FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Creature of Habit [T] [NZ] rozdział 14 [7.01] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
zgredek
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 51 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa

PostWysłany: Wto 14:24, 27 Lip 2010 Powrót do góry

Nimue napisał:
zgredek napisał:



(1) był problem z tłumaczeniem tego fragmentu, ale najbardziej prawdopodobne wydało mi się takie rozwiązanie, bo [link widoczny dla zalogowanych] na tej stronie na liście sposobów egzekucji znajduje się „kara” przez umieszczenie rośliny red hot poker w odbycie osoby skazanej, która potem umiera z bólu albo gwałtownej utraty krwi; zgaduję, że hot poker powoduje wypalenie skóry... albo coś; ciekawostką jest, że w ten sposób został prawdopodobnie zabity król Edward II, a niektórzy twierdzą, że to dlatego, że był homoseksualistą (!).


Edward II faktycznie został zabity w dość śmieszny sposób, bo poprzez wsadzenie mu do tyłka rozżarzonego pręta. Zabito go dlatego, że był niewygodny dla ówcześnie przejmujących władzę. Ale rzeczywiście, był gejem. Hot poker to faktycznie roślina, jednak Edzio II dostał prętem. Nie chwastem : )

Nie wiem, jak dokładnie było, ale strona, którą wskazałam, podaje, że być może został zabity w ten sposób - to znaczy przez wsadzenie rośliny red hot poker "do tyłka". Nie jestem aż tak obeznana w historii, żeby to drążyć, ale nie mogłam znaleźć innych źródeł opisujących, co ten hot poker robi, czy zawiera jakąś substancję, która powoduje "wypalenie" skóry, więc przyjęłam tę wersję.
Wikipedia mówi:
wikipedia napisał:
We wrześniu 1327 r. zapadła decyzja o jego egzekucji. Nie wiadomo jak tego dokonano. Według większości źródeł zabito go, wsadzając mu w odbyt rozżarzone żelazo.

Czyli wersja z hot pokerem jest również możliwa.

Poza tym chciałam podziękować za wszystkie komentarze =) Dzięki nim to tłumaczenie ma sens, chociaż czuję się już trochę wypalona. No i nie sądzę, żeby było to lepsze od oryginału, ale na pewno staram się najlepiej jak potrafię Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Wto 18:03, 27 Lip 2010 Powrót do góry

fantastycznie, że już jest nowy rozdział.
Bardzo, bardzo dziękuję.;p
I rzeczywiście, śmiałam się. Śmiałam się na głos czytająć, co zdarza mi się rzadko.

Jestem zachwycona Twoim tłumaczeniem, wiesz?
Tekst czyta się płynnie. Tak naprawdę, to nawet nie myśli sie o tym, że jest tłumaczony czy coś. Nie widać żadnych zgrzytów. A to, ze zostawiasz niektóre zwroty w oryginale, to nawet dobrze, bo tłumaczenie nie zawsze są wystarczająco trafne. Jeszcze raz dzięki. Do następnego.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nimue
Zły wampir



Dołączył: 13 Sty 2010
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Trzecia paszcza Lucyfera

PostWysłany: Wto 18:31, 27 Lip 2010 Powrót do góry

zgredek napisał:

Nie wiem, jak dokładnie było, ale strona, którą wskazałam, podaje, że być może został zabity w ten sposób - to znaczy przez wsadzenie rośliny red hot poker "do tyłka". Nie jestem aż tak obeznana w historii, żeby to drążyć, ale nie mogłam znaleźć innych źródeł opisujących, co ten hot poker robi, czy zawiera jakąś substancję, która powoduje "wypalenie" skóry, więc przyjęłam tę wersję.
Wikipedia mówi:
wikipedia napisał:
We wrześniu 1327 r. zapadła decyzja o jego egzekucji. Nie wiadomo jak tego dokonano. Według większości źródeł zabito go, wsadzając mu w odbyt rozżarzone żelazo.

Czyli wersja z hot pokerem jest również możliwa.

No ja jestem obeznana, więc podrążę i powiem, że nie spotkałam się z wersją z tą rośliną. Zawsze Edward II był zabity poprzez pręt w tyłku, niemniej jednak autorka dodała fajnego smaczka do tego rozdziału : )
koniec offtopu.
Ale!
Rozżarzone żelazo mogło być też metaforą red hot poker ;] tak mi teraz przyszło do głowy. Może uczucie było podobne : )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nimue dnia Wto 18:33, 27 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
madzia_lenka
Nowonarodzony



Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 14:02, 30 Lip 2010 Powrót do góry

Genialny rozdział, jak zawsze z resztąWink
"Zdegradowała mnie na pozycję nieudolnego idioty.
Najwyraźniej homoseksualnego nieudolnego idioty. " po prostu padłam.
mam nadzieję że szybko dodasz kolejny rozdział bo naprawdę COH jest fantastyczny;)
Pozdrawiam
Weny
Czasu i chęci no i BARDZO DZIĘKUJĘ CI ZA TŁUMACZENIE Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sanako
Nowonarodzony



Dołączył: 30 Kwi 2010
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 22:21, 02 Sie 2010 Powrót do góry

Podobała mi się ta sytuacja w której Bella wypominała Edwardowi jaki jest i wywnioskowała że jest gejem.Po co mu tyle ubrań co Paris Hilton? :P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Wto 15:15, 03 Sie 2010 Powrót do góry

Dobra, no to tera ja :D

Przychodzę z I częścią rozdziału 11.

Za bętę serdecznie dziękuję Twilkowi, to ona zadbała, by ten tekst miał ręce i nogi :)


BPOV

- Co powiedziałaś?
Angela siedziała naprzeciwko mnie przy stoliku w mojej ulubionej restauracji. Można było tu dostać najlepsze ekologiczne i wegetariańskie jedzenie w mieście i mogłam jedynie namawiać Angelę do przyjścia tu, podczas gdy miałam jej do przekazania kilka ciekawych ploteczek. Byłam wegetarianką, odkąd miałam dziewięć lat i wybraliśmy się z klasą do masarni. Kiedy dowiedziałam się, co tak naprawdę znajduje się w hot dogach, moje mięsożerne dni dobiegły końca.
- Cicho! Bo mnie przez ciebie wyleją! Tym razem naprawdę – syknęłam.
Wiedziałam, że nie powinnam wyjawiać żadnych szczegółów dotyczących mojej pracy ani Angeli, ani nikomu innemu, ale nie mogłam nic na to poradzić. Tego było już za wiele.
Rozejrzała się, stwierdzając, że w restauracji praktycznie nie ma już nikogo i wyszeptała:
- Oskarżyłaś go o to, że jest gejem?
Przytaknęłam, odgryzając kęs grochowego krokiecika. To się stało tego samego dnia, co moja konfrontacja z panem Cullenem. Wiedziałam, że to nieco niestosowne pytać o jego orientację, jednak szczerze miałam nadzieję, że kiedy jego tajemnica ujrzy światło dzienne, sprawi to, że będziemy się czuć swobodniej w swoim towarzystwie,.
- Co odpowiedział? – zapytała nieco głośniej.
Przełknęłam i wzięłam łyk napoju.
- Nic nie odpowiedział, ale też nie zaprzeczył. A jaki mężczyzna nie zaprzeczyłby, że jest gejem, jeśli faktycznie by nim nie był? – zadałam pytanie.
Angela skrzywiła się.
- Tak myślę. Co za strata. Jest kawałkiem niezłego ciacha, którego z chęcią bym skosztowała.
Wywróciłam oczami.
- Angela, perwersie, on jest moim szefem i, matko… jeśli sądzisz, że z niego jest niezłe ciacho, to powinnaś zobaczyć jego chłopaka. Jest taki uroczy i wysoki… - pozwoliłam mojemu umysłowi pomarzyć o mężczyźnie z kręconymi włosami, który odwiedził nas w zeszłym tygodniu.
- Są dla siebie idealni.
Westchnęłam i postanowiłam zmienić temat.
- Przestańmy mówić o nieosiągalnych mężczyznach. Powiedz mi coś o Benie.
Zmiana tematu była tym, czego Angela potrzebowała, by przestać skupiać się na panu Cullenie. Słuchałam, jak opowiadała o Benie i o tym, że spotykają się dziś wieczorem, by obejrzeć razem film. Na wieść o tym wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł niepożądany dreszcz.
- Angie, obiecaj mi, że nie będziesz błąkała się sama po kinie – odezwałam się.
Przed oczami stanął mi plakat z kawiarni i historia dziewczyny imieniem Bree, która zniknęła z kina razem ze swoimi przyjaciółmi. Kiedy Angela zauważyła moją konsternację, wyjaśniłam jej, co powiedziała mi wcześniej dzisiejszego dnia dziewczyna w kawiarni.
- Jezu, dobra. Obejrzymy film u niego w domu, nawet, jeśli to miałoby oznaczać, że będziemy siedzieli z Mike’iem i Erikiem. – Zmarszczyła nos, a ja potrząsnęłam głową zadowolona, że nie będę na jej miejscu.
- Tylko obiecaj mi, że ty też będziesz bezpieczna – zakomenderowała, a ja przytaknęłam. Po wydarzeniach związanych z Victorią popadłam w paranoję.
Zamykałam zamek na trzy spusty. Zamek w drzwiach, zasuwka oraz łańcuch były zamknięte za każdym razem, kiedy znajdowałam się w domu. Jak opętana sprawdzałam okna i drzwi na balkon. Dodatkowo praktycznie biegłam z samochodu do mieszkania za każdym razem, kiedy wracałam do domu. A faktycznie biegłabym, gdybym nie obawiała się, że sama podstawię sobie haka na środku parkingu. Naprawdę doceniałam to, że pan Cullen udostępnił mi swój garaż. Czułam się znacznie bezpieczniej i miałam wrażenie, że dosłownie wychodzi z siebie, bym poczuła się bardziej komfortowo.

Myślałam o tym, że Angela zostawia mnie samą, by spędzić wieczór z Benem i ta myśl napawała mnie lękiem.
- Angie, co sądzisz o tym, żeby Ben wpadł dzisiaj do nas? I tak będę czytała, więc telewizor będzie wasz. Nie będziecie musieli użerać się z chłopakami i grać w gry wideo cały wieczór – dodałam i zaśmiałam się, mając nadzieję, że połknie haczyk.
- Naprawdę? Byłoby genialnie! Dzięki, Bello! – Byłam świadkiem tego, jak wyjmuje telefon, by napisać do Bena o zmianie planów.
Wiedziałam, że możliwość trafienia na Victorię jest mało prawdopodobna, bo nie wiedziała, jak się nazywam ani nawet gdzie mieszkam, ale jej groźby i niezakończone sprawy o morderstwa wciąż mnie niepokoiły. Oglądanie Angeli i jej chłopaka robiących do siebie maślane oczka, było niewielką ceną za spokój ducha.

XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

Minęło kilka dni, odkąd odkryłam tajemnicę pana Cullena i wszystko szło, ku memu szczeremu zdziwieniu, dużo lepiej niż wcześniej.
Zdawał się nieco bardziej zrelaksowany i był przy mnie o wiele mniej spięty. Moje próby nawiązania towarzyskiej rozmowy były odbierane już dużo lepiej i mogłam nakłonić go, by powiedział mi coś o swojej pracy w Pacific Northwest Trust, jednak ponownie zamykał się w sobie, kiedy rozmowa schodziła na tematy bardziej osobiste. To było zrozumiałe, w końcu to mój szef, a do tego początki naszej współpracy były dość trudne, ale jednocześnie dziwnym było pracować z kimś u niego w domu i praktycznie nic o tej osobie nie wiedzieć. Namówienie go do uszczknięcia rąbka tajemnicy o nim samym stało się czymś w rodzaju osobistego wyzwania. Zdecydowałam, że sztuka i muzyka, jakie preferuje oraz jego antyki posłużą jako informacja o panu Cullenie.

Był piątek, dzień odkurzania i generalnych porządków. Poprosiłam go, by wpisał wyznaczony dzień do mojego grafiku, żebym mogła się odpowiednio ubrać. Zgodził się na to z radością i wcześniej w tym tygodniu usiedliśmy ze swoimi kalendarzami i ustaliliśmy to razem. Takie krótkie chwile, jak ta, dawały mi szansę, bym mogła go lepiej poznać. Zdałam sobie również sprawę, że kiedy chce, pokazuje swoje dające się we znaki poczucie humoru. Zauważyłam też, kiedy siedzieliśmy przy stole naprzeciwko siebie, że pachnie jak żaden inny mężczyzna, którego znałam. Robiłam co w mojej mocy, by nie podejść i nie wąchać całego jego ciała. Chociaż raz w życiu opanowałam się i pozostałam na swoim miejscu.

Do sprzątania założyłam dżinsy, bezrękawnik i buty na płaskim obcasie. Było to ubranie swobodne, ale nie niestosowne, przez co łatwiej mi było sprzątać, wspinać się po drabince i w ogóle poruszać.

Było naprawdę niewiele roboty i rozumiałam już, dlaczego pan Cullen nie wydawał pieniędzy na sprzątaczkę. Dodatkowo było coraz bardziej oczywiste, że nie lubi mieć w domu towarzystwa. Wiele razy słyszałam, jak mówił Alice przez telefon, żeby nie przychodziła z wizytą, że wszystko z nim dobrze i jest bardzo zajęty. Jego wypowiedzi stawały się coraz krótsze i zawsze znajdował wymówkę, by szybko odłożyć telefon. Odnosiłam wrażenie, że nie byli ze sobą tak blisko, jak sądziłam.

Kiedy odkurzałam w salonie, pewien szczególny obraz przyciągnął moją uwagę i robił to przez ostatnich kilka tygodni. Był pełen żywych czerwieni i niebieskości i widziałam słabo dostrzegalne figury, były bardzo abstrakcyjne i wtapiały się w inne kształty. Podeszłam bliżej, by się przyjrzeć, zaintrygowana.

- Nazywa się „Mężczyzna i Kobieta”* – odezwał się za mną delikatny, miękki głos.
Odwróciłam się szybko, ponieważ jak zwykle mnie wystraszył, ale tym razem nie miałam niczego w rękach ani nie chodziłam po niepewnym podłożu. Zrobiłam minę, wyrażając swoje niezadowolenie, którego powodem było podkradanie się, zanim odwróciłam się z powrotem do obrazu.

- Jest piękny. Tak wiele się na nim dzieje, za każdym razem, kiedy tu wchodzę, łapię się na tym, że się w nim zatracam. Kto go namalował? – spytałam.

Po chwili zorientowałam się, że stoi tuż za mną.
- Namalował go Jackson Pollock w 1940 roku – odparł, po czym podniósł swoje smukłe dłonie i zaczął wskazywać szczegóły obrazu.

Słuchałam go, z fascynacją opisującego obraz.
- Nie ma do końca pewności, co tak naprawdę jest na tym obrazie. Niektórzy sądzą, że jest to kobieta i mężczyzna, inni, że to jedna figura przedstawiona na dwa różne sposoby. Pollock w swoich pracach był niezwykle dwuznaczny i nie czuł potrzeby tłumaczenia komukolwiek, co znaczą jego obrazy.

- Czy to nie jest ten mężczyzna, który maluje, posługując się techniką opryskiwania czy też techniką malowania kropek? – zapytałam, przeszukując swój mózg w celu znalezienia jakichś informacji z lekcji historii sztuki.

Moje pytanie chyba na niego podziałało i twarz, która zazwyczaj była bez wyrazu, teraz wydawała się posiadać jakąś mimikę, kiedy odparł:
- Tak, tak było z jego wcześniejszymi pracami. Nie zaczynał od obrazów malowanych metodą stawiania kropek, które teraz są bardziej rozpoznawalne. Jednak ja wolę ten styl od innych. – Wskazał na obraz. - Kiedy na to patrzysz, może być czymkolwiek, co chciałabyś zobaczyć. Możesz znaleźć w nim cokolwiek za każdym razem, kiedy widzisz ten obraz. - Spojrzał w dół na mnie przez włosy, które opadły mu na oczy. – Myślę, że ludzie żyją sobie swoim życiem, widząc to, co chcą zobaczyć, a nie, czym to naprawdę jest.
Staliśmy w ciszy przez chwilę, przyswajając sobie obraz, kiedy zapytał:
- A co ty widzisz?
- Ja widzę mężczyznę. Jest silny, ma ostro zarysowaną szczękę i grube brwi. Ma potargane, kasztanowe włosy. – Odwróciłam głowę do pana Cullena. – Przypomina pana.
Przyglądał mi się chwilę, po czym z powrotem skierował wzrok na obraz.
- A kobieta? – zapytał, zachęcając mnie do mówienia.
- W zasadzie nie jestem pewna, czy to kobieta – odparłam, wskazując na czerwoną figurę. – Cechy twarzy nie są do końca dostrzegalne, ale ciało wyraźnie wskazuje płeć. Jest taka niewyraźna, zupełnie, jakby była czymś, co jest poza zasięgiem.

W dalszym ciągu próbowałam zagłębiać się w chaos Pollocka, ale ostatecznie zdecydowałam, że wystarczy i że byłam zadowolona z dzisiejszego dnia. Spojrzałam na pana Cullena, który wpatrywał się w obraz, rozmyślając o własnej wersji tego, co artysta mógł mieć na myśli.

- Dziękuję, że chciał pan ze mną o tym porozmawiać. A teraz wracam do pracy – rzekłam miękko.

Pan Cullen zerknął na mnie, ale jego oczy tak naprawdę nie opuściły jeszcze płótna.
- Proszę, Isabello.

Spojrzałam na niego jeszcze raz, kiedy wychodziłam z pokoju. Pan Cullen wciąż stał przed obrazem w kompletnym bezruchu, trzymając ręce w kieszeniach. Po raz pierwszy, odkąd go poznałam, zdałam sobie sprawę, że przy mnie wydaje się być kompletnie spokojny i wyluzowany.

XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Późnym popołudniem tego samego dnia rozległ się dzwonek do drzwi. Pan Cullen pracował na górze, a ja wklepywałam do komputera daty, nazwiska i adresy.

Poderwałam się z miejsca i pobiegłam otworzyć drzwi, mając nadzieję, że kimkolwiek była ta osoba na zewnątrz, miała ze sobą parasol.

Popchnęłam drzwi, by je otworzyć i zszokowana zobaczyłam przygarbioną Alice, która stała pod jaskrawoczerwoną parasolką. Miała na sobie dopasowany płaszcz z paskiem uwydatniającym talię. Obok niej stał wysoki, blondwłosy przyjaciel pana Cullena, który miał na sobie szary trencz.

Alice podeszła do mnie szybko, mając na twarzy ogromny uśmiech.
- Cześć, Bello!

Przywitałam ich oboje szerokim uśmiechem i wskazałam ręką, by weszli do środka zamiast moknąć na zwenątrz.
- Alice! Nie miałam pojęcia, że przyjdziesz. Chodźcie, nie stójcie w deszczu – powiedziałam i cofnęłam się kilka kroków, by mogli spokojnie wejść do przedpokoju.

Czułam się nieswojo w pobliżu towarzysza Alice, odkąd nie byłam pewna, czy wie, że ja wiem o nim i panu Cullenie, ale Alice musi wiedzieć, od kiedy oni są razem.

- Pozwólcie, że wezmę wasze parasole i płaszcze. – Poczłapałam do wieszaków i zawiesiłam je na nich. – Możecie rozgościć się w salonie, a ja pójdę poszukać pana Cullena.

Wyrwałam stamtąd tak szybko, jak pozwoliły mi na to nogi i pobiegłam na górę do drzwi pracodawcy. Zapukałam delikatnie. Otworzył drzwi chwilę później z wyczekującym wyrazem twarzy. Jego szczupłe ciało wypełniło przestrzeń w drzwiach, nie pozwalając mi zajrzeć do pokoju. Zastanawiałam się co takiego tam ma, że trzyma to w takim sekrecie.

Widok jego stojącego w drzwiach był powalający. Miał odgarnięte włosy z czoła, pomijając kilka pojedynczych kosmyków. Aż świerzbiły mnie palce, tak bardzo chciałam je odgarnąć. Poczułam, że moja twarz zaczyna się rumienić na tę niedorzeczną myśl i rzekłam:
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale Alice i pana przyjaciel są tutaj. Poprosiłam, by poczekali na dole.
- Mój przyjaciel? – zapytał. – Och, masz na myśli Jaspera. Nie usłyszałem, kiedy nadjechali – dodał, szybko zamykając za sobą drzwi i gestem dłoni wskazał, bym szła przodem. U szczytu schodów odwróciłam się i spojrzałam na niego.
- Jasper jest naprawdę słodki. Dobra robota.
- Isabello… - ostrzegł z grymasem na twarzy, ale machnęłam na to ręką.
- Dobrze, będę się zachowywać – odparłam, nie chcąc by czuł się zażenowany i zeszłam po schodach do salonu.

Jasper i Alice siedzieli na kanapie dla dwojga** zaangażowani w cichą konwersację. Pan Cullen wszedł do pokoju za mną i nonszalancko stanął w przejściu. Jego twarz wyrażała zmartwienie, podczas gdy niewerbalnie komunikował się z Alice, natomiast na jej obliczu wykwitł promienny uśmiech. Czułam się skołowana przez energię krążącą w pomieszczeniu. Zerknęłam na Jaspera, który wyglądał na rozbawionego i posyłał panu Cullenowi ironiczne uśmieszki.

Zaczęłam cofać się do drzwi i powiedziałam:
- Gdybyś mnie potrzebował, będę przy swoim biurku. – I wskazałam kciukiem na kuchnię.

Usłyszałam, że pan Cullen mówi coś cicho i prawdopodobnie syknął, kiedy go wymijałam. Już prawie wyszłam za drzwi, kiedy Alice pisnęła:
- Bello, poczekaj. Zapomniałam przedstawić cię Jasperowi.

Weszłam z powrotem i zauważyłam, że pan Cullen wpatruje się w sufit. Alice chwyciła dłoń Jaspera i uśmiechnęła się do niego. Ja również się uśmiechnęłam, będąc nieco zażenowana ich zażyłością.
- Miło mi cię poznać, Jasper. Jestem Bella.
Podniósł powoli dłoń i odparł:
- Cześć, Bello.

Przez moment poczułam się okropnie, bo zdałam sobie sprawę, że oto jestem brzydkim kaczątkiem pośród łabędzi. Moja samoocena próbowała zmusić nogi do ruchu, bym mogła opuścić to pomieszczenia najszybciej, jak to było możliwe.

Również uścisnęłam dłoń Jaspera i usłyszałam, jak pan Cullen kaszlał i podczas tego mruknął „Alice”.

Alice uśmiechnęła się do mnie ciepło i powiedziała:
-Bello, Jasper jest moim mężem. Wcześniej nie miałam okazji ci o tym powiedzieć.

Poczułam, że moja szczęka delikatnie opadła i zerkałam to na Alice, to na pana Cullena, starając się zrozumieć, co jest grane. Jasper, którego całkowicie ignorowałam w ramach solidarności, robił dokładnie tę samą rzecz.


Pan Cullen wciąż nie patrzył na żadne z nas. Rozglądał się, wpatrując się we wszystko poza mną, Alice i Jasperem.

Zacisnęłam zęby i odparłam z wymuszonym uśmiechem:
- Twój mąż? Nie, nie miałam pojęcia, że jesteście małżeństwem. – Syknęłam w stronę pana Cullena. – To naprawdę, naprawdę wspaniale.

Napięcie w pokoju wzrosło. Byłam całkowicie pewna, że to moje zażenowanie spowodowane oskarżeniem szefa o romansowanie ze szwagrem. Chciałam się zapaść pod ziemię i prawie mi się udało, kiedy zaczęło mi się kręcić w głowie, a z ust wydobył się chichot. Zdałam sobie sprawę, że wszyscy się teraz śmieją, nawet pan Cullen, mimo że usilnie starał się to stłumić.

Ta sytuacja była naprawdę dziwna. Przeprosiłam i wróciłam do swojego biurka. Nie miałam zielonego pojęcia, co się właśnie stało, ale odeszłam w poczuciu strasznego upokorzenia. To nie było dobre, ale na pewno lepsze od jakiejkolwiek innej alternatywy. Słyszałam tę trójkę wchodzącą na górę i zamykającą drzwi do pokoju. Musiałam przyznać, że ciekawość brała nade mną górę. Nie mogłam nic na to poradzić, ale zastanawiałam się, co oni tam robią i jak mogę się tego dowiedzieć.


* [link widoczny dla zalogowanych]
** „loveseat” taki podwójny fotel


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Wto 15:18, 03 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Wto 18:17, 03 Sie 2010 Powrót do góry

Och... No i się wydało. Tylko nie sądziłam, że nastąpi to tak szybko. I w taki sposób. Teraz dręczy mnie pytanie: i co teraz, panie Cullen? Nie mam żadnego pomysłu, jak wytłumaczy swoje zachowanie przed Bellą i to, dlaczego nie zaprzeczył, kiedy Swan wyjawiała swoją teorię o jego orientacji. Wyszło dziwnie, zabawnie, niezręcznie i... wciągająco! Jestem bardzo, ale to bardzo zachwycona tym chapem, po części z tego, iż wielka tajemnica wyszła na jaw. Nie wiem co jeszcze mogłabym dodać do komentarza, chyba tylko to, że wciąż odczuwam niedosyt i najchętniej zajrzałabym do oryginału, jednak resztkami sił woli powstrzymuje się przed tym, chcąc poczekać na Wasze tłumaczenie.

Dziękuje baaaaardzo za rozdział i pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Wto 18:31, 03 Sie 2010 Powrót do góry

końcówka genialna, wkońcu w dniu dzisiejszym się usmiechnełam, a Twoja zasługa, że dodałas rozdział nowy:)
rozmowa na temat obrazu intrygująca, jak Bella powiedziała o tym, że Edi pasuje na mężczyznę z obrazu to pomyślałam sobie, że może był modelem do tego...
ciekawe o czym rozmawiają za zamkniętymi drzwiami...
rozdział podobał mi się i czekam już na drugą częśc
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Śro 12:21, 04 Sie 2010 Powrót do góry

Rozwiązanie sprawqy homoseksualizmu zostało fajnie rozstrzygnięte. Choć to wcale nie musi znaczyć, że Edward NIE JEST gejem. MOże po prostu nie romansuje z Jasperem, ale gejem może być nadal, nie? :)

Jestem pod wielkim wrażeniem pracy całego zespołu. Idzie Wam to sprawnie, a rozdziały pojawiają się dość często. Szkoda, że są tak krótkie, ale lepszy wróbel w garści.

Macie chyba dużą wprawę w tłumaczeniu, bo w tekście nie ma zgrzytów, dobrze radzicie sobie też z typowo anglojęzycznymi zwrotami.
Dzięki:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 17:38, 05 Sie 2010 Powrót do góry

No nie powiem, gdybym była na miejscu Jaspera i usłyszała ze jest domniemanym kochankiem Edka..
rozdział ciekawy, chociaż brakuje mi punktu widzenia Edwarda jak on widział ostatnią rozgrywającą się scenę, tak czy inaczej rozdział świetny. Życzę weny :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
seska
Dobry wampir



Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:07, 06 Sie 2010 Powrót do góry

Przeczytała kilka dni temu i nie powiedziała, co myśli Razz

Rozdział, jak zwykle, świetny Cool
Końcówka z wyjaśnieniem Alice... genialna Laughing Wyobrażam sobie minę Bells, gdy dowiedziała się o małżeństwie.
Zakładam, że Jasper został wtajemniczony przez Edwarda. Obaj mieli niesamowity ubaw z podejrzeń Belli, jestem pewna Laughing

Szkoda bardzo, że nie ma PWE. Będzie w następnym rozdziale jakaś jego retrospekcja? Byłoby milutko Cool

Cóż więcej? Nie będę słodzić. Rozdział świetnie zredagowany, fabuła nadal wyjątkowa...

Czekam na dalsze chapiki kochanego Kreaturka Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Pon 21:52, 09 Sie 2010 Powrót do góry

Kolejna część 11 rozdziału :)

Beta mTwil, dzięki ;*


PWE



- Edwardzie, jeśli potrzebujesz pobyć z Jasperem sam na sam, chętnie dam wam czas – powiedziała Alice swoim cukierkowo słodkim głosikiem.

Zdecydowałem ją zignorować i usiadłem na krześle za biurkiem, kiedy ta dwójka siadła na kanapie.

Mogło być gorzej. Mógł tu być Emmett. Albo Rose.

Po tym, jak Jasper to pomyślał, spojrzałem na niego, mrużąc oczy.

Odwrócił się, jednak jego oczy były szeroko otwarte i niewinne. Zaczął niewyraźnie nucić w głowie jakąś strasznie starą ludową piosenkę, by mnie zablokować.

- Czy wszyscy wiedzą? – zapytałem zirytowany. Moje palce powędrowały do nasady nosa.

W umyśle Alice zobaczyłem przebłysk wspomnienia, w którym cała rodzina wsłuchiwała się w jej słowa, gdy opowiadała im o rozmowie mojej i Belli, dotyczącej mych preferencji. Emmett, oczywiście, bawił się w najlepsze i dosłownie skręcał się ze śmiechu. Rosalie powiedziała „wiedziałam” na głos, a potem wyszła z pokoju. Carlisle i Esme, wspierający jak zawsze, wyglądali na niewzruszonych. Mogłem sobie jedynie wyobrażać, co myśleli.

Westchnąłem i nieco osunąłem się na krześle.

Alice podeszła, usiadła mi na kolanach, obejmując ramieniem i powiedziała:
- Edwardzie, wszystko w porządku. To nic wielkiego i naprawdę nie miałeś wyboru. Musiałeś chronić siebie i rodzinę przed zdemaskowaniem.

Poświęciłeś się dla dobra ogółu. Oczywiście, nie jestem pewien, czy nadal jest jakiś „ogół”, ale zrobiłeś to…

Chciałem ukatrupić Jaspera… W sumie to już był przecież martwy.

Alice musiała to zobaczyć, ponieważ zeskoczyła z moich kolan i po raz drugi w ciągu tylu wizyt ruszyłem na Jazza. Przewidział to jednak i wylądowałem na kanapie z głośnym, głuchym odgłosem. Skoczyłem na równe nogi i przybrałem pozycję obronną.

Alice stanęła między nami, starając się mnie uspokoić.
- Przestań. Zrozum, że to zabawne, a my oczywiście wiemy, że to wszystko nie jest prawdą. Wyciągnęła rękę i popchnęła mnie. Miała silny i zimny dotyk, nie taki, jak ciepły, niemal piekący pochodzący od paluszka Belli.

Przytaknąłem i ochłonąłem trochę. Podszedłem do kanapy i usiadłem na niej, a Alice tym razem spoczęła obok, delikatnie gładząc mą dłoń. Jasper zaczął coś robić na komputerze, ignorując nas i prawdopodobnie starając się trzymać się z daleka ode mnie.

Spojrzałem na Alice i szepnąłem desperacko:
- Co widzisz?
- Chodzi ci o Bellę i Victorię? – zapytała.
Skinąłem głową.

W tym momencie wszystko jest bardzo ciemne. Czasem mam przebłyski z rudowłosą i kilkoma innymi, ale nie widzę nic specyficznego. Nie podjęli jeszcze decyzji, ale pracują nas czymś i to coś dotyczy Belli.

Wcisnąłem się głębiej w kanapę, powoli gładząc dłońmi uda, w górę i w dół. Poczułem się pełen intensywnego uczucia agresji i strachu o Isabellę. Nienawidziłem faktu, że nie mogłem powstrzymać tej bandy młodych wampirów już wcześniej, mimo że powinienem, i winiłem się za to, że do tego nie doszło. Chciałem zejść na dół, wziąć ją i zamknąć na klucz w jakimś bezpiecznym pomieszczeniu, dopóki niebezpieczeństwo nie zostałoby zażegnane. Zwizualizowałem to sobie, ją w moich ramionach, wdychającego kwiatowy zapach i dotykającego jej delikatną, miękką skórę. Ukrywającego tę dziewczynę, dopóki nie wiedziałbym o wszystkich jej sekretach i dopóki ona nie wiedziałaby o moich.

Poczułem na sobie wzrok Jaspera i również na niego spojrzałem, przygotowując się na jego myśli. Uniósł pytająco brew, a ja wręcz mogłem usłyszeć opinię huczącą już w całym pokoju.

Edwardzie, co się dzieje? Chuć to jedno, głód i żądza to drugie, ale to? Ona jest człowiekiem.

- Wiem – odparłem na głos. Doskonale wiedziałem. Z każdą chwilą spędzoną razem chciałem jej coraz bardziej. To nie była zwykła chuć czy chęć chronienia jej. Chciałem, byśmy zostali przyjaciółmi.

Człowiek. Bezwzględny zakaz. Nie dotykać. Nie angażować się. Odpuszczam ostatni raz, bo wiem, że jeśli ktoś byłby zdolny do zwalczenia pożądania, to byłbyś to ty…

- Jasper, wiem – odparłem wzburzony. Właśnie dlatego wyprowadziłem się z domu. Cóż… to jeden z powodów. Pomiędzy naszą trójką nie można było zachować ani krztyny prywatności. Każdy mógł zobaczyć i skrytykować wszystkie twoje sukcesy i porażki. Nie umiałem sobie z tym poradzić wtedy i kompletnie nie potrafię i teraz.

Edwardzie, mówię poważnie. Nie pieprz się z nią. Wszyscy…

Alice rzuciła Jasperowi ostrzegawcze spojrzenie, ucinając jego myśl w połowie i powiedziała:
- W porządku, Jasper. Edward nie zamierza niczego robić.
Mogłem dojrzeć w jej umyśle zamglone obrazy. Isabella sama, zadowolona z życia. Isabella ze mną, uśmiechająca się. Isabella zimna i martwa z otwartą raną na szyi. Było ich więcej, ale zamknąłem się na nie, zanim zobaczyłem jakiekolwiek jeszcze.

Odwróciła się i spojrzała na mnie skonsternowana, myśli były przepełnione jej własnym zdaniem na ten temat.

Na razie nic nie robisz. Jednak decyzja należy tylko do ciebie. Bella tym razem jest niezdecydowana i widzę dwie różne ścieżki. Jeśli zostawisz ją w spokoju, nigdy nie dojrzy różnicy. Jeśli będziesz w to brnął… Cóż, to już kompletnie inna droga z kilkoma różnymi rozwidleniami.

Wstałem z kanapy i opuściłem pokój, zamykając za sobą drzwi i wchodząc do sypialni. Prychnąłem. Oczywiście, nie było tu żadnego łóżka, więc nazwa była nieprawdziwa, zupełnie jak to całe chore przedstawienie, w którym grałem. Wiedziałem, że Jasper miał rację. Uzewnętrznianie tych wszystkich myśli i emocji było skandaliczne. Niebezpieczne. Nie miałem prawa myśleć o Isabelli w innych kategoriach niż pracownik, który potrzebował mojej pomocy.

Czułem się z tym nieźle. Pogodziłem się nawet z absurdalnym wyobrażeniem Belli, że jestem homoseksualistą. Myślałem, że ta bariera społeczna między nami będzie się pogłębiać, trzymając od siebie z daleka i uczyni tę sytuację mocniej krępującą, ale wszystko szło nie tak. Efekt był odwrotny od zamierzonego. Czuła się jeszcze bardziej komfortowo w mojej obecności. Mówiła mi o sztuce i literaturze. Zmusiła do tego, bym usiadł i zaplanował z nią nasz grafik, co doprowadziło do różnych żarcików i ostatecznie do zapoznawania się. Przez to powstał problem większy, niż mogłem się kiedykolwiek spodziewać.

Lubiłem ją.

Bardzo.

Lubiłem jej poczucie humoru, chęć poznawania, ciekawość.

Intrygował mnie u niej kompletny brak instynktu samozachowawczego oraz to, że niczego się nie bała.

Lubiłem to, że choćbym nie wiem ile hałasu narobił, to i tak podskakiwała ze strachu, kiedy wchodziłem do pokoju. Była tak pochłonięta swoimi czynnościami, że nawet mnie nie zauważała.

I podobało mi się to, że ona faktycznie mnie nie zauważała, że mój wygląd i typowe dla wampirów wabiki na ludzi zdawały się nie działać na nią tak, jak na innych.

Uwielbiałem to, że kiedy byliśmy razem w jednym pokoju, zapadała kompletna, nieopisana cisza.

Cisza. Idealna cisza.

I podobało mi się miejsce na jej szyi, zaraz poniżej ucha, które robiło się czerwone, gdy tylko wchodziłem do pokoju.

Wcześniej kręciłem się nerwowo po pomieszczeniu, ale gdy ta myśl przyszła mi do głowy, wściekłość powaliła mnie na kolana. Nie mogłem dłużej zaprzeczać. Chciałem Belli tak, jak mężczyzna chce kobiety i to po prostu doprowadzało mnie do szału. Byłem wściekły na Jaspera za to, że miał rację i na siebie za własną słabość. Potwornie zły na siły, które przywiodły tę kobietę i skrzyżowały nasze ścieżki zaraz po tym, jak zdecydowałem się funkcjonować jak teraz.

Postanowiłem żyć w samotności, bez rodziny ani kogokolwiek innego. Żeby chronić tych, którzy tego potrzebowali, nie oczekując przez to nagród ani uznania. Dlaczego ta ciekawska, silna, piękna kobieta musiała tak po prostu przyjść i zburzyć mury mojej z mozołem wybudowanej twierdzy?

Skubiąc palcami cieniutkie nitki dywanu, pomyślałem o naszej wcześniejszej rozmowie na dole. Wszedłem do pokoju i zastałem ją tam ubraną bardziej „na luzie” niż zazwyczaj, znaczy się poza jej sypialnią, i w jednej chwili moje usta napełniły się jadem na ten widok. Bluzka bez rękawów odsłaniała długie ręce, mogłem też ujrzeć szyję, ponieważ Bella miała spięte u góry włosy. Była wspaniała.

Odezwałem się, zanim zdążyłem ugryźć się w język, przełamując otaczającą nas cudowną ciszę. Po tej rozmowie zdziwiło mnie, że w ciągu sześćdziesięciu lat to właśnie ona była jedyną osobą, włączając moją rodzinę, która zauważyła podobieństwo pomiędzy mną a mężczyzną z obrazu Pollocka. We wczesnych latach czterdziestych spędzałem czas, podróżując zupełnie sam w miejsca, które mnie interesowały. Rozszalała się wojna, a ludzie skupiali się na sprawach większych i ważniejszych niż zamożny mężczyzna o dziwnych oczach i wyjątkowo bladej cerze. Odnalazłem się w Nowym Jorku, gdzie spotkałem młodego Pollocka. Poszerzał granice swoich umiejętności, co mnie oczarowało. Zainspirowany dziwną kolorystyką mojej osoby oraz pociągającą aparycją, zapytał, czy będę mu pozował. Gdy siedziałem godzinami w idealnym bezruchu, Jackson zaczął wypytywać o moje życie. Chciał wiedzieć, czy mam rodzinę i co chciałem osiągnąć. Powiedziałem to, co mógłby, jak myślałem, odpowiedzieć siedemnastoletni chłopiec, czyli że chciałem iść na wojnę, by walczyć za ojczyznę, że wszyscy członkowie mojej rodziny nie żyją, że jestem zupełnie sam i że prawdopodobnie taki pozostanę jeszcze przez bardzo długi czas. Spytał, czy mam dziewczynę, kobietę, dla której warto byłoby walczyć, jednak wyjaśniłem mu, że moim przeznaczeniem jest żyć tak, jak teraz, jako odludek.

Dał mi obraz, gdy go skończył. Był przepiękny, a obok przedstawiającej mnie abstrakcyjnej, zamglonej sylwetki figurowała postać kobiety będącej poza zasięgiem.

Dokładnie wiedział, za czym będę tęsknił przez prawie całe stulecie. Ani mężczyzna, ani kobieta nie są kompletni bez swojego partnera.

Usłyszałem lekkie pukanie do drzwi, w których po chwili pojawiła się Alice. Z pełną gracją usiadła obok na podłodze, przez moment pieszczotliwie czochrając moje włosy. Uniosła mi podbródek i patrzyliśmy na siebie, brat oraz siostra, dzieląc ten sam los spowodowany potępieniem i przymusem podejmowania trudnych decyzji. Złote oczy penetrowały moje i dało się wyczuć jej szczerość, kiedy przemówiła łagodnie:

- Edwardzie, chociaż raz w życiu zrób to, co chcesz zrobić, a nie to, co myślisz, że zrobić powinieneś. Wszystko dobrze się potoczy.

Ułożyłem głowę na kolanach Alice, czując palce przeplatające się z kosmykami moich włosów.

Chciałem jej wierzyć, ale obrazy, które miała w głowie, były mieszanką radości i bólu i nie wiedziałem, czy mogę być tym, który zrzuci cały ciężar na tę bezbronną kobietę na dole.

XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

Alice i ja nie odzywaliśmy się przez jakiś czas, rozmawiając przez chwilę naszym własnym językiem, powalając odpłynąć mojej frustracji. Pozwoliłem sobie na wyciszenie, a moja siostra była jedyną osobą, która umiała do mnie dotrzeć w ten sposób.

- Edwardzie, chodź tu – zawołał Jasper z drugiego pokoju. Wstałem, podnosząc jednocześnie Alice.
- Zamierzam zejść na dół, podczas gdy wy dwaj będziecie odgrywać superbohaterów – powiedziała siostra.

Zanim zacząłem się z nią sprzeczać, usłyszałem głos: Będę grzeczna, obiecuję… I wyskoczyła z pokoju.

Zastałem Jaspera siedzącego za biurkiem, skupionego na monitorze komputera. Wskazał palcem ekran.
- Co oznaczają te najnowsze dane?

Obszedłem biurko i przeczytałem informacje na ekranie. Były to dane, o które prosiłem wcześniej Bellę, by je wprowadziła.

Przeniosłem wzrok na Jaspera, po czym odparłem:
- Po tym, co w piątek przytrafiło się Belli, postanowiłem poszperać w starych materiałach, jakie miałem na górze, szukając jakichkolwiek podejrzanych wydarzeń, które mogłem przeoczyć.

Spojrzał na mnie, marszcząc brwi w koncentracji:
- A te nazwiska i daty są powiązane z tamtymi wydarzeniami.
- Tak – odparłem. – Te skróty również. – Wskazałem na serie liter znajdujących się obok każdego nazwiska. – Każda jest przyporządkowana typowi popełnionych przestępstw. NBR dla napadów z bronią w ręku, PP dla podejrzeń porwania, N dla napaści i tak dalej.

Jasper opadł plecami na krzesło, wyciągając długie nogi pod moim wielkim biurkiem. Przez chwilę przeczesywał palcami włosy, a ja czekałem, aż wyjaśni mi swoje pogmatwane myśli.

- Myślisz, że te wampiry odpowiedzialne są nie tylko za morderstwa? – zapytał, wolno obracając się na krześle.
- Tak, Victoria dała to dość jasno do zrozumienia – odparłem.
- I jesteś przekonany, że nie chciała Belli zabić, ale dostarczyć ją jakiemuś wampirowi? – kontynuował.

Potaknąłem, starając się być cierpliwym.

Dlaczego sądzisz, że jej chciał?

- Victoria w specyficzny sposób wypowiedziała słowo „dodatek”. Dokładniej powiedziała „będziesz stanowiła doskonały dodatek”. – Skrzywiłem się, widząc oczyma wyobraźni Bellę kulącą się pod silną Victorią w ciemnej, podmokłej uliczce.

Wzrok Jaspera przez ułamek sekundy spotkał się z moim, zbyt szybko dla ludzkiego oka. Dostrzegłem w nim zrozumienie. Jego myśli wędrowały ku Alice i ku temu, jak on by się czuł, gdyby ukochana znajdowała się w niebezpieczeństwie.

Zignorowałem go, niechętny, by radować się z pomysłu, że moje uczucia do Belli mogą się równać z tymi Jaspera do Alice.

- Więc może chce ją sobie wymienić czy dodać do haremu tych czarownic? – spekulowałem, czując, jak ściska mi gardło na samą myśl o tym strasznym pomyśle.

Albo do armii…

Kiedy to powiedział, coś w mojej głowie zaskoczyło.

- Do armii – powtórzyłem. – No jasne.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

Jasper i ja staliśmy naprzeciw siebie, rozważając tę możliwość. Myślał o swoich własnych przeżyciach w wampirzej armii oraz zniszczeniach, jakie po sobie zostawili. Nie było mowy, bym dopuścił do tego, żeby to samo wydarzyło się w moim mieście.

Usłyszałem Alice idącą po schodach, a ułamek sekundy później, zaalarmowana, zjawiła się w gabinecie.

Natychmiast podszedłem do niej razem z Jasperem, a on złapał ją w ramiona, podtrzymując, kiedy dziewczyna odpłynęła w kolejną wizję.

- Edwardzie, co widzi? – zapytał ponad jej głową.

- Wampira, Jamesa, szydzącego z kolejnej ofiary. Tym razem to mężczyzna – odparłem, a potem zwróciłem się do Alice, która już do nas wróciła. – Czy była tam Victoria?

Potrząsnęła przecząco głową i odpowiedziała:
- Nie, wciąż szukam, ale nie widzę jej. James jest z innym wampirem, ciemnoskórym o długich, czarnych włosach. Możliwe, że jest z nimi ktoś jeszcze, ale to nie Victoria.

- Był tam długowłosy wampir, ale przeoczyłem go. Wpijał się w parku w jakąś kobietę, podczas gdy James obserwował – zauważyłem.

Alice przytaknęła, mówiąc:
- Tak, widziałam, że to znowu się wydarzy.
Zmarszczyłem brwi na tę myśl i zapytałem:
- Kiedy to się stanie? Dotrzemy tam na czas?

- Widzę płynącą wodę i kominy, dymiące kominy, coś jakby fabryka czy plantacja – odpowiedziała z zamkniętymi oczami, próbując to sobie zwizualizować.

Wyłapałem ten obraz i powiedziałem:
- To fabryka papieru. Niedaleko wody. – Podbiegłem do szafy i zmieniłem buty do biegu, który mnie czekał. Wciąż mogliśmy uratować tę osobę. W wizji Alice panowała noc, a na zewnątrz wciąż jeszcze zmierzchało. Mieliśmy czas.
- Idziemy z tobą, Edwardzie – odezwał się Jasper, nagle znajdując się tuż obok mnie, w dłoni dzierżąc płócienną torbę pełną narzędzi, które miały nam posłużyć w zniszczeniu Jamesa lub jakiegokolwiek innego wampira, który wszedłby nam w drogę.

Zawahałem się przez moment, zerkając na Alice.

Z Bellą wszystko w porządku, jest bezpieczna. Idzie z przyjaciółmi na kolację, a potem wybiera się prosto do domu. Nie widzę żadnych problemów…

Kiwnąłem potwierdzająco do Jaspera, kiedy prześlizgnęliśmy się na dół po ukrytych schodach i obserwowałem, jak Alice i Jasper wymykają się cicho z domu.

Zastałem Bellę siedzącą przy swoim biurku, piszącą dzienny raport. Przystanąłem na chwilę, by powdychać jej słodką woń i ogarnąć wzrokiem sylwetkę.

Odchrząknąłem, dając jej tym samym znać o mojej obecności i zauważyłem, że nieznacznie się wzdrygnęła, nim obróciła się w moim kierunku z uśmieszkiem czającym się w kącikach jej miękkich, różowych warg.

- Dobranoc, Isabello – powiedziałem ciepło. Fakt, że prowadziłem z Isabellą lekką rozmowę, chwilę zanim wyruszyłem, by tropić okrutnego potwora, był czystym absurdem.

- Miłego weekendu, panie Cullen – odparła. Obserwowałem jej dłonie, którymi układała rzeczy na biurku, uprzątając je. Uwielbiałem śledzić jej ruchy.

- Dziękuję. I, Isabello – Patrzyłem, jak zatrzymała się i podniosła z fotela – uważaj na siebie.

Powoli przytaknęła i uznałem, że już pora na mnie, więc wyszedłem z kuchni w kierunku drzwi do garażu. Wiedziałem, że każda chwila w jej obecności sprawiała, że ciężej było mi ją opuścić. Chęć pozostania przy niej przybierała na sile z każdym dniem.

Zmusiłem się do odejścia dla dobra nas obojga. Nie miałem praw do jej życia, a ona nie chciała ani kawałka z mojego.

Kilka minut później, kiedy usiadłem za kierownicą swojego auta, ledwie świadom tego, że Jasper ustawia GPS, a Alice była zajęta szukaniem jakiejkolwiek informacji, którą mogła przeoczyć, obiecałem sobie, że to będzie ostatni raz, kiedy pozwoliłem Jamesowi umknąć. Zapewniałem sam siebie, że to miasto i Isabella będą bezpieczne pod moim okiem.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Pon 21:54, 09 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pon 22:40, 09 Sie 2010 Powrót do góry

Witam!

Chciałam bardzo podziękować za drugą część rozdziału. Kreatura wciągnęła mnie w swoje siła i ani myśli z nich uwolnić. Jednak brakowało mi rozmów Cullena z Bellą - spodziewałam się jakiejś konwersacji odnośnie jego kłamstwa (czy też nie zaprzeczeniu faktu, iż panna Swan uważa go za geja), a tu nic. Natomiast miłym akcentem było przyznanie się Edwarda, że pragnie Belli jak mężczyzna kobietę. To dało mi nadzieję, że wspólna przyszłość tych dwojga jest możliwa. Ciekawi mnie jedno - skoro wydało się to małe kłamstewko, to czy Bella ulegnie urokowi Edwarda? Czy nadal będzie poddenerwowana w jego obecności? Mam wrażenie, że w pewnym momencie fabuła opowiadania skupi się bardziej na relacjach między nimi, co oczywiście bardzo mi odpowiada. Liczę, że będziemy świadkami spontanicznych akcji, jakichś wyznań i przede wszystkim rodzącego się uczucia.

Dziękuje bardzo za tę część, czekam z niecierpliwością na kolejny chapik boskiej Kreatury!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 9:44, 10 Sie 2010 Powrót do góry

Oj, komplikuje się.... Komplikuje...
Edward coraz bardziej świadomy, iż nie przyciąga go do Belli, tylko zapach i krew ale i Uczucie. Fajna kreacja Jaspera. Taki trochę komputerowiec z " Nikity"
No i słowa Alice :"Edwardzie, chociaż raz w życiu zrób to, co chcesz zrobić, a nie to, co myślisz, że zrobić powinieneś. Wszystko dobrze się potoczy. "
Dziękuję za rozdział. A przede wszystkim, za chęci, że chcesz nam go udostępnić :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Wto 12:42, 10 Sie 2010 Powrót do góry

Muszę przyznać, że momenty, kiedy Edward sam przed sobą przyznaje, ze pożąda Belli sprawiają, że mam motylki w brzuchu.

Sprawa związana z wampirami staje się coraz bardziej skomplikowana, wszystko co do tej pory było oczywiste, zmienia się.

Odnośnie tłumaczenia, to tekst czyta się cały czas przyjemnie, każdy rozdział jest dopracowany, choć nie wiem, czy nie napotkałam tu jekiejś literówki. Na coś na początku czytania zwróciłam uwagę, ale teraz już tego nie odnajdę.

dziękuję za tłumaczenie, do następnego


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Wto 13:32, 10 Sie 2010 Powrót do góry

a jednak miałam rację, że Edward w jakimś stopniu pozował do obrazu...
co do rozdziału to świetny, tym bardziej, że Edwardowi co raz bardziej zależy na Belli i to jako mężczyźnie mu zależy a to już coś, oby tak dalej...
ta sytuacja z Victorią i resztą nie podoba mi się, tym bardziej, że Bella ma byc dodatkiem wg nich, no ale cóż miejmy nadzieję, że będzie dobrze
do następnego
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
seska
Dobry wampir



Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 15:38, 10 Sie 2010 Powrót do góry

Jupijajej! Cool Kreaturka c.d., jak miło... Very Happy

Akcja zaczyna się zagęszczać, kolokwialnie się wyrażając. Bardzo się cieszę, że Edward zaczyna "ożywać". Mam nadzieję, że jego relację z Bellą zaczną się zmieniać. Ba, konkretnie zmieniać, bo że się zmieniają - widać Wink

Dzięki dziewczyny, za kawał solidnej pracy. Oby jak najczęściej pojawiał się Kreaturek Cool

Weny, rzecz jasna!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zgredek
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 51 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa

PostWysłany: Sob 22:36, 28 Sie 2010 Powrót do góry

To pierwsza połowa rozdziału 12, w najbliższym czasie postaram się wstawić drugą, a potem rozdział 13... i to by było na tyle. Nie, opowiadanie się nie kończy, ale... ja z nim kończę :P i tak utrzymałam się długo, haha. Dziękuję za pomoc Courtney, która betowała, a White Vampire i Masquerade za tłumaczenie.


beta: Courtney

Rozdział XII cz.I

PWE:

Przyspieszyłem, kierując się w stronę drogi prowadzącej do wytwórni papieru, która graniczyła z rzeką. James i jego towarzysze znajdowali się gdzieś w okolicy, a ich ofiarę od straszliwej śmierci dzieliły minuty.
Zjechałem na zaciemniony pas drogi, w razie gdyby jacyś ludzie stali się podejrzliwi. Wizje Alice były wystarczająco wyraźne, byśmy mogli łatwo namierzyć ich położenie. Zanim wysiedliśmy z samochodu, odwróciłem się w jej stronę i zapytałem:
- Widzisz coś jeszcze?
Miała oczy szeroko otwarte i cała wyglądała na skupioną do granic swoich możliwości. Jej czarne włosy wydawały się ciemniejsze, a ich końcówki bardziej nastroszone w cieniach samochodu. Oczy były niemalże czarne – nie żywiła się ostatnio, a stres pogłębił sine ślady pod nimi.
- Tak. Jeden z wampirów to nowonarodzony. Jest szalony i praktycznie całkowicie dziki. Inny, o imieniu Laurent, wygląda na starszego. Panuje nad sobą bardzo dobrze i jestem niemalże pewna, że trenuje tego młodego. Ci dwaj pożywią się człowiekiem, podczas gdy James będzie ich tylko obserwował.
Wymieniliśmy z Jasperem spojrzenia przed opuszczeniem samochodu. Mówiłem szybko i cicho, przekazując instrukcje.
- Jasper, chcę, żebyście z Alice zajęli się nowonarodzonym i tym innym. Macie z nimi najwięcej doświadczenia, a Alice może przewidzieć ich ruchy, jeśli to konieczne. - Popatrzyłem w ich oczy, żeby się upewnić, że są gotowi wykonać moje polecenia. Oboje przytaknęli bez słowa sprzeciwu i pozwolili mi dokończyć. - James jest mój. Tropię go zbyt długo, by pozwolić mu się wymknąć kolejny raz. Mam też nadzieję, że najpierw uda mi się uzyskać od niego jakieś informacje.
Poruszaliśmy się szybko w ciemności, większość czasu starając się kryć w cieniach. Wciąż było mokro, chociaż deszcz przestał padać już wcześniej. Czułem zapachy Jamesa i Laurenta, zmieszane z wilgotnym, bagnistym powietrzem i siarką pochodzącą z fabryki. Wiatr uderzał o ściany budynku, utrudniając podążanie ich tropem. Zamknąłem na chwilę oczy, wysilając się, by móc wskazać ich położenie.
Co u diabła... – usłyszałem jakiegoś faceta. Moje myśli wypełniły obrazy młodego wampira, warczącego i łakomie wpatrującego się w niego. Laurent stał na uboczu, cierpliwie tłumacząc nowonarodzonemu, że to jeszcze nie czas... Musisz nad sobą panować, Riley... James jeszcze nie pozwolił ci się pożywić... spokojnie...
Zaglądnąłem w myśli Laurenta i ujrzałem mężczyznę ubranego w mundur, prawdopodobnie ochroniarza. Został przyparty do ściany pod stosem rupieci. Jego ręce drżały i obficie się pocił. Obserwowałem, jak na próżno próbuje wyciągnąć pistolet z kabury przy swoim boku. Palce mocowały się z zamkiem, marnując cenne sekundy na wyciągnięcie broni, która w rzeczywistości była bezużyteczna.
Riley, ten nowonarodzony, ledwo co się powstrzymywał. Jego myśli były pogmatwane, wypełnione pragnieniem. Od chwili, gdy miał rozerwać ciało człowieka na strzępy, dzieliły go dosłownie sekundy. Stanowiło to dla niego pewien rodzaj testu, zmuszało do zachowywania kontroli nad głodem. Nigdy jeszcze nie widziałem czegoś takiego.
Nasza trójka przemieściła się na tyły fabryki, w stronę pomostów załadunkowych, gdzie przechowywano śmieci. Lawirowaliśmy pomiędzy maszynami i stertami materiałów, próbując znaleźć miejsce, w którym się znajdowali.
Silny wiatr przeleciał obok nas, gdy Jasper syknął: - Na lewo – i pośpiesznie przedarliśmy się na drugą stronę platformy. Skupiłem się na słuchaniu myśli Laurenta, który nie przestawał szydzić z ofiary.
Nagle w zasięgu jego wzroku pojawił się James, wychodzący zza monumentalnego kamiennego filara i posłał mu jakiś znak. Kolejny raz się spóźniłem - kiedy znaleźliśmy się za rogiem, dwa wampiry w szale rozerwały skórę na rękach i szyi porwanego człowieka. Krzyki ofiary przerwał powtarzany potem przez echo trzask jego karku. James zaledwie zerknął w naszą stronę, gdy upuścił głowę mężczyzny, a potem poszedł wyczyścić swoje dłonie i zeskrobać z nich brud.
Laurent odsunął się od ciała, kiedy nas zauważył i wskazał Rileyowi, by zrobił to samo. Jasper - znany z tego, że nie chybiał - rzucił się do przodu i wyrwał mu ucho, przelatując nad ramieniem. Riley połknął haczyk i rozwścieczony pobiegł za Jasperem, kurczowo ściskając bok swojej głowy, warcząc ze złością. Laurent zlekceważył rozmiary Alice i podążył za Rileyem, znikając z okolicy. James wpatrywał się w Alice i zauważyłem, że oblizuje usta, gdy na ułamek sekundy jego spojrzenie przepełniła żadza.
Alice zignorowała jego zachowanie i zgodnie z naszymi planami ruszyła za Laurentem. Tymczasem James podszedł do mnie dumnym krokiem.
Zerknął za ramię, a jego długie tłuste włosy zakołysały się na karku.
- Powinni przez chwilę być sobą zajęci – powiedział.
Próbowałem dostać się do jego umysłu, ale zastałem tam pustkę, jego myśli zablokowane. Mogłem zobaczyć bieżące wydarzenia, ale nic więcej.
Zwrócił się w moją stronę i ogłosił:
- Aaaach, Edward Cullen. W końcu się spotykamy.
Uśmieszek wciąż znajdował się na swoim miejscu i kosztowało wiele siły, żeby nie zdrapać go z jego twarzy. Zamiast tego zachowywałem powagę, nie dając po sobie poznać, ile pytań kołata mi się po głowie.
- Śledziłem cię już od jakiegoś czasu, Edwardzie – powiedział głosem, który otulał mnie jak jedwab. Śledził mnie? To wydawało się nowe i niepokojące. Wyśmiałem go, niedowierzając.
- To prawda – przyznał, uśmiechając się. - Tropiłem twoje przygody o wiele wcześniej, niż ty zdałeś sobie sprawę z mojej egzystencji i maleńkich występków. - Nie spuszczałem z niego wzroku, gdy wskazał martwe ciało na ziemi. - Na początku wydawało mi się, że to tylko plotki albo mit. Że opowieści o wampirze, który strzeże to miasto przed innymi jego gatunku to tylko miejska legenda.
Przez chwilę kołysał się na piętach, wsuwając dłonie do tylnych kieszeni spodni. Był brudny, z twarzą i włosami pokrytymi kurzem i szczątkami. Zauważyłem, że jego ubrania są wytarte i zniszczone, wyglądał też na bezdomnego. Tak zazwyczaj prezentowali się przedstawiciele naszego gatunku; przebranie pozwalało im pozostać niezauważonymi i umożliwiało swobodne przemieszczanie. Jego głos i wygląd kontrastowały ze sobą. Tembr był czysty, słowa, które wypowiadał, wyważone i kulturalne, a jednak cała postawa nieprzyjemna.
Jak mnie znalazł? Pomyślałem o wszystkich sposobach organizacji, zabezpieczeniach, moim „ludzkim życiu”. Sam fakt, że ktoś to przejrzał, sprawił, że oniemiałem.
Ponieważ nie odpowiedziałem na jego wywody, kontynuował:
- Przyznaję, byłem zaintrygowany. Jednak natknąłem się na inne wampiry, które zapewniły mnie, że to prawda, a ty nie tylko pomagasz ludziom, ale i pochodzisz z klanu nie żywiącego się ludźmi. Dużego klanu. Tak więc ciągnąłem badania i ku mojemu zdumieniu ta informacja okazała się być prawdziwą.
Przerwał, otwierając przede mną swoje myśli, pokazując wspomnienia mojego domu rodzinnego w Forks, tego, który należał do nas od ponad siedemdziesięciu lat. Błyskawicznie obraz znikł, a jego umysł ponownie stał się pusty.
Uśmiechnął się do mnie, pewien, że zobaczyłem jego myśli. To było ciekawe. Zastanawiałem się, skąd wiedział o moim darze.
- Było was siedmioro, którzy wmieszali się w społeczeństwo, pracując i ucząc się wśród ludzi. Wasz szef - podejrzewam, że masochista – nawet praktykuje jako lekarz.
Ta wiadomość odebrała mi resztki zimnej krwi, więc ze wstrętem zmrużyłem oczy. Jedna rzecz, że ten wampir znał prawdę o mnie. Zupełnie co innego, gdy posiada także informacje dotyczące Cullenów. Zauważyłem błysk rozbawienia na jego twarzy, gdy dostrzegł moje zmieszanie.
- O tak, wiem wszystko o twojej rodzinie. Tak naprawdę o niektórych więcej, niż o innych. - Uniósł drwiąco brew i posłał mi błysk ciemnego pokoju, szeregów łóżek stojących pod ścianą. Nie miałem pojęcia, jaki może mieć to związek ze sprawą.
- Wiem, że zostawiłeś ich jakiś czas temu, by wieść żywot zdrajcy. Że dwukrotnie w twoim życiu po życiu zbuntowałeś się przeciwko swojej rodzinie. Za pierwszym razem zabijając mniej ludzi, niż to wskazane i później, teraz, stojąc ponad resztą nas, próbując opanować i kontrolować naszą naturę.
James przekrzywił głowę, przerzucając przez ramię wyblakłej, skórzanej kurtki pozlepiany w strąki kucyk.
- Miałeś takie problematyczne życie – zaczął szyderczym tonem – miotając się między dobrem a złem. Z kolei ja pielęgnuję mojego wewnętrznego demona. Ironiczne – ty im współczujesz i chciałbyś ocalić ludzi, którzy nas otaczają, a ja rozkoszuję się chwilą, gdy ich serce uderza ostatni raz.
Otworzył umysł na oścież, i zalała mnie powódź tysięcy śmierci. Próbowałem odepchnąć od siebie obrazy kolejnych morderstw, rozerwanych gardeł, wyrwanych kończyn, ciał martwych i niewinnych, odrzuconych na bok dla zaspokojenia głodu demona.
Nie jesteś Bogiem. I nie będziesz mi mówił, gdzie mogę, a gdzie nie wolno mi polować.
Jego głos brzmiał czysto i pewnie. Świadomy, że go słyszę, uśmiechnął się z wyższością. Rzucił wzrokiem na martwego ochroniarza i pokiwał głową.
- Tak naprawdę możesz winić się za jego śmierć.
Połknąłem haczyk i zapytałem:
- Niby dlaczego?
- To wszystko, morderstwa, porwania, było tylko po to, by zwabić cię do mnie. Wszystkie te morderstwa służyły tylko temu, by zaplątać cię w moją grę. Żeby dać ci nauczkę za granie Boga – powiedział.
Uniosłem brew
- Skoro wiedziałeś o mnie wszytko, dlaczego po prostu nie przyszedłeś i nie wykończyłeś mnie, kiedy byłem nieprzygotowany?
Jego usta wykrzywiły się w wielkim uśmiechu.
- Tylko gdzie tu miejsce na zabawę?
- Jestem tutaj, więc zróbmy to – oświadczyłem, teatralnie wywracając oczami.
Znajdowaliśmy się w odległości około dziesięciu stóp od siebie, a martwy mężczyzna leżał na lewo od nas. W mgnieniu oka mogliśmy dorwać się sobie do gardeł. Czekałem tylko na właściwą chwilę.
James pozostawał niewzruszony.
- Bardzo chciałbym zakończyć teraz tę rozgrywkę, ale nie mogę. Wprowadziłeś do zabawy dodatkowego gracza, dlatego musiałem zmienić swoje plany. To, co się stało tutaj, to mój wysiłek włożony w sportowe zachowanie, żeby poinformować cię o nowych zasadach. Widzisz, posiadasz coś, co należy do mnie, więc w ramach rewanżu przygotowałem się, by zabrać coś twojego.
Mówił tak, jakby to naprawdę były zawody. Przytłaczały mnie te wszystkie informacje, a fragmenty myśli, które słyszałem, brzmiały zagadkowo i myląco. Miałem coś, co należało do niego?
- Dlaczego sądzisz, że będę bawił się w twoje gierki? Reszta na pewno już złapała i zabiła twoich ludzi, a ja wykończę ciebie. Widocznie nie dostatecznie dokładnie zbadałeś informacje o mnie, jeśli sądzisz, że zniżę się do twojego dziecinnego poziomu – stwierdziłem, zginając kolana, by w pochylonej pozycji przygotować się do ataku.
James powoli potrząsnął głową, robiąc krok do przodu.
- Nie byłbym tego taki pewien, Edwardzie. Masz w sobie ducha rywalizacji, tak jak ja. I wątpię w to, że lubisz przegrywać... Zwłaszcza, gdy stawka jest tak wysoka.
Odsłonił kolejny obraz – tym razem była to Isabella siedząca przy stoliku ze swoją przyjaciółką.
Niski jęk wydobył się z mojej piersi, kiedy uświadamiałem sobie, co widzę. Obraz znajdował się w jego pamięci, krystalicznie czysty. Potrafiłem odtworzyć każdy detal jej delikatnej twarzy. Wywnioskowałem, że pochodzi on z początku tego tygodnia, a Isabella ma na sobie te same ubrania, które miała w pracy.
Zawył śmiechem, podskakując na palcach z ekscytacji.
- Wiedziałem, że będziesz zainteresowany. Nie potrafisz odrzucić kruchych ludzi, którymi się otoczyłeś! Mam też przeczucie, że powinieneś się dowiedzieć, że teraz, kiedy rozmawiamy, Victoria zbiera dla mnie informacje na temat twojego ulubionego człowieczka.
Syknąłem głośno i rzuciłem się do przodu, lądując na jego piersi, sprawiając, że oboje przelecieliśmy po podłodze i trafiliśmy w betonowy mur. Natarłem ramieniem na jego gardło, szykując się na rozerwanie go na strzępy.
Zaczął się histerycznie śmiać i powiedział:
- Powinienem wiedzieć, że jesteś zbyt niecierpliwy, by podjąć takie wyzwanie. Jesteś też zbyt wybuchowy i łatwo przewidywalny. Właśnie dlatego tak łatwo mi było cię tu zwabić.
Znów natarłem ramieniem, przypierając go do muru.
- Przestań. Gadać – warknąłem. - Twoje rządy terroru właśnie się kończą. I mylisz się. To ja decyduję, kiedy i gdzie żywisz się, kiedy jesteś w pobliżu tego miasta.
Odwróciłem go, tak by przygnieść jego twarz do ściany. Stopę umieściłem pewnie na jego plecach i już byłem gotowy, by wyrwać mu rękę.
- Jeśli mnie zabijesz, już nigdy nie znajdziesz Victorii, która właśnie w tej chwili czeka, aż twój cenny zwierzaczek wróci do domu. Ona wie, jak zablokować moce twoje i tej jasnowidzki.
Kolejny raz dał mi dostęp do swojego umysłu i pokazał obraz Victorii i innego wampira, stojącego pod mieszkaniem Belli. Musiał je tam przyprowadzić już wcześniej. Fala złości kompletnie mnie oszołomiła. Moje ręce drżały, gdy ścisnąłem jego rękę i oderwałem ją od ciała.
Rzuciłem ją za siebie i spojrzałem na Jamesa, który krzyczał z bólu, gotów się bronić. Trzymając się za ramię, wyskoczył na szczyt góry złomu.
- Pożałujesz tego – krzyknął. - Zabiorę to, co dla ciebie najważniejsze i uczynię moją własnością. A wtedy, w chwili, gdy będziesz się tego najmniej spodziewał, wrócę z moją armią, zagarnę to miasto i znajdę cię.
Wybiłem się na stos drewna, przedzierając się w górę, ale kiedy dotarłem na szczyt, nie było go nigdzie w zasięgu wzroku.
- Edward! - Usłyszałem, jak Alice woła mnie ze strachem.
Spojrzałem w dół, gdzie stała Alice i Jasper, kopiący rękę Jamesa po ziemi.
Z góry oceniłem zniszczenia. Koszula Jaspera była podarta, odsłaniała głębokie nacięcia na piersi. Wykrzywił się, kiedy Alice go szturchnęła, by oszacować stopień jego obrażeń. Z kolei ona sama wyglądała nienagannie, nawet jeden włosek nie zmienił swojego położenia.
- Palą się za parkingiem. W dole – poinformował mnie Jasper, pocierając miejsce, gdzie w skórze pozostały ślady zębów. - Ten nowonarodzony to była zdzira. Tylko gryzł i drapał.
Popatrzyłem na Alice, która wzruszyła ramionami.
- Laurent nie docenił moich rozmiarów i zdolności. Za dużo myślał. W każdym razie, na pewno nie był spontaniczny. - Zachichotała, prezentując mi ostatnie chwile Laurenta.
Zeskoczyłem na ziemię i podszedłem do nich. Jasper znów trącił rękę swoją stopą, patrząc, jak wciąż drży.
- Co się stało z resztą jego ciała? - zapytał.
- Zniknął. Ale Victoria wie, gdzie mieszka Isabella. Jest tam albo się tam kieruje. Nie wiem. - Sam słyszałem, jak mój głos się trzęsie. - Jasper, zajmiesz się ręką Jamesa. Alice, zadzwoń do Isabelli i zatrzymaj ją na zewnątrz mieszkania. Daj mi znać, jak ją znajdziesz. - Przytaknęli, życząc mi powodzenia. - Pieszo będę szybciej.
W mgnieniu oka znalazłem się poza fabryką, przemierzając mokre, ciemne lasy, a strach opanowywał moje ciało. Spóźniłem się zbyt wiele razy w sytuacjach, w które zmieszany był James. Kolejny raz miał mnie w garści. Teraz, kiedy wiedziałem, że mnie śledził, było to zrozumiałe. Bez względu na moje porażki, nie mogłem pozwolić, by to samo stało się z Isabellą.
Gnany pragnieniem chronienia jej czułem, jak gałęzie napierają na mnie, gdy biegłem przez las, a każda pokonywana mila zbliżała mnie do niej albo Victorii. Miałem zamiar zająć się tą, którą spotkam jako pierwszą.

***

Znajdowałem się w cieniu budynku, gdzie mieściło się mieszkanie Belli, z telefonem w dłoni. Alice znajdowała się po drugiej stronie, zapewniając mnie, że Isabella jest bezpieczna. Nie tylko widziała ją w swoich wizjach, rozmawiała z nią przez telefon, żeby to potwierdzić.
Niestety Alice nie potrafiła zlokalizować Victorii, co oznaczało, że właśnie teraz mogła się ona znajdować w mieszkaniu. Zastosowałem tradycyjną metodę i wspiąłem się po schodach, żeby dostać się na jej piętro. Na miejscu wyciągnąłem z kieszeni klucz, który wykonałem ostatnim razem, kiedy tu byłem i wsunąłem go do zamka. W chwili, gdy otworzyłem drzwi, uderzył mnie zapach Victorii. Wytężyłem słuch na dźwięki dochodzące z wnętrza mieszkania, ale nie usłyszałem ani jej myśli, ani niczego innego.
Cichutko zamknąłem za sobą drzwi i wszedłem do przedsionka. Nic charakterystycznego nie zniknęło z mieszkania, nie było tu też żadnego śladu obecności wampira. Tak naprawdę, gdyby nie moje nadnaturalne zdolności, Isabella nie znalazłaby żadnego dowodu włamania.
Szybko przeczesałem lokal, zauważając, że Victoria spędziła większość czasu w pokoju Belli, chociaż tutaj również nic nie wyglądało na niepokojące. Wyczuwałem jej zapach w całym pomieszczeniu. Był silny, jakby dopiero co go opuściła.
Mój telefon zawibrował, więc wyjąłem go z kieszeni.
- Nie ma jej. Wiesz może, gdzie poszła? - zapytałem. Przeglądałem szafkę z książkami, sprawdzając, czy coś zniknęło. Wszystko wydawało się znajdować na swoim miejscu.
- Nie, nie widzę jej – Alice powiedziała szybko. - Jakieś przebłyski, ale nic konkretnego. Za to Bella jest w drodze do domu. Chyba nie chcesz, żeby przyłapała cię w swoim mieszkaniu.
- Dzięki. Wkrótce pogadamy – skończyłem rozmowę.
Podszedłem do okna w salonie i zauważyłem, że Isabella wjeżdża na parking. Wydawało mi się, że waha się przed opuszczeniem samochodu, a ja chciałem zejść na dół i osłabić jej strach, zapewnić ją, że jest bezpieczna.
Patrzyłem, jak w końcu wysiada. Rozejrzała się dokoła po parkingu, a potem praktycznie popędziła do klatki schodowej, potykając się raz, ale udało jej się nie przewrócić. Kiedy znalazła się poza zasięgiem mojego wzroku, wsłuchałem się w kroki jej stóp, dudniące na stopniach dwa piętra poniżej. Dotknąłem ręką drzwi, czując wibracje jej ruchów, gdy nadeszła. Kluczyki zadzwoniły, drżąc nerwowo, gdy grzebała nimi w zamku i upuściła je na ziemię jak poprzednim razem.
Oddychała ciężko po biegu. Zastanawiałem się, jak to by było poczuć jej oddech na mojej twarzy. Dotknąłem czołem powierzchni drzwi, pragnąc, by już znalazła się w środku. Za nimi jej serce biło jak tysiąc bębnów, których dźwięki odbijały się po moich kościach.
Bum, bum, bum, bum, bum, bum...
Gałka została przekręcona, drzwi się uchyliły, a jej stopa zaczęła badać ich róg.
Ostatni raz spojrzałem na jej palce, ułożone na brzegu drzwi i wysunąłem się przez okno prosto w noc.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
seska
Dobry wampir



Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:20, 28 Sie 2010 Powrót do góry

Och, kochany Kreaturek... Sytuacja zapętla się, pojawiły się nowe motywy. Sucz Victoria stwarza realne zagrożenie, James zniknął (biedaczek, tak bez rączki... Twisted Evil). Przynajmniej nie ma Laurenta i Rileya.
Chciałabym wiedzieć już teraz, co wydarzyło się w rodzinie Cullenów, z jakiego powodu Edward prowadzi taki, a nie inny tryb życia.

zgredku, zasmuciłaś mnie okrutnie swoim orzeczeniem Crying or Very sad Mam wielką nadzieję, że tłumaczenie będzie kontynuowane. Bo Kreaturek na to zasługuje.
No i gratulacje za wykonaną pracę dla Was wszystkich. Odwaliłyście kawał porządnej roboty.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Sob 23:53, 28 Sie 2010 Powrót do góry

Zgredek, no co Ty, opuszczasz nas? Oj, za dużo tych kreatur, co?:) W ogóle powinnam zacząć od podziękowań za pierwszą część. Szkoda, że Edward nie skończył z Jamesem na amen, chociaż z drugiej strony zabrakłoby akcji i napięcia. Oczywiście znowu brakowało mi relacji Bella - Edward, ich rozmów, niezręczności i kłopotliwych pytań odnośnie orientacji seksualnej Cullena. Bardzo, ale to bardzo wyczekuję kolejnej części, ponieważ mam nadzieję, że wreszcie pomiędzy tą dwójką wywiąże się szczera rozmowa. A jak by facet powiedział o swojej prawdziwej naturze to już całkiem byłabym szczęśliwa. I potem jakiś HE...:)
Dzięki za tłumaczenie, mam nadzieję że po ''stracie'' Zgredka nie zapomnicie o Kreaturze (i o nas czytelnikach) i doczekamy się całego tłumaczenia.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Sob 23:56, 28 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin