FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Creature of Habit [T] [NZ] rozdział 14 [7.01] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
zgredek
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 51 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa

PostWysłany: Wto 1:36, 15 Cze 2010 Powrót do góry

No to jedziemy dalej z tym koksem Wink Założyłam nowy temat, bo do tamtego nie mam praw własności, więc tak będzie, po prostu, łatwiej. Dahrti zniknęła, przynajmniej na razie, więc zdecydowałam się kontynuować. Mam dwie pomocnice do tłumaczenia (na razie, mam nadzieję, że wciąż się na to piszą - jak ktoś chce się przyłączyć, niech pisze na PW; będzie kiełbasa xD) - Masquerade i White Vampire.

Autor oryginału EZRocksAngel. Rozdział dziewiąty jak i pozostałe znajdziecie tutaj -> [link widoczny dla zalogowanych]

W tym temacie rozdziały 1-8 -> TU TU O TU.


Spis rozdziałów:
Rozdział I - tłum. Dahrti, beta Mizuki
Rozdział II - tłum. Dahrti, beta Mizuki
Rozdział III - tłum. zgredek, beta Mizuki
Rozdział IV - tłum. Dahrti, beta Mizuki
Rozdział V - tłum. zgredek, beta Mizuki
Rozdział VI cz.I/Rozdział VI cz.II - tłum. Dahrti, beta Mizuki
Rozdział VII tłum. zgredek
Rozdział VIII - tłum. zgredek
Rozdział IX cz.I/Rozdział IX cz.II - tłum. zgredek, beta: Masquerade, Courtney
Rozdział X - tłum. White Vampire, beta zgredek
Rozdział XI cz.I/Rozdział XI cz.II - tłum. Masquerade, beta mTwil
Rozdział XII cz.I/Rozdział XII cz.II - tłum. zgredek, beta Courtney


Krótkie przypomnienie - Bella pracowała u Edwarda Cullena jako sekretarka, ale nie była zadowolona sposobem, w jaki ją traktuje, dlatego zrezygnowała z pracy. W ósmym rozdziale podczas wypadku do baru z przyjaciółmi poznała Victorię, która potem ją zaatakowała. Heroinę wybawił niejaki Edward C. i po paru bla bla bla zaproponował, żeby wróciła do pracy.


Betowały:
Masquerade i Courtney (brawa dla pań :)

Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam... Pisałam do autorki, bo nie wiem, czy jest zgoda na to tłumaczenie (jeszcze nie odpisała), ale ponieważ parę osób czekało na to opowiadanie...


1/2 rozdziału IX

PWB:

- Bello, wyglądasz okropnie – poinformowała mnie Angela i poczułam, jak materac ugina się pod jej ciężarem.
Leżałam na plecach, z głową na poduszce i mocno zaciśniętymi powiekami. Jęcząc, przykryłam kocem twarz i umościłam się wygodniej na łóżku. Byłam przytomna już jakiś czas, ale wytłumaczyłam sobie, że jeśli się stąd nie ruszę, to wszystko okaże się tylko koszmarem.
Angela delikatnie sięgnęła pod przykrycie i wyciągnęła spod niego moją rękę. Czułam jej palce łagodnie badające obrzęk na moim nadgarstku.
To na pewno nie był tylko sen.
- Co się stało? – zaniepokojona zapytała miękko. – Dobrze się czujesz?
Odsunęłam koc od swojej twarzy i patrzyłam w jej zmartwione oczy tak długo, aż moje własne zaczęły piec.
Usiadłam, oparłam się o wezgłowie łóżka, a potem wytarłam powieki i nos rąbkiem koszuli.
- Wszystko w porządku. Naprawdę. I nie wiem, co się w rzeczywistości stało. To było takie dziwne...
Siedziałam z Angelą na łóżku ponad godzinę, opowiadając jej o moim spotkaniu z Victorią i Edwardem Cullenem. Cały czas patrzyła na mnie oczami wielkimi jak spodki, a w pewnym momencie doszła do wniosku, że na pewno przesadzam. Według niej to wszystko nie miało sensu.
- Myślisz, że ona żartowała? Albo zrobiła sobie z ciebie dowcip? - zapytała, próbując zrozumieć to, co mówię.
- Nie wiem. To znaczy... Część mnie myśli, że tak, bo kto wygaduje takie rzeczy? Ale, Angelo, przecież widziałaś mój nadgarstek. - Nogą odsunęłam koc, odsłaniając zadrapane kolano. - I upadłam, kiedy mnie goniła, i jeszcze – pociągnęłam za kołnierz koszulki, żeby pokazać jej ślady palców na szyi i rany po wbitych paznokciach na ramieniu – mam to. Więc to nie mógł być żart – powiedziałam i patrząc na skrzepłą krew na mojej nodze, poczułam, jak bierze nade mną kontrolę mieszanina strachu i złości.
- A pan Cullen? Jak on cię znalazł? - zapytała, próbując ułożyć sobie wszystko w głowie.
- Nie mam pojęcia. A on mi nie powie. W jednej chwili jestem na łasce obłąkanej kobiety, a w drugiej mój szef, a raczej były szef, mnie ratuje – parsknęłam z ironią.
Przez moment siedziałyśmy w ciszy, aż Angela chrząknęła i z błyskiem w oku zaczęła:
- Więc on po prostu spadł z nieba jak jakiś Superman i cię uratował.
- Taa, jeśli tylko Superman miał ZOK* i był wrzodem na moim tyłku – burknęłam.
Wpatrywałyśmy się w siebie przez chwilę, a potem wybuchnęłyśmy śmiechem, padając na łóżko. Angela podniosła się i powiedziała:
- Ciekawe, czy Superman miał osobne szuflady na skarpetki, żeby je segregować w taki sposób, jak robi to pan Cullen.
Kiedyś opowiadałam Angeli o tym, że mój szef ma szafkę pełną skarpetek. Były tam skarpetki sportowe i takie do pracy. Grube, wełniane na wycieczki piesze i z plecakiem. W kolorowe paski, we wzorki i w szkocką kratę. Każdy styl miał swoją własną małą szufladę w jego garderobie.
Wywróciłam oczami i między jednym a drugim chichotem udało mi się sprostować:
- Angela, Superman nosi rajstopy, a nie skarpetki. Wydaje mi się, że Clark Kent ubiera je nawet w Daily Planet**. Nie mam pewności, ale podejrzewam, że dlatego jest taki sztywny.
Angela przytaknęła.
- Nie jestem przekonana, czy pasuje mu tytuł Supermana. Jest trochę bardziej jak Boy Wonder***. Gdybyś zobaczyła jego twarz, kiedy nakrzyczałam na niego wczorajszego wieczora!
Przerażona usiadłam prosto i nabrałam powietrza.
- Angelo, nie zrobiłaś tego.
Uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Zrobiłam i nie żałuję. Zasłużył sobie. Oczywiście musiałam się zmusić, żeby nie patrzeć w jego boskie oczy. Masz rację. Na żywo wygląda znacznie lepiej.
Rozmarzyła się, kiedy o nim myślała. Nie mogłam jej za to winić. Na mnie wywierał takie samo wrażenie. Otrząsnęła się z tego i kontynuowała:
- Przeprosił, tak? I poprosił, żebyś wróciła do pracy? Masz zamiar to zrobić?
Wepchnęłam poduszkę pod brodę, pomagając sobie usiąść po turecku, żeby przemyśleć ten stos pytań. Nie byłam pewna, czy chcę wrócić i pracować dla pana Cullena. Zachowywał się jak świnia, ale zdarzały się też dobre chwile, kiedy mogłam rozpoznać w nim miłą osobę, która uratowała mnie poprzedniej nocy. Obiecał, że będzie się lepiej zachowywał, a czy nie byłam mu dłużna okazji, by mógł to udowodnić?
Naturalnie miałam na uwadze również to, że przez niego przeżyłam parę nieprzyjemnych momentów i przypomniałam sobie koszulkę z Rolling Stones, która leżała w moim koszu na pranie. Najprawdopodobniej nie szkodziłoby, gdybym wróciła i sprawdziła się na nowo.
Jakaś część mnie po prostu czuła wdzięczność za ostatnią noc. Jak można odwrócić się od mężczyzny, który ocalił cię od psychopaty? Nie byłam pewna, czy mogłabym. I chociaż przy Angeli starałam się zachowywać dzielnie, bałam się Victorii i jej pogróżek, a pan Cullen sprawił, że poczułam się bezpiecznie.
Spojrzałam na przyjaciółkę, która przyglądała mi się wyczekująco.
- Muszę o tym jeszcze pomyśleć, ale chyba wrócę do pracy. Tak będzie sprawiedliwie. Gdybym zdecydowała się odejść ponownie, to w zgodzie z nim.
Przytaknęła ze zrozumieniem i wstała.
- Chodźmy zjeść śniadanie. Muszę ci opowiedzieć wszystko o mojej nocy z Benem i o głupiutkiej dziewczynie, z którą wyszedł Tyler! Jakie to szczęście, że udało ci się go uniknąć! – powiedziała, zanim wyszła z pokoju i zamknęła drzwi za sobą.
Wstałam z łóżka i poprawiłam na nim koce i poduszki. Odłożyłam brudne ciuchy, przykrywając nimi zniszczoną koszulkę i zebrałam potrzebne do wzięcia prysznica rekwizyty.
Usłyszałam pukanie i Angela wkroczyła do pokoju z zamyślonym wyrazem twarzy.
- Wiesz co, nie mogę nic na to poradzić, ale wciąż zastanawiam się, jak wyglądałby Boy Wonder w pelerynie...
Uśmiechnęłam się do niej złośliwie.
- Już to sobie wyobraziłam. I jest za*ebisty.
Angela pokiwała głową z aprobatą i kolejny raz zatrzasnęła za sobą drzwi.
Odwróciłam się do komody i zaczęłam przebierać w ubraniach, szukając czegoś, co mogłoby ukryć wszystkie moje rany. Zadrapania były okropnym świadectwem tego, że Victoria wciąż była na wolności i aż się wzdrygnęłam na myśl o tym, że może mnie złapać. Miałam prawdziwe szczęście, że pan Cullen mnie znalazł, zanim ta kobieta zdołała doprowadzić swoją grę do końca i bałam się myśleć, co by było, gdyby stało się inaczej. Superman czy Boy Wonder - nie wiedziałam. Ale ostatniej nocy w ciemnej alei to na pewno był mój Anioł Stróż.

***

Weszłam po schodach, stając pod osłoną daszku chroniącego ganek, nerwowo próbując zdecydować, czy powinnam to robić. „To” było powrotem do pracy, schowaniem swojej dumy do kieszeni, zignorowaniem instynktu mówiącego mi, żeby się odwrócić i odejść stąd na zawsze. Zwróciłam mój klucz razem listem z rezygnacją z pracy, więc ktoś musiał mnie wpuścić do środka. Nacisnęłam dzwonek do drzwi i ku mojemu zdziwieniu otworzył je sam Edward Cullen, jeszcze zanim zdołałam odsunąć od przycisku palec.
Stał w przedpokoju, z włosami w nieładzie, w szarej koszuli z dekoltem w serek i swoich zwyczajnych, idealnie czarnych spodniach. Jego złote oczy wyglądały na jaśniejsze niż poprzednio, a sina skóra pod nimi była nieco jaśniejsza. Wyglądał jak facet dobrze wypoczęty i świeży po weekendzie.
Cóż, przynajmniej jedno z nas odpoczęło.
Wiedziałam, że moje usta były otwarte, częściowo z powodu szoku, jakim było zobaczenie go w przedpokoju, a częściowo z powodu jego paraliżującego piękna. Próbowałam dyskretnie je zamknąć i wyglądać przy tym nonszalancko, tak jak powinnam zachowywać się w domu mojego pracodawcy.
Pan Cullen otworzył szerzej drzwi i wskazał mi drogę do środka.
- Dzień dobry. Proszę, wejdź.
- Dziękuję – odpowiedziałam, z ulgą, że witał mnie i nie zmienił zdania co do mojego powrotu do pracy.
Zdjęłam z siebie płaszcz i powiesiłam go na wieszaku w korytarzu. Pan Cullen zniknął za rogiem, więc podeszłam do mojego biurka jakby nigdy nic, jakbym nigdy nie wyszła stąd w brudnej, zniszczonej koszulce szefa, zostawiając moją rezygnację na jego blacie z poczuciem samozadowolenia.
Teraz biurko było czyste, list zniknął, ale mój klucz leżał na wierzchu, zaraz obok karty kredytowej, którą kiedyś zwróciłam i kartką z instrukcjami na dzisiaj.
Poczułam bardziej niż usłyszałam, jak staje w drzwiach. Oceniłam go, nie podnosząc wzroku. Opierał się niedbale o framugę, z nogami skrzyżowanymi w kostkach, dłońmi schowanymi w kieszeniach. Wyglądał zwyczajnie, nieformalnie, a jednak jego postawa wydawała się być sztywna i wymuszona. Edward Cullen sprawiał wrażenie osoby, która jadała obiad w Ritzu, ale w tej chwili zatrzymała się w Days Inn****; zupełnie jakby czuł się nieswojo we własnej skórze i najchętniej znalazłby się w zupełnie innym miejscu.
Nie miałam mu tego za złe. Zdarzenia ostatniego weekendu musiały go poruszyć i pewnie skłoniły do zadania sobie pytań na temat moich zdolności właściwej oceny sytuacji. Jaka dziewczyna pcha się w tego typu kłopoty? Pewnie i tak pomyślał, że jestem idiotką, skoro spaceruję z taką osobą jak Victoria. Im dłużej to roztrząsałam, tym bardziej byłam rozdrażniona swoim zachowaniem.
Nie spuszczał ze mnie wzroku, czekając, aż odwrócę się i go zauważę, ale udawałam, że nic nie widzę i usiadłam przy biurku, przeglądając papiery ze swoimi obowiązkami.
- Isabello – zaczął cicho.
Odwróciłam się nieznacznie, udając zaskoczoną jego obecnością.
- Och, pan Cullen. Mogę w czymś pomóc? Właśnie się przygotowywałam do wykonania zadań z tej listy.
Zwracając się w jego stronę zauważyłam, że stał w takiej samej pozycji jak wcześniej. Nie drgnął żadnym mięśniem.
- Tak. No więc, zauważyłem, że zaparkowałaś na ulicy. Po piątkowym wieczorze zastanawiałem się, czy nie wolałabyś zostawiać samochodu w moim garażu? - zapytał i zauważyłam ślad troski w jego oczach.
Zastygłam na chwilę. To był kompletnie nieoczekiwany gest. Przez chwilę myślałam o swoim malutkim odrapanym pojeździe, stojącym między pięknymi maszynami pana Cullena. Wcale nie spodobał mi się ten pomysł.
Uśmiechnęłam się ze zrozumieniem.
- Dziękuję za propozycję. To naprawdę rozsądne, ale wszystko jest w porządku. Nie sądzę, żeby ktokolwiek miał zamiar ruszyć moje auto. To niezły kawał złomu.
Jego oczy się zamgliły, gdy otworzył delikatnie usta. Czekałam niecierpliwie, aż coś powie, ale słowa utknęły mu w gardle.
O nie. Obraziłam go. Wyciągnął do mnie pomocną dłoń i zaoferował coś, żebym poczuła się swobodniej, a ja to odrzuciłam. Poczułam ciepło w swoich policzkach – kolejny raz udało mi się spieprzyć coś w związku z szefem.
Cały czas próbowałam utrzymać grzeczny uśmiech na twarzy, aż w końcu odchrząknął i zaczął:
- To nie o twój samochód się martwię, Isabello. – I odwrócił się gwałtownie na pięcie. Oszołomiona słuchałam, jak wspina się po schodach i zamyka za sobą drzwi z trzaskiem.
Martwił się o mnie.
Byłam rzeczywiście zaskoczona i musiałam przyznać, że bardziej niż trochę połechtał moją próżność. Jakiś czas siedziałam, zastanawiając się, co powinnam zrobić. Bezpieczniej byłoby chyba parkować w środku, daleko od ruchliwej ulicy. Z daleka od rudowłosych i ich chorobliwych fantazji.
Zdecydowałam się jednak przyjąć jego propozycję i przesunąć samochód, ale nie byłam pewna, jak powinnam podejść pana Cullena w jego domu. W przeszłości zawsze pojawiał się, kiedy go potrzebowałam.
Nie wiedziałam więc, jak mam postąpić. Po prostu wyjść po schodach i zapukać? Czy zadzwonić na jego komórkę? Zostawić mu notatkę, wykonać zlecone zadania i mieć nadzieję, że zauważy ją, kiedy wyjdę?
Jęknęłam poirytowana i chwyciłam się za głowę. Trudno uwierzyć, że tak długo waham się nad najprostszym problemem. Wszystko, co dotyczyło tego mężczyzny, było skomplikowane. Jego praca, jego antyki, jego szafka, skarpetki, a teraz i to. Westchnęłam z rezygnacją i zdecydowałam się chwycić byka za rogi; po prostu wyjść po tych schodach i zapukać do drzwi.
Kiedy niepewnie pokonywałam stopnie w górę, uświadomiłam sobie, że skoro już jest mną rozdrażniony, nie zrobi mu to żadnej różnicy. Albo postępuję słusznie, albo to tylko kolejny próg w mojej gwiazdorskiej karierze u boku Edwarda Cullena.
Na półpiętrze zawahałam się, próbując zdecydować, z których drzwi skorzystać. Tych od garderoby? Albo tych do korytarza, który prowadził do jego prywatnych pokojów?
Znów zbeształam się w duchu za przywiązywanie wagi do tak niewielkiego detalu. Byłam całkowicie niedorzeczna.
Zacisnęłam dłonie w pięści, zdeterminowana weszłam do garderoby i skierowałam się w kierunku drzwi po przeciwnej stronie pokoju. Podniosłam rękę i mocno w nie zastukałam, mając nadzieję, że mnie usłyszy.
Poczekałam chwilę, wstrzymując oddech i licząc sekundy, zastanawiając się, co zrobić, jeśli nie zareaguje. Znów zapukać, czy odwrócić się i odejść?
Niedorzeczne.
Piętnaście... dwadzieścia... dwadzieścia pięć... moja twarz stawała się czerwona z powodu braku tlenu. Musiałam podjąć jakąś decyzję.
Znów uniosłam dłoń zaciśniętą w pięść, by zastukać, ale drzwi otworzyły się bez ostrzeżenia i stanęłam twarzą w twarz, a raczej twarzą w pierś z panem Cullenem.
Spuściłam ramię i zerknęłam w górę, by zobaczyć, jaką ma minę. Nie wydawał się zbyt rozdrażniony czy zły, więc używając mojego najbardziej przekonującego tonu, zaczęłam:
- To bardzo rozsądne, że zaproponowałeś mi miejsce w swoim garażu i masz rację, to bezpieczniejsze.
Posłałam mu uśmiech, który stosowałam jako sposób na barmanów, gdy chciałam, żeby mi podali dodatkową porcję bitej śmietany i zapytałam:
- Czy oferta jest wciąż aktualna?
Po napiętej chwili badawczego patrzenia na mnie świdrującymi bursztynowymi oczami, przytaknął i wsunął palce do kieszeni, po czym wyciągnął z niej mały czarny kwadracik.
- Pozwól, że pokażę ci, jak to działa.
Znów, szybciej, niż mogłam na to zareagować, zniknął w dole schodów, chcąc, bym za nim podążyła. Pokonując stopnie zbyt szybko - po to, by go dogonić - potknęłam się i przejechałam kilka schodków w dół. Ledwo co udało mi się utrzymać na nogach, chwytając się poręczy i poczułam, jak ostry ból przeszywa moją zranioną rękę.
- Uch – wymamrotałam, masując nadgarstek. Wciąż wyglądał na obolały i był nadwrażliwy po piątkowej nocy. Założyłam bluzkę z długim rękawem, mając nadzieję, że to osłoni ranę przed wzrokiem innych i ograniczy ilość pytań dotyczących tego, jak to się stało.
Szef musiał usłyszeć jak z gracją ląduję na parterze, bo znów znalazł się przede mną. Sztywny i z zaciśniętą szczęką, z odrazą popatrzył na moje palce pocierające czerwoną skórę.
Właśnie w tamtej chwili, stojąc w korytarzu, u stóp jego schodów, zmęczona krytycznymi spojrzeniami i oziębłą, gburowatą postawą, wybuchnęłam.
- Panie Cullen – powiedziałam, odwracając jego uwagę od ręki, żeby znów spojrzał na moją twarz. - Jeśli mam dalej tutaj pracować, jest kilka rzeczy, które powinien pan o mnie wiedzieć – rzuciłam kąśliwie i pozwoliłam mojemu wyzwaniu zawisnąć w powietrzu, czekając na jego odpowiedź.
Zmarszczył brew i się zamyślił, jakbym mówiła w innym języku, ale cichutko powiedział:
- Bardzo proszę.
Wzięłam głęboki oddech i westchnęłam.
- Pierwszym jest to, że jestem niezdarą i często się przewracam. Mam na myśli, że naprawdę często. To – odsunęłam rękaw i pokazałam mu ciemnosine ślady na ręce – jeszcze nic. Więc proszę, niech pan zrozumie, że kiedy upadam nie potrzebuję spojrzeń pełnych obrzydzenia albo rozbawienia.
Zauważyłam, że mruży oczy, więc ciągnęłam dalej, zanim zdążył zareagować:
- To napięcie między nami... musi się skończyć. Jestem wykształconą, mądrą, ciężko pracującą kobietą. Nie jestem pewna, ile ma pan lat, ale szczerze wątpię, że jest pan starszy ode mnie. Będę traktowała pana z szacunkiem, ale nie chcę, żeby zachowywał się pan, jakbym była od pana gorsza. - Mój głos drżał tylko troszkę, gdy ogłosiłam to z przekonaniem.
Tym razem uniósł brew i patrzyłam z niedowierzaniem, jak przyjmuje bardziej rozluźnioną postawę i opiera się leciutko o ścianę. Wiedziałam, że moja twarz jest czerwona, a oczy płoną, wypełnione łzami zdradzającymi ukrywaną przeze mnie złość. Powstrzymując się od płaczu, usłyszałam, jak mówi zachęcająco:
- Proszę, kontynuuj.
Kurde. Zaczynałam trochę panikować, myśląc, że teraz na pewno mnie wyleje. Albo powie mi coś do słuchu, albo roześmieje się w twarz. Nie było mowy, żeby to się mogło skończyć dobrze. Zdeterminowana, by wciąż się pogrążać, doszłam do wniosku, że równie dobrze mogę wbić ostatni gwóźdź do swojej trumny.
- W końcu... - Usłyszałam, jak mój głos się łamie, więc chrząknęłam i zaczęłam od nowa:
- Jeśli chcesz, żebym coś zrobiła, zrobię. Jeśli chcesz, żebym wyczyściła twoje rynny albo wymyła okna, w porządku. Jeśli chcesz, żebym uporządkowała twoje krawaty alfabetycznie, zależnie od ich kolorów, marek czy miejsc, gdzie zostały kupione – wywróciłam oczami – zrobię to. Ale bądź łaskaw wyświadczyć mi ogólnie przyjętą przez nas uprzejmość w postaci listy zadań na dany dzień, żebym była przygotowana. I oczekuję, że od teraz będziesz mówił proszę i dziękuję wtedy, gdy to koniecznie. Jeżeli istnieje taka rzecz, którą nie jestem, to na pewno jest to twoja wycieraczka. I jeśli nie możesz sobie poradzić z tymi prostymi prośbami, z zadowoleniem znów się spakuję i odejdę.
Po skończeniu tej tyrady chciałam po prostu zniknąć. Rozejrzałam się nerwowo dokoła, szukając drogi ucieczki i pomyślałam, że wystarczy jak złapię swoją torebkę i płaszcz w drodze do drzwi.
Albo i nie.
Pan Cullen wciąż bacznie mnie obserwował, ale teraz na jego ustach pojawił się delikatny uśmieszek. Hipnotyzował mnie ich głęboki, czerwony odcień, kącik uniesiony w górę, drwiący ze mnie swoją doskonałością.
Wciąż byłam oszołomiona jego ustami i przyglądałam się, jak zamieniały słowa w pytanie:
- A jeśli wykonam to wszystko, zostaniesz?
Oderwałam oczy od jego warg i wymamrotałam:
- C... co?
Rozbawienie odbiło się w jego oczach.
- Jeśli podporządkuję się twoim wymaganiom, zostaniesz. - Tym razem zabrzmiało to jak stwierdzenie, nie pytanie.
Zebrałam się w sobie, patrząc gdzieś na lewo od jego prawego oka, unikając spojrzenia prosto w twarz.
- Tak. Zostanę.
- Dobrze – powiedział, biorąc oddech, by się uspokoić. - Isabello, czy pójdziesz, proszę, ze mną do garażu, żebym mógł ci pokazać, jak obsługiwać pilot do bramy? Jest trochę inny od normalnego, bo połączono go z systemem zabezpieczeń.
Przytaknęłam, zaszokowana zmianą w jego tonie. Wciąż był formalny, ale powiedział „proszę” i pytanie brzmiało miło. Wskazał mi, bym szła przed nim, więc objęłam prowadzenie, a mijając go, poprawiłam kucyk na głowie i skierowałam się do tylnych drzwi.


* [link widoczny dla zalogowanych]
** na wszelki wypadek wyjaśniam - redakcja magazynu, w którym pracuje Superman/Clark Kent
*** Boy Wonder – może oznaczać niezwykle utalentowanego młodego chłopca, który bardzo wcześnie odnosi wielkie sukcesy; ponieważ jest pisane wielkimi literami chodzi o bohatera komiksów i powieści; tutaj można sobie poczytać, o co z nim chodzi, ja nie mam siły -> [link widoczny dla zalogowanych](novel) (jest jeszcze wersja, portugalskojęzyczna, gdyby ktoś wolał)
**** sieć moteli, raczej nie czterogwiazdkowych Wink


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez zgredek dnia Sob 0:57, 08 Sty 2011, w całości zmieniany 12 razy
Zobacz profil autora
Sarabi
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 8:11, 15 Cze 2010 Powrót do góry

Jejku, ale miła niespodzianka. Bardzo stęskniłam się za tym opowiadaniem - Edward jest tu uroczy Smile Mrauu
Podoba mi się również Bella - mieszanina stanowczości i nieśmiałości.
Autorka w ciekawy sposób zbudowała rodzące się między nimi uczucie - co prawda dopiero Edward to sobie uświadomił, ale sądzę, że za jakiś czas i Bella dojdzie do tego samego wniosku.
Ogólnie stworzony tutaj świat jest interesujący, a postaci wyraziste.
Dziekuję bardzo, że kontynuujesz tłumaczenie. Życzę duuużo czasu i cierpliwości Smile


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 8:45, 15 Cze 2010 Powrót do góry

Jutro mam egzamin z dwóch lat z angielskiego i naprawdę nie powinnam czytać, ani komentować nic na forum, jednak jak zobaczyłam CoH nie mogłam się powstrzymać. To zdecydowanie jedno z moich ulubionych opowiadać zagranicznych, całość, przeczytałam już dawno temu, ale zawsze starałam się też zerkać na tłumaczenie. Po pierwsze to bardzo się cieszę, że znowu zostało wznowione, ogromną przyjemność sprawi mi ponowne poznanie tej historii. Uwielbiam autorkę za pomysł, wykonanie i przede wszystkim za postacie. Głównych bohaterów traktuje z pewnym dystansem, stawia ich w różnym świetle i tak nie można im przypisać jednoznacznych etykietek. Bella jest moją ulubioną Bellą ze wszystkich opowiadań. Jest zdecydowana, pewna swoich decyzji, ale też trochę impulsywna, zaliczyłabym ją do osób, które najpierw robią, a potem myślą, dodatkowo brakuje jej instynktu samozachowawczego, ale ten aspekt jej zachowania jest o wiele lepiej przedstawiony niż w Zmierzchu. Postać Edwarda jest skonstruowana wprost nieprawdopodobnie, z jednej strony mamy bohatera broniącego bezbronne kobiety, którego wygląd powala na kolana, ale z drugiej strony to postać pełna wad, typ perfekcjonisty, który nie ma pojęcia jak się zachować gdy ktoś wkracza do jego ustabilizowanego świata i go burzy. Uwielbiam te postacie za ich złożoność i niejednoznaczność.
Teraz przejdźmy do tłumaczenia, naprawdę świetnie się spisałaś Zgredku, opowiadanie nie jest napisane najłatwiejszym językiem, poza tym ważny jest w nim nastrój, który Tobie udało się ująć. Gdy tłumaczyła Darthi byłam całkowicie spokojna bo wiedziałam, że da sobie radę, po tym rozdziale mogę powiedzieć, że ten ff ma naprawdę szczęście do tłumaczy, bo Ty też się znakomicie w nim odnalazłaś. Jestem bardzo wdzięczna za tłumaczenie i życzę ogromu wolnego czasu i weny przy tłumaczeniu Wink
Pozdrawiam
niobe


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Wto 10:26, 15 Cze 2010 Powrót do góry

Witam.

Nie należę do osób, które często komentowały to tłumaczenie...Okej, napisałam jednego posta, to niezbyt dużo. Jednak z chwilą, kiedy zaczęłam COH wiedziałam, że nie uwolnicie się ode mnie. Jestem pod absolutnym wrażeniem, jakie wywołała u mnie jakość tłumaczenia i jego treść. I gdybym była pewna, że nie dostanę ostrzeżenie za jednolinijkowca, to napisałabym tylko proste ''dziękuje'', ponieważ trudno inaczej wyrazić mi wdzięczność za Waszą pracę. To opowiadanie sprawia, że czytając mam gęsią skórkę i ciągle chcę więcej i więcej. Miło po tak długiej przerwie zobaczyć, że tak dobre opowiadanie wróciło ''na taśmę''. Edward wrócił do łask panny Swan, pokonując dumę i okazując swoją troskę i człowieczeństwo. Oby ta dwójka miała jakieś ''romantyczne'' chwile:)

Dziękuje za tę część rozdziału i wyczekuję następnej z nieukrywaną niecierpliwością.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Sleeping_Beauty
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 10:50, 15 Cze 2010 Powrót do góry

Aj, aj, aj, ale super:) Świetny rozdział, szczególnie, że od niedawna uwielbiam te fanfiction:) Cóz, wybuch Belli był świetny:) Pozdrawiam i czekam na następny!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Marcelka
Nowonarodzony



Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:25, 15 Cze 2010 Powrót do góry

Dziękuję bardzo za umieszczenie rozdziału;* Jest oczywiście genialny a tłumaczenie też jest świetne:) Czekam na kolejną część tego rozdziału:) Pozdrawiam i życzę weny i czasu:)


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
madzia_lenka
Nowonarodzony



Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 15:17, 16 Cze 2010 Powrót do góry

DziękujęWink
To opowiadanie jest od samego początku takie intrygujące i nietypowe w porównaniu do większości ff-ów, że po prostu nawet po mimo długiej przerwy nadal wiadomo co w trawie piszczy. Bardzo Ci dziękuję za to, że podjęłaś się kontynuacji tłumaczenia i mam nadzieję, że nie zostawisz go i doprowadzisz do końca, no i żeby się autorka zgodziła, więc trzymam kciuki;)
Weny, czasu i chęci;)

Z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Prawdziwa
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze sklepu ;p

PostWysłany: Śro 21:36, 16 Cze 2010 Powrót do góry

HeJ. Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że znowu tłumaczycie ten tekst.
Opowiadanie jest niesamowite.
W zyciu bym go nie znalazła, ale poleciła mi go niobe i okropnie się w niego wkręciłam. Ten FF jest boski. I tu wielkie brawa dla tłumaczek. Dziewczyny, jesteście niesamowite! czyta się dobrze, przyjemnie, nie ma w tekście żadnych zgrzytów. nie wiem, jak radzicie sobie z typowo anglojezycznymi zwrotami, ale temu tłumaczeniu nie mozna nic zarzucić. Brawo!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
elektra21
Nowonarodzony



Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:24, 18 Cze 2010 Powrót do góry

Wreszcie wyjawiła mu zasady. Edward zacznie zachowywać się lepiej. Tylko kiedy zaczną czuć do siebie coś więcej?
Dzięki za rozdział, jak zawsze świetny.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
InkedNymph
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:39, 19 Cze 2010 Powrót do góry

Creature of Habit powróciło w wielkim stylu. Very Happy Warto było czekać bo tłumaczenie jest znakomite. Dziękuję wam bardzo, bardzo za ten ff. Wink Ja też komentowałam wcześniej tylko raz, ale to dlatego że znalazłam to opowiadanie dosyć późno przetłumaczone było już 8 rozdziałów. Teraz mamy już prawie wakacje więc postaram się komentować regularnie. Przynajmniej to mogę zrobić w podzięce za waszą pracę.
Zabawne jest to, że przeważnie w każdym ff-ie Bella opacznie interpretuje zachowania Edwarda, ale to chyba z powodu jej charakteru. W sumie zachowanie Edwarda po jej małym wypadku na schodach, mogło z jej strony wyglądać jakby był obrzydzony jej niezdarnością. Mnie się wydaje że był obrzydzony tym co zrobiła jej Victoria. W sumie ona go jeszcze nie zna. Edward jest opiekuńczy w stosunku do Belli, ale rzeczywiście mógłby być milszy. Trzeba przyznać że nawet jako wampir mógłby się trochę wyluzować bo jest trochę sztywny. Wink To tyle ode mnie. Pozdrawiam serdecznie!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
seska
Dobry wampir



Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:33, 19 Cze 2010 Powrót do góry

Nareszcie, nareszcie, nareszcie! Cool

Czekałam na Kreaturka niecierpliwie i cieszę się, że w końcu jest ciąg dalszy. Oby nic nie stanęło na przeszkodzie i tłumaczenie mogło być kontynuowane bez większych zgrzytów.

zgredku, chęci, czasu i wielkiego Wena Cool Wielki cmok za tłumaczenie dla Ciebie i pozostałych pomocnic Cool


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
kamosoka
Człowiek



Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Nie 18:46, 20 Cze 2010 Powrót do góry

bardzo bardzo bardzo się cieszę, że COH wróciło.
Kocham to opowiadanie i prawie codziennie sprawdzałam,czy
może pojawił się kolejny rozdział i gdy już prawie straciłam
nadzieję taka niespodzianka:)

Dziekuję bardzo, ze wracasz do tłumaczenia.

Pozdrawiam


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
zgredek
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 51 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa

PostWysłany: Nie 0:19, 04 Lip 2010 Powrót do góry

Kreatur wraca... Dziękuję za wszystkie komentarze, nawet te krótkie, cieszę się, że się cieszycie, że Kreatur wrócił (chociaż ja mam go już trochę dość Wink ). Jeśli jeszcze ktoś chce pomóc w tłumaczeniu - zapraszam na PW. Im nas więcej, tym szybciej, wiadomo. Przepraszam za to karygodne opóźnienie, ale sił mi brak Confused
Następny rozdział wstawi ktoś inny, jeśli to Was pociesza :P

edit. A, byłabym zapomniała. Następnym razem cukierków nie będzie, nie ma to tamto, to było tylko z okazji powrotu :P
edit2. Pani EZRocks mnie olała i nie odpisała, chociaż odwiedzała swój profil

Betowała: szalona Curtney xD


Rozdział IX, część stanowczo 2

PWE:

Znajdowałem się w swoim pokoju na piętrze, chowając się przed Isabellą. Ranek był co najmniej pouczający, a dodatkowo bardzo męczący, więc kiedy wyszła, żeby wykonać jakieś zadania, wycofałem się do mojego sanktuarium.

Spędziłem resztę weekendu, polując głęboko w lasach Kanady. Pomiędzy drzewami, wśród zbutwiałej ziemi, krocząc między smugami światła przesączającymi się przez powietrze, byłem naprawdę sam ze swoimi myślami i zwierzęcym instynktem. Spędziłem godziny, czekając nisko pochylony, pozwalając, by znalazł mnie zapach mojej ofiary. Łagodny wietrzyk, przedostający się przez gęste poszycie, łaskotał mnie w nos, prowadził w kierunku słabszych zwierząt, aż skończyliśmy, goniąc śmierć.
Jego śmierć; własną miałem już dawno za sobą.
Objadałem się krwią dużych zwierząt, przechodząc obojętnie obok małych, łatwych do złapania ofiar. Zaspokajałem głód, który rósł we mnie przez ostatnich kilkanaście dni. Nie interesowało mnie szybkie zabijanie. Chciałem poczuć, jak napinają się mięśnie, gdy skakałem z brzegu na brzeg rzeki, wspinając się po ścianach kanionu. Pragnąłem, by pazury niedźwiedzia smagnęły moją nieprzenikliwą skórę i marzyłem, by potrafiły sprawić mi ból.
Chciałem więcej; dojść do granicy moich możliwości.
Po złapaniu i wypiciu ze zwierzęcia krwi do ostatniej kropli, moje zęby świerzbiły, pragnąc więcej. Czułem się jak alkoholik, próbujący topić smutki albo narkoman sądzący, że następna działka zwycięży emocje buzujące w jego ciele.
Większą część dnia zajęło mi pogodzenie się z faktem, że mój głód nigdy nie zostanie ugaszony.
Bym mógł ocalić jedną rzecz.
Pragnienie przetrwało i gdy zanurzyłem zęby w skórze niedźwiedzia, którego upolowanie sprawiło mi wyjątkowy kłopot, przed moimi oczami ukazała się wizja.
Isabella Swan.
Przeraziło mnie nawet przypomnienie sobie jej imienia, kiedy ucztowałem jak bestia na tym odludziu. Upokorzony upuściłem świeże mięso. Wycierając usta wierzchem dłoni, rozejrzałem się dokoła. Ziemia była zaśmiecona ciałami zabitych przeze mnie różnych zwierząt, porozrzucanych po lesie przez moje szaleńcze pragnienie.
Spojrzałem w dół, na pasma brudu na mojej koszulce i rozdarcie w spodniach. Buty miałem oblepione błotem, krew ochlapała ich czubki. Byłem brudny. Zbrukany. Pokryty dowodami prymitywnych pragnień.
W tamtej chwili uświadomiłem sobie, że dla niej muszę wziąć się w garść.
Pobiegłem z powrotem, przez lasy, skrajami autostrad, aż ujrzałem migoczące światła mojego miasta.
Przemykałem się, korzystając z cienia, zdając sobie sprawę z tego, jak wyglądam, wiedząc, że jeśli zostanę w tym stanie schwytany, to będzie dla mnie koniec zabawy w życie. Znalazłem właściwy budynek i po tym, jak ostatni raz rozejrzałem się dokoła, wdrapałem się na ścianę, podciągając się w górę dzięki rurom, przewodom; wszystkiemu, czego mogłem dosięgnąć.
Wspiąłem się na wysokość drugiego piętra, do jej okna i zerknąłem do środka. Mogłem rozróżnić kształt jej ciała, rozłożonego na łóżku w ciemnym pokoju.
Spędziłem tam niemal trzy godziny, przyczepiony do muru domu Isabelli, strzegąc i utwierdzając się w przekonaniu o konieczności jej ochrony. Ale oprócz tego miałem świadomość, że zabroniłem dopuszczania do siebie zaborczych myśli, które mnie pożerały. Była osobą, nie kawałkiem mięsa. Nie czymś, co może stanowić czyjąś własność.
Nie należała do mnie.

Więc teraz, gdy chowałem się w moim biurze, miałem przed oczami wspomnienie jej nóg zaplątanych w prześcieradło wypalone w mojej pamięci i zaczęło do mnie docierać, że to będzie trudniejsze, niż myślałem.
Roztrząsałem to cały ranek. Czekałem na nią. Miałem nadzieję, że przyjdzie. Kiedy usłyszałem jej kroki na schodach, owładnął mną strach. Pomyślałem sobie, że stoi na zewnątrz sama, bez żadnej ochrony. Otworzyłem jej drzwi trochę szybciej, niż to konieczne.
To zawsze stanowiło problem. Przy niej odsłaniałem się za bardzo. Poruszałem się zbyt szybko, pojawiałem znikąd. To było ryzykowne i głupie, a jednak wciąż i wciąż to robiłem.
Stanęła przede mną, delikatna i krucha, pachnąca kwiatami i z sercem walącym jak bęben. Wyraz jej twarzy był co najmniej dziwny. Zastanawiałem się, czy czuje się zakłopotana. Delikatnie otworzyła usta, zanim otrząsnęła się i weszła do środka.
Obserwowałem ją cały czas, pozostając na parterze, słuchałem jej kroków, patrzyłem na małe palce odgarniające włosy za ucho. Przełknąłem porcję jadu, który napłynął do moich ust, przygotowując się na stały z nim kontakt. Udawała, że nie zauważa mnie w drzwiach, ale wydał ją niespokojny rytm serca. Zdenerwowałem ją, tak jak powinienem, a miarowe bicie zdawało się wyć na alarm.
Zaproponowałem jej, by parkowała samochód w garażu. Sądziłem, że to miły gest, jeden z powitalnych w stylu „czuj się tu jak u siebie w domu”. Taki, jakiego na pewno nigdy nie zaoferowałem wcześniej nikomu, kto nie należał do mojej rodziny.
Odwróciła się w moją stronę i posłała cudownie ciepły uśmiech, ale odrzuciła ofertę. Tłumaczyła się, paplając coś o swoim starym samochodzie i jego bezwartościowości. Mówiła prawdę, stwierdziłem, ale skarbem, którego broniłem, nie był jej samochód, tylko ona sama.
Wyraźnie rozczarowany, mruknąłem coś i zostawiłem ją, tworząc między nami dystans, wycofując się do swojej kryjówki.
To oczywiście tylko kłamstwo, które sam sobie wmówiłem. Poszedłem do mojego biura i poprawiłem monitory, żeby przyglądać się jej z daleka. Wciąż stanowiła dla mnie zagadkę. Obserwowałem, jak chowa twarz w dłoniach i zastanawiałem się, co właściwie ten gest oznacza. Była sfrustrowana? Zmęczona? Smutna?
Znów opanowała mnie złość, gdy uświadomiłem sobie, jak bardzo polegałem na darze i oczekiwałem, że myśli w ludzkich umysłach powiedzą mi coś o nich. Mogłem zgadywać, co ten gest oznaczał, ale byłoby to tylko przypuszczenie.
Obserwowałem ją z góry, jak westchnęła, promieniując swoim aromatem na pokój poniżej. Znów znalazłem się przy monitorach, pochylając się nad nimi głęboko, zaabsorbowany pochłaniając każdy detal, kiedy zaczęła się wspinać po schodach na piętro. Jej dłonie utrzymywały się na poręczy, zostawiając za sobą odciski palców i zapach. Pragnąłem być blisko niej, odurzać się tą wonią.
Weszła do mojej garderoby – musiałem zwalczyć swoje pragnienie, by popędzić do drzwi i otworzyć je z zamachem, tylko po to, by jej powąchać i upewnić się, że wszystko z nią perfekcyjnie w porządku.
Wiedziałem, że jestem nierozsądny. Znajdowałem się z dala od niej tylko przez chwilę i obserwowałem ją cały czas. Patrzyłem nawet teraz, jak nieśmiało podniosła dłoń, by zapukać do moich drzwi. Bała się? Czyżby znała moje pragnienia? Uległa instynktowi? Wiedziała, że mogę je otworzyć, wbić się zębami w jej szyję i wyssać z niej życie? Że tego najbardziej pożądam?
No, może nie najbardziej.
Chciałem, żeby właśnie tak myślała, czuła strach, wiedziała o tym wszystkim, a jednocześnie tego właśnie się bałem.
Oderwałem oczy od ekranu, nie chcąc stracić jej z oczu nawet na moment. Popędziłem do drzwi tylko po to, by zobaczyć, jak jej dłoń zamiera w powietrzu w połowie drogi do ich powierzchni, gdy przypadkowo stanąłem blisko niej. Oderwała wzrok od mojej piersi i zerknęła w górę, a ja zatopiłem się w jej głębokich, brązowych oczach.
Wypełniły mnie uczucia, które dopiero niedawno rozpoznałem, kiedy zaczęła mówić głębokim, niemalże uwodzicielskim głosem. Dźwięki tylko nasiliły trwającą w moim wnętrzu bitwę, wojnę toczoną między pożądaniem a pragnieniem ciała. Pożywienie przeciwstawiało się obrazowi jej osoby.
Isabella. Miała imię i twarz, i duszę, skarciłem się w duchu.
Nie była moja.
A jednak stała przede mną, wydychając w moją stronę swój słodki oddech, kusząc oczami. Czułem ciepło jej ciała obok siebie, pulsującego i tętniącego krwią.
Bum.
Co ona robiła?
Co ja robiłem?
Zmusiłem się do wysłuchania jej słów. Samochód. Garaż. Bezpieczniejsza. Zgadzała się ze mną, więc skupiłem się na wykonaniu zadania, które miałem przed sobą, mijając ją obcesowo, sądząc, że podąży za mną na dół.
Wiedziałem, że jestem szorstki i niegrzeczny. Zachowywałem się gwałtownie, ale tylko w ten sposób mogłem poradzić sobie w tamtej chwili. Dusiłem w sobie zwierzęce pragnienia, krążące po moim ciele i umyśle. Nie potrafiłem wyrzec się tego głodu.
Hamowałem się ze względu na wartość życia. Jej życia.
Potknięcie wyrwało mnie z rozmyślań i wróciłem do niej, by zobaczyć, jak mocno zaciska dłoń na poręczy, powstrzymując się przed kolejnym upadkiem.
Podwinęła rękaw bluzki i hipnotyzowała mnie ruchem palców, delikatnie masujących wrażliwe siniaki na nadgarstku. Powstrzymywałem nagły przypływ złości, zaciskając zęby, próbując w ten sposób opanować się na tyle, by nie wybiec z pokoju i nie zacząć tropić Victorii właśnie w tej chwili.
Za to zabiorę się wkrótce, ale nie dzisiaj.
- Panie Cullen.
Usłyszałem jej głos i niechętnie oderwałem wzrok od rany. Jej oczy błyszczały i uważnie wysłuchałem deklaracji dotyczącej pewnych rzeczy, o których powinienem wiedzieć, jeśli ma pozostać moim pracownikiem.
Rzeczywiście.
Miała rację. Musiałem dowiedzieć się o niej czegoś więcej, Byłem niemalże pewny, że od tego zależy jej życie.
Zachęciłem ją, by mi o tym opowiedziała i tak właśnie zrobiła. Pokazała swoją rękę i przyznała się do swojej słabości. Wiedziała, że jest krucha i delikatna, a jednak potrafiła to zaakceptować. Kontynuowała łamiącym się głosem i zauważyła obecne między nami napięcie. Żądała szacunku, powołując się na moją wiedzę i wiek.
Była tak silna, ale i bezbronna. Wypowiadała słowa pełne mocy, ale z oczami pełnymi łez i trzęsącymi się dłońmi. Fascynował mnie każdy jej ruch i każde słowo, które wypowiadała.
Enigma.
Znów domagałem się więcej, teraz chcąc poznać każdą myśl w jej głowie, żebym mógł dopasować je do jej reakcji. Wydawało mi się, że to gra. Całkiem możliwe, że najbardziej frustrująca, w jaką kiedykolwiek przyszło mi się bawić.
Isabella zajęła ostateczne stanowisko. Machając rękami i wydymając policzki powiedziała mi o swoich wymaganiach. O uprzejmości, której pragnęła, maleńkich rzeczach, których kobieta, taka jak Isabella, może oczekiwać od swojego szefa.
Pomysł zapalił metaforyczną żarówkę w mojej głowie. Oczekiwała, że będzie traktowana jak człowiek przez drugiego człowieka. Wprawdzie już nie nazywałem się istotą ludzką, ale kiedyś tak było. Miałem świadomość, że wciąż pozostały wewnątrz mnie ślady tamtego życia, które mogłem z siebie wydobyć, gdybym tak wybrał. Esme robiła to każdego dnia. Także Carlisle starał się wprowadzać człowieczeństwo w każdy aspekt swojego życia.
Ja odsunąłem się od swojego i prowadziłem życie jak ze scenariusza.
Ale kiedy obserwowałem Isabellę, stojącą przede mną, nerwowo przesuwającą stopą i zerkającą w moim kierunku, uświadomiłem sobie, że by jej bronić, muszę mieć ją w zasięgu wzroku. Będzie konieczne zanurkowanie w przeszłość i wydobycie najmniejszych szczątków mojej duszy na powierzchnię.
Myśl o wyzwaniu na horyzoncie była ekscytująca, tak samo jak widok Isabelli stojącej przede mną, w skupieniu przygryzającej dolną wargę.
Ledwie zdolny do pomieszczenia w sobie radości, zapytałem jej:
- A jeśli wykonam to wszystko, zostaniesz?
- C... co? - wymamrotała w odpowiedzi.
Ta dziewczyna to chodzący nieład. Uparta w jednej, roztrzepana w drugiej chwili.
- Jeśli podporządkuję się twoim wymaganiom, zostaniesz – powiedziałem.
- Tak. Zostanę.
Dobrze.
Sięgnąłem głęboko w studnię sprzed stu lat i wyciągnąłem z niej maniery, których nauczyła mnie matka. Zapytałem panny Swan, czy pójdzie ze mną do garażu. Nie powiedziałem tego tak po prostu ani też jej nie zmusiłem; zapytałem.
A ona podążyła za mną.

Teraz byłem sam. Isabella wyszła, by wypełnić obowiązki, które zleciłem jej tego ranka. Siedziałem w swoim biurze, rozmyślając o wydarzeniach tego dnia, odtwarzając scenę precyzyjnie co do detalu. Nękało mnie wspomnienie jej znajdującej się obok w garażu, słuchającej instrukcji bez śladu napięcia między nami. Zrobiliśmy w naszej relacji krok do przodu. Nie miałem pojęcia, co się stanie na ścieżce, którą razem dzisiaj wybraliśmy, ale jedno uznałem za jasne.
Isabella Swan nie była moja.
Ale obserwowanie, jak stoi twardo na swoim stanowisku, łączy w sobie siłę z nieśmiałością, wyjaśniło jedną rzecz.
Chciałem, żeby była.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez zgredek dnia Nie 0:24, 04 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Sleeping_Beauty
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 10:36, 04 Lip 2010 Powrót do góry

Rzadko kiedy, czytając przetłumaczony rozdział, myslę sobie, ze to niemal lepsze od oryginału. Ty dokonałaś chyba jakiegoś cudu, bo to naprawdę JEST lepsze. Bardziej wciąga, bardziej nie pozwala się oderwać i wzbudza większę emocje. Rozdział, oczywiście, sam w sobie był niesamowity, ale nad tym jakoś nie mam ochoty się roztrząsać. Cóż, chylę czoła i czekam na kolejny:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Nie 10:47, 04 Lip 2010 Powrót do góry

Postanowiłam wiernie komentować każdy pojawiający się rozdział w nadziei, że moje jakże cudowne posty napełnią Was weną i speedem, dzięki czemu kolejne części będą ukazywać się z prędkością światła (tak, wiem, ale marzyć można, prawda?:)))
Na początek dziękuje za tłumaczenie. Uwielbiam i BPOV i EPOV, jednak jak zawsze wampirek ma przewagę. Lubię czytać kiedy mota się ze swoimi zapomnianymi odczuciami i stara się, choćby nie wiem jak by mu to wychodziło, uchodzić za lepszą istotę. Mam lekki niedosyt z powodu braku ich ponownej konwersacji. Oczywiście rozumiem, metoda małych kroczków itp, ale łaknę wydarzeń, które sprawią, że tych dwoje zaprzyjaźni się, a może nawet coś więcej... Nie wiem czy autorka zespoliła ich losy w jedną całość, jeszcze nie zajrzałam do oryginału, ale jeśli tak się stanie, to będzie mieszanka wybuchowa. No ale poczekajmy może na moment, w którym Cullen wyjawi swój sekret (o ile to zrobi). Czekam na to z niecierpliwością.

Zgredku, mam nadzieję, że jednak nadal lubisz CoH i doprowadzisz go do końca.
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 10:48, 04 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
nellkamorelka
Wilkołak



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Nie 13:15, 04 Lip 2010 Powrót do góry

Cieszę się, że ktoś podjął się trudu dalszego tłumaczenia tego ff:) jest naprawdę dobre - szkoda tylko, że takie krótkie fragmenty:) ale wiem, wiem to nie takie łatwe na jakie wygląda... czekam z niecierpliwością na kolejne części:)
Pozdrawiam
Nellka


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
seska
Dobry wampir



Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:23, 04 Lip 2010 Powrót do góry

Cudnie, cudownie, fantastycznie! Zawsze, widząc nowy rozdział Kreaturka, mam mega zaciesz Very Happy
Kolejne świetne tłumaczenie, jedno z najlepszych na tym forum. Brawa!!!

Uwielbiam Kreaturka niezmiennie, Badward to moja ulubiona postać. Ogromnie się cieszę, że w tym FF Edward jest "zły" - nie cukierkowy, milutki i w ogóle do rany przyłóż. Jest za to władczy, twardy (dosłownie i w przenośni Laughing), z charakterem. Idealny. No i w gruncie rzeczy jest dobry - ukrywa się tylko pod skorupą.
Owa skorupa zostanie rozerwana przez Bellę - tak zakładam Wink Ona też jest tutaj przyjemnie wykreowana. Ciut kanoniczna - niezdara, ale z głową na karku.
Zastanawia mnie tylko, kiedy i w jakich okolicznościach prawda o Cullenie wyjdzie na jaw. Liczę na Love Story i HE Cool
No i gdzie Jasper? Reszta wampirów? Wiemy o Vic, a co z pozostałymi członkami rodziny?

Niepokojąco zabrzmiała wzmianka o Carlisle'u i Esme - czyżby nie żyli? Sad

zgrdku, uprasza się o jak najszybsze i najczęstsze wstawianie tłumaczeń z pierwszego sortu Cool

P.S.
Dziękuję za cukierka - smaczny bardzo Cool Cool Cool Czekoladka też się trafi? Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sarabi
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 20:39, 06 Lip 2010 Powrót do góry

Ten Edward jest moim ulubionym wampirkiem. Ciekawie jest poznać jego punkt widzenia, rozterki nim targające. Ciekawe, kiedy pojawi się reszta Cullenów, zwłaszcza Alice, która najczęściej jest takim dobrym duchem miłości E i B (i to w wydaniu wmapirzym i ludzkim).
Po raz kolejny dziękuję za kontynuację tego tłumaczenia i niezmiennie czekam na jeszcze Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
madzia_lenka
Nowonarodzony



Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:18, 18 Lip 2010 Powrót do góry

Bardzo się cieszę z kolejnego rozdziału jak również tego, że rozdziały będą sie pojawiać częściej, najlepsze jest to ,ze moja przygoda z CoH trwa już prawie rok i nadal mnie ona tak samo intryguję ,a nawet bardziej bo pomimo kroków w przód co do rozwinięcia się fabułu mamy mało,a nawet bardzo mało odniesień do Edwarda. Z niego to dopiero Enigma .
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i bardzo dziękuję za to że są osoby które pamiętają o tym tłumaczeniu i postanowiły je kontynuować.

<b> Zgredku Dziękuję</b>
Powodzenia i Weny


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zgredek
Dobry wampir



Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 51 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa

PostWysłany: Pon 12:33, 26 Lip 2010 Powrót do góry

Przed Wami rozdział 10, z mojej winy znów tak długo to trwało, przepraszam. Jeśli będziecie kwiczeć ze śmiechu tak jak ja, będzie miło Wink
W związku z pewnymi kwestiami autorka zaznacza, że nie jest uprzedzona ani nic względem pewnych spraw i ma nadzieję, że przekazała je w dobry sposób... O co chodzi, dowiecie się, jak przeczytacie. Smacznego!


Tłumaczenie: WhiteVampire
Beta: zgredek

Przepraszam, jeśli przeoczyłam jakieś błędy, po prostu już oczopląsu dostaję.



Rozdział X


PWB:

W drodze powrotnej z poczty do domu pana Cullena zatrzymałam się w małej kawiarni, gdzie zaczęłam bywać w trakcie obiadowych przerw. Manewrowałam samochodem po zatłoczonej ulicy, poszukując miejsca parkingowego w pobliżu budynku. Od czasu incydentu z Victorią stałam się nerwowa jeśli chodzi o samotne przebywanie na zewnątrz i dokładałam wszelkich starań, aby zachować bezpieczeństwo. Zazwyczaj wolałam przejść się do dzielnicy biznesowej, bo znajdowała się ona niedaleko domu pana Cullena, ale teraz nie czułam się tam zbyt pewnie.
W pracy układało mi się lepiej, ale wciąż nie idealnie. Pan Cullen rzeczywiście dotrzymał słowa i zmienił podejście. Jego stosunek do mnie powoli się poprawiał. Zostawałam zasypywana „prośbami” i „podziękowaniami”, oferował komplementy względem mojej pracy i nie dawał nic zbyt skandalicznego do wykonania.
Problemem nie były jego wysiłki, aby traktować mnie z większym szacunkiem; problem stanowił po prostu on.
Naprawdę był dla mnie zagadką, fizycznie piękny i pełen wdzięku. Wczoraj przyłapałam się na oczarowaniu jego eleganckimi dłońmi, kiedy wyciągał płytę z okładki, delikatnie okrążając krawędzie czarnego dysku z ostrożnością, by nie dotknąć rowków na górze. Obserwowałam, jak przyciągnął ją lekko do swojej twarzy i zaciągnął się wyraźnym zapachem winylu, a nieznaczny uśmiech zadowolenia przeciął jego usta.
Jednak kiedy zapytałam go, co to za muzyka i poprosiłam, żeby powiedział mi więcej o artyście, jego ciało zesztywniało na chwilę, a naturalny uśmiech na twarzy zastąpił powierzchowny. Odpowiedział uprzejmie, jednak brzmiał automatycznie i jakby się zmuszał, po czym pośpiesznie wycofał się z pokoju.
Po znalezieniu wolnego miejsca na ulicy skierowałam się do kawiarni. Zatrzymałam się na chwilę przed drzwiami, zauważając plakat przyczepiony do okna. Było to zdjęcie dziewczyny, może piętnasto- albo szesnastoletniej, z ciemnymi włosami, radosnymi niebieskimi oczami i szerokim uśmiechem. Miała na szyi srebrny wisiorek w kształcie serca, przecinający środek klatki piersiowej. Nad jej obrazem znajdowały się słowa: ZAGINIONA – Widziałeś mnie? Poczułam jak przewraca mi się w żołądku i mignęła mi przed oczami twarz Victorii. Obezwładnił mnie strach o tę młodą dziewczynę i modliłam się, by nie padła ofiarą kogoś takiego. Zobaczyłam napis na dole kartki, informujący, że miała na imię Bree i zaginęła w kwietniu.
Potrząsnęłam głową, otwierając drzwi i podeszłam do lady, gdzie czekała kelnerka.
– Cześć. – Uśmiechnęłam się. – Poproszę herbatę… najlepiej jakąś uspokajającą?
Minęła mi już fala mdłości i próbowałam zmusić obraz dziewczyny z plakatu do opuszczenia mojej głowy.
Rozważała to przez chwilę, po czym zaproponowała:
– Mamy naprawdę dobry rumianek, masz na niego ochotę?
Skinęłam i moment czekałam, aż przygotuje moje zamówienie, bębniąc palcami o ladę. Nie mogłam pozbyć się twarzy Bree z myśli.
– Co wiesz o tym plakacie w oknie? Zaginiona dziewczyna? - zawołałam.
Odwróciła się i zauważyłam troskę w jej oczach.
– Jej matka przyszła i przyczepiła to do okna. Najwyraźniej zaginęła w noc, gdy była z przyjaciółmi w kinie. Opuściła swoje miejsce, aby pójść po coś do sklepiku i nigdy nie wróciła. Policja sądzi, że uciekła, ale matka jest przekonana, że coś jej się stało.
– Och – powiedziałam nieprzekonywająco. – To naprawdę smutne. Mam nadzieję, że ją znajdą.
Dziewczyna skinęła i pchnęła kubek z herbatą w moim kierunku.
– Przeprowadziłaś się tutaj w pobliże czy co? Zauważyłam, że przychodzisz dość często.
– Nie, nie mieszkam w pobliżu, ale kilka tygodni temu zaczęłam pracę w okolicy.
– Naprawdę? Gdzie? – zapytała, wystukując na kasie moje zamówienie.
– Pracuję dla pana Cullena jako jego osobista asystentka. Nie wiem, czy go znasz. Rzadko wychodzi z domu – wyjaśniłam i upiłam łyk napoju.
– Edward Cullen? Seksowne włosy? Szczęka, która mogłaby przecinać szkło? Złośliwie powściągliwy? Mężczyzna, który wywołuje u mnie ból macicy samym swym widokiem? – Roześmiała się. – Ten Edward Cullen?
Przyłączyłam się do jej śmiechu, bo pod wieloma względami miała rację, chociaż nie byłam pewna tej części z macicą.
– Więc zgaduję, że go znasz.
– Przychodzi kilka razy w tygodniu, zamawia to samo, uśmiecha się do mnie i kieruje się do swojego ulubionego stolika na zewnątrz. Kilka razy robiłam jakieś aluzje, żeby miał świadomość, że jestem wolna, ale – westchnęła melancholijnie – nie wydawał się być zainteresowany.
Osłupiałam. Patrzyłam na dziewczynę przede mną. Była ładna, miała długie, czarne włosy, gładką, brązową skórę i nogi, po których mógłbyś się wspinać. Gdybyśmy mieszkali w LA bądź w Nowym Jorku, pomyślałabym, że pracuje jako aktorka lub modelka.
– Naprawdę? Jest trochę społecznie nieprzystosowany, może nie zauważył, że z nim flirtowałaś – przekonywałam.
– Nie, moje intencje były bardziej niż oczywiste. Nie chcę być egoistką, ale wpadłam na inną teorię – powiedziała, przerzucając włosy przez ramię.
Zaintrygowana jej pomysłami, poprosiłam:
– Więc powiedz mi coś więcej.
Roześmiała się ponownie i pochyliła w moją stronę, jakby zdradzała mi sekret.
– To bardzo proste. Każdy mężczyzna, który dobrze wygląda, jest bogaty i jest singlem, a potrafi oprzeć się temu – wskazała na swoją klatkę, owiniętą w dobrze dopasowaną, ciasną koszulkę z wypisaną na niej nazwą sklepu – gra dla innej drużyny.
– Sądzisz, że jest gejem? – zapytałam z niedowierzaniem.
Pewna, skinęła głową z uśmieszkiem na twarzy.
Wróciłam na chwilę pamięcią do obrazu pana Cullena trzymającego śmietnik pełen szczątków połamanego mebla i wysokiego, przystojnego blondyna stojącego za nim na schodach, pokonujących stopnie w dół z jego prywatnych pokoi. Mogłam niemal to sobie wyobrazić: ich dwóch za zamkniętymi drzwiami, stojących blisko siebie, rozkoszujących się wzajemnym niewiarygodnym, muskularnym pięknem. Myśląc o tym, przełknęłam z trudem ślinę.
To miało sens.
Wszystkie jego dziwne zachowania i nawyki wyjaśniał ten prosty fakt. Utrzymywanie czegoś takiego w sekrecie mogło sprawić, że ktoś staje się nerwowy i zestresowany. Jeśli dodać do tego jego wysoko postawioną reputację, wszystko staje się jeszcze bardziej skomplikowane.
Odwzajemniłam uśmieszek i żartowałyśmy jeszcze przez chwilę z braku wolnych atrakcyjnych mężczyzn i wiekowej mądrości, że ci dobrzy albo są zajęci, albo są gejami. Potem zapłaciłam za herbatę, pomachałam jej na pożegnanie i udałam się do drzwi.


Xxx

PWE:

– Tak, Alice. Wszystko z nią w porządku.
Alice. Przez ostatni tydzień dzwoniła do mnie dwa razy dziennie, nękając pytaniami o Isabellę, ale bez jakichś porządnych podstaw.
– Nie, nie widzę jej w tej chwili, ale na zewnątrz jest słonecznie, więc pomyślałem, że to dobry dzień, by wysłać ją na pocztę, nie obawiając się kolejnego ataku.
Uderzyłem się ręką w twarz, starając się zachować spokój. To był powód, dla którego dłużej nie mieszkałem w domu. Potrzebowałem przestrzeni, aby myśli innych zostawiły moją głowę, a oni przestali się wtrącać w moją przyszłość.
Postanowiłem działać zapobiegawczo:
– Miałaś kolejną wizję? To próbujesz mi powiedzieć?
– Nie? Więc odpuść. Zadzwoń do mnie, jak będziesz miała się podzielić czymś ważnym.
To było nikczemne, ale konieczne.
Westchnąłem i powiedziałem:
– Ja też za tobą tęsknię. Tak, przekaż im, że za nimi także.
Zatrzasnąłem telefon i kontynuowałem przeszukiwanie dokumentów, które przechowywałem na trzecim piętrze, na poddaszu. Jedyne wejście na strych prowadziło przez mój prywatny gabinet. Trzymałem tutaj ogromne szafki wypełnione starymi gazetami i innymi informacjami dotyczącymi spraw, nad którymi pracowałem. Tutaj także znajdowało się moje pianino, które obecnie zostało przesunięte do ściany i przysłonięte wielką tkaniną. Było to po prostu kolejne wspomnienie życia, z którym skończyłem.
Wróciłem do papierów sprzed sześciu miesięcy i zacząłem poszukiwać wskazówek dotyczących jakichkolwiek dziwnych incydentów, które mogłem przegapić za pierwszym razem. Czegokolwiek, co brzmiało jak sprzeczka między Isabellą i Victorią. Poprzednim razem szukałem jedynie informacji dotyczących rytualnych morderstw, niczego więcej. Położyłem papiery na podłodze i zacząłem żmudny proces sortowania informacji.
Różnokolorowymi samoprzylepnymi karteczkami zaznaczyłem każde wydarzenie, nawet te, które wydały mi się mało podejrzane, włączając w to wandalizm, rozboje czy porwania, ale nie ograniczałem się do tego. W połowie papierów z marca zdałem sobie sprawę, że zabrakło mi karteczek i zszedłem na dół do szafy z zaopatrzeniem w kuchni.
Kiedy zbliżałem się do schodów na drugim piętrze, zebrałem siły przeciwko aromatycznemu zapachowi Isabelli i jej obecności. Słyszałem chwilę temu, jak otwierają się drzwi garażowe i wiedziałem, że jest w domu. Dopilnowałem, by na mojej twarzy pojawił się odpowiedni, biorąc pod uwagę sytuację, wyraz i wszedłem do kuchni.
– Dzień dobry, Isabello – powitałem ją i obserwowałem, jak sięga w górę, próbując ściągnąć kubek z górnej półki.
– Cześć – burknęła, starając się stanąć na palcach.
Przez chwilę patrzyłem na jej zmagania z wysokością i z nagłym przypływem irytacji na samego siebie, zaproponowałem:
– Pozwól mi to dla ciebie ściągnąć.
Z łatwością wziąłem kubek z półki i umieściłem go na ladzie.
To były drobne gesty, które za każdym razem zbijały mnie z tropu. Proste sprawy jak przytrzymywanie drzwi, pozwolenie osobie przejść przede mną albo zaoferowanie wyniesienia kartonów i toreb z samochodu. Rzeczy, których nie zauważałem przez wiele lat. To sprawiało, że zaczynałem się zastanawiać, co inni ludzie sądzą o moim zachowaniu.
Podszedłem do szafy z zaopatrzeniem i szybko znalazłem w niej karteczki, których potrzebowałem, ze względu na doskonałe zdolności organizacyjne Isabelli. Byłem gotów, aby się odwrócić i ją za to pochwalić, gdy zauważyłem, że bacznie mnie obserwuje.
Jej oczy zdawały się o coś mnie pytać, zwężały się w kącikach i czułem, że nie odrywa ode mnie wzroku. Jej zainteresowanie podekscytowało mnie, bo nikt nigdy nie poświęcał mi zbyt wiele uwagi. Oczywiście, kiedy to robili, dokładnie wiedziałem, o czym myśleli. Kobiety były pod wrażeniem wyglądu, a mężczyźni zachwyceni moją przerażającą naturą. Wszystko we mnie przyciągało ludzi na chwilę, ale potem, równie szybko, te same cechy sprawiały, że czuli się nieswojo.
Isabella stała za mną, jej serce nie przyśpieszyło i oddychała normalnie, badając mnie.
Znów nie miałem pojęcia, co ma w głowie i sama myśl o tym wydała się mi podniecająca.
Odwróciłem się w końcu, stając z nią twarzą w twarz, zauważając delikatny różowy odcień pokrywający jej szyję.
– Dziękuję ci za tak dobre zorganizowanie rzeczy w szafce. Właśnie znalazłem to, czego potrzebowałem. – Trzymałem w dłoni blok rażących, różowych karteczek.
– Proszę bardzo – powiedziała z tym samym zagadkowym spojrzeniem na twarzy co wcześniej.
– Będę na górze i wolałbym, żeby mi nie przeszkadzano. Gdybyś mnie potrzebowała, zadzwoń, dobrze? – rzekłem, miażdżony jej badawczym wzrokiem. Przesunąłem nogę, czując się trochę nieswojo, niezdolny, by wyjść.
Staliśmy w kuchni, Isabella i ja, w pełnej napięcia odległości od siebie, aż odwróciła się do mnie bokiem, zgarbiła plecy i zamieszała łyżeczką w swoim kubku z herbatą. Zrobiłem krok w tył, gotowy opuścić pomieszczenie, kiedy nagle przemówiła, oznajmiając lekko drżącym głosem:
– Wiem, kim jesteś.
Ze strachu i przerażenia moje nieruchome serce podeszło do wiekowego gardła. Wiedziała? Potwierdziły się moje najgorsze obawy. Usta stały się suche i musiałem się zmusić do oddychania, żeby wyglądać normalnie.
Opanowałem swój głos i zapytałem:
– Kim jestem?
Dźwięk jej metalowej łyżeczki, ocierającej się o krawędź kubka, był jedynym odgłosem wypełniającym pokój, zanim przemówiła:
– Jesteś niemożliwe uporządkowany i staranny.
Okej. To prawda, ale trudno określić, czy to cecha wyróżniająca wampiry. Przygotowałem się więc na coś więcej.
Jej serce biło teraz jak skrzydła kolibra i mogłem prawie wyczuć gorąco, przechodzące przez jej ciało, świadczące o onieśmieleniu. Tylko ta niedorzeczna kobieta byłaby speszona, niszcząc moje życie. Słuchałem, jak nabiera powietrza i mówi:
– Najwyraźniej ćwiczysz. Dużo. Twoje ciało jest wspaniałe.
Sądziła, że wyglądam wspaniale. Uśmiech samozadowolenia wkradł się na moją twarz, zanim się go pozbyłem, zastanawiając się po raz milionowy, jakie myśli krążą jej po głowie. Zdawałem sobie sprawę, że kobiety uważały mnie za atrakcyjnego, ale usłyszenie tych słów od Belli spowodowało przypływ uczuć, których nie byłem przyzwyczajony, tylko czy to naprawdę w tej chwili ważne?
– Masz gładką, nieskazitelną skórę. Depilujesz się? – zapytała, przerywając moim myślom i zauważyłem, że obróciła się lekko, a jej brązowe oczy uważnie badały moją twarz.
Potrząsnąłem głową w milczeniu, bojąc się przemówić. Nie miałem pojęcia, czym była „depilacja”, ale wiedziałem, że nigdy tego nie robiłem.
– Ech. – Zastanawiając się nad czymś, odwróciła się z powrotem do lady, jej długie włosy nieco zafalowały, gdy wzięła łyk swojej herbaty. – Twoje włosy są perfekcyjne i masz więcej ubrań niż Paris Hilton.
Poczucie niepokoju w moim brzuchu zmieniło się w zmieszanie. Paris Hilton? Czyżby Isabella sądziła, że ona też jest wampirem?
Kontynuowała, teraz chaotycznie:
- Czasami mówisz, jakbyś nigdy nie rozmawiał z kobietą i nie masz towarzystwa, a jedynym razem, kiedy ktoś tu przyszedł, był to mężczyzna. I to przypadkowo niesamowicie przystojny.
Co? Dosłownie nie byłem w stanie podążyć za jej tokiem myślenia. O jakim mężczyźnie ona mówiła? Przeszukałem moją pamięć i znalazłem tylko jednego gościa, który mnie odwiedził.
Jasper.
Zastygła z dłońmi położonymi płasko na ladzie. Gdy się odezwała, zrobiła to cicho i z przekonaniem:
– Jak powiedziałam, wiem, kim jesteś.
Zaraz to się stanie. Obrazy tego, co nadejdzie, pojawiły się w moim umyśle. Czy ucieknie, krzycząc? Czy będę musiał ją zabić? Przez osiemdziesiąt lat nie było sytuacji, która by się tak skończyła.
Zmusiłem się, by oddychać normalnie, tak jak robiłby to człowiek i zebrałem w sobie odwagę, żeby wyłożyć kawę na ławę. Musiałem się dowiedzieć, czy zna prawdę.
– Powiedz to – rozkazałem, a panika zniekształciła słowa, które opuściły moje usta.
Zawahała się.
– Powiedz to – zażądałem. - Na głos.
Isabella odwróciła się i spojrzała mi w oczy. Na jej twarzy pojawił się jednak niewłaściwy wyraz. Zamiast ze strachem patrzyła ze… wsparciem?
– Jesteś gejem – oznajmiła czystym, mocnym głosem.
Osłupiałem na chwilę z zaciśniętymi dłońmi, przygotowany do ujawnienia prawdy, ale zamiast tego usłyszałem w uszach echo jej słów.
Gej?
– Jestem, uhm… co? – wyjąkałem. Nigdy się nie jąkałem. Wszystko związane z tą kobietą całkowicie mnie oszałamiało. Zdegradowała mnie na pozycję nieudolnego idioty.
Najwyraźniej homoseksualnego nieudolnego idioty.
Zrobiła krok do przodu, przynosząc do mnie świeżą falę zapachu, a rozdzierający aromat kwiatów wypełnił moje zmysły. Zazwyczaj blade policzki były zaczerwienione z powodu zakłopotania. Jej oczy błyszczały i wydęła usta, zadowolona z wyjawienia mojej prawdziwej orientacji.
Jeszcze nigdy nie wyglądała tak atrakcyjnie.
– Jesteś gejem – powtórzyła powoli. – W porządku. Całkowicie wspieram ciebie i twoje decyzje. Cóż, nie decyzje, bo uważam, że każdy z nas został stworzony w określony sposób, ale tak czy inaczej sądzę, że to wspaniale.
Uważa za wspaniałe, że jestem gejem. Przypuszczam, że jest to dla mnie bardziej preferowana niż bycie wysysającym krew potworem alternatywa.
Wciąż mówiła, ale pojąłem sens jej słów dopiero w połowie zdania.
– …I wiesz, nie, żebym była stereotypowa albo coś takiego, ale naprawdę masz ogromną ilość ubrań jak na heteroseksualnego mężczyznę. Nie wspominając o fakcie, że dziewczyna z kawiarni, kojarzysz, ta naprawdę urocza? Powiedziała mi, że ona też nigdy nie widziała cię z kobietą. I że podsuwała ci swój numer nieskończenie wiele razy, a potem znajdowała go na stole, kiedy sprzątała. Chodzi o to, że jest naprawdę ładna. No wiesz, jesteś młody, samotny, niesamowicie przystojny, bogaty i odniosłeś sukces. Więc – podeszła bliżej i dźgnęła opuszkiem palca moją pierś – musisz być kompletnym gejem.
W chwili, gdy jej ciepły palec dotknął mojej klatki, chociaż tylko przez ubranie, przepełniły mnie emocje.
Niewątpliwie byłem zdumiony. Ludzie myśleli, że jestem gejem? Dziewczyna z kawiarni opowiadała Isabelli teorie dotyczące moich seksualnych preferencji? Gdy tylko odepchnąłem zmieszanie na bok, zdałem sobie sprawę, że byłem bardziej niż trochę rozbawiony, nie wspominając o tym, że czułem się, jakby miejsce na mojej klatce piersiowej zostało wypalone przez hot poker(1). Cała sytuacja wydawała się absurdalna, a jej przypuszczenia tak dalekie od prawdy, że nawet nie wiedziałem, co o tym sądzić.
Gdy cofnęła opuszek palca, natychmiast za nim zatęskniłem. Bezmyślnie potarłem to miejsce kciukiem, próbując przypomnieć sobie tamto uczucie.
Cofnęła się i podniosła kubek z herbatą.
– Nie martw się, nikomu nie powiem. To twoja decyzja, kiedy zechcesz, aby świat się dowiedział. – Uśmiechnęła się i mrugnęła do mnie, kierując się do swojego biurka w innym pokoju.
Stałem przez chwilę z otwartymi ustami, walcząc z pragnieniem powiedzenia jej prawdy. Chociaż brzmiało to niedorzecznie, był to najprawdopodobniej najlepszy błąd, jak mogła popełnić. Mój prawdziwy sekret, to że jestem zamrożonym na wieki siedemnastoletnim wampirem, który utrzymuje farsę normalności przez pozowanie na prezesa multimilionowej korporacji, wydawał się bardziej niż przerażający. Gdy dodać do tego fakt, że pracowałem dodatkowo, zwalczając przestępstwo i śledząc złych facetów w czasie moich długich, niekończących się nocy, wszystko stawało się nonsensowne. Jedyną rzeczą bardziej niedorzeczną była sprzeczna walka pomiędzy pragnieniem głodu i pożądania względem najbardziej wrażliwej dziewczyny, jaką kiedykolwiek spotkałem.
Przesunąłem dłonie po twarzy i zacisnąłem je we włosach. Nie byłem pewien, kiedy moje życie zmieniło się w epicko zły horror, ale najwyraźniej tak się stało. Zaraz. Wiedziałem. To dzień, w którym Isabella Swan wkroczyła do mojego życia. Kosmiczne przeznaczenie, które teraz dodało termin „gej” przed nazwą Wampir Prezes Pogromca Przestępczości(2).
Chociaż mnie to bolało, zamiast zaprzeczyć jej teorii szybko postanowiłem, że zachowam status quo. Jeśli bycie gejem wyjaśniało moje dziwne zachowanie lub wygląd, to mogłem żyć z tym, że nie zna prawdy. To da mi trochę wolności od jej kontroli, a także stworzy barierę, utrzymującą ją z dala ode mnie. Zmusi do porzucenia uczuć i emocji, które narastały we mnie od dnia, gdy weszła do mojego domu. To wszystko było kolejnym kłamstwem w mojej skomplikowanej grze, ale chciałem, by była blisko mnie, żeby móc podtrzymywać sprawiane przeze mnie wrażenie. Jeśli to oznaczało, że od teraz w moim domu Edward Cullen jest gejem, to niech tak będzie.
Ostatni raz przed wyjściem na górę zerknąłem ukradkiem na sylwetkę Isabelli przy biurku, okręcającą kosmyk włosów wokół palca, czytającą e-maile na swoim komputerze. Obserwując, jak siedzi tam bezpieczna i zadowolona, zdałem sobie sprawę, że istnieją ważniejsze sprawy, na których muszę się skoncentrować i poszedłem na górę, by je rozpocząć.


(1) był problem z tłumaczeniem tego fragmentu, ale najbardziej prawdopodobne wydało mi się takie rozwiązanie, bo [link widoczny dla zalogowanych] na tej stronie na liście sposobów egzekucji znajduje się „kara” przez umieszczenie rośliny red hot poker w odbycie osoby skazanej, która potem umiera z bólu albo gwałtownej utraty krwi; zgaduję, że hot poker powoduje wypalenie skóry... albo coś; ciekawostką jest, że w ten sposób został prawdopodobnie zabity król Edward II, a niektórzy twierdzą, że to dlatego, że był homoseksualistą (!).

(2) ang. Vampire CEO Crime Fighter


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin