FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Przegrana walka [T] [NZ] R.1-21 26.11 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Mam tłumaczyć dalej?

tak
95%
 95%  [ 46 ]
nie
4%
 4%  [ 2 ]
Wszystkich Głosów : 48


Autor Wiadomość
izka89
Człowiek



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:59, 29 Gru 2009 Powrót do góry

Rozdział 14
Cafeteria Comedy


Nastąpiło mnóstwo prób przestraszenia mnie. Raz udało mi się nawet rzucić Edwardem o ścianę… oczywiście przez przypadek.
- Edward, wszystko w porządku? – Pochyliłam się zmartwiona w jego stronę, ale on tylko się śmiał.
-Patrzenie na ciebie za każdym razem zwala mnie z nóg. – Tym razem też zaczęłam się śmiać, a on pociągnął mnie na podłogę i pocałował. – Stajesz się coraz silniejsza, kochanie.
-Tak i to mnie martwi.
-Dlaczego?
-Edward, nie potrafię tego kontrolować… czego właśnie na własnej skórze doświadczyłeś.
-Wkrótce nad tym zapanujesz. Na wszystko trzeba czasu. Uwierz mi, gdy poznałem mój dar były takie chwile, w których nie mogłem znieść tego szumu w głowie. Jednak mogłem się nauczyć nad tym panować… tobie też się uda. Wtedy nikt ci już nic nie będzie mógł zrobić.

PWE

Pierwszy wszedłem do domu po powrocie z polowania z Emmettem, Alice i Carlislem.
Wystarczyło bym przestąpił prób, a już wiedziałem, że coś jest inaczej.
Rozejrzałem się i zauważyłem Rosalie i Jaspera, którzy jak skamieniali siedzieli na schodach i patrzyli w górę. Podążyliśmy za ich spojrzeniem… tam na górze… pośrodku pomieszczenia… Bella unosiła się w powietrzu i wyglądała tak, jakby medytowała.
- Ile to już trwa? – spytała cicho Alice.
- Hm… dwie, może trzy godziny, prawda Jasper?
- Jakoś tak.
W chwili gdy Emmett zatrzasnął drzwi, Bella się wystraszyła… i spadła.

PWB

Byłam jak w transie. Nawet nie zauważyłam, że znajduję się trzy metry nad ziemią, nie mówiąc o tym jak długo to trwało.
Jednak gdy głośny trzask wyrwał mnie z rozmyślań, poczułam nagle twardą podłogę pode mną. Edward natychmiast znalazł się u mego boku.
- To było naprawdę zadziwiające!
- Tylko lądowanie mi nie wyszło… Cześć. – dodałam szybko, jako że jeszcze się nie widzieliśmy.
- Witaj – odpowiedział i pocałował mnie.
- Jaka była wasza mała… wycieczka?
- Drapieżna – uśmiechnął się szeroko – Ale ty tutaj też zadbałaś o odpowiednie emocje.
Zdezorientował mnie.
- Emocje? Co masz na myśli?
- No cóż, nie widujemy tak często ludzi szybujących w powietrzu… Jak to zrobiłaś?
- Nie mam pojęcia. Byłam tylko niewiarygodnie odprężona, nic więcej.
- Hm, jak już mówiłem, coraz bardziej to kontrolujesz. – Na te słowa mogłam się tylko roześmiać. Powoli zbliżył się do mnie i świat wokół zniknął w głębokim pocałunku.

- Bella, jesteś gotowa? Spóźnimy się! – Alice krzyczała z holu. Dzisiaj był pierwszy dzień szkoły po wakacjach. Pozostali nie mogli sobie nawet wyobrazić co to dla mnie znaczy. W końcu oni nie zmienili się tak drastycznie… nie to co ja.
- Już idę! – Jeszcze raz spojrzałam w lustro i zbiegłam schodami w ramiona Edwarda.
- Chyba nie chcesz właśnie dzisiaj się spóźnić, mój aniele. – Tak jakby czytał mi w myślach…
- Nie, oczywiście, że nie. – Moja odpowiedź ociekała wręcz sarkazmem.
- Pospieszcie się, nie mogę się doczekać by zobaczyć miny innych. – Zachichotała Alice. I tak się właśnie stało: wysiedliśmy z samochodu, Rosalie, Emmett i Jasper z BMW, a Edward i ja z Volvo i każdy się na nas gapił. Reszta już się do tego przyzwyczaiła, ale dla mnie było to gorsze niż pierwszy dzień w tej szkole.
Pierwszy miałam angielski… bez Edwarda. Nie chciałam nawet myśleć o reakcji Jessici i pozostałych. Gdy dotarłam do klasy, zobaczyłam ,że nauczyciel już tam jest. Zapukałam krótko i weszłam.
-Ah, panna Swan już tutaj? – Początkowo w ogóle nie podniósł wzroku, ale gdy to zrobił… stało się to, czego się tak obawiałam, mając resztki nadziei, że może tego uniknę: szczęka opadła mu ze zdziwienia. Po co posiadać taką siłę przyciągania skoro nie można jej od czasu do czasu użyć? – pomyślałam i odezwałam się cicho:
- Przepraszam za spóźnienie.
- Ehm… tak, najlepiej już usiądź.
Z gracją udałam się do mojej starej ławki i zajęłam miejsce obok Jessici, która patrzyła na mnie prawie całą lekcję. Uśmiechnęłam się do niej, jednak odwdzięczyła mi się jeszcze bardziej zdziwionym spojrzeniem.
W myślach zaczęłam się śmiać… powoli zaczęło mnie to wszystko bawić.

Zadzwonił dzwonek.
- Jak ci minęły wakacje, Jess? – Uśmiechnęłam się, ale ona wyglądała tak, jakbym ją uderzyła.
-Dobrze… a twoje? – Mój uśmiech stał się jeszcze większy.
-Moje były bardzo interesujące. – i zniknęłam za drzwiami z mocnym postanowieniem, by utrzymać ludzkie tempo. Poszłam do stołówki i już z daleka zauważyłam pięcioro uczniów, którzy swobodnie na mnie czekali.
Pocałowałam Edwarda, obdarzyłam uśmiechem pozostałych i razem udaliśmy się do naszego starego stolika, choć nie obyło się bez natarczywych spojrzeń wszystkich pozostałych. Gdy tylko usiedliśmy, Alice i Rosalie zasypały mnie pytaniami.
- Opowiadaj, zaraz pęknę z ciekawości!
- Jak poszło?
Odczekałam chwilę, by przedłużyć ich torturę, ale w końcu zaczęłam się śmiać i zaczęłam mówić.
- Było… zabawnie. Pan Newman był wytrącony z równowagi, a z Jessicą nie mogłam zamienić słowa, bo zaczynała się jąkać. – Słowa uciekały z moich ust, niemożliwe było, by ktoś inny mnie zrozumiał. Pozostali również zaczęli się śmiać. Edward pocałował mnie w skroń i powiedział:
- Jak można by ci się oprzeć… Chodźcie, musimy zabrać coś do jedzenia, bo inaczej pomyślą, że nie jesteśmy normalni! – Uśmiechnął się złośliwie.
-To byłoby straszne! – Udałam, że się przejęłam i poszłam z Alice i Rosalie po tace.
Gdy już zapłaciłyśmy i ruszyłyśmy w stronę stolika, z naprzeciwka nadeszły Lauren i Jessica i prawie się z nami zderzyły.
- Nie możesz patrzeć gdzie idziesz, łamago? Twoje jedzenie prawie wylądowało na moim swetrze za sto dolarów! – O dziwo, Lauren nie mogła się powstrzymać od komentarza. Lekko się skuliłam.
- Zaraz zacznę mieć wyrzuty sumienia… zła Bella. – Kątem oka widziałam, że Alice i Rosalie z trudem powstrzymują śmiech. Emmett, Edward i Jasper najwyraźniej nie mieli tyle samokontroli.
Lauren stała tylko wściekła i w ogóle się nie poruszyła. Jeszcze nigdy jej nie odpyskowałam… to był błąd, zbyt wiele radości mi to sprawiało. Jednak powoli zaczęła mnie ta sytuacja nudzić… chciałam wrócić do naszego stolika i śmiejących się chłopaków.
- Lauren?
- Co? – syknęła. Uśmiechnęłam się tylko słodko w odpowiedzi
- Zejdź mi z drogi! – I przeszłam obok z dziewczynami.
Nie mogłam się jednak powstrzymać i za pomocą mojego talentu sprawiłam, że chłopak za nami się potknął i całe jego jedzenie wylądowało na jej drogim swetrze.
Lauren, wściekła wybiegła z pomieszczenia, a my usiadłyśmy przy stoliku, gdzie czekali już nasi chłopcy.
- To przedstawienie było absolutnie niesamowite, Bella! – Emmett ciągle się śmiał.
- Nie musisz nam tego mówić, byłyśmy przy tym. – Rosalie nie mogła już tłumić głośnego śmiechu.
Szeroko się uśmiechając spojrzałam na mojego anioła, który z rozbawieniem na mnie patrzył. Nasze usta zbliżyły się do siebie i zatonęliśmy w delikatnym pocałunku. Na chwilę oderwał się ode mnie i posłał czarujący uśmiech:
- Takimi sposobami niekoniecznie przekonasz wszystkich do siebie.
- Z powodu Lauren?
- Nie… dlatego. – I pocałował mnie znowu. – Ach, Lauren przysięga zemstę.
Teraz ja wybuchłam śmiechem, tak jak pozostali.
- Lauren przysięga się zemścić? A co ona może zrobić Belli? Zagapić się w nią na śmierć? – Alice była bardziej niż zadowolona tą myślą i nie tylko ona: Rosalie, Emmett, Jasper, Edward i ja znów musieliśmy się roześmiać.
Przez moment patrzyłam na nich, siedzących swobodnie z uśmiechem na ustach… moja rodzina…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Śro 12:44, 30 Gru 2009 Powrót do góry

no i do tego lewitacja... zaczyna się robić tłoczno, naprawdę tłoczno z tymi wszystkimi darami...
za duży AXN s-f... autorka zaczyna kombinować jak podnieść Bellę do rangi X-mena albo cholera wie czego...
najpierw uśmiercanie Swan przez 10 rozdziałów a potem naglę Swan Wszechmogąca... naprawdę zaczynam tracić cierpliwość do tego tekstu, choć jednocześnie ciekawi mnie, co autorka jeszcze doda... superautko? ;>

tłumaczenie jak dla mnie bez zarzutu :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
be_a88
Nowonarodzony



Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks

PostWysłany: Śro 15:31, 30 Gru 2009 Powrót do góry

Cóż... kirke ma racje - trochę dużo tych darów, ale ff i tak mi się podoba. Autorka ma naprawdę fajna koncepcje. Super Bella to w sumie coś nowego. Bardziej podlega to pod S-F. Ale OK. Jestem strasznie ciekawa co dalej. Rozdział jak najbardziej fajny :-) Super tłumaczenie.

Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Życzę veny czasu i chęci :-)

Pozdrawiam
be_a88


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez be_a88 dnia Śro 15:32, 30 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Nina=)
Wilkołak



Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 15:39, 30 Gru 2009 Powrót do góry

Przeczytałam opowiadanie od początku i mam takie samo wrażenie jak Kirke. Trochę za dużo tych talentów. Niedługo się okaże, że Bella właściwie nic nie musi robić. Wystarczy tylko siła woli i Belcia wygrywa wszystko xD
Oczywiście to nie twoja wina - ty tylko tłumaczysz.
Zastanawia mnie fakt dlaczego Bella od początku nie myślała o przemianie w wampira. Z góry założyła, że musi umrzeć i że nie ma dla niej żadnego ratunku.
No i czemu poszła do szkoły? To, że nie smakuje jej ludzka krew to jedno. Ale pozostaje jeszcze kwestia czerwonych oczu...

Mimo tego wszystkiego opowiadanie zaciekawiło mnie i myślę, że w miarę możliwości będę czytać i komentować tego ff'a.

Pozdrawiam
Nina =)

PS. Być może czegoś nie doczytałam lub źle zinterpretowałam. Tak jak już wspomniałam czytałam po raz pierwszy i od razu całość więc mogło mi coś umknąć.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
alekzz
Nowonarodzony



Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z szufladki .

PostWysłany: Śro 19:38, 06 Sty 2010 Powrót do góry

Nie chcę być niemiła, więc powiem od razu, że twoje tłumaczenie jest naprawde niezłe. Po niemiecku lepiej mi się czyta, ale to na pewno tylko kwestia przyzwyczajenia.
Opowiadania nie doczytałam do końca... Po niemiecku spojrzałam na kilka rozdziałów do przodu i musze to powiedzieć... To jest straszne! Gdzie tu jest Jake?! Gdzie sfora? Znaczy, ja wiem gdzie. Są, kiedy jak najidealniejsza na świecie Bella potrzebuje pomocy, bo nie powiem kto chce zrobić nie powiem co. Przepraszam, nie chce zdradzać aż tyle...
No, nie wiem, nie wiem. Uważam, że ten ffick jest naprawde niedobry. Jak już powiedziałam, nie mam nic przeciwko twojemu tłumaczeniu.
Ale popatrzmy na to logicznie - Bella nagle choruje i umiera przez około 10 rozdziałów. Staje się wampirem, ma coraz więcej mocy i jest nad idealna. O swoim najlepszym przyjacielu zapomniała całkowicie, dopiero kiedy potrzebuje pomocy to do niego dzwoni.
No, przepraszam, ale co to jest?!
Ostatni raz pochwalam Twoje tłumaczenie i znikam stąd, zanim zostanę obrażona za swoje własne zdanie.
xoxo.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
izka89
Człowiek



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:39, 10 Lut 2010 Powrót do góry

Nikogo nie będę osądzać za czyjeś zdanie i rzeczywiście po waszych komentarzach ( za wszystkie dziekuje :)) też widzę coraz więcej wad tego ff. Jednak jeśli są chętni by to czytać to dokończę to tłumaczenie. Macie rzeczywiście rację i dlatego chciałabym znać opinię czy mam to tłumaczyć dalej czy nie? Nie obrażę się na nikogo napewno :)

Rozdział 15
Gniew.


- Edwardzie, powiesz mi wreszcie, o czym ona myśli? Co planuje? – Moja ciekawość była nie do wytrzymania i chciałam znowu mieć powód do śmiania.
Już od kilku dni Lauren próbowała mnie zniszczyć… z marnym skutkiem.
Gdy przechodziłam obok, rzuciła mi swoją torbę pod nogi. Zapewne miała nadzieję, że tak, jak kiedyś, się przewrócę, ale nie byłam już tamtą Bellą.
Gdy nieoczekiwanie spadła przed moje nogi, za późno zrozumiałam, co to jest i widziałam tylko, jak uderza w przeciwległą ścianę.
Efekt był taki, że Lauren przewiercała mnie wściekłym spojrzeniem na wylot.
Potem następowały dalsze nieskuteczne próby zamienienia mojego życia w piekło, jednak zawsze otrzymywała tylko nasze kpiące spojrzenia. Za każdym razem jeszcze bardziej ją to złościło.
Nie przebierała w środkach… Oczerniała mnie przed innymi, wymyślała plotki, ale to nic w porównaniu z jej ostatnim wybrykiem.
Siedziałam z Edwardem na ławce przed szkołą i czekaliśmy na resztę. Wtedy Lauren podeszła do nas i… aż trudno uwierzyć, ale zaczęła żałośnie flirtować z moim narzeczonym! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, podobnie Edward.
Czy naprawdę była już tak zdesperowana, że przychodziły jej do głowy tak śmieszne pomysły?
Wierzyła, że może mi odebrać Edwarda?
- Zgubiłaś się, Lauren?
- Na pewno nie, Bello – odpowiedziała niczym niewinny aniołek. – Chciałam tylko potowarzyszyć Edwardowi.
- Jak widzisz, mam już towarzystwo, więc dlaczego nie wejdziesz do środka i nie przygotujesz się na lekcje?
- Przestań. Nie możesz zaprzeczyć, że idealnie byśmy do siebie pasowali.
- Jak najbardziej mogę zaprzeczyć.. tylko słuchaj: Nie!
- Naprawdę uważasz, że możesz mnie rozdzielić z Edwardem, tak żałośnie flirtując? Poważnie? - Jakieś problemy? – Obok nas zmaterializowała się Alice. Jasper, Rose i Emmett również zmierzali w naszą stronę.
- Ach skąd. Tylko rozmawiałam z Edwardem. – Lauren odpowiedziała całkiem niewinnie.
Alice z niedowierzaniem spoglądała to na mnie, to na nią.
- Aha… no więc dość gadania. Byłabyś tak miła i nas zostawiła samych? Musimy omówić rodzinne sprawy.
- Czy Bella nie powinna w takim razie również wejść do szkoły?
Na twarzach reszty, która już do nas dołączyła, było widać wyłącznie niedowierzanie.
Tym razem to Edward skorygował jej denerwujące przekonanie, jak zawsze spokojnym, lecz ostrym głosem:
- Bella należy do naszej rodziny, ty jednak nie, więc byłabyś tak uprzejma i zostawiła nas samych?
Gdy Lauren wchodziła do budynku, Rosalie nie zdołała się już powstrzymać:
- Widzieliście kiedyś coś takiego? Co ona sobie wyobraża?
Wciąż zatopiona w myślach i wstrząśnięta, siedziałam na ławce. Edward w końcu przerwał moje rozmyślenia.
- Bella, chyba nie myślisz, że mogłaby nas rozdzielić? – To zdanie mnie otrzeźwiło.
- Oczywiście, że nie. Zastanawiam się tylko, jak ktoś może być tak głupi! Myślenie, że może nas ze sobą skłócić, jest takie… prymitywne!
- Zapomnij o niej. Musimy coś omówić. – Humor Alice zmienił się w przeciągu sekundy.
- Oświeć mnie. – Jej uśmiech się poszerzył.
- Wasz ślub!

Przez kilka godzin wędrowałam z Alice, Rosalie i Esme po centrach handlowych. Objechałyśmy już Seattle, Port Angeles, Tacomę, Olympię i nigdzie ani śladu mojej idealnej sukienki. Gdy prawie porzuciłam nadzieję, rzuciła mi się w oczy… Białe marzenie wisiało na wystawie. Prosta, ale piękna, tak to sobie wyobrażałam.
Zahipnotyzowana patrzyłam w szybę.
- Wow, Bella, dobry wybór! – powiedziała Alice i zaciągnęła mnie do środka.
Wnętrze sklepu było niewiarygodne, wszędzie wisiały suknie ślubne. Pomieszczenie wręcz raziło białym promieniem. Miła, starsza pani podeszła do nas i przywitała:
- Dzień dobry, w czym mogę paniom pomóc?
- Zauważyłyśmy tą piękną suknię na wystawie i chciałybyśmy ją przymierzyć, można? – Alice była zachwycona.
- Oczywiście. Kim jest szczęśliwa narzeczona?
- To ja. Dzień dobry, nazywam się Bella Swan. – Podałam jej rękę.
- Przyszła Cullen – dodała Esme, promieniejąc.
Sprzedawczyni przestraszyła się zimna mojej dłoni, jednak uśmiechała się.
- Potrzebuje pani wymiary?
- Tak, wie pani, każda suknia Pucci to unikat!
Zapowiadało się coraz lepiej...

Leżała idealnie. Tkanina łagodnie spływała ku ziemi, a krótkie rękawki dodawały jej tego czegoś…
‘No to możemy brać ślub!’ - pomyślałam.
Edward był w międzyczasie z męską częścią rodziny, by wybrać odpowiedni smoking.
Paliłam się wręcz do tego, żeby go w nim wreszcie zobaczyć.

Jechaliśmy właśnie do domu, gdy zadzwonił mój telefon.
- Słucham?
- Cześć Bella. – Wiedziałam, kto dzwoni, jednak nie miałam pojęcia z jakiego powodu.
- Mike? O co chodzi?
- Chciałem tylko spytać, jak się czujesz i… czy masz coś w planach na sobotę?
Do jasnej cholery! Jak można nie zauważyć, że jestem z Edwardem? Do tego potrzebna jest gruba bela przed oczami.
- Dlaczego?
- Pomyślałem sobie, że skoro z Edwardem to już koniec…
- Hej, poczekaj… CO?!?! Skąd wziąłeś taka głupotę, Mike?
Tak jakbym tego nie wiedziała… Brzmiał zaskoczony.
- Lauren opowiadała, że była dzisiaj gdzieś z Edwardem, więc tak pomyślałem.
- I ty jej wierzysz? To prawda, że Edwarda dzisiaj cały dzień nie było, tak jak mnie, ale na pewno nie był z Lauren!
Dziewczyny patrzyły na mnie pytająco.
- Jeżeli tak… to przykro mi.
- Mi też – odpowiedziałam i rozłączyłam się.
- Nie mogę w to uwierzyć! Ona nie chce odpuścić!
- Co się dzieje, kochanie? – spytała zmartwiona Esme.
- Lauren Mallory twierdzi, że rozstałam się z Edwardem i jest jego nową dziewczyną!
- Co?! – chórem zapytały Alice i Rose.
Esme zachowała spokój.
- Kochanie, nie przejmuj się nią, jest tylko zazdrosna. Wszyscy wiemy, że w żaden sposób nie może zagrozić waszemu związkowi. Zobaczysz… po prostu skup się na ślubie. – Posłała mi matczyny uśmiech, który od razu mnie uspokoił.
Jednakże jedną rzecz zachowałam w myślach… Lauren nie ujdzie to na sucho, nawet jeśli to będzie ostatnia rzecz, jaką zrobię!


Rozdział 16
Węwnętrzna walka


Zatopiona w myślach siedziałam na łóżku i wpatrywałam się w lustro.
Był poniedziałek i poprzysięgłam zemstę na Lauren, za to co zrobiła, ale czy to było w porządku?
Czy powinnam marnować swoje umiejętności na tą osobę?
Moje uczucia bezustannie toczyły wewnątrz mnie walkę, nawet nie zauważyłam, że otworzyły się drzwi. Nie zdążyłam mrugnąć, a Edward już siedział za mną i obejmował w talii.
- Gdzie odpłynęłaś myślami, kochanie?
Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią, w końcu sama nie wiedziałam jaka była prawdziwa.
- Myślałam o tobie, o naszym ślubie, o moich zdolnościach… i o Lauren. – Spojrzał na mnie pytająco.
- Czemu o Lauren? Chyba nie z powodu tych plotek, które rozsiewa? Myślałem, że to sobie wyjaśniliśmy. – Dopiero teraz się do niego odwróciłam.
- Wszystkimi środkami próbuje nas skłócić.
- Nigdy jej się to nie uda, skarbie. Kocham tylko ciebie, na wieczność.
Wydawało mi się, że złoto w jego oczach zaczyna płonąć. Jak dawniej zmiękły mi kolana, tylko że już siedziałam. Przytaknęłam i oparłam się o niego.
- O czym teraz myślisz? Co czujesz? – wyszeptał mi do ucha. Gdybym była człowiekiem, dostałabym gęsiej skórki.
- Czuję… szczęście, zdziwienie i miłość… Czy to nie wokół tego wszystko się kręci? – Znów się odwróciłam i spojrzałam w jego idealną twarz. Właśnie chciał mi odpowiedzieć, jednak uprzedziło nas wołanie Alice z parteru.

Dotarłszy na dół, Carlisle poprosił mnie na krótką rozmowę, mówił bardzo szybko, widziałam tylko jak jego usta się błyskawicznie poruszają, mimo to rozumiałam każde słowo:
- Bello, pamiętaj by zawsze zachowywać spokój, to dopiero początek twojego wampirzego życia, więc musisz być ostrożna. Kontroluj swoje uczucia, nie możesz pozwolić na to, twoje umiejętności nie mogą przejąć nad tobą kontroli. To byłoby niebezpieczne nie tylko dla ludzi w twoim otoczeniu ale również dla ciebie.
- Wiem, Carlisle. Przysięgam, że będę ostrożna. – szybko mu odpowiedziałam i poszłam za resztą. Wsiadłam do samochodu, gdzie Edward już na mnie czekał:
- Czego chciał Carlisle?
- Powiedział mi, że mam trzymać swoje uczucia na wodzy.
- Ale…
- Nie, Edwardzie… on ma rację. Nie mogę karać winnych za pomocą swojego daru, ani tych, których nie znoszę… Nie otrzymałam go w takim celu. – Nie odpowiedział mi, co bardzo mi odpowiadało. Czułam się okropnie i chciałam pewne rzeczy przemyśleć.
Nie zauważyłam, że stoimy już na parkingu. Edward otworzył już przede mną drzwi i podał mi rękę, dżentelmen w każdym calu.
Zawsze pomagał mi zapomnieć o moich troskach. Wszystko odpływała gdy tylko spojrzałam w jego oczy. Jakiś czas tylko staliśmy, zatopieni w swoich spojrzeniach.
- Hej gołąbeczki! Chcecie zapuścić tu korzenie? – Natychmiast zaczęłam się śmiać i oparłam czoło o pierś Edwarda. Oczywiście to Emmett był tym, który dbał o nasze dobre humory.
- Emmett ma rację, spóźnimy się. – Przez chwilę poczułam jego usta na moich włosach, nawet mogłam usłyszeć jak się uśmiecha. Spojrzałam w górę.
- To byłoby straszne! – Udałam rozpacz. Ciągle się uśmiechając poszliśmy ręka w rękę do szkoły.
Jednak im bliżej byłam budynków i uczniów, tym bardziej się denerwowałam. Czułam wręcz te przeszywające spojrzenia i szemrania za moimi plecami. Poczułam również wzbierającą we mnie siłę, który zaczynała przejmować nade mną władzę. Cholera, Bella, weź się w garść, upomniałam się. Druga część mnie krzyczała zachęcająco, bym im wszystkim pokazała gdzie mam ich obgadywania. Moje ciało się spięło i Edward również to zauważył. Puścił moją dłoń i objął mnie w talii. Kilka razy głęboko odetchnęłam, by się uspokoić, a Edward szepnął:
- Jestem przy tobie.

Pierwsze godziny przebiegały spokojnie. Nie musiałam patrzeć na Lauren i uparcie ignorowałam głupie uwagi na temat mnie i Edwarda. Niczego innego robić nie chciałam, wiec starałam się zachować spokój, co po pewnym czasie stawało się coraz trudniejsze.
Lekcje strasznie się wlokły, nie byłam w stanie słuchać, skupiając się tylko i wyłącznie na ciągłym kontrolowaniu moich uczuć.
Czułam się tak, jakbym była pełną szklanką, która za chwilę mogła zacząć się przelewać, jednak to nie mogło się wydarzyć. Gdybym straciła nad sobą panowanie, prawdopodobnie rozniosłabym całą klasę na strzępy, a nie mogłam do tego dopuścić.
Dzwonek zadzwonił na przerwę.
Błyskawicznie spakowałam książka i chciałam jak najszybciej wyjść…
- Hej Bella, poczekaj chwilę. – Jeszcze tego mi brakowało.
- O co chodzi, Mike?
- Cóż… to… nie wiem jak to powiedzieć…
- O co chodzi? – Byłam coraz bardziej zdenerwowana, musiałam się nauczyć panowania nad sobą, a Mike nie był pomocny. Pragnęłam tylko iść do mojego narzeczonego, spędzić z nim czas, z którego teraz Mike mnie okradał. Znowu poczułam jak wszystko się we mnie gotuje. Zamknęłam oczy by się uspokoić.
- Bella, wszystko w porządku?
- Co jest, Mike? Czego chciałeś?
- Chciałem zapytać, czy nie miałabyś ochoty gdzieś ze mną pojechać… do kina albo na kolację…
Czy on tego ciągle nie rozumiał?
- Jestem z Edwardem!
Wyglądał na zaskoczonego, ale nadal nie wiedziałam dlaczego.
- Myślałem… chodzi o to, że wszyscy mówią, że zerwaliście.
- Nieważne co mówią inni! Liczy się tylko Edward i ja. – Nie czekałam aż odpowie, tylko szybko wyszłam z sali nim straciłabym kontrolę.
Edward czekał jak zawsze przed stołówką, a Lauren stała przed nim i go zagadywała… jednak Edward patrzył jakby była przezroczysta. Nie wiedziałam czy to coś pomoże, ale zamknęłam na chwilę oczy by się pozbierać. Gdy je otworzyłam, ujrzałam jak Edward bez słowa zostawia Lauren i podchodzi do mnie. Wziął moją twarz w dłonie i w następnej chwili już czułam jego usta na moich. Dopiero po kilku minutach się od siebie odsunęliśmy.
- Wreszcie pozbyłem się tej gaduły. – Uśmiechnął się złośliwie, czym mnie zaraził i razem weszliśmy do stołówki, by tam spotkać się z pozostałymi. Nie poszliśmy po nic do jedzenia tylko od razu do naszego stolika. Jasper spojrzał na mnie z troską.
- Bella, jak się czujesz? – Wyczuwał co się ze mną działo. Zawstydzona wlepiłam wzrok w blat stołu. Nie chciałam by się martwili i czułam się strasznie, że nie potrafię się lepiej kontrolować.
- Mam dobre chwile i złe… Raz jest lepiej raz gorzej.
- Bella… wiem dobrze jak się czujesz ale jesteś silna… silniejsza niż myślisz.
Spojrzałam w górę i zobaczyłam ich twarze. Ich spojrzenia powiedziały mi to samo co Jasper. Moje usta uformowały się w umęczony uśmiech.
- To takie… przytłaczające. Tym bardziej teraz, gdy ta śmieszna plotka tu krąży i muszę wysłuchiwać głupich komentarzy i strasznie mi trudno utrzymać nerwy na wodzy. – Znów speszona spojrzałam w bok.
- Bella. Bello, kochanie… - zaczął Edward i obrócił moją twarz do siebie – nie ma powodu się wstydzić. Inni nie wytrzymali by tak długo. Jasper ma rację… jesteś silniejsza niż sądzisz! My wszyscy potrzebowaliśmy lat by nad sobą panować i jeszcze teraz stanowimy zagrożenie, a to, że ty w tak krótkim czasie to wszystko zrobiłaś i umiesz tak nad sobą panować jest niesamowite.
Spojrzałam mu w oczy i spróbowałam się uśmiechnąć:
- Dziękuję. – wyszeptałam. Posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech i pocałował pierw w usta, a potem w czoło i mocno mnie objął. W tym samym momencie poczułam się całkowicie spokojna i bezpieczna. To uczucie mógł wywołać tylko on.

Reszta dnia była przyjemniejsza. Edward nie opuszczał mego boku by być dla mnie oparciem, którego tak potrzebowałam. Właśnie byliśmy na przerwie, siedzieliśmy na ławce na uboczu i czekaliśmy na nasze „rodzeństwo”, gdy Lauren ruszyła w naszą stronę.
- Kogo my tu mamy. Przecież to nie kto inny jak Książę Czarujący i jego poddani. To zbyt piękne by było prawdziwe.
To zbyt prawdziwe by było piękne…
- Czego chcesz, Luren? – Ścisnęłam rękę Edwarda by opanować chaos uczuć we mnie.
- Ach Bella… byłabyś tak miła i wstała?
- Chcesz zobaczyć kto jest wyższy?
- Po co od razu taka nieuprzejmość? Chciałam tylko trochę porozmawiać z Edwardem. – Jej głupie starania nie pomagały mi się uspokoić i Edward szybko to zauważył.
- Lauren, chyba lepiej będzie jak sobie pójdziesz.
- Ale dlaczego, Edwardzie? Nie podobał ci się nasz ostatni wieczór? – powiedziała słodko. Najwyraźniej potrafiła kłamać bez rumieńców.
Dowal jej! Na co jeszcze czekasz? Moje myśli krzyczały mi prosto w twarz, jednak nie mogłam ulec pokusie.
Edward wydawał się być znudzony jej paplaniną, więc próbowałam wziąć z niego przykład.
- Naprawdę myślisz, że w taki sposób wygrasz? Co ma znaczyć ten cały teatrzyk? Mam na czole tatuaż z napisem „Zniszcz mnie”?
- Co za bzdura. Naprawdę masz mnie za tak bezmyślną?
- Jeżeli już pytasz… Tak.
- Bello, kochanie musisz po prostu ustąpić pola. Ja i Edward jesteśmy dla siebie stworzeni. Są rzeczy, które po prostu wyczuwam. To tak jakbym miała szósty zmysł.
- Nie, dokładniej mówiąc to jeden z pięciu. – Nie wiedziałam jak długo jeszcze zamierza się w to bawić… ale byłam pewna, ze mój gniew w końcu zwycięży. – Właściwie co jest tak trudne do zrozumienia? Nieważne co powiesz albo jaką plotkę wymyślisz, nigdy nas nie rozdzielisz…
- Nie daj się, kochanie. Jestem przy tobie, musisz się tylko uspokoić. – Edward mówił tak szybko, że Lauren nie mogła go zrozumieć.
- Edward… to takie trudne. – odpowiedziałam w ten sam sposób.
Lauren patrzyła na nas pytająco, jednak nie zwracałam na to uwagi.
- Co wy, do diabła robicie?
Tym razem to Edward zareagował. Gdybym usłyszała jeszcze jedno zdanie z ust tej pustej Barbie, nie potrafiłabym utrzymać się w ryzach.
- Chodźmy, kochanie… - Powiedział i wstał, a ja podążyłam za nim.
- Nigdy nie zostawię was w spokoju, Bella… wiesz o tym! – zawołała za nami.
To była ta kropla, która przelała czarę… to jedno zdanie.
Odwróciłam się i poczułam jak ogromna siła mnie przepełnia. Straciłam kontrolę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez izka89 dnia Czw 18:59, 11 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 18:42, 11 Lut 2010 Powrót do góry

to ja lekko się wykaże, żeby nie było, że jestem całkiem beznadziejna :)

Cytat:
Był poniedziałek i i poprzysięgłam zemstę na Lauren, za to co zrobiła, ale czy to było w porządku?
podwójne i do zlikwidowania
Cytat:
Nie czekałam aż odpowie, tylko szybko wyszłam z Sali nim straciłabym kontrolę.
sali - z małej litery
Cytat:
Nieważne co powiesz, albo jaką plotkę wymyślisz, nigdy nas nie rozdzielisz…
przed albo nie ma przecinka
Cytat:
też widzę coraz więcej wad tego ff.
ten ff jest napisany przez nastolatkę podejrzewam... więc wady będą... niedociągnięcia, ale zaczęłam uważać, że jest w tym pewny urok - nigdy nie wiadomo, co dziewczyna jeszcze wymyśli :)

Cytat:
Jednak jeśli są chętni by to czytać to dokończę to tłumaczenie. Macie rzeczywiście rację i dlatego chciałabym znać opinię czy mam to tłumaczyć dalej czy nie? Nie obrażę się na nikogo napewno :)
tłumacz, bo jak przerwiesz nikt nie dotłumaczy tego do końca... a ja bardzo chcę wiedzieć, co będzie dalej :)

rozdziały dwa - całkiem zabawne, obsesja Lauren i jej pomysły są zdumiewające... do tego ten tupet - do pozazdroszczenia, ale widać przynajmniej, że dziewczyna jest bezobciachowa :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
alice1995
Wilkołak



Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 12:48, 12 Lut 2010 Powrót do góry

mam nadzieję, że nie przestaniesz tłumaczyć, bo to by była katastrofa. Bardzo podoba mi się ten ff i cieszę się, że podjęłaś się jego tłumaczenia.
Jetem bardzo ciekawa, co się teraz stanie...
Ciekawe czy Bells rozwali w końcu tą całą Lauren. Wkurza mnie ona, ja już bym dawno nie wytrzymałaWink Już dawno by ode mnie oberwała. Nie lubię takich wrednych flądr (bez obrazy dla tego zwierzątka;)), na miejscu Belli zmiotłabym ja z powierzchni ziemi;)
Rozdziały są krótki, ale dzięki temu chętniej do nich zaglądam. Bardzo mi się ten ff podoba.
Wiem, że piszę bez ładu i składu, ale ten ff wzbudza we mnie tyle emocji, że za moment wybuchnęWink

Życzę worek weny przy tłumaczeniu!

Czekam na ciąg dalszy!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bella*swan*cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:01, 18 Lut 2010 Powrót do góry

Na początku to opowiadanie mi się bardzo podobało...
Nie było tyle miłości i w ogóle historia była prowadzona do śmierci Belli, a teraz to prawde mówiąc przestało mi się podobać...
Bella jest idealna, wszyscy się nią zachwycają i ma coraz to nowe talenty...
Pozatym od razu po przemianie poszła do szkoły itd...
Zastanawia mnie jeszcze co z Charliem i Rene bo nie wierze że tak szybko się poddali i jak zobaczyli że z ich córką już lepiej to przestali sie nią interesować....Mam nadzieję, że coś tu się jeszcze rozkręci

Gratuluje wspaniałego tłumaczenia... Naprawde podziwiam tych którzy biarą się za tłumaczenie... POzdrawiam i weny życze


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
czapka xD
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Sty 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Chełmek

PostWysłany: Sob 10:24, 06 Mar 2010 Powrót do góry

ooo jezuuu !!!!!
jak przerwiesz pisanie to cie znajde i zabije !!!
ten ff jest jednym z moich ulubionych !!

czekam na nastepne rozdzialy !! xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
izka89
Człowiek



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:28, 08 Mar 2010 Powrót do góry

Rozdział 17
Wyrzuty sumienia


Straciłam kontrolę…
Tak, jak w przypadku Sama, przepełniła mnie potężna siła. Słowa, które Edward błyskawicznie do mnie kierował, nie docierały do mojej świadomości. Czułam się, jakbym była pod wodą.
Lauren odrzuciło do tyłu… Nie zauważyłam nawet, jak stanęłam przed nią i przycisnęłam do ściany.
- Jeżeli tak bardzo tego chcesz, z uśmiechem na ustach zamienię twoje życie w piekło! – wysyczałam wściekle. – Jeśli natychmiast nie odczepisz się od mojego narzeczonego, to przysięgam, że nie będziesz miała spokoju ani przez minutę! – Rozum miałam wyłączony, czułam jedynie furię.
- Bello, kochanie. – Edward chwycił moje nadgarstki i tym samym zmniejszył energię, z jaką naciskałam na Lauren. – Wystarczy. – Łagodnie do mnie przemawiał. Dysząc, odsunęłam się od niej i poczułam falę zmęczenia. Edward musiał mnie podpierać. Dopiero teraz dostrzegłam, że Alice i pozostali stoją na uboczu i rzucają mi zmartwione spojrzenia. Jasper w mgnieniu oka zjawił się obok mnie i od razu się uspokoiłam.
- Dzięki – wyszeptałam. Na więcej nie starczyło mi sił. Podtrzymywana przez ukochanego ruszyłam wolno do samochodu.
- Jasper, poprowadzisz?
- Oczywiście.
Edward posadził mnie na tylnym siedzeniu i oparłam się o niego. Z pomocą Jaspera mogłam się trochę odprężyć.

Z oddali dotarł do mnie głos Carlisla:
- Co się stało? Co z nią, Edwardzie?
- Straciła nad sobą panowanie, jest wyczerpana. – Nawet głos Edwarda ledwo do mnie docierał. Próbowałam zamrugać, jednak moje powieki okazały się za ciężkie. To było straszne uczucie… To zmęczenie… Świadomość, że nie mogę nawet zasnąć, by następnego ranka obudzić się pełna sił. Zostałam pozbawiona tej możliwości. Czułam, jak Edward niósł mnie do sypialni. Wyczułam również łóżko pode mną i to jak mnie objął.

Cicha muzyka rozbrzmiała w pokoju. Od wielu godzin leżałam w ramionach narzeczonego, nie chciałam i nie potrafiłam się poruszyć. Pragnęłam się rozkoszować tym, że mogę leżeć w jego objęciach. Nie myśleć o tym, co się wydarzyło…
- Bella?
- Hmm?
- Powinniśmy chyba zejść na dół.
Moje gardło było wysuszone, nie mogłam mu odpowiedzieć. Nie chciałam patrzeć na twarze pozostałych i zawarte w ich wyrazie rozczarowanie. Nie mogłam powstrzymać cichego szlochu.
- Tak bardzo mi przykro… - Położyłam się na boku, jednak mimo to, czułam na sobie jego spojrzenie.
- Kochanie, nie jesteś niczemu winna. Wszyscy myślimy tak samo. Proszę, chodź ze mną. – Potrząsnęłam tylko głową. Jeszcze raz pocałował mnie w skroń i wyszedł z pokoju. Zostałam sama z moim bólem.

PWE
Cała rodzina siedziała cicho w salonie, gdy do nich dołączyłem.
- Co się dzieje, Edwardzie? Gdzie Bella? – zapytała Esme z matczyną troską.
- Ona… nie chce zejść. Obwinia się za to wszystko. – Usiadłem obok Alice i schowałem twarz w dłoniach.
- Przecież to szaleństwo, potrzebowała ogromnej siły, by tak długo wytrzymać. Gdyby ta… Lauren jej nie sprowokowała, udałoby się jej.
- Też jej to mówiłem, ale jest załamana.
Nastąpiły minuty milczenia, lecz nagle Esme wstała:
- Carlisle, powinniśmy z nią porozmawiać…
- Masz rację, chodźmy. – Wstał i razem udali się na górę.

PWB
Podniosłam się lekko, siedziałam zatopiona w myślach na łóżku i patrzyłam przez okno. Nie miałam nawet sił, by łkać. Rozległo się pukanie do drzwi i zobaczyłam kątem oka Esme i Carlisla, jak wchodzą do pokoju. Nawet nie zerknęłam na nich.
- Bello, skarbie. – Esme usiadła na brzegu łóżka. – Co z tobą?
Przestałam gapić się w okno i spojrzałam jej w oczy. Musiałam wyglądać okropnie, gdyż w jednej chwili jeszcze bardziej posmutniała. Wielka gula w moim gardle znów urosła. Przełknęłam i spróbowałam przemówić:
- Rozczarowałam was… - Mój głos się załamał.
- Kochanie, to nie była twoja wina. Jesteśmy za was odpowiedzialni, powinniśmy przewidzieć, że potrzebujesz jeszcze trochę czasu…
Carlisle usiadł z drugiej strony i położył rękę na mojej głowie:
- Esme ma rację, to nie była twoja wina, a poza tym nikomu nic się nie stało. Musisz sama sobie wybaczyć.
- Ale… ja tego nie rozumiem. Nie mogę pojąć, jak mogłam stracić nad sobą panowanie. Chodzi o to, że cały dzień wytrzymałam, więc czemu akurat wtedy?
- Bello… nie musisz tego rozumieć, tylko się z tym pogodzić. To co się stało, to nie twoja wina! - Ale…
- Żadnego ale. Jesteś częścią tej rodziny. Nie zostawimy cię samej. Chodź z nami na dół.
- Poza tym najwyższy czas byś poszła zapolować. Ten „atak” bardzo cię wyczerpał – powiedziała Esme.
Przez chwilę myślałam o tym co mi powiedzieli, aż do czasu gdy zauważyłam, że kobieta wyciąga rękę w moją stronę. Drżąc, ujęłam jej dłoń. Najwyraźniej byłam bardziej osłabiona, niż myślałam. Z pomocą Carlisla postawiła mnie na nogi i oboje wyprowadzili mnie z pokoju. Na dole czekała reszta mojej rodziny razem z Edwardem, który natychmiast mnie przytulił. Usłyszałam, jak łagodnie szepta mi dwa słowa do ucha:
- Kocham cię.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Pon 19:37, 08 Mar 2010 Powrót do góry

dzis pierwszy raz zaczęłam czytać to opowiadanko i od razu całe...
miłe, łatwo sie czytające opowiadanie, takie lubie
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 20:07, 08 Mar 2010 Powrót do góry

nigdy nie zrozumiem wyrzutów sumienia Belli... ja bym się Lauren nie przejmowała... (jeśli powiem, że nie raz ktoś zebrał ode mnie po łbie za mniej to wyjdę na zołzę? ;> ) w zasadzie naprawdę trudno mi pojąć dziwne nawiązanie do sfory - straciła panowanie jak Sam?! tak ni w gruszkę ni w marchew? no nie bardzo to rozumiem, ale niech stracę - nie będę się czepiać autorki Wink
wciąż dziękuję za twoje tłumaczenia :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
izka89
Człowiek



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 17:19, 21 Maj 2010 Powrót do góry

z tym Samem chodzi o to ze tak jak na spotkaniu z wilkami- Samem i Jacobem_ Bella stracila nad soba panowanie. Po prostu porownuje ze soba te dwie sytuacje bo wtedy tez jej moc ja tak jakby zaskoczyla :)

Rozdział 18
Terra


- Widzisz je?
- Tak.
- Jesteś gotowa?
- Tak.
- No to ruszaj.
Biegliśmy, czując łagodny podmuch wiatru na skórze…

Czułam się silniejsza, gdy wracaliśmy do samochodu. Już nie tak osłabiona, jak kilka godzin temu, jednak to uczucie przyprawiało mnie o lekką panikę. Znów byłam pełna sił, a to oznaczało, że moje moce również wzrosły. Koniecznie musiałam nauczyć się to kontrolować. Sytuacja taka, jak z Lauren nie mogła się powtórzyć. Ja… albo raczej ona miała szczęście, że jej poważnie nie zraniłam. Gdyby Edwarda tam nie było… Nie chciałam nawet o tym myśleć.
Nagle Edward się zatrzymał i popatrzył się w las. Również zwróciłam się w tamtym kierunku i poczułam coś niepokojącego, coś zwierzęcego, zbliżającego się do nas. Jednak to było inne – ten zapach nie był tak obezwładniający, jak zazwyczaj, nie tak mocny. Wystraszyłam się, że tylko ja to tak odczuwam, jednak jedno spojrzenie na Edwarda powiedziało mi, że on również tak to odczuwa. I nagle… zniknęło.
- Co to było? – Nie potrafiłam sobie tego wytłumaczyć, coś tam było i bałam się odpowiedzi.
- Gdybym to wiedział… Chodź, lepiej wróćmy do samochodu.
Gdy się odwróciliśmy, to się znów stało. Taki dziwny zapach. Wiedziałam, że to zwierzę, jednak inne od wszystkich, jakie znałam. Kilka metrów od nas coś zaczęło przedzierać się przez gąszcz, podążając w naszą stronę. Wewnętrznie przygotowałam się do obrony. Edward przyjął pozycję u mego boku… Nie tego oczekiwaliśmy. To, co wyskoczyło z krzaków, nie kojarzyło się z niczym, co znaliśmy. Podobne do malutkiego lwa, ze skrzydłami smoka i ogonem skorpiona… Jak maleńki kotek rzucił się do naszych stóp i zaczął mruczeć.
- Jaki słodki… - Pochyliłam się i podrapałam go po głowie, jednak Edward szybko złapał mnie za rękę i odciągnął.
- Odsuń się, Bello. Może być niebezpieczny.
- Ale Edward, to przecież tylko małe coś. Popatrz na niego. Jest taki kochany i samotny… Zatrzymamy go?
- Zatrzymać go?! Nawet nie wiemy co to jest.
- Jest taki malutki…
- Urośnie. – Bez ostrzeżenia to „małe coś” skoczyło na niego i zaczęło lizać go po dłoni. Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Strasznie niebezpieczne to zwierzątko.
Teraz Edward też się śmiał:
- Przyznaję, jest słodki. Może powinniśmy pokazać to Carlisle'owi.
- Kocham cię! – Błyskawicznie przycisnęłam wargi do jego z radości, a on przyciągnął mnie do siebie i pocałował głęboko i z uczuciem, wywołując w moim ciele przyjemne mrowienie.
- A ja kocham ciebie, mój aniele.

Nie było trudno zabrać zwierzę do domu, nie spuszczało nas z oka ani na moment. Naprawdę był tak przyczepny, jak kotek. Wzruszające. Jednak reakcja rodziny na naszego „gościa” mnie zaniepokoiła. Esme powitała nas jako pierwsza, tak jakbyśmy wyjechali na tydzień.
- Wreszcie jesteście. Jak było? Czujesz się lepiej, kochanie?
- Czuję się świetnie. Wszystko poszło dobrze, poza… - Łagodnie uwolniłam się z jej objęć i spojrzałam w jej zmartwioną twarz.
- Poza czym? – Carlisle wyszedł z salonu i również był już zaniepokojony. Edward spróbował to wyjaśnić:
- Poza faktem, że coś odkryliśmy… Zobaczcie sami.
W tym momencie maleństwo wskoczyło do środka. Było takie słodkie i łagodne, że każdy mógłby stracić dla niego głowę… Mnie to już spotkało. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek zobaczę, jak moim towarzyszom coś odbiera mowę. Jedyne co usłyszałam to ciche „och” z ust Esme. Po kilku minutach nie wytrzymałam i spytałam:
- I co teraz zrobimy?
- Spróbuję coś znaleźć na ten temat. Na razie pilnujcie tego i czekajcie na mnie – powiedział Carlisle, kierując się w stronę schodów. – A jak nie wrócę za godzinę… po prostu poczekajcie trochę dłużej.

Już prawie trzy godziny czekaliśmy na rewelacje Carlisla. Na razie byliśmy gotowi stwierdzić, że to coś było samiczką. Nasze rodzeństwo wróciło chwilę po odejściu Carlisla i ich reakcja była do przewidzenia. Odebrało im mowę, tak samo, jak Esme. Maleństwo bawiło się beztrosko kłębkiem wełny i powoli zjednywało sobie serca reszty rodziny. Coś tak niewinnego i kochanego nie mogło nikogo wystraszyć.
- Mantykora! – Wszystkie głowy równocześnie skierowały się w stronę schodów.
- Słucham?
- To co macie przed sobą to mantykora. Dlatego prawie w ogóle nie wyczuwamy jego krwi. To istota rodem z bajek, nie dziwię się, że również istnieje. Mój dawny znajomy natknął się na jednego setki lat temu. Opisał swoje przeżycie i dlatego mogę na pewno stwierdzić, że to mantykora bawi się właśnie w naszym salonie.
- Są niebezpieczne?
- Dla nas nie… U ludzi jest więcej teorii na ten temat. Myślę, że więcej dowiemy się, obserwując, jak dorasta.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Czy ja dobrze usłyszałam? Jeśli tak, był to największy prezent jaki mogli mi dać.
- Czy to znaczy, że możemy ją zatrzymać?
- Tak by było najrozsądniej. I nie sądzę żebyście chcieli ją oddać. – Uśmiechnął się kpiąco.
Natychmiast skoczyłam na nogi i go przytuliłam.
- Dziękuję. Bardzo, bardzo dziękuję.
- Masz już dla niej imię? – Uwolniłam się z jego objęć, również uśmiechnęłam i usiadłam obok bawiącej się mantykory.
- Terra… Myślę, że nazwę ją Terra.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 19:42, 24 Maj 2010 Powrót do góry

Cytat:
To istota rodem z bajek, nie dziwię się, że również istnieje. Mój dawny znajomy natknął się na jednego setki lat temu. Opisał swoje przeżycie i dlatego mogę na pewno stwierdzić, że to mantykora bawi się właśnie w naszym salonie.
dobra - aż sobie chyba pobiegnę do oryginału, bo autorka serwuje nam niespotykane rewelacje - jakby tego dotychczas było mało :)

nic z tym nie zrobisz, bo tłumaczysz, więc się nie czepiam - żebyśmy rozumiały się dobrze... nie mam nic do tłumaczenia - nawet grzecznie podziękuję, ale autorka ma fajne odloty i chyba dlatego zawsze czekam na rozdział - nigdy nie wiadomo, co nam zaserwuje Wink no właśnie - czekam na rozdział, a tu dopiero teraz - no i ponarzekałam :P

dzięki, że poświęcasz swój czas dla mnie Wink

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
izka89
Człowiek



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:14, 17 Cze 2010 Powrót do góry

Zapraszam tą niewielką ilość czytelników na kolejny rozdział :) I dziekuje za komentarze

Rozdział 19
Zakupy i niemiłe niespodzianki


- Alice, czy to konieczne? – Naprawdę nie byłam w nastroju na zakupy, wolałabym zostać w domu z Edwardem i Terrą. Już od wielu godzin byłyśmy poza domem, mimo tego, że Alice jechała o wiele szybciej niż to dozwolone.
- Tak, to konieczne. Za kilka tygodni jest bal absolwentów i potrzebujemy strojów, szczególnie ty! – Uśmiechnęła się. Każdy mógł od razu spostrzec, że całym sercem i duszą kocha zakupy.
- Alice ma rację – zgodziła się Rosalie. – Potrzebujesz sukni na bal, poza tym uwielbiamy na tobie eksperymentować. – Na myśl o wykorzystaniu mnie jako lalki Barbie, głośno się roześmiała. Miałam złe przeczucia…

Chodziłyśmy od jednego sklepu do drugiego i okazało się, że z setek przepięknych sukien, żadna nie jest dla mnie dość dobra- oczywiście zdaniem Alice i Rosalie, które kreacje dla siebie już wybrały. Alice kupiła długą, czerwoną suknię, wiązaną na szyi, z szerokim czarnym pasem w talii. Rosalie natomiast wybrała wyjątkową suknię bez pleców od Versace, była żółta w pomarańczowo- czerwone wzory. Właściwie przykrywała pięknym materiałem tylko klatkę piersiową i odrobinę talii, a pozostała część materiału, ciągnęła się do ziemi, jednak nie okrywała całego ciała. Na zwykłej dziewczynie ta suknia wyglądałaby tanio i nieefektownie, jednak na Rosalie leżała szykownie.
Nagle obie się zatrzymały, podczas gdy ja ciągle rozmyślałam.
- Tam w środku jest idealna suknia. Chodź, Bello!
Wsadziły mnie w długą suknię w kolorze skóry. Kamienie Swarovskiego zdobiły górną część oraz znajdowały się gdzieniegdzie na całości. Jednak z jedną kwestią nie do końca się zgadzałam:
- Ale ona ma za duży dekolt.
- Bzdura. Masz co pokazać, więc to rób. – Rosalie mrugnęła.
Chciałam się sprzeciwić, ale co mogłam zrobić, żeby przeszkodzić im obu? Miałam nadzieję, że kupnem sukni zakończymy zakupy, jednak myliłam się. Ciągnęły mnie jeszcze po niezliczonych sklepach z butami i biżuterią, dopóki według nich nie znalazłyśmy idealnych rzeczy. To musiało wyglądać komicznie - trzy młode dziewczyny z ogromną ilością ciężkich toreb w rękach.
Właśnie pakowałyśmy wszystko do samochodu, gdy Alice zamarła.
- Alice? – Chciałam sprawdzić, co się stało, ale Rose mnie zatrzymała.
- Zaczekaj Bello, właśnie ma wizję.
Alice szeroko otworzyła oczy i zapatrzyła w pustkę. Co widziała?
- Alice? Co się stało?
- Victoria… - wysyczała tylko.
Jej imię wracało do mnie jak echo podczas, gdy pędziłyśmy w wieczornym ruchu ulicznym. Ja nie wiedziałam dokąd zmierzamy, jednak Alice tak. Byłam tylko świadoma tego, że kierowałyśmy się w stronę Forks. Modliłam się, żeby Victoria nie zamierzała zapolować na Charliego, ale myśl, że mogłaby się zbliżyć do mojej nowej rodziny, też była nie do zniesienia. Jednak w porównaniu do rodziny wampirów, Charlie jest całkowicie bezsilny, nieświadomy i przede wszystkim niewinny!
Jednak było inaczej niż oczekiwałam…
- Dokąd jedziesz? – Skręciłyśmy w inną ulicę niż ta do naszego domu albo do Charliego.
- Do szkoły. – Pomimo słyszalnego opanowania w jej głosie, wyczułam, że jest zaniepokojona. Skierowałyśmy się w stronę dziedzińca szkolnego i stanęłyśmy. Błyskawicznie wysiadłyśmy z samochodu i podążyłyśmy za Alice, jednak ona nagle się zatrzymała.
- O co chodzi Alice? Na co czekasz? – W moim głosie była zarówno panika jak i rozpacz. Wydawała się czuć podobnie.
- Ja… nie wiem. Bello, w niebezpieczeństwie są ludzie, ale nie mogę ich znaleźć.
To był potrzebny bodziec. Nie mogłam tak po prostu stać, kiedy chodziło o czyjeś życie. Pewna swego celu ruszyłam w stronę budynków.
- Bello, gdzie idziesz?
- Znajdę ją. – Byłam o tym przekonana. Nie mogło im się nic stać, byli całkowicie niewinni.
- Jak?
- W tradycyjny sposób. Poszukam ją! – Weszłam do budynku, a za mną obie dziewczyny. Nerwowo otwierałam wszystkie drzwi, kiedy nagle w moje nozdrza uderzył drażniący zapach… krew! Zszokowana spojrzałam na moje „siostry”, które również to wyczuły. Tak szybko, jak to możliwe, pobiegłam w kierunku źródła tego zapach, aż stanęłam przed drzwiami. Drżącą dłonią nacisnęłam klamkę.
Tego, co tam zobaczyłam, nie zapomnę do końca mojej egzystencji…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
elektra21
Nowonarodzony



Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 22:25, 17 Cze 2010 Powrót do góry

Rozdział był krótki, ale zapewne jest w tym jakiś zamiar.
Suknia Rose pewnie wygląda fajnie, ale bardziej wolę Belli. Musi wyglądać świetnie.
Ciekawi mnie kogo zraniła Victoria? Dzięki wielkie za nowy rozdzialik. Pomimo, że krótki, ale daje do myślenia, no i jak zawsze miło się go czyta. Dzięki wielkie!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
izka89
Człowiek



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:19, 25 Lip 2010 Powrót do góry

Rozdział 20
Masakra

Tego widoku nie zapomnę do końca mojej egzystencji.
Leżeli w różnych częściach sali. mnóstwo krwi na ścianach i podłodze. Była wszędzie. Potykając się, weszłam do środka. Niemożliwe by ktokolwiek zdołał to przeżyć. Nie słyszałam bicia ani jednego serca… Nie mieli żadnych szans. Jak to się mogło stać? Dlaczego sześć niewinnych osób musiało zginąć? Zadrżałam, gdy zobaczyłam na ścianie krwawe odciski dłoni. Zatykałam ręką usta, jednak nie z powodu krwi, lecz by powstrzymać się od krzyku. Zamiast tego zaczęłam szlochać.
- Jak… Jak to się mogło stać? Dlaczego…?
Alice delikatnie położyła rękę na moim ramieniu.
- O mój Boże – wyszeptała zszokowana Rosalie. Równocześnie się odwróciłyśmy i zobaczyłyśmy to, co ją tak zszokowało.
„Ty będziesz następna” – ścianę zdobił krwawy napis…
Ciężko oparłam się na Alice. Moje nogi groziły upadkiem. Byłam w szoku.
- Bello… Bello, musimy iść. Bello, chodź!
Zaprowadziły mnie do samochodu. Kątem oka zobaczyłam, że Rosalie zawiadamia policję - oczywiście anonimowo.

Nie minęło wiele czasu, a byłyśmy już w posiadłości Cullenów. Alice i Rosalie pomogły mi dostać się do domu, ale nawet nie wiedziałam, kto nas wita. Głosy docierały do mnie z bardzo daleka. Najpierw spokojne, jednak potem coraz bardziej paniczne. Czy byłam w szoku? Nie wiedziałam. Jedyne, co cały czas miałam przed oczami, to niewinni ludzie, którzy w straszny sposób stali się ofiarami Victorii.
Zrobiło się cicho, tylko jeden głos stał się wyraźniejszy.
- Bello… wróć do mnie.
Wszystko zaczęło do mnie docierać. Cały czas siedziałam w salonie? Patrzyłam w twarz Edwarda, który z ulgą odwzajemnił moje spojrzenie. Po chwili usłyszałam Alice.
- Napisane było: „Ty będziesz następna”. Pewnie to ją tak zszokowało.
- Nie – wyszeptałam, jednak wiedziałam, że wszyscy mnie usłyszeli. Dopiero teraz zauważyłam resztę rodziny. – Nie rozumiecie? Gdy weszłam do tej sali, to już nie był nasz świat lecz Jej. Znałam tych chłopców i te dziewczyny, codziennie miałam z nimi do czynienia. Zginęli z mojego powodu!
Rosalie uklękła przy mnie.
- Bello, nie możesz się za to winić. To nie była twoja wina. To nie ty ich zabiłaś!
- Rose, zginęli, bo mnie znali! – Zaczęłam płakać bez łez. Edward wziął mnie w ramiona, jednak to mnie nie uspokoiło. Rosalie nadal do mnie mówiła:
- Nie mogłaś temu zapobiec, bo to nie twoja wina!
- To była moja wina. To przez mnie! – Spojrzała na mnie z bólem, a ja schowałam twarz w ramieniu Edwarda. Minął jakiś czas, aż usłyszałam, jak z mocą mówi:
- Przysięgam ci Bello, że ich pomścimy. – W jej oczach malowało się zdecydowanie i determinacja. Byłam poruszona. Uśmiechnęłam się z wahaniem.

Zostałam gwałtownie wyrwana z rozmyślań, gdy ktoś zaczął walić w drzwi. Trochę zdezorientowana Esme otworzyła drzwi. Usłyszałam tylko:
- Gdzie ona jest? – Charlie natychmiast wbiegł do pokoju i mocno mnie przytulił. – Och, Bello, jesteś cała!
Z ulgą również go objęłam. Nie wiedziałam nawet, jak długo już się nie widzieliśmy. Zapomniałam o rodzicach w tym całym zamieszaniu związanym z moją przemianą. Wiedziałam tylko, że Charliemu po wielu dyskusjach udało się przekonać mamę, że spokojnie może wrócić to Phila.
- Bella, tak mi ulżyło…
- Co się stało, tato? – Znałam odpowiedź, nim skończyłam mówić.
Dopiero teraz mnie puścił. Carlisle poprosił go by usiadł i tak też zrobił.
- Właśnie byłem w twojej szkole… Bello, tak mi przykro. Kilkoro uczniów znaleziono tam zamordowanych, to straszne… To była.. rzeź.
Raczej masakra.
Podczas gdy Charlie opowiadał, znów zaczęłam się zastanawiać. Jak możemy to zakończyć?
To pytanie ciągle mnie dręczyło, gdyż im więcej czasu zmarnujemy, szukając odpowiedzi, tym więcej ludzi zabije Victoria… tego byłam pewna. Ostatecznie to może być nawet mój ojciec! Moja rodzina!
Zdawałam sobie sprawę, że sami nigdy jej nie dopadniemy. Był tylko jeden sposób by powstrzymać tę krwawą zemstę…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marta Cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Gru 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tarnobrzeg

PostWysłany: Czw 0:07, 12 Sie 2010 Powrót do góry

Ten ff jest świetny (moim zdaniem ;p). Strasznie mi się podoba twoje tłumaczenie. Żałuję, że dopiero teraz zaczęłam go czytać . Co prawda rozdziały są krótkie, ale to nic, trudno. Nie mogę się doczekać następnej części. Wstawiaj szybko! ;D Nie wiem czy będzie to napisane dalej czy nie, ale jestem strasznie ciekawa kogo Victoria zamordowała.
Veny, cierpliwości i chęci do dalszego tłumaczenia
Marta ;*

edit: Możesz chociaż napisać kiedy pojawi się następny rozdział, chociaż mniej więcej? Proszę Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marta Cullen dnia Czw 23:12, 12 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 13:01, 12 Sie 2010 Powrót do góry

O TAK!!! rozdziały SĄ ZDECYDOWANIE ZA KRÓTKIE!
A tak po za tym, to ciekawy pomysł na ff, fajnie wykreowałaś Belle jako wampira i fabuła jest dość ciekawa. Literówek specjalnie nie znalazłam, gdzieś może ze trzy, ale ci nie przytoczę, bo tak się skupiłam na treści, że na zapis specjalnie nie zwróciłam uwagi! :)
Szybko się czyta, co także jest zdecydowanym plusem. Życzę czasu i chęci do pracy przy tym ff :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin