FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Babie lato (Indian Summer) [T][NZ] 25.10 OGŁOSZENIE Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:11, 24 Lis 2009 Powrót do góry

Anex Swan napisał:
Małe pytanie ile jest ogólnie rozdziałów? To tak z czystej ciekawości.


Indian Summer składa się z trzydziestu sześciu rozdziałów (i do tego epilog). Są one jednak bardzo krótkie i, jak już wcześniej chyba gdzieś pisałam, ja bym tę liczbę zredukowała gdzieś do około piętnastu, oczywiście poprzez połączenie kilku rozdziałów w jeden, a nie zmianę treści. :) Można powiedzieć, że autorka po prostu darowała sobie jakiekolwiek "zbędne" opisy, a to automatycznie powoduje, że akcja rozwija się całkiem szybko, jak w filmie. To opowiadanie jest wg mnie właśnie takie jak jakiś scenariusz - jeżeli by to zekranizować, to poszczególne rozdziały stanowiły by sceny i pewnie wszystko by się zmieściło w tych dziewięćdziesięciu minutach (no, może nie wszystko, ale większość). :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 20:22, 24 Lis 2009 Powrót do góry

bardzo przyjemne trzy rozdziały Smile
profesjonalistką jesteś igo_s Smile

czytało się znakomicie... ale martwi mnie, że wszystko idzie prawie jak z płatka... nie znaczy, że Dixie nie ma wątpliwości, ale są podejrzanie szybko rozwiewane...

Embry - postać ta bardzo mi się podoba... bezpośredniość prawie jak u Setha no i jeszcze specyficzny humor... zrozumienie dla dziewczyny... no i ją śledził, a potem się do tego przyznał - rozbraja mnie ten facet...

podziwiam też Dixie, że nie dźgnęła go nożem - w koncu przyznał się, że ją śledził... jest zmiennokształtnym... to wpojenie jest jednak beznadziejne... dziewczyna i chłopak są bezbronni...
gdyby ktoś mi naopowiadał takich bajek, że jest zmiennokształtnym i poprosił o spacer powiedziałabym mu, że próbowano mnie wyrwać na lepsze teksty Twisted Evil
odnoszę wrażenie, że autorka chce wytłumaczyć 'miłością' zbyt wiele... mam nadzieje, że nie będzie tym za bardzo szafować, bo szkoda by było...

opowiadanie jest świetne, z rozdziału na rodział wciaga mnie coraz bardziej - początkowo nie wierzyłam, że to możliwe, ale snuję różne domysły, co stanie zakochanym na drodze...

ujął mnie fakt, że Embry jest zasmucony niedługim odejściem Cullenów... co prawda w większej części pewnie z powodu Jacoba, ale zawsze coś... no i jeszcze przemiania w krzakach, żeby za dużo swojej przyszłej nie pokazać...

zastanowiło mnie to drżenie, które poczuła (czy rozbłysk w oryginale) ciekawy pomysł... taki namacalny... bardzo mi się podoba Smile

do następnego doskonałego tłumaczenia Smile

będę i pozostanę z tobą dopóki czas mi pozwoli... więc raczej będzie dobrze...
przepraszam, że dośc nieskładną wypowiedź, ale komentuje na bieżąco, co oznacza jakieś przebłyski inteligencji podczas pisania Smile

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bad_szejna
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 22:08, 24 Lis 2009 Powrót do góry

Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo....;F Jak mi się coś podoba ( twój ff zdecydowanie tak) to się za Chiny nie odczepię...;p hihi...;p *wredny uśmieszek*
Co do mojego tłumaczenia...nie mam na to siły i cierpliwości..;p Ale myślę że wstawię (jeśli się odważę) własny ff...;p

No tak...a ja oczywiście nie na temat...;p Co do rozdziałów...cud, miód i orzeszki...;p Jak zwykle tłumaczenie cudowne ( przez cb już mi słów brakuje..xD)
Skakałam po całym pokoju podczas czytania...mam całe czerwone policzki..i...wiesz że sama nie wiem jakim cudem nie zrobiłam dziury w podłodze xD Tłumacz dalej, bo ja się doczekać nie mogę...xD a ja jestem bardzo niecierpliwa...xD Więc weny, weny i jeszcze raz weny...;*
Chwała ci za to, że wstawiasz po pare rozdziałów...chociaż ja i tak chcę więcej...*foch* ;p Więc mam nadzieje, że szybko weźmiesz się do roboty, bo ja już tu sobie widły szykuję...;p

Weny (powtarzam się c`nie? );*

bad_szejna


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez bad_szejna dnia Wto 22:10, 24 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 19:06, 25 Lis 2009 Powrót do góry

rzychodzę z odsieczą. :)
Ostatnio nie jestem na porządnym łączu, dlatego przegapiłam dwa ostatnie rozdziały i dzięki temu, że teraz wkleiłaś trzy, mam mnóstwo czytania. :) Jak dla mnie świetnie, a Ciebie podziwiam za szybkość tłumaczenie, która idzie w parze z jakością. Mimo że nie porównuje z oryginałem, praktycznie nie ma się do czego doczepić. Nie żebym chciała, ale mówię. Wink
No to do dzieła, Pernix nadrabia:

Rozdziały 5 i 6

W piątce bardzo podobała mi się scena baseballu, autentycznie mogłaby być lepsza niż ta w filmie, po wizualizacji.:) Fajnie, że Leah pojechała na studia, w końcu może mieć coś dla siebie. Jak czytałam szóstkę, gdzie Dixie rozmawiała z bratem, pomyślałam sobie – mógłby przyjechać dla Lei :D, ale ona przecież teraz na uniwersytecie ma wiele okazji, żeby się wpoić. Ta magia łącząca Dix i Embrego jest trochę przerysowana, ale nie uważam tego za wadę, przynajmniej na razie.

Ok, teraz następne odsłony:

Rozdział 7, 8 i 9

Cholera, zaczyna powoli wiać nudą. Embry zastosował terapię szokową, biedna Dixie nie była na to gotowa. Moim zdaniem mógł jej podrzucić książkę z legendami czy coś, ale w sumie chciał być szczery i to mu się liczy na plus. I zastanawiam się, co będzie teraz. O czym będzie pisała autorka: o wielkiej, niekończącej się miłości?

Jedno zdanie z ósmego rozdziału osobiście mnie dobiło:

iga_s napisał:
Jedynie scenarzyści z Hollywood mogli sobie coś takiego wymyślić!


To znak, że autorka oczytana nie jest. I choć ja też przed Twilightem nie gustowałam wielce w tego typu fantastyce (tak, wiem – są o wiele lepsze powieści o wampirach, ale na razie czytam o czarownicach :D), to w życiu nie napisałabym takiego zdania w ff. To znieważanie całej tej literatury, w której znajdzie się kilka naprawdę dobrych i ambitnych pozycji.
Dalej zdziwiło mnie to, że dziewczę chodzi między drzewami, gdy „cicho pogrzmiewa”, czyżby ona straciła instynkty zachowawcze człowieka? Później znów kolejne, jak sama Dixie powiedziała irracjonalne wytłumaczenia, które ona przyjmuje ze stoickim spokojem, a na koniec on ją całuje i nagle znalazła odpowiedzi na wszystkie pytania.
No i dalej brniemy w niedorzeczności: Przemoczeni do suchej nitki, wycierają się jakimiś szmatkami z garażu, a później siadają wygodnie na kanapie. Czy usiedli nago? Pewnie nie, stąd nie dość, że zostawili po sobie mokre ślady w garażu, to teraz zrobili mokre plamy na wypoczynku...
Iguś, ja wiem, że to nie Twoja wina, ale historia jest coraz bardziej infantylna i lubię ją mimo to nadal, ale chyba tylko dlatego, że dotyczy sfory i wpojenia, a nie dlatego, że jest taka wyjątkowa. No i ta rozmowa na kanapie – nie dość, że wprowadził ją dopiero co w świat wilkołaków/ zmiennokształtnych i dziewczyna zadziwiająco spokojnie przyjęła, że jej potencjalny chłopak jest wielkim basiorem, to ten na dokładkę dowala jej o wampirach. Zdecydowanie z części na część jest coraz gorzej, coraz bardziej przewidywanie, za szybko. Zastanawiam się, co można jeszcze po tym zaserwować: Sceny pocałunków? Wieczorne odwiedziny w sypialni?Przedstawienie chłopaka rodzicom? To wszytko już było, a na koniec... jakieś zagrożenie. Przyznam, że na początku byłam urzeczona, a im dalej w las, tym coraz mniej drzew. Poczytam dalej, raczej z ciekawości, czy sprawdzą się moje przypuszczenia, ale jedno mogę powiedzieć już teraz. Zdecydowanie na plus jest Twoje tłumaczenie. Przypuszczam, że gdyby nie było tak dobre, w ogóle nie fatygowałabym się, żeby czytać dalej. Wink
Mam nadzieję, że niczym Cię nie uraziłam, to wszystko zarzuty do autorki. Dobrze dobrałaś ff tematycznie, ale zastanawia mnie, czy przeczytałaś je całe (tyle, ile jest tych rozdziałów), decydując się na tłumaczenie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olena
Nowonarodzony



Dołączył: 09 Lis 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Milicz

PostWysłany: Śro 19:56, 25 Lis 2009 Powrót do góry

Droga tłumaczko :) Tak sobie myślę, że nie powinnam tutaj rozpisywać się nad historią-w końcu nie jesteś jej autorką, lecz nad jakością tłumaczenia. A to jest genialne. Mimo, że wersja oryginalna jest świetna, jednak Ty napisałas ją jakby od nowa dużo lepiej. Myślę, że gdyby za to tłumaczenie zabrałby się ktokolwiek inny tekst nie miałby w sobie już tyle uroku. Udowadniasz nam teraz jak WIELE zależy od tłumacza. Super !

edit:
PS zamiast uczyć się spokojnie do matury sprawdzam codziennie co kilka godzin czy JUŻ jest

edit 2
równolegle czytam opowiadanie w którym Embry jest gejem i partnerem Setha i prawie poczułam się świadkiem zdrady kiedy nastąpiła scena pocałunku z Dixie Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Olena dnia Śro 20:00, 25 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
ukos
Zły wampir



Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:17, 25 Lis 2009 Powrót do góry

Kawał dobrej roboty nam sprezentowałaś!

Zawsze mam wyrzuty sumienia marudząc nad fabułą tłumaczeń, bo co Ty niby masz z tym zrobić? Napisać po swojemu?
Tym niemniej - nie podoba mi się tempo. Za szybko, za łatwo, Dixie przyjmuje wszystko jak papier atrament. Pamiętam, że autorka zdaje się zakładać wzajemność wpojenia, ale i tak uważam, że spłyciła doznania bohaterki. Niby jest wspomniane o niepokoju i natłoku myśli, ale odnosi się wrażenie, że tylko tak z obowiązku. Nie czuć tego.
Tak jak napisała Pernix, autorka wyraźnie obniża loty.

Mam pewne wątpliwości odnośnie tego, że w Forks, dziurze, gdzie asfalt na noc zwijają, są problemy z "prowincjonalną wieśniaczką". Podejrzewam, że chodzi tu o tzw "contry girl", czyli dziewczynę z południa, po naszemu "kowbojkę". Nie o liczbę mieszkańców, tylko o styl ubierania, co w moim odczuciu nie zostało wyraźnie przekazane.


Cytat:
Zauważyłam, że jego napojem była czarna kawa z fusami.

Nie podoba mi się. Bardziej po polsku byłoby "zauważyłam, że zamówił czarna kawę z fusami", tak Ci wyszła kalka angielskiej frazy.

I jeszcze zazgrzytało mi o pocałunku:
Cytat:
ale i tak strasznie namiętny.

Bardzo namiętny? Niesamowicie? Porażająco?
Owszem, używa się określenia "strasznie" jako synonimu "bardzo", ale nie jest to prawidłowe. Straszny to przerażający.

Poza tymi drobiazgami jest cudnie. Podziwiam za wkład pracy i niezwykłą wręcz staranność. A już wstawieniem trzech rozdziałów na raz zdobyłaś moją ogromna wdzięczność - szacun, jak mawiają niektórzy.
Życzę owocnej pracy nad resztą tekstu, na pewno nie przepuszczę kolejnej okazji do poczytania niezłego opowiadania, w jeszcze lepszym tłumaczeniu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:29, 25 Lis 2009 Powrót do góry

Anex, ale ja nie mam najmniejszej ochoty się od Ciebie opędzać. :) A za powtórzenia nie ma co przepraszać. Sama nieraz robię ich tak dużo, że aż wstyd. Na szczęście nie w opowiadaniach, bo tam się staram nad sobą panować. :) I dziękuję za taki kredyt zaufania co do mojego tłumaczenia. Nie wiem, czy sobie na nie zasłużyłam, ale to już okaże się przy następnych rozdziałach. Przestaje Ci się podobać charakter Dixie? Hm, a ja myślałam, że ona nie da się nie lubić... Ale masz święte prawo do własnej opinii i cieszę się, że ciągle ją wyrażasz. :) I dziękuję też pięknie za takie miłe słowa. :)

Oj, Kirke, „profesjonalistka” to zdecydowanie za dużo powiedziane. Ja tu tylko tak amatorsko sobie tłumaczę. Ale i tak wielkie dzięki za takie miłe słowa. :) Wszystko rzeczywiście idzie jak z płatka, ale to tak na razie tylko. Jeszcze trochę trzeba tych słodkich scenek przełknąć, ale potem powinno być już odrobinę lepiej. Mam nadzieję, że dotrwasz. :) I zgadzam się, że autorka tą miłością chce za wiele wytłumaczyć... No ale cóż. Trzeba jakoś z tym żyć. Przynajmniej przy czytaniu tego opowiadania. :D Pozdrawiam i dziękuję, że jeszcze komentujesz.

Bad_szejna, ależ ja się Ciebie nie chcę pozbyć. I bardzo mnie cieszy, że się nie odczepisz. :) Trzymam Cię za słowo. :D A co do tego wstawiania własnego ff: w żadnym razie nie chcę Cię zniechęcać, ale dobrze Ci radzę, żebyś przed wstawieniem tekstu parę razy się nad tym zastanowiła i napisała więcej niż jeden czy dwa rozdziały. Bo niektórzy tak robią, a potem bach! I opowiadanie stoi w miejscu, a potem najczęściej nie jest dokańczane i sobie po prostu „wisi” albo jest usuwane. A to wcale nie jest fajne. A z tymi widłami to jakaś groźba? Mam zacząć się bać? :D A, i życzenia weny nigdy nie za wiele, więc możesz się powtarzać. :) Dziękuję pięknie za komentarz.

Pernix, powiem tak – Twoja opinia wcale mnie nie zaskoczyła. Jasnowidzem co prawda nie jestem (a szkoda, bo czasem by się jakieś zdolności przewidywania przyszłości z pewnością by się przydały Wink), ale spodziewałam się właśnie takich „zarzutów” (jakoś mi teraz do głowy lepsze słowo nie przychodzi) co do treści. I są one całkowicie uzasadnione, a ja nie mam nic na swo... to znaczy, autorki obronę. Ale po kolei.
Hm, z tą książką o legendach na temat plemienia jako „wstawki” do poznania prawdy o wilkołakach to jest naprawdę dobry pomysł. :) Szkoda tylko, że nie wpadła na niego Cobalt-Wolf. Niestety, jak już wielokrotnie było w tym temacie wspomniane, akcja dzieje się szybko. Temu zaprzeczyć nie można. Czy zbyt szybko? No cóż, w tych początkowych rozdziałach autorka rzeczywiście pędzi na łeb na szyję. Nie serwuje nam dodatkowych opisów, nie skupia się na szczegółowych przemyśleniach bohaterki, co jeszcze bardziej potęguje wrażenie tej „nadmiernej szybkości”, że tak to nazwę. I taki już „urok” tego opowiadania. Jak napisałam w poście wyżej, ma ono aż trzydzieści sześć rozdziałów, ale liczą sobie one średnio po dwie strony (no, w porywach do trzech, czterech), więc w sumie to jest taki całkiem krótki utworek. Można by go rozbudować, niektóre rzeczy poprawić, ale już nic się nie da z tym, czyli z tymi niedociągnięciami i niedoskonałościami w fabule, zrobić...
A co do tego zdania: pomyślałam, że może coś ja w tłumaczeniu przekręciłam, więc sprawdziłam, ale jest tylko o scenarzystach z Hollywood. Nie wiem, jak to skomentować. Brak oczytania autorki? Cóż, być może. A może brak oczytania Dixie? :D Nie no, żartuję oczywiście. Ta kwestia rzeczywiście w pewnym sensie znieważa literaturę, ale Cobalt-Wolf nie miała takiego zamiaru. Chyba. :D Podsumowując: mamy kolejną „wpadkę”. A tak trochę z innej beczki: czytasz coś o czarownicach? A zdradzisz tytuł? :)
Spacer po lesie w czasie burzy? Hm, osobiście jeszcze nie próbowałam, ale może kiedyś... :D Dobra, a tak na poważnie. Ja osobiście nie widzę w tej scenie niczego nadzwyczajnego, ani tym bardziej zatracenia ludzkich instynktów zachowawczych. Ot, dziewczyna wyszła sobie na małą przechadzkę i już. Przecież musiała jakoś spotkać Embry’ego, no! :D Okej, już powaga. Deszcz przestał padać i pogrzmiewało w oddali (czyli burzy w sumie nie było), a na dodatek Dixie miała głowę pełną niepotrzebnych myśli (i ogromne ilości pracy domowej, a w takim przypadku każdy pretekst jest dobry, by opuścić dom :D; tak, powaga, jasne...), których taki mały spacerek pośród drzew (w pobliżu domu) mógł pomóc jej się pozbyć. Takie zachowanie jest według mnie normalne. No, a przynajmniej nie takie całkiem nienormalne. :D
I rzeczywiście – z tymi wyznaniami to już polecieli z prędkością światła. Gdyby chociaż dźgnęła go tym nożem, a potem przez tydzień się do niego nie odzywała, to jeszcze by było jako tako. A tak? No cóż, najwidoczniej namiętny pocałunek pod baldachimem utworzonym z koron drzew sprawia, że wszystko samo się rozwiązuje. Jaki z tego morał? Że w razie jakichkolwiek problemów nic, tylko się całować trzeba. :D Przepraszam, ale już coś mi odbija...
A o tej mokrej kanapie to nawet nie pomyślałam. :D Ale teraz jak tak się zastanawiam, to rzeczywiście jest kolejna „wpadka”. Tym bardziej, że po powrocie do domu i wejściu do salonu mama Dixie nic nie powiedziała, a przecież musiała zauważyć zmoczoną tapicerkę. No która kobieta nie dba o takie rzeczy? Hm, chyba że by zdążyła wyschnąć... Kanapa rzecz jasna, nie kobieta. :D Ale to wysychanie też by musiało być superszybkie... Dobra, może nie będę już ciągnąć tego tematu.
Cóż ja Ci mogę jeszcze powiedzieć, Pernix? Twojej „Lykainie” i wielu innym świetnym opowiadaniom ta historia nawet do pięt nie dorasta, więc wyjątkowa na pewno nie jest. Mogę Cię tylko prosić, byś jeszcze jej tak do końca nie skreślała. Nie mogę jednak od Ciebie wymagać, byś czytała coś, co się przestanie podobać, więc jeśli tylko taki moment nastąpi (o ile już nie nastąpił), to całkowicie Cię zrozumiem.
I niczym mnie nie uraziłaś. Broń Boże! :) (Ale o autorce nic powiedzieć nie mogę. :D) Bo czy można urazić kogoś kulturalnym wyrażeniem swojej opinii? I przed rozpoczęciem tłumaczenia czytałam wszystkie rozdziały, i to nawet po kilka razy. :D Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale jak mnie coś wciągnie (a ta historia, pomimo wszystkich swoich wad, w jakiś niewytłumaczalny sposób mnie wciągnęła), to w przypadku książek/opowiadań mogę je czytać kilka razy pod rząd, a w przypadku piosenki – słuchać jej cały dzień. :) A Indian Summer... Cóż, swoje wady ma, ale urzekło mnie tematyką i czymś jeszcze, ale tego czegoś nie potrafię zdefiniować...
Trzymaj się ciepło i „do napisania” (a przynajmniej mam taką nadzieję) przy następnych rozdziałach. :) A w międzyczasie spodziewaj się ode mnie jakiegoś „komentarzyka” przy tym Twoim cudeńku - Lykainie. :)

Olena, fakt, w tłumaczeniach rzeczywiście sporo zależy od tłumacza. Że też Wy to jeszcze czytacie... :D Cieszę się, że Ci się podoba i że zostawiłaś po sobie jakiś ślad. I proszę mi się do matury uczyć! :D Opowiadanie nie zając, nie ucieknie. :) Mniemam, że masz na myśli wspomnianych już nieraz „Uwikłanych” wspaniałej AngelsDream, prawda? :) Pozdrawiam i zapraszam do lektury kolejnych rozdziałów. :)

Ukos, cóż ja Ci mogę powiedzieć? Chyba to samo, co napisałam wcześniej Pernix. Faktycznie, akcja toczy się zbyt szybko, a Cobalt-Wolf nie umożliwia nam poprzez opisy uczuć jakiegoś takiego „wczucia się” w sytuację. Parę zdań bym chętnie dopisała, ale nie mam takiego prawa (nie będę się bawić w panią Urban), więc nic z tym nie zrobię. A co do tej „country girl”: w tekście angielskim takiego sformułowania nie ma. Spotkamy natomiast słówko „redneck”. Pamiętam, że miałam problemy z jego odpowiednim przetłumaczeniem. W slangu tłumaczy się je jako:
Cytat:
pobożniś, nabożniś, dewot, dewotka, świętoszek, bigot, hipokryta religijny, farbowany katolik

Ale oznacza ono także:
Cytat:
Określenie redneck oznacza prostaka, prowincjusza, gbura, buraka, także skrajnego reakcjonistę, np. I wanted to shake hands with him, but this redneck spat on me! (Chciałem mu podać rękę, ale ten prostak mnie opluł!). Kiedy chodzi nam o czerwonoskórego, Indianina, możemy użyć rzeczownika redskin, np. Redskins won the battle by Little Bighorn (Indianie wygrali bitwę nad Little Bighorn). Warto jednak zauważyć, że określenie redskin nie jest w USA uważane za politycznie poprawne i w języku oficjalnym zaleca się używać pojęcia Native American lub American Indian.

Kurczę, teraz zauważyłam jeszcze jedno znaczenie:
Cytat:
a poor white person in the southern US

To chyba o to chodzi.
No cóż, jak wymyślę jakieś bardziej odpowiednie określenie, to zmienię. To zdanie, które przytoczyłaś, też mi jakoś zgrzytało, ale jakoś nie mogłam nic wymyślić. Je też zaraz zmienię. Dziękuję za komentarz i „do napisana”. :)

Oj, chyba się rozpisałam za bardzo... Embarassed No, ale już kończę. Terminu pojawienia się następnych rozdziałów na razie nie podaję.
Pozdrawiam serdecznie. :)

Z góry przepraszam za wszelkie ewentualne błędy w tym poście. Z powodu jego długości mogłam się parę razy "machnąć".


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Śro 22:33, 25 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Anex Swan
Wilkołak



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^

PostWysłany: Czw 16:49, 26 Lis 2009 Powrót do góry

Kochana iga_s! Nie powiedziałam, że postać Dixie mi się nie podoba ( a jeśli już to zbyt mocno się walnęłam w tym zdaniu) Napisałam, że coś mi się w niej nie podoba i tyle. Myślę, może po prostu za szybko się to dzieje. Nie odpowiada mi tylko to, że zaraz na początku pokochała Embry'ego. Tak wiem iż istnieje coś takiego jak "miłość od pierwszego wejrzenia", ale jednak tu działo się to zdecydowanie za szybko. A druga rzecz, która mi przyszła na myśl to to, że jest to taka fikcja z tą miłością. I to jest wyczuwalne, a ja wolę wiedzieć, że coś takiego może się zdarzyć. Ff są po to żeby zanieść wszystkich do innego wymiaru, ten tez zanosi, ale nie tak bardzo ( bynajmniej nie mnie ) Ta kto Dixie jest jak zwyczajna nastolatka i to mi się w niej podoba, choć ma już do skrycia niezbyt przyziemna informację. Ta kto nie mam się do czego przyczepić, a to są tylko moje odczucia. Tobie jako tłumaczce nie mam nic do zarzucenia, te pretensje to tylko do autorki mogę składać. Dixie rzeczywiście ma coś w sobie co nie pozwala choć trochę jej nie lubić, czasami myślę, że jednak chciałabym być taka jak ona. Uważam, że to co powiedziałam to nie jest tylko cecha charakteru, ona jest taka pod wpływem sytuacji. Tak jak ja dopasowuje się do sytuacji i jest dość posłuszna, daje się ponieść emocjom, to tyle. Ciesze się, że wytrwale odpisujesz na moje komentarze, pisanie odpowiedzi na twoją twórczość to naprawdę wielka przyjemność. Bardzo podoba mi się twoje tłumaczenie, a wiec jest mi jeszcze milej jeśli wstawiasz kolejne tłumaczenia i odpowiadasz na moje paplaniny. Dobrze dzięki Tobie wiem, że moje komentarze coś wnoszą do ff, które czytam. Dobrze kończę, chciałam tylko odpowiedzieć na twój komentarz i wytłumaczyć się troszeczkę, myślę, że teraz wiesz o co mi na prawdę chodziło. Czekam na kolejny rozdział i życzę weny.

Pozdrawiam Anex Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bad_szejna
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 17:38, 26 Lis 2009 Powrót do góry

Igo_ s Wiem wiem..xD mnie też to wkurza...ja już mam napisane z 70 str..;p tylko że boję się wstawić...;p Taaak...z widłami to groźba..xD Jeśli nie wstawisz nowego rozdzialiku w najbliższym czasie to...to...cholera nie wiem co...;p ale wiedz że coś wymyślę..;p


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez bad_szejna dnia Czw 18:06, 26 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Nanah
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:17, 26 Lis 2009 Powrót do góry

Mnie opowiadanie baaardzo się podoba. Jest oryginalne i cieszę się Igo, że je tłumaczysz, co z resztą robisz świetnie :)
Tekst czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. W ogóle podziwiam wszystkie tłumaczki, bo ich zadanie nie jest łatwe(ja bym sie czegos takiego nie podjęła, bynajmniej narazie).
Z niecierpliwościa czekam na następne rozdziały i obiecuję, że będę tu zagladać.

Pozadawiam i życzę chęci i cierpliwości
Nanah


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nanah dnia Śro 18:34, 02 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Czw 19:43, 26 Lis 2009 Powrót do góry

Igo droga,
Ja zostaję. Nie zniechęciłam się szybkością wydarzeń, ale wytknęłam je jako wadę. Przede wszystkim to zasługa droprego i płynnego tłumaczenia, że chcę tu wracać, ale dalsze perypetie Dixie i Embry'ego nadal mnie interesują. Mojej Lykainie też wiele brakuje, ale fakt faktem zawsze łatwiej znaleźć błędy u innych. Wink
Chyba przesadziłam, insynuując, że autorka jest nieoczytana. Po prostu pierwsze co jej przyszło do głowy to filmy, których teraz pełno o wampirach. To, że nie napisała o literaturze, nie znaczy przecież, że nie czyta. Mój błąd - przepraszam. A z tą burzą to chodziło o to, że drzewa przyciągają pioruny, więc to niebezpiecznie tak sobie swobodnie między nimi przechadzać się. I nie była mowa, że są gdzieś w oddali, tylko, że są ciche, więc mogłby w szybkim tempie "zgłośnieć" :D
Czekam na kolejną porcję, oczywiście tyle czasu, ile Ci potrzeba. I dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. ^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Czw 22:12, 26 Lis 2009 Powrót do góry

No chociaż raz nie inauguruję oficjalnie komentatorstwa. Igo, jest postęp. Laughing
Może zacznę od tekstu, który mnie, khm, dobił.
Cytat:
- Nikt tego nie rozumie, ja także. Wiem tylko, że cię kocham.

*blat* Właśnie to mnie mnie martwi w tym opowiadaniu. Czyta się fajnie, przyjemnie, ale autorka co jakiś czas serwuje nam coś tak sztampowego, oklepanego i zalatującego harlequinem, że nie wiadomo, co ze sobą zrobić.
No i jak na mój gust Embry mógłby poczekać z wyznaniami o swoim dziedzictwie przynajmniej do momentu, aż nie będą w miejscu publicznym. Confused
Niemniej wybaczam (autorce), bo polubiłam tę historię z całym dobrodziejstwem inwentarza. No chyyyyyba że do Forks zlecą się kosmici i zacznie się jatka, to jeszcze przemyślę swoje "lubienie" tego tekstu. Wink
Co mnie się podobało? Najpierw coś niezależnego od autorki - 3 rozdziały. TRZY. ROZDZIAŁY. Było co czytać! Choć mnie i tak mało.
Urzeka mnie też motyw z kawą. Naprawdę, uważam, że jest świetny. Takie niby nic, ale się zauważalnie pojawia i gdzieś tam plącze bohaterom po rękach. Przyjemny smaczek. :)

Oczywiście tłumaczysz naprawdę miodnie, a becie należy ucałować rączęta. Jednakowoż tekst był długi i kilka dupereli zostało.
Cytat:
nasze twarzy dzieliły teraz zaledwie centymetry

Cytat:
znudzonych codzienną monotonnością uczniów

Ajć! "Monotonią"!
Cytat:
Kiedy znalazłam sama w lesie

Brakuje "się".
Cytat:
uśmiechał się w taki sposób, jak spodziewał się

"jakby"
Cytat:
dotykając mi policzka wierzchem dłoni

Pojmuję świetnie konstrukcję z "mi", ale tu nie pasuje.

Tłumacz dalej. Oby ci wen sprzyjał. Wybacz też lakoniczność komentarza. Cóż mogę nowego napisać? Wiecznie to samo - pomarudzę, trochę pogłaszczę, przyczepię się do drobnych zgrzytów i sobie pójdę.
Nie ziewaj tylko...
Wink

jędza thin

PS A mnie imię "Dixie" nie wadzi! O!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marta_potorsia
Wilkołak



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda

PostWysłany: Pią 18:02, 27 Lis 2009 Powrót do góry

Ups... Przepraszam za błędy. W sumie sprawdzałam te rozdziały w autokarze w drodze na wycieczkę, a potem tylko przeniosłam poprawki na komputer, ale to mnie nie usprawiedliwia. Postaram się być uważniejsza.

Drogie czytelniczki!
Skoro tak bardzo podoba się Wam (nam :) ) wszystkim Babie Lato, to uważam, że powinnyście sięgnąć też po drugie tłumaczenie Igi - Niewidzialną dziewczynę, która z kolei opowiada o wpojeniu Jareda i Kim i jest równie interesująca jak BL (z tym, że nie nie ma takiego wątku rodem z telenoweli - obustronna miłość od pierwszego spojrzenia do końca życia...)

Mi imię Dixie też nie przeszkadza, tak jak thin :)

Pozdrawiam, Marta

A tu macie linka do wyżej wspomnianego opowiadanka - wchodźcie, komentujcie i dajcie radość Idze! :)
http://www.twilightseries.fora.pl/b-kacik-pisarza-b,47/niewidzialna-dziewczyna-the-invisible-girl-t-nz-20-11,5109.html


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Pią 20:15, 27 Lis 2009 Powrót do góry

Mam nadzieję, że nie pozostawisz na dłużej tego opowiadania ze względu na nowe?? Naprwadę byłoby szkoda. Biedna Dixie!!! Zmieniła otoczenie, szkołę, dom i wpadła prosto w okoliczności z pogranicza horrorów i filmów sf Smile Nie dziwię się, że zwiała gdy Embry się przemienił. Bardzo podoba mi się jak przedstawione są tutaj zwykłe emocje nastolatki. Taka panika, gdy wracała do domu po przemianie Embrego. Zwykłe skrępowanie, że jej rodzice mają poznać chłopaka na którym bardzo jej zależy, równie mocno jak na zaakceptowaniu jego przez rodziców ( Nie pomógł tu z pewnością brak koszulki Embrego Smile ).
Napradę przyjemnie się to czyta i bardzo wciąga.
Weny i czasu rozciągłego jak guma do żucia Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan2
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Lut 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:11, 28 Lis 2009 Powrót do góry

Weszłam tu kiedy wstawiłaś nowe rozdziały i aż żal rozdierał serce jak sobie pomyslałam, że nie mam czasu tego cuda przeczytać!
Dzisiaj więc zasiadłam pełna szczęścia do komputera i zaczęłam czytać.
xD
Dobra, dość słodzenia wtf

Tak więc...
Podoba mi się to tłumaczenie. Zresztą to nie tłumaczenie a przekład, więc jeszcze lepiej :)
Co do samego tekstu. Postać Dixie jest fajnie ukazana. Jej przyjazd, spotkanie ludzi ze szkoły oraz jej rozwijająca się przyjaźń. To wszystko daje wyobrażenie ciekawej osobowości głównej bohaterki no i to, że dobrze sobie radzi w całkiem nowym środowisku dla niej. Mozna nawet powiedzieć, że w całkiem nowym świecie, bo przecież do niedawna mieszkała w miejscu, gdzie były calkiem inne zwyczaj i styl ubierania - co, jak można było przeczytać - jest ważny dla Forks-owej społeczności.
Embry - całkiem pozytywna postać, nie ma co ;p
Podoba mi się w tym efefie ;p Jedyne, co mi przeszkadza to to, że za szybko wszystko chce zrobić. Tak przynajmniej jest moim zdaniem. Za szybko przemienił się w ilka, za szybko jej o wszystkim opowiedział. To było tak "prosto z mostu". Naszczęście rodziców jeszcze nie przestraszył Laughing (chociaż może było pisane, że jest bezpośredni - to jednak nie zmienia faktu, że mi to nie pasuje Wink )
Ale rozumiem, że Ty na to nie masz wpływu, bo to tłumaczenie ;-)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:00, 05 Gru 2009 Powrót do góry

Anex, ależ nie miałaś się z czego tłumaczyć przecież. :) Chociaż teraz rzeczywiście lepiej Cię rozumiem. :) A odpisywanie na Twoje komentarze, jak i również innych czytelników, to także wielka przyjemność. Przecież tłumaczę to opowiadanie dla Was, więc chcę poznać Wasze opinie, a najlepiej zrobić to właśnie poprzez taką „rozmowę”. :) I jeszcze podoba mi się to, co napisałaś o tym „innym wymiarze”. :) Fakt, może ta niezwykle szybko zaistniała pomiędzy Dixie a Embrym miłość sprawia, że opowiadanie wydaje się bardziej nieprawdopodobne, ale czy nie miło poczytać czasem o rzeczach pięknych (bo raczej możemy tak nazwać to silne, wspaniałe uczucie naszych bohaterów), ale w prawdziwym świecie niemożliwych? :) Chyba za to właśnie wszyscy polubiliśmy świat w książkach pani Meyer (może ona akurat aż za bardzo przedobrzyła, ale to już jest temat na inną dyskusję). :)

Bad_szejno, no to na co Ty w takim razie jeszcze czekasz? Nie bój się i wstaw, tylko daj jeszcze tekst do jakiejś bety, ale to już na pewno wiesz. :D A z tym wymyślaniem „czegoś” i widłami to się jeszcze wstrzymaj, bo następne rozdziały znajdziesz pod spodem. :D

Nano, cieszę się, że i Ty tu zawitałaś i że zostawiłaś komentarz. :) Trzymam Cię za słowo w związku z tą Twoją obietnicą i dziękuję za miłe słowa. :)

Pernix, nie ma za co. :) Jak już napisałam w odpowiedzi do Anex – odpisywanie na komentarze czytelników i poznawanie ich opinii to naprawdę wielka przyjemność. :) Cieszę się, że na razie zostajesz i zapraszam do lektury następnych rozdziałów. No i oczywiście jestem ciekawa, co będziesz o nich sądzisz. :) A, i jeszcze jedno: wiem, że to może nie jest odpowiednie miejsce na taką informację, ale muszę Ci powiedzieć, że wreszcie, zgodnie z obietnicą, przeczytałam Twoją „Lykainę”, jednak jakąś opinię zostawię Ci dopiero za jakiś czas, bo taki tekst zasługuje naprawdę na porządny, treściwy komentarz. :) A bezpośrednio po lekturze opowiadania takowego wymyślić nie potrafiłam. :) A z tą burzą to mój błąd w tłumaczeniu: w oryginale mamy „the thunder rolled in the distance” (kiedy Ci odpisywałam, spojrzałam na angielski tekst, zamiast na polski), ale ja przetłumaczyłam to jak „cicho pogrzmiewało”.

Thin, nie ziewam, nie ziewam. :D I nie wybaczam Ci tej lakoniczności komentarza, bo nie ma czego wybaczać. Jest w nim wszystko, co potrzeba. :) Przede wszystkim dziękuję, że swoim czujnym okiem wyłapujesz te moje „kwiatki” (monotonność, ach ta monotonność...). A co do tej konstrukcji zdania z „mi”: masz rację, tutaj nie za bardzo pasuje, ale ja się tak gimnastykuję z tymi wszystkim „mój”, „mnie”, że mogą się pojawiać pewne „niepolskości”, ale postaramy się je z Martą eliminować. :) A co do tych kosmitów... Hm, nie mogę Ci nic obiecać. :D

Auroro Roso, nie mam zamiaru zaniedbywać żadnego z tłumaczeń, możesz być spokojna. :) Tak, Dixie zdecydowanie nie ma łatwego życia, a Embry go jej nie ułatwił, tak prosto z mostu informując ją o istnieniu wilkołaków i wampirów jednocześnie. To chyba stanowczo zbyt dużo jak na „zwykłą” nastolatkę, ale cudownym trafem wszystko się jakoś ułożyło. I to jak szybko. :D Dzięki za komentarz. :)

Swan2, o proszę, i nowa czytelniczka się ujawniła, co bardzo mnie cieszy. :) Ale powiedz mi (może wyjdę na głupią, ale zdążyłam się już do tego przyzwyczaić :D), czym się różni przekład od tłumaczenia? Myślałam, że są to pojęcia, które mogą być używane zamiennie... Embry rzeczywiście ze wszystkim się spieszy, jak już było to wielokrotnie powiedziane, ale tak już go autorka wykreowała. A rodziców nie przestraszył... jeszcze. :D Dziękuję za komentarz i zachęcam Cię do lektury następnych rozdziałów.
___________________________________________________________

beta: marta_potorsia
___________________________________________________________

Rozdział 10
Radosne wycie

Trzymałam się z daleka od parteru do czasu, aż w końcu poczułam zapach obiadu. Przypuszczałam, że lepiej zejść na dół i zachowywać się normalnie, nawet jeśli nic nie było normalne. Wyszłam na korytarz i zaczęłam delikatnie przeskakiwać stopnie schodów, starając się przestać myśleć o pewnym chłopaku, którego wilcza postać całkowicie zajmowała mój umysł. Nagle usłyszałam cichą rozmowę rodziców siedzących w kuchni, więc zwolniłam kroku i nadstawiłam uszu.
- Wydaje mi się, że nadal jest jej ciężko. Powinna jak najszybciej znaleźć sobie jakichś nowych przyjaciół – powiedziała mama.
- Musimy po prostu poczekać. Nic jej nie będzie – odparł ojciec.
- Gdybyś zobaczył, jak się dzisiaj zachowywała… Miałam wrażenie, że obecna była tylko ciałem, a jej dusza przebywała zupełnie gdzie indziej.
Przygryzłam wargę i cicho zaklęłam. Musiałam popracować nad utrzymywaniem swojej duszy w ciele. W ogóle nie potrzebowałam tego, aby rodzice nagle zaczęli się martwić i interesować moim życiem.
- Dajmy jej trochę czasu, kochanie – odezwał się stanowczo tata i w tej chwili głośno uderzyłam stopami o schody, aby wiedzieli, że właśnie schodziłam na parter. Nie chciałam przebywać w pobliżu, gdy zaczęliby się kłócić.
- Cześć, Dixie – przywitał się ojciec, kiedy weszłam do kuchni. Na twarzy miał uśmiech w stylu: „Nie, skarbie, wcale o tobie nie rozmawialiśmy”. Mama natychmiast wstała od stołu i wróciła do przygotowywania obiadu.
- Cześć, tato – mruknęłam w odpowiedzi, podchodząc do zmywarki, z której wyciągnęłam czyste naczynia i sztućce.
- Jak tam w szkole? – spytał, odkładając gazetę. – Podobało ci się?
- Tak, wszyscy okazali się bardzo mili – odparłam, mając nadzieję, że to chociaż na pewien czas ich uspokoi. Ojciec pokiwał głową.
Gdy skończyliśmy jeść, na dworze ciągle było jeszcze całkiem jasno.
- Idę na krótki spacer – oznajmiłam, zabierając z wieszaka moją kurtkę.
- Tylko nie chodź zbyt daleko – ostrzegła mnie mama.
Szybko wyszłam na zewnątrz przez tylne drzwi i przeszłam przez podwórko, kierując się w stronę głównej ścieżki, gdzie zauważyłam tropy jeleni. Zagłębiłam się dalej w las i szybko zboczyłam z trasy, odchodząc od domu. Gdy uznałam, że byłam już wystarczająco daleko, zatrzymałam się i rozejrzałam dookoła.
- Embry? – zawołałam. Poczułam się głupio, bo wyglądało to tak, jakbym wołała jakąś dobrą wróżkę albo wymyślonego przyjaciela… Ale przecież Indianin obiecał, że będzie w pobliżu. – Embry, jesteś tutaj?
- Jestem – usłyszałam za sobą głęboki głos i prawie krzyknęłam. Obróciłam się i zobaczyłam Embry’ego przyglądającego mi się z rozbawionym wyrazem twarzy.
- Czy ty naprawdę chcesz, abym kiedyś dostała przez ciebie zawału serca? – syknęłam.
Chłopak zachichotał.
- Nie powinnaś sama chodzić do lasu. Po tym wszystkim, co ci powiedziałam, myślałem, że już nigdy nie postawisz tutaj nogi.
Tak właściwie to nawet o tym nie pomyślałam, ale teraz zdałam sobie sprawę, że Embry miał rację. W okolicy mieszkała rodzina wampirów i nawet jeśli nie piły ludzkiej krwi, to istniało duże prawdopodobieństwo, że mogły pojawić się następne, bardziej… tradycyjne.
- Szukałam cię – usprawiedliwiłam się, a na jego ustach pojawił się półuśmiech.
- Miło mi, ale następnym razem nie chodź sama po lesie, dobrze?
Posłusznie kiwnęłam głową. Embry usiadł pod jakimś drzewem i gestem poprosił, abym zajęłam miejsce obok niego.
Podeszłam bliżej i tak zrobiłam. Spodziewałam się, że ziemia będzie mokra, ale okazała się zaskakująco sucha. Embry oparł głowę o pień, zamykając oczy. Gdy nasze ramiona się zetknęły, ciężko westchnął. Znowu przyjrzałam się jego twarzy. Nic się w niej nie zmieniło oprócz tego, że nos chłopaka nie był już krzywy.
- Embry, ile ty tak właściwie masz lat? – spytałam. Zastanawiałam się nad tym już od jakiegoś czasu, zwłaszcza od momentu, w którym zapytał o to Rhett. Indianin wyglądał tak, jakby stuknęła mu już dwudziestka piątka.
- Siedemnaście… – mruknął, podnosząc powieki i spojrzał na mnie z góry. – Technicznie rzecz biorąc.
- Technicznie rzecz biorąc? – powtórzyłam.
- Nie starzeję się. Zatrzymałem się w wieku szesnastu lat.
- Więc już na zawsze będziesz miał szesnaście lat? – odezwałam się głośno. Wychodziło na to, że on pozostanie nastolatkiem, a ja ciągle będę się starzeć. Co powiedzą ludzie, jeśli stuknie mi już pięćdziesiątka, a zastaną mnie całującą się z facetem wyglądającym na dwadzieścia lat? Mimowolnie zadrżałam.
- Nie martw się. Wszystko wróci do normy, jak porzucę bycie zmiennokształtnym – powiedział, łapiąc moją trzęsącą się dłoń. Przeszył mnie przyjemny dreszcz. – Zacznę się z powrotem starzeć, jeśli przez długi czas nie będę zmienić się w wilka. To właśnie jest to, co stara się osiągnąć moja sfora, ale nadal jesteśmy młodzi i strasznie nam ciężko. Jeżeli się na coś wściekniemy, to przemieniamy się całkowicie mimowolnie.
- Wow… - mruknęłam głupio. – Jesteście… niezrównoważeni?
- Niektórzy z nas. Inni albo dłużej ćwiczyli samokontrolę, albo mają lepszych przodków – wyjaśnił. Wydawało mi się, że nagle stał się nieco nieobecny.
- A co z tobą? Masz lepszych przodków? – zażartowałam, trącając łokciem jego ramię. Wciąż trzymał moją dłoń i kiedy zadałam mu to pytanie, poczułam, jak nagle zesztywniał, ale po chwili lekko się zaśmiał.
- Nie wiem. Nie znam nawet swojego ojca. Gdy mama przeprowadziła się tu z rezerwatu Makah, była już w ciąży, a jeśli zmieniłem się wilka, moim ojcem musi być ktoś z La Push. Któryś z członków mojej sfory to mój przyrodni brat, ale nie wiadomo który.
- Przykro mi – powiedziałam delikatnie. Wyglądał na… rozdartego. Po wyrazie jego twarzy poznałam, że nie chciał być przyczyną zamieszania w sforze. Pewnie i tak wszyscy się zastanawiali, który tata zachował się nieuczciwie.
Embry postanowił się nad tym nie rozwodzić.
- W porządku, nie przejmuj się.
Przez jakiś czas żadne z nas nic nie mówiło. Cały czas trzymał moją dłoń, z roztargnieniem głaszcząc ją swoim kciukiem, a nasze ramiona ciągle się stykały. W końcu słońce znalazło nisko nad horyzontem. Jego pomarańczowe promienie przedzierały się pomiędzy drzewami, a gęsty las nagle stał się dużo rzadszy. Powinnam już wracać do domu, ale nie miałam na to najmniejszej ochoty.
- Chciałabyś spotkać się jutro z moją sforą? – odezwał się znienacka Embry, burząc spokój wieczoru. Popatrzył na mnie wyczekująco.
Czy chciałam spotkać się z jego sforą? Z nim byłabym całkowicie bezpieczna, ale wydawało mi się to nieco… dziwne. Pomysł dobrowolnego spędzania czasu z jakimiś wilkami brzmiał dosyć groźnie… Ale ta ostrzegawcza myśl niemalże natychmiast opuściła mój umysł.
- Pewnie – zgodziłam się. W oczach chłopaka pojawiły się iskierki przywodzące na myśl sztuczne ognie.
- To świetnie! – Podniósł się, pociągając mnie za sobą. – Ale teraz chyba powinnaś wracać do domu. Zrobiło się późno.
Kiwnęłam głową.
- Chyba tak – powiedziałam, otrzepując z piasku moje spodnie, ale nie wykonałam żadnego ruchu. Nie chciałam jeszcze iść. Oczy Embry’ego mówiły mi, że on także tego nie chciał, jednak gdy zauważył, że nie byłam w stanie odejść z własnej woli, wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę domu.
- Embry, moi rodzice nie powinni cię jeszcze zobaczyć – syknęłam.
- Nie zobaczą – odpowiedział pewnym głosem. Dotarliśmy do skraju lasu i chłopak delikatnie pocałował mnie w czoło. – Zobaczymy się jutro – dodał, odwracając się.
- Kocham... cię – powiedziałam do niego, ale zniknął mi już z oczu. Te słowa wyrwały się z moich ust całkowicie bezmyślnie. Zacisnęłam szczękę i zaklęłam pod nosem. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie wyznałam komuś miłość.
Wyszłam z lasu na nasze podwórko za domem. Nie popatrzyłam za siebie do czasu, aż w końcu znalazłam się w swoim pokoju. Usiadłam na łóżku i zbeształam się w duchu za takie irracjonalne zachowanie.
Poczułam w powietrzu dziwne drżenie, więc pewnie Embry się przemienił i kręcił się w pobliżu jako olbrzymi wilk. Najpierw trochę mnie to przeraziło, ale po chwili uznałam to za oczywiste. Nagle usłyszałam skowyt wilka, jednak nie brzmiał on smutno tak jak ostatnim razem, tylko… wesoło. Moje serce zadygotało i zamknęłam oczy, słuchając tego radosnego wycia roznoszącego się w powietrzu. Sprawiło ono, że poczułam się… spokojna.

Rozdział 11
Mityczne przeciążenie

Drugi dzień w nowej szkole niezwykle przypominał poprzedni, tylko że inni uczniowie nie gapili się na mnie tak często. Chyba zaczynali się już przyzwyczajać do mojej obecności, a opinia prostaczki, jaką wystawiła mi Lisa, powoli szła w zapomnienie. Cieszyłam się, że wreszcie będę mogła zawrzeć jakieś nowe znajomości, ale teraz miałam na głowie zupełnie inne sprawy.
Podczas lunchu siedziała z Danem, Stacy i paroma osobami, które poznałam kilka dni temu. W ogóle nie odczuwałam głodu, więc bawiłam się tylko zakrętką od butelki wody. Pozostali rozmawiali między sobą.
- Dzisiaj jesteś coś cicha, Dixie – zagadnął mnie nagle Dan w przerwie między kolejnymi kęsami jedzenia. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
- Martwię się czymś – wyznałam zgodnie z prawdą. Moje spotkanie z członkami sfory Embry’ego zbliżało się wielkimi krokami i bardzo mi to ciążyło. Nie to, żebym się bała… No, może trochę, ale przede wszystkim się denerwowałam. A jeśli mnie nie polubią?
- Czy to „coś” wiąże się z tym Indianinem, którego poznałaś na plaży? – wtrąciła złośliwie Stacy, próbując ukryć swój uśmiech za puszką z napojem. Wywróciłam oczami i kopnęłam ją pod stołem.
Wydawało mi się, że Dan cały zesztywniał.
- Widziałaś się z nim jeszcze raz? – spytał po chwili.
- Tak, przypadkiem – odpowiedziałam. – Wpadliśmy na siebie w kawiarni i spotykamy się dzisiaj wieczorem.
Nikt nie kontynuował tego tematu. Przez moment każdy wpatrywał się w swoje jedzenie, aż w końcu dziewczyna o imieniu Lindsey napomknęła o panu Bannerze i cholernie dużej ilości pracy domowej, jaką nam zadał. Zdziwiona zerknęłam na Stacy. Bezgłośnie dała mi sygnał, że wyjaśni to później.
Zgodnie z ustaleniami poszukałam jej po lunchu. Gdy mnie dostrzegła, przygryzła dolną wargę.
- O co im chodziło? Dlaczego nie mogłyśmy pogadać wcześniej? – spytałam.
- Jeśli po szkole krążą o tobie plotki, to chciałabyś się o nich dowiedzieć? – odparła nieśmiało.
- Te plotki, w których jestem nazywana wieśniaczką?
- Nie. Plotki… o tobie i... Embrym.
Zaskoczyło mnie to, chociaż w sumie nie powinno. Przecież połowa grupy, z którą przebywałam na plaży, widziała, jak się z nim obściskiwałam. Ktoś najwidoczniej musiał coś wszystkim naopowiadać.
- A dokładniej? – nalegałam.
- No… Z jednej pogłoski wynika, że gustujesz tylko w starszych facetach, a twoi rodzice przeprowadzili się tu, by odciągnąć cię od twojego czterdziestoletniego chłopaka – powiedziała szybko.
Prychnęłam.
- Wow. Tutejsi ludzie mają naprawdę bujną wyobraźnię.
- To właśnie dlatego Dan spytał cię, czy widziałaś się z Embrym jeszcze raz. Przekonywał wszystkich, że to było tylko jedno spotkanie, ale ty wyprowadziłaś go z błędu… To rozejdzie się po szkole z prędkością błyskawicy.
Głęboko westchnęłam i przeczesałam palcami włosy.
- Rozumiem, że nic nie mogę w tej sprawie zrobić, prawda? Cóż, pozostało mi więc się z tym pogodzić.
- Ile lat ma Embry? – spytała znienacka Stacy ze zmieszanym wyrazem twarzy.
- No nie! Ty wierzysz tym plotkom? Piękne dzięki – syknęłam. – Tak dla twojej wiadomości: przed przeprowadzką tutaj z nikim się nie spotykałam i preferuję chłopaków w swoim wieku. A Embry ma siedemnaście lat.
- On nie wygląda na siedemnaście lat, Dixie – szepnęła. Nie mogłam w to uwierzyć! Ona naprawdę uważała te brednie za prawdziwe informacje?! Przecież dobrze wiedziała, kto puścił je w obieg!
- Jak sobie uważasz. – Potrząsnęłam głową i ruszyłam w kierunku klasy, w której odbywała się moja następna lekcja.
- Poczekaj! – Stacy mnie dogoniła. – Nie powiedziałam, że wierzę w te plotki. Po prostu nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Poza tym Embry wygląda… groźnie – dodała szeptem, jakby bała się, że Indianin wyskoczy zza ściany i pobije ją za to, że odważyła się wypowiedzieć jego imię.
- Nie musisz się o nic martwić. On naprawdę jest nieszkodliwy – uspokoiłam ją. Wiedziałam, że tak było. Zdawałam sobie też sprawę z tego, że jeśli na spotkaniu ze sforą wydarzy się coś złego, to Embry mnie ochroni. Niestety ta świadomość wcale nie pomagała opanować nerwów powoli niszczących mi żołądek...

Kiedy Embry przyjechał po mnie po szkole, zdecydował, że musi poznać moich rodziców.
- Przecież tak wypada – powiedział z uśmiechem, gdy szliśmy chodnikiem przed domem. Wahałam się, czy to aby na pewno dobry pomysł. Zanim otworzyłam drzwi, postanowiłam, że jednak powiem im, że wychodzę dziś wieczorem z przyjacielem, ale Embry pokrzyżował te niecne plany.
Tata zaniemówił z wrażenia na widok chłopaka… i jego ręki obejmującej mnie w talii. Zdziwiłam się, że jeszcze nie pobiegł po swój pistolet. Rhett już dawno by to zrobił.
- Tato – zaczęłam ostrożnie – to jest Embry.
- Miło mi pana poznać – powiedział uprzejmie przedstawiony i obaj mężczyźni podali sobie dłonie. Ojciec nadal podejrzliwie przyglądał się Indianinowi.
- Dixie, czy to twój chłopak?
- Tato! – syknęłam.
- Chłopak? – W drzwiach nagle stanęła mama. Zmierzyła wzrokiem Embry’ego i gwałtownie nabrała powietrza do płuc.
- Witam – odparł mój „chłopak”, nerwowo się uśmiechając. – Spotkałem Dixie podczas jej ostatniego pobytu na plaży, a dzisiaj urządzamy ognisko i chciałbym ją na nie zabrać.
- Brzmi świetnie. Bawcie się dobrze – powiedziała mama, też lekko się uśmiechając i trącając łokciem zdenerwowanego ojca.
- Tylko ma wrócić wcześnie – zwrócił się tata stanowczym tonem do Indianina, a następnie rzucił mi spojrzenie w stylu: „Porozmawiamy później”.
- Przywiozę ją o dziesiątej – obiecał Embry i poprowadził mnie do samochodu. Pomachałam rodzicom na pożegnanie i szepnęłam do niego: - O dziesiątej? Dlaczego tak wcześnie?
- Masz jutro szkołę – wyjaśnił, uśmiechając się i otwierając mi drzwiczki od strony pasażera.
- A ty nie?
Wzruszył ramionami i zajął miejsce kierowcy w swoim małym Ford Sedanie.
- Rzuciłem szkołę. Trudno jest regularnie chodzić na lekcje, gdy prawie każdej nocy patroluje się okolicę jako wilk. – Spojrzał na mnie i roześmiał się na widok mojej naburmuszonej miny. – Och, daj spokój! Chcę się przypodobać twoim staruszkom.
- Jedźmy już – westchnęłam z rozbawieniem i potrząsnęłam głową.
Embry wyjechał na główną drogę i ruszył w kierunku rezerwatu.
- Kto będzie na tym ognisku? – spytałam. – Tylko ja i twoja sfora?
- Nie chciałem, żebyś czuła się niezręcznie, więc zaprosiłem też tatę Jacoba i mamę mojego przyjaciela, Setha. Oboje są ludźmi – podkreślił. – A, no i spotkasz też nasze miejscowe wampirki – dodał po chwili.
- Wampirki? – powtórzyłam, żeby upewnić się, że się nie przesłyszałam. – Spotkam… wampiry?
- Przysięgam, że nic ci nie grozi. Rozerwę na strzępy każdą pijawkę, która odważy się zerknąć na ciebie jak na przekąskę. – Zabrzmiało to jak żart, ale twarz chłopaka była całkowicie poważna.
- Mój ty bohaterze – mruknęłam, a Embry się roześmiał. – Ile… wampirków… spotkam?
- Tylko dwóch i pół. – Zachichotał w reakcji na ukryty w tym sformułowaniu dowcip. – Bellę, Edwarda i Renesmee, wpojenie Jake’a. Jacob bardzo chciał, żeby Nessie też przyszła, ale rodzice nie wypuszczają jej nigdzie samej, więc też się zjawią. Tak naprawdę dziewczynka ma tylko rok, ale rośnie niezwykle szybko. Zresztą przekonasz się o tym, jak już dojedziemy na miejsce.
Nagle poczułam się dziwnie zmęczona tymi nieprawdopodobnymi wiadomościami. Wampiry, pół-wampiry i zmiennokształtni to stanowczo za dużo jak na jeden raz… Do kompletu brakowało jeszcze tylko Harry’ego Pottera.

Rozdział 12
Spadanie

Korony drzew w La Push mieniły się różnymi barwami złota i czerwieni, przypominając mi, że lato zbliżało się ku końcowi. Liście poruszały się pod wpływem dość silnego wiatru, głośno szeleszcząc. Ten dźwięk spowodował, że wróciły moje wspomnienia ze starego domu. Przestrzeń wokół niego była otwarta i niemalże zupełnie płaska, więc intensywnie odczuwało się wszystkie wichury, które niekiedy sprawiały, że pszenica leżała na ziemi. Tutaj wiało ze znacznie mniejszą prędkością.
Moja tęsknota za Kentucky już dawno gwałtownie zmalała. Odruchowo spojrzałam na Embry’ego. Ledwie mieścił się w samochodzie, co wyglądało nieco komiczne, lecz pomimo ciasnoty wydawał się spokojny i zrelaksowany, a nawet trochę podekscytowany. Najwidoczniej dostrzegł, że mu się przyglądałam, bo obrócił głowę i nasze spojrzenia się spotkały.
- Zdenerwowana? – spytał, wyginając jedną brew.
- Nie – skłamałam, ale chyba to zauważył, bo lekko zachichotał i chwycił moją rękę, żeby dodać mi otuchy.
- Wszystko będzie dobrze.
- Wiem – przyznałam zgodnie z prawdą. – Ale nic nie poradzę na to, że się stresuję.
Ponownie odwrócił głowę w stronę przedniej szyby, ale kątem oka nadal na mnie zerkał.
- Rozumiem. Jeśli naprawdę czujesz się bardzo niezręcznie, to…
- Nie! – przerwałam mu szybko. – Zrobię to.
- Jesteś pewna? Już prawie dojechaliśmy na miejsce.
Bicie mojego serca przyspieszyło tak bardzo, że z pewnością Embry mógł je usłyszeć.
- Jestem pewna – powiedziałam, starając się zabrzmieć przekonująco. Chłopak westchnął i kontynuował jazdę. Ponad wierzchołkami drzew dostrzegłam cienkie strużki dymu zmierzające ku niebu, a kiedy minęliśmy zakręt, zobaczyłam też potężny klif, wystający ponad ciemną powierzchnię oceanu. Ognisko rozpalono tuż przy jego krawędzi. Wokół ognia znajdowało się kilka osób. Dwójka z nich siedziała na przenośnych, składanych krzesełkach, a pozostali na ziemi lub kłodach drewna ułożonych wokół płomienia.
Embry zaparkował samochód, a następnie pomógł mi z niego wysiąść. Chłodne podmuchy wiatru przynosiły ze sobą piżmowy zapach dymu. Chłopak ponownie złapał mnie za rękę i poprowadził do swoich przyjaciół.
Wokół ogniska siedziało tylko pięć osób: dwie kobiety i trzech mężczyzn, z których dwaj na pewno byli zmiennokształtnymi, bo wyglądali prawie tak samo jak Embry. Po chwili zorientowałam się, że jeden z nich to Quil, którego spotkałam wcześniej na plaży. Gdy podeszliśmy bliżej, mrugnął do mnie przyjaźnie. Drugi z mężczyzn miał długie, siwe włosy opadające mu na ramiona. Zauważyłam, że nie siedział na turystycznym krzesełku, tylko na wózku inwalidzkim. Obie kobiety były krótko ostrzyżone, ale starsza miała siwe włosy i łagodne rysy twarzy, a młodsza wyglądała na typową „twardzielkę” i przyglądała mi się badawczo.
- Cześć wszystkim – przywitał się Embry, gdy już dotarliśmy do ogniska. Jeśli ktoś wcześniej na mnie nie patrzył, to właśnie zaczął to robić. Automatycznie przysunęłam się bliżej Indianina. – To jest Dixie.
Wszyscy pokiwali głowami, a niektórzy wymamrotali ciche powitanie. Następnie Embry podał mi ich imiona. Starsza kobieta nazywała się Sue Clearwater, a mężczyzna na wózku – Billy Black. Oboje byli najzwyklejszymi śmiertelnikami, co sprawiło, że poczułam się nieco pewniej. Pozostała trójka – Seth, Leah i oczywiście Quil – należała do sfory.
- Jake i Cullenowie są już w drodze – zakomunikował Seth. Oboje z Embrym zajęliśmy miejsca na całkiem wygodnie wyglądającej kłodzie. Siedziałam przy Sethie, a on obok Quila. Ten pierwszy wyglądał niemalże tak samo jak pozostali, czyli też sprawiał wrażenie dwudziestopięcioletniego mężczyzny, ale jego uroda wydała mi się bardziej chłopięca. Zaczęłam się zastanawiać, w jakim tak naprawdę był wieku, kiedy stał się wilkołakiem.
- O wilku mowa – mruknęła Leah ze swojego miejsca obok Sue.
- Słyszałem to – usłyszałam męski głos, który dochodził spośród drzew.
Na ustach dziewczyny pojawił się półuśmiech, a jej twarz jakby pojaśniała.
- To dobrze. Najwyraźniej nie masz problemów ze słuchem – dodała złośliwie.
Po chwili z lasu wyłoniło się czterech ludzi. Jeden z nich, najpewniej zmiennokształtny, był… ogromny. Miał chyba ponad dwa metry wzrostu i strasznie umięśnioną sylwetkę. Za nim szły dwie osoby, kobieta i mężczyzna. Oboje odznaczali się niepowtarzalną urodą i niezwykle bladą skórą oraz miodowymi tęczówkami. Najwidoczniej właśnie zobaczyłam Bellę i Edwarda, o których tak wiele już słyszałam. Na ramionach Jacoba siedziała dziewczynka z rudawymi włosami i szmaragdowymi oczami, wyglądająca na około pięć, sześć lat. Jeśli miała na imię Renesmee, to Embry musiał mnie okłamać, bo nie mogła mieć tylko roku. Jej skóra także była bardzo jasna, ale na policzkach dziecka widniały urocze rumieńce.
- Ha, ha – mruknął Jacob z obojętnym wyrazem twarzy, a dziewczynka zachichotała.
- Cześć! – przywitał ich Seth i się wyprostował.
- Witaj, Seth – powiedział Edward i spojrzał w moją stronę. Embry to zauważył i natychmiast przedstawił mnie z dumą w głowie:
- To Dixie.
- Miło cię wreszcie poznać – powiedział Jake, wyciągać rękę, żebym mogła ją uścisnąć. Złapałam jego dłoń i delikatnie nią potrząsnęłam. Okazała się tak samo gorąca jak skóra Embry’ego. – W ciągu ostatniego tygodnia Embry mówił i myślał tylko o tobie.
Embry posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, ale Jacob tylko się roześmiał. W jego ślady poszła też Renesmee. Edward i Bella uśmiechnęli się do mnie serdecznie, ale zachowywali pewien dystans i usiedli po przeciwnej stronie. Chłopak pochylił się i szepnął jej coś do ucha, ale ona nie odpowiedziała.
Jake zajął miejsce obok Billy’ego. Zdjął swoją małpkę z barków i usadowił ją sobie na kolanach.
- Wszyscy się zastanawiali, kiedy to się stanie z Embrym – odezwał się znienacka. – Już myśleliśmy, że nigdy...
- No co ty – wtrąciła Leah. – Przecież Embry jest zbyt słodziutki, żeby się w nikogo nie wpoić – kontynuowała tak drwiącym tonem, że chciałam dać jej za to w twarz, ale nie zrobiłam tego, bo pewnie złamałabym sobie tylko rękę.
Niespodziewanie Embry warknął, a Jake i Quil się zaśmiali. Jedynie Seth spochmurniał i spoważniał. Chyba miał jakiś problem.
- Och, przestań, Seth – powiedziała Leah, szturchając go łokciem. – Nie dąsaj się już.
- Nadal jesteś na nas obrażony za... tamtą sprawę? – zapytał Jacob nieco zatroskanym głosem, chociaż starał się sprawiać wrażenie, że żartował. Obok mnie Embry wydał z siebie sfrustrowane westchnienie.
- A ty byś nie był? – odgryzł się Seth i szybko zerknął na Bellę. Dziewczyna wyglądała na zmieszaną i spojrzała pytająco na Jake’a.
- Czy naprawdę musimy teraz o tym rozmawiać? – wtrącił Embry, opiekuńczo obejmując mnie w talii. Popatrzyłam na Setha, który teraz trząsł się tak, jakby było mu strasznie zimno...
Nagle podniósł się na nogi z nadludzką szybkością, a jego oczy zalśniły dziwnym blaskiem.
- A dlaczego nie? – warknął do Embry’ego. – Dlatego, że jest z nami twoje cenne wpojenie?
- Seth, uspokój się – poprosił Jake. Ton jego głosu wskazywał na to, że był nieco zażenowany.
- Co się dzieje, Jacob? – spytała Bella. Edward pochylił się i wyszeptał jej coś do ucha. To prawdopodobnie jeszcze bardziej rozwścieczyło Setha, bo jego dreszcze przemieniły się w konwulsje...
Po chwili zaczęłam widzieć jak przez mgłę. Pamiętałam jedynie jakieś przerażające warknięcie, silny uścisk na ramieniu i dookoła talii, potem uczucie bycia wleczoną i podniesioną, a następnie... spadanie.
Dopiero gdy zanurzyłam się w wodzie, zdałam sobie sprawę z tego, co się stało – właśnie spadłam z klifu.
Zimne fale bezlitośnie mną targały i wciągały w głąb oceanu. Już miałam zacząć wzywać pomocy, ale nagle zauważyłam, że jakiś niezidentyfikowany kształt poruszał się w moim kierunku. Po kilku sekundach zorientowałam się, że było nim olbrzymie, szare zwierzę z ciemnymi plamami na grzbiecie... To Embry do mnie płynął.
Po chwili dotarł na miejsce i automatycznie objęłam go za szyję, przytulając się do jego tułowia, dzięki czemu ciepłe futro przyjemnie ogrzewało moje przemarznięte ciało. Zapach, który czułam, przywodził na myśl... mokrego psa.
Embry, a raczej wilk, nerwowo przebierał łapami, ciągnąc nas w kierunku lądu. Fale były bardzo silne, jednak mój wybawca okazał się silniejszy i po kilkudziesięciu sekundach, które wydawały się wiecznością, wreszcie znaleźliśmy się na kamienistym brzegu. Chwiejnie szłam za Embrym, ciągle trzymając się jego futra. Widziałam wszystko jak przez mgłę i czułam mocniejszy niż kiedykolwiek ból gardła. Dookoła pobrzmiewały jakieś głosy, jednak słyszałam je bardzo niewyraźnie, jakbym nadal była pod wodą. Znienacka czyjeś ciepłe ręce odciągnęły mnie od wilka, posadziły na ziemi i zaczęły mocno uderzać w plecy, co spowodowało, że wyplułam tyle wody, ile normalnie nie byłabym w stanie wypić.
Dopiero po chwili w zasięgu mojego wzroku pojawił się Embry. Mokre włosy przylegały mu do głowy, a w jego oczach dostrzegłam ogromny strach. Złapał mnie za ramiona i obrócił tak, abym siedziała naprzeciwko niego.
- Dixie, nic ci nie jest?!
Wzięłam głęboki oddech i poczułam ostry ból w płucach. Z grymasem na twarzy objęłam ramionami klatkę piersiową, a Embry zapytał z przerażeniem:
- Co cię boli? Nic ci nie jest?!
Kiedy wreszcie doszłam do siebie, zorientowałam się, że towarzyszył nam Quil, który stał z tyłu. Najprawdopodobniej to właśnie on był właścicielem tych ciepłych rąk, które odciągnęły mnie od Embry’ego.
Po kilku sekundach wszystko docierało do mnie o wiele wyraźniej i zorientowałam się, że nie bolała mnie tylko klatka piersiowa, ale także ramię. Spojrzałam na nie i ujrzałam wyglądające przerażająco zaczerwienienie. Embry zaklął.
- Dixie, przepraszam – powiedział takim głosem, jakby właśnie ktoś go torturował. Ręce okropnie mu się trzęsły.
- Co się stało? – wychrypiałam. Gardło ciągle boleśnie piekło, a z każdym najmniejszym ruchem pojawiało się kłucie w płucach.
Embry zacisnął zęby.
- Seth się przemienił i musiałem zepchnąć cię gdzieś na bok, ale potknąłem się o coś i oboje spadliśmy z klifu. Co cię boli?
- Ramię i klatka piersiowa – zachrypiałam i odkaszlnęłam, przez co klatka piersiowa zabolała mnie jeszcze bardziej.
- Może mieć złamane żebro – odezwał się zza moich pleców Quil, a Embry przybrał jeszcze bardziej paniczny wyraz twarzy.
- Nie martw się – powiedziałam, uznając, że najwyższy czas uruchomić moją drugą naturę twardej kowbojki. – Nic mi nie jest – zapewniłam i zaczęłam wstawać, ignorując silny ból i gwiazdki przed oczami.
- Dixie, jesteś ranna. Muszę zabrać cię do szpitala – oznajmił gorączkowo Embry, wyciągając rękę, żeby pomóc mi się podnieść. Chwyciłam ją i całkowicie stanęłam na nogach. Odczuwałam lekkie zawroty głowy, ale trzymałam się całkiem prosto.
- Żadnych szpitali – mruknęłam.
- Idź po Sue, Quil – poprosił Embry. – Dixie, nie powinnaś wstawać, usiądź – dodał szybko, jakby nagle uświadomił sobie, że pomagając mi wstać, postąpił dość głupio.
Nie musiał mi tego dwa razy powtarzać. Znienacka mocniej zakręciło mi się w głowie i z powrotem opadłam na ziemię. Embry desperacko przeczesał ręką włosy. Pomimo fizycznego bólu w głębi duszy cieszyłam się na myśl, że ten chłopak tak się o mnie martwił.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Wto 16:17, 22 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Anex Swan
Wilkołak



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^

PostWysłany: Sob 15:18, 05 Gru 2009 Powrót do góry

iga_s, kochana! Jak się cieszę, ze mogłam przed moim wyjazdem skomentować jeszcze Twój ff . Uwielbiam fantastykę, więc takie przeniesienie się do innego świata jest... super? fantastyczne? fajne? Właściwie to wszystko na raz, dlatego właśnie uwielbiam komentować to tłumaczenie. Prawdę mówiąc, gdyby tak z postaci zrobić ludzi to nie byłoby to nic specjalnego, taki sobie zwykły ff opowiadający o Embry'm i Dixie, ( dzięki bogu nie byłoby Belli i Edwarda ) ale ja i tak komentowałabym to tłumaczenie, bo wiesz już chyba jak bardzo ładnie piszesz i ja się temu nie mogę oprzeć, takie połączenie ( sfory i Ciebie ) to niezła mieszanka wybuchowa. Ale ja teraz szczerze mówiąc nie mam co napisać, mogę opowiedzieć co mi się podobało, ale musiałabym streścić te wszystkie rozdziały, a po co? Mogłabym powiedzieć co mi się nie podobało, ale do jasnej anielki nie miałabym dużo do napisania, więc po co? Mogłabym także mówić ciągle, że jesteś cudowna i pięknie piszesz, ale czy nie byłoby to nudne gdybym pisała to samo w każdym poście? Właściwie nie zostaje mi już dużo do opowiadania, więc po co komentować? A ja wiem! *dumna spogląda w monitor* A po to żeby Cie uszczęśliwić, po to żeby napisać co sądzę na temat tego rozdziału i po to żebyś wiedziała, ze nie robisz tego tłumaczenia tylko dla siebie. Chyba dość dobre argumenty podałam. Dlatego może powiem co nie co jeszcze. Wiem, że sytuacja w której Dixie i Embry spadli z klifu była jak przez mgłę, nie mogę mieć tu do Ciebie pretensji, ale wolałabym wiedzieć co się stało, a właściwie dlatego, ze w tym momencie moja wyobraźnia przestała działać, wiem ze ten natłok emocji na to nie pozwolił, ale to jest takie moje małe "ale". Zacznę chyba pracować jako Twoja osobista komentatorka, postaram się w ogóle Cię nie opuścić aż będziesz błagała żebym odeszła. Nie to akurat żart, ale i tak będę ten ff komentować zacięcie. Wink Myślę, ze nie ma co się rozpisywać i mówić o niczym, bo jest to trochę jak zaśmiecanie tematu, więc ja też skończę, żeby nie zacząć pisać bez sensu. Życzę weny czasu i nastroju oraz dużo dobrego humoru na tłumaczenie nowych rozdziałów.

Pozdrawiam Anex Twisted Evil
No to co forumowicze, przeczytaliście, komentujcie to pomaga Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bad_szejna
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 18:34, 05 Gru 2009 Powrót do góry

Opłacało się czekać....oj opłacało...;* Cudowne 3 rozdzialiki...przecudowne...xD Przeczytałam je jednym tchem...i widzisz co ty ze mną robisz? xD Nie umiem napisać nic sensownego...to jest po prostu genialne...i ja chcę więcej! xDeee

Weny, weny, weny...;*

bad_szejna


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nanah
Nowonarodzony



Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:01, 05 Gru 2009 Powrót do góry

Zgodnie z obietnicą zaglądam. Tak szczerze, to jak zobaczyłam, że dodałaś nowe rozdziały prawie rzuciłam sie na komputer... nie rozwaliłam go, więc oczywiście będę czytać dalej.
Akcja się rozwija, Embry przedstawia Dixie sforze, ona jego rodzicom - jest ciekawie, do tego ten upadek z klifu Rolling Eyes sporo się dzieje.
Super, że to Indianie, a nie wampiry odgrywają tu główne role.
Piszesz lekko, choć kilka błędów by sie znalazło.

Życzę weny i chęci do dalszego tłumaczenia, na które niecierpliwie czekam
Pozdrawiam
Nan


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 21:56, 05 Gru 2009 Powrót do góry

No cóż, nadal w tym opowiadaniu pełno naiwności i jakoś mam wrażenie, że już coś podobnego czytałam tylko w troszkę innym wydaniu. Generalnie, żeby pisać ff ze szkołą w tle, to trzeba się bardzo postarać, żeby mnie zainteresować, bo ja już dawno do szkoły nie chodzę. A powtarzanie Meyerowego scenariusza (który dobrze znam) z tylko pewnymi drobnymi zmianami imion i potworów z horroru nie jest dla mnie atrakcyjne. Zmiany powinny być większe i, kurczę, mam nadzieję, że coś się zacznie dziać.

Pierwszy z ostatnio dodanych rozdziałów tylko troszkę posunął akcję w przód, co ja mówię, w zasadzie wcale jej nie posunął tylko zapowiedział pewne wydarzenie – poznanie watahy, na co czekam. W drugim szkoła i nuuuddy!
No może poza dość śmieszną plotką o gustowaniu w starszych mężczyznach. Co też dzieciaki potrafią wymyślić bez żadnych podstaw! ^^ Dixie i czterdziestolatek – nieźle!
Później Embry – fajna scenka, a wszystko zrujnowało jej zakończenie i Harry Potter ni z gruszki ni pietruszki. Nie bierz tego do siebie – cały czas krytykuję autorkę i to samo mi się nie podobało u Meyer, że puściła w usta Belli tę gadkę o radioaktywnych pająkach. Cały czas też dręczy mnie, że Dixie tak łatwo wszytko przyjmuje, lepiej niż Bella – a ona też jakoś szybko wszystkich zaakceptowała i sam fakt, że otacza się istotami ze świata fantasy.
Trójeczka – nie powiem – zaskoczyło mnie zachowanie Setha i upadek z klifu – za to plus dla autorki, ale dlaczego ona kwituje zdania/ akapity tak często podobne do historii, z której czerpie pomysły. Mam na myśli zdanie:
Zapach, który czułam, przywodził na myśl... mokrego psa.
Brakuje mi jeszcze opisu Alice, pt: „Wyglądała na miłą wampirzycę. Miała czarne, krótkie włosy i wyglądała jak mały radosny chochlik.
Plus za dziarskość kowbojki. Generalnie ten rozdział był najlepszy z tych trzech, które nam zaprezentowałaś i tylko się cieszyć, że wstawiasz więcej niż jeden, bo inaczej straciłabym cierpliwość.
Wiem, wiem, prawie same żale. Pomarudzę trochę i mi przejdzie. Wink Wrócę do Twojego tłumaczenia jak zawsze, bo jest miodzio.
Tylko kilka moich sugestii – takich małych. Poza tym było wszystko na miejscu.

Na twarzy miał uśmiech w stylu: „Nie, skarbie, właśnie o tobie nie rozmawialiśmy”.

napisałabym:
„Nie, skarbie, wcale o tobie nie rozmawialiśmy”. To „właśnie” jakoś mi stylistycznie nie odpowiada do zdania przeczącego.

- Czy ty naprawdę chcesz, abym kiedyś przez ciebie dostała zawału serca? – syknęłam.

- Czy ty naprawdę chcesz, żebym kiedyś dostała przez ciebie zawału serca?

Jeśli nie ma konieczności, lepiej nie oddalać zanadto orzeczenia w zdaniu. Co prawda j. polski nie ma sztywnych zasad na ten temat, ale nie trzeba szaleć.

Embry oparł głowę o pień zamykając oczy.
zabrakło przecinka: o pień, zamykając

Wokół ogniska siedziało tylko pięć osób: dwie kobiety i trzech facetów,
mężczyzn proponuję – w tym kontekście jakoś faceci mnie rażą.

Oboje z Embrym zajęliśmy miejsca na całkiem przytulnie wyglądającej kłodzie.
Czy kłoda może wyglądać przytulnie? Nie wątpię, że zakochani patrzą przez różowe okulary, ale kłody mogę co najwyżej wyglądać na wygodne.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin