FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 The Caged Bird [T][NZ] Rozdział 13 - 22.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Aliss.
Wilkołak



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 17:12, 18 Sty 2010 Powrót do góry

Przeczytałam wszystko i podoba mi się. Ale taki trochę typowy schemat - Bella dobra, Edek zły. No, ale ogólnie przeżyjęWink fajne jest to, że cała sytuacja jest taka inna. Nie spotkałam sie z Tym jeszcze, a często tematy się powtarzająWink
Tłumaczysz dobrze, bez błędów i z ogole;)
Pozdrawiam:p


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Pon 22:33, 18 Sty 2010 Powrót do góry

Wow!!

Alice, która klnie na podobnym poziomie do Edwarda, Silna i niezależna, a przy tym otwarta i nawet słodka ;p
Jake również w nowej odsłonie - miśka :D A co do samego Edwarda :p Podoba mi się "ten cały pakiet" :D Zwłaszcza Alice, istny chochlik :D Ale odnośnie treści; nie trawię Jess, a jeszcze bardziej Lauren. Jak można być takimi wrednymi, małostkowymi i zapatrzonymi w siebie pannicami? Mam jednak nadzieję, że panna Swan im się postawi i da im tak bardzo popalić, że zapomną jak się nazywają :D Charlie jednak chyba nie byłby zadowolony, jakby jego jedynaczka zaczęła się spotykać z chłopakiem, którego już kilkakrotnie aresztować, ale może jednak z czasem da mu szansę Wink Akcja rozwija się powoli i nie brak "gorących" sytuacji :D Mam nadzieję, że tak będzie cały czas :D Póki co pozostaje mi podziękować za ten part i czekać na następny Wink
Czasu i weny Wink

Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:58, 03 Lut 2010 Powrót do góry

Po długiej przerwie wreszcie jest kolejny rozdział :D
Liczę na komentarze czy pochwały :)
Tłumaczenie: Bells15
Beta: marcia993 (dzięki! :**)

Za 5 minut rozdział dostępny na chomiku [link widoczny dla zalogowanych]


ROZDZIAŁ CZWARTY
"Killing the Love"



I am the love killer,

I am murdering the music we thought so special,

That blazed between us, over and over.

I am murdering me, where I kneeled at your kiss.

I am pushing knives through the hands

that created two into one.


- Anne Sexton


Edward zaparkował volvo aż pod samym komisariatem, nie zwracając uwagi na mój słaby protest. Byłam pewna, że teraz wie, iż mój ojciec jest tym, który go aresztował (wiele razy, wiele aresztowań! - wrzeszczał wewnętrzny głos w szoku i przerażeniu) i nie będzie chciał mieć ze mną absolutnie nic wspólnego. Pewnie pragnął wykopać mnie z tej ruchomej maszyny, odkąd moje pochodzenie wyszło na jaw.
Ciężka, uciążliwa cisza zapadła w aucie, gdy zabierałam swoje klamoty, żeby wyjść najszybciej, jak to było możliwe. Kiedy złapałam za klamkę, szepcząc szybkie „dziękuję” za podwózkę, Edward chwycił moje ramiona.
- Zobaczymy się jutro w pracy, prawda? – zapytał głosem pełnym napięcia i z nutą czegoś, co zdawało się być zakłopotaniem. Spojrzałam na śliczne palce ściskające mój nadgarstek i przełknęłam głośno. Jakie ładne dłonie – pomyślałam smutno, gotowa opłakiwać stratę tych przyjaciół, których zdobyłam niecałe pół godziny temu. Przeszłe dwa dni z Edwardem stały się najbardziej ekscytującymi w całym moim siedemnastoletnim życiu i nie byłam gotowa, żeby już się z nimi pożegnać.
Szkoda, księżniczko – powiedziałam do siebie, kiedy ostrożnie opuszczałam auto. Czas zabawy jest oficjalnie skończony.
- Tak – szepnęłam, znajdując się w takiej sytuacji, że nie potrafiłabym napotkać jego spojrzenia. Byłam zbyt smutna. – Widzimy się jutro. Tak sądzę. – Drzwi samochodu zamknęły się z głuchym, złowrogim odgłosem. Podniosłam dłoń i pomachałam Alice i Jake’owi, którzy obserwowali mnie przez boczne okno. Edward ruszył w dół ulicy ze skrzypiącymi w proteście oponami, po czym szybko zawrócił i zniknął z mojego pola widzenia. Powoli opuściłam dłoń do boku i odwróciłam się, aby wejść na posterunek policji. Westchnęłam ciężko.
Czas wracać do prawdziwego życia, Isabello.

* * *

Charlie Swan był uwielbiany w Forks. Mój ojciec to typ faceta, który dla zabawy pracuje z tobą przy samochodzie, zawsze kupuje pierwszą kolejkę piwa w lokalnym barze i w wolnym czasie pomaga przejść przez ulicę starszym kobietom. Był wysoki i dobrze zbudowany, z migotliwymi, brązowymi oczami, które zezowały się w kącikach, kiedy się uśmiechał.
Byłam pewna, że złamał wiele serc, gdy zaraz po ukończeniu liceum zdecydował się poślubić moją matkę. Lecz tak bardzo się wtedy kochali, że to nie miało znaczenia - a przynajmniej sprawiali wrażenie zakochanych, biorąc pod uwagę ich szerokie, widoczne na każdym ślubnym zdjęciu uśmiechy. Wciąż ukrywałam jedno w szafce nocnej, z dala od wściekłych nożyczek mamy. Czasami lubiłam na nie patrzeć i wyobrażać sobie, że wciąż są tymi samymi, zwariowanymi z miłości ludźmi, z oczami zapalonymi na wszystkie możliwości.
Moja matka nie lubiła rozmawiać o tacie. Kiedyś sądziłam, iż nie lubi patrzeć nawet na mnie, bo wszystko, co widziała, było jego: czekoladowe włosy i poważna postawa. Charlie mieszkał w małym domku wypoczynkowym naprzeciwko komisariatu, ale równie dobrze mógłby żyć na innej planecie, co byłoby tak odległe jak zainteresowanie Renee jego osobą. Gdy się z nią rozwiódł, ostatnia iskierka szczęścia została w niej ostatecznie zgaszona.
Rzekomo odwiedzałam go co dwa tygodnie, ale tak się nigdy nie działo. Moja matka stała się zbyt zgorzkniała przez jego „zdradę na ich świętej przysiędze małżeńskiej”, aby pozwolić mi pójść do niego bez uprzedniej kłótni - można by rzec, że łatwiej byłoby zakraść się i wpadać z wizytą, kiedy tylko bym chciała. Nigdy nie winiłam go za zostawienie swojej żony. Mimo że ją kochałam, życzyłam sobie, bym też mogła ją opuścić.
- Bella! – zawołał szczęśliwy głos, gdy odwróciłam się i zobaczyłam Sue Clearwater wychylającą się zza biurka w recepcji. Dała mi ciepły uścisk i złapała za ramiona, by mieć na mnie lepszy widok. – Jesteś za chuda – zbeształa mnie, przytulając łagodnie, nim wróciła na miejsce i otworzyła pojemnik Tupperware pełen upieczonych smakołyków. – Weź sobie kilka ciastek.
Uśmiechnęłam się i zabrałam kilka, uspokajając ją. Sue i mój tata randkowali parę lat temu. Ona miała dwójkę dzieci - mniej więcej w moim wieku - i mieszkała z nimi w rezerwacie Quileutów - nie, żeby moja matka kiedykolwiek pozwoliła mi je odwiedzić. Zdziwiłabym się, jeżeli Sue znałaby Jacoba Blacka, więc zdecydowałam, że zapytam ją o niego później. Najpierw chciałam znaleźć tatę i przeprowadzić swoje małe śledztwo dotyczące Edwarda Cullena.
Skierowałam się na tyły komisariatu i niepewnie zapukałam w jego biurowe drzwi.
- Wejść – zawołał jego szorstki głos, więc przekroczyłam próg, posyłając mu machane, małe „cześć”. Korzystał z telefonu, ale uśmiechnął się, kiedy się zorientował, że to ja, po czym szybko zakończył rozmowę.
- Przychodzę z ważną sprawą – zaczęłam poważnym tonem, gdy tylko się rozłączył. Zainteresowany natychmiast wskazał gestem na jedyne wolne krzesło w pokoju. Usiadłam naprzeciw niego i wyciągnęłam jedno z ciastek Sue. – Przerwa na owsiankowe ciasteczko?
Ulga wpełzła na jego twarz i chichocząc, zabrał ofiarowany przeze mnie łakoć.
- To ta poważna sprawa? – odpowiedział, wziął spory kęs i zajęczał w przesadnym zachwycie. – Sue karmiła mnie nimi tyle razy, że w końcu nie wcisnę swojego grubego tyłka do munduru policyjnego.
Potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się. Wątpiłam, by mój ojciec przytył choć jednego funta od wczesnej dwudziestki, chociaż jadał niemalże tyle fast foodów ile ja. Najwyraźniej mamy nie tylko takie same oczy, ale i tak samo szybki metabolizm.
- Więc jak leci, Bells? – zapytał dobrodusznie, strzepując kilka upartych okruszków z munduru. – Jak twoja matka?
Wzruszyłam ramionami, nagle czując się niekomfortowo.
- Uch... no wiesz. Tak samo – odparłam wymijająco, zdejmując rodzynkę z deseru. Nie lubiłam rozmawiać o mamie. To było zbyt dziwne i niezręczne. Nigdy nie wiedziałam, co powiedzieć. Więc, tato… właściwie to ona żyje w czarnej dziurze goryczy i depresji, co powoli miażdży jej duszę. A ty jak?
Szybko wyczuwając mój dyskomfort, zmienił temat.
- Kiedy zaczęłaś być cheerleaderką? – zapytał, gestem pokazując na mój strój.
Zdezorientowana spojrzałam w dół i wywróciłam oczami. Zapomniałam już o dzisiejszym „garderobianym nieszczęściu”. To kolejny temat, którego nie chciałam poruszać z moim ojcem. Ostatnia rzecz - jakiej potrzebowałam - to awantura w domu wielebnego Mallory’ego oraz błyszczenie pistoletu domagającego się przeprosin ze strony Lauren.

- Umm… szkolna gra – udało mi się wydusić bez zająknięcia. Kiedy kiwnął głową na znak wiary w moją komiczną historyjkę, zdecydowałam się posunąć do przodu w poszukiwaniach informacji o Edwardzie. – Mamy nowego pomocnika w bibliotece – dodałam nonszalancko. Wow, bardzo podstępnie Bello. Powinnaś zajmować się tym w przyszłości.
- Och... tak? – odparł z roztargnieniem, przesuwając różne, walające się po jego blacie stosy dokumentów. – To ktoś, kogo znam?
Zaczęłam bezmyślnie bawić się olbrzymią, wyhaftowaną, niebieską literą „F” na moim swetrze tylko po to, by uniknąć kontaktu wzrokowego.
– Właściwie to nie spotkałam go nigdy wcześniej. Nie chodzi do akademii. Nazywa się Edward Cullen. – Spod rzęs rzuciłam okiem na tatę, aby sprawdzić jego reakcję na imię, które właśnie wypowiedziałam.
Patrzyłam, jak jego twarz zmienia kolor na prawdziwie alarmujący szkarłat. Chyba mimo wszystko nie był to najlepszy pomysł – pomyślałam, gdy ojciec próbował znaleźć słowa. Jego usta wciąż na nowo otwierały się i zamykały, przypominając mi rybę na mieliźnie. Potem - które wydawało się ciągnąć godzinami – wypowiedział w końcu zduszone „hmm” i napełnił swój kubek od kawy (jaki zrobiłam dla niego w drugiej klasie, a on wciąż go używał, chociaż był w prawdziwie ohydnym odcieniu zielonych wymiocin) w chłodnicy wody położonej w rogu biura. Wypił ciągiem trzy pełne kubki, zanim wrócił i usiadł za biurkiem.
Splótł palce pod brodą i posłał mi długie, ciężkie spojrzenie.
- Jak bardzo lubisz tę pracę w bibliotece? – spytał nareszcie, sprowadzając mnie do swojego poziomu, a ja spojrzałam na niego z patetycznym wytrzeszczem oczu, który oczywiście odziedziczyłam po matce.
- Nie patrz tak na mnie – rzucił gniewnie, zakładając ramiona na torsie. – Pytam całkowicie poważnie, Bello.
Wywróciłam oczami.
- Taa, więc ja mówię kompletnie poważnie o nierzuceniu pracy, jaką kocham, tylko dlatego że ty najwyraźniej masz jakieś problemy z chłopcem, który ze mną pracuje – odcięłam się, a moja wcześniejsza wściekłość z dzisiejszego dnia powróciła z pełną mocą. Byłam troszkę zmęczona ludźmi cały czas mówiącymi mi, co mam robić.
Zdusił parsknięcie śmiechu.
- Jakieś problemy? – zapytał niedowierzająco, wyrzucając ręce do góry na moją odpowiedz. – Spróbuj postawić wielkie, ogromne, gigantyczne problemy w liczbie mnogiej. Bella, ten dzieciak to kłopoty przez wielkie „k” i nie chcę, żebyś kręciła się w jego pobliżu.
- Tato, proszę, przestań być śmieszny – błagałam, próbując odwieźć go od bycia rozsądnym. – Nie może być taki zły, za jakiego go masz.
- Masz rację – odpowiedział, pocierając jego - nagle wyglądającą na wyczerpaną - twarz rękoma. – Jest o wiele, wiele gorszy. – Nagle wstał i zaczął przemierzać podłogę za biurkiem, zatrzymując się co pięć sekund, by potrząsnąć na mnie głową w osłupieniu.
- Wiesz, że aresztowałem Edwarda już pięciokrotnie? Raz za kradzież z włamaniem, dwa za bijatyki, ale następnymi razami, Bello… - przeciągnął, patrząc w podłogę z wyraźnym zawstydzeniem. – Za czyny lubieżne, z których jedno było z nauczycielką z liceum!
Choć nie zostałam kompletnie zaskoczona tym, co ojciec powiedział mi o Edwardzie, zszokowała mnie zazdrość, która pojawiła się wewnątrz mnie na myśl o jego różnych spotkaniach z innym kobietami. Zmusiłam się do zapomnienia o tym dziwnym uczuciu, jakie czułam, i próbowałam skupić się na tym, co mówił ojciec.
- Nie wiem, czym jego rodzice zasłużyli sobie na takiego zepsutego dzieciaka – kontynuował, ponownie plaskając na swoje krzesło. – Carlisle Cullen to jeden z najmilszych facetów w mieście, a Esme jest słodka jak anioł.
Żarówka zapaliła się nad moją głową, kiedy zrozumiałam, jak Edward musiał zdobyć pracę w bibliotece. Esme Cullen zasiadała w radzie dyrektorskiej, a Cullenowie podarowali naprawdę znaczną kwotę, żeby w zeszłym roku zapłacić za nowe skrzydło dla dzieci. Biblioteka musiała naprawdę potrzebować tych pieniędzy, skoro zdecydowali się przeoczyć straszny rekord aresztowań Edwarda – pomyślałam, robiąc sobie mentalną notatkę, by jutro przed pracą pogadać o tym z panną Angelą.
- Tato, no poważnie. Widuję go tylko w pracy i to przez kilka dni w tygodniu, poza tym jesteśmy w bibliotece, na miłość boską. Jak wielkie kłopoty może tam sprawić? – zaryzykowałam tym stwierdzeniem oraz wydęłam wargi i zatrzepotałam rzęsami, aby upewnić się, że da mi wszystko, czego będę chciała. Ze względu na towarzyszące mi poczucie winy nie była to metoda, której często używałam, jednak dzisiaj została całkowicie uzasadniona. – Proszę?
- Ok, dobra – jęknął, przyznając swoją porażkę.
Przytuliłam go i pocałowałam w czubek głowy.
- Nie mogę uwierzyć, że zgodziłem się na to szaleństwo – mruknął, czerwieniąc się nieco przez moje zachowanie. – Jednak jeżeli zdarzy się coś dziwnego, chcę się natychmiast o tym dowiedzieć. Rozumiemy się, młoda damo? – dodał surowo. Kiwnęłam głową w zgodzie i wtedy wreszcie się uśmiechnął.
- Ok – powiedział, pocierając ręce w oczekiwaniu – Kto chce więcej ciastek?

* * *

Wieczorem pomagałam mamie dokończyć resztę ciast na środową wyprzedaż wypieków. Szczęśliwym złożeniem losu wróciłam do domu przed nią, więc zdążyłam przebrać się w normalne ciuchy, zanim zaparkowała na podjeździe.
Podczas gdy ojcu nie chciałam powiedzieć o incydencie w szatni, bo wiedziałam, że zabiłby kogoś, kto mnie zranił, brzydziłam się tego, że moja matka się dowie i wyciągnie dokładnie odwrotne wnioski. Wiedziałam, iż jakoś zwali całą winę na mnie. Kochała wielebnego Mallory’ego i sądziła, że cała jego rodzina nie może zrobić nic złego, włączając w to Lauren. Jak na ironię - to właśnie ona była jedyną osobą, z którą według mojej matki powinnam spotykać się po szkole.
Wolałam umrzeć jako samotna frajerka, niż zaprosić ją do domu. Pociągnęłam lekceważąco nosem, wspinając się po schodach, aby zmyć z siebie lukier. Gdy dotarłam do łazienki, odkręciłam kran w wannie i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, czekając, aż woda się nagrzeje. Wykrzywiwszy usta ze wstrętem, wyjęłam kawałek waniliowego ciasta o niezłym rozmiarze z włosów i wrzuciłam go do kosza. Jedz jedzenie, Bello, a nie je zakładaj.
Odkleiłam od siebie ubrania i weszłam pod gorący natrysk prysznica, natychmiast czując się tysiąc razy bardziej zrelaksowaną. Usuwając resztki ciasta z włosów, wreszcie pozwoliłam swoim myślom wrócić do tych dziwnych wydarzeń, jakie miały miejsce dzisiejszego dnia.
Wydawało mi się szalone, że Edward został aresztowany za kradzież z włamaniem, nie wspominając o wywołaniu bójki. Nie znałam go za dobrze – bądźmy szczerzy, nie znałam go wcale – ale nie wyglądał na osobę, która robi tego typu rzeczy. Z drugiej strony lubieżne zachowanie było znacznie bardziej wiarygodne.
W każdym razie jaki typ okropnego nauczyciela tak wykorzystuje swoich uczniów? – wydyszałam i odłączyłam ruchomą rączkę od prysznica, by spłukać namydlone nogi. Prawdopodobnie przyparła go do muru, przykleiła się do niego siłą i założę się… Przerwałam te rozważania z chichotem i potrząsnęłam głową. Bądźmy szczerzy. Wszyscy wiemy, kto uwodził w tym małym scenariuszu, co nie? Z tym krzywym uśmiechem i wspaniałym ciałem kobiety pewnie same pchały się do jego łóżka. Odkryłam, że to obce uczucie zazdrości powracało, kiedy zastanawiałam się, w jakiego typu „czyny lubieżne” był zaangażowany z tym paniami. Oczywiście w jakiś rodzaj stosunku płciowego, ale jaki dokładnie? Może seks oralny.
W myślach przewidywałam taki scenariusz: dwa splecione ciała, zaparowane okno srebrnego volvo, mrok, opuszczona boczna uliczka, działające cicho radio, stanowiące jedynie tło dla głośnych jęków powstałych w wyniku namiętności pasażerów. Jego ciemna głowa odgina się do niej i całuje żarliwie jej otwarte usta, podczas gdy ręce majstrują cicho przy guzikach należącej do niej bluzki. Powoli wypuszcza ją z ramion i usuwa jej stanik, a wtedy zaczyna sprawnie pieścić jej nowoodkryte ciało. Dyszy niezwykle podniecony samym widokiem jej bladego, miękkiego ciała.
- Bello, och, moja piękna Bello – zajęczał, przenosząc te wspaniałe usta na szczyt mego stwardniałego sutka, a jego język robił delikatne wzorki na wrażliwej skórze piersi. Dziewczyna w mej fantazji jakoś przerodziła się we mnie, jednak się tym nie przejmowałam.
Kiedy coraz bardziej i bardziej wplątywałam się w nielegalną fantazję rozgrywającą się w mym umyśle, spojrzałam w dół i kompletnie zszokowana odkryłam, że skierowałam główkę prysznica wprost na najbardziej osobisty teren. Wypchnęłam biodra, zmuszając odsłonięte ciało na opryskanie wodą. Każde drgnięcie ręką ze słuchawką powodowało, że wspaniałe, pulsujące uczucie, które rozciągało się przeze mnie, osłabiało moje nogi, więc dla wsparcia oparłam się o zimne kafelki na ścianie.
Wiedziałam, że to, co robię, było bardzo złe. Nazywano to własną przyjemnością i rozmawialiśmy o tym na jednej z kilku dyskusji o seksie, kiedy osoby z Prawdziwa Miłość Poczeka zorganizowały rekolekcje dla szkoły. Opiekunowie nie chcieli o tym mówić – stwierdzili, że nie robi się tego dla chwały Pana, zatem jest grzeszne. Potem, gdy wszyscy poszli spać, Jessica poinformowała mnie, że to jest coś, co robi prawie codziennie. Wtedy byłam zszokowana, mdliło mnie na samą myśl o dotykaniu nieznanego, zakazanego terenu.
Teraz nie mogłam powstrzymać się przez zbadaniem tego terytorium. Podczas gdy jedna ręka stała nieruchomo z główką prysznica, koniuszkiem palca drugiej badałam delikatną skórę mojej piersi, natrafiając wreszcie na stwardniały sutek. Dałam pobudzonemu ciału niepewne uszczypnięcie i jęknęłam głośno przez to doznanie. Kiedy po raz kolejny zamknęłam oczy, ugięłam się pod wielkością tego uczucia, które obecnie mnie przytłaczało.
Edward uśmiechający się… Edward liżący swoje usta… Edward pieszczący koniuszkiem palca moją kostkę u nogi… Edward całujący mnie, gryzący, dotykający, głaszczący…
Gorączkowa litania myśli i obrazów wypełniła mi mózg, gdy czułam, jak moje ciało znajdowało się blisko czegoś ważnego, jakiejś zdumiewającej i tajemniczej rzeczy, jaką miałam doświadczyć, bo jeśli nie, to na pewno umarłabym ze zwykłej potrzeby odczucia tego wszystkiego. Kiedy przysunęłam prysznic do swego rozgorączkowanego ciała, zobaczyłam w głowie twarz Edwarda: jego zielone oczy błagały, żebym dla niego doszła.
Wtedy to się nareszcie stało. Fala intensywnego uczucia przetoczyła się przeze mnie i zagryzłam wargi, by powstrzymać się przed głośnym krzykiem na tętniącą piękność tego wszystkiego. Latam, ja latam – pomyślałam oszołomiona, a moje ciało było bezsilne po walce z tym wspaniałym uczuciem i przebyciu go po raz pierwszy w życiu.
Przetrzymałam kilka ostatnich skurczy i wtedy opadłam na podłogę prysznica z zaspokojonym westchnieniem. Moje ciało było jak bezkostny stos galarety.
- Isabello Marie! – wrzasnęła matka spod drzwi łazienki, zaskakując mnie tak bardzo, że krzyknęłam w przerażeniu. – W tym domu poza tobą są także inni ludzie, którzy chcieliby skorzystać z gorącej wody. Chodź tu natychmiast!
- Dochodzę! – wreszcie udało mi się odezwać, krzywiąc się na ubogi dobór słów. Mów o Freudowskiej pomyłce – myślałam zdezorientowana, wychodząc spod prysznica i wycierając się ręcznikiem. Łazienka była pełna pary z powodu mojej długiej kąpieli i użyłam dłoni, by usunąć zagęszczenie, które pojawiło się na lustrze nad umywalką. Zachichotałam z powodu swojej - zdecydowanie głupiej - miny.
Nie pomyślałabym, że to możliwe – stwierdziłam w myślach, potrząsając głową w zakłopotaniu. – Chociaż raz w życiu Jessica miała w czymś całkowitą rację.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Mells dnia Śro 21:06, 03 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Śro 22:34, 03 Lut 2010 Powrót do góry

Dochodzę...Niezły dobór słów...
Rozdział przeczytałam jednym tchem, chociaż wydał mi się krótki. Świetnie przetłumaczony, świetnie zbetowany, nic dodać, nic ująć. Bella wreszcie dorasta, poznaje uroki bycia nastolatką, co, biorąc pod uwagę fakt, że mieszka z taką matką, jest trudne. Opowiadanie ma świetny koniec (tak, wiem, nie powinnam, ale zajrzałam do epilogu) i cieszę się, że nie będę musiała czekać na jego przetłumaczenie dwa lata:D
Czekam na next chap, powodzenia,
pzdr


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Czw 11:49, 04 Lut 2010 Powrót do góry

Edward aresztowany za lubieżne sytuacje -dobre to było !
Bójki , kradzieże -normalka , ale seks? z nauczycielką , to coś nowego .
Bella i akcja pod prysznicem -co to wyobraźnia potrafi zrobić ! Czym większa kontrola w domu tym dziewczyna bardziej chętna na poznanie zakazanego owocu.
"Dochodzę " to chyba najlepsze z całego rozdziału .
Muszę przyznać, że naprawdę dobrze to tłumaczycie. Tekst jest świetny !


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aliss.
Wilkołak



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 13:28, 04 Lut 2010 Powrót do góry

Seks z nauczycielką?:D haha, powaliło mnie to. Albo potem masturbation Belli xdd
Świetnie to przetłumaczyłaś, chociaż rozdział wydał się bardzo krótki. Innymi słowy - łatwo przyszło, łatwo poszłoWink
W ogóle wkurzyła mnie reakcja Charliego. No i co, że aresztował Edka. Przecież chyba nie zabije Belli? I jeszcze ona się go musi pytać o zgodę. no żal.

i najlepsze słowo w całym tekście?
Cytat:
- Dochodzę!

;D

pozdrawiam;)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aliss. dnia Czw 15:58, 04 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
JossetteTussaud.
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa

PostWysłany: Pią 18:39, 05 Lut 2010 Powrót do góry

Na początku to naprawdę przestraszyłam się Renee. Jestem ciekawa co by zrobiła jakby się dowiedziała, że Edek (lub jakiś inny facet) trzyma ręce na biodrach Belki, albo jak mówi o jej piersiach... Nie chciałabym przy tym być. Co do tego rozdziału to się tego po Belce nie spodziewałam... No cóż. Napięcie seksualne Wink Czekam na dalsze rozdziały, bo zapowiada się naprawdę bardzo fajne opowiadanie.

JT.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 23:46, 11 Mar 2010 Powrót do góry

Dziękuję za komentarze :)
Beta: marcia993 love love
Rozdział już dostępny na chomiku!


ROZDZIAŁ PIĄTY
"DARK HOUSE"



Podczas gdy moje prywatne intermedium ubiegłej nocy wydawało się cudownym i niezwykłym wydarzeniem, w świetle dziennym zaczęłam czuć, iż to najgorszy rodzaj zboczenia. Jeszcze zanim zaczęłam to robić, wiedziałam, że dotykanie się w taki sposób było złe i grzeszne. Naprawdę zachowałam się jak nierządnica.
Na porannym nabożeństwie moja matka czytała na głos cytat ze swojej biblii, który sama pieczołowicie wybrała wczorajszego wieczoru. Okulary osiadały na końcu jej delikatnego nosa, gdy intonowała poważnym głosem:
- „Na nikogo rąk pospiesznie nie wkładaj ani nie bierz udziału w grzechach cudzych. Siebie samego zachowaj czystym!”. Pierwszy List do Tymoteusza, rozdział piąty, werset dwudziesty drugi.
Lekki połysk potu pojawił się na całym moim ciele, kiedy oddała mi Pismo Święte i wskazała, którą linijkę mam odczytać. Przerażona przełknęłam i roztrzęsionymi palcami przewertowałam kartki.
- Pierwszy List do Koryntian, rozdział szósty, wersety od osiemnastego do dwudziestego. „Strzeżcie się rozpusty; wszelki grzech popełniony przez człowieka jest na zewnątrz ciała; kto zaś grzeszy rozpustą, przeciwko własnemu ciału grzeszy. Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za /wielką/ bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!” - czytałam niepewnie, a mój głos zadrżał boleśnie przy ostatnich słowach. Szybko oddałam matce biblię, ponieważ byłam pewna, że skóra zacznie mi skwierczeć, jeżeli pozostawię ją w kontakcie z księgą.
Zło. Zły. Źle.
- Poświęćmy chwilę cichej modlitwie – oświadczyła, zamykając oczy w bogobojnym geście. Położyłam dłonie na kolanach i złączyłam je razem, a ręce miałam tłuste od potu.
Panie Boże – zaczęłam, mocno zaciskając powieki. - Jest mi naprawdę, naprawdę przykro z powodu mojego niewłaściwego i kompletnie rozpustnego zachowania z ostatniej nocy. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. – Skuliłam się na przypadkowy dobór słów. Przepraszam – zaczęłam ponownie – tak czy inaczej, Boże, to się już więcej nie powtórzy. Naprawdę, przysięgam. – Zerknęłam na matkę, która mruczała pod nosem coś o świeżości jej upieczonych na sprzedaż ciast.
- I błagam, niech moja matka nigdy, nigdy, nigdy się nie dowie o tym, co stało się wczorajszej nocy. Do tego dodałam żarliwe kiwanie głową.
W imię Jezusa, amen.

* * *

Po nabożeństwie z moją matką – które przebiegło bardziej dręcząco niż zazwyczaj – poranek minął mi rutynowo. Zjadłam śniadanie, wypiłam sok pomarańczowy i spakowałam masło orzechowe i galaretkę, aby zabrać je do szkoły. Tylko raz powróciłam do lubieżnych myśli z poprzedniego wieczoru. Kiedy udałam się do zlewu, by zmyć miskę po owsiance, złapałam się na wgapianiu w boczny opryskiwacz obok kranu. Przełknęłam i szybko popędziłam schodami na górę, żeby zmienić bieliznę, ponieważ była mokra jak kuchenna gąbka, którą szorowałam naczynie.
Gdy szłam do szkoły, zaczęło mżyć, więc cieszyłam się, że pomyślałam o założeniu żółtego płaszcza przeciwdeszczowego. Pod ochronnym pokryciem kaptura rozmyślałam o tych wszystkich pilnych sytuacjach, na które jeszcze nie znalazłam rozwiązania.
Co, na litość boską, zrobię z tą całą katastrofą w szatni? W zamyśleniu kopnęłam przemoczoną, leżącą na ziemi kupkę liści. Wiem, co powinnam zrobić. Powinnam to zignorować i udawać, że takie wydarzenie nigdy nie miało miejsca.. Dokładnie tak jak każdym razem, gdy zachowywała się strasznie w stosunku do mnie.
Z jakiegoś powodu myśl o uwolnieniu Lauren od konsekwencji wydawała się skandaliczna. To, że jeszcze raz mogłaby mnie tak zranić bez żadnego powodu, było nie do przyjęcia. Nie mogłam do tego dopuścić.
Ok, panno Twarda, co konkretnie chcesz zrobić w odwecie? Pozalekcyjne zamieszanie na parkingu? - zachichotałam mroczno, przewidując awanturę zatytułowaną „rekin kontra strumień”, dopełnianą latającymi kopniakami i łamanymi palcami. Z moim szczęściem to ja będę tą, która zostanie pchnięta nożem.
Kiedy szłam do akademii, zauważyłam, że Lauren nie znajdowała się na swoim miejscu parkingowym. Na zeszłoroczne urodziny wielebny kupił jej mega odjazdowego mustanga i generalnie przed rozpoczęciem szkoły stała przy nim lub w jego pobliżu. Gdy okrywała się kapturem, według mnie przypominała jedną z tych tandetnych modelek samochodowych, pokazywanych czasami w Centrum Kongresowym Forks, ale chłopcy z akademii zawsze byli z tego zadowoleni.
Usłyszałam, że ktoś woła mnie po imieniu, więc odwróciłam się, by pod daszkiem obok głównego biura zobaczyć Jessicę i Mike’a. Dziewczyna dziko machała do mnie ramionami, co sprawiło, że trochę przypominała gigantycznego, trzepotającego skrzydłami ptaka.
Udałam się do nich, usiłując wyglądać całkowicie zwyczajnie. Miałam nadzieję, że Jessica o niczym nie wiedziała. Jeżeli mogłam temu zaradzić, chciałam, aby nie rozsiewała plotek o mnie i Laurem,
- Lauren dzisiaj nie ma – wygadała się, zawijając nerwowo palec w swoich kręconych włosach.
Spojrzała na mnie kątem oka, oczywiście próbując ocenić moją reakcję na tę wiadomość.
- Och – odpowiedziałam obojętnie, kładąc torbę na suchym stopniu obok Mike’a, po czym oswobodziłam się z mokrego płaszcza. – Jest chora czy coś?
Jessica popatrzyła na mnie podejrzliwie. Widocznie nie spodziewała się takiej reakcji na informację, którą mi właśnie przedstawiła.
- Nieeeeee… - odpowiedziała, przeciągając nieprzyjemnie słowo. – Ucieka dzisiaj z Victorią. Pojechały do Port Angeles, żeby wybrać dekoracje na Sock Hop.*
Victoria Thomas. Prawie uderzyłam się w czoło przez własną głupotę. Oczywiście. Kto w tej szkole, prócz Lauren, nienawidzi mnie wystarczająco, by zrobić coś takiego?
Odkąd zaczęłam uczęszczać do akademii, Victoria była jedną z moich największych, bezwzględnych męk. W przeciwieństwie do Lauren, która po prostu prosperowała złośliwością, nie mogłam znaleźć żadnego powodu, czemu Victoria pałała do mnie niechęcią. Była wyjątkowo ładna, miała włosy w kolorze burgunda i mlecznobiałą skórę. Wydawała się naprawdę interesującą osobą. Miała nie tylko wyjątkowe zdolności artystyczne, ale także obsesję na punkcie poezji - jak ja. Rozpaczliwie pragnęłam stać jej przyjaciółką, ale nie miała mi do za oferowania nic prócz pogardy. Nie zdziwiłabym się, gdyby była jedną z osób, która pomogła Lauren we wczorajszym ataku na moje rzeczy, lecz to nadal powodowało, że czułam się okropnie.
Rozbrzmiał ostrzegawczy, sygnalizujący, iż nasza konwersacja dobiegła końca dzwonek. Jessica żachnęła się, zdecydowanie wkurzona, że nie zaoferowałam żadnych soczystych plotek o Lauren. Kiedy zbierałam rzeczy, aby zdążyć do klasy na czas, Mike położył rękę na moim ramieniu.
- Bello – zaczął niezdolny do spojrzenia mi w oczy. Zauważyłam, że mimo chłodu poranka jego czoło zdobiły krople potu. Z nerwów prawie drżał.
Zdusiłam jęk. Wiedziałam, co nadchodzi i czułam się kompletnie bezsilna, by to zatrzymać.
Kilka razy w roku w akademii organizowane były fundowane imprezy. W przeciwieństwie do większości szkół średnich nie braliśmy udziału w tradycyjnych „tańcach” jak bal czy homecoming.** W zamian mieliśmy niedorzeczne wydarzenia tematyczne jak luaus*** czy swing dances.**** Wydział starał się, jak mógł, by uniknąć obściskiwania się uczniów (lub muzyki nagranej po 1960 roku). Zorganizował też wyprzedaż ciast, na którą moja matka tak pilnie przygotowywała tacę za tacą, by pozyskać środki na zawsze popularny Sock Hop, gdzie dominowały spódnice i kretyńsko wyglądające skórzane kurtki, w których chłopcy przypominali głupszą wersję Fronziego z Happy Days.
Od kiedy zaczęłam uczęszczać do Chrześcijańskiej Akademii Forks, Mike Newton zapraszał mnie na każdą imprezę, a ja nieustannie mu odmawiałam. Oczywiście nie był sprośny, perwersyjny czy tym podobny, ale po prostu wiedziałam, że się we mnie zakochał, więc nie mogłam go zwodzić. Był naprawdę miłym facetem i zasłużył na to, aby zatańczyć z kimś, kto szczerze doceni jego wartość.
Nagle nie mogłam znieść myśli, że będę musiała odrzucić go po raz kolejny. Zdecydowałam odciąć się od niego, aby nie miał szansy na wygłoszenie przygotowanego wcześniej przemówienie.
- Mike, muszę iść do klasy. Zupełnie zapomniałam, iż powiedziałam panu Bannerowi, że pomogę mu dzisiaj przygotować laboratorium biologiczne – paplałam w pośpiechu, próbując ignorować zraniony wyraz jego twarzy. – Widzimy się podczas lunchu, okej?
Odchrząknął i wytarł czoło z potu.
- Uch, taa. Z pewnością, Bello.
Kiedy zostawiłam go totalnie zmieszanego, czułam, że idąc, unikam min przeciwpiechotnych. To najlepsze rozwiązanie, naprawdę – pomyślałam, udając się po raz pierwszy do sali od biologii. Z twoją koordynacją tańce pewnie skończyłabyś na ostrym dyżurze.
Gdy próbowałam wyobrazić sobie znudzonego, niebieskookiego Mike’a, który obserwowałby, jak prowadzi mnie po parkiecie, wywołałam jedynie intensywne, szmaragdowe spojrzenie Edwarda.
Jęknęłam w porażce i położyłam głowę na laboratoryjnym stole, próbując zablokować w myślach jego twarz. To nie działało. Jeśli już, to stała się ona jeszcze wyraźniejsza, a piękne usta wykrzywiały się do mnie w diabelskim uśmieszku.
Zapowiada się kolejny, ekstremalnie długi dzień.

* * *

Jakoś przetrwałam resztę dnia bez incydentów, a nawet udało mi się wcześniej opuścić salę gimnastyczną, używając „przyszłych uszkodzeń siebie oraz innych takich” jako usprawiedliwienia. Większość ludzi prawdopodobnie nie mogłaby uciec się do tej wymówki, by zerwać się z lekcji, ale trener Markson już wcześniej widział, jak grałam w siatkówkę i wiedział, że lepiej na to przystać niż pozwolić mi uczestniczyć w grze. Ostatnim razem, gdy przebywałam gdzieś koło kortu, dźgnęłam łokciem Tylera Crowley'a, w efekcie łamiąc mu kość. Potem unikał mnie przez kilka tygodni, prawdopodobnie w obawie, że jeżeli nie będzie uważał, uszkodzę mu coś jeszcze.
Po wyjściu z sali gimnastycznej byłam szczęśliwsza niż zazwyczaj, bo naprawdę chciałam znaleźć okazję, by dowiedzieć się od panny Angeli czegoś na temat Edwarda. Gdybym się pospieszyła, miałabym masę czasu na swoją detektywistyczną robotę.
Złożyłam parasolkę w bramie biblioteki i cicho wkroczyłam do środka. Stęchły zapach starych książek i błoga cisza tego miejsca od razu uspokoiły moje nerwy, przez co szczerze się uśmiechnęłam. Pojawiłam się prawie trzydzieści minut wcześniej, niż powinnam, więc natychmiast udałam się do biura panny Angeli.
Kiedy ją znalazłam, pomagała jednemu z naszych „wyższej-konserwacji” gości. Generalnie był to najmilszy sposób na powiedzenie, że był on prawdziwym wrzodem na sami-wiecie-czym.
Pan Pennington to dokładnie taki typ człowieka. W tym momencie próbował wymusić na pannie Angeli wypożyczenie mu czwartego Auto Repair Manual Chiltona – pozycji, która warta była co najmniej pięćdziesiąt dolarów za sztukę. To najbardziej kompetentny materiał i dlatego nie nadawał się do opuszczenia murów biblioteki.
- Proszę pana – oświadczyła przez zaciśnięte zęby. – Zamierzam upierać się, aby zostawił pan te poradniki w bibliotece, gdy będzie pan wychodził.
Jej wygięte usta posłały mi sygnał, że się denerwowała. Zazwyczaj nie robiła nic prócz uśmiechania się do gości, nawet jeśli ci byli niezaprzeczalnie irytujący.
Kiedy zrobiła krok, by wziąć opasły tom z jego ramion, pan Pennington szarpnął je nad głowę, skutecznie zabierając ręce z jej zasięgu.
Zdusiłam chichot na widok zabawnego obrazka, jaki stworzyli. Panna Angela podskakiwała, żeby zabrać tomy, podczas gdy pan Pennington chrząkał i walczył, aby nie upuścić ciężkich książek na swoją łysinę. Jeśli nie będzie uważał, niemądrze się uderzy.
Usłyszała moją próbę zamaskowania śmiechu i odwróciła się, by rzucić mi niezadowolone spojrzenie. Gdy właśnie miałam podejść i wypróbować do gderliwego, starego faceta słodką gadkę, o tym, by oddał nam książki, silne ramiona ukazały się nad jego głową i z łatwością zabrały mu woluminy.
Edward uśmiechał się sympatycznie, kiedy podchodził do naukowej przygórki, gdzie z nieostrożnym łoskotem odłożył książki.
Oczywiście, że już tutaj jest – pomyślałam. Obserwowałam, jak próbował ułagodzić pana Penningtona. Kiedy nie zajmuje się mąceniem w moich fantazjach pożądliwymi myślami, jest w mym prywatnym sanktuarium, mącąc mi w głowie, no, pożądliwymi myślami.
- Panno Angelo, nie ma pani w bibliotece kserokopiarki, z której mogliby skorzystać goście? – zapytał sprytnie Edward, stając pomiędzy panem Penningtonem a podręcznikiem Chiltona.
Kobieta odczuła ulgę.
- Tak! Z pewnością tak – odpowiedziała szczęśliwie. Złapała panna Penningtona za ramię i poprowadziła go do drugiej części budynku. – Biblioteka byłaby szczęśliwa, gdyby mogła zapłacić za kopię, o ile ten zakres materiału zostanie u nas.
Zachichotałam na jej wypowiedź, zdziwiona, że szła z panem Penningtonem do kserokopiarki bez poradników, z którymi próbował zbiec.
- Och, Bello – zawołała znad ramienia z psotnym błyskiem w oczach. – Czemu nie pójdziesz naprzód i nie zaczniesz szkolenia Edwarda przy obiegowym biurku?
Jakoś udało mi się powstrzymać przed posłaniem jej groźnego spojrzenia. Odwróciłam się do źródła mej złości, które aktualnie wygodnie rozłożyło się na jednym z drewnianych, naukowych krzeseł. Jego nogi podparte zostały na pulpicie z separatką i zauważyłam ze słyszalnym przełknięciem, że ma na nich sportowe, wyglądające na mocno znoszone Doc Martensy.
O nie.
Zamknęłam oczy, próbując wymazać z mojego nasączonego pożądaniem mózgu niezaprzeczalnie seksowny obraz tych długich, szczupłych kończyn, zamkniętych w klasycznych, czarnych butach.
Dlaczego nie mógł nosić frędzlowatych mokasynów albo zwykłych adidasów? Święci! Teraz nigdy nie uda mi się trzymać z dala od tej cholernej, odłączanej główki prysznica!
Odkąd pamiętam, czarne Doc Martensy kojarzyły mi się z pociągającymi, męskimi rzeczami. Kiedy miałam dwanaście lat, zobaczyłam ich reklamę w gazecie z Seattle i nigdy w życiu nie udało mi się wyrzucić ich z pamięci. Męski model wyglądał tak absurdalnie twardo i skąpo, nie mogłam zrozumieć dlaczego wydał mi się tak atrakcyjny. Niemniej jednak pozwoliłam sobie fantazjować o nich, czasami nawet gryzmolić ich obraz na marginesach szkolnych zeszytów.
- Więc – zaskrzeczałam, nie mogąc oderwać wzroku od tych diabelnie atrakcyjnych butów. – To bardzo miłe z twojej strony, że uratowałeś pannę Angelę od pana Penningtona. Czasami potrafi trochę zrzędzić.
Edward naprężył ciało i jęknął, po czym zakołysał nogami i z głośnym uderzeniem sprowadził swoje Docsy na podłogę. Wstał, górując nade mną, a ja starałam się nie oddychać tym niesamowicie pikantnym zapachem, który wydzielał.
- Cóż mogę powiedzieć? – odparł, a jego głos dudnił jak mruczenie zadowolonego kota. – To tylko przykład białego rycerza, jakim jestem.
Przybliżył się jeszcze bardziej i subtelnie powąchał moją szyję, doprowadzając do nagłej, sączącej się ze mnie wilgoci, która przemaczała bawełnę majtek. Idzie kolejna para – pomyślałam zrezygnowana, bo teraz będę musiała nosić ze sobą suchą, zapasową bieliznę.
Delikatnie dotknął moją dolną wargę opuszkiem palca, przez co me usta opadły, jakby nacisnął jakiś magiczny przycisk. Zaszczycił mnie jeszcze innym, grzesznym, a zarazem zachwycającym uśmieszkiem.
- Bello – szepnął, a jego perfekcyjne usta niebezpiecznie przybliżyły się do mnie.
To się wreszcie stanie! – pomyślałam szybko. – Mój pierwszy pocałunek!
Kiedy moje szeroko otwarte oczy utonęły w jego hipnotyzującym, ciemnym od złych celów spojrzeniu, w ich głębi nastąpiła subtelna zmiana. Nagle się wyprostował i odchrząknął.
- Więc – zakasłał, a jego głos był szorstki od nadmiaru zduszonych emocji. – Nie zamierzałaś pokazać mi, jak się obsługuje komputer obiegowego biurka? – Gwałtownie się ode mnie odsunął i odwrócił, by udać się do czytelni.
Stałam tam ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Co, na słodkie wyobrażenie Mojżesza, się właśnie stało? Obserwowałam oddalającego się Edwarda, niezdolna do zdecydowania o tym, czy powinnam się cieszyć z tej bezprecedensowej serii wydarzeń czy też nie.
- Taa – wyszeptałam, wreszcie zmuszając stopy do przeniesienia się do biurka. – Jesteś prawdziwym sir Galahadem,***** Edwardzie Cullenie.

________________
* - [link widoczny dla zalogowanych]
** - [link widoczny dla zalogowanych](tradycja)
*** - [link widoczny dla zalogowanych]
**** - [link widoczny dla zalogowanych](dance)
***** - [link widoczny dla zalogowanych]


Liczę na jakieś opinie bądź pochwały :)


Post został pochwalony 3 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pią 13:11, 12 Mar 2010 Powrót do góry

Ooo, Bella ma hopla na punkcie butów :) Ujawnia się kolejna cecha jej nastoletniego życia, które zostało zniwelowane przez matkę. A propos Renee...Nie wydaje mi się, aby przypadkowo postanowiła czytać ten kawałek Pisma Świętego, gdzie mowa o "grzesznych czynach". Jednak z drugiej strony skąd mogła wiedzieć? Przecież Bella zachowywała się...cicho?
Co do obiektu jej westchnień... dlaczego Edward jej nie pocałował? Może na początku, kiedy zaczął pracować w bibliotece, chciał po prostu ją zaliczyć, a teraz zwyczajnie się zakochał? Stwierdził, że Bella jest zbyt...niewinna, aby robić z nią to, co się robi z innymi dziewczynami? Gdyby ją pocałował, to byłoby słodkie, jednak nie wiemy do końca co czuje dziewczyna. Owszem, chłopak się jej spodobał, ale czy można nazwać to zauroczenie jakimś głębszym znaczeniem? Np miłością?
Mam nadzieję, że połączy ich miłość, chociaż obawiam się reakcji Renee na to, że jej córka ma chłopaka.
Długo kazałaś nam czekać na kolejny rozdział i już myślałam, że tłumaczenie stało się dla Ciebie nużącym obowiązkiem. Mam nadzieję, że tak nie jest, bo opowiadanie należy do jednych z lepszych ff.
Dziękuje za rozdział a Marcie za świetną betę:)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 13:11, 12 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
chochlica1
Gość






PostWysłany: Nie 13:40, 14 Mar 2010 Powrót do góry

Achh, przyszłam taka marnotrawna, normalnie, ech. :P

Taa, obiecałam komentować każdy rozdział. No ale siła wyższa, niestety. Poprzedniego nie skomentowałam, a i teraz nie wypowiem się długo, bo jakoś mi wena całkowicie zwiała na długie komentarze, a to nieodzowny znak, że chce wakacji (no i gdzie, gdziee? Marzec jest, kurka bez piórek, dopiero :P).

To i zacznę od tego, że rozdział 4 mnie powalił. Kto by pomyślał, taka grzeczna Bella, fiu, fiuuuu. I to słuchawką prysznicową? Ma dziewczyna fantazje, jeszcze nie jest z nią tak źle, prawda? Wink Wyjdzie jeszcze na ludzi. Mam nadzieję, że Edward jej pomoże (musi pomóc, no helloł!).
Dosłownie nie mogę się doczekać jakiejś sceny miłościowej między nimi Twisted Evil Dobra, zignorujcie moje zapędy, nie mogę się ich pozbyć Rolling Eyes

Na miejscu Belli za... ekhm, zrobiłabym krzywdę takiej tam jakiejś Lauren. Kogo obchodzi, że jest córką pastora? Szatan wcielony. Niech nasza bohaterka pokaże pazurki, ileż można się ukrywać za maską pobożności?
W końcu zakazany owoc i tak skusi Wink (o jak ja kocham jaaabłkaa O.O).
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie napisała, że jestem maksymalnie zawiedziona tym, że do pocałunku nie doszło -.- Czyste chamstwo, po prostu, że on sobie tak odszedł, proszę ja Was, kiedy to ja i panna Bella miałyśmy taką nadzieję na coś więcej *foch* Żeby w biały dzień coś takiego, to już naprawdę...

Okej, staram się hamować. No. Renee tak niesamowicie mnie denerwuje. Mam nadzieję, że w trakcie stanie jej się jakaś krzywda. Stanie się, prawda? Twisted Evil Ta, marne me sadystyczne nadzieje. Taka kobieta pewnie przeżyłaby nawet dzieci Edwarda i Belli, głosząc "Dobrą Nowinę". Postaram się jednak trzymać (NA RAZIE!!!) nerwy na wodzy i jej nie zasztyletować mentalnie w trakcie czytania.

Laski, dziękuję za chap ;** Tłumaczenie bajka, ale czego się spodziewać. Nic mi nie zgrzytało Wink No. To ja kończę :)

Buziaki,
Choch ;*
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Nie 19:27, 14 Mar 2010 Powrót do góry

Powracam z komentarzem bo ostatnie rozdziały zostawiłam bez a teraz żałuję, bo wyglądam na powracającą córę marnotrawną a przecież czytam na bieżąco. Co do sytuacji z Lauren oraz Victorią, te "katolickie" zachowanie (jakże wystudiowane i sztuczne pośród zaprezentowanej społeczności jest prawdziwym "ukazaniem" jak to wszystko właściwie wygląda w niektórych społeczeństwach o utartych tradycjach z sztywnym kręgosłupem moralnym, głupota. Moja mama mówi że tylko świnia się nie zmienia i człowiek z natury, jak trzcina ugina się zależne od wiejącego wiatru. Utarte schematy i niechęć do zmian zatrzymuje postęp. A to moim zdaniem w dużej mierze robi katolicyzm. ) oraz głupie pomysły na dokuczanie , tutaj kryje się istota tego opowiadania. Jest świetne, nie opływa w wulgaryzmy i nadmiar seksu , w tym hermetycznym środowisku powinno być przecież przynudzająco a nie jest ;D Świetne opowiadanie. Podobają mi się wykreowane postacie, prawie-święta Bella, jej fanatyczna matka, sympatyczny papcio oraz nonszalancki Edward. Początkowo myślałam że jest typem "ruchacza-recydywisty" a jednak nie. Taki ruchacz - recydywista powinien wykorzystać okazję i ją pocałować a później przenieść się na biurko ;p a jednak.. jest tajemniczy i w jakimś stopniu nieosiągalny. Świetnie. Przyjemnie i wesoło. Przekład/tłumaczenie po prostu grejt.

Pozdrawiam serdecznie. Uskrzydlona.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 16:15, 23 Mar 2010 Powrót do góry

hm, jestem znów ciut do tyłu, ale grzecznie nadrabiam, mając nadzieję, że nikt mnie nie zlinczuje za dość długą nieobecność... ale życie płata nam różne figle ;P

Cytat:
- Wiesz, że aresztowałem Edwarda już pięciokrotnie? Raz za kradzież z włamaniem, dwa za bijatyki, ale następnymi razami, Bello… - przeciągnął, patrząc w podłogę z wyraźnym zawstydzeniem. – Za czyny lubieżne, z których jedno było z nauczycielką z liceum!
dajcie mi tu tego mężczyznę! natychmiast! Twisted Evil
w zasadzie nie mogę przestać chichotać... ten ff jest tak zabawny, że trudno mi opanować dziwne dźwięki wymykające się raz po raz z moich ust - to nie takie proste...
było przezabawnie - ja też chciałabym wiedzieć co to za czyny lubieżne... i chyba kupię sobie volvo - to genialny samochód jest jednak i będę na nie podrywać laski :P hehe :P
no dobra - prawie pocałunek był uroczy - świetne zgranie ze strony Cullena i bardzo mi się podoba takie drażnienie...
czy są rozdziały z jego punkty widzenia ? ;>
dziękuję za świetną zabawę :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:28, 06 Kwi 2010 Powrót do góry

Dziękuję za komentarze :*
Beta: macia993 <33
FF dostępny również na chomiku: [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział szósty
XXIV




i like my body when it is with your
body. It is so quite new a thing.
Muscles better and nerves more.
i like your body. i like what it does,
i like its hows. i like to feel the spine
of your body and its bones, and the trembling
-firm-smooth ness and which i will
again and again and again
kiss, I like kissing this and that of you,
i like, slowly stroking the, shocking fuzz
of your electric fur, and what-is-it comes
over parting flesh ... And eyes big love-crumbs
and possibly i like the thrill
of under me you so quite new

- E.E. Cummings



Całą noc biblioteka była zajęta, więc miałam bardzo niewiele okazji do przedyskutowania z panną Angelą czegokolwiek, co miało związek z moim pytaniami na temat Edwarda. Wykonywał on całkiem niezłą robotę. Kiedy dzwonił telefon, odbierał go i z rozmówcą prolongował książki na komputerze, nim w ogóle zdążyłam się ruszyć. Spędzał przy biurku tylko godzinę, a wykonywał połowę zadań jak zawodowiec, przewijał filmy i sprawdzał przeglądarkę szybciej niż każdy inny pracownik, jakiego zatrudniliśmy. Skłamałabym, mówiąc, że mnie to nie fascynowało.
O siódmej trzydzieści zdecydowałam się na przerwę. Edward już sobie radził, a ja byłam wykończona staraniem się, by utrzymać libido w ryzach. Za każdym razem, gdy podnosił stos książek, jego muskularne ramiona napinały się i niemal siłą musiałam zatrzymywać moje usta przed zaślinieniem całej podłogi. Pies Pavlova był niczym w porównaniu ze mną.
Zamiast czytania w patio – bo właśnie to zazwyczaj robiłam podczas mojej piętnastominutowej przerwy - zostałam w biurze panny Angeli, żeby wreszcie otrzymać odpowiedzi na ponad milion pytań. Edward był dla mnie kompletną zagadką.
Angela mogłaby zdradzić mi choć trochę informacji, może też mogłabym zrozumieć moje uczucia.
Kiedy dotarłam do jej drzwi, natychmiast spojrzała na mnie znad komputera i kiwnęła, abym weszła do środka. Podeszłam do okna i usiadłam naprzeciwko jej biurka. Postanowiłam zrezygnować z grzeczności i przejść od razu do sedna sprawy.
- Jakim cudem Edward został tutaj zatrudniony, skoro był aresztowany rekordową ilość razy? – palnęłam, nie kłopocząc się próbą ukrycia desperacji.
Panna Angela otworzyła usta ze zdziwienia.
- Jak się… - zatrzymała się w połowie zdania i potrzasnęła głową w dezorientacji. – W porządku. Zakładam, że rozmawiałaś o nim z Charliem?
Przytaknęłam i szybko dałam jej znać, by kontynuowała. Niepewność mnie zabijała.
Westchnęła i zaczęła bawić się kilkoma papierami leżącymi na biurku, unikając ze mną kontaktu wzrokowego.
- To długa historia.
Gdy niedowierzająco się w nią wpatrywałam, przewróciła oczami i kontynuowała. – Okej, okej, więc nie jest to taka długa historia. Po prostu nie chcę się w to teraz zagłębiać, Bello.
Byłam zszokowana. Znałam pannę Angelę przez większość życia i podczas całej przyjaźni,nigdy nie próbowała czegokolwiek przede mną ukryć. Była poważnym obrońcą twierdzenia „wiedza jest siłą” i stale popychała ludzi do przyjmowania tylu informacji, ile mogli na każdy możliwy temat, nawet jeżeli był on tabu. Fakt, że to już osiemdziesiąta szósta próba tej rozmowy, kompletnie mnie powalił. Otworzyłam usta, żeby zadać jej dalsze pytania, ale uniosła protestująco dłoń.
- Zamierzam zostawić cię z tym samą – powiedziała tonem tak poważnym, jakiego jeszcze nigdy nie słyszałam. – Mówię ci to nie jako przyjaciółka, ale jako twój szef.
Byłabym mniej zaskoczona, gdyby oznajmiła mi, że jest w ciąży z małpim dzieckiem. Zazwyczaj ufała mi bezwzględnie, a to, że nie powiedziała mi niczego o Edwardzie, spowodowało, że szczególnie się zmartwiłam.
- No, w końcu jesteś szefem – udało mi się wreszcie odpowiedzieć. Wstałam i niezadowolona z takiego obrotu wydarzeń udałam się do drzwi. Jeśli nie mogę ufać pannie Angeli, że będzie w stosunku do mnie szczera, to komu, do cholery, mogę?
- Bello – zaczęła smutnym tonem. Miała zrezygnowany wyraz twarzy. – Naprawdę przepraszam. Czasami muszę być złą osobą. Proszę, spróbuj zrozumieć.
Kiwnęłam głową przestraszona, że jeśli otworzę usta, by coś powiedzieć, zacznę płakać. Nie rozumiem – pomyślałam. Absolutnie nic w moim życiu nie miało już sensu, a katalizatorem tego wszystkiego był Edward Cullen.
Jeśli panna Angela nie zamierzała mi niczego powiedzieć, wyglądało na to, że będę musiała udać się do źródła informacji.

* * *

Przed powrotem do głównego biurka poszłam do toalety. Zniknęłam na trochę dłużej niż piętnaście minut, ale nie troszczyłam się o punktualność. Coś było nie tak i zamierzałam odkryć przez co.
Albo przez kogo – pomyślałam i zmarszczyłam nos we wstręcie, podchodząc bliżej głównego biurka. Ktoś musiał wziąć prawdziwą kąpiel w firmowych perfumach, żeby osiągnąć taki poziom rażenia zapachem.
Okrążyłam mebel i natychmiast rozpoznałam źródło smrodu. To pani Worthington, jedna z naszych stałych klientek. Przychodziła co najmniej raz w tygodniu, żeby sprawdzić romanse jak również literaturę YA* dla swojej córki, Jane. Próbowałam omijać ją, ilekroć się tutaj zatrzymywała, bo jej skłonność do zanurzania się w perfumach powodowała u mnie atak astmy. Używała, jak to Jessica zwykła nazywać, „Pumy”. Marlene Worthington nałożyła na sobie mniej więcej tyle makijażu ile Tammy Faye Baker, a ubrania miała w przybliżeniu trzy rozmiary za małe jak na jej zmysłowe kształty. Ostatni męski asystent uciekał za każdym razem, kiedy okazywało się, że jest ona w bibliotece. Nawet pan Jasper robił się przestraszony, gdy wchodziła, kiedy pełnił funkcję bibliotekarza.
Wydawała się być blisko Edwarda, jednak nie wyglądało na to, by miał on jakiekolwiek problemy z oddychaniem. Jej szczupła figura wylewała się od góry i dołu koszulki, a gdy pochyliła się nad blatem, by wygładzić urojone fałdki, jej piersi niemal całkowicie wypadły z topu.
- Wiesz – usłyszałam jej mruczenie, kiedy podeszłam do biurka. – Wyglądasz niemal tak samo jak lord Randolph St. Clarence z okładki książki Georgiana Prinna „One Hot Night of Tempation and Skandal”. – Ciężko westchnęła, a guziki na jej topie niemal trzasnęły, ponieważ ciężko pracowały, by utrzymać jej ogromny biust. Wyciągnęła jeden świetnie wymanikiurowany palec i starannie prześledziła zarys silnej szczęki Edwarda, paznokciem głośno drapiąc ciemny zarost na jego brodzie.
Mętna, czerwona mgła powoli rozprzestrzeniała się na moim polu widzenia. Wściekłam się jak nigdy w życiu. Czułam, jak wszystko zwija mi się w środku brzucha, grożąc wybuchem na tę okropnie śmierdzącą kobietę. W każdej pojedynczej minucie cząstki mojego ciała wrzeszczały w obrazie, domagając się natychmiastowego zaprzestania dotykania go, gdyż najwyraźniej mój Cro-Magnoński mózg uznał Edwarda za własność.
Mój, mój, mój!
Kiedy próbowałam zapanować nad niższymi instynktami, odwróciłam trzymany wózek i zajęłam się ogromnym stosem książek, które na nią czekały. Pomarszowałam do blatu obok Edwarda i głośno uderzyłam nimi o biurko. Hałas temu towarzyszący wydawał się tak głośny jak od wystrzału i zaskoczone, śpiące niedaleko niemowlę zaczęło wrzeszczeć z przerażenia.
- Znalazłaś to, czego szukałaś? – syknęłam zza zaciśniętych zębów tak mocno, że byłam pewna, iż wkrótce zetrą się na proch.
Wyglądała na kompletnie zszokowaną, a jedną ręką ściskała się kurczowo za pierś, jakby próbowała zapanować nad przyspieszonym biciem jej serca.
- Tak? – zapiszczała.
Skutecznie zepchnęłam Edwarda z drogi, by dojść do kontrolnego komputera, gdzie zeskanowałam kartę pani Worthington. Każdą książkę sprawdzałam i wsadzałam do jej oczekującej torby, prawie przewracając ją przez siłę moich uderzeń.
- Uch – burknęła, a jej ramiona spięły się, żeby przyjąć duży ciężar. Kiedy wreszcie skończyłam skanowanie, urwałam potwierdzenie z drukarki i pchnęłam je do torby z resztą jej klamotów.
- Miłego dnia, pani Worthington – wysyczałam. Przełknęła z powodu dzikiego wyrazu moich oczu i szybko opuściła budynek, mocno trzaskając za sobą drzwiami.
Na kilka długich chwil ścisnęłam dłonie w pięści, próbując popracować nad oddychaniem. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Powtarzałam wewnętrzną mantrę, beznadziejnie próbując uspokoić rozszalałe emocje.
Kiedy wreszcie przestałam czuć się jak „The Incredible Hulk”** odwróciłam się i prawie wpadłam na Edwarda, który wpatrywał się we mnie z mieszkanką zupełniej fascynacji i żądzy.
- Co? – zapytałam nagle bardzo skrępowana.
Przechylił głowę, a oczy dostrzegalnie mu ściemniały.
- Byłaś zazdrosna – oświadczył, a z jego piersi wydobył się niski pomruk. Jego ciało wyraźnie się do mnie przybliżyło, powodując, że natychmiast się cofnęłam, aż uderzyłam o blat głównego biurka.
- Nie… byłam – szepnęłam, lecz ten protest nawet w moich uszach wypadł słabo. – Chciałam ci pomóc. Pani Worthington…
- Kładła na mnie ręce i nie spodobało ci się to – dokończył za mnie, wcinając mi się w połowę zdania. Przełknęłam, kiedy przysunął swoją głowę do mojej. Jego zapach zachwycająco we mnie uderzył. Zielone oczy były intensywnie skupione na mnie i wszystko, o czym mogłam myśleć, to jego twarz w mych myślach, kiedy fundowałam sobie przyjemność pod prysznicem.
- Jej zachowanie było niewłaściwe – oświadczyłam stanowczo, nie mając dłużej pewności, czy mówię o pani Worthington czy o sobie. Gdy pochylił się jeszcze bliżej, moje plecy wygięły się na ladzie i położyłam rękę na jego piersi. Przez elektryczność pędzącą pomiędzy naszymi ciałami, która powstała przez mój lekki dotyk, oboje z trudem łapaliśmy powietrze.
- Chodź ze mną, teraz – zacharczał, łapiąc moją dłoń w swoją własną. Powlókł mnie koło głównego biurka i w dół, do przyległego holu. Szybko otworzył drzwi od schowka, wciągnął mnie do środka i zamknął je z głośnym hukiem. Natychmiast znalazłam się wetknięta przy płaskiej powierzchni szczupłego, muskularnego ciała Edwarda przyciśniętego do mnie.
W mętnym wieczornym świetle mogłam zobaczyć rozszalały w jego oczach ogień. Jego oddech był szorstki. Dyszał w potrzebie tlenu, a ja sapałam. Musiałam wyjść z tego maleńkiego pokoju, zanim zrobiłabym coś, czego naprawdę bym żałowała.
- Powinniśmy stąd wyjść – szepnęłam, kiedy na wpół podniecona próbowałam wykręcić się z jego silnego uścisku. On jedynie przycisnął mnie mocniej do drzwi i zabezpieczył swoim ciałem, powodując, że jęk ekscytacji wyrwał mi się z ust. Poczułam coś, co - jak przypuszczałam - było jego erekcją przyciskającą się do moich bioder.
- Nie – mruknął, należący do niego głos zadudnił barytonem w moich uszach. – Myślę, że jesteśmy dokładnie w miejscu, w którym musimy być.
Zatrzęsłam się, gdy poczułam koniuszek języka Edwarda rysujący prążkowaną linię na mojej szyi. Zmierzał on do niezwykle wrażliwego miejsca za moim uchem. Jego ręce powoli udawały się w dół, z ramion na talię, gdzie została wystarczająco ściśnięta, by wysłać powódź wilgoci do moich majtek. Ścisnęłam uda i prawie krzyknęłam z powodu intensywności uczucia, które to spowodowało.
- Jesteś tak cholernie wrażliwa – wyszeptał, delikatnie gryząc mięsistą skórę małżowiny usznej. Jego zapach był przytłaczający, słodko-gorzka powłoka otoczyła nas w tym ciasnym pokoju. Czułam się niesamowicie oszołomiona i mogłabym zemdleć, jeśli czegoś bym się nie złapała. Jednak moje ręce miały własny umysł, ponieważ ruszyły się i powędrowały do jego włosów, mocno zaciskając pięści na brązowych pasmach.
- Co ty ze mną robisz? – szepnęłam, przyciągając swoją twarz tak, że nasze oczy i usta znajdowały się w odległości centymetra. Gorące oddechy owiewały nam twarze. – I czemu czuję się tak, kiedy jestem blisko ciebie?
W odpowiedzi jedynie warknął, zmniejszając dystans pomiędzy nami, a jego delikatnie wargi wreszcie spotkały moje w namiętnym pocałunku.
Jeśli Edward nie objąłby mnie, prawdopodobnie roztopiłabym się. Jego usta były miękkie i niesamowicie słodkie, jakby ssał miętowy cukierek. Odpierając pocałunek, przycisnęłam do niego swoje ciało. Jego język niemal natychmiast przejechał po mojej wardze, domagając się wstępu. Otworzyłam usta i ugryzłam dolną wargę Edwarda zębami. Jęknął, jakby z bólu, i wtedy poczułam gładkie wsunięcie jego języka wchodzącego do moich ust.
Dyszałam i jęczałam, wijąc się w ramionach chłopaka, pocierając swoje ciało o jego. Nie potrafiłam się zaspokoić należącym do niego językiem, ustami, zębami. Z przyjemnością mogłabym zostać w tym schowku na zawsze, całując się z nim dopóki obydwoje nie stalibyśmy się starzy i siwi.
To był mój pierwszy pocałunek i było cudownie.
- Bello – jęknął Edward, przyciskając do siebie nasze ciała. Jego wargi odsunęły się od moich i zaczął zasypywać mą szczękę drobnymi, mokrymi pocałunkami. – Jesteś tak cholernie ładna. Bardzo cię pragnę. Zawsze.
Jego słowa zostały wypowiedziane w oczywistej próbie połechtania mnie, ale przybrały zadziwiająco odwrotny efekt. Sprawiły, że przypomniałam sobie, z kim dokładnie obściskuję się w bibliotecznym, dostawczym schowku: z Edwardem byłem-aresztowany-za-dwa-sprośne-seksualne-zachowania Cullenem.
Natychmiast go odepchnęłam, szorując zajadle wargi o tył dłoni. Nagle poczułam się tania i zawstydzona sobą.
Myślisz, że jak często mówi dziewczynom, że są piękne, Bello? Nie jesteś nikim wyjątkowym.
Jego twarz zarejestrowała alarm mojego nagłego sprzeciwu na te działania.
- Coś nie tak? – zapytał głosem pełnym delikatniej troski. Jego ręce dotarły do moich po raz kolejny, a ja cofnęłam się, zderzając z drzwiami.
Nie mogłam pozwolić, by ponownie mnie dotknął. Jeśli znów to zrobi, będę zgubiona. Nie znajdę drogi powrotnej, aby na nowo stać się Bellą.
- Nie! – krzyknęłam, a moje słowa smagały go w złości. – Kto wie, ile kobiet uwiodłeś? Nie jestem taką tępą dziewczyną, która odda ci się w brudnym, dostawczym schowku. – Głos załamał mi się na ostatnich słowach i z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że załamię się tuż przed nim.
Wyglądał na kompletnie dotkniętego, gdy łzy zaczęły płynąć w dół moich gorących policzków.
- Bello, nie – błagał, szorstko zgarniając swoje włosy rękami. – To nie tak. To, co czuję do ciebie, jest zupełnie inne.
Prychnęłam całkiem pewna, że używał w tej kwestii wyolbrzymienia. To nie działało. Nie zamierzałam polecieć na jego sztuczki, o nie. Miałam do siebie więcej szacunku, przynajmniej posiadałam nadzieję, że tak było. Upewniłam się w swojej decyzji i przybrałam na twarz tak zimny i bezduszny wyraz jak u posągu.
Spanikował na brak reakcji z mojej strony, a jego oczy wyrażały dziwne, gorączkowe emocje.
- Wiem, co mówię, Bello. I mówię to poważnie. – Całkowicie poruszony zrobił mały kroczek w moją stronę. Wyglądał jak dziki kot z dżungli, gotowy do ataku w każdej chwili.
- Jesteś dla mnie ważna, przysięgam na pieprzonego Chrystusa! – podkreślił to oświadczenie gwałtownym uderzeniem pięścią w ścianę obok drzwi.
Podskoczyłam w powietrze całkowicie zaszokowana tym, co się właśnie stało.
- ku***! – krzyknął, przyciskając rękę do piersi w oczywistym bólu.
Natychmiast opadłam na kolana i zaczęłam szperać w apteczce pierwszej pomocy, która schowana była pod szafką obok mnie. Pospiesznie wyrzuciłam zawartość na podłogę i chwyciłam parę gaz, środek odkażający i małą rolkę medycznej taśmy. Pielęgniarka Bella na ratunek – pomyślałam zdezorientowana.
- Daj mi swoją dłoń – szepnęłam, sięgając do jego rany.
Zrobił, co prosiłam, jednak skrzywił się, kiedy zabrałam się do oczyszczenia jego zakrwawionej, rannej kostki za pomocą antybakteryjnej chusteczki. Byłam całkowicie pewna, że nie złamał ręki, lecz rozciął ją o szorstką blokadę dziecięcą przymocowaną do ściany. Delikatnie zawinęłam jego rękę w gazę i przykleiłam jej koniec, po czym z powrotem odłożyłam ją na bok.
- Bello. – Jego głos był wściekły, pełen zduszonych emocji. – Wiesz, że ja nigdy… Proszę, nie myśl sobie, że mógłbym… - Byłam zszokowana, kiedy uświadomiłam sobie, że łzy formują się w jego przejrzystych, zielonych oczach.
- Wiem, że nigdy byś mnie nie uderzył, Edwardzie – oświadczyłam natychmiast, chcąc wymazać wyraz cierpienia z jego twarzy. Nie wyglądał na uspokojonego. – Nie zaniepokoiłam się nawet na sekundę, poważnie.
Zaczęłam sprzątać bałagan, który zrobiłam gazami i chusteczkami przeciwbakteryjnymi, z pewnym zaniepokojeniem zauważając rozpryśnięte na dłoniach i podłodze kropelki krwi. Przełknęłam, zaczynając się lekko niepokoić. Nigdy nie będę bardzo dobra z powodu traumy, czy to psychicznej czy fizycznej.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz trochę blado. Może powinnaś usiąść? – Edward zaczął robić dla mnie miejsce na podłodze. – Schowaj głowę między nogami.
Złapałam się klamki, a kolana się pode mną ugięły.
- Przepraszam – wycharczałam, gdy zaczęłam widzieć plamki przed oczami. – Sądzę, że zaraz zemdleję. Jednak obiecuję, że pomogę ci zamknąć bibliotekę, kiedy się obudzę.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, były silne ramiona Edwarda zaciskające się wokół mnie, a po chwili wszystko zrobiło się czarne.
____________
* [link widoczny dla zalogowanych]
** [link widoczny dla zalogowanych]
_________
Liczę na komentarze lub pochwały, żeby wiedzieć, że ktoś to czyta :)


Post został pochwalony 4 razy

Ostatnio zmieniony przez Mells dnia Śro 13:36, 07 Kwi 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Wto 23:07, 06 Kwi 2010 Powrót do góry

Cytat:
Chodź za mną, teraz – zacharczał


może...chodź ze mną?

Cytat:
Jednak obiecuję, że pomogę ci zamknął bibliotekę, kiedy


zamknąć

A teraz fabuła: aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Ewela szaleje! Jak mi Edward miły zaraz padnę żywym trupem! Cudowny rozdział! Namiętny i rozkoszny, a pod wpływem ich pocałunku miałam ochotę się rozpłynąć. A łzy Edwarda przyprawiły mnie o ciarki i jeszcze większą niecierpliwość w związku z oczekiwaniem na rozdział niż zwykle. Muszę powiedzieć, że zakończenie rozdziału był jak najbardziej odpowiednie i adekwatne do sytuacji. Cóż, wierzę chłopakowi, że nigdy czegoś takiego nie czuł do żadnej innej dziewczyny, ale rozumiem obawy Belli. W końcu matka źle ją nastawiła, nie miała wcześniej doświadczenia z chłopakami, a pierwszy pocałunek odbył się w dziwnym miejscu (chociaż mnie się podoba). Do tego martwi się tym, że jakiś obcy chłopak ma władzę nad jej ciałem... Biedna Bella i jeszcze biedniejszy Edward.

Dziękuje ślicznie za rozdział! Oj naczekałam się, ale ten chap mi to wynagrodził. Mam cichą nadzieję, że gdy dziewczyna się obudzi nie zniknie z biblioteki, bo wtedy Edward kompletnie się załamie. Wielkie dzięki za tłumaczenie i betę, jestem wielką fanką tego ff i gwarantuje, że tak pozostanie do epilogu. Czekam na następną część i mam nadzieję, ze wkrótce się pojawi!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marza_89
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 1:45, 07 Kwi 2010 Powrót do góry

Aaaaaaaaaaa dziękuje za rozdział!!!! No, no robi się gorąco, Bella zazdrośnica pokazała na co ja stać gdy ktoś wchodzi na jej teren!!:D łiiiiii a schowek?!?! boszeeeeeeee to było coś i ta frustracja Edwarda gdy Bell stwierdziła, że chcą ją tylko wykorzystać-bosko. Bella- pielęgniarka hahah a jak przyszło co do czego to zemdlała na widok krwi:) oj będzie się dziać:D rozdział naładowany namiętnością, oby takich było więcej:D z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:D weny życzę na dalsze tłumaczenie:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ezri
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Sty 2010
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 15:03, 07 Kwi 2010 Powrót do góry

Powietrza, proszę! Więcej przestrzeni... Very Happy

Ja nie wiem, co ten ff ze mną robi. I co takiego ma w sobie, że zawsze jak czytam to tłumaczenie mam wielki zaciesz. (Wiem, to mało inteligentne, ale nic na to nie poradzę).

Uwielbiam Edwarda byłem-aresztowany-za-dwa-sprośne-seksualne-zachowania Cullena Twisted Evil Ja tam nie miałabym chyba też nic przeciwko małej wspólnej sesji w schowku. No chyba, że pająki byłyby wielkie i wchodziły mi tam gdzie nie trzeba.

Bellę też lubię, mimo iż taka trochę nieżyciowa tu jest. Zdaję sobie sprawę, że to nie jej wina. A w tej swojej przymusowej niewinności jest taka zabawna...

Dzieki wielkie za tłumaczenie, które naprawde jest świetne. Przyznam szczerze, że skłoniło mnie do sięgnięcia do oryginału dlatego też wiem co będzie dalej, ale mimo to z sentymentu do ojczystego języka i tych niesamowitych wrażeń, które przywołują Twoje słowa wracam tu jak bumerang. I tak pozostanie.

Amen

Ezri


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ezri dnia Śro 15:07, 07 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Sob 21:49, 10 Kwi 2010 Powrót do góry

hehe...

kirke dzielnie notuje w kajecie, żeby wejść do składziku w bibliotece przy najbliższej możliwej wizycie...
po krótkiej chwili dodaje, że dobrze by było od razu tam kogoś zaciągnąć zamiast czekać nie wiadomo jak długo^^
było... cóż... zaskakująco... właściwie ten ff idzie w całkiem innym kierunku, niż podejrzewałam... myślałam, że będzie to coś w kierunku Carrie Kinga... potem, że to znęcanie psychiczne matki jakoś się odbije na Bells... a ona? ona wymiata :P poza jakimiś dziwnymi fobiami jest nawet nieźle... ale nie dziwię się, że mdleje - choć bardzo się starali na pewno zużyli cały tlen w pomieszczeniu ^^

dziękuję za świetny rozdział :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
chochlica1
Gość






PostWysłany: Nie 22:43, 11 Kwi 2010 Powrót do góry

Tamtararaaaaaam Wink
Oczywiście, że muszę kochanego Ptaszka w końcu skomentować Wink Nie darowałabym sobie, gdybym tego nie zrobiła, bo jest to jeden z niewielu ficków, na które stale, NIEUSTANNIE (miejcie to na uwadze, co? :D) czekam z utęsknieniem i szczerzę się jak głupi do sera, kiedy pojawi się już nowy chap Wink


Na wstępie muszę zacząć od końca, czyli powiedzieć, że jestem mega zawiedziona -.- A mianowicie:
Bells15 napisał:
- Przepraszam – wycharczałam, gdy zaczęłam widzieć plamki przed oczami. – Sądzę, że zaraz zemdleję. Jednak obiecuję, że pomogę ci zamknąć bibliotekę, kiedy się obudzę.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, były silne ramiona Edwarda zaciskające się wokół mnie, a po chwili wszystko zrobiło się czarne.

No bo... ale serio... ZEMDLAŁA?! *ścianaścianaścianaŚCIANA!!* Dżizasfuckhollyshit! Szczerze, sama przed sobą się nie zdziwiłam, że się wkurzyłam, bo w takim momencie... Wrr. Czekałam na to od samego początku tego ficka. Całowali się. Ciemne, zamknięte pomieszczenie. I banan! Ciemność przed oczami. Boże, czy autorka nie mogła odłożyć tego omdlewania na godziny nocne, kiedy to już szczęśliwi i zaspokojeni by się rozstali? Pewnie... to za trudne. Dobrze, przepraszam. Jestem zbyt perwersyjna. Nie słuchajcie mnie ];-> Idę dalej.


Bells15 napisał:
- Jesteś dla mnie ważna, przysięgam na pieprzonego Chrystusa! – podkreślił to oświadczenie gwałtownym uderzeniem pięścią w ścianę obok drzwi.
Podskoczyłam w powietrze całkowicie zaszokowana tym, co się właśnie stało.
- ku***! – krzyknął, przyciskając rękę do piersi w oczywistym bólu.

W tym momencie zaczęłam głupio rechotać Wink Edward ma taki fajny, specyficzny sposób na okazywanie emocji i wyjaśnianie spraw do wyjaśnienia. Piękne przekleństwa + piękne gesty = niestety dalsza katastrofa. Ale co tam, ten chap to i tak dużo wrażeń.
Czy tylko mnie tak dziwnie mówić o wszystkim od końca? o.O Hm.


Bells15 napisał:
To był mój pierwszy pocałunek i było cudownie.
- Bello – jęknął Edward, przyciskając do siebie nasze ciała. Jego wargi odsunęły się od moich i zaczął zasypywać mą szczękę drobnymi, mokrymi pocałunkami. – Jesteś tak cholernie ładna. Bardzo cię pragnę. Zawsze.

Aaaach! Ostatnie chwile pięknej sielanki! Naprawdę fajny opis pocałunku. Nieprzesadzony, rzeczowy, ciepły i namiętny. Lubię takie. Oczywiście dodać do tego powoli świntuszącego Edwarda (pomijając dalszą reakcję Belli >.<), jesteśmy w niebie! Relacja fizyczna, choć na razie dość skąpa, między dwoma głównymi bohaterami ma coś w sobie. Tę nutkę czegoś grzesznego i zakazanego, ale też czegoś gorącego, w połączeniu z niewinnością. To takie odkrywanie siebie na nowo przez postacie, w wyniku szoku związanego z nagłym dziwnym uczuciem do tej drugiej osoby.
To było za mądre jak na mnie ;P

Bells15 napisał:
- Byłaś zazdrosna – oświadczył, a z jego piersi wydobył się niski pomruk. Jego ciało wyraźnie się do mnie przybliżyło, powodując, że natychmiast się cofnęłam, aż uderzyłam o blat głównego biurka.
- Nie… byłam – szepnęłam, lecz ten protest nawet w moich uszach wypadł słabo. – Chciałam ci pomóc. Pani Worthington…
- Kładła na mnie ręce i nie spodobało ci się to – dokończył za mnie, wcinając mi się w połowę zdania.

I ostatni fragment na dobry koniec-początek Wink Świetna drobna gierka słowna. Szczerość Edwarda w tym ficku mnie powala, naprawdę. Podoba mi się to, ze jest taki bezpośredni, przez co od razu widać, że Bella interesuje go na różne sposoby. Myślę, że jej samej też się to podoba. W końcu nareszcie poczuła się adorowana.
I to przez takiego faceta...
Sama przed sobą nie ucieknie. Jej ciało już go kocha, teraz trudniejsza część - przekonać do tego też umysł, by zapalczywie nie uciekał i nie odbierał jej wspaniałych chwil młodości.

Nie będę tu chrzanić bez sensu. Czekam na wspaniałą mamuśkę (czyt. Renee), bo coś długo jej tu nie było, a namieszać ktoś musi Wink Dziękuję za fantastyczne tłumaczenie! Jak wspominałam - kocham tego ficka i jestem wdzięczna za włożoną w przełożenie go na polski pracę! :*

Czekam na next.

Buziaki, Choch :*
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:14, 22 Kwi 2010 Powrót do góry

Dziękuję wszystkim za komentarze :**
Tłumaczenie: Bell15
Beta: marcia993 <3
Chomik: [link widoczny dla zalogowanych]


Rozdział siódmy
"A Song in the Front Yard"


I've stayed in the front yard all my life.
I want a peek at the back
Where it's rough and untended and hungry weed grows.
A girl gets sick of a rose.
- Gwendolyn Brookes


Gdy wreszcie doszłam do siebie, zdałam sobie sprawę, że zostałam położona na sofie w biurze pana Jaspera z zimnym kompresem na twarzy. Kompletnie zawstydzona sobą i zaistniałą sytuacją, usiadłam w pośpiechu tylko po to, by zostać znów przymuszoną do leżenia przez silne ramiona Edwarda.
- Połóż się – powiedział surowo, a jego blada twarz była pełna przejęcia. – Kiedy zemdlałaś, cholernie mnie przeraziłaś.
Z niepokojem poprowadził zabandażowaną rękę we włosy i skrzywił się, gdy kawałek taśmy przykleił się do brązowych kosmyków.
- Au! Pieprzony sukinsyn! Głupi, pierdolony bandaż.
Wygięłam na niego brwi, kiedy on pocierał bolącą głowę, mrucząc pod nosem ciąg przekleństw.
- Wow. Jestem pewna, że masz plugawe usta, gdy się o kogoś martwisz – zażartowałam, ciągle mając lekkie zawroty głowy. Zadziwiające, jego język nie niepokoił mnie tak bardzo, jak powinien. W rzeczywistości, jeśli mam być szczera, był to pewien rodzaj włączenia. Powodowało to, że chciałam wyobrazić sobie, jak wypowiada inne słowa w ogniu namiętności.
Z tą silną myślą poklepałam się po własnej głowie, szukając guzów. Muszę mieć jakiś tępy uraz głowy czy coś takiego – pomyślałam, powoli manewrując ciałem, aż znalazłam się w pozycji siedzącej. Jak jeszcze można wytłumaczyć fakt, że właśnie obudziłam się z zamroczenia, a nadal ślinię się do Edwarda jak tania lafirynda?
Spuściłam nogi z małej sofy i całkowicie przerażona sobą oparłam głowę na rękach. Dlaczego ostatnie dni były tak pełne dramatu, że wystarczyłoby go do nakręcenia maratonu filmowego dla Lifetime?
Błędnie interpretując wstręt do samej siebie jako kolejną utratę przytomności, Edward natychmiast zsunął się z kanapy, oparł na piętach i umieścił dłonie na moich kolanach. Rozsunęłam nogi jak Morze Czerwone, pozwalając własnemu Mojżeszowi na jeszcze bliższe podejście.
Załatwię cię, Jessica. Oczywiście musiałam poświęcić wystarczająco dużo uwagi twojej gadce na porannym apelu, by to sobie przypomnieć... Moja próba rozproszenia zakończyła się fiaskiem. Palce Edwarda - delikatnie oparte na nagiej, wewnętrznej stronie mojego uda - sprawiały, że czułam się jakbym miała znów zemdleć. Nigdy w życiu nie byłam dotykana tak intymnie dłonią, która nie była moja. Uczucie to mnie przytłaczało, a ja nie mogłam zatrzymać gęsiej skórki pojawiającej się na ciele. Zadrżałam niekontrolowanie. To najbardziej erotyczny moment w moim młodym życiu i byłam całkowicie upokorzona reakcjami własnego organizmu.
Zerknęłam przez palce, zauważając jego rozbawiony i jednocześnie zmartwiony wyraz twarzy. Błagam, Boże, nie pozwól mu dowiedzieć się, jak mokre już teraz są moje majtki. Jeśli zrobisz dla mnie tę jedną rzecz, obiecuję nigdy więcej nie mieć złośliwych myśli o mojej matce.
- Bello – szepnął, a nikczemny błysk pojawił się w jego oczach. – O czym teraz myślisz?
Jego kciuk zaczął kolistym ruchem poruszać się na miękkiej skórze. Pisnęłam zakłopotana. On uśmiechnął się na moją szczerą reakcję i spokojnie przesunął dłonie w górę, do złączenia moich ud.
- O niczym! – Czułam, jak na twarzy wykwita mi jasnoczerwony kolor i raz jeszcze przeklęłam mój genetyczny makijaż za to, że nigdy nie pozwoli mi na ukrycie emocji, nawet kiedy naprawdę tego chcę.
Przypatrywał się mojej szkarłatnej twarzy w zafascynowaniu, przenosząc jedną rękę do góry, delikatnie rysując ciepły łuk na moim policzku.
- Wiesz, że jesteś niesamowicie cudowna, gdy się rumienisz, prawda?
Pomimo faktu, że to był jeden z najbardziej ckliwych komplementów, jaki kiedykolwiek słyszałam (nie, żebym faktycznie słyszała ich bardzo wiele...), oblałam się jeszcze większym rumieńcem.
Kiedy się nie odsunęłam, zaczął wodzić palcami po moim policzku, a potem wplótł je we włosy, przyciągając mnie bliżej swojego ostro-słodkiego zapachu. Wzięłam głęboki wdech, rozkoszując się tą zachwycającą wonią.
- Pachniesz naprawdę niesamowicie. Jak pierniczki – wypaplałam i skuliłam się na mój totalnie mdły wybuch. Naprawdę wypowiedziałam to na głos? Czemu nie mogę trzymać mojej gęby zamkniętej?
Uśmiechnął się do mnie śmiało, a jego oczy zmarszczyły się w kącikach. Wyglądało to na dziecięcy entuzjazm.
- Chcesz mnie zjeść? – zapytał figlarnie, ściskając moje uda z wystarczającą siłą, by spowodować wstrząs. Pociągnął nosem i spojrzał na moje kolana z podniesionymi brwiami. – Bo wiem, że ty na pewno pachniesz wystarczająco dobrze, żeby to zrobić.
Poczułam, że kapało ze mnie jak z nieszczelnego kranu, i wiedziałam, że jeśli to małe starcie się teraz nie skończy, będę mieć na spódnicy gigantycznie mokrą plamę.
Pokój był ciepły i ciemny, oświetlony tylko przez słabo świecącą się lampkę stojącą na biurku. Włosy Edwarda mieniły się na czerwono-złoto, przypominając mi o żarze. Jego oczy miały tak samo ciepły odcień. Uznałam, że jestem niezdolna do oderwania się od niego, nawet jeśli mój instynkt krzyczał, żebym uciekała od tej pogmatwanej sytuacji tak daleko, jak się da.
Gdy Edward przycisnął swoje usta do mojego ucha, byłam bliska dyszenia z nieukrywanej potrzeby. Szeptał miękko, lekko pieszcząc delikatnym oddechem włoski na mej skroni.
- Jest w tobie coś takiego, że nigdy nie czuję się tobą nasycony. Nie wiem, co sprawia, że chcę cię tak bardzo, ale nie zostawię cię w spokoju, dopóki nie dowiem się, co to jest. – Jego gorący oddech połechtał wnętrze mojego ucha, a ja walczyłam o powietrze.
Nagle wstał, zmieniając swoją kucającą przede mną pozycję, i postawił dwa stanowcze kroki do tyłu. Stanął koło biurka i po prostu na mnie patrzył, a oczy miał przyćmione z pożądania.
Pragnęłam zapytać, co do cholery robił, gdy drzwi się otworzyły i przeszedł przez nie pan Jasper. Wybałuszyłam oczy do Edwarda, pewna, że w sekrecie był jakimś czarodziejem w stylu Harrego Pottera.
On nie tylko potrafi przewidzieć, kiedy znacząca osoba wejdzie do pokoju, potrafi sprawić, że wszystkie zahamowania seksualne wylatują przez okno niemal jak przy pomocy magii! Wygładziłam zmarszczoną spódnicę i próbowałam wyglądać niewinnie, choć cały czas czułam się jak włóczęga.
- Bello, już ci lepiej? – zapytał pan Jasper, ojcowskim gestem klepiąc mnie po ramieniu. Prawie parsknęłam na komiczność tej sytuacji. Mężczyzna miał góra dwadzieścia pięć lat, więc nawet nie był w odpowiednim wieku, aby zostać czyimś ojcem.
Stanęłam na chwiejnych nogach i ukradkiem zerknęłam do tyłu. Zobaczyłam, że nie zostawiłam mokrej plamy na drogo wyglądającej tkaninie sofy pana Jaspera, więc zaczęłam wewnętrznie dziękować cudownemu Dzieciątku Jezus za tę małą łaskę.
- Chcesz, żebym zadzwonił do twojej matki, abyś nie musiała wracać na piechotę do domu? – spytał troskliwie, delikatnie łapiąc mnie za ramię i prowadząc w stronę drzwi.
- Nie! – krzyknęłam, zaskakując biedaka tak bardzo, że nieomal nas przewrócił. Coś podejrzanie przypominało zduszony śmiech dochodzący z innej części pokoju, jednak ja utrzymywałam uprzejmy ton, zupełnie jakbym przed chwilą nie imitowała obłąkanego, małego wyjca. – To znaczy, nie, dziękuję, czuję już teraz o sto dziesięć procent lepiej, panie Jasperze. Jestem pewna, że na tyle dobrze, by pomóc panu zamknąć.
Nie było mowy, żebym pozwoliła komukolwiek zadzwonić do mojej matki i powiadomić ją o tych bzdurach. Zawsze szukała pretekstu, aby trzymać mnie z dala od biblioteki. Nie miałam zamiaru wręczyć jej opakowanego prezentu na srebrnej tacy.
- Okej… - przeciągnął, troszcząc się o moje zdrowie psychiczne bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. – Niemniej nie kłopocz się pomocą w zamknięciu. Panna Angela przed wyjściem zrobiła niemal wszystko i jestem pewien, że z resztą sobie poradzę.
Kiedy zaczęłam protestować, natychmiast odwrócił się do Edwarda, który wciąż opierał się o biurko.
- Panie Cullen? Zakładam, że zamierza pan jechać do domu?
Edward wyprostował się spokojnie, a ja obserwowałam jak przebiega silną dłonią w dół muskularnej piersi, prawdopodobnie wygładzając pomarszczenia na gładkiej, białej koszuli.
- Taa, pozwoliłem siostrze pożyczyć mój samochód, dopóki jej jest w warsztacie. Powinna być tutaj za chwilę.
Moje oczy podążyły ścieżką tych utalentowanych palców, gdy wracały one do jego torsu, zatrzymując się raz, kiedy dotarły do górnego guzika koszuli. Pociągnęły za zapięcie, które otworzyło się z trzaskiem, uwalniając dobrą część jego alabastrowej skóry.
Ach, słodkie toffi! Jest jak grecki, marmurowy posąg! Zaczęłam hiperwentylować i oparłam się pragnieniu, aby się powachlować. To, że jego pozycja przypominała mi modela z tych kiczowatych romansów, do którego przyrównywała go pani Worthington nie dalej niż dzisiejszego popołudnia, był wystarczająco żenujący. Nigdy jednak nie patrzyłam na nie. Tylko szybko zerknęłam raz lub dwa, kiedy odkładałam książkę. To nie może być brane za grzech.
Och, pójdziesz prosto do piekła, Isabello.
- Robi się tutaj trochę gorąco, nie sądzisz? – Usłyszałam mruczenie Edwarda, a jego aksamitny głos przesycony był insynuacją. Odciągając spojrzenie od jego całkowicie wspaniałej piersi, spojrzałam w górę, by zobaczyć, że uśmiecha się do mnie w rozbawieniu, a dołeczki w policzkach migoczą mu wesoło.
A niech to! Teraz wie, że gapiłam się na jego super-klatę. Szybko zmusiłam się do odwrócenia wzroku. Nie wiedziałam, że w biurze biblioteki mamy pękające sufity.
- Panie Jasperze, czemu nie mogę posiedzieć z Bellą na zewnątrz, kiedy będę czekał na samochód? – Powolnym krokiem podszedł do mnie i owinął ramię wokół mojej talii. Widocznie widział, że nie miałam zamiaru się sprzeczać, bo jego ręką wsunęła się pod moją spódnicę i umiejętnie muskała mój tył.
Totalnie zszokowana jego wzrastającą śmiałością straciłam całą siłę do mówienia.
Pan Jasper kiwnął głową w zgodzie, uważnie mi się przyglądając.
- Tak chyba będzie najlepiej, Edward. Ona wciąż wygląda na lekko zaczerwienioną.
Histeryczny chichot wyrwał mi się z ust. Szybko zasłoniłam buzię dłonią, próbując nad nią zapanować. Palce Edwarda teraz rysowały powoli kółka na moim tyle, a ja byłam prawie pewna, że głowa eksploduje mi od nadmiaru całej tej krwi pędzącej do policzków.
- Chcesz posiedzieć przez chwilę w patio razem z Edwardem, zanim spróbujesz wrócić do domu, Bello? – zapytał pan Jasper, kompletnie nieświadomy pikantnych scen rozgrywających się tuż przed nim.
- Ja… uch.. więc… - jąkałam się, desperacko próbując wymyślić plan, który pozwoliłby mi wyrwać się z biblioteki do względnie bezpiecznej sypialni. Kiedy ja walczyłam ze słowami, ręka Edwarda zanurzyła się niżej, do obszycia spódnicy. Powoli, zaczął ciągnąć ją w górę koniuszkiem palca, prawie docierając do zakrzywienia mojej pupy, wreszcie udało mi się otrząsnąć z wywołanego żądzą delirium.
- To znaczy „tak”! Byłabym absolutnie szczęśliwa, mogąc posiedzieć na zewnątrz i powdychać trochę świeżego powietrza! – wykrzyknęłam, odskakując od jego wędrującej ręki jak od liżących mi pięty płomieni piekła. Moje własne ręce okropnie drżały, gdy wygładzałam spódnicę, przytwierdzając Edwarda pogardliwym błyskiem.
Zignorował moje ostre spojrzenie, pociągnął mnie do drzwi, a potem na korytarz, nonszalancko machając na pożegnanie całkowicie zdumionemu panu Jasperowi.
- Wiesz – zaczął Edward zamyślonym tonem. – Twój tyłek jest mocniej zbudowany niż instruktora pilatesu. Ćwiczysz?
Zrzucając jego rękę z ramienia, skrzywiłam się ze wstrętem na myśl o jego poprzednich podbojach seksualnych.
- Uch. Powinieneś wiedzieć, nie? Zboczeniec.
Wyszłam z biblioteki szybkim krokiem, wyłączając światło w czytelni, kiedy tamtędy przechodziliśmy. Teraz było bardzo ciemno. Nasze cienie przypominały makabrycznych tancerzy, ponieważ ciągnęły się za nami po ścianie.
- Co, do cholery? Nie jestem zboczeńcem! – zaprotestował gniewnie, podążając za mną przez boczne drzwi prowadzące na patio. Brukarskie cegły i drewniane, świeżo malowane ławki stały, aby w ciągu kilku godzin wyschnąć, pozostawiając jedynie mokre liście w mieszanych motywach roślinnych, iskrzących się w wieczornej ciemności.
Odwróciłam się nagle i znalazłam się tuż za nim.
- Och, proszę cię, wiesz, że jesteś. Z iloma dziewczynami z tego miasta miałeś kontakty seksualne, co? Dwudziestoma? Trzydziestoma? – Potrząsnęłam głową ze wstrętem, kiedy nie odpowiedział.
Jego usta złączyły się w cienką, białą linię i zacisnął zęby, a mięsień jego szczęki pracował, gdy on sam próbował pohamować złość.
Skierował na mnie ostre spojrzenie, po czym odszedł dalej i rzucił się na drewnianą ławę.
- To, że mam zdrowy, seksualny apetyt nie oznacza, że jestem pieprzonym demonem seksu, Bello – odezwał się, a jego uderzająca twarz zbladła w delikatnym świetle księżyca.
- Nie potrafisz utrzymać rąk przy sobie przez pięć minut, Edwardzie. – Pociągnęłam nosem, krzyżując chłodne ramiona na piersi. Nie byłam do końca pewna, o co się wściekałam. Jego własny biznes był jego, nawet jeśli niekoniecznie zgadzałam się z ubogimi decyzjami, które podejmował.
Och, proszę, kim jesteś, żeby go osądzać? Nie dalej niż godzinę temu byłaś gotowa do przelecenia go w schowku dostawczym!
Zadyszał w irytacji, odraczając moją naglą prawdomówność.
- Wszystko, co chcę zrobić w tej chwili, to porozmawiać, ok? Po prostu tutaj przyjdź. Mam coś, co chciałbym ci pokazać. – Zachęcająco poklepał miejsce koło siebie.
Kiedy się zawahałam, przewrócił łagodnie oczami. – Chodź, usiądź koło mnie. Obiecuję, że nie gryzę… mocno.
Jęknęłam na to wyjątkowo śmieszne zdanie i, szurając nogami, udałam się w stronę ławy. Ostrożnie usiadałam, upewniając się, że zostawiłam pomiędzy nami z dobre dwie stopy . Przy tobie nie mam żadnych szans, panie Łapiące Ręce.Wyjął iPhone’a z kieszeni i przewijał, dopóki nie znalazł tego, czego szukał. Przypadkiem rzuciłam na niego okiem i zdziwiona zauważyłam podenerwowaną minę na jego twarzy. Oczy Edwarda biegały pomiędzy mną i urządzeniem, które trzymał w dłoni, a jego kciuk wystukiwał na wyświetlaczu nerwowy rytm. Klikający hałas był jedynym wytwarzanym w tym nocnym powietrzu.
- Więc – zaczęłam, decydując, że to do mnie należy przerwanie tej niezręcznej ciszy. – Co takiego chciałeś mi pokazać? Pukające umiejętności twojego palca? Jeśli tak, muszę powiedzieć, że jak na razie nie jestem pod wrażeniem. Nie zamierzam podejmować kariery perkusisty w najbliższym czasie – kontynuowałam żart z małym uśmieszkiem, a on uśmiechnął się do mnie rozbawiony.
- Pomyślę o tym – odpowiedział, ponownie sięgnął do kieszeni i wyjął parę słuchawek. Pochylił swoje ciało w moją stronę i odchrząknął.
- Ja… um… hmm – jąkał się, a jego palce zgarniały szorstko włosy. – Nie jestem za dobry w wyrażaniu moich uczuć słowami – wyrzucił w końcu, uśmiechając się do mnie przepraszająco. – Moje typowa forma wyrażania ich jest bardziej… - zatrzymał się, szukając właściwych słów. – Fizyczna w naturze.
Wywróciłam oczami na jego totalnie niepotrzebny wstęp i ponownie skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Już to wiedziałam, Edwardzie. Dyskutowaliśmy o tym jakąś minutę temu.
- Nie tylko tak – poprawił się szybko, leciutko się do mnie przybliżając. – Chodzi mi o muzykę.
Zdziwiona tym, co dokładnie miał na myśli przez to kłopotliwe oświadczenie, posłałam mu pytające spojrzenie.
Wypuścił głośno powietrze.
- Widzisz? Niezbyt uzdolniony w słowach. – Skręcając między palcami cienki drut ze słuchawek, ponowił mowę. – Tym, co próbuję powiedzieć, jest to, że mam problem z komunikacją werbalną, podczas gdy muzyka jest dobrym sposobem na wyrażenie innego rodzaju uczuć.
Gestykulując na mnie ręką z iPhone’m, szybko wyrzucił z siebie następne zdanie, zanim zdążyłam przerwać jego tok myślenia. – Jest niewielu ludzi, których spotykam, z którymi chcę podzielić się czymkolwiek, może poza przelotnym pie… - powstrzymał się szybko, kończąc inaczej. – Pogadaniem.
Jego twarz zmieniła kolor przez drobne faux pas. Przygryzłam wargi, żeby powstrzymać się przed chichotem. Edward Cullen rumieniący się przez przekleństwo. Cudowne.
- Poza tym – kontynuował, unikając mojego bystrego spojrzenia – wyglądasz jak ktoś, kogo chciałbym lepiej poznać. Normalnie zapytałbym, czy chcesz zobaczyć, jak gram, ale mieliśmy zły początek. Wątpię, czy przyszłabyś do mnie, gdybym cię o to poprosił.
- Czekaj, grasz na instrumencie? – zapytałam ciągle oszołomiona jego zawiłym tokiem myślenia.
Skinął głową i uśmiechnął się do mnie delikatnie. – Taa, gram i uczę gry na pianinie.
Cóż, naprawdę nie spodziewałam się takiej odpowiedzi – pomyślałam bardziej zmieszana niż kiedykolwiek. Edward wygląda na takiego gościa, co może i gra, ale na gitarze elektrycznej dla głośnego, rockowego zespołu, a nie na kogoś, kto uczy dzieci, jak grać „pałeczkami” na fortepianie salonowym. Robi się coraz ciekawiej.
Podał mi jedną ze słuchawek, a ja popatrzyłam na nią oniemiała.
- Weź – błagał. Zadrżał delikatnie, kiedy moje oporne palce wciąż nie chciały się ruszyć i jej złapać. – To piosenka.. Chcę, żebyś posłuchała słów.
Niepewna podniosłam rękę. Uśmiechając się na moją wahaną kapitulację, umieścił ją na środku dłoni. Pomysł, że Edward chce się podzielić ze mną czymś osobistym, był po prostu zbyt trudny do oparcia się. Siła napędowa pochodząca gdzieś ze środka mnie domagała się odkrycia wszystkich jego sekretów.
Jego oczy spoczęły na mnie, gdy wreszcie wepchnął mi słuchawkę do ucha i stałam się gotowa do wysłuchania czegokolwiek, co chciał, bym słyszała.
- Słuchałem tej piosenki w nocy, kiedy cię poznałem – wyznał ściszonym głosem, zanim przycisnął przycisk odtwarzania na ekranie iPhone’a.
Do moich uszu dobiegł dźwięk elektrycznej gitary i pulsującego bitu. On umieścił drugą słuchawkę w swoim własnym uchu. Widziałam, jak mnie obserwował, czekającego niecierpliwie, by zobaczyć, co sądzę o jego muzycznej propozycji.
Nie przypominała żadnej piosenki, którą kiedykolwiek miałam sposobność słuchać. Świecka muzyka nigdy nie była dozwolona w domu Renee Swan, a ta, na jaką natknęłam się w szkole, była pochwalna. Najdziksza, jaką kiedykolwiek słyszałam, to Nineties-era Amy Grant czy Stephen Curtisa Chapmana.
Głos wokalisty wreszcie się przebił, pełen natarczywości i szorstki od emocji. Było to nieprawdopodobnie pełne uczucia, ale nie śpiewał o poświęcaniu czasu dla Boga czy misjonarskiej pracy.
Śpiewał o dziewczynie.
Skupiłam oczy na Edwardzie, gdy piosenka rozpoczęła się, zawodząc energicznym głosem i pięknymi słowami, które głosiły dokładnie to, co czułam w środku: triumfalny obrzęk emocji, jakie idealnie wpasowywały się w mój własny, wewnętrzny zamęt.

„Thirty notes in the mailbox
will tell you that I'm coming home.
And I think I'm gonna stick around
for a while so you're not alone,
for a while so you're not alone.”

To było bardzo dobre. Przez jego prezent musiałam dosięgnąć i dotknąć go, pozwolić mu poczuć falujący, pochodzący ode mnie oddech. Ukradkiem wyciągnęłam rękę przez dzielącą nas odległość na drewnianej ławie i trwożnie owinęłam swój palec wokół jego, rozkoszując się wspaniałym uczuciem, który dawała mi muzyka. Skóra Edwarda cudownie dotykała mojej. Nasze ręce badały swoje przeciwieństwa: jego była chłodna i szorstka, moja ciepła i miękka.

„If you can hear a piano fall
you can hear me coming down the hall.
If I could just hear your pretty voice
I don't think I need to see at all,
don't think I need to see at all”.

Zamknęłam oczy, żeby bardziej skupić się na słowach, które przemawiały do mnie tak lekko i szczerze. Kiedy nuciłam w uznaniu, usłyszałam zaczynającego cichy śpiew Edwarda. Przytłumiony dźwięk jego niskiego głosu unosił się w powietrzu, będąc niczym miękka pieszczota dla mojego niespokojnie oczekującego ucha.

„Soft hair and a velvet tongue
I want to give you what you give to me.
And every breath that is in your lungs
is a tiny little gift to me,
is a tiny little gift to me. ”

Było to takie piękne, cudowne i tak zupełnie nadzwyczajne. Nikt nigdy nie zrozumiał mojej miłości słowami, mojej fascynacji pięknem w prostym wyrażeniu. Edward dawał mi wiersz miłości w piosence. Pokazywał mi, co czuje, swoim własnym, niepowtarzalnym językiem.

Well any man with a microphone
can tell you what he loves the most.
And you know why you love at all
if you're thinking of the holy ghost,
if you're thinking of the holy ghost .

Radosne łzy pojawiły się w moich oczach, grożąc wypłynięciem w każdej sekundzie. Nigdy nie czułam takiej bliskości z żadnym człowiekiem, siedząc w ciemności na ławce z małoletnim przestępcą moich snów.
____________________

Jednostka miary.
Stopa = 0.3048 m.
Trzydzieści notatek w skrzynce
Powie ci, że wracam do domu
I myślę, że zostanę w pobliżu
Na chwilę, więc nie jesteś sama
Na chwilę, wiec nie jesteś sama

Jeśli możesz usłyszeć cichnący fortepian
Możesz usłyszeć jak schodzę do holu
Gdybym mógł po prostu usłyszeć twój śliczny głos
Sądzę, że nie musiałbym widzieć reszty
Sądzę, że nie musiałbym widzieć reszty


Miękkie włosy i delikatny język
Chcę ci dać, to co ty dałaś mnie
A każdy oddech w twoich płucach
Jest maleńkim prezentem dla mnie
Jest maleńkim prezentem dla mnie

Otóż każdy człowiek z mikrofonem
może ci powiedzieć co kocha najbardziej
I wiesz dlaczego w ogóle kochasz
Jeśli myślisz o Duchu Świętym
Jeśli myślisz o Duchu Świętym


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Mells dnia Śro 23:10, 05 Maj 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Czw 18:42, 22 Kwi 2010 Powrót do góry

Pierniczek? Oł jeee! Jestem za! To niesamowite, jak Bella zachowuje się wobec Edwarda. A raczej jej wahania: tak, nie, dotknij mnie, spadaj. Przysięgam, jeśli zajrzeć do jej głowy, to zobaczy się istną kostkę Rubika. Te jej porównania i obietnice wprawiają mnie w wesoły nastrój, bo niecodziennie czyta się o świętoszce Belli, która powoli poznaje nastoletni świat. A że jest pod wpływem Renee, to boi się pokazywać swoje pragnienia...
A propos pragnień: dlaczego on jej nie pocałował?!!! Dobrze, że Edward ruszył głową i przekazał jej swoje uczucia za pomocą muzy; przynajmniej się nie skompromitował.
Rzuciły mi się na oczy dwa zdania, a może mam jakieś halucynacje:)


Cytat:
To, że mam zdrowy, seksualny apetyt nie oznacza, że jestem pieprzonym demonem seksu, Bello – odezwał się, a jego uderzająca twarzy zbladła w delikatnym świetle księżyca.


twarz? Nie wiem, tak proponuje. No chyba, że źle zrozumiałam zdanie :)

Cytat:
Wątpię, że przyszłabyś do mnie, gdybym cię o to poprosił.


myślę że lepiej pasowałoby "czy przyszłabyś", ale to taka moja mała dygresja:)

Tak oto pięknie chciałam podziękować za świetny rozdział naszej świętoszki Belli i jej kochanego nieletniego przestępcy. Zawsze z przyjemnością czytam kolejne rozdziały, więc życzę ogromu czasu i chęci na tłumaczenie.
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin