FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 O brzasku [Z] >>25: Trybunał<< 20 I 2011 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Nie 14:30, 20 Gru 2009 Powrót do góry

Ten rozdział nie wydaje się, aż taki krótki. Wprawdzie akcja dzieje się w jednym czasie i faktycznie w jednym miejscu , ale chyba w okresie kiedy zbliża się wigilia pachnie mi to taką malutką sielanką przed tym co się stanie. Czy postąpisz jak Meyer i wynik będzie bezkrwawy i bez wojny? Cholera, szkoda - domagam się krwi ;> Oczywiście jako marny czytelnik dopowiadam sobie co może stać się w dalszej części, ale ufam Twojej wyobraźni i wiem , że jeszcze nas powalisz na kolana. Więc bezgranicznie Ci ufam ( :

Co do akcji w odcinku, podobało mi się to mentalnie zdjęcie tarczy przez Bells i próba wsparcia Edwarda. Pojawienie się Rumunów , lubię ich bo nie patyczkują się z myślami na temat Volturi i jak ja , domagają się bitwy ;> Wprawdzie nie wiem czy za porwaniem Nessie stoją właśnie nocni mecenasi sztuki , ale ... któż by inny .

Pozdrawiam, Uskrzydlona.
ps. życzę dużo czasu do pisania ;* dużżżo ;*


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Aygikal
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Gru 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 8:23, 28 Gru 2009 Powrót do góry

Ahhh... jak miło znów zatopić się w Twoim opowiadaniu :) co prawda kawałek dość krótki, ale i tak ujmujący za serce... czekam na kolejny :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn

PostWysłany: Pon 13:25, 28 Gru 2009 Powrót do góry

Nie mogę wręcz doczekać się czasu, kiedy będę miała szansę odpowiedzieć na wszystkie komentarze... Na razie muszę wybierać: albo piszę dalszy ciąg, albo odpowiadam. Przepraszam, że zdecydowałam za Was, ale chyba i Wy wolicie dowiedzieć się, co dalej, a nie słuchać moich niekończących się podziękowań. Więc tylko tutaj napiszę, że dziękuję wszystkim bardzo za każde słówko pod tym opowiadaniem.

Napiszę też, że nie planuję konkretnej liczby rozdziałów, ale chyba jesteśmy już daleko za połową. Nie wiem jednak, co zrobią moi bohaterowie w najbliższej przyszłości, może wymyślą coś zaskakującego i będę zmuszona opisywać ich jeszcze dłużej? Oni już zostali przeze mnie powołani do życia, teraz wszystko zależy od ich decyzji...

No i ostatnia rzecz: życzę Wam wszystkim, moje ukochane czytelniczki, cudownego Nowego Roku. Takiego, żebyście każdy dzień zaczynały z rozanielonym uśmiechem na ustach i tak samo go kończyły. Takiego, żebyście za rok o tej porze pomyślały: "Niczego nie żałuję". Takiego, żeby został w Waszej pamięci jako piękny, niezapomniany i ważny rok. Tego Wam z całego serca życzę, a ze swojej strony postaram się przynajmniej przez jego część zapewnić Wam miłe chwile rozrywki i emocji przy tym opowiadaniu. Ściskam Was serdecznie!

Trójca.

Podczas najbliższych trzech godzin wszyscy zdążyliśmy szalenie polubić ciemnowłosego Noah’a i zirytować się obecnością Rumunów. Chociaż wiedzieliśmy, że są dla nas dużą siłą, większość czasu wolelibyśmy, żeby ich nie było. Ich ukradkowe spojrzenia, bezszelestny sposób poruszania się i ta denerwująca umiejętność znajdowania się dokładnie za plecami tych, którzy akurat rozmawiali o czymś istotnym, wszystkich doprowadzały do szału. Edward nie mógł powstrzymać niezadowolonych spojrzeń, ilekroć któryś z Rumunów pomyślał z wyraźną przyjemnością o czekającej nas rzezi. W końcu sama spróbowałam nałożyć na stare wampiry swoją tarczę i odizolować ich od swojego męża, jednak moja psychiczna osłona nie chciała mnie słuchać. Było zupełnie tak, jak piętnaście lat temu, kiedy ćwiczyłam z Kate i Zafriną. Tarcza rozciągała się troszkę, obejmowała swym zasięgiem parę najbliżej stojących osób, a potem gwałtownie się kurczyła i niemal boleśnie wracała na swoje miejsce jak gumowa taśma. Za każdym razem, gdy tak się działo, odczuwałam to jak policzek. Znowu byłam nieprzydatna, znowu nie mogłam pomóc tylko dlatego, że nie umiałam zapanować nad własnymi emocjami.
Wtedy nagle pojawił się obok mnie Noah. Wydawał się świadomy tego, co zamierzam zrobić, bo uspokajająco pogładził mnie po ramieniu i uśmiechnął się z otuchą.
- To wróci – zapewnił. – Kiedy naprawdę będziesz tego chciała, zapanujesz nad tarczą. A póki co...
Krótkie zmarszczenie jego szerokich, ciemnych brwi powiedziało mi, co zamierzał zrobić. Jego wycelowane w Rumunów spojrzenie zadziałało natychmiast i już w tej samej sekundzie dojrzałam ulgę na twarzy Edwarda, znów głuchego na knowania Vladimira i Stefana. Słyszał ich wystarczająco długo, żeby poznać ich prawdziwe zamiary i nie było potrzeby dalszej kontroli. Rumuni nie kryli się ze swym zapałem do walki i ani przez chwilę nie zamierzali od niej odstąpić. Wszyscy wiedzieliśmy, że nie byli lojalni wobec nas, ale wobec siebie i swojej żądzy zemsty. A nam na razie to wystarczało.
Spojrzałam z wdzięcznością na ujmującą twarz Noah’a i sama nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Wielkie oczy chłopaka były nadspodziewanie ciepłe i miłe, choć miały odcień czerwonego wina. U niego jednak nie raziło to specjalnie. Jakimś cudem nawet ta wyraźna oznaka drapieżnika wpasowała się w jego delikatne rysy i stanowiła dla nich niejako przeciwwagę, a nie potęgowała strachu. Chłopiec był tak piękny, że jeszcze za czasów swojego człowieczego życia musiał łamać niewieście serca.
- Jak długo jesteś wampirem? – spytałam odruchowo, nie myśląc nad słowami. Nie sądziłam, że może się obrazić za taką bzdurę.
I nie obraził się, ale przez jego twarz przebiegł nieokreślony cień, jakbym dotknęła drażliwego tematu. Przez chwilę zaciskał pełne, ciemne wargi, ale zaraz rozluźnił mięśnie szczęk i westchnął, nie patrząc na mnie ani razu.
- Należałoby liczyć w stuleciach... – odparł, zaskakując mnie całkowicie.
- I mieszkasz w Stanach? – pytałam dalej, zdumiona, że Carlisle nigdy nie słyszał o drugiej, identycznej jak ja tarczy.
- Jestem nomadą – wzruszył ramionami. – Podróżuję.
- Samotnie? – uniosłam brew.
- Nie każdy ma tyle szczęścia, co ty i Edward – uśmiechnął się kącikiem ust.
Mówił dość beznamiętnie, cały czas patrząc obojętnie na naradzających się nad czymś Rumunów. Zrobiło mi się go żal. Nigdy nie poczuł tego, co łączyło mnie i Edwarda, Calisle’a i Esme, Rosalie i Emmetta, który teraz razem z Benjaminem ślęczał nad jakąś mapą. Jak można przeżyć setki lat i ani razu nie kochać?!
Ale jednocześnie... jak można przeżyć setki lat i...
- Jakim cudem Volturi nic o tobie nie wiedzą? – spytałam gwałtownie.
Przecież pamiętałam, co powiedział o mnie Aro, jeszcze podczas mojej wizyty w Volterze. Podobno nigdy nie widział takiego daru, jak mój. Potem tylko to potwierdził. Niemożliwe, żeby mówił tak, znając Noah’a.
- Ukrywam się przed nimi – kącik jego pięknych ust uniósł się odrobinę. – Za dużo o nich słyszałem, żeby wystawiać się jak kaczka. Nie mają pojęcia o moim istnieniu.
- Dlaczego więc chcesz z nimi walczyć? – zdziwiłam się. – Czemu nam pomagasz?
Myślał chwilę nad odpowiedzią, jakby samo pytanie go zaskoczyło. Wreszcie na mnie spojrzał, a jego idealne rysy, ogromne oczy i zawadiacki uśmiech zaparły mi na moment dech w piersiach.
- Benjamin mi o was opowiedział – wyjaśnił z rozbawieniem. – Spotkaliśmy się w drodze, dwa dni temu. Powiedział, że się przydam, bo najwyraźniej szykuje się bitwa. I że spotkam siostrzany dar. Miał rację.
Choć naturalnie kochałam tylko Edwarda i tylko mój mąż się dla mnie liczył, to nie potrafiłam pozostać spokojna pod spojrzeniem tego chłopca. Nie było w tym nic ze zdrady ani nawet nadużycia zaufania, ale moje ciało samo reagowało jak ciało kobiety podczas spotkania z niezwykle atrakcyjnym mężczyzną. Czułam napływ krwi do policzków, które mimo wszystko pozostawały po wampirzemu blade, tylko pod wpływem jego gorącego spojrzenia. Karmin jego tęczówek zdawał się przenikać mnie na wskroś i wzywać gdzieś do siebie. Nie mogłam rozszyfrować jego myśli, jednak słowa o siostrzanym darze i ciepło, z jakim zostały wypowiedziane, zrobiły swoje. Czułam się na pół zakłopotana, a na pół rozanielona.
Wówczas pojawili się Peter i Charlotte, od progu pytając o Jaspera. Od Stephenie wiedzieli już, co się stało, ale ciągle nie mogli uwierzyć, że to prawda. Ledwie Carlisle zdążył im opowiedzieć o śladach, namierzonych przez Gabriela, przed domem zaparkowały kolejne dwa pojazdy: van i BMW Roberta. Ledwie ucichły silniki, już stali przy nas Siobhan, Liam i Maggie, a Charles i Makenna witali się z Carlislem. Dopiero po chwili, ludzkim tempem dołączyli do nas Stephenie, Robert i Laurie. Obok nich stał uśmiechnięty Seth z gołym torsem, a Leah nigdzie nie mogłam zobaczyć.
- Biegła obok, nie chciała siedzieć w samochodzie z wampirami – wyjaśnił półgłosem Seth w odpowiedzi na moje pytające spojrzenie. – Teraz patroluje okolicę w lesie.
Po gorących powitaniach okazało się, że wszyscy znają już naszą historię od Stephenie i są gotowi stanąć po naszej stronie, gdyby konieczna była walka. Dopowiedzieliśmy więc tylko to, co wyczuł swoim darem Gabriel oraz przedstawiliśmy nowych popleczników. Zapadał zmierzch, więc zgromadziliśmy się wszyscy w salonie Cullenów, pozostawiając na zewnątrz jedynie Leah, która krążyła wokół domu i stamtąd słyszała każde słowo. Dzięki darom Gabriela i Edwarda nie musieliśmy patrolować okolicy aż tak uważnie. Bylibyśmy ostrzeżeni, gdyby tylko któryś z nich wyczuł bądź usłyszał kogoś obcego. I wtedy przyszła pora na opowieść Eleazara.
Stary wampir wstał i potoczył po nas smutnym, znowu zdenerwowanym wzrokiem. W dłoni ściskał papierową kopertę, którą przywiózł ze sobą dziś rano. Nabrał oddechu i przygryzł wargi.
- Musicie najpierw zrozumieć, jak wszedłem w posiadanie tej koperty – powiedział, pokazując nam żółty papier. – Jak wszyscy wiecie, byłem kiedyś członkiem straży Volturi. Podróżowałem z nimi lub na ich polecenie po całym świecie. Nie ja jeden, zresztą. Wielu z nas wysyłanych było na pojedyncze misje ze ściśle określonym celem, którym najczęściej było ukaranie ujawniających się. Jednak Volturi wiedzieli, że przy okazji realizacji naszych zadań możemy natknąć się na inne jeszcze zjawiska. A na jednym z nich szczególnie im zależało...
Przerwał i spuścił głowę, przez moment wpatrując się w trzymaną w dłoniach kopertę. Obracał ją w palcach, jakby dotyk papieru go uspokajał, ale jego oczy płonęły w przytłumionym świetle lamp. Nagle Eleazar znowu wydał mi się starcem, a siedzący za nim Declan wyglądał na młodszego od niego. Choć było to absurdalne, miałam wrażenie, że to ta nieszczęsna koperta stanowi dla Eleazara takie brzemię. Że postarza go o kilka dekad.
- To była legenda... – mówił dalej Eleazar. – Krążyła w straży od stuleci, ale niewielu w nią wierzyło. Ponoć gdzieś na świecie miały istnieć wampiry obdarzone tak potężnymi darami, że nikt nie był w stanie stawić im czoła. Ich połączone umiejętności bez trudu zapewniłyby im panowanie nie tylko nad wampirzym, ale i nad ludzkim światem. Były tak samo kruche i wrażliwe, jak inne wampiry i tak samo można je było zniszczyć, ale ich dary nie pozwoliłyby ewentualnemu zagrożeniu nawet zbliżyć się do ich ciał. Miały to być trzy wampiry połączone krwią, stąd nazwa “Trójca”. Wspólnie były absolutnie niezniszczalne i niepokonane. Zresztą... Volturi i tak nie zamierzali ich niszczyć...
- Chcieli zwerbować Trójcę... – wyszeptała Kate, otwierając szeroko oczy.
- Dokładnie – Eleazar kiwnął głową. – I dlatego każdy wyruszający na wyprawę dostawał taką kopertę – Uniósł papier wysoko, aby każdy mógł go zobaczyć. – Jest zapieczętowana lakiem i taka miała pozostać. Po powrocie z wyprawy każdy musiał oddać swoją zamkniętą kopertę na dowód, że nie poznał jej treści. Ja zachowałem tę tylko przypadkiem, bo kiedyś zdarzyło się, że z naszej wyprawy wróciło o jednego mniej. Tylko ja znalazłem jego kopertę i tylko ja o tym wiedziałem. Volturi odebrali mi moją i uznali, że koperta zabitego spłonęła z jego ciałem. A ja ukryłem ją i zachowałem, choć nigdy nie starczyło mi odwagi, żeby ją rozpieczętować. Nigdy też nie myślałem, że będzie to potrzebne.
- No dobra, ale co w niej jest?! – zniecierpliwił się Emmett.
- Ta koperta miała być otwarta wtedy i tylko wtedy, gdy któreś z nas natknie się na trzy jednakowe wampiry – powiedział cicho Eleazar. – Wampiry do tego stopnia identyczne, że nikt nie będzie w stanie ich odróżnić. Trojaczki. Trójcę.
A więc Volturi wiedzieli, a przynajmniej domyślali się, że Trójca naprawdę istnieje. Trzy niepokonane, identyczne wampiry. Połączone krwią, trojaczki. I choć wszyscy na dworze uważali je za legendę, to któryś z braci musiał wiedzieć więcej i rozkazał mieć oczy otwarte. Z tego wniosek, że nie mieli pojęcia, gdzie Trójca miałaby przebywać, ale i tak jej szukali. I przez stulecia nie mogli znaleźć, aż do teraz...
- Na co czekamy? – Emmett wstał i pokazał dłonią kopertę. – Otwórzmy ją, dowiedzmy się wreszcie czegoś!
Zgodziłam się z nim, choć podskórnie czułam, że to, co znajdziemy, może nam się bardzo nie spodobać. Ale większość poparła Emmetta aprobującymi pomrukami i wreszcie Eleazar, zamykając oczy, na ślepo złamał lakową pieczęć i rozdarł stary papier. A ze środka wyleciała niewielka kartka.
Carlisle podniósł ją z ziemi i położył na stole, wokół którego natychmiast się zgromadziliśmy. Spojrzałam i zobaczyłam przetarty nieco, wyraźnie stary papier z wyblakłym, choć wciąż czytelnym pismem ręcznym:

Amenothepe
/3 = x3
Nie patrz w ich oczy.
Nie próbuj atakować.
Masz pozwolenie na poświęcenie któregokolwiek z Twoich towarzyszy, byle tylko chciały Cię wysłuchać. Musisz przekazać, że ich matka zostawiła wiadomość u Aro i sprowadzić je ze sobą.

I to było wszystko. Mówiąc szczerze, nie zrozumiałam z tego bełkotu absolutnie nic, chociaż miałam przemożne wrażenie, że już słyszałam imię “Amenothepe”. Dreszczem przejęła mnie tylko myśl, że Volturi beznamiętnie udzielali komukolwiek, kto przeczytałby tę kartkę na poświęcenie jednego z jego towarzyszy. Czyli nikt, absolutnie nikt nie liczył się dla nich tak bardzo, jak zdobycie kontaktu z Trójcą. Skrzywiłam się mimowolnie i popatrzyłam na innych.
Większość miała wymalowane na twarzach niezrozumienie. Również patrzyli po sobie, usiłując zobaczyć jakieś wyjaśnienie, ale sami nie mieli pojęcia, o co chodziło. Jednak kilkoro z nas zaciskało wargi i marszczyło czoło, jakby słowa na kartce coś im mówiły. Przyjrzałam się uważnie i wyliczyłam, że prawdopodobnie wiadomość choć częściowo zrozumieli Eleazar, Carlisle, Declan oraz... Vladimir i Stefan.
- A jednak... – wyszeptał Eleazar. – To dzieci Amenothepe...
- Córki – poprawił Carlisle. – Są wysokie, bordowowłose i piękne. Ich imiona rozpoczynają się od liter “L”, “S” i “D”, choć prawdopodobnie jedna z nich to Sealiah.
- Ostatnia wiadomość Jaspera – przypomniał Edward. – Dzięki niej znamy ich dary.
- Nic nie znacie – wycedził nagle Eleazar. – To, co napisał Jasper to tylko ułomna, kaleka zapowiedź ich działania. Zapominanie, pamięć i marionetki. Brzmi niegroźnie, ale jeśli to córki Amenothepe...
Zaczynałam się w tym gubić. Większość tych informacji mieliśmy już wcześniej, więc skąd to nagłe poruszenie? Przecież to wszystko jedno, od kogo się pochodzi. Dla nas ważne były ich umiejętności, bo dzięki tej wiedzy mogliśmy opracować plan ich pokonania.
- Co to za Amenothepe? – spytałam w końcu, nie mogąc znieść przedłużającej się niepewności.
- Mówiłem wam o niej – przypomniał mi łagodnie Declan. – To była ulubienica Aro, zabita przez Dzieci Księżyca podczas tej samej bitwy, w której zraniono Didyme.
- No tak... – przypomniałam sobie nagle. – To ta hipnotyzerka?
- Daru Amenothepe nikt nie był w stanie pojąć – potrząsnął głową Declan. – Nazywaliśmy go hipnozą z braku lepszego określenia. Ale tak naprawdę była to możliwość zapanowania nad każdą spotkaną osobą. Amenothepe władała nią zarówno fizycznie, jak i psychicznie, choć miała pewną słabość... Musiała stać obok tej osoby, a jej działanie nie było długotrwałe. Jednak siła wpływu, jaki wywierała, była niepojęta. Tak przynajmniej słyszałem... Zginęła, zanim zdążyłem ją poznać.
- Ja też jej nie znałem – powiedział Eleazar. – Ale słyszałem o niej legendy od tych, którzy jeszcze ją pamiętali. Nawet od samego Aro. Podobno była niezwykle wrażliwa, Aro mówił, że “najlepsza z nich wszystkich”. Zdaje się, że miała nieprawdopodobne wyczucie sprawiedliwości i ona jednak potrafiła powstrzymać Volturi przed okrucieństwem i brutalnością. Niejednokrotnie ujmowała się za kimś. Niejeden zawdzięczał jej życie.
- Słyszałem o niej – potwierdził Carlisle. – Była chyba bardzo blisko z Aro...
- Niektórzy plotkowali, że byli kochankami – przyznał Eleazar. – Ale nie wiem, ile w tym prawdy. Wyglądało raczej na to, że Amenothepe miała ogromny wpływ na Aro. Tak jak zresztą na każdego. Możliwe, że czasem używała swojego daru, aby przekonać go do jakiejś decyzji. W gruncie rzeczy, jeśli opowieści o niej były choć w części prawdziwe, była w stanie oplątać sobie Volturi wokół palca i samodzielnie sprawować władzę w Volterze. Ale nigdy tego nie zrobiła, czego podobno wielu żałowało...
Nie wiem czemu, wtedy wyobraziłam sobie piękną, wysoką kobietę o ciemnorudych, miękkich lokach i skośnych oczach, z których przebijała dobroć. Niemal widziałam ją przed oczami! Mimo potężnej siły, jaką dysponowała, była bardzo delikatna i czuła. Potrafiła współczuć innym istotom i pochylała się nad nimi. Przez chwilę dałabym głowę, że czuję jej niezwykle wrażliwe, smukłe palce, dotykające mojego policzka i słyszę ciepły szept... Czy taka właśnie była osławiona Amenothepe? Czy raczej dałam się ponieść wyobraźni, karmionej wspomnieniami trzech mężczyzn? Nie, niemożliwe... Przecież ja ją znam...
- A te cyfry? – spytał Gabriel, stukając końcem długiego palca w drugi wers wiadomości i wtedy wszystko zniknęło. Już nie czułam Amenothepe...
Zapanowało milczenie, bo nikt z nas nie umiał powiedzieć, o co właściwie w nich chodziło. Ukośny znak przed jedną trójką, x przed drugą i jeszcze znak równości... Trójka prawdopodobnie była zwykłym oznaczeniem liczby sióstr, ale po co były pozostałe symbole?
I wtedy, zupełnie nieoczekiwanie odezwał się Vladimir.
- Miłość – powiedział ze swoim twardym, obcym akcentem.
Spojrzeliśmy na niego bez zrozumienia, bo zabrzmiało to absurdalnie. A jednak stary Rumun musiał wiedzieć coś więcej, bo nie przejął się naszym wzrokiem, tylko nadal wpatrywał się w kartkę.
- Znaliśmy Amenothepe, czyż nie tak, Stefanie? – powiedział obojętnie.
- O tak... – Stefan podszedł bliżej i delikatnie, opuszkiem palca dotknął imienia Amenothepe wypisanego na papierze. Ten gest wydał mi się niemal pieszczotliwy. – Znaliśmy ją bardzo dobrze...
Wszyscy zamarliśmy w oczekiwaniu, ale Rumuni najwyraźniej nie zamierzali powiedzieć nic więcej. Czy to ich duma kazała im czekać, aż poprosimy o bliższe wyjaśnienia, czy też wspomnienie o Amenothepe było im tak drogie, że nie chcieli się nim podzielić – nigdy się nie dowiedziałam. Ale my musieliśmy wiedzieć więcej, a widocznie tylko oni mogli wytłumaczyć nam sens notatki od Volturi. Dlatego Carlisle przybrał najbardziej uprzejmy ton, na jaki mógł się zdobyć i poprosił ich o wyjaśnienia. Dopiero wtedy Vladimir oderwał wzrok od kartki i spojrzał na nas, jakby wcale nas nie widząc.
- To my znaleźliśmy Amenothepe i była to istotnie najpotężniejsza wampirzyca, chodząca wówczas po ziemi – powiedział niechętnie. – Nigdy jeszcze nie spotkaliśmy się z darem o takiej potędze. Niósł ogromne zagrożenie, ale ona nigdy nie wykorzystała go w złym celu. Raz tylko użyła swego wpływu na całym rumuńskim dworze, a to jedynie po to, aby wymknąć się pewnej nocy, po czym powrócić niezauważoną. Przyznała się do tego dużo później i nie nam. Ale wtedy i tak już nikt nie mógł nic zrobić.
- Istotnie była wspaniała – przyznał Stefan. – Może zbyt pochopnie zignorowaliśmy jej uwagi... Może trzeba było rozważyć jej pomysły na sprawowanie władzy... Ale to się stało i pewnie dlatego nie pomogła w obronie dworu podczas napaści Volturi. Mogła jedną myślą unieszkodliwić wszystkich najeźdźców, ale oddaliła się od dworu i nie walczyła po żadnej ze stron.
- Zdradziła was? – uniósł brew Emmett.
- Nie, już wcześniej uprzedzała, że nie weźmie udziału w ewentualnej bitwie – stwierdził kwaśno Vladimir. – Bylibyśmy nieuczciwi, mówiąc, że nas zdradziła. Uprzedzała o konsekwencjach, których nikt z nas wówczas nie widział. Zostaliśmy pokonani, a ona dołączyła do Volturi za namową Aro, ale ponoć nigdy nie podporządkowała się i jemu.
- O tak, zataiła przed nim parę rzeczy... – Stefan uśmiechnął się złośliwie. – Domyślał się, ale pewności nie miał nigdy. A prawda była taka, że Amenothepe powiła trojaczki na miesiąc przed swoją przemianą. I osiemnaście lat później sprawiła, że cały rumuński zamek oślepł. Nie całkiem, na tyle jednak, aby mogła spokojnie wyjść na zewnątrz, w ciągu jednej nocy odnaleźć i przemienić swoje dzieci, po czym powrócić i żyć z nami dalej. Dowiedzieliśmy się tego wieki później, od samego Aro, choć nie miał pojęcia, że mówi nam tak wiele. Myślał, że przekazuje nieistotne informacje. Dopiero kolejne wieki później, po śmierci Amenothepe, zrozumiał, jak ogromną miały wagę. I zaczął szukać dziewczynek.
To wszystko układało mi się w głowie powoli, chociaż natłok nowych danych mieszał moje myśli. A więc Amenothepe stworzono tuż po tym, jak urodziła trójkę dzieci. Zamieszkała z panującymi wówczas Rumunami i opuściła ich zamek tylko raz, aby podarować swoim dorosłym już córkom nieśmiertelność. Ukryła je przy tym tak, że ich istnienie do końca owiane były tajemnicą i wróciła do dworu. Wydawała się mądra i wierna, jednak nie powstrzymała najeźdźców, choć miała taką władzę. Widocznie coś w zachowaniu Rumunów bardzo jej się nie podobało, zwracała im na to uwagę. Ale oni nie słuchali, więc w walce musieli radzić sobie sami. I przegrali, a Amenothepe przyłączyła się do Volturi, tym samym ocalając Bóg wie ile istnień, bo jej wpływ na Aro był daleko większy od przeciętnego. A potem zginęła w walce z wilkołakami, do grobu zabierając tajemnicę pobytu swoich córek.
- Kto był ich ojcem? – spytałam nagle, wciąż tonąc w usłyszanej opowieści.
Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Odszukałam wzrok Edwarda i poczułam, że on dobrze wie, jakie moje pytanie jest ważne. Choć inni umniejszali postać ojca trojaczków, mnie wydała się ona kluczowa. Przecież Amenothepe nie zostawiłaby swoich dzieci samych, zwłaszcza gdy były malutkie. Musiały zostać z ojcem, on musiał je wychować i ukształtować ich charakter, a tym samym sprawić, że stały się tym, czym są do dzisiaj. Edward to rozumiał, bo sam był ojcem. Tylko w jego oczach zobaczyłam poparcie. Zaraz jednak uderzył we mnie jeszcze jeden wzrok, krańcowo różny od złocistych tęczówek mojego męża. Bordowe źrenice przewiercały mnie intensywnie spod czekoladowych loków chłopca o elfich uszach. Mimowolnie zadrżałam.
- Nie wiadomo, jakiś człowiek – wzruszył ramionami Vladimir. – Pewnie zmarł wkrótce po jej przemianie, wtedy ludzie żyli raczej krótko.
- Ale jeszcze raz... – przerwał mu Gabriel. – Dlaczego te symbole mają twoim zdaniem oznaczać miłość?!
- Bo tak zawsze mówiła Amenothepe – wyjaśnił wreszcie Stefan. – “Miłość to jedyna rzecz, którą dzieląc – mnożymy”.
- Amenothepe – przeczytał nagle Declan głębokim, dudniącym głosem. – Podzielić przez trzy równa się razy trzy... Jej dar podzielono na trzy, ale zarazem uległ on mnożeniu. Macie rozwiązanie równania i wiadomości waszego brata, Jaspera.
- Każda z córek otrzymała część daru Amenothepe – powiedział głucho Eleazar. – Ale każda część jest pomnożona... Razem są potężniejsze niż kiedykolwiek była Amenothepe. A to oznacza... że nigdy nie będziemy w stanie ich pokonać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nellkamorelka
Wilkołak



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Pon 15:09, 28 Gru 2009 Powrót do góry

hmm... jak zwykle ... miałabym ochotę jednocześnie Cię uściskać i Tobą potrząsnąć;) uściskać za rewelacyjny rozdział, a potrząsnąć za to, że przerwałaś w takim momencie?!!!!
echhhh... jestem z Ciebie dumna - nie przypuszczałam, że z rozdziału na rozdział będzie lepiej - i będę się czuła jeszcze bardziej wciągnięta:) piszesz rewelacyjnie i po prostu brak mi słów jak zwykle:) każda postać którą wprowadzasz wpasowuje się rewelacyjnie w akcję. Opowieści z przeszłości jak zwykle niezmiernie wciągające:) z wielką niecierpliwością zawsze czekam na kolejny - Twoja wyobraźnia jest niezmierna i naprawdę można Ci jej pozazdrościć:)
mam swoje podejrzenia co do ojca trojaczków, ale poczekam grzecznie na kolejne rozdziały i na to jak postanowisz rozwinąć dalej akcję...
Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóstwa czasu do pisania:)
Nellka


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bellusia14
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Gru 2009
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 15:35, 28 Gru 2009 Powrót do góry

To opowiedanie jest świetne !! Mam nadzieję że nie skączy się szybko;)
Jak mogłaś w takim momęcie przerwać ?! ciekawe czy Cullenowie przegrają ?
Z zniecierpliwością czekam na następny rozdział :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Pon 16:10, 28 Gru 2009 Powrót do góry

Niesamowite, mam dreszcze - przysłowiową gęsią skórkę na skórze. To miara dobrej muzyki i dobrego pisania , po prostu znów zostawiasz nas z pytaniem cisnącym się na usta , bez nadziei na cokolwiek co mogłoby pomóc Cullenom i ekipie , mimo to sądze , że nie będzie tak źle ... ciekawość mnie po prostu zjada! : )

pozdrawiam, Uskrzydlona.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 19:44, 28 Gru 2009 Powrót do góry

U mnie znów zaczynają się przeczucia... Noah. On jest ojcem. W momencie kiedy powiedziała, że obok tęczówek Edwarda, zobaczyła jeszcze oczy Noah, to wted się domyśliłam. Tzn, inaczej. Nie domyśliłam się, bo u Ciebie nigdy niczego sie nie domyślę (pisałam to już...?) ale tak mi to wtedy do głowy wpadło. To by nawet miało sens. O ile czegoś nie pomieszałam. A pomieszałam na pewno. Wtedy trojaczki zobaczyłyby ojca, odeszłyby od Volturii i mamy piękny happy end. Ale to chyba za proste jak na Twój ff, co? Chociaż... jakby to ubrać w słowa, akcję i emocje... Byłoby super. I miałabym swój happy end. Ale coś mi się nie wydaje, że to tak prosto będzie...

A teraz pora na Bellę. Jezus, zaczyna się. Tak jak wkurzała mnie z Zaćmieniu tak zaczyna wkurzać mnie tu. Na rany Boskie, bez przesady... Dziewczyna ma coś z głową... Wyraźnie leci na Noah... I to na oczach Edwarda. Nie ma Jacoba, to hop i bierzemu Noah... Aha, i nie traktuj tego jak krytykę! Ja mówię do Belli a nie do Ciebie xD Sorki, ale czasami muszę się powyżywać na postaciach.

Bardzo dziękuję za życzenia ;** I przepraszam, że nie kometnowałam ileś rozdziałów. Za każdym razem chcę coś napisać i mi nie wychodzi :< Nie wiem czemu... A tak bardzo mi się to podoba... I zasługujesz na komentarz bo to w sumie jedyna zapłata za Twoją pracę.

Ostatnio myślałam, czy by nie skończyć czytać tego ff i wrócić do niego gdy będzie zakończony. Kiedy dojdzie do (ewentualnej) bitwy a ona nie będzie opisana w jedym rozdziale, to będę umierać.
Ale chyba nie dam rady... za każdym razem gdy widzę nowy rozdział, aż mnie skręca, żeby przeczytać.

p,
B.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Taka_Ja
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 19:56, 28 Gru 2009 Powrót do góry

Kolejny rozdział - kolejne pokłony w pochwałach :-)
Kochana Reinigen, jesteś absolutnie niesamowita i będę Ci to powtarzać przy każdej sposobności.
Jak już bardzo trafnie zaznaczyła jedna z poprzedniczek - Twoja wyobraźnia to po prostu potęga. Przepięknie, niezwykle intrygująco kreujesz i wspaniale komponujesz fabułę. Z miejsca urzekasz i zaczarowujesz. I potwierdzasz te zdolności w każdej kolejnej części.

Ten rozdział dostarczył sporą dozę słodyczy uchylania rąbka tajemnicy. Trochę nam wyjaśnił, postawił też sporo nowych pytań. Bardzo tajemnicza i ogromnie intrygująca postać Amenothepe punktem wyjścia do odkrywania sekretów związanych z istnieniem trzech spokrewnionych wampirzyc. Świetny klimat wytworzony w tekście. Czuć ten dreszczyk niepewności i lęku, co dalej. Bardzo ekscytująco :-)

Korzystając z okazji również życzę naszej niezastąpionej autorce i wszystkim czytelnikom wszystkiego najpiękniejszego, najsłodszego i najcudowniejszego na zbliżający się Nowy Rok :*:*
Dla Reinigen jak zwykle dużo, dużo wolnego czasu, owocnego odpoczywania, natchnienia i chęci, wszystkiego, co tylko najwspanialsze :* :-)

Oczekując wytrwale i niecierpliwie jednocześnie na kolejne części, pozdrawiam :-)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Pon 22:20, 28 Gru 2009 Powrót do góry

Kolejny rozdział, kolejne pochwały, podziękowania i zachwycanie się nad Twoim tekstem. Nie wiem jak to robisz ale jesteś wielka(:

Wkurzyła mnie Bella, jak ona może lecieć na Noaha, no może i jest ładny i w ogóle ale no wkurzyła mnie! Ja myślałam, że jest już dojrzała, a zachowuje się jak nastolatka. Ma za męża Edwarda za którego połowa oddała by wszystko (no nie oszukujmy się każda chciała by być TAK kochaną) a jej kolana się uginają na faceta którego zna 2dni? Przepraszam, ale musiałam to z siebie wyrzucić, w sumie może to sprawia, że Twoja Bella jest bardziej prawdziwa, bo nie jest zapatrzona w Edka jak w obrazek.

Dziękuje za piękne życzenia noworoczne, na prawdę są piękne(: i będę mało oryginalna bo powiem wzajemnie plus spełnienia chociaż części marzeń, zrealizowania wyznaczonych sobie celów i dalszej tak owocnej i pięknej pracy nad OB(:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Pon 23:01, 28 Gru 2009 Powrót do góry

Nie mam słów. Wbijasz mnie w fotel z każdym nowym rozdziałem.
Nie mam pojęcia z kąd ty bierzesz te wszystkie pomysły. To jak łączysz to w całość. Oraz hmm Stawiam iż ojcem trojaczków jest Noah. Przecież skoro one mają takie dary, to ich ojciec powiniem byc jedyną osobą która może je pokonać. Czyli pasowały by :)
Jesteś fenomenalna.
Jesteś genialna.
Będę Cię wielbić.
Chciało by się napisać coś mądrego, ale ni jak nie wiem co, mam ręce jak z waty :)
Pozdrawiam serdecznie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 12:33, 29 Gru 2009 Powrót do góry

przeszedł czas na mój komentarz...
Tajemnicza Trójca z jednej strony wyjaśniona... z drugiej nie bardzo mi się to podoba... to znaczy - pomysł genialny, ale do tego tekstu podchodzę nie tylko jako czytelnik, ale także bardziej pisarsko... bardzo chcę wiedzieć co będzie dalej, więc zastanawiam się co ja bym zrobiła na twoim miejscu... no i doprowadzilaś sytuację do punktu, gdzie chyba popełniłabym samobójstwo... nie bardzo chcę zabijać Cullenów lub/i odbierać im tożsamość... tym bardziej, że zostaje jeszcze Nessie, a wyjścia z sytuacji nie widzę, chyba, że grupa anty Volturi odnajdzie ojca - lub już go odnaleźli nie wiedząc o tym, lub Trojaczki są tak sprawiedliwe jak ich matka i same oddadzą Ness rodzicom i zaprowadzą porządek...

no zobaczymy, zobaczymy... mam nadzieje, że nie zastosujesz żadnego Dei ex machina, bo szkoda by było... ( nie wiem czym dobrze odmieniłam końcówkę)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 21:31, 02 Sty 2010 Powrót do góry

Witam serdecznie, moja droga Reni!
W końcu po tylu podejściach przeczytałam "Trójcę" i powiem Ci szczerze, że mnie zaskoczyłaś. Normalnie mam wyrzuty sumienia, że w pewien sposób porzuciłam czytanie twojego fanfika na rzecz innych... Wybacz.

Noah...
To bardzo niezwykła postać. Jestem zaskoczona, że zdecydowałaś się na tarczę. W ogóle na każdym kroku jestem coraz bardziej zszokowana rozwojem tej postaci. Dziwne jest jego oddziaływanie na Bellę, jego zniewalający wzrok i w ogóle. Zaskakujący z niego facet.
Cytat:
Wtedy nagle pojawił się obok mnie Noah. Wydawał się świadomy tego, co zamierzam zrobić, bo uspokajająco pogładził mnie po ramieniu i uśmiechnął się z otuchą.
- To wróci – zapewnił. – Kiedy naprawdę będziesz tego chciała, zapanujesz nad tarczą.

Kurde, to jest sposób na podryw? On chce coś ugrać z Bellą? Coś przez kości czuję, że będzie się działo... :D

Cytat:
Nie wiem czemu, wtedy wyobraziłam sobie piękną, wysoką kobietę o ciemnorudych, miękkich lokach i skośnych oczach, z których przebijała dobroć. Niemal widziałam ją przed oczami! Mimo potężnej siły, jaką dysponowała, była bardzo delikatna i czuła. Potrafiła współczuć innym istotom i pochylała się nad nimi. Przez chwilę dałabym głowę, że czuję jej niezwykle wrażliwe, smukłe palce, dotykające mojego policzka i słyszę ciepły szept... Czy taka właśnie była osławiona Amenothepe? Czy raczej dałam się ponieść wyobraźni, karmionej wspomnieniami trzech mężczyzn? Nie, niemożliwe... Przecież ja ją znam...

Przy tym fragmencie normalnie aż miałam dreszcze... Taki troszeczkę mroczny Ci wyszedł. Innymi słowy, żeby trochę jaśniej to określić - niesamowity, tajemniczy, dziwny, niespodziewany... Coś takiego. Chodzi o to, że widać taką małą schizę Belli... "Przecież ja ją znam..." - takie wzdrygnięcie mnie opanowało - miałam wrażenie, że duch Amenothepe opętał naszą drogą Isabellę...

Cytat:
Bo tak zawsze mówiła Amenothepe – wyjaśnił wreszcie Stefan. – “Miłość to jedyna rzecz, którą dzieląc – mnożymy”.

Podoba mi się. Skądś kojarzę te słowa... Czy to jest czyjś cytat?

Cytat:
Bordowe źrenice przewiercały mnie intensywnie spod czekoladowych loków chłopca o elfich uszach. Mimowolnie zadrżałam.

Noah? Ech, Reinigen... Co Ty kombinujesz kochana? ;p Cokolwiek się zrodzi w Twojej głowie - dla mnie bomba!

Cytat:
- Każda z córek otrzymała część daru Amenothepe – powiedział głucho Eleazar. – Ale każda część jest pomnożona... Razem są potężniejsze niż kiedykolwiek była Amenothepe. A to oznacza... że nigdy nie będziemy w stanie ich pokonać.

Tym rozwaliłaś mnie całkowicie. Pogmatwałaś życie tym swoim biednym bohaterom Reni. Aż płakać się chce nad ich losem. Widzę tu ładną zapowiedź tragedii...

Co ja mogę jeszcze powiedzieć? Jesteś boska Reinigen. Masz talent i potrafisz wprowadzić czytelnika w klimat. Już teraz obiecuję, że nie będę odkładać Twoich rozdziałów na później... ;/ Będę grzeczna! :D

Jako Twój prywatny krytyk muszę Ci wytknąć błędy. Ciężko mi z tą świadomością, ale takie życie...
Cytat:
Chociaż wiedzieliśmy, że są dla nas dużą siłą, większość czasu wolelibyśmy, żeby ich nie było.

Kochana... Albo trzeba wstawić "przez" większość czasu, albo przerobić to na "w" większości wolelibyśmy. Bo obecna wersja jest niezrozumiała.
Chciałam się jeszcze czepną o "nomadą", ale według sjp jest poprawnie...
Więcej błędów nie pamiętam... => żart, więcej nie znalazłam i uważam, że ich nie ma :)

Kończę już. Życzę Ci jak najwięcej weny w Nowym Roku i czasu, aby pisać. I w ogóle... :D
Pozdrawiam *kajając się i spuszczając oczy ze wstydu*
dot.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NajNa"
Wilkołak



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:38, 03 Sty 2010 Powrót do góry

Na wstępię chciałam Cie bardzo przeprosić. Az mi wstyd, gdy widzę jak dawno komentowałam :( Nie mam usprawiedliwienia. Ostatnio wg nie czytam żadnych ff. Czasmai zdarzy się gdy zajrzę do zaczętego opowiadania. A już o komentowaniu nie wspomnę. Zapuściłam sie masakrycznie. Ale przejdźmy do rzeczy. Wiesz dobrze, ze Twój ff jest moim jednym z ulubionych ;) Bardzo przyjemnie się go czyta. Pomysł jest bardzo interesujący. I to jak rozwinęłaś całą akcję. W między czasie może coś tam ustało, ale teraz widać ogromny tok wydarzeń. Jedno, za drugim. Tyle nowych zdarzeń nam zaserwowałaś ;) Podoba mi się.
Jestem poprostu zachwycona historią trojaczek i ich matki. Zchowanie Amenothepe bardzo mi się spodobało ;) Ogólnie cała jej postać wyszła bardzo ciekawie. Musze przyznać, że zaskoczyła mnie ich historia. Spodziewałam sie czegos innego, ale konkretnie to nawet nie wiem czego :D xD
Również zaciekawił mnie Noah. Jego dar - tarcza. Czy próbujesz jakos ich połączyć? Żeby stali sie przyjaciółmi? Czy może Bella się zauroczyła? Tak myślę sądzocą po tych spojrzeniach i reakcji jej na wampira ;) Hmm... Orlando Bloom? :-D Czyżbyś go lubiła?
Naprawdę mnie zaskakujesz. Sądzę, że masz jescze tyle ciekawych pomysłów i nas jeszcze bardzo zaskoczysz :-P Jestem pod wielkim podziwem Twojego talentu ;-)
Ściskam i za razem przepraszam ;*
NN"

P.S przepraszam za błędy ;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Czw 23:07, 07 Sty 2010 Powrót do góry

Reni, moja droga Reni!
Nie zaglądałam tu bardzo długo ale stęskniona twojego ff skusiłam się i jestem jak zwykle zachwycona! Ciarki mam na plecach po przeczytaniu twojego kolejnego rozdziału!!! Mogę Cię chwali non stop :) Jak zwykle znowu zaskoczyłaś nas wszystkich historią trojaczek i nowego bohatera, który tak zamięszał w głowie Belli! Zbudowałaś swoim stylem świetne napięcie, odczuwało się emocje twoich bohaterów! Oby tak dalej! Chcę więcej i czesciej !!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn

PostWysłany: Wto 19:41, 09 Lut 2010 Powrót do góry

Nawet nie zamierzam przepraszać, bo to i tak nic by nie dało. Naga prawda wygląda tak, że od 29 grudnia do wczorajszego wieczoru byłam całkowicie pozbawiona internetu. Teraz natomiast, kiedy net mam, zbliża mi się okropne kolokwium z historii adwokatury i muszę kuć, a nie pisać opowiadanie. Dlatego dziś dodaję część, która już jest napisana, a kolejnej możecie spodziewać się pod koniec lutego. Lojalnie uprzedzam :)
I jednak, mimo wszystko, przepraszam...

Przegrupowanie.

Nie wiem dlaczego, ale kolejne wydarzenia pamiętałam jak przez sen. Chodziłam dziwnie półprzytomna, w niepojęty sposób, nawet wbrew swojej woli wracając myślami do historii legendarnej Amenothepe. Czasem skupiałam się na niej tak bardzo, że niemal fizycznie odczuwałam jej obecność. Wydawało mi się, że stoi tuż za mną i opuszkami palców leciutko dotyka moich włosów, ale kiedy się błyskawicznie obracałam – jej już nie było. Nikogo nie było.
Pozwoliłam innym opracowywać plan działania i układać schematy podziemi Volterry. Carlisle, Edward, Declan, Eleazar, Emmett i Gabriel całymi godzinami ślęczeli nad skomplikowanymi mapami, uzupełniając je o nowe dane. Dzięki obecności Eleazara tempo ich pracy zwiększyło się wydatnie. Mieli nowe informacje, które miały pomóc nam w dostaniu się do zamku, a Gabriel próbował wyczuć, czy we wskazanych przez nich tunelach stoją jakieś straże. Jego zadanie było utrudnione, bo nie znał zapachu, którego szukał, jednak czasem udawało mu się znaleźć jakiegoś strażnika w niespodziewanym miejscu.
Benjamin, Peter, Robert, Charles, Stephenie oraz Claire skupili się na strategii i próbowali w sensowny sposób rozplanować ustawienie nas wszystkich w momencie natarcia, choć wciąż nie mogli skorzystać z kompletnych map. Dla nich ogromną nadzieją był Noah. Jego obecność pozwalała podzielić nas na dwie grupy, z których każda będzie chroniona przed Jane i Aleciem, a to liczyło się chwilowo najbardziej.
Najbardziej, ale tylko do momentu, gdy nie staniemy oko w oko z trojaczkami...
Wszyscy wiedzieli, że w takim przypadku nie mamy już żadnych szans i cała bitwa jest przegrana. Dlatego głównym zadaniem obu pracujących nad planami grup, a także niezrzeszonych domowników, było wymyślenie jakiegokolwiek sposobu, aby ominąć trojaczki i jak najszybciej oddalić się z zamku z naszymi bliskimi. Ja jednak nie potrafiłam go znaleźć. Nie potrafiłam też pomóc w uzupełnianiu map ani układaniu planu działania, a w dodatku kompletnie nie panowałam nad własną tarczą, w której wszyscy pokładali tyle nadziei... To wszystko sprawiało, że z chwili na chwilę czułam się coraz gorzej i uciekałam do lasu, aby zaznać choć chwili upajającej samotności.
Wymknęłam się także wieczorem, gdy zniżające się ku linii horyzontu słońce zaczęło przybierać barwy czerwieni i gorejącej pomarańczy. Usiadłam na grubym konarze drzewa, podziwiając zapierające dech w piersiach niebo, ubrane przez zachód w róż, lawendę i łagodny fiolet. Ostatnie promienie odbiły się w mojej skórze, rozsiewając ciepły blask, więc po chwili przymknęłam oczy i cieszyłam się łagodnymi podmuchami wiatru na twarzy.
Może to krwista czerwień, wypełniająca mi powieki, a może słodki zapach zachodzącego słońca i przesiąkniętego lasem wiatru, ale znowu wyczuwałam jej obecność... Intensywna, jak nigdy przedtem, Amenothepe wydawała się siedzieć tuż za mną i także chłonąć ten fantastyczny zachód. Niemal czułam ulotne muskanie jej loków przy swoim policzków. Tych bordowych, sprężystych pukli o zapachu wiśni i róż. Przysięgłabym, że słyszę jej oddech tuż przy uchu. Mówiąc szczerze, wyczuwałam ciepło jej ciała, prawie dotykającego moich pleców. I choć takie wrażenie powinno po chwili zniknąć, ono coraz bardziej się potęgowało. Im dłużej i intensywniej próbowałam wczuć się w otaczającą mnie rzeczywistość, tym bardziej byłam przekonana, że Amenothepe jest tuż obok. A kiedy poczułam dotyk czyichś palców na swoim ramieniu, już wiedziałam, że KTOŚ tam jest.
Otworzyłam oczy i obróciłam się gwałtownie. Zdumiona, tuż przed sobą ujrzałam parę bordowych tęczówek i te sprężyste, w świetle zachodzącego słońca niemal purpurowe pukle...
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć – uśmiechnął się spokojnie Noah. – Dlatego cię dotknąłem. Żebyś wiedziała, że ktoś za tobą siedzi.
- Nic się nie stało – odparłam, choć nie było w tym ani odrobiny prawdy.
Teraz, gdy już wiedziałam, kto za mną jest, powinnam się uspokoić i ochłonąć. Dlaczego więc w głowie mi wirowało, oddech nadal przyspieszał, a jakaś niepokorna część ciała wewnątrz mnie podskakiwała rytmicznie? Objęłam ramionami chłodny, chropawy pień, żeby poukładać myśli. Nie na wiele to się zdało, gdy wciąż wpatrywały się we mnie ogromne, przesycone spokojem tęczówki.
- Często tak uciekasz? – zapytał łagodnie Noah, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Czasem mi się zdarza – przyznałam, zaskoczona. – Muszę odpocząć od zgiełku, pozbierać myśli...
- O Renesmee – To nie było pytanie. On po prostu stwierdził fakt.
Nie widziałam powodu, aby zaprzeczać. Kiwnęłam głową. To była naga, odarta ze złudzeń prawda. Wszystkie moje myśli w ten czy inny sposób wiązały się z Renesmee i jej losami. Chociaż niekiedy wydawało mi się, że myślę o czymś innym, w gruncie rzeczy jakaś część mnie ciągle była przy niej i do niej tęskniła. Nikt, absolutnie nikt, komu nie odebrano dziecka, nie może mieć pojęcia, jakie to uczucie. Nikt nie wie, jak skutecznie może zabijać niepewność.
- Czasem wiadomości z zewnątrz bywają mylące... – powiedział powoli Noah, przenosząc oczy na zachodzące słońce.
W blasku jego tęczówki gwałtownie zapłonęły żywym ogniem, tworząc niepowtarzalne, przepiękne widowisko. Gładka cera lśniła, odbijając ciepłe kolory zachodu, a w niej płonęły te dwie krwisto-złote pochodnie. Widok był tak nieziemski, że przez chwilę, pochłonięta jego obserwacją, nie zrozumiałam, co powiedział. Dotarło to do mnie dopiero po kilku sekundach.
- Co takiego? – zmarszczyłam brwi.
- Mówię tylko, że nie zawsze należy ufać choćby najbardziej bezpośrednim znakom – odparł, wciąż wpatrzony w słoneczną kulę. A potem błyskawicznie skierował te płonące tęczówki prosto na mnie. – Jesteś matką. W twojej córce płynie twoja krew. Łączy was więź o wiele silniejsza, niż dar Gabriela. To TY powinnaś wiedzieć, co się z nią dzieje...
Adrenalina oblekła mi uszy ciągłym szumem, a krew zabuzowała w żyłach. Ktoś wreszcie na głos wypowiedział myśl, którą tak bardzo chciałam usłyszeć, a której bałam się nawet sama dotknąć. Otóż to. Cokolwiek nie mówiłby najlepszy tropiciel na świecie, na cokolwiek nie wskazywałyby znaki na niebie i ziemi, ja WIEDZIAŁAM, że Renesmee żyje. Wiedziała to jakaś część mnie i nigdy nie powinnam była w to zwątpić.
- Rodzic zawsze wie... – szepnął Noah, kładąc długie, smukłe palce na moim policzku i leciutko opuszczając je niżej. Jednym palcem uniósł moją brodę do góry i zmusił, żebym spojrzała mu w oczy.
- Skąd możesz... nie masz pojęcia... – wyjąkałam, na siłę próbując odwrócić wzrok.
- Zawsze – powiedział twardo i to chyba jego ton w końcu kazał mi popatrzeć na te gorejące źrenice.
I wtedy zobaczyłam jego wiek, który rzeczywiście musiał być liczony w stuleciach. Z młodej, przepięknej i niezwykle harmonijnej twarzy patrzyły na mnie głębokie, mądre oczy starca, przy którym byłam nic nie znaczącym podlotkiem. Poczułam jego oddech na swojej twarzy i z rozkoszą wciągnęłam w nozdrza jego wiśniowy, słodki aromat. Odruchowo przymknęłam oczy, kiedy zbliżał się do mnie w mrożąco wolnym tempie, a potem delikatnie, ulotnie ucałował w skołatane czoło. Kiedy otworzyłam oczy, jego już nie było.
Nie wiem, ile jeszcze siedziałam na tym drzewie. Kiedy zeszłam było już całkiem ciemno, a po słońcu nie został żaden ślad. Nawet księżyc nie świecił i nie rozjaśniał nieprzeniknionego mroku lasu. Gdyby nie mój wampirzy wzrok, na pewno niejednokrotnie potknęłabym się o korzeń lub pniak, jednak teraz bez przeszkód dotarłam z powrotem do domu. Bez przeszkód, za to z głową pełną wątpliwości. Nie miałam bowiem pojęcia, jak mam się w obecności Noaha zachować. To, co między nami zaszło było tak niesłychanie... intymne...
- Bella! – dobiegł mnie z werandy domu głos, którego nie mogłabym pomylić z żadnym innym.
Podeszłam do Edwarda i wtuliłam się w niego mocno, z całej siły starając się zagłuszyć lekkie poczucie winy. Mimo wszystko, mimo tego, że w gruncie rzeczy nic między mną a Noah nie zaszło, miałam gdzieś w podświadomości poczucie, iż tego wieczoru nie byłam mężowi do końca wierna...
A jednak jego zapach, jego rudawe kosmyki, opadające mi na czoło i dotyk jego skóry był tak cudownie bezpieczny, znajomy i ukochany, że nigdy bym z niego nie zrezygnowała. Co wobec tego się ze mną dzieje?! Dlaczego we mnie, w moim własnym ciele, które zawsze powinno mi być posłuszne, znalazło się coś, co tak bardzo ciągnie mnie do tego tajemniczego wampira o ciemnych lokach?!
- Carlisle opracowuje plan... – szepnął Edward, uspokajająco tuląc mnie w ramionach. – Jesteśmy już bardzo blisko, nie ma sensu dłużej czekać. Lada dzień ruszymy do Volterry. Chcemy tylko się upewnić, że nikt więcej tu nie przyjedzie.
- Odnajdziemy ją, prawda? – wyrwało mi się, zanim zdążyłam pomyśleć.
Przez chwilę Edward nie odpowiadał, tylko mocniej otulił mnie ramionami. Słyszałam, jak ostrymi zębami przygryza dolną wargę i zaciska szczęki, ale się nie odezwałam. Nie odwołałam swojego pytania, choć pewnie powinnam to była zrobić. Mi jednak za bardzo zależało na jego odpowiedzi. Musiałam ją usłyszeć.
- Zrobimy wszystko, co konieczne... – zaczął Edward i zamilkł, ale za chwilę nabrał oddechu i z sykiem wypuścił powietrze. – Oczywiście, że tak. Znajdziemy ją.
- Kocham cię... – szepnęłam wtedy i poczułam jego słodkie usta na swoich wargach.
- Kochani, pozwólcie do środka – usłyszeliśmy cichy głos Esme.
Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy, że stoi na środku salonu, patrząc w zamknięte okno, przez które mogła dostrzec nasze objęte sylwetki.
- Już idziemy – odparł Edward, nie podnosząc głosu.
Esme zza szyby skinęła głową i pośpieszyła do stołu, przy którym zebrali się już prawie wszyscy domownicy. My zaś spokojnie pocałowaliśmy się jeszcze raz, usiłując przedłużyć ten moment bliskości, który od tak dawna nie był nam dany. Czując miękkie wargi Edwarda, odruchowo pomyślałam o tych, którzy pozbawili mnie ich na długie lata. Odebrali mi zresztą jeszcze więcej, czego nie umiałam im darować. Znowu narósł we mnie gniew i szalona żądza zemsty, buzująca mi pod skórą silnym, jasnym płomieniem. Byłam gotowa stawić czoła swoim wrogom.
- Chodźmy – powiedziałam wtedy, zdecydowanie ujmując dłoń Edwarda i prowadząc go przez próg.
Byli tam już wszyscy. Siedzieli i stali wokół stołu zaścielonego całą masą papierów i szkiców. Zanim zajęłam swoje miejsce, nie powstrzymałam się przez rzuceniem krótkiego spojrzenia na Noah. On jednak stał spokojnie obok Claire i Emmetta, nawet na mnie nie patrząc. Uwagę skupioną miał najwyraźniej na jednym z wyrysowanych przez Carlisle’a planów, bo wpatrywał się weń ze zmarszczonymi brwiami.
Jako pierwszy głos zabrał Eleazar.
- Jak wszyscy wiecie, wybieramy się do Volterry – zaczął, uważnie tocząc wzrokiem po twarzach zgromadzonych. – Jest nas i tak nadspodziewanie dużo, ale też stajemy do walki z siłą, której nie potrafię wam nawet opisać. O ile mogliśmy łudzić się pokonaniem jakiejś części Volturi, tak od razu możemy wybić sobie z głowy skuteczny atak na Trójcę. Dlatego przy opracowywaniu planu skupiliśmy się na uniknięciu ich za wszelką cenę. Jeśli ten punkt się powiedzie, mamy ogromną szansę na odnalezienie tych, których szukamy. Jednak wszyscy musicie zdawać sobie sprawę z zagrożenia i dlatego zadam to pytanie tylko raz, ale musicie dobrze zastanowić się nad odpowiedzią... Czy na pewno chcecie pójść z nami?
Przez chwilę panowała cisza, ale zaraz Claire zdecydowanie wstała z miejsca i w milczeniu skinęła głową. W tym samym momencie wstały jej przysposobione dzieci: Gabriel, Naima i Lily. A tuż za nimi podniósł się cały klan z Denali, Declan oraz Benjamin i Tia. Podnieśli się Rumuni i nomadzi, a nawet ludzie, dumnie reprezentowani przez Stephenie, Roberta i Laurie. Usłyszałam, jak Seth szczeknął gdzieś sprzed domu i po ciele rozlała mi się od serca fala ciepła. To było cudowne, widzieć ich wszystkich bez wahania wstających i deklarujących walkę po naszej stronie. Jednocześnie miałam świadomość istnienia niewielkiej zaledwie szansy na to, że wszyscy wrócimy z tej wyprawy bez szwanku. Gdyby którekolwiek z nich ucierpiało, nigdy nie umiałabym sobie tego darować.
- Doskonale – Eleazar spokojnie kiwnął głową i gestem pokazał, żeby usiedli. - Wobec tego Carlisle wprowadzi was w szczegóły planu, który wspólnie opracowaliśmy.
Doktor wstał z miejsca i opuszki palców oparł na lśniącym nowością blacie wielkiego stołu. Blask ognia z kominka zatańczył na jego twarzy i włosach, ożywiając je szczególną poświatą i nadając jego rysom jeszcze więcej pewności i szlachetności, którymi i tak się przecież cechował. W tej chwili wyglądał jak znakomity przywódca i strateg, za którym bez wątpienia poszłyby tłumy. Nawet, gdyby sytuacja była w istocie beznadziejna. A nasza była...
- Przed sobą widzicie plany Volterry, które udało nam się ustalić – zaczął, wskazując dłonią szkice, naniesione na półprzezroczyste pergaminy. – Są w nich luki i nieścisłości, bo żadne z nas nie zna tajemnic zamku w całości. Musicie uświadomić sobie, że do konfrontacji dojdzie na ich terytorium, co automatycznie zmniejsza nasze szanse. Dlatego tak ważne jest, by wypełniać plan dokładnie i w każdej sytuacji się go trzymać. Inaczej narażacie na niebezpieczeństwo zarówno siebie, jak i innych...
Mówił długo, prawdopodobnie ponad trzy godziny. Co jakiś czas swoje uwagi wtrącał Eleazar bądź Declan, którzy zamek znali najlepiej z nas. Wprowadzali nas w plan dopóty, dopóki nie upewnili się, że każde z nas zna swoją rolę w najmniejszym szczególe i nie zawaha się w żadnym momencie. Ale mimo drobiazgowego opracowania strategii, prześladowała mnie jedna myśl: tak wiele rzeczy mogło się nie udać... W tym najważniejsza z nich, o którą na samym końcu zapytała Claire:
- A co, jeśli jednak natkniemy się na Trójcę?
Wtedy na moment zapadła głucha cisza, a wszyscy wbili wyczekujący wzrok w Carlisle’a i Eleazara, stojących ramię w ramię na tle płonącego kominka. Znaliśmy tę odpowiedź, jednak musiała ona w końcu paść.
- Wtedy pozostaje nam tylko modlitwa... – odparł Eleazar.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
izka89
Człowiek



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:39, 09 Lut 2010 Powrót do góry

coraz więcej napięcia, akcji, niepewnosci i tajemniczosci... po prostu to opowiadanie jest cudowne :) Serce mi wali jak nie wiem co po tym krotkim rozdziale... Caly czas sie zastanawiam co Bella ma wspolnego z Amenothepe ze sobie ja tak wyraznie wyobraza... i nie wiem czemu ale przesladuje mnie mysl ze Noah jest powiązany z Trójcą... może to on jest ich ojcem? caly czas mam takie wrzenie... moze rozumie Belle bo i jemu odebrano corki... Poczekamy zobaczymy... pewnie fantazjuje :P Zycze czasu, weny i pomyślnego zdania wszystkiego co masz do zdania :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Taka_Ja
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:52, 09 Lut 2010 Powrót do góry

Reinigen - ja zawsze czekam w gotowości do czytania i przenoszenia się w ten wspaniały, wciągający i fascynujący świat pełen tajemnic i niebezpieczeństw Smile
Za każdym razem chłonę z zapartym tchem. Wytrwale i wyrozumiale czekam na kolejną część, bo naprawdę warto Wink

Dużo napięcia, niepewności, przerażenia i determinacji jednocześnie. Świetni stratedzy, plan bitwy, iskierki nadziei i prawdziwego strachu przed tym, co nieuchronnie się zbliża.
Bella zaczyna mnie wkurzać. Jako narratorka świetnie obserwuje, ocenia, odczuwa i opisuje. Ale nie mogę zaprzeczyć, że jej przemyślenia i reakcje związane z Noah po prostu mnie wkurzają. Tupię nogą i się wkurzam.
Ciekawie uwypuklona "obecność" Amenothepe odczuwana przez Bellę w specyficzny sposób.
I jak zawsze pięknie ukazana matczyna miłość Bells do Renesmee.
Świetna atmosfera współpracy i wzajemnego wsparcia między bohaterami. Odrobina ciepła i nadziei w momencie podejmowania trudnych decyzji, stawienia czoła zagrożaniu i przeciwnikowi.

Dziękuję autorce za przyjemność czytania rozdziału :* Życzę sporo sił i chęci do nauki, potrzebnych chwil relaksu i wolnego czasu Smile
Jak zwykle czekam wytrwale i cierpliwie Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nellkamorelka
Wilkołak



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Wto 20:55, 09 Lut 2010 Powrót do góry

Jak zwykle na każdy z rozdziałów rzucam się jak wygłodniały kociak:) i jeszcze ani razu się nie zawiodłam - za każdym razem potrafisz zbudować to niesamowite napięcie... naprawdę piszesz genialnie i szczerze zazdroszczę talentu i wyobraźni... To spotkanie Noah i Belli było genialne - oby tak dalej.
Nie wiem jak ja doczekam do kolejnego rozdziału, ale rozumiem - obowiązki, nauka itd.
Trzymam kciuki:) i życzę mnóstwa wolnego czasu:)
Nellka


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 21:05, 09 Lut 2010 Powrót do góry

Cytat:
Mi jednak za bardzo zależało na jego odpowiedzi.
raczej Mnie :) przynajmniej tak mi się wydaje :)
nie wiem co napisać - jestem chyba z tym opowiadaniem od początku i w zasadzie jest inne niż wszystkie, nie powtarza się żaden wątek... nigdy mnie nie zanudziłaś... a to chyba już 21 rozdział...
jestem pod ogromnym wrażeniem... twoja pomysłowość i talent jest ewidentny i nie bardzo wiem jak mogłabym jeszcze cię docenić...
masz jak w banku zawsze moje komentarze... nie potrafiłabym nie skomentować czegoś, co tak bardzo mi się podoba...

pozdrawia serdecznie
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Śro 14:49, 10 Lut 2010 Powrót do góry

Bardzo dobry rozdział, świetnie opisujący uczucia bohaterów. Pokazuje ich obawy, rozterki, przemyślenia. Nurtuje mnie wątek fascynacji Belli Noahem, ich relacje, zainteresowanie, ciekawe czy rozwiniesz to?!No i nie mogę się doczekać ich wyprawy do Voltery i dalszej wersji wydarzeń! Masz przepiękny styl pisania, świetnie opisujesz, oczarowywujesz swojego czytelnika. Oby tak dalej:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin