FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Dwa Oblicza [Z] - Epilog - 20.08.2010! Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Jak oceniacie moje opowiadanie?

Bardzo dobre
48%
 48%  [ 16 ]
Dobre
18%
 18%  [ 6 ]
Średnie
6%
 6%  [ 2 ]
Może być
9%
 9%  [ 3 ]
Beznadzieja
6%
 6%  [ 2 ]
Zmieniłbym/łabym coś
12%
 12%  [ 4 ]
Wszystkich Głosów : 33


Autor Wiadomość
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:21, 27 Gru 2009 Powrót do góry

Oj w różny sposób będzie reagowała ;) Opowiadanie już skończone mam całe w komputerze. Piszę teraz drugi tom jakby :D Będę dodawała trochę częściej, ale nadal czekam na moją betę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kaRolCia_512
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sanok

PostWysłany: Nie 23:37, 27 Gru 2009 Powrót do góry

mmm ...drugi tom - brzmi nieźle.
Już nie mogę się doczekać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Pon 0:29, 28 Gru 2009 Powrót do góry

Trafiłam na Twoje opowiadanie dopiero teraz (!) zupełnie przypadkowo, szukając nowych, ciekawych tematów w FF. I się zaczytałam. Jest świetne. Joe/Jonathan - dla mnie chodzący ideał, ale może jestem nienormalna bo uwielbiam wszelkie psowate i wysokich, przystojbych, śniadych i super silnych facetów, którzy mają na swoim koncie jakąś mroczną tajemnicę. Na pewno będę śledzić dalszy ciąg, z betą czy bez i tak mi się bardzo podoba.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 12:53, 30 Gru 2009 Powrót do góry

Rozdział 6 - Równoległa rzeczywistość

Brand X Music - Absolute Power

Dobrze, że się całkiem nie rozchorowałam po tej akcji z pożarem. Nieźle przemokłam, ale warto było. Na szczęście mój organizm był odporny na przeziębienia i bakterie. Miało to swoje plusy, ale i minusy.

Minęły około dwa tygodnie od tamtych wydarzeń, a ja nadal nie wracałam do mojej rozmowy z Jonathanem. Nie chciałam na siłę wyciągać z niego informacji. Lepiej byłoby, gdyby on sam chciał mi o wszystkim powiedzieć. Zdecydowanie lepiej. A jemu najwyraźniej pasowało to, że ja wiedziałam o jego sile, gorącym dotyku i wyczulonych zmysłach.

Czasem śmiał się ze mnie, że coś przed nim ukrywam szepcąc Sarze na ucho, jakbym chciała sprawdzić, czy mnie podsłuchuje. Za każdym razem znał przebieg rozmowy, co trochę mnie frustrowało. Nic nie mogłam zachować w tajemnicy. Nie chciał nic mówić on sobie, a moje sekrety były w jego posiadaniu. Po prostu się ze mną drażnił.

Jechałam do szkoły autem i myślałam o nim. Było to zupełnie naturalne, bo robiłam to praktycznie codziennie i to po kilka razy. Nie umiałam się go pozbyć z mojej głowy. Uczucie do niego wzmacniało się z dnia na dzień. Jego obecność w moich myślach była bardziej oczywista niż bicie serca lub oddychanie.

Pod czas jazdy często patrzyłam w stronę lasu. Sprawdzałam, czy moje omamy przypadkiem się nie powtórzą. I nie myliłam się po raz kolejny. Tamtego dnia znowu miałam wrażenie, że równo z moim samochodem ktoś biegnie. Mogłam się więc bliżej przyjrzeć.

Licznik wskazywał około siedemdziesięciu na godzinę. Nie miałam pojęcia, jak to możliwe, że jakiś człowiek wyciągał taką prędkość. Nie mogłam się już skupić na kierunku jazdy. Koncentrowałam się na tamtym człowieku. Wywnioskowałam, że był to mężczyzna. Miał długie, falowane kasztanowe włosy i idealne rysy twarzy, jakby był rzeźbą, a nie człowiekiem z krwi i kości. Jego blada cera, była jaśniejsza nawet od mojej.

Nagle spojrzał w moim kierunku. Te oczy miały w sobie tyle... nienawiści, że aż się przeraziłam. Od razu skupiłam się na drodze, by nie zwracać na siebie uwagi. Ale było już za późno.

Kiedy odwróciłam głowę w stronę drzew, mężczyzna zniknął. Zupełnie jakby rozmył się w powietrzu. Wzięłam kilka głębokich oddechów, by się uspokoić, ale moje serce nadal waliło jak oszalałe. Nie mogłam się jednak zatrzymać. Mój instynkt samozachowawczy nie pozwalał mi zwolnić, a tym bardziej stawać na poboczu drogi.

Te oczy. Nie były naturalne. Wszystko trwało ułamki sekund, ale za każdym razem, kiedy przymykałam na sekundę powieki, pojawiał się w mojej głowie ich obraz. Oblał mnie strach. Dawno się tak nie bałam. Potrząsnęłam głową, by nie myśleć.

Kontynuowałam jazdę, gdy nagle coś wskoczyło mi na dach samochodu. Miałam wrażenie, że lęk mnie obezwładnia. Nie wiedziałam, co się dzieje. Ręce tak mi się trzęsły, że kierownica wysmykiwała się z nich. Owładnęła mnie panika. Niespodziewanie na masce samochodu pojawił się ten sam mężczyzna, co przed momentem biegł za drzewami. Przepełniła mnie mieszanina różnego rodzaju negatywnych uczuć. Od szoku i dezorientacji po strach. Jak to było możliwe? Co to miało oznaczać?

Wcisnęłam gaz do dechy, żeby go zrzucić. On jednak zachwiał się lekko, a nadmierna szybkość, nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia. Nie wiedziałam, co robić. Droga była pusta chociaż do miasta zostały mi jedynie trzy kilometry. Musiałam jak najszybciej pozbyć się intruza i jechać na policję. To było niedopuszczalne, żeby mi wskakiwać na dach.

Zamknęłam oczy, a potem skręciłam gwałtownie kierownicą i obróciłam się dookoła własnej osi. Nigdy czegoś takiego nie robiłam. Świat zapewne wirował dookoła mnie, a ja bałam się na niego spojrzeć. Coś ścisnęło moje gardło. Chciałam krzyczeń, ale jednocześnie nie mogłam. Gdybym mogła, płakałabym nawet, ale też nie byłam w stanie. Wcisnęłam hamulec do deski i samochód zatrzymał się. Taki wstrząs powinien go zrzucić. Serce waliło mi pod żebrami, a adrenalina podskoczyła mi maksymalnie.

Kiedy podniosłam ostrożnie powieki, stałam na swoim pasie jazdy, tak jakby nic wcześniej się nie zmieniło. Oddychałam ciężko, a serce o mały włos nie wyskoczyło z piersi. Musiałam przez moment zastanowić się, co to było? Kto to był? Oprzytomniałam. Przecież on mógł za chwilę wrócić i mnie zabić. Tak. Miał wypisaną chęć mordu na twarzy. To zimne spojrzenie, miało rubinowy odcień. Prawie jak krew. To musiał być jakiś koszmar. Miałam wrażenie, że jeszcze się nie obudziłam ze snu. Może tak było?

Zapaliłam silnik i z piskiem opon ruszyłam w stronę Port Angeles. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w szkole i zapomnieć. Gdybym komukolwiek o tym powiedziała, uznałby mnie za wariatkę. Na bank trafiłabym do psychiatryka. A tego nie chciałam.

Czemu odkąd pojawił się Joe, a potem Jonathan, zaczęłam dostrzegać różne dziwne szczegóły? Wcześniej było inaczej. Świat był zwykły i normalny. Tak mi się w każdym razie wydawało.

Siedziałam kilka minut w samochodzie na parkingu szkolnym, bo musiałam się uspokoić, żeby nie wzbudzać zainteresowania ani u Sary, ani u Jonathana, który na pewno by coś zauważył. Był taki wyczulony na każdą, nawet najmniejszą zmianę mojego nastroju.

- Cześć – podskoczyłam cała roztrzęsiona na dźwięk tego głosu.

Spojrzałam przez boczną szybę i ujrzałam nikogo innego, jak osobę, o której myślałam. To była jakaś telepatia. Nie umiałem tego również wyjaśnić. Jonathan opierał się dłonią o mój samochód i patrzył na mnie przenikliwie.

- Cześć – westchnęłam.

Przypominałam sobie o oddychaniu.

Koniecznie chciałam ukryć moje zdenerwowanie. Bałam się, że ten mężczyzna może mnie znowu zaatakować, kiedy będę wracała do domu. Jak mogłam tego uniknąć? Innej drogi do domu nie było. Musiałabym objechać pół stanu, żeby wrócić.

- Czemu tak siedzisz? - był zbyt ciekawy.

Czy słyszał oszalałe bicie mojego serca? Czy widział mój strach? Jego oczy mówiły, że się martwił. Nie chciałam być kruchą dziewczyną, która trzęsła się jak galareta. Musiałam być twarda w wielu sytuacjach. Ale te wszystkie zmiany i dziwne zdarzenia zgniatały moje wyobrażenie świata. Łamały na kawałki moją świadomość. Czułam, że rzeczywistość była zupełnie inna, ale czy nie mogło to nastąpić stopniowo, żebym mogła się przyzwyczaić?

- Spać mi się chce – udawałam, że wszystko jest w porządku.

Wzruszyłam ramionami i wysiadałam z auta, zabierając ze sobą torebkę.

– A ty? Wyspany? - starałam się być jak najbardziej naturalna, a on udawał, że nie zauważył zmian w moim zachowaniu.

Milczenie było w takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem.

- Tak dosyć – starał się uśmiechać, ale wyszedł mu jedynie grymas – Co wgniotło ci maskę i dach? - zapytał nagle patrząc ma moje śliczne auto.

Musiałam je zawieźć do mechanika i coś wymyślić.

- Eeee... Gałąź mi spadła. Stanęłam pod drzewem wczoraj i się złamała – na poczekaniu powiedziałam to, co mi przyszło na język.

Było oczywiste, że kłamię.

- Wygląda to tak, jakby ktoś ci poskakał – wzięłam głęboki oddech.

Było to idealne i dosłowne porównanie, ale nie chciałam, żeby o tym wiedział. Miałam gęsią skórkę na całym ciele. Dobrze, że założyłam wełniany sweter i kurtkę jesienną. Na dworze robiło się coraz chłodniej, więc trzeba było ubierać się cieplej.

- Zabawne porównanie – zamiast uśmiechu skrzywiłam się.

Przeniknął mnie spojrzeniem. Żeby dłużej go nie prowokować, odwróciłam się i poszłam w kierunku szkoły. Dogonił mnie po chwili, ale nie powiedział nic. Umiał milczeć, kiedy ja nie miałam zamiaru rozmawiać.

Historia dłużyła mi się bardziej niż zwykle. Jonathan błyszczał swoimi genialnymi wywodami na temat wydarzeń z przeszłości, a ja nie wiedziałam nawet, o czym była lekcja. Nie mogłam się skupić. W uszach słyszałam szum, a głowa stała się strasznie ciężka. Najchętniej położyłabym się spać. Nie byłam jednak pewna, czy kiedy zasnę, nie pojawi mi się przed oczami blada twarz tego mężczyzny.

Linkin Park - Crowling (Remix)

Ciągle ją widziałam w głowie i do tego te czerwone oczy pełne... pożądania. To było kolejna rzecz, którą w nich dostrzegłam. Z każdą chwilą do głowy przychodziło mi coraz więcej skojarzeń. Kim on był? A może czym? Pomyślałam o filmie z potworami. Ale to nie był film. Może ktoś chciał mnie jedynie wystraszyć? Albo ze zmęczenia miałam halucynacje? Znowu zarwałam nockę pracując nad zdjęciami.

Tak. Nie było innego wyjaśnienia. Najlepiej było przyjąć właśnie takie. Najbardziej normalne.

- Sam? - znowu ten głos wyrwał mnie z letargu.

Cały czas byłam zaabsorbowana porannym wydarzeniem, że nawet nie zauważyłam, jak był już lunch i siedziałam w stołówce razem z Sarą, Thomasem i Jonathanem. Wszyscy troje dziwnie na mnie patrzyli, jak na nawiedzoną. Może tak się zachowywałam.

- Tak? - spojrzałam na niego uważnie.

- Co o tym myślisz? - zadał mi niezrozumiałe pytanie.

Najwyraźniej prowadzili wcześniej dyskusję na jakiś temat, a ja się wyłączyłam. Zupełnie. Szukałam w swojej głowie odpowiedzi na jego pytanie i znalazłam pustkę.

- O czym? - wydukałam będąc nie do końca przytomna.

Sara wyglądała na zmartwioną, Thomas również. Jonathan patrzył na mnie poważnie. Miał nieodgadniony wyraz twarzy. Nie wiedziałam, co mam zrobić.

– Przepraszam, głowa mnie trochę boli – zaczęłam się tłumaczyć.

Na prawdę się dzisiaj nie najlepiej czułam. Ale bardziej psychicznie, niż fizycznie. W moim sercu ciągle panował niepokój.

- Co się dzieje? - przyjaciółka dotknęła mnie delikatnie dłonią po ramieniu – Jesteś dzisiaj nieobecna.

- Nie wyspałam się za bardzo – to była prawda, ale nie miała ona żadnego wpływu na moje zachowanie – No i jakoś nie najlepiej się czuję. Chyba mnie bierze przeziębienie – kolejna półprawda.

Nie wiem, czy mi wierzyła, ale tak byłoby nawet lepiej. Sama chciałam w to wierzyć.

- Chcieliśmy jechać do kina – Thomas nie miał zamiaru mnie dłużej zadręczać.

Podziękowałam mu spojrzeniem, za zmianę tematu i odwrócenie uwagi Sary.

- Tak, na ten horror o wampirach – zaczęła się śmiać.

Nawet podskoczyła zabawnie na krześle. Była taka radosna i beztroska. Jej się takie dziwne przygody nie zdarzają. Były one tuż obok niej, a nie miała o nich żadnego pojęcia.

- O wampirach – następne skojarzenie z porankiem.

Czemu wszystko kumulowało się w jedno? Czy świat skupiał się jedynie na niezwykłych rzeczach, żeby urozmaicić życie zwyczajnego człowieka?

- Mówili, że świetny – ciągnęła mnie za rękaw – Przecież nie pójdziemy same. Mamy wspaniałych ochroniarzy – zastanawiałam się, czy nie był to kolejny pomysł na popchnięcie mnie w ramiona Jonathana.

Jemu to najwyraźniej nie przeszkadzało. Już byliśmy we czwórkę na pizzy i w galerii zdjęć.

– Nic nam nie grozi. Z resztą wampiry przecież nie istnieją – Indianin jakby zadrżał.

Odchrząknął i wziął łyk soku. Spojrzałam na niego dziwnie, ale udał, że tego nie zauważył. Też o czymś myślał.

– Będzie fajnie.

- To kiedy idziemy? – udałam entuzjazm.

Nie chciałam jej zawieźć. Skoro Jonathan i Thomas nie mieli żadnych obiekcji przed pójściem, to czemu ja niby miałabym mieć.

- Może w sobotę – nadal mi się przyglądał, ale w końcu się odezwał i starał się uśmiechnąć.

On wiedział, co się stało. Musiałam mu w końcu powiedzieć prawdę. Ale czemu ja musiałam, a on nie? Miał tyle tajemnic, a ja ich mieć nie mogłam?

- To ustalone – Thomas wstał i poszedł odnieść tacę.

Sara posłusznie podążyła z nim. Potrafiła zachowywać się, jak jego cień. Miałam czasem wrażenie, że była od niego jakby uzależniona. Czy mnie to również dotyczyło?

Oparłam się o blat stołu. Nie miałam ochoty iść na angielski. Nie miałam na nic ochoty. Coś się we mnie załamało. Ta twarz. Przymykając oczy, wciąż ją widziałam. Rzeczywistość, ta prawdziwa była zupełnie inna, od tej, którą znałam całe życie. Przerażało mnie to coraz bardziej. Ale musiałam też przyznać, że powoli oswajałam się z tą dziwną myślą. Czasami trzeba przyjąć coś takim, jakie było i nie doszukiwać się innych, bo może się okazać, że były gorsze. O wiele.

Westchnęłam sobie delikatnie. Byłam świadoma, że stołówka stawała się pusta. Ale jakaś nieznana siła nie pozwalała mi się ruszyć. I tak nie mogłabym skupić się na zajęciach. A co by było, gdyby mnie wywołano do odpowiedzi? Zawsze mogłam symulować osłabienie. Czy taka nie byłam od rana?

- Co się stało? - podniosłam głowę i spotkałam jego spojrzenie.

Myślałam, że sobie poszedł. Umiał poruszać się bezszelestnie, więc mogłam nie słyszeć jak odchodzi. Jednak on nie miał zamiaru mi odpuścić. Miał poważną minę. Szukałam czegoś w tym wyrazie twarzy. Jakiś oznak. Informacji. A nawet pomocy.

- Już mówiłam, że się źle czuję – udałam obojętną na jego troskę.

Był moim przyjacielem, tak mogłam nazwać nasze relacje. W końcu znaliśmy swoje sekrety, ale nie do końca.

– Głowa mnie boli – zaczęłam wstawać, ale poczułam się słabo i znowu opadłam na krzesło.

Coś nie pozwalało mi zachowywać się normalnie. Jakaś blokada w moim wnętrzu. Czy mogłam nazwać to strachem? W pewnym sensie tak.

- Właśnie widzę – przysunął swoje krzesło bliżej mnie i dotknął dłonią mojego policzka.

Czuły gest. Normalnie bym się rozpłynęła, ale nie mogłam. Nie byłam w stanie skupić się na jego delikatności. Akurat ważniejsze sprawy zaprzątały moją uwagę.

– Jesteś pewna, że to przez zarwaną noc? - spojrzał na mnie badawczo.

Jak miałam ukryć moje kłamstwa, kiedy zaglądał mi do wnętrza?

- Tak – głos mi zadrżał – Pogadamy potem, spóźnimy się na lekcję – wstałam powoli, tak by znowu nie stracić równowagi.

Wyszłam szybkim marszem ze stołówki, a on szedł obok mnie. Słyszałam tylko swoje kroku. Gracja i specyfika jego ruchów wprawiała mnie w zdumienie. Przypominał jakieś zwierze.

Na szczęście nauczyciel się spóźniał, więc nie mieliśmy problemów. Zajęłam ze spokojem swoje miejsce, a potem wyjęłam zeszyt. Wpatrywałam się tępo w okładkę. Nadal byłam tak samo zszokowana, co rankiem. Oddychałam powoli analizując każdy ruch.

Musiałam jakoś przegapić moment, w którym ten mężczyzna zniknął zza drzew. Potem nagle wskoczył mi na dach. To znaczyło, że musiał wyciągać jeszcze większą prędkość, niż wcześniej. Do tego wszystkiego, kiedy przyśpieszyłam, nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia. Stał na mojej masce jak gdyby nigdy nic i uśmiechał się szyderczo. Działałam tak spontanicznie, że kiedy o tym myślałam ze spokojem, nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego. Co by było gdybym wpadła do rowu albo na drzewo? Mogłam zginąć na miejscu. Ale co innego miałam zrobić? Przeczuwałam, że chciał mnie zabić.

Przez całą lekcję siedziałam wpatrzona w jeden punkt. Dopiero po jakimś czasie zauważyłam, że nauczyciel nie przyszedł. Wywołało to niezłe poruszenie. Pan Carolls nigdy nie chorował. Odkąd zaczęłam liceum ani razu nawet się nie spóźnił, a co dopiero powiedzieć o nieobecności. Czasami to denerwowało, jednak tamtego dnia martwiłam się. Odwróciło to na jakiś czas moją uwagę, od dręczących mnie myśli.

- Już lepiej? – szłam do samochodu, kiedy poczułam gorący dotyk na moim ramieniu.

Podskoczyłam trochę i chciałam go uderzyć torebkę, ale był szybszy i chwycił ją w locie drugą dłonią. Jego spojrzenie było poważne. On wiedział, że coś mną poruszyło. Wystarczyło jedno spojrzenie, a od razu byłam pewna, komu mogę zaufać.

– Co się dzieje? - oddychałam ciężko i próbowałam się uspokoić.

Wystraszył mnie. Pewnie nie specjalnie, ale mimo wszystko chciałam się bronić. Spojrzałam na niego wielkimi oczami, a on chwycił mnie w ramiona i przytulił do siebie.

– Jestem przy tobie, nie musisz się bać – było wspaniale.

Jakaś niezwykła fala ciepła otoczyła mnie i miałam wrażenie, że unoszę się w powietrzu. Słyszałam bicie jego serca i czułam przyjemny, leśni zapach. Świerk. Tak mi się skojarzył. Był tak blisko mnie, ale nie mogłam go też objąć, bo miałam skrępowane ręce. Ściskał mnie z całej siły, jakby bał się, że upadnę na ziemię, a nie chwiałam się już tak jak przedtem.

- Duszę się trochę – mój stłumiony głos wydostał się ze ściśniętego gardła.

Odsunął się ode mnie i spojrzał mi w twarz. Nadal miał zmartwioną minę. Bał się o mnie. Dlaczego?

- Powiedz mi w końcu, co się stało. Od rana zachowujesz się dziwnie – jego ciepły głos delikatnie łechtał mnie po uszach.

Mogłabym tkwić w jego ramionach, nawet całą wieczność i nigdy by mi się to nie znudziło. Do tego to ciepłe spojrzenie.

- Ale nie tutaj – wyszeptałam oszołomiona.

Co jeszcze mnie czekało tego dnia? Nie tylko poranny atak działał na mnie tak dziwnie. Dotyk Jonathana też mnie oszałamiał, jakbym stawała się pijana. Jednak ten drugi czynnik, podobał mi się o znacznie bardziej.

Wsiedliśmy do mojego zmasakrowanego samochodu i pojechaliśmy do portu. Musiałam poczuć świeże powietrze znad zatoki i pomyśleć. Znaleźliśmy ładnie usytuowaną ławkę z przepięknym widokiem na zacumowane łodzie.

Usiadłam, a obok mnie Jonathan. Między nami nadal trwała cisza. Odkąd postanowiliśmy tam pojechać, nie odezwaliśmy się ani słowem. Nie mogłam, a on szanował moje milczenie. Może coś się zmieniło między nami? Nie byłam pewna.

- Co wgniotło ci dach? - zapytał po pewnym czasie patrząc na mnie przenikliwie.

Był nadzwyczaj poważny. Wiedziałam, że będzie chciał wyciągnąć ode mnie informacje. Nawet siłą. A ja byłam świadoma, że tylko jemu mogę zaufać i opowiedzieć o niestworzonych rzeczach. Sam należał do tego innego świata. Do równoległej rzeczywistości.

- Mam nadzieję, że nie będziesz się śmiał i nie weźmiesz mnie za wariatkę – westchnęłam głęboko.

Musiałam to w końcu z siebie wyrzucić, bo czułam, że za moment eksploduję, jeśli się nie wygadam. Komukolwiek.

- Przysięgam – położył sobie lewą dłoń na piersi, a prawą uniósł do góry.

Zupełnie jak w sądzie. „Przysięgam mówić prawdę i tylko prawdę”. Potem znowu oparł się wygodnie, ale nie spuszczał ze mnie spojrzenia. Był przenikliwy jak zwykle.

- Nie mówiłam ci, ale parę tygodni temu, kiedy jechałam do szkoły – wzięłam głęboki wdech.

Może to był błąd, że mu wcześniej nie powiedziałam.

– Widziałam jak ktoś biegnie równo z samochodem – patrzyłam na jego reakcję.

Zachowywał się, jakby to było naturalne. Nawet mu powieka nie drgnęła. Byłam w jeszcze większym szoku.

– Dzisiaj to się powtórzyło.

- Jesteś pewna, że to był człowiek? - zadał mi dziwne pytanie.

Nadal był poważny. Doszukiwał się czegoś w mojej twarzy. Kolejnych oznak lęku?

- Tak. Na początku też myślałam, że może mam jakieś przewidzenia. Ale to był mężczyzna. Miał długie kasztanowe włosy i bardzo jasną cerę. Pędził siedemdziesiąt na godzinę, a potem szybciej – mój oddech przyśpieszył.

Serce waliło mi jak młot.

- Uspokój się – Jonathan położył swoją dłoń na mojej klatce piersiowej.

Zupełnie jakby chciał spowolnić moje procesy życiowe. Otworzyłam oczy jeszcze szerzej. Jego ciepły dotyk naprawdę mi pomagał. Poczułam się o wiele lepiej.

- Już lepiej – próbowałam się uśmiechnąć, ale jakoś mi nie wyszło.

Wzięłam ponownie głęboki wdech, by kontynuować swoją relację.

– Kiedy tak mu się przyglądałam, on również na mnie spojrzał. Ale w taki sposób, że się wystraszyłam – znowu dostrzegłam oczami wyobraźni ten sam wyraz twarzy – Popatrzyłam przed siebie, bo było mi głupio, że się tak gapię i gdy ponownie spojrzałam, już go nie było. Ale po chwili, coś uderzyło mi o dach i to dość silnie. Później on pojawił się na masce samochodu – ramiona Jonathana zaczęły drżeć. Spojrzałam na niego i dostrzegłam w oczach złość przeradzającą się w furię

– Teraz to ty się uspokój – zmarszczyłam brwi.

Zastanawiałam się, czy to o mnie się tak troszczył, czy też zdenerwował się czymś innym? A może obie rzeczy naraz?

- Dobrze – napiął mięśnie i oddychał.

Jego napakowana klatka piersiowa unosiła się równomiernie i coraz spokojniej. Dłonie zacisnął mocno w pięści.

- Żyję – głos mi wciąż drżał.

Nie wiedziałam już z jakiego powodu. Chyba przez wspomnienia

– Nic mi nie jest – znowu się uśmiechnęłam.

Widziałam jak się przestaje trząść.

– Kiedy pojawił się na masce, przestraszyłam się i dodałam gazu, ale nie zrobiło to na tym facecie żadnego wrażenia. Lekko się zachwiał i to wszystko. Nie myśląc długo zrobiłam koło dookoła własnej osi i gdy stanęłam na jezdni, jego już nie było – odetchnęłam jakby z ulgą.

- Jesteś bystra – spojrzał na mnie, a potem założył mi kilka kosmyków za ucho.

Zrobił to po raz pierwszy odkąd się znaliśmy.

– Jak on wyglądał? - jego dłonie znowu zacisnęły się w pięści. Ciągle jeszcze się martwił.

- Już mówiłam. Miał kasztanowe długie włosy, a jego cera była jaśniejsza od mojej – próbowałam przypomnieć sobie każdy szczegół – Miał na sobie jeansy i koszulę, białą. A na nogach kowbojskie buty. Brązowe – nie wierzyłam, że zapamiętałam takie szczegóły.

Przecież to wszystko działo się tak szybko.

– Miał idealne rysy twarzy – patrzyłam na Jonathana, który był poważny.

Jego szczęki były zaciśnięte. Żeby się skupić, spojrzałam na stopy.

– Jakby był z marmuru. I ten wyraz twarzy – mówiłam spokojnie ciągle czując strach – Miał szyderczy uśmiech. A najbardziej przeraziły mnie jego oczy. Były czerwone, rubinowe – spojrzałam na niego i przeszedł mnie dreszcz.

On miał za moment eksplodować.

- Zawieź mnie do wuja – wysyczał przez zęby.

Zdziwiłam się, że to było wszystko, co chciał.

Bez słowa wstałam i wsiadłam do samochodu. On za mną. Zajął miejsce pasażera i zapiął pas. Kiedy uruchomiłam silnik, spojrzałam na Jonathana. Wpatrywał się poważnie w łódź stojącą naprzeciw samochodu. Przyglądałam mi się przez moment, ale nawet na mnie nie zerknął. Całą swoją uwagę skupił na czymś bardzo odległym. Zgadywałam, że nie była to wcale tafla wody w zatoce, ani żadna inna widoczna dla mnie rzecz. Mogło to być coś, co istniało w jego głowie.

Jechaliśmy ulicami Port Angeles w ciszy. Strasznie mnie to denerwowało. Przeżywałam wewnętrzne rozdarcie. Myślałam, że kiedy mu wszystko powiem, otworzy się. Łudziłam się, że wyjawi mi jedną ze swoich tajemnic, a on nic. Nie pisnął słowem.

- Dzięki – zatrzymałam się przed pawilonem i czekałam chwile, aż zareaguje.

Popatrzył na mnie czule i położył swoją dłoń na mojej. Wzięłam głęboki wdech. Przez takie oddychanie mogłam dostać hiperwentylacji.

– Nie musisz się bać – nachylił się w moim kierunku.

Był tak blisko, a ja patrzyłam wciąż w jego piękne oczy. Hipnotyzował mnie. Nie wiem czy słyszał, jak serce waliło mi w piersi. Do tego o mały włos nie zrobiłam zeza.

– Będzie dobrze – odsunął się ode mnie, ale nie puścił.

- Co chcesz zrobić? - zadałam głupie pytanie.

I chyba jedynie dla formalności. Przecież wiedziałam, że i tak mi na nie nie odpowie. Bo po co?

- Rozumiem. Kolejna tajemnica – westchnęłam, a on chwycił mnie delikatnie za podbródek.

- Powiem ci, ale jeszcze nie teraz – lubiłam barwę jego głosu.

Umiał mnie uspokoić i sprawiał, że czułam się bezpiecznie.

– Pamiętaj, jedź do domu i trzymaj się blisko Joe – zdziwiły mnie te słowa.

Przecież oni się nigdy nie widzieli. Mój wilk unikał obcych dla niego osób. Nawet był nieufny w stosunku do taty, czy Nicki. A Jonathan powiedział te słowa, tak jakby znał Joe lepiej ode mnie.

- Dlaczego? - kolejne niepotrzebne pytanie, ale miałam ich tyle w głowie, że aż mi huczało.

Na język cisnęły się następne. Marzyłam o tym, by się w końcu otworzył przede mną. Czekałam na czas, kiedy spełni swoją obietnicę.

- Takie stwory trzymają się z daleka od wilków – otworzyłam szerzej oczy.

Stwory? Zadawanie pytań nie miało znowu sensu.

– Idę. Zobaczymy się jutro – odsunął się ode mnie i wysiadł z auta.

- Cześć – wyszeptałam oszołomiona.

Długo myślałam o tym, co mi powiedział. I im mocnej się nad tym zastanawiałam, tym mniej wiedziałam. Byłam zagubiona coraz bardziej.



- Sam, co się stało z twoim samochodem – Kenny był dociekliwy.

Od zawsze. Jego pytanie skierowało na mnie uwagę całej rodziny.

- Gałąź spadła mi na dach – powiedziałam to samo, co na początku Jonathanowi.

Ale moja rodzina nie drążyła tematu. Przyjęli to kłamstwo normalnie, a potem zajęli się swoimi sprawami.

Rano miałam zawieźć samochód do naprawy, a po szkole wracać z mamą. Nawet mi to było na rękę. Nie bałabym się jechać sama po południu. Gorzej było z dojechaniem do Port Angeles. Nadal przepełniał mnie lęk, że ten mężczyzna się pojawi.

- Mam mu zaufać – w swoim pokoju nie musiałam mieć tajemnic.

Joe jako mój przyjaciel, wysłuchał całej relacji z dnia, a potem przyglądał mi się uważnie, jak malowałam paznokcie i opisywałam zachowanie Jonathana.

– Ciągle coś ukrywa. I do tego określił tego mężczyznę jako stwora – zakręciłam lakier i położyłam się na brzuchu.

Chłodna pościel była taka przyjemna. Lubiłam relaksować się na niej wieczorami przed snem przy dźwiękach pianina, wydobywających się z mojej wieży.

– Stwory, tak to określił. To znaczy, że jest ich więcej – Joe nastroszył uszy, a potem oparł łeb o wyciągnięte przed sobą łapy.

Był taki piękny i spokojny. Nie zachowywał się, jak drapieżnik. Mogłam nawet powiedzieć, że był całkowicie oswojony. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.

– Szkoda, że nie możesz mówić, bo pewnie wydałbyś swoją opinię na temat Jonathana. Już tyle ci o nim opowiadałam – westchnęłam głęboko – Chyba zaczynam czuć do niego coś więcej – wilk podniósł głowę i obrócił ją w moją stronę.

Cicho mruknął.

– Jesteś zazdrosny? - zdziwiłam się trochę – Ciebie już kocham, a Jonathana jeszcze nie do końca. Ach, gdyby chciał mi powiedzieć coś więcej o sobie. Już wiem, że jest niezwykły i ma ciekawe talenty. Jak jakiś superbohater z komiksów. Czasem też bym tak chciała – marzenia z dzieciństwa.

Kiedy bawiłam się z innymi dziećmi w księżniczki, zawsze chciałam być rycerzem walczącym z potworem. Od dziecka byłam inna. Uśmiechnęłam się na te wspomnienia.

Wyłączyłam muzykę, przykryłam się kołdrą i przytuliłam się do poduszki, gasząc nocną lampkę stojącą obok łóżka. Marzyłam o miłości. O Jonathanie. Gdyby tylko te dwie różne sprawy mogły się połączyć.

Zasnęłam dosyć szybko. A we śnie znalazłam się w lesie. Tym, który był obok mojego domu. Szłam powoli robiąc zdjęcia i podziwiając naturę. Zupełnie tak, jak tamtego dnia pod koniec wakacji. Wszystko było identyczne. Te same zwierzęta robiące te same rzeczy. Stado saren na polanie z wielkim jeleniem na czele. Ich spłoszenie. Szelest dobiegający zza moich pleców.

Wstałam na równe nogi, by zobaczyć, co stanie się dalej. Kto wyjdzie, by mnie zabić. Jakaś część świadomości podpowiadała mi, że miał być to niedźwiedź. Przygotowałam aparat, by zrobić mu zdjęcie i uciec.

Ale jakie było moje zaskoczenie, gdy zamiast miśka, pojawił się ten sam mężczyzna, który wskoczył na mój samochód. Spojrzałam na niego przerażona. Wiedziałam, że nie mam szans. Nawet gdybym go oślepiła lampą błyskową i pobiegła, on dogoniłby mnie. Nie umiałam aż tak szybko biegać.

Stałam więc dalej i wspominałam. Widziałam twarze najbliższych. Czekałam na śmierć. Jego oczy przeszywały mnie coraz bardziej. Jak chciał mnie zabić? Nie miał ze sobą żadnej broni. W grę wchodziło jeszcze uduszenie. A może chciał mną rzucić o jakieś drzewo? Miałam w głowie tyle wizji śmierci, że pragnęłam jedynie tej najmniej bolesnej.

I nagle, tak jak w rzeczywistości, coś wyskoczyło z krzaków. Nie był to jednak Joe, ale Jonathan. Stanął przede mną zasłaniając mnie swoim ciałem. Nie widziałam jego wyrazu twarzy. Mogłam się jedynie domyśleć, że miał na niej wypisany gniew. Wydał z siebie gardłowy pomruk. Jakby warczenie. Zacisnął pięści, a ramiona ponownie zaczęły mu się trząść.

Ja patrzyłam na tamtego mężczyznę, który wyglądał na przestraszonego. Niby wyszczerzył zęby, ale po chwili odszedł zrezygnowany. Miałam znowu szczęście. Pojawił się w moim życiu drugi obrońca, mój bohater.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez esterwafel dnia Nie 15:08, 21 Lut 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Śro 14:56, 30 Gru 2009 Powrót do góry

Dzięki za info na PW.
Masz we mnie stałą czytelniczkę. Było fajnie, a teraz robi się coraz bardziej ciekawie i intrygująco. Uśmiałam się prawie do łez, jak przeczytałam "To było niedopuszczalne, żeby mi wskakiwać na dach". Reakcja Sam: bezcenna! To nic, że facet biega po lesie z prędkością 70 km na godzinę i jednym susem przy tej szybkości wskakuje na dach samochodu.
Trochę mnie zastanowił fakt złego samopoczucia Sam w szkole (ten ból głowy, osłabienie, rozkojarzenie). Zaczęłam się zastanawiać czy to aby nie jest wynik jakiegoś transu czy stanu hipnotycznego, w który wprowadził ją ów Stwór, jak go ładnie nazwał Jonathan.
I super opisałaś wahania Sam czy powiedzieć Jonathanowi o całym zajściu czy nie. Rozumiem ją doskonale, też bym się trochę obawiała, że weźmie mnie za lekko niepoczytalną, pomimo tego, że sam nie jest do końca zwyczajnym, pospolitym śmiertelnikiem.
No i Joe! Piękna scena. "Jesteś zazdrosny?". Sam jest świetna w tych swoich monologach do niego.
Już nie mogę sie doczekać co będzie dalej, mam wrażenie, że jeszcze nie raz nas zaskoczysz.
Acha, nie napisałam jeszcze, że z rozdziału na rozdział coraz bardziej lubię Kennego. Bardzo fajnie, powoli, ale konsekwentnie budujesz jego postać.
Weny życzę przy pisaniu drugiej części.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 15:56, 30 Gru 2009 Powrót do góry

O, jak miło. Cieszę się, się podoba. Ale muszę popoprawiać błędy, które zauważyli inni. Pisałam do nowej bety, bo sama nie mam czasu poprawiać wszystkiego kolejny raz, a robiłam to już niejednokrotnie.
Sam była zagubiona po całym tym incydencie z "nieznajomym". I mówiła jedynie o bólu głowy. Ale podoba mi się Twoja interpretacja jej zachowania, BB. O tym nie pomyślałam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Śro 17:31, 30 Gru 2009 Powrót do góry

Błędami się nie przejmuj, wszyscy je popełniamy. A poza tym zawsze je przecież można poprawić :) Najtrudniej jest betować swój własny tekst, wielu rzeczy się po prostu nie dostrzega.
Ja u Ciebie w ostatnim rozdziale zauważyłam tylko 1 błąd: "Joe nasrożył uszy", nie miałaś czasem na myśli "nastroszył"?
Życzę zatem Bety, która ma duuuużo czasu.
BB


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Czw 15:07, 31 Gru 2009 Powrót do góry

Wciąga coraz bardziej:-D cieszę się, że masz juz napisane całe opowiadanie, bo oznacza to częste wstawianie rozdziałów :-) Cała historia jest tajemniecza, mimo znajomości Sagi. Wiadomo; wampiry, zmiennokształtni, ludzie. Ale podajesz to w takiej formie, że jest interesujące, zaciekawia. Nie mogę się doczekać aż Johnatan wyzna Sam prawdę o sobie:-) Czekam z niecierpliwością na kolejną część


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kaRolCia_512
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sanok

PostWysłany: Sob 11:23, 02 Sty 2010 Powrót do góry

Akcja zaczyna się rozkręcać, a opowiadanie wciąga coraz bardziej, w pewnym momencie myślałam, że jonathan powie prawdę ale nic z tego i dobrze. Cieszę się, żę tak szybko wstawiłaś nowy rozdział - mam nadzieję, że następny pojawi się równie szybko co poprzedni, proszę nie każ mi długo czekać.
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 14:19, 04 Sty 2010 Powrót do góry

znowu połykam dwa rozdziały - proszę na mnie krzyczeć jeśli nie komentuję, bo jeśli chwalę to powinnam się bardziej starać...
niestety nie miałam zbyt wiele czasu, więc nie wiem czy miałaś betę czy nie... ale na pewno błędów było pełno... nie przeszkadzało mi to, bo mój brat ma dysleksję i nic mnie nie zabije, bo to mnie wzmocniło ;)
ogólnie rzecz biorąc akcja nabiera tempa... rozumiem, że pojawiają się pierwsze zimnokrwiste istoty ludziopodobne... jak dla mnie bomba... nie wiem tylko dlaczego chcą zjeść tylko Samantę :)
podobał mi się też jej sen z ostatniego rozdziału, choć początkowo brzmiał całkiem banalnie...
zobaczymy jak przebiegnie akcja kino - bo chyba coś się wtedy stanie :)

no i dalej z utęsknieniem czekam na moment rozwiązania wszelkich tajemnic...

błagam też, żebyś nie używała języka potocznego
Cytat:
Na bank...
rozbiło mnie w drobny mak na kilka następnych wersów... całkiem niepotrzebnie...

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:54, 26 Sty 2010 Powrót do góry

Dodaję kolejny rozdział. Moja beta się nie odzywa, a ja nadal nie mam czasu poprawić błędów. Mam teraz sesję, więc z góry za nie przepraszam. Jeżeli ktoś by chciał mi pomóc i poprawić błędy, to chętnie prześlę mu tekst, oczywiście stopniowo, żeby nie wyprzedzać fabuły. Będę bardzo wdzięczna za pomoc.

Rozdział 7 - Perspektywa śmierci

Red - Already over

Kolejny dzień nie zachęcał mnie do wyjścia z domu. Było coraz zimniej na dworze, bo nadeszła połowa października. Nie lubiłam takiej pogody. Szare niebo, pełno chmur, deszcz i nieznośny wiatr, który targał mi włosy. Typowy jesienny obrazek. Nie wzbudzało to we mnie najmniejszej nuty entuzjazmu. Najchętniej przesiedziałabym najbliższe miesiące w domu, ale niestety tak się nie dało.

Tamtego dnia zawiozłam od rana samochód do mechanika, żeby naprawili go. Mieli odgiąć blachę, by jakoś wyglądał. Byłam taka wściekła, że pewnie gdybym wpadła na tego „stwora”, jak go określił Jonathan, to urwałabym mu głowę. Mój śliczny Mini Cooper musiał iść do naprawy, a ja wracałam do domu z mamą. Zastanawiałam się, jak dojadę następnego dnia do szkoły. Chyba z Kennym. Tym jego starym pick upem. Kolejna świetna perspektywa.

- Jak się czujesz? - Jonathan zajął miejsce obok w ławce i obrócił się w moją stronę, kładąc ramię na oparciu krzesła.

Spojrzałam w jego ciemne oczy i zastanawiałam się nad tym, jakiej oczekuje odpowiedzi. Co miał na myśli mówiąc, że będzie dobrze? Skąd wiedział, o kogo mi chodziło? Znał tego faceta? I dlaczego te „stwory” bały się wilków? Kim one były? Tyle chciałam wiedzieć, ale jednocześnie byłam pewna, że nic mi nie powie.

- Dobrze – odparła schematycznie.

A co miałam niby mu powiedzieć? Że całą drogę do miasta bałam się spojrzeć na ścianę lasu, żeby nie okazało się, że znowu mnie ktoś ściga? A może jeszcze coś innego? Nie wiedziałam, czy chce mu wyjawić swoje uczucia. On nic nie mówił, więc czemu ja miałabym to robić? Strach ciągle gdzieś krążył w mojej podświadomości. Starałam się go pozbyć, ale im bardziej starłam się nie myśleć, tym częściej pojawiał się w mojej głowie. Wiedziałam, że to przejdzie z czasem, ale na razie moje doznania były dosyć świeże.

- To super – i to wszystko, co miał mi do powiedzenia na ten temat?

Był dziwny jak zwykle. Nie chciał mówić, o tym co się stało?

- Znałeś go? - zapytałam, żeby się upewnić i wykluczyć pewne opcje.

Nie zareagował w żaden szczególny sposób. Uniósł jedynie jedną brew, jakby udawał, że mnie nie rozumie.

- Kogo? - tak, świetnie mu to wychodziło.

Robił ze mnie idiotkę, żebym przypadkiem się nie wygadała. A ja nie miałam przecież zamiaru. Najmniejszego. Umiałam być dyskretna. Przecież nikomu nie powiedziałam, jakie odchylenia od normy w nim zauważyłam.

- Tego faceta, co skoczył mi na samochód – powiedziałam nieco ciszej, żeby przypadkiem nikt mnie nie usłyszał.

Nie chciałam być uznana za wariatkę. Jeszcze tego by mi brakowało. Niby jakbym udowodniła, że ktoś taki istnieje, czy istniał? Miałabym od razu zagwarantowany pokój bez klamek i stylowe, ciasne wdzianko.

- Nie – przygryzł dolną wargę.

Powstrzymywał się. Zamknął dłonie w pięści. Miałam wrażenie, że za moment zacznie się trząść. Ciekawe, czy ktoś jeszcze zauważył jego dziwne odruchy. Ale wątpiłam w to. Tylko ja skupiałam na nim tyle swojej uwagi, dostrzegałam najmniejsze zmiany w jego zachowaniu. Inni traktowali go normalnie, jednak z lekkim dystansem, bo mimo wszystko był inny.

- Miałam wrażenie, że tak – naciskałam dalej.

Ta jego tajemniczość strasznie mnie męczyła.

- W pewnym sensie – odwrócił się twarzą do tablicy, bo wszedł nauczyciel.

Patrzyłam na jego profil i głowiłam się po raz kolejny, co miał na myśli. Przewróciłam oczami i postanowiłam go zignorować. Po co ja w ogóle zawracałam sobie nim głowę? Czy ja go obchodziłam? Byłam tylko zwykłą dziewczyną, nic szczególnego.

Musiałam przestać o tym myśleć, bo Green ogłosił smutną wiadomość. Okazało się, że pan Carolls zginął w wypadku samochodowym dzień wcześniej rano. Byłam w szoku. Tak się składało, że mieszkał poza miastem i jeździł codziennie tą samą trasą, co ja. Ciekawe, co się stało? Nawierzchnia drogi była w miarę sucha. Nie leżały też żadne gałęzie. No i pan Carolls podobno jeździł bardzo ostrożnie. Nic nie trzymało się kupy.

- Jonathan – nagle coś do mnie dotarło.

Chwyciłam swojego sąsiada za rękę i ścisnęłam ją. Moją dłoń owładnęło ciepło. Spojrzałam na niego przerażona. Powoli wszystko zaczęło mi się układać w głowie. Zbieg okoliczności?

- Możliwe – odparł tak, jakby czytał mi w myślach.

Ale nie to mnie przerażało. O mały włos to ja nie zginęłam na tamtej trasie. Byłabym już przeszłością. Mogłam się jedynie domyśleć, że ten sam facet, który mnie zaatakował, mógł to samo zrobić z moim nauczycielem. Tłumiłam w sobie odgłos przerażenia. Pewnie gdybym była wstanie, krzyknęłabym.

- Zabił go? - starałam się szeptać, ale miałam wrażenie, że wszyscy mnie słyszą.

Znowu poczułam lęk.

- Już nie musisz się bać – przeszył mnie wzrokiem.

Zachowywałam się jak jakiś tchórz. Musiałam wziąć się w garść. I to jak najszybciej.

- Masz rację – odparłam, a potem wyjęłam zeszyt.

Czemu Jonathan był taki pewny, że ten facet już nie wróci? To mnie zastanawiało, ale nie miałam ochoty zawracać sobie tym głowy. Musiałam mu zaufać. Jeśli nie chciał mi o czymś powiedzieć, to znaczyło, że miał ważny powód i w odpowiednim czasie wszystkiego się dowiem.

Od tamtego dnia postanowiłam traktować dziwne zachowania Jonathana, jak coś normalnego i nie naciskać na niego. Jeżeli mi na nim zależało, musiałam mu ufać i akceptować go takim, jakim był.

- Kino aktualne? - Sara podeszła do mnie, kiedy stałam w kolejce po jedzenie – Mam nadzieję, że tak. Chyba pamiętasz, że idziemy w sobotę.

- Pewnie, że pamiętam – cieszyła mnie perspektywa wyjścia gdzieś w czwórkę.

Trochę rozrywki zawsze się przydawało. Nawet jeśli miał być to jakiś głupi film o wampirach. Śmiać mi się chciało na samą myśl. Ci scenarzyści potrafili wymyślać takie bzdury, bazując na legendach i starych podaniach. Wyobraźnia ludzi nie znała granic.

- On cię lubi – spojrzała na mnie znacząco.

Dobrze, że chłopcy siedzieli już przy stoliku i nie słyszeli, co mówiła. Oczywiście miałam nadzieję, że Jonathan nie wykorzystał swojego super słuchu. To byłoby nie fair.

- Wiem – udawałam, że nie mówi nic nadzwyczajnego.

Nauczyłam się nie reagować na jej spostrzeżenia zbyt entuzjastycznie, żeby się znowu nie zawieść. Nie chciałam robić sobie jakichkolwiek nadziei, jeśli nie będę mieć pewności, że naprawdę mu na mnie zależy. Znaliśmy się tak krótko, ale zawsze gdy rozmawialiśmy, miałam wrażenie, że jednak był mi znacznie bliższy.

- Czemu ty tak reagujesz? - trzymała w jednej dłoni banana, a w drugiej butelkę coca coli.

- A jak mam reagować? - przewróciłam oczami – Nie chce angażować się zanim nie będę pewna, że mu na mnie zależy. Po co mam sobie nim zawracać głowę? W ten sposób?

- Jak uważasz. Ja widzę, co się dzieje między wami – nie miałam ochoty komentować jej słów.

Widziałam pewne sprawy inaczej, no i byłam też świadkiem ciekawych wydarzeń, o których Sarze nawet się nie śniło. Musiało, więc nas coś łączyć. Nazwałabym to tajemnicą.

Zjedliśmy sobie lunch. Było bardzo wesoło. Nie przejmowałam się już rzeczami, które niby mnie dręczyły i zatraciłam się w dobrym humorze. Nie chciałam, żeby cokolwiek mi go zepsuło. Patrzyłam z uśmiechem na moich przyjaciół i słuchałam, jak Thomas wraz z Jonathanem naśladują głosy nauczycieli oraz uczniów. Wychodziło im to świetnie. Z tymi osobami było mi najlepiej. Nie zamieniłabym ich na nic innego.

Dzień minął szybko. Na mamę miałam czekać pod szkołą. Zajęłam więc sobie wygodne miejsce na ławce koło głównego wejścia do budynku. I zamknęłam oczy. Chciałam sobie odpocząć i pooddychać świeżym powietrzem. Czułam jak wpada ono do moich płuc, a potem rozprowadza się swobodnie po całym ciele docierając powoli do każdej komórki. Dotlenienie mózgu było bardzo dobre na myślenie i pamięć.

Dawno tego nie robiłam. Miałam coraz mniej czasu na ulubione zajęcia. Nie wychodziłam nawet do lasu na spacery. Po wydarzeniach z poprzedniego dnia, nie miałam za bardzo ochoty na samotne wycieczki po dziczy, ale brakowało mi ich. Chciałam zrobić jeszcze jakieś zdjęcia, bo ciągle wydawało mi się, że mam ich zbyt mało.

Chciałam jak profesjonalny fotograf dostrzec każde piękno, nawet to najdrobniejsze, otaczającego mnie świata. Gdybym mogła być tak spostrzegawcza jak Jonathan, było by mi o wiele łatwiej. No, ale nie mogłam mieć wszystkiego. I tak mój zmysł artystyczny był wystarczająco dobry. Nie mogłam narzekać.

Utrwalanie rzeczywistości na kliszy był niełatwym zadaniem. Miało ono zostać na zawsze. Chodziło o zatrzymanie chwili. Miałam władzę, żeby przez zdjęcie zapanować nad czasem. W innych warunkach nie było to przecież możliwe.

- Co porabiasz? - kiedy prawie się zrelaksowałam, pojawił się Jonathan.

Nie wiedziałam, że był jeszcze w szkole. Lekcje dawno się skończyły, więc mógł już iść do wuja.

- Czekam na mamę – otworzyłam oczy i zrobiłam mu miejsce obok siebie.

Zajął je posłusznie i oparł łokcie o kolana.

– Samochód jest w naprawie, a jakoś nie palę się do pieszych wędrówek.

- Dom chętnie by cię podwiózł – stwierdził fakt.

Mieli po drodze. Ale po co miałam ich naciągać na koszty?

- To miło z jego strony, ale z mamą wygodniej, no i nie naciągam nikogo – poprawiłam apaszkę pod szyją.

Zimne powietrze dostało się pod nią i przez to przeszły mnie dreszcze.

Dziwne uczucie, tym bardziej, że Jonathan mnie nagrzewał. Ciepło emanowało nie tylko z jego ciała, ale też z osobowości. Swoim spojrzeniem potrafił mnie rozgrzać, a jego głos był przyjemny dla moich uszu. Uspokajał mnie. Osiągnęłam więc swój cel, relaks.

- Nie przejmuj się Carollsem – czemu wrócił do tego tematu, ja nie chciałam o tym myśleć.

Może miał jakiś powód.

– Na świecie umiera wiele osób i często nie tak jak podają do publicznej wiadomości – zmarszczyłam brwi.

Jakieś tajne akta? Skojarzyło mi się to trochę z „Archiwum X”.

- Co masz na myśli? - miałam nadzieję, że tym razem powie coś więcej.

- W codziennym życiu istnieją rzeczy, o których często ludzie nie mają pojęcia. Albo i nie chcą mieć. Czasami łatwiej jest udawać, że czegoś nie ma, niż w to uwierzyć.

- Może kiedyś cię zrozumiem – westchnęłam głęboko.

Jak sobie wcześniej obiecałam, nie miałam na razie zamiaru wnikać w jego osobowość. Chciałam być cierpliwa i poznać go lepiej w takim tempie, na jakie mi pozwoli.

- Samanto – nie zauważyłam, kiedy samochód mamy podjechał na parking.

Jej twarz była widoczna w odsuniętej szybie. Spojrzała na mnie z uśmiechem, a potem przeniosła wzrok na Jonathana. Widziałam ten błysk w jej oku. Spodobał jej się. Wiedziałam, że patrzy ona głównie na czyjś wygląd, ale musiała przyznać, że zrobił on wrażenie.

- Dzień dobry – mój przyjaciel ukłonił się grzecznie.

- Dzień dobry – mama uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

Wręcz rozpromieniła się.

– Musimy już jechać – zwróciła się do mnie.

- Do jutra – wstałam z ławki, założyłam torbę na ramię i pomaszerowałam do samochodu.

Mój kolega uśmiechnął się miło i oparł się wygodnie. Zupełnie się nigdzie nie śpieszył. Czasem miałam wrażenie, że wracał sam do domu, a nie z wujem. Tylko jak? Kolejny element jego tajemnicy, tak mi się zdawało.

- Do jutra – pokiwał mi ręką, a potem ukłonił się mamie.

- Do widzenia – zajęłam miejsce obok kierowcy i zapięłam pas.

Mama ruszyła bardzo gwałtownie. Nie lubiłam z nią jeździć, bo robiła to niepewnie. Zawsze miałam wrażenie, że spowoduje jakiś wypadek. Sama wolałabym prowadzić, ale przecież nie miałam samochodu do dyspozycji, co strasznie mi nie pasowało.

Jechałyśmy w ciszy przez miasto. Zastanowiło mnie to, bo lubiła opowiadać, co działo się w pracy i jak idą interesy firmy rodzinnej.

Przyglądałam się jej z boku. Była piękną kobietą. Miała delikatną twarz o jasnej karnacji. Błękitne oczy podkreśliła lekko kredką i piaskowym cieniem. Rzęsy dokładnie wytuszowała. Na usta nałożyła perłową pomadkę, a na policzkach miała róż. Gdyby nie kilka zmarszczek koło oczu i na czole, można by pomyśleć, że był moją siostrą. Tą ładniejszą. Miała takie ładne blond włosy, które układały się w sprężyste fale.

- Miły ten twój kolega – odezwała się dopiero, kiedy wyjechałyśmy z miasta.

Patrzyła cały czas przed siebie i czekała aż coś powiem.

- Chodzi od niedawna do mojej szkoły – zauważyłam.

Zaczął się wywiad. Wypytywała się mnie o jakiegoś chłopaka odkąd zerwałam z Charliem, ale jakoś nigdy nic ode mnie nie wyciągnęła. Tamtego dnia miałam pecha, że akurat Jonathan się do mnie dosiadł.

- Ma ciekawą urodę. Jest Europejczykiem? - nie lubiłam tych pytań.

Była pewnie ciekawa, czy jest modelem. Myliłam się co do tego. On po prostu był przystojny. Przez mojego byłego miałam skrzywienie, że każdy nieziemsko przystojny chłopak musi być jakiś sławny i ozdabiać swoją twarzą jakieś bilbordy.

- Nie, mieszka u dziadka, w rezerwacie na terenie Parku Narodowego – westchnęłam.

Byłam ciekawa jaka była cała jego rodzina. Mało mówił o sobie. Nie wiedziałam o nim praktycznie nic. On o mnie też, chyba że to, co podsłuchał. Jeszcze nie nadszedł na to czas.

- W rezerwacie? - mama trochę się zdziwiła.

Tego na pewno się nie spodziewała. Większość Indian chodziła do swoich szkół, a nie państwowych. Jonathan był wyjątkiem. Tak jak we wszystkim innym.

- Jest z pochodzenia Indianinem – spojrzałam na nią z ciekawością.

Czy przeszkadzało jej, że przyjaźnię się z kimś takim?

- Opiekuje się dziadkiem, ale reszta jego najbliższych mieszka niedaleko.

- Ciekawe – na prawdę ją to interesowało.

Może czasem źle oceniałam moja rodzinę. Uprzedziłam się do nich, a oni coraz bardziej mnie zaskakiwali. No może ojciec i Cindy mnie nie zawodzili, ale Kenny i mama? Byłam dla nich zbyt surowa.

To była cała rozmowa. Myślę, że to milczenie było nawet dobre. Nie wyciągała ode mnie wszystkiego, a ja nie umiałam przed nią się otworzyć. Chciałam się jej zwierzyć, ale nie wiem, czy nie było już za późno.

Tak wyglądało kilka następnych dni. Z tym, że do szkoły podwoził mnie Kenny i czasem zabierał mnie z powrotem. Nie mogłam doczekać się naprawy samochodu. Wolałam jeździć sama. Chociaż kiedy pomyślałam sobie o wcześniejszych wydarzeniach, z kimś czułam się o wiele bezpieczniej. Ale gdybym znowu została zaatakowany, ktoś z moich bliskich mógłby ucierpieć również. Ta perspektywa w ogóle mi się nie podobała.

Jonathan miał rację. Ów mężczyzna zniknął. Miałam nadzieję, że chciał mnie jedynie przestraszyć, a później sobie już odpuścił. Dręczyło mnie jedynie przeświadczenie, że pan Carolls zginął. I obwiniałam o to siebie.

Byłam na pogrzebie, podobnie jak większość uczniów. Wszyscy stali w ciszy i patrzyli jak trumna powoli zjeżdża do dołu. Tylko dyrektorka wygłosiła jakąś wielką mowę, na temat długoletniej pracy pana Carollsa. Część uczniów nie przepadała za nim, bo potrafił być naprawdę wredny. Jednak nikt nie życzył mu śmierci i to w taki sposób. Jedynie ja i Jonathan wiedzieliśmy, jak zginął w rzeczywistości. Inni nawet się nie domyślali.

Nie lubiłam nigdy takich uroczystości. Strasznie mnie przygnębiały. Perspektywa śmierci nigdy nie napawała mnie zbytnim optymizmem. To było chyba z resztą zrozumiałe. Nikt nie chciałby umrzeć i to w niespodziewanym momencie. Oczami wyobraźni widziałam swój własny pogrzeb i ten widok mnie przeraził. Pewnie byliby obecni reporterzy oraz mnóstwo osób, których nie znałam. Składaliby kondolencje mojej rodzinie. Rozpacz i tęsknota.

Drugi raz już to ujrzałam. Po raz pierwszy, kiedy zaatakował mnie ten niedźwiedź. Wtedy to całe życie przeleciało mi przed oczami. Nie sądziłam, że tak się dzieje naprawdę. Widziałam to na jakiś filmach. Może w pewnym sensie miałam zginąć? A ja jakoś cudem uszłam z życiem. Może tak również miało być? Miał mnie ktoś uratować. W sumie dzięki temu poznałam Joe i kolejną tajemnicę Jonathana.

Ze względu na ten pogrzeb, przełożyliśmy wypad do kina. Nie wypadało dobrze się bawić, kiedy inni opłakiwali czyjąś śmierć.

Wracając do przyjemnych rzeczy, przez te kilka dni zajęłam się ponownie moimi zdjęciami. Jakoś wcześniej brakowało mi ciągle czasu.

A dzięki czekaniu na mojego brata po szkole, mogłam lepiej poznać tego chłopaka. Przesiadywał ze mną na ławce i rozmawialiśmy na wiele tematów. Lubiłam, kiedy opowiadał o swoim życiu. Głównie o Kanadzie. Zwiedzał ją dość często. Zwłaszcza tamtejsze małe miasteczka i parki przyrody. Słuchając go potrafiłam wyobrazić sobie, że tam byłam. Widziałam wszystko wyimaginowanymi oczami.

Jonathan stał mi się jeszcze bliższy. Znałam na pamięć każdy jego gest, układ jego twarzy i mięśni na całym ciele. Umiałam określić, który jego uśmiech podobał mi się najbardziej. Wiedziałam, kiedy jest zamyślony i skrępowany jakimś tematem. Jego oczy – pewnie gdybym potrafiła, narysowałabym je i powiesiłabym sobie w pokoju. Znałam każdy kosmyk jego czarnych włosów.

Potrafiłam się zatopić w dziwnym uczuciu i więzi, jaka zaczęła nas łączyć. Myślałam o nim codziennie i to praktycznie w każdej chwili. Pojawiał się również w moich snach. Bronił mnie lub towarzyszył mi.

- Mogę wejść – najpierw usłyszałam pukanie do drzwi, a potem głos mamy.

Zdziwiłam się lekko. Rzadko przychodziła do mojego pokoju. Kiedy byłam młodsza, robiła to znacznie częściej. Mówiła mi dobranoc i otulała mnie kołdrą. Przed wyjściem dawała mi całusa w czoło i uśmiechała się promiennie. Z czasem przestała to robić.

- Tak, wejdź mamo – wstałam i poszła odłożyć książki na półkę.

Miałam trochę nauki na następny dzień. A tak strasznie mi się nie chciało.

– Stało się coś?

- Tak – spojrzałam na nią i zbladłam.

Była bez makijażu. Oczy miała całe czerwone i opuchnięte. Patrzyłam na nią ze zdziwieniem i czekałam aż mi wszystko wyjaśni.

– Usiądź może – akurat stałam obok łóżka, więc posłuchałam jej – Charlie miał wypadek – znowu zawracała mi nim głowę.

- Czemu mi o tym mówisz? - skrzywiłam się trochę.

Nie chciałam, by znowu mnie zmuszali do wznowienia z nim znajomości. Rodzice ciągle przyjaźnili się z jego rodziną, ale to nie znaczyło, że się zejdziemy. Ja nie miałam takiego zamiaru. Już mi na nim nie zależało.

– Nie wrócę do niego.

- Wiem – głos jej drżał.

To nie było to, co chciała mi przekazać. Czułam pod skórą, że chodziło o coś więcej.

– Ale on nie żyje, Samanto – jakiś dziwny ból w moim sercu odezwał się pierwszy raz odkąd się z nim rozstałam.

Spuściłam głowę i zmarszczyłam brwi.

- Jak to? - do oczu napłynęły mi łzy.

Nawet gdybym próbowała, nie byłam w stanie ich zatrzymać. Zbierało się ich coraz więcej, a potem wylały się na moje policzki. Może jednak zależało mi na nim jeszcze.

- Wpadł w poślizg – zajęła miejsce obok mnie i objęła ramieniem.

Emanowało z niej ciepło i matczyna miłość.

– Razem z samochodem zsunął się ze skarpy i rozbił na dnie przepaści – słuchałam tego i widziałam tę sytuację w swojej głowie.

Moja wyobraźnia była czasami zbyt wybujała. W tamtej chwili wolałam jej nie mieć. Obraz ten jeszcze bardziej mnie zszokował.

- Nie mogę w to uwierzyć – wyszeptałam.

Czułam jak rzeczywistość znowu mnie zgniata. To samo uczucie towarzyszyło mi już od jakiegoś czasu. Dziwne wydarzenia, halucynacje. Chyba mnie to powoli przerastało.

- Nam też. Cindy siedzi u siebie w pokoju podłamana – spojrzałam na mamę otępiała – Nie wiedziałaś, że ona skrycie podkochiwała się w Charliem? - uśmiechnęła się na tę myśl – Miał coś w sobie, że potrafił przyciągnąć ludzi – ja wiedziałam, co to było.

Wygląd i zachowanie. Nie był idealny, tak jak go postrzegano. Miał mnóstwo wad, o których ludzie nie mieli najmniejszego pojęcia. Tylko ja znałam go naprawdę. A nie był nawet w połowie tym, za kogo go uważali.

- Tak – przyznałam jej rację.

O zmarłych nie powinno mówić się źle. Miałam go wspominać z dobrej strony. Z czasów, kiedy go... kochałam? Nie wiedziałam, czy było to idealne określenie oddające moje uczucie. Niby tak było, ale byłam świadoma, że nie był on moją prawdziwą miłością.

- Pogrzeb będzie w sobotę, w Seattle – wyjaśniła.

To znaczyło, że miałam mieć dołujący weekend.

– Jedziemy całą rodziną – tego też się spodziewałam – Zostawię cię samą.

Sama. Tak czułam się, kiedy Charlie ze mną zerwał. Było to w styczniu, podczas ferii zimowych. Zaprosił mnie na narty w Alpy. Było cudownie, jednak tylko z pozorów. Wieczór przed wyjazdem był dla mnie wielkim zaskoczeniem. Nikt nie spodziewałby się takiego zakończenia wspólnie spędzonych dni.

- Zrywasz ze mną? – patrzyłam wtedy na niego oszołomiona i miałam wrażenie, że się przesłyszałam.

Byliśmy oboje na jakimś ważnym bankiecie. Specjalnie dla niego kupiłam nową sukienkę w kolorze ciemnozielonym i spięłam moje niesforne włosy. Nie lubił, kiedy nosiłam je rozpuszczone.

- Tak – ta jego obojętność uderzyła mnie z taką wielką siłą, że pewnie gdybym nie była silniejsza, leżałabym na posadzce balkonu z wielką raną w klatce piersiowej.

Mogłam się spodziewać, że tak postąpi. Było zbyt pięknie przez ten czas, gdy byliśmy razem. A on nawet nie patrzył mi w oczy. Jego spojrzenie było utkwione w piękny krajobraz gór. Popijał szampana z kieliszka i wzdychał.

- A mogę chociaż wiedzieć dlaczego? - udawałam twardą, ale zabolało mnie bardzo to, co powiedział.

Nie spodziewałam się rozstania. W mojej podświadomości krążyła ta myśl, jednak umysł tłumaczył sobie jakoś wszystkie oznaki znudzenia wynikające z jego strony. Może za bardzo się od niego uzależniłam. Ale jak miałam do tego nie dopuścić? Znaliśmy się od dziecka, można było powiedzieć, że był częścią mnie.

- Kochanie, czy to jest istotne – dopiero wtedy skierował na mnie swoje szare oczy i uśmiechnął się drwiąco.

- Nie nazywaj mnie tak – czułam gniew.

Chciałam mu przywalić w tę słodką twarzyczkę, tak by na pewien czas zniknął mu uśmiech. On się cieszył, bo wreszcie uwolnił się od swojego dodatku. Uwolnił się ode mnie.

– Nie możesz mi po prostu wyjaśnić?

- Uznałem, że nie pasujemy do siebie – otworzyłam szerzej oczy.

Szybko to dostrzegł. A to on zawsze mi wmawiał, że nie mam się przejmować opiniami innych.

Ciągle ta twarz była taka żywa. Dziwnie brzmiało to wyrażenie, kiedy on już nie żył. Jego serce przestało bić, ale we wspomnieniach będzie zawsze istniał. I to było najgorsze. Nawet po pogrzebie będę miałam wrażenie, że za moment pojawi się w moim życiu.

Wieść o jego śmierci zupełnie mnie znokautowała. Cały wieczór spędziłam u siebie w pokoju, siedząc na łóżku. Nawet nie zeszłam na rytualną kolację. Mama mnie nie wołała, bo pewnie uznała, że lepiej będzie zostawić mnie samą. Po głowie chodziły trzy wyrazy: ”Charlie nie żyje”. Musiało to powoli wejść do mojej świadomości.

- Joe chciał wejść do ciebie – nagle w drzwiach pojawiła się głowa Kennego.

Spojrzał zatroskany. Zupełnie zapomniałam, że mam go wpuścić do domu. Było mi jeszcze gorzej. Nie pamiętałam o przyjacielu.

- Wpuść go – nie miałam pojęcia, że głos tak bardzo się załamie.

Chwyciłam się za głowę i czekałam przez moment, aż drzwi się znowu zamkną.

Kiedy to usłyszałam, spojrzałam na wilka. Stał niedaleko łóżka i przyglądał mi się uważnie. Jego bystre oczy na pewno od razu zauważyły, że coś jest ze mną nie tak. Podszedł powoli, a potem polizał mi lewą dłoń. Uśmiechnęłam się lekko. Lubiłam, kiedy to robił. Okazywał tym gestem swoje współczucie i oddanie wobec mnie. Położyłam tę samą dłoń na jego głowie i delikatnie pogłaskałam. Ułożył łeb na pościeli i przymknął powieki.

- Możesz wejść na łóżko – przyzwoliłam.

Nie robił tego często. Zamruczał spoglądając na mnie.

– Nie masz przecież brudnych łap – spojrzałam na niego przyjaźnie.

Po chwili wskoczył na łóżko i ułożył się na nim. Zajmował prawie połowę. Bez słowa oparłam się o jego grzbiet, a dłonią gładziłam mu głowę. Obdarzył mnie falą ciepła. Było mi tak dobrze. Joe czasami pomrukiwał. Zupełnie jakby chciał mnie ukołysać do snu. Mogłam nie myśleć o niczym.

Kiedy wydawało mi się, że już się uspokoiłam, zaczęłam znowu płakać. Strugami łzy spływały mi po policzkach i moczyły moje ubranie oraz jego futro. Spojrzał na mnie czule, a ja dalej łkałam. Wtuliłam się w niego i marzyłam, żeby zasnąć. Sen pozwalał zapomnieć chociaż na moment. Najgorsze, że nie miałam pojęcia, skąd u mnie taka rozpacz. Wszystko było już przeszłością.

- Ty nie wiesz, czemu tak się zachowuję – przerwałam na moment, a on obdarzył mnie tym mądrym spojrzeniem.

Obróciłam się w jego stronę, ale dalej przylegałam głową i ramieniem do jego grzbietu.

– Wiesz, że ja też nie – uśmiechnęłam się lekko.

Byłam żałosna.

– Charlie umarł, pewnie już słyszałeś – chciałam się wygadać.

Joe znał już mojego dawnego chłopaka z moich opowiadań. Czasami miałam dzień, kiedy musiałam wylać wszystkie żale. Joe był najlepszą osobą, która była w stanie mnie wysłuchać. Brakowało mi jednak tego, że nic nie mówił. Wyrażał swoje uczucia w inny sposób, ale to jednak nie było to samo.

– Nie wiem dlaczego tak to przeżywam – mówiłam ze spokojem – Jego nie ma, ale ja muszę żyć dalej. Przecież radziłam sobie świetnie bez niego przez te kilka miesięcy. I w sumie nie będzie żadnej różnicy, prawda? - mruknął gardłowo i zmrużył na chwilę oczy – Właśnie. Cieszy mnie to, że się ze mną zgadzasz – wzięłam głęboki oddech – Ale mimo wszystko, kiedy umiera ktoś bliski, no on nie był aż tak całkiem bliski, to czuje się taki dziwny ból. Bardziej przeżywam śmierć Charliego, bo był młody, niż pana Carollsa, chociaż to praktycznie przeze mnie umarł. To ja miałam wtedy zginąć – warknął.

– Nie chce się kłócić. Wiem, że to moja wina – zaszczekał – A niby czyja? - zmarszczyłam brwi.

Ach te nasze rozmowy. Joe znowu szczeknął, a potem warknął.

– Wiem, że tego faceta, ale to ja miałam być jego ofiarą. Mniejsza z tematem. Nie o tym chce mówić – cmoknęłam, a potem znowu wtuliłam się w jego ciepłe futro.

Był lepszy niż grzejnik.

– Zawsze mi jakoś go brakowało. Zmieniło się to dopiero, gdy poznałam Jonathana – znowu westchnęłam.

Od jakiegoś czasu czułam, że mogłabym spędzić z nim całe życie. Był wszędzie. Mój świat kręcił się wokół niego. Jego oczu, uśmiechu, gestów. Ciepłe słowa, wychodzące z jego ust, pozostawały w moim sercu i kiedy tylko chciałam, mogłam je sobie przypomnieć.

- To smutne, że Charlie zginął. Jak to mogło się w ogóle stać? - znowu wróciłam do smutnego tematu.

To głupie, ale nie mogłam przestać o tym myśleć.

Byłam tak wyczerpana emocjami, że nie spostrzegałam, kiedy zmorzył mnie sen i zasnęłam oparta o Joe. Było tam najlepiej na świecie.

Znalazłam się w lesie. Las pojawiał się, co jakiś czas w moich snach. Zazwyczaj kojarzył mi się pozytywnie. Piękna polana usłana kwiatami, które jesienią więdły i stawały się szare lub brązowe. Stado saren na czele z jeleniem. Śpiewające ptaki w koronach wysokich drzew. Kolorowe liście leżące na ziemi i szeleszczące przyjemnie za każdym razem, gdy robiłam krok. Wszystko to nadawało niezwykłego klimatu.

Obok mnie szedł Joe. Był bardzo czujny i rozglądał się uważnie. Mój przyjaciel był pewnego rodzaju moim ochroniarzem. Zależało mu na moim bezpieczeństwie, ale ja również miałam zamiar go chronić w razie zagrożenia. Staliśmy się jednym. Żyliśmy w symbiozie. Nie umiałam bez niego żyć.

Nagle usłyszałam jakiś szelest. Joe najeżył się i stanął jak wryty. Nie wiedziałam, co się działo. Nie miałam nigdy tak dobrych zmysłów i nie orientowałam się, co dokładnie może nam grozić na terenie lasu. Patrzyłam w tym samym kierunku co on i wypatrywałam zagrożenia. Coś czaiło się w zaroślach. Joe już to wiedział, a ja wytężyłam wzrok, żeby to w końcu dostrzec.

- Kochanie – usłyszałam znajomy głos.

Niespodziewanie przed nami pojawił się Charlie. Taki, jakim go zapamiętałam. Ten sam uśmiech, włosy, wyniosła postawa. Był taki prawdziwy, ale jednocześnie nierealny. Coś było w nim innego. Nie mogłam określić dokładnie co. Może moje wrażenie było inne, bo dawno go nie widziałam.

– Jak dobrze, że cię widzę – uśmiechnął się do mnie.

- Ty żyjesz? - odparłam zdziwiona – Joe uspokój się, nic mi nie grozi – ale wilk nie posłuchał.

Ciągle miał wyszczerzone zęby i warczał na mojego byłego chłopaka. Jakaś dziwna aura panowała dokoła nas. Coś dotąd mi nieznanego. Jakbym znalazła się w zaczarowanym świecie. To była ta równoległa rzeczywistość, ten prawdziwy świat, który dopiero co mi się ujawnił. Uczyłam się go od nowa.

- Nie wiedziałam, że zadajesz się z kundlami – odparł drwiąco.

Zdziwiło mnie to bardzo. Co miał na myśli?

- Cuchniesz – to stwierdzenie jeszcze mocniej mnie dobiło.

Mówił to z taką pogardą w głosie. Nie wierzyłam wręcz, że tak na mnie patrzył. To było gorsze niż nasze zerwanie.

- Czego chcesz ode mnie? - wysyczałam przez zęby.

- Ciebie – ruszył w moją stronę, nie zwracając w ogóle uwagi na mojego obrońcę.

I ten uśmiech na jego twarzy. Sprawił, że przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Był od niego taki sam chłód, jak od mężczyzny, który mnie ostatnio zaatakował. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak mi się skojarzył. To było bez sensu. Nie mieli przecież ze sobą nic wspólnego.

- Dotknij ją, to cię zabiję – nagle obok mnie pojawił się Jonathan.

Cały się trząsł patrząc wrogo na Charliego.

- Jonathan – spojrzałam zdezorientowana na moje towarzystwo.

Coś było nie tak, ale co? Przecież nie mieli okazji nigdy się poznać. A teraz zachowywali się tak, jakby zlali się dłużej niż ze mną i byli we wrogich obozach.

- Kolejny kundel – uśmiech Charliego powiększył się.

Stanął naprzeciw mnie i patrzył w jeden punkt. Miał jasną cerę, prawie taką jak pergamin, co też było inne niż w rzeczywistości. Byłam oszołomiona. Był to w końcu sen, ale dlaczego moja wyobraźnia dodawała obce mi elementy. Dlaczego? Jaki to miało cel?

- Nie nazywaj ich tak – moim przyjaciele, byli dla mnie ważniejsi, niż ten, który mnie zostawił.

Ja sama zaczęłam się denerwować i chciałam nawet mu coś zrobić. Kołatał się w moim sercu gniew. Nic go przecież nie obchodziłam, a nagle się pojawia i obraża ważne dla mnie osoby. Był bezczelny i egoistyczny, jak zwykle. Ktoś musiał mu przytrzeć nosa i miałam zamiar to zrobić jak najszybciej.

W chwili, kiedy zrobiłam krok, by go spoliczkować, wszystko zwolniło. Charlie ruszył w moim kierunku. Nawet w wolnym tempie wydawało mi się to zbyt szybkie. Co miał zamiar zrobić, to nie wiem. Nie zdążyłam się dowiedzieć, bo Jonathan i Joe skoczyli na niego i cała trójka zaczęła się szamotać.[/i]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez esterwafel dnia Nie 15:11, 21 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
kaRolCia_512
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sanok

PostWysłany: Wto 19:43, 26 Sty 2010 Powrót do góry

No, już myślałąm, że sie nie doczekam, dość dlugo nie było nowego rozdziąłu - no może trochę dłużej trzeba było czekać niż zwykle ,wiem, że to nie twoja wina ale z natury nie jestem zbytnio cierpliwa - no ale co poradzić.
Ogólnie rozdział fajny ale taki jednocześnie inny nie sądzisz? Jak dla mnie było ciut za mało Jonatana ale to tylko takie moje odczucia. Błędów nie wyłapałam ale prawdę mówiąc nie zwracam jakoś na nie uwagi.
Mama nadzieję, że znajdziesz jakąś betę i jak najszybciej wstawisz nowy rozdział.
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aliss.
Wilkołak



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 21:07, 26 Sty 2010 Powrót do góry

To jest naprawdę fajne i ciekawe. Akcja świetna. Aż sama chciałam mieć takiego wilczka w pokoju;) i takiego chłopaka w szkole. Akcja z wampirem świetna. Nie spodziewałabym się, że pijawka odczepi się po akcji z samochodem.
Zastanawiam się, jak bardzo głupio się będzie czuła Sam, gdy dowie się, że Joe to Jonathan. Bo chyba nim jest, prawda?:D

Jednak mimo wszystko są błędy. Budujesz dość dziwne zdania, z poprzestawianym szykiem. Zdania są krótkie, pourywane, mimo że mogłaś je przedłużyć, a z dwóch zrobić jedno kulturalne zdanie. To musisz na pewno(!) poprawić. Staraj się o tym pamiętać lub poproś betę, żeby zwróciła na to większą uwagę.
Poza tym, jest jeszcze tak (dziwię się, że tego beta nie poprawiła), że jest pytanie, ale na końcu nie ma znaku zapytania. Np.: Co tam u ciebie - zapytała Sam. - Dlaczego jesteś zła
To jest stanowczo ź l e. Postaraj się to poprawić.

Życzę weny na dalsze rozdziały i pozdrawiam serdecznie;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Wto 21:36, 26 Sty 2010 Powrót do góry

Oj, jak dobrze, że dodałaś rozdział. Taki super miły akcent na koniec dnia. Rozdział spokojniejszy, niż ten poprzedni, ale równie intrygujący i wciągający. A sama końcówka – rewelacja. Ten sen Sam. Normalnie proroczy!
Podoba mi się, że w swoim opowiadaniu tak niezwykle subtelnie przechodzisz od spraw zwykłych (np. od wydarzeń w szkole) do opisów sytuacji trudnych. Śmierci pana Carollsa, pogrzebu, śmierci Charliego. Ponownie jestem pod wrażeniem opisu emocji, które odczuwa główna bohaterka. Są takie autentyczne.
Co do postaci: tajemniczy Jonathan, zyskujący coraz większą sympatię Sam (moją też). Kurcze, dlaczego ja nie znam takich chłopaków? Bardzo podoba mi się ta postać. Jest stworzona przez Ciebie w taki niezwykle ciepły sposób.
No i mój ulubieniec Joe. Te jego warcząco-szczekające komentarze po prostu mnie rozczulają.
Przepraszam, że na błędy nie zwracam uwagi, ale to taki mój defekt. Jak mi się opowiadanie podoba, to po prostu – serio – ich nie widzę.
Pozdrawiam cieplutko, życząc weny. BB.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Śro 18:02, 27 Sty 2010 Powrót do góry

znowu dostałam po głowie faktami i to nie tymi z TVNu
myślałam, że Joe i Jonathan to jedno i to samo stworzenie, a ty mnie tu bombardujesz takim motywem - chyba sie rozchoruję... więc kim jest Joe... ? zresztą - dojdziemy do tego... raczej dlaczego on jej pilnuje, bo chyba się nie wpoił... wydaje mi się, że to drugie ciele się wpoiło... zresztą - co ja tam wiem
nieskładny komentarz i przepraszam, ale zbyt dużo pytań plącze mi się po głowie, żebym mogla zdecydować się na jedno...
bardzo dobry rozdział... naprawdę wiele miesza w mojej głowie :P

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Czw 0:11, 28 Sty 2010 Powrót do góry

OOO...zapomniałam napisać. Mam to samo, co kirke. Myślałam, że Joe i Jonathan to jedna postać, tylko pod różnym wcieleniem. I teraz sama nie wiem co o tym sądzić? Wilk jest tylko wilkiem? Za mądry na to (bez obrazy dla wszystkich wilków i psowatych). Ale jeśli tak, to co jaki związek ma z Jonathan'em. Bo jakiś ma, w to nie wątpię. Oj, dziewczyno, zaskakujesz...

Edit: No tak! Dwa oblicza. Joe i Jonathan. Tak to jest jak się komentuje późno w nocy Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Czw 10:43, 28 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kaRolCia_512
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sanok

PostWysłany: Czw 8:14, 28 Sty 2010 Powrót do góry

A ja tak szczerze mówiąc to już sama nie wiem jak to będzie, jednak nadal wydaje mi się, że Joe i Jonathan to te same osoby. Wiem, że sen mówi inaczej jednak zdania nie zmienię. Myślę, że w ten sposób Sam "dowiaduje " się o swoim opiekunie, który ma dwie twarze. No ale zobaczymy może akurat akcja potoczy się całkiem inaczej niz to osbie wyobrażaliśmy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:08, 02 Lut 2010 Powrót do góry

Cieszy mnie to, że mam wierne czytelniczki.
Macie rację ze SNU Samanty można wynieść taką postać rzeczy. Cierpliwości.
Nie znacie może jakiejś wolnej bety, przydałaby mi się, bo ciągle dodaję niezbetowane rozdziały, a nie chciałabym, żeby ktoś się do tego przyczepił. Będę naprawdę wdzięczna za pomoc.

Rozdział 8 - "Rany"

W chwili, gdy zaczęła się walka, obudziłam się i usiadłam gwałtownie na łóżku. Joe już nie było, a przez żaluzje przechodziły promienie porannego słońca. Zmrużyłam oczy i przetarłam je lekko dłońmi. Byłam przykryta pościelą, ale miałam na sobie ubranie z dnia poprzedniego. Znowu pewnie lunatykowałam.

Pomaszerowałam do łazienki wziąć prysznic. Musiałam się odprężyć i odświeżyć. Gorąca woda pobudziła moje krążenie i poczułam się o wiele lepiej. Starałam się nie myśleć. Całą swoją uwagę skupiłam na spływającej po moim ciele wodzie. Kropla po kropli, strugi, jak deszcz spływający potokiem i wpadający z impetem do górskiego jeziora pod moimi stopami. Cieszyłam się, że dzień zaczął się słonecznie, bo nie musiałam się dodatkowo dobijać aurą atmosferyczną.

Założyłam na siebie czary sweter i ciemne jeansy. Włosy związałam gumką z tyłu głowy. Spojrzałam na siebie w lustrze i uznałam, że dobrałam ciuchy do swojego nastroju psychicznego. Po głowie znowu zaczęła mi krążyć informacja o śmierci Charliego. I musiałam się jakoś z tym oswoić.

Kenny podwiózł mnie do szkoły. Wysiadłam z samochodu wprost do kałuży, ale jakoś nie specjalnie się tym przejęłam. Nawet nie zwracałam uwagi na to, co działo się dookoła mnie. Mijałam po drodze innych uczniów, którzy wesoło rozmawiali na korytarzu i przed szkołą. Nie istnieli jednak dla mnie. Nie pamiętałam nawet, czy ktokolwiek przywitał się ze mną i czy mu odpowiedziałam.

Two Steps From Hell - Equus

Złapał mnie dołek. Siedziałam nieprzytomna podczas lekcji i gapiłam się w zeszyt. Były to tak zwane niewidzące oczy. Nie myślałam nawet o niczym. Byłam przytłoczona. Gdzieś przez szczeliny w świadomości, próbowała do mnie dotrzeć ta wiadomość, a potem niby znikała. Czułam się tak, jakby on nigdy wcześniej nie istniał w moim życiu. I to mnie przerażało najbardziej.

Ciągle zastanawiałam się nad wypadkiem Charliego. Jak było możliwe, że spadł ze skarpy? Był lepszym kierowcą ode mnie, prowadził samochód wręcz doskonale. Nigdy nie złapała go policja, bo starał się przestrzegać przepisów. O samochód też zawsze dbał, dlatego jego Kabriolet wyglądał cięgle jak nowy, kupiony dopiero w salonie.

Rok życia stał się dla mnie miłym wspomnieniem. Musiałam go zachować na zawsze w pamięci, bo już nigdy nie było dane mi go zobaczyć. On już nigdy nie miał nikogo poznać i zakochać się naprawdę. Zginął w tym głupim wypadku i nie można było tego zmienić. Cofanie czasu nie należało jeszcze do dziedzin, w których ludzcy naukowcy byli dobrzy. To było z resztą nie możliwe. I chociaż wszyscy chcieli żyć wiecznie, nadal byliśmy bardzo krusi i śmiertelni.

To było przykre. Taki młody chłopak. Był znanym modelem. Kariera otwierała przed nim swoje drzwi. Dopiero zaczynał żyć. A tu nagle, nić jego żywota, została gwałtownie zerwana i nie szło jej już odbudować. Supeł nie miał praktycznie żadnego znaczenia.

- Sam – z letargu myśli wyrwał mnie tak ważny dla mnie głos.

Zawsze mi przerywał, kiedy tonęłam w rozmyślaniach. Popatrzyłam na niego, ale moje oczy jakoś nie miały odwagi zajrzeć w tę głębię, jego brązowego spojrzenia.

– Nie idziesz na lunch? – nawet nie wiem kiedy znalazłam się na geografii.

Do tego nie gadałam jeszcze z Sarą ani tym bardziej z nim. Głupio mi było, bo się do niego nie odezwałam wcześniej.

- A tak, idę – potrząsnęłam głową, a potem ruszyłam w stronę drzwi.

Miałam wyjść na zatłoczony korytarz i zginąć wśród setek twarzy innych uczniów. Zatracić się w normalnym życiu i starać się ukoić ból, którego nie potrafiłam zrozumieć. Trafił do niewłaściwej osoby. To nie ja miałam tak rozpaczać, to nie ja miałam płakać, a jednak to robiłam. Przecież on tego nie chciał. Odrzucił mnie.

- E, Sam – znowu mnie zatrzymał.

Obróciłam się w jego stronę. Spojrzałam na niego, ale nie w jego oczy. Wiedziałam, że od razu domyśli się, iż coś jest nie tak. Chociaż nie tylko moje spojrzenie wystarczyło, by dojść do takiego wniosku.

– Zapomniałaś kilku rzeczy – dopiero po jego słowach zauważyłam, że na ławce leżały książki, zeszyt i moja torebka.

- Oj, faktycznie – chciałam się uśmiechnąć i udać roztargnioną, ale nie wyszło mi.

Nie odrywał ode mnie wzroku, chociaż unikałam go nadal. Szybko zabrałam wszystko ze sobą i wyszłam na korytarz. Jakoś nie miałam nastroju na rozmowy. W każdym razie nie w tamtej chwili.

Skierowałam się do łazienki. Była pora lunchu, więc miałam trochę czasu na odświeżenie się i dojście do siebie. Oparłam się o zlew i znowu wspominałam. Charlie. Jego twarz, uśmiech, głos. To uczucie, co nas łączyło. Byłam z nim szczęśliwa, chociaż wszystko skończyło się tak nagle. Nie mogła być to prawdziwa miłość. Nasi rodzice chcieli nas widzieć razem, żeby potem móc połączyć firmy. Zupełnie jak w średniowieczu.

- Co się stało? - niespodziewanie z kabiny wyszła Sara.

Stanęła obok mnie i wlepiła we mnie swoje czekoladowe oczy. Miała zmartwioną minę. Na nią też nie mogłam długo patrzeć.

– Wyglądasz dzisiaj fatalnie. Umarł ktoś? - chciała zażartować, ale jej nie wyszło.

Ręce zaczęły mi drżeć i czułam się jakby serce miało mi wyskoczyć z piersi. A tak starałam się, by nie rozpaczać przy innych. Przy Sarze nie mogłam. Wybuchnęłam rzewnymi łzami.

– Ale trafiłam – puknęła się dłonią w głowę, a potem mnie objęła.

Okazywanie uczuć w ten sposób, było moim ulubionym. Od dziecka czułam się wspaniale w czyiś ramionach. Bezpiecznie.

Oparłam głowę o jej bark. Brakowało mi sił. Najbardziej dobijała mnie ta bezsilność. Nie to, że oddałbym za niego życie, ale jednak wolałabym, żeby jednak żył gdzieś sobie dalej. Co czuła jego rodzina, skoro ja tak to przeżywałam? Wcześniej nie istniał dla mnie, bo mnie zostawił, ale wiedziałam, że gdzieś tam był. Ale po jego śmierci, zniknął.

- Już dobrze – pogłaskała mnie po głowie – Całą mnie pomoczysz – uśmiechnęłam się lekko.

Kiedy chciała, umiała mnie chociaż trochę rozbawić.

– Powiedz mi, co dokładnie się stało. Do tego jeszcze nie doszłaś – cała Sara.

- Charlie nie żyje – odsunęła się ode mnie i popatrzyła mi w oczy.

Ja natomiast usiadłam na podłodze i oparłam się plecami o ścianę. Kafelki były zimne, ale jakoś niespecjalnie mi to przeszkadzało. Może ten chłód miał mi przynieść ulgę. Jednocześnie jednak poczułam, że potrzebne mi ciepło. A dokładnie Joe.

- Żartujesz? - spojrzała na mnie zszokowana.

Pewnie ja też tak wyglądałam, kiedy dzień wcześniej mama mi o wszystkim powiedziała. Wytarłam nos w ręcznik papierowy do rąk.

- Nie, i to jest najgorsze – przetarła dłonią oczy i mokre policzki.

Było mi głupio. Nie byłyśmy przecież same w toalecie. Ale gdzie indziej miałam się wypłakać. Lepszy kibel, niż korytarz główny lub hol.

Oparłam łokcie o kolana i zwiesiłam głowę. Wzięłam głęboki oddech. A nawet kilka. Musiałam się dotlenić, chociaż zapach pomieszczenia nieszczególnie mi się podobał. Chciałam się uspokoić i zjeść coś. Mój pusty żołądek też miał zły humor.

- Nie spodziewałam się tego – Sara ciągle siedziała obok i gapiła się w jeden punkt, znajdował się gdzieś w narożniku naprzeciw nas.

- Nikt się tego nie spodziewał – akurat wtedy myślałam o Jonathanie.

Nie chciałam, by widział mnie w tym stanie. Pewnie i tak zastanawiał się, co takiego się wydarzyło, bo nie odezwałam się do niego przez całą historię. Ba, ja nawet go nie zauważyłam.

– Nigdy nie myślałam, że tak to będę przeżywać. Przecież on mnie zostawił.

- Ale łączyło was coś. To naturalne. Ja nawet czasem na filmach płaczę – starała się mnie rozchmurzyć.

Nieźle jej szło. Uspokoiłam się i mogłam wyjść do ludzi.

- Pewnie jak zwykle masz rację – wstałam z podłogi i podeszłam do zlewu.

Puściłam zimną wodę i przemyłam twarz. Potem wytarłam ją w papierowy ręcznik. Oparłam dłonie i spojrzałam na swoje odbicie. Moja twarz była strasznie blada, oczy miałam czerwone i wilgotne od łez. Jak ja wyglądałam? Byłam pewna, że Jonathan i tak coś już zwęszył, więc i mój podły humor nie miał szans umknąć jego bystrym oczom.

– W sobotę jest pogrzeb – dodałam spokojnie.

Przymknęłam oczy. Chciałam stłumić dziwny ból w mojej piersi. To było nie do zniesienia. I tylko dlatego, że kiedyś był ze mną.

- No tak – Sara westchnęła i stanęła obok mnie.

Patrzyłyśmy obie w zwierciadło i czekałyśmy na coś. Na odwagę.

- Zgłodniałam – uśmiechnęłam się lekko.

Chciałam już mieć wszystko za sobą. Jego spojrzenie, milczenie, domysły.

Chwyciłam torebkę i obie ruszyłyśmy w stronę stołówki. Udawałam, że wszystko gra, kiedy doszłyśmy do stolika.

- Wziąłem dla ciebie pizzę – Jonathan był jakiś obojętny.

Spojrzał na mnie przelotnie i zabrał się za swój lunch. Usiadłam obok i też zaczęłam jeść. Sara popatrzyła dziwnie, a jej chłopak jak zwykle nic nie zauważył. Tom pisał coś w swoim zeszycie, a potem wcisnął go do kieszeni w kurtce.

Ta obojętność Jonathana mnie zmroziła. Byłam wręcz pewna, że będzie zadawał mnóstwo pytań i w ogóle. Potrzebowałam jego wsparcia. Akurat jego pocieszenia. I zawiodłam się. Przez cały lunch prawie na mnie nie zwracał uwagi, chyba, że miał jakiś trafny komentarz na temat jedzenia. O co znowu chodziło? Ta jego unikatowość i zmienność, czasami potrafiła doprowadzić złości.

Przez resztę zajęć starałam się nie myśleć o Charliem, chociaż nie przychodziło to łatwo. Koncentrowałam się na temacie i nawet skrzętnie notowałam każde słowo nauczyciela, byle nie myśleć.

Linkin Park - In the end (piano)

Ale za to umysł zaprzątał mi sam Jonathan. Liczyłam, że się mną przejmie. Będzie taki czuły i w ogóle, a on udawał, że nic nie zauważył. Był skupiony na lekcji i ani razu na mnie nie spojrzał, chociaż cały czas zerkałam w jego kierunku.

Po zajęciach jak co dzień, od tygodnia, usiadłam sobie na ławce przed szkołą i postanowiłam poczekać na Kennego. Wiał nieprzyjemny wiatr. Czułam jak ochładza moje ciało centymetr po centymetrze i powoduje, że mój smutek wraca. Patrzyłam w stronę słońca. A właściwie, to w resztkę promieni, które starały się przedrzeć przez szare chmury. Tak bardzo chciałam, żeby jesień już się skończyła i wróciła wiosna. Tak bardzo chciałam wielu rzeczy, a one nie chciały się spełnić. Może gdybym nie miała tych ran na sercu, byłoby mi znacznie łatwiej.

Świat stał się dziwnie szary. Starałam się dostrzec plusy każdej sytuacji, ale nie było to wcale łatwe w tym przypadku. Może fakt, że Charlie nie cierpiał długo? Nie wiedziałam.

- Promienie słońca nie mogą się dzisiaj przebić przez chmury – wiedziałam, że w końcu się zjawi.

Nie spojrzałam jednak w jego kierunku. Czekałam, aż sam będzie chciał się otworzyć.

– Ale to nie znaczy, że nie będzie go następnego dnia i, że już nigdy nie zaświeci – stosował przenośnie?

- Z tym stwierdzeniem się zgodzę, ale nie wiem dokładnie, co masz na myśli – zajął miejsce obok mnie.

Od razu zrobiło mi się cieplej. On był ciepły. Zupełnie jak Joe.

- Słyszałem, co się stało – popatrzyłam na niego kątem oka.

Skierował na mnie swój przenikliwy wzrok.

– Przykro mi z powodu śmierci twojego chłopaka – mówił spokojnym głosem – Przepraszam, że wcześniej nie zareagowałem, ale chciałem pogadać na spokojnie.

- Aha – wydukałam, bo byłam w szoku.

Martwiłam się, że on nie zwracał na mnie uwagi, a tymczasem on chciał być po prostu taktowny. Spojrzałam w jego oczy i od razu utonęłam w nich. Było mi gorąco i cudownie, tak jak tego oczekiwałam.

- Jeśli chcesz możesz mi się wyżalić – walnął prosto z mostu, co mnie trochę zbiło z tropu.

Nie wiedziałam, czy tego chce. On mi nigdy nic nie mówił.

- Ja mam ci się wyżalać? - uniosłam jedną brew i skrzywiłam wargi.

Powinien się domyślić, o co mi chodziło.

– Ty nic nie chcesz powiedzieć.

- Bo nie powinienem – westchnął i pokręcił głową.

Czułam się jakby miał mnie dosyć. Może i się powtarzałam, ale co z tego.

- Jasne – uderzyłam dłońmi o kolana i wstałam z ławki – To po co ja mam ci coś mówić? Może jestem zbyt zaborcza, ale chciałabym o tobie trochę wiedzieć. Nigdy nie wiem, co znowu mnie zaskoczy – chciałam to z siebie wyrzucić.

Rozpacz wezbrała we mnie z potężną siłą. Czułam jak coś napiera na moje serce i płuca. Zaczynałam się powoli dusić. Nachyliłam się opierając dłonie o uda.

- Co się dzieje? - chyba zauważył, że brakuje mi tchu, bo nachylił się patrząc na mnie.

Oddychałam ciężko. Łapałam spazmatycznie powietrze, by nie stracić przytomności. Przed oczami zrobiło mi się ciemno, ale skoncentrowałam się i po kilku sekundach czułam się znacznie lepiej.

- Nic mi nie jest – wyprostowałam się i zaczęłam odchodzić, bo byłam wściekła i czułam, że za moment zacznę płakać.

Po raz kolejny tego dnia. Przyśpieszyłam kroku. Oddychałam coraz szybciej, a serce waliło mi jak młot pneumatyczny. Chciało roztrzaskać żebra i uciec jak najdalej. Natłok emocji nie pozwalał mi odetchnąć nawet na moment. Jak miałam prawidłowo funkcjonować, kiedy nic nie było takie jak trzeba.

- Czekaj – nagle chwycił mnie za dłoń i zatrzymał na środku parkingu.

- Puść mnie! – chciałam się wyrwać, ale zapomniałam o jego nieludzkiej sile.

Szarpnęłam kilka razy, ale zrezygnowałam, bo nie chciałam uszkodzić sobie ramienia.

– Zostaw mnie w spokoju! - łzy napłynęły mi do oczu, a potem zaczęły spływać strużkami po policzkach.

Już nie byłam w stanie ich zatrzymać. Moja rozpacz sięgnęła zenitu. Mój były chłopak nie żył, nie potrafiłam dać sobie z tym rady, a do tego chłopak, na którym mi zależało, miał jakąś tajemnicę i nie chciał nic powiedzieć. Czułam się zagubiona, bo nie wiedziałam, czy świat, w którym dotąd żyłam, był taki jak mi się wydawało. Zbyt wiele zagadek. Głowa miała eksplodować za moment. A do tego nie mogłam oddalić się bezpiecznie, bo mój samochód był u mechanika, a Jonathan nie miał zamiaru mnie puścić.

- Nie mogę – powiedział stanowczo.

Odwróciłam się w jego kierunku i spojrzałam prosto w jego piękne oczy. Dostrzegłam w nich determinację. Zachciało mi się jeszcze bardziej płakać. Chciałam być sama, a on najwyraźniej tego nie rozumiał.

- Dlaczego? - wyszeptałam.

Musiałam wyglądać okropnie. Roztrzęsiona i zapłakana. Jak on mógł na mnie patrzeć, kiedy sama nie chciałam siebie oglądać?

- Bo potrzebujesz mnie – zaskoczyły mnie te słowa w pierwszej chwili, a w drugiej podeszłam bliżej niego i wtuliłam się w jego pierś.

Objął mnie swoimi potężnymi ramionami i przycisnął mocniej do siebie. To, co się ze mną działo, przeszło wszelkie pojęcie. Odkryłam nową cząstkę siebie. Żałosną i czułą Samantę, za którą niezbyt przepadałam. Ale co jakiś czas ujawniała się i musiałam ją jakoś przyjąć.

Czułam się dobrze w jego uścisku. Bezpiecznie. Zupełnie, jakby nic innego nie istniało dookoła nas. Oboje przez moment znajdowaliśmy się w świecie, który istniał tylko dla nas. A może jedynie dla mnie? Mogłam w końcu uspokoić się na dobre i przestać przeżywać śmierć Charliego. Gdyby to tak chciało nagle przejść, tak jak ból głowy. Wiedziałam, że ta głupia rana, co jakiś czas będzie wracać. Musiałam się nauczyć ją ignorować. Na razie jednak była zbyt świeża.

Jonathan ciągle mnie trzymał. Tak długo, aż przestałam płakać. Serce nie waliło już tak intensywnie, a oddech unormował się. Czułam, że robi mi się gorąco. Był z niego całkiem dobry piec. Mogłam nawet się przegrzać.

- Nie płacz już tyle, bo wyschniesz na wiór – wiedziałam, że się uśmiecha.

Poznałam, po tonie jego głosu. Otulił mnie przyjemnymi dźwiękami
i spowodował, że pętla zaciskająca się na moim sercu, nagle zaczęła się rozluźniać.

- Już przestałam – mój stłumiony głos wydobył się spod jego uścisku.

Odsunęłam się lekko, chociaż to nie było łatwe. Spojrzałam mu w oczy, a on dłonią otarł mi resztki łez z policzków. Uwielbiałam, kiedy tak na mnie patrzył. Za każdym razem, kiedy dotykał mojej twarzy, czułam przyjemny, ciepły dreszcz na całym ciele. Czy on tez to czuł?

– Dzięki – uśmiechnęłam się lekko.

- Nie zrobiłem nic wielkiego – zdziwił się lekko z powodu moich podziękowań.

Nie wiedziałam, czy dokładnie takiej formy wdzięczności się spodziewał. Był taki dojrzały. Umiał mnie zrozumieć i wesprzeć w odpowiedniej chwili.

- W sumie nie, ale to wystarczyło – zapięłam kurtkę.

Nawet nie pamiętałam, kiedy zamek mi się rozsunął. Może zrobił to Jonathan, kiedy płakałam? Ale w sumie słusznie, bo tak to na pewno bym się przegrzała.

- Opowiedz mi o Charliem – otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia.

Zadziwiał mnie coraz częściej. Pewnie chciał się rozeznać w sytuacji, żeby ją odpowiednio ocenić. Jeśli miał mi pomóc, musiał wiedzieć coś więcej.

- Kenny zaraz po mnie przyjedzie – westchnęłam, kiedy przypomniałam sobie o bracie.

Nie chciałam jeszcze wracać do domu. Musiałam komuś się wyżalić i tą osobą powinien być właśnie Indianin. Dlaczego mu tak bardzo ufałam? Był jedyną taką osobą.

- Zadzwoń do niego. Możemy cię odwieźć z wujem – zaproponował.

Podobała mi się ta propozycja, więc od razu zadzwoniłam i wszystko wyjaśniłam. Nie sprzeciwiał się nawet. Pewnie wolał sam wracać do domu, niż z płaczliwą babą. Nie trudno było go zrozumieć. Sama ze sobą nie chciałam przebywać, a co dopiero ktoś.

Szliśmy spacerem przez miasto do sklepu Doma. Wiatr wiał, ale obok Jonathana czułam się o wiele lepiej. Było mi nadal ciepło. Tak bardzo nagrzał mi kurtkę i inne ubrania, że miałam wrażenie, iż mam na sobie koc elektryczny.

- Jaki on był? - znowu pytał o Charliego.

Miał dłonie wsadzone w kieszenie, ale szedł wyprostowany. Patrzył na mnie i wyczekiwał odpowiedzi. Był cierpliwy i opanowany. Tak jak Joe, umiał mnie wysłuchać, tyle tylko, że odpowiadał mi słownie. Więc znacznie łatwiej się z nim konwersowało.

- Nie wiem jak mam go opisać – westchnęła.

Od czego miałam zacząć?

– Charlie był starszy ode mnie o dwa lata. Pracował jako model w firmie moich rodziców. Był twarzą jednego z perfum i linii kosmetyków dla mężczyzn – bogate życie.

Pomyśleć, że Jonathana też brałam na początku za modela. Dobrze, że nim nie był, chociaż jego twarz równie dobrze wyglądałaby na bilbordach oraz magazynach z modą. Miałby wiele fanek.

- Dlatego się znaliście?

- Tak – kolejny głęboki wdech.

Skrzyżowałam ręce na piersi, otulając się szczelnie.

– Nasi rodzice pragnęli nas ze sobą połączyć, by scalić obie rodziny. Jego rodzice byli inwestorami u moich. Marzyli bym wyszła za Charliego. I na początku tak miało być – wspominałam rzeczy, o których chciałam zapomnieć – Ale potem źle się przy nim czułam. Zawsze byłam jego ozdobą. Na mnie nie zwracano uwagi, bo nie jestem wcale efektowna i nie pracuję jako modelka – mówiłam z serca.

A on po prostu mnie słuchał. Było to coś wspaniałego. Takie właściwości .

- Ale przyciągasz uwagę. Jesteś ładną dziewczyną – trafnie zauważył.

Jednak nie o to zupełnie mi chodziło.

Jego komplement był bardzo miły. Nawet więcej. Połechtał moją dumę. Gdyby tak częściej mógł mi mówić. Uśmiechnęłam się w duchu, ale sytuacja jednak nie pozwalała mi tego okazać.

- Bo jestem kontrastowa. Zwłaszcza do takiego chłopaka, jak Charlie. Miał on tłumy wielbicielek, które były gotowe zrobić dla niego wszystko. Na każdym bankiecie, stałam obok i słuchałam, jak opowiada o jakiś nowych interesach, kosmetykach i wyjazdach firmowych – poprawiłam torbę, bo powoli zsuwała mi się z ramienia.

Nadal nie odrywał ode mnie swojego wzroku.

– Mówię, jakbym była zazdrosna, ale tak nigdy nie było. Chciałam zawsze być jego godna, więc zachowywałam się w odpowiedni sposób – znowu go zdziwiłam, ale nic nie powiedział.

Pewnie chciał usłyszeć wszystko, a dopiero potem skomentować.

– Chciałam, by mnie również dostrzegano, jako indywidualną osobę, którą nie byłam przy Charliem. Ale mimo wszystko czułam do niego coś, co można nazwać namiastką miłości. Teraz wiem, że to miłość nie była. Raczej pewnego rodzaju fascynacja.

- Ciekawe – podrapał się po brodzie, zamyślony – Nie była to miłość.

- Nie. Moje myślenie stało się zupełnie inne, kiedy ze mną zerwał w styczniu, podczas wspólnego wyjazdu w góry. Umierałam z rozpaczy, bo czułam się strasznie samotna – kolejne wspomnienie zmarłego.

- Interesujący sposób zrywania. Wyjazd w góry– podsumował Jonathan.

- Tak, bardzo – ironizowałam – Lepszego nie mógł wymyślić. Najgorsze było to, że nie spodziewałam się własnej reakcji na jego śmierć. Nie miałam pojęcia, że tak bardzo to przeżyję. Ale to chyba zrozumiałe, w końcu coś nas łączyło.

- Też mi się tak wydaje – zamyślił się przez moment.

Ja też. Nie wiedziałam, co jeszcze powiedzieć o Charliem.

- On był egoistą – stwierdziłam w końcu – Ludzie schlebiali mu, bo był przystojny i miał mnóstwo kasy. A on to uwielbiał. Po jakimś czasie zaczęło mnie to trochę drażnić – zacisnęłam dłonie w pięści.

Na prawdę mi to przeszkadzało. Od tamtej pory nie lubiłam osób zadufanych w sobie i wywyższających się. Tak bardzo zalazł mi za skórę, a mimo to brakowało mi jego obecności. To ta śmierć wywołała we mnie tak odmienne uczucia.

– Zerwał ze mną, bo uznał jednak, że nie pasujemy do siebie. Potem okazało się, że to jego rodzice chcieli odłączyć się od naszej firmy i być niezależni. Ten związek przestał mu się więc opłacać.

- Przykre – Jonathan nadal szedł blisko mnie.

Czasami nasze ramiona ocierały się o siebie. Zastanawiałam się, czy słyszy jak moje serce przyśpiesza za każdym razem?

- Ta śmierć jednak była zaskoczeniem – popatrzyłam na niego kątem oka – Nigdy mu tego nie życzyłam.

- Kiedy traci się kogoś bliskiego, świat zaczyna zgniatać i miażdżyć wszystko, co nas otacza – zdziwiły mnie te słowa, ale nie przerwałam mu.

Nie chciałam. Musiałam go wysłuchać, tak jak on to zrobił wcześniej.

– Nie idzie przestać o tym myśleć. Ale potem rany zrastają się. Szkoda tylko, że tak strasznie wolno – dostrzegłam w jego spojrzeniu coś nowego, nieznanego mi dotąd.

Coś go bolało i to bardzo dotkliwie. Jakiś ból błysnął w jego źrenicach.

- Skąd o tym wiesz? - mogłam dowiedzieć się o nim czegoś więcej, odchylić rąbek jego przeszłości.

Byliśmy już nie daleko sklepu Doma, ale Jonathan nagle się zatrzymał, a potem bez słowa poszedł pod daszek i usiadł na ławce. Patrzyłam na niego i nie wiedziałam, co zrobić. Nagle posmutniał. Serce mi się krajało na ten widok. Co miałam zrobić? Jak mu pomóc?

- Bo to przeżyłem – odparł, kiedy zbliżyłam się do niego.

Stanęłam tuż przed nim i położyłam mu dłoń na ramieniu.

– Jakiś czas temu, moja narzeczona została zamordowana – narzeczona? Zamordowana?

Wzbudziło to we mnie pewnego rodzaju lęk. W tej okolicy rzadko było słychać o takich przypadkach. A może nikt o nich nie wiedział? Może to było tak, jak w przypadku pana Carollsa? Podobno wypadek, ale ja wiedziałam, jak było naprawdę.

To dopiero była tragedia. Moja była niczym, w porównaniu z tą sytuacją. Charlie był moim byłym, a nie narzeczonym. Ja jednak rozpaczałam tak silnie. A co z Jonathanem? Czy jego rana była na tyle zasklepiona, by nie myśleć? By móc funkcjonować normalnie w życiu i patrzeć w oczy wszystkim dookoła? Stracił kogoś, z kim miał spędzić resztę życia. Straszne.

- Przykro mi – wyszeptałam kucając.

Chciałam patrzeć mu w oczy i jakoś okazać współczucie. Nasze spojrzenia się spotkały. Żar zniknął, wszystko przygasło. Musiał ją kochać. Byłam tego pewna.

- Meg umarła, a ja wyjechałem do Kanady – musiało to być kilka lat temu.

Może należała do jego plemienia i dlatego byli zaręczeni? Najwidoczniej u Indian nadal małżeństwa były aranżowane.

– To co czułem było nie do zniesienia. Wolałbym nie mieć serca niż znowu to czuć – nagle w jego oczach pojawił się jakby żar.

Widziałam stanowczość i zdecydowanie. Musiał o czymś pomyśleć. Inne wspomnienie, które budziło w nim pokłady gniewu. Tak jakby ta sytuacja powtórzyła się znowu. Może chciał jej uniknąć? A jeśli w jego życiu była jakaś inna dziewczyna i to właśnie jej utrata miałaby sprawić mu ponownie ból? Tak silny, że był gotów skrócić sobie męki?

- Staram się to zrozumieć – westchnęłam – Musiałeś ją bardzo kochać.

- Tak, ale byłem młody i niedojrzały. Miłość była zupełnie inna, teraz też jest inaczej. Wszystko się zmieniło odkąd znowu tu wróciłem – miał jakiś cel, kiedy to mówił.

Marzyłam, że to ja byłam tym celem, dla którego czuł się lepiej. Rana musiała nadal go boleć, a mimo to wcześniej tego nie okazał. Był silny, również w swoim wnętrzu.

Stwierdziłam jednak, że wypowiadał się dosyć dziwnie. Jakby miał jeszcze więcej lat, niż w rzeczywistości. Facet z doświadczeniem? Kolejny sekret do odkrycia na mojej liście.

- To dobrze, że już się czujesz lepiej – uśmiechnęłam się delikatnie, a potem chwyciłam go za gorącą dłoń i pociągnęłam za sobą, wstając.

Popatrzył na mnie dziwnie, bo akurat kilka kropli spadło nam na głowy.

– Dom będzie się niecierpliwił – starałam się być miła i nie gnębić go mnożącymi się pytaniami.

Zaczął padać deszcz, ale przestałam się nim przejmować. Trzymałam go cały czas za rękę i czułam się tak wspaniale. Jakaś nieznana siła ciągnęła mnie do niego. Nie umiałam wtedy tego wyjaśnić, ale było mi o wiele lepiej. Kamień, który zalegał w moim wnętrzu, nagle zniknął. Może rozkruszył się od ciepła Jonathana?

- Przeziębisz się – zauważył.

Popatrzyłam na niego z uśmiechem.

- Nie przejmuję się tym – wzruszyłam ramionami – Ty też nie powinieneś – westchnęłam lekko – Przyjemny ten deszcz – spojrzałam na moment w niebo.

Chmur było coraz mniej i za chwilę miało wyjść słońce.

- Miałeś rację. Słońce musi wyjść zza chmur – uśmiechnęłam się - Przestałam się już tak martwić. Nie wiem tylko, jak to będzie na pogrzebie – popatrzyłam znowu na niego.

Nie umiałam odczytać jaką miał minę. Czasem była ona kamienna. W takich chwilach żałowałam, że nie umiałam czytać mu w myślach. Wiedziałam, że to było nieosiągalne. Chociaż z drugiej strony przestawałam już wierzyć, że cokolwiek było niemożliwe. Może gdybym chciała, to udałoby mi się usłyszeć jego myśli?

- Ty też już się nie smuć. To straszne, że ktoś ją zabił, ale podejrzewam, że sprawca został ukarany – jego oczy stały się ponownie ogniste.

Popełniłam błąd wspominając o tym. Zaczął się trząść, ale po chwili objął się rękoma i uspokoił swoje ciało. Oddychał głęboko łapczywie przechwytując powietrze, jakby miał się zaraz udusić. Jak ryba pozbawiona wody.

- Przepraszam – wysyczał przez zęby – Nie lubię o tym mówić.

- To moja wina – byłam trochę przestraszona.

Nie wiedziałam nigdy dlaczego tak reagował ani dlaczego się trząsł. To nie było normalne. A może dla niego było?

- Nie mówimy o smutnych rzeczach – rozluźnił się i popatrzył mi w oczy.

Nawet pojawiał się uśmiech na jego twarzy.

– Naprawdę musimy iść – ruszył w stronę sklepu papierniczego, a ja poszłam z nim.

Dom czekał w środku i niecierpliwił się trochę. Ale za to ucieszył się na mój widok. Na jego twarzy pojawił się podobny uśmiech, jakim obdarzał mnie czasami Jonathan. Nadal uderzało mnie ich podobieństwo. Najwidoczniej u nich geny też krążyły w obrębie wszystkich krewnych.

- Pewnie, że cię odwieziemy do domu – ucieszyła go ta propozycja.

Chwycił swoją podręczną torbę, a potem zamknął sklep.

– Mamy przecież po drodze.

W samochodzie, wuj Jonathana nadawał jak najęty. O różnych rzeczach. O dzieciach, pracy, opowiadał nawet kawały. Ja odzywałam się czasem, żeby go nie urazić, ale jakoś nie mogłam skupić się na rozmowie. Patrzyłam przez szybę na świat, który szybko przelatywał obok nas.

Starałam się nie myśleć o przykrych rzeczach. Tematem zaczepnym był raczej sam Jonathan. Patrzyłam na niego, co jakiś czas i zauważyłam, że o czymś intensywnie myślał. To pewnie przeze mnie przypomniał sobie o smutku związanym ze śmiercią ukochanej. Byłam ciekawa, jaka była ta dziewczyna? Czy też kochała go tak bardzo, jak on ją? Jak zginęła? Czy ta śmierć była jedynym powodem, dla którego wyjechał do Kanady? Czy widział on twarz mordercy? Pewnie tak. W sądzie albo gdzieś. Może był
w więzieniu spojrzeć mu w twarz?

Potem moje myśli przeszły na inny tor. Zastanawiałam się nad tym, co ja bym czuła, gdyby mój ukochany umarł w ten sposób? Został zbity przez jakiegoś psychopatę? Czy potrafiłabym uleczyć jakoś zranione serce? Przeżywałam śmierć Charliego, a tak naprawdę przestał być dla mnie bliski, już dawno temu. Ale rany jakie mi wtedy zadał, były nie do końca zagojone.

Nagle znaleźliśmy się pod moim domem. Nie wiedziałam jakim cudem czas tak szybko minął.

- Dziękuję – uśmiechnęłam się i podałam rękę Domowi.

Zapomniałam już, że ma tak samo silny i gorący uścisk.

– W przyszłym tygodniu już powinnam mieć swój samochód – nie mogłam się tego doczekać.

- Ale nie ma za, co dziękować. Zawsze chętnie cię odwiozę, dla mnie to nie problem – Jonathan był nadal posępny, ale spojrzał na mnie i nawet starał się uśmiechnąć.

Ukrywał tym smutek w oczach.

Gryzło mnie sumienie, że wspomniałam o Meg.

- Do poniedziałku – odparł ciepłym głosem.

- Do zobaczenia – wysiadłam powoli z samochodu, a potem zamknęłam za sobą drzwi i odeszłam parę kroków.

Odwróciłam się jeszcze i pomachałam im na pożegnanie.

Miałam ciągle wrażenie, że oni żyją w zupełnie w innym świecie, który należało tylko odkryć i spróbować się w nim odnaleźć. Szkoda, że nie dało się tego pogodzić, mojego z ich. Nadal nie traciłam jednak nadziei, że w końcu mi się to uda. Z resztą Jonathan obiecał, że wyjawi swoją tajemnicę. Byłam na nią gotowa, tak mi się w każdym razie zdawało, choćby była nie wiadomo jak straszna.

Weszłam powoli do domu i od razu zwróciłam na siebie uwagę mojej mamy, która z gracją krzątała się po kuchni przygotowując kolację. Podeszłam bliżej, by jej się przyjrzeć. Miała na sobie błękitny fartuch. Spod niego wystawała prosta, wiśniowa spódnica od kostiumu i różowa bluzka z długim rękawem. Włosy spięła klamrą w zgrabny kok, a na szyi miałam złoty łańcuszek, który dostała od taty na rocznicę ślubu.

Zawsze podziwiałam ją za to, iż po pracy miała czas, by zrobić wszystko w domu. Nie chciała zatrudniać gosposi, bo uważała, że sama sobie da radę z obowiązkami właścicielki firmy, matki i żony. I faktycznie miała rację. Te zajęcia sprawiały jej dużo radości i satysfakcji. Firma przynosiła spore dochody, a ona miała czas jeszcze dla siebie. Mało kto potrafił tak zorganizować czas.

- Kto to był? - rzuciła na mnie okiem, a potem wróciła do krojenia pomidorów na sałatkę.

Robiła to bardzo wprawnie.

- Wujek mojego kolegi – oparłam się o ladę, która oddzielała kuchnię od jadalni.

Stały tam wysokie krzesła, jak do baru, ale nie miałam ochoty rozsiadać się.

- To ten, kolega z którym cię czasem widywałam po szkole? - kolejne pytanie wywiadowcze.

Chciała wiedzieć zapewne, czy z kimś się spotykam. Jeszcze bym coś przed nią ukrywała? Lubiła wiedzieć, co działo się ze mną i rodzeństwem.

- Tak, to ten – podrapałam się za uchem.

Moja mama snuła jakieś domysły, a ja sama tak naprawdę nie wiedziałam, czy Jonathan miał coś do mnie, czy też nie? Trudno go było wyczuć. Ta jego tajemniczość, potrafiła doprowadzić do szału. Ale chciałam być cierpliwa, wiedziałam, że w końcu o wszystkim powie. I to sam z siebie.

- Jak ma na imię? - wywiad jeszcze się nie skończył.

A nie chciałam odchodzić zbyt szybko, za rzadko ze sobą rozmawiałyśmy.

- Jonathan, jest nowy w mojej klasie – dodałam jeszcze jeden fakt, by uniknąć stwierdzenia typu: „Nie widziałam, go wcześniej w szkole.

Chyba nie dawno zaczął chodzić do twojej klasy”.

- Mówiłaś coś o nim wcześniej. Przypomnij mi gdzie mieszka - nie byłam pewna, czy odpowiedź nie wzbudzi jakiś zastrzeżeń.

Moi rodzice nie zawsze byli tolerancyjni. A przynajmniej tata.

- W rezerwacie, opiekuje się dziadkiem – westchnęłam głęboko, kiedy moje i mamy spojrzenie, znowu się spotkało.

Była chyba lekko zakłopotana, bo przez moment, nie wiedziała, co powiedzieć.

- Jest Indianinem? Racja - wydusiła z siebie to określenie - To uczynny z niego chłopiec – byłam ciekawa, czy przyjrzała mu się kiedykolwiek.

On na chłopca to na pewno nie wyglądał. Ta muskulatura i wysoki wzrost, sprawiały, że wyglądał na starszego, nawet o kilka lat. Był przystojny ponad przeciętną. Tyle pozytywnych cech mogłabym wymieniać, że ta rozmowa przeciągnęła by się do rana.

– Musisz go kiedyś zaprosić do nas – kolejny szok.

Trochę się tego nie spodziewałam, chociaż z drugiej strony, bardzo by się cieszyła, gdybym się z kimś związała.

- Mamo, on nie jest moim chłopakiem, przyjaźnimy się – znowu na mnie spojrzała i uśmiechnęła się pod nosem.

O czymś sobie pomyślała. Umiejętność czytania w myślach, przydałaby mi się po raz drugi tego dnia.

- To nic – wzruszyła ramionami i wrzuciła wszystkie składniki do dużej, szklanej miski, a potem polała olejem i wymieszała – Nie mówisz o nim, jak o koledze. On Ci się podoba – jej uśmiech się poszerzył.

Chyba cieszyła się z tego, że nie przeżywałam już zerwania z Charliem. Pomyślałam wtedy o nim i zrobiło mi się jakoś głupio. Umarł dzień wcześniej, a ja zachowywałam się, jakby było to dawno temu. Pewnie dlatego, że nie widziałam go dobre pół roku.

- Możliwe – odparłam podając jej sól.

Miałam akurat ją pod ręką.

- Nienawidzę cię!!! - nagle za swoimi plecami usłyszałam głos mojej siostry.

Obie z mamą spojrzałyśmy na nią. Stała kilka metrów ode mnie w jadalni i patrzyła na mnie ze złością. Wyglądała kiepsko. Chociaż nie wiem, czy to określenie do końca oddawało jej stan. Nigdy nie wiedziałam jej takiej roztrzęsionej. Nawet nie umalowała się ani nie uczesała. Miała na sobie stary dres, który był trochę rozciągnięty. Dłonie zacisnęła w pięści, tak mocno, że było widać wszystkie ścięgna i żyły.

- Cindy – mama odparła poważnym głosem.

- Nienawidzę jej!!! - wysyczała przez zęby nie odrywając ode mnie wzroku.

- Czemu tak mówisz? - powoli wydusiłam z siebie to pytanie, bo byłam w szoku.

Nigdy tak bezpośrednio nie okazała w stosunku do mnie, swojej niechęci. Byłam pewna, że musiała mieć jakiś powód.

- Charlie wczoraj umarł! Zginął w wypadku, a ty już sobie kogoś znajdujesz – krzyczała na mnie.

Po policzkach spływały jej łzy.

– Nigdy go nie kochałaś, a on zawsze wolał ciebie – wiedziałam, że jej się podobał, ale nie sądziłam, że tak bardzo przeżyje jego śmierć.

- Ja też przeżywam jego śmierć, to bardzo przykre – widziałam jak coś się w niej gotuje.

Miała za moment eksplodować.

- Kłamiesz! - znowu na mnie krzyknęła.

Kątem oka widziałam, że mama blednie. Też nie spodziewała się po Cindy takiej reakcji. Okazała się, że moja siostra tłumiła w sobie te wszystkie emocje i w końcu musiała wybuchnąć.

– Nigdy ci na nim nie zależało, a on tak się starał. Nie pasowałaś do niego wcale. Co on w tobie widział?

- Chciałabym ci przypomnieć, że to on ze mną zerwał, bo mu się znudziłam – zaczęłam się bronić – Z tobą pewnie postąpiłby tak samo. Charlie był egoistą – po raz drugi tego samego dnia, użyłam takiego określenia, wobec zmarłej osoby.

Ale to była prawda. Nie żałowałam, że tak o nim myślałam. Miał swoje dobre cechy, ale ujawniał je coraz rzadziej i to drażniło mnie najbardziej.

- Jeszcze go obrzucasz błotem – ryknęła kolejny raz.

Miała problem psychiczny. Śmierć Charliego obudziła w niej bestię.

- Kochanie, uspokój się – mama przeszła obok mnie i chciała ją objąć, ale Cindy odsunęła ją ramieniem.

Widziałam zdziwienie i jednocześnie rozpacz na twarzy naszej rodzicielki.

- Jesteś moją siostrą i zawsze bym cię przed nim chroniła – odparłam szczerze.

Nie życzyłam jej takiego losu, jaki zgotował mi powód tej rozmowy.

– On na ciebie nie zasługiwał.

- Jesteś żałosna – mówiła do mnie z pogardą.

Serce krwawiło mi przez te słowa. Nie widziała mnie, kiedy płakałam wieczorem i tego samego dnia w szkole. Ale jej to najwyraźniej nie obchodziło. W każdym razie nie w tamtym momencie.

– To ty na nikogo nie zasługujesz. Nawet na Joe – mój wilk.

Jego też mi zazdrościła, bo nie chciał u niej przesiadywać. Omijał ją szerokim łukiem, ale nie wiedziałam dlaczego.

– Nie wiem dlaczego on do ciebie przychodzi – dokończyła, a potem ruszyła z płaczem po schodach do swojego pokoju.

Nastała dziwna cisza. Mama usiadła na najbliższym krześle, a ja stałam jak wryta i nie wiedziałam, co dalej zrobić. Było mi jeszcze gorzej niż wcześniej. Nic nie miałam do Cindy, chociaż czasem załaziła mi za skórę. Ona natomiast hodowała w swoim sercu nienawiść do mnie. A ja nie miałam pojęcia, dlaczego.

- Idę do siebie – w końcu postanowiłam ruszyć się z miejsca.

Kiedy przechodziłam obok mamy, chwyciła mnie za rękę. Spojrzałam na nią i dostrzegłam w jej oczach łzy. Była smutna. Bardziej niż dnia wcześniejszego, kiedy przekazywała mi informacje o tej tragicznej śmierci. Charlie nawet po śmieci sprawiał mi kłopoty.

- Nie bądź na nią zła – wyszeptała.

- Nie jestem – odparła ściskając jej dłoń – Jest mi jej żal.

Puściłam ją i ruszyłam do siebie.[/i]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez esterwafel dnia Nie 15:14, 21 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
kaRolCia_512
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sanok

PostWysłany: Śro 21:27, 03 Lut 2010 Powrót do góry

Kobieto jesteś genialna !!
Wciąga, wciąga i jeszcze raz wciąga ! Rozdział trochę smutny, śmierć Charliego,( nie myślałam, że Sam az tak się przejmie) ta strata narzeczonej Jonathana - przykre. I jeszcze ta kłótnia z Cyndi - jejciu, w pewnym momencie myślałam, że się na Sam rzuci z nożem, dobrze, że mama była w pobliżu.
Moim zdaniem świetnie dobrałaś piosenki do danego fragmentu. Jak dla mnie to możesz częściej dodawać muzykę do rozdziałów, na prawdę fajnie się czytało z taką nutką w tle.
Błędów jakoś nie wyłapałam, rzadko kiedy to robię bo jak się wciągnę to nie zauważam ich. Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieje, że się szybko pojawi. Wiem, że szukasz bety ale proszę nie każ mi długo czekać, a jak jakąś znajdę wolna to dam ci znać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:59, 03 Lut 2010 Powrót do góry

Cieszę się, że muzyka się spodobała. Wybrałam tak do nastroju. A tak w ogóle jakby co, o do całości tego opowiadania wybrałam sobie Linkin Park "In the end" jako myśl przewodnią. Nie mówię akurat o tekście, ale o całej oprawie utworu. Pasuje idealnie do Sam i Jonathana oraz do świata, w którym żyją :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin