FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Lykaina - [Z][OOC] X Amor vincit omnia/X 2.06 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Śro 19:24, 15 Lip 2009 Powrót do góry

Hola, hola, basta! Obiecałam, że kiedyś się przyłożę i wytknę, więc to zrobiłam, a tutaj wyczuwam pretensję. Wcześniej opowiadanie chwaliłam, a teraz wytknęłam błedy, które rzucały mi się w oczy. A jak mi się rzuca w oczy, to wypisuję.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 20:51, 15 Lip 2009 Powrót do góry

Masquerade_is_back. napisał:
Hola, hola, basta! Obiecałam, że kiedyś się przyłożę i wytknę, więc to zrobiłam, a tutaj wyczuwam pretensję. Wcześniej opowiadanie chwaliłam, a teraz wytknęłam błedy, które rzucały mi się w oczy. A jak mi się rzuca w oczy, to wypisuję.


Nie ma pretensji, ale uważam, że to nie jest konstruktywny komentarz. Gdybym zależało mi tylko i wyłącznie na korekcie, to oddałabym tekst tylko i wyłącznie do sprawdzenia i schowała do szafy.
Zależy mi na Waszej opinii. Przecież nie chodzi o to, żeby pisać ciągle same pozytywy.
Cieszę się, jak piszecie, co Wam się podoba, a co nie.
Odnosząc się do Twoich poprawek:
Dwie z nich: "się" i "wiadro" już wyjaśniłam w edycji rozdziału.
Nadzieję zamiast nadzieje to ewidentna literówka i nie rozumiem tylko tego złośliwego przytyku, co do nadgorliwości stawiania znaków diakrytycznych.
Poruszenie to nie tylko stan emocjonalny, jak widać. Paliczki to nie tylko kości. Harry to zdrobnienie od Henry'ego. Odsyłam do wikipedii i mojego uzasadnienia użycia przykładem [link widoczny dla zalogowanych]
Przepadł tak szybko, jak kamfora wyparowuję. Myślę, że to dość oczywiste. edit: kajam się beta thin, mówi, że to to porównanie to związek nierozerwalny: wyparował jak kamfora. Przepraszam Rolling Eyes
Trzewki holenderskie? Masz zupełną rację, pewnie że chodaki.
wybaczyli szybką nieobecność= wybaczyli szybko nieobecność - tak, racja, racja
No na tyle w kwestii uwag, dziękuję za pomoc w znalezieniu uchybień.:)
Nie myśl, że mam pretensje, czy że nie jestem wdzięczna. Mnie tylko zdenerwował Twój ton wypowiedzi, jakbyś wszystkie umysły pozjadała. Troszkę pokory. Nikt nie jest idealny.

MonsterCookie i niobe,
Pytałyście, czy James to ten James.
Od razu wyjaśniam, jakoże postać ta nie pojawi się więcej. Nie, to tylko zbieżność imion, choć nie ukrywam, że zamierzona. :)
James, syn Viktorii, tak jak powiedziała kobieta w poświacie, był ofiarą dla lasu.
Cieszę się, że zyskuję nowe czytelniczki, mam nadzieję, że Was nie zawiodę kolejnymi częściami.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Śro 21:05, 15 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Śro 21:50, 15 Lip 2009 Powrót do góry

Ja pozjadałam rozumy? :D Wytknęłam to, co było źle według mnie i wszystko. Podejrzewam, że po konfrontacji z moją polonistką prawdopodobnie byś płakała, skoro ja robię przytyki, złośliwe uwagi, czy mój ton jest niewłaściwy. Staram się być obiektywna i sprawiedliwa w stosunku do wszystkich tekstów. Poza tym, staram się wypisywać błędy i komentować je z humorem, to nie był sarkazm. Oczywiście, mogę być surowa, no problem.
Kolejna rzecz. Wikipedia, to nie jest wierzytelne źródło, gdyż może je edytować każdy. Podkreslam KAŻDY. Tego nie pisze PWN, więc jeśli ktoś powołuje się na wikipedię, to dla mnie tak, jakby powoływał się na Pudelka, albo bloga jakiejś hotki. Sprawdziłam tę notkę o księciu i pozwól, że posłużę się cytatem:
'Henryk Karol Albert Dawid Mountbatten-Windsor - książę z Walii (ang. Henry Charles Albert David Mountbatten-Windsor), potocznie nazywany księciem Harrym '
Zgadnij dlaczego wytłuściłam słowo 'potocznie'. Otóż 'potocznie', to nie to samo, co 'zdrobniale'. I nie, to nie jest zdrobnienie. To dwa różne imiona. Mam w klasie koleżankę Paulinę, ale wszyscy mówimy na nią Paula. Czy to oznacza, że to zdrobnienie? Nie! Mówimy tak, bo tak krócej, ale to są dwa rózne imiona.

Oczywiście, że nikt nie jest idealny, ale Ty także miej trochę pokory i przyjmij 'na klatę' to, że ktoś chce powiedziec co było nie tak, zamiast się obrażać.
Buźka,
M.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Śro 22:03, 15 Lip 2009 Powrót do góry

Masquerade (czy jesteś tą samą Masquerade czy to zbieżność nicków?), pozwól, że coś ci pokażę:
[link widoczny dla zalogowanych](given_name)
I nim zaczniesz mówić, że wikipedia to nie jest wiarygodne źródło - faktem jest, że kolejni królowie o imieniu Henry (w tym Henryk z numerem ósmym) byli nazywani pieszczotliwie "Harry". A jeśli to ci mało - znam pewnego Henry'ego, na którego mówią wszyscy Harry, ponieważ to JEST zdrobnienie.
Jest to też zdrobnienie od Harolda a także funkcjonuje jako osobne imię.
Na tym można chyba zakończyć dyskusję o tym, czy Harry może być używane jako zdrobnienie od Henry.
PS I jeszcze jedno - już nie kłócąc się o to, czy to prawidłowe, czy nie - ludzie używają tego jako zdrobnienia. Tak samo jak Paulina - Paula. Bo jest krócej. Więc bez względu na prawidłowości i nieprawidłowości - chyba większość Paulin jest zdrabniania do Paul, w życiu tak bywa, można to też zastosować w tekście pisanym.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Śro 22:08, 15 Lip 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 22:07, 15 Lip 2009 Powrót do góry

Po pierwsze: Twoja polonistka nie byłaby mnie w stanie doprowadzić do łez, nie płaczę nad rozlanym mlekiem.
Po drugie: Powołuję się na wiki w tym szczególnym przypadku. Chyba mi nie powiesz, że na księcia Henry'ego nie mówią Harry? Mówią! I zgadnij co? W moim opowiadaniu jest ten sam przypadek.
Czy ja nie mam pokory do siebie?
Chyba nie zauważyłaś, ale rozważyłam wszystkie przykłady, jakie podałaś. Przyznałam się do błędów. Mało tego, przeprosiłam, iż pierwotnie obstawałam przy swoim.
Ja mówię o pokorze i szacunku wobec innych, a Ty jej nie masz. Sorry, ale ja mam inne poczucie humoru. Mnie nie bawiły Twoje komentarze do błędów.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Śro 22:20, 15 Lip 2009 Powrót do góry

thingrodiel napisał:
Masquerade (czy jesteś tą samą Masquerade czy to zbieżność nicków?), pozwól, że coś ci pokażę:
[link widoczny dla zalogowanych](given_name)
I nim zaczniesz mówić, że wikipedia to nie jest wiarygodne źródło - faktem jest, że kolejni królowie o imieniu Henry (w tym Henryk z numerem ósmym) byli nazywani pieszczotliwie "Harry". A jeśli to ci mało - znam pewnego Henry'ego, na którego mówią wszyscy Harry, ponieważ to JEST zdrobnienie.
Jest to też zdrobnienie od Harolda a także funkcjonuje jako osobne imię.
Na tym można chyba zakończyć dyskusję o tym, czy Harry może być używane jako zdrobnienie od Henry.
PS I jeszcze jedno - już nie kłócąc się o to, czy to prawidłowe, czy nie - ludzie używają tego jako zdrobnienia. Tak samo jak Paulina - Paula. Bo jest krócej. Więc bez względu na prawidłowości i nieprawidłowości - chyba większość Paulin jest zdrabniania do Paul, w życiu tak bywa, można to też zastosować w tekście pisanym.


Tak, thin, jestem tą samą Masquerade. Mea culpa, nie pasowało mi takie zdrobnienie i widocznie za mało przetrzepałam internet, bo nie uważam się za osobę gołosłowną. Więc przyznaję rację, co jednak nie zmienia mojego zdania jeśli chodzi o wikipedię.

Pernix, jakoś nigdy wcześniej forma, w której wyrażałam swoją opinię Ci nie przeszkadzała. Czasem było nawet gorzej, poprztykałyśmy się wtedy, ale było ok, i nawzajem wytykałyśmy sobie błędy w takich właśnie formach. Miło, że rozważyłaś wytknięte przeze mnie nieprawidłowości. Zrobiłaś to w drugim poście odnoszacym się do mojego komentarza, w pierwszym:
'Jak miło, że przyszłaś wytknąć tylko błędy.'
Czy mam to uznać za wdzięczność czy za dąsy? Akurat tak się składa, że taka do końca głupia nie jestem.
I tak, tym razem przyszłam wytknąć tylko i wyłącznie błędy, bo ileż, do jasnej, można się rozpływać nad tekstem?! Pisałam, że mi się podoba, ale na razie nie ma takiej akcji i nie został poruszony taki wątek, żebym mogła powiedziec coś nowego w tym temacie.
Więc, proszę Cię, nie mów mi, żeś tak wszystko z ową pokorą przyjęła i że ja nie mam szacunku, bo w tym momencie przeginasz, powiedziałabym, że nawet więcej niż trochę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Śro 22:22, 15 Lip 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 23:02, 19 Sie 2009 Powrót do góry

Moje drogie,

Wybaczcie, że zaniedbałam Lykainę. Natchnienie, które wcześniej wypełniało mą dumną pierś uleciało niczym kamfora. Poświęciłam się w pełni tłumaczeniu i korekcie, gdy utknęłam na pierwszej stronie OpenOffice'a.
Na szczęście powstał rozdział czwarty.
Zapraszam do lektury.

Za betę dziękuję bardzo: AngelsDream i thingrodiel
Bez Was czuję się, jakbym była bez pióra, a raczej klawiatury.
To strażniczki mojej głupoty, która obezwładnia mózg zajmujący miejsce w czaszce Pernix. Wink Nie ma to jak lenistwo i nawiązanie do ostatniego odcinka TB.

Koniec przemowy.


4. Niespodziewane spotkanie

Nie mogłam zasnąć, wciąż myślałam o swoich bliskich. Chciałam do nich wrócić, ale przecież nadal nie wiedziałam, gdzie jestem. Doszłam do wniosku, że zniknięcie nad ranem, znienacka to pochopna decyzja. Muszę podejść Veronikę, żeby choć trochę rozeznać się w terenie. Przez moją głowę przetaczało się wiele myśli. Nie wiem, kiedy zasnęłam, pewnie gdzieś między wyobrażaniem sobie Edwarda i jego bursztynowych oczu, a zamartwianiem się o ojca i jego stan emocjonalny. Mimo wszystko miał powody, by się o mnie niepokoić. Spałam twardym snem. Rano czułam się rześka i silna. Przy śniadaniu zagadywałam staruszkę o lokalizację polany. Najpierw chciałam dowiedzieć się, skąd przychodzi Anthony z dostawami potrzebnych produktów. Takie niewinne pytanie nie budzi podejrzeń. Babcia powiedziała, że miejscowość, do której jeździł jej mąż, to Eldon. Tam mieszkał Anthony ze swoją narzeczoną i nieślubnym dzieckiem. Veronika nie pochwalała tego, że chłopak żyje z kobietą pod jednym dachem bez ślubu, a dodatkowo ma z nią potomka. Sama czuła wstyd, gdy nosiła pod sercem Jamesa, dlatego wzięli z Henry'm szybki ślub. Tego samego oczekiwała po Anthonym. Ja natomiast w pełni go rozumiałam, żaden papierek nie może zmienić czyichś uczuć, a z pewnością było tak w moim przypadku. Inwigilacja na nic się nie zdała, ponieważ za żadne skarby nie mogłam umiejscowić Eldon na mapie. Wiedziałam tylko, że nadal jesteśmy w tym samym stanie, gdyż Veronika wspominała o gubernatorze Wright'cie. Został wybrany dwa lata temu. Pamiętam, bo po raz pierwszy mogłam pójść głosować. Charlie zmusił mnie, żebym wypełniła swój obywatelski obowiązek. Nie interesowałam się polityką, ale Edward również brał poważnie sprawy ojczyzny i razem udaliśmy się na głosowanie. Zapunktował tym u Charliego, który stracił zaufanie do mojego chłopaka, odkąd ten bezpardonowo zerwał ze mną i zostawił samą na kilka miesięcy. Eldon, niech pomyślę... Eldon, Eldon... Nie, to nie ma najmniejszego sensu. Muszę koniecznie spotkać się z tym Anthony'm, gdy przyniesie babci kolejną partię zapasów.

Po południu Veronika położyła się spać. Kiedy upewniłam się, że zasnęła, postanowiłam wybrać się na dłuższy spacer. Zostawiłam karteczkę z informacją o moich planach i cicho wymknęłam się z chatki. Dzień był upalny. Założyłam moje uprane już jeansy, które musiały zostać skrócone, z uwagi na koszmarne dziury i plamy po trawie. Idealnie dopasowana para wranglerów zmieniła się w poszarpane szorty à la lata dziewięćdziesiąte. Miałam na sobie biały podkoszulek. Zdecydowanie lepiej czułam się w swoich ciuchach. Zakładałam, że nie wrócę prędko, dlatego wzięłam ze sobą drugie śniadanie. Od kiedy odzyskałam siły, zauważyłam, że mój apetyt wzrósł. Szczególnie rozsmakowałam się w mięsie, które kiedyś mogło dla mnie nie istnieć. Obrałam kierunek na południowy zachód. Czułam się świetnie, pełna energii, którą musiałam gdzieś wyładować. Wbiegłam w głąb lasu i szybkim truchtem przeczesywałam go tak, jakbym chciała szukać wspomnień, miejsc, gdzie już byłam. Woń żywicy, szyszek, zapach listowia torpedowały moje nozdrza. Nagle usłyszałam szelest i niezdarny tupot. Poczułam strach, dławiący jakiś umysł. Instynkt podpowiadał zwierzęciu znieruchomieć. Zagrożenie znajdowało się zbyt blisko, żeby mógł uciec. Starałam się wyłączyć, nie zwracać uwagi na inne bodźce - skupić tylko na przestraszonej duszyczce - jakbym była na polowaniu. Wciągnęłam duży haust powietrza, nadstawiłam ucho. Usłyszałam przyspieszone bicie serca, zauważyłam też lekkie drgania liści z oddali trzydziestu metrów. Miałam wrażenie, że coś mną steruje. Najpierw wolno i spokojnie kroczyłam w stronę krzaka, by na ostatnich metrach gwałtownie przyspieszyć. Zwierzę nie miałoby szans, rozchyliłam gałęzie i moim oczom ukazał się mały łoszak. Miał przerażone oczy, czyżby obawiały się śmierci? Pierwszy raz jakieś zwierzę czuło przede mną obawę. Delikatnie dotknęłam łba małego łosia, choć wiedziałam, że to nie pies, którego łatwo uspokoić głaskami.
- Znajdę twoją mamusię, nie martw się, skarbie – pocieszałam zwierzę. Tempo bicia serca unormowało się. Niezdarny szkrab oddychał teraz miarowo. Ufał mi, byłam tego pewna. Pogłaskałam jego grzbiet i dodałam: - Siedź tu spokojnie, zaraz do ciebie wrócę.
Instynktownie zaczęłam obwąchiwać drzewa i ściółkę. Mieszanina różnych zapachów naparła na mój wrażliwy nos. Dosięgła mnie woń podobna do łosiowej, ale mocniejsza. W pobliżu wyczuwałam też krew. Pobiegłam szybko, prowadzona popędem, w stronę, z której wionęła specyficzna mieszanka. Ślina nachodziła mi do ust, oblizałam się, jakbym czekała na smakowity posiłek.
Pohamowałam chęć zagłębienia zębów w surowym mięsie. Co się ze mną dzieje? W zasięgu mojego wzroku znalazła się ofiara jakiegoś drapieżnika. Ponad trzystukilogramowa, dobrze odżywiona łosza o lśniącej, zdrowej sierści, została powalona prawie bez walki. Nie było żadnych śladów ataku, żadnych szram. Strużka krwi spływała z pyska zwierzęcia. Miałam dziwne wrażenie, że zwierzę zostało jej pozbawione. Nie pachniało „pełnokrwiście”. Wyjęłam scyzoryk z kieszeni spodni i delikatnie rozcięłam skórę klępy w pachwinie. Musiałam czekać długą chwilę, nim w miejsce rany napłynęła czerwona ciecz. Dokładnie obadałam ciało, centymetr po centymetrze. Na szyi dojrzałam dwie głębokie, bardzo regularne dziurki. Ślady po kłach. Zaczerpnęłam powietrze. Słodko, do bólu słodko. Woń drażniła moje gardło. Czy to możliwe? Wampiry? Cullenowie czy Denali? Byłam zbyt przejęta śmiercią matki, by wyczuć i zidentyfikować charakterystyczny zapach. Pozostawiłam padlinę, zapominając o drżącym ze strachu maluchu. Kierowałam się, świeżo pozostawioną w powietrzu smużką duszącego zapachu. Coś mignęło mi między drzewami, krzyknęłam: „Stój!” Ale ta istota tylko przyspieszyła. Desperacko chciałam dorwać intruza, adrenalina podskoczyła mi do niewyobrażalnego poziomu. Zacisnęłam dłonie w pięści tak, że twarde paznokcie wbijały się w skórę. Biegłam z takim zaangażowaniem, że metr po metrze zbliżałam się do mordercy karmiącej samicy. Cudem udawało mi się omijać wszelkie przeszkody. Ryknęłam ze złości. Drapieżnik musiał czuć mój oddech na swoich plecach, bo powoli zwalniał, decydując się na konfrontację. W tym momencie powinnam zacząć się bać, ale zamiast strachu, ogarniała mnie żądza zemsty. Chciałam pomścić łoszę w imieniu jej małego potomka. Dwunogi potwór odwrócił się w moim kierunku. Szedł powoli posuwistym krokiem. Sylwetka mordercy była coraz bardziej znajoma. Dławiąca mnie złość ustępowała na rzecz ciekawości, niemniej jednak musiałam wyglądać inaczej, ponieważ wyraz twarzy mężczyzny wskazywał na zaskoczenie.

- Bella? Bella, to ty?
- Tak. Witaj, Jasper. Martwa łosza to twoja sprawka? - powiedziałam gniewnie.
- Mała przekąska po drodze do domu.
- Jak mogłeś? Powinnam teraz cię zabić, tu nie wolno polować ludziom, a tym bardziej wampirom! - Głos dobiegał jakby z mojej podświadomości.
- Bella, nie wiem, co ci się stało, dlaczego tu jesteś, ale wyglądasz jak nie ty. Ledwo cię poznałem. Masz opaloną skórę, mięśnie, których nie było, a twoje oczy... Boże, one są...
- Jakie? Powiedz!
- Żółte, przerażająco żółte! - Podbiegł do mnie i chwycił mocno za przedramiona. Nabrał powietrza i zatrzymał oddech.
- Pachniesz inaczej. Jak las. - Skupił wzrok na mojej ręce. Spojrzał na blizny, a potem delikatnie dotknął je opuszkami palców.
- Co to? - zapytał zaniepokojony.
- Nie mam pojęcia. Babcia, która mnie znalazła w lesie i pomogła stanąć na nogi, powiedziała, że zostałam do czegoś wybrana. Nie mogę opuszczać lasu, nikt mnie nie zrozumie tam, w normalnym życiu.
- Co ty pleciesz, kobieto? Edward odchodzi od zmysłów. Nie mówiąc o twoim ojcu. Bardzo posiwiał w ostatnim czasie. Charlie z Edwardem zwarli szyki. Niemal wszyscy z miasteczka cię poszukują. Mój brat dodatkowo jeździ po całym stanie i przeczesuje myśli przechodniów. Z tej niemocy prawie oszalał. Do nikogo się nie odzywa. Nikt nie może wymawiać twojego imienia. Charlie nie chce się do tego przyznać, ale myśli, że nie żyjesz. Stracił nadzieję, że cię odnajdzie. To jeszcze bardziej doprowadza Edwarda do szału. Musimy ciągle go pilnować. Boimy się, że znów będzie chciał sprzeciwić się naszym prawom. On nie chce już żyć.
Słowa Jaspera raniły niczym sztylety, wbijane prosto w serce. Wiedziałam, że wszyscy muszą się o mnie martwić, ale nie mogłam wrócić, ba, nie znałam drogi do domu.
- Jasper, słuchaj – rozpoczęłam spokojnie – chciałam wrócić, ale nie wiedziałam jak. Poza tym zmieniłam się, nie wiem, kim jestem... czym jestem. - Łzy napływały mi do oczu i zaczęły spływać po policzku. - I wiesz, co jest najgorsze? - Patrzył na mnie oniemiały. - Czuję, że teraz jesteś moim wrogiem, że powinnam cię zabić. Nie wiem, jak miałabym tego dokonać, ale czuję siłę, która by mi w tym pomogła.
Milczał dość długo, wpatrując się we mnie uważnie, aż wreszcie przemówił:
- Musisz wracać ze mną! Dowiemy się, co tak na ciebie działa. Na wszystko jest lekarstwo.
- Nie mogę! Ona mi nie pozwoli odejść! - prawie krzyczałam z rozpaczy.
- Nie jesteś niczyją własnością, zabieram cię do domu.
- Jasper, ty nic nie rozumiesz. Jeszcze przed chwilą pobiegłabym z tobą jak na skrzydłach, ale teraz wiem, do czego zostałam stworzona. Gdyby nie ona i tak by mnie nie było. Nie przeżyłabym w lesie sama. Nie odnalazłabym drogi do domu. Stałabym się ofiarą jakiegoś dzikiego drapieżnika – powiedziałam. - Moje miejsce jest tutaj – dodałam bez przekonania.
- Bella, Edward mnie zabije, jeśli się dowie, że cię znalazłem i nie przyprowadziłem ze sobą.
- Dlatego nic mu o mnie nie powiesz. Daj mi dwa dni. Obiecuję ci, że... was odwiedzę. Wyjaśnię wszystko na tyle, na ile będę potrafiła.
- No dobrze. Zgadzam się, bo ci ufam. Poza tym jestem ci winien przysługę.
- Przestań się obwiniać, nic mi nie jesteś winien, ale dziękuję ci – powiedziałam zasmucona, wiedząc, że nie mogę z nim pójść, choć tak rozpaczliwie tego pragnęłam. - Jasper, mam do ciebie dwie prośby.
- Zrobię wszystko! - zadeklarował w ciemno.
- Po pierwsze obiecaj mi, że będziesz rozważniej wybierał swój posiłek. Żadnych karmiących matek, las musi się odradzać! Poza tym, pod żadnym pozorem nie poluj na terenie rezerwatu, bo ryzykujesz życiem. To samo tyczy się całej rodziny. Najlepiej będzie, jeśli w ogóle nie będziecie się pojawiać w tych rejonach. Po drugie, proszę, zostaw po drodze jakiś trop. Może kawałki koszuli? Obawiam się, że twój zapach może wywietrzeć, a ja nie znam drogi... do domu.
- W porządku. Daję ci dwa dni. Później mówię o wszystkim Edwardowi. I tak będzie mi trudno ukryć to przed nim. Czeka mnie istna męka.
Popatrzył na mnie jeszcze chwilę. Z jego oczu można było wyczytać zmartwienie. Odwrócił się i pognał przed siebie.

Spotkanie Jaspera wywołało tyle wspomnień o moim poprzednim życiu i przydało mi trosk o ojca i Edwarda. Nie chciałam nikogo ranić. Z trudem podążyłam z powrotem. Nie zapomniałam o małym łosiu. Wróciłam po niego, wzięłam na ręce drżące, przerażone zwierzę o zasmuconych oczach i przytuliłam do mojego ciepłego ciała. Szybkim krokiem przemierzałam gęstwinę. Wybrałam dokładnie tę samą trasę, czując swój zapach na jej rozciągłości. Najwidoczniej zmysł węchu wyostrzył mi się bardziej, niż przypuszczałam.
Veronika czekała przed chatą, siedząc na ławce, z ręką opartą na wysłużonej lasce. Na mój widok powstała i niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę. Kiedy zbliżyłam się już odpowiednio blisko, krzyknęła:
- Bello! Gdzie ty się podziewałaś? Odchodziłam od zmysłów!
- Napisałam kartkę, byłam w lesie - odpowiedziałam ze spokojem. - Zobacz, co znalazłam. Ten maluch stracił matkę, myślę, że będziesz... będziemy musiały go odkarmić. Sam sobie nie poradzi.
- Oj, biedaczku mój słodki, babcia zaraz da ci mleczka – odezwała się do zwierzaka, zupełnie zapominając o prawieniu mi wyrzutów. Uśmiechnęłam się pod nosem. Staruszka potrzebuje kogoś, kim może się opiekować.
-Veroniko, mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe, pójdę teraz do mojego pokoju. Jestem bardzo zmęczona – skłamałam, by jak najszybciej znaleźć się sama. W rzeczywistości moja głowa była pełna myśli, które na pewno nie pozwolą mi spokojnie zasnąć. Kim jestem? Co powiem Edwardowi? Dlaczego dałam sobie tylko dwa dni? Kołaczące się we mnie pytania zmogły mnie prędzej, niż myślałam.

Biała wilczyca przemierzała las, patrolując jego granice. Wyczerpane, matowe oczy wyczekiwały spoczynku. Nic nie dawało jej ukojenia. Samotność przytłaczała. Długowieczność przygnębiała. Przystanęła przy sadzawce i spojrzała w taflę wody. Długie, białe pukle włosów falowały na wietrze. Na twarzy zagościł smutny uśmiech. Mimo wszystko jest nadzieja.


______________

Banner i avatar wykonała madam butterfly. Dziękuję motylku! :*

Będę wdzięczna za nakarmienie głodnego i wiecznie nienasyconego, kapryśnego wena. :)

P.S. W następnej części spotkanie B&E, obiecuję że nie będzie słodko! Wink
edit:
Wszytkie rozdziały znajdziecie też na chomiku. Polecam tłumaczenie z nową okładką made by me Wink Nic specjalnego, ale jak się jest beztalenciem graficzno-plastycznym, to się człowiek cieszy z niczego. A więc, na chomika!
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Czw 20:55, 27 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 23:24, 19 Sie 2009 Powrót do góry

Podoba mi się spoiler, tak jak i cały rozdział o czym już wspominałam Wink

Przyznam szczerze, że Twoje ff zaskakuje mnie coraz bardziej z każdą kolejną częścią. Jeśli na początku miałam jakieś podejrzenia to w ogóle one się nie sprawdziły. Bella została, jak mi się wydaję, czymś na kształt strażniczki lasu. Cóż tego zdecydowanie jeszcze nie było i za to należy Ci się ogromny plus. Poza tym podobało mi się spotkanie z Jasperem, bardzo ładnie ukazałaś uczucia Belli. Choć nie jestem chyba do końca przekonana co do tego czy tak łatwo by się zgodził, aby ukrywać prawdę przed Edwardem. Jasne, że odczuwa pewnego rodzaju poczucie winy związane z Bellą i tym co spowodował, ale Cullenowie jakoś nie specjalnie ukrywali przed sobą cokolwiek. I w dodatku takiego ważnego. Poza tym kontrolowanie się przez dwa dni :D? O ile mnie pamięć nie myli to Alice miała problemy z kilkoma godzinami. Poza tym on jest jego bratem i lojalność jaką prezentował w stosunku do rodziny była na pewno większa niż do jego dziewczyny, ale cóż Twoje ff i możesz wpływać na charaktery postaci, więc się już nie czepiam.

Poza tym mam jakieś dziwne przeczucia dotyczące dalszego toku akcji. Jestem zwolenniczką niekonwencjonalnych rozwiązań, ale lubię gdy wszystko się wreszcie dobrze kończy i Edward jest z Bellą. Cóż tego się chyba nie da wyleczyć :D Ale zobaczymy co wymyślisz dalej.
Mówiłam już, że podoba mi się Twój styl i nadal to utrzymuję. Na koniec mogę tylko sobie życzyć, żebyś częściej wklejała rozdziały.
Zatem życzę weny i czasu na pisanie Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 12:24, 20 Sie 2009 Powrót do góry

Skoro ktoś się wypowiedział, to i beta może się wychylić. Wink

Przede wszystkim chciałabym zacząć od tego, że z Julią ciekawie się pracuje. O wiele rzeczy pyta, inne wyjaśnia. To powoduje, że betowanie jest żywe i płynne. Pomijam, że często moje uwagi są akceptowane dopiero po długiej walce [Wink] i wbrew pozorom jest to dobre, bo autor powinien bronić swojego pomysłu.

Ten rozdział był ciekawy, plastyczny, ruchomy. Ciągle coś się działo. Duża dynamika po poprzednim, statycznym fragmencie jest jak najbardziej wskazana. No i wyraźnie widać to, na co mało osób zwraca uwagę - zabijanie zwierząt wcale nie jest lepsze. To wciąż zabijanie i wciąż śmierć. Często śmierć samicy, opiekującej się młodym lub przewodnika stada, etc. To istotne, żeby uświadamiać ludziom, że wampir, nawet jeśli świeci się w słońcu, nadal pozostaje drapieżnikiem. Zobaczymy, co jeszcze zmieni się w naszej Belli - w końcu wybrał ją sam las. Czy tak wrażliwa osoba podoła roli?

Prezent: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Czw 13:42, 20 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Czw 15:29, 20 Sie 2009 Powrót do góry

Ten rozdział mnie rzeczywiście zaintrygował. Zaintrygował, bo wkońcu coś się wyjaśnia odnośnie przemiany Belli, twój ff nabiera tempa, akcji. Rzeczywiście zaczyna się coś dziać. Bardzo ładnie opisałaś spacer Belli po lesie, odkrywanie przez nią jej nowych możliwości zmysłów. Intryguje mnie jeszcze jedne szczegół, Bella stwierdziła że jest teraz wrogiem Jaspera. Skoro jest teraz wrogiem Jaspera to także Edwarda, jak jej się to uda pogodzić?! Miłość i przeznaczenie...
Życząc dużego wena, czekam na kolejny rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
MonsterCookie
Gość






PostWysłany: Czw 16:02, 20 Sie 2009 Powrót do góry

Jestem strasznie zaciekawiona tym ostatnim rozdziałem, ponieważ ta Bella była intrygujaca. Opalona skóra i żółte oczy. Kontrowersyjne rozwiazanie. Poza tym Bella czuję siłę, żeby zabić Jaspera? I lubi smak słodkiej krwi? Mam w głowie tyle domysłów na ten temat, że już sama nie wiem. Oczywiście spotkanie Jaspera tez był dla mnie zdziwieniam, myślałam, że to będzie inny z Cullenów, a nie właśnie on. Ogólnie podobało mi się, masz świetny styl. :P

Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam,
MonsterCookie :)
Black Hole
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Nigdziebądź

PostWysłany: Czw 21:28, 20 Sie 2009 Powrót do góry

Gdybyś potrzebowała zdjęć wilków - PW Wink Mam tego miliony.
A teraz tekst:
Kobieto, jesteś niemożliwa. Jakoś nie ciągnęło mnie do przeczytania tego opowiadania, ale kiedy zaczęłam, nie mogłam przestać. Pomysł jest cudowny, niezwykle oryginalny, a przede wszystkim bardzo intrygujący. Zastanawiam się czym/kim jest Bella, jakim cudem Veronica wie o wszystkim. I jakie to umiejętności posiada ta, na pewno niezwykła, biała wilczyca.
Strony technicznej się nie czepiam, ani nie tykam. Jestem beznadziejna w wyłapywaniu i poprawianiu błędów, aczkolwiek nic nie znalazłam w trakcie czytania.
Życzę dużej weny i czekam na dalsze rozdziały.

BH.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Pią 1:56, 21 Sie 2009 Powrót do góry

Muszę powiedzieć, że jestem miło zaskoczona. Takie coś , już sam tytuł "Lykaina" sugerował małe wilkołactwo ^^' , jestem bardzo ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń, ale to oczywiste dla każdego czytelnika.

Co będzie dalej? Bella porzuci Edwarda? Pokocha Jake`a ;p ? oby nie! ;p

weny życzę , niesamowice.

Pozdrawiam, U.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
chocolate_maggie
Nowonarodzony



Dołączył: 17 Sie 2009
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań/Forks

PostWysłany: Pią 11:20, 21 Sie 2009 Powrót do góry

Na razie niezbyt podoba mi się pomysł Belli-wilkołaka jeśli to masz zamiar zrobić ale poczekam na ciąg dalszy. Mam za to pytanie: czy celowe było nazwanie ojca Henry'ego Royce'em Kingiem ?! Czy ma to jakieś powiązania z historią Rose czy po prostu ta go nazwałaś?? Weny

Pozdrawiam
chocolate_maggie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pią 16:45, 21 Sie 2009 Powrót do góry

Nie będę się ustosunkowywała do Waszych przypuszczeń. Wink Cieszy mnie to, że w jakiś sposób pobudzam czyjąś wyobraźnię, a komentarze tylko temu dowodzą. Czy Bella będzie z Edwardem, czy wybierze inną drogę - na pewno się dowiecie we właściwym czasie. Nie piszę z doskoku, wszystko jest już w jakimś większym lub mniejszym zarysie rozstrzygnięte, tylko pewne szczegóły wychodzą ze mnie spontanicznie. Wiem, że nie każdego zadowolę, ale tak to już jest. Wink
Co do pytania chocolate_maggie - Tak celowo nazwałam ojca Harrego Royce'm i tak to ten sam Royce King. Trochę pozmieniałam wobec tego historię Rose. Mam tego świadomość. Być może ten wątek będzie przemilczany, być może go jeszcze wykorzystam. To jeden z tych niepewnych szczegółów. Wink
Nowy rozdział będzie zapewne wcześniej, niż zwykle. Wena wróciła, a Wasze życzenia tylko ją karmią za co dziękuję. love


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Pią 19:20, 21 Sie 2009 Powrót do góry

Zapewne nie ustosunkujesz się także do moich przypuszczeń, ale pozwolę sobie popuścić wodze fantazji. Więc (tak, pięknie zaczęłam to zdanie) wymyśliłam następującą sprawę: to babciusia użarła Bellę. Pasowałoby mi to do ostatniego fragmentu (do którego nadal mam mieszane uczucia, ale tylko pod względem technicznym). Babcia-wilk nadziała się na Bellę, kłapnęła ząbkami, a potem odegrała miłą staruszkę rodem z bajki o Jasiu i Małgosi. Rzecz jasna nie musi okazywać się złą Babą Jagą i nikt jej pewnie nie spali żywcem w piecu, ale pasuje mi to do dotychczasowej konwencji. O ile jeszcze czegoś nie dodasz (a pewnie to zrobisz) to konsekwentnym rozwiązaniem mogłoby być to, co napisałam powyżej (podkreślam - mogłoby, niekoniecznie musiało). W twoim tekście pojawił się wątek przeznaczenia do jakiegoś celu. Nie wierzę w przeznaczenie i mity o wybrańcu (ciekawy tekst ze strony fanki SW, ale nieważne), natomiast wierzę w wybór. Co, jeśli to babcia wybrała Bellę i ją "naznaczyła"? (A teraz to mi wylazł przynajmniej Harry Potter.)
Tyle moich teorii.

Wiesz, co mi się w twoim opowiadaniu podoba? Ma taki bajkowy klimat. Ale nie taki prosto ze stajni Walta Disneya. Chodzi mi raczej o baśnie, które napisali bracia Grimm. Gęsty las, jakaś staruszka, bohaterka, która się jakoś zmienia (a zmienia - nikt mi nie wciśnie, że Bella pozostała pełnoetatowym człowiekiem, za bardzo ją w ten las ciągnie), jest trochę zagrożenia, ale i odrobina dobroci. Choć jeszcze nie wiadomo, czy nie powierzchownej - babcia i jej domek z piernika to kwestia wciąż nie rozwiązana.
Tak więc owszem - ja tu widzę nieco braci Grimm. Choć może nieco inaczej.

Weny, Pernix! Weny!
jędza thin

PS A jak jeszcze raz napiszesz coś o swojej rzekomej głupocie, to cię trzepnę! :P


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Pią 19:23, 21 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Czw 20:42, 27 Sie 2009 Powrót do góry

ten ff jest niesamowity, strasznie tajemniczy i bardzo wciagajacy :P zdecydowanie masz kolejna fanke twojej tworczosci, uwielbiam ta belle, tylko nie za bardzo kumam kim ona jest :D ciekawi mnie tez strasznie co bedzie z edem, czy ja zabierze czy bells sama wroci i oczywiscie o co chodzi z tymi prawami natury i co bd teraz z bells, jakie jest jej powolanie :D co do bledow nie dopatrzylam sie zadnych, nie zwracalam na nie uwagi, bo mi nie przeszkadzaly, pozostaje mi zyczyc tylko weeny:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Pią 15:57, 11 Wrz 2009 Powrót do góry

Ciekawe, ciekawe ...
Wow. jej.
nie no, proszę jak najszybiciej kolejny rozdział bo zwariuję :)
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
madam butterfly
Dobry wampir



Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 126 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki

PostWysłany: Pią 17:46, 11 Wrz 2009 Powrót do góry

Ekhym, nadchodzę, zróbcie mi przejście. No już, sio! Będę teraz mówić ^^.

Moja droga Julio, mój Ty promyku radosny, tak sobie myślę, że z konstruktywnego tworu w moim wykonaniu będą nici, ale staram się jak mogę, bo się nie odbrazisz ^^. Tak więc w umyśle przebiegłego humanisty zrodziła się myśl, żeby to wszystko wypunktować ładnie, a Ty już dobrze wiesz, kto znajdzie się na pierwszym miejscu.

1. Jasper. Mój przecudowny Jasper. Och, lejesz miód na moje serce. W dodatku Jasper uciekający przed Bells, to jest dopiero to. Niby to tylko mała część tego rozdziału, ale właśnie w tym fragmencie Bells wydaje mi się najbardziej ludzka. Przedtem radośnie opisuje, co to rośnie sobie wokół, od czasu do czasu się zlęknie, a i o Edwardzie nie myśli za często. A tu, w rozmowie z Jasperem, nagle pokazuje, jak wiele ma wątpliwości, jak bardzo chce wracać do domu, ale nie może, bo w jakiś sposób została naznaczona. I nie do końca zdaje sobie sprawę, kim się stała, ale gdzieś tam w środku czuje, że to jej przeznaczenie. No i potrafi przekonać Jaspera. Też bym tak chciała.

2. Opisy. Pernix, Ty cholerna czarodziejko słów. Wiesz, że mam kompleksy? Opisy to zawsze była moja pięta Achillesowa, a teraz wchodzę sobie w podskokach na Lykainę, robię ambitne czytu czytu i cały mój dotychczasowy zapał znika. Gdzież mi tam do Ciebie? Jakby to powiedział moj genialny przyjaciel: Holender, ale depresja Wink. Powalasz na kolana plastycznością obrazu, dynamizmem opisów i doborem słów. Paliczki, szczerze, zwaliły mnie z krzesła. Słowo tak urocze nijak nie pasuje do tajemniczego lasu, a mimo wszystko ślicznie wkomponowało się w rysunek, który mam przed oczyma. Tak, po dłuższym namyśle podtrzymuję moją wersję. Opisy to zdecydowanie Twoja najmocniejsza strona.

3. Historia babuleńki V (tak, tak, wiem, że to nie z ostatniego rozdziału, ale trzeciego też nie skomentowałam). I tu będzie trochę krócej, bo właściwie nie powiem Ci niczego, czego już nie wiesz. Historia porywa, zatraciłam się w niej całkowicie, zapominając przy tym o gotującej się zupie, więc jakby nie było, wisisz mi obiad. I garnek zresztą też. Twoje pomysły są genialne, a z tego, co zdążyłam podpatrzeć i podsłuchać, playlista też będzie cudowna.

Nie masz nawet pojęcia, jak dobrze jest wrócić do domu po tym cholernym piątku (mam wrażenie, jakby dzisiaj było trzynastego) i przeczytać wreszcie Twoje cudeńko. Od razu człowiekowi robi się trochę lepiej na serduszku. Niech żyje matura z angielskiego i cholerny WOS. Hurra.

Tak więc, nie przedłużając, by Cię nie zanudzić, padam do stóp i życzę najwspanialszej weny. I żebyś nie była tak leniwa jak ja, bo nigdy tego nie skończysz ^^.

Ave, M.B.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 23:13, 15 Wrz 2009 Powrót do góry

Moje drogie, staram się, żeby było tajemniczo, mam nadzieję, że tą częścią Was nie zawiodę. Wink
W ogranięciu i dopracowaniu pomogły mi wspaniałe bety, którym dziękuję za poświęcony czas:
AngelsDream i thingrodiel

thin, od razu odpowiem, zgadałaś, jaka jest piosenka do tego rozdziału. (Właściwy moment do odsłuchania jest wskazany w rozdziale, ale, jeśli chcecie, możecie ją sobie już załadować Wink Ain't no sunshine ) i tak Bella mieszka/mieszkała w rezerwacie przyrody, nie takim indiańskim Wink

5. Edward


Kolejnego ranka obudziłam się z cholernym bólem głowy. Nie spodziewałam się, że tak szybko trafię na ślad mojej przeszłości. Nie przypuszczałam, że aż tak się zmieniłam. Jasper wywołał we mnie gniew, miałam ochotę rozszarpać go na kawałki. Teraz byłam pewna, że nie jestem już sobą. Nie jestem Bellą. Ja to nie ja. Zmiany w moim wyglądzie było widać gołym okiem, choć nadal nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Człowiek z żółtymi oczami, o wrażliwym węchu, silny, szybki, precyzyjny – tak, to w moim przypadku drastycznie się zmieniło - którego podniecał zapach zwierzęcej krwi. Przeszłam metamorfozę, ale nadal przypominałam człowieka. No właśnie, przypominałam, choć już nim nie byłam. Poszłam do głównej izby, by szczerze porozmawiać z Veroniką o wydarzeniach z poprzedniego dnia, oczywiście pomijając informację o spotkaniu wampira. Zapach duszonej potrawy omamił mnie całkowicie. Poprosiłam babcię o porcję jedzenia. Veronika zaśmiała się, bo gotowała gulasz na obiad.
- Przy tobie, kochana, zapasy stopnieją mi w ciągu tygodnia.
- Veroniko, ja nie rozumiem, nigdy nie miałam takiego apetytu, jak u ciebie. Musisz być niezwykłą kucharką.
- Moja droga, twój apetyt jest całkiem zrozumiały i to nie zasługa mojej kuchni – odpowiedziała, chichocząc pod nosem.
Faktycznie, to kolejna zmiana w moim zachowaniu. Wilczy apetyt; najpierw zjadłabym konia z kopytami, a potem poprosiłabym o krwisty befsztyk - na deser. Boże, co się ze mną dzieje? W zawrotnym tempie pochłonęłam miskę gulaszu. Po trzeciej dokładce, w końcu syta, zebrałam się, by poruszyć drażliwy, okryty dziwnym tabu, temat. Dokładnie opowiedziałam babci o zdarzeniach minionego dnia, o niewytłumaczalnym dla mnie pociągu do krwi, który poczułam, gdy odnalazłam martwą matkę naszego łoszaka, o instynkcie drapieżcy i zmianach. Kobieta milczała dość długo. Byłam pewna, że wie więcej, niż to okazuje, dlatego wstałam z krzesła i padłam jej do stóp, chwytając za kolana.
- Veroniko, proszę, powiedz mi, co się ze mną dzieje. Wiem, że wiesz więcej, ale z jakiegoś powodu milczysz. - Babcia posmutniała, widać było, że toczy ze sobą walkę.
- Dobrze. Powiem ci, co wiem. - W końcu złamałam jej opór.

Nie spodziewałam się tego. Choć jeszcze nie stałam się potworem, w najbliższej przyszłości miało dojść do pełnej przemiany. Najgorsze, że nikt nie pytał mnie o zdanie. Czy nie ma od tego odwrotu? Mogłam myśleć tylko o tym, jak odwrócić tę klątwę. Bo moim zdaniem to była klątwa, a nie wyróżnienie. O, ironio! Ja wilkiem? Prawdziwym wilkiem? Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę. Babcia powiedziała, że Lykaina – kobieta, która ukazała mi się w jasnej poświacie - wybrała sobie na następcę Jamesa, syna Veroniki. Musiała jednak poczekać, aż chłopak dorośnie, co, jak wiemy, nie było mu dane. Lykaina to uniwersalne imię każdej strażniczki lasu. Strażnik zwie się Lykosem. Stada wilków nie mogły same potrzymać inwazji człowieka, który coraz bardziej wdzierał się na teren wilczych żerowisk, zakłócając ich egzystencję. Legenda głosi, że stary biały wilk – przewodnik stada, rzucił się na człowieka, kąsając go w przedramię. Na swą ofiarę wybrał rosłego mężczyznę, który rąbał w lesie drzewo na opał. Po ukąszeniu wilk położył się przy nieprzytomnym człowieku i duch zwierzęcia nawiedził ludzkie ciało. Mężczyzna powoli dostrzegał zmiany w swoim ciele oraz zachowaniu, aż pewnego dnia, ni stąd, ni zowąd, zniknął. Rodzina już nigdy go nie zobaczyła, choć czasami mieli wrażenie, że ktoś ich obserwuje. Za każdym razem tym majakom towarzyszyła biała poświata, kryjąca za sobą niewyraźną, ludzką postać. Ten przykładny mąż i ojciec po kompletnej przemianie nie mógł już mieszkać z rodziną, ale obserwował i pilnował domowego ogniska. Im częściej przybierał postać wilka, tym trudniej było mu zmienić się na powrót w człowieka. Strażnik lasu żył zawsze w pojedynkę. Lykos decydował się do końca życia nie mieszać ani z ludźmi, ani z wilkami. Lykaina mogła uwieść mężczyznę bądź wilka, by znaleźć następcę w swym potomku. Jeśli nie została matką, naznaczała kolejnego strażnika tradycyjnym sposobem - przez ukąszenie. Czy można było uniknąć przeznaczenia, jakim obarczyła mnie strażniczka? Na to pytanie nie otrzymałam odpowiedzi. Jedno było pewne - Lykaina jeszcze żyła i nie przekazała mi pełnej mocy.

- Veroniko, muszę to przemyśleć, pozwolisz, że poszukam sobie jakiegoś ustronnego miejsca? - Staruszka przytaknęła, milcząc. Rozumiała, że potrzebuję czasu, by przetrawić tę wiadomość. Pobiegłam przez las w góry. Wspięłam się po nich i usiadłam nad urwiskiem. Przede mną roztaczał się niewyobrażalnie piękny krajobraz. Zielone korony drzew falowały niczym wzburzone morze. Przepaść w dole i ostre skały wyglądały złowrogo, ale też niezwykle pociągająco. Nie wiem, dlaczego wcześniej unikałam górskich wędrówek. Tu powietrze było inne, tu czułam, że żyję. Stanęłam nad przepaścią i uniosłam ręce w górę, rozpostarłszy je na boki. Długie włosy powiewały na wietrze jak flaga na maszcie. Wiatr muskał i podszczypywał moją skórę. Może jeszcze jest nadzieja, może uda mi się odnaleźć Lykainę i powiedzieć jej, że wybrała niewłaściwą osobę. Źle oceniła moją sytuację, pewnie myślała, że jestem zagubioną istotką, która chce uciec od świata, a życie, jakie mi zaproponowała, będzie dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Cofnęłam się o krok i ruszyłam w drogę powrotną. Do babcinej chatki dotarłam przed zmierzchem.

Znalazłam Veronikę w szopie, mościła właśnie posłanie dla Filipa. Tak właśnie nazwała osieroconego łosia.
- O, jesteś. Kolacja stoi na piecu, musisz tylko przygrzać. - Nie pytała o nic, jedynie uśmiechnęła się smutno.
- Dziękuję Veroniko, za wszystko, co dla mnie robisz – powiedziałam i udałam się do domu.
Podgrzałam fasolkę w sosie pomidorowym i zjadłam dwa talerze. Później wstawiłam wodę na herbatę i czekałam na kobietę. Kiedy weszła do środka, podbiegłam do niej, żeby ją przytulić.
- Będę za tobą tęsknić, byłaś dla mnie jak prawdziwa babcia, której nigdy nie miałam – wyszeptałam, zanosząc się płaczem.
- A więc odchodzisz. Wiedziałam, że kiedyś nastanie ten dzień, ale nie przypuszczałam, że tak szybko – powiedziała spokojnie. Uniosłam głowę w górę i zobaczyłam, jak po jej policzku spływa łza. - No, już, przestań się mazgaić, bo i ja przez ciebie się rozpłaczę – zbeształa mnie z uśmiechem na twarzy.
- Veroniko, ja jeszcze do ciebie przyjdę, na pewno cię odwiedzę, ale teraz mam kilka spraw do załatwienia.
- Cii, kochana, wiem, że przyjdziesz. Będę czekała – odparła ze spokojem i przytuliła mnie mocniej, a potem ruszyła do spiżarki, żeby przygotować mi prowiant na drogę. Nie potrzebowałam jedzenia, pierwszy etap nie będzie długi, a później i tak będę musiała sama zadbać o pożywienie, ale nie chciałam robić jej przykrości. Wiedziałam, że troska o innych i chęć bycia potrzebną są dla niej ważne.
Po łzawych pożegnaniach z babcią poszłam jeszcze do szopki, by pogłaskać kozę i małego łosia. Czuł się już znaczenie lepiej. Veronika karmiła go mlekiem Agaty, powiedziała, że jak tylko łoś osiągnie odpowiedni wiek, wypuści go na wolność.
Ciemność mi sprzyjała, nie musiałam czekać do rana. Ruszyłam powoli, przeszłam przez polanę, a gdy dotarłam do zadrzewionego terenu, puściłam się biegiem w miejsce, w którym rozstałam się z Jasperem. Odnalazłam je bez problemu. Moja orientacja w przestrzeni znacznie się poprawiła. Zaczerpnęłam haust powietrza. Tysiące różnych zapachów przedzierało się przez moją głowę: rozkładająca się padlina, jedlica, strach uciekającego w popłochu kojota, słodycz dzikich jagód. Po zapachu wampira zostało już niewiele albo nawet i nic. Rozglądałam się dookoła, szukając śladów. Uśmiech zagościł na mojej twarzy, gdy pomyślałam o tym, że to jak zabawa w podchody, którą uskuteczniało się w dzieciństwie. Nagle dostrzegłam powiewający na gałęzi fragment koszuli, dobiegłam do tego miejsca i poskoczyłam w górę, by pochwycić materiał. Był miękki, z pewnością z domieszką jedwabiu. Alice zabije Jaspera za rozerwanie drogiej i najprawdopodobniej bardzo modnej koszuli. Zanurzyłam nos w kawałek tkaniny. Słodycz drażniła moje gardło. Nie wiem, czy to oznaka masochizmu, ale ten ból sprawiał mi przyjemność. Kiedy wampirzy zapach pozostawiony na skrawku materiału utrwalił się w moim umyśle, podążyłam dalej w poszukiwaniu kolejnej wskazówki, która miała mnie zaprowadzić do domu. To było całkiem łatwe – jak po sznurku przebyłam całą drogę. Nie znalazłam już następnej części odzienia Jaspera, ale też nie potrzebowałam kolejnego znaku. Dotarłam w znajome rejony. Słońce wzbiło się już wysoko na niebie. Do domu Cullenów pozostały może cztery kilometry. Miałam mętlik w głowie. Podniecenie, że znów zobaczę Edwarda, mieszało się z niepokojem. Nie byłam pewna, jak zareaguje. Mało tego, nie wiedziałam, jaka będzie moja reakcja. Ruszyłam dalej, biegłam coraz szybciej. Przypuszczam, że Jacob nie przegoniłby mnie na swoim motorze. Słodki ból dławił coraz bardziej. Zatrzymałam się przy krańcu lasu – dom Cullenów ukazał mi się w całej okazałości. W porównaniu z chatą Veroniki to posiadłość wielkości Białego Domu. Postanowiłam, że nie zdecyduję się na konfrontację z całą rodziną, dlatego wskoczyłam na drzewo, którego gałęzie prowadziły prosto do pokoju Edwarda. Wspinaczka nie stanowiła żadnego wysiłku. Przestałam się już dziwić swoim umiejętnościom. Przerażała mnie tylko pełna przemiana. Dysponowanie nadprzyrodzonymi siłami, przy jednoczesnym pozostaniu w ludzkim ciele było całkiem fajną sprawą i wreszcie nie musiałam na wszystko uważać. Zastanawiałam się, czy, jeśli istniałaby jakaś szansa, aby uniknąć życia, jakim naznaczyła mnie Lykaina, zachowam nowe umiejętności.

Pokój Edwarda był pusty, cofnęłam się do pnia drzewa i przeskoczyłam na następne, aby zajrzeć do sypialni Alice i Jaspera. Miałam nadzieję, że zastanę tam samego Hale'a, broń Boże, nie chciałam stać się świadkiem wampirzych harców. Tak jak przypuszczałam, Jasper leżał wygodnie na łóżku, czytając gazetę. To tradycjonalista, który nie za bardzo przepada za Internetem, ale mimo to chce być na bieżąco ze wszystkimi wiadomościami, dlatego bardzo często można go było zastać z gazetą w ręku. Nad ranem stanowiło to wręcz rytuał. Gdyby był człowiekiem, należałby do tych, którzy urządzają sobie godzinne posiedzenie w toalecie z gazetą pod pachą. Wskoczyłam przez otwarte okno, delikatnie opadając na podłogę. Jasper poderwał się z łóżka całkowicie zaskoczony moją obecnością.
- Myślałam, że nie można przestraszyć wampira – powiedziałam, śmiejąc się z reakcji Jazza.
- Moja droga, nie przestraszyłaś mnie. Jestem poniekąd zdziwiony, że tak cicho się tutaj zakradłaś.
- To te moje nowe moce – odparłam. - Gdzie jest Edward? Zaglądałam do niego, ale pokój jest pusty.
- Na polowaniu z resztą rodziny. Ja najadłem się do syta w twoim rezerwacie, a teraz pilnuje włości.
- Najwidoczniej niezbyt dobrze ci to wychodzi, skoro tak łatwo cię podejść – zachichotałam. - Powiedz, jak zareagowała Alice, kiedy wróciłeś bez koszuli? Na pewno zniszczyłeś drogocenny egzemplarz.
- Jej reakcja to małe piwo. Najtrudniej było udawać, że nic nadzwyczajnego mnie nie spotkało. Szczęśliwym trafem mam łatkę outsidera i samotnika. Zaszyłem się w bibliotece i czytałem książkę za książką, powtarzając w myślach każde słowo. Edward ma mnie już dość. Uwinąłem się z prawie całą wampirzą Antologią. Najbardziej cierpiał przy romansach pióra Charlaine Harris. Nie mógł znieść maniery Billa i naiwności Sookie, a przy scenach miłosnych warczał jak oszalały basior. Powiem ci, że to było nawet warte mojego samookaleczenia tą prozą – Zaśmiał się pod nosem. - Ale teraz już wróciłaś, wypełniłem zadanie. Mam nadzieję, że nie zranisz już więcej mojego brata. Jest 1:1. - Ten komentarz był całkiem niepotrzebny, zważywszy na to, że nie będę mogła długo tu zabawić, a Edward nie może mi towarzyszyć. Uśmiechnęłam się smutno.
- Zaczekam w jego pokoju, ale mam do ciebie jeszcze jedną, małą prośbę. - Zawiesiłam pytanie w przestrzeni.
- Słucham.
- Czy mógłbyś wpuścić do domu tylko Edwarda? Zależy mi na tym, żebyśmy mogli być sam na sam podczas tej rozmowy. To dla mnie bardzo ważne.
- W porządku, to mogę dla ciebie zrobić.
- Dzięki – odpowiedziałam z ulgą. Przytaknął w milczeniu.
Kiedy weszłam do sypialni Edwarda, nie mogłam jej poznać. Jasper wspominał, że Edward nie pozwala nikomu tu wchodzić i teraz wiem dlaczego. Na podłodze leżały porozrzucane książki i płyty. Wszędzie walały się też ubrania. On zawsze był uporządkowany, wręcz perfekcyjny. Taki nieład zupełnie do niego nie pasował. Podeszłam do wieży i włączyłam ostatnio słuchaną płytę. Z głośników rozległ się elektryzujący głos Billa Withers'a. Słońce nie lśni, odkąd odeszła. Nie ma ciepła, gdy jej brak... Poczułam ukłucie w sercu, słysząc słowa piosenki. Wiedziałam, że Edward ma zwyczaj słuchania muzyki wedle swojego nastroju. Ten utwór to dowód, że jego stan nie był najlepszy. Podeszłam do biurka. Zaciekawiła mnie górka papierowych kulek kipiących z kosza na śmieci. Na blacie leżały porozrzucane luźno arkusze papieru. Wśród pustych kartek dostrzegłam jedną zapełnioną starannie wykaligrafowanymi literami. Chwyciłam ją drżącymi rękoma i odczytałam:



Brak mi słońca w jej skórze
Brak mi ciepłego oddechu muskającego szyję
Brak mi jej nieśmiałego uśmiechu
Brak mi po prostu jej
Bez niej nie mogę oddychać,
choć oddech nie jest mi potrzebny, by żyć
Bez niej nie mogę znaleźć sensu egzystencji
Gdybym nigdy jej nie spotkał,
żyłbym w ułudzie
Byłbym pewien, że nie ma takiej kobiety,
która poruszy moje nieistniejące serce.
Gdybym jej nie spotkał...



- Edward... – jęknęłam przepełniona bólem.
- Słucham, kochanie – padła odpowiedź, obejrzałam się za siebie, kartka wypadła mi z rąk. Stał w drzwiach, sztywny niczym posąg. Jego oczy były mętne, smutne. Twarz nie pokazywała żadnych emocji. Nie dostrzegałam ani gniewu, ani radości. Po policzkach spływały mi ciepłe, wręcz parzące, łzy.
- Jestem, Edwardzie. Przyszłam, bo... - Urwałam. Słowa, które musiałam powiedzieć nie chciały przejść mi przez gardło. - Nie mogę odejść bez pożegnania.
- Bella, nie rób tego! Nie rań mnie bardziej. Kiedy cię nie było, nie było też mnie. Szukałem cię wszędzie.
- Nie mogę być z tobą – powiedziałam tak cicho, że nikt by mnie nie usłyszał. Nikt poza wampirem.
- Przestań! - krzyknął, aż zadrżałam, a później podbiegł, chwycił mnie mocno za przedramiona. Po czym natychmiast uwolnił z ucisku, jakbym raziła go prądem.
- Bella, co ci jest? Twoja skóra jest gorąca, pachniesz zupełnie inaczej - jak nie moja Bella. I jeszcze te oczy! - Słyszałam go jak przez mgłę, zrobiło mi się słabo, drżałam, ciało oblał zimny pot. - Bella! Bella!
- Edward, zostaw mnie! Myślę, że to ty na mnie tak działasz. Wyjdź stąd, spotkamy się na dworze. Muszę się uspokoić. - Wiedziałam, że te słowa go zranią, ale naprawdę nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieję i czy czasem on nie jest tego przyczyną. Po kilkunastu minutach, kiedy wszystko wróciło do normy, wyskoczyłam przez okno, zatrzymałam się na gałęzi, a potem zsunąwszy po pniu, stanęłam przed Edwardem.
- Łał, kim ty jesteś? Na pewno nie moją dziewczyną, ona nie była taka zwinna.
- To ja, ale trochę zmieniona – powiedziałam nieśmiało. - Nie wiem, kim dokładnie jestem. To znaczy już wiem, ale nie mam jeszcze wszystkich mocy i nadal nie mogę w to uwierzyć. - Usiedliśmy na trawie naprzeciw siebie. Opowiedziałam Edwardowi całą historię o tym, jak zgubiłam się w lesie, o dobrym sercu Veroniki, która przygarnęła mnie do siebie, o zmianach w moim zachowaniu i wreszcie o legendzie i moim przeznaczeniu. Słuchał z uwagą i ani razu mi nie przerwał. Kiedy skończyłam mówić, zapadło dość długie milczenie. Nie wiedziałam, co mam zrobić, więc czekałam na jego ruch.
- Na pewno można to jakoś odwrócić, z tego co powiedziałaś, nie doszło do pełnej przemiany. Zrobię wszystko, żeby cię na powrót odzyskać. Nie mogę cię stracić, już nigdy więcej. - Uśmiechnęłam się smutno.
- Jedno, czego jestem na razie pewna to to, że reaguję na ciebie wręcz alergicznie. Mieliśmy już tego przedsmak. Sama muszę znaleźć sposób na rozwiązanie tej zagadki. - Mówiąc to wiedziałam, że zbliżam się do wyjawienia najważniejszej informacji. Bałam się jego reakcji. - Dlatego nie możemy się teraz spotykać. - Zapadła krępująca cisza. Po chwili Edward znów mnie pochwycił, tym razem kładąc obie ręce na moich policzkach. Przywarł do mnie całym ciałem.
- Nie zostawię cię, nie mogę bez ciebie żyć – powiedział, a potem przycisnął swoje wargi do moich.
Moje ciało przeszły dreszcze, Edward wsunął zimny język do mej buzi. Mdły, słodki smak drażnił gardło. Nie mogłam się od niego oderwać, poczułam wibracje na całym ciele, trzęsłam się jak osika. Zdecydowanym ruchem odepchnęłam go od siebie. Edward wyglądał na przerażonego. Przez wszystkie naprężone mięśnie przeszły wstrząsy, jakbym została rażona prądem. Skóra napinała się i falowała. Sprawiała wrażenie, że zaraz się rozerwie na kawałki. Krzyknęłam, bo ból doskwierał mi coraz bardziej intensywnie. Kolejny krzyk przerodził się w skowyt. Rzuciłam się na wampira. Przyparłam do ziemi białymi łapami, warcząc. Mój wampir z pewnością zdołałby mnie obalić i w mgnieniu oka skręciłby mi kark, tymczasem nawet nie drgnął. Zdawał się być całkowicie sparaliżowany. Jego oczy wyrażały smutek. Przeznaczenie kazało mi go zabić, serce mówiło „kocham”. Polizałam twarz Edwarda i, wyjąc, uciekłam do lasu. Zanim wkroczyłam w zadrzewiony obszar, obejrzałam się za siebie. Wstał i patrzył się na mnie tępym wzrokiem, nadal oniemiały. Wiedziałam, że muszę mu jeszcze wszystko wytłumaczyć, ale nie teraz. Nie byłam jeszcze wystarczająco silna, by przebywać w jego towarzystwie. Bieg na czterech łapach był jeszcze bardziej efektywny, niż w ludzkiej formie. Zmysły wyostrzyły się mocniej, niż we wcześniejszym stadium. Pamiętam, jak Jacob opowiadał o byciu wilkiem. On uwielbiał swoje możliwości w wilczej postaci, ja przeklinałam siebie. Bycie wilkiem oznaczało dla mnie niewolę i alienację. Nie wyobrażałam sobie życia w samotności. Musiała być na to rada. Droga powrotna zajęła mi zdecydowanie mniej czasu. Znów znalazłam się na terenie rezerwatu. Nie mogłam przyzwyczaić się do zwierzęcej formy, nie wiedziałam, jak powrócić do ludzkiej. Podbiegłam do znajomego źródła. Spojrzałam w taflę wody. Żółte ślepia, biała kufa i czarny, mokry nos. To byłam ja. Zwinęłam swoje dziwne ciało w kłębek i zamknęłam oczy.

_____

Thin, jak widzisz twoje przypuszczenia, co do babci się nie potwierdziły. Lykaina to całkiem inna osoba. :)
Czekam z niecierpliwością i drżeniem serca na Wasze opinie. Buziaki :)


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin