FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Hourglass (Klepsydra) [T][NZ][+18] - Rozdział 20 - 15.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Gelida
Zły wampir



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka

PostWysłany: Pon 14:08, 22 Lut 2010 Powrót do góry

Hm... Tak... I znowu nie wiem, co napisać. No więc, na początek coś trywialnego: rozdział był oczywiście, jak zawsze, ciekawy i naprawdę warty przeczytania. Zaskoczyło mnie, że tym razem to Edward przejął inicjatywę. Powoli się przed Bellą otwiera i, choć idzie mu to opornie, to jednak chce się stać jej bliższy. I wzajemnie. "Randka" była strasznie drętwa, bo czego się można było spodziewać po tej parce? I dlatego jeszcze bardziej mnie zaskoczyła ostatnia część rozdziału, w domu Belli. Jednak tym razem to było coś innego, niż kilka rozdziałów temu - to było coś pełniejszego, bardziej uczuciowego. I zastanawiam się, jak tym razem zareaguje Edward - aż korci mnie, by zajrzeć do oryginału, ale będę cierpliwa, bo: a)nie mam cierpliwości do czytania po angielsku; b)podoba mi się Twoje tłumaczenie. Kolejne rozdziały wcale mi nie wystarczają do szczęścia - po nich jestem jeszcze bardziej niecierpliwa w oczekiwaniu na następny. A tu jeszcze cały tydzień...
Pozostaje mi tylko życzyć weny w tłumaczeniu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 23:27, 22 Lut 2010 Powrót do góry

Cytat:
- Bello? – powiedział, a ja podniosłam wzrok, aby ocenić jego reakcję. Wrażliwość powróciła, mimo że wszystkie emocje zostały skryte. Odetchnęłam w uldze, bo nie byłam pewna, czy potrafiłabym to znowu znieść.
- Tak? – odparłam, ponownie odwracając spojrzenie.
- Naprawdę dobrze się dzisiaj bawiłem – stwierdził łagodnie, niemalże płosząc się tym wyznaniem.
Uśmiechnęłam się mimo całkowicie popieprzonej sytuacji.
kiedy słyszysz coś takiego - tłucz w mordę i za drzwi... :twsited:
zgadzam się - to jest jak najbardziej popieprzona sytuacja, a najgorsze, że oboje się na nią godzą... zastanawiam się które jest bardziej porąbane i wciąż mam wątpliwości...nie wiem gdzie pędzi ten ff, ale mam nadzieje, że tory są do końca, a tam czeka miękka poduszka by złagodzić upadek... jej - tyle mam do powiedzenia - niezbyt może konstruktywne, ale jakie wymowne :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Weronika Cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 22:15, 23 Lut 2010 Powrót do góry

Ulala, ten Edward to jedna wielka niespodzianka. Na początku myślałam, że to taki głupi, nieogarnięty, przychlast z niego. Te jego humorki, jakby miał PMS, czy coś doprowadzały mnie do szału, ale zaczęło mi się to podobać. Dzięki temu swojemu charakterkowi, w jakiś sposób mnie urzekł, Cool a czytając dalsze rozdziały stał się w moich oczach, niesamowicie uroczy Razz

WENY w tłumaczeniu!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
k8ella
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova

PostWysłany: Śro 0:26, 24 Lut 2010 Powrót do góry

No i proszę, znów doczekałam się pięknych opisów uczuć. Jak ja to lubię. Darkward jest słodki, uroczy, penetrujący zakamarki Belli (OMG). Myślę, że ten fizyczny aspekt ich związku (bo ja to uważam za związek, nie ważne czy oni sobie zdają z tego sprawę czy też nie), pomaga mu w otwarciu się przed nią.
Ktoś musiał mu zrobić z dzieciństwa jesień średniowiecza, bo facet ma kompletnie powaloną hierarchię wartości. Nie wspominając nawet o całkowitym niedostosowaniu społecznym. Jak mnie takie coś wnerwia. Wzięłabym takiego rodzica, wsadziła na groch i kazała trzymać garnek z wodą nad głową.
W dalszym ciągu niestety nie wiemy, jakie traumatyczne przeżycia z przeszłości powodują Edwardem. Z pewnością to by ułatwiło nam oceną sytuacji. A tak, musimy tak jak Bellcia, po omacku posuwać się w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku, bo nie sądzę, żeby to był przód.
Na pewno zauważalna jest jakaś zmiana zachowania Edka. Widać, że całe to samotne życie bardzo mu doskwiera i pragnie kogoś w nim. Bella wydaje się być idealną kandydatką, bo jest uparta i zdeterminowana. No i oczywiście jej działania przynoszą jakiś skutek.
Podoba mi się fakt, że ona przeszła już inicjację seksualną (w końcu oboje są dorosłymi ludźmi). Cullena można usprawiedliwić. Jego dziewictwo wynikało z pewnością z wydarzeń z przeszłości oraz trybu życia, jakie dotychczas prowadził.
Fakt, że prowadzą ze sobą jakąkolwiek rozmowę po zbliżeniu, świadczy o nawiązaniu porozumienia. Ufff...
Trochę mi w tym rozdziale zazgrzytało tłumaczenie, zabrakło przecinków.

Cytat:
Jej niebudzące zaufania spojrzenie natychmiast zostało na mnie skierowane,


Lepiej by brzmiało - został skierowane na mnie.

Cytat:
namawiał, mimo że w jego głosie brzmiał strach przed odrzuceniem


To trochę nielogiczne. Namawiał, a w jego głosie...

Cytat:
No wiesz, na… kolacje


Uciekł ogonek przy kolację.

Cytat:
Miałam tylko nadzieję, że zgodzenie się okaże się dla nas najlepszym rozwiązaniem


Wystarczyłaby zgoda.

Cytat:
No pewnie – odpowiedziałam


Brak kropki.

Cytat:
Nagła zazdrość minęła, zostawiając mnie w jeszcze większym zmieszaniu niż wtedy, gdy do nich podeszłam


To kompletnie nie po polsku. Lepiej by było - Zostawiając mnie jeszcze bardziej zmieszaną.

Trochę tego jeszcze jest, ale już po północy. Gdybyś miała ochotę marcio, mogę Ci je przesłać na PW. Poza tym nie będę wydłużać komentarza, bo będzie nudno.

Dziękuję jeszcze raz za tłumaczenie jednego z moich ulubionych fficków.

Życzę weny,
k8ella


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez k8ella dnia Śro 7:19, 24 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
marcia993
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 104 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?

PostWysłany: Nie 14:07, 28 Lut 2010 Powrót do góry

Dzięki, słońca Wy moje, za to, że czytacie i komentujcie. :* Kocham Was. love No i rutynowo zapraszam na Twice as Long as Yesterday, a niedługo także na scenariusz Bel Ami (nowy film Roba), jeśli któraś z Was będzie zainteresowana, aby go przeczytać. Wink

***

Beta: Ewelina love

ROZDZIAŁ 13.

Obudziłam się, a strona, na której spał Edward, była starannie pościelona i nigdzie nie mogłam dostrzec jego ciuchów. Jęknęłam, przecierając oczy, i rozglądnęłam się dookoła, próbując się domyślić, gdzie poszedł.
Zachichotałam gorzko. Ta sytuacja wydawała mi się dziwnie znajoma, choć spokojniejsza niż ostatnim razem. Nie było żadnych krzyków, wyrzucania czy krwawienia – przynajmniej taką miałam nadzieję. Przewidywanie, jaki ruch wykona Edward, to jak szukanie igły w stogu siana - jest niemożliwe.
Wyślizgnęłam się z łóżka, luźno zawiązując szlafrok, który na siebie założyłam. Oplotłam się rękoma i wyszłam na korytarz, niepewnie kierując się do kuchni. Podczas drogi zerkałam do każdego pokoju w nadziei, że znajdę tam Edwarda, ponieważ przygotowywałam się na to, że kolejny raz mnie zaskoczy. Gdy nacisnęłam na klamkę drzwi prowadzących do gabinetu, zastanawiając się, jaki teraz mógłby być jego humor, ogarnęło mnie zmieszanie. Czy tak jak ostatnim razem czułby żal? Nie miałam pojęcia.
Znalazłam go w kuchni, siedział na jednym z barowych krzeseł stojących przy blacie, był ponury, zadumany i wpatrywał się w przestrzeń. Jego łokieć został podparty na powierzchni, a broda spoczywała na wnętrzu dłoni, gdy patrzył się obojętnie przed siebie. Nie sądzę, by słyszał, jak do niego podchodziłam, ponieważ stawiałam ciche kroki.
- Cześć – powiedziałam łagodnie, starając się go nie zaskoczyć.
Zeskoczył z krzesła, przekręcając głowę w lewą stronę. Zmarszczone brwi delikatnie się rozluźniły, a on słabo się uśmiechnął, kiedy mnie zobaczył.
- Dzień dobry – przywitał się, wykręcając ręce. Przygryzłam wargę i obróciłam głowę, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Byłam zaskoczona, gdy ujrzałam, że stół został nakryty, jednak leżał na nim tylko jeden talerz.
- Zostaniesz? – spytałam, kuląc się z powodu nadziei wypływającej z tego słowa. Rozpacz okazała się trudniejsza do uniknięcia, niż sądziłam.
Pokręcił głową. – Naprawdę nie powinienem – stwierdził, patrząc na zegarek ozdabiający jego lewą rękę, a na twarzy zagościł mu grymas.
Pochyliłam głowę, więc nie mógł zobaczyć mojego niewytłumaczalnego rozczarowania. – W porządku – wymamrotałam. – Dziękuję, że zostałeś.
Oczywiście nie zostanie tu dłużej. Śniadanie było tradycyjne, czego się zazwyczaj oczekiwało, gdy ktoś się u nas zatrzymywał. Takie, w jakim brałaby udział para. Edward i ja nie mieliśmy narysowanych żadnych realnych linii odnoście naszego ogłupiałego związku, ale oczywistością było, że nie zamierzaliśmy podążać za normalnymi zwyczajami. Nie miałam pewności, czy potrafilibyśmy, nawet gdybyśmy tego chcieli.
Znów zmarszczył brwi, a smutek dotknął także jego głosu. – Oczekiwałaś, że wyjdę?
Ból zawarty w jego oświadczeniu wywołał ukłucie w mojej piersi. – Nie – odpowiedziałam trochę za szybko, mając tylko nadzieję, że go tym uspokoiłam. – Cieszę się.
Jego grymas złagodniał. – Nie mógłbym wyjść, wiesz? – oznajmił niemal zbyt cichym głosem, bym mogłam go usłyszeć. Patrząc na jego twarz, mogłam stwierdzić, że mówił prawdę.
- Wiem – prawie wyszeptałam. Poczułam, jak moje policzki zapłonęły, więc odwróciłam się, chwytając dzbanek do kawy, aby ujrzeć, że już był napełniony, a napój wciąż z niego parował.
Edward zachichotał drżących głosem, wskazując na kubek, który postawił. – Zrobiłem ci śniadanie – oświadczył. Mój uśmiech stał się jeszcze szerszy, kiedy zobaczyłam, że jego twarz zarumieniła się na tę deklarację.
- Dziękuję – odezwałam się przerażona. Nie spodziewałam się, że Edward Cullen kiedykolwiek zrobi coś chociażby niewielkiego dla drugiej osoby, a teraz właśnie tak się stało, zachowywał się cywilizowanie.
Może się starał.
Kręcąc głową na wewnętrzny głos mówiący mi, że on nie jest w stanie tak szybko zmienić swojego zgorzkniałego nastawienia, usiadłam przy stole, zaskoczona tym, że jedzenie już na mnie czekało.
- Przepraszam – powiedział nieznacznie przestraszonym tonem, jakby czekał na moją aprobatę. – Jak wiesz, niewiele gotuję.
Zerknęłam na angielskie bułeczki na ciepło i wyszczerzyłam się. – To jest bardziej ekstrawaganckie niż to, co zazwyczaj jadam – przyznałam. – Dziękuję. Naprawdę.
Położył filiżankę kawy naprzeciw mnie, leniwie opierając się o ścianę. Powoli ją popijałam, a cisza zapanowała nad tą rozmową.
- Możesz usiąść, jeśli chcesz – zaoferowałam z zakłopotaniem. Potrząsnął głową, kolejny raz wędrując wzrokiem na zegarek.
- Właściwie powinienem już iść – odparł. – Muszę popracować i porobić parę rzeczy.
Poczułam, jak mój dobry nastrój zniknął. – Och – mruknęłam, biorąc łyk kawy. – Okej.
Westchnął, w rozmyślaniu przeczesując ręką włosy. – Nie miałabyś nic przeciwko, gdybym cię później zobaczył? – zapytał, a to wszechobecne niezdecydowanie powróciło.
Energicznie potrząsnęłam głową. – Nie – przeciwdziałałam. – Z chęcią się z tobą spotkam.
Uśmiechnął się szeroko, a jego oczy pojaśniały. – Dziękuję – szepnął, lecz nie byłam pewna, za co to robił. Pochylił się, a ja zamknęłam oczy, kiedy złożył pocałunek na mym czole, szokując mnie tym.
Przez ten krótki okres czasu, kiedy znałam Edwarda, nigdy nie okazywał jakiegokolwiek rodzaju uczuć, oprócz tych dwóch razów, gdy byliśmy ze sobą. Zewnętrze oznaki emocji, słyszalne deklaracje i wzruszające gesty wydawały się tematem tabu – nie rozmawialiśmy o nich, a one nie miały miejsca. Była to ustanowiona przez nas cicha zasada.
Spojrzenie na jego twarz powiedziało mi, że wiedział o niej, ponieważ cofnął się, a oczy miał przepełnione emocjami, których nie potrafiłam wytłumaczyć.
Wyszedł, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, co niewątpliwie było dla nas lepszym wyjściem. Żadne słowa nie wisiały jak ostrza w powietrzu, pozostawiając nas w rozmyślaniach nad ich sensem. Jedyną rzeczą, która pochłaniała me myśli, był jego pocałunek, nieważne jak niewielki lub pozorny się wydawał.
Mimo że nie chciałam zniszczyć tego, co przygotował, zjadłam zwyczajny posiłek, wypijając przy tym kolejną filiżankę kawy, i wyrzuciłam potrawę do zlewu. Umyłam naczynia i posprzątałam w mieszkaniu, nim z roztargnieniem krzyknęłam do kogoś, kto godzinę później pukał do moich drzwi.
Zmarszczyłam czoło, wycierając ręce w ścierkę do naczyń, i podeszłam do drzwi. Mój humor ponownie się poprawił, kiedy zerknęłam przez wizjer, mając nadzieję, że to Edward.
Niestety zobaczyłam jedynie gotującą się ze złości Alice, a mina jej twarzy, choć podirytowana, utrzymywała krztynę rozbawienia.
Westchnęłam, odblokowując drzwi. Ona ledwie czekając, bym je otworzyła, przebiegła przez nie, podskakując w biegu, i wślizgnęła się na blat w kuchni.
- Zabieram cię na lunch – zaanonsowała, biorąc kawałek bekonu. – Jesteś gotowa?
- Teraz? – spytałam, zerkając na zegarek. – Jest wpół do dwunastej.
- A masz coś innego do zrobienia? – zapytała sugestywnie, mierząc mnie wzrokiem. – Bo jak tak, to mogę na ciebie zaczekać.
- Daj mi sekundę na ubranie się – wymamrotałam, wiedząc, że kiedy spojrzałaby na mój szlafrok, gadałaby bez ustanku. Parsknęła, dając swoją zgodę, a ja wybiegłam stamtąd i ubrałam się najszybciej, jak potrafiłam.
Słyszałam, jak krzątała się po salonie, a jej śmiech rozbrzmiewał na korytarzu. – I jeszcze powiedz mi, czemu Edward Cullen wałęsał się pod drzwiami budynku, w którym mieszkasz?
Uderzyłam stopą o szafę, gdy do moich uszu dobiegło jej pytanie, wytrącając mnie z równowagi. Prostując się, wystawiłam głowę zza drzwi i starałam się opanować swój wystraszony wyraz twarzy.
- Co powiedziałaś? – krzyknęłam najbardziej nonszalancko, jak mogłam, ale załamanie mojego głosu mnie wydało.
Usłyszałam jej śmiech. – Po prostu się ubierz, pogadamy o tym później.
Odpychając od siebie pytanie, które spowodowałoby wybuch gniewu, pozbierałam rzeczy oraz pościeliłam swoją połowę łóżka, by dorównała wyglądem tej, należącej do Edwarda. Popędziłam na zewnątrz, ponieważ nie chciałam, aby Alice zaczęła się nudzić podczas czekania na mnie.
- Teraz mów – odezwała się, kiedy szłyśmy zatłoczonymi ulicami Seattle. – Jaki jest samotny i tajemniczy Edward Cullen?
Zaśmiałam się, a słońce odbijające się o szklane szyby drapaczy chmur raziło mnie w oczy. – Nadal samotny i tajemniczy.
- Bello – zajęczała. – Praktycznie umawiasz się z moim ulubionym pisarzem. Nie masz zamiaru zdradzić mi żadnych szczegółów?
Westchnęłam. – Co chcesz wiedzieć? – spytałam niepewna tego, co miałabym jej powiedzieć, aby nie zamącić jej w głowie i nie przykleić Edwardowi reputacji, której na pewno by nie chciał.
- Co wydarzyło się dzisiejszego ranka? – zaczęła, przesuwając swoje okulary przeciwsłoneczne na czubek głowy.
Spuściłam wzrok, unikając jej ciekawskiego spojrzenia. – Nic.
Prychnęła, kontynuując naciskanie na mnie. – Co wydarzyło się minionej nocy?
Westchnęłam, pocierając tył swojej szyi. – A czemu uważasz, że w ogóle go wtedy widziałam?
Alice uniosła brew, uśmiechając się z wyższością. – Naprawdę chcesz się bawić w tę gierkę?
- Poszliśmy na kolację. Trochę spacerowaliśmy. Nic wielkiego – odpowiedziałam beztrosko.
Zaśmiałam się na ironię tego oświadczenia. To w rzeczywistości było coś wielkiego, jednak czułam, że gdybym powiedziała o tym głośno, cienki lód, po którym stąpam, pękłby, zatapiając mnie. Nie mogłam pozwolić sobie na doświadczenie ciężaru tego, w co się wpakowałam.
- A co wydarzyło się po kolacji?
Westchnęłam. – Alice, proszę, możemy się w tym nie zagłębiać? – zabłagałam, przyglądając się wystającej markizie restauracji.
- Bello Swan – rzekła i szarpnęła mnie za ramiona, zatrzymując nas obie. – Nie zrobiłaś tego.
- Nie wiesz, o czym mówisz – wybełkotałam, przyspieszając tempo, kiedy ponownie zaczęłam iść.
- Więc dlaczego stał rano przed twoimi drzwiami? – zapytała świadomie, parskając, gdy kontynuowałam ignorowanie jej. – Możesz mnie teraz olewać, ale i tak prędzej czy później przeprowadzimy tę rozmowę.
- Dzięki, mamo – wysyczałam, szarpiąc klamką drzwi, po czym pociągnęłam je w swoją stronę.
- Dwuosobowy? – spytała hostessa, trzymając menu w rękach. Przytaknęłam, bez słowa podążając za nią i Alice do małego, zacisznego stolika w rogu. Zignorowałam śmiech swojej przyjaciółki, a jej ciało trzęsło się z rozbawienia z powodu mojej niewątpliwie poczerwieniałej twarzy.
- Och, cicho bądź – burknęłam, odsuwając krzesło i niemalże potknęłam się o nie w pośpiechu.
- Bella!
Zmarszczyłam brwi, opierając się o krzesło, i obróciłam głowę, żeby zobaczyć machającą Rosalie Cullen, która próbowała zwrócić moją uwagę.
Westchnęłam, szczypiąc Alice w rękę, kiedy ją mijałam. – Nie waż się powiedzieć ani słowa – syknęłam, gdy szłyśmy do jej stolika, a ja przykleiłam szeroki uśmiech do swojej twarzy.
- Znasz Alice – przedstawiłam ją po przywitaniu się. Przytaknęła z entuzjazmem, zaskakując nas uściskiem.
- Oczywiście – oznajmiła. Alice uśmiechnęła się idealnie i cofnęła, komentując ciuchy, w jakie była ubrana Rosalie, lecz ledwie zwracałam uwagę na tę dwójkę. Byłam skupiona na nieśmiałej, siedzącej przy stoliku kobiecie, która czasami na mnie zerkała.
- Bello – zaczęła Rosalie drżącym głosem, zauważając, gdzie się patrzę. Moje zmysły natychmiast się wyostrzyły, kiedy ją usłyszałam, ponieważ nigdy się nie denerwowała. Okrążyła stolik, kładąc rękę na ramieniu kobiety. – Chciałabym przedstawić cię mojej teściowej, Esme.
- Witam – przywitałam się, wyciągając do jej drżącej dłoni swoją. Spojrzała na nią z lękiem, nim chwyciła ją, uśmiechając się delikatnie.
- Esme – przedstawiła się cicho, a jej wzrok błądził po mnie przez chwilę, po czym skierowała go na swoje kolana.
- Dołączycie do nas? – spytała z nadzieją w głosie Rosalie. Zerknęłam na Alice, która już zajęła jedno z wolnych miejsc, i wolno kiwnęłam głową. Wysunęłam jedyne wolne krzesło, które znajdowało się koło Esme, i usiadłam na nim, zajmując się odwijaniem sztućców z serwetki.
- Więc jesteś matką Edwarda? – spytałam, próbując brzmiąc radośnie. Zamarła podczas ruchu, gdy usłyszała moje słowa, a jej bułka zatrzymała się kilka centymetrów przed ustami.
Zmarszczyłam czoło, wycofując się z tego tematu. – Miałam na myśli... Sądziłam...
Zamrugała dwukrotnie przed wzięciem kęsa, jak gdyby nic się nie stało. – Nie, masz rację – odparła, choć brzmiało to, jakby było wypowiadane na siłę.
- Miło cię poznać – zmieszana dokończyłam cicho.
Między Rosalie i Alice rozmowa toczyła się wartko, lecz zauważyłam, że w czasie lunchu Esme zachowywała się nadzwyczaj cicho. Co jakiś czas coś komentowała, ale nie licząc okazjonalnych kiwnięć głową i niewielkich uśmieszków, pozostawała w bezruchu i nie odzywała się. Dłubała w swojej sałatce, a jej spojrzenie skupiało się na mnie co kilka minut, jakby martwiła się, że powiem coś, co jakoś zakłóciłoby równowagę, którą stworzyliśmy.
Pamiętam komentarz Emmetta na jej temat, o tym, jak nie rozmawiali przez kilka lat. Ale czemu? Spodziewałam się jakiejś surowej kobiety, która nie wiedziała, jak wychować dzieci, jednak ona wydawała się miła, aczkolwiek cichutka.
Zaczęłam wyłączać się z szybkiej rozmowy Alice i Rosalie i zwróciłam się w stronę Esme. Kładąc serwetkę na kolanach, obróciłam się do niej.
- Miło cię w końcu poznać – zaczęłam. – Słyszałam o tobie wiele dobrych rzeczy od Emmetta i Rosalie.
Skrzywiła się, ale walczyła ze sobą, by to zatuszować. – Dziękuję – odpowiedziała cicho.
Niezręczność wplątała się do tej konwersacji. – Mieszkasz w Seattle? – zdecydowałam się spytać, modląc się, aby było to taktowne i nie zabrzmiało głupio.
- Nie – odparła. – W Chicago.
To mnie zaskoczyło. – Często tu przyjeżdżasz? – zapytałam, nie przegapiając czujnego zerknięcia Rosalie.
Pokręciła głową. - Nie za bardzo, ale teraz mam tydzień wolnego, więc postanowiłam przylecieć, żeby odwiedzić mojego syna.
Fakt, że nawet nie wspomniała o Edwardzie, nie umknął mojej uwadze. – Jestem pewna, że cieszy się, bo cię zobaczy.
Esme wzruszyła ramionami, dłubiąc w lunchu po raz kolejny. Westchnęłam, starając się włączyć do dyskusji prowadzonej przez Rosalie i Alice, lecz nie potrafiłam się do tego zmusić. Miałam zbyt wiele pytań, na które teraz nie uzyskałabym odpowiedzi.
Prychnęłam. Nigdy nie uzyskałabym na nie odpowiedzi. Byłam pewna, że Edward nigdy nie zechce o tym porozmawiać.
Przez resztę czasu siedziałam cicho, odezwałam się tylko wtedy, gdy wszyscy wstali gotowi do wyjścia.
- Dobrze było cię znowu zobaczyć, Bello – powiedziała Rosalie z uśmiechem, chociaż w jej głosie skryte było uczucie, które próbowała zahamować.
- Ciebie też – wymamrotałam zadumana, ale robiłam co mogłam, aby uśmiechnąć się przekonująco do Esme.
- Miło było cię poznać – stwierdziłam grzecznie, niepewna, co jeszcze wolno mi było powiedzieć. Gdy chodziło o rozmowę z nią, granice wydawały się zbyt sztywne i znaczące. Nie miałam żadnych spostrzeżeń, na co można było sobie pozwolić, a na co nie.
- Ciebie też – odpowiedziała, a kiedy pierwszy raz szczerze się uśmiechnęła, jeszcze ciężej było mi stwierdzić, dlaczego stosunki jej i Edwarda zostały wystawione na taką próbę.
Alice, wyczuwając napięcie, wtrąciła się:
- Zobaczymy cię jeszcze?
Skrzywiłam się. Oczywiście Esme wiedziała, iż w jakiś sposób byłam z Edwardem. Jej jeszcze bardziej niepewne zachowanie to potwierdziło.
Pokręciła głową, zerkając na mnie z boku. – Nie wydaje mi się – wymamrotała. – Jutro wieczorem wracam do Chicago.
- Szkoda – odparła Alice. – Z chęcią lepiej byśmy cię poznały.
Jej kolejny uśmiech był o wiele bardziej spięty. – Może innym razem – odrzekła, choć cała nasza czwórka wiedziała, że to pusta sugestia.
- Ciebie też dobrze było znowu zobaczyć, Rosalie – oznajmiłam, łapiąc Alice za rękę, po czym obróciłam nas w kierunku drzwi.
- Niedługo się do ciebie odezwę – obiecała, a ton jej głosu świadczył o tym, że nie będzie to czysto towarzyska wizyta. Lecz nie przejmowałam się tym, ponieważ mogła rzucić trochę światła na to, co się wydarzyło.
Wyciągnęłam Alice z restauracji, odmawiając spojrzenia na nią, i maszerowałam szybko wzdłuż ulicy. Słyszałam ją za sobą, robiąc ile w mojej mocy, by dała radę utrzymać narzucone przeze mnie tempo.
- O co w tym chodziło? – zapytała nareszcie, powracając do mojego boku.
- Nie wiem – wybełkotałam, wzdychając. – To tylko kolejny kawałek zagmatwanego życia Edwarda Cullena.
- Nie dogadują się ze sobą? – zastanawiała się głośno Alice. – Sposób, w jaki mówiła o swoim przyjeździe tutaj, na to nie wskazywał.
Jęknęłam, wgapiając na chodnik, jakby wszystkie odpowiedzi zostały na nim zapisane, gdybym wpatrywała się w niego wystarczająco długo.
- Nie wiem – powtórzyłam. – Ale chciałabym się tego dowiedzieć.

:-:-:

Tak jak obiecał, Edward Cullen zadzwonił wieczorem, pytając, co robię. To pytanie mnie zdezorientowało, ponieważ nie spodziewałam się, że jego niezdecydowanie całkowicie zniknie. Jednak wydawał się całkiem pewny siebie, gdy proponował wspólne wyjście.
W końcu poszłam pod jego próg o wystarczająco późnej porze, by wyglądać podejrzanie w oczach sąsiadów, którzy mnie tam dostrzegli. Przelotne pytania dotyczące jego nastroju przewijały się przez moją głowę, ale odmówiłam przyznania się do tego. Edward otworzył drzwi, uspokajając mnie, ponieważ zobaczyłam, że uśmiechał się, gdy wprowadzał mnie do środka.
- Dziękuję, że przyszłaś – zachichotał. – Wiem, że już trochę późno.
Wzruszyłam ramionami, nie chcąc przyznać, że pragnęłam do niego wpaść bez względu na godzinę. Desperacja nie była czymś, co pragnęłam okazać.
Zadrżałam, wchodząc w głąb mieszkania, a mojej uwadze nie umknął fakt, jak nieskazitelnie teraz wyglądało. Była to poważna zmiana od czasu, kiedy widziałam je ostatnim razem, jednak to samo dotyczyło nastawienia Edwarda. Wydawał się całkowicie spokojny i opanowany, ale jego czujność siebie powróciła z pełną siłą, kiedy odezwał się do mnie, pytając, jak spędziłam dzień.
- Dosyć nudno – przyznałam, wahając się przed zajęciem miejsca. – Nie robiłam zbyt wielu rzeczy. – Ugryzłam się w język, powstrzymując wszystkie myśli dotyczącego tego, jak łatwiej byłoby, gdyby rano u mnie został. – A twój?
- Byłem zajęty – odparł. – Miałem dużo pracy. Musiałem się z nią uporać.
- Jak ci poszło? – spytałam rzeczywiście zainteresowana. Zobaczyłam malujący się na jego twarzy niepokój, nim wzruszył ramionami, siadając obok mnie.
- Dobrze. To nic zbytnio ważnego.
Siedzieliśmy w ciszy, choć nie była ona niekomfortowa. Napięcie delikatnie zmalało, kiedy wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.
- Właściwie wpadłam dzisiaj na Rosalie – powiedziałam.
- Urocze – stwierdził nieobecnie, a papieros wystawał niepewnie z jego ust.
- Tak – wymruczałam, patrząc na niego spod zmrużonych powiek. – Była z twoją matką.
Nawet gdyby ktoś zaoferował mi tysiąc dolarów za wyjaśnienie reakcji Edwarda na imię jego matki, nie byłabym w stanie tego zrobić. Zapalniczka wypadła spomiędzy jego palców i zabrzęczała na podłodze, lecz on nie wykonał żadnego ruchu, by ją podnieść.
Zamarł, a wyraz jego twarzy stał się surowszy, natomiast spojrzenie chłodne. Wyprostował kręgosłup i ramiona, mrużąc oczy i kierując je na przeciwny koniec pokoju. Swoim wzrokiem groził, że wypali dziurę w tynku.
- Moją matką.
Te słowa zostały wypowiedziane z premedytacją i były powściągliwe, jakby powstrzymywał się przed atakiem.
- Esme – wyjaśniłam, a gniewne spojrzenie, które mi posłał, przyprawiło mnie o dreszcze i zmieszanie.
- Co robiłaś z moją matką? – spytał przez zaciśnięte zęby.
Przełknęłam, a kolory odpłynęły z mojej twarzy. Słyszałam, jak krzyczał, co samo w sobie było przerażające, ale niesamowity spokój, jaki pokrywał jego wypowiedź, naprawdę mnie przestraszył.
- Poszłam z Alice na lunch – oznajmiłam, jąkając się, ponieważ popatrzył na mnie ostrym wzrokiem. – A Rosalie była tam z twoją matką. Poprosiły, żebyśmy się do nich przyłączyły.
- Jak miło – uśmiechnął się szyderczo, a jego sarkazm był chorobliwie słodki. – I dobrze się bawiłaś z moją matką?
Moje oczy poszerzyły się, gdy szybko zastanowiłam się nad tym, czy powiedzieć mu prawdę. Wzięłam oddech, decydując się na sprzeciw, tak jak zrobiłam to kiedyś.
Skrzywiłam się, mówiąc: - W gruncie rzeczy tak – stwierdziłam wyzywająco, mimo że moje ręce trzęsły się w oczekiwaniu na jego reakcję.
- Bardzo się cieszę z tego powodu – burknął, odwracając głowę w inną stronę. Odetchnęłam w uldze, wdzięczna za to, że jego agresywne i kapryśne zachowanie zostało zahamowane.
- Dlaczego? – spytałam, a pewność siebie, która wcześniej wpędziła mnie w kłopoty, powróciła w pełnej okazałości. – Co jest nie tak z twoją matką?
Jego mina złagodniała, lecz tylko odrobinę. – Nic – wymamrotał, pochylając głowę. – Wszystko z nią w porządku.
- Więc o czym ty mówisz? – zapytałam, wyrzucając ręce we frustracji. – Bo to nie jest typowa reakcja ludzi na wspomnienie o ich matce.
W zasadzie to nie była reakcja, jakiej się w ogóle spodziewałam. Otworzyłam oczy i zwróciłam twarz w jego stronę, a mój oddech przyspieszył na widok tego, co ujrzałam przed sobą.
To tak, jakby dwie siły walczyły ze sobą: jego porażka i gniew. Spuścił wzrok, zaciskając powieki, i zatrząsł się we frustracji. Zmarszczyłam brwi i wzięłam głęboki oddech, uświadamiając sobie, że obchodzenie się z Edwardem jest delikatną procedurą. Nie chciałam ryzykować i za bardzo na niego naciskać, ale nie pragnęłam też, aby zamykał się w sobie. Musiał znaleźć równowagę, nauczyć się kontrolować własne demony.
Westchnęłam, ponieważ pochylił głowę jeszcze bardziej i mocniej zacisnął oczy, odmawiając rozmowy ze mną i przyznając się do rzeczywistości. Poczułam ból, którego nie maskował już w wyrazie twarzy.
Przysunęłam się bliżej niego, jednak zachowywał się tak, jakbym niczego nie zrobiła. Pochyliłam się, pocierając palcami jego policzek. Zacisnął szczękę i mogłam rzec, że ze mną walczył.
Ta iskra.
Ta sama, która przeszyła mnie i którą on też poczuł.
To, co powodowało intensywny ból, było dla mnie zagadką, lecz on nie zamierzał dać mi żadnych wskazówek. To wydawało się zadziwiająco oczywiste.
Wstałam bez słowa, łapiąc jego – teraz trzęsące się – dłonie we własne. Kiedy prowadziłam go w stronę pokoju, oczy miał tak zaciśnięte, że mogłyby równie dobrze zostać przewiązane.
Mówienie o jego matce wywołało w nim tyle cierpienia, tyle męki. Żal towarzyszący poczuciu winy zalał moje ciało, gdy dotarło do mnie, że to ja go spowodowałam.
Od Edwarda nie domagało się żadnych odpowiedzi. Można było do niego mówić, jeśli się to robiło delikatnie, jakby chodziło się po skorupkach jajka, które przy mocniejszym nacisku by popękały. Jak na kogoś, kto wydawał się taki silny, jego psychika była niezwykle krucha. Przerażona.
Usadowiłam go na skraju łóżka i przesunęłam swoje palce z policzka do zaciśniętych warg. Kiedy ich dotknęłam, zadrżały. Westchnął i znieruchomiał pod moim dotykiem. Odsunęłam palce i nachyliłam się bardziej, składając na jego ustach delikatny pocałunek. Przesunęłam się jeszcze raz, teraz siadając na nim okrakiem.
Złapał rękoma pościel, która leżała obok nas i nadal miał zamknięte oczy. Wiedziałam, że nie chciał się załamać, poddać. Pragnął mieć nad wszystkim kontrolę, nieważne, ile by go to kosztowało. Ale byłam zdeterminowana, by uwolnić go od czegokolwiek, co go prześladowało – ja to spowodowałam, a naciskanie go do tej pory nie przynosiło efektów. I z pewnością teraz też ich nie przyniesie.
Naparłam na niego bardziej stanowczo, podnosząc ręce, by ściągnąć mu koszulkę. Rozdzieliliśmy się na moment, żebym mogła się jej pozbyć przez głowę. Otworzył oczy i spojrzał na mnie.
- Bello – westchnął. – Nie. Proszę. – Jego głos był przepełniony napięciem, jednak mogłam dostrzec, że nie chciał, abym przestała. Rękoma powędrował do mojej talii, przytrzymując mnie przy sobie.
- Cii – wyszeptałam, odchylając się. – Po prostu się odpręż. – Ponownie chwyciłam jego wargi, rękoma masując mu ramiona. Mogłam to dla niego zrobić, potrzebował tego, potrzebował kogoś, kto będzie tu dla niego. Mogłam sobie jedynie wyobrazić, jak samotny się czuł.
Widocznie się uspokoił, ciągnąc mnie teraz za skraj koszulki. Zniknęła chwilę później, a my byliśmy do siebie przyciśnięci. Jego głowa spoczęła na moim ramieniu, gdy pocierałam jego plecy, składając pocałunki na szyi. Lekko zadrżał, przytulając mnie mocniej. Wysunęłam się z jego uścisku, szarpiąc go za ręce. Spojrzał na mnie i zobaczyłam przebłysk strachu - myślał, że chciałam to przerwać. Odrzucić go.
Przycisnęłam swoje czoło do jego, a nasze nosy trąciły się nawzajem.
- Zaufaj mi – wymruczałam, mając nadzieję, iż wiedział, że mówiłam o czymś więcej, niż tylko o tej sytuacji. O czymś wiele ważniejszym od tego.
Położyłam go, składając otwarte pocałunki na szyi i ramionach. Jęknął, a jego głowa opadła, podczas gdy bicie pulsu było niemal widoczne pod bladą skórą, która napinała się i rozluźniała. Odchylając się, popatrzyłam na niego.
Edward oparł się o wezgłowie, w pośpiechu zamykając oczy, i lekko rozchylił wargi. Zakreśliłam palcami jego sylwetkę, pastelowa skóra lekko poczerwieniała, a pot formował się na głęboko osadzonym czole. Mięśnie bez ustanku pracowały, gdy malowałam na jego torsie i brzuchu niewielkie kółka. Włosy miał potargane i sterczały one na wszystkie strony, a jasny, kilkudniowy zarost pokrywał mu twarz.
Rozpięłam guzik i zamek jego spodni, ściągając je wraz z bokserkami. Niepewnie podniósł nogi, gdy kończyłam je zsuwać, a jego twarz poczerwieniała jeszcze bardziej, jak zorientował się, jak bardzo został odkryty naprzeciw mnie. Oba razy, kiedy się kochaliśmy, były szybkie, mroczne i spragnione. Teraz zamierzałam zrobić to wolno, aby pokazać mu, że nie ma żadnego pośpiechu. Nigdzie się nie wybierałam.
Otworzył oczy, gdy go chwyciłam. Chciał wstać, lecz odepchnęłam jego ramiona.
- Nie, zostań – szepnęłam. – Zaufaj mi. Pozwól mi to zrobić – powtórzyłam, przykładając ręce do jego policzków. Ponownie zamilkł i nie odezwał się nawet wtedy, kiedy zsunęłam dłoń niżej i delikatnie go ścisnęłam. Jęk wydobył się z jego ust, a ja uśmiechnęłam się, kontynuując naciskanie i poruszanie ręką w górę i w dół.
Zaczął unosić biodra i wiedziałam, iż poddaje się temu uczuciu, fizyczności. Nagle uświadomiłam sobie, że wcześniej z nikim nie był, więc kontynuowałam ostrożnie, po czym powoli się nachyliłam i złożyłam pocałunek na jego długości.
- Bello! – krzyknął, podnosząc się i chwytając mnie za ramiona. Spojrzałam na niego i zobaczyłam szok w jego oczach. – Co ty... Nie musisz... Nie sądzę...
Przerwałam to jąkanie, przykładając mu do ust wolną dłoń. – Cii. Pozwól mi. Chcę tego – obiecałam. – Pozwól mi sprawić, że poczujesz się lepiej. – Nie wiem czy zrozumiał, że było to rozproszenie uwagi, lecz to nie miało znaczenia. Ważne, że zapomniał o problemach.
Jego ciało nadal pozostawało napięte, gdy mnie obserwował, trzymając w swoich ramionach. Zmagałam się z nim i zniżyłam, by ponownie go pocałować i tym razem wziąć główkę do ust. Edward poruszył biodrami i znów znalazł się na plecach, stękając.
- O Boże – zajęczał, kiedy go polizałam i wzięłam troszkę głębiej. Wkrótce zrobiłam to tak daleko, jak mogłam, przed cofnięciem się i ponownym, szybkim schwytaniem. – Bello – skandował, wplatając ręce w moje włosy. Zaczął masować skórę mej głowy, gdy się od niego odsunęłam.
- Odpręż się, Edwardzie. Po prostu to poczuj – powiedziałam mu, kolejny raz biorąc go do ust. Byłam już w związkach, więc wiedziałam, co robić, jednak nie chciałam go wystraszyć. Masowałam jego uda, by rozluźnić mu mięśnie, i ssałam coraz mocniej. Był pode mną tak spięty do czasu, aż złapałam go i dołączyłam rękę.
Niedługo potem zaczął się ze mną poruszać, palcami nadal pocierając moją skórę, kiedy pracowałam nad tym, aby doszedł. Pozwoliłam dłoni zsunąć się niżej, do jego czułego miejsca, i droczyłam się z nim swoim palcem. To wszystko, czego wydawał się potrzebować. To uczucie było dla niego nowe i zszokowało go, ponieważ gdy miał wytrysk, złapał moje włosy bardziej stanowczo. Wiedziałam, żeby lepiej się poruszać, więc robiłam to do mementu, aż opadł na łóżko, ciężko dysząc.
Jego powieki były przymknięte, a spojrzenie przepełnione zdumieniem, uznaniem i – gdybym nie zdawała sobie z tego sprawy – adoracją, kiedy popatrzył na mnie z góry.
- Bello – wydyszał. – To było... po prostu...
Uśmiechnęłam się do niego i wspięłam w górę jego ciała, całując skórę z boku szyi. – Wiem – wyszeptałam. Delikatnie skubnęłam płatek jego ucha, uśmiechając się do siebie jeszcze szerzej, kiedy jęknął. – Po prostu mi zaufaj.
Westchnęłam, gdy znowu przechylił głowę i zamknął oczy, pławiąc się w tej chwili. Nie było w niej żadnego cierpienia, niechęci ani bólu, który spowodowałam. Jednak wiedziałam, że prędzej czy później będziemy musieli porozmawiać, bo nie mogliśmy uchylać się przed tym wiecznie. Ale teraz nie miałam zamiaru zburzyć ścian, jakie dla siebie zbudował – istniały nie bez powodu, a ja nie potrafiłam się zmusić, by już teraz wszystko dla niego zniszczyć.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Nie 14:28, 28 Lut 2010 Powrót do góry

Powiem, że nie mogę pojąć tego związku, który jest między Bellą a Edwardem (o ile jest jakiś). To wygląda tak, że za każdym razem, chłopaka można uspokoić poprzez jakieś seksualne wariacje. Dziwna metoda, działa, jednak na kilka chwil. Potem mężczyzna znowu zamyka się w sobie, otoczony szczelnym murem. Co najbardziej mnie zaskakuje? To, że mimo wszystko on łaknie towarzystwa Belli. Odpycha, a jednocześnie daje się jej prowadzić w niektórych momentach. Autorka naprawdę napisała skomplikowaną postać tego Edwarda, jednak nie mam nic przeciwko. Lubię takie zagadki. Mam nadzieję, że kilka z nich szybko się rozwiążą:)
Dziękuje za tłumaczenie!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Taka_Ja
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:38, 28 Lut 2010 Powrót do góry

Tych dwoje ciągle mnie zaskakuje. Kontakt fizyczny wyraźnie staje się skutecznym sposobem na chwilowe ukojenie i wyciszenie Edwarda. Nie mam pojęcia tylko, czy taka taktyka i całe to uspakajanie będzie efektywne na dłuższą metę. Czy uda im się porozumieć i otworzyć przed sobą, bazując na sile fizycznego przyciągania? Obawiam się, że taki obrót spraw może nie być najlepszą drogą do budowania prawdziwej, głębokiej relacji i pielęgnowania potencjału na trwałe i piękne uczucie. Obym się myliła.

Liczę na przełom w życiu Edwarda, odkrycie tajemnicy jego duszy i szansę na rozpoczęcie jej uleczenia. Mam nadzieję, ze Bella nie porywa się z motyką na słońce, wie, co robi i zabiera się do tego we właściwy sposób. Chciałabym zobaczyć, jak budują dobry, prawdziwy związek, wzajemne poczucie bezpieczeństwa, wsparcie, zrozumienie i akceptację. Wierzę, że Bella nie pozwoli zaprzepaścić im tego, do czego już wspólnie doszli i wkrótce odetchniemy z ulgą, widząc, jak Edward stopniowo pozbywa się wewnętrznego bólu.
W ich fizyczności widać ogromny magnetyzm, namiętność, zmysłowość. Szczególnie skomplikowana relacja i okolicznosci jej rozwoju niezmiennie ciekawią i nie pozwalają oderwać oczu od tekstu.

Podziękowania za świetne tłumaczenie i chwile czystej przyjemności czytania :* Smile Dużo chęci i czasu, mnóstwa komentarzy :*

Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na kolejny rozdział Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Nie 20:41, 28 Lut 2010 Powrót do góry

Bella musiała mieć baaardzo duże wyrzuty sumienia skoro zrobiła co zrobiła, aby "pocieszyć" Edwarda. To po pierwsze, po drugie dla mnie oni są parą, to co robią jak dla mnie czyni ich parą. Po trzecie Edward robiący śniadanie Belli - bezcenne(: nie powiem to było urocze i do tego chęć spotkania, jak go nie kochać(:
Ta cała sprawa z Esme, chyba teraz pomału się zacznie nam wyjaśniać, jedna zagadka mniej, mam nadzieję.
Tłumaczenie jak zawsze idealne, to chyba powołanie, co?(:

Tak więc do za tydzień i weny, czasu, chęci, motywacji oraz wszystkiego czego potrzebujesz w dalszym tłumaczeniu.
Pozdrawiam Aja(:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 21:44, 28 Lut 2010 Powrót do góry

hehe... leczenie seksem chyba Cullenowi służy... ja też tak chcę :P
nie no, a poważnie... Esme przedstawiona w tak smutny i bolesny sposób to naprawdę przykre... nie wiem o co dokładnie poszło, ale wydaje mi sie - znaczy mam przeczucie, że Edward wie o swojej matce coś całkiem mylnego... i boi się komukolwiek o tym powiedzieć, i ten sekret jednocześnie kompletnie go wyniszcza...
druga sprawa to zaufanie... uczenie kogoś tego na zasadzie fizycznego kontaktu jest podobno najlepszą metodą, ale podejrzewam, że autorowi tej tezy chodziło o bungee czy paintball... a nie o uprawianie miłości i kontrolowanie tego... kontrolowanie kogoś i pozwalanie na to by nas kontrolowano w jakikolwiek sposób...
zobaczymy co to przyniesie, skoro nawet Bells wie, że rozmowy nie unikną w nieskończoność...
dziękuję za bardzo miły wieczór z tym tłumaczeniem :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gelida
Zły wampir



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka

PostWysłany: Pon 17:46, 01 Mar 2010 Powrót do góry

Wczoraj zobaczyłam nowy rozdział właśnie wtedy, gdy miałam już iść. I, jako że jestem leniwa, nie chciało mi się. Pomyślałam sobie, że rozdział nie zając - nie ucieknie. I dopóki nie zasnęłam, dopóty plułam sobie w brodę, że go nie przeczytałam. Ale tak to jest, gdy się pracuje nad cierpliwością i samokontrolą Laughing
Przewidziałam słusznie - rozdział nie uciekł, więc rzuciłam się do czytania. I po raz kolejny nie był to czas zmarnowany. Teraz wypadałoby podzielić się wnioskami.
Na początku zaczęłam się bać, że Edward sobie poszedł. OK, mógł sobie robić awanturę, byleby tylko nigdzie nie lazł, bo bez niego nudno jest. Na szczęście posłuchał mnie i został Smile I wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy dojdzie do kłótni, ale przecież nic dwa razy się nie zdarza. I niech mi się nawet nie waży wyjść! Nawet zrobił Belli śniadanie, nieźle, nieźle Very Happy
Cytat:
- Dziękuję – odezwałam się przerażona.

Tak, ja też bym się bała, czy nie chce mnie otruć Laughing A tak naprawdę byłabym po prostu zdziwiona, bo nie takiego Edwarda miałam okazję poznać czytając to opowiadanie. Ach, i te rumieńce Twisted Evil Ciekawe, ciekawe...
Cytat:
– Nie miałabyś nic przeciwko, gdybym cię później zobaczył?

Aby dotarł do mnie sens tego zdania, musiałam je przeczytać kilka razy. No, no, co się z naszym Edwardem dzieje! I ten buziak w czoło Rolling Eyes
Czy Alice jest szpiegiem? Laughing Ona potrafi wywęszyć każdą aferę. A jej pytania potrafią nieźle namieszać w głowie.
No i wreszcie pojawiła się Esme. Sprawiła wrażenie strasznie nieśmiałej kobiety. I zastanawia mnie, czy miała jakiś cel, dla którego przyjechała do Seattle.
No i znowu Edward. Jak się spodziewałam, Bella wypaplała, że się spotkała z Esme. Ciekawa była reakcja Edwarda. Naprawdę ciekawią mnie stosunki między nim a jego matką. I muszę stwierdzić, że Bella ma ciekawe metody na poprawę humoru Edwarda Twisted Evil
Podsumowując: może się powtórzę, ale rozdział był świetny, rzecz jasna. Czekałam na lepsze poznanie Edwarda, ale się nie doczekałam. Jeszcze więcej zagadek zostało po tym rozdziale. Zaintrygowała mnie postać Esme - nowa niewiadoma. Wnioskuję, że skoro się już pojawiła, to nie bez powodu i pewnie jeszcze się pojawi.
No to byle do niedzieli Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Renesmeee
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Cze 2009
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Gdańska, takie małe Forks; )

PostWysłany: Pon 18:13, 01 Mar 2010 Powrót do góry

O Boże!!! Uwielbiam to czytać! Edward jest taki... Tajemniczy, a Bella taka twarda czasami, że szok. Czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwieniem, dziewczyny, jesteście cudowne, że zabrałyście się za tłumaczenie Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marcia993
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 104 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?

PostWysłany: Nie 16:07, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Beta: Ewelina love

ROZDZIAŁ 14.

Zaczęło się od rozmowy.
Nie doszłam jeszcze do tego, jak skończyło się na kłótni.
- Nie rozumiem – westchnęłam, obserwując, jak chodzi po pokoju. – Co się dzieje między waszą dwójką?
- Nic – warknął ostrym i zgrzytliwym tonem, przyspieszając tempo.
Zmarszczyłam brwi, a wgięcie, które pojawiło się na moim czole, pogłębiło się z powodu jego słów. – Ta część jest oczywista. – Skrzywiłam się.
Wyrzucił ręce we frustracji, a wyraz jego twarzy uformował się w bolesny, szyderczy uśmieszek. – Co chcesz usłyszeć, Bello? - wykrzyknął, sprawiając, że podskoczyłam na krześle.
Wstałam w defensywie, krzyżując ramiona na piersi. – Czemu ze sobą nie rozmawiacie? – zasugerowałam. Starałam się nie denerwować, mimo że jego niezasłużony gniew tylko powiększał moją złość.
- Czemu ze sobą nie rozmawiamy? – powtórzył niedowierzająco. – Zakładasz, że nie rozmawiamy w ogóle. Ale odkąd pozornie wiesz o wszystkim, czemu nie znasz odpowiedzi na to pytanie?
Zignorowałam sarkazm, który przejął kontrolę nad jego głosem. – Jeśli nie porozmawiasz z nią, to chociaż zrób to ze mną – zaproponowałam kompromis. – Co, do diabła, stało się z twoją matką?
Kopnął w podłogę, zarysowując butem drewno, lecz mimo tego milczał. Mijały sekundy bez odpowiedzi. Obróciłam się, stając do niego tyłem, a moje myśli powróciły.
- Powiedz mi tylko jedną rzecz – poprosiłam, ściszając głos tak bardzo, że niemal stał się szeptem, a on przestał się ruszać.
Stanął obok mnie, wchodząc w moje pole widzenia. – Jedną - podkreślił, jednak kiwnął głową w zgodzie. Westchnęłam, czekając na burzę, którą z pewnością rozpętam.
- Naprawdę minęło już siedem lat? – To niejasne pytanie połączone z reakcją Edwarda udzieliło mi odpowiedzi. Przekrzywił szyję, a jego oczy zapłonęły. Nie prosił o wyjaśnienie ani też nie zaprzeczył. Wiedział, do czego się odnoszę, i czynił to jeszcze trudniejszym niż było.
- Dlaczego? – zapytałam, nim mogłam się powstrzymać. Zerknął na mnie, dzięki czemu jego oczy już nie wypalały dziury w podłodze.
- To dwie rzeczy – odparł cicho, przerywając ciszę. Zamilkł, a jego ramiona opadły w klęsce. Po chwili wyprostował kręgosłup, a zaufanie oraz to, co można sklasyfikować jako obojętność, wróciło z pełną siłą, kiedy zdecydował się spojrzeć w górę.
- Rozmawiam z moją matką – powiedział, trochę się buntując. Nie miałam pewności, czy odpieranie tego komentarza było najlepszym rozwiązaniem, ale chyba jednak nie potrafiłam się pohamować. To przypominało grę, było niczym sprawdzanie, jak bardzo mogę na niego nacisnąć, zanim się całkowicie złamie.
Chora, zakręcona gra, z której najwidoczniej nie potrafiłam zrezygnować.
- Edward – przeciągnęłam ostrożnie. Moje niedowierzanie było widoczne, a on nie zadawał sobie trudu, by utrzymać ze mną kontakt wzrokowy.
- Udowodnię ci to – oznajmił nagle, a dostojny uśmieszek pojawił się na jego ustach. Taki sam widniał także na twarzy niemowlaka, który dopasował ostatni kawałek puzzli. Dziki wyraz twarzy Edwarda stał się intensywniejszy, gdy chwycił moją dłoń i wyciągnął za drzwi. Robiłam co w mojej mocy, aby za nim nadążyć, a on otworzył dla mnie drzwi samochodu.
- Gdzie jedziemy? – spytałam, choć to nie miało sensu, ponieważ przypuszczałam, gdzie planował mnie zabrać.
Tak jak sądziłam, nie odezwał się, a gdy kierował, jego twarz złagodniała tylko odrobinę. Ostrożnie mu się przyglądałam, zdziwiona, że jego zewnętrza postawa nie obrazowała wewnętrznych zawirowań. Niezależnie od sytuacji maska zawsze znajdowała się na swoim miejscu. Nigdy nie można z góry osądzać jego nastroju – zawsze zaskakuje, czy się tego chce, czy nie.
Byłam niemalże dumna, bo zgadłam, dokąd zmierzamy. Emmett i Rosalie przybrali odpowiedni wyraz twarzy, kiedy drzwi ich domu zostały otwarte, a Edward natychmiast wmaszerował do środka.
Kiedy czaił się w przejściu ze spuszczonym wzrokiem, jakby przybycie tu nie było jego pomysłem, jego zachowanie mogłoby zostać porównane do zachowania zruganego dziecka,
- Gdzie jest Esme? – zapytał niebezpiecznie spokojnym głosem. Rosalie przesunęła się, pozwalając Emmettowi na zajęcie miejsca tuż obok.
- Czego od niej chcesz? – zadał pytanie, utrzymując pewien poziom instynktu opiekuńczego, którego nie rozumiałam.
- Chciałbym z nią porozmawiać – ciągnął dalej, a jego spojrzenie niezręcznie powędrowało na mnie. Wzruszyłam ramionami, robiąc co w mojej mocy, by zignorować przeszywający wzrok Rosalie, i zastanowiłam się nad tym, czy Edward miał rację.
To nie twoja wina, powtarzałam sobie drugi raz w ciągu trzydziestu sekund. To on cię tu zaciągnął, nie odwrotnie.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – powiedział stanowczo Emmett, chwytając go za ramiona, jakby próbował uniemożliwić mu wejście.
- Emmett, proszę – westchnął Edward w porażce, nagle się rozluźniając.
Potrząsnął głową, a współczucie nie emanowało z żadnego z jego czynów. – Nie ma jej tu – przyznał w końcu z dystansem. – Wczoraj, o ósmej wieczorem, miała samolot.
Ulotna myśl, że znaleźliśmy się tutaj nie po to, by porozmawiać z Esme, lecz po to, by mi coś udowodnić, przemierzyła mój umysł, jednak nie chciałam jej na to pozwolić. Złapałam rękę Edwarda, nie kłopocząc się, aby spojrzeć na pełen dezaprobaty grymas Rosalie, który zagościł na jej twarzy, gdy zauważyła ten gest.
- W takim razie chodźmy – wymamrotałam, szarpiąc jego ramię w próbie uniknięcia sceny, jednak stał wyprostowany, niezłomnie tocząc niemą rozmowę z Emmettem. Zerknął na mnie jeszcze raz przed pokręceniem głową, wypuszczeniem mojej dłoni i wtargnięciem do domu, ponieważ był wyraźnie zniechęcony brakiem słów. Emmett ruszył za nim, podpierając się o ścianę, gdy jego brat zaczął coś do niego mówić.
- O co chodzi? – spytałam, odczuwając ich nieobecność, kiedy się od nas odłączyli.
- Z Esme? – zgadła Rosalie, wzdychając, ponieważ przytaknęłam w potwierdzeniu. – To długa historia, taka, w której nie znam wszystkich szczegółów.
Wyraz mojej twarzy musiał być wystarczającym dowodem na to, że byłam ciekawa wszystkiego, co mogła mi powiedzieć. Spojrzała ostrożnie na dwójkę mężczyzn, nim chwyciła moje ramię i wprowadziła mnie do wielkiego domu oraz zatrzasnęła za nami drzwi.
- Mieszkają w Chicago – szepnęła Rose, nie odwracając spojrzenia od napiętych sylwetek osób stojących kilka stóp dalej. – Esme i jej mąż, Carlisle.
- Poznałam go kiedyś – wtrąciłam, wyobrażając sobie starszego mężczyznę, który mgliście pojawił się w mym umyśle. – Na podpisywaniu książek.
Przytaknęła, a jej usta wykrzywiły się w ponurej linii. – Zarówno Carlisle jak i Emmett pracują z Edwardem, żeby utrzymać go w ryzach – wyjawiła.
- I on na to pozwala? – zapytałam niedowierzająco, zerkając na niego kątem oka. Nadal syczał coś do Emmetta i choć jego słowa były niedosłyszalne dla moich uszu, wyglądało na to, że jego brat nie miał problemów z usłyszeniem ich. Nie wyglądał też na speszonego.
Rosalie prychnęła, przełamując lodowatą, pozornie obojętną postawę. – Nigdy – wyznała, pochylając się w moją stronę w obawie, iż Edward przypadkiem mógłby ją usłyszeć. – Ciągle odrzuca ich pomoc.
- A oni nadal mu pomagają – naciskałam dalej, niepewna, ile czasu minie, nim Edward zacznie nalegać, byśmy wyszli.
Nachyliła się jeszcze bardziej, a jej głos drżał. – Nie chcą, żeby wymknął się im spod kontroli.
Zmarszczyłam brwi, odsuwając się, by móc zobaczyć jej twarz. – Jak to robią? – zapytałam szybko, słysząc podnoszący się głos Edwarda.
- Nie będę już z tobą o tym rozmawiał. – Usłyszałam, jak mówił stanowczym tonem. Rose skuliła się, kładąc rękę na moim ramieniu, gdy niechętnie oderwałam od niego wzrok.
- To nie jest łatwe – wyjawiła. – Esme nie akceptuje sposobu, w jaki wtargają w jego życie, i wprawdzie ja tak samo. Skoro chce żyć w samotności, niech żyje.
- To dlatego nie rozmawiają? – Ciężkie kroki Edwarda zaczęły kierować się w moją stronę.
Westchnęła, wzruszając ramionami. – Nie wiem – przyznała. – To coś, o co sama musisz go zapytać.
Powstrzymałam się przed gorzkim śmiechem. Jakbym kiedykolwiek dostawała od Edwarda odpowiedzi na bezpośrednie pytania. Nawet najmniejszą rzecz trzeba było wybijać z niego kijem baseballowym, a wtedy i tak dostawało się w odpowiedzi jedynie absolutne minimum.
- Chodźmy – burknął i złapał moją napiętą dłonią. Posłałam Rosalie współczujące spojrzenie, kiedy wyrwał się do przodu i chwycił klamkę.
Nie można było odczytać jego miny, gdy wyjechał samochodem z podjazdu. Nie zdążyłam chociażby zamknąć drzwi, ponieważ szybko nacisnął na pedał gazu.
- Co to było? – domagałam się odpowiedzi, decydując się na ignorowanie jego dzikiego wyrazu twarzy.
- Co? – spytał surowym, sprzecznym do miny głosem.
- Co powiedziałeś Emmettowi? – zapytałam, próbując go podejść z innej strony. Jego ucisk na kierownicy się zacieśnił, a igła prędkościomierza skradała się do przodu w zastraszającym tempie.
- Musiałem zamienić parę słów ze swoim bratem – odpowiedział przez zaciśnięte zęby. Westchnęłam poirytowana, unosząc głowę i opierając ją o siedzenie.
Kiedy jechał szybciej, sceneria po obu stronach stawała się rozmazana, a mój niepokój narastał z każdą sekundą. Oparłam się pragnieniu, by się wychylić i nim potrząsnąć, aby uzyskać odpowiedzi, a jednocześnie osunęłam się na fotelu, mimowolnie zamykając oczy.
- Nie skupiaj się na rzeczach, które cię nie dotyczą – odezwał się w końcu, a jego słowa zdawały się odbijać echem w zamkniętej przestrzeni. Rozsądnie zdecydowałam, że będę go ignorować i odmawiać odpowiedzi. Jego frustracja stawała się niemal namacalna, gdy zahamował ostro przed moim kompleksem mieszkalnym.
- Co, teraz nie będziesz niczego mówić? – powiedział, wchodząc do środka. Moje ruchy były ospałe, kiedy zamykałam drzwi, a gdy przechodziłam przez pomieszczenie, nawet na niego nie spojrzałam. - To po pierwsze. - Jego pogarda spowodowana tą ciszą była słyszalna.
- A co mam powiedzieć? – zakpiłam. – Ty odmawiasz mówienia mi czegokolwiek. Nie mam zamiaru marnować oddechu na próbach walki z tobą.
Najwidoczniej to nie było coś, co chciał usłyszeć. Jego spojrzenie spochmurniało w defensywie, jakby pragnął mi coś udowodnić.
- Co stało się z twoim zaciekawieniem? – Uśmiechnął się szyderczo, choć nie krył się w tym żaden niepokój. Bał się, że już się nim nie przejmuję. Bał się, że chcę odejść. A chciał, żebym była ciekawa, bo to znaczyło, że interesowałam się jego życiem.
Wiedział to. I używał tego na swoją korzyść.
Westchnęłam, palcami obcierając włącznik światła, przez co zalało ono pokój. Wykonywałam przemyślane i zrozumiałe kroki, kiedy kierowałam się do kuchni i pochyliłam nad blatem, starając się dojść do tego, jak kolejny raz przejąć kontrolę nad sytuacją. Jeden niewłaściwy ruch i znów by się załamał.
- Skoro nie chcesz ze mną rozmawiać, nie będę na ciebie naciskać – oświadczyłam spokojnie, próbując uniknąć scenki. Niestety nie wyglądało na to, aby Edward się tym przejmował.
- W porządku – przemówił nagle, wyrzucając ręce w powietrze w szydzącej niewinności. – No to po prostu nie pytaj w pierwszej kolejności i nie będziemy mieli problemu.
Miałam ochotę wystawić do niego język, co stałoby się odpowiednią reakcją na jego dziecinne stwierdzenie. Westchnęłam, biorąc głęboki wdech, i natychmiastowo zamknęłam oczy.
- Dlaczego jej nie odwiedzasz? – spytałam łagodnie. – Dlaczego nigdy o niej nie mówisz?
Spiął się. – Co, teraz się tym interesujesz?
- Czemu nie powiedziałeś mi, że przyjeżdża do miasta? – zapytałam, ignorując go. Zwęził oczy.
- Czemu miałbym ci powiedzieć? – zadał retoryczne pytanie.
- Bo to twoja matka, Edwardzie, czy tego chcesz, czy nie – odparłam otwarcie. – Z tego, co słyszałam, żadne z was nie zachowuje się, jakbyście byli rodziną.
- Rosalie powinna nauczyć się trzymać dziób na kłódkę przy tematach, które jej nie dotyczą – wymamrotał Edward, potrząsając głową.
Głośno jęknęłam, a frustracja wzięła nade mną górę, ponieważ chwyciłam pierwszą rzecz, jaką mogłam dosięgnąć, i ciasno oplotłam palcami – jak się okazało - rączkę szczotki do włosów.
- Jesteś strasznie... irytujący! – krzyknęłam, rzucając ją w niego. Pacnęła go w ramię, ponieważ zrobił krok w bok, starając się jej uniknąć. Gdy wylądowała kilka stóp dalej, wyraz twarzy Edwarda był pełny niedowierzania.
- Zwariowałaś? – zapytał poważnie, wodząc wzrokiem między mną a przedmiotem.
- Próbuję skupić twoją uwagę na dwie sekundy. Posłuchaj mnie! – powiedziałam, napinając szczękę i zaciskając zęby.
- Mam słuchać twoich mało entuzjastycznych rad na temat spraw rodzinnych, których nawet nie potrafisz zacząć rozumieć? – wykpił, krzyżując uparcie ramiona na piersi. – Odmawiam.
- Musisz być taki oporny? – stwierdziłam, nie potrafiąc ukryć złośliwości, jaka wkradła się do mojego tonu.
- Musisz być taka bezczelna? – przeciwdziałał, nie wypadając z rytmu. Zmarszczyłam brwi, marudząc szeptem i odwracając się od Edwarda, by ponownie czymś w niego nie rzucić. Głęboki oddech wypełnił pokój, a jego dźwięk łagodniał z upływem czasu.
- Powiedz mi tylko, czemu – poprosiłam. Byłam zmęczona tą niewiedzą, ale czy to się liczyło czy nie, nie potrafiłam się do tego przyznać.
Nie zdziwiłam się, gdy spotkałam się z ciszą. To stało się już standardowe: zadawanie pytań było łatwe, lecz otrzymywanie odpowiedzi, aczkolwiek szczegółowych, stanowiło rzadkość. Obróciłam się, przyciskając żakiet do piersi.
- W takim razie do zobaczenia później – powiedziałam z przygnębieniem. Kiedy zaczęłam zmierzać do innego pokoju, nie byłam w stanie, aby na niego spojrzeć.
Poczułam, jak jego palce otarły się o moje, a potem zmierzyły w górę ręki, jednak nie złapały jej, ale skłoniły mnie do zatrzymania się. Zdradziecko nasłuchiwałam, czy coś powie, i odchyliłam głowę, by ujrzeć jego sylwetkę.
- Dokąd idziesz? – spytał, a dzięki tej ciekawości zorientowałam się, że drżał mu głos. Okręciłam się w talii, a nasze oczy się spotkały.
Był w nich strach. Strach przed odrzuceniem, jaki wydawał się odgrywać stałą rolę w jego życiu, a lejące się na Edwarda promienie światła jedynie go podkreślały. Ten lęk uśmiechał się do mnie z wyższością, drocząc się, bym coś z nim zrobiła. Wyzywając mnie, abym była jak inni, którzy go odtrącili.
Przez moment chciałam to zrobić. Tak łatwo byłoby to rzucić: powiedziałabym mu, że ja tak nie potrafię, i odeszłabym od tego wszystkiego. Może życie stałoby się o wiele łatwiejsze i nie musiałabym już się ciągle martwić o to, jaki będzie jego humor. Spójność znów by wróciła.
Ale po tym, przez co przeszłam, to wydawało się zbyt łatwe.
- Nigdzie – odparłam, choć nie miałam pewności, czy to odpowiedź na jego konkretne pytanie, czy ogólne stwierdzenie.
Uznając to za pozytywny znak, podszedł do mnie od tyłu i odważnie położył ręce na mej talii. Stałam spokojne, choć gdy pochylił się, by złożyć delikatny pocałunek na mojej szyi, oddech mi przyspieszył. Była to oznaka uległości.
- Przepraszam.
Wymówił to cicho i dla nikogo innego nie zabrzmiałoby to przekonująco, ale ja nie przegapiłam zawartego w tych słowach bólu. Jego ręce przesunęły się wyżej, pocierając mój brzuch, a palce ruszyły do góry, żeby podwinąć koszulkę.
Wiedziałam, dokąd z tym zmierzał, jednak musiałam to powstrzymać. Całował drugą stronę mojej szyi, a jego intencje stawały jednoznaczne.
Rozproszenie. Sposób, dzięki któremu pamiętał, że jest chciany, choć miałam przeczucie, że większość ludzi i ich uczuć względem niego było wypaczonych.
- Edward, przestań – powiedziałam, okręcając się. Pochylił się, początkowo całując mnie łagodnie, lecz z czasem stawał się coraz bardziej nachalny, próbując przesunąć swoje palce wyżej, pod moją koszulkę.
Westchnęłam, odsuwając się od niego i delikatnie uderzając go w tył głowy. Zmarszczył czoło, ale zrozumiał.
- Nie możemy – oznajmiłam, lecz on to wiedział, i nie zaoferowałam większej ilości wyjaśnień. – Nie teraz.
Usiadł na kanapie, zaskakując mnie tym, że się zaczerwienił. Zrobiłam krok do tyłu, starając się przekonać samą siebie, iż nie mogłam pozwolić mu na bycie nieśmiałym w każdej sytuacji.
Musiał się z tym czasami mierzyć, a ja nie chciałam stać się inicjatorką jego rozterek.
- Chciałbyś na trochę zostać? – zapytałam, szybko przechodząc obok niego, by uniknąć niezręcznej sytuacji.
Słyszalnie westchnął, jednak odchylił się na kanapie i – mimo że rygorystycznie – kiwnął głową. – Tak – odpowiedział. – Chciałbym.
Po kilku chwilach podeszłam do Edwarda, chwytając jego dłoń we własne, i usiadłam tuż obok, opierając się o niego. Zawahał się przed objęciem mnie ramieniem i przyłożeniem podbródka do czubka mojej głowy.
Zatopiłam się w jego uścisku jeszcze bardziej, robiąc cokolwiek, by nie myśleć o sytuacji, która wybiegała daleko za normalność.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marcia993 dnia Nie 18:20, 07 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Nie 17:02, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Szczęśliwym trafem mam dostęp do neta i dzięki temu napiszę krótki komentarz do HG. Zadziwia mnie sytuacja, w której znalazł się Edward - skoro Esme chce, aby brat i ojciec przestali go kontrolować, to dlatego Cullen nie rozmawia z matką? Czyżby dlatego, że ma do niej żal, że postanowiła nie dawać znaku, iż nie interesuje się swoim synem? Uwielbiam HG, ale jest to czasami tak zagmatwane, że trzeba nieźle główkować. Niemniej cieszy mnie to, że jest tyle tajemnic. Zawiła przeszłość Edwarda sprawia, że czytanie opowiadania jest fascynujące.
Dziękuje za tłumaczenie:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 17:29, 07 Mar 2010 Powrót do góry

jestem bardzo ciekawa historii Edwarda i jego powiazania z Esme, czy w ich zyciu stało się coś, że są do siebie tacy wręcz obcy...
cała rodzina robi wszytsko, żeby tylko Edi uważał ich cały czas za rodzine, żeby wiedział, że ma w nich oparcie, ale i tak czytajac to każdy dojdzie do wniosku ze najbardziej zależy mu na oparciu Belli
już nie mogę się doczekać następnego
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lillu7
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Mar 2010
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Płock

PostWysłany: Nie 18:10, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Uwielbiam HG, czytam w oryginale, ale tłumaczenie obowiązkowo.
To bardzo tajemnicze opowiadanie, a Belka w nim nie jest ofiarą losu i ślepo od pierwszej chwili zakochaną w Edziu.

Co do tłumaczenia to generalnie się nie czepiam, ale nie rozumiem tego zdania


To nie jest łatwe – wyjawiła. – Esme nie akceptuje sposobu, w jaki wtargają w jego życie i wprawdzie ja tak samo. Skoro chce żyć w samotności, niech żyje.

Albo inne słowa, albo coś umknęło.

Powodzenia w tłumaczeniu
Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Taka_Ja
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:10, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Mmm... tak, uwielbiam to opowiadanie Smile Niezmiennie w czołówce mojej listy absolutnie ulubionych.
Koncentracja emocji obojga bohaterów w tej części ujęła mnie z miejsca. To taki rodzaj ekscytującego, przyjemnego napiecia, niepewności, która przyciąga, zachęca do poznawania postaci i przeżywania razem z nimi.
Bella zrobiła coś, na co dawno miałam ochotę - rzuciła w Edwarda pierwszym przedmiotem, które było w zasięgu jej ręki. Wprawdzie ja zapewne użyłabym buta, ale za szczotę do włosów również u mnie zapunktowała Wink
Relacja Edwarda i jego matki jest wyraźnie skomplikowana i wydaje mi się, że to ona może być jednym z punktów odniesienia do poznania przyczyn stanu wewnętrznego tego bohatera.
Między naszą dwójką oprócz pożądania nareszcie widać coś na kształt czułości i zalążku zaufania Smile

Ukłon i buziaki za wspaniałe tłumaczenie, kolejną dopracowaną część Smile
Zniecierpliwiona w oczekiwaniu na ciąg dalszy, pozdrawiam, dziękuję za przyjemność czytania i życzę czasu, chęci i rosnącej liczby wiernych czytelników :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Nie 21:09, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Nie rozumiem tego nie rozmawiania z Esme, skoro ona jak i Edward są przeciwni wtrącaniu się w jego życie Emmetta i Carlisle to czemu? Jak to już ktoś tu powiedział ten ff jest pełen zawiłych zagadek, tajemnic, ale i cierpienia, bólu, mimo tego smutku uwielbiam je(: wymaga od nas trochę pracy szarych komórek;D
Nie wiem czemu, ale gdy Edward przeprosił Bellę to w tyle mojej głowy usłyszałam takie chóralne ooooo(: i tak miło się zrobiło.

Tak więc do następnej niedzieli, kłaniam się nisko za kolejny wspaniale przetłumaczony rozdział i weny, czasu, chęci oraz motywacji w dalszym tłumaczeniu.
Pozdrawiam Aja(:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 19:44, 08 Mar 2010 Powrót do góry

hm, ta rozmowa o matce była dość znacząca - przynajmniej ja ją tak traktuje... może Edward dowiedział się, że Esme nie jest jego biologiczną matką albo coś takiego... włąściwie jak tak pociągnął Bells ze sobą to myślałam, że tajemnica się rozwiąże, ale akuratnie Esme wyjechała, więc d**a zbita Wink

zrobiło się tkliwie, ale wiedza o tym, że Swan ma pewną władzę nad CUllenem chyba jej pomogła...
Cytat:
Ten lęk uśmiechał się do mnie z wyższością, drocząc się, bym coś z nim zrobiła. Wyzywając mnie, abym była jak inni, którzy go odtrącili.
Przez moment chciałam to zrobić. Tak łatwo byłoby to rzucić: powiedziałabym mu, że ja tak nie potrafię, i odeszłabym od tego wszystkiego. Może życie stałoby się o wiele łatwiejsze i nie musiałabym już się ciągle martwić o to, jaki będzie jego humor. Spójność znów by wróciła.
- to wiele mówi o Swan, bo mimo całego sarkazmu z złego traktowania ze strony Edwarda nie poddaje się... niektórzy mają syndrom cierpiętnicy... ;P
dziękuję za tłumaczenie :*

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gelida
Zły wampir



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka

PostWysłany: Wto 12:54, 09 Mar 2010 Powrót do góry

Przeczytałam, było jak zwykle ciekawe, więc postanowiłam coś napisać i... złapałam się na tym, że nie wiem, co. Sytuacja w rodzinie Cullenów jest prosta jak sprężyna. Nie rozumiem motywów Edwarda, tego, dlaczego odrzuca matkę. Dziwne relacje panują między członkami tej rodziny. Nie wiem, czemu, ale Edward mnie dzisiaj wkurzył. Na miejscu Belli rzucałabym w niego czym popadnie. No, ona też ma ten odruch ciskania wszystkim dokoła - najpierw książka, teraz szczotka Laughing Nie potrafię wyjaśnić mojej złości na Cullena. Jak do tej pory starałam się go zrozumieć, nawet go usprawiedliwiałam, a teraz mam ochotę mu wygarnąć wszystko. Bella ma więcej cierpliwości ode mnie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marcia993
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 104 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?

PostWysłany: Nie 20:58, 14 Mar 2010 Powrót do góry

Dziękuję za tak cudowne komentarze, za to, że czekacie na to opowiadanie, że życzycie mi dużo weny, przeżywacie je tak samo jak ja i głosujecie na nie w rankingu. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.


Beta: Ewelina love

ROZDZIAŁ 15.

Gdy późnym wieczorem wracałam do domu, moja głowa pulsowała w wyniku emocjonującego dnia. Cały czas siedziałam w biurze, słuchając stażystów zadających bezmyślne pytania i szefa, który wydzierał się praktycznie bez powodu. Czułam się wykończona. Ruszyłam do windy, a kiedy wjechałam na swoje piętro i ujrzałam siedzącego pod drzwiami Edwarda, zdziwiłam się.
Moje zmysły natychmiast się wyostrzyły, gdy patrzyłam się na niego z lękiem. Nie zauważył mnie, mimo iż wyraz jego twarz sprawił, że zaczęłam się zastanawiać, czy cokolwiek słyszał. Wyglądał, jakby trwał w transie, miał przygaśnięte oczy i wpatrywał się w ścianę naprzeciwko. Jego postura była spięta i defensywna, choć ramiona zostały opuszczone w porażce.
Chwyciłam mocno klucze i ruszyłam niechętnie w jego kierunku. – Edward?
Nadal wgapiał się przed siebie, choć zakołysał głową, zauważając mnie. Przygryzłam wargę, a kiedy przykucnęłam przy nim, kładąc rękę na jego ramieniu, mój oddech się spłycił.
- Edward? – Delikatnie nim potrząsnęłam, mając nadzieję, że to sprowadzi go na ziemię. – Co się dzieje?
- Nie rozumieją mnie – powiedział tępo, prostując przed sobą nogi. – Odmawiają słuchania.
- Kto? – skłaniałam go do odpowiedzi, a niepokój wzrósł we mnie dziesięciokrotnie.
- Nie rozumiem – kontynuował bez składu, pocierając twarz ręką. – Dlaczego nie chcą słuchać?
- Edward, musisz mi powiedzieć, o czym mówisz – oznajmiłam, a moje kończyny zaczynały mnie boleć od klękania. – Albo przynajmniej wejdź to środka.
Nareszcie na mnie spojrzał, a oznaki życia powoli powróciły na jego twarz, kiedy przetworzył sobie te słowa. Przytaknął, łapiąc mocno moją rękę, i wstał, po czym wygładził swoją koszulkę.
Gdy tylko weszliśmy, posadziłam go na kanapie, natychmiast wycofując się z powrotem do kuchni, aby zastanowić się nad tym, co zrobić, a także znaleźć dla niego coś do jedzenia. Czułam się, jakbym grała w szachy – tu nie było żadnych złych ruchów. Każda decyzja musiała zostać dokładnie, z wojskową precyzją przemyślana, aby uniknąć niepowodzenia. Porażki. Wybuchu.
Zdecydowałam się na herbatę i tosty, niezdolna, żeby pomyśleć o tym, co innego mógłby teraz zjeść. Gdy wróciłam po kilku minutach, siedział w tej samej pozycji, w jakiej go zostawiłam, a emocje wymalowane na jego twarzy były ledwo rozpoznawalne, kiedy wyciągnął ręce, by wziąć kubek.
- Wypij to – nakazałam, kładąc przed nim także talerz. – To cię uspokoi.
Skrzywił się, podnosząc kubek do ust, ale nie wiedziałam, czy było to spowodowane gorącym napojem, który wolno sączył, czy kłopotliwą sytuacją, w jakiej się znajdował. Miałam to pytanie na końcu języka, ale doszłam do wniosku, że nie jestem w stanie odważyć się na wypowiedzenie go. Siedzieliśmy w ciszy. Oblicze Edwarda było zadumane, ponieważ bez wątpienia wspomnienia przemierzały jego umysł.
Wyliczyłam, że minęło siedem minut, nim westchnęłam wystarczająco głośno, aby mnie usłyszał. Odłamałam kawałek wyschniętego tostu i podałam mu go, biorąc kubek w zamian, po czym położyłam go naprzeciwko.
- Chcesz o tym porozmawiać? – zapytałam, pocierając jego plecy, przez co pokonałam ustalone granice. Wzruszył ramionami widocznie spokojniejszy niż wcześniej, jednak nadal znajdował się na jakiejś krawędzi.
- Nie bardzo – przyznał. – Przepraszam, że pokazałem ci się w takim stanie.
Z roztargnieniem machnęłam ręką. – Nie przejmuj się tym. Cieszę się, że cię widzę.
Zmarszczył brwi. – To nie do końca było najlepsze przywitanie. Co u ciebie?
Zaśmiałam się, wzruszając ramionami. – Bywało lepiej – odparłam szczerze. – Ale jest dobrze. Ważniejszym pytaniem jest, co u ciebie?
Zamilkł zamyślony. – W porządku – odpowiedział oględnie, widocznie skrywając swoją odpowiedź. – Bywało lepiej. – Uśmiechnął się z trudem.
- Jeśli chcesz mi o tym powiedzieć, nie krępuj się – nacisnęłam ostrożnie, nie chcąc zniszczyć jego powolnie powracającego zdrowia psychicznego.
- Później – wybełkotał, bawiąc się skórką, którą zostawił na talerzu. Kiwnęłam głową w zrozumieniu, wolno ściągnęłam żakiet i położyłam rzeczy na blacie w kuchni, zerkając na niego w zaciekawieniu.
Grzmot zatrząsł budynkiem, zaskakując mnie. Westchnęłam, kiedy światła zaczęły migotać, a ciężka burza, jaką zapowiadano cały dzień, wreszcie przybyła. Strugi deszczu spływały po oknach, a błyski rozjaśniały niebo, natomiast cienkie gałązki uderzały mocno w szyby. Zasłoniłam żaluzje i odwróciłam się do Edwarda.
- Zostaniesz na noc? – zaoferowałam, biorąc pod uwagę jego wstrząśnięty stan. Nie było potrzeby, by wysyłać go na taką pogodę. – Robi się już późno.
Zamiast sprzeczania się - ponieważ przypuszczałam, że przez chęć powrotu do domu zadeklaruje swoją niezależność - przytaknął milcząco. Wykrzywiłam brew na tę szybką zgodę, lecz nie zapytałam o nią, wiedząc, że gdyby tutaj został, czułabym się lepiej. Bezpieczniej.
Wstał, chodząc niezręcznie po pokoju, i powędrował spojrzeniem do sypialni. Lekko pokręciłam głową, rzucając na niego okiem.
- Przyniosę ci koc - oznajmiłam, znikając do bieliźniarki i powracając z pościelą i poduszką. Skinął głową w podzięce, rozkładając je na kanapie.
Niemożność spania z nim w tym samym łóżku wydawała mi się bezsensowna. Przebywał tutaj wcześniej, jednak taka opcja była dla nas obojga bardziej komfortowa. Nie potrzebował teraz intymności, a dawanie mu złudnych nadziei to ostatnia rzecz, jakiej oboje pragnęliśmy.
- Cóż... dobranoc – pożegnałam się, nie przejmując się tym, by zachowywać resztki ożywienia. Byłam wycieńczona, a on mógł to stwierdzić po spojrzeniu na moją twarz.
Pochylił się, a jego usta delikatnie otarły się o mój policzek. – Dziękuję – powiedział i odsunął się, aby zrobić mi przejście do pokoju. Przed zawróceniem do sypialni i zamknięciem drzwi posłałam mu słaby uśmiech, nie chcąc na nowo przemyślać swojej decyzji o tym, by został na kanapie.
Szybko ściągnęłam z siebie ciuchy, zastępując je dresowymi spodniami oraz podkoszulkiem, i kierując się do łóżka, uderzyłam we włącznik światła. Moja głowa twardo trafiła na poduszkę, a ja szybko pogrążyłam się we śnie. Burza kontynuowała wstrząsanie budynkiem. Czasami, kiedy się przebudzałam, mogłam usłyszeć przyciszone krzyki Edwarda i wykorzystałam wiele siły woli, by pozostać tam, gdzie się znajdowałam.
Raz wyszłam z pokoju z myślą o tym, by pójść do kuchni i wziąć z niej szklankę wody. Minęłam go w salonie, jego długie kończyny wystawały za kanapę. Koc, który mu dałam, spadł na podłogę, on zaś leżał na plecach z udręczonym wyrazem twarzy. Przesunął się na prawą stronę, przyciskając twarz do poduszek, a jego nogi stanowiły poplątany bałagan. Wydał z siebie przepełniony bólem krzyk i okręcił się, a stłumione kwilenie rozniosło się po pokoju.
Westchnęłam, pochylając się, by sięgnąć po koc. Ostrożnie poprawiłam poduszkę pod jego głową, starając się nie obudzić go z głębokiego, aczkolwiek niepokojącego snu przed przykryciem go pościelą i cofnięciem się, aby na niego spojrzeć. Głębokie zmarszczki na czole nieco się wygładziły, lecz na twarzy nadal widniały śladu po bólu. Czujność go opuściła, a jego mina stała się przerażająco wrażliwa, natomiast oddech się spłycił.
Włożyłam poduszkę obok jego szyi, odsuwając mu włosy z twarzy, nim się odwróciłam i ruszyłam do kuchni, aby wypełnić mój oryginalny cel. Trzymałam szklankę pod kranem, czekając, aż się napełni, po czym ostatni raz zerkając na Edwarda, poszłam do sypialni i zamknęłam za sobą drzwi, jęcząc cicho. Co zamierzałam z tym zrobić?
Znajdowałam się między młotem a kowadłem. Oczywistością było, że nie potrafiłam pozwolić mu dalej żyć w ten sposób i nawet tego nie chciałam. To łączyłoby się z moim odejściem, a nie umiałam go zostawić. Wytworzyło się między nami zbyt wiele emocji i osobistych kontaktów, więc nie mogłam tego zniszczyć. Zaufanie ze strony Edwarda stanowiło rzadkość i zyskanie go samo w sobie było wyczynem.
Jednak nie potrafiłam też kontynuować tego tak jak dotychczas. Poddawanie się i zwalnianie, naciskanie i wyciąganie informacji – jeśli nie robiłabym tego bardziej taktownie, wszystko by się rozpadło.
Usiadłam na skraju łóżka, chowając twarz w dłoniach. Nie byłam psychiatrą – jak niby miałam zacząć cokolwiek z tego rozumieć?
Kiedyś, podczas swoich rozmyślań, potrafiłam pogrążyć się w bezsennym, niespokojnym śnie. Wierzgałam się i przekręcałam, nie potrafiąc przez kilka godzin znaleźć ukojenia. Moje kończyny były obolałe, a szyja zesztywniała, ponieważ po trzecim przebudzeniu położyłam się na plecach, nadal słysząc rozdzierające, udręczone, dochodzące z salonu krzyki Edwarda. Chciałam mu pomóc – zrobić coś, cokolwiek, – ale co? Nie wiedziałam.
Przekręciłam się, niezdolna, by dłużej utrzymać otwarte oczy. Moje myśli przemierzały tysiąc mil na godzinę, pragnąc sprawdzić siłę Edwarda, lecz jutrzejszy dzień był od tego ważniejszy. Miałam własne życie i pracę, więc bez względu na to, jak bardzo się tym przejmowałam, nie mogło to przykuć mojej uwagi.
Skrzeczące, przeraźliwe pikanie budzika powtarzało się - wydawałoby się, że jedynie sekundy później - ale kiedy próbowałam usiąść, odkryłam, że nie mogę się poruszyć. Coś ciężkiego przyciskało mnie do łóżka, sprawiając, że podniesienie się było niemożliwe.
Zmusiłam się do otworzenia oczu, jęcząc na ostre, słoneczne światło, które wpadało przez cienkie zasłony wiszące nad oknami. Przejechałam ręką po – jak sądziłam – pustej przestrzeni łóżka, aby znaleźć coś, co blokowało mi drogę. Przekręciłam się na swoją stronę, a me oczy poszerzyły się, pomimo odbijającego się, oślepiającego światła, gdy ujrzałam obok siebie leżącą bez życia formę.
Kiedy walczyłam, aby wstać, stłumiłam krzyk, zakrywając ręką usta, choć ciężki obiekt nadal mnie przytrzymywał. Gdy dostrzegłam znajome, zmierzwione, brązowe włosy opadające na czoło i zamknięte powieki, wzięłam głęboki wdech, zastanawiając się nad tym, jak uwolnić się z objęcia, w którym byłam zamknięta.
Było mi żal Edwarda, gdy zobaczyłam spokojną minę zdobiącą jego twarz. Znalezienie nieobecnego grymasu bólu wydawało niemal przerażające – widywanie go bez żadnych śladów zgorzknienia to rzadkość i coś, co przysięgłam urzeczywistniać coraz częściej.
Jego ramiona oplotły mnie w ciasnym uścisku, a nic nie wskazywało na to, by miały wkrótce puścić. Twarz Edwarda spoczywała delikatnie na poduszce, tylko kilka cali dalej, a kiedy się poruszył, pojawiła się na niej zmarszczka. Ręka, która wcześniej naciskała na mój brzuch, teraz ociężale przesunęła się na łóżko, szukając czegoś. Natrafiła na moją dłoń i ścisnęła ją mocno, zgniatając mi palce, jednak jej zamiary były oczywiste.
Westchnęłam, spoglądając na zegarek stojący na stoliku nocnym. Mogłam powstrzymać się przed wstaniem na kilka minut.
Jeszcze raz poruszyłam się pod kołdrą, przekręcając się na drugą stronę tak, że skierowałam się twarzą do Edwarda. Wyciągnęłam rękę, muskając palcami lekko jak piórkiem jego policzek, i wychyliłam się, żeby delikatnie go pocałować. Zacieśnił uścisk, przyciągając mnie do swego torsu. Na twarzy zagościł mu spokój, a nogi splótł z moimi.
Wtuliłam się w niego, wdychając głęboko jego zapach. Uśmiechnęłam się nieśmiało, gdy mamrotał nieskładnie coś, co często okazywało się moim imieniem.
Powinnam się niepokoić jego uzależnieniem ode mnie. Nie wiedziałam nawet, kim dla siebie byliśmy – tego przecież nie można uważać za związek, prawda? Chociaż „przyjaciele” też nie są dla nas odpowiednim określeniem, nawet „przyjaciele z korzyściami”, jak to życzliwie określała Alice. Czy pozwalanie na to, by polegał na mnie, było dla niego najlepszym rozwiązaniem? Czy to mu pomagało?
Otworzył oczy, a leniwy uśmiech wkradł się na twarz, nim pogrążył się w drzemce, okrywając mnie ramionami. Westchnęłam, kładąc głowę na jego piersi.
Nigdy się tego nie dowiem.
Poczułam, jak kilka minut później Edward wyślizgiwał się z łóżka. Bełkotał coś cicho, gdy ostrożnie odplątywał swoje ręce i nogi, próbując odsunąć pościel. Utrata ciepła była niepokojąca, ja zaś opadłam na brzuch i usłyszałam, jak zamyka za sobą drzwi, dając mi odrobinę prywatności. Dźwięk wody płynącej w rurach rozniósł się po pokoju, dlatego zdecydowałam się wybrać ten moment na wstanie z łóżka i ubranie w ciuchy, które przygotowałam dzień wcześniej.
Gdy skierowałam się do kuchni, posyłając Edwardowi niewielki uśmiech, wciąż panowała między nami niezręczność. W odpowiedzi na mój gest jego usta uniosły się do góry, a on bezwstydnie mi się przypatrywał.
- Wielki dzień? – spytał, wskazując na ciuchy, których nigdy wcześniej nie miałam na sobie. Moja twarz poczerwieniała, kiedy wgryzłam się w jabłko i zajęłam grzebaniem w torebce, by upewnić się, że wzięłam wszystko, czego potrzebowałam.
- W pewnym sensie – wymamrotałam, napotykając jego zainteresowane spojrzenie. – Mam spotkanie i takie tam.
- Och – powiedział, przytakując. – Cóż, powodzenia.
- Dzięki – odparłam, uśmiechając się przed rozglądnięciem się po pokoju i delikatnym zmarszczeniem brwi. – Mogę wrócić troszkę później niż zawsze.
- W porządku – stwierdził szybko, wzruszając ramionami.
Przygryzłam wargę. – Możesz tu zostać, jeśli chcesz – zaproponowałam. – Nie ma tu zbyt wiele do robienia, ale...
Kiwnął obojętnie głową. – Powinienem wrócić do domu i popracować – oznajmił niechętnie. Wzruszyłam ramionami, biorąc kolejny kęs przed przeklęciem z powodu tego, jak późno już było.
- Zobaczę cię później? – zapytał, a jego twarz walczyła, by ukryć uczucie, jakiego nie umiałam zidentyfikować.
- Tak – odpowiedziałam, pocierając niezgrabnie tył szyi. – Zadzwonię do ciebie, jak wrócę.
Ruszyłam się w stronę drzwi, zerkając na niego ostatni raz, nim zawołał mnie po imieniu, przez co się zatrzymałam.
- Słuchaj... chciałabyś później do mnie przyjść? – zadał pytanie drżącym głosem. - Kiedy będziesz wracać do domu?
Wyszczerzyłam się szeroko, wieszając torebkę na ramieniu. – Tak. Przyjdę.
Jego krzywy uśmiech był ostatnią rzeczą, jaką widziałam, wychodząc przez drzwi. Przestałam myśleć o Edwardzie i tym, co zamierzałam zrobić z sytuacją, która będzie miała dziś miejsce, starając się, by mnie to nie rozproszyło.

:-:-:

EDWARD

Patrzenie, jak Bella wychodzi, dziwnie mnie poruszyło i spowodowało przykre uczucie w mym brzuchu, które towarzyszyło mi, gdy przechadzałem się po pustym pokoju. Posprzątała w nim, nie dając mi niczego, czym mógłbym zająć swój czas, więc pozostał mi on do własnego użytku. Jęknąłem, pokrótce zastanawiając się, co ludzie robili dla zabicia czasu. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz spędzałem z kimś czas, a teraz, gdy zacząłem to robić, a ona wyszła, nie byłem pewien, na czym powinienem się skupić.
Doczłapałem się do domu, wędrując po długich ulicach i bocznych drogach, aż dotarłem do swojego kompleksu. Wszedłszy do mieszkania, prawie zniechęciłem się ujrzeniem ciemności i pustych pomieszczeń oraz brakiem życia i kolorów. Odbijałem się o ściany, które mnie ochładzały, a jedyne światło padało z ekranu komputera. Przygnębiony podszedłem bliżej, by zobaczyć nadal otwarty dokument mojej powieści, która czekała na dokończenie.
Udręczony krzyk wypełnił pokój, a zorientowanie się, że pochodził on ode mnie, chwilę mi zajęło. Oparłem się o ścianę, próbując złapać oddech, a gdy uderzyły we mnie wspomnienia z dzisiejszego ranka, twarz zalała mi się krwią, ukazując moje zażenowanie. Zajęczałem, pozwalając powiekom opaść na myśl o tym, jak pozwoliłem swoim uczuciom wziąć nade mną górę. Wiedziałem, że powinienem zostać na kanapie, chociaż nie potrafiłem trzymać się z dala od niej.
Koszmary z wczorajszego wieczoru były przytłaczające. Zawierały wszystko: wycie syren, oślepiające światła oraz przenikliwe krzyki przepełnione męką i nieporozumieniem. Dreszcz dręczył moje ciało, kiedy obrazy pobladłych twarzy i wstrząśniętych min pojawiły się w mojej głowie, nie dając mi żadnej możliwości wyjścia. Żadnej ucieczki.
Zdawałem sobie sprawę, że krzyczałem przez sen. W takich sytuacjach Carlisle potrząsał mną, bym mógł się obudzić i uspokoić, jednak tym razem się z tym nie spotkałem, ale wiedziałem, że Bella mnie słyszała – musiała słyszeć. Nie ma mowy, iż potrafiłaby to tak po prostu zignorować.
Miałem też pewność, że wkradnięcie się do jej pokoju w środku nocy było błędem, lecz nie mogłem tego powstrzymać. Wydawała się taka odprężona i pogodna, nie umiałem zmusić się do trzymania się z daleka. Tysiące myśli przebiegało przez mą głowę, gdy wślizgiwałem się do niej pod kołdrę, a większość z nich mówiła mi, żebym się odwrócił i poszedł do miejsca na kanapie, które mi przygotowała, jednak nie umiałem tego zrobić. Musiałem być blisko niej.
Moje uzależnienie było karygodne. Żyłem sam przez siedem lat, więc dlaczego, do cholery, teraz byłem tak zdesperowany, by znaleźć sobie towarzystwo? Wciągnąłem się w to. Bóg jeden wie, że nie potrafiłbym jej teraz od siebie odstraszyć.
Usiadłem na krześle i przysunąłem się do biurka, delikatnie kładąc ręce na klawiaturze. Spiorunowałem wzrokiem brak słów na ekranie. Prychnąłem, rzucając okiem na wpół skończone sentencje i chaotyczne notatki, jakie rozproszyły się na dole strony. Próbowałem zebrać myśli i napisałem tylko dwa i pół zdania, nim telefon w mojej kieszeni zawibrował, zaskakując mnie.
Odebrałem pochopnie, sądząc, że to Bella. – Halo? – spytałem, kuląc się przez swój entuzjazm.
- Od dawna nie brzmiałeś tak energicznie podczas rozmowy ze mną – oznajmił mój ojciec, chichocząc.
Popatrzyłem spode łba. - Carlisle – przywitałem się chłodno, gromiąc się w duchu, że nie sprawdziłem wcześniej, kto dzwoni.
Westchnął. – Teraz brzmisz jak zawsze – powiedział cicho. – Jak się czujesz?
Ścisnąłem mocniej telefon. – Bywało lepiej – odparłem luźno, nie oferując mu żadnych szczegółów. – A ty?
- Po prostu dobrze – przyznał stanowczo. – Nie rozmawiałem z tobą od jakiegoś czasu. Wszystko w porządku?
- Nic mi nie jest, Carlisle – wycedziłem zdenerwowany tą rozmową. – Dzwonisz z jakiegoś konkretnego powodu?
Zamilkł na chwilę, a ja niemalże poczułem się winny za moje słowa, nim ponownie się odezwał.
- Jak sobie radzisz, Edwardzie?
Niepewny, jak odpowiedzieć, aby moja wypowiedź nie była przepełniona pogardą i goryczą, zacisnąłem zęby.
- Dobrze – podkreśliłem niechętny, żeby dodać coś jeszcze. To nie była jego sprawa i nawet się o to nie troszczył. Dzwonił z obowiązku. To nieudana próba podtrzymania więzi rodzinnej przed całkowitym rozpadem.
- Pisałeś coś? – zapytał, a ja mogłem dosłyszeć, jak uderzał palcami o biurko. – Przez jakiś czas Emmett niczego od ciebie nie dostał.
Popatrzyłem na dokument przede mną. – Próbuję – odrzekłem. – A to, czy mi się udaje, czy nie, to już inna historia.
Westchnął podirytowany. – Znowu muszę przylecieć?
Skrzywiłem się, a mój umysł mimowolnie potoczył się do nocy, kiedy moja czujność zmalała. Ostatniej, kiedy Carlisle poczuł potrzebę zainterweniowania. Kiedy straciłem nad sobą kontrolę.
- Nie – chlapnąłem surowo, modląc się, aby nie potraktował mojej krótkiej ciszy za rozważanie. – Nie potrzebuję cię tu.
Sceptycyzm był słyszalny w jego głosie, jednak zmartwienie bardziej. – Edwardzie, dlaczego nie musiałem uzupełnić twoich zapasów tabletek nasennych?
Zajęczałem. Głupio przekonywałem sam siebie, że tego nie zauważy, jeśli nie będę się z nim kontaktować. Zapomniałem o obserwatorskich zdolnościach Carlisle’a.
- Już ich nie potrzebuję – powiedziałem śmiało, udzielając mu tak krótkiej odpowiedzi, jak mogłem.
- Zawsze potrzebowałeś ich, żeby zasnąć. – Potrafiłem sobie wyobrazić, jak marszczy brwi, ponieważ był to gest, który bardzo dobrze znałem.
- Już nie – odparłem zdecydowanie.
- A to dlaczego? – zapytał ciętym tonem. – Oczekujesz, iż uwierzę, że po siedmiu latach w końcu potrafisz bezproblemowo zasypiać?
Jego słowa przebijały akord. Ostry ból przeszył moją klatkę piersiową, obraz przed oczyma stał się mglisty, a głowa zaczęła boleć, gdy złapałem telefon tak kurczowo, że moje kłykcie zbielały. – Tak – wycedziłem boleśnie.
- Edward, wiesz, że twoja matka i ja cię kochamy, ale nie robisz niczego, aby dowieść swojego zaufania. – Westchnął oczywiście zestresowany. – Twoje mówienie, że wszystko jest w porządku, nic nie znaczy.
- Nie potrzebuję już twojej pomocy! – wrzeszczałem, a moja frustracja osiągnęła niebezpiecznie wysoki poziom. – Nie mam czterech lat.
On zaś był zaskakująco spokojny. – Chcemy dla ciebie tego, co najlepsze – oświadczył, wciskając mi tradycyjną, rodzicielską gadkę. Zaśmiałem się surowo, przemierzając pokój i próbując uporządkować swoje pomieszane myśli.
- Zostaw mnie w spokoju – zasugerowałem, a mój głos był potwornie łagodny w przeciwieństwie do tego, jakiego użyłem wcześniej. – To dla mnie najlepsze.
Ostro zaczerpnął powietrza, a ja już mogłem wyobrazić go sobie siedzącego w swoim wyściełanym krześle za dębowym biurkiem i łapiącego za grzbiet nosa, co także robiłem, jak byłem sfrustrowany.
- Możesz przekonywać o tym swoją matkę, ale reszta z nas się na to nie zgadza – stwierdził spiętym głosem. – Chcesz, żebym wypisał ci receptę czy nie?
- Nie – wykrzyczałem, uderzając pięścią. – Nie potrzebuję jej. Nic mi nie jest. Jestem śpiący i nic mi nie jest. – Zaczynałem tracić nad sobą kontrolę, a słowa brzmiały w mojej głowie chaotycznie i niespójnie, natomiast obraz przed oczami mi się zamglił.
Energicznie trzasnąłem słuchawką telefonu i wydałem z siebie wyżęty krzyk. Schowałem twarz w dłoniach, wyobrażając sobie rozczarowanie mego rodzica, lecz nie chciałem przyznać, że zdawałem sobie z tego sprawę.
Resztę dnia zmarnowałem. Nie umiałem znaleźć siły, aby napisać choć jedno zdanie, nie mówiąc już o skończeniu rozdziału. Jedyną rzeczą, która całkowicie podtrzymywała mnie na duchu, było to, że Bella niedługo powinna się tu zjawić, ratując mnie przed mrocznymi myślami, które groziły wyniszczeniem mnie.
Nie spodziewałem się, że w progu znajdę zrozpaczoną Bellę ze znużoną miną i kołyszącym się ciałem. Wyglądała, jakby miała zaraz upaść. Szybko wprowadziłem ją do środka, posadziłem na kanapie i postawiłem krok do tyłu, niepewny ocenienia całej tej sytuacji.
- Co jest? – spytałem, nie wiedząc, jak zacząć. Położyła ręce na kolanach, nadal kontynuując wiercenie się, ale jej nieustanne ruchy ją zdradzały. Westchnąłem, wsadzając dłonie do kieszeni, i zakołysałem się na piętach, próbując szybko wymyślić sposób, jak ją pocieszyć.
- Po prostu... dzisiaj – wydusiła wyraźnie zmęczona – nie było dobrze.
Zmarszczyłem brwi. – Co się stało? – zapytałem, kuląc się na własną szczerość. Może nie chciała o tym mówić? Czemu w ogóle o to pytałem? Nie mogłem jej pocieszyć bez zadawania pytań?
- Nic – wymamrotała, spuszczając głowę. – Tylko miałam zły dzień. Przeżyję to.
Wyraz jej twarzy był taki znajomy... Nagle uświadomiłem sobie, że przypominał mój. Powędrowałem myślami do dnia, w którym zostałem zbyt pokonany, by dalej próbować. Musiałem wziąć sprawy w swoje ręce. Pomyślałem o wszystkich razach, kiedy mi pomagała, zazwyczaj bardziej niż na to zasługiwałem, więc ten jeden raz czułem potrzebę wyrównania rachunków.
Ukląkłem naprzeciw niej, opierając łokcie na kolanach. Wydawała się nie zwracać na to uwagi, ponieważ zamknęła oczy i odchyliła głowę. Niepewnie podniosłem ręce i położyłem je na jej kolanach. Mogłem zobaczyć, jak zacisnęła mocniej powieki, nim odprężyła się, gdy wędrowałem palcami w górę jej ud. Pomalutku poruszając się do talii i rysując kółka na biodrach, czułem tykające zdenerwowanie, które walczyło o to, aby stąd uciec. Kierowałem się swoimi instynktami, pocierając zewnętrzną stroną palców skórę pod jej koszulką. Liczyłem wyłącznie na nie, ponieważ nie miałem pojęcia, jak radzić sobie z sytuacją przeciwną do wszystkiego, co znałem. Przyzwyczaiłem się do bycia oszalałym, dzikim i kompletnie ostrym, więc stanie się tym, który uspokaja innych to coś mi obcego, coś nieznanego i nie wiedziałem, jak z tym postępować.
- Edward – wydyszała, a ja zamrugałem i spojrzałem na nią, żeby zobaczyć ją w tej samej pozycji, co wcześniej. Jej dłonie zakryły mój nadgarstek i zmarszczyłem brwi, gdy próbowała mnie odepchnąć. Wykręciłem ręce z tego uchwytu i nadal poruszałem nimi wzdłuż jej boków. Pragnienie zrobienia czegoś tylko dla niej było potężne, a te próby sprzeciwienia się tylko podsyciły moje potrzeby. Westchnęła, kiedy moja dłoń wspinała się po jej koszulce i ponownie złapała mnie za nadgarstek. Zamknąłem oczy zawiedziony – jednak nie miałem pewności, dlaczego – że ostatnio się tak opierała, i zacząłem się wycofywać.
Jednak zamiast mnie odepchnąć, chwyciła mnie za ramię i mocno ścisnęła. Moje ręce zamarły, wisząc tuż nad jej brzuchem. Otworzyłem oczy, gdy odrzuciła głowę, wydłużając dla mnie swoją szyję. Usłyszałem jęk, zanim odkryłem ten płomienny dźwięk w klatce piersiowej. Pochylając się, przycisnąłem usta do jej pulsu i poczułem, jak jej dłonie szarpały za moje włosy. Westchnąłem i przyłożyłem czoło do ramienia Belli, zmylony, iż chciała, bym zaprzestał. Teraz mogłem zrozumieć, jak się czuła. Kiedy miałem wstać, znów szarpnęła mnie za włosy.
Nie wiedziałem czemu, ale ciężkie bicie przejęło kontrolę nad mą piersią, gdy uniosłem głowę, aby na nią spojrzeć. Jej oczy nadal były zamknięte, głowa odchylona, a ręce trzymała w moich włosach. Przeczesała je palcami, masując skórę głowy, a we mnie zapaliła się silna iskra. Ostrożnie wstałem, podszedłem do niej i pozwoliłem jej opleść się ramionami. Przyparła moją głowę do swojej piersi, kontynuując pieszczenie włosów. Powstrzymałem się przed jęknięciem, bardziej się na niej opierając, jednak zamarłem, kiedy wydała z siebie załamane westchnienie.
Takie samo, jakie zawsze wydobywało się ze mnie, gdy mnie widziała, pomagała i obejmowała. Lecz tym razem to nie dotyczyło mojej osoby. To nie Bella mnie rozpraszała, doprowadzając na wyżyny przyjemności. Chodziło o nią. O to, że mnie pragnęła. Ktoś mnie potrzebował i była to Bella, która ciaśniej objęła mnie ramionami.
Teraz to ja chwyciłem jej nadgarstki, kiedy poruszały się po mej skórze. Odsunąłem się, aby zobaczyć jej dezorientację, nim się odezwałem.
- Bello – wyszeptałem, wracając myślami do tego, co dla mnie robiła. – Pozwól mi to zrobić. Chcę tego. Zaufaj mi – powtórzyłem wypowiedziane przez nią wczorajszej nocy słowa, nachylając się i muskając jej wargi swoimi. Gdy się dotykaliśmy, musiałem poruszać się powoli, żeby powstrzymać płomień grożący rozpętaniem burzy, której nie potrafiłem kontrolować. Nie mogłem znów stracić nad sobą kontroli.
- Edwardzie, nie chcę... – zaczęła, odchylając głowę i ponownie eksponując swoją szyję.
- Bello, proszę – niemal błagałem. Czy mogła nie potrzebować mnie tak bardzo, jak ja potrzebowałem jej? Na tę myśl bicie mego serca stało się monotonne, kpiło ze mnie. Szydziło. Mówiło, że darzyła mnie jedynie takimi samymi uczuciami jak moja nieobecna rodzina.
Kolejny raz opuściłem głowę w słabej porażce, ponieważ kiedy oplotłem ramionami jej talię i położyłem ją na kanapie, moja wola nie skupiała się na umyśle. Otworzyłem oczy i ujrzałem, że jej twarz poczerwieniała, a usta drżały, gdy podniosła dłoń i potarła kciukiem mój policzek.
Wolno wsunąłem pod nią ręce i pomogłem ściągnąć ciuchy, całując nowoodkrytą skórę, która ukazała się po zdjęciu koszulki, a następnie spódnicy. Kiedy kontynuowałem składanie pocałunków na jej udach, po tym, jak ściągnąłem z nich ubranie, zaczęła się pode mną wiercić. Była taka... gładka. Miękka.
Nie mogłem uwierzyć swoim oczom i zwątpieniu, że mnie nie chciała. Nie chciałem w to uwierzyć. Była tutaj, pode mną, ze mną, moją. A ja także jej pragnąłem. Pragnąłem, by była ze mną zawsze. Pragnąłem, by była moją i tylko moją, bym mógł zachować to uczucie na wieczność, bym wiedział, że czuje to samo. To spojrzenie uświadomiło mi, że nie chodziło o mnie i że znów robiłem coś dobrze.
- Edward – wymruczała. – Ufam ci.
Uśmiechnąłem się na te słowa, pochylając się i składając bardziej stanowczy pocałunek na jej udach, zmierzając coraz wyżej, nim mój umysł pojął, co robiłem. A to, co znalazłem, było... nie do opisania. Nieważne, ile razy to widziałem albo miałbym szczęście, aby znowu zobaczyć, nic nie równało się Bellą, która była dla mnie mokra i naga.
A kiedy skończyłem eksperymentować z zaspokajaniem jej, zabrała mnie do pokoju i po prostu przytuliła. Gdy także się rozebrałem, położyliśmy się razem, nasze ciała były do siebie przyciśnięte, a sekrety ujawnione. Teraz żadne ukrywanie nie miało racji bytu. Leżeliśmy na bokach, skupiając się blisko siebie i obejmując nazwajem.
Ten moment trwał tylko kilka sekund, nim zalała mnie fala paniki. Ona znów zamknęła oczy. Spokój był wymalowany na twarzy Belli, kiedy opierała ją na moim torsie, a jej włosy ułożyły się na nim w wachlarz, natomiast palce malowały abstrakcyjne kształty na mym tułowiu. Przekrzywiłem głowę, patrząc, jak idealna była. Nie mogłem uwierzyć, że znajdowała się tu, ze mną. Może powinienem posłuchać, gdy próbowała mnie od siebie odepchnąć? Postępowałem tylko zgodnie z tym, co ona kiedyś dla mnie zrobiła.
- Edward – wyszeptała, a jej głos wyrwał mnie z wewnętrznej walki. – O czym myślisz?
Nie udało mi się ukryć zaskoczenia. – O niczym – odpowiedziałem pospiesznie, przyciągając ją bliżej i układając jej głowę pod swoim podbródkiem.
Otworzyła oczy i wygięła brew. – Powiedz mi – wybełkotała, łącząc nasze palce. Westchnąłem, wiedząc, że bez względu na to, jak bardzo mnie rozproszyła, moje myśli były skoncentrowane na Carlisle’u i mojej rozmowie.
- Myślę po prostu o dzisiejszym dniu – wymamrotałem, wpatrując się w sufit.
Zmarszczyła czoło przed pozwoleniem powiekom na ponownie opadnięcie, a ustom na składanie samotnych pocałunków na moim ramieniu. Mogłem wyczuć jej niezdecydowanie i to mnie denerwowało. Dlaczego nie czuła się tak, jakby mogła ze mną rozmawiać?
- Edward? – odezwała się cicho, a ja zamruczałem, okazując moją uwagę. Przez chwilę milczała, jakby zbierała się na odwagę. – Dlaczego nie mówisz o swojej rodzinie?
Ogarnęła mnie złość i odparłem bez zastanowienia. – Nie mam o nich niczego do powiedzenia.
Moja szorstkość musiała ją zaskoczyć. – Nie miałam zamiaru się wtrącać – sprostowała szybko. – Byłam tylko ciekawa.
Po raz pierwszy poczułem wyrzuty sumienia przez swoją ripostę. – Przepraszam – zamruczałem, gdy mnie ogarnęły. – Tylko...
- Nie musisz niczego mówić – powtórzyła.
- Wiem – odpowiedziałem, podnosząc głos. – Ale ja... – zacząłem, niepewny, jak kontynuować. Niepewny, czy bym potrafił.
Myślałem o Carlisle’u, Esme, Emmecie. Myślałem o ich przyklejonych do twarzy uśmiechach i fałszywej radości, która od nich emanowała, kiedy ze mną rozmawiali. Była to moja wina. To moja wina, że ich odepchnąłem, moja wina, że nie próbowałem tego naprawić, a teraz... nie mogłem tego zmienić. Było już za późno.
Usiłowałem podejść do tematu ze szczerą determinacją – jeśli miała się dowiedzieć wszystkiego o mojej rodzinie, nie mogłem pozwolić emocjom kolidować z tym, co powiem. Gdy otworzę usta, będę musiał zachowywać się stoicko i opanowanie, bardzo obojętnie.
Wiedziałem, że kiedyś będę musiał jej o tym powiedzieć, wpuścić ją do ciemnej dziury, którą było moje życie, i wiedziałem, że mnie wysłucha. Zawsze słuchała. Nie wiedziałem tylko, jak to zrobić. Zebranie się na odwagę, by jej to wyjawić, okazało się trudniejsze, niż wszystko, co jej do tej pory powiedziałem i to mnie przerażało.
- Prześpij się, Edwardzie – szepnęła, wygładzając moje włosy i pocałowała mnie w czoło. – W porządku, nie musisz mi niczego mówić. Nic nie szkodzi.
Pozwoliłem jej słowom po mnie spłynąć, uspokajając mnie i przypominając, że sprawy się poukładają.
Powiem jej.
Poruszyłem się, przysłuchując się jej oddechowi i układając ją w swych ramionach. Szybko zasnęła, a ja zamknąłem oczy, mając nadzieję, że zrobię to samo.
Powiem jej, ale nie dzisiaj. Tym razem czas był po mojej stronie.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin