FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 O brzasku [Z] >>25: Trybunał<< 20 I 2011 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 16:18, 04 Wrz 2009 Powrót do góry

o ból, ból.. tylko tyle :( więcej ! więcej !

no cóż, skoro nalegasz - zaczekam

Niunia - ciekawy pomysł... też mnie to gnębiło... może został czymś specjalnym - antywampirowym poparzony... dlatego się nie goi... ale podejrzewam, ze autorka ma już tam swój plan, to może lepiej nie wybiegać :)

pozdrawiam
oczekuję z niecierpliwością
S.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NajNa"
Wilkołak



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 15:38, 05 Wrz 2009 Powrót do góry

reinigen te Twoje końcówki... No nic, pozostaje nam tylko czekać. A może taki spoilerek? Twisted Evil Bo my nie jesteśmy cierpliwi Wink Te ostatnie rozdziały były bardzo ciekawe. Masz wiele interesujących pomysłów, które bardzo precyzyjnie "wtapiasz" w opowiadanie. To jeden z moich ulubionych ff. Zastanawiam się z kad ta kobieta ich zna. Czy jest wampirem czy kimś innym? U Ciebie nigdy nie wiadomo co się zdarzy :P Niestety konstruktywny komentarz to mi nie wyszedł Neutral Ostatnio nie mam do tego głowy Wink Już nie mogę się doczekać następnego partu :D

Weny,
NN"


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn

PostWysłany: Sob 17:43, 19 Wrz 2009 Powrót do góry

Wiem, jestem okropna. Ale na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko tyle: ostatnio sypiałam po 4 godziny na dobę (jeśli dobrze poszło), a czasem i mniej. Wybaczcie więc, proszę. Mogłabym teraz odpowiedzieć na komentarze, ale te odpowiedzi i tak byłyby do niczego, a Wy i tak chyba wolicie nową część po prostu. Więc - oto ona. Enjoy.

cz. 14

Rozmowa.

Zostaliśmy usadzeni w przestronnym, urządzonym ze smakiem salonie. Nawet Emmett zdecydował się wyjść z samochodu i pokazać obcym swoją obandażowaną twarz, więc teraz siedział w szerokim fotelu, ciągle z laptopem na kolanach. Claire, bo tak miała na imię witająca nas kobieta, ze współczuciem popatrzyła na jego obrażenia i spytała, czy może w jakikolwiek sposób pomóc.
- Zrobiłem już wszystko, co się dało – wyjaśnił jej Carlisle. – Dziękujemy. Naprawdę w najśmielszych marzeniach nie spodziewaliśmy się tak miłego powitania.
- Pan żartuje... – Claire spojrzała na niego ze zdziwieniem. – To zaszczyt, że mogę tu was wszystkich gościć! Nie śmiałam marzyć o naszym spotkaniu!
Popatrzyliśmy po sobie. Carlisle uniósł lewą brew w wyrazie niezrozumienia, a Edward uśmiechnął się miło, przechylając głowę. Myśli kobiety musiały mu się podobać, bo nawet bez słów czuć było sympatię, jaką do niej żywił.
- Wygląda na to, że jesteśmy sławni – zaśmiał się cicho.
- Och... – Claire aż nabrała powietrza. – Sławni! Przecież to za waszym przykładem zamieszkałam pośród ludzi! Założyłam rodzinę, żywię się krwią zwierząt! Wcześniej byliśmy nomadami, ja i mój partner, Louis. Oboje pochodziliśmy z Francji, ale po przeczytaniu książki Stephenie Meyer postanowiliśmy przeprowadzić się do Stanów.
Carlisle wyglądał na autentycznie zaskoczonego, podobnie jak Esme. Rozumiałam ich, bo sama nie mogłam się temu nadziwić. Owszem, znałam popularność powieści wśród ludzi, którzy byli zachwyceni możliwościami przerażających, a jednocześnie pięknych istot, opisanych przez Stephenie, ale nie miałam pojęcia, że książkę czytały też same wampiry! Teraz, gdy o tym pomyślałam, wydało się to naturalne. Przecież wampiry żyły w tym samym świecie. Choć zwykle unikały przynależności do cywilizacji, to jednak często doskonale zdawały sobie sprawę z aktualnych wydarzeń kulturalnych. Niejednokrotnie chodziły do teatru, kina czy nawet na dyskoteki. Nigdy bym jednak nie pomyślała, że potraktują “Twilight” w ten sposób, bo Claire mówiła o książce niemal jak o Biblii.
- Od razu wiedzieliśmy, że Stephenie ma kontakt z prawdziwym wampirem – opowiadała rozemocjonowanym głosem. – Za dużo szczegółów się zgadzało, człowiek nie wymyśliłby czegoś takiego sam! Domyśliliśmy się więc, że wy, Cullenowie, naprawdę istniejecie! Żyjecie wśród ludzi, żywicie się krwią zwierząt, chodzicie do szkół... I wtedy ja i Louis, po tylu latach tułaczki, zapragnęliśmy tego samego. Przyjechaliśmy do Forks i nawet odnaleźliśmy wasz dom, czytając między wierszami książki i łapiąc słaby trop wampirów. Ale budynek był opuszczony. Latami musiał stać pusty. Wobec tego ruszyliśmy dalej i znaleźliśmy dla siebie dom tu, w Cinnamon.
- Kiedy to było? – delikatnie wtrącił Carlisle.
- Prawie pięć lat temu – odparła Claire, patrząc na niego wiernie i ufnie. Jej piękne, granatowe oczy lśniły podekscytowaniem. – Zabraliśmy ze sobą stosunkowo młodego wampira, Gabriela, poznanego jeszcze we Francji. Kiedy spotkaliśmy go pierwszy raz, siedem lat temu, był nowonarodzonym na skraju załamania nerwowego. Nie mógł zrozumieć, czemu jego organizm nagle domaga się zabijania i potrzebuje tyle ludzkich ofiar. A gdy został zmieniony, miał ledwie osiemnaście lat. Za waszym przykładem zaczęliśmy go przedstawiać jako naszego adoptowanego syna.
Zauważyliśmy, że naszą wizytę przyjęła właściwie bez zdziwienia. Ani razu nie zapytała, jak ją znaleźliśmy i po co przybywamy, bardziej przejęta samą naszą obecnością niż tak przyziemnymi rzeczami. Nie zapytała też o Alice, Jaspera ani Rosalie, ale akurat ta sprawa musiała jej przejść przez myśl, bo Edward nagle, ni stąd ni zowąd, spoważniał i powiedział:
- Zostaliśmy rozdzieleni... Nie ma ich z nami już od lat...
Claire podniosła na niego ogromne, współczujące, ale i przerażone oczy, więc Carlisle delikatnie opowiedział jej naszą historię, nieco ją skracając. W miarę jak mówił, na twarzy Claire mogliśmy obserwować całą tęczę emocji. Była w szoku, słysząc o odebraniu mi i Edwardowi pamięci, drżała ze strachu na wieść o samotnej wyprawie Jaspera, odetchnęła z ulgą, gdy wyraziliśmy nadzieję, że Renesmee żyje. Przeżywała z nami wszystko i prawdopodobnie dzięki temu wzbudziła nasze zaufanie i sympatię. Gdy Carlisle przedstawił jej w ogólnym zarysie plan, jaki stworzyliśmy wraz ze Stephenie i Robertem, klasnęła w dłonie.
- To doskonały pomysł! – zawołała radośnie. – Oczywiście! Trzeba się zgrupować, rosnąć w siłę! My na pewno pójdziemy z wami. Możecie na nas liczyć.
- My? – spytała delikatnie Esme.
- Dziewczyna w poście pisała prawdę, teraz mam trójkę młodych towarzyszy, których przedstawiam jako swoje dzieci – wyjaśniła Claire, po czym nagle posmutniała. – Tak bardzo chciałabym, żeby Louis był tu z nami... Na pewno całym sercem poparłby wasz plan...
Milczeliśmy, bojąc się powiedzieć cokolwiek w tak delikatnej materii. Wystarczyła nam współczująca twarz Edwarda, żeby domyśleć się straszliwej prawdy. Louis już nikogo nie mógł poprzeć, ale jego dziedzictwo pozostało w delikatnej, ślicznej Claire, która teraz nagle przybrała gniewny wyraz twarzy.
- To Volturi – oświadczyła mocno. – Uznali go za winnego ujawniania prawdy, bo grupa turystów zobaczyła go w pełnym słońcu w lasach nieopodal Cinnamon, a on pozwolił im odejść. Nie zabił ich, już wtedy gardząc odbieraniem życia ludziom, a Volturi uznali to za zdradę.
- Zabili go? – wyszeptała Esme.
- Rozszarpali i podpalili, gdy tylko wjechał do Volterry – Claire zacisnęła wargi. – Dostał zupełnie niewinne wezwanie, niemal zaproszenie. Dopiero po fakcie przesłano nam list z wyjaśnieniem ich motywów. Ten wyrok zawsze wydawał mi się niesprawiedliwy, przecież ci turyści uznali, że to było przewidzenie i nikomu o tym nawet nie powiedzieli. A już na pewno nie rozpoznali Louisa! Ale Volturi nie pytali o szczegóły.
Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. Oczywiście, tak właśnie było. Volturi, od wieków uważający się samozwańczo za strażników wampirzych praw, w rzeczywistości uwielbiali podkreślać swoją siłę tego typu widowiskowymi egzekucjami, które ludzie praktykowali w średniowieczu. Jako największy ród, sami mogli czuć się bezkarni i chełpliwie to wykorzystywali. Ale może teraz nadszedł czas, gdy wampiry przejrzą na oczy i zdetronizują zgniłych monarchów po wsze czasy? Może to nasza sprawa będzie tym katalizatorem, który przywróci spokój i bezpieczeństwo w nocnym świecie?
Milczenie panowało tylko kilka sekund, podczas których każdy z nas przełykał tę gorzką pigułkę prawdy o sędziach naszego gatunku. A rozmyślania przerwało nam nagłe poderwanie się Emmetta.
- Ktoś się zbliża... – powiedział, wystawiając twarz w kierunku północnym. – Wampiry.
Claire też wciągnęła powietrze i uspokajająco pokręciła głową.
- Nie, nie – powiedziała łagodnie. – To moje dzieci. Całą trójką wybrali się dziś wieczorem na polowanie. Zaraz ich sami poznacie.
Miło byłoby powiedzieć, że to powitanie wypadło tak samo sympatycznie, jak pierwsze spotkanie z Claire. Ale niestety, tym razem tak się nie stało. Ledwie Claire wyrzekła ostatnie słowa, Emmett padł na ziemię, przyduszony ciężarem młodego, prężnego wampira o półdługich, jasnych włosach i smagłej kiedyś cerze, który wskoczył przez okno tak szybko, że żadne z nas nie zdążyło zareagować. Tylko Edward poruszył się niespokojnie, przeczuwając niebezpieczeństwo odrobinę wcześniej, ale nawet on spowolniony był zaskoczeniem z tak gwałtownego natarcia.
Zaraz za młodym wampirem do domu wpadła jasnowłosa dziewczyna, najwyżej w moim wieku i druga, jeszcze jakby młodsza. Obie patrzyły na nas zwężonymi oczami, zachowując bojową postawę i wydając z siebie głuchy warkot.
- Gabriel! – zawołała karcąco Claire. – Zejdź z niego natychmiast! To przyjaciele!
Blondyn podrzucił głowę i jeszcze przez chwilę się zawahał, ale zaraz posłusznie puścił zaskoczonego Emmetta i odszedł na parę kroków. Był wysoki, smukły i pięknie wręcz wyrzeźbiony, ale na jego twarzy wciąż czaiła się nieufność. Nawet, gdy Claire nas przedstawiła, nie wyglądał na przesadnie zachwyconego i łypał na nas podejrzliwie, w każdej chwili gotów do ponownego ataku.
Dziewczęta ochłonęły nieco szybciej. Słysząc, kim jesteśmy, uśmiechnęły się szeroko i przeprosiły za swoje zachowanie, a za to wlepiły zachwycony wzrok w mojego Edwarda, przez co poczułam się odrobinę nieswojo. Mój mąż jednak uśmiechnął się do nich szczerze, a młodszej puścił nawet oczko.
- Wybaczcie, rzadko miewamy tu gości – przepraszała ciągle Claire. – To moje córki, Naima i Lily. O Gabrielu już wam opowiadałam.
- Gabe powiedział, że ktoś obcy jest w domu – usprawiedliwiła się Naima, starsza z dziewcząt. – Przestraszyliśmy się. Byłaś sama. To dlatego tak...
- Nie ma najmniejszego problemu – wyszczerzył się Edward, którego zachowanie zaczynało mnie denerwować. Na wszelki wypadek lekko go szturchnęłam, na co zresztą i tak nie zareagował. Całkiem możliwe, że w ogóle tego nie poczuł.
- Gabe jest tropicielem – wyjaśniła Claire. – Sama byłam zadziwiona jego darem. Jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś o tak silnie wykształconym węchu. Potrafi odnaleźć nie tylko każdego człowieka czy wampira, ale nawet przedmioty! Dzięki niemu wiemy, kto jest bezpośrednio odpowiedzialny za śmierć Louisa, choć żadne z nas nie pojechało z nim do Europy. Gabe zdołał wyczuć osoby, które stały najbliżej niego w chwili śmierci.
- Z innego kontynentu?! – Carlisle zdawał się nie dowierzać jej słowom.
- Naprawdę! – Claire z dumą oparła dłoń na ramieniu wyższego od niej Gabriela. – To znaczy... nie umiał tych osób nazwać, ale potem pojechaliśmy we dwójkę do Volterry, żeby dowiedzieć się więcej o okolicznościach śmierci Louisa i wskazał mi dwa mijane w zamku wampiry. To oni go zabili.
- Niemożliwe... – wyszeptał Carlisle, z podziwem i uwagą przyglądając się milczącemu chłopakowi.
Jak dla mnie, wyglądał na buca. Nie odzywał się wcale i jako jedyny nie przeprosił za napaść na Emmetta, tylko stał ciągle w miejscu, rzucając nam nieufne spojrzenia. O wiele bardziej podobały mi się dziewczęta. Całą trójką byli do siebie tak podobni, że rzeczywiście mogli uchodzić za prawdziwe rodzeństwo. Wszyscy jasnowłosi, po wampirzemu piękni i połączeni jakąś niewidzialną nicią porozumienia, które obejmowało jeszcze i Claire. Poza tym ich rysy były podobnie delikatne, nawet u Gabriela, który miał przecież męską budowę. Jednak dziewczęta były o wiele bardziej sympatyczne. Uśmiechały się szczerze i radośnie, mówiły szczebiotliwie, a nawet ich zachwycone spojrzenia w kierunku mojego męża przestały mi wkrótce przeszkadzać. Zrozumiałam, że do tej pory znały go wyłącznie z książek Stephenie, która przecież opisała go z mojego własnego punktu widzenia. Z punktu widzenia szaleńczo zakochanej dziewczyny, nie dostrzegającej w obiekcie swych uczuć żadnych wad, a wychwalającej go pod niebiosa. Jak można było NIE zakochać się w Edwardzie, patrząc na niego moimi oczami?!
Naima w chwili przemiany miała osiemnaście lat. Lily zaledwie czternaście i przez krótką chwilę zastanowiłam się, czemu Claire zdecydowała się uczynić ją wampirem. Nie wyglądała nawet na swój wiek, zadziwiająco krucha i po dziecinnemu jeszcze rozkosznie pulchna i słodka. Wielkie oczy miały barwę czystego bursztynu, więc dawno już nie była nowonarodzonym. Teraz zaś uniosła je do góry i z oddaniem spojrzała na Gabriela, jakby chciała uzyskać pozwolenie na zabranie głosu. Chłopak miał wciąż zaciśnięte wargi, ale lekko skinął głową w jej stronę, jednocześnie stając tuż przy jej boku i kładąc dużą, mocną dłoń na jej ramieniu. Ten odruchowy, opiekuńczy gest wydał mi się nagle ważniejszy, niż wszystko, co do tej pory o nim usłyszeliśmy.
- Przepraszam, ale... dlaczego tu jesteście? – spytała Lily tak delikatnie, że żadna uraza nawet nie przeszła nam przez myśl. – To znaczy, czy coś się stało?
- Wyjaśniliśmy to już Claire – odparł uprzejmie Carlisle, a choć zwracał się do dziewczyny, jego wzrok wyślizgiwał się ku Gabrielowi. – Chętnie opowiemy wam całą historię jeszcze raz, jeśli poświęcicie nam odrobinę uwagi i czasu, ale w tej chwili należy pomyśleć o pewnych środkach bezpieczeństwa. Nadal nie wiemy, czy nie jesteśmy śledzeni ani czy nie wysłano za nami pogoni.
- Volturi – wyjaśniła skrótowo Claire, a Gabriel odruchowo obnażył zęby.
- Ja pójdę – zaoferował Edward. – Będę was słyszał i z zewnątrz, a za godzinę zmieni mnie Emmett.
Carlisle skinął głową, więc musiałam puścić rękę mojego męża i pozostać sama na dużym, miękkim fotelu. Edward przelotnie ucałował moje czoło i wyszedł na zewnątrz, natychmiast znikając w okolicznych krzakach. Domyśliłam się, że w tej chwili już pewnie siedzi w koronie jednego z najwyższych drzew i uważnie przeczesuje okolicę sokolim wzrokiem. A ponieważ naszą historię znowu opowiadał Carlisle, ja mogłam skupić się wyłącznie na obserwowaniu reakcji jasnowłosego rodzeństwa i w ten sposób poznać ich lepiej.
Najżywiej reagowała Naima. To ona chwyciła się za usta, słysząc o rozłączeniu naszej rodziny i odebraniu nam pamięci. Odkąd Edward zniknął z pola widzenia, wyraźnie się rozluźniła i poświęciła trochę więcej uwagi pozostałym z nas. Co więcej, także ona miała nieuświadomione, opiekuńcze odruchy wobec Lily, która teraz siedziała ciasno przytulona do boku Gabriela i otoczona jego ramieniem. Gdy Carlisle mówił o zaginięciu Renesmee, Jacoba i Jaspera, Naima nagle chwyciła dłoń Lily i nie puściła jej aż do końca opowieści, zaś Gabriel zdawał się nie zwracać na to uwagi. Słuchał uważnie, ze zwężonymi w skupieniu oczami, jakby chciał z gestów i mimiki Carlisle’a wyczytać jakiś fałsz lub przekłamanie. A jednak na dźwięk imienia Volturi zrzucił kamienną maskę i mięśnie jego twarzy zadrżały w bezwarunkowym grymasie gniewu.
Gdy Carlisle skończył, wszyscy troje spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Przez chwilę żałowałam, że nie ma z nami Edwarda, który natychmiast zdradziłby mi ich myśli, ale zaraz Lily przemówiła:
- Znowu Volturi...
Claire odwróciła smutny wzrok, w którym jak duch przemknęło wspomnienie Louisa. Okazało się jednak, że nie tylko o niego chodziło.
- To przez nich jesteśmy... – Naima urwała i wykonała ręką gest, mający chyba znaczyć “takie, jakie jesteśmy”. – Podpalili nasz dom.
- Słucham?! – wytrzeszczyłam oczy. Mimo całej nienawiści do Volturi, nie byłam w stanie pojąć, jak mogli tak po prostu podpalić czyjkolwiek dom.
- Jesteśmy siostrami. Nasza matka została przemieniona w wampira – wyjaśniła Naima. – Wybrała się nocą z naszym ojczymem do miasteczka po dodatkowe zakupy i, gdy się na moment rozdzielili, została zaatakowana przez jakiegoś głodnego nowonarodzonego, któremu nagle ktoś przeszkodził w dokończeniu posiłku. Wampir zbiegł, a nasz ojciec znalazł ją na granicy śmierci, półżywą i zatrutą jadem. Był lekarzem, więc zobaczył, że to kwestia jednej, poszarpanej rany, która obficie krwawiła. Myślał, że upora się z tym sam, w prywatnym gabinecie, w domu.
- Nie wiedział o wampirach – powiedziała cicho Lily. – Myślał, że to tylko ranka, a mama zemdlała z szoku.
- Przemył ranę, ale przemiana już się dokonywała – Naima uścisnęła rękę siostry. – Zawiózł ją w końcu do szpitala, gdzie stwierdzili śpiączkę. Uciekła trzy dni później i wróciła do domu, a tam rzuciła się na naszego ojczyma. Narobiło się rabanu, przyjechała policja...
Mogłam sobie wyobrazić, jak to wszystko musiało wyglądać. Dwie przerażone dziewczynki, szalona matka, zraniony ojciec i policja, kompletnie nie ogarniająca całej sytuacji. Ale dalej nie rozumiałam, co doprowadziło do wkroczenia Volturi.
- Mama nie ugryzła ojczyma, tylko mocno go poturbowała – powiedziała Naima. – Wytłumaczył policji, ze to objaw szoku pourazowego, że jest lekarzem i wszystkim sam się zajmie. Dostali tylko wezwania na komendę następnego dnia, bo policja chciała sprawdzić, czy mama jest poczytalna i czy nie trzeba będzie wystąpić do sądu o nakaz obserwacji psychiatrycznej.
- Ale następnego dnia już nikogo z nas nie było – dopowiedziała gorzko Lily. – Jeszcze tej samej nocy nasz dom spłonął w pożarze tak agresywnym, że nawet nie znaleziono naszych szczątek.
Widziałam szok na twarzy Carlisle’a i Esme, więc domyśliłam się, że sama wyglądam teraz podobnie. A więc w ten sposób Volturi zdecydowali się pozbyć tak niewygodnego wampira... Podpalili matkę dziewcząt wraz z całym domem i wszystkimi jego mieszkańcami, chociaż dzieci nie miały z tym nic wspólnego. Na tyle liczyło się dla nich ludzkie życie.
- Niewinne dzieci...? – nie pojmowała Esme, z rozpaczą przesuwając wzrok od Naimy do Lily.
- Zdaje się, że ostatnimi czasy Volturi zmienili swoje metody... – sarkastycznie wtrącił Gabriel, który do tej pory cały czas zachowywał milczenie. Miał piękny, głęboki głos.
Wszyscy w milczeniu przetrawialiśmy tę wiadomość przez kilkanaście sekund. Nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić ogromu okrucieństwa, jaki musiał kierować sługami Volturi, którzy podpalili dom z dwojgiem dzieci i niewinnym mężczyzną w środku. Nienawiść, jaką czułam do nich do tej pory, tylko przybrała na sile i nagle wydawała się zupełnie usprawiedliwiona.
- Był tam zupełnie przypadkowo... – Lily mówiła teraz tak cicho, że nawet my ledwie ją słyszeliśmy. – Wyciągnął nas z płonącego domu, potwornie poparzone, bezwłose i zaczadzone dymem. Byłyśmy nieprzytomne, ale jeszcze żywe, choć na pewno umarłybyśmy niedługo później, nawet w szpitalu. Nie miał wyjścia, musiał przemienić nas w wampiry. A potem doniósł nas na rękach tutaj, do domu w Cinnamon.
- Louis? – spytałam domyślnie.
- Skąd! – Lily podniosła na mnie zdziwione oczy. – Nie Louis. Gabriel.
Dopiero wtedy mnie olśniło. Oczywiście, przecież to było jasne od początku! To dlatego Gabriel otaczał dziewczynkę taką opieką, a ona garnęła do niego przy każdej okazji. Choć nadal milczący i nieco nieufny, Gabriel nagle wydał mi się zupełnie inny, niż przy pierwszym wrażeniu. Z łatwością wyobraziłam sobie, jak wskakuje do płonącego domu, w sam środek walki z jedynym żywiołem, który mógł go pozbawić życia, a wszystko tylko po to, by wyciągnąć dwie obce dla niego dziewczynki. Mógł sobie być socjopatycznym mrukiem. Był bohaterem.
- Louisa nie zdążyłyśmy poznać – wyjaśniła mi Naima. – Volturi zabili go na prawie pół roku przed naszym przybyciem.
- No właśnie, a Volturi? – spytał nagle Emmet. – Pozwolili ci tak po prostu wyjąć je z ognia?
Gabriel, do którego pytanie było skierowane, wzruszył ramionami.
- Już ich tam nie było – odparł. – Byli tak pewni sukcesu, że odeszli od razu po podłożeniu ognia. Zresztą, wszystko odbyło się błyskawicznie, mieli jakiś dziwny sprzęcik, od którego cały dom w ciągu sekundy stanął w płomieniach.
- Gdzie to było? – spytał Carlisle.
- Osiemdziesiąt mil stąd – Gabriel wskazał ręką na południowy-wschód. – Polowałem w lesie nieopodal domu dziewcząt. Zobaczyłem płomienie, no i...
Nie skończył, ale wszystko było już jasne. Trafiliśmy na rodzinę, która miała równie wiele powodów, co i my, aby nienawidzić Volturi całym sercem. A tak niewiele brakowało, żeby ich przegapić! Postanowiłam specjalnie podziękować Stephenie za jej pomysł z forum.
Edward wrócił chwilę po tym, jak Gabriel wypowiedział ostatnie słowa.
- Nikogo nie widać, sami ludzie – powiedział skrótowo. – Zdaje się, że na razie możemy być spokojni.
- Jest prawie ósma, powinniście wychodzić do szkoły – stwierdziła nieuważnie Claire. – Napiszę wam usprawiedliwienie...
- Włączcie telewizor – wtrącił nagle Emmett, szybko klikając klawiszami laptopa.
Naima posłusznie poszukała pilota i nastawiła pierwszy lepszy kanał, a tam zobaczyliśmy krótką reklamę spotkania Stephenie Meyer z fankami. Ze spotu wynikało, że wieczór uświetni obecność gwiazdy filmów z serii “Twilight”, Roberta Pattinsona, a także występ młodej piosenkarki soulowej, Laurie Cross. Na koniec zaś błysnęło hasło: Dla koneserów – Jeleni Puchar. Podawany w jedynej kuchni na świecie.
- Czas na nas – stwierdził Carlisle. – Musimy wracać do Forks i modlić się, żeby ktokolwiek zdecydował się być naszym poplecznikiem.
- Jestem do waszej dyspozycji – powiedział nagle Gabriel, zwężając piękne, bursztynowe oczy.
- Ja również – wstała z miejsca Claire.
Granatowe szkła kontaktowe zdążyły się już rozpuścić i jej tęczówki także nabrały złotawego odcienia. Przy Gabrielu wyglądała najwyżej na jego starszą siostrę, ale dwie dziewczynki, które wstały za jej przykładem, rzeczywiście mogłyby być jej córkami. Cała czwórka wpatrywała się w nas w natężeniu.
- Jesteście tego pewni? – spytał Carlisle, znacząco spoglądając na Naimę i Lily.
- Absolutnie – skinęła głową Claire, a Gabriel krótko przytaknął. – Przydamy wam się wszyscy.
Carlisle podszedł powoli do Gabriela i położył mu rękę na ramieniu.
- Synu, jeśli jesteś tak dobry, jak mówi Claire... – powiedział. – ... to prawdopodobnie mam przed sobą najlepszego tropiciela na ziemi. Jesteś lepszy niż Demetri...
- Przekonaj się – warknął Gabriel.
- W porządku – Edward nagle wstał z miejsca. – Przekonajmy się. Powiedz mi, gdzie w tej chwili jest ta osoba... – to mówiąc, podszedł do Gabriela i podał mu niewielką, kremową chusteczkę.
W pierwszej chwili nie skojarzyłam jej z nikim, ale nagle przypomniało mi się, jak na koncercie w Rouen ściskała ją w dłoni Laurie. Rzeczywiście, po jednej piosence podała ją Edwardowi do przetarcia klawiatury fortepianu, a on nieuważnie wsunął ją później do kieszeni. Jeśli Gabriel wyczuje Laurie, to będzie już duże osiągnięcie.
Ledwie przytknął rożek chusteczki do nosa, prychnął z wyraźną pogardą.
- Potomac, stan Waszyngton – oznajmił tonem, jakby pytano go o jego imię. – Wcześniej była w Waszyngtonie, a mniej wyraźny ślad jest w Nowym Jorku. Potem długo nic, jednak... – zamilkł na moment i przymknął oczy. – Francja. Na pewno Paryż, tam musiała być dłużej i jeszcze... Rouen. I ledwie wyczuwalna smuga w Cannes, może być kilkutygodniowa.
- Mieliśmy tam koncert... – Edward spojrzał na niego z zaciekawieniem. – Bardzo osobliwy dar. Zapach układa się w twojej głowie w... kolorowe linie, jak na mapie.
- Mój Boże... – zdruzgotany Carlisle nie mógł oderwać od Gabriela oczu. – A Paryż?
- Laurie tam mieszka – wyjaśnił Edward, po czym zwrócił się znowu do Gabriela. – No dobra, a gdzie ja mieszkałem?
- Cayeux-sur-Mer – odparł tamten natychmiast. – Widzę trasę każdego z was. To dlatego uwierzyłem w waszą opowieść. Jeszcze jakieś pytania?
- Renesmee – powiedziałam natychmiast.
- Nie znam jej zapachu – Gabriel potrząsnął głową. – Musiałbym mieć jakąkolwiek rzecz...
Nie było czasu na dłuższe podchody. Musieliśmy jak najszybciej udać się do Forks i być na miejscu, w razie gdyby ktoś zdecydował się do nas dołączyć. Ledwie to powiedzieliśmy, Claire oznajmiła, że wszyscy jadą z nami.
- Mamy swój samochód – powiedziała. – A jeśli w waszym domu brakuje miejsca, to chętnie wynajmiemy pokój w hotelu.
- Nie żartuj, miejsca mamy dość – Esme potrząsnęła głową. – Jesteście u nas jak najmilej widziani, tylko... może potrzebujecie czasu, żeby to przemyśleć?
- Nie ma co myśleć, jesteśmy całym sercem po waszej stronie – stwierdziła Claire nieugiętym tonem. – Ja i Gabriel na pewno przydamy się w walce. A dziewczynki... no cóż, chyba pora, żebyście zobaczyli, co potrafi Lily...


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Taka_Ja
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:18, 19 Wrz 2009 Powrót do góry

Taaaaaaak! Nowa część! :) Tak bardzo tęskniłam za tym opowiadaniem... Podekscytowanie wzięło górę, kiedy tylko zobaczyłam datę aktualizacji.
Nie zapomniałam, jakie cuda z moimi emocjami potrafi wywoływać ten tekst, ale i tym razem ciężko było usiedzieć w miejscu podczas czytania Wink Reinigen, dziękuję za ten rozdział, za każdą minutę przyspieszonego bicia serca :* Jesteś wspaniała Wink

I kilka słów konkretnych:
Rodzina Claire to po prostu strzał w dziesiątkę. Ich historia jest doskonale skonstruowana, świetnie wyeksponowana w narracji, z miejsca urzeka i ciekawi. Genialna postać Gabriela - mam cichą nadzieję, że ten niezwykle uzdolniony tropiciel będzie miał spory wpływ na dalszy rozwój wydarzeń. Ogromnie zaintrygowały mnie jego losy i chętnie zobaczyłabym jeszcze jakieś smaczki z portretu charakteru tego bohatera :)
Świetna iskrierka zachwytu młodych wampirzyc nad Edwardem Wink Jego wyjątkowość wciąż potwierdzają kolejne pary oczu. Tak, urzeka każdą bez wyjątku :) I odrobinka zazdrości nie zaszkodzi Belli Wink
Volturi bardzo wiarygodnie i w przerażający sposób przedstwieni jako prawdziwe potwory. Starcie z nimi oznacza tylko bezwzględną wojnę. Cullenowie zyskują sprzymierzeńców, miejmy nadzieję, że wystarczająco pomocnych :)
Co potrafi Lily... - już nie mogę się doczekać! Do zawału serca mi coraz bliżej Laughing

Reinigen, to było genialne. Nic dodać, nic ująć.
Jak zawsze czekając niecierpliwie, tak bardzo, jak tylko można, pozdrawiam ciepło :* Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Sob 19:58, 19 Wrz 2009 Powrót do góry

hej, ja chcę już wiedzieć, jaki to dar... :(

rozdział wspaniały... sytuacja rozwija się interesująco z rozdziału na rozdział... i trzyma w napięciu, co raczej rzadkie...

inteligentnie i jeszcze raz inteligentnie... bardzo inteligentnie piszesz :)

pozdr.
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nelennie.
Zły wampir



Dołączył: 27 Kwi 2009
Posty: 289
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: tak bardzo Wrocław

PostWysłany: Sob 21:58, 19 Wrz 2009 Powrót do góry

Jupii! Kolkejna część!
Claire, już ję lubię. Podobnie resztę jej rozdziny. Kto uśmiercił Luisa?
Mam nadziję, że wątku z Beniaminem nie zostawisz. Pawda?
Cięcko mi się pisze o tm opowiadaniu, bo wszystko co można o nim powiedzieć zotało już napisane. Nie lubię się powtarzać. Napiszę, że FF jest świetny i tak dalej. I co z tego? Ty już to dawno wiesz. I jak ja mam wychwalić kolkejny cudny rozdział?
Mam taką cichą nadzieję, że nie będziemy długo czekać na CD. Proszę.
Nie wiem co jeszcze napisać. Wiem. Ja nic dobrze zrobić nie umim.Nie dość, że opowiadanie tak lubię, więć KK powinny się "same" pisać, to jeszcze Nie umiem napisać czegoś więćej niż świetnie, świetnie. Bożę! Jeszcze mi zieloni ostrzeżenie wlepoią. Ale dość off-topu. Do rzeczy. Chyba. :):)
Twój styl i umięjętność zacikawia czytelnika, tak, że ten nie umi się oderwać i zrobić w spokoju cokolwiek, bez przeczytania nowej notki powinno być karalne. Poważnie. Jeśli nie porzejdę z klasy do klasy, to masz mnie na sumieniu. KPW? Matko. Al tak serio, to kocham ten FF i ZAWSZE, powtarzam: ZAWSZE będę czeakć na kolejną notkę. Przepraszam, że tak nieskładnie, ale to wina mojego stanu psychicznego (to już nie z Twojej winny, możesz być spokojna;)) i łzawiącego oka (też nie twoja wina, tylko kota).
Veny, p.
N.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Shira
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Nie 0:42, 20 Wrz 2009 Powrót do góry

Ufff, już się bałam, że nie wrócisz... A tego bym nie przeżyła Wink
Miałam właśnie kłaść się spać, ale zobaczyłam aktualizację. I stwierdziłam, że nie ma szans, żebym zasnęła ze świadomością, że dodałaś nowy rozdział, a ja go jeszcze nie czytałam.
reinigen , może dziwnie to zabrzmi, ale czytając Twoje opowiadanie mam poczucie, że konstruktywnie spędzam wolny czas :D Bo to jest naprawdę DOSKONAŁE. Pod każdym względem :)

Oczywiście kolejny rozdział, który rozkłada na łopatki. Ciekawi nowi bohaterowie, zwłaszcza spodobał mi się Gabriel. Niezły ma ten dar Shocked
Historia sióstr mocna... Volturi szaleją.
Z niecierpliwością czekam na odkrycie karty Lily, może sprawdzi się teoria, że cicha woda brzegi rwie? :D
Właśnie, tak a propos ...
Cytat:
Mój mąż jednak uśmiechnął się do nich szczerze, a młodszej puścił nawet oczko.

No proszę, Don Juan się znalazł Laughing Świetny fragment :D

Pozdrawiam Cię serdecznie. I wyśpij się w końcu, kobieto :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 10:44, 20 Wrz 2009 Powrót do góry

AAAAA!
Kobieto, ja Cię normalnie...!!! Jak mogłaś? Tak długo! I jeszcze takie zakończenie...! No niech ja Cię dorwę! Foch! ;P

Wracając jednak do rozdziału:
Cytat:
- Wygląda na to, że jesteśmy sławni – zaśmiał się cicho.

Mina reszty rodziny musi być w tym momencie bezcenna!

Cytat:
Miło byłoby powiedzieć, że to powitanie wypadło tak samo sympatycznie, jak pierwsze spotkanie z Claire. Ale niestety, tym razem tak się nie stało. Ledwie Claire wyrzekła ostatnie słowa, Emmett padł na ziemię, przyduszony ciężarem młodego, prężnego wampira o półdługich, jasnych włosach i smagłej kiedyś cerze, który wskoczył przez okno tak szybko, że żadne z nas nie zdążyło zareagować. Tylko Edward poruszył się niespokojnie, przeczuwając niebezpieczeństwo odrobinę wcześniej, ale nawet on spowolniony był zaskoczeniem z tak gwałtownego natarcia.
Zaraz za młodym wampirem do domu wpadła jasnowłosa dziewczyna, najwyżej w moim wieku i druga, jeszcze jakby młodsza. Obie patrzyły na nas zwężonymi oczami, zachowując bojową postawę i wydając z siebie głuchy warkot.
- Gabriel! – zawołała karcąco Claire. – Zejdź z niego natychmiast! To przyjaciele!

To było lepiej niż świetne. Jestem zachwycona. Za takie fragmenty należą Ci się pokłony reinigen. Po prostu hołd... :D

Historia sióstr bardzo przypadła mi do gustu. Gabriel jako tropiciel - zaskoczenie i rozbrojenie po całości. Nigdy bym nie wpadła na taki pomysł!

Jesteś wielka.
Bye! :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Wto 16:12, 22 Wrz 2009 Powrót do góry

Wybacz mi, za tak póżne przeczytanie kolejnego rozdzialu. To poprostu niedopuszczalne :)
Boziuuu ..
a więc:
rozdział jest poprostu ... nie mam słów ... ochh idealny.
boże...
Umieram z ciekawości jakiż to dar posiada Lily, ... i Gabriel... mmmm :) (On mi pasuje do Reneesme :) Mógł by z nią potem być xD) A i właśnie nasza Nessie :) Mam nadzieję, że już nie długo się odnajdzie a potem wooojna xD
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Szarlotka
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:39, 22 Wrz 2009 Powrót do góry

Zaskoczyłaś mnie jak zwykle zresztą.
Chociaż myslałam ze Gabriel odnajdzie Nessie(nie wiem skąd wytrzasnęliby jakiś jej zapach ale cóż to ja).
I te zakonczenie jaki dar ma Lily( a swoją drogą uwielbiam to imię):)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział bo przynajmniej jak to czytam nie mysle o liceum.
Pozdrawiam
Sz.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Śro 13:58, 23 Wrz 2009 Powrót do góry

Fenomenalny rozdział, zreztą jak każdy. Znowu mnie zakoczyłaś, zaskoczyłaś nowymi wampirami, ich historią bardzo dramatyczną, ujmującą a także tak dobrym nastawieniem, pełnym optymizmu do Cullenów. Świetnie napisany rozdział, który dosłownie przeniósł mnie w świat bohaterów. Przeniósł i tak zaintrygował że teraz siedzę jak na szpilkach w oczekiwaniu na kolejne rozdziały! Tym bardziej że zakończyłaś w taki sposób że mnie zatkało :) I teraz siedzę i dumam jaki dar ma Lilly??? Czytając twój bardzo oryginalny ff wiem że mnie jak i innych zaskoczysz:)
Życzę dużo czasu i przyjemności na tworzenie kolejnych rozdziałów!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NajNa"
Wilkołak



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:22, 23 Wrz 2009 Powrót do góry

Szkoda, że w tym rozdziale się nic nie zdarzyło Neutral Ostatnio niestety brakuje mi w tym ff akcji Wink Czyli znów zbierają wampiry do walki z Volturi. Na razie tak się zapowiada, ale mam nadzieję, że mnie zaskoczysz. Co do tych nowych wampirów. Na pewno mają ciekawą historię. I nawet bez tej akcji wyszedł Ci ciekawy rozdział :) Dar Lilly? Hm... Nie wiem. Chyba coś mocnego i interesującego lub potrzebnego w walce. Ale co?
Proszę, nie zamęczaj nas już tym czekaniem :P Ale. Wyśpij się Wink Lepiej żebyś była wypoczęta, a my poczekały parę dni niż mieć ledwie zyjącą pisarkę :D

Pozdrawiam,
NN"


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn

PostWysłany: Pon 16:28, 28 Wrz 2009 Powrót do góry

Straszliwie Was zaniedbałam, co? Ale to wszystko przez to wariatkowo egzaminowe. Jednak właśnie się wyjaśniło: dostałam się na aplikację i mogę wreszcie usiąść przy komputerze bez wyrzutów sumienia. Dlatego - odpowiedzi...

Taka_Ja - ja też bardzo lubię rodzinę Claire. Jeśli jeszcze nie było o tym mowy, to będzie już w następnej części - ich nazwisko brzmi Sourire. Strasznie mi brakowało tworzenia nowych bohaterów, bo jednak praca z postaciami Stephenie to nie to samo, co wymyślanie kogoś od podstaw. A ja uwielbiam wymyślać! Stąd właśnie oni, ale nie tylko. Wkrótce pojawi się jeszcze ktoś :) Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za każde miłe słowo!

kirke - cierpliwości :) Jaki dar ma Lily dowiesz się już w pierwszych niemal zdaniach kolejnej części, a ona pojawi się niebawem. Poczekam tylko, aż ktoś skrobnie jakiś krótki komentarzyk pod tymi odpowiedziami, żeby mi postów nie łączyło. Także - lada chwila wszystko się wyjaśni (no, nie wszystko. Ale dar Lily owszem :) ). Pozdrawiam!

Niunia:* - nie zostawię wątku Benjamina, obiecuję! I bardzo się cieszę, że polubiłaś Claire, bo z nią także się tak szybko nie rozstaniemy. I z jej rodziną, oczywiście. Kolejna część już niebawem, poczekam tylko, jak pisałam kirke, na jakiegoś pościka, choćby najkrótszego pod tymi odpowiedziami, bo nie lubię, jak mi na siłę posty łączy. I od razu coś się pojawi. Nowa, świeża część, w której poznacie dar Lily i stanie się jeszcze kilka innych ważnych rzeczy...
Bardzo Ci dziękuję za piękne komplementy. To naprawdę nie ma znaczenia, czy komentarz jest mniej czy bardziej składny, czy coś się powtarza, czy gramatyka jest w nim mistrzowska... każdy niesłychanie mnie cieszy, więc czasem wystarczy kilka słów, a ja już się uśmiecham :) Ściskam Cię serdecznie i nie zawalaj nauki, broń Bóg!!!

Shira - kochana, ja ZAWSZE wracam :) Nie jestem świnią i nie zostawiam czytelników z niedokończonym opowiadaniem, po prostu czasem zdarzają się pewne rzeczy... pewne okoliczności odciągają mnie od pisania, dodawania postów itp. Bywa. Jednak zawsze staram się mieć zapasik nowych części, a gdy tylko mogę - dodaję je na forum. I tak będzie, obiecuję, więc niczego bać się nie musisz :) Nowa część już lada chwila i, jak się wkrótce przekonasz, nie rozstaniemy się z Gabrielem, Lily i resztą jeszcze czas jakiś. Ja też ich bardzo lubię :)
Doskonałe może niekoniecznie, ale jeśli tylko to opowiadanie wzbudza czyjeś emocje, dobrze się komuś czyta i wznieca ciekawość, to warto pisać, choćby dla tej jednej osoby. Więc je skończę. Między innymi dla Ciebie :) Pozdrawiam!

dotviline - wiem, wiem, przepraszam! Ale nie masz pojęcia, co się tu u mnie działo, istne wariactwo po prostu! Teraz upajam się chwilami błogiego spokoju i wreszcie mogę z czystym sumieniem pisać opowiadanie i dodawać posty (nawet sobie nie wyobrażasz, jak za tym tęskniłam!). Dlatego lada chwila można spodziewać się nowej części (kiedy? patrz odpowiedź dla kirke). Przepraszam raz jeszcze, kajam się i obiecuję poprawę, przynajmniej na jakiś czas :) Mam bowiem spory zapasik części do dodania Twisted Evil I niech mnie ktoś spróbuje powstrzymać! Wink

Maya
- ha, niezły pomysł :D Nawet mi nie przyszło to do głowy - Gabe i Renesmee... Ale co wtedy z Jacobem?! Wiem, że teraz jest zapomniany i zaginiony, jednak jakoś ciągle pamiętam o jego wpojeniu i chyba nie miałabym śmiałości łączyć Nessie z kimkolwiek innym. A sama uwielbiam Gabriela, znakomicie mi się tę postać tworzyło i świetnie się z nią pracuje, co pewnie będzie widać w kolejnych częściach :) Pozdrawiam Cię serdecznie!

Szarlotka - ja też lubię imię Lily i zastanawiam się, co ono w sobie takiego ma, że pojawia się w tak wielu utworach. Nawet J. K. Rowling je wykorzystała! Jest śliczne, słodkie i delikatne, ale czy to tylko o to chodzi? Grunt, że u nas też Lily zagościła, a jej dar rozpocznie kolejną część, która już lada chwila. Jest gotowa, bo mam spory zapas części, ale chcę poczekać chwilę, aż ktoś napisze choć słówko pod tymi odpowiedziami, bo inaczej połączy mi posty, a tego nie cierpię No i gratuluję przenikliwości - jestem pewna, że Cullenowie spróbują wykorzystać dar Gabriela do odnalezienia Nessie. Ale na razie nic nie zdradzam...

ajaczek - uch, straszliwie mi miło, że tak na tę część zareagowałaś! Kurczę, jak czytam takie komentarze, to zawsze jakoś przechodzi mnie dreszcz i myśl: "A co, jeśli ich wszystkich zawiodę???". Tego się boję najbardziej, że po którejś części wszystkie po kolei mnie ochrzanicie, że było nudno, monotonnie, bezsensownie albo przewidywalnie... Jednocześnie jest to dobra motywacja, owszem. Dlatego staram się, jak mogę i przelewam wszystkie pomysły na Worda jak najszybciej, żeby żaden nie uciekł. Ale gdyby kiedyś zdarzyło mi się zawieść... nie obrażaj się, dobrze? Znajdź w sobie troszkę wyrozumiałości i pozwól przedstawić sobie kolejną część, może uda mi się poprawić...
A póki co - bardzo Ci dziękuję. Podnosisz na duchu, ajaczku :)

NajNa" - fakt, nic się nie dzieje za bardzo... Przez to, że wojna z Volturi jest już właściwie nieunikniona, wszyscy czekają tylko na nią... Ale przepraszam Cię bardzo i strasznie mi przykro, że muszę to napisać - do tej wojny jeszcze trochę zostało... Naprawdę, pewne rzeczy muszą zostać opisane, a sama wojna (o ile do niej dojdzie), będzie raczej kulminacją niż tokiem akcji. Coś tam się jednak w międzyczasie zadzieje, chociaż jestem pewna, że można się zniecierpliwić, czytając to opowiadanie częściami. Łatwiej jest, gdy ma się przed sobą całą książkę i można lecieć naprzód, a nie czekać na dodanie nowego odcinka. Jednak takie prawa forum - musiałam podzielić całość na części i muszę odczekiwać jakiś czas między ich wstawianiem.
A wiesz co? Mój facet zabrał się ostatnio za sagę Stephenie i czyta teraz "Eclipse" (my czytamy po angielsku, więc wybacz brak polskiego tytułu). I wiesz, co mi powiedział ledwie wczoraj? "W tej książce ABSOLUTNIE nic się nie dzieje, a jednak całkiem dobrze się ją czyta". W sumie miał rację. Także teraz życzę Tobie tego, żeby nawet w braku akcji dobrze się czytało :) Ściskam serdecznie i pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marta_potorsia
Wilkołak



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda

PostWysłany: Pon 17:02, 28 Wrz 2009 Powrót do góry

AA! Jak to możliwe? Przeczytałam i nie skomentowałam? A byłam pewna... Zasługuję na zlinczowanie.
Rozdział znów idealnie zrównoważony - zadowalająco (nawet bardzo) długi, treść te3ż wnosi akurat tyle, ile powinna. Brawo - do tego potrzeba prawdziwego talentu.

Gabriel ma interesujący dar - nawet bardzo. Zadziwiające.
Volturi zrobili straszne rzeczy tej rodzinie. Wykastrować ich i wysterylizować za to! (qrde, no dobra, to mi nie wyszło...) To odciąć narządy rozrodcze, cokolwiek.

Czekam na ich zjazd.

Pozdrawiam, Marta.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn

PostWysłany: Pon 20:01, 28 Wrz 2009 Powrót do góry

Obiecałam - i oto jest. Nie przegapcie odpowiedzi na komentarze dwa posty wyżej. Jeszcze słówko do marty-potorsii: nic nie szkodzi, że dopiero teraz. Dla mnie najważniejsze, że ktoś, kto czyta w ogóle się kiedyś odezwie, bo wtedy nie mam poczucia, że po kilku częściach zostawia się to opowiadanie z myślą: "Eee, kiepskie. Już mi się nie chce". Dzięki za komentarz, kochana!

Aha, odcinek dedykowany jest wszystkim, którzy zagłosowali na mnie w rankingu Twilight Fanfiction. Nawet nie potrafię Wam powiedzieć, jak bardzo jestem wzruszona i wdzięczna... Trzymacie mnie w pionie i dzięki Wam to opowiadanie ciągle powstaje. Tak bardzo, bardzo dziękuję...

cz. 15

Płacz.

Wszyscy spojrzeliśmy na niewinnie wyglądającą dziewczynkę, która całym prawym bokiem przylegała do Gabriela. I wtedy Edward szeroko się uśmiechnął.
- Czy mogę...? – spytał Lily tajemniczo, a ona również się uśmiechnęła i kiwnęła głową.
Odruchowo chwyciłam Edwarda za rękaw, ale on tylko uspokajająco pogłaskał mnie po ręku i zapewnił, że wszystko jest w porządku. Potem podszedł do dziewczynki i stanął naprzeciwko niej z wyczekującą miną.
- Może wolałbyś usiąść? – zaproponowała.
Edward posłusznie przysiadł na fotelu i spoczywał na nim w pozie bardzo zrelaksowanej. Nie wyglądał na ani odrobinę zdenerwowanego tym, co miało nastąpić, czego nie dało się powiedzieć o mnie samej. Powstrzymywałam się przed gwałtownym protestem przeciwko występowaniu mojego męża jako obiektu nieznanego pokazu. Ale jednocześnie wiedziałam, że nie mam prawa protestować, bo przecież Edward sam się ochoczo do tego pokazu zgłosił. Postanowiłam mu więc zaufać, choć na dalsze poczynania Lily patrzyłam bardzo uważnie i dość niepewnie.
Ona zaś opuściła swoje miejsce przy boku Gabriela i zbliżyła się do mojego męża. Przyklęknęła przy oparciu fotela, z którego zwisała swobodnie jego dłoń, po czym leciutko, opuszkami palców musnęła wewnętrzną stronę jego nadgarstka.
A wtedy Edward momentalnie stracił przytomność.
Krzyknęłam, zupełnie już nie kontrolując własnego przerażenia. Widocznie pozostali również obserwowali wszystko w napięciu, bo Carlisle błyskawicznie przyskoczył do Edwarda i sprawdził jego puls oraz funkcje życiowe. Rozedrgana, wpiłam się w jego usta pytającym wzrokiem.
- Czy coś mu jest? – spytała w tym samym momencie Esme.
- Nie, on tylko... – Carlisle ze zdumieniem w oczach odwrócił się w naszą stronę. – No cóż... on śpi.
- Śpi?! – zakrzyknęłam gwałtownie. – To niemożliwe! Wampiry nie śpią!
- Też tak do tej pory myślałem... – mruknął Carlisle, rozwierając Edwardowi powiekę i świecąc mu w oczy maleńką latareczką. – To bardzo głęboki sen, podobny do narkozy... Ale nie dzieje mu się żadna krzywda.
Wszyscy wpatrzyliśmy się w spokojną, rozluźnioną twarz Edwarda, na której zdawał się kryć cień uśmiechu. Ja jednak nie mogłam na niego bez zdenerwowania patrzeć, bo śpiący Edward był dla mnie do tej pory czymś zupełnie niepojętym. Nigdy jeszcze nie widziałam go w takim stanie, bo widzieć nie miałam prawa. Dlatego jedyne skojarzenie na widok twarzy mojego męża w stanie uśpienia było proste – Edward nie żyje.
Otrząsnęłam się z tej myśli, ale wciąż czułam nieokreślony niepokój.
- Obudźmy go, to trochę przerażające... – poprosiłam.
Carlisle skinął głową i spróbował potrząsnąć Edwardem, ten jednak w dalszym ciągu nie zdradzał oznak życia, tylko bezwładnie spoczywał na fotelu, miarowo oddychając.
- Nie obudzi się, póki nie obudzi go Lily – wyjaśniła Claire w odpowiedzi na nasze pytające spojrzenia.
Wtedy Lily po raz kolejny przyklękła przy fotelu i otarła opuszki palców o nadgarstek Edwarda, a on natychmiast otworzył oczy i rozejrzał się po pokoju z nieco zaskoczoną miną nagle wybudzonego ze snu człowieka. Po chwili jego lekko zamglone tęczówki odzyskały blask i Edward cicho się roześmiał. Najwyraźniej właśnie obserwował całą sytuację w myślach Carlisle’a.
- Mój Boże, już zapomniałem, jakie to było przyjemne... – powiedział z uśmiechem, przeciągając się jak najprawdziwszy człowiek.
- Śniłeś? – spytała nagle Esme.
- Nie pamiętam, ale... możliwe, że tak – przyznał, zdziwiony pytaniem i własną reakcją.
Upewniwszy się, że Edwardowi nic absolutnie nie dolega, przeniosłam wzrok na Lily, która znów zajęła swoje miejsce przy boku Gabriela. Uśmiechała się spokojnie, patrząc, jak Edward dochodzi do siebie. Nie wyglądała na groźną istotę, pozbawiającą wampiry przytomności. Wyglądała raczej na dobrą wróżkę, która potrafi choć na trochę przywrócić nam jedną z cech ludzkich, za którymi tak bardzo tęskniliśmy. A jej delikatna buzia nie nosiła żadnej oznaki satysfakcji czy złośliwości. Była łagodna i szczera.
- Jestem pod wielkim wrażeniem... – przyznał Carlisle. – To rewiduje nasz pogląd na właściwości wampirów. Jak wspomniałem, wszyscy są przekonani, że nie jesteśmy zdolni do snu...
- Każda istota jest zdolna do snu – powiedziała łagodnie Lily. – Ale większości stworzeń sen jest potrzebny do regeneracji zmęczonego organizmu, a wampiry nigdy nie będą na tyle zmęczone, by ich ciało zasnęło. Stąd stałe czuwanie.
- Czy ty... – Emmett wyraźnie zawahał się przed zadaniem pytania. – Czy odbierasz siły? To dlatego Edward zasnął? Sprawiłaś, że był zmęczony?
- Nie, ja tylko, hmm... powiedzmy, że podałam środek nasenny – uśmiechnęła się dziewczynka. – On działa bez względu na to, czy chce ci się spać, czy nie. Ale Edward powinien być teraz rześki i wypoczęty, prawda?
Edward z uśmiechem skinął głową.
- Nigdy nie czułem się lepiej – stwierdził.
- To dlatego, że wprowadziłam cię od razu w głęboką fazę snu – wyjaśniła. – Mogę też utrzymywać człowieka lub wampira w fazie rem, kiedy śni, ale nie wypoczywa i budzi się otumaniony i zmęczony.
Carlisle jeszcze raz obejrzał tęczówki Edwarda za pomocą latareczki, sprawdził jego puls i odruchy, po czym, kręcąc głową, wstał i z podziwem spojrzał na Lily. Uśmiechnęła się do niego.
Szybko zdaliśmy sobie sprawę z możliwości, jakie jej dar stwarzał. Dzięki niej moglibyśmy w ogromnej mierze uniknąć walki i zabijania, a unieszkodliwiać przeciwników w zupełnie inny sposób. Niezdolni do samodzielnego wybudzenia się, byliby zupełnie niegroźni, a my bez przeszkód moglibyśmy uwolnić naszych bliskich z Volterry. Wystarczyło ulotne dotknięcie palców Lily. Kto wie, może to właśnie ono uchroni Edwarda przed stoczeniem tego jednego pojedynku, w którym mógłby zginąć? O tak, należało z całą pewnością wykorzystać umiejętności dziewczynki.
Widocznie Carlisle myślał tak samo, bo więcej już nie zaprotestował przeciwko dołączeniu do nas całej rodziny, która w ostatnim akcie szacunku do Louisa przejęła jego nazwisko – Sourire. Edward na tę wiadomość uśmiechnął się szeroko, co potraktowałam jako dobry znak. Francuskie sourire znaczyło właśnie uśmiech...
Zapakowaliśmy się ostatecznie do trzech samochodów, a kierowcami byli Edward, Carlisle i Gabriel. Do Forks było co prawda już bardzo niedaleko, jednak mieliśmy jeszcze wstąpić w jedno miejsce na obrzeżach parku narodowego Shenandoah i sprawdzić wiodącego pustelniczy tryb życia człowieka. Szczęście nam na razie dopisywało, bo niebo było pochmurne i nie stwarzało przeszkód do poruszania się wśród ludzi. Bez problemów dotarliśmy do Waterford, gdzie tuż przy krawędzi lasu stała samotna chatka ze zmurszałego nieco drewna. Uznaliśmy, że nie ma sensu szukać teraz autorki posta, bo tylko to miejsce pasowało do podanego przez nią opisu. Szybko zresztą upewniliśmy się, że właśnie tam mieszka strażnik parku.
Choć chatka uginała się ku ziemi pod ciężarem czasu i atakujących żywiołów, w przedziwny sposób przypomniała mi o naszym kamiennym domku, do którego było przecież tak niedaleko. Wilgotny zapach lasu, jeziora i omszałych głazów zakręcił mi w głowie i wzbudził taką tęsknotę, że znowu ścisnęło mi się serce. Całą piersią chłonęłam żywiczne aromaty pni, którymi otoczona była chatka, a które dźwigały ogromne, rozłożyste korony iglaków, chroniące dach chatki przed zalaniem falą deszczu. Choć teraz było pochmurno i raczej chłodno, mogłam sobie z łatwością wyobrazić złote promienie słońca, ślizgające się po ciemnozielonych gałęziach i przebijające przez nie migoczącymi plamkami. Dokładnie tak, jak było w Forks, przed naszym kochanym domkiem...
Oddałam się wspomnieniom, podczas gdy Carlisle i Edward coś cicho do siebie mruczeli. Dopiero po chwili zauważyłam, że mają raczej niewyraźne miny i wsłuchałam się w ich rozmowę.
- ...wampir, bez dwóch zdań – mówił właśnie mój mąż. – Ale z całą pewnością nie ma go w domu. No, chyba że nie słyszę jego myśli, tak jak myśli Belli.
- Mało prawdopodobne... – mruknął Carlisle, pukając do drzwi jeszcze raz, na wszelki wypadek.
Nie usłyszeliśmy żadnych kroków ani ruchu wewnątrz chatki, ale zmurszałe drewno ustąpiło pod palcami Carlisle’a i wejście nagle stanęło otworem. Popatrzyliśmy po sobie pytająco.
- Nie powinniśmy wchodzić do cudzego domu – zmarszczyła brwi Esme.
- I tak się dowie, że tu byliśmy – mruknął Emmett, trącając palcem przerdzewiały zamek, zupełnie już nieprzydatny. – Moglibyśmy sprawdzić, z kim mamy do czynienia.
- On jest sześćdziesiąt dwie mile na zachód stąd – powiedział nagle Gabriel. – Ciągle się porusza, może poluje, bo jest przy nim jakieś zwierzę... sarna...
- Może tam pobiegnę? – zaproponował Edward.
- Nie, nie mamy na to czasu – Carlisle potrząsnął głową i zamyślił się na moment. – Sądzę, że powinniśmy zostawić mu kartkę z przeprosinami za zepsute drzwi. Napiszę, że odwiedzę go jutro i zapłacę za szkody.
Tak też zrobiliśmy. Carlisle szybko sporządził krótką notatkę, a papier wetknął między framugę a drzwi, które Emmett osadził z powrotem na ile się dało. Potem wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy już w swoją stronę. Gnała nas tęsknota za domem i myśl, że w każdej chwili może się tam zjawić pierwszy, gotowy do pomocy gość.
Im bardziej zbliżaliśmy się do Forks, tym większą czułam chęć, aby opuścić samochód i pognać do domu co sił w nogach. W ten sposób byłabym tam o wiele szybciej i już mogłabym szukać zapachu Renesmee, próbować odnaleźć tropy, które inni przeoczyli i przytulić jej dziecięcy kocyk. Byłam pewna, że jako matka jestem bardziej wyczulona na zapach mojej córeczki i, choć to absurdalne, nawet teraz, po piętnastu latach, znajdę jej ślad. Jednak siedziałam cicho przy boku Edwarda i nieświadomie napierałam prawą stopą w podłogę samochodu, jakbym dociskała pedał gazu. Jeszcze tylko kilkanaście mil, jeszcze dziesięć, jeszcze tylko kilka... O mało nie krzyknęłam z radości, gdy przed sobą zobaczyłam zakręt w leśną drogę, która prowadziła w jedno już tylko miejsce.
Dotarliśmy tam pierwsi. Carlisle i Gabriel zostali odrobinę w tyle, ale dogonili nas szybko, bo gdy wreszcie ujrzałam dom moich wspomnień, skamieniałam i nie potrafiłam się poruszyć. Drgnęłam dopiero na dźwięk trzasku zamykanych przez Emmetta drzwiczek i przeniosłam niewidzący wzrok na pozostałych.
- Esme... – szepnęłam prosząco, jakbym chciała, żeby odwróciła bieg wydarzeń.
Ale ona nic nie mogła zrobić. Też stała i smutnym wzrokiem obejmowała dom, w którym przeżyła tyle szczęśliwych chwil, a który teraz...
No cóż, teraz ten dom był ruiną. Niegdyś białe, lśniące ściany teraz miały przygnębiający odcień szarości, wzmożonej dodatkowo sinymi smugami, które pozostawiły liczne deszcze i ulewy. W połowie okien nie było szyb, a w pozostałych szyby te dawno już utraciły przejrzystość. Brudne szkło nie słało żadnych refleksów i wyglądało jak puste, ślepe oczodoły niegdyś pięknego domu. Otłuczone, pęknięte drzwi już dawno przestały bronić dostępu do środka, najwyraźniej pozbawione swojej funkcji przez brutalnego włamywacza. Obok nich, w ścianie domu widniało wgłębienie. Wyglądało to tak, jakby ktoś ze złością uderzył tam pięścią i prawdopodobnie tak właśnie było. Nasz ukochany dom musiał zostać przeszukany przez sługi Volturi, a teraz zniszczenia odebrały mu cały urok. Na ten widok zachciało mi się schować głowę w dłoniach i gorzko zapłakać.
- No cóż, nie jest jeszcze tak źle – powiedział wesoło Carlisle, a ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – Ciągle mamy dach.
Esme parsknęła śmiechem.
- Masz rację, kochany – uśmiechnęła się. – Nie ma co stać i biadać, trzeba wziąć się do roboty. Wszystkie te szkody da się naprawić!
Ich dzielny, pogodny ton dodał mi sił. Choć jeszcze nigdy wcześniej świadomość minionego czasu aż tak bardzo mnie nie przytłoczyła, zebrałam się w sobie i postanowiłam stawić czoła wszystkiemu. To głupie i dziecinne, przejmować się stanem jakiegoś budynku, podczas gdy połowa rodziny zaginęła i potrzebuje pomocy, ale ten dom był dla mnie symbolem trwałości, opoką i wspomnieniem szczęścia, które miało trwać wiecznie. Jego zniszczenie przez chwilę przyprawiło mnie o ciarki, jakby całe to szczęście runęło wraz z wybitymi oknami i brudem ścian.
Ale to ludzie budowali dom. To oni sprawiali, że budynek stawał się tym domem. I Esme była tu najlepszym przykładem. Natychmiast zakasała rękawy i przydzieliła nam zadania, poczynając od najważniejszego:
- Bella! Edward! Wy pobiegnijcie do kamiennego domku i sprawdźcie jego stan, a potem wróćcie tutaj – zarządziła. – Emmett i Carlisle, możecie od razu zabrać się za mycie ścian i wybite okna.
- Gabriel, mógłbyś pójść z nami? – poprosiłam cicho, mając w tym swój cel.
Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale przytaknął i we trójkę ruszyliśmy w stronę rzeki. Zdążyłam jeszcze usłyszeć, jak Claire i Naima oferują swoją pomoc w sprzątaniu, a Lily od razu deklaruje mycie okien.
- Bardzo lubię przywracać szkłu przejrzystość – wyjaśniła z uśmiechem zakłopotanej Esme.
My zaś zniknęliśmy wkrótce za drzewami i wystarczyło kilkanaście sekund, a już byliśmy przed kamiennym domkiem.
Tym razem byłam przygotowana na zniszczenia, ale tu nie były one tak widowiskowe. Mocne, kamienne ściany wytrzymały napór czasu i wyglądały właściwie tak, jak kiedyś, choć na pewno wymagały czyszczenia. Ścieżka oraz ogródek zarosły trawą i chwastami, jednak nie wyglądało to tak źle. Tu też brakowało w oknach kilku szyb, drzwi nosiły ślady włamania, a w środku panował nieprawdopodobny bałagan, jednak mogłam to przeboleć, bo w tej chwili szok mi już minął. Najważniejsze było co innego.
Błyskawicznie przeszukałam wzrokiem całe wnętrze domku i odnalazłam jasnobłękitny, mięciutki kocyk, którym otulałam na noc Renesmee. Był brudny, poszarpany i nadgryziony przez mole, ale i tak chwyciłam go chciwie i wtuliłam w niego nos. Ledwie zaciągnęłam się po raz pierwszy, wyczułam słabiutką nutkę aromatu, do którego tęskniłam od chwili zobaczenia Carlisle’a i Esme, a może nawet o wiele dłużej... Moja córeczka, moja ukochana Renesmee, moja Nessie...
Przymknęłam oczy, chcąc wchłonąć w siebie ten zapach, przyjąć go do wnętrza i już nigdy nie wypuścić z rąk. Słodka buzia Renesmee stanęła mi przed oczami jak żywa i znowu do oczu napłynęły łzy. Ten kocyk nagle wydał mi się relikwią i gdyby nie konieczność, nigdy nie podzieliłabym się nim z obcym człowiekiem. Tym razem jednak było to nieodzowne.
Podeszłam do Gabriela powoli. Widocznie już się domyślił, o co chcę go prosić, bo od razu wyciągnął do mnie rękę i wyczekująco patrzył mi w oczy. Niechętnie podałam mu kocyk, starając się jednak ciągle dotykać choć rogu tkaniny. Patrzyłam jak zbliża go do nosa i lekko wciąga powietrze, a potem unosi brwi.
- Gdzie ona jest?! – spytałam niecierpliwie.
- Bella... – zaczął, a mi od razu stanęło serce. Takie rozpoczęcie zdania nie mogło znaczyć nic dobrego. – Bella, tylko spokojnie, wysłuchaj mnie...
Ale mi już szumiało w uszach, już ciemniało mi przed oczami. Już wiedziałam, że moja nadzieja runęła i nie dowiem się teraz żadnej z rzeczy, na które tak liczyłam...
Edward podszedł do mnie od tyłu i objął mnie ramionami, uspokajająco wtulając nos w czubek mojej głowy. On już wiedział, ja jeszcze nie. Ale musiałam to usłyszeć, musiałam wiedzieć na pewno.
- Ten zapach jest bardzo stary... – tłumaczył Gabriel. – Mogę się mylić, może to oznaczać zupełnie co innego... Nie wolno nam przestać szukać...
- Powiedz, co czujesz – powiedziałam głucho. – Muszę to usłyszeć. Powiedz mi to na głos.
Gabriel zawahał się, ale Edward kiwnął mu delikatnie głową, a jednocześnie mocno ścisnął mnie za rękę. Wtedy te straszne, te ohydne i złe słowa wreszcie padły:
- Takiej osoby nie ma w tej chwili na świecie...


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Nelennie.
Zły wampir



Dołączył: 27 Kwi 2009
Posty: 289
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: tak bardzo Wrocław

PostWysłany: Pon 20:16, 28 Wrz 2009 Powrót do góry

O. Boże. Nie. Ma. Renesmee?!
Serce mi stanęło jak to przeczytałam. Biedna Bell i Ed. Choć ja mam jeszcze cicha nadzieję, że to dla tego, że zapach jest stary...
Świetny dar wymysliłaś dla Lili. Co do niej - jest taka słodka. "Ale ja lubię ptzywracać szkłu przejrzystość." - przd oczami stoi mi takie małe , słodkie dziecko...
Ten faciu, co był na polowaniu... nie Benjamin?
Bo zapachu nie poznali.
Ok. Miałam sie uczyc fizyki, ale nie mogłam nie skomentować...
veeny! Pozdr.
N.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 20:17, 28 Wrz 2009 Powrót do góry

jestem chyba pierwsza więc od razu z grubej rury...

to jest świetne ! jak zwykle zresztą...
ale muszę się poskarżyć - ponownie mnie torturujesz... co będzie dalej... co znaczy nie ma na świecie ?!

ja tu umieram :P z ciekawości i wścibstwa...

znowu wprowadziłaś ten uroczy klimat... :) dziękuję :)

pozdr.
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nellkamorelka
Wilkołak



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Pon 20:54, 28 Wrz 2009 Powrót do góry

Szczerze mówiąc to mój pierwszy komentarz, ale nie potrafiłam się już powstrzymać:) To naprawdę cudowne opowiadania - zaskakujące, pełne niespodzianek, a jednocześnie tak bliskie każdemu, kto choć raz przeczytał Sagę Zmierzchu...
naprawdę gratuluję pomysłu, stylu, który mnie wprost zachwycił:)na każdy rozdział czekam z zapartym tchem i każdy pochłaniam dosłownie w ciągu kilku minut, czasami kilkakrotnie:)
jestem Twoją zagorzałą fanką i życzę dalszej weny, a przede wszystkim z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały:)
Pozdrawiam serdecznie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:59, 28 Wrz 2009 Powrót do góry

Uhh... Ale mi głupio.. Nie komentowałam od jakiś... 2 rozdziałów? Trzech? No, w każdym razie O WIELE za dużo.
Kiedy przeczytałam ten Twój wstęp, to ... masakrycznie głupio mi się zrobiło. Bo czytam cały czas i NIGDY nie będę uważała tak
Cytat:
"Eee, kiepskie. Już mi się nie chce".

Nigdy, nigdy przenigdy Wink
Przepraszam i obiecuję poprawę Wink

A teraz do rozdziału :

Koniec mnie zaskoczył. Jakoś podświadomie uważałam, że to właśnie Reneesme jest powodem tej całej tragedii. Nie wiem czemu, nie mam gotowej teorii, ale jakoś tak... W końcu to rzadko spotykana "postać". A tu zong... Ale zastanowiło mnie tutaj jedno...
Cytat:
Takiej osoby nie ma w tej chwili na świecie...

Nie śmiej się ze mnie ale zwróciłam uwagę na słowa " w tej chwili. " Powiedział to po to, żeby pocieszyć Bellę? Przecież takie pocieszenie jest bez sensu.. Przypadek ci się wkradł? Hmm... Albo to nie ma żadnego znaczenia?
I coś jeszcze. "Takiej osoby". Ok, nie ma Nessie człowiekowapira ( zapomniałam tej nazwy Embarassed ) ale przecież po tym czasie powinna być już Nessie - wampir. I według mnie zmieni zapach. Czyli dar Gabriela może nie działać.

Ej, ej. Ale w takim razie mogą zobaczyć czy Jasper żyje! I Rosalie! I Alice! Mogą, prawda? Nareszcieeee!

Dar Lily zaskoczył mnie całkowicie. Spodziewałabym się różnych rzeczy ale nigdy czegoś takiego. I to właśnie u Ciebie kocham.

Zawsze chciałabym walnąć Ci taki mega komentarz a zawsze wychodzi mi tak krótko. Ale chyba zawarłam to co najważniejsze...

Z ogromną niecierpliwością czekam na kontynację.
Pozdrawiam! ;*
B.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mells dnia Pią 19:41, 02 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
NiepoprawnaRomantyczka
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Lip 2009
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 14:16, 29 Wrz 2009 Powrót do góry

Przepraszam za zaniedbanie i teraz skomentuje dwa ostatnie rozdziały.
Ostatni rozdział bardzo różni się od poprzedniego. Jest taki melancholijny, spokojny, wręcz smutny. Bella musiała czuć się bardzo przygnębiona, gdy zobaczyła swój zniszczony dom. Dom, w którym przeżyła tyle miłych i przyjemnych chwil. W tym momencie skojarzyło mi się to odrobinę z tym fragmentem "Księżyca w nowiu" kiedy to pojechała do mieszkania Cullenów z nadzieją wywołania omamów. To mogłoby być formą powtórki z rozrywki. A na koniec jeszcze szokująca wiadomość o Renesmee. To musiał być dla niej koszmar. Wszystko w co wierzyła, wszystko w czym pokładała nadzieje w jednej sekundzie się rozmyło. W połączeniu z taką wiadomością wszystko traci sens, nawet tak obiecujący sprzymierzeńcy.
Podobają mi się nowi bohaterowie. Gabriel jest bardzo intrygującą postacią. Zarówno zbuntowany jak i ogromnie wrażliwy. Ideał Wink Podoba mi się dar Lily. Mnie coś takiego na pewno by się przydało. Krótki sen po którym budzę się wypoczęta ;>? Brzmi jak fantastyczny sposób na przyswojenie dużej porcji materiału w krótkim czasie ^^
Brakuje mi tu trochę relacji między Bellą i Edwardem. Wydaje mi się, że są tak jakby obok siebie, ale nie ze sobą, ale może po prostu za dużo się naczytałam pani Meyer Wink
Czekam na nowy odcinek i przepraszam za chaos w moim rozumowaniu, ale właśnie to szkoła robi z człowiekiem Wink
Pozdrowienia
NR


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin