FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 W pętli nieśmiertelności - [NZ] rozdział osiemnasty 27.05 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 20:24, 28 Mar 2009 Powrót do góry

WOW! W tym życiu Bell nie będzie z Edwardem. Czyli praktycznie on jej się znudził. Chyba, ze się mylę.
Fajnie, że Bella osiągnęła taki super poziom swojej mocy.
Żali mi tylko Alice. Co prawda nie jst ona świadoma, że znała Bella, ale mimo wszytsko...

Pozdrawiam i życzę weny...

Zagubiona


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mystery
Wilkołak



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: bydgoszcz

PostWysłany: Sob 20:37, 28 Mar 2009 Powrót do góry

Trafiłam na ten ff dzięki "Poleć..." i czuję się bardzo miło zaskoczona.
Nie będę oryginalna jeśli powiem, że pomysł kapitalny. Ogromnie się cieszę, że wprowadziłaś wątek Volturi. W sadze trochę mi ich brakowało, a tu jakoś tak fajnie pasują. Ten szacunek do Belli - bardzo ciekawe. Ogólnie cała historia, jak tworzy się więź między Feliksem a Bellą jest bardzo dobra. Trochę mnie dziwi, że Bella jako człowiek panuje nad swoją "mocą"... Przecież chyba tylko wampiry mają dary. Jako ludzie mają jakieś lepiej wyrobione cechy, ale dopiero jak stają się wampirami ich dar zaczyna funkcjonować. Ale w zasadzie nie powinnam się czepiać, bo Bella rzeczywiście była wampirem i może mocy nie straciła.
Druga rzecz, która troszkę mnie boli to stosunek Belli do Edwarda. Jakie ma powody, by go nienawidzić? Wydaje mi się, że usprawiedliwienie "bo obiecał być ze mną zawsze i nie dotrzymał obietnicy" wydaje mi się trochę dziwny. I tak jak napisała Bells, dlaczego on nic nie pamięta, skoro też był wampirem i, zgodnie z tym co napisałaś, powinien wszystko pamiętać?
W pierwszych rozdziałach dawałaś strasznie mało opisów. Potem coraz więcej, więc chyba wyciągasz wnioski. Duży plus dla ciebie, bo nie piszesz na odwal, tylko widocznie starasz się coś poprawić.
Co jeszcze mogę dodać? Wena i czasu ;]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kasiek303
Wilkołak



Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 199
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: CK<3

PostWysłany: Sob 21:10, 28 Mar 2009 Powrót do góry

mystery napisał:
Druga rzecz, która troszkę mnie boli to stosunek Belli do Edwarda. Jakie ma powody, by go nienawidzić? Wydaje mi się, że usprawiedliwienie "bo obiecał być ze mną zawsze i nie dotrzymał obietnicy" wydaje mi się trochę dziwny. I tak jak napisała Bells, dlaczego on nic nie pamięta, skoro też był wampirem i, zgodnie z tym co napisałaś, powinien wszystko pamiętać?

Nie wiem, może się mylę, ale ja myślę, że autorce chodziło o to, że tylko Bella ma taka pamięć absolutną i jest to związane z jej darem itp. itd.
No i Volturi ją pamiętają, bo tak jakby żyją dalej, ale się cofnęli, a Cullenowie mają... Kurcze, to jest tak pokręcone, że jak dotąd myślałam, że ogarniam, to teraz się pogubiłam. Myślę, że tu sama autorka powinna się wypowiedzieć. Rozjaśnić nam troszeczkę...
Tak jak pisałam w 'Poleć...' jest to jedno z moich ulubionych FF, więc nic dodać nic ująć.
AVE WENA!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dredzio
Wilkołak



Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 21:57, 28 Mar 2009 Powrót do góry

Chciałam wszystko elegancko wytłumaczyć dopiero przy okazji nowego rozdziału, ale widzę, że taka potrzeba zaistniała już teraz. ^^”

Mystery, wiem, że ten powód jest słaby, ale postaw się na miejscu Belli. Jakieś siły magiczne (może niekoniecznie magiczne, ale ja je tak sobie nazwałam ^^”), sprawiają, że musisz żyć znów i znów. A na dodatek takie życie to straszna męczarnia. Chyba każdej osobie w takiej sytuacji zmieniłaby się osobowość. Tak więc, Bella która była zakochana na zabój w Edwardzie zmienia się, i tak dla odmiany nienawidzi go. Z drugiej strony jest jeszcze zaplecze, że tak się wyrażę. Bardzo mnie cieszy, że to ff jest uznawane za inne i tak jak słusznie zauważyła Szara
Cytat:
nie ma Badwardów/Badbelli, gwałtów, czy zwyczajnych zwyczajności

Dokładnie o to mi chodziło. Tak więc nie ma tu też typowej, prostej i nieskończonej miłości B&E.

Bells15, pędzę z fabułą, ponieważ mam dużo do opisania. Naprawdę dużo. Wink

Ogólny zamysł i cała fabuła mojego ff opiera się na tym, że to tylko Bella pamięta o wszystkim. Powtarza się pytanie o to, dlaczego i czy ktoś jeszcze doświadczał ponownego odrodzenia się. Otóż nikt po za Bellą. Wytłumaczę jak, i dlaczego to się stało dopiero pod koniec. Kasiek303, widzę, że się rzeczywiście zagubiłaś. Wink Volturi nie pamiętali o Belli. To ona sama pokazała swoje życia Arowi, a on opowiedział o nich pozostałym wampirom znajdującym się wtedy we Włoszech. To stąd wiedzą o jej przeszłości.

Mam nadzieję, że teraz wszystko jest jasne. :) Oczywiście liczę się też z tym, że tylko wszystko dodatkowo skomplikowałam – wiem, że czasem niejasno tłumaczę.

Bardzo dziękuję za Wasze komentarze. To one sprawiają, że mam ochotę usiąść przed komputerem i szybko napisać nowy rozdział. Bez względu na wszystko. Nie bacząc nawet na rozwścieczone rodzeństwo. xd”

Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam
Dredzio


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Loleczka
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:16, 29 Mar 2009 Powrót do góry

Ta historia jest świetna, wręcz ją ubóstwiam. Przyznam szczerze, że kocham wszystkie opowiadania o tematyce Twilight ale twoje jest jednym z najlepszych. Trche szkoda mi Edwarda, biedny nawet nie wie z kim (w pewein sposób) zadarł. Bella i Volturi to piekielna mięszanka. Ciekawa jestem czy Alice będzie miała wizje o Belli. Jeśli tak to jakie?:) Interesuje mnie również to czy Volturi będą dalej odiwdzać Belle. To musiałoby być spektakularne wejście:)
Pisz tak dalej a okaże się, że bedziesz drugą Mayer.
Życzę dużo weny i czasu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Loleczka dnia Nie 12:22, 29 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
dredzio
Wilkołak



Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 20:08, 01 Kwi 2009 Powrót do góry

Rozdział szósty

Beta: Sunrisempire

Kiedy wróciłam do domu, szybko wbiegłam do swojego pokoju i rzuciłam szkolną torbę na łóżko. Zmieniłam buty, na wygodniejsze i wzięłam plecak oparty o biurko, który przygotowałam już wczoraj, z myślą o weekendowej wycieczce. W środku była apteczka, woda, mapy okolicy i kompas. Zeszłam szybko na dół i zostawiłam karteczkę dla Charliego. Byłam w takim stanie, że mamrotałam coś gniewnie do siebie. Nawet kiedy wsiadłam do mojego ukochanego audi nie uspokoiłam się ani trochę. Prowadziłam agresywniej niż miałam to w zwyczaju, nie zważając na ograniczenia prędkości. Zwykle bardzo uważałam, bo nie miałam ochoty lądować w szpitalu. Dziś, przez to całe spotkanie, nie obchodziły mnie już takie sprawy.
Pojechałam sto jedynką na północ. Przekroczywszy granice miasteczka skręciłam w prawo, w sto dziesiątkę. Jechałam aż do końca drogi, potem zatrzymałam auto i wysiadłam. Gniew kipiał ze mnie, tak, że byłam pewna, że Jasper już zwijałby się z bólu, gdyby był gdzieś w okolicy. Dla niego byłabym teraz pewnie spowita czarnym dymem. Z bólem powróciły wspomnienia tamtych lat.
Zanim dowiedziałam się jak na prawdę działa moc Jazz'a, minęło dużo czasu. Przed tamtą rozmową, sądziłam, że Jasper czuje nastroje ot, tak. Po prostu doświadczając je, a emocje swoich ofiar, kontroluje narzucając swoją wolę. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy to okazało się to nieprawdą! Em dokuczał mi z tego powodu przez parę ładnych lat.
- Bello - tłumaczył mi cierpliwie Jasper. - Kiedy patrzę na kogokolwiek widzę wokół niego coś w rodzaju aury...
- Ty też taką masz?
- Tak, mam - zaśmiał się z mojej dociekliwości. - Cała tajemnica polega na tym, że wiem co oznacza odpowiedni kolor aury. Otoczki, osłony, zasłony, chmurki, dymu, muru czy mgiełki. Różnie to nazywam – powiedział uśmiechając się do siebie. - Ty na przykład masz osłonę pomarańczową w żółte plamki, bo bardzo cię ciekawi moja moc, ale trochę wstydzisz się tego, że mało wiesz o swojej rodzinie.
Pokiwałam głową, zafascynowana, nie mając czasu zawstydzić się jeszcze bardziej.
- Kiedy chcę wpłynąć na innych, po prostu mieszam kolory. Moja mgła wpływa na twoją, zmieniając jej kolor... - zasępił się na chwilę. - No nie do końca.
- Jak to? Czy moja tarcza broni mnie też w pewnym stopniu przed tobą?
- Nie. To ty się bronisz. Zwykle... Można powiedzieć, że aury są jak gazy, z kolei twoja otoczka - gdy się bronisz przede mną - jest jak ciało stałe. Nie mogę się przez nią przebić.
Powróciłam do rzeczywistości. Szłam właśnie leśną ścieżką, trzymając mapę i kompas. Co z tego, że doskonale znałam drogę na polanę, skoro do jej odnalezienia potrzebowałam mojego czułego węchu? Jako człowiek, byłam bezradna w tym lesie bez odpowiedniego wyposażenia. Po mniej, więcej godzinie szybkiego i zdecydowanego marszu dotarłam na polanę. Trawa była zmarznięta, a słońce które oświetlało to miejsce sprawiało, że się błyszczała. Zupełnie jak Felix...
Podczas jednostajnego, marszu uspokoiłam się i przemyślałam kilka spraw. Po pierwsze nie powinnam chyba tak ostro reagować na Niego... To znaczy Cullena. Czy raczej Masena. Uśmiechnęłam się do siebie krzywo, wymawiając w myślach jego prawdziwe nazwisko. Przecież to w końcu niekoniecznie jego wina. Postanowiłam, że od tej pory będę po prostu unikać Masena. A co do reszty... Myślę, że na razie nie będę nic robić. Bo nie jestem jeszcze gotowa na spotkanie z dawną rodziną. Przez lata nauczyłam się jak żyć bez nich i teraz było mi trudno wyobrazić sobie z nimi nowe życie. Wiedziałam też, że „Tydzień z wampirem” nie odbędzie się przez najbliższe kilka lat. Już zaczynałam trochę tęsknić za Felixem, chociaż przygotowałam się na rozłąkę z moim przyjacielem. Podczas ostatniego spotkania, powiedziałam jak wyglądają sprawy. Volturi nie mogli mnie już odwiedzać. Ich decyzja o przyjeździe do Forks od razu dotarłaby do Alice, a ja nie chciałam niepotrzebnie denerwować Cullenów. Musiałam też postanowić coś w kwestii moich wspólnych zajęć z Alice. Najchętniej trzymałabym się od tego wszystkiego z daleka, tak jak dawniej. Chciałabym znów móc udawać, że oni nie istnieją, ale po dzisiejszym spotkaniu nie byłam w stanie dłużej siebie oszukiwać. Moja rodzina tu była. Nawet jeśli tego nie chciałam i nie tęskniłam za nimi.
Cały czas stałam na brzegu polanki, po prostu ją podziwiając. Zamknęłam oczy, próbując się zrelaksować. W końcu po to tu przyszłam. Uspokoić myśli i rozluźnić się. Bezwiednie sprawdziłam, czy w okolicy ktoś się znajduje. Mój umysł był pustą, ciemną przestrzenią. Gdyby ktoś znajdował się dostatecznie blisko, mogłabym zobaczyć świecący się punkt, symbolizujący jego myśli. I wtedy to zobaczyłam. Ktoś zbliżał się do mnie, a ja doskonale go znałam. Skupiłam się na poruszającej się plamce. Był to...
Carlisle.
Carlisle?
Otworzyłam oczy i natychmiast się odwróciłam, z zamiarem odejścia stąd jak najdalej. Chciałam już wrócić do domu.
- Wszystko w porządku? – zawołał Charlie z salonu.
- Tak, tato! – odkrzyknęłam.
Chociaż nie mieszkałam z nim na stałe – przynajmniej do tego roku, a odwiedzałam go tylko latem, to i tak Charlie znał mnie bardzo dobrze. Zawsze wiedział kiedy miałam gorszy humor i nigdy nie martwił się, kiedy długo nie wracałam. Wiedział, że umiałam o siebie dbać. On też umiał o siebie zadbać. Kilka lat temu przeszkoliłam go w kwestii gotowania. Teraz obiady nie były uzależnione ode mnie. W tym tygodniu to on gotował.
Wygłodniała powlokłam się do kuchni, porywając czekającą na mnie porcję spaghetti. Może posiłek nie był wyśmienity, ale dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo zgłodniałam. No cóż – głód najlepszą przyprawą – jak to mówią. Szybko uwinęłam się z jedzeniem i poszłam do salonu, posiedzieć trochę z Charliem. Lubił oglądać ze mną mecze, bo zawsze znałam wynik i mogłam z nim dyskutować o przebiegu meczu jak nikt inny. Oczywiście pod warunkiem, że miałam dobry humor.
- Co się stało Bells? – zapytał zatroskany, bo nie zaczęłam narzekać na to co się dzieje ze sporem.
- Spotkałam kogoś, kogo nienawidzę. Choć nie powinnam. Widziałam kogoś, za kim tęsknię, ale tego nie chcę. Prawie widziałam się z osobą, której nie mogłabym spojrzeć w oczy. Co ja mam teraz robić...? – ostatnie słowa wypowiedziałam szeptem.
- Nienawidzisz, choć nie powinnaś? – zapytał sam siebie. Nie dziwił się nawet tym co powiedziałam. Zawsze tak rozmawialiśmy. Ja mówiłam mu o wszystkim, o czym mógł wiedzieć, a Charlie miał dla mnie zawsze cenną radę. Bo cóż mi z tego, że w moim umyśle byłam starsza nawet od Ara, Marka i Kajusza, skoro przez to, często umykały mi najprostsze rozwiązania?
- Pewnie on już to zauważył – kontynuował Charlie. Dlaczego on zawsze się domyślał o czym mówiłam? – Zaczekaj aż to on wykona pierwszy ruch. Tak będzie najlepiej. Co do tej osoby... Może zostaw sytuację tak jak jest...? Rozwiązanie z czasem przyjdzie samo. A jeśli chodzi o ostatnią osobę, to myślę, że powinnaś z nią porozmawiać. I to jak najszybciej. Później będzie ci tylko trudniej.
Pokręciłam głową, sądząc, że to wszystko jest zbyt proste. Nie chciałam tego rozwiązywać w ten sposób. Nie chciałam robić nic, a jednocześnie miałam ochotę pojechać teraz do Cullenów i opowiedzieć im o sobie, chciałam przytulić się do Esme, i przeprosić ją za to, że tak długo mnie nie było, a jednocześnie czułam, że powinnam stąd natychmiast wyjechać. Byłam pełna sprzeczności.
Tym razem pokiwałam głową w zamyśleniu i poszłam do siebie. Jutro czekał mnie ciężki dzień.

Rano znów było szaro za oknem. Mżyło, a ja jęknęłam w duchu naciągając kaptur na głowę. Dziś zaczynał się mój pierwszy dzień z nowym planem lekcji. Pierwszy dzień, spędzony w większości z Alice. Pierwszą lekcją była biologia. W klasie na szczęście były jeszcze wolne miejsca, więc nie musiałam dzielić ławki z wampirem. Niestety nie mogłam cieszyć się tym komfortem na wszystkich lekcjach. Razem z Alice musiałam siedzieć na WOSie, angielskim i hiszpańskim. Kiedy po raz pierwszy usiadłam z nią w jednej ławce, bardzo się zdziwiłam widząc jej oczy. Miodowe. A przecież jeszcze wczoraj wszyscy Cullenowie mieli oczy koloru topazu, co oznaczało, że Alice polowała. Ale czy tylko ona?
Wampirzyca zamarła na kilka sekund, ale gdybym nie wiedziała co to oznacza, po prostu zignorowałabym ją. Ale ja dobre wiedziałam co się dzieje. Al, miała wizję. Szybko sięgnęłam ku jej umysłowi. Z wizji dowiedziałam się, że będę się na nich gapić w czasie lunchu. I na Masena, kiedy będą z Alice grali w siatkówkę na WFie. Zdziwiłam się, widząc, że Masen jest dziś w szkole, ale z drugiej strony nie widziałam powodów, dla których miałby wyjeżdżać na tydzień na Alaskę. Nie miałam pojęcia dlaczego miałabym zwrócić na nich uwagę. Choć pomysł obserwowania ich w trakcie gry wydawał mi się interesujący. Próbowałam sobie wyobrazić nadludzko silne istoty, serwujące piłkę tak, żeby nie zniszczyć, ani jej, ani sali gimnastycznej. Uśmiechnęłam się do siebie w i nie myślałam już o żadnych wampirach aż do lunchu.
Weszłam do stołówki, kompletnie ignorując wszystkich, tak, jak to miałam w zwyczaju. Kupiłam sobie lunch i usiadłam przy stole, przy którym siedziałam wczoraj. I wtedy zaczęłam się po prostu na nich gapić. Nie dość, że każde z Cullenów miało tęczówki jaśniejsze niż wczoraj, to na dodatek jedli. Wampiry jadły obrzydliwe szkolne jedzenie. Jakby to robili zawsze. Z trudem powstrzymałam się od głośnego śmiechu. Byłam pewna, że na mojej twarzy widnieje głupkowaty uśmiech, ale nie oddawał on tego co czułam. W wewnątrz szaleńczo chichotałam, praktycznie tarzając się po podłodze. Wtedy usłyszałam jakiś głuchy dźwięk, jakby ktoś upuścił kamień na stół. Rozejrzałam się po sali, ale nikt poza mną nie zwrócił na to uwagi. W końcu odważyłam się spojrzeć w kierunku Cullenów. Ten widok zmroził mnie i nie byłam w stanie się poruszyć, zaszokowana tym, co widziałam. Jasper leżał na stoliku, a Alice pochylała się nad nim wystraszona. W końcu zdałam sobie sprawę z tego, że to przeze mnie, Jazz zasłabł. Znów. Kiedyś często doprowadzałam go do takiego stanu, bo zawsze wszystko silnie odczuwałam, przytłaczając go tym. To dlatego „słabł” i musiałam nauczyć się kontrolować moje emocje. W tym życiu nigdy tego nie robiłam i pewnie dlatego o tym zapomniałam. Zazgrzytałam zębami sfrustrowana i pozwoliłam, żeby zawładnęła mną adrenalina, chcąc, żeby to ożywiło Jaspera. Po chwili moich niemych wysiłków poruszył się, i w końcu usiadł z niewyraźną miną. Spuściłam oczy i czym prędzej wyszłam ze stołówki.
WF był jak zwykle nudny. Masen i Alice zachowywali się nawet w miarę normalnie, jakby wiedzieli, że poddaję analizie każdy ich ruch. Poniekąd pewnie wiedzieli, dzięki wizji Al.
Podobnie wyglądał cały mój tydzień. Z tym, że Cullenowie nie jedli już w czasie lunchu i obyło się bez incydentów z Jasperem. Coraz częściej pozwalałam sobie na krótką rozmowę z Alice i chyba powoli stawałyśmy się koleżankami.
Ale piątek był inny. W drodze na stołówkę zagadnęła mnie Al.
- Bello, zauważyłam, że siadasz sama – zaczęła.
O nie. Już wiedziałam do czego zmierzała.
- Więc może usiadłabyś dzisiaj z nami?
Uśmiechnęłam się uprzejmie.
- Um... Wiesz, nie chciałabym wam przeszkadzać. I pewnie czułabym się niekomfortowo w tak dużym gronie.
Alice pokiwała głową ze zrozumieniem, a potem uśmiechnęła się triumfalnie.
O nie, po raz drugi.
- To dziś przysiądę się do ciebie – powiedziała nadal się uśmiechając.
Westchnęłam w duchu, ale zgodziłam się na to. Ten lunch spędziłam dla odmiany rozmawiając i śmiejąc się. Było miło. Jak nigdy, byłam dziś w lepszym humorze. I to nie tylko dla tego, że w weekend wybierałam się do Jacoba, ale po prostu przyzwyczaiłam się do myśli, że będę żyć w pobliżu wampirów.


następny rozdział


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez dredzio dnia Pon 15:06, 14 Wrz 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Szara
Wilkołak



Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: że znowu!

PostWysłany: Śro 20:50, 01 Kwi 2009 Powrót do góry

Ostra jazda bez lukru - uprzedzam. Powiem Ci, ze dzisiaj nieco się zawiodłam. Nie bardzo, ale... Jakoś zabrakło mi czegoś, co było w poprzednich rozdziałach.
Być może jest to spowodowane moim potwornym zmęczeniem, ale mam wrażenie, że popędziłaś na łeb na szyję, ciężko momentami zrozumieć cały tok wydarzeń. Za szybko nieco. Nie zrozumiałam w ogóle motywu omdlenia Jazz'a, zgrzyt jeden wielki przy pierwszym czytaniu, pewnie jutro więcej do mnie dotrze. Coś było nie halo dzisiaj.

Cytat:
I pewnie czułabym się nie komfortowo w tak dużym gronie.

Tutaj albo dałabym "nie czułabym się komfortowo" albo "czułabym się mało komfortowo".

I w ogóle... Bez ikry dzisiaj.
Ale nadal uważam, że masz potencjał i jakiś magiczny pył drzemie w tym opowiadaniu. I masz dużo do napisania, ale błagam - nie tak chaotycznie. Wiem, że chciałabyś dać upust swoim pomysłom ale… Nawet najlepsza potrawa w zbyt dużych ilościach przestaje być zjadliwa. Ja nadal czekam na Twoje popisowe danie, tylko niech ono nie spada człowiekowi od razu na głowę.
To jest tylko i wyłącznie moje zdanie, pewnie jak jutro przeczytam ten part po raz kolejny to zrozumiem więcej - ale jak na pierwszy odbiór było ciężko.

A na koniec: nadal uwielbiam Twoje WPN i nie mogę się doczekać co będzie dalej. I w swojej skrajnie lova-lova naturze mam nadzieję, że w końcu się zejdą Kwadratowy
Życzę weny i czekam na następne rozdziały z utęsknieniem.

Trzymam kciuki
Sz.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Szara dnia Śro 20:54, 01 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
kasiek303
Wilkołak



Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 199
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: CK<3

PostWysłany: Śro 21:05, 01 Kwi 2009 Powrót do góry

Nie mogę... ten rozdział był dziwny. Bardzo. Ja dotąd nierozumiem dlaczego Bella tak nienawidzi Edwarda, no bo skoro sama piszesz, że on nie mógł pamiętać, bo nikt nie pamięta, to dlaczego ona ma akurat do niego wonty. No i nie wiem, może coś przegapiłam, ale ta akcja z Jasperem jest taka dziwna. Aha, jeszcze jedno. Jeśli Bella jest człowiekiem (bo nim jest skoro rośnie i dojrzewa) to czemu ma te zdolności i zmysły wyostrzone i wgl. To mi zgrzyta. Jak się czyta to w jednym momencie jest wampirem a w drugim jest człowiekiem. I tu się chwieje.
Opórcz tego rozdział fajny, mimo że odczuwam iż Bella będzie z Feliksem. A tego bym nie chciała bardzo. Wolę B&E, choć wiem, że moje zdanie niewiele się tu liczy.
Pozdrawiam.
kasiek.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Śro 21:18, 01 Kwi 2009 Powrót do góry

Uuuu!
CZyli nic nie wiadomo jak będzie. nic.
Wszystjo ukrywasz.
A piszesz niesamowicie.
Najlepiej. Poprostu super.
Cullenowie nie pamiętają, że kiedyś w ich życiu była Bella?

Pozdro i życze weny...

Zagubiona


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dredzio
Wilkołak



Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 21:23, 01 Kwi 2009 Powrót do góry

Poprawiłam ten fragment i mam nadzieję, że jest teraz bardziej zrozumiały. Kasiek303, wiem, że te jej moce gryzą się z jej człowieczeństwem, ale pomyślałam, że skoro Bella może się odradzać, to będzie mogła też kożystać ze swoich mocy. No i to nie było tak, że te moce przyszły do niej po prostu. Ona ćwiczyła przez te siedemnaście lat.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Czw 14:27, 02 Kwi 2009 Powrót do góry

Mi się podobało i nie miałam najmniejszych problemów ze zrozumieniem :P Akcja z Jazzem... Fajny pomysł :P Nigdy nie spotkałam się z taką myślą, że Bella na niego za mocno działa :P Notka mi się podobała, ale mam niedosyyt!! Chcę więcej!! Pisz szybko :)
Weny :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Czw 14:28, 02 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ania1513
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 14:26, 03 Kwi 2009 Powrót do góry

Za dużo się nie działo w tym rozdziale ale podoba mi się. :)
a Charlie jaki opanowany... i jak się martwi o Belle :)
Podoba mi się jak opisalaś dar Jaspera...a czy on nie mógłyby nauczyć Belle co oznaczają te wszystkie dymki? :) jak wreszcie się spotkają.
Zaczęła rozmawiać z Alice więc na razie wszysytko elegancko się układa. :) Weny! :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ania1513 dnia Pią 14:27, 03 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Agatek
Nowonarodzony



Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Busko Zdrój

PostWysłany: Pon 11:45, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

Musze przyznać, że w 100% rozumiem Bellę, to jak się czuła w stosunku do Edwarda, sama bym chyba czuła się podobnie, gdybym nią była... Obiecał, a przecież nie powinno się obiecywać czegoś, z czego się potem nie wywiązuje... Na pewno Bella jest rozgoryczona... I wcale jej się nie dziwie, przeżywać po raz trzeci to samo. Musi być to dość nużące... Na dodatek ona wszystko pamięta, o niczym nie zapomniała... Trafiłaś z jej uczuciami w sedno. To się ceni, a przynajmniej ja to doceniam.

Styl masz taki, że Twój FF wręcz połknęłam w całości i co jakiś czas czytam wszystko od początku. Bardzo mi się podoba, oryginalny pomysł, przynajmniej do tej pory. Choć mam nieodparte wrażenie, że w tym momencie oryginalność się kończy. Przepraszam, za to co piszę, naprawdę mi się podoba! Tylko tyle razy byłam już rozczarowana Fanfikami, że nawet nie mogę tego ogarnąć. Często coś zaczyna się obiecująco, a potem zaczyna się sielanka i dobrze nam znany ciąg dalszy, a potem koniec, który zawsze jest taki sam, tylko droga do niego jest nieco zmieniona. Chyba wiesz o co mi chodzi? W morzu Twilightowych FanFicków już chyba nic nie jest oryginalne, dlatego będę szczerze zdziwiona jeśli zdołasz wykrzesać z tego coś co mnie zaskoczy. Po prostu to graniczy wręcz z niemożliwością, było już absolutnie wszystko, jeśli nie w polskiej wersji językowej, to w angielskiej.

Pozostaje mi mieć nadzieje, że się mylę ;]

Co do samego FF, to tak jak mówiłam, jak na razie jestem nim wręcz oczarowana... Jeden z lepszych, jeśli nie najlepszy... I mówię to całkiem szczerze. To co od niedawna się pojawia w dziale FanFicków nie zasługuje nawet na miano opowiadania, wydaje mi się, że jest dodawane przez dziewczynki, które nie mają pojęcia o pisaniu... Mam tez wrażenie, że opowiadania które tu dodają niektórzy, to tyko po to, żeby zostawić po sobie jakiś ślad bytności, bez większego powodu. Po prostu piszą to, co akurat przyjdzie na myśl, przy czym zmieniając imiona, do głowy by nikomu nie przyszło, że ma to coś wspólnego z sagą. Przy Twoim FF natomiast, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Nie spieszysz się z akcją, i nie widziałam jak dotąd ani cienia tandety, które niestety widzę u większości ... Może wypowiadam się zbyt szybko, bo jakby nie patrzeć to dopiero początek, ale mam nadzieje, że przez mój komentarz spłynie na Ciebie nieograniczona ilość weny ;]

Gratuluje pomysłu i wykonania. Jestem w nim zakochana i mam nadzieje, że nie pozwolisz mi się odkochać ;]

Będę śledzić Twój FF niestrudzenie, nawet jeśli noga Ci się powinie. Tosz to sama przyjemność czytać opowiadanie kogoś o tak miłym dla oka, i jakby nie patrzył ucha, stylu pisania... Nawet jeśli opowiadanie okaże się takie samo jak wszystkie, to jednak będzie dało się je czytać, czego niestety nie można o wszystkich opowiadaniach napisać, bo nie dość, że czuć tandetą, to jeszcze styl taki, że pożal się Boże...

Życzę wiec mnóstwa pomysłów, zapierających dech w piersiach swoją oryginalnością ;] I naturalnie odwiedzin Pani Weny ;]

Pozdrawiam,
Agata.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
izka89
Człowiek



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 12:53, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

Ogólnie to FF jest świetny... ale coś w tej sytuacji mi nie odpowiada...
Nie wiem czy ktoś zrozumie moje rozumowanie ale przecież jak ona umierała i rodziła się na nowo i to czas i tak płynął jakby dalej... więc dla Cullenów czasy Forks powinny się już praktycznie skończyć i nawet tych samych rodziców nie powinna mieć itp...
No chyba że to był taki pomysł że wraz z jej śmiercią wszystko się kończy a z narodzinami świat na nowo się zaczyna...

Mam nadzieję że napisałam zrozumiale :P

i jeszcze co do tej tarczy... Właściwie miała ją dopiero jako wampir... więc w jaki sposób mogła ją w postaci człowieka tak opanować?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez izka89 dnia Pon 12:55, 06 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
dredzio
Wilkołak



Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 15:42, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

Miałam nadzieję, że zaznaczyłam to dostatecznie w prologu, ale... Bella nie rodzi się po swojej śmierci, a w czasie swoich narodzin. Hm. Chyba to dziwnie zabrzmiało... Kiedy umiera, to czas płynie dalej, aż do końca świata. Bella jest wtedy w "poczekalni", czyli tej pustce. Świat dobiega końca, a potem wszystko zaczyna się od początku. Mija kilka... dziesiąt wieków i Bella rodzi się w roku... Wybaczcie, ale nie mam pojęcia, w którym. Rodzi się w tym samym czasie, co za pierwszym razem. Czyli w tym samym miejscu i czasie co w książce.
Tarcza. W pierwotnej, beznadziejnej wersji, wszystko było tak kanoniczne, że aż przepisane z książki. W tej wersji odeszłam trochę od kanonu (no dobra, sporo ^^") i stwierdziłam, że skoro Bella może się tak odradzać, to może też mieć swoje super moce, ot co! :D Taka magia. Dałam mojej bohaterce kilka dodatkowych zdolności, żeby nie było nudno. Chyba to już gdzieś tłumaczyłam...
Mam nadzieję, że nie poplątałam z tym odradzaniem się i teraz wszystko jest jasne. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
illiss
Człowiek



Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 16:42, 06 Kwi 2009 Powrót do góry

A ja przepraszam bardzo wogóle nie rozumiem zachowania Belli i muszę podkreślić, że Twoje pomysły są dla mnie przez to jeszcze większą nie spodzianką.
Nio Bells ma przerąbane i nie samowicie nudno, cholerka przecież ja bym padłą gdyby mnie spotkało coś podobnego. A mam takie zapytanko :P jak już było to przepraszam, gdy Bells jest w tej "poczekalni" to czy ona jest w pełni świadoma swego stanu, czy dopiero zdaje sobie sprawę z tego co się z nią dzieje gdy się urodzi?

Sam pomysł jest niesamowicie intrygujący =]. Czekam na dlaszy rozwój sytuacji, dopiero wtedy pozwolę sobie wszystko skomentować. Póki co jestem, że tak powiem jak najbardziej na tak. Fajnie opisujesz te zaistniałe sytuacje.

Co do mocy ^^ będzie z nimi zabawnie, dobra, na razie pozdrawiam i życzę pomysłów. Czekam na kolejną część. Yo ho!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
pokerface
Nowonarodzony



Dołączył: 25 Mar 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:50, 08 Kwi 2009 Powrót do góry

znalazłam :D szkoda tylko, że muszę najpierw przezczytać przed świtem xD postaram się jak najszybciej, bo nie mogę się doczekać,żeby zacząć Twoje opowiadania:D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dredzio
Wilkołak



Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 12:48, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Po dłuższej przerwie wracam z nowym, dłuższym rozdziałem. Chciałabym zadedykować go ani1513. Za kolana Felixa, które umiesz dostrzec nawet tam, gdzie ja ich nie widzę i za Twoją miłość do Jacoba. Wiem jak bardzo go lubisz, dlatego Bella spędziła sobotę właśnie z nim.

Rozdział siódmy

Beta: Sunrisempire

Zgodnie z wizją Alice, stałyśmy się przyjaciółkami. W ciągu tego tygodnia zaczęłyśmy rozmawiać ze sobą coraz częściej. Zaczęło się od rzucania jakichś lakonicznych uwag dotyczących lekcji, potem pytałyśmy się jak nam minął poprzedni dzień, aż w końcu rozmawiałyśmy jak stare, dobre przyjaciółki. Bo przecież w końcu nimi byłyśmy... Dziś rzecz jasna Alice się do mnie przysiadła, ale nie to było najgorsze. Po WFie Masen odprowadził nas pod salę, w której miałyśmy następną lekcję. Idąc obok niego, czułam się bardzo źle i irytowały mnie sensacje w okolicy klatki piersiowej. Odczuwałam dziwny ból. Na początku myślałam, że zemdleję. Ale kiedy weszłam do umysłu Alice i skorzystałam z jej słuchu okazało się, że z moim sercem wszystko w porządku. Może tylko biło trochę za wolno...? Przez to, do końca dnia nie byłam sobą. Charlie to zauważył i pokiwał tylko do siebie głową. Nie próbował mnie pocieszyć, bo wiedział, że już jutro zrobi to Jacob. Tu, w Forks, Jake był moim lekarstwem na wszystko.

- Ziemia do Belli! Ziemia do Belli! – dobiegł mnie stłumiony głos przyjaciela.
Byliśmy w ciepłym salonie Blacków, na dworze wiał silny, zimny wiatr. Od jakiegoś czasu po prostu gadaliśmy siedząc na kanapie. Wcześniej chcieliśmy wybrać się na plażę, ale było na to za zimno.
- Banda kosmicznych krwiopijców na trzeciej! – kontynuował, przysłaniając sobie usta ręką i w ten sposób udając, że jego głos wydobywa się z radia.
W odpowiedzi przybrałam skupiony wyraz twarzy, udając, że steruję wyimaginowanym pojazdem, a po kilku chwilach oświadczyłam triumfalnie:
- Sytuacja opanowana! Wredne pijawki unicestwione.
Zaśmialiśmy się oboje, ale wyraźnie bez humoru. Bardzo często żartowaliśmy w ten sposób. Jake westchnął.
- Tęsknisz za Phoenix, prawda? – zapytał zmartwiony.
Również westchnęłam i wzruszyłam ramionami.
- Bardzo – nie było sensu kłamać. Tęskniłam za słońcem, które w moim dawnym, wampirzym życiu widywałam bardzo rzadko. Teraz mogłam siedzieć na słońcu bardzo długo, i ceniłam to sobie, ale w Forks go nie było. Brakowało mi moich wampirów z Volterry i ciągłego przeziębienia, spowodowanego przesiadywaniem na kolanach u Felixa. Chciałam, żeby moje życie było znów proste i nieskomplikowane. Nie mogłam już wytrzymać tego, że muszę się ukrywać przed Cullenami. Chciałam...
- Chodź tu, Bello – powiedział Jake wyciągając ramiona. Przytuliłam się do niego wzdychając ciężko. – Co tym razem? – zapytał mnie cicho.
- Słońce - mruknęłam w odpowiedzi.
- A kto mówił, że jestem jego prywatnym słońcem...?
- No dobra – powiedziałam, uśmiechając się lekko. – Jest taki jeden... chłopak.
A może powinnam postawić sprawę jasno i od razu powiedzieć „wampir”...?
Czułam, że Jacob pokręcił głową.
- No to w czym problem? – zapytał, a w jego głosie dało się wyczuć irytację i zdziwienie. Przecież zwykle nie wspominam mu o takich błahostkach.
- Kiedy ja go nie mogę znieść... – jęknęłam, odsuwając się od przyjaciela i patrząc mu w oczy.
Jacob przewrócił oczami, chichocząc.
- Bello, nie poznaję cię. Gadasz jak jakaś nastolatka z problemami miłosnymi.
- Problemy miłosne – prychnęłam. – I kto tu teraz gada jak nastolatek?
- Chodzi mi o to, że zawsze nie mogłem za tobą nadążyć... Zawsze prawiłaś mi długie kazania, nie umywające się do tych, które słyszałem od Billego. Zawsze wiedziałaś co zrobić, nawet w sytuacjach wprost beznadziejnych, a teraz...
- Rozumiem o co ci chodzi – przerwałam mu. – Masz rację. Z roku na rok dziecinnieję.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i więcej nie poruszaliśmy tego tematu. Jake przez przypadek uświadomił mi co tak naprawdę się ze mną działo. Ale nie chciałam, żeby tak było. Odrzuciłam tą myśl od siebie.

W poniedziałek w szkole było... dziwnie. Za każdym razem, kiedy widziałam Masena czułam irracjonalne zdenerwowanie. Ale po rozmowie z Jacobem postanowiłam nie przejmować się tym. Przyłapałam się na tym, że coraz częściej myślałam o Masenie. Nie zwykłam zwracać się do ludzi po nazwisku, ale skoro było mi trudno wymówić jego imię nawet w myślach, postanowiłam nadać mu jakieś przezwisko. Długo zastanawiałam się nad tym, z czym mam je skojarzyć. Aż nagle mnie olśniło. Masen dostał swoje imię po ojcu, więc był Ed... Juniorem. E. J., nawet nie było to przezwisko. Uśmiechnęłam się do siebie, zastanawiając się, jak Masen na to zareaguje.
Dziś, E. J. odprowadził mnie i Alice nie tylko po lekcji WFu, ale też towarzyszył nam przed tą lekcją, w drodze na salę gimnastyczną. Właśnie wtedy to się stało. Alice miała dziwny, odległy wyraz twarzy. Zwykle nie była taka zamyślona, więc zaniepokojona weszłam do jej umysłu.
Dobrze, że chociaż wszyscy zostaniemy przyjaciółmi... Edward nie zniósłby tego, gdyby Bella go odrzuciła. Przynajmniej nie będzie tak cierpiał. Tak bardzo ją kocha...
Zaszokowana cofnęłam nitki i z wrażenia aż zamarłam w miejscu...
E. J.,
mnie...
Nie!
- Bello, czy wszystko w porządku? – zapytała zaniepokojona Alice.
- Ee... Tak. Wydaje mi się, że zostawiłam podręcznik w klasie.
Odwróciłam się szybko w kierunku, z którego właśnie przyszłyśmy, udając, że mam zamiar wrócić się do klasy.
- Och, jestem pewna, że go zabrałaś.
Spojrzałam na nią z trochę nieobecnym wyrazem na twarzy.
- Jesteś pewna? – zapytałam mając na myśli zupełnie coś innego.
- Tak, możesz przecież sprawdzić, czy jest w torbie.
Jego uczucia miałyby być w mojej torbie, dlaczego...? Byłam tak zaszokowana tym co usłyszałam, że nie myślałam i zachowywałam się racjonalnie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Alice mówiła cały czas o książce... Powoli otworzyłam torbę i znalazłam podręcznik, o którym była mowa.
- No tak. Zapomniałam – mruknęłam do siebie, idąc jak zwykle obok Alice. Ja po jej prawej stronie, a E. J. po jej lewej.
Przez całą lekcję wpatrywałam się tępo w moje dłonie. Dlaczego musiałam dowiedzieć się o tym właśnie teraz...? Kiedy już powoli zaczynałam akceptować to, że E. J. tu jest...? Że ja tu jestem. Właśnie teraz, kiedy zaczynałam się z nim zaprzyjaźniać...? A gdyby to po prostu zignorować...? Udawać, że nic się nie stało, i zaakceptować go jako przyjaciela? Zwykłego, takiego jak Alice. Wtedy pewnie zaprzyjaźnię się z resztą Cullenów. Mogłabym...
Stop!
Jeśli o czymś zdecyduję, Al dowie się o wszystkim. Bo gdybym zdecydowała się powiedzieć, im, że wiem... Nie. Tego nigdy nie zrobię. Nie będzie wiedziała o tym Alice, ani nikt inny.

Do końca tygodnia E. J. Kręcił się przy nas coraz częściej, w środę usiadł nawet z nami w czasie lunchu. Zachowywałam się przy nim coraz swobodniej, i nie myślałam o tym, o czym dowiedziałam się w poniedziałek. Po wspólnie spędzonym tygodniu, zachowywaliśmy się już niemal jak przyjaciele.
- Bello, może wpadniesz do nas w sobotę? – zaproponowała Alice.
Był piątek, właśnie skończyliśmy lekcje i w trójkę szliśmy w stronę parkingu. Przebiegły uśmieszek widniejący na twarzy Al dał mi do myślenia, więc chciałam się dowiedzieć co dla mnie zaplanowała. Ale jak na złość nie myślała właśnie o tym, tylko przypomniała sobie wizję, w której zadowolona wychodzę z ich domu, mówiąc jak dobrze się bawiłam.
Więc westchnęłam tylko cicho i zgodziłam się, a uradowana Alice uściskała mnie uśmiechając się szeroko.
Wróciłam do domu i zabrałam się za przygotowywanie posiłku. Dziś miałam ochotę na kurczaka. Kiedy Charlie wrócił do domu, zauważyłam, że ucieszył się z wybranej przeze mnie potrawy. Po posiłku, powiedziałam mu, że jutro wybieram się do koleżanki. Charlie słysząc to uniósł brwi. Była to jak najbardziej właściwa reakcja. Nigdy w życiu nie miałam przyjaciół, koleżanek, kolegów czy nawet znajomych. Nigdy nie odzywałam się do nikogo poza rodziną i nauczycielami.
- Koleżanki? – upewnił się.
Przytaknęłam nieśmiało.
- Niech zgadnę... Czy to nie jedno z dzieci doktora Cullena?
Słysząc to, uśmiechnęłam się. Czy to naprawdę było aż tak oczywiste? Było. W końcu dziwacy trzymają się razem.
- Skoro tak, to życzę miłej zabawy – powiedział Charlie i zabrał się za zmywanie. Układ w kuchni był taki: ja gotuję, on zmywa; on gotuje, ja zmywam.
Poszłam do swojego pokoju i w ubraniu położyłam się na łóżku.
Nie wiedziałam, czy mogłam tak po prostu się z nimi zaprzyjaźnić. Z jakiegoś dziwnego powodu nie wyobrażałam sobie takiego życia. Nie wyobrażałam też sobie życia bez nich. Wszystko stawało się coraz bardziej skomplikowane, a ja nie miałam pojęcia, co robić. Pozwolić, żeby wszystko ułożyło się samo? Czy to było rozwiązanie...? Wiedziałam, że gdybym im powiedziała, musiałabym opowiedzieć im o wszystkim. Także o Volturi. A dla Cullenów przyjaciel ich wroga, również byłby wrogiem. Jednak jeśli im nie powiem, zawsze będziemy mieli przed sobą tajemnice. Z westchnieniem poszłam do łazienki, przygotować się do snu. W łóżku przemyślałam to wszystko jeszcze raz, ale nie doszłam do nowych wniosków. Irytowało mnie to, że pomimo mojego wieku wcale nie byłam mądrzejsza. Przemądrzała, to słowo pasuje. Ale nie umiałam poradzić sobie ze zwykłymi problemami nastolatki.
Kocha, czy nie kocha...?
Ale ja nie chciałam żeby mnie kochał.

Zasnęłam gdzieś koło trzeciej, czyli tak jak zwykle. Obudziwszy się, z jękiem przypomniałam sobie, że dziś miałam odwiedzić złotookich. Wiedziałam, że Cullenowie nie mają wobec mnie złych zamiarów, ale nie byłam pewna co do Rosalie, przecież teraz to ja byłam w centrum zainteresowania, a nie ona. To sprawiało, że Rose z pewnością nie będzie moją najlepszą przyjaciółką. Zastanawiałam się nad wymówieniem z wizyty, ale miałam tą świadomość, że prędzej, czy później i tak będę musiała odwiedzić tutejsze wampiry. Z westchnieniem wyszłam z domu, pocieszając się myślą, że nie będzie tak źle. W końcu tak wynikało z wizji Alice.
Jechałam szybko, bo nie musiałam zwalniać, żeby odnaleźć ścieżkę prowadzącą do domu Cullenów. Dojechawszy na miejsce wysiadłam z auta rzucając gniewne spojrzenie na posiadłość tutejszych wampirów. Zastanawiałam się na początku, czy nie mogłabym iść trochę wolniej, żeby odciągać chwilę spotkania jak najdłużej. W końcu stwierdziłam, że nie będę się wygłupiać przed wszystko słyszącymi gospodarzami i zdecydowanym krokiem wkroczyłam na werandę. Stanąwszy przed drzwiami energicznie zapukałam. Od razu otworzyła mi uśmiechnięta Alice.
- Bella! – wykrzyknęła, jakby spodziewała się kogoś innego.
Z uśmiechem wywróciłam oczami, podążając do salonu za Al.
- Może coś do picia? – zaproponowała, kierując się do kuchni.
- Nie, dziękuję.
Byłam pewna, że gdybym się na coś zdecydowała, Alice także wzięłaby coś do picia. A nie chciało mi się powstrzymywać śmiechu na widok pijącego wampira. Moja przyjaciółka zatrzymała się i odwróciła w moją stronę. Widocznie usłyszała, że zatrzymałam się i pewnie zastanawiała się dlaczego. Stałam pośrodku salonu, tęsknie wpatrując się w pianino. Kochałam na nim grać.
- Grasz? – zapytała z uśmiechem.
Wzruszyłam ramionami odwracając się w jej kierunku.
- Trochę – przyznałam. Chwalenie się nie było w moim stylu.
- To może… - zapytała z nadzieją w głosie, ale przerwałam jej kręcąc głową.
- Innym razem.
- No dobrze… -westchnęła Alice. – Chodźmy do mojego pokoju – zaproponowała z uśmiechem.
Przytaknęłam i poszłam za nią na górę.
Przez kilka godzin po prostu gadałyśmy, a Alcie przy okazji pochwaliła się swoją garderobą. W końcu wszedł Jasper, bo był to w końcu pokój jego i Alice.
- Zamierzacie tak gadać o głupotach cały dzień? – zapytał unosząc brew.
- Ubrania to wcale nie głupoty – zaperzyła się Al. – Czyżbyś miał lepszy pomysł na dobrą zabawę?
Jazz z uśmiechem podszedł do komody i wyciągnął pudełko szachów. Mojej uwadze nie uszło to, że trzymał się przy tym z dala ode mnie.
- Co powiecie na małą partię szachów?
- Jestem za – powiedziałam schodząc z łóżka, na którym do tej pory siedziałam. W szachy zawsze graliśmy na podłodze.
- Mogę pierwsza zagrać z Jasperem? – zapytałam Alice, bo już nie mogłam się tego doczekać. Od dawna nie miałam okazji wysilić mózgu. No i chciałam też sprawdzić się w grze z Cullenami. Z niewiadomych powodów Volturi zawsze dawali mi fory.
Oba wampiry przytaknęły i zabraliśmy się do ustawiania bierek na planszy. Z pewnym siebie uśmiechem mój przeciwnik odwrócił planszę tak, że to ja byłam białymi. Cały czas maskowałam przed nim moje uczucia, oprócz jednego – spokoju. Dla Jazz’a, wyglądałam jak spowita białym dymem.
Gra była niezwykle wyrównana, a ja nie uciekałam się do oszustwa. Dlatego oboje musieliśmy przemyśleć każdy nasz ruch, jednak po półtorej godziny to ja triumfalnie mogłam oświadczyć:
- Szach i mat.
Jasper westchnął cicho, z niedowierzaniem kręcąc głową.
- Gdzieś ty się nauczyła tak grać? – zapytał nadal będąc pod wrażeniem moich umiejętności.
Wzruszyłam ramionami, bo nie miałam zamiaru mówić mu, że to efekt wielu nocy spędzonych z zaprzyjaźnionymi wampirami.
- Może miałabyś ochotę na jeszcze jedną partię – zapytał Jasper z nadzieją.
- Przykro mi – odpowiedziałam. – Ale tak właściwie to powinnam już się zbierać.
- To może wpadniesz jutro? – zapytała Alice.
- Zobaczymy – powiedziałam wstając.
Al również wstała i odprowadziła mnie na dół. Okazało się, że w salonie są E. J. i Emmett, oglądali rzecz jasna sport. Idąc do wyjścia zauważyłam, że to rozgrywki koszykówki.
- Alice, jaki będzie wynik? – zapytał Em.
Zapytana wampirzyca prychnęła tylko.
- Przecież wiesz, że nie mam pojęcia.
- A jak przewidujesz?
- Nie przewiduję – odburknęła, na co E. J. uśmiechną się krzywo do siebie.
- Sto trzydzieści do stu jeden – powiedziałam niespodziewanie.
No pięknie. Znowu wyszło na to, że się wymądrzam.
- Skąd wiesz? – zainteresował się E. J.
- Przewiduję – odpowiedziałam wywracając oczami.
E. J. i Emmett wzruszyli tylko ramionami, znów wracając do meczu.
Zrobiłam na złość Alice i nie pożegnałam się z nią, tak jak to przewidziała. Uśmiechając się do siebie, wróciłam do domu.
Charlie powitał mnie, od razu zadając masę pytań dotyczących tego, jak mi miną dzień. Opowiedziałam mu o wszystkim i zabrałam się za przygotowanie obiadu.
Spotkanie ze złotookimi okazało się nie takie złe, jak na początku przewidywałam, bo na szczęście Rosalie się nie pokazała, tak więc obyło się bez rozlania krwi.

W niedzielę postanowiłam trochę poczytać i nie chciało mi się znów jechać do Cullenów, więc prawie cały dzień spędziłam w pokoju. Następne tygodnie wyglądały podobnie, o ile nie tak samo. Na stołówce nie siadaliśmy już w trójkę, a w szóstkę. Rose ograniczała się, do rzucania mi niechętnych spojrzeń więc czułam się w miarę swobodnie w ich towarzystwie. Weekendy spędzaliśmy zazwyczaj razem, chyba, że była wyjątkowo ładna pogoda, a Cullenowie unikali wtedy słońca i ludzi. Zdążyłam się z nimi zżyć i zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy by nie uchylić rąbka tajemnicy.
Była kolejna pochmurna niedziela i zapowiadało się na to, że będzie padać cały dzień. Wychodziłam właśnie z domu, kiedy odezwała się moja komórka. Dzwoniła Alice, przepraszając mnie, odwołała wizytę, a ja nie miałam pojęcia dlaczego tak się stało. Przecież dziś miała być okropna pogoda. Czyżby Cullenowie musieli się już wybrać na polowanie? Z westchnieniem zdjęłam kurtkę i buty. Poszłam do salonu, bo nie miałam pojęcia co ze sobą począć. Jednak nie byłam w nastroju na oglądanie telewizji z Charliem i poszłam do swojego pokoju. Tam zamartwiałam się aż do wieczoru. Wtedy właśnie to usłyszałam.
Ciche pukanie w szybę. Na początku pomyślałam, że to drzewo, które było za oknem. Ale szybko zdałam sobie sprawę z tego, że to nie możliwe. Drzewo było przecież za daleko. Czym prędzej wyszłam z pokoju, bo nie miałam ochoty przekonać się, co pukało w moje okno.
Po kilku głupich filmach, długiej rozmowie z Charliem i kolacji w końcu byłam zmuszona do wejścia do pokoju. Nie wiedziałam dlaczego tak się tym denerwowałam, przecież jedyne wampiry w okolicy nie miały powody, żeby składać mi wizytę. Przyjaciele z Volterry uprzedziliby mnie, a Jake jeszcze przed przemianą nie miał w zwyczaju zakradać się do mnie przez okno. Uspokoiwszy się trochę weszłam do pokoju.
Jaka ja byłam naiwna – miałam ochotę krzyknąć. Ale było na to już za późno.
W moim pokoju był gość. Czekał na mnie.
Cicho zamknęłam za sobą drzwi i podniosłam wzrok na mojego uśmiechającego się gościa.
- Witaj Jamesie – szepnęłam, a za oknem rozbłysł piorun, oświetlając go lepiej.
Wampir przyglądał mi się z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Byłam pewna, że zastanawiał się skąd znam jego imię. Powoli wstał z biurka, na którym siedział i podszedł do mnie. Nadal stałam tuż przy drzwiach.
- Czy wiesz kim jestem? – zapytał.
Przytaknęłam głową, bo gardło miałam ściśnięte ze strachu.
- Czyli wiesz także po co tu jestem – szepnął uśmiechając się w przerażający sposób.
- Nie! – udało mi się wykrztusić. Odchrząknęłam i spróbowałam znowu. – Nie możesz tego zrobić! Cullenowie będą cię chcieli za to zabić! Volturi są moimi przyjaciółmi, zabiją cię za to! – szeptałam gorączkowo, mając nadzieję, że te informacje go zniechęcą, że nie zabije mnie. Jednak wampir zaśmiał się tylko.
- Widzę, że sporo o nas wiesz. To będzie bardzo ciekawe uciekać przed Volturi – szepnął mi do ucha, bo nie wierzył mi.
Chciałam mu pokazać moje wspomnienia. Udowodnić Jamesowi, że nie kłamię, a zabijanie mnie, to nienajlepszy pomysł.
Ale nie zdążyłam.
Znów umarłam, a na dodatek tak jak wcześniej. Zabita przez wampira, choć mogłam tego uniknąć. Zginęłam przez swoją ignorancję, bo wiedziałam, kiedy James, Victoria i Laurent przybędą. Mogłam tego uniknąć.


następny rozdział


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez dredzio dnia Pon 15:08, 14 Wrz 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Czw 12:58, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Potwornie mi się podoba Twoje ff. Jest genialne! Taka Bella jest niesamowita. Tylko szkoda, że umarła. :( Pomimo wszystko, jestem baaardzo ciekawa co będzie dalej. Czy to już koniec? Czy ona dalej będzie żyła...? Czy w następnym życiu pozna Cullenów... Tyle pytań bez odpowiedzi, przez co jeszcze bardziej chcę przeczytać kolejny rozdział. Piszesz bardzo ciekawie, Twoje teksty porywają i robią tak, że chce się ich więcej i więcej. Pozdrawiam i życzę weny!
kasiek303
Wilkołak



Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 199
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: CK<3

PostWysłany: Czw 13:05, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

I znowu od nowa.
Ile ona już razy umierała?
Niech ona wreszcie powie Cullenom, bo to zaczęło się robić niezwykle irytujące.
Wyłapałam kilka błędów interpunkcyjnych, np. tu:

dredzio napisał:


- No dobra – powiedziałam uśmiechając się lekko. – Jest taki jeden... chłopak.


Po 'powiedziałam powinien być przecinek.
Jest jeszcze kilka, oprócz tego, ale nie rzucają się bardzo w oczy. Tylko ja mam manię prześladowczą.

Nie mogę uwierzyć, że to powiem, ale niech wam będzie. Tutaj pasuje, a tak mi się przynajmniej wydaje, związek E&B. W wielu FF nie pasuje, ale u Ciebie jak najbardziej. Takie udowodnienie, że to była jednak wielka miłość. Ale to tylko moje urojenia. Tylko, jeżeli będziesz zamierzała to opisać, to byłagam, tak z jajami (w wolnym tłumaczeniu: z sensem :P )

Kolejna sprawa. To, że James tak przyszedł po porstu do Belli, jest trochę nierealne. No, dobra miała dziewczyna pecha, ale (Bosh!) bez przesady. Rozdział był przydługawy i musiałaś go szybko skończyć, ale no nie wiem. Przecież jakby planował ją zabić toby go Alice zobaczyła.

Proszę, błagam na kolana nie swataj jej z Feliksem. O nie!

Pozdrawiam.
k,


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin