FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Koła na kartce w kratkę [T] [NZ] (zawieszone) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Sob 15:33, 17 Paź 2009 Powrót do góry

Sprzeczne opinie pojawiaja się pod twoim tekstem. Może dodam swoje trzy grosze :)
Najpierw jeśli chodzi o twoją pracę jako tłumacza. Tekst czyta się fajnie i płynnie. Jeśli cos sie gdzieś zacina - zdarzyło mi sie raz "zawiesić" nad tekstem, nie jest to twoja wina lecz autorki, która radzi sobie coraz lepiej. Chylę czoła przed wszystkimi, którzy tłumaczą z niemieckiego - moja znajomość tego języka nawet nie kuleje, tylko leży i kwiczy :) opowiadanie czyta sie lekko i przyjemnie, jako tłumaczka doskonale dajesz sobie radę. Jeśli chodzi o twoją pracę naprawdę świetnie sobie radzisz.
Co do samego opowiadania i zarzutów, że jest tu słodko, różowo i landrynkowo. No cóż. Nie każde opowiadanie musi być pełne "życiowych mądrości", patologii, przemocy, nałogów i innych potwornych zdarzeń. Dziękuję, mogę o nich posluchac w wiadomościach, nie koniecznie muszę o nich jeszcze czytać w opowiadaniach.
Może postać Belli jest lekko przerysowana. "Jestem sobie małą marzycielką i mam w nosie cały świat ( moze z wyjątkiem Edwarda)". Faktycznie bywa zawieszona. Żyje w swoim świecie, co kiepsko wpływa na jej relacja z otoczeniem ale moze celem tego opowiadania jest jej przemiana? Mnie też irytowało by takie zachowanie wśród moich znajomych.
Co do Edwarda, ten akurat przerysowany nie jest :) Wreszcie jest normalny i ludzki!!! Wspaniały materiał na przyjaciela! Z tym praniem wyszło zabawnie ale też mam taki egzemplarz wśród przyjaciół, wiec jestem w stanie w to uwierzyć :)
Romansidło?? Moze. Ale zastanówmy sie - wszystkie FF Bella + Edward to romansidła !!! A że jest miło i uroczo? Czasem takie opowiadania też są potrzebne. Atmosfera jaką udało się stworzyć wspólnie autorce i tłumaczce sprawia, że mała Aurora zaciera rączki z radości i siada wygodnie na kanapie ze swoim laptokiem sprawdzając czy moze już przeczytać kolejny rozdział. Na pewno tu wrócę :)


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Marsi
Zły wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Konin

PostWysłany: Nie 9:55, 18 Paź 2009 Powrót do góry

Obiecałam, że przeczytam, wiec trzeba było w końcu ruszyć tyłek.
Po pierwszym rozdziale spodziewałam się czegoś innego niż to, co zaprezentowała nam autorka w drugim i trzecim. Bella jako niepoprawna marzycielka zniknęła tak szybko jak się pojawiła. A szkoda… Teraz – bynajmniej dla mnie – jest zwykłą dziewczyną, która tęskni za byłym facetem, a przeznaczenie znowu ich do siebie zbliżyło. Marzyciel, to dla mnie osoba, która myśli o niebieskich migdałach itp., a nie rozpamiętuje momenty sprzed X miesięcy, kiedy to ktoś ją całował w windzie. Widać od razu, że jest oderwana od rzeczywistości i ktoś do niej „Ile widzisz palców”, a ona „tak, tak, też cię kocham”, ale nie dałabym jej miana „marzycielki”.
Co się tyczy Edwarda. Jego zachowanie jest nie tyle dziwne, co nieprzewidywalne. W chwili, kiedy ją dotknął w kuchni, posłał milion uśmiechów, mówię sobie – ok, ma się coś na rzeczy. Kilka wersów niżej przeprowadzają rozmowę, z której jasno wynika, że chce być tylko „przyjacielem”. Ups… W tym momencie mnie trochę zmieszało, ale idźmy dalej. Motyw walizki. Iskierki, bardzo dużo iskierek między nimi… Nawet nie wiesz, jak bardzo mam ochotę wejść mu teraz w głowę i zobaczyć, co myśli :P Może zachowuje tylko pozory, a tak naprawdę chce do niej wrócić?
Zobaczymy, bo na pewno jeszcze tu zajrzę :P
Nie wiem czy to Twój styl, czy autorki, ale naprawdę mi się podoba. Trochę mi nie pasuje on do akcji, bo jakby nie było na razie jest dość płytka, a z tymi wszystkimi opisami, które stosuje autorka można byłoby zrobić coś dużo lepszego niż kolejna marna historyjka podczepiona pod „Twilight”.
To tyle odnośnie samej treści.

A teraz ta nudna część:
Tłumaczysz oczywiście świetnie i nikt nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Chciałabym – i teraz wkracza Marsi „niepoprawna marzycielka” – mieć taki styl jak Ty, ale co to są za marzenia… Już prędzej będę miała 5 z historii na koniec roku :P
Nie przynudzają muszę się pochwalić, że jest to mój pierwszy mega konstruktywny komentarz napisany w Wordzie :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:40, 28 Paź 2009 Powrót do góry

Przede wszystkim dziękuję Wam - Ekscentryczna., Rudaa, kirke, AngelsDream, yeans-girl, Aurora Rosa, Marsi - za komentarze, wszystkim razem i każdej z osobna. To naprawdę wspaniała sprawa, mieć takie czytelniczki jak Wy. Cieszę się, że nie wahacie się przed szerszym wypowiadaniem się na temat samej treści, chociaż jest to tłumaczenie.

Szczerze mówiąc, nie jestem wielką fanką niemieckiego fandomu twilight, ba, nawet nie dysponuję taką ilością wolnego czasu, by szczególnie go zgłębić. Po tłumaczeniu tekstów Enovie szukałam powiewu świeżości, mimo że naprawdę uwielbiam jej styl, a jako że chciałam obejść się bez przekopywania fanfiktion.de, weszłam na forum zwane poławiaczem pereł. Kierując się znajdującymi się tam rekomendacjami, zdecydowałam się właśnie na Koła. Przeczytałam połowę ówczesnej liczby rozdziałów i stwierdziłam, że tekst - lekki i przyjemny - idealnie nadaje się do tłumaczenia, naprawdę spodobał mi się styl Zespri.

Teraz jestem w kropce. Właśnie przygotowuję się do olimpiady, już po niej i tak będę miała na głowie mnóstwo innych spraw, codziennie wracam do domu naprawdę późno i zostaje mi niewiele czasu na to, by choćby pomyśleć o czymś takim jak tłumaczenie. Jest to dla mnie jednak ważne ze względu na ćwiczenie warsztatu translatorskiego, pracę nad językiem, który uwielbiam, nawet jeśli czas na tłumaczenie znajduję bardzo rzadko. W każdym razie, w ciągu najbliższych tygodni i tak nie będę raczej nic tłumaczyć - ani Kół, ani kurzącego się od dawna Tracąc niewinność. Tracąc na pewno nie porzucę, nawet jeśli miałabym do niego wrócić za n-miesięcy (chyba że - odpukać - mi je wykasują lub ktoś je przejmie, niezbadane są wyroki moderacji). Nie miałam zamiaru porzucać również Kół, gdyż wolę kończyć to, co zaczęłam, poza tym wiem, że poza czytelnikami, którym tekst podoba się średnio, są również tacy, którzy zdążyli go, w choćby niewielkim stopniu, polubić. Nie chciałabym sprawić nikomu zawodu.

Jeśli mi się uda, może w jakiejś nieokreślonej przyszłości znajdę do tłumaczenia inny, może głębszy, wielowymiarowy tekst. Na razie pozostaję z mnóstwem obowiązków i minimalną ilością czasu na tłumaczenie. Mimo to, mam nadzieję, że niedługo zobaczymy się pod rozdziałem czwartym.

Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za Wasze wypowiedzi,
robak


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Śro 21:13, 28 Paź 2009 Powrót do góry

Mam nadzieję Robaczku, że twój czas rozciągnie się jak guma do żucia i pogodzisz wszystkie swoje zobowiązania :) I nie zapomnisz o nas i "Kołach...". Jak widze nie tylko ja cenię sobie "Robaczane tłumaczenia" :)
Życzę mnóstwa czasu i natchnienia
P.S.
Przy którejś z twoich prac przeczytałam coś o "Robaczanej twórczości" i tekst mnie powalił na kolana :) dlatego pozwoliłam go sobie "przeinaczyć" i użyć :))


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:57, 03 Sie 2010 Powrót do góry

Tak, tak. To ja. Halo!

Za betę dziękuję mojej najlepszej na świecie Rudej, dzielnej bojowniczce o wolność zaimków (i wywalenie ich z moich translatorskich wypocin). Gdyby nie Ty, ten tekst by tak nie wyglądał.

Jeśli ktoś to jeszcze czyta, to mogę nawet powiedzieć, że będzie następny rozdział. Miłej lektury tymczasem.


*

ROZDZIAŁ CZWARTY
DZIEŃ DOBRY


Pierwszym, co zobaczyłam, otworzywszy rano oczy, było fosforyzujące 8:30 na cyferblacie budzika. Obok, na żółtej pościeli, leżał pognieciony egzemplarz Mansfield Park Jane Austen. Wciąż zaspana, podniosłam się do pozycji siedzącej, ręką usiłując doprowadzić do porządku splątane włosy. Pewnie wieczorem zasnęłam podczas czytania – mała lampka nocna wciąż się paliła, a poza tym nadal miałam na sobie ubrania. Po prostu świetnie.
Wróciwszy spojrzeniem do książki, która wyglądała na dość sfatygowaną, stwierdziłam, że czas najwyższy kupić sobie nową. Tę czytałam już tyle razy, że poszczególne strony zaczynały żyć własnym życiem, a niektóre z nich zdobiły niewielkie plamki – ślady po rozlanej kawie. Taki stan mnie nie dziwił, bo naprawdę ją uwielbiałam. Byłam urzeczona Edmundem nie mniej niż Fanny, pałałam do niego równie wielką miłością i razem z nią rozpaczałam, gdy zaręczył się z panną Crawford. Ich związku nie można raczej nazwać usłanym różami – zbyt wielu osobom przeszkadzał widok cudzego szczęścia, a sam Edmund wyjawił swoje uczucia do Fanny późno, niemal za późno. Fanny sporo wycierpiała, a jednak doczekali się swojego happy endu, co sprawiało, że i ja, za każdym razem, gdy czytałam Mansfield Park, czułam, jak rośnie mi serce. Pozwalało mi to wierzyć we własne szczęśliwe zakończenie.
Za oknem rozległ się dźwięk klaksonu, wyrywając mnie z rozmyślań. Zwlokłam się ze składanej kanapy, na której tak dobrze mi się spało, i podeszłam do drewnianej komody, gdzie trzymałam ubrania. Wyjmując bieliznę, skarpetki, parę dżinsów i granatowy t-shirt, uświadomiłam sobie, że nie wzięłam ze sobą ręcznika. Edward pewnie nie miał nic przeciwko temu, bym pożyczyła jeden od niego. Westchnąwszy, udałam się do łazienki. W całym mieszkaniu panowała cisza i zdawało się, że Edward jeszcze śpi; mimo to zapukałam do drzwi. Lepiej nie ryzykować, wolałam nie wpadać na niego właśnie w tym miejscu i oszczędzić sobie upokorzenia. Spłonęłabym jeszcze jak piwonia, nie mogąc oderwać wzroku od jego ciała i próbując wybełkotać jakieś przeprosiny. Boże, naprawdę mi się to nie uśmiechało.
Ostrożnie pociągnęłam za klamkę i zajrzałam do środka. W porządku, w łazience było ciemno, ale pusto. Nacisnęłam na przełącznik światła i już po chwili widziałam przed sobą biało-niebieskie pomieszczenie; podłoga była wyłożona białymi kafelkami, tak jak i ściany, na których w kilku miejscach znajdowały się niebieskie płytki. Całość prezentowała się bardzo ładnie. Umywalka i wanna miały ten sam morski odcień; lekko pogładziłam dłonią brzeg tej ostatniej, czując budzące się we mnie wspomnienia. Wspomnienia romantycznych kąpieli w pianie, czułego dotyku, oszałamiającego seksu. Wspomnienia tlące się w moim sercu, gdzie miały zatrzymać się już na zawsze. Pamięć jest czymś, co nie może zostać odebrane – pozostaje z nami do końca.
Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, czy nie wziąć kąpieli, w końcu jednak zrezygnowałam. Nie było sensu robić tego tak krótko po wstaniu. Poza tym obawiałam się, że fala wspomnień mogłaby mnie wykończyć, a może jeszcze gorzej – popchnąć do zrobienia czegoś, czego później poważnie bym żałowała. Już wyobrażałam sobie reakcję Edwarda, gdyby przypadkiem usłyszał, jak szepczę jego imię, zamknięta w łazience przed dziewiątą rano. Wziąłby mnie za naprawdę beznadziejny przypadek i – co do tego nie miałam złudzeń – w żadnym razie nie przetrwałabym tych czterech tygodni, nie mówiąc o tym, że już nigdy nie odważyłabym się spojrzeć mu w oczy. Prysznic był bez wątpienia lepszym rozwiązaniem.
Po tym, jak już się rozebrałam i rzuciłam ubrania w kąt, wyjęłam ręcznik z szafki i położyłam go na znajdującej się tuż obok natrysku ubikacji. Usiłowałam zmniejszyć zagrożenie powodziowe, upewniając się, że nie zaleję całej łazienki, chcąc wytrzeć się po prysznicu.
Zadowolona, przymknęłam powieki, gdy w kilka sekund później gorąca woda dosięgła mojej skóry, a ja rozkoszowałam się jej ciepłem i puściłam wodze fantazji. Zastanawiałam się, w co tak naprawdę się wpakowałam – jaki właściwie numer miałam wyciąć mojemu sercu, które wciąż ściskało się tęsknotą za Edwardem. Czekały mnie cztery tygodnie w jego towarzystwie, w tym czasie musimy przecież ze sobą rozmawiać, mamy zadanie do wykonania. Po wczorajszym dniu wiedziałam, że zbyt lekkomyślnie podeszłam do całej sprawy, uświadomiłam sobie, że wyobrażałam sobie to wszystko o wiele prościej. Byłam tu zaledwie jeden dzień, a już siedziałam w superszybkiej kolejce górskiej własnych uczuć. Pędziła nieustannie w górę i w dół – zakręcała przynajmniej na tyle szybko, że nie miałam wystarczająco wiele czasu, by nad czymkolwiek się zastanowić; traciłam kontrolę nad sytuacją i znowu musiałam uważać, żeby od tej jazdy nie zaczęło mi się robić niedobrze.

*

W końcu widzę uśmiech w moich ulubionych oczach.
Głos miał łagodny i czuły i wiedziałam, że to wcale nie wytwór mojej wyobraźni czy jedno ze wspomnień, a rzeczywistość. Wręcz przeciwnie – Edward wypowiedział te słowa, patrząc mi prosto w oczy, a sposób, w jaki to zrobił, był niczym miód na moje zakochane serce, które tłukło się w piersi w niepohamowanej euforii, jakby już nigdy nie zamierzało wrócić do normalnego rytmu. Nie chciało zrozumieć, że to żaden powód do radości, że Edward zachowywał się tak w stosunku do wszystkich, taki miał po prostu charakter – był otwarty i chętnie flirtował. Każdego omamiał i ludzie bez problemu poddawali się jego urokowi. Zawsze go za to podziwiałam, wszystko wydawało się być takie łatwe, gdy znajdowało się w jego skórze; miałam pewność, że kiedyś osiągnie wszystko, czego tylko zapragnie.
Wzdychając, oparłam się plecami o ścianę prysznica i obserwowałam, jak kropelki wody wędrują wzdłuż kafelków – niektóre z nich zatrzymywały się pomiędzy płytkami. Myjąc włosy, rozmyślałam o Edwardzie.
W końcu widzę uśmiech w moich ulubionych oczach.
Mimo iż przekonywałam siebie, że wcale nie chcę rozkładać tego zdania na czynniki pierwsze, i tak to robiłam.
Ulubione oczy.
Jego ulubione oczy, ulubione oczy Edwarda. Często powtarzał mi, jak bardzo mu się podobają, mówił, że je ubóstwia. Twierdził, że fascynuje go ich głębia, wyraz, jaki przybierają, kolor – tak intensywny i urzekający, że po prostu nie da się ich nie kochać. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że potrafi z nich czytać, że dzięki nim wie, kiedy mówię prawdę, a kiedy kłamię, wie, kiedy jestem szczęśliwa, kiedy smutna, a kiedy rozmarzona. Z tego powodu zamierzałam teraz jak najrzadziej stwarzać mu okazję do tego, by mógł w nie zajrzeć, tyle że już wczoraj złamałam to postanowienie i nie wyglądało na to, żebym długo miała go dotrzymać. Gdy tylko zobaczyłam Edwarda, opuściły mnie resztki rozsądku i jedyne, czego pragnęłam, to objąć go, przytulić. Chciałam głęboko zaciągnąć się jego słodkim zapachem i w końcu móc poczuć się bezpieczna i spełniona – w jego ramionach.
Na szczęście jak dotąd udawało mi się powstrzymywać moje zapędy, wystarczyło, bym wyobraziła sobie zaszokowaną twarz Edwarda w chwili, kiedy się na niego rzucam. Nawet jeśli należał do tych ludzi, którym fizyczna bliskość drugiej osoby zupełnie nie przeszkadza i uważał przytulenie się od czasu do czasu za coś naturalnego, byłam pewna, że przestraszyłby się, gdybym go niespodziewanie objęła.
W związku zachowywałam się zupełnie inaczej niż Edward. Nigdy nie robiłam pierwszego kroku, obojętnie czego miałby on dotyczyć. To on zaczął naszą pierwszą rozmowę, gdy przypadkiem usiedliśmy obok siebie na wykładzie. Po tym już zawsze dosiadał się do mnie, ja nigdy nie odważyłabym się na to, by podejść do niego i jego przyjaciół. W trzy tygodnie później pocałował mnie w cieniu rosnącej na szkolnych błoniach lipy. We wszystkim przejmował inicjatywę. Zabrał mi spoczywającą na kolanach książkę i po prostu przycisnął swoje usta do moich, łagodnie, delikatnie, czule. Mimo że czułam się całkowicie zdezorientowana, pocałunek był niesamowity, wyzwolił we mnie emocje i pragnienia, których wcześniej nawet nie znałam. Nie całowałam się wprawdzie po raz pierwszy, ale żaden z poprzednich razów nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Z biegiem czasu został przyćmiony przez następne – czułe, namiętne muśnięcia warg, dotyk jego ust na karku, brzuchu czy piersiach. Mimo to nasz pierwszy pocałunek zapisał się w moim sercu na zawsze, mając pozostać tam już tylko jako dobre wspomnienie. Od tamtej chwili spędzonej na błoniach staliśmy się nierozłączni, nie było rzeczy, której nie robilibyśmy razem i w efekcie musieliśmy przesadzić, rzuciliśmy się na zbyt głęboką wodę.
Nigdy nie umawialiśmy się na typowe randki, jakie widzi się w komediach romantycznych dla nastolatków, randki, na jakie chodziłam z moim pierwszym chłopakiem, Samuelem. Edwardowi i mi wydawało się wtedy, że odnaleźliśmy w sobie swoje drugie połówki i że zostaniemy ze sobą do końca życia. Po co więc randki? Po co mielibyśmy siedzieć w kinie czy pubie i tracić czas na bezsensowne pogawędki, skoro tak czy inaczej wiedzieliśmy, że jedynym, czego pragniemy, jest ta druga osoba? Chcieliśmy się całować, kochać, rozpieszczać, poznawać. A w tego typu miejscach nie dało się nawet porządnie pomówić, dlatego też ostatecznie zawsze lądowaliśmy w mieszkaniu Edwarda.
Siedzieliśmy albo leżeliśmy przytuleni na kanapie lub na dywanie, w otoczeniu poduszek i koców, trzymając się za ręce lub dotykając, i rozmawialiśmy. Prawie zawsze byliśmy sami, delektowaliśmy się swoją bliskością, nie chcąc dzielić się nią z nikim innym; przynajmniej ja tak czułam i sądziłam, że podobnie jest z Edwardem, a na pewno było – na początku. Później zauważyłam, że coś się nie zgadza, że z biegiem czasu nie cieszy go już moja obecność, jednak nigdy nawet nie zaczęłam tego tematu. Za bardzo się bałam, iż mógłby odpowiedzieć, że już mnie nie kocha. Naprawdę miałam nadzieję na lepsze jutro; czułam się przy nim taka spokojna, bezpieczna, kochana. Ale po czterech miesiącach skończyło się.
Przestałam spędzać czas w jego mieszkaniu, widywałam go tylko w czasie wspólnych zajęć. Jakoś się z tym pogodziłam… Powiedzmy.
Byłam tak bardzo pogrążona we wspomnieniach, że nie zauważyłam, jak temperatura wody spada, dopóki nie dosięgnął mnie lodowaty strumień; natychmiast wyskoczyłam spod prysznica. Jasna cholera! Zapomniałam, że nie jestem u siebie, a u Edwarda, u którego nie ma przecież podgrzewacza wody. Zawinęłam się w biały frotowy ręcznik i wytarłam, zanim przebrałam się w czyste ubrania.

*

Gdy wyszłam z łazienki, usłyszałam stłumione przekleństwo, a do moich nozdrzy doszedł jakiś dziwny zapach. Szybko ruszyłam dalej, przeszłam przez niewielki korytarz i wylądowałam w kuchni, w której zobaczyłam zrozpaczonego, choć nadal seksownego Edwarda. Miał na sobie ciemny t-shirt z emblematem Dartmouth i błękitne bokserki; musiał dopiero wstać. Włosy sterczały mu na wszystkie strony, a uśmiech, jaki mi posłał, sprawił, że wyglądał wyjątkowo uroczo.
– Chciałem zrobić śniadanie… W sumie to zrobiłem… tyle że jajecznica mi się spaliła – przyznał i gestem wskazując miejsce, bym usiadła. Uśmiechnęłam się lekko.
– Nie jest tak źle. Umyć patelnię?
Potrząsnął głową, a kilka kosmyków włosów opadło mu przy tym na czoło. Kusiło mnie, by je odgarnąć, same wręcz do tego zapraszały, ale ostatecznie zabrakło mi odwagi.
– Nie, nie, siedź już. Sam to zrobię. Jak ci się spało? – zapytał, wyrzucając do kosza cuchnącą spalenizną jajecznicę, po czym przysiadł się do mnie.
– Dobrze, kanapa jest naprawdę wygodna, można się na niej wyspać.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który tak uwielbiałam, gdy zwrócił się do mnie aksamitnym głosem:
– Cieszę się. Szczerze mówiąc, nikt jeszcze nie spał na tej kanapie, więc nie wiedziałem nawet, czy jest znośna. Już zaczynałem się zastanawiać, kiedy wskoczysz mi do łóżka.
Zakrztusiłam się sokiem pomarańczowym, który właśnie piłam, podczas gdy policzki pokryły mi się znienawidzonym rumieńcem. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, gdzie podziać oczy, więc po prostu wlepiłam je w stół – po to tylko, by w kilka sekund później wstać.
– Zapomniałeś namoczyć patelnię. Nie uda ci się zeskrobać spalenizny, jeśli najpierw tego nie namoczysz, daj, lepiej ja to zrobię – paplałam, ze wszystkich sił starając skupić się na tym, by na niego nie spojrzeć. Niemal podbiegłam do aneksu kuchennego, wzięłam do ręki patelnię i włożyłam ją do zlewu. Szorując jej powierzchnię gąbką nasączoną płynem, poczułam, że Edward cały czas mi się przygląda. W pewnej chwili odchrząknął.
– Bella, to był tylko żart. Wiem, że to nie w twoim stylu, chciałem się z tobą tylko podroczyć. – Opłukałam patelnię ciepłą wodą, która natychmiast zabarwiła się na czarno. – Proszę, usiądź ze mną. Zjedzmy w spokoju śniadanie – powiedział; po chwili wahania dostosowałam się do jego prośby, siadając ponownie przy stole.
– A teraz spójrz na mnie.
Szepnął tak łagodnym i czułym głosem, że nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym się mu oprzeć. Gdybym go nie znała, powiedziałabym, że próbuje flirtować, chcąc zaciągnąć mnie do łóżka. Ale przecież wiedziałam, jaki jest. To był jego sposób bycia, rozmawiał tak ze wszystkimi dziewczynami, pozbawiając je zdolności racjonalnego myślenia – ze mną na czele. Naprawdę nie robił tego specjalnie, taki był, a ja kochałam go również za tę cechę.
Pokonana, podniosłam na niego wzrok, spotykając się natychmiast z roziskrzonymi zielonymi oczyma, które wpatrywały się we mnie z czułością.
– Nie miałem zamiaru wprawić cię w zakłopotanie, Bello. Przepraszam. – I znowu ten głos! Serce zaczęło mi szybciej bić, zanim zupełnie nie wypadło z normalnego rytmu, gdy wziął moją dłoń w swoją. – Wybaczysz mi?
Przewróciłam oczami.
– Już nie przesadzaj, Edward. Nie pozbawił mnie pan przecież nogi, jedynie obraził mnie pan, sugerując, że wskoczę do pana łóżka jak zwykła prostytutka.*
Z mojego uśmieszku mógł domyślić się, że nie mówię tego na poważnie – jego cudowny śmiech wypełnił mi uszy.
– Czyżby cytat z jednej z pani książek, panno Swan?
– Możliwe, panie Cullen.
– Mogę strzelać?
– Proszę bardzo.
Mansfield Park.
– Pudło.
Duma i uprzedzenie.
– Pudło.
Emma.
– Nie. Pudło.
Rozważna i romantyczna.
– Znowu pudło.
Perswazje.
– Pudło.
– Cholera!
Zmarszczył w zamyśleniu czoło. Zaczęłam się śmiać.
– Żadne inne książki Jane Austen nie przychodzą ci do głowy? Może pomóc?
– Przydałaby się mała podpowiedź. – Uśmiechnął się, delikatnie muskając kciukiem wierzch mojej dłoni. Poczułam, jak dostaję gęsiej skórki – wystarczył mi tak niewinny dotyk. Byłam stracona.
– Tej książki nie napisała Jane Austen, ale dobrze obstawiałeś płeć. Autorką jest kobieta, Emily Brontë.
Edward skrzywił się.
Wichrowe Wzgórza.
– Brawo! – Klasnęłam w dłonie, a on skłonił się, przywdziewając na twarz szyderczy uśmiech. Następnie, już bez uśmiechu, powiedział:
– Nienawidzę tej książki, bohaterowie są okropni, naprawdę, nie ma tam nawet jednej sympatycznej postaci. Wszyscy są zakłamani. Nie udało mi się doszukać w nich choćby jednej pozytywnej cechy. Historia jest tak naszpikowana intrygami, że nie można się nawet z kimś utożsamić, bo wszyscy dążą tylko do zemsty na drugiej osobie. Czujesz sympatię do kogokolwiek w tej powieści? Bo moim zdaniem to niemal niemożliwe, Bella. Oni wszyscy są po prostu źli, obłudni.
– Może nie jest to moja ulubiona książka, ale chętnie po nią sięgam od czasu do czasu – wymamrotałam, zabierając się do zjedzenia kanapki.
– Ta książka nawet nie kończy się dobrze! Catherine załamuje się, bo Heathcliff i Edgar, jej mąż, kłócą się, gdy okazuje się, że Heathcliff znęcał się nad swoją żoną Isabellą, siostrą Edgara. Catherine umiera podczas porodu, ponieważ tak wycieńczyły biedaczkę te wszystkie spory – Heathcliff ma na sumieniu swoją rzekomą wielką miłość, której córkę zmusza później do małżeństwa ze swoim synem, a wszystko z powodu jakiegoś domu. A na końcu umiera jego żona i syn i oba domy dostają się jemu. Jedyną sprawiedliwą rzeczą w całej tej historii jest to, że Heathcliff też w końcu umiera. Naprawdę nie wiem, co ci się tak podoba w tej książce… – zakończył Edward, wpatrując się we mnie z wyczekiwaniem. Westchnęłam.
– Nie potrafię tego wytłumaczyć, Edward. Po prostu podoba mi się miłość Catherine i Heathcliffa. Możemy już o tym nie mówić? Myślę, że takie analizowanie tylko odbiera historii jej magię. Czasem trzeba po prostu zostawić rzeczy takimi, jakie są, bez rozkładania ich na czynniki pierwsze. Wiesz, czasem po prostu musimy zaakceptować fakt, że jest, jak jest.
Edward przytaknął, uwalniając moją dłoń ze swojego uścisku, a jego oczy przybrały o ton ciemniejszy odcień. Wbrew sobie poczułam tęsknotę za ciepłem jego dotyku.
– Chodź, sprawdzimy na moim laptopie, czy Wilson wrzucił już do sieci polecenia i problematykę do opracowania. Wtedy moglibyśmy zabrać się do pracy.
Pokiwałam głową. Usłyszałam szuranie krzesła, gdy wstawał, biorąc nasze talerze i wkładając je do zlewu. Odłożywszy naczynia, wrócił do stołu, żeby zabrać z niego resztki jedzenia, jakie zostały po śniadaniu. Podniosłam się, chcąc mu pomóc i w ciszy uprzątnęliśmy kuchnię, co jakiś czas krzyżując spojrzenia. Zakłopotana, pragnęłam uciec od jego wzroku, ale wystarczyło, by uśmiechnął się łagodnie, a ja już nie mogłam oderwać od niego swoich oczu. Zamiast sprzątać, wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, tak że doprowadzenie stołu do porządku zajęło nam całą wieczność.
Właśnie wkładałam mleko do lodówki, gdy Edward znalazł się za moimi plecami. Blisko. Cholernie blisko. Czułam, jak jego klatka piersiowa wznosi się i opada, ciepły oddech łaskotał mnie w szyję. Słyszałam szelest materiału jego koszulki, gdy podnosił rękę, muskając nią moje plecy i ramię, kiedy chciał położyć ser na półce. Odchrząknęłam cicho. Szlag by to!
Naprawdę czas wziąć się w garść. Gdy odwróciłam się, moją twarz dzieliło od jego torsu ledwie kilka milimetrów. Złapałam oddech. Wystarczyłoby, bym nieznacznie pochyliła się do przodu, by złożyć mu głowę na piersi; objęłabym go ramionami i inhalowała się tym cudownym zapachem.
Zamiast tego zaczęłam pleść trzy po trzy.
– Dlaczego masz na sobie tę koszulkę?
Edward wyszczerzył zęby, kąciki ust podjechały mu w rozbawieniu w górę, w oczach igrały wesołe iskierki.
– Wolałabyś, żebym ją zdjął?
Tak!
– Nie! Nie, nie… nie musisz… nie – wyjąkałam, nerwowo przejeżdżając sobie ręką po włosach. To on sprawiał, że się denerwowałam. Jego rozbawione spojrzenie powodowało, że i mi chciało się śmiać, a uśmiech rozmiękczał moje kolana.
– Tak tylko się nad tym zastanawiałam… Chodzi mi o to, że przecież już nie jesteś w Dartmouth, tylko na Seattle University… a nosisz koszulkę z emblematem Dartmouth. Dziwne, że jeszcze ją masz… – wymamrotałam, podnosząc głowę. Wciąż się uśmiechał; pojedyncze kosmyki włosów opadały mu na oczy.
– Tylko w niej sypiam…
– Gdy byliśmy razem, nigdy nie kładłeś się do łóżka w koszulce – stwierdziłam, dumna, że udało mi się wyrzucić z siebie jedno w miarę spójne zdanie.
– To nie miałoby sensu: od razu byś ją ze mnie ściągnęła – roześmiał się, postępując krok w moją stronę. Jego ręce musnęły mnie w talii, gdy sięgnął prawą dłonią, by zamknąć drzwi lodówki – lewą przyciągnął mnie do siebie. Czułam ciepło skóry Edwarda przez cienki materiał swetra, wyczuwałam jej fakturę, przypominałam sobie chwile, gdy mnie dotykał… Tymczasem przysunął się bliżej, kości jego miednicy napierały na moją talię, oddech wędrował mi po policzku łagodnie, czule, jak miękkie piórko…
– Czy zdążyłem powiedzieć ci już dzień dobry, ukochana żono? – wyszeptał głosem przepełnionym emocjami, których nie potrafiłam odczytać.
– Wwwwłaściwie… jeszcze nie… – Bum-bum-bumbumbum! Moje serce brało właśnie udział w maratonie, a ja, zrozpaczona, usiłowałam zawrócić je z tej drogi. Bezskutecznie.
– W takim razie powinienem to zrobić – wymruczał Edward. Zdjął dłoń ze srebrnych drzwiczek lodówki, położył mi ją na policzku i delikatnie odgarnął zagubiony kosmyk włosów za ucho. Zniżył głowę, tak że jego cudowna twarz zbliżała się coraz bardziej do mojej. Czułam dotyk ust Edwarda na swoim uchu, a jednodniowy zarost łaskotał mnie w twarz, gdy mówił:
– Dzień dobry, Isabello…
Zamrugałam powiekami, gdy przesunął wargami po płatku mojego ucha, kierując się w stronę policzka, gdzie zatrzymał się na dłuższą chwilę, muskając go lekko. Jedyną rzeczą, o której byłam w stanie myśleć w tym momencie, było jego imię. Jedyną rzeczą, o której myślałam – a jednocześnie jedyną, która w żadnym wypadku nie powinna była przyjść mi do głowy.
– Edward! – syknęłam. – Wyprowadzasz mnie z równowagi. Przestań!
– Jesteś pewna, że tego chcesz? – Czułam, jak jego wargi, wciąż spoczywające na moim policzku, wyginają się w uśmiechu.
– Tak – powiedziałam, próbując nie stracić rezonu.
– Przepraszam – odpowiedział Edward, odsuwając się ode mnie, tak że znowu dzielił nas bezpieczny dystans.
– Nic nie szkodzi – uśmiechnęłam się.
– Masz rację, nie szkodzi. Uwielbiam to, jak twoje policzki zaczynają się rumienić, a w twoich oczach pojawia się ten blask. To słodkie.
– Prawi mi pan komplementy, panie Cullen?
– To możliwe, pani Cullen, to możliwe.
I jesteśmy w domu – pani Cullen. Tytuł, który przypominał mi o tym, że wszystko między nami to tylko zabawa, że jesteśmy znów razem tylko dlatego, że los tak chciał.


*Luźne tłumaczenie zacytowanych słów; niestety nie mam odniesienia do oryginału. (przyp.tłum.)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Nie 11:49, 27 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
EsteBella;*
Człowiek



Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hmm.. A już wiem... Wampirowo;]

PostWysłany: Śro 11:23, 04 Sie 2010 Powrót do góry

Koła powracają!
Czytałam kiedyś, ale, że było zawieszone w bibliotece to było mi mało. Dzisiaj wchodzę odrazu na ostatni rozdział patrzę, czytam i o co w tym chodzi?!
Kapnęłam się na słowach KIEDY BYLIŚMY RAZEM.
No i jestem w pełni zadowolona, bo bardzo mi się spodobało. Błędów nie zauważyłam, więc jest dobrze;)
Czekam na rozdział.

Este;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Śro 13:56, 04 Sie 2010 Powrót do góry

Powiem Ci, że jestem tą mniej marnotrawną połową mózgu, dlatego skomentuję. W zasadzie wiesz, że nie mam prawie nic pochlebnego do powiedzenia na temat tego opowiadania, jednak przed tym jak powiem parę miłych słów na temat mojej ukochanej bohaterki i jej księcia w niebieskiej koszulce, chciałam Cię pochwalić za tłumaczenie. Może tego nie wiesz, ale jeśli ktoś, jak ja, naprawdę nie cierpi AH i innych tego typu kwiatków, czyta je tylko dlatego, że są absolutnie niesamowicie przełożone na nasz piękny język ojczysty. Trochę mi przykro z powodu, że nie mam szansy na porównanie sobie tego z oryginałem, ale tak się już uchowało, że kiedy tłumaczysz, przemycasz cząstkę swojego stylu. A wiesz przecież, że są tu pewni amatorzy, a nawet amatorki w amarantowych spódnicach tegoż. Naprawdę można powiedzieć, że Robak to marka. Forowo niesumienna i w ogóle leniwa, ale jednak marka, która zawsze stawia na jakość, a nie ilość. (Naprawdę wciąż mam nadzieję, że wywalisz te bzdety o przesuwaniu krzesła, ale chyba się nie doczekam xD). Nawet te długaśne zdania, za które Cię zganiłam, mają swój niepowtarzalny urok. To jest ciężkie, nie powiem, że nie (ale trzeba robić melanż i się nie przyzwyczajać), jednak to jesteś od góry do dołu Ty. Są autorzy, których się mimo wszystko nie myli. A teraz uczę się, że są również tłumacze, których nie da się podrobić. Czy to nie dziwne? Przez Twoje słowa się nie biegnie, idzie się w ciężkich butach, ale z czasem docenia się tę trudną ścieżkę. Nawet jeśli jest usłana zaimkami. ^^
Jeśli chodzi o same opowiadanie, to nieraz się zastanawiałam co ta autorka bierze. Chyba pora na zmianę dilera, bo niedługo zobaczymy niezwykle dokładny opis wypróżniania się. Poza tym Bella jest jakaś niewyżyta. Rozumiem, że jest tylko człowiekiem, ale mogłaby przynajmniej udawać, że cały czas nie myśli o seksie i masturbowaniu się. Nie mam nic przeciwko, ale… heloł! Co ten Edward w ogóle w niej widzi? Że już nie wspomnę o fakcie, że ten pan jest w oczach Belki tak do wyrzygania wyidealizowany, że się już nie da gorzej. Czy ona naprawdę uważa fakt, że ten jest podrywaczem i w ogóle fe lowelasem za jego atut? Czy tylko ja jestem w tym towarzystwie normalna?! O.O Chociaż trzeba jedną rzecz przyznać. Nie wiem na ile to autorka, a na ile Ty, ale ten tekst ma wręcz naelektryzowany klimat. Nie tyle uczuciami, co właśnie tym pożądaniem bijącym od Belli. Nawet jeśli jest ono oparte na jej pajęczynie w głowie.

A tak poza tym to jesteś elo i kocham Ci betować. :*

Amarantowy dziś znów
Rudziaczek.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Śro 18:36, 04 Sie 2010 Powrót do góry

dzis od razu przeczytałam calośc i powiem jedno: to jest piękne, a Twoje tlumaczenie tak dokładne, że czyta się to jak najlepszy bestseller i oby tak dalej...
perspektywa tego, że będzie następny rozdział już mi się podoba...
chociaż muszę przyznac, że ich postępowanie jest troszkę dziwne...
ona go kocha niby nadal, on pamięta doskonale co lubi (słoneczniki, książki) ale to tylko projekt, więc mam nadzieje, że coś się zmieni w ich nastawieniu
i nie będzie trzeba zbyt długo czekac oczywiscie
obyś tylko z chęcią nam tłumaczyła
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aquarius
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Gru 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 23:47, 04 Sie 2010 Powrót do góry

Przyznam, że przemknęła mi kiedyś nazwa tego opowiadania. Jednak z moim złym skojarzeniowym mózgiem, doszłam do wniosku, że hasło „koła na kartce w kratce” brzmi podobnie do super-nicków typu trampek_w_rynsztoku czy inny kwiatek_na_grządce i przyporządkowałam je do grupy ff, których czytać nie trzeba.

Jednak wczoraj przełamałam swój schemat. Lekko odrzuciło mnie tłumaczenie z niemieckiego, bowiem jeśli Ty tego nie przetłumaczysz, to nie poznam końca historii. Lubię znać koniec i sam zarys treści, plan zdarzeń, chociażby opowiadanie nie przedstawiało sobą nic ciekawego.
Fabuła, jak to zwykle bywa dość przewidywalna. Powiedzmy sobie szczerze: trzeba mieć jaja, żeby na końcu nie połączyć Belli i Edwarda. To mało, trzeba mieć jeszcze większe jaja, żeby nie napisać sequelu i jednak nie zrobić happy endu.

Kojarzy mi się to z Avatarem. Banalna historia, ale wykonanie było tak miażdżące, że nie było do końca ważne, o czym to jest.
Tutaj wykonanie nie jest miażdżące, ale mnie przekonuje. Oby tylko, jak ktoś wyżej pisał, autorka nie zaczęła opisywać szczegółowo wszystkich fizjologicznych czynności :). Zwróciłam na to uwagę, kiedy Bella położyła ręcznik na ubikacji. Mimo to, to było takie.. swojskie. Wydaje mi się, że w dotychczas poznanych przeze mnie idealnych światach Belli i Edwarda ręcznik lewitował w powietrzu, czekając aż ktoś się nim wytrze lub miał swoje specjalne miejsce, co jest nieprawdą, bo w końcu nie trzeba opisywać, gdzie bohater położył ręcznik, żeby leżał on na ubikacji. Późna godzina robi swoje…

Bella – wieczna marzycielka. Podoba mi się, bo mam sentyment do takiego stanu. Unoszenie się w chmurach, niebieskie migdały, "co by było gdyby” i NADZIEJA. Obojętnie, co robi, mówi i myśli, wciąż ma nadzieję na powrót do Edwarda. Nawet jakby powiedział jej prosto w oczy, że jest beznadziejna i nigdy jej nie pokocha lub gdyby przyprowadził sobie nową kobietę (najlepiej Tanyę), to wciąż miałaby iskierkę nadziei. To jest żałosne i mam ogromną nadzieję, że zanim nastąpi happy end, Bella dozna olśnienia i zacznie zdawać sobie sprawę z rzeczywistości.
Wydaje mi się, że to był główny powód ich rozstania. Bella była zakochana i żyła ich miłością. Rzeczywistość pokazała jej, że tak się nie da i cholera, to konieczne jest, żeby zdała sobie z tego sprawę.
Ta cała szopka z projektem i udawaniem małżeństwa ma w końcu nauczyć ją, na czym polega związek. Że to nie tylko migdalenie się do siebie i zamknięcie się na drugą osobę, uznając świat zewnętrzny za niepotrzebny . To brak rozwoju doprowadził ich do rozstania.
Jestem pewna, że Bella dojrzeje właśnie w tym sensie.

Ciekawe, w jakim sensie dojrzeje Edward. Może jednak Bella nadal będzie bujać w obłokach, a Edward nauczy się to akceptować? On to w gruncie rzeczy lubi przecież. Na tym polega jej osobowość. Może zaczęło go to irytować, bo ich relacja stała się hermetyczna?
Gdybym miała sprawny Internet, spojrzałabym, czy mamy punkt widzenia Edwarda. Mamy?
Co on sobie myśli w tej swojej perfekcyjnej głowie, przykrytej miedzianą czupryną…

Będę czytać nadal, ale nie obiecuję, że skomentuję. Właśnie postanowiłam chociaż raz skomentować każde ff, które przeczytałam, więc czeka mnie naprawdę sporo pracy. Zwłaszcza, że to pierwsze ff, które (mam nadzieję) porządnie komentuję.

Kilkumiesięczna przerwa w tłumaczeniu nie jest mile widziana :).
Powodzenia.

PS. Pisząc, że wykonanie nie jest miażdżące, miałam na myśli formę, ale nie tyczy się to tłumaczenia. Bo tłumaczenie jest tak bardzo po polsku, że czyta się płynnie i miło. Mogłabym to czytać dla samej przyjemności czytania dobrego tłumaczenia, szczególnie, że dopiero ostatnio zaczęłam to doceniać po zauważeniu, że jednak istnieją takie ff.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Aquarius dnia Śro 23:53, 04 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 20:14, 05 Sie 2010 Powrót do góry

No, no no, straciłam już nadzieję co do kontynuacji tego ff, a tu taka niespodzianka! :)
Bella stanowczo za dużo myśli, chyba kiedyś utonie we własnym świecie. już jej nie dużo brakuje....
Ciekawi mnie czy autorka prowiduje jakiś rozdział od strony Edka, bo interesuje mnie jego pogląd na obecną sytuacje i to jak on widzi teraz Belle, bo to, że ona była by się w stanie przed nim rozłożyć gdyby tylko poprosi jest już całkowicie jasne.
Co do technicznej części, jestem pod wrażeniem tak umiejętnego tłumaczenia. Czytałam je tak jak by w oryginale było pisane po polsku :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Pią 17:38, 06 Sie 2010 Powrót do góry

Robaczek wrócił!!! ;-D więc i ja się melduję w tym temacie, przybyłam, przeczytałam i postanowiłam coś naskrobać ;-) na uroku, klimacie i tlumaczeniu opowiadanie nic nie straciło. Tak jak nie zgrzytało mi nic w poprzednich rozdziałach po przerwie takze płynnie sie czyta.
Tylko ten Edward! Litości! Gość wziął sobie chyba zbyt do serca eksperyment. Bo kleił się do Bells dość jednoznacznie przy lodówce. Ok, może to dla niego okazja do powrotu do niej, może aż tak sie wczuł w rolę ale ja poprostu nie lubię gierek i niezdecydowanych facetów. Więc takiemu zachowaniu Edka mówię stanowcze NIE!
Zobaczymy co przyniesie przyszlość i kolejne części bo sama za oryginał nie sięgnę. Więc Robaczku twoja w tym mądra główka, żeby Aurora miała co czytac i komentować ;-)
Fajnie że wróciłaś


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
seska
Dobry wampir



Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:53, 06 Sie 2010 Powrót do góry

Okej, zapomniałam o tym FF... Embarassed Ale tak to jest, jak rzadko wstawiane są rozdziały Wink

Chapik sympatyczny. Wciąż myślę, jak potoczą się wydarzenia i czy B & E zostaną... hmm, małżeństwem? Czy ta rozłąka nie tylko Belli daje się we znaki? Czy to rozstanie uświadomi im obojgu, że to jednak ta konkretna połówka?

Na niemiecki mam alergię i nie pokuszę się o zaglądanie do kolejnych rozdziałów, więc pozostaje mi czekać na kolejne tłumaczenia. Choćby i kilka miesięcy. Jak mus, to mus devil

Robalku, nie opuszczaj tego wątku na zbyt długo. Pliiiiizzzz Cool I dla Rudziaczka cmok, że tak ładnie współpracuje Cool

Dzięki, dziewczyny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bells144
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:48, 10 Sie 2010 Powrót do góry

Bardzo mi się podoba. Typowe zachowania połączone z ciekawą nowością. Oby tak dalej:) Życzę weny i pozdrawiam:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 14:31, 13 Sie 2010 Powrót do góry

Już jestem. Rozdział pojawiłby się wcześniej, gdyby nie fakt, że wypadł mi niezaplanowany kilkudniowy wyjazd; wybaczcie.
Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że mimo upływu czasu
Koła wciąż mają czytelników. Dzięki Waszym opiniom chce się dalej tłumaczyć. Dziękuję!
Co się tyczy pytań o punkt widzenia Edwarda: niestety, całe opowiadanie pisane jest z perspektywy Belli.

Niziutko kłaniam się Dzwoneczkowi, wspaniałej becie, która wzięła ten rozdział pod swoje skrzydła. Gdyby nie jej poprawki... wierzcie mi... wstydziłabym się za siebie. Dziękuję, Dzwonku!

Miłej lektury.


*

ROZDZIAŁ PIĄTY
E-MAIL I TELEFON


Siedzieliśmy z Edwardem na kanapie, stykając się udami. Z minuty na minutę czułam się coraz bardziej zażenowana – ta bliskość sprawiała, że nawet przy najmniejszym ruchu materiał moich dżinsów ocierał się o wiszące luźno na jego biodrach bawełniane bokserki. W końcu nie wytrzymałam.
– Nie chciałbyś się ubrać? – wypaliłam, bojąc się na niego spojrzeć; zamiast tego wpatrywałam się w spoczywającego mu na kolanach laptopa.
– Przeszkadza ci to? – zapytał miękkim głosem.
Czułam na sobie jego wzrok i wkrótce moje policzki pokryły się palącym rumieńcem. Dlaczego? To przecież on siedział tutaj w samej bieliźnie i to jemu, nie mnie, powinno to przeszkadzać. W rzeczywistości było odwrotnie i Edward nie czuł się ani trochę skrępowany, pewnie przebywanie tak blisko mnie w takim stroju nie wydawało mu się niczym wyjątkowym… Cóż, słusznie, w końcu widywałam go zupełnie rozebranego, często też chodził po mieszkaniu w samych bokserkach i t-shircie, teraz jednak nie uważałam tego za stosowne. Znowu zbijał mnie z tropu. Jeśli mamy spędzać razem czas, musi być ubrany.
– Edward, posłuchaj… Sprawa jest prosta: nie jesteśmy już razem, wyjaśniliśmy to sobie dokładnie wczoraj. A skoro tak, to naprawdę nie powinieneś siedzieć tutaj rozebrany. Powinieneś się ubrać, założyć na siebie dżinsy i… nie przysuwać się do mnie tak blisko – wymamrotałam i odwróciłam od niego wzrok.
– Siedzę za blisko?
Czy to pytanie retoryczne? Uniosłam głowę, posyłając mu rozdrażnione spojrzenie.
– Edward, siedzisz mi prawie na kolanach!
– Albo ty na moich… – odpowiedział i uśmiechnął się do mnie. Próbował mnie udobruchać swoim głosem, uśmiechem, jednak tym razem nie zamierzałam dać się na to nabrać.
– Jasne, palę się do tego… To ty coraz bardziej się do mnie przysuwasz, Edward, prawie mnie obejmujesz. To ty mnie dotykasz, nie ja ciebie.
– Okej, Bella, rozumiem. Przepraszam, dobrze? Nie chciałem wprawić cię w zakłopotanie ani stawiać w niezręcznej sytuacji. Już idę pod prysznic, a później się ubiorę. Możesz w tym czasie wydrukować materiały od Wilsona. Łatwiej będzie nam to wszystko opracować, gdy będziemy mieli je wydrukowane, a nie tylko w komputerze. Musisz tylko wpisać na pasku Incredible Mail, tam już otworzy ci się moja skrzynka odbiorcza – mówiąc to, przesunął mi komputer na kolana i wstał. Uśmiechnął się lekko, po czym odwrócił i udał się w kierunku łazienki, zostawiając w dywanie płytkie wgniecenia w kształcie stóp, które znikały po kilku sekundach. Jego uśmiech nie był jednak do końca szczery – Edward wyglądał raczej na przybitego i przygaszonego, tak jakby moje słowa w jakiś sposób go zmartwiły.
Westchnąwszy, poprawiłam na nogach laptopa, mierząc wzrokiem ciemną obudowę. Pięknie, i co jeszcze? Czerń i srebro tworzyły bardzo gustowną, bardzo drogo wyglądającą kombinację i wolałam nawet nie zastanawiać się nad tym, ile pieniędzy spoczywa właśnie na moich kolanach. Gdybym to wiedziała, urządzenie z pewnością spadłoby na podłogę i uszkodziło się. Ostrożnie sunęłam palcem po panelu dotykowym, uśmiechając się na widok przemieszczającego się po ekranie kursora. W końcu udało mi się otworzyć pocztę Edwarda.
Nie do końca opanowałam obsługę tej przeklętej konsoli dotykowej, ale na szczęście jedyne, co musiałam jeszcze zrobić, to znaleźć maila. W domu trzymałam przedpotopowy model peceta ze zwyczajną myszką, której używanie było zdecydowanie prostsze niż obsługiwanie tego cacka. Wystraszyłam się, gdy usłyszałam ciche kliknięcie, które rozległo się po pełnym załadowaniu strony, a moim oczom ukazała się długa lista przeróżnych wiadomości.
Wilson… Wilson… Gdzie jest ten cholerny mail?
Matthew
Jason
Powiększ swojego penisa za free!!!
George
Alice
Tanya
Tanya
Tanya
Emmett
H. Wilson
Alice

Wróć! W końcu go znalazłam.
Właśnie zamierzałam otworzyć maila od profesora Wilsona, gdy na ekranie pojawiła się ikonka informująca o nadejściu nowej wiadomości. Ze zmarszczonymi brwiami wpatrywałam się w migającą kopertę, zastanawiając się, czy za chwilę zniknie. Ostrożnie przesunęłam palcami po konsoli; jęknęłam, gdy list sam się otworzył. Ups!
Wiedziałam, że powinnam była od razu odstawić laptopa na stolik i zaczekać na Edwarda, zamiast czytać jego prywatną korespondencję. Ale nie zrobiłam tego. Przebiegłam oczami po ekranie, łowiąc wzrokiem czarne literki, które powoli formowały się w słowa – przeznaczone nie dla mnie, lecz dla Edwarda. I tylko dla niego. Wiedziałam, że to, co robię, jest nie w porządku, ale ciekawość zwyciężyła… Doszłam jednak tylko do Hej, Edward!, gdy przerwał mi dzwonek telefonu – przestraszona podskoczyłam na kanapie i szybko odstawiłam komputer na szklany stolik do kawy.
Telefon wciąż dzwonił. Czy to było ostrzeżenie mówiące, że pod żadnym pozorem nie wolno mi czytać tego maila? Boska interwencja chroniąca mnie przed zboczeniem na złą drogę? Nie, bzdura. Nie wierzę ani w Boga, ani w Szatana i gdyby okazało się, że i jeden, i drugi jednak istnieją, jak nic smażyłabym się w piekle. Nie uznaję instytucji, jaką jest rodzina, uprawiałam przedmałżeński seks, kłamię – nawet jeśli robię to nieszczególnie przekonująco – jestem niewierząca i zaprzeczam istnieniu Stwórcy. Boska interwencja z pewnością odpadała.
Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty dzwonek… Ostatecznie zdecydowałam się podnieść słuchawkę. Wciąż słyszałam szum wody dochodzący z łazienki i stwierdziłam, że Edward nie usłyszał głośnego brzęczenia. Zerwałam się z sofy i pobiegłam do korytarza, w którym na komodzie leżał telefon. Zanim nadawca zdążył się rozłączyć, kliknęłam na zieloną słuchawkę i przyłożyłam aparat do ucha. Nie zdołałam nawet wymyślić, co mogłabym powiedzieć, gdy po drugiej stronie rozległo się czyjeś paplanie. Głos mojego rozmówcy brzmiał szorstko, jednak wiedziałam, że już go kiedyś słyszałam. Wydawało mi się, że wyrzucającą z siebie z szybkością karabinu maszynowego słowa osobą jest siostra Edwarda.
– Mama właśnie u mnie była. Czyś ty kompletnie oszalał?! Bo nie widzę innego wytłumaczenia, Edward. Rozumiem, że ten szkolny projekt jest dla ciebie ważny i że chcesz dostać za niego dobrą ocenę, ale czy musiałeś wciągać w to swoją byłą? Naprawdę świetny pomysł! W ogóle się nie zastanawiasz, nie stawiasz się w położeniu innych ludzi, a szczególnie w jej położeniu. Do jasnej cholery, najpierw z nią zrywasz, a teraz proponujesz, by z tobą zamieszkała? Jesteś kretynem, Edwardzie, kompletnym idiotą. Mam nadzieję, że przynajmniej zachowujesz się przyzwoicie i nie przypominasz jej nieustannie o waszym związku. Pomyślałeś chociaż raz, jak ona się musi czuć? Dobra, okej, prawie jej nie znam i nie wiem, jak wyglądają teraz jej uczucia względem ciebie, ale już zdrowy rozsądek podpowiedziałby każdemu, że mieszkanie ze swoim byłym partnerem jest złym pomysłem. Co jest?! Nie zamierzasz mi się wytłumaczyć? Czy może znowu będziesz zachwycał się tym, jak to ona słodko wygląda, gdy siedzi zamyślona na wykładzie? Jak to najchętniej byś ją pocałował, bla, bla, bla… Bądźmy szczerzy, Edwardzie. Powinieneś się w końcu zdecydować, czego tak naprawdę chcesz. Nie jesteś już nastolatkiem.
Przerwała, by zaczerpnąć powietrza. To był moment na wtrącenie się.
– Ekhem… To nie Edward… tylko Bella, jego była dziewczyna.
Po drugiej stronie telefonu zapadła cisza, tak samo jak w łazience, w której Edward musiał w końcu skończyć brać prysznic, ponieważ nie słyszałam już szumu wody.
– Och… yyy, cześć. Tu Alice, siostra Edwarda – odpowiedział mi nieco zawstydzony głos. – Przepraszam, sądziłam, że rozmawiam z Edwardem. O Jezu, on mnie zabije, kiedy się o tym dowie…
– Nie sądzę, by miał cię zabić, nie jest taki – roześmiałam się. – Dać ci go? Właśnie brał prysznic, dlatego ja odebrałam, ale myślę, że już skończył.
– Chciałam go tylko ochrzanić i uświadomić mu, jakim jest idiotą. Ale ty też możesz to zrobić – zaświergotała, a całe jej zawstydzenie zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. Zazdrościłam jej tego. Ta dziewczyna miała niesamowitą pewność siebie i poczucie własnej wartości, o którym ja mogłam tylko pomarzyć.
– Uch… Nie wydaje mi się, bym była w stanie. Nie jestem taka bezpośrednia i w ogóle…
Mój głos stawał się coraz cichszy i wiedziałam, że Alice musiała się w pewnym momencie zgubić. Nie potrafiłam jednak dłużej koncentrować się na rozmowie z nią, ponieważ całkowicie zaabsorbował mnie Edward, który właśnie wyszedł z łazienki w samym ręczniku owiniętym wokół bioder. Zauważyłam wydobywające się z pomieszczenia kłęby pary, co przypomniało mi o tym, że najbardziej lubił brać gorący prysznic. Widok jego wilgotnego ciała sprawił, że nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca – stałam jak zamurowana, chłonąc wzrokiem każdą kropelkę wody spływającą po nagiej skórze.
Wygiął usta w krzywym uśmiechu i przyjrzał się mi z ciekawością, kiwając głową w stronę swojej komórki, którą trzymałam w ręku. Widząc, jak zmieszana zerkam na słuchawkę, zmarszczył z rozbawieniem czoło. Uświadomiwszy sobie, że zapomniałam o czekającej po drugiej stronie Alice, szybko przycisnęłam telefon z powrotem do ucha.
– Umm, Alice, jesteś tam jeszcze? – wymamrotałam prędko, czekając na odpowiedź.
– Tak, co się dzieje? – chciała wiedzieć. Mój wzrok powędrował w kierunku Edwarda. Właśnie, co się dzieje? Nic nadzwyczajnego poza tym, że twój brat właśnie stoi przede mną prawie nagi, doprowadzając mnie do szaleństwa… po raz kolejny. Żałowałam, że w żaden sposób nie potrafię oprzeć się jego urokowi.
– Nic… Nic się nie dzieje. Po prostu Edward już przyszedł. Chcesz z nim porozmawiać?
– Tak, dzięki. Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy, Bello. Daj mu popalić, dziewczyno. Trzymaj się!
– Tak… Ty też… – wybąkałam i podałam telefon Edwardowi; nasze dłonie zetknęły się na ułamek sekundy.
– Twoja siostra…
Uśmiechnął się przelotnie, przykładając słuchawkę do ucha. Zniknął za drzwiami swojej sypialni, które zamknęły się z głuchym łoskotem. Odwróciłam się i skierowałam kroki z powrotem w stronę salonu, gdzie usiadłam na ciemnej skórzanej kanapie. Już dawno zapomniałam o mailu, który przyszedł do Edwarda, nie pochłaniał więcej mojej uwagi. Myśli zaprzątała mi teraz rozmowa z Alice, której słowa usilnie starałam się zrozumieć i przyswoić.
Była wściekła, że mieszkam tutaj na czas projektu, że dzielę z jej bratem apartament. Sama stwierdziła, że uważa to za idiotyczny pomysł. Cóż, mnie bardzo się podobał, a przynajmniej mojemu sercu, któremu wystarczył sam widok Edwarda, by zaczęło dziko tłuc się w piersi. Umysł natomiast zgadzał się z Alice i krzyczał głośno, usiłując uspokoić rozszalałe serce. Powtarzał, że powinnam natychmiast wracać do Forks, skoro okazało się, że potrzebny był mi ledwie jeden dzień, bym znowu znalazła się pod działaniem uroku Edwarda. Gdyby tylko pstryknął palcami, spełniłabym nawet najdziwniejsze z jego żądań. Każda komórka mojego ciała wiedziała, że to rozum, a nie serce ma w tej kwestii rację – ba, nawet ono zdawało sobie z tego sprawę, kurcząc się boleśnie. Jednak to wszystko nie odgrywało najmniejszej roli, ponieważ nie chciałam stąd odchodzić, nie chciałam wracać do Forks i zostawiać Edwarda. Po prostu nie potrafiłam się do tego zmusić, nawet wiedząc, że byłoby to najlepszym i najrozsądniejszym rozwiązaniem. Zamiast tego wolałam pozostać tutaj, przy moim byłym chłopaku, który wciąż miał na mnie ogromny wpływ, którego spojrzenie, dotyk sprawiały, że topniałam. Ale czy Alice nie powiedziała przez telefon, że on uważa mnie za słodką? Że przypatruje się mi podczas wykładów? To musi coś znaczyć, prawda? A może tylko chciałam przypisywać temu jakieś specjalne znaczenie, które na nowo wywróciłoby moje życie do góry nogami – dzięki któremu znowu byłabym blisko Edwarda. Znaczenie, za którym tęskniłam całym sercem i duszą.

*

Zdałam sobie sprawę, jak wielkiej nadziei na nasze ponowne zejście narobiłam sobie na podstawie zaledwie kilku słów wypowiedzianych przez jego siostrę. Ta część mnie, która myślała racjonalnie, wiedziała, że to bzdura, że powinnam w końcu powrócić do rzeczywistości. Nie miała ona najlepszej opinii o mojej drugiej stronie – tej romantycznej, rozmarzonej – którą uważała za niesamowicie słabą i smutną. W takich momentach naprawdę nie wiedziałam, jak powinnam się zachować, potrafiłam tylko stawiać jeden fałszywy krok za drugim, całkowicie tracąc orientację. A przecież musiałam skoncentrować się na zadaniu, jakie mieliśmy do wykonania, na projekcie, który był prawdziwym powodem mojego pobytu tutaj. Przytaknęłam samej sobie i znowu położyłam laptopa Edwarda na swoich kolanach, uparcie ignorując nową wiadomość i skupiając się na otworzeniu maila od naszego profesora.
Za pomocą jasnoczerwonego kabla USB podłączyłam drukarkę do komputera i zaczęłam drukować potrzebne materiały. Urządzenie szumiało cicho, połykając jedna po drugiej białe, niezapisane kartki, które po chwili wypluwało z siebie, jednak pokryte rzędami drobnych liter. Nie miałam pojęcia, jak to wszystko funkcjonuje, ale fascynowało mnie to. Ludzie, którzy coś takiego wymyślili, musieli być totalnymi maniakami technicznymi. Tak samo jak ci, którzy wynaleźli komputer, telewizję, telefon, pralkę… Cóż, czułam wobec nich prawdziwą wdzięczność. Dzięki nim życie wydawało się o wiele prostsze. Gdyby po ziemi stąpały tylko osoby takie jak ja, wciąż biegalibyśmy w zwierzęcych skórach i żywili się zebranymi w lesie jagodami.

*

– Och, wydrukowałaś to już, super – głos Edwarda wyrwał mnie z rozmyślań; tapicerka zapadła się lekko, gdy zajmował miejsce obok mnie. Zerknęłam na niego kątem oka i poczułam ulgę, gdy zauważyłam, że tym razem ma na sobie błękitne dżinsy i t-shirt.
Sięgnął nad moimi nogami i wyciągnął z drukarki kartki, które cicho zaszeleściły. Przesuwał wzrokiem po papierze, odczytując znajdujące się na nim słowa i łącząc je w sensowną całość. Uniósł kąciki ust, a na jego twarzy pojawił się zadowolony uśmieszek.
– Okej, pierwsze zadania nie powinny być dla nas szczególnie trudne. Na samym początku mamy jak najlepiej się poznać. Znamy się dobrze, więc nie musimy tego nawet omawiać. Zainteresowania, ulubione jedzenie i tak dalej. To wszystko też już wiemy. Twoim ulubionym daniem są warzywne lasagne, a moim?
– Nie masz takiego… Lubisz prawie wszystko. Nie jadasz tylko pomidorów i kukurydzy – wyrzuciłam z siebie cicho, na co przytaknął i powrócił do odczytywania dalszych poleceń z kartki.
– Następnie mamy ustalić, jak nasze otoczenie zareagowałoby na wczesne małżeństwo. Nasi rodzice, przyjaciele, koledzy – powiedział, przejeżdżając ręką po włosach, które delikatnie opadały mu na oczy, nadając mu taki wygląd, jakby dopiero co wyszedł z łóżka po sesji namiętnego seksu.
Och, skarbie… Szkoda, że to nieprawda.
– Na początek najlepiej zapiszmy to sobie w punktach. Moja mama na pewno byłaby zachwycona, sama wzięła ślub z tatą młodo i nadal jest z nim bardzo szczęśliwa – uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
– Sądzę, że lepiej by było, gdybyśmy ich zapytali, a nie bawili się w jakieś spekulacje. Poza tym nie możemy po prostu napisać, że twoja mama cieszyłaby się z naszego ślubu. Musimy mieć jakieś uzasadnienie. To, że ona cały czas jest szczęśliwa w swoim małżeństwie, nie wystarczy. To jeszcze o niczym nie świadczy, potrzebujemy z jej strony prawdziwych argumentów, jeśli faktycznie potwierdziłaby twoje słowa.
– Możesz mi wierzyć: potwierdziłaby… – odpowiedział, a ja zauważyłam, że znowu się uśmiecha. Głos miał łagodny i przepełniony czułością i mimowolnie zaczęłam mu zazdrościć małżeństwa jego rodziców. Wprawdzie poznałam mamę Edwarda dopiero wczoraj i odbyło się to w wielkim pośpiechu, a jego taty nie znałam w ogóle, ale z tego, co mi opowiadał, z różnych zdjęć, które oglądałam, wiedziałam, że nadal się kochają, tak jakby dopiero co się poznali, jakby dopiero się w sobie zakochali. Byli dla siebie jak woda na pustyni – stanowili dla siebie oparcie. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, by coś takiego miało kiedykolwiek spotkać mnie. Nie mogłam zrozumieć, jak po tylu latach małżeństwa można być nadal szczęśliwie zakochaną parą…
– Powinniśmy również wypisać nasze oczekiwania – kontynuował chłopak, zginając kartkę pośrodku. – Mamy napisać, co myślimy o wczesnym zamążpójściu, czego się w związku z tym obawiamy, a co się nam podoba.
– Mnie nic by się nie podobało – burknęłam, na co Edward roześmiał się.
– Wiem, że nie masz zbyt dobrego zdania o szybkim zawieraniu małżeństwa, ale naprawdę nie widzisz w tym ani jednego pozytywu? A może nawet kilku?
– Nie. Nigdy nie wyszłabym za mąż przed trzydziestką. Uważam, że to nie tylko bezsensowne, ale i zbyteczne. Po co ktoś miałby to w ogóle robić?
– Ponieważ kogoś kocha? Chce dzielić z nim resztę swojego życia?
– Niby skąd ma się to wiedzieć w wieku dwudziestu lat? Ludzie się zmieniają, Edwardzie, szczególnie kiedy są tacy młodzi. Prawdopodobieństwo, że małżonkowie zaczną rozwijać się w zupełnie innych kierunkach, jest w tym wieku cholernie wysokie. Dlatego tak wiele małżeństw się rozpada. Dlatego tak niewiele par, które poznały się w szkole średniej, ma szansę na przetrwanie.
– I właśnie z tego powodu nad małżeństwem trzeba pracować. Szczęście w związku nie spada nikomu z nieba, Bello. W życiu nie jest tak jak w twoich książkach, w których postacie dożywają razem kresu swoich dni, nie mając po drodze żadnych problemów. Przecież to normalne, że w małżeństwie pojawiają się różne kłopoty. Ale trzeba starać się ze sobą rozmawiać i wspólnie stawiać im czoło. Miłość wymaga poświęceń, Bello. Czasem wielu. Szczęście naprawdę nie spada z nieba. – Spojrzał na mnie z powagą, odkładając kartki, które trzymał w dłoni, a potem przeczesał ręką włosy. W jego oczach dostrzegłam szczerość i jak mi się wydawało, ślad smutku. Po chwili oderwał ode mnie wzrok i wstał.
– Przyniosę nam coś do picia. Może być woda?
Przytaknęłam, patrząc, jak znika za otwartymi drzwiami pokoju i wchodzi do kuchni.
Miłość wymaga poświęceń… Szczęście nie spada nikomu z nieba…
Znałam te powiedzenia, oczywiście, że znałam, nie potrafiłam jednak odszyfrować tonu, jakim je wypowiadał. Wydawał mi się on zupełnie obcy, tak inny od zazwyczaj życzliwego i beztroskiego.
Drzwi kuchenne zaskrzypiały cicho, gdy Edward je pchnął, niosąc w rękach dwie szklanki i butelkę wody. Szybko przeszedł przez pokój i usiadł obok mnie. Tym razem zwiększył dystans między nami.
W ciszy napełniał naczynia; butelka zadzwoniła w kontakcie ze szkłem. Bąbelki syczały, skacząc radośnie nad szklankami. Żałowałam, że podobna atmosfera nie może panować między Edwardem a mną – pogodna, beztroska, nie tak napięta.
– Co… Ekhem – odchrząknęłam. – Co jeszcze jest tam napisane?
– Mamy założyć wspólną kasę i z niej brać pieniądze na zakupy i wydatki w ciągu nadchodzących tygodni. Powinniśmy przy tym brać pod uwagę nasze pasje, ale również pasje naszego partnera. Mamy znaleźć kompromis, omawiać ze sobą wszystkie wydatki. Wyniki i ewentualne problemy mamy udokumentować pisemnie – odpowiedział.
– Wspólna kasa? Małżeństwa mają coś takiego? – zapytałam, uważając to za co najmniej dziwne.
– Nie mam pojęcia, ale tutaj jest napisane, że powinniśmy wspólnie płacić za nasze zakupy i inne rzeczy. Nie ma podanego limitu. – Uśmiechnął się przebiegle. – Świetnie.
– Nawet o tym nie myśl, Edward. Celem założenia takiej kasy jest to, żeby obie strony wpłacały do niej jednakową kwotę, a ja nie mogę sobie pozwolić na marnowanie setek dolarów. Skoro już o tym mowa… Jutro cały dzień pracuję, więc nie będziemy mogli zajmować się projektem. Dlatego dzisiaj powinniśmy zrobić jak najwięcej. Proponuję, żebyśmy oboje zaczęli od napisania wstępów do naszych prac. Napiszmy, czego spodziewamy się po tym projekcie, czego się obawiamy, możemy też napisać, jakie mamy uprzedzenia w kwestii małżeństwa. W następnym tygodniu moglibyśmy zebrać i zapisać nasze spostrzeżenia dotyczące życia małżeńskiego, tak samo jak opinie rodziców i przyjaciół – zaproponowałam i spojrzałam pytająco na Edwarda, oczekując jego odpowiedzi.
– Jasne, dobry pomysł. Umówiłem się z kilkoma znajomymi na piątek wieczór w barze niedaleko. Byłoby fajnie, gdybyś przyszła. Większość z nich znasz jeszcze z naszego… naszych miesięcy razem. A skoro się znacie, moglibyśmy już zapuścić małą sondę. – Niespodziewanie uśmiechnął się i obrócił do mnie całym ciałem, tak że nasze uda znowu się stykały. Patrzył na mnie z jakimiś filuternym błyskiem w oku. Bardzo rzadko widywałam u niego taki wyraz twarzy.
– Bello, chcemy możliwie jak najszczerszych reakcji, prawda?
– Taaaak… – odpowiedziałam powoli i niepewnie. Nie byłam pewna, do czego zmierza, dlatego wolałam zachować ostrożność.
– Większość moich przyjaciół nic nie wie o tym projekcie… Aby uzyskać autentyczne reakcje i odpowiednie opinie, powinniśmy na początku zachowywać się tak, jakbyśmy naprawdę zamierzali się pobrać. Co o tym myślisz? – Wpatrywał się we mnie wyczekująco i najwyraźniej zauważył szok malujący się na mojej twarzy, bo szybko dodał: – Nie masz się czym martwić, Bella. Nie będzie żadnych pocałunków czy obmacywania się. Poza tym szybko wyjawimy im prawdę. – Na ustach Edwarda zagościł jego firmowy uśmieszek, podczas gdy on nadal spoglądał na mnie, czekając na odpowiedź, wyraźnie zadowolony ze swojego planu. W przeciwieństwie do mnie.
– Zdajesz sobie sprawę, że to ryzykowne? Jestem twoją byłą, a poza tym… No nie wiem, mnie to przypomina jakiś kiczowaty, niskobudżetowy film dla nastolatków. Coś jak: Słuchaj, poudawajmy, że jesteśmy parą, aby wzbudzić w kimś tam zazdrość. I nagle – bach! – para głównych bohaterów ląduje razem w łóżku i okazuje się, że są w sobie do szaleństwa zakochani… Naprawdę nie wiem, czy to taki dobry pomysł, Edward…


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Nie 11:52, 27 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Mirtel
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Lis 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 15:58, 13 Sie 2010 Powrót do góry

Ten fik jest chyba jedynym powodem dla którego nauczyłabym się niemieckiego. Serio.

I nie chodzi mi już tu o marzycielską Bellę czy Edwarda, który zapewne nadal się w niej kocha, ale rozstał się z nią z tylko sobie znanych samczych powodów. O nie, mi chodzi raczej o takie subtelne detale, na które nie zwraca się zazwyczaj uwagi, a które sprawiają, że wszystko łatwiej sobie wyobrazić. W tym rozdziale na przykład było tak ze śladami stóp Edwarda w dywanie czy z nalewaniem wody do szklanek. Zawsze zazdrościłam umiejętności pisania takich opisów - mi one zazwyczaj umykają.

Inną sprawą jest twoje tłumaczenie. Niektóre tłumaczenia, mówię teraz ogólnie, są drętwe, zdania są przeniesione słowo w słowo z oryginału. Jak dla mnie żeby tłumaczyć również trzeba mieć pewien talent, żeby oddać sens tak jak chciał to zrobić autor. Muszę przyznać, że to tłumaczenie czyta mi się doskonale. Byłam strasznie zawiedziona gdy odkryłam, że są tylko rozdziały, a oryginał jest, o zgrozo, po niemiecku. Próbowałam nawet szukać tłumaczenia na angielski, ale niestety nie znalazłam. Tym większa była moja radość gdy wróciłaś do tego fiku.

Jak najbardziej życzę Ci weny i zapewniam, że masz we mnie wierną czytelniczkę Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mirtel dnia Pią 16:10, 13 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
valentin
Zły wampir



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 17:32, 13 Sie 2010 Powrót do góry

Taak!!!!! Alice ma rację!!! Szkoda, że to nie Ed odebrał telefon, przydał by mu się kubeł zimnej wodzie nawet największy dźwig jej nie wyciągnie. Dla niego to nic (przynajmniej na razie) dla niej ten spędzony czas...
Ach mogła bym czytać to ff bez ustanku :)
Wielkie dzięki że chcesz nam udostępnić to tłumaczenie :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 12:44, 15 Sie 2010 Powrót do góry

jak cudownie, że dodałaś nowy, nie powiem czekałam i teraz się cieszę:)
szkoda, że taki krótki, ale to już nie Twoja wina, Tobie dziękujemy za tłumaczenie:)
nie ma co Alice jest genialna, ciekawe czy ptem powtórzyła to Edowi, ale wątpie...
co do Eda i Belli jeny ona mogłaby mu powiedziec co czuje, a czytając opis Twoj zachowania Eda można powiedziec, że i on ją nadal kocha tylko uważa, że Bella nie czuje nic do niego i mam nadzieję, że się nie myle co do moich przypuszczań
coś czuję, że i tu Tanya namiesza...
do następnego
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 18:19, 17 Sie 2010 Powrót do góry

Robaku, przez ciebie zaczęłam czytać ten fanfick...

A może dzięki tobie. Bo mi akurat się podoba. Podobnie jak ciebie, urzeka mnie styl i lekka narracja. I nie przeszkadza mi, że to jest słodkie, że Bella jest ciapowata i buja w obłokach, że Edward jest wyidealizowany. Czasami ma się ochotę na takie słodkie (ale bez przesady) ciasteczko. Coś lekkiego, romantycznego, bez ciężkich opisów, za to z fajnymi dialogami i urzekającym erotycznym napięciem. Jeśli dodać do tego twoje rewelacyjne tłumaczenie, to czytanie czegoś takiego jest dla mnie samą przyjemnością. To jak słuchanie miłej muzyki dla relaksu.
Więc odtąd będę czytać każdy rozdział. Tylko proszę, nie rób półrocznych odstępów między nimi, bo w tym przypadku nie mogę, niestety, udać się do oryginału.
No to oby ci muza na głowę...

I coś mi się wydaje, że Edward nie jest do końca szczery mówiąc, że oni jako para nie sprawdzili się i to już tylko przeszłość... Ale o co tu chodzi? Bo czuję, że coś się za tym kryje...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mrs.Batman
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Lip 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań / Buk

PostWysłany: Śro 17:46, 18 Sie 2010 Powrót do góry

Hej, jeszcze nie komentowałam tego opowiadania, ale teraz muszę.
Zacznę od tego, ze Edward mnie wkurza. Ten facet sam nie wie czego chce i stresuje Belle. Gościu zachowuje się jakby chciał, a nie mógł, bo cos mu nie pozwala być z Bellą.
OK., ta dziewczyna tez nie jest jakaś idealna, skłaniałabym se nawet do stwierdzenia, ze Bella jest troche psychiczna. Można być marzycielem i wgl, ale jej wyobraźnia robi takie nadgorziny, że osz. Wink
Kiedy chodzi o Alice to zuch dziewczyna. x) Owszem szkoda, ze to nie Edward odebrał ten głupi telefon, moze coś by mu to pomogło, chociaż jeśli All, jest podobna do Alice_choclicy z innych opo, to zapewne powtórzyła to co mówila Belli Edwardowi i gitt. xd
Grzecznie czekam na dalsze rozdziały. x)
Będę się modlić na wszelakie sposoby o czas dla Ciebie Robaczku. xP
pozdrawiam milaa. ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ImmortalGuitarist
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Lip 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: warminsko-mazurskie

PostWysłany: Czw 11:33, 19 Sie 2010 Powrót do góry

Powiem tyle: wciągnęło mnie! Chciałam sobie w miarę sama przetłumaczyć kolejne rozdziały, bo z niemieckiego nie jestem najgorsza, ale chyba wolę poczekać, aż zrobi to profesjonalista. Bo naprawdę robisz to profesjonalnie. Choć nie jestem zbyt cierpliwa, postaram się spokojnie czekać na dalsze rozdziały.
Pozdrawiam
ImmortalGuitarist

__________________
There's another world inside of me
That you may never see
There's secrets in this life
That I can't hide
Somewhere in this darkness
There's a light that I can't find
Maybe it's too far away...
Maybe I'm just blind...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ImmortalGuitarist dnia Pią 18:03, 17 Wrz 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin