FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Hourglass (Klepsydra) [T][NZ][+18] - Rozdział 20 - 15.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
marcia993
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 104 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?

PostWysłany: Nie 15:42, 10 Sty 2010 Powrót do góry

Dziękuję za śliczne, konstruktywne komentarze. ;* Takie lubimy najbardziej, no nie? Very Happy
Tak jak obiecałam, dodaję w Wasze łapki kolejny rozdział. ^^
Aha, Rugrat został zmieniony na Pełzaka. Smile Za pomoc i uświadomienie mnie, że tak ta kreskówka nazywa się po polsku, bardzo dziękuję Dzwoneczkowi. ;*

Rozdział też na [link widoczny dla zalogowanych].


***

Beta: Kristenhn love

ROZDZIAŁ 6.

- Bella! – krzyknęła Renee, przewracając kilku przechodniów w próbie dotarcia do mnie. Moje policzki poczerwieniały, kiedy niektórzy mierzyli ją wzrokiem, jednak ona rzuciła się na mnie i mocno ścisnęła.
- Cześć, mamo – powiedziałam, łapiąc powietrze w płuca. – Jak ci minął lot?
Zaśmiała się i zapięła swój żakiet, gdy szłyśmy wzdłuż lotniska.
– Dobrze. Ale był zbyt długi, co jest problemem, który mógłby zostać rozwiązany, gdybyś zamieszkała bliżej domu.
Wywróciłam oczami.
– A co u Phila?
Jej rozdrażnienie natychmiast minęło.
– Bello, on jest niesamowity. – Prawie przy tym zemdlała, kiedy znalazłyśmy odpowiedni pas transmisyjny do bagażu. – Kazał cię uściskać. Chciałby tu przylecieć, ale jest zajęty pracą.
- Więc skąd ta nagła wizyta? – spytałam na wpół swobodnym, a na wpół podejrzliwym tonem. Zadzwoniła wczoraj o dziewiątej wieczorem i oznajmiła, że rano kupiła bilet do Seattle i pragnie mnie odwiedzić po lądowaniu.
Renee wzruszyła ramionami, wskazując na dużą, czerwoną walizkę.
– To moja – rzekła, a ja jęknęłam, ruszając się, by ją podnieść.
- Nie wiem – odpowiedziała na moje pytanie, gdy przechodziłyśmy przez automatyczne drzwi i zmierzałyśmy na piętrowy parking. – Phil był pochłonięty drużyną, a ja miałam ochotę cię zobaczyć. Nie widziałam cię już zbyt długo.
To prawda. Od ostatniej wizyty minęło kilka miesięcy, które jej wydawały się latami.
- A teraz powiedz mi – zaczęła, łapiąc mnie za rękę, kiedy znalazłyśmy moją furgonetkę – jak tam w pracy?
- W porządku – odparłam, spoglądając, czy nikogo za mną nie ma, zanim wycofałam samochód z parkingu. – Jestem zajęta, chociaż nie jest źle.
- Czym się ostatnio zajmowałaś? – zapytała. Zawsze mówiła mi, żebym wysyłała jej kopie gazet i moich artykułów, jednak nigdy tego nie robiłam.
Wypunktowałam kilka rzeczy, o jakich pisałam i w końcu dodałam do tej listy ostatnią:
- Przeprowadziłam krótki wywiad z Edwardem Cullenem...
Westchnęła głośno, sprawiając, że szybko nacisnęłam na hamulec.
- Mamo – warknęłam, zmieniając z powrotem biegi. – Nie możesz tego robić.
- Przepraszam – oznajmiła, w ogóle mnie nie przepraszając. – Ale z Edwardem Cullenem? Dlaczego mi o niczym nie wspomniałaś? Czemu nie wysłałaś mi tego artykułu?!
- Bo nigdy nie został wydrukowany – odpowiedziałam szeptem, jadąc w stronę mojego mieszkania. – Zdecydowali się na inny.
To jej nie speszyło.
- Jaki jest? Jak z marzeń?
Mentalnie plułam sobie w brodę za to, że się wygadałam. Tak jak Alice, Renee była wierną czytelniczką i miała każde jego dzieło. Przeczytała je wiele razy i zawsze skarżyła się na jego nastawienie do społeczeństwa, a również fakt, że nigdy nie przyjechał do Jacksonville, by podpisywać książki.
Dwiema największymi fankami Edwarda Cullena była moja najlepsza przyjaciółka oraz matka.
- Jest... – przerwałam, zastanawiając się nad odpowiednim określeniem - ...inny.
- Słyszałam, że jest całkiem cichy – skomentowała Renee, a ja parsknęłam śmiechem. Gdyby tylko wiedziała...
- Jest naprawdę skryty, wiesz? – odrzekłam, próbując za bardzo nie oddalać się od tematu. – Pewnie jest świetnym facetem. Nie poznałam go ani nic w tym stylu. Tylko odpowiadał na zadane pytania.
Zaniedbała ten temat, gdy dojechałyśmy do mieszkania. Po normalnych komentarzach o tym, że było zbyt małe, zbyt zimne i zbyt opuszczone, wypakowała swoje rzeczy do mojej sypialni i usiadła na kanapie, machając nogami.
Widziałam, jak spogląda na zegarek.
– Wyjdźmy gdzieś – zaproponowała, bawiąc się zapięciem bransolety. – Jeszcze wcześnie.
Westchnęłam. Nie mogłam się doczekać, aż skończę trzy ostatnie rozdziały swojej książki, a potem pójdę wcześnie spać, lecz wiedziałam, że gdybym tylko się sprzeciwiła, dręczyłaby mnie do czasu, aż sama bym się poddała.
- Gdzie chcesz iść? – zapytałam, próbując wyciągnąć z niej więcej informacji przed zgodzeniem się. Kiedy miałam czternaście lat, próbowała przemycić mnie do kasyna, natomiast po ukończeniu przeze mnie dwudziestu jeden, zdeterminowała się, aby zabrać mnie do każdego klubu, jaki znała. Nigdy nie wiadomo, czego się po niej spodziewać.
Przez moment się nad tym zastanawiała.
– Do kina – zdecydowała. – Wyświetlają kilka filmów, które strasznie chciałabym zobaczyć.
Westchnęłam w uldze.
– Okej – odparłam, przytakując. – Możemy iść do kina.
Byłam wdzięczna, że wybrała coś spokojnego.
– Weź gazetę, to zobaczymy, co teraz grają – poinstruowała, idąc do kuchni. Przewróciłam oczami i wręczyłam jej brukowiec, czekając, aż w końcu wybrała jakąś kreskówkę.
- Naprawdę, mamo? – spytałam, patrząc na nią. – Zdajesz sobie sprawę, ile siedmiolatków tam przyjdzie, prawda?
Wzruszyła ramionami.
– Kogo to obchodzi?
Zaśmiałam się, podnosząc swoją marynarkę.
– Lepiej już chodźmy. Możemy zjeść jeszcze jakąś kolację.
Renee podskoczyła z ekscytacji.
– Coś z kuchni włoskiej?
Niesamowite jak bardzo przypominała mi małe dziecko.
– Jasne, mamo – odrzekłam. – Może być włoszczyzna.
Restaurację została ulokowana niedaleko mieszkania i zajmowała pierwsze miejsce na liście ulubionych miejsc Renee w Seattle. Była zatłoczona, więc hostessy zaprowadziły nas do małego stolika w rogu i zostawiły dwa menu, a my usiadłyśmy, instynktownie opierając się o siebie, byśmy mogły usłyszeć się w tym trajkocie.
- Widziałaś się ostatnio z ojcem?
Westchnęłam z powodu tego tematu.
– Nie – odparłam. – Już od kilku miesięcy.
Renee zacisnęła wargi.
– Nie sądzisz, że mógłby się bardziej wysilać, by się tobą spotykać? Nie mieszkacie daleko od siebie.
Jęknęłam, kładąc serwetkę na kolanach.
– Mamo – zabłagałam – nie dzisiaj.
Sądziłam, że zacznie się ze mną wykłócać, mówiąc o tym, jak ważną rolę powinna odgrywać w moim życiu, bo zazwyczaj to robiła, ale – kiedy na nią spojrzałam – miała zszokowany wyraz twarzy.
- Mamo? – odezwałam się zaskoczona. – Coś się stało?
Kontynuowała wpatrywanie się w coś, co znajdowało się za mną, oczami poszerzonymi ze zdziwienia i podekscytowania. Odczułam ulgę, ponieważ nic jej nie przeraziło. Szybko się odwróciłam, żeby odkryć, co przykuło jej uwagę, lecz ujrzałam coś, czego się nie spodziewałam.
- Cholera! – wyszeptałam, zatapiając się w krześle w daremnej próbie, jednak musiałam zrobić cokolwiek, aby mnie nie zauważył.
- Bello – powiedziała rozemocjonowana Renee, klepiąc mnie po ręce. – To Edward Cullen. Edward Cullen.
Przygryzłam wargę, wstrzymując oddech. Może nie zrobiłby niczego, gdybym się nie ruszała.
Niestety szczęście nigdy nie znajdowało się po mojej stronie, jeśli chodziło o niego. Gdy wyciągnęłam głowę, by zobaczyć, co robi, dostrzegłam jego rozśmieszoną twarz, skierowaną prosto na mnie. Uśmieszek stanowczo przykleił się do jego twarzy, a on skrzyżował ramiona, unosząc brew, kiedy się zaczerwieniłam.
- Widziałaś to? – spytała zdumiona Renee. – Widziałaś, jak na ciebie zareagował? Bello! Chodźmy z nim porozmawiać!
- Nie – oświadczyłam zdecydowanie, powstrzymując ją.
Spojrzała na mnie, jakby wyrosło mi trzecie oko.
– Bello – odparła niedowierzająco. – Nie dotarło do ciebie, że Edward Cullen siedzi naprzeciw nas? Mój ulubiony pisarz?
- Tak – wymamrotałam, brzęcząc sztućcami o stół podczas podnoszenia menu. – Wiem.
- Ja idę – oznajmiła zdeterminowana i wstała z krzesła. Oczy rozszerzyły mi się ze strachu, gdy zorientowałam się, że mówi poważnie.
- Mamo! – zaczęłam krzyczeć, kiedy zaczęła zmierzać w jego kierunku. – Nie rób tego! Popsujesz jego kolację.
I moją – chciałam dodać, lecz się powstrzymałam.
Moje wysiłki okazały się bezowocne. Maszerowała do niego, więc mogłam jedynie wywrócić oczami, jak zobaczyłam, że poprawia bluzkę i przeczesuje ręką swoje krótkie włosy.
On promieniował zaufaniem, a jego arogancka postawa była widoczna do czasu, aż Renee stanęła prosto przed nim z uśmiechem na twarzy.
- Cześć – odezwała się głosem lżejszym i bardziej chropawym niż wcześniej. – Ty jesteś Edward Cullen.
To nie było pytanie, ale stwierdzenie. Wzdrygnął się ledwo zauważalnie, a mimo wszystko ja to dostrzegłam.
- Tak – odpowiedział łagodnym tonem, który kontrastował z jego poprzednim zachowaniem. Aż do teraz nie zauważyłam siedzącej za nim małej dziewczynki, jednak gdy jej główka pojawiła się w moim polu widzenia, uśmiechnęłam się i puściłam do niej oczko.
- Wujku Eddie. – Usłyszałam, jak mówi, szturchając go. Zerknął na nią i czekał, aż zacznie kontynuować. – Popatrz! – powiedziała, wskazując bezpośrednio na mnie. Jeśli to w ogóle możliwe zniżyłam się jeszcze bardziej na swoim krześle, chociaż nie mogłam już ruszyć się dalej.
Edward zachichotał, dziwnie mi się przyglądając.
– Bello?
Mimo że inni ludzie głośno rozmawiali, usłyszałam swoje imię niezwykle wyraźnie. Zostało wypowiedziane gładko i uwodzicielsko, lecz także zabawnie, jakby celowo się ze mnie naśmiewał.
Wystawił jeden palec w moim kierunku, zapraszając, abym podeszła. Ni z tego, ni z owego ustąpiłam, wewnętrznie plując sobie w brodę z powodu kierowania się swoimi instynktami.
- Bello – rzekła Renee, jakby wpadła na dawno zaginionych przyjaciół. – Nie bądź niegrzeczna. Przywitaj się.
Popchnęła mnie do przodu, skłaniając do odezwania.
- Cześć, Edward – zakpiłam, szydząc z niego. Jego uśmieszek jedynie urósł, kiedy potknęłam się o nogę wystającego krzesła i poleciałam do przodu, utrzymując równowagę dzięki podparciu się o ramię Renee.
- Cześć – powiedział z takim przekonaniem, na jakie pozwalało mu powstrzymywanie śmiechu. Poniósł całkowitą porażkę.
Mała dziewczynka podskakiwała na krześle, trzęsąc się od tego ruchu.
– Pamiętasz mnie, Bello?
Zaśmiałam się, mierzwiąc jej włosy.
– No pewnie. Fajnie cię widzieć, Lilly.
Uśmiech dziewczynki powiększył się dziesięciokrotnie.
– Wujku Eddie - wyszeptała, chichocząc. – Pamięta mnie.
Mimo że spojrzenie Edwarda było mroczne i przeszywające, wydawało się złagodnieć, gdy bratanica się do niego odezwała.
– Wiem, Pełzaku. Słyszałem.
- Też cię pamiętam, Bello – przemówiła, a jej uśmiech ukazywał dumę. – Przyszedłaś do naszego domu na obiad!
Zmiana jej nastawienia mnie zaskoczyła. Kiedy widziałam ją ostatnim razem, wydawała się niemalże nieśmiała.
– Tak – odpowiedziałam, mrugając do niej.
- Przyszłaś – poprawił ją łagodnie Edward, a ona kiwnęła głową, jakby rozumiała, co do niej mówił.
- Zjadłaś obiad z moim tatusiem, mamusią, wujkiem Eddiem i panią w sterczących włosach – rzekła, wychylając głowę w stronę Edwarda, aby upewnić się, że wymówiła wszystko poprawnie. Byłam zdumiona tym, jak wiele ją nauczył.
- Z Alice – dopowiedziałam. – Polubiła cię.
Lilly się zaczerwieniła i złapała kurczowo ramienia Edwarda. On pocałował ją w czubek głowy, zaskakując mnie jeszcze bardziej, zanim przypomniałam sobie, że Renee nadal tam stała z dziwnym wyrazem twarzy.
- Bello – zaczęła nagle dziewczynka, szarpiąc mnie za rękę – usiądź z nami.
Pokręciłam głową, robiąc krok do tyłu.
– Nie, dziękuje, kochanie. Moja mama i ja musimy bardzo szybko zjeść, bo potem wychodzimy.
- Gdzie idziecie? – zapytała, zastanawiając się. – Wujek Eddie zabiera mnie na film o pingwinkach! Jestem bardzo podekscytowana!
- Bello! – powiedziała gwałtownie Renee, klepiąc mnie po ramieniu. – Co za zbieg okoliczności. – Nie przegapiłam oczka, które puściła do Lilly. - My też idziemy na film o pingwinkach – oznajmiła jej. Edward prychnął, ukrywając twarz w serwetce.
- Naprawdę? – spytał, gdy tylko odzyskał nad sobą panowanie. – Jak uroczo.
Wsadziłam ręce do kieszeni.
– Tak – odpowiedziałam, przedrzeźniając zarozumiały ton jego głosu. – Naprawdę.
- Mam pomysł – odezwała się Renee. Spojrzałam jej w oczy i czekałam, aż zacznie mówić dalej. – Dlaczego nie zjemy kolacji i nie pójdziemy do kina razem?
- Nie – odrzekłam stanowczo. – Wydaje mi się, że powinnyśmy usiąść. Natychmiast.
Złapałam ją za nadgarstek i zaczęłam delikatnie szarpać, żeby za mną poszła.
– Pa, Lilly – odparłam, znowu do niej mrugając. – Mam nadzieję, że niedługo ponownie się zobaczymy.
- Panno Bello? – powiedziała, zeskakując ze swojego krzesełka dziecięcego, dzięki czemu stała teraz obok mnie. – Mogłabyś pójść z nami na film?
Westchnęłam. Zawsze miałam słabość do dzieci. Po rzuceniu okiem na Renee, która się zgodziła, przytaknęłam w porażce. Nie miałam serca, aby odmówić.
- Spotkamy się pod kinem – odpowiedziałam, stawiając sprawę jasno, że z nimi nie zjemy. Tu było zbyt dużo Edwarda, którego musiałabym znieść, nim moje serce eksplodowałoby, a głowa zaczęła pulsować. Nie wiedziałam, jaki mógłby mieć humor, a spędzenie z nim czasu z pewnością by go pogorszyło.
Dzięki tej propozycji Edward wyglądał, jakby odczuwał ulgę.
– Tak – odparł radośniejszym tonem. – Tam się spotkamy.
Podniecenie dziewczynki okazało się zaraźliwe. Zauważyłam, że szczerzyłam się do niej, kiedy usiadłyśmy przy stoliku, a kolacja wydawała się mijać zbyt szybko, choć jednocześnie odnosiłam wrażenie, jakby miała się nigdy nie skończyć.
Powietrze się ochłodziło, gdy w drodze do kina mijałyśmy kilka bloków. Kolejka nie była zbyt długa, więc mogłam dojrzeć przed budynkiem kręcącą się Lilly i obserwującą przy tej czynności, jak rusza się jej spódniczka.
- Lillian Cullen – zaczął Edward, a jego głos przybrał dziwnie ojcowski wydźwięk – natychmiast załóż ten płaszcz, bo twoja matka mnie wykastruje, jeśli się przeziębisz.
Jego siostrzenica przestała się okręcać i spojrzała na niego zdziwiona.
– Co znaczy „wykastruje”?
Mogłam zobaczyć, jak marszczy brwi na swoją pomyłkę.
– Po prostu go załóż – namówił ją. – A potem kupimy żelki.
Szybciej niż błyskawica wsunęła ręce do rękawów, a na jej twarzy wymalowało się zniecierpliwienie, gdy popatrzyła na ulicę.
- Bella! – krzyknęła radośnie, dostrzegając mnie i Renee. – Gotowe na pingwinki?
Zerknęłam na mamę, bo to ona mnie w to wpakowała, lecz przytaknęłam.
– Mhmm – zanuciłam, ściskając jej wyciągniętą rączkę. Zawinęła palce wokół moich i z zaskoczenia prawie się cofnęłam, kiedy zauważyłam, że drugą ręką chwyciła mocno tę należącą do Edwarda.
On spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach, spostrzegając nasze splecione ręce. Skruszona dziewczynka skinęła na Renee i popatrzyła na nią przepraszająco.
- Chciałabym ciebie też złapać za rękę, ale żadnego już nie mam.
Zaśmiałam się na szczerość jej stwierdzenia.
- Żadnej – poprawił ją łagodnie Edward, a ona poczerwieniała, jednakże powtórzyła to zdanie.
- Nie przejmuj się tym – powiedziała Renee, puszczając do niej oczko i podchodząc do mnie. - Nic nie szkodzi.
Obserwowałam podejrzliwie Lilly. Coś rozjaśniło jej twarz, gdy doszliśmy do okienka. Nadal trzymała dłoń moją i Edwarda, a on wyszczerzył się do niej szeroko, przed wyciągnięciem portfela i zapłaceniem bez słowa za nasze bilety.
- Bello! – zasyczała do mojego ucha Renee, potrząsając mym ramieniem. – Kupił nam bilety! Co za dżentelmen...
Jęknęłam, zaciskając zęby, kiedy kobieta wręczała mu małe kawałki papieru. Posłał jej uśmiech, po czym odwrócił się i dał nam po jednym.
- Bardzo ci dziękuję! – wyskoczyła Renee, łapiąc kurczowo bilet, jakby podarował jej milion dolarów. – Naprawdę nie musiałeś tego robić.
Wzruszył ramionami.
– To nic wielkiego.
Niemalże polubiłam tę łagodniejszą stronę jego osobowości, ale skrzywiłam się, przypominając sobie, dlaczego drażni mnie jak nikt inny, kiedy posłał mi uśmieszek, przyłapując mnie na wpatrywaniu się w niego.
Lilly przyłożyła palec wskazujący do swojej wargi, ciągnąc przy tym moją rękę, jakby właśnie coś planowała. Nagle zatrzymała się i puściła nasze dłonie, chociaż nie zostały one uwolniona na zbyt długo. Wsadziła moją rękę w Edwarda i złączyła ze sobą nasze palce, zanim się cofnęła i złapała się Renee.
- Tak! – odezwała się, osiągając sukces. – Teraz wszyscy są zadowoleni. – Ton jej głosu był radosny, troszkę aż za bardzo. Obejrzałam się, by zobaczyć ją i moją matkę szepczące coś w podekscytowaniu.
Z całą pewnością to córka Emmetta.
- Nie wszyscy – wyszeptałam i, niestety, Edward to usłyszał. Szybko puścił moją dłoń i odwrócił wzrok.
- Przepraszam – wymamrotał z zakłopotaniem, mimo że Lilly go nie odczuwała. Stanowczo złączyła nasze ręce kolejny raz, posyłając nam spojrzenie mówiące, żebyśmy lepiej robili to, czego chce.
Zapomnijcie o Emmecie. Z całą pewnością to córka Rosalie.
- Popcorn! – krzyknęła, podbiegając do lady. – Obiecałeś mi żelki, wujku Eddie.
Zachichotał, klękając przy niej.
– Wiem. Wybierz je sobie.
Stojący za ladą nastolatek patrzył z rozbawieniem, jak wymieniała każdy słodycz – znajdującą się za szybą – i skończyła na największej Coli, którą kupili inni ludzie przed odejściem stamtąd i przepuszczeniem Edwarda. On zaś pokręcił głową, rzucając okiem na chłopaka.
- Tylko popcorn, żelki i dwie butelki wody.
Lilly spiorunowała go wzrokiem.
– Coli.
W odpowiedzi zwęził na nią oczy.
– Wypiłaś jedną do obiadu. Jeszcze jedna i twoja matka...
- Cię wykastruje!
Musiałam przyznać, że podziwiałam jej pewność siebie w sprzeciwianiu się wujkowi. Mnie przerażał, a mała dziewczynka wydawała się niewzruszona.
Posłałam mu zszokowane spojrzenie.
– Edwardzie Cullenie – powiedziałam, udając niedowierzanie. – Zobacz, czegoś ty ją nauczył.
- Mogę zwalić to na Emmetta – odparł, obracając się i dając chłopakowi banknot. Nie mogłam nie zauważyć, że przez ten cały czas, nim spojrzał na nastolatka, wpatrywał się we mnie i bez względu na to, jaki miał wyraz twarzy, sprzedawca bardzo szybko odwrócił wzrok.
- Nie musiałeś go straszyć – wymamrotałam, gdy szliśmy korytarzem do sali kinowej.
- A on nie powinien być taki jednoznaczny, wpatrując się w piękne kobiety.
Moja szczęka opadła nieznacznie, jak mnie wyprzedził i ruszył na przód, aby znaleźć cztery miejsca. Piękne kobiety?
Film zasługiwał na gorsze określenie niż „okropny”. Na ekranie wyświetlano coś o rozmawiających pingwinach, ale Lilly się podobało. Zdecydowałam, że spędzę ten czas na przyglądaniu się, jak na jej twarzy malowały się przeróżne uczucia, jednak szybko przestałam, zdając sobie sprawę, że Edward robi to samo.
Po połowie filmu Renee nachyliła się nade mną i poklepała Lilly w ramię. Dziewczynka oderwała oczy od ekranu, żeby na nią spojrzeć, a kiedy to zrobiła, matka podparła się łokciem na mojej nodze, próbując się do niej przybliżyć. Syknęłam z bólu, chcąc zmusić ją do ruszenia się, lecz ona odmówiła.
- Lilly. – Słyszałam, jak szeptała Renee. – Pójdziesz ze mną do łazienki? Nie wiem, gdzie ona jest.
Mojej uwadze nie umknęło mrugnięcie, którego – jak mi się wydawało - znaczenie obie znały.
Dziewczynka pokiwała głową.
– Tak! – powiedziała, podniecona tym, że traktowano ją jak dorosłą. – Wiem, gdzie ona jest. No chodź.
Obserwowałam ze zdumieniem, jak wychodziły zadowolone z kina, zostawiając mnie i Edwarda samych. Dzięki Bogu za to jedno, dzielące nas miejsce.
- Zostawiły nas. – Usłyszałam jego zirytowany głos. – Wszyscy...
- Proszę bardzo, idź za nimi – odburknęłam gorzko. Nie miałam zamiaru przyznawać, że zabolał mnie fakt, iż był taki sfrustrowany tym, że utknął ze mną w kinie.
Niespodziewanie, jak zawsze zresztą, jego twarz zamarła, a oczy prawie wypełniły się skruchą. Prawie.
- Nie to miałem na myśli – odparł cicho, a dwie dziewczyny z przednich rzędów odwróciły się w naszą stronę, skutecznie przerywając tę rozmowę.
Westchnęłam.
– Słuchaj – zaczęłam, ignorując ich spojrzenia. – Po prostu chodźmy za nimi. Chyba nie powiesz mi, że naprawdę chcesz to oglądać.
Edward zachichotał, przysuwając się o jedno miejsce bliżej. Rzuciłam mu ciekawe spojrzenie, a on wskazał na dziewczyny, które wróciły do swojej wcześniejszej pozycji i znów oglądały film.
- Teraz będziesz mnie lepiej słyszeć – wyszeptał, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka z powodu bliskości. Przesunęłam się, by pochylić się w jego stronę i próbowałam zapomnieć o tym, że nasze twarzy dzieliło tylko kilka centymetrów.
- Daj spokój. - Szturchnęłam go. – Chodźmy.
Prawie spadłam z krzesła, kiedy poczułam, jak jego ramię opiera się o tył krzesła, a on przybiera łagodny wyraz twarzy i kręci głową.
- Nieee – powiedział, kierując wzrok na pingwiny. – Chcę się dowiedzieć, co się stanie.
Kimże byłam, żeby zaprotestować?
Przez tę bliskość znajdowałam się bardziej na krawędzi niż wtedy, gdy Lilly siedziała między nami. Wcześniej musiałam pohamowywać się przed odwróceniem głowy, by na niego spojrzeć, jednak teraz całe ciało krzyczało, bym nawiązała jakiś kontakt. Jego ramię mnie nie dotykało, ale gdybym się odchyliła, a nie siedziała wyprostowana do granic możliwości, byłoby inaczej. Chciałam złapać go za rękę, przeczesać palcami jego włosy, zrobić cokolwiek. To nie do zniesienia.
W tym momencie odezwała się racjonalna część mojego umysłu: Znasz go, wiesz, jaki jest. Olej to. To tylko twoje hormony.
Walczyłam z tym, całkowicie ignorując pingwiny. Edward wydawał się nimi urzeczony, chociaż najlepsza pokerowa twarz, jaką widziałam, należała do niego. Mógłby nie poświęcać tej bajce uwagi, a ja bym o tym nie wiedziała.
Na ekranie pojawiły się napisy, a dzieci zaczęły wybiegać z kina, gdy ponownie zapalono światła. Edward wyciągnął ręce nad głową i uniósł na mnie brew.
- Interesujący film, co?
Szydził ze mnie. Zdradzał to uśmieszek na jego twarzy. Wiedział, że nie skupiłam na nim uwagi ani przez sekundę i wzywał mnie, żebym się do tego przyznała.
- Tak – wypaliłam w odpowiedzi, zapinając marynarkę. – Nawet mi się podobał.
- Jaka była twoja ulubiona część? – spytał, nie wypadając z rytmu. Obdarowałam go niedowierzającym spojrzeniem, a on się zaśmiał, idąc przejściem i wyciągając głowę w oczekiwaniu na moją odpowiedź.
– Um – odparłam, niepewnie za nim podążając. – Ta część... z pingwinami.
Jego twarz ukazywała mieszaninę skwaszenia i rozbawienia.
– Racja. Ta część z pingwinami. Mi też ona się najbardziej podobała.
Moja złość wzrosła, kiedy ujrzałam Renee i Lilly siedzące na ławce na zewnątrz. Dziewczynka jadła właśnie loda. Zauważając Edwarda, wyrzuciła porcję, która jej została, do śmieci i pobiegła do niego z uśmiechem na twarzy.
- Ciocia Renee kupiła mi loda! – powiedziała, pokazując Edwardowi swoje klejące, pokryte czekoladą rączki. Złość odpłynęła z jego twarzy, gdy klęknął naprzeciw niej i w magiczny sposób wyciągnął z tylnej kieszeni dwie serwetki, wycierając nimi jej buzię.
- Trzeba być przygotowanym – wyjaśnił, zauważając moje zdezorientowanie. – Nigdy nie wiadomo, w co ona się wpakuje.
Ciocia Renee? Obróciłam się, by spiorunować ją wzrokiem i miałam nadzieję, że moja mina była tak groźna jak powinna.
- Gdzie się, do cholery, podziewałyście? – wysyczałam do jej ucha, chwytając za ramię. Zaśmiała się, odpychając moją rękę i cofając się, aby poklepać Lilly po głowie.
- Poszłyśmy do Baskin Robbins*.
Zwęziłam oczy jeszcze bardziej.
– Rzuciłaś mnie rekinom na pożarcie!
- Bello – powiedziała, uśmiechając się. – Nadal jesteśmy w towarzystwie.
Miałam ochotę płakać i się śmiać w tym samym czasie.
– Mamo – odpowiedziałam, próbując się uspokoić. – Wiesz, co do niego czuję.
- I również uważam, że to nie jest za bardzo uzasadnione – odparła, dotykając policzka. – Zaufaj mi. Musicie spędzać ze sobą więcej czasu.
- A nie robisz tego dlatego, że chcesz, by Edward Cullen został twoim zięciem? - zapytałam kwaśno. Puściła oczko, ściskając moją dłoń, kiedy szłyśmy do pozostałej dwójki. Edward nadal próbował wytrzeć czekoladę z twarzy Lilly, która z każda minutą robiła się coraz bardziej zmęczona i już przecierała piąstkami oczy.
- Chodź, maluchu – odezwał się Edward, podnosząc ją i huśtając w ramionach, żeby mogła opleść rękoma jego szyję, a nogami talię. Przycisnęła policzek do jego pleców, a ja poczułam przypływ zazdrości i zaczęłam zastanawiać się, jakie to uczucie być tak blisko niego.
Czekajcie? Że co?
- Renee – przemówił, kiwając głową w jej kierunku. – Bardzo miło cię poznać. Świetnie się bawiłem.
- Ja też – odrzekła z tym wyrazem twarzy, oznaczającym, że zobaczyła gwiazdę. – Chciałabym mieć przy sobie jakąś twoją książkę, abyś mógł dać mi autograf, lecz chyba będę musiała z tym zaczekać na inną okazję.
Edward rozejrzał się dookoła, wyciągając czystą serwetkę.
– Może być na tym? Tylko na razie, ale to wszystko, co teraz przy sobie mam.
Myślałam, że zaraz upadnie.
– Oczywiście! – wyjąkała, a ja zdziwiłam się jego szczerością. – Proszę, tu jest długopis.
Podpisał się na serwetce, a ja obserwowałam, jak pisak rusza się w poprzek pomarszczonego materiału. Jego pismo wyglądało elegancko i równo.
- Bardzo ci dziękuję – wyrzuciła z siebie Renee, czytając to. – To wiele dla mnie znaczy.
Zignorował ten komplement.
– To nic takiego. Mam nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy. Lilly też dobrze się bawiła w twoim towarzystwie.
Zaśmiała się, ponownie się żegnając, nim wzięła klucze z mojej ręki.
- Będę na ciebie czekać w samochodzie – wyszeptała.
Odwróciłam się niezręcznie, uderzając stopami o chodnik. Lilly już zasnęła, a Edward kołysał swoją bratanicę, by utrzymać ją w tym stanie. Nucił też coś, co brzmiało jak kołysanka.
- Tak… - rzekłam, okręcając się, aby odejść. – Dzięki za film.
Mój żołądek był niczym w węzłach, aczkolwiek nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym dodać. To jak koniec pewnej ery. Nie miałam pojęcia, czy jeszcze kiedyś go zobaczę i nawet jeśli wiele razy miałam ochotę go uderzyć, to ta myśl sprawiała teraz, że dziwnie się czułam.
Popatrzyłam na niego, a w jego oczach znajdował się błysk, którego nie potrafiłam zrozumieć.
– No co? – spytałam, mając nadzieję, ze uda mi się coś z niego wydusić.
Milczał przez moment.
– Zastanawiałaś się kiedyś nad tym, że może to nasze ciągłe wpadanie na siebie nie jest przypadkowe?
Zmarszczyłam brwi.
– Co?
- Że może my... Nie wiem. Nieważne.
To największa ilość słów, jaką powiedział do mnie bez żadnego prostackiego komentarza i chciałam, żeby kontynuował.
– Nie, mów dalej.
- Może powinniśmy przebywać w swoim towarzystwie?
Posłałam mu spojrzenie.
– Co masz na myśli? Przeznaczenie? – Musiałam ugryźć się w język, aby nie roześmiać się na głos. On jednak wyglądał, jakby mówił poważnie, a ostatnia rzeczą, jakiej pragnęłam, to urażenie go.
- Może. Nie wiem. Ale nigdy nie wpadałem na nikogo tak często. Nigdy.
- Z tego, co słyszałam, nigdy nie wychodziłeś ze swojego mieszkania zbyt często – odparłam, nim mogłam się powstrzymać. Na szczęście się nie speszył, chociaż zacisnął mocniej szczękę.
- To tylko taka myśl – wyjaśnił, przypominając sobie o ściszeniu głosu z powodu Lilly. – Nieważne. Zapomnij o tym, co mówiłem.
Chciałam coś powiedzieć. Albo się z nim zgodzić. Cokolwiek, byleby przemówić, jednakże on przytaknął kolejny raz, podnosząc Lilly odrobinę do góry.
- Żegnaj, Bello.
Obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku swojego srebrnego Volvo, które zaparkował na jednym z miejsc pod kinem. Stałam tak przez moment, obserwując, jak delikatnie kładzie bratanicę na tylnym siedzeniu, starając się jej nie obudzić, po czym odjechał zbyt szybko.
- No więc... – zaczęła Renee, kiedy odpaliłam silnik. – Jak poszło?
Zignorowałam ją, dumając się nad tym, co powiedział. Przeznaczenie. Żadne zbiegi okoliczności. Po prostu na siebie wpadaliśmy. Często. To nie było niesłychane, dziwne zjawisko. Tak się po prostu działo.
Pozbywając się jego humorzastych i tajemniczych komentarzy z mojej głowy, odjechałam w kierunku domu, a niewielka myśl ukrywająca się w mojej głowie zastanawiała się, czy może go jeszcze kiedyś zobaczę.

* Baskin Robbins - lodziarnia.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez marcia993 dnia Nie 17:23, 10 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Nie 16:33, 10 Sty 2010 Powrót do góry

Cytat:
Rzuciłam mu ciekawe spojrzenie, a on wskazał na dziewczyny, które wrócił do swojej wcześniejszej pozycji i znów oglądały film.


wróciły

Matko jedyna i wszyscy święci! Jestem w totalnym szoku, a do tego tak pozytywnie zaskoczone, że nie mogę się skupić na tym, aby cokolwiek dobrze napisać. Edward jest po prostu... tajemniczy. Jedna strona jego duszy jest zła, wredna, chamska, egoistyczna i unikająca ludzi. A druga pokazuje, że jednak troszczy się o kogoś i pokazuje swoją miłość do Lilly. Przypomina mi to zachowanie Edwarda z TO i jego stosunku do Carrington.
Rozdział cudowny, Klepsydra już należy do grona moich najukochańszych opowiadań. Zdecydowanie jestem nim urzeczona i nie wiem jak przetrwam kolejny tydzień do następnego rozdziału.
Buziaki i jeszcze raz dziękuje!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Nie 16:40, 10 Sty 2010 Powrót do góry

Uwielbiam Lilly(: jest taka urocza i tak łatwo przeciwstawia się Edwardowi i te jej słownictwo, no po prostu słodziak(:
Cały rozdział był bardzo przyjemny i coś mi się wydaje, że ta niespodziewana wizyta Renee nie była przypadkowa i wybranie akurat filmu o pingwinach, ciekawe.
Ed pokazał swoje drugie, milsze oblicze, a Bella najwyraźniej się zadurzyła, akcja idzie do przodu, nie za szybko ale też nie za wolno, tak jak być powinno. Ogólnie ten ff zauroczył mnie swoją innością, dozą tajemniczości i na pewno brakiem standardowych, oklepanych wątków.
Samo tłumaczenie jest jak najbardziej bardzo dobre.

O i bardzo się cieszę z tego, że mogę co tydzień czytać nowy rozdział, za co bardzo dziękuje(:
Tak więc czekam na następny i życzę weny, czasu, chęci i motywacji w tłumaczeniu(:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
izka89
Człowiek



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 17:20, 10 Sty 2010 Powrót do góry

to opowiadanie mnie coraz bardziej szokuje. Skąd taka zmaian w Edwardzie? Co mu wtedy powiedział Carlisle że teraz wychodzi, bawi się z siostrzenicą i tak jakby podoba mu sie Bella? Na tym rozdziale uśmiałam się strasznie! To było boskie a mała Lilly jest niesamowita i bardzo sprytna! Mam nadzieję, że niedługo bedzie jakiś rozdział z perspektywy Edwarda i może wszystko się wyjaśni, a przynajmniej to co się z nim stało... Życzę weny i czekam na kolejny świetny rozdział!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 16:22, 12 Sty 2010 Powrót do góry

sytuacja, o ile to możliwe, stała się jeszcze bardziej napięta niż na początku opowiadania...
zostawiam tu te kilka krótkich słów, żebyscie wiedziały, że nieodmiennie czytam - czasami z opóźnieniem, ale zawsze... potrafię docenić dobry ff :) a ten na pewno do takich należy...

Cullen okropnie mnie intryguje, tak bardzo, że wyrażenie tego słowami, zakłociłoby magiczność odczucia... jego niejasny stan psychiczny jest dość absorbujący i bardzo chciałabym się z tym zapoznać szerzej...

pozdrawiam wspaniałą tłumaczkę
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
~Cjana~
Nowonarodzony



Dołączył: 09 Sty 2010
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 18:11, 14 Sty 2010 Powrót do góry

Bossskiee;) Jeszcze nie czytalam takiego opowiadania gdzie Edward jest tak złożona postacia Wink Napewno bedzie Belli cięzko go rozgryśc i mam nadzieje że nastepny rozdzial juz wkrótce Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gelida
Zły wampir



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka

PostWysłany: Czw 19:25, 14 Sty 2010 Powrót do góry

Trafiłam na to opowiadanie niedawno i już wiem, że będę stałą czytelniczką. Bo to ff nie jest przesłodzone, ani sztuczne... jest po prostu ciekawe i ujmujące. Kocham potyczki słowne Edwarda i Belli, no i oczywiście uwielbiam małą Lilly - kolejny dowód na to, że to dzieci rządzą dorosłymi i nadają świeżości opowiadaniu. Te jej teksty o pani ze sterczącymi włosami i intrygi z Renee... Laughing Postaci nie są płytkie, mają rozbudowaną psychikę, są po prostu żywe. Styl jest przyjemny, nie brakuje zarówno dowcipu, jak i przemyśleń. I chwała dla tłumaczki i bety za to, że tekst jest napisany zrozumiale (tak, że nie muszę się niczego domyślać z kontekstu akcji) i bez poważniejszych błędów (a przynajmniej takowych nie wyłapałam, choć zwykle psioczę, gdy mi się przecinek nie zgadza), przez co aż chce się to czytać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
chochlica1
Gość






PostWysłany: Czw 20:35, 14 Sty 2010 Powrót do góry

No w końcu ruszyłam szanowny tyłek, by moje kochane HG skomentować :D

Ach, ach! Mogłabym pisać ody, pieśni i peany na cześć Edwarda! To wspaniała postać. W gruncie rzeczy bardzo barwa, ale jeśli głębiej się przyjrzeć, to nie tak znowu bardzo. Po prostu... ja myślę, że on się trochę pogubił. I cierpi. A panna Swan jakoś mu w tym nie pomaga. No gdzieżby, przecież przewróciła jego niezachwiany porządek do góry nogami! I brawo :) Tego Cullen potrzebował i potrzebuje nadal. I będzie potrzebował, bo ma długą drogę, by choć trochę zmienić swoje usposobienie.

Oczywiście, jeśli w ogóle zapragnie to zrobić. Dobra, nie zapragnie, nie oszukujmy się.

W każdym razie jest dobrym aktorem. Kiedy mu na czymś zależy, potrafi się przełamać. Dziwi mnie nieco, że nie odrzucił ani Alice, ani Renee, ale to na bank związane jest z Bellą. Czy chce tego, czy nie, jego myśli i tak do niej wrócą. Nie zaplanował sobie tego, biedak Wink

Tym kinem jestem kompletnie powalona. A konkretnie tym jego zająknięciem na koniec. Przeznaczenie? Serio? Edward Cullen i wiara w Przeznaczenie? Proszę, proszę! Kto by się spodziewał? Ach, ciągnie go do niej, widać to na pierwszy rzut oka.

Mogę tylko czekać, aż pociągnie za mocno i będzie BUM. Lubię BUM. BUM będzie fajne Twisted Evil

Dziękuję Martuś za tłumaczenie. Uwielbiam to opowiadanie, ma swój klimat, swój charakter i zawsze czekam w zniecierpliwieniu na kolejny rozdział <33
Dziękuję też Karolinie za betę Wink
I ogólnie kocham Was ;*

Buziaki,
Choch ;*
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Sob 17:17, 16 Sty 2010 Powrót do góry

To opowiadanie ma bardzo specyficzny klimat. Jeśli moge to tak ująć jest inne niż wszystkie ale w bardzo pozytywnym znaczeniu. Mroczny świat Edawrda, jego tajemnicza przeszłość powoduje moje coraz większe zaniteresowanie tą postacią.
Przeciwwagą dla niego jest Lilli:-D mały łobuziak, taki promyczek. Świetnnie wykreowany Emmett, Rose, która nie jest przedstawiona jako wredna zołza. I ta specyficzna chemia między Bellą i Edwardem. Cudowna sprawa. Natomiast Reene i Alice zachowują się jak dwunastolatki:-D Wiem, że każda z nich chce szczęścia własnego i Belli ale są troszkę jak słoń w składzie porcelany.
Świetne opowiadanie, doskonałe tłumaczenie. To wszystko powoduje, ze bardzo chętnie tu wracam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marcia993
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 104 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?

PostWysłany: Nie 21:47, 17 Sty 2010 Powrót do góry

Dzięki, kochane, za komentarze. ;*** A teraz przyznać się, która z Was uwielbia Edwarda mimo tego, że to mistrz sarkazmu? Very Happy

I taka mini informacja: kolejny (mój ulubiony zresztą Very Happy) rozdział też pojawi się za tydzień i wprowadzi o wiele więcej akcji niż ten, który dodam teraz. Smile

No i HG jest także na [link widoczny dla zalogowanych], gdyby ktoś wolał PDFa.


***

Beta: Kristenhn love

ROZDZIAŁ 7.

EDWARD

W mieszkaniu panowała ciemność, częściowo przez to, że żarówki spaliły się miesiąc temu, a ja ich jeszcze nie wymieniłem, a także dlatego, iż nie zapaliłem światła, odkąd wróciłem do domu trzy godziny temu.
Lilly spała w łóżku z prześcieradłem oplecionym dookoła nóg, a kołdra została zrzucona na podłogę. Jedna poduszka także spadła na ziemię, druga zaś znajdowała się pod jej głową, a na niej rozrzucone włosy układały się w wachlarz. Delikatnie chrapanie wydobywało się z jej ust, a klatka piersiowa podnosiła się i opadała przy każdym płytkim oddechu.
Była żywym obrazem doskonałości, pogodnym aniołem leżącym w legowisku potwora.
Przeczesałem włosy ręką po raz dziesiąty, nie wiedząc, co uczynić. Zlew wypełniały naczynia, które mógłbym umyć, na komputerze miałem pliki z rozdziałami wymagającymi dokończenia, a w szafie leżał stos brudnych rzeczy, które należało wyprać.
Jednak wszystkim, co mogłem zrobić, było obserwowanie Lilly.
Zaczęła się przewracać z boku na bok, a jej piąstki zacisnęły się na prześcieradle, kiedy łagodnie zajęczała. Wysiliłem się, aby dosłyszeć, co mruczała, ale to głupie działanie.
- Nie. – Usłyszałem wyraźnie. – Proszę!
Moje serce złamało się jeszcze bardziej, zauważając, jak wierzga nogami, a jej twarz wykrzywia się w bólu. Był to uderzający kontrast do stanu z przed pięciu minut i nienawidziłem jej takiej widywać.
- Wujku Edwardzie!
Moje spojrzenie powędrowało z podłogi na nią i poczułem węzły w żołądku, gdy krzyknęła. Siedziała teraz obudzona na łóżku, a niewielkie ramiona trzęsły się od szlochów.
- Wujku Eddie – szepnęła łamiącym się głosem, wyciągając po omacku przed siebie ręce. Wstałem i podbiegłem do niej bez zastanowienia, klękając koło łóżka.
- Lilly – odezwałem się łagodnie. – Już dobrze.
Pokręciła głową, a zazwyczaj wesołe oczy przygaszały łzy.
– Nie – odpowiedziała. – Wcale nie!
Łóżko ugięło się pod moim ciężarem, a ja na nią popatrzyłem.
- Lilly, kochanie. – Przełknąłem. – Co się dzieje?
Przycisnęła do siebie małego, wypchanego niedźwiadka.
– Miałam koszmar.
Strużki łez oblały jej policzki, a dolna warga zadrżała. Przybliżyłem się do niej, nie będąc pewnym tego, jak podnieść ją na duchu. Nigdy nie musiałem pocieszać nikogo oprócz siebie, lecz nawet wtedy nie pozwalałem sobie na współczucie. Nieważne komu miałem je okazać.
- O czym? – spytałem, mając nadzieję, że rozmowa pomoże jej poczuć się lepiej.
- Nie lubię koszmarów – zapłakała, przecierając zaspane oczy. Poczułem, jak ściska mi się serce i ruszyłem się jeszcze trochę, żeby objąć ją ramieniem.
- Ja też nie, skarbie – wyszeptałem w jej włosy, kiedy wdrapała mi się na kolana, a rękoma objęła moją szyję.
Gdyby tylko wiedziała o koszmarach dręczących mnie każdej nocy... Wystraszyłyby ją na śmierć.
- Czemu przychodzą? – zadała retoryczne pytanie głosem przepełnionym strachem. – Boję się ich.
Przekląłem w duchu. Nie byłem ojcem i pewnie nigdy nim nie będę. Jak ludzie odpowiadają na takie pytania, by dzieci mogły je zrozumieć, na pytania, na które ja sam nie znałem odpowiedzi?
- Nie wiem, Lilly – odparłem, decydując się na szczerość. – Ale pamiętaj, one nie są prawdziwe. Nie mogą cię zranić.
Przynajmniej nie wszystkie z nich.
- Już dobrze? – zapytałem, czekając na oznakę potwierdzenia. Zamilkła na chwilę, a gdy próbowałem ściągnąć ją z kolan, chwyciła się mnie jeszcze mocniej.
- Proszę, nie zostawiaj mnie – błagała głosem pełnym uczuć. – Nie chcę być sama.
Przytaknąłem bez słowa, ściągając buty i wślizgując się z nią pod pościel. Małe ciałko położyło się koło mnie, a jedyną rzeczą znajdującą się między nami był pluszowy miś.
- Kocham cię, wujku Eddie.
Złożyłem pocałunek na jej czole i wypełnił mnie znajomy smutek.
– Też cię kocham, Lil. A teraz prześpij się trochę.
Delikatnie pochrapywania szybko uniosły się po pokoju, a ja po raz kolejny zagłębiłem się w swoich myślach. Jęknąłem na wspomnienie Belli i tego, jak zachowywała się w kinie. Jej ciała, które było tak blisko mojego, dowcipnych komentarzy, sarkastycznego poczucia humoru, zbyt pomocnej matki...
Nie wiedziałem, co robić. Nie mogłem przebywać w jej towarzystwie. To oczywiste.
Kiedy wspomniałem o przeznaczeniu, bez najmniejszych problemów to zignorowała, potwierdzając fakt, że naprawdę nie lubi widywać mnie bez ustanku. A najgorsze było to, że bez względu, jak bardzo starałbym się trzymać od niej z daleka, nie potrafiłbym. Ona zawsze znajdowała się w pobliżu.
Gdy upewniłem się, że Lilly zasnęła, poszedłem do sypialni przekształconej w gabinet i usiadłem na biurku. W pokoju się ściemniło. Oświetlał go jedynie ekran laptopa, na ile to możliwe, sprawiając, że dostrzegłem zarys nowych rozdziałów moich książek, jak również tych zaniechanych pomysłów, które zostały zapisane i porozrzucane w stertach na podłodze.
Leniwie kładąc palce na klawiaturze, wpatrywałem się w niedokończone zdanie. Westchnąłem, kasując poprzedni akapit przed rozpoczęciem nowego, bo słowa potrzebowały niemalże wyrzucenia ich siłą z mojej głowy. To wszystko brzmiało tak monotonnie, jednostajnie i bezuczuciowo.
Przeczesałem ręką włosy, a moje oczy zaczęły niepokojąco opadać, jednakże zignorowałem je. Musiałem to skończyć, a sen mógł poczekać.
Nie wiem, co napisałem, ani też jak elokwentne to było, lecz chwilę przed wzejściem słońca Lilly wkroczyła do pokoju ze swoim kocykiem przewieszonym przez ramię i misiem ciągniętym za nią po podłodze.
– Wujku Eddie?
Delikatnie obróciłem głowę, nie chcąc zepsuć chwili, ale wiedziałem, że ona nie zrozumiałaby, gdybym jej to wytłumaczył.
– Tak?
Podeszła bliżej i zaczęła szarpać moją koszulkę.
– Ktoś pukał do drzwi.
Spojrzałem na nią, a moje palce nadal kontynuowały pisanie na klawiaturze.
- Jesteś pewna?
Szybko pokiwała głową.
– Mhmm! – odparła z podekscytowaniem. – Pukał trzy razy. Słyszałem.
- Słyszałam – poprawiłem ją, marszcząc brwi. Miałem pewnego rodzaju podejrzenie, kto to mógł być, jednak nie chciałem wyciągać pochopnych wniosków.
Spojrzałem na zegarek.
– Idź spać, Lilly – rzekłem. – Dziękuję, że mi powiedziałaś.
- Otulisz mnie jeszcze raz?
Zacisnąłem wargi przed przytaknięciem.
– Wskakuj do łóżka, a ja zaraz przyjdę, tylko pozbędę się nieproszonego gościa.
Upewniłem się, że drzwi do sypialni zostały zamknięte, zanim podszedłem do frontowych i od razu przybrałem lodowaty wyraz twarzy i równie chłodne spojrzenie. Tak jak sądziłem, był to Carlisle, który przybrał maskę spokoju i opanowania.
- Co? – warknąłem, stukając palcami we framugę. – Masz pojęcie, która jest godzina?
Sprawiał wrażenie niewzruszonego moim tonem. Właściwie wydawał się być na niego przygotowanym.
– To jedyna pora, kiedy mogę cię złapać.
Wszedł śmiało zamaszystym krokiem, jakby to mieszkanie należało do niego. Gniewnie ruszyłem za nim, zaciskając pięści przy bokach, kiedy usadowił się na kanapie. Chciałem, aby wyjaśnił, o co chodzi i się stąd wyniósł. Tylko tyle.
- Jest tu moja wnuczka?
Zmarszczyłem brwi.
– Nie mogłeś poczekać, żeby się z nią zobaczyć, jak wróci do domu?
- Nie przyszedłem, by zobaczyć się z Lilly, Edwardzie. Po prostu zapytałem.
Tupot stóp w sypialni przypomniał mi o złożonej przez mnie obietnicy. Zwęziłem oczy na Carlisle’a, podchodząc do drzwi.
- Zaraz wrócę.
Prychnął.
– W porządku. Nigdzie się nie wybieram.
Szczerość jego słów uderzyła mnie mocniej, niż oczekiwałem. Przed wejściem do pokoju zaczerpnąłem powietrza, próbując ukryć prawie rozbawiony chichot, gdy usłyszałem, jak Lilly wskakuje pod prześcieradło, nie chcąc być przyłapaną na przebywaniu poza łóżkiem.
- Niezła sztuczka, Pełzaku – oznajmiłem, uśmiechając się przy jej cichych śmiechach. Kucnąłem przy łóżku, przykrywając ją pościelą, wsadzając kosmyk włosów za ucho i całując w czoło.
- Wujku Eddie?
Westchnąłem przytłoczony znużeniem, lecz walczyłem z tym, by nie zasnąć. A to, że przebywałem w ciemnym pokoju, gdzie łóżko znajdowało się kilkanaście centymetrów ode mnie, nie bardzo mi w tym pomagało.
- Tak?
- Dlaczego nikt oprócz mnie nie może do ciebie mówić „wujku Eddie”? Kiedy tatuś to robił, powiedziałeś mu, aby przestał.
Zaśmiałem się.
– Bo ciebie kocham najbardziej.
Promienny uśmiech pojawił się na jej buzi i rozciągnął się od ucha do ucha.
– Serio?
- Serio – potwierdziłem zgodnie z prawdą.
Stuknęła palcem o dolną wargę, a ja westchnąłem, podpierając podbródek na dłoni, a mój łokieć osunął się na miękki materac.
- Co to? – zaśmiała się, ale jej twarz była zadumana. – Dlaczego nie masz nikogo, kto byłby dla ciebie jak mamusia dla tatusia?
Ścisnęło mnie za serce i dyskretnie próbowałem odepchnąć to uczucie. To niewinne pytanie, aczkolwiek moja reakcja nie należała do spokojnych. Chciałem powiedzieć jej prawdę, że nikt nie będzie w stanie pokochać mnie tak jak Rosalie Emmetta. Nic się na to nie zapowiadało, nie zapowiada i nigdy nie będzie.
- Nie wiem, skarbie - odpowiedziałem, decydując się na taką wersję. – Nie znalazłem sobie nikogo.
- A panna Bella? – spytała, a jej oczy lśniły ze zdumienia. - Jest prawdziwie miła. I ładna.
- Naprawdę miła – znowu ją poprawiłem. – I nie wydaje mi się, żeby Bella bardzo mnie lubiła.
Jej imię z łatwością opuściło moje usta, sprawiając, że poczułem węzły w brzuchu.
Lilly zmarszczyła brwi i wyglądała na autentycznie zmartwioną.
– Czemu?
Usłyszałem, jak Carlisle grzebie w salonie i westchnąłem w uldze, szczęśliwy, że znalazłem ucieczkę od odpowiedzi.
– Lilly, dziadek tu jest, a ja muszę z nim porozmawiać. Rano zadasz mi więcej pytań.
Zbuntowała się.
– Nie zapomnę o tym.
Zachichotałem, oplatając ją pościelą.
– Wiem – skłamałem. – Ale teraź się prześpij.
- Zrobisz mi naleśniki?
Podszedłem do wyjścia.
– Tak.
- Z płatkami czekoladowymi
Wyszczerzyłem się do niej łagodnie.
– Jak sobie życzysz.
- A dziadek dalej tutaj będzie?
Pokręciłem głową trochę zbyt szybko.
– Nie – odezwałem się, próbując naprawić swój błąd, chociaż nie wydaje mi się, aby go zauważyła. – Musi już iść.
Mogłem usłyszeć w jej głosie smutek.
– Aha – powiedziała sennie. – Branoc, wujku Eddie.
- Dobranoc, dziecino – wyszeptałem przed delikatnym zamknięciem drzwi i przygotowaniem się do zmierzenia z Carlislem. Nie znalazłem go w salonie – chociaż mówiłem mu, że ma tam zostać – lecz w moim gabinecie, gdzie grzebał w leżących na biurku notatkach.
- Nie czytaj tego – warknąłem, chwytając zeszyt. – Już kiedyś mówiłem, żebyś tego nie robił.
- A ja mówiłem, że jestem twoim ojcem i mogę przeglądać wszystko, czego zapragnę.
Zacisnąłem zęby, skutecznie powstrzymując się przed atakiem. Nagle poczułem się wycieńczony i zatopiłem się w jednym z krzeseł, natomiast moje ciało rozluźniło z powodu ruchów.
- Co jest? – rzuciłem, obserwując ze złością, jak kontynuuje przeczesywanie moich rzeczy. – Po co tu przyszedłeś?
- Brałeś leki, Edwardzie?
Zacisnąłem szczękę.
– Nie.
Westchnął pokonany.
– Proszę, weź je. Zaczekam na ciebie w salonie, a później będziemy mogli porozmawiać.
Potrząsnąłem głową, całkowicie wstając.
– Nie – oznajmiłem stanowczo. – Chcę wiedzieć, po co tu przyszedłeś.
- W porządku – odpowiedział Carlisle, nie sprzeczając się ze mną, przez co stałem się podejrzliwy. Podszedł do mojego komputera i kliknął myszką, jakby wiedział, czego dokładnie szuka.
- Co ty, do cholery, robisz? – jęknąłem, ruszając się, żeby odepchnąć jego rękę. – Nie masz prawa...
- Spójrz na to, Edwardzie – odrzekł wypełnionym władzą głosem. – Spójrz i powiedz mi, czy coś cię niepokoi.
Bez słowa spiorunowałem go wzrokiem, ale nachyliłem się nad jego ramieniem, spychając go z drogi, bym mógł zobaczyć, co było takie ważne.
- I co? – spytałem, patrząc na przepełnioną skrzynkę mailową i nie wiedząc, co miałem według niego zobaczyć.
Carlisle wskazał na ikonkę kosza.
– Ile wiadomości od Esme się tam znajduje?
Zaschło mi w gardle i natychmiast się odsunąłem, potrząsając zajadle głową.
- Nie rób tego – zacząłem buntowniczo. – Nie potrzebuję tego.
- Potrzebujesz – powiedział, niesamowicie się uspokajając. – Ranisz ją, Edwardzie. Nie możesz jej unikać w ten sposób. To niesprawiedliwe.
- Ciebie też unikam, a mimo tego nie chcesz zostawić mnie w spokoju – burknąłem, energicznie zatrzaskując ekran. – Ona przynajmniej szanuje moją prywatność.
- Ona tak bardzo się o ciebie troszczy, Edwardzie. – Carlisle próbował mnie do tego przekonać, jednak wyłączyłem się z rozmowy dawno temu. Nie chciałem słuchać tego, co miał mi to powiedzenia i nie miałem nawet ochoty próbować.
- Gdyby się troszczyła, przestałaby mnie dręczyć.
- Edwardzie Anthony – wyrzucił z siebie gniewnie Carlisle. – Nie waż się tak mówić o twojej matce.
- Ona nie jest moją matką – odparłem sucho. – Nie wiem, czemu poczuwa się do tego, by być tak opiekuńczą.
Mogłem potwierdzić, że złość malująca się na jego twarzy zmniejszyła się i została zastąpiona frustracją.
- Jest jedyną matką, jaką znasz od dłuższego czasu, a traktujesz ją jak obcego człowieka, którego spotykasz na ulicy.
- Nieprawda – próbowałem się bronić, lecz czułem się bezradny.
- Masz rację – rzekł. – Obcych traktujesz lepiej. Fani są dla ciebie ważniejsi od własnej matki.
Zacząłem odczuwać poczucie winy, jednak szybko spróbowałem je odepchnąć, jak miałem w zwyczaju robić od lat.
– Przyszedłeś po coś jeszcze?
- Nie – odparł rozsądnie, łapiąc się za grzbiet nosa. Był to gest, który po nim odziedziczyłem. – To już wszystko.
Zmęczony wskazałem na drzwi.
– To w takim razie... – Oddaliłem się. – Ja...
- Dobranoc, Edwardzie – powiedział głosem o wiele łagodniejszym niż wcześniej i wyszedł z gabinetu. Jęknąłem, wiedząc, że istniały jeszcze inne tematy, o których chciał pomówić, ale poddał się, gdy zobaczył moje nastawienie.
Chciałbym, aby wreszcie zauważył, że nie mam ochoty na rozmowy. Nie potrzebowałem towarzystwa ludzi. Nie potrzebowałem Esme, Carlisle’a, Emmetta, Rosalie – nikogo z nich.
Przypomniałem sobie o komentarzu Lilly i gorzko się uśmiechnąłem. Z całą pewnością nie potrzebowałem Belli Swan.
Wiedząc, że moja bratanica to ranny ptaszek, udałem się do kuchni, wyciągnąłem wszystko, co udało mi się znaleźć i położyłem na blacie. Moje zasoby żywności były niewielkie, lecz Lilly zabiłaby mnie, gdybym nie przyrządził jej naleśników. Nie miałem więc innego wyjścia.
- Wujku Edwardzie! – krzyknęła o siódmej trzydzieści. Jej oczy nie wyglądały już na zaspane, a szeroki uśmiech przykleił się do jej twarzy. – Już czas na naleśniki?
Przytaknąłem.
– Tak – powiedziałem wciąż zmęczony. Przetarłem powieki i wypiłem jednym duszkiem kawę, którą zrobiłem sobie w rozpaczliwej próbie przebudzenia się.
Lilly skakała obok mnie, próbując dosięgnąć blatu. Pomogłem, podnosząc ją i trzymając w ramionach.
- Zachowasz się jak duża dziewczynka i zrobisz coś dla mnie? – zapytałem. Jej oczy poszerzyły się, jakby usłyszała coś ważnego i pokiwała głową, kręcąc się, żebym ją postawił.
- Tak! Proszę!
Zachichotałem.
– Idź, przynieś z zewnątrz gazetę.
Lilly uczyniła z tego ważną czynność, zakładając kapcie, szlafrok i kapelusz, które włożyła do swojej małej torby. Kiedy Rosalie i Emmett poprosili mnie, bym przypilnował jej w nocy, spakowała większość swoich ciuchów, a ja dalej nie rozumiałem dlaczego.
- Zaraz przyjdę! – wykrzyczała, zawracając. Ledwie miałem czas, by rozejrzeć się za kubkami, ponieważ tak szybko wróciła z prasą w ręce.
- Mam ją!
Zaśmiałem się, biorąc ją od niej.
– Dzięki, Pełzaku. A teraz pomóż mi przy naleśnikach, bo nie wiem, co robię.
Zachichotała, skacząc po całej kuchni. Przez moment ją obserwowałem. Radość pojawiała się w tym mieszkaniu tylko wtedy, gdy ona się w nim znajdowała.
Ta myśl, bez względu na to, jak przytłaczająca, była tylko chwilowa i niedługo potem skupiłem się na czymkolwiek, co zdobiło pierwszą stronę gazety. Przerzuciłem ją, pozwalając Lilly samodzielnie gromadzić składniki.
Zamierzałem odłożyć brukowiec i zostawić bratanicy otworzoną stronę z komiksem, kiedy coś przykuło mój wzrok. Spojrzałem w dół, rzucając okiem na drobne, czarne literki i powstrzymałem się pragnieniu, by zacząć walić głową o ścianę.

Nowa Era: Rzadko spotykane formy molestowania seksualnego
Isabella Swan


Nigdy się od niej nie uwolnię.
Rzuciłem okiem na tekst zdumiony tym, że jej pisarskie umiejętności okazały lepsze, niż przypuszczałem.
Ponownie miałem poczucie winy, kiedy dotarło do mnie, że zamiast pisania o molestowaniu w Seattle, powinna posłać do druku artykuł o mnie, lecz po raz kolejny udało mi się kogoś rozczarować i zrujnować to, nad czym ciężko pracowano.
Zdawałem sobie sprawę, że na pewno nie była szczęśliwa, iż sprowadzano do tego jej umiejętności dziennikarskie i chociaż wiedziałem, że powinienem się tym przejmować i jakoś to naprawić, nie potrafiłem znaleźć do tego odwagi. Nie wydrukowano tekstu o mnie, a w końcu tego właśnie chciałem. Nieważne, czy nie napisała artykułu.
Powtarzając to na okrągło, podszedłem do Lilly i podniosłem ją, aby mogła usiąść na blacie, po czym zaczęła machać nogami.
- Nic ci nie jest? – spytała, dotykając mojego policzka. Zadrżałem z powodu tego kontaktu, jednak przytaknąłem.
- Czemu pytasz?
Zacisnęła usta i zmarszczyła czoło.
– Bo wyglądasz na smutnego.
Zawsze była za bardzo spostrzegawcza.
– Nie jestem smutny – skłamałem kolejny raz. – Tylko zmęczony.
Wiedziałem, że mi nie wierzyła, ale nie drążyła tego tematu i chwyciła ostrożnie dwa jajka.
- Czas na naleśniki!
Uśmiechnąłem się na to, jak szybko zeskoczyła. Zmieszaliśmy razem składniki i nuciliśmy radośnie, kiedy w tle leciał jakiś serial.
Bez względu na to, jak się starałem, kontynuowałem patrzenie na gazetę. Myślałem o Belli Swan i tym, jak poirytowana się wydawała, gdy zadawała mi pytania. O tym, jak nie wierzyła w nic, co jej mówiłem. Jej docinki zawsze były takie same: sarkastyczne i wypowiadane w odpowiednim momencie.
Westchnąłem, mierzwiąc ręką włosy. Nie mogłem o tym rozmyślać.
Nie potrzebowałem Belli Swan, czy przeznaczenie tego chciało czy nie. Lepiej jej beze mnie, czego dowodem są tematy jej artykułów i gorzkie, pesymistyczne nastawienie, które ma za każdym razem, gdy przebywa w moim towarzystwie.
Byłem jak zaraza. Ludzie nie lubili przebywać wokół mnie, a ja odwzajemniałem ich uczucia.
Beze mnie byłoby jej lepiej.
Nie potrzebowałem Belli Swan. Gdybym musiał, przeciwstawiłbym się przeznaczeniu. Nie pozwoliłbym się jej do mnie zbliżyć, a najbardziej jestem pewny tego, że ja nigdy nie będę mógł się zbliżyć do niej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marcia993 dnia Pon 15:21, 18 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Nie 21:59, 17 Sty 2010 Powrót do góry

Cytat:
Nie potrzebowałem Belli Swan. Gdybym musiał


Przyznaje się otwarcie, że pomimo sarkazmu kocham tego Edwarda, niemniej jest mi go żal, że jest taki smutny, i jedyną osobą, która może go rozweselić jest Lilly.
To dziwne, kiedy człowiek, który jest ciągle ponury, może się rozjaśnić dzięki małej dziewczynce. Mam nadzieję, że już niedługo Bella Swan też będzie działać na niego podobnie.
Dziękuje za rozdział, jak już wspominałam ciężko będzie wytrzymać do następnej niedzieli:)
Buziaki!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
villemo
Wilkołak



Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic

PostWysłany: Pon 8:09, 18 Sty 2010 Powrót do góry

Jak można nie kochać tego Edwarda? Mimo jego sarkazmu i wielkiej niechęci do świata uwielbiam czytać rozdziały z jego punktu widzenia. Zawsze są w nich tak dobrze opisane uczucia i ten jego ból i smutek, który przytłacza również czytelnika, ta samotna łza spływająca po policzku kiedy widać cierpienie jego bliskich, a juz szczególnie kiedy widać jego cierpienie. "Zdarza się, że mówimy o mężczyźnie, że jest zimny, podczas gdy w rzeczywistości jest on poprostu smutny". Och i jeszcze Lily, która jest uroczym aniołkiem tego opowiadania i iskierką nadzieji w życiu Edwarda.
Podsumowując: super rozdział:D
Dzięki i pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Madikaaa
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kolsko

PostWysłany: Pon 11:25, 18 Sty 2010 Powrót do góry

Uwielbiam Klepsydrę. Wydaje mi się ona taka...taka...sama nie wiem. W tym opowiadaniu Edward jest niesamowity: nastawiony pesymistycznie, nieśmiały, ale wzbudza we mnie pozytywne uczucia. Podobnie jak villemo bardzo lubie rozdziały z jego punktu widzenia. Zaś jeśli chodzi o tłumaczenie, to bardzo mi się podoba twój styl. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Życzę ogromnych pokładów weny i pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
chochlica1
Gość






PostWysłany: Pon 11:29, 18 Sty 2010 Powrót do góry

Martuś, nie zadawaj głupich pytań, ty wiesz, że ja tego Eda uwielbiam love Jest do mnie nieco podobny, taka moja lepsza część Twisted Evil

W każdym razie chap, muszę przyznać, mnie poruszył. Bardzo lubię perspektywę Edwarda. Jest pełna tajemnic i niedomówień, a także cierpienia. Sarkazm się kocha, no wiadomo. Chyba byłabym chora, gdyby nie wielbiła ironii, i to w dodatku w Edwardzie Wink

To piękne, jak kocha Lilly. Piękne i smutne zarazem. Dlaczego właśnie ją? Bo jest mała, niewinna, słodka? Bo nigdy nie wyrządziła mu krzywdy i zawsze swoją dziecięcą naiwnością życzyła mu dobrze? Bo ona sama go... kochała? Cóż, nie wiem, ale rozumiem, dlaczego akurat dziecko. To pokazuje też, że w Cullenie zostały resztki człowieczeństwa. Że potrafi zatroszczyć się nie tylko o siebie.

I wiedziałam, po prostu wiedziałam, że natknie się na artykuł Belli i stwierdzi, że dziewczyna potrafi pisać. Coś w nim topnieje i dobrze widać to i w poprzednim rozdziale. Myślę, że facet jest bardzo, bardzo zagubiony i nic nie pomaga mu się odnaleźć. Więc może i Bella? A może wręcz odwrotnie?

Najbardziej intrygują mnie te leki i sprawa z Esme. Kiedy się czegoś o tym dowiemy? Wink

Dobra. Dziękuję, dziękuję za chap, Martuś i Karolinie za betę :* love Czekam na następny!

Buziaki,
Weru ;*


Ostatnio zmieniony przez chochlica1 dnia Pon 11:29, 18 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 12:30, 18 Sty 2010 Powrót do góry

Cytat:
Nie mogłam przebywać w jej towarzystwie.

nie mogłem...
no nareszcie coś o życiu Edwarda... coś miarodajnego - mamy Cullena, który nie potrafi odnaleźć w sobie uczucia do przyszywanej matki i ojca... który jednocześnie nawiązuje kontakt ze stworzenie szczerym i nie targanym/ zepsutym tym całym współczesnym światem i konwenansami - Lilly... taka mała ostoja, która trzyma go jeszcze przy ziemi...
bardzo chciałabym wiedzieć jakie leki zażywa Edward... no cóż... dziękuję bardzo za tłumaczenie kolejnego rozdziału - nie potrafię lepiej wyrazić swojej wdzięczności za wkład pracy :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aja
Wilkołak



Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;

PostWysłany: Pon 16:54, 18 Sty 2010 Powrót do góry

Jak można nie kochać Edwarda? Nawet pełnego sarkazmu i odrzucającego od siebie każdą bliską mu osobę. Przynajmniej ja go lubię, co prawda do końca go nie rozumiem tzn jego postępowania, ale zapewne to się wyjaśni (na to czekam). Ujął mnie swoja troską i miłością do Lily prze co uwielbiam go bardziej(:
To prawda rozdział za wiele nie wprowadził i nawet zbyt dużo nie dowiedziałyśmy się o życiu Eda, ale. . .tłumaczenie było jak zawsze pierwsza klasa.
Bardzo dziękuje Ci za to że rozdziały pojawiają się co niedziele, strasznie nie lubię tego dnia i jakoś tak nowy rozdział w jakimś stopniu poprawia mi humor(: taka mała odskocznia od rzeczywistości.

Tak więc czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że skoro Twój ulubiony to będzie ciekawy i szczerze to tak mnie ciekawi co takiego się wydarzy, że już nie mogę się doczekać niedzieli(:
Pozdrawiam i życzę czasu, chęci i motywacji w tłumaczeniu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Taka_Ja
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:47, 18 Sty 2010 Powrót do góry

Kolejne opowiadanie, gdzie na moment mogę zatopić się w przyjemności czytania, odkrywania i poznawania Smile
Edward jako portret charakterologiczny jest tutaj po prostu strzałem w dziesiątkę. Świetna, ciekawa i nowatorska konstrukcja tej postaci potwierdza swoją celność w stu procentach w ostatnim rozdziale. Uwielbiam jego narrację, sposób postrzegania, odczuwania... Bardzo mnie intryguje i wzbudza ogromną sympatię.
Lily to nasza słodka wisienka na torcie. Szczególnie ukazana i uwypuklona relacja między nią i Edwardem jest mocnym punktem wyjścia do obserwacji i wyciągania trafnych wniosków, jesli chodzi o wnętrze tego tajemniczego artysty.
Bella... czekam na jakis przełomowy moment - jej uzasadnioną i znaczącą obecność w życiu pisarza, na dalszy rozwój wydarzeń.

Dziękuję za przyjemność czytania tłumaczce, ciepło pozdrawiam i życzę dużo chęci i czasu Wink :*

I oczywiście już niecierpliwie wyczekuję kolejnej części Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rainwoman
Człowiek



Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski

PostWysłany: Śro 20:01, 20 Sty 2010 Powrót do góry

Faktycznie, czytanie tego tłumaczenia to prawdziwa przyjemność. Choć ten mroczny świat Edwarda niepokoi, to jednak z wypiekami chce się zajrzeć głębiej, poznać powody jego zachowania i działania. Zastanawia jego postawa względem Esme i jednocześnie Carlisle jest jakiś taki nieco odpychający, kiedy zjawia się u niego w domu i jest taki władczy... Postać siostrzenicy jest bezsprzecznie cudowna i odsłania nową, delikatną stronę pisarza, dzięki czemu Bella też może go takiego dostrzec. Skręca mnie z ciekawości jaką tajemnicę skrywa Cullen i dlaczego akurat Esme jest obiektem jego największej niechęci... do tego wyczuwa się, że kobieta ma nieczyste sumienie... jest świadoma czegoś, co miało tak potworny wpływ na Edwarda...
Dziękuje za świetne tłumaczenie i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, bo na pewno warto śledzić ten ff. Jest wyjątkowy... bezsprzecznie :)
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marcia993
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 104 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?

PostWysłany: Nie 22:01, 24 Sty 2010 Powrót do góry

To raczej ja dziękuję, że jesteście ze mną i czytacie, a także komentujecie HG. ;* Dla mnie to naprawdę ważne, dziękuję. Smile

Werka, co Ty masz do tych leków? Very Happy
Eweluś, nie chcę za bardzo spoilerować, ale całe opowiadanie z chapa na chap robi się coraz smutniejsze niestety. :-(

Ach, przed Wami mój ulubiony chapik (no dobra... jeden z ulubionych Razz). Very Happy Liczę, że Wam też się spodoba. Smile

HG jest także na [link widoczny dla zalogowanych], gdyby ktoś wolał PDFa.


***

Beta: kochana, niezastąpiona i jedyna w swoim rodzaju Kristenhn, która mimo swoich obaw odwaliła kawał świetnej roboty ;* love

ROZDZIAŁ 8.

Nie mogłam uwierzyć, że stałam na parkingu sex shopu.
Światło neonu padało na mnie, śmiejąc się i kpiąc. Moje kroki zamarły, a oddech stał się drżący, kiedy próbowałam odejść od samochodu, jednakże byłam do tego niezdolna.
- To do pracy, Bello – starałam się przekonać samą siebie. – Przeprowadzasz badania.
Powtarzałam te słowa niczym mantrę, ale nie ukoiły one moich nerwów. Wzięłam głęboki wdech i na chwiejących się nogach ruszyłam przed siebie, czując się jeszcze gorzej, ponieważ wiedziałam, że mam na sobie ciuchy, w których pracowałam. Głośny sygnał zabrzmiał w pustym sklepie, a ja odskoczyłam, pewna, że moja twarz do końca życia pozostanie czerwona ze wstydu.
- Witam – powiedział ktoś zza lady, lecz byłam zbyt przestraszona, by spojrzeć na tę osobę. Nie słuchałam więc reszty jej powitania, tylko wymruczałam coś w odpowiedzi i rzuciłam się na tyły pomieszczenia.
To ponad moje siły.
Oparłam się o drzwi prowadzące na zaplecze i jęknęłam, klnąc w myślach na pana Bannera w każdym znanym mi języku. To przez niego się tu znajdowałam.
Zawołał mnie do swojego biura, a jego zgrzytliwy i surowy głos rozniósł się po korytarzu. Coś mi mówiło, że to nie prośba. Westchnęłam, odkładając czerwony długopis, którego używałam do poprawiania tekstu i poszłam do szefa, szurając nogami po dywanie.
- Panno Swan, chcielibyśmy, aby napisała pani kontynuację artykułu o molestowaniu seksualnym.
Pamiętam, że na samą myśl o tym na moją twarz wstąpiło ciepło.
– Chcielibyście?
Pan Banner przytaknął, a wyraz jego twarzy był pozbawiony jakichkolwiek emocji. Widziałam, jak podszedł do swojego zaśmieconego biurka, przejrzał różne papiery i znalazł to, czego szukał. Zaczął czytać:
- Życzylibyśmy sobie artykułu o seksie we współczesnym społeczeństwie, lecz tym razem przeciwnym do molestowania.
- Ale co z...
- Chcę to widzieć na swoim biurku w przyszły wtorek, nie później niż o drugiej popołudniu – poinstruował. – Czy to jakiś problem?
Zirytowana pokręciłam głową.
– Skądże znowu, proszę pana.
- To dobrze – odparł, przytakując. – To już wszystko.
Prawie zaśmiałam się na to ostre zwolnienie i wybiegłam z biura, a gdy wychodziłam, drzwi niemal we mnie uderzyły. Ramiona mi opadły, a moja postawa stała się pokonana i ociężała. Kiedy przyszłam, Angela przyłożyła rękę do ust, jednak jej rozbawienie i tak było widoczne.
- Ciężki dzień? – zgadła, podając mi dwie dawki Advilu*. Posłałam jej przelotny uśmiech, nim z wdzięcznością wzięłam tabletki i popiłam je łykiem wody, modląc się, by ból głowy nie trwał dwie godziny, nim lek zacznie działać.
- Ciężki tydzień – odpowiedziałam szczerze, myśląc o stercie papierów na stoliku, nad którą musiałam popracować. – A na dodatek muszę napisać artykuł o seksie we współczesnym społeczeństwie.
Tym razem Angela nie potrafiła powstrzymać się przed śmiechem.
- Seks we współczesnym społeczeństwie, co? – powtórzyła. – Ale czemu?
Wzruszyłam ramionami, osuwając się na krześle.
– Nie mam pojęcia – jęknęłam. – Wiem jedynie, że on chce mnie wykończyć.
- No cóż – odezwała się. – Na początku zabierz się za badania.
- Jakie? – krzyknęłam zgorszona. – Mam przemienić się w podglądacza?
Angela prychnęła.
– Nie – powiedziała. – Idź do sex shopu. Od tego rozpoczyna chyba większość ludzi, co nie?
I właśnie tak znalazłam się w głębi tego sklepu - moje zażenowanie wydawało się niemal namacalne, a wzrokiem wodziłam dookoła, rozglądając się po półkach.
Czułam wdzięczność za to, że było tu prawie pusto. Nie wiedziałam, co zrobiłabym, gdyby stało się tłoczno. Zerknęłam na kasę, aby zobaczyć znudzoną nastolatkę, przeglądającą gazety i opierającą się o ladę, nieświadomą tego, co się działo.
Złapałam się za grzbiet nosa przed przywołaniem wystarczającej ilości odwagi, żeby odejść od ściany i przejść wzdłuż przejścia, trzymając kurczowo torbę przy piersi. Próbowałam patrzeć na spiętrzone zabawki, starając się uspokoić przez wyśmiewanie się z nazw takich jak „Podstępny indyk”, ale nie potrafiłam skupić na nich spojrzenia dłużej niż przez jedną sekundę. To beznadziejne.
- Nie mogę uwierzyć, że to robię – wymamrotałam. Rzeczy, które wykonywałam do pracy były niewiarygodne, lecz całkowicie odrzuciłam możliwość wyrwania kartki papieru i zrobienia notatek o tym, czego się dowiedziałam. Nie miałam pewności, czego szukałam, jednak kontynuowałam chodzenie, mając nadzieję, że coś mnie natchnie.
Usłyszałam dźwięk dzwonka przy drzwiach i wstrzymałam oddech, sfrustrowana, że ktoś inny wszedł do środka. Próbowałam nie zwracać na to uwagi i prześlizgnęłam się w innym kierunku, znajdując ukojenie w damskiej bieliźnie. Przynajmniej to można uważać za normalne.
Słyszałam odgłosy kroków stawianych na linoleum i przeklęłam cicho, nie chcąc wyglądać podejrzanie. Spuściłam głowę, starając się zachowywać nonszalancko podczas kroczenia przejściem. Produkt z wielkim indykiem na opakowaniu przykuł mój wzrok, gdy duży wózek stał pośrodku korytarza, a moje stopa zahaczyła o jego kółko, posyłając mnie do przodu.
- Cholera – zapiszczałam, powstrzymując się przed upadkiem na podłogę poprzez chwycenie się wiszącego, gumowego indyka – ten rodzaj musiał być niesamowicie popularny. Zamknęłam oczy, słysząc za sobą głęboki, zdławiony chichot, a kiedy obróciłam się, by ujrzeć, kto miał tyle odwagi, aby się ze mnie śmiać, stanęłam niczym wryta.
- Edward?
Wszystkie kolory odpłynęły z jego twarzy po tym, jak mnie dostrzegł. Oboje staliśmy niezgrabnie, wpatrując się w siebie, a napięcie strzelało w powietrzu.
- Bella – w końcu się odezwał, a jego chłodna twarz zmiękła, gdy głos mu się załamał. Mogłabym powiedzieć, że próbował go „nastroić”, lecz bardzo się wstydziłam. Nie byłam w stanie nawet się poruszyć.
- Uch – wyjąkałam, czując, że zrobiło mi się niezwykle gorąco. – Cześć.
- Hej – odrzekł gładkim głosem, choć nieznacznie się zawahał.
- Co... co ty tutaj robisz? – spytałam, niedowierzając, że Edward Cullen stał naprzeciw mnie w sklepie dla dorosłych.
- Przeprowadzam badania – odparł. Przyjrzałam mu się podejrzliwie, niepewna, do czego mu to potrzebne.
- Badania? – powtórzyłam cicho, a zwątpienie pobrzmiewało w moim głosie. – Po co?
- Do nowej książki – powiedział znów zbyt szybko. – Muszę zebrać trochę informacji.
Przestawiłam swoje stopy, kołysząc się na boki.
– Nowa książka – prychnęłam. Wiedziałam, że wymyśliłabym jakiś złośliwy komentarz, gdybyśmy nie znajdowali się w sex shopie, ale teraz nie mogłam skłonić do tego swoich ust.
- Tak – rzekł, a jego oczy wyglądały niebezpiecznie. – A co ty tutaj robisz?
Przygryzłam wnętrze policzka. Mocno.
– Przeprowadzam badania – odparłam szczerze, chociaż nie było mowy, by mi uwierzył.
- Co za zbieg okoliczności – nareszcie odpowiedział z uśmiechem, który świadczył o tym, że jest z siebie zadowolony.
- Tak wyszło - warknęłam zdenerwowana jego niedowierzającym tonem. – To do artykułu, który piszę.
- Ach tak – oznajmił, a usta wykrzywił w uśmieszku. – Twój ostatni opowiadał o molestowaniu seksualnym, czyż nie?
- Tak – odezwałam się. Nigdy nie chciałam upaść tak nisko. – Teraz piszę o seksie we współczesnym społeczeństwie. – Brzmiałam przekonująco i beztrosko lub raczej niewyobrażalnie głupio i skonsternowanie. Niestety wyraz twarzy Edwarda wskazywał na to drugie.
- A o czym będzie twoja książka? – spytałam prędko, chcąc odciągnąć uwagę od mojej osoby.
Załamał się, sprawiając, że zaczęłam się z niego podśmiewać.
– Tak naprawdę to nie twoja sprawa.
- Ja ci powiedziałam, o czym będzie mój artykuł! – próbowałam go przekonać, lecz pokręcił głową, odrzucając moją prośbę.
- A czy ja cię o to pytałem? – Zacisnęłam pięści, bym nie mogła go uderzyć. Oboje staliśmy w ciszy, niezręcznie patrząc na poukładane na półkach gadżety. – Jeśli naprawdę cię to tak interesuje – zaczął arogancko – jestem tu, bo zawiera ona sceny masochistycznego, sadystycznego seksu, więc kazano mi się rozejrzeć.
- To jaki rodzaj książki piszesz? – zapytałam zdegustowana. – No bo... poważnie?
- Cóż, a jaki rodzaj książki chciałabyś, żebym napisał? - spytał, okazując złość. Pokręciłam głową, niemal się śmiejąc. Tylko nasza dwójka mogła wdać się w kłótnię w sex shopie.
- Może powinieneś napisać książkę o wkurzaniu mnie – palnęłam. – Udowodniłeś, że jesteś ekspertem w tej dziedzinie.
- Naprawdę mnie śledzisz.
Wyłupiłam oczy na to oświadczenie.
– Co? – wyjąkałam.
Przytaknął, jakby miał objawienie.
– Tak jest – stwierdził, brzmiąc na przejętego. – Jesteś szaloną fanką, która właśnie mnie śledzi. Wszystkie znaki na to wskazują.
Patrzyłam na niego z opadniętą szczęką. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- A skąd niby wiedziałeś, że mój ostatni artykuł był o molestowaniu seksualnym? – zapytałam oskarżycielsko.
- Bo przeczytałem w gazecie – odparł, próbując wyglądać na zirytowanego, chociaż jego głos tylko połowicznie na to wskazywał, udowadniając, że to ja mam rację.
- I to mnie nazywasz prześladowcą – parsknęłam i przez chwilę przez moją głowę przemknęła myśl, że w sklepie mogą znajdować się także inni ludzie, chociaż nie przywiązałam do niej żadnej uwagi.
Spojrzał na mnie, a odbite oskarżenie dotarło do niego, więc skrzyżował ramiona.
– Wiesz, że nie masz... – Lecz nim mógł dokończyć, poleciał do przodu, zostając popchanym przez przypadkowego klienta. Westchnęłam, gdy jego ciało zostało przyciśnięte do mojego i oboje uderzyliśmy w ścianę. Czułam, jak się do niego idealnie dopasowało, a my staliśmy w ciszy. Jego ręce spoczęły na moich bokach, podtrzymując mnie w równowadze, kiedy moje znalazły jego żebra, asekurując go.
Podniosłam na niego wzrok, jego oczy płonęły, ostro na mnie patrząc. Nie mogłam odwrócić się od intensywnego wzroku. Ta sama elektryczność, która towarzyszyła nam w kinie, powróciła, gdy nasze ciała się dotknęły, a ja nie miałam siły, aby cokolwiek zrobić. Jednak w przeciwieństwie do kina, nie mogliśmy jej uniknąć. Jawna atrakcyjność iskrzyła między nami, ujawniając się.
Pochylił się delikatnie, nasze oddechy się zmieszały, a twarze dzieliły tylko cale. Zamknęłam oczy i poczułam, jak delikatnie muska swoimi wargami moje. Wydałam z siebie łagodny jęk, kiedy elektryczność zamieniła się w burzę, a moje ciało odpowiedziało na ten ogień. Otworzyłam oczy, gdy się oddalił, szukał spojrzeniem mojego – błagając, pragnąc.
Nie mogłam mu odmówić.

EDWARD

Przekląłem w duchu, spadając przed siebie i uderzając w Bellę. Próbowałem się ustabilizować, ale nim mogłem to zrobić, zostaliśmy przyparci do ściany, a nasze ciała się ze sobą złączyły. Czułem jej ręce przyciśnięte do mojego torsu, jej ciężkie oddychanie, które pozwalało mi usłyszeć każde zaczerpnięcie przez nią powietrza. Byłem w stanie ujrzeć błysk w jej oczach, gdy patrzyła na mnie z widoczną dezorientacją.
Tak jak ja, nie zdawała sobie sprawy, co się działo.
Wiedziałem, że każde wykreowane postanowienie wyślizgało się z moich rąk, kiedy skupiłem spojrzenie na jej ustach, a ma baczność zaczęła się wykruszać. Były takie idealne, wręcz wołały, bym je wziął. Posiadł. Zatwierdził jako własne.
Pochyliłem się, zanim zacząłem racjonalnie myśleć, a moje ciało postępowało tak, jak chciało. Początkowo tylko zetknąłem nasze wargi, robiąc to delikatnie i testując pragnienie, a ona zamknęła oczy. Żadne z nas nie potrafiło[/b] tego kontrolować.
Syreny wyły w mej głowie, gdy się połączyliśmy. Oddaliłem się od niej, odkrywając, co zrobiłem, tylko po to, by zostać ponownie powitanym przez głębokie, brązowe spojrzenie. Przyciągające mnie. Mające pretensje.
[i]Należałem do niej.

Wpatrywałem się w jej drżące wargi, jej dłonie także dygotały po zabraniu ich z mych boków, by ująć moje policzki i przyciągnąć z powrotem do siebie. Chwyciłem ją mocniej za talię i naparłem na nią z trzęsącymi rękoma.
Jęk opuścił jej usta i zakryłem je swoimi wargami, całując ją żarliwie. Małe dłonie zacisnęły się w pięści w moich włosach i szarpnęły mocno, zmuszając do rozdzielenia ust. Kiedy do tego doszło, poczułem, jak badała je swoim językiem, błagając o wpuszczenie.
Smakując jej, nie liczyło się nic innego. Powędrowałem rękoma z jej bioder do pośladków, tuląc je, jakby od nich zależało moje życie. Oddech zbierał się w niej, zmuszając piersi do podnoszenia i uderzania w moją klatkę piersiową.
Potrzebowałem jej. Teraz.
Nie potrafiłem się już dłużej wstrzymywać.
Przerwałem pocałunek i dyszałem razem z nią, a nasz czoła złączyły się ze sobą. Nie chcąc marnować ani sekundy, pochyliłem się jeszcze bardziej, zatapiając głowę w jej włosach. Składając pod uchem miękki pocałunek, powędrowałem wargami wyżej i wyszeptałem:
- Chodź ze mną.
Jej ciało zadrżało, a moje płonęło od tej siły, właśnie taką reakcję u mnie wywoływała.
Wątpię, żebym mógł to jeszcze kiedyś poczuć.
Ta namacalna potrzeba kogoś i ogromne pożądanie krążyły we mnie. A posiadanie tych uczyć... Nie można tego opisać słowami.
Chciałem, żeby trwały. Musiały trwać.
Odsunąłem się i czekałem z zapartym tchem na jej odpowiedź. Musiała się zgodzić. Nie mogłem tego zaprzepaścić. Czas wydawał się stać w miejscu, gdy się na siebie patrzyliśmy, a powstałe między nami napięcie nie było takie jak zazwyczaj – zamiast podstawowej mgły, wytworzyła się żądza. W chwili obecnej zniknęła niechęć, a ja nie wiedziałem, kiedy miała zamiar powrócić. Nie wiedziałem też, czy chciałem jej powrotu.
Przestań, krzyknąłem w myślach. Nie możesz tego zrobić. Nie chcesz tego. Wynoś się. Teraz.
To właśnie to. Pierwotny instynkt. Taki zostałem stworzony. Uciekałem. Odwracałem się i nigdy nie patrzyłem wstecz. Jeśli nie ufałbym ludziom, nie mogliby mnie zawieść, nie mogliby mnie dotknąć i nie mogliby mnie zranić.
Starałem się zachowywać powściągliwie, radzić sobie w pojedynkę, ale coś w jej oczach złagodziło chłodny wyraz twarzy, na którego doskonaleniu spędziłem kilka lat.
Bella przechyliła głowę i oblizała językiem wargi. Jęknąłem, tak desperacko pragnąc zarówno pozbyć się tego uczucia, które we mnie wywoływała, jak i zatrzymać ją przy sobie.
Bezsilność. Samotność. Błąd.
Porażka.

Zgarbiłem ramiona, aby nasze twarze znalazły się na równi, przez co usta dzieliły tylko centymetry.
I przytaknęła.
Przytaknęła.
Zgoda.
Kiedy trzymała mnie w ramionach, nie wiedziałem, czy powinienem być zachwycony czy może poirytowany. To tak, jakby była w stanie zrujnować wszystko jednym dotykiem, pieszczotą, spojrzeniem... Ale nie to się teraz liczyło. Później znajdę czas, żeby o tym pomyśleć.
Nie mogłem się nad tym zastanawiać. Wszystko bym zniszczył. Zdawałem sobie sprawę, że za tym tęskniłem, więc gdybym to spieprzył...
Odwróciłem się, łapiąc ją za nadgarstek. Wyszliśmy ze sklepu, zanim kasjerka zdążyła się z nami pożegnać. Doszliśmy do mojego samochodu, zanim Bella potrafiłaby dostać się do swojego. Znaleźliśmy się w moim mieszkaniu, zanim zaczerpnąłem powietrza.
Przez całą drogę czułem, jak nasze złączone i drgające ręce do siebie pasowały. Moje zerknięcia ukazały mi, że uważnie mi się przyglądała, siedząc obok i będąc niepokojąco spokojną. Nie rozumiałem, czemu to zrobiłem, lecz chwyciłem jej dłoń i przyłożyłem do swoich ust, składając na niej pocałunek. Po tym geście wydawała się nawet spokojniejsza.
A teraz była tu. Ze mną.
To odkrycie wysłało kolejne, przerażające ciarki wzdłuż kręgosłupa.
Zatrzasnąłem za nami drzwi i obróciłem się, przyciskając ją do ściany i wędrując rękoma po jej bokach. Ona wczepiła się palcami w moją koszulę, przyciągając do siebie. Mogłem wyczuć, jak w pełni stwardniałem i zniżyłem się, aby się o nią otrzeć. Gdy mnie poczuła – czekającego i reagującego na nią – zajęczała, a ja nie potrafiłem przestać.
Napędzała moje pragnienie. Graliśmy w niebezpieczną grę, gdzie zasady się rozmyły, a granice stały nieokreślone. Myśl o tym dręczyła mnie, paliła. Zabroniła dalszego ryzykowania w obawie przed klęską.
Jednak tutaj nikt nie wygrywał.
Złączyłem nasze wargi i jęknąłem w jej usta. Ona oplotła moje uda nogami, więc chwyciłem je i podciągnąłem wyżej, owijając wokół swojej talii. Bella otarła się o mnie, a obraz przed moimi oczyma zamglił się z tego powodu.
- Proszę – wyszeptała, kiedy odsunąłem się i próbowałem nie skupiać na fakcie, że to o mnie błagała. Kontynuowałem całowanie jej, zmierzając od policzków do szyi i odwróciłem nas, po czym zaprowadziłem do sypialni. Usadziłem nas na łóżku i pozwoliłem jej usiąść na mnie okrakiem, nie wiedząc, co powinno teraz nastąpić.
Rozejrzałem się dookoła i niemal zaśmiałem na sytuację, jaką stworzyliśmy. Nikt nigdy nie wszedł do mojego mieszkania, nie miał też prawa, by wkroczyć do mojej sypialni, a teraz na moich kolanach siedziała dziewczyna, której nie znosiłem, a ja na to zezwalałem.
Co mi się stało?
- Edward – westchnęła i nagle nic innego na świecie nie wydawało się tak cudowne. Me pisanie bledło w porównaniu do tego, jak nieskazitelnie brzmiało moje imię po opuszczeniu jej warg.
Odchyliłem się, pociągając ją ze sobą, jednak Bella zerknęła na mnie i się podniosła. Przez moment strasznie się denerwowałem, a niedoświadczenie wcale mi w niczym nie pomagało. Czy zrobiłem coś nie tak? Nie miałem pojęcia.
Te myśli zniknęły, gdy zaczęła pokrywać mnie pocałunkami, a nosem potarła ucho, kiedy całowała mą szczękę. Jęknąłem na to odczucie, będąc świadomym tego, że chciałem więcej. Potrzebowałem więcej. Lekko popchnąłem jej ramiona i tym razem to ona wyglądała na zaskoczoną tym bezwstydnym czynem.
Nie chciałem ponownie ujawniać tej aroganckiej osoby, którą znała. Nie mogła ujrzeć wszystkiego, ale z każda chwilą coraz ciężej było to ukrywać – tę bezbronność, której tak bardzo bałem się okazać.
Poczułem, że moje usta skrzywiają się w znanym uśmieszku. Nadal zaskoczony tym, że znajdowała się tutaj i robiła to wszystko po tym, co między nami zachodziło, usiadłem i ściągnąłem koszulkę przez głowę. Kiedy ją odrzucałem, usłyszałem westchnięcie Belli i obróciłem się do niej zdziwiony i wdzięczny za to, że ciemność okrywająca pokój ukryła moje wahanie. Teraz dyszała nawet ciężej, jej sylwetka była widoczna w świetle księżyca wpadającym przez okno, a ona mocniej przygryzała wargę.
Przejechałem palcem wzdłuż jej szczęki, w dół szyi i ponad szczeliną między piersiami. Zamknęła oczy i wypuściła z siebie chropawe westchnienie. Uśmiechnąłem się, kontynuując podążanie coraz niżej, gdy znalazłem rąbek jej bluzki. Szarpiąc go łagodnie, czekałem, aż otworzy oczy i sama ściągnie koszulkę, a moje serce przy tym waliło.
Przystosowała się do tego i szybko jej pozbyła, eksponując przede mną swój stanik. Pochyliłem się i delikatnie pocałowałem ją w brzuch, po czym oplotłem rękoma, próbując odpiąć biustonosz. Po szarpaniu się z nim przez kilka minut, przekląłem cicho i zmarszczyłem brwi, nie chcąc okazywać swojego niedoświadczenia. Nie mogłem go okazać.
- Coś nie tak? – spytała, całując mój policzek. Jęknąłem, starając się potrząsnąć głową, lecz musiałem to powiedzieć. Chociaż pewnie i tak już wiedziała.
- J-ja nie mam w tym żadnego... doświadczenia – wyjąkałem, a moja twarz stała się gorąca. Ona oddaliła się, a ja czekałem na kolejną uwagę lub grymas niezadowolenia, który wszystko by zniszczył, jednak zaskoczyła mnie po raz kolejny. Zawsze zaskakiwała.
Sama ściągnęła ramiączka stanika i rozpięła go z tyłu. Wolno go ściągając, pozwoliła swoim piersiom delikatnie opaść. Prawie czułem ciepło promieniujące z jej policzków, które niemalże dodało mi otuchy.
Przynajmniej nie byłem osamotniony.
Syknąłem, kiedy potarła swoją klatką piersiową o moją, a nasza skóra dotknęła się całkowicie. Spojrzałem na nią, aby zostać przywitanym oślepiającym, słodkim uśmiechem, który mówił mi, że nic się nie stało. Jęknąłem, przerzucając nas i unosząc się nad Bellą, nie chcąc zmiażdżyć jej swoim ciałem. Moje wargi naturalnie znalazły piersi, delikatnie całując ich krawędzie. Jej kwilenie było nie do opisania, gdy wplotła dłonie w moje włosy i popchnęła niżej.
Potrzebowała mnie.
Zatrzymałem się na moment, nim kontynuowałem, nie mając pewności, co powinienem zrobić. Oddech uwiązł jej w gardle, więc schodziłem w dół, całując każdy kawałek skóry, który tylko dosięgałem. Palące uczucie powróciło. Pozwoliłem ręce powędrować do jej piersi, ugniatając je i masując. Dźwięki, które wypływały z ust Belli brzmiały wspaniale. Ona zaś ponownie się o mnie otarła, a szorstkość dżinsów nam nie wystarczała.
Pragnęła mnie.
Wycofując się, wstałem i zacząłem szarpać się ze swoimi spodniami, by się ich pozbyć. Obserwowałem w ogłuszonym zdumieniu, jak trzęsły mi się ręce, a ona odzwierciedlała moje akcje. Nadal leżąc, odpięła guzik i rozpięła zamek dżinsów, zsuwając je z grzesznie jedwabistych ud. Mój wzrok powędrował w górę jej nóg i spoczął na majtkach – już teraz mogłem zobaczyć, jak bardzo była mokra i poczułem, że szarpnąłem się na tę myśl.
To przeze mnie. Ja powodowałem u niej takie reakcje.
Moje spodnie zniknęły w okamgnieniu, a bodziec stał się teraz zbyt silny. Wokół nas pojawiła się gęsta mgła blokująca zewnętrzny świat. Nie istniały żadne problemy ani zakłócenia, terminy czy rozczarowania. Musiałem ją posiąść, mieć, połączyć się z nią i nigdy nie wypuszczać. Mój umysł próbował powędrować do wcześniejszych dni, kiedy zmuszałem się, aby o niej nie myśleć, ale gdy się tu znajdowała, wydawało się to niemożliwe. Potrzebowałem jej.
- Bella – jęknąłem, przechylając się i ponownie zaczynając ssać jej skórę, dłońmi natomiast poznawałem piersi. Zajęczała w moje włosy, obracając się i chwytając ręką moje ramię. Podniosłem wzrok, by ujrzeć w jej oczach płonące, odzwierciedlające także moje, pragnienie. Zagłębiłem się w ustach dziewczyny i okryłem je piekącym pocałunkiem, zsuwając dłoń do jej kobiecości i mając nadzieję, że zmierzałem w odpowiednim kierunku.
Przerażony wsunąłem palec w jej majtki. Zajęczałem w agonii, wchodząc w kontakt z tym, czego szukałem, pragnąc wziąć ją już teraz, jednak wiedziałem, że nie mogłem tego uczynić. Skoro swoim zachowaniem mamy spieprzyć wszystko, co jest między nami, to przynajmniej zróbmy to porządnie.
Złapałem ją za biodra, a z jej ust wydobył się delikatny krzyk. Pomogłem jej zsunąć bieliznę, zamykając na chwilę oczy w próbie utrzymania strzępków kontroli, które mi pozostały.
- Edwardzie, proszę – krzyknęła cicho, kiedy ściągałem swoje bokserki, próbując o tym nie myśleć. Uśmiechnąłem się, twardniejąc na reakcje, jakie od niej otrzymywałem. Zdawałem sobie sprawę, że nigdy nie byłem z kobietą, ale skoro ona wydawała z siebie takie dźwięki i poruszała swoim ciałem, to musiałem robić coś odpowiedniego. Musiała chcieć tego tak samo jak ja. Nie mogła przecież udawać.
- Bello – wyszeptałem w jej wargi, ponownie zatapiając w niej swoje palce, nieustannie wsadzając je i wysuwając. Przyciszałem wydawane przez nią krzyki ustami. To napędzało szalejący we mnie ogień.
Kiedy jej ścianki zaczęły się szybciej zaciskać, a Bella przygryzła moją dolną wargę, zapomniałem o pulsowaniu, jakie czułem w okolicach podbrzusza.
Gdy na nią spojrzałem, na mojej twarzy pojawił się uśmiech, a duma przepłynęła przez żyły. Właśnie przyprawiłem ją o orgazm. Musiałem robić coś właściwego.
- Boże – wybełkotała, gwałtownie opadając na poduszki i ciężko oddychając. Wyszczerzyłem się do niej, usatysfakcjonowany jej zaspokojonym wyrazem twarzy. Ja go stworzyłem.
Przełożyłem nogę i przyklęknąłem nad nią. Patrzyłem, jak się wierciła i ślepo szukała rękoma czegoś naprzeciw siebie. Mnie. Jęknąłem z powodu tego uczucia – wszystko było tak blisko. Zamierzałem przejść przez to, przejść z Bellą.
Jeśli ktoś powiedziałby mi, że wścibska dziennikarka, która obrażała mnie i której nie mogłem znieść, znajdzie się ze mną w takiej sytuacji, pewnie zaśmiałbym się tej osobie prosto w twarz.
Lecz teraz nie chciało mi się śmiać. To działo się naprawdę. Jej ruchy, oddech, krzyki – wszystko. Niczym w moich powieściach, jednak tym razem to nie dotyczyło fikcyjnej postaci. Nie zostało wykreowane dla jakiejś dwuwymiarowej, idealnej osoby, która była poddana każdej mej woli.
Zamarłem. Jej oddech wyrównał się, podczas gdy mój przyspieszył i stał się niepewny. Co, jeśli coś bym spieprzył? Jeśli nie mógłbym wytrzymać? Jeśli by jej się nie podobało? Jeśli…
- Edwardzie, potrzebuję cię – kwiliła, podnosząc biodra, aby napotkały one na moje. Wszystkie zmartwienia i spójne myśli odeszły wraz z całą determinacją, kiedy na nią popatrzyłem.
- O Boże – zajęczałem, obserwując ją poruszającą się pode mną. Nie mogłem tego znieść. – Jesteś taka piękna.
Otworzyła oczy na moje oświadczenie i posłała mi zaciekawione spojrzenie, ale nie potrafiłem na nie odpowiedzieć.
Spojrzałem na jej kremową skórę i kobiece ciało, pieszcząc palcami obszar od brzucha do piersi, które ponownie masowałem. Głowa Belli opadła, a ona wyjęczała moje imię.
- Proszę, proszę, jestem na krawędzi – wymamrotała nieskładnie, a żadne z nas nie było pewne, jakie słowa opuściły jej usta, kiedy ponownie się o mnie otarła. Zadrżeliśmy, a ja zamknąłem oczy, zgubiony w tym, co robiłem, lecz natychmiast podniosłem powieki i popatrzyłem na nas, wchodząc w nią i wstrzymując oddech.
Czekałem, aż zacznie krzyczeć, aż oznajmi mi, jak okropnym człowiekiem jestem, powie, bym trzymał się z dala od niej i nigdy więcej nie ważył się jej tknąć. Jednak tak się nie stało.
Wyciągnęła ręce, stanowczo splatając nasze palce.
- Edwardzie, proszę, porusz się. Nie musisz robić tego powoli – zajęczała, wijąc się jeszcze raz.
Poczułem się okropnie. Oczywiście – ktoś tak idealny jak Bella musiał z kimś wcześniej być. Miała wszystko. To nie sprawiłoby jej żadnego bólu. Czułem, że zwęziłem oczy i zacisnąłem ręce w pięści. Warknąłem, pchając mocno i szybko, całkowicie się w nią wsuwając.
Zastękałem, wciąż się w niej zagłębiając, kiedy jej ścianki pulsowały wokół mnie.
– Cholera – wyszeptałem, gdy oplotła nogami moją talię i wepchnęła mnie głębiej w siebie, nie wyglądając na przejętą tym, że znajdowałem się na krawędzi i nie potrafiłem trzeźwo myśleć. Wypuściła z płuc drżący oddech i otarła się biodrami o moje.
- ku***! – krzyknąłem, wyrzucając z siebie całą frustrację.
- Edward! – zawrzeszczała, burząc wcześniejszą świetność wymawiania przez nią mojego imienia. Chciałem, żeby bez ustanku je wykrzykiwała. Tej jednej nocy chciałem wiedzieć, jak to jest być wołanym. Nie pragnąłem tego opisywać, pragnąłem to przeżyć.
- Bello – chrząknąłem, wycofując się i pchając w nią mocniej niż przedtem. Kontynuowałem to, chcąc sprawić, by zaczęła krzyczeć, bym wiedział, że to przeze mnie, a nie kogoś innego. Zdawałem sobie sprawę, że już długo nie wytrzymam, lecz chciałem, aby doszła razem ze mną – aby poczuła, jak ją do tego doprowadzam. Chciałem, aby wspominała fakt, że zrobiłem coś, co ją uszczęśliwiło.
Dzisiejszego wieczoru to ja byłem wszystkim. Tylko ja.
Spojrzałem, jak porusza się pode mną z rozsypanymi dookoła włosami i przyciskanymi w desperacji do mojego torsu dłońmi. Jej skóra była zarumieniona i jarzyła się, a padające na nią światło, czyniło ją jeszcze piękniejszą.
Wyglądała niczym bogini.
- Bella – skandowałem w kółko. – Och, Bello.
- Uch, Edward – wykrzykiwała. Mogłem czuć pod sobą jej bijące serce i policzek przyciśnięty do mojego ramienia. Trąciłem nosem jej szyję, upajając się tym uczuciem.
- Dalej, Bello. Po prostu dojdź. Dojdź ze mną – zajęczałem przy ostatnim pchnięciu, niezdolny, by dłużej to wytrzymywać. Gdy tylko dotarłem do krawędzi, poczułem, jak opadamy. Jęknąłem, wycofując się i pchając w nią jeszcze kilka razy, pragnąć dostarczyć tak wiele doznać, jak to było możliwe. Niemalże zaśmiałem się, kiedy ponownie zaczęła się wokół mnie zaciskać i następny orgazm przejął kontrolę nad jej ciałem.
Tryumfowałem. Poczułem się dumny. Znakomity. Zamknąłem oczy, pozwalając uczuciom wzrastać we mnie, zanim rzeczywistość roztrzaskałaby wszystko, czego doświadczyłem, przypominając mi o tym, że osoba taka jak Bella nigdy nie mogłaby ze mną być.
Zostałem w niej przez chwilę, podtrzymując się na przedramionach, aby podeprzeć swoją wagę. Pochyliłem się i przycisnąłem swoje usta do jej, nienawidząc faktu, że to już się skończyło. Sturlałem się na bok i położyłem podbródek na jej ramieniu, a zdenerwowanie powróciło.

BELLA

Zaskomlałam, kiedy się ze mnie nieznacznie zsunął, podpierając wagę na boku, by mnie nie zmiażdżyć. Przebiegłam ręką po jego włosach, wciąż drżąc od najbardziej intensywnego doświadczenia seksualnego w moim życiu. Nie mogłam uwierzyć, że był prawiczkiem – nigdy wcześniej nie czułam się taka pełna, kompletna.
- Łał – wymruczał, całując mój obojczyk. – To... teraz wiem, dlaczego ludzie lubią to tak bardzo.
Zaśmiałam się na absurd tej sytuacji. Ja nienawidziłam go, on nienawidził mnie. Był prawiczkiem. Był dupkiem. Był prawiczkiem.
Potrząsając głową, zamknęłam oczy i kontynuowałam głaskanie jego włosów, gdy on pozostał na mnie, składając pocałunek na każdej części mego ciała, którą mógł dosięgnąć.
Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Nie wiedziałam, czy to potrwa aż do rana, czy może obudzimy się i pożałujemy wszystkiego, co się wydarzyło.
Pozbyłam się tych myśli, nie mogłabym żałować tego, co zrobiliśmy. Nie potrafiłabym. Bez względu na to, jak bardzo ten człowiek mnie denerwował, udowodnił, że umie być współczujący, opiekuńczy i kochany, tak jak kiedyś przypuszczałam.
Istniało jeszcze wiele innych rzeczy, których nie potrafiliśmy dostrzec. Mogłam wam opowiadać o pewnym siebie, aroganckim, zarozumiałym Edwardzie Cullenie, który traktował ludzi niczym śmieci i wciąż nosił na twarzy charakterystyczny uśmieszek. O tym, który nie okazywał żadnych emocji ani uczuć i robił dosłownie wszystko. O tym, który mnie przerażał.
Jednak pod tym wszystkim krył się Edward, którego ciągle coś prześladowało. Coś, co pochłaniało każdą jego myśl czy ruch. Ten mężczyzna trzymający się z dala od otoczenia i ludzi, niechcący zaufać innym w obawie przed zranieniem. Ten, którego pragnęłam lepiej poznać.
Nagle poczułam spływające, lądujące na naszych splecionych ciałach łzy. Próbowałam usiąść, lecz spoczywający na mnie mężczyzna mi to uniemożliwiał. Byłam zaskoczona tym, jak bardzo się przestraszyłam, gdy zaczął się trząść, a jego ciało drżało od szlochów.
- Edwardzie? – odezwałam się łagodnie, podnosząc jego policzek, jednak on odmówił spojrzenia na mnie. – Edwardzie, proszę.
Posłuchał mnie i położył policzek na moim brzuchu. Jego oczy tak bardzo wypełniał smutek, że zapragnęłam odwrócić wzrok, ale zmusiłam się, by utrzymać z nim kontakt wzrokowy. To jedyny czas, kiedy mogłam tu dla niego zostać i po raz pierwszy okazał mi inny rodzaj emocji niż te, przez które właśnie przeszliśmy.
- Bello – zaczął zachrypniętym głosem i całkowicie innym tonem niż zazwyczaj. – Proszę... po prostu... zostań tutaj.
Poczułam ból w piersi, po czym przebiegłam palcami przez jego włosy, nim oplotłam nas kocem, starając się ukołysać go do snu.
Dźwigał na swoim ramionach brzmienie całego świata, a ja byłam bezsilna, by to powstrzymać.

* Advil – lek przeciwbólowy, przeciwgorączkowy i przeciwzapalny w formie kapsułek powlekanych. Nazwa międzynarodowa – Ibuprofenum.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marcia993 dnia Nie 22:45, 24 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Nie 22:16, 24 Sty 2010 Powrót do góry

Cytat:
Tylko nasza dwójka mogła wdać się w kłótnię w sex shopie.


Zgadzam się! Tylko im mogło się coś takiego przytrafić. Jak już pisałam na chomiku Marty, ten rozdział był najwspanialszym z dotychczasowych publikacji. Nie chodzi o seks ale o uczucia, które lawinowo wypłynęły z Edwarda. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że taki facet jak on nigdy nie był z kobietą. Życie Edwarda obiera nowy kierunek i cieszę się, że teraz przy jego boku będzie Bella.
Wszystko zostało pięknie tłumaczone. Teraz, niestety, (Uwaga)znowu musi minąć tydzień, abym przeczytała kolejny rozdział.
Achhhhhhhh, mam nadzieję, że WIĘCEJ ludzi będzie komentować HG. Dzięki jeszcze raz,
pzdr!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 22:18, 24 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin