FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Golden Moon [T] [NZ] r. XXXI Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
kju
Dobry wampir



Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 836
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:40, 15 Lip 2010 Powrót do góry

Pernix kurcze co taki ... krotki ten rozdzial he ?! Twisted Evil Laughing Cool

jej, ale sie naczekalam i kurcze nadal moje emocje w pogotowiu, glowie sie jak dalej sie rozwinie sytuacja, jestem w pernamentnej drżączce i oczekuje rozdzialu XVIII z ku.. niecierpliwoscia Cool

wiec kochana nie kaz nam dlugo czekac, wiem, ze masz swoje zobowiazania, ale wierze gleboko, ze uwiniesz sie raz dwa i nie tylko rozdzial 18 bedzie przetlumaczony a i dalsze

sam pomysl paringu B&Jnie wydaje sie byc zly, GM byl jednym z pierwszych ff, w ktorym nie razilo mnie to wcale, jest napisany swietnie, stylistycznie bardzo dobrze i wiem, ze to duza zasluga tlumaczek Ciebie i madam, wiec dzieki Wam wielkie, wspaniala praca Very Happy

podoba mi sie bardzo Jazz, taki delikatny, wyrozumialy, przyjacielski, uczuciowy, cieply (!) no kocham tego faceta Cool niepokoje sie troche o sprawy zwiazane z Alice

edit:
doczytalam, nie poganiam ani chu chu Wink
doceniam Twoja prace i samotna prace na polu walki love


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kju dnia Czw 10:43, 15 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Czw 12:48, 15 Lip 2010 Powrót do góry

Pernix, już ci to mówiłam, ale powiem jeszcze raz; dziękuje kochana, za ten ten rozdział. Nawet nie wiesz ile mi radości sprawiłaś. W oryginale nie poczytam, więc jestem zdana na was, dziękuje Very Happy

Jasper jest zazdrosny? Tak mi się wydaje, że zazdrość przez niego przemawiała, jak zobaczył Bellę z Mike`m. Coś ta jego opiekuńczość przeradza się w głębsze uczucia. Ja oczywiście bardzo sie z tego cieszę.
Jestem ciekawa, czy jak by teraz odezwała się Alice i kazała mu wacać, co by wybrał. Czy miałby już z tym problem.

Ta ich rozmowa w samochodzie. Oni naprawdę do siebie pasują. Oboje lubią się użalać nad sobą, niech im to tylko nie wejdzie w nawyk. Zdecydowanie wolę Jaspera takiego jak w poprzednich rozdziałach. Jak śpiewa jej kołysanki, mówi do niej maleńka, te ich długie nocne rozmowy.
Właśnie po którymś z takich rozdziałów zaczęłam uwielbiać Jazza, a Ed zdecydowanie stracił w moich oczach.
Wiem, że jeszcze dużo rozdziałów przed nami, że będzie wiele smutnych jak i wesołych momentów, ale boję się zakończenia tej historii.
Boje się, czy się nie rozczaruje i czy GM zostanie na zawsze moim ulubionym opowiadaniem. Mam wielką nadzieję, że mi się spodoba.
Wiem, że jesteś zła, że cie tu wszyscy popędzają, ale taka przerwa była okrutna. Ja powiem tylko, że jestem ci wdzięczna i będę za każdym razem jak pojawi się nowy rozdział. Czy w twoim tłumaczeni czy motylka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Czw 14:16, 15 Lip 2010 Powrót do góry

Kochane, nie jestem zła, ale nerwy mi trochę puściły, bo ja tak z serca tutaj w GM jestem, a tu mnie chcą zabijać. Laughing
Miałyśmy z madam nieporozumienie, o którym wspominałam, przez co żadna z nas się nie zabrała za tłumaczenie rozdziału. Po maturach myślałam, że zrobi to motylek w ramach rekreacji, ale widocznie musi sobie jeszcze od nas odpocząć, więc tymczasowo tłumaczenie jest w moich rękach do pojawienia się motylka.
Już góra za 2-3 dni będziecie miały kolejną część, więc chociaż tak Was pocieszę tą długą pauzą.
Nie poznałam jeszcze końca historii, bo stwierdziłam, że straciłabym zapał do tłumaczenia, ale wybiegając z wiedzą w przód o te kilkanaście przeczytanych już rozdziałów, mogę tylko powiedzieć, że się nie zawiedziecie. :)
Jasper będzie taki, jak go kochasz - Viv - śpiewania nie zabraknie. ^^

EDIT: Coś ze mną nie tak. Laughing Przeczytałam, że jestem zła.... (a jednak było... tyle że na końcu, hihi) Okulista chyba by się przydał. No nic, ale nie będę kasować postu, w końcu jest ciekawa info o dodaniu kolejnego rozdziału. Wink
Peace, love& Jasper!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Czw 14:23, 15 Lip 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 15:53, 18 Lip 2010 Powrót do góry

Dziękuję Promyczku, że zabrałaś się za ten rozdział.
Jesteś wielka!
Też dawno nie miałam wiadomości od Mami B. i martwię się, co się dzieje...
Ale miejmy nadzieję, że szybko wróci.
"Gniew" sam w sobie wiele nie wnosi. Jest raczej interesującym opisem tego, co tkwi między naszą słodką Bellą, a Jazzem.
Co mnie zachwyca, to lekkość tego opisu. Autorka starała się przekazać to jak najlepiej, ale Ty Pernix jako tłumaczka postawiłaś wysoko poprzeczkę. Twoje tłumaczenie nie ma w sobie nic, żeby można je było źle ocenić.
Czytając te rozmowy, myśli i odczucia głównych bohaterów miałam wrażenie, że patrzę na dzieci z piaskownicy. Jedno z drugim ni choroby nie potrafi dogadać się bez zbytniego przejęcia drugą stroną.
Jak dla mnie oboje przesadzają... ;p
Z końcówki tego rozdziału można wyczytać już trochę więcej o stanowisku Jaspera. Jego uczucia są już jaśniejsze, łatwiejsze w odczytaniu, ale i tak trzeba patrzeć między wiersze...
GM to moje ukochane opowiadanie, nie umiem się mu oprzeć... Dlatego zawsze z rozczuleniem czytam każdy rozdział. I jestem Ci niesamowicie wdzięczna Promyczku, że wzięłaś się za tłumaczenie. Jesteś naprawdę cudowna. :)
Całuję,
dot.

PS Nie martw się upomnieniami. Tłumacz spokojnie, poczekamy. Jak się za bardzo człowiek spieszy, to robi błędy i sam nie wie, co i jak. Wszystko w swoim czasie. Zdążymy! :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 14:42, 21 Lip 2010 Powrót do góry

Dziękuję za wszystkie komentarze. Miło, że tłumaczenie Golden moon ma nadal wiernych czytelników. :)
Musicie zrozumieć jednak, że ja też robię różne inne rzeczy na forum i nie na forum, no i nie jestem maszyną - też czasem przerywam pracę, bo coś ciekawego pojawi się na tapecie. Jedno mogę obiecać, że nie będzie już takich wielkich przerw jak ostatnio.
Natomiast wracając do moich ostatnich obiecanek (za 2-3 dni tłumaczenie) musicie mi wybaczyć, nigdy nie powinnam obiecywać konkretnych terminów do tłumaczenia. Będzie co ma być. Tym razem 2-3 dni zamieniły się w 6, ale rozdział był tego wart. Wink
Życzę miłego czytania!




Jęknął, a potem znów zwrócił się do mnie twarzą i przysunął bliżej. Jego topazowe oczy wpatrywały się w moje, a głos brzmiał nisko i niezwykle męsko.
- Kochanie, prędzej bym się rozpadł na kawałki i spalił w czeluściach piekła, niż znów cię zawiódł, a potem poniósł takie konsekwencje. Chociaż uwielbiam słuchać twego głosu przez telefon, nie mógłbym żyć, gdyby coś, co zrobiłem, sprawiło, że już więcej się nie zobaczymy. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale to jest absolutnie nie do zastąpienia.




Rozdział XVIII
Pławienie się w zaprzeczeniach



O, Mój Boże! On znowu to robi. Mówi rzeczy w taki sposób, że można je łatwo źle zinterpretować. Można pomyśleć, że faktycznie zależy mu na mnie bardziej niż tylko na przyjaciółce. Wiedziałam, że nie miał tego na myśli, że nie chce mnie w ten sposób jak ja jego, ale część mnie desperacko pragnęła w to wierzyć. Muszę coś zrobić, żeby go powstrzymać. Nie może używać tego seksownego głosu, nie może się tak nachylać, że jego męski, ostry zapach bierze we władanie moje zmysły i musi przestać używać słowa „maleńka”*, które powoduje dreszcze przechodzące wzdłuż mojego kręgosłupa, które sprawia, że krew płynie w moich żyłach z zawrotną prędkością. Jeśli nadal będzie to robił, to pewnego dnia moje postanowienie pójdzie w niepamięć, a ja przyciągnę go do siebie, by namiętnie pocałować, co sprowadzi na mnie gniew Alice i całej rodziny Cullenów szybciej niż powiedziałabym: Forks.

Nie ma znaczenia, co do niego czujesz. On tego nie odwzajemnia. Nie zrujnuj tego, co już masz, mając nadzieje na coś, co nigdy się nie stanie. Powiedz coś. Musisz dać mu znać, żeby wiedział, że rozumiesz to, co stara ci się powiedzieć.

Jego bliskość i nieustępliwe spojrzenie sprawiają, że ciężko się myśli. Ale przecież to była niezbędna część tej farsy, w której musiałam wymyślić odpowiedź – szybko. Mój instynkt samozachowawczy w końcu zaskoczył i byłam w stanie odwrócić wzrok, co pomogło nieco oczyścić umysł.
Co on takiego powiedział? Coś o tym, że przebywanie w moim towarzystwie sprawia, iż czuje coś, czego nie potrafi wyjaśnić? No tak, oczywiście nie mógł tego wyjaśnić, tak samo jak ja nie potrafiłam odpowiedzieć, co czułam po wymownym wieczorze spędzonym z miską pełną lodów. On nie jest zaznajomiony z tematyką jedzenia, do jasnej Anieli! Kto mógłby to wyjaśnić?
- To właściwie ma sens – wymamrotałam.
- Co ma sens? - Brzmiał, jakby był zakłopotany. Zastrzel się! Czy ja naprawdę powiedziałam to na głos?
Zerknęłam spod rzęs w jego kierunku, gotowa do natychmiastowego odwrócenia wzroku, jeśli pojawi się jakieś ryzyko, że znów zatopię się w tym przyciągającym spojrzeniu. Pomimo tego, że nadal był zwrócony w moją stronę, jego oczy były teraz zrelaksowane. Jestem bezpieczna.
- To całkowicie zrozumiałe, że bycie ze mną sprawia, iż czujesz się inaczej niż kiedykolwiek wcześniej. Nigdy nie spędzałeś tyle czasu w takiej bliskości z człowiekiem, więc oczywistym jest, że to coś dziwnego. Tak, jakby drapieżnik przez długi czas bratał się z ofiarą. - Spostrzegłam, że skrzywił się w bólu na takie porównanie. Nie był to raczej najlepszy sposób, by przedstawić, co miałam na myśli.
- Chciałam powiedzieć – kontynuowałam od razu. - Że to się zdarza w naturze od czasu do czasu. Moi sąsiedzi w Phoenix mieli psa – owczarka niemieckiego i małego królika, i oni dogadywali się znakomicie. W zasadzie królik rządził w tym układzie. Jestem pewna, że owczarek był nieco zakłopotany tym, co robi z nim królik, ale jednocześnie jestem przekonana, że ich więź była unikalna. I nie można by było przenieść tego układu na inne króliki, gdyby były na tyle niemądre, aby wejść w drogę psu. Więc tak, potrafię sobie wyobrazić, że to jest dla ciebie wyjątkowe i nie do zastąpienia.
Wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.
- Czy ty właśnie porównałaś mnie z psem?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie bądź taki nadwrażliwy. Przecież wiesz, o co mi chodziło. Pies i królik, lew i jagnię, miś polarny i foka – to nie ma znaczenia. Sednem jest to, że więź i przyjaźń między drapieżnikiem, a jego naturalnym źródłem pożywienia to rzadkość i wyjątkowość. - Nawet gdy wypowiadałam te słowa, byłam pod wrażeniem, że mogę tak łatwo skategoryzować siebie jako naturalne źródło pożywienia przy Jasperze. Niecały miesiąc temu chciał mnie potraktować jak posiłek. Teraz, nawet w tej bliskości, jaką stwarzała kabina mojego samochodu - sama, w ciemności, na opustoszałej drodze, czułam się przy nim całkowicie bezpieczna. Życie jest naprawdę dziwne.
Przypatrywał się mi uważnie.
- Wiesz, że to, co mówisz, nie ma sensu, prawda?
- Yyy! - Oczywiście. Wiem, że to nie ma sensu albo przynajmniej byłam zbyt rozproszona, żeby osądzić, czy mówię z sensem. Chodziło mi tylko o to, że próbowałam przenieść rozmowy na przyjemniejsze tory. Takie, gdzie nie będę sobie wyobrażać, że Jasper mówi do mnie jakimś kodem, by ukryć swoje uczucia do mnie. Tak więc z sensem czy nie, udało mi się.
Spanikowałam, kiedy moje oczy zatrzymały się na małym zegarku, który przymocowałam do deski rozdzielczej dwustronną taśmą klejącą.
- Jasny gwint! - powiedziałam. - Ale późno! Charlie najprawdopodobniej odchodzi od zmysłów.
Skupiłam wzrok na drodze, po części oczekując zmierzającego w naszą stronę cruisera, który będzie szukał mojego wozu. Na szczęście nie było żadnego, więc wyjechałam z pobocza, wracając na drogę.
- Przepraszam, Jasper. Chciałabym pogadać dłużej, ale Charlie jest pewnie już teraz bardzo zły, a wolałabym nie być uziemiona, skoro już jesteś z powrotem.
- Pewnie, Bells. Wiesz, że też nie chcę, żebyś miała szlaban. Przyjdziesz jutro po południu, tak?
- Chciałabym, ale...
- Jakie „ale”? - Widocznie się zaniepokoił.
- No cóż, ostatnio niewiele gotowałam i skończyły się nam zapasy. Myślę, że nie mogę ciągle robić spaghetti z klopsikami. Poza tym muszę zrobić zakupy, więc chociaż bardzo bym chciała przyjść i cię zobaczyć, myślę, że po prostu nie mam na to czasu. Za to przyjdę w piątek!
- Bello, nie widzieliśmy się przez cały tydzień. Nie możesz zamówić pizzę albo coś w tym stylu? Lub kupić na przykład któreś z tych mrożonych dań do mikrofalówki, które reklamują w telewizji?
Rozważałam jego sugestie. Z jednej strony Charlie potrafi być całkowicie nieświadomy wielu spraw, a z drugiej wie przecież, jak bardzo lubię gotować i może zacząć być podejrzliwy, jeśli nagle zacznę odgrzewać jakieś gotowe jedzenie lub będę ciągle brała coś na wynos.
- Myślę, że to nie zadziała.
- A co jeśli urządzilibyśmy gotowanie u mnie? Kuchnia Esme jest świetnie wyposażona w gadżety użyteczne dla ludzi. Jeśli dasz mi listę, mógłbym zrobić jutro zakupy, kiedy będziesz w szkole. Mógłbym nawet pomóc. Wiesz, byłbym twoim asystentem.

Spojrzałam na niego. Był pełen nadziei, nawet troszkę podekscytowany. Musiałam przyznać, że spodobał mi się ten pomysł. Po tym jak byliśmy blisko dzisiaj, jestem pewna, że poradzi sobie z moją obecnością w kuchni. Poza tym byłoby zabawniej gotować w towarzystwie. Oczywiście, nie musiałabym zlecać skomplikowanych zadań, ale mógłby mi pomóc w podstawowych czynnościach. Kuchnia Cullenów była taka duża, może mogłabym nawet przygotować kilka posiłków naraz, co pozwoliłoby zaoszczędzić czas po pracy tylko dla niego. Tak, to był doskonały pomysł.
- Jasper, jesteś geniuszem! - Kącikiem oka widziałam, że się uśmiecha.
- No cóż, maleńka, dziękuję. Jak już dotrzesz do domu, zrób listę tego, co potrzebujesz i podyktujesz mi ją potem przez telefon. Przywiozę wszystko z Port Angeles. Mogę nawet coś przygotować, zanim przyjdziesz, tylko powiedz, co trzeba.
Uff! To „maleńka” tym razem nie wpłynęło na mnie tak mocno. Może moja wcześniejsze gadka do samej siebie zadziałała.
- Brzmi wspaniale – powiedziałam. - Ale będziesz musiał kupić, dokładnie to, co ci powiem i nie przesadzaj tak, jak udało ci się z tymi przekąskami. A, i będziesz musiał pozwolić mi za wszystko zapłacić.
- Bello! - Brzmiał, jakby był sfrustrowany. Wydęłam wargę w geście niezadowolenia.
- Wiesz, że wcale nie muszę jutro przychodzić.
- Okej. W porządku. Ty płacisz za zakupy.
Uśmiechnęłam się. Naprawdę nie mogę się doczekać jutra. Gotowanie z Jasperem będzie genialne. Po chwili zorientowałam się, że jesteśmy już w pobliżu mojego domu i mój uśmiech zniknął. Po tylu dniach rozłąki, zbyt szybko musimy się rozstać.

- Mam się zatrzymać i cię wypuścić?
- Podjedźmy jeszcze bliżej domu. Wysiądę, gdy poczuję zmartwienie i zaniepokojenie. Jeśli odczytam, że Charlie jest spokojny i zadowolony, wtedy najprawdopodobniej nie będzie wypatrywał twojego przyjazdu i będę mógł odejść, jak wejdziesz do środka. - Najwidoczniej on również nie chciał skracać naszego wspólnego czasu.
Jechałam dalej, chociaż nawet sobie nie zdając z tego sprawy, zwolniłam do ślimaczego tempa. I tak czasu było nie dość. Jest jeszcze tyle, co chciałam powiedzieć. Moje myśli pobiegły do rozmowy na parkingu z Mike'em i reakcji Jaspera. Do tego też muszę wrócić, ale na pewno nie dzisiejszej nocy, lecz chcę to zrobić twarzą w twarz, żebym mogła go obserwować. Chociaż nie była to doskonała miara, ale tylko w ten sposób mogłam czytać jego emocje.
Mimo żółwiego posuwania się na przód, w końcu pokonałam dystans i zatrzymałam się. Spojrzałam na Jaspera z tęsknotą, mając nadzieje, że jest jakaś szansa, by zatrzymać czas, jakiś sposób, by uniknąć konieczności pójścia do domu. Jasper nie odszedł, co oznacza, że Charlie nie był zmartwiony. Może...
- Musisz wejść do środka, Bello. Też tego nie chcę, ale nawet mimo tego, że Charlie się nie martwi, może być podejrzliwy. Porozmawiamy za kilka godzin, prawda? - Brzmiał, jakby potrzebował zapewnienia.
- Oczywiście, Jasper. Muszę skomponować listę zakupów, zrobić zadania domowe, ale zadzwonię, jak tylko ze wszystkim się uporam.
- Dobrze – odpowiedział usatysfakcjonowany.
Nie mając już nic więcej do dodania, otworzyłam drzwiczki auta. Wzięłam plecak z tylnego siedzenia i wcisnęłam zamek.
- Bello? - Usłyszałam głos Jaspera, zanim zdążyłam zamknąć drzwi.
- Tak?
- Co robisz w sobotę?
Pomyślałam przez moment. Nie miałam żadnych planów.
- Nie wiem. Nic szczególnego.
- Jest jakaś szansa, żebyś spędziła ten dzień ze mną? Chciałbym cię zabrać do Seatlle, ot tak, żeby pobyć razem. Nie będziemy musieli się martwić, że wpadniemy na kogoś znajomego, a ja chciałabym spotkać się z tobą gdzieś poza moim domem.

Cudowne ciepło w akompaniamencie wspaniałych dreszczy podniecenia ponownie zalało całe moje ciało. Czułam się tak, jakby stopy unosiły mi się ponad ziemią. Musiałam spojrzeć w dół, by sprawdzić, czy czasem nie lewituję. Wszystkie myśli o tym, jak trudno będzie wymyślić wymówkę do całodziennej nieobecności, wyparowały. Przejdę piekło i powódź, by to się udało. Cały dzień z Jasperem! Na powietrzu i bez ukrywania się! Po prostu spędzanie czasu! Łał! Niemal zaczęłam chichotać z radosną niecierpliwością.
- Z przyjemnością pojadę z tobą do Seattle, Jasper. Coś wymyślę!
- Świetnie. W takim razie, do usłyszenia wkrótce.
- Wkrótce – obiecałam i zamknęłam drzwi pickupa. Chciałam spoglądać na niego podczas odchodzenia, ale z moją niezdarnością wiedziałam, że to doskonała recepta na katastrofę. Skup się na marszu, Bella! Zobaczycie się jutro, w piątek i spędzicie razem całą sobotę!. Czułam, jak moje serce śpiewa „Odę do radości”.

- Cześć, Bells. Trochę późno wracasz, co? - Charlie zawołał ze salonu.
- Przepraszam, tato. Rozmawiałam z Mike'm Newtonem po pracy. - Hmm, technicznie rzecz biorąc, to była prawda. Z tym, że nie przez cały czas.
- A, to w porządku. Ostatnio spędzasz trochę czasu z Newtonem. Czy jest coś, o co powinienem zapytać?
- Nie, tato. - Przewróciłam oczami, bo wiedziałam, że nie mógł mnie w tej chwili zobaczyć. - Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Rozumiem. Ale ten Newton jest w porządku. Nie jest kłopotliwym dzieciakiem, jak inne rozrabiaki z twojej klasy. Jeśli kiedyś będzie dla ciebie kimś więcej, nie mam nic przeciwko.
- Tato!
- Dobrze, już dobrze. Ja tylko daję ci znać.
Nie kłopotałam się nawet, żeby odpowiedzieć. Wiedziałam, że kontynuowanie tej rozmowy będzie bez sensu. Zamiast tego poszłam do kuchni, żeby podgrzać jakieś resztki. Sprawdziłam zamrażalnik – wiało pustkami. W lodówce również nie znajdowało się wiele nadziei. To właściwy czas na ponowne gotowanie. Chwyciłam ostatni kawałek zapiekanki z kurczakiem i włożyłam do mikrofali, żeby odgrzać. Potem złapałam za swój zeszyt** z ulubionymi przepisami, notatnik i długopis. Muszę zrobić listę.
Położyłam zeszyt i materiały do pisania na kuchennym stole i poszłam po moje jedzenie. Charlie wszedł do kuchni, właśnie gdy siadałam. Jego oczy pojaśniały, kiedy zobaczył notatnik z przepisami.
- Wracasz do gotowania, Bells? Zastanawiałem się, czy czasem nie straciłaś do tego zapału.
- Niee, po prostu byłam ostatnio zajęta. Myślę, że jutro zorganizuję sobie maraton gotowania, żeby uzupełnić zapasy. Jakieś życzenia?
- Wiesz, że nie jestem wybredny. Dopóki sam nie muszę gotować, zjem wszystko.
Znów wywróciłam oczami. Myśl, o tym, że Charlie gotuje jest całkiem zabawna.
- Słuchaj, Bells, wybieram się w niedzielę do La Push na oglądanie meczu. Pomyślałem, że może ze mną pojedziesz tym razem? Billy w zeszłym tygodniu wspominał, że się za tobą stęsknił.
Skuliłam się. Wiedziałam, że tak czy siak będę widzieć Jaspera całą sobotę, ale nadal byłam niechętnie nastawiona, by zaplanować cały dzień bez niego. Poza tym nie chciałam spędzić mojej niedzieli tylko na oglądaniu footballu. Charlie zauważył mój brak entuzjazmu.
- A może pojedziemy osobno? Możemy razem zjeść brunch, a potem możesz wrócić, gdy gra się rozpocznie, co?
- Brunch? Kto gotuje?
- Nikt nie musi gotować. Mogę przywieźć jakieś pączki i muffinki z kawiarni.
Przez chwilę rozważałam tę propozycję. W ostatnie dwie soboty jeździłam do La Push, ale w ten weekend nie będę mogła. Wizyta w niedzielny poranek to dobry kompromis.
- Okej, tato, ale bez pączków. Przywiozę jakieś składniki i przygotuję brunch u Billy'ego. Prawdopodobnie mogą się pożywić domowym jedzeniem, a nie tylko z tym, co znajduje się w puszce czy słoiku.
- To nie jest konieczne, Bells, ale jeśli masz ochotę, byłoby wspaniale. Jestem pewien, że to docenią.
- Pewnie. - Wzdrygnęłam ramionami. Musiałam pomyśleć, co ugotować dla Charlie'ego, Billy'ego i Jake'a, który je za dwóch. Chociaż nie zdarzało mi się to często, ale bardzo lubiłam przygotowywać śniadania na ciepło. Teraz mam na co czekać w każdy dzień weekendu.
Charlie wrócił do oglądania telewizji, a ja zaczęłam przeglądać moje przepisy, by znaleźć jakieś idealne dania do gotowania na jutro. Potrzebowałam czegoś, co będzie proste i nie będzie wymagało długich przygotowań i czegoś, co składa się z niewielu składników oraz co można ugotować lub upiec w tym samym czasie. Doszłam do wniosku, że mogę poradzić sobie z trzema przepisami. Zdecydowałam się na kiełbasowy kociołek**** z ciecierzycą, zapiekankę z taco, serem i kurczakiem i danie z makaronem, które mogę przygotować bezpośrednio na kuchence. Dodatkowo wszystkie te potrawy są łatwe do wykonania i doskonale nadają się do zamrożenia oraz dadzą wiele opcji, by zaspokoić apetyt Charlie'ego na jakiś czas.
Szybko zanotowałam potrzebne do wykonania tych dań składniki, dodałam jeszcze kilka rzeczy na frittatę, którą zdecydowałam podać w niedzielę. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy wyobraziłam sobie biednego Jaspera, chodzącego po całym Port Angeles, by znaleźć wszystkie produkty z listy. Właściwie żaden ze składników nie był egzotyczny, ale przecież to była jego pierwsza wyprawa na zakupy żywnościowe. Sam nie wiedział, w co się wpakował.
Zmyłam naczynia, odłożyłam zeszyt z przepisami, a potem chwyciłam listę i moją torbę, by pójść na górę. Wiedziałam, że powinnam najpierw zrobić zadania domowe, ale krótka rozmowa telefoniczna jawiła się niczym pełen mocy magnes. Naprawdę chciałam od razu do niego zadzwonić. Tłumaczyłam sobie to tak, że niby potrzebuję światła, żeby móc przeczytać listę. Jak zwykle odebrał po pierwszym sygnale.

- Wcześnie dzwonisz – powiedział. - Tęskniłaś za mną tak bardzo jak ja za tobą?
- Przestań mnie podpuszczać. Widzieliśmy się dopiero godzinę temu. Nie możesz już za mną tęsknić.
- Cała w tym tajemnica – zgodził się. - Ale tęskniłem za tobą, maleńka. Naprawdę tęskniłem.
Dlaczego on musi być takim flirciarzem? Tylko kilka jego słów potrafiło wywołać niekontrolowane emocje. Wiedziałam, że tak nie powinno być, ale nic na to nie mogłam poradzić. Położyłam się na łóżku i wygrzewałam się w cieple, które przepłynęło przez całe moje ciało. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że telefon to taki wspaniały wynalazek. Teraz, w moim własnym pokoju, wszystkie reakcje emocjonalne nie miały znaczenia. Mogę się nimi cieszyć całą noc! A potem przypomniało mi się, że mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, spraw, które muszą być załatwione, zanim będę mogła się całkowicie skoncentrować na Jasperze. Znów usiadłam i sięgnęłam po listę.
- Hmm, no tak, ale dzwonię teraz tylko po to, by podyktować ci, co masz kupić. Jesteś gotowy?
- Oczywiście.
Przeczytałam wszystkie składniki i ich ilość z moich zapisków.
- Jasper, jesteś pewien, że chcesz to zrobić? Kupowanie jedzenia może nie być takie łatwe, jak brzmi, szczególnie po raz pierwszy.
- Nic mi się nie stanie, Bello. Nie martw się.
- Okej – odpowiedziałam, wątpiąc. - W takim razie lecę. Do pogadania później.
- Zaczekaj.
- Tak?
- Myślę, że o czymś zapomniałaś. - Zaskoczona zerknęłam na listę. Nic nie pominęłam.
- Jestem pewna, że podałam ci wszystko.
- A co z czekoladą?
- Z czekoladą? Nie potrzebuję czekolady do tych przepisów,
- Tak, ale przecież lubisz czekoladę, prawda?
- Tak – odpowiedziałam ostrożnie, nie wiedząc, czego się spodziewać.
- Masz jakąś ulubioną?
Musiałam chwilę pomyśleć, żeby odpowiedzieć. Czy mam jakiś ulubiony rodzaj czekolady? W zasadzie lubię każdą. Dopiero potem przypomniało mi się, że jednak mam ulubioną, chociaż minęło trochę czasu, od kiedy ostatnio ją jadłam.
- Karmelowe pralinki**** - dopowiedziałam. - Dlaczego pytasz?
- Bez powodu. Aha, aha. Byłam ciekawa, do czego zmierza, ale nie zanosiło się na to, że mi powie, więc zrezygnowałam z wypytywania.
- W porządku – dodałam. - Teraz naprawdę muszę kończyć. Zadania domowe czekają.
Przerwałam rozmowę i usiadłam przy biurku. Wyjęłam książki i zaczęłam pracę nad zadaniami, ale nie mogłam sobie wybić z głowy tej czekolady. To nie miało żadnego sensu. Dlaczego Jasper chciał wiedzieć, jaką najbardziej lubię?
Odrabiałam lekcje, ale gdzieś głęboko w głowie ciągle próbowałam rozwiązać czekoladową zagadkę. I nagle doznałam mglistego wspomnienia, coś ważnego, co mogło wyjaśnić tę zagwozdkę, ale zniknęło, nim zdążyłam wszystko poukładać.
Skończyłam pracę domową i poszłam do łazienki, by przygotować się do spania i w końcu mnie olśniło, kiedy myłam zęby. Mike dał mi wczoraj czekoladę i wspomniałam o tym w naszej dzisiejszej rozmowie. Czy Jasper chciał współzawodniczyć z Mike'em, starając się dać mi coś podobnego? Ale przecież to było niedorzeczne! Mike po prostu podarował mi batonika na poprawę humoru. Nie było w tym żadnych podtekstów. Ale Jasper o tym nie wie, Bello Starałam się przypomnieć, o czym dokładnie rozmawiałam z Mike'em na parkingu. Podziękowałam mu tylko za czekoladkę. Nie powiedziałam nic wylewnego na ten temat. Dlaczego Jasper zwrócił uwagę na taką błahostkę? Może on... Nie! Na pewnie nie jest! Westchnęłam. To była kolejna rzecz, do której muszę powrócić jutro.
Nie chciałam już dzisiaj myśleć o niczym negatywnym. Starałam się przywołać pozytywne myśli, gdy gasiłam światło i wsuwałam się pod kołdrę. Założyłam słuchawki i zadzwoniłam do Jaspera. Jak wcześniej ustaliłam, omijaliśmy kontrowersyjne tematy. Zamiast tego rozmawialiśmy o ulubionych książkach, muzyce i filmach. Rozmawialiśmy długo i całkowicie swobodnie, aż do momentu gdy powieki zaczęły mi opadać ze zmęczenia. To znak, że czas na sen, ale była jedna rzecz, przed którą chciałam go ostrzec.
- Jasper – zaczęłam.
- Tak?
- Wiesz, że nie wszystko jeszcze załatwiliśmy, prawda?
- Słucham? - odpowiedział, najwyraźniej nie rozumiejąc, co mam na myśli.
- To, co wywołało moją złość w samochodzie. Nadal musimy to omówić jutro.
Nie odpowiedział, ale to nie miało znaczenia. Uprzedziłam go i teraz mogę spokojnie spać. Była tylko jedna rzecz, za którą tęskniłam.

- Zaśpiewasz mi? - poprosiłam. I zaśpiewał.

____
* Bella nawiązuje do tego, co powiedział Jazz na końcu ostatniego rozdziału i do tego, jak zawsze do niej mówi. Ostatnio jednak „darlin'” przetłumaczyłam kochanie, bo wyjątkowo pasowało mi do kontekstu, ale nadal chodzi o to samo. Wink
** dosłownie książka, ale kto u nas ma książkę ręcznie pisaną ze swoimi przepisami. Wink Tak chyba lepiej brzmi.
*** dosłownie taką jednogarnkową potrawę z kiełbasą w roli głównej.
**** dosłownie batonik, ale skoro czekolada – to mnie się bardziej spodobała pralinka. Wink Batony są ble. Laughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 21:39, 15 Sie 2010, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Śro 16:23, 21 Lip 2010 Powrót do góry

każdy nowy rozdział daje mi nadzieję i szczęścię. jestem bardzo zadowolona mogąc czytac to...
chociaż może te dwa ostatnie rozdziały nie pokazują jakiś akcji i są spokojne pod względem tego co się dzieje, to i tak wielkie dzięki, że tłumaczysz i oby tak dalej:D
ciekawi mnie co wyniknie z wielkiego gotowania, to może byc ciekawe i do tego perspektywa soboty w Seatle, oj nie mogę się juz doczekac
do następnego
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gum Yan De
Nowonarodzony



Dołączył: 30 Cze 2010
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zamośc/Rzeszów

PostWysłany: Śro 18:33, 21 Lip 2010 Powrót do góry

zazdrosny Jasper to super Jasper ^^
po prostu to połączenie Belli i Edwarda jest cudowne ^^
dziękuje za rozdział ^^
jesteś wielka ^^
czekam na ciąg dalszy ^^
pozdrawiam ^^ i buziole ;***


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Czw 1:17, 22 Lip 2010 Powrót do góry

O nie, nie, nie nie. Dlaczego jest tak mało komentarzy pod tym rozdziałem? Przyznaję się bez bicia że opuściłam z dwa rozdziały chociaż namiętnie wchodzę do KP i od jakiegoś czasu coraz rzadziej znajduje coś na czym mogłabym pewniej zawiesić oko. Jeśli jednak będzie taka ilość komentarzy to się pani tłumacz załamie a przecież tego nie chcemy bo opowiadanie jest świetnie, jak ktoś urwie w tym momencie to muszę zasięgnąć oryginału a ja bardzo długo doczłapuje się z moim angielskim, nie lubię czytać z musu po ang. ;< Kurde, uwaliłam komentarz ale mi go urwało jakimś cudem w połowie.. jestem podminowana i w dodatku o takiej porze tees mi robi takie świnstwa. Nie ładnie.

Jasper zasługuje na trochę więcej aniżeli poświęcono mu w sadze. Bardzo pragnę wiedzieć jak to wszystko potoczy się dalej. Gdzieś tam słyszę i widzę wracającego Edwarda czy Alice. Ona się pogodziła z tą sytuacją? Miała wizję, że się Jasper zakochuje w Belli i ona na to nic? No tak, cała Alice. A może jednak rozpęta się jakieś piekło bo czuję, że powietrze gęstnieje mimo tej całej sielanki. One nie trwają długo. Nie w takich opowiadaniach.

uskrzydlona nocną porą, pozdrawia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez bluelulu dnia Czw 1:21, 22 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kju
Dobry wampir



Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 836
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 7:20, 22 Lip 2010 Powrót do góry

bosz bosz bosz Pernix jestes wielka!
dzieki za szybkie, solidne tlumaczenie Very Happy

kurcze gdzie takich Jasperkow mozna spotkac, no gdzie ??
troskliwy, kochajacy, cieply Jazz kocham go Very Happy ale to juz chyba pisalam,
czekam na rozwoj akcji, na wyjasnienie spraw zwiazanych z Alice, uczuciowych wgledem Belli, bo troche stopujace dla mnie jest czytanie lubi ? e.. nie, nie powinienien, wydaje mi sie, nie jestem warta
wiem wiem, wszystko to jest potrzebne dla ukazania niepewnosci uczuc, tworzenia lekkiego napiecia Wink ale ja z tych niecierpliwych Wink
jestem ogormnie ciekawa, czy dojdzie do jakichkolwiek kontaktow fizycznych miedzy B&J, nie zeby od razu lemony... chociaz nie pogniewalabym sie Laughing ale jakies musniecie policzka, przypadkowy dotyk, poglaskanie dloni, eh rozmarzylam sie


rozdzial potrzebny, ale nie wniosl za wiele nowego, nie ukoil mojej drżączki co dalej, stad dalej z niecierpliwoscia aczkolwiek bez ponaglania czekam na kolejne wiesci co u B&J Very Happy



nie no uskrzydlona jaki Edward co ?? Twisted Evil Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 9:03, 22 Lip 2010 Powrót do góry

Zaczęłam czytać GM jakiś czas temu, spodobało mi się tak bardzo, że dokończyłam w oryginale, ale teraz chętnie przeczytam raz jeszcze po polsku. Po pierwsze historia jest tego warta, po drugie: warte jest tego tłumaczenie:)

W związku z tym, że znam treść, mogłam bardziej skupić się na stronie technicznej i mam kilka sugestii:

Cytat:
nie może się tak nachylać, że jego męski, ostry zapach


To nie jest błąd, ale wydaje mi się, że lepiej brzmiało by "nie może nachylać się tak, że jego...."

Cytat:
Sednem jest to, że więź i przyjaźń między drapieżnikiem, a jego naturalnym źródłem pożywienia to rzadkość i unikalność


To też nie błąd, ale 'unikalność' nie brzmi jakoś dobrze, może lepiej byłoby "to coś rzadkiego i unikalnego"


Cytat:
Może moje wcześniejsze gadka do samej siebie zadziałała.



"moje wcześniejsze gadki zadziałały" lub "moja wcześniejsza gadka zadziałała":)

Cytat:
Z tymże nie przez cały czas.


"z tym, że ..."

Cytat:
- Wcześnie dzwonisz – powiedział. Tęskniłaś za mną tak bardzo jak ja za tobą?


Po 'powiedział' przydałby się zapewne myślnik.


Trochę dziwnie czuję się, wypisując Ci powyższe, bo tak naprawdę, mimo że widzę te maleńkie zgrzyty, to w niczym mi one nie przeszkadzają. Pomyślałam sobie jednak, że może chciałabyś polerować to opowiadanie najdokładniej, jak się da:)

Życzę weny i czasu na kolejne rozdziały:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Czw 9:46, 22 Lip 2010 Powrót do góry

Dziękuję za komentarze. Jeśli chodzi o akcję, to w Golden Moon zawsze wszystko wolno się rozwijało, zanim dojdziemy do wyjazdu do Seattle też minie trochę czasu, więc warto się nastawić na spokojne tempo, żeby nie być zawiedzonym. Wink

belongs_to_cullens, dzięki za poprawki. Część zastosowałam, jednej nie, unikalność zmieniłam na wyjątkowość.
Masz prawa do betowania, może chcesz betować? Następnym razem możesz mi też spokojnie wysłać same byki na PW, bo jak komentarz prawie tylko z nich się składa, to tak łyso się człowiek czuję. Ale nie mam za złe, żebyś wiedziała.
Bajeczka też mi pomogła dwie drobnostki wynaleźć.
Za tymże się wstydzę, bo potraktowałam jako zaimek wskazujący wzmocniony, ale w tym wypadku, powinno być, jak napisałaś. :p

madam, za następny rozdział już się troszkę zabrałam, więc odezwij się w sprawie tłumaczenia, jak będziesz chciała wrócić do swojego dziudziusia, żebyśmy się nie dublowały. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
belongs_to_cullens
Wilkołak



Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:29, 22 Lip 2010 Powrót do góry

Oj, pewnie, będzie na priv, głupio, że od razu o tym nie pomyślałam....
Gdzieś tam mi się przewinęła kilka razy myśl o betowniu, ale z czasem u mnie nieciekawie, więc wolałabym nie brać na siebie zobowiązań, których nie będę mogła wypełniać.

A w tym miejscu pozwolę sobie uzupełnić komentarz, bo faktycznie wypisując swoje uwagi, miałam w głowie, że tekst jest świetny i jakoś uznałam, że to jest oczywiste:) Bo w sumie dla mnie jest, zwłaszcza podoba mi się, że jest zachowana atmosfera oryginału, myślę, że to jest główne zadanie tłumacza. Mam w głowie myśli i dialogi bohaterów po angielsku i właściwie nie odczuwam różnicy czytając Twój tekst, tylko łatwiej idzie;) I jak dla mnie, to o to właśnie chodzi.

Oczywiście, czekam na ciąg dalszy i będę zaglądała, więc weny życzę:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Czw 11:55, 22 Lip 2010 Powrót do góry

Pernix, dzięki ci kochana. Bije pokłony po samą ziemię.
Moja wdzięczność nie zna granic.
Wczoraj pochwaliłam się pewnej osóbce, że zachwycam się Jasperem w GM, to dzisiaj, a właściwie późno w nocy dostałam do przeczytania mini, gdzie Jazz, jak to ona powiedziała, dostał z liścia, bo za dużo się nim zachwycałam. Tym bardziej, z większą przyjemnością, przywlokłam się tu porozpływać się nad nim.

Powtórzę się po raz kolejny, i będę na pewno jeszcze często się powtarzać, ale uwielbiam J.
Uwielbiam ich rozmowy, delikatność jego i niepewność jej.
On jej mówi miedzy wierszami o uczuciu, jakie się w nim rodzi, ona nie chce, czy tez boi się to usłyszeć. Krążą wokół siebie, obchodzą się z sobą jak z jajkiem, uważają żeby tylko nie urazić się nawzajem.
Ona boi się zaufać, boi się reakcji reszty Cullenow, zwłaszcza Alice. No a Jazz, dla niego czymś nowym jest tak bliski kontakt z człowiekiem. Fascynuje go to i wyzwala w nim zupełnie inne emocje. Chce się nią opiekować, chronić ją, ale w zupełnie inny sposób niż robił to Edward, Nie w taki chory sposób.

Oczywiście ciekawa jestem jak wyjdzie im randka w Seatle. Wiem ze akcja idzie powoli do przodu i jeszcze długo poczekamy na bliższe relacje miedzy nimi, ale w sumie mi się to podoba. Lubię tą niepewność, co będzie dalej. Najlepszą częścią rozdziału jak zawsze są dla mnie ich nocne rozmowy. Rozpływam się za każdym razem, gdy mówi do niej maleńka. Jak mówi, że za nią tęskni, że nie może się doczekać spotkania, że nie wyobraża sobie być z dala od niej.
Nawet Bellę lubię w tym opowiadaniu, chociaż Jazz zostanie moim ulubieńcem już chyba na zawsze.
Czekam na ciąg dalszy, cierpliwie, żeby nie było.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Perunia
Człowiek



Dołączył: 01 Maj 2010
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 16:09, 22 Lip 2010 Powrót do góry

Rewelacyjne opowiadanie Smile dopiero teraz tak naprawdę polubilam Jaspera, jest tutaj taki.... super hehehe
Rewelacyjne tłumaczenie, czyta się naprawdę płynnie czakm niecierpliwie na jeszcze jeszcze


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lyphe
Człowiek



Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 17:23, 23 Lip 2010 Powrót do góry

Jestem naprawdę wdzięczna, że to tłumaczysz Pernix, choć trochę smutno mi, ze cierpi przez to Rising Sun, które także lubię, choć jestem na razie cichą czytelniczką.

Mogę otwarcie przyznać, że jestem dolna do zakochania się w tym Jasperze. Jest po prostu cudownie wykreowany, nie taki, jakim uczyniła go pani Meyer, która delikatnie mówiąc zostawiła większość bohaterów i zajęła się "cudownym" romansikiem Belli i Edwarda. Tutaj natomiast Jasper jest bardziej delikatny, widać, że przeżywa to wszystko po raz pierwszy i nie do końca sobie z tym radzi, choć stara się jak tylko może. Posuwa się powoli na przód, po drodze robiąc parę kroczków w tył, upewniając się, czy aby się nie zapomina. Mogę tylko przypuszczać, że w jego wnętrzu toczy się malutka wojna, przynajmniej na początku tak było, pomiędzy jego niegdyś stałymi uczuciami do Alice, których żar gaśnie i zostaje zastąpiony falą nowych, nieznanych emocji.

Belli nie lubiłam w sadze, tutaj też nie będę jej fanką, choć wykreowana jest inaczej. Także przeżywa to wszystko po raz pierwszy, jest niepewna, boi się kolejnego odtrącenia, tego, że Jazz zniknie tak jak Edward. Jednocześnie staje się coraz pewniejsza siebie i odważniejsza, nie jest już Bellą, która pogrąża jest w depresji po Edwardzie. Zapomina o nim, o tym bólu, który czuła, co z jednej strony jest dobre, ale z drugiej, gdy kiedyś znów zobaczy Edwarda (co jest raczej nieuniknione, jak mniemam) te uczucia mogą się w niej skumulować, żal do niego, a nawet złość i namiętność, którą kiedyś czuła. Trzeba też dodać, że ta "nowa" Bella boi się odejścia Jaspera, więc, jeśli on zniknie ( a mam nadzieję, ze tego nie zrobi) nie pozbiera się po tym.


Koniec pisania o bohaterach Very Happy

Nie mogę się doczekać ich randki w Seattle, to będzie fajne doświadczenie dla nich obojga, jak i zaplanowane, wspólne gotowanie. (Teraz Lyphe się wstydzi, bo pozaglądała trochę do oryginału, ale tłumaczy to brakiem cierpliwości)

Jeszcze raz dziękuję ci Pernix za cudowne tłumaczenie i obiecuję, że przestanę być "cichą czytelniczką", bo wiem, jak bardzo motywujące są komentarze.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Pią 19:02, 23 Lip 2010 Powrót do góry

Cześć, Słoneczko!
Uporałam się dziś wcześniej z zawodowymi perypetiami i postanowiłam w końcu przysiąść do komentarza GM. Też się cieszę, że mnie namówiłaś do przeczytania tego tłumaczenia, bo miałam fajną rozrywkę, poznałam świetnego wampira o imieniu Jasper i prawie, ale tylko prawie, zapomniałam że nie przepadam za Bellą.
Wiesz już, że aż tak wielką fanką jak RS nie będę, ale opowiadanie jest niezłe, wciąga, a Jazz, który zwraca się do B w słowach „maleńka” powoduje u mnie szybsze bicie serca, miękkie nogi i taki głupi uśmiech na twarzy. I to właśnie dzięki niemu polubiłam GM.
Sam pomysł mnie w zasadzie troszkę zaskoczył, ale pozytywnie, bo w serii ff-ów ze schematem Edward zostawia Bellę i…, to jest jedna z najlepiej wymyślonych historii jaką czytałam (mówię o pomyśle).
Bella, jak to Bella… choć w tym opowiadaniu jest troszkę silniejsza, pewniejsza siebie, nie mazgai się, nie robi z siebie ofiary losu, ale swoje niektóre zachowania niestety posiada, np. to, że nie może uwierzyć, że Jazz może być nią zainteresowany. Oczywiście do pewnego momentu, a raczej pewnej świetnie napisanej i jeszcze lepiej przetłumaczonej rozmowy telefonicznej, ale wtedy to by każdy się kapnął, co jest na rzeczy. Nie lubię takich cnotkowatych ciemięg jak ona. I koniec kropka.
Za to Jasper… (tu się zaczynam rozpływać) jest fantastycznie zbudowaną postacią. Choć też jest troszkę innym Jazzem, bardziej romantycznym i ludzkim, niż w sadze. Ale mi się taki podoba, świetny jest w robieniu zakupów, rewelacyjny, kiedy obrusza się będąc porównywanym do owczarka niemieckiego (o co mu chodzi, to takie piękne i dostojne psy?!), i kapitalny w swoim „uwodzeniu” Belli.
Co jeszcze mi zapadło w pamięć, bo jak wiesz przeczytałam wszystkie rozdziały, prócz ostatniego „na raz” – to postać Mike. Newton robi zdecydowanie bardziej pozytywne wrażenie niż u Meyer, po prostu chłopak się zadurzył, ale szanuje uczucia dziewczyny i nie przegina, choć miał ochotę…
No i mój ulubieniec Jacob (generalnie ulubieniec, nie tylko tutaj). To pierwsze opowiadanie, które czytam, gdzie Jake jest tylko dobrym kumplem Belli i w zasadzie taka relacja między nimi mi się podoba. Jako przyjaciel sprawdza się znakomicie, a przy okazji – nie będąc w niej zakochanym – nie będzie biedaczek cierpiał.
Jedno mnie tylko w tym wszystkim niepokoi… Prolog. Aż się boję myśleć co tam się jeszcze wydarzy. Podejrzewam, że niejaki E.C się jednak pojawi, ale no cóż… zobaczymy.

I jak zwykle, Perniś, tłumaczenie świetne. Czyta się bardzo dobrze, nic mi nie zgrzyta, żadne style i inne. Podziękowania za pierwszych ileś rozdziałów należą się również – madam – za co bardzo dziękuję. Kawał dobrej roboty, dziewczęta.
Buziaki, BB

Edit: ale tęsknię, Ty wiesz za czym...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 11:24, 06 Sie 2010 Powrót do góry

A mi? Kto mi zaśpiewa? ;p

Perniś... Ty Promyczku, zawsze wiesz, jak poprawić mi humor. I jesteś kochana, że tak szybko wstawiłaś kolejny rozdział.

Co prawda już trochę "wisi" na forum, ale ja ostatnio jestem całkowicie niezdolna do KK i nie chcę pisać komentarzy które są demotywujące...

W każdym razie, jako że GM to moje najukochańsze opowiadanie, to musiałam wziąć się w garść i napisać.

Nie mam zastrzeżeń do tłumaczenia. Wyrobiłaś się już Promyczku i nie ma powodów, żeby się czepiać... :D
Sama treść... Robi się coraz ciekawiej... ;p
Stosunki Bella-Jazz są coraz cieplejsze i dzieje się coraz więcej... Aż mi słodko się robi, kiedy czytam ich dialogi... Kwadratowy
Aż jestem zła, że mniej więcej wiem, co będzie dalej...

Dwa fragmenty powaliły mnie na kolana. I dlatego ubóstwiam Cię za to tłumaczenie Pernix!
Cytat:
Jeśli nadal będzie to robił, to pewnego dnia moje postanowienie pójdzie w niepamięć, a ja przyciągnę go do siebie, by namiętnie pocałować, co sprowadzi na mnie gniew Alice i całej rodziny Cullenów szybciej niż powiedziałabym: Forks.

Cytat:
Wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.
- Czy ty właśnie porównałaś mnie z psem?

Bella jest niesamowita, ja bym nie miała w sobie tyle samozaparcia, żeby się powstrzymać... A na tekst Jaspera, aż trudno się nie uśmiechnąć. Wyobraziłam go sobie, z miną małego chłopca, któremu rodzice powiedzieli, że Mikołaja nie ma... ;p

I wróciłaś do mojego ukochanego "maleńka"... Kocham to pieszczotliwe wyrażenie. Jest czułe, słodkie i pięknie wyraża to, co czuje Jazz, choć sam o tym nie wie... Miodzio, lodzio, szeregowa Pernix! :D

GM to mój manifest miłości. Kocham to opowiadanie, bo nie mówi o przesłodzonych uczuciach Belli i Edzia. Przejadło mi się to już na etapie czytania książki. Wolę trudną miłość, do której dochodzi się przez łzy.
Chociaż Bella i Jasper, też nie przechodzą przez piekło...

Kurczę, Promyczku weny Ci życzę! I jak najwięcej czasu i chęci, byśmy mogli cieszyć się tłumaczeniem GM.
I pamiętaj, że jesteś dla mnie źródłem radości Wink
Ciao Kochana!
Twój Kropek :*

PS Masz talent. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
madam butterfly
Dobry wampir



Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 126 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki

PostWysłany: Nie 22:00, 15 Sie 2010 Powrót do góry

Chyba muszę się wyspowiadać z moich grzechów.

Przede wszystkim wróciłam na forum, nie wiem jednak, czy to taka dobra wiadomość.
A teraz nadszedł czas na przeprosiny.

Chciałam odpocząć od forum przed maturami, mieć czas na naukę, bo same wiecie najlepiej, ile czasu pochłania codzienne siedzenie tutaj, tłumaczenie, pisanie, komentowanie. I jak bardzo jest uzależniające. Obiecywałam sobie, że po maturach wrócę, a razem ze mną nowe pokłady energii, entuzjazm i wena pisarska. Tak się jednak nie stało. Minął maj, zaczęłam pracę w katowickim cinema city, nadrabiałam zaległości filmowe, książkowe, spotykałam się z przyjaciółmi. I, o zgrozo, było mi dobrze bez forum. Czasem łapałam się na tym, że automatycznie wbijałam adres forum, kiedy włączałam przeglądarkę, ale natychmiast biłam się po paluchach, sądząc, że nie mam do czego wracać, że znów mnie wciągnie, że nikt mnie tu nie pamięta, bo razem z eclipse napłynie nowa fala zmierzchomaniaków, kiedy mnie właściwie zapał do sagi przeszedł prawie całkowicie. Wstyd mi za to, co powiem, ale tak dobrze nie czułam się od niepamiętnych czasów. Jednak jakaś część mnie zawsze chciała tu wrócić. Do Pernix, która chyba nigdy nie miała zamiaru o mnie zapomnieć, za co ją ubóstwiam. Do Robaczka, nawet jeśli prawdopodobnie nie będzie chciała ze mną rozmawiać. Do Dot i SuzKi, do każdej osoby, którą miałam zaszczyt poznać na tym forum. I miałam wracać, naprawdę. Tuż przed premierą zaćmienia.
Ale potem nadeszły wyniki matur, gorączka studiowa, kurs na prawo jazdy, jeszcze więcej pracy, nowi znajomi, obowiązki w domu i tysiąc innych wymówek, dzięki którym unikałam wchodzenia na komputer w ogóle. Gdyby nie Pernix, to pewnie już bym tu nie wróciła, ale tak jak mówię, ona nie przestała się o mnie upominać, i dobrze. Dzięki niej jestem tu z powrotem.

Jestem Wam winna przeprosiny. Ogromne.
W pewnym sensie przestałam doceniać to, co mam tutaj, bo... No właśnie, bo. Nie obiecuję, że od teraz będę idealna, bo nie będę. Zwłaszcza od października, kiedy będę studiować, pracować i Bóg wie co jeszcze robić. Ale zrobię wszystko, żeby tego nie spaprać.
Chcecie tego, czy nie, wróciłam z podkulonym ogonem i galopującym sercem.

Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomniałyście.


Wasza przyszła filolożka, motyl.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 13:10, 28 Sie 2010 Powrót do góry

Cieszę się bardzo, że nam motylek wrócił i wy na pewno też. Śpieszę donieść, że kolejny rozdział miała tłumaczyć madam, ale teraz wyjachała, więc przesłała mi to, co zdążyła przetłumaczyć i ja dokończę temat. Jak madam wróci to ona zajmie się na jakiś czas tłumaczeniem, bym ja nabrała oddechu i mogła pisać kontynuację Lykainy, bo wena wróciła. Wink

Ten rozdział dedykuję wszystkim lubiącym gotować. Wink
Chciałabym, żeby mój facet tak chętnie pomagał w kuchni.



Rozdział XIX
Partnerzy



Skoncentrowanie się na szkole w czwartek było prawie niemożliwe, skoro potrafiłam myśleć tylko o Jasperze i o popołudniu, które spędzimy razem. To było niedorzeczne. Starałam się często ganić siebie za takie myśli, ale koniec końców mogłam zapomnieć o nim tylko na kilka minut, a zaraz potem sen na jawie powracał. Nawet gdy nie znajdował się w pobliżu, potrafił mnie całkowicie zahipnotyzować.
Cały ranek funkcjonowałam jak na autopilocie, upewniając się jedynie, że dostatecznie przyłożyłam się do zadań domowych, nic poza tym mnie nie interesowało. Na krótko tylko przyszła mi do głowy pewna myśl, że jeśli Jasper zostanie za długo w Forks, nie dam rady ukończyć szkoły z resztą klasy. Nie mogę pozwolić sobie na to, by na dłuższą metę być tak rozkojarzona, ale na razie nie miałam sił, żeby z tym walczyć. Potrzeba myślenia o nim była zbyt silna.
W drodze na lunch usłyszałam brzęczenie komórki. Byłam zaskoczona. Do głowy nie przychodził mi żaden powód, dla którego Jasper miałby zadzwonić do mnie w środku dnia, kiedy jestem w szkole. Zaalarmowana, wślizgnęłam się do damskiej toalety i wyciągnęłam telefon z torby.
- Halo? - powiedziałam niepewnie.
- Bello, – odezwał się – możesz rozmawiać? - Brzmiał poważnie. Moje serce na chwilę się zatrzymało.
- Tak. Co się dzieje? - Oczekiwałam najgorszego. Może coś stało się jednemu z Cullenów?
- Hmm, jestem w supermarkecie. - Poczułam przypływ ulgi, a potem uzmysłowiłam sobie zabawność tej sytuacji.
- Tak? - powiedziałam wyczekująco.
- Udało mi się znaleźć niemal wszystko z twojej listy – odparł.
- Super. Dobra robota. Było ciężko?
Westchnął.
- Nigdy się nie dowiesz. - Brzmiał, jakby wrócił po ciężkim dniu z pracy w kopalni węgla. Prawie mu współczułam, ale tylko prawie, bo sytuacja była zbyt śmieszna.
- W porządku, więc z czym jest problem?
- Nie mogę znaleźć groszku laskowego* – poskarżył się. - Szukałem wszędzie i odnalazłem tylko tradycyjny zielony groszek. Czy to miałaś na myśli? Czy może jest jakiś tajemny sposób, by dostrzec różnicę między męskim i żeńskim groszkiem?
Wiedziałam, że to z mojej strony niegrzeczne, ale nie mogłam się powstrzymać. Myśl o damskim groszku spowodowała, że roześmiałam się niemal do łez. W końcu udało mi się uspokoić, gdy usłyszałam niskie warknięcie po drugiej stronie linii.
- Cieszę się, że cię rozbawiłem – odpowiedział opryskliwie. - Wprowadzisz mnie w arkana tego dowcipu?
- Och, Jasper, przepraszam. Nie chciałam się z ciebie śmiać, ale na myśl o damskim groszku... - Znów zaczęłam chichotać.
- Tak? - odparł ostrym tonem i dało się wyczuć, że zaczyna się irytować, dlatego nabrałam powagi. Przecież wyświadcza mi przysługę, a to jego pierwszy raz na takich zakupach. Podjął się trudnego zadania, trudniejszego dla niego niż dla większości mężczyzn, skoro nie był zaznajomiony z jedzeniem, a dodatkowo musiał robić zakupy w sklepie pełnym ludzi. Naprawdę nie powinnam się z niego śmiać. Cała ta sprawa musiała go nieźle stresować, a tak chętnie zaproponował wyświadczenie przysługi, żeby spędzić ze mną popołudnie!

- Jasper, ten groszek nie jest właściwie groszkiem, a odmianą fasoli. I ma dwie nazwy. Niektórzy mówią też na niego ciecierzyca.** Tak musieli nazwać go w tym sklepie, a znajdziesz to w dziale z puszkowanymi warzywami przy innych rodzajach fasoli. Bardzo cię przepraszam. Powinnam pamiętać, że ma dwie nazwy i podać ci obie, żeby ułatwić poszukiwania. Wybaczysz mi?
- Ciecierzyca, tak? - Jego głos był już nieco cieplejszy.
- Tak, a co ze sprawą wybaczenia?
Westchnął.
- Oczywiście, że ci wybaczam, Bello. Wiem, że nie zrobiłaś tego celowo, ale nienawidzę czuć się jak idiota.
- Nie jesteś idiotą! Skąd mogłeś wiedzieć o dwóch nazwach. Przecież nie jadłeś nic już od ponad stu lat. Serio, nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczna za to, co dla mnie dzisiaj robisz.
- Naprawdę? Planujesz pokazać mi, jak bardzo jesteś wdzięczna?
- A co masz na myśli? - zapytałam, w jakiś sposób podejrzliwie. Do czegoś pił, więc nie byłam pewna, czy będzie mądrze zgadzać się, zanim nie poznam więcej szczegółów.
- W sobotę, kiedy pojedziemy do Seattle. Czy pozwolisz mi zaplanować nasz wspólny dzień i będziesz się nim cieszyć bez żadnych zarzutów?
Ach, więc to tak! To była wysoka cena za uzyskanie wybaczenia. Jeśli Jasper jest w tym względzie podobny do swojej rodziny, jego prośba mogła znaczyć tylko jedno – zorganizował coś z wielką pompą i z pewnością włożył w to sporo pieniędzy.
- W porządku, Jasper. Pozwolę ci zaaranżować ten dzień i nie będę narzekać. Czy wtedy będziemy kwita?
- Całkowicie.
- Dobrze. W takim razie, zgoda. A teraz muszę już iść. Minęła już połowa przerwy na lunch, a ja jeszcze nie jadłam.
- Pewnie, do zobaczenia niedługo, Bello.

Włożyłam telefon z powrotem do torby i skierowałam się do kafeterii. Było naprawdę późno. Muszę wziąć coś, co mogę zjeść w biegu, jeśli będzie taka konieczność. W kolejce do jedzenia omijałam gorące dania, a wybrałam jogurt, precla i małą torebkę marchewek pociętych w słupki. Gdybym nie zdążyła się posilić, mogę je podgryzać między zajęciami.
Poszłam w stronę stolika, przy którym zwykłam siadać podczas lunchu. Był już oblegany przez moich znajomych. Angela zarezerwowała mi miejsce, a ja z wdzięcznością je zajęłam.
- Wszystko w porządku, Bello? - zapytała po cichu. - Jesteś jakaś nieswoja w tym tygodniu. - Widać, że była szczerze zmartwiona.
- Nic mi nie jest. Jestem trochę rozkojarzona. - Potem pod nosem dodałam: - Rozmawiałam wczoraj wieczorem z Mike'em. - Na twarzy Angeli było widać zszokowanie, a potem zmartwienie. - Nie, nie – zapewniłam ją. - Wszystko w porządku. Powiedziałam mu, że nie jestem gotowa na randki z kimkolwiek i zaakceptował to. Odparł, że może poczekać, więc na razie wróciliśmy do statusu: „Jesteśmy tylko przyjaciółmi”. Nie musicie mnie z Benem już dłużej kryć. - Uśmiechnęłam się do niej, a ona odwzajemniła gest.
- To nie był dla nas wielki problem, wiesz – odpowiedziała. - Ale dobrze, że wszystko się ułożyło. Nie znosiłam patrzeć, jak musisz się pilnować. Cieszę się, że teraz możesz być bardziej rozluźniona.
- Więc – powiedziałam. - Mówiąc o Benie, macie jakieś plany na ten weekend?
- Właściwie tak – zachichotała. - Zamierzamy wybrać się na całą sobotę do Olimpii, tylko we dwójkę. Ben mówi, że tęskni za mną i chce mnie zabrać gdzieś, gdzie nikt nas nie zna, rozumiesz, prawda? - Otworzyłam szeroko oczy i zerknęłam, co dzieje się obok Angeli z drugiej strony. Siedział tam Ben, który był mocno zaangażowany w rozmowę z Tylerem. To nie mogło się wydarzyć. To było zbyt idealne. Musi być w tym jakiś haczyk, prawda?
- To świetnie, Angela. Tylko słuchaj, czy ty i Ben możecie mi wyświadczyć ostatnią przysługę? Planuję pojechać do Seattle w tę sobotę na cały dzień, ale Charlie będzie się martwił, jeśli dowie się, że jadę sama. To jest niedorzeczne, oczywiście, w końcu jestem już dorosła. W każdym razie gdybym powiedziała mu, że wybieram się z tobą i Benem do Olimpii, nie musiałby się martwić, a ja miałabym cały dzień dla siebie – na wizyty w muzeach i księgarniach. Co na to powiesz? Jest jakaś szansa, że będziesz mnie kryć?
Angela spojrzała na mnie z troską. Byłam pewna, że nie uwierzyła w moją zmyśloną historyjkę, podobnie jak Charlie nie uwierzyłby, gdybym mu ją zaserwowała. Jestem nieudolnym kłamcą.
- No cóż – oparła niepewnie. - Prawdopodobnie to, że moja mama będzie myślała, iż jedziemy z tobą, a nie sami, również pozwoli mi ją przekonać. - Energicznie przytaknęłam. - Ale, Bello – kontynuowała. - Co tak naprawdę zamierzasz robić? Jedziesz gdzieś sama? A co jeśli coś ci się stanie? Chyba nie myślisz o niczym szalonym, na przykład o wycieczce do Los Angeles, co?
Wzdrygnęłam się na to słowo! Ona sądziła, że chcę się wymknąć, żeby zobaczyć Edwarda. Zmarszczyłam nos z niesmakiem. Nie próbował się skontaktować ze mną przez cały ten czas. Ani razu. I, o dziwo, nie zależało mi na tym. Oprócz chwil spędzonych z przyjaciółmi w szkole, z Jasperem czy Jake'em, mój czas mijał całkiem miło, jedynie czasami dopadały mnie wkurzające wspomnienia, ale naprawdę zaczynałam czuć, jakby nigdy nie istniał. Wzięłam głęboki oddech, kiedy odkryłam ten nieoczekiwany stan. Naprawdę radziłam sobie z tym i szłam do przodu.
Angela cały czas się we mnie wpatrywała, czekając na odpowiedź. Oczywiście nie mogłam być z nią całkowicie szczera, ale mogę się postarać, by ją uspokoić.
- Nie, oczywiście, że nie zamierzam pojechać do LA. Jak mogłoby mi się to udać w jeden dzień? Proszę, nie martw się. Obiecuję, że nic mi nie będzie. Nie mogę ci powiedzieć nic więcej, ale uwierz mi, nie musisz się o mnie martwić. Będę całkowicie bezpieczna.
Nie wyglądała na przekonaną.
To dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, co zamierzasz robić, skoro to jest takie bezpieczne?
Westchnęłam. Miała swoje racje.
- Obiecuję, że pewnego dnia, już niedługo wszystko ci wyjaśnię. Teraz, zaufaj mi, proszę. Znasz mnie, Angela. Nie jestem ryzykantką. - Ha! Poza tym, że zadawałam się z wampirami, naprawdę nią nie byłam. I wiedziałam też, że Jasper nie pozwoli, by coś mi się stało w sobotę.
Patrzyła na mnie naprawdę długo, nic nie mówiąc. A potem, w końcu, tuż zanim zadzwonił dzwonek, odpowiedziała:
- Zgoda!
Z radości ja przytuliłam.
- Jesteś najlepsza! Dziękuję!
Oddała mi uścisk i powiedziała:
- Tylko pamiętaj, że obiecałaś mi powiedzieć, co się dzieje.
- Wkrótce – przypomniałam jej.
- Wkrótce – potwierdziła stanowczo.

Szybko ruszyłyśmy w stronę naszych klas. Z jakiegoś powodu byłam bardziej pobudzona po południu. Być może rozmowa z Jasperem podczas lunchu wyrwała mnie ze snu na jawie do rzeczywistości. Już za kilka godzin zobaczymy się osobiście!
Popołudnie mijało całkiem nieźle, aż do lekcji angielskiego. Właśnie przerabialiśmy amerykańskich poetów XX wieku. Nie był to mój ulubiony okres, gatunek literacki a nawet kontynent, z którego pochodziła literatura, ale musiałam przyznać, że niektórzy poeci, o których mówiliśmy, mieli interesujące myśli i punkty widzenia. Chociaż nie spodziewałam się projektu, jaki wymyśliła nasza nauczycielka.

- Poematy miłosne*** – mówiła, rozglądając się po klasie. - Z reguły to hasło przywodzi na myśl Szekspira, Browninga, Keatsa czy Shelley'a, ale mamy również amerykańskich pisarzy XX wieku, którzy w nowoczesny sposób przedstawiają miłosną poezję.
Do tego zadania musicie dobrać się parami. Idealnym będzie, jeśli wasz partner będzie reprezentował przeciwną płeć. Każda para musi znaleźć poemat miłosny autorstwa dwudziestowiecznego, amerykańskiego poety, który do was przemówi. Przygotujecie prezentację, ukazującą, dlaczego podoba wam się ten poemat i jak go interpretujecie. Następnie zrobicie podobną prezentację na temat poematu wybranego przez waszego partnera, jednakowoż tym razem będzie mnie interesowało to, byście wyjaśnili, dlaczego według was wasz partner wybrał ten konkretny utwór jako swój ulubiony. Zaczniemy przedstawiać wasze prace za tydzień od teraz. Żeby troszkę ułatwić wam zadanie, nie przypiszę wam partnerów – możecie dobrać się, jak chcecie.
Wszyscy jednogłośnie jęknęli. To był najgorszy projekt, jaki trzeba było wykonać! Rozejrzałam się desperacko po klasie. Angela i Ben chodzili na te zajęcia, więc było oczywiste, że będą partnerami. Cholera! Przerzuciłam wzrok na Tylera, ale on nie rozpoznałby nawet poematu miłosnego, chyba że bohater nosiłby kask futbolowy. Potem moje oczy spoczęły na Mike'u, który również spojrzał w moim kierunku. Wskazał siebie i mnie palcem, pytając bez słów, czy chcę być jego partnerką. Sekundę zajęło mi dojście do wniosku, że jest najlepszą alternatywą, jaką mam. Uśmiechnęłam się i przytaknęłam, a on zrewanżował się tym samym.
- Kiedy wybierzecie swoich partnerów, możecie już teraz do końca lekcji zacząć szukać wierszy. Nie wybierajcie pierwszego, który znajdziecie i nie korzystajcie z tych, które są w waszych podręcznikach. Przyniosłam dla was kilka antologii do poszukiwań w tej chwili. Odwiedźcie też bibliotekę, by znaleźć inne pozycje książkowe lub poszukajcie w Internecie.
Wszyscy uczniowie rozproszyli się po klasie, by znaleźć partnera. Mike podszedł do mojej ławki.
- Co za projekt, nie? - zapytał, a ja wywróciłam oczami. - No, przestań. Może nie będzie tak źle. Niektóre z tych nowoczesnych poematów są krótkie.
- Tak są krótkie i do tego bez sensu – zaczęłam narzekać.
- Może i racja, ale równie dobrze możemy postarać się zrobić to najlepiej. Chciałabyś razem popracować nad prezentacją w ten weekend? Nie będę miał zbyt wiele czasu w przyszłym tygodniu.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie przyszło mi do głowy, że będziemy musieli razem pracować nad tym poza szkołą, ale domyślam się, że to sensowne wyjście. Zmarszczyłam brwi, by pomyśleć o najdogodniejszej chwili, ale nic nie mogłam wymyślić. Miałam już plany na jutrzejszy wieczór i sobotę – spotkania z Jasperem, a i w niedzielę liczyłam na to, że zobaczę się z nim po mojej wizycie w La Push. Teraz jednak okazuje się, że to jedyny wolny termin, kiedy będę mogła umówić się z Mike'em. Będę musiała skrócić spotkanie z Jazzem lub w ogóle z niego zrezygnować.
- Pewnie – odpowiedziałam. - Ale jestem wolna tylko w niedzielę po południu. Pasuje ci to?
Mike patrzył na mnie z zaciekawieniem. Po naszej dyskusji wczoraj wieczorem, jestem pewna, że zastanawiał się, co zajmie mi cały weekend, ale nie zamierzałam mu nic wyjaśniać.
- Tak, w porządku. Piętnasta ci odpowiada? Może uda nam się z tym uwinąć przed obiadem.
- Byłoby świetnie. Mam przyjść do ciebie czy ty przyjdziesz do mnie? Mnie jest obojętnie, ale posiadam tylko stary komputer z komutowanym łączem.
- Możesz przyjść do mnie, to żaden problem. A, powiem mamie, że może zostaniesz do obiad, dobrze?
Zawahałam się, ale po chwili doszłam do wniosku, że nic złego nie ma w zaproszeniu na obiad do domu Mike'a. Przecież będą tam też jego rodzice. Pracujemy tylko nad projektem. To nie było nic nadzwyczajnego. Nadal jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Nie chcę robić twojej mamie kłopotu – odpowiedziałam.
- O to się nie martw. Jestem pewien, że to nie będzie żaden problem. Moi rodzice cię uwielbiają, przecież wiesz!
Z pewnością czułam sympatię od jego rodziców, z którymi miałam kontakt, pracując w ich sklepie. „Uwielbienie” to chyba jednak ciut za mocno powiedziane. Czasami wyczuwałam, że Newtonowie nie mieliby nic przeciwko, gdybym spotykała się z ich synem, ale nigdy nie robili nic otwarcie, żeby nas zachęcać lub zniechęcać.
- No cóż, jeśli twoja mama naprawdę nie będzie miała nic przeciwko i jeśli będziemy pracować do obiadowej pory, to będzie mi miło.
- Świetnie. - Obdarzył mnie kolejny uśmiechem, który sięgał od ucha do ucha. **** A potem rozbrzmiał dzwonek, Mike wrócił do swojej ławki, żeby zapakować książki. Spotkaliśmy się w drzwiach i razem udaliśmy się na następne zajęcia. Widziałam, że niektórzy uczniowie patrzyli na nas z ciekawością i szeptali. Założę się, że zastanawiają się, czy się spotykamy.
- Wydaje mi się, że ludzie o nas gadają – wyszeptałam, całkowicie zawstydzona. Spojrzał na mnie, jego uśmiech był nawet jeszcze szerszy niż ostatnio.
- Naprawdę? - Wyglądał na okropnie zadowolonego. - Więc dajmy im powód do gadania. - Objął ręką moje ramiona i przybliżył się do mnie.
- Mike! - zaprotestowałam. Odsunęłam się od niego i zadałam mu figlarny cios między żebra. - Przestań!
- Hej, nie możesz winić faceta za to, że próbował – odparł, mrugając.
- Ech!

Ostatnia dzisiejsza lekcja odbyła się na szczęście bez zbędnych atrakcji. Nie mogłam się doczekać, kiedy się skończy. Kręciłam się na swoim krześle tak bardzo, że byłam zdziwiona, iż nikt nie zapytał, czy nie potrzebuję pójść do toalety. Gdy zadzwonił dzwonek, żałowałam, że nie potrafię z nadnaturalną prędkością przemieszczać się tak, by wydostać się stąd przed tłumami. Zamiast tego, jak zwykle, utknęłam w korku, przeciskając się do wyjścia z klasy, potem do mojej szafki, następnie do mojej furgonetki i w końcu do wyjazdu z parkingu. Dopiero gdy byłam na drodze w stronę domu Cullenów, mogłam się nieco zrelaksować.
Moje podekscytowanie znów wzrosło, kiedy skręciłam w niespełna pięciokilometrową drogę prowadzącą przez las do celu.
Tak bardzo pragnęłam ponownie zobaczyć Jaspera Za bardzo! Starałam się wmówić sobie, że jestem twarda, ale to nie działało, po tym jak wyczekiwałam tej chwili przez cały dzień.
Ujrzałam go, jak tylko przedarłam się na skraj lasu, a potem na polanę. Miał na sobie czarne kowbojskie buty, niebieskie jeansy i czarną koszulkę zapinaną na kilka guzików przy dekolcie. ***** Oparł się luzacko o słupek przy zwieńczeniu schodów werandy, ręce splótł na karku, jedno kolano miał zgięte, a stopa spoczywała na drugim słupku. To była kwintesencja kowbojskiej pozy, a on wyglądał naprawdę dobrze. Przypomniała mi się pierwsza noc, kiedy go tutaj zobaczyłam. Był sam, a jego sylwetka wyglądała tak bardzo niebezpiecznie. Jego ciało miało teraz podobny wygląd, tyle, że dziś drapieżca odpoczywał zamiast polować. Niewielkie podniecające dreszcze tańczyły po moim ciele. Próbowałam je natychmiast okiełznać. Te uczucia muszą poczekać na nocną rozmowę telefoniczną, kiedy moje emocje nie są na świeczniku.
Zaparkowałam furgonetkę i wyłączyłam silnik. Jasper oderwał się od słupka i zaczął iść w moim kierunku, przyspieszając, by otworzyć drzwiczki od samochodu, zanim zrobię to sama.
- Dzięki – odparłam nieco zawstydzona.
- Przyjemność po mojej stronie. - Uśmiechnął się.
Wyskoczyłam z auta i uniosłam koc, leżący z tyłu, za siedzeniem kierowcy, a ukrywający pudło, które schowałam tam dzisiaj rano przed szkołą. W środku był garnek, patelnia, naczynie na zapiekankę, jak również podstawowe przyprawy, które zamierzałam użyć podczas gotowania. Siłowałam się nieco, by wydobyć pudło, ale straciłam je, gdy tylko odwróciłam się od furgonetki. Westchnęłam z powodu nagłej straty ciężaru. Jasper spoglądał na zawartość pudła z zaciekawieniem.
- Wiesz, że Esme ma tutaj podobne wyposażenie?
- Wiem – odpowiedziałam. - Ale nie wyglądałoby to przekonująco, gdybym wróciła do domu z jej garnkami i patelniami, prawda? To sprawia, że ta cała gra jest bardziej wiarygodna. Zrozumiał w mgnieniu oka, ale na jego czole pojawiła się bruzda. Wiedziałam, że był na siebie zły za to, że nie przewidział tego powodu.
- Wszystko w porządku – powiedziałam. - Właściwie to nawet miłe, że nie jesteś w stanie pomyśleć o wszystkim, to znaczy, że nie jesteś idealny.
Znów zmarszczył czoło.
- To mogłem ci powiedzieć już dawno. Daleko mi do doskonałości.
- Ojej – powiedziałam delikatnie. - Czy to znaczy, że przechodzisz teraz jeden z tych dni? Liczyłam na partnera do gotowania, a nie pacjenta, który potrzebuje terapii.
Skrzywił się, ale zaraz potem jego twarz się zrelaksowała.
- Masz rację, Bello. Dzisiaj chodzi o nowe doświadczenie, a nie rozdrapywanie przeszłości.

Udaliśmy się razem do domu i skierowaliśmy się prosto do kuchni. Poprosiłam Jaspera, żeby odłożył rzeczy, które przyniosłam, na kuchenkę, podczas gdy ja zgłębiałam się w swoje przepisy i zaczęłam segregować produkty, leżące na kuchennym blacie. Kiedy wszystko było podzielone na cztery części, zaczęłam przeszukiwać szuflady, by znaleźć wszystkie potrzebne przyrządy. Jasper miał oczywiście rację, Esme wyposażyła swoją kuchnię we wszystkie znane człowiekowi gadżety.
- A więc – powiedziałam, kiedy skończyłam swoje polowanie. - Mówiłeś serio, że mi pomożesz?
- Całkowicie. - Jego oczy już błyszczały z podekscytowania.
- Gotowy do startu?
- Tak, proszę pani. Co mam zrobić najpierw?

Na początek poprosiłam go o coś łatwego. Miał umyć warzywa w zlewie, w tym czasie ja zaczęłam opiekać we wcześniej rozgrzanym piekarniku wołowinę na zapiekankę taco. Wołowina zbrązowiała ładnie. Rozerwałam opakowanie piersi z kurczaka pozbawionych już kości i skóry, ale mimo to musiałam odrzeć je ze wstrętnego tłuszczu i ścięgien. Ułożyłam piersi na desce do krojenia i sięgnęłam po nóż. Usłyszałam stłumione przekleństwo i natychmiast Jasper pojawił się przy moim boku. Jego dłoń zdecydowanie ścisnęła moją, sprawiając, że nie mogłam nią ruszyć. Spojrzałam na niego w popłochu.
- Bello, myślę, że zapomniałaś, co stało się ostatnim razem, kiedy byłaś w tym domu i miałaś kontakt z ostrymi obiektami. Może lepiej będzie, jeśli krojenie zostawisz mi?
Stał tak blisko, a zimno jego ręki wywołało u mnie mrowienie skóry. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że Jasper dotknął mnie pierwszy raz od czasu, gdy trzymał rękę na moich plecach, prowadząc przez lotnisko w Phoenix. Jego dotyk był absolutnie elektryzujący, a ja oniemiałam.
- Bello, nie ma tu Carlisle'a, który pomógłby w razie, gdybyś się skaleczyła. Wolałbym nie wystawiać mojej na nowo zbudowanej kontroli na tego typu test, więc proszę cię, maleńka. Odłóż nóż i pozwól mi pokroić.

______

* musiałam wyjątkowo oddać chick peas zgodnie z intencją rozmówcy, czyli dosłownie, by kontekst sytuacyjny był zrozumiały. Na laski (ładne kobiety) mówi się chick. Potem Bella mówi na ów groch feminine peas, co przetłumaczyłam jako damski groszek. Cały czas chodzi o ciecierzycę, która po polsku nazywana jest też grochem włoskim. W j. angielskim również ma dwie nazwy: właśnie chick peas lub garbanzo beans, czyli jakaś odmiana fasoli. Swoją drogą nie wiem, jak mogą na to mówić raz groszek raz fasola. Wink
** w poprzednim rozdziale, gdy Bella podawała listę ów groch nazwałam właśnie ciecierzycą, więc teraz stosowne byłoby podać drugą nazwę: groch włoski, ale byłby groch, a nie „ichnia fasola”, więc niech zostanie, jak jest.
*** poem – to poemat i wiersz, więc zakładam, że chodzi i o to, i to. Będę tłumaczyć zamiennie.
**** w oryg.: smile that reached deep into his blue eyes – uśmiechem, który sięgał głęboko do jego niebieskich oczu, ale my mówimy na szeroki uśmiech, że jest od ucha do ucha.
***** w oryg. Waffle henley shirt. Przetłumaczyłam opisowo, a tu macie linka: [link widoczny dla zalogowanych]


I jak? Dajcie weny do tłumaczenia następnej części. Wink RS-owcy mnie ostatnio nie rozpieszczają, co zaczyna być smutne i znacznie zmniejsza szansę na to, że będę tłumaczyć kontynuację tamtego opka. Twisted Evil


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 11:12, 29 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 13:49, 28 Sie 2010 Powrót do góry

To w takim razie ja spróbuję coś od siebie dorzucić dla Twojej weny, chociaż z tym tekstem jest taki problem, że wydarzenia są powolne, wręcz rozciągnięte nienaturalnie, a rozdziały krótkie. Z jednej strony właśnie to świetnie buduje napięcie, zwłaszcza przy dobrym tłumaczeniu, z drugiej jednak odrobinę męczy czytelnika. Mimo zauważalnych dla mnie niedociągnięć, które wynikają z samego zamysłu autorskiego, bardzo cenię sobie to opowiadanie i myślę, że wcześniej lub później sięgnę po oryginał - na razie podglądam fragmentarycznie po dwa/trzy rozdziały do przodu.

Konkretnie do tej części raczej wiele nie napiszę. Widać, że Bella powoli zakochuje się w Jasperze, choć na razie jeszcze długa droga do uświadomienia sobie wszystkich uczuć. Piękne jest natomiast to, co on dla niej robi. Ta obecność, telefony, kontakt. Wiem, że mnie by to podbiło. Cool


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin