FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 miniaturki kirke |Samolubna[M]| 09.01.2015 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 11:21, 13 Wrz 2009 Powrót do góry

hm, no cóż... to moja pierwsza miniaturka - mam nadzieje, że się spodoba ... ku chwale Edwarda :)

ze szczerego serca dziękuję za cierpliwość mojej becie : dredzio Cool

Polana 1 [M]

Polana... prawie taka jak nasza. Otulona mgłą, otoczona drzewami, przez które delikatnie przemykały promienie słońca, jakby onieśmielone widownią, która znajdowała się pośrodku scenerii. Scenerii ze snu, a może koszmaru.
Przerażenie ściskało moje gardło nie pozwalając żadnemu z logicznych dźwięków na wydobycie. Przed moimi oczami rozgrywała się najgorsza scena jaką mogłabym sobie wyobrazić. Pośród bajkowej poświaty porannego słońca, gdzie brakowało chyba jedynie niewinnie biegających nowonarodzonych jelonków, z których co drugi nosiłby imię Bambi, docierały do mych uszu jedynie strzępy przerażających dźwięków.
Victoria – rudowłosa, piękna, silna i niebezpieczna wampirzyca - walczyła z Edwardem. Nie widziałam niemal ich sylwetek. Wampirza walka była zbyt szybka dla ludzkiego oka. Kontury rozmywały się raz po raz w morderczym tańcu. Ból ściskał moją klatkę piersiową, ale nie przypominał on w niczym tego uczucia zapadania w siebie, gdy Edward mnie opuścił. Ta rana niemal się zagoiła, gdy wrócił. Teraz jednak mając przed oczami możliwość utraty ukochanego na zawsze czułam, że szwy założone z takim trudem, pękają jeden po drugim.

Byłam sparaliżowana tą wizją. Nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam krzyknąć, wezwać pomocy, ani nawet pomóc nieprzytomnemu Sethowi, który leżał kilka metrów ode mnie. Zdążył rozczłonkować towarzysza wampirzycy nim ta pozbawiła go świadomości. Cullenowie i reszta sfory znajdowali się dobrą godzinę drogi stąd, zajęci kompanami Victorii. Nie miałam żadnej wiadomości od nich. A nawet, gdyby udało im się wygrać tę bitwę, nikt nie był w stanie pomóc nam tutaj.

Wszystko nagle ustało. Przepiękni i bladolicy przestali wirować w okrutnym tańcu pchnięć i uników. Obserwowałam ich nie mogąc, nie chcąc oderwać oczu. Victoria wciąż się uśmiechała. Edward wyglądał na zamyślonego. Żadne nie było zmęczone. Kilka chwil impasu ciągnęło się dla mnie jak wieczność. Edward skinął Victorii i odwrócił się do mnie.

- Kocham cię ponad życie, pamiętaj o tym – usłyszałam jego głos pełen napięcia.

Nie drgnął nawet, gdy rudowłosa wampirzyca wbiła swoje zęby rozszarpując mu gardło. Teraz krzyczałam i krzyczałam póki nie zerwałam strun głosowych, patrząc jak Victoria unicestwia moje serce, moje życie, moją miłość… Rozpadałam się… Kawałek po kawałeczku… bez możliwości na ponowne złożenie…

Ból, niezrozumienie, rozpacz, udręka… Nie potrafię nawet nazwać męki jaką przeżywałam. Upadłam na kolana czując wilgotną trawę. Łzy przesłoniły mi widok, ale i tak czułam, że podeszła bliżej.

- Wiesz, o czym myślałam? – szepnęła mi do ucha. – Że gdyby zginął pozwoliłabym ci żyć.

- Wiesz, o czym myślę teraz ? – Poczułam chłód bijący od jej twarzy. – Że nawet w myślach łatwo mi kłamać – dodała bez chwili wahania.

Jeśli oczekiwała strachu, jakiejkolwiek reakcji, chyba się zawiodła. Było mi już wszystko jedno. A potem… Potem była ciemność…

________________________________


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Sob 16:39, 09 Sty 2016, w całości zmieniany 22 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:44, 13 Wrz 2009 Powrót do góry

Ucieszyłam się widząc nową miniaturkę :D Na dodatek tytuł miło skojarzył się z moją miniaturką :) Postanowiłam zajrzeć... Od razu powiem, że nic mi nie zgrzytnęło, nie zauważyłam żadnych błędów, żadnych potknięć - to bardzo duży plus. Ładnie napisane.
Przejdźmy do treści...
Najpierw mamy opis polany. Podoba mi się. Gdy nagle przeczytałam takie oto zdanie:

Cytat:
Pośród bajkowej poświaty porannego słońca, gdzie brakowało chyba jedynie niewinnie biegających nowonarodzonych jelonków, z których co drugi nosiłby imię Bambi, docierały do mych uszu jedynie strzępy przerażających dźwięków.


Zabiłaś mnie tym. Naprawdę Laughing
Tyle, że przed sekundą było takie zdanie:

Cytat:
Przed moimi oczami rozgrywała się najgorsza scena jaką mogłabym sobie wyobrazić.


A następnie mamy do czynienia z dramatyczną sceną rozgrywającą się między Edwardem i Victorią. Walczą na śmierć i życie. Bella to wszystko obserwuje. Seth leży gdzieś z boku nieprzytomny. Cullen ginie, Bella też. To naprawdę smutna scena i pomimo tego, że zdanie o jelonkach mi się podoba - nie pasuje do tej miniaturki. Gdybyś umieściła je w jakiejś parodii - pasowało by świetnie, ale tutaj... No niestety trochę psuje charakter tej miniaturki.
Jednak gdy wyciągnę je z całego tekstu - jest naprawdę powalające. Świetnie to wymyśliłaś.
Dobra, odczepię się od jelonków i przejdę do reszty.
Miniaturka mnie nie zachwyciła, ale spodobała mi się. Szkoda, że Edward i Bella zginęli. Jednak to zawsze jakieś zaskoczenie i odskocznia od typowego rozwinięcia z "Zaćmienia", które brzmi mniej więcej tak - Edward i Victoria walczą, ta druga ginie a Bella i Edziu żyją długo i szczęśliwie... Lubię jakieś inne zakończenia, które są zupełnie odmienne od tych sagowych. Sama próbuję tworzyć właśnie takie miniaturki :)
Jest to Twoja pierwsza taka praca i muszę przyznać, że ładnie Ci wyszła :) Kolejna na pewno będzie jeszcze lepsza. Mam nadzieję, że pojawią się jeszcze jakieś miniaturki Twojego autorstwa? Bardzo chętnie je przeczytam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 6:21, 15 Wrz 2009 Powrót do góry

Oto moja druga miniaturka ... mam nadzieje, że będzie dobrze...
nie posiadam tylko katastroficznych wizji... czasem bywam pozytywna :P
Twisted Evil

beta : niezastąpiona i świetna dredzio

Polana… prawie taka jak nasza. Ja i ty… razem – promienie słońca… twój dotyk… twój pierwszy dotyk… moje rumieńce… twoje ciało… doskonałe i migocące w promieniach słońca…
Wspomnienia napływały, nie pozwoliłam jednak myślom na zbyt daleką wędrówkę.
Czułam zapach kwiatów, które porastały łąkę. Cud. Ciemny, mroczny las nieprzeniknionych drzew i jasny promień pośrodku. Jej piękno urzekło mnie już wczoraj.
Teraz, o poranku urok polany mogłam odkrywać na nowo, chłonąc każdy szczegół. Wszystko było ważne – kąt padania promieni słonecznych, delikatne krople rosy.
Kontrastem dla piękna przyrody była sytuacja, której niemym świadkiem stałam się zaledwie kilka minut temu. Niespodziewana napaść wytrąciła mnie z równowagi i dalej nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Jak bardzo chciałabym tego nigdy nie ujrzeć.
Victoria atakowała wciąż niezmordowanie Edwarda. Choć nie wydawał się zmęczony czy przestraszony, drżałam ze strachu na samą myśl… Trawa pod ich stopami była całkiem zdeptana, jakby splugawiona tym, co robili.
Wampirzyca próbując chyba wyprzedzić swoje myśli napierała coraz szybciej, coraz mocniej. Wśród bloków, uników i ataków wirowali wokół siebie. Edward reagował jakby wolniej…
Seth zacharczał niedaleko mnie. Chyba dochodził już do siebie. Nie mogłam zdobyć się na to, by podejść do niego. Wciąż obserwowałam z przejęciem rozgrywkę dwóch najpiękniejszych istot jakie widziałam.
Strzępy niemal bezgłośnej walki docierały do mych ludzkich uszu z opóźnieniem. Z każdym dźwiękiem moje przerażenie rosło, choć zaledwie kilka chwil temu myślałam, że sięgnęło zenitu.
Moje serce przyspieszyło pompując krew do żył z zawrotnym ciśnieniem. Napięcie i stres spowodowały, że nawet teraz – w wilgotnych do kolan spodniach od porannej rosy – byłam całkiem rozpalona. Nie mogłam uspokoić rozdygotanych dłoni. Nie mogłam opanować napastliwych myśli.
Patrząc na śmiertelną walkę czułam niemal fizyczny ból. Mężczyzna mojego życia był w niebezpieczeństwie. W klatce piersiowej czułam przenikającą pustkę. Chciałam dotknąć mojego Edwarda, chciałam zapewnienia, że wszystko będzie dobrze.
Ataki wampirzycy nasilały się, a ona sama nie zdradzała oznak zmęczenia. Żadne nie było ranne – nawet jednego zadrapania. Napierali na siebie z ogromną siłą jednocześnie w ostatniej chwili mijając się zaledwie o milimetry. Precyzja starcia dawała mi jasno do zrozumienia, że nie mam szans pomóc ukochanemu, tym większe cierpienie odczuwałam będąc nieprzydatnym widzem.
Nieskładne myśli odnajdywały sens. Jedna po drugiej układały się w całość. Sięgnięcie do tylnej kieszeni spodni trwało ułamek sekundy… samo pchnięcie nawet krócej. Ból… rozlewał się po moim ciele… próbowałam złapać oddech… ostatni już…
Ujrzałam Victorię próbującą wbić swoje kły w moją szyję…
Krzyk Edwarda…
Potem… potem ból znikł…

_______________________


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 15:56, 15 Wrz 2009 Powrót do góry

Hmm... znów mam mieszane uczucia. Spróbuję dokładnie powiedzieć dlaczego.
Znów wielki plus za styl - piszesz bardzo ładnie :) Nie zauważyłam błędów, nic mi nie zgrzytnęło. To wielki plus.
Ta sama historia co w poprzednim tekście - walka Victorii i Edwarda, Bella się wszystkiemu przygląda, Seth leży gdzieś nieprzytomny. Tyle, że w tamtej zginęli Edward i Bella. A tutaj Bella sobie coś zrobiła. Ona wyjęła z kieszeni nóż i się nim pchnęła? Właściwie to dlaczego? By odciągnąć Victorię od ukochanego? Dlatego, że nie mogła już znieść tej walki? Pewnie to pierwsze. Wampirzyca się do niej dorwała i Bella przestała cokolwiek czuć. Albo ją zabiła albo panna Swan straciła przytomność.
Szkoda, że nie napisałaś co się stało dalej. Czy Bella zginęła? A może zmieniła się w wampira? Czy Edward zabił Victorię? I w ogóle...
Kurcze... No niby podoba mi się miniaturka, ale czegoś mi brakuje. Pierwsza podobała mi się bardziej Wink
Ale trzeba przyznać, że naprawdę ładnie piszesz i czyta się Twoje teksty z przyjemnością :) Czekam na dalsze miniaturki :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 18:14, 20 Wrz 2009 Powrót do góry

Susan - ta miniaturka to odpowiedź na część twoich pytań :)
reszta niech pozostanie w domysłach... jak zapewne zauważyłaś mam mały problem z ukierunkowaniem tekstu - zazwyczaj jestem zbyt sarkastyczna by wprowadziś atmosferę grozy i jej nie zepsuć, co widać w pierwszym tekście - mam nadzieję, że zostało mi to wybaczone Cool tak czy siak obiecuje poprawę...

to koniec cyklu, którego nie zapowiedziałam
jak zwykle mam nadzieje, że się spodoba, bo nie było to pisane na kolanie (a u mnie to już wiele)...

betowała niezastąpiona dredzio

to teraz pora na sam tekst:

Ciemność… krzyk Edwarda… potem nie istnieje…

Bałam się otworzyć oczy. Bolało mnie całe ciało, choć nic szczególnie zastanawiająco. Otępienie powoli zanikało, zastępowane przez napływające wrażenia. Czułam na skórze lekki powiew wiatru, który przyprawił mnie o drżenie. Nie mogłam się skupić. Nie wiedziałam nawet czy stoję, czy może leżę. W głowie mi szumiało, ale i to ustępowało.

Nie jestem w stanie stwierdzić jak długo to trwało, ale doszłam do siebie. W końcu ostrożnie otworzyłam oczy…

Polana… prawie taka jak nasza…

Nie! Strach ścisnął moje serce. Tętno przyspieszyło, a zmysły wyostrzyły się niemal do granic ludzkich możliwości.

Polana, lecz nie ta sama… dzięki Bogu…

Był wczesny wieczór, słońce chyliło się ku zachodowi. Pomarańczowa łuna tworzyła urocze tło dla samotnego drzewa na lewo ode mnie. Odprężyłam się, nawet cisza wokół nie wydawała się tak groźna.

Czułam ciepło, które biło w moje plecy i chłód wieczornej rosy. Nie było już pojedynczych powiewów przyprawiających mnie o gęsią skórkę.

Teraz też zauważyłam, że klęczę trzymając rękę ściśniętą w pięść na piersi. Zadrżałam na samą myśl.

Skoro ja jestem tutaj, to gdzie Edward? Victoria? Seth? Zaczęłam ostrożnie się rozglądać, ale nie dostrzegłam nikogo. Nie wiem czy było to westchnienie ulgi czy rozczarowania, ale powietrze uszło z moich płuc przerywając ciszę.

- Bella? – usłyszałam za sobą znajomy głos, który jednak nie pasował do tego miejsca, do moich myśli.
- Bella! – powtórzył gdzieś zza moich pleców.

Powoli rozprostowałam obolałe kończyny. Obróciłam się. Ognisko. Billy Black. Jesteśmy w La Push. Znów popadłam w otępienie – nie mogłam też zebrać myśli i uporządkować ich.

- Bello, spokojnie, to nie jest sen – powiedział Indianin.
- Co się stało? – wychrypiałam. Moje struny głosowe potrzebowały wytchnienia.
- Nic, Bello, nic. To tylko wizje.
- Wizje? Więc to się nie zdarzyło? – zapytałam z nadzieją.
- Nie.
- Skąd? Jak? Ja? – nie mogłam wyrazić myśli.
- Jutro bitwa, chciałaś wiedzieć. – Jednak mnie zrozumiał. – Opowiesz mi, co widziałaś? – dodał po chwili.

Oczy mnie zapiekły. Łza kapała za łzą, po chwili tworząc prawie strumień.

- Rozumiem. – skomentował Billy.
- Ale to tylko wizje. Nie muszą się spełnić?
- Wizje nie zawsze się spełniają, to prawda – próbował uśmiechnąć się uspakajająco.

Indianin ugasił ognisko kubłem wody i wskazał mi drogę do domu. Wciąż trochę roztrzęsiona popchnęłam jego wózek we wskazanym kierunku. Już po kilku minutach byliśmy w domu Blacków.

Usłyszałam perlisty śmiech. Moje serce zabiło szybciej. Poczułam lekki pocałunek na szyi. Porwana w ramiona obcałowywałam Edwarda stęsknionego niemal tak jak ja.

- Udał ci się spacer z Blackiem? – aksamitny głos szepnął mi do ucha.
- Wyszedł bardzo… edukacyjnie – nie wiedziałam, co powiedzieć, ale nie musiałam nic dodawać, bo zamknął mi usta pocałunkiem. Zatraciłam się.

**********************

- Mam nadzieję, że wizje przyszłej wampirzycy się nie spełniają… mam nadzieję… - stary Indianin ze zmartwioną miną chował torebki z ziołami do szafki…

____________________________
THE END


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Nie 18:18, 20 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Amaranthine
Zły wampir



Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dreamland

PostWysłany: Pon 17:01, 21 Wrz 2009 Powrót do góry

Wszystkie trzy miniaturki zrobiły na mnie naprawdę bardzo duże wrażenie. Twój styl jest bardzo dobry, wprowadza lekki nastrój grozy i jakby oczekiwania, a do tego trzymasz w napięciu. Czytając naprawdę nie potrafiłam wymyślić co może się zdarzyć.
Pierwsza miniaturka jest smutna, ale moim zdaniem zakończenie jest idealne - takie gorzkie. Nie wiem dlaczego, ale czasami lubię czytać opowiadania bez happy endu i może dlatego Twój tekst tak mi się spodobał.
W drugiej miniaturce zaskoczyła mnie końcówka - czyli raniąca się Bella (bo tak to zrozumiałam). Domyślałam się, że akcja potoczy się inaczej niż w pierwszym tekście, ale nie pomyślałabym, że Bella w taki sposób będzie chciała to zakończyć.
No i trzecia miniaturka już całkowicie mnie zaskoczyła (wiem, powtarzam się, ale cóż :)). To, jak postanowiłaś to rozwiązać, no i do tego ostatnie słowa Billy'ego. Pomysł bardzo różni się od tego, co do tej pory czytałam, ale też bardzo ładnie wszystko zamyka i podsumowuje, odpowiadając na niektóre pytania czytelnika.

Cały cykl czytało mi się świetnie, Twoje opisy sprawiły, że łatwo to sobie wyobrażałam, a jednocześnie dodawały całości jakby odrobinę magii :).
Z miłą chęcią przeczytam Twoje kolejne teksty - czy to miniaturki, czy też opowiadania :D.

Życzę dużo Weny i pozdrawiam :).


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
serenithy
Człowiek



Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 13:58, 28 Wrz 2009 Powrót do góry

Kiedy tak wielki talent chwali moje opowiadanie to naprawdę miło się to czyta. Muszę powiedzieć, a raczej napisać, że jestem zachwycona tym pokazem talentu. Świetnie się czyta, to co piszesz i chociaż nigdy nie byłam zwolennikiem takiej twórczości, to w tym naprawdę coś jest. Masz bardzo dobry styl, szczerze zazdroszczę! Życzę weny i obiecuje dalej śledzić twoją twórczość! Myślę, że się nie zawiodę!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Pon 14:03, 28 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 18:29, 02 Paź 2009 Powrót do góry

kolejna miniaturka... wiem, że odniesiecie wrażenie, że lubię dramaty... otóż...

tak lubię dramaty... każdy ma jakieś uzależnienie... trzeba się z tym pogodzić...
miłego czytania
dziękuję serdecznie mojej becie do zadań specjalnych :) droga dredzio jesteś nieoceniona

_______________________________

- Musimy poważnie porozmawiać… - mówi Edward patrząc ponuro na Jacoba.

Zmiennokształtny nie komentuje zaistniałej sytuacji, już dawno spodziewał się, że do tego dojdzie. Konfrontacja była nieunikniona.

Wampir bez zbędnych słów wskazał ciemnowłosemu chłopakowi ścieżkę w głąb lasu. Mijali bezszelestnie kolejne drzewa, każdy zastanawiając się nad własnymi argumentami i tym, jak skończy się ta rozmowa.

Bella mnie zabije jeśli się nie dogadamy… - myśli Edwarda dalekie były od pozytywu. Z niektórych sytuacji nie ma po prostu wyjścia.

Co ja… na pewno podsłuchuje… - Jacob niemal w ostatniej chwili powstrzymał się przed wizualizacją swoich argumentów.

W tej dyskusji konieczne było zaskoczenie. Indianin chciał tej dyskusji, ta sprawa męczyła go już od paru tygodni.

Musiało do tego dojść, po prostu musiało… - usprawiedliwiał się Edward.

Dwie tak silne osobowości pod jednym dachem… Dwóch tak różnych mężczyzn o tak podobnych pragnieniach…

Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, wiedziałby, że to ich ostatni pojedynek. Bez świadków. Jeden na jednego. Obaj tego chcieli. Ostatecznego rozwiązania i pokazu siły.

Obaj lękali się także TEGO DNIA. Miał przynieść zmiany – czy byli na nie gotowi?

Wampir przystanął w gęstwinie. Odeszli dostatecznie daleko… Nikt nie usłyszy tego, co ma się stać…

- Jake, nie udawajmy… Nigdy nie dojdzie do zgody… - Edward niemal wypluł te słowa.
- Wiem… Bella chciała… - zaczął Jacob.

- Obaj wiemy, że ona tego nie czuje, nie rozumie… - po chwili podjął wampir, ale Indianin mu przerwał.
- …nie wie przez co przechodzimy… - zaczęła nawiązywać się między nimi cienka nić zrozumienia.

- Jake, ty wolisz Hannę Montanę, a ja KimKolwiek – wydusił Edward w końcu. – Chcę, żebyś wiedział, że jeśli będziesz zajęty…

- Tak, rozumiem, ja też zgram ci Kim na DVD…

Sytuacja zażegnana. Obaj niemal ze łzami wpadli sobie w ramiona.

_______________________
mam nadzieje, że odebrano to pozytywnie... ja też wolę KimKolwiek :)


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Pią 8:14, 09 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
magdalina
Dobry wampir



Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 786
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 35 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 17:28, 12 Paź 2009 Powrót do góry

Kirke! ostatnia miniatura mnie po prostu zwaliła z nóg Shocked
czytam coraz bardziej łomocze mi serce, zastanawiam się czy będzie to jakaś trudna rozmowa czy pojedynek a tu zakończenie - brak słów!!!
Dopiero po 2 minutach zaczęłam się śmiać i tak mi już zostało :)
bardzo dziękuję Ci za tą miniaturę
jeśli chodzi o poprzednie to pierwszą i drugą traktuję jako warjacje i alternatywne pre... do miniatury trzeciej, która moim zdaniem jest świeżynką i wspaniałym dopełnieniem
czekam na następne mini...
Tak trzymaj


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Larissa
Wilkołak



Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 25 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z dwóch miast: Piaseczno [PL] i Zohor [SK]

PostWysłany: Śro 13:50, 14 Paź 2009 Powrót do góry

Świetne. Ta ostatnia miniaturka...
Wspaniała. Tarzałam się po podłodze ze
śmiechu. Laughing
Larissa

PS: Ja też wolę KimKolwiek :)


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 20:25, 13 Lis 2009 Powrót do góry

hm, będzie inaczej niż do tej pory, bo zawsze jest inaczej Smile

zbetowała cudna Fresh :*

________
Zamykam oczy...
Widzę ciebie, idealnego jak zawsze. Letni ciepły wiatr rozwiewa ci włosy, których i tak nigdy nie udało się ułożyć. Zniecierpliwiony poprawiasz się, przeczesując palcami niesforne kosmyki. Próbujesz udawać zirytowanego, ale wiem dobrze tak samo jak ty, że to ci się podoba.
Uśmiechasz się tym swoim doskonałym uśmiechem, który zwala mnie z nóg. Znów zapomniałam oddychać, wpatrując się w ciebie.
Jeden z kącików ust opada ci troszkę, przez co wydajesz się bardziej ironiczny, ale wciąż zniewalająco słodki.
Kiedy pierwszy raz uśmiechnąłeś się tak do mnie, od razu pomyślałam o łobuzach z ubiegłego wieku. Teraz wiem, że byłam niebezpiecznie blisko prawdy...
Dotykasz mojego policzka swoją chłodną dłonią, wywołując drżenie i ubóstwiany przez ciebie rumieniec. Ciepło przyjemnie rozchodzi się po mojej twarzy. Wiem, że to czujesz... Wiem, jak bardzo wrażliwy jesteś...
Jesteś moją jedyną ostoją i wsparciem, a zarazem jedyną osobą, przez którą mój świat tak często wiruje. Przy tobie jest tak nierzeczywiście.
Głaszczesz mnie delikatnie po twarzy, badając skórę. Niesprawiedliwym jest, że to jedyna pieszczota, na którą możemy sobie pozwolić. Mnie to jednak wystarcza. Nie wiem, czy moje serce przetrwałoby jeszcze więcej ciebie, skoro już jest tobą wypełnione.
Ty, Tobie...
Cię, Ciebie...
Wszystko o Tobie...
Kocham Cię...
Jesteś wszystkim.

Otwieram oczy, nie wytrzymam już dłużej. Zaczynają mnie bolec powieki od zaciskania.
Proszę cicho o jeszcze jedną chwilę, ale wiem, że to daremne.

Ból rozrywa moje serce.
Pustka...
Ciebie... nie ma...

Zamykam oczy z nadzieją, choć dobrze wiem... Koniec snów o tobie...
Z ust wymyka mi się westchnienie...
- Edwardzie... proszę, wróć...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Czw 20:53, 04 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Larissa
Wilkołak



Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 25 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z dwóch miast: Piaseczno [PL] i Zohor [SK]

PostWysłany: Pią 21:17, 13 Lis 2009 Powrót do góry

Ta miniaturka jest zupełnie inna niż poprzednia.
Rzeczywiście jest inaczej. Ty mnie nigdy nie przestaniesz
zaskakiwać, kirke.
Uwielbiam twoje utwory literackie. Raz są pełne humoru,
raz piękne i poważne. Zobaczyłam, że napisałaś coś nowego.
Od razu tu weszłam. Nie zawiodłam się. Masz wielki talent.
Pozdrawiam i życzę weny.
Larissa


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 21:04, 30 Lis 2009 Powrót do góry

dziękuję Larisso :) ale tym bardziej nie zaskoczę tematyką...

betowała niezastąpiona Fresh, której bardzo dziękuję :)

Ciszę bezksiężycowej nocy przerwał przejmujący krzyk. Nie trwał długo, i choć przepełniony bólem, nie zmienił nic. Wiatr przeganiał chmury na poprzetykanym gwiazdami niebie. Jasne plamy nierówno usiane na firmamencie były jedynym źródłem i tak już nikłego światła.

Takie noce zdarzały się często, a jednocześnie każda była niepowtarzalna. Czas nieubłaganie płynął, więc zarówno zaspane miasteczko, jak i las otaczający je, zmieniał się. Pewne rzeczy pozostały jednak takie same, pomimo obietnic i błagań.
Nie padało od wielu dni, a ta noc nie zapowiadała żadnych zmian. Kolejny już podmuch wiatru zmusił liście pobliskich drzew do wydania odgłosu. Szelest przyjemnie rozniósł się po lesie. Nawet świetny obserwator nie odróżniłby ciemnej kory drzew na tle doskonałej czerni.

Ta noc pochłaniała wszystko, ale nie przynosiła ukojenia. Kolejny krzyk wpił się zachłannymi ustami w mrok. Sowa przerażona nagłym dźwiękiem, pohukując odleciała pospiesznie. Lis zamarł stawiając właśnie jedną z łap na wystającym korzeniu drzewa, które opuścił przed chwilą ptak. Rudy drapieżnik nasłuchiwał, strzegąc uszami, ale już po chwili nie niepokojony podjął dalszą wędrówkę w nieznane.

Mały domek na skraju lasu wydawał się pusty. Bezkresna cisza zdawała się być najbardziej wymownym argumentem.

Kiedy następny krzyk niczym miecz przeciął nocne powietrze, już żaden z mieszkańców lasu nie zwrócił na niego uwagi.

Brzmiał jak poprzednie dwa. Kaleczył ciszę zachłannością i gwałtownością, która wyzierała z każdego tonu. Wbijał się w serce jak ostra szpila, chwilowo zaburzając jego rytm. Paraliżował jak wszystkie dotychczasowe krzyki, dochodzące z małego niepozornego domu nieopodal lasu. Wypełniał ciała nieświadomych słuchaczy pustką i rozpaczą. Wiele osób w miasteczku od miesięcy nie śniło spokojnie…

Tak miało już pozostać, bo ta noc nie przynosiła zmian. Jak wszystkie noce wcześniej i… później.

Bella Swan znów miała koszmary.
________________

lubię ujmowac różne rzeczy kilkakrotnie... jak pewnie widać powyżej - obiecuję, że następny tekst będzie zabawny - mam już pomysł, ale jakoś nie mogę się zebrać w kupę...

grzecznie proszę o komentarze... chciałabym wiedzieć co poprawić, bo do poprawienia wiele :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Czw 20:55, 04 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Larissa
Wilkołak



Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 25 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z dwóch miast: Piaseczno [PL] i Zohor [SK]

PostWysłany: Wto 16:21, 01 Gru 2009 Powrót do góry

Bella musiała bardzo głośno krzyczeć, skoro tyle "żywych istot" (Smile) ją
usłyszało. Miniaturka mi się podobała. Nie jestem pewna, ale chyba
zauważyłam jeden błąd interpunkcyjny.
Nie spodziewałam się, że te krzyki będą należały do Belli. Ja tam się zresztą
nigdy niczego nie spodziewam. Wink
Jestem twoją fanką, kirke. Uwielbiam twoją twórczość. :)
Pozdrawiam i życzę weny
Larissa


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lonely
Wilkołak



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: droga mleczna

PostWysłany: Śro 20:18, 02 Gru 2009 Powrót do góry

Wow, kirke!
Zdecydowanie jest to twoja najlepsza minaturka. Chociaz poprzedzie byly przyjemne i schludnie napisane, to ta przebija wszystko. Czytajac pierwsze zdania, pomyslalam, ze to wampir poluje, a ten krzyk nalezy do jego ofiary. Wiem, dziwne mysli Wink Ale mnie zaskoczylas i to na dodatek pozytwnie.
Mamy na forum tak wiele tekstow opisujacych depresje Belli. Od tych przesadzonych do poruszajacych. Twoj nalezy oczywiscie do tej drugiej grupy. Wiesz co mi sie najbardziej podobalo? To, ze nie opisalas doslownie jej rozpaczy i smutku. Niby tego nie ma, ale emocja sa. I wszystko przez trzy krzyki. Co do strony technicznej... niech bledy sprawdza bardziej doswiadczone osoby. Ja tam nic nie widzialam, ale poprostu z trudem wychwytuje bledy cudze jak i swoje. W skrocie mowiac, podobalo mi sie, jest inne i mam nadzieje, ze napiszesz jeszcze cos w podobnym klimacie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 14:23, 11 Gru 2009 Powrót do góry

Larisso - bardzo mi miło, że zawsze mogę liczyć na twój komentarz Smile dziękuję za to, że jesteś...
Lonely - bardzo się cieszę, że podoba ci się Krzyk... nie przepadam za dosłownym opisywaniem cudzych uczuć, bo chyba lepiej oddaje to niedopowiedzenie... dziękuję bardzo za komentarz...

mój brat jednak nie naprawił komputera tak szybko...

beta: bossska Fresh Wink
_________
Głód


Był okropnie zmęczony. Nie potrafił nic na to poradzić. Kolejną noc gapił się nieruchomo w ciemność za oknem, jakby to właśnie tam szukał ukojenia. Jednak ono albo nie potrafiło, albo nie chciało go odnaleźć. W tej chwili nie interesował go powód. Chciał po prostu odpocząć, odprężyć się.

Alice w beżowej jedwabnej koszuli nocnej obszytej czarną koronką przeglądała swoją garderobę, dokonując notatek dotyczących przyszłych zakupów. Nuci pod nosem jakąś melodię, której Jasper nie rozpoznawał. To akurat go nie dziwiło, za jego żoną trudno było nadążyć.

Raz na jakiś czas drobne ciało Alice sztywniało, złote tęczówki usiane drobnymi plamkami zachodziły mgłą, a ona sama szeptała:
- W tym będzie mi znakomicie...
Po czym, gdy trans się kończył, ponownie wracała do przerwanych zajęć.
Ich mała monotonia nie była bynajmniej powodem zmęczenia Jaspera. On uwielbiał spokój. Kochał go czuć. Jeśli miałby przyznać się kiedykolwiek do jakiegoś nałogu, to mógłby powiedzieć, że jest uzależniony od spokoju. Stagnacji pozbawionej uczuć i emocji. Tego, co bombardowało go każdego dnia i nocy. Jednak nie to było powodem jego stanu.

Jasper rzadko się oszukiwał. Sam wyczuwał własne emocje, więc nie byłoby to nawet możliwe, gdyby bardzo chciał. A bywały chwile, że tego pragnął. Emocje potrafił też kontrolować, ale nie przepadał za tym. Tym bardziej, że dawało to mało przyjemne optycznie rezultaty. Wszyscy uczniowie szkoły w Forks bombardowali go zewsząd niepotrzebnym współczuciem, którego nie chciał magazynować, a nie miał komu przekazać.

Jasper Whitlock wyglądał na cierpiącego katusze i męki. Im bardziej przykręcał pokrętło z własnym imieniem, tym bardziej wykrzywiało i przeinaczało to jego rysy twarzy. Sam się temu dziwił, ilekroć widział swoje odbicie w lustrze, szybie czy choćby sztućcach w szkolnej stołówce. Niemal zawsze zagryzał wtedy nerwowo wargi.

Ona go wołała. Przyzywała do siebie śpiewem niczym syreny marynarzy Odysa. Czuł ją wszędzie i zawsze, nie ważne gdzie i z kim był. Czerwona, tętniąca w żyłach śmiertelnych. Jej zapach upajał go nieustannie, ale smak krwi, ludzkiej krwi, był najbardziej bolesnym wspomnieniem.
Odrzucił ją. Zdecydował.
Tęsknił za nią, brakowało mu jej, ale za nic w świecie nie zamieniłby Alice na ludzką krew, a obu na raz mieć nie mógł.

Westchnął i znów spojrzał przez okno. Kochał tę monotonię. Żyli tak z roku na rok. Spokojnie i jednostajnie. I kiedy już myślał, że wszystko się ustabilizowało, pojawiła się ona.

Krew Belli nie śpiewała dla niego, tak jak dla Edwarda, ale przez jego emocje Jasper czuł się w jej towarzystwie dwa razy gorzej. Starał tego nie okazywać. Cała jego energia przeznaczona była na autokontrolę. Wyczerpywała się z dnia na dzień. Kropla po kropli wypływała z jego ciała i nie wracała.
Czuł się coraz gorzej. Kulminacyjna fala zmęczenia dopadła go dziś. Początkowo delikatnie obmywała go ze wszystkich stron, przypominając mu o sobie. Natomiast teraz zalewała mu już nos. Jasper Whitlock czuł strach. Bał się, że zatonie, że pogrąży się w niej.

Popatrzył na Alice i po raz kolejny wziął głęboki mentalny oddech. Nie wiedział, na jak długo wystarczy, ale nie mógł go sobie odmówić.
Bicie serca przerwało jego rozmyślania. Przyspieszone tętno i przepompowywana pod dużym ciśnieniem krew. Gorąca i pachnąca.
Zmarszczył noc z odrazy do siebie i swoich myśli.
Podziwiał Edwarda za to, że potrafił leżeć koło niej każdej nocy. Obejmował ją lekko i podtrzymywał ilekroć potknęła się o coś, a zdarzało się to częściej niż rzadziej.

Wiedział, że jego brat czuł pragnienie, ale zaraz po nim Jaspera zalewała fala bólu. To też rozumiał
Sam bardzo bał się, że skrzywdzi Bellę.
Teraz ona tu jest. Za ścianą, a te nie stanowią dla niego przeszkody.
Emocje znów zaczęły narastać. Starał się nie wciągać powietrza przez nos, ale słodkawy zapach samoistnie wypełniał mu płuca. Poczuł napływający jad.
Kolejna fala zmęczenia odebrała mu wolę walki.

A gdybym tak zepchnął to na Edwarda... Może nie zabiłby jej, tylko przemienił... - pomyślał przez chwilę.
Ciszę nocy rozdarło złowrogie warknięcie.
Jasper poczuł ból Edwarda, wiedział, że brat słyszał jego myśli, ale nie potrafił nic na to poradzić.

Za tydzień są jej urodziny... Wtedy porozmawiamy... - przesłał Edwardowi.
Wiedział, że nie wytrzyma długo.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Czw 20:57, 04 Mar 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Larissa
Wilkołak



Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 25 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z dwóch miast: Piaseczno [PL] i Zohor [SK]

PostWysłany: Czw 14:24, 17 Gru 2009 Powrót do góry

I co by tu teraz napisać... Wink No, po prostu brak mi słów.
Świetnie, świetnie. Nie jestem może wielką fanką Jaspera,
ale i tak bardzo mi się podobało.
Ten jego ból i te rozmyślania... Zdawało mi się, jakbym tam była i
patrzyła na to wszystko. :)
Czekam na kolejne miniatury i życzę weny. :)
Larissa


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Larissa dnia Czw 14:24, 17 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Twillen
Człowiek



Dołączył: 04 Gru 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: California Dream=)

PostWysłany: Czw 15:57, 17 Gru 2009 Powrót do góry

Wiesz, co? W tym momencie, po przeczytaniu Twoich tutaj miniaturek, siedzę na moim ukochanym twardym krześle, i zastanawiam się, dlaczego, do jasnej cholery, wcześniej Ciebie tu widziałam? Ukryłaś się jakoś, czy co? W chowanego bawiłaś?
No ale teraz to już nie ważne. Znalazłam Twoje teksty, przeczytałam, zachwyciłam się, więc jest dobrze.
OMG... cos czuję, że to nie bedzie KK. Narazie napiszę tylko, że to było świetne (nawet niebetowane). Cudownie opisujesz uczucia, jesteś wnikliwa, a Matka Natura/Bóg/Twoi rodzice (niepotrzebne skreślić) obdarzyli Cię niespotykaną wyobraźnią. To tyle. Później jeszcze dopiszę jakiegoś edita.
Weny!
Peace (and chocolate) for everyone!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lonely
Wilkołak



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: droga mleczna

PostWysłany: Sob 18:36, 19 Gru 2009 Powrót do góry

Shocked Wlasnie ta emotikonka idealnie oddaje mine, jaka mialam podczas czytania. Z minaturki na minaturke jestes coraz lepsza. Widac, jak sie rozwijasz. Wczulas sie w sytuacje Jaspera i dobrze opisalas jego emocje. Czytajac, mialam wszystko przed oczami. Czulam ta jego niepewnosc, pragnienie i bol z tego wynikajacy. Lekkim stylem poruszasz ciezkie tematy. Do gustu przypadly mi takze porownania, jakie uzylas w tym tekscie. Naprawde ciekawe metafory. Lubie twoja narracje trzecioosobowa i mam wrazenie, ze piszesz w niej najlepiej. Zgadzam sie z Twillen. Masz wielka wyobraznie i ciekawe pomysly.
Co do bledow...

Cytat:
Alice w beżowej jedwabnej koszuli nocnej obszytej czarną koronką przeglądał swoją garderobę dokonując notatek dotyczących przyszłych zakupów. Nuci pod nosem jakąś melodię, której Jasper nie rozpoznawał, to akurat go nie dziwiło, za jego żoną trudno było nadążyć.


Wydaje mi sie, ze lepiej byloby, gdybys przed tym postawila kropke i zaczela nowe zdanie.

Cytat:
Cała jego energia przeznaczona była na autokontrolę. Wyczerpywała się z dnia na dzień. Kropla o kropli wypływała z jego ciała i nie wracała.


A nie kropla po kropli?

W paru miejscach nie bylam pewna przecinkow, ale nie ukrywam, zbytnio sie na nich nie znam i moge sie mylic. Wink

Weny i checi! Smile

L.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 21:03, 09 Lut 2010 Powrót do góry

mój pojedynkowy tekst... drugi, bo pierwszy muszę dopracować i zbetować Wink

Akcja dzieje się Europie, osadzona w realiach mniej więcej XV wieku, gdzie rycerze uganiali się za smokami, a czarownice palono. Miłej lektury.
Całkiem abstrakcyjna wizja - dla mnie to nowość, mam nadzieję, że się spodoba, bo pojedynek oceniło tylko 5 osób :( (tak pożalę się... :P )

beta: bosska .wymyślona. - dziękuję :D

______________________________

Rodzinne tajemnice

Pomimo napomnień matki z wioski wyszła dość późno. Uwielbiała te cotygodniowe spacery do babki i zawsze starała się maksymalnie przedłużać czas z nią spędzany. Nigdy nie zrozumiała, dlaczego nie przeprowadziła się z nimi do chatki za lasem.
Jej matka nie mogła chodzić do wioski. Zabronili jej tego mieszkańcy już wiele lat temu i wciąż podtrzymywali ten zakaz. Zresztą miała szczęście, że pozwolono się jej przeprowadzić tak blisko.

Skręciła na dróżkę, którą szumnie nazywano leśnym traktem. Słońce nie zaszło jeszcze do końca, ale korony drzew skutecznie uniemożliwiały promieniom przedostanie się do wnętrza lasu. Nie było też całkiem ciemno, gdyż rozpoznawała kształty mijanych krzewów. Starała się nie myśleć o tym, co dzisiaj usłyszała z ust babki. Jednak słowa, które zawisły wtedy w powietrzu, teraz wdzierały się do jej mózgu raz po raz.

- Leah, uważaj, gdy będziesz wracać – powiedziała staruszka, mrużąc lekko oczy.
- Dlaczego? - spytała, nie rozumiejąc.
- Matka powinna ci wytłumaczyć dawno temu. Zapytaj jej po powrocie – dodała i machnęła ręką, dając znak, że to koniec rozmowy.

Leah usłyszała za sobą szelest liści. Podskoczyła zaskoczona i poczuła, jak przyspiesza jej puls. Bała się odwrócić i spojrzeć za siebie. Mimowolnie sięgnęła do medalionu ukrytego pod materiałem peleryny. Kiedy miała dziesięć lat, matka podarowała go jej i poleciła nigdy się z nim nie rozstawać. Mięśnie spięły się aż do bólu, a mózg dalej nie wysyłał sygnału do ucieczki. Powoli odwróciła głowę, nie ruszając tułowiem w obawie, że zdradzi miejsce swojego pobytu. Z miejsca, skąd dochodził hałas, wybiegł zając. Odetchnęła z ulgą i zaśmiała się z własnej strachliwości.

Tupnęła lekko, chcąc pokazać mu, kto tu rządzi, a on przebiegł błotnistą drogę i zniknął po drugiej stronie. Uspokajała się, niemal potrafiła to wyczuć. Lubiła wsłuchiwać się w swój organizm. Tego uczyła ją matka. Kilka głębokich oddechów, które zrobiła, oczyściło jej ciało z nagłego stresu. Pomasowała skronie i wyjęła z lnianej torebki dwa liście. Nałożyła je na oczy i starała się nie trzeć, choć pieczenie było nieznośne. Zamrugała kilka razy i otarła słone łzy z policzków. Teraz widziała dużo wyraźniej. Odkryły te liście kilka lat temu i od tamtej pory stosowały wedle potrzeb. Nie umożliwiały widzenia w ciemności, ale wyostrzały naturalny zmysł wzroku. Jedynym mankamentem był ból, gdy światło zmieniało się na dzienne, ale aktualnie jej to nie groziło.

Rozejrzała się na boki, by znów nie zostać niemile zaskoczoną. Dość trudno było ją wystraszyć, ale cisza, która ją otaczała, wydawała się wprost nienaturalna. Dopiero teraz zauważyła, że las jest jakby martwy. Zazwyczaj tętnił życiem nocnych zwierząt, jeden spłoszony zając to nic w porównaniu do tego, co zazwyczaj działo się na trakcie. Po zmroku droga przechodziła we władanie saren, danieli i dzików. Ona sama usuwała się na skraj, by nie przeszkadzać im w pożywianiu. Była tu przecież tylko gościem.

Ponowny szelest nie wzbudził w niej niepokoju. Nareszcie poczuła chłodny, wieczorny wiatr. Sukienka powiewała lekko pod jego wpływem, a peleryna rozchyliła się. Wznowiła wędrówkę do domu i próbowała sobie przypomnieć, czego uczyła ją matka na temat wiatru. Wszystko miało w sobie ukryty sens, ale nie każdy potrafił go dostrzec z nadmiaru symboli. One uczyły się tego codziennie, dziwiąc się temu, co można wyczytać ze szmeru strumienia płynącego nieopodal chatki.

Ich rzeczka przynosiła im nie tylko ukojenie w gorące dni, ale również wieści ze świata. Kiedy poziom wody się podnosił, oznaczało to roztopy w górach, które z kolei przynosiły ciepłe, wiosenne powietrze. Następowała wtedy zmiana pór roku, tak trudno dostrzegalna na tych terenach.
Kiedy poziom wody się obniżał, wiedziały, że muszą zacząć zbierać zapasy na zimę.
Co jednak przynosił ze sobą wiatr prócz poruszenia?

Uszła kilka kroków, gdy znów usłyszała szelest. Nie zwróciła na niego uwagi, bo poczuła chłodny podmuch na karku. Włoski na ciele zareagowały natychmiast, dreszcze przeszły wzdłuż jej kręgosłupa. Cisza została ponownie przerwana przez tętent kopyt. Miarowe dudnienie zbliżało się od strony wioski. Nie zwalniało, co też nie zdziwiło jej. Kimkolwiek by nie był, jeździec nie zwrócił na nią uwagi. Zsunęła się na skraj drogi, by w ciemności omyłkowo jej nie potrącił. Szła dalej, starając się tym razem wymyślić jakąś wiarygodną wymówkę dla matki.

Nagle, gdy jeździec zrównał się z nią, poczuła szarpnięcie do góry. Stopy oderwały się od ziemi, a klamra peleryny wbiła boleśnie w skórę na szyi. Nie mogła złapać powietrza, a mężczyzna nie zwolnił. Sięgnęła ręką do klamerki i z całej siły próbowała zerwać guzik. W końcu usłyszała trzask. Spadła na ubłocone podłoże i czym prędzej poturlała się jak najdalej. Nie mogła złapać oddechu. Czuła ból w całym ciele. Upadek był bolesny, jednak nic nie złamała.
Nie wiedziała, co się właściwie stało, ale gdy usłyszała, że napastnik zawraca, zerwała się do ucieczki. W białej sukienczynie była doskonale widoczna w ciemności, ale jej peleryna została w dłoni mężczyzny.
Biegła do przodu, mijając po drodze drzewa. Gałęzie muskały ją po twarzy. Wiedziała, że jutro będzie cała podrapana, ale nie zamierzała się tym teraz przejmować. Przystanęła na chwilę, nasłuchując. Z trudem udawało się jej nie sapać. Przez kilka minut nic się nie działo. Wyprostowała się i stwierdziła, że napastnik – cokolwiek od niej chciał – zrezygnował. Odwróciła się, by zderzyć się z mężczyzną. Pochwycił ją od razu. Z jej ust uciekł krzyk przerażania, który w leśnej ciszy rozniósł się wysokim tonem.
Trzymał ją mocno za ramiona. Widziała, jak bardzo jest wysoki. Pod ciemnym płaszczem nie dostrzegała twarzy, co przeraziło ją jeszcze bardziej. Nie wiedziała, jak ją znalazł. Do jej uszu dobiegł szept, ale nie rozpoznała słów. Wciąż wpatrywała się w niego jak sparaliżowana. Nie mogła się zdobyć na żaden ruch. W jego rękach czuła się bezbronna, taka bezsilna.
Gdy sięgnął do kieszeni płaszcza, wyczuła w tym swoją szansę. Złożyła razem czubki palców i uderzyła w niego cząstką energii. Puścił ją i upadł parę metrów dalej.
- Merde – usłyszała, gdy znów puściła się biegiem.
Tym razem nie obracała się ani nie nasłuchiwała. Był zbyt szybki. Zbyt cichy. Nie potrafiła określić, kim był. Nie wiedziała, czego od niej chce. Łzy zaczęły cisnąć się jej do oczu. Za nic w świecie nie mogła się rozpłakać. Już teraz niewiele widziała, bo liście wypłukiwały się z każdą słoną kroplą. Bieg osłabiał ją, ale to jedyne, co mogła zrobić. Teraz żałowała, że matka nie nauczyła jej więcej.
Chciała zregenerować swoje ciało, ale wymagało to kilkuminutowego postoju, na który nie mogła sobie pozwolić. Co prawda nie słyszała nic za sobą, ale nie oznaczało to, że go tam nie ma. Nie słyszała zresztą zupełnie nic prócz własnych kroków i odgłosu przedzierania się, który także był jej sprawką. Bała się. Czuła krople potu spływające po ciele. Płuca paliły ją żywym ogniem i nie chciały przyjmować więcej powietrza.

Usłyszała inkantacje. Słowa otaczały ją. Wdzierały się do mózgu. Nieświadomie zwalniała. Widziała coraz mniej i jakby przez mgłę. Nie wiedziała, skąd dochodzą. Podniosła dłonie do uszu i starała się nie słuchać. Na chwilę głos zamilkł, by znów powrócić ze zdwojoną siłą.
Zaczęła płakać. Nie mogła się powstrzymać. Przerażenie zmuszało ją do oporu, na który nie miała już siły. Krzewy smagały ją po twarzy. Czuła, jak ostre gałęzie wbijają się w jej skórę, kalecząc dotkliwie. Biegła ostatkiem sił, mocno odchylona do przodu. Wywijała rękami, starając się przedzierać jak najszybciej. Wciąż go nie słyszała, ale teraz dopiero zaczęła go wyczuwać. Wypełniał całą przestrzeń za nią i przed nią. Czuła się osaczona.
Jego aura nie była czarna. O, nie. Było gorzej – ona nie istniała. Przytłaczało ją to coraz mocniej. Napierał na nią. Broniła się ucieczką i jednocześnie usiłowała oszczędzać energię. Czerpała ją po drodze z tego, z czego mogła. Każde z ominiętych drzew oddawało jej część siebie.
Usłyszała jego śmiech. Znów wszędzie. Wypełniał las. Coraz bardziej i bardziej. Powietrze uszło jej z płuc. Kolejny oddech był wyzwaniem. Nigdy jeszcze nie biegła tak długo. Nigdy nie była w tej części lasu. Nic nie wyglądało znajomo, ale i tak pozostawał jej tylko bieg do przodu.
Potknęła się o wystający korzeń i nie mogąc złapać równowagi, upadła na kolana. Tak szybko, jak znalazła się na ziemi, tak szybko poczuła jego dłonie. Teraz dopiero zauważyła, że nosił rękawice. To przeraziło ją jeszcze bardziej, choć nie wiedziała dlaczego.
Zerwała się na równe nogi, wyrywając z uścisku. Ponownie usłyszała zarys słów. Ton, którym je wypowiadał, wróżył coś bardzo złego. Napięcie narastało, ona jednak była już daleko.
Mogłaby przysiąc, że nie ruszył się z miejsca. Nie próbował jej znów złapać. Instynkt podpowiadał jej jednak, by nie zwalniała ani na chwilę.
Mięśnie coraz bardziej ją bolały. Poczuła na wargach krew. Kolejna gałązka wbiła się zbyt głęboko. Wokół nóg powiewały strzępy jej sukienki. W uszach słyszała już tylko szum własnej krwi. Nie miała już rozpoznawalnego rytmu. Była tylko bezwładnym strumieniem, który pod ogromnym ciśnieniem przemieszczał się z w jej żyłach.

Nagle coś zatrzymało ją w pół kroku. Obręcz zacisnęła się na talii i niemal zwaliła z nóg. Nie zauważyła nawet, że dobiegła do skarpy. U jej podnóża, wiele metrów poniżej, płynął strumień. Trwała tak chwilę w niemym przerażeniu. Zaczęła się trząść i upadła na kolana. Jej palce dotknęły zimnej skały. Nie słyszała jego kroków, ale była pewna, że stoi tuż za nią.
Pochylił się, nie dotykając jej.
- I co teraz? - spytał niskim głosem pozbawionym emocji, od którego ponownie zadrżała.
Schyliła się jeszcze niżej. Chciała być jak najbliżej ziemi. Przez chwilę zastanawiała się, kiedy mężczyzna zaatakuje. W ciszy i bezruchu było coś złowieszczego.
Obróciła się na plecy. Nie widziała go dokładnie. Zarys sylwetki zdawał się być ruchomy. Zebrała resztki energii. Nie wykonał żadnego ruchu. Skoncentrowała się i pchnęła w jego stronę wszystko, co miała. Podniósł dłoń, jakby od niechcenia. Wciąż pozostawał w tym samym miejscu.
Ponownie wymruczał jakieś słowa. Znów poczuła się osaczona. Teraz czuła, jak wielką moc ujarzmił. Zdawało się, że serce przestało jej bić. Miała lekko otwarte usta i nie mogła się zdobyć na to, by je zamknąć.
Podparła się rękami, wciąż leżąc na plecach. Pochylił się, nucąc coś, co tylko wzmagało jej strach. Panika pojawiła się zbyt późno. Kiedy chciała znów zerwać się do ucieczki, on skończył. Ostatnia nuta zawisła w powietrzu. Mężczyzna wyjął sztylet. Przeciął sznurki podtrzymujące medalion, który dostała od matki. Krople krwi spłynęły na skałę, barwiąc ją czerwienią. Wbijając ostrze w jej serce, wyszeptał:
- Jestem twoim ojcem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Wto 21:04, 09 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin