FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Dwa Oblicza [Z] - Epilog - 20.08.2010! Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Jak oceniacie moje opowiadanie?

Bardzo dobre
48%
 48%  [ 16 ]
Dobre
18%
 18%  [ 6 ]
Średnie
6%
 6%  [ 2 ]
Może być
9%
 9%  [ 3 ]
Beznadzieja
6%
 6%  [ 2 ]
Zmieniłbym/łabym coś
12%
 12%  [ 4 ]
Wszystkich Głosów : 33


Autor Wiadomość
kaRolCia_512
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sanok

PostWysłany: Nie 10:17, 25 Kwi 2010 Powrót do góry

Mmm nowy rozdział.
Praktycznie cały rodział trzymałaś mnie w niepewności, najpierw myślałam, że Jonathan powie swoją tajemnce, potem, że z lasu wybiegną wampiry czy inne stwory i kurcze było tak romantycznie, a Sam musiała go dźgnąć. Biedna, a miało być tak pięknie.
No nic nie pozostaje mi czekać na kolejny rozdział.
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 17:38, 02 Maj 2010 Powrót do góry

Dodaję kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba :D

Rozdział 18 - Omdlenie

Red - Already Over pt 2

Od kilku nocy śnię o naszym pocałunku. Trzymał w swoim objęciu i tulił do siebie. Mówił, że nigdy nie zostawi, nie okłamie i zawsze będzie chronił przed złem. Ja patrzyłam mu w oczy i odpływałam w nich. W jego ramionach był mój dom, spokój i to ciepło, którego ciągle mi brakowało.

Kiedy ponownie dotknął swoimi ustami moich, obudziłam się niespodziewanie, bo zadzwonił budzik. Przerwał mi w najpiękniejszym momencie, co nie za bardzo mi odpowiadało, tym bardziej, że chciałam wiedzieć, jak dalej potoczą się wydarzenia. Nie, że coś oczekiwałam - to była czysta ciekawość. Nie wymagałam chyba zbyt wiele po swojej wyobraźni, prawda?

Przetarłam oczy i wyszłam z łóżka, a potem powtórzyłam rutynowe czynności z każdego dnia: prysznic, ubieranie, śniadanie i szkoła. Co za monotonia? Cieszyłam się, że w szkole został mi jeszcze miesiąc nauki przed feriami. Zastanawiałam się, co będę robiła. Byłam pewna, że rodzice wymyślą jakiś głupi wyjazd, a ja nie miałam zamiaru oddalać się od Jonathana na dalej niż pięćdziesiąt mil.

Zajechałam do szkoły, a Jonathan złapał mnie od razu, jak tylko weszłam do budynku. Często wyczuwał z daleka mój zapach. Jego zmysły były zabójcze, co nie zawsze mi odpowiadało, ale ogólnie się przydawały. Najczęściej, kiedy pojawiało się niebezpieczeństwo, czego doświadczyłam już kilka razy w ciągu trzech miesięcy naszej znajomości.

- Jak się spało? - zapytał z uśmiechem.

Czytał mi w głowie? Patrzył na mnie tak przenikliwie, że o mały włos nie zemdlałam. Czułam jak się rumienię przez niego. Nie mogłam mu powiedzieć, że on mi się śnił, bo zapadłabym się pod ziemię. Chociaż patrząc na moje policzki, mógł się łatwo domyślić wszystkiego. Był taki bystry i odnosiłam wrażenie, że mnie zna lepiej niż ktokolwiek.

- Dobrze. Nie pamiętam nawet, co mi się śniło, ale to nie istotne – szybko skończyłam temat i podeszłam do szafki.

Ukryłam twarz za drzwiczkami i wyjęłam książki. Musiałam pooddychać głęboko, by się uspokoić. Nie miał sumienia. Wiedział doskonale jak na mnie działa, a mimo to wykorzystywał moją słabość do niego.

- Co się stało? - gdy zamknęłam szafkę, dostrzegłam w jego oczach zdenerwowanie i mnóstwo innych negatywnych uczuć.

- Nic – zbył mnie po chwili.

- Musiało się coś stać – nalegałam.

- Nic, naprawdę – uśmiechnął się sztucznie. – Zapomniałem wyłączyć z kontaktu tostera, jak robiłem śniadanie. Zadzwonię do babci.

- Dobra – przyjęłam tę wymówkę, chociaż mógł wymyślić coś bardziej wiarygodnego.

Przycisnęłam książki do klatki piersiowej i udałam się do sali historycznej. Zajęłam stałe miejsce i czekałam, aż zaczną się zajęcia.

- Czemu mi nie powiedziałaś, że spędziłaś poprzedni weekend u Jonathana? - Sara nagle znalazła się obok mnie.

Przez cały tydzień ukrywałam to przed nią. Jakim cudem więc się dowiedziała?

- Skąd wiesz? - spojrzałam na nią beznamiętnie.

Chciałam uniknąć nawału pytań, jakimi mnie miała zamiar zasypać.

- Thomas mówił. Jemu Jonathan – no tak.

A mówi się, że plotkują jedynie kobiety. Odnosiłam wrażenie, że faceci są znacznie lepsi w tej dziedzinie.

– Powinnam się była obrazić, ale chciałam usłyszeć całą relację z twoich ust. I jaka jest jego rodzina?

- Bardzo duża i bardzo fajna – powiedziałam z uśmiechem. – Dobrze się u nich czułam. Jonathan ma dużo kuzynostwa i wszyscy mieszkają razem. To jest niesamowite – byłam szczera.

Nie wiedziałam kiedy rozgadałam się na ten temat. Sara nie musiała ze mnie zbytnio wyciągać informacji. Ominęłam oczywiście kilka faktów, nie chciałam jej wtajemniczać w niezwykłość tej rodziny.

- Ale miałaś fajny weekend. Też chciałabym ich poznać. Pewnie same przystojniaki – znowu zaczęła swoje.

To była prawda, że kuzyni i brat Jonathana byli przystojni, ale ona miała przecież Toma. Nie wiedziałam czego więcej chciała. No, ale już taka była. Ja przecież też lubiłam facetów, a zwłaszcza jednego, który po nocach nie dawał mi spać. Tego akurat sama sobie byłam winna.

- Cześć dziewczyny – „nasi” chłopcy zjawili się razem, a potem zajęli swoje miejsca w ławkach, bo do sali wszedł Green.

Jonathan uśmiechnął się do mnie. Mogłam się założyć, że znowu podsłuchiwał. Jego uszy pewnie miały wbudowany jakiś radar, wykrywający mój głos w tłumie. Czemu nie mogłam się przyzwyczaić? A no tak, bo nadal miałam prawo do prywatności, o którym on czasami zapominał.

Mimo to oddałam mu uśmiech i skupiłam się na zajęciach. Nie chciałam ponownie wygłupiać się przy nauczycielu. Już i tak zbyt bacznie się nam przyglądał podczas każdych zajęć, co uniemożliwiało tajne rozmowy, czy przesyłanie liścików.

Mój sąsiad zerkał, co jakiś czas na mnie, sprawdzając, czy na niego patrzę. Oznaczało to, że oboje siebie obserwowaliśmy. Chciało mi się śmiać, jemu z resztą też, ale jakoś udało nam się powstrzymać.

Tak minęła historia, a potem geografia, tyle, że na tej drugiej lekcji nie miałam jak go obserwować. Za to strasznie mi się dłużyło. Nie wiedziałam jak mam usiąść, żeby nie zasnąć na tym wykładzie. Inaczej nie mogłam nazwać monologu pani Simson. Mówiła tak monotonnie, że prawie odpłynęłam do krainy snu, żeby dalej całować się z Jonathanem..

Starałam się skupić na czymkolwiek, ale myśli uciekały mi w kierunku jego osoby i zachowań. Przyznaję, że od poniedziałku czekałam, aż w końcu dokończy swoje zamierzenie i mnie pocałuje, ale on wręcz unikał jakichkolwiek kontaktów cielesnych. Było to strasznie drażniące. Może chciał mnie sprawdzić? Bałam się, że zmienił zdanie i stwierdził, że jednak nie chce być ze mną.

Ach, a był tak blisko. Gdybym nie zraniła go tym szkłem, mielibyśmy za sobą jeden krok. A tak co? On ani myślał mnie całować. Byłam zła na siebie, a przecież zraniłam go niechcący. Tak sądzę, no bo jak inaczej to określić - prawie się na niego rzuciłam. Ja to tak postrzegałam i łudziłam się, że on nie.

- Lunch – szepnął mi do ucha, kiedy lekcja w końcu się skończyła i mogłam zapełnić swój głodny żołądek i wypić porządną, ożywiającą kawę.

Odłożyłam książki i udałam się z Jonathanem do stołówki. Nadal trzymał się na dystans. Patrzył przenikliwie, jak jadłam sałatkę i poczęstował mnie słonymi paluszkami. Były nawet smaczne.

Mimo codziennego, zwyczajnego zachowania, ciągle miałam wrażenie, że był jakiś nieswój. Uciekał myślami gdzieś daleko i wpatrywał się nieruchomo w jakieś punkt. Chciałam wiedzieć, co mu jest. Martwiło mnie to.

- Idę się przewietrzyć – wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę korytarza.

- Czekaj – wiedziałam, że pobiegnie za mną.

Zawsze tak robił. To był w pewnym sensie nasz sposób komunikacji. Kiedy trzymaliśmy coś w tajemnicy, jedno wychodziło przed szkołę, a drugie dołączało do niego po chwili. O dziwo Sara nigdy nie pytała, dlaczego tak robiliśmy. Wolałam nie wnikać, co sobie wtedy myślała.

- Powiesz mi, co się dzieje? - zapytała jeszcze zanim wyszliśmy przed budynek.

- Wszystko jest w porządku – odparł wpatrując się w posadzkę.

- Na pewno? Jesteś dzisiaj nie swój – chwyciłam go za ramię i oboje stanęliśmy na korytarzu.

Spojrzał wtedy na mnie poważnie. Nie umiałam odczytać tego, co dostrzegłam w tych cudownych oczach. Może był to pewnego rodzaju strach, może coś innego. Bałam się, że coś znowu nam grozi. Kolejne niespodziewane niebezpieczeństwo.

- Ciągle mam wrażenie, że za moment coś się stanie – wyszeptał.

Był jakby bezsilny, a przecież to on był zazwyczaj bohaterem.

- Co takiego? - byłam spokojna.

Westchnęłam głęboko czekając, co powie dalej.

- Nie wiem i to mnie najbardziej denerwuje – zacisnął szczęki i zmarszczył brwi. – Mam jakieś takie przeczucie, ale wiem, że jest wszystko w jak najlepszym porządku. Sprawdzałem – te słowa nie były kierowane do mnie.

- Nieraz tak bywa – udałam, że się na tym znam, a przecież nie miałam o niczym pojęcia.

W każdym razie, nie w jego fachu, jeśli tak to mogłam określić.

Red - Nothing and everything

Położyłam mu dłonie na ramionach i uśmiechnęłam się nieśmiało. Po chwili jednak coś przestało pasować. Spojrzałam najpierw na prawą rękę, a potem na lewą, bo myślałam, że pomyliłam strony. Podciągnęłam mu krótkie rękawy wyżej, by sprawdzić.

- Gdzie masz bandaż? - zapytałam zdziwiona.

Jeszcze dzień wcześniej znajdował się na jego prawym przedramieniu, a potem zniknął? I nie tylko opatrunek, ale i sama rana. Przecież była głęboka, nie mogła zabliźnić się tak szybko. Nawet śladu po niej nie było.

- Cholera! – syknął zdenerwowany.

- Ruth ma jakiś świetny korektor, czy podkład – przejechałam palcami po jego skórze.

Była idealna. Nie wyczułam żadnej skazy, co mnie jeszcze bardziej zszokowało. Poczułam zimny dreszcz na całym ciele, jakbym się czegoś bała.

- Nie – zwiesił głowę, a potem podszedł do ławki stojącej pod ścianą.

- Przecież cię zraniłam. Leciała ci krew. Jeszcze wczoraj miałeś założony bandaż, to nie możliwe, żeby tak szybko się zagoiło – starałam się jakoś to sobie wyjaśnić, ale nic racjonalnego nie przychodziło mi do głowy.

Patrzyłam na niego pytająco i gubiłam się. Wyjaśniało to tylko jedno...

- Twoja tajemnica – wyszeptałam, a on przeszył mnie spojrzeniem.

- Jej część – odparł niepewnie.

- Zabawne. Za każdym razem, kiedy już o niej nie pamiętam, nagle poznaje kolejny element. Czy to nie zadziwiające? - znowu mi adrenalina skoczyła.

Czyż nie miałam racji? Chcąc tak bardzo uciec od prawdy, ciągle na nią wpadałam, co jeszcze bardziej wytrącało mnie z równowagi. Głupi świat! Jakże pragnęłam od niego uciec. Zaskakiwał zawsze w najmniej spodziewanych dla momentach, a zaczęłam się już przyzwyczajać do jego normalności, ale nie do końca. To coś mi na to nie pozwalało.

- Kiedy zakładałaś mi bandaż w sobotę, byłem świadomy, że robisz to niepotrzebnie – chwycił moją dłoń i lekko ścisnął. – Ale nie mogłem cię powstrzymać. Byłaś taka zmartwiona i robiłaś to z niebywałą troską w oczach. Ja nic za to nie mogę, że każda moja rana tak szybko się goi.

- Jak szybko? - nie odrywałam od niego spojrzenia.

Chciałam wiedzieć, czego mam się po nim jeszcze spodziewać, ale przecież to była ta tajemnica. Jak miałam jej uniknąć, skoro on był jej częścią? Każdy jej fragment wprawiał mnie w zakłopotanie, bo nie miałam pojęcia, jak to zrozumieć. Jak racjonalnie wyjaśnić jego zdolności? To nie było możliwe. Coraz bardziej odbiegał od normy zwyczajnego nastolatka.

- Kilka minut.

- Świetnie – westchnęłam. – To, po co zakładałeś ten bandaż.

- Nie byłem pewny, czy komuś o tym nie powiedziałaś. I nie chciałem cię wystraszyć – czuł się winny, jakby popełnił jakąś zbrodnię. – Zapytałem więc Toma, tak po kryjomu, czy Sara mu coś mówiła.

- To dlatego mi wyrzucała, że nic jej nie powiedziałam, o wizycie w twoim domu – wreszcie wiedziałam, dlaczego wygadał się Thomasowi.

- No widzisz, przez przypadek się dowiedziała.

- Na pewno nie byłeś u lekarza? - zmarszczyłam brwi patrząc na niego podejrzliwie.

- Coś ty – uśmiechnął się lekko. – Gdybym poszedł z taką gorączką, uznałby jeszcze, że nie żyję. Sam, nie mogę chodzić do lekarza, bo jestem inny – nachylił się i spojrzał mi głęboko w oczy.

- Pewnie robiliby ci testy. Byłbyś królikiem doświadczalnym – rozśmieszyło nas to porównanie.

- Nie mam zamiaru – dodał.

Rany goiły się tak szybko. Musiał mieć niezwykły dar. Jego ciało regenerowało się w ekspresowym tempie. Nie było mu zimno. Zupełnie, jakby był przystosowany do ciężkich warunków. Możliwe, że się nie starzał, bo niby jak. Do głowy przyszło mi jeszcze jedno skojarzenie.

- To znaczy, że jesteś nieśmiertelny – wyszeptałam.

Przecież nikt nie może żyć wiecznie. Nawet Jonathan. W mojej głowie pojawił się znowu chaos. Zbyt wiele nowych informacji na raz. Spojrzałam na podłogę i próbowałam jakoś to sobie poukładać. W uszach zaczęło mi szumieć. Potrząsnęłam włosami, żeby móc się skupić.

- Nie przesadzajmy – niby był poważny, ale do swoich zdolności podchodził z dystansem. – Jak mi się coś urwie, to raczej nie odrośnie – przeniosłam na niego wzrok i zobaczyłam, że ja jego twarzy pojawił się uśmiech. – Jestem śmiertelny, tylko po prostu nie choruję, co bardzo mi się podoba.

- Rozumiem – bąknęłam.

Jakoś nadal nie mogłam tego ogarnąć. Potrzebowałam czasu, żeby ponownie się przyzwyczaić.

- Nie myśl o tym – położył mi rękę na ramieniu. – Nie mówiłaś chyba nikomu, że się zraniłem – zapytał, a ja jedynie pokręciłam głową przecząco. – To dobrze.

- Ja naprawdę nie chcę, żebyś trafił do jakiegoś laboratorium, chociaż sama jestem ciekawa, co jeszcze by odkryli – byłam oszołomiona, ale nie na tyle, by go zdradzić.

Obiecałam sobie, że nikomu nic nie powiem. Może nie licząc Joe, który i tak codziennie mnie wysłuchiwał i był bardzo cierpliwy. Ja na jego miejscu już dawno nakrzyczałbym na takiego natręta, że ma dać sobie spokój z dziwnym osobnikiem, który byłby obiektem westchnień.

- Cieszy mnie to, bo przecież to dotyczy także mojej rodziny – był ze mną szczery, co było miłe.

Nie każdy na jego miejscu, ufałby prawie obcej osobie. Byłam obca, ponieważ nie należałam do jego najbliższych. Chciałam, ale tak nie było. Nie miałam prawa wiedzieć nic więcej, niż to, co mi wyjawił. A on w sumie mi nic nie powiedział, sama wpadałam na jakieś dziwne rzeczy drogą dedukcji i dostrzegania szczegółów, w czym byłam nawet niezła. Dochodziłam do wprawy w jego towarzystwie. To wszystko jest tak zakręcone, że już zupełnie nie wiem, o co chodzi. Oczywiście nie znałam całej tajemnicy. Co mnie czekało, gdybym doszła do sedna sprawy? Aż bałam się o tym myśleć.

- Nie chcę cię męczyć. Wiem, że jesteś na mnie zła – kontynuował dalej swoją wypowiedź, a ja nie chciałam nic więcej mówić. – Nie chciałaś o niczym wiedzieć, a i tak poznajesz stopniowo mój sekret. Przepraszam – zagryzłam wargi, bo czułam się przytłoczona.

Wstałam bez słowa z ławki i poszłam do sali od angielskiego. Zajęłam miejsce i położyłam się na stole. Kolejny element tej tajemnicy mnie przybił. Jaki to był sekret? Czy naprawdę mogłam ufać Jonathanowi bezgranicznie, tak jak dotąd? A może to on był niebezpieczny?

Red - Pieces

Pytania te gnębiły mnie przez cały weekend, a Joe dalej dzielnie wysłuchiwał moich rozważań. Miałam czasami wrażenie, że ma mnie dość. No tak, kto by chciał słuchać, jak się nad sobą użalam? Starałam się wszystko ogarnąć. Miałam nadzieję, że w końcu mi się to udało, jednocześnie jednak czułam, że był to dopiero początek.

Jedyne do czego doszłam, to pewność, iż Jonathan mnie nie skrzywdzi. Nie należał do tych złych i na pewno nie był jednym ze „stworów”, chociaż niektóre cechy mieli podobne. Kim był w takim razie? Czy w końcu miał zamiar mi to wyjawić? A może sama miałam dojść po śladach do „cukrowej chatki Baby Jagi”?

Od rana dzisiaj jest nie swój. Wszedł do sali od historii zamyślony i nieobecny. W ogóle nie zwrócił na mnie uwagi, chociaż przyglądałam mu się dosyć intensywnie. Usiadł na swoim miejscu i oparł łokcie o blat ławki. Przysunęłam się jeszcze bliżej, żeby mnie w końcu dostrzegł, ale on ani na moment nie oderwał wzroku od tablicy.

- Jonathan – szepnęłam mu do ucha.

Spojrzał na mnie tak gwałtownie, że aż podskoczyłam.

- Przepraszam – przełknął ślinę. – Nie chciałem cię wystraszyć – jego oczy.

Były pełne złości. Dłonie silnie zacisnął w pięści, a całe ciało strasznie spiął. Czyżby przeczucie go nie myliło? Coś było w powietrzu.

- Powiedz mi, co się dzieje – mówiłam cicho, bo chodziło o jego bezpieczeństwo.

Nie chciałam, by stał się obiektem badań jakiś głupich naukowców. To on był niby silniejszy, ale to ja chciałam go za wszelką cenę chronić. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby coś mu się stało? Już zbyt wiele dla mnie znaczył, czego nie mogłam się wyprzeć.

Miałam nadal wrażenie, że chodziło znowu o jego tajemnicę. Chciałam ją znać i to bardzo, ale on nie mógł się o tym dowiedzieć. Miał się sam otworzyć przede mną i wszystko wyjawić. Tak było znacznie łatwiej i pewniej.

- Nic – jego oczy były rozbiegane.

Nie patrzył na mnie, ale w jakąś daleką przestrzeń za moimi plecami.

- Przecież widzę – znowu się o niego martwiłam.

- Źle się czuję, po prostu – spojrzenie mu złagodniało.

Położył dłoń na mojej i delikatnie pogłaskał. Zrobiło się tak przyjemnie, aż uśmiechnęłam się do niego, ale potem znowu stałam się poważna. Na prawdę coś nie dawało mu spokoju.

- Martwię się o ciebie – byłam szczera. – Powiesz mi jeśli będzie coś nie tak?

- Powiem – jego ciepły głos był dla moich uszu bardzo ponętny.

- Proszę o ciszę – do sali wszedł Green, ale nie sam.

Tuż za nim wtargnął dziwny, słodkawy zapach, który coś mi przypominał, ale nie potrafiłam skojarzyć go z konkretną sytuacją.

- Cholera – Jonathan syknął, przesuwając się na krześle.

Był wyraźnie poruszony gościem, co mnie zdziwiło.

- To jest pani redaktor, Amber Dark – kiedy kobieta popatrzyłam w moim kierunku, mój przyjaciel zaczął się trząść.

To jedno spojrzenie zadecydowało o moim stosunku do niej. Nie wzbudziła mojego zaufania. Niby zwykła lalunia, elegancko ubrana w bordowy kostium, na szpilkach z małą torebeczką, ale było w tej kobiecie coś niebywale mrocznego. To nazwisko idealnie do niej pasowało. Miałam wrażenie, że jest niebezpieczna, a reakcja Jonathana jedynie potwierdziła moje obawy. Był idealnym wykrywaczem złych rzeczy.

- Miło mi was poznać – musiałam jej jednak przyznać, że była piękna.

Jej drobna twarz nie miała żadnej skazy. Jasną, jak pergamin skóra, z którą współgrały złotawe włosy, opadające swobodnie na ramiona. Usta takie, o jakich marzy większość dziewcząt, pełne, namiętne i muśnięte perłowym błyszczykiem. Jedynie jej spojrzenie było złowrogie. Niestety nie dostrzegałam jakiego koloru miała oczy. Była za daleko.

- Chce napisać artykuł o społeczności szkolnej tej szkoły średniej – mówiła dalej nie odrywając oczu od Jonathana. – Dlatego będę towarzyszyła wam na niektórych lekcjach i robiła wywiady z uczniami.

Spojrzałam na mojego sąsiada. Cały się trząsł, a w jego oczach nadal panowała furia. Zacisnął dłonie na stole, tak mocno, że o mały włos nie urwał kawałka.

- Uspokój się – położyłam dłoń na jego ramieniu. – Czym się tak denerwujesz?

- Muszę się stąd wydostać, ale nie wiem jak – wysyczał nie odrywając wzroku od Amber. – Pomóż mi – błagał.

A ja musiałam spełnić jego prośbę. Dla niego wszystko!

- Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się, bo od razu wpadł mi do głowy pomysł.

Od dziecka umiałam na zawołanie stać się blada jak ściana. Ponownie zrobiłam dzisiaj. Zaczęłam wywracać oczami, a potem moje ciało zrobiło się giętkie niczym guma. O mały włos nie upadłam na podłogę, ale Jonathan był czujny i złapał mnie za ramię.

- Sam, co ci jest? – usłyszałam zatroskany głos Sary.

Przez przymknięte oczy dostrzegłam zarys jej twarzy.

- Co się stało? - mój słaby głos był wręcz aktorski.

Mogłabym dostać za to Oskara. To była rola mojego życia - byłam z siebie taka dumna. Ciekawiło mnie, czy Jonathan też tak myślał.

- White wyprowadź ją na dwór – Green miał ostatnio z nami same przeboje.

Tylko my robiliśmy na jego zajęciach zamieszanie. Nie dziwiłam mu się, że był lekko zdenerwowany i pewnie mu ciśnienie skoczyło, jak tylko zobaczył, że sobie zemdlałam. Dobrze, że nie wiedział, iż zrobiłam to specjalnie, ale nie dla siebie. Sprawa była znacznie poważniejsza.

Nauczyciel też miał zmartwiony i lekko zdziwiony głos. Rzadko zdarzało mi się chorować, a co dopiero słabnąć. Niestety ta przypadłość była dokuczliwa, kiedy na prawdę chciałam coś złapać na jakiś niechciany test.

Jonathan chwycił moje „słabe” ciało w tali, a ja objęłam go za szyję. Czułam jak się trząsł, zupełnie jakby miał Epilepsję albo Zespół Parkinsona. Spotęgowało to moją troskę o niego. Marzyłam o tym, by się uspokoił i poszedł ze mną na kawę po lekcjach.

Przeszliśmy kilka kroku między ławkami, a potem nagle się zatrzymał. Nie byłam pewna, co go powstrzymało, bo przecież miał mnie natychmiast wynieść na dwór.

Uniosłam powoli głowę i popatrzyłam, co się dzieje. Przed nami stała Amber. I specjalnie zastawiała przejście do drzwi. Mogłabym określić, że świdrowała Jonathana wzrokiem, uśmiechając się przy tym złośliwie. Prawie słyszałam jak śmieje mu się prosto w twarz. Chciała coś mu udowodnić? Kim była?

Nie podobało mi się to. Miałam ochotę wyprostować się i powiedzieć jej coś dosadnie. Może nawet i użyć pięści, gdyby było trzeba, ale przypomniałam sobie, że przecież udaję słabą. Zawsze znajdzie się jakiś minus.

Potem swój wzrok przesunęła na mnie. Jej oczy mnie zmroziły swoją barwą. Jakby wymieszano błękitną i czerwoną farbę. Odcień fioletu. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego spojrzenia. Słyszałam, że albinosi mają fiołkowe oczy. Wyjaśniałoby to tak jasną karnację, ale inne jej cechy nie pasowały.

- Możemy już wyjść? - odparłam słabym głosem zerkając na Jonathana.

Chciałam go uratować, a ta kobieta najwyraźniej go drażniła, bardziej niż ja to zazwyczaj robiłam. Miałam wrażenie, że zaczął gardłowo warczeć, ale może się jedynie przesłyszałam. Widziałam jak zacisnął szczęki i uścisk, przez co byłam jeszcze bliżej niego. Nie wiem, co by się ze mną stało, gdyby w końcu się nie odsunęła. Jonathan mógł mnie nawet zgnieść. Niechcący.

Na korytarzu nadal mnie podtrzymywał, ale kiedy znaleźliśmy się przed szkołą, usiadłam na ławce i wybuchłam śmiechem.

- Z czego się śmiejesz? - zajął miejsce obok mnie i spojrzał poważnie.

- Z siebie. Chyba niezła ze mnie aktorka? – odparłam wesoło.

Chciałam go uspokoić i stopniowo przejść do poważniejszej tematyki. Widziałam, jak jego ramiona przestają się trząść.

- Było nieźle – przyznał w końcu.

- Mógłbyś teraz podziękować – udałam obrażoną i założyłam ręce na piersi.

- Dziękuję – a pocałunek za uratowanie życia?

O tym już nie pomyślał, ale zamiast tego objął mnie ramieniem. Przynajmniej wiatr mi już tak nie dokuczał. Nie zdążyłam zabrać ze sobą kurtki i było mi zimno, jednak przy nim mogłabym się nawet przegrzać.

- Skoro się uspokoiłeś, wyjaśnij mi, co się stało? - przeszłam do sedna.

Spoważniał. Spuścił najpierw głowę, a potem klepnął dłonią w kolano i ponownie na mnie popatrzył.

- Zdenerwowałem się trochę – urwał.

Nie lubiłam, kiedy udzielał takich krótkich odpowiedzi. Ja chciałam wiedzieć znacznie więcej i potem chcąc, nie chcąc musiałam z niego wszystko wyciągać sama. Strasznie mnie to irytowało.

- A czym? - uniosłam brwi.

- Amber – odruchowo przycisnął mnie do siebie.

Zrobiło się trochę ciasnawo, ale wcale mi to nie przeszkadzało.

- Co z nią nie tak? - też jej nie polubiłam, jednak na nią nie warczałam i nie trzęsłam się z gniewu.

Miałam wrażenie, że znowu zrobił się spięty. Pewnie tym razem przeze mnie, bo go męczyłam. Jednak chciałam wiedzieć, jak mogę go chronić za każdym razem, kiedy poczuje zagrożenie.

- Rozumiem, nie masz zamiaru mi nic mówić – wyszeptałam po dłuższej chwili milczenia.

Wiedziałam, co to oznaczało. „Tajemnica”. Zaczynała mnie doprowadzać do białej gorączki. Znałam go coraz lepiej, ale z czasem pojawiały się kolejne sekrety. A z każdym niedopowiedzeniem, ja miałam więcej pytań. Im więcej ich było, tym bardziej on milczał. Weszłam powoli do obcego mi świata, w którym czułam się jak w labiryncie. Potrzebowałam pomocy, by się w nim nie zgubić i móc się jakoś poruszać. Pragnęłam jego wskazówek.

- Podzielam twoje zdanie – przyznałam. – Ona nie wzbudziła mojego zaufania – popatrzył na mnie pytająco. – Twoja reakcja jedynie mnie w tym utwierdziła.

Trafiłam w sedno. Był zaskoczony moim błyskotliwym umysłem i spostrzegawczością. Nie potrzebowałam super zmysłów, żeby domyśleć się, że coś było między nimi nie tak. Zastanawiałam się jedynie, czy on ją znał? Jeśli tak, to skąd?

- Wszyscy powinni tak reagować – westchnął chwytając mnie za dłoń. – Ale tak nigdy nie jest.

- Co z nią jest nie tak? Kim ona jest? - chciałam wiedzieć, czego mam się bać.

Jak jej unikać? I dlaczego?

- Jest niebezpieczna – krótko, zwięźle i na temat.

Ach, ta jego wylewność.

– To powinno ci na razie wystarczyć.

Odsunął się ode mnie, a ja poczułam chłód. Wstał z ławki i stanął jakieś dwa metry dalej ode mnie. Podeszłam więc do niego.

- Nie mam zamiaru się do niej zbliżać – chciałam go pokrzepić, pocieszyć jakoś.

- Gdyby było więcej osób takich jak ty, nie było by tylu nieszczęść – zrezygnowany pokiwał głową.

- Świat byłby nudny. Nie chciałabym ciągle spotykać siebie na ulicy – chciałam trochę zażartować, ale on jedynie popatrzył zdziwiony. – Chociaż nic nie rozumiem z twoich słów – uśmiechnęłam się. – Uznam je za komplement – oddał mi tym samym. – Musimy wracać, zazwyczaj nie omdlewam.

- Byłoby lepiej, gdyby Amber całkiem zniknęła.

- Może uda mi się co wymyślić – odparłam żartobliwie, ale tylko mnie zganił spojrzeniem. – Ok, nie będę kombinowała.

Wróciliśmy do sali. Na szczęście Amber już tam nie było. Jej obecność jednak był wyczuwalna w całej szkole. Zupełnie jakby chciała pokazać swoją przewagę. Nad kim? Nad Jonathanem?

- Przepraszam – przez cały dzień był nerwowy, a potem odprowadził mnie do samochodu.

- Za co? - spojrzałam na niego zdziwiona, kiedy się nade mną nachylał.

- Wciągnąłem cię w tę grę. To moja wina – zaczął sobie wyrzucać.

- Nie. Ja sama się w to zaangażowałam – przyznałam, ale on mnie nie słuchał.

- Powinnaś trzymać się ode mnie z daleka. Jak najdalej – co?

Te słowa mnie zamurowały. Wytrzeszczyłam oczy.

- Teraz mi to mówisz? – wyszeptałam. – Już jest za późno. Nie mam zamiaru trzymać się daleko od ciebie. Nie ma mowy – byłam zdeterminowana.

Jonathan był mi potrzebny do życia. Wiedziałam, że stałam się od niego uzależniona. Ale czy on był tego świadomy?

- Sam, ja nie chciałem – znowu się tłumaczył. – Wiem, że teraz już nie możesz. Muszę cię chronić.

- Przed czym? - dlaczego on mówił takimi zagadkami?

Tak było odkąd go tylko poznałam. O pożaru.

- Jest wiele niebezpieczeństw – zaczął kombinować.

- No widzisz, tym bardziej nie mogę cię zostawić w spokoju. Ja też muszę ci pomagać – uśmiechnęłam się. – Kto będzie ci omdlewał na zawołanie?

- Przepraszam – powtórzył to.

- Już mówiłam, nie masz za co. To moja decyzja – otworzyłam samochód i wsiadłam. – Mam nadzieję, że pamiętasz o prezentacji z geografii. Przygotuj się na sobotę. U mnie – przypomniałam.

- Pamiętam doskonale – westchnął.

Ruszyłam z parkingu i zamyśliłam się.

W sumie to pawie mu powiedziałam, jak mi na nim zależało. Powinien zrozumieć aluzję. Miałam jednak wrażenie, że to całe zdarzenie przysłoniło mu to, co mówiłam. Odpowiadał niby na moje pytania, ale Amber nie pozwalała mu jasno myśleć. Martwiło mnie to.

Do tego chciał bym go zostawiła w spokoju. Dlaczego? Co w sobie skrywał, że narażał mnie na niebezpieczeństwo? Ze strony kogo? Jego samego? A może tego, z czym walczył? Sam powiedział, że mysi mnie chronić. Co mi groziło?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez esterwafel dnia Nie 17:55, 02 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kaRolCia_512
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sanok

PostWysłany: Nie 19:17, 02 Maj 2010 Powrót do góry

O kurcze, takiego obrotu spraw to się nie spodziewałam. Czyżby Amber była kolejnym wampirem, raczej nie wyniknie z tego nic dobrego.
Biedny Jonathan musia tłamsić w sobie tajemnice, gdybym była na jego miejscu to chyba już dawno bym się wygadała, a na miejscu Sam nie wytrzymała bym chyba tej całej niewiedzy.
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kju
Dobry wampir



Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 836
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:53, 02 Maj 2010 Powrót do góry

kurcze podczytuje systematycznie, ale normalnie nic nie wpada mi do glowy, aby fajnie konstruktywnie napisac, tylko jakies krotkie zdania w stylu naprawde fajne!
jednak sprobuje :)
od pierwszego rozdzialu zakochalam sie w tej historii, z czesci na czesc rosnie moje zainteresowanie, jestem w szoku jak dawkujesz informacje, czuje sie mocniej zaintrygowana, wrecz zzywam sie z postaciami i wydarzeniami, ktore przezywaja, malo ktory ff ma to COS
bardzo podoba mi sie, ze akcja rozwija sie powoli, jest 18 rozdzial, a jeszcze nie znamy zaleznosci miedzy watacha a wampirami, nie przypieczetowana jest milosc (? nie wiem czy w tym kierunku jednak rozwinie sie watek, moze jednak czeka nas niespodzianka dotyczaca uczuc Sam) i ma to fantastyczny smaczek, bo nie jest nudno, potrafisz tworzyc klimat Smile potrafisz pisac, czesci sa dlugie
jestem pod wrazeniem, byle tak dalej
zycze WEny, czasy, checi
powodzenia!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kirike
Wilkołak



Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 8:29, 03 Maj 2010 Powrót do góry

Jeeeeej! ;D
Jaka zmiana :)
Amber.... kolejne niebezpieczeństwo? Cóż... zostanę na razie przy tym, że jest wampirem, zastanawia mnie tylko fakt czy Jonathan zwyczajnie nie toleruje każdego wampira, czy może już ją zna, i nie za bardzo się lubią? ;D

Nagle skojarzyło mi się ze zmierzchem... Taki moment w którym Edward mówi Belli, że powinna trzymać się od niego z daleka, i że jest niebezpieczny. Ale to tylko takie skojarzenie. Heh, można by powiedzieć, że ten zmierzch przy Tobie i Twoim opowiadaniu nie robi żadnego wrażenia :)

Mam taką ogromną nadzieję, że Sam w końcu pozna tą tajemnicę. Sama nie mogę się już doczekać jej rozwiązania. Dziewczyna ma naprawdę stalowe nerwy skoro tak długo wytrzymuje ;]

A tak ogólnie to rozdział bardzo mi się podobał, i niecierpliwie czekam na następny :)
Dużo, dużo weny życzę :)
Heh, pozdrawiam - Kirike


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 13:53, 07 Maj 2010 Powrót do góry

Nadszedł rozdział, na który większość czekała. Czy tak sobie to wyobrażaliście??? Miłego czytania

Rozdział 19 - Wyznania

The Rasmus & Anette Olzon - October & April

To był nieciekawy tydzień. Wiedziałam, że tego przyczyną była Amber. Pojawiła się, by spowodować chaos i rozjuszyć Jonathana. Miałam wrażenie, że go sprawdzała. Śledziła praktycznie każdy jego krok, no a przy tym i mój. Trzymałam się blisko niego, by w razie czego zareagować. Musiałam go chronić i chciałam. Czułam, że był to mój obowiązek i jednocześnie pragnienie, nad którym nie mogłam zapanować. Zabawne, zupełnie jakby nasze role się odwróciły.

Może była z jakiegoś urzędu i nie podobało jej się, że Indianin chodził do normalnej szkoły, a nie do rezerwatu, tak jak reszta jego kuzynostwo? Może chciała go usunąć? To by po części tłumaczyło reakcję Jonathana. Do głowy przychodziło mi tyle opcji, ale żadna nie była prawdopodobna. Miałam mętlik w umyśle i chciałam to zrozumieć i nie potrafiłam.

Kilka razy nawet starłyśmy się słownie, bo mnie denerwowała. Na szczęście nie doszło do rękoczynów, bo nieźle by oberwała. Mimo, że podnosiła mi ciśnienie, nie miałam zamiaru trafić do dyrektora na dywanik, a zapewne tak by się stało. Mogłam ją napaść po zakończeniu zajęć i to by była zawsze jakaś alternatywa. Łudziłam się, że niedługo po prostu wyniesie się z miasta i będzie tak jak dawniej.

W końcu podeszłam do niej wściekła, kiedy znowu się na niego gapiła, siedząc w rogu sali, tak by dobrze nas widzieć. To jej spojrzenie burzyło we mnie krew.

- Odczep się od niego! – stanęłam naprzeciw niej.

- Nie wiem, o co ci chodzi dziewczyno? - popatrzyła na mnie tymi swoimi dziwnymi oczami i uśmiechnęła się niewinnie.

Gdyby wiedziała, jak bardzo chciałam jej wtedy przyłożyć. Sprawić, że ta parszywa gęba się chociaż trochę zarysuje, ale próbowałam być spokojna i nie zwracałam uwagi na to prowokujące zachowanie.

- Przestań go drażnić – oparłam dłonie o blat stolika, przy którym siedziała. – I dobrze wiesz kogo mam na myśli.

- Nie groź mi. Nie jesteś w stanie mi nic zrobić – jej słodki uśmieszek przerodził się w złowieszczy. – Lepiej nie zadawać się z kundlami.

To określenie - już je słyszałam. W moim śnie i wypowiedział je Charlie, kiedy pojawił się najpierw Joe, a potem Jonathan. Nie rozumiałam go, ale byłam pewna, że obraża ona mojego przyjaciela.

- Najlepiej jakbyś wyniosła się z tej szkoły – wysyczałam. – I zostawiła nas w spokoju.

- Sam – nagle obok mnie zjawił się Jonathan. – Idziemy! – chwycił mnie za ramię i pociągnął za sobą.

Widziałam dziwne spojrzenia ludzi, których mijaliśmy na korytarzu. Zawlókł mnie aż do damskiej toalety. Całe szczęście nikogo nie było, bo wzbudziłby jeszcze większą sensację niż zwykle. Patrzyłam, jak zamyka drzwi od środka na klucz, a potem staje naprzeciw mnie. Wziął najpierw kilka głębokich oddechów, a potem popatrzył na mnie bardzo uważnie.

- Co ty najlepszego wyrabiasz? - podniósł na mnie głos, pierwszy raz.

- Chciałam, żeby zostawiła cię w spokoju – wyjaśniłam. – Widzę przecież, że działa na ciebie, jak płachta na byka. Denerwuje cię.

- Czy ty nie rozumiesz, że ona jest niebezpieczna? - nie wiem dlaczego zaczął się wyżywać na ręcznikach papierowych, które po kolei lądowały na podłodze. – Nie chce, żeby cokolwiek ci się stało.

- Nic mi nie zrobi. Ona nawet by piłki nie umiała kopnąć.

- Sam, musisz mi uwierzyć – złagodniał trochę i uśmiechnął się podchodząc bliżej.

- Martwię się o ciebie – patrzyłam mu w oczy i odpływałam w nich.

Gdyby było to możliwe, patrzyłabym w nie całe moje życie. A jeszcze lepiej, przez wieczność. Szkoda, że ja nie byłam również nieśmiertelna tak jak on. Niestety nic w tym świecie nie było takie, jak trzeba. Rządziła niesprawiedliwość. Gdybym mogła, zmieniłabym ten dziwny układ sił.

- Wiem, ale nie możesz z nią zadzierać – położył dłoń na moim policzku i zrobił kolejny krok w moją stronę. – Boję się o ciebie – ta bliskość! – Musimy trzymać się razem – jego spojrzenie zwalało z nóg.

Pewnie gdyby nie trzymał mnie za ramię, dawno bym leżała na płytkach. Zrobiło mi się niesamowicie gorąco, a krew w naczyniach aż dudniła. To przez niego albo raczej przez moje uzależnienie od jego osoby. Czy on też to czuł?

- Nie zostawiaj mnie nigdy samej – wyszeptałam.

Jakoś dziwnie zaschło mi w gardle.

- Nie mam najmniejszego zamiaru – uśmiechnął się łobuzersko, a potem chwycił za ramiona i posadził na parapecie.

- To dobrze – też się uśmiechnęłam.

Był tak blisko mnie, że czułam jak impulsy elektryczne przeskakują między naszymi ciałami. Oddech mi gwałtownie przyśpieszył, a do żył napłynęła mieszanka adrenaliny i endorfin, sprawiając, że czułam się jeszcze bardziej otumaniona. Jego dłonie powędrowały na moje biodra, a potem na talię.

Długo dosyć zastanawiał się, zanim mnie pocałował. W chwili, kiedy jego usta dotknęły moich, przed moje ciało przepłynął prąd. Dwieście woltów! Był brutalny i jednocześnie taki delikatny, kiedy wpił się we mnie. Obraliśmy jedno tempo wytyczone przez rytm naszych serc i brnęliśmy przed siebie w nieznaną dla nas głębię uczuć i myśli.

Czułam się tak wspaniale, kiedy nagle coś zaczęło uporczywie dzwonić. Otworzyłam więc oczy i Jonathan zniknął, a ja znalazłam się w swoim pokoju, na łóżku, mając ucho tuż obok dzwoniącego budzika. Kolejny, głupi sen. Tak bardzo marzyłam o tym pocałunku, że podświadomie robiłam to z nim codziennie.

Wiedziałam, że miał do mnie przyjechać, by dokończyć ten głupi referat z geografii. Nie chciało mi się go pisać, ale dla Jonathana poszukałam specjalnie informacji w Internecie i postanowiłam przyłożyć się do tego. Nie mogłam całej roboty zostawiać w jego rękach. Miała to być wspólna praca, a nie żerowanie na jego wiedzy i doświadczeniu.

Miałam jeszcze trochę czasu do jego przyjazdu, więc musiałam się jakoś ogarnąć. Nie chciałam by widział mnie w tym dziwnym stanie oszołomienia po kolejnym urojonym pocałunku. Poza tym byłam taka zaaferowana jego wizytą, że tylko o tym w kółko myślałam. Coś, jakaś część mojej podświadomości podpowiadała mi, że ten dzień będzie inny, ale nie pojmowałam niby dlaczego.

Obeszłam cały dom sprawdzając, gdzie pochowała się moja rodzina, ale o dziwo nikogo nie było. Przypomniałam sobie, że rodzice mieli jakieś ważne zabranie w firmie, Cindy pojechała na zakupy, a Kenny spotykał się z Nicki. Jeszcze bardziej się ucieszyłam. Mogłam spędzić to popołudnie z Jonathanem i nikt nie mógł nam w tym przeszkodzić.

Zjawił się jak zwykle punktualnie. Śmiał się i żartował, ale ja wiedziałam, że coś go gnębi. Często wpatrywał się we mnie zamyślony i jakby nieobecny. Po chwili jednak wracał do dobrego humoru i pracowaliśmy dalej. Taki schemat powtarzał się mniej więcej co jakieś półgodziny, kiedy pisaliśmy.

Starałam się być aktywna. Pokazałam mu swoje materiały na dany temat i opracowania oraz prezentację multimedialną, którą wystarczyło jedynie dopracować do końca i mogliśmy mówić o finale naszej pracy. Byłam dumna z siebie, że dałam radę tylu rzeczom naraz.

- Nie jesteś zmęczona? - zapytał po jakiś dwóch godzinach siedzenia, a ja popatrzyłam na niego uważnie.

- Czym? Pisaniem? Przecież ty i tak więcej zrobiłeś ode mnie – rozbawił mnie trochę tą uwagą.

- No faktycznie, ja się zmęczyłem – przyznał opierając ręce za plecami o podłogę. – Zróbmy sobie przerwę – zaproponował.

- Ok – napiłam się soku pomarańczowego i włączyłam pilotem płytę.

Alexandre Desplat - New Moon (The meadow)

- Czego teraz słuchasz? - zapytał.

- Muzyki filmowej – przyznałam.

- Tak też myślałem – ciekawe skąd mógł o tym wiedzieć.

Nie znam zbyt wielu osób, które lubią tego typu muzykę. Poza tym raczej mu o tym nie wspominałam. Zdumiewał mnie fakt, że tak dobrze się znaliśmy. To znaczy on bardziej znał mnie, niż ja jego, ale to był szczegół, który nie wydał mi się aż tak istotny. Z drugiej jednak strony było o dosyć niezręczne, bo przecież ja także chciałam wiedzieć coś więcej na jego temat.

Nastała cisza. Z głośników wydobywał się dźwięk pianina, które idealnie współgrały z nastrojem, tworząc jedną, niepowtarzalną melodię. Każdym kolejnym tonem, poruszała moje wnętrze. Zamknęłam oczy wsłuchując się w nią i starałam się nie myśleć o niczym. Nie było to wcale łatwe, bo Jonathan był niedaleko mnie. Wiedziałam, że mnie obserwuje i analizuje coś dogłębnie.

Co go trapiło? O czym tak myślał? Otworzyłam oczy i tak jak przypuszczałam, spotkałam jego spojrzenie. Nie wiedziałam, co wyrażała ta twarz. Była bez oznak jakichkolwiek emocji. Po chwili jednak uśmiechnął się, tak jak on tylko umiał. Tak, że chwycił za serce.

- Nie chciałabyś się przejść? - nagle zaproponował. – Po lesie.

- Musiałabym poszukać mapy i kompasu – powiedziałam niepewnie.

- Nie są potrzebne. Znam dobrze te okolice – wyprostował się, a następnie chwycił plecak.

- Dobra, chętnie się przewietrzę – złapałam bluzę z kapturem, która leżała na fotelu i naciągnęłam ją na siebie.

Zeszliśmy po schodach do przedpokoju, gdzie założyłam płaszcz i kozaki, a Jonathan jedynie cienką kurtkę jesienną. Nie musiał się przejmować. Ubrałam jeszcze czapkę na uszy i szalik. W nocy spadł śnieg, a nie miałam zamiaru się przeziębić. Szkoda, że zima nadciągnęła tak szybko, kilka dni przed grudniem.

- Po co ci plecak? - zapytałam zdziwiona. – Mogłeś go zostawić w pokoju, u mnie – zauważyłam.

- Mam w nim kilka rzeczy – odparł szybko, a potem wyszedł na zewnątrz.

Naszym oczom ukazał się piękny, biały krajobraz. Lubiłam patrzeć na świat, kiedy wydawał się czysty i niewinny. Chciałam, żeby był taki przez cały czas. Nie musiałam się go bać i zastanawiać się, kiedy w znowu coś mnie zaskoczy. Śnieg skrywał tę tajemnicę i to mi pomagało o niej nie myśleć. Dzięki temu funkcjonowałam normalnie w niezwykłym świecie i napawałam się jego pięknem.

Pewnie stawiałam kroki przed siebie i oddychałam pełną piersią, wchłaniając świeże powietrze. Orzeźwiający aromat lasu był taki szczególny, dla mnie w każdym razie. Kojarzył mi się w dwoma osobami – Joe i Jonathanem. Oni właśnie tak pachnieli.

- To prowadź – uśmiechnął się, kiedy obeszliśmy ogrodzenie i znaleźliśmy się przy lesie.

- Myślałam, że znasz lepiej las ode mnie – popatrzyłam na niego zdziwiona.

- Ale ty tutaj częściej bywasz – wskazał dłonią, żeby szła pierwsza.

Idąc przed siebie, czułam się wspaniale. Na niebie świeciło słońce, które powodowało, że biały puch dookoła iskrzył się jak klejnoty. Cała ta pierzynka łagodziła otoczenie i dodawała mu uroku. Żałowałam, że nie zabrałam ze sobą aparatu, ale nie chciałam się wracać i psuć tej pięknej chwili. Miało być jeszcze tyle okazji, by wszystko uwiecznić na zdjęciach, a spacer z przyjacielem, mógł się nie powtórzyć tak szybko jakbym chciała.

Gdyby nie świadomość, że Jonathan szedł za mną, pomyślałabym, że byłam zupełnie sama. Jego ruchy były tak bezszelestne, że słyszałam jedynie chrupanie śniegu pod swoimi kozakami i miarowy oddech.

Popatrzyłam na niego z uśmiechem na twarzy, a on posłał mi jedno niepewne spojrzenie. Miałam wrażenie, że chciał o czymś porozmawiać, ale nie miał jakby odwagi zacząć. Musiało to być coś bardzo ważnego. Może my? O tym co zaczęło się dziać między nami? Chciał ze mną być, czy nie? A może...?

- Pięknie tu, prawda? - szedł równo ze mną, stawiając ostrożnie kroki.

Patrzyłam na wielkie ślady butów. Były idealnie odwzorowane, chociaż chodził tak jakby nie dotykał podłoża. Zauważyłam też, że rozpiął kurtkę. Czyżby ta cienka narzuta też mu nie odpowiadała? Nadal było mu gorąco?

- Tak, jak w bajce – uśmiechnęłam się.

- Uwielbiam ten las – wyszeptał.

Chciał pewnie zacząć jakoś rozmowę, którą wcześniej zapewne obmyślił w głowie. Przez ten czas kiedy się znamy, zauważyłam, że jest bardzo ostrożny, przez co nie rzuca słów na wiatr. Każde jego zdanie, słowo, było idealnie dopasowane do sytuacji, dzięki czemu nie było mowy o niedomówieniach.

– Wiem, że wygląda tak jak wszystkie inne, ale i tak jest dla mnie wyjątkowy – zerkał co jakiś czas, sprawdzając, czy słuchałam.

Nawet nie musiał. Chciałam, żeby mówił i nigdy nie przestawał. Każdą literę, którą wypowiadał, skrzętnie zachowywałam w sercu i umyśle, by mieć jakiś ślad po nim, na wypadek, gdybym jednak została odrzucona.

- Kiedy byłem mały, chodziłem z ojcem na obchód rezerwatu. Zapoznawał mnie ze zwierzętami i roślinami. Zaszczepiał miłość do przyrody – kiedy to mówił, uśmiechał się, a jego oczy błyszczały.

- Fajnie – to miała być rozmowa, więc wtrąciłam jedno słowo.

- Co o nim sądzisz? - musiałam zastanowić się chwilę, co miał dokładnie na myśli.

- O lesie? - pokiwał twierdząco głową. – Nie wiem dokładnie. Moje zdanie ciągle się zmienia, ale jednego jestem pewna – wzięłam głęboki wdech, bo jego spojrzenie mnie peszyło. – Ten las skrywa w sobie jakąś tajemnicę – otworzył szerzej oczy, a potem uśmiechnął się. – Chciałabym ją poznać – złożyłam dłonie i uniosłam je nieśmiało.

- To w tobie lubię najbardziej – popatrzyłam na niego pytająco.

Co dokładnie miał na myśli? I czemu mi to mówił? Jaki miał cel? Czyżby nadeszła pora na wyrażanie swoich osobistych odczuć? Nigdy nie mówił, że mnie lubi, rzadko używał słów opisujących uczucia. W ogóle był mało wylewny, co sprawiało, że fascynował mnie jeszcze bardziej.

- Dostrzegasz szczegóły, na które inni nie zwracają uwagi – miał na myśli siebie? - To bardzo ważna cecha.

- Rozumiem - co miałam więcej powiedzieć?

Praktycznie odebrał mi argumenty.

- Przy naszym pierwszym spotkaniu wiedziałem, że jesteś niezwykła – wstrzymałam na moment oddech i znieruchomiałam patrząc mu w twarz.

Spoglądał na mnie tak, jak Joe. Z tą samą troską i podziwem. Robił tak często, gdy pracowałam przy komputerze do później nocy, a potem siadałam przy nim i opowiadałam o jakiś rzeczach.

Nie miałam jednak pojęcia, dlaczego pomyślałam o wilku. Wiele razy patrzyłam w oczy Jonathanowi i wcześniej dostrzegałam podobieństwo, ale jakby w tamtej chwili uderzyło mnie ono z wielką mocą. I do tego dochodził jeszcze ten zapach. Za dużo pewnie z nimi przebywałam i potem wydawali mi się tacy podobni do siebie, a przecież nigdy nawet się nawzajem nie widzieli.

- W szkole, jak tylko przekroczyłem próg klasy historycznej, spojrzałem na ciebie – wyznania?

- Zauważyłam – moje policzki płonęły coraz bardziej.

Przed oczami stanął mi Jonathan sprzed trzech miesięcy. Pierwszy dzień szkoły. Przypomniałam sobie nagle, jakie wywarł na mnie wrażenie. To samo ciemne spojrzenie i spokój, jaki z niego bił. Nie zmienił się, chyba że w moich oczach. Z czasem poznałam go lepiej. Byłam pewna, że tamten chłopak był jedynie niepełnym obrazem tego Jonathana, którego znałam. Nie wiedziałam o nim zbyt wiele, ale był mi znacznie bliższy i mogłam powiedzieć, że rozumiałam go znacznie lepiej niż nie jedna osoba w szkole.

- Też na ciebie popatrzyłam – nie wspomniałam o Sarze, to było niewskazane.

Jakże było mi gorąco. Nie wiedziałam tylko, czy była to reakcja na jego bliskość, na jego słowa, czy też wynikało to z zimna, które dookoła panowało? A może słoneczko mnie przypiekało, mimo, że wciąż staliśmy w lesie, między drzewami?

- Rzucam się w oczy – zaśmiał się lekko.

- No w sumie, ja też – dodałam uśmiechając się. – Jesteśmy wyjątkowi – dodałam po chwili, ale szybko pożałowałam.

Trzeba było ugryźć się w język i poczekać aż on powie coś więcej. Przecież taka dziwne rozmowa mogła potoczyć się wieloma torami, o których wolałam nie myśleć.

- Tak. Masz rację – uspokoił się i znowu przeniknął mnie spojrzeniem. – Nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny, jak ty – coś błysnęło w jego oczach.

Zrobiło się jeszcze cieplej. Na nikogo tak nie reagowałam. Nawet Charlie nie wzbudzał takich emocji, natomiast Jonathan ocucił tę część mnie, której wcześniej nie znałam i to było najbardziej niezwykłe. Nigdy nie poznałabym siebie samej, gdybym nie spotkała jego. Ta znajomość dała mi tak wiele, nawet on nie był tego świadomy.

- Już dawno powinienem ci to powiedzieć – wyszeptał zbliżając swoją twarz do mojej.

Niespodziewanie ogarnął mnie lęk. Bałam się zakochać. Bałam się, chociaż zrobiłam to już dawno, że będzie zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałam. Ten strach paraliżował mnie powoli, ale z drugiej strony jego ciepło przyciągało i roztapiało.

- Sam, nie umiem tego określić – zatrzymał się, szukając właściwych słów. – Jesteś dla mnie słońcem, wodą, powietrzem i światem. Nie potrafię bez ciebie żyć - zatkało mnie totalnie.

Miałam rozdziawione usta i próbując się skoncentrować przymknęłam na moment powieki. Chciałam sprawdzić, czy za kilka sekund znowu nie zadzwoni budzik, ale nie. Jonathan stał cały czas przede mną i cierpliwie wyczekiwał mojej reakcji. Jakiejkolwiek, co mnie strasznie zbiło z tropu.

Było kilka opcji. Pierwsza to rzucić się na niego i zacząć go całować, tak jak sobie to wyobrażałam od jakiegoś czasu. Druga, paść nieprzytomna na śnieg, co nie było zbyt wygodne. Trzecia, zacząć skakać i biegać dookoła drzew, krzykiem demonstrując swoją radość. Czwarta, uderzyć go w twarz, bo tak długo zwlekał. Piąta, nabrać powietrze do płuc, uspokoić się i pogadać z nim, o tym, co dopiero wyznał. Wybrałam ostatnią wersję.

- Nie wiem, co mam powiedzieć – przełknęłam ślinę, a potem wzięłam głęboki wdech.

- Powiedz mi jedynie, czy chcesz być ze mną – dotknął dłonią mojego policzka, co tylko rozpaliło mnie jeszcze mocniej. – Czuję, że nie jestem ci obojętny, ale muszę być tego pewien – te słowa, jak długo miałam jeszcze na nie czekać, żeby się psychicznie przygotować, bo dzisiaj nie byłam w stanie tego ogarnąć.

Spuściłam głowę, bo byłam zdezorientowana. Jonathan wyznał mi w pewnym sensie miłość, a ja czułam się zaskoczona, chociaż powinnam być na to przygotowana. Czyż nie tego pragnęłam od jakiegoś czasu? Dwa tygodnie temu prawie mnie pocałował, potem cały czas o tym śniłam, a kiedy już się spełniało, nie wiedziałam jak się zachować. Zabrakło mi teraz odpowiednich słów, a on czekał na cokolwiek. Jak miałam się zachować w takiej chwili? Przecież wszystko brałam wcześniej jedynie za przypuszczenia i możliwe warianty odpowiedzi na moje skomplikowane pytania, dotyczące naszego „związku”. Nigdy nie wierzyłam, że ta najbardziej oczekiwana, będzie tą właściwą.

- Masz rację – patrzyłam w ziemię, ale on zniżył się, by nie odrywać ode mnie oczu. – Nie jesteś mi obojętny – chwyciłam jego spojrzenie. – Podzielam więc twoje uczucia – popatrzyłam w górę.

- Świetnie – rozpromienił się, ale ja nie.

Nadal coś mnie niepokoiło i nie byłam do końca pewna co. Cała ta tajemnica stała między nami jak szyba. Musiałam ją rozbić, żeby z nim być, ale od niego zależało, czy mam to zrobić. A może sam był gotów wyznać mi prawdę? Tak byłoby najłatwiej, nie chciałam go jednak zmuszać.

- Co jest? - zobaczył moją poważną minę.

Westchnęłam.

- Czekałam na to, a teraz nie wiem, jak to przyjąć – wyszeptałam.

- Wiem – też spoważniał. – Nie możesz mi zaufać do końca – zmrużyłam oczy.

- Nie, to nie tak… – w głowie miałam mętlik.

- Ja wiem, że masz do mnie zaufanie, ale nie powinnaś mieć – jego słowa były dziwne. – Nie wiesz o mnie najważniejszych rzeczy. Jestem samolubny wymuszając na tobie uczucie, chociaż nie mam do tego prawa.

- Nie, Jonathan, nie o to chodzi – starałam się go zatrzymać.

Obwiniał się o coś, co nie istniało. Ufałam mu bezgranicznie. To prawda, że nie wiedziałam o nim wszystkiego, ale nie miało to znaczenia, przy tym co czułam. Był dla mnie najważniejszy i nawet prawda o nim tego nie miała zmienić.

- Chce być z tobą – wyjaśniłam. – I nic nie odwoła moich słów.

- Muszę ci powiedzieć – przyznał. – I to jak najszybciej. Wtedy będziesz mogła podjąć decyzję. Właściwą – myślał o czymś bardzo intensywnie.

- Ja już podjęłam decyzję. Znam twoje niezwykłe zdolności i to mi wystarczy – nie byłam chyba przygotowana na coś więcej.

- Poczekaj. To co, wiesz jest tylko małym fragmentem mnie. Nie jestem do końca taki, jakiego mnie znasz – zamarłam.

Linkin Park - Session

Spojrzałam na niego zdezorientowana. Co miał na myśli? Przestraszyłam się nie na żarty i starałam się jeszcze raz przeanalizować jego wcześniejsze słowa.

- Dobrze, jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to powiedz mi prawdę – głos mi drżał.

Co jeśli był takim stworem, jak Aleks i tamten mężczyzna? Jeśli mnie zabije? Tej opcji nie brałam pod uwagę, bo nie wierzyłam w to. Chyba nie mogłam się mylić, prawda?

- Powoli. Muszę się zastanowić od czego zacząć – aż tak wiele tego było?

Najpierw chciał mi powiedzieć wszystko, a teraz sam był zagubiony.

- Od najprostszej rzeczy – podpowiedziałam z lekkim uśmiechem.

Chciałam rozładować napiętą sytuację. Musiałam oswoić się z myślą, że za chwilę dowiem się czegoś nowego. Może w końcu poznam jego świat? Dostanę się do wnętrza Jonathana i będzie mi dane zrozumieć go dogłębnie?

Gorzej jeśli naprawdę miał się nad czym zastanawiać, bo było to zbyt skomplikowane?

- Hm... tylko się nie śmiej – zauważył. – Jestem starszy w rzeczywistości.

- Przyznaję, wyglądasz na starszego – ile straszy?

- Ale nie na tyle – westchnął. – Mam trzydzieści dziewięć lat – powiedział, a potem popatrzył na mnie wyczekując reakcji, nie wiedziałam dokładnie jakiej.

- Nie no, dawałam ci trochę mniej – pomyślałam, że pewnie miał jeszcze żonę i dzieci. – Muszę ci przyznać, że dobrze się trzymasz – chciałam zażartować. – To pewnie przez tę szybką regenerację. Ten fakt wyjaśnia, dlaczego jesteś taki dobry z historii. Tak mi się nasunęło.

- Zadziwiasz mnie – uśmiechnął się. – Nie razi cię to wcale?

- Nie, chyba, że jesteś żonaty? - chciałam się upewnić.

- Nie, nie jestem. Tak bym cię nie oszukał – a w inny sposób?

- Skoro już mi powiedziałeś, to ok, nic nie mam przeciwko – czułam jednak, że to nie koniec wyznań.

- To nie wszystko – wyjął mi to z ust, stał niedaleko i wpatrywał się we mnie niepewnie.

- No tak, musisz mi powiedzieć skąd masz te niezwykłe zdolności – zauważyłam. – Jesteś jakimś super bohaterem? - zapytałam.

- Nie wiem, czy tak to można określić. Coś w tym sensie – wiedziałam już coś więcej.

- W tym sensie? - otworzyłam szerzej oczy. – Napromieniowało cię coś? Wpadłeś do beczki z odpadami radioaktywnymi?

- Nie. Już ci mówiłem, że pewne rzeczy mam przekazane genetycznie. A właściwie wszystko – kolejny krok do przodu.

- Czyli twoja rodzina też ma takie zdolności? Jakoś tylko babcia... – urwałam. – Ona nie jest twoją babcią, ale matką – na co była ta szopka, którą przede mną odegrali?

To dlatego Mac kazał mi do siebie mówić po imieniu. Dlatego jego dziadek tak na mnie patrzył - podejrzliwie, bo był jego ojcem. I dlatego mówił o śmierci Meg, jakby było to już dawno.

Wszystko zaczęło się układać. Powoli rozumiałam relacje w ich rodzinie. To służyło ochronie całej ten tajemnicy. Czego musiała dotyczyć, że była aż tak ważna?

- Tak, jest moją matką, a Ben ojcem – wyszeptał.

Głowa zaczynała mi pulsować od nawału informacji, a musiałam się jakoś ogarnąć, bo nie wyglądało to na koniec. Najgorsze było dopiero przede mną, a ja już byłam niepewna wszystkiego.

- Wiem, że to było nieuczciwe, ale chodziło o to, by moje dane w szkole się zgadzały – zaczął się tłumaczyć, ale ja go rozumiałam.

- Dobrze, o tym potem. Lidia powiedziała mi, że dobra ze mnie dziewczyna, i że posiadam w sobie dużo energii – przypomniałam sobie szybko jej słowa.

- Odkąd pamiętam, zawsze umiała prawidłowo określać czyjąś osobowość – uśmiechnął się, opierając dłoń o pień stojący niedaleko mnie. – Ale to, co mam ja dziedziczą większości mężczyźni. Jednym przypadkiem jest Fanny – wydawała mi się bardziej męska, kiedy ją poznałam.

- Czemu? - zdziwiłam się lekko.

- Pewnie dlatego, że Kevin nie ma syna. Tak sobie to tłumaczymy, chociaż nie wiadomo, czy inne dziewczyny też tego nie będą przejawiały, ale w późniejszym czasie – westchnął.

- Rozumiem – chciałam podsumować. – Czyli tak – wyciągnęłam dłoń przed siebie i zaczęłam wyliczać. - Wolno się starzejesz, twoja rodzina jest obciążona genetycznie niezwykłymi zdolnościami takimi jak: szybkość, wyczulone zmysły, gojenie ran, siła, stała gorączka i zwinność. Ominęłam coś?

- Chyba nie – zamyślił się lekko.

- To co to za choroba? – zapytałam. – Coś jak daltonizm albo hemofilia?

- To nie jest choroba, chociaż do tego można by to przyrównać – zaczęłam się niecierpliwić.

Owijał w bawełnę jak nigdy. Bał się mojej reakcji, czy co? Czekałam aż powie mi wprost, o co chodziło. Patrzyłam mu w oczy, chociaż on powoli zaczął unikać mojego wzroku. Ta cała tajemnica powodowała ciągłe zmiany w moim życiu. Zaczęłam się bać, że zmieni również to, co dopiero miało się stać między mną a Jonathanem.

- To powiedz w końcu, kim jesteś? Ty i twoja rodzina – byłam zła, chociaż tłumiłam w sobie negatywne emocje jak tylko mogłam.

Zostałam niejako zmuszona przez niego do poznania prawdy, a on kluczył dookoła i nie mógł dojść do celu tej rozmowy. Powoli zaczynała ona tracić sens, a ja cierpliwość.

- Jestem Wilkołakiem – w końcu popatrzył mi w oczy.

- Cooo? - zamarłam na moment.

Czułam jakby moje procesy myślowe nagle zwolniły i skupiły się na jego słowach. Analizowałam to, co powiedział i myślałam, że się przesłyszałam.

- Jestem Wilkołakiem, potworem z legend, czymś, co nie powinno istnieć w rzeczywistości, a jedynie w bajkach – wyszeptał z odrazą.

- Ale jak to możliwe... To absurd! – kręciłam głową. – To nie jest możliwe.

- Żyjemy w świecie, w którym nie do końca wszystko jest takie jak trzeba – mówił to tak spokojnie, jakby fakt kim był, można było uznać, za coś całkiem normalnego.

- Możliwe, ale to co mówisz... – chciało mi się śmiać.

- Powinienem też wspomnieć, że poznaliśmy się znacznie wcześniej, niż pierwszego września – odparł bardzo ostrożnie.

Odsunął się ode mnie, jakby się bał. Znowu miałam namieszane w głowie. Próbowałam wyszukać w pamięci, jakiejś sytuacji, ale nigdzie nie widziałam wcześniej jego twarzy, to dlatego zrobił na mnie takie wrażenie wchodząc do sali. Dlatego wzbudził moje zainteresowanie i zaintrygował mnie. Był inny niż ci wszyscy faceci, których miałam okazję poznać przed nim.

- Co masz na myśli? - szumiało mi w głowie.

Obszedł mnie dookoła, a ja poczułam dreszcze. Jeśli naprawdę był Wilkołakiem, mógł być niebezpieczny. Chociaż trudno było mi uwierzyć w obie rzeczy. Może chciał mnie zbyć tanią wymówką, ale ja nie byłam przecież głupia. Jeśli miał wątpliwości albo jego słowa były jedynie żartem, trzeba było darować sobie dzisiejszy spacer i wyznania.

- Co ty robisz? - zdjął najpierw kurtkę, a potem koszulkę i buty.

- Pokażę ci – było zimno, a on stał na śniegu w samych spodniach.

Miałam wrażenie, że biały puch topi się pod jego bosymi stopami. Nie dziwiło mnie to, skoro jego skóra miała ponad czterdzieści stopni.

Patrzyłam na niego dalej niedowierzając w cokolwiek. Zastanawiałam się, co jeszcze miało się stać tego dnia. Nie byłam pewna, czy coś mnie może bardziej zdziwić i miałam nadzieję, że nic.

- Przeziębisz się – zauważyłam mimowolnie.

- Wierz mi, na pewno nie. Jestem przecież inny i nie jest mi zupełnie zimno – uśmiechnął się lekko i odszedł kilka metrów ode mnie. – W plecaku mam zapasowe spodnie, potem mi je podasz – nie wiedziałam, o co mu chodziło.

Stanęłam w rozkroku, żeby mieć stabilniejszą pozycję. Nie chciałam za chwilę zemdleć. Jeśli miał mi coś do pokazania, chciałam to widzieć i mieć pewność, co jest fikcją, a co nie.

Nie spuszczałam z niego wzroku. Pewnie i dobrze, bo przegapiłabym najważniejszy moment dnia.

Jonathan zaczął biec między drzewami, prostopadle do mnie. W pewnej chwili wyskoczył w górę, dosyć wysoko, nastąpił dziwny trzask i wylądował na czterech łapach. Tak, na łapach, bo chwile po tym stał przede mną Joe.

- Wow – tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć.

Staind - Pardon me

Musiałam złapać oddech i zamknąć oczy, żeby obejrzeć wszystko w wolniejszym tempie i jakoś to ogarnąć, bo stało się to zbyt szybko jak na moje ludzkie zmysły. Widziałam jak Jonathan wyskakuje w powietrze. Zrobił to z taką gracją i zwinnością, jak jakieś zwierze. Spodnie rozpadły się na kawałki. Zamiast miedzianej skóry i czarnych włosów, pojawiła się ciemna sierść na całym ciele. Twarz wydłużyła się, uszy zeszły na tył głowy i zamknęły w szpic. Ramiona i nogi zwęziły się lekko, a na końcu wyrósł mu ogon. Tak narodził się mój wilk.

- Joe – chciało mi się płakać, bo coś we mnie pękło.

Patrzył błagalnym wzrokiem, a ja oszołomiona gapiłam się na niego nie wiedząc, co zrobić. Miałam chaos w głowie, a w sercu jeszcze większy. Mój oddech raz przyśpieszał, a raz zwalniał. Tętno też wariowało, a głowa zaczęła pulsować z bólu. Przyszło mi na myśl tylko jedno określenie na tę sytuację. Kłamstwo!!!

Joe, czy też zmieniony w niego Jonathan, podszedł do mnie bliżej, ale jak ja miałam zareagować? Czego się spodziewał? Że się ucieszę? Już wiedziałam, w jakim świecie żyję naprawdę. Dwie osoby, na których zależało mi najbardziej, okłamały mnie. Gorzej. One były tak naprawdę jedną i tą samą osobą.

Tłumiłam w sobie gniew. Ręce zamknęłam w pięści. Patrzyłam w ziemię i powstrzymywałam łzy, których z każdą sekundą napływało coraz więcej. Nie chciałam płakać. Nie mogłam. Musiałam być silna.

- Podasz mi spodnie? - wilk zniknął, a Jonathan schował się za jakimś krzakiem.

Otworzyłam plecak i podałam mu to, co chciał, bo nie miałam zamiaru oglądać go nago. Co by rodzice powiedzieli? Rzuciłam torbę na ziemię i ruszyłam w kierunku domu z godnością, jak na mnie przystało.

Chciało mi się wyć. Miałam wrażenie, że głowa mi za moment eksploduje. Co by było, gdybym i ja okazała się Wilkołakiem? Może miałam już pierwsze symptomy? A jeśli było to zaraźliwe?

Nagle zapomniałam o jego wcześniejszym wyznaniu. O jego spojrzeniu, dotyku, szeptach. Nic się nie liczyło. Nadal był mi najdroższy na świecie, ale co z tego, kiedy mnie okłamywał. Miał rację. Chcąc podjąć decyzję powinnam znać prawdę, która uderzyła z taką niesamowitą siłą, że teraz nie wiedziałam, co zrobić i czy w ogóle będę w stanie z nim dłużej przebywać tak blisko.

- Sam! – usłyszałam jego głos. – Zaczekaj! – nasza normalna zabawa, nie bawiła mnie dzisiaj. – Posłuchaj! – tak szybko znalazł się obok, że nie zdążyłam wziąć oddechu. – Przepraszam, że tak długo zwlekałem. Powinienem ci powiedzieć już dawno – chyba w ogóle się nie męczył idąc, gestykulując i mówiąc jednocześnie.

Nadal nie zwracałam na niego uwagi. Brnęłam przed siebie. Upuściłam szalik po drodze i musiałam się wrócić kilka kroków. Nawet nie było mi już zimno. Emocje napędzały mi krew, a głowa pękała od myśli. Moje serce miało na środku ogromną, otwartą ranę. O dziwno nie rozpadło się na pół. Jeszcze.

- Możesz stanąć i mnie wysłuchać – chwycił mnie za ramię, a ja wyrwałam mu się, ale posłuchałam go.

Wsadziłam ręce do kieszeni, by mu przypadkiem nie przywalić. Nie chciałam skaleczyć się o jego twardą szczękę albo brzuch. Po co miałam się bić z Wilkołakiem, jak i tak nie miałam najmniejszych szans na wygraną?

- No słucham cię!!! – wycedziłam przez zęby i popatrzyłam mu w oczy, które błagały o litość.

Wyglądał jak opuszczony psiak. Zabawne porównanie biorąc pod uwagę, to co widziałam wcześniej, ale jakoś nie było mi go żal. Nie w tej chwili!

- Musisz mnie zrozumieć – nie byłam pewna, czy nie poczekać na tę rozmową chociaż jeden dzień. – Bałem się, że mogę cię wystraszyć. Jestem czymś, co nie powinno istnieć, ale istnieję i nic za to nie mogę.

- Ty myślisz, że się ciebie boję? - zmarszczyłam brwi.

- A nie? - zbiłam go z tropu. – Jestem potworem. Mógłbym ci zrobić krzywdę.

- Jonathan, nie czuję strachu – odparłam spokojnym tonem.

- To jesteś zła, bo...? - myślał nad dokończeniem zdania.

- Bo mnie okłamałeś! – dokończyłam za niego. – Nie obchodzi mnie to kim jesteś! – pojęłam w mig, co powiedziałam. – To znaczy, obchodzi, bo to dosyć istotne. W tej chwili czuje się bardziej oszukana, niż przestraszona całym tym zajściem.

- Masz do tego prawo – chciał się schować gdzieś głęboko, bo było mu wstyd.

A mi nadal chciało się płakać. Tym razem jednak nie powstrzymałam łez. Jedna spłynęła po moim policzku i spadła na śnieg zostawiając w nim ślad. Oddychałam głęboko po to, by się uspokoić. Nie chciałam krzyczeć, chociaż moje gardło domagało się tego.

- Wtargnąłeś do mojego życia nagle i niespodziewanie, burząc porządek świata, który znałam – odparłam. – Wiem, zaprosiłam cię do niego, bo zauroczyłam się w tym pięknym i tajemniczym wilku – łez było coraz więcej. – A potem w tobie… – musiałam mu to wypomnieć.

Chciałam, żeby wiedział, czego może się po mnie spodziewać. By wiedział, co czuję, jak się czuję i co myślę.

- Joe stał się moim przyjacielem, któremu ufałam. Mówiłam mu o wszystkim. Nawet więcej niż tobie – wytarłam dłonią policzki. – A ty wszystko to wiedziałeś i grałeś ze mną w jakąś grę – nie byłam zła na wilka, bo nadal w moich oczach był zwierzęciem, które miało rozum.

- Wiem, to nieuczciwe – wyszeptał.

Jego twarz była tak smutna, jak nigdy. Spojrzenie błagało mnie, bym go nie odrzucała. Miałam go posłuchać, bo mimo tego kłamstwa, nadal był mi potrzebny. W tych dwóch postaciach, które znałam do tamtej pory.

Chciałam go pocieszyć, ale Jonathan był sam sobie winny. Nie wiedziałam, jak przyjęłabym to wcześniej. Nie byłam pewna, czy w ogóle byłabym taka spokojna, ale poznałam w końcu prawdę, która mnie przygniotła.

- Domyślam się, że bałeś się mojej reakcji i miałeś rację. Staram się być opanowana, bo nie wiem, co bym zrobiła, gdybym była bardziej porywcza. Chociaż z tobą i tak nie mam szans – co jeszcze? - I w tej chwili... – inaczej. – Robi na mnie wrażenie to, kim jesteś, bo to niezwykłe umieć zmieniać się w wilka. Tak po prostu na zawołanie. Kiedyś mi o tym opowiesz, ale teraz chce się oswoić z twoim zachowaniem i pojąć intencje, które tobą kierowały.

Byłam pewnie cała czerwona z rumieńcami, przekrwionymi oczami od łez i ognistymi włosami. Musiałam wyglądać okropnie, ale chciałam się opanować, by nie wzbudzać sensacji, kiedy wrócę do domu. Wszyscy w między czasie wrócili i zapewne czekali aż oboje się pojawimy, ale nie tym razem.

- Musisz mi dać trochę czasu – popatrzyłam na niego znacząco.

- Ile tylko chcesz – głos mu się trząsł.

Skierowałam się w stronę ogrodzenia i wolnym krokiem weszliśmy na podjazd. Jonathan snuł się obok mnie ze spuszczoną głową i zwieszonymi ramionami. Wiedziałam, że rozumiał swój błąd. Był świadomy moich uczuć i niepewności, które we mnie wzbudził. Nie chciałam go stracić, ale nie byłam pewna, czy przypadkiem tak się nie stało. Nie zniosłabym tego, ale musiałam wszystko przemyśleć.

- Czy Joe ma przyjść wieczorem? - spojrzał na mnie niepewnie, kiedy stanęłam obok jego Jeepa.

- Zrobisz jak będziesz uważał – odparłam przybita.

- Do zobaczenia – wsiadł do samochodu, a jedynie patrzyłam jak odjeżdża.

To co się stało, zaskoczyło mnie tak bardzo, że musiałam ogarnąć jakoś całe swoje życie. Jeszcze raz popatrzeć oczami marzeń i podjąć decyzję, która miała zaważyć na mojej przyszłości. Czy w mojej rzeczywistości było miejsce dla Jonathana White i Joe? Czy też miałam zrezygnować z planów, które jeszcze dwie godziny wcześniej były całkiem realne?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez esterwafel dnia Pią 18:13, 07 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Kirike
Wilkołak



Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 15:29, 07 Maj 2010 Powrót do góry

Cudownie ;D
Genialnie. Wiedziałam, że tak będzie! Świetnie to opisałaś :)
Zazdroszczę normalnie takiego talentu.
Podobało mi się jak Sam zareagowała na te nowiny, że Joe to Jonathan, a Jonathan to Joe. W zupełności się zgadzam z jej reakcją, sama bym się wściekła.
Okłamał ją, ale coś tak czuję że nie będzie mu tego zbyt długo wypominać...
I teraz mogłoby się wydawać, że wszystko będzie cudowne, skoro wszyscy już sobie wszystko wyjaśnili, no ale przecież zawsze masz jeszcze dla nas coś w zanadrzu? Taką mam oczywiście nadzieję :)
No i Jonathan prawie jako czterdziestolatek. Hah, nie do końca jestem pewna tego jak zareagowałam na tą wieść... No ale skoro Sam to nie przeszkadza, to powinno być fajnie ;D
Rozdział świetny. Cieszę się że dodałaś go tak szybko. I zdecydowanie spełnił wszystkie moje oczekiwana, a nawet i więcej ;]
Pozdrawiam cię serdecznie, życzę dużo weny.
I czekam na kolejny rozdział! ;D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kju
Dobry wampir



Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 836
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:31, 07 Maj 2010 Powrót do góry

bardzo mi sie podoba, swietnie napisane, dobrze ukazane emocje Sam, jej oszolomienie, gniew a nawet zlosc, poza tym jej postawa jest dojrzala, nie jestem zaskoczona tym, jak sie rozwinela akcja, bo spodziewalam sie takiego obrotu sprawy, w ktoryms momencie sama sie zastanawialam, co bedzie jesli Joe i Jonathan to ta sama osoba (mylily mnie jej sny, gdzie wystepowaly naraz dwie osoby)
jestem dobrej mysli i sadze, ze Sam wybaczy Jonathanowi, tu jestem raczej spokojna, teraz oczekuje jakiegos zwrotu w sprawie z wampirami, bo na razie wystepuja sladowo, bez wiekszego wyjasnienia czym ich obecnosc jest spowodowana,

i daje upust jeszcze innym emocjom OMG, Jonathan ma 39 lat ??

kilka bledow:

Cytat:
Pokarzę ci – było zimno, a on stał na śniegu w samych spodniach.


pokazać, pokażę

nie umiem znalezc, ale gdziesz masz napisane w mik,

edit znalazal:
Cytat:
pojęłam w mik,


ma byc w mig

pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kju dnia Pią 16:33, 07 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 18:17, 07 Maj 2010 Powrót do góry

Dzięki za znalezienie błędów.
Zostały jeszcze cztery rozdziały do końca :D
Wampiry się jeszcze pojawią.
Spoiler: następny rozdział będzie dotyczył głównie uczuć Sam.
Wiem, że czasem rozciągam, ale muszę czasem przedłużyć akcję.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kaRolCia_512
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sanok

PostWysłany: Sob 17:24, 08 Maj 2010 Powrót do góry

Dziewczyno zadziwiasz mnie !
Kurcze rozdział świetny, sekret już odkryty, Sam zła, tak jak myślałam Jonathan to Joe. A to wyznanie uczuć - świetne.
Kocham twoje opowiadanie, i boli mnie fakt, że to juz końcówka, jeszcze tylko cztery rozdziały!? Ja tak nie chce, mam nadzieję, że tak jak obiecałaś napiszesz kolejną część, dalsze losy Sam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:23, 08 Maj 2010 Powrót do góry

Mam zamiar pisać dalszą część, i w sumie już zaczęłam. Ale jak to dalsze losy - nie ma się natchnienia. Najgorsze są wydarzenia, które mają się rozegrać między tymi kluczowymi.
Jeszcze raz dziękuję za komantarze


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ilonaaa
Człowiek



Dołączył: 27 Wrz 2009
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 20:21, 09 Maj 2010 Powrót do góry

Oczywiście świetnie, w końcu powiedział jej kim jest naprawdę. Mocno się zdziwiłam z tym, że Jonathan ma 39 lat, to dużo. Ale, że jest zmiennokształtnym to się nie starzeje.

Czekam na kolejny rozdział...
Pozdrawiam IC Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Czw 18:59, 13 Maj 2010 Powrót do góry

Przybywam ponownie by zostawić po sobie ślad ;-) Czytam na bieżąco wszystkie rozdziały ale z komentarzami jest już znacznie gorzej.
Wiedziałam, że Johnatan jest bardziej dojrzały od swoich rówieśników ale nie spodziewałam się, że będzie prawie dobiegał czterdziestki Smile naprawdę zaskakujące. Wcale się nie dziwię, że Sam jest w szoku. Też bym była, pewnie w znacznie większym. Spotkanie z rodziną Johnatana było świetnie napisane. Doskonale oddałaś relacje między członkami rodziny. Każdy ma jakiś szczególny rys, właściwy tylko sobie samemu a jednocześnie tworzą bardzo silną całość. Są jednością - takie odniosłam wrażenie. Jak puzzle. Składają się z różnych fragmentów ale razem są doskonałe. Oj, chyba zaczynam za bardzo filozofować.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:52, 13 Maj 2010 Powrót do góry

Dziękuję za opinie. Nie miałam pojęcia, że w ogóle moja twórczość będzie się podobała. Ja piszę głównie dla siebie, żeby wyzwolić wyobraźnię. Dzisiaj wpadłam na pomysł dotyczący epilogu tej części. Nagle mnie olśniło, teraz dopracowuję w głowie, za nim przeleję na worda :D
Ja uprzedzałam ten rozdział będzie związany z uczuciami Samanty. Sami ocenicie jak mi wyszedł.


Rozdział 20 - Wahadło

Seconhand Serenade - Pretend

Czułam się fatalnie przez cały weekend. Odkąd Jonathan mi powiedział prawdę, w głowie miałam bałagan. Bałam się nawet myśleć o tym wszystkim, byle tylko nie dostać jakiegoś wylewu do mózgu, czy obłędu.

Zamykałam oczy i widziałam jego twarz. Najpierw jako cudownego chłopaka, a potem jako niezwykłego wilka. Byli oni jednym i tym samym. Nagle rozumiałam dziwne podobieństwa - to samo spojrzenie, reakcje, przyciąganie. Przecież lgnęłam do obu, przez co stali się elementem mojego życia. Całe wyobrażenie o nich przysłaniało oszustwo, ale jak ja miałam bez nich funkcjonować.

Naprawdę starałam się o tym nie myśleć. Poszłam wziąć gorący prysznic, by się odprężyć, ale jak tylko wyszłam z łazienki wróciło wszystko. Głównie poczucie gniewu, jakie we mnie drzemało. Chciałam krzyczeć!!! Gdyby tylko niedaleko domu było jakieś wesołe miasteczko z szybką, górską kolejką, mogłabym tam iść, ale nie - musiałam dusić w sobie negatywne emocje, co źle wpływało na funkcjonowanie mojego organizmu i psychiki.

Włączyłam sobie ostrego rocka i położyłam się na łóżku. Chciałam aby dźwięki gitary elektrycznej zagłuszyły to, co było w mojej głowie. Przede wszystkim musiałam się najpierw opanować, żeby podjąć odpowiednią decyzję.

- Nic ci nie jest, córeczko? - mama przyszła do mnie, kiedy pośpiesznie wyszłam z kolacji.

Jakoś nie mogłam się skupić na jedzeniu. Przełknęłam kilka kęsów mięsa i poszłam do siebie. Wiedziałam, że będą się zastanawiać, dlaczego, nie mogłam jednak wytrzymać. Chciałam być po prostu sama. Tyle rzeczy mnie męczyło.

- Nie, czuję się tylko trochę zmęczona – powiedziałam kuląc pod siebie nogi.

Czułam się taka malutka. Zawsze tak było, gdy dowiadywałam się prawdy o swoim życiu i odkrywałam, że ktoś mnie oszukuje. Najpierw Charlie, a teraz Jonathan.

- Joe nie przyszedł – wspomniała o nim, a ja o mały włos nie krzyknęłam z bólu, bo coś mnie zabolało w sercu.

Nie byłam pewna, czy kiedyś ta nowa rana się zabliźni. Nie miała zniknąć na zawsze, chyba, że w jakiś cudowny sposób. Nigdy na nikim mi tak nie zależało, jak na Jonathanie, a on mnie zranił.

- Wiem, pewnie ma jakieś swoje wilcze sprawy – mówiłam ironicznie.

Popatrzyła mi w oczy lekko zdziwiona. Znała mnie bardzo dobrze. Mimo, że miała ze mną gorszy kontakt niż z Cindy, wiedziała, co tkwiło w moim sercu, do czego wystarczyło jedno spojrzenie. Była w końcu moją mamą, to dzięki niej przyszłam na świat.

- Ten chłopak cię skrzywdził? - położyła mi dłoń na ramieniu po chwili ciszy.

- Nie, musiał wracać do domu – a co miałam jej powiedzieć?

Na pewno nie to, że był Wilkołakiem. Nadal nie bawiła mnie perspektywa trafienia do wariatkowa, za takie gadanie. Poza tym, nie mogłam siebie też obwiniać za tę sytuację, bo to nie miało najmniejszego sensu. Oboje byliśmy sobie winni. On za oszustwo, a ja za łatwowierność.

- Szkoda, chciałam go zaprosić na posiłek – popatrzyłam na nią, a ona uśmiechała się. – Jonathan to taki dobry chłopak. Przynajmniej robi takie wrażenie. Nawet twój ojciec go polubił – tak bardzo chciałam, żeby przestała o nim mówić, ale nie mogłam jej tego powiedzieć, bo cieszyła się, że ktoś mnie adorował.

Zamknęłam oczy tłumiąc łzy. Nie przetrawiłam jeszcze wszystkiego dokładnie, a musiałam się oswoić z tą myślą. Mój najlepszy przyjaciel, był Wilkołakiem. Istotą, która zabijała ludzi i wyła do księżyca. Mimo to był dla mnie ważny. Nic nie było w stanie tego zmienić, nawet negatywne wyobrażenie jego wcielania przez innych ludzi.

Te złe wilkołaki, były jednie wymysłem pisarzy i reżyserów. Mój Jonathan na pewno nie mógł nikogo zabić. No i brednie o pełni księżyca też się nie zgadzały, przy mnie zamienił się w środku dnia i przychodził codziennie jako Joe. Najwyraźniej wszystko, co dotąd słyszałam o tych istotach, było jedynie wyobrażeniem, ale on nim nie był i teraz musiałam dowiedzieć się czegoś więcej.

– Myślę, że zależy mu na tobie. Kiedy na ciebie patrzy, widzę coś czego nie umiem określić, ale jest to silne uczucie. Chciałabym, żebyś była szczęśliwa, może z nim? – przycisnęłam mnie mocniej do siebie.

- Naprawdę tak myślisz? - zapytałam dla pewności.

Opinia kogoś z zewnątrz była bardziej wartościowa niż moja własna. Ja nie umiałam spojrzeć na to z boku, a szkoda, bo byłoby mi o wiele łatwiej.

- Ależ oczywiście. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś miał takie uwielbienie w spojrzeniu. On zrobi dla ciebie wszystko – pogłaskała mnie delikatnie po policzku. – Porozmawiaj z nim i powiedz, co czujesz na prawdę. Jestem pewna, że odwzajemnia twoje uczucia.

Jej słowa krążyły po mojej głowie przez całą noc i od rana następnego dnia.

Zaczęłam sobie wyrzucać, że to moja wina. Za bardzo chciałam być kochana i natrafiłam na Jonathana. Był idealny, bo stał się moim przyjacielem, zawsze, gdy go potrzebowałam pojawiał się obok, a prócz tego był czuły i troskliwy. Kiedy trzeba było słuchał mnie tak, jak nikt inny i porównując do niego Charliego, widziałam coraz więcej powodów, żeby być z Jonathanem.

Czy to jednak nie było wymuszone? Ganiłam siebie za te myśli, ale nie potrafiłam sprowadzić ich na inny tok.

Przecież świadomość istnienia jego tajemnicy pomogła mi go lepiej poznać. Gdybym znała całą prawdę od razu, nie interesowałby mnie, a tak stopniowo przyzwyczaiłam się do istnienia innej rzeczywistości. Tej ukrytej przed wieloma ludźmi. Powoli oswoiłam się z nowymi faktami. Wszystkie ostatnie wydarzenia stały się jasne.

Cała jego rodzina była wilkami. No mężczyźni i Fanny, z tego co mówił. Oznaczało to, że Ben, jego ojciec, był przywódcą sfory, ale kiedy ostatnio u nich byłam, nie zamienił się w wilka i nie poszedł z innymi na patrol. Domyślałam się, że Jonathan chciał zostać ze mną. W końcu byłam jego gościem.

Przypomniałam sobie też słowa Bena. Ta wataha była niezbędna i trzeba było nią dbać, ale dlaczego? Chroniła przed jakimś niebezpieczeństwem. Tylko jakim? Musiało to być coś naprawdę istotnego, że wszyscy poszli. Naliczyłam ok. pięciu wilków łącznie z najmłodszym Stevem, który miał gdzieś dwanaście lat. Jonathan był szósty, ale mogłam się założyć, że jego ojciec, wujek, bracia oraz kuzynowie też się w nie zamieniali. Stado liczyło więc w sumie dwanaście osobników.

Nie miałam pojęcia ile liczyła taka przeciętna, normalna wataha, ale ta wydawała mi się dosyć duża. Wspólnie mogły zaatakować niedźwiedzia, chociaż Joe sam przegonił tego, który mnie gonił. Byli więc niezwykle groźni i silni. Tak to sobie tłumaczyłam, ale czy dobrze?

Istoty nie z tego świata rządziły parkiem narodowym, a zwierzęta się ich bały. Znane mi wilkołaki posiadały niezwykłe zdolności, jak bohaterowie komiksowi. Do tego byli tak blisko, praktycznie kilka minut drogi z mojego domu. Nadal nie mogłam wszystkiego ogarnąć.

Avril Lavigne - Tomorrow

Zastanawiając się tak nad tym wszystkim, czekałam aż nadejdzie wieczór i znów zobaczę Joe. Co prawda dzień wcześniej Jonathan zamienił się w niego, ale i tak brakowało mi mojego wilka. A może on był ważniejszy, od jego ludzkiego wcielenia?

Siedziałam na parapecie i myślałam. Wspominałam wspólnie spędzone z nim chwile. Były to momenty najpiękniejsze w moim życiu, a przecież nie znałam wtedy prawdy. Nie wiedziałam, że zależy mu na mnie tak samo, a może nawet i bardziej. Co więc miało mnie spotkać, gdybym z nim była? Strach, że mnie zabije albo, że jego ktoś może zabić? A może wielka miłość, na którą tak długo czekałam? Bezpieczeństwo, którego wcześniej nie mogłam zaznać?

Wpatrując się w dal uświadomiłam sobie, że przecież ja dobrze wiedziałam przed czym mnie bronił. Dopasowałam jeszcze tę rozmowę przed kinem. Nagle wszystkie te elementy układanki zaczęły tworzyć jeden, realny obraz prawdziwego świata.

Jak miałam żyć w tym nowym świecie? Jak chronić bliskich? Czy Jonathan mógł być ze mną bez żadnych zastrzeżeń? W końcu byłam zwyczajną dziewczyną, a nie jakąś Elektrą, Lois Lain czy Kobietą Kotem.

Jednego byłam pewna. Nie mogłam dłużej czekać, ale jednocześnie nie miałam pojęcia, jak go znaleźć. Przez swoją dumę, nie zadzwoniłam do niego, by się zjawił. Czekałam aż zrobi to z własnej woli. Oczywiście miałam nadzieję, że się tak stanie. W końcu powinien się nadal o mnie starać.

Zeszłam na kolację. Tego wieczora odwiedziła nas Nicki. Nie dość, że miałam rozchwiany humor, to jeszcze musiałam na nią patrzeć. Nie było mi to zupełnie na rękę. O wiele bardziej wolałabym iść w weekend do szkoły, żeby tylko móc zobaczyć Jonathana. Nawet przeżyłabym nudne lekcje u Grena i matematykę oraz wiele innych przedmiotów.

- Musimy wam coś powiedzieć – Kenny nagle się odezwał, a ja zmierzyłam go wzrokiem.

Zaczął od złego zdania. Czułam, że coś się szykuje. Był zanadto szczęśliwy odkąd wrócili z Florydy. Śmierdziało mi...

- Pobieramy się z Nicki – dodał po chwili niepewności.

Ojciec najpierw zastygł, a potem podszedł do mojego brata i przytulił go, a następnie jego narzeczoną. Tak samo postąpiła mama i Cindy, więc wypadało, żebym i ja złożyła gratulacje.

- Będzie tyle spraw do załatwienia. Jejku, ale nam sprawiliście niespodziankę – mama była w niebo wzięta, a Cindy już planowała, w co się ubierze.

- Skontaktujesz się z mamą, ona też już ma jakieś pomysły – dodała moja przyszła bratowa.

Później to już tylko siedziałam i słuchałam o ślubie, weselu, podróży poślubnej i takich tam innych pierdołach składających się na małżeństwo mojego brata. Jakoś nie wyobrażałam go sobie, jako głowę rodziny, bo był czasami zbyt sielankowy. Do tego miał zacząć nowy kierunek studiów, ostatnio wspominał o malarstwie.

Zjadałam swoją porcję, a potem odeszłam od stołu, nie zauważona przez pogrążoną w rozmowie rodzinę. Założyłam kurtkę i wyszłam na werandę. Chciałam tam zaczekać na Joe, bo miałam nadzieję, że się jeszcze zjawi.

Patrzyłam na bezchmurne niebo i myślałam o tym, co mnie spotkało. Może posiadanie takiego niezwykłego chłopaka było czymś wyjątkowym? Niejedna dziewczyna rzuciłaby mu się od razu na szyję, poznając prawdę, ale ja nie mogłam. Czułam się urażona i to nie przez dumę, ale z powodu kłamstwa. Nadal o tym myślałam i jakoś nie mogłam wymazać z pamięci swojego pierwszego wrażenia.

- Czemu siedzisz sama? - Kenny zaszedł mnie od tyłu.

Pewnie jako jedyny zauważył moją nieobecność. Troszczył się od mnie, tak jak to podsumował Jonathan. Miałam brata i cieszyłam się, że był obok mnie. Różniliśmy się od siebie, ale nadal był mi bliski, mimo tych wszystkich naszych nieporozumień.

- Czekam na Joe – oparłam łokcie o kolana i zwiesiłam głowę.

Głowa dziwnie mi pulsowała od nawału informacji i własnych wniosków. Do głowy ciągle przychodziło mi, że ja też mogę być wilkołakiem. Kto wie? Miałam tyle pytań dotyczących pozaziemskich spraw.

- Nie przyszedł wczoraj – zauważył Kenny siadając obok mnie.

- Wiem, bo... - chciałam coś dodać, ale nie wiedziałam co.

Nie mogłam powiedzieć, że nie chciał, że nie mógł albo, że mu dałam wybór, bo się pokłóciliśmy. To było bardziej skomplikowane niż myślałam. Mogłam się jedynie domyślić, z czym będzie się wiązało moje dalsze życie z tajemnicą Jonathana. Sama miałam ją od tamtej pory ukrywać i pilnować, by nikt inny się nie dowiedział.

- Miał pewnie jakieś swoje wilcze sprawy – powiedziałam to samo, co mamie dzień wcześniej.

Gdyby tylko znali prawdę? Wolałam nie wyobrażać sobie, jak by zareagowali.

- Co myślisz o ślubie? - chciał znać moje zdanie?

Ciekawe, co miałam mu powiedzieć. Chciałam go wspierać, bo wiedziałam, że on też będzie to zawsze robił - na tym polegała nasza rola. Dawniej kłóciliśmy się często, ale tamten etap minął. Teraz kiedy byliśmy praktycznie dorośli, nie było już miejsca na jakieś przepychanki i udawanie, że nie przepadamy za sobą.

- Nie wiem, Nicki jest w ciąży? – musiałam się upewnić, czy przypadkiem go na coś nie złapała.

- Nie – uśmiechnął się, rozumiejąc moją postawę. – Stwierdziłem, że chce się ustatkować. Będę miał dwadzieścia cztery lata w lutym. Czas coś ze sobą zrobić – zaskoczył mnie.

Wydawało mi się, że lubił takie wolne życie, bez zobowiązań. A tu niespodzianka. Mój brat postanowił wydorośleć i założyć rodzinę. Nie był więc typowym, współczesnym, młodym facetem, za jakiego go miałam. Miał zasady.

- Rozumiem, ale dosyć szybko – westchnęłam obracając się do niego twarzą.

- No tak. Już jesteśmy ze sobą długo – spojrzałam na niego znacząco. – Może trochę z przerwami – poprawił. – I stwierdziliśmy, że na co mamy czekać.

- Aha.

- Nie przepadasz za nią – przeczesał włosy palcami.

- Nie za bardzo – jak szczerze, to szczerze. – Miałam nadzieję, że jeszcze kogoś znajdziesz. Innego.

- Nie wiem, Sam – nabrał świeżego powietrza. – Myślałam nad tym dosyć długo i stwierdziłem, że ją znam najlepiej. Nie chciałbym się wiązać z kimś, kto jest dla mnie zbyt obcy – miał rację.

- No tak.

- Z nią będę szczęśliwy – jakoś nie słyszałam w jego głosie całkowitego przekonania.

- Mam nadzieję – poprawiłam się. – To twoja decyzja i oby była trafna.

- No ja myślę – uśmiechnął się.

Siedzieliśmy sobie trochę w ciszy, ale potem zawołała go narzeczona i zostawił mnie samą. Poprzednie myśli ponownie owładnęły mój umysł.

Byłam wahadłem zawieszonym na wietrze. Nie wiedziałam, co mam dokładnie zrobić. Chciałam z nim być, ale z drugiej strony… Czemu nie umiałam tak po prostu przestać ganić siebie za łatwowierność? Przecież to było całkiem naturalne, że mu ufałam. Stał się moim przyjacielem. W normalnym świecie nie byłoby żadnego problemu. Byłby wilk i Indianin, a tak byli obaj w jednej osobie.

Tęskniłam za tymi mądrymi oczami, za jego uśmiechem i ciepłem, które od niego biło. Czekałam na niego, a on się nie przyszedł. Zrezygnowana udałam się do swojego pokoju, koło północy. Zupełnie przemarzłam i miałam nadzieję, że się nie rozchoruję. Grudzień był już za pasem i miało się niedługo zacząć wolne od szkoły, a ja nie chciałam być chora.

Położyłam się z ciężkim sercem do łóżka i wpatrywałam się przez jakiś czas w sufit, próbując sobie jeszcze raz wszystko przemyśleć. Po kilku godzinach bezsenności w końcu zasnęłam wyczerpana fizycznie i psychicznie.

Znalazłam się w pięknym ogrodzie. Dookoła mnie było zielono i rosło mnóstwo kwiatów. Zobaczyłam poustawiane białe krzesła w kilku rzędach po obu stronach altanki. Szłam samym środkiem, a ludzie, którzy siedzieli patrzyli właśnie na mnie. Nie wiedziałam dlaczego tak było. Obejrzałam dokładnie swój strój - miałam na sobie białą, długą suknię, a w ręku trzymałam bukiet złożony z kalii i róż.

Dopiero wtedy oprzytomniałam, co się działo - to był mój ślub. Czułam się szczęśliwa, bo wiedziałam, kto czekał na mnie na samym końcu. Patrzyłam na niego z wielkim uśmiechem, a on na mnie. Wiedziałam, że wszystko działo się tak, jak powinno być. Mieliśmy być razem już na zawsze i nic nie było w stanie nas rozdzielić, nawet ta dziwna tajemnica.

Jonathan wyciągnął w moim kierunku dłoń, a ja ją chwyciłam. Przysięga, obrączki, pocałunek. Wszystko toczyło się we właściwym kierunku. Radość i wieczna miłość rozpościerały przed nami ręce.

Niespodziewanie w ogrodzie pojawił się Aleks. Oboje spojrzeli na siebie wrogo, aż poczułam tę wzajemną niechęć w swoim wnętrzu. Jonathan zaczął się cały trząść. Nastąpił trzask i obok mnie zamiast męża stanął wielki, czarny wilk, Joe. Słyszałam krzyki, niedowierzanie ze strony obecnych. Zapanował chaos, bo ludzie zaczęli uciekać z ogrodu do domu. Nie wiedziałam, co się działo, jednego co chciałam, żeby wszyscy się uspokoili. On nie był niebezpieczny, to ten drugi stanowił zagrożenie dla innych.

- Zostaw w spokoju moją córkę, potworze – za swoimi plecami usłyszałam krzyk ojca.

Stał niedaleko mnie, trzymając w ręce pistolet i mierząc do Jonathana.

- Tato, przestań! – oburzyłam się lekko.

- On jest niebezpieczny – nie zważał na moje protesty.

Wystrzeliło coś z broni, a ja skoczyłam w kierunku ukochanego i upadłam czując ból w klatce piersiowej. Zupełnie jakby ktoś mnie rozpruwał i niszczył.

- Kochanie – Jonathan patrzył na mnie zatroskany i głaskał mnie dłonią po policzku. – Czemu to zrobiłaś?

- Bo cię kocham – wyszeptałam tracąc siły. – Zrobię wszystko, byś był bezpieczny – dodałam, a potem zrobiło się zimno i zamknęłam oczy.

Zapomniałam zamknąć okna i zimny wiatr wdarł się do mojego pokoju. Obudziłam się lekko wychłodzona, bo zwaliłam na podłogę całą kołdrę. W końcu to, co przed momentem pojawiło się w mojej głowie, było dosyć stresujące.

Co ten sen miał mi uświadomić? Po pierwsze, nie liczyło się to, że Jonathan był Wilkołakiem, bo ja musiałam z nim być. Znaczył dla mnie więcej niż ktokolwiek inny, więcej niż moje własne życie. Byłam gotowa go chronić za wszelką cenę. Po drugie, on był moją miłością. Mieliśmy być ze sobą już zawsze razem. Szczęśliwi, połączeni więzami. Nie zważając na to, kim był. Po trzecie, kochałam go do szaleństwa i musiałam mu w końcu o tym powiedzieć i to jak najszybciej.

Wyskoczyłam z łóżka i pomaszerowałam do łazienki. Czekał mnie wielki dzień, bo znałam już swój cel i chciałam go osiągnąć. Miałam po co żyć na tym świecie, a sensem istnienia był On.

Napisałam do Jonathana SMSa, żeby zjawił się w szkole. Tak na wszelki wypadek. Ponieważ nie przyszedł do mnie poprzedniego wieczoru, musiałam mieć pewność, czy przypadkiem nie wyruszył gdzieś samotnie. Możliwe, że jako wilk przemierzał lasy Kanady po śmierci Meg i właśnie to rozumiałam.

Nagle wszystko stało się jasne. Patrzyłam zupełnie inaczej na świat, jakby wszystko dookoła mnie nabrało znacznie bardziej wyraźnych barw i wyostrzyło się. Pędziłam przed siebie moim samochodem, chcąc jak najszybciej go zobaczyć. Musiałam mu to powiedzieć, ale jak? W szkole było pełno ludzi, nie mielibyśmy żadnej prywatności. Trzeba było coś szybko wymyślić.

Ponieważ zaspałam trochę, musiałam śpieszyć się na historię. Stanęłam w drzwiach lekko zdyszana i popatrzyłam prosto na niego. Siedział nic nieświadomy w naszej ławce, potem na mnie spojrzał, jakby telepatycznie wyczuł, że byłam. Tak jak przez te dwa dni miałam mnóstwo scenariuszy w głowie, tak wtedy widziałam jedynie pustkę. Jak niby wypowiedzieć te wszystkie istotne dla nas słowa i sprawić, żeby mnie nie zostawił? Dlaczego się tego bałam, skro znałam jego uczucia i wiedziałam, że chce być ze mną? Czy byłam na tyle silna, żeby zmierzyć się z jego tajemnicą?

Seether & Amy Lee - Broken

Kiedy tak byliśmy wpatrzeni, stwierdziłam, że był wyjątkowy. Rzadko kiedy trafiał się taki chłopak, a właściwie mężczyzna, bo miał przecież trzydzieści dziewięć lat. Miałam więc niebywałe szczęście, bo chciał należeć tylko do mnie.

Tkwiłam w tych drzwiach jedynie kilka sekund, ale miałam wrażenie, że trwało to znacznie dłużej. Świat zwolnił, a ja wpatrywałam się w niego, jak w obrazek. Nie miałam pojęcia, że aż tak bardzo mi brakowało Jonathana przez ten weekend. No i Joe oczywiście.

Weszłam do sali i zajęłam swoje stałe miejsce. Był czymś podenerwowany. Nie wiedziałam, czy nadal chodziło o obecność Amber, czy tym razem o mnie. Miałam nadzieję, że nie zacznie się trząść i nie zamieni się w wilka na oczach trzydziestu osób. Nie byłoby to wskazane.

- Cześć – uśmiechnęłam się nie pewnie.

Jakoś trzeba było zacząć tę rozmowę, ale czy ten sposób był właściwy w tych okolicznościach?

- Cześć – niby popatrzył, ale po chwili udał, że interesuje się czymś innym.

Zrobiło mi się przykro. Musiałam go mocno zranić swoim zachowaniem. Najwyraźniej nie rozumiał mojej reakcji, a była przecież oczywista. Mogłam się nawet założyć, że większość dziewczyn postąpiłaby podobnie. Tylko, że to przytrafiło się akurat mnie i nic na to nie mogłam poradzić.

- Co taki nie w humorze jesteś? - jak miałam zagadnąć, żeby zwrócić na siebie uwagę.

Musiał mnie czuć - mój zapach, uczucia oraz prąd przebiegający przez ciało, kiedy był obok. Przecież nie stał się niewrażliwy przez dwa dni. To było niemożliwe, żeby o mnie zapomniał. A może jako wilkołak potrafił szybko tłumić w sobie uczucia?

- Jakoś tak źle spałem – to była aluzja?

Odchodziłam od zmysłów, martwiąc się, że może coś się przytrafiło. Puściłam jednak mimo uszu jego uwagę, nie chciałam go spłoszyć.

- Nie przyszedłeś wczoraj – szepnęłam do ucha, a on w końcu spojrzał.

To wystarczyło, żebym utwierdziła się w swoim przekonaniu. Wiedziałam już, że nie potrafię bez niego żyć. Przez cały weekend pragnęłam tych oczu i uśmiechu. Moje serce łomotało coraz intensywniej, a oddech się spłycił.

- Nie wiedziałem, czy będziesz tego chciała – odparł smutnym głosem.

- Czy gdybym nie napisała ci wiadomości, zjawiłbyś się w szkole? - ta niepewność wzrastała, we mnie i w nim.

- Nie wiem. Rozważałem wiele opcji – gdyby mógł mnie przytulić?

Gdybyśmy byli sami? Co by się działo?

- Chciałam z tobą porozmawiać, dzisiaj! – przełknęłam ślinę.

Odwaga i determinacja nagle się gdzieś ulotniły. Dłonie zaczęły się trząść. Nigdy nie czułam takich emocji. Wcześniej nie znałam samej siebie. Kim byłam? Kim się stałam?

- Wiem – był tak blisko.

Miałam ochotę wpić się w jego usta i odpłynąć opleciona jego ramionami.

Green przerwał nam rozmowę. Jednocześnie popatrzyliśmy na tablicę, a potem staraliśmy się skupić na tym, co mówił.

Jak jednak miałam niby to zrobić? Chłopak, jak ze snu siedział obok w ławce. Był do tego gorący i chciał ze mną być. Moje marzenie się spełniło, chociaż nie do końca. Fakt, że był czasami Wilkołakiem, był dosyć istotny, ale nie na tyle, by zepsuć uczucia jakie żywiłam.

Siedzieliśmy tak blisko siebie, że stykaliśmy się ramionami. Serce nie nadążało z pompowaniem krwi do wszystkich narządów. Niespodziewanie Jonathan objął mnie ramieniem i przycisnął mocno. Niby było ciasno, ale mogłam tak tkwić nawet całą wieczność, byle z nim.

Nie wiem, co wtedy pomyśleli sobie inni uczniowie. Nic nie było ważne. Jedyne co mnie interesowało, to wyjaśnienie sobie wszystkiego i to jak najszybciej.

Nikt nie potrafi sobie wyobrazić tego, co wtedy czułam. Jaka radość mnie przepełniała i dodawała sił do dalszego życia. Nieznane uczycie fruwających motyli w brzuchu, oddychanie pełną piersią i nieustanne zawirowania w głowie.

- Gorąco mi trochę – przypomniałam sobie, że przecież ubrałam gruby sweter, żeby nie zmarznąć.

Jonathan miał jedynie t-shirt, więc mu nie było nic więcej potrzebne.

- Przepraszam – odsunął się.

- Nic nie szkodzi – nie podobało mi się to szeptanie.

Tak bardzo chciałam wykrzyczeć, że... Co właściwie chciałam mu powiedzieć?

- Jestem za grubo ubrana – uśmiechnął się do mnie kładąc swoją dłoń na moim kolanie.

Wahałam się dalej. Ale czemu? Mój sposób myślenia był tak skomplikowany, że go nie pojmowałam. Było ze mną źle.

Świadomość, że jeśli nie powiem mu od razu jak mi zależy, podpowiadała, iż potem będzie znacznie trudniej. Nie chciałam zwlekać. Najchętniej wyszłabym z lekcji, chwyciła za rękę i zabrała do piwnicy. Tam nikt by nas nie znalazł. Mimo ciemności, czułabym się znacznie lepiej.

Niestety nie było możliwe wymknąć się podczas lekcji, ale przerwa nie sprawiała już żadnych trudności. Złapałam go za dłoń jak tylko zadzwonił dzwonek i pociągnęłam na korytarz. Odłożyliśmy książki do szafek, a potem wyszliśmy ze szkoły, tak po prostu. Nie obchodziło mnie nawet to, że mijaliśmy gdzieś po drodze Amber. Popatrzyła na nas wrogo. Dobrze, że Jonathan ją zignorował.

- Gdzie jedziemy? - zapytał zaciekawiony, gdy doszliśmy do samochodu.

Sama zastanawiałam się, co wyprawiam, ale nie kierował mną wtedy rozsądek. Górę wzięły uczucia, które w końcu musiały być uwolnione. Od pierwszej klasy chodziłam na wszystkie lekcje, chyba, że byłam chora. Wystarczyło, iż pojawił się ktoś bardzo dla mnie ważny, a nauka i moje obowiązki schodziły na dalszy plan.

- Chyba do portu – wzięłam głęboki wdech i zasiadłam za kierownicą.

Jechaliśmy w ciszy. Pewnie nie całkowitej, bo po mojej głowie przechodziły mnóstwo, dosyć głośnych myśli. Chciałam je zagłuszyć skupiając się na jeździe, ale one ciągle wracały.

Co ja właściwie miałam zamiar mu powiedzieć? Byłam strasznym laikiem w tych sprawach i czułam się zagubiona, i to całkiem mocno. Gdyby Jonathan mógł mi to ułatwić?

- Rozumiem, że przemyślałaś sobie wszystko przez weekend – popatrzył na mnie uważnie, kiedy stanęliśmy na jednym z pomostów.

Pogoda nie była zła. Śnieg już stopniał, ale wiatr uporczywie targał moje włosy. Założyłam więc czapkę. Intensywnie myślałam nad tym, co powiedzieć.

- Nie było to łatwe – nie odrywałam oczu od zatoki.

Zachowywałam się, jakby coś z oddali miało mi pomóc przezwyciężyć strach. I rzeczywiście. Widok fal, rytmicznie uderzających o łodzie, sprawiał mi przyjemność. Mogłam uspokoić nerwy i spowolnić swój oddech.

- W głowie mam nadal chaos, ale myślę, że z czasem wszystko da się ogarnąć – popatrzyłam na niego z uśmiechem.

On też na mnie spoglądał. Zobaczyłam w tych oczach zniecierpliwienie, które powoli mijało. Też bał się tej rozmowy. Od śmierci Meg minęło pewnie jakieś dwadzieścia lat, tak przypuszczałam. W między czasie nie zadawał się z nikim, nie mógł zapomnieć, aż tu nagle pojawiłam się ja, stałam naprzeciw niedźwiedzia czekając na śmierć. Uratował mi wtedy życie, a tak nie było by mnie już na świecie. Zawdzięczałam mu tak wiele, że nie wiedziałam, czy będę w stanie mu to kiedyś wynagrodzić.

- Muszę sobie wszystko poukładać – obróciłam się zupełnie w jego stronę. – Nie byłam przyzwyczajona do takiego obrazu świata. Wydawał mi się zupełnie inny. Nagle pojawiłeś się ty, najpierw jako Joe, a potem chłopak i obaj zostaliście moimi przyjaciółmi.

- Powinienem ci powiedzieć – najwidoczniej wciąż sobie to wyrzucał.

- Już to nie ma znaczenia. Stało się, ale cieszę się, że już wszystko wiem – co dalej chciałam powiedzieć? - Muszę się teraz z tym oswoić.

- Ja też się cieszę, jest mi znacznie lżej – uśmiechnął się niepewnie, bo wiedział, że to nie koniec moich wywodów.

- Wiem, że będzie teraz lepiej – wzięłam jego dłoń w swoje i rozgrzałam się trochę.

Musiałam wszystko ułożyć w odpowiednie słowa.

- Nie chce żebyś zniknął z mojego życia – popatrzyłam w górę, na niego. – Jesteś dla mnie zbyt ważny.

- Wiem – ciągle był poważny, jakby nie słyszał moich słów.

Tyle razy wyobrażałam sobie tę rozmowę, ale nie spodziewałam się tak zimnej.

- Ale czy jesteś pewna? - zapytał, a potem wziął głęboki oddech. – Jesteś pewna, że chcesz ze mną być? To niebezpieczne – musiałam przyznać, że za nim czasami nie nadążałam.

Najpierw sam postanowił mi wszystko powiedzieć, bo stwierdził, że pragnie ze mną być. A następnie wyjaśnia, że wiąże się z tym zagrożenie. To przepraszam, czego on chciał, tak naprawdę?

- Przecież mnie nie skrzywdzisz – zauważyłam.

- Nie, skąd. Nie mógłbym – poruszyło go to. – Jednak to czym się zajmuję nie jest do końca normalne. Nie chciałbym, żeby coś ci się stało.

- Będzie dobrze – uśmiechnęłam się.

Miałam w sobie tyle pozytywnej energii, że nie mogłam tego nie okazywać. Jakoś musiałam dać upust uczuciom.

- Jonathan, nie martw się – położyłam mu dłoń na policzku. – Przy tobie nic mi nie grozi. Ufam ci.

- Nie zasługuję na ciebie – ta powaga mnie trochę denerwowała.

- Wręcz przeciwnie, to ja na ciebie – nadal się uśmiechałam, by czuł się lepiej.

- Czyli mogę cię uznawać za moją dziewczynę? - zaciekawił się.

- Myślę, że tak – na naszych twarzach pojawiły się promienne uśmiechy.

Nie musiałam się bać, że rozmawiał ze mną tak z dystansem. On po prostu bał się tak samo jak ja. A może jeszcze bardziej? Może obawiał się, że gdyby miał mnie stracić, przeżywał by wszystko od nowa? Nie miałam pojęcia, co sobie myślał, ale z każdą sekunda nabierałam pewności, że czujemy do siebie to samo.

Miało być od tamtej pory zupełnie inaczej. Życie spłatało mi figla, bo zakochałam się z Wilkołaku, postaci z legend, ale nie przeszkadzało mi to. Ten potworek był najważniejszą osobą w moim życiu.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę – uścisnął mnie mocno.

W końcu okazał mi te uczucia, o których tak mówił i to wtedy poczułam się całkowicie szczęśliwa. Moje marzenie się spełniło. Należeliśmy do siebie.

- Ja też – musiałam zacząć się przyzwyczajać do jego silnych ramion.

Dziewczyna Wilkołaka zapewne nie miała łatwo.

- Tak się bałem – wyznał. – Byłem w połowie drogi do Kanady, kiedy Simon powiedział mi, że chcesz się ze mną spotkać w szkole.

- Miałam rację – wyszeptałam.

- Chciałem uciec, bo nie mogłem znieść, że cię zawiodłem. To uczucie nie dawało mi spokoju. Było jak ogień w moim sercu.

- A ja odchodziłam od zmysłów, że się wczoraj nie pojawiłeś. Czekałam – trzymał mnie za dłonie. – Ale teraz już wszystko sobie wyjaśniliśmy i nie musisz uciekać. Nic innego się nie liczy.

- Jesteśmy tylko my – uśmiechnął się tak, jak on tylko potrafił.

Wiedziałam, co miało nastąpić. Patrzył mi tak głęboko w oczy, że czułam się zahipnotyzowana. To powodowało, że zrobiło się strasznie gorąco. Mając takiego chłopaka nie musiałam się martwić, że kiedykolwiek zmarznę.

Nasze twarze powoli przybliżały się do siebie. Dzieliło nas tylko kilka centymetrów, kiedy Jonathan nagle się wyprostował i zesztywniał.

- Co się dzieje? – to był znak.

Nie mogłam zapomnieć, że miał on o wiele ważniejsze zadania od całowania ze mną, ale miałam nadzieję, że w końcu do tego dojdzie. Ile można było czekać? Już nie chciałam jedynie o tym śnić, ja chciałam czuć całą sobą, jak mnie całuje i przyciąga do siebie tym silnymi ramionami. Pragnęłam tkwić przy nim jak jakaś przyssawka i nie dać się oderwać, bo był sensem mojego istnienia.

- Muszę iść – odparł krótko.

- Obowiązki – westchnęłam.

- Przyjdę wieczorem, jako Joe – odchodził powoli, wciąż trzymając mnie za rękę.

Wiedziałam, że nie chciał tak szybko mnie zostawiać, ale co miał poradzić? Od pewnych rzeczy nie można się uwolnić.

- Musisz mi wiele powiedzieć – zauważyłam.

- Wiem – puścił do mnie oko i już go nie było.

Patrzyłam za nim jeszcze przez moment, a potem postanowiłam wrócić do szkoły, na angielski. Było już po lunchu i mogłam się założyć, że Sara umierała z ciekawości, gdzie oboje zniknęliśmy, ale będzie usatysfakcjonowana, że miała rację. Teraz to w ogóle nie da mi spokoju, nie mogłam mieć jednak jej tego za złe. Sama zaczynałam mieć obsesję na punkcie tego chłopaka.

Moje życie miało wyglądać zupełnie inaczej. Od dzisiaj mogłam go wreszcie poznać tak naprawdę. Wiedzieć wszystko, co tyczyło się jego osoby i móc być tuż obok, wspierać go w tajemnicy i pomagać mu w potrzebie. Ja nie byłam Meg, nie mogłam dać się zabić, by sprawić mu ból.

Ja i Jonathan pasowaliśmy do siebie, jak dwie połówki jabłka. Idealnie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez esterwafel dnia Czw 22:06, 13 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kaRolCia_512
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sanok

PostWysłany: Pią 14:30, 14 Maj 2010 Powrót do góry

Jejciu !
Nareszcie są ze soba, a Sam już nie boi się woilkołaka, ponieważ wie, że ją kocha i wie, że by jej nigdy nie skrzywdził.
Kurcze juz myślałam, że mażenia Sam się spełnią i Jonathan/Joe ją pocałuje, a tu nagle jakieś wilcze sprawy. Czyżby wampiry? A może coś innego? Już sama nie wiem, bo twoje opowiadanie jest całkowicie oderwane od innych ff z wilkołakami jakie czytałm.
W każdym bądź razie z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kju
Dobry wampir



Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 836
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 15:01, 15 Maj 2010 Powrót do góry

kochana dziekuje Ci, ze nie kazesz dlugo oczekiwac na kolejny rozdzial, przeczytalam od razu, ale moj komputer czy tez ciezko chodzacy internet ie pozwolily mi wczesnej napisac paru slow, na ktore potrzebowalam przemyslenia Wink

rzucil mi sie w oczy taki blad:
Cytat:
– Porozmawiaj z nim i powiedz, co czujesz na prawdę. Jestem pewna, że odwzajemnia twoje uczucia.

naprawde razem

coz moge powiedziec, rozdzial nieco spowolnil akcje,ale byl potrzebny, konieczne byly przemyslenia Sam, ciesze sie, ze pozwolila Johathanowi na bycie razem, ladnie opisalas emocje towarzyszace rozmysleniom Sam, czulam sie tak samo rozgoryczona, wrecz zdradzona brakiem hm.. zaufania ze strony Jonathana, w koncu codziennie zwierzala sie Joe, z tego co mysli, czuje, robi, takie naduzycie zaufania, no, ale dobrze sie skonczylo Wink

wiesz zastanawia mnie jednak jedna rzecz, skoro Jonathan ma 39 lat wyglada na 17-18, to jak jego rodzice wygladaja na dziadkow ? nie ma takiej zaleznosci, ze wygladaja tez mlodzej ? nie pelnia juz funkcji w watasze ?

czekam teraz na rozwiniecie akcji, zycze czasu, weny, powodzenia!
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 23:34, 19 Maj 2010 Powrót do góry

Kolejny rozdział, też wolny, ale obiecuję, że w następnym będzie więcej akcji :) Mam nadzieję, że również się spodoba.

Rozdział 21 - Żar


Sum 41 - With me

Zjawił się tak, jak obiecał. Mama wpuściła go do przedpokoju i dała jedzenie. Musiałam przyznać, że głupio mi się na niego patrzyło, bo wiedziałam kim był naprawdę. Tym czasem Jonathan zjadł swoją porcję z miski dla psa, a potem przyglądał mi się uważnie.

Miałam taki doskonały humor. Byłam pewna, że cała rodzina to zauważyła, nie chciałam jednak od razu im się chwalić, iż mam chłopaka. Musiałam najpierw wszystko z nim wyjaśnić i ustalić. Czułam, że nie będzie to łatwe, przecież tyle rzeczy ukrywał przed światem. On sam musiał być dobrze zakamuflowany, tak jak i reszta jego watahy. Jak to określił jego ojciec, istnienie sfory było niezwykle ważne i trzeba było o nią dbać, co starałam się robić.

Moje życie miało toczyć się inaczej od dzisiejszego wieczora. Nowy niezwykły chłopak, jego rodzina, zadanie, druga twarz. Nasze relacje i to, co czułam, kiedy był obok mnie, było zupełnie inne niż to, co znałam do tej pory. W sumie cieszyłam się z tego powodu, bo marzenie bycia z nim właśnie się spełniło. Wiedziałam, że mimo jego niezwykłości, był kimś, komu mogłam bezgranicznie ufać. Nie bałam się niczego, co należało do świata legend, bo on był obok mnie i do teraz razem mieliśmy się z tym zmagać, a ja byłam szczęśliwa.

- Sam – z letargu rozmyślań wyrwał mnie głos mamy. – Co myślisz o tym wyjeździe? - spojrzała na mnie pytająco, a ja zamrugałam oczami, próbując domyślić się, o czym była mowa.

- Jakim wyjeździe? - zapytałam jednocześnie nabijając kawałek kalafiora na widelec.

- W góry, na ferie – Cindy popatrzyła na mnie z politowaniem.

Czemu tak mną pogardzała, jakbym była nic nie warta?

- Jak chcecie to możecie jechać? - odparłam obojętnie.

Wiedziałam, że swoim zachowaniem zwracam na siebie uwagę, ale dzięki Jonathanowi miałam w sobie tyle siły, że nie chciałam jej marnować na zamartwianie się czymkolwiek, zwłaszcza czymś tak błahym jak wspólne wakacje. Czułam, że mogę przezwyciężyć wszystko, każdy sprzeciw. Nic nie mogło mi zepsuć dobrego humoru, nie dzisiaj.

- A ty nie chcesz? - ojciec wydał się być zaciekawiony.

Zimą zawsze chętnie wyrywałam się z domu, bo nie było nic ciekawego do roboty, ale akurat teraz miałam inne plany. Po pierwsze chciałam jeszcze lepiej poznać mojego chłopaka. A po drugie, miałam zamiar spędzić z nim każdy wolny czas.

- Co będziesz robiła? - kolejne pytanie.

- Będę w domu – wzruszyłam ramionami. – Spotkam się z Sarą i Thomasem – wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się do Joe, który wszystkiemu się przysłuchiwał. – I spędzę więcej czasu z Jonathanem – wilk na te słowa podniósł głowę, a na jego pysku pojawił się uśmiech.

Ach, te piękne oczy! Był taki cudowny, jedyny w swoim rodzaju i do tego był mój. Nadal trudno mi było oswoić się z tą myślą. Musiałam to wciąż powtarzać, bo było to zbyt nierealne dla mnie i miałam ciągle wrażenie, że nadal śnię.

- Z tym Indianinem? - ojciec uniósł brwi.

- Tak z nim – popiłam sok, udając, że nie dostrzegłam ciekawskiego spojrzenia całej rodziny.

- Nawet go nie znasz – mruknął niezbyt zadowolony.

- Wiem o nim bardzo wiele – popatrzyłam mu prosto w oczy, bo zaczął mnie denerwować.

- Spotykacie się? - mama była znacznie bardziej przejęta moimi sprawami sercowymi.

- Można tak powiedzieć – wydukałam zerkając ponownie na wilka.

Miałam chyba rację? Nie ustaliliśmy jeszcze wszystkich szczegółów, ale mogłam się spodziewać większej ilości randek i mojego upragnionego pocałunku. Był moim chłopakiem!!! Jak to niezwykle brzmiało, aż w sercu rozpierała mnie duma.

- Za krótko się znacie – ojciec znowu sprowadził mnie na ziemię. – Może cię skrzywdzić.

- Charliego znałam od dziecka i zobacz jak to się skończyło - nie byłam miła dla niego, ale on też przesadzał. – Możemy o tym nie mówić, teraz? - głupio mi było rozmawiać o Jonathanie, kiedy siedział obok mnie i słuchał. – Odniosłam wcześniej wrażenie, że go polubiłeś.

- Jest miły i chce byś była ostrożna i nie podejmowała pochopnych decyzji – zauważył lekko poruszony moją reakcją.

Czy miało to związek z Dianą i wujem Jonathana? Nasze rodziny miały już wcześniej ze sobą styczność, ale nie byłam pewna, czy ojciec patrzył na wszystko przez pryzmat tamtych wydarzeń, o których nikt nie chciał mówić.

- Jestem wdzięczna za troskę, ale tę sprawę przemyślałam bardzo dokładnie. Możesz mi wierzyć – wstałam od stołu. – Dziękuję – uśmiechnęłam się lekko i poszłam na górą, a za mną On.

Zamknęłam za nami drzwi i oparłam się o nie biorąc głęboki wdech.

Co miało nastąpić? Przez chwilę patrzyliśmy na siebie uważnie. Widziałam oczami wyobraźni, jak zmienia się na moich oczach, a potem rzuca się na mnie i całuje z taką namiętnością o jakiej nawet mi się nie śniło, ale on nie był aż taki porywczy. Po chwili pomyślałam sobie, że przecież nie mógł się zmienić. Reszta jeszcze nie spała, a on musiał chronić swoją tajemnicę i ja też. Teraz kiedy wiedziałam już o wszystkim, no prawie, moim zadaniem było milczenie.

Usiadłam przy komputerze i zabrałam się za obróbkę zdjęć. Skupiłam się na tym tak bardzo, że prawie zapomniałam o zapowiedzianej rozmowie z Jonathanem. Ziewnęłam zdrowo, a potem wyłączyłam sprzęt i udałam się pod prysznic.

Musiałam uzbroić się w cierpliwość i czekać, aż mój chłopak zachce sam powierzyć mi swoje sprawy związane z wilkołactwem. Bardzo mnie to ciekawiło. Postanowiłam więc pomyśleć pod prysznicem, jakie pytania mogłabym mu zadać, no i co mnie najbardziej intrygowało w jego życiu.
Ten dzień mogłam uważać za początek nowego życia, w prawdzie. Czułam całą sobą, że będzie znacznie lepiej. Nadarzyła się okazja by dowiedzieć się czegoś, o czym inni ludzie nie mieli pojęcia. Do tego obok siebie miałam najwspanialszego chłopaka na świecie. Miałam okazję w końcu go poznać i to całkowicie od wewnątrz. Nie przeszkadzało mi, że był ode mnie starszy o jakieś dwadzieścia lat. Musiałam przyznać, że miałam szczęście, bo Jonathan był bardziej doświadczony i odpowiedzialny od wielu moich rówieśników. Nie każdej trafiał się taki przystojny egzemplarz.

Gorąca woda odprężyła mnie mocno, toteż miałam nadzieję, że uda mi się wyspać i przygotować się na rozmowę następnego dnia. Popatrzyłam na siebie w lustrze, rozczesałam włosy i przebrałam się w piżamę, a potem wyszłam z łazienki.

Sateless - Bloodstream

Stanęłam jak wryta, bo na moim łóżku leżał najpiękniejszy facet na świecie, oczywiście według mnie. Jonathan założył sobie ręce za głowę, więc jego nagi tułów eksponował się w całej okazałości. Kolana ugięły się pode mną, więc chwyciłam się framugi drzwi.

Patrzyłam na niego oszołomiona. Wiedziałam, że nigdy nie będę do niego pasowała. Znowu miałam chłopaka, przy którym byłam kontrastowa. Lubiłam to, ale pamiętałam ciągle jakie nieprzyjemne były komentarze osób z zewnątrz. Nie powinnam się tym zupełnie przejmować, ale no cóż. Takich rzeczy nie dało się zapomnieć.

Jonathan zajmował całe łóżko, a jego wielkie stopy zwisały z brzegu materaca. Mogłam się założyć, że w swoim pokoju miał znacznie więcej miejsca. Był ubrany w czarne jeansy, które idealnie pasowały do miedzianej skóry i ciemnej czupryny.

Stałam onieśmielona i przyglądałam mu się. Sprawiał wrażenie jakby spał, bo miał zamknięte oczy i oddychał miarowo. Był taki słodki. Nie chciałam, żeby to był zwykły sen, ale prawda. Jeszcze pół roku wcześniej nie wpadłabym na to, że taki chłopak będzie w moim pokoju.

- Przestań już tak wzdychać i chodź – jego usta ułożyły się w złośliwy uśmiech, a ja lekko podskoczyłam.

Ja wzdychałam? Byłam tak zaaferowana jego obecnością, że nie kontrolowałam własnych odruchów. Zapomniałam też o jego zabójczych zmysłach. Na pewno wyczuł jak wychodzę z łazienki i patrzę się na niego. To było akurat nie fair, ja też chciałam mieć takie nadzwyczajne umiejętności.

- Obliczałam, o której przyjdzie mój ojciec – dogryzłam mu, a on wstał na równe nogi i po sekundzie znalazł się przy oknie gotowy wyskoczyć.

Zaczęłam się z niego śmiać. Udało mi się go nastraszyć, bo mój ojciec odkąd skończyłam dziesięć lat, nie bywał w moim pokoju częściej niż raz na pół roku. Nie musiałam się więc bać, że zajrzy do mnie przed snem. Z resztą cały dom już spał przed północą.

Wrzuciłam brudne ubrania do kosza na bieliznę, żeby uspokoić swoje oszalałe serce. Czułam na sobie jego wzrok, ale go ignorowałam. Miałam jeszcze tyle do zrobienia przed snem, jak nigdy przedtem.

- Żartowałam – kiedy odwróciłam się, moje serce znowu przyśpieszyło, bo prawie na niego wpadłam.

Słyszał. Na pewno wiedział, że o mały włos nie dostałam zawału, ale patrzył na mnie w takie sposób, że nie miałam wyjścia, jak tylko wpadać co chwilę w panikę.

- Musisz mnie straszyć? - udałam obrażoną, chociaż moje skóra zaczynała powoli topnieć pod wpływem wewnętrznego żaru.

Płonęłam z każdej strony. Dosłownie.

- Zapominam ciągle, że nie masz tak dobrego słuchu, jak ja – znowu mi dokuczał.

- Już myślałam, że nie pogadamy dzisiaj – wzięłam głęboki oddech, przez co moje płuca napełniły się rozkoszną wonią lasu.

- Przecież obiecałem – uśmiechnął się, a ja westchnęłam i zaczerwieniłam się, bo przecież on mi się cały czas przyglądał.

- Mamy więc całą noc na rozmowę – cieszyła mnie ta perspektywa.

- W sumie, ja nie muszę spać, ale ty owszem – podrapał się po głowie.

- Nie śpisz? - puściłam mimo uszu jego uwagę odnośnie mojego snu.

Jak miałam niby spać, kiedy on był tuż obok mnie i to bez koszulki? Dobrze, że nie czytał mi w myślach. Taką miałam przynajmniej nadzieję.

- Śpię, ale nie potrzebuję tego zbyt wiele – wyszczerzył zęby.

- Więc jako wilk, też udawałeś – zauważyłam siadając na brzegu łóżka.

Zapaliłam nocną lampkę, żeby nie było za ciemno. Chciałam go widzieć, a niestety mrok mi to uniemożliwiał.

- Czasami, kiedy na mnie zasypiałaś, musiałem zanosić cię do łóżka. Potem jednak sam zasypiałem.

- To dlatego rano myślałam, że lunatykowałam – uśmiechnęłam się. – Dobrze wiedzieć, że nie mam problemów ze snem.

- No, ale często masz koszmary – przygryzł dolną wargę zajmując miejsce obok mnie. – Co ci się śni? Zawsze byłem ciekawy.

- Różnie. Zależy od sytuacji – musiałam sobie przypomnieć moje majaki senne z ostatnich tygodni.

Było kilka takich szczególnych. Nareszcie mogłam je powiązać z rzeczywistością, co ułatwiało nieco sprawę. Wystarczyło poznać tajemnicę Jonathana, by dowiedzieć się prawdy o świecie. To co było dla mnie dawniej dziwne, nagle stało się jasne. Uśmiechnęłam się do siebie.

- Z czego się śmiejesz? - zapytał zerkając na mnie.

- Wiesz, że twoja tajemnica ułatwiła mi życie – usiadłam głębiej na łóżku, w siadzie skrzyżnym, żeby go lepiej widzieć.

- Myślałem, że będzie odwrotnie – odrapał się po głowie i zmarszczył brwi.

- To co było dla mnie niezrozumiałe stało się proste – przeczesałam włosy palcami.

Patrzył brunatnymi oczami, czekając na wyjaśnienia.

- Pojmuję więzi jakie są w twojej rodzinie. Jesteście stadem, które o siebie dba i pilnuje porządku. Nie wiem dokładnie czego bronicie, ale myślę, że mi to powiesz.

Jego twarz była poważna. Skupił się na moich słowach, marszcząc czoło. Był świadomy, że skoro mieliśmy być razem, musiał mi wszystko opowiedzieć ze szczegółami. Nie miałam zamiaru dać się zbyć jakimiś błahymi wymówkami. Już nie, teraz nie miało być żadnych tajemnic między nami.

Musiałam się zastanowić, co mam mu jeszcze powiedzieć. Jakie elementy zrozumiałam? Próbowałam sobie przypomnieć wszystko, co dawniej mi się nie zgadzało. A nie było to trudne, bo przecież od jakiegoś czasu moją głowę zaprzątał Jonathan i jego tajemnica.

- Pytałeś się o moje koszmary – położyłam się na plecach i przeciągnęłam delikatnie. – Często śniłeś mi się, również w postaci Joe, jako mój ochroniarz. Broniłeś przed tym facetem, co skoczył mi na samochód, przed Aleksem, czy też Charliem, chociaż nie mam pojęcia dlaczego akurat w tym przypadku.

- No, bo tak jest naprawdę – nie odrywał ode mnie spojrzenia.

- Ja domyślam się, kim oni są – usiadłam prosto, by zobaczyć jego reakcję.

Nie spodziewał się, że tak szybko sobie z tym poradzę. Pewnie chciał, żebym dowiedziała się jak najpóźniej, ale ja nie potrzebowałam wcale tak dużo czasu. Byłam wystarczająco inteligentna, żeby skojarzyć fakty i nasze rozmowy.

- Wampirami – wypowiedziałam w końcu na głos.

Dostrzegłam jak jego mięśnie się napinają, a szczęka zaciska coraz bardziej. Miałam rację. On był ich wrogiem.

- Nie mylę się? - oparłam się na łokciach i spojrzałam mu prosto w oczy. – Nie musisz się denerwować.

- Staram – wziął głęboki oddech, a potem ze świstem wypuścił powietrze. – Gdyby nie oni, ja nie musiałbym być tym, kim się stałem – ta gorycz w jego głosie bardzo mnie poruszyła.

- Powiedz coś więcej – usiadłam ponownie na łóżku, żeby go wysłuchać.

- Już prawie nie pamiętam, jak to jest być zwykłym człowiekiem – westchnął, a potem chwycił mnie za dłoń. – Wszystko zaczęło się ponad dwadzieścia lat temu, kiedy jako siedemnastolatek zauważyłem u siebie dziwne symptomy. Mój ojciec, bracia, kuzyni i wujowie ukrywali przede mną prawdę. Ponieważ byłem najmłodszy, mieli nadzieję, że ja nie podzielę ich losu.

- Dlaczego oni są Wilkołakami? - korciło mnie to pytanie.

- Mojego praprapraprapradziadka ugryzł wilk i od tamtej pory zamieniał się w niego nocą – zauważył bawiąc się moimi palcami. – Z czasem jednak, w razie niebezpieczeństwa, wyrobił w umiejętność zmieniania się w wilka. Mógł robić to kiedy chciał. Potem przekazał wszystko w genach swoim potomkom. Niestety uaktywnia się to, kiedy w pobliżu są pijawki. Miałem pecha, że akurat wtedy były niedaleko. Tak stałem się Wilkołakiem.

- Jak to jest, że się nie zestarzałeś? Czy to efekt tej regeneracji? – miałam tyle pytań i musiałam poznać odpowiedź na te najbardziej nurtujące.

- Dopóki się przemieniam w wilka, nie starzeję się – zaczął. – Najbardziej pewnie cię intryguje dlaczego reszta mojej rodziny wygląda dokładnie na swój wiek? – przytaknęłam głową, bo nie chciałam mu przerywać. – Kiedy moi bracia się zakochali, postanowili zestarzeć się wraz z żonami i przez to przestali się przemieniać. Podobnie postąpił wcześniej mój ojciec. Jednakże mężczyźni w mojej rodzinie przez wilcze geny wyglądają i tak młodziej.

- Czyli Mac, Dom, wujek John, Clark, Kevin i twój ojciec nie są już wilkami?

- Nie, przez pewien czas nie było żadnych wilków, ale kiedy bratankowie porośli, okazało się, że także posiadają zdolności do przemiany. Tak powstało nowe stado, w którym niedawno przewodził Brian, a teraz ja dostałem tę posadę, bo jestem z nich najstarszy.

- Gratuluje szeryfie – zaśmiał się.

- To nie jest łatwe, naprawdę. Czasami czuję się źle, bo wydaję chłopcom rozkazy jak jakiś generał.

- Jonathan, to przecież jest w pewnym sensie bitwa o życie niewinnych ludzi – zauważyłam, a on popatrzył na mnie z zaciekawieniem.

- Masz rację! Moja ty inteligentna dziewczyno – potargał mi włosy, które dopiero co udało mi się rozczesać.

Był wesoły, co bardzo mnie cieszyło. Nie chciałam, żeby się obwiniał, już mu wybaczyłam, jednak teraz musiałam przebrnąć przez kilka trudnych dla niego tematów.

Firefight - Wrapped in your arms

- A Meg? - jak mogłam o nią nie zapytać?

Zawsze kiedy o niej wspominał, był taki smutny, a ja nie chciałam, żeby tak było.

- Była moją dziewczyną – wyszeptał patrząc w dół. – Nie mogłem jej powiedzieć, nie powinienem, tak jak tobie. Przez to zginęła.

- Ah – nic nie byłam w stanie z siebie wydusić.

- Jeden z tych krwiopijców ją zabił. Chyba z zemsty. Sam nie wiem. Nie obchodziło mnie to.

- Uciekł? - ciekawość była silniejsza.

- Tak, ale dogoniliśmy go. Już nigdy nikogo nie skrzywdził – unikał szczegółów, a ja nie chciałam ich znać.

- To dobrze. Szkoda, że ona nie żyje – ale ja bym go nie znała.

- Wiem, kochałem ją na swój sposób, chociaż wiedziałem, że sprowadzam na nią nieszczęście. Tak samo jest w twoim wypadku – popatrzył mi w oczy.

Ból i cierpienie przewijały się w nich, ale też i miłość.

- Znasz prawdę, o równoległym świecie i grozi ci niebezpieczeństwo, ale musiałaś ją poznać.

- Będzie dobrze, nie dam się zabić – przytuliłam się do niego.

Po co się tak o mnie martwił? Nie byłam bezbronna. Byłam świadoma, że Wampiry są znacznie silniejsze ode mnie, ale nie chciałam się poddawać. Moje życie nie było najważniejsze. Pragnęłam, by Jonathan był szczęśliwy.

- Tak bardzo... Zależy mi na tobie – wyszeptał w moje włosy. – Odkąd ciebie zobaczyłem, nie mogłem się powstrzymać. Wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. Do tego nie bałaś się niedźwiedzia. Dlaczego?

- Nie wiem, byłam gotowa na śmierć – uśmiechnęłam się, odsuwając się od niego.

Widok jego twarzy był dla mnie niczym kojąca maść. Czułam się szczęśliwa przy nim, mogąc go dotykać, ściskać i przytulać. Mogłam w kółko uświadamiać sobie, że Jonathan chciał być ze mną.

- A potem przez cały tydzień zastanawiałem się, czy powinienem zakłócać ci życie.

- Ale ty go nie zakłóciłeś, ja dopiero zaczęłam żyć – patrzyłam mu w oczy, by dać mu pewność.

On ciągle się martwił, a ja przecież wiem, czego tak naprawdę chce. Byłam świadoma, że nie mogę się już cofnąć. Poznałam jedną z największych tajemnic świata i od dzisiaj czułam się zobowiązana ją chronić, i walczyć przy boku mojego chłopaka. Stałam się jej częścią, tak jak Jonathan.

- Ja też – uśmiechnął się delikatnie, wciąż nie odrywając ode mnie spojrzenia.

Cisza, która między nami nastała, została zagłuszona przez rytmiczne uderzanie dwóch serc. Moje gwałtownie przyśpieszyło, kiedy przysunął bliżej twarz. Było mi tak gorąco, że czułam iż płonę. Ten żar tak bardzo mnie obezwładniał, że nie mogłam się ruszyć.

Moment, na który czekałam, przyszedł niespodziewanie. Przez to, że poznałam prawdę, zupełnie wyleciało mi z głowy myślenie o całowaniu, ale nagle oprzytomniałam i w kilka sekund mogłam się psychicznie przygotować.

Moje emocje sięgnęły zenitu, kiedy nasze usta w końcu się zetknęły, a ja objęłam go całym swoim ciałem, żeby tylko nie zniknął. Może przypadkowo śniłam? Ale nie. Jonathan całował mnie z taką samą ekspresją, co ja. Miałam wrażenie, że chce mnie wchłonąć. Nie miałabym nic przeciwko, bo przecież oboje należeliśmy do siebie nawzajem.

Składał pocałunki najpierw na moich ustach, potem na policzku i szyi, a ja zatracałam się w tym coraz bardziej, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. Gdybym potrafiła, mogłabym wzlecieć pod niebo, a potem spaść na ziemię. Spalać się i odrodzić na nowo jak Feniks z popiołów.

Oboje skrywaliśmy w sobie tyle namiętności przez te wszystkie miesiące, że starczyłoby jej na całe lata, ale chyba zużyliśmy ją przez ten jeden, pierwszy pocałunek. A to miał być początek naszego związku.

Złapał oddech, a potem znowu wrócił do całowania moich ust. Wpiął dłoń w moje włosy, a ja oplotłam go ponownie ramionami i nogami. Był taki rozgrzany. Mógł to wykorzystać. Ja już się mu dawno poddałam.

- Oddychaj – szepnął mi do ucha, kiedy przyciskał mnie do pościeli swoim ciałem.

Jego oczy były zamglone i rozmarzone, tak jak moje. Musiałam chwilę poczekać, żeby ponownie dostrzec wyraźnie jego twarz. Był tak blisko. Bliżej niż kiedykolwiek wcześniej i właśnie to podobało mi się najbardziej. Jonathan był tylko mój.

- Staram się, chociaż jest tu strasznie gorąco – czy to był mój głos?

Pierwszy raz słyszałam siebie w ten sposób. Mówiłam jakby niższym tonem z lekką chrypką. Może to nacisk na mój płuca tamował oddech? Przecież nie dość, że Jonathan trochę ważył, to jeszcze do tego był wilkołakiem. Miał znacznie więcej siły od przeciętnego chłopaka.

- Przepraszam – przeturlał się na pościel i objął mnie ramieniem. – Moja gorączka – uśmiechnął się.

Radość na jego twarzy sprawiała mi tyle przyjemności.

Przytuliłam się do jego boku i przymknęłam oczy. Wiedziałam, że nie mogę zasnąć, bo rano znowu miało być tak jak przedtem. Szkoła i rzeczywistość, ale jednak inna. Byłam z nim i to odmieniało wszystko.

- Śpiąca jesteś? - pogłaskał mnie po włosach i nakrył kołdrą.

- Nie – otworzyłam szybko oczy i popatrzyłam na niego. – Nie chce żebyś sobie poszedł.

- Nie mam zamiaru – pocałował mnie w czoło. – I tak muszę rano wyjść stąd jako Joe.

- Głupio mi, że moja mama daje ci resztki jedzenia – przyznałam.

Nagle mi się to przypomniałam, a przecież było to dosyć istotne w naszych relacjach.

- Mi to nie przeszkadza. Jest naprawdę dobrą kucharką.

- Ale ty nie jesteś zwierzęciem – oburzyłam się lekko.

- Twoi rodzice o tym nie wiedzą – zauważył.

Jak zwykle był bystrzejszy ode mnie i zabrał mi argument.

- Nic im nie powiem – przytuliłam się jeszcze mocnej do niego.

- Wiem.

Było tak spokojnie, miałam jednak nieustające wrażenie, że coś było w stanie zakłócić tę sielankę. Przeczuwałam coś. I nagle przypomniałam sobie.

- Co z Amber? - uniosłam lekko głowę, żeby móc na niego spojrzeć.

Po raz kolejny cały się spiął i wziął głęboki oddech. To był drażliwy temat, ale ja chciałam wiedzieć, by potem mu pomóc. Amber była groźna, może dla niego akurat najmniej. On zajmował się na co dzień likwidowaniem problemów, którym ona była.

- Jeszcze przed jej przybyciem, czułem, że coś jest nie tak – nie przestawał gładzić moich włosów. – Niby sprawdzałem, a moja rodzina patrolowała las dookoła. Nic nie mogłem zrobić. Bałem się, że nie wytrzymam i zamienię się na oczach wszystkich.

- Ale ci się udało – objęłam go jeszcze mocnej.

- Dzięki tobie – nie patrzyłam na jego twarz, ale czułam, że się uśmiecha.

- Masz na myśli moje mdlenie na zawołanie – przypomniała mi się ta akcja.

Jonathan zaczął się śmiać, bo ta sytuacja faktycznie była zabawna. Sama też ją miło wspominałam. Przynajmniej jakoś urozmaiciliśmy zajęcia z historii.

- Czego ona chce? - ciągle się martwiłam.

- Sam nie wiem - wypuścił powietrze. – Chciałbym żeby zniknęła. Jest niepożądana. Zastanawia mnie to właśnie. Powinna trzymać się z daleka.

- Co masz na myśli? - zmarszczyłam brwi.

- Moja wataha liczy sześcioro członków. Steve jest jeszcze młody, ale to nie oznacza, że nie umie walczyć. Powinna się nas bać, bo nie ma szans walczyć z tyloma wilkami na raz. Wie, że bronimy miasta. Nadal stanowi zagrożenie, chociaż nikogo jeszcze nie zaatakowała. Na głodzie staje się znacznie bardziej niebezpieczna.

- Musicie chronić miasto – przyznałam mu rację.

- Na razie muszę się dowiedzieć czego chce – westchnął.

Bycie dziewczyną wilkołaka na pewno nie było łatwe. Wiedziałam, że miał on niebezpieczne zadanie i wiązało się z tym ryzyko. Wierzyłam jednak, że moje życie, tak jak w bajcie, potoczy się właściwym torem.

Nie miałam najmniejszej ochoty myśleć o tej wampirzycy. Była problem, który akurat najmniej był mi potrzebny, chociaż dosyć istotnym. Chciałam cieszyć się pierwszymi wspólnymi chwilami z Jonathanem.

- Jak to jest być wilkiem? - nie obchodziło mnie, że zaczął się już następny dzień.

- Inaczej niż być człowiekiem – znowu się uśmiechnął. – Biegnąc czuję, że żyję. To tak jakby dodawało mi energii i jednocześnie szczęścia. Cztery łapy są znacznie bardziej stabilne niż dwie nogi.

Tamtej nocy uśmiechał się tak często, że zastanawiałam się, czy naprawdę go znałam wcześniej.

- Po śmierci Meg łatwiej mi było być zwierzęciem – to bolesne wspomnienie ciągle wracało, tak jakby nadal się od niego nie uwolnił do końca, ale czy właściwie powinien tak uczynić, przecież ja kochał, chociaż było to już dawno. – Nie czułem tego samego bólu i mogłem poddać się instynktowi. Wędrowałem po Kanadzie i USA nie zatrzymując się po drodze, chyba że byłem głodny. Po prostu brnąłem przed siebie nie zwracając uwagi na nic innego.

- Byłeś wolny – dodałam podpierając się na łokciu.

Moje twarz zwisała nad jego. Patrzyłam w te niezwykłe oczy. W spojrzenie mojego Joe. Że też wcześniej nie dostrzegłam podobieństwa. Przecież to było oczywiste. Rozumiałam dlaczego obaj mnie do siebie przyciągali i cieszyłam się, że spotkało to mnie, a nie kogoś innego. Musiałam się teraz nauczyć żyć z nowymi wyzwaniami i jego niebezpiecznym zadaniem. Czułam, że mimo jego niezniszczalności, nadal będę drżała o jego bezpieczeństwo bez względu na wszystko. Od pierwszej chwili wiedziałam, że nie przeżyłabym jego utraty, a teraz byłam tego pewna na sto procent, jeśli nie więcej.

- Dokładnie.

Nic więcej nie dodał, bo mu przerwałam. Nie mogłam się powstrzymać. Kolejny raz tej nocy utonęliśmy w pocałunku. Energia, emocje i jakiś nieznany magnes, powodowały, że pasowaliśmy do siebie idealnie. Nic nie było w stanie nas rozdzielić, a moje życie niespodziewanie nabrało sensu, którego poszukiwałam od dłuższego czasu. Teraz nie tylko miałam chronić tajemnicy Jonathana, ale stać się jej częścią, elementem jego życia.

Był to dopiero początek przygody mojego życia i nie chciałam, żeby w ogóle kiedykolwiek się skończyła. Czułam strach, ale nawet nie wiedziałam przed czym, a świadomość, że Jonathan był ze mną, dodawała mi dodatkowo otuchy. Chciałam być mu wierna i wspierać go w każdej chwili. Byłam przecież tak samo silna jak on, a strach w takiej sytuacji był całkiem zrozumiały. Jedną z niewielu rzeczy, które nas dzieliły, było to iż nie zamieniałam się w wilka. Miałam to jednak za drobny szczególik.

Musiałam pozbyć się wszystkich myśli, bo powinnam skupić się na czymś znacznie przyjemniejszym. Zatracałam się coraz bardziej w uczuciu do Jonathana, w jego ramionach i pocałunkach. Był najważniejszy na świecie, a jego dotyk doprowadzał mnie do szaleństwo.

Nawet milczenie sprawiało przyjemność, kiedy mogliśmy być obok siebie i patrzeć w oczy. Tonąć w nich wzajemnie i czuć szczęście. Czy ja naprawdę nie śniłam? Czy mogło to spotkać mnie, zwyczajną i pełną kontrastu dziewczynę? Nie chciałam się obudzić, jeśli wszystko miało zniknąć. Razem damy radę z każdym problemem. Już nie było Mnie, czy Jego. Byliśmy MY.[/i]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez esterwafel dnia Czw 10:38, 20 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
kju
Dobry wampir



Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 836
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 7:48, 20 Maj 2010 Powrót do góry

Cytat:
Obliczałam, o której przyjedzie mój ojciec

mialo byc chyba przyjdzie ?
Cytat:
Jonathan, to przecież jest w pewnym sensie bitwa od życie niewinnych ludzi – zauważyłam


mialo byc o zycie niewinnych ludzi ?

rozdzial bardzo przyjemny, wiele zostaje wyjasnione, nie ma zadnych tajemnic, jest milosc, namietnosc, zaufanie, sa ONI, tak coraz bardziej mi sie podoba :)
dzieki za wyjasnienia dotyczace starzenia sie, byly do przewidzenia Wink, ale jednak uwazam za konieczne :)
tez chcialabym takiego wilka w domu, zaakceptowane zwierze w domu, a wieczorem w lozku kochane ciasteczko, mniam :)
bardzo milo sie czyta, czekam wiernie na kolejne rozdzialy :)
kochana zycze Weny, czasu i checi na pisanie dalszego ciagu historii Sam i Jonathana :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kju dnia Czw 7:48, 20 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:41, 20 Maj 2010 Powrót do góry

Dzięki za błędy. A ten fragment o starzeniu szybko dopisałam, bo miałaś rację, nie wyjaśniłam tego, a zawsze lepiej to zrobić :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kirike
Wilkołak



Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:47, 22 Maj 2010 Powrót do góry

Znów jestem do tyłu? Heh, powinnam się wstydzić. Rozdziały ciekawe, przyjemnie się czytało.
Podoba mi się to jak rozwijasz akcję. To że na moment wszystko dzieje się wolniej... Ciekawe dialogi, i opisy. Po takim głębszym zastanowieniu, to podoba mi się też zachowanie Sam. A Jonathana uważam za niezwykle sympatyczną osóbkę ;]
No cóż, to chyba na tyle. Bo ileż można ciągle powtarzać to samo, i mówić jak bardzo się podoba. A podoba się naprawdę bardzo ;]
Życzę, czasu, chęci i weny do pisania.
Pozdrawiam.
Kirike.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin