FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Wypaleni [NZ][+18] Nowy - 07. 08! Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Misty butterfly
Wilkołak



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:47, 08 Gru 2009 Powrót do góry

Rany konczyc rozdzial w takim momencie to zbrodnia...nie zdziwie sie jasli ktos dostanie ataku serca z ciekwawosci....Wink


Rany no...Jazz jest taki slodki;) I to ,,malenstwo,, mnie rozwalilo...Taki opiekunczu i troskliwy...Mowilas ze namieszasz ale nie spodziewalam sie ze zakocha sie w Belli, chociaz teraz Jacob i Edward maja konkurencje...Wink Jasper wydaje sie troche takim zagubionym chlopakiem, az mam ochote ,,wskoczyc,, w tekst i go przytulic...


Co sie stalo Beli? I co tam robil Jacob? Poprostu przeznaczenie.... Mam nadzieje ze to nie Edward...a jesli to on to mam nadzieje ze Jacob mu przywalil....(znaczy tak dla nauczki)....

Rozdzial cudowny ale ja nadal czekam na pojednanie Panow J&J...haha..


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vena
Wilkołak



Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lubań

PostWysłany: Wto 18:44, 08 Gru 2009 Powrót do góry

Zginiesz! A raczej zginęłabyś, gdyby nie to, że nadal nie wiem, jak się skończy ta opowieść. Rozumiesz? Noo, mam nadzieję, że wszystko jasne!

A chcesz wiedzieć za co zginiesz? Chcesz? Jakby nie było, to i tak Ci powiem. Po pierwsze za piosenkę. To, że nie uzależniłam się od niej wtedy, na murku było pewnie spowodowane chłodem, który zamroził mój mózg. Owszem, nie przeczę że piosenka podobała mi się już wtedy, ale dzisiaj wciągnęłam się na maksa.

Miałabym także drugi powód, aby Cię wypatroszyć, ale tym razem miałam dłuższą pamięć. Całe szczęście, bo inaczej topiłabym się w domysłach. Poza tym, przecież to ja miałam wisieć za kończenie rozdziałów w takich momentach! No, ale pomijając moje fanaberie, pora przejść do deseru. Vena nadchodzi i będzie znęcać się nad rozdziałem.


A przynajmniej chciałaby, bo na razie nie dajesz jej tej możliwości :(
Nie sądziłam, że Jasper wyjdzie Ci tak świetnie! Na serio, sposób w jaki budujesz postacie zadziwia. Pokazywałaś nam na razie trzy perspektywy i każda z nich jest inna. Rozdział podobał mi się szaleńczo! Po pierwsze myśli Jazza są bardzo ciepłe i serdeczne. Skomplikowane, ale nie w ponury sposób. W specyficzny, owszem, ale na pewno lżejszy. Miło mi było podążać wraz z jego tokiem myślenia. Dzięki temu, co nam pokazałaś, zaczynam stawiać Jaspera na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o ulubionych bohaterów wypalonych. Sam fakt, że mówi o Belli "maleństwo" i czuje w większości potrzebę opiekowania się nią, a nie tylko pociąganie fizyczne świadczy o nim bardzo dobrze.
Jazz bardzo dużo analizuje. W tym kawałku przedstawiłaś nam więcej na temat Belli niż we wcześniejszych rozdziałach. Nie mogę się nadziwić, jak zgrabnie wplatasz opis zachowania bohaterki w każde możliwe miejsce. Dzięki temu Bella stała się bardziej żywa i prawdziwa. Ma swoje własne zachowania i sposoby okazywania uczuć. Nie mogłaś przedstawić jej lepiej, niż z perspektywy Jazza.
Podoba mi się również fakt, że Jasper nie jest przygnębiony tym, że Bella nie może na chwilę obecną stać się jego dziewczyną. Jest bardzo rozumiejący, ma w sobie pełno empatii.

Nie muszę chyba mówić, że z wieeelką niecierpliwością czekam na kolejny rozdział? Musisz wiedzieć, że jestem bardzo ciekawa tego, jak rozwinie się sprawa i jak DOKŁADNIE będzie to wyglądało. Póki co, będę z niecierpliwością obgryzać paznokcie, czekając na kolejną porcję.

Jednego jestem pewna - poprawiłaś mi humor tym rozdziałem. Zdecydowanie preferuję perspektywę Jaspera, bo lżejsze rzeczy lepiej się czyta. Jednak żeby nie było - i tak uwielbiam wszystko, co wychodzi spod Twojego "pióra"

Pozdrawiam, Vena.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Śro 20:30, 09 Gru 2009 Powrót do góry

Ogrom obowiązków zabronił mi wchodzenia na forum. Teraz kiedy w końcu mam chwilę wolnego, mogę sobie ponarzekać na brak dostępu do komputera i ominięcia tego rozdziału.

Część pierwsza rozdziału dwunastego:
Ostatnio czytałam "wide awake" i jak bardzo nie chciałabym tego nie porównywać, nie potrafię. To jest silniejsze ode mnie, ale nie wiem czemu, twoje opowiadanie bardziej mi się podoba. Jest szybsza, lepsza akcja i oczywiście inne charaktery postaci, to chyba do mnie przemówiło na plus twojej twórczości. Powrót do perspektywy Belli ucieszył mnie. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że zdążyłam zatęsknić za tą postacią. Wszystkie wydarzenia podczas jej punktu widzenia były normalne (o ile można tak powiedzieć w jej przypadku). Wspaniale opisałaś akcję na w-fie. Czytając ją miałam przed oczami tą scenę, zapłakane twarze i piłka zagłady, której biedna Angela nie potrafiła złapać. Mimo że to nie jakaś komedia, zaśmiałam się przy tej scenie, a raczej banan na mojej twarzy gwarantowany.

Część druga rozdziału dwunastego:
W notce pod poprzednią częścią już mnie zaciekawiłaś. O ile się nie mylę (a często się mylę) to perspektywy Jaspera jeszcze nie było. Pomagał Belli, był jej przyjacielem, ale poza tym nie znamy dużo szczegółów oprócz tych, co można wywnioskować z innych perspektyw. Bardzo lubię, wróć, kocham jego postać, więc na krześle skakałam ze szczęścia.
Jego wyznanie sprawiło, że moja szczęka poczuła dotyk podłogi. Nie podejrzewałam, że może kochać Bellę, ale jak to wyżej wspomniałam, był wielką zagadką. Niby można było się spodziewać, bodajże ktoś napisał nawet taką teorie, ale mi to do głowy nawet nie przyszło. Jego wyznanie było dla mnie szokiem. Po tym miałam przed oczami wizję jego i Belli trzymających się za ręce i dopuszczam możliwość, że mogą być razem. Można powiedzieć, że zaczął się pojedynek do serca Bells: Jasper, Edward i może nawet Jacob. Wyznania Jaspera są świetne. Kiedy się nad tym zastanowić, trzeba mu przyznać rację co do schematu ich przyjaźni. Siedzą razem w swoim świecie i słuchają użalania się Belli nad tym światem. Kiedy przyszła do jego pokoju i spojrzała na dziennik, zaczęłam się bać, że przeczyta jego notkę. Później jak by zareagowała na taką wieść. Sądzę, że byłaby zszokowana i pod wpływem obawy stracenia przyjaciela, mogłaby załamać się. Cieszę się, że nie dowiedziała się o tym w sposób czytania nieswoich przedmiotów.
Nie wiem co myśleć o ostatniej scenie. Z jednej strony mam ochotę cię pochwalić za nową akcję, która nas wciąga, a z drugiej strony bić ile wlezie. Nie można tak kończyć rozdziałów, bo twoi czytelnicy przeżyją jeszcze zawał i nie będzie miał kto czytać. Kiedy Jacob wniósł Bellę na rękach pomyślałam o dwóch rzeczach. Po pierwsze jak on ją znalazł i co stało się tak strasznego na tej randce z Edwardem.
Boję się tu zaglądać kiedy będzie trzynasty rozdział. Mam wiele wątpliwości o co chodzi z tym ich pojednaniem, nic mądrego nie przychodzi mi do głowy, a głupot nie mam zamiaru gadać. Ten rozdział (mimo że niezakończony) jest jednym z najlepszych, wszystko zaczyna powoli zmierzać ku rozwiązaniu.
Pozdrawiam i życzę weny Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paramox22 dnia Czw 20:41, 10 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Śro 21:08, 09 Gru 2009 Powrót do góry

ZF wiesz, że cię uwielbiam za to opowiadanie, prawda? Jest WSPANIAŁE. Mam w nosie czy robisz błędy i czy to jest stylistycznie poprawne. Do mnie przemawia opowiadana historia. A ta jest rewelacyjna.
Nie spodziewałam się, że Jasper zakocha się w Bells. Może dlatego, że mało go było tutaj ostatnio. Bardziej skupiłaś się na Jackobie. A że pojawił się wątek zainteresowania Alice i Jaspera z automatu przyjęłam, że się spotykają. Uwielbiam Jazza a ty stworzyłaś tu sympatycznego, utalentowanego, ciepłego człowieka. Dusza-człowiek, chyba tak ich się określa?
Co do Jackoba... wiedziałam, że jeśli pojawią się problemy to on pomoże Belli. To także fantastyczna postać. Złożona, nie do końca przewidywalna. Potrafi powalczyć ze swoimi demonami. W przeciwieństwie do Belli. Jest taka słaba, krucha. Chwilami mam wrażenie, że sie rozpadnie. Ale mam też wrażenie, że tak bardzo "zastała się" w swoich lękach, że nie widzi dla siebie juz innej drogi. Może to wygoda albo brak sił by zawalczyć o swoje.
To opowiadanie znajduje się w trójce moich ulubionych polskich FF. Mam nadzieję, że wena w najbliższym czasnie nie pozwoli ci odkleić się od klawiatury.
Czekam z niecierpliwościa na kolejną część.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 22:18, 09 Gru 2009 Powrót do góry

Jak ja mogłam tego nie zauważyć? No jak?? Zła Annie, bad girl, normalnie.
Zacznę, jak zwykle.
ZF, kocham cię normalnie ;* Po tym rozdziale mam miękkie nogi, bo w mym móżdżku już się roi od prawdopodobnych zakończeń. Mam nadzieję, że i tak mnie zaskoczysz, w miarę szybko, bo nie wytrzymam z tej niepewności.
Dodatkowo powiem ci, że zakochałam się w twoim Jacobie Blacku. Uwielbiam brutali, którzy tak naprawdę w środku są małymi, zagubionymi chłopcami. A najlepsze jest to, że wszystkie postaci prowadzisz na tyle płynnie, że wszystkie są wspaniałe.
A co do Edwarda, mam mu ochotę nakopać w dupę. Jak przez niego, Bells mogła płakać?? Okropny... Facet to świnia! i tyle.
Także, mam nadzieję, że dalej będzie tak wspaniale jak jest i że dalej będzie to jeden z moich ulubionych i ukochanych ff'ów.
A i jeśli możesz, tez mnie powiadamiaj o nowych, bo ja to czasami nie zauważam. Starość, nie radość xd Slepota boli.

Pozdrawiam, Annie ;**


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Czw 15:55, 10 Gru 2009 Powrót do góry

O jaaa... Dziękuję pięknie za dedykacjęWink Ale mi się usta rozszerzyły, jak to zobaczyłam Wink No, i nakarmiłaś nas w końcu następną częścią rozdziału... Mmm... A wiesz, że popełniłaś ciężki grzech, wręcz śmiertelny? (Jak dodasz trzecią część, wyjaśniającą, to może zostanie Ci odpuszczony xD) Jak mogłaś kończyć w takim momencie? Tyle pytań nasunęło się do tej mojej głowy. Przypuszczeń... Od czego by tu zacząć?

Może piosenka... Nie zawsze klikam w linki, ale jak już się zdarzy, to melodie są dość fajne, wpadające w ucho. Z tą "pieśnią" jest tak samo. Zainteresowałam się nawet tekstem i powiem, że ma w sobie "to coś", jak i melodia (oczywiście). Wykonawcy dotąd nie znałam, ale może coś tam sobie jeszcze o nim popatrzę... Wink Nie lubię czytać i słuchać jednocześnie, kiedyś - tak, ale teraz jakoś mi to przeszkadza, może dlatego, że coraz lepiej umiem język angielski i tłumaczę sobie odruchowo każde słowo. A to mój ulubiony fragment (ze słów):


"Mówiłem Ci, aby być cierpliwym
Mówiłem Ci, aby być w porządku
Mówiłem Ci, aby być uprzejmym
Mówiłem Ci, aby być życzliwym"


Pan Jasper... Szczerze? To muszę przyznać, że miałam niezłego suprise'a, kiedy zaczęłam czytać o jego uczuciu względem Belli. Oszz... Być z nią? Okej, zobaczymy, co tu nam wymyślisz, ale żeby on tylko nie zepsuł przyjaźni, nie zyskując miłości. Dobra, pogmatwało mi się trochę, ale nieważne. Ważne są myśli Jazza, jego tok rozumowania. Mówi (w swojej głowie) o Belli jak o kwiecie, który jest piękny i kruchy. Nie chce go naruszyć, na razie spogląda z ubocza. Piękna była scena, kiedy ćwiczyli wspólnie słowa Romea i Julii. Bells jednak nie zauważyła w tym nic innego jak tylko kwestie dwóch nastolatków, którym wydawało się, że się kochają. Nie spostrzegła w tym ukrytego sensu. Świetnie wyszły Ci opisy jego myśli, ale to raczej nic nowego :P

Bella, Bella, Bella... Pogubiona Bella... Nie potrafi zauważyć miłości Jazza, nie potrafi myśleć o Jasperze jak o chłopaku... Rozumiem jej zdanie o"romantycznych kochankach", tudzież Romeo i Julii. Mam nadzieję, że Edward jej niczego nie zrobił...

Jacob... Przejawił skłonność do opiekuńczości. Trzymał Bellę na rękach, okrył kocem, dotykał ją, chociaż ona o tym pewnie nawet nie wiedziała...

Ogólnie rzecz biorąc... Podobają mi się wszystkie "perspektywy" w Twoim wykonaniu, cieszy mnie to, że ciągle nas zaskakujesz Wink

Z tym komentarzem ociągałam się dość długo, bo chciałam, żeby był dość długi (przez dwa dni siedział w Wordzie Wink ). Za to w następnym komentarzu spróbuję Cię czymś zaskoczyć. Już mam nawet koncepcję Wink

Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i szybciutko nam tu dawaj następną część ;]
B95

EDIT.
Rozpoczęłam 6. stronę ^^


Ostatnio zmieniony przez Fresz dnia Czw 15:58, 10 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zmierzchowa fanka
Wilkołak



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga

PostWysłany: Pią 16:01, 18 Gru 2009 Powrót do góry

Dobra, przybywam. Rozdział przełomowy i ważny, możliwe, że najważniejszy. Nie wiem kiedy można się spodziewać następnego, silny nawrót choroby zmusza mnie do ciągłego spania, ale postaram się zacząć i skończyć w miarę szybko.
Dziewczęta uwielbiam Was normalnie, jesteście wspaniałym lekiem, dodajecie mi tej cholernie potrzebnej weny, dla Was warto pisać!

Beta: Fresh

[link widoczny dla zalogowanych]


ROZDZIAŁ DWUNASTY (III część):

"Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci - zapomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc."

Twarz do twarzy. Dłoń do dłoni. Ciało zimne i ciepłe. Drżące i zupełnie nieruchome. Usta w grymasie i uśmiechu. Drgająca powieka, niebezpieczne odkrycie słabości, wymuszona gościnność złowrogich postaci. Zabawa mną i moim przerażeniem. Lekkość bólu i szybko przychodzące cierpienie. Dyszenie. Szloch. Strach. Zapach. Oczy, straszne i ciemne, szydercze. Śmiech. Wrzaski. Moje krzyki i czerń. Szorstka dłoń. Metaliczny zapach. Krew. Nie moja. Ich.
To były moje wspomnienia. Najbardziej żywe i jeszcze świeże. Świeże, ponieważ bez przerwy pałętały mi się w głowie, a zdarzenie miało miejsce niespełna kilka godzin temu. Nie otwierałam oczu, nie będąc pewną, czy jestem już dostatecznie przytomna.
Jednak mojemu ciału zrobiło się niewygodnie, przekręciło się na drugą stronę, odłączone od mózgu. Poczułam zapach, który podniósł mnie nieco na duchu. Prażony słonecznik, farby olejne, stare książki – Jasper. To mnie nieco ocuciło. Zamrugałam kilkakrotnie. Leżałam na brzuchu, przed oczami, bardzo blisko nosa, miałam ścianę, nie musiałam się obracać, żeby wiedzieć, co jest za mną. Małe biurko zaraz przy niewielkim oknie. Na blacie mebla - lampka. Dwa stare fotele przy ścianie, nad jednym z nich obraz z syreną. Drzwi od łazienki i kuchni. Potargany, puszysty, niebieski dywan.
Ktoś westchnął ciężko i zaskrzypiały sprężyny fotela, osoba na nim najwyraźniej zmieniła pozycję. Nie chciałam się odwracać, wiedziałam, kto tam siedzi. Było mi ciepło, przyjemnie i miło, czułam się bezpiecznie. Zamknęłam oczy. Nagle drzwi od pokoju otworzyły się cicho.
- Śpi jeszcze? - zapytał nowo przybyły.
Gwałtownie otworzyłam oczy. Poznałam ten głos. Należał do mojego przyjaciela. Serce zabiło mi szybciej. Kto w takim razie...? Odpowiedź przyszła szybciej niż zdążyłam uformować do końca pytanie.
- Taa, ona jest, ku***, jak niemowlak.
Szorstki, nieco zirytowany szept rozdzwonił w mojej głowie alarm. Jacob. Co on tutaj robił? I to do tego z Jasperem, oni się nie cierpieli.
- Masz? - Jacob ponownie zabrał głos.
- Tak. - Zaszeleścił papier i mój przyjaciel zajął miejsce w drugim fotelu. - A ty co zrobisz?
Usłyszałam prychnięcie Jacoba.
- Przecież sobie poradzę.
- No tak – mruknął Jasper.
Na chwilę zapadła cisza przerywana przez równomierne tykanie zegara.
- Jak twoja ręka? - zapytał Jazz.
Usłyszałam, jak uderzają o siebie kostki lodu w jakimś naczyniu.
- Puchnie, ale przynajmniej mam pewność, że jej więcej nie ruszą. - W głosie Jacoba dało się wyczuć frustrację i obrzydzenie.
Czyżby mówił o mnie? Następne tornado zmiotło mnie do wspomnień.

*

Delikatna żółć ścian pięknie komponuje się z purpurą zasłon. Pomieszczenie ma w sobie coś z przytulnej komnaty księżniczki. Całość zdaje się nie posiadać kantów. Okrągłe są stoliki, oparcia krzeseł, dywaniki, lada ma kształt okręgu, a same rogi jakby bardziej opływowe. Nawet okna są owalne.
Kwiaty w delikatnych, jasnych wazonikach nie przytłaczają swoją obecnością, nie jarzą milionem kolorów, od których dostaje się oczopląsu, jedynie mile dla oczu ozdabiają. Obsługa także wydaje się sympatyczniejsza niż w innych miejscach.
Przede mną siedzi idealny chłopak. Nieskazitelny, uśmiechnięty, wygadany. Gdybym tylko mogła oderwać wzrok od jego gładkiej szyi, którą powinny zakrywać jeszcze trzy zapięte guziki, możliwe, że wtedy bardziej włączyłabym się do rozmowy. Moje spojrzenie ponownie przykuła biel jego zębów podczas uśmiechu. Dołek na brodzie powiększał się, kiedy opowiadał o czymś z większym zapałem. Następny niesforny, rudawy kosmyk przysłonił mu na chwilę widzenie i kolejny raz silna, blada dłoń powędrowała w górę, żeby go poprawić. Zielone tęczówki miały kilka odcieni, od najjaśniejszego do najciemniejszego, zależnie od kąta padania światła. Kiedy śmiał się z czegoś w głos, w kącikach oczu robiły mu się urocze chłopięce zmarszczki. Był niesamowitym wcieleniem doskonałości.
‘Co ja tutaj robię?’ Zadaję sobie to pytanie bez przerwy od godziny, tłukąc się w myślach ze swoją obrzydliwą posturą i zszarganą psychiką. ‘Zdrowieję!’ - wykłócam się ze swoim wewnętrznym demonem prawdy. ‘Nie, tylko się oszukujesz!’ - warczy na mnie, wściekły tym, że się nie poddaję.
- Nie smakuje ci? - pytanie mojego towarzysza ściąga mnie na ziemię.
Marszczy lekko brwi.
- Jeśli nie, mogę rzucić tym w twarz temu, kto to upiekł, a później uciekniemy. - Szczerzy się do mnie.
Chichoczę i patrzę się na mój kawałek ciasta z podwójnym karmelem.
- Dzięki, ale jest pyszne. - Biorę kęs i wkładam sobie do buzi, przeżuwam. - Mmm... - pomrukiem akcentuję to, że mi smakuje.
- Okej. - Kiwa głową, a jego uśmiech staje się jeszcze szerszy. - Alice mówiła, że lubisz krwawe filmy. - Nie jest tym w żaden sposób zrażony, nadal ma ten wesoły wyraz twarzy.
Postanawiam nie oszukiwać i do końca przedstawić mu siebie jako wariatkę. ‘Ty się tylko bronisz’ – krzyczy na mnie głos, kiedy wewnątrz jęczę niepocieszona.
- Uwielbiam – przytakuję. - Te najbardziej krwawe.
Chichocze i kręci głową.
- Co? - pytam, nieco zdziwiona jego zachowaniem.
Wzrusza ramionami.
- Wiesz, że jesteś urocza?
Krzywię się. W życiu nie pomyślałabym, że ktokolwiek nazwie mnie uroczą. Mnie? Zdziczałą wariatkę? Kiedy widzi moją minę, jego chichot staje się jeszcze bardziej donośny.
- A jesteś, jesteś… Wręcz słodka. - Bierze kawałek ciasta i przeżuwa, obserwując mnie.
A ja... nie wiem, co powiedzieć. Zadziwiające, piękne, cudowne, uszczęśliwiło mnie to? W końcu decyduję się na lekki uśmiech. Edward kiwa z uznaniem głową.
- Jedyna dziewczyna, która jest w taki wspaniały sposób niedziewczęca.
Marszczę lekko brwi, a do jego świadomości dochodzi chyba, że popełnił gafę, bo kręci szybko głową.
- Nie o to mi chodzi. - Zagryza wargę i patrzy na mnie. - Podoba mi się to.
Rozciągam usta w uśmieszku, który mówi, że wcale się nie gniewam, a później palę buraka. Czyste rumieńce zalewają moje blade policzki.
- To też mi się podoba. - Wskazuje na moją czerwoną twarz.
Patrzę w jego zielone oczy i wiem, że nie kłamie. Po mojej głowie chodzą pytania. Dlaczego podoba mu się to, że nie jestem typową dziewczyną? Dlaczego podobają mu się moje rumieńce? Czy ja mu się podobam? I ostatnie: czy chcę się mu podobać?
- I bardzo chciałbym zabrać cię gdzieś jeszcze... kiedyś. - Ponownie przygląda mi się w oczekiwaniu.
Odzwyczaiłam się od przyjemnego spędzania czasu. Nie robiłam tego od bardzo dawna. Nie pamiętam, jak to jest być lubianym. Kochanym, potrzebnym. Może z wyjątkiem Jaspera, który okazuje mi zbyt dużo uczuć. Zastanawiam się i już wiem.
- Chętnie. - Unoszę kąciki ust.

*

- Nadal nie rozumiem, jak ten kretyn mógł puścić ją samą – burknął Jacob.
Był wściekły, dziwnie było słuchać, że tym razem nie na mnie. Mówił o mnie prawie pozytywnie, uratował mnie, a teraz siedzi z Jasperem i rozprawia o tym.
- Wiesz, sądzę, że to Bella go do tego namówiła. Czasami myślę, że ma szczególny dar przekonywania.
- Jesteś cholernym dziwakiem. Mówisz o niej, jakby była ósmym cudem świata – fuknął Jacob.
- Bo jest – mruknął mój przyjaciel.
Tamten prychnął.
I kolejne wspomnienia ostatniego wieczoru. Mroczniejsze. Zadrżałam.
*
‘Edward jest miły’ – nasuwa mi się na myśl. Rozglądam się po parku, drzewa całkiem przyjemnie szumią, wiatr wcale nie jest taki ostry i zimny, urokliwa noc. Tylko szkoda, że jest tak ciemno. Dobrze, że przekonałam Edwarda, aby został z kolegami w kawiarni, czułabym się tutaj z nim niezręcznie. Sympatycznie było z nim w przytulnym pomieszczeniu. Mówił bardzo dużo, wiedział, że ja tego nie lubię. Robił to za mnie.
Słyszę jakiś szelest za sobą. Serce przyspiesza swój rytm, ale się nie odwracam. Uparcie prę przed siebie. Do moich uszu dobiega chichot, a ja sama zaczynam rzęzić jak stara furgonetka. Nagle na mojej talii zaciskają się czyjeś ogromne ręce.
Wszystko jest znajome i głośne. Zaczynam wrzeszczeć i wierzgać. Między kopnięciami, krzykami i szlochami słyszę:
- Demetrii, zatkaj ją!
I następne ręce dopadają mojej twarzy, zasłaniając usta. Jednak ja nie przestaję krzyczeć. Wbijam napastnikowi zęby z skórę, mocno. Puszcza mnie i klnie. Teraz mój głos jest jeszcze donośniejszy, ale zaraz staje się przytłumiony przez dłoń, tym razem w rękawie. Słyszę czyjś śmiech. Po twarzy ciekną mi łzy strachu. Silny zapach papierosów i alkoholu drażni mój narząd powonienia. Przerażenie bierze górę, wytwarzając wszystkie dźwięki. Okropnie zdzieram sobie gardło, ale nadal to robię, nie zważam na ból.
Później widzę czyjąś sylwetkę. Osobnik jest wielki, ogromny, biegnie w naszą stronę, prosto na mnie. Boję się jeszcze bardziej. Zaczynam się trząść i okrutnie szlochać. Szarpię się, ale już nie tak mocno, zamiast tego zaciskam oczy i czekam. Dzikie łkanie nadal wydobywa się z mojej krtani.
Jednak nowo przybyły tylko coś mówi. Nie, krzyczy, wrzeszczy. Uchylam powieki, jednak dzięki łzom przed oczami mam mgłę. Mrugam kilkakrotnie i próbuję polepszyć widzenie.
- Co wy, ku***, wyprawiacie?! - Ryczy zachrypniętym głosem.
Rzuca się na tego, który mnie trzyma, zostaję brutalnie wyrwana z jego stalowych ramion. Jednak kiedy znowu zaczynam wrzeszczeć, Demetrii łapie mnie i ponownie zatyka moją buzię. Nie jest tak silny jak kolega, kopię go jak oszalała. Wreszcie trafiam w jakiś słaby punkt. Osłabia uścisk, a ja uciekam przed siebie. Ponownie mnie dopada i upadamy na ziemię. Szarpię się, gryzę i drapię. Tym razem daje mi radę, jest przygotowany. Ktoś odciąga go ode mnie. Widzę, jak obija mu twarz i pcha w stronę nieprzytomnego kolegi. Zwraca się do mnie przodem. Jacob.
Siadam i opieram się dłońmi o wilgotną trawę. Panika ponownie ściska mi gardło. Nie widzę jego oblicza, nie wiem, jakie ma zamiary, jest za ciemno. Rozglądam się, nie mam gdzie uciec, a co najgorsze - nie mam siły, żeby się tego podjąć. Jacob kuca, a ja odsuwam się i dyszę jak oszalała.
Wzdycha i mówi, głos ma przepełniony frustracją:
- Słuchaj, kumam, okej? – Widzę, jak kręci głową z niecierpliwością. - Boisz się mnie, mojego dotyku, łapię to, ale zobacz – unosi dłonie do góry, są ogromne, kulę się w sobie – nic tutaj nie mam, a samym uciskiem cię nie zabiję.
Pociągam nosem i odsuwam się jeszcze odrobinę.
- Wezmę cię na ręce...
Z moich ust uchodzi jęk obawy.
- Ale nie rycz już – podnosi trochę głos. – Słuchaj, najpierw dotknę cię leciutko, ty wyciągniesz w moją stronę dłoń.
Zaczynam czołgać się szybciej, aż w końcu moje plecy spotykają się z przeszkodą. Pieprzone drzewo. Energicznym ruchem podciągam kolana pod brodę i owijam je rękoma. Zaczynam drżeć, ale nie zamykam oczu. Nie kiedy drapieżnik nadal się na mnie czai.
- Nie widzę, żebyś była w stanie iść sama, muszę cię zanieść. – Ulatuje z niego dźwięk lekkiej złości.
Irytuję go, ale ma rację, nie dam rady się podnieść. Nie po tym, co się stało. Czuję się jak szmaciana lalka, z której wypruli wypełnienie. Nie ma szans na to, że dojdę samodzielnie, choćby do ławki.
- Więc wyciągnij dłoń, jeśli się zdecydujesz, nie będę czekać wiecznie. Łapiesz?
Kiedy nie odpowiadam, wypuszcza z siebie kolejny zniecierpliwiony pomruk i siada na ziemi, wyciąga paczkę papierosów. Wkłada sobie jednego do ust i pieści końcówkę ogniem z zapalniczki. Bierze głęboki wdech i wypuszcza dym nozdrzami, nie patrzy na mnie. Mam czas spalania papierosa na to, żeby się zastanowić.
On chce pomóc. ‘Nie, wiesz, że cię skrzywdzi!’ - krzyczy głos. Nie, zdecydowanie pomaga. ‘Spójrz na niego, kretynko!’ - wrzeszczy, już drugi raz go zagłuszam.
Patrzę i widzę... kogoś pięknego. Wielkiego, wydaje się, że nic go nie złamie, że stworzony jest do tego, aby ratować, osłaniać. Beztrosko pali fajkę, ale w głębi jest taki... jak ja. Identyczny.
Patrzę i widzę, że zdecydowanie pomaga. Zanim głos zdążył krzyknąć 'nie!', uwalniam niepewnie dłoń z ucisku między przedramieniem a kolanem. Patrzy na mnie, ponieważ dostrzega ruch. Nie odzywa się, tylko wyrzuca niedopalonego papierosa na mokrą trawę. Trzęsę się jak osika, ale sunę drgającą dłonią przed siebie. On podnosi powolutku swoją. Nadal milczy.
Kiedy jestem już tak blisko, że czuję ciepło jego ciała, wydaję z siebie cichy szloch. Wreszcie dotykam szorstkiej, rozgrzanej, ciemnej skóry Jacoba Blacka. Już się nie kontroluję, płaczę na całego, ale zaciskam dłoń na jego własnej. Nie puszczam. Nie puszczę. Wstaje i podrywa mnie ze sobą. Łkam jak oszalała, bo mimo wszystko obawiam się tego dotyku. Jednak kiedy czuję, jak unoszę się w górę, odruchem bezwarunkowym robi się to, że wtulam lekko głowę w jego olbrzymią, szeroką klatkę piersiową i wdycham jego zapach. Wyswobadzam rękę z jego uścisku i kiedy idziemy, dotykam jego szyi, żeby nie zlecieć. Trzęsę się i płaczę, nie wiem, ile wytrzymam, ale po kilku, a może kilkunastu krokach przestaję drżeć tak mocno i szalenie. Czuję się bardziej bezpieczna niż kiedy istnieje prawdopodobieństwo dotknięcia kogoś innego. Jednak dalej zagrożona.
‘Następnym razem pamiętaj, ona jest drapieżnikiem, ty - ofiarą!’ - jęczy głos – ‘to się nigdy nie zmieni!’ Pociągnięciem nosa daję mu do zrozumienia, że doskonale wiem. Zamykam oczy, czuję woń papierosów, perfum, mięty i czegoś jeszcze, nie wiem, czego. Ach! No tak! To przecież Jacob! I jeszcze zapach Jacoba.

*

Usłyszałam, jak Jacob wyciąga coś z kieszeni i odgłos, jaki wydaje zapalniczka, po chwili do moich nozdrzy dostał się zapach dymu z papierosów.
- Nie za dużo tego? To już chyba dziesiąty – wymamrotał Jasper.
- ch*j ci do tego – usłyszał w odpowiedzi. - Powiesz jej, jak się obudzi? - zmienił temat.
Nie słyszałam, żeby uzyskał odpowiedź.
- To dobrze.
Jasper zapewne potwierdził.
Co ma mi powiedzieć? Świat nie przestaje zadziwiać, myślałam, nawet teraz. Po tym wszystkim, co mnie spotkało, niedokończone sprawy, jakie zostawiłam za sobą, przemyślenia, do których nie wracałam, przyjaciele, których straciłam, upadając i potykając się o własne kostki, mózg powinien przestać funkcjonować. A jednak operuje. Ja żyję. Czuję. Pragnę. Oddycham. Jestem. I mimo wszystko świat nie przestaje zadziwiać. Chociaż jest to głupie, zupełnie bezsensowne, takie rzeczy jak to, że Jacob przywalił napastnikom, stanął w mojej obronie, jest niezwykłe.
Niespotykane sytuacje nie są tak bardzo spektakularne. Niesamowite są małe drobnostki, takie dziwne.
- Nie jesteś zmęczony? - Jasper próbował podtrzymywać rozmowę.
- Niezbyt – wydukał Jacob.
Stwierdziłam, że nie ma sensu dłużej udawać, zapewne niczego więcej nie podsłucham, ci dwaj nie są zbytnio rozmowni. Postanowiłam, że czas się oficjalnie obudzić. Najpierw ruszyłam dłonią, rozprostowując palce, i oparłam ją o materac, bardzo powoli zaczęłam się unosić. Nie chciałam od razu na nich patrzeć, ale usłyszałam, że któryś zmienił pozycją lub wstał, nie wiem.
Podniosłam głowę i zobaczyłam dwie postacie. Jasper podbiegł do mnie, pełen ulgi wyszeptał:
- Bella. - Spojrzałam nań i uśmiechem powiedziałam, że jest w porządku.
Postanowiłam nie udawać i zdradzić, że słyszałam wszystko, a przynajmniej tę intrygującą część.
- Co masz mi powiedzieć? - Wlepiłam oczy w mojego przyjaciele, jednak ten się obrócił i spojrzał na mężczyznę w fotelu.
Tamten spuścił swój wzrok i zauważyłam, że kiwa leciuteńko głową. Ponownie napotkałam niebieskie oczy Jazza. Westchnął.
- Musimy o czymś pogadać. - Zaciska usta. - Poważnie pogadać.
- A on? - Wskazuję brodą na Jacoba.
- On jest kluczem. - W głosie wiecznie wesołego Jaspera wyczuwam pewnego rodzaju trwogę.
Nie jest pewien tego, co ma zamiar mi powiedzieć. Wychwyciłam też pewną nutę żalu...

"Każdy jest przekonany, że jego śmierć będzie końcem świata. Nie wierzy, że będzie to koniec tylko i wyłącznie jego świata..."

"Umiera się na wiele sposobów: z miłości, z tęsknoty, z rozpaczy, ze zmęczenia, z nudów, ze strachu... Umiera się nie dlatego, by przestać żyć, lecz po to, by żyć inaczej. Kiedy świat zacieśnia się do rozmiaru pułapki, śmierć zdaje się być jedynym ratunkiem, ostatnią kartą, na którą stawia się własne życie."


_______
Wiernie żebrzę o Wasz ważne komentarze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Zmierzchowa fanka dnia Nie 15:15, 17 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Pią 16:42, 18 Gru 2009 Powrót do góry

A więc przybywam z odzewem !
A ja tu snułam czarne scenariusze na Edwarda, cholera no xD !
Demetri, no taaa, klasyka xD
Boże, no o co chodzi z tym kluczem ?
A teraz ...
-Cudo
-Rewelacja
-Boskie
-Idealne
achhh, kocham kocham kocham !
Nic, nie wyjaśniło sie w sprawie czy Bella będzie z Jasperem czy Jacobem !
Zmierzchowa Fanko ! Jak możesz ! Ja tu UMIERAM z ciekawości ?!
No to o ja cięęę zazdroszczę ci talentu !
Cała akcja z atakiem na Bellę, wspaniale opisane uczucia, przeżycia, ufff
Zmierzchowa Fanko, ja twa wierna fanka oświadczam że twój FF dla mnie jest jednym z najlepszych !
Zdrowiej tam, będzie dobrze, trzymam kciuki !
Pozdrawiam Serdecznie :) Ave venka, zdrówko, czas i chęć :)
Edit: Śliczny banner !!!!!!!!!!!!!!!!!!! i Avek :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maya dnia Pią 17:14, 18 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Doris89
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Pią 17:33, 18 Gru 2009 Powrót do góry

Jak tak można!!!!
Kończyć w taki momencie. Jakim kluczem jest Jacob??
To jest strasznie intrygujące....
Szybko wrzucaj następny rozdział bo jestem straszni ciekawską osóbką i nie wytrzymam długo w takim napięciu...

WENY dużo WENY...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Misty butterfly
Wilkołak



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 18:52, 18 Gru 2009 Powrót do góry

Cudowny rozdzial...Wink Bardzo czekalam na ten moment.....
To juz wiemy co sie stalo...och i dobrze ze to nie Edward,
bo go polubilam po tym rozdziale...
Takiii uroczy, ale jednak on i Bella zyja w innych swiatach, to widac....
Jacob moze w troche ,,hamski Jacobowy;),, sposob zaczal sie otwierac na to co czuje do Belli, a ona mu zaufala co jest naprawde wielkim postepem;)

Chyba sie domyslam o co chodzo z Jacobem i tym kluczem;) ale nie chce narazie nic pisac...Poczekam na nastepny rozdzial co przyznam przyjdzie mi z trudem...haha;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Annie_lullabell
Zły wampir



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 19:44, 18 Gru 2009 Powrót do góry

Kochana ZF ;*
Zacznę jak zwykle.
Kocham cię za to, że piszesz tak wspaniale, a skoro takie komentarze, tylko poprawiają ci stan zdrowia, to ja mogę napisać dużo, dużo, a nawet więcej.
Po pierwsze muszę przyznać, że tego się zdeczka nie spodziewałam. Dobry Jacob uratował Bellę. Tylko właśnie, przed kim? Albo nieuważnie przeczytałam, albo nie do końca to wyjaśniłaś, jednakże opis walki - bardzo rzeczywisty.
Potem bardzo spodobała mi się relacja Jacob- Jasper. Obu zależy na Belli i obaj chcą ją chronić.
Trochę mnie wkurzyła postawa Edwarda. Woleć kumpli od samotnej dziewczyny, która z pewnością będzie skazana na przejście przez ciemny park lub niezbyt przyjazne uliczki? Czy on ma mózg wgl ? Ale to chyba wina mojego uprzedzenia do facetów. Jednakże na miejscu kazdego faceta, w życiu bym tak nie zrobiła.
Co do Belli...Ciężko mi coś powiedzieć, bo jej cytaty mnie rozwaliły. Dosłownie. Nie mogę się pozbierać, bo są takie...prawdziwe. I cholernie mi po nich smutno. Uwielbiam cię, za tę postać, jest najlepsza, jaką kiedykolwiek czytałam.
To może na tyle, pozdrawiam, karmię wena i życzę zdrówka ;**
Annie ; ]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
volturiana
Dobry wampir



Dołączył: 10 Gru 2008
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 36 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Volterra

PostWysłany: Pią 20:35, 18 Gru 2009 Powrót do góry

Znów narobiłaś apetytu końcówką :D Ale to mnie cieszy Wink Cieszy mnie też że Edward w wspomnieniach Bells był normalny (nie dało się odczuć że jest natrętny jak Mike). To miłe że Bella otwiera się choć trochę na niego, ale z drugiej strony widać że nie będzie to łatwe. Dobrze że to nie Edward zrobił jej krzywdę, ale to że kazała mu zostać też było takie 'Bellsowe'... i naprawdę będę teraz się domyślać o co chodzi z Jacobem - on sam jest trudny do rozgryzienia, a teraz jeszcze nie wiem co Jasper ma powiedzieć Belli. No nic z niecierpliwością czekam <33


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dinah
Zły wampir



Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 458
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 89 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć braci Salvatore

PostWysłany: Pią 20:58, 18 Gru 2009 Powrót do góry

Skoro już tak mnie zainteresowałaś tematyką swojego baneru tutaj, to postanowiłam, że odwiedze to miejsce i przeczytam twojego fanficka Very Happy
A no i jestem pod ... ogromnym wrażeniem, w ogóle nie spodziewałam się czegoś takiego i jak część już wspominała jak mogłaś skończyć w takim momentcie?!

czekamy na dalsze porcje Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Juliann
Człowiek



Dołączył: 05 Wrz 2009
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z kątowni:)

PostWysłany: Pią 22:05, 18 Gru 2009 Powrót do góry

Wrr, dawno mnie tu nie było, bo jakoś się odłączyła opcja ''śledź odpowiedzi w tym temacie''. Przed chwilą nadrobiłam ''braki'', a nawet przeczytałam wszystko od początku... *niewinnaminka*
Dobra, nadal jest super, emocjonalnie, tajemniczo i bajer-elegancko^^. W dodatku tak zakończyłaś, że czekam wygłodniała na kolejny rozdział, chociaż dopiero skończyłam czytać ten. A to coś znaczy!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Juliann dnia Pią 22:07, 18 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Kristenhn
Wilkołak



Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 23:48, 18 Gru 2009 Powrót do góry

Zawsze ciężko mi pisać komentarze do twojego opowiadania, ponieważ sam jego temat jest poważny, trudny i często - dla wielu ludzi - niezrozumiały. I zastanawiałam się już dłuższą chwilę nad tym, jak powinnam rozpocząć, jednak nie wymyśliłam nic odpowiedniego, więc przejdę do rzeczy.
Zacznę od tego, że wciąż nie wiemy, jak postąpi Jasper - czy powie Belli o swoim uczuciu względem niej, czy zachowa to w tajemnicy, chcąc wyłącznie jej dobra? W tym rozdziale dowiadujemy się jedynie, że musi jej coś przekazać, jednak pozostają nam tylko domysły. Może to chodzi o napastników Belli? Może o Edwarda? Wątpię, aby chodziło tu akurat o jego uczucia, ponieważ w takiej chwili zazwyczaj nie wyznaje się innym miłości.
Jacob był... sobą. Twój Jacob uosabia zagubionego we własnym życiu chłopca, który nie potrafi uporać się z przeszłością. Dodatkowo nie jest pewien swojej przyszłości ani nawet teraźniejszości. Żyje w swoim małym świecie, nie pozwalając nikomu wniknąć głębiej.
Kiedy opisywana była scena ataku na Bellę, oczekiwałam czegoś więcej. Jednak wydaje mi się, że zdecydowanie lepiej się czujesz, pisząc nieco sentymentalnie, nostalgicznie, melancholijnie, aniżeli dynamicznie. To moje osobiste odczucie, więc może nie pokrywać się z prawdą, ale właśnie takie wrażenie odniosłam, czytając ten fragment. Nie czułam tego "dreszczyku", który przeszedłby mi po kręgosłupie.
No i Edward. Miałam wrażenie, że zachowywał się nieco inaczej niż w poprzednich rozdziałach (tzn. mniej idiotycznie), ale wciąż odbierałam go jako zakochanego w sobie ignoranta. I dlaczego, do cholery, pozwolił jej pójść samej i postanowił zostać z kolegami? Alice mówiła, że Bella ma problemy i - nawet jeżeli dokładnie nie wyjaśniła, jakie one są - nie powinien się na to zgadzać. Co jest z nim nie tak?
Na koniec znowu ponarzekam, ponieważ za mało! Za krótko! Zdecydowanie za krótko. Napisałaś, ze jest to bardzo ważny rozdział, więc dlaczego tego jest tak mało? Może dla niektórych pięć stron jest wystarczające, jednakże nie dla mnie. Nie zdążyłam się nawet zagłębić w tekst, a tu już koniec.
Są opisy, lecz dla mnie chyba zawsze będzie ich za mało, ponieważ wiem, że stać się na więcej i mam nadzieję, że będziesz dalej się rozwijała i próbowała je rozbudowywać coraz bardziej.
I jeszcze jedno - znowu pojawiały się przeplatanki. Raz użyłaś czasu teraźniejszego, raz przeszłego. I jeszcze bym zrozumiała, gdyby była pewna konsekwencja, mianowicie: rzeczy, które wydarzyły się na spotkaniu z Edwardem i po spotkaniu (atak na Bellę) pisane czasem teraźniejszym, aby dodać dynamiki. A pozostałe (tj. sceny z Jacobem, Jasperem i "spiącą" Bellą) w przeszłym. Jednak raz pisałaś tak, raz tak. I jest to po części wina bety, która prawdopodobnie nie zwróciła ci na to uwagi. Moja polonistka zawsze powtarzała, aby pisać w jednym czasie, bo wtedy unikniemy błędów i tego bym radziła.
Jeżeli coś jest niespójne lub niezrozumiałe, przepraszam, ale jestem wpół-przytomna.
Życzę weny i błagam, abyś posiedziała nad kolejnym rozdziałem nieco dłużej i postarała się włożyć w niego wszystko, co potrafisz.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aliss.
Wilkołak



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 11:41, 19 Gru 2009 Powrót do góry

Więc tak (wiem, nie zaczyna się zdania od "więc"):
podoba mi się. jakoś tak inaczej niż wszystko. i w końcu jest Jacob(;*), który jest normalny. no i Edek, gdzie to on się zakochuje, a Bells daje mu kosza;)
jestem totalnie za tym tekstem. błędy. no dobra. nie szukałam, bo byłam zbyt zafascynowana;P
oczywiście schemacik komentarza, czyli - już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziałuWink
pozdrawiam.

P.S huhu, nie ma Mike'a :wykonuje taniec brzucha i śmieje się szyderczo: ;p


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Wto 20:49, 22 Gru 2009 Powrót do góry

Kocham to opowiadanie. Każdy rozdział jest cudowny, mi się wszystkie podobają.

Cytat:
Rozdział przełomowy i ważny, możliwe, że najważniejszy.

Nad twoimi słowami dumałam długo. Nie jestem pewna, co jest tu tak przełomowego. Owszem, mamy tu dużo ważnych scen, możemy wywnioskować, że skoro Jacob uratował Bellę, czekał, aż się wybudzi, to coś do niej czuje. Na tę wiadomość klaszczałam uszami, jestem wielką fanką pary Jacob i Bella. Pozostaje też Jasper, martwił się o nią, również czekał, aż się wybudzi, więc też ją kocha. Nie mówię, że tylko te sytuacje decydują o miłości do innej osoby, ale z ich perspektyw można wywnioskować, że czują coś do naszej Belli.

Teraz przechodząc do kolejnego rozdziału. Strasznie mi się podoba. Na pewno jest ciekawy i mimo tylko jednego miejsca akcji, dużo mi wyjaśnił. Po poprzednim rozdziale zaczęłam już snuć, co takiego strasznego Edward jej zrobił, że Jacob wniósł ją nieprzytomną do pokoju. Teorie były najróżniejsze, ale nie pasowały mi do Edwarda. Gdyby był nieodpowiedni dla Belli, jakiś brutalny czy coś w tym stylu, to Alice nie puściłaby go na rankę z najlepszą przyjaciółką. Tak się pocieszałam i odganiałam straszne wizje. Moją uwagę przykuła rozmowa między Jacobem, a Jasperem. Ten pierwszy stara się być nieczułym dupkiem, nie przyznać się, że kocha (a jestem pewna, że kocha) Bellę i stwierdzić, że jest wyjątkowa. Na jego usprawiedliwienie mam jednak jedną teorię: może speszył się, kiedy usłyszał w jaki sposób Jasper o niej mówił, to całe nazywanie ósmym cudem świata. Spodobały mi się również wspomnienia dotyczące randki z Edwardem. Bella nie oszukuje się, że jest normalną dziewczyną i pasuje do tego miejsca. Natomiast on nadal wydaje mi się dziwny i nadal go nie lubię. Czemu? Nie mam pojęcia, może to przez to, że ma tak łatwo w życiu i nawet nie wie, co ona przeżyła. Zdaje mi się, że polubiłabym go, gdybym zrozumiała jego myślenie. Późniejsze wspomnienie z Jacobem. Dokonał on trudnej rzeczy i przy chęci podniesienia Belli, nie poddawał się, kiedy ta początkowo nie chciała ustąpić, bo się bała. Gdybym miała wybierać między Jasperem, a Jacobem, wybrałabym tego drugiego. Podoba mi się każda jego wypowiedź, sposób w jaki stara się być nieczuły na jakieś sprawy. Nie mówię, że nie lubię Jaspera, wręcz przeciwnie, uważam nawet, że jest słodki. Przez ostatnią scenę, mam ochotę otworzyć okno i krzyczeć. Nic nie rozumiem, do czego Jacob może być kluczem. Z jednej strony zaciekawiłaś nas, co chyba było tego celem, a z drugiej przyprawisz nas o zawał w tak młodym wieku.

Mam nadzieję, że jakiegoś kopa ci dałam i cię zmotywowałam. Kocham to opowiadanie, na każdy rozdział będę czekać z niecierpliwością. Przypomniało mi się: ile będzie rozdziałów? Mam nadzieję, że jeszcze dużo i nas nie zostawisz. Podoba mi się banner, ciekawy, a jednocześnie trochę tajemniczy.
Pozdrawiam i życzę weny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Agness91
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turów

PostWysłany: Pią 20:09, 25 Gru 2009 Powrót do góry

Jej dwa miesiące neta nie miałam i nie zgadniesz za czym najbardziej tęskniłam a może jednak zgadniesz??? Więc...
Za Twoim Jacobem, a tu?? Niespodzianka, rozdziały z jego punktu widzenia :D
A ten sen?? oj, no myślałam, że się psychicznie załamę jak to przeczytałam. Uff, to na szczęście tylko sen ;p
A Jacobowi zależy na Belli :D i to że jest kluczem pewnie oznacza to że on jej pomoże wyzdrowieć...
Tylko kogo Ty nam chcesz uśmiercić, aż się boję bo Ty jesteś nieprzewidywalna :o

Weny życzę i pozdrawiam A.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fresz
Gość






PostWysłany: Nie 10:05, 27 Gru 2009 Powrót do góry

Ja także przybywam i pozwolę się sobie trochę wytłumaczyć...
Komentuję tak późno, gdyż przez parę dni nie miałam internetu, komputer w naprawie, a jeszcze były święta... No, ale teraz sprawię, że Wypaleni podskoczą na górę strony ^^
Mniemam, że tym przełomem w rozdziale jest nazwanie Jacoba "kluczem". [Wiem już, o co chodzi;)]
Demetrii należy do "Sadystycznych świrów", po tej nazwie nie dziwię się, że mógł Bellę zaatakować dla frajdy.
Pisz więcej, tworzysz piękne opisy...

Weny i czasu! ;)

PS. Właśnie betuję 13 rozdział ;] Dziś powinnam się wyrobić...

PS2. Na razie z tego mojego projektu w komentarzu nic nie wyszło, ale chcę, aby był dopracowany :)
Zmierzchowa fanka
Wilkołak



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga

PostWysłany: Nie 14:31, 27 Gru 2009 Powrót do góry

Postanowiłam, że wstawię, ale tylko ze względu na ciężką pracę mojej ukochanej bety. Z tego rozdziału jestem szczególnie niezadowolona. Zabrałam święta becie, przepraszam. Skończyłam rozdział szybko, ale nie dlatego, że się nie starałam - miałam wenę. Jednak jak dzisiaj jeszcze raz przewertowałam to wzrokiem jestem cholernie na siebie zła, że tak pospieszyłam się z wysłaniem.

Po pierwsze: dziękuję za wszystkie komentarze. Jak zawsze mogę na Was liczyć, wszystkie jesteście cudowne. To może trochę lesbijskie, ale walić: KOCHAM WAS! (jestem 100% hetero)
Kristenhn, często zawodzę - wiem i przepraszam bardzo. Czasami bardzo trudno przelać mi własne myśli w to opowiadanie, staram się, ale nie zawsze wychodzi.
Paramox22, przełom - chodziło mi głównie o to jak zaczynają wyglądać stosunki J&J. Obaj na swój sposób troszczą się o Bellę. Pytałaś się ile rozdziałów, hmm, trudne, bardzo trudne. Jeszcze nie mam określonej ilości, prawdę mówiąc cała historia nie jest do końca opracowana. Mam już zarys wszystkiego, wiem mniej więcej jak wszystko będzie wyglądać, ale jeszcze dużo pracy przede mną, żeby było chociaż w połowie tak jak chcę. Jestem w połowie pisania rozdziału następnego, ale często dumam "co teraz?". Najczęściej wszystko wychodzi w trakcie pisania. Często zmieniam coś tuż przed wysłaniem do bety, bo akurat coś mi nie przypasuje.

W rozdziale czternastym wracam do Jacoba, stęskniłam się za jego perspektywą, mam nadzieję, że Wy też.

Beta: Fresh

Piosenka: [link widoczny dla zalogowanych]

ROZDZIAŁ TRZYNASTY:

"Trzeba ratować człowieka. Trzeba go wyzwolić ze wszelkiego niewolnictwa i umożliwić mu szczęśliwe przeżycia niewielu lat życia."

Miałam na sobie kremową sukienkę w greckim stylu. Z cieniutkimi ramiączkami, prawie niewidocznymi, jednak powielającymi się tuż pod łopatką, biegły przez całą długość moich pleców i krzyżowały się ze sobą na różnorakie sposoby. Włosy miałam upięte dość luźno, lekko kręcone, takie jak zawsze. Szpilki moich niewysokich butów stukały o podłoże, kiedy szłam rozpromieniona w jego stronę.
W oczach miał pewnego rodzaju spokój, nostalgię. Widziałam też w nich uczucie, zachwyt. Uwielbienie. Błysk szczęścia i uśmiech. Prawdziwy, wspaniały. Cień podziwu przebiegł przez jego wesołą twarz.
Wyglądał mężnie, niezwykle. Czarny garnitur opinał jego ciało, uwydatniając pięknie wyrzeźbione mięśnie. Miał też na sobie białą koszulę i krawat. W dłoni ściskał żółtą frezję. Nienawidzę róż i on o tym wiedział. Oblałam się rumieńcem i podeszłam ze spuszczoną głową. Przy nim wyglądam jak szara mysz, zawsze tak będzie. To niesprawiedliwe.
Jednak on wziął mnie pod brodę i uniósł moją twarz do góry. Spojrzał mi w oczy, a ja zagłębiłam się w jego własnych. Zobaczyłam radosne ogniki w jego spojrzeniu.
- Wyglądasz niesamowicie – powiedział z przekonaniem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
Zakłopotana zagryzłam wargę. On jednak tylko wziął moją dłoń, podniósł na wysokość swoich ust i położył na niej kwiat. Zachichotałam, kiedy ponownie zacisnął ją w pięść.
- Dziękuję – szepnęłam i powąchałam frezję, przymykając lekko oczy.
- Idziemy? - zapytał i ujął moją drugą dłoń w swoją.
Skinęłam głową. Wpiłam się palcami w jego szorstką, ciepłą skórę. Weszliśmy powoli po schodkach.
Wystrój wyglądał idealnie. Jak we śnie. Cudownym, nie koszmarze, w którym znajdowałam się tak często. Wnętrze było przyciemnione, żeby można było skupić się na światełkach, które migotały na ścianach i suficie. Wszystko wyglądało jak niebo nocą. Doskonale. Przy ścianach znajdowały się stoliki, wokół nich krzesła. Po parkiecie krążyły tańczące pary. Na drugim końcu pomieszczenia znajdowała się scena, na której jakiś zespół grał wolny kawałek. W ruch poszły skrzypce. Piękne dźwięki wdarły się do moich uszu i drgały razem z moim sercem.
Wtuliłam się w mego towarzysza. Pachniał tak nieziemsko. Doszliśmy do okrągłego stolika, był okryty błękitnym obrusem. Odsunął krzesło, żebym mogła usiąść. Kiedy to zrobiłam, zajął miejsce obok mnie.
- Tu jest przepięknie – wykrztusiłam, przypatrując się kulom uformowanym z kwiatów, które zwisały z sufitu.
Ponownie wziął moją drżącą dłoń w swoją, jakby żałował, że wcześniej ją wypuścił. Położyłam frezję na stoliku i popatrzyłam się w jego oczy. Obserwował mnie.
Sprawiał wrażenie, że zatraca się we mnie. Poczułam się kimś spektakularnym, wyjątkowym. Wniknął w moje oczy.
Z uśmiechem schylił się w moją stronę i wymruczał mi do ucha:
- Zatańcz ze mną, Bello. - Jego oddech miło pieścił skórę.
Zachichotałam, kiedy zniżył głowę jeszcze bardziej i złożył delikatny pocałunek na obojczyku.
- Nie potrafię – wydusiłam z siebie.
Podniósł głowę i potrząsnął nią przecząco.
- Potrafisz, wystarczy, że poddasz się muzyce, ja prowadzę.
Wstał i wyciągnął w moim kierunku dłoń, spojrzałam na nią z wahaniem. Zupełnie nie wiedziałam, co zrobić, zawsze byłam łamagą.
- No dalej, Bello. Proszę – błagał cierpliwie.
Wreszcie włożyłam swoją dłoń w jego, ufałam mu w pełni. Poprowadził mnie na parkiet. Obrócił w swoją stronę. Stałam wyprostowana jak struna i nie wiedziałam, co ze sobą uczynić. Popatrzyłam na parę obok, byli ze sobą tak ściśnięci, że w tym mroku nie potrafiłam rozróżnić ich kończyn. Poczułam, jak gorąco występuje na moje policzki, skrzywiłam się. Ponownie spojrzałam na boską kreaturę przede mną.
- Bello, twoja mina jest co najmniej nieszczęśliwa. - Zaśmiał się, jakby powiedział jakiś dobry dowcip.
Nie pojmowałam tego, ale także się uśmiechnęłam.
Zbliżył się i wziął moje ręce, ułożył je sobie na karku. Musiał się schylić, żebym mogła tam dosięgnąć, ale nie narzekał. Splotłam ze sobą palce dłoni. Nadal dzieliła nas spora odległość. Westchnął i ułożył swoje wielkie ręce na mojej talii. Przysunął się blisko, bardzo blisko. Przywierałam do niego ciałem. Najlepsze było to, że nie czułam się skrępowana, zażenowana, było mi doskonale w jego objęciach. Miał takie silne ramiona.
Nagle muzyka przestała grać i poprzednią melodię zastąpiła nowa. Kiedy kobieta na podeście zaczęła śpiewać i z głośników zaczęły wypływać pierwsze dźwięki, w moim sercu zrobiło się... miło.
- A teraz po prostu... nic nie rób – ponownie szepnął do mojego ucha.
Zaczęliśmy się poruszać, szło nam nadzwyczaj łatwo. Rzeczywiście nic nie musiałam robić, on wszystkim kierował. Sunęliśmy po parkiecie. Noga za nogą. To było wręcz idealne, upragnione. Wreszcie osiągnięte, zdobyte. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej, przywierając jeszcze mocniej do pięknej sylwetki. Przymknęłam powieki i poczułam, jak formują się pod nimi łzy. Nie smutku, szczęścia, bo to było takie właściwe. Prowadził mnie bezpiecznie między innymi tańczącymi.
Po chwili usłyszałam jego głos:
- Bello?
Podniosłam głowę i ponownie napotkałam to spojrzenie, tonęłam. Zmarszczyłam brwi. Uniósł jedną rękę i wplótł dłoń w moje włosy. Wiedziałam, co ma za chwilę nastąpić i nie wzbraniałam się przed tym, chciałam tego. Schylił się, bardzo ostrożnie, wciąż patrząc mi w oczy. Chciał dokładnie wybadać moją reakcję na jego czyny. Ocenić sytuację. Jednak ja tylko czekałam.
Wreszcie poczułam, jak jego gorący oddech owionął moje usta, rozwarłam je nieco przed nim. Dotknął wargami moich własnych. Leciutko, uważnie, wciąż niepewnie. Zaczął muskać je bardzo nieznacznie. Nie mogłam się doczekać, szarpnęłam jego głową w dół, desperacko prosząc o więcej. Nie czekał, już wiedział, wpił się namiętnie w moje wargi. Zamknęłam oczy i w zupełności oddałam się rozkoszy. Przylgnęłam do jego szerokiej piersi jeszcze mocniej, on ścisnął mnie brutalniej za talię, chcieliśmy się pozbyć jakiejkolwiek dzielącej nas odległości. Było nam wspaniale. Teraz już nie było nikogo, tylko my. Całowałam go z największą pasją, na jaką tylko było mnie stać, on odwdzięczał mi się tym samym. Wypuściłam z siebie ciche westchnienie, kiedy pociągnął lekko moją dolną wargą, ułatwiając sobie dostęp do mojego języka. Kiedy poczułam jego narząd smaku na swoim, stanęłam na palcach i włożyłam dłoń w jego włosy, chciałam mieć jeszcze bliżej to cudo przede mną...

*

Właśnie takie głupie myśli snułam, siedząc na łóżku Jaspera i słuchając tego, co miał mi do przekazania. Było tego sporo, a ja próbowałam załapać wszystko za jednym zamachem. Moja wybujała wyobraźnia dawała o sobie znać, kiedy usłyszałam:
- Bello, myślę, że można cię wyleczyć.
I bach! Zaczęłam sobie myśleć, jakby to było, a do mojej tępej głowy zaczęły wpływać takie obrazy, jak na przykład ten z balem. Głupia kretynka Swan! Idiotka!
Ta odległa możliwość uciekała przede mną od dwóch lat. Dwa lata ciężkiej harówki nad tym, abym znów poczuła się człowiekiem. Takim, któremu uśmiech na twarz występuje samoistnie, nie musi się do niczego zmuszać. Takim, co z łatwością koegzystuje między innymi. Chciałabym po prostu żyć, nie tylko być, powrócić do tego, co już straciłam.
A może... zacząć od nowa? Czy mogę to zrobić? Czy mogę wrócić?
- Bello, sądzę, że jest szansa na to, żeby twoja sytuacja się poprawiła. - Nachylił się w moją stronę. - Gdybym nie był tego pewien, nawet bym nie próbował cię przekonać. Uwierz mi, proszę. – Jasper miał opanowany głos.
Możliwe, że chciał brzmieć pewnie i bez ogródek wmówić mi, że koszmar się kończy. Jednak to nie wyszło tak... właściwie. Jego wzrok uciekał, a dłonie krzyżował w sposób, który dawał mi do zrozumienia, że nie jest pewny niczego, co przed chwilą mi oznajmił. Wiedziałam, że nie chce mnie oszukiwać, w jakikolwiek sposób zwodzić, łgać.
- To niemożliwe – wyszeptałam dobitnie.
Ponownie musiałam odgonić od siebie wizję mnie samej. Zdrowej, działającej na własną rękę, śpiącej spokojnie. To było chore, całkiem odległe, uciekające. Irytująca podświadomość podsuwał mi coraz to nowsze obrazy, na których dotykałam, nie cierpiałam. Żyłam bez tabletek.
I co z tego? Spływająca w dół łza została brutalnie starta przez moją drżącą dłoń.
- A dlaczego, ku***, nie chcesz nawet spróbować? - warknął Jacob.
Był wyraźnie zirytowany gierką toczącą się między mną a moim przyjacielem.
Możesz.
Nie.
Potrafisz.
Nie.
Uda się.
Zdecydowanie nie.
I tak w kółko. Niekończąca się droga i nadzieja. Ta głupota, nadzieja. Presja i uczucie. A może się uda? 'Może jednak...?', myślałam. 'Głupia' – tylko to mówił mój wewnętrzny głos.
- Bo wątpię, żeby cokolwiek mi pomogło, kiedykolwiek. - Wzruszyłam ramionami i zagryzłam wargę. - A zresztą... co cię to w ogóle obchodzi? - Napotkałam jego wzrok.
Westchnął ciężko, pocierając twarz w geście rozdrażnienia. Opadł na fotel i fuknął w stronę Jaspera:
- To należy do ciebie. - I zamknął oczy.
A ja szeroko otworzyłam swoje własne.
- Co jest, do cholery?
Jasper wstał i podszedł do łóżka, usiadł na jego brzegu. Zacisnął usta, wpatrując się we mnie.
Założyłam ręce na piersi, to znak, że Bella Swan jest wkurzona. Owszem, czułam złość. Sporą. Teraz byłam jak pięcioletni bachor wyłączony z zabawy w chowanego. Zupełnie jakbym miała za krótkie nogi, żeby dogonić starsze dzieci. Możliwe, że nie potrafiłam liczyć.
Znalazłam się w samiusieńkim centrum czegoś ważnego. Popatrzyłam w niebieskie oczy swojego najlepszego przyjaciela i... nie, to ja byłam tym centrum.
- Jasper? - spuściłam trochę z tonu i tak już się stresował.
- Okej. Mmm, Bello... - Spuścił oczy. - Chciałbym, żebyś poszła na terapię.
Uniosłam brwi. Zupełnie zbaraniałam.
- Ale... ja przecież chodzę na terapię.
To była prawda, przecież łaziłam na nudne sesje z Kate. Chociaż była drętwą klekotką, która wiecznie mówiła „acha”, to jednak była terapeutką. Cholernie nieskuteczną, ale jednak.
Jazz pokiwał głową, a jego zmęczony wyraz twarzy jeszcze bardziej zbijał mnie z pantałyku. Już nic nie rozumiałam. Spojrzałam na Jacoba, jednak on wciąż miał zamknięte oczy, wyglądał, jakby spał. Tak spokojnie. Wtedy pomyślałam, że mogłabym zachować ten obraz w swojej głowie.
Podciągnęłam kolana pod brodę i zacisnęłam wokół nich ramiona, moje spojrzenie skierowało się na Jaspera. Czekałam.
- Chodzisz, ale... - Przełknął głośno ślinę, sprawiał wrażenie ucznia, który nie przygotował się do odpowiedzi. - Kontaktowałem się z twoją psycholożką, chciałem zapoznać ją z pewnym pomysłem.
- Kontaktowałeś się z Kate? - spytałam zdziwiona.
Sytuacja stawała się dziwniejsza, niż się tego spodziewałam. Chciałam na niego nawrzeszczeć za robienie takich rzeczy za moimi plecami, ale w porę ugryzłam się w język. Jeszcze przecież nie dokończył. 'Daj mu szansę, Bello!' - skarciłam się w myślach. Moje sarkastyczne „ja” prychnęło.
- Tak, rozmawiałem z nią, ponieważ myślę, jak już wspominałem, że masz szansę na wyleczenie. Poczekaj – dodał, kiedy zobaczył, że otwieram usta, aby zaprotestować. - Chwila, Bello, daj mi dokończyć.
Z trudem skinęłam głową, zaciskając usta, żeby być w końcu cicho.
- Kiedy wczoraj zostałaś... napadnięta.
Zadrżałam na wspomnienie tego wieczoru. Krzywiąc się skuliłam ramiona, przypominając sobie dotyk tych okropnych rąk.
- Jacob cię uratował, na początek chciałbym cię zapytać, co czułaś, jak do ciebie podszedł?
Zastanowiłam się. Strach – tak powinna brzmieć odpowiedź. Jednakże... czy byłaby właściwa? Hmm, raczej tak. Chociaż... Owszem, odczuwałam panikę, chęć ucieczki i to paraliżujące przerażenie wbijające moje nogi w podłoże, właśnie przez to nie mogłam zabrać dupy w troki i zwiewać stamtąd. Boże, jak ja nienawidzę tego uczucia! Jest takie przytłaczające.
Może powinnam powiedzieć wstyd albo zażenowanie, ból wywołany niechcianym dotykiem. Dłonie zaciskające się na moim ramieniu zdecydowanie zaniepokoiły mnie bardziej, niż znudzona, na pozór luzacka poza tego słodkiego dupka. Słodkiego dupka? Matko! Te określenia przerażają mnie samą.
Zacisnęłam usta, nie wiedząc zupełnie, co odpowiedzieć przyjacielowi. Siedział naprzeciwko mnie zupełnie nie dając do zrozumienia, że jest zirytowany moim milczeniem lub chociaż trochę zniecierpliwiony. Nic, zupełna cisza przepełniona wyczekiwaniem. Musiałam coś powiedzieć. Tylko co?
Poczułam ulgę, lekki strach, ale też coś jakby poczucie bezpieczeństwa. Nie przyszło to od razu. Najpierw zalały mnie te wszystkie znane uczucia, zupełnie takie, jak zawsze, dopiero później nadeszła nowa fala. No i stało się, z zaufaniem podałam mu rękę, chociaż w środku cała wrzeszczałam, karcąc się za głupotę. I to jaką.
I wtedy wszystko zrobiło się takie... w porządku. Było dobrze.
- Ja... nie wiem. - Zagryzłam wargę. - Bałam się na początku, ale później... - Urwałam, nie wiedząc, jak to sformułować. - Tak jakoś się przełamałam, chyba.
Jazz uniósł brew.
- Chyba? - zapytał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Wzruszyłam ramionami. Chyba.
- Ummm, okej. - Podrapał się po brodzie, nad czymś dumając.
Odchrząknęłam, ponaglając go, żeby wreszcie przeszedł do sedna.
- W porządku. Więc zadzwoniłem do Kate po to, żeby przedstawić jej pewien pomysł. Powiedziałem, że dobrowolnie dałaś się Jacobowi wziąć na ręce...
- To nic nie znaczy! - przerwałam jego wywód, doskonale wiedziałam, do czego zmierzał.
I właśnie ta droga była zła. Cholernie zła. Chciał mnie wysłać na terapię związaną z fobią społeczną, chociaż ja wiedziałam, że najpierw muszę zwalczyć depresję. Jedno wyklucza drugie i jednocześnie napędzają się nawzajem. Są swoim wzajemnym silnikiem, na depresję mam tabletki, na fobię nie. Oczywiście zażywam gówna, które mają mnie uspokoić przed ewentualnym wybuchem, ale to tylko... ściema. I być może zdziwiłoby mnie to, gdyby nie to, że całe moje beznadziejne życie wypełnione jest po brzegi kłamstwem. Przecież miałam z tego wyjść i co? I właśnie powiadam: 'zwykła bujda, przesłodzone oczekiwanie na poprawę sytuacji rozhisteryzowanej nastolatki'.
- I bardzo ją to zadziwiło – kontynuował, zupełnie olewając to, co przed chwilą oznajmiłam. - Powiedziała, że jest szansa...
- Gówno prawda – fuknęłam, wiedząc lepiej.
W końcu ja w tym siedziałam, nie oni. Wiem więcej na temat tego, czy jest szansa, czy nie, możliwe, że jakaś by istniała, gdybym żyła, ale mnie nie było. Po prostu.
- Bello, daj mi dokończyć, dobrze? - Uniósł kąciki ust. - Zamknij jadaczkę, Swan.
Zagryzłam wargę z postanowieniem, że tym razem dam mu powiedzieć wszystko, co tylko chce, niezależnie od tego, jakie bzdury może opowiadać. Najbardziej bezsensowne rzeczy mogły okazać się tymi kierującymi do punktu wyjścia lub nowego początku. Mogły być adekwatne. To było to, w co chciałam wierzyć.
- Jest szansa na odnalezienie tej należytej drogi, którą powinnaś kroczyć. Można znaleźć właściwe drzwi, żebyś w końcu mogła dotykać ludzi.
Kątem oka zauważyłam, że jego ręka drgnęła. 'To jeszcze nie teraz, Jasper', pomyślałam, chociaż... 'nie, to się nigdy nie zdarzy'. Korciło mnie, żeby coś wtrącić w tą bezsensowną paplaninę, ale obietnica to obietnica. Tak, jak powiedział to przed chwilą blondyn: zamknij jadaczkę, Swan! Odpowiednie.
- Tylko potrzebna jest do tego druga osoba.
No i nie wytrzymałam.
- CO?! - Poczułam, że moje dłonie się pocą.
Rozprostowałam palce i ponownie je zwinęłam. Traciłam w nich czucie, poczułam, że krew odpłynęła mi z twarzy. Druga osoba?
Skrzywiłam się.
- Bello... - Rzucił mi błagalne spojrzenie. - Mogę kontynuować?
Nie! Dlaczego mi to robisz, Jazz? Chcesz mi pomóc? Świetnie, pozwól robić to po mojemu. Nie mam planu, ale myślę, że kiedyś zdobędę powody, dla których będę mogła się leczyć. Chwilowo nie mam po prostu, po co się męczyć.
- Tak – odpowiedziałam w końcu.
Niech gada.
- Na początku pomyślałem o sobie, ale wtedy Kate mi przerwała.
Zmarszczyłam czoło. Niebieskooki wyglądał na zawiedzionego, znowu popatrzył na mnie z niemymi przeprosinami. Jeżeli nie on to.... kto?
- Powiedziała, że to bardzo dobry pomysł i że może przy okazji pomóc komuś jeszcze. Wiesz, takie napędzanie się nawzajem. Powiedziała, że tej drugiej osobie potrzebne jest zrozumienie.
Chyba próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego grymas. Zamrugałam szybko oczami.
- Kto jest tą drugą osobą? - zadałam pytanie, zupełnie ogłupiała.
Jazz westchnął i zagryzł wargę, jeszcze bardziej się krzywiąc. Obrócił głowę w drugą stronę i popatrzył znacząco na Jacoba. I wtedy do mnie dotarło.
Jasper wysyłał mnie na wojnę. Chciał, żebym spakowała walizkę, zabrała tylko najpotrzebniejsze rzeczy i poszła walczyć o... siebie. O życie, o drogę przez pole minowe. Co miałam ci powiedzieć, hmm?
Spojrzałam na chłopaka w fotelu. Słuchał nas, wiedziałam o tym, jednak nie dawał tego po sobie poznać. Miał zamknięte oczy, światło padało pod takim kątem, że jego długie, czarne rzęsy rzucały śliczne cienie na ciemne policzki. Hebanowe włosy, choć krótkie, były na tyle nieokiełznane, że sterczały pod różnymi kątami. I to nie było brzydkie, ładne, bardzo ładne. Urocze. Aż prosiły się o to, żeby je przygładzić. Zastanawiałam się, jakie są w dotyku. Delikatne i finezyjne jak dusza ich właściciela, czy szorstkie tak jak jego wierzchnia skorupa. Nie wiedziałam. Oddychał miarowo, spokojnie.
Dłonie ułożył po dwóch stronach siedzenia. Były ogromne, ale jednocześnie wrażliwe, przekonałam się na własnej skórze.
Jednak, czy to nie są tylko pozory? I czy one zwykle nie mylą? Ale on mi pomógł. Czy to coś znaczy? Tyle pytań, a odpowiedzi wybrakowane. Byłam chyba zbyt dużym tchórzem, żeby przekonać się, co będzie dalej, jakby się to potoczyło, gdybym się zgodziła. Za bardzo się bałam tego, co czeka mnie na zewnątrz, kiedy już wyjdę. Nie byłam pewna, czy zdołałabym się pogodzić z tym natłokiem uczuć. Przez dwa lata żyłam tylko z jednym, żyłam ze strachem. Codziennie i od nowa ponawiał się. Niekiedy myślałam, że przybierał na sile. Patrzył mi w twarz i naśmiewał się z moich niemrawych kroków, potknięć. A ja próbowałam to stłamsić, obserwując to, co nieistotne, nikłe, bezsensowne, nieważne. Patrzyłam na swoje życie tylko pod innymi postaciami. Widziałam podobieństwo między sobą a rzeczami, zwierzętami, owadami. Widziałam podobieństwo między mną a wszystkim, tylko nie między ludźmi.
I czy teraz miałam się wydostać? Warto?
- Nie. - To słowo wypowiedziałam na głos.
- Dlaczego? - zapytał Jazz.
- To się nie uda, Jasper. - Po policzku spłynęła mi łza.
- Zachowujesz się jak cholerny bachor! - gniewny głos Jacoba rozniósł się po pokoju.
Przeniosłam spojrzenie na niego. Tym razem oczy miał szeroko otwarte, malowało się w nich wyraźne zniecierpliwienie i złość. Nachylił się w naszą stronę.
- To tylko głupia próba!
Poczułam, że ze złości rozszerzyły mi się dziurki od nosa i zacisnęłam usta.
- Co ci do tego? - wycedziłam.
Zaśmiał się histerycznie, było w tym coś złowrogiego. Wzdrygnęłam się.
- Jeszcze się pytasz? ku***! To szansa dla mnie!
O tym nie pomyślałam. „Wiesz, takie napędzanie się nawzajem. Powiedziała, że tej drugiej osobie potrzebne jest zrozumienie”. Rzeczywiście, Jacobowi potrzebne jest zrozumienie. Mi też. Czy Kate to dostrzegła? Zauważyła w nas wzory ulepione z tej samej gliny?
Jacob tego potrzebował. A ja? Chyba. Tylko ten strach. Bałam się tego. Nie wiedziałam, czy dam radę. To mnie przerastało, a może nie. 'Daj radę. Postaraj się'. Zatrzęsłam się, cholerny strach przed postawieniem kolejnego kroku naprzód. Wielkiego. To zupełnie wyklucza możliwość.
Jednak Jacob to potrzebował, ten człowiek zasługiwał na ratunek. Mogę mu pomóc tylko wtedy, kiedy pomogę sobie. Jakie to dziwne, twój wróg, twój przeciwnik staje się twoim przetrwaniem, obietnicą, że przeżyjesz. Ja stałam się jego. Nie wiedziałam, czy jestem dość silna. Mój wybór miał nakreślić dalszy rys czyjegoś istnienia.
Depresja pogrąża nie tylko osobę, która na nią choruje. Ona nie zatopiła tylko mnie. Ona wciąga w swój wir osoby, które cię otaczają. Twoją matkę, twojego ojca, siostrę, brata, przyjaciela, nawet psa. Dookoła rozsiewasz tą nieokreśloną trwogę i gorycz.
'Spróbuję temu podołać, postaram się pomóc'. Jemu, bo chociaż nienawiść ciska gromy, nikt nie zasługuje na to, żeby gnić.
- Dobrze – powiedziałam i dostrzegłam wdzięczność na twarzy Jacoba.
Jasper odchrząknął.
- Jutro macie być u Kate – wychrypiał, był zdziwiony moim wyborem. Ja też. - O osiemnastej. Razem.
I wyruszyłam. Poszłam na wojnę. Nie wiedziałam, czy przetrwam. Niczego nie byłam pewna.
Nie byłam pewna, czy kiedykolwiek zobaczę jasny przebłysk przez tę czerń.
Nie byłam pewna, czy będę na tyle potężna, żeby przebić się do tego innego półświatka, który trwa tam gdzieś beze mnie już od dwóch lat.
Nie byłam pewna, czy w ogóle teraz istnieje jakiekolwiek miejsce, gdzie mogłabym przynależeć.
Jednak wiedziałam, że była możliwość mojego powrotu. Prawdziwą walkę toczyłam samotnie, lecz teraz miałam kogoś, kto dołączy do mojej drużyny. Mogłam powiedzieć: 'dzień dobry, egzystencjo, tęskniłaś?'.

"Leżę na ziemi
unieruchomiony z bólu
widzę, jak życie przechodzi mi przed oczyma
martwy zasypiam
Czy to wszystko sen?
obudź mnie, żyję w koszmarze"


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Zmierzchowa fanka dnia Nie 15:16, 17 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin