FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 temat 1 i temat 2 (pojedynek nadzywczajny) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 18:05, 22 Lut 2010 Powrót do góry

Druga runda Turnieju Połamanych Piór.

Nie mogą oceniać uczestnicy (wszyscy, nawet Ci, którzy nie nadesłali prac) i opiekunowie. Zapraszamy jednak uczestników I rundy, którzy nie biorą udziału w tym etapie.

Pojedynkują się: BajaBella lub Robaczek i untouched. lub dredzio.

Teksty oceniamy według schematu - UWAGA! To nie ten sam, co w przypadku zwykłych pojedynków - zasady oceniania TUTAJ.
A formularz do skopiowania poniżej:

Kod:
[b]I Od 1 do 5[/b]

1. Pomysł na temat
A: 1-5
B: 1-5

[u]Uzasadnienie:[/u]

2. Realizacja tematu
A: 1-5
B: 1-5

[u]Uzasadnienie:[/u]

[b]II Coś o stylu – Kto lepszy[/b] (A: 0 to B: 1; A:1 to B: 0)

1.Poprawność gramatyczna i ortograficzna
A:
B:

2. Interpunkcja
A:
B:

3. Słownictwo
A:
B:

4. Plastyczność opisów
A:
B:

5. Dialogi
A:
B:

6. Estetyka zapisu

A:
B:

[b]III Od 1 do 5 i od 1 do 3[/b] wyjątkowo i tylko w tym pojedynku!
1. Postacie (1-5)
A:
B:

[u]Uzasadnienie:[/u]

2. Ogólne wrażenie (1-3):
A:
B:

[u]Uzasadnienie:[/u]



Oceniamy przez równy tydzień, czyli do 01.03.2010 do godziny 18:04.

Przypominamy, że w tym turnieju rolę sędziego pełnicie Wy - użytkownicy i od Was zależą jego dalsze losy.
Każda ocena będzie doceniona przez opiekunów Turnieju pochwałą.


Ważna informacja dla oceniających:

W drugiej rundzie Turnieju tematy miniatur oparte są o cytaty z Sagi Zmierzchu. W pracach uczestnicy muszą wpleść dany cytat!


Uwaga!

Ta sytuacja jest co najmniej dziwna i oceniających w tym niezwykłym pojedynku muszę prosić o jedno. O sprawiedliwe dzielenie głosów oraz o zwrócenie uwagi na zmieniony specjalnie do tego pojedynku formularz, ponieważ w tym pojedynku również w kategorii III przyznajemy punkty jak w pierwszej, czyli każdy tekst oceniamy osobno i możemy przyznać każdemu w kategorii Postacie od 1 do 5 punktów i w kategorii Wrażenie ogólne od 1 do 3 punktów

Oceniamy teksty z dwóch różnych pojedynków, ponieważ przeciwniczki tych autorek nie nadesłały prac (jedna była usprawiedliwiona i w jej imieniu oferowałam dziką kartę).
Ta autorka, która zdobędzie więcej punktów, automatycznie znajdzie się w finale, ale muszę dodać, że jedna z nich nadesłała pracę po terminie i jej odbiorę po jednym punkcie z każdej oceny na rzecz przeciwniczki.

Natomiast autorka z mniejszą ilością punktów zmierzy się w dogrywce z przeciwniczką wstawionego wcześniej pojedynku. Będzie to dogrywka punktowa. Osoba z większą liczbą punktów przejdzie do finału.

Proszę w tym pojedynku nie skupiać się na atrakcyjności tematu (bo są różne) i porównywać co najwyżej styl.


TEMAT 1:

Mówił cicho i łagodnie, głos miał jak aksamit… a jednak nie udawało mu się maskować rozpaczy. Jego głos był jak wcześniej oczy Alice – należał do kogoś, kto wiedział, że umrze straszną śmiercią.


Używając słów Belli z "Przed świtem", napisz miniaturę, w którą wpleciesz powyższy opis bohatera.


Nadesłany tekst:


Ozzanar


Śnieg nie dawał mi spokoju. Wciąż padał, oblepiając mnie dużymi, wilgotnymi płatami. Był wszędzie. W moich włosach, oczach, nosie. Przyklejał się bezczelnie do rąk i bosych stóp. Docierał do każdej komórki, powodując drżenie całego ciała. Uparcie strzepywałam go z siebie. Próbowałam zetrzeć zmarzniętymi palcami. W efekcie tylko wnikał w moją skórę, zamieniając się pod nią w kawałki lodu, w zastraszającym tempie rozprzestrzeniające się po całym organizmie.
Czułam, że zamarzam. Chciałam krzyczeć, lecz z obolałego, zaciśniętego gardła nie wydobywał się żaden dźwięk. Zmrożone usta rozchyliły się tylko w głupim grymasie. Zamiast serca miałam teraz bryłę lodu. Mój mózg nie istniał, był tylko wirującą, śnieżną zamiecią.
Spróbowałam przymknąć oczy, szykując się na śmierć. Nie chciałam znać jej oblicza. Przymarznięte powieki nie poruszyły się jednak. Z rezygnacją utkwiłam wzrok w otaczającej mnie zewsząd białej, mglistej powłoce. Czekałam.
Pojawił się nagle, przynosząc ze sobą powiew gorącego powietrza. Na samym początku poczułam przyjemne ciepło, później dostrzegłam migoczące radośnie płomyki błękitnego ognia. Sprawiały, że śnieg znikał. Ogrzewały mnie swoim blaskiem. Topniałam.
Otaczająca mnie feria barw niosła ze sobą przyjazne dźwięki. Były one niczym ciche kołatki, niezmiennie wybijające kojący rytm. Poddałam się tym miarowym odgłosom. Uniosły mnie w przestworza, kołysząc jednostajnie w swych ognistych ramionach.
I wtedy go dostrzegłam. Czarne ślepia wpatrywały się we mnie z ciekawością. Chropowate, ciemne nozdrza poruszały się nieznacznie, węsząc. Ogromny łeb pochylił się nade mną. Dostrzegłam, że jest pokryty gładką, aksamitną sierścią. Nie bałam się, pomimo, że jego widok był przerażający. Masywne, silne łapy zakończone ostrymi pazurami, długi, giętki ogon pokryty setką niewielkich, ale ostrych kolców. Z barków wyrastały mu olbrzymie, pokryte cienką, przeźroczystą błoną skrzydła. Uszy miał krótkie, przylegające ściśle do potężnej głowy. Pysk, zakończony okazałą kufą. Na środku wielkiego łba sterczały dumnie trzy białe rogi.
Najpiękniejsze były jego oczy. Kształtem przypominające migdały, błyszczały ciepłym, wewnętrznym blaskiem. Ich głęboka czerń przywodziła na myśl mieniący się w słońcu węgiel. Mądrość i spokój hipnotycznego spojrzenia spowodowały, że odważyłam się wyciągnąć ku niemu dłoń i dotknąć aksamitnego pyska. Wydał z siebie dziwny pomruk, przypominający odgłos dalekich grzmotów.
- Jesteś smokiem – powiedziałam cicho, głaszcząc jego błyszczącą sierść.
- Nazywają mnie Ozzanar. – Usłyszałam szept. Głos rozbrzmiewający w moim umyśle był łagodnym, czystym barytonem. – Nie boisz się mnie?
- Nie – odparłam stanowczo. – Jestem dziwna, lubię smoki.
Przyjrzał mi się uważnie. Jego wzrok miał magiczną moc rozszyfrowywania ludzkich myśli. Zamruczał przeciągle, zadowolony z tego, co wyczytał w mojej głowie.
- Faktycznie, jesteś inna… Dostrzegasz świat niedostępny dla ludzi.
- Myślałam, że smoki są niebezpieczne, pokryte łuską i zioną ogniem. – Odważyłam się skomentować jego niezwykły wygląd.
- Głupie legendy. Ludzie ze strachu widzą wszystko w krzywym zwierciadle, które odbija zazwyczaj tylko ich brzydotę.
- Ty jesteś piękny.
Grzmoty rozległy się w całej okolicy. Ozzanar się roześmiał.
- Jestem taki, jakim chcesz mnie widzieć. – Usłyszałam po chwili, kiedy wszystko ucichło. Delikatnie pochwycił w ostre zęby moje ubranie i zwinnym ruchem posadził sobie na grzebiecie. Rozwinął olbrzymie skrzydła, odbił się mocnymi łapami od ziemi i wzbił wysoko w przestworza. Szybowaliśmy ponad chmurami, unosząc się coraz wyżej, ku rozgwieżdżonemu niebu. Pęd powietrza powodował, że prawie nie mogłam oddychać. Ogarnęło mnie szaleństwo bezkresnej wolności. Radość wypełniła moje serce i umysł z taką siłą, że chciałam krzyczeć. Cudowna chwilo – trwaj wiecznie…
Miasto pod nami jarzyło się milionem kolorowych świateł, układających się w zabawnie barwne linie i zygzaki. W oddali, na horyzoncie, ta feria blasku niknęła w granatowych odmętach oceanu. Ciemne niebo nad wzburzonymi falami wyglądało groźnie.
- Trzymaj się mocno. – Usłyszałam głos Ozzanara. Łopot jego skrzydeł był coraz głośniejszy. Rozejrzałam się wokół, zdziwiona, dlaczego jeszcze przyspieszyliśmy. Nic nie widziałam, oprócz nadciągającej znad oceanu szarej mgły, której towarzyszył dziwny odgłos. Brzmiał tak, jakby ktoś pocierał kamieniem o szkło. Zbliżał się do nas w błyskawicznym tempie. Z przerażeniem zdążyłam jeszcze dostrzec kilka par pałających ogniem, czerwonych oczu, kiedy smok wykonał gwałtowny zwrot i zaczął pikować w dół w szaleńczym tempie.
Usłyszałam swój własny krzyk, gdy silniejszy podmuch powietrza zrzucił mnie z grzbietu Ozzanara i poczułam, że spadam w otchłań.

***

- Anna Smith, urodzona w Seattle w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym roku. Matka – Cassandra Smith umarła przy porodzie. Ojciec nieznany. Do siedemnastego roku życia przebywała w domu dziecka. Nie sprawiała żadnych problemów. Pierwszy epizod choroby wystąpił dwa lata temu. – Głos lekarza brzmiał obojętnie. Dla niego drobna postać dziewczyny, związanej pasami i odurzonej lekami, bezbronnie leżącej na twardym łóżku w pokoju za szybą, była tylko kolejnym przypadkiem. Carlisle Cullen spojrzał na niego z nieukrywaną niechęcią. Był psychiatrą już ponad dziesięć lat i nigdy nie zapominał, że nawet najbardziej psychicznie chory człowiek jest istotą ludzką, której należy się szacunek.
- Jakie były pierwsze objawy? – zapytał podchodząc do szyby, ze smutkiem w oczach przyglądając się szczupłemu ciału unieruchomionemu skórzanymi pasami.
- Urojenia. Zaczęło się od nieprawidłowego odczytywania tożsamości innych osób, następnie wystąpiły omamy, głównie słuchowe. Pacjentka utrzymywała, że rozmawia ze swoją przyjaciółką Alice, która znalazła się w niebezpieczeństwie. W domu dziecka uzyskaliśmy informację, że nie przebywała tam żadna dziewczynka o tym imieniu. Kilka tygodni po wystąpieniu objawów nastąpił pierwszy atak. Samookaleczenie, wyraźna autodestrukcja. Nieudana próba samobójcza. – Lekarz stojący obok doktora Cullena beznamiętnie zdawał relację z przebiegu choroby.
- Rozumiem, że była poddana dłuższej obserwacji?
- Tak. Przebywa u nas na oddziale od kilku tygodni. Rozpoczęliśmy leczenie farmakologiczne, ale nie odniosło większych skutków. Anna zamknęła się w sobie, wystąpiła depresja. – Lekarz wręczył Cullenowi kartę pacjenta. – Nie mamy pewności co, do trafności postawionej diagnozy. Dlatego porosiliśmy pana o konsultację.
Carlisle przez chwilę, w ciszy, przeglądał otrzymane dokumenty. Nie było w nich zbyt wielu informacji, w zasadzie same suche fakty na temat objawów i krótko opisana diagnoza: schizofrenia.
- Czy ktoś przeprowadzał z nią szczegółowy wywiad? – zapytał odkładając papiery. W zamyśleniu, przez szybę, wpatrywał się w dziewczynę, tak, że nawet nie usłyszał w pierwszym momencie słów lekarza prowadzącego.
- Doktorze Cullen?
- Tak? – Carlisle ocknął się z zadumy. – Przepraszam, zamyśliłem się. Podejmę się konsultacji i leczenia Anny. Chciałbym zacząć od razu. Proszę o zdjęcie pacjentce pasów bezpieczeństwa. Nie sądzę, żeby były konieczne.

***

Przez kilka następnych dni Anna nie przejawiała żadnych oznak jakiegokolwiek zainteresowania światem zewnętrznym. Najczęściej siedziała skulona na łóżku, wpatrzona w jeden punkt. Nie odzywała się. Pozostałe czynności wykonywała normalnie. Spała, myła się, czesała, jadła. To, z jednej strony cieszyło Cullena, obawiał się bowiem wystąpienia objawów katatonicznych. Zachowanie dziewczyny jednak nie wskazywało na kliniczne objawy depresji. Anna Smith intrygowała go coraz bardziej, ale, żeby móc postawić właściwą diagnozę, wiedział, że najpierw musi z nią porozmawiać, dowiedzieć się jak najwięcej o niej samej.
Przełom nastąpił w pierwszym tygodniu marca. Śnieg stopniał, a w powietrzu unosił się delikatny zapach nadchodzącej wiosny. Ostre słońce wdarło się przez okratowane okna do szarych szpitalnych pokoi, radośnie obwieszczając pacjentom koniec długiej, ponurej zimy. Anna, jak co dzień, wpatrywała się jednak nieruchomo w ścianę. Carlisle zajrzał do niej tuż po śniadaniu.
- Czy moja pacjentka nie miałaby ochoty na wiosenny spacer? – zapytał. – Wiem, że może stary doktor Cullen nie jest najlepszym towarzystwem, ale…
Urwał w połowie zdania zdumiony jej nagłą reakcją. Po raz pierwszy odwróciła głowę i spojrzała na niego. Ogromne, szare oczy wpatrywały się teraz intensywnie w jego twarz. Dostrzegał w nich ból, ale i ulgę. Promyk nadziei.
- Cullen? – spytała cicho. Głos miała dźwięczny, melodyjny. Carlisle uśmiechnął się. Nareszcie! Coś zdołało ją zainteresować na tyle, że odezwała się po raz pierwszy od kilkunastu dni.
- Witaj, Anno.
Dziewczyna przymknęła na chwilę oczy. Jej napiętą, skupioną do tej pory twarz, rozjaśnił najpiękniejszy uśmiech. Złożyła ręce jak do modlitwy i przez moment bezgłośnie szeptała. Kiedy ponownie spojrzała na lekarza, w jej oczach nie było śladu obłędu. Przyglądała się mężczyźnie z rozwagą, pewnym zaciekawieniem i trudną do ukrycia radością.
- Doktor Carlisle Cullen – powiedziała z lekkim rozbawieniem w głosie. – A już myślałam, że oni mają rację, biorąc mnie za obłąkaną.

***

- Opowiedz mi o Alice. – poprosił. Siedzieli w słonecznym, przyszpitalnym ogrodzie. Minęło kilka dni od „przebudzenia” Anny. Cullen starał się przebywać z nią jak najczęściej. Jego spokój i wrodzona łagodność, a także zainteresowanie i szacunek, jakie jej okazywał, sprawiły, że dziewczyna obdarzała go coraz większym zaufaniem. Do tej pory rozmawiali głównie o jej zainteresowaniach, szkole, ulubionej muzyce, książkach. Carlisle był doświadczonym psychiatrą, wiedział, jak odróżnić fakty z życia pacjenta od urojeń. Na razie wszystkie opowieści Anny były jak najbardziej rzeczywiste, pozbawione jakichkolwiek znamion schizofrenicznej treści. Dlatego zdecydował się stosunkowo szybko poruszyć temat nieistniejącej przyjaciółki.
Dziewczyna spojrzała na niego w niezwykle przenikliwy sposób. Przyglądała się lekarzowi tak, jakby chciała rozszyfrować jego myśli, wniknąć w głąb jego umysłu.
- Czekałam kiedy o nią zapytasz – odpowiedziała po chwili namysłu.
- Tak?
- Alice była moją przyjaciółką. Skłamałabym jednak mówiąc, że to od niej wszystko się zaczęło – rozpoczęła swoją opowieść Anna. – Od dziecka wiedziałam, że jestem inna. Dostrzegałam pewne rzeczy, postacie… Jakby alternatywną do naszej rzeczywistość. Ludzie zbyt racjonalnie podchodzą do życia, do świata, aby ją dostrzec. Nawet natykając się na nią w naszym wymiarze, przechodzą obojętnie nie rozumiejąc jej lub wypierają to, co zobaczyli. Nie chcą uwierzyć, boją się.
- Jaka jest ta alternatywna rzeczywistość?
- Magiczna.
- A coś więcej? Opowiedz mi o niej.
- Alice pochodziła stamtąd. Nazywała siebie potworem, ale ja wiem, że była dobra. Nie wszystkie wampiry są złe. Niezwykle silna, szybka, piękna, żywiła się krwią zwierząt, a przecież my też jemy wołowinę. Nigdy nie polowała na ludzi. Opowiadała mi o czarach, ogromnych wilkach, elfach i smokach. O różnych nieśmiertelnych…
- Nie bałaś się jej?
- Nie. Wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi.
- Co się z nią stało?
- Zginęła. – Anna ukryła twarz w dłoniach, by ukryć łzy. Jej drobne ciało zaczęło drżeć, ale po chwili opanowała się i bezbarwnym głosem kontynuowała swoją opowieść. – Zginęła przeze mnie. Złamała zasadę. Zaprzyjaźniła się z człowiekiem, a to, w tamtym świecie, karane jest śmiercią. My nie jesteśmy w stanie zabić wampira, nie mamy takiej siły ani mocy. Osikowe kołki to bzdura, ale w tej drugiej rzeczywistości istnieją potężne istoty, które potrafią unicestwić nawet nieśmiertelnych. Próbowałam jej pomóc, ale jestem zbyt słaba, by z nimi walczyć. Widziałam jej przerażenie w oczach, jej ból, gdy ginęła. To wtedy dyrektorka sierocińca znalazła mnie wykrwawiającą się w łazience. Nie chciałam popełnić samobójstwa, ja tylko broniłam Alice.
Anna spojrzała na lekarza. Siedział obok niej nieruchomo. Dotknęła jego dłoni, a jej smutne oczy patrzyły na niego z nadzieją.
- Wierzysz mi, prawda? Tylko ty będziesz umiał to zrozumieć.

***

- To nie schizofrenia. – Cullen oparł się o biurko ordynatora, kładąc przed nim swoje notatki o pacjentce Annie Smith.
- Jest pan pewien?
- W dziewięćdziesięciu procentach. Proszę spojrzeć, doktorze Lloyd. – Wskazał ponownie na swoje zapiski. – U pacjentki nie stwierdzono formalnych zaburzeń myślenia. Wypowiedzi Anny są spójne, nie występuje rozkojarzenie, zahamowanie czy dezintegracja myśli. Nie ma mowy o rozdwojeniu jaźni.
- No dobrze, ale co z urojeniami? Te wszystkie zjawiska nadprzyrodzone, o których pan tu wspomina, nie świadczą o normalnym zachowaniu. – Ordynator sceptycznie odsunął od siebie plik przyniesiony przez Cullena.
- Nie nazwałbym tego urojeniami, to raczej konfabulacje. Proszę zauważyć, że żadne z nich nie jest typowe dla schizofrenii. Nie mamy w tym przypadku do czynienia z manią prześladowczą.
- Co zatem pan zaleca? Dalszą obserwację i diagnostykę? – Lloyd był już nieco znudzony wywodem Carlisle’a. Nie rozumiał jego ekscytacji pojedynczym przypadkiem. Dla niego Anna Smith była zwyczajnie nienormalna, nieważne na jaką chorobę psychiczną cierpiała.
- Zdecydowanie tak. Jeśli można, chciałbym zostać lekarzem prowadzącym pacjentki.
- Dobrze, proszę złożyć formalny wniosek w kadrach. Proszę tylko pamiętać, doktorze Cullen, że od tej pory odpowiada pan za zdrowie i życie panny Smith. Niech pan nie lekceważy żadnych objawów. – Ordynator Lloyd jasno dał do zrozumienia Carlisle’owi, że na swoim oddziale nie życzy sobie jakichkolwiek problemów.

***

Od kilku nocy śnił mi się ten sam sen. Ozzanar ukrywający się w ogromnej pieczarze, gdzieś na obrzeżach Gór Skalistych. Czułam jego strach. Widziałam przerażenie w czarnych, niespokojnych ślepiach, czujnie obserwujących okolicę. Czego się obawiał? Chciałam mu jakoś pomóc, ale budziłam się tylko z krzykiem, kiedy smok znikał we mgle otaczającej jego kryjówkę.
Pragnęłam opowiedzieć o tych snach doktorowi Cullenowi. Ucieszyłam się, kiedy przed kolacją przyszedł do mojego pokoju i zaproponował wieczorny spacer po ogrodzie. Koniec marca był ciepły, więc pobiegłam na spotkanie w samej sukience. Kiedy jednak zaszło słońce, temperatura spadła i zrobiło się przenikliwie zimno. Carlisle widząc, że cała dygoczę, poszedł po sweter dla mnie.
Czekając na niego objęłam się zmarzniętymi ramionami. Poczułam, że chłód wnika w moje ciało. Starałam się nie myśleć o otaczającym mnie zimnie, ale mój mózg usilnie przywoływał wspomnienie. Narastał we mnie paniczny lęk. Bałam się, że znowu zacznę zamarzać, tak, jak wtedy w zimie. Nagle powietrze zrobiło się przyjemnie letnie. Rozejrzałam się wokoło. Stałam pośród wysokich brzóz, w małym zagajniku na końcu szpitalnego ogrodu. Skąd dochodziło otaczające mnie ciepło? Pojawił się tak samo niespodziewanie, jak wtedy. Po prostu zmaterializował się przede mną.
- Ozzanar – szepnęłam. Podbiegłam i wtuliłam się w jego szyję. Starałam się go objąć, ale był zbyt ogromny. Pochylił wielki łeb w moją stronę i delikatnie pyskiem dotknął moich włosów. Pogłaskałam go po szorstkim policzku i spojrzałam z radością w czarne, przenikliwe ślepia. Zamarłam. Jego wzrok był pełen smutku i rezygnacji.
- Przybyłem się pożegnać, Anno. – Usłyszałam cichy pomruk. – I ostrzec cię. Musisz o czymś wiedzieć. Powinnaś zapomnieć o nas. O mnie, o Alice, o świecie magii… Inaczej nie będziesz bezpieczna. Namierzyli mnie, to tylko kwestia czasu kiedy mnie znajdą.
Mówił cicho i łagodnie, głos miał jak aksamit… a jednak nie udawało mu się maskować rozpaczy. Jego głos był jak wcześniej oczy Alice – należał do kogoś, kto wiedział, że umrze straszną śmiercią.
- Dlaczego? Za co chcą cię zabić, przecież nic złego nie zrobiłeś! – krzyknęłam.- Nie chcę i ciebie stracić.
Mój głos zmienił się w spazmatyczny płacz. Nie potrafiłam opanować bólu, jaki czułam w sercu na samą myśl o tym, że Ozzanar mógłby zginąć. Rozwinął olbrzymie skrzydło i otulił mnie nim.
- Ciii… już dobrze. – Uspokajał mnie swym kojącym głosem.
Żadne z nas nie zauważyło brunatnej, lepkiej mgły zbliżającej się ku nam w błyskawicznym tempie. Smok dostrzegł ich pierwszy. Czerwone ślepia otaczały nas ze wszystkich stron. Wyglądali niczym starożytni wojownicy, tylko zamiast mieczy mieli ostre pazury i śmiertelnie groźne kły. Nieśmiertelni gladiatorzy gotowi do walki. Ozzanar zwinnym ruchem odepchnął mnie w najbliższe zarośla i stanął na tylnich łapach, szykując się do odparcia ataku.
- Uciekaj! – krzyknęłam ostatkiem sił w zdrętwiałym ze strachu gardle.
Patrzyłam bezsilna, jak horda bezlitosnych bestii rozrywa jego ciało na kawałki. Usłyszałam ostatni, przeciągły ryk smoka. Jeden z oprawców wbił kły w jego szyję, pazurami miażdżąc w pył trzy dumne, białe rogi. Wtedy serce Ozzanara zabiło po raz ostatni.
Zniknęli równie szybko, jak się pojawili, rozpływając się w szarej, przerażającej mgle. Kiedy odeszli, uklękłam przy porozrywanych szczątkach przyjaciela i utuliłam jego zbryzgany krwią, martwy pysk. Wpatrywałam się w puste, szklane oczy, nie czując już nic. Nie byłam w stanie nawet zapłakać. Tak odnalazł mnie Carlisle.

***

- Widać, doktorze Cullen, że nawet taki autorytet w dziedzinie psychiatrii, jak pan, może popełnić błąd w diagnozie pacjenta. – Ordynator nawet nie ukrywał swojego zadowolenia z pomyłki lekarza. – Ostry atak katatonii wraz z kilkudniowym, całkowitym znieruchomieniem, to chyba wystarczający dowód potwierdzający schizofrenię.
Carlisle popatrzył na Lloyda z nieukrywaną niechęcią. Nie lubił tego złośliwego, maluczkiego człowieka. W innym przypadku pewnie ostro zareagowałby na takie traktowanie, teraz jednak myślał przede wszystkim o Annie.
Od chwili, gdy odnalazł ją całą we krwi, poobijaną, w najdalszym kącie ogrodu, nie odezwała się. Przestała wykonywać jakiekolwiek życiowe czynności. Nie jadła, nie piła, nie spała. Pielęgniarki musiały ją myć i ubierać. Podawano jej płyny w kroplówce, w przeciwnym razie umarłaby z wycieńczenia.
Cullen odwiedzał ją kilka razy dziennie, lecz wraz z upływem czasu tracił coraz bardziej nadzieję na jakąkolwiek poprawę zdrowia dziewczyny.
Przyglądał się jej teraz bezradnie. Już nic więcej nie mógł zrobić. Stała się martwa za życia.
Z poczuciem bezsilnej wściekłości uderzył w okienną kratę. Wyjrzał na zewnątrz. Mgła zasnuła cały ogród. Coś dziwnego mignęło mu w mroku. Jakby czerwony, nieprzyjemny blask. Odwrócił szybko głowę. W takich chwilach, jak ta, wydawało mu się, że sam zaczyna tracić zmysły.


TEMAT 2:

- Twój własny pradziadek? – wtrąciłam zachęcająco.
- Zasiadał w starszyźnie plemienia, tak jak tato. Widzisz, ci zimni są naturalnymi wrogami wilka. No, nie wilka, ale wilków, które zmieniają się w ludzi.



Wykorzystując powyższy cytat z "Księżyca w Nowiu", stwórz scenę podczas której Jacob tłumaczy Renesmee swoje pochodzenie. Pamiętaj, żeby nie kopiować rozmowy z Bellą – po Przed Świtem każdy z bohaterów jest świadomy swojej wyjątkowości!


Nadesłany tekst:


Otworzyłam oczy, zastanawiając się co mnie wybudziło z tak pięknego snu. Śniłam o mamie i tacie. Polowaliśmy razem na pumy. Z westchnieniem zeskoczyłam ze swojego łóżeczka, nie zapominając by wziąć z niego pluszowego pieska. Zbliżając się do drzwi pokoju, mogłam coraz lepiej słyszeć śmiech mamy i taty. To chyba oni mnie obudzili. Przystanęłam na chwilę w progu, wpatrując się w mojego pieska i zastanawiając się, co robi teraz Jacob. Znów westchnęłam i rzuciłam zabawkę na łóżko. Tata zawsze dziwnie się uśmiechał na widok tego pieska lub moich pluszowych wilków. To pewnie dlatego, że razem z ciocią Rose często żartowali sobie z psów i wilków, i na widok moich zabawek tata przypominał sobie te żarty.
W końcu weszłam do pokoju rodziców, którzy nadal się śmiali. Co dziwne, oboje leżeli w łóżku i byli przykryci kołdrą. Nie rozumiałam dlaczego są w łóżku, skoro nigdy nie spali. W naszej rodzinie tylko ja i Jake spaliśmy.
- Co robicie?
Tata i mama zrobili dziwne miny.
- Bawimy się w dom – oświadczył w końcu tata, po czym razem z mamą wybuchnęli śmiechem. Przewróciłam oczami (ciocia Rose bardzo często tak robiła, kiedy Jacob powiedział coś śmiesznego, a ona się nie śmiała, bo tego nie rozumiała). Nie wiedziałam co było takiego zabawnego w zabawie w dom. Często robiliśmy tak z Jake'm, choć on ostatnio już nie lubił się w to bawić, bo ciocia Rosalie zawsze mówiła, że jego miejsce jest w budzie, a wtedy ja zaczynałam płakać.
- To ja idę do babci i dziadka, i zadzwonimy po Jacoba.
- Kotku, nie możesz wydzwaniać tak do Jacoba z samego rana – odezwała się mama.
Spojrzałam na zegarek, który dostałam wczoraj od wujka Jaspera. Był ze mnie bardzo dumny, bo szybko nauczyłam się odczytywać godziny.
- Jest już ósma. - Po chwili zastanowienia dodałam: – czterdzieści dwie. To znaczy, że jest już nawet bardziej dziewiąta niż ósma.
- No tak, ale pozwól Jacobowi zjeść najpierw śniadanie.
- Przecież może zjeść u nas. Mówi, że babcia gotuje najlepiej na świecie.
Zaczynałam się denerwować i naprawdę tęsknić za nim. Przecież ostatnio widziałam go prawie trzynaście godzin temu! Niepewnie przestąpiłam z nogi na nogę.
- Nessie, Jacob też ma tatę, pamiętasz? - zapytał tata. Kiwnęłam głową, myśląc, że to głupie pytanie. Oczywiście, że pamiętałam. Spotkaliśmy się z nim nawet kilka razy. I jeździł na takim śmiesznym wózku... - Zastanów się jak by to było, gdybyś mogła spędzać ze mną tylko godzinę dziennie? Bo tyle czasu zostaje Jacobowi dla jego taty.
Pomyślałam o tym przez chwilę i doszłam do wniosku, że to by było straszne. Tak okropne, że aż zrobiło mi się smutno i chciałam pokazać tacie, jak smutno by mi było, ale widziałam, że zobaczył to w moich myślach. Nawet przytaknął, dając mi do zrozumienia, że wie, że ja wiem, że on wiedział. Tata zaśmiał się cicho, a mama spojrzała na niego zaciekawiona, na co tata pokręcił głową i mruknął:
- Nasza córka jest niesamowita.
Westchnęłam, bo rodzice powtarzali to sobie nawzajem przynajmniej kilka razy dziennie.
- No to pójdę do dziadków, ale nie zadzwonimy do Jacoba.
Mama zastanawiała się przez chwilę, a potem kiwnęła głową, na co uśmiechnęłam się radośnie i wybiegłam z domu.
- I tak cię dogonimy! - usłyszałam jeszcze krzyk taty.
Oczywiście. Zawsze tak mówił. A potem przybiegał z mamą do dziadków godzinę po mnie.
- Tym razem tak nie będzie – tata zaśmiał się jeszcze, ale ja nadal mu nie wierzyłam.
Biegłam dalej przez las, doskonale znając drogę do domu dziadków. Już po kilku minutach (a dokładnie to trzech, sprawdziłam na zegarku), dotarłam do rzeczki i w chwili gdy ją przeskakiwałam, usłyszałam zbliżających się rodziców. Przyspieszyłam, mając nadzieję, że dzięki przewadze jaką nad nimi miałam, uda mi się dotrzeć do domu przed rodzicami, pomimo że biegali ode mnie szybciej.
Usłyszałam śmiech wujka Emmetta, dobiegający z domu i uśmiechnęłam się, bo był to mój ulubiony wujek. Oczywiście poza wujkiem Jasperem. Słyszałam, że tata zbliżał się coraz bardziej i rozpaczliwie naparłam na drzwi, doskakując do nich jednym susem. Udało się! Wpadłam do domu tuż przed rodzicami. Niestety okazało się, że razem ze mną wpadły także drzwi i to w kilku kawałkach. Wszyscy, którzy byli w salonie, zamarli i wpatrywali się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Pierwszy wybuchł śmiechem oczywiście wujek Emmett i podszedł do mnie, a potem podniósł. Serce zaczęło mi bić jeszcze szybciej niż zwykle i czułam, że zaraz się rozpłaczę. Byłam przerażona i pewna, że rodzice będą źli, bo zniszczyłam dom dziadków.
- Nessie, chodź tu – powiedział wujek Jasper spokojnie, podchodząc do mnie. Klęknął i przytulił mnie, a potem zaczął głaskać po plecach. Dzięki jego pomocy już po chwili całkowicie się uspokoiłam i tylko dwa razy pociągnęłam nosem, który zdążył zwilgotnieć, pomimo że nie płakałam. Wujek odsunął się trochę, przyglądając mi się uważnie więc położyłam dłoń na jego policzku żeby mu podziękować i pokazać jak wdzięczna byłam. Bo naprawdę nie miałam ochoty się tu przy wszystkich rozpłakać.
- No już dobrze – powiedział tata i wziął mnie na ręce, a potem posadził na kanapie. Mama usiadła obok mnie tak, że siedziałam pomiędzy nią a tatą. Babcia, wujek Jasper i Emmett oraz ciocia Alice stali wokół, a chwilę później dołączył też dziadek i ciocia Rosalie. Chciałam wtulić się w Jake'a i pokazałam to tylko mamie. Tata i tak widział. Oboje uśmiechnęli się, a ja miałam ochotę zniknąć, albo pobiec do lasu.
- Kochanie, przecież wiesz, że nic się nie stało – powiedziała mama i chyba wcale nie kłamała. Nawet dziadek i babcia nie wyglądali na złych, chociaż to ich dom zniszczyłam.
- Przepraszam – mruknęłam. - Po prostu się spieszyłam i...
- Córeczko, przecież nikt cię nie obwinia – przerwał mi tata. - To nasza wina. Nie powinniśmy cię tak gonić. I drzwiami się nie przejmuj – dodał, odnosząc się do moich myśli. - W garażu są zapasowe, na wypadek gdyby to wujek Emmett je zdemolował.
Z niedowierzaniem spojrzałam na wujka, który kiwną głową, uśmiechając się.
- A poza tym jesteśmy z ciebie dumni – odezwała się ciocia Rose. Zawsze mnie broniła. - Tak długo udało ci się niczego nie zniszczyć. No i nie zrobiłaś tego celowo. Tak jak już tatuś mówił, to jego wina.
Z niedowierzaniem patrzyłam na tatę i ciocię. Wymienili dziwne spojrzenia, a potem wszyscy się do mnie uśmiechnęli. Nadal nie byłam przekonana o tym, że nie zawiniłam i źle się z tym czułam. Tata przytulił mnie, a ja schowałam głowę pod jego ręką. Przynajmniej trochę zniknęłam...
- No, chłopcy – usłyszałam jak dziadek mówi. - Chyba trzeba się zabrać za te drzwi. Potem poczułam i usłyszałam jak tata wzdycha. Wcale nie miałam ochoty go puścić, więc westchnął ponownie i podał mnie mamie. Na szczęście mocno zacisnęłam oczy i nic nie widziałam. Wtuliłam się w mamę i na oślep szukałam dłonią jej twarzy. Trafiłam w nos, więc szybko przesunęłam rękę i zapytałam, kiedy będę mogła zadzwonić po Jacoba.
- Jake pewnie zaraz będzie – odpowiedziała i usłyszałam prychnięcie cioci Rose.
- Taa, przyleci tu z wywieszonym ozorem, merdając ogonem. - Nie rozumiałam po co ciocia to mówiła, skoro Jacob rzeczywiście najczęściej przybiegał jako wilk i pokazywał mi swój duży, wilgotny język, i merdał ogonem. Kilka razy przyjechał też na motorze, ale mama jakoś dziwnie na to reagowała, więc już nim nim nie jeździł.

~*~

Obudziłam się przy akompaniamencie donośnego chrapania, jęcząc z powodu spania w niewygodnej pozycji. Moja prawa noga leżała gdzieś na Jacobie, prawa ręka znajdowała się ponad moją głową, a lewa ręka została przygnieciona przez Leah. Delikatnie usiadłam, nie budząc przy tym nikogo. U naszych stóp zauważyłam zwiniętego Setha. To on i Jake tak niemiłosiernie chrapali. Kręcąc głową, ostrożnie wydostałam się z namiotu. Na zewnątrz okazało się, że jest wspaniała pogoda, jak na te okolice. Nasz mały biwak urządziliśmy sobie około dwudziestu kilometrów od domu, więc to żadna odległość. Rodzice mogą zjawić się tu w mniej niż dwadzieścia minut, gdyby ciocia Alice miała jakąś niepokojącą wizję. Czasem denerwowało mnie to, że praktycznie jestem cały czas pilnowana, ale mama jakiś czas temu powiedziała mi, żebym cieszyła się tym, co mam. Opowiedziała mi historię o tym, jak była człowiekiem i sfora nienawidziła wtedy mojej rodziny. A tata najbardziej ze wszystkich nie lubił Jacoba. Dowiedziałam się, że tata mógłby wymyślić, że mogłabym spotykać się z Jake'm tylko pod jego nadzorem i to ostatecznie przekonało mnie, że mam wiele szczęścia, bo wiedziałam, że tata byłby zdolny do tego i rzeczy o wiele gorszych. Ostatecznie jak na niego i jego nadopiekuńczość (mama powiedziała, że czasem był naprawę nieznośny i raz oboje przez to cierpieli, ale nie wdawał się w szczegóły) miałam sporo szczęścia i dużo wolności.
Przeciągnęłam się, poprawiłam koszulkę i dresowe spodnie, w których spałam, i upewniłam się, że włosy są nadal związane w kucyk. Sięgały mi teraz kostek i jakoś nie miałam ochoty ich ścinać, w obawie, że już nie urosną. Nikt w rodzinie nie sądził, że czas je ściąć, więc tak zostało. Niestety tak długie włosy były czasem kłopotliwe. Na przykład kiedy spałam. Od jakiegoś czasu związywałam je na noc, po tym jak całkowicie się w nie zaplątałam, wiercąc się przez sen, a potem sporą część włosów wyrwałam, przy próbie uwolnienia się z nich. W kucyku miałam je przynajmniej pod kontrolą.
Cichutko usiadłam przed namiotem, choć byłam pewna, że nic nie jest w stanie obudzić tych dwóch. A Leah pewnie przyzwyczaiła się już do ich chrapania, więc musiałabym najpierw zagłuszyć ich, żeby ją obudzić. Przez jakiś czas siedziałam, po prostu podziwiając polankę, na której rozbiliśmy nasz obóz. Było tu cicho - pomijając chrapanie moich kompanów – i spokojnie. Wiał lekki wiaterek, przynosząc ze sobą ciekawe zapachy. Zamknęłam oczy i cieszyłam się przyjemnym porankiem. Po pewnym czasie wyczułam zbliżające się zwierzęta. Oczywiście kiedy tylko zwietrzyły nasz zapach, którym nieświadomie zaznaczyliśmy teraz polany, oddaliły się czym prędzej. Z uśmiechem stwierdziłam, ze po chwili znalazły się w dogodnej dla mnie pozycji. Niemal naprzeciwko mnie. Wiatr wiał w moją stronę, przywodząc ze sobą obiecujące zapachy. Instynktownie przyjęłam odpowiednią pozycję i bezszelestnie zaczęłam się zbliżać do moich przyszłych ofiar. Polowałam jak wujek Jasper. To od niego przejęłam te skłonności cichego zabójcy. Do ostatniej chwili, ofiary nie wiedziały, że są w niebezpieczeństwie. Wtedy zabijałam je w ciągu kilku sekund. Wiedziałam jak okropnym uczuciem jest strach i chciałam chociaż tyle zrobić dla zwierząt, dzięki którym mogłam się pożywić. Pozwolić im nie odczuwać lęku w ostatnich chwilach. Według mnie wujek Emmett wręcz znęcał się nad łosiami i sarnami, goniąc je w nieskończoność po lesie, pozwalając by szalały z przerażenia. Co innego gdy bił się z niedźwiedziami. One się tylko denerwowały. Ale i tak wolałam styl wujka Jaspera i nasze wspólne polowania. Bezszelestnie zakradaliśmy się do naszych ofiar idąc pod wiatr tak, że nie mogły nas wyczuć. Przez chwilę obserwowaliśmy je, najczęściej z drzew, by potem rzucić się na nie i od razu skręcić im kark. Czysto. Oczywiście nadal mogłam posilać się krwią zapewnianą mi przez dziadka, ale kiedy mój wygląd fizyczny wskazywał, że skończyłam siedem lat, stwierdziłam, że będę polować tak jak inni. To, że żyliśmy w XXI wieku i dziadek miał dostęp do krwi, dzięki czemu moglibyśmy żywić się nią, nie zabijając ludzi, a moje oczy nie zmieniały kolorów i nie straszyłabym ludzi krwistą czerwienią tak jak moja wampirza rodzina, nie zwalniało mnie od niczego. Uważałam, że nie muszę iść na łatwiznę, nawet jeśli mogłabym. Chciałam polować tak jak reszta.
Kończyłam się posilać, gdy usłyszałam zbliżającego się wilkołaka. Chciałabym powiedzieć, że rozpoznam kroki Jacoba wśród tysiąca innych biegnących wilkołaków, ale było to po prostu niemożliwe. Sfora chodziła i biegała identycznie, uniemożliwiając mi to. Ale tylko jeden wilkołak gnałby na złamanie karku, by tylko upewnić się, że nic mi się nie stało, zamiast spokojnie poczekać, aż wrócę.
- Jake! - krzyknęłam na powitanie do rdzawobrązowego wilka, który do mnie podbiegł i położył się na przednich łapach, żeby . - Głuptasie, wystarczyło chwilę poczekać. Miałam już wracać.
Jacob pisną coś tylko, wpatrując mi się w oczy. Uśmiechnęłam się, a znienacka zafundował mi mokrego, wilczego całusa. Pisnęłam, zaskoczona, gdyż nie robił tego już od jakiegoś czasu.
- Jacobie Black! - jęknęłam głośno, ocierając twarz brzegiem koszulki. - Przecież mówiłam ci tyle razy... - Kolejne otarcie. - Że nie jestem już tą małą dziewczynką, która piszczy z radości, ponieważ jej twarz ocieka z wilczej śliny.
Jake pisną i położył po sobie uszy, wyrażając głęboką skruchę. Pewnie też podkulił ogon.
- No dobrze, wybaczam ci – powiedziałam wtulając się w Jacoba. - Przecież wiesz, że nie potrafię się na ciebie denerwować...
W odpowiedzi uśmiechnął się do mnie i kiwnął głową w specyficzny sposób. Przewróciłam na niego oczami, ale i tak zwinnie wskoczyłam na mojego wilkołaka, który pognał do naszego małego obozu. Już z daleka mogłam zobaczyć rodzeństwo Clearwaterów, szykujące śniadanie. Jacob nagle zatrzymał się, wbijając przednie łapy w ziemię. Byłam przyzwyczajona do takich nagłych zatrzymań, więc zwinnie wylądowałam na ziemi po tym, jak Jake mnie zrzucił.
- Cześć! - przywitałam się z Leah i Sethem, którzy odpowiedzieli mi uśmiechając się. W tym czasie Jacob wrócił do ludzkiej postaci i wszedł do namiotu po ubrania.
- Ten wariat wyskoczył z namiotu i jeszcze w locie się zamienił, widząc, że nie ma cię w pobliżu – powiedział Seth kręcąc głową.
Już po chwili Jake ubrany w szorty i koszulkę wyszedł z namiotu, uśmiechając się do mnie promiennie.
- A tak w ogóle, to gdzie byłaś? - zapytał.
- Polowałam na śniadanie – powiedziałam uśmiechając się niewinnie.

Po południu rozpadał się deszcz, więc byliśmy zmuszeni wrócić. Błyskawicznie się spakowaliśmy, a potem Jacob Seth i Leah przemienili się w wilkołaki. Przymocowałam chłopakom do grzbietów nasze rzeczy i pognaliśmy do domu. Całkowicie przemoczeni wkroczyliśmy do salony, zostawiając za sobą kałuże. Babcia pokręciła tylko głową.

~*~

Obudziłam się w ciepłych ramionach mojego ukochanego. Delikatnie pocałowałam go w czoło na dzień dobry i ostrożnie wysunęłam się z uścisku Jacoba. Po cichu ubrałam się i zeszłam do salonu. Przywitałam się ze wszystkimi i stwierdziłam, że zrobię śniadania dla Jake'a.
Spaliśmy w dawnym pokoju taty mniej niż tydzień i nadal pamiętałam jaka się wywiązała z tego afera. Tata był niepocieszony, ponieważ wyprowadzałam się z naszego domku na rzecz mieszkania u dziadków, ale nie protestował za bardzo, bo wiedział, że będziemy mieć tylko ten tydzień. Wyprowadzaliśmy się. Młody wygląd mojej rodziny zaczynał budzić poważne wątpliwości, a mama i tata powinni studiować. Choć teraz wyglądałam na starszą od nich, to wciąż czułam się jak dziecko. Szczególnie po ostatniej rozmowie z dziadkiem. Kiedy rodzice dowiedzieli się, że chcę dzielić pokój z Jacobem, tata po prostu zgodził się, co mnie kompletnie przerażało. A potem zaprowadził mnie do dziadka, z którym przeprowadziłam rozmowę na wspomnienie której wciąż się rumieniłam. Dziadek zaczął prosto z mostu, oświadczając, że powinniśmy się z Jacobem zabezpieczać, jeśli planujemy współżycie. Potem powiedział mi, co może wyniknąć z połączenia dwóch tak różnych ras i przypomniał mi, że sama jestem wynikiem związku człowieka z wampirem. Wiem, że robił to wszystko w dobrej wierze, ale ta rozmowa była po prostu krępująca i niepotrzebna. Doskonale o tym wszystkim wiedziałam. Ale zniosłam to, wiedząc, że taka była cena wspólnego życia z Jacobem, za zgodą taty.
- Dzień dobry, kochanie. - Głos Jacoba wyrwał mnie z zamyślenia. - Oooo...! Wiesz, że cię kocham? - powiedział widząc nakryty stół. Cmoknął mnie w policzek i zabrał się za śniadanie, na co się uśmiechnęłam.
Chwilę później przyszli rodzice.
- Cześć, córeczko, byłaś grzeczna? - od razu zapytał tata, uśmiechając się się i poruszając brwiami sugestywnie. Przewróciłam na niego oczami, bo czasem był gorszy nawet od wujka Emmetta. Na szczęście uratowała mnie ciocia Rosalie.
- Ten kundel chrapał całą noc – mruknęła. - Wytrzymać się nie dało.
Dumny z siebie Jake uśmiechnął się do mnie. Mama też się uśmiechnęła i powiedziała:
- Pamiętajcie, że o dziesiątej przyjedzie TIR po nasze rzeczy.
- Pamiętamy, pamiętamy – westchnęłam. Chyba mama najbardziej denerwowała się przeprowadzką.
- Bello, nie ma się czym denerwować – powiedział Jacob. - Cullenowie mają przecież wprawę w przeprowadzkach – dodał szczerząc się do niej w uśmiechu.
- No tak... Ale to moje pierwsza przeprowadzka...
- Moja też. – Widziałam jak Jake starał się pocieszyć mamę. A potem westchnął.
- Ech, po raz pierwszy jakiś Quiluet opuści Waszyngton... Ale tu jeszcze wrócimy za jakieś sto lat, prawda? - dodał uśmiechając się. - Skoro wampiry są tu już drugi raz... Pamiętam, jak tata opowiadał mi o spotkaniu mojego pradziadka z Cullenami. Zanosiło się na krwawą jatkę.
- Naprawdę? - zdziwiła się mama, a tata kiwną głową na potwierdzenie.
- Edward nigdy wam o tym nie opowiadał? - tym razem zdziwił się Jake. - Przecież to wspaniała opowieść do poduszki. O moim wspaniałym pradziadku, wilkach i zimnych. - Uśmiechnął się.
- Twój własny pradziadek? – wtrąciłam zachęcająco.
- Zasiadał w starszyźnie plemienia, tak jak tato. Widzisz, ci zimni są naturalnymi wrogami wilka. No, nie wilka, ale wilków, które zmieniają się w ludzi.
Przewróciłam na niego oczami.
- Przecież domyśliłam się kim są zimni. Bardziej interesuje mnie historia spotkania twojego dzielnego pradziadka z tatą.
- Opowiem ci tę historię innym razem – obiecał. - A teraz muszę skończyć się pakować. Pomożesz mi? Czas rozpocząć nowe życie, z dala od Forks! - zaśmiał się.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pon 20:08, 22 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Wto 16:19, 23 Lut 2010 Powrót do góry

Może jak ktoś zacznie, to oceny zaczną się sypać;p

I Od 1 do 5

1. Pomysł na temat
A: 5
B: 3

Uzasadnienie: Jestem zachwycona przedstawieniem tematu w tekście pierwszym.Cytat jaki należało wpleść w tekst, wydawało mi się, że wręcz nakazywał zastosowanie się do kanonu. A tu taka niespodzianka. Opowieść jest niesamowita, nawiązanie do innej rzeczywistości, bez jakiś skomplikowanych zagmatwań. Jestem pod wielkim wrażeniem.
Tekst drugi był już nieco mniej oryginalny. Był taki jakiego się spodziewałam, a przez ten pryzmat oceniam w tym podpunkcie. Liczyłam na coś bardziej zaskakującego, chociaż muszę przyznać, że pokazanie wszystkiego z perspektywy reneesme było bardzo dobrym posunięciem. Chociaż można było skupić się o wiele bardziej, na opowiedzeniu przez Blacka całej historii. wydaje mi się, że właśnie m.in. o coś takiego chodziło w tym temacie.
2. Realizacja tematu
A: 5
B: 2

Uzasadnienie: Cóż, właściwie wszystko wyjaśniłam już wyżej. W tekście A musiało być nawiązanie do Alice, bo wystąpiła ona w cytacie, natomiast nie było napisane, kogo główna bohaterka ma opisać i porównać do Alice. Droga autorko, sprytnie. Punkt dla Ciebie.
Drugi tekst: Niby na temat, ale zabrakło mi tego, co wydało się dla mnie najważniejsze. Jacob miał opowiedzieć historię Reneesme, a tymczasem tylko o tym wspomniał. Mnóstwo uwagi zostało poświęcone uczuciom, wydarzeniom, a najważniejsze jakby pominięte.

II Coś o stylu – Kto lepszy (A: 0 to B: 1; A:1 to B: 0)

1.Poprawność gramatyczna i ortograficzna
A:1
B:0

2. Interpunkcja
A:1
B:0

3. Słownictwo
A:1
B:0

4. Plastyczność opisów
A:1
B:0

5. Dialogi
A:1
B:0

6. Estetyka zapisu

A:0
B:1

III Od 1 do 5 i od 1 do 3 wyjątkowo i tylko w tym pojedynku!
1. Postacie (1-5)
A:5
B:4

Uzasadnienie: Pierwszy tekst: 5 pkt za Anne, tylko i wyłącznie. Inne postacie mogłyby nie istnieć. ;p Była niesamowita, ciekawa, a także surrealistyczna. Jakby sama nie pasowała do żadnego świata. Na swój sposób urocza, podbiła moje serce swoją uczuciowością i ufnością.
Tekst drugi: Wspaniała Reneesme! Nie lubię tej postaci i chyba nigdy nie polubię. Wyjątek stanowi tylko ten tekst. Postać wyszła super. Podobała mi się, bystra i lekko zuchwała, na swój sposób urocza. Co do reszty postaci, to przy niej wypadają cienko. Bez urazy, to nic obraźliwego, po prostu nessi pobiła wszystkich swoim urokiem.
Muszę przyznać, że rzadko, w dwóch tekstach główne postacie podobają mi się tak mocno.

2. Ogólne wrażenie (1-3):
A:3
B:1

Uzasadnienie: Tekst pierwszy, wiadomo, podobał mi się od początku do końca, bez zarzutów. Wszystko napisałam już wcześniej.;p
Tekst B: Pojawiły się błędy, nie dokończone zdania (tak mi się zdaje). Ale nie o to mi chodzi. Cały ambaras jest w tym, że zabrakło tu tego, co powinno się pojawić. I choć tekst mi się podobał, to trzeba przyznać, że minął się on trochę z celem.

Razem:
A-23
B-11

Jeżeli pomyliłam się gdzieś w liczeniu albo źle przydzieliłam punkty, to z góry przepraszam i proszę o powiadomienie. Natychmiast poprawię.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 22:10, 23 Lut 2010 Powrót do góry

I Od 1 do 5

1. Pomysł na temat
A: 5
B: 3

Uzasadnienie: Pomysł na realizację tematu 1 był bardzo nietypowy, ale ciekawy, na pewno trzeba pogratulować autorce wyobraźni ^^ Temat 2 bardzo mi się podobał, mam słabość do kontynuacji BD, ale autorka trochę gorzej wywiązała się z zadania, nie ma niczego zaskakującego, a można było naprawdę poszaleć w takim temacie ^.^

2. Realizacja tematu
A: 4
B: 2

Uzasadnienie: Całkowicie zaskoczyła mnie realizacja pierwszego tematu, przyznam, że w ogóle się czegoś takiego nie spodziewałam, ale mam dylemat. Z jednej strony autorka wywiązała się z postawionego zadania, ale z drugiej tak jakoś mało zmierzchowo. Na pewno podobają mi się realia szpitala psychiatrycznego - do tego też mam słabość, ale ostatecznie kradnę jeden punkty i zostają 4 :)
Realizacja tematu 2 mi się nie podobała. Nessie, chyba pierwszy raz, wzbudziła moją irytację, a to chyba nie było pożądane, przez autorkę, wrażenie. Nie ma nic zaskakującego w realizacji tego tematu, sielankę idealnej rodziny też można przedstawić w ciekawy sposób, już nie mówiąc o tym, że można było wpleść jakiś ciekawy wątek w tą mini. Poza tym, co najważniejsze, historia miała być opowiedziana, a nie wspomniana.

II Coś o stylu – Kto lepszy (A: 0 to B: 1; A:1 to B: 0)

1.Poprawność gramatyczna i ortograficzna
A:1
B:0

2. Interpunkcja
A:1
B:0

3. Słownictwo
A:1
B:0

4. Plastyczność opisów
A:1
B:0

5. Dialogi
A:1
B:0

6. Estetyka zapisu

A:1
B:0

III Od 1 do 5 i od 1 do 3 wyjątkowo i tylko w tym pojedynku!
1. Postacie (1-5)
A:4
B:1

Uzasadnienie: W pierwszym tekście postacie bardzo mi się podobały, szczególnie smok, ale czegoś mi zabrakło. W tekście drugim postacie są bez wyrazu nie widzę cech charakterystycznych dla bohaterów, a nawet jeśli są jakieś próby ich przedstawienia to wypada to blado. Poza tym denerwowała mnie Renesmee, a to jest straszne, bo ja bardzo lubię tą postać.

2. Ogólne wrażenie (1-3):
A:3
B:1

Uzasadnienie: Miniaturka 1 jak najbardziej zasługuje na maksymalną liczbę punktów w tej kategorii, była nietypowa, świetnie napisana i ciekawa. Natomiast tekst 2 mi się nie podobał, nie zachwycił mnie pomysł, realizacja i w szczególności bohaterowie, bardzo mi przykro z tego powodu, bo ten temat miał ogromny potencjał.

Podsumowanie:
A: 22
B: 7


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Mille
Wilkołak



Dołączył: 12 Kwi 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Wschodu, nie wiadać? xd

PostWysłany: Śro 16:19, 24 Lut 2010 Powrót do góry

1. Pomysł na temat
A: 4
B: 3
Tekst A: piękny, ciekawy tekst, choć odrobinę za mało nawiązań do sagi jak dla mnie.
Tekst B: odorbinę za dużo zamieszania i za mało połączeń między poszczególnymi wydarzeniami

2. Realizacja tematu
A: 5
B: 3
Tekst A: cytat idealnie wpleciony w opisaną sytuację. Nie wiem, co można więcej napisać o realizacji, skoro temat dawał szerokie pole do popisu...
Tekst B: wydaje mi się, że ten cytat był wpleciony trochę na siłę, a brak jego rozwinięcia rozczarował mnie..

II Coś o stylu – Kto lepszy
1.Poprawność gramatyczna i ortograficzna
A: 1
B: 0

2. Interpunkcja
A: 1
B: 0

3. Słownictwo
A: 1
B: 0

4. Plastyczność opisów
A: 1
B: 0

5. Dialogi
A: 1
B: 0

6. Estetyka zapisu

A: 1
B: 0


1. Postacie (1-5)
A: 5
B: 2

Tekst A: Anna, Ozzanar, Carlisle i drugi lekarz - każdy z nich należy do innego świata, nie tylko ze względu na "pochodzenia", ale też ze względu na sposób postrzegania świata, postacie ograniczają bądź poszerzają swoje horyzonty, budują swoją własną rzeczywistość.
Tekst B: dużo postaci i niestety nie widać między nimi połączeń, prawie każdego z nich można byłoby usunąć i tekst nie straciłby na treści. powinnaś bardziej skupić się na uzasadnionym doborze bohaterów.

2. Ogólne wrażenie (1-3):
A: 5
B: 3

Tekst A: piękny, baśniowy klimat, momentami jednak przerażający, z maleńką nutką beztroski, ale i tęsknotą za podróżą, jaką odbyła Anna na smoku...
Tekst B: pierwsza część była jak dla mnie zbyt infantylna. rozumiem, że wynika to z narracji....

Chciałam jeszcze dodać, że poza stylem starałam sie w żaden sposób nie porównywać tych tekstów, bo faktycznie atrakcyjność, a tym samym i pole do popisu troche się różniło. Tekst A nie wygrał zasadniczno tylko dlatego, że był lepszy w tym pojedynku, ale dlatego, że po prostu był świetny. Mam nadzieje, że autorki wiedzą, co mam na myśli;)

A: 25
B: 11


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Mille dnia Śro 16:20, 24 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Reilee
Zły wampir



Dołączył: 06 Wrz 2009
Posty: 320
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gloomy Swamp

PostWysłany: Czw 23:01, 25 Lut 2010 Powrót do góry

We wstępie muszę powiedzieć, że jestem załamana podejściem do sprawy autorek, które nie wysłały tekstów. To nieprofesjonalne. Reilee mówi: be! A Rob mówi: umrzyj!
Niegrzeczne dziewczynki. Wiem, że Turniej, że taka tam pierdoła na forum tłajlajtu, że takie tam nic. Ale po co w takim razie się zgłaszały? Skąd się biorą te liczne awarie komputerów? Kosmici? Grinch, który chciał ukraść Turniej? Może to jakiś wirus? Czy to zaraźliwe? Mam się bać o mojego laptopa?
Jestem zawiedziona.

I Od 1 do 5

1. Pomysł na temat
A: 5
B: 3

Uzasadnienie:
Pomysł A jest urzekający. Magiczny. Idealny. Wciągający już od pierwszych zdań. Nie mogłam się oderwać. Od dawna chciałam przeczytać coś takiego. Sugerując się tematem, spodziewałam się jakichś ckliwych historyjek, a tu taka perełka. Na początku odrobinę zmierził mnie wątek z próbą samobójczą, myślałam, że będę musiała czytać o emo panience kłującej się cyrklem, ale potem doczytałam, że ona tylko broniła Alice… To było wzruszające.
Tekst B wypadł przy przeciwniku dość banalnie. Mamy ładny obrazek sielankowego życia po ,,Przed Świtem" i tyle. Żadnego pieprzu, żadnej intrygi. Wydaje mi się, że ten pomysł jest za słaby jak na poziom, którego oczekują obserwatorzy Turnieju. Punkt widzenia Nessie był okej. Zaś wstawki o seksie – żenujące.

2. Realizacja tematu
A: 5
B: 3

Uzasadnienie:

A dostaje max, bo mnie urzekł. Także stylem. Idealnym dopasowaniem cytatu do treści. Od dzisiaj to zdanie będzie kojarzyło mi się ze smokami, a nie z Sagą. Czy autorka jest ukontentowana takim komplementem?
B zawiódł. Oczekiwałam jakiejś mrożącej krew w żyłach legendy Quileckiej, a tymczasem otrzymałam takie coś, o. Dużo lukru, słaba fabuła o niczym.



II Coś o stylu – Kto lepszy (A: 0 to B: 1; A:1 to B: 0)

1.Poprawność gramatyczna i ortograficzna
A: 1
B: 0

2. Interpunkcja
A: 1
B: 0

3. Słownictwo
A: 1
B: 0

4. Plastyczność opisów
A: 1
B: 0

5. Dialogi
A: 1
B: 0

6. Estetyka zapisu

A: 1
B: 0

III Od 1 do 5 i od 1 do 3 wyjątkowo i tylko w tym pojedynku!
1. Postacie (1-5)
A: 5
B: 3

Uzasadnienie:

Bardzo podobało mi się wprowadzenie Anny Smith. Wiem, że to mało istotne, ale fantastyczne było to, że autorka nie nazwała bohaterki Bellą. Carlisle i jego godna podziwu wiara w ludzi także urzekający. Dlaczego ja nie znam takich lekarzy? No i mój ulubiony Ozzanar z trzema rogami love
A co najdziwniejsze nie mam autorce za złe tego, że żaden z bohaterów nie doczekał szczęśliwego zakończenia.

Postaci z miniaturki B, poza Nessie, były trochę bezbarwne. Brakowało mi, sama nie wiem, czego. Może złamania kanonu? Szybszej akcji?


2. Ogólne wrażenie (1-3):
A: 3
B: 1

Uzasadnienie:

Autorka A ma mnie w garści. Czy to możliwe, że w każdej kategorii dałam jej maksymalną liczbę punktów? Tekst był boski. Lekki, choć traktował o dość trudnej tematyce, wyrazisty, choć niepozbawiony niedopowiedzeń, ładny, plastyczny i klimatyczny. Klimat tej miniatury jest urzekający. Jestem zbyt poruszona, by móc napisać coś więcej, nie lubię uzewnętrzniać się na forum… Choć muszę przyznać, że w tej chwili uważam, że jest to najlepsza miniatura Turnieju, być może także całego TSa.
Tekst B… Tekst B to miniaturka jakich pełno. Niczym się nie wyróżnia, trochę kuleje pod względem stylu, pomysłu, zrealizowania tematu. Odrobinę mnie znudził, odniosłam wrażenie, że był za długi. Wydaje mi się, że autorka nie dała z siebie wszystkiego.


Podsumowanie:

A: 24
B: 10


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Invisse
Zły wampir



Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:04, 26 Lut 2010 Powrót do góry

Nie jestem przekonana co do trafności pomysłu połączenia dwóch zupełnie innych tekstów, pisanych pod inne wymogi. Zwłaszcza, że teksty różnią się jak dzień i noc, i drugi, spoglądając na oceny, mocno ucierpiał na porównywaniu go z czymś innym.

I Od 1 do 5

1. Pomysł na temat
A: 4
B: 3,5

Uzasadnienie:
A: Spodziewałam się kanonu, a dostałam fantasty z nutką szaleństwa, której mój mały mózg nie do końca jest w stanie pojąć. Chciałabym wrócić do tego tekstu za kilka lat, by móc go w pełni zrozumieć. To takie frustrujące, wiedzieć, że w tekście jest ukryte dno i nie potrafić go zauważyć. Ale to był raczej tekst samodzielny, na siłę przerabiany pod "zmierzch", więc obcinam jeden punkt :)
B: Właściwie, mam ochotę zadać pytanie - jaki pomysł? Był to zlepek przeróżnych wydarzeń, których nie można połączyć, raczej krótka historyjka z życia Nessie. Nie wiem, to się świetnie czytało i można by w sumie określić to mianem scrapbook'a, jakkolwiek się to pisze.

2. Realizacja tematu
A: 4
B: 2

Uzasadnienie:
Tu jest ciężko. Temat pierwszy daje szerokie pole do popisu, w przeciwieństwie do drugiego, który bardzo ogranicza.
A: Temat może nie pod sagę, ale zrealizowany zgodnie z zaleceniami.
B: Miała być rozmowa z tłumaczeniem, jest zapowiedź, którą wolałabym przeczytać zamiast całej tej gadki z pierwszej części. Mogłabym być bardziej szczodra w dawaniu punktów.

II Coś o stylu - Kto lepszy (A: 0 to B: 1; A:1 to B: 0)

1.Poprawność gramatyczna i ortograficzna
A: 1
B: 0

2. Interpunkcja
A: 1
B: 0

3. Słownictwo
A: 1
B: 0

4. Plastyczność opisów
A: 1
B: 0

5. Dialogi
A: 0
B: 1

6. Estetyka zapisu

A: 1
B: 0

Uzasadnienie:
Wiem, że ton tekstu drugiego był taki celowo, ale, niestety, nie może się równać z tekstem pierwszym, który był dojrzale napisany. Przykro mi, że musiałam to tak rozdzielić, ale ten pojedynek według mnie jest naprawdę nie fair. Nie te tematy.

III Od 1 do 5 i od 1 do 3 wyjątkowo i tylko w tym pojedynku!
1. Postacie (1-5)
A: 5
B: 3,5

Uzasadnienie:
A: Występowały trzy postaci i każdej autorka potrafiła nadać własny charakter. Właściwie nie mam nic więcej do dodania.
B: Była tylko Nessie i Jacob, i żadne z nich mi się nie podobało. No cóż, taki ból, gdy postacie są kanoniczne. O reszcie osób, mimo ich liczebności, niewiele mogę powiedzieć - takie drobiazgi. Bardzo podoba mi się pomysł szkicowania ich charakterów poprzez dziecinne słowa Nessie. Aha, i bardzo podobał mi się Edward, jedyny, u którego doszukałam się niekanoniczności.

2. Ogólne wrażenie (1-3):
A: 3
B: 1

Uzasadnienie:
Może się wydać bezsensownym wobec tego, co napisałam powyżej, ale po "przetrawieniu" i odsunięciu tekstów od siebie, takie właśnie jest moje ogólne wrażenie.

Ogólnie:
A: 21
B: 11
Gratuluję obu autorkom :)

Po pierwsze ocena do poprawy z uwagi na podział punktów w kategorii styl. Tam dajemy punkty lepszemu.

Po drugie, jeśli się uważnie czyta notkę ode mnie, to powinno się wiedzieć, że tych tekstów NIE NALEŻY ze sobą porównywać. Dlatego każdemu można dać maksa w kategorii I i III. Styl jest czymś zupełnie odrębnym i można go porównać nawet, zestawiając dwa różne teksty.
Przykro mi, że pojedynki te nie miały pary, ale dwóch walkowerów nie mogłam dać z uwagi na to, że jedna z Autorek spóźniła się z nadesłaniem tekstu i teoretycznie powinna być zdyskwalifikowana, ale wtedy zabawa była nudna, a żadna z Pań, jak mniemam, nie chciałaby wygrać walkowerem. P.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Invisse dnia Pią 21:34, 26 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Cicha
Człowiek



Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 16:15, 28 Lut 2010 Powrót do góry

I Od 1 do 5

1. Pomysł na temat
A: 5
B: 3

Uzasadnienie:
Piewsza miniaturka była wręcz niesamowita. Orginalna przede wszystkim, intrygująca, wzruszająca i napisana wprawnym piórem. W życiu nie wpadłabym na takie ujęcie tematu, a jednak wszystko ładnie pasowało i co się u mnie bardzo liczy tekst był spójny i logiczny.
Tekst B też miał swoją koncepcję na zupełnie inny temat. Jednak miniaturka sama w sobie była dość przewidywalna, przedstawiała nieco schematyczne ujęcie tematu.

2. Realizacja tematu
A: 5
B: 2

Uzasadnienie:
W tekście A było wszystko czego mogłabym sobie zamarzyć w tym temacie, a nawet więcej. Wspaniały pomysł, zgrabne nawiązanie do tematu i piękny styl nie mógł zaowocować czym innym niż maksymalną ilością punktów.
W drugiej miniaturce sprawa ma się nieco inaczej, gdyż narzucona rozmowa właściwie nie została przeprowadzona. Jacob jedynie napomniał o sobie jako wilkołaku i swoich wilczych przodkach, obiecał późniejszy powrót do tematu, który zamknięty w ramach miniaturki nigdy nie nastąpi.

II Coś o stylu – Kto lepszy (A: 0 to B: 1; A:1 to B: 0)

1.Poprawność gramatyczna i ortograficzna
A: 1
B: 0

2. Interpunkcja
A: 1
B: 0

3. Słownictwo
A: 1
B: 0

4. Plastyczność opisów
A: 1
B: 0

5. Dialogi
A: 1
B: 0

6. Estetyka zapisu

A: 1
B: 0

III Od 1 do 5 i od 1 do 3 wyjątkowo i tylko w tym pojedynku!
1. Postacie (1-5)
A: 4
B: 2

Uzasadnienie:
Tekstowi A punkty przyznałam za cołokształt - każda z postaci była inna, róznie ciekawa, co poprzednia, chociaż i tak bezkonkurencyjna była Anna. Taka zagubiona między dwoma światami, przestraszona i załamana śmiercią przyjaciółki podbiła moje serce.
W drugim tekście żadna z postaci nie wyróżniała się z tłumu. Autorka nie zarysowała typowych cech bohaterów wyciągniętych z kanony. Jedynie słowne przepychanki między Rosalie a Jacobem decydowały o realności postaci. Sama Nessi była niewątpliwie irytującym dzieckiem, Bella i Edward jakby inni, ze wszystkich to chyba Jasper dostał najwyższą notę z opisu myśli półwampirzątka.

2. Ogólne wrażenie (1-3):
A: 3
B: 1

Uzasadnienie:
Pierszemu tekstowi nie brakowało niczego - orginalny, wzruszający, intrygujący i skłaniający do chwili głebszych przemyśleń, wywarł na mnie duże wrażenie. Majstersztyk. Mistrzostwo w każdym calu.
Drugi tekst był poprawny, choć nie ujął dobrze tematu, jednakże nie mal w sobie tego polotu, magii, która sprawia, że sięgamy po raz kolejny po dobrze znaną powieść.

Razem:
A: 23
B: 8

Gratulacje obu autorkom, w końcu to druga runda turnieju, do której dziewczyny nie trafiły przypadkiem!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
losamiiya
Dobry wampir



Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 1767
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 212 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Mexico City.

PostWysłany: Pon 17:05, 01 Mar 2010 Powrót do góry

Wybaczcie, dziewczyny, że przybywam na ostatnią chwilę... Dalej nie potrafię rozkminić systemu tego pojedynku, ale jestem i ocenię... Wink
I Od 1 do 5

1. Pomysł na temat:
A: 4
B: 3

Pomysł na tekst A jest na pewno oryginalny. Na swój sposób magiczny. Nie powiem, że podobał mi się jakoś bardzo, i że wciągnął mnie już od pierwszych słów, ale jest dobry. Po prostu. Rewelacji też nie ma.
Pomysł B jest dość prosty i banalny. Lecz to mi się podobało. Ta prostota.
Jednak, trzeba zwrócić uwagę na to, iż jest to już drugi, wyższy poziom tegoż turnieju i tekst powinien być powalający.

2. Realizacja tematu:
A: 4
B: 4

Och, tekst A mnie zawiódł. Jest ładny i z sensem, ale zawiódł mnie swoją treścią. Poza tym, gdzie podział się cytat?! Cóż, tego mi brakowało. (UWAGA! edytuję, ponieważ przeoczyłam cytat, który jest!)
Za dużo było tej magii... a smok nie urzekł mnie wcale. Domyślam się, że miał wywołać pozytywne emocje, ale u mnie było wręcz odwrotnie.
Natomiast tekst B, mimo, że prościej, napisany jest typowo pod temat i to mi się podoba. Cytat jest zawarty, czyta się lekko i przyjemnie.
Autorka jednak mogła rozwinąć rozmowę po zastosowaniu cytatu, była ona znacznie za krótka, dlatego tylko te 4 pkt.

II Coś o stylu – Kto lepszy

1.Poprawność gramatyczna i ortograficzna
A: 1
B: 0

2. Interpunkcja
A: 1
B: 0

3. Słownictwo
A: 1
B: 0

4. Plastyczność opisów
A: 1
B: 0

5. Dialogi
A: 0
B: 1

6. Estetyka zapisu
A: 1
B: 0

III Od 1 do 5 i od 1 do 3 wyjątkowo i tylko w tym pojedynku!

1. Postacie (1-5)
A: 3
B: 3

Muszę powiedzieć, że ciekawa jest postać Anny z tekstu A. Duży plus należy się również za to, iż nie jest to Bella, a Anna.
Carlisle jest również pozytywną postacią.
Lecz ten smok... kurcze, przeszkadza mi on jak nie wiem co, psuje cały klimat tej miniaturki... Jak dla mnie NIE, NIE i jeszcze raz NIE...

Postacie z tekstu B są normalne, dobrze nam znane, nie odbiegają raczej od Sagi. Być może staje się to już banalne i głupie, ale mnie się spodobało. Czułam uczucia, radość. No i Jacob... To też dużo robi, bo ja uwielbiam o nim czytać. Zaznaczyć jeszcze muszę, że w tym tekście nie denerwowała mnie postać Reneesme... A to coś niezwykłego, hah. :)

2. Ogólne wrażenie (1-3):
A: 2
B: 2

Tekst A podobał mi się, ale nie do końca. Momentami już chciałam, aby się skończył. To prawda, jest ładnie napisany, klimat jest utrzymany, ale to nie to...
Tekst B urzekł mnie swoją prostotą i tyle. Nie ma tu co dużo mówić.
Ale, z racji tego, iż tekst był napisany o wiele gorzej, muszę przyznać również 2 punkty...

Podsumowując:
A: 18
B: 13


Cóż, i tak wyszło na tekst A, mimo to gratuluję obu autorkom i życzę powodzenia!


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez losamiiya dnia Pon 17:17, 01 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Pon 17:57, 01 Mar 2010 Powrót do góry

Zdążę jeszcze?

I Od 1 do 5

1. Pomysł na temat
A: 5
B: 2

No bo... Jak dla mnie pomysł był. Spodziewałam się kanonu, a jest fantastyka... I widać, że autorka naprawdę się postarała. Podobało mi się. Nie widzę innej możliwości niż maksymalna ilość punktów.
A B... Cóż, pomysł słaby. Mamy kawałki z życia Nessie, które nic konkretnego nie przekazują. Przy tekście A wypada słabo

2. Realizacja tematu
A: 4
B: 4

Oba tematy zrealizowane, nie mogę się za bardzo przyczepić, ale... ale że ja to ja, więc w A było za dużo tej fantastyki (która mnie urzekła, ale jednak za dużo), a B był zbyt prosty.

II Coś o stylu – Kto lepszy (A: 0 to B: 1; A:1 to B: 0)

1.Poprawność gramatyczna i ortograficzna
A: 1
B: 0

2. Interpunkcja
A: 1
B: 0

3. Słownictwo
A: 1
B: 0

4. Plastyczność opisów
A: 1
B: 0

5. Dialogi
A: 1
B: 0

6. Estetyka zapisu

A: 1
B: 0

III Od 1 do 5 i od 1 do 3 wyjątkowo i tylko w tym pojedynku!
1. Postacie (1-5)
A: 5
B: 2

Postacie z B były bezbarwne. Może poza Nessie, choć i ta do końca mi się nie podobała.
Z kolei A. Naprawdę świetnie! Wprowadzenie nowej postaci strasznie mi się podoba, cieszę się, że to nie Bella czy jakaś inna bardziej nam znana osoba. Każdy z bohaterów był przemyślany, zaplanowany. Carlisle mnie urzekł, smok zaczarował, a Anna zaskoczyła (pozytywnie).

2. Ogólne wrażenie (1-3):
A: 3
B: 1

Autorka A, jak wspomniałam, miała niesamowity pomysł, wszystko było zaplanowane, ułożone, plastycznie opisane. Czułam się, jakbym była jednym z bohaterów albo chociażby stała z boku i to obserwowała.
Tekst B nie spowodowała, że zatrzymałam się przy niej dłużej, pomyślałam. Nie utkwiła mi w pamięci. Czytałam... jakby tu powiedzieć. Czytałam na głos (Laughing) i wlatywało mi jednym uchem, a wylatywało drugim. Miniaturka B to miniaturka, jakich pełno.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Rathole dnia Pon 18:02, 01 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 10:57, 02 Mar 2010 Powrót do góry

Pojedynek zakończony. Dziękujemy głosującym.

Autorką pierwszej miniaturki była: BajaBella – zdobyła 179 pkt.
Drugą miniaturę napisała dredzio i otrzymała od Was 80 pkt.

Dredzio spóźniła się nieco z nadesłaniem tekstu, dlatego, wedle ustalonych wcześniej reguł, odejmuję jej po jedynym punkcie z oceny na rzecz przeciwnika. Ostateczna punktacja wygląda wobec tego tak:

Bajabella: 187 pkt.
Dredzio: 72

W finale z tego pojedynku serdecznie witamy Hurra BajaBellę Hurra

Z racji niekompletnego składu II rundy Turnieju Połamanych Piór trzeciego finalistę wyłonimy na drodze punktowej dogrywki:

kirke uzyskała 103, 5 pkt.
Natomiast dredzio: 72 pkt.

Zwycięża Hurra kirke Hurra , którą serdecznie witamy w finale.

Dredzio bardzo dziękujemy za udział w Turnieju i nadesłanie pracy. Gratulujemy również udziału w II etapie. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin