FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 The Caged Bird [T][NZ] Rozdział 13 - 22.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Nie 19:27, 14 Mar 2010 Powrót do góry

Powracam z komentarzem bo ostatnie rozdziały zostawiłam bez a teraz żałuję, bo wyglądam na powracającą córę marnotrawną a przecież czytam na bieżąco. Co do sytuacji z Lauren oraz Victorią, te "katolickie" zachowanie (jakże wystudiowane i sztuczne pośród zaprezentowanej społeczności jest prawdziwym "ukazaniem" jak to wszystko właściwie wygląda w niektórych społeczeństwach o utartych tradycjach z sztywnym kręgosłupem moralnym, głupota. Moja mama mówi że tylko świnia się nie zmienia i człowiek z natury, jak trzcina ugina się zależne od wiejącego wiatru. Utarte schematy i niechęć do zmian zatrzymuje postęp. A to moim zdaniem w dużej mierze robi katolicyzm. ) oraz głupie pomysły na dokuczanie , tutaj kryje się istota tego opowiadania. Jest świetne, nie opływa w wulgaryzmy i nadmiar seksu , w tym hermetycznym środowisku powinno być przecież przynudzająco a nie jest ;D Świetne opowiadanie. Podobają mi się wykreowane postacie, prawie-święta Bella, jej fanatyczna matka, sympatyczny papcio oraz nonszalancki Edward. Początkowo myślałam że jest typem "ruchacza-recydywisty" a jednak nie. Taki ruchacz - recydywista powinien wykorzystać okazję i ją pocałować a później przenieść się na biurko ;p a jednak.. jest tajemniczy i w jakimś stopniu nieosiągalny. Świetnie. Przyjemnie i wesoło. Przekład/tłumaczenie po prostu grejt.

Pozdrawiam serdecznie. Uskrzydlona.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 16:15, 23 Mar 2010 Powrót do góry

hm, jestem znów ciut do tyłu, ale grzecznie nadrabiam, mając nadzieję, że nikt mnie nie zlinczuje za dość długą nieobecność... ale życie płata nam różne figle ;P

Cytat:
- Wiesz, że aresztowałem Edwarda już pięciokrotnie? Raz za kradzież z włamaniem, dwa za bijatyki, ale następnymi razami, Bello… - przeciągnął, patrząc w podłogę z wyraźnym zawstydzeniem. – Za czyny lubieżne, z których jedno było z nauczycielką z liceum!
dajcie mi tu tego mężczyznę! natychmiast! Twisted Evil
w zasadzie nie mogę przestać chichotać... ten ff jest tak zabawny, że trudno mi opanować dziwne dźwięki wymykające się raz po raz z moich ust - to nie takie proste...
było przezabawnie - ja też chciałabym wiedzieć co to za czyny lubieżne... i chyba kupię sobie volvo - to genialny samochód jest jednak i będę na nie podrywać laski :P hehe :P
no dobra - prawie pocałunek był uroczy - świetne zgranie ze strony Cullena i bardzo mi się podoba takie drażnienie...
czy są rozdziały z jego punkty widzenia ? ;>
dziękuję za świetną zabawę :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:28, 06 Kwi 2010 Powrót do góry

Dziękuję za komentarze :*
Beta: macia993 <33
FF dostępny również na chomiku: [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział szósty
XXIV




i like my body when it is with your
body. It is so quite new a thing.
Muscles better and nerves more.
i like your body. i like what it does,
i like its hows. i like to feel the spine
of your body and its bones, and the trembling
-firm-smooth ness and which i will
again and again and again
kiss, I like kissing this and that of you,
i like, slowly stroking the, shocking fuzz
of your electric fur, and what-is-it comes
over parting flesh ... And eyes big love-crumbs
and possibly i like the thrill
of under me you so quite new

- E.E. Cummings



Całą noc biblioteka była zajęta, więc miałam bardzo niewiele okazji do przedyskutowania z panną Angelą czegokolwiek, co miało związek z moim pytaniami na temat Edwarda. Wykonywał on całkiem niezłą robotę. Kiedy dzwonił telefon, odbierał go i z rozmówcą prolongował książki na komputerze, nim w ogóle zdążyłam się ruszyć. Spędzał przy biurku tylko godzinę, a wykonywał połowę zadań jak zawodowiec, przewijał filmy i sprawdzał przeglądarkę szybciej niż każdy inny pracownik, jakiego zatrudniliśmy. Skłamałabym, mówiąc, że mnie to nie fascynowało.
O siódmej trzydzieści zdecydowałam się na przerwę. Edward już sobie radził, a ja byłam wykończona staraniem się, by utrzymać libido w ryzach. Za każdym razem, gdy podnosił stos książek, jego muskularne ramiona napinały się i niemal siłą musiałam zatrzymywać moje usta przed zaślinieniem całej podłogi. Pies Pavlova był niczym w porównaniu ze mną.
Zamiast czytania w patio – bo właśnie to zazwyczaj robiłam podczas mojej piętnastominutowej przerwy - zostałam w biurze panny Angeli, żeby wreszcie otrzymać odpowiedzi na ponad milion pytań. Edward był dla mnie kompletną zagadką.
Angela mogłaby zdradzić mi choć trochę informacji, może też mogłabym zrozumieć moje uczucia.
Kiedy dotarłam do jej drzwi, natychmiast spojrzała na mnie znad komputera i kiwnęła, abym weszła do środka. Podeszłam do okna i usiadłam naprzeciwko jej biurka. Postanowiłam zrezygnować z grzeczności i przejść od razu do sedna sprawy.
- Jakim cudem Edward został tutaj zatrudniony, skoro był aresztowany rekordową ilość razy? – palnęłam, nie kłopocząc się próbą ukrycia desperacji.
Panna Angela otworzyła usta ze zdziwienia.
- Jak się… - zatrzymała się w połowie zdania i potrzasnęła głową w dezorientacji. – W porządku. Zakładam, że rozmawiałaś o nim z Charliem?
Przytaknęłam i szybko dałam jej znać, by kontynuowała. Niepewność mnie zabijała.
Westchnęła i zaczęła bawić się kilkoma papierami leżącymi na biurku, unikając ze mną kontaktu wzrokowego.
- To długa historia.
Gdy niedowierzająco się w nią wpatrywałam, przewróciła oczami i kontynuowała. – Okej, okej, więc nie jest to taka długa historia. Po prostu nie chcę się w to teraz zagłębiać, Bello.
Byłam zszokowana. Znałam pannę Angelę przez większość życia i podczas całej przyjaźni,nigdy nie próbowała czegokolwiek przede mną ukryć. Była poważnym obrońcą twierdzenia „wiedza jest siłą” i stale popychała ludzi do przyjmowania tylu informacji, ile mogli na każdy możliwy temat, nawet jeżeli był on tabu. Fakt, że to już osiemdziesiąta szósta próba tej rozmowy, kompletnie mnie powalił. Otworzyłam usta, żeby zadać jej dalsze pytania, ale uniosła protestująco dłoń.
- Zamierzam zostawić cię z tym samą – powiedziała tonem tak poważnym, jakiego jeszcze nigdy nie słyszałam. – Mówię ci to nie jako przyjaciółka, ale jako twój szef.
Byłabym mniej zaskoczona, gdyby oznajmiła mi, że jest w ciąży z małpim dzieckiem. Zazwyczaj ufała mi bezwzględnie, a to, że nie powiedziała mi niczego o Edwardzie, spowodowało, że szczególnie się zmartwiłam.
- No, w końcu jesteś szefem – udało mi się wreszcie odpowiedzieć. Wstałam i niezadowolona z takiego obrotu wydarzeń udałam się do drzwi. Jeśli nie mogę ufać pannie Angeli, że będzie w stosunku do mnie szczera, to komu, do cholery, mogę?
- Bello – zaczęła smutnym tonem. Miała zrezygnowany wyraz twarzy. – Naprawdę przepraszam. Czasami muszę być złą osobą. Proszę, spróbuj zrozumieć.
Kiwnęłam głową przestraszona, że jeśli otworzę usta, by coś powiedzieć, zacznę płakać. Nie rozumiem – pomyślałam. Absolutnie nic w moim życiu nie miało już sensu, a katalizatorem tego wszystkiego był Edward Cullen.
Jeśli panna Angela nie zamierzała mi niczego powiedzieć, wyglądało na to, że będę musiała udać się do źródła informacji.

* * *

Przed powrotem do głównego biurka poszłam do toalety. Zniknęłam na trochę dłużej niż piętnaście minut, ale nie troszczyłam się o punktualność. Coś było nie tak i zamierzałam odkryć przez co.
Albo przez kogo – pomyślałam i zmarszczyłam nos we wstręcie, podchodząc bliżej głównego biurka. Ktoś musiał wziąć prawdziwą kąpiel w firmowych perfumach, żeby osiągnąć taki poziom rażenia zapachem.
Okrążyłam mebel i natychmiast rozpoznałam źródło smrodu. To pani Worthington, jedna z naszych stałych klientek. Przychodziła co najmniej raz w tygodniu, żeby sprawdzić romanse jak również literaturę YA* dla swojej córki, Jane. Próbowałam omijać ją, ilekroć się tutaj zatrzymywała, bo jej skłonność do zanurzania się w perfumach powodowała u mnie atak astmy. Używała, jak to Jessica zwykła nazywać, „Pumy”. Marlene Worthington nałożyła na sobie mniej więcej tyle makijażu ile Tammy Faye Baker, a ubrania miała w przybliżeniu trzy rozmiary za małe jak na jej zmysłowe kształty. Ostatni męski asystent uciekał za każdym razem, kiedy okazywało się, że jest ona w bibliotece. Nawet pan Jasper robił się przestraszony, gdy wchodziła, kiedy pełnił funkcję bibliotekarza.
Wydawała się być blisko Edwarda, jednak nie wyglądało na to, by miał on jakiekolwiek problemy z oddychaniem. Jej szczupła figura wylewała się od góry i dołu koszulki, a gdy pochyliła się nad blatem, by wygładzić urojone fałdki, jej piersi niemal całkowicie wypadły z topu.
- Wiesz – usłyszałam jej mruczenie, kiedy podeszłam do biurka. – Wyglądasz niemal tak samo jak lord Randolph St. Clarence z okładki książki Georgiana Prinna „One Hot Night of Tempation and Skandal”. – Ciężko westchnęła, a guziki na jej topie niemal trzasnęły, ponieważ ciężko pracowały, by utrzymać jej ogromny biust. Wyciągnęła jeden świetnie wymanikiurowany palec i starannie prześledziła zarys silnej szczęki Edwarda, paznokciem głośno drapiąc ciemny zarost na jego brodzie.
Mętna, czerwona mgła powoli rozprzestrzeniała się na moim polu widzenia. Wściekłam się jak nigdy w życiu. Czułam, jak wszystko zwija mi się w środku brzucha, grożąc wybuchem na tę okropnie śmierdzącą kobietę. W każdej pojedynczej minucie cząstki mojego ciała wrzeszczały w obrazie, domagając się natychmiastowego zaprzestania dotykania go, gdyż najwyraźniej mój Cro-Magnoński mózg uznał Edwarda za własność.
Mój, mój, mój!
Kiedy próbowałam zapanować nad niższymi instynktami, odwróciłam trzymany wózek i zajęłam się ogromnym stosem książek, które na nią czekały. Pomarszowałam do blatu obok Edwarda i głośno uderzyłam nimi o biurko. Hałas temu towarzyszący wydawał się tak głośny jak od wystrzału i zaskoczone, śpiące niedaleko niemowlę zaczęło wrzeszczeć z przerażenia.
- Znalazłaś to, czego szukałaś? – syknęłam zza zaciśniętych zębów tak mocno, że byłam pewna, iż wkrótce zetrą się na proch.
Wyglądała na kompletnie zszokowaną, a jedną ręką ściskała się kurczowo za pierś, jakby próbowała zapanować nad przyspieszonym biciem jej serca.
- Tak? – zapiszczała.
Skutecznie zepchnęłam Edwarda z drogi, by dojść do kontrolnego komputera, gdzie zeskanowałam kartę pani Worthington. Każdą książkę sprawdzałam i wsadzałam do jej oczekującej torby, prawie przewracając ją przez siłę moich uderzeń.
- Uch – burknęła, a jej ramiona spięły się, żeby przyjąć duży ciężar. Kiedy wreszcie skończyłam skanowanie, urwałam potwierdzenie z drukarki i pchnęłam je do torby z resztą jej klamotów.
- Miłego dnia, pani Worthington – wysyczałam. Przełknęła z powodu dzikiego wyrazu moich oczu i szybko opuściła budynek, mocno trzaskając za sobą drzwiami.
Na kilka długich chwil ścisnęłam dłonie w pięści, próbując popracować nad oddychaniem. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Powtarzałam wewnętrzną mantrę, beznadziejnie próbując uspokoić rozszalałe emocje.
Kiedy wreszcie przestałam czuć się jak „The Incredible Hulk”** odwróciłam się i prawie wpadłam na Edwarda, który wpatrywał się we mnie z mieszkanką zupełniej fascynacji i żądzy.
- Co? – zapytałam nagle bardzo skrępowana.
Przechylił głowę, a oczy dostrzegalnie mu ściemniały.
- Byłaś zazdrosna – oświadczył, a z jego piersi wydobył się niski pomruk. Jego ciało wyraźnie się do mnie przybliżyło, powodując, że natychmiast się cofnęłam, aż uderzyłam o blat głównego biurka.
- Nie… byłam – szepnęłam, lecz ten protest nawet w moich uszach wypadł słabo. – Chciałam ci pomóc. Pani Worthington…
- Kładła na mnie ręce i nie spodobało ci się to – dokończył za mnie, wcinając mi się w połowę zdania. Przełknęłam, kiedy przysunął swoją głowę do mojej. Jego zapach zachwycająco we mnie uderzył. Zielone oczy były intensywnie skupione na mnie i wszystko, o czym mogłam myśleć, to jego twarz w mych myślach, kiedy fundowałam sobie przyjemność pod prysznicem.
- Jej zachowanie było niewłaściwe – oświadczyłam stanowczo, nie mając dłużej pewności, czy mówię o pani Worthington czy o sobie. Gdy pochylił się jeszcze bliżej, moje plecy wygięły się na ladzie i położyłam rękę na jego piersi. Przez elektryczność pędzącą pomiędzy naszymi ciałami, która powstała przez mój lekki dotyk, oboje z trudem łapaliśmy powietrze.
- Chodź ze mną, teraz – zacharczał, łapiąc moją dłoń w swoją własną. Powlókł mnie koło głównego biurka i w dół, do przyległego holu. Szybko otworzył drzwi od schowka, wciągnął mnie do środka i zamknął je z głośnym hukiem. Natychmiast znalazłam się wetknięta przy płaskiej powierzchni szczupłego, muskularnego ciała Edwarda przyciśniętego do mnie.
W mętnym wieczornym świetle mogłam zobaczyć rozszalały w jego oczach ogień. Jego oddech był szorstki. Dyszał w potrzebie tlenu, a ja sapałam. Musiałam wyjść z tego maleńkiego pokoju, zanim zrobiłabym coś, czego naprawdę bym żałowała.
- Powinniśmy stąd wyjść – szepnęłam, kiedy na wpół podniecona próbowałam wykręcić się z jego silnego uścisku. On jedynie przycisnął mnie mocniej do drzwi i zabezpieczył swoim ciałem, powodując, że jęk ekscytacji wyrwał mi się z ust. Poczułam coś, co - jak przypuszczałam - było jego erekcją przyciskającą się do moich bioder.
- Nie – mruknął, należący do niego głos zadudnił barytonem w moich uszach. – Myślę, że jesteśmy dokładnie w miejscu, w którym musimy być.
Zatrzęsłam się, gdy poczułam koniuszek języka Edwarda rysujący prążkowaną linię na mojej szyi. Zmierzał on do niezwykle wrażliwego miejsca za moim uchem. Jego ręce powoli udawały się w dół, z ramion na talię, gdzie została wystarczająco ściśnięta, by wysłać powódź wilgoci do moich majtek. Ścisnęłam uda i prawie krzyknęłam z powodu intensywności uczucia, które to spowodowało.
- Jesteś tak cholernie wrażliwa – wyszeptał, delikatnie gryząc mięsistą skórę małżowiny usznej. Jego zapach był przytłaczający, słodko-gorzka powłoka otoczyła nas w tym ciasnym pokoju. Czułam się niesamowicie oszołomiona i mogłabym zemdleć, jeśli czegoś bym się nie złapała. Jednak moje ręce miały własny umysł, ponieważ ruszyły się i powędrowały do jego włosów, mocno zaciskając pięści na brązowych pasmach.
- Co ty ze mną robisz? – szepnęłam, przyciągając swoją twarz tak, że nasze oczy i usta znajdowały się w odległości centymetra. Gorące oddechy owiewały nam twarze. – I czemu czuję się tak, kiedy jestem blisko ciebie?
W odpowiedzi jedynie warknął, zmniejszając dystans pomiędzy nami, a jego delikatnie wargi wreszcie spotkały moje w namiętnym pocałunku.
Jeśli Edward nie objąłby mnie, prawdopodobnie roztopiłabym się. Jego usta były miękkie i niesamowicie słodkie, jakby ssał miętowy cukierek. Odpierając pocałunek, przycisnęłam do niego swoje ciało. Jego język niemal natychmiast przejechał po mojej wardze, domagając się wstępu. Otworzyłam usta i ugryzłam dolną wargę Edwarda zębami. Jęknął, jakby z bólu, i wtedy poczułam gładkie wsunięcie jego języka wchodzącego do moich ust.
Dyszałam i jęczałam, wijąc się w ramionach chłopaka, pocierając swoje ciało o jego. Nie potrafiłam się zaspokoić należącym do niego językiem, ustami, zębami. Z przyjemnością mogłabym zostać w tym schowku na zawsze, całując się z nim dopóki obydwoje nie stalibyśmy się starzy i siwi.
To był mój pierwszy pocałunek i było cudownie.
- Bello – jęknął Edward, przyciskając do siebie nasze ciała. Jego wargi odsunęły się od moich i zaczął zasypywać mą szczękę drobnymi, mokrymi pocałunkami. – Jesteś tak cholernie ładna. Bardzo cię pragnę. Zawsze.
Jego słowa zostały wypowiedziane w oczywistej próbie połechtania mnie, ale przybrały zadziwiająco odwrotny efekt. Sprawiły, że przypomniałam sobie, z kim dokładnie obściskuję się w bibliotecznym, dostawczym schowku: z Edwardem byłem-aresztowany-za-dwa-sprośne-seksualne-zachowania Cullenem.
Natychmiast go odepchnęłam, szorując zajadle wargi o tył dłoni. Nagle poczułam się tania i zawstydzona sobą.
Myślisz, że jak często mówi dziewczynom, że są piękne, Bello? Nie jesteś nikim wyjątkowym.
Jego twarz zarejestrowała alarm mojego nagłego sprzeciwu na te działania.
- Coś nie tak? – zapytał głosem pełnym delikatniej troski. Jego ręce dotarły do moich po raz kolejny, a ja cofnęłam się, zderzając z drzwiami.
Nie mogłam pozwolić, by ponownie mnie dotknął. Jeśli znów to zrobi, będę zgubiona. Nie znajdę drogi powrotnej, aby na nowo stać się Bellą.
- Nie! – krzyknęłam, a moje słowa smagały go w złości. – Kto wie, ile kobiet uwiodłeś? Nie jestem taką tępą dziewczyną, która odda ci się w brudnym, dostawczym schowku. – Głos załamał mi się na ostatnich słowach i z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że załamię się tuż przed nim.
Wyglądał na kompletnie dotkniętego, gdy łzy zaczęły płynąć w dół moich gorących policzków.
- Bello, nie – błagał, szorstko zgarniając swoje włosy rękami. – To nie tak. To, co czuję do ciebie, jest zupełnie inne.
Prychnęłam całkiem pewna, że używał w tej kwestii wyolbrzymienia. To nie działało. Nie zamierzałam polecieć na jego sztuczki, o nie. Miałam do siebie więcej szacunku, przynajmniej posiadałam nadzieję, że tak było. Upewniłam się w swojej decyzji i przybrałam na twarz tak zimny i bezduszny wyraz jak u posągu.
Spanikował na brak reakcji z mojej strony, a jego oczy wyrażały dziwne, gorączkowe emocje.
- Wiem, co mówię, Bello. I mówię to poważnie. – Całkowicie poruszony zrobił mały kroczek w moją stronę. Wyglądał jak dziki kot z dżungli, gotowy do ataku w każdej chwili.
- Jesteś dla mnie ważna, przysięgam na pieprzonego Chrystusa! – podkreślił to oświadczenie gwałtownym uderzeniem pięścią w ścianę obok drzwi.
Podskoczyłam w powietrze całkowicie zaszokowana tym, co się właśnie stało.
- ku***! – krzyknął, przyciskając rękę do piersi w oczywistym bólu.
Natychmiast opadłam na kolana i zaczęłam szperać w apteczce pierwszej pomocy, która schowana była pod szafką obok mnie. Pospiesznie wyrzuciłam zawartość na podłogę i chwyciłam parę gaz, środek odkażający i małą rolkę medycznej taśmy. Pielęgniarka Bella na ratunek – pomyślałam zdezorientowana.
- Daj mi swoją dłoń – szepnęłam, sięgając do jego rany.
Zrobił, co prosiłam, jednak skrzywił się, kiedy zabrałam się do oczyszczenia jego zakrwawionej, rannej kostki za pomocą antybakteryjnej chusteczki. Byłam całkowicie pewna, że nie złamał ręki, lecz rozciął ją o szorstką blokadę dziecięcą przymocowaną do ściany. Delikatnie zawinęłam jego rękę w gazę i przykleiłam jej koniec, po czym z powrotem odłożyłam ją na bok.
- Bello. – Jego głos był wściekły, pełen zduszonych emocji. – Wiesz, że ja nigdy… Proszę, nie myśl sobie, że mógłbym… - Byłam zszokowana, kiedy uświadomiłam sobie, że łzy formują się w jego przejrzystych, zielonych oczach.
- Wiem, że nigdy byś mnie nie uderzył, Edwardzie – oświadczyłam natychmiast, chcąc wymazać wyraz cierpienia z jego twarzy. Nie wyglądał na uspokojonego. – Nie zaniepokoiłam się nawet na sekundę, poważnie.
Zaczęłam sprzątać bałagan, który zrobiłam gazami i chusteczkami przeciwbakteryjnymi, z pewnym zaniepokojeniem zauważając rozpryśnięte na dłoniach i podłodze kropelki krwi. Przełknęłam, zaczynając się lekko niepokoić. Nigdy nie będę bardzo dobra z powodu traumy, czy to psychicznej czy fizycznej.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz trochę blado. Może powinnaś usiąść? – Edward zaczął robić dla mnie miejsce na podłodze. – Schowaj głowę między nogami.
Złapałam się klamki, a kolana się pode mną ugięły.
- Przepraszam – wycharczałam, gdy zaczęłam widzieć plamki przed oczami. – Sądzę, że zaraz zemdleję. Jednak obiecuję, że pomogę ci zamknąć bibliotekę, kiedy się obudzę.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, były silne ramiona Edwarda zaciskające się wokół mnie, a po chwili wszystko zrobiło się czarne.
____________
* [link widoczny dla zalogowanych]
** [link widoczny dla zalogowanych]
_________
Liczę na komentarze lub pochwały, żeby wiedzieć, że ktoś to czyta :)


Post został pochwalony 4 razy

Ostatnio zmieniony przez Mells dnia Śro 13:36, 07 Kwi 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Wto 23:07, 06 Kwi 2010 Powrót do góry

Cytat:
Chodź za mną, teraz – zacharczał


może...chodź ze mną?

Cytat:
Jednak obiecuję, że pomogę ci zamknął bibliotekę, kiedy


zamknąć

A teraz fabuła: aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Ewela szaleje! Jak mi Edward miły zaraz padnę żywym trupem! Cudowny rozdział! Namiętny i rozkoszny, a pod wpływem ich pocałunku miałam ochotę się rozpłynąć. A łzy Edwarda przyprawiły mnie o ciarki i jeszcze większą niecierpliwość w związku z oczekiwaniem na rozdział niż zwykle. Muszę powiedzieć, że zakończenie rozdziału był jak najbardziej odpowiednie i adekwatne do sytuacji. Cóż, wierzę chłopakowi, że nigdy czegoś takiego nie czuł do żadnej innej dziewczyny, ale rozumiem obawy Belli. W końcu matka źle ją nastawiła, nie miała wcześniej doświadczenia z chłopakami, a pierwszy pocałunek odbył się w dziwnym miejscu (chociaż mnie się podoba). Do tego martwi się tym, że jakiś obcy chłopak ma władzę nad jej ciałem... Biedna Bella i jeszcze biedniejszy Edward.

Dziękuje ślicznie za rozdział! Oj naczekałam się, ale ten chap mi to wynagrodził. Mam cichą nadzieję, że gdy dziewczyna się obudzi nie zniknie z biblioteki, bo wtedy Edward kompletnie się załamie. Wielkie dzięki za tłumaczenie i betę, jestem wielką fanką tego ff i gwarantuje, że tak pozostanie do epilogu. Czekam na następną część i mam nadzieję, ze wkrótce się pojawi!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marza_89
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 1:45, 07 Kwi 2010 Powrót do góry

Aaaaaaaaaaa dziękuje za rozdział!!!! No, no robi się gorąco, Bella zazdrośnica pokazała na co ja stać gdy ktoś wchodzi na jej teren!!:D łiiiiii a schowek?!?! boszeeeeeeee to było coś i ta frustracja Edwarda gdy Bell stwierdziła, że chcą ją tylko wykorzystać-bosko. Bella- pielęgniarka hahah a jak przyszło co do czego to zemdlała na widok krwi:) oj będzie się dziać:D rozdział naładowany namiętnością, oby takich było więcej:D z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:D weny życzę na dalsze tłumaczenie:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ezri
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Sty 2010
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 15:03, 07 Kwi 2010 Powrót do góry

Powietrza, proszę! Więcej przestrzeni... Very Happy

Ja nie wiem, co ten ff ze mną robi. I co takiego ma w sobie, że zawsze jak czytam to tłumaczenie mam wielki zaciesz. (Wiem, to mało inteligentne, ale nic na to nie poradzę).

Uwielbiam Edwarda byłem-aresztowany-za-dwa-sprośne-seksualne-zachowania Cullena Twisted Evil Ja tam nie miałabym chyba też nic przeciwko małej wspólnej sesji w schowku. No chyba, że pająki byłyby wielkie i wchodziły mi tam gdzie nie trzeba.

Bellę też lubię, mimo iż taka trochę nieżyciowa tu jest. Zdaję sobie sprawę, że to nie jej wina. A w tej swojej przymusowej niewinności jest taka zabawna...

Dzieki wielkie za tłumaczenie, które naprawde jest świetne. Przyznam szczerze, że skłoniło mnie do sięgnięcia do oryginału dlatego też wiem co będzie dalej, ale mimo to z sentymentu do ojczystego języka i tych niesamowitych wrażeń, które przywołują Twoje słowa wracam tu jak bumerang. I tak pozostanie.

Amen

Ezri


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ezri dnia Śro 15:07, 07 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Sob 21:49, 10 Kwi 2010 Powrót do góry

hehe...

kirke dzielnie notuje w kajecie, żeby wejść do składziku w bibliotece przy najbliższej możliwej wizycie...
po krótkiej chwili dodaje, że dobrze by było od razu tam kogoś zaciągnąć zamiast czekać nie wiadomo jak długo^^
było... cóż... zaskakująco... właściwie ten ff idzie w całkiem innym kierunku, niż podejrzewałam... myślałam, że będzie to coś w kierunku Carrie Kinga... potem, że to znęcanie psychiczne matki jakoś się odbije na Bells... a ona? ona wymiata :P poza jakimiś dziwnymi fobiami jest nawet nieźle... ale nie dziwię się, że mdleje - choć bardzo się starali na pewno zużyli cały tlen w pomieszczeniu ^^

dziękuję za świetny rozdział :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
chochlica1
Gość






PostWysłany: Nie 22:43, 11 Kwi 2010 Powrót do góry

Tamtararaaaaaam Wink
Oczywiście, że muszę kochanego Ptaszka w końcu skomentować Wink Nie darowałabym sobie, gdybym tego nie zrobiła, bo jest to jeden z niewielu ficków, na które stale, NIEUSTANNIE (miejcie to na uwadze, co? :D) czekam z utęsknieniem i szczerzę się jak głupi do sera, kiedy pojawi się już nowy chap Wink


Na wstępie muszę zacząć od końca, czyli powiedzieć, że jestem mega zawiedziona -.- A mianowicie:
Bells15 napisał:
- Przepraszam – wycharczałam, gdy zaczęłam widzieć plamki przed oczami. – Sądzę, że zaraz zemdleję. Jednak obiecuję, że pomogę ci zamknąć bibliotekę, kiedy się obudzę.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, były silne ramiona Edwarda zaciskające się wokół mnie, a po chwili wszystko zrobiło się czarne.

No bo... ale serio... ZEMDLAŁA?! *ścianaścianaścianaŚCIANA!!* Dżizasfuckhollyshit! Szczerze, sama przed sobą się nie zdziwiłam, że się wkurzyłam, bo w takim momencie... Wrr. Czekałam na to od samego początku tego ficka. Całowali się. Ciemne, zamknięte pomieszczenie. I banan! Ciemność przed oczami. Boże, czy autorka nie mogła odłożyć tego omdlewania na godziny nocne, kiedy to już szczęśliwi i zaspokojeni by się rozstali? Pewnie... to za trudne. Dobrze, przepraszam. Jestem zbyt perwersyjna. Nie słuchajcie mnie ];-> Idę dalej.


Bells15 napisał:
- Jesteś dla mnie ważna, przysięgam na pieprzonego Chrystusa! – podkreślił to oświadczenie gwałtownym uderzeniem pięścią w ścianę obok drzwi.
Podskoczyłam w powietrze całkowicie zaszokowana tym, co się właśnie stało.
- ku***! – krzyknął, przyciskając rękę do piersi w oczywistym bólu.

W tym momencie zaczęłam głupio rechotać Wink Edward ma taki fajny, specyficzny sposób na okazywanie emocji i wyjaśnianie spraw do wyjaśnienia. Piękne przekleństwa + piękne gesty = niestety dalsza katastrofa. Ale co tam, ten chap to i tak dużo wrażeń.
Czy tylko mnie tak dziwnie mówić o wszystkim od końca? o.O Hm.


Bells15 napisał:
To był mój pierwszy pocałunek i było cudownie.
- Bello – jęknął Edward, przyciskając do siebie nasze ciała. Jego wargi odsunęły się od moich i zaczął zasypywać mą szczękę drobnymi, mokrymi pocałunkami. – Jesteś tak cholernie ładna. Bardzo cię pragnę. Zawsze.

Aaaach! Ostatnie chwile pięknej sielanki! Naprawdę fajny opis pocałunku. Nieprzesadzony, rzeczowy, ciepły i namiętny. Lubię takie. Oczywiście dodać do tego powoli świntuszącego Edwarda (pomijając dalszą reakcję Belli >.<), jesteśmy w niebie! Relacja fizyczna, choć na razie dość skąpa, między dwoma głównymi bohaterami ma coś w sobie. Tę nutkę czegoś grzesznego i zakazanego, ale też czegoś gorącego, w połączeniu z niewinnością. To takie odkrywanie siebie na nowo przez postacie, w wyniku szoku związanego z nagłym dziwnym uczuciem do tej drugiej osoby.
To było za mądre jak na mnie ;P

Bells15 napisał:
- Byłaś zazdrosna – oświadczył, a z jego piersi wydobył się niski pomruk. Jego ciało wyraźnie się do mnie przybliżyło, powodując, że natychmiast się cofnęłam, aż uderzyłam o blat głównego biurka.
- Nie… byłam – szepnęłam, lecz ten protest nawet w moich uszach wypadł słabo. – Chciałam ci pomóc. Pani Worthington…
- Kładła na mnie ręce i nie spodobało ci się to – dokończył za mnie, wcinając mi się w połowę zdania.

I ostatni fragment na dobry koniec-początek Wink Świetna drobna gierka słowna. Szczerość Edwarda w tym ficku mnie powala, naprawdę. Podoba mi się to, ze jest taki bezpośredni, przez co od razu widać, że Bella interesuje go na różne sposoby. Myślę, że jej samej też się to podoba. W końcu nareszcie poczuła się adorowana.
I to przez takiego faceta...
Sama przed sobą nie ucieknie. Jej ciało już go kocha, teraz trudniejsza część - przekonać do tego też umysł, by zapalczywie nie uciekał i nie odbierał jej wspaniałych chwil młodości.

Nie będę tu chrzanić bez sensu. Czekam na wspaniałą mamuśkę (czyt. Renee), bo coś długo jej tu nie było, a namieszać ktoś musi Wink Dziękuję za fantastyczne tłumaczenie! Jak wspominałam - kocham tego ficka i jestem wdzięczna za włożoną w przełożenie go na polski pracę! :*

Czekam na next.

Buziaki, Choch :*
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:14, 22 Kwi 2010 Powrót do góry

Dziękuję wszystkim za komentarze :**
Tłumaczenie: Bell15
Beta: marcia993 <3
Chomik: [link widoczny dla zalogowanych]


Rozdział siódmy
"A Song in the Front Yard"


I've stayed in the front yard all my life.
I want a peek at the back
Where it's rough and untended and hungry weed grows.
A girl gets sick of a rose.
- Gwendolyn Brookes


Gdy wreszcie doszłam do siebie, zdałam sobie sprawę, że zostałam położona na sofie w biurze pana Jaspera z zimnym kompresem na twarzy. Kompletnie zawstydzona sobą i zaistniałą sytuacją, usiadłam w pośpiechu tylko po to, by zostać znów przymuszoną do leżenia przez silne ramiona Edwarda.
- Połóż się – powiedział surowo, a jego blada twarz była pełna przejęcia. – Kiedy zemdlałaś, cholernie mnie przeraziłaś.
Z niepokojem poprowadził zabandażowaną rękę we włosy i skrzywił się, gdy kawałek taśmy przykleił się do brązowych kosmyków.
- Au! Pieprzony sukinsyn! Głupi, pierdolony bandaż.
Wygięłam na niego brwi, kiedy on pocierał bolącą głowę, mrucząc pod nosem ciąg przekleństw.
- Wow. Jestem pewna, że masz plugawe usta, gdy się o kogoś martwisz – zażartowałam, ciągle mając lekkie zawroty głowy. Zadziwiające, jego język nie niepokoił mnie tak bardzo, jak powinien. W rzeczywistości, jeśli mam być szczera, był to pewien rodzaj włączenia. Powodowało to, że chciałam wyobrazić sobie, jak wypowiada inne słowa w ogniu namiętności.
Z tą silną myślą poklepałam się po własnej głowie, szukając guzów. Muszę mieć jakiś tępy uraz głowy czy coś takiego – pomyślałam, powoli manewrując ciałem, aż znalazłam się w pozycji siedzącej. Jak jeszcze można wytłumaczyć fakt, że właśnie obudziłam się z zamroczenia, a nadal ślinię się do Edwarda jak tania lafirynda?
Spuściłam nogi z małej sofy i całkowicie przerażona sobą oparłam głowę na rękach. Dlaczego ostatnie dni były tak pełne dramatu, że wystarczyłoby go do nakręcenia maratonu filmowego dla Lifetime?
Błędnie interpretując wstręt do samej siebie jako kolejną utratę przytomności, Edward natychmiast zsunął się z kanapy, oparł na piętach i umieścił dłonie na moich kolanach. Rozsunęłam nogi jak Morze Czerwone, pozwalając własnemu Mojżeszowi na jeszcze bliższe podejście.
Załatwię cię, Jessica. Oczywiście musiałam poświęcić wystarczająco dużo uwagi twojej gadce na porannym apelu, by to sobie przypomnieć... Moja próba rozproszenia zakończyła się fiaskiem. Palce Edwarda - delikatnie oparte na nagiej, wewnętrznej stronie mojego uda - sprawiały, że czułam się jakbym miała znów zemdleć. Nigdy w życiu nie byłam dotykana tak intymnie dłonią, która nie była moja. Uczucie to mnie przytłaczało, a ja nie mogłam zatrzymać gęsiej skórki pojawiającej się na ciele. Zadrżałam niekontrolowanie. To najbardziej erotyczny moment w moim młodym życiu i byłam całkowicie upokorzona reakcjami własnego organizmu.
Zerknęłam przez palce, zauważając jego rozbawiony i jednocześnie zmartwiony wyraz twarzy. Błagam, Boże, nie pozwól mu dowiedzieć się, jak mokre już teraz są moje majtki. Jeśli zrobisz dla mnie tę jedną rzecz, obiecuję nigdy więcej nie mieć złośliwych myśli o mojej matce.
- Bello – szepnął, a nikczemny błysk pojawił się w jego oczach. – O czym teraz myślisz?
Jego kciuk zaczął kolistym ruchem poruszać się na miękkiej skórze. Pisnęłam zakłopotana. On uśmiechnął się na moją szczerą reakcję i spokojnie przesunął dłonie w górę, do złączenia moich ud.
- O niczym! – Czułam, jak na twarzy wykwita mi jasnoczerwony kolor i raz jeszcze przeklęłam mój genetyczny makijaż za to, że nigdy nie pozwoli mi na ukrycie emocji, nawet kiedy naprawdę tego chcę.
Przypatrywał się mojej szkarłatnej twarzy w zafascynowaniu, przenosząc jedną rękę do góry, delikatnie rysując ciepły łuk na moim policzku.
- Wiesz, że jesteś niesamowicie cudowna, gdy się rumienisz, prawda?
Pomimo faktu, że to był jeden z najbardziej ckliwych komplementów, jaki kiedykolwiek słyszałam (nie, żebym faktycznie słyszała ich bardzo wiele...), oblałam się jeszcze większym rumieńcem.
Kiedy się nie odsunęłam, zaczął wodzić palcami po moim policzku, a potem wplótł je we włosy, przyciągając mnie bliżej swojego ostro-słodkiego zapachu. Wzięłam głęboki wdech, rozkoszując się tą zachwycającą wonią.
- Pachniesz naprawdę niesamowicie. Jak pierniczki – wypaplałam i skuliłam się na mój totalnie mdły wybuch. Naprawdę wypowiedziałam to na głos? Czemu nie mogę trzymać mojej gęby zamkniętej?
Uśmiechnął się do mnie śmiało, a jego oczy zmarszczyły się w kącikach. Wyglądało to na dziecięcy entuzjazm.
- Chcesz mnie zjeść? – zapytał figlarnie, ściskając moje uda z wystarczającą siłą, by spowodować wstrząs. Pociągnął nosem i spojrzał na moje kolana z podniesionymi brwiami. – Bo wiem, że ty na pewno pachniesz wystarczająco dobrze, żeby to zrobić.
Poczułam, że kapało ze mnie jak z nieszczelnego kranu, i wiedziałam, że jeśli to małe starcie się teraz nie skończy, będę mieć na spódnicy gigantycznie mokrą plamę.
Pokój był ciepły i ciemny, oświetlony tylko przez słabo świecącą się lampkę stojącą na biurku. Włosy Edwarda mieniły się na czerwono-złoto, przypominając mi o żarze. Jego oczy miały tak samo ciepły odcień. Uznałam, że jestem niezdolna do oderwania się od niego, nawet jeśli mój instynkt krzyczał, żebym uciekała od tej pogmatwanej sytuacji tak daleko, jak się da.
Gdy Edward przycisnął swoje usta do mojego ucha, byłam bliska dyszenia z nieukrywanej potrzeby. Szeptał miękko, lekko pieszcząc delikatnym oddechem włoski na mej skroni.
- Jest w tobie coś takiego, że nigdy nie czuję się tobą nasycony. Nie wiem, co sprawia, że chcę cię tak bardzo, ale nie zostawię cię w spokoju, dopóki nie dowiem się, co to jest. – Jego gorący oddech połechtał wnętrze mojego ucha, a ja walczyłam o powietrze.
Nagle wstał, zmieniając swoją kucającą przede mną pozycję, i postawił dwa stanowcze kroki do tyłu. Stanął koło biurka i po prostu na mnie patrzył, a oczy miał przyćmione z pożądania.
Pragnęłam zapytać, co do cholery robił, gdy drzwi się otworzyły i przeszedł przez nie pan Jasper. Wybałuszyłam oczy do Edwarda, pewna, że w sekrecie był jakimś czarodziejem w stylu Harrego Pottera.
On nie tylko potrafi przewidzieć, kiedy znacząca osoba wejdzie do pokoju, potrafi sprawić, że wszystkie zahamowania seksualne wylatują przez okno niemal jak przy pomocy magii! Wygładziłam zmarszczoną spódnicę i próbowałam wyglądać niewinnie, choć cały czas czułam się jak włóczęga.
- Bello, już ci lepiej? – zapytał pan Jasper, ojcowskim gestem klepiąc mnie po ramieniu. Prawie parsknęłam na komiczność tej sytuacji. Mężczyzna miał góra dwadzieścia pięć lat, więc nawet nie był w odpowiednim wieku, aby zostać czyimś ojcem.
Stanęłam na chwiejnych nogach i ukradkiem zerknęłam do tyłu. Zobaczyłam, że nie zostawiłam mokrej plamy na drogo wyglądającej tkaninie sofy pana Jaspera, więc zaczęłam wewnętrznie dziękować cudownemu Dzieciątku Jezus za tę małą łaskę.
- Chcesz, żebym zadzwonił do twojej matki, abyś nie musiała wracać na piechotę do domu? – spytał troskliwie, delikatnie łapiąc mnie za ramię i prowadząc w stronę drzwi.
- Nie! – krzyknęłam, zaskakując biedaka tak bardzo, że nieomal nas przewrócił. Coś podejrzanie przypominało zduszony śmiech dochodzący z innej części pokoju, jednak ja utrzymywałam uprzejmy ton, zupełnie jakbym przed chwilą nie imitowała obłąkanego, małego wyjca. – To znaczy, nie, dziękuję, czuję już teraz o sto dziesięć procent lepiej, panie Jasperze. Jestem pewna, że na tyle dobrze, by pomóc panu zamknąć.
Nie było mowy, żebym pozwoliła komukolwiek zadzwonić do mojej matki i powiadomić ją o tych bzdurach. Zawsze szukała pretekstu, aby trzymać mnie z dala od biblioteki. Nie miałam zamiaru wręczyć jej opakowanego prezentu na srebrnej tacy.
- Okej… - przeciągnął, troszcząc się o moje zdrowie psychiczne bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. – Niemniej nie kłopocz się pomocą w zamknięciu. Panna Angela przed wyjściem zrobiła niemal wszystko i jestem pewien, że z resztą sobie poradzę.
Kiedy zaczęłam protestować, natychmiast odwrócił się do Edwarda, który wciąż opierał się o biurko.
- Panie Cullen? Zakładam, że zamierza pan jechać do domu?
Edward wyprostował się spokojnie, a ja obserwowałam jak przebiega silną dłonią w dół muskularnej piersi, prawdopodobnie wygładzając pomarszczenia na gładkiej, białej koszuli.
- Taa, pozwoliłem siostrze pożyczyć mój samochód, dopóki jej jest w warsztacie. Powinna być tutaj za chwilę.
Moje oczy podążyły ścieżką tych utalentowanych palców, gdy wracały one do jego torsu, zatrzymując się raz, kiedy dotarły do górnego guzika koszuli. Pociągnęły za zapięcie, które otworzyło się z trzaskiem, uwalniając dobrą część jego alabastrowej skóry.
Ach, słodkie toffi! Jest jak grecki, marmurowy posąg! Zaczęłam hiperwentylować i oparłam się pragnieniu, aby się powachlować. To, że jego pozycja przypominała mi modela z tych kiczowatych romansów, do którego przyrównywała go pani Worthington nie dalej niż dzisiejszego popołudnia, był wystarczająco żenujący. Nigdy jednak nie patrzyłam na nie. Tylko szybko zerknęłam raz lub dwa, kiedy odkładałam książkę. To nie może być brane za grzech.
Och, pójdziesz prosto do piekła, Isabello.
- Robi się tutaj trochę gorąco, nie sądzisz? – Usłyszałam mruczenie Edwarda, a jego aksamitny głos przesycony był insynuacją. Odciągając spojrzenie od jego całkowicie wspaniałej piersi, spojrzałam w górę, by zobaczyć, że uśmiecha się do mnie w rozbawieniu, a dołeczki w policzkach migoczą mu wesoło.
A niech to! Teraz wie, że gapiłam się na jego super-klatę. Szybko zmusiłam się do odwrócenia wzroku. Nie wiedziałam, że w biurze biblioteki mamy pękające sufity.
- Panie Jasperze, czemu nie mogę posiedzieć z Bellą na zewnątrz, kiedy będę czekał na samochód? – Powolnym krokiem podszedł do mnie i owinął ramię wokół mojej talii. Widocznie widział, że nie miałam zamiaru się sprzeczać, bo jego ręką wsunęła się pod moją spódnicę i umiejętnie muskała mój tył.
Totalnie zszokowana jego wzrastającą śmiałością straciłam całą siłę do mówienia.
Pan Jasper kiwnął głową w zgodzie, uważnie mi się przyglądając.
- Tak chyba będzie najlepiej, Edward. Ona wciąż wygląda na lekko zaczerwienioną.
Histeryczny chichot wyrwał mi się z ust. Szybko zasłoniłam buzię dłonią, próbując nad nią zapanować. Palce Edwarda teraz rysowały powoli kółka na moim tyle, a ja byłam prawie pewna, że głowa eksploduje mi od nadmiaru całej tej krwi pędzącej do policzków.
- Chcesz posiedzieć przez chwilę w patio razem z Edwardem, zanim spróbujesz wrócić do domu, Bello? – zapytał pan Jasper, kompletnie nieświadomy pikantnych scen rozgrywających się tuż przed nim.
- Ja… uch.. więc… - jąkałam się, desperacko próbując wymyślić plan, który pozwoliłby mi wyrwać się z biblioteki do względnie bezpiecznej sypialni. Kiedy ja walczyłam ze słowami, ręka Edwarda zanurzyła się niżej, do obszycia spódnicy. Powoli, zaczął ciągnąć ją w górę koniuszkiem palca, prawie docierając do zakrzywienia mojej pupy, wreszcie udało mi się otrząsnąć z wywołanego żądzą delirium.
- To znaczy „tak”! Byłabym absolutnie szczęśliwa, mogąc posiedzieć na zewnątrz i powdychać trochę świeżego powietrza! – wykrzyknęłam, odskakując od jego wędrującej ręki jak od liżących mi pięty płomieni piekła. Moje własne ręce okropnie drżały, gdy wygładzałam spódnicę, przytwierdzając Edwarda pogardliwym błyskiem.
Zignorował moje ostre spojrzenie, pociągnął mnie do drzwi, a potem na korytarz, nonszalancko machając na pożegnanie całkowicie zdumionemu panu Jasperowi.
- Wiesz – zaczął Edward zamyślonym tonem. – Twój tyłek jest mocniej zbudowany niż instruktora pilatesu. Ćwiczysz?
Zrzucając jego rękę z ramienia, skrzywiłam się ze wstrętem na myśl o jego poprzednich podbojach seksualnych.
- Uch. Powinieneś wiedzieć, nie? Zboczeniec.
Wyszłam z biblioteki szybkim krokiem, wyłączając światło w czytelni, kiedy tamtędy przechodziliśmy. Teraz było bardzo ciemno. Nasze cienie przypominały makabrycznych tancerzy, ponieważ ciągnęły się za nami po ścianie.
- Co, do cholery? Nie jestem zboczeńcem! – zaprotestował gniewnie, podążając za mną przez boczne drzwi prowadzące na patio. Brukarskie cegły i drewniane, świeżo malowane ławki stały, aby w ciągu kilku godzin wyschnąć, pozostawiając jedynie mokre liście w mieszanych motywach roślinnych, iskrzących się w wieczornej ciemności.
Odwróciłam się nagle i znalazłam się tuż za nim.
- Och, proszę cię, wiesz, że jesteś. Z iloma dziewczynami z tego miasta miałeś kontakty seksualne, co? Dwudziestoma? Trzydziestoma? – Potrząsnęłam głową ze wstrętem, kiedy nie odpowiedział.
Jego usta złączyły się w cienką, białą linię i zacisnął zęby, a mięsień jego szczęki pracował, gdy on sam próbował pohamować złość.
Skierował na mnie ostre spojrzenie, po czym odszedł dalej i rzucił się na drewnianą ławę.
- To, że mam zdrowy, seksualny apetyt nie oznacza, że jestem pieprzonym demonem seksu, Bello – odezwał się, a jego uderzająca twarz zbladła w delikatnym świetle księżyca.
- Nie potrafisz utrzymać rąk przy sobie przez pięć minut, Edwardzie. – Pociągnęłam nosem, krzyżując chłodne ramiona na piersi. Nie byłam do końca pewna, o co się wściekałam. Jego własny biznes był jego, nawet jeśli niekoniecznie zgadzałam się z ubogimi decyzjami, które podejmował.
Och, proszę, kim jesteś, żeby go osądzać? Nie dalej niż godzinę temu byłaś gotowa do przelecenia go w schowku dostawczym!
Zadyszał w irytacji, odraczając moją naglą prawdomówność.
- Wszystko, co chcę zrobić w tej chwili, to porozmawiać, ok? Po prostu tutaj przyjdź. Mam coś, co chciałbym ci pokazać. – Zachęcająco poklepał miejsce koło siebie.
Kiedy się zawahałam, przewrócił łagodnie oczami. – Chodź, usiądź koło mnie. Obiecuję, że nie gryzę… mocno.
Jęknęłam na to wyjątkowo śmieszne zdanie i, szurając nogami, udałam się w stronę ławy. Ostrożnie usiadałam, upewniając się, że zostawiłam pomiędzy nami z dobre dwie stopy . Przy tobie nie mam żadnych szans, panie Łapiące Ręce.Wyjął iPhone’a z kieszeni i przewijał, dopóki nie znalazł tego, czego szukał. Przypadkiem rzuciłam na niego okiem i zdziwiona zauważyłam podenerwowaną minę na jego twarzy. Oczy Edwarda biegały pomiędzy mną i urządzeniem, które trzymał w dłoni, a jego kciuk wystukiwał na wyświetlaczu nerwowy rytm. Klikający hałas był jedynym wytwarzanym w tym nocnym powietrzu.
- Więc – zaczęłam, decydując, że to do mnie należy przerwanie tej niezręcznej ciszy. – Co takiego chciałeś mi pokazać? Pukające umiejętności twojego palca? Jeśli tak, muszę powiedzieć, że jak na razie nie jestem pod wrażeniem. Nie zamierzam podejmować kariery perkusisty w najbliższym czasie – kontynuowałam żart z małym uśmieszkiem, a on uśmiechnął się do mnie rozbawiony.
- Pomyślę o tym – odpowiedział, ponownie sięgnął do kieszeni i wyjął parę słuchawek. Pochylił swoje ciało w moją stronę i odchrząknął.
- Ja… um… hmm – jąkał się, a jego palce zgarniały szorstko włosy. – Nie jestem za dobry w wyrażaniu moich uczuć słowami – wyrzucił w końcu, uśmiechając się do mnie przepraszająco. – Moje typowa forma wyrażania ich jest bardziej… - zatrzymał się, szukając właściwych słów. – Fizyczna w naturze.
Wywróciłam oczami na jego totalnie niepotrzebny wstęp i ponownie skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Już to wiedziałam, Edwardzie. Dyskutowaliśmy o tym jakąś minutę temu.
- Nie tylko tak – poprawił się szybko, leciutko się do mnie przybliżając. – Chodzi mi o muzykę.
Zdziwiona tym, co dokładnie miał na myśli przez to kłopotliwe oświadczenie, posłałam mu pytające spojrzenie.
Wypuścił głośno powietrze.
- Widzisz? Niezbyt uzdolniony w słowach. – Skręcając między palcami cienki drut ze słuchawek, ponowił mowę. – Tym, co próbuję powiedzieć, jest to, że mam problem z komunikacją werbalną, podczas gdy muzyka jest dobrym sposobem na wyrażenie innego rodzaju uczuć.
Gestykulując na mnie ręką z iPhone’m, szybko wyrzucił z siebie następne zdanie, zanim zdążyłam przerwać jego tok myślenia. – Jest niewielu ludzi, których spotykam, z którymi chcę podzielić się czymkolwiek, może poza przelotnym pie… - powstrzymał się szybko, kończąc inaczej. – Pogadaniem.
Jego twarz zmieniła kolor przez drobne faux pas. Przygryzłam wargi, żeby powstrzymać się przed chichotem. Edward Cullen rumieniący się przez przekleństwo. Cudowne.
- Poza tym – kontynuował, unikając mojego bystrego spojrzenia – wyglądasz jak ktoś, kogo chciałbym lepiej poznać. Normalnie zapytałbym, czy chcesz zobaczyć, jak gram, ale mieliśmy zły początek. Wątpię, czy przyszłabyś do mnie, gdybym cię o to poprosił.
- Czekaj, grasz na instrumencie? – zapytałam ciągle oszołomiona jego zawiłym tokiem myślenia.
Skinął głową i uśmiechnął się do mnie delikatnie. – Taa, gram i uczę gry na pianinie.
Cóż, naprawdę nie spodziewałam się takiej odpowiedzi – pomyślałam bardziej zmieszana niż kiedykolwiek. Edward wygląda na takiego gościa, co może i gra, ale na gitarze elektrycznej dla głośnego, rockowego zespołu, a nie na kogoś, kto uczy dzieci, jak grać „pałeczkami” na fortepianie salonowym. Robi się coraz ciekawiej.
Podał mi jedną ze słuchawek, a ja popatrzyłam na nią oniemiała.
- Weź – błagał. Zadrżał delikatnie, kiedy moje oporne palce wciąż nie chciały się ruszyć i jej złapać. – To piosenka.. Chcę, żebyś posłuchała słów.
Niepewna podniosłam rękę. Uśmiechając się na moją wahaną kapitulację, umieścił ją na środku dłoni. Pomysł, że Edward chce się podzielić ze mną czymś osobistym, był po prostu zbyt trudny do oparcia się. Siła napędowa pochodząca gdzieś ze środka mnie domagała się odkrycia wszystkich jego sekretów.
Jego oczy spoczęły na mnie, gdy wreszcie wepchnął mi słuchawkę do ucha i stałam się gotowa do wysłuchania czegokolwiek, co chciał, bym słyszała.
- Słuchałem tej piosenki w nocy, kiedy cię poznałem – wyznał ściszonym głosem, zanim przycisnął przycisk odtwarzania na ekranie iPhone’a.
Do moich uszu dobiegł dźwięk elektrycznej gitary i pulsującego bitu. On umieścił drugą słuchawkę w swoim własnym uchu. Widziałam, jak mnie obserwował, czekającego niecierpliwie, by zobaczyć, co sądzę o jego muzycznej propozycji.
Nie przypominała żadnej piosenki, którą kiedykolwiek miałam sposobność słuchać. Świecka muzyka nigdy nie była dozwolona w domu Renee Swan, a ta, na jaką natknęłam się w szkole, była pochwalna. Najdziksza, jaką kiedykolwiek słyszałam, to Nineties-era Amy Grant czy Stephen Curtisa Chapmana.
Głos wokalisty wreszcie się przebił, pełen natarczywości i szorstki od emocji. Było to nieprawdopodobnie pełne uczucia, ale nie śpiewał o poświęcaniu czasu dla Boga czy misjonarskiej pracy.
Śpiewał o dziewczynie.
Skupiłam oczy na Edwardzie, gdy piosenka rozpoczęła się, zawodząc energicznym głosem i pięknymi słowami, które głosiły dokładnie to, co czułam w środku: triumfalny obrzęk emocji, jakie idealnie wpasowywały się w mój własny, wewnętrzny zamęt.

„Thirty notes in the mailbox
will tell you that I'm coming home.
And I think I'm gonna stick around
for a while so you're not alone,
for a while so you're not alone.”

To było bardzo dobre. Przez jego prezent musiałam dosięgnąć i dotknąć go, pozwolić mu poczuć falujący, pochodzący ode mnie oddech. Ukradkiem wyciągnęłam rękę przez dzielącą nas odległość na drewnianej ławie i trwożnie owinęłam swój palec wokół jego, rozkoszując się wspaniałym uczuciem, który dawała mi muzyka. Skóra Edwarda cudownie dotykała mojej. Nasze ręce badały swoje przeciwieństwa: jego była chłodna i szorstka, moja ciepła i miękka.

„If you can hear a piano fall
you can hear me coming down the hall.
If I could just hear your pretty voice
I don't think I need to see at all,
don't think I need to see at all”.

Zamknęłam oczy, żeby bardziej skupić się na słowach, które przemawiały do mnie tak lekko i szczerze. Kiedy nuciłam w uznaniu, usłyszałam zaczynającego cichy śpiew Edwarda. Przytłumiony dźwięk jego niskiego głosu unosił się w powietrzu, będąc niczym miękka pieszczota dla mojego niespokojnie oczekującego ucha.

„Soft hair and a velvet tongue
I want to give you what you give to me.
And every breath that is in your lungs
is a tiny little gift to me,
is a tiny little gift to me. ”

Było to takie piękne, cudowne i tak zupełnie nadzwyczajne. Nikt nigdy nie zrozumiał mojej miłości słowami, mojej fascynacji pięknem w prostym wyrażeniu. Edward dawał mi wiersz miłości w piosence. Pokazywał mi, co czuje, swoim własnym, niepowtarzalnym językiem.

Well any man with a microphone
can tell you what he loves the most.
And you know why you love at all
if you're thinking of the holy ghost,
if you're thinking of the holy ghost .

Radosne łzy pojawiły się w moich oczach, grożąc wypłynięciem w każdej sekundzie. Nigdy nie czułam takiej bliskości z żadnym człowiekiem, siedząc w ciemności na ławce z małoletnim przestępcą moich snów.
____________________

Jednostka miary.
Stopa = 0.3048 m.
Trzydzieści notatek w skrzynce
Powie ci, że wracam do domu
I myślę, że zostanę w pobliżu
Na chwilę, więc nie jesteś sama
Na chwilę, wiec nie jesteś sama

Jeśli możesz usłyszeć cichnący fortepian
Możesz usłyszeć jak schodzę do holu
Gdybym mógł po prostu usłyszeć twój śliczny głos
Sądzę, że nie musiałbym widzieć reszty
Sądzę, że nie musiałbym widzieć reszty


Miękkie włosy i delikatny język
Chcę ci dać, to co ty dałaś mnie
A każdy oddech w twoich płucach
Jest maleńkim prezentem dla mnie
Jest maleńkim prezentem dla mnie

Otóż każdy człowiek z mikrofonem
może ci powiedzieć co kocha najbardziej
I wiesz dlaczego w ogóle kochasz
Jeśli myślisz o Duchu Świętym
Jeśli myślisz o Duchu Świętym


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Mells dnia Śro 23:10, 05 Maj 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Czw 18:42, 22 Kwi 2010 Powrót do góry

Pierniczek? Oł jeee! Jestem za! To niesamowite, jak Bella zachowuje się wobec Edwarda. A raczej jej wahania: tak, nie, dotknij mnie, spadaj. Przysięgam, jeśli zajrzeć do jej głowy, to zobaczy się istną kostkę Rubika. Te jej porównania i obietnice wprawiają mnie w wesoły nastrój, bo niecodziennie czyta się o świętoszce Belli, która powoli poznaje nastoletni świat. A że jest pod wpływem Renee, to boi się pokazywać swoje pragnienia...
A propos pragnień: dlaczego on jej nie pocałował?!!! Dobrze, że Edward ruszył głową i przekazał jej swoje uczucia za pomocą muzy; przynajmniej się nie skompromitował.
Rzuciły mi się na oczy dwa zdania, a może mam jakieś halucynacje:)


Cytat:
To, że mam zdrowy, seksualny apetyt nie oznacza, że jestem pieprzonym demonem seksu, Bello – odezwał się, a jego uderzająca twarzy zbladła w delikatnym świetle księżyca.


twarz? Nie wiem, tak proponuje. No chyba, że źle zrozumiałam zdanie :)

Cytat:
Wątpię, że przyszłabyś do mnie, gdybym cię o to poprosił.


myślę że lepiej pasowałoby "czy przyszłabyś", ale to taka moja mała dygresja:)

Tak oto pięknie chciałam podziękować za świetny rozdział naszej świętoszki Belli i jej kochanego nieletniego przestępcy. Zawsze z przyjemnością czytam kolejne rozdziały, więc życzę ogromu czasu i chęci na tłumaczenie.
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
villemo
Wilkołak



Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic

PostWysłany: Czw 18:49, 22 Kwi 2010 Powrót do góry

OMG to jest cudowny rozdział. Widać, że Edward naprawdę próbuje się zmienić i cieszy mnie to. Jeśli chodzi o Bells, to szkoda mi jej, nawet nie wie, że może dażyć jakiegoś chłopaka uczuciem i przecież nie musi natychmiast przespać się z nim. Może być szczęśliwa i jestem pewna, że jeśli trzeba to edward zaczeka, myślę, że może on czekać wieczność. Niestety w tym ff Renee to... powiem krótko, walnięta babka. Rozumiem, że ktoś wierzy w Boga, ale ona przegina. Oglądając film "Szkoła uczuć" myślałam, że ojciec bohaterki przesadza, ale on przynajmniej pozwalał jej wyjść na randkę. Mam nadzieję, że Bella otworzy oczy i zobaczy, że można żyć zgodznie z wiarą i nie czuć się jak w więzieniu. Fragment kiedy Ed chce pokazać Belli piosenkę bardzo mnie rozczulił i łezka w oku się zakręciła.
Czekam na c.d:D
Dzięki wielkie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Czw 21:45, 22 Kwi 2010 Powrót do góry

Ach, słodkie toffi! innocent
Czytam ten ff już od dawna. Po pierwsze, chciałabym pogratulować tłumaczce naprawdę świetnej pracy. Opowiadanie czyta się płynnie i gładko, nic specjalnie nie zgrzyta, a całość jest miła dla oka i ducha Wink Co do treści, autorka miała iście szatański pomysł, przedstawiając Bellę jako córkę zdewociałej katolickiej fanatyczki i Edwarda jako chłopca "ze zdrowym seksualnym apetytem"...
Osobiście, bardzo odpowiada mi poczucie humoru, którym zgrabnie okraszono ten ff i jestem absolutną fanką wewnętrznych monologów Bells. Akcja rozwija się powoli, co jest całkiem miła odmianą od innych, galopujących historyjek, opisujących szaleńcze zauroczenie głównych bohaterów.
Mhh, jestem ciekawa, czy dowiemy się, dlaczego Renee jest taka... a nie inna.
Weny przy kolejnym rozdziale!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Czw 21:48, 22 Kwi 2010 Powrót do góry

Wow!!! Cudowne... Rozdział piękny, a tłumaczenie bardzo dobre Wink

Dziękuję za kolejnu chap The Caged Bird :* :)

W końcu widzimy Edwarda z drugiej strony. Nie jako playboya, Cassanovę damskich serc, ale jako wrażliwego, młodego człowieka, który poznaje smak nieznanego dotąd uczucia. Nie umie wyrazić tego słowami, cóż, nie miał chyba za bardzo ku temu okazji;p Jednak poprzez muzykę wyraża swoje uczucia i ujawnia je obcej osobie, Belli. Mało kto by się tak otworzył dla nowo poznanej osoby, tak jak Cullen. Dowiadujemy się, że nas młody bóg gra na fortepianie... Miodzio :) Bella coraz bardziej się w nim zadurza Wink Zobaczymy, jakie będą tego owoce :)
Pozostaje mi życzyć czasu i weny :)

Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 22:13, 26 Kwi 2010 Powrót do góry

muszę sobie zapisać jeszcze w notatniku, żeby częściej chodzić w spódnicach po bibliotece :P

Cytat:
Moje typowa forma wyrażania ich jest bardziej
moja typowa...

generalnie autorka kiepsko skonstruowała Edzia... jest taki zwyczajny... i chyba ma jakąś manię... albo problemy z utrzymaniem hormonów na wodzy... z jednej strony demon seksu - mruczący, miziający, smyrający... a z drugiej opiekuńczy i prawie że nieśmiały... niby czytałam o takich tysiącu, ale ten wyjątkowo się nie klei sam w sobie...
ogólnie bawi mnie to niesamowicie - teksty są urocze, ale gdybym chciała potraktować to powaznie - mogłoby boleć... ;P

dziękuję za świetne tłumaczenie :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
chochlica1
Gość






PostWysłany: Czw 18:27, 29 Kwi 2010 Powrót do góry

No. W końcu tu dotarłam Wink Przepraszam za zwłokę, ale mój leń okazał się silniejszy od wszelkich argumentów. Mimo to jakoś go pokonałam i dobywam tu, pragnąc skomentować w końcu Ptaszka Laughing

Dobra, od czego by tu zacząć... Hm, akcja się widocznie zacieśnia. Niby to nadal ten sam dzień (w sumie wieczór -.-), w którym to W KOŃCU (to wymaga przecież wyodrębnienia) się pocałowali... A jednak bardzo lubię ten rozdział Wink Edward pokazuje tu taką swoją inną stronę - jakby słodszą, subtelniejszą. Gdybym była na miejscu Belli (ale nie jestem. ŻAL. pff.), na pewno bym to doceniła. A co zrobi nasza bohaterka... cóż :P

Bells15 napisał:

- Au! Pieprzony sukinsyn! Głupi, pierdolony bandaż.

Buhahahaha! Nie ma to jak złośliwość rzeczy martwych Twisted Evil To taka charakterystyczna dla Edwarda cecha - natychmiastowe wyładowywanie emocji za pomocą ekspresyjności wyrażanej głównie w postaci niecenzuralnego języka. Achh, kocham to. Kocham, kocham, kooocham!

Bells15 napisał:
Powodowało to, że chciałam wyobrazić sobie, jak wypowiada inne słowa w ogniu namiętności.
Z tą silną myślą poklepałam się po własnej głowie, szukając guzów. Muszę mieć jakiś tępy uraz głowy czy coś takiego – pomyślałam, powoli manewrując ciałem, aż znalazłam się w pozycji siedzącej.

Aaach! Ja też bym chciała sobie coś takiego wyobrazić! Rolling Eyes Kochanieńka nie ma guzów... Eddie chyba na każdego tak działa... Matko, chcę takiego faceta :P Jest naprawdę uroczy!

Bells15 napisał:
Palce Edwarda - delikatnie oparte na nagiej, wewnętrznej stronie mojego uda - sprawiały, że czułam się jakbym miała znów zemdleć. Nigdy w życiu nie byłam dotykana tak intymnie dłonią, która nie była moja.

Matko! Ktoś chce mnie zabić takimi scenami :P Czy to normalne, że kwiczę jak głupia za każdym razem, gdy ta dwójka znajdzie się w odległości co najmniej 5 cm od siebie? Ależ tak... to całkowicie normalne, całkowicie nie wariackie i całkowicie nie obsesyjne :P Pewnie.


Bells15 napisał:
- Wiesz, że jesteś niesamowicie cudowna, gdy się rumienisz, prawda?
Pomimo faktu, że to był jeden z najbardziej ckliwych komplementów, jaki kiedykolwiek słyszałam (nie, żebym faktycznie słyszała ich bardzo wiele...), oblałam się jeszcze większym rumieńcem.
Kiedy się nie odsunęłam, zaczął wodzić palcami po moim policzku, a potem wplótł je we włosy, przyciągając mnie bliżej swojego ostro-słodkiego zapachu. Wzięłam głęboki wdech, rozkoszując się tą zachwycającą wonią.
- Pachniesz naprawdę niesamowicie. Jak pierniczki – wypaplałam i skuliłam się na mój totalnie mdły wybuch.

Jacy oni są cudownie słodcy! Aż bije od nich ta elektryczność, o jakiej to mowa jest w większości ficków. Mimo to bardzo podoba mi się ta ich wzajemna reakcja na siebie. Edward staje się szczery i bezpośredni, podobnie jak Bella. Może ich wspólne bariery w końcu runą? Przecież oczywiste, że coś silnego ich do siebie ciągnie.


Bells15 napisał:
- Chcesz mnie zjeść? – zapytał figlarnie, ściskając moje uda z wystarczającą siłą, by spowodować wstrząs. Pociągnął nosem i spojrzał na moje kolana z podniesionymi brwiami. – Bo wiem, że ty na pewno pachniesz wystarczająco dobrze, żeby to zrobić.

JA CHCĘ GO ZJEŚĆ!!!! Laughing Aaaaa!


Bells15 napisał:
- Robi się tutaj trochę gorąco, nie sądzisz? –

Ależ sądzę... aż za dobrze. Kolejny piękny przykład na to, że ta dwójka się przyciąga. Uwielbiam takie silnie namagnesowane relacje między bohaterami. Są takie żywe, namacalne. Sprawiają, że gdy to czytam, śmieję się do siebie i tylko czekam na kolejne kroki.


Bells15 napisał:
- Wiesz – zaczął Edward zamyślonym tonem. – Twój tyłek jest mocniej zbudowany niż instruktora pilatesu. Ćwiczysz?
Zrzucając jego rękę z ramienia, skrzywiłam się ze wstrętem na myśl o jego poprzednich podbojach seksualnych.
- Uch. Powinieneś wiedzieć, nie? Zboczeniec.

Wspominałam o tej bezpośredniości? Wspominałam Wink Ale i tak to kocham. Szalenie.

Bells15 napisał:
- To, że mam zdrowy, seksualny apetyt nie oznacza, że jestem pieprzonym demonem seksu, Bello – odezwał się, a jego uderzająca twarzy zbladła w delikatnym świetle księżyca.

NO WŁAŚNIE! Laughing Chłopak ma rację Wink


Bells15 napisał:
- Nie tylko tak – poprawił się szybko, leciutko się do mnie przybliżając. – Chodzi mi o muzykę.

No własnie. Edward potrafi zaskoczyć. Bella nie spodziewała się, że ten chłopak widzi na świecie coś poza seksem. A jednak. Najwyraźniej nie jest wcale tak straszny, jak go sobie namalowała.


Bells15 napisał:
Było to takie piękne, cudowne i tak zupełnie nadzwyczajne. Nikt nigdy nie zrozumiał mojej miłości słowami, mojej fascynacji pięknem w prostym wyrażeniu. Edward dawał mi wiersz miłości w piosence. Pokazywał mi, co czuje, swoim własnym, niepowtarzalnym językiem.

Tu już jestem całkowicie zatopiona! Piękny fragment. Cieszę się, że do Belli coś dotarło, a i Edward poczynił krok do przodu. Oni MUSZĄ być razem Wink

Podsumowując. Rozdział świetny. Myślę, że sporo da postaciom Wink Po takiej dawce subtelnej szczerości pewnie inaczej na siebie spojrzą. Ich uczucia są przecież silne i szczere. I mam nadzieję, że żadna cnotliwa jędza (tudzież Renee, którą spalę na stosie, gdy zrobi coś mojemu Edwardowi!) im tego nie zepsuje Wink Bo nie daruję! No. Wyżyłam się :D

Jeszcze raz dziękuję za tłumaczenie i betę Wink Jest naprawdę świetne. Czyta się przyjemnie, lekko i w ogóle, wiecie, o co chodzi Wink

Buziaki,
Choch ;*


Ostatnio zmieniony przez chochlica1 dnia Czw 18:29, 29 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:37, 11 Maj 2010 Powrót do góry

Pięknie dziękuję za komentarze :D Ten rozdział tłumaczyłam razem z Rainbows :)
Tłumaczenie: Bells15, Rainbows
Beta: marcia993
[link widoczny dla zalogowanych]


ROZDZIAŁ ÓSMY
"UNTITLED"


I don't just want
your heart
I want your flesh,
your skin
and blood and bones,
your voice, your thoughts
your pulse
and most of all your
fingerprints,
everywhere.
- Isobel Thrilling


Nie byłam do końca pewna, jak dojdę do siebie po fali emocji, która rozbiła się na naszej dwójce podczas tej muzycznej chwili. Kiedy piosenka zbliżała się ku końcowi, nie mogłam zrobić nic prócz patrzenia na Edwarda i niepohamowanego przełykania. Umysł chciał mi oznajmić, że to, co się dzieje pomiędzy nami, to nic innego niż próby torowania sobie drogi do moich dziewiczych majtek za pomocą słodkiej gadki przez agresywnego, seksownego nastolatka, ale serce mówiło coś kompletnie przeciwnego. Nie byłam na tyle naiwna, by myśleć, że to miłość, ale moje drżące dłonie i płytki oddech wystarczająco jasno głosiły, że zaczynałam czuć coś bardzo, bardzo bliskiego temu cennemu uczuciu.
Cała ta sytuacja mnie przerażała.
Mimo wszystko byłam świadkiem jednego z najbardziej tragicznych związków w historii. Obserwowanie rozsypującego się małżeństwa moich rodziców mnie zniszczyło. Moja matka, choć czasami była przerażającą harpią epickich proporcji, stała się zupełnie inną osobą, gdy ojciec się wyprowadził. Zła i kompletnie zgorzkniała przełknęła czarną żółć swojej wściekłości i czasami groziła przelaniem jej na mnie. Nigdy nie odzyskała swojego straconego serca. Pomysł, by wrzucić się tam i być wrażliwą na ten intensywny ból, wydawał się kompletnie irracjonalny. Byłam rozsądną Bellą, spokojnie znoszącą poczucie winy. Nigdy nie żywiłam romantycznych fantazji o żadnym chłopcu ze szkoły czy kościoła, bez względu na to, jak słodki by był. Jessica i Lauren piszczały, dopóki nie poszły do domu pana Jaspera. Dla mnie mężczyźni tylko chodzili, rozmawiali i byli przepełnieni smutkiem.
Och, oprócz tego chłopca.
Próbował się wkraść się do mojego wrażliwego serca, które broniły kraty przepaści. Oczywiście był przewspaniale cudowny, ale może udałoby mi się trzymać go na dystans, jeśli to nie czułabym tego wszystkiego. Pokazywał mi swoją łagodność i bezbronność, co zaskakiwało moją wysuszoną z uczuć duszę. Wiedziałam, że nie ma dla mnie odwrotu. Zatapiałam się wraz z tym statkiem.
Moim jedynym, żarliwym pragnieniem było, żeby jakoś udało mu się zanurzyć bez szwanku, kiedy on zdecyduje się go opuścić. Powoli zaczynało mi się to udawać, gdy muzyka się zatrzymała, a nasze ręce wciąż były słodko złączone. Niechętnie zaczęłam usuwać palce z jego uścisku, a on natychmiast mocniej zacisnął dłoń.
- Proszę - zaczął, swoim niskim, szorstkim głosem w ciszy nocnego powietrza. – Jeszcze tylko chwilę.
Skinęłam głową na znak zgody, on zacisnął rękę na mojej, a kciukiem kreślił kojące koła na rozpalonej skórze. Me własne koniuszki ostrożnie pogładziły jego plecy i zobaczyłam, jak zadrżał z powodu elektryczności, jaka rozpętała się pomiędzy nami.
Siedzieliśmy w ten sposób przez wiele długich chwil, a nasze ręce „rozmawiały” ze sobą.
W końcu wiedziałam, że nasz czas się kończył. Słodko-gorzki moment zbliżał się wielkimi krokami.
- Naprawdę muszę wracać do domu - mruknęłam, niechętnie przerywając jego mocny uścisk.
Edward westchnął, przeczesując rękoma włosy i mocno szarpiąc za kosmyki w poirytowaniu.
– Po co ten pośpiech? - zapytał, a rozdrażnienie wymalowało się na jego przystojnej twarzy.
- Czy tatuś Swan będzie musiał sprawdzić twój pas cnoty, jeśli nie będziesz w domu punktualnie o dziewiątej? - Jego ton był cierpki. Skrzywiłam się na nagłą zmianę w jego zachowaniu.
Złe nastawienie Edwarda zwykle doprowadziłoby mnie do łez, ale przez ponurość jego spojrzenia mogłam rzec, że po prostu nie był przyzwyczajony do grzeczności, gdy czuł się rozdrażniony. Jednak zjadliwe poczucie humoru okazywało się oczywiście mechanizmem obronnym.
Trzeba także dodać do tego fakt, że wyglądał, jakby ktoś zabrał mu ulubiona zabawkę. Pozbyłam się tej myśli z głowy i zmierzyłam go surowym wzrokiem
- Nie - stwierdziłam ostro, przytrzymując jego zarośnięty podbródek, zmuszając zarazem, aby popatrzył mi w oczy, gdyby chciał w gniewie odwrócić wzrok. - Nie możesz tego zrobić. Nie po tym, czym się właśnie ze mną podzieliłeś.
Jego szmaragdowe oczy zmiękły, ustępując mszystej zieleni. Wolno kiwnął głową, obracając twarz w mojej ręce, by złożyć niewinny pocałunek na środku dłoni.
- Przepraszam - mruknął skruszonym głosem. Jego skóra była ciepła, a zarost na niechlujnym policzku mile połaskotał moją rękę. Musiałam naprawdę się starać, żeby powstrzymać westchnienie całkowitego zadurzenia.
Wzruszyłam ramionami i wycofałam „mrowiącą” rękę, obiecując sobie, że jej nigdy więcej nie umyję.
- W porządku - odpowiedziałam, jednocześnie wykonując ruch, by wstać. Zesztywniałam od długiego przebywania w jednej pozycji, wyciągnęłam ramiona ponad głowę i rozciągnęłam się, jęcząc na przyjemne uczucie rozluźniające moje zmęczone kończyny.
- W każdym razie nie mieszkam z tatą, tylko z mamą.
Kiedy nie odpowiedział, zaryzykowałam i spojrzałam w jego kierunku. Z rozbawieniem zauważyłam, że jego oczy stały się szkliste od wpatrywania się w moją spontaniczną sesję rozciągania.
– Halo - zawołałam i pstryknęłam palcami przed jego oszołomioną twarzą. – Jest tam ktoś?
Otrząsnął się ze swojego zamyślenia i posłał mi swój szeroki, krzywy uśmiech, jedyny, który sprawiał, że moje kolana miękły.
- Kiedy robisz coś takiego, niemożliwym staje się dla mnie skupienie na bezsensownych rzeczach, jak na przykład na tym, co do mnie mówisz - odparł figlarnym tonem, unosząc brew.
Gdy wywróciłam jedynie oczami i prychnęłam, udając irytację, on roześmiał się i sięgnął, by pociągnąć żartobliwie za rąbek mojej spódnicy. - Tylko się z tobą droczę, Bello.
Wstał i wziął mnie za rękę jeszcze raz, po czym poprowadził w kierunku wyjścia z patio. - Twoi rodzice są rozwiedzeni?
Skinęłam w reakcji na jego pytanie, poczułam dreszcz na naszych złączonych dłoniach i elektryczność, jaka zaiskrzyła pomiędzy nami.
Nigdy nie miałam z nikim tego typu relacji, za wyjątkiem okazjonalnych uścisków, które otrzymywałam od ojca. Ale obecnie zdarzały się one tak rzadko, że odczuwałam prawdziwą tęsknotę za fizyczną bliskością z drugim człowiekiem. Co do mojej matki, wydawała się tak krucha, że bałam się, iż rozleciałaby się na milion kawałeczków, gdybym chociaż spróbowała ją objąć.
- Masz ustaloną godzinę policyjną? Twoja mama musi być bardzo surowa - powiedział Edward, prowadząc mnie na zewnątrz, na mokry chodnik parkingu bibliotecznego.
- Naprawdę nie masz pojęcia - mruknęłam pod nosem, przerażona myślą o tym, jaka będzie jej reakcja, gdy znowu wrócę późno z pracy. Czy możliwe jest, aby uziemić kogoś do pięćdziesiątki?
Głośny dźwięk klaksonu samochodowego mnie przestraszył i wyprowadził z ponurego nastroju, a wtedy po drugiej stronie pustego parkingu zobaczyłam podekscytowaną Alice za kierownicą volvo Edwarda.
- Bella - zawołała, praktycznie biegnąc przez chodnik, aby szybko się do nas szybko dostać. – Zobacz, co Edward dla ciebie zrobił. – Pchnęła zapakowaną paczkę prosto w moje wnętrzności, powodując, że wydałam z siebie kompletnie zaskoczone stęknięcie z powodu nieoczekiwanej siły jej szturchnięcia.
Wzięłam prezent z gorliwego uścisku Alice, wolną ręką pocierając z żalem obolały brzuch. Prezent był mały i płaski, zapakowany w niezwykle odświętny fioletowo-różowy papier. Wokół owinięty był błyszczącą wstążką i ozdobiony ogromną, srebrną kokardą. Ogólnie rzecz biorąc, był to prawdopodobnie najbardziej dziewczęco wyglądający prezent, jaki kiedykolwiek widziałam.
- Sam to zapakowałeś? - spytałam, patrząc na Edwarda.
On tylko zmarszczył brwi w odpowiedzi, warcząc w irytacji na Alice.
- Co? - spytała, całkowicie nieświadoma oburzenia Edwarda. - Pomyślałam, że papier do pakowania i wstążka dadzą trochę więcej… - urwała, szukając odpowiedniego słowa - …podekscytowania. - Przeszła pomiędzy nami i chwyciła moją wolną rękę, ciągnąc mnie kawałek dalej - No dalej, otwórz! Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć twoją reakcję.
Kiedy próbowałam nie śmiać się z kompletnego odrzucenia Edwarda przez Alice, on w końcu zdecydował, że ma dość jej wygłupów, umieszczając ją po jego drugiej stronie, z dala ode mnie.
- Nie słuchaj Alice, ona ma problemy psychiczne.
Na jej oburzone westchnienia, Edward skutecznie zatkał jej usta ręką, ucinając cokolwiek, co chciała powiedzieć. - Mam tylko nadzieje, że to nie jest dziedziczne – dodał złośliwie, krzycząc z bólu, kiedy Alice zdecydowała się ugryźć go w palce w odwecie.
- To, czym jesteś wysmarowany, to mój czterdziestodolarowy błyszczyk, dupku! – warknęła, gniewnie uderzając pięściami o drobne biodra.
Jest jak wściekła lalka Barbie. Zachichotałam w rozbawieniu, dosyć pewna, że wzięłaby to porównanie za komplement. Założę się, że nikt przy zdrowych zmysłach nie ośmieliłby się podjąć z nią walki. Przez tę myśl, nagle wpadłam na fantastyczny pomysł.
- Alice – zawołałam, starając się przebić przez ich kłótnię. – Myślisz, że dałabyś radę zatrzymać się w piątek, w bibliotece, podczas gdy ja będę pracowała? Chciałabym poprosić cię o radę w pewnej sprawie.
Jeśli jest ktoś, kto wreszcie pomoże mi odbić się na Lauren, to jest nią właśnie ta mała księżniczka.
Jej twarz pojaśniała w podnieceniu i kiwnęła głową w zgodzie, natychmiast porzucając jej kłótnię z Edwardem.
- Jasne. O czym chcesz ze mną pogadać?
Dwie pary oczu wpatrywały się we mnie, jedna z entuzjazmem, druga z niepohamowaną ciekawością. Walczyłam, by przejść przez odpowiedź tak, bym nie wyszła przed Edwardem na dramatyczną mścicielkę.
- Um... o makijażu? – wyrzuciłam z siebie wreszcie, a te słowa zabrzmiały bardziej jak pytanie niż rzeczywista odpowiedź. Żaden z Cullenów nie wyglądał, jakby naprawdę mi uwierzył, ale oboje tylko identycznie wzruszyli ramionami i zaczęli kłótnię, które z nich będzie prowadzić auto do domu.
Potrząsając głową na ich stereotypowe zachowanie rodzeństwa, zaczęłam kierować się w stronę chodnika. Byłam stosunkowo pewna, że jeśli nie pojawię się w domu w ciągu dziesięciu minut, moja matka wyśle Narodową Wartę, żeby mnie odnaleźć. Bałagan, jaki by z tego wynikł, nie byłby przyjemny.
- Widzimy się później, ludzie – zawołałam, gdy moje stopy uderzyły o nawierzchnię chodnika.
Edward podniósł wzrok, prowadząc ożywioną debatę z Alice, i szybko podbiegł do mnie, powstrzymując moją ucieczkę i zatrzymując mnie.
- Nie otwieraj, dopóki nie dotrzesz do domu, okej? – powiedział cicho, wskazując na opakowanie w mojej dłoni.
Zszokowana spojrzałam w dół. Przez tę całą wrzawę zapomniałam, że przed paroma minutami dostałam prezent.
- Czemu mi to dajesz? – zażądałam odpowiedzi i wtedy skuliłam się na to bezmyślne pytanie. Najwyraźniej wszystkie moje dobre maniery wyleciały przez okno. – To znaczy... dziękuję?
Zachichotał rozbawiony moją pomieszaną reakcją.
- Jesteś histeryczką, Bello. To coś, co sam zrobiłem. Nic wielkiego, serio.
Przytaknęłam, umieszczając prezent w zewnętrznej kieszeni szkolnej torby. Niepewna, co etykieta mówi o żegnaniu się z chłopcem, z którym obściskiwałaś się w dostawczym schowku, ale znasz go tylko od trzech dni, zaproponowałam mu przyjacielski i najmniej przerażający uścisk dłoni.
- Dobranoc, Edwardzie – powiedziałam, stanowczo wyciągając przed siebie rękę. Usłyszałam śmiejącą się ze mnie Alice i zarumieniłam się na własną głupotę.
Jestem taką idiotką...
Uśmiechnął się, patrząc na moją rozpostartą rękę i szarpnął ją, przyciągając mnie do przodu i chowając w oczekujących ramionach.
- Od teraz tak będziemy się żegnać, okej? – szepnął, przyciskając mnie do siebie.
Wtulona w jego silne ramiona poczułam się bezpieczna i ochroniona przed mroźnym, nocnym powietrzem. Niepewna też go uścisnęłam i zostałam wynagrodzona powiewem jego zachwycającego, pierniczkowego zapachu. Otoczył mnie, zaczęłam go chciwie wciągać łykami powietrza i wtedy usłyszałam, jak zachichotał przez mój entuzjazm.
- Ciasteczka, tak? – zapytał, odciągając mnie tak, żeby mieć dobry widok na moją zaczerwienioną twarz. Pochylił się do przodu i umieścił małe pocałunek na okrągłej czerwieni moich policzków. – Dobranoc, Bello Swan.
Nerwowo odchrząknęłam i zrobiłam krok w tył, zakładając szkolną torbę na ramię.
- Cześć – wychrypiałam, nagle obracając się na pięcie. Niemal sprintem ruszyłam po chodniku, odchodząc w pośpiechu.
- Widzimy się w piątek, Bello! – Usłyszałam wołającą za mną Alice. Nie zatrzymując się, pomachałam ręką na pożegnanie.
Moje policzki paliły się, póki nie dotarłam do domu.
Płuca poruszały mi się jak u zdyszanego konia, kiedy znalazłam się na rogu cichej ulicy. Zwolniłam tempo, zakładając, że matka może zadawać mi pytania, czemu charczę jak zwycięzca Kentucky Derby, gdy wreszcie dotrę do domu.
Kiedy zwolniłam, zauważyłam, że żadne światło nie było zapalone. Zdziwiona zmarszczyłam brwi. To bardzo dziwne – pomyślałam. Matka zawsze gasiła lampę na ganku i na korytarzu dopiero po moim powrocie z biblioteki. Z tego, co widziałam przez okno, nie wydawało mi się, żeby świeciło się też w kuchni.
Może była zmęczona czekaniem na ciebie? Może już poszła do łóżka?
Potrząsnęłam głową na własną naiwność i szybko weszłam się na podjazd. Bardziej prawdopodobne, że jest na ciebie wściekła i teraz czeka w jakimś ciemnym kącie, żeby zacząć cię przesłuchiwać.
Dom był ciemny i złowrogo milczący, gdy ukradkiem podkradałam się na ganek. Klucze zabrzęczały głośno, kiedy wyciągałam je z przedniej kieszeni szkolnej torby, i skrzywiłam się zaskoczona tym dźwiękiem. Przeszłam po skrzypiących, drewnianych deskach, ostrożnie stąpając po tych, o których wiedziałam, że były okropnie skrzypiące.
Gdy drżącą ręką umieściłam klucze w zamku, usłyszałam subtelny szelest dochodzący z dużego, purpurowego krzewu szałwii, którym oddzielony był nasz ogródek od tego, należącego sąsiadów.
Pewnie winowajcą powstałego hałasu był kot pani Crowley mieszkającej na końcu ulicy. Na palcach podeszłam do krawędzi ganku i uważnie przyglądnęłam się mrokowi na bocznym podwórku.
Ona znów zadzwoni na straż pożarną, jeśli dowie się, że kot-idiota uciekł z domu - pomyślałam bez małej ilości irytacji. Muszę szybko złapać to maleństwo, zanim ucieknie i zostanie potrącony przez samochód.
- Łobuz! – syknęłam pod nosem, pukając lekko palcami o poręcz, żeby przyciągnąć kocią uwagę. – Tutaj, kici kici! – Przetoczyłam oczami na własny idiotyzm, decydując się na wykorzystanie najbardziej efektownej metody złapania kota.
- Miau – szepnęłam szczęśliwa jak nigdy w życiu, że nikt nie był świadkiem tego absurdu. – Miau, miau – zawołałam trochę głośniej. Szelest w kępie krzewów się zwiększył i wychyliłam się przez poręcz ganku z gałęzią w dłoni.
Teraz cię mam, łobuzie. Chodź do mamusi.
- Bello Swan, czy ty właśnie na mnie zamiauczałaś?
Krzyknęłam przerażona niespodziewanym głosem i natychmiast straciłam równowagę, wywracając się prosto w krzaki
- Kurczę - burknęłam, wywalczając sobie drogę ze zbitego gąszczu. Przede mną stanęła Rosalie McCarty ubrana wyjściowo i supermodnie w białą, lnianą garsonkę i szczerząca się do mnie jak przysłowiowy kot, który zżarł kanarka.
- Masz jakieś chwasty przyczepione we włosach - stwierdziła, wyginając na mnie swoje idealnie wyregulowane brwi.
Moje serce biło dwa razy szybciej, całkowicie zabrakło mi słów. W końcu udało mi się złapać oddech i zmierzyłam ją nieprzyjemnym spojrzeniem. - Na słodkie kadzidło i mirrę, Rosalie! Wystraszyłaś mnie na śmierć! - Nawet nie zamrugała pojedynczą rzęsą na mój przedramatyzowany wybuch.
- Wow, to była mocna przemowa, księżniczko Bello. Lepiej uważaj, co wychodzi z tych twoich ust, bo mogą zostać przepłukane moim mydłem domowej roboty. - Skinęła, bym szła do przodu, kierując się w stronę tacy z mrożoną herbatą, którą ustawiła na przednim ganku.
Podążyłam za nią naburmuszona, tupiąc po nieskazitelnych, wyszorowanych do białości stopniach, zanim klapnęłam na jednym z jej przerośniętych, wyglądających na wysłużone, bujanych foteli
- Chcesz herbaty? - zapytała, wskazując na dzban z lodem. Pokiwałam głową z wdzięcznością, a ona napełniła wysoką szklankę i mi ją podała. Wymamrotałam podziękowanie i pochłonęłam kilka łyków wyśmienicie orzeźwiającego napoju
Mmm, bardzo dobre. Odchylając się na krześle, pozwoliłam herbacie roztoczyć jej relaksacyjną magię na moich zszarganych nerwach. Lodowy napój złagodził wysuszone usta.
To, co sprawiło, że herbata Rosalie była tak niewiarygodnie smaczna, to dodane przez nią do napoju pokruszone liście mięty, jak również tona cukru. Słodzik był moją piętą Achillesową, zwykle mogłam wypić cały dzbanek napoju zupełnie sama. Moja mama podawała mi wersję bez dodatku cukru lub po prostu zwykłą wodę, więc skorzystałam z okazji delektowania się odrobiną popisowego napoju Rosalie, kiedy tylko mogłam. Usiadłam, cicho rozmyślając i sącząc napój. Wilgoć skropliła się i spłynęła po schłodzonej szklance, ściekając na koniuszek mojego palca i spódnicę. Materiał pociemniał od mokrych kropek do głębokiego indygo, a ja zadrżałam na zimnym, nocnym powietrzu, gdy woda dotknęła mojej gorącej skóry. Rosalie tylko spojrzała na mnie, cierpliwie czekając, aż coś powiem.
- Widziałaś moją matkę? - w końcu zapytałam, po czym spojrzałam ze strachem za brzeg ganku. Prawdopodobnie obserwowała mnie z przyciemnionego okna mojej sypialni na piętrze, tylko czekając, żeby rzucić się na mnie tak szybko, jak odważę się wejść do domu.
Rosalie potrząsnęła głową i dolała herbaty do mojej w połowie pustej szklanki.
- Właściwie nie sądzę, by od popołudnia była w domu. Czy dziś nie ma czasami tego dziwnego kiermaszu wypieków?
Skrzywiłam się i wzięłam jeszcze jeden łyk zanim odpowiedziałam
- Kiermasz nie jest dziwny. Pomaga zebrać pieniądze na potańcówkę. - Ucichłam na widok jej rozbawionej miny - Okej, tak. Jest trochę dziwny.
Kobieta podniosła niewidoczną nitkę z jej nienagannie dopasowanej, białej bluzki i westchnęła zuchwale.
- Powiedziałam Renée, że byłabym bardziej niż szczęśliwa, przygotowując kilka cytrynowych tortów, aby je sprzedać, zamiast tych obrzydliwych babeczek, które gromadziła, ale odmówiła mi - przerwała, zajmując się poprawieniem kilku rzeczy na srebrnej tacy koło jej krzesła. - Być może ją uraziłam. - Obraz twarzy mojej matki zalanej karmazynem z wściekłości przez obrazę jej drogocennych ciasteczek doprowadził mnie do parsknięcia.
- O tak, jestem pewna, że jej się to spodobało.
Rosalie wzruszyła ramionami obojętna na dobrą opinie mojej matki. – To nie moja wina, że ma zły gust.
Nagle unieruchomiła mnie porozumiewawczym spojrzeniem, kołysząc się powoli na boki w swoim fotelu.
– Masz dzisiaj pewien… - przerwała, wskazując w kierunku mojej twarzy – blask. Dlaczego tak jest? – Psotny uśmiech rozświetlił jej perfekcyjną twarzy i z trudem łapała powietrze. – Podoba ci się jakiś chłopiec.
Rozdziawiłam usta ze zdziwienia
– Skąd wiedziałaś?
Rosalie zachichotała gardłowo i wzięła kolejny łyk herbaty.
– Ja zawsze wszystko wiem, Bello. Nie nauczyłaś się tego o mnie, aż do teraz? – Z gracją odłożyła szklankę na bok i pochyliła się do przodu w swoim krześle. – Więc kto jest tym szczęśliwcem? Czy w końcu przełamałaś się i powiedziałaś „tak” Newtonowi, który węszył koło ciebie jak zbity szczeniak?
- Co? Nie ma mowy! - odpowiedziałam z oburzeniem, wstrząśnięta, że pomyślała, iż kiedykolwiek mogłabym wyjść na randkę z Mike’m. Długo dyskutowałam z nią, że umawianie się z nim byłoby dla mnie niczym kazirodztwo. Dziękuję bardzo, dla mnie to trochę zbyt ekstrawaganckie.
- Wiem, nie mogłam się opanować. Wyglądasz jak twoja matka, kiedy robisz tę zmarszczoną minę - powiedziała z uczuciem, szczypiąc moje policzki. Plasnęłam jej rękę w udawanej zniewadze. – Proszę, nigdy więcej tego nie mów, jeśli życie jest ci miłe.
Rosalie zaśmiała się i przewróciła oczami. - Tak, tak. Jestem naprawdę przerażona, mała panno chrześcijańskiej akademii. - Krzyżując nogi, odchyliła się do tyłu i skinęła w moją stronę królewską ręką. – Więc? Kontynuuj i powiedz mi, kto jest tym szczęśliwym facetem. Nie mamy całej nocy.
Westchnęłam i zdecydowałam jej powiedzieć, głównie dlatego, że nie miałam, z kim porozmawiać o mojej rozterce z Edwardem, a Rosalie (choć czasami brutalnie szczera) była świetnym słuchaczem.
- Okej - zaczęłam, nerwowo krążąc koniuszkiem palca po brzegu szklanki. - Zaczął pracować w bibliotece w tym tygodniu. Nazywa się Edward Cullen.
Przez chwilę wyglądała na zamyśloną. – Gdzie wcześniej słyszałam to nazwisko? – zastanawiała się głośno, stukając paznokciem w poręcz krzesła. Wtedy jej oczy znacznie się rozszerzyły. Usiadła, jakby połknęła kij, w podekscytowaniu prawie wywracając stolik na kółkach.
- Cholera! To ten dzieciak, który wykorzystał Emmetta do kupna piwa!
Jęknęłam sfrustrowana, zastanawiając się, czy kiedykolwiek usłyszę historię o Edwardzie, która nie będzie zawierać aktów młodocianej przestępczości.
- Emmett kupił dla niego alkohol? - zapytałam nerwowo, prawie bojąc się, co ma mi jeszcze do powiedzenia. Jeśli zacznie więcej gadać o jego schadzkach z przypadkowymi latawicami, stracę nad sobą panowanie.
- Taa. To jeden z gorszych momentów Emmetta. - Wzruszyła ramionami i kontynuowała swoją historię. - Edward przychodził do baru z Tanyą Ivanovą. Powiedziała wszystkim, że był „zaledwie parę miesięcy” od swoich dwudziestych pierwszych urodzin. – Rosalie parsknęła na to wspomnienie. - Prędzej sześćdziesięciu miesięcy. Powinnaś zobaczyć minę Emmetta, gdy uświadomił sobie, że poi szesnastolatka drinkami z wieloletnią whisky. - Pokręciła głową na tę myśl. - To było bezcenne.
- Kim jest Tanya Ivanova? - spytałam, zastanawiając się nad tym.
- Och, jest jedną z nauczycielek w publicznej szkole średniej - powiedziała, a jej odpowiedź zszokowała mnie tak bardzo, że prawie upuściłam mój napój. Nauczycielka zabrała Edwarda do baru?
- Ona właściwie umawiała się z Emmettem, kiedy ten był rozgrywającym w drużynie piłkarskiej, więc oczywiście jej nienawidzę. – Grymas obrzydzenia utworzył się na jej ustach, gdy zauważyła niewielki odłamek na jednym paznokci z francuskim manicurem.
– Jest niesamowicie dziwkowata. Jedynym powodem, dla którego nie spaliła się ze wstydu, kiedy przyłapano ją z Edwardem, było to, że jej rodzice są obrzydliwie bogaci, a tatuś zapłacił kupę kasy, aby utrzymać to w tajemnicy.
Przełknęłam ciężko
- Rosalie, nie mów o tym mojej matce.
Gdy tylko pytająco uniosła brew na moje polecenie, zdecydowałam się na błaganie. – Proszę, przyrzeknij mi, że tego nie zrobisz.
O Boże, nie teraz.
- Proszę, nie mów mi o czym, Isabello? - zapytała moja matka, wyłaniając się z cienia padającego na frontowe schody ganku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mells dnia Wto 19:35, 11 Maj 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Wto 18:30, 11 Maj 2010 Powrót do góry

Dzięki, Bells za chap :D

Piekielnie nie mogłam się doczekać!! Mimo wszystko pl to pl, a Twoje tłumaczenie jest tego warte Wink

Co do samej fabuły... Edward, jak to Edward, ma coś do naszej panny Swan i to widać :D a ten prezent :D I Alice-pełna życia mała dziewuszka, śmigająca jak kuleczka :D Uwielbiam ją za to, że nie da sobie w kasze napluć i w ogóle za całokształt :D Jest tutaj świetnie opisana i ma charakterek. Jest wyrazista, szkoda tylko, że nie ma więcej scen z jej udziałem.
Co do matki Swan.... Jak dla mnie to kompletna paranoiczka, która przez to, że sama nie zaznała happy endu w małżeństwie to mści się na niczemu nie winnej córce i nakłada na nią takie ograniczenia, że aż się to w głowie nie mieści... Nie trawie jej
Rose natomiast pokazuje się z całkiem innej strony niż książkowa wersja tej bohaterki. Jest miła, sympatyczna i szczera :) Wysłucha i doradzi. Cieszę sę, że B. może na niej polegać :)
No i nasza główna zainteresowana... Wpadła po uszy :D W wielkim skrócie, pytanie jak z tego wybrnie :P

Dziękuję raz jeszcze za chap :) Weny i czasu :)
Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Wto 18:33, 11 Maj 2010 Powrót do góry

Pierniczki? O matulko... Mamy ciąg dalszy słodkości.
Dlaczego zakończenia w tym opowiadaniu muszą być tak frustrujące? Teraz, aż do pojawienia się następnego rozdziału, będzie zżerać mnie ciekawość jak Bella wywinie się z tego bagna. Jej matka jest postrachem i chyba tylko cud może uratować dziewczynę przed gniewem.
Klimat tego opowiadania jest absolutnie wspaniały i sprawia, że tłumaczenie można czytać w nieskończoność. Bawi mnie Bella i jej brak pewności siebie jeśli chodzi o kontakty z Edwardem. Teraz przydałoby się chodzenie do normalnego liceum, a nie do katolickiej wspólnoty. Pobrała by stosowne "nauki" u dziewczyn w jej wieku. :) Rose i jej "sherlockowy" charakter bardzo mnie zaskoczył, jednak było to pozytywne zdziwienie. Nie często ma się do czynienia z taką blondynką, która bardziej jest przyjaciółką córki niż matki. Rozbroiła mnie tą sytuacją z kotem; spodziewałam się że zaraz wyskoczy z jakimiś ciętymi uwagami a tu proszę. A co do Edwarda....rozpływam się jak pierniczek z czekoladą... Jego urok działa na mnie na równi z Bellą i mam nadzieję, że Renee nie będzie się starała uniemożliwiać im kontaktów (o ile się dowie o nim). Jego "niechlujna" przeszłość nie jest powodem do domu, ale dodaje mu pikanterii!
Ocham i acham nad fabułą, tłumaczeniem i betą! Wszystko pięknie, ładnie i wspaniale ale rzuciło mi się w oczy tyci błąd:

Cytat:
Proszę, nigdy więcej tego nie mów, jeśli życie jest Ci miłe.


poproszę z małej literki to "ci".

Dziękuje pięknie i wspaniale za rozdział!!! Warto było czekać.Mam nadzieję, że uraczysz nas kolejną częścią dosyć szybko.
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 18:34, 11 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Wto 19:23, 11 Maj 2010 Powrót do góry

Mmhhh, uwielbiam pierniczki Little thongue man Mniam!

A więc...

Kilka zgrzytów:

"rozwiedzieni"--- rozwiedzeni
może zamiast "dadzą" lepiej zabrzmi "dodadzą".

Rozdział jak zwykle interesujący, cudownie przetłumaczony Ok!
Czekam niecierpliwie na reakcję Renee... i oczywiście na dalszy rozwój relacji dziewiczo- męskich (cóż, chyba tak trzeba to ująć). Och, uwielbiam przekleństwa Belli new happy są takie... dosadne.
Powodzenia i weny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 16:10, 20 Maj 2010 Powrót do góry

Cytat:
Wzruszyłam ramionami i wycofałam „mrowiącą” rękę, obiecując sobie, że jej nigdy więcej nie umyję.
tia - gdzie ja to już widziałam... a! w szóstej klasie po tym jak pocałował mnie w rękę pewien przystojny piątoklasista... (różnica wieku się nie liczyła)...

było zabawnie jak zwykle, nie mogę traktować romantycznie tych sytuacji, bo Edward jest zbyt ekstremalny i uwikłany w jakieś dziwne akcji, które w zasadzie są świetne same w sobie, ale czuję, ze autorka znajdzie wytłumaczenie dla jego wyczynów (całkiem niepotrzebnie, bo mnie się podoba taki zakręcony... taki seksowny w zwierzęcy sposób - gdyby takich meżczyzn było więcej... *kirke właśnie się rozmarzyła, więc z inteligentnego komentarza nici)...

dziękuję za świetne tłuamczenie Wink

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin