FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Nienasycenie [Z] XX/XX [16.07.09] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Oldź
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2008
Posty: 552
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:24, 17 Kwi 2009 Powrót do góry

Miałam zaszczyt przeczytać to już wcześniej :D . Jak już wiesz bardzo mi się podobało. Jak wszystkie zresztą. Najbardziej intrygujące jest to rosnące napięcie aż chce się pochłaniać tekst całym sobą. Inne spojrzenie na bohaterów strasznie przypadło mi do gustu. Jacob z obrożą nabrał takiego bardziej zwierzęcego charakteru, żadnych ciepłych klusek. Tempo odpowiednie, rozwój akcji zaskakujący, ciekawi bohaterowie, wciągające, szczegółowe opisy... czego chcieć więcej :D . Czekam na kolejną część :D .


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 10:02, 18 Kwi 2009 Powrót do góry

Rozdział 4:
Opisy pożywiania się wampirów, wprost bajeczne. Mam świadomość, że określenie, którego użyłam jest niedorzeczne, ale tak właśnie czuję. Doskonale opisałaś emocje i odczucia wiążące się z ich zwyczajami, tak różnymi przecież. Najbardziej podobało mi się zdanie:
Edward do Carlisle:
Cytat:
Ojcze chciałbym ją. Mogę?
Synu nie pytaj weź.

Boskie! Proste sformułowanie, a dodało smaczku.

Rozdział 5:
Nawiązując do cytatu powyżej, opis wewnętrznej walki Edwarda ze swoimi pragnieniami i uczuciami. Walka iście w stylu greckich tragedii, Każdy wybór wiąże się z bolesnymi konsekwencjami. Piękne.
W tym momencie serce mi zamarło:
Cytat:
Trzymając ofiarę w pewnym uścisku, wbił kły w jej gardło. Łapczywie połykał krew, której tak potrzebował. Jeśli plan miał się powieść, musiał panować nad swoim pragnieniem
aż przeczytałam:
Cytat:
To była trzecia z kolei sarna.

Ach, umiesz budować napięcie, nawet wtedy gdy już w następnym zdaniu wszystko się wyjaśnia! Brawo!

Cytat:
Gdy próbowała go uderzyć, cofnął się, a dziewczyna upadła na podłogę siłą rozpędu. Znów zaczęła płakać, a wampir próbował ocenić, jak bardzo zdziwiłaby się, gdyby powiedział, że zazdrości jej tych łez. Możliwości oczyszczenia z nagromadzonych emocji.


Cytat:
W tych wygniecionych ubraniach, ze śladami łez na policzkach, z gonitwą dziwnych myśli w głowie. Mógłby recytować jej bez końca fragmenty sonetów, mając nadzieję, że kiedyś zrozumie. Mógłby patrzeć się na nią przez resztę swojej niekończącej się egzystencji.


Coś się w nim zmienia, na zawsze, piękne, po prostu cudne. Powyżej dla moje ulubione fragmenty. Dziewczyno, gdzie Ty się podziewałaś? Pisz moja droga, kupię Twoją książkę!

Rozdział 6:

Cytat:
To było jak obsesja, jak choroba. Wyniszczało go powoli, stopniowo i nieubłaganie. Mężczyzna zdawał się nie zwracać na to uwagi, a Jake bał się odezwać. Słowo za dużo i leżałby gdzieś w lesie, przypięty łańcuchami do drzew, bez leków, zdany na łaskę mieszkającej w nim bestii. Zdany na siebie. Zadręczony przez uzależnienie, miażdżące resztki rozsądku, rozrywające mięśnie, dławiące duszę.


Aż żal mi się zrobiło Jacoba, u Meyer miał kochającego i wszystko rozumiejącego ojca, w Twoim opowiadaniu nie ma on żadnego oparcia. Quincey ćwiczy go jak pieska i broń. Nie okazuje mu żadnych uczuć, cham. Wydawałoby się, że jak wychowa dziecko, to będzie je również darzył jakimś głębszym uczuciem, a tymczasem szprycuje go lekami. I ta obroża- symbol poddaństwa.
A Indianie wyrzekający się swego dziedzictwa, wstyd i hańba. Ujęcie tematu w taki sposób bardzo mnie zaskoczyło, ale i zaimponowało. Nie idziesz na skróty.
Świetne przeciwstawienie dwóch bohaterów. Ten zły, wróg ludzkości- Carlisle jako „ojciec” okazuje swoim „dzieciom” więcej uczucia i szacunku, niż człowiek- łowca, który ma być wzorem wojownika w walce złem. W rzeczywistości jawi mi się jako potwór żądny krwi, dla którego zemsta jest ważniejsza ponad wszystko. Great!
Podoba mi się to, że nie jest u Ciebie tak sielankowo. U Meyer nawet bitwy były takie sielankowe, prawie beż żadnych ofiar. Mam nadzieję, że w Nienasyceniu będzie inaczej. Wink

blady ryj- dobre :D

Cóż mogę napisać na koniec: jestem nienasycona i proszę o jeszcze!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
keh
Wilkołak



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Nie 17:33, 19 Kwi 2009 Powrót do góry

Okej, pisanie ostatnio komentarzy to dla mnie tortura. Jak skończę pisać edytuje całość aż wychodzi na to że wkurzona usuwam wszystko. Tak właśnie jest z tym tutaj. Wątek odwiedziłam z cztery razy nim zabrałam się za komentowanie i ostatecznie sobie je odpuściłam bo nie wiedziałam co napisać. A dokładnie to cztery razy w dzień w którym wstawiłaś odcinek - o północy, o ósmej nad ranem, około jedenastej w szkole i po szkole o piętnastej. Za każdym razem chciałam Ci coś skubnąć, bo pomyślałam że sprawi Ci to przyjemność, ale słowa nie trzymały się kupy więc odłożyłam to na dzisiaj. Dzisiaj mam tą samą pustkę, może brzęczą mi dwa komary gdy potrząsnę głową heh. Chciałam powiedzieć tylko tyle że bardzo się stęskniłam za nowym odcinkiem, albo inaczej - z wytęsknieniem na niego czekam bo chciałabym się dowiedzieć co się stanie. Wiem że to opowiadanie nie jest typowo tasiemcowe ale cicho liczę na to że w następnym parcie znajdzie się odrobinkę miłości - w końcu wiosna. Czas na czułości. Twisted Evil

Poza tym po głowie chodzi mi Jacob, czy kiedykolwiek będzie żył normalnie? Nie chodzi mi już o bycie wilkołakiem/psem/zwierzęciem a o normalne traktowanie bez tej chu.. smyczy jak pies na uwięzi. Poza tym, co najmocniej przyciąga mnie do tego opowiadania to wątek między Rosalie a Carlislem. Twisted Evil Nie wiem czemu, nie umiem wybić go sobie z głowy. Esme może spadać (na pysk). Heheh, moja szczerość kiedyś doprowadzi mnie do kłopotów, ale tak, Esme nie robi na mnie wrażenia, szczerze? Nigdy z nim nie solidaryzowała, w każdym opowiadaniu jest mi obojętna z powodu tego beznadziejnego stereotypu matki amerykanki. Przydało by się jej trochę drapieżności, choć nic nie sugeruje, bo osobiście nie chętnie o niej czytam w tym opowiadaniu. Edward kontra Badward, jego ciemna strona. Ciekawe co z Bellą, założę się że będzie ją odwiedzał, żywił jak zwierzątko aż się zakochają. Bella w końcu ulegnie. Musi, chyba że bieg wydarzeń obróci się w całkowicie innym klimacie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
majetta
Człowiek



Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa - Zielony Tarchomin :)

PostWysłany: Nie 18:49, 19 Kwi 2009 Powrót do góry

Być może tak trudno jest tu umieścić jakikolwiek komentarz bo treść i całe Twoje dzieło poprostu zniewala. Osobiście nie czytam tego jako ''jakiś ff'' a jako zupełnie oddzielne dzieło, składające się z zapierających dech opisów. Jak dla mnie to jest niesamowita, przejmująca opowieść o świecie gdzie nie wszystko jest białe lub czarne a składa się z niezliczonych odcieni szarości. Carlise - wampir, ucieleśnienie zła (dla Łowcy), stworzyciel innych wampirów i jednocześnie wyrozumiały ojciec, który kocha swoje ''dzieci'' własną miłością i Łowca, walczący po stronie ''dobra'', zaślepiony zemstą. Wraz z mnóstwem szczegółów tworzysz poszczególne rozdziały zachowując idealne proporcje (w opisach emocji, w przytaczaniu historii z przeszłości).

Ponadto jestem strasznie zaciekawiona w jakim kierunku pójdzie ''znajomość'' Edwarda z Bellą, i czy Jacob dokona zemsty. Niecierpliwie czekam na dalsze części!:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 0:47, 02 Maj 2009 Powrót do góry

Uwaga! Lekki slash. Twisted Evil

VII

Większość starszych wampirów dysponowała majątkiem, który trudno sobie nawet wyobrazić. Stulecia doświadczenia, a także komfort, że zdobyte pieniądze nie przepadną tak po prostu, pozwalały zgromadzić niemałą fortunę. Wprawdzie rozwój techniczny wszystko utrudnił, ale przecież wciąż mieli wiernych ludzkich służących, gotowych poświęcić marne życie, byle tylko uszczęśliwić swoich wymagających państwa. O tak, obietnica wiecznej egzystencji niejednego popchnęła do czynienia rzeczy tak irracjonalnych i sprzecznych z naturą człowieka, że wampiry mogły być spokojne o swoje przetrwanie. Szczególnie te ściśle związane z Radą - Trójca wieki temu przygotowała dla siebie i dworu liczne kryjówki, które na bieżąco starano się dostosować do panujących warunków. Aro szczególnie upodobał sobie willę we włoskiej Florencji. Ubolewał, gdy zniszczyła ją powódź w 1966 roku, zaledwie dwa lata po śmierci jego siostry Didyme. Nikogo nie dziwił fakt, że w niecałe dwadzieścia dwa miesiące, głównie dzięki praktycznie nieograniczonym funduszom, posiadłość została odbudowana. W końcu zachcianek władcy nikt nie ośmielał się kwestionować.

Aro trzymał w ręce prosty, kryształowy kielich. Pozornie znudzony zanurzył palec we krwi. Kiedy wyjął go z naczynia kropla spłynęła po jego dłoni, po czym spadła na podłogę. William uniósł brwi, uśmiechnął się nieznacznie i spytał:
- Nikt cię nie nauczył, że to nieładnie bawić się jedzeniem i je marnować?
- Kwestionujesz moje maniery, a sam wybrzydzałeś podczas Wyboru - odpowiedział cierpkim głosem wampir. Ostentacyjnie oblizał palec.
- Pan dzisiaj nie w humorze... A może trafiła ci się wyjątkowo sarkastyczna ofiara, mój drogi? - York wiedział, że może sobie pozwolić na wiele - Aro miał do niego słabość. Być może wynikała ona z tego, że nie mógł poznać jego myśli - przyzwyczajony do zgłębiania cudzych intencji jednym dotknięciem, przy tym mężczyźnie zdany był na tradycyjny dialog. Frustrowało go to, ale też intrygowało. W końcu, po tylu latach rutyny, miła odmiana - ktoś warty wysiłku. Ktoś tajemniczy, inteligentny i pełen sprzeczności. Ktoś, kogo warto było zaprosić do swoich prywatnych pokoi, licząc na spędzenie nocy w pasjonujący sposób.

W złotych tęczówkach Williama błysnęło coś na kształt wyzwania, gdy Aro zsunął z jego miedzianych włosów rzemyk, trzymający je w ryzach. Opadły na chude, blade ramiona, kontrastując z kolorem skóry w sposób, który doprowadzał starszego wampira do szaleństwa. Dzieliło ich raptem stulecie, niemal mgnienie, ale czasami wydawało się, że ten czas jest przepaścią nie do przebycia. Ich szczupłe ciała oświetlone zaledwie dwiema świecami wydawały się upiornie nierealne - fascynujące, jak śmierć, którą niosły. William warknął cicho, odsłaniając jednocześnie ostre kły - zaczynała się walka. Pożądanie podszyte zawiścią smakuje gorzko, ale intensywnie. Tak charakterystycznie, że nie sposób zapomnieć wrażeń nawet wtedy, gdy miną lata.

Wciąż pamiętała ból tamtej nocy, gdy jej własny brat zmienił ją w potwora. Pewnego dnia zniknął i słuch po nim zaginął - jakby zapadł się pod ziemię albo nigdy nie istniał. Kiedy zobaczyła go po trzech latach nieobecności, nie wiedziała nawet, co powiedzieć. Bała się, że to kolejny koszmar, który skończy się jeszcze gorzej niż poprzednie. Może dlatego nawet nie pisnęła, gdy wgryzł się w jej szyję? Wciąż wierzyła, że to sen - realistyczny i bolesny, ale nieprawdziwy. Kiedy zrozumiała, że nie ma już odwrotu, on niósł ją w ramionach w kierunku jaskiń, a śmierć przyszła szybko. Zapamiętała smak jego krwi i ciemność. Aro przemienił ją, licząc, że dzieląc z nim pochodzenie, dziewczyna zyska podobny dar do niego - miała pomóc dotrzeć mu na sam szczyt, a tymczasem był zmuszony ją ukrywać. Niemal wstydził się tego, że w obecności Didyme każdy był szczęśliwy - rozsiewała radość i sama zdawała się zawsze uśmiechnięta. Nawet ludzie, których zabijała, odchodzili spokojnie i bez żalu. Wydawała się zupełnie bezużyteczna, dopóki Marek nie zaczął wypytywać skąd w Aro tyle frustracji do jedynej żyjącej krewnej, w dodatku tak bliskiej. W końcu, nie widząc innego rozwiązania, przedstawił członkowi Rady siostrę, której istnienie starał się zatuszować. Skośne oczy mężczyzny zwęziły się, gdy poczuł, jakim darem dysponuje śliczna wampirzyca. Ona tymczasem, opuściła głowę, chowając twarz za kaskadą długich, czarnych włosów. Wystarczyło zerknięcie, żeby wiedzieć, że ci dwoje mają się wyraźnie ku sobie, a emocje zawsze oznaczały słabość, którą można było wykorzystać na swoją korzyść.

Chwilami tęczówki kobiety znów były błękitne, jak wtedy, gdy żyła. Szczęście i miłość, oraz jej dar rezonujący z darem męża wydawały się zwracać wampirzycy cząstkę tego, co straciła, gdy stała się potworem. Kiedy bestią uczynił ją własny brat, zaślepiony dążeniami i wypaczonymi marzeniami o władzy. Współczuła mu, żałowała tego, ile musiał poświęcić, by poczuć się spełnionym. Usiłowała mu wytłumaczyć, że władza go nie nasyci, tylko zostawi po sobie kolejną ziejącą ranę, ale Aro nie chciał jej słuchać. Wiedział lepiej. Zawsze wiedział lepiej. Nic dziwnego, że po kilku stuleciach zaczęła go unikać. Jako jedyny odbijał jej talent i odwracał jego działanie. Zasmucał ją. Zresztą tak samo jak wtedy, gdy byli jeszcze ludźmi. Chory na ambicję. Bezwzględnie skupiony na celu. Tak inny od Marka, zjednującego sobie każdego - szczególnie, gdy towarzyszyła mu żona. Oczywiście, zdarzali się tacy, którzy zazdrościli i knuli, zauroczeni łagodną i pozornie niewinną naturą Didyme. Jak wiele ukrywała przed światem, okazywało się, gdy znajdowano kolejnego natarczywego wobec wampirzycy amanta, rozszarpanego na kawałki. Kiedy chciała, umiała być całkowicie bezlitosna - otumaniała szczęściem, pozbawiała woli walki, a potem odgrywała się za wszystko to, za co nie miała szansy odwdzięczyć się prawdziwemu winowajcy. Z czasem, już nikt nie próbował otwarcie wejść między nich i coraz głośniej mówiło się o tym, że to Marek powinien objąć przewodnictwo nad Radą, z Didyme i Aro u boku.

- Czemu mi to robisz? - spytała cicho, starając się podnieść głowę, by spojrzeć swojemu oprawcy w oczy. - Czemu?
- Bo nie mogę pozwolić, żebyś odebrała mi to, co należy do mnie, siostrzyczko - wysyczał spomiędzy zębów Aro, krępując ręce kobiety. Osłabiona upływem krwi, z drewnianym kołkiem wbitym w serce, nie miała najmniejszych szans, a jednak walczyła do samego końca. Do świtu zostało kilka minut, może kilkanaście, a jej myśli biegły wciąż do Marka, któremu przysięgała swoją wieczność i oddanie. Wystarczyło muśnięcie palcem i Aro wiedział o wszystkim.
- Czujesz ten smutek, Didyme? Czujesz go? On będzie czuł go już zawsze... - Mówiąc to, sięgnął po broszę, którą dostała od ukochanego, odpiął ją od podartego, brudnego szala i schował do kieszeni. - Ze mną lub przeciw mnie. Ostrzegałem cię, siostrzyczko - dodał na pożegnanie i zniknął między drzewami. Pierwsze promienie słońce nadały niebu żywego kolorytu, niewzruszenie przynosząc śmierć. Brzask zwiastował koniec.

- Przy tobie jestem spełniony, zebrany w całość...
- Uzupełniony? - spytała, głaszcząc go po policzku. - Marku, ja muszę ci powiedzieć coś ważnego...
- Coś się stało? - Głos mu zadrżał z przejęcia. Czuł, że nie spodoba mu się to, co usłyszy za chwilę. Czuł to całym sobą.
- Muszę odejść... - Zwiesiła głowę i cofnęła dłoń.
- Ale jak to?! - krzyknął i starał się podejść do niej, ale uświadomił sobie, że nie jest w stanie, gdy tymczasem ona odsuwała się coraz dalej - wydawało się, że rozmywa się w powietrzu - znika. - Didyme! Didyme! Nie!

Wampiry nie śnią. Nie w ludzki sposób, nie tak. Bronił się przed myślami, o tym, że jego żonie przytrafiło się coś złego. Przecież znikała już wcześniej i zawsze wracała cała i zdrowa, najwyżej po kilku dniach. Odpoczywała w ten sposób od ciągłego zainteresowania jej osobą - od tego, że wokół niej zawsze gromadziły się wampiry, oczekujące, że jednym skinieniem poprawi ich podłą egzystencję. Często nie miała już sił tłumaczyć, że jej dar nie naprawi wyrządzonych krzywd, nie zagłuszy sumienia, nie zdusi niespełnionych pragnień. Mogła dać tylko ułudę szczęścia, nic więcej. Dopiero przy Marku otworzyła się i pokazała prawdziwą siebie - słodką i wrażliwą - podczas swoich samotnych wycieczek niejednokrotnie kosztowała krwi zwierząt, ale nigdy do końca nie potrafiła zapanować nad mieszkającą w niej bestią i powstrzymać się przed zabijaniem ludzi. Jednak nie obwiniała Aro, i choć nie mówiła tego na głos, nadal kochała go czystą, siostrzaną miłością. A teraz ten sen... Niesamowicie realistyczny i szczegółowy. Musiał ją znaleźć, natychmiast.

- Gdzie ona jest?! Gdzie?! - krzyczał jak opętany, nie mogąc się opanować. Miotał się, choć już doskonale znał odpowiedź. Skoro nawet Demetri nie potrafił jej znaleźć, wszystko prowadziło do jednego rozwiązania. Żal i smutek doprowadziły Marka niemal do szaleństwa, przestał zwracać uwagę na otoczenie. Wydawało się nawet, że stracił swój dar, zrezygnował z miejsca w Radzie, a jednak nikt nie ośmielił się otwarcie go zaatakować - niebezpieczny, nieprzewidywalny, jak zranione zwierzę, którym po części w istocie był. Kiedy znaleziono suknię Didyme, szal, sznur i kołek, nawet nie zareagował. Zdawał się szukać czegoś szczególnego, ale po kilkunastu minutach po prostu odszedł bez słowa.

- Panie, przepraszam, że przeszkadzam, ale to pilna sprawa. Nowonarodzeni... - mamrotał pod nosem sługa, starając się nie patrzeć w kierunku łóżka, na którym wciąż nadzy, leżeli Aro i William. Ten drugi machnął lekceważąco ręką i uśmiechnął się tajemniczo. Władca nie miał wyboru, chociaż najchętniej rozszarpałby posłańca na strzępy. Obowiązki wzywały. Chwycił więc jedynie brodę kochanka i wymusił pocałunek, po czym w zupełnej ciszy wstał, ubrał się, poprawił włosy i z obojętną miną ruszył za przerażonym służącym. To była idealna okazja. William podniósł się z łóżka i nie zwracając uwagi na swoją nagość, kontynuował poszukiwania. Ta broszka musiała gdzieś tu być, właśnie tu. Jeśli ją znajdzie, pozbędzie się za jednym razem Aro i Marka, jednocześnie nie brudząc sobie rąk, przynajmniej nie wprost. Miał nadzieję, że Carlisle jest gotowy... I lojalny.

Prosta broszka, kawałek metalu, który kiedyś symbolizował wielkie emocje, wkrótce miał przypieczętować zwycięstwo. Carlisle zacisnął dłoń na przedmiocie, wspominając Williama. Jego miedziane, sięgające ramion włosy, wąski nos, za chudą sylwetkę i tak przewrotny umysł, że York mógł być największym, ale zgubiła go wiara w to, że los mu sprzyja. Karma tymczasem nie zna pojęcia łaski i odebrała Aro to, co on zabrał Markowi.

Blondyn warknął cicho, zamykając oczy. Trudno było mu się przyznać, nawet przed sobą, że zabolała go śmierć tego, który wskazał mu ścieżkę. Wtedy zdążył jedynie zabrać broszę i choć William zmarł, przysięga wciąż obowiązywała, ponieważ Cullen w nią wierzył. Dążąc do celu, bez wahania mordował, kłamał i naginał zasady i choć nie mówił tego nigdy na głos, czasami czuł się samotny. Miał idealną kochankę - wyrozumiałą i inteligentną, a jego przybrane dzieci nie zawiodły jego oczekiwań... Prawie nie zawiodły. A jednak z najgorszą prawdą mierzył się sam i żałował, że nie może im powiedzieć wszystkiego już teraz, ale jeśli plan miał się udać, każdy musiał odegrać swoją rolę - wiarygodnie i odpowiednio. Wiedza w tym przypadku mogła tylko przeszkodzić. Wampir oparł czoło o gładką ścianę, czując przytłaczającą go odpowiedzialność - ciężar przeszłych i przyszłych zdarzeń, który z własnej woli wziął na swoje barki. Odetchnął i zmarszczył nos, wyczuwając charakterystyczną woń. Wyprostował plecy i odwrócił się błyskawicznie, niemal zderzając się z Rosalie, która uśmiechała się złośliwie.
- Dałeś się podejść, jak nowicjusz - stwierdziła.
- Może chciałem dać się podejść, słoneczko? - odpowiedział pytaniem, a potem opadł wargami na jej odsłonięte ramię. Nie broniła się, nawet nie próbowała. Chwyciła jego dłonie w swoje i lekko zacisnęła. Zaskakująco skomplikowana gra... Jak na taką, która nie ma zasad.

Słuchawka telefonu wydawała się ważyć irracjonalnie dużo. "Marku, to ja Carlisle Cullen" - zaczął spokojnie. "Mam ją. Mam to, czego szukasz" - powiedział. "To proste. Szukałem kogoś, a broszka leżała w jego dłoni..." Urwał. "Aro." Nie kłamał. W zasadzie. Teoretycznie. "Za cztery dni, by nie wzbudzać podejrzeń. Forks w stanie Waszyngton." Właśnie tu zginiesz. "Nie dziękuj." Nie masz za co.
Miał wrażenie, że nic już nie powstrzyma zainicjowanej właśnie reakcji. Tylko jedna szansa i mnóstwo możliwości, by wszystko poszło nie tak.


Fragmenty przeprowadzonej niedawno rozmowy wracały do niego nachalnie. Wtulił się w szyję Rosalie i westchnął. Ona by zrozumiała, właśnie ona - na zimno, bez zbędnych emocji, bez roztrząsania.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Pon 21:42, 18 Maj 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Sob 10:55, 02 Maj 2009 Powrót do góry

Rzekłabym - bardzo, bardzo lekki slash. W zasadzie człowiekowi dajesz tylko świadomość, że Aro ma kochanka, bez opisu scenek. Ma to swoje plusy - kto chce więcej, ma pole do wyobraźni, a kogo to razi - nie kłuje go w oczy.

W dodatku ten homoseksualizm Aro do mnie przemawia. Kojarzy mi się nieco z wampirami Anne Rice, ale nie dlatego mi się spodobał. Ile ten facet żyje? Sporo. Po tysiącleciach choćby z nudów zapewne chciałby spróbować "czegoś innego". A poza tym nie na darmo się mówi "żeby życie miało smaczek..." Wink Dobra, tu już przesadziłam. Wink

Podobał mi się ten odcinek. Jakoś tak szczególnie. Poprzednie też na mnie zrobiły wrażenie, ale ten... stanowi dopełnienie poprzednich opisowych części. Świetnie pokazuje postać Aro. Bezwzględny morderca, który nawet własną siostrę wystawi na słońce, żeby mu nie zawadzała. To już jest straszne, słusznie więc napisałaś, że Aro jest "chory na ambicję". Szkoda mi Marka. Wiem, że to średnio realne, ale lubię historie, w których kobieta potrafi wyzwolić takie uczucie, że mężczyzna się przy niej diametralnie potrafi zmienić.

Oby ci wen zawsze sprzyjał!
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
majetta
Człowiek



Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa - Zielony Tarchomin :)

PostWysłany: Sob 13:09, 02 Maj 2009 Powrót do góry

Również chciałabym się wypowiedzieć na temat ''skłonności'' Ara. Dla mnie to wyszło bardzo naturalnie. Niby zaskoczenie (no bo jak to tak?) a po chwili nadchodzi mała refleksja i brak wątpliwości.
Kolejny świetny rozdział - opis, który wnosi bardzo wiele i treściowo i artystycznie:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ibex
Wilkołak



Dołączył: 12 Sty 2009
Posty: 202
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 10:34, 03 Maj 2009 Powrót do góry

Grr.. nie lubię slash'ów, ale ten był lekki więc jakoś to przebolałam. W dodatku Aro - gejem ? nie, nie pasuje to... ale to twoja historia i sama ją piszesz, a ja mogę tylko przyjąć jej warunki bądź odwrócić wzrok.

Jestem ciekawa jak to wszystko połączysz. "To" nazywam te wszystkie rozdziały, gdyż każdy prezentuje inny wątek i jestem zaciekawiona jak to wszystko się potoczy.

Wnioski : rozdział podobał mi się i czekam na następny.

Serdecznie pozdrawiam - Ibex ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 10:54, 03 Maj 2009 Powrót do góry

Jeśli pozwolicie, to się odrobinę wyzewnętrznię - Aro gejem nie jest, to że sypiał z Williamem bynajmniej nie czyni z niego homoseksualisty, co najwyżej biseksualistę, a najpewniej znudzonego swoim długim życiem mężczyznę, którego zmęczyło to, że zna myśli wszystkich, których dotyka. A tu nagle pojawia się William York, którego można dotykać, całować, głaskać i nie słyszeć jego umysłu.

Mam nadzieję, że to odrobinę rozjaśniło sytuację.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
keh
Wilkołak



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Nie 13:16, 03 Maj 2009 Powrót do góry

Dziwne to i pokręcone. Pełne intryg.
William nie żyje? Szkoda, taki wyszczekany, piękny na swój sposób małolat, który wodził za nos Aro na pewno ubarwiłby nam trochę ich szarą egzystencję. Albo nie aż tak szarą, różne rzeczy się w niej dzieją.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Oldź
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2008
Posty: 552
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 23:39, 03 Maj 2009 Powrót do góry

Dlaczego tu jest tak mało komentujących? Czyżby wszyscy woleli czytać o ciepłych kluskach - romansidłach niż coś zupełnie odmiennego?
Te wszystkie intrygi i zawiłości zachęcają do zagłębiania się w głąb treści. Sprawiają, że czytelnik może stanąć w centrum i wydarzeń i sam wziąć w nich udział. Podobają mi się szczegółowe opisy uczuć jak i zewnętrznych rzeczy. Podziwiam też za świetne dobieranie synonimów, nie zauważyłam powtórzeń. Po prostu wszystko cacy - styl, słownictwo, pomysł, wykonanie... wszystko! Co do Aro to się nie dziwie. Żyć tyle lat to już naprawdę człowiekowi/wampirowi może się nudzić. Czekam na kolejny odcinek! :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Talquist
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: KOWARY

PostWysłany: Pon 10:37, 04 Maj 2009 Powrót do góry

Jestem urzeczona. Podoba mi się klimat w jakim jest utrzymane opowiadanie, nareszcie coś z jajem a nie tylko słodka historyjka, albo Bedward. Troszkę przypomina mi to Underworld pomieszamy z Blade'm.
Jestem pełna podziwu dla pomysłu i autorki. Z niecirpliwością będę wypatrywać dalszych części, mam nadzieję, że nas nie zwiedziesz i pozostawisz tem mroczny, typowo wampirzy klimat. Uważam, że wampiry nie powinny być dobre, bo z natury są złe, po co upiększać, robić z nich ludzi, już nimi byli i już nigdy nie będą, zawsze pozostanie w nich zew, zawsze będą chciały krwi, a myślę że długowieczność skazuje je na bycie złym, przecież przez tyle lat, tyle stuleci czasami, patrzą się na zły świat, muszą się ukrywać a raczej nie robią tego w jakimś miłym miejscu a w brudnych slamsach.
Życzę weny


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 19:25, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Krawo, lekko erotycznie i coraz bliżej tego, co najważniejsze.
Chciałabym podziękować Thin za pracę nad tekstem - za dialog. I za komentarze, bo bez niej mój wen zdechłby pod płotem.

VIII

Była piękna, idealna nawet przed przemianą - nieskazitelnie harmonijna. Jako wampirzyca nie miała sobie równych, ale... To nie droga dla nich. Nie, jeśli plan miał się udać, a był wystarczająco karkołomny bez dodatkowych utrudnień. Esme wykazywała się ogromną tolerancją, ale nawet ona miała swoje granice. Mógł je przekroczyć i patrzeć, jak rozpada się wszystko, co zbudował. Mógł je przekroczyć, ale nie zamierzał tego robić. Nie dziś. Jeszcze nie dziś. Rozkoszował się wyrazistym zapachem kobiety i każdą sekundą bliskości. Ale po chwili, wysunął dłonie z uścisku i położył je na ramionach Rose, odsuwając się powoli. Jej twarz pozostała niewzruszona. Jeśli poczuła się zawiedziona, to świetnie to ukryła.
- Powinnaś już iść - powiedział spokojnie.
- Powinnam - odpowiedziała zbyt obojętnie.
- Wiesz, że... - Nie zdążył dokończyć, przerwała stanowczo:
- Nie chcę tego słuchać, jasne?
Skinął głową, cofnął ręce i dał jej odejść. Patrząc na jej plecy, podziwiając pełen wdzięku chód i niesamowicie lśniące włosy, przez chwilę czuł się jednocześnie wszechmocny i potężny, a z drugiej strony głupi. Odczekał moment, po czym zawołał do siebie Jaspera.

Weszła do pokoju, który służył jej i Emmettowi za sypialnię, i zatrzasnęła za sobą drzwi. Wyczuła, że jest sama, więc pozwoliła sobie na chwilę słabości i zwinęła się w kłębek na starym łóżku. Trzeba przyznać, że Em naprawdę się postarał i mebel, choć odbiegał od akceptowanego przez Rose poziomu, to przynajmniej nie odstraszał. Bez trudu rozpoznała charakterystyczny dźwięk wydawany przez biegnącego dwumetrowego wampira. Przez chwilę wahała się, co zrobić, ale zdecydowała, że woli działać, niż się poddać. Czekała przyczajona tuż pod otwartym oknem, licząc, że nie usłyszał, jak się tam dostała. Złapała go lekko, gdy wskakiwał do pomieszczenia. Zanim zdążył się odezwać wpiła się ustami w jego wargi, a gdy jęknął zaskoczony, wykorzystała to, wsuwając swój język w jego usta. Całowała zachłannie, władczo i mocno. On pozwalał jej przewodzić, drżąc i odpowiadając na jęki, gardłowym mruczeniem. Zdarła z niego koszulę i rzuciła strzępy na podłogę, nie przerywając pieszczoty. Kiedy dotknęła umięśnionych pleców, wodząc palcami wzdłuż linii kręgosłupa, na chwilę złagodniała - wciąż pamiętała, jak bardzo był poraniony, gdy go znalazła, a on nie mógł pojąć, jakim cudem Rosalie udało się zapanować nad instynktem.

Krew ją wołała, metaliczny zapach wyraźnie unosił się w powietrzu, drażniąc wrażliwe nozdrza. Młoda krew, inna od wszystkich, jakie dotąd przyszło jej próbować. Mimo że woń była bardzo wyrazista, Rose zachowała jasność umysłu i poruszała się ostrożnie, zwracając uwagę na wszelkie nieprawidłowości. Nie wyglądało to na pułapkę, ale dziewczyna zdawała sobie sprawę, że Carlisle jest głównym celem wyjątkowo upartego Łowcy, a była zdana tylko na siebie, po tym jak poprosiła o kilka dni odpoczynku. Postanowiła je wykorzystać na uporządkowanie poplątanych myśli. Potrzebowała czasu i spokoju. Bez tych wymownych spojrzeń, bez półsłówek i niedomówień, bez niego.

Odebrali mu prawie wszystko. Ingerencja w naturę pozbawiła zwierzę obfitości pożywienia, rozległych terenów i wolności. Aż w końcu któryś ośmielił się naruszyć granicę jednego z ostatnich dzikich obszarów leśnych i, choć przywiodła go tylko ciekawość, to niedźwiedź nie miał zamiaru zrezygnować. Ogromny samiec grizzly, broniąc truchła jelenia, wstał na tylne łapy. Nie czekał na ruch przeciwnika - opadł do naturalnej pozycji i ruszył do ataku, z niespotykaną dla takiego cielska gracją, szarżując przez polanę. Mimowolny intruz, sparaliżowany strachem zdołał jedynie odwrócić się i zakryć twarz dłońmi - aparat fotograficzny upadł na ziemię. Dziwny chrzęst pękającego szkła poprzedził przeciągły krzyk człowieka. Długie pazury rozorały skórę na plecach, drąc ubrania na strzępy i zostawiając głębokie, rozległe rany. Drapieżnik wbił zęby w ludzkie ramię, niemal je odgryzając. Ból pozbawił chłopaka przytomności - bezwładność ciała spowodowała, że zwierzę uspokoiło się, a po chwili wycofało. Broniło tylko tego, co należało do niego. Nie musiało zabijać, gdy mogło się najeść wcześniej zdobytą padliną.

Pamiętał niewiele z tego czasu, gdy leżał bez sił na leśnej ściółce - odzyskiwał przytomność na krótko - starał się wołać o pomoc, czołgać przed siebie, ale gdy zaczęło zmierzchać poddał się całkowicie. Rany już od dawna nie krwawiły, ale zapach i tak był na tyle wyraźny, że nie miał szans, by przetrwać noc. Modlił się w myślach, by rozszarpujące ciało zęby i pazury nie zdołały ocknąć go z dziwnego odrętwienia w jakie popadł.
Ten dotyk. Muśnięcia. Bolesne pocałunki. Śmierć oblekająca całe ciało w cierpienie. Dziwne. Inne. Głos. Cichy, błagalny, pełen nadziei. Jakieś słowa wyrwane z kontekstu, strzępy myśli, wspomnienie ukochanego misia z dzieciństwa, który nagle przeobraził się w bestię szarpiącą go za gardło. Dreszcze. Łagodne kołysanie lodowatych ramion, które pomogło jego umysłowi przetrwać koszmar.

Jeszcze żył, a jednak - choć jego krew pachniała pięknie, a może właśnie dlatego - nie umiała go zabić. Po raz pierwszy zawahała się, skupiając się na emocjach, które zwykle tłumiła. Była mordercą doskonałym - idealnym drapieżnikiem. Dotąd nie czuła żalu ani wyrzutów sumienia. Gdy spojrzała na konającego chłopaka, coś w niej zadrżało. Samotność. Carlisle miał Esme, a Rosalie była zbyt rozsądna, żeby próbować konkurować z tą, którą on sam sobie wybrał. Zbyt rozważna, żeby robić sobie wroga w kimś, kto, choć pozornie niegroźny, naprawdę dysponował potężną siłą. Doskonale rozumiała, dlaczego ta niska kobieta, o przyjaznej twarzy i ciepłym uśmiechu, miała Cullena dla siebie - lojalna i ufna, a jednocześnie pełna pasji. Rose za bardzo przypominała swojego twórcę. Czasami zwracała się do mężczyzny, używając słowa "ojciec", ale oboje zdawali sobie sprawę, że to tylko gra pozorów. Złudzeń, które czasami wydawały się rzeczywiste, prawie realne. A teraz miała szansę na coś ważnego, tylko dla siebie. Wiedziała od Carlisle'a, że smak krwi wiele determinuje i czuła na języku, że ten mężczyzna może zmienić jej egzystencję, ale... Nie miała czasu do stracenia, musiała zmienić go sama - tu i teraz, ryzykując nie tylko niepowodzeniem, ale też karą za nieposłuszeństwo. Tylko raz, ten jeden raz - pierwszy i ostatni. Zlizywała krew z jego rąk, trzymając je delikatnie w górze. Oswajała się z euforią, która powoli ją opanowywała. Nie była głodna, a jednak czuła się nienasycona.

- To jest niedopuszczalne! Złamałaś zasady! Ty! - Carlisle krzyczał, patrząc dziewczynie prosto w oczy. - Jak mogłaś?
- Musiałam - szepnęła. Jeśli miała przeżyć... Jeśli oboje mieli, musiała zagrać tą kartą. Pokornie, spokojnie i cicho, nie rozsierdzając blondyna bardziej, niż to już się stało.
- Wiesz, że to nierozsądne? - spytał spokojnie. - Nie spodziewałem się czegoś takiego po tobie. - Dodał cicho, a na jego twarzy malowało się rozczarowanie tak wyraźne, że Rosalie zrobiło się go żal. Milcząc, opuściła głowę - odpowiedź i tak była oczywista. Po chwili poczuła na plecach łagodny dotyk, a potem usłyszała to, czego tak bardzo oczekiwała.
- Wybaczam ci i ufam, że zrobiłaś to w najlepszej wierze, ale licz się z tym, że więcej nie będę tak pobłażliwy i łaskawy - powiedział, zabierając jednocześnie dłoń z jej pleców.
- Dziękuję, ojcze. To był pierwszy i ostatni raz, gdy cię zawiodłam. - Nie musiała przysięgać, znała cenę, a Carlisle doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Emmett natychmiast wyczuł, że Rose myślami jest dalej, niż ich sypialnia i łóżko, lekko ukąsił jej dolną wargę, przypominając o tym, co zaczęła. Westchnęła, wtulając się w jego ramiona - wydawało się, że się uspokoiła, ale wykorzystując bliskość, zaczęła doprowadzać kochanka do szaleństwa, delikatnie poruszając biodrami. Mężczyzna jęknął, odchylił głowę do tyłu - wyglądał, jakby starał się nad sobą zapanować.
- Po prostu to zrób - wyjęczała mu do ucha. Już nie potrafił się powstrzymać - całował wampirzycę namiętnie, wplątując dłonie w długie, jasne włosy. Przerwał pieszczotę tylko po to, by warknąć prosto w usta Rosalie:
- Moja...

Carlisle zacisnął dłoń w pięść, przeklinając w duchu czuły słuch. Nie chciał wiedzieć. Nie teraz, gdy coraz częściej zastanawiał się, czy podjął słuszną decyzję. Jasper popatrzył na niego z zainteresowaniem, ale nie zamierzał dociekać. Skoro Carlisle go wezwał, to znaczy, że miał powód i to było teraz najważniejsze. Uniósł brew do góry i zapytał:
- O co chodzi?
- O niepokój - odpowiedział bardzo cicho Cullen.
Jasper przesunął palcami po wyrazistej linii swojej szczęki, bo nie to spodziewał się usłyszeć.
- A dokładniej?
- O niepokój, Łowcę i resztę rodziny - sprecyzował wampir.
Na twarzy młodszego blondyna pojawił się złośliwy grymas, który można było nazwać uśmiechem. Takie zadania lubił. Nie musiał wiedzieć nic więcej, wystarczyła sama świadomość, że może bezkarnie dręczyć innych.
- Tylko nie przesadź - dodał po chwili. - Zrób to z klasą, umiarem i głową, jasne?
- Oczywiście. - Whitlock ukłonił się przesadnie i wyszedł z pokoju, zostawiając Carlisle'a samego. Jeszcze trochę i będzie po wszystkim, jeszcze trochę... - pomyślał Cullen.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Pon 20:52, 18 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 8:08, 11 Maj 2009 Powrót do góry

Nie skomentowałam poprzedniego rozdziału i uznałam, że trzeba nadrobić zaległości. Obie części są na miarę tego opowiadania, czyli rewelacyjne.
Urzekła i wzruszyła mnie postać Didyme, która notabene skojarzyła mi się z Dydoną, więc nabrała jeszcze bardziej bohaterskich cech. Polubiłam ją bardzo i żałuję, że była tylko wspomnieniem. Och, biedny Marek, a Aro okrutny i bezwzględny.

Co do ostatniej części znów miła niespodzianka. Historia Emmetta i Rosalie uzyskała taką dodatkową głębię.

Cytat:
Krew ją wołała, metaliczny zapach wyraźnie unosił się w powietrzu, drażniąc wrażliwe nozdrza. Młoda krew, inna od wszystkich, jakie dotąd przyszło jej próbować. Mimo że woń była bardzo wyrazista, Rose zachowała jasność umysłu i poruszała się ostrożnie, zwracając uwagę na wszelkie nieprawidłowości.


Cytat:
Zlizywała krew z jego rąk, trzymając je delikatnie w górze. Oswajała się z euforią, która powoli ją opanowywała. Nie była głodna, a jednak czuła się nienasycona.


To moje ulubione zdania z ostatniej części, zlizywanie krwi przywiodło mi na myśl scenę z True Blood, kiedy Bill oblizywał Sookie. Wink A wracając do tematu, podoba mi się jak subtelnie nawiązujesz do tytułu: "...czuła się nienasycona".
Często zdarza się, że autorzy opowiadań nadają jakieś wyszukane tytuły i treść nijak się do nich ma, albo odwrotnie, tytułują swoje opowiadania bardzo sztampowo, np.: "Pamiętnik Esme" itd.
Twój tytuł jest tajemniczy i ma odniesienie do treści.
Intrygujący jest też wątek wzajemnego przyciągania między Rose, a Carlisle. Podoba mi się to niedomówienie w ich sprawie.
Poza tym, że czekam na konfrontację łowców z klanem Cullenów, to chętnie poczytałabym jeszcze o zapomnianym wątku Bella i Edward. Oby jej nie wypuścił wolno, niech się w sobie zakochają, a co tam. Wiem, wiem, wszyscy mają już dość tego połączenia, ale z Twoim talentem, wierzę, że ujęłabyś temat w świeży sposób.

Twoja zachwycona czytelniczka czeka na więcej. :)


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 10:10, 11 Maj 2009 Powrót do góry

Nie oglądałam True Blood - może powinnam w takim razie.

Następny rozdział jest mocno Edwardowy, w kolejnym jest za to dużo Belli, więc nie ma strachu: nie zapomniałam o nich. Idę po prostu według ścisłego planu, który zakłada taki, a nie inny przeplot wątków. Jednocześnie uprzedzam, że od X. rozdziału będzie coraz mniej opisów, a coraz więcej akcji. Jak widać nie opisuję ich ciuchów, dokładnego wyglądu, każdego codzinnego zwyczaju - pomijam wszystko to, co tak strasznie irytowało mnie w samym Zmierzchu. Nie wiem czy to słuszny wybór, ponieważ opowiadanie ma mało komentarzy, za to większość jest obszerna... Tak czy inaczej za każdą opinię dziękuję. Z Thin bardzo dbamy o szczegóły - ona mnie świetnie pilnuje.

Chciałam jeszcze tylko dodać, że po X. rozdziale planuję mały urlop od Nienasycenia w postaci miniaturki E&B. A na publikację czeka jeszcze tekst, który wziął udział w konkursie literackim. Tym razem praktycznie wyłącznie o Jacobie. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 10:39, 11 Maj 2009 Powrót do góry

Ależ ja nie naciskam, niech to sobie wszystko biegnie zaplanowanym ściśle torem.
Ja tylko się stęskniłam z B&e, bo tak ciekawie zaczęłaś opisywać ten wątek. Myślę, że nieskupianie się na detalach, typu strój,
a zwrócenie się ku opisom uczuć wychodzi na dobre temu opowiadaniu,.
Ilością komentarzy bym się nie przejmowała, nie wszyscy gustują w dobrych utworach. Wink
Widocznie masz starsze grono odbiorców. Twisted Evil

A propos True Blood,
bardzo fajny serial, polecam. Mam też książkę na półce,
ale ponoć nie jest najwyższych lotów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pon 10:40, 11 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 21:45, 11 Maj 2009 Powrót do góry

Znajcie moje dobre serce. Wszelkie błędy to moja wina.
IX

Widział w jej myślach błękitne oczy matki, zamyślone spojrzenie i lekki uśmiech. Niemal czuł ulotny zapach ulubionych perfum kobiety i tęsknił za nim, choć sam nie umiał powiedzieć, jak pachniała jego mama. Pamiętał pieniądze, słodycze, drogie zabawki i ogrom oczekiwań, które wciąż zawodził. Bella przeciwnie, była wspierana zawsze, gdy tego potrzebowała, i tylko jedno wspomnienie kładło cień na wszystkie pozostałe - decyzja o rozwodzie. Wydawała się Edwardowi całkiem słuszna, ale dziecku trudno jest zaakceptować to, że rodzice już się nie kochają, nie chcą być ze sobą - instynktownie szuka winy w swoim własnym zachowaniu i w tym przypadku nie było inaczej. Na szczęście państwo Swan rozstali się z klasą, nie czyniąc ze swojej córki karty przetargowej w sądzie. Cieszył się jej szczęściem, chociaż zdawał sobie sprawę, że dziewczyna nie w pełni je docenia. W głębi duszy odczuwał zazdrość, ale starał się nie zwracać na to uwagi. Walczył ze sobą, z każdym zwierzęcym odruchem wobec niej. Z każdą nieczystą myślą, złym słowem, ze swoim pragnieniem. Postępował nie tylko wbrew zasadom, ale również wbrew sobie i temu, kim naprawdę był. A dziś nie miał oporów, żeby naruszyć jej prywatność. Bez trudu odszukał mały dom należący do Charliego Swana - komendanta policji w Forks, który właśnie walczył ze złem, zarywając kolejną noc w swoim życiu. Było w tym coś przewrotnego, co wstrząsnęło Edwardem i spowodowało nieprzyjemny emocjonalny niesmak. A jednak bez wahania skorzystał z otwartych tylnych drzwi - zaufanie ludzi można łatwo wykorzystać przeciwko nim.

W kuchni panował zaskakujący porządek, wszystko miało swoje miejsce, żadnych niepozmywanych naczyń ani okruszków chleba na blatach. Pomieszczenie, choć niewielkie, było urządzone ze smakiem i wydawało się przytulne. Czuł zapach jej truskawkowego szamponu, przytłumiony dość nieprzyjemną wonią jedzenia i cytrynowego płynu do zmywania. Musnął palcami blat stołu, przy którym zapewne zasiadała z ojcem do posiłków. Rutynę docenia się dopiero wtedy, gdy się ją straci.

Salon był królestwem Charliego. Od wgłębienia w brzydkiej kanapie, stojącej naprzeciwko telewizora po zdjęcie w niegustownej ramce, na którym o tyle młodszy przytulał ukochaną żonę, trzymającą w ramionach małą Bellę. Edward westchnął cicho i wyszedł z pokoju, kierując się na wąskie schody. Doskonale wiedział, że to właśnie tam znajdzie mały świat słodkiej Isabelli skorej do poświęceń. Tak samo emocjonalnej, jak on. Tak samo zagubionej. Podobnie samotnej w swojej odmienności - wrażeniu, że spóźnili się co najmniej o epokę.

Stopnie, choć wysłużone, nie skrzypnęły, gdy wchodził na górę. Starał się iść w normalnym tempie - krok za krokiem, delektując się ciszą panującą w jego umyśle. Sam na sam. Tylko ze sobą. Stuletni duchem chłopiec, skazany na bycie potworem, którym wcale nie potrafił być. Delikatnie dotknął poręczy, nie zaciskając na niej ręki, jakby w obawie, że nie zapanuje nad swoją siłą i przez przypadek zmiażdży lakierowane drewno.

Miał wrażenie, że otwierając drzwi do pokoju, przekracza granicę dobrego smaku, a także narusza intymność dziewczyny, a jednak nie cofnął się za próg. Nie uciekł. Wiedział, że to jedyna szansa, żeby ją poznać, nie słysząc wciąż w głowie, że jest potworem. Bez walki ze sobą o jej życie. Życie, którego słodki zapach wypełniał pomieszczenie. Edward niemal tonął w owocowej woni szamponu, perfum i lekko spoconej skóry. Na granicy utraty panowania nad sobą podszedł do okna. Uchylił je, wpuszczając świeże nocne powietrze. Przyniosło mu ono ulgę. Teraz mógł się rozejrzeć skupiając całą uwagę na szczegółach. Zaczął od regału z książkami, wypełnionego klasyką. Przejeżdżał palcami po grzbietach powieści. Wichrowe wzgórza, Przeminęło z wiatrem, Duma i uprzedzenie, Rozważna i romantyczna, seria o życiu Ani Shirley i dalej tej samej autorki: Błękitny Zamek i Emilka ze Srebrnego Nowiu. Brakowało dalszych części tej ostatniej, ale wolna przestrzeń na półce wskazywała, że tomy zwykle stały na swoim miejscu. Może wzięła je na wyjazd? Zostawiła u mamy? Albo pożyczyła komuś? Nie mogąc zaspokoić swojej ciekawości, przyjrzał się kolejnym półkom. Niżej umieściła fantastykę naukową: Ubika, Trylogię Ciągu i serię o Stalowym Szczurze, a tuż za nią Trylogię Nikopola. Co jak co, ale ta dziewczyna umiała zaskakiwać. Podobało mu się to, że miała szerokie zainteresowania literackie - świadczyło to o jej inteligencji i wrażliwości. Uniósł brwi, całkowicie zszokowany, gdy na najniższej półce zobaczył serię podręczników do Świata Mroku - zakrawało to na ironię, której gorzki smak niemal poczuł na języku. Odsunął się czym prędzej od biblioteczki i skupił na biurku. Wyglądało na to, że nie lubiła zapominać o niczym istotnym. Obok komputera, pokrytego cieniutką warstwą kurzu leżał bloczek samoprzylepnych żółtych karteczek. Z obudowy monitora jedna z nich przypominała o wyjeździe, który właśnie miał trwać. Edward poczuł żal i smutek - jedna z najlepszych, najszczęśliwszych chwil przerodziła się w koszmar, bo istnieli tacy, jak on. Potwory! Bestie! Wynaturzone upiory! Opadł na krzesło i oparł dłonie na blacie, starając się uspokoić emocje. Zwrócił uwagę na małą szufladę, umieszczoną obok półki na klawiaturę. Otworzył ją z wahaniem, ale w środku leżał tylko gruby zeszyt z czerwonym, dojrzałym jabłkiem na twardej okładce. Sięgnął po niego, doskonale zdając sobie sprawę, że najprawdopodobniej znalazł właśnie pamiętnik Belli Swan. Nie pomylił się - na pierwszej stronie przykleiła przezroczystą taśmą swoją rzęsę, na kolejnej umieściła prosty wiersz:

Jakieś słowa, co sens mają
Jedno zdanie wiatrem szarpane:
Nieważne czy Ciebie kochają,
Ważne jest Twoje kochanie...


Przerzucił kolejne kartki: szkic ptasiego pióra, przyklejona poszarpana wstążką, którą był opakowany jej prezent na piętnaste urodziny, zaświadczenie o uczęszczaniu do kółka szachowego, ususzony płatek jakiegoś bliżej nieokreślonego kwiatu. Starał się nie czytać - chciał tylko zerknąć, a nie gapić się bez umiaru. Słowa przelatywały mu przed oczami, tworząc nielogiczne ciągi. W końcu zatrzasnął zeszyt, odłożył go na miejsce i zamknął szufladę. Wstał z krzesła, wsunął je pod blat i podszedł do półki nad łóżkiem. Dwie maskotki, mały puchar za zajęcie piątego miejsca w Konkursie Literackim dla Dzieci i Młodzieży, zdjęcie jakiegoś kota w prostej ramce, porcelanowa figurka baletnicy - niezwykle tandetna i kiczowata, ale na swój sposób urocza i dziewczęca.

Zainteresował się płytami, które zbierała, ale nie znalazł nic wartego uwagi. Podejrzewał, że jak większość rówieśników, również Bella uległa wygodzie korzystania z iPoda, a ten zapewne spoczywał wśród jej bagaży w furgonetce ukrytej w głębi lasu. Dopytywanie Jaspera, gdzie dokładnie umieścił auto, mogłoby narobić mu kłopotów. Chrząknął, strząsnął z ramion drobinki kurzu i podszedł do komody z trzema szufladami. Zaczął od ostatniej, wypełnionej rajstopami - niektóre były zabawnie kolorowe, inne zwyczajne i nudne. W głębi, wciśnięte w kąt leżały czarne pończochy z koronką ozdobioną dodatkowo czerwonymi małymi kokardkami. Kiedy wyobraził sobie jak musiała w nich wyglądać, warknął gardłowo i zmrużył oczy, starając się zapanować nad budzącym się nim pożądaniem. Zamknął szufladę powoli i starannie. Ominął drugą, a pierwszą tylko uchylił, modląc się, żeby na wierzchu leżała prosta bielizna codziennego użytku. Niepewnie sięgnął po trzy pary bawełnianych majtek w pastelowych kolorach. Trzymał je w palcach delikatnie, zastanawiając się iloma paragrafami jest obwarowane to, co właśnie robi. W końcu położył figi na wierzchu komody i zamknął szufladę, odsuwając się od mebla z dziwnie zaciętą twarzą.

Na dnie szafy znalazł plecak, do którego wrzucił mały ręcznik, kilka bluzek, jakieś spodnie, nieszczęsne majtki i nową szczoteczkę do zębów, którą znalazł w łazience, sąsiadującej z pokojem. Na wannie stała butelka płynu do kąpieli, o zapachu pomarańczy i wanilii - wyglądało na to, że jest wciąż zamknięta. Kiedy przyjrzał się uważnie, dostrzegł, że z tyłu opakowania jest przyklejony bilecik z bożonarodzeniowym motywem - nieudany prezent, który żal było wyrzucić. Na półce pod lustrem leżała męska maszynka do golenia, szczoteczka do zębów i miętowa pasta. Ciekawiło go, czy Belli nie krępuje fakt dzielenia łazienki z ojcem. Wyglądało na to, że większość swoich kosmetyków albo zabrała ze sobą, albo schowała w którejś z małych szafek ustawionych po obu stronach umywalki. W tej po prawej znajdowały się starannie poskładane kąpielowe ręczniki, kilka rolek papieru toaletowego, mleczko do czyszczenia armatury - nic ciekawego. W drugiej natomiast Isabella chowała swoje skarby - dwie butelki truskawkowego szamponu do włosów, jedno odżywki, tampony, chusteczki do demakijażu, nawilżający balsam do ciała i opakowanie wacików. Za nim znalazł zapasowe szczoteczki do zębów, wybrał niebieską. Starając się nie myśleć o jasnej skórze dziewczyny pokrytej kropelkami wody, zamknął delikatnie białe drzwiczki i wyszedł z pomieszczenia bezszelestnie, zostawiając wszystko tak, jak było przed jego przybyciem. Wiedział doskonale, że powinien już iść. Wymknął się na chwilę, mając nadzieję, że nikt z rodziny nie zwróci na to uwagi. Czekała go jeszcze wizyta u Belli i wytłumaczenie się z tego, co robił w jej domu. Człowiek na jego miejscu zarumieniłby się nieznacznie, ale wampir z łatwością ukrywał swoje zawstydzenie. Upewniając się jeszcze raz, że wszystko wygląda na nietknięte, zarzucił sobie plecak na ramię i zbiegł na dół. Z kuchennych szafek wybrał produkty schowane w głębi, których braku nie zauważyłby nawet bardzo uważny gospodarz - żałował, że nie może iść do sklepu i zrobić zakupów, jak normalny człowiek. Zresztą, gdyby mógł, to przecież nie musiałby teraz więzić przerażonej siedemnastolatki, której usiłował za wszelką cenę oszczędzić losu przyjaciół. Wyszedł z domu, zamykając z cichym trzaskiem kuchenne drzwi. Nie prosił o wiele, tylko o trochę szczęścia - kilka dni i będzie mógł ją wypuścić.

Nie odwróciła głowy nawet wtedy, gdy zamknął za sobą drzwi. Poczekała aż stanął przy łóżku i skierowała na niego strumień światła - wyglądał naprawdę upiornie, ale nie skomentowała tego nawet słowem. Nie chciała z nim rozmawiać, ale gdy poznała swój własny plecak w rękach wampira, otworzyła buzię ze zdumienia, a po chwili pełnym oburzenia głosem spytała:
- Co robiłeś w moim domu?!
- Przyniosłem ci kilka rzeczy, które mogą ci się przydać. To wszystko - odpowiedział spokojnie i położył plecak na łóżku.
- A co na to mój ojciec? - dodała.
- Raczej nic - nie było go w domu. Wysłałem w twoim imieniu wiadomość do niego, nie powinien się niepokoić... - Urwał.
- Nieważne. Chciałabym tylko to przeżyć, wiesz?
- Staram się zapewnić ci to "tylko". - Wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo. Dziewczyna wydawała się zmieszana, przestraszona, a jednocześnie zaintrygowana.
- Nie rozumiem tego... Nie rozumiem... - Potrząsnęła głową, a jej dłonie zadrżały nieznacznie, gdy położyła je na kolanach, by się uspokoić.
- Nie musisz, daj mi tylko trochę czasu, dobrze? - poprosił cicho, nie wierząc do końca, że to wszystko może się udać. W jej głowie panował mętlik, którego nie mógł ogarnąć, więc ze wszystkich sił zagłuszał poplątane myśli, zaciskając dłonie w pięści.
- Ty masz wieczność, ja nie mam tyle szczęścia - powiedziała drżącym głosem. Zapach Belli doprowadzał wampira do szaleństwa, bestia szarpała się gotowa zaatakować w każdej chwili.
- Masz więcej szczęścia, niż sądzisz - odparł krótko i, zanim zdążyła zareagować, uciekł, zamykając za sobą drzwi na klucz. Jęknęła z rezygnacją i sięgnęła po plecak - była głodna i miała nadzieję, że jej wybawca - krwiopijca pomyślał o tym. Latarka zaczęła przygasać, na szczęście druga czekała na łóżku, cały czas pod ręką.

Biegł przez las, zwarty i czujny. Bez najmniejszego problemu wyczuł obecność zająca w mniejszych zaroślach po swojej prawej stronie. Zanim zwierzę zdążyło zareagować, zwisało już niemal martwe w jego dłoniach, a on pił łapczywie. Nie mógł się nasycić, ale przynajmniej usiłował oszukać pragnienie - poskromić potwora.

W salonie przywitał go ironicznym uśmiechem Jasper. Opierał się o ścianę z założonymi na piersi rękoma. Edward warknął ostrzegawczo, ale drugi wampir zignorował to zachowanie i stwierdził kpiąco:
- Leczysz swoje rozdmuchane sumienie, braciszku?
- Nie twoja sprawa, sadysto - rzucił w odpowiedzi.
- Moja, póki Łowca depcze nam po piętach, a ty włóczysz się sam po lesie. - Głos Whitlocka brzmiał twardo i pewnie. Edward poczuł dziwny niepokój, czający się gdzieś w jego podświadomości, ale nie potrafił jednoznacznie ocenić, czy to emocje narzucane mu przez blondyna, czy jego własne. Prychnął lekceważąco i poszedł do swojego pokoju, nie widząc sensu w kontynuowaniu jałowej dyskusji. Jasper przeszywał jego plecy wzrokiem, ale obaj milczeli. Powietrze w pokoju wydawało się gęste i zepsute.

Wilk ostrożnie przemknął między drzewami. Widział dostatecznie dużo, żeby Quincey chciał o tym wiedzieć. Carlisle Cullen zebrał wokół siebie niecodzienne okazy pijawek. Lepiej, żeby Łowca zdawał sobie sprawę, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Jake miał nadzieję, że Black będzie ostrożny i rozważny. Mógł się tylko łudzić. Gdyby nie leki, których pora zażycia właśnie się zbliżała, chciałby zostać właśnie tu - wśród natury. W szumiącej wiatrem i tętniącej życiem ostoi dawnego porządku, ale uzależnienie już zaciskało się na jego gardle. Wiecznie głodne kolejnej dawki uspokajającej chemii, nieugięte - jedyny pewnik. Mały rytuał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Pon 20:52, 18 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 10:27, 12 Maj 2009 Powrót do góry

Fascynujące!
Przez przypadek tu zajrzałam i urzekło mnie. Kliemat tego ff jest taki tajemniczy, prowokacyjny, drapieżny i w dodatku ta elektyrczność pomiędzy Ros a Carlisem. Ech super. Siedziała i czytał wszystkie odcinki zafascynowana!! Wg mnie wszystko jej tutaj wywazone, opisy, dialogi , relacje pomiędzy postacami. Powoli odsłaniasz kolejne tajemnice a w taki sposób że pozostawaias miejsce na własne rozmyślania. Chylę czoło w pokłonie dla twojego talentu i czekam na kolejny rozdział :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
majetta
Człowiek



Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa - Zielony Tarchomin :)

PostWysłany: Wto 14:28, 12 Maj 2009 Powrót do góry

Niesamowite opisy! W sumie rozdział w większości o ''niczym''. Opisujesz prostą czynność ale w sposób niezwykle dokładny. Czytając opisy widziałam wszystkie te rzeczy bardzo szczegółowo, wywierają one niesamowity wpływ na wyobraźnię, a to z kolei powoduje, że ciągle mi mało!
Mam nadzieję, że Edward wraz z Bellą przetrwają tą dziwną sytuację (ale nie mam tu na mysli happy endu i rzucania się w ramiona!) :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 16:09, 12 Maj 2009 Powrót do góry

Znów jestem zachwycona, normalnie, jakbym czytała książkę. Nie widzę żadnych uchybień ( takich, jakie sama robię i jak robi wiele innych osób publikujących na tym forum).
Albo masz profesjonalną korektę, albo jesteś prawie ideałem. :) (piszę prawię, bo do literackich ideałów to każdemu jest daleko, T, jednak, jesteś nieco bliżej Wink)
Scena w domu Belli rewelacyjna, czułam te zapachy, przeglądałam z Edwardem książki, po prostu wszystko to widziałam. Największe wrażenie zrobił na mnie opis pamiętnika, Bella- romantyczka, ukazana jakoś naturalnie, nie jest tak naciągana, jak w sadze.
Tworzysz niezwykle plastyczne opisy, ale chyba powtarzam się już z tą opinią.
A i jeszcze szuflada:
Cytat:
W głębi, wciśnięte w kąt leżały czarne pończochy z koronką ozdobioną dodatkowo czerwonymi małymi kokardkami. Kiedy wyobraził sobie jak musiała w nich wyglądać, warknął gardłowo i zmrużył oczy, starając się zapanować nad budzącym się nim pożądaniem.


Interesująca zapowiedź, rodzącego się uczucia... mam nadzieję, że się nie mylę. Wink
... uciekł :( ech, ale wróci. :)
... no i łowca, nadal gdzieś w pobliżu. Jacob, żal mi go strasznie.

Przepraszam ze chaos w wypowiedzi, ale trudno mi w tym miejscu pozbierać myśli, ciągle chcę czytać więcej, jak dobrą powieść.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin