FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Chłód istnienia [Z] Informacja w środku. Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Pią 16:35, 25 Cze 2010 Powrót do góry

No, więc jestem. Nie ma to jak lekka sugestia, że o czymś zapomniałam. Ale uwielbiam te twoje narzekanie.Wink

Jak zwykle namieszałaś totalnie. Siostra nie jest siostrą jednak. Trochę nam rozjaśniłaś w głowach, ale musiałaś ten element zaskoczenia też wstawić. No to jak nie są prawdziwym rodzeństwem to, kim ona w końcu jest? Wszystkie moje teorie się nie sprawdzają, tyle główkowania na nic. Czekałam tyle to i poczekam jeszcze, w końcu nam wyjawisz prawdę.

Vual, no jest zły, jest postacią negatywną, ale ja przez ciebie go lubię. Trzeba mi nie było podsuwać, kogo sobie wyobrażałaś jak o nim pisałaś, bo teraz szukam w nim dobrych cech i go sobie usprawiedliwiam na wszystkie sposoby.
Sama na początku pisałaś, że jej wpadł w oko, że chyba się w nim zakochuje, więc nie całkiem odebrałam to jako gwałt. Na pewno nim był, bo w pierwszej chwili też tak to odebrałam i pomyślałam – jaki cham - ale widzisz po jakimś czasie wydaje mi się, że nie tak do końca on ją zmuszał. On też chciała być tą wielką w przyszłości, zostać kimś ważnym. Co prawda nikt jej nie powiedział do końca prawdy. Ukryli przed nią to, co najważniejsze, zamydlili jej trochę oczy aby zgodziła się na wszystko. Tak po prawdzie to wina ich wszystkich, że stała się taka a nie inna.
Była młodziutka i naiwna, a oni złożyli na jej barkach tak wielką odpowiedzialność. Poddali rytuałowi, który miał znaczenie dla nich wszystkich, dla ich przyszłości. Skutki tego odczuwalne jeszcze po tylu latach. Nienawiść matki do własnego dziecka.
Może gdyby ją przygotowali bardziej na to, co miało ją spotkać, wyjawili więcej szczegółów całkiem inaczej by się wszystko potoczyło.
Z jednej strony rozumiem Christe, bo poczuła się oszukana, upokorzona, zhańbiona, ale mimo wszystko myślałam, że jak zobaczy maleństwo to jej po jakimś czasie przejdzie i pokocha synka. Dobrze, że Vanja się nim zajęła, choć wzbudziło to w niej jeszcze większą nienawiść do Christy.
Vanja jest także naznaczona, czyli też kiedyś przeżyła rytuał? Czy też była ofiarą Vuala?
Jak wspomniałaś, Christa była wybranką, która dała mu syna czy Vanja przez to była tak zazdrosna o nią? Czy ona nie mogła mu dać potomka, czy jej celem jest całkiem, co innego? Ma zamknąć cykl, ale jaki i dlaczego, no i znowu tu jest dylemat, kim ona jest. Bez tego ani rusz.

Sam rytuał opisałaś po mistrzowsku, te wszystkie inkantacje, runy, karmienie medalionu krwią, no ….
I co mnie jeszcze intryguje, po co im krew Christy, do czego ma się przydać. No i medalion, obudziłaś do życia bestię, pewnie zrobisz z niego jakąś straszną broń, dzięki której będą tak potężni.

Ciekawie zapowiada się też przyszłość twoich (chciałam napisać wampirzyc) no kobiet. Zemsta Vanji będzie pewnie okrutna, jeżeli do niej dojdzie. Czy nastąpi to po uśmierceniu Volturi? Zapewne najpoważniejszym celem będzie walka z wrogiem, ale potem jak wypełnią swoje cele może dojść do takiej sytuacji. Jak się na to wszystko zaopatruje Mikkel czy wybaczy kiedykolwiek Chriście, że go odrzuciła? Po czyjej stronie stanie w takim przypadku.I czy w ogóle Mikki to przetrwa? Jak widać stoi przed nim wielkie zadanie ale czy dane będzie mu przeżyć?

Podsumowując to był chyba najlepszy rozdział, jaki do tej pory napisałaś. Poznaliśmy dobrze twoich bohaterów, przynajmniej ja nie mam już problemów z ich odróżnieniem. Przepłynęłaś przez całkiem ładny okres czasu aby przybliżyć nam ich losy, charaktery, powiązania, uczucia, te dobre i te złe.
Teraz bardzo mnie ciekawi jak się dalej akcja potoczy, jak powiążesz ich z Cullenami, jaki los ich czeka. Czy będzie szczęśliwe zakończenie, czy trupy będą się gęsto słać?
Nie każ nam zbyt długo czkać, ja ci zresztą i tak będę truć codziennie jjc.

Na początku jak zaczęłam pisać to coś jeszcze mi chodziło po głowie i co innego miałam napisać, ale gdzieś po drodze myśli mi poszły całkiem w inną stronę. Jak sobie uświadomię co chciałam napisać to jeszcze dopisze później, bo tak to jest jak się kogoś pogania.Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
migdałowa
Wilkołak



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 35 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pią 20:20, 25 Cze 2010 Powrót do góry

W związku z tym, że pojawiło się sporo komentarzy, zaczęłam pracować nad pytaniami - takim małym FAQ. Koło poniedziałku powinien pojawić się link do strony, gdzie wszystko się ukaże.
Razem ze sylwetkami wampirów i opisami.
Mam do WAS gorącą PROŚBĘ. Napiszcie mi w PW lub GG wszelkie kwestie sporne dla Was i to, o czym chcielibyście wiedzieć.
Planuję na stronie zrobić syntezę całego opowiadania, ale czy mi się uda - wyjdzie w praniu.
Pozdrawiam Was gorąco i dziękuję za komentarze, opinie i miłe słowa. One czasami podnoszą moją wenę z samego dna, z czeluści błota.

Wasza migdałowa. Wink

PS. Rozdział kolejny, ostatni przed wakacjami, w przyszłym tygodniu. Śledźcie i bądźcie na bieżąco.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Pią 20:40, 25 Cze 2010 Powrót do góry

Viviaan napisał:
Sama na początku pisałaś, że jej wpadł w oko, że chyba się w nim zakochuje, więc nie całkiem odebrałam to jako gwałt. Na pewno nim był, bo w pierwszej chwili też tak to odebrałam i pomyślałam – jaki cham - ale widzisz po jakimś czasie wydaje mi się, że nie tak do końca on ją zmuszał. On też chciała być tą wielką w przyszłości, zostać kimś ważnym. Co prawda nikt jej nie powiedział do końca prawdy. Ukryli przed nią to, co najważniejsze, zamydlili jej trochę oczy aby zgodziła się na wszystko. Tak po prawdzie to wina ich wszystkich, że stała się taka a nie inna.
Była młodziutka i naiwna, a oni złożyli na jej barkach tak wielką odpowiedzialność. Poddali rytuałowi, który miał znaczenie dla nich wszystkich, dla ich przyszłości. Skutki tego odczuwalne jeszcze po tylu latach. Nienawiść matki do własnego dziecka.
Może gdyby ją przygotowali bardziej na to, co miało ją spotkać, wyjawili więcej szczegółów całkiem inaczej by się wszystko potoczyło.
Z jednej strony rozumiem Christe, bo poczuła się oszukana, upokorzona, zhańbiona, ale mimo wszystko myślałam, że jak zobaczy maleństwo to jej po jakimś czasie przejdzie i pokocha synka. Dobrze, że Vanja się nim zajęła, choć wzbudziło to w niej jeszcze większą nienawiść do Christy.

Przeczytałam komentarz Viviaan i w pełni się z nim zgadzam. W zasadzie wszyscy są trochę winni, że Christa stała się zamkniętą w sobie, nie zdolną do uczuć kobietą. Nawet Tajrej. Nie wierzę, że to piszę, ale chyba tak jest. Odszedł, by nie widzieć jej przemiany, ale w tym niczym jej nie pomógł, a poczuła się przeraźliwie samotna, zbrukana, oszukana.
Była za młoda, by wszystko zrozumieć i zupełnie nie przygotowana do takiego naznaczenia.
Ale Viviaan uświadomiła mi jeszcze jedną ważną rzecz. To również po części "wina" Christy, przecież podobał jej się pomysł bycia w przyszłości silną, wielką królową. Napisałam wina w cudzysłowie, bo przecież, której z nas nie spodobałaby się taka wizja jej przyszłości. Ale fakt, że zapłaci za to dość wysoką cenę, niestety nikt jej już nie uświadomił.
Nawet mój ulubiony Tajrej
migdałowa napisał:

PS. Rozdział kolejny, ostatni przed wakacjami, w przyszłym tygodniu. Śledźcie i bądźcie na bieżąco.

Jak to ostatni przed wakacjami? A w wakacje nie będziesz pisać???


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
migdałowa
Wilkołak



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 35 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 14:03, 30 Cze 2010 Powrót do góry

FAQ GOTOWE w 3/4 Laughing
Niedługo zaktualizuję je o sylwetki bohaterów, bo dzisiaj chciałabym popracować jeszcze nad siódmym. Ale na dniach się one pojawią. Obiecuję.
Zgodnie z zapisem na blogu, wszystko będzie uzupełniane na bieżąco, więc śmiało pytajcie. Very Happy

[link widoczny dla zalogowanych]

Odpowiadając na pytanie BajaBelli - nie będzie mnie w lipcu. Muszę sobie odpocząć od Worda i kilka spraw przemyśleć, jeżeli chodzi o ,,Chłód...''. Być może wezmę pendrive z plikiem i coś napisze, ale raczej zapowiada się, że nie będę mieć czasu. Wink

W sierpniu powrócę, mam nadzieje pozytywnie naładowana i chętna do pisania! I stęskniona za Wami, Kochani! Laughing Twisted Evil
Przesyłam buziaki,
migdałowa.

PS. Reklamacje przyjmuję do końca tego tygodnia. Cool

_

Ogłoszenie ogłoszeniem – tak jak obiecałam, siódmy rozdział.
Zbetowała go, w ekstremalnie szybkim tempie, moja kochana beta Viviaan. Brawa dla niej! I to jej dedykuję.
Zbliżyliśmy się do walki – o której przeczytacie jak wrócę. Teraz macie coś ciekawego, zbliżenie na relacje między wampirkami w teraźniejszości.
Nie przedłużam i zapraszam.
Życzę WAM miłych wakacji i urlopów.
m.
_

Rozdział VII - Najgroźniejsi wrogowie, z którymi musimy walczyć są w nas.*

Norwegia, czasy teraźniejsze, 11 dni wcześniej


Minęła doba odkąd Mikkel został naznaczony rytuałem, a wciąż pogrążony był w letargu. Tajrei, co jakiś czas sprawdzał, czy jest poprawa. I każdorazowo z przykrością stwierdzał, że nie.
Christa stawała się coraz bardziej zdenerwowana, bała się o syna. O nowo odzyskanego syna po tak długim czasie. Tak dużo dni zmarnowała, tyle popełniła błędów, a wiele z nich było nie do zmazania, nie do zadośćuczynienia.
Westchnęła, a myśli ogarnęły obrazki z przeszłości. Tuż po rytuale z Vualem była rozgoryczoną młodą dziewczyną ze zranionym sercem, ciałem i duszą. Uważała, że pozbawili ją najlepszych lat życia, każąc być matką. Przecież miała siedemnaście lat, głowę pełną marzeń i w środku pragnęła wielkiej, niezapomnianej miłości. A zamiast niej dostała gorzką lekcję od losu. I dlatego stwierdziła, że już nie będzie zabawką.
Sama o sobie zadecyduje. I ze zdziwieniem zauważyła, że po obrzędzie czuje się silniejsza psychicznie i na wierzch wyszły te cechy charakteru, o których wcześniej nie zdawała sobie za bardzo sprawy.
Christa spojrzała na leżącego w salonie Mikkela. Niby wszystko było w porządku. Ale nie było.
- Tai, nie podoba mi się cała ta sytuacja – powiedziała wampirzyca, gdy zegar przekroczył dwunastą w południe. - Musisz skontaktować się z Imre, poinformować go. Musisz! – wysyczała, a w jej głosie zabrzmiała niekryta panika.
Wampir stał przy szybie wpatrzony w ciało przyjaciela i westchnął. – Masz rację, to krytyczna sytuacja. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Przecież rytuały przebiegły pomyślnie… - zamyślił się na moment.
Mikkel leżał nieruchomo, z zamkniętymi oczyma – wyglądał jakby spał. Christa patrzyła na niego i przerażenie zamieniło się w lęk, dawno nie panikowała tak, jak teraz.
- Zrób coś – mruknęła i usiadła na krześle tuż przy tafli. Miała się posilić, ale teraz to zeszło na drugi plan.
Tajrei skinął głową i wyszedł do przedpokoju. Z przepastnej kieszeni wyjął telefon komórkowy, gdyż nie mógł użyć medalionu z oczywistych powodów.
Usłyszał sygnał połączenia i po kilku piknięciach usłyszał cichy głos Imre:
- Słucham. Co się stało? Wiesz, że nie za bardzo mogę rozmawiać o tej porze.
- Mamy problem z Mikkelem. Nie wybudził się.
Po drugiej stronie zapadła cisza, Imre analizował usłyszane słowa.
- Od jakiego czasu? – zapytał zduszonym głosem.
- Mija trzecia doba. Wczoraj dokonałem rytuału, myśleliśmy, że wszystko poszło pomyślnie. A jednak nie.
- Oddzwonię. – Rozłączył się, a Tajrei westchnął.
Odwrócił się i zobaczył, że Christa słuchała tej wymiany zdań. Jej mina jednoznacznie wskazywała, że była smutna. Teraz miałaby stracić syna? W momencie, gdy wszystko zaczynało się względnie układać? Wzruszyła ramionami.
Idę zapolować.
Minęła go bez słowa i tylko usłyszał, jak drzwi trzasnęły głośno. Tajrei spojrzał na wyświetlacz i zobaczył, że Imre nawiązuje połączenie. Odebrał.
- Nie przyjadę, nie mam nawet jak – powiedział. – Zbliża się gorący okres, sam wiesz. Nie mogę wzbudzić żadnych podejrzeń, żaden cień wątpliwości nie może paść na moją osobę. – Urwał na chwilę, a Tajrei czekał cierpliwie, aż będzie kontynuował. – Sprowadź Vanję. Ona będzie wiedziała, co zrobić, lub się będzie się domyślać.
Tajrei odłożył telefon.
Muszę iść do Vanji, tak powiedział Imre.
Po chwili już go nie było.
*
W miarę prędko dotarł na Svalbard, kwestia przywołania samolotu. Einar był sprawnym organizatorem niezapowiedzianych wydarzeń i nie zdarzyło mu się zawieść. Na Arktykę dotarł już koło czternastej.
Szybko odnalazł dom Vanji. Niedawno tu byłem. Gorzka myśl zawitała w jego umyśle.
Bezpośrednio wszedł do środka, ale nigdzie nie wyczuł jej obecności. Zmarszczył brwi, przecież najczęściej siedziała w salonie lub bibliotece. Przeszukał całe mieszkanie i spróbował się z nią mentalnie skontaktować.
Brak odpowiedzi.

Tajrei poczuł, jak narasta w nim irytacja. Będąc w sypialni Vanji, wyczuł jakiś ruch w niedalekiej odległości. Zerknął przez okno.
Kobieta była w ogrodzie.
Szybko zbiegł na dół i wypadł na dwór. Wtedy zobaczył, że medalion Vanji położony jest obok niej, a ona sama siedzi, czytając książkę. Podszedł do niej.
Zdziwiła się, ale generalnie nie dała znać tego faktu po sobie. Spojrzała nań wyczekująco, jednocześnie odkładając książkę na bok.
- Imre mnie tu wysłał – zaczął nieskładnie. Twarz Vanji była jakby wykuta z kamienia, bez żadnych uczuć, zupełnie bezosobowa.
- Tak? – Jej brew uniosła się w geście niedowierzania. – A może szukasz tylko powodu by zobaczyć się ze mną. – Prychnęła, wstając. Wzięła medalion i zaczęła zapinać go na szyi. – Może ci nie dość po ostatnim spotkaniu… Spokojnie, jeszcze mam trochę twojego ulubionego płynu…
- Uspokój się. – Głos Tajreia był ostry niczym sztylet i na moment zdumiał Vanję. Posłusznie umilkła, ale szyderczy uśmiech wciąż tkwił na jej ustach. – Nie chodzi o nasze prywatne porachunki.
Doprawdy?
Zachichotała, a wampir myślał, że zrobi jej krzywdę w tym momencie.
- Chodzi o Mikkela.
Natychmiast spoważniała i nakazała mu ręką kontynuować. Zobaczył, że jej dłoń drży…
- Minęły już trzy doby odkąd Mikkel powrócił z Asgardu i mimo rytuału nadal się nie wybudził. Zadzwoniłem do Imre…
- Co zrobiłeś? - W głosie Vanji zabrzmiał gniew. – Mogłeś zniszczyć to, nad czym cały czas on pracuje, idioto! – Warknęła, ale stwierdziła, że jej krzyk nie ma większego sensu. – No nic. I co powiedział?
- Że mam przyjechać po ciebie, a ty będziesz wiedziała, co zrobić. Lub się domyślisz.
Vanja minęła go i weszła do środka. Pobiegła do sypialni i wyjęła coś z szuflady, po czym wróciła do wampira.
- A więc lećmy.
*
Do posiadłości dotarli koło siedemnastej, gdy już zmierzchało. Tajrei patrzył, jak słońce leniwie chowa się za widnokręgiem, roztaczając resztki promieni ogrzewających ziemię. Gdy tylko wylądowali, czekały już na nich wierzchowce, zapobiegawczo przyprowadzone przez Einara. Wampir pomógł towarzyszce wsiąść, po czym sam zgrabnie wskoczył i ruszyli z kopyta.
Północna Norwegia pełna borów i lasów była doskonałym terenem do cwałowania, które wyzwalało mnóstwo pozytywnej energii. Tajrei uwielbiał konie i uwielbiał na nich jeździć. Współpraca z tymi zwierzętami dawała mu poczucie wolności, sprawiała, że zacieśniał swój kontakt z naturą. Vanja także lubiła, choć miłośniczką by się nie nazwała.
Tak właściwie jazda konna była jedynym dobrym środkiem dojazdu do posesji państwa Velde. Samochód najczęściej grzązł w błocie, zahaczał o wystające gałęzie czy konary lub po prostu nie mieścił się na wąskiej, leśnej ścieżce. A zimą, gdy śnieg obficie padał, nawet konie miały problemy z przebrnięciem przez zaspy. Lecz to był cały urok Norwegii.

Gdy dojeżdżali, Christa stała w drzwiach. Już z daleka widział, że kręci głową.
Bez zmian.
Tajrei, jak i Vanja, westchnęli. Konie przeszły w kłus, później w stęp, aż w końcu stanęły tuż przy wejściu. Wampir bezszelestnie zeskoczył, a później dość niechętnie pomógł zejść Vanji. Miała ona na sobie obszerną suknię, dzisiaj w kolorze bladoróżowym. Wyglądała pięknie, ale jej urok emanował chłodem.
Mijając Christe, Vanja zmrużyła oczy. Nie widziała się z wampirzycą od bardzo długiego czasu, nie potrafiła nawet określić, kiedy to było. Mimo upływu lat jej uczucia nie zmieniły się ani o jotę. Wciąż pragnęła zemsty i wiedziała, że prędzej czy później wygra. Miała nad rudowłosą władczynią przewagę, którą póki, co skrzętnie maskowała.

Szybko weszli do środka, Vanja swoje kroki od razu skierowała do salonu, gdzie na miękkich poduszkach leżał Mikkel. Wyglądał jak chłopiec pogrążony w półśnie – niewinny i bezbronny. Nie ruszał się, przypominał szmacianą lalkę.
Vanja podeszła do niego i dotknęła jego dłoni. Wyczuła słabe fluidy i domyśliła się, dlaczego wciąż się nie wybudził.
- Wyjdźcie – powiedziała chłodno. Christa chciała zostać, ale Tajrei wręcz wyciągnął ją z pokoju.
Nie sprzeciwiaj się. Gdyby był tu Imre, milczałabyś. Słowa wampira stwierdzały fakt, więc nie stawiała oporu. Widocznie Vanja wiedziała, co robi. A jeżeli nie? Wampirzyca miała pewne obawy, ale postanowiła jej zaufać.
Kobieta nigdy nie skrzywdziłaby Mikkela, tego była pewna.

Gdy wampiry wyszły, Vanja podeszła do leżącego i nachyliła się nad nim. Pokiwała głową, tak, jej podejrzenia sprawdziły się. Wiedząc, że nikt jej nie widzi, odsłoniła swoją rękę. Zobaczywszy białe blizny na kremowej skórze, poczuła nieprzyjemny dreszcz na plecach.
Nie miała wtedy wyjścia… Musiała się poddać… Musiała przysiąc... Musiała obiecać pomoc… inaczej zabiłby ją.

Z kieszeni w sukni wyjęła niewielką pochwę, gdzie ukryła sztylet. Jego rękojeść była oblana masą perłową i wysadzona kamieniami szlachetnymi. Pozostałość po dawnych epokach, istny zabytek, przedmiot pożądania kolekcjonerów.
Wyjęła go ostrożnie, uważając na ostrą część. Klinga została wykonane z najczystszej platyny i była diabelnie niebezpieczna. Na wampiry bezużyteczna, ale dla niej w sam raz. Dawniej mieczyka używano częściej, dziś nie, właściwie zostawiła go tylko na takie właśnie sytuacje.

Przyklęknęła i przyłożyła ostrze do jednej niedużej blizny. Ponownie rozcięła skórę i poczuła piekielny ból. Zagryzła wargi, przybliżając nadgarstek do twarzy Mikkela. Kilka karminowych kropel spadło na jego blade wargi, powodując rozchylenie ust. Vanja zbliżyła nadgarstek i ucisnęła rękę, sprawiając, że krew zaczęła regularniej lecieć.
To wciąż za mało.
Drżącymi palcami ujęła nożyk i rozcięła skórę wzdłuż drugiej szramy, nachodzącej na tę pierwszą. Ręka niemiłosiernie pulsowała, a czerwona życiodajna substancja wypływała szybciej niż uprzednio.
Vanja zobaczyła, że Mikkel wyczuwa jej krew, że ona zaczyna przenikać do jego organizmu i budzić uśpione członki.
Jego usta zaczęły szukać źródła, więc zespoliła się z nim, czując spazmy bólu emanujące z rany. Miała ochotę krzyknąć, ale to i tak nic nie dało. Po kilku minutach, gdy zaczynała tracić siły, Mikkel wybudził się i spojrzał na nią. Momentalnie puścił jej dłoń i patrzył na nią dziwnie. Jego oczy pozostawały nieodgadnione, a Vanja odsunęła się. Niezręczność tej sytuacji była wręcz absurdalna. Przez chwilę wampir widział tyle uczuć na twarzy kobiety, lecz kilkanaście sekund później przybrała już maskę.
Obudził się
przekazała Tajreiowi i jednocześnie ściągnęła rękaw. Mikkelowi kazała otrzeć usta, a on mechanicznie wykonał polecenie.
Po chwili w pokoju pojawiły się wampiry. Tajrei wraz z Christą od razu do niego przybiegli i zaczęli wypytywać się o to, jak się czuje. Vanja powoli wycofywała się z salonu, aż stanęła w przedpokoju.
Miała wrażenie, że ból ogarniający rękę zaraz ją zniszczy, spalając od środka niczym ogień. W kącikach oczu zalśniły łzy, nawet medalion, wyczuwając woń krwi, zaczął nieznośnie pulsować.
Przyłożyła dłonie do skroni, jęknęła. Drżącym głosem spróbowała wypowiedzieć jakąś inkantację, ale jej ciało tak jakby wymknęło się spod kontroli, nie słuchało jej słów. Krew przesączyła się przez materiał sukni, spływając powolnie i nieuchronnie w dół. Na bladoróżowej tkaninie powstał czerwony zaciek, który z każdą sekundą powiększał się. Wiedziała, że nie da rady zasklepić rany – platyna głęboko wniknęła w skórę, hamując krzepnięcie. Poczuła, jak ogarnia ją słabość, jak ból mami rozum, pozbawia jasności myśli. Ostatnie, co udało jej się osiągnąć, to zmusić usta do krzyku.
A później ogarnęła ją nieprzenikniona ciemność.
*
To, co wydarzyło się później, wstrząsnęło Mikkelem. Widok nieprzytomnej Vanji, oblepionej krwią i wyglądającej niczym martwa nie należał do najprzyjemniejszych. Wręcz spowodował, że ogarnęły go wyrzuty sumienia.
Znalazła się w takim stanie, aby go uratować. Po raz kolejny zresztą.
Patrząc na nią, czuł się dziwnie. Kobieta bezwiednie pozbyła się lodowej maski z twarzy, jej gesty stały się naturalne, a jej cała sylwetka jakaś przyjaźniejsza, bardziej ludzka.
- Co chcesz zrobić? – Głos Mikkela był cichy, pełen obaw.
- Już to gdzieś i kiedyś widziałem. – Tajrei podszedł i spojrzał na jej rękę. – Tak, jak myślałem. Zraniła się platyną… Piłeś jej krew? – spojrzał badawczo na rudowłosego wampira, a ten potwierdził.
Tajrei delikatnie badał bladą skórę, która jakby łaknęła jego dotyku. Wymawiał cicho słowa, powodujące zasklepianie ran.
- Za kilkanaście minut powinna odzyskać przytomność. Już jest dobrze.
Wyszedł z pokoju, a Christa wpatrywała się w rywalkę. Kobieta wyglądała tak krucho, tak niewinnie. Potrząsnęła głową, to tylko złudzenie.
Faktycznie, Vanja obudziła się tak jak przepowiedział Tajrei. Mimo zapewnień wciąż była słaba, ale zadowolona, że Mikkel wrócił już na stałe. Gdy upewniła się, że wszystko teoretycznie jest w porządku, chciała wracać już do siebie.
I z ust Mikkela usłyszała kategoryczną odmowę. Miała zostać z nimi, bo na wyspie nikt nie miałby na nią oka. Po za tym chcieli zrobić zebranie, walka zbliżała się nieubłaganie. A ponadto miał wiadomość z Asgardu, bardzo istotną dla wszystkich. Vanja ugryzła się w język i nie powiedziała, że ona już wszystko wie.
W sumie ucieszyła się ze słów Mikkela. Przestał traktować ją tak sztywno i chłodno, jak podczas ostatniego spotkania. Ich rozmowa przypomniała… tamtejsze.
- Zostanę – powiedziała i nawet uśmiechnęła się. – Lecz jutro wracam na Svalbard.
W oczach Mikkela zajaśniały jakieś błyski, sprawiła mu radość. Christa nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy, ale wiedziała, że Vanja powinna uczestniczyć w naradzie. Więc milczała i stwarzała pozory.
*
- Mikkelu, jak przebiegło spotkanie w Asgardzie? – Miękkość w głosie Christy była dla Vanji zupełnie obca, więc zdumiała ją trochę. Ale tylko na chwilę, chwileczkę.
Wampir uśmiechnął się i zaczął snuć opowieść, na którą Tai i Christa czekali od długiego czasu. Zanim ją mogli usłyszeć nastąpiło wiele przeszkód, które ostatecznie zostały pokonane.
- Właściwie, pozytywnie mnie zaskoczyli. Po tym, jak Hermod mnie przeprowadził przez wrota w towarzystwie kruków, stanąłem przed ich obliczem. Strasznie byłem zdenerwowany, nagle na mnie spojrzały dziesiątki par oczu. I w tym tego najważniejszego – Odyna**. Gdyby moje serce biło, pewnie moje żebra trzasnęłyby jak zapałki, jednak człowiekiem nie jestem. Powściągnąłem emocje – strach, zdenerwowanie, oczyściłem myśli i stanąłem przed nimi z czystym sumieniem i lekkim uśmiechem. I wtedy przemówił Odyn. Jego głos był tubalny, słyszałem go bardzo wyraźnie mimo sporej odległości…

- Witaj Mikkelu, potomku ludzi, wybrańcu nieśmiertelnych. Wiemy, że przybywasz z misją do Asgardu. Jesteśmy świadomi, o co chcesz poprosić. Zanim jednak odpowiemy na Wasze prośby, dołącz do naszej uczty. Nie przejmuj się własną naturą. Jesteś w krainie nierealnej, syć oczy i duszę. Usiądź po mojej lewej stronie, gdyż po mej prawicy siedzi Frija, ma małżonka.

- Dołączyłem do nich – kontynuował Mikkel, podnieconym głosem. – Czułem się dziwnie, będąc obok istot, które tak naprawdę istnieją tylko w świadomości ludzi, w starodawnych przekazach i w mądrościach. Niesamowite, że mogłem dotknąć lewej dłoni Odyna, zobaczyć z bliska jego mądrą twarz z wykolonym okiem. Wiecie, koło jego tronu siedziały dwa wielkie wilki – Geri ( Zachłanny) i Freki ( Srogi). Obserwowały mnie uważnie, co jakiś czas, łypjąc i powarkując na mnie. Wiem, że mi nie ufały – te bestie nie są łatwowierne i trudno zaskarbić ich sympatię. I to one pilnowały świętej włóczni Odyna – Gungnira, przynoszącej zwycięstwo w walce… Gdy posililiśmy się, kontynuował swoją przemowę.

- Wasz staronorweski ród był obserwowany od samego początku. Chociaż ty, młodzieńcze, niewiele wiesz o tamtych czasach. Może to i lepiej, twoja osobista przeszłość jest nadzwyczajnie bogata. Ale wracając do podjętego wątku. Wbrew oczekiwaniom Imre cały czas was obserwowaliśmy. Były to subtelne obserwacje, mające nas upewnić w decyzji. Pomagał nam w tym przedsięwzięciu Od***, którego już nie ma. Znów wyruszył w kolejną podróż, doprowadzając swą żonę, Freję, do łez.
Jednak nim wyjechał, podzielił się z nami swoimi spostrzeżeniami –
tu Odyn się uśmiechnął, chyba miło, trudno powiedzieć. - Muszę stwierdzić, że ucieszyły mnie one i pomogły podjąć decyzję. Wiem z listu Imre, czego oczekujecie. Nie powiem, wasze wymagania są wygórowane. Nie tylko ja tak uważam, ale połowa bogów i bogiń siedzących na tej Sali. Jednak bóstwa nordyckie są łaskawe dla swych potomków z krwi i z narodu. Nie odmówimy wam pomocy, ale mamy warunki…

- Do rzeczy, Mikkel. Ja sama wiem, jak przemowy Odyna są długie i rozwlekłe. Kocha przemawiać, być w centrum uwagi! - wtrąciła się Christa brutalnie, przerywając monolog Mikkela. Ten spojrzał na nią z pewną wyższością i powiedział:
- Powoli dojdę do sedna. Dobrze, warunki zna Imre i Vanja, więc powiem, co nam da. I jak nam pomoże w nadchodzącej walce z Volturi. – Uśmiechnął się szeroko i zaczął mówić dalej.
*
Narada podsumowująca, która miała miejsce po opowieści Mikkela, nie wniosła nic nowego. Upewniła ich jedynie, że wszystko przygotowane jest perfekcyjnie i dopięte na ostatni guzik. Nie było mowy o żadnym niedociągnięciu, nie wspominając o błędach. Pomyłka nie wchodziła w rachubę i nikt nie brał jej nawet pod uwagę.

Wszyscy byli podekscytowani nadchodzącą bitwą, pierwszym i ostatnim, decydującym ciosem wymierzonym ku Volturi. Przy aprobacie bogów, ogromie własnego potencjału i umiejętnościach…

Po niej wszystko stanie się łatwiejsze…

Wampiry skandynawskie do tej walki szykowały się przez setki lat – Imre i Tajrei brali udział w rozmaitych wojnach i walkach, opanowywali taktyki i przekonywali się o własnych zdolnościach.
Zbierali siły, gromadzili wojsko i podsycali w sobie nastroje bojowe.
Przez ten czas chęć zemsty za to zblakła, zastąpiło ją pragnienie władzy. Wiedzieli, że wiktoria jest blisko, już czuli w ustach słodki smak zwycięstwa. To ich panowanie miało zapisać się w pamięci potomnych. Ich rządy miały wprowadzić złoty wiek dla ludzkości.
Podwładni Imre mieli zawładnąć światem i byli na dobrej drodze do sukcesu. Walka była kwestią kilku najbliższych dni.
_
* - Miguel de Cervantes
** - Polecam [link widoczny dla zalogowanych] - wszelkie odniesienia w tekście.
*** - [link widoczny dla zalogowanych] żeby nie było, że zmyślam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez migdałowa dnia Śro 14:13, 30 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Selenit-P48
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Marsa ;D

PostWysłany: Śro 16:55, 30 Cze 2010 Powrót do góry

Niedawno zaczełam czytać "Chłód..." i musze przyznać że jestem pod wrażeniem.
Pomysł jest zupełnie nowy i niezwykły. Akcja toczy się zupełnie gdzieś indziej niż normalnie to może zaciekawić.
Masz niezłą wyobraźnie Wink

Po przeczytaniu I części VI rozdziału zaczełam podejrzewac że Mikkel jest synem Christy a kiedy ta zaszła w ciąże to syn był tylko formalnością ha ha ha
Dobra dalej... zaciekawił mnie Imre jest o nim co nieco ale jednak wciąż czuje niedosyt. Jest najstarszy (tak wywnioskowałam z tekstu) nie wiemy kto go przemienił, kiedy i dlaczego...

Wszystko mi się podoba TYLKO. Właśnie jest takie małe "tylko" o co chodzi z tą Renesme ten twój opis mnie zaintrygował. Czemu Bella ma być najsłabsza a przeżyć może tylko Nessi. Czyżby norweskie wampiry planowały również wojne z Cullenami a Ness jest im do czegoś potrzebna... może do kolejnego cyklu?
Może ma być z Mikke bo on też przecież jest pół wampirem (TAK?) jeśli się myle to sorry ale według mnie tak bo przecież Christa była człowiekiem jak go rodziła tylko czy tatuś jest wampirem czy jakimś demonem?

Sorka za chaos w moim komentarzu.
Życze weny, czasu i checi.
Selenit


Teraz musze coś dodać jedno słowo ale dla mnie bardzo ważne "Dzięki"
Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Selenit-P48 dnia Śro 22:26, 30 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Śro 20:36, 30 Cze 2010 Powrót do góry

Zachwycasz mnie i zasmucasz równocześnie...
Zachwycasz nowym rozdziałem, jak zwykle dopracowanym, enigmatycznym, pełnym niedomówień i naznaczonym tym niepowtarzalnym klimatem.
Zasmucasz tym, że przez pewien okres czasu nie usłyszymy nic nowego o bohaterach tego opowiadania...
Sprawy zdają się przybierać nowy bieg. Coraz bardziej intrygują mnie relacje łączące osoby tego ff. Świetnie budujesz napięcie i opisujesz charaktery poszczególnych postaci za pomocą naprawdę subtelnych słów i zdarzeń. Trudno jest mi jednoznacznie powiedzieć, kto jest tu tym dobrym, a kto złym, ale jak już mówiłaś, chciałaś zbudować świat, który przywdziewa wszelkie odcienie szarości, nie jest jednoznaczny- czarno- biały i nieskomplikowany. Jak na razie konsekwentnie realizujesz ten cel. Wszystko jest okraszone aurą tajemniczości i nutką intrygi. Przeszłość miesza się z teraźniejszością, a przyszłość wpływa na każdy ruch, każdą decyzję podejmowaną przez wykreowane przez Ciebie postaci.
Będę niecierpliwie czekać na kolejną część tej historii. Bo jest inna, cudownie skomponowana, nasycona magią i niesztandarowa.
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Wto 20:18, 06 Lip 2010 Powrót do góry

Dopiero zaczynam czytać to opowiadanie więc będę się czepiała "starych" rozdziałów. Weszłam nawet na Wikipedię by coś sprawdzić, bo mi zazgrzytało:
w IV rozdziale używasz jednostki miary JARD - Najpowszechniej używanym jardem jest jard międzynarodowy, mierzący dokładnie 0.9144 metra.
"Klasztor już był niedaleko, zaledwie jard od nich. " to by oznaczało, że jest w zasadzie na wyciągnięcie ramienia postawnego mężczyzny. A później po sygnale do ataku piszesz, że dotarli do klasztoru po kilku minutach. Zmień poprostu jednostkę na większą.

Podejrzewam, ze będę często edytować ten wpis, ponieważ dziś dopiero zaczęłam czytac to opowiadnie. I mimo tego, że się czepiam szczegółów jestem zachwycona. Naprawdę doskonały pomysł. A najbardziej podobają mi sie wspomnienia z początku poprzedniego tysiąclecia.
Mam nadzieje Migdałowa słoneczko, że nie odbierzesz tego w żaden sposób jako atak na siebie i swoja twórczość. Ale ja już tak mam, ze jeśli coś mi się bardzo podoba to jestem w stanie uczepić się szczegółu, byle nic nie zgrzytało. Więc mam nadzieję, że moje czepialstwo odbierzesz poprawnie czyli jako zachywt i chęć pomocy w doprowadzeniu opowiadania do ideału Very Happy
Weny a ja będę dalej komentować

EDIT. a może jednak nie będę sie więcej czepiac Very Happy naprawdę doskonałe opowiadanie. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aurora Rosa dnia Wto 22:17, 06 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Czw 11:58, 08 Lip 2010 Powrót do góry

Na wstępie oświadczam ci, że jeżeli porzucisz to opowiadanie to znajdę cię i na kopie gdzie trzeba. Wiem, że masz wakacje i odpoczywasz na razie, ale mam nadzieję, że naładujesz się wystarczająco, aby kontynuować, a nie przerzucić się na HP i nas tu olać. No, wygadałam się.
I nie chce słyszeć, że marudzę….Rolling Eyes


Jeśli chodzi o ten rozdział, to jak ci już mówiłam byłam pewna, że już przeczytamy o walce z Volturii. Tak, więc lekko się rozczarowałam, ale tylko lekko, bo ta część była naprawdę świetna.
Świetna z tego względu, że bardzo mnie tu ujęła postawa Vanji. Po ostatnich rozdziałach jakoś straciłam do niej serce. Była taka niemiła, okrutna, ale teraz po części zrozumiałam jej powody do bycia taką. Oczywiście względem Christy. Ona znowu dużo straciła w moich oczach. Ja rozumiem, że po porodzie można wpaść w depresje i nie móc patrzeć na własne dziecko, to trwa jakiś czas, wiadomo trzeba się jakoś przystosować, oswoić z nowa sytuacją. Ale u niej to trwało kilkadziesiąt lat, czy nawet kilkaset. Ciężko mi to zrozumieć, nawet wiedząc, w jakiej sytuacji zostało poczęte dziecko. Mikkel wyrośl na porządnego człowieka, no wampira teraz. Jest kimś, z kogo można być dumnym, każda matka by była. A ona? Dopiero w sytuacji, kiedy jego życie było zagrożone pokazała jakieś szczątki uczuć względem niego. Czy musiało dojść do takiej sytuacji, żeby cos w niej drgnęło? Ja wiem, że wampiry niby nie maja serca i są zimne jak głaz, no ale posiadają cos na kształt uczuć. Jestem nią bardzo rozczarowana
I tu ukłon w stronę Vanji. Widać, jakie uczucia żywi do chłopaka. Wychowała go, opiekowała się nim od dziecka. W najważniejszej chwili nie wahała się, zostawiła wszystko i pojechała go ratować. Nie obawiała się użyć własnej krwi, niezależnie, kim ona jest tak naprawdę, to był chyba wielki gest z jej strony. Bardzo mi się tu spodobała, ukazała „ludzka twarz”, której się chyba po niej nie spodziewałam.
Oczywiście, o co chodzi z tą platyną? Czy tylko tym może rozciąć skórę? Wampiry mają twardą jak skała, ale jak do tej poty nie wiemy, kim ona jest i dałaś nam następną zagadkę.


Idąc dalej, wiedziałam, to znaczy domyślałam się ze Mikkela nie dasz za bardzo skrzywdzić. Tak się cały czas zastanawiam, czy jak będzie już ta wojna, to ktoś z nich ucierpi. Czy dasz któregoś ze swoich bohaterów uśmiercić? Wiem ze ich wszystkich już pokochałaś, wiec mam nadzieje ze nie.


Po relacji Mikkela o rozmowie z bóstwami, domyślam się ze wszystko poszło po ich myśli i uzyskają pomoc, jakiej oczekiwali. I oczywiście ciekawa jestem, jakie warunki zostały im postawione. Chyba nie były jakieś niewykonalne skoro maja już dopięte wszystko i bitwa niedługo nastąpi.

Następny rozdział będzie chyba tym, na który wszyscy tu najbardziej czekają. Wiemy z prologu, że z Volturii sobie łatwo poradzą, ale najważniejsze pytanie, co dalej….
Już się kiedyś nad tym zastanawiałam, ale dręczy mnie pytanie, co takiego zrobiła w przeszłości rodzina królewska, ze ściągnęła na siebie ich gniew i chęć zemsty. Co takiego zrobili ze przez setki lat wampiry ze Skandynawii przygotowywali się do tej wojny?
Jeśli przez te wszystkie dotychczasowe rozdziały wiedziałam, dokąd zmierzasz ze swoim pomysłem tak teraz dalszy ciąg jest dla mnie wielka zagadka.

Więc wypoczywaj i zbieraj się za pisanie ciągu dalszego. Skończ czytanie tego swojego tasiemca i do roboty c****. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
frill
Człowiek



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: miasto spotkań

PostWysłany: Pon 13:46, 12 Lip 2010 Powrót do góry

Ostatnimi czasy rzadko czytuję jakiekolwiek opowiadania na forum, ale wczoraj sobie przeglądałam tytuły i Twój mnie zaintrygował. Wczoraj zaczęłam czytać, dzisiaj skończyłam i z racji tego, że zrobiłaś na mnie wrażenie - przede wszystkim pomysłem, jak również talentem - postanowiłam podzielić się swoimi przemyśleniami.

Zauważyłam Twoje zainteresowanie Norwegią w pewnym okresie czasowym. Przypomina mi to pod wieloma względami Sagę o Ludziach Lodu. Przede wszystkim imiona nowych postaci, które wprowadziłaś. Imre, Christa, Vanja, Tajrei. Myślę, że imię Mikkel powstało w Twojej główce z imienia Mikael, które występowało w sadze wspomnianej wcześniej:) Imre u Ciebie jest podobny do anioła, w SoLL był postrzegany tak samo. Następnie Norwegia jako podstawowe miejsce wydarzeń. Trondheim (również pojawiające się w SoLL) i epidemia, która zdziesiątkowała miasto. Są to podobieństwa, które bardzo mi się podobają, gdyż za czasów młodości byłam zakochana w sadze.

Samym prologiem przyciągnęłaś czytelników, bo jest on naprawdę zachęcający. Twój pomysł widać, że posiada bardzo szczegółowy plan, który rozwijasz i powoli przedstawiasz. Początkowo są tajemnice, z czasem rozwiązujesz niektóre zagadki, ale w tych rozwiązaniach pojawiają się kolejne sekrety i niejasności, które sprawiają, że ja jako czytelnik nie mogę spokojnie usiedzieć, bo w głowie kotłują mi się różne idee, jak to się wszystko potoczy. Swoich bohaterów podajesz miarowo, ze smakiem. Są dobrze przyprawieni, posiadają różne cechy, przypisane bezpośrednio do nich, poprzez które zyskują lub tracą sympatię czytelnika. Ulubiona postać to w tym momencie kwestia gustu.

Twoje nawiązywania do historii i przeplatanie prawdziwych zdarzań z opowiadaniem wychodzi zdecydowanie na plus. Głównie dlatego jest jakieś odniesienie czasowe z informacjami historycznymi i dzięki temu w konkretnych partiach mogę się odnaleźć w podanych ramach czasowych. Pokazujesz tym również swoje zaangażowanie w pisanie tekstu, i w tym momencie nieważne, czy zwyczajnie jesteś mistrzem z historii, czy pomagasz sobie internetem, czy to i to. Dopracowujesz szczegóły tych wstawek z historii i mnie to zaciekawia. Ilość przypisów wychodzi jedynie na Twój plus bo nie ignorujesz tych, którzy za historią nie przepadają i dajesz im możliwość doczytania o wydarzeniach, które przedstawiasz.

Twój styl pisania, operowanie słowem, zdania - to po prostu cud, miód i orzeszki. Jeśli takie pisanie przychodzi Ci bez problemu - to zazdroszczę i kłaniam się do stóp. Oprócz pomysłu, który sam w sobie naprawdę wciąga, to warsztat udoskonala to opowiadanie jeszcze bardziej. Posiadasz bogate słownictwo i potrafisz trafnie dobierać epitety do rzeczowników a na koniec dodawać czasowniki. Zdania stają się banalnie niebanalne, pokazujesz naprawdę wysoki poziom.

Miałam szczęście z pewnego punktu widzenia, że zauważyłam Twój tekst dopiero wczoraj. Do tego czasu wstawiłaś już 7 rozdziałów, w których przestawiłaś tajemnicę Christy, która mnie niesamowicie intrygowała. Teraz z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Olcia
Zły wampir



Dołączył: 13 Sty 2009
Posty: 377
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Leszno

PostWysłany: Śro 11:36, 28 Lip 2010 Powrót do góry

Tak to ja. Pojawiam się w końcu. Miałam tu być dawno, dawno temu. Zaczyna się jak w jakiejś starej baśni... I aż mi głupio, że tak późno tu jestem. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie...
Ale do rzeczy.

Już od samego początku wprowadzasz nutkę dramaturgii i budujesz napięcie - Mikkel się nie budzi. Głowiłam sobie głowę dlaczego, potem jaki masz na niego plan. Co chcesz z nim zrobić - uśmiercić, a może jednak dać mu dalej żyć. Czytałam dalej i odczuwałam niepewność.
Wtedy zwróciłam też uwagę na uczucia Christy do Mikkela, własnego syna, którego dopiero co odzyskała. Niby opisałaś to w normalny sposób, bez jakiś większych słów, przemyśleń czy innych "upiększaczy", ale właśnie dzięki temu ja, jako czytelnik, dostrzegłam prawdziwość tych uczuć, taką niewymuszoną normalność. Szkoda mi się wtedy zrobiło Christy, jak pomyślałam, że Mikkel może nie przeżyć. Oj kotłowało się w mojej głowie.

Ale na szczęście pojawiła się Vanja, której nie lubię, a której teraz byłam wdzięczna za to, że się zjawiła i wiedziała co ma robić. Cały czas jednak była tajemnicza i skryta, jak zwykle.
Spodobał mi się pomysł z tym, że Vanja była taka słaba i straciła przytomność. Jej opis takiej niewinnej istoty jakoś mi nie pasował zbytnio, ale muszę przyznać, że podobał mi się na jakiś sposób.
Przy okazji tego fragmentu w głowie pojawiło mi się pytanie, dlaczego platyna tak działa na Vanję i kiedy powstały blizny na jej rękach...? Wyjaśnisz to kiedyś...? A może ja, stary sklerotyk, już o czymś zapomniałam?

Podoba mi się połączenie świata normalnego z światem bogów, ale jak zwykle Ty odsłoniłaś jedynie rąbek tajemnicy, ale już nie powiedziałaś dokładnie, na co przystali bogowie i co ofiarują. Zapewne dowiemy się tego w kolejnym rozdziale.

Dobra ładna część, jak zwykle, ale ja już czuję przedsmak kolejnego rozdziału, na który czekałam z niecierpliwością od samego początku, bo w nim będzie walka z Volturii.

Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć weny i chęci do dalszego pisania.
Pozdrawiam
O.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
migdałowa
Wilkołak



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 35 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 15:17, 29 Lip 2010 Powrót do góry

Witam was po przerwie. Dziękuję za wszystkie komentarze i cieszę się niezmiernie, że zyskałam nowe czytelniczki. Bardzo serdecznie was witam, dziewczyny!

Przed Wami ósmy i chyba najbardziej oczekiwany rozdział. Bitwa z Volturi. Oprócz niej dowiecie się coś na temat Imre i Vanji. Nareszcie odpowiecie sobie na pytanie, kim ona jest.

Dedykuję go wszystkim, którzy dotrwali do tego przełomowego momentu. Dziękuję Wam, że mi towarzyszycie.

Jednocześnie mówię, że nie wiem, kiedy będzie dziewiąty. Chcę się skupić przez jakiś czas nad nowym projektem traktującym o mojej ulubionej parze. Był już Kopciuszek, wiem, ale to będzie inne.

Tyle ode mnie.
I liczę na jakieś opinie. Wasza m.

_



Rozdział VIII – Walka z Volturi
Norwegia, czasy teraźniejsze, kilka dni wcześniej.


Zmierzchało, dzisiejszy dzień był wyjątkowo ciężki dla trójki wampirów siedzących w salonie. Przez wzgląd na nadchodzącą bitwę nie mieli czasu się posilić, więc zobligowali Einara do zorganizowania krwi. Wymknął się i godzinę później wrócił obładowany foliowymi torebkami o czerwonej barwie. Bezszelestnie wszedł do salonu, położył na stoliku i wyszedł. Jak zawsze niewidoczny.

Christa czuła, że głód spala ją od środka, więc jako pierwsza dorwała się do saszetki, rozrywając ją gwałtownie.
Tajrei uśmiechnął się pod nosem i dodał: - Damy przodem, owszem, ale tyś zło wcielone.


Zachichotała, umazana dookoła ust krwią. Wypiła kilka łyków i skrzywiła się: - To nie to samo, co świeża… Mikkel patrzył na nią z rozbawieniem. On też był piekielnie głodny, lecz zachował resztki dumy. Nalał sobie do kieliszka, który później wychylił i wypił zawartość duszkiem.
Najstarszy wampir obserwował dwójkę i czekał, aż skończą. Tyle lat hartowania sprawiło, że głód nie był tak silny jak kiedyś. Potrafił wytrzymać kilka dni bez jedzenia, więc doszedł do wniosku, że pięć minut więcej czekania to takie nic.
Gdy przyniesione saszetki zostały opróżnione, wampiry powróciły do planowania. Do głosu doszedł Tajrei.
- Mikkel, swoje zadanie wykonałeś. Spisałeś się doskonale, wszyscy dziękujemy ci za to poświęcenie. Teraz za wizytę, a wcześniej za studiowanie ksiąg. Na pewno informacje z nich umożliwiły ci lepszy kontakt, łatwiejszy niż gdybyś tego nie wiedział.
- Oczywiście. – Rudowłosy wampir potwierdził. – Wyprawa była niesamowitą przygodą. I nie zawiodłem.
Czarnowłosy pokiwał głową: - Nie, wszystko potoczyło się zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Dobrze, teraz Christa. Analizowałaś sylwetki Volturi, pomógł ci Gino. Właściwie, to chyba najlepszy czas, byś powiedziała nam, kim on jest.

Wampirzyca figlarnie przygryzła wargę, jednocześnie wyjmując z teczki plik kartek. Po chwili delikatnie uśmiechnęła się i zaczęła opowiadać.

- Kilka lat temu dla Volturi pracowała pewna kobieta, o dziwo była człowiekiem. Nazywała się Gianna i pełniła rolę asystentki. To się działo wtedy, gdy Edward chciał się zabić, a ta jego Bella go uratowała. W każdym bądź razie, jakiś czas później wampiry zrobiły z niej deser. Jej rodzinie powiedziano, że zniknęła, jakby ulotniła się w eter. I słuch po niej zaginął. Do czasu. Gianna miała brata, Gino, który wyjechał z Włoch do Francji i tam mieszkał na stałe przez dłuższy czas. Mimo że nie łączyły go z siostrą jakieś ścisłe więzy, to chciał rozwiązać zagadkę jej zniknięcia. Pojechał do rodziców, a oni pokazali mu jej laptopa. Nie miał hasła, ale jak mi powiedział, łatwo je odgadł. Dotyczyło ich zabawy z dzieciństwa. W sumie na dysku nie było za wiele, ale jeden plik przykuł jego uwagę. Tytuł brzmiał banalnie: Moje życie z wampirami. I od tego się zaczęło. Mozolnie odczytywał i ostatecznie rozszyfrował, o czym pisała Gianna. I odważnie pojechał do Volterry, niefortunnie łapiąc się na łowiecką wycieczkę Heidi. Z ogromnym trudem uciekł, jego życie wisiało na włosku - odniósł kilka poważnych ran. I wtedy go znalazłam. I dałam mu ochronę. Odwdzięczył mi się, pomagając.

Mikkel był pod wrażeniem. Faktycznie, nieźle to Christa rozegrała. Gino miał dobre informacje od Gianny, prawdopodobnie niektóre fakty były przesadzone, lecz całość ułatwiała im zaplanowanie taktyki.

Tajrei ponownie odezwał się i tym razem jego głos był poważniejszy.
- Mogliście odnieść wrażenie, że Imre nie będzie brał czynnego udziału w walce. I to potwierdzam, ma misję do wykonania i jesteśmy tego świadomi. Jednak nie zostawi nas osamotnionych, sprowadził już pomoc. Pomagałem mu w tym przedsięwzięciu, lecz na razie nie mogę zdradzić szczegółów. Ale niebawem sami stwierdzicie, że dobrze uczynił. Jego walka będzie bierna, ale efektywna. Gdyby nie on, dialog z bóstwami mógłby inaczej wyglądać.

Oba wampiry pokiwały głową. Mikkel przeglądał dokumenty, a Christa siedziała i sączyła płyn z kieliszka. W końcu, po chwili ciszy, zadała nurtujące ją od dłuższego czasu pytanie:
- A Vanja?

Tajrei pokiwał głową, a jego głos był wręcz zaniepokojony.
- Ona dostała zadanie. I wykona je w samym środku zdarzeń. Tylko ona jest zdolna to uczynić wobec nieobecności Imre. Dobrze, na dzisiaj tyle. Chodźmy odpocząć. Jeszcze kilka dni ciężkiej harówki i wakacje. No, powiedzmy. – Zaśmiał się, a chwilę potem spoważniał. Wszyscy byli świadomi, że walka z Volturi będzie tylko początkiem, przewróceniem pierwszego pionka, uruchomieniem efektu domino.

Udali się w swoje części domu, by oddać się ulubionym rozrywkom. Tymczasem mrok zmył ostatnie promienie słońca i zapadła ciemna, głucha noc w norweskiej puszczy.

Włochy, Volterra, czasy teraźniejsze, ostatnie chwile przed


Do Włoch przybyli dwa dni wcześniej, dokonując ostatnich poprawek w planie. W końcu, po setkach lat, miała przyjść upragniona zemsta. Odwet, do którego szykowali się od tak długiego czasu i który miał ułatwić wszystko.

Pierwszym punktem planu była Heidi. Została pokonana przez Tajreia.

Wampir dokonał tego pod wieczór, wtedy, gdy wampirzyca szła na łowy. Miała, tak jak zawsze, poszukać ludzi na pożywienie. Wyglądała zupełnie niewinnie, niczym bezbronny człowieczek.
Zapuściła się w głąb placu i zaczęła zwoływać chętnych. Nie zdążyła. Poczuła dłoń na szyi, została brutalnie zaciągnięta w ciemny zaułek. Heidi miotała się i próbowała wyrwać, myśląc, że ma do czynienia ze zwykłym bandytą. Nie dała rady, obręcz Tajreia była jak ze stali – zrozumiała, że za jej plecami stoi bardzo silny wampir. Wampir, którego nie umiała rozpoznać.
- Co, słodka Heidi? Nie wiesz, kto cię ma w uścisku. – Ten głos był obcy, nie należał ani do klanu Cullenów, ani do Denali. – Niestety nie porozmawiamy sobie za długo. Mam inne sprawy na dzisiejszy dzień oprócz twojej osóbki. Jutro twoje ukochane Volturi już nie będzie istnieć… - zaśmiał się szyderczo.
- Bluźnisz! – krzyknęła, a krzyk zamarł na jej ustach. Tajrei szybko ukręcił jej szyję i odrzucił bezwładne ciało. Odsunął się i spojrzał na twarz wampirzycy okoloną mahoniowymi włosami. Duma mieszała się ze zdziwieniem, co dawało iście komiczny efekt.
I po problemie – mruknął i założył okulary. Musiał natychmiast gdzieś dotrzeć. Odchodząc, nieumyślnie zgubił zapalniczkę. Mały pożar nikogo nie zdziwił. Śmieci czasami się paliły i nikt nie umiał nic na to poradzić.

W tym samym czasie, Christa i Mikkel odnaleźli wieżę zamieszkaną przez żony Volturi. Nie była ona przez nikogo chroniona, widocznie uznali, że kobiety same sobie poradzą. Aby się tam dostać, nie wzbudzając podejrzeń klanu, wspięli się po ścianie. Christa dzięki Gino wiedziała, że są one jedynie porcelanowymi laleczkami, służącymi do ozdoby. Nic nie robiły i prawie nie uczestniczyły w życiu włoskich krwiopijców. Jedynie istniały, jako imiona na papierze i istoty sączące ludzką krew.
Mikkel wiedział, że wampirzyce nie wyczują ich obecności – o to Odyn także zadbał.

Na umówiony znak oboje wskoczyli do wieży i złapali zdziwione kobiety. Rozprawili się z nimi od razu. Christa unicestwiła jasnowłosą Sulpicię, a Mikkel zajął się ukochaną Kajusza - Athenodorą. Nie zdążyły nawet pisnąć, wzięte z zaskoczenia i osaczone niczym zwierzęta w klatce. Próbowały walczyć, ale ich próby odniosły marny skutek.
Postanowili nie siać ognia, to mogłoby zdradzić ich pozycję. Z zadowoleniem obwiązali je sznurem obwarowanym staronordycką magią, starannie uplecioną przez bóstwa. Gdyby nawet jeszcze istniały, nie potrafiłyby rozsupłać tych czarów. Przecież były tylko niczym szmaciane lalki, włoskie damy z szarego papieru.

Gdy powrócili do siedziby, Vanja już czekała. Nie dotarł tylko Tajrei i Imre. Ten pierwszy miał coś do zrobienia, a drugi, z powodów oczywistych, nie uczestniczył w bitwie.
Kobieta siedziała w głębokim fotelu, a Mikkel, wchodząc do środka, zauważył jej napiętą sylwetką. Kamienny wyraz twarzy był tylko grą pozorów, czuł, że cały jej środek jest wręcz rozedrgany. Zdenerwowanie emanowało z jej sylwetki i swoją intensywnością zaskoczyło rudowłosego wampira.

Skupiony na Vanji, nie zarejestrował wejścia Tajreia. Christa tymczasem pisnęła i zakryła usta dłonią. Czarnowłosy wampir widząc to, zaśmiał się perliście i przemówił.
- Oto pomoc od Imre. Przedstawiam wam młode małżeństwo, rodowici Amerykanie. – Oboje wyszli na pierwszy plan i nawet Mikkel poczuł dreszcz.
- Nowonarodzeni. – Wyszeptał, a amerykańskie wampiry zgodnie skinęły. Ich tęczówki jarzyły się czerwienią, jakby napiętnowane karminem. Wyczuł, że w ich żyłach wciąż płynie ludzka krew, co czyniło ich niesamowicie silnymi. Ale przecież siła niekoniecznie oznaczała zwycięstwo.

- Kobieta to Lena, mężczyzna to William. Oboje są Amerykanami urodzonymi w Europie. Lena to rodowita Francuzka, William pochodzi z Wysp. Spotkali się w Ameryce, zakochali i połączyli, chciałoby się rzec na wieczność. Ale dzisiaj nie czas na opowiastki. W każdym razie pomogą nam. – Uśmiechnął się i nakazał wampirom cofnąć się. Bez szemrania wykonały jego polecenie.

Vanja była zdziwiona ich posłuszeństwem, dopóki nie zobaczyła jasnej mgiełki przy nich. Zdecydowanie jakieś bóstwo towarzyszyło im i łagodziło ognisty temperament nowonarodzonych.
- Towarzyszył mi Tyr, pomógł okiełznać przyjaciół Imre. Vanja dosłownie przed chwilą zauważyła jego obecność. Dochodzi godzina bitwy, więc nie czekajmy już dłużej. Vanjo…

Wywołana kobieta podniosła się z fotela i uśmiechnęła w sufit. Kilkanaście sekund później, pokój zapełnił się jasno-mleczną mgłą, która uformowała się w kilka chmur. Minutę później postacie wyklarowały się i stały się prawie namacalne.

Ukłonili się bóstwom i usłyszeli, jak Odyn** chrząka. Podnieśli głowy, a przybyły bóg uśmiechnął się do nich. W ręku dzierżył włócznię, a u jego boków stały wilki. Zaś na ramionach siedziały znane im kruki.
- Witam was, starzy przyjaciele – zwrócił się w stronę ugiętych wampirów. – Tajrei, w ogóle się nie postarzałeś, Christo, jesteś piękna jak zawsze, Mikkelu, dobrze znów cie ujrzeć. I Vanju, śliczny, rajski motylu. – Teraz spojrzał na nową dwójkę i Tyra. – Was także serdecznie witam, mam nadzieję, że będziecie mili. – Wszyscy usłyszeli wyraźny nacisk na ostatnie słowo. – Nie przedłużając, zaczynajmy. – Klasnął w dłonie.

Tuż obok Odyna pojawiło się niezwykle waleczne boskie małżeństwo - Sigyn i Loki***.
- Wszyscy ich już znacie. Stanowią moją ochronę osobistą i jednocześnie waszą pomoc. Pomoc ostateczną w sytuacji nader krytycznej. Wolałbym jednak nie nadużywać ich uprzejmości. – Mikkel zobaczył, jak Sigyn i Loki powstrzymują uśmiechy. – Ponadto, tak jak obiecałem Imre, uczynię wam zaszczyt. Vanjo, podejdź do mnie, dziecko. – Kobieta wstała i z lekkim wahaniem podeszła do niego. Mimo że wiedziała o swoim bezpieczeństwie, czuła lekką obawę. Gdy stanęła obok, poczuła falę energii emanującą z bóstwa. – Zgodnie z obietnicą, wasz władczy ród otrzyma na czas walki moją laskę zwycięstwa. Gungnir. Vanjo, przekazuję wam niebiańską siłę. Skorzystajcie mądrze. – Podał jej drewniany artefakt, który sam zawiesił się na jej plecach, mocno przywierając. – Macie moje błogosławieństwo i dodatkową pomoc. – Jego twarz przybrała zagadkowy wyraz. Ponownie klasnął w dłonie. Za jego plecami pojawiły się wysokie, dostojne kobiety z pochodniami w dłoniach, płonącymi niebieskim ogniem. Christa jęknęła:
- Walkirie… ****

Słysząc to, istoty roześmiały się, a ich śmiech był niczym setki wibrujących dzwoneczków świątecznych.
- Mamy ochotę na łowy – Jedna z nich, najwyraźniej o wysokiej pozycji, odezwała się. Jej głos przypominał szum morza, był delikatny, subtelny, ale zawierał też stalową nutę. Była to najprawdopodobniej Sigrún****.
Christa spłoniła się i skinęła przepraszająco.

- I kruki. Zaraz wylecą, zostaną nasłane na Volturi. Hugin zajmie się Jane – dzięki niemu straci jasność myśli, nie będzie tak łatwo umiała zadawać bólu jak dotąd to czyniła. Munin skupi się na Aro. Podsunie mu zupełnie odmienny trop, a reszta mimowolnie podąży jego tokiem myślowym. Nie będzie to trwało wiecznie, radzę się pospieszyć, powodzenia.
W pokoju zrobiło się nerwowo. Właśnie nadeszła ta pora. Pora walki.


Tymczasem w zamku Volturi


Jane poczuła dziwny ból głowy. Sprawiał on, że nie umiała się skupić. Jej myśli były rozbiegane, pogrążone w chaosie, zupełnie bezsensowne. Usiadła z boku i zaczęła tępo wpatrywać się w resztę. Zupełnie nie wiedziała, co się dzieje.

Aro wpadł na genialny pomysł! Stwierdził, że powinni zacząć przygotowywać się na najbliższe święto Volterry. Co z tego, że wypadało za jakiś czas… Postanowił zaangażować resztę wampirów, snucie planów było takie fascynujące…

I nagle w sali pojawiła się niby mgła. Atmosfera zgęstniała i coś sprawiło, że włoskie wampiry poczuły niepokój.
Straże już miały stawić się w gotowości, gdy zostały znokautowane, a reszta skutecznie rozproszyła się. Nie wiedzieli, że zaatakowały je wilki, które torowały drogę Tyrowi. Ten prowadził za sobą Lenę i Willa, gotowych do skoku i rozdrażnionych ciągnącą się bezczynnością.
Gdy tylko dopadli drzwi, rzucili się przed siebie. Ich walka była energiczna i pełna pasji, jak przystało na nowonarodzonych. Volturi stali niczym wrośnięci w ziemię, nie wiedzieli, co się dzieje.
William dopadł oszołomionego Aleca i rozszarpał mu szyję. Chwilę później, z obłędem w oczach patrzył na Corin. Jednocześnie Lena nokautowała Chelseę i z lubością unicestwiła ją w bolesny sposób. Po sekundzie zastanowienia, dopadła do męża i pomogła mu z Corin. Ta, wciąż zdziwiona, próbowała się bronić, ale przegrała, mając koło siebie dwoje nowonarodzonych. Całość przedstawienia nie trwała nawet minuty, gdy w drzwiach pojawiły się norweskie wampiry. Nad ich głowami wisiały rozchichotane walkirie, które od razu zapaliły zwłoki poległej trójki. Błękitne języki ognia raz na zawsze zakończyły ich istnienie i pozostawiły jedynie kupkę popiołu.

Mikkel nie czekał ani na słowne, ani na specjalne zaproszenie, lecz od razu ruszył do Jane. Wampirzyca wydawała się być wściekła, ale będąc ogłuszoną, nie umiała skupić myśli.
BÓL – wołała, ale jej głos tylko mknął i odbijał się od Mikkela. Jane nie wiedziała, że chroni go piętno Vuala, bo niby kto miał ją uświadomić, skoro sam rudowłosy tego nie wiedział. Rozzłościła go swoim postępowaniem, więc czym prędzej dopadł ją. Szamotała się, nie chciała poddać, próbowała go nawet ugryźć. Udało jej się zranić jego ramię, ale jej sukces nie trwał długo. Mikkel z brutalnością skręcił jej kark i w szale odrzucił tuż pod stopy jednej z walkirii. Ta pomachała do niego i jednocześnie ciało Jane stało się niebieskie od płomieni.

W tej samej chwili, Christa sprawiła, że istnienie Aftona stało się tylko pyłem. Podczas, gdy walczyła, napadł na nią Santiago. Skoczył na plecy i próbował ją ugryźć w szyję. Robił to tak nieudolnie, że wampirzyca miała ochotę roześmiać się. W zrzuceniu go z pleców pomógł z własnej woli Loki. Gdy stanęła z nim twarzą w twarz, puścił jej oczko. Po tej boskiej interwencji Santiago stracił rezon, co dało Chriście kilka cennych sekund, które bez zastanowienia wykorzystała.

Tuż obok rudowłosej, z trudniejszymi przeciwnikami rozprawiał się Tajrei. Stanął do walki z Demetrim i początkowo szło gładko. Demetri otrzymał kilka uderzeń, już prawie złapał wampira za szyję, gdy sam poczuł ucisk. Dopadł go Felix i nie zamierzał puścić. Tajrei poczuł się osaczony, ale zachował jasność umysłu. Wychodził już z gorszych opresji niż ta, w której teraz się znajdował. Zobaczył, że w jego kierunku biegnie Lena i w sumie ucieszył się z tej interwencji. Nowonarodzona zgrabnie wskoczyła na Felixa i wgryzła się w jego szyję. Tajrei wiedział, że to tylko na chwilę, bo włoski wampir miał więcej doświadczenia niż Francuzka. Z wprawą wręcz przepołowił Demetriego i pomógł Lenie. Felix stawiał niesamowity opór, w którym pomagały mu jego fizyczne aspekty. Tajrei atakował go z przodu, absorbując jego uwagę, a Lena ponownie znalazła się na jego plecach. Szybko oderwała kilka płatów skóry z jego szyi i później, z dziecinną łatwością, rozerwała kości i mięśnie. Nie przejmowała się, że zmiażdżyła twarz i czaszkę, a resztki zostały na jej dłoniach. Ze śmiechem wpatrywała się w pozostałość osiłka Volturi. Chwilę potem dostała znak od Tyra i skierowała się w tamtą stronę, a Tai przywołał jedną z walecznych walkirii. Powiedział jej, żeby dwie pokwapiły się na wieżę i spaliły leżące tam wampirzyce. Ta skinęła i powtórzyła kolejnym. A bitwa wciąż się toczyła.
Tajrei poczuł coś lepkiego w okolicach barku, Felix zdążył go nadgryźć. Dotknął palcami miejsca i stwierdził, że to tylko jad. Jego ciało przez wieki stało się czymś w rodzaju tarczy i nie można było tak łatwo go naruszyć. Jad wampira był igraszką w porównaniu do tego, co swego czasu serwował mu Imre.
Czarnowłosy wampir spojrzał w stronę drzwi. Szła tam Vanja – Volturi widzieli tylko ją, a on mógł zobaczyć jej obstawę. A była ona poważna – z przodu podążał Tyr, gotowy do ataku; po bokach szły wilki, agresywne, z rozwartą paszczą, szykujące się do skoku. Za Vanją pojawiła się nowonarodzona dwójka, czujna i mająca oko na całą sytuację.
Całość obserwował Odyn, któremu teraz towarzyszył Loki i Sigyn. Jego twarz nic nie wyrażała, ale Loki szczerzył się do żony. Wszystko szło nadspodziewanie dobrze.

Niespodziewanie Vanja rzuciła się z niesamowitą szybkością na Renatę. Strażniczka nie była zdziwiona i wręcz z uśmiechem odparła atak wampirzycy. Tymczasem Tyr stanął obok i nie dopuścił wielkiej trójki do walczących.
Nowonarodzeni wiedzieli, że Vanja nie może być nawet zadraśnięta. Już chcieli się na nią rzucić, gdy Odyn machnął dłonią. Dwa ogromne wilki jak na komendę naparły na Renatę. Jeden przewrócił ją na plecy i przytrzymał na podłodze swoim ciężarem, zaś drugi rozerwał jej szyję i potrząsał do momentu, gdy twarz nie poszarzała. Vanja, zdziwiona, podniosła się, otrzepała suknię i poprawiła miecz. Nadszedł czas konfrontacji.

Przed wielką trójką Volturi stanęli kolejno Tajrei, Christa oraz Mikkel, a zaraz do nich dołączyła Vanja.
Nieoczekiwanie Aro zaśmiał się jak szaleniec i jak opętany błądził wzrokiem po trupach swoich podwładnych.
Jego śmiech odbijał się echem od ścian pałacowej sali. W końcu, po tym dziwnym wystąpieniu powiedział, głosem nie do końca normalnym.
- Oczekiwałem odwetu przez tyle setek lat. I dopiero dziś Imre zdołał mnie dosięgnąć? – W jego czerwonych tęczówkach obłęd walczył z normalnością.
Marek i Kajusz, widząc zachowanie wampira, chcieli zareagować, ale Aro uciszył ich gestem. Zdawał sobie sprawę, że są otoczeni. Wkoło nich stały wilki oraz Loki i Sigyn, którzy zgodnie z planem ujawnili swoją obecność.

Vanja wystąpiła krok do przodu. Reszta w milczeniu ścieśniła się wokół, tworząc tarczę, gdyby tamci mieli ochotę zaatakować jej osobę.
Tylko Vanja mogła podjąć dialog z Aro. Jedynie ona znała całą historię – Tajrei i Christa znali część, a Mikkel w ogóle jej nie słyszał. Odpowiedź kobiety była słodka i zarazem ociekająca sporą ilością jadu.
- Musieliśmy zebrać siły, Ahro – przedrzeźniła jego imię. – A wy, dzięki zyskanemu czasowi, nie raz pokazaliście pazurki. A pokazując je, udowodniliście nam swoją słabość. Przybywamy więc w odpowiednim czasie – Zmrużyła oczy i bacznie obserwowała tężejącą twarz przeciwnika. Kątem oka zanotowała, że Marek i Kajusz napinają się, jakby gotowi byli do skoku. Trafiła w czuły punkt, sprawiła, że ich szlachetność uszła niby z dymem. Umiłowanie do sztuki wyblakło, a oni sami zrzucili maski i na jaw wyszła prawdziwa natura.
Kajusz podjął błędną decyzję i rzucił się w kierunku Vanji. Został natychmiast złapany przez Tajreia, a rozszarpany przez stojącego za nim wilka. W tle słychać było śmiech walkirii, które jednocześnie bawiły się pochodniami i bezwstydnie zaprószyły ogień na ciele Kajusza, tuż przy boku pozostałej, oszołomionej dwójki.
- Naszą niechęć budowaliście stopniowo, Ahro. Same wasze początki, wasza ciągła nieudolność. Imre wielokrotnie was prześmiewał. Błyyyyszczące pacynki – wysyczała z zadowoleniem Vanja.
- Mamy talenty – powiedział głośno czarnowłosy wampir, a gdyby mógł, byłby cały czerwony ze złości.
- Ach jakże, nie przeczę. My też mamy swoje przymioty. Nie świecimy jak choinki, Ahro. Też silni, ale nasza siła pochodzi od mocnych więzów między naszymi osobami. – Aro zaprotestował, ale Vanja bezlitośnie kontynuowała: - Wasze późniejsze przygody, budowanie królestwa na strachu – śmiechu warte. Mecenat sztuki? A w tle bunty nowonarodzonych dzieci, krwawo stłumione powstanie w Meksyku. I znów brutalność… I gdzież tu związek ze sztuką i pięknem? Och, albo Rumunia. Mówi ci to coś? Niemiło potraktowałeś ich ród, bardzo niemiło. Stefan i Vladimir wciąż żywią do was żal i pragną zemsty. I… - Jej głos nieznacznie podniósł się. – I chyba zapomniałeś, zapomnieliście, o umowie A warunki były jasne.
Na te słowa Marek zaprotestował i tym razem to on uciszył Aro.
- Umowa została wypełniona. Nie złamaliśmy głównego warunku, a wręcz pilnowaliśmy, by był niezłamany.
- Doprawdy? – Vanja parsknęła i potrząsnęła głową. – A Cullenowie? Wyśmienity przykład waszego kłamstwa. Mikkel uniósł brwi, o kim ona mówi?
- Isabella Swan jest już wampirem. Nawet od dłuższego czasu. – Powiedział spokojnie Marek, mierząc chłodnym wzrokiem Vanję, która wyglądała naprawdę walecznie.
- Nie wątpię. A niejaka Reneesme? – Celność pytania wytrąciła Marka z równowagi, więc ponownie wtrącił się Aro.
- To nie wasz interes! – ryknął, tracąc resztki opanowania. Zrobił krok do przodu, ale wilki warknęły ostrzegawczo. Cofnął się nieznacznie, wciąż naprężony i gotowy do ataku.
- Od dzisiaj nasz. – Głos Vanji był lodowaty, znacznie zimniejszy niż śniegi Svalbardu. – Jesteście nieudolni po raz kolejny. I o jeden raz za dużo. Umowa nie ma dla was żadnego znaczenia. Więc… - Urwała i podeszła do Aro. Koło niej od razu stanęły wilki, co sprawiło, że czuła się pewnie. – Koniec przedstawienia, pacynki. Już dość napsuliście w tym waszym szmacianym teatrzyku. A wszystko dlatego, że zignorowaliście potęgę Imrę i potęgę boskości.
- Nieprawda. – Wtrącił słabo Aro, w jego oczach zaczaił się błysk przerażenia. Zdał sobie sprawę, jak bardzo poważna jest sytuacja, ale tak naprawdę już nic nie mógł zrobić. Jedynie grać na zwłokę.
Vanja zaśmiała się złowieszczo, przywołując dłonią Tajreia.
- Mam wam przypomnieć, co nieco o umowie i waszej przysiędze? Chyba będę zmuszona ponownie przybliżyć wam historię, aby przed końcem odświeżyć waszą pamięć.

Gdy narodził się Jezus Chrystus zrozumieli, że odtąd wszystko będzie inaczej. Ta przełomowa chwila, wypełnienie obietnicy Boga, stanie się szansą dla ludzkości – białej strony. I właśnie to wydarzenie okazało się też nadzieją dla was – ciemnej strony.
Podczas tworzenia świata stworzone zostały anioły. Miały pomagać Bogu i służyć ludziom. Jednak część z nich upadła, odłączyła się od niego i trafiła na ziemię. Tam odnalazł je Szatan i oto powstała powszechnie znana ciemność. Upadli żyli w cieniu boskich pomocników, nie wchodzili im specjalnie w drogę. Sami nazwali się Czarnymi Aniołami - gardzili ludźmi, pomiatali nimi. Człowiek dla nich był niczym listek na wietrze. Niestały, maluczki, znikomy, przemijający. I do dzisiaj jest.
Jednak, gdy narodził się Wybawiciel, Czarne Anioły poczuły niepokój. I postanowiły stworzyć armię, nieprawdaż?

Aro skinął głową, widać było, że z nerwów bawi się włosami i nie umie skupić wzroku na jednym elemencie. Marek w milczeniu słuchał Vanji, stał niczym kamienny posąg wmurowany w podłoże.

Zebrały wszelkie złe istoty, istoty zrodzone z ciemności. Wśród nich wyodrębniły się wampiry, ród dziki, nieposkromiony i pragnący walki. Ale i w tym rodzie znalazły się osobne plemiona – protoplaści dzisiejszych nieśmiertelnych. Ale niektórzy istnieją do dziś, nieprawdaż Ahro?
– Kobieta uśmiechnęła się złośliwie i kontynuowała. Ci, co przetrwali to niesłychanie silni i mądrzy nieumarli. No, nie wszyscy, pojedyncze jednostki są idiotami od samego początku i tylko dzięki przebiegłości udało im się umknąć. Ale wracając do właściwej historii – dołączenie do armii wiązało się z pewnymi ustępstwami. Każdy, kto chciał dostać boską aprobatę, musiał zgodzić się na warunki umowy. Prawda, Marku? – Zmrużyła oczy, a wampir niechętnie potwierdził. Po chwili mówiła dalej. - Każdy wampir, chcący zasilić szeregi upadłych, musiał zdobyć czyjeś poparcie. Najczęściej błogosławieństwo zdobywały klany. Wasz, włoski, został nazwany Volturi, od miejsca zamieszkania – Volterry. Waszym sprzymierzeńcem były rzymskie bóstwa. Potężne możliwości i szerokie horyzonty, mówiliście wtedy. Czarne anioły chętnie zgodziły się na tych nie lada popleczników. Podpisaliście umowę jako pierwszy wampirzy odłam i poszliście w świat. I to okazało się waszym błędem. Kilkanaście lat było dobrze, ale gdy chrześcijaństwo zaczęło się szerzyć, moc bóstw upadła. Od samego początku niechętnie wam pomagali i unikali interwencji. Nie podarowali wam nic i niczego nie oczekiwali, oprócz oddawania czci i składania ofiar. – Aro, słysząc gorzką prawdę, jakby skulił się w sobie. I tylko resztki dumy kazały mu patrzeć na Vanję. Ta historia nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego…
- A gdy skończyli się rdzenni wyznawcy – skończyła się rzymska kuratela. Postanowiliście wszystko puścić w niepamięć. Skoro bogowie złamali słowo, to wy też możecie. Otóż myliliście się. Posłuchajcie jak to rozegrał Imre i kim ja jestem. –
Uśmiechnęła się łagodniej, ale w jej oczach wciąż tliły się złowieszcze błyski. – Imre nie śpieszył się z tym wszystkim jak wy. Postępował powoli, badając dokładnie umowę i wyłapując niuanse. Prowadził częste rozmowy z aniołami i nawet nie wiedział, kiedy zyskał sobie ich szacunek. Szczególnie dobrze rozumiał się z pewnym upadłym zwanym Vualem. – Na dźwięk tego imienia Christa poruszyła się niespokojnie. Nienawidziła go każdym kawałkiem swojego ciała i duszy. Chciała go zniszczyć i zrobiłaby to gdyby mogła. – To z nim dzielił swoje myśli i pomysły. Jemu pierwszemu pochwalił się, że zdobył poparcie nordyckich bóstw. Stopniowo zdobywał zaufanie bogów, aż doprowadził do najkorzystniejszego momentu dla swojej osoby. I dopiero wtedy podszedł do umowy. On, w przeciwieństwie do was, poprosił swoich bogów o dar. I dostał od nich ten karminowy kamień, medalion o różnych właściwościach. Jedną z nich okazało się bycie anonimowym. Dlatego żadne z naszego rodu nie świeci jak wy, błyszczące pacynki. – Ton jej głosu ociekał sporą ilością jadu. – Wiele zalet wciąż pozostaje nieodkrytymi, prawda Odynie? – Podniosła lekko głowę, a najwyższe nordyckie bóstwo skinęło głową. Uśmiechał się, bo on też przypomniał sobie tamte czasy. – W zamian za podarunek Imre miał sprawić, że nigdy nie stracą poważania wśród ludu. Wtedy także miały składane być ofiary, bo to inne czasy niż dzisiejsze. No i najważniejsze – w zamian za pomoc bóstwa oczekiwały, że będą mogły ingerować w działania Imre. I chyba wszystkie warunki wypełnił? – Odyn potwierdził, a kobieta kontynuowała. – Podczas zawierania umowy, wampir został zaskoczony. Czarne Anioły postanowiły dać mu coś od siebie, czego wcześniej nigdy nie uczyniły. Właściwie ofiarodawcą był głównie Vual, ale żeby to uczynić musiał dostać aprobatę od najwyższego. Imre dostał coś, co miało mu ułatwić kontrolowanie innych. Coś, co mogło umożliwić mu przejęcie władzy w wypadku złamania umowy przez inne klany. Coś, co było korzystne dla samej jego osoby. Dostał człowieka uwięzionego przez Czarnych Aniołów. – Ton w głosie Vanji stał się wyjątkowo gorzki. Tajrei jęknął.
Ona mówiła o sobie.
- Nie był to zwykły człowiek, oczywiście. Aby trwać wiecznie został specjalnie potraktowany. Musiał jeść, pić i spać. Co prawda nie pił krwi, nie miał nadnaturalnych sił. Był duszą uwięzioną w jakby zahibernowanym ciele. Nie jak wampiry, zupełnie nie…
- Urwała na sekundę, zamyślając się. Mówienie o tym wciąż sprawiało ból. – Początkowo Imre nie doceniał człowieka. Używał go tylko jako ciała, z którego można było się posilić. Ale nawet sama czynność nie była prosta. Bowiem skóra więźnia odporna była na urazy czysto mechaniczne. Nie lodowata jak wasza, jakby zamarznięta – tylko ciepła, miękka, człowiecza, ale odporna niczym stal. Tylko jeden minerał mógł ją przeciąć… Platyna. A człowiek nie miał wyjścia, musiał się poddać. Co więcej musiał przysiąc, że pomoże. Inaczej czekałaby go niechybna śmierć. Imre później zrozumiał człowieka i zrozumiał też kilka innych spraw. I nie były to przyjemne odkrycia. – Umilkła i przełknęła ślinę. Po chwili jej głos stwardniał. – Ahro, wiesz jaka jest różnica między nim a wami? Wy zadowoliliście się ochłapem, a Imre dotarł do najlepszego. I to jest klucz, dlaczego się tutaj znajdujemy.
Aro ruszył do przodu, ale zanim zrobił skok, zatrzymał go Marek.
- Zachowaj godność do końca. Ona powiedziała tylko prawdę. My wielokrotnie łamaliśmy umowę, nawet, jeżeli nie byłeś o tym informowany. – Marek mówił cicho, lecz wyraźnie. Chyba tylko on jeden zrozumiał wszystko z tego, co opowiadała Vanja. Aro nie chciał nic do siebie dopuścić.
- Widzisz, Marku. Jak chcesz, to potrafisz – Vanja uśmiechnęła się i przekrzywiła śmiesznie głowę. – Ale to ukorzenie i tak was nie uratuje.
Do dzieła.

- Koniec przedstawienia. Trzeba posprzątać scenę. – Zadecydowała i chwilę później wszystko stało się czarne.
*
Christa, wysoka, dystyngowana wampirzyca, wpatrywała się z lubością w pogorzelisko. Niektóre fragmenty zamku były już ruiną, inne dopalały się z sykiem.

Misterny plan powiódł się doskonale.

Volturi obróciło się w pył, ich szczątki zmieszały się z pozostałością pałacu. Królewski ród okazał się słaby i maluczki w porównaniu do potęgi norweskich wampirów.

Wampirzyca uśmiechnęła się złowrogo i odwróciła do tyłu. Spojrzała na swoją armię, teraz ewakuującą się do domu. Walkirie leciały ku niebu, z perlistym śmiechem na ustach wesoło machały pochodniami z niebieskim ogniem. Za nimi podążał Odyn i Loki z żoną. Bóstwa wracały do Asgardu, a jedynie Tyr eskortował dwójkę nowonarodzonych do Imre.
Koło pałacu stał Mikkel, który trzymał w ramionach Vanję. Przygotowywał się do przeniesienia.

Usłyszała szelest, a każda część ciała zareagowała na ten słaby dźwięk. Za jej plecami stanął Tajrei, poczuła w nozdrzach dobrze znany zapach. Mimo że nie musiała oddychać, wciągnęła w płuca tą cudowną woń.
- Wiktoria! – pochylił się i wyszeptał w jej szyję.
- Wystarczy Christa – roześmiała się i odwróciła do niego. Obydwoje mieli roziskrzone oczy, pełne radości i szczęścia.
Ciężki wisior uderzył w jego klatkę piersiową. Kamień z naszyjnika nienaturalnie błyszczał i pulsował. Wyczuwał impulsy, jakie wysyłali i reagował na nie dość gwałtownie
- Udało się – powiedział i wziął medalion w dłonie. – Nasze marzenia spełniły się. Osiągniemy potęgę.
- Wracajmy do domu – szepnęła. - Tę bitwę wygraliśmy, przed nami kolejne… - westchnęła Christa i wtuliła się w niego. Wiele uczuć wyrażała mowa ich ciał, ale najważniejsze emanowało – duma ze zwycięstwa.
Tajrei skinął i zacisnął dłoń na kamyku. Skupił swoje myśli i przygarnął wampirzycę mocniej do siebie.
Po chwili na miejscu nie było nikogo.
Świtało, a Volterra, miasto królewskie, zostało zrównane z ziemią.
*
W domu Cullenów zawrzało. Informacja rozniosła się lotem błyskawicy, prędko dotarła także do sfory.
Volturi stało się przeszłością, zostało zmiecione jak pionki z planszy przez podmuch wiatru. Nikt nie przetrwał…
Nad rodziną doktora zawisła ciężka, gradowa chmura, która przysłoniła krwawo wschodzące słońce.
_
* - miał być cytat, ale jest tylko tytuł.
** - Odyn again. Odsyłam jak coś. [link widoczny dla zalogowanych]
*** - Sigyn – nazywana,,Dawczynią zwycięstw’’ [link widoczny dla zalogowanych]
Loki - bóg zniszczenia, śmierci i oszustwa [link widoczny dla zalogowanych]
**** - [link widoczny dla zalogowanych]
A szczególnie Sigrún – jej imię oznacza,,zwycięska runa’’ bądź,,zwycięskie runy’’. Polecam ENG wikipedię.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez migdałowa dnia Czw 20:38, 29 Lip 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Pią 15:07, 30 Lip 2010 Powrót do góry

Nieważne, czy opisujesz uczucia, czy opowiadasz nam o wartkiej akcji, za każdym razem robisz to w sposób bardzo plastyczny i przekonujący. Masz nienachalny, lekki styl i ładnie rozpisane pióro, co sprawia, że całość czyta się jednym tchem, pochłaniając każdą następną linijkę.
Nie ukrywam, czekałam z wypiekami na twarzy na uchylenie rąbka tajemnicy o Vanji...
Przy Twoich bohaterach, książkowi Cullenowie wydają się bladzi i bez wyrazu. A ja osobiście lubię postacie charakterne, krwiste (cóż, w tym przypadku to określenie wydaje się całkiem adekwatne Wink ).
Jak zwykle czarujesz swoimi słowami, mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec tej opowieści. Intryguje mnie, jak to dalej pociągniesz... Jest jeszcze wiele tajemnic do odkrycia.
Skupisz się na wątku Cullenów? Czy na czymś zupełnie innym...

P. S. Dzięki za PW Cool


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Pią 18:20, 30 Lip 2010 Powrót do góry

Migdałku!
Brawa za ten rozdział, choć powiem szczerze, to trochę mi się zrobiło żal Volturi. Człowiek, to jednak głupie zwierzę, szybko się przyzwyczaja, nawet do wrogów. Patrząc z perspektywy Cullenów, to nie mają teraz za milusio. Lepiej znany wróg, niż nieznany – to raz. A poza tym czy znają całą prawdę o przeszłości wampirów? Jeśli tak, to naprawdę mają się czego obawiać.
Jestem oczarowana przede wszystkim magią tego opowiadania. Legendy o bóstwach, przeplatają się w nim z mitologią i postaciami rodem z horrorów. W dodatku w taki sposób opisujesz tę historię, że aż trudno wrócić do rzeczywistości. Opowieść o początkach wampirów połączona z mitycznym początkiem świata w wielu religiach, zdecydowanie będzie od tej pory moją ulubioną wersją.
Jedno mnie jednak zastanawia, zresztą przypuszczałam to już od jakiegoś czasu, wampiry nie są najpotężniejsze. Pozostają pod wpływem upadłych aniołów, w przypadku Vuala to raczej średnia perspektywa. Choć z drugiej strony Mikkel jest jego synem i więc przynajmniej on nie powinien się za bardzo obawiać gniewu ojca.
I znów mnie zaskoczyłaś, kiedy uchyliłaś rąbek tajemnicy istnienia Vanji. Choć nie zrobiłas tego do końca. Ciekawi mnie dlaczego akurat ona była człowiekiem uwięzionym przez Czarne Anioły. Co takiego zrobiła lub też co takiego ma w sobie, że akurat ją wybrały na więźnia, a później dały tak ważną rolę do spełnienia w świecie nieśmiertelnych.
Na koniec dodam, że sama walka była opisana efektownie, ale sama końcówka tej rozgrywki, kiedy Vanja przedstawia Aro wyrok jest niesamowita. I jedyny w miarę rozsądny Marek…
A! Zapomniałabym nigdy nie przypuszczałam, że Imre jest aż tak stary i aż tak ważny. Ponowne zaskoczenie na plus.
No cóż, teraz mi już pozostaje czekać co się stanie z Cullenami. Mam nadzieję, że ich nie wytniesz w pień tak, jak Volturi. No i oczywiście, że ocalisz moją ukochaną sforę.
Gratuluję, zdecydowanie jeden z bardziej fascynujących rozdziałów, choć mało który rozdział w tym opowiadaniu nie jest fascynujący. Very Happy
Pozdrawiam, BB.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Pią 18:21, 30 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Nie 18:57, 01 Sie 2010 Powrót do góry

Po Volterze zostały tylko popioły ;-) tylko, że ja nadal mam mnóstwo pytań.
Połącznie bóstw nordyckich z bohaterami Sagi doskonałe. Opis bitwy, pierwsza klasa. Brakuje mi tylko odrobiny opisów relacji między bohaterami. Ale tylko odrobinę. Dlaczego Vanija tak strasznie nienawidzi Christy? bo ja nadal nie łapię.
I jak połączysz losy Skandynawów z Cullenami?
Czekam z niecierpliwością
Aurora


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Beatha
Zły wampir



Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 335
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Nie 19:44, 01 Sie 2010 Powrót do góry

No to może teraz ja:)

Czytałam to juz kilka razy, i bardzo mi sie podoba.
Zacznę może od imion głównych bohaterów, sa mi bardzo znane i bardzo kochane. Sama historia tez mi coś niecoś przypomina ale mi to wogóle nie przeszkadza:)
Generalnie pomysł świetny, wiele zagadek i umieszczenie ich w róznym czasie, rozwiązania zaskakujące ale tez mi coś niecoś przypominaja:)
pisze chaotycznie? no cóż chyba autorka zrozumie, jak nie to zapraszam na pw, podyskutujemy:)
Być może domyslam się zakończenia, ale chciałabym by ff za szybko sie nie skończył, a rozdziały były dodawane częsciej. Pisz dalej ja czekam z niecierpliwością:)
Bardzo, bardzo mi sie podoba:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Czw 12:51, 12 Sie 2010 Powrót do góry

Po pierwsze to gratulacje za pierwsze miejsce w rankingu. Wiem, że ci już gratulowałam, ale teraz tak oficjalnie. Brawa kochana, dałaś czadu. Hurra
Po drugie to przepraszam, że tak późno dotarłam z komentarzem, ale też wiesz, dlaczego. Na drugi raz bardzo proszę beż takich głupich pomysłów.
Przechodząc do sedna, wiesz, nawet nie wiem, od czego zacząć. Ten rozdział był niesamowity. Jak sobie przypomnę moje nieudolne próby odgadnięcia czym lub kim jest Vanja, to aż mi się śmiać chce z samej siebie. Nigdy bym na to nie wpadła, nawet nie podejrzewałam takiej historii i że ona jest tak długowieczna (stara nieładnie brzmi).
Historia, która nam zaserwowałaś całkowicie wbiła mnie w fotel. Matko, jakie ty masz pomysły. Nigdy nie sadziłam, że cofniesz się tak daleko do zarania dziejów. Opowieść o upadłych aniołach, istotach zrodzonych z ciemności, normalnie grozą powiało.
I faktycznie Volturi wyglądają krucho w porównaniu do klanu ze Skandynawii.
Ale widać jak silnych sprzymierzeńców mają. Bóstwa nordyckie wydają się być takie dostojne i władcze, i waleczne przede wszystkim. Z takim poparciem nic dziwnego, że zmietli włoskich władców z taką łatwością.
Zachwyca mnie dokładność, z jaką wszystko planujesz i opisujesz poszczególne etapy. Masz dopięte wszystko na ostatni guziczek. Każdy szczegół dokładnie zaplanowany i dopieszczony, wszystko pięknie się układa w fascynującą opowieść.
Bitwa była niesamowita, efektownie nam opisałaś subtelny plan pozbycia się Volturich, no i sama końcówka, dopełnienie zemsty. Wydawali się tacy bezbronni i bezradni stając oko w oko z armią Vanji. To było magiczne przeżycie.
Teraz przyjdzie nam czekać na kolejny rozdział, aby poznać ich dalsze plany. No i w końcu może pojawia się Cullenowie? Jestem niezmiernie ciekawa, co dla nich planujesz. Czy podzielą los rodziny królewskiej czy jak zwykle ujdzie im płazem i ich niesamowite szczęście pozwoli uratować im życie.
Oczywiście ciekawa jestem rozwiązania kolejnych zagadek, bo co prawda stopniujesz je nam powoli, ale robią się coraz bardziej niesamowite i nieprawdopodobne.
Tak, więc malutka, zbieraj siły i do dzieła. Jak zawsze możesz liczyć że będę ci życie uprzykrzać marudzeniem. Nie uwolnisz się ode mnie dopóki nie skończysz „Chłodka”.
Jesteś najlepsza migotko. Trzymam kciuki za chęci, co by ci nie uciekły.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Selenit-P48
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Marsa ;D

PostWysłany: Czw 14:30, 26 Sie 2010 Powrót do góry

Wybacz że komentuje dopiero teraz ale nie było mnie w domu.

Wkońcu ujawniłaś coś o Imre i Vaniji. Oczywiście wiedziałam że są kimś ważnym ale że aż tak... łał.
Acha żebym nie zapomniała --> przez całe opowiadanie wyobrarzałam sobie dziewczyny w sukniach a byłam przekonana że są normalnie ubrane i dziękuje że rozwiałaś moje wątpliwości kiedy napomniałaś o sukni Vaniji Smile
Bitwa została świetnie opisana, zdziwiło mnie jednak to że żaden ze skandynawów nie poległ byłam przekonana że Lena albo jej mąż zginom. Ale moim ulubionym momentem jest to jak Vanija opowiada tą historie IMRE i poczęści swoja. I oczywiście to jak pomieszałaś te wszystkie religie naprawde pobudziły moją wyobraźnie i zaczełam się zastanawiać w kogo wkońcu wierzą nasze skandynawskie wampirki przecież ciągle zwracają się do Odyna a tu nagle opowieść zaczyna się od Boga jeszcze te bóstwa rzymskie Very Happy wow
No i jeszcze Mikkel tak mi się go troszke żal zrobiło że on o niczym nie ma pojęcia i jak ubóstwiłam Imre tak i teraz zaczyna mi się podobać Mikkel Wink
Całe opowiadanie jest świetne jadnak nadal czuje niedosyt w związku z Cullenami, te trzy linijki to zdecydowanie za mało (hahaha) proszę o troche wiecej Cullenów.
Dzięki za rozd. z zniecierpliwieniem czekam na kolejny.
no to czasu,weny i chęci
sorka za mega chaos Razz

Selenit


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Selenit-P48 dnia Śro 15:04, 01 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
migdałowa
Wilkołak



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 35 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 13:31, 01 Wrz 2010 Powrót do góry

Wracam z nowym rozdziałem. Wg mnie nie jest ani dobry, ani najlepszy.
Jest miałki.

Viv mówi, że inny, bardziej meyerowski, bardziej cullenowy. Opowiada o naszych czasach.

Straciłam serce do fandomu. I to widać. Ale skończę ,,Chłód...''. Obiecałam. Słowa dotrzymam.

Zanim pojawią się komentarze, zapraszam do Nieśmiało, wstydliwie w Kawiarence. To takie moje literackie pożegnanie z fandomem, pewna analiza dokonań na forum. Jedna, wielka metafora. Prezent na do widzenia.

Rozdział betowała Viv. Bez niej to on mógłby w ogóle nie powstać.

_
Rozdział IX - Całe życie ludzkie czymże jest innym jak nie jakąś komedią, w której każdy występuje w innej masce i każdy gra swoją rolę dopóki reżyser nie spędzi go ze sceny.


USA, Fairbanks w stanie Alaska



Niecierpliwie wyczekiwał przybycia Tyra, spragniony najnowszych wieści. Niestety nie mógł się swobodnie kontaktować z Vanją, szczególnie podczas przebywania w Fairbanks. Fluidy towarzyszące połączeniu, silnie oddziaływały w chłodnym klimacie Alaski.

Porywisty wiatr rozwiewał jego blond włosy, sprawiał też, że czarna peleryna szczelnie przylegała do ciała mężczyzny, niczym zbroja. Blondyn stał i wpatrywał się w jasne, błękitne niebo z wyczekiwaniem w oczach.
Gdzieś w kąciku ust błąkał mu się uśmiech, czuł, że wszystko się powiodło.
I nie mylił się.

Na widnokręgu pojawiły się dwie, wyraźne postacie otoczone jasną, mleczną mgłą. Szybko podążały ku niemu, a ich postawa jednoznacznie krzyczała zwycięstwo.
Imre poczuł dumę.

W końcu, po tylu wiekach, nadeszła sprawiedliwość.

Lena i William coś do niego mówili, jeden przez drugiego, zupełnie podekscytowani i rozemocjonowani, ale on uciszył ich bardzo szybko.
Nie miał warunków, by opiekować się nimi, szczególnie teraz, gdy nadchodził etap wojny potajemnej.
Raz dwa ukrócił ich istnienie, zanim zdążyliby pisnąć. Nie potrzebowali ich już. Ciała zostawił, tak, jak leżały. Wiedział, że prędzej czy później wiatr rozwieje prochy lub śnieg zatrze ślady.

Za to swoją uwagę skierował na Tyra, który w milczeniu obserwował całe zajście. Zawsze małomówny, wolał działanie niż słowa.
- Zgodnie z planem? – odezwał się Imre, poprawiając poły szaty i omijając wampirze zwłoki.
- Tak. – Jego zdawkowa odpowiedź wywołała szaleńczą radość u nordyckiego krwiopijcy.
- Idealnie – mruknął i przyspieszył kroku, schodząc z pagórka.
Emocje opadły i poczuł głód. Nie, to jeszcze nie głód, a uczucie, które motywowało go do polowania.
Jednak dzisiaj nie mógł wyjeżdżać z miasta. Wiedział, że Cullenowie niedługo dowiedzą się o Volturi i zaczną
coś robić. Imre zastanawiał się, jakie podejmą kroki i czy zaczną utorowane działanie. Z tego, co się dowiedział, Cullenowie umieli ze sobą współpracować, ale często ich kluczem do sukcesu był przypadek. I ten mały człowieczek – Bella. No, już właściwie, od dłuższego czasu nawet nie człowiek.

Tyr zniknął, nie czekając na pożegnanie. On wykonał swoje zadanie i mógł swobodnie wrócić do Asgardu.

Westchnął i skierował swoje kroki ku akademikowi, który mimo bardzo wczesnej pory już tętnił życiem.
Gdy tylko przekroczył próg, zewsząd otoczyły go sympatyczne uśmiechy ludzi. Wiele nacji spotykało się w tym chłodnym kampusie Uniwersytetu na Alasce. Mijał po drodze studencką kawiarnię, ogromną bibliotekę i niewielki placyk z klombami. Abstrahując od tego, że tutaj głównie panowała zima.
Idąc prosto do akademika, zobaczył, że macha do niego pewna dziewczyna i głośno woła jego imię:
- Malachi!

Podczas przebywania w Forks nie było żadnego Imre pochodzącego z Norwegii. Przeistaczał się on w rodowitego Amerykanina, trochę skrytego w sobie i trzymającego większość na dystans, oprócz kilku osób.

Dziewczyna podbiegła do niego z ogromnym uśmiechem i zapytała:
- Już po porannym joggingu?
Imre pokiwał głową i odwzajemnił uśmiech z lekką rezerwą. Stojąca przed nim kobieta nazywała się Emma i była studentką z tego samego roku. Kiedyś myślał, że z nim flirtuje, ale mylił się. Ona po prostu taka była, sympatyczna, otwarta, dla każdego miła.
- Malachi, jak ty niewiele śpisz – ziewnęła, a on uśmiechnął się szerzej. Powoli wędrowali przez kampus, widząc, że robi się coraz większy ruch. – Podziwiam cię – dodała, przeciągając się.
- A ty, co tak wcześnie na nogach? – zapytał, obserwując uważnie otoczenie.
- Kończyłam projekt na socjologię. Dzisiaj termin, a wiesz, jaki jest Smith. – Skrzywiła się i nagle gwałtownie stanęła. – Cholera, miałam iść po kawę, a spotkałam ciebie. Widzisz, jak mącisz? - Zaśmiała się i już prawie odchodziła, gdy ponownie zatrzymała się. Imre obserwował ją z lekkim rozbawieniem. I ona była przewodniczącą szkolnej Rady Studentów.
- O, mam pytanie.
- Słucham cię, Emmo. – Wyczuł, że gdzieś na horyzoncie pojawił się wampir, ale oczywiście nie dał tego po sobie poznać.
- Kiedy przyjeżdża twoja żona? – Jej pytanie zbiło go z tropu, a wręcz rozproszyło na dłuższą chwilę. Żona?
- Niedługo. – Odpowiedział wymijająco i przeprosił ją. Musiał szybko się jej pozbyć. Pojawili się Cullenowie, wyraźnie podenerwowani. Miał za zadanie wybadać sytuację.
Emma pomachała mu jeszcze i oddaliła się, a on odwrócił się i zobaczył złote włosy. Rosalie Hale.
Sprawiała wrażenie podminowanej. Niespodziewanie obok niej pojawił się wielki dryblas o postawie futbolisty, zwany Emmettem.
Rozmawiali przyciszonym głosem o czymś, a Imre nie umiał powstrzymać tryumfalnego uśmieszku. Informacja dotarła już i do nich. Teraz tylko musiał ich dyskretnie obserwować. Jakby nie robił tego już dwa lata.
Dwójka zniknęła pospiesznie w kampusie, a on szedł za nimi, jednocześnie wymieniając pozdrowienia z napotkanymi studentami. Zastanawiał się, gdzie podziali się Alice i Jasper, którzy także stwarzali pozory, że kontynuują naukę. Edward ze swoją Isabellą, ze względu na córkę, zrezygnowali z udawanki szkolnej. Żyli jak zwyczajne młode małżeństwo – Edward nagrywał płyty z własną twórczością, zaś Bella odnalazła się w miejscowej szkole. Uczyła biologii.
Carlisle, jak zawsze, został ordynatorem w miejskim szpitalu i ratował ludzkie życie. Esme pomagała Belli w opiece nad córką i prowadziła małą księgarnię.
Rose, po za szkołą, planowała ogromny, huczny ślub z Emmettem, kolejny zresztą. Alice pomagała jej w tym z wielkim zapałem, mówiąc, że oni z Jazzem jeszcze poczekają.
Całe ich życie przypominało sielankę, którą przecięła wiadomość o zagładzie Volturi.

Imre śledził dwójkę, jednocześnie rozmyślając o reszcie. I nagle go olśniło. Wilkołaki w la Push.
Alice z Jasperem musieli pojechać do Forks, chociaż to nie miało najmniejszego sensu. Prędzej Bella z córką by tam wyjechała. Blondyn zmrużył oczy i założył okulary. Słońce powoli przedzierało się przez chmury.

Emmett z towarzyszką weszli do budynku, na pewno na zajęcia, gdyż oni zaczynali już o siódmej.
W takim razie mogę spokojnie zadzwonić do Vanji.

Znalazł ustronne miejsce, tam, skąd zawsze kontaktował się z Norwegią. Wybrał numer i oczekiwał na połączenie. Odebrał Mikkel, powiedział, że kobieta śpi. Imre nieustępliwie kazał ją obudzić i oddzwonić.
Kwadrans później usłyszał zaspany głos:
- Imre… Co się dzieje, że dzwonisz o tej porze?
- Tajrei z Christą muszą jechać do Forks. Prawdopodobnie któreś z rodzinki pojechało ostrzec sforę. Jeszcze nie wiem, kto. Wykluczyć można jedynie Rose z Emmettem i doktorka z żonką.
- Imre, dobrze się czujesz? – Vanja westchnęła mówiąc, że przekaże. – A dlaczego dzwonisz z tym do mnie?
- Trochę się namieszało – przyznał Imre. – Kiedyś jednej studentce powiedziałem, że Malachi ma żonę. I ona musi przyjechać.
- CO? – Krzyk ogłuszył blondyna, który uśmiechnął się pod nosem. – Vanju, musisz przylecieć do Ameryki.
*
Norwegia

Einar sprawnie załatwił dwa samoloty – jeden prywatny dla Vanji, a drugi, ogólnodostępny, dla Christy i Taia.

Para miała lecieć do Waszyngtonu, a stamtąd samochodem do Forks. Jeszcze nie ustalili, kim będą i dlaczego odwiedzą miasto. Mieli zrobić to podczas podróży, chociaż rudowłosa wampirzyca miała już pomysł.

Vanja stanowczo odmówiła lotu do Ameryki. Uparcie powtarzała, że nie będzie żadną laleczką na wystawie i nie po to jest tutaj, żeby bawić się w czyjąś żonę. Nawet jeżeli był to Imre.
Dopiero rozmowa z Mikkelem zmusiła ją do wyznania prawdy.
- Chodzi o to, że jestem wyczerpana. Wczorajszy wieczór nadszarpnął moje zdrowie. A całkiem niedawno otworzyłam stare blizny, które, po obecności platyny, słabo się goją.
Rudowłosy spojrzał uważniej na jej twarz i faktycznie, piękna kobieta zmizerniała.
- Mam zadzwonić do Imre i powiedzieć, że jesteś w złym stanie?
- Nie – zaprzeczyła zmęczonym głosem. – Pojadę, muszę. Jesteśmy tak blisko, tak długo czekaliśmy na ten moment. Nie mogę po prostu zawieść Imre.
- A przecież on wyrządził ci tyle cierpienia. – Wymsknęło się Mikkelowi, bo strasznie martwił się o dawną opiekunkę.
- Tak, ale odpokutował już za swoje winy… Niejednokrotnie, mój drogi – Jej uśmiech przypominał grymas. Nie miała siły, by kryć się za maską chłodu i wyniosłości. – Ja też przysporzyłam mu problemów, więc jesteśmy po równo z winą. Jesteśmy godni siebie.
Wampir pokiwał głową i pomógł jej wstać.
- Muszę się przebrać i zabrać jakieś normalne rzeczy. Podejrzewam, że kobiety nie noszą teraz takich sukien, do jakich ja jestem przyzwyczajona. – Zmarszczyła brwi. – Wolą nosić ciasne spodnie, opinające i ograniczające ruchy, krótkie, nieprzyzwoite bluzeczki i obcasy, od których można połamać nogi. Co za czasy… - Prychnęła.
Mikkel zachichotał, weszli po schodach na górę. Mężczyzna wyjął walizkę i położył ją przed kobietą, stojącą przed swoją szafą. Patrzyła tęsknym wzrokiem na całe naręcza sukien, które uwielbiała. W końcu, zrezygnowanym gestem, wyciągnęła reklamówkę z nowoczesnymi ubraniami.
- Dlaczego to Malachi musi mieć żonę? – Westchnęła.
Dla dobra wszystkich, dla ich wspólnych planów, marzeń. By osiągnąć sukces, muszą trzymać się razem. Ich zwycięstwo to efekt szacunku i poważania bóstw, ale i ich ciężkiej pracy nad sobą.
- Pewnie coś kiedyś powiedział i tak zostało – Mikkel uśmiechnął się do niej łagodnie. On, jako jedyny, zostawał w Norwegii, by wszystkiego pilnować. – Imre nie pozwoliłby sobie na tę niesubordynację.
Vanja parsknęła i wyjęła jakąś sukienkę. Była dość staromodna, ale przynajmniej przypominała codzienne kreacje kobiety.
- Muszę się przebrać, czeka na mnie Ameryka. – Słowa aż ociekały ironią, ale Mikkel widział też, że ma zmęczone oczy. Ona była tylko uwięzionym człowiekiem w czasoprzestrzeni. Ale wciąż należała bardziej do ludzi niż nieśmiertelnych.
- Jasne. – Zamknął starannie drzwi i zawołał Einara. Niezwłocznie szykuj samolot.
*
Norwegia, Lotnisko w Oslo

Tajrei wraz z Christą, rozgościli się w klasie biznesowej samolotu lecącego do Waszyngtonu. Musieli poważnie porozmawiać, bo cała misja wyskoczyła niespodziewanie. Jeden telefon Imre i już siedzieli na lotnisku, oczekując samolotu. O bilety się nie martwili, Einar swoimi dojściami załatwił sprawę raz dwa. Naprawdę, chyba nie chcieli wnikać jak to robi.
Oni mówili, on załatwiał. I taka współpraca trwała już kilkanaście lat i każda ze stron była zadowolona.
- Właściwie to nie mamy prawie bagaży – mruknęła Christa.
- Kupimy wszystko na miejscu, musimy do Forks dojechać przed nimi – wtrącił Tajrei.
- Fakt. Jak dotrzemy do miasta? – Rudowłosa wyłączyła telefon i uśmiechnęła się do przechodzącej stewardessy. Ta zapytała się, czy czegoś potrzebują. Zgodnie odpowiedzieli, że nie. Przecież na życzenie szklaneczki świeżej krwi mogłaby dostać ataku serca.
- Awionetka do Port Angeles, już czeka. – Hebanowłosy uśmiechnął się figlarnie.
- Jesteś niemożliwy – parsknęła i klepnęła go w ramię. – Szkoda, że nie mogę spać… Tyle godzin zmarnowanych.
Tajrei zaśmiał się i pogłaskał jej dłoń. Walka dopiero teraz się zaczynała. Cullenowie, w odróżnieniu od Volturi, byli mobilni. Aż za bardzo mobilni.
- Miałaś jakiś pomysł. – Zmienił temat wampir. – Co będziemy robić?
- Ponieważ nie świecimy, możemy udawać badaczy lasów, ekologów, wiesz, stała obserwacja La Push. Nie wyczują nas, Imre zadba o to.
- Może nawet uda nam się dostać do rezerwatu? – Tajrei uśmiechnął się zawadiacko. Podobała mu się idea Christy.
- Możliwie, nie wykluczam… - W jej oczach pojawiły się niebezpieczne ogniki.
Zaczynała się przepyszna zabawa. I ona miała ochotę zaszaleć. Nieśmiertelność bywała nudna, ale bywała też fascynująca. A władza, pragnienie absolutyzmu, dodawało pieprzyku.
A Christa, pod maską lodu, uwielbiała igraszki i ze światem, i z Tajreiem.
*
USA, Fairbanks w stanie Alaska
Chłód Alaski porównywalny był do temperatury panującej w Norwegii. Vanja otuliła się szczelniej kurtką, która też była według niej daleka od ideału. Ona kochała futra, szczelnie blokujące dojście zimna do ciała. Ale w dwudziestym pierwszym wieku noszenie ich było nieetyczne i nie ekologiczne. Co Vanję strasznie irytowało, bo promowały to gwiazdki, które nie znały życia z dawnych czasów. I nie musiały walczyć z brudem, pchłami i chorobami. Teraz choroby miały miano cywilizacyjnych, otyłość, anoreksja, a kiedyś czarna ospa i dżuma dziesiątkowały miasta i grody.
Kobieta westchnęła i rozejrzała się. Imre obiecał, że będzie na nią czekać. Zakręciło jej się lekko w głowie, długa podróż, wcześniejsze zmęczenie i okropna zmiana czasu i klimatu, dało jej nieźle w kość. Przytrzymała się jakiejś kolumny i zmusiła do wysiłku.
W tłumie zauważyła blond czuprynę i naszyjnik zapulsował, wyczuwając jego obecność.
Vanja, już do Ciebie idę.
Chwilę później porwał ją w ramiona i mocno przytulił.
- Dziękuję, że przyjechałaś. Wątpiłem, że to zrobisz. Mogłaś odmówić.
- Nie mogłam, nie teraz. – Jej głos był słaby. Nie czuła się najlepiej. – Coś komuś nagadał, Malachi?
Imre uśmiechnął się.
- Nieodrodna żonka. Kiedyś wymsknęło mi się i myślałem, że Emma nie pamięta. A pamięta – skrzywił się.
- Emma? – Złapała go pod ramię, powoli ruszyli w stronę wyjścia z hangaru.
- Przewodnicząca szkolnej Rady Studentów. Koleżanka.
- Koleżanka – zaśmiała się Vanja.
- No oczywiście, przecież Malachi MA żonę.
Kobieta parsknęła, szli w milczeniu do samochodu. Imre po raz kolejny, na imię Malachiego, wyrobił sobie prawo jazdy. W Norwegii był wożony, ale tutaj nie wypadało. Musiał kryć swoją tożsamość. Właśnie, krycie.
- Musimy zmienić mi imię, tak sądzę. – Wampir przytaknął, wkładał właśnie jej walizkę do bagażnika.
- Myślałaś nad tym?
Vanja zaprzeczyła, i co jeszcze miała robić.
- Verity będzie pasować. Po za tym podobnie brzmi i nie będziesz miała problemów z reakcją.
Pokiwała głową i wsiadła. Następna maska skrywająca twarz.
No cóż, przedstawienie czas zacząć, kolejne zresztą.
_
* - Erazm z Rotterdamu


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez migdałowa dnia Czw 14:32, 02 Wrz 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Selenit-P48
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Marsa ;D

PostWysłany: Śro 15:58, 01 Wrz 2010 Powrót do góry

Pierwsza, pierwsza ha ha

O tekście i nie tylko.
Można powiedzieć że w dla skandynawów rozpoczyna się nowy rozdział w którym celem są Cullenowie (nareszcie więcej o Amerykańskich krwiopijcach, plus dla Ciebie).
(Taka mała anegdotka) suknie, suknie Vanja kocha suknie ha ha ha (koniec anegdotki).
Imre pokazał pazur... a Malachi MA żone (boski tekst).
A oto nurtujące mnie pytania: Ile wkońcu lat ma Renesme??? (oby była dorosła).
Mikkel-czemu akurat on musiał zostać w norwegii??? (przecież on jest taki fajny jak oni mogli zostawic go samego "złość")
Jakie są szanse że Taier i Christa dotrą wsześniej do Forks skoro mieszkają dalej niż wiadome postacie??? (przecież to jest nierealne)

Jak dla mnie ten rozd. był wprowadzeniem do misji o kryptomimie "Cullenowie" i niedługo zacznie się rozkręcac, atmosfera się podgrzeje no i będzie fajnie.
Więc pozostaje mi tylko stwierdziś że to było świetne wprowadzenie.
Selenit

...Malachi Ma żone... hyhm świetne ha ha ha


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Czw 14:20, 02 Wrz 2010 Powrót do góry

Nie wiem dlaczego masz zastrzeżenia do tego rozdziału, bo mnie się bardzo podobał. Jest rozpoczęciem kolejnej części, etapu wojny. Cullenowie są wrogami norewskich wampirów? Dlaczego Norwegowie obawiają się ich? Chcą władzy absolutnej? Chcą być jedynymi "ucywilizowanymi" wampirami?
To mnie bardzo intryguje. Szkoda że Mikkel zostal w Europie, bardzo go polubiłam a w tej sytuacji chyba szybko się nie pojawi w kolejnych rozdziałach.
Życzę weny i natchnienia, bo to fajne opowiadanie Smile
Aurora


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin