FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Babie lato (Indian Summer) [T][NZ] 25.10 OGŁOSZENIE Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Nie 19:57, 08 Lis 2009 Powrót do góry

iga_s napisał:
być może chciała w ten sposób pokazać tę niezwykłą „moc” wpojenia, które jest w stanie wyłączyć racjonale myślenie i sprawić, że człowiek zaczyna zachowywać się... dość dziwnie, delikatnie mówiąc.

Oczywiście, wpojeniem można wiele wyjaśnić, ale to... nijak mi nie pasuje. Bo w tekście mi to wyglądało, jakby to Dixie zaczęła ten pocałunek, a wpojenie, zdaje się, dotyczy tylko Embry'ego. To on się wpaja, a obiekt... ma tylko swoje uczucia, które, jak to u człowieka, muszą się pojawić.
Poza tym wpojenie wpojeniem, ale nie wszyscy się zaraz na swoje umiłowane rzucają (i chwała Eru, bo jakby Jake usiłował namiętnie całować noworodka, to zrobiłoby się niesmacznie).
No ale to zarzut do autorki i nie możesz go brać do siebie. Ty swoją część robisz perfekcyjnie.

Czekam na dalsze rozdziały.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:19, 08 Lis 2009 Powrót do góry

thingrodiel napisał:
Oczywiście, wpojeniem można wiele wyjaśnić, ale to... nijak mi nie pasuje. Bo w tekście mi to wyglądało, jakby to Dixie zaczęła ten pocałunek, a wpojenie, zdaje się, dotyczy tylko Embry'ego. To on się wpaja, a obiekt... ma tylko swoje uczucia, które, jak to u człowieka, muszą się pojawić.


I właśnie tutaj pojawia się problem różnej interpretacji wpojenia. Autorka Indian Summer najwidoczniej uznała, że dotyczy to zarówno jednej, jak i drugiej strony, więc Dixie zachowała się tak, jak się zachowała. Pani Meyer w swoich książkach jedynie "prześlizgnęła" po temacie wpojenia (przynajmniej moim zdaniem), nie wyjaśniając, jak to jest z tą drugą stroną. Skupiła się tylko na tym, że centrum świata wilkołaka, który doznał wpojenia, staje się ta jedyna dziewczyna (czy też dziecko), nie skupiając się na jej uczuciach. Wiemy tylko, że Emily przez jakiś czas opierała się Samowi, ale w końcu mu uległa, więc musiała coś do niego czuć. Być może to uczucie narodziło się podczas jego zalotów, a być może już w chwili pierwszego spotkania, tylko dziewczyna nie chciała zawieść czy też niejako zdradzić swojej kuzynki. Możemy snuć różne domysły. W przypadku Jacoba i Ness lub Quila i Claire sprawa jest bardziej skomplikowana, bo co nieświadome dziecko może wiedzieć o takim rodzaju miłości? Nie możemy więc stwierdzić, co w danej chwili czuło. Natomiast Kim już wcześniej kochała Jareda, więc to wpojenie nic w niej nie zmieniło, jednak gdyby był on dla niej obojętny, to pewnie i tak by go pokochała. Istnieje wiele opcji i wiele różnych poglądów na wpojenie. Mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli, bo ta wypowiedź jest nieco chaotyczna. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Nie 20:20, 08 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Nie 21:29, 08 Lis 2009 Powrót do góry

Wiem, co masz na myśli, ale się nie zgadzam.
Meyer się ślizga po wszystkim jak leci, jednakowoż (cheesas, bronię jej, co było w tej herbacie?!) z wpojeniem sprawa jest całkiem jasna. Nie pamiętam dokładnie, w którym momencie sagi to było, prawdopodobnie w NM. Sytuacja miała się tak - któryś z wilkołaków wpoił się w dwuletnią dziewczynkę (bodaj Quil). I padło pytanie, co teraz będzie. Czy ona go wybierze, kiedy dorośnie? Odpowiedź brzmiała (o ile pamiętam, to mówił Jacob do Belli), że po co miałaby wybierać kogoś innego, skoro u boku będzie miała dopasowanego do swoich potrzeb mężczyznę? Wniosek jest prosty - wilkołak tak się urabia i przestawia do potrzeb wybranki, by osiągnąć w miarę możliwości jej ideał. Będzie zrobiony pod nią, tak, by mogła się w nim zakochać i z nim być. Nie ma szans na to, by ona mogła się wpoić. Serce wybranki (jakkolwiek romansidłowato to brzmi) trzeba rozpalić, trzeba się postarać, pomęczyć i poświęcić, zgiąć kark, by być dla niej tym jedynym, by później nie cierpieć odrzucenia. A wpojenie było, o ile pamiętam, jak grom z jasnego nieba. Strzelało w wilkołaka w jednej chwili.
Poza tym była też Emily i Sam. Przy wpojeniu Sam po prostu świata poza nią nie widział. Wszystkie więzy przestały się liczyć, istniało tylko to, co do niej czuje. Emily tego nie miała. Z początku go odrzucała, ale, jako stoi w książce, Sam tak ją adorował i zapewniał o swoim przywiązaniu, że w końcu skapitulowała i wygrało uczucie. A zdaje się przy wpojeniu nie da się (pomijając pomysły z różnych fanfiction) kogoś odrzucać i z kogoś rezygnować. To uczucie jest tak silne, że obezwładnia całkowicie i kompletnie wpojonego podporządkowuje przyszłości z wybrankiem/wybranką.
Dlatego myślę, że autorka tego tekstu, jeśli faktycznie założyła, że wpojenie działa w obie strony, się machnęła.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:02, 08 Lis 2009 Powrót do góry

Tak to jest, jak niemądry, żeby nie powiedzieć głupi (czyli ja), z mądrym (czyli thin oczywiście) się w dyskusję wdaję.
Przyznaję się bez bicia, że ta rozmowa Belli i Jacoba o sytuacji Quila całkowicie wyleciała mi z głowy, a to całkowicie zmienia postać rzeczy. Rzeczywiście, Jake powiedział, a przynajmniej to z jego wypowiedzi wynikało, że ostateczny wybór należy do „wybranki” (swoją drogą – faktycznie brzmi to nieco romansidłowato :D), jak to sama określiłaś wpojoną dziewczynę, więc wilkołak musi się starać zdobyć jej uczucia, nie ma wszystkiego podanego na tacy, wbrew temu, co stwierdziłam we wcześniejszym poście. Czas najwyższy się zacząć sto razy zastanawiać, zanim się obierze jakieś stanowisko.
Tak więc nie pozostaje mi nic innego jak przyznać Ci rację.
Powiem jeszcze, że nie znam założeń Cobalt-Wolf co do obustronnego wpojenia, po prostu takie odniosłam wrażenie i tak sobie tłumaczę to, dlaczego Dixie od razu się rzuciła na Embry'ego. Bo inaczej chyba tego wytłumaczyć nie można... Ale w końcu to ff, więc autorka ma prawo do wprowadzenia pewnych zmian własnego pomysłu. Ale jeśli chciała trzymać się kanonu, no to faktycznie "się machnęła".


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ukos
Zły wampir



Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 0:34, 11 Lis 2009 Powrót do góry

Tyle, że pani Meyer bardzo niekonsekwentna jest, bo z kolei w przypadku Reneesme i Jacoba, sugeruje, ze wpojenie jest niejako dwustronne. Bella w ciazy miala odczuwac irracjonalna potrzebe obecnosci Jacoba "promieniujaca" od nienarodzoneg dziecka. I potem jak Bella oglądała sny małej, też wspomniane było, że Reneesme wiaze z Jacobem jakas wiez - nie tylko Jacoba z nia.
Także chyba możemy przyjąć dowolność interpretacji.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Śro 9:39, 11 Lis 2009 Powrót do góry

No dobrze, a gdzie grom z jasnego nieba w przypadku Loch Nessie? Meyer nawypisywała, że Neska jest bystrzejsza niż wskazuje jej metryka, szybciej się rozwija, jest inteligentna (no dobra, to samo napisała o Belli...). Może zwyczajnie lubiła towarzystwo Jake'a? Myślę, że gdyby to było wpojenie, to by to napisała jasno i wyraźnie. Może i istniała jakaś więź między nią a Jacobem, ale nie jest nigdzie napisane, że to w ogóle będzie miłość, ich "związek" może wyglądać różnie, być może Jake nie da rady dopasować się do jej potrzeb, może ona wybierze tego drugiego półwampira (nie pamiętam imienia).

Myślę, że Meyer po prostu lubi z powietrza wzięte motywy niezwykłej więzi, jak w przypadku Belli i Edwarda. I myślę, że z tym mamy do czynienia także tutaj. Jak z przeznaczeniem (pffff). Przyznam, że nie pamiętam motywu z wypływającą ze strony dziecka chęcią przebywania w pobliżu Jacoba, poszukam (no nie, znowu będę grzebała w tych książkach Rolling Eyes). Natomiast taka więź może się też nawiązać w przypadku zwykłej ciąży, w realnym świecie. Przyszła mama ma przyjaciela, przy którym zawsze czuje się dobrze, jest zrelaksowana i dziecko w brzuszku też to czuje i czuje się dobrze. Może się nawet uspokajać. W przeciwieństwie do figlów, które wyprawia w obecności np. zdenerwowanego faktem swojego przyszłego ojcostwa tatusia, którego nerwowy nastrój udziela się wszystkim dookoła.
Też można pomyśleć, że dziecko tego przyjaciela lubi. I być może faktycznie tak jest.

Dobra, my tu gadu-gadu, a następnych części nie ma. Iga, czekamy na weekend. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Śro 9:47, 11 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ukos
Zły wampir



Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:44, 11 Lis 2009 Powrót do góry

Znalazłam - strona 428 w BD, Jacob do Belli, gdy dotarła do niej radosna nowina o wpojeniu:
"-Tak się nie da. Nie pamiętasz, jak bardzo mnie potrzebowałaś jeszcze trzy dni temu? Jak trudno ci się było ze mną rozstać? Przeszło ci to, prawda?(...)
-To była ona - powiedział. - Od samego początku. Musieliśmy być razem, już wtedy."

I już kończę off-top - obiecuję! Embarassed


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Śro 17:51, 11 Lis 2009 Powrót do góry

Akapit niżej zaś jest:
S.Meyer w pijanym widzie napisał:
- Bella, przestań - upierał się przy swoim. - Nessie też mnie lubi.

Myślę, że Jake wiedziałby, gdyby wpojenie dotyczyłoby także Nessie i w tamtej chwili by to powiedział, by podkreślić, że więź jest nierozerwalna. Tymczasem mówi, że Nessie go lubi.

Też kończę offtop, ale jak coś, to ja chętnie jeszcze podyskutuję z tobą, Ukos, na privie. ^^ Jeśli masz chęć...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anex Swan
Wilkołak



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^

PostWysłany: Śro 18:20, 11 Lis 2009 Powrót do góry

Tyle razy wyświetlał się ten tytuł w "kąciku pisarza" , a ja leniwa nawet tego nie przeczytałam. Teraz może trochę uratuję swój honor i powiem coś od siebie: Cieszę się, że nie jest to jakaś zwykła historia miłości Edwarda do Belli, takich ff to mamy na pęczki,dlatego właśnie tu weszłam. Zadziwił mnie tytuł od razu skojarzyłam go ze sforą, a co się za tym kryje bardzo oryginalnym tłumaczeniem i właściwie to się nie zawiodłam. Nie ma tu Belli i Edwarda, ale pewnie się pokażą nie długo . Hmm tak jakoś się zamyśliłam, uważam, że Dixie to fajne imię i bardzo dobrze dopasowane do bohaterki, którą od razu polubiłam. Błędów oczywiście nie zauważyłam oprócz tego małego, który napisała już thingrodiel Wink

iga_s zgadzam się z twoimi słowami, że konstruktywne komentarze są rzadkością, ja też tak myślę, teraz pojawiają się jednolinijkowce w stylu "podoba mi się, pisz dalej. Życzę weny" i na tym się kończę. Ja postaram zostawić po sobie trochę większy ślad choć nie wiem co napisać.

Jestem ciekawa co będzie w szkole, jak się zaklimatyzuje itp. A także i to nie daje mi spokoju, co będzie z nią i Embrym. Bo naprawdę nie podoba mi się to obmacywanie po minucie rozmowy. Jednak zaglądać tu będę często, ponieważ rozdziały w stawiasz szybko i muszę zdążyć z czytaniem i komentowaniem nowego rozdziału Kwadratowy

Pozdrawiam i życzę weny zakręcona Anex Swan Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:44, 14 Lis 2009 Powrót do góry

Wiem, że ta mała dyskusja na temat "obustronności", że tak powiem, wpojenia już się zakończyła, jednak dorzucę jeszcze od siebie ostatnie trzy grosze.
Jedno wiemy na pewno: pani Meyer w swoich książkach - tudzież "pijanym widzie", jak to dobitnie określiła Thingrodiel - nie jest konsekwentna. Raz pisze tak, raz tak (choćby w sprawie posiadania przez wampiry dzieci, ale to już zupełnie inna bajka). Może i kwestię wpojenia wyjaśniła w miarę jasno, jak na nią, ale pozostają jakieś wątpliwości, jak przy wszystkim zresztą, a to powoduje, że na temat wpojenia możemy mieć odrębne opinie. Ale zostawmy już w spokoju książki i skupmy się na ff. Jak już wszyscy wiedzą, tu mamy pewną dowolność. Autor może przedstawić nam własną koncepcję, nieraz znacznie różniącą się od oryginału, nieraz odbiegającą od niego tylko w niektórych kwestiach. W miarę tłumaczenia kolejnych rozdziałów Indian Summer utwierdzam się w przekonaniu, że Cobalt-Wolf właśnie z tego swojego "prawa" do zmieniania niektórych rzeczy skorzystała. Może i w książkach wpojenie dotyczy tylko wilkołaka, ale w jej opowiadaniu jest to więź działająca w obie strony. Przynajmniej to wynika z treści następnych rozdziałów, o czym ja już się przekonałam, a Wy przekonacie się już niebawem. Ale to tylko jedno takie odstępstwo od kanonu. Tak więc o wpojeniu w książkach Meyer można by jeszcze dyskutować, ale w Indian Summer sprawa przedstawia się jasno - wpojenie dotyczy obu stron, czyli i wilkołaka, i dziewczyny.

Anex_Swan, tytuł - przynajmniej angielski - rzeczywiście powinien kojarzyć się ze sforą. Bella i Edward, jak i reszta wampirów, się pojawią, ale na szczęście nie na długo. Cullenowie będą raczej tylko postaciami epizodycznymi. Wiesz, Dixie to faktycznie dość oryginalne imię, ale mnie się na początku nie podobało, bo uważałam je aż za zbyt oryginalne. Dopiero z czasem się przekonałam, że bardzo pasuje do naszej bohaterki. :) W szkole będzie... jak w szkole. Nie chcę zdradzać za dużo, ale obiecuję, że żadnej sceny lekcji biologii nie będzie. :D I wcale mnie nie dziwi, że nie podoba Ci się, jak zachowali się Dixie i Embry, ale, jak już wcześniej wielokrotnie wspomniałam, ma to pewne znaczenie dla późniejszych wydarzeń. Rozdziały wstawiam szybko, mówisz? :D A ja myślałam, że rzadko. W sumie w tych rozdziałach bardzo mało się dzieje i moim zdaniem zamiast ponad trzydziestu powinno ich być gdzieś około piętnastu, więc dlatego wstawiam po dwa, byście choć trochę mieli co komentować. :) Dziękuję, że tu zajrzałaś i zostawiłaś po sobie jakiś ślad. Mam nadzieję, że zabawisz w tym temacie na dłużej. :)
___________________________________________________________

beta: marta_potorsia
___________________________________________________________

Rozdział 5
Natręt (narracja Embry'ego)

Moje serce zamarło, gdy ten dzieciak z jasnymi włosami zawołał Dixie. Dziewczyna natychmiast podskoczyła jak oparzona, jakby została przyłapana na robieniu czegoś zakazanego. Nagle naszła mnie ochota, by wstać i przyłożyć temu chłopakowi pięścią prosto w twarz, a potem zabrać gdzieś Dixie i już nigdy nie pozwolić jej odejść. Kiedy dowiedziałem się, że muszą iść, już prawie to zrobiłem, ale ona nagle odwróciła się do mnie i powiedziała:
- Zobaczymy się jeszcze?
To krótkie pytanie spowodowało, że tym razem moje serce zadygotało. Nie miałem pojęcia, że wpojenie to takie silne uczucie. Kiedyś w liceum podobało mi się parę dziewczyn, ale tamtych zauroczeń nie mogłem porównywać do tego, co działo się ze mną teraz. Do niczego nie mogłem tego porównywać. To przeznaczenie sprawiło, że ją spotkałem.
- Na pewno – odpowiedziałem szczerze i zauważyłem, że Dixie zadrżała. No pięknie, pewnie zabrzmiałem teraz jak jakiś psychopatyczny morderca. Jasnowłosy dzieciak nagle złapał ją za ramię. Zapragnąłem doskoczyć do niego i wyrwać jej rękę z jego uścisku. Zacząłem się trząść, więc szybko wbiegłem pomiędzy drzewa, żeby nie przemienić się w wilka w zasięgu wzroku innych ludzi.
Wiatr stawał się coraz mocniejszy i przyniósł ze sobą świeży zapach morza. Gwizdał mi w uszach, ale nadal słyszałem rozmowę chłopaka i Dixie.
- To podejrzany typ – powiedział jej, ale ona zaczęła mnie bronić. Blondyn dodał, że należę do miejscowego gangu. Zaśmiałem się w duchu, ale natychmiast przestałem, bo wydawało mi się, że dziewczyna mu uwierzyła. Trzeba będzie to zmienić. Powinienem poprosić ją o numer telefonu albo coś w tym stylu. No bo jak inaczej mogłem się z nią ponownie spotkać bez zachowywania się jakiś natręt? Ale teraz nie miałem już wyboru.
Po chwili w wilka zamienił się także Seth.
Cześć, Embry, przywitał się radośnie, ale po chwili dodał z zaskoczeniem: Stary, ty się wpoiłeś!
Nie odpowiedziałem, wpatrując się w vana, do którego zaraz miała wsiąść Dixie.
Natręt, zaśmiał się Seth.
Zamknij się, warknąłem. Nic nie rozumiał i nie mógł zrozumieć, bo nie doświadczył tego na własnej skórze.
O, nowe myśli… Wpoiłeś się… Co? Pięć minut temu?!, powiedział. Embry, a co z naszą umową o byciu kawalerami?, dodał z wyrzutem.
Nie miałem na to wpływu, mruknąłem, patrząc, jak Dixie wsiada do samochodu i odjeżdża. Zacząłem panikować i serce zabiło mi szybciej. Moje nogi same rwały się do tego, by za nią pobiec i nie pozwolić jej odejść. Wydałem z siebie długie, sfrustrowane wycie.
Koleś, zamknij się, odezwał się Seth z rozbawieniem. Zapomnij o niej na chwilę, bo zaraz idziemy dołożyć naszym wampirom.
Alice przewidziała potężną burzę z piorunami, więc postanowiliśmy rozegrać mecz baseballu – wampiry kontra wilkołaki. Jeszcze tego ranka strasznie się tym ekscytowałem, ale teraz chciałem tylko podążać za Dixie.
Boże, stary, jesteś prawie tak niemożliwy jak Jacob, westchnął. No chodź, dodał. Zobaczyłem jego oczami, że zwolnił tempo. W każdej chwili był gotowy zawrócić i zaciągnąć mnie siłą. Bo inaczej naślę na ciebie moją siostrę.
Leah też będzie?, spytałem, nie w wyrzutem, tylko z lekkim zaskoczeniem. Siostra Setha „opuściła” sforę po „bitwie” z Volturi. Zaczęła studiować na Waszyngtońskim Uniwersytecie Stanowym, próbując, jak ona sama to określiła, „sprawić, by te cholerne parę miesięcy okazało się tylko piekielnym koszmarem”.
Ma teraz letnią przerwę. Przyjechała po raz pierwszy, wyjaśnił. Pewnie tylko dlatego, żeby sprawić przyjemność ich mamie.
Poddałem się i zacząłem biec w kierunku polany przy wodospadzie, przy której w zeszłym roku spotkaliśmy się z Volturi. Poczułem drżenie w powietrzu. Wiedziałem, że to Collin i Brady się przemienili, więc mogliśmy już iść do Cullenów. Zaprosiliśmy tę dwójkę z innej sfory, bo… byli najbardziej neutralni. Watahy niby żyły w zgodzie, ale nadal pojawiały się pewne spięcia. Sam i Jacob nie mogli przebywać razem w jednym pomieszczeniu dłużej niż pięć minut. Paul i Jared zachowywali lojalność wobec swojego alfy, a nowych wilkołaków nie znaliśmy, więc pozostali nam tylko Collin i Brady.
Na miejsce dotarliśmy jako ostatni. Przemieniliśmy się z powrotem w ludzi i przywitaliśmy innych, którzy stali na środku pola i wyglądali jak grupka dobrych przyjaciół. Właśnie rzucano monetą, by wyłonić drużynę, która jako pierwsza będzie odbijała kijem. Odór wampirów już nam tak bardzo nie przeszkadzał. Tak często przebywaliśmy w ich towarzystwie, że prawie w ogóle go nie czuliśmy.
- Ha! Przegrałeś, Eddie! – zawołał radośnie Jake, uderzając śmiejącego się Edwarda w tors. Ich relacje znacznie się poprawiły, odkąd nasz alfa nie próbował ukraść mu Belli. – Odbijamy pierwsi - zakomunikował nam Jake, po czym dodał: - Embry, co się stało z twoim nosem?
Odruchowo go dotknąłem i okazało się, że był krzywy.
- Pewnie złamałeś go, kiedy wpadłeś na drzewo – zaśmiał się Quil.
- Wpadłeś na drzewo? – wtrąciła Leah, unosząc brwi.
- Tak. Nigdy nie wpajaj się podczas chodzenia – odpowiedziałem z rozbawieniem. Złapałem nos i go nastawiłem. Trochę bolało, ale po chwili przestało.
- Wpoiłeś się? – zawołał Jacob, odmawiając przyjęcia rękawic od pijawek. W przeciwieństwie do nich nie dbaliśmy o takie rzeczy. – I wpadłeś w drzewo? Kto to?
Leah, podobnie jak Collin i Brady, już prawie tarzała się po ziemi ze śmiechu.
- Dziewczyna ma na imię Dixie. Właśnie przeprowadziła się tutaj z Kentucky.
- Powiedziałeś jej już? – kontynuował Jake.
- Nie dała mi dojść do słowa – wyjaśniłem, wzruszając ramionami. – Od razu mnie pocałowała.
- Co?! – odezwało się jednocześnie kilka osób. Wszyscy członkowie sfory i niektóre wampiry mieli zszokowane wyrazy twarzy.
- Hej, myślałem, że mamy grać w baseball! – zawołał Emmett przez boisko. Jego mina przywodziła na myśl naburmuszone dziecko.
- Pogadamy o tym później – powiedział do mnie Jacob. – Teraz czas zrobić miazgę z naszych kochanych pijaweczek.
- Jeszcze zobaczymy, pieseczku – syknęła Rosalie, pędząc w stronę pierwszej bazy. Reszta Cullenów też zajęła swoje pozycje. Zauważyłem, że Edward wskazał Belli miejsce po prawej stronie pola, gdzie nikt nigdy nie uderzał. Sądziłem, że jej zdolności do baseballu poprawiły się po przemianie w wampira, ale najwidoczniej nadal nie grała zbyt dobrze. Wiedziałem już, gdzie powinienem skierować piłkę.
Jake chyba pomyślał o tym samym. Zajął swoją pozycję i z szerokim uśmiechem na ustach popatrzył w stronę Belli. Renesmee zachichotała, stojąc za Esme, która była łapaczem. Oczy żony Edwarda natychmiast się powiększyły. Spojrzała z przerażeniem na Emmetta, ale on pokazał jej kciuki uniesione do góry na znak, że nie powinna się martwić.
Jacob odbił piłkę z taką mocą, że rozległ się dźwięk przypominający uderzenie pioruna. Poleciała prosto w stronę prawej części boiska. Bella patrzyła na nią jak zahipnotyzowana, a kiedy znalazła się już blisko wampirzycy, ta zamknęła oczy, uniosła ręce i w cudowny sposób… złapała piłeczkę.
- Co jest, do cholery? – spytał Jake, zatrzymując się z poślizgiem, a wokół niego pojawiła się chmura kurzu. Cullenowie zaśmiali się radośnie, a uśmiechająca się jak wariatka Bella odrzuciła piłkę do Alice.
Drużyna wilkołaków straciła jeszcze dwie okazje, zanim udało jej się trzykrotnie wyautować wampiry. Oni mieli taką samą sytuacją. W sumie rozegraliśmy siedem rund i w końcu Cullenowie wygrali.
- Powodzenia następnym razem – powiedział nam doktor z lekkim angielskim akcentem, uśmiechając się.
- Nieważne – mruknął Jake. Niezwykle zasmuciła go przegrana z rodziną swojej przyszłej żony.
- Chyba ktoś tu nie może pogodzić się z porażką – zachichotała Bella, uderzając go figlarnie w ramię.
- Musimy już iść – oznajmił Brady. – Dzięki za zaproszenie – dodał i po chwili obaj z Collinem wbiegli między drzewa. Poczułem drżenie oznajmujące ich przemianę i zacząłem się zastanawiać, czy Sam będzie na nich wściekły, że spędzili z nami czas, ale prawie natychmiast przestałem o tym myśleć, bo znowu zawładnęło mną wpojenie.
- Ja też już muszę iść – powiedziałem szybko, mając nadzieję, że uda mi się wymknąć, zanim wszyscy zrobią z tego wielką sprawę.
- Natręt – odezwał się Seth, a Leah wybuchnęła śmiechem.
- Postaraj się, żeby za bardzo cię nie poniosło – poradził mi Jacob ze zmartwionym wyrazem twarzy. – Nie próbuj… Po prostu panuj nad sobą.
Kiwnąłem głową i ruszyłem do lasu. Przemieniłem się i zacząłem biec. Nawet nie wiedziałem, dokąd zmierzałem. Kierowałem się wyłącznie instynktem. Gdy dotarłem do Forks, wyczułem słaby zapach Dixie. Pachniała jak świeżo skoszona trawa skąpana w ciepłych promieniach słońca. Ciągle ukryty w gąszczu okrążyłem pogrążone teraz we śnie Forks.
Woń dziewczyny stała się intensywniejsza, kiedy dotarłem na drugą stronę miasteczka. Nogi zaprowadziły mnie do małego domu, który otaczało mnóstwo drzew. W kilka sekund okrążyłem budynek, zastanawiając się, które okno prowadzi do pokoju Dixie. Ciągle pozostałem w postaci wilka, więc przypuszczałem, że raczej nikt nie zadzwoni po gliniarzy, żeby aresztowali mnie za wtargnięcie na czyjąś posiadłość.
- Embry – usłyszałem nagle swoje imię wypowiedziane słabym, dziewczęcym głosem. Dźwięk dochodził z pokoju na drugim piętrze. Czyżby mnie zobaczyła? Nie, gdyby tak było, od razu by krzyknęła. Przecież nie mogła wiedzieć, że to ja.
- Embry, nie... – szepnęła znowu, ale tak cicho, że automatycznie przysunąłem się bliżej, aby lepiej słyszeć. W tej chwili na tyłach domu zapaliła się lampa czujnika ruchu. Cholera!
W domu coś się poruszyło, więc najwidoczniej kogoś obudziłem. Chyba Dixie zaczęła iść w stronę okna, aby sprawdzić, co się stało. Wycofałem się do lasu, ale kiedy w końcu stanęła przy parapecie, jej usta lekko się otworzyły. Stała tak przez kilka sekund, a ja zamarłem. Patrzyła mi prosto w oczy. Poczułem szarpnięcie w okolicach serca, zupełnie jak wtedy na plaży… gdy mnie całowała.
Po kilku sekundach Dixie odeszła od okna i zapanowała cisza. Usiadłem na ziemi i westchnąłem z ulgą. Katastrofa było blisko. Jak najszybciej musiałem jej wszystko powiedzieć. Powinna wiedzieć.
Położyłem się na ziemi, opierając głowę o łapy i wpatrując się w okno jej pokoju. Miałem nadzieję, że usłyszę jeszcze, jak wypowiada szeptem moje imię…

Rozdział 6
Grzmot

Tego wieczoru wróciłam do domu z kompletnym zamętem w głowie. Przez całą drogę nie mogłam przestać myśleć o Embrym, a w moich uszach ciągle brzmiało wilcze wycie, które pożegnało nas przy wyjeździe z rezerwatu. Weszłam do mieszkania całkowicie przemoczona.
- I jak było? – spytał tata, spoglądając na mnie znad gazety.
Cudownie…
- W porządku – mruknęłam szybko i uciekłam na górę. W chwili, gdy zamknęłam drzwi, na dworze mignęło światło błyskawicy, a gdzieś w oddali rozległ się potężny grzmot. Usiadłam na łóżku z mnóstwem pytań cisnących mi się na usta.
Co Embry miał na myśli, mówiąc z takim przekonaniem: „Na pewno”? Czy to rzeczywiście jakiś natręt albo, jak określił Dan, podejrzany typ? Czy naprawdę całowałam się z członkiem przestępczej szajki…?
Nie, to zdecydowanie do niego nie pasowało. W głębi serca wiedziałam, że to dobry człowiek. Czułam się przy nim bezpiecznie i… potrzebowałam go, chociaż tak właściwie to nawet go nie znałam... Dlaczego więc tak łaknęłam jego obecności?
Mój telefon nagle zadzwonił, sprawiając, że aż podskoczyłam. Znowu zagrzmiało. Szybko odebrałam i powiedziałam do słuchawki:
- Halo?
- Cześć, Dix! – usłyszałam głos brata.
- Rhett! – zawołałam i chaotyczne myśli momentalnie opuściły mój umysł.
- No i jak ci się podoba w Waszyngtonie? – spytał, a ja westchnęłam. – No co?
- Jest… fajnie.
- Fajnie? – powtórzył i wyobraziłam, jak właśnie zmarszczył brwi ze zdziwienia. – No dalej, Dix, mów mi natychmiast, co się dzieje!
Zazgrzytałam zębami, zastanawiając się, czy powiedzieć mu o tajemniczym facecie, którego spotkałam na plaży. Czy okaże nagle braterską nadopiekuńczość i wszystko schrzani?
Mimo tych obaw i tak postanowiłam się wygadać.
- Poszłam dzisiaj na plażę ze znajomymi i spotkałam fajnego gościa.
- Naprawdę? – zaśmiał się. – Kto to taki?
- Ma na imię Embry i mieszka w indiańskim rezerwacie.
- Jest w twoim wieku?
- Um… - Nie zapytałam o to, ale teraz przyszło mi na myśl, że wyglądał na jakieś dwadzieścia lat. No pięknie, nie dość, że zaczęłam kręcić z chłopakiem, którego dopiero co poznałam, to jeszcze łamałam prawo. – Nie… Skończył już osiemnastkę lub coś koło tego…
- Dixie…
- A jak tam twoje sprawy w Kentucky? – zapytałam szybko, zmieniając temat. Rhett westchnął.
- Zasadniczo to cały czas tylko pracuję, nie mam czasu obracać się w kręgach towarzyskich.
Zaśmiałam się.
- Trzeba było się przeprowadzić razem z nami.
- Lepiej nie – odparł szczerze. – Tęsknię za wami, ale nie chciałbym tam mieszkać. Zbyt zimno jak dla mnie.
- Tak właściwie to teraz jest nawet całkiem ciepło.
- Więc ciesz się, póki możesz. Hej, dałabyś mi do telefonu mamę albo tatę?
- Okej – zgodziłam się, ruszając w kierunku drzwi. – Tylko nie mów im nic o Embrym.
- Dlaczego nie?
- Błagam, Rhett – poprosiłam. – Ja dotrzymuję twoich sekretów, więc nie mógłbyś chociaż tej jednej mojej tajemnicy zachować dla siebie?
- W porządku – mruknął z wyraźną niechęcią. – Ale trzymaj się z daleka od kłopotów. Nie chciałbym zobaczyć cię w wieczornych wiadomościach. Kocham cię, siostrzyczko.
Znowu się roześmiałam.
- Ja ciebie też – powiedziałam, podając telefon tacie, który nadal czytał gazetę. – Rhett dzwoni.
Wziął komórkę i zaczęli rozmawiać, a ja szybko wymknęłam się do swojego pokoju.

***

Tej nocy śniłam o Embrym…

Stałam na plaży, fale uderzały o skalisty brzeg. Słońce znajdowało się nisko nad horyzontem, oświetlając ciemny ocean i czyniąc niebo ogniście pomarańczowym. Ktoś podszedł do mnie z tyłu i objął w talii. Odwróciłam się i zobaczyłam, że przygląda mi się przystojny mężczyzna.
- Embry…
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Embry, nie… - Przybliżyłam się do niego, ale złapał moje nadgarstki.
- Dixie… - szepnął i odsunął mnie od siebie. Nagle w dość bliskiej odległości usłyszałam wycie i wzdrygnęłam się, gwałtownie nabierając powietrze do płuc. Spojrzałam w kierunku, z którego dochodził odgłos, ale nic nie zauważyłam.
Z powrotem przeniosłam wzrok na Embry’ego, jednak jego miejsce zajął olbrzymi, szary wilk z dwiema ciemnymi plamami na grzbiecie, który stał do mnie tyłem. Poruszył ogonem i uszami, a następnie obrócił się w moją stronę. Dostrzegłam tuż za nim kilka innych takich samych zwierząt wynurzających się z lasu. Po chwili rozległ się grzmot i oślepiła mnie błyskawica…


Usiadłam gwałtownie na łóżku, przecierając oczy. Spojrzałam na okno i zobaczyłam, że na podwórku zapaliła się lampa czujnika ruchu. To pewnie przez nią wydawało mi się, że w moim śnie pojawił się jasny piorun. Prawdopodobnie pod dom zakradł się jakiś jeleń albo szop. Podeszłam do parapetu, by to sprawdzić.
Na tle ciemnego, gęstego lasu dostrzegłam parę ogromnych, błyszczących oczu, które patrzyły prosto na mnie. Zamarłam, ale już po sekundzie tajemnicze stworzenie zamrugało i rozpłynęło się w powietrzu. Poczułam, że rozchodzi się we mnie przyjemnie ciepło, takie, którego doświadczyłam w La Push podczas pocałunku z Embrym…
Szybko odsunęłam się od okna i wróciłam do łóżka. Nie wiedziałam, co kręciło się obok domu, ale z pewnością nie mogło dostać się do środka. Otworzyłam telefon, aby sprawdzić, która godzina i wtedy zobaczyłam zdjęcie Ronny’ego. W takim momencie zazwyczaj moje serce zaczynało dygotać albo zbierało mi się na płacz, ale tym razem nic się nie stało. Nagle postanowiłam zmienić tapetę i już po chwili na wyświetlaczu widniał obrazek przedstawiający zachód słońca na plaży…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Pią 16:43, 20 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Sob 20:14, 14 Lis 2009 Powrót do góry

Rozumiem...
Jeśli nie zainauguruję komentowania, to się nikt nie pokwapi. Wstydzilibyście się, twilightseriesowcy!

Kurczę, ja wiem, że to nie jest powieść stulecia, ale tak mi się to jakoś przyjemnie i odprężająco czyta, że się cieszę jak głupi do sera ilekroć wrzucasz nowe części. Niby romansidło, trochę ckliwe, coraz bardziej sztampowe, ale mam słabość do tego tekstu. Być może to zasługa twojego tłumaczenia, Igo, bo tłumaczysz naprawdę bardzo ładnie i należą ci się brawa. Tłumu ludzi. *wymownie spogląda na spóźnionych w klaskaniu*

Mam ochotę na więcej. Mam nadzieję, że wen tłumaczeniowy cię nie opuszcza i niedługo zobaczymy dalszy ciąg. Nie mogę się doczekać.
I w ogóle parsknęłam śmiechem przy scenie w baseball. Kiedy dobrnęłam do końca czwartego tomu dzieUa Meyer, pomyślałam sobie, że teraz wilkołaki i wampiry powinni sobie radośnie rozegrać jakiś mecz. Byłoby ciekawie i zabawnie. I dopełniałoby słodycz happy endu dokumentnie, prawdopodobnie przyprawiając mnie o cukrzycę. Ale by było radosne zakończenie. Laughing No i się doczekałam takiej sceny w fanfiku - też dobrze. Choć tu już się nie wyzłośliwiam. Pasuje ta scena, jest urocza.
Dobrze się czyta ten tekst, bo jest taki... spokojny (wspaniałomyślnie autorce wybaczam i spuszczam już zasłonę milczenia na pocałunek), trochę obyczaju, trochę miłości, trochę kanonu, trochę inwencji własnej. Niby nic, a fajne.

Beta znów na wysokim poziomie, choć znalazłam dwa drobiazgi. Nie to, żebym szukała, po prostu rzuciły mi się w oczy.
Cytat:
Nogi zaprowadziły mnie do małego domu otoczonego przez dużo drzew.

To "otoczonego przez dużo drzew" brzmi... po trollowemu.
Cytat:
zupełnie jak wtedy na plaży… jak mnie całowała.

Lepiej by brzmiało słówko "kiedy".
Poza tym jednak przetłumaczone płynnie, zgrabnie, nic nie wadzi. Pogratulować współpracy, dziewczyny, widać, że się staracie.

Pozostaje mi więc życzyć weny i dalszej owocnej współpracy. Oraz stosu komentarzy.

KOMENTOWAĆ, LUDZIE!!! ALE JUŻ!!!

Ich habe gesagt.

Pozdrawiam,
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Sob 22:08, 14 Lis 2009 Powrót do góry

thin - co ja ci poradzę, że dopiero teraz włączyłam komputer Smile

autorka ciekawie nas wprowadza... powoli, krok za krokiem...
taka mała uwaga z mojej podrywalskiej strony... jak można być taki łoś, żeby nie wziąć numeru od dziewczyny, która go pocałowała... (nie musisz dzwonić, ale kultura nakazuje przynajmniej udawac, że zamierzasz Twisted Evil )

nie bardzo radzę sobie z komentowaniem dłuższym, sle się postaram...

to tak... co mi się bardzo podobało... oczywiście bejsbol i to 'pieseczku' w wykonaniu Rosalie... 'sen' Dixie... co mi się nie podobało i nie będzie podobać... to to obciachowe imie... jakoś mnie zaczęło odrzucac w tym rodziale...

co mnie zaskoczyło: to, że ewidentne zaskoczenie odmalowało się na Jacobie po wiadomości, że Dixie pierwsza pocałowała Embry'ego...

jak dla mnie bomba i fajerwerki jak w chiński nowy rok...
dziękuję za to tłumaczenie, bardzo przyjemnie się je czyta :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anex Swan
Wilkołak



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^

PostWysłany: Nie 11:48, 15 Lis 2009 Powrót do góry

thin- nie mam nic na swoje usprawiedliwienie mogę tylko skomentować.

Mamy sforę, mamy wampiry i mamy mecz. To mi się podobało i jeszcze tekst Rose - bajka
Nie napisze konstruktywnego komentarza, powiem tylko, że bardzo mi się podobało. Nie może aż tak krótko nie napiszę. Masz lekki styl, bardzo dobrze tłumaczysz i świetnie to razem mieszasz w jedna całość. I tu kurcze takie rozczarowanie, wszyscy komentują w kółko te same ff tylko pod inna nazwą, bo tak można nazwać nie które teksty, a nie komentują czegoś oderwanego od tych wszystkich ff, i ja się pytam dlaczego ? To się nazywa polityka.
Dobrze teraz tak, żebym się wściekłości pozbyła życzę Ci dużo weny, czasu, cierpliwości i dobrego humoru Kwadratowy

Pozdrawiam Anex Twisted Evil


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Nie 14:53, 15 Lis 2009 Powrót do góry

Jestem jak najbardziej za perspektywą Embry'ego. Dzięki niej dowiadujemy się jego reakcji na spotkanie Dixie. Masz rację, to ona się na niego rzuciła, takie moje przeoczenie.

Reakcja sfory była taka naturalna. Gdybym wyobraziła sobie tą sytuację, jak zareagują na wieść o wpojeniu przyjaciela, to właśnie tak bym ją ujrzała. Chyba jak wszystkim przede mną komentującym, spodobała mi się sytuacja meczu, wampiry kontra wilkołaki. Przy tej scenie wszystko było spokojne, wydają się wszyscy przyjaciółmi przez te ich zdrobnienia jak np. Eddie. Bezkonkurencyjnie oczywiście najlepsza jest Rosalie i jej pieszczotliwe określenie "pieseczek".
W tym opowiadaniu możemy znaleźć także trochę humoru. Mnie rozśmieszył złamany nos Embry'ego. Oczywiście mecz nie byłby tak fajny, gdyby nie uśmiechająca się jak wariatka Bella. Trochę zmartwiła mnie scena wypowiadania przez sen imienia Embry'ego. Według mnie to trochę za bardzo cukierkowe, ale ty nie masz na to wpływu.

Perspektywa Dixie upewnia nas w przekonaniu, że zakochała się w Embrym. Miło się czyta, kiedy jest szczęśliwa, bo zamieszkała w Forks. Podejrzewam iż skoro wybrała taką osobę na swojego towarzysza, będzie musiała znieść przeciwności losu w szkole i domu. Jeśli dobrze pamiętam, to w książce Bella miała trochę podobny sen, też o wilkach i też mówi przez sen Very Happy

Świetnie tłumaczysz, wszystko tworzy dobrą całość. Czyta się lekko i spokojnie. Błędów żadnych nie zobaczyłam i dobrze. Macie dobre tempo pracy i jak wspomniała thingrodiel owocną współpracę.
Pozdrawiam i życzę weny,
Paramox


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ukos
Zły wampir



Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 0:52, 16 Lis 2009 Powrót do góry

Iga, dziękuję za kolejny fragment. Fajnie tłumaczysz, tekst też lekki, więc czytam nieodmiennie z przyjemnością.

Tylko słuchajcie, kto mi powie, gdzie spotkałam motyw dziwnego faceta, który nawiedza ukochaną nocną pora i wysłuchuje jak to ona przez sen mamrocze jego imię?
I jeszcze prawie na pewno czytałam coś, gdzie dziewczyna miała sen o chłopaku zamieniającym się w wilka.
Wam też coś się kojarzy?
Bo mnie silnie. I mam o to żal do autorki. Stać ja na większą oryginalność, bez uciekania się do kalki pani M. Reszta tekstu nie jest może innowacyjna, ale widać w niej inwencję własną, a tu taki klops.
Spodobał mi się opis reakcji sfory na wieść o wpojeniu, taki... kundlowaty. Luźny, wesoły, bez wydumanych uniesień i pseudofilozoficznych bajań.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:42, 20 Lis 2009 Powrót do góry

Thingrodiel, wiesz co? Ty tak niby sobie żartujesz (chyba że to tak na poważnie? :D), ale odnoszę dziwne wrażenie, że naprawdę masz ogromny udział w tym, że ludzie komentują to opowiadanie. Dziękuję za to „wsparcie”. :) I masz rację, na pewno nie jest ono powieścią stulecia, ale najważniejsze, że się je wszystkim przyjemnie czyta i naprawdę jest napisane z sensem, bo wszystkie wydarzenia ładnie się ze sobą łączą, ale to już ocenisz po lekturze całości tekstu, o ile dotrwasz. :) Wen tłumaczeniowy na szczęście mnie nie opuszcza, więc niebawem można spodziewać się następnych części. No i cieszę się, że Cię rozbawiła ta scena gry w baseball. Miałam podobnie. :) No i dziękuję za wyłapanie tych „zgrzytów”. :) I dziękuję, że nadal komentujesz. :)
Kirke, najwidoczniej można być takim łosiem. :D A przynajmniej w opowiadaniach. Ale Embry sobie poradzi i bez numeru telefonu, o czym będzie można się przekonać już w następnych częściach. Zaradny chłopak. :D Przy tłumaczeniu tej krótkiej wymiany zdań Rosalie i Jacoba skorzystałam trochę z prawa tłumacza do drobnych przekształceń w tekście. W oryginale nie ma zdrobnienia „doggy” (tak samo jak i nie ma zdrobnienia do „pijawek”), ale żeby tak jakoś zabawniej wyszło, to właśnie słowo „dog” przetłumaczyłam na ironiczne „pieseczku”. Zabieg chyba udany, skoro Ci się spodobało. I innym też. :) A wiesz, że mnie się z kolei sen Dixie nie spodobał (w przeciwieństwie do imienia, bo wg mnie faktycznie jest trochę oryginalne, ale pasuje jak ulał)? Wydaje mi się taki jakiś... aż za bardzo melodramatyczny. :D Cieszę się, że nadal jesteś i komentujesz, i cieszę się, że Ci się przyjemnie czyta. :)
Paramox, scena meczu rzeczywiście była taka spokojna i zabawna jednocześnie. Po tym, jak się do siebie odnosili, można rzeczywiście wywnioskować, że po tych wszystkich zawirowaniach stali się już przyjaciółmi. Zgodnie z planem pani Meyer wszyscy są aż do bólu szczęśliwi. Rolling Eyes No, może nie wszyscy, ale to już w następnych rozdziałach. Za tę odrobinę humoru właśnie lubię to opowiadanie. I mam podobne zdanie co tego snu, jak już napisałam w odpowiedzi do Kirke. :) Oj, a sprawy w domu i szkole rzeczywiście się nieco skomplikują... Cóż, nie pozostaję mi już nic innego jak podziękować za komentarz i zaprosić do lektury następnych części, które pojawią się już niebawem. :)
Anex, najwyraźniej większości czytelników ten tekst nie przypadł do gustu. Każdy ma prawo do wyboru tego, co czyta i nikogo raczej nie uda mi się przekonać do zmiany zdania, więc tym bardziej się cieszę z Waszych komentarzy. :) Cieszę się również, że nadal czytasz i zostawiasz swoją opinię, i dziękuję też za życzenia, że tak to nazwę. :D Wena, czas i cierpliwość bardzo się w tłumaczeniu przydają. A w połączeniu z dobrym humorem to istne spełnienie marzeń każdej tłumaczki bądź w moim przypadku - tłumaczki-amatorki. :)
Ukos, zgadzam się z Tobą co do tego snu. Zbyt duże podobieństwo do tego „bellowego”, no ale cóż, nic na to nie poradzę. A autorka rzeczywiście powinna wykazać się większą inwencją twórczą... Dzięki, że nadal komentujesz i bardzo się cieszę, że Ci się dobrze czyta. :)

Następnych dwóch (lub nieco większej ilości, bo z powodu ich długości wypadałoby wstawiać ich trochę więcej) rozdziałów można spodziewać się w przyszłym tygodniu.
Pozdrawiam. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Pią 21:17, 20 Lis 2009 Powrót do góry

Nie, ja nie żartuję. Ja naprawdę uważam, że należą ci się komentarze. Po takiej pracy, jaką wkładasz w ten tekst, by był ładnie przetłumaczony, należy ci się jakaś rekompensata. I będę tłukła tu komentarze ad mortem usrartem (tudzież do końca opowiadania). Więc choćby ode mnie jednej masz zapewnioną uwagę. Bo opowiadanie... no, z tym różnie może być, może mi się przestać podobać. Ale urodę tłumaczenia należy docenić.
iga_s napisał:
Następnych dwóch (lub nieco większej ilości, bo z powodu ich długości wypadałoby wstawiać ich trochę więcej) rozdziałów można spodziewać się w przyszłym tygodniu.

Uch, zobaczyłam twój post i nie bacząc na datę aktualizacji myślałam, że zaraz ujrzę nowe rozdziały, a tu lipa... Nic to, dobra wiadomość jest taka, że rozdziały będą. I to niedługo. I że wen u ciebie wytrwały. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bad_szejna
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 22:41, 20 Lis 2009 Powrót do góry

Oryginalne... a ja lubię oryginalność...;p
Czyta się bardzo lekko i przyjemnie.
Żadnych zgrzytów nie zauważyłam, a nawet jeśli były, to tekst tak mnie wciągnął, że po prostu nie zwróciłam na nie uwagi..xD
Wielki plus i brava za tłumaczenie...
Jest naprawdę bardzo zgrabnie napisane co jest trudne w tłumaczeniach...xD (wiem, bo sama próbowałam przetłumaczyć jednego ff`a...;p no i taki był tego skutek że rzuciłam zeszytem w ścianę i powiedziałam, że nie dam rady..xD).
Co do samych postaci to ciebie się czepiać nie mogę, ale nie podoba mi się jej imię...Dixie...przypomina mi atomówki...;p Oczywiście jestem jak najbardziej na tak...;*
Życzę weny

bad_szejna


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez bad_szejna dnia Sob 15:00, 21 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:12, 24 Lis 2009 Powrót do góry

Thingrodiel, cóż mogę rzec w odpowiedzi na takie miłe słowa? Chyba tylko jedno wielkie d z i ę k u j ę. :)
Bad_szejna, nie można łatwo się poddawać. Powszechnie wiadomo, że początki zawsze są trudne, ale wiadomo też, że z każdym krokiem jest coraz łatwiej, więc może ten zeszyt zabieraj spod ściany i bierz się z powrotem do pracy. Praktyka czyni mistrza. :) A na dodatek takie tłumaczenie ff na przykład naprawdę pomaga w nauce obcego języka. A imię Dixie skojarzyło Ci się z Atomówkami? Hm, ciekawe skojarzenie. :D Ale mnie i tak nie pobijesz - przy pierwszym rozdziale zastanawiałam się, czy to jakieś przekleństwo... Bez komentarza. :D Cieszę się, że Ci się spodobało i mam nadzieję, że szybko tego opowiadania nie opuścisz. :)
___________________________________________________________

beta: marta_potorsia
___________________________________________________________

Rozdział 7
Dziwna sprawa

- To nasz ostatni dzień wakacji przed pójściem do przedostatniej klasy liceum – powiedziała Stacy z naburmuszoną miną, po czym upiła łyk kawy.
- Ty przynajmniej chodziłaś już wcześniej do tutejszej szkoły – odparłam ponuro, oplatając ciepły kubek moimi zimnymi, mokrymi dłońmi.
Stacy i ja właśnie siedziałyśmy w małej kawiarence, w której po raz pierwszy się spotkałyśmy. Postanowiłyśmy spędzić trochę czasu razem i nacieszyć się ostatnimi chwilami wolności, zanim prawo nakaże nam bezsensownie przesiadywać w klasach i pozbawi wszelkich przyjemności, jakich można zaznawać latem. Na dworze jak zwykle padał deszcz, a na dodatek dało się też usłyszeć ciche pomruki burzy, która od wczoraj nie pozwalała o sobie zapomnieć.
- Niby tak – zgodziła się dziewczyna, kiwając głową – ale wszyscy zdążyli cię już polubić, więc nie będziesz miała żadnych problemów. No, może tylko Lisa za tobą nie przepada. – Nagle Stacy pochyliła się do przodu i oparła łokcie o stół z rozmarzoną miną. – I jeszcze ugania się za tobą najgorętszy facet w szkole…
Przekrzywiłam głowę. Najpierw sądziłam, że miała na myśli Embry’ego, ale jego osoba praktycznie cały czas zajmowała mój umysł, więc dopiero po chwili zorientowałam się, że Stacy mówiła o Danie.
- Dan najgorętszym facetem w szkole? – spytałam. – To smutne.
Obie się zaśmiałyśmy.
- Ale przyznasz, że chociaż trochę ci się podoba – odezwała się po chwili, a ja pokręciłam głową.
- Zdecydowanie nie jest w moim typie.
- Ach, racja. Ty przecież gustujesz w dobrze zbudowanych Indianach.
Prychnęłam.
- Tamto na plaży nic nie znaczyło.
Lekko otworzyła usta ze zdziwienia.
- No co ty! Pewnie, że znaczyło. Już pół Forks o tym gada. Masz zamiar znowu się z nim spotkać czy coś?
- Nie mam jego numeru ani niczego w tym stylu, więc raczej wątpię.
Nagle przy drzwiach zadzwonił dzwoneczek, oznajmiając, że ktoś właśnie wszedł do naszego małego, suchego raju. Nie odwróciłam się, żeby zobaczyć przybysza, ale poczułam na karku dziwny dreszcz. Oczy Stacy dwukrotnie się powiększyły.
- O wilku mowa…
Obróciłam głowę i zobaczyłam, że w kierunku lady zmierzał nie kto inny, tylko Embry. Na jego widok przyszła mi do głowy myśl, że rdzennych mieszkańców Ameryki chyba nie obowiązywał jakże banalny zwyczaj kompletnego ubierania się czy też zakładania butów, bo chłopak miał na sobie tylko te same szorty co wczoraj. Jeśli mnie zauważył, to nie dał nic po sobie poznać. Ale co on tutaj w ogóle robił?
- Idź z nim porozmawiać – szepnęła z przejęciem Stacy.
- Po co? – syknęłam.
- Przecież widzę, że masz na to ochotę!
Nie myliła się. Miałam na to straszną ochotę. Tylko czy nie wyjdę na jakiegoś natręta? Co mam mu powiedzieć? „Hej, wczoraj się z tobą całowałam i śniłeś mi się tej nocy. Chcesz się ze mną umówić?”. Tak, to absolutnie nie brzmiało dziwnie…
Gdy Embry dostał wreszcie swój napój, zaczął szybko iść w kierunku drzwi, więc chyba naprawdę mnie nie zobaczył. Serce zaczęło mi bić jak szalone i zanim zdążyłam pomyśleć, już zawołałam:
- Hej!
Zatrzymał się i spojrzał w moim kierunku.
- O, cześć! – odparł i ruszył w stronę stolika, przy którym siedziałam ze Stacy.
- Chcesz się do nas przyłączyć? – spytałam, wskazując na wolne krzesło.
- Jasne – zgodził się z uśmiechem, a moje serce zadygotało.
- Tak właściwie – odezwała się Stacy, podnosząc się – to ja już będę się zbierać. Wiecie, muszę jeszcze coś załatwić. Ale wy dwoje zostańcie i sobie porozmawiajcie. – Uśmiechnęła się do mnie znacząco. Co ona wyprawiała?! Powinnam ją uderzyć!
- Tak w ogóle to jestem Embry – powiedział chłopak, wyciągając ku niej rękę.
- Stacy – powiedziała, ściskając jego dłoń. - Miło mi cię poznać, ale naprawdę muszę już lecieć. Zobaczymy się później – dodała i mrugnęła do mnie, po czym poruszyła bezgłośnie ustami, oznajmiając mi, że później mam do niej zadzwonić i zdać szczegółową relację z tego spotkania.
Gdy dziewczyna opuściła już kawiarenkę, Embry zajął jej miejsce. Zauważyłam, że zamówił czarną kawę z fusami.
- Więc przyszedłeś tu z La Push na kubek kawy? – spytałam.
Embry się zaśmiał.
- Nie, to tylko krótki przystanek. Mam coś do zrobienia w miasteczku.
- Och – mruknęłam głupio, stukając palcem w swój kubek.
Nagle chłopak westchnął. Spojrzałam na niego i zauważyłam, że wyglądał na zmartwionego i nerwowo zaciskał zęby.
- Wszystko w porządku? – zapytałam. Zerknął w moją stronę i jego zaniepokojone oczy nieco złagodniały.
- Skłamałem – odezwał się po chwili. – Nie mam nic do załatwienia w Forks, tylko szukałem ciebie.
Och. Chwila… Co?!
- Naprawdę?
Lekko się uśmiechnął.
- Muszę ci coś powiedzieć – powiedział łagodnie i tak cicho, że bez wątpienia żadna inna osoba nie mogła go usłyszeć.
- O co chodzi? – szepnęłam, bo wyglądało na to, że chciał podzielić się ze mną jakąś tajemnicą.
Embry niespokojnie przeczesał palcami włosy.
- Okej… Czy słyszałaś kiedykolwiek legendy o Quileutach?
- Nie – zaprzeczyłam i pokręciłam głową. – Dopóki się tu nie przeprowadziłam, nawet nie wiedziałam o ich istnieniu.
- Świetnie – mruknął, lekko zirytowany. – Dobra, przejdę od razu do rzeczy. Więc… jest taka jedna historia, która opowiada o tym, że nasze plemię pochodzi od wilków.
Zamarłam.
- Wilków? – powtórzyłam nieprzytomnie, a w mojej głowie natychmiast pojawiła się scena ze snu: kilka ogromnych basiorów wynurzających się z lasu…
- Dokładnie – potwierdził, przyglądając mi się ostrożnie. – To podanie mówi też, że jeśli w okolicy pojawi się jakieś niebezpieczeństwo, młodzi Quileuci zamieniają się w te zwierzęta. – Na chwilę wstrzymałam oddech. – Ta legenda jest prawdziwa.
Na początku nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani słowa.
- Co? – spytałam po chwili, mając nadzieję, że się przesłyszałam. Embry pochylił się do przodu i nasze twarze dzieliły teraz zaledwie centymetry. Poczułam jego oddech na swoich policzkach…
- Nazywamy siebie zmiennokształtnymi albo wilkołakami*. Potrafimy przeobrażać się w wilki.
- Żartujesz, prawda? – zapytałam stanowczym głosem. Ten facet bez dwóch zdań właśnie robił mnie w konia. Nie było innej możliwości…
Embry uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Uwierz mi, chciałbym.
Kompletnie mnie zatkało. Czego jak czego, ale takiego wyznania się nie spodziewałam. Co tak właściwie powinnam mu teraz powiedzieć? „Och, to wspaniale”? Może i wspaniale, ale o wiele bardziej… dziwnie. Zresztą, ciągle nie byłam pewna, czy to prawda.
- Nie wierzę ci.
- Chcesz, żebym ci to pokazał?
Czy chciałam…? Z jednej strony dowiedziałabym się, czy powiedział prawdę, ale z drugiej nie wiedziałam, co zrobię, jeśli na moich oczach rzeczywiście zamieni się w zwierzę…
- Tak, pokaż mi – zgodziłam się powątpiewającym tonem.
- No to chodź – powiedział wesoło chłopak, podnosząc się z krzesełka. Ruszyłam za nim, wciąż ściskając w dłoni mój kubek kawy. Nie wiedziałam, po co go wzięłam… Cóż, zawsze mogłam wylać jego zawartość na oczy Embry’ego, jeśli zacząłby się do mnie dobierać.
Oddaliliśmy się od kawiarenki i skierowaliśmy się do lasu. Indianin szedł bardzo szybko, jakby miał do wypełnienia jakąś misję czy coś takiego. Albo może mi się tak tylko wydawało, bo jego nogi były niemalże dwa razy dłuższe od moich? Nagle się zatrzymał i złapał moją rękę. Poczułam się tak, jakby ktoś właśnie poraził mnie prądem.
- Tędy – powiedział, cały czas rozglądając się na boki, by upewnić się, że nikt nas nie obserwował. – Wybacz, ale nie mogę zrobić tego przy świadkach.
Cały czas milczałam, podążając za nim w głąb lasu. Zapewne wiedział lepiej, gdzie szliśmy, bo ja nie miałam bladego pojęcia. Nie mogłam nawet od niego uciec, bo pewnie zagłębiłabym się dalej w gąszcz drzew. Na dodatek nikt nie widział, jak się z nim oddaliłam…
O cholera! A jak ten gość właśnie w ten sposób zaciągał dziewczyny do lasu, by je potem wykorzystać?! Co ja najlepszego wyprawiałam?!
- To już chyba wystarczająco daleko – wymamrotałam drżącym głosem w miejscu, z którego dało się jeszcze usłyszeć odgłosy przejeżdżających samochodów, więc istniała szansa, że w razie czego mogłabym znaleźć drogę powrotną.
Embry obejrzał się do tyłu.
- Okej – zgodził się cicho. Wydawał mi się lekko zdenerwowany, jakby nie wiedział, dlaczego w ogóle to robił. Może rzeczywiście kłamał i nie potrafił przeobrażać się w wilka? – Zostań tutaj.
Wskazał gestem miejsce, gdzie powinnam stanąć, a po chwili sam zniknął w gęstwinie drzew, zostawiając mnie samą.
Objęłam się ramionami, bo zaczęłam marznąć. Kubek z kawą, moja potencjalna broń, gdzieś wypadł mi z rąk. Baldachim utworzony z drzew chronił przed deszczem, ale i tak skapywało na mnie kilka pojedynczych kropli.
Nagle wyczułam w powietrzu dziwne drżenie**, jakby w pobliżu przeleciała potężna fala dźwiękowa. Zerknęłam w miejsce, w którym zniknął Embry i zamarłam.
- Nie kłamałeś – szepnęłam, a bicie mojego serca gwałtownie przyspieszyło.
Z zarośli wyłonił się olbrzymi, szary wilk z dwiema ciemnymi plamami na grzbiecie. Wilk z mojego snu.
___________________________________________________________
* W oryginale autorka nie używa określenia "wilkołaki" (ang. werewolves), tylko cały czas "zmiennokształtni" (ang. shape-shifters), pewnie dlatego, że akcja dzieje się już po BD, więc po konfrontacji z Volturi członkowie sfory już wiedzą, że nie są prawdziwymi wilkołakami. Jednak ja, ze względu na konieczność zredukowania ilości powtórzeń, pozwoliłam sobie na używanie tych pojęć zamiennie, stąd też możecie się doszukać drobnych odstępstw od angielskiego tekstu.
** W oryginale spotkamy się ze słowem "shimmer" (czyli lśnienie, blask, migotanie), ale że żadnego błysku raczej poczuć się nie da (co najwyżej można go zobaczyć), w całym opowiadaniu pozwoliłam sobie zastąpić to słowem "drżenie", co już jest bardziej logiczne.

Rozdział 8
Wszystko, co ma znaczenie

Wilk, który stał naprzeciwko mnie z pochyloną głową i poruszającym się ogonem, rzekomo był… Embrym. Zaczęłam szybciej i nieregularnie oddychać, a serce waliło mi jak młotem. Nie, takie coś nie mogło się zdarzyć…
Zwierzę z powrotem weszło w zarośla i ponownie poczułam dziwne drżenie w powietrzu. Po chwili z tego samego miejsca ostrożnie wyłonił się Embry.
- Teraz mi wierzysz?
Pokiwałam niepewnie głową, ale i tak nie potrafiłam tego ogarnąć. To wydawało mi takie nierealne.
- To… Wow – mruknęłam, a chłopak się zaśmiał. – Ale teraz muszę już iść – dodałam szybko. To było stanowczo zbyt dziwne.
- Nie, zaczekaj! – zawołał za mną, ale użyłam całej swojej silnej woli, żeby go zignorować. Musiałam ogromnie się postarać, żeby od niego odejść. Na szczęście nie próbował mnie zatrzymywać. Niezwykle szybko pobiegłam do domu. Bardzo ciężko przychodziło mi przytomne myślenie, więc kilka razy prawie wpadłam pod samochód. W moim umyśle pojawiło się mnóstwo niedorzecznych pytań, ale pomimo tej całej dziwaczności… chciałam wrócić do Embry’ego.
Niemalże zapomniałam, jak się otwiera drzwi, gdy już dotarłam do domu. Byłam kompletnie rozkojarzona. Mama wyszła z kuchni, żeby się ze mną przywitać i o mało co nie upuściła trzymanego w ręce talerza.
- Dixie, co ci się stało? – spytała z przerażeniem. – Jesteś blada jak ściana! I co ty masz na głowie?
Sięgnęłam ręką do włosów i wyciągnęłam z nich wielkiego liścia, jednocześnie zastanawiając się, jak to wytłumaczyć… Cóż, mój umysł za bardzo mi w tym nie pomagał.
- Ja… To przez psa.
Mama przestała mówić, przechylając głowę.
- Gonił cię pies? – odezwała się po chwili.
- Nie – mruknęłam. - To ja go goniłam – dodałam, strzepując resztę liści na podłogę.
- Goniłaś psa? – powtórzyła. – Ale po co?
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam wchodzić na górę, by uciec do swojego pokoju.
- Nie wiem, mamo. Naprawdę nie wiem.

*

Następnego dnia po raz pierwszy poszłam do szkoły w Forks. Na parkingu podbiegła do mnie Stacy.
- Dlaczego wczoraj nie zadzwoniłaś? – spytała z wyrzutem. – I czemu wyglądasz jak siedem nieszczęść? – Zaczęłyśmy iść w kierunku budynków. Pierwszą lekcję miałyśmy razem.
- Przepraszam – mruknęłam. – A wyglądam tak pewnie dlatego, że nie spałam zbyt wiele tej nocy.
Zatrzymała się i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Nie! – zawołałam szybko. – Nie z tego powodu, o którym myślisz!
- Wiesz, przerażasz mnie – zaśmiała się.
Nie odpowiedziałam. Praktycznie całą noc spędziłam na zastanawianiu się, co powinnam zrobić w związku z tym, co pokazał mi Embry. W ciągu ostatnich kilkunastu godzin obraz wynurzającego się z zarośli szarego wilka pojawił się w moim umyśle już chyba z tysiąc razy. Nieustannie powtarzałam sobie, że to niemożliwe. Przecież coś takiego jak zmiennokształtni czy wilkołaki nie istniało w realnym świecie! Jedynie scenarzyści z Hollywood mogli sobie coś takiego wymyślić! Tylko że ja widziałam to na własne oczy… Embry zamienił się przy mnie w potężne zwierzę, a potem z powrotem w człowieka…
Ale czym zasłużyłam sobie na taką szczerość? Zdolność przemiany w wilka to nie temat na rozmowę z kimś, kogo dopiero co się poznało. Nie rozpowiada się o tym na prawo i lewo, więc dlaczego akurat ja? Nie byłam przecież nikim szczególnym. I dlaczego coś mnie do niego ciągnęło? Czemu o nim śniłam i dlaczego nie mogłam pozbyć się go ze swoich myśli?
I co z resztą jego plemienia? Czy Quil, którego spotkałam na plaży, to też zmiennokształtny? Jak wielu ich tutaj mieszkało? Embry wspomniał wczoraj, że przemieniają się w wilki, jeśli pojawi się jakieś niebezpieczeństwo. Co dokładnie miał na myśli?
- Hej, Ziemia do Dixie! – zawołała nagle Stacy, machając mi dłonią tuż przed twarzą. Najwyraźniej kompletnie odpłynęłam na jawie.
- Przepraszam – powtórzyłam.
- Za chwilę walnęłabyś głową o ścianę – zaśmiała się. – A to chyba nie byłby najlepszy początek dnia w nowej szkole.
Zmusiłam się do wyrzucenia z umysłu wszystkich niepotrzebnych myśli i też się uśmiechnęłam.
- Tak, masz rację.
Kilka następnych godzin ciągnęło mi się niemiłosiernie. Nie potrafiłam zliczyć, ile razy się przedstawiłam i wyjaśniłam, skąd przyjechałam. Ciągle znajdowałam się pod ostrzałem ciekawskich spojrzeń. Cóż, w końcu byłam nowa, co musiało stanowić jakąś atrakcję dla znudzonych codzienną monotonią uczniów. Tego dnia ubrałam się znacznie lepiej, buty i pasek zostawiając w domu, ale chyba i tak nie udało mi się pozbyć etykietki prowincjonalnej wieśniaczki, bo w pewnym momencie zauważyłam, jak ktoś dyskretnie na mnie wskazuje i pyta się swojego towarzysza, czy to właśnie „ta prostaczka”. Najwidoczniej wieści rozchodziły się w tym miasteczku zadziwiająco szybko.
Nie zapoznałam się z nikim nowym. Cały czas trzymałam się blisko Dana i Stacy. Moje rozkojarzenie i nieobecność ducha zdecydowanie nie sprzyjały zawieraniu znajomości.
Gdy lekcje się skończyły i wróciłam do bezpiecznego domu, wreszcie poczułam ulgę. Zadano mi już mnóstwo pracy domowej, ale nie potrafiłam skupić się na jej odrabianiu, więc postanowiłam pójść na mały spacer.
Weszłam pomiędzy drzewa i włożyłam ręce do kieszeni. Nagle usłyszałam jakiś ruch, więc najprawdopodobniej moje szybkie kroki spłoszyły jakiegoś jelenia. Chwilowo przestało padać, ale nadal cicho pogrzmiewało. Pojedyncze krople deszczu zalegające na liściach skapywały mi prosto na twarz.
Kiedy znalazłam się sama w lesie, wszystkie pytania natychmiast powróciły. Były niczym jakaś choroba zżerająca mnie od środka.
- Dlaczego to wszystko jest takie zagmatwane? – szepnęłam do siebie, zatrzymując się i spoglądając w górę na kolorowe liście.
- Przez wpojenie – usłyszałam za sobą głęboki głos i serce niemal podskoczyło mi do gardła. Natychmiast się odwróciłam, dosięgając dużego scyzoryka*, który przed wyjściem z domu przypięłam do paska.
Przede mną stał Embry z uniesionymi w geście kapitulacji rękami. Wyglądał na zaniepokojonego i czujnie wpatrywał się w ostrze trzymanego przeze mnie noża.
- Śledzisz mnie? – spytałam piskliwym głosem. Cholera, czy już nigdy nie miałam uwolnić się od tego gościa?! Nie dość, że ciągle o nim myślałam, to jeszcze za mną łaził! Zajmował teraz cały mój świat…
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, moje serce zadygotało i na chwilę przestałam oddychać. W tym momencie dostrzegłam w jego oczach coś zwierzęcego. Były ciemne i ciepłe, jak u przyjaznego psa. Indianin jak zwykle miał na sobie tylko obcięte szorty, żadnych butów ani koszuli. Czy już do reszty zwariował? Ja już prawie zamarzałam, chociaż założyłam kurtkę.
- Masz zamiar odłożyć ten scyzoryk? – spytał z rozbawieniem, ale nadal nie opuszczał rąk.
- Najpierw odpowiedz na moje pytanie – warknęłam, ciągle celując w niego ostrzem.
- Tak, śledziłem cię – przyznał z rozbrajającą szczerością. – Teraz odłożysz nóż?
Cofnęłam rękę, ciągle trzymając scyzoryk w gotowości.
- Dlaczego mnie śledzisz?
Uśmiechnął się szeroko.
- Już ci powiedziałem dlaczego. Przez wpojenie.
- Co? – spytałam, unosząc jedną brew. – A co to takiego?
- Chciałem ci to wyjaśnić wczoraj, ale uciekłaś – przypomniał.
- Och, wybacz – przeprosiłam ironicznym tonem. – Nie przyzwyczaiłam się do oglądania ludzi zmieniających się w zwierzęta.
Embry zignorował to i zrobił krok w moją stronę. Ja też zrobiłam krok, tyle że do tyłu. Chłopak wyglądał na skrzywdzonego tym moim nieufnym gestem.
- Wpojenie przytrafia się zmiennokształtnym. To coś w rodzaju miłości od pierwszego wejrzenia.
- Nadal nic nie rozumiem – odezwałam się po chwili, a Indianin się zaśmiał.
- Nikt tego nie rozumie, ja także. Wiem tylko, że cię kocham.
Czy on naprawdę właśnie wyznał mi miłość…? Moje serce zaczęło bić tak mocno jak nigdy wcześniej. Zaczęłam się nawet bać, że wyskoczy mi z klatki piersiowej.
Embry stał nieruchomo i uśmiechał się w taki sposób, jakby spodziewał się, że zaraz rzucę mu się na szyję i powiem, że też go kocham. A potem będziemy żyć długo i szczęśliwie… Tak, jasne.
- Zawsze jesteś taki bezpośredni?
Chłopak zachichotał. Wyglądało na to, że ta sytuacja nieco go bawiła, ale jednocześnie spoglądał na mnie tak, jakbym była czymś niezwykle cennym.
- Nie, ale uznałem, że chciałabyś się dowiedzieć, dlaczego rzuciłaś się na mnie zaraz po tym, jak dopiero co się spotkaliśmy.
Poczułam, jak moje policzki robią się gorące…
- Więc… wpoiłeś się we mnie? – spytałam niepewnie, a Embry kiwnął głową. – To znaczy zakochaliśmy się w sobie w jakiś magiczny sposób? – Kolejne kiwnięcie. – I uważasz, że nie zwariowałeś?
Indianin wzruszył ramionami.
- Kilku chłopaków już się wpoiło, więc wiedziałem, na czym to mniej więcej polega, ale do tej pory nie doświadczyłem tego na własnej skórze.
- Kilku chłopaków? – powtórzyłam ze zdziwieniem. – Jak wielu was jest?
Embry spojrzał w górę, jakby właśnie podliczał coś w pamięci.
- Może dwudziestu… Naprawdę nie mogę sobie teraz przypomnieć. Parę miesięcy temu mieliśmy potężną eksplozję przemian i ciągle nie mogę tego ogarnąć. Ale w moje sforze jest tylko pięciu… No, czterech.
- W twojej sforze?
- Tak, niektórzy z nas odłączyli się od głównej sfory z powodów… osobistych.
- Och… - mruknęłam i tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Embry wykonał w moim kierunku parę kolejnych kroków, ale tym razem się nie cofnęłam. To wszystko nadal wydawało mi się cholernie pokręcone, ale teraz miało… sens, o ile można to tak nazwać. Gdzieś w głębi duszy cieszyłam się, że wreszcie dostałam jakieś wyjaśnienia, nawet jeśli były zupełnie irracjonalne.
Chłopak podszedł bliżej i teraz stał tuż przede mną. Znajdował się tak blisko jak podczas naszego spotkania w kawiarni, kiedy po raz pierwszy wyjawił mi swój sekret. Jego oddech przyjemnie owionął moją twarz…
- I co teraz? – szepnęłam.
Odpowiedział dopiero po chwili:
- Nie wiem. Pewnie chciałabyś teraz uciec jak najdalej stąd.
Wszystko we mnie krzyczało, abym zlikwidowała przestrzeń pomiędzy nami. Chciałam wpleść palce w jego włosy, dotknąć swoim wargami jego warg i nigdy nie pozwolić mu odejść...
- Ale ja nie chcę uciekać – wyznałam ledwo słyszalnym głosem.
- A ja nie chcę, żebyś uciekła – szepnął, odgarniając mi z twarzy kosmyk włosów i pochylając się do przodu. Nasze usta zetknęły się raz delikatnie. Nie był to pocałunek tak dziki i gwałtowny jak wtedy na plaży, ale i tak bardzo namiętny. Chłopak łagodnie oparł swoje czoło o moje.
- Dlaczego szepczemy? – spytał cicho. Nic nie powiedziałam, tylko lekko zachichotałam.
- Nie wiem.
Chłopak uśmiechnął się i znowu mnie pocałował. Nagle znalazłam odpowiedzi na wszystkie pytania, ale one i tak już się nie liczyły. Wszystkim, co w tej chwili miało znaczenie, był Embry.
___________________________________________________________
* W oryginale występuje tylko słówko "knife", czyli nóż. O żadnym "pocket knife" (scyzoryku) tam nie przeczytacie, ale żeby mieć do wyboru więcej słów i uniknąć powtórzeń, pozwoliłam sobie używać tych pojęć (nóż i scyzoryk) zamiennie.

Rozdział 9
Nieco nerwowa

Niestety w Forks nic nie mogło potoczyć się idealnie, więc wkrótce znowu zaczęło padać. Z chmur spadły strumienie wody, które szybko sprawiły, że włosy ściśle przylegały nam do twarzy.
- Chodź! – zawołałam do Embry’ego, starając się przekrzyczeć głośny szum deszczu. Niebo nad naszymi głowami przecięła błyskawica, a gdzieś głośno uderzył piorun. Wszystko dookoła wydawało się trząść. Wyglądało to tak, jakby Ktoś tam na górze się zdenerwował i postanowił zesłać na nas jakąś karę.
Złapałam Indianina za rękę, starając się zignorować niesamowicie przyjemny dreszcz, który przeszedł mi wzdłuż ramienia pod wpływem jego dotyku i zaczęłam biec w kierunku domu.
- Jesteś pewna, że nic się nie stanie? – spytał, zapewne mając na myśli reakcję moich rodziców na to, że wyłonię się z lasu z jakimś obcym facetem.
- Nie ma ich w domu – zapewniłam, a Embry szybko dorównał mi kroku. Nie sprawiło mu to żadnego problemu. Miałam niemalże stuprocentową pewność, że mógłby natychmiast mnie wyprzedzić i pędzić do przodu przez jakiś czas, nie dostając nawet zadyszki. To prawdopodobnie była jedna z wilczych cech.
Gdy weszliśmy na podwórko za domem, zapaliły się światła bezpieczeństwa. Udaliśmy się prosto w stronę drzwi prowadzących do garażu.
- Uch… - mruknęłam, wyciągając z leżącego na stoliku pudełka jakąś ścierkę, a następnie zaczęłam wycierać nią sobie twarz i ramiona. – Nigdy nie polubię deszczu.
Zerknęłam na Embry’ego, który też był kompletnie przemoczony. Jego krótkie włosy ściśle przylegały do głowy, a mokre szorty zrobiły się znacznie ciemniejsze.
- Masz zamiar się otrzepać czy coś? – zażartowałam.
- Ha, ha – powiedział z sarkazmem. Znienacka pochylił się do przodu i potrząsnął głową, więc deszczowa woda skropiła mi twarz.
- Hej! – pisnęłam w proteście. Szybko wzięłam kolejną ścierkę i mu ją podałam.
- Przecież chciałaś, żebym się otrzepał, więc to zrobiłem – zaśmiał się.
- Następnym razem muszę ostrożniej dobierać słowa – mruknęłam, otwierając drzwi prowadzące do wnętrza domu. Moi rodzice rzeczywiście jeszcze nie wrócili. Przynajmniej na razie.
Odwróciłam się, by spojrzeć na Embry’ego. Właśnie zamykał drzwi i nie dało się nie zauważyć, jak delikatnie i ostrożnie się poruszał. Odniosłam wrażenie, że wszystko przychodziło mu bez wysiłku. Parę sekund obserwowania go każdego mogło utwierdzić w przekonaniu, że nie był zwykłym człowiekiem.
- Jak długo jesteś zmiennokształtnym? – spytałam, prowadząc go do salonu. Zajęliśmy miejsca na kanapie. Embry usiadł blisko mnie, ale na tyle daleko, aby uszanować fakt, że poznaliśmy się zaledwie trzy dni temu. Pochylił się do przodu i oparł łokcie na kolanach.
- Chyba niecały rok – odpowiedział. – Albo osiem miesięcy. Dokładnie nie pamiętam…
- Ale nie całe życie – wtrąciłam.
- Nie – zaprzeczył, kręcąc głową. – Przemieniamy się dopiero wtedy, jak już dojrzejemy fizycznie, chociaż w niektórych przypadkach w wilki mogą przeobrażać się też jedenastoletnie dzieciaki.
- A od czego to zależy? – zapytałam, a Embry westchnął. – Wspomniałeś coś wczoraj o jakimś niebezpieczeństwie.
- Tak – potwierdził takim tonem, jakby nie chciał kontynuować tego tematu. Czy to było coś aż tak bardzo strasznego? – Przemieniamy się, jeśli w okolicy pojawią się wampiry.
- Wampiry? – powtórzyłam z zaskoczeniem, żeby upewnić się, czy dobrze usłyszałam. – Mówisz poważnie?
- Tak poważnie jak wtedy, gdy wyznałem ci, że zmieniam się w wilka – powiedział i zerknął na mnie swoimi ciemnymi, przypominającymi zwierzęce oczami. Zadrżałam.
- Więc wampiry są gdzieś w okolicy? – spytałam z lekkim przerażeniem.
- Tak, teraz są – odparł. – Ale nie martw się, nie piją ludzkiej krwi. Zawarliśmy z nimi pakt, jednak niedługo i tak się przeniosą. – Ostatnie zdanie wypowiedział niemalże ze smutkiem, co trochę mnie zdziwiło.
- Czy to niedobrze, że się przeprowadzają? Nawet jeśli nie jedzą ludzi?
Usta Embry’ego wygięły się w lekkim grymasie.
- Nie, jeśli chodzi o Cullenów – wyjaśnił. – Rok temu córka komendanta policji przeprowadziła się tutaj z Phoenix i zakochała się w jednym z nich. Pobrali się i dziewczyna urodziła wampirowi dziecko, jak była jeszcze człowiekiem, ale potem przemieniono ją w…
- Chwila – przerwałam mu. – Urodziła wampirowi... dziecko? Naprawdę?
- Tak, naprawdę – zaśmiał się. – Jak do tej pory jeszcze cię nie okłamałem. Ale wracając do tematu: alfa naszej sfory, ktoś w rodzaju przywódcy, Jacob, wpoił się w ich córkę i jeżeli oni się przeprowadzą, to Jake prawdopodobnie też wyjedzie.
- Ale skoro jest tym całym… alfą, to czy nie ponosi jakiejś... odpowiedzialności za sforę?
- Niby tak – westchnął Embry – ale Jacob tak właściwie nie chciał być przywódcą… To długa historia. W każdym razie urodził się, żeby nim być, więc odłączył się od głównej grupy, a niektórzy z nas poszli w jego ślady.
- I tak powstały dwie sfory – podsumowałam.
- Hej, czy chciałabyś, żeby twoi rodzice teraz mnie poznali? – odezwał się znienacka.
- Dlaczego pytasz?
- Bo w tym momencie ktoś zaparkował na waszym podjeździe.
- Masz super słuch czy coś w tym rodzaju? – zażartowałam, podnosząc się. Podeszłam do okna i zobaczyłam, że moja mama właśnie wysiadła z samochodu.
- Zaleta bycia wilkołakiem. Mam się wymknąć? – Ponad swoim ramieniem wskazał kciukiem na tylne drzwi.
Pewna część mnie chciała, aby Embry został. Pragnęłam podzielić się własnym szczęściem z rodzicami, ale wiedziałam też, że jeśli znajdą obcego faceta siedzącego w ich salonie, to będą… niezbyt zachwyceni. Taka niespodzianka nie wydawała mi się dobrym sposobem na przedstawienie mojego chłopaka.
- Tak, lepiej idź.
Embry się zawahał. Nie chciałam, żeby już poszedł i wiedziałam, że on także tego nie chciał.
- Nie będę daleko – obiecał cicho, dotykając mojego policzka wierzchem dłoni, po czym szybko wybiegł na zewnątrz.
Przez dłuższą chwilę, zupełnie oniemiała, stałam na środku pokoju, wpatrując się nieprzytomnie w drzwi prowadzące do ogrodu. W takiej pozycji zastała mnie mama.
- Dixie, co ty robisz?
Odwróciłam się i zobaczyłam, że przyglądała mi się z niepokojem.
- Ja… Chyba słyszałam coś na podwórku.
- Na zewnątrz? W ogródku za domem? – upewniła się i zaczęła iść w kierunku tylnych drzwi. W mojej głowie mignęły słowa Embry’ego:
Nie będę daleko.
Cholera!
- Nie! – zawołałam szybko i zablokowałam jej przejście. – Przed domem. To pewnie byłaś ty.
Przez chwilę patrzyła na mnie nieufnie.
- Ostatnio zrobiłaś się nieco nerwowa – powiedziała, kierując się do kuchni.
Może dlatego, że właśnie znalazłam swoją bratnią duszę… Co z tego, że wilkołaka…
- Przepraszam – odparłam.
- Jak tam w szkole? – spytała, zabierając się do robienia obiadu. – Dzieciaki cię polubiły?
- Tak, w porządku – mruknęłam nieprzytomnie, bo myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Z powrotem znalazłam się w lesie z Embrym. Pochylał się w moim kierunku, a bijące od niego ciepło…
- Dixie! – zawołała mama, przywracając mnie do rzeczywistości.
- No co? – prawie jęknęłam.
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Jak z tobą ostatnio rozmawiam, to czuję się tak, jakbym mówiła do robota. – Podeszła bliżej i położyła mi dłoń na policzku, dokładnie w miejscu, którego dotknął Embry. – Chyba masz lekką gorączkę…
Odepchnęłam jej rękę.
- Nic mi nie jest. – Obróciłam się, zanim zdążyła zareagować i uciekłam do mojego pokoju, w którym mogłam odizolować się od reszty świata. W myślach znowu wróciłam na plażę w rezerwacie. Deszcz lunął, grzmiało i błyskawice przecinały niebo, ale mnie to nie obchodziło. Zastanowiłam się nad tym wszystkim pobieżnie i doszłam do wniosku, że powoli wymykało mi się to spod kontroli. Tak przynajmniej podpowiadała mi logiczna część mojej osobowości, ale reszta mnie w ogóle się tym nie przejmowała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Sob 11:24, 05 Gru 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Anex Swan
Wilkołak



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^

PostWysłany: Wto 19:51, 24 Lis 2009 Powrót do góry

I oczywiście to znowu ja ^^ Wiem nie odpędzisz się ode mnie. Wpadłam skomentować kolejny rozdział ( a raczej rozdziały ) Cieszy mnie to, ze dodajesz po dwa lub trzy rozdziały, mam wtedy dość sporo do czytania, ale teraz nie mam dużo czasu, dwie klasówki a mnie czekają Kwadratowy Wiec wypowiem się zwięźle i dość krótko, szkoda bo mogłabym trochę tu napisać. Zacznijmy od tekstu, oczywiście pięknie napisany. Zauważyłam jakąś literówkę, ale potem szukam jej i nie ma - zwidy. Podoba mi się postać Embry'ego jest taki miły i bezpośredni ( o jej teraz se rozczulam, a Jasper czeka ) i za to go lubię. Dixie o niej nie mam zbyt dużo do powiedzenia, o ile imię bardzo mi się podoba to jej charakter trochę mniej, nie wiem dlaczego. Akcja jak dla mnie trochę za szybko się rozkręca, ale mniemam, ze to dopiero początek fabuły, przecież musi się coś bardzo ciekawego dziać?! No dobra nie musi, bo ja kupuje twoje tłumaczenie w całości nie wiedząc jakie są dalsze rozdziały. Zdaję się na twój talent, tak bardzo mnie urzekłaś. Przez ten pospiech mam tyle powtórzeń, ze szok, przepraszam. Małe pytanie ile jest ogólnie rozdziałów? To tak z czystej ciekawości. Życzę weny, czasu i dobrego humoru na tłumaczenie dalszych rozdziałów.

Pozdrawiam nienasycona Anex Twisted Evil

Ps. Cudo, cudo i jeszcze raz cudo ^^ nie mogłam się powstrzymać

Ps.2 Do wszystkich czytających! KOMENTUJCIE! to naprawdę pomaga


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin