FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Niewidzialna dziewczyna (The Invisible Girl) [T][Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 16:42, 08 Mar 2010 Powrót do góry

Małe ogłoszenie dla osób zainteresowanych:
Ogromnie Was przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale miałam trochę problemów osobistych i nie w głowie mi były tłumaczenia. A że nieszczęścia zazwyczaj chodzą parami, to jeszcze moje super zdolności do wszelakich urządzeń elektronicznych spowodowały, że jakimś cudownym sposobem zablokowałam sobie dostęp do dysku, na którym miałam wszystkie tłumaczenia i opowiadania, więc teraz nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na posiłki, by te dane odzyskać (wcale mi się nie uśmiecha tłumaczyć od nowa tych kilkunastu rozdziałów, które już przetłumaczyłam; poza tym szkoła coraz bardziej daje mi się we znaki). Ale posiłki przyjadą dopiero na Wielkanoc, zatem przed kwietniem niestety niczego nie dodam.
Jeszcze raz bardzo Was przepraszam, mając nadzieję, że mi wybaczycie.
Pozdrawiam.
PS. I oczywiście dziękuję pięknie za wszystkie komentarze. :) Tym bardziej, że jam taka niewdzięczna i nic Wam ostatnio nie dałam do poczytania...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
asia7
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:36, 09 Mar 2010 Powrót do góry

To opowiadanie jest świetne! I oczywiście tłumaczenie również Wink
Bardzo mnie ta historia Kim i Jareda zaciekawiła - w sadze Meyer nie poświęcono im zbyt dużo czasu, a szkoda, bo jak widać ich historia okazuje się bardzo ciekawa :)
Mam nadzieję, że odzyskasz dalsze tłumaczenia rozdziałów jak najszybciej, bo nie mogę się doczekać dalszego ciągu!
I życzę Ci czasu i chęci na dalsze tłumaczenia :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rosalie_Houston
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znikąd :P

PostWysłany: Nie 10:17, 21 Mar 2010 Powrót do góry

Od samego początku czytam Twoje tłumaczenia i muszę powiedzieć ,że masz talent. Znajdujesz świetne teksty ,a jeszcze lepiej je tłumaczysz Wink
Mam nadzieję ,że na Wielkanoc nakarmisz nas nowymi rozdziałami tych genialnych opowiadań.
Życzę Ci weny do tłumaczeń, szczęścia w życiu osobistym i do komputerów...
pozdrawiam Rose_H


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 13:33, 05 Kwi 2010 Powrót do góry

Drogie Czytelniczki, po długaśnej przerwie wracam wreszcie z nowym rozdziałem "Niewidzialnej dziewczyny". Jeszcze raz dziękuję Wam za wszystkie komentarze. Z powodu znacznego upływu czasu teraz na nie nie odpowiem, bo już pewnie sam zapomniałyście, co tam w nich pisałyście, ale od następnej aktualizacji wracamy do naszego zwykłego dialogu. :)
Dzisiaj tylko jeden rozdział, ale za to ma aż pięć stron, chociaż wiem, że dla Was to pewnie i tak za mało. :D Niemniej jednak musicie się tym zadowolić. Wiem, okropna jestem. :D Ale możecie liczyć, że pod koniec tygodnia pojawią się dwa następne.
Nie przedłużając, zapraszam do lektury.
___________________________________________________________

beta: marta_potorsia
___________________________________________________________

Piosenka polecana przez autorkę do rozdziału numer dziewiętnaście:
Love Remains the Same w wykonaniu Gavina Rossdale’a
___________________________________________________________

Rozdział 19
Królewska gra, w której każda osoba pilnuje własnego nosa

- Nie wiem, czemu miałabym teraz nawet stwarzać pozory, że boję się swoich rodziców. Przecież są tacy łatwowierni i łatwo ich do wszystkiego przekonać – stwierdziłam, kiedy wsiedliśmy z Jaredem do jego samochodu, po czym przylepiłam do twarzy tandetny uśmiech i zamachałam dłonią do mamy, która stała w oknie, skąd radośnie trzepotała do nas palcami. Właśnie zostaliśmy pożegnani przez moich podekscytowanych rodziców, którzy wydawali się cieszyć tym ogniskiem bardziej niż ja.
- Nie są łatwowierni – odparł Jared, ale nie potrafił powstrzymać ironicznego uśmieszku. – Po prostu mnie lubią.
- Odniosłam wrażenie, że praktycznie wypchnęli nas za drzwi – kontynuowałam. – Wyraźnie bardzo chcą, abym spotykała się z moim wyjątkowo wylewnym przy okazywaniu uczuć chłopakiem i jego niestabilnymi fizycznie kolegami.
- Wcale nie jestem wylewny – zaprzeczył, przyciągając mnie do siebie bliżej i tym samym udowadniając nieszczerość tych słów. Silnik auta głośno ryknął, gdy chłopak przekręcił kluczyk i pospiesznie opuściliśmy podjazd przed moim domem. – Ale czego innego się spodziewałaś? W końcu ich córka spotyka się z członkiem plemiennej rodziny królewskiej.
Odsunęłam się i popatrzyłam na niego z szeroko otwartymi ustami.
- Co?
Samochód zatrzymał się na środku drogi, gdy zaskoczony Jared przypadkiem nacisnął stopą hamulec. Wyraz jego twarzy wskazywał na to, że nie chciał wypowiedzieć ostatniego zdania na głos. A przynajmniej nie takimi słowami. Zaczął się tłumaczyć. Szybko.
- Ja tylko... Uch... Miałem na myśli... że nie nie lubią mnie dlatego, że jestem mną. I nie nie chcą dla ciebie jak najlepiej... ale... Uch...
- Co rozumiesz poprzez wyrażenie „plemienna rodzina królewska”? – powtórzyłam.
- Nic. Wiesz, to po prostu... przejęzyczenie.
- Freudowskie przejęzyczenie? – uściśliłam, zakładając ramiona na piersi.
- Że jakie? – spytał, wyglądając na kompletnie zmieszanego. Pokręciłam głową, zupełnie niezaskoczona. W naszej szkole nie uczyli psychologii. Tylko ja podczas wakacji zrobiłam internetowy kurs.
- Nieważne – westchnęłam. – Ale powiedziałeś „rodzina królewska”. Jak królowe i królowie.
- Nie chodziło mi o prawdziwych królów – zaczął powoli Jared, ostrożnie dobierając każde słowo. – Ale mam całkiem wysoką pozycję w plemieniu. Wiesz, z powodu tego całego przemieniania się wilka.
Szybko przeskoczyłam na drugie siedzenie w szoferce i zapięłam pasy, rozważając tę nową informację.
- Kim? – powiedział niepewnie Jared, łapiąc jedną z moich dłoni. – Przepraszam. Nie powinienem nic mówić.
- To dlatego moi rodzice tak bardzo cię lubią – oznajmiłam. Nagle wszystkie elementy układanki ułożyły się w całość. – Nie cieszą się dlatego, że wreszcie znalazłam kogoś, kogo kocham. Chodzi o politykę. Lubią cię, bo jesteś ważny. Bo tak powiedziała im Rada.
- Nie, nie, Kim, to w ogóle nie tak – zapewnił gorąco. – Są szczęśliwi, bo ty jesteś szczęśliwa. Nie ma znaczenia, czy Rada by im coś powiedziała czy nie. I tak byliśmy razem. Jesteśmy swoim przeznaczeniem.
- To kłamstwo i dobrze o tym wiesz – powiedziałam szorstko i ze złością popatrzyłam na okno.
W furgonetce panowała absolutna cisza, kiedy Jared ponownie odpalił silnik i z powrotem ruszyliśmy w stronę domu Sama. Bez słowa siedziałam na swoim miejscu, ale w duchu się gotowałam. Nie mogłam uwierzyć, że moi rodzice byli tacy płytcy. Od zawsze wiedziałam, że bardzo troszczyli się o przyziemne sprawy – przecież Cynthia musiała to po kimś odziedziczyć – ale nie spodziewałam się, że społeczną pozycję stawiają wyżej od mojego szczęścia i pomyślności.
Kątem oka dostrzegłam, że Jared patrzył to na mnie, to na drogę, na mnie, na drogę, ja i droga, ja i droga... Nagle poczułam się okropnie, że tak go potraktowałam. Przecież nie zrobił nic złego. To nie jego wina, że moi rodzice okazali się ludźmi, którzy w swojej wspinaczce po drabinie sukcesu zdeptają nawet własne dziecko, by dostać się na szczyt. Nie miałam powodu, aby się na niego złościć.
- Więc jesteś kimś w rodzaju króla? – spytałam przepraszającym tonem, nadal nie patrząc w jego stronę. Pospiesznie spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem ulgi na ustach.
- Nie tak do końca. Sam będzie królem, dopóki pełni funkcje Alfy. Ja jestem pewnego rodzaju księciem... a tak właściwie jednym z wielu książąt.
- To w takim razie kim ja jestem? – zapytałam ostrożnie, niemalże bojąc się odpowiedzi.
- Księżniczką dworu? – odparł ze śmiechem.
- Nie ma czegoś takiego – zachichotałam – jak księżniczka dworu. A nawet jeśli by było, to nie chciałabym nią być.
- Dlaczego nie? – spytał, brzmiąc na zranionego moją wypowiedzią. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że mnie nie zrozumiał.
- Jared, dama dworu była po prostu służącą i pokojówką księżniczki albo królowej, albo kogoś tam jeszcze. A ja nie chcę być pokojówką.
- Ale księżniczką chcesz być? – naciskał z nadzieją.
- Może – odparłam żartobliwie.
- Ale tylko wtedy, gdy ja będę księciem, tak?
- Jared! – zaprotestowałam. – Musisz dowiedzieć się więcej o powiązaniach w rodzinie królewskiej, jeśli chcesz używać takich metafor. Gdybyś był w tej bajce księciem, to ja byłabym twoją siostrą!
- Och! – zawołał głośno. – W takim razie nieważne. Zapomnijmy o tym. – Zaparkował samochód przed domem Sama, a żwir pod oponami zagruchotał hałaśliwie.
- W porządku – zgodziłam się, obejmując jego dłoń obiema swoimi. – To o czym my to mówiliśmy?

Aby dostać się na plażę, wszyscy zapakowaliśmy się do furgonetki Jareda i Quila. I mówiąc „wszyscy”, mam na myśli wszystkich – Sama, Emily, Paula, Embry’ego, Quila, Jareda, mnie i dwie nowe twarze w naszych szeregach, Setha i Leę Clearwaterów – przez co było naprawdę ciasno. Och, no i nie jechał z nami jedynie Jacob Black. Jared powiedział, że chciał zabrać jeszcze przyjaciela (niemal zakrztusił się przy wypowiadaniu słowa „przyjaciel”, co spowodowało, że zaczęłam podejrzewać, iż pod tym słowem kryła się „przyjaciółka”, i to jeszcze o powalającej urodzie) i dlatego, że dom Blacków znajdował się tuż przy plaży, spotkamy się z nimi na miejscu.
Na szczęście chłopcy zachowali się bardzo uprzejmie – lub Sam ich zmusił – pozwalając Emily i mnie usiąść w szoferce. Ja zajęłam miejsce na kolanach Jareda, Emily Sama, Quil zasiadał za kierownicą, a reszta ulokowała się na pace. Kiedy opuściliśmy podjazd, furgonetka jęknęła głośno i mogłabym przysiąc, że usłyszałam zgrzytanie zderzaka o asfalt spowodowane dodatkowym obciążeniem w tylnej części pojazdu. Spodziewałam się, że jazda będzie trochę chwiejna z powodu nierównomiernego rozłożenia masy.
Dostanie się na plażę zajęło nam dwa razy więcej czasu niż zazwyczaj, co oznaczało całe trzy minuty dodatkowej jazdy. Podczas opuszczania wozu wyglądaliśmy zapewne tak, jakbyśmy robili cyrkowy numer, w którym klauni wychodzą po sobie z niemożliwie małego samochodu. Tyle że w naszym przypadku to klauni byli olbrzymami, a samochód zaliczał się do całkowicie normalnych pojazdów.
Pomogłam Emily wypakować na zewnątrz to, co wydawało się tysiącem wypełnionych jedzeniem pojemników Tupperware, po czym obie zaniosłyśmy wszystko na kilka przenośnych stolików ustawionych na plaży. Kilka metrów dalej przygotowano miejsce na ognisko, wokół którego położono drewniane kłody, pocięte na połowy i wygładzone przez wiatr oraz czyjąś sprawną rękę.
- Idź znaleźć Jareda, Kim – powiedziała Emily, kiedy wyłożyłam na blat surowe hot dogi. – Chyba poszli tam po drewno. – Wskazała ręką na niewysokie wzgórze, gdzie plaża płynnie zmieniała się w las.
- Jesteś pewna? – odparłam, zatrzaskując wieko pojemnika z zieloną fasolą. – Chciałabym ci pomóc.
- Kim, jeśli nadal będziesz się tak zachowywać, to pozbawisz mnie mojej pozycji – odpowiedziała z ciepłym uśmiechem. Delikatnie się zarumieniłam i tuż po tym, jak wyciągnęłam parę pudełek z plastikowymi sztućcami, ruszyłam we wskazanym przez nią kierunku.
Nie przeszłam nawet trzech metrów pod baldachimem drzew, kiedy moje stopy oderwały się od podłoża i nagle zaczęłam lecieć. Po obu stronach widziałam jedynie rozmazaną roślinność.
- Jared! – pisnęłam, z całej siły uderzając go w ramiona. Śmiałam się tak bardzo, że miałam trudności z oddychaniem. – Postaw mnie na ziemi! – rozkazałam pomiędzy napadami chichotu.
- Co? Przepraszam, nie słyszę cię! – zażartował, kręcąc się w kółko.
- Jared! Niedobrze mi... – wydyszałam. Zatrzymaliśmy się tak gwałtownie, że mój żołądek nadal poruszał się do przodu, podczas gdy reszta ciała stanęła w miejscu. Kiedy chłopak zdjął mnie ze swoich barków, oboje śmialiśmy się histerycznie. Jego palce łaskotały mój brzuch, przez co chichotałam jeszcze bardziej.
- Chodź – powiedział, gdy całkowicie się uspokoiłam. – Znajdźmy pozostałych.
Nie zajęło nam to wiele czasu, skoro zachowywali się tak głośno, że prawdopodobnie słyszano ich w odległości wielu kilometrów.
- Kto jest gotowy na grę, w której każdy koleś pilnuje własnego nosa? – spytał Quil, gdy dołączyliśmy do grupy. Seth odchrząknął i gestem głowy wskazał na mnie oraz swoją siostrę. – Okej, każda osoba pilnuje własnego nosa – poprawił, marszcząc brwi. Leah skrzywiła się, ale nie widziałam, by kiedykolwiek robiła coś innego, więc uznałam, że jej twarz już tak wygląda, tak samo jak na obliczu Emily widnieją trwałe blizny. Jared kiedyś wspominał, że w jakiś sposób są one spokrewnione.
Rozległ się pomruk aprobaty i odgłosy uderzanych w siebie dłoni.
- To zabawa w chowanego – wyjaśnił Jared, widząc mój zdziwiony wyraz twarzy.
- W chowanego? – powtórzyłam sceptycznie, unosząc brwi. – Ostatnio bawiłam się w to, gdy byłam dzieckiem.
- To zabawa w chowanego o podwyższonym stopniu trudności – wtrącił Embry z oburzeniem. – A za tę obrazę to Jared będzie szukał.
Jared natychmiast objął mnie mocniej.
- Ona nie gra sama. W lesie jest zbyt niebezpiecznie – powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Jared, daj spokój. Kimmy to duża dziewczynka – zaprotestował Quil. – A na dodatek wszyscy będziemy w pobliżu. Nie stanie się nic złego.
Po paru minutach żarliwego przekonywania Jared wreszcie odpuścił i zostałam wysłana do lasu wraz z pozostałymi chłopakami i Leą, która wyglądała tak, jakby wolała raczej zjeść ropuchę niż uczestniczyć w tej zabawie. W miarę jak oddalaliśmy się od „bazy”, chłopcy odłączali się od naszej małej grupy, podążając w różnych kierunkach, aż w końcu szłam tylko z siostrą Setha. Zerknęłam na nią ostrożnie kątem oka i odkryłam, że ona także na mnie patrzyła.
- Wiesz, że przegrasz? – odezwała się opryskliwie. Wzdrygnęłam się w reakcji na jej ostry ton. – Potrafi cię wyczuć. – Nie wiedziałam, jak zareagować na tę uwagę, ale dziewczyna i tak nie dała mi szansy, bo od razu dodała: - Trzymaj się blisko strumienia. Niczego nie dotykaj i ciągle się ruszaj. Wtedy może będziesz miała jakieś szanse.
Pokiwałam głową w geście podziękowania, wciąż za bardzo się jej bojąc, by coś powiedzieć, po czym Leah zniknęła w ciemnej ścianie lasu.
Błądziłam samotnie pomiędzy drzewami tak długo, że wydawało mi się, iż minęła już wieczność. Zgodnie z radą siostry Setha starałam się nie dotykać pni ani wystających gałęzi. Mogłabym przysiąc, że parę razy usłyszałam skrzypienie ściółki pod czyimiś stopami lub poczułam podmuch wiatru, jakby ktoś przebiegał tuż obok, ale nie udało mi się nikogo dostrzec.
Słońce coraz bardziej zniżało się ku horyzontowi, podczas gdy ja coraz bardziej zagłębiałam się w las. Wydawało mi się, że kręciłam się w kółko – wszystkie drzewa wyglądały tak samo, a narastająca ciemność wcale nie pomagała mi w orientacji.
Idąc brzegiem rzeki, potknęłam się i poleciałam w kierunku wody, ale na szczęście zanim do niej wpadałam, udało mi się złapać paru korzeni. Niestety moje stopy – na które dzięki Bogu włożyłam wodoodporne, wysokie buty – częściowo zanurzyły się w zimnym jak lód nurcie, przez co dolna część nogawek moich spodni stała się mokra. Kiedy wydostałam się z tej śmiertelnej pułapki, trzęsąc się niekontrolowanie, postanowiłam zawrócić, w ogóle nie przejmując się potencjalną przegraną.
Nagle w oddali rozległo się wilcze wycie. Ze strachu żołądek podszedł mi do gardła i stanęłam w połowie kroku, drżąc w przeciwdeszczowych, różowo-pomarańczowych butach Cynthii.
- Jared? – zawołałam cicho, co w rzeczywistości oznaczało, że ledwie co otworzyłam usta. Nie dostałam żadnej odpowiedzi, za to usłyszałam odgłos stąpania łap po opadłych liściach, co niemalże przyprawiło mnie o zawał serca. Nie wiedziałam, dlaczego się tak bałam – to było kompletnie irracjonalne. Członkowie sfory stawali się coraz lepsi w kontrolowaniu swoich przemian, dzięki czemu Jared niekiedy zostawiał mnie samą w ich towarzystwie.
Ale coś kazało mi ukryć się za drzewem i schować twarz w dłoniach. W pewnym momencie wilk znowu zawył, tyle że tym razem w bliższej odległości. Niechcący wydałam z siebie pisk przerażenia, kiedy nieoczekiwanie moich uszu dobiegło ciche warknięcie. Każdy cień stał się dla mnie wrogiem, a każdy jęk wiatru – odgłosem zwiastującym jego przybycie.
Byłam bliska płaczliwej histerii, kiedy przypomniałam sobie, że mogę uciekać. Chociaż moja reakcja „walcz lub wiej” nigdy nie okazała się zbyt pomocna...
Nie zrobiłam trzech kroków, aż znienacka coś ciepłego, ale nieznajomego pociągnęło mnie do tyłu i zakryło usta dłonią.
- Szsz... Nie ruszaj się – usłyszałam w uchu szorstki głos Embry’ego. Natychmiast spełniłam polecenie. Odsunął rękę i wskazał na miejsce przed nami. Parę chwil później pomiędzy drzewami dostrzegłam fragmenty szarych i czarnych futer. Szybko się przemieszczały, ale ostatni nieoczekiwanie się zatrzymał. Po chwili rozpoznałam kształt zwykłego wilka, który w charakterystyczny sposób uniósł głowę i zawył.
- Są w żałobie – odezwał się Embry. – Stracili szczenię w porannej walce z niedźwiedziem. – Jego głos był tak przepełniony smutkiem i bólem, że mi samej zachciało się płakać nad stratą watahy. Co najmniej pięćdziesiąt wilków przecięło naszą ścieżkę. W sposobie ich chodzenia i w wydawanych odgłosach dostrzegłam teraz przygnębienie. Embry pokazał mi przywódczynię stada, szarą wilczycę, która nieustannie szła z nosem tuż przy ziemi. Dodał też, że ona ciągle nie może uwierzyć w to, co się stało i szuka swojego szczeniaka.
Siedzieliśmy cicho, dopóki nie minęło nas ostatnie zwierzę, które śpiewało do nieba żałosną pieśń. Nie rozumiałam, dlaczego Embry po prostu się nie przemienił i nie przepędził tej watahy, lecz on zdawał się usłyszeć moje nieme pytanie, bo powiedział:
- Staramy się zostawić zwykłe zwierzęta w spokoju. I tak wystarczająco spieprzyliśmy już matkę naturę. – Tuż po tym, jak wyłapałam w jego głosie nutkę wyrzutów sumienia, zdałam sobie sprawę, że żaden z nich nie wybrał swojego przeznaczenia. Siłą zaciągnięto ich w nieznane, a na dodatek nie mieli szans z tym walczyć. Poczułam się jeszcze gorzej z powodu tego, że tak naskoczyłam na Jareda z powodu tych komentarzy o rodzinie królewskiej.
- Gotowa na powrót? – spytał Embry po kilku minutach podniosłej ciszy.
- Jasne – potwierdziłam. Chłopak uśmiechnął się złośliwie, uruchamiając swoje głupkowate poczucie humoru.
- To dobrze – odparł, obejmując mnie w talii i umieszczając sobie na ramieniu. – W takim razie idziemy. – Westchnęłam, by dać wyraz swojej irytacji, ale nie walczyłam z nim. On był ciepły, a moje nogi zmęczone.
Kiedy las się przerzedził, zrobiło się nieco jaśniej i jeśli dobrze sie przyjrzałam, mogłam nawet zobaczyć światło księżyca. Nie minęły dwie minuty, aż znaleźliśmy się na otwartej przestrzeni, skąd wszyscy wyruszyliśmy, więc nie odeszłam tak daleko, jak myślałam.
- Znalazłem panią Najerę! – zawołał Embry, kiedy usłyszeliśmy głośne śmiechy pozostałych. Zarumieniłam się z zawstydzenia. Próbował być tylko zabawny czy... wiedział o moim – jeszcze do niedawna – sekretnym, obsesyjnym zauroczeniu Jaredem? Czułam się zbyt zażenowana, by go o to spytać.
Śmiechy wszystkich brzmiały mi w uszach, ale wzrok skupiłam tylko na jednej osobie – stojącym parę metrów dalej Jaredzie. W ciemnościach wyglądało to tak, jakby Paul i Quil go przytrzymywali. W końcu udało mu się im wyrwać i zaczął szybko biec w moim kierunku. Embry postawił mnie na ziemi, ale nie przebywałam na niej długo.
Jared od razu przytulił mnie do siebie tak mocno, że miałam problemy z oddychaniem.
- Ach, i nasza zakochana parka znowu razem – naigrywał się Quil, przyglądając się, jak Seth i Brady trenowali zapasy na pokrytym trawą obszarze.
- Myślałem, że cię straciłem – szepnął Jared w moje włosy. – Gdzie byłaś?
- Nie wiem. Zgubiłam się – przyznałam z zażenowaniem.
- Nie mogłem wyłapać twojego zapachu. Doszedłem do rzeki i na tym się skończyło. Pomyślałem, że się utopiłaś... – Brzmiał na tak przestraszonego, że poczułam się winna z powodu tego, że nie z własnej winy wpadałam do wody.
- Nic mi nie jest. Spokojnie.
W końcu Jared się rozluźnił i postawił mnie z powrotem na ziemi, jednak nadal obejmował moją talię, nie pozwalając mi się oddalić.
- Dobra, drogie panie! – zawołał Sam. – Jedzenie jest gotowe i przybył Jacob!
Rozległ się chór entuzjastycznych okrzyków i wszyscy w popłochu rzucili się na plażę.
Kiedy Jared i ja szliśmy w kierunku oceanu w normalnym, ludzkim tempie, przypomniały mi się słowa Embry’ego.
- Dlaczego Embry nazwał mnie „panią Najerą”? – spytałam cicho. Jeżeli nie miałby tak dobrego słuchu, to pewnie by nawet tego nie usłyszał. Gdy przez długi czas nie odpowiadał, pomyślałam, że może jednak naprawdę mnie nie dosłyszał.
- Pamiętasz, jak mówiłem ci, że gdy przybieramy naszą wilczą formę, to możemy czytać sobie w myślach? – odezwał się w końcu.
- Tak, tylko co... – zaczęłam, ale natychmiast przerwałam. Wszystko stało się jasne. – O... mój... Boże. Jared!
- Usłyszeli, jak o tym myślałem. Przepraszam...
- To prywatna sprawa! – załkałam. – Nawet ty nie powinieneś oglądać tego zeszytu!
- Wiem – jęknął, przeczesując palcami włosy. – I przepraszam. To był wypadek. Sam myślał o Emily, a to spowodowało, że ja pomyślałem o tobie, a wtedy właśnie od ciebie wyszedłem i...i... nic nie mogłem na to poradzić. Nie chciałem. Tak bardzo mi przykro, Kim...
Ukryłam twarz w jego ramieniu i starałam się nie myśleć o tym, że gromada dojrzewających chłopaków wiedziała o moim niegdyś dziwacznym, obsesyjnym zauroczeniu Jaredem.
- Chcesz wrócić do domu? – zapytał cicho.
- Nie. Po prostu tam chodźmy – westchnęłam. – Nie chcę wyjść na jakiegoś odrażającego natręta albo tchórza.
- Jeśli ktoś tu jest odrażającym natrętem, to na pewno ja – powiedział Jared, przypominając mi o tych wszystkich sytuacjach, kiedy znalazłam go w moim samochodzie, gdy skończyłam pracę opiekunki do dziecka albo kiedy weszłam do swojego pokoju i go tam zastałam.
- Nie uważam, że to odrażające – odparłam, dotykając nosem jego ramienia. – To nawet całkiem urocze.
- Dobre i to – odpowiedział ponuro, całując mnie w czoło. – Jezu, ty zamarzasz. Pospieszmy się, bo trzeba cię szybko usadzić przy ognisku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Wto 15:41, 24 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Pon 15:00, 05 Kwi 2010 Powrót do góry

No nareszcie Very Happy Iguś juz myślałam, że nas i sforę porzucilaś. A tu miła niespodzianka świąteczna. Rozdział nie wiele wnosił do samej histori ale był na swój sposób słodki i uroczy Very Happy Współczuję Kim, że jej rodzina zaakceptowała Jareda wyłącznie ze względu na jego pozycję plemienną. Choć ta rozmowa o rodzinie królewskiej była przezabawna Very Happy Doskonale radzisz sobie z tym tłumaczeniem. Cieszę się, że wrocilaś
Pozdrawiam
Aurora


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
natzal
Człowiek



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:29, 05 Kwi 2010 Powrót do góry

Hah... xD
Ich rozmowy są po prostu boskie,
a ta nadopiekuńczość Jareda jest świetna xP
Jej starzy są na serio płytcy.
Dla nich najważniejsza jest tylko kasa itp?
Okropne.
Gdybym ja miała takich rodziców chyba bym się powiesiła.
Nie żyjemy w średniowieczu, że wydaje się córkę za mąż
za najbogatszego czy najważniejszego.
Masakra...

Ciao! ;*

P.S Świetnie przetłumaczyłaś :))


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Pon 18:40, 05 Kwi 2010 Powrót do góry

Przyznam, że nie spodziewałam się tak szybkiego Twojego powrotu, miło mnie zaskoczyłaś. Choć raz dla odmiany napiszę jako jedna z pierwszych komentarz, a nie znowu ostatnia Laughing

Zacznę może tak nie po kolei. Irytuje mnie strasznie powód, dla którego rodzice puszczają Kim z Jaredem gdziekolwiek. Autorka pokazała nam od pierwszych rozdziałów, że opiekunowie głównej bohaterki są przeciwni temu związkowi, a teraz? Ja naprawdę tego nie rozumiem, nadal nie wiem, czemu rodzice się na to godzą. Zapewne wyjaśnienie jest jakieś banalne, ale w tym momencie nie potrafię go odkryć. Może zadziałała ta rozmowa, choć nie chce mi się w to wcale wierzyć.
A te ogniska to już normalnie tradycja wilkołaków Very Happy W książce ta sytuacja się pojawiła, a teraz przyznaję, że nie wyobrażam sobie opowiadania o miłości zmiennokształtnego do śmiertelniczki bez tej "tradycji". Toż to już dla mnie znak rozpoznawalny fan fiction na temat sfory. Kiedy czytałam ten rozdział, to miałam jakąś schizę. Byłam pewna, że coś złego się stanie, tylko nie wiedziałam co. Powiem, że właśnie to jest najbardziej wkurzające, czytasz, wiesz, że coś złego się stanie, ale nie masz pojęcia co. Może i wkurzające, ale i ciekawe, takiego pewnego rodzaju dreszczyk. Całkiem fajny jest Jared. O ile wcześniej go nie lubiłam, to teraz jest mi obojętny, a nawet powiedziałabym, że stał się ciekawą postacią. To całe zamartwianie się o Kim jest takie… słodkie? Tak, to chyba coś takiego.
Rozdział jest ładniutko przetłumaczony. Wiem to, bo… dobra, przyznaję się, przeczytałam ten rozdział w oryginale i trochę ciężko jest mi teraz cokolwiek sensownego napisać. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz. Jak to się mówi, ta potrzeba przeczytania choć jednej kolejnej części była ode mnie silniejsza i moja silna wola przegrała. Oczywiście to nie zmienia faktu, że mi się dobrze czytało, nadal było ciekawie, tylko tak teraz ciężej jakikolwiek komentarz się pisze. Życzę Ci dużo weny i sprawnego komputera, abyś nie miała już z nim żadnych problemów.

Pozdrawiam,
Paramox

Edycja:
Zapomniałabym, nie mam nic przeciwko wstawianiu jednego rozdziału. To ty nas tak rozpieszczałaś wstawianiem trzech rozdziałów, co chyba żaden inny Autor nie robił, za co nadal Ci dziękuję. Ważne jest to, abyś wstawiała rozdziały wtedy, kiedy Ci wygodnie. Jeden czy trzy - zawsze wrócę, może z opóźnieniami, ale u mnie chyba już inaczej się nie da zrobić.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paramox22 dnia Pon 18:43, 05 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Maril
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Sty 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Podziemia

PostWysłany: Wto 15:32, 06 Kwi 2010 Powrót do góry

Jacy oni są słodcy i zakochani Very Happy . Aż miło się czyta, nie lubię lukrowanych historyjek, ona kocha jego, a on ją i będzie happy end i dużo dzieci. Ta historia jest trochę inna i piękna. Gratuluje podjęcia się tłumaczenia tego opowiadania, musisz mieć dużo zapału do tego Wink.
A i życzę jak najwięcej chęci Smile.
Maril


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maril dnia Wto 15:33, 06 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Denaris
Nowonarodzony



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z daleka

PostWysłany: Wto 19:41, 06 Kwi 2010 Powrót do góry

Kurcze, to było świetne, tylko takie krótkie.
Od początku jakoś tak nie przepadałam za rodzicami Kim, a teraz jeszcze to. Mad
Ale Jareda to poprostu uwielbiam, on jest taki kochany.<mmmmmmm> Embarassed
Myślałam że się nie doczekam na kolejny rozdział, codziennie sprawdzałam Forum.A tutaj taka milutka niespodzianka. No a teraz nie mogę się doczekać następnego, trzeba będzie czekać, ala na Jareda zawsze i wszędzie.
Życzę duuuuużo chęci do tłumaczenia i Veny oczywiście.
Denaris Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Denaris dnia Wto 19:42, 06 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:44, 16 Kwi 2010 Powrót do góry

Kochane moje, wybaczcie, że dopiero teraz wstawiam obiecane wcześniej rozdziały, ale, jak już wspomniałam w temacie z opowiadaniem "Babie lato", przeceniłam swoje możliwości czasowe.
Miał być też powrót do naszego małego "dialogu", ale z racji tego, że już mi coś powieki zaczęły ciążyć, odpowiedzi będą raczej w skróconej formie.

Aurora, jak mogłaś nawet tak pomyśleć? Nie mam zamiaru nikogo i niczego porzucać. Przynajmniej na razie. :D A ja się cieszę, że Ci się podobało i że znowu podzieliłaś się ze mną swoimi odczuciami. :)
Natzal, nie ma się co wieszać od razu - spokój przede wszystkim. :D Rodziców się nie wybiera i trzeba ich zaakceptować takimi, jakimi są, nawet jeśli mają dziwne poglądy na niektóre sprawy albo zwracają dużą uwagę na sprawy materialne i presję otoczenia, jak w przypadku Kim. Ale skoro wyrosła ona na taką bądź co bądź mądrą i dobrą dziewczynę, to chyba nie mogą być aż tacy źli. :) A przynajmniej takie coś sobie wmawiam... :D
Paramox, jak zwykle porządny komentarz. :D Wypadałoby też napisać porządną odpowiedź, ale, jak już wcześniej wspomniałam, padam z nóg. Albo raczej głową na biurko w moim przypadku... :D Ale mniejsza z tym. Zgadzam się z Tobą odnośnie ogniska. Nie spotkałam jeszcze opowiadania o wilkach, w których by go nie było. Ale akurat tutaj będzie to ognisko książkowe. Nie zapominajmy, że akcja toczy się równolegle z wydarzeniami z "Zaćmienia", więc autorka chcąc nie chcąc kiedyś musiała zahaczyć o te wydarzenia. I nie gniewam się na Ciebie za przeczytanie rozdziału w oryginale, gdzież bym śmiała! Toż to święte prawo czytelnika tłumaczeń. :D Dobra, zaczynam bredzić, więc już kończę.
Maril, niestety z czasem zapał maleje... Ale nadal jest go na tyle, by dokończyć to tłumaczenie. I inne też. Historia rzeczywiście prosta i słodka, ale na szczęście nie przesłodzona. Adah całkiem dobrze się spisała, opisując to w taki, a nie inny sposób. :)
Denaris, czemu mnie nie dziwi, że uwielbiasz Jareda... :D I że uważasz, że było krótko... :D Ale pod spodem kolejna dawka witaminy ND... :D No nie, naprawdę zaczynam już bredzić, więc wklejam już te rozdziały i idę spać.

Jeszcze raz przepraszam za zwłokę. I oczywiście serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze w liczbie pięciu. :)
Tym razem terminu dodania następnych części nie podaję.
___________________________________________________________

beta: marta_potorsia
___________________________________________________________

Rozdział dwudziesty zawiera fragmenty wydarzeń z "Zaćmienia", jednak z racji tego, że gdzieś mi moją książkę wcięło (czyt. "ktoś pożyczył i jeszcze nie oddał"), to są one w tłumaczeniu nie pani Urban, ale mej skromnej osoby. Chociaż dużo tego nie ma, więc to tylko tak na marginesie.
___________________________________________________________

Rozdział 20
Gwiazdy i opowieści

- Hej, hej! – krzyknął Jared, spychając na bok kłócących się Paula i Setha. Kiedy Paul wymierzył nam słaby cios pięścią, chłopak odwrócił się, zasłaniając mnie niczym tarcza. – Przesuń się, szczeniaku. Próbujemy dostać się do jedzenia.
Seth prychnął w reakcji na określenie „szczeniak”, ale i tak posłuchał polecenia. Bez wątpienia nie chciał zadzierać z Jaredem i Paulem, bo był w końcu najmłodszym członkiem sfory, zarówno pod względem stażu, jak i wieku.
- Zjesz teraz? – spytał Jared. Kiwnęłam głową, więc zwędził z grilla lekko przypieczonego hot doga. Sam, który pełnił obowiązki kucharza i miał jeszcze do upieczenia mnóstwo innych hamburgerów i kiełbasek, mruknął z dezaprobatą. Jared położył ukradzioną parówkę na moim talerzu. Wzięłam do tego bułkę i skierowałam się do następnego stolika. Emily uśmiechnęła się do mnie, gdy brałam wiejski sos i marchewkę.
- Kim! – usłyszałam wołanie Jareda. Odwróciłam się w kierunku, skąd dochodził jego głos i zobaczyłam, że siedział na kłodzie przy ognisku, wskazując mi miejsce obok siebie. Ruszyłam w tamtą stronę i już po chwili znalazłam się w pobliżu ciepła ognia oraz mojego prywatnego źródła energii. Kiedy usiadałam przy nim, natychmiast objął mnie ramieniem, żeby nie oddzielały nas nawet centymetry.
To było bardzo miłe doznanie, siedzieć tak z ludźmi, których mogłam określić mianem rodziny. Członkowie sfory hałaśliwie żartowali i bardzo często kawałek jakiegoś jedzenia lądował na czyjejś głowie, a chwilę później z naprzeciwka nadlatywały albo kolejne bułki, albo marchewki, albo paczki chipsów. Do czasu, aż Emily nie smagnęła dziecinnie zachowujących się chłopaków ścierką po głowach, a Sam nie dał im porządnej reprymendy.
Po zjedzeniu coś około dziesiątego albo dwunastego hot doga – straciłam rachubę przy ósmym – Jared nieoczekiwanie trącił mnie łokciem. Zerknęłam na niego pytająco, na co kiwnął głową w prawą stronę. Prześlizgnęłam się wzrokiem po Paulu i Embrym, aż w końcu dostrzegłam powód, dla którego starał się zwrócić moją uwagę. Pod kilkoma zwisającymi skałami wraz z Jacobem siedziała dziewczyna. Bardzo ładna dziewczyna. Domyśliłam się, że to właśnie o nią wszyscy robili wcześniej tyle hałasu.
Była śmiertelnie blada. Jej skóra sprawiała wrażenie przezroczystej, a drobna budowa ciała jeszcze bardziej potęgowała wrażenie kruchości, jakby w każdej chwili mogła się rozpaść, jeśli ktoś by ją dotknął. Miała gęste, brązowe włosy i duże oczy o tym samym kolorze, w których pojawiały się iskierki więcej-niż-tylko-przyjaźni, gdy spoglądała na Jacoba.
- Kto to? – szepnęłam do Jareda, wiedząc, że inni oprócz dziewczyny prawdopodobnie i tak mnie usłyszą.
- Bella Swan – mruknął niechętnie Jared.
- Jest wpojeniem Jacoba? – zapytałam z ciekawością, zastanawiając się, dlaczego tak ponuro wypowiedział jej nazwisko. Zaśmiał się gorzko.
- Nie. – Nie raczył mi udzielić dokładniejszych informacji.
- Masz zamiar zjeść tego hot doga? – Pytanie Paula wytrąciło mnie z rozmyślań na temat tego, czemu Jared zdawał się tak bardzo nie lubić Belli. Zauważyłam, jak Jacob poklepał się bo brzuchu, a ostatni hot dog piekł się na ogniu.
- Chyba tak – zadecydował w końcu Jake. – Jestem tak pełny, że zaraz pęknę, ale myślę, że jeszcze coś mi się tam zmieści. Chociaż trochę szkoda, że w ogóle nie sprawi mi to przyjemności – westchnął, żeby nadać swojej wypowiedzi trochę dramatyzmu. Jared zaczął się trząść od tłumionego śmiechu, a ja razem z nim. Zachichotałam i oparłam się o jego ramię, a tymczasem furia Paula narastała coraz bardziej, aż w końcu zadygotał, co ewidentnie zwiastowało przemianę. W razie czego przysunęłam się jeszcze bliżej Jareda.
- Spokojnie, Paul – zaśmiał się Jacob. – Tylko żartowałem. Masz. – Po tych słowach ot tak rzucił hot dogiem, który przeleciał ponad ogniskiem. Paul złapał go z charakterystyczną zręcznością, a w następnej sekundzie włożył sobie do ust.
Kiedy zarówno ognisko, jak i płomienne nastroje powoli się wypalały i nastawał spokój, poczułam na twarzy czyjeś nieznajome spojrzenie, lecz po zerknięciu przed siebie, w miejsce, gdzie siedzieli Bella i Jake, stwierdziłam, że dziewczyna zajmowała się patrzeniem w niebo. Sprawiała wrażenie, jakby z ramieniem Jacoba oplecionym wokół niej czuła się znakomicie.
Oczywiście był też ktoś inny, kto nigdy nie spuszczał mnie z oka. Ale to akurat nie stanowiło żadnej nowości.
Jared zmiął oba nasze talerze i wrzucił je do ognia. Oglądając ich spalanie z cudownym pokazem iskier i zielononiebieskich płomieni, oparłam się wygodnie o jego klatkę piersiową. Znajdowaliśmy się teraz na piasku (Embry przypadkiem zniszczył naszą część kłody, gdy próbował zrobić sobie własną pochodnię). Siedziałam pomiędzy nogami Jareda, z jego rękami na sobie, które chroniły mnie przed zimnem, kiedy ognisko stało się znacznie mniejsze. Robiłam się coraz bardziej śpiąca i w pewnym momencie mimowolnie zamknęłam oczy.
Poczułam na szyi gorący oddech Jareda oraz jego pocałunek na skroni. Zarumieniłam się, gdy przesunął opuszkami palców wzdłuż moich ramion, zostawiając na nich niewidzialne, ogniste ślady. Delikatny szum kilku osobistych rozmów wraz z trzaskami ogniska i cichymi odgłosami uderzających o brzeg fal pomogły mi zagłębić się w nieświadomość...
Wkrótce, tkwiąc w rozkosznym stanie pomiędzy jawą a snem, usłyszałam czuły głos Jareda.
- Kim, skarbie, musisz się obudzić. Chcesz posłuchać opowieści, prawda? – spytał łagodnie, po czym podniósł mnie lekko do pionu, trzymając pewnie w swoim uścisku. Odwróciłam się w kierunku trzech członków plemienia, Starego Quila, Sue Clearwater i Billy’ego Blacka. Zauważyłam też, że Emily wyciągnęła z torebki mały notatnik.
- Quileuci byli niewielkim plemieniem na początku swego istnienia – zaczął pan Black dostojnym głosem – i takim też pozostali. Udało nam się przetrwać dlatego, że od niepamiętnych czasów w naszych żyłach płynie magia. Nie zawsze była to magia zmiennokształtności – ta przyszła później. Wszystko zaczęło się od wojowników-duchów...
Wydawało mi się, że opowiadanie legend ciągnęło się przez godziny. Niektóre ich fragmenty znałam już wcześniej, z dzieciństwa, ale nigdy wcześniej nie słyszałam aż tak rozbudowanej wersji. Nie zdawałam sobie sprawy, że pan Black przestał mówić aż do chwili, gdy Quil nie wymamrotał czegoś o tym, że noszenie brzemienia jest świetne czy coś w tym rodzaju. Zamrugałam, myśląc, że czar historii prysł niemalże tak szybko, jak coś spada z wysokiej góry.
Podskoczyłam zaskoczona, kiedy Quil znienacka raptownie cofnął się do tyłu. Rzucił w stronę Embry’ego zdenerwowane spojrzenie, a po chwili usłyszałam uderzenie małego kamyka o jego ramię...
- Chodź, Kim – mruknął Jared, stawiając mnie na nogi. Zachwiałam się niebezpiecznie, więc natychmiast przejął cały mój ciężar na siebie, obejmując mnie mocno w talii. Ponownie zamrugałam, tym razem zdezorientowana. Najwyraźniej znowu zasnęłam. – Czas odstawić cię do domu, śpiochu.
Wszyscy pakowali się, by opuścić plażę. Gdy członkowie sfory i ich rodziny zaczęli iść w kierunku drogi para za parą, zapanował mały rozgardiasz. W drodze do samochodu ponownie odpłynęłam i obudziłam się dopiero wtedy, kiedy czyjeś zimne ręce pomagały mi pokonywać schody.
- Kim, kochanie, uważaj na stopnie – zagruchała z lekkim zaniepokojeniem moja mama. – No, powolutku. Jedna nóżka, druga nóżka, jedna...
- Mamo – jęknęłam. – Umiem chodzić – dodałam, ale nie odepchnęłam jej rąk, które w końcu doprowadziły mnie do sypialni.
- Dobrze się bawiłaś? – spytała, gdy padłam na łóżko. Pokiwałam głową i westchnęłam ze spokojem. - Jared życzył ci dobrej nocy i prosił, by ci przekazać, że przyjdzie do ciebie jutro rano – kontynuowała, odsuwając kołdrę, bym mogła się pod nią wślizgnąć. Pocałowała mnie w czoło i ruszyła w stronę drzwi, przy okazji pociągając za sznurek, który wyłączył lampkę. – Och – odezwała się jeszcze, jakby nagle coś sobie przypomniała. – Powiedział też, że cię kocha.
- Mamo – mruknęłam, otwierając jedno oko. Stała teraz w drzwiach, wyglądając na tak uradowaną, że to mogło być niezdrowe. – Idź sobie.
- M-hm, oczywiście, skarbie – odparła i zniknęła w korytarzu, zamykając za sobą drzwi.
Nie licząc odgłosów wydawanych przez świerszcze na podwórku i okazjonalnych zawodzeń wiatru, w sypialni panowała cisza. Westchnęłam w poduszkę i przewróciłam się na bok, szykując się do miłej, długiej nocy snu.
- Twoja mama czasem sprawia, że mam ochotę pękać ze śmiechu – oznajmił Jared, znienacka obejmując mnie swoimi ciepłymi ramionami.
- To wspaniale – szepnęłam, odwracając się ku niemu. – Cieszę się, że jest ktoś, kogo rozbawia – dodałam, potężnie przy tym ziewając.
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić – wymruczał. Jego oddech owionął moją szyję. Zadrżałam. – Wracaj do spania.
- Okej – wymamrotałam, opierając głowę o jego ramię, a on delikatnie pogładził mnie po plecach. Kiedy ponownie był ze mną, nic nie mogłam poradzić na to, że wróciłam myślami do historii, które usłyszałam - do legend o Quileutach.
- Jared? – spytałam niepewnie.
- Tak? – Poczułam na twarzy jego spojrzenie, ale nie otworzyłam oczu.
- Ci Zimni Ludzie... – wydukałam, nie wiedząc, jak zacząć.
- Tak, co z nimi? – Brzmiał na zaniepokojonego wzmianką na ten temat i wyraźnie cały się spiął.
- Oni są... wampirami, tak? – To określenie zabrzmiało niezwykle śmiesznie.
- Tak – przyznał takim tonem, jakby to pojedyncze słowo z wielką trudnością wydobyło się z jego ust.
- I oni istnieją naprawdę?
- Tak.
- Och, okej... – mruknęłam głupio.
- Co? – odparł z niedowierzaniem. – I to wszystko?
- Wilkołaki są prawdziwe, tak? To chyba przyjęcie do wiadomości istnienia wampirów nie jest aż takie trudne, prawda? – stwierdziłam, ponownie wzdychając w poduszkę.
- Jesteś zmęczona... i bredzisz – odparł Jared, czule dotykając nosem mojej szyi.
- Może – zgodziłam się – ale tylko dlatego, że ktoś nie pozwala mi zasnąć.
- Wybacz – przeprosił po raz kolejny. – Idź spać. Obiecuję, że nie będę ci już przeszkadzał.
- Lepiej dotrzymaj tej obietnicy... – powiedziałam cicho, zanurzając się w odmętach snu.
Gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że myśl o wilkołakach i wampirach niebawem powróci zapolować na mnie w prawdziwym świecie i to w całkiem bliskiej przyszłości. Jednak śpiąc smacznie w ramionach mojej bratniej duszy – wilkołaka, który wprowadził mnie do swojego świata i zarazem ponownie złożył w całość – nie zdawałam sobie sprawy z wynikających z tego konsekwencji. Nie przypuszczałam, że ta rzeczywistość, którą tak łatwo przyjęłam do wiadomości, stanie się najważniejszą częścią moich najmroczniejszych koszmarów na jawie.
___________________________________________________________

Piosenka polecana przez autorkę do rozdziału numer dwadzieścia jeden:
Stripped w wykonaniu Shiny Toy Guns
___________________________________________________________

Rozdział 21
Na imię mi Kim*

- Uprawiałam seks z Brettem – rozległa się z bliżej nieokreślonego miejsca głośna, publiczna deklaracja. Znałam ten głos. Byłam z nim zaznajomiona już od bardzo dawna i wiązałam z tym dobre wspomnienia. Jednak teraz słowa przez niego wypowiedziane wydały się obce i zaskakujące, a także, szczerze mówiąc, niepożądane.
Rozejrzałam się dookoła, by w tłumie uczniów odszukać pewną osobę. Nie nastręczyło mi to żadnych trudności, i to nie dlatego, że była ona jedynym jasnoskórym i jasnowłosym człowiekiem w naszej szkole, tylko po prostu stała tuż przy mnie z balansującą w jej rękach tacką, na której leżał kawałek pizzy pokrytej wiejskim serem.
- Co? – wydusiłam, wpatrując się w Catherine.
- Nie tak naprawdę – westchnęła, wywracając oczami, po czym usiadła na krześle obok. Krześle, które zwykle zajmował Jared. Pewnie nie będzie zadowolony. Usłyszałam chrząknięcie dezaprobaty Embry’ego. Ze wszystkich członków sfory jak na razie jedynie on dotarł na stołówkę, bo jego lekcja angielskiego skończyła się trochę wcześniej. – Pomyślałam sobie, że przykuję twoją uwagę czymś, o czym często teraz myślisz, bo przez ostanie parę dni w ogóle mnie nie słuchałaś.
- Wcale o tym nie myślę – zapewniłam stanowczo, czując, że z powodu tematu moje policzki zaczęły robić się gorące.
- Tak, jasne, wcale o tym nie myślisz – powiedziała z ironią, kiwając głową i wkładając sobie pasemko włosów za ucho. – Przecież wiem, że ty i ten kulturysta robicie to w międzyczasie. To nie żaden sekret czy coś w tym stylu. – Ton jej głosu był bardziej szorstki niż zazwyczaj. Nie wyłapałam w nim zwykłej nutki rozbawienia i powagi. Catie nie żartowała.
- Gadasz pierdoły, Kim – odezwała się po chwili, odrywając kawałek sera od pizzy. Zamrugałam, zaskoczona jej ordynarnym słownictwem. Zawsze mówiła w dosyć nietypowy sposób, ale nie w takim stylu. Zaczęłam się zastanawiać, co się jej stało. – Nie jestem ślepa ani nie jestem idiotką. Widzę, jak Jared na ciebie patrzy.
- Czy nie rozmawiałyśmy już na ten temat? – odparłam znużonym głosem, grzebiąc widelcem w mojej sałatce. Catherine kontynuowała, w ogóle niezażenowana:
- Gapi się na ciebie tak, jakbyś nie miała na sobie żadnych ciuchów. Jak na jakiś posąg Mona Lisy czy coś…
- Mona Lisa to nie posąg – wtrąciłam natychmiast, ignorując fakt, że ona i tak nie zwróci na mnie uwagi, ale poczułam się w obowiązku, by pokazać światu, że przynajmniej jedna z nas miała jakieś pojęcie o sztuce. Jeszcze tego by brakowało, by los się ode mnie odwrócił, gdy wszystko zaczęło mi się układać.
- Tak jakby raz zobaczył cię nagą i nie potrafił wyrzucić tego obrazu ze swojej głowy…
- Cat! – niemal krzyknęłam, łapiąc ją za ramiona i nią potrząsając. – Nie uprawiałam seksu z Jaredem – dodałam. Zniżyłam głos do szeptu, bo zauważyłam, że do stołówki weszli chłopcy ze sfory i właśnie zamierzali napełnić swoje tace ogromną ilością jedzenia, która jakimś cudem mieściła im się w żołądkach.
- Kim, nie obchodzi mnie to, naprawdę. To, co ty i ten twój – wskazała na Jareda, który szedł właśnie w naszym kierunku z Jacobem i Paulem – Burek robicie w wolnym czasie, to nie mój interes.
Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, jak nazwała Jareda, poczułam, że mój żołądek gwałtownie się skurczył. Użyła popularnego imienia dla psa... Czy wiedziała? Serce zaczęło walić mi jak młotem, a krew odpłynęła z twarzy, podczas gdy ona kontynuowała swoją patetyczną przemowę.
- Burek? – powtórzyłam słabym głosem. Catherine zamrugała, wyrwana na moment z kontekstu własnej wypowiedzi.
- Tak, Burek. Łazi za tobą jak jakiś szczeniak. Trzeba umieć wyłapywać metafory, dzieciaku – zażartowała, brzmiąc na znużoną.
- Witam, szanowne panie – przywitał się Jacob, zajmując miejsce naprzeciwko mojego. W odpowiedzi kiwnęłam głową z roztargnieniem, ale Cat w ogóle nie zwróciła na niego uwagi, nieustannie trajkocząc. Zauważyłam, że Paul patrzył na nas ze złością, w ciszy przeżuwając smażone udko kurczaka.
- W każdym razie, jak mówiłam, kompletnie nie obchodzi mnie to, z kim się pieprzysz, kiedy twoich rodziców nie ma w domu, dopóki się zabezpieczasz. Chcę tylko wiedzieć, co się z tobą stało.
- Co? – odparłam z zaskoczeniem. – Nic się ze mną nie stało. O czym ty mówisz?
- Cholera, dziewczyno, co ten chłopak z tobą zrobił? – zapytała łagodnie, zdając się nie mówić do nikogo konkretnego, a zwłaszcza nie do mnie. – Nie widzisz nawet tego, co sama sobie robisz.
Jared rzucił zirytowane spojrzenie na tył jej głowy i przysunął sobie krzesełko stojące przy sąsiednim stoliku, a następnie usiadł po mojej drugiej stronie, obejmując mnie w talii. Catherine cała zesztywniała i dyskretnie się od nas odsunęła.
- Jaki masz problem, Cat? – spytałam gniewnie, po czym zacisnęłam mocno szczękę, żeby trzymać język za zębami i nie palnąć czegoś jeszcze. Przyglądałam jej się przez dłuższą chwilę, aż wreszcie w wyrazie niedowierzania uniosła brwi.
- Jaki ja mam problem? – powtórzyła. Kiwnęłam głową. – No cóż, Kimmy, sądzę, że najpierw powinnaś zadać to pytanie samej sobie, a dopiero potem mnie. Oczywiście, jeśli nie jesteś zbyt zajęta sprawami swojego nowego gangu, by nie poświęcić trochę na czasu na analizę tego, kim się stałaś...
- Hej – wtrącił Jared, w obronnym geście ściskając mnie mocniej. – Odwal się od niej, Catherine.
Nie wyglądała na zranioną ani wytrąconą z równowagi jego słowami. Znacząco pokiwała głową, obrzucając mnie jeszcze jednym przenikliwym spojrzeniem, po czym szybko wstała i zabrała ze stolika swoją tacę.
- Musisz wybrać, Kim – oznajmiła stanowczo, dwukrotnie patrząc to na mnie, to na chłopców ze sfory, ze smutkiem kręcąc przy tym głową.
- Więc to tak? Stawiasz mi ultimatum? – warknęłam. – Oni albo ty?
- Ty to powiedziałaś – odparła tajemniczo, patrząc mi w oczy po raz pierwszy, odkąd do mnie podeszła. Pod jej własnymi dostrzegłam ciemne sińce, jakby tej nocy w ogóle nie spała, a jej zazwyczaj porządne włosy, obecnie związane w niedbałego kucyka, wydawały się jakby pozbawione blasku. Po chwili znowu zerknęła gdzie indziej.
- Muszę iść – poinformowała nas nagle i dopiero teraz dostrzegłam, że trzymała się tak, jakby dźwigała na swoich barkach olbrzymi, niewidzialny ciężar.
- W porządku. Zobaczymy się później – pożegnałam się, modląc się w duchu, żeby jeszcze raz na mnie popatrzyła, abym w niemy sposób mogła przekazać jej, że nie chciałam powiedzieć tego, co padło dziś z moich ust.
- Tak, może – stwierdziła i odwróciła się, niemalże wpadając na Bretta, który stał za jej plecami. Pewnie przyszedł, kiedy się kłóciliśmy.
- Catherine, musimy porozmawiać – powiedział przyciszonym głosem, łapiąc jej rękę. Zerknęła na mnie ponad ramieniem, gdy Brett prowadził ją w stronę korytarza. Kiedy oboje zniknęli za rogiem, usłyszałam jego rozgorączkowany głos:
- Cat, dlaczego ludzie gadają, że ze sobą spaliśmy? Przecież nawet nie zgodziłaś się jeszcze zostać moją dziewczyną...
Odwróciłam się i wtopiłam w swoje krzesło, po raz pierwszy od bardzo dawna znowu pragnąc stać się niewidzialna i mając ogromną nadzieję, że chłopcy nie będą chcieli ciągnąć dalej tego tematu. Gdy zauważyłam, że żaden z nich nie patrzył w moją stronę, pomyślałam, że szczęście się jednak do mnie uśmiechnęło. Podążyłam za ich wzrokiem, aż wreszcie dostrzegłam, co tak nagle zwróciło ich uwagę.
Mały Seth Clearwater przemierzał pospiesznie stołówkę, wyraźnie czując się w otoczeniu licealistów znacznie pewniej niż powinien, zapewne ze względu na wilcze zdolności. Zazwyczaj bardzo rzadko widywaliśmy go w szkole, ponieważ miał zaledwie trzynaście lat i ciągle chodził do młodszej klasy. Ale dzisiaj był tutaj, wyglądając na szczególnie podekscytowanego, gdy wymijał parę dzieciaków wałęsających się bez celu po niewielkiej stołówce.
Dotarcie do naszego stolika nie zajęło mu zbyt wiele czasu, ale napięcie powodowało, że jego ruchy wydawały się wyjątkowo powolne. Embry wskazał mu ręką miejsce zwolnione przez Catherine, ale Seth niecierpliwie pokręcił głową.
- Sam musi się z nami zobaczyć – powiedział cichym i stanowczym głosem. – Pojawiły się pewne komplikacje... – Przerwał i rozejrzał się dookoła, na ułamki sekundy zatrzymując wzrok na mnie, po czym kontynuował: - Na wschodniej granicy rezerwatu wyłapał ten sam zapach, z którym Jacob miał do czynienia w domu tej miłośniczki pijawek.
Zanim zdążyłam tak do końca zrozumieć, o czym ten mały, chudy chłopak mówił, wszyscy natychmiast się podnieśli.
- Kim, musimy iść – wyszeptał mi do ucha Jared, brzmiąc jednocześnie na skupionego i ekstatycznie szczęśliwego. Pokiwałam bezsensownie głową, kompletnie oniemiała. – Dzisiaj Emily odbierze cię ze szkoły. Nie chcę, byś jechała autobusem. Będzie z nią Brady, więc wam obu nic się nie stanie. Po prostu jedź do domu i nie ruszaj się stamtąd, dopóki po ciebie nie przyjdę, dobrze? – Mówił tak szybko, że ledwie za nim nadążałam. – Kim? – ponaglił mnie.
- Okej – wymamrotałam, a on musnął ustami mój policzek, po czym wraz z chłopakami ukradkiem wyszedł ze stołówki tylnymi drzwiami i biegiem ruszył w stronę drzew. Po drodze dołączyli do nich dwaj inni zmiennokształtni, którzy nadbiegli od strony budynku gimnazjum. Przypuszczałam, że to Colin i Brady, najnowsi członkowie sfory.
Z powodu cienkiej warstwy mgły nie widziałam dokładnie brzegu lasu, ale byłam prawie pewna, że w pewnej chwili dostrzegłam tam ciemny cień czekającego na nich olbrzymiego wilka.
Przez resztę dnia wszystko wydawało mi się jedynie pozbawionym sensu, rozmazanym obrazem. Za bardzo się martwiłam, żeby wysilać się na lekcjach, a kiedy pan Peta poprosił mnie o podanie odpowiedzi na pytanie, którego nie usłyszałam, nawet się nie zawstydziłam.
Po skończonych zajęciach przyjechała po mnie Emily, z Bradym siedzącym na tylnym siedzeniu. To była bardzo cicha jazda do domu, nie licząc nerwowego stukania palców chłopaka o plastikowe obicie drzwi małego samochodu.
Ze zdziwieniem stwierdziłam, że ostatecznie nie zaparkowaliśmy pod domem Uleyów, ale pod moim własnym.
- Czy nie miałyśmy dzisiaj zrobić razem obiadu dla chłopaków? – przypomniałam jej zaskoczona. W zeszłym tygodniu zaproponowała, bym pomogła jej w przygotowywaniu oficjalnego obiadu powitalnego „Witajcie w rodzinie” dla Collina i Brady’ego. Po szkole miałam iść do domu Sama, gdzie obie ugotowałybyśmy wystarczającą ilość porcji dla naszej małej armii. Najwyraźniej coś się zmieniło, tylko że ja o tym nie wiedziałam.
- Och, tak mi przykro, Kim – przeprosiła szczerze przepełnionym lękiem i zmęczonym głosem. – Wyleciało mi to z głowy. Może zrobimy go innym razem?
- Jasne, nie ma problemu – mruknęłam. Nie wspomniałam, jak przez cały tydzień czekałam na ten dzień, zamierzając podstępem wyciągnąć od niej informacje o tym, co działo się teraz w sforze, bo nikt inny nie chciał mi nic powiedzieć. Nie odezwałam się ani słowem.
Przedarłam się przez nieustannie przybierającą na sile ulewę i niezdarnie weszłam do domu, głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Ściągnęłam buty i odwiesiłam płaszcz, a następnie wyżęłam włosy, ustawiając głowę tak, by woda skapywała do małego, specjalnie przygotowanego do takich sytuacji wiaderka.
Byłam w połowie schodów, ściskając swoją mokrą torbę i zastanawiając się, w jaki sposób dać sobie radę z dzisiejszym humorem Cynthii, kiedy nieoczekiwanie ktoś zawołał moje imię.
- Kim?
Zaniepokojony głos taty zaprowadził mnie do kuchni. Po drodze przemoczoną torbę położyłam na kaloryferze.
- O co chodzi? – zapytałam, przeczesując palcami moje poplątane, mokre włosy.
- Nie masz żadnych planów na nadchodzący weekend, prawda? – odparł, nie odrywając wzroku od trzymanej przez siebie gazety.
- Nie – potwierdziłam. – A dlaczego pytasz?
- A tak, bez powodu – odpowiedział z roztargnieniem, odkładając gazetę na stół i podnosząc się z krzesła z westchnieniem wyczerpania. – Chciałabym po prostu przez jakiś czas mieć ciebie i Cyn w domu.
- Okej – powiedziałam niepewnie, obserwując, jak opuścił kuchnię i przeszedł do salonu, gdzie usiadł na stojącym w rogu pomieszczenia fotelu. A więc to dlatego Cynthia puszczała na cały regulator płytę zespołu Fall Out Boy.
Właśnie wlewałam do szklanki jabłkowy sok, który udało mi się znaleźć w lodówce, gdy nagłówek gazety przykuł moją uwagę. Odstawiłam naczynie i karton na bok, po czym sięgnęłam po wilgotny, poplamiony papier.
RĘBACZ Z SEATTLE ZNOWU UDERZA: ZNALEZIONO SIEDEM NOWYCH OFIAR
Gazeta wyleciała z moich rąk, jakbym została porażona prądem, a żółć podeszła mi do gardła. Wszystko nagle stało się jasne: dlaczego ojciec chciał mieć nas przez pewien czas w domu, dlaczego Jared tak bardzo troszczył się o to, bym bezpiecznie wróciła do domu, dlaczego Sam zmuszał chłopaków do ciągłego patrolowania okolicy, aż padną z wyczerpania i dlaczego Emily zapomniała o tym, że tego wieczoru miałam pomóc jej przy gotowaniu.
Wróciłam myślami do momentu sprzed paru miesięcy, kiedy to po raz pierwszy usłyszałam o Rębaczu z Seattle. Oglądałam z tatą „Wiadomości” oraz lokalne wieści z Forks, w których ostrzegali przed wałęsającymi się po okolicy niedźwiedziami. Jared powiedział mi później, że to sforę powszechnie uznawano za te „niedźwiedzie” i więcej nie zaprzątałam sobie tym głowy.
Ale ostatnio ponownie zaczęły do nas dochodzić niepokojące wiadomości z Seattle. Sfora stawała się w związku z tym coraz bardziej nerwowa. Kiedy pytałam, o co chodzi, zawsze zmieniali temat, a zawsze łatwiej zapomnieć o tym, co cię bezpośrednio nie dotyczy. Albo przynajmniej o tym, co cię mało obchodzi.
Nie trzeba było wykazać się jakimiś szczególnymi umiejętnościami dedukcji, żeby zorientować się, co się tutaj działo. Z tego, co wiedziałam, dwa rodzaje mitycznych stworów istniały naprawdę. A z tego, co zaobserwowałam wynikało, że wilkołaki były tymi dobrymi. To z kolei zostawiało tylko jedno opcję, tylko jedno wytłumaczenie.
Po Seattle grasowały wampiry.
Ten wniosek spowodował, że bańka mojej spokojnej egzystencji pękła niczym przypadkowo zrzucona ze stolika szklana kula ze sztucznym śniegiem.
Znacie ten typ dziewczyny, która robi same dobre rzeczy, ale i tak ciągle zastanawia się, dlaczego jej życie jest do bani? Cóż, to właśnie ja. Jeżeli przydarzy mi się coś dobrego, to zza rogu zaraz wyskakuje coś złego. Karma. To mała, śmieszna rzecz, która zapewnia w świecie równowagę między dobrem a złem. Kiedy moje życie zaczęło zmierzać ku lepszemu, powinnam się domyślić, że nadejdzie taki czas, że coś złego wyleci prosto na mnie jak hiszpański, rozjuszony byk.
A ja po prostu staram się być dobrą osobą.
Na imię mi Kim.
___________________________________________________________
* Tytuł rozdziału, jak i jego ostatnie akapity są nawiązaniem do serialu "Na imię mi Earl" (ang. "My Name Is Earl").


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Wto 15:43, 24 Sie 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Ilonaaa
Człowiek



Dołączył: 27 Wrz 2009
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pią 22:22, 16 Kwi 2010 Powrót do góry

Wspaniale, dwa nowe rozdziały. Przeczytałam za jednym tchem i jeszcze nie mam dosyć. Polubiłam to opowiadanie, zresztą tak jak "Babie lato". Oba są świetne. Very Happy

Ognisko z perspektywy Kim, fajnie. Zawsze zastanawiałam się jak ona określi Bellę Smile

Czekam na kolejne rozdziały i życzę ochoty na dalsze tłumaczenie Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
capricorn
Człowiek



Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 10:32, 17 Kwi 2010 Powrót do góry

Wstyd mi, że dopiero teraz komentuje, a już od dawna czytam to tłumaczenie. :)
Wiem, że komentarze są dla Was tłumaczek i pisarek ważne, dlatego "coś" postaram się napisać.
Jak już kiedyś pisałam wcześniej pod innym tłumaczeniem nie znam się na łapaniu i wychwytywaniu błędów, nie jestem dobra z gramatyki.
Mogę natomiast stwierdzić, że tłumaczenie jest na prawdę dobre. Wink czyta się płynnie bez żadnych zgrzytów.
Co do FF, jest na prawdę dobre, nie ma tu tylko Belli i Edwarda co jest jego plusem, bo jakoś inaczej mi się czyta. :)

Życzę chęci do tłumaczenia. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Sob 18:15, 17 Kwi 2010 Powrót do góry

Z zasady nie czytam tłumaczeń, ale zasady są po to, aby je czasem złamać. I dziś szczerze się cieszę, że tak właśnie zrobiłam. Mając przed sobą długie, spokojne popołudnie zaczęłam przeszukiwać „Poleć fan fick” i trafiłam na „Niewidzialną dziewczynę”. Przeczytałam opis i pomyślałam – zerknę.
No i wsiąkłam dla świata na trzy godziny. Opowiadanie jest przesympatyczne. Właśnie takie - przesympatyczne. Parę razy śmiałam się na głos, a w zasadzie cały czas, od samego początku czytałam z wypiekami na twarzy.
Ponieważ zdecydowanie bardziej większą sympatią darzę wilki niż wampiry w sadze, już sama akcja prowadzona w La Push wzbudziła mój szczery aplauz. FF o Jacobie jest mnóstwo. O Paulu, Samie czy Secie też kilka by się znalazło, nawet na naszym forum. Ba! Jeden z moich ulubionych ff-ów, to „Uwikłani” Angels, gdzie głównymi bohaterami jest właśnie Seth i Embry. Ale to pierwsze opowiadanie, jakie czytałam o wpojeniu Jareda w Kim. I jestem zachwycona.
Po pierwsze samym Jaredem. Gdybym już nie „kochała” Jake’a na pewno zauroczyłabym się Jaredem. Samo wpojenie jest pokazane w sposób przepiękny, subtelny, ale i czasem dosadny. Do tego w przypadku tej pary nie jest naznaczone jakimś cierpieniem, jak w przypadku Sama i Emily – wiadomo Leah.
Kim też z rozdziału na rozdział zjednywała sobie moją sympatię. W końcu z nieśmiałej dziewczyny, rozkwitła pod wpływem uczucia. Kapitalnie autorka, a za nią tłumaczka pokazały nam tą przemianę z poczwarki w pięknego motyla.
Ponadto świetnie pokazane relacje w sforze, zły wilk Paul, rozjemca i prawdziwy, nieco tajemniczy alfa – Sam, zabawny Quil, sympatyczny Embry, wiecznie niezadowolona Leah no i zagubiony i balansujący pomiędzy dwoma światami Jacob.
Chyba najbardziej ujęła mnie scena, w której Embry znalazł Kim w lesie i pokazał jej przygnębioną watahę wilków, szarą wilczycę, która nie potrafi pogodzić się ze stratą szczeniaka. I komentarz Embrego do tego zajścia, że już i tak dużo namieszali w naturze.
Zatem od dziś, droga tłumaczko, masz we mnie stałego czytelnika, który z niecierpliwością będzie oczekiwał na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam serdecznie, BB>


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:16, 18 Kwi 2010 Powrót do góry

O kurczę, ale dawno mnie nie było :<
Wiedziałam, że ta sielaka Kim nie potrwa długo... Wiedziałam, ze coś się zacznie dziać, a kiedy przeczytałam koncówkę 20 rozdziału, przestraszyłam się.
Ciekawe co wymyśli autorka, bo niby jest to łatka, ale czyta się ją tak, że nie zawsze jest wiadomo co będzie za chwilę. Po ksiażce pamiętam, że zbliża się ta bitwa z nowonarodzonymi, więc to pewnie będzie to. Nawet nie chcę sobie wyborażać co Kim będzie czuła... Pamiętam, co czuła Bella, a była w o tyle lepszej sytuacji, że Edward był z nią w namiocie... No, do czasu Victorii, ale ja nie o tym miałam xD
Co do akcji z Cat.. nie wiem, trochę wydziwia. Chociaż z drugiej strony to jej się nie dziwę. Traci przyjaciółkę, a ta w dodatku związała się z jednym z "gangu". Boi się o nią. To dość jasne, ale stawiając takie ultimatum, sama skreśla ich przyjaźń. Bo nie wydaje mi sie, że Kim wybierze ją, że teraz w ogóle będzie miała czas i chęci na myślenie o tym. Ale kto wie...
Twoje tłumaczenie jak zawsze perfekcyjne. Dziękuję za włożoną w nią pracę, twoją jak i bety :)
p,
B.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lyphe
Człowiek



Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 16:18, 18 Kwi 2010 Powrót do góry

Ach, ci rodzice Kim. Jak można być tak głupim, by nie zważać na szczęście własnego dziecka? I rozumiem, że pomimo tego, iż ich córka biega po lesie z bandą niestabilnych emocjonalnie wilkołaków, które w pełni nie kontrolują swoich przemian, a także napadów złości, nie martwią się o nią? Popatrzymy chociażby na przypadek Emily, z jej blizną na twarzy. Mówiąc szczerze, ja załamałabym się, mając takich rodziców.
Zdenerwowałam się na Kim. Rozumiem, kocha Jareda, itd., ale to już przesada. Jej przyjaciółka wyraźnie cierpi, tęskni za przyjaciółką, a może jeszcze coś gorszego, a Kim wale to nie obchodzi, bo jest z Jaredem.
To już nawet nie mogą w spokoju, same porozmawiać, bo wilkołak się wtrąci i wszędzie znajdzie coś, co może zaszkodzić jego ukochanej. Troszczy się, okej, to jest dobre, ale przez to nie widzi, że może to on sam jest dla niej zagrożeniem? Przez niego traci wszystkich przyjaciół, owszem, zyskuje tych ze sfory, ale ci ludzcy też by jej się przydali. To przez niego zmieniły się jej kontakty z rodziną, spędza z nimi mniej czasu, a im zależy bardziej na statucie społecznym w La Push.

Cat postawiła ultimatum, nie dziwię jej się. Boi się o Kim, ale ta nawet nie wie, ze coś takiego ma miejsce. Teraz wielbicielka wilkołaków lub jak kto woli "gangu" pogrubi linię, która pomału skreśla ich przyjaźń, wybierając Jareda. Rozumiem, wieczna miłość itd. Ale czy to upoważnia ją do zaniedbywania wszystkich dookoła? Straci ich, lecz przecież Jareda będzie miała nadal, a to jest najważniejsze, czyż nie?
Cóż dla niej tak, ale np. ja, postąpiłabym inaczej.


Chyba nie muszę wspominać, że kocham Twoje tłumaczenie, bo już to wiesz, a przynajmniej powinnaś. Do zobaczenia przy następnych rozdziałach.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pech
Człowiek



Dołączył: 05 Wrz 2009
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:13, 04 Lip 2010 Powrót do góry

Jestem bardzo ciekawa dlaczego tak dawno nie pojawił się żaden nowy rozdział. Wakacje się zaczęły więc mam nadzieję, że cos tam sie pojawi. Wiem, wiem - jestem upierdliwa.

Pozdrawiam,
Pech


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
czapka xD
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Sty 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Chełmek

PostWysłany: Pon 19:06, 19 Lip 2010 Powrót do góry

o BOSH !!!
baaaardzo podoba mi sie twoj sposob pisania :) ten ff jest SUPER

niecierpliwie czekam na kolejne rozdzialy!!!
(prosze aby byly szyybko)

:D

Tak jak w poniższym poście. Choć linijek jest więcej, nie ma w tym komenatrzu nic, co ucieszy tłumacza. Jak widać igi nie ma od jakiegoś czasu na forum, więc wspominanie o następnych rozdziałach jest bez sensu. Lepiej spróbować na PW do tłumaczki. P.


Proszę, żeby więcej takie komenatrze się nie pojawiały.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Perunia
Człowiek



Dołączył: 01 Maj 2010
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 18:50, 21 Lip 2010 Powrót do góry

Super super super, nie widzialam jeszcze ff z punktu tak w sumie pobocznej osoby. Bardzo fajny czekma na dalsze rozdziały

Staraj się pisać bardziej konstruktywne komentarze, ten kwalifikuje się normalnie do usunięcia. Pernix


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 13:35, 08 Sie 2010 Powrót do góry

Ekhm... Ekhm...
Od czego by tu zacząć...
No cóż, może najlepiej od początku.
Przez trzy miesiące nie wykazywałam na forum żadnej aktywności, a co za tym idzie - nie dodawałam nowych rozdziałów do opowiadań, które wzięłam pod swoje translatorskie skrzydła. Nie będę się rozwodzić nad powodami takiego stanu rzeczy, ponieważ dotyczą one spraw, których nie chciałabym w tym miejscu poruszać. Chciałabym natomiast gorąco przeprosić tych wszystkich, którzy tak długo czekają na pojawienie się kolejnych części. Powinnam chociaż Was uprzedzić, że przez jakiś czas nastanie w moich tematach głucha cisza, a nie tak znikać bez słowa wyjaśnienia... Embarassed Ale mam też dobrą wiadomość: w najbliższym czasie wasza cierpliwość zostanie wynagrodzona. :) Wróciłam do tłumaczenia i niebawem postaram się wstawić nowe rozdziały, zarówno "Babiego lata", jak i "Niewidzialnej dziewczyny". Tylko jeszcze z moją Betą muszę się jakoś porozumieć, choć istnieje duże prawdopodobieństwo, że pogoni mnie przy pomocy wirtualnych wideł... No ale nawarzyłam sobie piwa, to teraz muszę je wypić.
Jeszcze raz ogromnie przepraszam (Embarassed) i "do napisania".
PS. Dziękuję za komentarze do ostatnich rozdziałów, zwłaszcza że pojawiło się parę nowych nicków. :) I słuchajcie pań Moderatorek. :) Laughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Nie 13:37, 08 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Melena1821
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Meksyk

PostWysłany: Wto 17:19, 10 Sie 2010 Powrót do góry

O niebiosa ! :) Nareszcie udało mi się dostać na to forum ;p Od dawna chciałam skomentować to opowiadanie. Jestem w tym Fanficu dosłownie zakochana ! To jest wspaniałe, naprawdę. Uwielbiam Kim i Jareda.
Potrafisz tłumaczyć naprawdę bardzo dobrze. Jestem pod wielkim wrażeniem i bardzo się cieszę, że będziesz tłumaczyć je dalej :)) Mam nadzieję, że będzie Ci to szło równie szybko jak poprzednio.
Pozdrawiam serdecznie i życzę Ci dużo, dużo weny w dalszym tłumaczeniu kolejnych rozdziałów.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin