do góry

Obiecałam, ze nie będzie przesłodzono i cukierkowato? Hehe. A będzie coraz lepiej.
A Belli ja się nie dziwię, też bym się poryczała. Wyobraźcie sobie, jaką musiał mieć minę, jak warczał, jak patrzył... Będzie jeszcze gorszy. Ale Bella się zemści. Nic się nie bójcie.

Zgredku, super robota, jestem pod wrażeniem;]
Zmiana zeznań - kolejny rozdział prawdopodobnie w czwartek.

P.S. Czyta to ktoś w ogóle? Pięknie prosimy o komentarze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dahrti dnia Śro 7:33, 22 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
`Wapmirzyca` ; ****
Człowiek



Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Sparkle London <3

PostWysłany: Pią 19:03, 24 Lip 2009 Powrót do góry

Oj nie było w czwartek :) Ale co tam :) Mogę leszcze trochę poczekać Laughing Tylko dziewczyny nie naciągnijcie mojej cierpliwości. FF świetny, boski itd. (ale to już pewnie wiecie :) ) Edward trochę taki nawiedzony pedant ale i tak go kocham ( W końcu to Edzio ) Czekam na kolejny rozdział.


AVE VENA ; ))


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mille
Wilkołak



Dołączył: 12 Kwi 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Wschodu, nie wiadać? xd

PostWysłany: Pią 19:16, 24 Lip 2009 Powrót do góry

ja też czekam niecierpliwie, miało być we wtorek, potem we czwartek liar, a tu buu.

nie no zartuje, chciałam tylko napisać, ze ten fanfick jest naprawde cholernie intrygujący i zapewne ma już grono wielbicielek, więc grzecznie prosimy o zaspokojenie naszych potrzeb Twisted Evil Laughing

hm musze cos napisac, zeby nie wyszlo ze jęcze i ze offtopic:P
Więc wnioskuję z małą prośbą o jakiś maluuuutki spoilerik? Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dahrti
Zły wampir



Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 21:38, 24 Lip 2009 Powrót do góry

No! Już się bałam, ze nikt nie czyta;) Śpieszę z oddaniem w Wasze ręce kolejnego rozdziału, za opóźnienie bardzo przepraszam.

Beta: oczywiście mizuki:)


Kreatur rozdział 4

BOV

Stałam na krawężniku i mówiłam sama do siebie.
Zapewne w oczach przechodniów wyglądałam jak osoba niezrównoważona psychicznie. Zresztą prawdopodobnie byłam właśnie taką osobą. Nie znałam zbyt wielu innych ludzi, którzy byliby skłonni wrócić do pracy przy tak wrogim nastawieniu szefa. Nie byłam nawet pewna, czy nadal mam tę posadę. Jednak właściwie nic wielkiego się nie stało – mój pracodawca jedynie poprosił mnie o opuszczenie jego mieszkania najbardziej spokojnym, grzecznym i przerażającym głosem, jaki kiedykolwiek słyszałam. Nie należałam do osób, które rezygnują z tak błahych powodów. A jak dla mnie fakt, że pan Cullen był palantem, należał do błahych.
To był naprawdę piękny dzień - pierwszy taki od tygodni. W tej części kraju ludzie wykorzystywali słoneczną pogodę do maksimum, zostając na zewnątrz jak najdłużej. Miałam nadzieję, że również pan Cullen pójdzie za ich przykładem i cały dzień spędzi poza domem, jak najdalej ode mnie.
Wymamrotałam pod nosem po raz ostatni „Pieprz się Edwardzie Cullenie”, zeszłam z krawężnika i skierowałam się w stronę jego domu.
Z podniesionym czołem i wypiętą piersią pokonałam chodnik i schody. Moja dumna postawa załamała się jednak, gdy ujrzałam co na mnie czeka na ich szczycie. Przyjrzałam się nowopowstałej dziurze w ścianie domu oraz paskudnej plątaninie kabli i metalu leżącej na podeście przed wejściem. Przesunęłam stopą na bok pozostałości po domofonie i przekręciłam klucz w zamku. Nie miałam najmniejszego pojęcia, co mogło się tu wydarzyć. Wyglądało to tak, jakby ktoś wyrwał skrzynkę wprost ze ściany.
Cholera! Szef mógł o tym nie wiedzieć – domofon znajdował się przy głównym wejściu, a on zazwyczaj korzystał z drzwi na tyłach domu. Naprawdę nie miałam ochoty informować go o tym. Ani w osobistej rozmowie, ani też przez telefon.
Po raz ostatni głęboko odetchnęłam i otworzyłam dom. Szybko przeszłam przez drzwi, błyskawicznie je za sobą zamknęłam i przez chwilkę stałam, nasłuchując.

Cisza.

Dzięki Bogu! Pana Cullena chyba nie było w domu… Albo przynajmniej siedział na górze. Zdecydowałam, że będę się zachowywała jak każdego innego dnia, udając, że zdarzenia z piątkowego wieczoru nie miały miejsca.
Przeszłam do kuchni i włożyłam mój lunch do lodówki. Zauważyłam przy okazji, że w zeszłym tygodniu zostawiłam w niej jogurt i mleko. Miałam je zabrać ze sobą w piątek, ale okazało się to niemożliwe. Wróciłam do biurka i usiadłam, wzdychając z ulgą na widok czekającej na mnie kartki z instrukcjami.
Cóż… w każdym razie miałam już pewność, że mnie nie zwolnił. Przynajmniej jeszcze nie.
Zauważyłam, że na szczycie listy znajdowało się polecenie, bym zadzwoniła do elektryka w sprawie zniszczonego domofonu. Dobrze – już o nim wiedział. Miałam zostać w domu przez cały czas, kiedy ekipa naprawcza będzie instalować nowy aparat. W międzyczasie miałam wykonać trochę pracy na komputerze.
Włączyłam maszynę i znalazłam książkę adresową, gdzie znajdowały się namiary na wszystkie firmy, z których usług korzystał pan Cullen. Zadzwoniłam do elektryka, który prawie pisnął z radości, gdy poinformowałam go kto jest moim pracodawcą. Mieli przysłać kogoś do godziny. Przewróciłam oczami, słuchając jak nadgorliwa sekretarka instruuje pracowników, by zjawili się na miejscu jak najszybciej. Denerwowało mnie, że bogacze byli tak rozpieszczani i traktowani inaczej, niż reszta świata. Wyobraziłam sobie, jak wyglądałaby nasza rozmowa, gdybym dzwoniła w swoim imieniu. Musiałabym czekać przynajmniej kilka dni. Oczywiście mój szef zapewne płacił im więcej.

Zajęłam się wpisywaniem nazwisk i adresów do nowego programu, który niedawno został zainstalowany na komputerze. Pan Cullen zażyczył sobie, aby był on identyczny jak w jego kieszonkowym komputerze i laptopie. Gapiłam się jak głupek w niekończącą się listę, by w końcu chwycić byka za rogi i rozpocząć pracę. Udało mi się przebrnąć przez półtorej strony, kiedy zadzwonił dzwonek. Podbiegłam do drzwi, spodziewając się elektryków. Zdziwiłam się, widząc przed sobą, zamiast nich, gońca niosącego olbrzymie pudło.
Przywitałam go i podpisałam potwierdzenie odbioru. Poprosiłam, by położył pakunek w przedpokoju. Kiedy wychodził, zauważyłam nadjeżdżającego vana z logiem firmy, do której dzwoniłam w sprawie domofonu. Zaczekałam przy drzwiach na dwóch mężczyzn, mniej więcej w moim wieku, ubranych w dżinsy i firmowe koszulki. Przyglądali się zszokowani dziurze w ścianie.
- Podejrzewam, że nie muszę tłumaczyć, co jest nie tak. – Roześmiałam się i wskazałam na zmasakrowany domofon, leżący u moich stóp.
Dołączyli do mnie i potrząsnęli głowami. Jeden z nich odezwał się:
– Nie, chyba możemy się domyślić. Ale jak to się stało? – Zauważyłam, że na kieszeni koszulki miał wyszyte swoje imię. Tyler.
- Nie mam najmniejszego pojęcia. Pan Cullen zostawił mi tylko instrukcję, by was wezwać i to naprawić – oznajmiłam.
Drugi mężczyzna, Eric, podniósł domofon i przyjrzał się wystającym z niego przewodom, kręcąc głową. – Nie ma znaczenia, jak to się stało. Niestety, naprawa potrwa dłużej, niż zazwyczaj.
Zmarszczyłam brwi. – Naprawdę? Dlaczego?
- Jestem prawie pewien, że instalacja wymaga naprawy. Podejrzewam też, że czeka nas wymiana przewodów wewnątrz domu. Co z kolei oznacza, że trzeba będzie kłuć ścianę – odpowiedział, uśmiechając się do mnie nieśmiało.
Jęknęłam głośno, na co elektrycy ponownie się roześmiali. – Cudownie. Cóż… bierzcie się do roboty, chłopaki, a ja zadzwonię po murarza. Możecie mi powiedzieć, ile czasu wam to zajmie? Nie wiem, na którą go wezwać. – Wiedziałam już, że osoba z mojej listy rzuci wszystko i przybiegnie tutaj, by zadowolić Najwspanialszego Pana Cullena.
- Minimum do późnego popołudnia. Musimy się upewnić, że wszystko działa prawidłowo – odpowiedział Tylor.
Pokiwałam głową i odwróciłam się, by wrócić do pracy. Usłyszałam, jak jeden z nich woła za mną. – Hej! Tak przy okazji, jestem Tyler, a to Eric. A jak ty masz na imię? Wiesz, tak na wypadek, gdybyśmy czegoś potrzebowali.
Zwróciłam się ponownie w jego kierunku i zauważyłam, że ma ładne brązowe oczy i przyjazny uśmiech. Ja również się do niego uśmiechnęłam. – Jestem Bella, Bella Swan. – Wyciągnęłam rękę.
Ujął ją w swoją i delikatnie potrząsnął. – Miło mi cię poznać, Bello.
Pokiwałam głową i skierowałam się w stronę mojego biurka. Słyszałam, jak wychodzą na zewnątrz, rozmawiając o pracy. Otworzyłam ponownie książkę adresową, tym razem szukając murarza. Ktokolwiek zniszczył domofon, prawdopodobnie nie miał pojęcia, jakiego narobił bałaganu i ile potrzeba pracy, by go naprawić.


EPOV

Obserwowałem świt przez okno w mojej sypialni. Ptaki świergotały wesoło w coraz jaśniejszym blasku słońca. To utwierdziło mnie w planach na dzisiaj. Nie chciałem się przyznać, że cieszyłem się z posiadania wymówki, by nie opuszczać domu cały dzień. Byłem świadomy, jaka jest prawda.
Panna Swan będzie tu za kilka godzin i potrzebowałem trochę czasu, by wymyślić, co mam robić, skoro opuszczenie domu nie wchodziło w rachubę. Zszedłem na dół, napisałem szczegółową listę poleceń i położyłem ją na biurku. Dodatkowo poświęciłem sporo czasu na przyzwyczajenie się do zapachu mojej asystentki przed jej przyjazdem. Byłem prawie pewien, że tym razem będę w stanie przebywać z nią w tym samym pomieszczeniu. Będzie to bolesne, ale nie wydawało mi się, abym mógł ją skrzywdzić. Fakt, że nie byłem tego stuprocentowo pewien, przypieczętował moją decyzję.
Nie mogłem wyjść, więc postanowiłem spędzić ten dzień w moim gabinecie, który znajdował się obok sypialni. Ten pokój miał dla mnie szczególne znaczenie. To w nim trzymałem moje zbiory. Tam również znajdował się mój komputer, centrum systemu zabezpieczenia domu oraz dokumenty, które mogły pogrążyć troskliwie wypielęgnowany wizerunek Edwarda Cullena.
Był dla mnie tym, czym dla Batmana była jego Jaskinia, albo dla Supermana Forteca Samotności.* Wybierz, co ci bardziej pasuje.
Było to duże pomieszczenie o powierzchni dwukrotnie większej, niż moja sypialnia, które zostało przekształcone zgodnie z moimi instrukcjami. Ściany były dźwiękoszczelne i ognioodporne, choć jeśli się skupiłem, nadal mogłem usłyszeć co się dzieje na zewnątrz. W drzwiach i oknach zainstalowano zarówno tradycyjne, jak i elektroniczne zamki oraz czujniki ruchu uruchamiające alarm, o czym byłem zawiadamiany niezależnie od mojego położenia.
Fakt, że nie byłem w stanie usłyszeć myśli panny Swan był frustrujący. Jednak mogłem wykorzystać inne metody, żeby ją obserwować. Włączyłem monitory, które momentalnie zaczęły wyświetlać obrazy. Jeden ekran był zwyczajny, uruchamiający się automatycznie żądając hasła dostępu, które znałem jedynie ja. Obserwowałem drugi, większy, na którym pojawił się widok z kamer rozmieszczonych we wnętrzu mojego domu. Wszystko było nagrywane przy wykorzystaniu najnowszych technologii, za wyjątkiem tego pokoju i mojej sypialni. Zazwyczaj pozwalałem ludziom z zewnątrz wykonywać za mnie róże prace w moim domu. Ale nie w tym przypadku. Wraz z Jasperem zainstalowaliśmy sami cały system monitoringu i nikt poza nami nie wiedział w ogóle o jego istnieniu. Oczywiście oprócz Alice.
Kamery filmowały podest przed głównym wejściem oraz teren przed domem, przedpokój, korytarz, kuchnię, garaż, alejkę za domem, przednią i tylnią klatkę schodową, pomieszczenia ogólnie dostępne na piętrze oraz garderobę. Były prawdziwymi dziełami sztuki dorównującymi precyzją sprzętom wykorzystywanym przez wojsko, choć niekoniecznie mam na myśli naszą armię. Mogłem obserwować nawet najdrobniejszy ruch albo odczytać bez najmniejszego problemu napis na kartce papieru. Instalacja była kosztowna, ale chciałem mieć wyposażenie najlepszej jakości i właśnie takie ono było. Nie używałem tego systemu codziennie. Jednak po próbie zemsty mojego byłego współpracownika zdałem sobie sprawę, że nie mogę polegać tylko i wyłącznie na moich zmysłach. Piątkowe spotkanie z Bellą Swan tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu.

Cały poranek spędziłem na analizowaniu informacji z gazet z zeszłego tygodnia dotyczących ofiar – ich nazwisk, miejsc odnalezienia ciał, okoliczności zajść. Choć dało się zaobserwować elementy przypadkowości, zauważyłem, że była w tym pewna prawidłowość - wzór spirali coraz bardziej zbliżającej się do miasta. Na biurku miałem mapę, a w komputerze zdjęcia satelitarne całej Ziemi. Za ich pomocą mogłem prześledzić ruchy mojego przeciwnika.
Dokładnie o dziewiątej rano przyjechała panna Swan. Obserwowałem, jak podchodzi do drzwi i przystaje. Zmarszczyłem brwi widząc, że mówi do kogoś, choć najwyraźniej przyjechała sama. Skupiłem się i odczytałem słowa z ruchu jej warg: „pieprz się” i „Edwardzie Cullenie”. Po tej deklaracji wyraźnie uspokoiła się i ruszyła w stronę drzwi.
Śledziłem ją nadal, opierając się i przeczesując rękami włosy, zdziwiony jej słowami. Wiedziałem, że prawdopodobnie w piątek przestraszyłem ją, ale taka wrogość nie była konieczna. Poprosiłem ją, najspokojniej jak potrafiłem, o opuszczenie mojego domu dla jej bezpieczeństwa, choć oczywiście nie mogła zdawać sobie sprawy, że druga opcja byłaby dla niej jeszcze bardziej nieprzyjemna.
Zaintrygowany, obserwowałem jak podchodzi do drzwi i niepewnie ogląda leżący na ziemi domofon. Skrzywiłem się. To zdecydowanie nie była chwila mojej chwały, ale Bella zorganizuje jego naprawę. Nie będzie widać żadnej różnicy. Najlepsze w posiadaniu osobistej asystentki było to, że załatwiała dla ciebie wszystko bez zadawania pytań.

Bum, bum, bum.

Nawet odizolowany w mojej fortecy wyczuwałem jej puls. Otrząsnąłem się z tej myśli i ponownie skupiłem się na monitorze. Jej ruchy wciąż były zdecydowane, kiedy przeszła do kuchni, przystanęła przy lodówce, wróciła do biurka i podniosła listę moich poleceń. Zauważyłem ulgę malującą się na jej twarzy.
Nie potrafiłem zrozumieć z jakiego powodu ją odczuwała. Zdawałem sobie sprawę, że nie powinno mnie to dziwić – zbyt długo polegałem na mojej zdolności i od wielu lat nie skupiałem się tak naprawdę na mowie ciała ludzi. Obserwowanie jej ruchów i słuchanie, jak rozmawia przez telefon było absolutnie fascynujące. Zastanawiałem się, czy jej słowa odpowiadają jej myślom. Często marszczyła brwi i przewracała oczami, a nawet podnosiła kąciki ust w delikatnym uśmiechu… A ja nie miałem pojęcia dlaczego.
Zauważyłem furgonetkę pocztową i gońca taszczącego do drzwi ogromne pudło. Panna Swan otworzyła drzwi i pozwoliła mu wnieść je do środka. Mogłem odczytać znajdujący się na nim napis. Westchnąłem, kiedy zorientowałem się, co jest w środku.
Kolejny pojazd podjechał pod dom i wysiadło z niego dwóch mężczyzn z firmy elektrycznej. Podeszli do drzwi i zaczęli rozmawiać z moją asystentką. Zorientowałem się, że podniosłem się z krzesła, by lepiej słyszeć ich rozmowę. Patrzyli na bałagan, który zrobiłem i omawiali, co musi być zrobione. Podziwiałem jej melodyjny śmiech, do którego dołączył niski chichot mężczyzn. Słyszałem ich myśli, kiedy oceniali Bellę, jej wygląd, rysy twarzy. Ten o imieniu Eric był mniej zainteresowany i natychmiast zajął się domofonem. Drugi, Tyler, nie mógł oderwać oczu i myśli od panny Swan.
Kiedy wrócili już do swoich zajęć, mężczyźni do drzwi a panna Swan do swojego biurka, wstałem i zacząłem krążyć po pokoju. Starałem się uporządkować informacje, jakie udało mi się dziś zebrać.

Moja asystentka była odważna, ponieważ wróciła do pracy pomimo zagrożenia, jakim było dla niej nasze ostatnie spotkanie. Oczywiście mogło to także być zinterpretowane jako głupie, ryzykowne zachowanie. Zauważyłem, że była pilna, pracowita i zadziwiająco profesjonalna.
Najwyraźniej, według mężczyzn pracujących na dole, była także pociągająca.
Ostatnie stwierdzenie wyrażało również moje odczucia, choć w całkiem innym sensie.
Zamknąłem na chwilę oczy i skupiłem się na umyśle chłopaka o imieniu Tylor. Starałem się zrozumieć jego sposób patrzenia na Bellę. Według niego jej ciemne oczy były interesujące. Wręcz desperacko pragnął dotknąć jej brązowych włosów. Czuł, jak jej ciało go przyciąga, a jego myśli nieustannie powracały do jej różowych warg.
To nie były rzeczy, które mnie w niej pociągały. Ja myślałem o jej bladej cerze, tak jasnej, że prawie przeźroczystej. Widziałem drobne żyłki rozciągające się na jej nadgarstkach i szyi. Mogłem zobaczyć, poczuć i usłyszeć jej serce, pompujące krew przez całe ciało.
Oraz jej zapach…

Odepchnąłem od siebie żądzę, jaką czułem do mojej asystentki i wróciłem przed monitor, zerkając na wyświetlane obrazy. Panna Swan była w kuchni, napełniając wodą dwie szklanki. Obserwowałem, jak zanosi je do drzwi i grzecznie pyta mężczyzn, czy przypadkiem nie chce im się pić. Uśmiechnęli się do niej i przyjęli napoje. Rozmawiali przez chwilę o pogodzie, o tym jak dzisiaj jest pięknie i ciepło oraz o tym, jakie to szczęście, że mogą pracować na zewnątrz w tak słoneczny dzień.
Zafascynowany ich prostą, uprzejmą konwersacją obserwowałem sposób w jaki mówili, śmiali się i wymieniali poglądy. Próbowałem z całych sił dopasować się do ludzi, ale wątpiłem, czy szło mi aż tak gładko jak im.
Dziewczyna zabrała z powrotem szklanki. Zauważyłem, że Tylor przez ułamek sekundy przytrzymał swój palec na jej ręce. Jego twarz była opanowana i niczym się nie zdradzała, ale ponieważ zbliżyłem się do ekranu i przyglądałem mu uważnie, dostrzegłem to.
Panna Swan odwróciła się i weszła do domu. Jej włosy podniosły się przy tym ruchu i Tylor pochylił się nieznacznie i powąchał powietrze.
Próbując wyczuć jej zapach.

Moja!

Niczym zwierzę zaznaczające swoje terytorium, zerwałem się z krzesła i rzuciłem do drzwi.
Zacisnąłem usta przed wyjściem na korytarz. Chociaż dzięki temu jej zapach nie zaatakował mojego powonienia i tak czułem go w kościach.

Bum, bum, bum, bum, bum.
Moja, moja, moja, moja, moja.

To słowo raz za razem odbijało się echem w mojej głowie. Po raz kolejny straciłem nad sobą panowanie. Moje postanowienie, by zostać za zamkniętymi drzwiami przez cały dzień, nie przetrwało nawet poranka. Zbiegłem na dół, za szybko pojawiając się z nikąd tuż obok niej i strasząc ją ponownie.
Krzyknęła, kiedy mnie zauważyła. Świadomy swojego błędu i starając się zachować resztkę kontroli zmusiłem się, by nie wykonać zbyt gwałtownego ruchu i nie złapać szklanki, która upadła na podłogę i roztrysnęła się we wszystkich kierunkach.
- Panie Cullen! Proszę przestać to robić! – krzyknęła, wyraźnie sfrustrowana. Oddychała ciężko, próbując się uspokoić.
Mężczyźni wbiegli do domu, ich myśli wypełnione troską o Bellę, ale zatrzymali się, kiedy mnie zauważyli. Spiorunowałem ich wzrokiem, ustawiając się pomiędzy nimi i dziewczyną, po czym odesłałem ich z powrotem do pracy.
Panna Swan uspokajała się, a ja potarłem twarz dłońmi, po czym zanurzyłem je w swoich włosach. Całkowicie się odsłoniłem. Nic nie zaplanowałem, a teraz miałem przed sobą olbrzymi dylemat. Stałem tutaj, tuż przed nią, po tym, jak pojawiłem się praktycznie z nikąd.
Co mogłem powiedzieć? Prawdę? Że zbiegłem na dół, jak ostatni głupiec, by zaznaczyć swoje terytorium? Że byłem gotów walczyć z tymi dwoma mężczyznami niczym pies broniący swojego posiłku?
Nawet ja wiedziałem, że to byłoby niedopuszczalne.
Utknąłem tutaj, stojąc twarzą w twarz z tą dziewczyną i wiedziałem, że w chwili, gdy tylko otworzę usta, będę otumaniony jej zapachem. Byłem przekonany, że potrafię się temu oprzeć, ale wciąż stanowiłem zagrożenie. Inna możliwość – odwrócenie się i odejście, co zapewne powinienem zrobić – nie wchodziła w grę.
Wpatrywałem się w stojącą przede mną dziewczynę czekając, aż się uspokoi. Zignorowała mnie i schyliła się, by posprzątać szkło z podłogi.
Patrząc, jak jej palce zbliżają się do ostrych kantów rozbitej szklanki, zdałem sobie sprawę z trzeciej, przerażającej opcji. Dzwonek mojego telefonu przeciął ciszę, powodując, że się zatrzymała. Dzięki temu zyskałem możliwość działania.
- Proszę, pozwól mi to zrobić – powiedziałem najbardziej czarującym głosem, jaki byłem w stanie z siebie wydobyć.


*Bat Cave i Fortress of Solitude to miejsca z komiksów o Batmanie i Supermanie. To takie centrum dowodzenia superbohatera (ma chłopina skromność, nie ma co).


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mille
Wilkołak



Dołączył: 12 Kwi 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Wschodu, nie wiadać? xd

PostWysłany: Pią 22:41, 24 Lip 2009 Powrót do góry

Nooo! Nareszcie! - krzyknęła Mille, po czym z wystawionym językiem pochłonęła tekst.

Wink

Ciekawy ten punkt widzenia Edwarda. Tym razem było mniej pedantycznego introwertyka, co było wg mnie małą zmyłką, kto wie - może zamierzoną? Pojawił się prawdziwy Edward - psychopata, a przede wszystkim dzikie zwierzę. Takie mam odczucia;) Aż zadrżałam, jak Bella miała posprzątać szkłoWink Wiadomo, czym to pachnie, a pachnie metalicznie...:> Ciekawy rozdział ze względu na odrobinę inforamcji o E. i dodatkowe szczegóły (przeciwnik, armia, Jasper itp:)) Szkoda, że akcji niewiele, ale zapewne wszystko w swoim czasie. Kiedy można spodziewać się następnego rozdziału? Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Pią 22:55, 24 Lip 2009 Powrót do góry

Przeczytałam dzisiaj całość i bardzo mi się spodobał ten ff :)
Wszystko jest takie inne. Nigdy nie spotkałam się z TAKIM Edwardem. Dlaczego - szczególnie przy ostatnim rozdziale - kojarzy mi się on z takim dzikusem? Człowiekiem wychowanym w dżungli xD przepraszam, ja zawsze mam dziwne skojarzenia.
Bella też jest inna, ale tu już zaszła naprawdę bardzo niewielka zmiana.
Cieszę się, że tłumaczysz ten ff :)
Życzę weny i czekam na cd.

Pozdrawiam,
Swan


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anetti
Człowiek



Dołączył: 17 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź

PostWysłany: Sob 1:22, 25 Lip 2009 Powrót do góry

Bardzo dobrze przetłumaczony tekst Dahrti.Dobrze ,że posanowiłaś go przetłumacztć na polski.Bo z angielskiego to ja jestem zielona, więc się cieszę ,że nie musiałam próbować go czytać po angliku xD.
Fajny ten ff przypadł mi do gustu i styl i nowy mega oryginalny Edward x)eszcze nigdy się z takim nie spotkałam.
Życzę duuużo weny i czekam na kolejny rozdział

Pozdrawiam,
Anetti


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anetti dnia Sob 1:26, 25 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
mizuki
Zły wampir



Dołączył: 03 Gru 2008
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 6:44, 25 Lip 2009 Powrót do góry

Ten ff podoba mi się coraz bardziej - jest dopracowany, autorka dba o stworzenie całego tła, o szczegóły. Wszystko utrzymane jest na poziomie i w takim klimacie, którego za nic w świecie nie potrafię opisać, a który bardzo, bardzo przypadł mi do gustu. Podoba mi się Bella, która może i jest standardowo ślamazarą, ale ma jaja, że tak powiem ^^". Edward jest wampirem i Bogu dzięki, bo rzygam już wszystkimi ff, gdzie bohaterowie są ludźmi... Jasne, niektóre są fajne i podobają mi się, ale nie traktuję ich jak ff. Jak nie ma wampirów, to dla mnie nie jest taki prawdziwy ff, czy jak to tam nazwać XD Zatem wracając: Edward jest wampirem i to takim niebezpiecznym. Jest realistyczny (o ile wampir może taki być ;P), trochę narwany... Fajnie wykreowany :D Oby autorka trzymała poziom!

Tłumaczenie jak zawsze cudne, bo czyta się z przyjemnością Kwadratowy Dahrti, kłaniam się w pas :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KrejzoOola
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Maj 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 9:29, 25 Lip 2009 Powrót do góry

Po prostu wow :D

Dopiero dzis przeczytałam Twoje tłumaczenie i musze powiedzieć, że akochałam sie w tym ff Wink

a to bardzo mnie dziwi, bo przeważnie nie lubie ff gdzie postacie sa wampirami :P

Na prawde odwalacie kawał dobrej roboty, dzieki wielkie za to tłumaczenie;)

Życze weby i pozdrawiam:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin