FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Zmierzch sczezł [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pon 11:14, 27 Kwi 2009 Powrót do góry

A ja myślałam, że nasza Bella zabuja się w Edwardzie... Cóż, mamy jakąś odskocznie :)
Podoba mi się Twoje opowiadanie, wciągnęłam się na maksa :)
Ale ja i tak mam nadzieję, że B&E będą razem... jakimś cudem.
Pisz dalej :)

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
siwo278
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Kwi 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 14:42, 27 Kwi 2009 Powrót do góry

Jak już wcześniej pisałam ff świetne :)
[quote=Ewelina]A ja myślałam, że nasza Bella zabuja się w Edwardzie[/quote]
??? ja myślałam, że historia opowiada o bezimiennej dziewczynie... nie o Belli.
Jeśli chodzi o rozdział to bardzo mi sie podobał. Błędów jako takich nie wyłapałam
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
an_mo
Wilkołak



Dołączył: 09 Wrz 2008
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Muppetowa xd

PostWysłany: Pon 15:08, 27 Kwi 2009 Powrót do góry

ehm .. imienia TEJ dziewczyny chyba nie ujawniono prawda ?
Tak czy inaczej musze powiedziec, że bardzo ciekawe ff.
Prawdziwa świeżość po tych wszystkich Badward i Badbella xd xd xd
Jeśli chodzi o błędy, to ja nie wyłapuje ich - za bardzo skupiam się na treści :)
Od błędów (patrz "czarna robota" - dla mnie) są inni xd xd xd
Życze veny a czegóż innego :)


pozdrawiam Ann Cool


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez an_mo dnia Pon 15:11, 27 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pon 15:48, 27 Kwi 2009 Powrót do góry

No faktycznie :) Tak się zaczytałam w tym ff, że nie zauważyłam jak dziewczyna ma na imię :) Moja wina, przyznaję się bez bicia :)
Ale wiecie, jeśli jest Edward to musi być i Bella :) Tak się już przyzwyczaiłam :)
ok, teraz będę ją nazywać "Panna X" :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Blue Cornflower Fairy
Człowiek



Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 10:39, 28 Kwi 2009 Powrót do góry

Seattle, 1949.

Od czasu mojej ucieczki z Forks minęły trzy lata. Nigdy nie byłam ciekawa, jak na moje zniknięcie zareagowali rodzice. Mogłam się tylko domyślać, że mama wpadła w histerię, a ojciec był wściekły. Cały ten czas spędziłam u Pani Cole, która pozwoliła mi mieszkać w pustym pokoju znajdującym się w jej mieszkaniu. Mimo, że początkowo uważałam ją za dziwaczkę okazała się bardzo serdeczną staruszką, oczytaną i zaznajomioną z życiem lepiej niż większość ludzi, których kiedykolwiek spotkałam. Pani Cole, jak zapowiedziała, nie pozwoliła mi pracować w bibliotece. Pieniądze potrzebne do życia zarabiałam u pobliskiego fryzjera. Pomagałam tam, jako, no cóż, sprzątaczka. Może rzeczywiście nie zbyt chwalebna praca, ale dawała zyski i to było najważniejsze. W czasie wolnym dużo czytałam. Kiedy pierwszy raz dorwałam się do książek, od razu wyszukałam te o wampirach. Niestety były to tylko opowieści o Draculi, a ten konkretny przypadek najmniej mnie interesował. Mówiąc szczerze- zawiodłam się nieco. Byłam przekonana, że znajdę zbiór legend i podań z całego świata. Mimo to nie poddawałam się i przeszukiwałam zakurzone regały, gdy tylko miałam czas. Pani Cole była przekonana, że kataloguje i oczyszczam zaniedbane książki. Po części, rzeczywiście to robiłam, ale początkowy cel, mimo wszystko pozostał ten sam. Na początku października znalazłam stary wolumin, który mnie zainteresował. Zatytułowano go "Nieśmiertelne Demony Samego Diabła" i prawdopodobnie pochodził z siedemnastowiecznej Anglii, tak przynajmniej wywnioskowałam po języku jakim był napisany. Było w nim bardzo dużo hipotez dotyczących wampirów właśnie. Mimo to, niektóre kwestie nadal pozostawały niejasne. Wolumin mówił, że krwiopijcy śpią w dzień, aby polować w nocy. Nie zgadzało mi się to z obrazem Cullenów. Przecież chodzili do szkoły w biały dzień. A więc kwestia szkodliwości słońca dla skóry wampira odpadała. Tak samo jak spanie w dzień i polowanie w nocy. Cullenowie byli gorsi, bo mogli wyruszyć na łowy o każdej porze nocy i dnia. Szybkość i
przebiegłość się zgadzały. Picie krwi również, fakt faktem byłam tylko świadkiem upolowania sarny, ale dowód był oczywisty. Została jeszcze sprawa nieśmiertelności, ale tego na szczęście nie będzie mi dane sprawdzić.
- Co Ty tu jeszcze robisz ? - głos Pani Cole, tak mnie przestraszył, że upuściłam wolumin, a kartki, które ledwo trzymała okładka, oddzieliły się od siebie i rozleciały po całym pomieszczeniu. Spojrzałam na zegarek. Była dwunasta w południe. Z zakładu fryzjerskiego Pucielle'go wychodzili poranni klienci, a ja powinnam być tam już od godziny i sprzątać.
- O nie ! - krzyknęłam i rzuciłam się na kolana, aby pozbierać porozrzucane kartki.
- Biegnij do pracy ! Ja się tym zajmę - powiedziała Pani Cole i także schyliła się, aby pozbierać
części woluminu. Kiedy wychodziłam, mignęły mi tylko smutne oczy ukochanej staruszki.


***

Pucielli był zdenerwowany z powodu mojego spóźnienia, ale jak każdy Włoch potrafił szybko przebaczać kobietom. Tego dnia wysprzątałam wszystko bardzo starannie. Była to moja rekompensata. Jednak wracając do domu nie czułam zmęczenia. Zaraz po powrocie miałam zamiar zagłębić się w lekturę woluminu. W drodze poczułam niepokój, taki sam jak trzy lata temu, wśród, wtedy mi obcych ,ulic Seattle. Serce biło jak szalone, a o nozdrza obijał się dziwny zapach. Przystanęłam i rozglądałam wokół, jak zaszczuty pies. Woń nie była tak intensywna, jak w przypadku Cullenów, ale mimo to coś wyczuwałam. Podejrzewałam, że jakiś wampir kręci się w okolicach Seattle. Ruszyłam w dalszą drogę. Chciałam być w domu najszybciej, jak się da. Lepiej nie wychodzić, gdy w okolicy grasuje głodny krwiopijca. Zastałam Panią Cole w salonie. W rękach trzymała znaleziony przeze mnie rano wolumin. Przywitałam się i ostrzegłam, żeby nie wychodziła dzisiaj z domu, bo
-... na pewno będzie padać.- Ten banalny powód często zatrzymywał staruszkę w mieszkaniu, dlatego też nie musiałam tłumaczyć jej bardziej skomplikowanych rzeczy. Tak przynajmniej sądziłam. Kiedy usiadłam przy rozpalonym kominku, kobieta odezwała się głosem pełnym starczego żalu.
- Nie myślałam, że interesują Cię wampiry. - Skamieniałam. Przez te trzy lata zapomniałam, jak
świetnie Pani Cole potrafi przejrzeć człowieka.
- No cóż. Uważam, że są interesujące, ale nie przesadzajmy. Przecież wiadomo, że wampiry to mit.
- Myślisz ? - Zmarszczyłam brwi. Znowu mnie zaskakiwała. - Powiedz mi, dlaczego uciekłaś z domu trzy lata temu ? - Otworzyłam usta, żeby powiedzieć jakąś bzdurę, ale struny głosowe odmówiły mi posłuszeństwa. Wiedziałam, że Pani Cole mi nie uwierzy. Pokiwała smutno głową.
- Spotkałaś jednego z Nich, prawda ? - wiedziałam, że ukrywanie prawdy nie ma sensu, skoro staruszka też wiedziała, że potwory istnieją ..
- Nie jednego, a pięciu. - Pani Cole zakryła sobie usta, przez zaciśnięte wargi wyszeptała:
- Biedactwo.
- Skąd Pani wie, o wampirach ?
- To smutna historia. Nigdy jej nie opowiadałam, bo kto by mi uwierzył. Prędzej wsadziliby mnie
do wariatkowa.
- Mimo to, chcę jej wysłuchać. Co jak co, ale ja na pewno nie uznam Pani za zwariowaną, zwłaszcza po tym czego doświadczyłam.
- Dobrze opowiem Ci, ale zanim zacznę, chcę się dowiedzieć, co się zdarzyło trzy lata temu ?
- W sumie nic takiego. Uciekłam, bo do mojej szkoły w Forks chodziła trójka wampirów, jeden
umiał czytać w myślach. Okropne uczucie - otrząsnęłam się na samo wspomnienie. - Poza tym ja ich wyczuwam.... Wiem, że to teraz śmiesznie zabrzmi, ale mój organizm jest strasznie wyczulony na wampiry. Jak tylko poczuję, że jakiś krwiopijca jest blisko od razu staję się niespokojna, serce bije mi jak szalone.... No i ... Czuję... Jak...Śmierdzą.
- Niesamowite ! - Pani Cole patrzyła na mnie z ciekawością dziecka, co wyglądało zabawnie na jej pomarszczonej twarzy. - Masz dar, dziecko ! Och, gdyby Frank miał takiego pomocnika jak ty ...
- Jaki Frank ? - spytałam.
- Mój mąż - w oczach zalśniły jej łzy.
- Co się stało z Panem Frankiem ?
- Zginął marnie. Jak wszyscy łowcy wampirów, niestety.
- Łowcy wampirów ? - Nie wierzyłam, że właśnie przede mną siedzi kobieta posiadająca olbrzymią wiedzę na temat potworów. - Ale, jak ... Znaczy się, przecież wampiry są niebezpieczne, i ... jak można ... je łowić ... znaczy się...
- Widzisz moje Drogie Dziecko, niektórzy ludzie, znający tajemnice tych pijawek... - Pani Cole
uśmiechnęła się pod nosem - …muszą się bronić. Największym zagrożeniem jest włoska rodzina królewskich wampirów,. Zwą ich Volturi. Dla nich nie ma żadnego „ale”, wszyscy ludzie znający ich tajemnicę muszą zginąć
Kiedyś, jeszcze przed II Wojną Światową istniała organizacja zrzeszająca tych nieszczęśników, a raczej wybrańców, jak siebie nazywali. Mimo, że wampiry były szybkie i silne potrafiliśmy się im przeciwstawić. W lasach zastawialiśmy pułapki, które, w większości przypadków, od razu rozrywały wampiry na części - wykrzywiłam twarz w obrzydzeniu. - Pozostawało nam tylko spalić fragmenty, żeby z powrotem się nie złączyły.
- To one nawet poćwiartowane nadal żyją?
- Tak. Niestety wampiry należą do najbardziej mściwych istot na tym świecie. Kiedy ginie jeden z nich, zawsze znajdzie się jakiś inny, który pragnie wyrównać rachunki. Powoli krwiopijcy zabijali członków organizacji, aż ostatecznie zostaliśmy tylko Frankie i Ja. Przemierzyliśmy całe Stany, aby znaleźć miejsce schronienia. Frank twierdził, że najlepiej pojechać na południe, ja że na północ. Kiedy byliśmy w Arizonie dorwali nas Volturi, było ich ze czterech ... Wyobraź sobie - dwóch słabych ludzi i czwórka zaprawionych w bojach, nieśmiertelnych, nadludzko silnych i bardzo szybkich krwiopijców - zadrżałam. W myślach widziałam parę młodych, przerażonych ludzi, otoczonych przez wampiry.
- To jak pani udało się uciec ?
- Osaczyli nas na stacji kolejowej. Nie mogli nas rozszarpać na oczach wszystkich, dlatego zyskaliśmy na czasie - westchnęła - Na tej stacji byli tacy podobni do ludzi, gdyby była tam osoba obdarzona podobnym darem do Twojego, może oboje zdołalibyśmy uciec.
- Pan Frank się poświęcił - dokończyłam widząc, że Pani Cole jest na granicy płaczu.
- Tak. Wsadził mnie do pociągu. Wyszeptał do ucha, że mam jechać tam gdzie chciałam i wtedy go złapali. Nie zdążyłam mu nawet powiedzieć, że Go kocham.
Mimowolnie mi także popłynęły łzy smutku. Frank Cole był prawdziwym bohaterem.
- I co dalej się z Panią działo ?
- Dotarłam do Seattle. Zrozpaczona i gotowa na śmierć, ale oni przestali mnie ścigać. Pewnie stwierdzili, że większą karą dla mnie będzie dać mi żyć w bólu po utracie męża. Mieli rację. Założyłam tą bibliotekę i żyłam samotnie przez te długie lata. Później przyszła wojna, spotykałam wiele wdów. Każda z nich mogła powiedzieć, że jej mąż był wojennym bohaterem, że zginął honorową śmiercią. A ja ? Co ja miałam powiedzieć ? Że mojego męża uśmierciły baśniowe Stwory ?
Opowieść Pani Cole zaszczepiła we mnie nową nadzieję. Wiedziałam, że wampiry nie są niepokonane. Kiedyś walczyli z nimi Łowcy. Może niekoniecznie chciałam uśmiercać krwiopijców, ale strach, który do nich czułam zelżał. Niestety nie zniknął całkowicie, ale przynajmniej mogłam zacząć po części kontrolować swoje życie. Objęłam kochaną staruszkę i powiedziałam szeptem:
- Mimo wszystko, niech Pani nie wychodzi przez kilka dni z domu. Wyczułam obecność krwiopijcy, a w przypadku ich bliskości lepiej być zapobiegliwym.
Kładąc się spać nadal rozmyślałam nad opowieścią pani Cole. Dzień pełen wrażeń spowodował, że w nocy nawiedzały mnie koszmary z wampirami w roli głównej.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxkasia29xx
Wilkołak



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok

PostWysłany: Wto 11:50, 28 Kwi 2009 Powrót do góry

Ciekawie się rozkręca... Wink Mam nadzieję, że postawisz jeszcze Cullenów na drodze bezimiennej dziewczyny ... Miałaś naprawdę świetny pomysł, taki nieszablonowy, gratuluje
Pozdrawiam i życzę dużo weny i czasu Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez xxkasia29xx dnia Wto 12:11, 28 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Wto 11:56, 28 Kwi 2009 Powrót do góry

Ja myślę, że dziewczyna vel Bella vel Panna X stanie się łowczynią wampirów :)
Ale wtedy byłaby jazda :) Może zapolowałaby na Volturi? Może Cullenowie pomogą jej w tępieniu nomadów i Volturi?
Czekam na dalsze części bo robi się coraz ciekawiej.

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
siwo278
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Kwi 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:34, 28 Kwi 2009 Powrót do góry

Ja również czekam, aż akcja sie rozwinie ... i powiem szczerze, że z każdym kolejnym rozdziałem twoje ff coraz bardziej mi sie podoba :D
Jeśli chodzi o dar panny X to myślałam raczej, że poprostu ma w spobie geny zmiennokształtnych... a nie, że to jej dar :D Więc znowu zaskoczenie....

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Blue Cornflower Fairy
Człowiek



Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 12:07, 29 Kwi 2009 Powrót do góry

Dzisiaj jeden, króciutki fragmencik. Dodaję również link do piosenki, która według mnie nieźle podsumowuje całość

[link widoczny dla zalogowanych]

***

Zdecydowałam się, wziąć los w swoje ręce. Pani Cole twierdziła, że mam dar i zamierzałam go wykorzystać. Gdy poczułam choćby szczątkowy wyrzut adrenaliny do krwi,a w nozdrzach słodkawą woń,biegłam do wszystkich sąsiadów, przekonując ich, że nie warto wychodzić z domów. Oczywiście nie mówiłam, że w grę wchodzą wampiry. Następnie razem z Panią Cole barykadowałyśmy się w domu. Minęły dwa tygodnie, od kiedy ostatni raz poczułam jakąkolwiek obecność wampira. Był wieczór Halloween. Na ulicach postawiono ozdoby rodem z horrorów, tych o wampirach również. Razem ze starszą Panią wyszłam na świąteczny stragan, aby pooglądać zabawy dzieciaków. Wszędzie stali Dyniowi Króle, a w beczkach z wodą pływały soczyście czerwone jabłka. Kupiłyśmy kilogram dojrzałych owoców. Wzięłam jedno, a Pani Cole będąc zmęczona spacerem wróciła do domu. Jedząc jabłko obserwowałam rozbawione dzieciaki. Kiedy byłam młodsza też lubiłam to święto, miało w sobie coś magicznego i nierealnego, do czasu...
 
- O nie ! -Złapałam się za klatkę piersiową. Moje serce zachowywało się jakby miało za chwilę
wyskoczyć. Zapach był wyjątkowo intensywny, jak wtedy, gdy spotkałam Cullenów. Ale tamte wampiry znajdowały się zaledwie kilka metrów ode mnie, niemożliwe żeby w Seattle jakikolwiek krwiopijca podszedł do tłumu tak blisko. Woń powodowała mdłości, zatoczyłam się jak pijana do straganu z słodyczami.
- Każ wszystkim stąd iść! - wycharczałam na tyle głośno, że słyszało mnie również kilka osób wokół straganu - Niebezpieczeństwo !
Czując, że tracę świadomość, spojrzałam w oczy wampira. Był niewyobrażalnie przystojny. Wysoki, umięśniony brunet o oliwkowej cerze. Pasował do opisu Volturich. Jego czarne oczy patrzyły na mnie z ... ciekawością. Nie zastanawiając się długo, ruszyłam w kierunku domu.Starałam się nie myśleć o tym jacy oni są szybcy. Wiedziałam, że prawdopodobieństwo, iż wybierze mnie jako ofiarę spośród takiego tłumu jest równe zeru. Mimo wszystko miał czarne oczy, a to znaczyło, że był głodny. Minęłam jedną z latarni, w moje nozdrza uderzył wampirzy zapach. Nieznacznie odwróciłam głowę, Za mną podążał cień. W przypływie paniki puściłam się biegiem, byle tylko go zgubić. Niestety było już za późno.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blue Cornflower Fairy dnia Śro 13:35, 29 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Śro 12:49, 29 Kwi 2009 Powrót do góry

No i pewnie na pomoc ruszą Cullenowie :)
Za krótkie, zdecydowanie za krótkie. Nie nacieszyłam się w pełni tym rozdziałem.
Na błędy nie patrzyłam, piszesz bardzo fajnie i dlatego przyjemnie się czyta.
Czekam na dalsze losy Panny X :)

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nati0902
Człowiek



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 15:51, 29 Kwi 2009 Powrót do góry

Ja się zgadzam z decydowanie za krótkie żeby coś wiecej powiedzieć... No i sie troszke zdenerwowałam w takim momencie;/ No nie pozostało mi nic innego jak czekać cierpliwie:)

WENY


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxkasia29xx
Wilkołak



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok

PostWysłany: Śro 16:26, 29 Kwi 2009 Powrót do góry

O tym, że rozdział jest krótki wspomniały moje przedmówczynie. Ale mimo tego jest ciekawy i daje dużo do myślenia: Kto goni "Bezimienną" ? Czy któryś z Cullenów ją uratuje? Czy rzeczywiście ściga ja Volturi ? Mnie nawet tak krótki fragment przypadł do gustu, liczę na to,że dość szybko wstawisz kolejny fragment.
Pozdrawiam i życzę dużo weny i jeszcze więcej czasu Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Blue Cornflower Fairy
Człowiek



Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:24, 30 Kwi 2009 Powrót do góry

Kolejny fragment. Do niego również piosenka

[link widoczny dla zalogowanych] ---> warto wsłuchać się w tekst.

Opowiadanie powoli zmierza ku końcowi.

Seattle, 3 listopada 1949.

Jeszcze nigdy nie przeżyłam czegoś tak okropnego. Nie miałam pojęcia ile godzin leżałam w ciemnym zaułku dwie ulice od domu. Tak bardzo bolało. Byłam przekonana, że wampir podążając za mną, zabije mnie, zostawiając ciało - pustą skorupę - na jakimś śmietniku. Tymczasem krwiopijca tylko posmakował mojej krwi, jak koneser testuje wino i zostawił umierającą w mękach. Podświadomie przeczuwałam, że czeka mnie śmierć, nie myślałam jednak, że sprawi mi to tyle cierpienia. Kiedy nastąpiło ostateczne przebudzenie czułam się jak nowo narodzona. Miałam w sobie niespożyte zasoby energii. Przez myśl mi nie przeszło, że mogę być taką szczęściarą. Przeżyłam atak wampira !
Otrzepałam brudne ubranie i podążyłam w stronę domu. Miałam nadzieję, że nie było mnie zbyt długo. Nie chciałam, aby Pani Cole się martwiła. Szłam powoli i przyglądałam się uśpionemu miastu. Już noc. Dosyć długo leżałam w tym zaułku, a w ogóle nie było mi zimno. Zdziwiłam się, w końcu listopad nie należał do najcieplejszych miesięcy, zwłaszcza w Seattle. Spojrzałam w ciemne okna kamiennicy stojącej naprzeciw biblioteki. Mimo, że w mieszkaniu sąsiadów było ciemno doskonale widziałam gdzie stoją meble. Coś jest ze mną nie tak. Pokonałam schody do drzwi wejściowych w zaskakującym tempie. Mimo, że nie napierałam na drewnianą klamkę, odkształciła się w moich dłoniach. W głębi duszy czułam, że nie powinnam tu być. Ale przecież nie mogłam teraz odejść, tak nagle, bez pożegnania z Panią Cole. Niech chociaż wie, że żyję.
Cicho wspięłam się na pierwsze piętro kamiennicy. Ogień w kominku rzucał na ściany salonu światłocienie.
Była to jedna z ostatnich rzeczy, które mogłam później, na chłodno ocenić. Wkraczając do pokoju ogarnął mnie nieznany szał. Czułam zapach pożywienia, nigdy w życiu nie myślałam, że moje ciało może tak zareagować. Nie był to zwykły głód, ale coś na podobieństwo silnej żądzy mordu. Spojrzałam w przerażone oczy staruszki. Nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia.
- Mój Boże. To dlatego cię nie było.... - Powoli podchodziłam w jej stronę. Kiedy byłam na tyle blisko, że szum krwi w żyłach kobiety stał się dla mnie najlepszą muzyką, a płyn w ustach sączył się jak oszalały Pani Cole uśmiechnęła się.
- Przeczuwałam, że spotka mnie taki koniec. Nie sądziłam tylko, że ... Nic się nie stało ...
Nie zdążyła dokończyć. Rzuciłam się na nią gwałtownie. Ogarnięta jednocześnie furią i strachem, wgryzłam się w jej szyję. Gdzieś w mojej głowie rozległ się krzyk rozpaczy. Kły tkwiły głęboko, nie mogłam tego przerwać. Gdy w ciele staruszki nie pozostała ani kropla krwi usiadłam w kącie pokoju, zapadając się w wszechogarniającą mnie ciemność. Jestem potworem, ścierwem nie mającym prawa do życia. Obrzydzenie jakie wypełniło każdą komórkę mojego nowego ciała było nie do zniesienia. Chciałam płakać, ale łzy nigdy więcej nie miały pojawić się w moich oczach. Musiałam zakończyć to życie. Nigdy nie pogodzę się z tym, że jestem wampirem, polującym na niewinne osoby, takie jak Pani Cole. Moją nową misją stało się zabicie tylko jednego krwiopijcy, który zamordował najdroższą mi osobę. Musiałam uśmiercić samą siebie.









Szmer cichych kroków wytrącił mnie z równowagi. Przez głowę przebiegła mi myśl, że może to jakiś zbłąkany człowiek, który stanie się moją kolejną ofiarą, ale gdy postać dotarła do połowy schodów poczułam, że to wampir. Ten sam, który zmienił mnie w krwiożercze monstrum. Zawładnęła mną niewypowiedziana nienawiść. Wyskoczyłam z salonu, gdy niechciany gość był w korytarzu. Rzuciłam się na niego zwalając z nóg. Moja pięść wbiła się w jego klatkę piersiową z niesamowitą łatwością.
- Ty !
- Uspokój się Dziecko.
- Nie mam zamiaru się uspokoić. To ty zamieniłeś mnie w potwora! To przez ciebie jestem parszywym krwiopijcą. Zapłacisz za to swoim życiem. - Chwila nieuwagi spowodowała, że wampir uciekł i stanął kilka metrów dalej.
- Spójrz w lustro - rozkazał. Zrobiłam to. Odbicie było zbyt piękne. Długie, rude włosy układały się w idealne fale. Na szczupłym ciele opinały się brudne ubrania jeszcze z Halloween. Skóra, nieskazitelna, jarzyła się w bladym świetle. Jedynie oczy mnie przeraziły - były krwistoczerwone, nie takie, jakie mają ludzie zmęczeni. Moje tęczówki przywodziły mi na myśl samego diabła. Odwróciłam głowę z furią.
- Dlaczego ja ?
- Teraz jesteś idealna - powiedział cicho wampir.
- Dlaczego ja ? - powtórzyłam pytanie.
- Za dużo o nas wiedziałaś.
- W takim razie dlaczego mnie nie zabiłeś ? - Mój głos mimo iż roztrzęsiony, był aksamitny i kuszący.
- Bo szkoda byłoby marnować taki dar. Nie rozumiesz ? Potrafisz odnaleźć każdego wampira na Ziemi. Dzięki tobie Volturi będą mogli kontrolować cały nasz gatunek. Uspokoiłam oddech, albo tak przynajmniej mi się wydawało. Był to bardziej oddech psychiczny, bo moja klatka piersiowa nie poruszała się, a nozdrza nie napełniały powietrzem.
- Jak mnie znalazłeś ? - spytałam cicho.
- Prowadziłem obserwację pewnej rodziny. Mieszkałaś wtedy w Forks, a twoje zachowanie przykuło moją uwagę. Tak jakbyś wiedziała kim są ....
- Cullenowie - wysyczałam jadowicie. - Jak ja nienawidzę Cullenów. - To przez tą rodzinę trafiłam do Seattle, przez nich objawił się mój dar i to oni byli powodem mojej przemiany. Oczywiście. Tylko potwory mogą stworzyć inne monstra. Wybiegłam z domu, nie oglądając się za siebie. Miałam dużo energii, dlatego założyłam, że biegnąc bez wytchnienia w końcu zgubię parszywego Volturi. Starałam się nie myśleć czyja krew dała mi tyle sił. Zatrzymałam się dopiero, gdy na horyzoncie pojawiło się słońce. Stanęłam na wzgórzu, tak aby dosięgły mnie promienie. Nie zdawałam sobie sprawy, że z wampirami dzieją się takie rzeczy w świetle. Miałam nadzieję, że słońce pali krwiopijców, że mnie zniszczy. Tymczasem moja skóra skrzyła się, jakby była pokryta diamentami. Wściekła, wrzasnęłam płosząc ptaki z pobliskich zarośli.
- Czy naprawdę nie ma sprawiedliwości na tym świecie ? Może się jeszcze okaże, że umiem latać ? - zadając retoryczne pytania przemierzyłam gęsty las. Stanęłam w cieniu drzew w pobliżu miasteczka, którego nazwy nie znałam. Nie, nie pozwolę, aby krwiożercze instynkty mną zawładnęły. Weszłam głębiej w zarośla, rozmyślając o swojej przyszłości, jeżeli jakakolwiek dla mnie istniała. Między drzewami przemknęła sarna. Ponownie ciało naprężyło się, jak do skoku.
- Nie ! - krzyknęłam, siłując się sama ze sobą. - Prędzej zdechnę z głodu, niż skosztuję ponownie krwi czegokolwiek... kogokolwiek.

Nie miałam pojęcia ile czasu przeleżałam zakopana w ściółce leśnej. Nie było mi zimno, nie czułam się wykończona, jednak psychiczne tortury, jakie przeżywałam powodowały, że dusza, o ile ją miałam, rozpadała się boleśnie na milion kawałeczków. Pory roku mijały, a ja pragnęłam śmierci, która nigdy nie miała nastąpić.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxkasia29xx
Wilkołak



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok

PostWysłany: Czw 13:43, 30 Kwi 2009 Powrót do góry

Wow - tylko tyle jestem w stanie z siebie wydusić, po przeczytaniu tego rozdziału. Szkoda mi Pani Cole, zginęła z rąk osoby, którą dobrze znała...
Mam nadzieję, ze "Bezimienna" nie dołączy do Volturi, bo to byłoby straszne. Nie wiem dlaczego ale wciąż czekam na to spotkanie z Cullenami, nie oczekuję kolejnego happy-endu, ale "zwykłego" spotkania. Mam nadzieję, że po zakończeniu tego opowiadania zaczniesz pisać nowe, bo naprawdę masz talent i fajnie się czyta Twoje dzieło Wink
Pozdrawiam i życzę weny Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Czw 15:14, 30 Kwi 2009 Powrót do góry

A ja myślę, że nasza bezimienna wróci do Forks, aby spotkać się z Cullenami.
Może oni pokażą jej swój styl życia i się do nich przyłączy???
A może zabuja się w Edim? Bo skoro jest już wampirzycą, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby tak się właśnie stało :)
Czekam na końcówkę Twojego ff :)

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nati0902
Człowiek



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 15:52, 30 Kwi 2009 Powrót do góry

WOW Nie spodziewalam sie takiego obrotu sprawy, na początku to wydawało mi sie trochę nudne ale teraz jestem zaciekawiona co dalej bedzie:D I myślę że nasza bezimienna dziewczyna spodka sie z Cullenami. Czekam na kolejną część:D

WENY


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
transfuzja.
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nibylandia.

PostWysłany: Czw 17:40, 30 Kwi 2009 Powrót do góry

Dziewczyno... Jesteś genialna.
Po prostu ge-nia-lna!
Uzależniłam się od Twojego ff.

Ou... Przemiana w wampira... Zabicie pani Cole... Robi się strasznie.
Mam pytanie... Czy my się w końcu dowiemy, jak nazywa się bohaterka? xD

Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
siwo278
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Kwi 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 18:37, 30 Kwi 2009 Powrót do góry

Łał ... ten rozdział był świetny ...
szkoda że nie zabiła tego wampira, który ją przemienił...
no i oczywiście żal mi tej staruszki

Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Blue Cornflower Fairy
Człowiek



Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:49, 30 Kwi 2009 Powrót do góry

Zaszaleję i dodam kolejny fragment. A co mi tam.
Dziękuję za komentarze. Zauważyłam same pozytywne. Nie rozpieszczacie mnie za bardzo ?
Miłej lektury !


Nowy Jork, 1975.

Ruch uliczny, pomimo zapadnięcia zmierzchu nie ustawał, ale w końcu Nowy Jork to Big Apple*. Uśmiechnęłam się do swoich myśli. Nie polowałam od dwóch tygodni, musiałam dzisiaj coś zjeść. Oblizałam się na samą myśl o posiłku. Od jakiegoś czasu obserwowałam moją kolejną ofiarę. Im dłużej mu się przyglądałam, tym bardziej utwierdzał mnie w przeświadczeniu, że nie ma prawa dalej żyć. Założyłam dopiero co kupioną krótką spódniczkę, i czarną bluzkę z dekoltem. Narzuciłam na siebie szary płaszczyk do kolan, bo wychodzenie bez wierzchniego odzienia w lutym byłoby wyjątkowo podejrzane. Zamknęłam mieszkanie na klucz i ruszyłam ulicą w stronę Manhattanu. Dave Robbinson powinien czaić się w jakimś ciemnym zaułku. Pewnie czeka na naiwną małolatę, którą można wciągnąć w mroczną uliczkę i zamordować. Mimo, że byłam głodna, mijani ludzie nie robili na mnie wrażenia. Jedynie zapach nieznacznie wpływał na produkcję jadu w ustach, ale do tego już dawno przywykłam. Nabrałam powietrza ...woń wampirów. Tak ! Inni też polują. Nigdy nie wchodziłam im w drogę. Mój dar pomógł mi zorientować się jakimi umiejętnościami są oni obdarzeni. Jeden z nich, młody, bo miał zaledwie 7 lat, posiadał niesamowicie wyczulony zmysł wzroku, jego oczom nie umknął żaden szczegół. Mordował w pojedynkę. Kolejne dwa wampiry to para, mężczyzna, starszy, miał co najmniej 70 lat i dużą siłę, porównywalną z mocą Nowonarodzonych. Kobieta z kolei, wampirzyca w moim wieku była niesamowitą pedantką, zabijała czysto, bez zbędnego rozrywania tkanek. Za każdym razem, gdy policja znajdowała ciało i nie była w stanie odkryć
przyczyny śmierci, wiedziałam, że to właśnie jej robota. Dochodząc do 56 Ulicy odwróciłam nieznacznie głowę. Za mną podążał mężczyzna w średnim wieku. Dave. Na to właśnie liczyłam. Mijając ciemną przestrzeń między budynkami poczułam szarpnięcie. Westchnęłam. Teraz wystarczyło posłużyć się pewnego rodzaju umiejętnościami aktorskimi i mężczyzna będzie mój. Udawałam, że popchnięcie zrobiło na mnie wrażenie. Dave zaciągnął mnie za kontener ze śmieciami. Głośno się zaśmiałam i odepchnęłam mężczyznę od siebie.
- Nie bądź taka zimna, Mała. - powiedział i ponownie się do mnie zbliżył.
- Dave, Dave, akurat jeśli o to chodzi, nawet wieczność nie zmieni tego faktu. Dzisiaj to twój ostatni raz, wiesz ? - zmarszczył brwi, jakby moje słowa dały mu dużo do myślenia. - Nie mam ochoty gadać, bez sensu. Strasznie jestem głodna - dodałam aksamitnym głosem i zbliżyłam się. Wtedy ujrzałam w jego oczach przerażenie.
- Błagam, tylko nie proś o litość - wyszeptałam i rzuciłam się na ofiarę, zapominając na chwilę o
niedawno odzyskanym człowieczeństwie.




Kiedy skończyłam ucztę, należało pozbyć się ciała. Nie miałam ochoty na wycieczkę nad zatokę, dlatego też owinęłam puste ciało w folie i papiery i wrzuciłam do kontenera. Zmarszczyłam nos, woń krwiopijcy, obdarzonego niezłymi umiejętnościami tropiciela. Zanim zdążyłam spojrzeć w górę, usłyszałam brawa.
- Piękna robota ! Zbliżasz się do perfekcji. - przemawiał do mnie zupełnie obcy wampir.
Nie wiedząc czego nieznajomy chce, przybrałam pozycję obronną. Z mojego gardła wydobył się syk drapieżcy.
- Spokojnie, spokojnie - powiedział łagodnie podnosząc ręce do góry, jakby się poddawał.
- To mój teren - powiedziałam agresywnie. - Jeśli chcesz zapolować musisz znaleźć inną dzielnicę.
Mężczyzna zachichotał pod nosem. Jego reakcja na moje słowa była zaskakująca. Będąc na jego miejscu dawno bym się wycofała.
- Nie sprowadza mnie tutaj głód. - stwierdził. - A raczej ciekawość.
Zmrużyłam podejrzliwie oczy. Czy On naprawdę widział coś interesującego w ciemnych zaułkach Manhattanu ? Czy może szukał mnie ?
- Doprawdy ? W takim razie w czym mogę pomóc ? - Starałam się, aby ton mojego głosu nie był zbyt niegrzeczny. W powietrzu unosił się zapach wielowiekowego wampira. Podejrzewałam, że przede mną stoi co najmniej 200- latek. Na pewno bardziej doświadczony ode mnie. Doszłam do wniosku, że nie warto robić sobie wrogów, zwłaszcza wśród starszych i mądrzejszych.
- No cóż - zaczął niewinnym głosem.- Zwróciłaś na siebie moją uwagę. Mianowicie twoje niesamowite umiejętności.
Cofnęłam się kilka kroków. Przez mój umysł przemknęła tylko jedna myśl :
„ Wysłannik Volturi”. A więc czas mojej wolności się skończył. Nie pozostawało mi nic innego, jak do nich dołączyć. Alternatywą było ewentualne unicestwienie. Nie byłam jednak gotowa na śmierć.
- Czyżby Wielka Trójka niecierpliwiła się moją nieobecnością ? - spytałam cicho wiedząc, że wampir pomimo, iż stał na schodach przeciwpożarowych usłyszy mnie bez problemu.
W jego oczach pojawiło się niezrozumienie. Przechyliłam głowę, aby lepiej przyjrzeć się rozmówcy. Wyglądało na to, że zastanawiał się nad odpowiedzią. Nie zrozumiał mojego pytania ? Postanowiłam nie czekać na reakcję z Jego strony.
- Przysłali Cię Volturi, prawda ? - Spojrzał na mnie swoimi oczami w kolorze burgunda i odpowiedział:
- Nie. „Strażnicy” nie mają nic wspólnego z moją obecnością tutaj.
Będąc człowiekiem prawdopodobnie już dawno bym uciekła, ale to była przeszłość. Wampirowi nic nie groziło w takim miejscu. Jednak mężczyzna należał do tego samego gatunku co ja, a to oznaczało, że istniała możliwość ataku z jego strony. Ogarnęła mnie panika. Ukradkiem rozglądałam się za wyjściem z ciemnego zaułku, ale nieznajomy stał nad bramą przez którą weszłam tu, wtedy jeszcze w towarzystwie Dave’a. Jeśli coś pójdzie nie tak, moim jedynym ratunkiem będzie walka. Nie podniosło mnie to na duchu. Tylko raz okazałam agresję w stosunku do wampira. Wtedy jednak byłam silną i zdeterminowaną nowonarodzoną. Wołanie o pomoc też odpadało. Nie mogłam w taki sposób poniżyć się przed wrogiem. Krwiopijcy nie proszą o ratunek. Nie mając wyjścia kontynuowałam konwersację.
- Rozumiem, że moje umiejętności mają Ci w czymś pomóc.
- Ależ skąd ! - powiedział z mocą.- Po prostu zainteresowały mnie opowieści o Tobie. Chciałem trochę pogawędzić.
- Pogawędzić ? - powtórzyłam głucho. Stał przede mną inny wampir i chciał ze mną rozmawiać.
Przeczesałam ręką swoje rude loki nie wiedząc jak się zachować. Życie nauczyło mnie, że powinnam omijać pobratymców szerokim łukiem. Każdy wiódł swoją egzystencję. Ja, codziennie spacerowałam po mieście, obserwując ludzkie zachowania. Co dwa tygodnie polowałam wybierając selektywnie tylko złoczyńców. Reszta nowojorskich wampirów mnie nie interesowała. Ciszę przerwał aksamitny głos nieznajomego.
- Od jak dawna mieszkasz w Nowym Jorku ? - zapytał beztrosko, jakbyśmy debatowali nad herbatą i ciasteczkami.
- Dwadzieścia lat. - odpowiedziałam. Zauważył, że jestem spięta.
- Nie jestem dla Ciebie zagrożeniem - dodał głośniej chcąc nadać temu stwierdzeniu autentyczności.
Kiwnęłam głową na znak zrozumienia. Wampir zamknął na chwilę oczy. Teraz dopiero zauważyłam, że jest wyjątkowo blady. Różnił się od Volturich. Ich skóra miała przecież ciemniejszy odcień. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam ?
Odprężyłam się trochę. Mężczyzna stojąc tak z przymkniętymi powiekami wyglądał na bezbronnego. Nigdy wcześniej nie miałam okazji porozmawiać na spokojnie z kimś podobnym do mnie. Może powinnam skorzystać z okazji i dowiedzieć się czegoś więcej o sobie, o tym kim się stałam. Mimo, że zostałam przemieniona ponad dwadzieścia pięć lat temu, jak żyją drapieżcy wiedziałam tylko z własnego doświadczenia. Musiałam przyznać, że nienawiść do samej siebie zdominowała wszystkie inne odczucia, które mogły towarzyszyć mojemu gatunkowi. Silniejsze było tylko uczucie, które żywiłam w stosunku do Cullenów.
Nagle mój rozmówca otworzył oczy i przerwał ciszę.
- Widzę, że nie jesteś zbyt rozmowna. W takim razie do zobaczenia, kiedyś. - machnął lekko ręką i zniknął w ciemności.
Zaskoczona jego nagłą zmianą zachowania, puściłam się biegiem, lecz po kilku metrach zrezygnowana przystanęłam. Właśnie przed chwilą podjęłam decyzję, aby porozmawiać z obcym wampirem, a on tak bezczelnie odszedł. Ludzie byli momentami nieprzewidywalni, ale On pobił wszelkie granice.
Wróciłam do mieszkania wściekła na wszystkich, a najbardziej na siebie. Co ja sobie myślałam ? Że mnie wysłucha ? Zrozumie ? Pewnie usłyszał plotkę na mój temat i przyszedł zobaczyć, czy to co mu powiedziano jest prawdą.
Mimo to, poczułam smutek. Odszedł tak szybko, bez ostrzeżenia. Może On też uważał, że wampiry nie zasługują na życie ? Nie wyglądał jednak na załamanego. Z przyzwyczajenia zaczęłam trzepać lawendowe poduszki ozdabiające kanapę w salonie. I nagle, olśniło mnie. Przecież był starszy, bardziej doświadczony. Mógł mi pomóc. Od lat czułam się pusta w środku. Nienawidziłam bycia krwiopijcą. Jedynie co mi w życiu zostało to zemsta. A wampiry, przez które stałam się potworem nadal żyły.
Szybko podbiegłam do okna i odchyliłam zasłony. Rozglądnęłam się po ulicy. Słońce dopiero wstawało, na zewnątrz nie było widać jeszcze żywej duszy. Dzisiaj już nie zdążę Go odnaleźć - pomyślałam. Miałam nadzieję, że nie opuścił Nowego Jorku. Miał zostać moim narzędziem, a jak wiadomo, na tym świecie trudno o dobry sprzęt.

* “New York is a Big Apple” - tak określił to miasto znany muzyk Louis Armstrong.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blue Cornflower Fairy dnia Pią 12:42, 01 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyjątkowa
Wilkołak



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?

PostWysłany: Czw 21:06, 30 Kwi 2009 Powrót do góry

No faktycznie zaszalałaś. :P No pewnie, że rozpieszczamy, ale należy ci się. :P Dla nas, czytelników to nawet lepiej, że tak szaleje. :) Tylko błagam, dodaj w temacie numery rozdziałów, której dodajesz, bo nie wiadomo, czy jest coś nowego, czy nie. :D No ale się przyczepię, robisz wiele błędów interpunkcyjnych. Wkurzają mnie braki przecinków! :P Mimo wszystko czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że się poprawisz. :)
Weny, pozdrawiam. :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin