FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 O brzasku [Z] >>25: Trybunał<< 20 I 2011 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Maryś=*
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wolne Miasto

PostWysłany: Sob 22:01, 20 Cze 2009 Powrót do góry

Sama jesteś nieudolnie zaszyfrowane!!, to raz.
To nie żadne podpowiedzi!!, to dwa.
A mi się moja bajka podoba, ma fajny, oryginalny morał :P , to trzy.
Mi też się podoba mój avatar, to cztery.
I, żeby było ładnie do pięciu, nie mylisz się co do mojej ulubionej części. Choć uwielbiam też, jakby to powiedzieć, kolejną kolejną :P W sensie nie następną, tylko kolejną po następnej. Dlaczego, to Ci napiszę w komentarzu pod ową częścią. W sumie mam dwie ulu-ulu-ulubione części (ulu-ulu bo bardzo ulubione) :P I jeszcze więcej ulubionych tekstów :P Nie tylko śmiesznych bo są też takie, że tak powiem, że się oczy szeroko otwierają i się myśli: "O cholera, to jest świetne". Myślę tu zwłaszcza o jednym :) Ale wsuwam kaganiec (nie jem, nasuwam :P ), nie żeby mnie to porównanie nie dotknęło :P :P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn

PostWysłany: Śro 15:10, 24 Cze 2009 Powrót do góry

Chłód poranka.

Droga do New Jersey jeszcze nigdy nie upłynęła mi tak szybko. Nawet pomimo faktu, że wampiry prowadziły samochód dużo szybciej niż ludzie, dotarliśmy do Milmay w oszałamiająco krótkim czasie. A może to wrażenie było spowodowane przez moje zdenerwowanie, bo plan Carlisle'a był mimo wszystko dość ryzykowny.
Seth i Leah zajęli się Stephenie. Razem z nią pojechali do wynajętego w tajemnicy mieszkania i tam mieli zostać aż do otrzymania sygnału od Cullenów. My tymczasem przegrupowaliśmy się na dwa samochody i udaliśmy do New Jersey jak najszybciej się dało. Robert siedział na tylnym siedzeniu własnego samochodu, który chwilowo prowadził Emmett, bo jego umiejętności pozwalały na dużo szybszą jazdę. Ja zajmowałam fotel pasażera i pustymi oczami wpatrywałam się w drogę przed sobą. W tylnym lusterku widziałam światła samochodu Carlisle'a, który razem z Esme siedział nam na ogonie. Zaczynało świtać i pierwsze promienie słońca dosięgły samochodów w chwili, gdy dojeżdżaliśmy do Milmay, więc Emmett zamknął uchylone wcześniej okno. Na szczęście szyby w samochodzie Roberta też były przyciemniane, nie tyle ze względu na mnie, ile raczej na jego sławę. Tak czy inaczej, nam bardzo się to przydało.
Na granicy miasta Robert i Emmett zamienili się miejscami. Dużo wolniej podjechaliśmy pod budynek, który jeszcze wczoraj uznawałam za własny dom. Nerwy dopadły mnie jak zwykle, ale sama zauważyłam, że są dużo mniejsze niż wcześniej i nie łączą się z sensacjami żołądkowymi. Razem z uświadomieniem sobie własnej tożsamości, przyszło do mnie pewne wyciszenie. Wydawało mi się wręcz, że gdyby nie lata spędzone w fałszywie ludzkiej powłoce, w tej chwili byłabym zupełnie spokojna. Robert uścisnął przyjacielsko moją dłoń i wysiadł z auta. Jego ruchy były wyważone i całkiem normalne, bez najmniejszej oznaki stresu, a przecież musiał się denerwować, wiedząc, że niemal nad karkami dyszą nam wrogie wampiry. Nie wiedziałam, czy to jego zdolności aktorskie czy prawdziwa odwaga. Grunt, że zupełnie spokojnie przeszedł na drugą stronę samochodu i otworzył przede mną drzwi, uprzednio rozkładając nad nimi przygotowany wcześniej parasol. Wysiadając, upewniłam się, czy przez przyciemniane tylne szyby na pewno nie widać nawet konturu Emmetta. Ale wszystko wydawało się być w porządku.
Drzwi domu otworzyły się jeszcze zanim Robert zdążył zatrzasnąć za mną drzwiczki.
- Kahlan! - zawołała kobieta, do której tyle lat mówiłam „mamo”. - Kochani! Jak się cieszę, że jesteście!
Spróbowałam się radośnie uśmiechnąć. Byłam dużo słabszą aktorką niż Robert, więc nie wyszło to specjalnie przekonująco i na twarzy mojej niby-matki dostrzegłam cień zdziwienia i wątpliwości. Na szczęście znałam swoje słabości i na taki wypadek przygotowaliśmy dość wiarygodną wersję wydarzeń.
- Cześć, mamo – odparłam, jak mogłam najswobodniej.
- Dzień dobry – powitał ją uprzejmie Robert. - Jesteśmy właściwie tylko przejazdem, Kahlan musiała wpaść do domu i wypłakać się na własnym łóżku. Choć JA uważam, że niepotrzebnie.
- Jak to? Co się stało? - spytała z obłudną troską kobieta, a w jej głosie wyczułam cień podejrzliwości.
- Daj spokój – skrzywiłam się. - Nie widziałaś wczorajszego wywiadu?! Kompletna porażka!
Odetchnęła z ulgą i roześmiała się. Kiedyś bym tego pewnie nie zauważyła, ale wyczulony, nieludzki słuch wychwycił sztuczność tego śmiechu. Nie wiem, jak widział to Robert, jednak on zachował stoicki spokój i uśmiechnął się pobłażliwie.
- Stale jej powtarzam, że wcale nie było tak źle! - pokręcił głową w bardzo przekonującym rozbawieniu. - Publiczność była nią zachwycona i nikt nie zauważył tego potknięcia.
- Jakiego potknięcia? - zdziwiła się moja matka.
- No widzisz?! - powiedział mi Robert.
- Tylko tak mówicie! - wybuchnęłam. - Nie powinnam się pchać do telewizji! Już nigdy w życiu nie dam się namówić na taką bzdurę! A teraz: moglibyśmy wejść do środka? Mam dość tego parasola, a słońce się przesuwa.
- Oczywiście, oczywiście... - zakrzątnęła się moja matka.
Weszliśmy do domu. Zatrzymałam się przy wejściu na trochę dłużej, żeby mieć pewność, że drzwi nie zostaną zamknięte na zasuwę. Już po chwili musiałam przyznać się sama przed sobą, że sporą trudność sprawia mi udawanie oddychania.
- A gdzie tata? - spytałam, rozglądając się po salonie.
- Wyjechał na dwa dni – odparła gładko moja matka, kierując się do kuchni. - Jakaś delegacja. Napijecie się czegoś?
- Nie, dzięki – skrzywiłam się. - Wolę pójść do siebie i zatonąć we łzach, kiedy nikt mnie nie będzie widział!
- Uch, no to idź, ale nie przesadzaj – westchnął teatralnie Robert. - A ja chętnie napiję się mrożonej herbaty. U pani zawsze jest rewelacyjna!
Słyszałam ich rozmowę nawet ze swojego pokoju. Ciemne rolety były tu zawsze zasłonięte, więc panował w nim duszny półmrok, ale dla mnie nie stanowiło to problemu. Już nawet pomijając moje wyostrzone zmysły, znałam ten pokój jak własną kieszeń. Spędziłam w nim długie, samotne godziny, martwiąc się głupimi szkolnymi problemami lub własną chorobą. Błyskawicznie odnalazłam naszyjnik z kryształem i wsunęłam go bezpiecznie do kieszeni spodni. Wzięłam jeszcze kilka drobiazgów, które były dla mnie ważne podczas ostatnich piętnastu lat. Ciągle nie mogłam uwierzyć, że wszystkie one były kłamstwem. Każde wspomnienie z dzieciństwa zostało mi wmówione lub wpuszczone do głowy przez zupełnie obcą osobę. Prawdopodobnie kilka razy zmieniałam liceum, nawet tego nie pamiętając, bo przecież nie mogłam tyle lat uczyć się jak zwykły człowiek, pozostając niezauważoną przez nikogo. Musieliśmy się przenosić, zmieniać otoczenie, a ja nic z tego nie pamiętałam. Wydawało mi się, że mieszkam tu całe życie i skończyłam tylko jedną szkołę średnią, a teraz odpoczywałam na przedłużonych wakacjach. Gdybym nie poznała Roberta i nie stała się osobą publiczną, pewnie poszłabym teraz na studia. Albo znowu wykasowano by mi wspomnienia i czasy nowego liceum zaczęłyby się od początku. Ciekawe, co planowali w tej sytuacji... Czy miałam za kilka lat zniknąć z mediów przez zaaranżowanie jakiegoś wypadku? Czy zamknęliby mnie w ciemnej komórce każąc wierzyć, że żyję w normalnym miasteczku? Nie trzeba było daleko szukać, Alec mógłby to bez problemu zrobić...
Wzdrygnęłam się na samą myśl o okrutnych planach Volturi. A jednocześnie zastanawiające było, dlaczego oni mnie właściwie nie zabili? Czy naprawdę było we mnie coś wyjątkowego poza lśniącą jak diamenty skórą i nadzwyczajnie ostrymi zmysłami, które dla nich nie były niczym specjalnym?
Właściwie już skończyłam pakowanie i mogłam schodzić na dół. Wytłumaczyłabym, że nawet tu nie potrafię się wypłakać i że równie dobrze możemy już z Robertem jechać. Wcale nie miałam ochoty siedzieć w tym domu dłużej, zwłaszcza teraz, kiedy wiedziałam o jego zakłamaniu i spieszyło mi się do odnalezienia swoich bliskich. Ale jedna rzecz kusiła mnie niepomiernie...
Wahałam się jeszcze przez chwilę. Nie powinnam tego robić, ale musiałam zobaczyć to na własne oczy. Czułam, że to będzie ostateczny dowód i po tym już nie będzie odwrotu. Zastanowienie trwało może kilka sekund, po czym zdecydowanym krokiem podeszłam do okna i uchyliłam roletę. Niewiele, tylko o parę centymetrów. Ale wystarczyło, żeby ostre promienie słońca wpadły do środka i łagodnie położyły się na moim przedramieniu.
Zaskrzyło przepięknie. Oślepiająca biel łączyła się z mikroskopijnymi drobinkami w tęczowych barwach i błyskiem odbitego światła. Natychmiast przypomniał mi się moment, gdy po raz pierwszy zobaczyłam ten olśniewający widok, nie u siebie, ale u człowieka, którego kochałam najbardziej na świecie. Człowieka, który teraz nawet nie pamiętał o moim istnieniu...
Gwałtownie ściągnęłam roletę z powrotem w dół i zbiegłam ze schodów, dla pewności zaciskając jeszcze palce na twardych konturach kryształu poprzez dżins spodni. Był na swoim miejscu, bezpieczny. Teraz już nic nie zdoła mi przeszkodzić w odnalezieniu Edwarda, a wspólnie na pewno odzyskamy naszą córeczkę, gdziekolwiek by nie była.
- To na nic, nawet moje łóżko nie jest w stanie mnie ukoić – zawołałam dramatycznie, wchodząc do salonu. - Równie dobrze możemy jechać dalej. Ale dzięki za wszystko, mamo.
Dopiero wtedy na nią spojrzałam. O ten ułamek sekundy za późno, żeby zdać sobie sprawę z niebezpieczeństwa, bo w tym momencie wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Na twarzy mojej matki nie było zwykłego uśmiechu, tylko nienawistna wściekłość, której jeszcze nigdy przedtem u niej nie widziałam. Zanim zdążyłam pomyśleć, już czyjeś silne, żylaste ramiona ścisnęły mnie tak mocno, że niemal czułam pękające żebro. Kątem oka wychwyciłam strach na twarzy Roberta, którego w identyczny sposób ściskał potężny, szkarłatnooki wampir.
Próbowałam się wyrwać, ale nie zdało się to na nic. Mój oprawca był zdecydowanie silniejszy i bardziej zawzięty, a jego uścisk zdawał się nie do rozerwania. Z przerażeniem zobaczyłam, ze zęby tego drugiego zbliżają się do szyi Roberta.
- Nie! - krzyknęłam i rozpaczliwie odepchnęłam się nogami od krawędzi ciężkiej sofy.
Odrzuciło mnie do tyłu, wraz z unieruchamiającym mnie wampirem, który całą powierzchnią pleców wbił się w ścianę salonu. Sofa zaś ruszyła w drugą stronę, podcinając nogi przeciwnikowi Roberta w ten sposób, że nagle oni obaj znaleźli się na niej w pozycji siedzącej, nadal spleceni w potężnym uścisku. Ten moment wystarczył jednak, żeby zęby potężnego wampira kłapnęły w powietrzu, o niecałe pięć centymetrów od tętnicy Roberta.
Próbowałam wykorzystać zamieszanie i uwolnić się ze ścisłego chwytu swojego przeciwnika, jednak on trzymał mnie jeszcze mocniej, uniemożliwiając teraz jakikolwiek ruch. Drugi wampir znowu zamierzał wgryźć się w mojego przyjaciela i wyglądało na to, że już nic nie będzie w stanie mu przeszkodzić, gdy nagle znikąd pojawił się nad nim Emmett.
Błyskawicznie uchwycił wielkie ramiona potwora i odciągnął je na boki, uwalniając Roberta z ich śmiertelnych objęć. Nie szło mu to nadmiernie łatwo, bo wampir był ogromny i niezwykle silny, ale Emmett był dla niego godnym przeciwnikiem. Obaj zwarli się w miażdżącym chwycie i runęli na ziemię z takim łomotem, że domek zatrząsł się w posadach. Kaszlący i dławiący się Robert na krótką chwilę opadł na kolana i przeczołgał się ku kuchni. Na jego szyi dojrzałam paskudnie czerwony ślad, który za kilka godzin miał przejść w zasinienie. Cud, że wampir całkowicie nie zmiażdżył mu tchawicy.
Wściekła, pochyliłam głowę jak najmocniej mogłam i zębami wyszarpnęłam kawał trzymającego mnie przedramienia. Wampir zawył, ale jego uścisk zelżał tylko odrobinę, więc nadal nie mogłam mu się wyrwać. Za to poczułam jego oddech na swoim karku i już wiedziałam, że zamierza mnie teraz zabić, bez względu na to, jakie rozkazy dostał od swoich panów. Brzeg jego ostrych zębów drapnął mnie po szyi, więc odruchowo zacisnęłam oczy i czekałam na nieuniknione. Nie miałam najmniejszych szans...
Czekałam całą długą sekundę i nic się nie wydarzyło. Zdziwiona, uchyliłam powieki. Dla wampira sekunda to więcej niż dość, aby wykończyć swojego przeciwnika, czemu więc nadal żyłam? Z wysiłkiem odwróciłam głowę i zobaczyłam, że trzyma mnie jedynie zaciśnięty w skurczu, zdekapitowany tułów, a czaszka wampira toczy się bezładnie po podłodze. Obok stał skupiony Carlisle, a jego zęby ociekały bordową posoką.
Natychmiast wyrwałam się z pośmiertnego uścisku resztek mojego przeciwnika i podbiegłam do Roberta. Oddychał już, choć nadal chrapliwie i nierówno, więc tylko przeniosłam go odrobinę dalej i od razu podniosłam głowę, żeby ogarnąć spojrzeniem pole walki. Emmett nadal siłował się z potężnym wampirem, ale Carlisle już do nich podbiegał. Za to moja domniemana matka najwyraźniej spanikowała, bo rzuciła się do ucieczki ku tylnym drzwiom. Dogoniłam ją bez trudu i błyskawicznie związałam lnianym, białym obrusem, ściągniętym z dużego stołu. Wrzeszczała, więc zakneblowałam jej usta jedną z serwetek. Kiedy skończyłam, Emmett już trzymał swojego przeciwnika w pewnym chwycie, a Carlisle stał przed nim i ściskał mu gardło.
- Umrzesz – uświadomił mu spokojnie, choć wyczułam w jego głosie cień rezygnacji. - Ale masz szansę naprawić swoje grzechy. Powiedz, kto cię tu przysłał.
- Zdychaj, zdrajco... - wypluł z siebie wampir, patrząc na Carlisle'a z nienawiścią.
- Volturi wysłali cię do śledzenia Belli? - zapytał jeszcze Carlisle, ale widać było, że nie ma nadziei na odpowiedź.
- Zdychajcie wszyscy, plugawe... - wampir nie skończył, bo Carlisle jednym szarpnięciem oderwał mu głowę.
W salonie zrobiło się cicho, jeśli nie liczyć chrapliwego oddechu Roberta i jęków mojej fałszywej matki. Carlisle i Emmett polecili mi z nimi zostać, a sami błyskawicznie wynieśli z domu ciała dwóch pokonanych wampirów. Po chwili z tylnego ogródka dobiegł mnie zapach spalenizny.
Pomogłam Robertowi wstać i przyniosłam mu szklankę wody. Z ulgą stwierdziłam, że może przełykać, więc nie było żadnego poważniejszego uszkodzenia, ale olbrzymi siniak z pewnością miał mu dokuczać jeszcze przez wiele dni. Zanim wrócili Carlisle i Emmett, zajęłam się kobietą, która od lat podawała się za moją matkę.
- Masz okazję mi pomóc... - powiedziałam, jeszcze przed zerwaniem z niej knebla. - Nie wiem, co obiecano ci za cały ten teatr, ale musisz wiedzieć, że Volturi nie słyną ze słowności wobec ludzi. My natomiast, jak się na pewno orientujesz, stronimy od okrucieństwa. Nie chcemy cię skrzywdzić, zwłaszcza, jeśli będziesz pomocna...
Dostrzegłam jej wzrok, w którym nienawiść mieszała się z przerażeniem. Ku mojej nadziei, przewagę zaczęło brać to drugie.
- Powiedz mi, co powiedziano tobie – szepnęłam łagodnie. - Chcę tylko odnaleźć swoich bliskich...
Potem delikatnie zdjęłam jej knebel i podałam wody, bo od serwetki musiało wyschnąć jej w ustach. Sama miałam wobec niej mieszane uczucia. Była perfidną oszustką, która trzymała mnie z dala od prawdy i od moich ukochanych, ale tyle lat uważałam ją za własną matkę... Nigdy też nie zrobiła mi bezpośredniej krzywdy, nie była okrutna ani niesprawiedliwa. Jak na ironię, zawsze uważałam, że moja rodzina jest wspaniała.
- Oni mnie zabiją... - wychrypiała. - Wy też możecie mnie zabić...
- Zapewniam cię, że zabijanie ludzi nie czyni nam przyjemności – powiedział Carlisle, wchodząc do kuchni tylnym wejściem. - Chcielibyśmy tego uniknąć. Za Volturi nie odpowiadamy.
Moja fałszywa matka potoczyła po nas błędnym wzrokiem, jakby oceniając swoje szanse. Wszyscy patrzyliśmy na nią spokojnie i łagodnie, bez śladu złości, do której przecież mieliśmy prawo. Mimo to, w jej spojrzeniu wciąż była masa niepewności.
- Kirsten... - powiedziałam cicho. - Bo to chyba jest twoje prawdziwe imię, tak? Byłaś mi dobrą matką przez długi czas. A ja starałam się być dobrą córką. Jeśli nie chcesz mi pomóc z czystego serca, to uczyń to chociaż przez wzgląd na te piętnaście wspólnych lat...
- Pięć... – wyrwało jej się.
Spojrzałam na Carlisle'a pytająco. Wzruszył bezradnie ramionami. Najwidoczniej Kirsten mogła nam powiedzieć dużo więcej i dobrze byłoby to z niej wyciągnąć. A czas gonił, bo dwa pokonane wampiry mogły mieć kompana, który już mógł zawiadamiać pozostałych o naszym położeniu. Dlatego też, jak się domyśliłam, Esme nie pojawiła się w domu. Najwyraźniej czekała na zewnątrz, gotowa, w razie niepomyślnego obrotu spraw, odjechać w poszukiwaniu pomocy do wilków i przyjaciół.
- Jak to pięć? - spytałam łagodnie.
Kirsten popatrzyła na mnie spod oka, wciąż niezdecydowana i niepewna własnej przyszłości. Jednak rozsądek chyba wziął górę. A może to był strach? Ostatecznie my byliśmy zdecydowanie bliżej niż Volturi i mogliśmy ją skrzywdzić znacznie szybciej.
- My byliśmy z tobą tylko przez pięć lat – powiedziała. - Dokładnie cztery lata i jedenaście miesięcy. Zmiany następowały w cyklu pięcioletnim. Wtedy przenoszono cię do innej rodziny, a nas... - urwała gwałtownie.
- Tak? - zachęciłam.
- Wynagradzano – warknęła.
- Przemieniano was w wampiry? - domyślił się Carlisle. - To tego pragniecie?
Kirsten nie odpowiedziała, ale po wyrazie jej twarzy domyśliliśmy się, że Carlisle trafił w sedno. Jej frustracja musiała brać się z faktu, że tak niewiele brakowało, aby jej zmiana dobiegła końca. Udaremniliśmy jej przemianę, więc teraz albo jej nie „wynagrodzą”, albo po prostu zabiją. Znając Volturi, przewidywałabym raczej to ostatnie. Szczerze mówiąc, znając Volturi, to śmierć i tak byłaby nieunikniona...
- Widziałaś kiedyś swoich poprzedników? - spytałam nagle. - Widziałaś tych, których przemieniono po ich zmianie?
- Byli niebezpieczni – mruknęła niechętnie. - Nie kontaktowaliśmy się.
- Więc obietnica Volturi może być zwykłym oszustwem – uświadomiłam jej. - I podejrzewam, że tak właśnie jest. Na twoim miejscu ukryłabym się gdzieś daleko i miała głęboką nadzieję, że nikt mnie nie będzie szukał. Wypuścimy cię i będziesz mogła to zrobić, ale potrzebuję jeszcze trochę informacji. Gdzie jest Edward?
- Kto? - skrzywiła się i dojrzałam w jej oczach szczerość. Nie kłamała.
- Co ci o mnie powiedziano? - spróbowałam wobec tego.
- Jesteś zagrożeniem dla rasy i musisz żyć w nieświadomości – odparła Kirsten tak, jakby recytowała wyuczoną formułkę. - Nie możesz dowiedzieć się o swoim pochodzeniu. Nie możesz wychodzić na słońce. Nie możesz jeść ani pić. Nie możesz być zamykana na noc. Nie możesz oglądać programów muzycznych. Nie możesz przeczytać książki Stephenie Meyer.
- Przecież ją czytałam – uniosłam brwi.
- To było nieuniknione! - żachnęła się. - Wszyscy tylko o tym gadali! Książki, filmy... jak miałam temu zapobiec?! Musiałabym cię trzymać pod kluczem i nie dopuszczać do zewnętrznego świata! Ale to mi wybaczono...
- Widocznie przekonali się, że nadal nic nie pamiętasz – mruknął do mnie Carlisle. - Bali się tej chwili, ale wszystko poszło zgodnie z ich planem. I machnęli na to ręką. Mnie zastanawia co innego... - podniósł głos tak, żeby słyszała go także Kirsten. - Programy muzyczne?! To absurd!
- Absurd, pewnie! - prychnęła. - Też tak mówiłam. Jak zakazać nastolatce oglądać programy muzyczne?! No, ale starałam się tego pilnować.
Carlisle uniósł brew i głęboko się nad czymś zastanowił. Przygryzał wargę, nie tnąc jej jednak krawędzią zębów i przyglądał się Kirsten z uwagą. Ona jednak najwyraźniej sama nie miała pojęcia, dlaczego tak naprawdę musi przestrzegać takich zakazów. Co więcej, ja też nie miałam pojęcia! Faktem jednak było, że w domu nie oglądało się MTV. Muzykę znałam raczej ze szkolnego radiowęzła lub mp3, pokazywanych mi czasami w odtwarzaczach koleżanek.
- Co jeszcze?! - dopytywał Emmett natarczywie.
- To wszystko, przysięgam! - zawołała Kirsten. Chyba to jego bała się najbardziej. - Miałam przestrzegać reguł i czuwać stale w domu, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Corocznie składaliśmy raporty. Eric pojechał trzy dni temu z ostatnim...
Spojrzeliśmy po sobie porozumiewawczo. Jeśli mój fałszywy ojciec wyjechał z ostatnim raportem trzy dni temu, a pokonane przed chwilą wampiry nie miały towarzysza, to jest duża szansa, że Volturi nie dowiedzą się o moim uświadomieniu tak szybko. Może nawet, jeśli uda nam się przekonać Kirsten do ucieczki, a ona weźmie ze sobą Erica, Volturi uświadomią sobie wszystko dopiero za miesiąc, gdy przyjadą przeprowadzić kolejną wymianę!
- Kto się z tobą kontaktował? - spytałam jeszcze. - Pamiętasz jego imię?
- Jej... - mruknęła. - Sealiah.
- Kto? - Carlisle zmarszczył brwi. - Sealiah?
- Tak. Wysoka, piękna, rudowłosa – powiedziała Kirsten dość niechętnie. - Ona pokazała mi życie wampirów, widziałam te wszystkie wspaniałości... A potem powiedziała, co mam zrobić, żeby też tak żyć.
- Kiedy ją ostatnio widziałaś? - spytał Carlisle.
- Tylko raz, pięć lat temu – odparła Kirsten. - To Eric jeździł z raportami do Aro...
Wyrwał mi się krótki warkot. A więc jednak Aro, ten oszust i paniczyk! Więc wszystkie nasze podejrzenia były słuszne! To Aro stał za całym złem, jakie nas spotkało. To mi wystarczyło... to był dobry powód, żeby go zabić, rozszarpać...
- Co z nią zrobimy? - spytał Carlisle, odciągając mnie na stronę. - Może nas wydać.
- Nie powinniśmy jej krzywdzić – przygryzłam wargę w zamyśleniu. - Była dla mnie dobra. Jest niewinna. Oszukano ją, tak samo, jak nas. Chyba to zrozumiała.
Carlisle spojrzał na Kirsten przez ramię. Rozglądała się płochliwie dookoła, jakby pragnęła już tylko wynieść się z tego miejsca i zapomnieć o wszystkim. Ale była jeszcze szansa, że ciągle chce stać się wampirem, a wtedy pójdzie do Volturi, jak ostatnia idiotka...
Wtedy przyszedł mi na myśl pewien pomysł. Zauważyłam jej trwożliwe spojrzenia na Emmetta, więc odciągnęłam go na moment na bok i szepnęłam kilka słów. Pokiwał głową, po czym ja i Carlisle poszliśmy sprawdzić, co z Robertem, a on wrócił do kuchni. Dyskretnie przyglądałam się jego poczynaniom.
- Nadal chcesz być jedną z nas? - spytał z zimnym, podstępnym uśmieszkiem.
Widziałam, jak Kirsten zadrżała i wlepiła w niego szeroko otwarte, przerażone oczy. Ale nie odpowiedziała, być może ze strachu.
- Chcesz mieć taką białą, zimną skórę? - Emmett znienacka dotknął lodowatym palcem jej nagrzanego adrenaliną karku. - Czy wiesz, że to wiąże się z potwornym bólem, który trwa trzy, może więcej dni? Czy wiesz, że twój nędzny organizm może tego nie wytrzymać? Ale to nic, Volturi pewnie nawet nie rozważali przemienienia ciebie... Pewnie miałaś być tylko karmą...
Krążył wokół niej powoli, rozmyślnie podsycając jej strach. Wodziła za nim przerażonymi oczami, nadal nie śmiąc się odezwać. Jej półotwarte usta drżały.
- Ale może właśnie tego chcesz? - Emmett zwęził oczy. - Zabijać, czy być zabijaną... co za różnica? Chcesz być taka? Chcesz mieć takie zęby, czy być nimi rozszarpywaną?
To powiedziawszy, Emmett ryknął nagle, jak zraniony lew albo niedźwiedź, obnażając ostre, lśniące kły, jeszcze odrobinę przebarwione krwią zabitych niedawno wampirów. Fala jego oddechu uderzyła Kirsten w twarz i rozwiała jej włosy. Wiedziałam, że dla człowieka zapach oddechu wampira był piękny, ale w niej już dawno przeważyło przerażenie. Wrzasnęła i zadygotała.
Uznałam, że wystarczy. Wbiegłam do kuchni i rozwiązałam krępujący ją obrus.
- Uciekaj... - szepnęłam. - Jak najdalej od wampirów, od Volturi... Weź Erica i uciekajcie, zanim staniecie się tylko pożywieniem.
Nie wiem, na ile mnie zrozumiała, ale tylko kiwnęła głową i skoczyła ku wyjściu jak oparzona. My zaś popatrzyliśmy po sobie smutno.
- Chodźmy, Esme czeka... - powiedział cicho Carlisle.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NajNa"
Wilkołak



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 15:38, 24 Cze 2009 Powrót do góry

Czytając ten rozdział co chwile moja szczęka opadała coraz bardziej w dół. Tyle zdarzeń. Szczerze mówiąc to ja bym się załamała. Twoi "rodzice" cię oszukują. Nic nie pamiętasz. Twój mąż z córką przepadli. Część rodzina zagineła. Ominęła cię śmierć. Jestem pełna podziwu, że Bella się nie załamała. Można popaść w depresję....

Programy muzyczne? Co może być w nich szkodliwego? Ja nie wiem :P Jednym słowem: mocny odcinek! Już czekam na więcej Wink

Wenki,
NN"


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Souris
Gość






PostWysłany: Śro 15:41, 24 Cze 2009 Powrót do góry

Szkoda, że nie widziałaś mojego uśmiechu, gdy przeczytałam, że zwróciłaś się do mnie 'Mysza' :) nie wiedzieć czemu, strasznie mi się to spodobało i przez cały dzień chodziłam wesoła jak jakaś wariatka. Podejrzewam, że to przez:
- wrodzoną głupotę
- głupotę nabytą
- nadmiar endorfin
lub coś w ten deseń.
Ale dość bzdur, przechodzę do rozdziału. Podobał mi się, wszystko idealnie, bezbłędnie, normalnie pisuś glancuś, tylko ta 'matka' Belli (tudzież Kahlan - przy okazji: skąd pomysł na takie imię?)... ma ukryć się przed Volturi? Wydaje się to być niereale, więc nawet jeśli sama nie pojedzie do nich by wszystko powiedzieć mając nadzieję na stanie się nieśmiertelną, to oni sami wpadną na jej trop. Biedaczka może tego spotkania nie przeżyć.
Intryguje mnie ten zakaz oglądania programów muzycznych. Moje pierwsze skojarzenie, gdy to przeczytałam to: Edward jest piosenkarzem/kompozytorem/ma własny zespół* ! Prawdopodobnie to bzdura, ale to taka moja myśl :)
Kupiłaś mnie tym opowiadaniem i dlatego wpisuję się do Twojego fanklubu (jeśli go nie ma, to zaraz takowy założę. Mogę prosić o Twoje zdjęcie? Powieszę je na ścianie i będę wielbić xD ).
Ok. Przepraszam za offtopic. Pozdrawiam,
Mysza Wink


*niepotrzebne skreślić

Edit: A propos wypowiedzi NajNy - również dziwię się, że Bella się nie załamała. Jak dla mnie to to wszystko jeszcze do niej nie dotarło tak 'naprawdę'. Dopiero za jakiś czas zda sobie ze wszystkiego sprawę i wtedy może popaść w depresję... Czasami tak jest, że pewne rzeczy docierają do nas z czasem.


Ostatnio zmieniony przez Souris dnia Śro 15:48, 24 Cze 2009, w całości zmieniany 2 razy
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 15:53, 24 Cze 2009 Powrót do góry

Skoro nie przeszkadza Ci, droga reinigen, że się powtarzam, to powtórzę się jeszcze raz: opowiadanie świetne, z rozdziału na rozdział coraz bardziej mi się podoba, o ile w ogóle to możliwe... :D
Co do tych programów muzycznych: miałam identyczne skojarzenia co Souris, ale znając życie (i Twoją historię), to pewnie zaskoczysz nas czymś zupełnie nieoczekiwanym. :D I zgodnie z Twoją obietnicą nareszcie zaczęło się coś dziać. :) Już myślałam, że tu jednak wszystko gładko pójdzie, Bella zabierze ten kryształ, a tu bach! I jeszcze ten Carlisle odrywający głowy... Jakoś trudno mi to sobie wyobrazić...
Przykro mi, ale nie jestem w stanie napisać nic bardziej konstruktywniejszego. :D
Pozdrawiam i jak zwykle czekam na następne części. :)

PS. Zapomniałam dodać, że jeszcze strasznie nurtuje mnie kwestia, czy dla Pattinsona przygotowałaś jakąś poważniejszą rolę, bo teraz to mi faceta żal po prostu... Otaczają go stwory z piekła rodem, dziewczyna już go nie kocha (bo okazała się zupełnie inną osobą), próbują go zabić... Och, ciężkie życie ma Robert w Twoim ff. :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Czw 8:39, 25 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Śro 16:02, 24 Cze 2009 Powrót do góry

Ja zwykle fenomenany odcinek! Zwrot akcji zaserwowany pierwsza klasa, nie spodziewałam się że w starym domu Belli zastaną wrogie wampiry. Uwielbiam twój ff. Czekam na rozwój sytuacji, a jeszcze bardziej czekam na jakiekolwiek informacje na temat Edwarda. Nie daje mi to spokoju:) A tak na marginesie jestem pod mega wrazeniem twojego pomysłu nadal i nie bardzo wychodzi mi dziś pisanie konstruktywnych komentarzy Wink
p/s
Olśniło mnie, ten zakaz oglądania programów muzycznych napewno coś ma wspólnego z Edwardem! Z Edwarda zrobili gwiazdę branży muzycznej! Mam nadzieję że to dobry kierunek moich insynuacji?!
Czekam na kolejny tydzień bo tak jak napisałaś będziesz dodawała rozdziały raz na tydzień - nie napiszę że się cieszę bo się nie cieszę bo chcę częściej!!!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ajaczek dnia Śro 16:05, 24 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
NajNa"
Wilkołak



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 16:16, 24 Cze 2009 Powrót do góry

ajaczek napisał:
Olśniło mnie, ten zakaz oglądania programów muzycznych napewno coś ma wspólnego z Edwardem! Z Edwarda zrobili gwiazdę branży muzycznej! Mam nadzieję że to dobry kierunek moich insynuacji?!


To jest myśl! I Edward jest bardzo popularny, że dostaje duuużo statuetek! A Bella mogła go słyszeć, tylko pewnie ma inne imie i nazwisko lub pseudo :P Nie wpadłabym na to ! :P

reinigen--> Kiedy następna część ? Już się doczekać nie mogę :P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Shira
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 17:15, 24 Cze 2009 Powrót do góry

Powtórzę po wszystkich, Twoje opowiadanie jest nieziemskie :) Taka ilość faktów, zagadek... jak ty to ogarniasz?? W ogóle pomysł na całą tą historię... no słów mi brak. Na dodatek opisujesz to wszystko pięknym stylem.
Zwroty akcji są na maksa nieprzewidywalne, w żadnym FF się z czymś takim nie spotkałam.
Co do dzisiejszego rozdziału, to też sobie pomyślałam, że Edward pewnie został jakąś gwiazdą muzyki, ale cierpliwie czekam, jak to wyjaśnisz :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Śro 22:42, 24 Cze 2009 Powrót do góry

Jestem pod wrażeniem. Wpadłam na ten FF tylko z braku laku, chciałam coś przeczytać.
Ale teraz WOW!!! Jestem pod wrażeniem i to jakim??? OGROMNYM!!!

Ta historia mnie zaciekawiła. Bella niczego nie świadoma żyła wśród ludzi przez 15 lat!!! A to spotkanie z Mayer w restauracji i jej dziwne, walnięte zachowanie. Te sny i cała opowieść. I gdzie jest Edward, Nessie i Jacob?? Co nowego na dworze Volturi?? Co się dzieje z Alice, Jasperem i Rosali??

Co do luk pamięciowych Belli jednym wytłumaczeniem dla mnie jest jakaś niepowtarzalna umiejętność wampira, który jest na usługach Volturi. Pewnie on zamieszał im w głowach ale jak przebił się przez tarczę Belli. Ten pomysł nawet był by dobry gdyby nie ta tarcza;/

No nic zostaje mi tylko czekać na następne części!!!

pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nieznana dnia Śro 22:43, 24 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
dismael
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:45, 25 Cze 2009 Powrót do góry

wiesz Reni co najbardziej lubie w Twoich opowiadaniach? To jak dopracowany jest każdy szczegół. Wszystkie wątki, które się pojawiają mają jakieś znaczenie, nic nie jest przypadkowe. Już nawet nie snuję swoich madziowych domysłów jak to się może skończyc, bo i tak wiem, że mnie na końcu zaskoczysz :)
Nie mogę doczekac się nastepnego odcinka (ale to nie nowośc)
CAŁUJE MOCNO!!! i przesyłam pozdrowienia od Radosnego :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maryś=*
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wolne Miasto

PostWysłany: Czw 22:00, 25 Cze 2009 Powrót do góry

Tak czytam te wszystkie komentarze i się szczerzę do monitora. Bez sensu, to nawet nie jest moje opowiadanie :P
Wiedziałam, że wszyyyyyyyscy pokochają to opowiadanie^^ Ha! Prawie tak, jak ja :P

Co do części... Faaajna :) W sensie, raz że akcja, dwa, że ta rozmowa. Jeżeli chodzi o zwrot akcji, o którym mówiły moje poprzedniczki, to o ile pamiętam, spodziewałam się tu czegoś. Pewnie dlatego, że mnie uprzedziłaś, że w tej części będzie jakaś akcja :) Albo może też dlatego, że w trakcie czytania wzrok zszedł mi na chwilę trochę niżej i to wystarczyło - mam strasznego pecha, jak nie chcę wiedzieć, co będzie choćby linijkę dalej, mój wzrok zawsze musi paść w takie miejsce, że od razu wiem, co będzie dalej. Z którą sytuacją w tej części miałam do czynienia - nie pamiętam. No i nie pamiętam kompletnego zaskoczenia... może było. I nie pamiętam. Kurde, chyba jednak przestanę się nad tym rozwodzić, bo to trochę bez sensu :) Czeka nas jeszcze tyyyle zwrotów akcji... Jak bym się nad każdym rozwodziła, to by była masakra.

Ech, kocham to opowiadanie :)
Zaczęłam czytać "Krainę Chichów", ale przeczytałam tylko jakieś hmm z 8 stron i przestałam, bo muszę koniecznie przeczytać najpierw książkę, którą pożyczyłam od koleżanki, bo nie lubię tyle trzymać. Wiesz, tą japońską, ciągle się nie mogę zebrać i skończyć :P Może dziś w nocy mi się uda :)

A wiesz, że mam rolki? I śliczne ochraniacze z kwiatkami. I kask w kwiatki. Ale rolki nie mają kwiatków niestety.
Myślisz, że rolki mnie odchudzą? Znaczy nie same w sobie, zamierzam na nich trochę pojeździć :P

No. Reasumując, boskie opowiadanko, jesteś świetna.

Pozdrawiam serdecznie :*
M=*

PS Styl ma Carroll niezły, fajnie pisze. Przynajmniej na tych 8 stronach :P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anja
Zły wampir



Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ze skórzanej kanapy

PostWysłany: Sob 22:38, 27 Cze 2009 Powrót do góry

Postanowiłam ponadrabiać trochę zaległości w tym dziale i... Coś mi w głowie uporczywie szeptało, że przecież ten tytuł juz gdzieś widziałam - wchodzę, faktycznie, to ten fanfic o dziewczynie Roba, która okazuje się być Bellą Swan z krwi i kości; co więcej, zostawiłam tu nawet swój komentarz. Jaki wniosek? Czytam ciąg dalszy.

Czy mogę się dołączyć do tego łańcuszka zachwytów? A zresztą! Podpisuję się pod nimi obiema rękoma (choć bardziej prawą), nawet bez pytania.

To opowiadanie jest... Trudne. Zdecydowanie postawiłaś sobie wysoko poprzeczkę. Dlaczego tak sądzę? Otóż po pierwsze - piszesz o bohaterach kanonicznych. Chociaż świat fikcyjny i prawdziwy miesza się obłędnie, to trzymasz to w ryzach i nie pozwalasz się temu uwolnić, żeby pobiegło sobie beztrosko na łączkę, gmatwać się dalej. OK - przyznam się, chociaż wyrzutów sumienia nie posiadam z tego powodu, zamierzałam porzucić czytanie tego, po Twoim komentarzu, na temat niepoprawiania błędów itd. Ale... tekst nie był zły, sporo pozytywnych komentarzy, to co mi broni poczytać dalej?

I nie pożałowałam. Sama wiem, jak trudno sensownie pisać coś zgodnie z sagą i wampirzymi cechami, bo również się porwałam na coś takiego - ale nie o mnie dziś.

Zostanę tutaj. Jak widać, kolejny raz sprawdza się powiedzenie, że pozory mylą.

Przepraszam, za moją chaotyczną wypowiedź, ale konstruktywne komentarze zazwyczaj mi nie wychodzą, bo nie potrafię skupić się na jednym temacie i odbiegam od niego w każdym możliwym kierunku, bo chciałabym powiedzieć wszystko i najlepiej od razu. Mam nadzieję jednak, że wyłapiesz ogólny sens tej paplaniny i zrozumiesz, że chciałam rozwinąć jakoś sformułowanie: To jest niezłe!

Jeśli nie więcej. :D

Widać tu Twój styl i warsztat, który zapewne wynika z pracy nad innymi opowiadaniami, o których tu ktoś nieśmiało przebąkiwał (swoją drogą, gdybyś tak mogła jakimś linkiem rzucić na PM, będę wdzięczna!).

Pozdrawiam więc serdecznie i czekam na kolejne rozdziały!!!

Wybacz, że choć ten post zajął tyle, to nie ma w nim nic mądrego :P ani nic na temat samego opowiadania, w sensie treści, ale ty wiesz i ja wiem, że ta historia jest w dobrych rękach i od początku do końca porządnie zaplanowana, czyż nie?

Weny i czego tylko Ci potrzeba do pisania,
anja


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anja dnia Sob 22:41, 27 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
reinigen
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn

PostWysłany: Pon 20:28, 29 Cze 2009 Powrót do góry

Muszę się na wszelki wypadek usprawiedliwić: nie wiem, czy kolejna część pojawi się w środę, bo jutro mam obronę pracy magisterskiej (trzymajcie kciuki!) i mogą zdarzyć się dwie rzeczy:
A. pójdzie mi dobrze, więc pójdę pić z przyjaciółmi
B. pójdzie mi źle, więc pójdę pić z przyjaciółmi
Nie wiem, kiedy po tym wytrzeźwieję i czy będę wstawiać części regularnie, dlatego z góry proszę o wybaczenie. Na komentarze chwilowo nie mam czasu odpowiedzieć, bo mam jeszcze trochę roboty przed jutrem. Ale pozdrawiam Was wszystkie serdecznie i dziękuję stokrotnie za każdy wpis tutaj.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:20, 29 Cze 2009 Powrót do góry

Z tego miejsca chcę podziękować Maryś=* za to, że poleciła ten FF w odpowiednim temacie.

Ja nawet nie wiem jak mam zacząć ten komentarz. Powiedziałabym, że masz genialną wyobraźnię ale to już wiesz. Brakuje mi słów. Podpisuję się pod każdym słowem pochwały jakie tutaj padło. Ach.

Weszłam z nudów. Po pierwszym rozdziale myślałam, że to historia o dziewczynie Roba... O tym, że zostałam zadecydowało ostatnie zdanie tamtego rodziału. To co wymyśliłaś jest ... genialne i niesamowite. Zastanawia mnie każdy szczegół tego FF... co tam się stało? Co z pozostałymi Cullenami? Dlaczego ich poprstu nie zabili zamiast bawić się w jakieś pięcioletnie cykle... I jak to zrobili, że ona zapomniała wszystko... I właściwie to dlaczego oni zrobili im to co zrobili?

Dopsuję się do grona Twoich wiernych czytelniczek.

I mam szczerą nadzieję, że Ci się nie odwidzi i doprowadzisz ten FF do końca. W przeciwnym razie będę cię męczyć na gg, PW, maila i na inne sposoby, żebyś mi wyjaśniła co się tam działo i jak miało się skończyć. Cholernie mnie zainteresowałaś.
p,
B.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Taka_Ja
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:11, 30 Cze 2009 Powrót do góry

Nie spodziewałam się, że pozostawię po sobie komentarz w tym temacie. Po kilkumiesięcznych obserwacjach, muszę podziękować samej sobie, że kliknęłam w tym dziale tam, gdzie trzeba :)
I to jest jeden z tych tekstów. Ostatni z tych, które do tej pory zaczęłam śledzić. Jeden z czterech, które naprawdę przyciągnęły moją uwagę.
Autorko, zaintrygowałaś mnie niesamowicie. Podobnie jak poprzedniczki podeszłam do tego tekstu nieco nieufnie, kiedy wśród bohaterów ujawnił się Robert. A tutaj taka niespodzianka.
Opowiadanie jest bardzo wciągające, intryguje dosłownie na każdym kroku, zaskakuje mnie nieustannie. Wątków do rozwikłania jest sporo, zagadek nie brakuje. To sprawia, że nie mogę się doczekać dalszego rozwoju wydarzeń.
Twój styl spodobał mi się od razu. Jest schludny, ma ładnie zachowane proporcje, nie brakuje ani szlachetnej prostoty, ani chwilami ciekawej złożoności. Dobrze komponuje się z rysem fabuły, jest dopasowany do dynamiki i mnogości wątków.
Czyta się płynnie, przyjemnie, bez problemów.
Masz mnie w gronie wiernych czytelniczek. Czekam z niecierpliwością na kolejną część Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn

PostWysłany: Śro 15:56, 01 Lip 2009 Powrót do góry

Przepraszam Was stokrotnie, że tym razem nie odpowiem na każdy komentarz z osobna, postaram się to nadrobić przed kolejną częścią. Czasu mi ciągle brakuje, więc wolę dodać nowy odcinek niż tracić cenne minuty na odpisywanie, które chyba mniej Was obchodzi niż kolejna część, nie? :)

Chcę tylko najserdeczniej powitać nowe czytelniczki - bardzo mi miło, że przekonałyście się do tego opowiadania i że chciało Wam się zostawić tu po sobie ślad. Dziękuję Wam za to i mam nadzieję, że jeszcze się odezwiecie :)

A poza tym... od wczoraj można mi mówić "pani magister" :) I z tej okazji - część 6!!!

Zimny prysznic.

- Jedźcie za nami – powiedział szybko Carlisle i wsiadł do samochodu.
Ja, Robert i Emmett zajęliśmy miejsca w drugim wozie i wszyscy ruszyliśmy na północny zachód, w kierunku Philadelphii. Nie dojechaliśmy jednak do samego miasta, bo Carlisle zaparkował nagle przy niewielkim motelu w Blackwood. Było tam pusto i spokojnie, jakby interes był skazany na plajtę, ale nam to bardzo odpowiadało. Wystarczyło kilka minut, żeby recepcjonista (i prawdopodobnie właściciel w jednej osobie) dał nam klucze i z wdzięczności niemal ucałował dłonie Carlisle'a.
- Masz kryształ? - spytał Carlisle od razu, gdy tylko przekroczyliśmy próg pokoju.
- Tak, jest tutaj... - odpowiedziałam, wyciągając naszyjnik z kieszeni.
Wszyscy podeszli i uważnie przyjrzeli się kryształowej zawieszce. Rzeczywiście, była jakby ułamana z jednej strony, ale zawsze myślałam, że taka jej uroda. Teraz jednak wydało mi się bardziej niż jasne, że to tylko część właściwego kryształu. Gdzie była druga?...
- Jeśli ten kamyczek sam nam nie powie, gdzie ma drugą połowę, to chyba się nam specjalnie nie przyda... - mruknął Emmett, obracając kryształ w palcach. - Nie będziemy przecież pytać wszystkich napotkanych ludzi, czy nie mają czegoś podobnego...
Carlisle nie odezwał się, tylko przeszedł na drugą stronę pokoju i zasłonił okna. Esme spojrzała na niego pytająco, ja także. Dzień był pochmurny, a żaden pościg raczej nam nie groził, skąd więc te środki ostrożności?
- Tak nas znaleźli w twoim domu – mruknął Carlisle. - Nawet ja widziałem błysk twojej skóry z okna na piętrze.
Zaklęłam. Mogłam się domyślić, że ktoś obserwuje mój dom i szybko skojarzy fakty. Gdybym ciągle wierzyła w swoje uczulenie na słońce, to nigdy nie podciągnęłabym rolety. To przeze mnie Robert był ranny, a Carlisle i Emmett zmęczeni walką. To mogło się tragicznie skończyć!
- Przepraszam... - powiedziałam ze skruchą.
- Nie przejmuj się tym. Lepiej zastanówmy się nad tym, czego dowiedzieliśmy się od Kirsten – machnął ręką Carlisle. - Czy nic w jej historii was nie zaciekawiło?
- Za miesiąc miała nastąpić wymiana – zauważyłam. - Jeśli nawet do tego czasu się nie dowiedzą, to najpóźniej z końcem roku wszystko stanie się jasne. Będą nas szukać wszędzie. No i... ktoś przyjedzie do Milmay...
- To prawda – zgodził się Carlisle. - I dobrze o tym wiedzieć. Może zjawi się tam osławiona Sealiah.
- No właśnie, kto to jest? - Emmett zmarszczył brwi. - Nigdy o niej nie słyszałem.
- Ja też nie – Carlisle pokręcił głową. - Albo mają kogoś nowego, albo nie tylko Volturi stoją za całą historią...
- Składali raporty do Aro – przypomniałam. - Jeśli nawet zwerbowali kogoś jeszcze, to plan musieli opracować Volturi.
- Racja. Ale mówiłem o czym innym... nic was nie zastanowiło w słowach Kirsten?
- Programy muzyczne... - powiedziała Esme, której Carlisle musiał wszystko opowiedzieć w samochodzie. A może po prostu słyszała rozmowę z zewnątrz?
Wszyscy pokiwaliśmy głowami. Z całej historii Kirsten ta jedna rzecz była najbardziej niezrozumiała i absurdalna. Nie mogłam wychodzić na słońce z jasnych powodów. Jeść i pić również, o czym należało ich uprzedzić. Być zamykana na noc – to oczywiste. Musiałam wybiegać na polowania, chociaż nie byłam tego świadoma. Ale programy muzyczne?! To brzmiało wręcz śmiesznie.
- Nie mogłaś też czytać książek Stephenie – odezwał się nagle Robert. - Dlaczego? Bo bali się, że sobie o wszystkim przypomnisz. Może w programach muzycznych jest coś, co również mogłoby odświeżyć ci pamięć...
Carlisle spojrzał na niego z błyskiem w oku. Po jego minie poznałam, że uważa słowa Roberta za strzał w dziesiątkę. Jak się nad tym głębiej zastanowić, to było to jedyne logiczne wytłumaczenie, bo z jakiego jeszcze powodu programy muzyczne mogły być mi zakazane?
Emmett bez zastanowienia włączył telewizor i przebiegł pilotem po kanałach. Zatrzymał się dopiero, gdy odnalazł MTV, na którym huczał jakiś ordynarny rap. Skrzywiłam się.
- Nigdy nie oglądałaś MTV? - uniósł brew.
- Kilka razy, przypadkowo – wzruszyłam ramionami. - W domu albo u koleżanek. Nic specjalnego.
- Bella, zastanów się! - huknął. - Skoro było ci zabronione, to znaczy, że coś tam jest! Naprawdę nie potrafisz skojarzyć, co takiego?! Nic nigdy nie zwróciło twojej uwagi?!
- Spokojnie, Emmett – uciszył go Carlisle. - Daj jej zebrać myśli.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem... - szeptałam, teraz jak oszołomiona wpatrując się w kolorowy teledysk jakiejś blondynki.
Esme popatrzyła na Emmetta karcąco, ale ja wiedziałam, że on miał rację. Zbyt pobłażliwie podeszłam do śmiesznych wiadomości od Kirsten, a przecież chodziło o moją przyszłość! O moich najbliższych! Jeśli cokolwiek było na tym cholernym MTV, to będę siedzieć przed telewizorem do momentu, kiedy to znajdę. Byle tylko choć odrobinę przybliżyć się do odnalezienia reszty rodziny. Jakakolwiek wskazówka, cokolwiek...
Wlepiłam oczy w ekran i wytrwale podążałam za zmieniającymi się obrazami. Nawet nie zauważyłam, że pozostali rozeszli się po pokoju, a Emmett w ogóle zniknął. Kiedy oderwałam wzrok od telewizora, za oknem było całkowicie ciemno, Robert spał na kanapie, a Carlisle i Esme rozmawiali po cichu przy stoliku. Domyśliłam się, że Emmett poluje. Być może była to pierwsza od długiego czasu okazja, że znaleźliśmy się w mniej zaludnionym, bliskim lasów obszarze. Ja sama nie czułam się głodna, a zapach Roberta nie kusił mnie w najmniejszym stopniu, skupiłam się więc na programie. Znalazłam nawet kanał VH1, na którym też ciągle leciały jakieś teledyski i teraz tylko przełączałam z jednego na drugi. Bez rezultatu.
Nad ranem Emmett wrócił, wyraźnie spokojniejszy. Jego oczy nabrały złotego blasku, jaśniejszego nawet od odcienia tęczówek Esme. Teraz tylko Carlisle był wygłodzony, jednak on bez problemów znosił pokusę zapachu ludzkiej krwi. Przy nim nic Robertowi nie groziło.
- Nadal nic? - spytał mnie Emmett, ale w jego głosie nie było już śladu poprzedniej natarczywości.
Pokręciłam głową ze smutkiem. Nic. Żaden z tych cholernych teledysków z niczym mi się nie kojarzył. Co więcej, zdecydowana większość nawet mi się nie podobała! A jednak siedziałam twardo przed telewizorem i nie poddawałam się ani na chwilę. Musiałam coś znaleźć!
Robert obudził się o dziewiątej i aż jęknął, podnosząc głowę z poduszki. Na jego szyi widniał siny, nabiegły krwią obrzęk, który na brzegach zaczynał się żółcić. Carlisle obejrzał go uważnie i przemył jakimś silnie aromatycznym środkiem, po czym stwierdził, że będzie jeszcze bolało, ale nic groźnego się nie stało. Potem zamówiliśmy do pokoju śniadanie. Dla pięciu osób, żeby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Jadł, oczywiście, tylko Robert.
- Nie bolą cię oczy? - spytał, siadając koło mnie z tostami i szklanką soku.
Uśmiechnęłam się słabo. Jak mało mój przyjaciel wiedział o wampirach... To, co opisała w swoich książkach Stephenie, było zaledwie częścią prawdy. Oddała wszystko wiernie, ale hołdując ograniczeniom ludzkiego pojmowania, co znacznie zawężało pole naszych atrybutów. Prawda była taka, że moje oczy mogłyby być latami wystawione na promieniowanie jądrowe bez żadnej osłony, a ani trochę nie stępiłoby to mojego wzroku. Mogłabym stać nieruchomo w miejscu przez całe tysiąclecie, a nie poczułabym zmęczenia ani nawet odrętwienia. Teraz, gdy upływało coraz więcej czasu, coraz lepiej rozumiałam własne możliwości, choć czułam jeszcze krępujące mnie pęta, narzucone umysłowi przez nieznaną siłę. One ciągle nie pozwalały mi zapomnieć, że ostatnie piętnaście lat żyłam jak człowiek, z ludzkimi słabościami i ułomnością.
- Nic tu nie widzę... - powiedziałam cicho. - Wszystkie te piosenki wydają się takie same, wszystkie twarze podobne... Nie wiem, o co im chodziło.
- Może ta Kirsten po prostu z was zakpiła? - podsunął niepewnie.
- Chyba była za bardzo przerażona na takie sztuczki – pokręciłam głową. - Myślę, że coś tu jest... tylko jeszcze nie wiem, co to takiego.
- No cóż, to akurat Timbaland – zażartował Robert, ruchem głowy wskazując ekran. - Z Britney. Latami zaklinała się, że z nim nie wystąpi, ale niedawno się ugięła. Całkiem niezła płyta – podsumował, gryząc tosta.
Jego krótki wywód w jakiś niepojęty sposób mi pomógł. Pozwolił myśleć o podrasowanych komputerowo postaciach bardziej po ludzku, obnażył fragment historii i... poruszył jakąś strunę, której istnienia jeszcze minutę temu nie czułam.
- Mów dalej... - poprosiłam nieuważnie, wsłuchując się w siebie. - Mów mi, co wiesz o tych ludziach...
Robert popatrzył na mnie ze zdziwieniem, ale o nic nie pytał, tylko spojrzał na VH1, gdzie właśnie zaczynała się nowa piosenka.
- To Linkin Park, już się rozpadli – powiedział. - To jedna ze starszych piosenek. Lubiłem ich, kiedy byłem nastolatkiem. Ten, co śpiewa, to Chester. Miałem jego plakat w pokoju, nad łóżkiem. Kiedy odszedł od nich ten raper... Mike coś tam... nie pamiętam, jak się nazywał... miałem ochotę bić głową w ścianę. Przeczytałem o tym w internecie i...
- Tak! - zawołałam. - To ma coś wspólnego z internetem!
Carlisle, Esme i Emmett spojrzeli na mnie z zainteresowaniem. A ja poczułam wreszcie, że jestem na jakimś tropie, że coś się ruszyło. Przed oczami zaczęły mi migać obrazy stron internetowych i nieokreślone dźwięki, ale nie potrafiłam złożyć ich w sensowną całość. Wiedziałam tylko, że to ma coś wspólnego z komputerem, co było o tyle dziwne, że ludzie, których przez ostatnie pięć lat uważałam za rodziców, mieli do komputerów raczej pełne rezerwy podejście. Mieliśmy w domu tylko jednego laptopa, z którego rzadko pozwalano mi korzystać. Kirsten mawiała, że książki są bardziej rozwijające i krzywiła się na wspomnienie o internecie. A ja nie nalegałam.
Esme bez słowa wyjęła z nesesera laptop i podłączyła go do gniazdka. Ja jednak pokręciłam głową. Wciąż jeszcze było za dużo niejasności, nie wiedziałabym, czego szukać. Na razie miałam tylko przebłyski niesprecyzowanych wspomnień, których nie umiałam nawet zlokalizować w czasie. Znowu wpatrzyłam się w telewizor.
- Dziwne, jak szybko się zmieniają muzyczne mody... - powiedział z nonszalancką nostalgią Robert, wgryzając się w kolejnego tosta. - Kilka lat temu spędzałem przy MTV pół dnia i znałem na pamięć wszystkie popularne teledyski. Teraz większości nie rozpoznaję...
- Mhmm... - mruknęłam nieuważnie.
- Ooo, w Shakirze byłem nieziemsko zakochany – roześmiał się nagle. - Miałem jej zdjęcie na tapecie monitora przez prawie rok!
I wtedy mnie olśniło. Nie przez telewizję, nie przez internet, ani nie przez muzykę. Przez słowa Roberta. Byłam zakochana! Ja byłam zakochana, tylko nie wiedziałam kiedy i w kim, ale to jedno pamiętałam na sto procent! Byłam zakochana w kimś, kogo oglądałam w internecie i dlatego to nagłe wspomnienie uderzyło mnie z taką siłą.
Powiedziałam o tym reszcie.
- Hmm, no i co z tego? - nie zrozumiał Emmett.
- To, że to wspomnienie ktoś mi wykasował! - zawołałam triumfalnie. - To znaczy, że było ważne!
- Albo wiązało się z twoimi poprzednimi opiekunami i musieli je wykasować dla celów zamiany – zauważył Emmett sceptycznie.
- Nie, poczekaj... - zastanowił się Carlisle. - Może coś w tym jest... Mówisz, że oglądałaś go w internecie. Prawdopodobnie był sławny. Może był piosenkarzem? A to łączyłoby się z programami muzycznymi...
- Naciągana teoria – skrzywił się Emmett.
- Tak naprawdę to wszystko nie jest ważne... - odezwała się nagle Esme.
Wszyscy popatrzyliśmy na nią ze zdziwieniem. Nie brała udziału w naszej dyskusji, ale teraz na jej twarzy widać było zdecydowanie i jakąś pokrzepiającą, niezłomną pewność. Esme wstała i podeszła do mnie, po czym przytuliła moją głowę do swojego ramienia w matczynym, czułym geście.
- Odrzućmy logikę... - mówiła łagodnie. - Nieważny jest internet, nieważne teledyski, z których nic nie wynika. Ważne jest tylko to, że się zakochałaś. Ja wierzę, że miłość jest najsilniejsza i że to ona przywróciła ci pamięć, kiedy zobaczyłaś nas przedwczoraj wieczorem. Coś pozbawiło cię tego wspomnienia, ale ty teraz już wiesz, że się zakochałaś...
- Miłością nastolatki do idola – stwierdził Emmett. - A to mogłoby nam pomóc, bo...?
- Bo myślę, że to był Edward – odpowiedziała po prostu Esme.
Zapadła cisza. Wszyscy przetrawialiśmy tę myśl, choć na pierwszy rzut oka wydawała się ona absurdalna. Ale Esme powiedziała, żeby odrzucić logikę. A nawet gdyby jej nie odrzucać, czyż nie wyjaśniało by to wielu spraw? Jeśli rzeczywiście Edward był sławny? To mógł być powód, dla którego Volturi trzymali mnie z dala od muzyki, wykasowali mi wspomnienie szczenięcej miłości i zabronili korzystać z internetu. A choćby telewizja cały dzień pokazywała twarz mojego męża, nie rozpoznałabym jej. Tak, jak Carlisle i Esme nie rozpoznali mnie.
- Zastanów się, kochanie... - powiedziała cicho Esme, głaszcząc mnie po głowie. - Wiem, że mieszają ci się wszystkie wspomnienia, ale... czy jest ktoś, kogo kochałaś zawsze i do kogo powracałaś wspomnieniami w samotności? Czy czyjeś imię pisałaś na marginesach zeszytów? Czy czyjaś twarz pojawiała ci się przed oczami przed zaśnięciem?
W miarę jak szeptała, ja próbowałam opanować natłok wspomnień i obrazów, które nagle jakby eksplodowały w mojej głowie. Twarz mojej domniemanej matki przenikała twarz Esme i Renee, Carlisle mieszał się z nauczycielami ze szkoły, Robert, moi koledzy, wzory matematyczne i brzegi kartek w kratkę. To wszystko błyskawicznie przeszywało mi umysł, doprowadzając do szaleństwa ogromem barw, dźwięków i chaosu. Nie ogarniałam tej masy, ale próbowałam chociaż wydzielić z niej prawdę i fałsz, jakby to mogło mi pomóc. Co było moje? Co włożono mi do głowy? Dlaczego czuję na języku smak pizzy, a potem nagle zapach fiołków i frezji? Kim jest kobieta, którą przed chwilą widziałam? Kogo widzę teraz?
Claude.
To słowo wyszeptał głos w mojej głowie. Odrzuciłam włosy z szaleństwem w oczach. Robert aż wzdrygnął się na mój widok, ale nie zwracałam na to uwagi.
- Wiem... - wyszeptałam. - O mój Boże, wiem...
Niemal wyrwałam się z objęć Esme i pognałam do komputera. Błyskawicznie uruchomiłam system i sprawdziłam łącze z internetem, a potem włączyłam przeglądarkę. Google. Grafika.
Ta twarz towarzyszyła mi podczas bezsennych nocy. To imię wypisywałam kaligraficznym pismem w pamiętnikach. Zakochałam się szczeniacko, pamiętam. Bo zobaczyłam jego twarz w telewizji, na kanale muzycznym. Był tam, stał, delikatnie uśmiechnięty, choć w jakimś podskórnym wymiarze – smutny. W jego oczach zobaczyłam całe pokłady zrozumienia i uczuć, których podświadomie szukałam i zakochałam się do szaleństwa, nic o nim nie wiedząc. A potem zobaczyłam, jak siada do fortepianu i gra, gra najpiękniej na świecie, najcudowniejszą melodię pod słońcem. Spokojną i łagodną, ale przesyconą nieuchwytną tęsknotą. Jakby stał przy łóżku ukochanej osoby, ale nie mógł jej dobudzić...
Claude Sauvage.
- Ty chyba żartujesz... - Emmett zajrzał mi przez ramię i popatrzył na zdjęcie na monitorze.
- Claude Sauvage?! - brwi Roberta wygięły się w niedowierzające łuki. - Ten Sauvage?! Nadzieja francuskiego fortepianu, która złamała serca krytyków muzycznych, bo nie chciała poświęcić się całkowicie muzyce klasycznej?! Ten który nagrał płytę z własnymi kompozycjami, przez co zaraz go zjechano, że się niby sprzedał?! Przecież to młody milioner!
- To w ogóle możliwe? - spytał Emmett. - Kiedy on wydał tę płytę?
- Sześć lat temu – odparł Robert, przyglądając się zdjęciu. - Wydał, zarobił kupę kasy i zniknął, tylko od czasu do czasu daje koncerty. Podobno pracuje nad nową płytą, ale trwa to tak długo, że chyba nic z tego nie będzie.
- Volturi nie daliby mu tak beztrosko się rozgłaszać – zwątpił Emmett.
- To odludek, dziwak – wzruszył ramionami Robert. - Zaszył się w jakimś buszu na północy Francji i wyjeżdża tylko czasem na koncerty. Wieczorami, hmm...
- Ja dalej myślę, że to jakaś pomyłka... - Emmett pokręcił głową.
Nie angażowałam się w ich rozmowę. Słuchałam tylko kątem ucha, bo tak naprawdę skupiłam się na twarzy na monitorze. Teraz już byłam pewna, moje serce biło dla tego człowieka. To jego Volturi wykasowali mi z pamięci, ale zakochałam się w nim już raz i widocznie nie przestałam kochać, bo nawet teraz jego widok budził we mnie iskry. Mogłabym godzinami wpatrywać się w jego zdjęcie. Mogłabym bez przerwy słuchać jego gry i tęsknić za jego twarzą.
- Wiesz o nim coś jeszcze? - spytałam Roberta cicho.
- Niewiele – wzruszył ramionami. - Zdaje się, że spotykał się z jakąś modelką, która później wyjechała gdzieś tam... Musisz sprawdzić w jakichś plotkach. Teraz czasami robi back up dla takiej młodej piosenkarki, Laurie Cross.
- Już widzę Edwarda, który spotyka się z jakąś modelką – zakpił Emmett.
- Nie ma sensu się kłócić – powiedziała Esme, nagle powiększając zdjęcie. - To chyba wszystko wyjaśnia...
Obróciła ekran laptopa w naszą stronę i lekko kliknęła w wybrane miejsce na obrazie. Fragment zdjęcia nagle się powiększył i zajął całą powierzchnię ekranu, a my mogliśmy wyraźnie zobaczyć, co takiego przykuło jej uwagę.
Wokół nadgarstka Claude'a oplątany był rzemień, na którego końcu błyszczał odłamek kryształu


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 18:29, 01 Lip 2009 Powrót do góry

Przede wszystkim gratuluję świeżo upieczonej pani magister. :)
A teraz o kolejnym rozdziale: po prostu zaczyna mi już brakować słów na kolejne komplementy, no bo ile można się powtarzać? Wiem, wiem, na pochwały nigdy nikt nie narzeka, ale bez przesady. Mój zasób słownictwa nie jest na tyle bogaty, żebym przy każdym komentarzu jakoś tak ładnie Cię pochwaliła. :D
Ja po prostu czekam z niecierpliwością na każdy kolejny rozdział, a kiedy się już pojawia, to "pochłaniam" go w kilka minut i jak zwykle jest mi mało!
Moje podejrzenia co to tego, że Edward jest jakimś kompozytorem okazały się słuszne. Teraz pewnie dojdzie jakoś do ich spotkania. Tak, tylko że to "jakoś" oznacza pewnie nieprzewidywalny i ciekawy splot zdarzeń. :)
Nic, pozostaje mi jeszcze prosić Cię o wybaczenie za ten niezbyt konstruktywny i niewnoszący nic nowego komentarz, ale po lekturze Twojego tekstu nie jestem w stanie napisać nic bardziej sensownego. :D
Pozdrawiam. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Taka_Ja
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 18:55, 01 Lip 2009 Powrót do góry

U, muszę trochę ochłonąć :)
To z założenia powinien być przykładny konstruktywny komentarz. Takie było założenie. A tam!
reinigen - samo to, że potrzebowałam chwilki, żeby ochłonąć, mówi samo za siebie.
Nie ma do czego się przyczepić. Błędów nie zauważyłam, pochłonięta treścią tekstu. Wyjdę z naiwnego założenia, że konstruktywne pochwały z natury mogą być także konstruktywnymi komentarzami, dlatego nie będę Ci szczędzić słodkiego jak ulepek miodu Wink
Zdecydowanie zasłużone - tekst jest wciągający, trzymający w napięciu, zmuszający czytelnika do zanurzenia się w tajemnicy, świetnie napisany zgrabną i poprawną polszczyzną; sposób, w jaki opisujesz i zdajesz relacje pozwala poczuć się obecnym wśród bohaterów jako aktywny uczestnik wydarzeń. Twoje pomysły rozwiązań poszczególnych sytuacji, taka droga "od nitki do kłębka" - świetnie skomponowane i przemyślane.
Oj, chyba tego mi brakowało. Jeśli chodzi o mnie, jako wiernego czytelnika, trafiłaś w dziesiątkę.
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział.
Życzę korowodów świetnych pomysłów i pozdrawiam ciepło :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KateN
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 23:21, 01 Lip 2009 Powrót do góry

Wspaniałe!! Jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim pomysłem na opowiadanie. Weszłam przypadkiem szukając czegoś do czytania i znalazłam. Przy pierwszym rozdziale miałam taki mętlik w głowie, że nie da się tego opisać, ale z każdą kolejną częścią rozumiałam więcej. Bardzo mi się podoba i muszę powiedzieć, że zyskałaś nową czyteliczkę. Wink

Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Shira
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 8:21, 02 Lip 2009 Powrót do góry

Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po przeczytaniu tego rozdziału było wrzucenie "Claude Sauvage" w Google Laughing I powiedz mi, dlaczego on jest taki stary?? Shocked :D

Kolejny, cudowny rozdział. Czytam Twoje opowiadanie i czuję się, jakbym oglądała film. Wszystko jest takie wyraźne...To niesamowite, jak idealnie to do siebie pasuje, dbasz o wszystkie, najmniejsze nawet szczegóły. Nie mogę się doczekać ich spotkania :)

No i oczywiście moje gratulacje, pani magister :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin