FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Inna historia [NZ] Historia pewnego snu 16 - 11.09 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
k8ella
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova

PostWysłany: Sob 20:51, 31 Paź 2009 Powrót do góry

Witam,
od dawna czytam cudowne teksty, które tu wklejacie. U mnie też pojawiła się wena i w związku z tym postanowiłam, po wielu wewnętrznych bojach, że zamieszczę swój twór. Jest to zupełnie zwykła historia, zwyczajnych nastolatków, która mogła przydarzyć się każdemu. No może nie każdemu...
Pozamieniałam zależności rodzinne, a wydarzenia nie są powiązane z sagą.
A zatem... zapraszam!
k8ella

moja kochana beta: dredzio

Prolog

Nic nie wskazywało na nadchodzącą katastrofę, choć Bella miała przeczucia dotyczące tego dnia... Tak naprawdę niezbyt chciała się spotkać z Mikiem Newtonem, który od niedawna się o nią starał. Chodzili razem do przedszkola i wcześniej łączyły ich jedynie szaleńcze wygłupy na rolkach lub rowerze. Chłopak był średniego wzrostu, nieco wyższy od niej, z krótko ostrzyżonymi blond włosami. Miał niebieskie oczy, pociągłą twarz z długim nosem i ustami, które na jej widok rozciągały się w rozanielonym uśmiechu. Był sportowcem, wiecznie ubranym w białą koszulkę, jasne dżinsy i zawsze firmowe adidasy. Wcale nie był w jej typie. Na myśl przywodził boya hotelowego, który był nadzwyczaj miły, ale czekał jedynie na napiwek. Mimo że zachowywała wobec niego grzeczny dystans, nie dawał za wygraną i biegał za nią jak piesek. Bella sama nie wiedziała, dlaczego przyjęła zaproszenie do kina w Port Angeles. Wewnętrzny głos podpowiadał, że umawianie się z Newtonem nie było odpowiednim sposobem na zagłuszenie wściekłości i rozczarowania.
Teraz jechali jego samochodem. Zbyt szybko, jak na tak okropną pogodę. Deszcz walił w szyby i w ogóle nie było widać drogi. Wycieraczki nie nadążały ze zbieraniem nadmiaru wody. Mike trzymał kurczowo kierownicę, nie patrząc na Bellę. Był wściekły. Co chwilę mocno zaciskał szczęki. Dziewczyna w duchu zarzucała sobie kompletny brak wyobraźni i zadręczała słowami Alice, które brzmiały głucho w jej uszach:
- Nie wiem, co kombinujesz, ale przysięgam, że to się źle skończy...
Jej wzrok spoczął na wskazówce prędkościomierza, a ona dokładnie w tym momencie przekroczyła setkę.


Rozdział 1

Bella ciężko pracowała przez ostatni miesiąc, po objęciu stanowiska redaktorki naczelnej szkolnej gazety literackiej. Do jej obowiązków należało prowadzenie cotygodniowych spotkań redakcji, przygotowywanie artykułów i pomoc w drukowaniu kolejnych numerów. Godzinami spędzała czas w bibliotece i kafejce internetowej, poszukując ciekawych tematów do kolejnych numerów. Pani Smith, nowa entuzjastyczna nauczycielka angielskiego, była oczarowana talentem pisarskim i dziennikarskim panny Swan.
Wiele zmieniło się od dnia jej siedemnastych urodzin. Bogaci rodzice postanowili zrobić Belli niespodziankę i urządzili niebiańskie przyjęcie w ich wspaniałej willi. Carlisle był szanowanym lekarzem w miejscowym szpitalu, a Esme, od początku małżeństwa, była z dziećmi w domu.
Zapierający dech w piersiach, dwupiętrowy dom stał na skraju lasu, otoczony ogromnym ogrodem z oczkiem wodnym i domkiem na drzewie. W dzieciństwie Bella i Rosalie spędzały tam całe dnie, bawiąc się w popołudniowe herbatki, urządzane dla zmyślonych przyjaciół. Z zewnątrz budynek wyglądał okazale, ale wnętrze przerastało wszelkie oczekiwania. Był urządzony w nowoczesnym stylu, gustownie i bez przesady, od piwnicy z siłownią, aż po ostatnie piętro, gdzie były sypialnie obu sióstr. Na dole znajdował się przestronny salon, ze stylowym kominkiem, czterdziesto dwu calowym telewizorem plazmowym i trzema wielkimi skórzanymi sofami w kolorze kości słoniowej, otaczającymi przepiękną mahoniową ławę. Był on połączony z jadalnią, w której stał okazały, ciemnobrązowy stół na osiemnaście osób wraz z odpowiednią liczbą krzeseł. Kuchnia wprawiała w zachwyt nowoczesnym sprzętem, jasnymi szafkami i funkcjonalną wysepką po środku. Na piętrze znajdowała się sypialnia Carlisle'a i Esme, ich łazienka i garderoby.
Przyjęcie rozpoczęło się o dziewiętnastej, gdy na wielkim, srebrnym wózku popychanym przez umięśnionego chłopaka w białej, obcisłej koszuli, wjechał ogromny tort z siedemnastoma świeczkami. Bella wątpiła, czy zdoła zgasić chociaż połowę świeczek, na tortowym monstrum, które z pewnością wystarczyłoby dla całej szkoły, nie tylko dla dwudziestu osób zgromadzonych wokół niej. Wiedziała, że jej matka miała skłonności do przesady. Ze śmiechem zdmuchnęła wszystkie maleńkie płomyczki wśród oklasków, okrzyków zachwytu i błyskających fleszy. Czuła się idiotycznie w roli głównego punktu programu. Na szczęście otoczona była przez osoby, które kochała lub lubiła i wiedziała, że z wzajemnością. Dostała mnóstwo prezentów. Znajomi przynieśli kilka książek, rodzice dali jej nowego iPoda, Rosalie - zestaw kosmetyków, a Alice - nowe wydanie detektywistycznych opowiadań Poe. Po życzeniach i toastach, zgasły światła, a wynajęty DJ rozpoczął dyskotekę. Jubilatka odetchnęła z ulgą, że nie jest już w centrum uwagi i postanowiła się świetnie bawić. W końcu to przyjęcie było dla niej. Tańczyła z każdym po kolei, począwszy od swojego ojca, a skończywszy na Mike'u. Podszedł do niej powoli, ujął jej prawą dłoń i znaczącym gestem wskazał na parkiet. Kiwnęła głową. Stwierdziła, że w końcu jeden wolny kawałek z Mike'm nie mógł nikomu zaszkodzić. Przytulił ją do siebie, kładąc dłonie na nagich plecach. Bella przeklęła w myślach Alice za pomysł z wyciętym dekoltem czarnej sukienki. Położyła ręce na jego ramionach i starała się nie myśleć o fantazjach, które najprawdopodobniej snuł jej partner. Musiały być niezwykle emocjonujące, biorąc pod uwagę jego przyspieszony oddech i coraz bardziej drżące dłonie, które na dodatek zaczęły przesuwać się nieznacznie w dół.
Zaraz dam ci powód do fantazji... - pomyślała i wtuliła twarz w jego szyję, biorąc głęboki wdech. Pachniał korzenno-cytrynowymi perfumami - bardzo męskimi. Ruch Belli wywołał w nim dokładnie to, co zamierzała. Mike zesztywniał i jego ręce zsunęły się z nagiej skóry, obejmując ją ściśle w talii. Gdy muzyka umilkła, przytulił ją czule i szepnął do ucha:
- Jesteś cudowna. Nawet nie wiesz, od jak dawna marzę, by zaprosić cię do kina.
- Mike, daj spokój... - czuła, że sprawy przybierają zdecydowanie zły obrót. Nerwowo poprawiła długie, brązowe włosy opadające kaskadami na plecy. - Ja...
- Zgadzasz się, czy nie? - przerwał jej i spojrzał prosto w brązowe oczy.
- Tylko kino! - Podkreśliła i ugryzła się w język, żeby nie dodać czegoś złośliwego, na temat obłapywania w czasie tańca.
- Liczyłem na więcej, ale nie będę naciskał.
- Mike – zaczęła, przytakując mu w myślach.
Już ja wiem, na co liczysz.
- Jesteś uroczy, ale...
- Bello! - zawołała Rosalie.
- Taak? - obróciła się prędko w stronę siostry, mając ochotę ją ucałować.
- Chodź tu prędko!
Dziewczyna zostawiła Mike'a samego w kąciku wielkiego salonu. Podbiegła do grupki roześmianych ludzi, którzy chcieli już iść do domu. Pożegnała się z Angelą, Benem i resztą klasy. Za nimi wyszło jeszcze kilku gości. Przyjęcie dobiegało końca. Została już tylko Alice, najbliższa przyjaciółka, no i nieszczęsny Mike. Siedział w wielkim fotelu, gapiąc się bezmyślnie w ciemność.
- Zakochany? - Esme zapytała Carlisle'a, puszczając oczko do Belli.
- Oby nie - warknęła Rosalie.
- Mam się nim zająć? - Zaoferowała Alice.
- Dam sobie radę – powiedziała przyjaciółce, starając się przekonać samą siebie.
Ruszyła w stronę chłopaka, który od razu wyprostował się i posłał jej promienny uśmiech. Zastanawiała się, jaki jest najlepszy sposób na miłe zakończenie tego wieczoru.
- Odprowadzę cię - powiedziała, skubiąc rękaw sukienki.
- No, chyba już pójdę – Mike zmieszał się, zerkając na ludzi pozostałych w salonie. Pożegnał się z rodzicami Belli, uśmiechnął blado do Rosalie i Alice, po czym podążył w stronę drzwi.
Kiedy wyszli z domu i stanęli na schodach, Mike przysunął do niej twarz. Wiał lekki wiatr, ale nie było zimno. Dookoła pachniało mokrymi liśćmi i ziemią. Zapadła niezręczna cisza. Bella wiedziała, że zaraz usłyszy słodkie słowa, które najpewniej roztopiłyby serca jej koleżanek ze szkoły. Starała się powstrzymać coraz zabawniejsze wizje w swojej głowie. Prawie parsknęła śmiechem, gdy zgodnie z przewidywaniami chłopak złapał ją za rękę i przycisnął do siebie. Starał się uzyskać intymną atmosferę, jednak w niej wywołał jedynie atak duszności, kiedy próbowała stłumić chichot. Przymknął oczy i zbliżył się do niej.
- Świetnie się bawiłem, dziękuję – szepnął, dotykając jej ucha. Przebiegł ją mimowolny dreszcz, który go niezmiernie ośmielił. Jego usta zmierzały w stronę warg.
- Nie ma za co – Bella powiedziała szybko i wyplątała z otaczających ramion. Uśmiechnęła się bez wyrazu. - Do poniedziałku, Mike.
O rany, ależ on jest beznadziejny... przesadził! - pomyślała, zamykając drzwi na klucz. Alice została u niej na noc, z czego Bella bardzo się cieszyła. Rozmowa z Rosalie od czasu, gdy James wyjechał z Forks, była prawdziwą torturą.
Gdy z salonu zniknęły ostatnie plastikowe kubki i ślady konfetti, dziewczyny usiadły na kanapie, śmiejąc się głośno. Było już grubo po pierwszej, ale nikt nie kładł się spać.
- Macie ochotę na coś słodkiego? - zapytała Esme, wnosząc do pokoju tacę z lodami.
- Kochanie? - Zdziwił się Carlisle. - A kalorie?
- Daj spokój... - odpowiedziała i posłała mu jeden ze swoich najgorętszych uśmiechów.
Lody zniknęły wśród opowieści dotyczących zabawnych momentów tego wieczoru. Wszyscy zanosili się ze śmiechu, przypominając sobie, jak Bella wylała sok na sukienkę.
- I tak najlepszy był Mike - zaśmiała się wreszcie Rosalie. - Gapił się na ciebie tymi maślanymi oczami przez pół imprezy.
- Uważaj na niego, bo gotów się roztopić przy tobie - dodał Carlisle.
- Dobra! Mam tego dość! - Bella udała, że się wścieka. - Alice, ewakuujemy się.
Podniosły się szybko z foteli i zaniosły salaterki po lodach do kuchni. Pobiegły do pokoju, życząc wszystkim dobrej nocy. Położyły się obok siebie na wielkim łóżku i zaczęły cichutko rozmawiać.
- Alice, widziałaś Mike'a w akcji?! Był żałosny.
- Wiem. Po prostu powiedz mu, że nic z tego nie wyjdzie. Jeśli tylko dasz mu cień nadziei, to zginiesz. On sobie nie odpuści!
- O rany! Nie lubię takich facetów... Dzisiaj próbowałam dać mu zrozumienia, że nie traktuję go poważnie, ale nie dał się przekonać.
- Jesteś zbyt kochana, wiesz. Tylko, żebyś przez to potem nie cierpiała – Alice ostrzegła ją po chwili.
- Obiecuję, że w poniedziałek z nim pogadam. Idziemy spać!
- Trzymam cię za słowo.
- Dobranoc - szepnęły w tym samym momencie.
Bella zgasiła światło. Wtuliła się w pachnącą fiołkami kołdrę i leżała z otwartymi oczami, wpatrując się w ciemność. Lubiła ten stan, gdy zanurzona w czerni, mogła swobodnie rozmyślać. Obrazy wydarzeń z poprzednich dni przesuwały się w jej głowie. Po chwili oczy zaczęły rozpoznawać kształty mebli. Jej pokój był jasnozielony, chociaż teraz ściany wydawały się granatowe, a meble czarne. Spojrzała na biurko, na którym zamajaczyła się jasna kartka. Jej artykuł na wtorek. Zaczęła rozmyślać o wierszu: Zaraz, zaraz... Jak to było?
„Z pocałunkiem pożegnania,
Kiedy nadszedł czas rozstania,
Dziś już wyznać się nie wzbraniam:
Miałaś rację - teraz wiem -
Życie moje było snem,
Cóż, nadzieja uszła w cień!
A czy nocą, czyli w dzień,
Czy na jawie, czy w marzeniu -
Jednak utonęła w cieniu.
To, co widzisz, co się zda -
Jak sen we śnie jeno trwa.
Nad strumieniem, w którym fala
Z głuchym rykiem się przewala,
Stoję zaciskając w dłoni
Złoty piasek... Fala goni,
A przez palce moje, ach,
Przesypuje mi się piach -
A ja w łzach, ja tonę w łzach...
Gdybym ziarnka, choć nie wszystkie,
Mocnym zawrzeć mógł uściskiem,
Boże, gdybym z grzmiącej fali
Jedno ziarnko choć ocalił!...
Ach, czy wszystko, co się zda,
Jak sen we śnie jeno trwa?”

Tej nocy przyśnił się jej dziwny sen. Właściwie to nie rozumiała, co się w nim działo. Wszystko było takie zamazane, dziwne i niepokojące. Nieznane postacie przesuwały się i otaczały ją, czegoś od niej chciały, wołały. W pewnym momencie zerwała się zlana potem, z krzykiem zamarłym na ustach. Jedyne co zapamiętała to para niesamowitych, ciemnych oczu, które się w nią wpatrywały.
Rankiem Bella była niewyspana i ciągle próbowała sobie przypomnieć sen, który ją tak zmęczył.
- Martwisz się Mikiem? - Troszczyła się Alice. - Jak chcesz, to go spławię. Szepnij tylko słówko.
- Nie, to nie to...
- Wyglądasz okropnie. Źle spałaś?
- Coś w tym stylu - Bella chciała opowiedzieć jej swój sen, ale nie wiedziała, co ma powiedzieć.
W trakcie śniadania obserwowała swoją radosną przyjaciółkę. Znały się od przedszkola i kochały jak siostry. Alice była drobną, śliczną dziewczyną, z pięknymi, wielkimi, zielonymi oczami i krótkimi, ciemnymi włosami okalającymi jej twarz. Zawsze była elegancko ubrana. Nosiła markowe ciuchy, które podkreślały jej nienaganną figurę. Nawet w momencie, gdy usta miała pełne naleśników z syropem klonowym i próbowała opowiedzieć Esme historię z ostatniego wypadu do kina, wyglądała uroczo.
Była sobota, więc zaraz po śniadaniu dziewczyny wybrały się na zakupy do Seattle. Musiały zabrać ze sobą Rose jako kierowcę. Carlisle miał dyżur w szpitalu, Esme musiała zawieźć zasłony do pralni chemicznej, a samochód Bells był u mechanika. Wiedziała, że nie było innego wyjścia.
Rosalie, piękna starsza siostrzyczka, przechodziła trudny okres po wyjeździe ukochanego Jamesa. Wyprowadził się wraz z ojcem - szeryfem - tydzień temu. Byli ze sobą od zawsze i tworzyli cudowną parę. Oboje wysocy z długimi blond włosami, o pięknych rysach twarzy. Godzinami siedzieli razem w garażu, grzebiąc w samochodach, jeżdżąc na motorach i planując wyprawy na Alaskę. Zawsze błyszczące, niebieskie oczy Rose straciły swój blask. W ciągu kilku dni stała się opryskliwa i markotna, nie rozmawiała z nikim, a nocami Bella słyszała jak szlocha do poduszki. Współczuła jej, choć nie mogła w pełni zrozumieć cierpienia siostry, bo nigdy tak naprawdę nie była zakochana. Kompletnie nie interesowali jej koledzy, jako obiekty westchnień. Owszem, lubiła z nimi podyskutować, ale nic ponadto.
- Bella... - Alice wyrwała ją z zadumy.
- No...
- Słyszałaś, że będziemy mieli nowego szeryfa?
- Fascynujące! - Zawarczała Rosalie.
- Zwłaszcza, że koleś ma dwóch synów!
- Alice! - ostrzegła ją Bella.
Auto zatrzymało się z piskiem opon, a Rose wyskoczyła z niego, trzaskając drzwiami.
- Oops! - Zawstydziła się Alice.
- To mało powiedziane!
Bella wybiegła z samochodu i dopadła swoją siostrę na skraju lasu, opartą o drzewo.
- Rose... kochanie - szepnęła, przytulając ją do siebie.
- Mam... już... dość... - wycedziła przez zęby. - Dłużej tego nie wytrzymam!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez k8ella dnia Sob 17:49, 11 Wrz 2010, w całości zmieniany 19 razy
Zobacz profil autora
Marcelinka Wampirka
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:10, 31 Paź 2009 Powrót do góry

Jak na razie nie mogę stwierdzić nic o stylu, ale ff zaczyna sie fajnie. Taka zamiana rodziców i rodzeństwa. Czekam na kolejne części, a napisze ci coś o twoim stylu.

Pozdrawiam M.W


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
k8ella
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova

PostWysłany: Nie 11:31, 01 Lis 2009 Powrót do góry

Jako, że mam przygotowany drugi rozdział wklejam już dziś. Może po tej części będzie w stanie napisać, czy Wam się podoba. Muszę uprzedzić, ze akcja rozkręca się powoli, zatem życzę miłej zabawy. No i oczywiście proszę o komentarze Very Happy

Dziękuję Marcelinko Wampirko!

Czy ktoś wie, jak dodać do tytułu datę aktualizacji?

moja beta: dredzio

Rozdział 2

Poniedziałek zaczął się zwyczajnie. Pogoda była znośna jak na Forks - nie padało, choć niebo było zasnute grubą warstwą chmur. Bella obudziła się wcześniej niż zwykle, przypominając sobie sen, w którym rolę główną znów grały fascynujące oczy. Zaczynał ją irytować powtarzający się bez sensu, sen. Podniosła się z łóżka i potykając o stertę ubrań, pomknęła do łazienki. Zmyła resztki snu z powiek, włożyła ulubione dżinsy i błękitną koszulkę, a potem zbiegła do kuchni. Zjadła w biegu śniadanie i zabrała się do szkoły z Rosalie. Jechały w milczeniu, nie wspominając wydarzeń z sobotniej wyprawy na zakupy.
Jak co dzień, w drodze do szkoły, mijały dom szeryfa. Rose zazwyczaj zabierała Jamesa po drodze na zajęcia. Bella bała się, jak jej siostra zareaguje na widok tego budynku. Próbowała wymyślić temat do rozmowy, gdy nagle zauważyła zamieszanie na ulicy. Przed domem byłego szeryfa stała ogromna ciężarówka. Na podjeździe i trawniku, stały meble i wielkie pudła. Dwaj młodzi mężczyźni wyciągali ogromną szafę z auta, gdy mijały ten fragment drogi. Bella zwróciła uwagę na jednego z wynoszących mebel młodzieńców. Był dość wysoki i szczupły, ubrany w czarny podkoszulek i ciemne bojówki. Nie było widać jego twarzy, ale w ostatniej chwili obrócił się w jej stronę, usłyszawszy odgłos silnika i ujrzała parę ciemnobrązowych oczu.
Te oczy... - Bella miała wrażenie, że widziała je we śnie.
W szkole, na parkingu dopadł ją Mike. Posłał jej jeden ze swych cudownych uśmiechów i wziął plecak. Widocznie chciał być szarmancki. Bella w myślach nokautowała go na ringu.
- Cześć. Jak minął weekend? - zapytał niedbale, a w rzeczywistości umierał z ciekawości.
- W sobotę byłyśmy w Seattle. Takie tam babskie potrzeby– próbowała go odstraszyć zabójczym dla chłopaków tematem.
- Zakupy się udały? - nie dał się zbyć.
- Powiedzmy...
Mike spojrzał na nią, czekając na wyjaśnienie.
- Kupiłam sobie nowy tusz do rzęs... - zdołała wycedzić przez zaciśnięte zęby, bo w tym momencie zjawiła się Alice. Złapała Mike'a pod ramię i udając idiotkę, zaczęła opowiadać niestworzone historie o nowym szeryfie. Mrugnęła do Belli i zapytała chłopaka:
- Nie boisz się konkurencji?
- Nie rozumiem Alice – powiedział niespokojnym głosem Mike.
- Nie mów, że w drodze do szkoły nie widziałeś tych dwóch przystojniaków.
Bella przewróciła oczami.
Przystojniacy... - pomyślała o niesamowitych oczach, które męczyły ją od kilku dni, a właściwie nocy.
Przez cały ranek dziękowała Bogu za to, że Mike nie pokazał się aż do lunchu. Spotkali się na stołówce. Wtedy postanowiła załatwić sprawę raz na zawsze. Specjalnie zajęła osobny stolik, wiedząc, że Mike zaraz za nią podąży. Tak też się stało.
- Mogę?
- Proszę bardzo... Mike.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Dziewczyna zbierała myśli, próbując zachować trzeźwość umysłu. Chłopak schował pod stół, trzęsące się ręce.
- Muszę ci coś powiedzieć... - zaczęła.
- Ja też – przerwał jej.
- Poczekaj, dobrze? Znamy się od lat i bardzo cię lubię. Pamiętam, jak w przedszkolu powiedziałeś, że się ze mną ożenisz. To było słodkie. Nie zapomniałam też, że obroniłeś mnie przed tym wielkim psem, który z pewnością odgryzłby mi ręce. Jesteś moim kumplem i przykro mi, że muszę to powiedzieć, ale nie chcę, żebyś sobie coś wyobrażał, Mike. Nie czuję do ciebie tego, co ty najwyraźniej czujesz. Traktuję cię jak kolegę, rozumiesz? - Bała się na niego spojrzeć, żeby nie było jej żal. Siedziała w milczeniu, czekając na jego reakcję i... nic. Podniosła oczy. Siedziała sama, a do jej stolika zbliżała się Alice.
- Wow... Nie wiem, co mu powiedziałaś, ale wyskoczył stąd, jak oparzony.
Bella nie odzywała się. Z jednej strony było jej głupio, ale przede wszystkim czuła ulgę. Uśmiechnęła się do Alice i podsumowała:
- Sprawa najwyraźniej załatwiona.
Godzinę później, Mike zjawił się przed drzwiami jej klasy. Miał niewinną minę - jak gdyby nic się nie stało. Bella zaklęła w myślach. Wstrzymała oddech i ruszyła w jego stronę. Nagle poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Obróciła się. Przed nią stała Rosalie i patrzyła porozumiewawczo.
- Przyszłam cię uratować - szepnęła. - Widziałam akcję na stołówce i pomyślałam, że potrzebujesz starszej siostry.
- No cóż... Chyba jestem ci wdzięczna.
Mike wykrzywił usta, poddając się. Machnął do Belli ręką, dając do zrozumienia, że jeszcze się zobaczą.
- Później, Bells – powiedział bezgłośnie i odszedł.
Jasne. Już nie mogę się doczekać... - pomyślała, zaciskając zęby. Uścisnęła dłoń blondynki i zgodnie ruszyły w stronę sali gimnastycznej.
- Pojawił się mały problemik – zaczęła Rose. - Nie mamy ostatnich zajęć, bo pan Wicks się rozchorował. Możesz zabrać się do domu z Alice, czy mam na ciebie poczekać?
- Spokojnie. Mam z nią angielski po wf-ie. Załatwię to.
Na angielskim dziewczyny ustaliły, że pojadą do Alice i będą całe popołudnie oglądać filmy o bestiach. Już miesiąc wcześniej obiecały sobie seans filmowy. Chciały podyskutować na temat „Braterstwa wilków” i „Jeźdźca bez głowy”. Interesował je nie tylko sposób ujęcia tematu, ale także kolorystyka filmu, kadrowanie, czy wreszcie kąt padania światła. Rozbieranie filmów na części pierwsze, było ich ulubioną rozrywką. Z wypiekami na twarzach porównywały obie produkcje. Rozmowę przerwała komórka Belli.
- Tak mamo? Przepraszam. Nie miałam pojęcia, że jest już tak późno. Oglądałyśmy z Alice filmy i... W porządku, poczekam na ciebie przed domem.
- Oberwałaś?
- Mogło być gorzej – Bella przewróciła oczami.
Alice pożegnała ją w drzwiach, bo w tym momencie zadzwonił telefon. Dziewczyna została sama na werandzie i popatrzyła w niebo. Jak zwykle nie było gwiazd. Ciemność nie przeszkadzała jej, choć wolałaby patrzeć na bezchmurne niebo z migoczącymi gwiazdami i tarczą księżyca. Zaśmiała się, przypominając sobie mrożące krew w żyłach sceny z „Jeźdźca”. Nie należała do bojaźliwych, czy przesądnych osób. Spacery nocą po lesie uważała za nadzwyczaj relaksujące. W Forks nic nie mogło jej się stać. Miasteczko było małe i spokojne, nikt nie włóczył się po zmierzchu. Bella czasami wymykała się wieczorem do lasu obok jej domu i przechadzała się po nim, przysłuchując odgłosom. Lubiła szeleszczące liście pod stopami, szum wiatru pośród gałęzi, zapach wilgotnej ziemi i żywicy. Noc wyostrzała zmysł słuchu i węchu i uspokajała. Nie mówiła o tym nikomu, uważając, że takie zachowanie nie jest normalne.
Rozmyślania przerwał jej nadjeżdżający samochód. Esme patrzyła na nią z wyrzutem, więc Bella cmoknęła ją na powitanie w policzek.
- Obiecuję, że to był ostatni raz.
- Już to kiedyś słyszałam... Jutro nie wstaniesz!
- Dziękuję mamo, że przyjechałaś. Mogłaś poprosić Rose. Tata na dyżurze?
- Rosalie była zmęczona i już dawno śpi. Carlisle jak zwykle wróci dopiero rano – poinformowała ją Esme. - Jest już po dziesiątej, kochanie.
- Naprawdę sorki. - Bella próbowała dojrzeć, gdzie są. Wtedy zobaczyła dom szeryfa. Przykleiła nos do szyby i wpatrywała się w oświetlone okna domu. Zastanawiała się, kto zajął pokój Jamesa. Jego okno było otwarte i oświetlone. Zauważyła postać, która podeszła i zasłoniła firankę. W ciemnościach nie mogła rozpoznać twarzy, ale wydawało jej się, że to był tamten chłopak w czarnym ubraniu.
Gdy były w domu, Esme pożegnała się przed wejściem do sypialni. Bella weszła na górę i stała chwilę pod drzwiami Rose. Cisza. Zgasiła światło na korytarzu i zamknęła drzwi swojego pokoju. Usiadła na wielkim łóżku, zastanawiając się, czy ma ochotę na spacer po lesie. Po chwili zrezygnowała z pomysłu i poszła do łazienki, umyć się. Wskoczyła pod kołdrę, aby zasnąć wdychając woń fiołków. Tym razem sen był znacznie wyraźniejszy. Bella widziała już nie tylko oczy, ale całą twarz. Piękną, interesującą, o wyrazistych brwiach, ciemnych oczach i spojrzeniu przeszywającym jej umysł, zgrabnym, ale nieco krzywym nosie oraz miękkich ustach oraz mocno zarysowanej szczęce. Pochylał się nad nią, wpatrując uważnie. Coś szeptał zmysłowo...
Ze snu wyrwało ją pukanie do drzwi.
- Bella! Wiesz, która jest godzina?! - To była Rose.
- Daj mi sekundę...
Dziewczyna wyskoczyła z łóżka, złapała jakieś ubrania z podłogi, pobiegła do łazienki umyć twarz i zęby. O śniadaniu nawet nie było mowy. Zbiegła do kuchni i złapała naleśnika z półmiska. Cmoknęła Carlisle'a, potem Esme. Próbowali ją zatrzymać, ale krzyknęła, że już jest spóźniona. Trzasnęła mocno drzwiami, wsiadając do samochodu. Rosalie spojrzała na nią z dezaprobatą.
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść.
- Cóż, wiesz jak to jest z Alice. Jedźmy, bo się spóźnimy.
- I kto to mówi – parsknęła blondynka.
Do szkoły dotarły chwilę przed rozpoczęciem lekcji. Bella wyciągnęła swój plecak z tylnego siedzenia czarnego audi Rosalie. Gdy zamknęła drzwi, jej wzrok przykuło nowe auto na parkingu. Srebrne volvo. Nie mogła przyjrzeć mu się dokładnie, bo zabrzmiał dzwonek. Na nieszczęście miała biologię, a pan Banner nie znosił spóźnialskich. Cichutko otworzyła drzwi i wsunęła się do klasy. Nauczyciel notował temat na tablicy. Sądziła, że przemknie do ławki niezauważona. Niestety, kiedy próbowała odsunąć krzesło, usłyszała:
- Witamy, panno Swan. Miło, że nas pani zaszczyciła swą obecnością.
- Przepraszam.
- Skoro już stoisz, to zapraszam do siebie.
Dziewczyna nieśmiało ruszyła ku tablicy. Miała pustkę w głowie. Pan Banner patrzył na nią, wiedząc, że trafił w dziesiątkę. Po pięciu minutach męczarni, Bella siedziała w ławce, z wypiekami na twarzy i jedynką w dzienniku. Reszta lekcji upłynęła w miarę spokojnie, oprócz paru złośliwych uśmieszków Jessici i komentarza nauczyciela - „Twój ojciec będzie bardzo zadowolony!”. Patrząc na Jessicę, Bella zastanawiała się, czym kieruje się to śliczne, aczkolwiek puste w środku dziewczę. Bawiła ją do łez postawa królewny Śnieżki, piskliwy głosik w stylu „jestem tu, gdyby ktoś nie zauważył”, czy przyklejony uśmiech numer sześć ukazujący równiutkie i bielutkie zęby aż po siódemki.
Na przerwie spotkała ją kolejna niemiła niespodzianka. Okazało się, że w pośpiechu zapomniała zabrać materiały do gazetki, a we wtorki odbywało się spotkanie redakcji. Na dodatek ona dowodziła. Dokuczał jej brak własnego środka transportu. Postanowiła zlokalizować Alice. Znalazła ją przed budynkiem sekretariatu, gdy z kimś rozmawiała.
- Ratuj! - Jęknęła, wpadając na nią i jej towarzysza.
- Bella... Coś się stało? - Koleżanka patrzyła na osłupiałą dziewczynę.
Nie mogła odpowiedzieć. Stała z szeroko otwartymi oczami i wpatrywała się w twarz chłopaka. Te same co we śnie, piękne źrenice patrzyły na nią niedowierzająco.
- Cześć. Jestem Edward Cullen - odezwał się, podając jej rękę.
Nadal nie mogąc wykrztusić słowa, Bella wyciągnęła swoją. Uścisnął ją zdecydowanie, ale delikatnie. Przyjemne ciepło jego dłoni zaczęło wędrować w górę jej ręki. Prawy kącik ust chłopaka uniósł się do góry w lekkim uśmiechu, przywracając dziewczynie zdrowe zmysły. Cała sytuacja trwała ułamki sekund.
- Cześć. Miło mi. Bella Swan.
- Dzięki Alice. Ja będę leciał, nie mam zamiaru spóźniać się pierwszego dnia. Na razie. - Edward posłał im uroczy uśmiech i odszedł w stronę sali gimnastycznej.
Obie patrzyły na oddalającą się postać. Czarny sweter dokładnie opinał jego szerokie plecy. Bella była zdziwiona kierunkiem, w którym podążały jej myśli. Prychnęła na siebie, zastanawiając się od kiedy przygląda się chłopakom.
- Co cię ugryzło? Wyglądałaś jakbyś zobaczyła ducha...
- Naprawdę? Nie, po prostu tak na was wpadłam i byłam zaskoczona.
- Nie kłam, kochana. Nie ze mną te numery. Dosłownie szczęka ci opadła! Facet robi wrażenie!
- Nie przesadzaj - Bella próbowała ukryć zażenowanie. - Musisz mnie uratować.
W czasie przerwy na lunch, zamiast iść na stołówkę, dziewczyny pojechały po notatki. W drodze Alice próbowała bezskutecznie wyciągnąć z niej informacje na temat dziwnego zachowania przy Cullenie. W końcu dała za wygraną.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez k8ella dnia Nie 11:41, 01 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Larissa
Wilkołak



Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 25 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z dwóch miast: Piaseczno [PL] i Zohor [SK]

PostWysłany: Nie 11:47, 01 Lis 2009 Powrót do góry

Mi się bardzo podobało. Pojawia się Edward...
Hmmm... Zaczyna się ciekawie.
Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam.
Larissa


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
A-M
Zły wampir



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 12:06, 01 Lis 2009 Powrót do góry

W pierwszym poście w tytle tematu wpisujesz następny rozdział i datę, tak jak zrobiłaś to za pierwszym razem.
Nie martw się, też miałam na początku problem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
k8ella
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova

PostWysłany: Nie 12:45, 01 Lis 2009 Powrót do góry

I stał się cud! Laughing Żartuję oczywiście. Dzięki Anno-Mario.
Larissie również dziękuję za ocenę. Cool
Ach ten Edward!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aliss.
Wilkołak



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 14:36, 01 Lis 2009 Powrót do góry

Ciekawe. Znalazłam kilka drobnych błędów. Ale na werdykt sobie poczekasz, albowiem nie jestem w stanie niczego ocenić jak na razie;)
pozdrawiam i życzę weny;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marcelinka Wampirka
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:03, 01 Lis 2009 Powrót do góry

No już teraz mogę co nieco napisać o twoim stylu. Wg piszesz ciekawie, ale jakbyś mogła dodawać więcej opisów wrażeń i rozmyślań Belli. Mnie się podobało. czekam na kolejne rozdziały.


Pozdrawiam M.W


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Pon 12:14, 02 Lis 2009 Powrót do góry

Hej ! Mi też się podoba . Masz fajny , lekki styl . Fajnie się czyta , robi się ciekawie , w końcu pojawia się Edward ... Miło też , że mimo to iż zrobiłaś Bellę bogatą dziewczyną , nie zmieniłaś jej za bardzo charakteru i jest dalej zwykłą nastolatką . No i ten upierdliwy Mike , zawsze taki sam , namolny facet .
Pisz ,pisz dziewczyno bo dobrze ci idzie .


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 17:56, 02 Lis 2009 Powrót do góry

ciekawe skąd Belli się śniły te oczy.. może Edward znowu podgląda ją w pokoju... ? ;>

bardzo przyjemnie napisane... lekko tajemniczo... pełno niedopowiedzeń... i prolog, który sugeruje jednoznacznie, że będzie się działo :)

mam nadzieję, że utrzymasz swój styl :) bo dobrze ci idzie jak do tej pory - polknęłam rozdziały może nie w sekundzie, ale też z przyjemnością :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
martka
Wilkołak



Dołączył: 11 Lip 2009
Posty: 238
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 18:47, 03 Lis 2009 Powrót do góry

coś mi zginęło.. Muszę zatem jeszcze raz:) Podoba mi się Twój styl pisania, luźny, ale jednocześnie dużo przekazu, barwny język. I ta tajemnica gdzieś tam dalej, więc już nie moge się doczekać:))


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
k8ella
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova

PostWysłany: Wto 19:16, 03 Lis 2009 Powrót do góry

Dzięki Wam wszystkim za słowa otuchy. To mój debiut i mam trochę tremę. Wiem, że mój tworek to nie literatura z górnej półki, ale mnie właśnie o to chodziło. Mam ciężki okres i pomagam sobie pisząc coś lekkiego.
czarny anioł- Niedługo więcej rozdziałów, więc czekam z niecierpliwością na werdykt.
Marcelinka Wampirka- Cieszę się, że jednak Ci sie podoba i postaram się pisać więcej o myślach Belli.
Viviaan - Dzięki! Edward dopiero się rozkręci, Mike nakręci... ale ciii...
kirke- Padam do stóp i dziękuję za słowa otuchy! Prawie umarłam, gdy zobaczyłam Twój wpis...
martka- Sama wiesz! Dzięki za to , że jesteś.

No to za jednym razem dodaję jeszcze kolejny rozdział. Nie milczcie, proszę.
Rozdział 3

Spotkanie redakcji „Szkiców literackich” przebiegało bez zakłóceń, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Bella nie mogła uwierzyć własnym oczom, gdy do sali wszedł Edward Cullen. Poczuła, że krew nabiega jej do twarzy, a myśli rozpierzchają się. Podszedł do nauczycielki i wyjaśnił, kim jest. Pani Smith poprosiła przybyłego o przedstawienie się. Chłopak stanął na środku sali, niedbałym gestem przeczesał brązowe włosy palcami, po czym rozejrzał się dookoła. Mimo że nikogo nie znał, w ogóle nie czuł się skrępowany. Kiedy dojrzał Alice i Bellę, mrugnął do nich porozumiewawczo. Włożył rękę do kieszeni ciemnozielonych spodni i powiedział kilka słów. Pochodził z Phoenix, grał na gitarze, a przede wszystkim lubił twórczość E. A. Poe. Dziewczyna wzdrygnęła się, gdy usłyszała nazwisko ulubionego pisarza.
- Zamknij usta – szepnęła do niej Alice z dzikim uśmieszkiem na twarzy.
Bella zrobiła to szybko i nerwowo odgarnęła niesforny kosmyk z czoła.
- No dobrze. Bello... - Pani Smith oddała jej głos.
Skup się! - pouczała się w myślach.
- Pomyślałam, że skoro w tym miesiącu mówimy o snach, na pierwszej stronie możemy umieścić wiersz Poe, „Sen we śnie” - ze szkicem Angeli jako ilustracją.
Wyraz twarzy Cullena wydał się jej zabawny. Był szczerze zdziwiony. Dalej mówiła już śmiało:
- Na kolejnych stronach proponuję przedstawić filozoficzne rozważania na temat snów, a zatem Freud...
- Mam nadzieję, że nie będziecie się zbytnio wgłębiać w analizy tego pana - chrząknęła pani Smith.
- Emmett zaraz przedstawi swoją analizę Freuda. Nie ma się czego bać - uspokoiła ją Bella. - A na koniec nasze opowiadania i wiersze.
Po prezentacji młodzież zaczęła pracę w grupach i dyskusję nad przygotowanymi artykułami. Po kilku godzinach owocnych rozmów, nowy numer gazety był gotowy. Nauczycielka podziękowała wszystkim, na czym zebranie się zakończyło.
- Jestem pod wrażeniem – powiedział Edward, gdy we trójkę szli w stronę parkingu. - Jesteś niesamowita. No i Poe...
- Bella uwielbia Edgara – zaśmiała się Alice. - Zgraliście się!
- Bells! - To był głos Mike'a. - Zawieźć cię do domu?
Koleżanka zgrzytnęła zębami. Zapadła cisza.
- Dzięki Mike, ale jadę z Alice. Umówiłyśmy się - uśmiechnęła się przepraszająco.
Mike podszedł bliżej i podał rękę Cullenowi.
- Jasne. Cześć, Mike jestem.
- Edward.
- Innym razem – mruknął Newton. Na odchodnym rzucił groźne spojrzenie w stronę Edwarda.
- No cóż. Znów będę musiała odwieźć cię do domu. Nie wypłacisz się – zagroziła przyjaciółka, gdy niebieskie BMW odjechało.
- Jakoś to przeżyję, tylko nie zostawiaj mnie tu samej. - Bella uśmiechnęła się do Edwarda. - No chyba, że ty masz ochotę pozwiedzać Forks w drodze do mojego domu?
- Sorry, ale się śpieszę. Cześć dziewczyny. Do jutra – powiedział, kierując się do swojego volvo.
- Cześć – odparły chórkiem.
Ruszył z piskiem opon, ale nie pojechał w stronę domu. Bella patrzyła na sylwetkę kierowcy odjeżdżającego samochodu. Musiała przyznać - był bardzo przystojny, za bardzo.
- Raczysz mi w końcu powiedzieć, czemu się tak dziwnie dzisiaj zachowujesz?
- Nie wiem, Alice - wyznała szczerze. - Może mnie uznasz za wariatkę, ale wydaje mi się, że ja go skądś znam.
- Nie żartuj. Przecież nie byłaś w Phoenix.
- On mi się przyśnił tej nocy, kiedy u mnie spałaś. Pamiętasz?
- Wtedy, kiedy wyglądałaś rano jak z krzyża zdjęta?
Bella kiwnęła głową.
- O rany! Ale numer. Przecież go poznałaś dzisiaj. Jesteś pewna, że to był on?
- Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz. Zwłaszcza jemu.
- Mike'owi chyba mogę... Widziałaś jak łypnął na Edwarda?
- No!
- Wyczuł konkurencję.
- To nie jest konkurencja. Przecież go nie znam.
Alice pokiwała głową z miną wszechwiedzącej osoby:
- Udało mi się z nim dziś rano porozmawiać przed szkołą. Przyjechaliśmy w tym samym momencie, wtedy zagadał mnie na temat sal. Swobodnie się z nim rozmawia. Jest bardzo miły i inteligentny. Aaa... siedzimy razem na matmie. Naprawdę facet się nieźle zapowiada. Nie kreuje się, na Bóg wie kogo.
W trakcie wywodu Alice dojechały na miejsce. Bella podziękowała za podwiezienie i wysiadła. Gdy auto odjechało, ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Otworzyła je szybko, wchodząc do środka. W kuchni powitał ją krzątający się Carlisle oraz smakowite zapachy. Jak zawsze, gdy on gotował.
- Tato, umieram z głodu... Co dziś jemy?
- Niespodzianka, kochanie. Idź umyj ręce i zawołaj wszystkich do stołu.
- Jasne - Bella pobiegła na górę. Esme rozmawiała z kimś przez telefon, była zdenerwowana:
- Nie mówisz tego poważnie. Nie możesz tego zrobić! - krzyknęła do telefonu. Podeszła do drzwi, po czym zamknęła je przed nosem zdumionej dziewczyny. Bella stała przez chwilę, próbując zebrać myśli. Co ją ugryzło? Nigdy się tak nie zachowywała?
- Rose! Obiad! - Krzyknęła, zbiegając na dół.
Carlisle, gdy jej nie było, nakrył do stołu i ułożył kwiaty w wazonie.
- Siadaj, Bells. Et voila, krem z brokułów.
- Trez bien, papa – zaśmiała się, wąchając parujący talerz, który wylądował przed nią.
- Tatku, wygląda tak samo rewelacyjnie, jak smakuje – dodała Rosalie, siadając przy stole i siorbiąc nieelegancko gorący płyn z łyżki.
- Wołałaś mamę?
- Rozmawia przez telefon, zaraz powinna zejść.
- Bon appétit.
Przez chwilę jedli w milczeniu.
- Dziewczyny, pamiętajcie o badaniach w przyszłym tygodniu. Widzimy się w środę w szpitalu, jasne? - Przypomniał Carlisle. - Po obiedzie pojedziemy po twoje auto.
- Nareszcie – ucieszyła się Bella. Miała dość podwożenia. W myślach już jechała do księgarni w Port Angeles.
Do kuchni weszła Esme. Obrzuciła wszystkich nieobecnym spojrzeniem. Próbowała się uśmiechnąć, ale jej nie wyszło. Usiadła przy stole i zaczęła jeść bez słowa. Jej mina wywołała u Belli pewne wspomnienie.

Je suis – dyktował beznamiętny głos, robiąc przerwę po każdej formie. - Tu es, il est, elle est, on est, nous sommes, vouz etez, ils sont, elles sont.
Bella i Rosalie siedziały przy ogromnym stole, notując. Monsieur Jean-Pierre, nauczyciel francuskiego, którego Carlisle zatrudnił, by córki opanowały elegancki język, przed wyjazdem do Paryża, przechadzał się po jadalni i rozglądał dookoła. Nagle zatrzymał się i obrócił w stronę drzwi salonu. Stała w nich Esme w ślicznej, kwiecistej sukience bez ramiączek. Jej piękne złocisto-miodowe włosy spływały jedwabiście na ramiona. Uśmiechnęła się do mężczyzny, przechylając lekko głowę.
- Bonjour, madame – ukłonił się, podszedł bliżej, ujmując jej dłoń i całując ją delikatnie.
- Bonjour, monsieur – odpowiedziała. - Dziewczynki, możecie iść do ogrodu...
- Jak zwykle – mruknęła Rosalie, niechętnie odsuwając krzesło. Wzięła Bellę za rękę i zaprowadziła ją do drzwi balkonowych. Wychodząc, widziały jak Jean-Pierre obejmuje ich matkę. Długo bawiły się w ogrodzie. Wreszcie przyjechał Carlisle, wszedł do domu i słychać było krzyki... To była ostatnia lekcja francuskiego z tym panem.

Bella zastanawiała się przez chwilę. Jej matka miała kiedyś właśnie taką minę. Bez wyrazu. Olśniło ją. Miała romans. Znów. Poczuła, że ktoś ją szturcha pod stołem i szybko zerknęła na siostrę, która mrugnęła do niej porozumiewawczo. Przełknęła głośno kawałek jagnięciny, uświadamiając sobie, że Rose doszła do tego samego wniosku. Szybko skończyły jeść. Poszły na górę, zostawiając rodziców, którzy jedli w milczeniu, nie patrząc na siebie.
- Tym razem jej się nie upiecze. Nie wiem, jak długo ojciec może znosić te jej wybryki – powiedziała Rosalie, wchodząc do swojego pokoju i zamykając drzwi za siostrą.
Bella usiadła na łóżku i rozejrzała się. Nie wchodziła tu od wyjazdu Jamesa. Ze zdziwieniem oglądała puste ściany, półki bez zdjęć oraz pamiątek po nim.
- Rose... - szepnęła. - Co tu się stało?
- Och, daj spokój. Bez tych wszystkich rzeczy łatwiej mi dojść do siebie. Rozklejałam się w otoczeniu spojrzeń Jamesa. Nie martw się, Bells. Już mi lepiej.
Na potwierdzenie swych słów, usiadła obok niej i uścisnęła ją mocno.
- Naprawdę jest już dobrze.
- Dobrze znów widzieć, że jesteś sobą – Bella przytuliła się do niej.
Na dole trzasnęły drzwi. Rose podeszła do okna, odsuwając firankę.
- Tata... - poinformowała. Silnik samochodu zawył na dworze i auto odjechało. - To się skończy rozwodem. Mówię ci.
- Kurczę, pojechał. Miałam z nim dziś odebrać auto – przypomniała sobie Bella.
- Od czego masz starszą siostrę?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez k8ella dnia Sob 0:22, 14 Lis 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
martka
Wilkołak



Dołączył: 11 Lip 2009
Posty: 238
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 12:31, 06 Lis 2009 Powrót do góry

k8ella!!!! To jest świetne:)) Ale że z nieskazitelnej w Zmierzchu Esme zrobiłaś podła, wiarołomną żone.... Dobre:) Robisz postępy i podoba mi się ta opcja. A ponieważ mam senstyment do pierwowzoru bohaterów z sagi, więc uwielbiam fragmenty mówiące o Edwardzie i jego ruchach posuwistych po miodowych włosach hi hi
Masz do tego smykałkę dziewczyno- nie mam wątpliwości. Z zapartym tchem czytam kolejne wersy i nie moge sie doczekać dalszej części. Nie każ zbyt długo czekać Wink
Buziaki kochana


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Larissa
Wilkołak



Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 25 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z dwóch miast: Piaseczno [PL] i Zohor [SK]

PostWysłany: Pią 16:01, 06 Lis 2009 Powrót do góry

Nareszcie jest!
Tylko zobaczyłam, że wstawiłaś nowy rozdział,
od razu tu weszłam i nie zawiodłam się. Smile
Rozdział jak zwykle wspaniały.
Podoba mi się, że zrobiłaś z Esme taką
"niegodziwą" żonę.
To pierwszy ff w jakim przeczytałam,
że nie jest ona aniołem. Very Happy
Ciekawi mnie Edward. Zdziwiłam się, że
pochodzi z Phoenix. Zawsze w końcu był
z LA, Nowego Jorku czy Chicago.
Pozdrawiam, życzę weny i czekam na kolejne rozdziały.
L.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anex Swan
Wilkołak



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^

PostWysłany: Pią 19:10, 06 Lis 2009 Powrót do góry

Nigdy nie lubiłam Mike'a jest dla mnie (w książce i w tym ff) pustą, egoistyczną małpą. Jest dla takim pedałem, że gdybym spotkała takiego na ulicy od razu walnęła go choćby nawet moim monitorem. Zdziwiła mnie Esme zawsze taka miła, porządna, a tu nagle zdrada- oj nie ładnie Esme nie ładnie Wink Za to Rosalie i Alice bardzo mile mnie zaskoczyła, są takie, jakby to ująć- zwykłe. Jednak tą swoją normalnością od razu wzbudzają sympatie. Sen Belli wzmugł moją ciekawość, i doczekałam się rozwiązania. <jupi> JA CHCĘ BIG LOVE, PROSZĘ POWIEDZ MI CZY TAK BĘDZIE, BO NIE WYTRZYMAM!! (proszę) żałuję, że Emmet jets taka epizodyczną postacią, ale już znieść nie mogę, że nie ma tam mojego Jaspera!

Co do rozdziałów to ff spodobał mi się już od pierwszego zdania, potrafisz tak napisać dany tekst, że nikt nie może się od niego oderwać!! Zauważyłam tylko jeden błąd i to w zaraz na początku, wiec albo ty nie robisz błędów albo twoja beta jest świetna w tym co robi Wink O to błąd:
Cytat:
Mimo że zachowywała wobec niego grzeczny dystans, nie dawał za wygraną i biegał za nią jak piesek.

przecinek po mimo

Dobra dla twojej twórczości złożę niniejszym hołd... No już skończyłam oby ci to pomogło w dalszym pisaniu ^^

Pozdrawiam i życzę weny zakręcona Anex Swan Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anex Swan dnia Pią 19:12, 06 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Pią 19:25, 06 Lis 2009 Powrót do góry

Chyba wkradł ci się w aktualizację jakis mały babok Smile czytam tekst z 3.11, pełna radość, że 05.11 był następny odcinek i ... bum!!! nie ma Crying or Very sad Szkoda, bo bardzo mnie wciągnęło. W klasycznych niemal realiach Sagi zamieniłaś relacje między bohaterami, dałaś im nowe cechy i muszę przyznać, że efekt jest oszałamiająco dobry Smile Czyta się lekko i przyjemnie. Bella nie jest tą irytującą fajtłapą. Jest fajną osóbką z własnymi pomysłami, pasjami, ma w sobie coś bardzo fajnego. Rose nie jest zimną, wyrachowaną wiedźmą, która podziwia się w odbiciu każdej napotkanej szklanki Smile Z taka Rose mogłabym sie zakumplować. Alice też jest kapitalna. Obie są takie zwyczajne ale niezwykłe Smile Romans Esme?? Oj pokazuje pazurki. Może to i dobrze? Zawsze to jakaś odmiana od mdłej mamuśki, na jaką jest zawsze kreowana. Mike jest namolny, upierdliwy czyli jak zwykle. Ktoś musiał dla zachowania równowagi zatrzymać swoje cechy Smile A Edward w swojej zwyczajności jest super. Jak na razie inteligentne ciacho i niech tak zostanie.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Jeszcze tu wrócę


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aurora Rosa dnia Pią 19:27, 06 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
k8ella
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova

PostWysłany: Pon 14:39, 09 Lis 2009 Powrót do góry

Bardzo dziękuję za słowa otuchy. Cieszę się, że Wam się podoba i zwykła historia, bez wampirów i wilkołaków.
Aurora Rosa - wracaj jak najczęściej!
Anex Swan - beta jest cudowna, a ja sama staram się nie robić błędów, chyba, że przez przypadek...
Larissa - jak zawsze zostawiasz po sobie ślad, cenię to niezmiernie i dziękuję.
Martka - wklejam dziś, bo nie mogę Cię tak katować...

Przyznam się bez bicia, że jestem baaaardzo niecierpliwa. W związku z tym już dziś wklejam następny rozdział. A co mi tam...

Enjoy!

Rozdział 4
Zanim Bella zaparkowała swojego ukochanego, czarno-srebrnego mini morrisa na szkolnym parkingu, rozejrzała się w poszukiwaniu samochodu Alice. Jak zwykle, jej czerwony stylowy mercedes stał przy samym wejściu do szkoły. Lubiła, gdy każdy przechodził obok pięknej i olśniewającej bryki. Jako, że była niepoprawną chwalipiętą, nie mogła powstrzymać się od mniejszych lub większych przejawów słabości. Zazwyczaj, Bellę najbardziej bawiły zawiłe wyjaśnienia Alice, co do pobudek jej dziwacznego zachowania. Obok mercedesa zaparkowane było srebrne volvo, a właściciele stali pomiędzy autami, rozprawiając o czymś żywo. Na widok Cullena serce Belli wykonało nieznaną ewolucję i przyspieszyło.
To przestaje być zabawne... - skarciła się za wspominanie marzeń sennych, w których on znów grał główną rolę.
Dochodząc do znajomych, Bella miała czas, by przyjrzeć się Edwardowi, bez obawy, że ktoś będzie ją podejrzewał o zbytnie zainteresowanie. Stał oparty plecami o volvo, trzymając jedną stopę na oponie. Lewą rękę włożył do kieszeni, a prawą gestykulował lub przeczesywał włosy. Raz za razem jego twarz rozjaśniał rozbrajający uśmiech. Perlisty śmiech Alice dobiegł ją wcześniej niż niski głos chłopaka.
- O, jesteś Bello. Czekaliśmy tu na ciebie.
- Cześć – odezwał się Edward, przechylając lekko głowę i mierząc ją od stóp po czubek głowy. Zatrzymał się przy oczach i uśmiechnął zawadiacko, jakby w odpowiedzi na to, co dojrzał w jej spojrzeniu.
To jest żałosne, weź się w garść! - pomyślała.
- Witam – odparła, cmokając rumiany policzek przyjaciółki.
- Właśnie rozmawialiśmy z Alice o imprezach. Opowiadała mi o waszych sławnych ogniskach... - tu znacząco poruszał brwiami. Bella posłała Alice groźne spojrzenie, bojąc się, że zbyt drobiazgowo opisała idiotyczne zabawy w wyzwania. Zwłaszcza ostatnią, gdy musiała zadzwonić do doktora Greena, kolegi jej ojca i udawać, że ma objawy rzeżączki.
- No i wpadłam na genialny pomysł, żeby urządzić przyjęcie powitalne na cześć Edwarda.
- Oczywiście wybiłem jej to z głowy.
- Ostatecznie stanęło na tym, że w piątek robimy ognisko, tam gdzie zawsze...
- Czy ja dobrze słyszę? - Przerwał im donośny głos zbliżającego się Emmetta. - Ktoś coś mówił o ognisku?
***

Po historii była przerwa na lunch. Bella poszła do stołówki i stanęła w kolejce, rozglądając się po sali w poszukiwaniu Alice. Wiedziała, że przyjaciółka miała przed chwilą matematykę z Edwardem, więc za chwilę mieli się pokazać. Jednak jeszcze się nie zjawili. Zrezygnowana zaczęła przyglądać się propozycjom na posiłek. Nagle poczuła podmuch powietrza we włosach.
Mike – jęknęła w duchu. Obróciwszy się, ujrzała tego, kogo się spodziewała.
- Cześć – powiedział innym niż zwykle tonem. Obojętnie, z lekceważącym wyrazem twarzy.
Alleluja! Wreszcie zrozumiał – Bella wiwatowała w duchu, gratulując sobie rychłego zwycięstwa, a tym samym uwolnienia od maślanych oczu Newtona.
- Cześć. Co słychać? - Zagadnęła. Była tak zadowolona z obrotu sprawy, że mogła sobie pozwolić na pogawędkę.
- Wszystko w porządku. Wczoraj wygraliśmy mecz ze szkołą w Port Angeles.
No tak. Drużyna baseballowa – Bella w myślach przewróciła oczami.
- Gratulacje.
- Dzięki. A u ciebie?
- Świetnie.
- To super.
Wow. Ale jesteśmy rozmowni. Nie ma to jak pogawędka na poziomie – warknęła w duchu.
- To co, Alice puści Emmetta w trąbę przez tego nowego...
Bella była szczerze zdziwiona objawieniem Mike'a.
- No wiesz, wszędzie razem łażą... A ona z nim wiecznie uchachana... - podsumował.
- Po pierwsze, to nic nie wiem o tym, że Alice jest z Emmettem. Jeżeli ktoś się lubi, to nie znaczy, że to już związek. Na podstawie pobieżnych obserwacji, nie wyciągałabym tak daleko idących wniosków.
- Nie mów, że ona nie widzi, jak facet ślini się na jej widok.
- Mike. – Bella była już całkowicie zirytowana poglądami kolegi. - Istnieje coś takiego, jak przyjaźń między kobietami i mężczyznami, nawet jeśli trudno ci w to uwierzyć. Nie wszystko zaraz musi kończyć się w łóżku.
No chyba, że jest się moja matką – pomyślała i zdenerwowała się jeszcze bardziej, zaraz potem dodała głośno. - Poza tym, bycie z kimś nie ogranicza kontaktów z płcią przeciwną.
Pewnie swoją dziewczynę wsadziłbyś do złotej klatki w domu, żeby przypadkiem nie spojrzała na innego - dokończyła w swojej głowie.
Sapnęła ze złością i odwróciła się, by kupić colę, kawałek pizzy, a po chwili namysłu dorzuciła jeszcze batonik. Ostentacyjnie zabrała tacę i ruszyła w stronę stolika, przy którym zazwyczaj spędzała lunch w gronie znajomych. Opadła ciężko na krzesło, kręcąc głową z niedowierzaniem. Otworzyła puszkę i wzięła duży łyk. W momencie, gdy podnosiła głowę, jej wzrok napotkał parę oczu wpatrujących się w nią z uwagą. Szybko przełknęła napój.
- Wyglądasz na wkurzoną – stwierdził Edward i ciągle ją obserwując, usiadł naprzeciwko. - Mogę?
- Jasne – przytaknęła i rozejrzała się po sali.
- Emmett z Alice zaraz przyjdą – wyjaśnił, nie spuszczając z niej oczu.
Co jest? Dziwnie wyglądam? - zastanawiała się, poprawiając nerwowo włosy.
- Wyglądasz uroczo, gdy jesteś taka rozemocjonowana – wyjaśnił, jak gdyby umiał czytać w jej myślach.
- Niektórzy faceci mają poglądy z ubiegłego stulecia.
- I to cię tak denerwuje?
Kiwnęła głową.
- Jak już dziewczyna z kimś „chodzi”, to jest jego własnością – cudzysłów zaznaczyła palcami w powietrzu.
- A ty jesteś wolną duszą – domyślił się. - Z tego nic nie będzie...
- Z czego?
- Związku z Mikiem Newtonem, bo to z nim rozmawiałaś, stojąc w kolejce.
Parsknęła śmiechem, a cały zły humor minął.
- Masz rację. Nic z tego nie będzie.
- Skoro jesteśmy sami... - zaczął niepewnie, pochylając się nad stołem w jej stronę i ściszając głos – to chciałem o coś zapytać.
Bardzo śmieszne... - pomyślała i przekrzywiła głowę, robiąc minę w stylu „czekam”. Ugryzła kawałek pizzy.
- A propos gazety...
- Tak?
- Pomyślałem, że można by jeszcze dodać coś do wydania o snach.
- Co takiego?
- Brakuje mi tam analizy podejścia różnych religii do kwestii snu. Sam się tym niedawno interesowałem, więc artykuł mam już napisany. Gdyby dało radę coś zmienić, to wydaje mi się, że numer byłby ciekawszy – powiedział, po czym łyknął napój z butelki.
- Z pewnością. Drukujemy zawsze w piątki, więc masz jeszcze trzy dni. Jak długi jest ten artykuł?
- Na jedną stronę. Trzy kolumny, TNR, dwunastką.
- Masz przy sobie?
- Mam na pendrive. Wydrukuję po lekcjach w bibliotece. Poczekasz?
Na myśl o byciu z nim sam na sam, Belli zrobiło się gorąco.
Zachowujesz się idiotycznie – podsumowała poczynania swojego ciała i umysłu. No dobra, jest inteligentny i przystojny, ale nie on jeden! Ok, śni ci się i to akurat jest dziwne, jednak bez przesady... Panuj nad sobą, dziewczyno.
- Nie musisz drukować. Poczytamy w redakcji.
***

Po zakończonych zajęciach, Bella pobiegła do redakcji, wziąwszy wcześniej klucz od pani Smith. Ustaliła z nią, że prześle jej artykuł do zaopiniowania i zacznie wstawiać do numeru, jeśli okaże się odpowiedni. Włączyła komputer, siadając przy biurku i rzucając torbę na bok. Poczekała, aż włączą się wszystkie ikonki, a potem zaczęła sprawdzać pocztę. Nie mogła uwierzyć, gdy zobaczyła wiadomość od Mike'a.

Cześć, Bello!
Jak zapewne pamiętasz, umówiliśmy się do kina. W załączniku przesyłam zapowiedzi kinowe. Wybierz film i datę.
Pozdrawiam,
Mike


W tym momencie drzwi otworzyły się i wszedł Cullen.
- Przepraszam, musiałem zadzwonić.
- W porządku. Przyszłam przed chwilą, sprawdzam pocztę...
Edward rzucił okiem na ekran.
- Czyżby Mike? - przeczytał podpis. - Sorry, to twoja poczta.
- Nie szkodzi.
- Proszę – powiedział, wkładając pendrive'a do portu USB.
Gdy otworzyło się okno nośnika pamięci, pochylił się nad nią i przejął od niej myszkę. Jego zapach był delikatny, ale wyrazisty i orzeźwiający. Wzięła głęboki wdech, rozkoszując się nim. Stał oparty jedną ręką o poręcz krzesła, praktycznie ją obejmując. Schylił głowę do poziomu ekranu, zatrzymał ją tuż przy jej twarzy. Gdyby teraz się obróciła, mogłaby go pocałować.
Kompletnie zwariowałaś! - krzyczał głos w głowie.
- Oto moje dzieło – zaśmiał się cicho, obróciwszy się nieco w jej stronę. Ich spojrzenia spotkały się, a nosy praktycznie dotykały. Edward wydawał się zadowolony z ich bliskości. Uśmiechnął się i cmoknął ją w nos.
Bella, ukrywając roztrzęsione dłonie pod ławką i próbując się uspokoić, spojrzała na rozświetlony ekran, po czym zaczęła czytać.
Artykuł rozpoczynał cytat Jonathana Carrolla z „Kości księżyca”:
„Czasami sny gryzą jak pchły i pozostawiają małe, swędzące krostki na całej skórze. Wiesz, że nie są rzeczywistością, wiesz, że to tylko twój mózg wymiata śmieci z zakamarków. Ale to nie pomaga. Wizja tak jak ugryzienie pchły powoduje swędzenie, które trudno byłoby zignorować”.
Edward nawiązywał do sentencji, pisząc o wadze, jaką ludzie przywiązują do snów. Jak ciężko o nich zapomnieć, czy ich nie interpretować. Zwracał się do czytelnika, pytając, czy pamięta swoje marzenia senne i czy o nich rozmyśla lub próbuje zrozumieć.
O tak! Ja mam to od tygodnia! Przez ciebie! - Bella pokazywała mu w myślach język. Potem autor przypominał, że takie zmagania ze snami ludzie toczą już od stuleci, na wszystkich kontynentach i nie ważne, w co wierzą. Przekrojowo opisywał w nim podejście judaizmu, chrześcijaństwa, islamu, hinduizmu oraz buddyzmu do nich. Przytaczał znane postacie ze Starego Testamentu, które zajmowały się ich znaczeniem. Cytował rabina Hisda, który twierdził, że niezinterpretowany sen jest jak nieotwarty list. Proroka Muhammada z jego ideą marzeń sennych, nie tylko jako sposobem przewodzenia i instrukcją, ale także jako oknem na nieznane. Pisał o Atharva Veda i jego rozprawie naukowej poświęconej snom, która uwzględniała wiele idei dzisiaj nadal aktualnych. Dzielił marzenia senne na dobre, tudzież „prawdziwe”, zesłane od Boga (Allaha, Jahwe) oraz te złe. Na koniec przedstawił postać Stephenie Meyer, należącej do Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, czyli mormonki, której drugiego czerwca 2003 roku przyśnił się sen o śmiertelniczce i wampirze. Jako, że sny – objawienia - mają dla mormonów znaczenie wręcz kosmologiczne, zainspirowało ją to do napisania powieści, która nota bene odnosi teraz światowe sukcesy. Namawiał zatem czytelnika do nielekceważenia snów.
Gdzieżbym śmiała – sapnęła. - Nie da rady, nawet gdybym chciała.
- Dobre – zawyrokowała. - Wysyłamy do pani Smith.
- Myślisz, że to długo potrwa? - spytał, spoglądając na zegarek.
- Nie wiem. Pani Smith obiecała, że będzie czekać na naszego maila przy komputerze i zaraz odpisze. Ale jeśli się spieszysz, to idź. Dam sobie radę sama.
- Uwiniesz się w pół godziny? Tyle mam wolnego czasu...
- Damy radę. Masz dryg do pisania. Pracowałeś już w redakcji, jak sądzę?
Pokiwał głową.
- Nie była to tak znakomita gazeta literacka, no i nie zostałem naczelnym.
- Nie poznali się na twoim talencie.
- Nie zależało mi na pozycji, po prostu nie lubię siedzieć bezczynnie. Gdy człowiek ma za dużo czasu wolnego, głupoty przychodzą do głowy.
Bella dałaby sobie głowę uciąć, przekonana, że chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nagle zamilkł. Sięgnął po krzesło, przysunął je i usiadł obok.
- Zdaje się, że mamy odpowiedź – stwierdził, patrząc na monitor.
Przeniosła wzrok na ekran.
- No tak – otworzyła wiadomość.

Bardzo dobre. Możesz śmiało wklejać. Proponuję drugą stronę.
Pozdrawiam,
Lynn Smith


- Nieźle jak na pierwszy artykuł – oceniała Bella i zabrała się do wstawiania. W związku z tym, że artykuł zajmował cała stronę, nie było wiele pracy. Wystarczyło zmienić numerację.
- Gotowe – oznajmiła zadowolona z siebie. Wyłączywszy komputer i zgasiwszy światła, wyszli, zamykając drzwi na klucz. Na zewnątrz było już ciemno. Skierowali się w stronę parkingu, na którym stało tylko kilka aut. Edward odprowadził ją w milczeniu do mini morrisa. Gdy miał się pożegnać, zadzwonił jego telefon.
- Przepraszam – powiedział, obrócił się do niej bokiem i odebrał. - Tak Mario. Przepraszam. Mówiłem, że się spóźnię. Będę za piętnaście minut. - Rozłączył się i uśmiechnął. - Muszę lecieć, jestem już spóźniony.
-Jasne, cześć.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anex Swan
Wilkołak



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^

PostWysłany: Pon 19:52, 09 Lis 2009 Powrót do góry

Dzięki twojej niecierpliwości mam co czytać w ten wieczór.I wiesz, zawiodłam się. Błędów jest z milion nic nie jest poprawnie napisane,a fabuła jest do niczego. Szkoda mi Edwarda, bo chociaż on jest tam idealny.

Tylko nie mów, że mi uwierzyłaś, bo jak tak to sobie włosy z głowy powyrywam, ponieważ nie wiesz jaka jestem dobra. Jak tylko zobaczyłam nowy rozdział zaczęłam skakać do sufitu. Taką mi chrapkę na ten ff zrobiłaś, że parę razy dziennie zaglądam na forę żeby zobaczyć czy nie ma kolejnego rozdzialiku.

No co do treści to myśli Belli są dla mnie czymś cudownym. Bardzo dobrze dopełniają to tłumaczenie... I I słów mi zabrakło, po prostu <pochlipuje> jestem dumna z twojej twórczości Surprised tak jakoś duma mnie rozpiera i chyba zaraz pęknę. Podczas "spotkania" w redakcji moja szczęka powoli oddalała się daleko stąd. Jestem ciekawa tego ogniska, no bo przecież chyba musi się coś stać... no chyba. Błędów jak się już powinnaś domyśleć nie ma, bynajmniej ja nie widzę Wink Ale to dobrze.
Oczywiście czekam na kolejny rozdzialik i to z wielką niecierpliwością. Dużo weny, cierpliwości i najważniejsze wiele czasu na pisanie kolejnej części rozdziałuKwadratowy

EDIT:
Przepraszam Embarassed niestety za dużo mam do czytania i po prostu się pomyliłam Sad Wybaczysz mi? A co do tego, że nikt nie komentuje. Niestety tak czasami bywa, ale już jeden komentarz niżej masz tylko czekać a coś się jeszcze pokaże Wink Nie martw się może, nie którzy jeszcze tu nie zajrzeli, a nie którym się nie chce wysłać komentarza (bo widzę, że wyświetleń masz dużo).

Pozdrawiam zakręcona Anex Swan Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anex Swan dnia Czw 12:56, 12 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
k8ella
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova

PostWysłany: Śro 19:26, 11 Lis 2009 Powrót do góry

Anex Swan- jak zawsze jesteś mi ostoją, bo niestety nikt nie komentuje... Tak w kwestii sprostowania, to moja droga, nie jest tłumaczenie, a moja radosna twórczość. Mimo wszystko, jeśli Ci się podoba, to dobrze.
Martwi mnie jedynie malejąca liczba postów. Kurczę, gdzie ta konstruktywna krytyka? Chyba zacznę pisać z koszmarnymi błędami, żeby jakaś życzliwa dusza zostawiła tu swój ślad.
Żartuję! Wysnuwam jednak wniosek, że moje grafomaństwo jest wyjątkowo podłej jakości, bo prawie nikomu nie chce się nawet dwóch linijek wystukać. Rolling Eyes
Z tego wszystkiego nawet wen oddalił się, machając białą chusteczką z łezką w oku. Przykro mu było, ale suma sumarum się zmył. Tymczasem zatem... Embarassed


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez k8ella dnia Śro 20:43, 11 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Śro 21:39, 11 Lis 2009 Powrót do góry

hehe.. chyba czytam twoje rozdziały parami... co drugi gubię, ale nie martw się tak się dzieje... :)

co mi się podobało...
-pomysł ze snami
-opracowanie (te wszystkie wielkie nazwiaska i w ogóle)
-dziwne zachowanie Mike'a
-całkiem 'nowa' Alice...
-interesujący brak Jaspera...
-cała akcja z gazetką... uwielbiam gezetki :)
- buziak w nos

co mi się niepodobało... na razie wszystko w porządku... jakoś nic mi nie przychodzi do głowy...

co mnie zdziwiło...
-Esme zdradzająca...

to tyle...

bardzo miło mi się czytało... te autoreflekcje Belli roźmieszają mnie za każdym razem...

nosek do góry - ludzie czytają - dobrze jest... brakiem komentarzy się nie przejmuj :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin