FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 The Caged Bird [T][NZ] Rozdział 13 - 22.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
villemo
Wilkołak



Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic

PostWysłany: Czw 18:49, 22 Kwi 2010 Powrót do góry

OMG to jest cudowny rozdział. Widać, że Edward naprawdę próbuje się zmienić i cieszy mnie to. Jeśli chodzi o Bells, to szkoda mi jej, nawet nie wie, że może dażyć jakiegoś chłopaka uczuciem i przecież nie musi natychmiast przespać się z nim. Może być szczęśliwa i jestem pewna, że jeśli trzeba to edward zaczeka, myślę, że może on czekać wieczność. Niestety w tym ff Renee to... powiem krótko, walnięta babka. Rozumiem, że ktoś wierzy w Boga, ale ona przegina. Oglądając film "Szkoła uczuć" myślałam, że ojciec bohaterki przesadza, ale on przynajmniej pozwalał jej wyjść na randkę. Mam nadzieję, że Bella otworzy oczy i zobaczy, że można żyć zgodznie z wiarą i nie czuć się jak w więzieniu. Fragment kiedy Ed chce pokazać Belli piosenkę bardzo mnie rozczulił i łezka w oku się zakręciła.
Czekam na c.d:D
Dzięki wielkie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Czw 21:45, 22 Kwi 2010 Powrót do góry

Ach, słodkie toffi! innocent
Czytam ten ff już od dawna. Po pierwsze, chciałabym pogratulować tłumaczce naprawdę świetnej pracy. Opowiadanie czyta się płynnie i gładko, nic specjalnie nie zgrzyta, a całość jest miła dla oka i ducha Wink Co do treści, autorka miała iście szatański pomysł, przedstawiając Bellę jako córkę zdewociałej katolickiej fanatyczki i Edwarda jako chłopca "ze zdrowym seksualnym apetytem"...
Osobiście, bardzo odpowiada mi poczucie humoru, którym zgrabnie okraszono ten ff i jestem absolutną fanką wewnętrznych monologów Bells. Akcja rozwija się powoli, co jest całkiem miła odmianą od innych, galopujących historyjek, opisujących szaleńcze zauroczenie głównych bohaterów.
Mhh, jestem ciekawa, czy dowiemy się, dlaczego Renee jest taka... a nie inna.
Weny przy kolejnym rozdziale!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Czw 21:48, 22 Kwi 2010 Powrót do góry

Wow!!! Cudowne... Rozdział piękny, a tłumaczenie bardzo dobre Wink

Dziękuję za kolejnu chap The Caged Bird :* :)

W końcu widzimy Edwarda z drugiej strony. Nie jako playboya, Cassanovę damskich serc, ale jako wrażliwego, młodego człowieka, który poznaje smak nieznanego dotąd uczucia. Nie umie wyrazić tego słowami, cóż, nie miał chyba za bardzo ku temu okazji;p Jednak poprzez muzykę wyraża swoje uczucia i ujawnia je obcej osobie, Belli. Mało kto by się tak otworzył dla nowo poznanej osoby, tak jak Cullen. Dowiadujemy się, że nas młody bóg gra na fortepianie... Miodzio :) Bella coraz bardziej się w nim zadurza Wink Zobaczymy, jakie będą tego owoce :)
Pozostaje mi życzyć czasu i weny :)

Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 22:13, 26 Kwi 2010 Powrót do góry

muszę sobie zapisać jeszcze w notatniku, żeby częściej chodzić w spódnicach po bibliotece :P

Cytat:
Moje typowa forma wyrażania ich jest bardziej
moja typowa...

generalnie autorka kiepsko skonstruowała Edzia... jest taki zwyczajny... i chyba ma jakąś manię... albo problemy z utrzymaniem hormonów na wodzy... z jednej strony demon seksu - mruczący, miziający, smyrający... a z drugiej opiekuńczy i prawie że nieśmiały... niby czytałam o takich tysiącu, ale ten wyjątkowo się nie klei sam w sobie...
ogólnie bawi mnie to niesamowicie - teksty są urocze, ale gdybym chciała potraktować to powaznie - mogłoby boleć... ;P

dziękuję za świetne tłumaczenie :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
chochlica1
Gość






PostWysłany: Czw 18:27, 29 Kwi 2010 Powrót do góry

No. W końcu tu dotarłam Wink Przepraszam za zwłokę, ale mój leń okazał się silniejszy od wszelkich argumentów. Mimo to jakoś go pokonałam i dobywam tu, pragnąc skomentować w końcu Ptaszka Laughing

Dobra, od czego by tu zacząć... Hm, akcja się widocznie zacieśnia. Niby to nadal ten sam dzień (w sumie wieczór -.-), w którym to W KOŃCU (to wymaga przecież wyodrębnienia) się pocałowali... A jednak bardzo lubię ten rozdział Wink Edward pokazuje tu taką swoją inną stronę - jakby słodszą, subtelniejszą. Gdybym była na miejscu Belli (ale nie jestem. ŻAL. pff.), na pewno bym to doceniła. A co zrobi nasza bohaterka... cóż :P

Bells15 napisał:

- Au! Pieprzony sukinsyn! Głupi, pierdolony bandaż.

Buhahahaha! Nie ma to jak złośliwość rzeczy martwych Twisted Evil To taka charakterystyczna dla Edwarda cecha - natychmiastowe wyładowywanie emocji za pomocą ekspresyjności wyrażanej głównie w postaci niecenzuralnego języka. Achh, kocham to. Kocham, kocham, kooocham!

Bells15 napisał:
Powodowało to, że chciałam wyobrazić sobie, jak wypowiada inne słowa w ogniu namiętności.
Z tą silną myślą poklepałam się po własnej głowie, szukając guzów. Muszę mieć jakiś tępy uraz głowy czy coś takiego – pomyślałam, powoli manewrując ciałem, aż znalazłam się w pozycji siedzącej.

Aaach! Ja też bym chciała sobie coś takiego wyobrazić! Rolling Eyes Kochanieńka nie ma guzów... Eddie chyba na każdego tak działa... Matko, chcę takiego faceta :P Jest naprawdę uroczy!

Bells15 napisał:
Palce Edwarda - delikatnie oparte na nagiej, wewnętrznej stronie mojego uda - sprawiały, że czułam się jakbym miała znów zemdleć. Nigdy w życiu nie byłam dotykana tak intymnie dłonią, która nie była moja.

Matko! Ktoś chce mnie zabić takimi scenami :P Czy to normalne, że kwiczę jak głupia za każdym razem, gdy ta dwójka znajdzie się w odległości co najmniej 5 cm od siebie? Ależ tak... to całkowicie normalne, całkowicie nie wariackie i całkowicie nie obsesyjne :P Pewnie.


Bells15 napisał:
- Wiesz, że jesteś niesamowicie cudowna, gdy się rumienisz, prawda?
Pomimo faktu, że to był jeden z najbardziej ckliwych komplementów, jaki kiedykolwiek słyszałam (nie, żebym faktycznie słyszała ich bardzo wiele...), oblałam się jeszcze większym rumieńcem.
Kiedy się nie odsunęłam, zaczął wodzić palcami po moim policzku, a potem wplótł je we włosy, przyciągając mnie bliżej swojego ostro-słodkiego zapachu. Wzięłam głęboki wdech, rozkoszując się tą zachwycającą wonią.
- Pachniesz naprawdę niesamowicie. Jak pierniczki – wypaplałam i skuliłam się na mój totalnie mdły wybuch.

Jacy oni są cudownie słodcy! Aż bije od nich ta elektryczność, o jakiej to mowa jest w większości ficków. Mimo to bardzo podoba mi się ta ich wzajemna reakcja na siebie. Edward staje się szczery i bezpośredni, podobnie jak Bella. Może ich wspólne bariery w końcu runą? Przecież oczywiste, że coś silnego ich do siebie ciągnie.


Bells15 napisał:
- Chcesz mnie zjeść? – zapytał figlarnie, ściskając moje uda z wystarczającą siłą, by spowodować wstrząs. Pociągnął nosem i spojrzał na moje kolana z podniesionymi brwiami. – Bo wiem, że ty na pewno pachniesz wystarczająco dobrze, żeby to zrobić.

JA CHCĘ GO ZJEŚĆ!!!! Laughing Aaaaa!


Bells15 napisał:
- Robi się tutaj trochę gorąco, nie sądzisz? –

Ależ sądzę... aż za dobrze. Kolejny piękny przykład na to, że ta dwójka się przyciąga. Uwielbiam takie silnie namagnesowane relacje między bohaterami. Są takie żywe, namacalne. Sprawiają, że gdy to czytam, śmieję się do siebie i tylko czekam na kolejne kroki.


Bells15 napisał:
- Wiesz – zaczął Edward zamyślonym tonem. – Twój tyłek jest mocniej zbudowany niż instruktora pilatesu. Ćwiczysz?
Zrzucając jego rękę z ramienia, skrzywiłam się ze wstrętem na myśl o jego poprzednich podbojach seksualnych.
- Uch. Powinieneś wiedzieć, nie? Zboczeniec.

Wspominałam o tej bezpośredniości? Wspominałam Wink Ale i tak to kocham. Szalenie.

Bells15 napisał:
- To, że mam zdrowy, seksualny apetyt nie oznacza, że jestem pieprzonym demonem seksu, Bello – odezwał się, a jego uderzająca twarzy zbladła w delikatnym świetle księżyca.

NO WŁAŚNIE! Laughing Chłopak ma rację Wink


Bells15 napisał:
- Nie tylko tak – poprawił się szybko, leciutko się do mnie przybliżając. – Chodzi mi o muzykę.

No własnie. Edward potrafi zaskoczyć. Bella nie spodziewała się, że ten chłopak widzi na świecie coś poza seksem. A jednak. Najwyraźniej nie jest wcale tak straszny, jak go sobie namalowała.


Bells15 napisał:
Było to takie piękne, cudowne i tak zupełnie nadzwyczajne. Nikt nigdy nie zrozumiał mojej miłości słowami, mojej fascynacji pięknem w prostym wyrażeniu. Edward dawał mi wiersz miłości w piosence. Pokazywał mi, co czuje, swoim własnym, niepowtarzalnym językiem.

Tu już jestem całkowicie zatopiona! Piękny fragment. Cieszę się, że do Belli coś dotarło, a i Edward poczynił krok do przodu. Oni MUSZĄ być razem Wink

Podsumowując. Rozdział świetny. Myślę, że sporo da postaciom Wink Po takiej dawce subtelnej szczerości pewnie inaczej na siebie spojrzą. Ich uczucia są przecież silne i szczere. I mam nadzieję, że żadna cnotliwa jędza (tudzież Renee, którą spalę na stosie, gdy zrobi coś mojemu Edwardowi!) im tego nie zepsuje Wink Bo nie daruję! No. Wyżyłam się :D

Jeszcze raz dziękuję za tłumaczenie i betę Wink Jest naprawdę świetne. Czyta się przyjemnie, lekko i w ogóle, wiecie, o co chodzi Wink

Buziaki,
Choch ;*


Ostatnio zmieniony przez chochlica1 dnia Czw 18:29, 29 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:37, 11 Maj 2010 Powrót do góry

Pięknie dziękuję za komentarze :D Ten rozdział tłumaczyłam razem z Rainbows :)
Tłumaczenie: Bells15, Rainbows
Beta: marcia993
[link widoczny dla zalogowanych]


ROZDZIAŁ ÓSMY
"UNTITLED"


I don't just want
your heart
I want your flesh,
your skin
and blood and bones,
your voice, your thoughts
your pulse
and most of all your
fingerprints,
everywhere.
- Isobel Thrilling


Nie byłam do końca pewna, jak dojdę do siebie po fali emocji, która rozbiła się na naszej dwójce podczas tej muzycznej chwili. Kiedy piosenka zbliżała się ku końcowi, nie mogłam zrobić nic prócz patrzenia na Edwarda i niepohamowanego przełykania. Umysł chciał mi oznajmić, że to, co się dzieje pomiędzy nami, to nic innego niż próby torowania sobie drogi do moich dziewiczych majtek za pomocą słodkiej gadki przez agresywnego, seksownego nastolatka, ale serce mówiło coś kompletnie przeciwnego. Nie byłam na tyle naiwna, by myśleć, że to miłość, ale moje drżące dłonie i płytki oddech wystarczająco jasno głosiły, że zaczynałam czuć coś bardzo, bardzo bliskiego temu cennemu uczuciu.
Cała ta sytuacja mnie przerażała.
Mimo wszystko byłam świadkiem jednego z najbardziej tragicznych związków w historii. Obserwowanie rozsypującego się małżeństwa moich rodziców mnie zniszczyło. Moja matka, choć czasami była przerażającą harpią epickich proporcji, stała się zupełnie inną osobą, gdy ojciec się wyprowadził. Zła i kompletnie zgorzkniała przełknęła czarną żółć swojej wściekłości i czasami groziła przelaniem jej na mnie. Nigdy nie odzyskała swojego straconego serca. Pomysł, by wrzucić się tam i być wrażliwą na ten intensywny ból, wydawał się kompletnie irracjonalny. Byłam rozsądną Bellą, spokojnie znoszącą poczucie winy. Nigdy nie żywiłam romantycznych fantazji o żadnym chłopcu ze szkoły czy kościoła, bez względu na to, jak słodki by był. Jessica i Lauren piszczały, dopóki nie poszły do domu pana Jaspera. Dla mnie mężczyźni tylko chodzili, rozmawiali i byli przepełnieni smutkiem.
Och, oprócz tego chłopca.
Próbował się wkraść się do mojego wrażliwego serca, które broniły kraty przepaści. Oczywiście był przewspaniale cudowny, ale może udałoby mi się trzymać go na dystans, jeśli to nie czułabym tego wszystkiego. Pokazywał mi swoją łagodność i bezbronność, co zaskakiwało moją wysuszoną z uczuć duszę. Wiedziałam, że nie ma dla mnie odwrotu. Zatapiałam się wraz z tym statkiem.
Moim jedynym, żarliwym pragnieniem było, żeby jakoś udało mu się zanurzyć bez szwanku, kiedy on zdecyduje się go opuścić. Powoli zaczynało mi się to udawać, gdy muzyka się zatrzymała, a nasze ręce wciąż były słodko złączone. Niechętnie zaczęłam usuwać palce z jego uścisku, a on natychmiast mocniej zacisnął dłoń.
- Proszę - zaczął, swoim niskim, szorstkim głosem w ciszy nocnego powietrza. – Jeszcze tylko chwilę.
Skinęłam głową na znak zgody, on zacisnął rękę na mojej, a kciukiem kreślił kojące koła na rozpalonej skórze. Me własne koniuszki ostrożnie pogładziły jego plecy i zobaczyłam, jak zadrżał z powodu elektryczności, jaka rozpętała się pomiędzy nami.
Siedzieliśmy w ten sposób przez wiele długich chwil, a nasze ręce „rozmawiały” ze sobą.
W końcu wiedziałam, że nasz czas się kończył. Słodko-gorzki moment zbliżał się wielkimi krokami.
- Naprawdę muszę wracać do domu - mruknęłam, niechętnie przerywając jego mocny uścisk.
Edward westchnął, przeczesując rękoma włosy i mocno szarpiąc za kosmyki w poirytowaniu.
– Po co ten pośpiech? - zapytał, a rozdrażnienie wymalowało się na jego przystojnej twarzy.
- Czy tatuś Swan będzie musiał sprawdzić twój pas cnoty, jeśli nie będziesz w domu punktualnie o dziewiątej? - Jego ton był cierpki. Skrzywiłam się na nagłą zmianę w jego zachowaniu.
Złe nastawienie Edwarda zwykle doprowadziłoby mnie do łez, ale przez ponurość jego spojrzenia mogłam rzec, że po prostu nie był przyzwyczajony do grzeczności, gdy czuł się rozdrażniony. Jednak zjadliwe poczucie humoru okazywało się oczywiście mechanizmem obronnym.
Trzeba także dodać do tego fakt, że wyglądał, jakby ktoś zabrał mu ulubiona zabawkę. Pozbyłam się tej myśli z głowy i zmierzyłam go surowym wzrokiem
- Nie - stwierdziłam ostro, przytrzymując jego zarośnięty podbródek, zmuszając zarazem, aby popatrzył mi w oczy, gdyby chciał w gniewie odwrócić wzrok. - Nie możesz tego zrobić. Nie po tym, czym się właśnie ze mną podzieliłeś.
Jego szmaragdowe oczy zmiękły, ustępując mszystej zieleni. Wolno kiwnął głową, obracając twarz w mojej ręce, by złożyć niewinny pocałunek na środku dłoni.
- Przepraszam - mruknął skruszonym głosem. Jego skóra była ciepła, a zarost na niechlujnym policzku mile połaskotał moją rękę. Musiałam naprawdę się starać, żeby powstrzymać westchnienie całkowitego zadurzenia.
Wzruszyłam ramionami i wycofałam „mrowiącą” rękę, obiecując sobie, że jej nigdy więcej nie umyję.
- W porządku - odpowiedziałam, jednocześnie wykonując ruch, by wstać. Zesztywniałam od długiego przebywania w jednej pozycji, wyciągnęłam ramiona ponad głowę i rozciągnęłam się, jęcząc na przyjemne uczucie rozluźniające moje zmęczone kończyny.
- W każdym razie nie mieszkam z tatą, tylko z mamą.
Kiedy nie odpowiedział, zaryzykowałam i spojrzałam w jego kierunku. Z rozbawieniem zauważyłam, że jego oczy stały się szkliste od wpatrywania się w moją spontaniczną sesję rozciągania.
– Halo - zawołałam i pstryknęłam palcami przed jego oszołomioną twarzą. – Jest tam ktoś?
Otrząsnął się ze swojego zamyślenia i posłał mi swój szeroki, krzywy uśmiech, jedyny, który sprawiał, że moje kolana miękły.
- Kiedy robisz coś takiego, niemożliwym staje się dla mnie skupienie na bezsensownych rzeczach, jak na przykład na tym, co do mnie mówisz - odparł figlarnym tonem, unosząc brew.
Gdy wywróciłam jedynie oczami i prychnęłam, udając irytację, on roześmiał się i sięgnął, by pociągnąć żartobliwie za rąbek mojej spódnicy. - Tylko się z tobą droczę, Bello.
Wstał i wziął mnie za rękę jeszcze raz, po czym poprowadził w kierunku wyjścia z patio. - Twoi rodzice są rozwiedzeni?
Skinęłam w reakcji na jego pytanie, poczułam dreszcz na naszych złączonych dłoniach i elektryczność, jaka zaiskrzyła pomiędzy nami.
Nigdy nie miałam z nikim tego typu relacji, za wyjątkiem okazjonalnych uścisków, które otrzymywałam od ojca. Ale obecnie zdarzały się one tak rzadko, że odczuwałam prawdziwą tęsknotę za fizyczną bliskością z drugim człowiekiem. Co do mojej matki, wydawała się tak krucha, że bałam się, iż rozleciałaby się na milion kawałeczków, gdybym chociaż spróbowała ją objąć.
- Masz ustaloną godzinę policyjną? Twoja mama musi być bardzo surowa - powiedział Edward, prowadząc mnie na zewnątrz, na mokry chodnik parkingu bibliotecznego.
- Naprawdę nie masz pojęcia - mruknęłam pod nosem, przerażona myślą o tym, jaka będzie jej reakcja, gdy znowu wrócę późno z pracy. Czy możliwe jest, aby uziemić kogoś do pięćdziesiątki?
Głośny dźwięk klaksonu samochodowego mnie przestraszył i wyprowadził z ponurego nastroju, a wtedy po drugiej stronie pustego parkingu zobaczyłam podekscytowaną Alice za kierownicą volvo Edwarda.
- Bella - zawołała, praktycznie biegnąc przez chodnik, aby szybko się do nas szybko dostać. – Zobacz, co Edward dla ciebie zrobił. – Pchnęła zapakowaną paczkę prosto w moje wnętrzności, powodując, że wydałam z siebie kompletnie zaskoczone stęknięcie z powodu nieoczekiwanej siły jej szturchnięcia.
Wzięłam prezent z gorliwego uścisku Alice, wolną ręką pocierając z żalem obolały brzuch. Prezent był mały i płaski, zapakowany w niezwykle odświętny fioletowo-różowy papier. Wokół owinięty był błyszczącą wstążką i ozdobiony ogromną, srebrną kokardą. Ogólnie rzecz biorąc, był to prawdopodobnie najbardziej dziewczęco wyglądający prezent, jaki kiedykolwiek widziałam.
- Sam to zapakowałeś? - spytałam, patrząc na Edwarda.
On tylko zmarszczył brwi w odpowiedzi, warcząc w irytacji na Alice.
- Co? - spytała, całkowicie nieświadoma oburzenia Edwarda. - Pomyślałam, że papier do pakowania i wstążka dadzą trochę więcej… - urwała, szukając odpowiedniego słowa - …podekscytowania. - Przeszła pomiędzy nami i chwyciła moją wolną rękę, ciągnąc mnie kawałek dalej - No dalej, otwórz! Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć twoją reakcję.
Kiedy próbowałam nie śmiać się z kompletnego odrzucenia Edwarda przez Alice, on w końcu zdecydował, że ma dość jej wygłupów, umieszczając ją po jego drugiej stronie, z dala ode mnie.
- Nie słuchaj Alice, ona ma problemy psychiczne.
Na jej oburzone westchnienia, Edward skutecznie zatkał jej usta ręką, ucinając cokolwiek, co chciała powiedzieć. - Mam tylko nadzieje, że to nie jest dziedziczne – dodał złośliwie, krzycząc z bólu, kiedy Alice zdecydowała się ugryźć go w palce w odwecie.
- To, czym jesteś wysmarowany, to mój czterdziestodolarowy błyszczyk, dupku! – warknęła, gniewnie uderzając pięściami o drobne biodra.
Jest jak wściekła lalka Barbie. Zachichotałam w rozbawieniu, dosyć pewna, że wzięłaby to porównanie za komplement. Założę się, że nikt przy zdrowych zmysłach nie ośmieliłby się podjąć z nią walki. Przez tę myśl, nagle wpadłam na fantastyczny pomysł.
- Alice – zawołałam, starając się przebić przez ich kłótnię. – Myślisz, że dałabyś radę zatrzymać się w piątek, w bibliotece, podczas gdy ja będę pracowała? Chciałabym poprosić cię o radę w pewnej sprawie.
Jeśli jest ktoś, kto wreszcie pomoże mi odbić się na Lauren, to jest nią właśnie ta mała księżniczka.
Jej twarz pojaśniała w podnieceniu i kiwnęła głową w zgodzie, natychmiast porzucając jej kłótnię z Edwardem.
- Jasne. O czym chcesz ze mną pogadać?
Dwie pary oczu wpatrywały się we mnie, jedna z entuzjazmem, druga z niepohamowaną ciekawością. Walczyłam, by przejść przez odpowiedź tak, bym nie wyszła przed Edwardem na dramatyczną mścicielkę.
- Um... o makijażu? – wyrzuciłam z siebie wreszcie, a te słowa zabrzmiały bardziej jak pytanie niż rzeczywista odpowiedź. Żaden z Cullenów nie wyglądał, jakby naprawdę mi uwierzył, ale oboje tylko identycznie wzruszyli ramionami i zaczęli kłótnię, które z nich będzie prowadzić auto do domu.
Potrząsając głową na ich stereotypowe zachowanie rodzeństwa, zaczęłam kierować się w stronę chodnika. Byłam stosunkowo pewna, że jeśli nie pojawię się w domu w ciągu dziesięciu minut, moja matka wyśle Narodową Wartę, żeby mnie odnaleźć. Bałagan, jaki by z tego wynikł, nie byłby przyjemny.
- Widzimy się później, ludzie – zawołałam, gdy moje stopy uderzyły o nawierzchnię chodnika.
Edward podniósł wzrok, prowadząc ożywioną debatę z Alice, i szybko podbiegł do mnie, powstrzymując moją ucieczkę i zatrzymując mnie.
- Nie otwieraj, dopóki nie dotrzesz do domu, okej? – powiedział cicho, wskazując na opakowanie w mojej dłoni.
Zszokowana spojrzałam w dół. Przez tę całą wrzawę zapomniałam, że przed paroma minutami dostałam prezent.
- Czemu mi to dajesz? – zażądałam odpowiedzi i wtedy skuliłam się na to bezmyślne pytanie. Najwyraźniej wszystkie moje dobre maniery wyleciały przez okno. – To znaczy... dziękuję?
Zachichotał rozbawiony moją pomieszaną reakcją.
- Jesteś histeryczką, Bello. To coś, co sam zrobiłem. Nic wielkiego, serio.
Przytaknęłam, umieszczając prezent w zewnętrznej kieszeni szkolnej torby. Niepewna, co etykieta mówi o żegnaniu się z chłopcem, z którym obściskiwałaś się w dostawczym schowku, ale znasz go tylko od trzech dni, zaproponowałam mu przyjacielski i najmniej przerażający uścisk dłoni.
- Dobranoc, Edwardzie – powiedziałam, stanowczo wyciągając przed siebie rękę. Usłyszałam śmiejącą się ze mnie Alice i zarumieniłam się na własną głupotę.
Jestem taką idiotką...
Uśmiechnął się, patrząc na moją rozpostartą rękę i szarpnął ją, przyciągając mnie do przodu i chowając w oczekujących ramionach.
- Od teraz tak będziemy się żegnać, okej? – szepnął, przyciskając mnie do siebie.
Wtulona w jego silne ramiona poczułam się bezpieczna i ochroniona przed mroźnym, nocnym powietrzem. Niepewna też go uścisnęłam i zostałam wynagrodzona powiewem jego zachwycającego, pierniczkowego zapachu. Otoczył mnie, zaczęłam go chciwie wciągać łykami powietrza i wtedy usłyszałam, jak zachichotał przez mój entuzjazm.
- Ciasteczka, tak? – zapytał, odciągając mnie tak, żeby mieć dobry widok na moją zaczerwienioną twarz. Pochylił się do przodu i umieścił małe pocałunek na okrągłej czerwieni moich policzków. – Dobranoc, Bello Swan.
Nerwowo odchrząknęłam i zrobiłam krok w tył, zakładając szkolną torbę na ramię.
- Cześć – wychrypiałam, nagle obracając się na pięcie. Niemal sprintem ruszyłam po chodniku, odchodząc w pośpiechu.
- Widzimy się w piątek, Bello! – Usłyszałam wołającą za mną Alice. Nie zatrzymując się, pomachałam ręką na pożegnanie.
Moje policzki paliły się, póki nie dotarłam do domu.
Płuca poruszały mi się jak u zdyszanego konia, kiedy znalazłam się na rogu cichej ulicy. Zwolniłam tempo, zakładając, że matka może zadawać mi pytania, czemu charczę jak zwycięzca Kentucky Derby, gdy wreszcie dotrę do domu.
Kiedy zwolniłam, zauważyłam, że żadne światło nie było zapalone. Zdziwiona zmarszczyłam brwi. To bardzo dziwne – pomyślałam. Matka zawsze gasiła lampę na ganku i na korytarzu dopiero po moim powrocie z biblioteki. Z tego, co widziałam przez okno, nie wydawało mi się, żeby świeciło się też w kuchni.
Może była zmęczona czekaniem na ciebie? Może już poszła do łóżka?
Potrząsnęłam głową na własną naiwność i szybko weszłam się na podjazd. Bardziej prawdopodobne, że jest na ciebie wściekła i teraz czeka w jakimś ciemnym kącie, żeby zacząć cię przesłuchiwać.
Dom był ciemny i złowrogo milczący, gdy ukradkiem podkradałam się na ganek. Klucze zabrzęczały głośno, kiedy wyciągałam je z przedniej kieszeni szkolnej torby, i skrzywiłam się zaskoczona tym dźwiękiem. Przeszłam po skrzypiących, drewnianych deskach, ostrożnie stąpając po tych, o których wiedziałam, że były okropnie skrzypiące.
Gdy drżącą ręką umieściłam klucze w zamku, usłyszałam subtelny szelest dochodzący z dużego, purpurowego krzewu szałwii, którym oddzielony był nasz ogródek od tego, należącego sąsiadów.
Pewnie winowajcą powstałego hałasu był kot pani Crowley mieszkającej na końcu ulicy. Na palcach podeszłam do krawędzi ganku i uważnie przyglądnęłam się mrokowi na bocznym podwórku.
Ona znów zadzwoni na straż pożarną, jeśli dowie się, że kot-idiota uciekł z domu - pomyślałam bez małej ilości irytacji. Muszę szybko złapać to maleństwo, zanim ucieknie i zostanie potrącony przez samochód.
- Łobuz! – syknęłam pod nosem, pukając lekko palcami o poręcz, żeby przyciągnąć kocią uwagę. – Tutaj, kici kici! – Przetoczyłam oczami na własny idiotyzm, decydując się na wykorzystanie najbardziej efektownej metody złapania kota.
- Miau – szepnęłam szczęśliwa jak nigdy w życiu, że nikt nie był świadkiem tego absurdu. – Miau, miau – zawołałam trochę głośniej. Szelest w kępie krzewów się zwiększył i wychyliłam się przez poręcz ganku z gałęzią w dłoni.
Teraz cię mam, łobuzie. Chodź do mamusi.
- Bello Swan, czy ty właśnie na mnie zamiauczałaś?
Krzyknęłam przerażona niespodziewanym głosem i natychmiast straciłam równowagę, wywracając się prosto w krzaki
- Kurczę - burknęłam, wywalczając sobie drogę ze zbitego gąszczu. Przede mną stanęła Rosalie McCarty ubrana wyjściowo i supermodnie w białą, lnianą garsonkę i szczerząca się do mnie jak przysłowiowy kot, który zżarł kanarka.
- Masz jakieś chwasty przyczepione we włosach - stwierdziła, wyginając na mnie swoje idealnie wyregulowane brwi.
Moje serce biło dwa razy szybciej, całkowicie zabrakło mi słów. W końcu udało mi się złapać oddech i zmierzyłam ją nieprzyjemnym spojrzeniem. - Na słodkie kadzidło i mirrę, Rosalie! Wystraszyłaś mnie na śmierć! - Nawet nie zamrugała pojedynczą rzęsą na mój przedramatyzowany wybuch.
- Wow, to była mocna przemowa, księżniczko Bello. Lepiej uważaj, co wychodzi z tych twoich ust, bo mogą zostać przepłukane moim mydłem domowej roboty. - Skinęła, bym szła do przodu, kierując się w stronę tacy z mrożoną herbatą, którą ustawiła na przednim ganku.
Podążyłam za nią naburmuszona, tupiąc po nieskazitelnych, wyszorowanych do białości stopniach, zanim klapnęłam na jednym z jej przerośniętych, wyglądających na wysłużone, bujanych foteli
- Chcesz herbaty? - zapytała, wskazując na dzban z lodem. Pokiwałam głową z wdzięcznością, a ona napełniła wysoką szklankę i mi ją podała. Wymamrotałam podziękowanie i pochłonęłam kilka łyków wyśmienicie orzeźwiającego napoju
Mmm, bardzo dobre. Odchylając się na krześle, pozwoliłam herbacie roztoczyć jej relaksacyjną magię na moich zszarganych nerwach. Lodowy napój złagodził wysuszone usta.
To, co sprawiło, że herbata Rosalie była tak niewiarygodnie smaczna, to dodane przez nią do napoju pokruszone liście mięty, jak również tona cukru. Słodzik był moją piętą Achillesową, zwykle mogłam wypić cały dzbanek napoju zupełnie sama. Moja mama podawała mi wersję bez dodatku cukru lub po prostu zwykłą wodę, więc skorzystałam z okazji delektowania się odrobiną popisowego napoju Rosalie, kiedy tylko mogłam. Usiadłam, cicho rozmyślając i sącząc napój. Wilgoć skropliła się i spłynęła po schłodzonej szklance, ściekając na koniuszek mojego palca i spódnicę. Materiał pociemniał od mokrych kropek do głębokiego indygo, a ja zadrżałam na zimnym, nocnym powietrzu, gdy woda dotknęła mojej gorącej skóry. Rosalie tylko spojrzała na mnie, cierpliwie czekając, aż coś powiem.
- Widziałaś moją matkę? - w końcu zapytałam, po czym spojrzałam ze strachem za brzeg ganku. Prawdopodobnie obserwowała mnie z przyciemnionego okna mojej sypialni na piętrze, tylko czekając, żeby rzucić się na mnie tak szybko, jak odważę się wejść do domu.
Rosalie potrząsnęła głową i dolała herbaty do mojej w połowie pustej szklanki.
- Właściwie nie sądzę, by od popołudnia była w domu. Czy dziś nie ma czasami tego dziwnego kiermaszu wypieków?
Skrzywiłam się i wzięłam jeszcze jeden łyk zanim odpowiedziałam
- Kiermasz nie jest dziwny. Pomaga zebrać pieniądze na potańcówkę. - Ucichłam na widok jej rozbawionej miny - Okej, tak. Jest trochę dziwny.
Kobieta podniosła niewidoczną nitkę z jej nienagannie dopasowanej, białej bluzki i westchnęła zuchwale.
- Powiedziałam Renée, że byłabym bardziej niż szczęśliwa, przygotowując kilka cytrynowych tortów, aby je sprzedać, zamiast tych obrzydliwych babeczek, które gromadziła, ale odmówiła mi - przerwała, zajmując się poprawieniem kilku rzeczy na srebrnej tacy koło jej krzesła. - Być może ją uraziłam. - Obraz twarzy mojej matki zalanej karmazynem z wściekłości przez obrazę jej drogocennych ciasteczek doprowadził mnie do parsknięcia.
- O tak, jestem pewna, że jej się to spodobało.
Rosalie wzruszyła ramionami obojętna na dobrą opinie mojej matki. – To nie moja wina, że ma zły gust.
Nagle unieruchomiła mnie porozumiewawczym spojrzeniem, kołysząc się powoli na boki w swoim fotelu.
– Masz dzisiaj pewien… - przerwała, wskazując w kierunku mojej twarzy – blask. Dlaczego tak jest? – Psotny uśmiech rozświetlił jej perfekcyjną twarzy i z trudem łapała powietrze. – Podoba ci się jakiś chłopiec.
Rozdziawiłam usta ze zdziwienia
– Skąd wiedziałaś?
Rosalie zachichotała gardłowo i wzięła kolejny łyk herbaty.
– Ja zawsze wszystko wiem, Bello. Nie nauczyłaś się tego o mnie, aż do teraz? – Z gracją odłożyła szklankę na bok i pochyliła się do przodu w swoim krześle. – Więc kto jest tym szczęśliwcem? Czy w końcu przełamałaś się i powiedziałaś „tak” Newtonowi, który węszył koło ciebie jak zbity szczeniak?
- Co? Nie ma mowy! - odpowiedziałam z oburzeniem, wstrząśnięta, że pomyślała, iż kiedykolwiek mogłabym wyjść na randkę z Mike’m. Długo dyskutowałam z nią, że umawianie się z nim byłoby dla mnie niczym kazirodztwo. Dziękuję bardzo, dla mnie to trochę zbyt ekstrawaganckie.
- Wiem, nie mogłam się opanować. Wyglądasz jak twoja matka, kiedy robisz tę zmarszczoną minę - powiedziała z uczuciem, szczypiąc moje policzki. Plasnęłam jej rękę w udawanej zniewadze. – Proszę, nigdy więcej tego nie mów, jeśli życie jest ci miłe.
Rosalie zaśmiała się i przewróciła oczami. - Tak, tak. Jestem naprawdę przerażona, mała panno chrześcijańskiej akademii. - Krzyżując nogi, odchyliła się do tyłu i skinęła w moją stronę królewską ręką. – Więc? Kontynuuj i powiedz mi, kto jest tym szczęśliwym facetem. Nie mamy całej nocy.
Westchnęłam i zdecydowałam jej powiedzieć, głównie dlatego, że nie miałam, z kim porozmawiać o mojej rozterce z Edwardem, a Rosalie (choć czasami brutalnie szczera) była świetnym słuchaczem.
- Okej - zaczęłam, nerwowo krążąc koniuszkiem palca po brzegu szklanki. - Zaczął pracować w bibliotece w tym tygodniu. Nazywa się Edward Cullen.
Przez chwilę wyglądała na zamyśloną. – Gdzie wcześniej słyszałam to nazwisko? – zastanawiała się głośno, stukając paznokciem w poręcz krzesła. Wtedy jej oczy znacznie się rozszerzyły. Usiadła, jakby połknęła kij, w podekscytowaniu prawie wywracając stolik na kółkach.
- Cholera! To ten dzieciak, który wykorzystał Emmetta do kupna piwa!
Jęknęłam sfrustrowana, zastanawiając się, czy kiedykolwiek usłyszę historię o Edwardzie, która nie będzie zawierać aktów młodocianej przestępczości.
- Emmett kupił dla niego alkohol? - zapytałam nerwowo, prawie bojąc się, co ma mi jeszcze do powiedzenia. Jeśli zacznie więcej gadać o jego schadzkach z przypadkowymi latawicami, stracę nad sobą panowanie.
- Taa. To jeden z gorszych momentów Emmetta. - Wzruszyła ramionami i kontynuowała swoją historię. - Edward przychodził do baru z Tanyą Ivanovą. Powiedziała wszystkim, że był „zaledwie parę miesięcy” od swoich dwudziestych pierwszych urodzin. – Rosalie parsknęła na to wspomnienie. - Prędzej sześćdziesięciu miesięcy. Powinnaś zobaczyć minę Emmetta, gdy uświadomił sobie, że poi szesnastolatka drinkami z wieloletnią whisky. - Pokręciła głową na tę myśl. - To było bezcenne.
- Kim jest Tanya Ivanova? - spytałam, zastanawiając się nad tym.
- Och, jest jedną z nauczycielek w publicznej szkole średniej - powiedziała, a jej odpowiedź zszokowała mnie tak bardzo, że prawie upuściłam mój napój. Nauczycielka zabrała Edwarda do baru?
- Ona właściwie umawiała się z Emmettem, kiedy ten był rozgrywającym w drużynie piłkarskiej, więc oczywiście jej nienawidzę. – Grymas obrzydzenia utworzył się na jej ustach, gdy zauważyła niewielki odłamek na jednym paznokci z francuskim manicurem.
– Jest niesamowicie dziwkowata. Jedynym powodem, dla którego nie spaliła się ze wstydu, kiedy przyłapano ją z Edwardem, było to, że jej rodzice są obrzydliwie bogaci, a tatuś zapłacił kupę kasy, aby utrzymać to w tajemnicy.
Przełknęłam ciężko
- Rosalie, nie mów o tym mojej matce.
Gdy tylko pytająco uniosła brew na moje polecenie, zdecydowałam się na błaganie. – Proszę, przyrzeknij mi, że tego nie zrobisz.
O Boże, nie teraz.
- Proszę, nie mów mi o czym, Isabello? - zapytała moja matka, wyłaniając się z cienia padającego na frontowe schody ganku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mells dnia Wto 19:35, 11 Maj 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Wto 18:30, 11 Maj 2010 Powrót do góry

Dzięki, Bells za chap :D

Piekielnie nie mogłam się doczekać!! Mimo wszystko pl to pl, a Twoje tłumaczenie jest tego warte Wink

Co do samej fabuły... Edward, jak to Edward, ma coś do naszej panny Swan i to widać :D a ten prezent :D I Alice-pełna życia mała dziewuszka, śmigająca jak kuleczka :D Uwielbiam ją za to, że nie da sobie w kasze napluć i w ogóle za całokształt :D Jest tutaj świetnie opisana i ma charakterek. Jest wyrazista, szkoda tylko, że nie ma więcej scen z jej udziałem.
Co do matki Swan.... Jak dla mnie to kompletna paranoiczka, która przez to, że sama nie zaznała happy endu w małżeństwie to mści się na niczemu nie winnej córce i nakłada na nią takie ograniczenia, że aż się to w głowie nie mieści... Nie trawie jej
Rose natomiast pokazuje się z całkiem innej strony niż książkowa wersja tej bohaterki. Jest miła, sympatyczna i szczera :) Wysłucha i doradzi. Cieszę sę, że B. może na niej polegać :)
No i nasza główna zainteresowana... Wpadła po uszy :D W wielkim skrócie, pytanie jak z tego wybrnie :P

Dziękuję raz jeszcze za chap :) Weny i czasu :)
Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Wto 18:33, 11 Maj 2010 Powrót do góry

Pierniczki? O matulko... Mamy ciąg dalszy słodkości.
Dlaczego zakończenia w tym opowiadaniu muszą być tak frustrujące? Teraz, aż do pojawienia się następnego rozdziału, będzie zżerać mnie ciekawość jak Bella wywinie się z tego bagna. Jej matka jest postrachem i chyba tylko cud może uratować dziewczynę przed gniewem.
Klimat tego opowiadania jest absolutnie wspaniały i sprawia, że tłumaczenie można czytać w nieskończoność. Bawi mnie Bella i jej brak pewności siebie jeśli chodzi o kontakty z Edwardem. Teraz przydałoby się chodzenie do normalnego liceum, a nie do katolickiej wspólnoty. Pobrała by stosowne "nauki" u dziewczyn w jej wieku. :) Rose i jej "sherlockowy" charakter bardzo mnie zaskoczył, jednak było to pozytywne zdziwienie. Nie często ma się do czynienia z taką blondynką, która bardziej jest przyjaciółką córki niż matki. Rozbroiła mnie tą sytuacją z kotem; spodziewałam się że zaraz wyskoczy z jakimiś ciętymi uwagami a tu proszę. A co do Edwarda....rozpływam się jak pierniczek z czekoladą... Jego urok działa na mnie na równi z Bellą i mam nadzieję, że Renee nie będzie się starała uniemożliwiać im kontaktów (o ile się dowie o nim). Jego "niechlujna" przeszłość nie jest powodem do domu, ale dodaje mu pikanterii!
Ocham i acham nad fabułą, tłumaczeniem i betą! Wszystko pięknie, ładnie i wspaniale ale rzuciło mi się w oczy tyci błąd:

Cytat:
Proszę, nigdy więcej tego nie mów, jeśli życie jest Ci miłe.


poproszę z małej literki to "ci".

Dziękuje pięknie i wspaniale za rozdział!!! Warto było czekać.Mam nadzieję, że uraczysz nas kolejną częścią dosyć szybko.
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 18:34, 11 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Wto 19:23, 11 Maj 2010 Powrót do góry

Mmhhh, uwielbiam pierniczki Little thongue man Mniam!

A więc...

Kilka zgrzytów:

"rozwiedzieni"--- rozwiedzeni
może zamiast "dadzą" lepiej zabrzmi "dodadzą".

Rozdział jak zwykle interesujący, cudownie przetłumaczony Ok!
Czekam niecierpliwie na reakcję Renee... i oczywiście na dalszy rozwój relacji dziewiczo- męskich (cóż, chyba tak trzeba to ująć). Och, uwielbiam przekleństwa Belli new happy są takie... dosadne.
Powodzenia i weny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 16:10, 20 Maj 2010 Powrót do góry

Cytat:
Wzruszyłam ramionami i wycofałam „mrowiącą” rękę, obiecując sobie, że jej nigdy więcej nie umyję.
tia - gdzie ja to już widziałam... a! w szóstej klasie po tym jak pocałował mnie w rękę pewien przystojny piątoklasista... (różnica wieku się nie liczyła)...

było zabawnie jak zwykle, nie mogę traktować romantycznie tych sytuacji, bo Edward jest zbyt ekstremalny i uwikłany w jakieś dziwne akcji, które w zasadzie są świetne same w sobie, ale czuję, ze autorka znajdzie wytłumaczenie dla jego wyczynów (całkiem niepotrzebnie, bo mnie się podoba taki zakręcony... taki seksowny w zwierzęcy sposób - gdyby takich meżczyzn było więcej... *kirke właśnie się rozmarzyła, więc z inteligentnego komentarza nici)...

dziękuję za świetne tłuamczenie Wink

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
chochlica1
Gość






PostWysłany: Nie 11:54, 23 Maj 2010 Powrót do góry

Mój leń osiągnął wielkość Azji, ot co :P
Przyszłam w końcu i kajam się, bo zwlekałam i zwlekałam z komentarzem, aż w końcu postanowiłam, że raz na jakiś czas mogę tego mojego lenia zwyczajnie pobić... I tak do mnie wróci Rolling Eyes

Edward to skubana, słodka bestia! Uwielbiam go! Mogłabym te dwa słowa powtarzać i powtarzać, ale się zamknę, bo zacznę przynudzać (co i tak już robię). Widać, że Bella zawróciła mu w głowie. Gdzieś tam, w jego z pewnością dużym mózgu zaświtała jej drobna osoba i przecięła jego, jak na razie, dość prosty świat. Hm, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że już nie tylko oparty na seksie&przekleństwach&używkach. Pewnie biedaczek jest dość zagubiony w tych nowych uczuciach. One jednak wiedzą lepiej od niego i ciągną go do Belli.
A ona, jak przystało na rozsądną, pobożną dziewczynę, ma całkiem sporo wątpliwości co do samej osoby Edwarda, a tym bardziej do uczuć, jakimi zaczęła go darzyć. Okres fascynacji jest powszechnie... fascynujący :D Zatem co się dziwić... Ta dwójka najwyraźniej w owym stanie się znajduje. Jednak pomiędzy zauroczeniem (czy też zakochaniem) a miłością jest spora różnica. Rzekłabym, dzieli je przepaść. Dlatego też trzymam kciuki, żeby pomiędzy nimi wytworzyła się ta swoista silna więź, zanim rodzące się uczucie zostanie unicestwione w zarodku.

I oczywiście... Renee. Och, jak ja kocham tę kobietę! Fantastyczna kreacja. Wredna, pobożna, bez życia, tradycjonalistka i konserwatystka. Uwiązała swoją córkę, by stworzyć własnego sobowtóra, by unieszczęśliwić ją tak samo, jak i ona nieszczęśliwa się czuje.
Błagam wszelkie świętości, by Bella miała w sobie wystarczająco dużo siły, a Edward wystarczająco dużo determinacji, by złamać ten żelazny opór Wink

To tyle z mego ględzenia. Stwierdziłam, że raz na sto lat trzeba napisać coś poważniejszego ^^
Dziękuję za tłumaczenie. Jak zwykle fenomenalne Wink

Buziaki, Choch :*
rainbows
Wilkołak



Dołączył: 20 Lut 2010
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: tam gdzie Oliver J.,Chad M.,Sean F. tam i ja xD

PostWysłany: Sob 21:28, 19 Cze 2010 Powrót do góry

Przepraszam,że musiałyście tak długo czekać na rozdział.
Bardzo dziękujemy za komentarze i liczymy na następne :D

Tłumaczenie: Bells15, Rainbows
Beta: ewels (wieeeelkie dzięki :*)
[link widoczny dla zalogowanych]

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
"THE ABANDONED VALLEY"


Can you understand being alone so long
you would go out in the middle of the night
and put a bucket into the well
so you could feel something down there
tug at the other end of the rope?

Jack Gilbert


Ciało wybuchło nerwowym potem, kiedy kontemplowałam, jak długo moja matka mogła stać w cieniu, milcząco słuchając mojej prywatnej rozmowy z Rosalie.
- Więc, Isabello? – powiedziała ostrym tonem, oczy strzelały we mnie sztyletami. Jej ciało stało twardo i bacznie na podstawie stopnia, twarz ściągnięta była złością tak, że wyglądała jak wtedy, gdy ssie niezwykle kwaśną cytrynę.
Masz wielkie kłopoty, panienko – pomyślałam zastanawiając się, czy uda mi się jeszcze zobaczyć światło dzienne po szlabanie, którym zapewne mnie uraczy. Ramiona opadły mi w porażce. Sprawy z moją matką zawsze pozostawiały mnie wyczerpaną i kompletnie poniżoną. Zawstydzające było to, że akurat osoba, którą szanowałam, jak Rosalie, będzie świadkiem kolejnej rundy upokorzenia.
Już miałam otworzyć usta i wszystko wyznać, kiedy Rose się odezwała:
- Nie chciała, żebym powiedziała pani o wszystkich planach na tańce, która ma razem z tą dziewczyną od Mallory’ch – wtrąciła płynnie, puszczając mi ostrzegawcze spojrzenie kątem oka. – Wiedziała, że będzie pani zła o to, że zaniedbała swoje szkolne obowiązki.
Matka spojrzała na mnie sceptycznie.
- Czy to prawda, Isabello? Bałaś się, że będę zła o to, że pracowałaś w balowym komitecie z Lauren?
Nawet nie mrugnęłam, kiedy kłamstwo prześlizgnęło mi się przez zęby.
- Tak, mamo. Nie chciałam cię zdenerwować.
Podejrzliwie rzuciła okiem pomiędzy mną a Rosalie, i zaczęłam zastanawiać się przez jeden szalony moment, czy uwierzy w tę bezsensowną historię, którą wymyśliłyśmy.
Zamiast chwycenia za włosy, zaciągnięcia do domu i zamknięcia mnie w piwnicy, kiwnęła głową w akceptacji temu kompletnie sfabrykowanemu wymysłowi, który przedstawiłyśmy jej jako prawdę.
- Dobrze. Chodźmy do domu, żeby przedyskutować resztę – przerwała, dając Rosalie prawdziwie wyniosłe spojrzenie. – Nie potrzebujemy wyciągać naszych brudów przed obcymi, Isabello.
Zażenowana snobistyczną postawą mojej matki, złapałam plecak i szybko ruszyłam za nią przez trawnik. Bezgłośnie powiedziałam „przepraszam” do Rosalie, zanim opuściłam głowę ze wstydem i szybko poszurałam nogami na ganek, aż do ciemnych tajników domu.
W najlepszym wypadku, nieuprzejmość matki była nie do zniesienia, ale teraz znieważyła jedną z kilku osób w moim życiu, które aktualnie były dla mnie miłe. Byłam wściekła. Walczyłam, żeby jakoś się trzymać. Trzasnęłam szkolną torbą na stolik w hallu i natychmiast wystrzeliłam prosto na schody. Noc nie skończy się dla mnie wystarczająco szybko. Moja matka po raz kolejny zrujnowała coś, co miało być niesamowicie specjalne. Miałam pierwszy pocałunek i zamiast niewyraźnych uczuć, które powinny zalać mi umysł, wszystko co pamiętałam z dzisiejszego wieczoru, to obraza i wstyd.
- Nie podoba mi się to, że jesteś w domu tak późno, bo rozmawiałaś z tą kobietą – fuknęła matka z kuchni, zatrzymując mój bieg po schodach.
- Cóż, nie podoba mi się, że byłaś tak niepotrzebnie niegrzeczna dla naszej dobrej sąsiadki Rosalie – odpowiedziałam, umieszczając silny nacisk na imię, które wydawała się niechętnie wypowiadać.
- Nie bądź chamska, młoda damo. – Wylała swoją odpowiedź na mnie, sprawiając, że moja wściekłość stała się jeszcze bardziej przytłaczająca. Byłam chora i zmęczona od ciągłego zajmowania się ciężkim, niepotrzebnym bagażem mojej matki. Nie była jedyną, która straciła coś ważnego, kiedy mój ojciec się wyprowadził. Dlaczego grała w ten sposób przez cały czas? Z naszej dwójki, zaczyna wyglądać na to, że to ona jest tą, która musi dorosnąć.
- Nie jestem chamska, po prostu stwierdzam fakty – odcięłam się, a moje palce mocno zacisnęły się na poręczy schodów tak ciasno, że paznokcie prawdopodobnie zostawią wyżłobienie w kształcie półksiężyca w błyszczącym drewnie.
Matka wymaszerowała z kuchni do hallu, jej oczy płonęły gniewem.
- Ta kobieta nie chodzi do kościoła. Siedzi w barach całe godziny w nocy, pijąc. Czyta brudne magazyny. Nie chcę, żeby moja córka łączyła się ze śmieciem takim jak ona – oświadczyła mocno, z nieprzyjemnym uśmiechem, który wyrósł na jej twarzy.
Niech Bóg ześle mi śmierć, jeśli kiedykolwiek stanę się tak świętoszkowata – pomyślałam. Brzuch zacisnął mi się na horror, który zrobiła moja matka w tym smutnym momencie.
Wzięłam głęboki oddech i próbowałam się uspokoić.
- Rosalie jest opiekuńczą osobą. Była dla nas nikim innym tylko dobrą przyjaciółką – stwierdziłam, próbując ją przekonać.
Twarz mojej matki była zimna jak marmurowego posągu. Pozostała kompletnie niewzruszona po moim zarzucie; było tak, jakbym próbowała rozmawiać ze ścisłowcem o rocku.
- Jej zachowanie jest niewybaczalne – odpowiedziała monotonnym głosem. – Ta kobieta zasłużyła, aby być samotną i opuszczoną.
Tego nie zniosę już więcej dziś wieczorem. Konieczność znoszenia jej złego zachowania każdego dnia powoli doprowadzała mnie do szału. Kiedy było skierowane wprost na mnie, mogłam to znieść. Po prostu powtarzając mantrę „dwa lata do college’u”, pomagającą mi przejść przez te dni, kiedy chciałam popełnić głośne, krwawe morderstwo. Jednak naprawdę nie potrafiłam sobie poradzić, kiedy kierowała swoją gorycz na ludzi dookoła nas. Było to tak wystarczająco złe, że można było to rozdawać. Nie było możliwości, żebym pozwoliła jej odejść po takim obrażeniu Rosalie.
Nie tym razem.
- Najlepsza chrześcijańska postawa, jaką kiedykolwiek słyszałam – rzuciłam, kompletnie poza jej świętszą-niż-ty szaradą. – Jestem pewna, że dokładnie tego chciał od nas Jezus – zostawienia pogan na pastwę losu, żeby mogli po prostu zgnić w piekle!
- Isabello Marie Swan! – wykrztusiła matka. Jej twarz zrobiła się purpurowa z wściekłości. – Nie zamierzam tolerować takiego rodzaju rozmowy w moim domu!
Zaśmiałam się histerycznie i rzuciłam mój plecak obok stóp, na schodach. – Żartujesz sobie teraz? – Kiedy nie odpowiedziała, ściągnęłam brwi i podniosłam głos. – Nie powiedziałam niczego, czego byś akurat nie pomyślała.
Nigdy wcześniej, w całym życiu, nie mówiłam do matki tak lekceważąco, jak teraz. Było to dziwnie uwalniające. Nie chciałam przestać. Chciałam się jej sprzeciwiać, chciałam, żeby poczuła to, co zawsze ja przez nią czułam. Bezsilna. Nieistotna. Bezwartościowa.
Moja złość szybko przejęła nade mną władzę. Zeskoczyłam ze schodów, zmuszając ją do cofnięcia się do hallu.
Nie jestem jedyną, która tej nocy wróciła do domu późno.
- A ty gdzie byłaś, huh? Zostawanie „całymi godzinami” poza domem, podczas gdy twoja nastoletnia córka przebywa w nim sama, wydaje mi się strasznie grzeszne.
Jej oczy rozszerzyły się na mój niespodziewany wybuch, pełne szoku i czegoś, co podejrzanie wyglądało jak strach.
- Byłam na sprzedaży wypieków, wiedziałaś to – wyjąkała, jej niespokojna odpowiedź wzbudziła moją ciekawość.
Spojrzałam na nią nieufnie.
- Byłaś tam aż do po dwudziestej pierwszej, mamo?
Podniosła dłonie do gardła. Zatrzepotała nimi jak ptak, dopóki nie znalazła złotego krzyża, który nosiła wokół szyi.
- Tak, tak właśnie było. – Jej oczy błądziły po pokoju, całkowicie unikając mojego wzroku.
Szczęka mi opadła, kiedy zorientowałam się, że mnie okłamała. Moja matka, pontyfikator wszystkich dobrych i świętych rzeczy, powiedziała mi prosto w oczy fałsz!
- Czegoś mi nie mówisz? – zapytałam, niepewna czemu czuła, że lepiej będzie trzymać coś z dala ode mnie. Szybko potrząsnęła głową, wciąż odmawiając spotkania moich oczu. Mój głos zrobił się ostry w gniewie i zmieszaniu. – Czemu mi nie odpowiesz?
Trzask!
Dźwięk dłoni mojej matki, uderzającej skórę mojego policzka, był ogłuszający w ciszy hallu.
- Idź. Do. Swojego. Pokoju – wycedziła, jej drżąca dłoń wciąż rozdzielała przepaść pomiędzy nami. Oczy matki były nienaturalnie szerokie, jakby nie mogła uwierzyć w to, co właśnie zrobiła. Moja twarz piekła i wiedziałam, że będę miała jasny, czerwony odcisk dłoni, pokrywający policzek przez resztę nocy. Była taką hipokrytką. Jak mogła grać taką wysoką i silną cały czas, skoro nie była niczym więcej niż ogromnym kłamcą?
- Nienawidzę cię – syknęłam, złapałam plecak i pobiegłam po schodach. Kiedy dotarłam na górę, odwróciłam się, by zobaczyć ją, stojącą w tym samym miejscu, wyglądającą na zmęczoną. W tym momencie ciężko było uwierzyć, że ma dopiero trzydzieści siedem lat. Wyglądała sędziwo.
Nie stanę się taka. NIGDY nie stanę się taka.
- I mamo – oświadczyłam, czekając, aż jej oczy spotkają moje i dopiero wtedy skończyłam myśl. – Vanity Fair nie jest brudnym magazynem. Może powinnaś co jakiś czas otworzyć czasami coś innego niż Guide Post. Przestań żyć przeszłością i przejdź do teraźniejszości – jak reszta z nas.
Zostawiłam ją, stojącą w hallu, i pomaszerowałam do pokoju, trzaskając drzwiami na obie konwersacje i mając nadzieję, że to koniec jej gorzkiego wpływu na moje życie.
Dopiero około trzeciej nad ranem przypomniałam sobie o nieotworzonym prezencie, ciągle ukrytym w przedniej kieszeni szkolnej torby.
Szybko zeskoczyłam z łóżka i podeszłam do okna, obok dalekiej ściany. Rzuciłam tam plecak w dziecinnym wyrazie wściekłości i teraz gorąco modliłam się do słodkiego dzieciątka Jezus o to, aby się nie okazało, że uszkodziłam prezent, który dał mi Edward.
Rozsunęłam suwak przedniej kieszeni i westchnęłam z ulgą. Jedyną rzeczą, która była nie tak z prezentem, był fakt, że wielka, srebrna kokarda Alice była rozbita w drobny mak. Zachichotałam, wyobrażając sobie jej reakcję na miazgę z opakowania, które teraz dzierżyłam w dłoni.
Prawdopodobnie zapakowałaby to jeszcze raz, zanim pozwoliłaby mi to otworzyć.
Chociaż byłam przekonana, że moja matka poszła już do łóżka, nadal nie czułam się wystarczająco komfortowo, żeby rozpakować prezent przy otwartych drzwiach mojej sypialni. Matka miała zwyczaj podglądania mnie nocą, od kiedy skończyłam dziesięć lat i nie chciałam próbować swoich sił, tłumacząc, co robię tak późno.
Dzisiaj miałam wystarczająco dużo koszmaru na resztę życia, więc dziękuję bardzo.
Wzięłam prezent, starą latarkę z dna mojej toaletki i weszłam do garderoby. Zawiasy drzwi skrzypiały przy otwieraniu. Nie było to największe miejsce na świecie, ale czułam się tam względnie bezpiecznie, iż nikt nie przyjdzie i nie nakryje mnie oraz nie zrujnuje dużej potrzeby prywatności. Dodatkowo pomyślałam, że mogłabym schować na potem nieotwarte pudełko Swiss cake rolss z tyłu za zimowymi płaszczami, na wyjątkowe sytuacje.
Boże, pobłogosław Little Debie i jej wspaniałe, pocieszające jedzie, które robi.
Usadawiając się na wyłożonej wykładziną dywanową podłodze, obok rozmaitych referatów szkolnych oraz butów, przedarłam się przez stertę odświętnych sukienek i płaszczy, dopóki wreszcie nie znalazłam mojego pudełka ciasteczek na czarną godzinę. Radośnie je rozerwałam i przedarłam się przez celofan, w który zapakowana była pierwsza porcja ciasteczek. Jęknęłam, czekolada rozpuszczała się przyjemnie na moim języku, po czym wypełniła moje nagle wygłodniałe usta.
Po spałaszowaniu tego wszystkiego i słodkiej herbatce Rosalie, będziesz się zataczać, idąc w piątek do biblioteki, by zobaczyć Edwarda.
Mój wewnętrzny glos zaczyna brzmieć podejrzanie jak Lauren Mallory, do licha. Skrzywiłam się, zmniejszając mój stos ciastek do trzech, znacznie łatwiejszych do zjedzenia.
Tak. Dużo lepiej.
Wzbogacone czekoladą i pysznymi, niezdrowymi konserwantami, zamknęłam drzwi od szafy i pstryknęłam na mojej latarce, żeby otworzyć prezent od Edwarda. Ostrożnie ściągnęłam czerwono-fioletowe opakowanie, odkrywając płytę CD w jasnej szkatułce i list napisany na kilku stronach z zeszytu. Ułożyłam go na moich kolanach i zbadałam napis na płycie, którą Edward dla mnie wypalił. Za pomocą czarnego pisaka Sharpie, przekształcił otwór w środku płyty CD w brzuszek małej litery "b". Bardzo pomysłowe, Cullen. Czas bajek mógłby być pod odpowiednim wrażeniem. Może w przyszłości poproszę go o pomoc przy pracy.
Na płycie napisał również datę. Byłam zszokowana, widząc, że stworzył dla mnie ten prezent w pierwszą noc po naszym poznaniu. Po całej tej kłótni, którą odbyliśmy, wciąż był zdecydowany, by po powrocie do domu coś dla mnie stworzyć. Poczułam jak serce trzepoce mi w piersi i natychmiast poklepałam się ręką po policzku w osłupieniu.
Nie bądź takim dzieckiem, Bello Marie.
Podczas gdy mała, romantyczna część mnie chciała wierzyć, że wszystkie bajkowe sny się spełniały, znacznie większa, bardziej praktyczna natura mówiła, żeby nie być durniem w sprawie całej tej uwagi, którą nagle otrzymałam. Kiedy wpadłam na pomysł poznania Edwarda lepiej jako osoby, wciąż byłam niezdecydowana na zanurzenie się w moich emocjach tak szybko. Nie byłam jedną z tych mdlejących, roztrzepanych dziewczyn, którym niewątpliwie miksował płyty CD w przeszłości.
Myśl o jego innych podbojach spowodowała, że zmarszczyłam brwi i zdecydowałam rozejrzeć się za moim starym radiomagnetofonem, podczas gdy już siedziałam w garderobie. Kupiłam go za 10 dolarów na wyprzedaży garażowej kilka lat temu, ale od tej pory jedyną płytą CD, którą posiadałam, były Psalmy Rodziny Chrześcijańskiej i szczerze, nie używałam ich zbyt często.
Znalazłam zestaw stereo na górnej półce, za pudłem starych fotografii i byłam szczęśliwa, widząc słuchawki leżące tuż obok. Gotowa do przesłuchania mojego prezentu, dotarłam do drzwi garderoby i obróciłam się w stronę elektrycznego gniazdka. Podłączyłam go, modląc się, by nie był zbyt stary, aby nie włączyć się wcale.
Miałam szczęście. Przód stereo zaświecił się na niebiesko w ciemnym zakamarku garderoby, a moje niezdarne palce wyczuły przycisk uwalniający, dzięki czemu mogłam umieścić płytę CD. Szukałam w ciemności przez dobrą minutę, zanim umieściłam cały system na kolanach tak, że mogłam spojrzeć na niego, świecąc latarką.
Wow, Bello. Jakie to jest smutne, że nie umiesz obsłużyć starego, rozwalającego się radiomagnetofonu, gdy prawie każdy normalny nastolatek ma odtwarzacz mp3.
Kiedy w końcu zlokalizowałam przycisk uwalniający, delikatnie włożyłam płytę do środka, po czym zamknęłam pokrywę. Stereo natychmiast się ożywiło. Usłyszałam sygnał wejścia pierwszej piosenki i nacisnęłam pauzę, chcąc przeczytać list od Edwarda przed wysłuchaniem czegokolwiek.
Rozłożyłam szorstkie strony i podłożyłam je pod nos. Jego ostry, świeży zapach rozprzestrzeniony był na kartce, a moje ciało ponownie zrelaksowało się, opierając na stojaku za mną z poukładaną odzieżą. Kontynuowałam pochylanie się, dopóki nie uderzyłam w ścianę, ubrania nie utworzyły delikatnie kołyszącej się zasłony wokół mnie. List został wciśnięty w moją twarz, pozwalając mi udawać, że wróciłam do wcześniejszej chwili, gdy ramiona Edwarda otulały mnie mocno.
Kiedy poczułam, że jestem gotowa, by przeczytać list, skierowałam latarkę na kartkę.
Uważam, że można dużo powiedzieć o człowieku, patrząc tylko na charakter pisma. Jego był pogrubiony i pochyły, a głębokie wgniecenia, które robił czarny długopis Cullena, wskazywały namiętną naturę. Opuszkami palców przejechałam po wypukłych spodach liter, jakby to był Braile. Jego rękopis nie był elegancki, ale nie był to niechlujny rozgardiasz. List zaczynał się od imienia; mojego imienia. Opuszki palców należące do jego utalentowanej ręki naszkicowały pętle wokół wielkiej litery „B”. Jego “E” opadało w dół, przypominając mi piękny uśmiech chłopaka. Podwójne “L” połączono wdzięcznie z delikatnymi zawirowaniami “A”. Była to poetyczna praca artystyczna.
Do tej pory przeczytałam jedno słowo i moje oczy łzawiły. Intymność tej chwili była wyczuwalna i prawie zwinęłam list i go schowałam, tak żeby móc utrzymać to dziwne, pochłaniające uczucie tak długo, jak to tylko możliwe. Nie chciałam, aby ulotniło się to namacalne połączenie. Powinno zostać tutaj przy mnie, zamknięte w mojej szafie. W moim sercu.
Nie bądź patetyczna.. Po prostu go przeczytaj
Otrząsnęłam się z marzycielskiego otępienia i zaczęłam gorliwie czytać. Miał racje, kiedy powiedział, że nie jest osobą znakomicie posługującą się słowem - kartki zostały zasłane przekleństwami. Niektóre z nich próbował skreślić, ale mogę powiedzieć, że nie był przyzwyczajony do cenzurowania samego siebie. List był w gruncie rzeczy listą utworów do płyty, z czego do każdej piosenki dołączona była krótka notka, wyjaśniająca dlaczego przypominały mu o mnie.
Na liście znajdowało się dwadzieścia piosenek. Byłam zszokowana.
Jak on był w stanie wymyślić tyle piosenek, aby opisać co do mnie czuje? Po zobaczeniu się ze mną jeden raz?
Napisał kilka wyjątkowo miłych rzeczy. Rzeczy, które sprawiły, że się rozpuszczam, były takie romantyczne.

„Masz zajebiście piękne włosy, wspominałem Ci już o tym? To jest taki rodzaj włosów, które facet chce łapać garściami, gdy cię całuje.”

„Kiedy spojrzałaś na mnie z chodnika tej pierwszej nocy, a światło księżyca padało na Twoją twarz, wyglądałaś jak upadły anioł. Jak gdybyś potrzebowała, abym Cię podniósł i uratował”

Napisał również rzeczy, które były znacznie bardziej…niegrzeczne. Rzeczy, które rozgrzały zarówno moją twarz, jak i zawartość bielizny.

„Czy wiesz, że masz takie usta, że chciałbym Cię przelecieć? Kiedy patrzę jak przygryzasz wargi, chciałbym móc zrobić to za Ciebie.”

“Masz najdłuższe nogi, jakie kiedykolwiek widziałem. Dotykanie nagiej skóry Twojej kostki sprawia, że jestem twardszy niż kiedykolwiek byłem w swoim życiu. Chciałbym móc przebiec rękami po całej długości Twojej spódnicy. Twoja skóra jest tak zajebiście miękka. To byłoby jak głaskanie płatków kwiatów.”

Walczyłam, by utrzymać ręce na talii.. Byłam tak podniecona, iż zaczęłam się zastanawiać, czy jest możliwe, że się spontaniczne zapalę z seksualnej frustracji. Zmusiłam się do kontynuowania czytania, zamiast poddawania się moim pierwotnym instynktom.
Nie słyszałam wielu artystów, których wymienił Edward, ale kilku brzmiało znajomo. Zespoły jak Peaches, Radiohead czy Pixies były mi całkowicie obce. Byłam zaintrygowana, widząc, że słuchał zarówno klasyczne utwory, jak i dzisiejszych muzyków, pomimo że nie powinnam być za bardzo zdziwiona. Edward wspominał, że grał na pianinie.
Romeo i Julia, scena balkonowa? Nigdy wcześniej nie słyszałam o Prokofiev’ie, ale byłam skłonna dać mu szansę. Muzyka, którą pokazał mi wcześniej, była otwierająca oczy. Nie mogłam się doczekać, żeby usłyszeć co jeszcze pomyślał, iż mogłabym polubić.
Włożyłam słuchawki i wcisnęłam Play na stereo, pozwalając muzyce spłynąć po mnie. Pierwsza piosenka ze składanki była grana przez zespół Yo La Tengo. Jej wolne tempo było uproszczone, ale wciąż piękne. Poczułam wzruszenie przez słowa płynące z gardłowego głosu wokalistki.

You tell me summer's here,
And the time is wrong.
You tell me winter's here and your days
Are getting long.
Tears are in your eyes... tonight.

Nagle poczułam się bardzo zmęczona. Ziewając, ściągnęłam z wieszaka moją najbardziej puchatą kurtkę z kapturem, zwijając ją w praktyczną poduszkę. To był bardzo długi dzień. Po raz pierwszy od wielu godzin, wreszcie się zrelaksowałam.

Although you don't believe me you are strong.
Darkness always turns into the Dawn.
And you won't even remember this for long
When it ends all right.
Please tell me how... you know tomorrow... staring at your shoes.
Tears are in your eyes... every night.

Zamknęłam oczy, stając się jednością z muzyką, zastanawiając się jak ktoś, kto znał mnie zaledwie kilka dni, wydawał się znać mnie lepiej, niż ja samą siebie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez rainbows dnia Sob 23:29, 19 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Sob 21:51, 19 Cze 2010 Powrót do góry

Dzisiaj będę pierwsza!:) Bycie betą ma swoje zalety, np wcześniejsze czytanie rozdziału:))

Kiedy czytałam opowiadanie, w myślach krzyczałam: WRESZCIE! Po długim wyczekiwaniu, nareszcie byłam świadkiem, jak to Bella uwolniła swój ogień i pokazała matce, iż nie zgadza się z jej surowym spojrzeniem na świat. Smutne jest to, że Renee nie umie przyjąć krytyki. Nie wiem dlaczego nie może pojąć tego, że Bella nie jest już małą dziewczynką, którą można ''kształtować'' wedle własnego uznania, jakby jej sposób myślenia był z gliny.
Prezent dla Belli? Edward nie mógł wymyślić lepszego. Zarówno piosenki jak i list pokazały dwie strony chłopaka - romantyzm i... no cóż, tę drugą stronę jego osobowości, bardziej namiętną. Ciekawe kiedy i Bella podąży tą ścieżką.

Dziękuje za chapik i czekam jak zawsze na następny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Crazy_Bells
Nowonarodzony



Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 10:30, 20 Cze 2010 Powrót do góry

Hej.
Wreszcie się doczekałam kolejnego rozdziału po bardzo długim czasie. Byłam naocznym światkiem jak Bella jak uwolniła swoją osobę i pokazała na co ją stać oraz że nie zgadza się z matką i jej surowością do świata. Z powody Renee jest mi bardzo przykro, że nie może pojąć iż Bella nie jest małą dziewczynką i nie można jej już uczyć według siebie i swoich uznań. Prezent dla Belli! Edward dał jej piosenki i list. Pokazał swoje dwie strony. Jestem jeszcze tylko ciekawa kiedy ona podąży drogą pragnienia i takie tam rzeczy.

Dziękuje za super chapik i czekam na następny.

Ps. :)Obiecałam Ci Bells15, że jak zbiorę się to napisze:) Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
villemo
Wilkołak



Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic

PostWysłany: Nie 11:00, 20 Cze 2010 Powrót do góry

W tym rozdziale można doskonale zaobserwować przemianę Belli i jej uwolnienie. To Edward był iskrą, która zapaliła lont i to on powoli wskazuje jej drogę ku wolności. Cieszę się, że wreszcie Bella przeciwstawiła się matce i pokazała, że w głębi duszy jest silna. Zastanawia mnie co takiego robiła bogobojna Renee?
Bella dostała wspaniały prezent:D A ten list był świetny, fragment gdzie Edward przyrównuje Bellę do upadłego anioła jest cudownie piękny. Oczywiście i naszczęście nadal jest "niegrzecznym chłopcem", widać jednak, że próbuje się hamować:D
Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału.
Pozdrawiam i dziękuję.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Nie 16:07, 20 Cze 2010 Powrót do góry

No to mamy mały przełom! Wink
Bella w końcu postawiła się matce i pokazała, że nie musi się ze wszystkim zgadzać. Jak już napisała moja poprzedniczka, niewątpliwie Edward ma z tym wiele wspólnego. Widać, że tych dwoje na siebie wzajemnie oddziałuje. Mimo że nie znają się długo, jest między nimi jakaś specyficzna więź- nie tylko chemia, fizyczność i namiętność, ale coś więcej. Wiele ich dzieli- pochodzą z diametralnie różnych światów, ale jednocześnie mają coś wspólnego- oboje są zagubieni, nie wiedzą, gdzie ich zawiedzie życie, jaka jest ich przyszłość.
Podoba mi się styl autorki- ubiera wszystko w lekką nutę, a często piszę o sprawach, które wcale nie są takie proste. Jej poczucie humoru odciąża to opowiadanie, nadając mu inny wymiar.
Czekam na więcej! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
rainbows
Wilkołak



Dołączył: 20 Lut 2010
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: tam gdzie Oliver J.,Chad M.,Sean F. tam i ja xD

PostWysłany: Śro 23:50, 30 Cze 2010 Powrót do góry

Starałyśmy sie jak najszybciej przetłumaczyć i oto przedstawiamy..
kolejny rozdział The Caged Bird!
miłego czytania ;D

Tłumaczenie: Bells15, Rainbows
Beta: marcia993

ROZDZIAŁ DZIESIATY
"WILD GEESE"


You do not have to be good.
You do not have to walk on your knees
for a hundred miles through the desert, repenting.
You only have to let the soft animal of your body
love what it loves.
Tell me about despair, yours, and I will tell you mine.
Meanwhile the world goes on.
Whoever you are, no matter how lonely,
the world offers itself to your imagination,
calls to you like the wild geese, harsh and exciting-
over and over announcing your place
in the family of things.

Mary Oliver

Gorąco było parzące. Edward i ja staliśmy razem w zaparowanej kabinie prysznicowej, a powietrze stało się tak gęste od wilgoci, że wciąganie go do płuc niemal bolało. Łazienka była ogromna i biała od mgły. Ledwie mogłam zobaczyć przed twarzą własną rękę.
Byliśmy nadzy. Chciałam spojrzeć dół i ujrzeć jego rozebrane ciało, ale gorąca woda napływała mi do oczu, rozmazując moją wizję. Edward patrzył na mnie w całkowitej ciszy. Jego przepełnione pożądaniem oczy błądziły po niezbadanych częściach mego ciała, ale nie potrafiłam znaleźć w sobie tego, co sprawiłoby, że byłabym zakłopotana własną nagością.
Miałam przeczucie, że to, ile dla siebie znaczymy, będzie na zawsze,
Mogłam poczuć elektryzujące doznanie, kiedy opuszki jego palców biegły po mojej skórze, mimo że stał on kilka metrów ode mnie. Byliśmy Adamem i Ewą... Owoc, który wisiał poza zasięgiem, był dla mnie zbyt kuszący, abym potrafiła się oprzeć.
Jeśli to czyni mnie złą, mam to gdzieś.
Jednostajne walenie dochodziło zza drzwi łazienki. Mogłam również usłyszeć dziwny, buczący dźwięk, próbowałam go zignorować, ale krople wody spadały jedna po drugiej z wilgotnych końców jego zmierzwionych włosów.
Kap. Kap. Kap
Moje usta były takie suche... Chciałam zlizać kropelki z boku jego twarzy. Gdy jedna przebiegła po długości wyrzeźbionej krawędzi jego szczęki, powstrzymałam się od jęku. Edward uśmiechnął się, figlarny dołeczek wkradał się na jego niechlujny policzek. Zastanawiałam się przez chwilę, czy znowu wypowiedziałam mój wewnętrzny monolog na głos.
Czy on umie czytać w moich myślach?
Walenie do drzwi stawało sie coraz głośniejsze. Edward podszedł bliżej mnie. Ledwie zobaczyłam, że jego usta się poruszały.
Dlaczego szeptał?
Pochyliłam się do przodu, starając się usłyszeć go ponad tym okropnym, brzęczącym dźwiękiem. Jego usta szeroko się otworzyły, a ja zajrzałam do środka, daleko za perłową biel jego zębów, chcąc sprawdzić, czy to możliwe, aby brzęczenie pochodziło z jego gardła.
Gotuję się tutaj żywcem.
Czułam się lekko otępiała od tego ciepła. Woda zaczęła szczypać mnie w oczy. Przetarłam je w irytacji, próbując oczyścić zamglony wzrok. Gdy spojrzałam na Edwarda jeszcze raz, osłaniał swoją twarz rozpostartymi palcami ręki.
Chciałam powiedzieć mu, żeby nie chował się przede mną, ale słowa nie wyszłyby z moich ust. Ogarnął mnie wstyd. Moja nagość wyglądała teraz na niegrzeczną i paskudną, chciałam się zakryć. Zamiast tego, sięgnęłam trzęsącymi się rękami i spróbowałam odciągnąć mokre palce z dala od jego twarzy. Wiedziałam, że jeśli mogłabym zobaczyć jego oczy, wszystko byłoby znowu w porządku. Byłabym bezpieczna od uczucia brudu, ochrzczona do niewinności poprzez jego spojrzenie.
Rozpaczliwie nim szarpnęłam, ale jego ramiona były nieruchome jak granit. Moje zęby szczękały mimo gorąca. Byłam przerażona. Ostatni raz pociągnęłam z całej siły i ręce odpadły z jego twarzy.
Ale to nie był już twarz Edwarda.
Moja matka wznosiła się nade mną, a jej usta otworzyły się niczym dysząca czeluść gniewnej sprawiedliwości. To była dziura bez dna, czarna jak atrament i przerażająca. Zachwiałam się na krawędzi przepaści, wymachiwałam szaleńczo ramionami, gdy próbowałam złapać równowagę. Poleciałam do przodu, w pustkę, krzycząc przez całą drogę.
Poderwałam się ze snu, podnosząc się tak szybko, że moja głowa uderzyła o ścianę garderoby z głośnym grzmotnięciem.
- Boże, pobłogosław Amerykę - przeklęłam, łapiąc z całej siły za pulsującą czaszkę. Kiedy maleńki pokoik przestał wirować, sięgnęłam niepewnymi palcami do uszu, zdając sobie sprawę, że brzęczenie w moim śnie pochodziło ze słuchawek, które wciąż miałam na sobie. Muzyka się skończyła i zmieniła w zakłócenia. Zdjęłam słuchawki i skrzywiłam się z powodu potu, który okrył moje ciało jak druga skóra. Moja piżama została nim przesiąknięta, ponieważ w nocy w pewnym momencie przykryłam się grubą kurtką z futrzanym kapturem.
Nic dziwnego, że pieką cię oczy, pomyślałam na współ przytomna, gdy odrzuciłam mokre kosmyki włosów z twarzy i ust. Zeszłej nocy twoje ciało wyprodukowało wystarczającą ilość soli, by wypełnić Wielkie Jezioro Słone.
Trzaskający hałas z mojego snu rozległ się jeszcze raz i pchnęłam drzwi szafy, otwierając je i wpadając do swojego pokoju ze stęknięciem zaskoczenia. Jasne światło słoneczne wpadające kaskadowo przez rozsunięte zasłony okna momentalnie oślepiło mnie, więc przetarłam zmęczone oczy.
Teraz wiem, co musi czuć niedźwiedź budzący się z zimowego snu, pomyślałam ospale, podnosząc się z podłogi, i ziewając, trzepnęłam brzęczący budzik obok łóżka.
- Tak? – zachrypiałam. Czułam się, jakbym usta miała wypchane watą.
Moja matka stała, piorunując mnie wzrokiem. - Twój budzik wyłączał się przez piętnaście minut, aż do teraz! – Spojrzała w dół na moje ciało, a jej nos zmarszczył się z obrzydzenia. – I jesteś pokryta potem! Co, w imię wszystkiego, co święte, robiłaś w środku?
- Ćwiczenia – odpowiedziałam odruchowo, szybko okrywając się ramionami i zdając sobie sprawę, że pot przemoczył moją białą koszulę nocną do przeźroczystości.
Nie ma niczego bardziej zawstydzającego jak przyłapanie cię nagiej przez matkę po dziwnym śnie erotycznym.
- Oczywiście będziesz musiała wziąć prysznic – oświadczyła tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Ominiemy dzisiejsze nabożeństwo.
Gapiłam się na nią, dopóki nie obróciła się i nie wyszła na korytarz. Nie ominęłyśmy nabożeństwa, odkąd zachorowałam na zapalenie płuc w szóstej klasie, i nawet wtedy siadała codziennie rano obok mojego łóżka i czytała biblijne przypowieści. Od tamtego czasu, gdy miałam podejrzenie nadchodzącej grypy, po prostu wyobrażałam sobie monotonny głos mojej matki recytującej Księgę Hioba. Wtedy wszystkie objawy w magiczny sposób znikały.
Renee nadal musi się wściekać o zeszłą noc.
Wzdrygnęłam się w zażenowaniu, gdy przypomniałam sobie swoje dziecinne zachowanie. Nie nienawidziłam jej. Czasami potrafi być tak irytująca, że aż trudno w to uwierzyć, i nie zgadzam się z wieloma rzeczami, które ma do powiedzenia, ale wciąż jest moją matką i ją kochałam.
Nawet, jeśli są chwile, kiedy bardzo jej nie lubię
- Mamo – zawołałam. Drżenie w moim głosie spowodowało, że zatrzymała się w połowie schodów. Obróciła się i spojrzała na mnie pytająco, jedną ręką chwytając się poręczy. Jej twarz wyglądała na zmęczoną, a ciemnofioletowe worki wisiały ciężko pod jej oczami. Zastanawiałam się, czy poprzedniej nocy udało jej się chociaż zmrużyć oko.
Wzięłam głęboki wdech i zdecydowałam się na wybranie właściwej drogi, mimo że bardzo mnie to bolało.
- Przepraszam – wypaliłam, a moje ręce zakręciły się niespokojnie w wilgotnym materiale koszuli nocnej. - Zeszłej nocy nie powinnam używać tak lekceważącego tonu.
Nie ma mowy, żebym przeprosiła ją za to, co powiedziałam. Zdawałam sobie sprawę z każdego pojedynczego słowa, które wypowiedziałam.
Spotkałam jej bezpośrednie spojrzenie, a moje oczy oddawały prawdziwe znaczenie słów.
Mogłam być szanującą córką bez konieczności spełniania jej bezsensownych ideałów i znoszenia jej absurdalnego zachowania.
Jej mięśnie napięły się na wspomnienie naszej gorącej wymiany i skinęła sztywno. – Zejdź na dół, kiedy będziesz czysta, a ja zrobię ci kilka cynamonowych tostów na śniadanie - zaoferowała, odnosząc się do mnie niepewnie.
Cynamonowy tost był jednym z moich ulubionych, a moja matka robiła go dla mnie tylko wtedy, gdy bardzo starała się być miła. Renee nie akceptowała cukru, który zawierał, więc bez wątpienia był on jej pomysłem gestu pojednawczego. To tak bliskie przeprosin, jakie mogłam od niej otrzymać, że zdecydowałam się to przyjąć.
- Dziękuje, byłoby wspaniale – mruknęłam, a mały uśmiech momentalnie pojawił się w kąciku jest ust, po czym szybko zniknął z oczu. Odchrząknęła, ponownie marszcząc brwi.
- Cóż, pośpiesz się. Inaczej się spóźnisz – burknęła i pomaszerowała z powrotem na dół.
Ruszyłam w stronę łazienki, potrząsając głową z żalem na naszą „przejmującą” wymianę słów. Moje kroki zdawały się lżejsze niż przez ostatnie kilka tygodni.
Może niektóre rzeczy wreszcie zmieniają się na lepsze.
Nie byłam w stanie oprzeć się czarowi masującej, ulokowanej wygodnie za szklaną ścianą główki od prysznica.
Jedyną rzeczą, o której mogłam myśleć był sen, jaki właśnie miałam, gdzie Edward był nagi. To doprowadziło do jeszcze bardziej perwersyjnych myśli związanych z jego językiem i moimi intymnymi obszarami, przez co prawie przegryzłam wargę na wylot, powstrzymując się od krzyku w ekstazie.
Niemalże sprintem pokonałam drogę do drzwi w kuchni, zbyt zawstydzona, by po chwili słabości popatrzeć w twarz matce. Zatrzymałam się na chwilę, by złapać śniadanie, a potem przebiegłam całą drogę do szkoły. Jednocześnie modliłam się o przebaczenie mojej grzesznej niedyskrecji i o to, żeby zdążyć na kartkówkę.
Kiedy dotarłam do głównego hallu akademii, ostatni dzwonek właśnie zaczął dzwonić.
Na rogu wpadłam w poślizg, a koło sali od biologii zderzyłam się mocno z Tylerem Crowley’em, który stał prosto w wejściu do klasy.
Podręcznik wyleciał mi z rąk i patrzyłam w hipnotyzującym horrorze, jak niemal uskrzydlony przelatuje przez cały pokój. W dużym stopniu wylądował na kolanach Lauren Mallory, która zaabsorbowana była swoim niemalże cogodzinnym aplikowaniem błyszczyka. Wrzasnęła w oburzeniu, nieświadomie rysując ciemną, czerwoną kreskę na połowie twarzy.
W pokoju zapanowała cisza. Totalnie zawstydzona swoją niezgrabnością wyciągnęłam rękę i pomogłam Tylerowi wstać z podłogi, przepraszając hojnie. Potarł swoja obtłuczoną głowę i skrzywił się, po czym dobrze przyjrzał się Lauren. Jego oczy rozszerzyły się z radością, a nasza kolizja została natychmiast zapomniana.
- Hej Lauren – zaczął, jowialność jego tonu natychmiast popchnęła mnie na krawędź. – Co taka poważna?
Klasa pękła wichurą ochrypłego śmiechu, a ja obserwowałam, jak oczy Lauren zwęziły się w ciasne, maleńkie szparki wściekłości, która skierowana była na mnie. Nozdrza rozszerzyły jej się jak u ogiera, kiedy gniewnie przekopywała swoją wielką, designerską kosmetyczkę i wyciągnęła paczkę chusteczek do wytarcia błyszczyka z twarzy, rzucając w moją stronę sztyletowe spojrzenie.
Jeśli ono mogłoby zabijać, w tym momencie szczęśliwa przerzucałaby brud nad moim grobem.
Ostrożnie wymanewrowałam wzdłuż przejścia do mojego laboratoryjnego stolika - niestety położonego dokładnie naprzeciwko Lauren i Victorii. Wiedziałam, że po tym, co się stało, powinnam czuć się źle. Miałam na nadgarstku bransoletkę WWJD przypominającą, że mam trzymać się chrześcijańskich postaw przez cały czas. Te dwie będą mnie dzisiaj męczyć, jednak mimo tego musiałam się mocno pilnować, żeby powstrzymać wpełzający na twarz uśmieszek pełen satysfakcji.
Graj grzecznie, Bello. Bądź lepszą osobą.
- Przepraszam, Lauren – mruknęłam nieśmiało, stawiając szkolną torbę na podłodze obok krzesła. – To naprawdę był wypadek. Wiesz, jak niezdarna jestem. Potykam się o własne nogi.
Część twarzy - już bez błyszczyku - pokryła się fuksją. Właśnie otwierała usta, by naprawdę coś mi powiedzieć, kiedy Victoria położyła hamującą dłoń na jej ramieniu.
- Laur, przecież przeprosiła. Odpuść – szepnęła, przerażając mnie.
Victoria Thomas? Wstawiła się za mną? Piekło oficjalnie zamarzło i teraz wszyscy jeżdżą tam na łyżwach.
Lauren musiała czuć to samo zdziwienie na improwizowaną postawę Victorii, bo okręciła głowę tak szybko, że byłam zaskoczona, iż nie doznała uszkodzenia karku.
- Co ty właśnie powiedziałaś? – Troskliwie umieściła rękę na czole Victorii pod pretekstem sprawdzenia, czy ma gorączkę. – Jesteś chora czy coś? Nienawidzisz Belli.
Zbladłam przez te informacje. Nie było dla mnie nowością, że nie jestem ulubioną osobą Victorii, ale nigdy nie poczujesz się dobrze, słysząc, że ktoś gardzi tobą bez absolutnie żadnego powodu.
Victoria potrząsnęła swoimi długimi, rudymi włosami i posłała Lauren wyraźne spojrzenie, którego nie mogłam zinterpretować.
- Nie nienawidzę Belli. – Spojrzała na mnie spod niesamowicie długich rzęs i dała mi mały uśmiech. – Kochaj swoich bliźnich i tym podobne, nie?
Kiwnęłam i odpowiedziałam jej niepewnym uśmiechem.
- Tak, jasne.
Lauren tylko wzruszyła ramionami i wróciła do wycierania pomadki z policzka.
- Cokolwiek powiesz, Vicky.
Usłyszałam chrząkanie z przodu sali i obróciłam się, aby zobaczyć panna Banner’a gapiącego się na mnie z nastroszonymi brwiami.
- Jesteś gotowa do rozpoczęcia lekcji, Bello? – Trzymając stertę papierów, wykonał ruch dłonią w moją stronę. – Zamierzałem rozdać ten test teraz, ale twoja ważna konwersacja na pewno ma pierwszeństwo od wszystkich głupich ćwiczeń, które zaplanowałem.
Zarumieniłam się purpurowo.
- Przepraszam, panie Banner.
Chrząknął w odpowiedzi i zaczął rozdawać kartki.
Nie mogło być już bardziej żenująco, pomyślałam ze zmartwieniem, nim usiadłam na drewnianym krześle przy laboratoryjnym stole.
Teoretycznie tak mogłoby się stać, jeśli moje krzesło byłoby tam, gdzie je postawiłam.
Kiedy zaczęłam siadać, nie kłopocząc się zerknięciem za siebie, krzesło szybko czmychnęło do tyłu i skończyłam rozwalając się jak orzeł na brudnej podłodze sali biologicznej. Położyłam się tam oszołomiona i zapatrzona odurzająco w górne, fluoresencyjne światła. Moja głowa pulsowała od uderzenia, które właśnie przyjęłam od twardego linoleum. Zamknęłam oczy, pragnące, aby wywołane upokorzeniem nudności minęły.
Spadł na mnie cień. Podniosłam powieki i ujrzałam uśmiechające się do mnie głupawo Lauren i Victorię. Lauren wyglądała bardziej zjadliwie niż kiedykolwiek, ale szczęśliwy wyraz twarzy Victorii naprawdę mnie przestraszył. Jej oczy miały wrogi żar, a uśmiech, którym kipiała, niósł ze sobą ekstremalne usatysfakcjonowanie.
Jak to możliwe, żeby ktoś miał taką uciechę z ranienia innego człowieka?
- Ups. - Victoria uśmiechnęła się sztucznie, a słowo to wyszło z gadzim syknięciem. - To był wypadek.
Moje oczy podążyły za długim, platynowym krzyżem zawieszonym wokół jej szyi. Huśtał się do tyłu i do przodu jak święte wahadło, szydząc ze mnie.
Czemu kiedykolwiek kłopotałam się wybraniem właściwej drogi ? Nie zaprowadziła mnie ona nigdzie.
Poczułam przytłaczającą potrzebę płaczu. Lauren zachichotała, a dłonie zacisnęły mi się w pięści, natomiast paznokcie przecięły delikatną skórę mojej ręki.
Poprawka: właściwa droga doprowadziła mnie tutaj, leżącą twarzą do dołu przed moimi oprawcami niczym wycieraczka, o którą mogą wytrzeć swoje brudne buty. Mogłam poczuć formujące się w oczach łzy i obserwowałam drapieżny, szeroki uśmiech Victorii. Byłam tam, gdzie chciały, bym była.
Wreszcie pękłam.
Nigdy więcej, Isabello.
Miałam dość dawania tym dziewczynom nade mną władzy. Zbyt wiele lat w całym życiu spędziłam, ukrywając się, próbując nie narazić się na niebezpieczeństwo. Żadnego więcej zaprzeczania kim jestem lub czego chcę. Siła, której wcześniej nie znałam, łatwo opanowała moje wnętrze. Zamiast łez, które normalnie by się polały, zaczęłam się śmiać.
Śmiech wydostał się z miejsca, które dawno zamknęłam i z całą swoją siłą nadawał się do rozbiegu załadowanego pociągu. Śmiałam się głośno i hałaśliwie, nie dbając o reakcję innych ludzi w sali, którzy przez mój wybuch wydawali się oszołomieni. Uśmieszki Victorii i Lauren zbladły, a ich wyraz twarzy w reakcji na moją niespodziewaną odpowiedź na tę sytuację zmienił się na zmarszczenie brwi w zmieszaniu.
Zorientowałam się, że brzmię jak totalna wariatka, ale nie obchodziło mnie to. Choć raz chciałam czuć się lekko zwariowanie. Chciałam stracić kontrolę i być lekkomyślną. Chciałam być tym typem dziewczyny, jakie mogą śmiać się z ludzi, którzy próbują mnie złamać i zdołować. Chciałam być zdolna do znajdowania komizmu w trudnych sytuacjach. Moje dni płaczu są skończone.
Wstałam i oparłam ręce na gładkiej powierzchni ich laboratoryjnego stołu, przysuwając się wystarczająco blisko, żeby obie zaalarmowane szarpnęły się w tył. Mój śmiech wreszcie zanikał w niemy chichot i uszczęśliwiona uśmiechnęłam się do nich.
- Rozpoczynamy grę, panie - szepnęłam słodko, po czym wyszarpałam chusteczkę ze słabych rąk Lauren. - Tutaj, kochanie. Ominęłaś to miejsce. - Potarłam szorstko wymiętoszoną chusteczką jej usta, ścierając krzykliwy, czerwony błyszczyk, który zawsze upierała się nosić.
Chciałam to zrobić tak dawno temu... Kim ona myśli, że jest, miss Ameryki?
Kontynuowała gapienie się na mnie oczami szerokimi od szoku. Rzuciłam używaną chusteczkę na biurko i wdzięcznie wykonałam piruet, wygładzając dół spódniczki. Usiadłam na siedzeniu i wzięłam kartkówkę. Rzuciłam okiem w lewo i zauważyłam Tylera Crowley’a pokazującego mi potajemnie uniesiony w górę kciuk. W odpowiedzi szeroko się do niego uśmiechnęłam.
Chwyciłam długopis z torby i zaczęłam odpowiadać na pytania, czując mimo wszystko ogromny ciężar, który spadł mi na pierś. Nie mogłam się doczekać piątku, kiedy wreszcie spotkam się z Alice. Wymyślimy coś naprawdę przebiegłego - coś, co będzie mogło sprawić, że ta dwójka pomyśli, nim ponownie ze mną zadrze.
Te kretynki nie będą miały pojęcia, co je zaatakowało.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez rainbows dnia Czw 10:08, 01 Lip 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Czw 10:28, 01 Lip 2010 Powrót do góry

Dziękuje pięknie za rozdział! Nie sądziłam, że tak szybko się pojawi!
Jestem zadowolona z obrotu spraw, które wydarzyły się w tym rozdziale (pomijając brak spotkania Edward-Bella). Miło jest poczytać, że panna Swan nie uczestniczy w kolejnym wypadku, w którym jest popychadłem i pośmiewiskiem, bo oszalałabym, jeśli byłabym ''czytelniczym świadkiem'' kolejnego jej upokorzenia.
Kolejny punkt to Victoria - myślę, że jest jeszcze gorsza od Lauren. Samo kłamanie w żywe oczy nie jest w porządku, a co dopiero robienie ''psikusów'' po ewidentnej próbie bycia miłym. Renee jest... jak zawsze surowa, wprawdzie trochę ruszyły ją słowa córki, ale nie wygląda na to, aby jej reakcje stopniały. Coś mi się wydaje, że zawsze będzie surową matką. No i brak mi Edwarda! Zdecydowanie wymiana zdań pomiędzy Bellą a nim jest najciekawszym wydarzeniem w opowiadaniu, więc z niecierpliwością ich wyczekuje. Cicho proszę, aby kolejny chapik był szybko, bo czuję niedosyt (co w przypadku TCB jest normalne).

Pozdrawiam gorąco, dziękuje za tłumaczenie i fantastyczną betę!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:09, 25 Paź 2010 Powrót do góry

Szukam osoby chętnej do przejęcia tłumaczenia.
Jeśli znalazłaby się ktoś taki, to zapraszam na PW. To lub chomikowe :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
smilinggirll
Nowonarodzony



Dołączył: 14 Sty 2011
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:11, 22 Lut 2011 Powrót do góry

Oh... Czekam na rozmowę z Allie i ich plan ;P Z pewnością będzie szatański, jeśli Alicwe pomoże go wymyślic xD Oh... i czekam na kolejne spotkanie z Edwardem ;D Tern rozdział jest naprawdę rewelacyjny ;D Mam nadzieje, że opublikujesz niedługo następny rozdział ;D Pozdrawiam ; )


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin