FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Zmierzch sczezł [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Blue Cornflower Fairy
Człowiek



Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:19, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Miałam drobne problemy, ale mam nadzieję, że teraz już będę mogła bez przeszkód zamieszczać na forum fragmenty mojego opowiadania.

Zmierzch sczezł to historia bezimiennej dziewczyny zamieszkującej Forks w latach 40 - stych XX wieku. Jej życie zmienia się, kiedy na horyzoncie pojawiają się Cullenowie.

Proszę o opinie.

"Zmierzch sczezł", czyli fan fick pełen nienawiści ukrytej między wersami.

Z góry zaznaczam, że nie znam specyfiki określonych grup społecznych w Stanach Zjednoczonych, ani w roku 1946, ani w żadnym innym czasie, dlatego też przepraszam każdego kto zna się na amerykańskiej histori i kulturze lepiej niż ja.

Forks, 1946.

Forks w latach 40 - stych było wyjątkowo spokojną mieściną na zachodnim brzegu Stanów
Zjednoczonych. Indianie żyli tutaj od dawna. Biali sprowadzili się na te tereny pod koniec XIX
wieku, dlatego też mieszkańcy w głębi duszy czuli, że są tu obcy. Na szczęście umiejętność
szybkiej aklimatyzacji w nowych miejscach spowodowała, że zaczęliśmy Forks nazywać
"naszą" wioską.
Rodzinny, drewniany domek stojący w pobliżu lasu był moją oazą. Nie należałam do
dziewcząt cieszących się popularnością. Zdecydowanie wystarczyło mi to co miałam.
Kochający rodzice i paczka przyjaciół, na których mogłam liczyć w każdej chwili.
Dziś wszyscy byliśmy podekscytowani. W końcu zaczynaliśmy liceum. Dla dzieciaków z tak
małego miasteczka może nie koniecznie było to wkroczenie w nowe środowisko, ze względu
na to, że wszyscy znali się chociażby z widzenia, ale dla mnie, szesnastolatki, której jedyną
rozrywką były spotkania z przyjaciółmi i czytanie książek, zaczynał się nowy rozdział w życiu.
- Kochanie ! - przez pościel doszedł do mnie głos mamy, wołającej z kuchni na parterze -
Wstawaj szybko, jeśli nie chcesz się spóźnić ! - Wyskoczyłam jak z procy, otwierając szafę
zapomiałam o zepsutym zawiasie przez co drzwiczki głośno skrzypnęły i osunęły się na podłogę.
- Co ty tam robisz ? - usłyszałam ostry głos ojca.
- Szafa się popsuła. - krzyknęłam z pretensją w głosie. Od dwóch tygodni mówiłam ojcu, że
trzeba to naprawić. Ale on zawsze miał wymówkę. Był albo zbyt zmęczony, albo zbyt zajęty.
Rzeczywiście praca w lesie była ciężka i wiele osób w Forks na nią narzekało, ale naprawienie szafy zajęłoby mu kilka minut i nie wiązało się z wielkim wysiłkiem fizycznym, przynajmniej nie tak dużym, jak w przypadku wyrębu drzew.
Ubrałam białą bluzkę i szarą kloszowaną sukienkę do kolan. Przeglądając się w lustrze
stwierdziłam, że moja fryzura nie nadaje się na pierwszy dzień w szkole, dlatego też sięgnęłam po białą wstążkę i spięłam rudawe kosmyki w efektownego koka.
Otwierając drzwi pokoju, natrafiłam na przeszkodę w postaci mojego brata - Ricka.
- Ała ! - jęknął i zaczął rozmasowywać ramię, w które uderzyłam go kantem drzwi.- Nie możesz normalnie wychodzić z pokoju ...? - zaczął składać zażalenia. Zignorowałam go i zbiegłam na dół, wiedząc, że za chwilę przyjdzie po mnie Mark. "Chłopak Jamiego" jak nazywał go mój tata był moim najlepszym przyjacielem, a swój przydomek zawdzięczał temu, że jego ojciec był kolegą mojego taty. Niestety pan Jamie zginął na Ocanie Spokojnym. Od tego czasu Mark nie wspominał o ojcu. Wiedziałam, że za każdym razem, kiedy tata określa go mianem "chłopak Jamiego" sprawia mu ból, jednak gdy próbowałam wytłumaczyć ojcu, aby tego nie robił, zbył mnie krótkim pomrukiem.
Kończąc śniadanie, składające się z kleistej owsianki, usłyszałam, że ktoś zapukał do drzwi. Rzuciłam się w kierunku ganku, aby otworzyć, ale Rick mnie wyprzedził.
Mój młodszy braciszek podziwiał Marka. Za każdym razem kiedy mój przyjaciel zjawiał się u nas nie odstępował go na krok. Tym razem chłopak tylko przywitał się z Rickiem, następnie spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami.
- Wyglądasz strasznie dorośle. - stwierdził.
- Cześć ! - powiedziałam radośnie i zaczęłam wkładać skórzane buty sięgające mi do łydek.- - Jak tam pogoda ? - spytałam bezmyślnie.
- Taka jak zwykle. - odpowiedział i uśmiechnął się pod nosem.
W pośpiechu założyłam gruby płaszcz z wełny, a na głowę zarzuciłam czarną chustę mojej
mamy.
Tak jak myślałam znowu padało. Mówiąc szczerze deszcz od dawna mi już nie przeszkadzał. W Forks prawie cały czas lało, więc te szesnaście lat spedzonych w takich warunkach pogodowych spowodowało, że nie byłam w stanie wyobrazić sobie suchego chodnika.
Razem z Markiem brodziliśmy przez kałuże idąc wzdłuż głównej drogi. Kryzys po II Wojnie
Światowej dał się we znaki również w naszym miasteczku. Na samochód mógł sobie pozwolić jedynie jeden z bogatszych mieszkańców Forks, a mianowicie szeryf.
Jednak, tym razem na drodze pojawił się jeszcze jeden pojazd. Elegancki, czarny, widać było, że jego właściciel przyjechał z większego miasta.
- A to kto ? - spytałam Marka. Nie odpowiedział, tylko potrząsnął głową, aby dać mi do
zrozumienia, że on również nie ma pojęcia kim może być właściciel samochodu. Przez ściane deszczu nie mogłam dostrzec kto siedzi za kierownicą.
- Widać, że wiezie dużo pasażerów - stwierdził. - I chyba jedzie w kierunku szkoły.
- Jacyś nowi mieszkańcy ? - spytałam, ale zamiast usłyszeć odpowiedz z ust Marka, doszegł do mnie głos zza moich pleców.
- To Cullenowie.- obok mnie szła Susan, jedna z moich koleżanek.
- Cullenowie, tak ? Skąd są ? - zainteresowana podziwiałam owalne krztałty karoserii
samochodu, który właśnie znikał za zakrętem.
- A skąd mam wiedzieć. - z tonu jej głosu zawsze dało się wiele wyczytać, Susan nie była dziś w najlepszym humorze.
- To niby skąd wiesz, jak się nazywają ? - spytałam oschle.
- Moja mama spotkała wczoraj panią Cullen. Ogólnie to oni już od dawna mieszkają w Forks
tylko, pan Cullen dopiero co kupił samochód i teraz będzie woził swoje dzieci do szkoły.
- Mieszkają od dawna ? - moja dezorientacja sięgnęła granic. Spojrzałam na Marka.
Wyczuwając, że nie mam pojęcia o co chodzi odezwał się spokojnym tonem.
- Też o nich słyszałem. Mieszkają poza miastem od kilku lat, ale nie utrzymują z nikim bliższych kontaktów. - Tego było za wiele. Nie myślałam, że jestem aż tak wyalienowana, aby nie wiedzieć nic o jakimkolwiek mieszkańcu Forks.
- Jak to możliwe, że ja nic o nich nie wiem ? - spytałam, patrząc z wyrzutem na Marka, jakby to on był winnien mojej niewiedzy.
- Myślę, że nie jesteś jedyna. Dzieci państwa Cullen chodzą tylko do szkoły. Nikt poza uczniami liceum ich nie widział. Ja też ich nigdy nie widziałem. - stwierdził pocieszająco. Prychnęłam ze złości. W sumie co mnie obchodzili jacyś Cullenowie. Byli tylko kolejną, nieistotną rodziną w naszej mieścinie. Poza tym skoro unikali kontaktów z mieszkańcami, to tym bardziej nic nie znaczyli ani dla mnie, ani dla moich znajomych.
W końcu doszliśmy do starego budynku, w którym znajdowała się szkoła. Pozostawiliśmy mokre płaszcze i skierowaliśmy się do auli, aby zostać oficjalnie przywitanym przez grono
pedagogiczne. Wchodząc przez szerokie, drewniane drzwi do przestronnego pomieszczenia
poczułam dziwny niepokój. Stwierdziłam, że to pewnie zdenerwowanie związane z pierwszym dniem w szkole, ale odczucie to stawało się coraz silniejsze.
Rozglądnęłam się po sali i ujrzałam coś, co zmroziło mi krew w żyłach. Jednocześnie Susan
wyszeptała mi do ucha :
- To oni. Cullenowie.
Można było powiedzieć, że wygladali normalnie. Jednak ich nieludzkie piękno napawało przeraźliwym lękiem. Blade twarze i idealne rysy. Cullenowie stali z boku i obserwowali swoimi ciemnymi oczami wchodzących, jakby oceniali każdego po kolei. Zamierzałam uspokoić oddech, ale moje kołaczące serce nie zamierzało dać za wygraną. Miałam wrażenie, że właśnie z powodu jego głośnego bicia wszyscy Cullenowie na mnie spojrzeli.
Z oddali usłyszałam głos Marka
- Wszystko w porządku ? Wyglądasz strasznie blado.
Nie byłam w stanie odpowiedzieć na jego pytanie, bo oczy jednego z Cullenów, którego miedzine włosy odbijały mdłe światło padające przez okna, zagladały w głębie mojej duszy. Czułam jak profanuje świętość, jaką była moja osobista przestrzeń umysłu. Zerwałam kontakt wzrokowy, ale nadal miałam wrażenie, jakby chłopak czytał mi w myślach. Na trzęsących się nogach dotarłam do najbliższego krzesła i usiadłam. Mark nachylił się nademną i po raz drugi spytał o samopoczucie.
- Nic mi nie jest. Nagle zrobiło mi się strasznie słabo ... - wycharczałam. - Trochę tu duszno.
- Może wyjdziemy ? - zapytał z troską w głosie. - Rozpoczęcie się jeszcze nie zaczęło ...
- Dobrze.- zgodziłam się, mając nadzieje, że wychodząc z pomieszczenia uwolnie się od
okropnego uczucia paniki, związanej z obecnością Cullenów. - Ale nie wiem czy dam radę wstać.
Możesz mi pomóc ? - Mark podał mi dłoń i złapał za ramiona, prowadząc ku wyjściu.
Gdy zatrzasnęły się za nami drzwi odetchnęłam z ulgą. Nadal czułam niepokój, ale przynajmniej
chaos w głowie przestał mi tak bardzo przeszkadzać. Głęboko zaczerpnęłam powietrza.
- Widziałeś tych Cullenów ? - spytałam.
- Tak. - przyznał niechętnie.
- Też miałeś takie dziwne uczucie, jak na nich spojrzałeś ?
- W sensie, że zachwycili mnie swoją urodą ? No cóż, rzeczywiście do pospolitych ludzi z
pewnością nie należą ...
- Nie , nie o to chodzi. - przerwałam mu gwałtownie. - Czy też tak dziwnie się poczułeś, znaczy się .. - zaczęłam się gubić.
- Mówiąc szczerze, mimo urody, która zapewne wiele im w życiu ułatwi, nigdy w życiu nie
chciałbym się z nimi zaprzyjaźnić. - stwierdził Mark nie czekając na moje słowa.
Czyli tylko ja poczułam paniczny strach na ich widok. Przez otwarte okno na korytarzu wpadało świeże powietrze. Wilgotny podmuch ocucił mój skołowany umysł i powoli zaczynałam racjonalnie myśleć. Może dzisiaj źle spałam, jestem zmęczona, albo zestresowana nową sytuacją. Za wszelką cenę chciałam znależć logiczne wytłumaczenie mojego niedawnego zachowania.
Usiadłam na zimnej, kamiennej podłodze.
- Możesz już iść. - powiedziałam do Marka.
- Nie ma mowy. Nadal nie wyglądasz zbyt dobrze.
- Dlatego tu zostaję. - spojrzałam na niego. - Nie chcę, żebyś przeze mnie opuścił rozpoczęcie liceum.
Jego zielone oczy nagle posmutniały.
- No idź ! Poradzę sobie. - pocieszyłam go z przesadnym entuzjazmem.
- Może zaprowadzę cię do szpitala. Nie wiem, czy byłoby to odpowiedzialne zostawiać cię tutaj samą.
- To jest wyjątkowo odpowiedzialne. - jego wahanie zaczynało mnie złościć.- Idź ! -
powiedziałam ostro. Złapał za klamkę, ale nadal patrzył na mnie, mając nadzieję, że go
zatrzymam. Kiwnęłam głową w kierunku drzwi, dając mu do zrozumienia, że ma wejść. Otworzył je i zniknął w auli. Znów ogarnął mnie strach. Uczucie paniki, jakbym każąc wejść Markowi do tego pomieszczenia skazała go na śmierć. Już chciałam podnieść się z ziemii i wywlec go z powrotem na korytarz, ale słabość w nogach mi to uniemożliwiła.
- Co się ze mną dzieję ? - wypowiedziałam na głos. W pustym korytarzu odbiło się echo tych
słów. Byłam pewna, że coś było nie tak. Nie wiedziałam, jednak czy ze mną, czy z Cullenami.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blue Cornflower Fairy dnia Śro 19:18, 06 Maj 2009, w całości zmieniany 6 razy
Zobacz profil autora
Wyjątkowa
Wilkołak



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?

PostWysłany: Śro 21:42, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Moją opinię znasz. Mam nadzieję, że zdążyłaś przeczytać. :P
Weny! Pozdrawiam. ^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Blue Cornflower Fairy
Człowiek



Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:47, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Fragment drugi:

***

Po pietnastu minutach siedzenia na korytarzu nabrałam sił, jednak nie miałam odwagi wrócić na aulę. Przez kolejne pół godziny zastanawiałam się, dlaczego tak reaguje na trójkę młodych Cullenów. Słysząc szuranie krzeseł domyśliłam się, że uroczystość dobiegła końca. Podniosłam się i oparłam o ścianę. Miałam nadzieję, że Mark i Susan pierwsi wyjdą z auli. Kiedy drzwi się otwarły, oderwałam wzrok od podłogi i znów natrafiłam na przerażającą czerń oczu Cullenów. Po raz kolejny poczułam okropne uczucie w głowie, jednak tym razem chłopak o kasztanowych włosach na mnie nie patrzył. Również potężny brunet nie zainteresował się moją obecnością.
Mimo to, przelotne spojrzenie pięknej blondynki zmroziło mi krew w żyłach. Miałam ochotę skulić się i schować w jakimś kącie, ale zanim moje ciało zareagowało rodzeństwo zniknęło za rogiem korytarza, pozostawiając w powietrzu słodką woń. Ich zapach wywołał we mnie odruch wymiotny. Oparłam policzek o chłodną ścianę, modląc się, aby owsianka zjedzona na śniadanie nie nabrała ochoty ponownie ujrzeć światła dziennego. W takim stanie znaleźli mnie Mark i Susan. Oboje zaniepokojeni, złapali mnie za ramiona i poprowadzili przez korytarz do wyjścia z budynku. W międzyczasie Susan wzięła nasze płaszcze.
- Chyba się biedaczka rozchorowała. - powiedziała smutnym głosem do Marka.
- Zaprowadźmy ją do szpitala. - zaproponował.
- Nie ma doktora Smitha, musiał wyjechać do Seattle, ale podobno pan Cullen kiedyś studiował medycynę, może on jej pomoże. Tylko nie wiem, gdzie mieszka ...- przeklnęłam w duchu. Skąd Susan ma takie informację i dlaczego zawsze wpada na tak głupie pomysły ? Determinacja w jej oczach powiedziała mi, że dziewczyna nie żartuje.
- Nie ! - krzyknęłam. - Natychmiast zaprowadźcie mnie do domu ! - wyrwałam się z ich uścisku, mając nadzieję, że sama doczłapię się do mojej oazy spokoju.
- Nie denerwuj się ! - Mark dobiegł do mnie i łapiąc za rękę wyprowadził przez drzwi na ulicę.- Za chwilę będziesz w domu.
Gdy tylko ujrzałam światło w kuchni przyśpieszyłam, miałam zamiar natychmiast schować się
pod ciepłą kołdrą. Wszędzie wyczuwałam ich obecność, nie potrafiłam się uspokoić. Mark o nic nie pytał, prawdopodobnie martwił się o mój stan. Bałam się, że stracę rozum. Nigdy w życiu nie przeżywałam takich katuszy.
Wchodząc do domu od razu pognałam do swojego pokoju. Nie przywitałam się z rodzicami, nie pożegnałam z Markiem. Chciałam zasnąć i obudzić się następnego ranka. Marzyłam o tym, aby dzisiejszy dzień okazał się sennym koszmarem.
Nie miałam pewności kiedy straciłam kontakt z rzeczywistością, ale budząc się następnego dnia zorienowałam się, że nadal leżę w białej bluzce i szarej sukience, a na mojej głowie pozostały szczątki wczorajszego koka. Ktoś zapukał do drzwi.
- Mogę wejść ? - spytała cicho mama.
- Tak. - wychrypiałam. Suchość gardła przypomniała mi, że nic nie piłam. Drzwi delikatnie się
otworzyły.
- Jak się dzisiaj czujesz, kochanie ? - w jej głosie było słychać matczyną troskę. - Bardzo długo spałaś. - dodała. Nic dziwnego - stwierdziłam w myślach, skoro Cullenowie wyssali ze mnie tyle energii. Przy słowie "wyssać" mimo woli zadrżałam.
- Już lepiej.- zapewniłam. - Przepraszam za moje wczorajsze zachowanie, ale nie wiem, co mi się stało.
- Mark wszystko nam opowiedział. Prawie zemdlałaś na uroczystości. Myślę, że powinnaś zostać jeszcze parę dni w łóżku, jesteś wyjątkowo osłabiona.
Właśnie na taką reakcję rodziców liczyłam.
Nie miałam zamiaru wracać do szkoły. Musiałam tylko wymyślić powód, aby mnie nie
wypuszczano z domu do końca życia.
Schodząc do kuchni na śniadanie przywitałam się z tatą, jak najlepiej potrafiłam. Niestety, kiedy mama powiedziała mu o naszych planach, uderzył czytaną gazetą w stół, natychmiast kazał mi się ubierać i iść do szkoły, przy okazji wyzywając mnie od leni i nierobów.
Prawdopodobnie wyczytał z moich oczu niecne zamiary ominięcia szkoły szerokim łukiem,
dlatego tez zaprowadził mnie prosto pod drzwi budynku.
Odchodząc minął nadjeżdżający czarny, samochód. Czmychnęłam do środka jak przestraszona sarna. Biegłam korytarzem byle jak najszybciej dostać plan lekcji i dojść do sali. W duchu błagałam Boga, aby żaden z Cullenów nie miał ze mną zajęć. Kiedy minęłam zakręt ujrzałam gigantyczną kolejkę przed sekretariatem. Wszyscy uczniowie czekali, aby dostać swoje plany i zapewne ci, których za wszelką cenę chciałam dzisiaj nie spotkać, też tu przyjdą. Znów zmiękły mi nogi. Moją jedyną szansą ucieczki była skrytka na miotły. Nie pomyślałam, jednak, że w kolejce stoją Mark i Susan. Dziewczyna uwiesiła się na moim ramieniu, i zaczęła trajkotać o nowościach, jakie nas czekają w liceum. Nie widząc już nadziei, próbowałam skupić się na chwili bieżącej. Uważnie słuchałam Susan, staranie zapamietując każdy wyraz. Niestety w moje nozdrza uderzyła fala ich zapachu. Serce przyśpieszyło, a nogi napięły, gotując się do ucieczki.
Ze strachu nie byłam w stanie odwrócić głowy. Tymczasem Susan i Mark zrobili to natychmiast, oni również wyczuli elektryzującą obecność Cullenów. Znowu to uczucie. Nie! Nie pozwolę żeby to się znowu stało. Zaczęłam nucić kołysankę, którą mama śpiewała mi kiedy byłam mała. Pomogło tylko chwilowo. Zagryzłam zęby i starałam się ignorować obecność osób stojących za mną. W końcu udało mi się dopchać do sekretariatu. Wychodząc z gabinetu byłam w stanie przysiąć, że miedzianowłosy, blady chłopak nucił pod nosem moją kołysankę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blue Cornflower Fairy dnia Czw 19:21, 23 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Nati0902
Człowiek



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 22:04, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Czytając twoje ff czuje się jak bym czytała zmierz ale w starszej wersji... Jestem tylko ciekawa jak to dalej pójdzie mam nadzieje że trochę bardziej mnie zaskoczysz Wink czekam na kolejne części:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyjątkowa
Wilkołak



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?

PostWysłany: Śro 22:29, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Podoba mi się. Naprawdę fajnie to piszesz. Oprócz Cullenów nikt nie jest nam znany, a w szczególności główna bohaterka. :) Powinnaś znaleźć betę, to to na pewno. :P Czyli Edward potrafi czytać jej w myślach, no nie powiem. Nie mieć sekretów przed chłopakiem, nie chciałabym tak. :D Życzę weny. Fajny pomysł, co prawda trochę zmierzchowaty, ale inny. ^^
Pozdrawiam. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Souris
Gość






PostWysłany: Czw 11:53, 23 Kwi 2009 Powrót do góry

Ciekawe. Przeczytałam tu dość dużo tematów i na coś takiego jeszcze się nie natknęłam. Możliwe, że przeoczyłam, albo po prostu nie ma tu nic, co byłoby do tego podobne. Jestem bardziej za drugą wersją Wink Czyta się lekko i przyjemnie.
Błędów nie zauważyłam, zresztą nie jest to moją mocną stroną. Jedyne co wyłapałam to:
"Miałam ochotę suklić się i schować w jakimś kącie..."
Myślę, że chodziło Ci o "skulić".
Dodaję do zakładek i czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam, Souris.
transfuzja.
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nibylandia.

PostWysłany: Czw 12:41, 23 Kwi 2009 Powrót do góry

Ciekawe. Intrygujesz - jest to coś zupełnie nowego, nie wiadomo jak potoczą się losy bohaterki... Podoba mi się.

Teraz czas na zrzędzenie: powinnaś znaleźć betę.

Cytat:
- To jest wyjątkowo odpowiedzialne. - jego wachanie zaczynało mnie złościć.- Idź !


'jego' powinnaś napisać dużą literą. 'Wachanie' - aaa! 'h', 'h', 'h'! Nawet słownie: 'samo ha'! xD
Nie wiem, dlaczego przed znakami interpunkcyjnymi wstawiasz spację. To nie jest konieczne.
- To jest wyjątkowo odpowiedzialne. - Jego wahanie zaczynało mnie złościć. - Idź!

Szukaj bety i pisz dalej. :)
Weny,
Ol.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Czw 13:46, 23 Kwi 2009 Powrót do góry

Zaintrygowałaś mnie :P Ta... Ta... Jak wogóle nazywa się główna bohaterka? Może nie wyłapałam... No ale nie... Kojarzyłabym! Chyba.. xD
No pomysł mi się podoba, wykonanie też. Czyta się lekko i przyjemnie.
Zastanawia mnie dlaczego główna bohaterka boi się Cullenów. Dlaczego odczuwa strach, ich woń, jak... Zwierzęta? Tak mi się przynajmniej wydaje. No bo przecież gdyby mogła od razu czmychnęłaby jak najdalej- tak jak robią to wszystkie zwierzaki na ich widok.
Czekam na kolejną część :)
Weny życzę!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Carrie Cullen
Człowiek



Dołączył: 26 Gru 2008
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Słubice N/O Poznań.

PostWysłany: Czw 13:48, 23 Kwi 2009 Powrót do góry

Od razu muszę Ci powiedzieć, że masz plusa za to, że nie ma tu Belli.
Nie zrozumcie mnie źle, ale ta para zaczęła mnie nudzić. Taka monotonia. Bad Edward pod wpływem Belli staje się Dobrym Edwardem. Edward jest kimś ważnym, Bella jego podwładną. Edward jest wampirem i nie chce zamienić Belli. Bella za wszelką cenę chce być wampirem. Sama nie mogę napisać FF, gdzie oni są razem! Rozdzielam związki Cullenów, no trudno.
Tajemnica imienia głównej bohaterki będzie mnie męczyć dopóki go nie wyjawisz, a mam nadzieje, że się tego dowiem. :P
Hm... kiedy dodasz nowy rozdział? Nie chcę cię oczywiście popędzać, ale jakbyś mogła podać jakiś zarys żebym codziennie tu nie wchodziła? :P
Intrygujące opowiadanie i oto tu chodzi. :)
Pozdrawiam C.C.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Blue Cornflower Fairy
Człowiek



Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:24, 23 Kwi 2009 Powrót do góry

Dziękuję za komentarze. Mówiąc szczerze w życiu nie zauważyłabym, że napisałam wahanie przez "ch". Straszny wstyd, ale znalazłam betę i mam zamiar z pomocą Morphi poprawić te momentami rażące (nie wiem jak napisać to słowo) błędy.

Na razie wstrzymam się z dodawaniem rozdziałów/fragmentów, ale mam nadzieję, że nie na długo.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blue Cornflower Fairy dnia Czw 19:39, 23 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
siwo278
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Kwi 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:33, 23 Kwi 2009 Powrót do góry

Ogólnie bardzo dobre ff :) Błędów zbytnio nie zauważyłam (ale to chyba przez to, że gdy coś mi sie podoba nie skupiam sie na niczym innym poza akcją xD)
Jeśli chodzi o postaci to również i u mnie masz za to plusa (mimo wszystko choć lubie Belle zawsze miło czyta sie o nowych [nieznanych] postaciach, by z każdym rozdziałem coraz bardziej odkrywć ich charaktery)
Tak więc pozostaje mi tylko do dodania: "Kiedy następny rozdział?" :D
Pozdrawiam i życze DUŻO weny :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vampire87
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Kwi 2009
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rumia/3miasto

PostWysłany: Czw 19:45, 23 Kwi 2009 Powrót do góry

Pomysł jest bardzo dobry. Masz lekkie pióro i umiesz zainteresować czytelnika.Błędów za dużo nie wyłapałam.

Masz plus za stworzenie nowych bohaterów- wnosi to świeży powiew wiaterku do opowiadania.

Mam tylko nadzieję,że uciekniesz od kanonu i nie stworzysz nam Zmierzchu z lat 50.

Pozdrawiam
Vena życzę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Blue Cornflower Fairy
Człowiek



Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 22:12, 23 Kwi 2009 Powrót do góry

Fragment trzeci :

dodaje teraz, bo w weekend raczej nie będę mieć dostępu do internetu.

***

- Dowiedziałam się czegoś nowego o naszych pięknych kolegach. - powiedziała rozemocjonowana Susan. - Czy ty mnie wogóle słuchasz ? - spytała ze złością.
- Co ?
Od jakieś godziny błądziłam myślami po nierealnym świecie bez problemów. W ciągu całego dnia byłam zmuszona tylko raz minąć
jednego z Cullenów.
- Mówiłam właśnie o Cullenach.- to nazwisko wytąciło mnie po raz kolejny z równowagi. - Wiesz jak mają na imię ? - zapytała Susan, w taki sposób, abym zapytała "No jak ?". Nie miałam ochoty poznawać ich imion, wystarczyło mi, żebym już nigdy w zyciu nie musiała się do nich zbliżać. Mimo to, nie chcąc ranić uczuć koleżanki zapytałam:
- Jak ? - oczy jej rozbrysły. Dla Susan Cullenowie byli najlepszą atrakcją liceum. Na szczęście, Mark nadal, tak jak ja uważał, że ta rodzina jest dziwna.
- Ta blondynka to Rosalie, ale słyszałam jak ten duży brunet - on ma na imię Emmett - mówi do niej zdrobniale Rose, są w ostatniej klasie i mama mówiła mi, że mają już ustaloną datę ślubu.
- Ślubu ? - zapytałam. - Przecież są rodzeństwem.- Nagle przed oczami ujrzałam siebie ubraną w białą suknię i Ricka stojącego przed ołtarzem w czarnym garniturze. Przełknęłam ślinę i wyrzuciłam tą myśl z głowy.
- Żaden z Cullenów nie jest ze sobą spokrewniony. - powiedziała Susan z wyrzutem, jakbym swoją ignorancją obraziła największe świętości tego świata.- Pan Cullen i pani Cullen zaadoptowali wojenne sieroty. Rosalie, Emmetta i Edwarda. Razem się wychowują od 1940
roku, czyli od jakiś sześciu lat.
- Fascynujące. - powiedziałam z ironią. Susan nie wyczuła kpiny w moim głosie i kontynuowana swoją przemowę. - Podobno, jak Cullenowie tu przybyli to Indianie z rezerwatu chcieli ich wypędzić, ale nikt nie wie dlaczego. Mój tata, rozmawiał z wodzem, jakiś czas temu, ale on nie chce powiedzieć słowa na temat tego konfliktu.
Mark dawał Susan do zrozumienia, że nie chce znać nowinek na temat nowej rodziny, ale mnie ten fakt zainteresował. Może Indianie wiedzą coś więcej na temat Cullenów ? Może będą wiedzieć dlaczego tak na nich reaguję ? Tylko, czy to coś zmieni? Może lepiej nie wiedzieć nic, niż znać prawdę, jakakolwiek by ona była.



Mijały tygodnie, a ja nadal panicznie bałam się chodzić do szkoły. Podskakiwałam, kiedy usłyszałam jakikolwiek dźwięk. Ludzie w Forks kompletnie nie zwracali uwagi na Cullenów, tylko ja jak schizofremiczka za każdym razem, gdy wychodziłam na korytarz rozgladałam się po bokach.
W tym czasie doszłam do wniosku, że najgorszy z całej trójki jest Edward. Podejrzewałam, że potrafi czytać w myślach. Jednak analizując zachowania innych uczniów, nikt oprócz mnie nie zadawał sobie z tego sprawy. Mimo moich wnikliwych obserwacji, nie mogłam dojść do
rozwiązania zagadki. Czułam, że Cullenowie związani są z czymś potwornym, co ludziom śni się w najgorszych koszmarach, ale czym dokładnie byli, nie wiedziałam.
Podświadomie omijałam ciemne zakamarki miasteczka i lasy. Gdy Mark i Susan wybierali się na wycieczkę rowerową na plażę, odmówiłam tłumacząc się bólem w kolanie.
Widząc Edwarda nawet z daleka myślałam o bzdurach wyssanych z palca. O zieloności drzew, czy też o obiedzie, byle tylko nie odkrył przerażenia, jakie mnie ogarniało w ich obecności. Moja babcia zawsze mówiła, że lepiej nie ujawniać wrogowi swojego strachu, bo może to wykorzystać w najmniej spodziewanym momencie.
Tym razem mijałam rodzeństwo śpiewając hymn Stanów Zjednoczonych. Zauważyłam, że Edward uśmiechnął się lekko. Zapewne uważał mnie za dziwczkę. Miałam nadzieję, że nie przyszło mu do głowy, że mogłabym odkryć jego tajemnicę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Czw 22:14, 23 Kwi 2009 Powrót do góry

No muszę się przyznać, że Twój ff bardzo mnie zaintrygował. Nie sposób o nim nie myśleć :)
Podoba mi się fabuła, oryginalna i popłynęło nowością: Bella boi się Cullenów.
Czekam na dalsze wątki i mam nadzieję, że będzie jakaś akcja :)

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Blue Cornflower Fairy
Człowiek



Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:00, 26 Kwi 2009 Powrót do góry

Kolejna część. Poprawiona przez Morphi.
Należą Ci się publiczne podziękowania :)

- Po co mnie tu zabrałeś ? - spytałam z nieukrywanym rozdrażnieniem. Zielone oczy Marka
odbijały moje rozwścieczone spojrzenie.
- Chciałem ci coś powiedzieć, ale nigdy jakoś nie miałem okazji.- Świetnie, miałam wysłuchiwać
miłosnych wyznań w ciemnym lesie, w którym nie czułam się zbyt komfortowo.

Język odmówił widocznie Chłopakowi posłuszeństwa, tymczasem ja skupiłam się na dziwnym szumie wśród
drzew. Ktoś biegł z zadziwiającą prędkością po ściółce. Serce podskoczyło mi do gardła. Nie
byliśmy daleko od mojego domu, ale mimo to wybiegłam z lasu, zostawiając stojącego tam
chłopaka. Zanim się zorientował byłam już przy ganku. Podążył za mną.
- Co ty ? - spytał.
- Tam coś jest.- wskazałam na las oświetlony łuną zachodzącego słońca.
- To była jakaś zabłąkana sarna - machnął w stronę drzew - Słyszałaś co mówiłem …?
- Sarna nie biega w taki sposób, to były ludzkie kroki, tylko, że zbyt szybkie.- nie chciałam dać za
wygraną.
- Przestań panikować, to było jakieś zwierzę i kropka.
- Nie ! - Mój głos był wyjątkowo wysoki.
- Chodź ty tchórzu, to ci pokażę, że to było jakieś leśne żyjątko - złapał mnie za łokieć i
pociągnął w głąb lasu. Wyrywałam się, ale tym razem nie chciał dać za wygraną. Krzyknęłam, ale on nie zwracał na to uwagi. Poczułam odurzający zapach. Mój Boże, oni tutaj byli, niedawno.
- Mark, wierzę ci, błagam, nie chcę iść dalej ! - panika spowodowała, że ledwo było mnie słychać.
Naszym oczom ukazała się mała polana. Na jej zachodnim krańcu leżały zwłoki sarny. Czułam zapach Cullenów. Podeszliśmy do martwego zwierzęcia.
- Widzisz, to była sarna, tylko, że coś ją przed chwilą upolowało.
- Boże, Mark, tutaj są wilki i niedźwiedzie. Chodźmy stąd ! - krzyknęłam. Silny zapach w powietrzu powodował mdłości.
- Masz rację, bezpieczniej będzie stąd iść. Wyczułam, że Mark także się boi. Wróciliśmy biegiem
do mojego domu. Po piętnastu minutach mama przekonała mojego przyjaciela, aby wracał już do siebie. Kładąc się spać, wiedziałam już dlaczego tak bardzo bałam się Cullenów. Nie byli ludźmi, polowali na zwierzęta. W lesie pod wpływem adrenaliny byłam w stanie wyłapać więcej szczegółów niż na co dzień. Gładkie nacięcia w pięciu miejscach na sarnie. Otwory, z których wszyscy Cullenowie mogli napić się jej krwi. Trzęsąc się jak galareta, podeszłam do okna i zasunęłam zasłonki.
Cullenowie to potwory... Wampiry.

Następnego dnia nie wyszłam z pokoju. Kiedy ojciec zagroził, że spierze mnie na kwaśne jabłko zwymiotowałam na drewnianą podłogę. Był to dla niego argument, że rzeczywiście jestem chora. Zakopana w pościeli starałam się nie myśleć, o tym co widziałam i żyć normalnie. Ale jak mogłabym wrócić do szkoły wiedząc czym oni są. A co jeżeli tylko sporadycznie żywią się zwierzyną z lasów? W wielu książkach opisywano legendy o wampirach i w każdej z nich polowały one na ludzi. Nie, nie stanę się posiłkiem dla tych kreatur. Teraz już rozumiałam, dlaczego mieszkają poza miastem. Nie nawiązują kontaktów z mieszkańcami, bo byłoby to niestosowne. To, tak jakby zaprzyjaźnić się z kurczakiem przed upieczeniem go w piekarniku. Natychmiast muszę stąd uciekać. Jeśli odkryją, że wiem kim są, stanę się pierwszorzędną ofiarą. Później zajmą się moją rodziną. Nie mogłam na to pozwolić.
Szybko wygrzebałam się z łóżka i spakowałam ubrania do małego plecaka. Bałam się zejść na parter, w ten sposób wzbudziłabym podejrzenia u rodziców. Musiałam działać w nocy. Napisałam list pożegnalny. Nie chciałam, żeby mnie szukali, więc postanowiłam udawać próbę samobójczą. Już nigdy nie wrócę do Forks. Gdy mama przyszła powiedzieć mi dobranoc, przy okazji przynosząc szklankę gorącego mleka, udawałam, że śpię. Miałam wielką ochotę rzucić się w jej ramiona, zwierzyć ze wszystkiego, ale zdawałam sobie sprawę, że nikt nie uwierzy w moją opowieść. Ja sama bym w nią nie wierzyła. Tak naprawdę polegałam na swoich uczuciach. Były jednak na tyle silne, abym podjęła decyzję o ucieczce.

Z Forks do Seattle jeździł tylko jeden autobus tygodniowo, poza tym, odjeżdżał w nocy z głównej ulicy w miasteczku. Przeczuwałam, że w mroku grasują potwory, których tak panicznie się bałam. Wychodząc z domu zamknęłam drzwi na klucz. Niech moja rodzina śpi w spokoju. Nie widziałam zbyt dobrze w ciemności,więc co chwila potykałam się o nierówne podłoże. Widząc zbliżające się reflektory, przyśpieszyłam, mając nadzieje, że nadjeżdża autobus. Znów poczułam przeraźliwy niepokój i dojrzałam w mdłym świetle latarni, owalne rysy czarnej limuzyny, za której kierownicą siedział nieziemsko piękny mężczyzna o blond włosach. Głowa rodu Cullenów we własnej osobie. Szybko czmychnęłam w krzaki rosnące na poboczu modląc się w duchu, aby nie narobić zbyt dużo hałasu. Na pewno mieli wyostrzone zmysły. Każdy szmer był dla nich dobrze słyszalny. Kiedy światła zniknęły w mroku, szybkim tempem doszłam do prowizorycznego przystanku. Autobus się spóźniał. Nawet najcichsze dźwięki były dla mnie jak wybuch bomby, co minutę sprawdzałam, czy czasami pan Cullen nie postanowił zawrócić. W końcu, ku mojej uldze, nadjechała moja jedyna forma transportu, która wiązała się z nadzieją ucieczki z piekła.
Stary autobus rzęził niemiłosiernie. Gdy tylko otworzyły się drzwi, wsiadłam nie oglądając się za siebie. Zapłaciłam za bilet podejrzanie wyglądającemu kierowcy i usiadłam na jednym z tylnych siedzeń.
Pojazd ruszył, lecz mimo to nadal czułam niepokój. Dopiero kiedy oddaliliśmy się od Forks zasnęłam
kamiennym snem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyjątkowa
Wilkołak



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?

PostWysłany: Nie 20:07, 26 Kwi 2009 Powrót do góry

Wow! No nieźle. Ależ ona domyślna jest, oby nic się nie stało podczas tej podróży, bo normalnie oszaleję. Nowy, inny pomysł, naprawdę to wszystko bardzo udane i mi się podoba. :D Masz lekki styl i potrafisz pisać tak, że wciągasz w swoje teksty czytelników. Oby tak dalej! :D Większych błędów nie wyłapałam. Czekam na kolejną część. :)
Życzę weny i pozdrawiam. :*

PS. robisz błędy podczas pisania dialogów, przypominam o podstawowych zasadach:
- Masz fajny pomysł - powiedziałam zafascynowana. <----- Komentarz bezpośrednio dotyczy wypowiedzi, więc bez kropki przed myślnikiem i po nim z małej.
- Jestem bardzo ciekawa ciągu dalszego. - Wstałam i wyszła z pokoju. <----- Tutaj komentarz bezpośrednio nie dotyczy wypowiedzi, więc przed myślnikiem kropka, a po nim z dużej. Są to dwa odrębne zdania. :)
Takie podstawowe zasady, ale dużo dają. :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wyjątkowa dnia Nie 20:10, 26 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
siwo278
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Kwi 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:16, 26 Kwi 2009 Powrót do góry

Łał... nie wiem co napisać :D :D :D po prostu łał :D :D :D haha ...
Ale tak na serio ... szkoda, że Mark nie wyznał jej tego co miał zamiar wyznać :( ... a tak po za tym mam cichą nadzieje, że rozwiniesz wątek z podejrzanie wyglądającym kierowcą, no i oczywiście mam również nadzieje, że Cullenowie powstrzymają ją przed ucieczką...

Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Souris
Gość






PostWysłany: Nie 21:50, 26 Kwi 2009 Powrót do góry

Łał... Nie dajesz nam odetchnąć... Ciągle coś się dzieje, a opowiadanie wciąga, że nawet nie zdaję sobie sprawy kiedy dotarłam do końca. Ciekawa jestem co będzie dalej?
Ach! I jeszcze jedno! Być może to przeoczyłam, ale zdaje mi się, że nadal nie wiemy kim jest bohaterka... Męczy mnie to. Czytam historię i nie wiem czyją... Brawo! Udało Ci się to napisać bez używania imienia postaci:)
Pozdrawiam,
Souris.
Blue Cornflower Fairy
Człowiek



Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 8:45, 27 Kwi 2009 Powrót do góry

Seattle, 1946.

Obudziło mnie gwałtowne potrząsanie. Natychmiast otworzyłam oczy, spodziewając się najgorszego. Na szczęście ujrzałam tylko gburowatego kierowce autobusu.
- Wstawaj, Młoda ! Dojechaliśmy do Seattle, więc wypad z wozu !
Prychnęłam oburzona, ale nie miałam odwagi protestować. Wysiadłam na szarą, kamienną ulicę.
Na horyzoncie pokazało się słońce. Zdziwiło mnie, że w Seattle przywitała mnie taka ładna pogoda.
-Chociaż jeden pozytywny aspekt - westchnęłam. Czekały mnie ciężkie czasy. Byłam pewna jednego, do Forks nie wrócę, nawet gdyby w zagrożeniu była moja rodzina. Strach tak bardzo mnie tam paraliżował, że teraz będąc w dużym mieście czułam się naprawdę bezpieczna, chociaż teoretycznie czyhało na mnie tutaj więcej zagrożeń.
Postanowiłam zjeść śniadanie w pierwszym, napotkanym barze. Wchodząc do obskurnego budynku z napisem "Breakfast bar" usiadłam blisko kobiety nalewającej kawy. Kelnerka przed pięćdziesiątką spojrzała na mnie podejrzliwie. W domu, na ogół nie pijałam kawy. Według mojej matki był to trunek tylko dla dorosłych. Miałam jednak przeczucie, że jeżeli teraz nie zamówię napoju to babsko zgłosi na policji, że po ulicach włóczy się niepełnoletnia dziewczyna. Zamówiłam najtańszy posiłek i nieszczęsną kawę z mlekiem. Po zjedzonym posiłku skupiłam się na rozmyślaniu. Odkryłam, że mogę normalnie oddychać. W powietrzu nie wyczuwałam już zapachu Cullenów, albo raczej wampirów. Nagle coś zaświtało mi w głowie. Zwróciłam się do kobiety:
- Przepraszam. - Spojrzała na mnie niezbyt uprzejmie.
- Coś jeszcze Ci podać ? - spytała.
- Nie, dziękuję. Ale mam pytanie. Wie Pani, gdzie znajdę bibliotekę ?
- A czy ja wyglądam na oczytaną, Młoda ? - Rzeczywiście nie wyglądała na zbyt mądrą, ale
musiałam zdobyć informacje. Legendy na temat wampirów uważano za bzdury, ale ja widziałam już wiele i byłam w stanie uwierzyć we wszystko, co o nich napisano. Jedynym źródłem informacji, dostępnym dla mnie były książki. Niestety wystarczającej ilości pieniędzy, aby je kupić, nie miałam, za to biblioteka była ogólnodostępna.




Dochodziło południe, kiedy wyciągnęłam od jakiegoś przechodnia, gdzie znajduje się biblioteka. Sądziłam, że w wielkim mieście ludzie są bardziej rozgarnięci, bardziej inteligentni, a tu proszę, taka niespodzianka. Możliwe, że trafiłam do jednej z gorszych dzielnic, ale musiałam przyznać, że księgozbiór w małej filii znajdującej się w starym budynku robił wrażenie. Wchodząc do dusznego pomieszczenia poczułam na sobie wzrok uśmiechniętej staruszki. Pierwsza życzliwa twarz, którą spotkałam po przyjeździe do Seattle. Przez okno zauważyłam, że słońce zasłoniły szare, burzowe chmury.
- Witaj Słonko! W czym mogę Ci pomóc ? - Miała miły, zachrypnięty głos.
- Yyy...- zająknęłam się, nie miałam pojęcia, czy mogę od razu zdradzić powód wizyty. - Chciałabym zapisać się do biblioteki.
- Och, oczywiście, oczywiście. - Staruszka wstała z miękko wyściełanego fotela - Gdzieś tutaj
miałam karty – powiedziała otwierając starą szufladę.
Odwróciłam wzrok i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Książki ustawione na półkach były zakurzone i stare.
- Chyba rzadko kto tutaj zagląda - powiedziałam cicho wiedząc, że bibliotekarka i tak mnie usłyszy.
- No, cóż. Niestety, czasy kiedy czytanie było dla ludzi interesujące dawno minęły. Ale ja nadal mam
nadzieję, że jeszcze dożyję chwili, gdy ludzie z miasta będą odwiedzać moją bibliotekę...- westchnęła ciężko. Po chwili zwróciła w moją stronę swoje niebieskie, przenikliwe oczy, które jeszcze bardziej powiększały wielkie okulary i zapytała.
- A teraz powiedz mi, Dziecko. Czy naprawdę było Ci w domu tak źle ?
Nie od razu zrozumiałam o co jej chodzi. Dopiero po chwili doszło do mnie, że mnie rozgryzła.
- Skąd przyszło Pani na myśl, że ...

- Że uciekłaś z domu? Kochanie, to widać w twoim zagubionym spojrzeniu.
Ze zdziwienia otwarłam usta. Aż tak bardzo było widać moje zagubienie ?
- Nie martw się. Wiem, że to zabrzmi podejrzanie, ale czekałam na taką młodą osóbkę, jak ty, już od kilku dobrych lat.
- Czekała Pani na mnie ? - zapytałam skołowana.
- No cóż, może nie konkretnie na Ciebie, ale potrzebuje kogoś, kto odziedziczy po mnie tę bibliotekę, a ty wyglądasz Mi na dziewczynę, która lubi czytać.
- Przecież Pani mnie nie zna.
- Rzeczywiście, nie znam Cię, ale wyglądasz na uczciwą Pannę. Poza tym, nie jestem w stanie tak od razu Ci zaufać, dlatego nie będziesz na razie pracować tutaj. Znajdę Ci pracę, gdzie indziej.
Uśmiechnęłam się złośliwie.
- Po pierwsze: mam pieniądze, po drugie: nie szukam pracy, a po trzecie: przyszłam tu tylko po to, aby wypożyczyć kilka książek.
- Coś mi się wydaje, że nie masz zamiaru wrócić do domu, a pieniądze szybko Ci się skończą. Poza tym w Seattle jest wielu patałachów, którzy chętnie wykorzystaliby taką młodą dziewczynę, jak ty. Podejrzewałam, że na mojej twarzy nadal widniały oznaki szoku. Poczułam się, jak ryba złapana w sieci. Nie wiedząc co zrobić natychmiast wyszłam z biblioteki. Idąc ciemniejącymi ulicami, słyszałam jak nade mną przewalają się grzmoty nadchodzącej burzy. Nim się obejrzałam, rozpadało się na dobre. Nie mając dokąd iść stanęłam pod gzymsem starej kamiennicy. Za mną znajdowały się zamknięte od środka drzwi. Nie zamierzałam dobijać się do czyjegoś domu. Kiedy deszcz przemienił się w mżawkę ruszyłam szybkim krokiem w stronę pensjonatów. Niestety we wszystkich recepcjach okazywało się, że nie mam wystarczającej ilości pieniędzy. Postanowiłam znaleźć coś sama. Może wynajem pokoju u jakiegoś miłego mieszkańca Seattle pozwoli mi zatrzymać się w mieście na dłużej. Dzień zbliżał się ku końcowi, a ja nadal błądziłam po nieznanych mi ulicach, zagadując przypadkowo napotkane osoby o nocleg dla potrzebującej
dziewczyny. Wszyscy zgodnym chórem odmawiali. Kiedy zrobiło się już całkowicie ciemno, a na ulicach zabłysły latarnie, po plecach zaczęły przechodzić mi ciarki. Po pierwsze- bałam się, tych wspomnianych przez staruszkę, patałachów. Poza tym znów odczuwałam swoisty niepokój, na szczęście nocne powietrze było wolne od zapachu wampirów. Tak jak podejrzewałam, te potwory omijają szerokim łukiem wielkie aglomeracje, bojąc się, że ich ataki przyciągną uwagę tutejszych służb ochronnych. Mimo tych głęboko uspokajających zapewnień, prześladowały mnie cienie. Czaiły się w każdym ciemnym zakamarku, jaki mijałam. Minęła północ, przerażona dobiegłam do zakonu Sióstr Magdalenek. I tutaj spotkałam się z zawodem. Brama była zamknięta na amen.
- Nie otworzą ci. Nie wiesz, że Magdalenki po zmroku zamykają się w swoich celach. Boją się
nocnych wypadów pijanych rzemieślników - męski głos nie należał do miłych, a szyderczy śmiech świadczył o złych zamiarach. Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam ubranego w stare łachmany mężczyznę z butelką whisky w ręku, do połowy już zresztą opróżnioną. Panika ścisnęła mi gardło. I co teraz ? Przybrałam pozycję obronną i ruszyłam naprzód. Mężczyzna był na tyle pijany, że gdy go popchnęłam runął jak długi na ziemię. Puściłam się biegiem w stronę biblioteki - nie miałam innego wyboru. Może rzeczywiście staruszka była dziwna i trochę za dużo o mnie wiedziała, ale była jedyną osobą chętną do pomocy.



Kiedy zdyszana stanęłam na schodach biblioteki znów wróciły wątpliwości. Bałam się, że ona także nie będzie chciała otworzyć. Delikatnie zapukałam. Drzwi rozchyliły się szybciej niż przypuszczałam.
- No nareszcie. Już chciałam zawiadomić policję. Nic Ci nie jest ?
Staruszka poprowadziła mnie na górę, gdzie znajdowało się jej mieszkanie. Przyglądając się w lustrze zrozumiałam, dlaczego zaniepokoiła się o mój stan zdrowia. Moje włosy były w nieładzie, oczy przerażone i wilgotne. Na chorobliwie różowych policzkach widać było zaschnięte ślady łez.
- Wszystko w porządku- wyjąkałam- Chociaż mało brakowało.
- Chodź, zrobię Ci ciepłej herbaty - powiedziała serdecznie i okryła mnie pachnącym lawendą
swetrem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dahrti
Zły wampir



Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 9:44, 27 Kwi 2009 Powrót do góry

Rzeczywiście, jak już zostało powiedziane, nie dajesz nam odetchnąć:D A opowiadanie, trzeba przyznać, faktycznie "wciąga". Pomysł oryginalny, nietuzinkowy, wykonanie również dobre, bo czyta się z przyjemnością.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin