FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Nigdy więcej [Z][+18] 5.11 rozdział 15 + epilog + zapowiedź Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:55, 25 Wrz 2009 Powrót do góry

new life :*

Wielkie dzięki za to, że wstawiłaś nowy rozdział :D Jestem padnięta kompletnie i nie mam na nic siły. Na nic poza przeczytaniem Twojego opowiadania :D

Znów będę komentować na bieżąco, więc ostrzegam przed moimi huśtawkami nastroju i wybuchami ewentualnymi :D

Zaczynamy :*


Cytat:
Ta ‘panienka’ ma męża, pomyślałam. Towarzysz życia, za którym tęskniłam.... Mam nadzieję, że jest szczęśliwy i zdrowy. Jego głowa... oby powstał tylko mały guz i nic więcej.


Czyli Bella martwi się o Edwarda nawet pomimo tego czego się dowiedziała o nim, jego pracy, Jane itd. To dobrze :)


Cytat:
Kiedy wysiadłam, zimne powietrze spowodowało, że musiałam szczelnie okryć się płaszczem. Spojrzałam na hotel, który nie wyglądał na pięciogwiazdkowy. Już wiem, dlaczego taksówkarz zaproponował inne miejsce...
Do wejścia głównego prowadził nierówny chodnik. Lampy mrugały już ostatkiem sił i sprawiały, że czasami przygasały. Na ławce obok leżał obcy mężczyzna, prawdopodobnie pijany. Zauważyłam puste butelki po winie. Obejrzałam się za siebie w poszukiwaniu taksówkarza.
Na szczęście zmierzał już w moją stronę. Czułam się trochę bezpieczniej. Nie wiadomo, co zrobi człowiek pod wpływem alkoholu, chociaż ten, tutaj, może tylko leżeć. Spojrzałam w gorę i zauważyłam, że pojedyncze okna na pierwszym i drugim piętrze zdawały się rozjaśnione przez lampy. Kto o tej porze jeszcze nie śpi?


Muszę przyznać, że ten opis zrobił na mnie duże wrażenie. Naprawdę stworzyłaś nim niezwykły i mroczny klimat. Najbardziej zdaniami, które zaznaczyłam pogrubieniem Wink Brawo :)


Kurcze... Już polubiłam Billy'ego - taksówkarza, dał Belli swój numer telefonu, martwił się o nią a nagle:

Cytat:
Gdyby nie to, że natychmiast zadzwoni do Jamesa, polubiłabym go.


Zaraz mnie chyba coś trafi :D I Ty mówiłaś coś o nudzeniu się podczas czytania Twojego opowiadania? Nigdy więcej nie opowiadaj takich głupot, dobrze? :D


Sen Belli mnie zestresował. Aż przestałam w pewnym momencie oddychać. Mam ciarki na całym ciele. Ona strzeliła do Edwarda. Brrr... Masakra...


Jonathan Richard - niby miły dla Belli, ale już go nie znoszę. Grr... i on, a nie Charlie jest ojcem Belli? Zamarłam jak pomyślałam, że Bella i James mogliby być rodzeństwem. Strasznie się zdenerwowałam... Na szczęście James został adoptowany. Uff... co za ulga :P


Cytat:
Chciałbyś, żebym urodziła syna, ale mój mąż nie chce potomków. Praca go pochłania, zresztą odeszłam od niego. Jestem sama i nie potrzebuję mężczyzny. Niby z kim miałabym mieć dziecko?
- Z Jamesem - odparł spokojnym tonem, jakby to było oczywiste.


To mnie rozwaliło. On chce by Bella miała dziecko z Jamesem :P Przychodzi sobie nagle i rzuca takimi tekstami... Co za człowiek... Ciśnienie mi skacze jak szalone. Zaraz jeszcze zejdę na zawał. Będziesz mieć mnie na sumieniu!!! :D



Wiesz co... Mówiłaś, że może się nam nudzić przy czytaniu, a ja ciągle siedziałam w ogromnym napięciu i stresie. Bardzo szybko przeczytałam ten rozdział i nie mogę się doczekać kolejnego. Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. Co z Edwardem, Jamesem, co postanowi Bella, co wymyśliła w związku z Jamesem i w ogóle.

Piszesz naprawdę bardzo dobrze. Czyta się po prostu świetnie :) Mam nadzieję, że szybciutko wstawisz kolejny rozdział, choć z drugiej strony już niewiele części Twojego opowiadania zostało i będzie trudno mi się z nim rozstać. Ech... Ale dobra - chcę tak czy tak szybko kolejny rozdział!!! :D

Pozdrawiam serdecznie :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
szalona70
Człowiek



Dołączył: 06 Maj 2009
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 17:10, 25 Wrz 2009 Powrót do góry

Przepraszam że tak długo się nie odzywałam rozdziały są świetne bardzo mi się podobają zastanawia mnie to co ma zamiar dalej zrobić Bella i jaki ma plan

czekam oczywiście na więcej i życzę weny :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Pią 20:41, 25 Wrz 2009 Powrót do góry

Nie ma to jak dobry rozdział dobrego opowiadania po trudnym tygodniu(:
Moje oczy zrobiły się wielkie z szoku jaki doznałam gdy przeczytałam, że Charlie nie jest ojcem Belli, nie ma co umiesz zszokować czytelnika.
Bella mimo, że odeszła od Edwarda myśli o nim i martwi się, mimo moich wcześniejszych za rzeczeń to teraz chciałam bym aby na końcu wrócili do siebie. . .
To prawda, że kobieta zmienną jest(: nie zdziwię się jak jeszcze zmienię zdanie bo ten ff jest nieprzewidywalny.

Czekam na kolejny rozdział i życzę weny, czasu, chęci i wytrwałości w tworzeniu(:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AlicjaC
Wilkołak



Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy czarów

PostWysłany: Pią 21:49, 25 Wrz 2009 Powrót do góry

Świetny rozdział.
Ale się wszystko pokomplikowało
Charlie nie jest ojcem Belli ?
Renne byłaby taka su*ką i okłamałaby Charliego ?
Bella ma mieć dziecko z Jamesem ?
I czemu, do cholery, Edward jeszcze jej nie znalazł Uwaga Powinien błagać ją o wybaczenie, a jakby ich nie przyjęła, to porwać do domu :D
Czekam na kolejny rozdział.
Życzę weny.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
basia
Zły wampir



Dołączył: 15 Paź 2008
Posty: 385
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 22:23, 25 Wrz 2009 Powrót do góry

Teraz, kiedy przeczytałam rozdział, cały pomysł z Rossano, prawdziwym ojcem Belli i adoptowaniem Jamesa wydaje mi się jeszcze bardziej ciekawszy niż na początku, podczas naszej "burzy mózgów". Laughing Serio. Druga połowa rozdziału jest naprawdę świetna. Tfu. Co ja mówię. Cały rozdział (i ogólnie cały Twój ff) jest świetny. :D
Jestem ciekawa co dalej wymyśliłaś w związku z potomstwem Belli i Jamesa. xD Osobiście wolałabym żeby to nie doszło do skutku... ^^'
Jonathan Richard Russo - tutaj też wspomnienia wracają. Konferencje na gadu. Ach. :D
Pomysł ze snem Belli trochę mnie przejął... Miejmy nadzieję, że to nie jakaś "wizja przyszłości".

Ogólnie rzecz biorąc, rozdział bardzo mi się podobał. Jak zwykle. :)
I bardzo dziękuję za dedykację. :*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez basia dnia Pią 22:26, 25 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 23:39, 26 Wrz 2009 Powrót do góry

Jestem na serio zaskoczona. Zażyło mnie i nie mam pojęcia, co chciałam powiedzieć... Bella nie jest córką Charliego? Szok. Renee i ten John...? Jeszcze większy szok. A najlepsza perełka - James nie jest jego synem. Za to po prostu kłaniam się w pas. Ucieszyłam się jak nigdy!
Co jeszcze bardzo, bardzo przypadło mi do gustu? Billy! Pojawił się w zupełnie nowej roli! Oczywiście jeśli to ma być ten sam Billy... W każdym razie spodobała mi się ta postać.
Biedna Bella... "Ojciec" chce dla niej ciężkiego losu. I to jeszcze z Jamesem... Ja go osobiście lubię, bo czarne charaktery są na mojej liście TOP. Ale ogólnie nie jest postacią wywołującą sympatię. No pech.
Sen Belli mnie rozłożył na łopatki. Aż się przykro zrobiło. Lubię Edwarda w tym opowiadaniu, jeszcze bardziej niż Jamesa.
A koniec taki melancholijnie-nostalgiczny jak dla mnie. To pewnie przez tabletki! :p
Ech...

Życzę weny i żeby Zenon nie znikał, nie straszył, nie skradał się... :)
Powodzenia przy dalszych rozdziałach!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
new life
Zły wampir



Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 16:15, 29 Wrz 2009 Powrót do góry

Cytat:
Teraz, kiedy przeczytałam rozdział, cały pomysł z Rossano, prawdziwym ojcem Belli i adoptowaniem Jamesa wydaje mi się jeszcze bardziej ciekawszy niż na początku, podczas naszej "burzy mózgów".

Cytat:
Jonathan Richard Russo - tutaj też wspomnienia wracają. Konferencje na gadu. Ach

tak :D konferencja na gg była zajeb*** :P dziękowałam ci już za pomoc basiek? tak, to nie zaszkodzi jeszcze raz :) DZIĘKUJE Embarassed
dawno nie wchodziłam na forum, ale to dlatego ze modem z netem jest w naprawie. Teraz nawet pisze z kompa mojego chłopaka, ale jutro zaczynają malowanie pokoju, wiec chyba nie dam rady nic tu naskrobać. Jeżeli Moniek sprawdzi rozdział, to może go wstawić na forum, a także poinformować was o tym Wink ale to już zalezy od niej :P skonczyłam pisac kolejny rozdział i co do nast mam pewien dylemat Confused bo nie wiem czy pisać ze strony Eda czy Jamesa. Oba te wątki sa dla mnie interesyjące, ale chciałabym zmieścić się w ustalonych rozdziałach i nie wiem co bardziej by wam się spodobało. Edward czy James? Rolling Eyes naprawde mam problem.
dotviline, AlicjaC, szalona70, Rosie Hale-McCarty-Cullen i Susan dziękuje za komentarze :)
do zobaczenia już niedługo Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 19:12, 29 Wrz 2009 Powrót do góry

Edward czy James, mówisz? Hmm...
Osobiście byłabym za wersją trzecią - obaj :)
Ale skoro mam wybierać wolę perspektywę Edwarda. Jakoś lepiej się przedstawia to w mojej wyobraźni.
Ubóstwiam postać Jamesa w tym fanfiku, ale mimo wszystko, tok myślenia Edwarda czyta mi się lepiej. Jest niezdecydowaną i niesprecyzowaną postacią z tajemnicą - jego przemyślenia są ciekawsze niż Jamesa - złego do szpiku kości, faceta, który "musi mieć WSZYSTKIE" (przepraszam za krzyk ;])
Obaj bohaterowie są świetnie skonstruowani jak dla mnie, ale ostatecznie wybieram Edwarda.
No cóż, ciężkie są prawa dżungli... :)

Weny!
Pozdrawiam serdecznie.

PS Za komentarz? Nie ma sprawy...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
new life
Zły wampir



Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 19:43, 02 Paź 2009 Powrót do góry

Witam :) dziś nie będzie praktycznie żadnego wstepu, bo właśnie mnie poganiają, żebym odeszła od kompa. Chciałabym podziekować Wam, moim wiernym czyteliczkom, za obecność i wsparcie. Dziękuje też CoCo, bo to ona dziś sprawdziła ten rozdział, chyba w 2 godziny! WOW! i wszystkim innym, ale na to nie mam juz czasu :(
Ps: Moniek dziękuje za prezent Embarassed
beta: CoCo

[link widoczny dla zalogowanych]

11.

Edward:

Miałem bardzo dziwny i smutny sen. Widziałem ją w białej sukni, z rozpuszczonymi włosami, na których znajdował się welon. Stała przede mną i patrzyła się ufnym wzrokiem. Nasze dłonie były złączone, dookoła znajdowała się rodzina, a także rodzice Belli. Uśmiechnąłem się z zadowolenia. Czułem, że tak ma być, ponieważ tam jest moje miejsce, właśnie przy niej. Zupełnie nie interesowało mnie, co mówi ksiądz. Najważniejszym jest powiedzieć ‘tak’ i usłyszeć to samo w odpowiedzi. Następnie zrobić to, na co miałem ochotę najbardziej - pocałunek... ale coś się stało. Masywne drzwi prowadzące do kościoła otworzyły się, do środka wszedł mężczyzna, z twarzą zasłoniętą dziwną mgłą. Kierował się w naszą stronę. Spojrzałem na Bellę, która powinna być zaniepokojona, lecz wyglądała na zadowoloną. W momencie, gdy nieznajomy podszedł do nas, puściła moje dłonie. Z kolei on wykonał dziwny ruch rękami, chcąc odsunąć mnie od niej, nawet nie dotykając przy tym ubrania. Zdziwiłem się, bo rzeczywiście się przemieściłem. Zacząłem wołać, ale nie słyszała lub nie chciała słyszeć... Mężczyzna stanął na moim miejscu, a ja przysuwałem się bliżej wyjścia. Chwyciłem za klamkę, jednocześnie nie chcąc stracić z oczu ukochanej. Byłem już prawie na zewnątrz, kiedy usłyszałem oklaski. Powiedziała słowo, które miało być przeznaczone dla mnie... Widziałem radość na twarzy Charliego i Renee, a także nieproszonego gościa. Chociaż nie wiedziałem kim jest, zauważyłem uśmiech... Mój ślub stał się jego ślubem, moją Bella została jego Bellą... Wiedziałem, co teraz nastąpi, ale nie chciałem tego zobaczyć. Kiedy twarze zbliżały się do siebie, otworzyłem oczy.

Jasne promienie słońca wdarły się przez okno. Ból, jaki odczuwałem, kiedy się poruszyłem, był nie do zniesienia. Moja ręka powędrowała na pościel, lecz zamiast Belli znalazłem odłamki szkła. Przypomniałem sobie, co się wydarzyło... Ostatnia noc. Bella. Ten przeklęty wazon. Dotknąłem swojej głowy, na której widniało dość duże uwypuklenie. Z trudem wstałem z łóżka. Kiedy odwróciłem się z zamiarem znalezienia szlafroka, zobaczyłem na poduszce lilię oraz list. Niewiele myśląc rozerwałem i przeczytałem treść.

Kochany Edwardzie,
Nie widzę innej możliwości, niż nasze rozstanie. Wiem o wszystkim: Jane, Jamesie i o tym, że go obserwujecie. Nie zdradzę, co zamierzam zrobić, ale mogę zagwarantować, że James będzie zajęty moją osobą, więc może uda wam się go złapać. Gdy zrealizuję swój plan wyjadę tam, gdzie zawsze marzyłam. Papiery rozwodowe wyślę pocztą. W końcu rozpocznę normalne życie, ale to później. Mam nadzieję, że już się nigdy więcej nie spotkamy.
~ Bella


Poczułem ukłucie w klatce piersiowej. Jesteś głupi, myślałeś, że zostanie z tobą dłużej… Tylko dlaczego nie wykorzystałem tego czasu na wyjawienie moich uczuć względem niej? Wziąłem lilię do ręki i powąchałem ją, lecz nie poczułem zapachu kwiatów, tylko woń najdroższej mi osoby... Masz teraz nauczkę, pomyślałem. Straciłeś ukochaną i w pełni na to zasłużyłeś. Sięgnąłem do szafki nocnej i chwyciłem telefon. Kilka przycisków i już do niej dzwoniłem, jednak nie chciała ze mną rozmawiać. Wiedziałem, że dalsze próby skończą się tak samo, dlatego póki co - zrezygnowałem. Skierowałem się do łazienki. Musiałem wziąć prysznic, orzeźwić się trochę. Po kilku minutach wyszedłem i ubrany skierowałem się do jadalni.
Nie byłem zaskoczony, kiedy zobaczyłem tam Jane, jedzącą śniadanie. Nie miała już roboczego stroju, tylko eleganckie spodnie z żakietem. Dokładnie pamiętam dzień w którym dowiedziała się, że będzie udawać pokojówkę. Wściekała się, ponieważ usługiwanie Belli naruszało jej zasady. Czemu nie dziwi mnie fakt, że po odejściu mojej żony z powrotem jest cyniczną i pustą kobietą? Gdy Bella tu mieszkała Jane musiała powstrzymywać się przed głupimi uwagami, dzięki czemu również ja zdawałem się szczęśliwy. Jeśli partnerka zachowywałaby się tak, jak w pracy w biurze, nie wytrzymałbym.
Kiedy wszedłem do jadalni Jane spojrzała na mnie. Nie minęła sekunda, kiedy na jej twarzy pojawił się cyniczny uśmieszek. Dobrze wiedziałem, co jest tego przyczyną.
- Witam - przywitałem się i skinąłem głową.
- Witaj, a gdzie twoja żona? - zapytała zjadliwie.
Przygotowałem się, że na to pytanie. Widać, iż nieźle bawiła się moim kosztem.
- Wyjechała, ale pewnie nie muszę ci o tym mówić.
Usiadłem przy stole i zacząłem czytać poranną gazetę.
- Nie, nie musisz. Doskonale wiem, że wyjechała, ba, nawet wiem dokąd - powiedziała zadowolona. Natychmiast skierowałem wzrok na rozmówczynię.
- Śledziłaś ją?
- Oczywiście, że tak. Myślisz, że pozwolę jej wszystko zniszczyć? Gdyby miała jakieś powiązania z Jamesem i do niego pobiegła, musiałabym ją usunąć. To dla naszego bezpieczeństwa. Niestety, pojechała tylko do hotelu i to jeszcze jakiegoś obskurnego. Zatrzymała się tam na noc, przypuszczam, że na parę dni zanim wymyśli coś innego. Swoją drogą, nie dałeś jej żadnych pieniędzy?
Krew zawrzała... Ta kobieta nie umiała się hamować! Wspólna praca powstrzymuje mnie od zrobienia jej krzywdy, inaczej już dawno bym się z nią policzył.
- A na dodatek, co ciekawsze, przedstawiła się jako Bella Swan. Czy to nie dziwne? Czyżbyście już się rozwiedli?
Nadal nie dawała za wygraną, a przecież mamy być zgranym zespołem. Nie wiem, czym kierowano się w przydzieleniu mi parnterki.
- Chyba nie myślisz, że się z nią rozwiodę?
- Tak właśnie myślałam – odparła. – Cóż… nadal będę czekać, aż przejrzysz na oczy.
Powoli wstała od stołu, zabierając ze sobą pusty talerz i filiżankę po kawie. Jednak przy drzwiach zatrzymała się i spojrzała przez ramię.
- Pamiętaj moje słowa, Edwardzie. Takie ciche i skromne osoby jak Bella, mogą wyrządzić wiele szkód pod wpływem gniewu. Dla naszego dobra, miejmy nadzieję, że to nie pokrzyżuje nam pracy.
Ja też miałem taką nadzieję, lecz po treści listu, jaki mi zostawiła, wiedziałem, że nadciągają ogromne kłopoty...

Po śniadaniu skierowałem się do gabinetu. Dawno nie kontaktowałem się z szefem, a nie lubił, gdy nie dawaliśmy znaku życia. Usiadłem na fotelu i włączyłem laptopa. Kiedy odblokowałem wszystkie zabezpieczenia, na ekranie pojawiła się surowa twarz Carlisle’a.
- Jakieś nowe wiadomości?
Oczywiście, przechodzi od razu do konkretów. Zawsze oddzielał sprawy zawodowe od prywatnych, co było bardzo pomocne w tym fachu. Nie pozwalano nam bliżej poznawać współpartnerów, a także szefów. Anonimowość to podstawa, tylko zlecający robotę mogli dzwonić, nie odwrotnie. Wyjątek to prowadzone sprawy, podczas których mieliśmy możliwość przekazywania informacji. Jednak nawet to ograniczono do minimum.
- Chwilowo żadnych.
- Niedobrze. Niemniej jednak mam dla ciebie pewne wiadomości. Za trzy dni, w domu Jamesa, odbędzie się przyjęcie z okazji urodzin jego ojca, Jonathana. Następnie ma być dostawa broni. Macie go złapać na gorącym uczynku. Bez przeprowadzenia takiej akcji nie możemy nic zrobić. Dopilnuj także, aby po wszystkim nikt nie miał dostępu do jego sprzętu. W tych komputerach jest wszystko, czego nam jeszcze brakuje. Z Bellą nie pójdziesz, zaś Jane nie może z wiadomych przyczyn. Przyślę ci pewną osobę do pomocy. Pokażesz jej wszystko, oprowadzisz. Jeżeli chcesz, aby to zdanie okazało się ostatnim, musisz się dodatkowo postarać. Zrozumiałeś?
- Tak. Chciałbym się o coś zapytać.
- Słucham? – Carlisle zdawał się niecierpliwić.
- Postanowiłeś coś z Bellą? – zapytałem ostrożnie.
Zamyślił się. Dało mi to niewielką nadzieję na pozytywne zakończenie.
- Jeżeli nie ma powiązania z Jamesem - może żyć. W innym wypadku jej przyszłość nie wydaje się obiecująca. Jane dopilnuje jej, kiedy ty będziesz na zleceniu.
- Nie wydaje mi się, żeby Jane była odpowiednią osobą do tego zadania.
- Nie pytam o to, co ci się wydaje. Ona się tym zajmie, a ty załatw Jamesa. Ta operacja trwa zbyt długo. Daję wam jeszcze tydzień. Wydaje mi się, że to dla was to wystarczająco. Po tym czasie będziemy musieli działać inaczej... Nie muszę wspominać o tym, że twoja żona to nie nasz problem. Nigdy mnie nie zawiodłeś, dążyłeś do tego, żeby dostać to zadanie, więc go nie schrzań. Nie chcę tego robić, ale wiesz jakie są procedury?
- Wiem – wymamrotałem cicho.
- Dobrze, to wszystko, co mam do powiedzenia. Przekazuj mi jakiekolwiek informacje. Powodzenia.
Rozłączył się.
Zdaje się, że niedługo będę mógł działać sam. Koszmar się skończy i wrócę do normalnego życia. Nigdy nie myślałem, że oprócz zemsty spotka mnie coś takiego… Nie miałem okazji przekonać się na czym to polega. Do teraz. Żałowałem jednak, że to wszystko odbywa się bez moich rodziców. Ich pomoc i doświadczenie byłyby teraz bardzo pomocne.

Obydwoje spotkali się na wspólnym szkoleniu, tak zwanym ‘pierwszy poziom’. Moja matka, Esme, była dobra w strzelaniu, zaś Arthur dobrze walczył bronią białą. Razem trenowali, chodzili na akcje... Przez trzy lata ukrywali swój związek. Po tym czasie zostali nakryci i odseparowani. Długo walczyli o to, żeby znów być razem, lecz musieli udowodnić, że życie prywatne nie przeszkodzi im w pracy. Za to ich podziwiałem. Po kilku latach osiągnęli ‘czwarty poziom’. Esme chciała mieć dziecko, lecz niestety w tym fachu to trudne i niebezpieczne, jednak była najlepsza... Czasem śmiali się, że lepsza od Arthura. Dziewięć miesięcy później jej marzenie się spełniło. Mąż szalał z aparatem w szpitalu, zapełniając albumy zdjęciami ukrytymi w pewnym miejscu. Tylko nieliczni, bliscy przyjaciele, wiedzieli o moim istnieniu. Takie środki bezpieczeństwa zdawały się konieczne. Prawdopodobnie dzięki nim nadal żyłem. Oczywiście, nie wychowywałem się razem z rodzicami. Znalazłem się w rodzinie zastępczej, gdzie miałem starszych opiekunów, lecz kochali mnie... Jednak od dziecka wiedziałem kim są biologiczni rodzice. Nie ukrywano tego, za co byłem wdzięczny. Jedni i drudzy starali się, abym nie poszedł w ich ślady. Od małego wykazywałem się sprytem, a także umiejętnościami szpiegowskimi, poza tym umiałem dobrze strzelać i walczyć, co pomagało przetrwać. Wiedziałem jednak, że pracując w tej samej branży, co rodzice, sprawiłbym im przykrość. Martwiliby się, dlatego zacząłem zajmować się nieruchomościami. Kupowanie i sprzedawanie domów było dziecinnie proste. Zajmowałbym się tym do teraz, lecz wydarzyło się coś, co zmieniło całe moje życie…

To miała być normalna i szybka akcja. Sprawa jakich wiele. Obserwacja, wtapianie się w tłum i realizacja planu. Po takim doświadczeniu to łatwizna. Wyjątek stanowiło to, że nie widzieli nigdy wspólnika podejrzanej osoby, bo nie pojawiła się, pozostawała tajemnicza. Nie wiedzieli jakiej jest płci. Tego dnia, przed rozpoczęciem nalotu, wspólnik nie powinien się pojawić. Gdy podejrzana osoba, schwytana na gorącym uczynku, miała już kajdanki na rękach, ktoś strzelił do moich rodziców, kiedy stali przytuleni i cieszyli się zakończoną akcją. To stało się ich ostatnim wspomnieniem. Oczywiście, zabójca uciekł... Dowiedziałem się o wszystkim. Jakiś czas temu minął ból po stracie najbliższych osób, więc postanowiłem złapać tego zabójcę, zemścić się na nim. Porzuciłem dotychczasową pracę, przyjaciół, rodzinę i zacząłem się szkolić. Jako syn najlepszych tajnych agentów miałem utrudnione zadanie. Wymagano ode mnie więcej, sam starałem się robić to jak najlepiej, aby w przyszłości złapać tego, kogo zamierzałem. Sprawa ucichła. Nasi informatorzy nic nie mieli oprócz kilku nic nieznaczących poszlak. Minęło sześć lat zanim wydział wpadł na pewien trop, który prowadził do młodego Rossano. Wtedy spełniło się moje marzenie... Carlisle wiedział, że chcę się zemścić i jakie to dla mnie ważne. Przyjechałem przed planowaną akcją po to, żeby wtopić się w otoczenie. Dopiąłem swego. Wszystko miało pójść gładko, lecz nie przewidziałem, że spotkam Bellę i się zakocham. Sprawa się skomplikowała. Celem nie była tylko zemsta, lecz również ochrona Belli, tylko nie wiedziałem, jak to zrobić. Przestałem myśleć, zawiodłem ją, a także samego siebie. Pozostało tylko dokończyć to, co zacząłem i modlić się, aby wszystko poszło dobrze i kobieta mojego życia wróciła do mnie.

Po rozmowie z Carlislem poszedłem do Jane. Siedziała w biurze i oglądała akta Jamesa, a także jakieś mapy.
Gdy wszedłem do biura, przywitała się, nawet na mnie nie spoglądając.
- Witaj, dobrze, że już jesteś. Mam coś nowego.
Podała mi szkielet jakiegoś domu, a raczej rezydencji.
- To plan domu ojca Jamesa, Jonathana. Nigdy nie oglądaliśmy tych map, bo nie było takiej potrzeby, ale teraz mamy trochę wolnego czasu, więc nie zaszkodzi spojrzeć. Wynika z nich, że w tym domu jest dużo tajnych przejść, a nie wszystkie mogły być umieszczone skrawku papieru.
Zaciekawiło mnie to. Jonathan to nie nasz cel, ale to nie oznaczało, że nie mieliśmy na niego oka. Jego syn prowadził brudne interesy od kiedy ojciec oddał mu władzę, ale kto wie, czy czasem nie pomagają sobie wzajemnie? W takim wypadku obaj stali się celem.
- Skąd masz te plany? – zapytałem zaciekawiony.
- Z tajnych źródeł - uśmiechnęła się promiennie.
- Jeżeli mamy pracować …. – zacząłem surowym tonem, lecz przerwała mi:
- Tak, tak, wiem, mamy nic przed sobą nie kryć – mówiła zirytowana. – Spotkałam ostatnio pewnego pana, który, jak się okazało, zaprojektował dom Jonathana. Pokazał mi niektóre plany i jednym z nich był właśnie ten, który widzisz.
- Tak po prostu pokazał?
- Powiedzmy, że gdy patrzyłam na nie patrzył, on oglądał różne części mojego ciała… Oczywiście, trochę go zamroczyłam, jednak będzie żył.
- Dałaś mu narkotyki?
- Tak, ale słabe. Jak już wspomniałam - będzie żył. Spokojnie, wiem, co robię.
- Nie uważasz, że powinnaś się ze mną skonsultować w tej sprawie?
- Powinnam, ale powiedz mi kiedy? Może wtedy, gdy pieprzyłeś Bellę albo gdy od ciebie odchodziła? Przez nią nie potrafiłeś pracować jak dawniej. Cieszę się, że jej już nie ma.
- Nie tak do końca…
- Jak nie do końca?
- Niedługo jest przyjęcie u Jamesa. W tym celu przydzielają nam jedną osobę do pomocy. Będzie mi towarzyszyła na przyjęciu.
- Jak to? A co ze mną? Ja nie mogę?
- Jak to sobie wyobrażasz, że mam iść na przyjęcie ze służącą? Poza tym masz inne zadanie.
- Jakie?
-Pilnowanie Belli, to jest rozkaz z góry, nie ode mnie. Nie myśl, ze cieszę się z tego powodu.
- A myślisz, że ja się cieszę?! Nie mogę uwierzyć, że będziesz ganiać za Jamesem, a ja mam niańczyć twoją żonę.
- Zażalenia składaj do Carlisle’a, nie do mnie.
- Wiem, ale nie mogę się z tym pogodzić. Tyle lat, a ja mam zajmować się Bellą, przecież ona nic nie znaczy w tej sprawie!
- Mam nadzieję, że się nie mylisz i nie będziesz miała dużo roboty.


Bella:

Nie wiem, ile spałam, nie pamiętam o czym śniłam. Obudziło mnie gwałtowne pukanie we framugę. Szybko wstałam, przez co zakręciło mi się w głowie. Po kilku sekundach wszystko wróciło do normy. Ogarnęłam się i podeszłam do drzwi. Niespodziewanym gościem okazał się Waylon Forge. Pamiętam go z czasów, kiedy chodziłam do Charliego do pracy. Są bliskimi przyjaciółmi. Często jeździli na ryby, spędzali ze sobą dużo czasu. Ten człowiek zawsze zdawał się uśmiechnięty, jednak teraz coś się stało... To trochę dziwne. Otworzyłam drzwi i spojrzałam na jego smutną twarz.
- Dobry wieczór, Bello – przywitał się cicho.
- Witaj, Waylonie. Wejdź, proszę. – Posłuchał mnie i znalazł się w środku.
Kiedy zamykałam drzwi, odwróciłam się do niego, podczas gdy on zwracał się w moją stronę. Wiedziałam, że nie przyszedł w celu odwiedzin, ale co się stało, że miał taką minę?
- Przyszedłem, bo uważam, że powinienem. Chciałbym złożyć ci kondolencje.
- Jakie kondolencje? Dlaczego? – zapytałam zbita z tropu.
- Twoi rodzice … - zaczął niepewnie.
- Co z nimi? – przerwałam ze strachu. Wpatrywałam się intensywnie w twarz gościa, szukając odpowiedzi. Wreszcie westchnął, spojrzał mi w oczy i wyszeptał słowa, które utkwią mi w pamięci na bardzo długo:
- Nie żyją, Bello. Zostali zamordowani.

mam nadzieje, że się podoba Wink

za jakiekolwiek błędy przepraszam, ale to wynik braku czasu :(


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez new life dnia Pią 20:51, 02 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Roksi Alice Cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Cze 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 20:27, 02 Paź 2009 Powrót do góry

JEEEEEEEEST!!!!! Nowy rozdział!!! Nie mogłam się doczekać. Czytam twoje ff od pierwszego rozdziału i już od samego początku nie mogłam się doczekać aż napiszesz new odcinki.
Zauważyłam literówke " A gdzie jest twoją żona" w pierwszej wypowiedzi Jane.
Ale jak to rodzice Belli nie żyją? Nie moge się doczekać następnego rozdziału.
Weny,
R.A. Cullen


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
szalona70
Człowiek



Dołączył: 06 Maj 2009
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 20:40, 02 Paź 2009 Powrót do góry

Już miałam się pytać kiedy następny rozdział a tu paczę i jest chyba najlepszy ze wszystkich przynajmniej według mnie tylko szkoda że skończyła w takim miejscu :) liczę że za niedługo pojawi się nowy rozdział :)

Życzę WENY :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AndziulaW
Człowiek



Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks

PostWysłany: Pią 22:22, 02 Paź 2009 Powrót do góry

Woaaaa niezły rozdział!!! Jak go czytałam, ten początek to aż mnie coś w dołku ściskało !! Żal mi Edwarda, ale sam się doigrał !!! No kurde traktował ją jak szmatę !! A zamiast wyrzucić Jane to po ich konwersacji wywnioskowałam, że ten ich "romans" będzie się nadal ciągnąć. Bella, hmm cholerka niezłe katusze przejdzie. Teraz jej rodzice zginęli, a ona nie ma tak właściwie kogoś do kogo mogłaby się przytulić. To cierpienie będzie tłamsiła w sobie ... ech ta Bella. Rozdział niezły !! Zapowiada się ciekawie :):) Na tym yymm balu ? yy spotkaniu u James'a gdzie ma mu towarzyszyć Bella będzie niezła jadka. O ile Bella się zjawi. Hmm ale podejrzewam, że jednak tak. Haaa czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam Ane


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 9:50, 03 Paź 2009 Powrót do góry

Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że zamieściłaś nowy rozdział :) Jestem chora i ledwo żyję, ale doszłam do wniosku, że po prostu muszę przeczytać i skomentować nowy rozdział Nigdy więcej :)

No to zaczynajmy :)

Sen Edwarda był straszny Bardzo przykry. Takie koszmary są jednymi z najgorszych, naprawdę.

Liścik dla Edwarda od Belli. Zdziwiło mnie, że Edward w żaden sposób nie zareagował na słowa:

Cytat:
mogę zagwarantować, że James będzie zajęty moją osobą, więc może uda wam się go złapać.


Ja na jego miejscu wpadłabym w panikę. Przecież wszyscy wiedzą jaki jest James, Edward chyba najlepiej, więc dlaczego nie zareagował w żaden sposób? Nie zdenerwował się, nie zmartwił? Zdziwiło mnie to, naprawdę.

A Jane to bym normalnie chyba udusiła. Co za jędza... Te jej wkurzające teksty i zachowania. Grr... normalnie aż mi się zagotowało Confused Za kogo ona się uważa. Pusta, zarozumiała kobieta. Nie cierpię jej.

Wspomnienia Edwarda o przeszłości, rodzicach, dzieciństwie bardzo mnie zasmuciła. Wychowywanie się w zastępczej rodzinie, śmierć rodziców. To naprawdę przykre.

Szef Edwarda - Carlisle taki oschły, nie wykazujący żadnych emocji. Aż mnie ciarki przeszły, gdy go sobie takiego wyobraziłam.

No i część z perspektywy Belli. Śmierć jej rodziców. Masakra. Tego się nie spodziewałam. Pewnie Bella doskonale wie kto im to zrobił.

Kurcze, ten rozdział był naprawdę bardzo smutny i taki... No nie wiem, po prostu bardzo mnie przygnębił. Co nie znaczy oczywiście, że mi się nie podobał. Wręcz przeciwnie - jest świetny :) Niezwykle polubiłam Twoje opowiadanie i bardzo się cieszę, że je tworzysz :) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)

Przepraszam za tak beznadziejny komentarz, ale naprawdę źle się czuję i nie potrafię stworzyć niczego interesującego. Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 21:37, 03 Paź 2009 Powrót do góry

No ta... Taki tekst, a ja miałabym go skomentować... To jest jakiś żart new life? Jak ja maluczka mam się brać za komentowanie tak dobrego rozdziału? Czuje się jeszcze mniejsza... :P
Ale do rzeczy. Cieszę się, że rozdział jest z perspektywy Edwarda. Bardzo mi się podobają jego wypowiedzi. Masz niezły styl, ale chyba już to mówiłam... Wracając jednak do naszego Tajnego Agenta - myśli wyrażające żal i smutek, troskę i ból... Zabójczo piękne i wzruszające, a tym samym napawające chęcią mordu za jego głupotę. Sam sobie powinien tym wazonem przywalić, ot co!
Bella... Tu jestem pozytywnie zaskoczona. Wiem, że śmierć nie jest powodem do radości, ale takie zdarzenie daje dziewczynie powód do zemsty na mordercy! A to jest nowy wątek w akcji... Czyli będzie się działo, prawda? Mam nadzieję, że znów wywołasz we mnie mieszankę emocji new life Wink
Jeszcze chciałam powiedzieć, że silna Bella to jest coś. Biedne zakompleksione stworzonko wywołuje jedynie litość, a to dla mnie jako czytelnika ciut za mało. Dlatego tak cenię Twoje "nigdy więcej"... :)

A więc miłej współpracy z Twoją Grecką Muzą...
Czekam na jej {współpracy} owoce.
Pozdrawiam bardzo ciepło!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Pon 21:06, 05 Paź 2009 Powrót do góry

O ja. . .
Wszystko komplikuje się i Bella jest zagrożona i straciła rodziców, ten rozdział był na prawdę smutny i przygnębiający. . .
Kurczaczek Twoja Bella jest biedna, kocha mężczyznę, z którym no nie możne być, teraz straciła rodziców i do tego wszystkiego James tak wisienka na torcie, o ironio.

Ale ogólnie rozdział podobał mi się i czekam na następny(:
życzę weny, czasu, chęci i wytrwałości w tworzeniu(:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
szalona70
Człowiek



Dołączył: 06 Maj 2009
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 5:13, 08 Paź 2009 Powrót do góry

zastanawiam się kiedy będzie kolejny rozdział ? :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
new life
Zły wampir



Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 12:49, 09 Paź 2009 Powrót do góry

z racji tego ze nie miałam narazie neta w akademiku to nie było mozliwosci zebym wyslala rozdzial CoCo. Wlasnie dzis przysiadlam u mojego chlopaka przy kompie i wysylam CoCo. Jesli go sprawdzi to moze go wstawic, bo nie wiem kiedy bede na forum, dlatego nic nie obeicuje :(
a tak wogóle, to chcialabym, podziekowac za komentarze :) komentarze na ktore nie mialam czasu odpisac, a teraz niestety nie moge dlugo tu siedziec :( ale jak odzyskam neta to wroce do was Wink
W ramach przeprosin moge wam cos zdradzić odnośnie 12 rozdziału:
-pojawi się nowa postać, która będzie miała swój udział w zakończeniu
-zobaczycie jak wyglądało morderstwo
-a także Bella zaczyna być corką Jonathana Wink
pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez new life dnia Pią 16:12, 09 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 14:12, 10 Paź 2009 Powrót do góry

Droga Autorko!
Zaserwowałaś mi kopa mobilizującego, do jeszcze częstszego sprawdzania czy coś się dzieje na "Nigdy więcej". Ale nie wiem czy kilka razy dziennie, to już nie będzie uzależnienie...? Wink
Spoiler po prostu uskrzydlający.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału...
Ale zostało ich jeszcze tylko 6 jak mniemam? Będzie mi brakować tego opowiadania... Naprawdę są ciekawie pisane i wciągające w akcje...
Mam nadzieję, że niedługo będziesz mogła już wrócić do nas z kolejnymi rozdziałami... :)

Weny!
Pozdrawiam! ^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
hasaneczka
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Wrz 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 14:51, 10 Paź 2009 Powrót do góry

Od 5 dni nic robię oprócz sprawdzania czy przypadkiem nie dodałaś nowego rozdziału..
Krótko mówiąc wciągnęłam się w czytanie :))

Czytam twoje ff od pierwszego rozdziału i muszę przyznać,że strasznie mi się podoba :)

Weny życzę!
Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
new life
Zły wampir



Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 17:20, 13 Paź 2009 Powrót do góry

Witam :) dawno mnie tu nie było, bo aż 11 dni! i jest mi z tego powodu troszkę przykro :( z powodu braku neta byłam odcięta od świata, ale mam nadzieje, że nadal chcecie czytać Nigdy więcej :)
Tradycja tradycją, dziękuje mojej becie CoCo za tak szybkie spr rozdziału. Gdy go przeczytałam to stwierdziłam, że wykonała kawał dobrej roboty. Ale oczywiście wiadomo, że jakieś błędy mogą znaleść, to jest w końcu człowiek. Nigdy nie pisałam opowiadania, nie miałam styczności z betą, ale CoCo jest idealna :)
Dobra chyba starczy tych słodkości Wink
Dziękuje też Wam, moje drogie czytelniczki, a także jednej ze stałych czytelniczek. Powód? Znam bardzo dużo lepszych opowiadań, a u tej osóbki znalazłam się na piątym miejscu (w nominacji na października), z czego jestem zadowolona.
Kolejny rozdział ma 8 stron w wordzie i wydaje mi się, że jak tak dalej będę pisać, to nie dotrwam do 15! Ale do tego jeszcze dojdziemy :)
Na tym koniec mojej krótkiej wypowiedzi Wink

[link widoczny dla zalogowanych]

beta: CoCo

12.


Bella

Czy kiedykolwiek czuliście w sobie pustkę? Kiedy szukasz momentu załamania, rozpaczy, łez, a żadne z tych uczuć nie nadchodzi…
Mieliście taką sytuację, gdy wasze serce przestało bić, choć nadal żyliście?
Takich momentów ostatnio miałam zbyt wiele, lecz los jest widocznie bardziej okrutny, niż sądziłam.
Dlatego stoję teraz i zastanawiam się, co mam zrobić, aby stąd uciec… ale czy jest to możliwe? Moja jedyna, prawdziwa rodzina przestała istnieć. Pozostały po nich jedynie martwe ciała, na które teraz patrzę i identyfikuję. Ciała te znajdą się zapewne w trumnie, zakopane głęboko pod ziemią.
A ja nadal będę stać i egzystować.
W momencie, gdy zobaczyłam ciało matki, zakręciło mi się w głowie. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do pomieszczenia, ale nie zdążyłam się odwrócić. Kiedy upadałam, liczyłam się z tym że wyląduję na podłodze, ale znalazłam się w silnych ramionach, a kiedy traciłam przytomność, usłyszałam jedno zdanie:
- Bello, tak mi przykro… - wyszeptał tajemniczy głos.
Ile bym dała, aby zakończyć swe życie?


Renee

Gdy zaparkowałam samochód przed domem, trochę się zdziwiłam. Światła wszędzie pogaszone, furtka zamknięta, choć nigdy tak nie było. Mogłabym pomyśleć, że nie ma Charliego, lecz jego samochód stał przed domem. Wysiadłam z auta i stanęłam naprzeciwko kosza na śmieci. Dlaczego nie wyrzucił worków, skoro zawsze robił to po powrocie z pracy? Zaczynałam się niepokoić. A jeśli coś mu się stało? Szybko zebrałam rzeczy i ruszyłam w stronę budynku. Podeszłam do drzwi i zapukałam, ale nikt nie otworzył. Wygrzebałam kluczyki z torebki i przekręciłam zamek. Znalazłam się w środku. Czułam chłód, zimno i nieprzyjemną atmosferę. Okryłam się szczelniej kurtką. Kiedy znalazłam się już w salonie, zauważyłam, że firanka poruszała się swobodnie, w przeciągu. Zapaliłam światło po zamknięciu balkonu. To, co zobaczyłam, dało się określić jednym stwierdzeniem:
- O mój Boże…
Na fotelu, przy lampie, leżało bezwładnie ciało mojego męża. Głowa opadała luźno na oparcie, zaś ręce zwisały swobodnie wokół tułowia. Pierwszym, co zauważyłam, była krew, która kapała z czoła małymi kroplami. Spływała po nosie, kończąc na brodzie i zakrwawionym ubraniu. Szybko podbiegłam do miejsca zbrodni i upadłam na podłogę. Wzięłam w ręce twarz Charliego i krzyczałam do niego:
- Charlie, Charlie, ocknij się! Błagam, nie zostawiaj mnie!
Łzy utrudniały mowę, więc wytarłam je rękami, przez co poczułam szkarłatny płyn na swojej twarzy. Krew Charliego. Załamałam się, szloch i odgłos płaczu utrudniał myślenie, roznosił się echem po całym domu.
- Jak możesz mnie tu zostawiać? Sama nie dam sobie rady! Mieliśmy trwać razem w tym wszystkich. Z tobą bym sobie poradziła… a teraz? Proszę, ocknij się!
Kiedy nadal trwałam przy nim, usłyszałam pewien zgrzyt. Odwróciłam się w stronę źródła hałasu i zorientowałam się, że nie jestem sama. W kącie salonu stał mężczyzna, w ręku trzymał pistolet i celował we mnie. Jego twarz zakrywał cień, co utrudniało identyfikację intruza. Wiedziałam, że mój los jest już policzony, jednak chciałam wiedzieć kim jest oprawca.
- Kim jesteś? – zapytałam dość pewnie i głośno.
On jednak nie odpowiedział. Nadal stał z wysuniętą lufą. Po chwili poruszył się i wyszedł z cienia. Nie spodziewałam się, że to będzie właśnie ON. Tak dawno się nie widzieliśmy... Czego chciał od nas, tego nie wiedziałam. Byłam pewna jedynie tego, że zbliżał się coraz bardziej, z zamiarem kolejnego morderstwa. Uklękłam i przytuliłam się do męża. W momencie, kiedy usłyszałam strzał, pomyślałam: Uciekaj, Bello, nie będziemy mogli cię dłużej chronić.


Bella

Obudziłam się w obcym pokoju i nieznanym łóżku. Chociaż było wygodne, na pewno nie miało standardu hotelu, w którym się zatrzymałam, jak również nie wyglądało na posłanie w moim domu. Miałam na sobie nie swoją koszulę nocną. Gdy w pełni się ocknęłam, usiadłam i rozejrzałam po pomieszczeniu. Nade mną znajdował się baldachim, w rogu tlił się ogień z kominka i dostrzegłam ustawione dookoła meble stylowe i eleganckie. Na krzesełku obok znajdował się szlafrok, którym owinęłam się, kiedy wstałam. Podeszłam do drzwi balkonowych i wyszłam na zewnątrz. Słońce już zmierzchało, kończąc dzień, ustępując nocy. Zaciągnęłam się świeżym powietrzem i odetchnęłam. Na balkonie znajdował się także stolik z siedzeniami. Usiadłam na jednym z nich i zamknęłam oczy. Czułam się zrelaksowana i odprężona. Trwałabym tak dalej, gdyby nie to, że usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko okryłam się szczelniej szlafrokiem i ruszyłam w stronę stukotu. Stanęłam przed nimi, wzięłam głęboki wdech i pociągnęłam za złotą klamkę.
- Dzień dobry, panienko - przywitała się ze mną nieznana kobieta, niska brunetka o krótkich i ciemnych włosach, ubrana w strój pokojówki, przewiązany w pasie fartuszkiem. W ręku trzymała tacę z jedzeniem.
- Dzień dobry - odpowiedziałam.
- Przyniosłam kolację, jeśli dla panienki nie jest za późno. Wszyscy są już po posiłku, a pan chciał, żeby panienki nie budzić i w razie czego zanieść jedzenie do pokoju.
- Pan? - zapytałam ciekawa, chcąc dowiedzieć się, u kogo się znajduję.
- Pan Jonathan Rossano, panienko. To on kazał to wszystko przynieść. Zależało mu na tym, aby panienka się wyspała. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam w odpoczynku?
John… mój ojciec. To w jego ramiona wpadłam, kiedy mdlałam.
- Nie, nie, już wstałam. Proszę, wejdź, nie stój tak w drzwiach.
Posłusznie weszła do pokoju i postawiła tacę na stoliku. Pościeliła łóżko i rozpaliła w kominku, który ledwo się tlił. Stałam z boku i przyglądałam się temu wszystkiemu. Kiedy już skończyła, co miała zrobić, zbierała się do wyjścia.
- Poczekaj! - krzyknęłam trochę zbyt głośno.
Stanęła, odwróciła się do mnie i zapytała:
- Czy mogę zrobić coś jeszcze dla panienki? - zapytała cicho.
Chyba jednak za bardzo na nią wrzasnęłam, ale nie chciałam zostawać tutaj sama, w obcym miejscu.
- Jak masz na imię? – wymamrotałam.
- Alice, panienko – odpowiedziała i ukłoniła się delikatnie.
- Dobrze, Alice, możesz mi wyjaśnić, co tu robię? – Wskazałam ręką na pomieszczenie.
- Pan przywiózł panienkę do nas po tym, jak panienka zemdlała. Nie wiem z jakiego powodu, ale zdawała się panienka bardzo blada i wykończona. Mieliśmy się panienką zająć, dać odpocząć. Już niedługo przyjęcie, musi panienka się przygotować.
- Przyjęcie? – zdziwiłam się, marszcząc czoło i unosząc do góry brwi.
- Tak, za dwa dni jest przyjęcie w rezydencji pana i jego syna, a od dziś - także panienki. Z resztą jeszcze dziś będą państwo o tym rozmawiać, dlatego pan przekazał, że za trzydzieści minut przyjdzie.
- A jaki jest powód organizowania tego przyjęcia?
- Panicz James prowadzi interesy, będą ważni goście, tak jak zawsze. – Wzruszyła lekko ramionami.
- Jakie interesy prowadzi James?
- Nie wiem dokładnie, nigdy nie byłam tego świadkiem. Zawsze spotykali się w różnych miejscach, o różnych godzinach.
- A może wiesz, czego dotyczą te interesy?
- Pan interesuje się sprzedażą wina, zaś panicz - różnie. Czasem samochody, jak zawsze - kobiety, ale to naprawdę porządny człowiek. Często przyjeżdża i spędza tu dużo czasu. Jego ulubioną pokojówką jest Rose. Nie pracuje długo, ale jeżeli przyjeżdża panicz James, Rose zajmuje się tylko nim i nikim więcej. Pozostałe pokojówki, w tym ja, nadal robimy swoje.
- Nie przeszkadza ci to?
- Nie, ważne, że mam pracę. Potrzebuje pieniędzy, aby utrzymać rodzinę, w tym męża - Jaspera. Jesteśmy trzy miesiące po ślubie i staramy się mieć wszystko, czego nam potrzeba. Marzę o tym, by mieć dziecko. Tylko jeszcze muszę popracować.
- A czym zajmuje się twój Jasper?
- Zazwyczaj pracuje w warsztacie. Jeśli nie ma samochodów do naprawy, szuka czegoś dorywczo. Minus tego jest tak, że nigdy nie wiadomo, ile zarobi. Za to ja mam stałą pensję, staram się robić to dobrze i porządnie. Od dziś jestem panienki osobistą pokojówką. Proszę zawsze wołać i nie robić wszystkiego samemu – uśmiechnęła się Alice.


[link widoczny dla zalogowanych]

Następnie wyszła, dając mi w ten sposób trochę prywatności. Wykorzystując chwilę samotności, przebrałam się w normalne rzeczy i podeszłam do stolika. Na tacy znajdował się talerz z obfitymi kanapkami, a także sok, po kolorze można poznać, że o smaku pomarańczy. Po zjedzeniu stwierdziłam, że były pyszne, wręcz doskonałe. Jednak co w tym miejscu jest niedoskonałe? Ponownie podążyłam w stronę balkonu, oparłam się o barierkę i rozmyślałam.
Tak wiele się wydarzyło w krótkim czasie. Odeszłam od Edwarda, choć nadal go kochałam, a to, co się stało, zadało zbyt ogromną ranę w moim sercu. Wiem, że nawet po wszystkim, jeśli wróciłabym do niego, nie wiem, czy to by mnie jeszcze bardziej nie bolało… Ciągle pamiętałabym o przeszłości, nie mogąc jednocześnie myśleć o przyszłości. Sprawy z Jamesem trochę się poprawiły. Miałam stać się jego partnerką, wniknąć w to towarzystwo, uzależnić go od siebie… teraz będzie to łatwiejsze. Czy żeby zbliżyć się do niego, potrafiłabym poświęcić się całkowicie i spełnić prośbę Johna? Właśnie, John... A dokładniej Jonathan Rossano, mój biologiczny ojciec. Uczucia zdawały się obojętne w stosunku do niego, ale dzięki temu miałam więcej możliwości. Jako córka posiadam pewne prawa, a także obowiązki. Dlatego na przyjęciu zaprezentuję się pewnie i z gracją, aby wszyscy mnie podziwiali i zazdrościli. W tym celu muszę się przygotować, przekonać do tego Johna tak, żeby to on mnie prosił i o wszystkim decydował. Tylko jedyny problem jest taki, że będę w tym wszystkim sama, bez żadnego wsparcia. Rodzice nie żyją... Powinnam płakać, marnować chusteczki, ale nie mogłam, nie potrafiłam. Czułam przygnębienie, owszem, ale tłumiłam to w sobie, jak i wszystko, czego ostatnio doświadczyłam. Czekam na dzień, kiedy uwolnię się od tego życia.
Po jakimś czasie postanowiłam wyjść z pokoju. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, znalazłam się w korytarzu. Oprócz mojego pomieszczenia, znalazło się także siedem innych. Byłam pod wrażeniem. Po co komuś tyle przestrzeni, pomyślałam, lecz dopiero później zdałam sobie sprawę, że to jest dom gościnny. Wszystko jasne. Zrobiłam kilka kroków i zeszłam na dół. Nawet nie zdziwił mnie widok, jaki zastałam. Właściciel tego miejsca musiał być bogaty, a panujący porządek zawdzięczano służbie. Spojrzałam w górę, oglądając przepiękny żyrandol, błyszczący, z przezroczystymi szkiełkami. W oddali usłyszałam odgłosy z kuchni, więc ruszyłam w przeciwnym kierunku. Nie minęło kilka sekund, gdy znalazłam się w salonie. Po środku stał stolik, dookoła fotele i kanapy ze skóry. To wszystko przerażało... Ile można mieć takich rzeczy?
Na jednej z sof siedział John, ubrany swobodnie, z podciągniętymi rękawami i rozpiętymi górnymi guzikami koszuli. Wyglądał jak nastolatek, co zdawało się zabawne, bo ile w tym wszystkim rzeczy naturalnych, a ile dodatków? Czytał gazetę, choć zarejestrował moje pojawienie się w salonie.
- W końcu zeszłaś, proszę, usiądź koło mnie.
Trochę przestraszona, posłusznie podeszłam do niego. Usiadłam, a on odłożył gazetę na stolik i zwrócił się w mym kierunku:
- Mam nadzieję, że wypoczęłaś, martwiłem się o ciebie. Odwiedził cię lekarz i zbadał powierzchownie, ale stwierdził, że zemdlałaś ze względu na stres. Po przyjęciu musisz zrobić sobie badania, nie możemy tak tego zostawić – mówił swobodnie i spokojnie.
Zdziwiłam się jego troską. Jak powinnam się zachować, pomyślałam. Niewiedza sprawiła, że nadal milczałam.
- Powinienem cię przeprosić – zaczął ponownie i przypatrywał się teraz mojej twarzy. - Dopiero co odeszłaś od męża, a ja muszę cię poinformować o tak okropnych rzeczach, związanych z twoimi rodzicami… Właśnie zostali zamordowani. Wszystko spotkało cię jednego dnia – posmutniał. – Aż dziw, że stąd nie uciekasz.
- Nie uciekam, bo nie mam dokąd uciec – odpowiedziałam z widocznym chłodem w głosie.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć i od dziś to, co jest moje, jest tak samo i twoje. Do tego to jeszcze wrócimy jutro… - powiedział tajemniczo. - Teraz może napijemy się herbaty, bo za godzinę będziemy mieli gościa. Przysyłają do nas jakiegoś komisarza, bo nie wiem, czy wiesz, ale w sprawie twoich rodziców wszczęto dochodzenie. To w końcu morderstwo. Nie mogłem nic na to poradzić, sami naciskali, żebyś jak najszybciej złożyła zeznania, ale cały czas będę przy tobie, nie musisz się denerwować.
Czy on naprawdę myśli, że go potrzebuję? Można stwierdzić, że to, co chciałam osiągnąć z Johnem, przebiegło pomyślnie. Zawsze to jakiś początek.
Tego samego wieczora przyszedł komisarz Newton. Pytał mnie o wszystko, choć nic konkretnego. Bardzo się zdziwił, że nie widziałam ostatnio rodziców, przed całym zajściem. Zrobiło mi się wtedy bardzo przykro. Komisarz dał również do zrozumienia, że gdybym kontaktowała się z nimi częściej, to może bym mu pomogła. Tylko teraz nie mogę cofnąć czasu. Po jego wizycie wróciłam do swojego pokoju. Jak zwykle była też ze mną Alice, z którą miałam coraz lepszy kontakt.
Następnego ranka wstałam wypoczęta. Zjadłam śniadanie i razem z pokojówką pojechałam na zakupy. W mojej zabranej garderobie nie znalazła się suknia na takie przyjęcie. To, co sobie kupiłam, na pewno odbiega od mojego codziennego stylu. Teraz będę wyglądać bardziej kobieco i sexy. Miałam ogromną frajdę, kupując suknię, bo wiem, że na przyjęciu zwrócę uwagę wszystkich, a na pewno Jamesa. Do sukni dokupiłyśmy też buty i biżuterię. W ten sposób minął cały dzień. Teraz stoję przed lustrem, nogi się pode mną uginają, bo zaczęłam się bać, ale jednak wiem, że nie powinnam się poddawać. Jeśli coś by się nie udało, to zawsze mogę uciec. John przepisał na mnie różne domy, nieruchomości, bo jak sam stwierdził, to wszystko należy się jego biologicznej córce.
Pukanie do drzwi przerwało rozmyślania. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam przed siebie, pod rękę z Johnem, następnie wsiadłam do limuzyny, tym samym nie mogąc się już wycofać.


Edward

- Edwardzie – usłyszałem, kiedy znalazłem się już w salonie.
Przy oknie stała Victoria, przysłana przez szefów do pomocy. Po krótkim wyjaśnieniu sprawy, oprowadzeniu po domu, przedstawiłem ją Jane. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Jane nadal nie ukrywała, że nie jest zadowolona z obecności nowej współpracownicy. Już chyba bardziej lubiła Bellę. Ona przynajmniej była milcząca, narzekała. Victoria zaś mówiła to, co chciała i co aktualnie przyszło jej do głowy. Od razu ustawiła Jane, co bardzo mi się spodobało. Jako kobieta o pełnych kształtach, rudawych włosach i zielonych oczach, z pewnością podobała się mężczyznom. Jej szmaragdowa suknia wyglądała naprawdę ładnie.
[link widoczny dla zalogowanych]
Jednak nawet to nie sprawiło, że przestałem myśleć o Belli.
- Edwardzie, słyszysz mnie? – Victoria ponowiła pytanie, bo mimo iż patrzyłem się na nią, nie odpowiedziałem. Podeszła do mnie i pociągnęła za krawat.
- Powiedz mi, czy zawsze sam wiążesz sobie krawat? – zapytała, unosząc kąciki ust do góry.
- Nie, zazwyczaj chodzę bez niego - uśmiechnąłem się przyjaźnie. - Jednak jak już muszę go mieć, to liczę na pomoc innych osób.
- Na przykład Jane? - zapytała z udawaną powagą.
- Przecież wiesz, że na nią nie można liczyć w tych sprawach – odparłem.
Lubiłem Victorię. Wyjątkowo dobrze nam się współpracowało. To prawdziwe partnerstwo… Byłem jej naprawdę wdzięczny, że nie wspominała o Belli. Gdy ktoś przypomniał o pewnych sytuacjach, robiłem się gburowaty i opryskliwy. Wiedziałem, że w najbliższej przyszłości się z nią nie spotkam. Miałem tylko nadzieję, że nie uciekła daleko…
- Mogę wam przerwać tę dyskusję? – zapytał oschły głos.
Nie zauważyliśmy, że wróciła Jane. Jej mina wskazywała na to, że podsłuchiwała. Niedobrze, pomyślałem. Trzy godziny temu wyszła, by dowiedzieć się, czy jakieś nowe plotki obiegły Forks.
- Ależ proszę - odpowiedziała ironicznie Victoria.
Jane nie zważając na nią, podeszła do mnie i poprawiła mi krawat.
- Byłam na mieście i dowiedziałam się czegoś nowego. Chodzą słuchy, że oprócz spotkania biznesowego, stary Rossano szykuje dla wszystkich jakąś niespodziankę. Nikt nic nie wie lub nie chce wiedzieć – mówiła z nieudawanym entuzjazmem.
- I tak niedługo się dowiemy – wzruszyłem ramionami, ponieważ to było oczywiste.
- Wiem, ale mam coś jeszcze – wysyczała już trochę wściekła moim niedużym zainteresowaniem.
- Co takiego? – zaciekawiłem się i wpatrywałem w partnerkę.
- Chodzi o Bellę… - Złapałem ją za nadgarstki, bo najważniejszą wiadomość zostawiła na koniec.
- Mów! - rozkazałem.
- Dwa dni temu zamordowano jej rodziców.
Zapewne szok odmalował się na mojej twarzy. Charlie i Renee nie żyją, a przecież miałem nadzieję, że właśnie z nimi teraz przebywa Bella. W takim razie, gdzie się podziewała?
- Zostało wszczęte dochodzenie, dziwię się, że jeszcze nie musiałeś składać zeznań. Niemniej jednak sprawa jest bardzo chroniona i jedyne wiem, że sprawę prowadzi niejaki Newton.
- A wiesz, gdzie się podziewa Bella? – Nie obchodził mnie jakiś komisarz.
- I tu niestety pojawił się problem. W tamtym hotelu jej nie ma. Nikt jej nie widział i nawet nie udało mi się niczego dowiedzieć. Od dwóch dni nie pojawiła się w mieście.
- Niedobrze – wymamrotałem i odwróciłem się od kobiet, po czym podszedłem do okna.
- Co teraz zrobimy? - zapytała jedna z nich, sądząc po głosie, była to Victoria.
- Na przyjęciu zamierzamy zatrzymać Jamesa na gorącym uczynku. Po tym wszystkim kończę z tym i wracam do normalnego życia. Chyba rozumiecie, jak bardzo zależy mi na załatwieniu Jamesa? - Obie pokiwały głową i wyszeptały cichutkie „tak”.
- Cieszę się, a teraz jedziemy z Victorią na przyjęcie. Będziemy czujnie obserwować Jamesa i jego ludzi. Jane? – zwróciłem się w stronę znienawidzonej partnerki.
- Tak?
- Pojedziesz zaraz po nas. Obserwuj wszystko z zewnątrz. Mamy ze sobą kontakt, prawda?
Wszyscy poprawiliśmy malutkie słuchawki w uszach, przykryte przez włosy, z czym, oczywiście, jedynie ja miałem problem.
- Dobrze, jedźmy już – stwierdziłem, zerkając na zegarek.
Podszedłem do Victorii i podałem jej rękę.
- Idziemy?
- Idziemy – odparła, uśmiechając się serdecznie.
Oboje wyszliśmy, nie wiedząc, co tak naprawdę się wydarzy...

********
a teraz pytanie: wiecie kto zabił rodziców Belli?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez new life dnia Wto 17:26, 13 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin