FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Zapomniany świat [NZ] Rozdział VII - 3.03 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Sob 22:56, 15 Maj 2010 Powrót do góry

Przychodzę z nowym rozdziałem po długiej przerwie, na pewno dłuższej niźli chciałam. Nie będę jednak płakać nad rozlanym mlekiem, mogę was tylko przeprosić i liczyć na to, że jakaś dobra dusza postanowi skomentować ten rozdział. Nie obejdzie się jednak bez podziękowań. Na początek dziękuję mojej drugiej połówce - Linie - za... wszystko chyba. Gdyby nie ty, twoje cudne groźby, to musiałabym zmieniać całą koncepcję, a ty uratowałaś Zapomniany świat przed klęską totalną. Dziękuję także .wymyślonej. za czepialstwo, to, że doprowadziłaś ten rozdział do stanu używalności i mimo braku czasu sprawdziłaś go. Ażeby nie było za mało podziękowań - dziękuję wam - drodzy czytelnicy - za miejsce w rankingu, którego kompletnie się nie spodziewałam i komentarze. Ażeby już dłużej nie przedłużać, zapraszam na piąty rozdział.

Wielbicieli gryzoni zapraszam po plik pdf. - [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział V
Foo Fighters - Pretender

beta: wymyślona

Alice leży na podłodze, policzkiem przytula się do chłodnej posadzki.
- Bella, Bella... - powtarza niewyraźnie, aż w końcu mantrę przerywa rozpaczliwy szloch, który z każdą chwilą staje się głośniejszy.
Przed oczami wciąż ma mężczyznę w kapeluszu wypowiadającego pamiętne słowa: „Jutro ktoś z twoich towarzyszy zginie”... „To wszystko moja wina. Gdybym nie bała się tak bardzo i poszła za nim, Bella nadal by żyła” - wmawia sobie, jednak nigdy nie dowie się, czy rozumuje słusznie. Nie ma już żadnych szans na wydostanie się spod rządów wampirów. Nie poddadzą się, bo nie mają ku temu żadnych powodów. Nikt na nich nie wpłynie ani nie przestraszy. Nie ma żadnej nadziei... Myśl ta sprawia, że uczucie porażki dociera do dziewczyny ze zdwojoną siłą. Teraz, gdy leży tuż obok zmasakrowanego ciała swojej najlepszej przyjaciółki, wspomnieniami wraca do pierwszego poranka po ujawnieniu się krwiopijców.

***

Alice obudziła się - jak każdego dnia - o siódmej rano. W podskokach pobiegła do kuchni, żeby zobaczyć, co jej mama przyrządziła na śniadanie. Pani Brandon znana była z umiejętności kulinarnych i to zawsze ona gotowała smakołyki na wszelkie uroczystości i spotkania.
Jakież było rozczarowanie i zdumienie dziewczyny, gdy spostrzegła pusty stół i szeroko otwarte drzwi wejściowe. Poranny uśmiech znikł z jej twarzy. Wiedziała, że coś jest nie tak. Pośpiesznie wsunęła stopy w puchate kapcie, owinęła się szczelnie szlafrokiem, wybiegła na zewnątrz i... zamarła. Przeraźliwy krzyk wydobył się z jej gardła, choć miała świadomość, że w niczym to nie pomoże.
Jej mama nie żyła. Z okaleczoną szyją leżała nieruchomo na trawniku przed domem.
Młoda dziewczyna nic z tego nie rozumiała. „Co się mogło stać?” - zastanawiała się gorączkowo - „przecież ludzie nie giną tak nagle bez przyczyny”... Była zrozpaczona i przerażona, nie mogła powstrzymać łez spływających po twarzy ani pozbyć się widoku matki – nawet gdy zamykała oczy, widziała jej ciało leżące w kałuży krwi.
Nogi same poprowadziły ją do pobliskiego domu. To tam zawsze szła, gdy miała jakieś problemy, potrzebowała pocieszenia bądź po prostu chciała z kimś porozmawiać. Biegła jak najszybciej, a każdy krok przynosił coraz to większą falę potu cieknącego po czole. Co chwilę potykała się o ludzkie zwłoki. Nie miała pojęcia, co się stało. Mama zawsze jej powtarzała, że mogłaby przespać wojnę, a i tak by się nie obudziła - wyglądało na to, że miała rację.
Gdy dotarła do małego, jednorodzinnego domku, czym prędzej szarpnęła za klamkę, by otworzyć drzwi.
- Bella! Bella! Gdzie jesteś? – wołała bezradnie dziewczyna. Chodząc po domu przyjaciółki, uświadomiła sobie, że w jednej chwili straciła wszystko. Jeszcze wczoraj śmiała się z mamą do rozpuku, a dziś musiała oglądać zwłoki ludzi.
Alice pędem pokonała większość pomieszczeń na parterze. Co chwila wykrzykiwała imię przyjaciółki z nadzieją, że ta pojawi się tuż obok i przytuli ją. Gdy zauważyła w kuchni wybite okno, zaczęła naprawdę panikować. W pozostałych pokojach nie doszukała się jakichś szczególnych znaków napaści. Jedynie bałagan, jakby ktoś próbował spakować się w pośpiechu. Dziewczyna powoli traciła nadzieję. "Przybiegłam za późno?" - zastanawiała się, wbiegając po schodach. Do oczu co chwilę napływały jej łzy, a oddech stał się płytszy i powoli przeistaczał się w szloch. Gdy w końcu dostrzegła tę brązową czuprynę, aż krzyknęła z radości, rzucając się w ramiona przyjaciółki.
- Och, jak się cieszę, że żyjesz – powtarzała przez długi czas.
- Musimy uciekać – powiedziała Bella. – Ta okolica nie jest bezpieczna. Moi rodzice nie żyją, a… - urwała, by dać upust emocjom i wziąć głębszy wdech.
- Moja mama też. – Nowa fala łez popłynęła po twarzy Brandon.
- Ukryjmy się w szkole. Oglądałam kiedyś program naukowy o tym, że to zwykle one służą jako wszelkie schrony.
- Dobrze – zgodziła się Alice, uznając potęgę tego planu.
Nastolatki złapały się za ręce i wybiegły z domu Swan w kierunku publicznej szkoły w Srock. Droga była nierówna, pełna pagórków, jednak zniknęły już z niej ludzkie ciała. Dziewczyny nie wiedziały, co o tym myśleć. Całe miasto wyglądało, jakby zapanowały w nim jakieś zmutowane istoty, zabijając przy tym znaczną część ludności. Przyjaciółki jednak nie poddawały się, biegły bez przerwy i nie puszczały swoich dłoni. Na drodze nie spotkały nikogo żywego. Aż do teraz. Zaskoczona Bella zatrzymała się i popatrzyła na blondynkę wzrokiem pełnym pogardy.
- Rosalie?
- Och, dziewczyny. Proszę was, proszę... – zaszlochała. – Czy mogę iść z wami? Cokolwiek tu jest, zabiło moją rodzinę.
Alice i Bella wymieniły zdziwione spojrzenia. Nie spodziewały się, że Rosalie Hale kiedykolwiek poprosi je o pomoc.
- Biegnij z nami – odezwała się w końcu Swan.


***

To już koniec. Może i zostało jej trochę czasu, ale cóż to za życie? Nie ma już nikogo, kto by ją kochał. Jasper to jedna wielka zagadka. Chciałaby powiedzieć, że jest nieuczciwy, kłamliwy, niemiły, ale nie może. Ilekroć o nim pomyśli, pojawia się żal, jednak gdzieś w głębi duszy wie, że chłopak robi wszystko, co w jego mocy, aby uratować jej życie. Naprawdę chciałaby być tak silna, jak on; nie płakać z byle powodu ani nie użalać się nad sobą. Nie wie jednak, czy stać ją na to. „Będę twarda, pójdę na dół i nie uronię już żadnej łzy” - obiecuje sobie Alice.
- Jasper – woła. Zbiega ostrożnie po schodach, wycierając uprzednio oczy rękawem bluzy. Po paru sekundach dociera do piwnicy i przeszukuje ją wzrokiem. Gdy dostrzega ciało chłopaka, cichy okrzyk radości wydostaje się z jej gardła. Choć wciąż leży bez ruchu, brunetka nie martwi się o niego, wie, że zaraz odzyska przytomność. Kuca przy nim i ujmuje za rękę. Kreśląc okręgi na skórze, wsłuchuje się w jego miarowy oddech.
W domu panuje cisza, jednak atmosfera nie jest już tak ciężka. O ile wcześniej czuć było jakiś niepokój i napięcie w powietrzu, to teraz, o dziwo, jest spokojnie. Alice puszcza dłoń chłopaka, by pójść po zimny okład, jednak on nie pozwala na to. Silny uścisk zaskakuje dziewczynę, nie sądziła, że tak szybko się obudzi.
- Zostań ze mną, proszę… Nie odchodź – mówi przerażony Jasper.
- Spokojnie. – Spogląda mu w oczy. – Nigdzie się nie wybieram, będę przy tobie tak długo, jak zechcesz. – Posyła pocieszający uśmiech w stronę blondyna, który uspakaja się nieco.
- Alice? – zaczyna po chwili niepewnie. – Co z dziewczynami?
Uśmiech znika z twarzy brunetki. Naprawdę bała się tego pytania, nie chciała go usłyszeć ani na nie odpowiadać. „Tylko nie płacz”, rozkazuje sobie.
- Bella nie żyje, a Rosalie nigdzie nie widzę. Pójdę jej poszukać, dobrze? - Zadowolona z brzmienia swojego głosu wstaje, nie czekając na reakcję kolegi.
Cullen podnosi się do pozycji siedzącej. Widzi, jak dziewczyna szybkim krokiem zaczyna wchodzić po schodach. Chciałby krzyknąć „poczekaj”, ale nie może być egoistą. Jedyne, co pragnie, to wyznać Alice swoje uczucia i uciec jak najdalej stąd. Nie może jednak tak zrobić, bo znalezienie Rosalie jest ważniejsze od jego zachcianek. Nagle coś sobie przypomina. Pośpiesznie wstaje z podłogi i otrzepując spodnie, biegnie za koleżanką i zatrzymuje ją, kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Gdzie jest… Bella? – pyta, zabierając rękę z jej barku. Patrząc na twarz Alice, przypomina sobie, jak bardzo jest wrażliwa. „Niepotrzebnie zadałem tak bezpośrednie pytanie”, myśli i nagle przytula ją do swojej klatki piersiowej. „Chcę po prostu zapobiec atakowi histerii”, tłumaczy się przed sobą, ale naprawdę nie wie, dlaczego tak zrobił. Może chciał ją pocieszyć, pokazać jej, że nie jest sama, a może po prostu wykorzystać okazję, by choć przez chwilę poczuć ciepło jej ciała?
- Kuchnia – jąka dziewczyna bliska płaczu. „Bądź twarda, bądź twarda. Nie pozwól tym głupim łzom popłynąć po swojej twarzy!”, myśli. W jego ramionach czuje się taka bezpieczna, wie jednak, że nie powinna się do niego przywiązywać, bo nie ma to żadnego sensu. Czym prędzej odpycha Jaspera, mówiąc:
- Idę poszukać Rosalie.
Biega po domu, zaglądając do wszystkich pokoi. Ciężko dyszy ze zmęczenia, ale nie poddaje się. Myśli o postawie Jaspera, próbuje sobie wmówić, że ta zmiana zachowania jest chwilowa i zaraz znowu stanie się tym aroganckim dupkiem, którego zna. Nie potrafi jednak tak rozmyślać o tej sprawie. Nie rozumie, czemu chłopak ją przytulił, jednak spodobało jej się to i miała ochotę zostać w jego ramionach na dłużej.
- Alice, idź do łazienki na pierwszym piętrze. Tam znajdziesz koleżankę. – Dziewczyna obraca się ze strachem i rozgląda po pomieszczeniu. Zna ten głos, słyszała go już wcześniej tam, na dworze. Słyszała, ale nie rozpoznała.
- Babciu, to ty?
Prawda wydaje jej się nagle tak oczywista…
- Tak, kochanie. Rosalie potrzebuje towarzystwa, idź z nią porozmawiać.
Alice jest szczęśliwa. Nie sądziła, że jej „dar” może okazać się pomocny. Wcześniej uważała go za przekleństwo, jednak teraz słowa bliskiej osoby bardzo jej pomogły, dodały otuchy i pewności siebie.
- Babciu, jak ty to robisz? – niemal wyśpiewuje.
- Och, to proste. Obie jesteśmy medium.
- Zostaniesz ze mną?
„Odpowiedz tak, odpowiedz tak” - myśli. Jest gotowa wiele poświęcić dla jej towarzystwa. Pragnie słyszeć codziennie ten spokojny głos.
- Muszę wracać, ale wystarczy, że mnie zawołasz, a spróbuję przyjść. Nie opuszczę cię, póki nie będziesz bezpieczna. – Następuje chwila ciszy. – No, idź już, dziecinko, idź już.
Alice spełnia prośbę babci i niechętnym krokiem podąża w stronę łazienki. Chciałaby krzyknąć, aby sprawdzić, czy nadal tu jest, ale podświadomość podpowiada jej, że została sama. Dziewczyna zdaje sobie sprawę, że jeśli jakiś duch przebywa w pobliżu, ma wrażenie, jakby ktoś ją obserwował, czuje czyjąś obecność. Wie, że takie rzeczy działy się od dawna, jednak zawsze myślała, że to tylko złudzenie.
W końcu dochodzi do drzwi, niechętnie puka w nie pięścią i wchodzi, nie czekając na pozwolenie.
- Co ty tu robisz? – warczy blondynka.
- A jak myślisz? - pyta Alice, jednak nie daje koleżance szansy na odpowiedź. - Wcale nie przyszłam tu, by cię denerwować. Po prostu… martwiłam się. Kimkolwiek się stałaś, kiedyś byłaś moją przyjaciółką i skoro cała nasza trójka utknęła w tym gównie, musimy trzymać się razem. Bella nie żyje, a Jasper jest naprawdę zrozpaczony, więc proszę cię, niczego nie utrudniaj. – Jest dumna ze swoich słów, głos jej nie zadrżał, a z oczu nie popłynęła ani jedna łza.
- Powiedział ci już prawdę, tak? – dopytuje się Rosalie.
- Proszę?
- Nieważne. Słuchaj, naprawdę przykro mi z powodu Belli, ale to wszystko… nie dla mnie. Nie mogę zostać w tej norze ani chwili dłużej.
- Że co?
- Och, nie udawaj głupszej, niż jesteś. Mi zależy na przeżyciu, obojętnie w jakiej formie, więc wychodzę z tego domu. Wychodzę! Sama! Nie szukajcie mnie!
Alice nie jest jednak w wielkim szoku. Wiedziała, że Rose należy do najbardziej egoistycznych osób i jest zdolna do wszystkiego.
- Zaczekaj! – krzyczy, jednak jej towarzyszki już nie ma. Może i powinna pobiec za nią, jednak nie jest w stanie zmusić się do jakiegokolwiek ruchu. Wie, że to na nic.

Dopiero po paru minutach niepewnie stawia pierwszy krok i powoli schodzi po schodach, wołając przy tym swojego kolegę. Kiedy zauważa blond czuprynę, jej serce zaczyna szybciej bić - boi się opowiedzieć o tym, co zaszło na górze.
W końcu staje przed chłopakiem i patrząc mu w oczy, wypala:
- Rosalie odeszła.
Jasper marszczy czoło, a z jego gardła dobywa się westchnienie. Już ma zacząć krzyczeć, jednak opanowuje się, nie chcąc przestraszyć Alice kolejnym wybuchem złości.
- Pokłóciłyście się?
- Nie. Może i jej nie lubię, ale to nie znaczy, że będę ciągle się z nią kłócić. – Bierze głęboki wdech. – Wydaje mi się, że ona chce stać się wampirem.
- Co? – wykrzykuje zaskoczony chłopak.
Alice nie ma zamiaru streszczać wydarzeń, które miały miejsce w łazience. Odejście Rose nie zaskoczyło jej jakoś szczególnie – wiedziała, że jej koleżanka zrobi wszystko, aby tylko przetrwać.
- Mówiła, że chce przeżyć... obojętnie w jakiej formie.
- Och - wyrywa się Jasperowi.
Następuje chwila milczenia, podczas której każdy pogrążony jest w swoich rozmyślaniach. Chłopak naprawdę docenia teraz obecność Alice i to, że chce z nim zostać – nawet jeśli przyjdzie jej za to zapłacić życiem. Pragnie ją pocieszyć, wynagrodzić jakoś to, że z nim została, że nie poszła za Rosalie. W końcu uśmiecha się do dziewczyny i mówi:
– Zapomnijmy o niej. Mam pomysł. Zaufaj mi, Alice, pokażę ci coś.
Bez słowa wyjaśnienia łapie ją za rękę i ciągnie w stronę schodów. „Znowu”, myśli dziewczyna. W ciągu ostatnich dni naprawdę zdążyła znienawidzić piwnic i wyższych kondygnacji budynków. Nie wie, czemu blondyn prowadzi ją z uśmiechem na twarzy i nie ukrywa - przeraża ją to. Ma wrażenie, że Jasper znowu pragnie się do niej zbliżyć, że opuszcza swój „mur” i czeka, aż Alice zrobi to samo. Kiedy dochodzą do białych drzwi, otwiera je kopniakiem.
- To mój pokój – odzywa się wesołym tonem.
- Och, ale… - zaczyna brunetka. Rozgląda się po pokoju i jej wzrok przykuwa półka. – To twoje książki?
- Tak – odpowiada z uśmiechem Jasper. – Możesz spokojnie się rozejrzeć.
Naprawdę nie podejrzewała go o taką wrażliwość. Zawsze ceniła sobie osoby interesujące się literaturą. Uświadamia sobie jednak, że to nie czas na pogawędki o błahostkach.
- Nie – odpowiada na wcześniejsze słowa chłopaka. - W końcu przyszliśmy tu z innego powodu, prawda?
- Masz rację, chciałem wyjaśnić ci tę całą sytuację z moją rodziną. To wszystko musi być dla ciebie nieźle pogmatwane...
Alice tylko kiwa głową. Obydwoje siadają na łóżku i wpatrują się wyczekująco w swoje oczy, jak gdyby zahipnotyzowani. Dopiero chrząkniecie Jaspera wybudza brunetkę z transu.
- Moja siostra miała dwanaście lat, gdy zginęła. Nazywała się Lexi i była naprawdę do ciebie podobna. Ten sam kolor oczu, włosów... Łączy was jeszcze jeden fakt: obie potraficie wywołać u mnie uśmiech.
Alice widzi po wyrazie jego twarzy, że niełatwo jest mu mówić o sobie.
- To dlatego mnie unikałeś? Bałeś się, że będziesz musiał oglądać moją śmierć, kiedy tak bardzo ci ją przypominam? – pyta niepewnie.
- Nie, nic z tych rzeczy. To Rosalie powiedziała mi, że…
- Błagam! Nie kończ! Opowiedz lepiej o swojej siostrze.
- Alice, ona powiedziała, że chcesz mnie wykorzystać. Byłem głupi, bo jej uwierzyłem. Dopiero kiedy chciałaś rzygnąć, widząc tego trupa, pomyślałem, że nie byłabyś w stanie mnie zabić. – Widząc spojrzenie dziewczyny, kontynuuje. – Wybacz, że to powiedziałem, ale naprawdę chciałem, żebyś wiedziała. A co do mojej siostry... – Przepełniony goryczą śmiech wydostaje się z jego gardła. – Ona zginęła tutaj, w tym pokoju.
Oczy Alice zachodzą mgłą.

***

W pokoju panuje ciemność. Dopiero kiedy Alice przyzwyczaja się do braku światła, zauważa małą postać w kącie, która – ewidentnie przerażona - obejmuje się rękoma, szlochając. Podchodzi do dziewczynki i w pocieszającym geście kładzie rękę na jej ramieniu.
- Nie płacz – mówi, jednak ona nie dostrzega jej, nie czuje dotyku, nie słyszy głosu. Przestraszona i zdumiona szatynka odsuwa pod ścianę.
- Wiem, że tam jesteś, Lexi! – krzyczy jakiś mężczyzna. – Wyjdź stamtąd, to nic ci nie zrobię! – Ten głos wydaje się Alice znany, jednak nie może dopasować go do żadnej osoby. – Sama tego chciałaś! – woła w końcu ów ktoś zza drzwi, łapiąc za klamkę i wchodząc do pomieszczenia.
Alice zna go. Zna, ale usiłuje wmówić sobie, że się myli, a ta osoba jest tylko podobna do spotkanej w szkole zjawy w kapeluszu. Zakrywa sobie usta ręką, by nie wydać żadnego dźwięku.
- Doigrałaś się, słoneczko – szepcze intruz, podchodząc do dziewczynki. Wyciąga zza paska mały pistolet, odbezpiecza go i wymierza w stronę Lexi. Alice krzyczy i wpada w ciemną otchłań.

***

Choć wie, że wszystko już się skończyło, nie może się uspokoić. Nadal ma przed oczyma tę scenę. Mija kilka minut, zanim udaje jej się zapanować nad krzykiem i otworzyć powieki. Zaskoczona stwierdza, że leży na łóżku, a nad nią pochyla się chłopak, przyglądając się jej z niepokojem.
- Alice? – mówi Jasper drżącym głosem. – Co się stało?
- Ja… widziałam to... Widziałam, jak zabijają twoją siostrę!
- Ale...
- Nie ma żadnych „ale”, musisz mi zaufać – przerywa mu ostrym tonem. – Zabił ją mężczyzna w kapeluszu. Wiem, co widziałam – nie ustępuje. Jest pewna, że nie zwariowała ani nie wyobraziła sobie tej sceny. - Proszę... Ufasz mi?
Patrzy niepewnie na blondyna. Ma nadzieję, że jej uwierzy, choć nie ma ku temu żadnych powodów. Wie, że zachowała się nieodpowiedzialnie i martwi ją to, bo teraz ich stosunki mogą się pogorszyć, ale jest też z siebie dumna. Krzyczała, to prawda, jednak była konsekwentna i nie płakała. Postawiła sobie cel i dążyła do niego.

Chwile oczekiwania na słowa Jaspera dłużą się Alice potwornie. Patrzy w jego oczy i widzi, jak podejmuje decyzję.
- Ufam ci. Naprawdę nie wiem, co się z tobą dzieje, jednak wierzę, że nie mogłabyś mnie okłamać. – mówi. - Wyjaśnisz mi, co się w ogóle stało? – dodaje po chwili.
- Podobno jestem medium. Te mury kryją pewną historię, a ja przypadkiem nawiązałam kontakt z… tym domem, mogłam odkryć jego tajemnicę. Tak zawsze mówiła moja babcia, jednak wtedy jej nie wierzyłam.
- Jak długo to trwa?
- Dłużej niżbym chciała – szepcze Alice, a wtedy Jasper przytula ją w pocieszającym geście.
- Chciałbym ci coś powiedzieć. Wiem, że poznaliśmy się w niemiłych okolicznościach, a ja nie jestem ideałem, tylko facetem, który beztrosko siedział w pubie, kiedy jego siostra walczyła o życie.
- Do czego zmierzasz? – pyta zaciekawiona dziewczyna.
- Nigdy nie spotkałem się z kimś takim jak ty. Naprawdę cię lubię. – Przenosi wzrok na brunetkę i patrząc w jej oczy, mówi pewnym, donośnym głosem: - Pierdolić to... kocham cię.
Alice jest zaskoczona. Nie wierzy, że to dzieje się naprawdę. „Co czuję do Jaspera?”, zastanawia się, aż nagle wybucha śmiechem. Blondyn patrzy na nią, wyraźnie dotknięty.
- Przestań – woła zdenerwowany. – Powiedz po prostu, że mnie nie kochasz, nie musisz od razu się ze mnie śmiać.
Alice wyciera łzy i ignorując chłopaka, mówi:
- Nikt wcześniej nie wyznał mi czegoś takiego. To był po prostu… szok. Ale wiesz co? Ja ciebie też. – Zaczyna chichotać.
Nagle Jasper kładzie ręce na jej biodrach i unosi ją do góry. Dziewczyna w jednej chwili przestaje się śmiać, myśląc, że chłopak zrzuci ją na podłogę, jednak zamiast bólu spowodowanego upadkiem czuje pod sobą miękkie ciało. To, co widzi, gdy odwraca głowę, wywołuje u niej kolejną falę chichotu.
- Ty głuptasie – mówi, śmiejąc się coraz bardziej z powodu łaskotania przez Jaspera. – Nie lubię cię!
- Wręcz przeciwnie, ty mnie kochasz – szepcze chłopak, uśmiechając się.
Alice podnosi tylko głowę i patrząc mu w oczy, posyła promienny uśmiech. Wierzy teraz, że wszystko będzie dobrze. Tu, teraz, w tych silnych ramionach.

***
Mój wen jest głodny i mówi, że nie będzie pracował niedoceniony Laughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paramox22 dnia Wto 7:31, 26 Paź 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
LinaNebamon
Nowonarodzony



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Słupsk

PostWysłany: Pon 21:51, 17 Maj 2010 Powrót do góry

No nareszcie!!
nareszcie wstawiłaś rozdział!!!! Niedobra TY//
Nareszcie Jasper otworzył się na Alice
Nareszcie Rosalie sobie poszła.
Nareszcie Bella umarła (Nie żebym miała coś przeciwko Belli. Kocham ją, ale w ZŚ Bells mi tylko przeszkadzała i pałętała się „pod nogami”.)
Nareszcie pozwoliłaś się wykazać Kapelusznikowi. Brawa dla tego Pana!
Nareszcie mamy prawdziwą LOVESTORY

NO I OFC jak zwykle Brawa dla Paramox i jej wena:
- patrz punkty „NARESZCZIE”
- za styl… uuuu… Wiem, że to mówiłam.. Wiem, że powtarzanie się jest wkurzające. JEDNAk musze to powiedzieć… TO SIĘ CZYTA LEKKO… BARDZO LEKKO
-za dialogi i uczucia bohaterów.

I na koniec… JEST CORAZ LEPIEJ… Wiem. Powtarzam się….
Buziaki dla wena
LINA N.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Dropout
Wilkołak



Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 183
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 18:33, 21 Maj 2010 Powrót do góry

Strasznie zaciekawił mnie tytuł. Zapomniany świat? Wchodzę w to! :) Zaczęło się od prologu. Krótko, ale ciekawie. Cóż, czy to może chodzi o Sulpicię i Ara? Nie wiem dlaczego, ale po przeczytaniu wszystkich pięciu rozdziałach nasunęło mi się to na myśl. Po pierwszym rozdziale myślałam może, że chodzi o Bellę, ale jak widzę jest to ff o Alice i Jasperze, a że on zabije ją to wątpię... Chociaż?
Od samego początku zobrazowałam sobie to wszystko. Zamknięta szkoła, trójka przyjaciółek walczących o przetrwanie. Rosalie? Rosalie jest tą złą, która chce jedynie przeżyć. Ale jaką może mieć pewność, że wampiry ją przemienią? Przecież i tak jest już ich dużo. Zdziwiło mnie zabicie Belli... Była podporą na Alice, ale jak widzę wolałaś ją połączyć z Jasperem, bez przyjaciółek.
Strasznie podoba mi się ten chłopak! To znaczy jego charakterek. Jego chęć przetrwania, to się ceni.
Alice jest... beksą. Jest słaba, to ona powinna odpaść tak na serio. Cieszę się jednak, że przeżyła. Człowiek w kapeluszu jest itrygujący. A skoro to duch jak może oddziaływać na ludzi? No cóż... Może temu "kapelusznikowi" Alice przypomina siostrę Jaspera? Hmm...
Wampiry! Achh. Takie prawdziwe wampiry, nie jakieś pseudowampiry. Strasznie mi się podoba ich kreacja, taka z horroru Wink
Podoba mi się strasznie twój styl, lekki, przyjemnie się czyta. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów!
Pozdrawiam Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Wto 7:58, 26 Paź 2010 Powrót do góry

POST Z 23-ego maja

LinaNebamon, czy zdziwię cię, gdy powiem, że rozbawiłaś mnie tym „nareszcie”? Lubię bardzo Twoje komentarze, bo są bardzo wesołe i pełne optymizmu. Cieszę się, że czyta się lżej, pamiętasz, co ci kiedyś powiedziałam na ten temat? Co najważniejsze, cel osiągnięty. Dzięki za komentarz.

Patrycja, nie spodziewałam się, że zyskam nowego czytelnika. Dzięki. Przyznam, że wzbudziłaś we mnie małe wyrzuty sumienia, bo zaczęłaś czytać to opowiadanie, gdy ja je zawieszam. Ciekawe spostrzeżenie dałaś co do Rosalie, jednak powinnam, mimo wszystko, siedzieć chyba cicho i nie mówić, czy słuszne. Jeśli chodzi o prolog, to, nie ukrywam, ale chodziło mi o pewnego rodzaju zamęt, aby czytelnik nie wiedział, o kim jest mowa. Przyznam, że nigdy nie lubiłam Belli, książkową na początku tak, ale ludzie zaczęli ją plątać z tą filmową, która w żadnym stopniu mi się nie podoba. Jednak cieszę się, że ją zabiłam, bo był to czyn, według mnie, odważny, a sam wątek dodał trochę akcji i zagadek. Co do „kapelusznika” – on jest człowiekiem. Był pewien moment, w którym babcia ostrzegła Alice i powiedziała jej, że ten mężczyzna ją wykorzystuje. To że zranił Jaspera, potwierdza jego człowieczeństwo, jednak posiada on dodatkową umiejętność – teleportację. Dzięki za komentarz.


Przyszłam jednak ogłosić, że zawieszam Zapomniany świat. Powód? Nie widzę dalszego sensu kontynuowania opowiadania, gdy mało kto je czyta. Po co mamy się wszyscy męczyć, jak można po prostu odpuścić? Wink Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. Ja tam rozumiem, że niektóre rzeczy po pewnym czasie nam się nudzą, nawet ja nie jestem już tak strasznie przekonana o świetności planów kolejnych rozdziałów, nie tak, gdy zaczynałam przygodę z pisaniem. Cóż mogę jeszcze rzec? Dziękuję za wszystkie wcześniejsze komentarze, które dały mi chęć do pisania, a także ponownie wymyślonej za to, że tyle ze mną wytrzymałaś. Przyznam, że sprawiliście, że dobrze się bawiłam podczas tej pseudopisarskiej kariery, nawet jeśli nie piszę najlepiej, to nie zarzucę sobie jednej rzeczy – nie próbowałam.
Nie widzę potrzeby zapewniania, że wrócę, bo sama nie wiem, czy to zrobię.
Chciałabym polecić wam piosenkę, która świetnie opisuje historię Zapomnianego świata, ale nie mogę, bo zdradziłaby ona treść tych nienapisanych, dalszych rozdziałów. Jeśli ktoś chce, wstawiam tu link do piosenki, przy której poprawiałam piąty rozdział – scenę końcową. Pomogła mi w pewnym rodzaju wczuć się w bohaterów, gdy miałam z tym problem.

Miłego dnia,
paramox

EDIT Z 25-ego października

Od czego by tu zacząć...
Zapewne będę pisać stek bzdur, ale zdarza się - każdego szkoda. Powiem wam, że jestem zdziwiona tym, że znowu jestem na tym forum, w tym wątku. Nie sądziłam, że powrócę do pisania, myślałam, że nie sprawia mi to przyjemności, ale spróbowałam dać sobie jeszcze jedną szansę i jakoś poszło - to dziecko nie będzie już dłużej zaniedbywane. Rodzinka w postaci wyrodnego ojca (którym jestem niestety ja), wspaniałego ojca chrzestnego (Kai znanej jako wymyślonej) i Liny Nebamon jako matki postanowiła zaopiekować się tym bękartem. Co z tego wyjdzie? Zobaczmy. Możliwe, że to dziecko będzie co chwile chodzić w tango, ale jedno jest pewne - nie zostawimy go na razie, a ja postaram się doprowadzić to do końca.
Stwierdziłam, że warto doprowadzić to opowiadanie do końca, jesteśmy w większej połowie i szkoda to zostawiać, zaprzepaścić pracę moją i wymyślonej. Gdy się tak pomyśli, to praca nad tymi pięcioma rozdziałami musiała zająć szmat czasu, więc nie wypada chyba, aby ZŚ leżał sobie dłużej w dziale dla zawieszonych opowiadań.
Na tym etapie chciałabym bardzo podziękować wymyślonej za to, że ponownie postanowiła zająć się tym tekstem i wytrzymuje mimo błędów, jakie musi poprawiać (a wiem, że jest ich dużo, nie kłóć się xD). Wiesz, że jesteś najlepsza? No dobra, teraz już wiesz.
Powracamy więc oto w tym samym składzie i przedstawiamy wam kolejny, już szósty, rozdział. Pragę zachęcić was także do słuchania playlisty w trakcie czytania.


Opowiadanie można również znaleźć na gryzoniu:
[link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział VI

Mellowdrone - Fashionably uninvited
beta: wymyślona

5 sierpnia, Srock w Azji

Alice powoli otwiera oczy i próbuje przekręcić się z pozycji, w której teraz leży. Po chwili uświadamia sobie, że jest to niemożliwe, bo czyjeś ręce ściśle oplatają ją w talii. Westchnienie wydobywa się z jej gardła, gdy przypomina sobie, że zasnęła w ramionach Jaspera. "Tak, spało mi się bardzo wygodnie" - myśli, a na jej twarzy pojawia się uśmiech. Delikatnie wyswobadza się z uścisku i opuszcza łóżko. Niecierpliwie rozgląda się po pokoju w poszukiwaniu zapasów jedzenia, które wczoraj chłopak wniósł na górę, aby nie musieli schodzić do kuchni i rozpamiętywać wydarzeń z minionych dni. Gdy odnajduje wzrokiem brązowy karton, na palcach rusza w jego stronę po drewnianych panelach, starając się nie obudzić blondyna niepotrzebnym hałasem.

Siada ostrożnie na podłodze i zaczyna jeść śniadanie. Po chwili wstaje i przemierza dom w poszukiwaniu łazienki, gdzie ostatni raz widziała swoją przyjaciółkę Rose. "Ciekawe, co ona teraz robi...", zastanawia się. Patrząc w lustro, wzdycha - nie prezentuje się dobrze. Ściąga więc z ręki gumkę do włosów i próbuje związać odstające na wszystkie strony kosmyki do luźnej kitki. Nie należy to do najprostszych czynności, bo włosy Al sięgają zaledwie do miejsca, gdzie kończy się szczęka. Ponownie zerka w lustro, zastanawiając się nad tym, czy doprowadzanie swojego wyglądu do porządku ma w ogóle jakiś sens, skoro może okazać się zadaniem niewykonalnym. Przemywa więc tylko twarz zimną wodą. Po swojej lewej stronie dostrzega suche ubrania Jaspera. Czym prędzej zdejmuje swój brudny, naderwany t-shirt i zakłada jego bluzę, nie przejmując się pozwoleniem na jej pożyczenie. Jest zdecydowanie za duża, ale dziewczynie to nie przeszkadza. Wraca do sypialni, gdzie Jazz już na nią czeka.

- Hej, Jasper - odzywa się nieśmiało. - Poszłam do łazienki i...

- Naprawdę dobrze wyglądasz w mojej bluzie. - Chichot wydostaje się z jego gardła. Wstaje i podchodzi do dziewczyny. - Cholernie dobrze - mówi jej cicho do ucha, przytulając ją. Po chwili lekko odsuwa od siebie dziewczynę i patrzy jej głęboko w oczy. - Alice, dziś wieczorem opuścimy mój dom, nie możemy tu dłużej przebywać, to niebezpieczne.

- Dobrze, spodziewałam się tego - odpowiada pewnie brunetka, na co chłopak delikatnie całuje ją w czoło. - Możemy porozmawiać?

- O czym?

- Posłuchaj... Pamiętasz ten moment, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy? - Przez chwilę patrzy mu w oczy, a gdy blondyn kiwa głową, kontynuuje. - Skąd znałeś wtedy moje imię?

Następuje chwila ciszy. Alice jest bardzo zdenerwowana, nie wie zbyt wiele o Jasperze i boi się tego, co może usłyszeć. Dodatkowo nadal po głowie chodzi jej pewna scena z przeszłości, a dokładniej jedno zdanie: "Pokaż mi swoją rękę, Alice". Doskonale pamięta, że nie zdradziła wtedy swojego imienia chłopakowi, a jednak on znał je.

- Ale jesteś spostrzegawcza - mówi i wybucha śmiechem. Dopiero po chwili dostrzega przerażoną minę dziewczyny i uświadamia sobie, że może mieć go za jakiegoś psychopatę. - Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć... - Stara się uspokoić, ale jest to bardzo trudne.
Gdy wreszcie udaje mu się, zaczyna opowieść:

- Mój tata był szanowanym doktorem. Trzy miesiące temu nagle zaczęło ginąć coraz więcej zwierząt, ale nikt nie zwrócił na to uwagi, ludzie raczej nie przejmują się takimi sprawami. Jednak pewnego dnia do szpitala trafiła kobieta w bardzo złym stanie, straciła mnóstwo krwi. Musiała zostać zaatakowana przez jakieś zwierzę. Lekarze nie byli w stanie jej pomóc. Wszyscy uznali to za wypadek z winy człowieka - ot, kolejna lekkomyślna osoba weszła na terytorium niebezpiecznych zwierząt, to musiało się źle skończyć. Nie mieli innego wytłumaczenia. Jednak wypadki powtarzały się. Zainteresował się nimi pewien uzdolniony agent z policji, który był przyjacielem mojego ojca. Mówił, że przyszedł do niego jakiś szaleniec, który uważał, że jest wampirem i chce, aby zabito go drewnianym kołkiem. Oczywiście policjant nie zrobił tego. Po paru dniach mój kolega zginął. Jego rodzina twierdziła, że był niezrównoważony psychicznie i zabił się zaostrzonym kawałkiem drewna. Może to było głupie, ale przygotowałem kołki na wszelki wypadek. Gdy wystąpili ci ludzie w telewizji, postanowiłem nie dopuścić do kolejnych zbrodni, ale to chyba niemożliwe. - Jazz wypuszcza powoli całe powietrze z płuc i patrzy na Alice.

Dziewczyna rzuca się na niego tak, aby po chwili leżeć na nim na łóżku. Pochyla się i zaczyna całować go w usta. Odrywa się od Jaspera dopiero, gdy musi zaczerpnąć powietrza.

- Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło na myśl, że nie jesteś świrem - chichocze.

- Na pewno. - A powiesz mi, skąd znałeś moje imię?

- Nie wystarczy już ci tego przesłuchania? - Uśmiecha się blondyn.

- No dobra - odpowiada Alice, a jej ciało trzęsie się od niepohamowanego ataku śmiechu. - Zaraz wracam. Nie uciekaj nigdzie - mówi, puszczając mu oczko.

Gdy mija próg drzwi, zatrzymuje się i odwraca się na pięcie w kierunku Jaspera.

- Ale nie śledziłeś mnie nigdy, prawda? - pyta już z poważniejszą miną.
Chłopak udaje, że zastanawia się nad odpowiedzią, po czym znienacka rzuca poduszką w dziewczynę.

- Ty lepiej idź już tam, gdzie masz iść - odzywa się żartobliwym tonem.
Idąc do łazienki, Alice ma wrażenie, że coś słyszy. Dziwne odgłosy sprawiają, że zatrzymuje się, przerażona. Stoi tak parę sekund, natężając zmysły i uważnie nasłuchując jakichkolwiek dźwięków. W końcu rusza dalej przekonana, że to tylko zmęczony umysł płata jej figle.

Zaczyna zastanawiać się nad tym, ile jeszcze czasu dane jej będzie spędzić z Jasperem. "Zapewne niewiele", stwierdza. Ciekawe, co by było, gdybym spotkała go w świecie bez wampirów "Może bylibyśmy naprawdę szczęśliwi...". Rozmyślania przerywa jej głos. Ten głos.

- Alice, miej litość i przestań myśleć o głupotach - przemawia jej babcia rozzłoszczona. - Lepiej skup się na tym, że musisz wykorzystać czas, który został wam ofiarowany i rusz się, idź do niego!

- Babcia? - pyta dziewczyna, po czym wzdycha: "To takie do niej podobne- troskliwa i uparta". Kręcąc głową, kieruje się do sypialni.
- Alice? Zaczekaj chwilę - milknie na chwilę. - Powodzenia - szepcze czule, po czym jej głos zanika.

"Zdecydowanie mi się przyda" - myśli brunetka, idąc do pokoju Jaspera. Jest bardzo zdziwiona, gdy nie zastaje w nim chłopaka.

- Jazz, gdzie jesteś? - krzyczy spanikowana.

Oddycha głęboko, próbując się uspokoić. Przecież w tak krótkim czasie nikt nie mógł go porwać ani z nim walczyć. Pominąwszy mężczyznę w kapeluszu...

- O nie - mamrocze, zbiegając po schodach na parter, gdzie ponownie woła swojego przyjaciela. Przerażona biega po domu w poszukiwaniu blondyna. Gdy czyjaś ręka dotyka jej ramienia, zaczyna krzyczeć. Jest bardzo blisko od napadu histerii.

- Spokojnie, nic się nie stało - mówi chłopak, a Alice z ulgą wtula się w jego tors. - Nie płacz już.

Nie zdawała sobie sprawy z tego, że łzy płyną po jej twarzy, póki nie zaczął wycierać ich kciukiem.

- Przygotowałem wszystko na wieczór. Chodźmy teraz spać, trzeba odpocząć przed naszą wyprawą.

Alice chwyta rękę przyjaciela i razem wchodzą do jego pokoju, aby udać się na krótką drzemkę. Kładą się na łóżku i wtuleni w siebie, słuchają swoich oddechów.

- Przeżyjemy jutro, prawda, Jasper? - pyta dziewczyna cichym głosem, jednak wydaje jej się, że chłopak już śpi.

- Tego nikt nie wie. Dobranoc - odpowiada Jazz sennym tonem po dłuższym milczeniu.

- E tam, nie słuchaj się go, przeżyjecie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Paramox22 dnia Wto 13:07, 26 Paź 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
LinaNebamon
Nowonarodzony



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Słupsk

PostWysłany: Pią 12:58, 29 Paź 2010 Powrót do góry

Cieszę się, że zmobilizowałaś swojego wena do zakończenia historii. Ej co się stało z ciałem Belli?? Bo nie pamiętam.. czy ono nadal tam sobie leży i gnije?? Kurde musze chyba odświeżyć pamięć. Ale to twoja wina Kochanie (czyt. Paramox) bo za długo mi kazałaś czekać na ciąg dalszy, przez co mój Alzheimer się ujawnił :P. Jeśli chodzi o ten rozdział to musze powiedzieć, iż mi osobiście bardzo odpowiada ta sytuacja, w której się teraz bohaterowie znaleźli. Ta ich bliskość, przebywanie sam na sam bez żadnych rozpraszających osób. Taaak… I like it. Jednak troszeczkę hmm… dla mnie jest ta babcia niezręczna.. hahaha No bo przecież ona sobie cały czas patrzy, zero intymności UWAGA KOSMATE MYŚLI Zmierzam do tego, że dopóki ona patrzy, to nie będzie większych zbliżeń.. No ale ogólnie atmosfera jest (patrz: „Naprawdę dobrze wyglądasz w mojej bluzie. Cholernie dobrze.”) :D NO ogólnie mi się podoba. Przed przeczytaniem bałam się, że może zmienisz koncepcję, styl pisania i ogólnie zapanuje zero romantyzmu i zbliżeń na rzecz grozy i strachu, ale moje obawy się ulotniły już po pierwszych dwóch linijkach tekstu.
Podsumowując, jestem zadowolona z rozwoju tego bachorka. Tak trzymaj!
Buziaki
Lina


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Czw 22:50, 03 Mar 2011 Powrót do góry

Dobry wieczór.
Już nie wiem, jak się tłumaczyć. Jeśli ktokolwiek czekał na kolejny rozdział, to cholernie przepraszam. Jesteśmy blisko końca i jeśli wszystko dobrze pójdzie, to czeka nas jeszcze jedna aktualizacja. Jestem zmotywowana, toteż nie powinno być z tym problemu. Jeszcze raz przepraszam. Standardowo znowu pragnę podziękować wymyślonej za to, że męczyła się z tym dzieciakiem i postawiła to na nogi. Dzięki.

Zaraz pojawi się wersja w pdf. tu:
[link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział VI

Red Hot Chilli Peppers - Californication
beta: wymyślona

29 sierpnia, Srock
Ulice Srock zmieniły się. Wszystkie ciała, które leżały na ulicy, zostały schowane lub spalone. Doły zakopano, ale nadal stanowią zagadkę. Na pierwszy rzut oka można by powiedzieć, że okolica wygląda normalnie i że nic nigdy się tu nie stało, gdyby nie wspomnienia o zbrodniach w umysłach niewinnych, bezbronnych ludzi. Po bliższych oględzinach można jednak stwierdzić, że miasto nie prezentuje się dobrze. Chodniki są pokryte zaschniętymi plamami krwi, całość wygląda przerażająco, choć nie tak bardzo jak za czasów Ujawnienia. Wszyscy czują, że coś wisi w powietrzu – jakby groźba nadchodzącego nieszczęścia. Atmosferę podkreśla ciemne niebo z chmurami wiszącymi tak nisko, że w jednej chwili mogą zrzucić na mieszkańców ulewny deszcz.
Zszokowany Jasper rozgląda się dookoła. Wprawdzie miał świadomość, że ulice mogą wyglądać zupełnie inaczej, ale nie dopuszczał tej myśli do siebie. Jak bardzo może zmienić się miasto w zaledwie kilkanaście dni? Był pewien, że niewiele, jednakże mylił się.
Kręcąc głową z niedowierzaniem oddala się od swojego domu i w skupieniu przygląda się miejscu, gdzie prawdopodobnie niedawno została przywieziona ziemia. „Po co, do cholery, wykopano te doły?”, myśli pełen sprzecznych emocji. Tworzy coraz to nowe teorie – niektóre bardziej, niektóre mniej prawdopodobne. Gdy wreszcie wszystko ukłąda mu się w głowie, czuje, że jego kolana stają się miękkie. Z żałosnym jękiem pada na ziemię

Alice jest zdenerwowana. Próbuje do niego podbiec, jednak zaczyna powoli wstawać i unosi rękę, aby pokazać, że nic mu nie jest.
- Jasper, chodźmy stąd - mówi dziewczyna. Podchodzi do niego, staje na palcach i ujmując jego głowę w swoje dłonie, spogląda mu głęboko w oczy, bardzo przygnębione oczy. Blondyn dopiero po chwili podnosi wzrok i wzdycha ciężko.
- Dobrze, chodźmy – odpowiada zrezygnowany.
Alice lekko się uśmiecha, łapiąc go za rękę. Razem idą ku posterunkowi policji. Jest niemal pewna, że słyszy, jak Jasper mamrocze pod nosem „je***e skurwiele”, jednak nie komentuje tego. „On taki już po prostu jest”, myśli, ponownie się uśmiechając. Przemierzają ulice miasta szybkim krokiem, nie rozglądają się na boki. Wiedzą, że muszą szybko dojść do celu. Jeśli ktoś przeżył, to prawdopodobnie właśnie tam się ukrywa. Jeśli w ogóle są jakieś szanse na przetrwanie, to mogą je zwiększyć, współpracując z innymi ludźmi. To Jasper stwierdził, że powinni tam iść, to on jest tym rozsądnym, tym, który decyduje. Mógłby powiedzieć Alice, że muszą wyjść w nocy na ulicę, a ona zrobiłaby to bez wahania. Ufa mu.
Srock nie jest dużym miastem. Przed Ujawnieniem liczyło zaledwie sześć tysięcy mieszkańców. Nie ma tu żadnych wielkich centrów handlowych, tylko najpotrzebniejsze budynki: nowoczesny szpital, hipermarket, kilka restauracji i pubów często odwiedzanych przez przejezdnych, a także posterunek policji - ten, który może stać się dla nich ratunkiem, szansą na przetrwanie lub śmiertelną pułapką. Muszą jednak zaryzykować.
Po czterdziestu pięciu minutach od wyruszenia z domu Jaspera docierają do celu swej wyprawy. Chłopak puszcza rękę Alice, jednocześnie dając jej znak, że ma trzymać się za jego plecami. Podchodzi do drzwi, unosi broń i ostrożnie otwiera je, szukając jakiegokolwiek zagrożenia. Nasłuchuje, czy ktoś jest w środku.
- Chodźmy – mówi w końcu cicho. - Myślę, że jest tu bezpiecznie.
Budynek jest mniejszy niż niż Alice sądzila na początku
Idą wąskim korytarzem, gdzie ściany są białe, a wystrój stanowi tylko kilka dyplomów. W końcu stają przed drzwiami do gabinetu komendanta. Jasper wchodzi pierwszy. Rozgląda się ze zmrużonymi oczami po pomieszczeniu, aż dostrzega wysokiego mężczyznę o bladej cerze i długich blond włosach. Podnosi pistolet gotowy do strzału, tak aby w razie potrzeby móc natychmiast go użyć.
- Spokojnie, kolego, opuść tę broń – mówi nieznajomy z szyderczym uśmiechem na ustach.
Alice jest zaintrygowana, słysząc obcy, męski głos i postanawia dołączyć do Jaspera.
- Nie wchodź tu! – krzyczy chłopak, przewidując jej zachowanie, jednak ona go nie słucha. Wchodzi do pomieszczenia, rozglądając się z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy. Gdy jej wzrok krzyżuje się ze spojrzeniem brązowych oczu, jest zaintrygowana, a jednocześnie lekko przerażona. W pewnym sensie spełniło się jej życzenie, aby ktoś tu był i pomógł im w walce z wampirami, jednak gdy patrzy teraz na tego mężczyznę, nie jest przekonana, czy będzie ich wrogiem, czy sojusznikiem.
- Alice – mówi gniewnie Jazz. - Mówiłem, żebyś nie wchodziła... - Po chwili przenosi wzrok ponownie na nieznajomego. - Kim jesteś?
- Schowaj broń, to porozmawiamy – odpowiada hardo.
Zirytowany chłopak chowa broń do futerału.
- A teraz odpowiedz na moje wcześniejsze pytanie – mówi wyczekująco. Podchodzi do dziewczyny i staje przed nią, nadal obserwując mężczyznę.
- Nazywam się James. Wydaje mi się, że wszelkie groźby i kłótnie są niepotrzebne, wszyscy mamy ten sam cel.
- Co więc proponujesz? - pyta Jasper już łagodniejszym tonem.
- Teraz, moi drodzy, idę spać – odpowiada z uśmiechem na twarzy. - W nocy czuwam i radzę wam, żebyście robili to samo. Idźcie do cel, są tam łóżka. Po drugiej stronie korytarza macie kuchnię. Miłego dnia, dzieciaki – rzuca, wychodząc z pokoju.
Świadomość, że nie są sami, nie pociesza ich. Mężczyzna budzi w nich pewnego rodzaju niepewność, strach i nieufność. Wydaje się, że woli działać sam niż w grupie. Dodatkowo jego wygląd nie budzi w nich pozytywnych emocji, jest bardzo zaniedbany, a na jego rękach można zobaczyć tatuaże, bardzo niewyraźne, jakby były zrobione wiele lat temu lub w więzieniu.
Jasper obejmuje Alice i kładzie delikatnie głowę na jej barku. Stojąc tak, tracą poczucie czasu. W końcu odrywają się od siebie i patrzą sobie głęboko w oczy.
- Nie będzie tak źle – chłopak usiłuje pocieszyć zarówno swoją przyjaciółkę, jak i samego siebie. - Czuję, że mój organizm domaga się porządnego posiłku... – dodaje po chwili z lekkim uśmiechem.
- A ja nie jestem g... - urywa w pół słowa, gdy przerywa jej własny żołądek.
Następuje chwila ciszy, po której to całe pomieszczenie wypełnia się melodyjnym śmiechem nastolatków.
- Chyba pora na posiłek, pani Brandon.
Jasper łapie dziewczynę za rękę i z uśmiechem prowadzi ją w stronę kuchni. Okazuje się ona niewielkim pomieszczeniem, pod ścianą stoi lodówka, obok niej kuchenka i zmywarka. „Niezbędne minimum”, myśli chłopak. Na środku pokoju, na beżowych kafelkach, stoi duży, drewniany stół, który zdecydowanie nie pasuje do nowoczesnego wystroju.
Alice postanawia wziąć sprawy obiadu w swoje ręce i korzystając ze słoika z sosem słodko-kwaśnym oraz makaronu znalezionego w szafce, gotuje spaghetti. Blondyn cierpliwie czeka, aż skończy gotować, by móc zasiąść do posiłku i zaspokoić swój głód.
Jedzą w całkowitej ciszy, która nie jest jednak krępująca - wynika z tego, że oboje pogrążeni są we własnych myślach. W końcu zmywają naczynia i idą do celi, by po powiedzeniu sobie „dobranoc”, zasnąć na niewygodnych łóżkach.
***
Niska dziewczyna ubrana w białą sukienkę stoi na klifie. Jej włosy są krótkie i sterczą na wszystkie strony, zupełnie jakby dopiero co wstała z łóżka i nie miała czasu się uczesać. Jest zwrócona twarzą ku morzu, którego fale pienią się niespokojnie. Wygląda na zamyśloną, nieobecną duchem. Nagle odwraca głowę w drugą stronę i patrzy w dal, jakby kogoś. szukała Po chwili pojawia się mężczyzna, który biegnie do niej, a jego włosy podnoszą się i opadają przy każdym kroku. Kiedy w końcu dociera do niej, łapie ją za rękę i razem idą w stronę schodów prowadzących na plażę. Siadają na piasku, ale w takiej odległości od morza, aby woda nie mogła do nich dotrzeć. Nagle, w jednym momencie, fale się uspokajają. Para patrzy sobie w oczy, uśmiechają się, jakby w myślach prowadzili między sobą jakąś rozmowę. Kobieta kładzie głowę na barku mężczyzny, a ten mocno obejmuje ją w talii. Sami nie wiedzą, ile czasu tak spędzają
Zrywa się burza, fale znów ukazują swoją niszczycielską siłę, zakrywając coraz to większy kawałek plaży. Para zakochanych wstaje i szybkim krokiem zmierza w kierunku schodów. Nagle drogę zastępuje im ktoś w garniturze i kapeluszu zasłaniającym twarz. To ten sam mężczyzna, który dręczył Alice, a młodą parą jest ona i Jasper.
***
Dziewczyna z krzykiem budzi się ze snu. Czuje, że po jej plecach spływa pot, ogarnia ją ogromny, paraliżujący strach.
Jasper, obudzony hałasem, szybko pochodzi do łóżka ukochanej, które znajduje się po przeciwnej stronie pomieszczenia.
- Co się dzieje? - pyta troskliwie, jednocześnie tuląc ją do swojej piersi.
Chciałaby odpowiedzieć. Chciałaby, ale nie może... Strach zupełnie ją opętał, uniemożliwia nawet mówienie. Wydaje jej się, że śni. Gdyby tylko tak było naprawdę...
- Kochanie? - Jasper jest coraz bardziej wystraszony i coraz mocniej przytula Alice do siebie.
Kiedy dziewczyna stwierdza, że uspokoiła się na tyle, aby móc się odezwać, dostrzega przed sobą jakąś postać.
- Babciu...? Co tu robisz? - pyta ze zdziwieniem, a jej głos nadal drży.
Jasper rozgląda się zdezorientowany, jednak nie widzi w celi nikogo oprócz Alice.
- Co się dzieje? - pyta cicho, spoglądając w oczy brunetki. Nie mogąc doczekać się odpowiedzi i nie panując nad nerwami, wrzeszcy w końcu: - Odpowiedz mi, ku***!
Dziewczyna nie reaguje na nic. Dla niej liczy się tylko to, co przed chwilą usłyszała od babci: Ratujcie się, oni nadchodzą. Uciekajcie, teraz!
- To koniec – mówi. Chowa twarz w dłoniach mokrych od łez. - Wampiry wstały i idą po nas... - szepcze, a jej płacz staje się coraz głośniejszy.
Wtula się bardziej w ciało Jaspera i zerka w stronę wejścia do celi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
LinaNebamon
Nowonarodzony



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Słupsk

PostWysłany: Pią 14:32, 18 Mar 2011 Powrót do góry

Czytając ten rozdział doświadczyłam bardzo dziwnego, niepokojącego uczucia… siedziałam na kanapie. Świeżo umyte włoski łaskotały moje ramiona. Powinnam być na Ciebie zła, bo zepsułaś moje śniadanko! Ten tekst był inny od wcześniejszych fragmentów. Niby ty ale jednak NIE TY… Muszę Ci się przyznać, że podczas czytania twojego ff zawsze w głowie rozbrzmiewał mi twój głos. To się chyba nazywa fonetyzacja… Przez to opowiadanie nie przebiegałam wzrokiem jak przez lektury szkolne lub prasowe artykuły. Z tym ff zapoznawałam się jakbyś mi go czytała… Tym samym tonem, intonacją co w te dni kiedy przychodziłam do Ciebie przed szkołą, wskakiwałam Ci na łóżko, a ty streszczałaś i zachęcałaś mnie do „Kieszonkowca”… Jednak przy Rozdziale VI wystąpiło TO uczucie... jakbyś to nie ty to czytała. Jakby to była obca osoba. Coś w tym opowiadaniu się zmieniło tylko nie wiem jeszcze co. Lecz to nie zmiana na gorsze. Z PEWNOŚCIĄ NIE!
Czy na lepsze? Nie wiem, trudno stwierdzić po tak krótkim kawałku :P Proszę o więcej…
Urwałaś wątek Rose prawda? Wydaje mi się, że kiedyś mi wspominałaś o tym, że ona się już nie pojawi. Wiesz teraz tak myślę, że to szkoda, bo zastanawiam się co tam u niej. Fajnie byłoby o niej jeszcze usłyszeć.
Powinnam napisać także tak ogólnie na temat tego rozdziału i określić moją ocenę. Cóż, fajny tekst, ale ja mam już swój ulubiony odcinek „Zaginionego świata”. Kiedyś ci zdradzę, który to… Choć pewnie się domyślasz. Mam nadzieje i oczywiście bardzo Ci tego życzę, abyś napisała coś co pobije dotychczasowe rozdziały i stanie się moim nowym ukochanym, idealnym, Ulubionym Mufinkiem.
W tym fragmencie podobał mi się ten sen Alice ze względu na klimat. Ja po prostu lubię takie romantyczne sceny zburzone przez elementy grozy. I właśnie ta końcówka rozdziału zepsuła moje śniadanko, bo zakrztusiłam się ryżowym wafelkiem aż dwukrotnie. Najpierw, gdy dotarłam do imienia James. A potem jak Jasper zaklął do Alice. No takiego wybuchu to się nie spodziewałam… Ogólnie wydaje mi się, że on wcześniej był odrobinę spokojniejszy. Chyba ta chora sytuacja, śmierć ojca i inne tragedie odbiły się na psychice chłopca, że tak zmężniał i wyostrzył się jego język. Ja to właśnie u Ciebie kocham, że bohaterów nie przepełnia czysta determinacja, pewność, że wszystko będzie dobrze, zdystansowanie itp. Oni bardzo odzwierciedlają zwykłych ludzi. Boją się, płaczą, krzyczą, klną. To wszystko sprawia, że ich zachowanie przepełnia realizm, a nie wyidealizowanie. Postaci są stale szarpane emocjami. I to się na nich odbija widocznie, bez heroizmu… Rzadko można znaleźć coś takiego w książkach, bo autorzy wola kreować osoby niezwyciężone, zdystansowane, nie do zdarcia… Dlatego twój ff jest tak wyjątkowy i przez to niesamowity.
Jednak masz także swoje wady Kochanie. Za rzadko zbierasz się za pisanie. Wiem, że masz pewnie milion wymówek, ale jakbyś bardzo chciała to czas na pewno byś znalazła częściej :P A Trzymanie takiego talentu z dala od ludzkości to grzech... Ty Okrutniczko!! :D Wiesz, że gdybyś pisała bardziej systematycznie to liczba komentarzy i czytelników wzrosłaby wielokrotnie, bo jak się na coś długo czeka to potem traci to smak i trudno jest wrócić… Jako przykład mogę podać „Oficera Superciacho”, którego nawet gdyby został ponowiony nie chciałoby mi się już czytać. ;( Co jest straszne, bo zdaje sobie sprawę z genialności tego ff. Powracając do Ciebie to wydaje mi się, że czasami za szybko przez pewne momenty przebiegasz. Niektóre etapy opisujesz, a potem rzucasz się pędem przez następne. Zdarzają się sytuacje, że się denerwuję, bo chciałabym, abyś powiedziała coś więcej, a ty lecisz dalej… Jednak ma to swoje plusy.. Wartką akcje i brak przynudzania.
Dzisiaj obiecałam sobie, że jak dokończysz tego ff to kupię Ci jakiś wyjątkowy prezent i pójdziemy to opić s-z-e-j-k-i-e-m do jakiejś kawiarni. Może nawet znajdzie się Mufin z świeczuszką, bo to byłoby święto równe urodzinom mojego chrześniakowego tekstu nie?
Buziaki
Paulina


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin