FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Wampirza miłość...Rozdział 12! 10.05 (1-12) + epilog. [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Wild Willy
Wilkołak



Dołączył: 26 Sie 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 21:11, 18 Kwi 2009 Powrót do góry

Owszem ;D
Następny rozdział właśnie tworzę i mogę zaryzykować stwierdzeniem, że rozdział X będzie w narracji dwóch osób/ lub trzech, ale raczej skłaniam się ku dwóm. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Juliet
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam gdzie Ben, tam Juliet.

PostWysłany: Sob 21:37, 18 Kwi 2009 Powrót do góry

To jest wspaniałe.
Ta Bella, zupełnie inna, mająca swoje zdania, ciesząca się z oświadczyn Edwarda i odrazu zgodziła się, zeby Alice jej zorganizowała ślub (!)
Ten Edward, ahhhh, ten Edward.
Mam nadzieje, że Cullenowie ją uratują, prawda?
Życie jest wystraczająco gorzkie, osłodź mi je troszku happy-edem, proszę?
A Tanya, kurczę, jak Boga kocham, zabiję sukę.
Przez opowiadanie Bellafrygi, trochę ją zrozumiałam, ale traz znowu jej nie lubię. Jest podła, podła, podła.
Moze jednak się rozmyslisz? Jeśli tak, masz we mnie stałą czytelniczkę.
Chętnie przeczytałabym jeszcze z 50 rozdziałów.
Nie przynudzam już, życzę Ci weny całego świata, możesz zabrać nawet moją Wink
I Happy-edu xD.
Pzdr.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wild Willy
Wilkołak



Dołączył: 26 Sie 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 20:00, 23 Kwi 2009 Powrót do góry

Juliet - Dziękuję za opinię. Niezmiernie się cieszę, że Ci się podoba. Wink
Niestety nie będzie jeszcze 50 rozdziałów, bo nie chcę zrobić z tego telenoweli jakiejś. Wink
''Moze jednak się rozmyslisz? Jeśli tak, masz we mnie stałą czytelniczkę.'' Z czym mam się rozmyślić? Wink
Rozdział X jest u bety i czekam na niego .Wink
Przepraszam, że tak długo go pisałam, jednak nie mogłam się zebrać w sobie, żeby zacząć pisać, ale w końcu udało mi się i jest już. ;D
Dziękuję wszystkim za pochwały, komentarze, te negatywne i pozytwyne. Wink
I obiecuję, że nie jest to moje ostatnie opowiadanie- już piszę następne. :)
Pozdrawiam, Bells.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anula00
Człowiek



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Pią 8:14, 24 Kwi 2009 Powrót do góry

No no no inaczej pokazana historia B&E
Edward inny odrazu ja zmienił a nie robił z tego problem wielki
Czekam na reszte ale prosze nie zbijaj jej bo to by było okrutne i tak juz duzo wycierpieli

Dużo weny

Pozdro Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wild Willy
Wilkołak



Dołączył: 26 Sie 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 15:41, 28 Kwi 2009 Powrót do góry

Przedstawiam wam odcinek 10 :)
Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie.
Tyle, bo muszę mykać:)
Beta: Nattella :*
Niestety Nattella nie może dłużej betować WM, więc jeśli ktoś chce zbetować jeszcze jeden bądź dwa rozdziały, to proszę o PW.
Nattella, dzięki:*


EPOV
Upadłem, widząc przygaszone ognisko. Byłem pewien, że Bella spłonęła, walcząc z czterema przeciwniczkami, a ja siedziałem w domu i rozmawiałem z Emmettem, zamiast być przy niej i bronić. Złapałem źdźbła trawy i wyrwałem je, zmieniając w drobny pył. Chciałem być z nią, moim marzeniem było spojrzeć w twarz śmierci i połączyć się na zawsze z Bellą. Tak, byłem egoistą. Nie myślałem o naszej córeczce, Julci. Nie obchodziło mnie nic poza moją ukochaną. Patrząc na to z perspektywy czasu, stwierdziłem, że byłem idiotą, myśląc w ten sposób. Najgorsze miało dopiero przyjść. Wtedy jednak myślałem tylko o sobie. Zapach Belli rozchodził się w powietrzu, mieszając z pięcioma innymi. Wypowiadając jej imię, samowolnie ściągałem na siebie ten otępiający ból. Każda myśl o niej, sprawiała mi niewyobrażalne cierpienie. Nagle ktoś potrząsnął mną i położył mi rękę na ramieniu, którą zrzuciłem.
- Edwardzie... - Momentalnie otworzyłem oczy i zobaczyłem Ją. Klęczała obok mnie, a na twarzy wypisane miała wszystkie uczucia, które nią targały. Mój Anioł przyglądał mi się ze smutkiem w złotych oczach, przypominających mi dwa wielkie serduszka. Pocałowała mnie namiętnie w usta, a ja posłusznie poddałem się pieszczocie. Usłyszałem głosy uszczęśliwionych członków rodziny. Przewróciliśmy i tarzaliśmy się po trawie, a nasze śmiechy wypełniały całą polanę.
Gwałtownie otworzyłem oczy, a słońce na chwilę mnie oślepiło. Zobaczyłem Alice pochylającą się nade mną ze zmartwionym wyrazem twarzy.
- Edwardzie... - Jęknąłem, uświadamiając sobie, że to wszystko było tylko wymysłem mojej chorej wyobraźni. - Edwardzie... - Czułem delikatność, z jaką wymawia moje imię. Nie chciała mnie zranić.
Parsknąłem, myśląc, że może odejdzie, zostawiając mnie samego na polanie. Ona jednak klęknęła obok mnie, nie dając spokoju.
- Tam... - Podniosłem wzrok, lecz widząc, że pokazuje na ognisko znów go spuściłem i warknąłem ostrzegawczo. Nie chciałem tego słuchać, było mi za trudno. Przypomniałem sobie jej zapach, taki cudowny, truskawkowy. Jej długie, lśniące włosy, które opadały na blade ramiona, jej filigranową figurę. Przez głowę przelatywały mi wszystkie nasze wspólne wspomnienia. Kłótnie, nieporozumienia starałem się odrzucić, by zająć się tymi piękniejszymi. Pierwszy pocałunek, nasze rozmowy o gwiazdach i muzyce... Wydawało mi się, jakby to wszystko działo się kilka dni temu. - Tam, nie ma Belli... - Niechętnie powróciłem myślami do przerażającej rzeczywistości. Dopiero po chwili zrozumiałem sens słów wypowiedzianych przez moją małą siostrzyczkę. Nie wierzyłem jej, przecież w wizji widziała Bellę płonącą. Przypominając sobie tą scenę zazgrzytałem zębami i zaryłem paznokciami o ziemię, zostawiając głębokie ślady. Po chwili milczenia, opętany zupełnie irracjonalnym szaleństwem rzuciłem się na swoją siostrę, próbując jej oderwać głowę. Niestety nie zdążyła uciec, więc upadliśmy na trawę, siłując się. W jej oczach widziałem swoją twarz, która nie należała do mnie... to była twarz szaleńca... Nagle ktoś złapał mnie za kark i rzucił o jakąś skałę. Spadłem na nią z głośnym hukiem i poczułem ból w kręgosłupie. Po kilku sekundack otrzepałem się i zobaczyłem, że to Jasper ratował swoją ukochaną przede mną. Widząc wyraz jego twarzy, zawstydziłem się i spuściłem wzrok.
Co cię opętało?! Jego głos był przepełniony wściekłością i przerażeniem.
Synu! Jak mogłeś?! Usłyszałem myśli zmartwionej Esme i zauważyłem, że na polanie oprócz mnie, Alice i Jaspera zebrała się już cała moja rodzina. Brakowało tylko Rosalie i Belli... Znowu poczułem jak tracę nad sobą kontrolę.
- Uważajcie, jest wściekły! - Jasper ostrzegał wszystkich przede mną...
Edwardzie, uspokój się. Proszę... Wiedziałem, że martwi się o mnie i byłem mu za to wdzięczny. Poczułem falę ciepła i spokoju, które zalewało moje ciało i umysł. Opadłem na ziemię, jak marionetka, której lalkarz odszedł, rzucając sznurkami.
Edwardzie, ona żyje! W ognisku nie ma jej...szczątków! Alice bardzo chciała, aby jej słowa mnie przekonały. Niechętnie wstałem i skierowałem się, by sprawdzić czy ma rację.
Zobaczyłem jak Jazz i Emmett wysuwają się do przodu, chcąc chronić resztę rodziny przed moim ewentualnym atakiem.
Gdy znalazłem się blisko ognia, poczułem jego ciepło, parzące moje ciało. Nie zwracałem na to jednak uwagi, ważna była tylko Bella...
Bella, Bella, Bella... Jej imię odbijało się echem po mojej głowie, a ja czułem, że zaraz eksploduję. Jasper zawarczał ostrzegawczo, próbując przywołać mnie do porządku.
Stary, spokojnie... Zaraz wybuchniesz i zrobisz komuś z nas krzywdę! Emmett również przejmował się tym wszystkim, ukrywał to jednak, by jeszcze nie pogarszać sytuacji. Starałem się nie zwracać uwagi na ich myśli dotyczące mojej ukochanej. Wystarczyły mi moje. Próbowałem wyczuć jej zapach, lecz było mi trudno, gdyż otaczał mnie ze wszystkich stron. Nagle poczułem czyjąś ciepłą rękę na ramieniu. Odwróciłem się mając cichą nadzieję, że zobaczę Bellę. Był to jednak Emmett.
Nie ma tam Belli... Nie wyczuwam jej zapachu... Pachnie tylko jakimś martwym psem, chyba wilkołakiem i... jeszcze jedną wampirzycą... Katriną. Miał rację. Z ogniska wyczuć na kilometr można było krew śmierdzącego psa i jednej wampirzycy, prawdopodobnie Katrinę. Od razu zorientowałem się kim był owy wilkołak...
Brat Julii... Alice jako jedyna oprócz mnie wiedziała o tym, że Jacob - brat mojej córeczki był wilkołakiem. Pokiwałem smutno głową, odpowiadając na jej pytanie.
Poczułem się jeszcze gorzej na myśl o śmierci Jacoba, jedynej prawdziwej rodziny Julci. Od początku wiedziałem o jego istnieniu, o tym, że nas obserwuje. Pilnował siostry, gdyż nam nie ufał. Nie dziwiłem mu się, dwa inne wampiry zabiły jego matkę i ojca. Po jakimś czasie zrozumiał, że Bella pokochała Julię całym sercem i ucieszył się. Cały czas jednak obserwował dom, by nic nie stało się jego siostrze, gdyż kochał ją bardzo. I ja ją kochałem, lecz nie mogłem o niej myśleć w chwili, gdy moja ukochana zniknęła. Przez chwilę cieszyłem się, że Bella żyje, potem zrozumiałem jednak, że nie ma jej tu. Musiała więc uciec... Tylko gdzie?
Zacząłem iść po jej śladzie i nim się obejrzałem był już pod naszym domem. Wszedłem do niego ostrożnie i skierowałem się do naszej sypialni. Usłyszałem myśli Rosalie.
Starała się je ukryć śpiewając ''Just one last dance'' Sarah Connor:
We meet in the night in the Spanish café
I look in your eyes just don't know what to say
It feels like I'm drowning in salty water
A few hours left 'til the sun's gonna rise
tomorrow will come an it's time to realize
our love has finished forever

Poczułem smutek, słysząc tą piosenkę. Znowu przypomniała mi się Bella. Wiedziałem, że zaczynam mieć obsesję na jej punkcie. Jednak po chwili uświadomiłem sobie, że zawsze ją miałem. Pokręciłem głową, wchodząc do pokoju. Usłyszałem pisk Julii i zauważyłem jak biegnie w moją stronę. Zalała mnie fala ciepła, gdy przypomniałem sobie jak bardzo ją kocham. Gdyby Bella... umarła, miałbym dla kogo żyć. Ciągle nie mogłem przyzwyczaić się do myśli, że moja ukochana może odejść, aczkolwiek gdy widziałem tą małą, ciepłą istotkę ból odchodził, ustępując miejsca wielkiej miłości. Złapałem małą w ramiona i zacząłem tulić. Chciałem odczytać jej myśli, lecz były bardzo zagmatwane i nie mogłem niczego zrozumieć. Rosalie przyglądała się tej scenie z miłością, wymalowaną ną jej idealnej twarzy. Gdy mała zechciała zejść postawiłem ją na ziemi i podszedłem do swojej siostry.
- Rosalie... Musimy porozmawiać...

ROPV
Edward wybiegł z pokoju, razem z Alice, a ja i reszta rodziny zostaliśmy w domu, przerażeni i zdezorientowani. Wszyscy milczeliśmy, jednak po chwili Carlisle zabrał głos.
- Musimy szybko znaleźć się na polanie, zanim stanie się coś złego... - Prychnęłam.
- Już się stało. - Carlisle posłał mi pełne wyrzutu spojrzenie, a ja zawstydziłam się trochę. Nie powinnam tak lekko podchodzić do sprawy dotyczącej Belli. Bardzo ją pokochałam, była moją najlepszą przyjaciółką, a teraz groziło jej niebezpieczeństwo ze strony Tanyii, Kate, Katriny i jeszcze jakiejś rudej wampirzycy. Wzdrygnęłam się na myśl o tej drugiej, nigdy się nie lubiłyśmy. Zawsze uważała mnie za tępą, typową blondynę. Do tego cały czas zarzucała mi, że stworzę nieśmiertelne dziecko. Zacisnęłam dłonie w pięści na myśl o tym jak wtedy mnie potraktowała. Nie byłam aż tak zdesperowana, że ściągnęłabym śmierć ze strony Volturi na całą moją rodzinę. Nagle poczułam usta Emmetta, błądzące po mojej szyi.
- Pójdę sprawdzić co się dzieje. - Szeptał mi do ucha tak cicho, że nikt oprócz nas tego nie słyszał. - Zajmij się Julcią. - Przytaknęłam uradowana z możliwości zostania z tą piękną istotką wzbudzającą we mnie takie ciepłe uczucia. - Kocham Cię. - Ostatnie słowa wypowiedział z taką czułością, że przeszły mnie dreszcze. Czułam jego ciepły oddech na swojej skórze.
- Ja Ciebie też. - Odwróciłam się, aby złożyć na jego ustach gorący pocałunek. Oddał go z taką samą namiętnością, a po chwili usłyszeliśmy ciche westchnienie Jaspera, więc niechętnie oderwaliśmy się od siebie. Po kilku sekundach zostałam sama z Julią w sypialni Belli i Edwarda. Mała obudziła się i przypatrywała z przerażeniem, prawdopodobnie będąc w szoku po tym jak Edward ryknął na cały głos, czytając w myślach Alice. Bardzo współczułam mu daru, przez który teraz tak bardzo cierpiał. Julcia podeszła do mnie niepewnym krokiem, jakby się mnie bała.
- Chodź tu, skarbie... - Uśmiechnęła się delikatnie, a ja wzięłam ją na ręcę i zaczęłam nucić kołysankę, którą kiedyś wymyśliłam. Mała wtuliła się we mnie mocniej, a ja usłyszałam jak szybciutko bije jej małe serduszko, usłyszałam krew pulsującą w jej żyłach, lecz ona wcale mnie nie pociągała. Myśl o możliwości uśmiercenia tego dziecka napawała mnie przerażeniem. Tak bardzo zazdrościłam Belli, że ona ma Julcię. Ta mała istotka, na pozór normalna była najbardziej zjawiskowym stworzeniem jakie kiedykolwiek widziałam. Zaróżowione z wrażenia policzki, duże zielone oczy wpatrzone we mnie jak w jakiś obrazek, mała rączka trzymająca moją. Była idealna...
Moje rozmyślania przerwał odgłos zamykanych drzwi, odłożyłam więc śpiącą Julcię na łóżko i stanęłam w pełnej gotowości pozie. To co zobaczyłam wbiło mnie w podłogę. Moja ukochana przyjaciółka, Bella wpadła do pokoju cała we krwi, w poszarpanej sukience i z miną męczennika. Upadła przede mną na kolana i zaczęła łkać. Jej włosy pokryte błotem i krwią przylepiały się do jej młodej twarzy. Podniosłam jej głowę i popatrzyłam w oczy. Były koloru płynnego złota, dokładnie takie same jak przed kilkoma godzinami. Jednak było w nich tyle bólu i cierpienia, że nie mogłam pojąć co ona musiała przeżyć.
- Bello... - Na chwilę przeniosłyśmy wzrok na Julcię, lecz ona smacznie spała. Ucieszyłam się, że nie będzie widzieć swojej matki w takim stanie. - Bello... Co się stało?
Ona słysząc to zaczęła jeszcze głośniej łkać, a ja nie wiedziałam co zrobić. Czułam się taka bezradna, gdy ona klęczała przede mną i płakała.
Usiadłam obok niej i przytuliłam. Postanowiłam poczekać, aż się uspokoi i dopiero wtedy dowiedzieć się o co chodzi. Siedziałyśmy tak kilka minut, aż w końcu się odezwała.
- Rose... Rose... - Spojrzała na mnie, a ja pogłaskałam ją po policzku. - Ja... Wtedy poszłam z Kate do lasu, bo chciała ze mną porozmawiać. - Jej oczy zapłonęły gniewem. - Gdy już się tam znalazłyśmy, rzuciła się na mnie, a z lasu wyszły Tanya, Katrina i Victoria. - Zrozumiałam, że ta nieznana Victoria była rudowłosą wampirzycą. Nie rozumiałam jednak czemu wypowiadając jej imię Bella zacisnęła dłonie w pięści, aż pobielały jej knykcie. - Walczyłam z nimi, aż tu nagle z lasu wyskoczył wielki wilkołak. - Patrzyłam na nią z szokiem wymalowanym na twarzy. Czułam jak moje oczy robią się podobne do spodków, lecz ona machnęła tylko ręką. - To za długa historia... Brat Julii, Jacob, jest... - Spuściła wzrok. - Był wilkołakiem... I on mi pomógł... Pokonaliśmy Katrinę, jednak po chwili Jacob stracił siły i one go zabiły. - W jej oczach można było wyczytać wszystkie uczucia: gniew, ból, strach. - Potem Victoria powiedziała... - Bella przerwała, by zaczerpnąć powietrza. Widziałam
jak zaciska rękę na oparciu fotela, który znajdował się za blisko niej. Niestety zrobiła to ze zbyt dużą siłą i po kilku sekundach z oparcia nie zostało nic prócz wiórków. - Ech... Rose, żebyś zrozumiała wszystko muszę opowiedzieć ci pewne wydarzenie z mojego dzieciństwa. - Pokiwałam głową. - Jako kilkuletnie dziecko wybrałam się do lasu z moją najlepszą przyjaciółką, Alex. Niestety zabłądziłyśmy i wtedy... napadła na nas Victoria z Laurentem... - Otworzyłam usta ze zdumienia, ona jednak zamknęła je i kontynuowała. - Zabili Alex, jednak, gdy chcieli wypić moją krew coś ich przestraszyło i uciekli... Ja zostałam tam sama z martwą przyjaciółką, czekając na ratunek. - Widząc jak jest jej ciężko, przerwałam.
- Bello, nie musisz nic więcej mówić... Rozumiem... - Popatrzyła na mnie z wdzięcznością, a ja pogłaskałam ją po zakrwawionym policzku.
- Dziękuję, Rose. To dla mnie takie trudne... - Zawahała się. - I Victoria walcząc ze mną dzisiaj poznała mnie i... zagroziła, że zabije moją siostrę. - Warknęła. - Angela ma teraz prawie 17 lat, nie mogę do tego dopuścić. Tak bardzo ją kocham... - Przerwała, a ja zastanawiałam się do czego zmierza. - Rose, ja muszę ją chronić, rozumiesz, prawda? - Przytaknęłam głową. - Proszę zaopiekuj się Julcią... Na nią ta ruda też poluje... - Syknęłam. - Ja muszę wyjechać do Forks, by móc chronić moją siostrę... - W tym momencie zrozumiałam wszystko. Przypatrywałam się swojej przyjaciółce z przerażeniem.
- Nie możesz nas tak zostawić?! - Spuściła wzrok. - A Edward?!
- Wiem... Kocham go bardzo, ale nie chcę go narażać na takie niebezpieczeństwo... Tak samo was... - Prychnęłam, zirytowana.
- Myślisz, że uda mi się ukryć przed nim dokąd uciekłaś?! - Posłała mi wdzięczne spojrzenie. Widać było, że trochę się rozluźniła. - Nie, nie, nie ma szans! Nie będę go okłamywać! - Uśmiechnęła się, choć nie było w tym uśmiechu ani krzty radości. - Poza tym wiesz jak on będzie się czuł?!
Teraz przestała się uśmiechać, widać było, że ciężko jej jest zostawiać ukochanego i córeczkę.
- Rose, proszę... Nie mów mu, nie chcę, żeby coś mu się stało! Opiekuj się Julcią, dobrze? - O tą drugą rzecz nie musiała mnie nawet prosić. Z chęcią zajęłabym się Julcią, czasem nawet o tym marzyłam, jednak teraz nie wydawało mi się to tak cudowne jak wcześniej. Wolałabym, aby to Bella pilnowała Julci. Po prostu czułam, że lepiej by było, gdyby to moja przyjaciółka została z Julią. - Rose, obiecaj, że będziesz ukrywała swoje myśli przed Edwardem. - Wzięła moją twarz w swoje ręce i zmusiła, bym na nią spojrzała. - To dla jego dobra, obiecujesz? - Niechętnie pokiwałam głową.
- Obiecuję, że się postaram. - Uśmiechnęła się, ale tak jakoś krzywo, nieszczerze.
- Dziękuję, Rose. Kocham cię.
- Wiem, ja ciebie też. - Przytuliłyśmy się, stykając czołami.
- Opiekuj się Julcią i Edwardem. - Prychnęłam. Jakby Edwardem dało się opiekować. Zauważyła moją minę i zaśmiała się cichutko, tak, aby nie obudzić swojej córeczki.
Po chwili Bella wstała i podeszła do łóżka, na którym leżała Julia. Pocałowała ją w czoło i przytuliła do siebie. Mała drgnęła, ale się nie obudziła. Nagle usłyszałyśmy jak ktoś wchodzi przez drzwi. Bella szybko wyskoczyła przez okno, zostawiając mnie samą z Julcią w pokoju. Podejrzewając, że jest to Edward zaczęłam nucić moją ulubioną piosenkę Sarah Connor:
We meet in the night in the Spanish café
I look in your eyes just don't know what to say
It feels like I'm drowning in salty water
A few hours left 'til the sun's gonna rise
tomorrow will come an it's time to realize
our love has finished forever


Gdy miałam zły humor, zawsze jej słuchałam i od razu czułam się lepiej. Wiedziałam, że mój brat zacznie coś podejrzewać, jeśli usłyszy moje próby zagłuszenia myśli o Belli. Nagle Julia otworzyła oczy i przeciągnęła się jak kotek. Po chwili do pokoju wparował załamany Edward. Serce mi się krajało, gdy widziałam jak bardzo cierpi. Julcia pisnęła i rzuciła mu się w ramiona. Myślałam, że ją odepchnie, lub co gorsza zrobi krzywdę, lecz on rozpogodził się i uśmiechnął do niej. Przyglądałam im się w milczeniu, z zachwytem. Bardzo chciałam zobaczyć kiedyś Emmetta przytulającego tak naszą córkę, której nigdy nie będziemy mieć...
Edward popatrzył na mnie i odłożył Julcię na ziemię. Podszedł do mnie wolnym krokiem i wyszeptał słowa, których bałam się najbardziej:
- Rosalie... Musimy porozmawiać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Wto 16:05, 28 Kwi 2009 Powrót do góry

Wow.! Jestem pod wrażeniem.
Przyznam, że bałam się, iż uśmiercisz nam Bellę :(
Chwała Tobie, że tego nie zrobiłaś.
FF świetne - jak zwykle.
Troszkę szkoda mi Jakoba jako brata Julci, ale cóż.. Neutral
A więc życzę weny przy dalszym pisaniu i pamiętaj, że z niecierpliwością Wszyscy czekamy na dalsze części ;D
samilp
Nowonarodzony



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Środa Wielkopolska

PostWysłany: Wto 17:18, 28 Kwi 2009 Powrót do góry

Cytat:
Prychnęłam. Jakby Edwardem dało się opiekować.

Przyznam, rozbroiło mnie :) Nie wiem czemu. :D

Szczerze...?
Nie wiedziałam czy Bella zginie czy przeżyje... Chciałam, żeby było i tak, i tak. Ale cieszę się, że żyje Wink

Znając Edzia - załamie się, gdy się dowie, że Bells wyjechała Wink I pojedzie do niej...
Ale to twój FF, więc zrobisz jak chcesz :D A tak poza tym - jest świetny Uwaga

Życzę Wena :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wild Willy
Wilkołak



Dołączył: 26 Sie 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 18:50, 28 Kwi 2009 Powrót do góry

Noami- Szczerze przyznam, że miałam to w planie, lecz nie teraz. Jednak dzięki waszym namowom zmieniłam zdanie :)
Bella nie zginie, obiecuję.
Nie wiem kiedy będzie odcinek 11, trudno mi się zebrać w sobie(lenistwo;P). Poza tym mam jtr dwa sprawdziany, na które NIC, TOTALNIE NIC nie umiem;/
O jednym przypomniałam sobie dzisiaj, a drugi chyba przeżyję.:)
Standartowo dziękuję za opinię i za wenę.
Pozdrawiam, Bells.
:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vampiree
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Czw 10:11, 30 Kwi 2009 Powrót do góry

Podoba mi się taka inna historia Belli i Edwarda. ; ))
Ale wątek z Julia był kompletną porażką.
Mi się przynajmniej tak wydaje.
I mam nadzieje, że jeszcze coś napiszesz.

Standardowo życzę wenyy. ; ))


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vivienne Grace
Człowiek



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 14:54, 30 Kwi 2009 Powrót do góry

Bardzo lubię czytać twoje opowiadanie. Przyznaje zdażają się momenty, które mnie denerwują, ale że ja mam już taką nature to poprostu troche sobie powyzywam, wyżyję się na mojej myszce i czytam dalej :D Co do Julci owszem raczej nie lubię dzieci w opowiadaniu, jakoś tak mi psują atmosfere, ale tutaj muszę przyznać, że nawet mi tak nie przeszkadza :D Jacob bardzo dobrze, że zginął, bo chociaż tutaj nic złego nie zrobił to jednak Jacob to Jacob i kara mu się należy :D Troche nie rozumiem zachowania Belli bo przecież łatwiej by jej było poprosić Cullenów o pomoc, a tak zachowała się troche nie fair w stosunku do nich, zwłaszcza do Edwarda. No nic narazie czekam jak to dalej potoczysz. Weny :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anabells
Zły wampir



Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd

PostWysłany: Pią 20:03, 01 Maj 2009 Powrót do góry

Oh, dzięki, dzięki ci!!! Nie zabiłaś Belli!
Jacoba troszkę mi szkoda. Gdyby Jake umarł w Zaćmieniu ucieszyłabym się, ale tutaj to co innego...
Nie rozumiem, dlaczego Bells nie zabrała Eda ze sobą na swoję "misję"?
I co zrobi Edek? No bo raczej nie będzie siedział i czekał, kiedy jego ukochana narażona jest na wielkie niebezpieczeństwo?
Dobrych pomysłów i, standardowo, WENA!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wild Willy
Wilkołak



Dołączył: 26 Sie 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 16:42, 06 Maj 2009 Powrót do góry

Hej,
Przedstawiam wam rozdział XI. Mam nadzieję, że nie będzie zbyt mdły i wam się spodoba.Wink
Beta: Querida :*



Rozdział XI


''Nigdy nie jesteśmy tak bardzo bezbronni wobec cierpienia jak wtedy, gdy kochamy.'' ~ Zygmunt Freud



RPOV

Julia popatrzyła na nas ze smutkiem w jej pięknych, zielonych oczach. Ona czuła, że coś nie gra. Wiedziała o tym, że mamy problem, że nie ma Belli... I równie mocno się martwiła, jak my. Co za cudowne dziecko! Była taka sama, jak wyobrażałam sobie w moich najskrytszych marzeniach dziecko, które chciałabym mieć. Długie blond włoski, opadające na ramiona, wielkie, zielone oczy patrzące tak mądrze na otaczający ją świat. Byłaby idealną córką... Zaraz jednak uzmysłowiłam sobie, że ja wcale nie byłabym odpowiednią matką dla niej, za to Bella owszem. Wypowiadając jej imię, poczułam dziwny ścisk w żołądku, a Edward posłał mi złowrogie spojrzenie. Spuściłam głowę, idąc posłusznie za nim i zaczęłam ponownie śpiewać piosenkę, tym razem 'The Show'. Bella też ją lubiła... Choć w jej przypadku nie można było powiedzieć, że po prostu lubiła ten utwór. Ona go ubóstwiała. Zawsze, gdy rozmawiałyśmy zaczynała go śpiewać, aż w końcu ja też nauczyłam się tekstu i wspólnie darłyśmy się do słuchawki. Edward warknął ostrzegawczo, dając mi do zrozumienia, że słyszy doskonale moje myśli. Po kilku sekundach znaleźliśmy się w mojej sypialni. Usiadłam na łóżku i ostentacyjnie zaczęłam oglądać paznokcie, udając nie zainteresowaną rozmową z bratem. Tak naprawdę chciałam jednak rzucić się w jego ramiona i powiedzieć mu wszystko. Obiecałaś Belli, przypomniałam sobie.
- Rosalie... - Popatrzyłam na niego i dojrzałam niewyobrażalny ból, taki jak u mojej przyjaciółki... On tak bardzo cierpi przez ciebie, Bello, pomyślałam, lecz bojąc się, że Edward usłyszy moje myśli zajęłam się czymś innym. Wydawało mi się, że nie zwracał już uwagi na mnie, był w swoim świecie. - Wiesz, gdzie jest Bella, prawda?
Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, nie chciałam kłamać, nie widziałam jednak innego wyjścia. Ponownie zagłuszyłam te ważniejsze myśli, jakimiś błahostkami, które teraz nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Zrozumiałam, że to nie ubrania leżące w mojej szafie, nie kosmetyki piętrzące się na półkach, nie uroda, którą niewątpliwie posiadałam jest ważna, lecz Bella - moja najlepsza przyjaciółka, osoba, która teraz pewnie mnie potrzebowała. Edward... Cholera! Nagle poczułam wielką miłość, która zbierała się dla mojego brata, wcześniej ledwo tolerowanego. Mimo, że był wredny i uważał mnie za pustą lalę, nie czułam do niego żalu. Miał rację... Byłam pustą egoistką... Myślałam tylko o sobie... i macierzyństwie... Biedny Emmett... Musiał przeżywać ze mną piekło, pomyślałam. Edward parsknął, a ja zrozumiałam, że słyszał wszystko. Nagle zagotowało się we mnie. Nie mogłam nawet sobie spokojnie pomyśleć, bo ten parszywy... wampir miał wgląd do moich myśli. Nawet w swojej własnej głowie nie miałam spokoju.
- Wynocha z mojej głowy - syknęłam. Zaśmiał się, lecz nie był to śmiech jaki znałam, ironiczny, szyderczy, tylko śmiech zgorzkniałego starca...
- Rosalie, wiesz, że nie chcę tam zaglądać. - Posłałam mu zirytowane spojrzenie, jednak gdy ujrzałam jego twarz wykrzywioną grymasem cierpienia, cała moja złość wyparowała. Ukrył głowę w dłoniach i zaczął łkać. Nigdy nie widziałam jak Edward płacze, mimo że bez prawdziwych, ludzkich łez. Czułam się taka bezradna, widząc go w takim stanie. Jeszcze do tego słyszał moje myśli, a wiedziałam, że nie lubi gdy ktoś się nad nim lituje i użala. Podeszłam do niego jednak i objęłam go najdelikatniej jak potrafiłam. Wydawał mi się teraz taki kruchy, mimo że tak jak ja był wampirem i to w dodatku doświadczonym. Lecz teraz, gdy siedział taki przygarbiony, na skraju rozpaczy, wyglądał na słabego człowieka. Chociaż po dłuższym namyśle stwierdziłam, że nie wygląda na człowieka, tylko na jego wrak.
Pogłaskałam go po rudo - miedzianej czuprynie, a on warczał coś niezrozumiale. Trwaliśmy w takiej pozycji- ja na podłodze, a Edward z głową na moich kolanach- dopóki nie usłyszeliśmy chrząknięcia Emmetta. Nie był zazdrosny, po prostu chciał zwrócić uwagę na to, że przyszli. Reszta rodziny przyglądała nam się ze smutkiem i zmartwieniem. Zrozumiałam kolejną ważną rzecz - Oni tak bardzo mnie kochają, a ja zawsze byłam wobec nich zarozumiała i złośliwa... Edward miał rację nazywając mnie tak, jak to robił. Spuściłam wzrok zawstydzona, miałam jednak świadomość, że Edward słyszy moje myśli i na pewno będzie się ze mnie nabijał do końca życia, a Jasper wyczuwa emocje.
Edward nachylił się do mnie i szepnął, tak cicho, że reszta rodziny nie mogła usłyszeć.
- Wcale nie uważam cię za pustą lalę. - Wszyscy patrzyli na nas zdezorientowani. - No, może trochę. - Zachichotałam cichutko, nie chcąc wzbudzić ciekawości rodzeństwa i ukochanego.
- Dzięki, a ja wcale nie uważam cię za głupiego, zarozumiałego, nadętego prawiczka. - Uśmiechnął się, lecz nieszczerze. Wiedziałam, że nie interesowało go to wszystko. Chciał odegrać tylko scenkę przed resztą rodziny. - No... - Skrzywiłam się w udawanym grymasie. - Może trochę.
Edward pokiwał głową, dziękując mi za to drobne oszustwo. Czułam, że chce zostać ze mną sam na sam.
- Możecie nas zostawić samych, proszę? - Posłusznie wyszli, nie oglądając się za siebie, a ja pomyślałam, że coraz lepiej rozumiem Edwarda.
Gdy byli za daleko, by usłyszeć naszą rozmowę, Edward złapał mnie za rękę, jednak zbyt mocno, więc warknęłam. Z dołu usłyszeliśmy głośne pomrukiwania mojego męża, lecz zignorowaliśmy je.
- Rose, wiesz gdzie Ona jest... prawda? - Naprawdę nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Nie chciałam go okłamywać, mówiąc jakieś głupstwa, złożyłam jednak obietnicę przyjaciółce. Zastanawiałam się, czemu się zgodziłam. Po raz kolejny zrugałam się za swoją głupotę. Przelotnie spojrzałam na Edwarda i zauważyłam, że nie skupiał się na moich myślach. Spoglądał smutno za okno, jakby widział tam swoją ukochaną. Powróciłam, już spokojniejsza, do swoich myśli. W końcu zrozumiałam czemu tak postąpiła. Według niej samej, słusznie.
Gdybym ja była na jej miejscu, również nie narażałabym życia swojego ukochanego, ale tylko wtedy gdybym wiedziała, że umrę. I nagle mnie olśniło.
Bella wiedziała, że nie wróci żywa i dlatego nie chciała brać Edwarda ze sobą. Nie chciała by zginął razem z nią. Nie zwróciła uwagi na fakt, że jeśli ona umrze, on umrze razem z nią. Przynajmniej jego dusza, serce. Już dawno oddał je Belli.
Skrzywiłam się i warknęłam, a wtedy on w końcu zwrócił na mnie uwagę. Podjęłam szybką decyzję, chcąc uratować przyjaciółkę.
- Wiem gdzie jest. - Oczy mojego brata zabłysły.
Otworzyłam swój umysł przed nim i pokazałam mu całą rozmowę. Dokładnie, powoli, by nic mu nie umknęło. Zatrzymałam się specjalnie na widoku Belli, nie wiedziałam jednak, że sprawi mu to tyle bólu. Dopiero po chwili zrozumiałam swój błąd. Kretynka!- pomyślałam.
Po kilku minutach skończyłam, a on opadł bezradnie.
Wiedziałam jak bardzo cierpi, wiedząc, że Bella chce ratować swoją siostrę i, że nie sądzi, że wróci cała. Czułam, że najbardziej poruszyły nim jej prośby co do niego i Julci. Byłam również pewna jego reakcji. Zaraz wyruszy ratować Bellę ze szponów Tanyi, Victorii i Kate.
- Masz rację, Rose. - Popatrzyłam na niego, bez cienia zdziwienia i dostrzegłam w jego oczach niezdrowy blask.
- A ja pojadę z tobą! - Byłam pewna siebie i bardzo chciałam pojechać z nim, by pomóc przyjaciółce w potrzebie. Edward popatrzył na mnie jak na wariatkę, myślami będąc zapewne z ukochaną.
- Rosalie, wiesz, że nie możesz. - Prychnęłam, uznając, że nie ma sensu się z nim kłócić.
Pojadę i już- pomyślałam.
- A kto zostanie z Julcią? - Zawahałam się. Trafił w czuły punkt i dobrze o tym wiedział. Kochałam Julcię i chciałam z nią zostać, by ona mnie lepiej poznała. Chciałam się nią nacieszyć. Opuściłam głowę, by nie widział mojej miny. Jednak Bella jest ważniejsza. Podniosłam dumnie głowę, by spojrzeć mu w oczy i zobaczyć jego reakcję. Nie tego się spodziewał, więc jego oczy wyrażały bezgraniczne zdumienie. Zaśmiałam się cicho.
- Chyba nie myślisz, że puszczę cię samego. - Uśmiechnęłam się, wypowiadając te słowa.
- A Emmett? - I znowu poczułam wyrzuty sumienia. Bałam się zostawić go samego, nie chciałam jednak narażać go na niebezpieczeństwo. Z drugiej strony pragnęłam jego bliskości, dotyku. Potrząsnęłam głową, chcąc odpędzić te myśli. Nie mogę być, aż taką egoistką, pomyślałam. Edward pokręcił głową z niedowierzaniem. Chyba nie spodziewał się takiego objawu troski o innych z mojej strony. Powinnam mu mieć to za złe, jednak wiedziałam, że ma rację. Zawsze myślałam tylko o sobie, nie obchodzili mnie inni. Rzadko nawet dostrzegałam potrzeby mojego ukochanego. Najważniejsze były moje zachcianki, a on musiał je spełniać. Gdy sobie to uświadomiłam, zalała mnie potężna fala smutku i złości na siebie. W tej chwili do pokoju wkroczył mój ukochany, zapewne słysząc całą rozmowę. Przyglądał mi się z wielką miłością i przygnębieniem w złotych oczach. Zdobyłam pewność, że wszystko usłyszał.
- Zostawię was samych. - Edward wyczuł, że powinien się wycofać. Wyszedł z pokoju, cicho zamykając drzwi.
Emmett podszedł do mnie, wyciągając wielkie ręce w moją stronę. Przytuliłam się do niego, a on zaczął obsypywać moją głowę pocałunkami, tak delikatnym jak płatki róż. Chciałam wypłakać się na jego ramieniu, powiedzieć co mnie trapi, a on by mnie pocieszył. Wiedziałam jednak, że nie powinnam mówić cały czas o sobie. Czekałam, więc cierpliwie, aż on zacznie tą trudną rozmowę. Po kilku minutach, które wydawały się wiecznością, mój ukochany postanowił mówić.
- Rose, czemu chcesz wyjechać beze mnie? - Nie mówiłam o tym, że nie biorę Emmetta ze sobą. Przekazałam to w myślach bratu, a Emmett i tak znał moją odpowiedź. On znał mnie chyba lepiej niż ja sama znałam siebie.
- Em, wiesz, że chciałabym... - Podniósł mnie i wziął na ręce. Tym razem pocałował mnie w czoło, policzki, a na końcu w usta. Położyłam mu rękę na włosach i pogłaskałam delikatnie. - Ale to zbyt ryzykowne.
Pokiwał głową. Rozumiał doskonale, przez co przechodzę. Najbardziej w nim uwielbiałam tą właśnie cechę. Mimo, że nie zgadzał się ze mną, to rozumiał.
- Ale nie mogę cię puścić samej. - Pokręciłam głową, całując go w policzek.
- Em, proszę. - Popatrzyłam na niego, robiąc maślane oczka. Nienawidziłam siebie, za to, wiedziałam, przecież, że znowu przyzna mi rację, chociaż będzie przez to niemiłosiernie cierpiał. Pocieszyłam się jednak myślą o jego życiu, na którym mi tak bardzo zależało.
- Rose... - W jego oczach widziałam ból, taki sam jak u Edwarda. Odwróciłam wzrok, by nie widzieć tego. - Kocham cię.
Wykrzywiłam się, słysząc w jego głosie uległość. Lecz również cieszyłam się, że tak szybko się zgodził.
- Ja ciebie też. - Wzięłam jego twarz w ręce i zmusiłam by na mnie spojrzał. - Kocham cię najbardziej na świecie.
Pocałował mnie namiętnie, tak jak lubiłam najbardziej. Ten pocałunek był jednak inny. Jakby na pożegnanie. Chciałam, by ta chwila trwała wiecznie. Niestety, po kilku sekundach, może minutach, a może kilku godzinach postawił mnie na ziemi. Objął mnie w talii i przyciągnął do siebie, a ja wtuliłam głowę w jego tors.
Nagle odsunął się, by spojrzeć na mnie. Podniósł rękę, by dotknąć nią mojej twarzy. Wodził palcem po nosie, policzkach, a na końcu ustach. Dostałam gęsiej skórki, czując jego dotyk. Zrobiłam to samo, chciałam zapamiętać każdy szczegół, by móc przetrwać bez niego te kilka dni.
- Uważaj na siebie. - A więc to był koniec naszego pożegnania. Emmett wypuścił mnie z objęć i wyszedł z pokoju, nie obracając się nawet. Po drodze przypadkowo popchnął Edwarda.
- Wiesz jak bardzo cierpi? - Spuściłam głowę, kiwając.
- Wiem... - Edward przytulił mnie delikatnie, a ja byłam mu wdzięczna za tak niepozorny gest, który dał mi siłę. - Zbierajmy się. Bella nas potrzebuje.
Teraz z kolei on się skrzywił, a potem kiwnął. Szybko wyszłam z sypialni, by skierować się do pokoju Edwarda i Belli, chcąc pożegnać się z Julcią. Serce mi się ścisnęło na myśl o zostawieniu jej samej.
Siedziała na łóżku, a na jej policzkach widoczne były wielkie łzy. Objęłam ją, a ona zaczęła łkać w moje ramię. Szeptałam jej jakieś głupstwa, głaszcząc po lśniących, blond włoskach. Usłyszałam chrząknięcie Edwarda. Odwróciłam się i pocałowałam Julcię.
- Pa, mała. - Uśmiechnęłam się, wstając, by dać im chwilę na pożegnanie.
Na korytarzu stała już cała rodzina. Wszyscy uśmiechali się smutno i żałośnie. Pierwsza podeszła do mnie Alice. Rzuciła mi się na szyję i obsypywała mnie pocałunkami.
- Kocham cię, Rose.
- Ja ciebie też, Ally.
Odeszła, by pozwolić reszcie rodziny się pożegnać. Esme przytulała się do Carlisle’a, jednak teraz odsunęła się od niego, by delikatnie pogłaskać mnie po głowie.
- Trzymaj się, Rose. - Nie musiała mi mówić jak bardzo mnie kocha, wszystko było wymalowane na jej pięknej twarzy.
Carlisle stał wpatrując się we mnie, a potem szepnął:
-Kochamy cię, Rose. Pamiętaj.- Ostatnią osobą, która chciała się pożegnać był Jasper.
Objął mnie ramieniem i uśmiechnął się zachęcająco.
- Rosalie, nie martw się. Będzie dobrze. - Uspokoiłam się trochę, dzięki jego darowi.
Na korytarzu zabrakło tylko mojego ukochanego. Przez chwilę byłam wściekła, że nie chciał się ze mną widzieć, ale potem postarałam się go zrozumieć. Po prostu bardzo cierpiał i nie miał siły przeżywać tego kolejny raz. Pomyślałam, że pewnie uciekł, by zapolować na jakiegoś, wielkiego niedźwiedzia. Zawsze tak robił, gdy coś złego się działo. Bałam się, że nie zdąży przybiec na czas, żeby jeszcze raz spojrzeć na mnie, zanim odjadę. Stwierdziłam jednak, że na pewno zdąży. Uśmiechnęłam się do wszystkich, najbardziej optymistycznym uśmiechem na jaki było mnie stać. Nagle przede mną pojawił się Edward z Julcią na rękach. Podał ją Alice i odwrócił się do mnie, łapiąc za rękę. Pomachałam wszystkim i wybiegliśmy z domu.
- Weźmy moje porshe. - Pokiwał głową i wrócił do domu po kluczyki. Zanim drzwi zdążyły się zamknąć był z powrotem.
Wsiedliśmy i odpaliliśmy silnik, który zamruczał jak dziki kot. Wyjechaliśmy z garażu, a moim oczom ukazał się Emmett, cały zakrwawiony, w podartej bluzce i spodniach. Pomachałam mu, lecz nie odmachał. Po kilku sekundach zniknął mi z oczu.
Teraz pozostało mi tylko uratować Bellę. Gdybym wiedziała jaką cenę przyjdzie mi za to zapłacić...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wild Willy dnia Nie 11:09, 10 Maj 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
babywecandoit
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Maj 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:03, 06 Maj 2009 Powrót do góry

Pierwsze co mi przyszło na myśli, to to, że Rosalie jest całkiem fajną babką. Potem doszły do mnie ostatnie słowa i złapałam się za głowę.
Strasznie szkoda mi małej Julci, która najpierw straciła matkę, a teraz traci Bells. Jednak mam nadzieje, że ją uratują i nie ucierpią na tym. Rosalie nie może przecież zostawić Emmetta, prawda? Albo Edward. On tez nie moze zginąć.
Podobał mi się ten rozdział. Strasznie, nie jest mdły, ani nic z tych rzeczy.
Życzę powodzenia i weny w pisaniu dalszych rozdziałów.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Querida
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 17:19, 06 Maj 2009 Powrót do góry

Cytat:

Tak naprawdę chciałam jednak rzucić się w jego ramiona i łkając w jego ramiona powiedzieć mu wszystko.
powtórzenie

Cytat:
Mimo że był wredny i uważał mnie za pustą lalę, nie czułam do niego żalu.
po 'mimo' powinien być przecinek

Cytat:
Lecz teraz, gdy siedział taki przygarbiony, na kraju rozpaczy wyglądał na słabego człowieka.
"na skraju"


Cytat:
Trwaliśmy w takiej pozycji, ja na podłodzem
"podłodze"


Cytat:
Siedziała na łóżku, a na jej policzkach widoczne były wielke łzy.
"wielkie"


Cieszę się,że dodałaś nowy rozdział.Rose przyznająca się do błędu i wyliczająca swoje negatywne cechy... to coś nowego :) Trochę błędów jest, bo nie ma bety, ale ff mi się podoba.Mam nadzieję,że nikt nie zginie, bo lubię happy endy, ale to Twój ff.Czekam na dalsze rozdziały i życzę weny.
Pozdrawiam
Querida


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Querida dnia Śro 17:20, 06 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Vivienne Grace
Człowiek



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:28, 06 Maj 2009 Powrót do góry

Znalazłam pare błędów, ale skoro bez bety to się nie czepiam Wink
Rozdział zaliczam do udanych :) Jeszcze nigdy nie czytałam czegoś z perspektywy Rosalie, co by mi się tak bardzo spodobało. Pokazałaś tu, że ona tez potrafi kochać. Ja osobiście bardzo lubię Rose dlatego bardzo się cieszę, że znalazła tu miejsce dla siebie. Bardzo szkoda mi Edwarda :( Kurcze czy ja musze byc tak empatyczna..ech. Mam nadzieje, że kolejny rozdział nie będzie taki rozczulający bo się wkońcu popłaczę i tyle będzie :D Nie wiem co chcesz zrobić Belli, ale wierzę, że będzie to słuszne Wink Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anabells
Zły wampir



Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd

PostWysłany: Śro 18:28, 06 Maj 2009 Powrót do góry

Hmm... Spodziewałam się, że cała rodzinka zechce ratować Bells, ale to nawet lepiej, że wyruszyli tylko Rose z Edkiem.
Prawie cały rozdział jest dość łzawy. Najpierw rozmowa i wyznania E-R, później pożegnanie...
Mam nadzieję, że w następnym będzie więcej akcji i punkt widzenia Belli.
Standardowo na koniec - WENA!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wild Willy
Wilkołak



Dołączył: 26 Sie 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 13:32, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Witajcie,
Przedstawiam wam XII, ostatni odcinek Wampirzej Miłości. Wink
Dziękuje wszystkim,którzy czytali, komentowali, betowali (Alice_ 1-6, Nattella 7-10, Querida 11-12).
Mam nadzieję, że mój styl poprawił się od I odcinka i, że nadal będę się rozwijać, dzięki waszym komentarzom, opiniom, które pomagają mi w szlifowaniu mojego stylu.
Czuję pewien żal, że to się kończy, ale już zabieram się za następne opowiadanie. :)
Teraz, kiedy już skończyłam pisać WM, będę poprawiała błędy w tych rozdziałach :)


''Nawet w obliczu śmierci przyjemna jest świadomość posiadania przyjaciela.'' ~ Antoine de Saint-Exupéry


BPOV
Usłyszałam czyjeś kroki, więc spojrzałam ostatni raz na moją najlepszą przyjaciółkę, Rosalie, a potem wyskoczyłam przez okno, by ratować jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Biegłam jak najszybciej, żeby zdążyć przed trzema przeciwniczkami. Na myśl o Victorii, znowu się we mnie zagotowało. Przed oczami stanął jej obraz, tak rzeczywisty, że jad napłynął mi do ust. Z trudem go przełknęłam i odpędziłam te straszne myśli. Poczułam nawet jej zapach, coś między czekoladą a toffie. Miałam ochotę odgryźć jej głowę i zobaczyć jak płonie, by już nigdy nie zakłócać niczyjego szczęścia. Wiedziałam jednak, że Tanya i Kate będą jej bronić, więc ich muszę się najpierw pozbyć. Ostatnio miałam do pomocy Jacoba, lecz teraz zostałam sama. Zrobiło mi się smutno na myśl, że brat Julii już nigdy jej nie zobaczy, bo ratował mnie. Biegłam taka przygnębiona i ocknęłam się dopiero, gdy znalazłam się w lesie i wyczułam zapach młodej pumy. Od kilku dni nie polowałam, byłam więc głodna. Postanowiłam zrobić krótki postój, by się posilić. Nie mogłam, przecież zrobić krzywdy Angeli. Wzdrygnęłam się na myśl, że Victoria i jej towarzyszki mogą być pierwsze. Ta myśl była zbyt przerażająca, bym mogła ją w ogóle przyjąć do wiadomości. Szybko, bez zbędnych ceregieli rzuciłam się na mięsożercę i wgryzłam się w jej szyję. Momentalnie polała się ciepła jucha, którą z zadowoleniem wypiłam. Zwierzę bezradnie wiło się w moich rękach, jednak nie miałam zamiaru puścić. Po kilku sekundach tej nierównej walki puma umarła, a ja ucieszyłam się, że tak szybko odeszła. Nie zdążyła wiele wycierpieć, pomyślałam. Gdy skończyłam, powoli wstałam i z zadowoleniem stwierdziłam, że nie zniszczyłam ubrania. Starłam dłonią krew kapiącą z brody i ruszyłam ponownie w kierunku Forks. Biegłam nieprzerwanie przez kilka godzin, starając się nie myśleć o niczym innym oprócz biegu, nadal bardzo łatwo się dekoncentrowałam. Wystarczyła chwila nieuwagi i zwalniałam, aż w końcu stawałam, przygnębiona własnymi myślami. Najbardziej irytował mnie fakt, że mimo jednodniowej rozłąki tak bardzo tęsknię za Edwardem, jego pocałunkami i czułymi słowami. Brakowało mi go i po raz kolejny zauważyłam, że moje życie bez niego nic nie znaczy. Tęskniłam też za Julcią, jej uśmiechem i mądrymi oczkami. I tak bardzo chciałam, by Rose była teraz ze mną. Na pewno poprawiłaby mi humor, zawsze potrafiła mnie rozśmieszyć, gdy coś się działo. Czułam coś dziwnego, gdy o niej myślałam. Jakby miało jej się coś stać... Odrzuciłam te myśli, nie chciałam się w nie zagłębiać. Przyśpieszyłam i po kilkunastu minutach zobaczyłam tablicę, którą dobrze znałam. W końcu, pomyślałam z ulgą. Często przychodziłam pod tą tablicę, gdy byłam mała. Mama mówiła mi, że nie wolno wychodzić poza Forks, poza nią, a ja drażniłam się z nią i specjalnie przekraczałam tabliczkę. Zrobiło mi się przykro na myśl o mojej matce, która po urodzeniu Angeli przestała się mną zajmować. Dobiegłam i stanęłam oczarowana przed moim domem. Cały świecił milionem światełek, lampek i białych ozdób. Wyglądało to przepięknie, aż zaparło mi dech w piersiach. Nie mogłam się ruszyć, dopóki jakaś dziewczyna, biegnąc z ciężkim pudełkiem, nie wpadła na mnie. Przewróciła się i wpatrywała we mnie zdziwiona. Przypatrzyłam się jej, bo widziałam w niej coś co zapamiętałam, gdy jeszcze byłam człowiekiem. I dopiero, gdy zobaczyłam jej oczy, zrozumiałam kim była.
- Angela... - Wyszeptałam, zanim zdążyłam się ugryźć w język. Zastanawiałam się czy mnie pozna, przecież zmieniłam się zupełnie.
Wstała ostrożnie i przekrzywiła głowę, chcąc zapewne mnie rozpoznać. Nagle rzuciła mi się na szyję i zaczęła całować.
- Bella! - Stałam nieruchomo, nie chcąc zrobić jej krzywdy. Chyba zdziwiło ją moje zachowanie, bo odsunęła się. Zobaczyłam w jej oczach łzy i automatycznie je starłam. Zbliżyłam się do niej i bardzo delikatnie objęłam, tak, by nie zrobić najmniejszej krzywdy. Jej ciepła, płynąca teraz szybciej krew sprawiała, że kręciło mi się w głowie. Czując co może się stać, odsunęłam się od niej. Złapała moją rękę i przystawiła sobie do policzka. Nie zdziwił jej nienaturalny chłód bijący ode mnie. Wpatrywała się we mnie swoimi niesamowicie błękitnymi oczami, przypominającymi mi ocean. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, nagle jednak usłyszałyśmy krzyk, dochodzący z białego domu, który kiedyś był moją ostoją. Teraz jednak wydawał się być zupełnie obcy. Szybko pobiegłyśmy w stronę domu i zobaczyłyśmy naszą matkę, słaniającą się rękoma i Victorię pochylającą się nad nią. Angela chciała wydać z siebie głośny pisk, lecz zasłoniłam jej usta. Gdyby krzyknęła, byłybyśmy stracone. Słyszałam urywki rozmowy rudej i mojej matki.
- Powtarzam po raz ostatni. Gdzie jest Angela? - Renee zapiszczała i schowała głowę, kręcąc nią. Wiedziałam co się teraz stanie. Nie chciałam jednak, by oglądała to moja siostra, która i tak już była wyjątkowo przerażona. Zasłoniłam jej oczy i wzięłam na ręce, biegnąc w stronę pobliskiego lasu. Przypomniałam sobie bowiem, że jest tam chatka leśniczego, w której mogłabym schować się z Angelą. Pragnęłam uratować matkę ze szponów Victorii, lecz nie mogłam zostawić samej Angeli. To mógł być przecież podstęp. Ja bym uratowała matkę, a Kate i Tanya, nieobecne w domu porwałyby Angie. Z ciężkim sercem biegłam, a siostra łkała w moje ramię. Czułam łzy spływające ciurkiem po mojej bluzce, nie przejęłam się jednak. Ważne było tylko życie mojej siostry. Nagle zaczął padać deszcz. Przestraszyłam się, że Angela może przemoknąć i zachorować, więc przyśpieszyłam. Po kilku nieznośnie długich minutach byłyśmy już na miejscu. Otworzyłam drzwi i położyłam mokrą Angelę na łóżku. Zsunęła się i zwinęła w kłębek. Widać było, że jest w szoku. Stałam tak, wpatrując się w nią i zachwycając się jej urodą. Długie, brązowe włosy opadały prosto na plecy, delikatne rysy, idealnie wykrojone usta... Tak, była zdecydowanie piękna. Po kilkunastu minutach ciszy, siadła na łóżku, spuszczając nogi na dół. Zaczęła otwierać usta, by coś powiedzieć, lecz po chwili je zamykała. W końcu jednak udało jej się odezwać.
- Bello... Co ci się stało? - Zawahałam się. Nie wiedziałam co jej powiedzieć.
Siadłam na łóżku obok niej i złapałam ją za rękę.
- Zbyt długa historia, Angie. - Uwielbiała, gdy ją tak nazywałam. Teraz jednak nie uśmiechnęła się. Po policzkach spływały jej wielkie łzy, doprowadzające mnie do szaleństwa. Pokiwała głową, nie mówiąc nic więcej. Nadal pewnie była w szoku, widząc jakąś rudą kobietę, pochylającą się nad jej matką. Nagle przypomniałam sobie o Jacobie i ojcu. - Gdzie jest Jacob i Charlie? - Zmrużyła oczy.
- Jacob wyjechał do Chicago, na studia... - Uśmiechnęłam się. Moj brat zawsze o tym marzył. - a tata... nie żyje. - Mimowolnie otworzyłam oczy ze zdumienia.
Angela zauważyła moją minę i znowu zaczęła łkać. Chciała się mnie o coś zapytać, jednak łzy jej w tym przeszkadzały. Co chwila je połykała, próbując wydusić z siebie to, co chciała mi oznajmić. Czekałam cierpliwie.
- Bells, ty znasz tą rudą kobietę? - Pokiwałam głową. Nie było sensu kłamać. Muszę jej powiedzieć czemu się zjawiłam. I o tym, że musi się ukryć. Jednak przypomniałam sobie coś jeszcze, coś co bardzo mnie nurtowało.
- Czyj ślub jest organizowany? - Załkała, a potem uśmiechnęła się nieśmiało.
- Mój. - Czułam jak moje oczy robią się wielkości spodków. Ona miała przecież tylko 17 lat! Chyba zauważyła moje zdziwienie, bo znowu uśmiechnęła się.
- Masz dopiero 17 lat! Nie za wcześnie na ślub? - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i popatrzyła na swój brzuch. W pierwszej chwili nie zrozumiałam o co jej chodzi, a gdy w końcu mi się udało nie mogłam tego pojąć. Angela i ślub? Angela i dziecko?! Z mojej twarzy na pewno dało się wyczytać wszystkie uczucia, które mną targały: Złość, szczęście, zazdrość, jeszcze większe szczęście. W końcu uśmiechnęłam się zachęcająco, widząc nieśmiałą minę mojej siostry. Położyłam rękę na jej brzuchu, a ona zaśmiała się cicho. Widziałam, że jest zmęczona. Ziewnęła jeszcze, a potem zapadła w głęboki sen. Pogłaskałam ją po brązowej główce i podeszłam do okna, by sprawdzić czy w pobliżu nie ma żadnej z niebezpiecznych wampirzyc. Nie widziałam nikogo, więc zaryzykowałam wyjście na zewnątrz. Otworzyłam drzwi, a wtedy...

RPOV

Jechaliśmy kilka godzin, aż zapadła noc. Cały czas myślałam nad swoim zachowaniem, w końcu miałam czas, bo i tak nie mogłam przyśpieszyć tempa tego wolnego jak dla mnie samochodu. Było mnóstwo jasno świecących gwiazd, które przypominały mi Bellę i całą rodzinę, którą zostawiłam dla niej. Nie żałowałam jednak takiej decyzji. Moja przyjaciółka zasłużyła, abym się dla niej poświęciła. Nigdy nie pokazałam jej jak bardzo ją kocham. Przez całą drogę nie zamieniłam nawet słowa z Edwardem. Zarówno on jak i ja woleliśmy milczeć. Nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać w tak przygnębiającej chwili...On myślał o swojej ukochanej, a ja o Emmecie, Julci, Belli i wszystkich, którzy mnie otaczali. Tak bardzo ich wszystkich kochałam... Zastanawiałam się co robi teraz mój ukochany. Pewnie chodzi cały czas zmartwiony moją nieobecnością. Pierwszy raz opuściłam go. Nigdy wcześniej nie rozdzielaliśmy się na więcej niż pół dnia. Mnie również drażnił fakt, że nie mam go przy sobie, jednak sama tak zadecydowałam. Gdy na chwilę przestałam zajmować się sobą, zauważyłam jak bardzo mój brat boi się o ukochaną, jak bardzo chce być z nią i bronić przed wszystkimi, którzy jej zagrażają. Podziwiałam go za to, że w ogóle potrafi się opanować i nie zgnieść kierownicy, którą mocno trzymał. Jechaliśmy jeszcze kilka minut, zanim zamigotała mi przed oczami tabliczka z napisem ''Forks''. Napis był ledwo widoczny, nawet dla moich wampirzych oczu. Odetchnęłam z ulgą, a Edward zrobił to samo. Wjechaliśmy szybko i zostawiliśmy samochód w lesie. Edward wziął mnie za rękę i poprowadził w stronę świecącego ozdobami domu. Bardzo spodobał mi się pomysł z białymi lampkami i dekoracjami, przypominały mi gwiazdy. Od razu stwierdziłam, że ktoś bierze ślub i stąd taki wystrój. Światło było zgaszone, co trochę mnie zaniepokoiło. Zobaczyłam również lekko uchylone drzwi, co tylko spotęgowało mój niepokój. Edward widocznie czuł to samo, bo spiął się cały, gotowy do ataku. Wyjrzeliśmy przez okno i zobaczyliśmy leżącą w kałuży krwi kobietę, która wiła się z bólu. Szybko wbiegliśmy przez wielkie, mahoniowe drzwi, Edward skierował się w stronę różnych pokoi, szukając innych osób, a ja klęknęłam przy umierającej. Wyglądała zupełnie jak Bella. Brązowe loki, całe zamoczone w krwi zasłaniały jej twarz. Widziałam też czekoladowe oczy, zamykające się co chwilę. Nigdy nie widziałam Belli jako człowieka, ale wydawało mi się, że jej oczy mają taki sam kolor. Spojrzałam ponownie na tą kobietę, zapewne matkę mojej przyjaciółki. Byłam pewna, kto stoi za jej cierpieniem. Wściekła zacisnęłam dłonie w pięści, by niczego nie zepsuć. Nie wiedziałam co robić, spanikowałam.
- Edwardzie! Chodź tu! - Posłusznie przybiegł i uklęknął obok mnie. Widziałam w jego twarzy niezdecydowanie. - Co robimy?
- Nie wiem... - Naprawdę nie wiedział. Był równie przerażony co ja. Przystawił nos do zmasakrowanego ciała kobiety i skrzywił się. - W jej ciele nie ma jadu.
Otworzyłam oczy ze zdumienia.
- Jak to?! - A potem zrozumiałam. Potrząsnęłam głową ze zdumienia, a potem, ociągając się wstałam. - Jak ona mogła być tak okrutna?
Edward również był w szoku i nie mógł otworzyć ust. Nagle przyszła mi do głowy jeszcze jedna, bardziej przerażająca myśl. Jeśli Victoria była tak okrutna w stosunku do matki Belli, to co zrobi z nią i Angelą? Edward warknął, słysząc moje myśli, a ja skarciłam się za swoją bezmyślność. Nie powinnam jeszcze bardziej go denerwować, był wystarczająco przerażony.
- Nie ma dla niej ratunku... - Pochyliłam się i pogłaskałam ją delikatnie po zakrwawionym czole, łkając bezgłośnie. Mimo, że jej nie znałam, było mi jej żal.
Nagle kobieta otworzyła oczy i złapała Edward za koszulę, zostawiając na niej krwawe ślady. Odsunęłam się przerażona. W jej oczach widać było szaleństwo.
- Uratujcie Angelę! Jedną córkę już straciłam... - Przymknęła powieki i wydała z siebie ostatnie tchnienie, a potem umarła. Bezwładnie opadła na podłogę.
Bez wahania wybiegłam z domu, zostawiając mojego brata samego. Dla niej już nic nie mogliśmy zrobić, a dla Belli i Angeli owszem, pomyślałam, bo dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Momentalnie wyczułam truskawkowy zapach Belli i jeszcze inny, jakby mieszankę czekolady, z pewnością wampirzy. Mieszał się z nimi, ludzki, malinowy. Pobiegłam w stronę, z której je wyczuwałam. Zobaczyłam dym, palącego się ogniska, więc przyśpieszyłam. Z daleka widziałam już mały domek leśniczego, a potem wpadłam na polanę. Ujrzałam Bellę, walczącą z rudowłosą tuż przy ognisku. Moja najlepsza przyjaciółka przegrywała. Nie wahałam się ani chwili, choć strach ściskał gardło. Widziałam jak Victoria robi wielki zamach, by zadać ostateczny cios Belli. Wpadłam pomiędzy nie i odepchnęłam Bellę, chcąc rozpocząć walkę z Victorią. Zanim jednak zdążyłam zrobić jakikolwiek unik, wepchnęła mnie w płomienie. Czułam gorący ogień, palący moją zimną i twardą skórę... Ból jaki czułam, był nieporównywalny z żadnym innym. Paraliżował ciało i otępiał umysł... Przez głowę przechodziły mi wszystkie najpiękniejsze obrazy, dotyczące mojej rodziny... Ukochany Emmett, całujący mnie delikatnie w czoło, na pożegnanie. Kochana Alice, która zawsze miała tysiące pomysłów na minutę, dobra Esme, która zawsze o mnie dbała, jakbym była jej rodzoną córką, Carlisle, który dał mi drugie życie... Chciałam mu podziękować, bo zrozumiałam ile dzięki niemu przeżyłam cudownych chwil... Poznałam miłość, przyjaźń. Poznałam życie... Jasper, osoba, z którą bardzo dobrze się rozumiałam... Zawsze potrafił mnie pocieszyć, gdy Emmettowi się nie udało... Edward... zawsze złośliwy i ironiczny, stał się dla mnie teraz jedną z najbliższych osób... Julcia, moje małe słoneczko... I Bella, moja najcudowniejsza przyjaciółka, za którą teraz oddawałam życie... Nie żałowałam go jednak, dla niej warto było umrzeć. By ona mogła żyć, pomyślałam. Płomienie pożerały moje ciało, a ja traciłam kontakt z rzeczywistością, słyszałam tylko krzyki Belli, wyszeptałam więc, najgłośniej jak mogłam.
- Kocham cię... - Wyciągnęłam palącą się rękę i poczułam na niej chłód, który po sekundzie zniknął.
A potem odpłynęłam w przerażająco czarną nicość...



EPILOG

Minęło siedem lat od jej śmierci.
Siedem lat ogromnego bólu i cierpienia.
Siedem lat ciągłych wyrzutów sumienia.
Siedem lat zmarnowanych bez Niej.
Dopiero teraz, po siedmiu latach czułam, że mogę zacząć żyć od nowa.
Dopiero teraz czułam, że mogę spojrzeć w oczy Jej ukochanemu, rodzinie, Edwardowi.
Dopiero teraz czułam, że mogę wrócić, tam gdzie moje miejsce.
Dopiero teraz naprawdę zrozumiałam, że Ona oddała życie, bym ja mogła się nim cieszyć.

Uśmiechnęłam się pierwszy raz od siedmiu, nieznośnie długich lat. Podniosłam się z mokrej trawy i ruszyłam przed siebie, z nową siłą, którą dawała mi Ona.



KONIEC




-----
Od razu mówię, że ten epilog ma być taki jaki jest, krótki i niewiele wyjaśniający. Wink


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Wild Willy dnia Nie 13:34, 10 Maj 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Juliet
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam gdzie Ben, tam Juliet.

PostWysłany: Nie 13:54, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Wdech, wydech, wdech, wydech...
Razdwatrzyczterypięćszęśćsiedemosiemdziewięćdziesięć!
Rosalie... Biedna, cudowna Rosalie...
Oddała życie za Bells. Kurczę, no. To nie miało tak być!
Ona miał wieść szczęśliwe życie, z Julcią, Emmem, Bellą i wszystkimi.
Zaskoczyłaś mnie tym, zupełnie. Nie wiedziałam, że ktokolwiek poza Victorią zginie. Prawie się poryczała na końcu, przedstawiłaś Rose w innym świetle niż Meyer. Polubiłam ją właśnie dzięki Twojemu RPOV. Tak samo jak Tanye za ff BellaFryga.
Co do całej Wampirzej Miłości. Jest to z pewnością jedno z moich ulubionych opowiadań.
Brawa dla Ciebie, za poświęcony czas i włożenie serca w ten ff.
Brawa dla bet, które poprawiały błędy.
Mam nadzieje, że niedługo coś napiszesz, tym razem ze szczęśliwym zakończeniem Wink Bo piszesz naprawdę cudownie. Świetnie dopasowałaś ich charaktery, opisałaś uczucia. Poczułam ból w sercu, gdy Rose, wypowiadała swoje ostatnie słowa.
Życzę weny i powodzenia przy następnych Ff.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aguś;)
Człowiek



Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kluczbork

PostWysłany: Nie 13:58, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Ojej takiego zakończenia to ja się nie spodziewała.
NAPRAWDĘ
Smutno mi pomimo, że w oryginale nie lubiłam Rose.
Naprawdę polubiłam to ff, szkoda, że już się skończyło.
Czuje trochę niedosyt informacji co było z Julcią, Edwardem i resztą rodziny.
Błędów nie wychwyciłam, ale może to dlatego, że treść mnie wciągnęła.
POZDRAWIAM


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anabells
Zły wampir



Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd

PostWysłany: Nie 13:58, 10 Maj 2009 Powrót do góry

O.M.G.
Epilog naprawde bardzo niewiele mówi. Zrozumiałam tyle, że (chyba) Bella uciekła na siedem lat i teraz postanowiła wrócić.
No cóż. Muszę powiedzieć, że jestem zachwycona zakończeniem!!!
Jest dokładnie tak, jak lubię dokładniej. Happy End z wadą.
Tylko właściwie nie wiemy, co się stało z Emmettem i jak ułożyło się Angeli, czy dowiedziała się o wampirach...
Twój styl jest dziesięć razy lepszy, niż na początku.
Dziękuję za wszystko!
Na nowy ff, czy co tam sobie stworzysz - WENA!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin