FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 The Caged Bird [T][NZ] Rozdział 13 - 22.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
wampiromaniaczka
Wilkołak



Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim

PostWysłany: Czw 21:48, 24 Lut 2011 Powrót do góry

Dziwny FF, choć kanoniczny niby związek Eda i Belli. Denerwująca Renee, świętoszkowata, jak nasze rodzime Radio Maryja. Nie mam nic przeciwko wierze w Boga, ale nie lubię fundamentalizmu religijnego, bo do niczego dobrego nie prowadzi Przykład? nieistniejące już wieże WTC w USA. Zadaniem wychowania religijnego jest- między innymi- jak zauważyłam -uzmysłowienie sobie grzeszności własnego ciała, wyparcie się go, jeśli nie służy prokreacji i tylko po ślubie! Jeśli komuś to odpowiada, nie mam nic przeciwko temu. Obawiam się jednak, że takie podejście czasem wywołuje więcej szkód. Bella ma teraz poważny dylemat; być wierną szacunkowi względem matki, czy dać się ponieść grzesznej przedślubnej miłości? Niedobrze, jeśli po rozwodzie, jedno z rodziców całkowicie zawłaszcza wspólne- było nie było- dziecko! I lepi go na własną modłę.Całą wściekłość za rozpad związku Renee przerzuca na córkę, unieszczęśliwiając i ją ,i siebie.
Trochę drażni mnie Edward, próbuje rozdziewiczyć Bellę, w końcu taki ma styl bycia, bo jej świętoszkowatość go intryguje, dotąd zawsze dostawał to, co chciał. Teraz musi się trochę natrudzić. Faceci na ogół kochają wszelkie wyzwania, nic więc dziwnego, że go to kręci, począwszy od pokracznych ciuchów Belli, po jej nieprzystawalność do zwykłego świata nastolatków. Byle tylko nie zabawił się jej kosztem. Boję się , że to Renee tu straszliwie namiesza.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Czw 22:41, 24 Lut 2011 Powrót do góry

Wampiromaniaczko, mam wrażenie, że poprzestałaś na czytaniu tego ffa po dwóch rozdziałach, ponieważ jak wszyscy wiemy, Edward nie zainteresował się Bellą tylko ze względu na jej cnotliwe majtki. Przykładem jest chociażby scena w której pokazuje jej swojego iPoda a także list, który do niej napisał i umieścił razem z urodzinową płytą. "Związek" Edwarda i Belli (chociaż nie można jeszcze tego nazwać związkiem) jest bynajmniej kanoniczny, jedynym połączeniem z sagą, prócz bohaterów, jest rozwód Charlie'go i Renee, a także więzy rodzinne łączące Edwarda i Alice. Reszta jak dla mnie nie ma zbyt wielkiego powiązania z SM więc Twoje zarzuty jakoś do mnie nie przemawiają. A tak skoro tu jestem: Bells, jak tłumaczenie?

Pozdrawiam.

EDYCJA: Droga Wampiromaniaczko - absolutnie nie chciałam na Ciebie naskoczyć, jeśli tak odebrałaś mój komentarz to bardzo przepraszam:) Dojdźmy do kompromisu i powiedzmy, że ten ff jest wieloznaczny i trudno jasno i wyraźnie zinterpretować działanie bohaterów:)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 21:11, 25 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
wampiromaniaczka
Wilkołak



Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim

PostWysłany: Pią 13:33, 25 Lut 2011 Powrót do góry

Ewelino droga !W ŻADNYM WYPADKU tego , co napisałam nie powinnaś traktować jako zarzutów. To wolny strumień moich myśli. momentami tylko mam dość Eda zainteresowanego głównie chemią ciała. Belli ciała.Bardziej skupiłam się na Renee, że utrudnia "Twojej"Belli żywot. Że ją ogranicza i wpędza w poczucie winy! w tym FF Ed jest tak skonstruowany charakterologicznie, że wywołuje we mnie TAKIE, nie inne wrażenia. Czy wszyscy mamy odbierać na jednej fali?
Pisząc o ich (B&E) związku użyłam określenia NIBY KANONICZNY, co nie oznacza całkowitej kanoniczności, tak?
Ewelino, nie znam się na tłumaczeniach, zapewne robisz to dobrze, nie mnie oceniać, odnoszę się do tekstu, czy nie może on być wieloznaczny? Przecież to bardzo subiektywne.Nie traktuj mojej wypowiedzi jako zamachu na Ciebie. Zapamiętaj jedną istotną rzecz; nie wypowiadam się pod FF, które nie zrobiły na mnie wrażenia , jeśli chce mi się zamieścić jakikolwiek komentarz, oznacza to ,że treść jest absorbująca, a to nie zarzut przecież. Zamieszczanie FF-ów na tym forum może rodzić różne komentarze. Pozdrawiam Cie serdecznie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wampiromaniaczka dnia Sob 14:17, 26 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Śro 18:49, 20 Lip 2011 Powrót do góry

Hej! :D

mam przyjemność w imieniu swoim, Night i Eweliny zaprosić Was na kontynuację tłumaczenia naszego ukochanego Ptaszyska.
Poprzednia tłumaczka dała nam swoje błogosławieństwo, a zatem nie przeciągając, przed Wami 12 chap "The Caged Bird"

Tłumaczenie od rozdziału 12: Yvette89&Night_angel94
Beta: Ewela993

Tekst możecie znaleźć na moim chomiku -> [link widoczny dla zalogowanych]
Na chomiku Night -> [link widoczny dla zalogowanych]
Oraz na chomiku poprzedniej tłumaczki -> [link widoczny dla zalogowanych]

Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 20:44, 24 Lip 2011 Powrót do góry

Bardzo się cieszymy, że tłumaczenie będzie kontytuowane, jednak mamy taki wymóg na tym forum, zawarty w regulaminie KP, że nie zezwalamy na wklejanie samych linków do chomika. Trzeba umieszczać faktyczny tekst w KP, bo to nie dział ogłoszeń.
Jeżeli chcesz tu zamieszczać tłumaczenie, zapraszamy. Możesz również podać link do chomika, ale tekst to wymóg podstawowy, samo info o pojawiających się rozdziałach na chomiku - na to się nie zgadzamy, jest to wbrew regulaminowi. Jeżeli nie chcesz zamieszczać tłumaczenia tutaj, usuniemy temat z KP, tzn. przeniesiemy go do "Zawieszonych" i zablokujemy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Nie 20:45, 24 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Nie 21:29, 24 Lip 2011 Powrót do góry

Kiedyś nie było tego wymogu, a przyznaję się, że jednak dawno nie zaglądałam do regulaminu, po prostu nie miałam ku temu powodu :p
Dziękuję za info Wink

Nadrabiam niesubordynację i proszę, oto tekst :)

Bardzo przepraszam, jeśli niektóre znaki albo kursywa w tekście nie będą się pojawiać, ale po skopiowaniu z mojego worda, tutaj nie ukazuje się kursywa

Tłumaczenie od rozdziału 12:
Yvette89&Night_angel94
Beta: Ewela993



"The Caged Bird"

Rozdział 12: “Forever"


You said you'd
never fall down
the stairs again,
so I tripped you,
to remind you
there is no way
to control your
destiny as long
as I hold you
back, and that's
why I flew away,
giving you time
to escape until
it was time for
us to meet
again, and we
will meet again,
over and over.
- Jason Flatowicz



Przez ostatnie godziny w piątek spieszyłam się w bibliotece, by oczyścić moje myśli ze wzajemnego… oddziaływania pomiędzy Edwardem a mną. Alice spędziła z nami całe popołudnie, a pan Jasper cały czas pałętał się za nią w bibliotece, jak nieszczęśliwie zakochany szczeniaczek. Mogłabym to uznać za śmieszne, ale jednak było to dla mnie dziwne. Nie byłam przyzwyczajona do widoku jego twarzy zdominowanego przez wiele emocji. Uważałam go za najbardziej zrównoważoną osobę, jaką kiedykolwiek poznałam. Kiedy Alice powiedziała mu kiczowaty żart podczas zamykania, faktycznie usłyszałam jego chichot. To było totalnie dziwaczne.
Po zgaszeniu świateł i włączeniu alarmu pan Jasper oświadczył, że zawiezie Alice do domu. Eskortował ją po mokrej nawierzchni na parkingu do swojego samochodu – klasycznego, czarnego kabrioletu GTO, którego nikomu nie pozwalał dotknąć, a co dopiero nim pojeździć. Alice pomachała do nas wesoło z siedzenia pasażera, gdy odjeżdżali. Jej uśmiechnięta twarz wyrażała pełne zadowolenie.
- Gdzie jest twój samochód? – zapytałam Edwarda. Nie wyglądało na to, aby jego Volvo stało na parkingu biblioteki.
Wzruszył wymijająco ramionami, jego twarz była zagadkowa. – W pobliżu.
Uniosłam brwi. – W pobliżu?
- Tak – odpowiedział, lekko owinął rękę wokół moich ramion i prowadził mnie w kierunku chodnika. – Pomyślałem, że może mógłbym cię dzisiejszej nocy odprowadzić do domu. Możemy spróbować tej małej rzeczy zwanej konwersacją. Słyszałem, że to przyjemne.
Zaśmiałam się, rozkoszując się ciepłem, które jego ciało dostarczało mi pośród tego chłodnego, nocnego powietrza. – Okej, myślę, że moglibyśmy to wypróbować. Zobaczmy, jak pójdzie.
Przez kilka minut szliśmy obok siebie w błogiej ciszy. – Sądzę, że jedno z nas faktycznie musi zacząć mówić, aby zadziałała ta cała konwersacja – zażartowałam, a on w odwecie połaskotał mnie w talii, dopóki nie piszczałam i prosiłam, żeby przestał.
Uważałam, że wspólne spędzanie czasu po naszym spotkaniu w stosach książek będzie jakoś dziwne, ale wydawało się to być zupełnie naturalne – i dla mnie to było szokujące. Nawet w najmniejszym stopniu nie czułam się niezręcznie. W rzeczywistości to uczucie było takie, jakbyśmy znali się już od lat.
Nie powinnam zacząć się rumienić jak jakiś dziwak, czy niekontrolowanie się jąkać?
Cienie grały na jego twarzy, kiedy szliśmy pod baldachimem z drzew. – Wiem, co będziemy robić – oświadczył w końcu zdecydowanie. – Oboje mamy sobie do zadania wiele pytań o każdym z nas, nieprawdaż?
Gdy niezdecydowana skinęłam głową, podarował mi szeroki uśmiech i kontynuował: - Tak wiec, będziemy przez całą drogę do domu zadawać sobie na zmianę inne pytania. Żadnego tabu – o co inna osoba zapyta, musimy odpowiedzieć. – Jego oczy były tak głębokie i nieodgadnione jak noc. – Zgoda?
Mój wzrok przesunął się w dół na nasze stopy. Przyglądałam się małym kroczkom moich drobnych Mary Janes, które stawiałam podwójnie, aby pasowały do jego dużo większych kroków w znoszonych martensach. Pomysł był niewątpliwie kuszący. Pragnęłam zadać tak wiele pytań, na które chciałam dostać odpowiedzi. Jednak musiałam się zastanowić, czy ten plan ostatecznie nie odwróci się przeciwko mnie. W końcu on był w stanie zapytać mnie, o co chciał, a ja nie byłabym w stanie skłamać.
Co jeśli on zapyta mnie o coś związanego z seksem? Wyjdę na całkowitego głupka.
Moja nienasycona ciekawość wzięła nade mną górę i zgodziłam się na ten pomysł. – Ja zaczynam – wypaliłam. Chciałam zadać mu przynajmniej jedno pytanie, zanim on będzie mógł spytać mnie o coś, czym chciałby doprowadzić mnie do śmierci z powodu zażenowania.
Zaśmiał się przytulił mnie do swojego boku. – W porządku, księżniczko. Co chcesz o mnie wiedzieć?
Te słodkie czułości podekscytowały mnie, a ja bardzo starałam się nie zaczerwienić. Chciałam utrzymać nasze przyjacielskie stosunki. Na żadne pytanie nie otrzymam odpowiedzi, jeśli rzucę się na niego, tak jak wcześniej tego wieczoru. Mój umysł pracował po nadgodzinach, by znaleźć coś, co nie wydawałoby się zupełnie dziecinne albo natrętne. Zdecydowałam, że zacznę powoli i opracuję sobie trudniejsze pytania.
- Moje pierwsze pytanie… - urwałam, niepewna jak ułożyć moje poplątane myśli w słowa. Postanowiłam podejść do tego swobodnie, utrzymać mój głos tak zblazowany, jak to tylko możliwe. – Dlaczego nagrałeś mi CD, po tym, jak tylko raz mnie spotkałeś?
Rzucił krótkie spojrzenie w dół i badał moją twarz. – Podobała ci się?
Byłam zdziwiona tym, że widocznie bał się mojej odpowiedzi. Gdy natychmiast nie odezwałam się, oderwał ode mnie swoje ramię i wczepił dłoń w swoje włosy, ciągnąc za pasma.
Czy on denerwował się, ponieważ myślał, że mogłam nie polubić płyty? Żartuje sobie?
Zaśmiałam się i szturchnęłam go w bok, oczarowana jego nagłym brakiem pewności siebie. – Ja ją nie tylko lubię, ja ją kocham. Nie bądź niemądry.
Promienny uśmiech rozświetlił jego twarz i chwycił moją dłoń, stykając swoje ciepłe palce z moimi. – Jakie piosenki lubisz najbardziej? – zapytał, machając naszymi splecionymi dłońmi w tę i z powrotem. – Czytałaś mój list?
To nie była strona Edwarda, którą znałam. Wyglądał na tak podekscytowanego i chłopięcego, że aż nienawidziłam mu przerwać. – Hej, nie powinna być teraz moja kolej? Jeszcze nie dałeś mi odpowiedzi na żadne pytanie, kolego – przekomarzałam się i ścisnęłam mu dłoń.
- Och, prawda. – Zachichotał, zanim głęboko westchnął. – Myślę, że zrobiłem ją dla ciebie, ponieważ wydawałaś się naprawdę zupełnie inna niż wszystkie dziewczyny. – Podniósł dłoń, przewidując moje wtrącenie. – I tak, jestem bardzo świadomy, jak cholernie oklepanie to brzmi.
Wsłuchiwałam się w odgłosy naszych stóp odbijających się o nawierzchnię chodnika, gdy czekałam na to, aż będzie kontynuował. Wiedziałam, że nie był świetny w dobieraniu słów, więc postanowiłam być cierpliwa i dać mu tak dużo czasu, ile będzie potrzebował, by odpowiedzieć na moje pytanie.
Nawet jeśli jego odpowiedź była na tyle tajemnicza, bym zapragnęła do udusić.
- Zgaduję, że to, co chciałem miałem na myśli to to, że stawiłaś czoła moim bredniom i to mi się spodobało. – Podczas tego wyznania na jego ustach pojawił się krzywy uśmiech i poczułam, jak również moje kąciki ust kierują się do góry. – A zatem lubisz mnie, ponieważ zamknęłam ci usta? – zapytałam, nie mając do końca pewności, dlaczego on uważał to za atrakcyjną cechę w człowieku.
- Możesz wierzyć lub nie, to nie zdarza mi się tak często – odezwał się. Jego kciuk kreślił uspokajające kółka na wierzchu mojej dłoni, gdy spojrzał na mnie w dół, żar w jego oczach rozgrzał moje wnętrze. – Instynktownie po prostu czułem, że musiałem cię lepiej poznać. – Pochylił się blisko mnie, jego oddech był słodki, z aromatycznym zapachem mięty. – Wiesz, co miałem na myśli?
Oczywiście, wiedziałam. Wiedziałam od pierwszego momentu, gdy potrąciłam go wózkiem od książek, że on będzie kimś wyjątkowym: katalizator, który w zawrotnym tempie wyśle mnie z mojej samotnej egzystencji w kolorowy i przerażający nowy świat. On posłał mnie w podróż odkrycia samej siebie, która zmienia całe moje życie, a znałam go krócej niż przez tydzień.
Niemniej jednak nie miałam zamiaru wyznać mu coś tak naiwnego.
Oszczędź sobie tej poezji, na kiedy indziej, Bello.
- Tak, wiem, co masz na myśli – przyznałam. Pod jego czułym spojrzeniem, którym obdarzył mnie w odpowiedzi, serce stopiło mi się w piersi w wielką kałużę roztkliwienia.
Jak gdyby nagle zdał sobie sprawę, jak nazbyt sentymentalna była ta sytuacja, Edward wyprostował się i znowu powrócił jego dumny krok. – W porządku – odpowiedział szorstko. Odchrząknął niedbale, zanim kontynuował: - Moja kolej.
Spojrzałam na niego wyczekująco, przygotowywałam się na zawstydzające pytanie, którym zamierzał mnie powalić.
Miej to już za sobą, jakbym nastawiałam się do tego już po raz setny. Nie zachowuj się jak mała dziewczynka. Jak złe może być już jego pytanie?
Znany diabelski błysk pojawił się w Edwarda oczach. Przełknęłam ślinę, będąc na skraju wytrzymałości przez słowa, które miały opuścić jego usta.
O słodki Panie, proszę, niech on nie zapyta mnie o stosunki seksualne.
- Bello – zaczął, jego melodyjny głos przeciągnął sylaby mojego imienia, jak ciągnie się wzdłuż ciepły miód. Jego podstępne kąciki ust uniosły się powoli w górę na mój skrępowany wyraz twarzy. – Czy ja byłem pierwszym, którego pocałowałaś?
Dlaczego ziemia, chociaż raz nie może się rozstąpić i pochłonąć człowieka, jeśli się tego naprawdę pragnie?
- Dlaczego pytasz? – pisnęłam, wyrywając się z jego uchwytu, aby wytrzeć swoje nagle spocone dłonie o materiał spódnicy.
W reakcji jedynie podniósł brwi, jakby wątpił w moją inteligencję. – Bello, no dalej.
Ukryłam twarz w dłoniach, byłam całkowicie upokorzona. – Byłam straszna, prawda? To było najobrzydliwsze doświadczenie twojego życia. – Mężnie starałam się utrzymać razem resztki mojej podartej godności i zupełnie je utraciłam, gdy usłyszałam, jak zaczął się śmiać. – Teraz, jeśli mi wybaczysz, muszę iść do domu, żeby wykopać ogromną dziurę, aby się w niej zakopać – mruknęłam, umierając wewnętrznie.
To jest takie potworne i powinno zostać uznane za nielegalny, torturujący czyn. Rzucę się pod następny samochód, który będzie przejeżdżał tą ulicą.
Odciągnął mi dłonie z twarzy i chwycił za podbródek, zmuszając do napotkania jego spojrzenia. – Bello, to jest najgłupsza, cholerna rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem, że powiedziałaś – oświadczył. Ton jego głosu szybko zmienił moje zakłopotanie we wściekłość.
Poprawka: Być może muszę JEGO rzucić pod ten samochód.
- Ugh – warknęłam nadzwyczaj na niego wściekła. Nic nie było warte tego bólu. Prawie bardziej wolałam poradzić sobie z moją matką! Gdy próbowałam przecisnąć się stąd obok niego, złapał mnie w talii i ustawił się przede mną, zapobiegając mojej ucieczce.
- Serio. Cholernie zdumiewająco całujesz. Słowo honoru skauta. – Trzymał dwa palce w górze salutując, próbując najlepiej jak mógł grać niewinnego.
Rzuciłam mu piorunujące spojrzenie, zupełnie nieprzekonana jego słowami. – Byłeś harcerzem?
Parsknął. – Taaak, jasne. Wolałbym paść trupem niż nosić jeden z tych debilnych mundurków.
Parsknęłam w irytacji, a on załagodził swój ton, błagając spojrzeniem. – Jedynym powodem, dla którego zapytałem, to to, że ty po prostu wydajesz się bardzo być pod kloszem i może odrobinę skrępowana, jeśli chodzi o… - Urwał i skrzywiłam się, czekając na to, aż powie mi, jak zahamowana emocjonalnie byłam albo być może za jakiego tępaka i dziewicę we mnie uznał.
To jest to. On w końcu zwróci uwagę na twoje braki.
- … fizyczne rzeczy – zakończył taktownie i odetchnęłam z ulgą. Jego palce chwyciły moją talię, masowały mnie łagodnie, a moje lodowate nastawienie zaczęło topnieć pod wpływem tej kochającej pieszczoty.
- Byłem zdziwiony, jaka byłaś dobra. Zacząłem się trochę martwić, że mogłabyś być bardziej doświadczona, niż początkowo sądziłem - dodał, jego oczy błyszczały z powodu psotnego humoru.
Nic dziwnego, że Alice wydaje się cały czas na niego zła. On nie jest szczęśliwy, dopóki kogoś nie doprowadzi do szału.
Skrzyżowałam ramiona z rozdrażnieniem, wciąż jeszcze niezadowolona, że jeździł po moim braku doświadczenia. – Muszę cię niestety uświadomić, iż nie byłeś pierwszym, którego całowałam, Edwardzie Cullen.
Spojrzał wilkiem w dół na mnie, chmury burzowe pojawiły się w jego burzliwych oczach. Uchwyt wokół mojej talii zacieśnił się, powodując, iż pisnęłam w zaniepokojeniu. – Czy istnieje ktoś, komu powinienem właśnie skopać dupę? – zapytał, jego głos był twardy i napięty z tłumionym gniewem.
Ciągle zapominam, że on przypuszczalnie jest złym chłopcem, pomyślałam, bacznie przypatrując się jego zaciśniętym zębom i rozdętym nozdrzom. Zbyt łatwo jest zapomnieć, jeśli on przez większość czasu zachowuje się jak pluszowy miś.
Ujęłam dłoń chłopaka w swoją po raz kolejny, ciągnąc go wzdłuż ulicy. Nadal było mnóstwo pytań, które chciałam mu zadać, a czas mi się kończył. Kiedy dotarliśmy do mojej ulicy, zmuszona musiałam schować to w domu, zanim matka zobaczy mnie z Edwardem i dostanie bezbożnego szału.
- Okej, teraz znowu moja kolej – stwierdziłam, zadowolona, że jego w końcu się skończyła. Nadszedł czas, by skoncentrować się na sednie sprawy. – Jak dostałeś pracę w bibliotece? – Przygryzłam swoją wargę i spojrzałam do góry na niego, niepewna jak przyjął moje wścibstwo.
Odetchnął głęboko, a jego palce ścisnęły moje. – Jak już wiesz, osobiście miałem całkiem bliskie relacje z twoim ojcem. – Uśmiechnął się z zakłopotaniem i drgnęłam, zmartwiona, że zawsze mieliśmy to dziwne połączenie między sobą. – Ostatnim razem wpakowałem się… w intrygę … twój tata był niemal gotowy, by zamknąć mnie i wyrzucić klucz.
Chłopak wyglądał na zawstydzonego swoim przyznaniem i skrzywiłam się ze współczuciem. Lekko pogłaskałam jego palce, zachęcając do kontynuowania swojej historii. Martwił mnie widok jego zdenerwowania.
- Moja mama odwiodła go od tego poprzez obiecanie, że załatwi dla mnie pracę społeczną. A zatem pracuję w bibliotece za darmo, zamiast spędzać czas w lokalnej celi więziennej – zakończył, nadal unikając mojego wzroku.
Więc to jest to, czego panna Angela nie chciała mi powiedzieć. Pomyślałam, że kawałki w mojej głowie zaczynają do siebie pasować. Zastanawia mnie, dlaczego nie czuła się, jakby mogła mi się zwierzyć?
- O jakim rodzaju „intrygi” tutaj mówimy? – dociekałam, ciekawa jaki rodzaj wykroczenia spowodował, że skończył pracując ze mną w bibliotece.
Przewrócił na mnie oczami. – To była tylko jakaś głupia bójka w rezerwacie. Jake sypiał z jakąś dziewczyną, a jej brat wkurzył się z tego powodu. Zebrał grupkę przyjaciół i usiłował skopać Jake’owi tyłek. Starałem się tylko przyjść mu z pomocą. – Prychnął i wepchnął ręce w kieszenie. – Nie, żeby on nawet to docenił, głupi drań.
Zmarszczyłam brwi, niepewna dlaczego coś takiego jak to, wpakowałoby kogoś do więzienia. Nawet dzieciaki w Akademii sporadycznie wdawały się w bójki, a nawet najgorszym, co im się przydarzyło to to, że zostali zawieszeni na tydzień i musieli napisać referat o nadstawieniu drugiego policzka. – Nie rozumiem. Dlaczego miałbyś przez to wpakować się w tak duże kłopoty?
- Mogłem złamać komuś szczękę – wymamrotał. Moje nagłe sapnięcie w zrozumieniu wywołało natychmiastową obronę Edwarda. – Hej, to nie moja wina, że mam tak niesamowity prawy sierpowy. On nie powinien był zadzierać z Jack’iem. Jakby nie zachowywał się jak taki dupek, nic z tego gówna by się nie wydarzyło.
Gapiłam się na niego w szoku. – Ty jesteś tym, który złamał szczękę Seth’owi? – zapytałam z niedowierzaniem. Zamarłam w pół kroku, dochodząc do drugiego, bardziej zdumiewającego odkrycia. – Czekaj, a Jake sypia z Leą?
Spoglądał w dół na mnie, konsternację miał wypisaną na twarzy. – Znasz Clearwaters’ów? – zapytał, wyciągając zgniecioną paczkę papierosów z tylniej kieszeni. – Nie wiedziałem, że bywałaś wcześniej w rezerwacie.
Prychnęłam, zastanawiając się czy on w jakiś sposób igrał ze śmiercią. – Uch, taa. Otóż mój tata tylko umawia się z ich mamą od jakichś dwóch lat!
Edward nie mógł wyglądać na bardziej zaskoczonego, jeśli zapytałabym, aby wycyganić od niego jednego z papierosów . – O jasna cholera! Mówisz piekielnie poważnie? – Na moje żarliwe skinienie, potrząsnął swoją głową w niedowierzaniu. - Święty, ku***, Jezu, nic dziwnego, że twój tata tak się na mnie wkurwił. – Chłopak zaczął się histerycznie śmiać i posłałam mu miażdżące spojrzenie, niepewna, co w tym uznał za takie zabawne.
- Czy to jest coś naprawdę tak śmiesznego? – zapytałam, krzywiąc się, gdy tylko śmiał się głośniej.
- To jest cholernie komiczne – krztusił się. Twarz rozmówcy zrobiła się czerwona, gdy walczył o oddech. – Pani Clearwater mogła znaleźć sobie kogoś znacznie lepszego niż twój tata, przy okazji. – Nadal trwał w załamaniu (nerwowym), a ja wywróciłam oczami.
- Hej! – Uderzyłam go mocno w ramie i spróbowałam ukryć uśmiech, kiedy krzyknął i potarł obrażony obszar. – Nie mów w ten sposób o moim tacie, idioto.
Zamrugał do mnie oczami, zraniony. – Bello, to naprawdę bolało. – Nadymał wargi, wskazując na swój biceps z papierosem, który zdołał wyciągnąć z pogniecionej paczki. – Nie miałem pojęcia, że jesteś tak silna.
Zaśmiałam się, całkowicie rozdrażniona. Dlaczego w imię świętego słodkiego Dzieciątka Jezus, uznaję jego irytujące zachowanie za słodkie? W odwecie chwyciłam jego papierosa, rozrywając go na pół zanim wrzuciłam go w pobliskie krzaki.
- Co, do kurwy, Bello? – gderał. – To był mój ostatni.
- Nie bądź takim dzieckiem – odpowiedziałam, podnosząc rękaw jego białego t-shirtu, zanim złożyłam niewinnego buziaka na jego ramieniu. – Już. Lepiej?
Chłopak uśmiechnął się do mnie szeroko i ponownie objął mnie ramieniem w tali. – Dużo lepiej. – Przyciągając bliżej do siebie, pocałował mnie w czubek głowy, sprawiając, że roztopiłam się wewnętrznie. – W porządku, moje następne pytanie jest dwuczęściowe – powiedział, kciukiem zahaczając o materiał mojego swetra. Spojrzałam do góry na niego i posłał mi szeroki uśmiech, który ukazał jego dołeczki. – Lubisz mnie, Bello?
Oblałam się rumieńcem i skryłam twarz za włosami, pewna, że moje policzki staną się permanentnie czerwone po dzisiejszej serii pytań.
Nie jestem pewna czy „lubić” jest słowem, którego tutaj szukasz. Jakiego słowa użyjesz, aby opisać absurdalną mieszankę irytacji, przemaczającej majtki żądzy i obezwładniającego pragnienia, aby zatroszczyć się o kogoś i może przygotować dla tej osoby rosół, kiedy jest chora?
- Taak, wiesz, że lubię - wymamrotałam, zastanawiając się czy on żył po to, aby mnie torturować.
- Okej - odpowiedział, po raz kolejny cmokając mnie w czubek głowy, zanim kontynuował. – Pieprz mnie, twoje włosy pacną tak dobrze.
O mało nie potknęłam się o wymyślone pęknięcie w chodniku na ten drobny komplement. Silne ramiona chłopka trzymały mnie prosto, kiedy miałabym uderzyć o bruk.
- A zatem, kiedy zamierzamy umówić się, by wyjść na prawdziwą randkę? Chodzi mi o to, że obściskiwanie się w bibliotece jest całkiem piekielnie fantastyczne, ale chciałbym rzeczywiście móc postawić ci kolację, zanim zacznę cię obmacywać – zapytał. Ordynarność jego prośby sprawiła, że prawie zapomniałam o moich obawach odnośnie faktu, że właśnie zaprosił mnie na pierwszą randkę w moim krótkim życiu.
- Wow – stwierdziłam sucho – jak stylowo z twojej Stroby.
- Taak, jestem naprawdę romantycznym gościem – odrzekł, palce chłopaka wśliznęły się pod rąbek mojego swetra, aby dotknąć miękkiej skóry mojej talii. To łaskotało i wiłam się. – Wyjdźmy jutro wieczorem.
- Uch… - zbywałam, nie mając pewności jak wyznać mu, że prawdopodobnie nie dostanę pozwolenia, by wyjść na randkę dopóki nie skończę pięćdziesiątki. Nawet wtedy prawdopodobnie będę potrzebowała przyzwoitki. – Nie jestem pewna czy to się uda, Edwardzie.
Zmarszczył brwi. – Dlaczego nie? Masz już coś zaplanowane?
Przygryzłam wargę, niezdolna, by wyjść z wiarygodnym kłamstwem w jednej chwili. Będę musiała wyjawić mu prawdę. – Prawdę mówiąc nie mam pozwolenia, aby umawiać się na randki – w końcu przyznałam, zanim zaryzykowałam spojrzeniem mu w twarz.
Zachichotał, rozbawiony. – Bardzo zabawne, Bello.
Kiedy wyłącznie dalej wpatrywałam się w niego, z ponurym wyrazem twarzy, uśmiech chłopaka szybko zamieni się w zmarszczone brwi w rozdrażnieniu. – Co, do cholery? Dlaczego, do diabła, nie?
- Ponieważ moja mama jest niesamowicie religijna i dostaje całkowitego szału, jeżeli nawet próbuję jej wspomnieć o czymkolwiek tego rodzaju – stwierdziłam rzeczowo, pewna, że teraz nie będzie chciał mieć absolutnie nic wspólnego ze mną, kiedy dopiero co wygłosiłam moje problemy osobiste.
Szalona matka Baptystka i straszny ojciec policjant, co za ujmująca kombinacja, pomyślałam do siebie gorzko, czekając aż porzuci mnie i weźmie nogi za pas.
Zamiast zmyć się, zaskoczył mnie poprzez obojętne wzruszenie ramionami. – Okej, coś wymyślimy. Alice powiedziała, że jutro przyjedziesz do naszego domu, więc zgaduję, że wtedy się spotkamy.
Gapiłąm się na niego, niepewna czy mnie słyszał. - Edwardzie, przed chwilą wyznałam ci, że nie mogę z tobą wyjść – powtórzyłam, zagubiona poprzez jego zupełny brak zaniepokojenia moją odpowiedzią.
Uniósł na mnie żartobliwie gęstą brew w zniecierpliwieniu. – Wiem, co powiedziałaś, nie jestem głuchy.
- A zatem, nie przeszkadza się, że nie możemy… - przerwałam, nadal nie czując się komfortowo ze znaczeniem tematu - … chodzić ze sobą?
Chłopak zmarszczył brwi złowieszczo. – Tego nie powiedziałem. – Pociągnął mnie za sobą po chodniku, moje stopy potykały się o siebie, aby za nim nadążyć.
- Czekaj, co? – dociekałam, kompletnie zmieszana. – Nie rozumiem.
- Możesz po prostu skłamać swojej mamie i powiedzieć jej, że idziesz na noc do domu przyjaciółki czy jakieś inne głupie gówno, które zawsze robią dziewczyny. Zaplatanie włosów czy cokolwiek. – Wyrzucał słowa mimochodem, jakby okłamanie swoich rodziców było tak łatwe, jak opowiedzenie dziecku bajki.
- Nie wiem czy mogę to zrobić, Edwardzie – wymamrotałam. Prawie dotarliśmy do mojej ulicy i nadal nie miałam szansy zapytać go o jego związek z dziwakowatą nauczycielką, Tany’ą.
- Z pewnością możesz, to proste – odpowiedział, lekceważąc moje protesty, jakby były niczym. – Cały czas to robię. Esme i Carliele nigdy nic nie podejrzewają.
To szczerze wątpliwe, panie Młodociany Przestępco.
Zmarszczyłam brwi zakłopotana. – Mówisz do swoich rodziców po imieniu? – zapytałam, niezdolna, żeby nawet zgłębić rodzaj reakcji jaki bym otrzymała, gdybym ośmieliła się powiedzieć do Renee w jakikolwiek inny sposób niż „matko”.
- Taa, nie dbają o to – odpowiedział, uśmiechając się do mnie, nim powrócił do poprzedniego tematu. – A zatem, jutro podjadę po ciebie pod dom?
Zastanawiałam się czy on słuchał czegokolwiek, co powiedziałam w ciągu ostatnich pięciu minut. – Taak, pewnie. Przyjedź po mnie, jeśli chcesz być przypiekany na ruszcie przez godzinę starotestamentowym sposobem, zanim moje mama zepchnie na ciebie traktat i trzaśnie prosto w głowę swoją gigantyczną Biblią.
Chłopak zrywał boki, jego reakcja skłoniła mnie do uśmiechu. – Przysięgam na Boga, jesteś piekielnie rozpustna, Bello. – Jego oczy zatrzymały moje spojrzenie, gdy unosił rękę, aby dotknąć loka, który spływał obok mojego policzka. – Jezu, uwielbiam twoje włosy. Są tak cholernie miękkie.
Uśmiechnęłam się do niego drżąco, mój brzuch wykonał fikołka, na jego bliskość z moimi wargami. – Jestem pewna, że moja matka naprawdę rozłożyłaby cię za wzywanie imienia Pana na daremno w ten sposób. – Oddech uwiązł mi w gardle, gdy opuścił głowę bliżej mojej.
- Pieprzyć twoją matkę - wyszeptał, nim pocałował mnie z wystarczającą dawką finezji, by z mózgu odpłynęły mi wszystkie spójne myśli. Smak jego ust był tak przepyszny, jak zapamiętałam, a jego ciało przyciśnięte do mojego przynosiło takie przyjemne uczucie. Kiedy w końcu się odsunął, musiałam walczyć, by moje oczy pozostały otwarte. Czułam się pijana namiętnością albo przynajmniej, jak wyobrażałam sobie uczucie upojenia.
Edward - upojenie.
- Lepiej pójdę do domu – wymruczałam podnosząc rękę, aby lekko dotknąć swoich spuchniętych od pocałunku warg. Oczy chłopaka pociemniały i usłyszałam, jak jego oddech staje się ciężki i nierówny.
- Taak – warknął, dłonie chłopaka zacisnęły się w pięści przy jego bokach. – Mogę odebrać cię jutro w południe spod biblioteki, jeśli tak będzie prościej dla ciebie.
Skinęłam, niepewna czy byłam w stanie odpowiedzieć bez załamania się mojego głosu od żądzy, którą mogłam czuć gwałtownie wzbierającą w moim ciele. Wciąż czułam się wycieńczona po moim prawie - orgazmie z wcześniej rano. Zastanawiałam się czy on odczuwa tą samą stratę kontroli, co ja i musiałam utrzymać wzrok od jego, aby powstrzymywać się od spoglądania w dół na Edwarda spodnie, by sprawdzić siebie.
Boże, proszę, wybacz mi. Wiem, że ponownie użyję tej główki od prysznica, zanim skończy się ta noc.
Edward wyciągnął rękę i owinął mnie ramionami, ściskając mocno. – Miło spędziłem dzisiaj z tobą czas. – Głos chłopaka zamruczał w moim uchu, i pocałował mój policzek, nim ponownie postawił mnie na nogach. – Dobranoc, Księżniczko.
Obserwowałam jak kroczył wzdłuż ulicy, nim skręcił za rogiem, poza zasięgiem mojego wzroku.
- Dobrej nocy, Książę z Bajki – wyszeptałam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 7:40, 25 Lip 2011 Powrót do góry

Przeżyłam szok! Opowiadanie, o którym myślałam, że umarło jak wiele innych na forum, cudownie zmartwychwstało. Nie mam słów. Nie wstawię komentarza, odnoszącego się do treści, bo muszę wrócić do początku, i przeczytać całość. Jestem tu o tej porze zupełnie przypadkiem, ale na pewno zostawię po sobie ślad. Dzięki, że ktoś będzie kontynuował, i mam nadzieję, że już do końca. Może Wasz powrót zachęci inne tłumaczki, do ukończenia pracy nad tłumaczeniami, które od miesięcy są w zawieszeniu.
Pozdrawiam cieplutko!!!!!
Kasia!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Nie 23:47, 21 Sie 2011 Powrót do góry

Przed Wami kolejny rozdział "Ptaszyska" Smile

Miłej lektury Wink

Tłumaczenie: Yvette89
Beta: Elune, którą mocno ściskam za sprawdzenie tego chapu Very Happy Dziękuję! :*


Rozdział 13: „Variation on the Word Sleep”



I would like to follow

you up the long stairway

again & become

the boat that would row you back

carefully, a flame

in two cupped hands

to where your body lies

beside me, and you enter

it as easily as breathing in

- Margaret Atwood



Długo i usilnie rozmyślałam przez resztę marszu do domu o tym, jakie kłamstwo powinnam powiedzieć mojej matce, aby wydostać się z domu następnego dnia. W przeciwieństwie do pewnego Edwarda Cullena, łganie moim rodzicom wcale nie było takie łatwe. Myśl o okłamaniu mej matki sprawiała, że nagle oblewał mnie zimny pot. Nie miałam pojęcia, jakiemu rodzajowi kary mogłam być poddana, jeżeli by mnie przyłapano.
Iron Maiden*, narzędzie do miażdżenia kciuków, łamanie kołkiem… Ona sprawiłaby, że Hiszpańska Inkwizycja wyglądałaby jak dziecięce przyjęcie urodzinowe, pełne strasznych klaunów i zwierzątek z balonów.
Prawie przekonałam siebie, by to wszystko odwołać, kiedy doszłam do ciemnego domu drugiej nocy w mniej niż tydzień. Otworzyłam frontowe drzwi i weszłam do wyblakłego foyer. Zrzucając plecak na podłogę, rozejrzałam się. Mieszkanie było opustoszałe, ciche jak na grobie.
Gdzie, do diaska, ona jest?
Zawędrowałam do kuchni i pstryknęłam włącznikiem światło, decydując się na zrobienie sobie kolacji, podczas gdy czekałam na zjawienie się matki skądkolwiek, gdzie się ukryła. Lodówka nie ukazywała niczego, poza zwiędłą główką sałaty i jakimś przestarzałym mlekiem. Otworzyłam zamrażarkę i przekopałam zimne wnętrze, zanim triumfalnie znalazłam kryjówkę z lodowymi kanapkami, które ukryłam za jakimiś zamrożonymi torbami z warzywami.
Przynajmniej to da mi trochę więcej czasu na wymyślenie wymówki na jutro pomyślałam, wgryzając się w mój lodowy deser ze zdławionym jękiem. Zauważyłam z niejakim niepokojem, że brudne naczynia znajdowały się w zlewie z kilku wcześniejszych nocy. Obowiązek, którego moja matka normalnie nigdy nie zostawiłaby niedokończonego.
Coś tutaj jest nie tak.
Byłam tak zajęta swoim własnym życiem, że nie zauważyłam, iż coś bardzo dziwnego działo się z moją rodzicielką. Na palcach jednej ręki mogłam zliczyć ilość razy w moim życiu, kiedy była w nocy poza domem, i prawie wszystkie te przypadki były nieodłącznie ze mną związane. Dodatkowo istniał fakt, że miałam dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności o tym, że okłamała mnie tamtej nocy odnośnie tego gdzie była. Wiedziałam, iż powinnam być zaniepokojona tym, co się z nią działo, ponieważ coś zdecydowanie było nie tak. Moim obowiązkiem jako jej córki było dowiedzieć się, co się stało i spróbować to naprawić.
Jednak chociaż raz w moim życiu, nie mogłam zdobyć się na to, by mnie to obchodziło.
Tak jak samolubne to było, wszystkim o czym mogłam myśleć to to, iż to będzie moją przepustką z tego domu.
Postanowiłam martwić się o matkę później. Póki co pragnęłam jedynie skupić się na sobie. Odepchnęłam to wkradające się uczucie niepokoju w kąt mojego umysłu i poczęstowałam się kolejną lodową kanapką.
Właśnie skończyłam brać prysznic i położyłam się do łóżka, kiedy moja matka w końcu wkradła się do domu. Zegarek dziadka wydzwonił niepokojąco w korytarzu, sygnalizując północ.
Godzina czarownic.
Zaplanowałam specjalizację z angielskiego pewnego dnia w niedalekiej przyszłości, więc doszłam do wniosku, że powinnam nadrobić zaległości we wszystkich zalecanych lekturach, które zaniedbałam. Odwracając stronę z własnej kopii w miękkiej okładce „Światła w sierpniu”[i/]**, usłyszałam otwierające się ze skrzypnięciem drzwi do mojej sypialni. Głowa mojej opiekunki wyglądała przez szparę. Zamiast ciasnego koka, w którym zwykle paradowała, włosy spływały swobodnie dookoła jej twarzy. Jasne blond fale zakręcały się uroczo dookoła ramion kobiety. Wyglądała prawie ślicznie.
[i]To dziwne. Nosiła swoje włosy spięte przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Byłam prawie przekonana, że one wiecznie tkwiły w tym uczesaniu.
Nagle stworzyłam w swojej wyobraźni obraz mojej matki biorącej prysznic w babcinym koku i zwalczyłam ekstremalny przypadek ciarek.
- Isabello – wyszeptała, wpatrując się prosto we mnie. – Nie śpisz jeszcze?
Wywróciłam oczami i zdjęłam moje okulary do czytania, kładąc je na szafce nocnej tuż obok. – Tak, matko. Światło jest włączone i w ogóle.
- Och, prawda. – Weszła do pokoju i zatrzymała się kilka kroków ode mnie, niespokojne palce rodzicielki przekręcały krzyżyk na jej naszyjniku. – Odrobiłaś wszystkie swoje zadania domowe?
Włożyłam zakładkę do książki i posłałam jej zdezorientowane spojrzenie. Zachowywała się jeszcze dziwniej niż normalnie. – Umm… jest piątek.
Jej odpowiadający śmiech był piskliwy i zaskakujący, jak łamiący płacz ptaka. To natychmiastowo doprowadziło mnie na skraj. – Oczywiście, że jest piątek, jak głupio z mojej strony. – Podeszła bliżej nogi łóżka, wyciągając rękę, by dotknąć zużytej tkaniny mojej kołdry. Jej dłonie trzęsły się.
Właśnie kiedy miałam zapytać ją, co się dzieje, pochwyciła moje spojrzenie. Było w nim coś, co zmusiło mnie do przełknięcia swoich słów. Moja matka zawsze była ciężka dla mnie do odczytania, ale teraz wyglądało to, jakby tam była gigantyczna bryła lodu wewnątrz niej, odcinająca ją ode mnie całkowicie. Nie miałam pewności na kogo spoglądałam, ale ta osoba przede mną nie była matką, z którą przywykłam sobie radzić.
- Przez większość jutra mnie nie będzie – wypaliła, jej oblicze prezentowało się upiornie blado poza kolorowymi, gorączkowymi plamami pokrywającymi jej kości policzkowe. – Będziesz musiała na własną rękę zaplanować sobie lunch i kolację.
Usiłowałam pomyśleć o ostatnim razie, kiedy musiałam „sama zaplanować” kolację i nie mogłam wymyślić żadnego przykładu. Działo się coś bardzo dziwacznego, ale łamałam sobie głowę, jak powinnam się z tym uporać. Byłam jedynie siedemnastolatką. Ledwo mogłam zrozumieć swoje własne życie. Wszystkim, czego naprawdę pragnęłam, była możliwość spotykania się z moją nową przyjaciółką i chłopcem, w którym się durzyłam.
Czy to jest naprawdę takie złe? Jesteś nastolatką. Sprzeczałam się wewnętrznie ze sobą, gdy obserwowałam, jak oczy mojej matki przesuwały się po pomieszczeniu, patrząc wszędzie jedynie nie na moją twarz. Nie powinnaś musieć się nią opiekować. Ona powinna troszczyć się o ciebie.
Dwie strony mojego sumienia to rozstrzygały, kiedy mój wzrok zatrzymał się na wpół otwartym liście od Edwarda, leżącym na zawalonym wierzchu mojej toaletki. Właśnie wtedy mały diabełek na moim lewym ramieniu ozięble zadarł głowę do uśmiechającego się kokieteryjnie aniołka po mojej prawej, uderzeniem przekrzywiając jego małą złotą aureolkę.
- W porządku, matko – odpowiedziałam bez zająknięcia, utrzymując wzrok na złożonym liściku. – W każdym razie jutro muszę jeszcze przygotować trochę dekoracji na tańce z Lauren. – Kłamstwo przyszło mi tak łatwo, że miałam wrażenie jakbym robiła to od lat.
Mała Alice byłaby tak dumna.
Oblicze mojej matki momentalnie się rozjaśniło, i przez sekundę prawie stchórzyłam. Nie chciałam być córką, która kłamie, dzięki czemu mogła wymykać się z chłopakami. Naprawdę pragnęłam spędzać więcej czasu z Edwardem, jednak nie kosztem moich stosunków z rodzicami. Życie stawało się tak zagmatwane.
- To cudownie, Isabello. Podoba mi się, że spędzasz czas z córką wielebnego Mallory. Ona będzie miała na ciebie tak dobry wpływ. – W ślad za swoimi słowami podążyło świętoszkowate lekkie skinienie głową, które odegnało wszystkie skrupuły, z którymi właśnie się biłam.
Nawet moja własna matka nie zna mnie naprawdę.
- Och, tak – odrzekłam, usiłując mocno powstrzymać się przez wywróceniem oczu w oczodołach na absurdalność jej stwierdzenia. – Ta Lauren jest godnym podziwu przykładem Chrystusowej pokory. Codzienność przynosi coraz więcej powodów dla których powinnam być taka jak ona. Ona jest takim błogosławieństwem w moim życiu.
Jeśli ta kobieta miała jakąkolwiek świadomość mojego skrajnego użycia sarkazmu, nie pokazała tego. – Cóż, cieszę się, że będziesz zajmować się wartościowymi przedsięwzięciami, kiedy mnie nie będzie. Zostawię waszej dwójce trochę pieniędzy na pizzę. – Wycofała się powoli w kierunku drzwi, widocznie kończąc naszą rozmowę.
Jeżeli przez „wartościowe przedsięwzięcie” rozumiesz złożenie wizyty w domu swojego nowego młodocianego przestępcy pseudo-chłopaka, to trafiłaś w sedno. Zastanawiałam się chyba już po raz milionowy, dlaczego moje życie musi być tak skomplikowane.
Opuściła pokój, nie mówiąc mi nawet dobranoc.
Poranek zaświtał mglistą szarością z deszczem, pogoda pasowała idealnie do mojego fatalnego nastroju. Na ogół spałam tak długo, jak mogłam się wykręcić w weekendy, ale rozważanie i odtwarzanie tego, co zrobiłam przez całą noc sprawiło, że cieszyłam się, kiedy kilka pierwszych promieni światła skradało się po podłodze w mojej sypialni. Ubrałam się wygodnie, by pasować do deszczu w moim najładniejszym błękitnym kardiganie i dżinsowej spódniczce. Wtedy postanowiłam, iż prawdopodobnie powinnam zaryzykować zejście na dół, a zatem przejść przez poranne nabożeństwo.
Przywędrowałam do kuchni, gdzie odkryłam, że moja matka już uciekła na dzień. Obiecane pieniądze na pizzę leżały na blacie obok złożonej notki brzmiącej krótko: „Bóg cię obserwuje, Isabello”.
Jak Orwellowsko z twojej strony, matko.
W nagłym gniewie zgniotłam liścik i rzuciłam w kierunku kosza na śmieci, omijając obręcz o stopę. Nie miałam pewności, o co się tak złościłam. Dostałam wszystko, czego pragnęłam przez cały czas – wolności, by robić cokolwiek zapragnę bez zamartwiania się, że moja matka obserwuje z cienia, sprawdzając każdy mój ruch, czekając na błąd.
To jest tym czego pragnęłam, prawda?
Szarpnięciem otworzyłam drzwi od lodówki i nachmurzyłam się, pamiętając, iż mój wybór śniadania był ograniczony, o ile nie pragnę jakiś rozkładających się liści sałaty. Zatrzasnęłam drzwiczki i sapnęłam z rozdrażnienia, zanim przypomniałam sobie dwudziesto dolarowy banknot leżący na blacie kuchennym. Zegar na ścianie wybił dziesiątą. Nadal pozostało mi mnóstwo czasu na dojście do jadłodajni, by załapać się na trochę naleśników i wiedziałam dokładnie, kogo chciałam na nie zaprosić.
Podniosłam telefon wiszący na ścianie i wybrałam numer, którego nauczyłam się na pamięć odkąd się wyprowadził.
- Tato? Zjadłbyś ze mną dzisiaj śniadanie? Ja stawiam.
Zjedzenie naleśników z moim ojcem było naprawdę miłe, jeśli nie liczyć faktu, że musiałam okłamywać go co pięć sekund, kiedy zadawał mi pytania które obejmowały każdy aktualny aspekt mojego życia. Był szczególnie smutny, kiedy usłyszał, że „wycofałam się” z gry, o której mówiłam mu wcześniej w tygodniu. Twierdził, że naprawdę podobał mu się mundurek cheerleaderki.
Cóż, zamieniam się w świetną mała aktoreczkę, pomyślałam do siebie, gdy radośnie opisywałam moją nową przyjaciółkę „Alicie” ze szkoły. Zaśmiał się serdecznie, gdy opisywałam zabawne wzajemne relacje z jej niepoprawnym bratem „Evanem” i wtedy powiedział mi, że wydają się być świetnymi dzieciakami, i że nie może się doczekać, aby ich poznać.
Nie wstrzymuj do tego czasu oddechu, tato. Zachichotałam zaraz z nim niespokojnie, przypatrując się zegarkowi. Zaczynałam się zastanawiać, czy każdy pojedynczy aspekt mojego życia był całkowicie sfabrykowany.
Lało jak z cebra przez całą drogę do biblioteki. Byłam wyjątkowo zadowolona, że zrezygnowałam ze strojenia się na korzyść dużo bardziej praktycznego stroju; mój żółty płaszcz przeciwdeszczowy, buty i kapelusz przeciwdeszczowy. Wzięłam ze sobą również moją gigantyczna czarną parasolkę, którą użytecznie używałam do ochrony przed olbrzymimi kaskadami wody, przez które uwielbiały przejeżdżać samochody, ochlapując mnie.
Przebiłam się na parking biblioteki, gdy Volvo Edwarda zapiszczało, zatrzymując się przede mną. Jego opony z lewej strony mało co nie trafiły w moje stopy, i fale zimnej deszczówki plusnęła w górę i spłynęła po wierzchu moich butów w następstwie jego nagłego zatrzymania. Poczułam mrożącą wodę, przedostającą się do moich suchych skarpetek i zadrżałam, przemarznięta do kości.
Dzięki wielkie, Edwardzie. Sposób, by jeździć jak psychopata.
- Cóż, patrzcie no – powiedział przeciągając samogłoski, spoglądając na mnie z ciemnego wnętrza swojego samochodu. - To cholerna Morton Salt Girl*** , we własnej osobie. – Wychylił głowę przez częściowo otwarte okno, jasne krople wody zrosiły jego rozczochrane włosy. – Cóż, muszę zapytać… w każdym razie, co masz pod tym płaszczem przeciwdeszczowym? – Towarzyszące mu pożądliwe spojrzenie spowodowałoby zatrzymanie serca, gdybym nie zamarzała na śmierć.
- Jesteś przezabawny, Edwardzie – wymamrotałam, stąpając ciężko dookoła pojazdu, aż dotarłam do drzwi od strony pasażera. Gwałtownie otworzyłam je i o mało nie wpadłam do środka. Lekko strzepnęłam moją parasolką, zanim rzuciłam ją sobie pod nogi, razem z plecakiem. Szczękałam zębami, jak kastanietami**** i czułam, że mam lepkie dłonie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek znowu się ogrzeję.
Chłopak zlitował się nade mną z powodu oczywistego dyskomfortu i włączył ogrzewanie na najwyższy poziom. Westchnęłam z ulgą, gdy gorące powietrze dmuchnęło we mnie, i wyciągnęłam zziębnięte palce w kierunku odpowietrznika. Gorączkowo zapragnęłam tego, bym mogła jedynie wpełznąć cała do środka i zostać tam do końca życia. To było tak przyjemne uczucie.
- Zdejmij buty, nogi muszą ci cholernie marznąć – narzekał, ściągając mój mokry kapelusz z głowy, nim cisnął go na chybił trafił na tylne siedzenie. Spojrzałam na niego z wdzięcznością, a on uszczypnął mnie w policzek, zanim starł zabłąkaną krople deszczu z mojej wargi.
Cóż, przynajmniej moje irytujące rumieńce rozgrzeją moje policzki. Gorąca krew napłynęła pod skórę, którą chłopak tak mimochodem otarł palcami. Rozsądnie zastosowałam się do zdejmowania moich butów, usiłując skupić się na bardziej nieszkodliwych myślach. Zaniepokoiło mnie jednak to, że nawet przemarznięta na kość, pragnienie wskoczenia na niego nadal przeważało.
Gorąco ciała, prawda? Myślę jedynie o instynkcie samozachowawczym. To sprawa przetrwania.
Odchrząknęłam, zmagając się ze zdjęciem kaloszy z zimnych nóg. Moje mokasyny były całkowicie przesiąknięte, więc zdjęłam je jak również moje przemoczone białe skarpetki do kostek. Czułam się jakbym miała odmrożone palce u nogi. Zaczynały mrowieć na ciepło ogrzewania, i uniosłam jedną nogę, i na próbę pokręciłam palcami, by upewnić się, że nadal były w należytym stanie. Usłyszałam zjadliwe przeklinanie pod nosem Edwarda i odwróciłam się, by spojrzeć na niego.
Wpatrywał się śmiało w moje gołe stopy, przypatrując się im jakbym właśnie ujawniła Święty Graal. Zmieszana spojrzałam w dół na siebie, zastanawiając się co prawdopodobnie mogło być tak urzekające. Były wąskie z wysokim łukiem i blade jak śnieg – podobnie jak reszta mojego ciała, które nigdy nie widziało słońca. Nie mogłam dostrzec niczego w moim numerze siódmym co wydawałoby się równie daleko interesujące.
Zerknęłam na kierowcę ponownie i zauważyłam, że zaciska palce na dźwigni zmiany biegów. Jego oddech stał się ciężki, kiedy podciągnęłam pod siebie stopę i rozcierałam ją dłońmi. Miałam wrażenie, że moje palce są jak małe zamrożone lody na patyku.
- Co? – zapytałam, zdezorientowana, dlaczego auto jeszcze nie ruszyło. Zaczęłam się martwić, że nie powinnam była kłaść swojej wilgotnej stopy na jego skórzanym siedzeniu. Może to mu przeszkadzało. Nagle przypomniałam sobie jak tamtym razem pan Jasper zostawił szczelinę w szybie swojego GTO, i jak wychodził z siebie kiedy kilka kropel deszczu dostało się do wnętrza.
Chłopcy potrafią mieć taką obsesję na punkcie swoich samochodów.
Edward posłał mi spojrzenie tak przepełnione pożądaniem, że serce prawie przestało bić mi w piersi. Obserwowałam bez tchu, jak jego dłoń odnalazła drogę do zziębniętej skóry na mojej stopie.
- Zamierzasz nas zawieść czy będziemy siedzieć tutaj cały dzień? – zażartowałam, głos teraz drżał mi bardziej z pobudzenia niż z zimna.
Potarł wierzch mojej stopy czule, i o mało nie zamruczałam jak zadowolona kotka. Gorąco jego dłoni było niesamowitym uczuciem. Jeżeli natychmiast nad sobą nie zapanuję, to wprawię siebie w zażenowanie przez przeskoczenie nad konsolą zmiany biegu samochodu prosto na jego kolana.
Kurcze pieczone, nie miałabym nic przeciwko zwinięciu się na nich w kłębek.
- Zacznę jechać… - Zrobił pauzę, zanim lekko przeciągnął palcami w górę i w dół po odsłoniętej skórze na mojej łydce, sprawiając, że byłam naprawdę wdzięczna , że pamiętałam o ogoleniu nóg. - … jeśli zgodzisz się położyć stopy na moich kolanach w drodze.
Powstrzymałam jęk i uśmiechnął się do mnie diabolicznie, otaczając dłonią moją kostkę i chwytając ją mocno. Efektem było dziwne przypomnienie kajdanek na kostce, a pomysł ten zawiódł mnie do szokująco perwersyjnych myśli obejmujących inne formy ograniczeń. Równocześnie byłam pobudzona i zawstydzona sobą.
Mój tata jest gliną i podnieca mnie pomysł z kajdankami? To jest chore, chore, chore, Isabello.
- Edwardzie, to nie jest bezpieczne – zaprotestowałam, usiłując i nie dając rady rozluźnić jego uścisku dookoła mojej kostki. – Tata mnie zabije, jeśli dowie się, że jechałam samochodem bez zapiętych pasów bezpieczeństwa.
On również zabije ciebie, jeśli odkryje, że spędzamy czas razem, ale to już całkowicie inna historia.
- Słuchaj, staram się tylko wyświadczyć ci przysługę – wymruczał, wsuwając swoją szorstką dłoń w górę, by nakryć dłonią zgięcie pod moim kolanem, a moje nogi rozchyliły się jakby pstryknięto przełącznikiem. Obserwowałam, zahipnotyzowana, jak przebiega językiem, by zwilżyć słodkie wargi.
- Nie chcesz, abym cię rozgrzał, Bello? – Pomruk brzmienia jego głosu był taki, jak wyobrażałam sobie, że brzmiał Szatan, gdy kusił Ewę z tym lśniącym czerwonym jabłkiem w Ogrodzie Eden.
Im szybciej ten samochód zacznie się przemieszczać, tym lepiej. Nie mam żadnej siły woli, a to jest żenujące.
Westchnęłam, poddając się. – Dobra. – Kiedy uśmiechnął się znacząco i przesunął rękę wyżej po mojej nodze, chwyciłam jego dłoń i zepchnęłam ją z powrotem w dół. – Jednak lepiej trzymaj ręce przy sobie, kolego.
Zaśmiał się i poklepał mnie po wierzchu stopy, zanim przeniósł dłonie na kierownice. – Tak, madam.
Odwróciłam się na siedzeniu i wtuliłam nogi powyżej jego ubranych w dżinsy nóg, gdy wrzucił bieg w aucie i skierował go wzdłuż ulicy. Moja zimna skóra natychmiast się ogrzała, dzięki jego wysokiej temperaturze ciała, i jęknęłam z ulgą.
- Dobry Boże – warknął pod nosem, przesuwając się nieswojo, zanim spróbował poprawić spodnie. – Nawet twoje małe doskonałe paluszki mnie podniecają. Do końca życia będę miał przeklęte blue balls*****.
Zmarszczyłam brwi, zaintrygowana.
- Edwardzie, czym są niebieskie jaja?
Resztę drogi spędziłam topiąc się we wstydzie po tym jak Edward wytłumaczył, szczegółowo, dokładnie czym są „blue balls”. Byłam tak zajęta całkowitym zażenowaniem swoją własną głupotą, że nie zauważyłam, iż jedziemy przez jedno z luksusowych osiedli w Forks. Wszystkie mijane domy były gigantycznymi rezydencjami, i zaczęłam czuć się niezwykle skrępowana.
Edward skierował samochód na długą ceglaną drogę obsadzoną z okazałymi topolami, i zastanawiałam się czy wiózł nas droga na skróty do następnej dzielnicy. Wstrzymałam oddech w zdumieniu, gdy nagle największy dom, jaki kiedykolwiek w życiu widziałam ukazał się moim oczom. Słowo „dom” w rzeczywistości wydawało się obelgą dla tego majestatycznego widoku. Właściwie mógł być letnią rezydencją Królowej Anglii.
- To jest twój dom? – zdołałam pisnąć, gdy szybo przyciągnęłam nogi na swoją stronę pojazdu. Kiedy skinął, gapiłam się na niego z otwartymi ustami, oszołomiona, niedowierzając. – Słodkie Dzieciątko Jezus, Edwardzie! Mieszkasz w Białym Domu!
Ogromna konstrukcja była umiejscowiona daleko za elegancko utrzymanym trawnikiem, który otaczał zielenią jak wyczyszczony dywan dla wyglądających na niekończące się mile. Dom był perłowo kremowej bieli, połączonej z kunsztownie lakierowanymi czarnymi okiennicami, i który ukazywał artystycznie wykutą w żelazie barierkę balkonową. Na czele wejścia do budynku stało szerokie wejście z prawdziwymi żłobkowanymi kolumnami. Sam otaczający go ganek był niewątpliwie dwukrotnie większy niż mój malutki podmiejski szablonowy dom.
Nagle poczułam się wyjątkowo nieodpowiednio ubrana. Gapiłam się na to, co prawdopodobnie było domem, który ludzie zwiedzają z przewodnikiem, ja siedziałam w jego samochodzie mając na sobie pognieciony stary żółty płaszcz przeciwdeszczowy i przemoczone mokasyny. Zastanawiałam się, czy było tam tylne wejście, przez które mógł mnie zabrać, dzięki czemu nie przyciągałabym uwagi do mojego zawstydzającego braku przyzwoitości. Może podziemne piwnice?
Dodając do tego moje już i tak okropne szczęście, zajechał samochodem prosto przed front domu, zanim wyłączył silnik. Pośpiesznie założyłam moje wilgotne skarpetki i buty, nim spróbowałam przygładzić moje falowane włosy, które poskręcały się we wszystkie strony od deszczu.
Edward obszedł pojazd i otworzył dla mnie drzwiczki, zawsze gentelman. – Dawaj, chcę zabrać cię na górę do mojego pokoju, nim Alice domyśli się, że jesteś tutaj.
Siedziałam tak spokojnie, jak jeden z tych gargulców, które to prawdopodobnie w uczczeniu „Lepszych Domów i Ogrodów”****** miały po jednym z nich na wielu dachach. Zamrugałam kilkakrotnie, mając nadzieję, ze ta cała rzecz okaże się jakiś rodzajem dziwnej halucynacji.
Nie, nadal tam jest. Może jeśli będę mieć szczęście, ludzie po prostu założą, że jestem jedną z zatrudnionych pomocy domowych.
Te sny zostały rozwiane, gdy obserwowałam nienagannie uczesaną i ubraną pokojówkę przemykającą w jednym z panoramicznych na przedzie budynku. Ubrana była w jeden z tych krótkich, czarnych i białych strojów, które widzi się na zdjęciach. W rzeczywistości jedynym razem, kiedy wdziałam podobną osobiście było, kiedy Jessica usiłowała ubrać skąpy kostium francuskiej pokojówki na „Fall Fest” w ósmej klasie i została odesłana do domu w olbrzymiej koszulce za odsłonienie zbyt dużej ilości ciała.
Chłopak wyciągnął rękę i wyciągnął mnie z auta, ledwie pozwalając mi na złapanie równowagi, zanim zaciągnął mnie na frontową ścieżkę. Zakopałam się w moich obcasach jak muł, o mało nie przewracając nas obydwoje.
- Edwardzie, czekaj – łapałam oddech, szarpnięciem uwalniając rękę z jego uścisku. – Nie mogę tam tak wejść!
Wyglądał na zdziwionego i zirytowanego jednocześnie. – Jak to? – zapytał, zręcznie wymachując swoimi kluczykami od auta dookoła lubieżnego długiego palca wskazującego.
Te palce są nieprzyzwoite i powinny być uważane za pornografię. Zmusiłam się do skupienia na obecnej sprawie.
Wskazałam z naciskiem na moje nadal ociekające ubranie, zastanawiając się czy wzrok mu się popsuł jakoś w ciągu ostatnich kilku minut. – Jakbym dopiero co wyszła z jeziora! W tej chwili wyglądam jak potwór z Loch Ness.
Podrzucił kluczykami w powietrze i zwinnie złapał je, nim wepchnął do kieszeni. – Wyglądasz jak syrena – wymruczał. Bawił się wilgotnym kosmykiem moich włosów, zanim wsunął je z powrotem za ucho.
Zwalczyłam głupi dziewczęcy chichot z radości na jego komplement i wskazałam w kierunku moich chlupiących mokasynów. – Nie mogę wejść do domu, po którym rzekomo chodzi się z przewodnikiem w tych butach. Całkowicie zniszczę twój nadzwyczaj drogi dywan. – Zatrzymałam moją diatrybę******* na sekundę, rozważając jego rodzinną szaleńczą ilość bogactwa. – I jak, do jasnego licha, twoja rodzina mieszka w posiadłości, która może rywalizować z Pemberly? Nie wiedziałam, że lekarze zarabiają tak dużo pieniędzy.
Uchwycił mocno przód mojego żółtego płaszcza, przyciągając mnie do siebie zdecydowanie. – Rodzice Esme byli obrzydliwie bogaci, a my zbieramy wszystkie korzyści – stwierdził, zanim pocałował mnie niewinnie w czubek nosa. – Masz zimną buzię. Po prostu zaniosę cię do środka, jeśli tak martwisz się o pobrudzenie cholernego dywanu.
Podniósł mnie tak szybko, że nie miałam czasu, by zareagować inaczej jak tylko wydobyć z siebie pisk zaskoczenia z niepokoju.
- Edwardzie – zaskomlałam, okładając nieudolnie jego klatkę piersiową swoimi małymi pięściami – Postaw mnie w tej chwili!
Zaśmiał się z mojej daremnej próby odzyskania wolności i podbiegł, by kopnąć te nieskazitelnie pomalowane frontowe drzwi czubkiem swojego buta. Moje szarpanie, by uwolnić się z jego ramion jedynie spowodowało wzmocnienie jego uścisku na mnie.
- Po prostu uspokój się, do diabła – rozkazał, kradnąc całusa z moich na wpółotwartych ust, gdy próbowałam powiedzieć mu gdzie dokładnie mógł sobie pójść za podporządkowywanie mnie wszystkim tym absurdalnym wygłupom.
Zamek w gałce się przekręcił, a Edward wymamrotał pod nosem „nareszcie ku***”. Obserwowałam jak drzwi otwierają się jak w zwolnionym tempie, przygotowując się na wylewne przeprosiny dla którejkolwiek biednej pokojówki, której przypadnie zajmowanie się drzwiami. Byłam niezmiernie zażenowana.
Szczęka mi opadła w szoku, gdy umundurowane ciało mojego ojca wypełniło wejście, jego brązowe oczy przyrzekały ognie piekielne i zemstę.



Pozdrawiam Smile



* Iron Maiden- Zespół założony w roku 1975, 25 grudnia w Londynie, grający heavy-metal.
Nazwa zespołu po Polsku oznacza - Żelazna Dziewica.

Żelazna Dziewica - Było to narzędzie tortur w średniowieczu. Jest to pudło, wielkości człowieka. W wewnętrznych stronach ścian są umieszczone kolce, które wbijają się w ciało ofiary, wraz z zamykaniem drzwi. Kolce Żelaznej Dziewicy, dotkliwie raniły, lecz nie uszkadzały ważnych dla życia organów.

** Światłość w sierpniu (Light in August 1932) – to utwór Williama Faulknera (ur. 25 września 1897 w New Albany w stanie Missisipi, zm. 6 lipca 1962 w Oxford w stanie Missisipi) – powieściopisarza, nowelisty i poety amerykańskiego. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1949. Twórczość Faulknera uchodzi za stawiającą czytelnikowi wysokie wymagania. Jest on uznawany za jednego z najważniejszych amerykańskich pisarzy.

*** Morton Salt Girl – odnosi do Morton Salt czyli firmy W Stanach produkującej sól do jedzenia, przemysłu, rolnictwa i użytku na drogach publicznych. Jako znak rozpoznawczy widnieje wizerunek dziewczynki ubranej w żółty płaszcz przeciwdeszczowy z czarną (zależnie od obrazka) parasolką i padającym za nią w tle deszczem. Przykładowy obrazek -> [link widoczny dla zalogowanych]

**** Kastaniety - instrument muzyczny z grupy samo dźwięcznych (idiofonów), w postaci dwóch związanych sznurkiem płytek w kształcie muszelek z twardego drewna lub kości słoniowej. Grający trzyma je między palcami i uderza jedną o drugą. W orkiestrze stosuje się kastaniety osadzone na trzonie. Instrument rozpowszechniony głównie w Hiszpanii, używany do uwydatniania rytmu tanecznego.

***** Blue balls - ból lub obrzęk jąder spowodowany podnieceniem seksualnym lub frustracją ;-)

****** Lepsze Domy i Ogrody (org. Better Homes and Gardens) – nazwa czwartego najlepszego miesięcznika wydawanego w Stanach Zjednoczonych. Skupia się na interesach dotyczących domów, gotowania, ogrodnictwa, sztuce, zdrowym życiu, dekorowaniu i podejmowaniu gości.

******* Diatryba - utwór lub mowa gwałtownie polemiczne, wyrażające ostrą krytykę lub namiętny protest.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
ashash
Człowiek



Dołączył: 04 Maj 2011
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 15:25, 22 Sie 2011 Powrót do góry

To opowiadanie jest świetne :D i te myśli Belli :D Ktoś się tu wypowiadał nt. religijności itp... Mamy tu idealny przykład powiedzenia "modli się pod figurą a diabła ma za skórą" - Lauren :D Bez względu na religię każdy człowiek powinien wyznawać zasadę "traktuj bliźniego swego jak siebie samego". I byłoby spokojniej :)

Czekam na ciąg dalszy ! Weny życzę !


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Pią 20:13, 28 Paź 2011 Powrót do góry

Zapraszam na 14 rozdział "Ptaszyska". Tłumaczyła night_angel94
Beta: Elune


How can I tell, if your voice is lovely.

I just know this, that it penetrates me

so deep it makes me tremble like a leaf

and rips me into shreds and detonates me.

What do I know about your skin, your limbs.

Just that it jolts me they belong to you,

so that for me there is no sleep and peace

till they are mine too.

- Karin Boye

- Co się tutaj, w imię Boga, dzieje? – zapytał mój ojciec, w jego oczach płonął ogień. Głos miał pozornie spokojny, przez co zamarłam.
Znałam ten ton. To był ten, którego użył przy mojej matce, gdy ona zasnęła, a ja „bawiłam się” służbowym rewolwerem mojego ojca, mając pięć lat. Niemal postrzeliłam się w głowę i przypomniałam sobie, że wówczas wyglądał, jakby chciał ją zamordować, ponieważ naraziła mnie na tak duże niebezpieczeństwo.
Teraz patrzył na Edwarda w ten sam sposób.
- Tato – wystąpiłam i próbowałam pozbierać moje myśli. – Co ty tutaj robisz?
Mój ojciec odwrócił się zły, ponuro patrząc na mnie. – Co ja tutaj robię? Nadzoruję pracę społeczną Edwarda. Wiesz już, tą, którą musi wykonywać, by nie trafić do więzienia?
Akcent na ostatnie słowo był niebywale wyraźny. Współczułam Edwardowi, o którym mówiono, jakby go nie było. Oczy mojego ojca zwęziły się, oceniając mocny uścisk Edwarda wokół mnie i spanikowałam.
On niósł mnie jak pannę młodą przez próg domu. To musi dziwacznie wyglądać.
- To nie tak, jak wygląda, przysięgam – bąknęłam, dzisiaj chciałam bardziej niż kiedykolwiek, żebym nie zdjęła mojego ogromnego przeciwdeszczowego kapelusza. Przynajmniej w tych miejscach, w których mogłam ukryć moja zaczerwienioną twarz.
To kłamstwo wymagało większej fatygi, niż było warte.
Podszedł do nas, coraz bardziej wyglądając jak rozjuszony byk, który w każdej chwili mógłby zaatakować. – Powiem ci, jak to do diabła wygląda. Wygląda tak, że musiałbym tego młodego aresztować i rzucić go na tył mojego radiowozu, jeśli mi ktoś nie odpowie, natychmiast. – Ostatnie słowa wyszły jak ryk i poruszyłam sie w ramionach Edwarda, które wciąż mnie owijały.
Spojrzałam na Edwarda i zauważyłam, że jego zęby były tak mocno zaciśnięte, że mogłam zobaczyć każde pojedyncze wystające ścięgno na jego szyi. Ostatnie, czego dla niego chciałam, było to, żeby otwarł usta i słownie zaatakował mojego ojca. A mimo to wydawał sie trzymać kontrolę nad sobą i dziękowałam Bogu za ten mały cud.
Mój ojciec wciąż czekał na odpowiedź, tak że połknęłam ogromna gulę w gardle i starałam się jak najlepiej uratować sytuację. – Skoro tak, martwiłam sie, że moimi butami zniszczę Cullenom dywan i dlatego Edward zaoferował, że mnie wniesie do domu. – Uśmiechnęłam się, drżąc, i miałam nadzieję mój ojciec będzie zadowolony z mojej opowieści i nie zrobi żadnych scen. Jego szorstki chichot dosyć szybko rozbił wszystkie moje nadzieje, że to skończy sie dobrze.
- Chcesz ze mnie zrobić głupka? Zniszczyć dywan? – Rozczarowany potrząsnął głową i moje oczy wypełniły sie łzami. Czułam się jak najgorsza ze wszystkich córek na świecie. – Powiedziałem ci, że masz się trzymać z daleka od tego faceta, a potem znajduję cię w jego ramionach na schodach jego domu? Wstydzę się ciebie, Isabello. Uważałem, że jesteś dość inteligentna, by to wiedzieć lepiej. Myślę, że się myliłem.
Ze ściśniętym gardłem wyszeptałam „przepraszam” i próbowałam powstrzymać potok łez, który groził przepełnieniem. Edward spojrzał na mnie i zatroskany zmarszczył czoło. Delikatnie postawił mnie na stopach, zanim ustawił się przede mną.
- Sir – pochwycił, tłumiąc mocno te słowa. – Bella nie zrobiła nic złego. Ona nie kłamie, przysięgam.
Wyjrzałam zza pleców Edwarda, by tylko zobaczyć to posępne i groźne spojrzenie mojego ojca, które spoczywało na Edwardzie. – Dzień, w którym uwierzę w twoją historię, będzie dniem, kiedy pogrzebią mnie sześć stóp pod ziemią. – Sięgnął poza Edwarda i chwycił mój rękaw. – Natychmiast pakuj swój tyłek do radiowozu, młoda damo. Zabieram cię do domu.
Edward obnażył zęby, zanim pchnął mnie za siebie dla bezpieczeństwa. Jednocześnie martwiłam się o jego zdrowie i rozsądek.
Jeśli będzie miał przez to kłopoty, nigdy sobie tego nie wybaczę.
W momencie, gdy pomyślałam, że ten idealnie umeblowany przedsionek Cullenów będzie miejscem bójki, Alice podeszła zza mojego ojca, podskakując.
- Więc tutaj jesteś – zaśpiewała, szybko stanęła przy moim boku. Wzięła moje ramię i poprowadziła mnie wokół napiętego ciała Edwarda, aż stanęłyśmy pomiędzy tą dwójką rozwścieczonych mężczyzn. – Nie sądziłam, że ktoś tutaj przyjdzie. – Spoglądała na mojego ojca spod jej kokieteryjnie trzepoczących rzęs i uśmiechała się przyjacielsko. – Szeryf Swan, muszę panu powiedzieć, jak bardzo pokochałam pańską córkę. Jestem taka szczęśliwa, że Edward zgodził się ją dla mnie odebrać. Wie pan, że ona próbuje cały świat przejść pieszo, biegając w strugach deszczu? – Wychyliła się do przodu i położyła dłoń na jego ramieniu. Patrzyłam ze zdumieniem na to, jak policzki mojego ojca zaczerwieniły się, co było uderzająco podobne do koloru, który ja nosiłam niemal codziennie.
- Ja, um, nie – odpowiedział szorstko, potykając się trochę o własne słowa. – Ona chciała tutaj przyjść, żeby cię odwiedzić, Alice?
Uśmiechnęła się i jej głos brzmiał jak srebrne dzwoneczki. – Oczywiście, że chciała, głuptasek. Mamy już zaplanowany cały tydzień. Bella i ja będziemy spędzać razem całe dni, robić zabawne dziewczyńskie rzeczy. Prawda, Bello? – Alice dźgnęła mój bok swoim ostrym łokciem i szybko potwierdziłam kiwnięciem głową, starając się nie ulec pokusie, by potrzeć moje żebro.
Mój ojciec spojrzał na mnie zamyślony. – To prawda, Bello?
Musiałam zebrać cała moją odwagę, która we mnie istniała, i przyoblekłam serdeczny uśmiech, gdy znowu skłamałam mojemu ojcu bezpośrednio w twarz. – Oczywiście, tato.
Wpatrywał się we mnie przez moment i wewnętrznie chciałam się pobić za to, że ludzi, którzy mi nic nie zrobili i tylko chcieli pomóc, okłamałam. Niezdecydowany uśmiech zabrał jego zimne rysy twarzy i ogarnęła mnie ulga.
- Tak długo jak spotykasz się tylko z Alice, myślę, że to jest w porządku. – Znowu podarował Edwardowi groźne spojrzenie, zanim wskazał głową na lewo wyjście. – Odprowadź mnie do samochodu, Bells.
Skinął w kierunku Alice, uśmiechając się na pożegnanie i całkowicie zignorował Edwarda, zanim stąpał po utwardzonej ścieżce. Wydałam z siebie gigantyczne, uspokajające westchnienie, zamknęłam oczy i opadłam naprzeciwko Alice. – Och, dziękuję ci, Jezu – wymamrotałam sama do siebie. – Jesteś tak wybitny i potężny. Błogosławione niech będzie twoje święte imię. – Gdy otwarłam oczy, stwierdziłam, że Alice i Edward wpatrują się we mnie, jakbym w ostatnich pięciu minutach zwariowała. Co dziwne, sama się tak czułam.
Wkroczyłam do Twilight Zone: miejsca, w którym bezczelnie kłamałam mojemu ojcu i obłapiałam chłopaka, który prawdopodobnie na pewno był w więzieniu.
Krótko po tej myśli czułam się już jak największy dureń na świecie. Edward był zawsze miły dla mnie, odkąd napotkaliśmy w wejściu mojego ojca. Może mógłby uciec i zostawić mnie samą w tej sytuacji, ale tego nie zrobił. Milczał, kiedy wiedziałam, że chciałby powalić się na mojego ojca. On stanąłby przy mnie i próbował mnie bronić. Jestem tutaj, zdejmując z niego status młodocianego przestępcy, skoro wszystko, co starał się zrobić, było, by mnie chronić. Szczerze, nie zasługiwałam na niego.
- Dziękuję ci – mruknęłam, biorąc jego dłoń i ścisnęłam ją. Spojrzał z uwagą zakłopotany i wzruszył ramionami. Alice zaśmiała się i delikatnie pchnęła mnie w kierunku mojego ojca, który niecierpliwie czekał przed swoim radiowozem na drugim końcu wjazdu.
- Idź zobaczyć swojego ojca, zanim zmieni zdanie i wróci, żeby wyciągnąć stąd twoje ciało - dokuczyła, zanim odwracając się, szyderczo uśmiechnęła się do Edwarda. – Poza tym, myślę, że mój brat zaraz skona z nadmiaru masochizmu. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby zachowywał się tak szarmancko. To było zwyczajnie. Tak. Słodkie. – Każde słowo podkreślała szturchnięciem go w brzuch, a on warknął w rozdrażnieniu, zanim chwycił ją za palec i zaciągnął do domu.
Mój śmiech spowodowany ich wybrykami ustał, gdy spacerowałam wzdłuż chodnika do mojego czekającego ojca. Wydawało mi się dziwne, że ani Edward ani ja nie zauważyliśmy samochodu policyjnego czekającego na podjeździe. Jedynym logicznym wyjaśnieniem, na które mogłam wpaść, było, że oboje byliśmy sobą nawzajem tak zajęci, że naprawdę nie zauważyliśmy niczego innego.
Wreszcie dotarłam do niego i stałam skruszona, ręce ściskałam za plecami. – Przepraszam, ze nie powiedziałam ci, że przychodzę tutaj dzisiaj, kiedy jedliśmy śniadanie – wymamrotałam, wkładając w to przynajmniej dużo szczerości. Wpatrywałam się w grunt przede mną i zagrzebywałam czubek mojego buta w chodniku, unikając jego wszechwiedzących oczu.
- Hej. – Chwycił mój podbródek i zmusił mnie do popatrzenia na niego. Jego brązowe oczy znowu wyglądały na ciepłe i radosne. Czułam się przy nim tak samo bezpieczna, jak wtedy, kiedy byłam małą dziewczynką. To było dziwne czuć tak intensywnie sprzeczne emocje. Nikt nigdy nie zaopiekował się mną tak dobrze jak mój ojciec. Nienawidziłam go okłamywać.
- Wiesz, że cię kocham i ufam tobie, prawda? – Wyglądał tak poważnie, że poczułam się zmuszona skinąć głową na znak potwierdzenia. Moje gardło spuchło z emocji.
Nie będąc w stanie pomóc sobie sama dłużej, rzuciłam się do przodu i chwyciłam go w ciasny uścisk. – Też cię kocham, tato – powiedziałam. W moich oczach na nowo zbierały się łzy.
Przytulił mnie i uwolnił, aby mieć dobry widok na moja twarz. – Bells, czy twoja matka wie, że tutaj jesteś? – Niezdolna, by kłamać mu dzisiaj jeszcze bardziej, potrząsnęłam głową na nie. Spojrzał na mnie zmartwiony moim przyznaniem się i mocno ścisnął moje ramiona. – Rozumiem, dlaczego jej nie powiedziałaś. Znam twoją matkę, ona czasami może być trudną kobietą. – Wypuścił olbrzymie westchnienie. – Jeśli obiecujesz nie dać mi powodu do powiedzenia jej, wtedy właściwie możemy zachować ten mały pobyt dla siebie.
- Dziękuję – wyszeptałam bardziej niż wdzięczna. Moja mama przez większość czasu już i tak była wystarczająco zła. Przy wszystkich dziwactwach dziejących się z nią w tym momencie, nie wiedziałam, jak zareagowałaby na to, że trzymam się z ludźmi, których ona nigdy nie poznała. Dostałaby napadu szału, gdyby się dowiedziała się, że spędzałam czas z Rosalie, a znałyśmy ją od lat.
Mój ojciec przeczyścił gardło, zanim poszedł w kierunku swojego samochodu. Zazwyczaj nie porozumiewaliśmy się tak uczuciowo z kimś innym i domyśliłam się, że poczuł się przez to trochę zażenowany. – Dobrze, to do zobaczenia później.
Pomachałam mu na pożegnanie, gdy odjeżdżał, czując dziwna mieszankę dobra i zła poprzez sposób, w który potraktowałam te sprawy. Zdecydowałam odłożyć to wydarzenie do przemyślenia na później i spacerem wróciłam w kierunku domu. Edward czekał na mnie.
Kiedy weszłam przez drzwi frontowe, korytarz był tajemniczo pusty.
- Halo? – zawołałam. Otwarta przestrzeń spowodowała, że echo mojego głosu wracało do mnie w powtarzających się falach. Zastanawiałam się, dokąd wszyscy poszli. Nie byłam pewna, czy był to odpowiedni protokół z wizyty w rezydencji. Czy mogłam tak po prostu wejść, czy raczej powinnam czekać na lokaja nazwiskiem Niles, by oprowadził mnie po kolejnych pomieszczeniach?
Na palcach poszłam do przodu, stąpając po pluszowym dywanie w przedpokoju i na śmiesznie drogiej marmurowej podłodze. Moje buty dziwnie piszczały z każdym krokiem, który zrobiłam, psując moją nędzną próbę bycia niezauważoną. Owinęłam swój płaszcz przeciwdeszczowy mocniej wokół mnie i rozejrzałam się dookoła w strachu przed pałacowym otoczeniem.
Nie mogę uwierzyć, że jesteśmy już w Kansas.
Ściany pokryte były perłową, brokatową tkaniną, a gustownie elegancki stół wejściowy, który zajmował niemal cały przedsionek, prawdopodobnie kosztował więcej, niż mój ojciec zarabia przez cały rok. Moje wcześniejsze wrażenie, że byłam niedostatecznie ubrana, nagle zwiększyło się o tysiąc procent, gdy przechodziłam obok kryształowych wazonów pełnych świeżych kwiatów, drogocennych dzieł sztuki i obok pokoi wypełnionych lśniącymi, antycznymi meblami i perskimi dywanami.
To nie jest dom. To jest muzeum.
W końcu dotarłam do końca długiego holu i zatrzymałam się, stanęłam przed ogromnymi, podwójnymi schodami. Nie byłam pewna, czy powinnam iść w lewo, czy w prawo, czy może odwrócić się na pięcie i wrócić do drzwi frontowych, i znowu do miejsca, gdzie żyją normalni ludzie.
Czyli wiesz, miejsca, gdzie portrety rodzinne nie są masywnymi, olejnymi obrazami, które zajmują połowę ściany. Czy ci ludzie nie słyszeli kiedykolwiek o Ollan Mills?
Ten wątpliwy portret wywieszony był w widocznym miejscu, na środku, pomiędzy dwoma klatkami schodowymi. Podeszłam wyżej ku niemu, żebym mogła bliżej się przyjrzeć. Rodzina na obrazie wyglądała tak dobrze, że przypominało to dziecko z reklamy Prefab, które zostało zatrzymane w ramce zdjęcia. Uwielbiałam takie obrazy, kiedy byłam mała. Potajemnie obserwowałam je i zastanawiałam się, w jaki sposób rodziny na nich zawsze wyglądały na tak niewiarygodnie szczęśliwe. Dopiero później dowiedziałam się, że ci ludzie byli aktorami. Byli szczęśliwi, ponieważ opłacono ich.
Edward miał na portrecie taki sam wymuszony uśmiech, który prezentowała tamta rodzinka na pokaz. Ten uśmiech był jedynie minimalny, a biel jego zębów niemal oślepiała z intensywności. Stał za siedzącą postacią absurdalnie przystojnego mężczyzny, który, jak mogłam jedynie przypuszczać, był jego ojcem. Podobieństwo było bez wątpienia widoczne w ich rysach twarzy: mieli ten sam orli nos i to samo masywne czoło. Mimo to brakowało pewnych rzeczy. Edward na obrazie nie był zarozumiały, pewny siebie, co tak niechętnie mnie przyciągało. Jego oczy wyglądały na niemal smutne, pozbawione swojego typowego łobuzerskiego błysku. Wyciągnęłam dłoń, gotowa pogłaskać ten namalowany kosmyk jego włosów, kiedy usłyszałam za mną, jak ktoś oczyszcza gardło.
Odezwij się, do diabła!
Odwróciłam się, by zobaczyć Edwarda opierającego się o poręcz u podnóża schodów. Podniosłam moja dłoń do szyi, czując krew pulsującą w moich żyłach. Słodki Panie, przestraszyłam się łatwiej niż kot w pokoju pełnym bujanych foteli.
Jego oczy przeszukiwały mnie w górę i w dół, a ja nieco ciaśniej zawinęłam wokół siebie mój płaszcz przeciwdeszczowy. Edward patrzył na mnie w sposób, który doprowadził mnie do tego, że prawdopodobnie czułabym się naga, jeśli nie miałabym na sobie długiego do podłogi zimowego płaszcza. Powinnam poczuć się urażona przez jego brak przyzwoitości, ale moje ciało kolejny raz zdradziło mnie dzięki podnieceniu w jego obecności. Był moim stałym magnesem, a ja czułam się bezradna wobec jego wszechobecnego wnikania w mój umysł.
- Widzisz coś, co ci się podoba? – mruknął. Jeden kącik jego ust powędrował w górę w niepohamowanym uśmiechu i nic nie mogłam poradzić, oprócz odwzajemnienia tego gestu. Gdybym nie uważała, zjadłby mnie żywcem.
Zrezygnowałam z zabawy w jego droczenie się i za to wskazałam w dół korytarza. – Podoba mi się ten czarny, błyszczący Steinway Baby Grand, który masz zaparkowany w jednym z miliona tych pokoi znajdujących się od frontu. Jak ci się podoba życie w Pałacu Buckingham?
Zwęził oczy, dając mi znać luźnym ruchem ręki. – Jesteś naprawdę, ku***, szalona. Teraz rusz tutaj swój tyłek i zejdź ze schodów, zanim Alice wróci z kuchni.
Kiedy natychmiast nie udałam się w jego stronę, pstryknął palcami i wskazał kierunek swoich stóp. – Teraz, Bello.
Nie mogę uwierzyć, że on właśnie to zrobił. On myśli, że jaki rok mamy, 1955?
Moja szczęka opadła w szoku na jego absurdalnie śmieszne zachowanie. Poczułam, że mój kręgosłup nieruchomieje, i zrównałam się z nim z najbardziej piorunującym spojrzeniem, na jaki było mnie stać w tych okolicznościach. – Czy ty właśnie pstryknąłeś na mnie, jakbym była twoim psem?
Edward był na tyle rozsądny, by wyglądać na zmartwionego. – Miałem to na myśli w najpiękniejszy możliwy sposób – mruknął, prowadząc dłoń po swoich włosach. Patrząc na mnie wzrokiem szczeniaczka, wydął usta i wepchnął dłonie do kieszeni swoich dżinsów. W każdym calu wyglądał jak nieposłuszny, mały chłopiec.
Jak myślisz, ile dziewczyn próbował wcześniej na to nabrać? Założę się, że nabierał je na to, żeby jadły mu z ręki.
Powstrzymałam parsknięcie. Wydawał się nie pojmować, że niemal każdego dnia w bibliotece współpracowałam z dziećmi. Byłam zawodowcem w radzeniu sobie z bezczelnością i złym zachowaniem. Robienie miny „przepraszam” do panny Belli, po tym jak zachowywało się kompletnie niewłaściwie, nie zmieniało tego. Jeśli myślał, że byłam jedną z tych dziewczyn, które mógł traktować jak śmiecia, w takim razie było to dla niego niesamowicie nieprzyjemne przebudzenie.
Mogłabym mu czasami dogryźć, ale nie zniosłabym, gdyby on mnie zlekceważył.
Głośno pstryknęłam palcami. – Może ty powinieneś przyjść tutaj. – Gdy wpatrywał się we mnie uniósł brew. Wskazałam posadzkę przy mojej stopie i władczo podniosłam brodę. – Teraz, Edwardzie.
Wyraz jego twarzy momentalnie zmienił się z niezadowolenia do ociekającego prośbą seksu i zdziwiłam się tą przemianą. Jak on mógł nosić przetarte dżinsy i białą koszulkę i jeszcze wyglądać jak Adonis, było dla mnie zagadką. Jeśli nie byłby już tak niewiarygodnie bogaty i zarozumiały, powiedziałabym mu, że mógłby zrobić wielką karierę jako model. Te kości policzkowe mogły przeciąć szkło.
- Oczywiście – mruknął. Patrzyłam, jak skradał się w moją stronę jak kot w dżungli, z całą precyzją i płynnym, powolnym wdziękiem. Zatrzymał się na przeciwko mnie i powoli pogładził swoimi palcami wzdłuż mojej kości policzkowej, przeciągając nimi do tyłu i do moich wilgotnych włosów, chwytając mój kark. Zniżył swoje czoło do mojego i wypuścił powietrze. Odetchnęłam, pozwalając jego oszałamiającemu aromatowi wypełnić moje płuca.
- Jestem dupkiem – wymamrotał, jego skruszony wzrok spotkał się z moim. – Nie zasługuję na ciebie.
Przygryzłam wargę i spojrzałam w jego rozszerzone źrenice. Odetchnął, obmywając mnie zapachem mięty pieprzowej i pierników jak w Boże Narodzenie.
- Ja chcę tylko szacunku, to wszystko – szepnęłam. Podniosłam jedną z moich dłoni do jego ciepłego policzka. – Zrozumiałeś?
Skinął głową i oddalił się, przerywając ten hipnotyzujący czar, który wydawał się zawsze wpływać na mnie poprzez jego dotyk. – Tak, zrozumiałem, przepraszam. – Idąc dalej, wziął moje zmarznięte ręce w swoje i pocierając, rozgrzewał je. – Czy teraz mógłbym cię poprosić, abyś poszła ze mną na górę? Chciałbym spędzić z tobą trochę czasu sam, zanim Alice zaciągnie cię, Bóg wie gdzie. – Zmruży oczy, a ja zaśmiałam się. – Cholera, ona jest kołkiem w dupie.
Gdy kiwnęłam głową na zgodę, uśmiechnął się ogromnie i pociągnął mnie do przodu, niemal ciągnąc mnie za sobą w pośpiechu, by dostać się na górę. – Świetnie. Pokażę ci mój pokój.
Mój uśmiech zmienił się w nerwowy grymas, gdy uświadomiłam sobie, że prowadzono mnie prosto do jaskini lwa. Tam mnie chyba Alice nie uratuje przed próbami zalotów Edwarda.
Byłam zdana tylko na siebie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Pon 21:11, 26 Gru 2011 Powrót do góry

15 rozdział TBC, zapraszam.

Beta: Elune

Rozdział 15: “Poems of our Climate”

The imperfect is our paradise.

Note that, in this bitterness, delight,

Since the imperfect is so hot in us,

Lies in flawed words and stubborn sounds.

- Wallace Stevens





Pokój Edwarda był świątynią rzeczy nastoletniego chłopca. Była to ogromna i pomalowana na granatowy kolor przestrzeń, z tego co widziałam. Plakaty zespołów, o których nigdy nawet nie słyszałam, były powieszone na każdej dostępnej powierzchni i zasłaniały widok na większą część ścian. Nad jego ogromnym łóżkiem z baldachimem, które, jak można się było spodziewać, dekorowała czarna pościel, wisiał ogromny, oprawiony plakat głoszący słowa: „Bad Religion ” wydrukowany śmiałym czerwonym kolorem. Ponad napisem widniał czarno-biały obraz dwóch obściskujących się zakonnic .
Fuj! Brr! On śpi pod tym codziennie?
Byłam jednocześnie przerażona i zafascynowana obrazem. Moje nieposłuszne oczy wędrowały do niego z powrotem co pięć sekund, więc zmusiłam się do spuszczenia wzroku. Twarda drewniana podłoga pod moimi stopami była oczywiście mahoniowa, i mogłaby być piękna, gdyby była czysta. Zaśmiecały ją do połowy wypite puszki Coli, zmiętolone koszulki i przypadkowe opakowania płyt CD, które obejmowały wszystkie rodzaje muzyki, od punk’a do koncertów klasyki. Nieporządek tego miejsca był bardzo daleki od schludnego, uroczego dołu. Wyglądało to, jakby każda komoda i biblioteczka wybuchła w jego pokoju.
Edward uśmiechnął się do mnie ujmująco i dumnie wskazał ruchem dłoni na zabałaganioną sypialnię. – Posprzątałem do ciebie. Zazwyczaj jest tu cholerny bałagan.
Skinęłam nieśmiało, zdeterminowana, by zachować się grzecznie. – Dzięki, to było naprawdę miłe z twojej strony.
Co, do ciężkiego licha, on posprzątał? Zastanawiałam się, zakłopotana. Pokój jak dla mnie wydawał się bardziej niż zaśmiecony, ale może to z powodu tego, że zostałam wytrenowana przez moją matkę do starannego ścielenia łóżka, nim skończyłam sześć lat.
Edward cofnął się w kierunku łóżka i opadł na nie plecami z chrząknięciem. Opierając się na łokciach, uśmiechnął się niewinnie. – Chodź, połóż się ze mną – powiedział mruczącym barytonem.
Dlaczego on zawsze wygląda jak gotowy do skoku tygrys?
- Och nie, dobrze mi – zaprotestowałam. Spojrzał na mnie i poklepał miejsce obok siebie na łóżku. Zachichotałam nerwowo, starając się powstrzymać pokusę jeszcze odrobinę dłużej. – Naprawdę, uwielbiam stać. To jedna z moich ulubionych rozrywek.
Obeszłam pomieszczenie starając się uporządkować trochę rzeczy. Zaczęłam podnosić jego brudne koszulki z podłogi, a moje niespokojne palce składały je w schludne, małe kwadraty.
Biała koszulka, biała koszulka, czarna koszulka, biała koszulka… czy jego rodzina ma swoje akcje w Hanes company?
Łóżko skrzypnęło, i spojrzałam sponad swojego zajęcia, by zobaczyć Edwarda, obserwującego mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Bello, proszę, przestań sprzątać mój pokój. – Usiadł powoli, jakby zaczynając się martwić, że mogę uciec jak przerażona łania, jeśli poruszy się zbyt szybko. – Przypominasz mi moją własną mamę, a to przyprawia mnie o swojego rodzaju cholerne dreszcze.
Poczułam się przygnębiona, i upuściłam koszulkę z powrotem na podłogę w zwiniętą kupkę. Boże, dopomóż mi, przypominam mu jego matkę. Jestem totalną looserką.
- Przepraszam – wypaliłam, wpychając dłonie głębiej w kieszenie swojego płaszcza przeciwdeszczowego, by powstrzymać się od kręcenia. – Sprzątam, kiedy jestem nerwowa. Czasami jem snack cake , by powstrzymać się od niepokoju, ale teraz nie mam przy sobie żadnych, i nie wydaje się, by jakieś znajdowały się na twojej niezwykle zaniedbanej podłodze. Jak możesz powiedzieć z powagą, że naprawdę tu posprzątałeś? W każdym razie, kremowe owsiane ciasteczka są moimi ulubionymi. Little Debbie są jak manna prosto z nieba.
Usta Edwarda rozciągnęły się szeroko w zachwyconym uśmiechu na moje przesadne rozwodzenie się, a ja uśmiechnęłam się w odpowiedzi, potrząsając głową na swoją własną głupotę. – A czasami paplam jak idiotka i potem nie potrafię się zamknąć by zachować twarz. To moja poważna wada – zakończyłam z żalem.
- Mi się podoba – stwierdził, a jego ton był na tyle poważny, bym mu uwierzyła. – Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, to ja wyrywam sobie prawie wszystkie pieprzone włosy, kiedy się denerwuję. – Wskazał w kierunku niesfornych brązowych pasemek na głowie. – Przebywanie w twoim towarzystwie prawie wywołało u mnie wczesne początki łysiny.
Wybuchłam śmiechem, jego przyznanie się natychmiast mnie rozluźniło. – Cóż, przepraszam. Bardzo lubię twoje włosy, i mam nadzieję, że zaczniesz się czuć mniej niespokojny przy mnie, dzięki czemu pozostaną na twojej głowie. – Będąc na fali, wskazałam na skandaliczne całujące się siostry za nim. – Tak naprawdę nigdy wcześniej nie byłam w sypialni chłopca, ale uwielbiam to, co zrobiłeś z tym miejscem. Ta grafika jest… interesująca.
Szeroki uśmiech Edwarda skrzywił się na moje bezceremonialne komplementy. – Zdejmij swój płaszcz i zostań chwilę – odepchnął się do tyłu, dopóki aż usiadł prosto przy misternie zdobionym, żelaznym wezgłowiu swojego łóżka. Jego nogi, nadal w butach, niedbale skrzyżował na posłaniu.
- Okej… - odpowiedziałam i zamilkłam. Sięgając trzęsącymi się palcami, zaczęłam rozpinać długie rzędy kołeczków, na które był zapinany mój płaszcz. Oczy Edwarda pociemniały, gdy śledziły ścieżkę którą dłońmi przemierzałam z przodu płaszcza.
Czy tutaj jest gorąco? Zastanawiałam się. Zaczynałam się pocić pod swoim ciężkim winylem. Z pewnością czuję się tutaj gorąco.
Zdenerwowanie sprawiało, że moje ruchy były jeszcze bardziej niezdarne niż zazwyczaj. Wydawało się, jakby wieczność minęła nim nawet kilka pierwszych umocowań zostało rozpiętych. Moje dłonie były tłuste od potu, a palce ześlizgiwały się.
Oddech Edwarda przyspieszył po uwolnieniu drugiej sprzączki z zapięcia, i położył dłonie po obydwu stronach głowy, uczepiając się żelaznej poręczy za nim, by się podeprzeć. Bicepsy chłopaka wybrzuszyły się i zadrżałam, niepewna, czy zdjęcie prostego żółtego płaszcza przeciwdeszczowego powinno wywoływać uczucia tak bardzo podobne do improwizowanego striptizu.
W końcu udało mi się rozpiąć tę całą rzecz i zrzuciłam ją w pośpiechu, by mieć już za sobą tę całą zawstydzającą sytuację. Moje serce galopowało, jakbym właśnie przebiegła maraton. Przyłożyłam dłonie do klatki piersiowej, jak gdybym mogła zwolnić jego bicie, jedynie na nie naciskając. Edward wpatrywał się we mnie, jakbym była niezwykle pysznym deserem, a ja musiałam zwalczyć obezwładniające pragnienie, by zakryć się obiema rękoma.
Nigdy więcej nie będę w stanie ponownie założyć tego płaszcza. Będę musiała po prostu chodzić w deszczu, wyglądając jak zmokły szczur. Kogo obchodzi, czy dostanę zapalenia płuc.
- Co? – zapytałam nieśmiało. Pociągnęłam za brzeg swojego kardiganu, upewniając się, że nie odkrywałam niczego niestosowanego. Moja dżinsowa spódniczka sięgała kolan, a sweterek miał dość wysoki kołnierz. W życiu nie mogłam zrozumieć, co sprawiło, że wpatrywał się tak we mnie.
Oblizał wargi. – Nic – wymamrotał ochrypłym głosem. – Po prostu wyglądasz ślicznie w niebieskim, to wszystko.
Policzki zapłonęły mi jeszcze bardziej i zmięłam materiał moich rękawów w pięściach. – Dziękuję – wyszeptałam. Komentarz chłopaka odnośnie barwy mojego sweterka przypomniał mi coś, o czym dyskutowaliśmy wcześniej tego dnia. Otworzyłam usta, by zadać pytanie i potem zamknęłam je ponownie, zażenowana swoim lubieżnym tokiem myślenia.
Edward wykrzywił brew. – Chciałaś coś powiedzieć? – zachęcił, i zrezygnowałam z usiłowania walki ze swoją ciekawością. Kiedy połączyć ją z będącym poza kontrolą libido, dociekliwość powala od razu na ziemię moją biedną, przemęczoną chrześcijańską uczuciowość. To naprawdę nie mogło się z niczym równać.
- Mam okropne i niestosowane pytanie – odpowiedziałam sztywno. Chłopak skinął do mnie głową, bym kontynuowała. Spuściłam wzrok na podłogę, zbyt zażenowana, by powiedzieć to co zamierzałam i tak naprawdę spojrzeć mu w twarz. – Pamiętasz kiedy rozmawialiśmy o tej… dolegliwości… wcześniej?
Ściągnął brwi i wyglądał na zamyślonego. W końcu potrząsnął głową zadziwiony. – Nie, nie pamiętam. O jakiej ,,dolegliwości” mówisz?
Westchnęłam, zrezygnowana faktem, że będę musiała być bardziej dokładna, jeżeli chcę otrzymać odpowiedź. – Wiesz, ten męski rodzaj problemu. – Wskazałam wymijająco odruchowo w kierunku własnego kroku i oczy chłopaka rozszerzyły się w nagłym zrozumieniu.
- Chodzi ci o to, kiedy nabijałem się z ciebie za wiedzę, co oznaczają blue balls? – zapytał. W jego głosie brzmiał ewidentny śmiech, a ja ponownie przeklinałam siebie za to, że nigdy nie wiem kiedy się, do diaska, zamknąć.
Skinęłam, umierając z zażenowania. Czułam jakby moje policzki rzeczywiście trawił ogień. Wkrótce cała sypialnia stanie w płomieniach.
Marzyłam by istniał „wyłącznik” dla mojego dociekliwego umysłu.
- Co chciałabyś wiedzieć? – ciągnął Edward, pochylając się do przodu na łóżku. Dłonie chłopaka spoczywały na jego udach i pozwoliłam sobie, by mój wzrok zatrzymał się tam na moment, usiłując wziąć się na tyle w garść, by kontynuować.
- Ja…eee… - zacięłam się, nie całkiem pewna jak zamierzałam przezwyciężyć siedemnaście lat wychowywania w naukach Dobrego Chrystusa, by wydusić z siebie resztę tego, o co chciałam zapytać. Odetchnęłam głęboko i po prostu kułam żelazo póki gorące, mając nadzieję, że będzie to podobne do lodowatego basenu albo zrywania plastra z opatrunkiem. – Jeśli to bolało cię tak mocno, jak mówiłeś, to dlaczego byłeś w stanie pracować dalej ostatniej nocy po tym jak my… wiesz… - zamilkłam, żywiąc nadzieję, że zrozumiał czego chciałam się dowiedzieć, bez rzeczywistej konieczności wypowiedzenia tego przeze mnie na głos.
Palce chłopaka rysowały kształt powolnych kółek na znoszonym materiale jego dżinsów, a ja wzrokiem śledziłam te ruchy, zafascynowana. – Po tym jak pieprzyliśmy się na sucho na górnej półce wózka na książki na środku biblioteki? – Głos chłopaka był tak niski, że wręcz mruczał.
Właśnie tak brzmi „sexy” głos. Poczułam, że moje wnętrzności skręcają się na jego słowa. Skinęłam, niepewna, czy byłam w stanie odezwać się, by mój głos nie odmówił mi posłuszeństwa.
Pięknie wyrzeźbione dłonie chłopaka pocierały jego uda wyżej i przełknęłam, zafascynowana przez ścieżkę, jaką wydawały się przemierzać. – Zająłem się tym – odpowiedział rzeczowo.
Spojrzałam mu w twarz, zagubiona jego odpowiedzią. – Zająłeś się tym? Co to znaczy, dokładnie?
Widocznie teraz była kolej Edwarda, by być zażenowanym chociaż raz. Podniósł rękę, by potrzeć kark i spuścił wzrok na swoje kolana z zakłopotaniem. – To znaczy, że poszedłem do toalety dla mężczyzn i… zająłem się tym.
Przez moment stałam tam cicho, rozważając znaczenie kryjące się za jego słowami. Męska łazienka? Dlaczego musiał „zająć się tym” tam? Świadomość tego, co faktycznie on zrobił, uderzyła mnie znienacka, jak obuchem w łeb, i nabrałam ogromny haust powietrza.
- Ty też to robisz? – wykrzyknęłam, niezdolna do powstrzymania się, z powodu olbrzymiego wstrząsu wywołanego jego wyznaniem.
To nie tylko ja. Nie jestem zboczonym dziwadłem!
Tak szybko, jak tylko dotarło do mnie co właśnie ujawniłam będąc w szoku, spanikowałam i gwałtownie przycisnęłam sobie dłoń do ust. Zamykając oczy, modliłam się każdą cząsteczką mojego istnienia, żeby Edward nie zrozumiał, co powiedziałam.
Proszę Boże, proszę. Nie pozwól mu poznać mojego karygodnego sekretu.
Cisza, która przeniknęła pokój, była ogłuszająca. Kiedy już dłużej nie mogłam znieść napięcia, uniosłam lekko powiekę, by zobaczyć, że Edward gapi się na mnie jakbym właśnie powiedziała mu, że ziemia jest płaska. Potrząsnął głową oszołomiony i wpatrywał się we mnie, na przemian to otwierając to zamykając usta.
Zszokowałam go tak, że oniemiał przez moją perwersję i grzeszność. Świetna robota, Bello.
Chłopak przejechał dłonią po twarzy, zanim ponownie spojrzał na mnie. – Czy ty… czy ty właśnie powiedziałaś, że dotykasz siebie? – zapytał, jego ton przepełniało takie niedowierzanie i szok, że chciałam zapaść się pod ziemię.
- Nie! – zarzekałam się zawzięcie, wykręcając guziki mojego rozpinanego sweterka. Nie byłam pewna. dlaczego nadal mówiłam. Mój mózg krzyczał na mnie, bym się przymknęła, ale usta wyrzucały z siebie milion słów na minutę. Wyglądało to, jakby pękła powierzchnia na niemożliwej do przebicia tamie, która skrywała mój sekret, i teraz zalewała go potokiem informacji. Byłam chodzącym, gadającym pamiętnikiem. Nie było mowy, aby ta sytuacja skończyła się dobrze. – Nie dotykam siebie! Tylko czasami, pod prysznicem… - zamilkłam, nie potrafiąc uwierzyć, co właśnie wyjawiłam.
Na Chrystusowe wypieki! Czy ja kiedykolwiek nauczę się trzymać swoją buzię na kłódkę?
Edward przypatrywał mi się, jakbym była obcą formą z innej planety. Obserwowałam, jak język chłopaka wędrował po jego ustach, by zwilżyć pełną dolną wargę i, co wydawało się niemożliwym, serce zaczęło mi bić nawet jeszcze szybciej w mej klatce piersiowej . Wydawało mi się, że to chore, iż wciąż potrafiłam być pobudzona w tej sytuacji. To nie mogła być normalna reakcja.
To dlatego, że z tobą jest coś nie tak. Ty odrażający zboczeńcu.
- Przepraszam – wypaliłam, nie mając pewności czy przepraszałam Edwarda, moją matkę, Boga czy siebie w tym momencie. Chciałam jedynie, by głosy w mojej głowie zamknęły się chociaż raz. – Jestem okropną osobą.
Edward gapił się na mnie, jego mina była zagadkowa. – Jesteś teraz cholernie poważna? – zapytał z niedowierzaniem.
Skinęłam żałośnie. Byłam bardziej niż pewna, że zamierzał mi powiedzieć, bym natychmiast opuściła jego posiadłość. Usłyszałam, jak zaczął się śmiać i skuliłam się bardziej w sobie, beznadziejnie nieszczęśliwa z całej tej sytuacji. Nigdy nie czułam się bardziej obnażona w całym moim życiu. To było, jakby moja klatka piersiowa została otwarta, a ja czekałam jak na szpilkach, by Edward wyciągnął rękę, chwycił moje nadal bijące serce i zgniótł je na tycie kawałeczki.
- To było, bez wątpienia… - Zrobił pauzę, by posłać mi spojrzenie tak uwodzicielskie spojrzenie, że moje wyżej wymienione serce zaczęło walić potrójnie, powodując u mnie strach, że mogę być na skraju całkowitego załamania. – Najbardziej gorącą, pieprzoną rzeczą, jaką kiedykolwiek w swoim życiu usłyszałem.
Wypuściłam drżący oddech, a on wyciągnął do mnie rękę. Wtedy ponownie poczułam to magnetycznie przyciąganie, które odczuwałam w jego obecności. – Teraz, proszę, podejdź tutaj, ponieważ jeśli tego nie zrobisz, będę zmuszony wstać i wciągnąć cię tutaj jak pieprzony jaskiniowiec – mruknął groźnie.
Byłam ledwo w stanie przetrawić co właśnie powiedział. On nie uważał tego za obrzydliwe? To… go podniecało? Moje stropy żyły własnym życiem, zmuszając mnie do podejścia bliżej łóżka i wyciągniętej dłoni Edwarda. Po kilku krokach cierpliwość chłopaka wydawała się w końcu skończyć. Chwycił mnie za nadgarstki i wciągnął na materac obok siebie.
Na twarzach czuliśmy nasze muskające siebie nawzajem oddechy, prawie identycznie ocieraliśmy się swoimi rzeczami. Miałam wrażenie, że zemdleję z powodu poważnego braku tlenu. – Nie brzydzę cię? – zapytałam zdumiona, podnosząc rękę, by przejechać po ostrej linii jego kości policzkowej.
Przełknął ciężko i wtulił policzek w moją dłoń. – ku***, nie. Dezorientujesz mnie jak diabli, i doprowadzasz do granicy cholernego szaleństwa, ale jesteś ostatnią osobą na planecie, którą opisałbym jako wstrętną.
W efekcie uśmiechnęłam się szeroko i z pewnością wyglądałam jak totalna idiotka, ale ani trochę nie dbałam o to. – To było naprawdę słodkie, Edwardzie. Myślę, że… - Pochylił się i chwycił moje usta brutalnie, a ja wydałam z siebie zszokowane „mmph”, zaskoczona jego nagłym agresywnym przerwaniem.
Nim się obejrzałam, leżałam płasko na łóżku chłopka. Edward całym ciałem przyciskał mnie cudownie, i mogłam usłyszeć siebie, wydającą dziwne, miałczące dźwięki. Język chłopaka smakował słodko w moich ustach, a jego dłonie przeniosły się pomiędzy nasze ciała, by gwałtownie pieścić każdy dostępny kawałek skóry. Kiedy dosięgnął moich piersi, chwycił je szorstko, aż zakwiliłam w jego usta. To uczucie było niewiarygodnie erotyczne. Zostawiał mokre pocałunki od góry do dołu na odkrytej skórze mojego gardła, włoski na jego brodzie wywoływały we mnie przyjemne płomienie.
Pragnęłam nogi i ręce owinąć dookoła jego ciała i nigdy nie puszczać. Uczucie bycia obejmowaną tak mocno było wspaniałe, i spanikowałam na myśl, że mogłabym nigdy więcej tego nie poczuć. Mój uścisk stał się gwałtowny, gdy szarpnęłam chłopka za włosy i pociągnęłam za ubranie, zdesperowana, by znaleźć się tak blisko niego, jak to tylko możliwe.
Nagląca potrzeba w mym dotyku wydawała się powiadomić Edwarda o moim cierpieniu i jego dłonie stały się czułe, gładząc mnie po bokach relaksującymi ruchami. Ucałował moje policzki i powieki, zatrzymując się, by wtulić twarz w zagłębienie mojej szyi.
- Ciii… - wyszeptał. Zadrżałam i przygryzłam wargę, zastanawiając się, dlaczego musiałam się ruszyć i zniszczyć chwilę moim niekontrolowanym szaleństwem. Niszczę wszystko. Mój podbródek zaczął drżeć, gdy walczyłam z ogarniającą potrzebą, by po prostu zacząć wrzeszczeć. Emocje we mnie były zmącone i wrzały niekontrolowanie, jak burza w mojej piersi. Poczułam, jak palce Edwarda przenoszą się wzdłuż moich zmarszczonych brwi i przez moje opuchnięte od pocałunków usta, jego ruchy uspokoiły mnie swoją niespodziewaną czułością.
- Tylko się nie ruszaj – poprosił przyciszonym głosem. Poczułam jak jego ciężar przeniósł się obok mnie, dopóki nie dopasował się do moich kształtów. – Zamierzam zatroszczyć się o ciebie. Nie zrobię niczego, czego nie będziesz chciała, bym zrobił. – Usta chłopaka naparły delikatnie na moje raz, i drugi. – Ufasz mi? – szepnął mi do ucha, dmuchając na włosy na mojej skroni i powodując, że moje sutki stwardniały pod swetrem.
Wykorzystałam moment, by rozważyć fakt, że Edward zostawiał mi wyjście. W środku wiedziałam, że mogłam powiedzieć mu, że nie byłam gotowa, a on wstałby w ciągu milisekundy i odwiózł mnie do domu, nie zadając pytań. Decyzje zostawiał mnie. To było uderzające do głowy uczucie, świadomość, że ja byłam tą, do której należała ta decyzja. Nie było nikogo, kto mówił mi, co robić. mogłam zdecydować co jest właściwe … i nie czułam się zażenowana z tego powodu w najmniejszym stopniu.
- Edward – wymruczałam, wyciągając rękę, by wpleść palce w bujne pasma jego włosów. Przyciągnęłam jego oblicze w dół bliżej mnie. – Ufam ci. – Kiedy miał zamiar zamknąć przestrzeń pomiędzy nami, pociągnęłam powrotem za jego włosy, zatrzymując jego drogę w dół. – Po prostu postępuj powoli – nakazałam. Obcy uśmiech pojawił się na mojej twarzy, gdy rozkoszowałam się swoją całkowitą kontrolą nad sytuacją.
- Dobrze, proszę pani – odparł. Towarzyszący mu uśmieszek sprawił, że przymknęłam powieki w podnieceniu. Poczułam jego ostrożne palce, przemieszczające się w górę długiego rzędu guzików mojego kardiganu.
Część mojego zdenerwowania powróciła, gdy zdałam sobie sprawę, że on zamierza zobaczyć moje obnażone piersi albo, w najgorszym razie, niedrogi stanik z Kmartu . Spanikowałam i powstrzymałam jego palce, gdy szukały dostępu do pierwszego guzika przy moim dekolcie. – Czekaj – możesz mówić do mnie? – zapytałam, głaszcząc jego palce z niepokojem. Spojrzał na mnie pytająco i zaśmiałam się, zwracając swoją twarz w jego ramię, aby spróbować ukryć się z zażenowania. – Sądzę, że jeśli będziesz do mnie mówił, poczuję się mniej nerwowo – wymamrotałam w materiał jego t-shirtu. Moje policzki zaczerwieniły się mocniej, gdy opuszki palców chłopaka odgarnęły dekolt sweterka.
- Taaa, mogę to zrobić – powiedział, delikatnie kreśląc palcami po skórze na moim obojczyku. – Co ty na to, byśmy zaczęli od ogólnych rzeczy, hmm? – Na moje niepewne skinienie odpiął pierwszy guzik kardiganu. - Dobrze. Teraz mów do mnie o czymś, co naprawdę cię pasjonuje.
Odsunęłam twarz od komfortowego, bezpiecznego miejsca na ramieniu Edwarda i napotkałam jego zamglone spojrzenie. – Cóż – wymamrotałam, obserwując jego wysuwający się język, by zwilżyć nim usta. – Lubię książki. – Jego palce rozpięły kolejny guzik i zamknęłam oczy. Dostałam gęsiej skórki, która natychmiast pokryła całe moje ciało.
Postukał w moją klatkę piersiową długim palcem, kiedy nie kontynuowałam. – Mów dalej. – Głos chłopaka był niski i poważny. – Słucham. Lubisz książki?
Uśmiechnęłam się z rozmarzeniem, ponownie się skupiając. – Och, tak. I naprawdę uwielbiam poezję. Prawdopodobnie mogłabym siedzieć i czytać ją cały dzień. – Poczułam, jak Edward uwalnia kolejne zapięcie i szybko kontynuowałam mój chaotyczny monolog. – Moim ulubionym poetą jest William Carlos Williams. – Sapnęłam, kiedy poczułam jego opuszki przesuwające się w dół przez środek klatki piersiowej do zapięcia mojego stanika, umiejscowionego bezpośrednio pomiędzy moimi piersiami.
- Och, cholera, odpina się z przodu? Naprawdę jesteś doskonała. – Pochylił się, by ssać skórę zaraz za moim uchem i jęknęłam, obezwładniona przez doznania. – Nie przerywaj. Możesz zadeklamować cokolwiek dla mnie?
- Tak – syknęłam. Uczucie jego szorstkich palców na wrażliwej skórze między moimi piersiami momentalnie oderwały mnie od obecnej przemowy. Wahanie odnośnie naszej intymności rozwiało się przez intensywność podniecenia, które odczuwałam. Wygięłam plecy w łuk, podając swoje piersi jego oczekującej dłoni. Odsunął się i wydął wargi. – Edwardzie, proszę.
- Recytuj! – odpowiedział. Jego dłoń krążyła drażniąco ponad moją zarumienioną skórą.
- Okej, okej – wymamrotałam. Odetchnęłam głęboko i usiłowałam się skupić. – Ten jest wspaniały. Cóż, w każdym razie, fragment jednego. To z „Patersona” – Poczułam, że jego ciepła dłoń powróciła, by zakreślić szew stanika i westchnęłam radośnie. Całe moje ciało mrowiło. – Ty, ospały, czekający przeze mnie, czekający na ogień i ja, towarzyszka twoja przy tobie, wstrząśnięta twoim pięknem. Wstrząśnięta twoim pięknem. Wstrząśnięta.*
Edward odpiął zatrzask na ostatnie moje słowo, i otworzyłam gwałtownie oczy, by napotkać jego wzrok. Byłam krańcowo zdenerwowana tym, jaka będzie jego reakcja teraz, gdy byłam obnażona, zarówno mentalnie jak i fizycznie, pod jego badawczym spojrzeniem.
- Cholernie idealna – wyszeptał. Moje spojrzenie spotkało jego, ociężałe i przepełnione pragnieniem, zanim z powrotem umknęło w dół do moich obnażonych piersi. Nakrył je delikatnie w swoich dłoniach, a ja poczułam się zalana falą pragnienia, bezbronna przeciwko zalewającemu uczuciu, które wypełniało mnie od środka. Zniżył głowę powoli i delikatnie polizał jeden z moich stwardniałych sutków. Oddech uwiązł mi w piersiach i wypuściłam powietrze w długim westchnieniu, gdy wessał go w swoje usta. Pulsowanie w moich intymnych miejscach nasiliło się do prawdziwego bólu. Przesunęłam się niespokojnie na łóżku, spragniona jakiegokolwiek tarcia.
Wargi Edwarda opuściły moją skórę i jęknęłam, moje dłonie same zacisnęły się w jego włosach w próbie zmuszenia go, by powrócił do moich piersi. Zaśmiał się, z głębi gardła, i oderwał moje nieszczęśliwe palce. Przyciskając moje ręce do materaca po obydwóch stronach mojej głowy, uśmiechnął się znacząco i ucałował czubek mego nosa. – Nie ruszaj się, księżniczko.
Przyciskając mi ręce do materaca po obydwóch stronach mojej głowy, uśmiechnął się znacząco i ucałował czubek mego nosa. – Nie ruszaj się, księżniczko.
Wyraz oczu Edwarda był tak pełen poważnych zamiarów, że natychmiast przytaknęłam skinieniem. – Grzeczna dziewczynka – zamruczał. Zmrużyłam oczy i otworzyłam usta, by naprawdę rzucić się na niego, ale on chwycił moje usta w pocałunku tak niesamowicie ogłupiającym, że mój mózg przestał funkcjonować. Język chłopaka dotknął mojego, słodko i zachwycająco, że o mało nie krzyknęłam. Byłam tak zatracona w magii jego nadzwyczajnie utalentowanych ust, że prawie nie zauważyłam kiedy jedna z jego dłoni zaczęła wolno podciągać moją spódnicę.
Kiedy dosięgnął szwu majtek, gdzie łączyły się z udami, oprzytomniałam. Napięłam się jak struna i śmiertelnie się przeraziłam. Edward natychmiast przesunął rękę w dół do ud, jego palce rysowały uspokajające wzory na mojej wrażliwej skórze. Odprężałam się stopniowo, aż po raz kolejny skupiałam się na swoich własnych odczuciach.
Usta chłopaka zostawiały wilgotne pocałunki na mojej szyi. – W porządku? - zapytał. Jego gorący oddech przy moim ciele doprowadzał mnie do szaleństwa. Zamruczałam w odpowiedzi i poczułam jak nogi rozsuwają mi się same, jakby posiadały własną wolę. A Edward uznał to za zaproszenie, by kontynuować. Czułam jeden z jego długich palców napierający na moje najbardziej intymne miejsce przez materiał bielizny. Jęknęłam i poczułam, jak fala wilgoci przesiąka przez moje, i tak już mokre, majtki.
- Boże pomóż mi. Jesteś tak cholernie mokra! – Mogłam jedynie wyczuć pomruk dochodzący głęboko z jego piersi. Nakrył mnie swoją dłonią, a ja przycisnęłam się tam niecierpliwie niej. Moje wnętrzności zacisnęły się z natychmiastowej rozkoszy.
Oh, na miłość naszego Świętego Dzieciątka Jezus!
Dotyk Edwarda na mnie był balsamem dla mojej spragnionej duszy. Pocierał mnie delikatnie przez wilgotny materiał bielizny coraz pewniej, dotykając na zmianę ze swoimi grzesznymi palcami, dopóki nie pomyślałam, że całkowicie postradam zmysły od napięcia, które budowało się we mnie. Z każdym kochającym naporem jego dłoni wznosiłam się coraz bliżej do tego, co w moim mniemaniu musiało być całkowicie pochłaniającą euforią. Wtedy on śmiało wsunął swoje palce pod gumkę moich majtek i dotknął nagiej, ukrytej pod nimi skóry.
Słodka Maryjo Matko Boska!
- Och! – dyszałam. Dłonie zacisnęłam w pięści po obu stronach mej głowy. Pragnęłam wyrwać sobie włosy, chciałam krzyczeć krwawe morderstwo, pragnęłam uderzać i drapać, i chciałam opleść Edwarda ramionami tak mocno, żeby mógł ledwo oddychać. Po prostu pragnęłam, tak bardzo.
Spojrzał na mnie z opadającymi powiekami i uśmiechnął się. – Właśnie, daj mi to – wyszeptał. Moje ciało odpowiedziało, jakby było zbudowane tak, by wykonać każde jego polecenie, a mój orgazm przeszedł przeze mnie tak gwałtownie, że ujrzałam gwiazdy. Wnętrzności zacisnęły się i pulsowały we mnie, a było to jakby dokonał się cud, przeistaczając mnie w płynne szczęście. Krzyk uwiązł mi w gardle, i jakimś sposobem dałam radę powstrzymać się przed jego uwolnieniem, przygryzając język tak mocno, że na pewno krwawił.
Powoli położył mnie, pewne dotknięcia koniuszków jego placów zmniejszały nacisk, dopóki nie wydobył ostatniej uncji przyjemności z mojego drżącego ciała.
- Edwardzie – wyszeptałam. Wysunęłam język z ust, by zwilżyć suche usta. Nasze spojrzenie spotkało się i on przycisnął swoje czoło do mojego. Wydałam z siebie drżący oddech i uśmiechnęłam się. – Jeśli jesteś chociaż w połowie tak dobry w grze na pianinie, to musisz być dyplomowanym wyjątkowo utalentowanym wirtuozem.
Poczułam jak ciało chłopaka zaczęło drżeć obok na łóżku, i dotarło do mnie, że on próbuje się nie roześmiać. Wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi i zarechotał jak hiena. Zmarszczyłam brwi w oburzeniu, że śmiał się z mojego komplementu, ale wtedy zaczęłam chichotać razem z nim.
Zgaduję, że się ośmieszyłam.
- Dziękuję – odrzekł. Odpowiadając tłumił śmiech, po czym ponownie zaczął całować mnie za uchem. Wiłam się, zdumiona, że mimo, iż właśnie podarował mi spełnienie, moje całe ciało już stało się ponownie pobudzone.
Jak to możliwe? Czy nie powinnam być teraz wykończona?
Zaniepokojona, że co naprawdę ze mną może być nie tak, pociągnęłam Edwarda za włosy, próbując przyciągnąć jego uwagę. – Mogę cię o coś zapytać?
- Hmm? – odpowiedział, nim possał płatek mojego ucha w ustach. Przygryzł delikatnie skórę, a ja skrzyżowałam nogi, by spróbować się skupić na tym, co pragnęłam z nim przedyskutować. Napięcie jedynie bardziej mnie pobudzało, i prychnęłam w konsternacji.
Nigdy do niczego nie dojdę, jeśli to dalej będzie się działo. Będę tkwiła w tym łóżku z nim na zawsze.
Myśl o nas wijących się razem w czarnej pościeli przez całą wieczność jedynie podniosła poziom mego libido. Odciągnęłam twarz chłopaka od swojej szyi, by odzyskać kontrolę nad sytuacją.
Dołeczki jakie spowodował jego uśmiech poruszył czułą strunę we mnie, i przeciągnęłam kciukami wzdłuż jego kilkudniowego zarostu na szczęce. – Skoro właśnie miałam… wiesz co… to dlaczego nadal mam to uczucie? – zapytałam, nadal zbytnio skrępowana, by rzeczywiście wymówić to słowo na glos.
Uniósł brew, zdziwiony i uśmiechnął się zadziornie. – Masz na myśli orgazm?
Odwróciłam wzrok i zaczerwieniłam się, niepewna, dlaczego nadal mogłam być tak zażenowana czymś takim jak krótki wyraz, kiedy on chwilę temu dotykał moich intymnych miejsc gołą ręką. – Tak, to. – Biorąc głęboki oddech, kontynuowałam, zdeterminowana, by wypowiedzieć myśli na głos. – Dlaczego nadal cię pragnę? – Moje oczy napotkały jego po raz kolejny i przełknęłam na żar, jaki się w nich odzwierciedlał.
- To dlatego, że działamy na siebie. – Głos chłopaka brzmiał szorstko w ciszy, panującej w pomieszczeniu. Na zewnątrz znowu zaczęło padać, i mogłam usłyszeć uderzenia kropli o szybę.
Zmarszczyłam czoło, rozważając jego słowa. – A zatem to nie jest dziwne, że nadal pragnę, byś zrobił mi to ponownie? – wyszeptałam. Wpatrywałam się w leśny odcień zieleni jego tęczówek. Niewielkie plamki złota przebijały się przez nią, zmieniając oczy chłopaka w artystyczną mozaikę.
- Nie – odrzekł Edward, przenosząc się na mnie po raz kolejny. Moje nogi rozszerzyły się z własnej woli, pozwalając mu znaleźć się tak blisko mnie, jak było to możliwe. Edward pocałował moje otwarte usta i pchnął we mnie równocześnie. Nadal byłam niezwykle wrażliwa po moim niedawnym orgazmie i jęknęłam, gdy kontynuował poruszanie biodrami, dotykając mnie we właściwe miejsce.
Niespodziewanie zsunął się ze mnie, zakrywając twarz ramieniem. – Cholera – wymamrotał pod nosem. Wolną ręką mocno ścisnął prześcieradło przy boku, aż zbielały mi kostki. – ku***.
Zaniepokojona nagłym obrotem sytuacji, usiadłam i niepewnie pogłaskałam go po włosach. – Co się stało? – zapytałam. Troska jaką poczułam w tym momencie była obezwładniająca. To było gorsze nawet niż zdenerwowanie jakie przetrwałam, zanim mnie dotknął i zobaczył nagą. Ta myśl sprawiła, że przypomniałam sobie, że mój sweter jest rozpięty, i szybko ściągnęłam razem jego poły drugą ręką.
- Po prostu muszę się o coś zatroszczyć – mruknął spod swojego ramienia. Mój wzrok powędrował w dół na jego leżące na plecach ciało, dopóki nie dostrzegłam oczywistego wybrzuszenia z przodu jego dżinsów.
- Och! – pisnęłam, niezdolna do oderwania wzroku. On miał na myśli, że musi dotknąć siebie.
Edward podniósł ramię i zerknął spod niego na mnie, wydając z siebie boleśnie brzmiący jęk, kiedy zdał sobie sprawę, że zerkam pożądliwie na jego intymne miejsce. – Do diabła, Bello. Zabijasz mnie, ku***, tutaj.
Obserwowałam zafascynowana, jak jego krocze wydawało się faktycznie drgnąć pod spodniami. Wyciągnęłam dłoń i delikatnie dotknęłam materiału na jego erekcji. Chłopak skrzywił się i przycisnął się do moich palców. Jest ciepły i twardy. Chcę go zobaczyć.
Edward chwycił moją rękę zanim mogłam pieścić go wyżej
. – Musisz przestać – rozkazał. Miał mocno zaciśnięte powieki. – Nie zniosę tego ani chwili dłużej, by cholernie nie eksplodować, a ty nie jesteś jeszcze na to gotowa.
Złowróżbnie zmarszczyłam brwi na niego, dotknięta jego apodyktycznością. – Przepraszam bardzo. Sądzę, że ja decyduję na co jestem gotowa. – Wykręciłam rękę z jego uścisku i położyłam na jego udach. Przez nieuwagę palcami ścisnęłam twarde jak skała ciało pod jego znoszonymi dżinsami. Otworzył szeroko oczy w szoku i uśmiechnęłam się, szczęśliwa, że ponownie panuję nad sytuacją. Poczułam się niezwykle, niczym nieskrępowana.
- Pokaż mi – wyszeptałam.

* Nie znalazłam tego tłumaczenia, więc przekład jest mojego autorstwa.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Śro 9:41, 28 Gru 2011 Powrót do góry

Nie wiem czy to tylko mi, ale strasznie ciężko tu się czyta bo jest strasznie rozciągnięte, czy tłum. jest może na chomikuj.pl?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Śro 12:54, 28 Gru 2011 Powrót do góry

Jest i wydaje się, że lepiej tam pasuje, niż tutaj:)

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Nie 21:47, 29 Kwi 2012 Powrót do góry

Witajcie.
Bardzo proszę o Wasze komentarze tutaj, gdyż nie można dodać nowego rozdziału jeżli nie ma chociaż jednego komentarza. Wystarczy zwykłe "Dziękuję".

Tłumaczenie: Night_angel94
Betowała: Elune



One of my wings beat faster,

I couldn't help it

the one away from the light.

It hurt to be told all the time

how I loved that terrible flame.

- William Stafford




Patrzyliśmy na siebie przez kilka napiętych chwil. Oczy Edwarda wyrażały jednocześnie mieszaninę niedowierzania i trwogi, których nigdy przedtem w nich nie widziałam. Jego niepokój przez naszą obecną sytuację uczynił mnie jednak pewniejszą w moim działaniu, i przesunęłam palce odrobinę dalej pod jego koszulkę.
- O ku*** – jęknął. Jego własne palce poplątały w nieładzie prześcieradło po obu stronach ciała chłopaka i gwałtownie go chwycił. Lekko przejechałam dłonią bliżej wybrzuszenia w jego spodniach, oczy Edwarda zwęziły się do groźnie wyglądających szpar, a nozdrza się rozszerzyły. – Przestań, Bello.
Gapiłam się na niego, będąc upartą jak kozioł. – Pieść mnie, Edwardzie.
Moja drwina wydawała się go poruszyć i brutalnie odepchnął moją dłoń, zanim wstał i zachował pomiędzy naszymi ciałami dystans co najmniej dwóch stóp. – Jestem cholernie poważny – wymamrotał, przeciągając dłonią przez swoje włosy. – To nie jest to, co chciałem, aby się wydarzyło.
Nic nie mogłam poradzić na niedowierzający śmiech, który wydostał się z moich ust z powodu jego wypowiedzi. – Żartujesz? Myślę, że to było dokładnie to, co chciałeś, aby się wydarzyło. Kiedy w odpowiedzi zmarszczył na mnie niezadowolony brwi, równocześnie szybko z powrotem założyłam stanik i zaczęłam zapinać guziki swetra. Czułam się jak idiotka.
Uprawiał seks z milionem innych dziewczyn, ale nie chce mu się mnie dotknąć? Coś ze mną jest nie tak. Rzuciłam się na niego i zachowałam jak zdesperowana dz***a.
Powstrzymałam łzy, kiedy uświadomiłam sobie na jak ,,łatwą” musiałam wyglądać Praktycznie błagałam go, by zrobił ze mną te rzeczy. Wiedziałam, że zaczynałam dramatyzować – co było do mnie zupełnie niepodobne – ale intymność, którą właśnie dzieliliśmy, pozostawiła mnie słabą i niepewną siebie. Czułam się jak Lauren albo, broń Boże, nawet Jessica, i nie podobało mi się to. Ani trochę.
- Co ty, do cholery, robisz? – zapytał, patrząc zakłopotany, gdy drżącymi palcami kontynuowałam poprawianie moich ubrań. Nerwowo przeczesałam dłonią moje potargane włosy i skrzywiłam się, gdy nieumyślnie pociągnęłam za kilka pasm. Wyciągnęłam włosy z moich palców i puściłam je luźno, patrząc przy tym załzawionymi oczami, jak unoszą się na delikatnym wietrze, płynącym z wiatraka u sufitu.
Boże, proszę, nie karz mnie za bycie jedynie ciekawą.
- Bello. – Bliskość Edwarda zaskoczyła mnie i podskoczyłam w miejscu. Chwycił mój nadgarstek, jak gdybym chciała odsunąć się od niego. – Czy możesz mnie tylko wysłuchać przez cholerną minutę?
Sztywno przytaknęłam głową, ale odwróciłam wzrok, woląc patrzeć na ścianę niż jego piękną twarz. Jeśli zamierzał powiedzieć mi coś strasznego, nie chciałam, żeby widział mój płacz. Nie chciałam tego robić jak totalna idiotka i załamać się przed nim. Zamierzałam wyjść z tej sytuacji z całą godnością, na jaką potrafiłam się zdobyć.
Przestań zachowywać się jak taka beksa, Isabello. W tej chwili pozwalasz swojej zwariowanej matce biegać za jej pieniędzmi.
Edward delikatnie popieścił wrażliwą skórę mojej dłoni i poczułam, że słabnę jak umierający kwiat. To było zbyt trudne, spróbowanie pozostać na niego złą. Lubiłam go zbyt bardzo. Westchnął ciężko. – Wszystko, co próbuję powiedzieć, to to, że chcę dla nas czegoś innego.
Odwróciłam głowę, by napotkać jego spojrzenie, nagle nie zwracając uwagi na fakt, że moje oczy były przepełnione łzami. – Rozumiem – odpowiedziałam łagodnie, wyciągając moje palce z jego uścisku. – Nie lubisz mnie w ten sposób. – W odpowiedzi otworzył usta i zakryłam je moją dłonią, przerywając mu. – W porządku, naprawdę. Jesteśmy zupełnie różnymi ludźmi. Potrafię zrozumieć, dlaczego nie chcesz ze mną żadnego związku. – Wstałam i skończyłam poprawianie mojej odzieży, uśmiechając się do niego nieśmiało. – Nadal możemy być przyjaciółmi, prawda?
Co za katastrofę ja w tej chwili mówię? Ja nie chcę być tylko przyjaciółmi! Nie płacz, nie płacz, nie płacz...
Edward skierował swoją dłoń we włosy, ściskając je w pięść tak mocno, że zaczęłam się martwić, że jeśli nie przestanie, to w końcu zacznie wyciągać je garściami. – Co, do cholery, jest nie tak z dziewczynami? – zapytał. Jego głos wydawał się być napięty do granic wytrzymałości. – Mówię poważnie. Nie mam pojęcia, o czym, do cholery, właśnie mówisz. Jak, ku***, miałbym chcieć być twoim przyjacielem?
Spojrzałam na moje buty, czując nawet większy ucisk niż przedtem. – Nie chcesz być jednym z moich przyjaciół? – Usłyszałam stłumiony odgłos i przeniosłam spojrzenie z moich stup na lekko zaczerwienionego młodego Cullena. Wydawał się mieć problem z oddychaniem. – Edwardzie, wszystko z tobą w porządku?
Opadł do tyłu na łóżko i wydał z siebie gniewny ryk, strasząc mnie tak bardzo, że niemal wyskoczyłam w powietrze. – Cholera, Bello! Ja chcę, żebyś była moją pieprzoną dziewczyną!
Dziewczyna. Powiedział, że chciałby, abym była jego... dziewczyną?
Zszokowana jego słowami, wszystkim, co mogłam powiedzieć, było ciche: - Och.
Rzężący odgłos dobiegł z łóżka i podeszłam do niego, by spróbować dowiedzieć się, co to był za dźwięk. Edward kolejny raz leżał w łóżku, śmiejąc się.
- Przysięgam na Boga. Czasami mnie tak doprowadzasz do szału, że mam ochotę tobą potrząsnąć – powiedział, gdy wreszcie się uspokoił. Na palące spojrzenie, które na nim utrzymywałam, uniósł dłoń. – Nie, że rzeczywiście bym to zrobił – poprawił się. Spojrzałam w sufit, dziękując Bogu, że pomógł mi zrozumieć zawiłości w stosunkach międzyludzkich. Do tej pory niestety mi się to nie udawało.
Najbardziej rozgniewany młody mężczyzna na ziemi i dziewczyna z zupełnym brakiem zdrowego rozsądku. Oczywiście, że Bóg rzucił tę dwójkę ku sobie.
- Czekaj – powiedziałam nadal zdezorientowana. – Jeśli chcesz mnie jako swoją… - Mój głos zamarł i zarumieniłam się. Czy w tej chwili nadal mogłam być zawstydzona? O dziwo, aktualnie bardziej krępujące było dla mnie dyskutowanie na temat sytuacji w naszych relacjach, niż bycie z nim w fizycznym kontakcie.
- Dziewczynę? – Edward uzupełnił, uśmiechając się w sposób, który wydobył jego urocze, zachwycające i skrywane dołeczki w policzkach. To było naprawdę niesprawiedliwe, że on był taki przystojny. To zwalniało go ze wszelkiego rodzaju kłopotów. Moje policzki nadal były rozgrzane, a jego uśmiech znacznie się poszerzył.
- Tak, to – mruknęłam. Moje niespokojne palce bawiły się guzikami przy dolnej części swetra. – Jeśli tym, czego chcesz, to być ze mną, w takim razie dlaczego nie pozwoliłeś mi… dotknąć cię?
Później skupię się na tym, czy to nie jest dobry pomysł. Jeśli Bóg nie chciałby poinformować mnie o pewnych rzeczach na tym świecie, nie umieszczałby w mojej głowie takiego ciekawskiego mózgu.
Edward przestał się uśmiechać i spojrzał na mnie, jego czoło zmarszczyło się poważnie. Wyciągając się, umieścił moją twarz w swojej dłoni i kciukiem pogłaskał rozgrzaną skórę na moim policzku. To było tak niewiarygodnie dobre. Pochyliłam się w stronę jego dotyku jak mruczący kociak.
- To dlatego, że chcę, aby to znaczyło coś więcej niż wszystkie nic niewarte numerki, które miałem w moim życiu – mruknął, ciągnąc mnie z powrotem na łóżko obok niego. – J-ja troszczę się o ciebie.
Przesunęłam się tak, że byliśmy naprzeciwko siebie. To był idealny czas, bym dostała odpowiedź na jedno z moich bardziej naglących pytań. Pytanie to wiązało się z pewnym podbojem, który miał miejsce w jego szkole średniej – Masz na myśli, jak z Tanyą? – zapytałam cichym głosem. – To było bez znaczenia? – Skupiłam wzrok na jego oczach, niepewna, jakiego rodzaju reakcję to imię mogłoby u niego spowodować.
Edward znowu popatrzył na mnie, mrużąc oczy. – Słyszałaś o tym, huh? – Przytaknęłam w potwierdzeniu. Wzruszył ramionami i delikatnie przeczesał dłonią moje włosy, uspokajając mnie, zanim kontynuował: - Zgaduję, że tak. Myślałem, że ona była inna, ale to były tylko nic nie znaczące bzdury jak wszystko inne. To było głupie. – Potrząsnął głową, wyglądając na oburzonego. Nie powinnam nic mówić, jeśli to dotyczyło jego, jej, albo ich związku, więc zdecydowałam się więcej na niego nie naciskać. – Jestem tylko naprawdę cholernie zmęczony marnowaniem mojego czasu na ludzi, którzy nic dla mnie nie znaczą – zakończył, ciężko wzdychając.
Pochylając się do przodu, złożył delikatne pocałunki na moim zarumienionym policzku. Przytuliłam się do boku chłopaka, leniwie sunąc moimi palcami po miękkiej tkaninie jego koszulki. Wygodnie było po prostu z nim leżeć, udając, że reszta świata nie istnieje, ale ja wciąż nie mogłam przestać zastanawiać się nad zadawaniem mu pytań, na które nie do końca chciałam poznać odpowiedzi. – Edwardzie, ledwie mnie znasz. Nawet nie byliśmy na prawdziwej randce. Skąd wiesz…
Edward przycisnął swoje ciepłe usta do moich, uciszając mnie. Jego pocałunek tym razem był słodki i czuły, wywołujący we mnie ból, spowodowany potrzebą. Kiedy wreszcie oderwał się, trzymałam go kurczowo, jak tonący broni swojego życia.
Jak on to robi, że jednym pocałunkiem udaje mu się wyrzucić z mojej głowy wszystkie pytania?
- Zawsze wiem, czego chcę. – Głos Edwarda był mrukliwy na tle ciszy, panującej w sypialni. Dłonią prześledził długość mojego ciała, zatrzymując się raz, gdy dotarł do mojego biodra, przyciskając mnie mocno. – Od razu, gdy cię zobaczyłem, po prostu, ku***, wiedziałem.
Zadrżałam, pobudzona jego słowami i czynami. – Co wiedziałeś? – zapytałam nieśmiało. Chciałam dokładnie wiedzieć, co miał na myśli, mówiąc takie śmiałe rzeczy.
- Wiedziałem, że twoje miejsce jest przy mnie – Edward odpowiedział. Towarzyszący mu uśmiech był mrocznie zaborczy. Przełknęłam, niepewna, czy powinnam być zadowolona, czy przerażona. Musiał zauważyć na mojej twarzy zdenerwowanie, ponieważ natychmiast odsunął się, przecierając dłońmi swoją twarz. – A teraz cię przerażam. Pieprzcie mnie, nie mam żadnej cholernej wskazówki, jak być z kimś w związku.
Wyciągnęłam i przycisnęłam dłoń do jego piersi, zauważając gwałtowne bicie jego serca. Nie jestem jedyną osobą, która bała się w tym momencie. Podnosząc się na moim łokciu, cierpliwie zaczekałam, aż napotkał moje oczy, by znowu przemówić: - Ewidentnie ja również nie mam pojęcia, co robię. Całe moje życie prowadziłam z matką, która jest tak skrajnie religijna, że ma problem przytulić mnie bez wcześniejszego odmówienia modlitwy. Nie wiem nic o byciu z kimś blisko – zarówno emocjonalnie jak i fizycznie.
Edward sięgnął, by delikatnie dotknąć mojej twarzy, a kiedy cofnął swoją dłoń, jego palce połyskiwały w delikatnym świetle pokoju. Płakałam i nawet o tym nie wiedziałam. – Jesteśmy interesującą parą – powiedziałam, pociągając nosem i uśmiechając się w tym samym czasie. – Oboje mamy problemy z intymnością. Ty masz jej w swoim życiu zbyt dużo, a ja nie mam wystarczająco.
Uśmiechnął się do mnie, a jego uśmiech był ciepły i szczery. – Tak, ale możemy się nawzajem uczyć. Kompromis, prawda? – Pociągnął mnie do siebie, aż okrywałam go jak żywy koc. Wplótł palce w moje włosy, delikatnie masując moją głowę.
To uczucie było tak dobre, jak inne rzeczy, które robiliśmy.
Gdy jego dłonie robiły ze mną magiczne rzeczy, znowu czułam znajome podniecenie w moich obszarach intymnych.
No, prawie tak dobre.
- Po prostu nie chcę wszystkiego spieprzyć, uprawiając zbyt wcześnie seks – wymamrotał, delikatnie całując moją małżowinę uszną. Wygięłam się w jego ramionach, a on ciasno mnie ścisnął. Nie sądziłam, że kiedykolwiek miałabym dość tylko bycia trzymaną w objęciach. Poczucie pewności i bezpieczeństwa, które on mi dał, sprawiło że czułam, jakby wszystko miało być w porządku w moim przewróconym do góry nogami świecie.
Oczywiście zrozumiałam, co starał się mi powiedzieć. No, w każdym razie teraz domyśliłam się. Chciałam wykopać dół i sama się w nim schować przez moją głupią reakcję na tę sytuację. Jak niewiarygodnie samolubna ze mnie jest osoba, że siedziałam bezczynnie i jedynie zwracałam uwagę na własne uczucia odnośnie naszej sytuacji. Nasz „związek” czy cokolwiek to było, co mieliśmy, wymagał emocji i uwagi obojga nas. To było szczęście, że uważał mnie za tak interesującą, bo inaczej moje ględzenie i dziwactwa wystraszyłyby go na dobre. Edward pragnął mnie, był tylko przestraszony o fizyczną zażyłość w naszym związku. Jeśli chodzi o mnie, miałam długą podróż do odkrycia samej siebie i zdecydowałam, że Edward również weźmie udział w tej wycieczce.
Przesunęłam moją dłoń wzdłuż jego klatki piersiowej i zatrzymałam, kiedy moje palce napotkały guzik jego dżinsów. – Rozumiem, co mówisz – powiedziałam, unosząc rąbek jego koszulki i delikatnie pieszcząc odkrytą w okolicy pępka skórę. – Ale moja ciekawość mnie przytłacza. Ty widziałeś mnie. Teraz ja chcę zobaczyć ciebie.
- Chcesz? – odpowiedział głębokim i szorstkim głosem.
- Tak – szepnęłam. Dotknęłam przetarty dżins przy jego pasku, a jego oddech wyszedł jako długi, wolny syk.
Spróbowałam kontrolować moje podniecenie. Rzeczywiście, spróbowałam. Byłam mieszaniną zdenerwowania i żądnej ciekawości. Nigdy wcześniej nie widziałam nagiego mężczyzny. Nie mamy w szkole edukacji seksualnej. We wspólnocie baptystów patrzono krzywo nawet na zastanawianie się o dyskutowaniu na temat seksualności w szkole. Moja matka przeprowadziła ze mną „rozmowę”, kiedy zaczęłam miesiączkować w siódmej klasie, ale było to pomieszane i niezręczne. Włączała do dyskusji Pismo Święte i czułam, jak Bóg patrzył na mnie – zabijcie mnie za każdym razem, kiedy będę rozmawiać z moją mamą o takich prywatnych sprawach. Ledwie byłam w stanie uwierzyć własnym uszom, kiedy powiedziała mi, którędy dokładnie pewnego dnia miało wydostać się z mojego ciała dziecko. Matka nawet nie odważyła się wejść na temat płci przeciwnej.
Nie byłam pewna, czego się spodziewać, kiedy rozpięłam dżinsy Edwarda. Miałam pomysły, do czego jego męskie części ciała mogłyby być podobne. Widziałam zdjęcie „Dawida” Michała Anioła, w całości. Aczkolwiek to było zupełnie inne. Tamte miejsca intymne były wykute z marmuru. Te były prawdziwe. I należały do Edwarda.
Naprawdę żałuję, że wtedy zajrzałam do tego głupiego magazynu Jessiki, pomyślałam, gdy drżącymi palcami odpięłam guzik jego dżinsów i chwyciłam suwak jego zamka błyskawicznego. Powoli pociągnęłam go w dół. Towarzyszący temu pomruk wydał się tak głośny, jakby w panującej w pokoju ciszy darto papier.
Przynajmniej gdybym oglądała pornografię, miałabym jakiś pomysł, czego się spodziewać.
Jego skóra wydawała się być zbyt rozgrzana; to była prawie gorączka. Moje nerwowe dłonie rwały się, by dotknąć wszystko od razu. Nie byłam pewna, gdzie zacząć. Znikająca w jego dżinsach i bokserkach odrobina włosów była ciemna i kręcona, ale w słabym, pochmurnym świetle, które wlewało się przez okna, przybierała brązowy odcień. Intrygujące, że ich struktura była tak bardzo podobna do włosów w mojej sferze intymnej. Przesunęłam po nich palcami, lekko drapiąc skórę pod spodem stępionymi krawędziami moich paznokci.
Bardziej poczułam, niż usłyszałam pomruk, który pochodził z klatki piersiowej Edwarda. Wpatrywał się we mnie na wpół przymkniętymi oczami wypełnionymi pasją. Czekałam dłuższą chwilę, pocierając palcami krawędź jego szortów, zanim postanowiłam metaforycznie skoczyć do wody i powoli wsunęłam dłoń pod pasek elastyczny.
Było tam więcej włosów, a moje poszukujące palce natychmiast napotkały stwardniałą długość jego penisa.
Penis? Czy tak powinnam to nazywać?
Dzielnie stłumiłam nerwowy chichot, gdy myślałam nad brzmiącym fachowo słowem. Nawet ktoś tak naiwny jak ja wiedział, że nie było dobrym pomysłem śmiać się z chłopaka, jeśli miałaś swoją rękę w jego majtkach. Moja dłoń niepewnie dotknęła Edwarda pod warstwami dżinsów i bokserek. W odpowiedzi jęknął gardłowo. Brzmiało to niemal, jakby go bolało, i natychmiast spojrzałam z moich nerwowych poszukiwań na twarz chłopaka. Jego oczy były teraz mocno zamknięte, a oddech wydostawał się przez częściowo otwarte usta. Linia szczęki, biel zębów, okopcona czerń wachlujących rzęs… Był dziełem sztuki.
W tym momencie twarz Edwarda była tak piękna, że nic nie mogłam poradzić na pożądliwe westchnienie uznania, które wydostało się z moich płuc. Jego oczy natychmiast otwarły się, spotykając moje, a następie podryfowały w dół, by napotkać moje amatorskie próby zadowolenia go. Moje palce drgnęły pod jego czujnym spojrzeniem i jęknął, samemu dociskając się do mojej dłoni.
- Czy dobrze to robię? – zapytałam, zmartwiona, że mogłam sprawić mu ból. O ile wiem, można to czuć okropnie.
Może on tylko udaje, że czuje się tak dobrze, by nie zrobić mi przykrości. – Nie mam pojęcia, co w tej chwili robię – przyznałam zdenerwowana.
Edward zachichotał, brzmiąc twardo i szorstko, i znowu jęknął, kiedy moje palce musnęły sam jego koniuszek. – Jestem rzeczywiście trochę zmartwiony, jak dobrze to robisz. Ja sam jestem tutaj, ku***, zakłopotany.
Szybko stawałam się coraz bardziej ciekawa tego, co napotkała moja dłoń wewnątrz jego dżinsów. Wiedziałam, że to, co dotykałam, było gorące, twarde, a zarazem całkiem delikatne. Jego ciało było tak odmienne od mojego. Trudno było objąć moim umysłem, jak mogłoby to wyglądać.
Jak marmur okryty w aksamit?
Gdy owinęłam dłoń dookoła, by spróbować i dosięgnąć więcej niego, niemal przecięłam nadgarstek o szorstką krawędź jego zamka. To było niezwykle denerwujące, nie być w stanie zobaczyć tego, co się działo. Ta sytuacja doprowadzała mnie do szału. Powoli zaczęłam wyciągać dłoń z jego majtek. Wydał z siebie odgłos gdzieś pomiędzy rykiem a skomleniem, i chwycił mój nadgarstek. Wydawało się, że nasze wspólne wysiłki o zachowanie oddechu powinny zassać całą zawartość tlenu z pomieszczenia.
Nasze spojrzenia skrzyżowały się, i w końcu puścił mnie, przepraszając oczami. – Wybacz – mruknął. – Nie pomyślałem. – Skierował swoje dłonie do twarzy i potarł tam skórę. Oczywiście, to dopiero pokrzyżowało sytuację, w której byłam.
Teraz albo nigdy, Isabello.
- Edwardzie – powiedziałam, próbując brzmieć odważniej niż drżąca masa galaretki, którą czułam się w tym momencie. – Byłoby bardzo pomocne, gdybyś mógł teraz ściągnąć swoje majtki.
Jego oczy rozszerzyły się, jak dziecku w bożonarodzeniowy poranek, a dłonie natychmiast, z niemal komiczną szybkością, zabrały się do pracy nad spodniami. Gdy uniósł na łóżku biodra, by zepchnąć w dół swoje dżinsy i bokserki, nagle sam się zatrzymał. – Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda? – zapytał. Jego twarz był atak poważna, jak jeszcze nigdy jej nie widziałam.
Uśmiechnęłam się, szczęśliwa, czując się bardziej uprawniona niż kiedykolwiek przedtem. W moim życiu to ja podejmowałam takie decyzje. To było takie samo wyzwalające uczucie, jakie miałam wtedy, gdy niedawno zdecydowałam pozwolić Edwardowi dotknąć mnie tak intymnie. Jeśli możliwość podejmowania decyzji sprawia takie dobre uczucie, kiedy chodzi o pożycie fizyczne, mogłam sobie tylko wyobrazić, jaki sposób wpłynąć to może na resztę mojego życia.
Możliwości są nieskończone.
- Wiem, że nie muszę – powiedziałam, gdy pochyliłam się, by pocałować jego częściowo otwarte usta. Kiedy on szybko spróbował się podnieść i pogłębić pocałunek, odsunęłam się i przycisnęłam go z powrotem do łóżka. – Majtki w dół – rozkazałam, pragnąc zobaczyć to, czego nie dostrzegałam.
Już się nie bałam. Byłam podekscytowana.
Obserwowałam głodnym wzrokiem, gdy złapał dłońmi pasek swoich dżinsów. Nie chciałam przegapić nawet najmniejszego kawałka skóry, którą zaczęto odsłaniać. Przez całe moje życie miałam pragnienie wiedzy, którego nie można było ugasić. Czytałam każdą książkę, którą mogłam dostać w moje ręce w bibliotece. Pragnęłam niesłychanie poznać, zrozumieć, znaleźć odpowiedzi. To miała być „praktyczna” okazja na to z Edwardem.
Gdy jego erekcja wyskoczyła z napiętych do granic możliwości majtek, z szoku zaparło mi dech w piersiach. To ani trochę nie było to, czego się spodziewałam. Pewnie, było i nie było. Miałam niejasne pojęcie co do tego, jak przypuszczalnie wyglądały części ciała chłopaka, ale te Edwarda wydawały się być bardziej niż olbrzymie. To było długie i wystawało w moim kierunku, jakby błagało mnie o dotyk. Moje poszukujące palce otarły się o jego długość, a Edward stęknął. Obserwowałam, całkowicie zafascynowana, jak jego erekcja wydawała się zupełnie sama powiększać. Było to otoczone kręconymi włosami, tak samo jak moja własna płeć, i było ciemniejsze niż reszta jego skóry.
Siedziałam, gapiąc się na to dłużej niż minutę, po prostu zastanawiając się nad tym nowym obiektem zainteresowania. To wszystko było dla mnie tak obce. Nie miałam pojęcia, gdzie zacząć moje poszukiwania. Edward przeczyścił gardło i podskoczyłam, tak całkowicie zafascynowana pożądliwym patrzeniem na niego, że zapomniałam, co miałam zrobić.
- Co myślisz? – zapytał, wymuszonym uśmiechem unosząc kącik jego cudownych ust. – Pomyślnie przeszedł twoją inspekcję? – Jeszcze raz dotknęłam go czubkami palców i stęknął, mamrocząc pomiędzy oddechami przekleństwa: - ku***. Cholera. ku***.
Kolejny raz zdziwiłam się, coś tak twardego mogło być jednocześnie tak delikatne. Pochyliłam się, by mieć lepszy widok, i natychmiast usłyszałam, jak Edward łapał oddech. – Jest śliczny – wreszcie stwierdziłam, kiwając potwierdzająco głową.
To wydawał się być miły komplement. Różowy jest ślicznym kolorem.
Szczęka Edwarda opadła z szoku. – Czy ty właśnie nazwałaś mojego ku***a ślicznym?
Spojrzałam na niego, zaciekawiona tym, że akurat powiedział to słowo. – To tak to nazywasz? – zapytałam, rozdarta pomiędzy chęcią wpatrywania się w jego twarz a w jego krocze, które tak mnie fascynowało. Było po prostu tam tak wiele części różnych od tego. Nie byłam pewna, gdzie patrzeć najpierw.
Parsknął, powodując nęcące kołysanie swojej erekcji w powietrzu. Moje palce aż swędziały, by dotknąć to znowu. – ku***, nie. Dlaczego miałbym nazywać go ślicznym? Określałem go jako olbrzymiego albo męskiego, albo coś w tym rodzaju.
Przewróciłam oczami. – Nie, klaunie. Pytałam, czy ty nazywasz go swoim „ku***em”?
Moje pytanie powitała totalna cisza. Zmusiłam się, by porzucić bezwstydne gapienie się na jego nagą erekcję, i spojrzałam mu w twarz. Jego nozdrza zostały rozszerzone przez siłę jego wydechów, a żar w jego oczach obracał mnie w fale.
- Powiedz to znowu. – Jego głos był gardłowy, a mięśnie twarzy rozciągnęły się i napięły, kiedy siedzieliśmy, zastanawiając się.
On lubi, kiedy mówię to słowo.
Nie martwiąc się o wstyd, nadal roztapiałam się w tę dziwną mieszankę siły i podniecenia, którą czułam, przebiegającą po moim ciele. Wyciągając rękę, przesunęłam palcem w górę przez całą długość jego erekcji. – Powiedz znowu co? – zapytałam, sunąc palcem powoli z powrotem w dół. Przygryzłam wargę i spojrzałam na niego spod opuszczonych rzęs. – ku***?
Edward jęknął i sięgnął do przodu, by chwycić mój nadgarstek. – Jesteś taką cholerną flirciarą.
Poczułam pomiędzy nami iskrę elektryczności i upajałam się tym. Potrząśnięciem uwolniłam się z jego uścisku, owinęłam wokół niego moje zachłanne palce i delikatnie ścisnęłam. – Pokaż mi, co robić – wyszeptałam.
Jego oczy spotkały moje i uśmiechnęłam się krzywo, stapiając moje serce do kleistej kałuży w mojej klatce piersiowej. Skierowałam na niego całą moją uwagę i wstrzymałam oddech, gdy poczułam jego palce owijające się wokół moich. Tak powoli, że myślałam, że umarłabym z oczekiwania, poprowadził moją dłoń w górę i w dół swojej erekcji. Kiedy dotarliśmy do wierzchołka, jęknął i ścisnął tam moje palce bardziej brutalnie.
- ku***, to jest tak cholernie fantastyczne - jęknął, przy pomocy swoich dłoni pokazując mi, jaka szybkość i uścisk były dla niego najlepsze. Po kilku pociągnięciach w trakcie oddechów mamrotał barwną litanię przekleństw składającą się z mojego imienia, Boga i Jezusa.
- Skurwysyn – przeklął. – Och, Jezu Chryste, Bello, twoja dłoń jest taka delikatna. Boże. ku***. – Jego palce opuściły moje i owinęły się w splątane fale moich włosów, przyciągając mnie bliżej, by zgnieść moje usta swoimi w ognistym pocałunku. Jego język był tak miękki i słodki, że mogłam zapłakać. Bez jego ręki naprowadzającej mnie, moja dłoń zwiększyła tempo na długości jego erekcji i on warknął w moje usta. Jego przekleństwa wychodziły na mój język jako słodkie podmuchy powietrza. – Proszę, ku***. Och, cholernie gorąco – wymamrotał na wprost moich ust.
Po wypowiedzeniu tego poczułam podniecenie. Zmusiłam się do odwrócenia od jego przepysznie grzesznych ust zaciekawiona pracą, którą wykonywała moja dłoń. Edward niemal wił się po łóżku, jego dłonie mocno zacisnęły się na prześcieradle. To było naprawdę upojne uczucie, wiedząc, że poprzez delikatny dotyk małej dłoni mogłam kontrolować jego impulsy i pragnienia. Pochyliłam się bliżej jego łona, by naprawdę go zbadać, i z zainteresowaniem zauważyłam, że z końcówki jego – jak to nazwał – „ku***a” wydawała się sączyć niewielka ilość przezroczystego płynu. Przy moim następnym pociągnięciu w górę starłam to, a biodra Edwarda odepchnęły się od łóżka w górę.
- Słodki Chrystusie, proszę, zrób to znowu – jęknął. Jego zielone oczy wpatrywały się we mnie spod sennie opuszczonych rzęs. Wyświadczyłam mu przysługę i w wyrazie uznania sama poczułam pulsowanie w moich częściach intymnych, gdy w kółko dociskał się do mojej dłoni. Jego jęki stawały się głośniejsze i bardziej gardłowe, wysyłając do mnie błagania, by poruszać „mocniej” i „szybciej”.
Gdy pogłaskałam go, spojrzałam na jego łono i zauważyłam delikatne worki skóry otulone poniżej jego erekcji. Zaciekawiona, by dowiedzieć się, jakie one mogłyby być w dotyku w przeciwieństwie do jego twardej jak skała długości, wyciągnęłam palce mojej wolnej dłoni i lekko popieściłam delikatną skórę.
Reakcja Edwarda natychmiast wzbudziła moją ciekawość.
- ku***! – ryknął, pchając w moją dłoń z taka dzikością, że niemal spadłam z łóżka. Gdy kontynuowałam pocieranie go, stała się dziwna rzecz. Oglądałam w zafascynowaniu horror, jak strumienie białej cieczy wydawały się bez końca wypompowywać z jego erekcji. Wylądowały one na jego brzuchu, koszuli, a śliski płyn pokrywał również moje palce.
Przerażona, że zrobiłam coś zupełnie okropnego, pytająco wyciągnęłam w kierunku Edwarda moja brudną rękę.
Co się właśnie stało?
On po prostu leżał na łóżku, z zamkniętymi oczami. Nie ruszał się, jakby był trupem. Nie wyglądało to nawet, jakby oddychał.
Och, Boże, pomóż mi. Zabiłam go.
To był ten moment, gdy ktoś zapukał do drzwi pokoju Edwarda.

Rozdział 17

Tłumaczenie: Yvette89
Betowała: Ewelina




what was that?

you asked. and I

whispered to you

a giant balloon full

of red paint just

bumped the horizon

and burst. Look

out the window.

that sky is

how I love you.

- Joseph Pintauro




Kiedy pukanie do drzwi sypialni Edwarda się wzmocniło, rozważałam podjęte w ciągu całego życia decyzje. Kłamałam, knułam krwawą zemstę nas swoich wrogach i miałam bardzo bliskie cudzołożeniu stosunki z chłopcem, którego znałam mniej niż tydzień. Wszystkie te grzechy wydawały się niczym w porównaniu z pomysłem, że właśnie kogoś zamordowałam. Gdy kontynuowałam rozważaniem, postać Edwarda leżała nieruchomo na pomiętej pościeli jego łóżka.
Proszę, Boże, niech on żyje. Zrobię wszystko.
Właśnie kiedy miałam wybiec z krzykiem z pomieszczenia, chłopak otworzył oczy i sennie się do mnie uśmiechnął. Wyciągając rękę pogłaskał mnie po nodze ciepłą dłonią, a potem zmierzwił sobie włosy i ziewnął. Wydawał się całkowicie nieświadomy faktu, że tajemnicza osoba wydawała się zdecydowana wyważyć drzwi w każdej chwili – albo że ja wyglądałam, jakbym właśnie zobaczyła ducha.
- Boże, to było cholernie niesamowite – wymruczał. Wyciągnął się na łóżku jak leniwy tygrys, obojętny na fakt, że obydwoje, on i ja, byliśmy pokryci dziwną, lepką cieczą, która wydawała się wydostać z nikąd.
Okej, nie z „nikąd”. Wybuchła prosto z jego męskiej intymnej części ciała. Byłam totalnie zszokowana. Nie miałam pojęcia co powinnam zrobić.
Na „flagę Stanów Zjednoczonych i Order Podwiązki ”, co się właśnie tutaj stało?
Edward w końcu wydawał się zauważyć moje bezdenne zdumienie. Usiadł i zdjął swoją koszulkę, a potem delikatnie użył jej, by oczyścić za mnie moje palce, zanim energicznie wytarł swoją klatkę piersiową i brzuch. Nawet użył jej do starcia jego miejsc intymnych, zanim wepchnął go z powrotem w dżinsy. Po prostu się na niego gapiłam, nie pewna co powinnam w tym momencie powiedzieć albo czy w ogóle powinnam powiedzieć cokolwiek. Ciągłe dobijanie się przerywało moje skupienie.
Stukanie do drzwi pomieszczenia… gdzie, u licha, jestem, w samym środku „Kruka” Poe ? Tracę mój kochający rozum!
- Dobrze się czujesz? – zapytał, pochylając się, by pocałować moje rozchylone wargi. Kiedy nie odpowiedziałam, ujął mnie za ramiona i delikatnie potrząsnął, wyrywając z mojej literackiej zadumy.
- Edwardzie – wyszeptałam. Spojrzałam ostrożnie w kierunku drzwi. Wyglądało na to, że pukanie na razie ustało, ale nie chciałam kusić losu, by ktokolwiek mógł podsłuchać co chciałam powiedzieć. – Co to, kurde, było?
Kiedy chłopak jedynie wpatrywał się ze mnie, konsternacja malowała się na jego przystojnych rysach. Pomachałam na niego palcami i wskazałam na jego teraz ubrane krocze. – Co to była ta… substancja, która z ciebie wytrysnęła?
Pokręcił głową, wyglądając jakby nie mógł uwierzyć w to, co właśnie powiedziałam. – Jezu Chryste, Bello. Ciągle zapominam jak niewinna jesteś. To była sperma. – Na mój zmieszany wygląd, jego oczy rozszerzyły się bardziej. – Wiesz, ejakulat? – Podniósł się z łóżka i podniósł jedną z wielu zmiętych koszulek, wkładając przez głowę. Musiałam nadal wyglądać na skonsternowaną, ponieważ zaczął mówić do mnie głośno, wypowiadając każde słowo tak, jakbym miała problem ze słuchem. – Nasienie. Czy ty kompletnie nic nie wiesz o seksie?
Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu mocno się na niego zezłościłam. To nie była moja wina, że przez całe życie byłam pod kloszem. Nie musiał mnie aż tak za to besztać. – Cóż, do ciężkiego licha, jak niby powinnam była się nauczyć tych rzeczy, co? – syknęłam totalnie oburzona jego bezmyślną uwagą. – Gdzie nauczyłabym się tego, gdzieś na ulicy? – Podszedł, by usiąść koło mnie i zwalczyłam chęć uderzenia go pięścią w jego perfekcyjny nos.
Co za głupi palant.
Ponownie rozległo się walenie do drzwi i skuliłam się przy boku Edwarda, obawiając się, że albo moja matka, albo mój ojciec w końcu odkryli jakim głupcem byłam i byli tu, by mnie stąd wywlec.
- Hej, nie panikuj. – Objął minie ramieniem i mocno ścisnął. – Jestem takim cholernym dupkiem. Przepraszam, jeśli to było dla ciebie dziwne. Sądzę, że powinienem być bardziej taktowny.
Skinęłam, nadal dziwiąc się faktowi, że ktoś dobijał się do drzwi i że wydawałam się jedyną, która to zauważa. – Nie zamierzasz otworzyć? – zapytałam. Głos trząsł mi się od mieszanki strachu i zdenerwowania. Wydawało mi się szalonym, iż nie był bardziej zaniepokojony kim mogła być osoba po drugiej stronie tych drzwi… jak mój ojciec ze swoją strzelbą.
Jeśli to mój ojciec, ukryję się pod łóżkiem. Jeśli matka, rzucę się przez okno.
- Och, taak. – Zerknął szybko na drzwi, a potem z powrotem na mnie. – Dlaczego nie pójdziesz do łazienki doprowadzić się do porządku, a ja się tym zajmę, okej?
Niemal puściłam się biegiem do toalety, nie będąc nigdy bardziej wdzięczną w całym swoim życiu, by mieć chwilę samotności, aby się pozbierać. Drzwi zamknęły się za mnie z cichym kliknięciem i byłam szczęśliwa mogąc po prostu stać w ciemności i łapać oddech przez minutę. Wciągałam powietrze i wydychałam, próbując uspokoić zniszczone nerwy i ciężki oddech. Kiedy w końcu zaczęłam się czuć odrobinę mniej oszalała, pstryknęłam włącznik obok drzwi i powitał mnie widok iskrzących się kafelek i lśniącej porcelany. Stanęłam przed gigantycznym lustrem nad toaletką i nie mogłam się nadziwić czystości tego miejsca. Po nieporządku i bałaganie jaki raził mnie w sypialni Edwarda, w pełni oczekiwałam natrafienia na coś okropnie odrażającego. W końcu to była to łazienka chłopca.
To miejsce jest nieskazitelnie czyste. Mr. Clean byłby dumny.
Podczas gdy myłam ręce w jednej z jego wytwornie marmurowych umywalek, gapiłam się na ogromny prysznic z czarnego granitu z wieloma główkami od natrysku i niemal zaczęłam się ślinić nad olbrzymią wanną z masażem wodnym. Mój diabelski umysł natychmiast zaczął knuć jak mogłam dostać się do tej fantastycznej, cudownej wanny w najbliższej przyszłości.
Czyś ty zwariowała? Moja wewnętrzna świadomość krzyczała na mnie, brzmiąc podejrzanie jak moja matka. Właśnie byłaś zajęta całkowicie nieodpowiednim zachowaniem, a teraz rozważasz okupowanie jakiejś skandalicznej wanny z Edwardem? Co jest z tobą nie tak?
Usiłowałam uciszyć swoją wewnętrzną jędzę i skupić się na wycieraniu dłoni w jeden z jego wyjątkowo miękkich ręczników do rąk. Czy to egipska bawełna? Owww!
Jeszcze raz spojrzałam w lustro i spróbowałam rozpaczliwie okiełznać moje dzikie włosy, które wydawały się zdeterminowane, by sterczeć każdy w inną stronę. Przygładziłam je najlepiej jak mogłam i potem odwróciłam się do drzwi. Kiedy sięgałam po gałkę, usłyszałam łagodny pomruk głosów dochodzących z sypialni.
Obróciłam się natychmiast, napotykając na własne zbolałe spojrzenie w lustrze.
Zapomniałaś o tym, nieprawdaż, Isabello? Moja świadomość po raz kolejny w głowie podjęła jęczącą mantrę mojej matki i przycisnęłam dłonie do twarzy, i przetarłam ją, usiłując wyrzucić z głowy jej skrzeczący głos. Sądziłaś, że co się stanie? Że uciekniesz bez absolutnie żadnych konsekwencji z tak niemoralnym zachowaniem? Powinnaś się za siebie wstydzić, ty lafiryndo.
- Zamknij się! – syknęłam do lustra. Moje własne gniewne spojrzenie wpatrywało się prosto we mnie. Oddychałam ciężko, nabierając i wydychając powietrze z płuc. – Nie muszę cię słuchać! Jestem odpowiedzialna, nie ty! Ja!
Boże, miej mnie w swojej opiece, teraz mówię sama do siebie. Naprawdę zwariowałam.
Prostując ramiona zmusiłam się do zachowania spokoju. To nie miało znaczenia czy po drugiej stronie drzwi była moja matka albo czy to była Królowa Saby. Jeżeli zamierzałam uczestniczyć w dorosłych działaniach z Edwardem, to musiałam być dorosła na tyle, by zaakceptować konsekwencje swoich decyzji.
Nawet jeśli to oznaczało, że moja matka zamorduje mnie i pogrzebie moje ciało pod naszym domem.
Wyciągnęłam drążącą dłoń, zanim mój kapryśny mozg mógł zmienić zdanie. Otworzyłam drzwi od łazienki, nieśmiało wychodząc na łagodne światło sypialni Edwarda. Kobieta z falującymi, karmelowymi włosami stała przy drzwiach, ubrana nieskazitelnie jak modelka z okładki żurnala. Jej śliczna różowa bluzka i dopasowana spódnica doskonale jej pasowały. Nagle poczułam się stosunkowo bez gustu ubrana w moim pogniecionym kardiganie. Wyciągnęłam rękę, by jeszcze raz przeczesać swoje niesforne włosy, a ona odwróciła głowę, by błogo się do mnie uśmiechnąć.
- Ty musisz być Bella – zaintonowała kobieta melodyjnym głosem. – Jestem Esme, matka Edwarda. Miło mi w końcu cię poznać.
Podeszła do mnie z otwartymi ramionami. Zesztywniałam w szoku, gdy objęła mnie w ekstremalnie mocnym uścisku. Zapach gardenii rozchodził się od niej przyjemnymi falami, gdy mnie obejmowała. Była również jeszcze inna zapach, coś, czego nie znałam. Z jakiegoś dziwnego powodu przypomniało mi to Christmas trees .
Niezręcznie poklepałam ją po plecach, nieprzywykła do tak jawnego okazywania uczuć. – Mnie również jest miło panią poznać, pani Cullen – wymamrotałam, próbując jak najmocniej nie jąkać się przy każdym słowie. To spotkanie nie było ani trochę takie, jakiego oczekiwałam. Jego matka wydawała się wyjątkowo miła czy zbyt przyjazna dla całkiem obcych.
- Dziękuję ci za spędzanie czasu z Edwardem – wyszeptała teatralnie mi do ucha, podczas gdy nasz niezręczny uścisk wydawał się trwać wieczność. – On jest po prostu bardzo samotny. Sądzę, z tego co mi powiedział, że wydajesz się miłą dziewczyną, która dobrze się nim zajmie.
Usłyszałam jak Edward przeczyszcza gardło i spojrzałam na niego ponad ramieniem pani Cullen, by zobaczyć, że zmarszczył brwi. – Esme, wiesz, że cię słyszę, prawda? – Zrobił krok do przody, by fizycznie nas rozdzielić i wtedy stanowczo chwycił za ramię swojej rodzicielki, kiedy przewróciłaby się chwiejąc na swoich czterocalowych obcasach.
- Wow, już – zachichotała, wskazując palcem podłogę. – Stój spokojnie, podłogo.
Szyję Edwarda zaczął pokrywać czerwony rumieniec i chłopak natychmiast zaczął prowadzić swoją matkę do drzwi sypialni. – Zobaczymy się później, okej? Wracaj do swojego ginu i zostaw nas, dzieciaki, same na jakiś czas.
Gapiłam się w zdumieniu, gdy dotarło do mnie, że matka Edwarda nie była po prostu naturalnie tak miła dla gości – ona była totalnie pijana, a nie było nawet jeszcze popołudnia. Natychmiast poczułam się okropnie z powodu biednego Edwarda, który wyglądał jakby był niewysłowienie zażenowany publicznym upojeniem alkoholowym swojej matki. W końcu poradził sobie z wypchnięciem jej za drzwi, a ona obróciła się na pięcie twarzą do nas. Jej śmiejące się zielone oczy były prawie dokładną repliką syna. Podobieństwo było niesamowite.
- Okej, kochany króliczku. Widzę, że nieźle się tutaj bawisz – ale nie przesadzaj z zabawą, jeśli wiesz o czym mówię. – Wyciągnęła dłoń, by poklepać go po twarzy, a on wyszarpnął się, posyłając jej marsową minę. – Och, przestań zachowywać się jak małe dziecko, Edwardzie. To nieatrakcyjne.
Usłyszałam jak mruczał pod nosem przekleństwa i obserwowałam, jak pani Cullen machała mi radośnie na do widzenia. Teraz mogłam w pełni zrozumieć, skąd brał się jego brak nadzoru rodzicielskiego. To sprawiło, że zastanawiałam się, jaki jest jego ojciec, skoro matka była taką fanką alkoholu. To cud, że Edward nie porzucił nauki i nie uciekł z domu.
- Do widzenia, Bello – wybełkotała radośnie. – Tak miło było cię poznać. – Uśmiechnęłam się niepewnie i odmachałam jej. Odeszła chwiejnym krokiem, ale odwróciła się w prawo i wtedy wskazała na moją górę. – Prawdopodobnie powinnaś wiedzieć, że twój sweter jest w połowie rozpięty, kochanie.
Spojrzałam w dół na siebie i sapnęłam w szoku. Byłam zażenowana widząc, że mimo mojego pobytu w łazience z fantazyjnym gigantycznym lustrem, nie zdołałam zauważyć, iż połowa mojego stanika wisiała. Zakryłam dłońmi klatkę piersiową i szkarłatna odwróciłam się z zażenowania.
- Och, nie przejmuj się tym, skarbie – powiedziała. Słowa kobiety zlewały się ze sobą prawie niezrozumiale. Mogłam z ledwością zrozumieć co mówiła. – Nie mogę ci powiedzieć, jak wiele w połowie rozebranych kobiet widziałam wychodzących z sypialni Edwarda. Wypadasz całkiem dobrze w porównaniu z całą resztą.
Wtedy odeszła, obcasy beztrosko stukały o drewnianą podłogę w holu.
Odwróciłam się do Edwarda całkowicie osłupiała.
Co tu się właśnie stało?
- Panie i panowie, niewiarygodna komedia stylizowana przez Esme cholerną Cullen – zaintonował szyderczo, zatrzaskując za nią drzwi z hukiem.
Zdecydowałam, że spędziliśmy wystarczająco dużo czasu sami w sypialni Edwarda po odejściu chwiejnym krokiem przez jego matkę w jej modnych szpilkach. Mogłam winić jedynie siebie za niezauważenie nieświadomego błyskania tej pani biustonoszem. Miałam nadzieję, że była pijana na tyle, żeby później nie pamiętać tego incydentu.
Kiedy powiedziałam chłopakowi, że jestem już gotowa, by zejść na dół i znaleźć Alice, zajadle kłócił się ze mną, iż powinniśmy zostać na górze w jego pokoju trochę dłużej. Jednakże byłam niewzruszona w moim zamiarze. Przyjechałam do domu Cullenów z pewnego powodu, a nie było nim tarzanie się na wpół rozebranej na łóżku z moim nowym chłopakiem.
Moim nowym chłopakiem. Głupkowaty uśmiech wpełznął mi na twarz na tę cudowną myśl. Miałam chłopaka!!
Zmusiłam się, by przestać zachowywać się jak roztrzepana uczennica i z determinacją ignorowałam nieszczęśliwe westchnienia i nadąsaną minę, wydęte wargi Edwarda. Wargi, które zawsze przyciśnięte do moich własnych niosły tak wspaniałe uczucie. Wargi, które prawdopodobnie mogły przesuwać się w dół mojego ciała, by pocałować inne ciekawe miejsca…
Czekaj, na czym stanęłam?
Skrzyżowałam ręce i zmusiłam się, by wyglądać srogo. W końcu ustąpił – jednak mruczał jakieś zdecydowane barwne przekleństwa na ten temat – i wyprowadził mnie ze swojego nastoletniego gniazda rozpusty. Przeszliśmy wielorakimi korytarzami i przedpokojami pełnymi wyglądających na drogie bibelotów. Przypuszczalnie mogłam zgubić się na rok w labiryncie domu Edwarda, jeśli nie byłoby go tam, by mnie prowadzić. W końcu doszliśmy do ogromnej, nieskazitelnie czystej kuchni, którą prawdopodobnie doprowadziłaby Rose do rozpłakania się z radości. Wszystkie urządzenia były profesjonalnymi gatunkowymi modelami, które wyglądały absurdalnie drogo.
Alice siedziała na jednym z lśniących granitowych blatów, robiąc sobie własnego pomysłu deser lodowy. Zamiast użyć miski, jak każda normalna osoba, obserwowałam w zdumieniu jak wyciska połowę butelki z syropem karmelowym na otwarte pudełko Breyer’sa dodatkowej wanilii. Wtedy zaczęła wyduszać obfitą ilość gotowej bitej śmietany do mieszanki, rozcierając ją dookoła gigantyczną drewnianą łyżką.
- Gdzie, do diabła, byliście? – zapytała. Głos dziewczyny tłumiła ogromna porcja lodów, którą właśnie wzięła. Otworzyłam usta, by odpowiedzieć, ale jej zaskoczony pisk bólu mi przerwał. Upuściła łyżkę z brzękiem i przycisnęła kurczowo rękę do czoła, krzywiąc się. – Och, pieprzone! Mózg zamarza!
Edward prychnął. – To właśnie dostajesz za bycie taką cholerną świnią.
- Pieprz się, dupku – Alice wymamrotała ustami wypełnionymi po brzegi deserem. Wskazała mi miejsce obok siebie i pchnęła pojemnik w moją stronę. – Chcesz trochę?
Nie mogłam przypomnieć sobie żadnego przypadku w moim życiu, kiedy istniała możliwość, bym powiedziała lodom „nie”.
Uśmiechnęłam się, czując, jakbym nareszcie znalazła bratnią dusze. – Oczywiście, że chcę! – Wskoczyłam na stołek obok niej i wzięłam czystą łyżkę ze stojaka na naczynia kuchenne na środku wyspy. – Masz może wisienki koktajlowe? – zapytałam, dokopując się do fantastycznie wyglądającej mieszanki.
Och, dobry Panie, mogę umrzeć szczęśliwa. Spędziłam z Edwardem gorące chwile, a teraz będę zaciągać się najbardziej cudownie wyglądającymi lodami na stworzonej przez Boga ziemi.
- Do diabła, tak! – odpowiedziała, wstając, by podejść do lodówki. – Nie wierzę, że prawie o nich zapomniałam. To jakieś pieprzone świętokradztwo.
Przyniosła butelkę z powrotem na blat i odkręciła wieczko, zanim wysypała całą zawartość do pojemnika. Klasnęłam radośnie w dłonie, wiwatując jej. – Alice, to jest najbardziej przepysznie wyglądająca rzecz, którą kiedykolwiek widziały moje oczy.
Ach, mój drugi grzech z siedmiu grzechów głównych. Pójdę już prosto do piekła za nieczystość. Teraz mogę wskoczyć do Szatan Expres za całe to obżarstwo.
Usłyszałam jak Edward przeczyszcza gardło i spojrzałam w górę na niego, aby zobaczyć jak sugestywnie porusza do mnie brwiami. – Naprawdę? – zapytał, mrucząc barytonem. – Jesteś pewna co do tego? – Pochylił się bardziej nad blatem , aby nabrać na palec trochę lodów , a następnie włożył go do ust i zlizał do czysta.
Zdałam sobie sprawę, że moja szczęka opadła oraz że musiałam zacząć się ślinić na jego widok jak kompletna kretynka. Na szczęście dla mnie miałam tu Alice, by zachowywała się jak moja zaimprowizowana przyzwoitka, dzięki czemu nie skończyłabym na chłopaka spędzając z nim grzeszny czas na całej tej błyszczącej granitowej powierzchni.
- Nie bądź takim obrzydliwym knurem – zrugała go. Trzepnęła go mocno po rękach swoją drewnianą łyżką, powodując, że zawył z bólu.
- Niech cię szlag, ty harpio – Edward zrzędził, trąc ranną rękę, jednocześnie sztyletując wzrokiem swoją siostrę. – To, ku***, bolało.
Miała czelność uśmiechnąć się do niego z wyższością. – To dobrze, miało boleć. Nie mówi przy mnie do Belli takich perwersyjnych bzdur jak te, ponieważ jestem twoją siostrą. To jest pop prostu obrzydliwe i w pewien sposób niewłaściwe. – Skończyła swoje twierdzenie z lekką gestykulacją swoją łyżką, zanim ugryzła kolejną gigantyczną porcję lodów.
Śmiałam się z tak bardzo z jej rugania go, że parsknęłam. Szybko zakryłam usta dłonią. Jak żenująco. Już nie potrzebowałam pomocy wyglądając jak super nieudacznica, dzięki wielkie.
Edward spoglądał to na nią, to na mnie, najwidoczniej dotknięty faktem, że poświęcałam Alice więcej uwagi niż jemu. – Bella, no dalej. Wracajmy z powrotem na górę.
Alice zeskoczyła ze swojego miejsca i z szybkością gazeli zablokowała go, kiedy chciał chwycić mnie za ramię i wyciągnąć z pomieszczenia. – Um, nie. Teraz czas dla dziewczyn. – Pstryknęła na niego palcami, wyganiając go tym gestem. – Pędź. Idź poszukaj Jake’a czy coś. Myślę, że jest na górze w moim pokoju. Do tego czasu pewnie już coś rozbił, kretyn.
Edward posłał mi ostatnie spojrzenie, gdy ochoczo jadłam lody. – Idź, nic mi nie będzie – powiedziałam, oblizując delikatnie swoją łyżkę. Szeroko otwartymi oczami podążył za ścieżką mojego języka i zaśmiałam się, nadal zdumiona, że on mógł być tak pochłoniętym niewielką częścią mnie.
Warknął potrząsnął głowę. – Jesteś złem – wymamrotał, odwracając się, by wyjść z kuchni. – Wracam po nią za dziesięć minut, Alice. Lepiej, żeby była w jednym kawałki albo skopię ci tyłek.
Dziewczyna znacząco się do niego uśmiechnęła i pomachała na do widzenia. – Obiecanki, cacanki. – Jak tylko wyszedł z kuchni, brunetka odwróciła się na swoim krześle barowym twarzą do mnie. – Okej, omówmy teraz twój mały problem.
Wzięłam jeszcze jeden pokrzepiający kęs lodów i westchnęłam. – To skomplikowane. Nie jestem nawet pewna, czy to taki dobry pomysł, by zadzierać z tymi dziewczynami. – Kiedy naburmuszyła się i uniosła na mnie brew, gestykulowałam dla podkreślenia moją łyżką, rozlewając roztopione lody strużką po blacie. – Mówię poważnie! One są naprawdę uosobieniem okrucieństwa, Alice. Mogą zrobić mi coś strasznego.
Dziewczyna wzięła serwetkę ze stosu po swojej lewej i wytarła mój bałagan. – Taaak, ale czy już i tak nie zrobiły ci masy strasznych rzeczy?
Tak… - urwałam, zdając sobie sprawę, do czego zmierzała. Niech to!
Alice skinęła, usatysfakcjonowana moją odpowiedzią. – W takim razie nie masz się o co martwić. Przestań być taką cipą i pomóż mi wymyślić plan.
Zakaszlałam, rozlewając wszędzie lód. – Czy ty właśnie nazwałaś mnie cipą? – zapytałam, upewniwszy się, że się nie uduszę.
- Tak, zrobiłam to – i wyzwę cię bardziej, jeśli teraz się ze mną z tego wycofasz. – Posłała mi ujmujący uśmiech i zaśmiałam się ponownie, oczarowana jej ciągłym pyskatym nastawieniem. Wiedziałam, że prawdopodobnie nie uznałaby tego za komplement, ale ona i Edward zachowywali się bardzo podobnie. Nic dziwnego, że tak bardzo ją polubiłam.
- Okej, wygrałaś – oznajmiłam, niechętnie odkładając swoją łyżkę. – Sądzisz, że co powinnyśmy zrobić?
Wyraz twarzy dziewczyny stał się poważny, a paznokciami wystukiwała rytm na blacie. – Cóż, co one dokładnie ci zrobiły? – w końcu zapytała, posyłają mi pytające spojrzenie.
Westchnęłam, nie do końca czekając na skatalogowanie ich grzechów przeszłości i niedyskrecji. Zazwyczaj starałam się zablokować te doświadczenia od swojego umysłu, ponieważ rozmyślanie o wszystkich tych złych rzeczach w moim życiu, które były bezpośrednio wywołane przez Lauren i Victorię, po prostu przypominały mi o tym, jaką idiotką byłam, pozwalając, by przydarzyły mi się te rzeczy.
To zajmie dużo więcej niż dziesięć minut, by przejść przez tą litanię.
Biorąc głęboki oddech, zaczęłam długą listę żałości i nieszczęść, z którymi miałam do czynienia odkąd zaczęłam uczęszczać do Akademii. Opowiedziałam Alice o wszystkich złośliwych uwagach, nieprzyjemnych spojrzeniach i okresie, kiedy ktoś przylepił mi gumę do żucia w kitkę i płakałam sama w łazience dziewczyn, podczas gdy próbowałam ją wyciąć bez wszystkich włosów razem z nią. Do momentu, gdy dotarłam do incydentu z zeszłego tygodnia, włączając w to profanację mojej ulubionej książki, moje oczy łzawiły i Alice wyglądała na wkurzoną na tyle, by obgryźć paznokcie.
- To wredne dziwki! – wybuchła, waląc o blat swoimi niewielkimi, rozzłoszczonymi pięściami. – Nie mogę uwierzyć, że jeszcze nie wydrapałaś oczu tym sukom. Porysowałabym Lauren do jej ostatniej zdzirowatej komórki. Co za durna pizda.
Zaśmiałam się i wywróciłam załzawionymi oczami. – Wiem. Byłam gigantycznym mięczakiem. Wstydzę się za siebie. – Ponownie podniosłam swoją łyżkę, potrzebując komfortu, którego wiedziałam, że dostarczy mi lód. – Jednak jestem zmęczona zachowywaniem się jak takie popychadło – wymamrotałam z ustami pełnymi deseru.
To była prawda. Im więcej mówiłam o tym na głos, tym bardziej nie mogłam znieść myśli nawet o ciągłym pozwalaniu z ochotą, by cokolwiek jak to jeszcze kiedykolwiek znowu przytrafiło mi się w życiu. Ponownie poczułam to samo uczucie mocy i pewności siebie, które czułam już wcześniej, kiedy postawiałam się im na biologii. To wywołało mój gniew – na Lauren i Victorię, pewnie, ale najbardziej na siebie za zachowanie się tak pasywnie. Już dawno powinnam położyć kres ich zachowaniu.
Alice uśmiechnęła się do mnie pocieszająco i popchnęła syrop karmelowy w moją stronę. Wylałam jeszcze trochę na pojemnik, zanim wzięłam kolejną porcję. Roztapiająca się słodycz deseru odrobinę osłodziła mi gorzki smak plątaniny myśli. Lauren i Victoria były okropnymi, wstrętnymi dziewczynami. Nie zamierzały trzymać się ode mnie z daleka, chyba, że położę temu kres. Nadszedł czas, by postawić się i ponieść odpowiedzialność za moje zachowanie. Mogłam stale siedzieć i użalać się nad sobą albo wymyślić plan z Alice i pokonać te panny w ich własnej grze.
- Wpadło ci do głowy? Coś, co sądzisz, że naprawdę by je powstrzymało? – zapytała Alice, zmarszczyła brwi w trosce.
Natychmiast pomyślałam o czymś naprawę przebiegłym. To było tak do mnie nie podobne, że mogłam się jedynie zastanawiać, czy kontrolę nad moim umysłem przejął jakiś robot a’la „Żony ze Stepford”. Normalnie nawet nie brałabym pod uwagę zrobienia czegoś tak rażąco wstrętnego, ale czas bycia uległa minął. Odrodziłam się kobietą.
- Cóż, nie wiem jak z Victorią – powiedziałam, uśmiechając się chyrze – ale sądzę, że jest coś, co jak sądzę może podziałaś na Lauren.
Razem z Alice skończyłyśmy opracowywać podstawy naszego planu ostatecznej zemsty w momencie, kiedy Edward wrócił do kuchni, a zaraz za nim podążał Jake. Kontrast pomiędzy jasną urodą Edwarda, pasującą do ciemnej tężyzny Jake’a był wizualnie wstrząsający. Ta para razem wyglądała zdumiewająco podobnie jak z reklamy Abercrombie
& Fitch . Niemal chciałam poprosić ich o zdjęcie koszulek, jedynie by uzupełnić obraz. Edward uniósł jedno dobrze umięśnione ramię, aby przeczesać palcami włosy, a ja prawie upadłam na mój stołek barowy, gdy jego koszulka podjechała do góry, by ukazać kawałeczek perfekcyjnego brzucha.
Na miłość do masła orzechowego i dżemu, zlizałabym ten sos karmelowy z jego nagiej klatki piersiowej.
Alice rzuciła kolejną ze swoich kąśliwych uwag – komentując ich seksualność, co sprawiło, że zakrztusiłam się śmiechem – a Jake zaczął gonić za nią dookoła kuchni jak jakiś gigant z wyrośniętego szczeniaka. Edward podszedł z tyłu do mnie i objął mnie ręką, przyciągając do swojej piersi. Pachniał dobrze i był ciepły oraz sprawiał, że czułam się bezpieczna.
Jake w końcu złapał Alice, podniósł ją i wymachiwał nią w górę i w dół jakby była jakąś szmacianą lalką. Ona piszczała i kopała, i wtedy jakimś sposobem kopnęła go w krocze. Obydwoje upadli na podłogę w plątanym stosie kończyn. Edward śmiał się, a ja poczułam pomruk przechodzący z jego piersi na moje ciało. Obserwowałam wątek szczęśliwa, uśmiechając się szeroko, odczuwając całkowitą swobodę w sytuacji towarzyskiej po raz pierwszy w całym swoim życiu. To było surrealistyczne. To było doskonałe.
Skończyłam zostając jeszcze kilka godzin dłużej, oglądając telewizję u Cullenów w ich gigantycznym pokoju telewizyjnym. Ekran tej rzeczy rozciągał się od sufitu jak w prawdziwym kinie i wszyscy śmiali się z mojego malującego się szoku i zdziwienia. Kiedy ich trójka dowiedziała się, że nie mamy kablówki i że nigdy nie słyszałam o połowie show obecnych w telewizji, podjęli się zadania wyedukowania mnie we wszystkim i w każdej dziedzinie pop kultury. Wtedy postanowili pokazać mi filmy Cinemax na życzenie. Pomyślałam, że Edward posiusia się ze śmiechu, kiedy zapytałam go czy „Busty Cops ” jest o prawdziwych policjantach. Moja naiwność nie miała żadnych granic.
Kiedy ostatecznie poprosiłam Edwarda czy mógłby mnie odwieść, bo muszę wracać do domu, wszyscy wyglądali na zmartwionych, że już idę. Jake zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku na do widzenia i zmierzwił mi włosy, a Alice obiecała, że wpadnie do biblioteki w poniedziałek, żeby przygotować naszą obronę w odwecie przeciwko Lauren. Nie mogłam się doczekać, kiedy znowu się z nimi spotkam, tak dobrze się bawiłam. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz czułam się tak szczęśliwa.
Edward miał złączone ręce ze mną przez resztę drogi do biblioteki. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Żartował ze mną z mojego totalnego braku życiowego doświadczenia i ja żartowałam z jego obfitości w tym temacie. Opowiedział mi o swojej rodzinie – jak jego ojca nigdy nie ma w domu oraz jak jego mama rekompensuje sobie brak uwagi nadmiarem alkoholu i zakupami. Opowiedziałam mu o swojej matce – jej dziwnych religijnych zamiłowaniach, jej braku sympatii. Nawet wspomniałam jej ostatnio dziwne zachowanie i poczułam się natychmiast lepiej, gdy wyrzuciłam z siebie te informacje.
Moje serce wypełniło się po brzegi i bardzo starałam się nie pozwolić moim wyjątkowo dziewczyńskim uczuciom odbić się na twarzy. Nie byłam przyzwyczajona do emocjonalnego rollercoaster’a , z którym ostatnio mam do czynienia. Przestało padać, a słońce wyjrzało zza chmur, nadając wszystkiemu w Forks połyskujący blask nowości. Nawet asfalt na drodze wydawał się iskrzyć w jaskrawym świetle.
Kiedy zajechaliśmy pod bibliotekę, nie chciałam wysiadać z samochodu. Nieszczęśliwy wyraz twarzy chłopaka pokazał mi, że on również nie jest ani trochę zachwycony moim odejściem. Jego uścisk na mojej dłoni był prawie boleśnie mocny, a ja musiałam mocno szarpnąć, by wyrwać się z jego chwytu.
- Muszę iść. – Mogłam usłyszeć we własnym głosie niechęć i miałam pewność, że moja twarz przedstawia ten samo rodzaj niezadowolenia. Powoli podniosłam swoją torbę z podłogi, przy stopach. – Widzimy się w pracy w poniedziałek, prawda?
Skinął głową, a potem chwycił mnie za rękę, kiedy przesunęłam się, by wysiąść z auta. – ku***. Czekaj.
Pytająco na niego spojrzałam, a on sięgnął ręką na tylne siedzenie, aby wziąć coś z podłogi. Przełożył to na przednie siedzenie i położył mi na kolanach. Była to plastikowa torba na zakupy. Intrygujące. Sięgnęłam do środka i wyjęłam z pudełka telefon na kartę.
- Edwardzie – zaczęłam, zdezorientowana – co to jest?
- To telefon – odpowiedział spokojnie, wyjmując pudełko z moich dłoni i otwierając je. – Został wynalezione przez gościa o nazwisku Bell. Używasz go, by rozmawiać z ludźmi.
Wywróciłam oczami na jego oczywistą głupotę. – Wiem czym jest telefon, głuptasie. – Zignorował mnie i kontynuował otwieranie pudełka. Unieruchomiłam jego dłonie swoimi. – Poważnie. To ty z tym robisz?
Odchrząknął i spojrzał na mnie, wyraz jego oczy był poważny. – To dla ciebie. – Kiedy próbowałam mu przerwać, przyłożył mi dłoń do ust i mówił dalej: – Poczekaj. To tak, aby móc z tobą rozmawiać, okej? Chcę móc pogadać z moją dziewczyną w miejscach innych niż praca.
Zdjęłam jego palce ze swoich ust, usiłując nie zezłościć się na niego zaraz przed tym, jak rozstaniemy się na noc. – Po pierwsze, nie zamykaj mi ust w ten sposób, kiedy próbuję rozmawiać. To naprawdę niegrzeczne.
Zrobił nadąsaną minę, a ja spróbowałam się nie śmiać. – Po drugie, nie mogę przyjąć tego prezentu od ciebie. On jest zbyt drogi.
Edward jęknął i oparł głowę na skórzanym zagłówku samochodu. – Musisz wziąć ten cholerny telefon. Nie był drogi, przysięgam na Boga. – Nagle usiadł prosto i ujął moje dłonie, przyciągając mnie na drugą połowę auta dopóki nasze twarze prawie się nie dotykały. – Po prostu weź go, Bello – wymruczał, delikatnie mnie całując. Smakował dobrze, nawet lepiej niż słodkie lody na jakie pozwoliłam sobie wcześniej popołudniu. Jego usta były upajające. Walczyłam, by pamiętać o co się z nim kłóciłam – jego pocałunki zawsze zostawiały mnie z uczuciem totalnej nieprzytomności. W końcu przerwał pocałunek i ucałował czubek mego nosa. Z trudem łapałam powietrze, zastanawiając się dlaczego całowanie z nim odczuwam jak podobne do opuszczenia ciała doświadczenie.
- Czy po prostu go weźmiesz, proszę? – upierał się, wkładając aparat w moje trzęsące się dłonie. Kiedy w ostatecznie skinęłam, uśmiechnął się i ponownie pocałował moje otwarte usta. – Dziękuję, księżniczko.
Spojrzałam oszołomiona na deskę rozdzielczą i byłam zszokowana, zdając sobie sprawę, jak późno się zrobiło. – Słodki Panie, miej litość, muszę wracać do domu. – Wzięłam siatkę z telefonem i wrzuciłam do swojej torby, szybko otwierając drzwiczki i wysiadając na mokrą nawierzchnię.
Chłopak wyjął parę okularów przeciwsłonecznych ze schowka w samochodzie i włożył je. Z pomiętym podkoszulkiem i rozczochranymi włosami wyglądał w każdym calu jak perfekcyjny rozpustnik. Wtedy uśmiechnął się do mnie znacząco, uzupełniając obrazek. Nie mógłby być bardziej zachwycający gdyby się starał.
- Widzimy się w poniedziałek – powiedziałam. Posłał mi całusa, a ja uśmiechnęłam się, niechętnie oczarowana. – A ten numer z całowaniem do nieprzytomności nie zadziała za każdym razem. Tak tylko, żebyś wiedział. Nie jestem totalną idiotką.
Zaśmiał się, a dźwięk rozszedł się z samochodu. - Wiem, maleńka. Jesteś cholernym geniuszem.
Pomachałam mu na pożegnanie i zatrząsnęłam drzwiczki pojazdy, i obserwowałam roześmianymi oczami, jak mój błędny rycerz dodaje gazu, wyjeżdża z parkingu i odjeżdża w stronę słońca.
Kiedy wróciłam do domu nadal było pusto, nie czułam się nawet tym zaskoczona. Rosalie była na zewnątrz na swojej frontowej werandzie, przycinając swoje różane krzewy i machała do mnie, kiedy zobaczyła moją twarz wyglądającą na nią zza kuchennego okna. Zjadłam z nią i Emmettem kolację, który wydawał się cieszyć na mój widok. Zgodził się wkrótce do nas przyjść i pomóc naprawić kilka rzeczy wokół domu, od kiedy moja matka zaniedbała porozmawianie z nim, co, jak oznajmiła, miała zrobić w zeszłym tygodniu.
Sposób w jaki Rosalie i Emmett oddziaływali na siebie napełnił mnie poczuciem nostalgii tak silnej, że bolesnym było patrzenie na nich. Z ledwością mogłam przypomnieć sobie moich rodziców tak zakochanych i słodkich. Żartobliwa swawolność Rosalie i Emmetta była także przezabawna. Krzyczała na niego za wszystko – i więcej niż raz w ciągu posiłku, kiedy wstała, by napełnić szklanki, on chwycił ją w talii i złożył kilka buziaków na jej uśmiechniętej twarzy. Byli prawdziwymi szczęściarzami znajdując brakującą połówkę w sobie nawzajem. Miałam jedynie nadzieję, że pewnego dnia będę miała tak samo sprzyjający los.
Kiedy szłam z powrotem do domu, światła w środku naszego budynku nadal były wyłączone. Zdecydowałam się iść dalej i posprzątać kuchnię oraz zmyć naczynia, ponieważ nie miałam pewności, czy moja matka kiedykolwiek się za to zabierze. Odłożyłam ostatni suchy talerz i zgasiłam światła. Kiedy wchodziłam po schodach na górę, by przygotować się do snu, usłyszałam, jak jej auto wjeżdża na podjazd. Usiadłam na stopniach klatki schodowej, by na nią poczekać, zastanawiając się gdzie miała możliwość spędzenia całego dnia.
Jej klucz przekręcił się w zamku i drzwi powoli się otworzyły. Moja matka weszła na palcach do środka ciemnego foyer, a jej buty odrobinę stukały na drewnianej podłodze wejścia. Znalezienie się w takiej sytuacji wydawało się mi bardzo surrealistyczne. To było prawie tak, jakby nasze role odwróciły się w tym momencie. Kiedy przeszła obok lampki nocnej obok wejścia, sapnęłam.
Miała na sobie czerwoną sukienkę i buty na wysokim obcasie. Z pewnością te rzeczy mogły nie wydawać się dziwnymi dla kogoś innego, ale to byłam moja matka. Przez kilka lat nie kupiła mi nawet żadnego ubrania w czerwonym kolorze, ponieważ przeczytała w Biblii coś, co przekonało ją, że to może być grzechem. Włączyła przełącznik żyrandola oświetlającego hol i zauważyłam z szokiem, iż wyglądało na to, że miała nałożony makijaż. Gdy odłożyła swoją torebkę na stoliku, musiała zauważyć mnie kątem oka, ponieważ krzyknęła i kurczowo przyłożyła rękę do piersi.
- Isabella – złapała powietrze, jej oblicze przedstawiało ogłuszające przerażenie – prawie przeraziłaś mnie na śmierć!
Wstałam powoli, przyglądając się jej szeroko otwartymi oczami. Wyglądała pięknie. Jej figura była niemal zawsze ukryta za bezkształtnym, identycznymi w jej buro kolorowych ręcznie tkanych sukienkach, ale ta czerwona, którą miała dzisiaj na sobie podkreśliła ożywienie na jej policzkach, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Jej szare oczy iskrzyły się i lśniły światłem, które odjęło jej lat.
- Wyglądasz naprawdę ślicznie, matko. – W końcu udało mi się wydusić.
Uniosła niepewnie rękę do włosów, lekko dotykając krótkich blond fal. – Dziękuję. – Spojrzała w dół na delikatny srebrny zegarek na nadgarstku i syknęła.
- Robi się późno. Musimy iść spać, by jutro rano być na czas w kościele.
Moja matka podeszła, by stanąć obok mnie na schodach, a wtedy zaskoczyła mnie pochylając się do krótkiego, niezgrabnego uścisku – mojego drugiego tego dnia. – Dobranoc – szepnęła mi do ucha. Gdy przeszła koło mnie po schodach, trzymając się kurczowo poręczy, nie mogłam powstrzymać się przed porównaniem zapachu jej oddechu z tym matki Edwarda.
Obydwie pachniały dzisiaj jak Christmas trees.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:21, 30 Kwi 2012 Powrót do góry

Komentowałam na chomiku, ale tutaj też dorzucę dwa słowa. Czytam to tłumaczenie z przyjemnością i nie ukrywam, że czekam na każdy rozdział. Ostatnio mam niewiele czasu i "odpuściłam" trzy rozdziały, ale obiecuję poprawę. Dziękuję za pracę, jaką wkładasz i czas, jaki poświęcasz. Pozdrawiam cieplutko!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Pon 13:50, 07 Maj 2012 Powrót do góry

Czytam na chomikuj, bo jest zdecydowanie wygodniej, ale oczywiście, mogę podziękować tutaj, więc
DZIĘKUJĘ :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Pon 21:23, 07 Maj 2012 Powrót do góry

Chodzi o to, że jeśli nie ma tutaj ani jednego komentarza pod nowym rozdziałek to nie mam jak wstawić następnego w nowym poście Wink Dlatego prosiłam o chociażby "dziękuję" :)
Pozdrawiam serdecznie
Yve :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Natalia1
Wilkołak



Dołączył: 08 Lis 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 16:50, 08 Maj 2012 Powrót do góry

Ja wolę, żeby odcinki tego opowiadania były tutaj, a nie na chomiku, bo ja nie mam tam konta. Nie komentowałam wcześniej tego opowiadania, bo dopiero niedawno zaczełam je czytać. Opowiadanie jest super ! Ciekawe co będzie dalej ? Nieśmiała Bella i Pewny siebie Edward Smile Autorka zdecydowanie dobrze sobie radzi z tekstem Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Natalia1 dnia Wto 16:53, 08 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ashleyka
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Maj 2011
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z przepięknego miejsca w krainie snów

PostWysłany: Czw 10:58, 10 Maj 2012 Powrót do góry

Dziękuję że dalej tłumaczysz ten ff. Wiem że jest to trudna praca i tym bardziej jestem za to wdzięczna. Ten rozdział był cudowny. Nabrałam ochoty na takie lody jak dziewczyny jadły. Wzruszająca jest ta naiwność Belli. Pozdrawiam;-)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin