FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Wycięte fragmenty (tłumaczenie) - całość Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
IlonaM
Dobry wampir



Dołączył: 11 Kwi 2009
Posty: 519
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Jordanów/Forks

PostWysłany: Pon 17:44, 13 Kwi 2009 Powrót do góry

Przeczytałam wszystkie fragmenty z tego tematu (kilka znałam już z innych stron) i żałuję, że nie znalazły się w książkach :( szczególnie podobały mi się przygotowania Belli przez Alice i Rose do balu absolwentów z I części Wink No i rozmowa telefoniczna Rose i Edwarda albo akcja z rozbiciem okna przez Bellę Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
asia7
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:38, 13 Kwi 2009 Powrót do góry

strasznie podobała mi się ta rozmowa telefoniczna Rosalie - Edward. A ten wątek z New Moon z tym stypendium! Szkoda, że go nie wstawiła, wtedy wiadomo by było, że Edward jednak nie zostawił Belii samej sobie, że jednak o niej pamiętał i się o nią troszczył! Moim zdaniem to dosyć ważne...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ukos
Zły wampir



Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 9:06, 14 Kwi 2009 Powrót do góry

no nie, motyw ze stypendium raczej swiadczylby ze Edward ma cos nie tak z poczuciem przyzwoitosci - kasa zamist uczuc? bleeee


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Luthien
Dobry wampir



Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 1528
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 113 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dark Blue Tennessee

PostWysłany: Wto 16:40, 14 Kwi 2009 Powrót do góry

Też uważam, że motyw ze stypendium był koszmarny, w ogóle nie wiem, jak niektórzy mogli zwątpić w jego miłość do Belli, tak jakby w ogóle nie rozumieli tej postaci (pomińmy słuszność tej jego decyzji o porzuceniu).


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kitikejt
Zły wampir



Dołączył: 28 Mar 2009
Posty: 349
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:09, 14 Kwi 2009 Powrót do góry

Motyw ze stypendium miał być zabawny - z akcentem na "miał być". Wydawnictwo widocznie podzieliło zdanie większości, skoro wątek został usunięty. Ale nie powiem, że nie uśmiechnęłam się czytając o Belli "dyskretnie " zwracającej paczkę przez okno :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
asia7
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 17:44, 19 Kwi 2009 Powrót do góry

ok przyznaję rację. Ten fragment był moim zdaniem niedopracowany (tj. mogła w nim sporo usunąć itd.) ale i tak uważam, że skoro napisała go w pierwotnej wersji książki to nie powinni go usuwać w całości. Tak w ogóle to szkoda, że nie ma tych fragmentów w książce. Rozumiem oczywiście, że ze względu na to, że książka jest według Belli nie mogli dać rozmowy Rosalie z Edwardem Wink ale np. zakupy z Alice już tak!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
IlonaM
Dobry wampir



Dołączył: 11 Kwi 2009
Posty: 519
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Jordanów/Forks

PostWysłany: Nie 19:48, 19 Kwi 2009 Powrót do góry

Mi najbardziej podobały się zakupy i przygotowania do balu, więc ich mi najbardziej żal. Sprawa stypendium... może i okazałoby się to lepszym wątkiem, gdyby zostało trochę dopracowane, bo tylko zwrot paczki przez okno Wink uważam tylko za zabawny, reszta wątku jakoś mi nie pasowała i wydałaby się trochę naciągana...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Luthien
Dobry wampir



Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 1528
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 113 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dark Blue Tennessee

PostWysłany: Nie 22:42, 19 Kwi 2009 Powrót do góry

Gdyby Jacob nie złamał reguł (zawiera oryginalny epilog)

Link do wersji pdf - [link widoczny dla zalogowanych]

To już ostatni wycięty fragment. Jeśli Meyer nie wstawi nowych (w co szczerze wątpię, biorąc pod uwagę jej ogólny foch w stronę czytelników), to nigdy nic więcej już w tym temacie się nie pojawi. Mam zamiar złożyć wszystkie fragmenty w jeden plik i przesłać go jutro.

Enjoy!

-------------------------------------------------------------------

Największą różnicą (i jest to OGROMNA różnica) między pierwszą wersją „Księżyca w Nowiu” a jego ostateczną wersją jest to: początkowo Bella nigdy nie dowiedziała się, co jest nie tak z Jacobem. W tamtym czasie była to krótsza książka, w której brakowało kluczowych 70 stron, gdy Jacob i Bella dzielili wspólne sekrety i cementowali relację między sobą, która przemieniła się w coś więcej niż przyjaźń.

(Zanim zaczniecie czytać dalej, nie pozwólcie, by ta wersja wam namieszała w głowach. To nie jest tak, jak to „naprawdę się wydarzyło”. W miarę gdy coraz bardziej poznawałam postać Jacoba, ta wersja wydawała coraz mniej prawdopodobna. Oczywiście Jacob musiał złamać zasady – to w końcu Jacob! Ta wersja jest jak szkielet – tylko kości, bez ciała.)

Spróbujcie sobie to wyobrazić: Bella udaje się do domu Jacoba, by dowiedzieć się prawdy o „gangu”. Pojawia się Jacob z Samem i resztą i zgadza się porozmawiać z Bellą na osobności. Zrywa z nią (z braku lepszego słowa), a ona po raz drugi w książce ma złamane serce. Okej, to wszystko brzmi znajomo. Ale wówczas tamtej nocy… nic się nie dzieje. Jacob nie łamie zasad i nie zakrada się do jej pokoju, by z nią porozmawiać. Jacob nie daje jej żadnych wskazówek, by pomóc jej odkryć to, co już wie. Bella jest wciąż odizolowana i samotna. Nie ma pojęcia, że Victoria na nią czyha ani że wilkołaki ją ochraniają.

Bella jest jednak zbyt uparta, że przyjąć „nie” jako odpowiedź od Jacoba. Nie ma już problemów z poczuciem własnej wartości, które zakłóciły jej związek z Edwardem na początku „Księżyca w Nowiu”, by ją powstrzymać w tym momencie. Nie, Jacob jest jej winien wyjaśnienia, a ona zamierza odebrać to, co się jej należy.

Jednakże nie może go znaleźć, aż w końcu poszukiwania zaprowadzają ją w pobliże klifów. Przypomina sobie, jak „gang” skakał z klifu do wody – a wiecie, jak ona jest uzależniona od swoich halucynacji. Skok z klifu jest jej pomysłem w tej wersji. Gdy Jacob ratuje jej życie, relacje między nimi różnią się o 180 stopni w porównaniu do tych z ostatecznej wersji…








Gdyby Jacob nie złamał reguł (zawiera oryginalny epilog)


- Jak się stąd wydostaniemy? – wyrzuciłam z siebie, kaszląc. Było mi tak zimno, że nie czułam nic poza bólem pleców i ciepłem jego ciała, gdy trzymał mnie ostrożnie ponad falami. Wydawało mi się, że prąd wciąga w dół moje nogi, nie ustępując, ale całe były zdrętwiałe, więc to mogła być jedynie moja wyobraźnia.

- Zamierzam cię doholować do brzegu. A ty nie będziesz się ruszać, jakbyś była nieprzytomna. To mi bardzo ułatwi sprawę.

- Jake – rzekłam nerwowo. – Prąd jest zbyt silny. Prawdopodobnie sam byś nie dał rady dopłynąć do plaży, a co dopiero ciągnąc mnie za sobą.

- Wyłowiłem cię, prawda? – Trzymał mnie zbyt mocno, bym mogła dostrzec wyraz jego twarzy, ale brzmiał na nieznacznie zadowolonego z siebie.

- Tak – zgodziłam się z powątpiewaniem. – Jak ci się to udało? Prąd…

- Jestem silniejszy od ciebie.

Sprzeczałabym się, ale akurat w tym momencie zaczęłam się krztusić.

- Dobra – powiedział, gdy przestałam wypluwać wodę. – Muszę cię stąd zabrać. Pamiętaj, nie ruszaj się.

Byłam za słaba na kłótnie, ale przerażała mnie perspektywa opuszczenia bezpiecznej przystani, jaką była skała. Nie chciałam być znów zdana na łaskę fal. Mimo że jeszcze dwie minuty temu pogodziłam się z możliwością utonięcia, teraz bałam się. Nie chciałam, by ciemność powróciła. Nie chciałam ponownie zanurzać twarzy w wodzie.

Poczułam, gdy Jacob odbił się od skały. Leżałam na plecach, a on trzymał mnie pod pachami, zmierzając w stronę brzegu. Spienione fale kotłowały się wokół nas. Spanikowana zaczęłam kopać nogami.

- Przestań – warknął.

Zmuszałam się, by leżeć bezwładnie , ale to było trudniejsze, niż się wydawało. Pomimo tego, że moje wycieńczone, zdrętwiałe ciało niczego nie pragnęło bardziej niż odpoczynku.

To było niesamowite – przedzieraliśmy się przez wodę, jakby jakaś lina ciągnęła nas w stronę brzegu. Jacob był najsilniejszym pływakiem, jakiego kiedykolwiek widziałam. Silny prąd nie był w stanie zakłócić prostej trasy ku plaży, którą obrał. Do tego był szybki. Tempo na rekord świata.

Wówczas poczułam piasek pod stopami.

- Możesz już stanąć, Bello.

Gdy tylko mnie puścił, upadłam twarzą do wody sięgającej kolan.

Złapał mnie, zanim zdołałam znów napić się wody, przerzucił przez ramię i wyszedł na plażę. Nic nie powiedział, ale po jego oddechu poznałam, że jest zirytowany.

- Tam – mruknął do siebie i zmienił kierunek. Zwisając z jego ramienia, widziałam jedynie, jak jego bose stopy zostawiają w mokrym piasku ogromne ślady.

Posadził mnie na kawałku plaży, który wydawał się suchy. Było tam ciemno – zdałam sobie sprawę, że znajdowaliśmy się w płytkiej jaskini, którą prąd musiał wyrzeźbić pod skałą. Deszcz nie dosięgał mnie bezpośrednio, ale małe odpryski odbijały się od piasku i trafiały we mnie.

Trzęsłam się tak bardzo, że szczękałam zębami - dźwięk, który wydawały, przypominał głośne kastaniety.

- Chodź tu – odezwał się Jacob, ale nie musiałam się w ogóle ruszać. Otoczył mnie ramionami i przytulił mocno do swojej nagiej piersi. Zadygotałam, ale on siedział nieruchomo. Jego skóra była za ciepła – jakby gorączka wróciła.

- Nie jest ci zimno? – wyjąkałam.

- Nie.

Poczułam się zawstydzona. Nie dość, że przewyższał mnie umiejętnościami w wodzie, to jeszcze teraz musiał sprawić, że wyszłam na kompletnego słabeusza.

- Jestem taką miernotą – wymamrotałam.

- Nie, jesteś normalna. – W jego głosie zabrzmiała gorycz. Kontynuował, zanim zdążyłam zapytać, co miał na myśli. – Mogłabyś mi wyjaśnić, co, do cholery, sądziłaś, że robisz?

- Skakałam z klifu. Dla rekreacji.

Niewiarygodne, ale w moim żołądku pozostało jeszcze trochę morskiej wody. I wybrała sobie akurat ten moment, by przypomnieć o sobie.

Zaczekał, aż będę mogła znów oddychać.

- Wygląda na to, że świetnie się bawiłaś.

- Tak, póki nie wpadłam do wody. Nie powinniśmy poszukać jakiejś pomocy czy coś? - Wciąż szczękałam zębami, ale zrozumiał, co powiedziałam.

- Zaraz się tu zjawią.

- Kto? – zaskoczona zapytałam podejrzliwie.

- Sam i reszta.

Skrzywiłam się.

- Skąd będą wiedzieć, że potrzebujemy pomocy? – spytałam sceptycznie.

Parsknął.

- Bo widzieli, jak biegnę i rzucam się za tobą z klifu.

- Śledziłeś mnie? – zarzuciłam mu z lekką złością.

- Nie, usłyszałem twój krzyk. Gdybym cię widział, powstrzymałbym cię. Wiesz, to było naprawdę głupie.

- Twoi przyjaciele to robią.

- Ale są silniejsi od ciebie.

- Dobrze pływam – zaprotestowałam, pomimo dowodów przemawiających przeciwko mnie.

- W basenie – sprzeciwił się. – Bello, na zewnątrz zaczyna się huragan. Nie wzięłaś tego pod uwagę?

- Nie – przyznałam.

- Głupio z twojej strony.

- Wiem – zgodziłam się z westchnieniem. Było bardzo zimno, a ja byłam wykończona.

- Nie zasypiaj. – Jacob potrząsnął mną.

- Przestań – jęknęłam. – Nie zasypiam.

- Więc otwórz oczy.

Prawdę mówiąc, nie zdawałam sobie sprawy, że są zamknięte. Ale nie powiedziałam mu tego. Po prostu otworzyłam je i mruknęłam:

- Dobrze.

- Jacob! – Okrzyk był wyraźny mimo huku fal i ryku wiatru. Głos był bardzo głęboki.

Jacob odchylił się, żeby nie wrzeszczeć mi do ucha.

- W jaskini, Sam!

Nie słyszałam, jak się zbliżają. Nagle w małej jaskini zrobiło się tłoczno. Zerknęłam w górę, świadoma bliskości Jacoba, wiedząc, że moje oczy przepełnione były nieufnością i złością. Jego ramiona mnie otaczały, ale z miejsca poczułam się, jakby to ja była jego obrońcą.

Pierwszą rzeczą, jaką dostrzegłam, była spokojna twarz Sama. Przytłoczyło mnie dziwne poczucie deja vu. Ciemna jaskinia nie różniła się zbytnio od lasu w nocy, a ja znów leżałam słaba i bezradna u jego stóp. Ponownie mnie ratował. Zirytowana rzuciłam mu gniewne spojrzenie.

- Jest cała? – spytał Jacoba pewnym głosem jedynego dorosłego pośród bandy dzieciaków.

- Wszystko w porządku – burknęłam.

Nikt mnie nie słuchał.

- Musimy ją rozgrzać, zaczyna być senna – odpowiedział Jacob.

- Embry? – odezwał się Sam, a wówczas jeden z chłopców wystąpił i wręczył Jacobowi zawiniątko koców. Rozkazujący ton w głosie Sama bardzo mnie denerwował. Wyglądało na to, że żaden z nich nie zrobiłby niczego, gdy Sam mu nie pozwolił. Przyglądałam mu się gniewnie, gdy Jacob okrywał mnie kocami.

- Zabierzmy ją stąd – zarządził chłodno Sam. Pochylił się ku mnie z wyciągniętymi rękami, ale zatrzymał się, gdy odskoczyłam od niego.

- Ja ją wezmę, Sam – stwierdził Jacob, wkładając pode mnie ręce i podnosząc mnie z łatwością.

- Mogę sama iść – zaprotestowałam.

- Nie ma sprawy. – Postawił mnie na ziemi.

Ugięły się pode mną kolana. Sam złapał mnie, a ja instynktownie próbowałam się wyrwać z jego uścisku.

Jacob ponownie mnie chwycił, odciągnął od Sama i wziął w ramiona. Był niedorzecznie silny jak na swój wiek. Skrzywiłam się, gdy Sam owijał mnie kocami.

- Paul, masz tę pelerynę?

Jeden z chłopców wystąpił i bez słowa okrył nią koce.

Właśnie wtedy, gdy już byłam opatulona ze wszystkich stron, zauważyłam, że Sam i inni nie mają na sobie więcej ubrań niż Jacob. Zakładałam, że Jacob rozebrał się, zanim skoczył za mną, ale oni wszyscy byli boso i bez koszulek, każdy miał na sobie tylko krótkie spodenki lub obcięte dżinsy, całe przemoczone od deszczu. Woda kapała im z włosów i ściekała po ich nagich, ciemnobrązowych piersiach. Sprawiali wrażenie, jakby tego nie dostrzegali. Zadrżałam na całym ciele pod stertą koców, czując się jak małe dziecko.

- Chodźmy – rozkazał Sam. Wszyscy opuścili jaskinię.

Z plaży w górę klifu prowadziła ścieżka. Cała grupa zaczęła się zwinnie wspinać stromym szlakiem, Jacob tak szybko jak reszta. Nikt nie zaoferował mu pomocy, a on sam też się o nią nie prosił. To, że niesie coś na rękach, nie zdawało mu się przeszkadzać. Ani razu nawet się nie potknął.

Sam i pozostali chłopcy szli przed nami i gdy tak obserwowałam ich wspinaczkę godną górskich kozic, uderzyło mnie to, jak dobrze wtapiali się w krajobraz. Zlewali się z kolorami skał i drzew, z ruchem wiatru – jakby tutaj należeli.

Zerknęłam na Jacoba – on też. Chmury, burza, las stanowiły idealne obramowanie jego nowej twarzy. Wyglądał tu nawet bardziej naturalnie niż mój stary, szczęśliwy Jacob, który spędzał beztrosko czas w swoim garażu, w swoim małym królestwie. To było niepokojące.

Dotarliśmy na szczyt dużo dalej od drogi, gdzie zaparkowałam. Widziałam niewyraźną, rdzawą plamę w kierunku południowym – domyśliłam się, że to mój samochód.

Chciałam znów spróbować iść, ale Jacob zignorował moje ciche prośby. Trzymali się granicy lasu, jakby mogli poruszać się szybciej pośród drzew niż wzdłuż drogi. I poruszali się prędko, moja furgonetka przybliżała się znacznie szybciej, niż powinna.

- Gdzie masz kluczyki? – spytał Jacob, gdy byliśmy już blisko. Wciąż oddychał równo.

- W kieszeni – odparłam odruchowo, zanim zrozumiałam, co sugerował.

- Daj mi je.

Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie, ale jego wyraz twarzy pozostał spokojny, choć zdeterminowany. Nadąsana włożyłam rękę do kieszeni mokrych dżinsów i wyciągnęłam kluczyki. Wydostałam rękę spod koców i uniosłam ją do góry.

- Dla ciebie czy Sama? – spytałam kwaśno.

Wywrócił oczami.

- Będę prowadził.

Nagle błyskawicznym ruchem pochylił się ku mnie i złapał kluczyki w zęby.

- Hej – krzyknęłam zdziwiona, podskakując mu w ramionach.

Uśmiechnął się krzywo z kluczykami w ustach.

Znajdowaliśmy się już przy furgonetce, Sam otworzył drzwi od strony pasażera, a Jacob wsadził mnie do środka. Okrążył samochód i usiadł na miejscu kierowcy, podczas gdy reszta umiejscowiła się na tyłach furgonetki. Jacob odpalił silnik, włączył ogrzewanie i skierował podmuch ciepłego powietrza na mnie. Zerknęłam z poczuciem winy przez tylnie okno na jego przyjaciół – półnagich, siedzących ze stoickim spokojem w ulewnym deszczu.

- Co tu właściwie robiliście? – spytałam Jacoba. – Też mieliście zamiar popływać podczas nawałnicy?

- Biegaliśmy – stwierdził krótko.

- W deszczu?

- Tak… Miałaś szczęście.

Nie odezwałam się już. Wyjrzałam przez okno.

Nie skręciliśmy na drogę 110, jak oczekiwałam. Zamiast tego, skierowaliśmy się w kierunku domu Blacków.

- Czemu zabierasz mnie do swojego domu?

- Zamierzam zabrać swój motor, żeby miał jak wrócić, chyba że odstąpisz mi swój samochód.

- Och.

- Poza tym chciałem, że Billy cię obejrzał. Nie chcę, żeby Charlie się dowiedział, zanim upewnię się, że wszystko z tobą w porządku. Prawdopodobnie aresztowałby mnie za próbę zabójstwa czy coś – dodał gorzko.

- Nie bądź głupi.

- Dobrze – zgodził się. – Wystarczy już głupstw na dziś… skoki z klifu!

Zarumieniłam się i spojrzałam prosto przed siebie.

Jacob wniósł mnie do domu. Reszta podążyła bezgłośnie za nami. Twarz Billy’ego była pozbawiona wyrazu.

- Co się stało? – spytał się, kierując swoje pytanie do Sama, a nie swojego syna bądź mnie. Rzuciłam mu gniewne spojrzenie.

- Skakałam z klifu – odparłam szybko, zanim Sam zdążył to zrobić za mnie.

Billy jedynie uniósł brew, ale wciąż patrzył na Sama.

- Bardzo zmarzła, ale sądzę, że jak przebierze się w coś suchego, to nic jej nie będzie – powiedział Sam.

Jacob posadził mnie na małej sofie, a następnie pośpiesznie przesunął ją bliżej grzejnika. Nogi kanapy przeciągle zaskrzypiały. Potem zniknął w swoim małym pokoju.

Billy nawet nie skomentował faktu, że wszyscy chłopcy byli przemoknięci do suchej nitki. Najwyraźniej nikt nie przejmował się hipotermią, nie licząc oczywiście mojego przypadku.

Źle się czułam mocząc sofę, ale nie potrafiłam nawet utrzymać głowy prosto, żeby chociaż woda z moich włosów na nią nie ściekała. Byłam zbyt wyczerpana. Nawet wysokie, złowrogie postacie tłoczące się w małym salonie, stojące nieruchomo pod ścianą, nie mogły zmusić mnie do otwarcia oczu. Nareszcie było mi ciepło obok szumiącego grzejnika, a ból w płucach jedynie wzmagał potrzebę snu.

- Powinienem ją obudzić, żeby się przebrała? – Usłyszałam pytający szept Jacoba. Najpewniej był skierowany do Sama.

- Sprawdź jej skórę – odpowiedział głęboki głos Sama. Chciałam mu posłać kolejne niemiłe spojrzenie, ale nie mogłam otworzyć oczu.

Jacob musnął palcami mój policzek.

- Ciepła.

- W takim razie pozwól jej spać.

Cieszyłam się, że zostawią mnie w spokoju.

- A co z Charliem? – zapytał Jacob.

Tym razem odezwał się Billy.

- Od razu by tu przyjechał. Poczekajmy, aż minie sztorm.

Dobra odpowiedź, pomyślałam. Tak oto byłam otoczona przez dziwnych mężczyzn, których się bałam, ale czułam się nadzwyczaj komfortowo i bezpiecznie.

Przemówił ktoś, kogo głosu nie rozpoznałam.

- Chcesz, żeby nasza trójka wróciła na zewnątrz?

Przez chwilę panowała cisza.

- Tak – odparł w końcu Sam. – Sztorm jest dobrą osłoną, nie możemy dać się zaskoczyć.

- W trójkę będą bezpieczni? – spytał Billy z napięciem.

Ktoś zaśmiał się gardłowo.

- Nie będzie żadnych problemów.

- Jeśli jest tylko jeden – dodał surowo Sam. Nikt nic nie powiedział, ale usłyszałam otwierane drzwi.

- Kontrola, bracia – przemówił ponownie Sam tonem, jakby żegnał się z kimś w zwyczajowy sposób. – Bądźcie szybcy i bezpieczni.

Ożywiłam się trochę, słysząc tę wymianę zdań, ale starałam się dalej oddychać równo.

- Bracia – powtórzyli inni zgodnie. Tym razem usłyszałam też głos Jacoba.

Usłyszałam zamykane drzwi, potem przez długi czas nic. Było mi ciepło i zaczynałam odpływać ku krainie snu. Już niemal spałam, gdy Sam odezwał się cicho:

- Nie chciałeś jej zostawić.

- Pomyślałem, że bałaby się ciebie, gdyby się ocknęła – powiedział obronnie Jacob.

- Nie możesz tego robić, Jacob. Oczywiście dobrze dziś postąpiłeś, ratując jej życie, ale nie możesz jej trzymać blisko siebie.

Musiałam się ugryźć w język, żeby mu złośliwie nie odpowiedzieć. Przysłuchiwanie się było teraz ważniejsze.

- Sam… Ja… Sądzę, że potrafię. Wydaje mi się, że będzie bezpiecznie.

- Chwila wściekłości, tylko tyle potrzeba. Jak bliski tego byłeś wczoraj po południu?

Jacob nie odpowiedział.

- Wiem, jakie to trudne.

- Wiem o tym – stwierdził ulegle Jacob. Nie, pragnęłam krzyknąć. Nie możesz się tak podporządkowywać!

- Bądź cierpliwy – poradził mu Sam. – Za rok lub…

- Już jej tu nie będzie – podsumował gorzko Jacob.

- Ona nie jest dla ciebie – powiedział delikatnie Sam.

Jacob nie odpowiedział, a ja byłam rozdarta. Nie podobało mi się, że zgadzałam się w czymś z Samem. I nie wiedziałam, dlaczego ten fakt miałby przekreślać naszą przyjaźń.

Było za ciepło, bym mogła się już dłużej koncentrować. W obliczu milczenia, które nastąpiło po tej rozmowie, w końcu poddałam się zmęczeniu. Usłyszałam w pobliżu subtelny głos nucący znajomą kołysankę i wiedziałam już, że śnię.


***

Ten poprzedni fragment wydaje się dobrym wprowadzeniem do oryginalnego epilogu „Księżyca w Nowiu”. Dalej jesteśmy w tym alternatywnym świecie – Bella wie, że coś jest nie tak z Jacobem, ale nie ma pojęcia, że jest on wilkołakiem. W epilogu ona i Edward są znów razem w Forks, a wszystko wróciło do normalności…


Epilog – Człowiek


Był to jeden z tych rzadkich słonecznych dni, których tak nie lubiłam. Ale Edward nie mógł dotrzymywać swojej obietnicy przez cały czas. Miał swoje potrzeby.

- Alice mogłaby znów z tobą zostać – zaproponował w piątek w nocy. Niepokój czaił się w jego oczach – obawa przed tym, że coś mi strzeli do głowy, gdy zostawi mnie samą, i zrobię coś głupiego. Na przykład, że zechcę odzyskać mój motocykl z La Push lub że zagram sobie w rosyjską ruletkę pistoletem Charliego.

- Nic mi nie będzie – powiedziałam z fałszywą pewnością siebie. Tyle miesięcy udawania zdecydowanie poprawiło moje umiejętności oszukiwania innych. – Każde z was przecież musi jeść. Równie dobrze możemy powrócić do starego porządku.

Niemal wszystko wróciło do normy znacznie szybciej, niż się spodziewałam. Szpital przywitał Carlisle’a z otwartymi ramionami, nikt nawet nie starał się ukrywać radości z tego, że życie w Los Angeles nie przypadło Esme do gustu. Ponieważ z powodu wyjazdu ominął mnie ważny test z matematyki, Alice i Edward bardziej kwalifikowali się ukończenia szkoły niż ja.

Charlie był zły na mnie – nie mówiąc już o Edwardzie – ale przynajmniej pozwolił mu mnie odwiedzać, skoro ja nie mogłam wyściubić nosa poza dom.

- Poza tym mam te wszystkie eseje do napisania – westchnęłam, machając w stronę stosu formularzy z różnych college’ów na moim biurku. Edward przyniósł mi po jednym z każdej odpowiedniej uczelni, w której nie minął jeszcze ostateczny termin składania dokumentów. – Nie chcę, żeby ktoś mnie rozpraszał.

- Owszem – odparł z udawaną srogością. – Jest ich tyle, że na pewno będziesz się miała czym zająć podczas mojej nieobecności. Wrócę, gdy się ściemni.

- Nie śpiesz się – odpowiedziałam pogodnie. Zamknęłam oczy, udając zmęczoną.

Próbowałam przekonać go , że mu ufam – co było prawdą. Nie musiał wiedzieć o moich koszmarach. Nie chodziło w nich o to, że nie darzyłam go zaufaniem – to na sobie wciąż nie mogłam polegać.

Charlie został w domu, co nie było do niego podobne w sobotę. Wypełniałam formularze przy stole w kuchni, żeby łatwiej mu było mnie doglądać. Ale nie robiłam nic ciekawego, więc rzadko kiedy opuszczał fotel przed telewizorem, żeby upewnić się, iż wciąż tam jestem.

Starałam się skoncentrować nad pytaniami, ale było to trudne. Od czasu do czasu czułam się samotna, mój oddech przyśpieszał i musiałam się naprawdę wysilać, by się uspokoić. Musiałam powtarzać sobie – uda ci się, uda ci się, uda ci się.

Więc gdy zadzwonił dzwonek u drzwi, byłam bardzo wdzięczna za chwilowe oderwanie mnie od ponurych myśli. Nie miałam pojęcia, któż to mógł być, ale nie obchodziło mnie to.

- Otworzę! – zawołałam i w ułamku sekundy zerwałam się z miejsca.

- Dobrze – odpowiedział Charlie nieuważnie. Gdy biegłam przez salon, było widać jak na dłoni, że nie ruszył się nawet o cal.

Już uśmiechałam się z ulgą, gotowa, by oszołomić domokrążcę bądź świadków Jehowy.

- Hej, Bella. – Jacob Black uśmiechnął się ironicznie, gdy otworzyłam drzwi.

- Och, Jacob, hej – wymamrotałam zaskoczona. Nie dostałam od niego żadnej wiadomości, odkąd wróciłam żywa z Włoch. Zaakceptowałam już nasze ostatnie rozstanie jako pożegnanie. Sprawiało mi to ból, gdy o tym myślałam, ale szczerze mówiąc, byłam zbyt zajęta innymi sprawami, żeby tęsknić za nim tak często, jak powinnam.

- Jesteś wolna? – spytał. W jego głosie wciąż pobrzmiewała gorycz, a te szczególne słowa wypowiedział z dodatkową niechęcią.

- To zależy. – Mój ton również nabrał na hardości. – Nie jestem zajęta, ale mam areszt domowy. Więc nie jestem tak do końca wolna.

- Ale jesteś sama, prawda? – dopełnił z sarkazmem.

- Charlie jest w domu.

Wydął swoje pełne wargi.

- Chciałbym porozmawiać z tobą na osobności… jeśli możesz.

Uniosłam ręce na znak bezradności.

- Możesz spytać Charliego – stwierdziłam z triumfem. Charlie za żadne skarby świata nie wypuści mnie z domu.

- Nie to miałem na myśli. – Nagle popatrzył na mnie poważnie. – Nie pytałem o pozwolenie od Charliego.

Rzuciłam mu gniewne spojrzenie.

- Mój ojciec jest jedyną osobą, która mówi mi, co mogę, a czego nie mogę robić.

- Skoro tak twierdzisz. – Wzruszył ramionami. – Hej, Charlie! – krzyknął ponad moim ramieniem.

- To ty, Jake?

- Tak, czy Bella może iść ze mną na spacer?

- Jasne – odparł Charlie swobodnie, a mój uśmiech, gdy czekałam na odmowę, zamienił się w wyraz niezadowolenia.

Jacob uniósł wyzywająco brwi.

Napięcie w jego spojrzeniu sprawiło, że ruszałam się znacznie szybciej niż zwykle. Wypadłam z domu w ciągu sekundy, zatrzaskując za sobą drzwi.

- Gdzie chcesz iść? – spytałam z udawaną radością.

Po raz pierwszy wyglądał na niepewnego siebie.

- Serio? Naprawdę będziesz za mną sam na sam?

- Oczywiście. – Skrzywiłam się. – Czemu nie?

Nie odpowiedział. Patrzył się na mnie przez dobra minutę podejrzliwym wzrokiem.

- Co?

- Nic – wymamrotał. Ruszył ku lasowi.

- Chodźmy tędy – zasugerowałam, wskazując drogę na zachód. Miałam tego skrawka lasu dość do końca życia.

Zerknął na mnie przelotnie z podejrzliwością. Ale zaraz wzruszył ramionami i ruszył wolnym krokiem chodnikiem.

Spacer był jego pomysłem, więc trzymałam buzię na kłódkę, mimo że zżerała mnie ciekawość.

- Muszę przyznać, że jestem zdziwiony – w końcu przemówił, gdy byliśmy już w połowie drogi do zakrętu. – Mała pijawka nie powiedziała ci wszystkiego?

Okręciłam się na pięcie i ruszyłam z powrotem w stronę domu.

- No co? – spytał zmieszany, z łatwością zrównując się ze mną krokiem.

Zatrzymałam się i rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.

- Nie będę z tobą rozmawiać, jeśli masz zamiar obrażać innych.

- Obrażać? – Zamrugał zaskoczony.

- Powinieneś odnosić się do moich przyjaciół, używając ich właściwych imion.

- Och. – Ciągle był trochę zdziwiony, że uznałam jego słowa za obraźliwe. – Alice, tak? Nie mogę uwierzyć, że nie pisnęła ani słówka.

Znów zaczął iść wzdłuż drogi, a ja podążyłam za nim niechętnie.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.

- Nigdy ci się nie znudzi udawanie głupiej?

- Nie udaję – odparłam cierpko. – Najwyraźniej po prostu jestem głupia.

Zmierzył mnie wzrokiem.

- Ach – wymamrotał.

- Co?

- Naprawdę ci o mnie nie powiedziała?

- O tobie? Niby co takiego?

Zmrużył oczy, analizując moją twarz. Potem pokręcił głową z rezygnacją i zmienił temat.

- Kazali ci już wybrać?

Z miejsca zrozumiałam, o co pyta.

- Mówiłam ci już, że nie zrobiliby tego. Jesteś jedyną osobą, która obsesję na punkcie wybierania stron.

Uśmiechnął się wymuszenie, mrużąc oczy.

- Przekonamy się.

Nagle pochylił się i chwycił mnie w ramiona z entuzjazmem, odrywając moje stopy od ziemi.

- Puść mnie! – Szarpałam się, ale był to próżny trud. Był zbyt silny.

- Czemu? – Zaśmiał się.

- Bo nie mogę oddychać!

Puścił mnie, odsuwając się z chytrym uśmieszkiem.

- Naćpałeś się – zarzuciłam mu, spuszczając wzrok z zażenowania i udając, że wygładzam bluzkę.

- Po prostu pamiętaj, że cię ostrzegałem. – Uśmiechnął się kpiąco, ponownie się pochylając i ujmując moją twarz w dłonie.

- Ach, Jacob… - zaprotestowałam piskliwym głosem. Moja ręka odruchowo powędrowała, by zakryć usta.

Zignorował mnie, składając na moim czole długi pocałunek. Wydawało się, że to żart, ale gdy się wyprostował, na jego twarzy malował się gniew.

- Powinnaś pozwolić mi cię pocałować, Bello – powiedział, odstępując do tyłu i opuszczając ręce. – Mogłoby ci się spodobać. Coś ciepłego dla odmiany.

- Od początku ci powtarzałam, Jacob.

- Wiem, wiem – westchnął. – To moja wina. To ja nie posłuchałem głosu rozsądku.

Opuściłam głowę, przygryzając wargę.

- Cały czas mi ciebie brakuje. Bardzo – powiedział. - A wtedy, gdy już doszliśmy do punktu, w którym moglibyśmy być znów chociaż przyjaciółmi, on musiał wrócić.

Spojrzałam na niego ze złością.

- Gdyby nie Sam, bylibyśmy przyjaciółmi.

- Tak myślisz? – Jacob uśmiechnął się nagle arogancko. – Dobrze, w takim razie zostawię to w jego rękach. – Było oczywiste, że drwina w jego głosie nie odnosiła się do Sama.

- Co masz na myśli?

- Będę twoim przyjacielem, jeśli on nie będzie miał z tym żadnego problemu – zaproponował, a potem zaczął się śmiać, jakby był czymś naprawdę rozbawiony.

Skrzywiłam się, ale nie zamierzałam przepuścić tej nieoczekiwanej okazji.

- Zgoda. – Wyciągnęłam przed siebie rękę. – Przyjaciele.

Uścisnął moją dłoń z uśmieszkiem.

- Najbardziej ironiczne w tym wszystkim jest to, że jeśli pozwoli ci być moim przyjacielem – zadrwił – to może nam się udać. Jestem w tym lepszy niż reszta. Sam mówi, że to wrodzone. – Jego twarz przybrała buńczuczny wyraz.

- Co wrodzone? – spytałam zdezorientowana.

- Niech krwiopijca ci wyjaśni, gdy już powie ci, dlaczego nie możesz się ze mną przyjaźnić.

Znów się zaśmiał.

Odwróciłam się automatycznie, ale chwycił mnie za ramię.

- Przepraszam. Wymsknęło mi się. Miałem na myśli… Edward, oczywiście.

- Oczywiście. Tylko pamiętaj, że zawarliśmy umowę – przypomniałam mu ponuro.

- Dotrzymam swojej obietnicy, nie martw się tym. – Zaśmiał się cicho.

- Nie rozumiem, co w tym takiego śmiesznego.

- Zrozumiesz. – Dalej chichotał. – Choć nie mogę zagwarantować, iż też będziesz myślała, że to śmieszne.

Ruszył z powrotem w stronę domu, więc zrozumiałam, że powiedział już wszystko, co planował.

- Jak się miewa Sam? – spytałam uprzejmie.

- Nie jest zbyt zadowolony, jak się pewnie domyślasz – powiedział obojętnie. – Nie możesz się spodziewać, że będziemy zachwyceni powrotem wampirów do miasta.

Spojrzałam na niego zszokowana.

- Och, daj spokój, Bello – jęknął, wywracając oczami.

Zrobiłam niezadowoloną minę i odwróciłam wzrok, Jacob cały czas się śmiał. Wściekłam się.

- Co z Quilem? – odcięłam się.

Jego wyraz twarzy natychmiast się zmienił. Rzucił mi gniewne spojrzenie.

- Nie widuję go często – warknął.

- To dobrze.

- To tylko kwestia czasu – stwierdził wściekłym tonem, jakby zbierało mu się na mdłości. – Teraz.

- Co teraz?

- Teraz, gdy twoi przyjaciele wrócili.

Patrzyliśmy na siebie wilkiem przez moment.

- Nie mogę z tobą rozmawiać, gdy tak się zachowujesz – zdecydowałam w końcu.

Nie oczekiwałam, że się cofnie, ale zrobił to.

- Masz rację. Nie jestem zbyt przyjazny, prawda? Nie powinienem marnować takiej chwili – to jest prawdopodobnie nasza ostatnia rozmowa.

- Naprawdę będę się cieszyć, gdy udowodnię ci, że się mylisz – wymamrotałam.

- Zabawne. Sądzę, że ja w ogóle nie będę się cieszyć , gdy okaże się, że to ja miałem rację.

Wróciliśmy do domu. Jacob odprowadził mnie do werandy i zatrzymał się.

- Spodziewasz się wkrótce jego powrotu? – spytał swobodnie.

- Masz na myśli Edwarda?

- Tak… Edwarda. – Wydawało się, że to imię nie może mu przejść przez gardło. Imię Alice sprawiało mu dużo mniej problemów.

- Później – powiedziałam wymijająco.

Jacob zerknął na słońce, przebijające niewyraźnie przez chmury.

- Ach – westchnął, najwyraźniej rozumiejąc aż za dobrze. – Pozdrów go ode mnie.

Rozluźnił się, gdy znowu zebrało mu się na śmiech.

- Jasne – mruknęłam.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał, żebyś tę potyczkę wygrała – oznajmił, gdy już mu przeszedł napad śmiechu. – W La Push jest nudno bez ciebie.

Jacob znów otoczył mnie ramionami tak szybko, że zabrakło mi tchu.

- Pa, Bello – wymamrotał. Poczułam jego ciepły oddech.

Zanim zdołałam dojść do siebie i odpowiedzieć, Jacob ominął mnie i ruszył ulicą z rękami w kieszeniach dżinsów. Dopiero wtedy zaczęłam się zastanawiać, jak się tu dostał. W zasięgu wzroku nie stał żaden pojazd. Ale szedł tak szybko, że musiałabym krzyczeć, żeby się go o to spytać. Byłam pewna, że spotka się z Samem gdzieś w pobliżu.

Wyglądało na to, że całe to spotkanie z Jacobem było pożegnaniem. Westchnęłam.

Charlie nie podniósł wzroku, gdy przechodziłam obok niego.

- Szybko wam poszło – zauważył.

- Jacob zachowuje się jak dzieciak – oznajmiłam.

Zaśmiał się krótko wpatrzony w telewizor.

Zebrałam wszystkie papiery i zabrałam je do mojego pokoju. Naprawdę pragnęłam się skoncentrować nad ich wypełnianiem. Zdawałam sobie sprawę, że jeśli zostanę w kuchni, nie będę potrafiła przez cały czas oderwać wzroku od zegara nad kuchenką. W swoim pokoju mogłam zwyczajnie odłączyć budzik od prądu. Zdołałam przygotować pięć aplikacji gotowych do wysłania, gdy dźwięk padającego deszczu odwrócił moją uwagę. Wyjrzałam przez okno. Najwyraźniej ładna pogoda właśnie się skończyła. Uśmiechnęłam się przelotnie, po czym wróciłam do kolejnego pytania. Wciąż miałam jeszcze kilka godzin.

Nagle coś twardego owinęło się wokół mojej talii i zerwało mnie z łóżka. Zanim zdołałam wziąć oddech, by móc krzyknąć, moje plecy uderzyły o przeciwległą ścianę. Byłam przyparta do ściany przez coś twardego, zimnego i… znajomego. Z gardła wyrwał mu się niski, ostrzegawczy pomruk.

- Edward, co jest? Ktoś tu jest? – wyszeptałam z przerażeniem. Było tyle złowieszczych odpowiedzi na to pytanie. Spóźniliśmy się. Nie powinnam była ich słuchać, powinnam kazać Alice mnie przemienić od razu. Zaczęłam hiperwentylować ze strachu.

- Hm – powiedział Edward głosem, który ani trochę nie wydawał się zaniepokojony. – Fałszywy alarm.

Wzięłam głęboki oddech, by się opanować.

- Okej.

Cofnął się nieznacznie, żeby zrobić mi miejsce. Położył ręce na moich ramionach, ale nie przyciągnął mnie do siebie. Przyglądał się bacznie mojej twarzy, marszcząc swój idealny nos.

- Przepraszam za to. – Uśmiechnął się smutno. – Przesadziłem.

- Co się stało?

- Za chwilę – obiecał. Zrobił krok do tyłu i spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, którego nie potrafiłam rozszyfrować. – Najpierw powiedz mi, co dziś robiłaś?

- Byłam grzeczna – odpowiedziałam bez tchu. – Doszłam już do połowy.

- Tylko do połowy? – spytał kpiąco, wciąż patrząc się w ten dziwny sposób.

- Wróciłeś wcześniej. Nie żebym narzekała. – Już zaczynałam otrząsać się z szoku, czułam wzbierającą we mnie radość. Wrócił.

- Robiłaś coś jeszcze? – spytał wyczekująco.

Wzruszyłam ramionami.

- Jacob Black wstąpił na chwilę.

Kiwnął głową. Nie był zaskoczony.

- Dobrze wybrał moment. Przypuszczam, że czekał, aż odejdę.

- Możliwe – przyznałam, nagle zaczęłam się denerwować. – Bo wiesz, on… no cóż, on zdaje się wiedzieć o wszystkim. Nie mam pojęcia, czemu nagle zaczął wierzyć Billy’emu…

- Ale ja wiem – mruknął Edward.

- Co? – spytałam, znowu zupełnie zaskoczona.

Jednak Edward odwrócił się ode mnie. Jego twarz wydawała się odległa i zamyślona.

Zaczynało mnie to irytować.

- To się robi coraz bardziej denerwujące. Zamierzasz powiedzieć mi, co się dzieje?

- Może – zawahał się. – Mogę cię wpierw prosić o przysługę?

Jęknęłam.

- Niech będzie. - Usiadłam na łóżku, próbując pozbierać porozrzucane papiery. – O co chodzi? – Musiał zdawać sobie sprawę, że mało było rzeczy, których bym dla niego nie zrobiła. Proszenie się było niemal zbyteczne.

- Naprawdę bardzo bym chciał, żebyś obiecała mi, że będziesz trzymać się z daleka od Jacoba Blacka. Po prostu dla mojego świętego spokoju.

Szczęka mi opadła. Spojrzałam na niego z ogromnym niedowierzaniem.

- Żartujesz sobie – powiedziałam.

- Nie, wcale nie żartuję. – Patrzył na mnie trzeźwymi oczami. – Niemalże doprowadziłaś mnie do ataku serca chwilę temu – a to naprawdę trudne.

Nawet nie rozumiałam, co miał na myśli. Dotarło do mnie jedynie to, że robi właśnie dokładnie to, czego byłam tak pewna, że nie zrobi.

- Nie możesz mówić poważnie. Nie możesz oczekiwać ode mnie, żebym wybrała którąś ze stron.

- Wybrała którąś ze stron? – powtórzył, krzywiąc się.

- Jacob powiedział, że będę musiała wybrać, że nie pozwolisz mi przyjaźnić się z nim. A ja powiedziałam mu, że to niedorzeczne. – Spojrzałam na niego z błaganiem w oczach, prosząc, by potwierdził słuszność zaufania, które w nim pokładałam.

Zmrużył nieznacznie oczy.

- Mimo że bardzo nie podoba mi się, iż przyznaję rację Jacobowi Blackowi…

- Nie! – zawołałam. – Nie wierzę! – Kopnęłam rozdrażniona nogą, a stos aplikacji rozsypał się po podłodze.

Spojrzał na mnie chłodno.

- Zawsze możesz wybrać tę drugą stronę – przypomniał mi.

- Nie bądź idiotą! – warknęłam.

- Nie zdawałem sobie sprawy, że on jest dla ciebie taki ważny – stwierdził Edward ponurym tonem. W jego oczach pojawiła się zaciętość.

- Chyba nie jesteś zazdrosny – jęknęłam, nie wierząc własnym oczom.

Pociągnął nosem, znów go marszcząc.

- Cóż, czuć, że był bardzo blisko ciebie dziś popołudniu.

- To nie był mój pomysł.

Zaczerwieniłam się. Zauważył. Uniósł brew.

- Nie masz absolutnie żadnych powodów, żeby być zazdrosnym o kogokolwiek lub o cokolwiek. Jak możesz o tym nie wiedzieć? Ale Jacob jest ważny dla mnie. Jest najlepszym ludzkim przyjacielem, jakiego mam. Jest dla mnie jak rodzina. Gdyby nie on… - urwałam, potrząsając głową. Śmierć nie była najgorszą rzeczą, jaka by mi groziła, gdyby nie Jacob.

- Najlepszy ludzki przyjaciel – powtórzył Edward cicho, przez chwilę wyglądając przez okno w roztargnieniu, zanim odwrócił się do mnie. Usiadł przy mnie na łóżku, ale zostawił pomiędzy nami trochę przestrzeni, co mnie zaskoczyło. – Muszę przyznać, że mam u niego dług – przynajmniej jeden – za uratowanie cię przed utonięciem. Mimo wszystko… wolałbym, żebyś nie zbliżała się do niego. Bo to, czy jestem zazdrosny, czy nie, nie ma tu nic do rzeczy. Powinnaś już do tej pory zauważyć, że jedyną rzeczą, która może wyprowadzić mnie z równowagi, jest dbałość o twoje bezpieczeństwo.

Zamrugałam zaskoczona.

- Bezpieczeństwo? Co, do diaska, masz na myśli?

Westchnął, krzywiąc się.

- Prawdę mówiąc, to nie mój sekret, żebym mógł go wyjawiać. Dlaczego nie zapytałaś Jacoba o to, co się dzieje?

- Pytałam.

Położył palec na ustach, przypominając mi, żeby zachowywać się ciszej.

- Pytałam go, już po raz kolejny – kontynuowałam ze złością, zniżając ton. – A Jacob powiedział: „Niech krwiopijca ci wyjaśni, gdy już powie ci, dlaczego nie możesz się ze mną przyjaźnić.”

Wywrócił oczami, więc ciągnęłam dalej:

- Kazał też przekazać ci pozdrowienia – dodałam tym samym szyderczym tonem, którego użył Jacob.

Potrząsnął głową i uśmiechnął się smutno. Położył mi dłonie na ramionach, trzymając mnie na dystans, jakby chciał lepiej przyjrzeć się wyrazowi mojej twarzy.

- W taki razie dobrze – oznajmił. – Powiem ci wszystko. Szczerze mówiąc, przekażę ci każdy najdrobniejszy szczegół i odpowiem na każdy twoje pytanie. Ale mogłabyś najpierw coś dla mnie zrobić? – Uniósł brwi, niemalże przepraszająco, i ponownie zmarszczył nos. – Mogłabyś umyć włosy? Cała śmierdzisz wilkołakiem.




Muszę przyznać, że ciągle mam słabość do tego ostatniego zdania.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 10:40, 20 Kwi 2009 Powrót do góry

Wow, końcówka mnie naprawdę zaskoczyła :D niezłe, choć gdyby SM tak to rozegrała Jacob nie byłby pewnie, aż tak kluczową postacią.
Ale mnie się podoba, im więcej Edwarda- tym lepiej :D Fajny pomysł, ze miała się dowiedzieć właśnie od niego że Jake jest wilkiem :) I byłoby trochę bardziej ajemniczo jesli chodzi o sforę, a przede wszzystkim Sama .


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Luthien
Dobry wampir



Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 1528
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 113 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dark Blue Tennessee

PostWysłany: Pon 13:11, 20 Kwi 2009 Powrót do góry

Tak jak obiecałam pdf do ściągnięcia ze wszystkimi fragmentami -->

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
IlonaM
Dobry wampir



Dołączył: 11 Kwi 2009
Posty: 519
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Jordanów/Forks

PostWysłany: Pon 16:44, 20 Kwi 2009 Powrót do góry

O Luthien dzięki - zaraz sobie ściągnę i będę mieć komplecik Wink

Co do epilogów - bardzo fajne, szczególnie końcówka :D ale jako że nie wyobrażam sobie, aby historia z sagi mogła wyglądać inaczej, więc nie widzę racji bytu dla tych pierwotnych wersji epilogów Wink Dobrze, że ostatecznie wszystko wygląda tak, jak wygląda :D Choć gdyby trochę dopracowała te pierwszą wersję może też byłaby ok :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Blooddrunk
Wilkołak



Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Ludzi Lodu xD

PostWysłany: Pon 17:25, 20 Kwi 2009 Powrót do góry

Interesujący fragment, chociaż wolę oryginalną wersję, kiedy Jake sam wyjawił Belli kim się stał, a raczej naprowadził ją na właściwy trop. Łatwo się przyzwyczajam i dziwnie, gdy było inaczej. Faktycznie, ostatnie zdanie dobre xD
W każdym razie ciekawe. ^^


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blooddrunk dnia Pon 17:38, 20 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Koli
Wilkołak



Dołączył: 28 Sty 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pią 0:48, 24 Kwi 2009 Powrót do góry

Ostatnie zdanie mnie zamurowało ^^ powiem szczerze że dostałam napadu śmiechu Wink
Hmmm... szczerze zastanawia mnie jak potoczyły by się losy bohaterów gdyby jednak te fragmenty znalazły się w książkach zamiast tego co w nich teraz jest Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zoomexa
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:05, 24 Kwi 2009 Powrót do góry

Luthien- jesteś WIELKA!!! thx very much


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anula00
Człowiek



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Wto 23:28, 12 Maj 2009 Powrót do góry

Calkiem ciekawa ta wersja ale troche naciągana.
Bella sama sie skapnela że Edward jest wampirem ( dobra troche legendy ja nakierowaly )a tu co nic ( orginalnie dostala wskazówkie od Jacoba) przeciez ona ma otwarty umysl na takie rzeczy.
Napewno by użyla internetu jak to bylo przy histori Edwarda i by się dowiedziala co jest grane
Ciekawa wersja ale lepsza jest ta która wybrali do ksiązki

Inne wyciete fragmenty: aż szok że tyle wycieli niektore są niedorzeczne jak z tą organizacją a niektore calkiem szkoda że nie sa w książce

Dzięki za te tlumaczenia przynajmniej dowiadujemy sie ciekawych rzeczy Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bulletka
Wilkołak



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:05, 28 Maj 2009 Powrót do góry

Te fragmenty są wspaniałe!!! Dlaczego je pousuwali z sagi!!?? Historia Emmetta i niedźwiedzia jest najlepsza :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gobur
Nowonarodzony



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 12:42, 15 Cze 2009 Powrót do góry

Czy ktoś już tłumaczy ten fragment?
[link widoczny dla zalogowanych]
Jeśli nie to mogę spróbować to wrzucić gdzieś za 2-3 dni


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Luthien
Dobry wampir



Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 1528
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 113 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dark Blue Tennessee

PostWysłany: Wto 0:01, 16 Cze 2009 Powrót do góry

Gobur napisał:
Czy ktoś już tłumaczy ten fragment?
[link widoczny dla zalogowanych]
Jeśli nie to mogę spróbować to wrzucić gdzieś za 2-3 dni


Dzięki za link, pierwszy raz na oczy widzę ten fragment, możesz go jak najbardziej przetłumaczyć. Ciekawe, czemu nie ma go na stronie Meyer?

Dzięki tym fragmentom usuniętym z tego, co teraz jest epilogiem Zmierzchu, widzę, że redaktorzy starali się, jak mogli, żeby usunąć z jej pisarstwa jak najwięcej "różu". No bo Las Vegas, srsly? Rolling Eyes Ciągle pozostaję w szoku, że ktoś tę książkę w ogóle chciał wydrukować po przeczytaniu jej w oryginalnym szkicu...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Violet
Wilkołak



Dołączył: 02 Cze 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 10:06, 16 Cze 2009 Powrót do góry

Luthien uklony za tlumaczenia :)

Fragmenty wspaniałe, aczkolwiek naprawde szkoda ze kilka z nich zostalo pominietych w oryginale :(


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Violet dnia Wto 10:08, 16 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Gobur
Nowonarodzony



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 13:51, 16 Cze 2009 Powrót do góry

to ja wrzucam to co spróbowałem przetłumaczyć, z góry przepraszam za błędy, nie wiedziałem komu podesłać do korekty, poza tym pisałem to między 3 a 10 rano Embarassed

Wstęp prowadzącego Twilight Lexicon:
wysłałem emaila do Stephanie kiedy zaobserwowałem jak wielu ludzi na MySpace domaga się dodatkowych scen i nieopublikowanych fragmentów książek. Jestem bardzo wdzięczny autorce która, wiedząc że nie zamilknę puki mi czegoś nie da, wysłała mi mały kawałek dla wszystkich czytających leksykon.
Z tego co dostałem, w w oryginalnym rękopisie "Zmierzchu" Bella, Edward i Alice zostają w Phoenix do czasu wyzdrowienia Belli, po czym wyruszają do domu po drodze odwiedzając Las Vegas. Scena rozgrywa się w nie wymienionym z nazwy kasynie w Las Vegas. Bela nadal ma gips na nodze.
Miłego czytania

Następnego ranka zeszliśmy do kasyna. Nie było to trudne, naturalne światło nigdy tam nie dociera. Edward powiedział mi że hotel spodziewa się iż straci trochę pieniędzy w kasynie - takie traktowanie jak nas jest zarezerwowane dla szczególnej klasy gości, znanych jako poważni gracze.
Kiedy tak szliśmy, ja jechałam na swoim wózku, przez elegancko zdobioną salę kasyna Alice trzy razy zatrzymała się przy automatach i wsunęła swoją kartę w skaner. Za każdym razem kiedy to zrobiła syreny zawyły, światła rozbłysły a elektroniczny odgłos sypiących się monet obwieszczał iż jej wygrana została dodana do rachunku za pokój. Namawiała mnie żebym też raz spróbowała ale sceptycznie począsnełam głową.
"Myślałam że mamy tracić pieniądze" stwierdziłam z wyrzutem
"Oh, będę" odparła "Ale dopiero kiedy spowoduje że zaczną się troszkę pocić" uśmiechnęła się ze skruchą.
Weszliśmy do hojnie zdobionej części kasyna, gdzie nie było już automatów i przeciętnie ubranych turystów z plastikowymi kubkami pełnymi drobnych. Pluszowe krzesła zastąpiły obrotowe barowe stołki a głosy były przyciszone, poważne. Lecz poszliśmy dalej, przez zdobione złotem drzwi do innego pomieszczenia, prywatnego pokoju, jeszcze bardziej wykwintnego.Wreszcie zrozumiałam dlaczego Alice nalegała bym założyła na sukienkę emeraldowo zielony szal, czemu sama ubrała długi biały satynowy sarong, z krótkim koronkowym topem odsłaniającym jej biały plaski brzuch. I dlaczego Edward wyglądał przytłaczająco i nieodparcie w swoim jasnym jedwabnym garniturze. Wszyscy gracze w tym pomieszczeniu ubrani byli z wykwintnym splendorem, którego cena przekraczała moją wyobraźnię. Kilku nieskazitelnie wyglądającym starszym mężczyznom towarzyszyły nawet młode dziewczyny w lśniących sukniach bez ramiączek, stojące za ich krzesłami, zupełnie jak na filmach. Współczułam im kiedy przemykały wzrokiem po Alice i Edwardzie, uświadamiając sobie najpierw własne niedoskonałości, jak i po chwili niedoskonałości swoich partnerów. Ja byłam zagadką, i jej wzrok zsuwał się ze mnie nieusatysfakcjonowany.
Alice prześliznęła się w stronę długiego stołu do ruletki. Zadrżałam kiedy pomyślałam jakie spustoszenie może tam zrobić.
"Oczywiście wiesz jak się gra w Black Jacka" szepnął mi do ucha Edward
"Chyba żartujesz?" czułam jak blednie mi twarz
"znając twoje szczęście, trudno mi będzie przegrać więcej inaczej niż po prostu pozwolić ci grać" Zachichotał. Potoczył mój wózek w stronę stołu z trzema pustymi krzesłami. Dwóch Nieskazitelnie ubranych, wyjątkowo godnie wyglądających azjatów spojrzało z niedowierzaniem jak Edward przenosi mnie lekko na puste krzesło, a sam siada obok. Delikatna orientalna piękność stojąca na końcu stołu spojrzała z niedowierzaniem kiedy Edward władczo pieścił moje włosy.
"Używaj tylko jednej ręki" szepnął mi prawie niesłyszalnie do ucha "i trzymaj swoje karty na stole"
Edward wypowiedział ciche słowo do krupiera i przed nami pojawiły się dwa imponujące stosy sztonów. Nie miały numerów - a ja nie chciałam nic wiedzieć. Edward popchnął do przodu mały stosik swoich i większy moich. Patrzyłam na niego z rosnącą paniką, ale tylko uśmiechną się kiedy krupier rozdawał karty. Podniosłam swoje ostrożnie jedną ręką, trzymając je tuż nad stołem. Miałam dwie dziewiątki. Edward trzymał swoje luźno, mogłam zobaczyć że ma piątkę i siódemkę. Zerkałam ostrożnie na dwóch dżentelmenów obok mnie, pochłonięta ale też przerażona, obserwując uważnie protokół obowiązujący przy wysoko stawkowym stole do Black Jacka. Uświadomiłam sobie że było to dość proste. Najpierw unosili róg karty i sprawdzali jej wartość, następnie wsuwali ich róg pod zakład pozostawiając je na stole. Szybko położyłam swoje karty na stół - policzki mi płonęły - kiedy krupier spojrzał na mnie. Z opóźnieniem spostrzegłam że krupier ma damę. Edward potarł lekko stół i krupier położył dziewiątkę na stole przed nim. Spojrzałam na niego kiedy gracz koło mnie zamruczał z uznaniem.
Krupier miał waleta i przegrałam, tak jak dwaj azjatyccy dżentelmeni. Gładko zsuną swoje sztony. Słyszałam stłumione komentarze od strony ruletki ale obawiałam się spojrzeć. Edward popchną następny stos moich żetonów i zaczęłam od początku.
Kiedy przegrałam wszystkie moje sztony Edward przesuną do mnie połowę swoich, nie mogąc ukryć swojego rozbawionego uśmiechu. Szło mu dobrze, wygrywał trzy razy częściej niż inni przy stole. Lecz przy ustalanej przez niego wysokości moich zakładów przegrywałam żetony szybciej niż on mógł je wygrywać. Ja jeszcze nie wygrałam ani razu. Było to upokarzające, ale przynajmniej byłam pewna że nigdy nie uzależnię się od hazardu.
Ostatecznie przegrałam ostatni stosik sztonów. Azjatycki dżentelmen i jego damska eskorta, patrzyli na Edwarda z ciekawością kiedy wycofał się z gry i śmiejąc się cicho z zrezygnowaniem posadził mnie z powrotem na mój wózek. Zarumieniłam się i trzymałam oczy wbite w dywan kiedy popchnął mnie od stołu nadal chichocząc.
"Jestem najgorszym graczem w historii" zamruczałam przepraszająco
"Właściwie, nie. To jest takie śmieszne" zachichotał znowu "Nie robiłaś nic źle, może poza zbytnią ostrożnością. po prostu przegrywałaś każde rozdanie..." Potrząsną głową uśmiechnąwszy się szeroko.
Doszliśmy do stołu ruletki akurat by zobaczyć jak Alice przegrywa spektakularną stertę wielokolorowych żetonów w jednym strasznym obrocie koła. Wielu graczy którzy z nadzieją razem z nią postawili na czarne siedemnaście wyglądało na morderczo zawiedzionych. Zaśmiała się, dźwięcznym, beztroskim śmiechem i dołączyła do nas.
"Przegraliśmy dosyć?" wyszeptałam kiedy przechodziliśmy przez złocone drzwi.
"Myślę że są usatysfakcjonowani. Jesteś dzisiaj najprawdopodobniej ich ulubionym klientem" zachchotał
"Proszę, obiecaj mi jedną rzecz"
"Cokolwiek sobie życzysz"
"Nigdy, kiedykolwiek nie mów mi ile pieniędzy przegraliśmy dzisiaj, proszę"
Byliśmy tym razem w głośnym kasynie i jego śmiech był nieskrępowany.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin