FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Dilena - Moje szczęście Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
wymyślona
Wilkołak



Dołączył: 09 Kwi 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 21:48, 19 Lis 2009 Powrót do góry

Najpierw byłam przekonana, że to o Belli. Nie wiem, dlaczego - przecież Jake ją sobie w końcu odpuścił, a poza tym zauważyłam, że masz słabość do parowania go z Nessie. Dopiero przy "ciepłej dłoni" dopadły mnie jakieś wątpliwości, ale i tak nadal uparcie wierzyłam, że to o B. Laughing Wiem, że to dziwne. :P
Potem uśmierciłaś Jacoba, co mnie mocno zdziwiło. Nie spodziewałam się czegoś takiego, naprawdę. Plus za brak przewidywalności. Wink
Aż tu nagle padają słowa "wiem, mamo" ... WTF?! xD To mnie niesamowicie zaskoczyło. Mama Blacka? Wow... Gratuluję pomysłu, Dil. Pokazałaś nam coś, na co nie wpadła pani Szmejer i brawa dla Ciebie za to. Wink Oryginalność się ceni. Wink
Dobra, teraz przejdźmy do ogółu. Będę szczera: podobało mi się, ale nie zachwyciło. Przyznam też, że czuję niedosyt, bo wiem, że potrafisz lepiej, dużo lepiej - przekonałam się o tym, czytając Twoją pierwszą miniaturę i "La Push". One były wspaniałe, a ta po prostu dobra albo i bardzo dobra, zważywszy na pomysł.
Mignęły mi też jakieś niedociągnięcia techniczne - nieszczęsne przecinki i z raz lub dwa styl, ale nie chce mi się już przeszukiwać tekstu, przepraszam Rolling Eyes
Podsumowując: nie krytykuję, ale wychwalać pod niebiosa Cię tym razem nie będę. :P
Mam nadzieję, że wkrótce powrócisz z czymś nowym - najlepiej na miarę Wymyślonego, La Push albo pierwszej miniatury. Wink
Pozdrawiam i tradycyjnie weny życzę - .wymyślona.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:27, 23 Gru 2009 Powrót do góry

Dziękuję wszystkim za komentarze - nieliczne - ale są ;)

Jestem z typowo świątecznym tekstem, który wygrał pojedynek na TFF.
Dedykuję mojej przeciwniczce - Pernix :**


[link widoczny dla zalogowanych]


Twoje życzenie

Siedziałam w dużym, białym fotelu, w salonie Cullenów. Obserwowałam jak za oknem małe, niezdarnie, acz uroczo tańczące płatki śniegu, wirują tworząc obraz jakby żywo wyjęty z kalejdoskopu. Gdy byłam jeszcze człowiekiem nie zwracałam na nie większej uwagi. Oczywiście taka aura była dla mnie poniekąd nowością; w Pheonix nie uraczysz ani jednego dnia zimy w ciągu całego roku. Teraz jednak widziałam śliczne, śnieżne gwiazdki w ich prawdziwych barwach; mieniły się od prawie przeźroczystych poprzez bladoróżowe do ciemnofioletowych. Współgrały ze sobą idealnie, mogłabym porównać ten widok do pokazu sztucznych ogni w sylwestrową noc, ale byłoby to ogromnym niedopowiedzeniem. Tak jakby natura miała swój własny plan i styl bycia, któremu człowiek nigdy nie dorówna, nawet swoimi największymi wysiłkami.
- Mamo, zobacz! – zawołała Nessie, wychylając się zza pleców Jacoba. Rzecz jasna nie powiedziała nic więcej, tylko podbiegła do mnie i pokazała o co jej chodzi. Dosłownie. Edward i Emmett wracali z polowania. Byłam tak zajęta obserwowaniem piękna natury, że zapomniałam o własnym mężu. Zaśmiałam się pod nosem. Od czasu mojej przemiany zdarzało mi się skupiać na błahostkach. Pomyślałby kto, że podobno miałam być bardzo rozproszona i podatna na wszystkie otaczające mnie bodźce, ale cóż, trzeba przyznać, że pod wieloma względami jestem po prostu inna niż moja rodzina.
- Pyszne te ciastka, Bella, dzięki! – Seth wpadł do salonu niczym torpeda, trawiąc jeszcze ostatnie kęsy muffinek. Bardzo zmężniał przez ostatni rok. Mogłabym nawet pomyśleć, że pozycja w sforze wpływa jakoś na wygląd fizyczny u wilków – odkąd Jacob spędza cały swój czas z moją córką, Cleawater czuje się odpowiedzialny za ich, małą watahę choć między Bogiem, a prawdą oficjalnie przysłowiową betą została Leah.
- Bardzo możliwe. – Edward wszedł do pokoju i pocałował mnie w policzek. – Z tymi wilkami to nigdy nic niewiadomo – dodał z uśmiechem.
- Hej! To o mnie ta mowa? – zapytał Jake, któremu Nessie liczyła właśnie włosy na głowie.
- Co tam u mojej ulubionej bratanicy? – Emmett podniósł małą wysoko w górę i zaczął podrzucać. Szczerze, to zachowywał się jak zupełny wariat i gdybym była jeszcze człowiekiem, to pewnie szalałabym z nerwów, że ją upuści, ale teraz miałam pewność, iż w razie zagrożenia sama zdążę pomóc.
Perlisty niczym drobne dzwoneczki śmiech Nessie przypomniał mi o pewnym wydarzeniu…

- Czekamy na waszą decyzję – rzekł odważnie, a wręcz bojowniczo Edward.
- To chyba oczywiste, ona za dużo o nas wie – prychnął Kajusz.
Spoglądałam nerwowo to na Volturi, to na Cullenów.
- Nie podejrzewałem Carlisle’a o taką głupotę – dopowiedział jakby znudzony trzeci z przywódców.
Alice warknęła cicho, co rozbawiło małą i śliczną Jane…


- Bella? Co się tak zamyśliłaś? Chyba mi nie powiesz, że wspominasz nocne czytanie Szekspira na role z moim braciszkiem, co? – Emmettowi jeszcze nie znudziły się żarty na temat mojego pożycia seksualnego w małżeństwie. Przez jakiś czas wstrzymywał się z tego typu docinkami, ale już przestałam być nowonarodzonym wampirem co czyniło go na powrót najsilniejszym w rodzinie.
- Powinienem iść – powiedział Seth.
- Tak szybko? – zdziwiłam się. Zwykł przesiadywać u nas do późnego wieczora, przeważnie zajmując mojego męża „ciekawymi” opowiastkami o nowościach technicznych.
- No wiesz, jutro w końcu Boże Narodzenie, muszę pomóc w sprzątaniu.
- Masz dla mnie prezent – oznajmiła słodko Nessie, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
Seth posłał poirytowane spojrzenie Jacobowi, a ja zaśmiałam się cicho. Jake był świetnym opiekunem dla mojej, jeszcze niedorosłej, córeczki, ale przez wpojenie mówił jej o rzeczach, o których nie powinna mieć pojęcia.
- Dobrze, że nie powiedziałem Panu Papli, co to jest.
- Lubię niespodzianki – odrzekła radośnie.
Seth podszedł do małej i nieśmiało zaczął się tłumaczyć:
- Wiecie, to nic drogiego…
Chłopak zdecydowanie się zmieszał, a nie powinien. Z drugiej strony jako jedyny wiedział co ja i Edward przygotowaliśmy dla naszej córeczki, a tego nie można było określić mianem taniego. Był to dziecięcy skuter w zestawie z kaskiem i nakolannikami. Początkowo mój mąż nie chciał zgodzić się na tego typu prezent, bo uważał go za wielce niestosowny i nieodpowiedzialny, ale podczas jednej z dyskusji zdjęłam z siebie tarczę i przypomniałam mu sytuację z motorami i La Push. Poza tym czy w przypadku naszego dziecka można było kierować się jakimikolwiek stereotypami?
- Wspaniała – podsumowała Renesmee. Wyjęła z niezdarnie zapakowanego pudełka lampkę ze światłem ultrafioletowym, z dołączonym starannie, własnoręcznie zrobionym włącznikiem i pokrętłem do ustawienia częstotliwości.
- No to lecę, wesołych świąt, jakbyśmy się nie widzieli.
- Nie obiecuj, młody – przedrzeźniał Setha, Jake.
Westchnęłam. Tylko moje dziecko było na tyle rozumne, żeby mogło się cieszyć z takiego prezentu. Normalnie dziewczynka w wieku niecałych trzech, opcjonalnie ośmiu lat, powinna dostać zabawkę albo jakąś ładną bluzkę…

- Ona była w moim domu, Alice! Nie odpuści, rozumiesz? – krzyczałam na przyjaciółkę. Miałam pozwolić, żeby wszyscy ryzykowali życiem z mojego powodu?!
- Bella, posłuchaj. Nie jesteśmy bezbronnymi dziećmi, nie wiem dlaczego tak panikujesz. Poczekasz na Edwarda i już. Victoria do ciebie nie dotrze, nie narazisz małego wilka, bądź spokojna. Już mój braciszek zajmie się tą suką...


- … dlatego biedny Emmett zmartwił się nieobecnością niedźwiedzi.
Wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem. Dołączyłam do nich dla niepoznaki, ale Edward posłał mi ukradkiem pytające spojrzenie. Mrugnięciem oka dałam mu do zrozumienia, że opowiem wszystko w domu. Mąż – kiedyś bałam się tego słowa, teraz jestem dumna, że mogę nazywać nim, kogoś tak wspaniałego.
- Jacob, a ty co chciałbyś dostać na święta? – spytała Nessie.
- Dezodorant dla twojej mamy – zażartował, a w chwilę później salon wypełnił się pierzem, gdyż Edward zdążył wymierzyć w stronę wilka poduszkowy cios, jeszcze zanim ten skończył mówić. Po kilkunastosekundowej głupawce, która ogarnęła wszystkich włącznie ze mną, pierwszy odezwał się Edward, który – jak przystało na normalną rodzinę – odpowiadał na pytania, zadane przez naszą córkę w myślach:
- Chciałbym, że ulepszyli ostatni model Vanquisha. Ten mój ma jeszcze pewne niedociągnięcia.
- Wujku?
- Skarbie, wujo sprawdza właśnie ważne rzeczy w Internecie, poczekaj.
Edward zaśmiał się cicho. Renesmee zasłoniła swoim, małym ciałkiem ekran komputera i ze śmiertelnie poważną miną stwierdziła:
- Wyniki Ligi Mistrzów nie powinny być ważniejsze od rodziny, mam rację?...

– Nic nie jest ważniejsze od was – szepnął mi do ucha Edward, kiedy błagałam go, żeby nie narażał się na niebezpieczeństwo w walce z Volturi.
- Nie rozumiesz, że ja bez ciebie nie istnieje? Jesteśmy jak jedność. Nie możesz…
Chwycił moją twarz i spojrzał prosto w oczy:
- Nie zrobię nic ponad to, co powinienem.
Przytulił mnie mocno, a jego słowa odbiły się echem w mojej głowie. Wiedziałam co ma na myśli. Chciał mi powiedzieć, że teraz nie jesteśmy sami, że powinniśmy walczyć o przetrwanie nie tylko dla siebie, ale i dla naszej córki. Kochałam swoje dziecko najmocniej jak tylko potrafiłam. Moje zimne serce pękało z bólu…


Renesmee podbiegła do mnie i pokazała swoje życzenie. Ona, Edwarda, Jacob i ja przy choince. Chciała rozumieć święta, chciała poczuć wyjątkowość tego czasu. Pogłaskałam ją po twarzy. Mój mąż, ojciec naszego dziecka podszedł do białego fotela i objął nas obie. Nessie mrugnęła do Jacoba – w ten sposób zwykła go wołać. Coraz bardziej zadziwiała mnie więź między nimi. Black był moim przyjacielem od zawsze, ale to co łączył go z Renesmee zdawało się być o stokroć silniejsze, prawdziwsze.
- Tak jest, mała księżniczko – rzekł i wstał, idąc w naszym kierunku. Wiele razy prosiłam, żeby nie nazywał tak Nessie – nie chciałam, żeby była rozpieszczonym dzieckiem, ale na to już o wiele za późno. Dla nasz wszystkich była małą księżniczką. Podskoczyła i w chwilę później Jacob już nosił ją na rękach, kręcąc się jak karuzela po salonie.
- Mamo, a twoje życzenie? – spytała nagle.
Wszyscy zwrócili oczy w moją stronę.
- Moje życzenie już się spełniło.


Bardzo ładnie prosze o komentarze :-)

Wszystkich życzę radosnych świąt, a tym, którzy takich nie będą mieli siły na to, żeby móc zatonąć w marzeniach.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dilena dnia Śro 22:30, 23 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Śro 23:53, 23 Gru 2009 Powrót do góry

Odnośnie Twoich życzeń.

Bardzo podobał mi się początek. Jest to ta część, która wiele osób przyprawia o dreszcze – mowa o rozbudowanym opisie drobiazgu, ale mnie to porusza. Sama lubię się w takie rzeczy bawić, więc z uśmiechem przyjmuje te zabiegi u innych. Jednak pojawiły się zgrzyty:

Cytat:
Siedziałam w dużym, białym fotelu, w salonie Cullenów. Obserwowałam jak za oknem małe, niezdarnie, acz uroczo tańczące płatki śniegu, wirują tworząc obraz jakby żywo wyjęty z kalejdoskopu.


Za duże epitetów. To, czy fotel jest biały, czy duży, nie ma bezpośredniego wpływu na historię, a w miniaturce takie naciągnięcia są nieprzyjemne. To samo tyczy się płatków śniegu – „małe” były już nadużyciem, szczególnie w obliczu naćkania przymiotników w okolicy fotela. Jeżeli ja się czepiam przegadania, to naprawdę musi być coś nie tak.

Nie bardzo rozumiem ideę retrospekcji w tym tekście. Bella przypomina sobie starcie z Volturi i rzecz łącząca te dwa zdarzenia to zima. Dlaczego Bella myśli o jakiejś traumie sprzed kilku lat, zamiast cieszyć się świętami spędzonymi z rodziną? Wyszłaś ładnie od refleksji, która mogła być w jakiś sposób pociągnięta, ale dalej za bardzo skupiłaś się na opisie wydarzeń i myśli bohaterki gdzieś Ci uciekły. Brakowało mi jakiegoś punktu zawieszenia, klamry spinającej całość. No… i naprawdę nie lubię postaci Renesmee, ale na to już nic nie poradzisz.
Dobrze zapowiadał się wątek z mrugnięciem oka, jako zwykłym znakiem dla Edwarda. To była szansa na pokazanie swoistej więzi między nimi, ale ważniejsze okazało się wyświechtane przytoczenie żartu o pożyciu seksualnym (tudzież jego braku) w Edwardowym łożu, oczywiście autorstwa Emmetta. Po początku mam wrażenie, że stać Cię na coś o wiele lepszego. Nie potrzebujesz takich tanich chwytów, żeby się przebić, wystarczy to sobie tylko uświadomić.
I jeszcze w kwestii potknięć:

Cytat:
Cleawater czuje się odpowiedzialny za ich, małą watahę choć między Bogiem, a prawdą oficjalnie przysłowiową betą została Leah.


Bez przecinka przed „a”. I „przysłowiowa beta” trąci błędem językowym. Nie rozumiem upodobania do tego określenia, nie jest ani zgrabne, ani szczególnie poetyckie, wręcz przeciwnie – dodaje tekstu ciężkości. Najlepiej byłoby je pominąć.

Cytat:
Przez jakiś czas wstrzymywał się z tego typu docinkami, ale już przestałam być nowonarodzonym wampirem co czyniło go na powrót najsilniejszym w rodzinie.


Przecinek przed „co”.

Cytat:
- Chciałbym, że ulepszyli ostatni model Vanquisha.


A nie miałoby być „żeby”?

Ogólnie rzecz biorąc, gdyby przyszło mi głosować, wybrałabym miniaturkę Pernix, bo podeszła do tematu świąt z zupełnie innej perspektywy. Ty poszłaś poniekąd na łatwiznę, ona wybrała trudniejszą ścieżkę i niestety nie zdążyła dojść na czas. A szkoda. Jednak tekst udany, chociaż muszę napisać to samo, co napisałam Pernix – tematyka zupełnie do mnie nie trafia.

Pozdrawiam,
R.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:38, 24 Gru 2009 Powrót do góry

Rudaa, dzięki za komentarz.
Kilka osób już mnie o to pytało, więc postaram się odpowiedzieć.
Dlaczego Bella wspomina? Bo jeszcze nie do końca radzi sobie z byciem wampirem - tym zwykłym - nie nowonarodzonym i jej myśli uciekąją, za bardzo skupiając się na detalach i wracając do przeszłości. Jednak w jakiś sposób jest to chronologiczne; najpierw jest wizyta w Volterze w KwN, później bitwa w Zaćmieniu, na końcu ostateczne starcie (jeśli to wogóle można nazwać starciem) w Przed Świtem.
Emmett? Nie zamierzałam robić z niego taniego chwytu, ja po prostu kocham tę postać ;)

Może masz rację co do opisów, jak już minie mi szał na święta, to porządnie się zastanowię i postaram wyciągnąć wnioski, co mogło być lepsze.
Natomiast jeśli chodzi i tematykę, nie mogłam się powstrzymać, tak to czułam i nie żałuję, już mówiłam o tym Pernix, nawet jeśli ktoś miałby zarzucić mi nadmiar słodyczy; nic na to nie poradzę, ten czas tak na mnie działa.

A i jeszcze, Rudaa, widziałam, że pisałaś Pernix, że lepiej wypadłaby w narracji trzecioosobowej, ale wymogiem pojedynku byla pierwszoosobowa.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:56, 24 Gru 2009 Powrót do góry

Obiecałam, że skomentuję dzisiaj, więc to właśnie robię :) Już podczas pojedynku wypowiadałam się na temat tej miniaturki, ale dziś zrobię to bez porównywania z tekstem Pernix oraz trochę swoją opinię rozbuduję, że tak powiem ;)

Twoja miniaturka ma cudowny, rodzinny i świąteczny klimat. Czytało się ją naprawdę przyjemnie i z uśmiechem na twarzy. Przynajmniej ja tak miałam. Chciałabym spędzić tak miło święta z kochającą rodzinną i w spokoju. No ale cóż... nie wszystkim jest to dane ;) Mniejsza o to.
Mamy tutaj typowych bohaterów - opiekuńczy i rozbrajający Jacob, urocza Nessie, która jest rozpieszczona przez rodzinę, Bella, która ma problemy z przyzwyczajeniem się do swojego nowego życia, wspominająca stare dzieje, no i Edward... A i jeszcze Emmett ze swoimi żarcikami i energią :) Ojj, znów muszę powiedzieć, że lubię Twojego Emmetta i nic na to nie poradzę :P
Podobają mi się te wspomnienia Belli. Święta to też czas refleksji, nie tylko czas radowania się i śmiania. Trzeba trochę porozmyślać. Tym bardziej miała Bella do tego prawo, gdyż jej życie w ostatnim czasie mocno się zmieniło.
Zapomniałam wspomnieć postaci Setha. W Twojej miniaturce jest właśnie taki jakiego go sobie wyobrażałam. Brawa dla Ciebie :)
Mi się podobały dokładne opisy, bo sama takie tworzę, co chyba doskonale wiesz. Więc i Twoje bardzo mi się spodobały.
No i końcówka była ładnym podsumowaniem rozmyślań Belli. Naprawdę mi się spodobało.

No niedługo czeka nas pojedynek, a ja już wiem, że na pewno z Tobą przegram :lol: Tekst cudowny, świąteczny, ciepły i idealny na ten czas :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Czw 20:38, 24 Gru 2009 Powrót do góry

Dileno, dziękuję za dedykację.

Cieszę się, że się podzieliłyśmy. Ty dałaś - słodkie, świąteczne ciasteczko, a ja dołożyłam trochę dziegciu. Myślę, że podwójnej sielanki nikt, by nie wytrzymał! :D Niestety nie dla każdego święta są takie miłe i rodzinne, ale zdecydowanie taki klimat jest bardziej w atmosferze. Mało kto chce czytać też o smutku w taki czas.
A teraz coś bardziej do Twojej miniaturki. Subiektywnie ją oceniam - jako przeciwniczka - mam na początek kilka słów do doboru postaci. ;)
Edward, Bella i Reneesme - to bajka nie dla mnie. Jeśli wybrałabym te postacie, to napisałabym o nich bardziej drapieżnie. Nie przepadam też za Emmettem żartownisiem, chyba że są to inteligentne dowcipy.
Gdybym oceniała ten pojedynek z boku, sielanki bym nie wybrała.
Co do stylu. Jak już wcześniej pisałam przy pojedynku Susan - jest coraz lepiej! Nawet, jak sama wiesz, myślałam, że to nie Twój tekst, a Susan! W trzecioosobowej narracji jest Ci zdecydowanie do twarzy! Dlatego byłam niepocieszona, że zaproponowałaś narrację pierwszoosobową, ale i w tej radzisz sobie coraz lepiej. Mini była przyjemna do czytania, ale jak większość nie widziałam sensu dodania tych retrospekcji - nawet po Twoim wytłumaczeniu.
Z takich kwiatków, które bardzo mnie ubodły to:
Muffinki - są babeczkami, a nie ciastkami. A to troszkę coś innego.

Cytat:
- Pyszne te ciastka, Bella, dzięki! – Seth wpadł do salonu niczym torpeda, trawiąc jeszcze ostatnie kęsy muffinek.


Seth nie mógł trawić tych ostatnich kęsów, bo ten proces rozpoczyna się dopiero w żołądku. Mógł je co najwyżej połykać lub pochłaniać. ;)
Jakieś tam małe niedociągnięcia były w zakresie gramy i interpunkcji, ale u mnie też, a że są święta - nie będę nic więcej mówić.
Życzę, by wena nadal się Ciebie trzymała.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:19, 12 Sty 2010 Powrót do góry

Mini pojedynkowa troszkę przedłużona, mam nadzieję, że teraz wszystko będzie jaśniejsze :)

Dziękuję Susankowi za pojedynek i gratuluję wygranej :**
Dziękuję także wszystkim oceniającym.

Dedykuję Pernix, z nadzieją, że udało mi się uzupełnić lukę Wink

Beta: Susie ;*

Zmiana

Jesienna noc w domu Cullenów. Alice, Rosalie i Bella polowały razem, Nessie została u Charliego w Forks, a Esme i Carlisle wyjechali na trochę, żeby pobyć tylko we dwoje.
Męski wieczór: tylko Jasper, Emmett i Edward.
Wszyscy trzej panowie milczeli już ponad godzinę.
Najstarszy z nich wiedział, co czują dwaj pozostali. Najmłodszy najchętniej zniknąłby z powierzchni Ziemi albo przynajmniej teleportował się jak najdalej od miejsca swojego zamieszkania. Natomiast średni z braci przeżywał właśnie najgorsze chwile w swoim życiu.
Jasper miał ochotę zapytać Edwarda: dlaczego?
Chciał się nad nim poznęcać, tak samo jak ten robił to przez ostatnie kilka tygodni każdemu w rodzinie. Jasper chciał, ale nie potrafił. Jak na ironię, z radia popłynęły właśnie słowa:

Brother, brother, brother
No matter who's right and who is wrong
I just want you to know my love is still strong…
*

Wampir – jakkolwiek nie emanował stoickim spokojem na co dzień – dał się ponieść impulsowi.
- Dlaczego chcesz zostawić Bellę?
Edward spojrzał w górę. Wyraz jego twarzy przypominał minę skazanego na śmierć, na chwilę przed wyrokiem. Ręce mu się trzęsły i nie potrafił odpowiedzieć na zadane pytanie, bo nie mógł nawet przyjąć do wiadomości tego o czym myślał.
Więzi, które łączyły braci Cullenów były niezwykłe. Każdy oddałby życie za drugiego. Tego uczucia nie można było porównać do ludzkich, męskich przyjaźni, bo byłoby to ogromnym niedopowiedzeniem. Bracia w najsilniejszym znaczeniu tego słowa.
Wokalista w radiu nadawał całej sytuacji swoistego rytmu:

Brother, older brother
You told me you broke up with your wife
There's been so much suffering in your life…


- Dlaczego? Co złego zrobiła? – drążył Jasper.
W Edwardzie biły się honor i niechęć, miłość i odraza, przyszłe szczęście i zabijająca rutyna.

Brother, brother, brother
Your baby girl has her mother's eyes
With the love of you both he'll be strong and wise…


- On nie chce zostawić Belli, tylko Nessie – rzekł niespodziewanie milczący dotąd przez te wszystkie dni Emmett.
- Nie… Prawda?
- To było dla mnie jasne od dłuższego czasu. Myślę, że twoja żona też coś podejrzewa, ale pewnie podobnie nietrafnie, jak Jazz – dokończył.
- Tak, tak – odrzekł Edward. – To nie tak, że nie próbowałem. Naprawdę chciałem ją pokochać. Naprawdę się starałem! Ale ona prawie zabiła Bellę, a teraz… Teraz jest taka… idealna. To nie może być dobra droga dzieciństwa i dorastania. Nie jestem w stanie jej zapewnić tego, czego potrzebuje i mieliśmy tego przykład, kiedy przybyli Volturi…
Do tego całe to wpojenie – ostatnie słowo wypowiedział z widocznym obrzydzeniem.
- Chyba żartujesz? Te wymówki są żałosne… - Emmett zerwał się z kanapy, ale zatrzymał go Jasper.
- Nie o to chodzi – powiedział. Nawet nie próbował uspokoić brata, bo ten mógłby to zauważyć, chociaż zważywszy na to, że przez kilka ostatnich tygodni był całkowicie wyłączony i nawet nie reagował na myśli innych; choćby ci krzyczeli, prawdopodobieństwo było znikome.
Słońce już wschodziło, lada chwila córka Cullenów miała wrócić do domu.
- Dlaczego ona ma tyle genów co wilkołaki? – wycedził zrozpaczony Edward. Jasper wyczuł, że jest na skraju szaleństwa i paranoi.
- Musisz powiedzieć Belli. Dzisiaj.


******


Nad Forks zaszło już słońce. Późne, jesienne popołudnie nie różniło się niczym szczególnym od dnia wczorajszego. Po twarzach przechodniów spływały krople deszczu, starsi mieszkańcy miasteczka wracali właśnie z zakładów prac do domów, młodsi bawili się, skacząc w kałużach, a nastolatki w ciepłych pokojach rozmyślały o swoich pierwszych miłościach.
Tak, z pozoru ten dzień nie różnił się od wczorajszego, jednak nikt z zabieganych ludzi nie pomyślałby, że kilka kilometrów dalej, w lesie przy rezerwacie La Push, jedna z mieszkanek Forks, uwielbiana przez wszystkich córka komendanta Swana, stoi przed najważniejszym wyborem w swoim życiu.

Bella stała, wpatrując się na zmianę w swoje męża i przyjaciela. Jeśli wzrok Edwarda mógłby się zmaterializować przypominałby teraz parę długich, niebezpiecznych ostrzy, natomiast Jacob Black skutecznie przybrał pozycję zobojętnienia niemal malując przed sobą tarczę, przez którą byle gniew nie mógłby przeniknąć. Wszyscy troje spędzili w tym lesie już ponad godzinę, nie odzywając się ani słowem, ale nie trzeba było posiadać umiejętności Jaspera, żeby wiedzieć, co czują.
Ból. Wściekłość. Pewność siebie.
Jeszcze kilka tygodni temu mogłoby się wydawać, że między nimi wszystko się ułoży, że człowiek stworzony z miłości wampira i zwykłej nastolatki, zmieni chory trójkąt miłosny rodem z horroru w wizję przyszłej, szczęśliwej rodziny, szczególnie naznaczonej odrobiną magii w czystej postaci. Wpojenie zniewoliło, ale dało radość. Wilkołakowi, dziecku i matce.
Edward Cullen poruszył się niespokojnie, nareszcie gotowy wypowiedzieć słowa, które bolały, jakby każda głoska rodzona była w cesarskich cięciach:
- Nie chcę jej – wycedził i spuścił wzrok. Gdyby mógł płakać, na pewno teraz był na to odpowiedni moment. Czuł się upokorzony przez samego siebie, niewarty miłości, jaką był obdarzany, a nade wszystko wściekły, bo oddawał wszystko co kochał młodemu, nieodpowiedzialnemu wilkołakowi, a jednak nie umiał postąpić inaczej, nie potrafił.
Na twarzy Belli widniały rozpacz i ból.
- Nie chcesz? – spytała cicho w nadziei, że mąż w bezczelny sposób z niej żartuje. Na początku, kiedy Jasper powiedział jej o wszystkich emocjach targanych Edwardem, myślała, że to jej wina – fantazjuje, bo nie radzi sobie z nowym życiem. Niestety wampirza egzystencja nie miała luk, którymi chciała na siłę wypełnić to odrzucenie, nie pozostawiała żadnych wątpliwości – to koniec.
- Zostań ze mną – wyszeptał Edward, po czym w geście rozpaczy upadł na kolana i uchwycił stopy swojej żony. Ta stała i milczała. Jacob Black cierpliwie czekał, bo mimo że był nieodłączną częścią tej sytuacji, chciał podarować wampirowi ostatnią chwilę z Bellą. W ten sposób mógł ostatni raz poczuć jej zapach, ostatni raz dotknąć aksamitnej skóry i zapamiętać ją na wieczność. Wieczność cierpienia.
- Odejdź – odparła nagle. – Zostaw – dodała, lekko kopiąc wampira, tak, że osunął się kilkadziesiąt centymetrów dalej, po czym podeszła do swojego przyjaciela.
- Nareszcie – rzekł Black i objął Bellę ramieniem, odwracając się w stronę ścieżki prowadzącej do domu Billy’ego.
Wampirzyca nie obejrzała się za siebie. Miłość większa od tej, którą oferował jej Edward, dodawała sił. Jednak w tej chwili w pełni zrozumiała i poczuła niesamowite zwielokrotnienie odczuwania emocji związane z przemianą. To, co czuła, kiedy Cullen zostawił ją po raz pierwszy było niczym w porównaniu do histerii, która teraz targała całym nieśmiertelnym ciałem niewinnej dziewczyny. Strach, jaki zawładnął nią, gdy myślała, że ukochany będzie walczył z żadną krwi i śmierci Victorią wydawał się w ogóle nigdy nie istnieć. Bitwa z Volturi? Nic.
Jacob chwycił przyjaciółkę, bo ta zsunęła się na nogach i upadła. Spanikowany postanowił przyspieszyć kroku z Bellą na rękach i skontaktować się z doktorem Cullenem. Nigdy wcześniej nie widział, żeby wampir się przewrócił.
Edward zawył cicho i żałośnie, a ten dźwięk podziałał na jego żonę, jak płachta na byka. Black nawet nie zorientował się, w którym momencie Bella zdążyła się podnieść, a teraz już stała nad Cullenem i dyszała ciężko. Ten podniósł wzrok.
- Nigdy więcej nas nie zobaczysz – usłyszał, a nadzieja w jego oczach zgasła szybciej niż się tam pojawiła. Bella przemyślała wszystko.
Wtedy była słaba.
Wtedy była nic nie warta.
Wtedy była człowiekiem.

- Błagam…
- Nie – odparła i tym razem dumna ruszyła przed siebie, zostawiając żałośnie wyglądającego Cullena za sobą.
Jacob Black przeczuwał coś złego.
- Spokojnie, Jake. Chodźmy, to koniec.
Posłuchał, ale dziwne przeczucie nie dawało mu spokoju, więc obejrzał się do tyłu.
Edwarda nie było.
Instynktownie przemienił się w wilka, by po sekundzie otrzymać potężny cios w kark. Jednak Cullen zaatakował. Szlachetność wypracowana tak gorliwie przez ponad sto lat, uleciała razem z pierwszą, prawdziwą porażką. Wilcza postać Jacoba przeleciała kilka metrów i finalnie uderzyła o drzewo. Resztkami sił podniósł głowę, napotykając wzrok Belli.
Wampirzyca całymi siłami, dopingowanymi furią, uderzyła męża i jednym niesamowicie szybkim ruchem doskoczyła do zmiennokształtnego.
- Jake! – zawołała. – Żyjesz? Jake!
Black nie chciał żeby się martwiła, ale przymknięcie powiek było jedynym odruchem, który mógł teraz kontrolować.
- Edwardzie, odejdź, zanim zniszczysz wszystko – powiedziała do pustej przestrzeni.
Przykucnęła i utuliła wilkołaka.

- Carlisle jest cudotwórcą – powiedziała Bella.
- To raczej moje magiczne zdolności, a nie leki. – Jacob uśmiechnął się. – Szkoda, że przez niego nie możesz spotkać się z nikim z Cullenów. Przykro mi, naprawdę – dodał i chwycił zimną dłoń przyjaciółki.
- Niczego nie żałuję – usłyszała aksamitny szept.

Z pozoru tamten dzień nie różnił się od innych. Tylko czy deszcz znowu padał z taką sama częstotliwością? Czy starsi mieszkańcy Forks wracali z pracy w takim samych humorach jak wczoraj? Czy dzieci bawiły się w te same zabawy? Czy nastolatki myślały o tej samej osobie, co poprzedniego wieczora?
Jedno jest pewne – Bella Swan dokonała wyboru, którego nigdy nie pożałuje.
Wycierpiała wiele, ale nigdy nie potrafiła zrozumieć dlaczego Edward nie chciał małej, słodkiej Nessie, kiedy ona - Bella była gotowa oddać temu dziecku własne życie. Dlaczego ten wspaniały i szlachetny wampir postanowił porzucić własne dziecko i jak na Boga mógł prosić Bellę, żeby zostawiła córkę, tak jak on. Po narodzeniu Renesmee wydawało jej się, że kocha ich tak samo mocno, dzisiaj wiedziała, że to bzdura. Żadna miłość nie będzie tak silna jak ta matki do dziecka.
Już wiedziała, że nie spędzi wieczności z pięknym niczym grecki bóg, Edwardem. Wieczność będzie cudowna, bo przez nieskończoność czasu będzie miała u boku przyjaciela i wiele razy usłyszy wypowiedziane przez ukochaną osobę „mamo”.
Tak, ten jeden wieczór odmienił życie Belli Swan.


* Brother, brother Pana Z Avataru :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dilena dnia Wto 22:24, 12 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Twillen
Człowiek



Dołączył: 04 Gru 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: California Dream=)

PostWysłany: Śro 17:49, 13 Sty 2010 Powrót do góry

Zaledwie chwilę temu czytałam miniaturkę niobe, w której przedstawiła Edwarda jako wspaniałego ojca dla Renesmee. Teraz przeczytałam twoją miniaturkę i... zmartwiałam. Jedna postać, dwie osoby, dwa różne punkty widzenia... Hm. Koniec filozofii. Ale nie jestem pewna, czy nie wpłynie to na mój komentarz...
Edward nie kocha córki. Edward rozstaje się z Bellą. Edward atakuje Jacoba. Nie podobuje.
Bella zostaje z córką. Ujdzie.
Pomysł oryginalny, ciekawy, wykonanie (oczywiście) bardzo dobre, jednak zachwycona nie jestem.

Peace (and chocolate) for everyone!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:49, 13 Sty 2010 Powrót do góry

Dil moja kochana Smile

Po pierwsze dziękuję za bardzo wyrównany pojedynek. Do samego końca byłam pewna, że wygrasz. Zresztą nie będę może opowiadać o naszych "kłótniach", które tego dotyczyły Laughing Ale dobra, mniejsza o to Wink

Od razu na wstępie powiem Ci, że bardzo mi się podobało.
Muszę jednak przyznać, że z dodanym fragmentem podoba mi się o wiele bardziej. Tekst wiele zyskał dzięki niemu Smile
Rozmowa braci Cullenów niezwykle przypadła mi do gustu. Była dość krótka, lecz wyczuwało się w niej napięcie i dużo emocji. No i piosenka jeszcze bardziej podkreśliła atmosferę tej sytuacji.
Muszę przyznać, że zdziwiło mnie, że Edward nie chce Nessie. A jego tekst: "Nie chcę jej" sprawił, że na moim całym ciele pojawiły się ogromne dreszcze. Naprawdę rzadko się zdarza, żebym przy czytaniu miała ciarki, dlatego należą Ci się ogromne brawa.
Kreacje Edwarda i Belli mnie urzekły. Edek nie chce Nessie, błaga Bellę by z nim została, a ta go odrzuca, odchodzi z Jacobem. Walka między chłopakami. Znów ciarki. Dil, ja normalnie z Tobą nie mogę! Laughing
Zdenerwowałam się, że Edward jeszcze zrobi jakąś większą krzywdę Jacobowi, ale na szczęście się myliłam. Nie było aż tak źle Wink
Podoba mi się wybór Belli i jej miłość do dziecka.
Kurcze, świetna ta Twoja miniaturka. Wyzwoliła u mnie bardzo dużo emocji, serio.
Jak ja się cieszę, że powstały pojedynki, bo wraz z nimi na forum przybywa dużo świetnych tekstów. Na przykład ta oto Zmiana Smile
Gratulacje, Dil :* Kocham :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:16, 25 Sty 2010 Powrót do góry

Mini pojedynkowa, obita przez Rudą, acz nie umarta xD
Jestem z niej zadowolona i mam nadzieję, że skomentujecie :) Wprowadzone małe zmiany - logiczne Laughing

I chciałabym jeszcze zaznaczyć, że Lantos to postać wypożyczona z książki, nad którą w tej chwili pracuje, dlatego w całości należy do mnie!

A, cóż - zadedykuję - Trusiaczkowi za dzisiejszą rolę TurnoDymoMana ;**


Wampir Kajusz – Początek


Dostojny jegomość w długiej, czarnej pelerynie stał przodem do okna i wpatrzony w niezgłębioną ciemność cudownej krainy Toskanii, wspominał z utęsknieniem swojego dawnego rywala. Tak, rywala. Robił to ilekroć zmęczony wieczną egzystencją, dochodził do wniosku, że już nigdy nie będzie walczył.
Mógł zabijać. Mógł nienawidzić. Mógł się znęcać.
Jednak do końca świata, o ile ten nastąpi, nie stanie twarzą w twarz z godnym siebie przeciwnikiem.

Walcz w pierwszej bitwie, wygraj pierwszą wojnę.*

Mężczyzna zaklął szpetnie pod nosem i szybkim, zamaszystym ruchem odrzucił za siebie pelerynę, co w efekcie sprawiło, iż wyglądał przez chwilę jak legendarny hrabia Drakula. Czerwone oczy, trupio-biała, prawie kredowa cera, dostojny ubiór i wyraz najwyższej pogardy goszczący na jego nieśmiertelnej twarzy.
Zbiegł po kamiennych schodach, mijając stare zbroje rycerskie, otworzył drzwi do głównej sali bankietowej, nawet nie oglądając się na pozostałych.
Z niezauważalną dla ludzkiego oka prędkością, Kajusz opuścił zamek i udał się tam, gdzie niegdyś dokonał swojej egzystencji.

Dzisiaj wszystko wyglądało inaczej; po Forum Romanum zostały tylko gruzy, fontanna Di Trevi odnowiona zmieniła się i przez ludzką rękę nie odcisnął się na niej ząb czasu, Koloseum – wielkie Koloseum, niczym nie przypominało dawnej świetności.
Wampir zaśmiał się pod nosem. Gdyby tylko ludzie wiedzieli to wszystko, co on. Nie wypisywali by w podręcznikach do historii, że wzgórza Palatynu i Kapitolu były tylko osłoną dla antycznych wojsk, czy tego, że wraz z nadejściem nowożytności centrum Rzymu stało się jedynie zabytkiem.
Kajusz przystanął na chwilę i w zadumie westchnął ciężko, po czym wyjął z kieszeni peleryny kawałek pergaminu i choć znał treść wypisanego na nim zgrabnie czy wręcz kaligraficznie czysto tekstu, spojrzał na pożółkły materiał jeszcze raz:

Bierz łagodność od kobiet.
Bierz bezpośredniość od mężczyzn.
Bierz słodycz od dzieci.
Bierz uwagę od zwierząt.
Od Spokrewnionych, udział.

Na Bestiach Księżycowych, ucztuj.

Wolnym krokiem udał się na plac widokowy przed Forum Romanum.

Zapadł zmierzch. Artyści, władcy i bogacze jak co nocy, świętowali udany dzień; oszukali biednych i nieświadomych swojej naiwności ludzi, namalowali obraz, który zostanie ogłoszony arcydziełem, tylko dlatego, że komuś za to zapłacili, wydali pieniądze zarobione ciężką pracą innych. Łatwo było rozpoznać, który z mężczyzn przynależy do danej grupy społecznej. Bogacze zawsze ubierali się w sposób emanujący nadmiernym przepychem: krwistoczerwone robe, odsłonięte rękawy, zawsze workowe, doublety. Artyście z pozoru wydawali się skromniejsi, natomiast Kajusz wiedział, że ich nogawice robione były z drogiego, czarnego sukna, a przylegające do ciała bawełniane koszule, importowane z sąsiednich państw. Władcy Rzymu odznaczali się z tłumu śmietanki towarzyskiej najbardziej; odziani w bogato udekorowane złotem sajany męskie i półkoliste płaszcze, mieli z zwyczaju krzyczeć, a jeśli niedostatecznie było słychać, stawali na stoły, żeby każdy mógł ich podziwiać. Czasem w tej części miasta na ucztach można było spotkać kobiety; żony. Najczęściej towarzyszyły w milczeniu swoim mężom, ale nie sposób było ich nie zauważyć. Każda piękna; zazwyczaj ubrana w typowo włoską, taftową suknię i przyozdobiona importowaną biżuterią. Widok tych dostojnych pań, to jednak rzadkość; przeważnie suto zakrapiane winem wieczory, były dodatkowo urozmaicanie występami bezwstydnych tancerek- cudzołożnic.
Kajusz obserwował to samo towarzystwo każdego wieczora. Przeważnie na pożywienie wybierał jedną z młodych rozpustnych panien. Czasem atakował z ukrycia, przeważnie jednak udawał amanta. Wabił młode prostytutki swoim wampirzym wdziękiem, zanurzał twarz w ich miękkie ciała, blisko szyi i pozbawiał ciepłej jeszcze krwi.
Kajusz był niezwykle sprytny, absolutnie występny i zły, a do tego wyrachowany.
Jedyną rzeczą, nad którą mógł się zastanawiać była sprawa Lantosa.

Wampir otrząsnął się z jakże żywych wspomnień, goszczących w jego głowie i udał się kilkadziesiąt metrów dalej na zachód – do Koloseum.

Kolejna noc. Pragnienie już zaspokojone. Z aptekarsko czystą, na pozór nie skalaną ludzkimi wydzielinami, twarzą, pewny siebie szedł dalej. Przystanął, bo jego oczom ukazał się świeżo wyryty w skale napis:

Ujarzmij Bestię, nie pozwól by to ona cię ujarzmiła.

Był zaskoczony, ale w duchu śmiał się z młodego, we własnym mniemaniu pogromcy.
Obserwował parę zakochanych, wchodzących do budynku po drugiej stornie ulicy od Piazza San Pietro – ogromnej świątyni, budowanej na cześć władz kościelnych, a szczególnie zachłannego i rządnego przepychu papieża. Gdyby tylko Kajusz chciał, mógłby przerwać prace na placu z największą łatwością, ale miał ubaw z gorącego entuzjazmu prostego ludu, który wierzył, że jeśli pomoże postawić budynek większy od wszystkich ich domów razem wziętych, na rzekomą chwałę Boga, prędzej dostaną się do raju.
Chłopak wziął dziewczynę na ręce i podniósł wysoko, na co ta zareagowała nazbyt histerycznym śmiechem, a ten drażnił uszy wampira. Młodzian szepnął do swojej ukochanej:
- Jesteś najpiękniejsza.
Kajusz swawolnie zaczął skakać po kolejnych półkach Koloseum. Pod osłoną nocy nikt nie był w stanie go dojrzeć, chyba że on sam by tego zapragnął. Skała, na której postawiono centrum dowodzenia Imperium odznaczała się bardzo solidną konstrukcją. Nawet komuś takiemu jak potężne dziecko nocy, trudno by było naruszyć jej fundamenty, dlatego to miejsce nadawało się idealnie na fizyczne wyładowywanie emocji.
W oddali dziewczyna złożyła pocałunek na ustach swojego adoratora. Wampir zareagował instynktownie; po minucie przy Piazza San Pietro nie było już nikogo.
Tylko gdzieś dalej, w nieodkrytych przez nikogo zakamarkach Starożytnego Rzymu, na swoją kolejkę do wieczności czekał młody Lantos.

Kajusz doszedł do wąskich, wybrukowanych kamieniami uliczek, wśród których stała niepozorna jeszcze wtedy fontanna Di Trevi.

Wampir usadowił się między potężnym Neptunem, a trytonem po lewej stronie swojego pana. Nie lubił sługi z prawej – był dla niego zbyt statyczny, zbyt spokojny.
- Co słychać u twojej Trevi, władco morza? U twojej dziewicy? – zadrwił Kajusz.
Oparł się o chłodną fasadę budowli i wyczuł kawałek nazbyt ciepły i niepasujący kształtem do fontanny. Sięgnął dalej, rozpoznał kolejny zwitek pergaminu.

Nie bądź znany. Szukaj cieni

- Lantos, Lantos, głupcze – szepnął do siebie.
Szukaj cieni.
Kajusz odwrócił głowę ledwo zauważalnie, po czym z najniższej półki Di Trevi wyciągnął ostatnią wskazówkę:

Nie zmawiaj się z ciemnością; w swoim czasie weźmiesz wszystko.

Wstał i pomaszerował przed siebie, do miejsca, w którym prawdziwie zaakceptował swoją naturę.
Most Michała Anioła. Z obu stron spoglądały na niego kamienne posągi. Szedł powoli, tak, by móc się delektować każdą chwilą strachu, na jaką skaże przeciwnika. Niemal czuł w powietrzu napięcie, wywołane paniką. Do tej pory nigdy nie był tak bardzo podniecony możliwością zadania bólu; dotychczas tylko egzystował poza czasem i przestrzenią, teraz dopiero wszystkie wampirze zmysły obudziły się w jego nieśmiertelnym ciele.
- Wiem o tobie wszystko – usłyszał.
- Czyżby? – zaśmiał się pod nosem, ale jednocześnie zadrżał. Nigdy nie czuł tak intensywnej, dzikiej radości.
Z cienia wysokiego posągu, przy głównych drzwiach dostojnego, okrągłego zamku, wyszedł młody mężczyzna. Nie odezwał się ani słowem, tylko powolnym krokiem zaczął zmierzać do wnętrza komnat. Gdy zamknął za sobą drzwi, przyspieszył, a jego chód w chwilę potem zmienił się w bieg. Wampir bez trudu rozpoznał, w którym kierunku udał się człowiek. Podążał za nim.
Po chwili obaj znaleźli się w zimnych, wilgotnych podziemiach. Kajusz pomyślał, że to bardzo odważne za strony mężczyzny wybrać się z wampirem, w miejsce, do którego prawie nikt nie zagląda. Jakkolwiek uważał ten występek za głupi, nie mógł odmówić Lantosowi wyobraźni. Młodzieniec stanął naprzeciwko i wpatrywał się z zachwytem w czerwone oczy Kajusza.
- Żadnych kołków, wody święconej? – zadrwił. – A może w kieszeni skrywasz krucyfiks?
- Nie chcę cię zabić.
- Doprawdy? Dziękuję – odparł wampir z nutką goryczy w głosie.
- Chcę być taki jak ty.
- Nie chcesz.
- Ależ chcę! Pomyśl tylko! Mógłbym być twoim sługą, nauczyłbyś mnie jak polować, jak się skradać, jak zabijać!
Entuzjazm Lantosa wzbudzał w Kajuszu obrzydzenie, ale pozwolił mu kontynuować.
- Razem stworzymy genialny duet, nikt nas nigdy nie pokona!
Wampir nie reagował przez kilka długich chwil aż w końcu rzekł zdecydowanie, ale smutno:
- Są ludzie, którzy pragną wieczności, a nie wiedzą co zrobić z deszczowym popołudniem.
- To nie ja! Ja taki nie jestem, Kajuszu!
- Za późno, Lantosie. Pożegnaj się ze swoim Bogiem. Zginiesz w tych podziemiach.
Wampir nie chciał towarzysza. Był samowystarczalny, inteligentny i błyskotliwy, a ludzie doprowadzali go swoją naiwnością do furii. Nie chciał się przyznać, ale tak naprawdę nie miał też pojęcia, w jaki sposób zamienić człowieka w wampira.
Był sam. Istniał, bo musiał – do tej pory nie znalazł sposobu, na unicestwienie potwora, jakim się stał.
Powoli podszedł do Lantosa i chwycił go w swoje żelazne ramiona.
- Dobrze, zrobię to – rzekł. Skłamał, ale ten człowiek zaimponował mu tak bardzo, iż postanowił dać mu zginąć w błogiej nieświadomości swojej sytuacji.
Lantos trząsł się i pocił. Strach ogarniał jego zapał i chęć nieśmiertelności.
Kajusz delektował się każdą kroplą krwi wyssaną z młodzieńca; smakowała inaczej, miała w sobie więcej życia. Trans, w który wprowadził go ten posiłek napełniał wampira ekstazą i podnieceniem, a jęki wydawane przez człowieka dodawały wszystkiemu smaku.

Zimne, martwe ciało jedynego godnego przeciwnika, jakiego Kajusz miał, opadło na wilgotną podłogę. Oczy chłopca były jeszcze otwarte, a twarz zastygła w uśmiechu. Z ręki wystawał mu kawałek pergaminu:

Bierz łagodność od kobiet.
Bierz bezpośredniość od mężczyzn.
Bierz słodycz od dzieci.
Bierz uwagę od zwierząt.
Od Spokrewnionych, udział.

Na Bestiach Księżycowych, ucztuj.

Lantos był jedynym godnym rywalem Kajusza przez całe wieki. Nie miał w sobie siły fizycznej, ale posiadał nadludzką odwagę. Nie był piękny, ale jego inteligencja wprowadziłaby niejednego uczonego w zakłopotanie. Nie stałby się godny towarzyszem w wieczności, ale spontaniczność, którą dysponował potrafiła uzdrawiać umysły ludzi.

Tego wieczora wampir Kajusz zrozumiał, jaki jest sens jego istnienia.
Dzięki temu człowiekowi zaakceptował swoje przeznaczenie.
W tym zamku zaczęło się jego, prawdziwe, wieczne życie.




*cytaty pochodzą z Księgi NOD


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Trusiaczek
Człowiek



Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pon 23:24, 25 Sty 2010 Powrót do góry

Dilena napisał:
A, cóż - zadedykuję - Trusiaczkowi za dzisiejszą rolę TurnoDymoMana ;**


Weź mnie nie zawstydzaj Embarassed Dilena zawstydziłaś TurnoDymoMana

Na razie tylko tyle, jak przeczytam zrobię EDIT i skomentuję Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Trusiaczek dnia Pon 23:29, 25 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 11:50, 27 Sty 2010 Powrót do góry

Obiecałam, że skomentuję w wolnej chwili, więc jestem Very Happy Cieszysz się? Wątpię Laughing Ale dobra, jak już przybyłam to zostawię jakiś ślad po sobie.
Wiem, że obiecałam Ci długi, wypasiony komentarz, ale w obecnej chwili wątpię, że uda mi się taki stworzyć Crying or Very sad Widzisz jaka jestem beznadziejna?
Dobra, siedzę już cicho i nie marudzę, bo znów mnie wyzwiesz, a tego nie chcę Wink

Zacznę od tego, że moim zdaniem jest to Twoja najlepsza miniaturka. Tak, dobrze przeczytałaś. Najlepsza.
Zaraz wytłumaczę dlaczego tak sądzę.

Stworzyłaś niesamowity klimat. Tajemniczy, lekko niepokojący, mroczny, ale również niezwykły i fascynujący. Podczas czytania w pewnych momentach miałam aż ciarki na plecach i rękach. Naprawdę!
Za to gdy zapoznawałam się z opisami otoczenia, ludzi, no i samego Kajusza - wszystko pokazywało mi się przed oczami. To duży plus dla Ciebie, moja droga Smile Nawet teraz, gdy zamykam ślepia, to widzę Kajusza, który obserwuje świat wokół siebie. Brawo, Dil Smile
Kolejna sprawa - cytaty. Bardzo mi się spodobały i świetnie wplotłaś je w tekst. świetnie pasowały do całej sytuacji. Ogólnie cały ten motyw z nimi związany mi się podobał. Fajnie to wymyśliłaś Wink

Co jeszcze? Ujęła mnie sama postać Kajusza. Jest taki... kurcze, nie wiem czy potrafię go określić. Spróbuję. Jest taki samotny, obserwuje uważnie ludzi i otaczający go świat, irytują go ludzie, nie może zrozumieć ich naiwności, jego spostrzeżenia bardzo do mnie trafiają, poza tym jest w nim też jakaś taka nieokreślona namiętność, urok i czuję się nim zafascynowana. No i oczywiście wszystko to podsyca to, że wiadomo iż Kajusz to niebezpieczny wampir. Całość sprawia, że główny bohater naprawdę przypadł mi do gustu. W pewnych momentach robiło mi się go trochę żal, czasami mnie zaskakiwał, a czasami przyprawiał o dreszcze. To chyba dobrze, prawda? Wink Dobrze, gdy postać wywołuje u nas dużo emocji Smile

Lantos. Zaciekawiła mnie ta postać. Chętnie poczytałabym sobie coś więcej o nim Very Happy Taka aluzja do Ciebie Laughing Chciał zostać wampirem, pragnął towarzystwa Kajusza, naiwnie wierzył w to, że wampir podaruje mu nieśmiertelność. Niestety nie dostał tego, czego chciał. Zachowanie Kajusza - to jak powiedział Lantosowi, że go zmieni, a tak naprawdę od początku wiedział, że go zabije, trochę mnie zastanawia. Nie mówię, że mi się to nie podoba. Po prostu zastanawiam się czy lepiej umrzeć, mając nadzieję, że jednak stanie się tak jak się chciało, czy lepiej odejść ze świata, wiedząc że nic z tego. Nie wiem jak bym wolała na miejscu Lantosa Wink To naprawdę skłoniło mnie do rozmyślań.

Co jeszcze... Już wiem!
Pewien fragment mnie odrobinę rozbawił. Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi za złe, jeśli go przytoczę.

Cytat:
Kolejna noc. Pragnienie już zaspokojone. Z aptekarsko czystą, na pozór nie skalaną ludzkimi wydzielinami, twarzą, pewny siebie szedł dalej.


Jakoś mi to nie pasuje. Rozumiem o co Ci chodziło, ale według mnie trochę dziwnie to brzmi Wink Ale to Twoja praca, mi nic do tego. Tylko tak sobie gderam. Wiesz jakie ja mam odchyły, więc nie masz się co przejmować bredniami, które wygaduję Laughing

Chcę też wspomnieć o pewnym fragmencie, który wręcz chwycił mnie za serce i normalnie zaraz sobie gdzieś go spiszę. Mianowicie ten:

Cytat:
- Są ludzie, którzy pragną wieczności, a nie wiedzą co zrobić z deszczowym popołudniem.


Przepiękne! To jedno zdanie oddaje to o czym jakiś czas temu myślałam. Ludzie chcą być wampirami, a nie zdają sobie sprawy co czeka ich po przemianie. Chyba nie zdają sobie sprawy z tego, że czeka ich wieczność. Ba, nie są w stanie sobie tego nawet wyobrazić. Przecież to mnóstwo czasu. Mnóstwo to mało powiedziane. Faktycznie niektórzy zwykli ludzie nie wiedzą co zrobić w ciągu dnia, nudzą się, chodzą z kąta w kąt. A co by robili, gdyby zmieniono ich w wampira?
Jasne, zaraz ktoś się odezwie, że wtedy można przeczytać wszystkie książki, obejrzeć filmy, zwiedzić świat, poznawać ludzi, tworzyć itd. Jednak zadaję w tym momencie pytanie: czy aby na pewno wtedy im się to nie znudzi? Przecież w normalnym życiu też mogę czytać, malować, pisać, a jednak tego nie robią i marudzą na nudę. Więc chyba faktycznie nie zdają sobie sprawy z tego na co się piszą. Przytoczony przeze mnie fragment idealnie to oddaje. Brawo!

Czy chciałam jeszcze o czymś wspomnieć? Może o tym, że tekst czyta się z wielka przyjemnością. Wręcz przez niego przepłynęłam. Nic mi nie zgrzytało, nic mi nie przeszkadzało. Przyjemny styl.
Tak mnie zafascynował Kajusz, że chętnie przeczytałabym o dalszych jego losach. Ale tylko wtedy, gdybyś Ty o nim napisała Wink Może się skusisz? Laughing

Dobra, kończę powoli, bo pewnie przynudzam Wink Mam nadzieję, że komentarz Cię zadowoli i nie dostanę za niego po głowie.
Bardzo mi się podobało. Zainteresowała mnie historia Kajusza, sama jego postać niezwykle mnie zafascynowała. Lantos też mnie zaciekawił.
Czytało mi się wręcz znakomicie.

Cóż mogę powiedzieć na koniec?
Chyba już wiem.
Błagam o więcej!

Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Khamira
Wilkołak



Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 202
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrota Nocy Głębokiej

PostWysłany: Sob 19:50, 30 Sty 2010 Powrót do góry

Och, ach!
Nareszcie ktoś napisał coś dobrego, nie parodię, a zwyczajny fanfik o Kajuszu. Tak długo na to czekałam!
Fanfik mi się spodobał. Doskonale, że jest o kimś nie całkiem normalnym.

Cytat:
- Są ludzie, którzy pragną wieczności, a nie wiedzą co zrobić z deszczowym popołudniem.
Czysta racja. Ano, są tacy ludzie.

Cytat:
Bierz łagodność od kobiet.
Bierz bezpośredniość od mężczyzn.
Bierz słodycz od dzieci.
Bierz uwagę od zwierząt.
Od Spokrewnionych, udział.

Na Bestiach Księżycowych, ucztuj.
Piękne. Chyba to sobie ustawię w podpisie. Dileno, mogę? :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:25, 04 Mar 2010 Powrót do góry

Truś i gdzie ten edit? :Lol:

Susie, moja kochana. Po pierwszę dziękuję Ci za mega komentarz.
Mówisz, że Kajusz jest tajemniczy, samotny, obserwujący z ukrycia. Wiesz, że polubiłam tę postać z kanonicznych szeregów Volturi najbardziej, co akurat ma związek z CBS, ale to pomińmy :D DLatego, że go polubiłam, próbowalam znaleźć w tej miniaturze jakiekolwiek usprawiedliwienie dla jego zachowania w "przyszłości". Chciałam pokazać, że Kajusz nie jest tylko zimnym sukinsynem, ale tez ma uczucia. Specyficzne, jasne, ale ma.
O Lantosie już sobie trochę więcej poczytałaś, wiec co ja będę mówić? Może tyle, że właśnie zabieram się za ciąg dalszy :D

Czy napiszę więcej o Kajuszu? Ostatnio jakoś nie mam weny, ochoty czasu na FF-y. Jednak nie wykluczam, że akurat ta tematyka może zostanie pociągnięta w inny sposób :) Nie mówię tak, nie mówię nie.

Khamira - ten cytat nie jest mój. On akurat pochodzi z księgi NOD, więc mnie o pozwolenie nie pytaj Wink


Dzisiaj, Emmettowo Wink
Dziękuję Dians za pojedynek.
Bardzo proszę o komentarze, bo normalnie, wiecie co? Jesteście beee :( Mój kącik w Kawiarence za niedługo umrze jak tak dalej pójdzie.

Dedykuję, oczywiście, że dedykuję.
Latte, oczywiście, że Latte.



Wybacz, ale będę Ci mówił skarbie

W deszczowym Forks, w stanie Waszyngton nastało lato. Temperatury wzrastały nawet do dwudziestu pięciu stopni Celsjusza. Zwykłych ludzi niezmiernie to radowało jednak wampirom taki stan rzeczy nie odpowiadał – zmuszał je do ukrywania się przed resztą świata.
W ciągu ostatniego stulecia wiele się tu zmieniło. Miasteczko zyskało na popularności dzięki mieszkańcom rezerwatu La Push – gdzieś około 2040 roku, Indian w Stanach Zjednoczonych zostało naprawdę niewielu, ale właśnie tutaj ich ród miał się znakomicie. Co ciekawe, większość z miejscowych Quilietów to młodzi ludzie, młode małżeństwa, młodzi rodzice. Dzięki anomaliom panującym przy plaży La Push, Forks rozwinęło się, szczególnie turystycznie. Wybudowano tu dwa naprawdę potężne hotele i kilkanaście małych moteli. Pieniądze, które zasiliły budżet miasta znalazły ujście w jego modernizacji. Ku uciesze Belli nie zbudowano tu małego Las Vegas, a uporządkowano pomniki przyrody i zadbano bardziej o ekologię. Tak, bo Bella McCarty znała Forks wcześniej niż najstarsi dzisiaj seniorowie miasteczka.
- Szkoda, że jest tak słonecznie – pożaliła się mężowi, a ten uśmiechnął się tylko promiennie i nadal prowadził samochód. Skręcał właśnie w leśną ścieżkę prowadzącą do budynku, w którym zaczęło się wieczne życie ich obojga. Wampirzyca chciała odwiedzić dom swojego ojca, choć wiedziała, że mieszkają w nim dzisiaj dzieci Lei Cleawater. Charlie ożenił się z Sue, a Bella zrzekła się wszelkiego majątku, gdy ten spisywał testament – mając przy sobie przyjaciółkę, która przewiduje przyszłość nigdy nie musiała martwić się o sprawy materialne. Ba! Nawet teraz, gdy została sama z Emmettem pieniądze nie stanowiły żadnego kłopotu. Nigdy nikogo nie okradali, ale za to fałszowali dokumenty – czasem udawali adwokatów, innym razem mecenasów sztuki, a kiedy indziej projektantów mody czy aktorów teatralnych. Oczywiście, we wszystkich zawodach świata okazywali się wybitni, no może poza tymi, które bezpośrednio wiązały się z kontaktem z krwią. Samochód zatrzymał się na piaszczystym podjeździe. Emmett wysiadł z niego i błyskawicznie znalazł się przy drzwiach Belli, żeby je otworzyć. Żona spojrzała na niego rozbawiona; odkąd stała się wampirem nie potrzebowała pomocy w niczym, ale takie odruchy przypominały jej o tym, że jest wyjątkowa.
- Witaj w domu, skarbie – szepnął mężczyzna i szybkim ruchem wziął ukochaną na ręce.
Isabella wzdrygnęła się nieznacznie, na co Emmett zareagował wybuchem głośnego, donośnego śmiechu. Ten odgłos mógł uradować każde ucho – mimo swojego wieku wampir był szczery w swoich poczynaniach i gestach niczym małe dziecko, do którego wszechobecne kłamstwo mediów i szarość rzeczywistości jeszcze nie przeniknęły. Dziewczyna na początku nie lubiła, gdy ten nazywał ją skarbem, ale z biegiem lat najzwyczajniej do tego przywykła.
- Znowu? – spytała.
Za każdym razem, gdy wprowadzali się do nowego miejsca, mąż przenosił ją symbolicznie przez próg.
- Przy ostatnim powiedziałem sobie, że więcej tego nie zrobię, ale chyba możemy uznać to za wyjątkowe okoliczności, co?
Zdecydowanie Emmett McCarty miał rację. Dom w lesie, przy drodze prowadzącej do miasteczka miał dla nich wyjątkowy wymiar, szczególne znaczenie. To dzięki temu, że prawie sto lat temu trójka młodych wampirów postanowiła zamieszkać w tej części kraju, Bella poznała swojego męża – miłość na wieczność.
- Niesamowite – rzekła, kiwając głową. – Jak…? – spytała.
- Zatrudniłem najlepszych.
Salon wyglądał niemal identycznie jak wtedy, gdy przyszła tu po raz pierwszy. Jasne wnętrze, ogromne okna, dużo wolnej przestrzeni, nawet wazon na kwiaty w tym samym miejscu! Mimo że architektura poszła do przodu, Bella pomyślała, iż jeśli chodzi o ozdoby wolała tamte, stare. Jednak Alice była urodzona po to, aby projektować i zarządzać – gust miała znakomity, a Emmett się starał i to było najważniejsze. Diametralnie zmieniły się dwie rzeczy: na miejscu starego kominka stał ogromny telewizor i brakowało dwóch bardzo ważnych w życiu Belli osób – małżeństwa Hale.
- Pamiętasz jak pierwszy raz cię tutaj zabrałem? – zapytał wampir. Dziewczyna usadowiła się blisko niego na białej kanapie. Wtulona w tors męża, zaczęła wspominać.
- Tak, wtedy jeszcze nie wiedziałam kim jesteś. Jasper śmiał się ukradkiem z moich uczuć do ciebie… Wiesz co? Nigdy mu tego nie zapomnę. A tobie zresztą też! Jak mogłeś mnie tak zwodzić, oszukiwać?
Oboje rozpromienili się na wspomnienie tego wydarzenia.
- Wybacz, skarbie – odparł, całując ukochaną w czubek głowy. – Byłaś taka słodka, niewinna…
- A teraz niby jestem winna, tak? – Bella przedrzeźniała męża. Westchnęła, ale nie zamilkła. – A pamiętasz jak już wiedziałam, że jesteś wampirem, a ty nie wiedziałeś, że ja wiem?
- Zmieńmy temat.
Emmett przewrócił żonę tak, że znalazła się w pozycji leżącej. Pocałował czule w usta, na co ta zareagowała promiennym uśmiechem. Uczucie, które połączyło tę dwójkę było nad wymiar dojrzałe, gorące i prawdziwe. To z miłości do wampira dziewczyna postanowiła dzielić z nim wieczny żywot. Nigdy nie naciskał, ale w duchu modlił się, aby zdecydowała się na przemianę. Bella od początku nie brała pod uwagę innego wyjścia z sytuacji. Przeżyła matkę, ojca, ojczyma, przyjaciół i starczyło jej siły na pokonanie tej pułapki żywota człowieka śmiertelnego, dzięki obecności ukochanej osoby. Drugiej połówki.
- Hmmm, co by tu teraz zrobić? – Emmett udawał, że się zastanawia, ale dobrze wiedział, że jego żonę ogarnia nostalgia. Kochał ją najbardziej na świecie i za wszelką cenę chciał, żeby była szczęśliwa, uśmiechnięta.
- Emmecie McCarty! Uprzedzam cię, jeśli teraz zaczniesz mnie łaskotać, to przez najbliższy tydzień śpisz sam! – zagroziła.
- To się nazywa siła argumentu. - Wampir udał obrażonego, ale nie na długo.
- Pamiętasz jak pierwszy raz razem polowaliśmy? – spytała.
Chłopak wiedział, że nie wygra z wspomnieniami, a jeśli nie mógł wygrać, to postanowił się przyłączyć. W końcu, jak by nie było, wszystko co przeżyli razem było pozytywne i radosne.
- Jasne, że pamiętam! Nie zapomnę tego do końca życia… Albo do skończenia świata. Wyglądałaś komicznie, skarbie. Cała poplamiona krwią, od ust aż po kostki. Ależ ja miałem wtedy ubaw.
- Bardzo śmieszne.
- A żebyś wiedziała. A to, że przez następne pół roku polowałaś tylko z Alice jeszcze bardziej! Przecież wiesz, że dla mnie wyglądałaś po prostu pociągająco, nic więcej. Nie chciałem, żebyś się poczuła źle czy cokolwiek w tym stylu. Wiesz o tym.
- Tak – odparła.
Bella McCarty rzeczywiście popadła w zadumę. Rozmyślała o nieskończoności swojego życia i o wielkim szczęściu jakie ją spotkało – swoim mężu i dwójce najlepszych przyjaciół. Cieszyła się, że jako jedna z nielicznych była świadoma swojej egzystencji i radowało ją to, że mogła wciąż rozpoczynać nowe życie.
W Forks wszystko wyglądało inaczej. To miasteczko było wyjątkowe dla „młodego małżeństwa”, lecz z zupełnie innych powodów niż dla przeciętnych mieszkańców. Bella i Emmett wiedzieli, że Quilieci nie wyginą i wiedzieli dlaczego. Bo podobnie jak wampiry zmiennokształtni Indianie mogli stać się nieśmiertelni, z jednym wyjątkiem – ci drudzy mieli wybór.
Tutaj dziewczyna zostawiła kilkoro przyjaciół: Angelę, Bena, Jessicę i tych najlepszych: Jacoba, Setha i Leę.
Tutaj mogła odwiedzić część z nich, nie tylko na miejscowym cmentarzu.
Wtuliła się w silne ramiona męża, a ten pogłaskał ją po włosach. Uśmiechnęła się szczerze i po raz ostatni tego dnia zadała pytanie:
- A pamiętasz jak się pierwszy raz spotkaliśmy?
- W szkole. Specjalnie podłożyłem ci nogę, bo nie zwracałaś na mnie uwagi…
- Potem mnie złapałeś i nie pozwoliłeś upaść…
- I powiedziałem „Sory, skarbie”.
- Ja się oburzyłam, ale poskutkowało, bo od razu się w tobie zakochałam…
- Ale udawałaś niedostępną i stwierdziłaś, że nie życzysz sobie, żebym się tak do ciebie zwracał.
- Jasper maczał w tym palce, teraz już o tym wiem.
- Jasne. Mrugnął do mnie, że reagujesz tak jak mi się to wymarzyło.
- I wtedy poprosiłeś mnie, żebym się zerwała z tobą ze szkoły i powiedziałeś:
- Wybacz, ale będę ci mówił skarbie.
Młody Black i rodzeństwo Cleawaterów mogło poczekać. Żar jaki połączył silnego, nieśmiertelnego wampira i zwykłą ludzką dziewczynę nie wypalił się przez ponad sto lat – przeciwnie - z każdą chwilą nabierał na sile.
Słońce chowało się pomału za chmurami, ale tego dnia w domu McCarty’ch nie było już miejsca na wycieczki i zbędne słowa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dilena dnia Czw 11:26, 04 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
xxxvampirexxx
Wilkołak



Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów ;)

PostWysłany: Czw 13:39, 04 Mar 2010 Powrót do góry

Dla mnie pisanie takich miniaturek jest wyczynem. Do tego trzeba mieć talent, żeby w tak krótki tekście, zawrzeć tyle emocji, co jest dla mnie czymś wielkim. Inni głowią się jak w 10 stronach to opisać, a tu...
Twoje dialogi są piękne, jeśli tak je można nazwać.
Będę zaglądać Wink I życzę weny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 14:11, 04 Mar 2010 Powrót do góry

ha! ponieważ ja tak mam, że lubię sobie poczytać, a mam teraz chwilkę czasu - dobijam do ciebie i uwaga - czytamy i opisujemy wszystko po kolei...
jak dziś nie zdążę - wrócę jutro Twisted Evil


Wina

- treść: pomysł sam w sobie zaskakujący, Jacob na wojnie, a Ness nie pewna tego czy on wróci, rzuca się w ramiona innego... ale nie kocha go... to tylko zwykła zdrada z niepewności, z potrzeby cudzego ciepła... może z tęsknoty... oddane aż nazbyt idealnie... ta niewiedza czy on to zaakceptuje i ból, gdy odtrąca ją lekko by nie widzieć dalszego ciągu... przez chwile myślałam, że za słowami Pokaż mi to - kryje się jakiś namacalny dowód w postaci dziecka... a jednak chodziło tylko o to, by zobaczył to jej oczami, by poczuł to co ona... by upewnił się, że jego kocha... a tamten... a tamten poszedł w niepamięć...

- postacie:
*Jacob... wracający z wojny... choć dziwi mnie to, bo wpojenie bywa przecież bolesne, a rozłąka to raczej nie jest dobry pomysł... wraca zz doświadczeniami, o których każdy wolałby zapomnieć... ale mimo wszystko to dalej ten sam Jake, który kocha... może bardziej dorosły, bo wybaczenie zdrady jest wielkie (nie wiem jak to określić, ale ja nie zdobyłabym się na to i nie zdobyłam jak do tej pory)... jego zrozumienie poraziło mnie w pewnym momencie i podejrzewam, że zostałabym w tym szoku, gdybym nie wytłumaczyła sobie wszystkiego wpojeniem
* Ness - z poczuciem tytułowej winy... załamana i zdruzgotana, świadoma swego błędy, ale nieświadoma decyzji zmiennokształtnego... napięcie było ładnie wyczuwalne... ale bardziej ogarniam sytuację instynktownie niż dosłownie...


Satyna

zauważam, że lubisz tę parę, ale kompletnie nie wiem dlaczego - może dlatego, że o nich jest najmniej i tylko z okresu dziecięcego Ness... można sobie więcej dopowiedzieć... więcej pospekulować na ich temat :)
było delikatnie i erotycznie zarazem... sporo błędów (a jak ja je widzę to nie jest dobrze Wink )... roztkliwiły mnie przygotowania Jacoba od pierwszej wspólnej nocy... ale jednocześnie zabiło wspomnienie Edwarda (nie tylko dlatego, że Jake nazwał go Ed'em czy przyjacielem), bo jak można myśleć o ojcu dziewczyny, gdy właśnie zamierzasz pozbawić ją dziewictwa?! to podobno najlepszy środek antykoncepcyjny... :P
miniatura podobała mi się zdecydowanie mniej, ale nie znaczy, że wcale... może dlatego, że wszystko było ciut za szybko... a może po prostu spijanie cudzej śliny jest fuj :P ... za dużo w tak małej porcji tekstu... rozciągnęłabym to, bo wiem, że stać cię na więcej :P


Luka w wizji

świetny wiersz... genialnie oddaje relacje pomiędzy Jacobem i Bellą... śmiałe podejście do sytuacji, a z czasem wydaje mi się czy nie byłoby to lepsze wyjście... dobrze poprowadzone dialogi... naturalne i jednocześnie niosące ze sobą pokłady emocji...
zauważyłam z jaką łatwością żonglujesz umiejętnościami kolejnych postaci... nie stanowi to dla ciebie problemu i nie zastanawiasz się, co z tym fantem zrobić by nie przeszkodził całej sytuacji... by nie zdradził za wiele... jednocześnie nie zapominasz o tym, że Bells świadoma jest darów... to jej Nie podejmuj decyzji - gorączkowe i nerwowe nadało charakter tej scenie...
podoba mi się Bells w tej roli... nareszcie zdecydowana i pewna... do tego zdaje się przemyślała wszystko... ale uraziło mnie zdanie Alice Jesteś tylko człowiekiem... nie wiem - jakoś tak... może jestem przewrażliwiona przez te wampiry wokół... ale poczułam się jakby ona była lepsza, bo stabilna w decyzjach...
miniatura jak najbardziej odpowiada mi niemal od A do Z :)


La Push

właśnie pożałowałam, że przeczytałam część drugą... już kolejny raz czytam o zgładzeniu obu kochanków, głównie przez złe decyzje i nadmierną porywczość... mamy Edwarda, który pomimo tego, że miał dać Belli wolną rękę nie zrobił tego - w zamian pozbawił ją miłości jej życia... a siebie istnienia... w zasadzie - dobrze mu tak... nie wiem czy Alice to widziała - pewnie nie, bo zmiennokształtni zakłócają pole...
jakoś mi dziwnie po przeczytaniu całości - nie spasowało mi sformuowanie, że się uwinęli szybko - dlatego, że to kolokwializm - zdaje się, że tak się to nazywa... i kompletnie nie pasuje do stylu, który prezentujesz... wybiło mnie to z rytmu, który narzuciłaś na samym początku...
jestem zła - to niepotrzebna kontynuacja - teraz jest mi smutno (ale całkiem zgrabna miniatura)


Wymyślony

uroczy drabbel... powalił mnie na kolana - ja też w końcu lubię Juwenalia... szczerze to nie potrafię oceniać tak krótkich form... podoba mi się za humor i zaskakiwanie co zdanie... poza tym... na jakim haju musiał być Edward by wymyślić takie pierdoły (a na jakim była Meyer - ona rąbnęła przecież całe cztery części :P )
zgrabne to było i przepocieszne Wink


Raj

krótko... ale ja o rozumiem... całkiem ciekawe spojrzenie... nie rozumiałam tytułu dopóki Jake nie wspomniał o swojej matce... to było wzruszające... takie ciepłe... ale żal Jacoba nie powinien mieć miejsca, w wyczuwałam go niemal każdym porem skóry - niebo to podobno miejsce wiecznej szczęśliwości, a nie miejsce, w którym rozpamiętuje się w ten sposób ukochanych, których zostawiliśmy na ziemi...
spodobała mi się bohaterska reakcja na Demetriego i to jak potraktował go Emmett - całkiem po misiowemu - rzeknę śmiało, bo przecież on za małą przepadał niemal tak samo jak ja jej matką... tylko jej nie wkurzał...
oceniam w mojej prywatnej skale na prawie pięć... :)

___________

wróciłam :)

Twoje życzenie

cóż... z przyjemnością zauważam, że nie tylko mój styl nagle doznał eksplozji mocy po pojedynkach... :P to coś w sobie ma, bo człowiek stara się ze cztery razy mocniej...
hm, to zwykła proza była... zwykła i niezwykła... nie było żadnego punktu zwrotnego... czy gwałtownych emocji... ale na pewno silne uczucia - ta więź pomiędzy wszystkimi bohaterami jest na tyle znacząca by roztkliwić nawet najzatwardzialszą bestię, którą w zasadzie jestem... a dla wyjaśnienia zwyczajna proza to coś, co zawsze chciałam napisać... bo to mistrzostwo... za pomocą naturalnych zachowań i logicznego ciągu przedstawić i przekazać coś nadnaturalnego i ledwo wyczuwalnego... żeby intuicja przemawiała zamiast słów... żeby wynieść to uczucie spokoju, które właśnie mnie ogarnęło - no zawładnęło mną i jakoś nie mam zamiaru się bronić = to zrobiłaś ty tym tekstem...
samo nawiązanie do bożonarodzeniowych prezentów i życzenia było urocze, ale prawdziwe, bo czego innego chcą nasze matki?
było kilka błędów, ale się nie czepiam :P


Zmiana

ja ten tekst akurat zrozumiałam :P nawet oceniałam zdaje sie...
kurcze... nie wiem za bardzo co powiedzieć... na pewno kiedy czytałam po raz pierwszy ten tekst byłam w pełni zaskoczona podejściem do tematu... nie rozpoznałam wtedy czyj tekst jest czyj, bo Susan pisze podobnie... teraz mam mniej więcej rozeznanie w tym wszystkim, ale dalej udaje ci się mnie zaskakiwać - jak najbardziej pozytywnie...
sam pomysł tego, że Edward nie potrafi zaakceptować Ness wydaje mi sie szalony za względu na to, że to jednak geny z jego genów i tutaj też wchodzi czynnik kanoniczny - Edward skontaktował się jakoś wtedy z Ness jeszcze w łonie matki... ale przełknęłam to... i popiłam... poszło :P
tekst ma kilka niedociągnięć, ale naprawdę wygrywa z innymi całkiem abstrakcyjną wizją... prezentujesz bardzo dobry styl, w którym pławię się od czasu do czasu (to musisz wiedzieć :P )


Wampir Kajusz

wiesz, że to jedna z moich ulubieńszych miniatur - wiesz też zapewne, ze widziałabym ją bardziej w formie czegoś dłuższego z zakończeniem takim jak to... ale dosć zrzędzenia o więcej :P
znowu abstrakcja - zabrałaś się za najmniej opisywanego wampira... do tego kojarzącego sie najbardziej krwawo... nie wiem czy ktoś go polubił... Marek - równowaga i dystans, Aro - ciekawość i artysta (zawsze mi się tak kojarzył), Kajusz - krwawy i bezlitosny...
pokazujesz go tutaj z lekko melancholijnej strony... wspominającego dawne czasy i to z takim bólem o jaki go nie podejrzewałam i nie podejrzewam, ale ilekroć czytam tę miniaturę nabieram się na to... dlaczego? nie wiem, ale dla mnie może być i tak...
sama postać Lantosa wydaje mi się tragiczna, bo przecież chce zabijać... chce zostać wampirem - mordercą, a Kajusz okłamawszy go wczesniej pozbawia życia... do tej pory zastanawiam się czy zrobił to przeraziwszy się tego, iż Lantos jest jeszcze gorszy niż najgorsi znani jemu czy zrobił to, bo miał dość gierek i chciał zakończyć tę zabawę w ciuciubabkę...
Lantosa rywalem Kajusza nie nazwałabym, bo kto może równać się z wampirem...
ale poza tym wszystkim - miniatura mi sie bardzo podoba :)


Wybacz, ale będę ci mówił skarbie

ta miniatura o parze niekanonicznej jest tak urocza, że jeszcze się nią zachwycam... kiedy czytałam ją po raz pierwszy wiedziałam, że jest twoja... bo kto jak nie ty przedstawiłby tak Emmetta?
Emmett jest tu jak pluszowy miś... z jednej strony chcesz się przytulić, ale przecież musisz pamiętać, że to niedźwiedź i też potrafi być niebezpieczny... i Em tak ma - jest słodki, ale pewny siebie... (przepraszam, ale w głowi wciąż mi te dołeczki... )
Cytat:
- Emmecie McCarty! Uprzedzam cię, jeśli teraz zaczniesz mnie łaskotać, to przez najbliższy tydzień śpisz sam! – zagroziła.
- To się nazywa siła argumentu. - Wampir udał obrażonego, ale nie na długo.
to mówi o nim wszystko... Twisted Evil żartuję rzecz jasna... choć może nie do końca... właśnie takiego Emmetta uwielbiam... wyluzowanego i żartującego... a do tego on preferuje taki humor jak ja :D
no nic to - zmykam, bo chyba ciemna noc mnie już zastała... nie muszę chyba dodawać, że ostatnia jest moją ulubioną twoją miniaturą :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Czw 19:56, 04 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:27, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Dil marudzi, że nikt nie komentuje Emmetta, więc Zuzia musiała przyjść i napisać słów kilka.

Jak już wspomniałam przy okazji pojedynku, zdziwił mnie rok - 2040. Tego się nie spodziewałam, ale dobrze.
Spodobało mi się to, jak opisałaś zmiany w La Push i Forks. Wyszło Ci to ładnie i realistycznie. Zresztą Ty zawsze wszystko ładnie opisujesz, więc nie ma się co dziwić. Gdy czytam Twoje teksty wszystko wizualizuje mi się przed oczami.
Para Emmett - Bella nawet mi się spodobała. Jestem przyzwyczajona do Bells z Edwardem, ale ostatnio przekonuję się do innych połączeń. Takich jak z Jasperem, czy też Emmettem. Plus dla Ciebie za to. Miło czytać o innym duecie Smile
Spodobało mi się motyw z domem, w którym się poznali i który wyglądał tak samo, jak wiele lat wcześniej. Emmett i Alice naprawdę się postarali i zrobili Belli niespodziankę.
Rozmowy między nimi były takie realistyczne, lekkie i przyjemne w odbiorze. No i kurcze, były słodkie. Przynajmniej ja to tak odebrałam. Choć byli ze sobą już tyle lat i tak pokazywali swoje uczucia i widać było, że się kochają.
Wspomnienia też ładnie Ci wyszły. Aż mnie samej się zachciało wspominek Wink Coś czuję, że dziś czeka mnie wieczór z przeszłością. Ale dziś jest chyba odpowiedni dzień ku temu.

Nie wiem co więcej powiedzieć. Podobało mi się. Urocza, lekka miniaturka. Lubię Twój styl, Twoich bohaterów. A Twojego Emmetta to ubóstwiam Wink
Mam nadzieję, że niebawem spłodzisz jakiś nowy tekst. Czekam niecierpliwie.
Buźka :*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Susan dnia Nie 21:27, 07 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:26, 23 Kwi 2010 Powrót do góry

Zauważyłam, że nie mam tej pracy w Kawiarence Wink
Dlatego wstawiam i tradycyjnie prawie dedykuję przeciwniczce Suszakowi.


Pierwszy


Słoneczne popołudnie – jedno z nielicznych w ciągu roku w deszczowym Forks. Duży, przestronny dom, a wokół niego piękny, rozciągający się aż do rzeki przy lesie, ogród. Równo posadzone kwiaty, żywe kolory i pan, który o to wszystko dba. Pan ogrodnik. Jasne promienie przebijające się nieśmiało przez chmury. Piękny obrazek, a w centralnym jego punkcie piaskownica.
Dwoje dzieci bawi się, układając babki ze swoich foremek. Dziewczynka ma więcej akcesoriów, chłopiec tylko dwa: czerwoną żabę i żółtą koparkę.
- Zrobimy fosę, dobra? – pyta śliczny, mały blondyn.
- Tak – odpowiada mu dźwięczny głosik.
- Potrzebuję twojego rycerza. Będzie stał na straży. Pożyczysz?
- Proszę.
Młoda dama chętnie dzieli się swoją własnością: zabawką, która leżała w towarzystwie setki innych - jej ojciec myślał, że kupując ich cały kosz, kupi też miłość dziecka.
- Wiesz, chłopcy w przedszkolu mówią, że dziewczyny są głupie, ale ty jesteś fajna – oznajmia wdzięczny syn Withlocków.
- Dziękuję, Jaz.
- Chyba cię pocałuję.
Mały nachyla się do przodu, ale Rosalie Hale zasłania usta drobnymi rączkami.
- Nie wolno się całować.
- Dlaczego?
- Bo to zarezerwowane dla dorosłych. Jak będę taka jak mamusia, to wtedy mnie pocałujesz.

***

Wiatr dawał o sobie znać wyjątkowo uparcie. Deszcz zacinał w okna, a słońce wyraźnie znudzone ostatnimi trzema dniami roboczymi musiało chyba wybrać się na urlop. Akurat dzisiaj.
- Mamo! – wrzasnęłam – mamo!
- O co chodzi?
- Gdzie jest moja zielona tunika? Wczoraj tu była!
Spojrzałam na swoją rodzicielkę i już wiedziałam, że natychmiast potrzebuję planu awaryjnego. Jeśli nie ta tunika, to nie te spodnie, a jeśli nie te spodnie, to nie te buty.
- Dzięki, dzięki, naprawdę. Idź już.
- Nie gniewaj się skarbie, ja myślałam, że trzeba ją wyprać…
Wypchnęłam matkę za drzwi pokoju i czym prędzej pobiegłam w stronę szafy. Nie włożę na siebie spodni z garnituru, bo nie chcę wyglądać zbyt oficjalnie. Cholera! Co powinnam zrobić? Tato będzie się musiał za mnie wstydzić – przecież syn Kinga z pewnością zabłyśnie nie tylko inteligencją, ale i elegancją. Chłopakom jest łatwiej.
Przeczesałam nerwowo moje długie, lśniące loki. Spojrzałam w lustro i wybuchnęłam głośnym płaczem. Czym jest uroda, jeśli nie umie się jej dobrze pielęgnować? Czy figura modelki, gdy nie potrafię jej w odpowiedni eksponować? Co mi z mnóstwa pieniędzy rodziców, jak gustu kupić się nie da? Położyłam twarz na rękach, złożonych przy toaletce. Nie dbałam już o zapuchnięte oczy.
Kilka minut później drzwi mojego pokoju powoli się uchyliły. Wyprostowałam się jak na rozkaz i czekałam. Mama czy tata? Ojciec nie może mnie zobaczyć w tym stanie, wpadnie we wściekłość. Wstrzymałam oddech.
- O co chodzi? – spytał donośny bas. Zrezygnowana odwróciłam się do niego, eksponując w całej okazałości swoją słabość. Pojedyncza łza spłynęłam po moim policzku i utknęła, gdzieś w rogu dolnej wargi, komponując się z cichym „przepraszam”. Wyraz twarzy taty aż kipiał z żalu. Przygotowywałam się na furię, a znalazłam jeszcze bardziej wymowny, przygnębiający i widoczny smutek. Spojrzenie jakim mnie obdarzył pasowało do mamy, nie do niego. Ona zawsze tak wygląda, kiedy w telewizji pokazują jak ludzie znęcają się nad zwierzętami. Najbardziej kochała psy. Wyglądałam jak zbity pies?
- Nie musisz iść z nami – wycedził przez zęby, po czym podszedł do mnie i trzęsąc się lekko, złożył pocałunek na mojej głowie. Wstrzymałam oddech, ale gdy podniosłam wzrok, ojca nie było już w pokoju. Trwałam tak w chwilę w szoku.
Okazał mi uczucia.
Obnażyłam przed nim swoją słabość, a on odpłacił się tym samym.
Szybko wytarłam twarz i postanowiłam pójść za ciosem. Zabrałam z biurka telefon i napisałam do jedynej osoby na świecie, która mnie rozumie.
Spotkamy się przy huśtawce? Rodzice wychodzą.
Dostałam bardzo szybką odpowiedź:
Jasne
Stąpałam nerwowo z nogi na nogę, aż do chwili, w której frontowe drzwi zamknęły się z trzaskiem, a gdy już to się stało wybiegłam z domu tylnim wyjściem. Deszcz nadal nie ustępowała i przez chwilę pomyślałam, że to był zły pomysł.
- Gdzie ty masz rozum? – usłyszałam znajomy baryton.
- Hej, Jazz – powitałam przyjaciela.
- No chodź tu – pospieszył mnie, wysuwając rękę tak, aby mały parasol zasłaniał w większości mnie, a nie jego.
Usiadłam blisko Jaspera i oparłam głowę o jego ramię. Przez długi czas milczeliśmy, a ja znowu się rozkleiłam. Oczywiście, nie spoglądałam na przyjaciela, więc nie miał o tym pojęcia – na szczęście.
- Co się stało, że Pan-Nic-Nie-Czuję pozwolił ci zostać?
Zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Nie wiem. Powiedział, że nie muszę iść i pocałował mnie w głowę.
Jazz odchylił moją twarz delikatnie do tyłu, spojrzał mi prosto w oczy po czym zapytał:
- Nie żartujesz?
Szybko wyrwałam się z jego uścisku i wtedy zauważył moje łzy.
Przytulił mnie mocno, tak jak tylko n potrafił. Zazwyczaj, gdy to robił rozklejałam się na dobre, ale nie dzisiaj. Zachowanie ojca dało mi do myślenia, pozwoliło ruszyć krok dalej moim emocjom. Jasper lekko kołysał naszymi ciałami, a siąpiący leniwie już deszcz wyznaczał mu rytm. Przymknęłam oczy.
Przyjaciel niby od niechcenia przesunął rękę w stronę mojej dłoni i jednym palcem jej dotknął. Zadrżałam, bo poczułam coś dziwnego jednak nic nie powiedziałam. Chłopak po kolei dołączał kolejne palce, ale nie wyglądało to jak typowe splecenie rąk; raczej układał się tak, jakby chciał ten kawałek mnie ochronić. Głowę miał lekko spuszczoną i nie spoglądał w moją stronę: znaliśmy się od zawsze i wiedział, że gdybym miała coś przeciwko, powiedziałabym. Ale tak się nie stało. Z każdą sekundą uczucie ciepła rozlewającego się po całym ciele rosło. W końcu nasze dłonie pokrywały się całkowicie, a ja także nie miałam odwagi spojrzeć na Jaspera. Minęła kolejna chwila, emocje trochę opadły, ale mój przyjaciel nie miał w planach im na to pozwolić. Podniósł moją rękę i odwrócił, po czym złożył delikatny i bardzo wymowny pocałunek na jej wierzchniej stronie.
Zadrżałam.
Kolejny pocałunek.
Znowu drżenie.
Pocałunek.
Tym razem coś między nami, coś co wisiało w powietrzu, coś czego wcześniej nie czułam kazało mi się wyprostować i spojrzeć w oczy chłopaka. On także to zrobił. Uśmiechał się delikatnie i z wyrazu jego twarzy odczytałam, co nim kierowało i zgadywałam, że to samo podziałało na mnie. Pewność siebie.
Przecież nie zrobimy sobie krzywdy! Znamy się od dziecka, wiemy o sobie wszystko. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy się kiedyś nie zrozumieli.
On przynosił mi maślane rogaliki, a ja śpiewałam dla niego.
On pomagał mi w matematyce, a ja jemu w angielskim.
On wiedział, że kocham zieloną herbatę, a ja wiedziałam, że jedyny gorący napój jaki uznaje, to kawa.
Odwzajemniłam ten ciepły i czarujący uśmiech. Jasper wyplótł dłoń z uścisku, po czym przeniósł ją na moją szyję. Masował mi kark i nieustannie patrzył w oczy. Chciałam, żeby mnie pocałował i już otworzyłam usta, aby mu o tym powiedzieć, ale w chwilę później zwątpiłam, co dało komiczny efekt otwartej, niemej buzi. Chłopak zaśmiał się w głos i nagle spełnił moją niewypowiedzianą prośbę.
Jedną ręką chwycił mnie w talii, a drugą ciągle trzymał na szyi. Całowaliśmy się długo. Kilka razy musnął moje wargi swoimi, ale szybko sprawił, że nasze języki się spotkały.
Jasper nigdy nie bawi się w półśrodki – uśmiechnęłam się do swoich myśli.
Kiedy już skończyliśmy, wtuliłam się w jego ramiona, żeby móc nadal delektować się chwilą.
Chłopak głaskał mnie po włosach i całował w głowę.
- Zawsze chciałem to zrobić.
- Tak?
- Tak. Już wtedy w piaskownicy.

Trwaliśmy tak prawie do rana. Rozchorowałam się i następny tydzień spędziłam w łóżku, ale było warto. Miałam jedynego w swoim rodzaju uzdrowiciela.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 13:35, 29 Kwi 2010 Powrót do góry

cóż - podłość nad podłościami i wszystko podłość... nie wiem co ci ludzie robią... tekst jest do skomentowania - ślepi!... ja nie dam rady - sama tak wszystkiego opisywać, bo moja doba ma tylko 30 godzin - nie 60 ^^

no dobra - słabo pamiętam tekst, więc musiałam oczywiście przeczytać - nawet z przyjemnością największą... zdaje się, ze akuratnie nie uwiódł mnie tak bardzo jak Suszasty, ale wcale nie znaczy, że mi się nie podobał... i chwała, że zamieściłaś, bo będę mogła jakoś dłużej opisać co mi chodzi po głowie...

połączenie Rose i Jazza w twoim wykonaniu jest tak naturalne, że przez chwilę zastanawiałam sie dlaczego właściwie Meyer postanowiła inaczej... ale pal ją licho :P
zrobiłaś coś, co ja wprost uwielbiam - przeplotłaś przeszłość z teraźniejszością... bardzo uroczo do niej nawiązałaś i stworzyłaś tym bardzo silną więź pomiędzy bohaterami - naprawdę duży plus, bo to dobra robota była Wink
wykreowałaś nam postać Rose, która potrzebuje ciepła drugiej osoby, Rose, która nie ma zbyt dobrego kontaktu z ojcem (psychologowie stwierdziliby, że będzie szukała mężczyzny, który da jej poczucie bezpieczeństwa... nie wiem czy sie interesujesz, ale twój Jasper jest kimś takim - jest oparciem, jest kimś na kim można polegać... Rose może do niego w kazdej chwili zadzwonić i nawet nie musi zbyt wiele tłumaczyć - znają się tak długo i tak dobrze :) )

w zasadzie mnie to roztkliwiło :) lubię twoje miniatury, więc jestem nieobiektywna Wink

pozdrawia
kirke

PS: komentować ludzie, bo się zdenerwuje, a nikt tu jeszcze nie widział zdenerwowanej kirke i - wierzcie - nie chce zobaczyć... Twisted Evil

no i tą małą groźbą kończę ^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:25, 21 Wrz 2010 Powrót do góry

Choć dawno nie wstawiałam nic do kawiarenki, a ta praca tym bardziej się tu pewnie nie nadaje... no cóż :D
Wiem, że kilka osób robiło notatki w trakcie konkursu lemonkowego, więc nie śmiem być taka niewdzięczna, mówię jak najbardziej poważnie.

To jest w sumie skrót moich zaręczyn, nie miałam pomysłu na miniaturę, Susan mi go bezwiednie podsunęła :) Pisałam może dwie godziny przed końcem czasu, a betowany nie jest, zdaję sobie sprawy z błędów. To taki tekst dla tekst samego :)

Dedykuję Donnie za Dextera.

Tonight is the night.


Zapamiętaj ten dzień…

Sięgnęłam ręką na drugi koniec łóżka, ale nie otwierałam jeszcze oczu. Czułam, że on jest blisko i tylko to się liczyło. Pogładziłam ciepłą, dużą dłoń i uśmiechnęłam się do siebie, bo zdałam sobie sprawę, że będzie spał dopóki ja go nie zbudzę, a przecież nie o to chodziło, prawda? Tak cicho, jak tylko potrafiłam wyślizgnęłam się do łazienki. Otwarłam okno i zobaczyłam, że pogoda wreszcie postanowiła nam dopisać. Wybrałam jedyną sukienkę jaką spakowałam na nasz wyczekiwany od roku wyjazd i wyszłam, zamykając za sobą drzwi na klucz. Najbliższy sklep spożywczy znajdował się w nie dalszej niż trzysta metrów odległości, ale wybrałam ten większy, bliżej plaży. Chciałam w ten sposób dać Jasperowi rozkoszować się snem dłużej. Sama pogoda też zachęcała do spacerów. Bez tych wszystkich trosk, zostawionych w domu, czułam się niesamowicie. Tylko on i ja.
Na śniadanie wybrałam nam po dwa rogaliki maślane oraz z białym serem, a mojemu chłopakowi dodatkowo kupiłam zestaw wędlin i białe pieczywo. Miałam wrażenie, że przechodnie uśmiechają się do mnie i patrzą przyjaźnie w moją stronę, tylko czy to jest możliwe? Ludzka uprzejmość? Bezinteresowna? Nie, musiałam mieć jakieś urojenia. Wróciłam do naszego pokoju i nastawiłam wodę na kawę. Zanim zdążyła się zagotować, przygotowałam talerz kanapek dla Jaspera, wiedziałam, że mi wystarczą same rogaliki. Blat kuchenny okazał się świetnym pomysłem w pokoju bez całego aneksu do gotowania. Kwadrans po dziewiątej mój ukochany otworzył oczy.
- Nie śpisz? – spytał sennym głosem. Zaśmiałam się.
- Nie, zrobiłam nam coś do jedzenia – odparłam.
- Jesteś aniołem.
W czasie śniadania obejrzeliśmy lokalne wiadomości, a potem rozegraliśmy partyjkę kanasta. Wpadające przez balkon promienie słoneczne nie pozwoliły nam jednak marnować tak pięknego czasu na grę w karty.
- Co powiesz na spacer brzegiem morza, do sąsiedniego miasteczka?
Zamyśliłam się. Brzmiało to wyśmienicie, choć bałam się odległości, jaką mieliśmy pokonać. Raz się żyje – pomyślałam, po czym pocałowałam Jaspera prosto w usta.
- Zaraz będę gotowa.

***
Dzika plaża, ja i mój książę z bajki. Oboje nie mogliśmy dać wiary temu, że zaledwie kilkaset metrów od centrum miasteczka nie znaleźliśmy żywego ducha. Czy ludzie naprawdę byli tak leniwi, że woleli gnieść się na ciasnym kawałku piasku tylko dlatego, że znajdował się blisko? Jeśli tak, mieli czego żałować. Rano myślałam, że czuję się wyjątkowo, ale patrząc na to piękno przyrody popadłam w prawdziwy zachwyt.

***
- Kochanie, no chodź! – nalegał.
Przewracałam się z jednego boku na drugi. Odkąd przyjechaliśmy nad morze, pogoda średnio nam dopisywała, więc rano nawet nie pomyślałam o użyciu kremu z filtrem.
- Nie widzisz jaka jestem spalona, ruszać się nie mogę!
W normalnych okolicznościach chętnie wybrałabym się na nocny spacer brzegiem morza, ale dlaczego akurat wtedy? Nie rozumiałam Jaspera kompletnie. Przecież widział, że naprawdę źle się czuję, a mimo to marudził jak przedszkolak! Byłam na niego zwyczajnie zła.
- Dobra, idziemy – burknęłam. Zgodziłam się tylko i wyłącznie ze złości.

***
Musiałam mu przyznać, że nie żałowałam. Cichy szum fal, przywodzący na myśl najpiękniejsze wspomnienia, śmiech młodych ludzi pijących piwo z puszki na zimnym piasku i poczucie bezkresu stanowiły komiczny, ale uroczy obrazek. Odprężyłam się i wzięłam głęboki oddech.
- Idziemy do wody? – usłyszałam za sobą pytanie Jaspera. Uśmiechnął się zalotnie i w mgnieniu oka podniósł mnie, zmierzając w stronę morza.
- Przestań! Nie rób! Puść mnie natychmiast, wariacie, słyszysz?!
- Nie krzycz, już spokój. Przecież się wygłupiam.
Postawił mnie na nogi, po czym na chwilę zniknął z mojego pola widzenia, żeby zaraz objąć mnie w pasie i szepnąć do ucha:
- Kochanie, przyjrzyj się dobrze temu, co widzisz, bo to już ostatni raz…
- Jak to? – przerwałam mu. Przecież nie mieliśmy jeszcze wyjeżdżać, przestraszył mnie tym co powiedział, ale ten tylko westchnął i ruchem głowy zachęcił, żebym jednak spojrzała na otaczający nam krajobraz. Po prawej widziałam oświetloną latarnię morską w sąsiednim miasteczku, przed sobą fale aż po horyzont, a po lewej port mienił się zielonym i czerwonym światłem.
- Koniec świata? – wyszeptałam, wygłupiając się.
- Nie. To jest ostatni raz, bo jeśli zechcesz – wyciągnął z kieszeni małe kurtki, czerwone pudełeczko – zostać moją żoną – uklęknął – jutro będę miał przyjemność przyjść tu z moją narzeczoną.

***
Jasper zrobił nam drinki z wódą i sokiem bananowym oraz kostkami lodu]. W tamtej chwili byłam absolutnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Siedzieliśmy na kanapie i po prostu patrzyliśmy na siebie. W powietrzu wręcz unosił się zapach seksu. Co chwilę spoglądałam na swój pierścionek zaręczynowy i uśmiechałam się szeroko, co najwyraźniej bawiło mojego narzeczonego. Narzeczonego.
- Bardzo cię kocham, wiesz? – spytałam.
- Wiem – odparł. – Inaczej nie zgodziłabyś się zostać moją żoną –dokończył i nachylił się nade mną. Oboje odstawiliśmy kieliszki. Czułam w ustach jego ciepły język, a na ramionach mocny uścisk. Położyłam dłonie na torsie Jaspera, tylko po to, żeby zacząć rozpinać jego koszulę. Wstając, żeby przenieść się na łóżko zbiliśmy mały, udekorowany bratkiem wazon. Nie dbaliśmy jednak o takie szczegóły. Nasze ciała żyły swoim życiem. Pragnęliśmy siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Łapczywe, ale delikatnie zdjęłam spodnie Jaspera, a on postąpił dokładnie tak samo. Zaśmiałam się na widok niebieskich bokserek z wyrysowanymi pozycjami łóżkowymi. Nie trwało to jednak długo, bo mój narzeczony położył mnie delikatnie, uważając na spaloną słońcem skórę. Z szuflady wyjął erotyczny żel do masażu i posmarował nim ręce, które chwilę po tym znalazły się na moich piersiach, powodując uczucie ciepła na całym ciele. Wygięłam się i odchyliłam głowę do tyłu. Zamknęłam oczy, bo poczułam, że dotyka mnie już nie tylko dłońmi, ale i językiem. Po chwili przysunął się wyżej tak, że mógł się wpić w moje usta. Nasze ciała szalały, chciały być jeszcze bliżej siebie, bliżej niż to możliwe… Jasper splótł swoją dłoń z moją i spojrzał mi w oczy:
- Kocham cię, narzeczona.
Magii tamtej chwili nie dało się opisać. Znaleźliśmy się w zupełnie innym świecie. Nie w utopii, nie w krainie mlekiem i miodem płynącej, nie w planecie wiecznego pokoju, nic z tych rzeczy. Byliśmy po prostu my i ta chwila.
Kochaliśmy się namiętnie i z pasją. Nasze ruchy idealnie się uzupełniały, kołysaliśmy biodrami w rytmie, który sami stworzyliśmy specjalne na tę okazję. Szczytowaliśmy też oboje, równocześnie.
Miałam wrażenie, że to, co się wydarzyło nie mogło być prawdziwe. Przecież poprzedniej nocy na tym samym łóżku robiliśmy te same rzeczy, które jednak były tak inne! Emocje, które kumulowały się w nas przez cały dzień w końcu mogły odpocząć i dać sobie upust. Chciałam…
- Alice – usłyszałam cichy szept.
- Co, skarbie?
- Gnieciesz mi rękę – odparł i oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
Zapamiętałam ten dzień. Wiedziałam, że będę go pamiętać do końca życia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin