FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Odkochanie [NZ] [+16] Rozdział 11, 26.05 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 10:26, 28 Lis 2009 Powrót do góry

A mi byłoby miło gdyby rozdział pojawił się szybciej, bo tutaj straszna zamuła panuje ostatnio i brakuje mi Odkochania. Nie ma co czytać, moja droga więc może się spręż jeszcze bardziej dla mnie, co? Dla nas :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marta_potorsia
Wilkołak



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda

PostWysłany: Sob 19:25, 28 Lis 2009 Powrót do góry

To ja się też wypowiem - odeślę rozdział tego samego dnia, którego go dostanę, więc stawiam, że rozdział będzie koło wtorku - środy :) Wszystko dla Ciebie, Dil :*
Pozdrawiam, Marta :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
villemo
Wilkołak



Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic

PostWysłany: Nie 18:54, 29 Lis 2009 Powrót do góry

Z nudów i braku nowych rozdziałów ff, które aktualnie czytam postanowiłam odwiedzić ten i... nie żałuje. Jest superowy:D Bardzo podobaja mi się relacje Ed- Tin:D Tylko dziwi mnie, że Tin nie tęskini za mamą i domem. Z chęcią dodam ten ff do moich ulubionych.
Czekam na nowy rozdział:D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Pon 16:42, 30 Lis 2009 Powrót do góry

Dobra. Czuję się winna, że tak trochę Cię... nie wiem. No czuję się źle z tamtym komentarzem, który Ci poprzednio zostawiłam. Więc postanowiłam zabrać się za ten rozdział. Zrobiłam sobie mbooka no i tego. Przeczytałam.

I od razu mówię. Jestem na nie.

I OMG normalnie Shocked
Latte, ja Cię uwielbiam normalnie. Nie masz co liczyc na komentarz konstruktywny. To wszystko będzie takie... uh, w nieładzie. Mam trochę rzeczy do powiedzenia. No, pół tego trochę, bo drugą połowę gdzieś pominę. No ale dobra.

Czy mi coś umknęło? Bella i Edward tak nawet się polubili? No to fajnie :D Strasznie spodobała mi się rozmowa Belli i Edwarda, to, jak były ułożone dialogi. Któryś z nich zaczynał, a drugi znał ciąg dalszy, dopowiadał i trafiał.
Lubię tę koleżankę Esme. Świetna jest. Taka... nie wiem. Młodzieżowa? ^^ Szkoda, że nie było nic o Alice. Poczytałabym coś o tej bohaterce, bo fajnie jest tu wykreowana. Cholera, miałam taką przerwę, ,że mam problemy z przypomnieniem sobie, co było w ostatnim rozdziale. No, ale wiedz, że go i tak czytałam ^^

No i nie wiem, co moge jeszcze powiedziec. Konstruktywnie, prawda? Dobra, przejdę do Twojego stylu.

Wiesz, czemu jestem na nie?
Bo ja nie wiem. Tak nie do końca na nie, ale chciałam Cię wkurzyć Laughing Cholera, to naprawdę niesprawiedliwe, że niektórzy potrafią tak cudownie pisać! Dziewczyno, masz ogromny talent. Jej. Twoje dialogi nie są sztuczne, nie są takie... bez życia. Wyglądają na albo tak starannie przemyślane, że aż nie można doszukać się zgrzytów, albo na naprawdę ... hm, spontaniczne, które nie mogą, po prostu nie mogą wyjść sztucznie i drętwo. Wydaje mi się, wiesz , co piszesz, nie gubisz się w tekście, wszystko przemyślasz, ale jednocześnie wiesz, jak stworzyć taką atmosferę, coś takiego, co spowoduje, że język opowiadania będzie prosty, ale nie za bardzo, będzie po prostu przyjemny dla oka.

Co do błędów. Hm, nie masz mi za złe, że zrobiłam z tego mbook? Oczywiście skasowałam z komórki, gdy przeczytałam. Ale to tez mój błąd, bo kilka zgrzytów było. I pod tym względem ten rozdział różnił sie od poprzednich. O ile w tamtych trafiały się jeden czy dwa drobne błędy, o tyle w tym się ich trochę nazbierało.

Dobra, skończyłam Laughing
Pozdrawiam,
Rath

P.S.
Podziwiam Cię, jeśli udało Ci się to przeczytać i coś zrozumieć Laughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rathole dnia Pon 16:44, 30 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Cocolatte.
Wilkołak



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:10, 02 Gru 2009 Powrót do góry

voila.

beta: marta_potorsia

Rozdział siódmy

PWB


Uparcie wpatrywałam się w szybę, udając zainteresowaną odjazdem Kat i Edwarda. Obserwowałam przez chwilę, jak zakładają kaski i sadowią się na tej diabelskiej maszynie. Ale gdy wreszcie chłopak odpalił i ruszyli, nie miałam już żadnego pretekstu do unikania wzroku Esme.
Ona najwyraźniej również nie wiedziała, co ze sobą począć. Spoglądała na mnie kątem oka, spinając wszystkie mięśnie. Udawała całkowicie zrelaksowaną, ale najwyraźniej nie posiadała wielkich umiejętności aktorskich – w tym akurat byłyśmy do siebie podobne. W końcu uśmiechnęła się lekko i sięgnęła po starą, wysłużoną książkę kucharską, która – co wiedziałam od Edwarda – stanowiła nieodłączny element każdego domu, w jakim kiedykolwiek mieszkała moja obecna macocha. Kobieta usiadła na krześle i zaczęła kartkować opasły tom. Nie bardzo wiedziałam, co ze sobą zrobić; ostatecznie zaczęłam niepostrzeżenie – to jest, na tyle niepostrzeżenie, na ile potrafiłam – wycofywać się w kierunku drzwi. Esme niczym nie dała po sobie poznać, że zauważyła moje poczynania.
Byłam już niemal w progu, gdy przez jej ramię dostrzegłam rysunek z zachęcająco wyglądającym... czymś. Z dużym prawdopodobieństwem była to zupa, acz głowy bym nie dała. Chociaż... Jakby się zastanowić, to chyba jadłam już coś takiego, nie mogłam sobie jedynie przypomnieć, gdzie.
Wzięłam głęboki oddech i zmusiłam nogi do współpracy – usiłowałam nie brać sobie do serca tego, że one wolałyby raczej w trybie natychmiastowym opuścić pomieszczenie i przenieść się do pokoju.
- Co to jest? - spytałam, oczyszczając uprzednio gardło. Es zerknęła na mnie zdziwiona. Z trudem udało mi się utrzymać jej spojrzenie.
- Ostro – kwaśna zupa tajska z krewetkami – odpowiedziała dźwięcznie. Odnotowałam w pamięci, że to dziwne, wystające coś, co zobaczyłam na zdjęciu, było krewetkami.
- Masz zamiar to zrobić? - zainteresowałam się.
- Zastanawiam się.
- A potrafisz? - wypaliłam. Natychmiast po tym, jak dotarł do mnie sens własnych słów, nabrałam ochoty na uderzenie głową o ścianę. Mocno. Bardzo, bardzo mocno - na tyle mocno, aby mój umysł raz na zawsze oduczył się takich wpadek.
Jej usta wygięły się lekko, formując się w drobny, wymuszony półuśmieszek.
- Wydaje mi się, że dam sobie radę – zapewniła uprzejmie.
- Ja... nie wątpię w to, tylko... hm, ja... zawsze myślałam, że takie rzeczy można dostać tylko w orientalnych restauracjach – wyjaśniłam kulawo, pragnąc z całego serca zapaść się pod ziemię.
- Weź pod uwagę, że w orientalnych restauracjach też ktoś je musi przyrządzić – rzuciła.
- No tak – mruknęłam, cofając się nieostrożnie do tyłu. Zdążyłam jeszcze zauważyć, że strony książki pokryte są drobnym, starannym pismem – najwyraźniej to Esme zapisywała swoje wskazówki, aby potrawa była lepsza. Moim pierwszym, nieco głupim skojarzeniem był szósty tom sagi o Harry'm Potterze*.
Wkrótce moje plecy z cichym pyknięciem zderzyły się ze ścianą. Czując, że robię się coraz bardziej czerwona, odwróciłam się i szybkim tempem – niemalże biegiem – opuściłam kuchnię, chcąc ze wszystkich sił uniknąć dalszych kompromitacji.
Podświadomie wiedziałam, że macocha odprowadzała mnie wzrokiem.
Będąc już w swoim pokoju, rzuciłam się na łóżko z takim rozmachem, że przez przypadek uderzyłam głową w zagłówek. Syknęłam z irytacji i opadłam na poduszki, masując sobie zranione miejsce. Jak nic będę miała siniaka.
W końcu dałam sobie z tym spokój. Pogrążyłam się w myślach, wzdychając do siebie co chwila. Sytuacja z Es już wcześniej była krytyczna – więc co można było powiedzieć teraz? W każdym razie miała dobre chęci. Może w stereotypie mówiącym, że macocha i pasierbica muszą się nienawidzić jest ziarenko prawdy?
Jednak od wszystkiego są wyjątki. Niestety nie mogłam nic zrobić – nasze relacje z góry zostały skazane na porażkę.

PWA

Podobno gdzieś tam w oddali żyją szczęśliwi ludzie. Nie potrafię sobie tego wyobrazić – wokół mnie istnieje jedynie smutek. Nie umiem dostrzec szczęścia.
Może to właśnie o to chodzi? O to, że to ja nie jestem w stanie dostrzec szczęścia? Może problem leży we mnie?
Wiem, że stan, w którym się znajduję, jest chorobą. Nadali nawet tej chorobie dosyć ładną nazwę i udają, że wynaleźli sposób na jej wyleczenie. Ba! Przepisują nawet na to lekarstwa. Teraz już nikt nie chadza z tym do psychologa – chyba, że ten ktoś poszedł o krok dalej i szarpnął się na swoje życie. No cóż, tego nie zamierzam robić... Mimo wszystko.
To już trzy tygodnie...
Trzy tygodnie od naszego rozstania.
Wiem, że nasz związek jest... był jak klasyczny narkotyk – uzależniał. Mimo że – jak wszyscy wtajemniczeni w sprawę mi powtarzali – byłam z moim wybrankiem nieszczęśliwa, to teraz z całą mocą odczuwam, że tamten ból, tamte problemy to było nic w porównaniu z bólem tęsknoty.
- Mary Alisson!
Niechętnie przeniosłam spojrzenie na Amelię. Choć cała jej sylwetka była nienagannie wyprostowana i sztywna, a twarz kompletnie bez wyrazu, to czarne oczy ciskały pioruny. Westchnęłam cicho i posłusznie poprawiłam pozycję, dostosowując się do jej niemej prośby, czy, trafniej powiedziawszy, niemego żądania.
Czasami poważnie zastanawiałam się, czy nie jestem aby adoptowana. To było wręcz niemożliwe, że miałam z tą kobietą jakiekolwiek wspólne geny. Na Boga, ona nawet każe mi do siebie mówić po imieniu! Bez żadnej przesady mogę powiedzieć, że dostała mi się jedna z najgorszych matek chodzących po tej planecie.
Mieszkałyśmy tylko we dwie; tato był pracoholikiem, w domu spędzał może jakieś trzy, cztery godziny na dobę, i to jedynie wtedy, kiedy ja spałam – a bynajmniej markowałam sen. Prawie każdy, dowiedziawszy się o tym, okazywał współczucie, ale tak na dobrą sprawę pasował mi taki układ – z dzieciństwa pamiętałam, że był człowiekiem apodyktycznym z żelaznymi zasadami. Jako że byłam jedynaczką, to we mnie pokładał wszystkie nadzieje. Oczekiwał perfekcji. Pełna życia, wesoła i spontaniczna dziewczyna całkowicie mu nie odpowiadała. Doprowadzało to do wielu kłótni.
Ojciec wyobrażał sobie, że krzykiem i szlabanami jest w stanie wybić mi z głowy moje „niepoprawne zachowanie”. Niestety jedyny skutek, jaki odniósł, to doprowadzanie mnie do łez. Co do charakteru, to przesypiałam noc, emocje wyparowywały i ciągle byłam jaka byłam.
No cóż. Sądzę, że szanowny minister Henry Brandon byłby zachwycony zmianą, jaka zaszła we mnie przed kilkoma miesiącami. To jest, gdyby miał o niej jakiekolwiek pojęcie.
- Pójdę już do pokoju. Jestem trochę zmęczona – oznajmiłam, oczyszczając usta serwetką i odsuwając się od stołu. - Poza tym, jutro mam ważny test z historii.
- Poczekaj – powiedziała Amelie. - Chcę ci jedynie przypomnieć, że jutro masz praktyki...
- Mam co?
- … w kancelarii prawniczej Houston & Berkley... – ciągnęła.
- Ale...
- … od trzeciej trzydzieści do ósmej wieczorem – dokończyła oficjalnym tonem. Zamurowało mnie.
- Ale... Ja nie mogę, jestem zajęta...
- Oczywiście, że jesteś. W końcu praktyki adwokackie pochłaniają tak wiele czasu... Jak to dobrze, że nie masz żadnych innych zajęć. Dobranoc – zakończyła rozmowę. Nie wiedziałam, co robić, przez chwilę stałam przy krześle z opadniętą szczęką, po czym – przypominając sobie o dobrych manierach – odpowiedziałam „Dobranoc” i niemalże pobiegłam do sypialni, ślizgając się na marmurowych schodach. Zamknęłam drzwi na klucz, po czym niemal natychmiast uderzyłam w nie pięścią z całej siły. Powtórzyłam to kilka razy, aż ręka zaczęła mnie boleśnie piec.
Naturalnie nie miałam najmniejszego zamiaru iść na praktyki – a bynajmniej nie na te konkretnie praktyki. Niestety, oznaczało to tyle, że przez najbliższych kilkanaście – a może nawet kilkadziesiąt – dni będę miała w domu prawdziwe piekło – jeszcze gorsze od tego, jakie przeżywałam teraz.
Zastrzelcie mnie.
Odetchnęłam kilkakrotnie i powlekłam się odruchowo w kierunku okna. Dopiero gdy otworzyłam je na oścież i przymierzałam się do wskoczenia na parapet, przypomniałam sobie, że dawne czasy, w których po nieudanej konfrontacji z matką mogłam wymknąć się z domu i wypłakać przyjaciółce na ramieniu, bezpowrotnie minęły.
Byłam bliska łez. Usiadłam na parapecie i wciągnęłam do płuc ciepłe, miejskie powietrze, usiłując się uspokoić. Nigdy nie sądziłam, że Bella odgrywa w moim życiu taką ważną rolę. Nie, wróć. Sądziłam, wiedziałam o tym, ale... nie potrafiłam tego docenić. Dopiero teraz to do mnie dotarło.
Wyobraziłam sobie, jakby to było, jakby Bell nie wyjechała. Zeszłabym drzewem na ulicę, złapałabym taksówkę i - jak zawsze – dopiero w połowie drogi zorientowałabym się, że nie mam na sobie butów, o gotówce nie wspominając. Renee, widząc mnie przez wizjer, bez słowa zapłaciłaby taksówkarzowi i zachęciła do zrobienia sobie herbaty – dzięki Bogu, nigdy nie proponowała, że sama tę herbatę zrobi. Jej córka zeszłaby po jakiejś minucie, nie widząc niczego dziwnego w tym, że znowu u nich jestem. Phil opowiedziałby kilka dowcipów... o ile nie byłoby żadnego pochłaniającego meczu na kanale sportowym.
Z Bellą było łatwiej...

Ona jest dziwna, pomyślała rezolutnie dziewczynka, obserwując huśtającą się brunetkę, która przeszło pół godziny bawiła się w tej sposób. Przecież to nudne.
Mary, jako osoba pełna życia, nie mogła zrozumieć, jak można przez całe trzydzieści minut tkwić w jednym miejscu. Była to niezwykła anomalia – ponadto sama zainteresowana wcale nie wyglądała na znużoną. Jej brązowe oczy były tak samo rozmarzone, a na ustach miała ten sam szczęśliwy uśmiech, który towarzyszył jej, odkąd wyszli na dwór. Może to w ten sposób bawią się dzieci, które nie mają pieniędzy?
Powinna być zniesmaczona, ale nie mogła sama przed sobą ukryć, że Swan ją intryguje. Nigdy dotąd nie miała żadnej styczności z biednym ludźmi; wszystkie jej koleżanki pochodziły z bogatych, szanowanych rodzin. Natomiast córka pani Swan... No cóż, ona z pewnością do takich się nie zaliczała. Mary wiedziała, że Bella uczęszczała do ich przedszkola tylko dlatego, że jej mama była tu przedszkolanką – co również czyniło z Belli osobę niezwykłą. Przecież to niemożliwe, aby przedszkolanki były matkami! Przecież matki są oschłe, ładne i poważne – o tym Mary wiedziała doskonale. Jej mama taka była. I mama Karen Watts i mama Emily Snatcher, i mama Rikki Robertson. Wszystkie mamy są takie. A wszystkie przedszkolanki są miłe i uprzejme, i pomocne. A może jak są same – miała tu na myśli panią Swan i Bellę – to czy pani Swan stawała się Matką, taką jak wszystkie inne? Mary się wzdrygnęła – wizja poważnej, Matkowatej Renee Swan była przerażająca.
Poobserwowała jeszcze chwilę, po czym wzruszyła ramionkami w geście kapitulacji i poszła bawić się z innymi w „baba Jaga patrzy”.

Renee złapała ją za rękę i stanowczo posadziła w kącie, ale gdy zauważyła, że dolna warga Mary zaczęła niebezpiecznie drgać, a jej czarne, ogromne oczka wypełniają się łzami, natychmiast spuściła z tonu.
- Nie płacz – wyszeptała, klękając przed dziewczynką.
- Ale... Ale... Pani jest na mnie zła, pani mnie nienawidzi, bo jestem niegrzeczna – wyszlochała dziewczynka. Renee zatkało; nie wiedziała, jak zareagować na takie wyznanie.
- Och, skarbie – powiedziała. - Nawet tak nie mów! Dlaczego miałabym cię nienawidzić? To był tylko wypadek. Wiem, że nie zrobiłaś tego umyślnie.
- Tata mówi, że jestem młodą damą, a młode damy nie skaczą i nie biegają po pokojach, i nie tańczą jak postrzelone – szlochała dalej, patrząc ufnie w błękitne tęczówki pani Swan. - Jakbym nie skakała, nie zepsułabym...
- Już dobrze, kochanie. - Renee użyła swojego najbardziej troskliwego tonu. - Każdemu mogło się zdarzyć. A stojak zaraz naprawimy. Nikt się na ciebie za to nie gniewa.
- Tato będzie.
- No cóż... - Kobieta pochyliła się nad Mary i szepnęła jej do ucha – Ja tu twojego taty nie widzę, a ty?
- Nie – odparła, nie wiedząc, do czego zmierza przedszkolanka.
- Powiesz mu, co się dzisiaj stało? Bo ja nie zamierzam.
- Naprawdę? - zdumiała się brunetka.
- Naprawdę. - Spojrzała na nią ciepło. - Ale teraz muszę iść zając się twoimi koleżankami. Posiedzisz tu chwilę? Ja się nie gniewam, ale musimy poudawać, że dostałaś karę.
- Posiedzę – zgodziła się dziewczynka, szczęśliwa, że cała sprawa skończyła się w taki sposób.
Mary oparła się o ścianę i westchnęła głęboko. Ale ile ona będzie musiała tu siedzieć? Jest tak nudno...
Nagle usłyszała kroki, które z każdą sekundą nabierały intensywności. Odwróciła główkę w ich kierunku i – ku swojemu zdziwieniu – ujrzała przed sobą Bellę. Usiadła ona w odległości około trzech metrów od miejsca wygnania Mary i uśmiechnęła się.
- Hej – powiedziała głośno, tak, aby brunetka nie miała wątpliwości, że to do niej skierowała swoje przywitanie.
- Nie mogę mieć gości – odparła nieufnie Mary.
- Nie jestem twoim gościem. - Wzruszyła ramionkami, ledwie widocznymi pod zasłoną ciężkich, długich loków. - Ja się tylko tutaj bawię.
Sprytne, pomyślała Brandon.
- Poza tym mama nie patrzy w tę stronę – dokończyła, widząc, że wzrok jej koleżanki ciągle był nieufny.
- No cóż... - mruknęła, rozluźniając się trochę. - A dlaczego...


piosenka do fragmentu

…tu jesteś? - zapytałam, mrugając gwałtownie, gdy oślepiło mnie światło z okolicznych latarni. Rozejrzałam się nieprzytomnie; w połowie leżałam na parapecie, przy otwartym oknie. Przetarłam twarz dłonią, usiłując się trochę rozbudzić. Potrzebowałam chwili, aby sobie uświadomić, że zasnęłam i jeszcze kolejnej dłuższej, aby do mnie dotarło, że coś mnie obudziło – i, co zastanawiające, byłam całkiem pewna, że nie chodziło tu o niewygodną pozycję.
Niezgrabnie zsunęłam się z parapetu, czując, że spałam dość długo. Przeciągnęłam się, a moje szczęki rozwarło potężne ziewnięcie. Mam to gdzieś, idę do łóżka.
Ściągnęłam przez głowę bluzkę i rzuciłam ją niedbale na podłodze. Właśnie zabierałam się do rozpięcia spodni, gdy usłyszałam szelest. Stwierdziwszy, że to pewnie jakaś zabłąkana wiewiórka, nie zwróciłam na to uwagi.
Zaraz potem nastąpił szereg metalicznych brzdąknięć.
Serce niemal mi stanęło. Złodzieje! Prędko schowałam się za ścianę i odetchnęłam głęboko. Ale jak oni się tu dostali? Przecież potrzeba cudu, aby złamać wszystkie nasze zabezpieczenia!
Zerknęłam ostrożnie przez okno. Ujrzałam ciemną, z pewnością męską sylwetkę przedzierającą się przez ogrodzenie. Mimo światła, jakie dawały uliczne latarnie, nie byłam w stanie rozpoznać włamywacza. Serce galopowało mi w piersiach. Ale, chwila... Coś się nie zgadzało. Dlaczego ten facet dokładnie wiedział, w którym miejscu może bezpiecznie przekroczyć mury naszej posiadłości? Niewielu było świadomych, że tylko tutaj, z bliżej niewyjaśnionych przyczyn, alarm nie działał. Było to bardzo przydatne podczas moich niegdyś częstych wędrówek do domu Dwyerów.
No i ta sylwetka... ona była taka... taka znajoma. Przywodziła na myśl... ciepło? Chyba w ten pokręcony sposób mogę to opisać. Z mojej pozycji mogłam też dostrzec półdługie, lekko pofalowane włosy chłopaka.
- Jasper? - rzuciłam w przestrzeń.
- Alice – zawołał cicho. - Czekaj na mnie!
Teraz, kiedy już poznałam tożsamość nocnego gościa, strach, zamiast zniknąć, przybrał na sile. Dlaczego on tu jest? Czyżby coś się stało? A jeśli on... O Boże, dopomóż! Co tu się działo?
Obserwowałam z niepokojem, jak Jasper przedostał się poza ogrodzenie i wylądował miękko na trawie, zręcznie niczym kot. Nie wydawał się być... chory ani nic z tych rzeczy. Ale... Nadal nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Gdy podbiegł do drzewa i zaczął się po nim wspinać, serce niemal mi stanęło. Nie mogłam na to patrzeć – mógł się przecież zabić! O siebie się co prawda nigdy nie martwiłam, ale ja w wspinaczce po drzewach miałam lata praktyki. I to – należałoby dodać – cholernie długie lata. A on... A jak mu się coś stanie? I to z mojego powodu?
Boże, Boże, dopomóż!
Wreszcie, po kilku ciągnących się w nieskończoność minutach, jego stopy pewnie dotknęły parapetu. Wypuściłam z siebie powietrze, dopiero teraz w pełni pojmując, jaka byłam spięta.
- Jazz! Co ty tu, do cholery, robisz? - szepnęłam, wciągając go do środka. W końcu parapet też był trochę niebezpiecznym miejscem.
- Ja... - zaczął, ale urwał raptownie, patrząc na mnie. Zniecierpliwiłam się.
- O co tu chodzi?
Zauważyłam, że jego oczy pociemniały trochę. Przez chwilę zmartwiłam się, że dzieje się z nim coś niedobrego – nie byłaby to zresztą nowość – ale później dotarło do mnie, że powód jego braku koncentracji miał inne źródło.
Pisnęłam cicho, oblewając się rumieńcem niczym – nie przymierzając – Bella, gdy zorientowałam się, że nie mam na sobie nic poza dżinsami i białym, usztywnianym, niemal przezroczystym stanikiem. Nie chciałam wyjść na idiotkę, więc opanowałam się i po prostu skrzyżowałam ręce nie piersiach, usiłując wyglądać tak, jakby fakt, że stoję przed swoim chłopakiem ubrana jedynie w bieliznę, mało mnie obchodził. Miałam nadzieję, że nie widać po mnie, że w środku palę się z tłumionego wstydu.
- Jakiś problem? - spytałam, unosząc zalotnie jedną brew. Widziałam, że z niemałym trudem przeniósł wzrok na moją twarz.
- Nie. Żadnego – wyrzucił z siebie przez zaciśnięte zęby.
- Po co przyszedłeś? - zapytałam poważnie, po czym spuściłam oczy.
- Ja... chyba... to znaczy... - plątał się. Wziął głęboki wdech i powiedział – Przyszedłem cię przeprosić.
- Znowu?
- Tym razem naprawdę.
Spojrzałam prosto w jego fiołkowe, hipnotyzujące tęczówki. Patrzyły na mnie z takim przekonaniem, z taką mocą...
- Ostatnim razem też tak mówiłeś- przypomniałam. - I wcześniej, i jeszcze wcześniej, i…
- Alice – przerwał mi smutno. - Naprawdę mi przykro.
- Tak jak zawsze.
- Proszę cię...
- O co mnie prosisz?
Nie ulegaj mu, krzyczałam w duszy. Wiedziałam jednak, że problem nie polegał na tym, żebym jemu nie uległa – chodziło o to, bym sobie nie uległa. Było to trudne – patrzeć mu w oczy z uczuciem innym niż miłość, stać tak blisko niego i się w niego nie wtulić, widzieć jego usta i ich nie całować... Przepadłam.
- O szansę... ostatnią! - błagał mnie żarliwie z uczuciem. Zaczęłam tonąć w jego rozpalonym spojrzeniu.
- Miałeś już aż za dużo ostatnich szans – rzuciłam sucho.
- Byłem idiotą – przyznał.
- Jesteś idiotą.
- Masz rację – odparł od razu.
- Dlaczego miałabym ci ulec...?
- Alice... - Złapał moją twarz, która wydawała się niezwykle drobna przy jego wielkich dłoniach. Od razu poczułam przepływającą przez nas elektryczność. Zadrżałam niczym liść na wietrze; mój opór raptownie osłabł. - Kocham cię – dokończył, zmuszając mnie, bym nie uciekała od niego spojrzeniem, co od pewnego czasu starałam się robić.
- Czy rzucisz... - Odpowiednie słowo nie chciało mi przejść przez gardło, więc sformułowałam to inaczej. - Czy skończysz ze swoimi... nawykami?
- Wybacz mi... - wyszeptał jedynie.
- Jasper! Zrobisz to?
- Ja...
- Więc nie masz u mnie szans. - Wyrwałam się z jego uścisku i zwiesiłam luźno ręce w nieco prowokacyjnym geście, chcąc jeszcze bardziej utrudnić mu sprawę. Zdawałam sobie sprawę, że widok staników dekoncentruje chłopaków.
Nie mogę powiedzieć, że nie byłam zaskoczona, gdy jego wzrok nawet na moment nie powędrował w stronę moich piersi.
- Błagam cię, wróć do mnie – wyszeptał. - Kocham cię. I... Ja już skończyłem z całym tym gównem. Proszę... Potrzebuję cię...
Wyciągnął wolno ręce i zacisnął dłonie na moich biodrach. Gdy nie zaprotestowałam, przyciągnął mnie do siebie łagodnie. Był taki... delikatny. Było to jego najrzadsze i najwspanialsze wcielenie.
Oddychałam głęboko, a moje ciało pokryła cienka warstwa potu. Drżałam pod wpływem jego dotyku, a wszystko we mnie aż rwało się, aby naprzeć na niego jeszcze mocniej. Czułam jego mięśnie brzucha przez cienką koszulkę, a do nosa napłynął mi jego znajomy, naturalny zapach. Przerastał mnie niemal o głowę. Już prawie zapomniałam, jak cudowne to było uczucie – być w jego ramionach...
- Alice... Powiedz coś – poprosił. - Zrób coś, cokolwiek. Ja naprawdę się zmieniłem. Wybacz mi! Kocham cię jak wariat... - przekonywał.
Ale ja nie mogłam się ruszyć, nie mogłam zmusić strun głosowych do współpracy. Było mi ciężko; przechodziłam przez to nie pierwszy raz. Ale... może to już po raz ostatni jest okazja do przepraszania? Może naprawdę się zmieni? Może... Może będziemy w końcu szczęśliwi? Może to koniec naszych problemów? O ileż piękniejszy byłby świat, gdybym w każdej chwili mogła rozkoszować się jego obecnością, bez strachu, że znów coś się zepsuje...
Nie mogłam się jednak narażać na ponowny ból. Mój instynkt samozachowawczy stanowczo kazał mi dać Jasperowi w twarz i wywalić go z mojego mieszkania, z mojego życia. Z drugiej jednak strony, bez niego też przecież nie byłam szczęśliwa.
Nie. Nie mogłam. Nie... Dałam mu już tyle szans, tyle razy do niego wracałam, a on tyle razy zawodził... Nie mogę narażać się na to raz jeszcze.
- Ja...
- Tak?
- Ja... też cię kocham – wyszeptałam prosto w jego koszulę.
Miałam nadzieję, że nie wyłapał tej nutki rezygnacji w moim głosie.
- Czy to znaczy, że mi wybaczysz?- rzucił wprost do mojego ucha, sprawiając, że dreszcze przybrały na sile. Oparł swój policzek o mój. - Jestem potworem, prawda? - szepnął bardzo, bardzo cicho, przesuwając swoje wargi w kierunku moich, by w końcu spocząć w kąciku moich ust. Westchnęłam.
Nie dał mi jednak szansy odpowiedzieć.
Gdy nasze usta się zetknęły, to było tak, jakby wszystkie moje wnętrzności odtańczyły tango. Automatycznie zaczęłam pieścić dłońmi jego muskularne ramiona, kark, aksamitne włosy – uczyłam się go na nowo.
Już nie protestowałam. Od początku byłam skazana na porażkę.
Błagam, Jasper, tylko mnie nie zrań... Nie znowu.

____________________
* Jest to aluzja do książki od eliksirów, własności tytułowego Księcia Półkrwi.

A, jeszcze jedno. Te praktyki, jakie ma odbywać Alice - tu nie chodzi o takie prawdziwe praktyki, jakie odbywa się na studiach, tylko o takie dodatkowe zajęcia, które... no cóż, które nie mają żadnego pożytku, ale ładnie wyglądają w podaniu na studia Razz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Śro 21:12, 02 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:02, 02 Gru 2009 Powrót do góry

Laughing Laughing Laughing Laughing Laughing
Nareszcie!!!

Na dzień dobry chcę ślicznie z całego serduszka podziękować Becie, za poprzedni i post i ufam, że szybkie sprawdzenie. Dzięki, marta ;**

Latte, muszę Ci powiedzieć, że ten rozdział to prawdziwy majstersztyk. Zawsze przyjemnie czyta mi się Odkochanie, zawsze zapiera dech w piersiach, zawsze wywołuje emocje, ale dzisiaj to już przeszłas samą siebie. Poważnie, szczególnie punktem widzenia Alice. Rany. Jak Cię autentycznie podziwiam, że potrafisz wszystko tak świetnie poukładać. Jesteś w tym po prostu świetna. Ten fragment z przedszkola był bardzo wzruszający, a wspomnienia Alice o uciekaniu przez okno takie żywe. Podoba mi się wizja Renee, Phila i Belli jako takiej "spoko" rodzinki. Aż zrobiło mi się żal, że musi mieszkać z Esme :D
Sytuacja z Jazzem wydała mi się taka... sympatyczna. Nie, cholera to złe słowo, ale nie umiem znaleźć lepszego, wybacz :** Niby wiem, że wyrządził Alice dużo złego, ale sama też uwierzyłam w jego dobre intencje. Chyba po prostu znam takie sytuacje, nie do końca podobne, w każdym razie chodzi mi o "odtrącić go, czy wziąć całego, bo się poprawił"? I proszę Dilenka jak ta nasza Alice, ale sama dobrze na tym wyszłam, czego życzyłabym i Mary. Hmm, tylko wtedy ona nie będzie z Edem. Dobra, za dużo myślę, a to akurat powinnam zostawić Tobie :D
Kończę, czekam na dalszy ciąg mojego kochanego Odkochania :**


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Śro 22:45, 02 Gru 2009 Powrót do góry

Ten ff jest tak inny od większości tworów na forum, że z ogromna radością czytam kazdy nowy rozdział.
Tu się przyczepię: "...cofając się nieostrożnie do tyłu." ten tył bym tu usunęła. Jeśli ktoś sie cofa to tylko do tylu, więc to zdanie jest trochę nie logiczne?.
Po za tym miodzio. Spora część o Alice pozwoliła nam odrobinę poznać demony, które pojawiają się w jej życiu. Bardzo emocjonalne, wzruszające.
Z niecierpliwością czekam na kolejną część.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
LewMasochista
Wilkołak



Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 12:06, 03 Gru 2009 Powrót do góry

Och! Nareszcie!!!!!
Chwalmy dzień, w którym Twój komputer powrócił z serwisu!!!!:)

A więc. Rozdział jak zwykle swietny. Porządnie napisany. Normalnie człowiek czuje jakby tam był...
Takie mam dziwne wrażenie....proszę, powiedz, ze Esme i Bella dokonaja konfrontacji na pięści??:D Chodź raz w jakimś ff wezma się za łby xD
Och jak ten Jasper ja prosił...ech, lubie takie zakończenia rozdziałów:)
ja Cie kocham, Ty mnie kochasz i uprawiajmy miłość xDDD

Więcej! Ja prosze ładnie o więcej:)

Lew:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 21:45, 03 Gru 2009 Powrót do góry

Latte, Królowo, dzięki za powrót... wielki powrót i wielkim stylu... uwielbiam cię Smile

hm, zastanawiam się już od dłuższej chwili, co mam ci napisać... z jednej strony chciałabym podkreślić, że z każdym rozdziałem bardziej martwię się o Alice... smutek jej oczach... te wszystkie myśli... ból, kiedy Belli nie ma i ona sobie to tak nagle uświadamia na nowo... i Jasper, który prosi o wybaczenie kolejny raz... znów ból... i jednocześnie ta wewnętrzna niemoc, która nakazuje wierzyć jej... wierzę, że im się powiedzie... po prostu trzymam kciuki...

relacje Bella - Esme układają się prześmiesznie... może to brutalne, ale kiedy człowiek wie czemu się obie płoszą to się robi naprawdę prze zabawne...
mam nadzieję, że Edwarda & Bella będą jeszcze robić jakieś akcje razem Twisted Evil
no i mam cichą nadzieję, że Emmett okaże się homoseksualistą - to byłoby jak najbardziej zabawne...

mam nadzieje... mam nadzieje... a pewnie i tak mnie zaskoczysz...
z utęsknieniem czekam kolejnego rozdziału

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
MonsterCookie
Gość






PostWysłany: Pią 22:01, 04 Gru 2009 Powrót do góry

Droga Latte, nowy rozdział to miodzio, jednak najpierw powrócę do poprzedniego, bo choć przeczytałam go, to nie skomentowałam.

W rozdziale szóstym jak zwykle podobały mi się dialogi, oraz radość o poranku Belli i Edwarda, ciotka Kat również była urocza. Jej rozbrajające odpowiedzi wywoływały czasami uśmiech na mojej twarzy. Jednak chyba najbardziej z tego wszystkiego zapamiętałam tyłek Edwarda Very Happy

A teraz rozdział siódmy, może mi nie uwierzysz, ale czekałam na niego bardzo długo.
Punkt widzenia według Belli przeczytałam, ale kiedy ujrzałam punkt widzenia Alice, z miejsca do niego przeszłam. Wydaje mi się, że Alice w tym opowiadaniu odgrywa bardzo ważną rolę. Jeśli w innych sytuacjach jest zabawnie [ PWB, PWE ], to później jakby ostudza to wszystko swoim smutkiem. Jak już wspomniałam jej postać bardzo mi się podoba. Poza tym matka - Amelia [ chyba dobrze zapamiętałam Razz ], hmm szczerze współczuję jej takiej rygorystycznej matki.
Sytuacja z Jasperem bardzo mi się podobała, może dlatego, że przypominała mi Romeo i Julię, gdy Jasper wszedł do ogrodu, myślałam, że lada chwila zacznie śpiewać serenadę Very Happy Na szczęście Alice mu wybaczyła wcześniejsze wybryki. Chciałbym jeszcze tylko wspomnieć sen, który był niezwykle świetnie napisany. Wyobraziłam go sobie i wydawał mi się bardzo realistyczny.

To chyba tyle ode mnie, jeśli chodzi o Odkochanie.

Monster. Smile
Ekscentryczna.
Wilkołak



Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:33, 07 Gru 2009 Powrót do góry

Kukułko!..
I co ja mam ci, moja droga, powiedzieć? Zdumiewasz mnie z każdym rozdziałem. Swoimi pomysłami, mistrzowskim stylem pisania.. A ten rozdział był po prostu fenomenalny, a zwłaszcza część z punktu widzenia Alcie. Wzruszające, naprawdę. Z niecierpliwością czekam na kolejny twój twór.
Chęci, czasu, weny.
Pozdrawiam,
E.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Donna
Dobry wampir



Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 77 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under

PostWysłany: Czw 22:47, 17 Gru 2009 Powrót do góry

Ponieważ od rozdziału 4 w górę piszę obszerne komentarze oraz wspieram cię motywacyjnymi komentarzami, to choć mój pies na 100% się oszczeni od 23 do szóstej rano i sama będę odbierać, to znajdę wolny czas wśród czekania i rozłoże rozdział siódmy na części pierwsze.
Jedziemy (tylko muszę przeczytać... O tym nie pomyślałam.)
Punkt widzenia Belli.
Hm, no właśnie, co by tutaj...
Ok, mam. Ja nie do końca rozumiem, dlaczego Bella ma taki problem z Esme. Es wydaje się miłą, ciepłą i skorą do rozmów kobietą, która jest w dodatku ładna i poślubiła ojca Belli - ja nie widzę tutaj rzeczy, które mogłyby stać im na przeszkodzie. Chyba że tą przeszkodą jest Bells. Naprawdę nie rozumiem, co ona ma do Esme. Zasiała w głowie ziarenko kłamstwa, że musi nienawidzieć Es? Nie rozumiem, naprawdę. Bella zawsze była niezdarą i to chyba czas najwyższy, żeby się z tym pogodzić i dać sobie z pokój z uciekaniem po domu, prawda? Poza tym ona nie może jej unikać wiecznie. Ktoś - może Emmett? Pasuje mi jego szczerość do tej sytuacji - może w końcu usadzi te dwie panienki przed sobą. Wyrzucą z siebie co im na sercu leży i będze fajnie. To właściwie byłoby dobre posunięcie dla wszystkich - ma sens, zaradzi i pogodzi kobitki. Skoro same nie mogą wytrwać w jednym domu, to ktoś musi je posklejać, prawda? Zobaczą wtedy, jakie są głupie i może zmądrzeją, nie? Bo ja naprawdę nie rozumiem tego sławetnego problemu "jak zagadać do ludzia". Nie lubię zjazdów rodzinnych, toteż święta spędzam jedynie w gronie trzech psów(tudzież sześciu szczeniaków, które dziś wyjdą z mojego psa) i narzeczonego. Ale jak już ktoś się zwala do domu, to ja jestem osobą na tyle szczerą, że nie sposób mnie odeprzeć. I choć Bella jest bardziej niezdarna i nieśmiała, to nie jest głupia i powinna zauważyć, że Esme to takie ciepłe kluchy, typowa Housewive.
Niech zgadnę, Kat i Edward, pewnie będą mieli wypadek :D (nie przeczytałam PWA I tego trzeciego, komentuję równie z czytaniem więc...
Więc, wracając do przeszłości tego komentarza, naprawdę spawarka w postaci Emmetta byłaby dobrą rzeczą dla Belli i Esme.
"Nasze relacje z góry zostały skazane na porażkę" - co za głupota, naprawdę :D Może jej nie lubić, ale nie musi tego okazywać. Jedziem dalej:

PWA - ach, mea culpa, myślałam, że są trzy PW, a nie dwa;p no ale... jedziem!
Cytat:
- … od trzeciej trzydzieści do ósmej wieczorem – dokończyła oficjalnym tonem. Zamurowało mnie.

Po pierwsze, w polsce - to chyba nie jest błąd, aczkolwiek dla rozjaśnienia sytuacji - częściej, jeśli mamy na myśli dzień, mówimy piętnasta, nie trzecia. Dla mnie to zabrzmiało tak, jakby Alice siedziała od trzeciej w nocy do ósmej wieczorem, tudzież dwudziestej, czyli rzecz niewykonalna jak na jedynei praktyki. To nie jest błąd, ale albo od trzeciej popołudniu, albo piętnastej - do ósmej wieczora tudzież dwudziestej.
Ech... miało być konstruktywnie, ale zdziwiłam się, czytając APOW[za pozwoleniem, wiem że to nie po polskiemu]. No ale... Rolling eyes
Alice ma depresje?
Teraz insynuację będę snuć. Niech zgadnę - Jasper jest narkomanem, prawda? Ćpa jak głupi, bije/zdradza/porzuca [niepotrzebne skreślić] Alice, trzeźwieje, wraca, ćpa, odchodzi, trzeźwieje, wraca? A ona, zakochana w nim jak głupia nastolatka w szczeniaku, nie potrafi go odeprzeć, tak?
Tylko czegoś nie czaje, mogłam sie pogubić ze względu czasu, jaki minął od rozdziału szóstego i ff, które przez ten czas zapożyczyły mejsce w mojej głowie - w jakim czasie to było pisanie, APOW? Przeszły, bo było kiedyś, czy teraźniejszy? Bo jak pamiętam Alice mieszkała tam z Bellą, czy tam była chwilowo?! Wiem, pomieszało mi się nooo, ja wiem, ale... to ważne jest, a mi umknęło. Potrzebuję desperacko odpowiedzi. Skąd Alice wzięła się w swoim domu?
Okej, ona ma depresję, tak? To jest ta choroba z ładną nazwą i lekami, z zakreśleniem na część, która mówi, że nie chodzi się z tym do szpitala? Cóż, spodziewałam się czegośpodobnego, ale sądziłam, że Jasper okaże się gwałcicielem lub osobą, która bije swoich. No ale nie zawiodłam sie, bo po tropach jest mniej wygodnie niż być zaskoczonym.
Jej zachowanie hm... no, jak tam wyżej określiłam, jak zakochanie się w szczeniaku. Takie bezpretensjonalne, bezinteresowne, hm... idiotyczne. Niewytłumaczalne też. Jestem tylko ciekawa gdzie on isię poznali, jaki dokładnie jest problem Jaspera i jak sie ma między nimi sprawa? Alice przyjedzie do Belli z Jasperem po lewej stronie, na co Bells zawału dostanie, czy jak? No nie powiem, faktycznie, dobra odmiana od starej, ześwirowanej, adhdowej Alice. Niech wszystkie Alice aka Alicee nie będą puste, zaś ciekawe! [xD]
Hm moment, bo mój prawie szczeniacy się pies gdzieś uciekł, a jak przeocze odejście wód płodowych, to będzie lipa...
Okej, wracając do tematu. Wiesz, rozdział - jak kazdy - był lekki i fajny. Naprawdę ładny styl masz, przede wszystkim dobry - i tajemniczy, jakby nie było - pomysł. Jestem ciekawa tylko słów tych na stronie pierwszej, o procesie odkochania. To ff o Belli czy Alice? Bo to brzmi, jakby to Alice musiała zmagać się z procesem odkochania, powolnym i bolesnym, a nie Bella, która wie tylko, że Esme nie lubi. Więc?
Tak z ciekawości, ile planujesz rozdziałów? Bo jeśli utrzymasz taką długość per jeden rozdział, to usatysfakcjonuje mnie liczba powyżej 15 - najlepiej około 20. Ale to wiesz, spekulacje moje myśli głośne, więc...
Nie wiem ile tam wyszlo z długości ale coś czuję, że ten komentarz ze względu na okoliczności nie jest najlepszej jakości, więc pozostało mi tylko życzyć ci dużo weny, abyś uszczęśliwiła swoich czytelników. I przede wszystkim - Wesołych Świąt, ode mnie w prezencie dostajesz wenę w kapsulce. Prosz, o ()=() (ja wiem, to nie wygląda jak tabletka, ale nie chce mi się myśleć jakich znaczków użyć, żeby wyglądało to fajnie :D)
Pozdrawiam, Alicee i jej sapiący przedporodowostanowy pies.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Nie 17:58, 20 Gru 2009 Powrót do góry

Trzeba by mnie powiesić. Znowu nawaliłam. Rozdział napisany od prawie trzech tygodniu, a ja się jeszcze nie ruszyłam do napisania komentarza.

Na pewno ten rozdział można nazwać powrotem w wielkim stylu. Zasmuciłam się, kiedy dowiedziałam się, że zawieszasz to opowiadanie. Ten rozdział chyba jest jednym z twoich najlepszych. Najbardziej mnie wciągnął i nawet kiedy czytałam to po raz drugi dzisiaj, to z wielkim uśmiechem na twarzy.

Perspektywa Belli była ciekawa. Zdziwiło mnie zachowanie Esme. Zawsze w większości opowiadaniach potrafi sobie zjednywać ludzi, znaleźć z nimi wspólny temat. Tu odeszłaś od kanonu i w tym przypadku i podoba mi się. Dziwi mnie trochę, czemu się nie dogadują, przecież Esme to taka miła osoba. Bella w twoim opowiadaniu często mówi dziwne rzeczy jak to z pytaniem, czy potrafi to ugotować. Mi te sytuacje wydają się takie urocze. Bardziej jednak podoba mi się perspektywa Alice, wydaje mi się ona być ciekawym przypadkiem. Wiedzieliśmy wcześniej tylko to, że pochodzi z bogatej rodziny, lubi Bells i bodajże była już wcześniej jej perspektywa, ale na pewno o wiele krótsza. Kiedy to czytałam, potrafiłam zrozumieć Alice, jej uczucia. Ciekawa jest jej przemiana: kiedyś pełna energii nastolatka, dziś smutna dziewczyna i stało to się w ciągu kilku tygodniu, tak? Mi chyba jak zwykle coś umknęło. Warto było tyle czekać, aby poznać trochę jej przeszłość. Przyznam, że kiedy czytałam pierwszy rozdział, pomyślałam sobie, że może to właśnie Jasper ją rzucił. Teraz ta teoria się spełniła.
Cytat:
- Czy skończysz ze swoimi... nawykami?

O matko! On był narkomanem? Ale się narobiło, ja stawiałam na jakieś zdrady jako powód ich rozstania. Tego na pewno się nie spodziewałam. Zdaje mi się, że może coś więcej się stało, bo ostatnie zdanie (zgaduje, że myśl Alice) mówiła o tym, żeby Jasper znowu jej nie zranił, chociaż w sumie to można zranić jakimś nałogiem i jego następstwami. Na początku się trochę wkurzyłam, kiedy Alice postanowiła do niego wrócić. Przecież on ją zawiódł wiele razy i ciągle dostawał nowe szanse. Z drugiej jednak strony, rozumiem ją, a bynajmniej tak mi się zdaje. Jak to się czasami mówi: miłość wszystko wybaczy. Przez jej perspektywę również bardziej zrozumiałam jej sytuację w domu. Rodzice dużo od niej wymagają, a ona zdaje mi się taką małą, bezbronną istotką, że aż żal mi się jej robi. Zachowanie jej matki było chamskie względem tych całych praktyk.

Lubię czytać twoją twórczość. Nigdy nie wiem, czego się spodziewać. Jedną z chyba najlepszych rzeczy w tym opowiadaniu są dialogi. Jestem dziwna, że zachwycam się takimi rzeczami, ale są niesamowite. Obiecuję, że kolejny rozdział szybciej skomentuję. Pozdrawiam i zyczę weny,
Paramox


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Donna
Dobry wampir



Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 77 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under

PostWysłany: Pią 14:59, 08 Sty 2010 Powrót do góry

Tak z czystej nieprzemakalnej ciekawości... Cocolatte., co się z Tobą dzieje? Jest taka susza na forum, nigdzie Cię nie ma, a ja jestem bardzo ciekawa, co z opowiadaniem... To nie jest offtop póty, póki dotyczy opowiadania... a ty bez żadnej(chyba) informacji przestałaś wchodzić na forum...
Może nauka i tak dalej, ale ja po prostu jestem ciekawa, co i jak. Dzięki, pozdrawiam,
Alicee


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cocolatte.
Wilkołak



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 16:50, 18 Sty 2010 Powrót do góry

Dobra, walnę prosto z mostu. Mam dość rozpisywania się na kilka stron z wyjaśnieniami, które w następnej sekundzie kasuję i zabieram się za następne.

Co z Odkochaniem? To już prawie 1,5 miesiąca, wiem. Chciałabym walnąć jakieś boskie wytłumaczenie długiej nieobecności rozdziału zwieńczone zadowalającą wszystkich zapowiedzią nadejścia czegoś nowego. Chciałabym, ale nie potrafię. Bo szczerze, to nie mam granatowego pojęcia, co robić.
Miałam kłopoty już przy siódmym rozdziale, ale teraz już jest taki zastój, że nawet jednego akapitu nie potrafię wydusić. Próbuję, wierzcie mi. A w każdym razie próbuję próbować. Ale mi nie wychodzi.

Może to minie. Może nie. Może wena wróci. Może nie. Może. Boże, nie wiem co robić, zabijcie mnie, zakopcie, odkopcie, wskrzeście, torturujcie i zabijcie ponownie, ale nie wiem. To wszystko co mam do powiedzenia.
Jeśli w ciągu najbliższych dwóch tygodni nie zmobilizuję się, aby coś napisać - cokolwiek, choćby ze dwa zdania - to chyba będę musiała zwiesić. A nie chcę tego robić, zważywszy, że przecież dopiero odwiesiłam.
Przepraszam.

Pozdrawiam,
Latte.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:56, 19 Sty 2010 Powrót do góry

Uwaga, szykuj się na długą, nudną wypowiedź :D

Po pierwsze doskonale Cię rozumiem. Nie powiem, żebym nigdy nie stanęła w miejscu z tekstem i nie wiedziała kompletnie co z nim zrobić: była to jedna z przyczyn zawieszenia przeze mnie Sponsora. I wiesz co mnie kopnęło?
Ranking.
Dobrze, nie było wielu komentarzy, w zasadzie przeważnie naskrobią coś dwie, trzy osoby, ale widzę, że dużo więcej czyta. Nie powiem szkoda, bo chciałoby się coś przeczytać o swojej historii i tego Tobie też na pewno trochę brakuje. Niestety na forum coraz mniej osób komentuje FF-y.
Jednak, Latte, skarbie, zauważ, że Odkochanie też zmieściło się w TOP 10. Co prawda zamyka stawkę, ale jest! To znaczy, że ludzie tęsknią za Twoim opowiadaniem i uwierz mi, że tak jest, bo ja tęsknie jak jasna cholera! Mam już dość głupich Emmettów i żałosnych Edwardów, naprawdę! Nie raz czytając inne ficki, myślę sobie: a co by zrobił Edzio Latte? I wtedy wzdycham i żałuję, że tamten inny postąpił tak daremnie.

Różne mamy sposoby na wenę, ale wiem, że komentarze i docenianie, choćby przez ranking pomaga wszystkim.
A jak wymysleć historię? Ja na przykład nie wymyślam do przodu. Po prostu jak czuję, że przyszedł ten moment otwieram Worda i piszę.
Niektórzy szukając weny, idą na przykład w miasto i obserwują ludzi, bo zawsze coś ciekawego można wypatrzeć. Inni piją kieliszek wina, żeby zapomnieć o problemach i przenieść się w świat naszych bohaterów.
Ja naprawdę nie wiem co Tobie pomoże, ale mam ogromną nadzieję, że ten komentarz choć w małym stopniu to zrobi.

Jest jeszcze sprawa taka: przesycenie Zmierzchem. I to jest oczywiste. Dlatego radzę Ci; spójrz na swoich bahaterów inaczej. To nie są te same osoby, to nie jest Bella Steph, tylko Bella Latte, to nie jest Edward Steph, tylko Twój, a tamtemu Emmettowi dużo brakuje do Twojego.

Kocham to opowiadanie, naprawdę. Nie rób nam tego i nie zawieszaj. Błagam - chcesz to zacznę zbierać petycje Laughing

WENY, WENY, WENY!!! :**

Wierna czytelniczka, spragniona Twojego pióra :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Donna
Dobry wampir



Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 77 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under

PostWysłany: Wto 16:29, 19 Sty 2010 Powrót do góry

Ponieważ po pierwsze - już raz miałaś zawieszenie i starałam się Cię zmobilizować, a dwa ja sama dodawałam rozdziały raz na miesiąc, to postaram się zmobilizować Cię i przy okazji nie powtarzając tego, co Dilena (czego nie obiecuję).

Wiesz co ja robię, gdy nie mam weny? To jest sposób, który działa zawsze. Może tylko ja tak mam, może dlatego żem w ciąży, a może nie. W każdym razie. Najedz się wieczorem. Wypij coś ciepłego. Idź spać i śpij od 22 do 12 następnego dnia. Ogarnij się, doprowadź do porządku i o godzinie piętnastej-siedemnastej usiądź do kompa. Stwórz sobie taki nowy pliczek, nazwij go jak chcesz. I zrób coś takiego
R1 -
R2 -
R3 -
[..]
Opisz każdy rozdział w skrócie (możesz je najpierw przeczytać) od zdania do zdań pięciu. Potem dojedź do "R8" i sklej coś trochę dłuższego - ale wciąż, to tylko zarys. Pięć zdań około. Może więcej. Myśl, co byś chciała, żeby się stało - albo nie myśl w ogóle. Jeśli szybko pójdzie ci opis ogólny poprzednich rozdziału, powinnaś nawet automatycznie napisać ten.
Jeśli zarys nowego rozdziału ci się uda, to znak, że masz wenę i sama ją uruchomiłaś. POKOP MNIE, ale to naprawdę działa na mnie. Siadnij przy wordzie, przeczytaj ten skrót rozdziału po pięć razy i zacznij pisać. Jak zaczniesz pisać z weną, to nawet nie musisz postępować według zarysu. A jak nie masz, to staraj się po prostu kleić sensowne zdania i nawet jeśli pierwsza strona by ci szła ślamazarnie, to w końcu ruszysz.
I jeszcze jedno - przeczytanie własnego tekstu pomaga. Ja zawiesiłam i wrzuciłam do biblioteki Niesprawiedliwość Życia, mój ff paringu Emmetta i Belli - kompletnie nie miałam weny. Serio. Potem, po zawieszeniu, poczytałam sobie te sześć rozdziałów, które napisałam. I choć na razie chcę skończyć tzw. Następne Pokolenie, (piszę jak szalona, serio, a używam wyżej wymienionego sposobu ze skróceniem rozdziału) to jak przeczytałam w PDF. Niesprawiedliwość, to w mig worda otworzyłam i pięć stron napisałam. I gdybym chciała, zapewne bym dopisała. Ale jak mówiłam, skupiam się na Pokoleniu. Co nie zmienia faktu, że mam dowód, iż wena jest posłuszna, jeśli tego chcesz.
To są moje sposoby i zawsze działają. Serio. Prosimy o rozdział. Błagamy na kolanach. :( Mi brakuje Odkochania bardzo... noooo....
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cocolatte.
Wilkołak



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:59, 31 Sty 2010 Powrót do góry

Z dedykacją dla Dileny i Alicee

beta: marta_potorsia

Rozdział ósmy

PWB

- Inaczej choroba Besniera-Boecka-Schaumanna – rzuciłam w przestrzeń, licząc jednocześnie kratki. - Na jedenaście liter, druga „A”.
- Jedenaście liter? - upewnił się Emmett.
- Może „sarkoidoza”? - zaproponował Edward, nie odrywając wzroku od telewizora. Zastanowiłam się przez chwilę, po czym wpisałam hasło do krzyżówki.
Było późne, niedzielne popołudnie. Na zewnątrz zrobiło się już prawie całkiem ciemno – jak na jesień przystało, dni nieodwołalnie robiły się coraz krótsze i coraz zimniejsze. Siedzieliśmy całą rodziną w salonie, zajmując się każdy sobą. Zastanawiające było to, że choć pochłonięci byliśmy kompletnymi pierdołami, to żadne z nas się nie nudziło. No, bynajmniej ja się nie nudziłam – reszta jednak także nie wyglądała na niezadowolonych z życia. Było tak... przytulnie.
Po chwili stwierdziłam, że mam bardziej interesujące rzeczy do roboty niż rozwiązywanie beznadziejnych łamigłówek, tym bardziej, że sama odgadłam może ze dwa hasła, a reszta była robotą Edwarda i Emmetta. Przeturlałam się z brzucha na plecy, rozciągając jednocześnie mięśnie. Rozejrzałam się.
Kat siedziała po turecku na jednym końcu kanapy i – uzbrojona w całą walizeczkę przyborów – ze skupioną miną torturowała paznokcie u stóp Esme, która, pochłonięta książką, kompletnie nie zwracała uwagi na jej poczynania. Tato siedział przy biurku i pisał jakieś sprawozdania; skarżył się nieraz, że odkąd przeniósł się do Port Angeles, ma nieco więcej pracy, jednak wiedziałam, że tak naprawdę nie ma nic przeciwko temu. W Forks chyba nie miał zbyt wiele do roboty.
Edward rozłożył się na fotelu, całkowicie pochłonięty jakimś filmem sensacyjnym. Drugi fotel okupowany był przez Emmetta, który ze skupioną miną przeglądał foldery prestiżowych uczelni. Upewniając się, że nikt nie zaprząta sobie głowy obserwowaniem mnie, wlepiłam w niego wzrok. Dosłownie chłonęłam jego silnie zarysowaną szczękę, błyszczące, ciemne włosy, piwne oczy, które hipnotyzowały mnie nawet teraz, gdy nie utrzymywaliśmy kontaktu wzrokowego. Przyglądałam się poziomym zmarszczkom na jego czole, świadczącym o dużym skupieniu. Boże, jaki on był idealny.
Źle się czułam, na niego patrząc. To było masochistyczne. Bolało. Bardzo.
Gdyby chociaż był nadętym pacanem. Albo debilem. Gdyby śmierdział... Albo chociażby kopał Insecto od czasu do czasu. Może wtedy, widząc, że potrafi być paskudny, byłabym w stanie dać sobie spokój z tym całym cyrkiem. Albo inaczej... Gdyby nie miał tych swoich małych wad, jak na przykład to, że nigdy nie może się zmusić do ruchu po obiedzie, zbyt ociężały, by pomóc przy zmywaniu naczyń. Gdyby był absolutnie perfekcyjny i bezbłędny, też na dłuższą metę nie dałabym rady z nim wytrzymać. Ale, cholera, nie jest! Nie jest ani bufonem, ani Panem Doskonałym, ani, ku***, nic! On jest taki idealnie niedoskonały!
Doznałam dziwacznego uczucia, jakby ktoś przewiercał mnie wzrokiem. Speszona, rozejrzałam się, napotykając błyszczące, jasne tęczówki Edwarda. Wpatrywał się we mnie nieco zbyt... sugestywnie.
Usiłując nie wyglądać na zbyt winną, nadałam swojej twarzy groźny wyraz – a przynajmniej miał taki wypaść, acz nie byłam całkowicie pewna efektu. Edward w odpowiedzi uniósł jedną brew, przyprawiając mnie o zazdrość. Choć spędzałam długie godziny przed lustrem, ćwicząc tę pozę, to za licho nie mogłam się jej nauczyć.
Zanim w jakikolwiek sposób „odpowiedziałam”, znów wbił wzrok w ekran. Dupek. Wiedziałam, że tak łatwo nie ustąpi. On zawsze coś knuje.
Nagle, bez żadnego uprzedzenia, Edward wstał.
- Dokąd zmierzasz? - spytałam, specjalnie używając nieco staroświeckich słów. Często rozmawialiśmy ze sobą w ten sposób.
- Do pokoju – odparł całkiem zwyczajnie. - Razem z tobą.
- Ja nigdzie nie idę – parsknęłam.
Jedyną rzeczą, jaką zarejestrowałam, był to, że Nożycoręki podszedł do mnie. W sekundę potem wisiałam już do góry nogami, obijając się twarzą o plecy szatana w ciele człowieka.
- Puść! - wrzasnęłam.
- Pewna jesteś?
Spojrzałam w dół i oceniłam, że wysokość dzieląca moją głowę od podłogi była nieco zbyt duża.
- Miałam na myśli: Ostrożnie postaw mnie na ziemi – sprostowałam, ale zanim dokończyłam zdanie, byliśmy już w połowie schodów, które Edward – na litość Boską! - pokonywał w podskokach co dwa stopnie.
- Bella, mogłabyś się uciszyć? - wrzasnął Charlie. Zorientowałam się, że w pewnym momencie zaczęłam krzyczeć.
- Powiedz mu, żeby zostawił mnie w spokoju! - odkrzyknęłam mu.
- Edward, zostaw Bellę w spokoju.
- Mowy nie ma – odpowiedział spokojnie, idąc ku swojemu pokojowi ze mną dyndającą mu między łopatkami.
- Okej – mruknął tato, prawdopodobnie powracając do raportu. Warknęłam. Czy ja już nie mam żadnych sojuszników w tym domu?
Umięśnione plecy Edwarda znajdowały się idealnie w zasięgu moich pięści. Podniecona nowym pomysłem, spięłam wszystkie mięśnie w ramieniu i zamaszyście zamachnęłam się, gotowa oddać cios.
W sekundę potem coś się wydarzyło – jedyne, co do mnie dotarło, to to, że leciałam. Leciałam! - potem doświadczyłam spotkania bardzo bliskiego stopnia z czymś miękkim, od czego odbiłam się lekko. Do nozdrzy doleciał mi zwielokrotniony zapach brata.
- Co, do cholery... - wymamrotałam w poduszkę, niezdarnie podnosząc się do pozycji siedzącej. Jakkolwiek nie byłam zadowolona rzucaniem mną po meblach, to jednak sama przed sobą musiałam przyznać, że jego łóżko było wygodne. O wiele wygodniejsze od jego ramion i pleców. Rozległ się dźwięk zatrzaskiwanych drzwi, a po chwili coś pode mną zaszurało. Rozplątałam się z wszechobecnej pościeli i rozejrzałam się. Nic. Spojrzałam w dół. Zobaczyłam tyłek wystający spod mebla.
No jakżeby inaczej.
- Co robisz?- spytałam.
- Szukam walizki.
- Jeszcze się nie spakowałeś? - zdziwiłam się.
Esme, Edward i Emmett wyjeżdżali jutro z rana do Seattle na jakiś bankiet ze smokingami, sukniami wieczorowymi i innymi takimi bzdetami. Mieli zatrzymać się w hotelu przez trzy dni.
- Nie – odparł najzwyczajniej w świecie.
Prychnęłam.
- I to niby ja z naszej dwójki jestem tą, która odkłada wszystko na ostatnią chwilę.
- Jesteś.
- Długo jeszcze będziesz odpowiadał półsłówkami? - zirytowałam się, nie mogąc oderwać wzroku od jego kształtnych pośladków. Boże, ja po tym wszystkim będę miała jakiś poważny uraz. Może czas pomyśleć nad jakąś terapią? Nie jestem pewna, czy obsesja na temat zakończenia pleców mężczyzny liczy się jako choroba psychiczna?
- Tak.
Milczałam, dopóki reszta ciała mojego brata nie wynurzyła się spod łóżka z rozczochranymi włosami, dzierżąc w dłoniach czarną walizkę. Położył ją na łóżku obok mnie, po czym podszedł do szafy. Wkurzyłam się.
- Tę głupią walizkę położyłeś tak ostrożnie, jakby była pełna jajek, a mną rzucasz na prawo i lewo!
- Nie widzę sensu w rzucaniu walizką. Nie wydaje takich fajnych odgłosów.
Fuknęłam, odwracając twarz do okna. Z pokoju Edwarda był doskonały widok na plażę; słychać było, jak fale uderzają o brzeg. Z mojej sypialni widziałam jedynie ogród i kawałek ulicy.
Czułam na sobie wzrok przyszywanego brata, który z wielkim wdziękiem zignorowałam, z uporem maniaka usiłując dostrzec coś w ciemności, ale zamiast oceanu widziałam tylko ciemną, bezkształtną, szumiącą masę.
- Co? - burknęłam.
- O co chodzi?
- Gapisz się na mnie.
- Czujesz to?
- Oczywiście.
- No więc wiesz już mniej – więcej, jak musi czuć się Emmett.
Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Obawiam się, że nie zrozumiałam, o co...
- Och, daj spokój – żachnął się. - Wlepiasz się w niego non stop niczym ciele w malowane wrota i oczekujesz, że on niczego nie zauważy? Że się nie zorientuje?
- Akurat – parsknęłam, czując, jak wzbiera się we mnie panika. - Nie. On nie wie. Nie wie, prawda? - dopytywałam się.
- Nie wie. Tak samo jak ja nie wiem. Nikt nic nie wie. Tak tylko sobie gadam – sarknął.
- Edward!
- Co?
Ściszyłam głos do głośnego szeptu.
- Wiesz co! Przestań mnie straszyć!
- Nie straszę cię – odpowiedział spokojnie, ignorując moje próby wyciszenia rozmowy. - Mówię, jak jest. Co z tym zrobisz, o tym już sama zadecydujesz.
- Ale...
- Słuchaj – przerwał mi. - Po prostu przystopuj trochę, okej? Nie wiem, czy się zorientował. Nie rozmawiałem z nim o tym. Ale jeśli ciągle będziesz się tak zachowywać, to masz stuprocentową pewność, że w sekrecie tego nie utrzymasz. Chyba, że ty nie chcesz utrzymywać tego w sekrecie – dodał, wrzucając ciemny, poskładany sweter do wnętrza torby.
- Nikt się nie może dowiedzieć – odparłam natychmiast. - A ty skąd o tym wiesz? Przecież...
- Tinker, wyluzuj – uśmiechnął się z pobłażaniem. - Nikt nie wie o twojej małej obsesyjce tylko dlatego, że Esme nie chce się wtrącać twoje życie, Charlie nie zna się na związkach międzyludzkich, a Emmett jest ciągle trochę ogłupiały po tej całej aferze z jego byłą dziewczyną. Nie jesteś aż taka tajemnicza, jak ci się wydaje.
- Och, zamknij się – burknęłam, chowając w twarz w poduszce.
Przez kilka minut panowała cisza, przerywana jedynie naszymi oddechami i odgłosami pakowania.
- Nad czym tak gorączkowo rozmyślasz? - spytał po pewnym czasie chłopak.
- Czy to dobrze, czy źle, że o tym wiesz – odparłam zgodnie z prawdą.
- Ja bym powiedział, że to dobrze. W końcu będę miał jeszcze jeden powód, żeby cię gnębić.
- Jesteś potworem. Nieczułym, strasznym potworem.
- Wiem.
- Jesteś paskudny.
- Wiem.
- Nienawidzę cię.
- Wiem.
- Jesteś gorszy niż Nessie i Godzilla razem wzięte.
- Wiem.
- Potrafisz powiedzieć coś oprócz „wiem”? - zbulwersowałam się.
- Owszem.
Wrzasnęłam z frustracji, ale poduszka skutecznie stłumiła wszelkie wydobywające się ze mnie dźwięki.
Skrzypnęły otwierane drzwi, a w chwilę potem kobiecy głos, w którym rozpoznałam Esme, spytał:
- Jest tu gdzieś Insecto?
- Chyba nie – powiedział niepewnie Edward. - A co?
- Ostatnio nigdzie go nie ma – odparła. Wychyliłam się nieśmiało zza pościeli i wtrąciłam własne trzy grosze:
- Rzeczywiście, dawno go nie widziałam. - Zauważając, jak Es zagryza wargę, usiłując nie wyglądać na przejętą, stwierdziłam, że swoją uwagą tylko pogorszyłam sprawę. Mogłam tego nie rozumieć ani nie szanować, ale wiedziałam, że moja macocha naprawdę kocha tę kupę futra.
- Spokojnie – powiedział miękko Edward. - Miska stale się opróżnia, więc pewnie kręci się gdzieś po domu.
- Nie przychodzi, jak go wołam – mruknęła, po czym machnęła ręką. - No nic, pewnie masz rację. Spakowany?
- Prawie.
- A ty? - zwróciła się do mnie.
- Ja co? - spytałam.
- Jesteś spakowana? – powtórzyła.
- Nie... - mruknęłam, nie rozumiejąc, o co chodzi.
- Masz mało czasu, jutro przecież wyjeżdżamy – przypomniała.
- Mało czasu... na co?
Esme wyglądała na skonfundowaną, a Edward przewrócił na mnie oczami.
- Na spakowanie – rzucił lekkim tonem.
- Zaraz się tym zajmę.
- Dobrze – odpowiedziała mi kobieta, wycofując się z pokoju. Odczekałam kilka sekund, po czym zwróciłam się do Edwarda:
- O co jej, do cholery, chodziło? - spytałam gorączkowo.
- Interesowało ją, czy już się spakowałaś – wytłumaczył z pobłażliwym uśmieszkiem Edward.
- Dlaczego miałabym się spakować?- zainteresowałam się.
- Zaraz. Nikt ci nie wspomniał, że jedziesz z nami?
- Nie…?
- No cóż, najwyraźniej wszyscy po prostu wzięli to za pewnik. - Wzruszył ramionami, powracając do zapełniania walizki.
- Co? - oburzyłam się. - Nie ma mowy, nie jadę. Dlaczego miałabym jechać? Ja nie...
- Esme wpisała cię już na listę gości, więc nie ma odwrotu.
- Owszem, jest odwrót. Nie mam najmniejszego zamiaru...
- Podać ci powód? - zdenerwował się Edward. - Dobrze. Pojedziesz tam, bo cię potrzebuję.
- Jaja sobie robisz? - parsknęłam, jednak jego poważny wyraz twarzy upewnił mnie w tym, że jednak mówił serio. - Dlaczego miałbyś mnie potrzebować?
- Wiesz co? Zapomnij – burknął, wychodząc do łazienki po szampon. Usiadłam po turecku, plując sobie w brodę. Dopiero teraz doszło do mnie, że Edward wreszcie zaczął się przede mną otwierać, a ja to zdusiłam w zarodku swoim głupim tekstem. Cholera! Dlaczego w tej jednej, jedynej chwili nie mogłam wydusić z siebie choćby odrobiny taktu?
- Pojadę – wspomniałam, gdy wrócił do pokoju z dwoma opakowaniami w dłoniach.
- Jedź – rzucił obojętnym tonem, wrzucając je do torby i zasuwając zamek.
- Nie odstawiaj fochów, dobra? - Poczułam się trochę urażona. - Nie chciałam cię urazić. Po prostu czasami mam kłopot z odróżnieniem, kiedy mówisz serio, a kiedy nie. Przepraszam – dodałam.
- Niech ci będzie.
- Nadal jesteś na mnie zły – stwierdziłam.
- Niedługo mi pewnie przejdzie – burknął ze skwaszoną miną.
Między nami zapadła chwilowa cisza.
- Idziemy? - spytał w końcu.
- Gdzie? - spytałam zdezorientowana. Zaczynałam mieć powoli dość tego uczucia. Odnosiłam niejasne wrażenie, że dziś wszyscy rozmawiają w niezrozumiałym dla mnie języku, którego, za cholerę, nie rozumiem.
- Pomogłaś mi się spakować, więc teraz pójdziemy spakować ciebie, a później poszukamy Insecto. Nie lubię patrzeć, jak mama się zamartwia.
- Okej. – Zeskoczyłam z łóżka, przeciągnęłam się i ruszyłam w stronę mojej sypialni, potykając się po drodze o próg. Zaliczyłabym bliskie spotkanie z podłogą, gdyby nie to, że Edward w porę mnie złapał.
- I ty się dziwisz, że wolę cię nosić na rękach – parsknął. Byłam tak ucieszona tym, że nie jest już na mnie obrażony, że darowałam sobie przezywanie go.
Miałam jedynie nadzieję, że wkrótce ponownie się przede mną otworzy.

PWA

Wtórowałam donośnie Chadowi Kroegerowi*, którego głos sączył się z wieży stereo, czyszcząc jednocześnie z wielką starannością profesjonalny aparat, który dostałam od rodziców na trzynaste urodziny – prawdopodobnie jedyny prezent od nich, który szczerze i z całego serca pokochałam. Przez ostatnie kilka miesięcy, podczas których ostatnią rzeczą, jaką się zajmowałam, była fotografia, zdążył obrosnąć sporą warstwą kurzu. Teraz delikatnie i szacunkiem polerowałam starego przyjaciela, z bijącym sercem fantazjując o tym, że jutro wezmę go do parku i zrobimy razem wiele odjechanych fotek. Zdążyłam już zapomnieć o tym, jak to kochałam.
Obok mnie leżały porozrzucane albumy i luźne zdjęcia, którym kiedyś nie zdążyłam znaleźć odpowiedniego miejsca. Dziś w mieście kupiłam kilka klisz i nowych albumów – byłam gotowa ponownie poświęcić się ukochanej pasji. Radość i chęć do życia rozpierały mnie tak, że było to niemal bolesne, aczkolwiek był to cholernie podniecający, dobry ból.
- Mam zamiar poświęcić to życie dla kasy i sławy. Może nawet zetnę włosy i zmienię imię... Bo wszyscy po prostu chcemy być gwiazdami rocka, żyć w domach na wzgórzach, jeździć piętnastoma autami... Dziewczyny przyjdą same, a narkotyki będą tanie, wszyscy pozostaniemy szczupli, bo po prostu przestaniemy jeść...** - zawodziłam, kręcąc tyłkiem w miejscu i wymachując głową w szaleńczej ekstazie. Już zapomniałam, jak potrafiłam dobrze się bawić. Hej, miałam ochotę wrzasnąć, moje oślepiająco radosne ja wróciło!
Odrzuciłam specjalną ściereczkę i uruchomiłam sprzęt, całując uprzednio jego obudowę. Nadal działał bez zarzutu – potrzebował zaledwie sekundy, aby uzyskać pełną sprawność. Zaczęłam bawić się ostrością i efektami, przypominając sobie wszystkie funkcje tego cuda. Życie jest piękne!
Ostatnio często odnosiłam wrażenie, że los stara się wynagrodzić wszystkie cierpienia, przez jakie ostatnio przeszłam. I niech się stara dalej.
- Hej, hej! Chcę być gwiazdą rocka!
**

PWB

Czułam się jak ostatnia idiotka, wściubiając nos we wszelkie dostępne szczeliny i nawołując „kici, kici”, nie wspominając o tym, jak zdarłam sobie przy tym gardło. Kiedy więc Smartphone zawibrował w tylnej kieszeni moich jeansów, byłam nieco wytrącona z równowagi – już nie wspominając o tym, że podskoczyłam z zaskoczenia i przywaliłam o jakąś szafkę. Bóg mnie najwidoczniej nienawidzi.
- Halo? - wysapałam, rozcierając sobie głowę.
- Bella? - rozległ się zdziwiony głos Alice.
- Hej, Al. Chcesz coś? - spytałam wprost.
- Hm, co robisz? - mruknęła cicho, a mi przebiegła po głowie jakaś myśl, którą natychmiast zapomniałam. Zmarszczyłam brwi, usiłując ją sobie przypomnieć;
wydawało mi się, że była dość istotna. Szybko jednak dałam sobie z tym spokój.
- Szukam Insecto – sapnęłam. Do tej pory nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego, jak jestem zmachana.
- Insecto? - powtórzyła pustym tonem.
- Kota Esme. Gdzieś zniknął i teraz przekopujemy cały dom, żeby przestała się martwić.
- Ach.
I nic więcej. Zdziwiłam się; zwykle od nadawania Alice bolały uszy, a dziś poddała się zwykłym „ach”?
- No więc, hm, jestem trochę zajęta. Już późno, a jutro z rana wyjeżdżamy do Seattle. Poza tym, Edward nie da mi spać, dopóki nie znajdziemy tego głupiego kocura – wyjaśniłam przepraszająco.
- Hm.
- Więc...
- Rozumiem – przerwała mi. - No cóż, zadzwonię... kiedyś tam.
- Okej – zgodziłam się. - Pa.
- Pa.
Rozłączyłam się, po czym wsadziłam telefon z powrotem do kieszeni i wstałam z klęczącej pozycji, otrzepując spodnie i wycierając czoło rękawem. Zastanawiałam się, jak radzi sobie Edward, który przeszukiwał piętro wyżej.
To było bez sensu. Kot nie przychodził na zawołanie, więc istniały naprawdę mikroskopijne szanse na to, że chowa się pod łóżkiem czy w komodzie. Pewnie szwenda się cały dzień po dworze i przychodzi się nażreć w nocy, a wszyscy sieją taką panikę, jakby co najmniej został porwany przez Al – Kaidę.
Wyszłam ze swojego pokoju i zaczęłam bez większych nadziei zaglądać do szaf rozstawionych w przedpokoju. Za jednymi drzwiczkami buty i płaszcze, za drugimi jakieś przybory do czyszczenia, za następnymi Insecto otoczony małymi, puszystymi kulkami, za jeszcze następnymi przybory kreślarskie Es.
Uderzyła we mnie ta sama myśl, która napadła mnie przy rozmowie z Alice i niemal zwaliła mnie ona z nóg – Alice była... pusta. Niewyobrażalnie, przerażająco pusta. Tak, jakby... Uciekły z niej wszelkiego rodzaju emocje.
Zachmurzyłam się. Istniał tylko jeden osobnik, który były w stanie doprowadzić Al do takiego stanu. Zaczęłam już tworzyć w głowie krwawe plany zemsty, które...
Czekaj, chwila, wróć.
Ponownie otworzyłam trzecie drzwiczki, ale widok ciągle był ten sam – do rozłożonego beztrosko cielska Insecta przyssało się raz, dwa... pięć małych, biało-szarych kuleczek. Wpatrywałam się w nie z niedowierzaniem, po czym zwróciłam się niepewnie do kocura... kotki... czy czym tam to było.
- Nabroiłeś... łaś. - Starałam się odpowiednio zmodulować głos, by brzmieć groźnie, ale chyba futrzak chyba się nie przejął. Odchrząknęłam i cicho – aby nie spłoszyć zwierząt – zawołałam – Esme. Esme!
- Tak? - odkrzyknęła z dołu.
- Mogłabyś tu podejść?
Słuchałam odgłosu bosych stóp przemierzających podłogę, a potem schody.
- O co chodzi? - spytała, będąc już na tym samym piętrze co ja. Machnęłam na nią jedynie ręką, pokazując, aby podeszła bliżej. - Co jest tak ważnego, aby... Mój Boże – sapnęła.
- No właśnie – mruknęłam, po czym odwróciłam się i zaczęłam wchodzić na strych. - Powiem Edwardowi.
- Co mi powiesz? - rozległ się jego przytłumiony głos.
- Akcja 'Insecto' odwołana – rzuciłam.
Po kilku sekundach szurania Edward pojawił się koło mnie.
- Znalazłaś go?
- Znaleźliście Insecto? - spytał Emmett, który wcześniej przeszukiwał piwnicę. - Gdzie był?
Tymczasem Esme delikatnie podniosła jedno z kociąt, które z łatwością mieściło się w jej drobnych dłoniach i przytuliła je do siebie.
- Są piękne – wyszeptała podekscytowana.
- Insecto ma dzieci? - niedowierzał Edward.
- Insecto ma dzieci – powtórzyłam takim samym tonem.
Tym oto sposobem nasza rodzinka powiększyła się o pięciu nowych członków.

_______________
*lider zespołu Nickelback
**fragment piosenki “Rockstar” zespołu Nickelback - „I’m gonna trade this life for fortune and fame. I’d even cut my hair and change my name. ‘Cause we all just wanna be big rockstars. And live in hilltop houses, driving fifteen cars. The girls come easy and the drugs come cheap. We’ll all stay skinny ‘cause we just won’t eat (…) Hey, hey I wanna be a rockstar”


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Nie 16:01, 31 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ekscentryczna.
Wilkołak



Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:50, 31 Sty 2010 Powrót do góry

Jał, Kukułko. Widać wena wróciła i to w świetnym, wielkim stylu.
Porwanie Belli przez Eduarda było jedną z sytuacji, które najbardziej mi się w tym rozdziale podobały. Rozmowy między tą dwójką są po prostu rozbrajające, a ten rudzielec po prostu urzeka swoim sarkazmem.
Cytat:
- Edward, zostaw Bellę w spokoju.
- Mowy nie ma – odpowiedział spokojnie, idąc ku swojemu pokojowi ze mną dyndającą mu między łopatkami.
- Okej – mruknął tato, prawdopodobnie powracając do raportu. Warknęłam. Czy ja już nie mam żadnych sojuszników w tym domu?

Świetne. Po prostu świetne.

Czy ja aby nie nadużywam słowa "świetne'? Mniejsza o to.

Cytat:
Boże, ja po tym wszystkim będę miała jakiś poważny uraz. Może czas pomyśleć nad jakąś terapią? Nie jestem pewna, czy obsesja na temat zakończenia pleców mężczyzny liczy się jako choroba psychiczna?

Ależ to całkowicie normalne. XD

Krótki tekst oczami Alice, mimo że krótko, wiele wniósł. Widać wszystko jest na dobrej drodze, a ona znowu się cieszy życiem.. Choć jej rozmowa z Bellą z deka zbiła mnie z tropu. Ciekawe, czy Jazz serio "rzucił te świństwo"?
Ogółem to byłam pewna, że Insecto to kocur.. Łał. I zastanawiające, w czym E. potrzebował Bells. Tak, czy siak.. Mimo że ogłosiłaś, że jeśli liczymy na wielką miłość E. i B. to się przeliczyliśmy, ja i tak mam nadzieję na jej namiastkę w tym ff. ;3
Chęci, czasu, weny.
Pozdrawiam,
E.

PS. Co do błędów - jedynie drobne literówki { bodaj dwie } etc.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ekscentryczna. dnia Nie 19:52, 31 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
xcullenowax
Wilkołak



Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław.

PostWysłany: Nie 21:21, 31 Sty 2010 Powrót do góry

łaaaa! jak świetnie, że wróciłaś z Odkochaniem! naprawdę zdążyłam się już stęsknić za Bellą uganiającą się za Emmettem i za Edwardem, który jest taki fajny. (;

"Porwanie" Belli przez Edwarda było megaśne. ;E a Charlie i reszta nic sobie z tego nie robiąca, tylko dodali sytuacji uroku. (; Szkoda, że Edward przerwał to co zaczął mówić, przez głupi komentarz Tinker. Jestem ciekawa, czego dowiedzielibyśmy się o drogim Edwardzie.
Podobał mi się fragment z punktu widzenia Alice. Dobrze, że dziewczyna na nowo zaczyna się cieszyć życiem i wydaje mi się, nie wiem czy dobrze, ale zawsze, że Jasper rzucił nałogi. Mam nadzieję, że tak jest, bo należy jej się szczęście. (:
Zdziwiła mnie jednak ta rozmowa Alie z Bells. Czyżby jednak nie do końca było dobrze? I dlaczego Bella jakoś tak nie zainteresowała się tym, co dzieje się z Al?

A pomysł na Insecto-jest-jednak-kotką-a-nie-kocurem był bardzo udany! ;D
Dobrze, że wena wróciła. (:

życzę wielkiej weny i żeby nie uciekała, aż do końca Odkochania,
xx


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin