FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Odkochanie [NZ] [+16] Rozdział 11, 26.05 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Al...ta nieśmiertelna
Nowonarodzony



Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdzieś w marzeniach

PostWysłany: Czw 21:33, 04 Mar 2010 Powrót do góry

Droga Latte cóż ja mogę teraz powiedzieć.
Strasznie spodobał mi się ten rozdział. Choć szczerze sama nie wiem dla czego.
Może dla tego, iż znalazłaś w nim miejsce i na dramat i na wątek miłosny w wykonaniu Em'a i Rose i na trochę, a bynajmniej dla mnie zabawną sytuacje Belli i Edwarda, który w desperacji prosi wyżej wymienioną, by udawał, że są razem przed jego byłą.
Jejku. Troszkę to chyba chaotyczne, ale to co. I tak nic bardziej konstruktywnego nie wymyślę, bo całe moje pokłady inteligencji na dziś pochłonęła WIELKA praca domowa na jutro. :(
No, ale taki los uczniów na całym tym porąbanym świecie.
O ja jeszcze mi w tym poście smęcenia brakowało jak to ja jestem pokrzywdzona.
No wracajmy do ciebie.
Bardzo podoba mi się twój pomysł na Alice. Jest moją jedną z ulubionych postaci, a ty wykreowałaś ją tak jak jeszcze nie czytałam za co masz wielkiego plusa. I sama nie wiem dla czego nie wspomniałam o tym wcześniej. Trudno się mówi.
Mam na dzieję, że rozkręcisz nam trochę sytuację po między Emmett'em a Rosalie. Na prawdę bardzo cię o to proszę i nie zapominaj rozkręcić jakoś naszą kochaną "zakochaną w sobie do szaleństwa" parkę, czyli Ed&Bell.
No i tradycyjnie wspomnę, że już nie mogę się doczekać ciągu dalszego. ;D

Pozdrawiem, weny, czasu
Al ;*** xoxo


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ekscentryczna.
Wilkołak



Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 14:41, 07 Mar 2010 Powrót do góry

Ja pierdziu. Byłam pewna, że przeczytałam ten chap - a tak naprawdę nawet go nie zaczęłam. To pewnie przez szok wywołany szybkim pojawianiem się rozdziałów. XD"

Pierwszy akapit w pewnym sensie przypomina mi mnie samą. To takie cudowne, że potrafisz wpleść w jeden rozdział wszystko tak dobrze, że ma się wrażenie, jakby to wszystko mogło się przytrafić nam samym - czytelniczkom. Ale następne akapity.. Z trudem zdusiłam w sobie śmiech. Makijaż dobił mu się na koszuli? To w ogóle możliwe? Jej! Świetny też jest moment poznania się Alice z Jazz'em. Ogółem, dziewczyno, nie sądzę, by w tym rozdziale było cokolwiek, czego nie skwitowałabym słowem "świetne". Miłość Alcie do Jaspera również jest "świetna" { xD }. Bezwarunkowa; taka, jaka być powinna. Choć taka często jest niebezpieczna..
Mercedes Collins. Niby zwykłe imię i nazwisko, a sprawiło, że miałam ochotę parsknąć śmiechem. A reakcja Edwarda na usłyszenie jej imienia również była świetna; tak samo z resztą jak ta Belli. Cholera. Albo przeczytałam w życiu za dużo ficków, albo coś mi się pokiełbasiło, bo byłam pewna, że ta dziewczyna nie nazywała się Mercy, a Tanya. Hmh.. Raczej obie opcje są poprawne. Swoją drogą.. Hah! Więc to do tego Bells była potrzebna Eduardowi!
W ostatnich akapitach wyłapałam dwie literówki, ale nie o tym chciałam mówić.. chciałam mówić o Carlisle'u. Bo to mnie intryguje; w Meyerowskiej wersje E. i C. są razem. A tu? Tu się rodzi problem. Bo czytając ten ff czytałam jednocześnie inne - i nie wiem już, kto był mężem Esme, który zmarł. Zdawało mi się, że Carlisle, ale.. nie mógł nim być, skoro Emm pytał o niego Rose. W skrócie; pogubiłam się i pozostaje mi tylko krzyknąć "ratunkuuu!".
Chęci, czasu, weny.
Pozdrawiam,
E.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cocolatte.
Wilkołak



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 21:56, 11 Mar 2010 Powrót do góry

Cytat:
Albo przeczytałam w życiu za dużo ficków, albo coś mi się pokiełbasiło, bo byłam pewna, że ta dziewczyna nie nazywała się Mercy, a Tanya. Hmh.. Raczej obie opcje są poprawne. Swoją drogą.. Hah! Więc to do tego Bells była potrzebna Eduardowi!

Sprawdziłam - wzmianka o Mercy była chyba tylko jedna, góra dwie, i zawsze nazywałam ją Mercy/Mercedes, więc chyba rzeczywiście Ci się coś 'pokiełbasiło' Wink
Cytat:
W ostatnich akapitach wyłapałam dwie literówki, ale nie o tym chciałam mówić.. chciałam mówić o Carlisle'u. Bo to mnie intryguje; w Meyerowskiej wersje E. i C. są razem. A tu? Tu się rodzi problem. Bo czytając ten ff czytałam jednocześnie inne - i nie wiem już, kto był mężem Esme, który zmarł. Zdawało mi się, że Carlisle, ale.. nie mógł nim być, skoro Emm pytał o niego Rose. W skrócie; pogubiłam się i pozostaje mi tylko krzyknąć "ratunkuuu!".

No cóż. Może i jest to nieco poplątane, ale cóż poradzić. Jedyne, co mogę zdradzić, to to, że wątek Es - Carl - śp. Mąż Es w pełni wyjaśni się dopiero przy samym końcu.

Nie mogę ukrywać, że jestem nieco rozczarowana - statystyki spadły od 17/19 do 4 komentarzy pod rozdziałem. Opinie te są dla mnie oczywiście bardzo ważne, ale, mówiąc szczerze, ich ilość bynajmniej nie motywuje mnie do dalszego pisania. Od ponad tygodnia wydusiłam z siebie może z cztery linijki i nie bardzo mam ochotę brnąć w pisanie. Jeśli chodzi o oryginalną wersję Odkochania, której nigdzie nie publikuję, to jestem dużo do przodu, ale tam pozmieniane jest o wiele więcej niż tylko imiona czy miasta, tak więc przerobienie tego na wersję Twilight nie jest takie proste, jakby się to mogło wydawać.
Więc, jak będzie? Dokarmicie mi wena? Bo zdycha z głodu. A jak zdechnie, to będzie za późno na cokolwiek.

Pozdrawiam,
Latte.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bella*swan*cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 22:08, 11 Mar 2010 Powrót do góry

Ja dokarmie :)
Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie i wolałabym żebyś go nie przerywała... Bella zakochana albo zauroczona w Emmecie to jest coś nowego, ale jakoś mi nie pasują do wizji pary... Wole jakoś Bella&Edward albo Bella&Jasper...
Mam nadzieje, że będzie jakaś miłość choć narazie się na to nie zanosi to wydaje mi się, że Edward zaczyna już coś niecoś czuć do naszej głupiutkiej Belli :)
Pozdrawiam i nasyxonego wena życze
Bella


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bella*swan*cullen dnia Czw 22:09, 11 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pią 10:34, 12 Mar 2010 Powrót do góry

Latte, droga Latte, statystyki każdemu spadły, ja musiałam się dopuścić wybiegu i poprosiłam o komentarz osobę, która czytała, choć nie komentowała (mój wen umierał), więc się za bardzo nie przejmuj. Żyjemy w takich a nie innych czasach, że komentarze pod opowiadaniami są niczym dinozury. Wink
To wynika z różnych rzeczy, przede wszystkim z tego, że ogólnie Twilight się przeżarł i cokolwiek wymyślisz, to samo nadanie Twilightowych imion odstrasza. Druga rzecz to czytelnik w biegu. Na forum nowołujemy do konstruktywnego pisania, co pewnie niektórych odstrasza, bo najchętniej napisaliby: Bardzo podobał mi się ten rozdział, jak możesz w takim miejscu kończyć! Czekam na kolejny.
Może Ciebie to satysfakcjonuje, ale my nazywamy takie komentarze nic niewnoszącymi i są one często raportowane przez samych użytkowników w PSIZ.
A wykrzesanie z siebie czegoś ponad niektórym nastręcza wielu problemów i zajmuje wiele czasu, a czas, jak wiemy, jest w cenie.

To tak a propos komentarzy.
A opowiadanie przeczytałam na dwa podejścia. Pierwsze chyba cztery rozdziały do oceny w Rankingowym podsumowaniu, a potem resztę. Muszę przyznać, że cieszy mnie fakt, że pisałam to podsumowanie, bo dzięki niemu zaczęłam czytać coś ponad moich ulubionych autorów i to coś jest całkiem niezłe.
Twoje opowiadanie jest lekkie i przyjemne, wyposażone przez Ciebie w fajny rodzaj humoru. Jest pisane przez nastolatkę dla nastolatek i to widać, bo nie ma drętwości i sztuczności (jeśli się mylę, to bardzo przepraszam, a wtedy tym większy respekt za udaną stylizację). Ja nastolatką nie jestem, ale przeczytałam szybciutko i jestem na tak. Jeśli chodzi o zarys fabuły to może nie odkryłaś żadnej Ameryki, ale na pewno stworzyłaś ciekawe ujęcie w Twilightowym aspekcie. Koligacje wręcz mnie zadziwiają i od dawna węszę, że jednak będzie Edwardella, bo od przyjaźni do miłości jeden krok, a kto się czubi, ten się lubi <-- zarzucam ludowymi mądrościami, ale to prawda. Gdyby Emcio miał coś do Belki, to by przejął inicjatywę, a po ostatnim odcinku wiemy już, że nie przeszło mu po rozstaniu z Rose i nadal coś do niej czuje.
Węszę również świetną akcję w kolejnej odsłonie. Udawanie pary przez głównych bohaterów na potrzeby odegrania się na Mercedes może być ciekawe i może dojśc do... hmm.. pocałunku, który naszą parkę oświeci. Wątek z Insecto aka Insecta był przeuroczy. No cóż, całe opowiadanie jest bardzo fajne.
Ja wbrew pozorom nie zapałałam sympatią do Kat, a najmniej wyraźnymi postaciami są Esme i Charlie. Mam nadzieję, że ich trochę ożywisz. Widać, że pan Swan gra tu też tego mruka, ale coś musiało go wepchnąć w ramiona Esme, więc chciałabym zobaczyć, za co go tak szybko pokochała. No i mam nadzieję, że Carlisle nie namiesza, bo nie przeżyje kolejnego rozstania ... Charlie nie przeżyje. Nie zasłużył na to facet. :)
Poproszę o następną porcję, bo nabrałam apetytu. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Donna
Dobry wampir



Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 77 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under

PostWysłany: Pon 19:14, 15 Mar 2010 Powrót do góry

Jezu. Tak sobie przeglądałam dwa tematy, Twins i Odkochanie (czyli to co opuściłam, bo nie miałam czasu). Przegladając, że dodałaś nowy rozdział, zauważyłam końcówkę. To z objęciem twarzy dłońmi, ten pocałunek. A potem zobaczyłam PWEM. Serce mi podskoczyło i pomyślałam: Jest, jest, Bella pocałowała Emmetta! No i mimo braku czasu, wrednej siostry, braku czasu, wielkiego brzucha, braku czasu i wszystkiego innego przeczytałam...
PWB - Fajny jak zwykle. Bella zdolna jak zwykle. Eyeliner mnie też nie lubi, choć się słucha jak go zmuszę! W ogóle ona jest taka zamotana na ten pozytywny, zakręcony sposób. Taka urocza przez swoją niezdarność. Naprawdę bardzo fajnie wykreowana postać. Nie tak jak u Meyer, niezdarna Bella-kaleka, ale coś nowego - Bella kaleka-ale-jednak-daje-sobie-w-życiu-radę. O, ładnie powiedziałam. W każdym razie ona po prostu musiała coś odwalić, ja to wiedziałam od początku. Co prawda nie spodziewałam się, że "cmoknie" koszulę Edwarda oczami i szminką, ale wciąż jest wspaniale. Nie pozbawiłaś mnie elementu zaskoczenia poprzez zwykłe potknięcie się. No i bardzo dobrze. Oczywiście rozdział jest napisany bardzo charakterystycznym tokiem myślowym. Przyswoiłaś, że tak powiem, tok myślenia i zauważania otoczenia Belli i roztaczasz w jej punktach widzenia taką aurę, że mam wrażenie iż czytam czyiś dziennik. Naprawdę, tak świetnie kreujesz postaci. A ten rozdział to udowodnił - coś wspaniałego, ta różnica między każdym punktem widzenia. To jest nie lada umiejętność, której sama jeszcze nie opanowałam. Gratulacje. Tobie się udało, śmiem rzec, stworzyć te punkty widzenia jakbyś zmieniała styl, jakby inna osoba pisała, niczym dobra pisarka wydająca książki. Nie przesadzam. To naprawdę coś. A jeszcze zdziwiło mnie, że Bella wysiedziała cicho przy Esme, albo raczej że zgodziła się na pomóc.
PWA
Jak zwykle dobry. Tutaj ta aura była tak samo widoczna, jak w obu punktach, ale minimalnie mniej, gdyż ta postać nie jest tam, gdzie Emmett i Bella. Czyli po prostu gdzie indziej jest i inaczej się to toczy. Szczerze mówiąc to wcale nie zaszkodziło. Takie oderwanie od sielanki jest bardzo dobre. Poza tym ta sytuacja, w której znajduje się Alice, jest ogólnie znana, częsta wręcz. Miłość mimo wielkich wad, jak na przykład mąż katuje żonę, ale ona go kocha, jak chłopak ćpa, ale dziewczyna mu wszystko wybacza. To jednocześnie trochę przykre, ale w PWA w ogóle tego nie widzimy, co znów dowodzi, że nie jesteś "realistką" w opowiadaniu, nie myślisz ty, ale twoje postacie, prawdziwe i żywe. Nigdy nie używałam tego słowa w tak prawdziwym znaczeniu - twoje postacie są żywymi osobami, myślącymi po swojemu. Tak niesamowita kreacja, że aż mi dech zapiera w piersi. Jestem ciekawa, jak to się potoczy. Mówiłaś już kiedyś, że uwielbiasz wątek Alice. Myślę, czy to nie ona będzie musiała przechodzić proces odkochania. Ale to zależy. Bo ja zauważyłam, że to pasuje do każdej postaci. Bella musi się odkochać w Emmecie, Edward odkochać w Mercedesowej (tudzież nie dopuścić do zakochania się w Belli) Alice musi wreszcie odkochać się w Jasperze, a Emmett przechodził proces odkochania na Rose. Naprawdę, wygląda to na super przemyślany tytuł, choć nie wiem, czy nie wyszło ci to przypadkowo. Ciekawa jestem dalszej akcji w wątku Alice.
PWEM.

No i tutaj uderzyło mnie z całą siłą życie twoich postaci. Tak, jak nigdy w praktycznie żadnej (z wyjątkami) książce. Emmett ani razu nie pomyślał, że Bella jest ładna. W ogóle nic nie myślał. To zasmuciło mnie trochę, niestety. Ale nie zmienia też faktu, że to tak, jakbyś nie ty myslała, ale twoja postać. Tak zmieniasz wszystko z punktami widzenia, że zmienia się i twój styl, i ta aura, i wszystko. Jezu święty!
Rosalie... hm. Jestem ciekawa, co teraz z nimi. Co prawda zawiodłam się, że to jednak nie Bella przyleciała i nie pocałowała go, no ale cóż. No dobra, wcale mi się to nie podoba. W sensie takim nie, że schrzaniłaś rozdział, ale w takim, iż niestety nie podoba mi się taki rozwój akcji. Kaprys, bo wolałabym, aby Bella się wpiła pazurami w krągłe, jędrne, kształtne, równe pośladki boskiego Emmetta (TEAM EMMETT!!!). Jak rozwiniesz wątek z Rosalie? Znów go rzuci, rozejdą się, zostaną ze sobą? Jeśli to ostatne, czy Bella się wnerwi, a jeśli pierwsza, czy go pocieszy?
Tyle pytań.

Paring postaci... cóż, ja ci tu swatam Bellę z Emmettem i odnoszę wrażenie, że Edward też coś do niej czuje. Alice i Jasper normalka. Ale nie wiem, co zamierzasz. Po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że to, iż od raz nie swatasz Belli z Emmettem (jeśli to zamierzasz) to nawet lepiej.
Ciekawość - jak w oryginale mają na imię postacie? Tylko błagam nie mów, że polskie imiona...
Zastanawiałaś się nad wydaniem książki? Bo naprawdę, to, co pokazałaś w tym rozdziale jest cudowne. Może przesadzam, ale to samomyślenie, osobowości postaci wprawiły mnie w zachwyt równy temu, który dał mi przeczytanie Millenium. Naprawdę.
Ach i uwaga.
Cytat:
Portmonetki jak nie było, tak nie ma.

Nie jestem pewna, ale piszesz w czasie przeszłym, więc powinno być "jak nie było, tak nie było". Tak mi się wydaje, pewności nie mam. Taki sam błąd ze zmianą czasu (jeśli to jest błąd) zrobiłaś dwa razy. Sprawdź, czy takie mieszanie czasów to nie błąd bo pewności nie mam, aczkolwiek ja sobie wpoiłam, że tak być nie może i teraz uważam. Bo czasem coś wygląda przyzwoicie, a jest czasem teraźniejszym i ucieka sprzed oczu nam.
Może przesłodziłam, prawdopodobnie tak, ale dlatego, że rozdział mnie zachwycił. Pisz, proszę. Mimo braku czasu obiecuję, że jakoś go sobie dla Odkochania zagospodaruję. Nie wierzę, że czytałaś Straszliwą Rolling Eyes Aż mi wstyd.
Pozdrawiam!

Edit; będę wdzięczna jeśli powiesz, co myślisz o moich nowych obrazkach w podpisie! xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Donna dnia Pon 19:16, 15 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 19:08, 24 Maj 2010 Powrót do góry

Trudno mi coś napisać o "Odkochaniu". Pewnie dlatego, że opowiadanie jest tak dobre, że aż brakuje mi słów.
Temat ciekawy.
Rozwinięcie naprawdę interesujące.
Tylko troszeczkę się zawiodłam... Chociaż może to tak na razie. Liczyłam na parę Emmett-Bella. Coś nowego nie byłoby złe.
Ale jeśli chodzi o ogół, to opowiadanie dla mnie jest hitem. Wieje naprawdę mocnym powiewem świeżości tak od treści, jak i stylu. Przynajmniej dla mnie.
Kłótnie/docinki/sprzeczki/czy jak to tam inaczej określić - Edwarda i Belli to kawał dobrej roboty. Są śmieszni, wkurzający, wzruszający i poruszający zarazem. Budzą silne emocje, a to naprawdę ważne.
Mała rólka Insecto też mi się podobała.
Historia Alice i Jaspera też jest interesująca. W końcu odrywa mnie od tej idyllicznej i pięknej miłości z jaką zapoznał mnie Zmierzch. Jasper, jako ćpun jest jeszcze ciekawszym bohaterem niż zwykle (myślałam, że bardziej już się nie da go kochać, pokazałaś mi, że się myliłam Latte. :D), Alice też jest interesująca - uwikłana w chory związek, sama ze swoimi problemami, aż czytać się chce!
Wątek Rose i Emmetta trochę mnie zraził, choć uwielbiam Rosalie. Ale zobaczymy, jeszcze nic nie jest przesądzone... xD
Mnie jeszcze interesuje, co dokładnie stało się z Esme. Jak to wszystko wcześniej wyglądało...? (czasem mam wrażenie, że za ciekawska jestem...)
A Charlie jest świetny!

Weny Cocolatte. I czekam na aktualizację :D
Ciao,
dotty


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cocolatte.
Wilkołak



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 16:44, 26 Maj 2010 Powrót do góry

Huh! Weszłam na stronę z podkulonym ogonem, skruszona niemal trzymiesięczną przerwą, i zaczęłam szukać Odkochania na ostatnich stronach. Później pomyślałam, że może przeniesiono je do biblioteki, więc i tam sprawdziłam. I nic! Przestraszyłam się, że z niewiadomych przyczyn zostało ono usunięte. Wracam do KP, sprawdzam pierwszą stronę i wyobraźcie sobie moje zdumienie, gdy ujrzałam Odkochanie mniej więcej w połowie. Nie spodziewałam się Wink
Przepraszam za przerwę, naprawdę. Przez dwa miesiące miałam tylko jedną stronę i zero pomysłu, jak ruszyć z miejsca. Dopiero ostatnio wzięłam się w garść.
I wiecie co? To mój - jak do tej pory - najdłuższy rozdział.
Enjoy. Wink

Rozdział jedenasty

PWE

W głowie szumiało mi od natłoku myśli. Dosłownie szumiało – miałem wrażenie, jakby do czaszki wleciał mi rój os i intensywnie imprezował.
Do pewnej pory przyjęcie było całkiem nudne; po odkryciu, że z bliżej nieznanego powodu moja była kręci się gdzieś po tej sali, zrobiło się nieco nerwowo. Z Tinker przyczepioną u boku i Emmettem śledzącym mnie spojrzeniem lawirowałem między ludźmi, starając się przypadkiem nie wpaść na Mercy – nie wspominając już o tym, że gdy Tin otrzymała pełny dostęp do mojego ramienia, nieustannie mnie podszczypywała przez garnitur. Miałem o tyle lepiej, że jej ramię było w połowie odsłonięte, więc byłem bliżej jej skóry niż ona mojej. Niemniej jednak, czy takie zachowanie pasowało do okoliczności?
A, pieprzyć to. Przynajmniej miałem jakieś zajęcie. Inaczej chyba popadłbym w paranoję. Już i tak za dużo myślę.
Po jakimś czasie straciłem z oczu Emmetta, co mnie w równym stopniu zaniepokoiło i ucieszyło. Zaniepokoiło, bo on też dziś znalazł się niekoniecznie w takim towarzystwie, jakie by sobie wymarzył. A ucieszyło, bo, no cóż – to jego przylepstwo było irytujące. Już wystarczy, że Bella mi się uwiesza na ramieniu. Nie potrzebowałem kolejnego cienia.
Wtedy mignęła mi jakaś wysoka, męska postać o krótkich, jasnych włosach niebezpiecznie lawirująca w stronę Esme. Stwierdziwszy, że mamie mogłoby się przydać jakieś moralne wsparcie, pociągnąłem siostrę w ich stronę, trzymając jednak dystans. Nie miałem pojęcia, jak mama zamierzała to rozegrać, wolałem wcześniej wybadać grunt.
Po jakiejś minucie obserwowania, jak Carlisle przyjaźnie zagaduje Esme, która wyglądała tak, jakby z jednej strony chciała zapaść się pod ziemię, a z drugiej zrobiłaby wszystko, aby tylko być blisko niego, nachyliłem się do Tinker.
- Widzisz tego faceta?
- Hę? Tego, na którego gapisz się od ładnych kilku minut? Nie, jakoś umknął mojej uwadze – prychnęła. - A co, to twój kochanek?
- A co, zazdrosna? Nie mój – sprostowałem po chwili. - Ale jeśli chcesz, aby małżeństwo twojego ojca i mojej matki przetrwało, to tę dwójkę trzeba jak najszybciej rozdzielić, bo inaczej zrobią coś, czego później będą gorzko żałować... A bynajmniej jedno z nich będzie.
- Hej! Esme nie może zdradzić Charliego! - zaprotestowała z oburzeniem Tink. Jako że staliśmy bardzo blisko samych zainteresowanych, Bella musiała stać na palcach szeptać mi wszystko wprost do ucha. - Charlie się dowie. Jest policjantem, na litość boską – jego praca polega na dowiadywaniu się różnych rzeczy. Wiesz, przez co rozstali się moi rodzice? Właśnie przez to, że moja matka przeleciała kogoś innego. Jeśli Esme... - zawiesiła się na chwilę. - Mam na myśli to, że przyzwyczaiłam się już do widoku szczęśliwego taty. I do tego życia... Może i jesteś jak wrzód na dupie, ale nawet do ciebie zdążyłam się przyzwyczaić.
Widząc, że zaczyna trochę panikować, lekko trzepnąłem ją w ramię.
- Uspokój się! - szepnąłem. O dziwo wzięła głęboki oddech i próbowała dostosować się do mojej prośby.
- Wybacz. Widok tych wszystkich pingwinów niezbyt korzystnie wpływa na moją psychikę – burknęła. Natychmiast domyśliłem się, że miała na myśli wszechobecne na imprezie garnitury i fraki.
- Tak? Jesteś pewna, że to nie wina szampana? - Sugestywnie trąciłem jej na wpół opróżniony kieliszek, jeden z wielu, jakie dziś wypiła. Być może to dlatego tak się mnie uczepiła.
- Całkowicie pewna – potwierdziła. Zauważyłem, że od pewnego czasu zrobiła się jakby odporna na mój sarkazm; coraz rzadziej usiłuje mnie bić. No cóż, być może w końcu zdała sobie sprawę, że jedyną osobą, którą jest w stanie uszkodzić, jest ona sama.
- Chodź. - Szarpnąłem nią lekko. Posłusznie podreptała przy mnie, ciągle niemal przylutowana do mojego boku. Było mi z nią trochę ciężko, ale wolałem znosić jej ciężar, niż narażać się na rozmowę z Mercy. Znałem ją na tyle, że wiedziałem, iż gdy zobaczy mnie z partnerką, to speszy się i odejdzie... Tak sądzę.
- Ale co ja mam mówić? - szepnęła nerwowo. Swoją drogą, to musiałem przyznać, że trochę mi zaimponowała – mimo ilości pochłoniętego tej nocy alkoholu prawie wcale nie bełkotała.
- Mówienie zostaw mnie – odparłem. - Sądzę, że wystarczy samo przedstawienie ciebie. Podejrzewam, że Carlisle nie wie o ślubie mamy. Rok temu jeszcze była wolna, ale wtedy to tyłka do niej nie ruszył – burczałem. Kilka drobnych kroczków później staliśmy już na tyle blisko, aby słyszeć ich rozmowę. Ze zmarszczonymi brwiami wsłuchiwałem się, jak blondyn rozemocjonowany opowiada Esme o swoim pacjencie, którego najwyraźniej obydwoje znali, bo mama od czasu do czasu wtrącała jakieś pytanie na temat kuracji, jaką przechodził. Zastanawiałem się, o kogo może chodzić.
Nagle doktor Cullen uniósł swój wzrok i spojrzał prosto na mnie. Jego uśmiech nie zmalał ani o centymetr; najwyraźniej nie przeszkadzało mu to, że podsłuchiwałem. Jeśli mam być szczery, to nawet gościa lubiłem - o tyle, o ile można lubić faceta, którego widuje się średnio jeden dzień w roku; sądzę, że byłby dobry dla mamy. Ale dla niego było już za późno – w chwili ślubu z Charliem mama zaprzepaściła wszelkie szanse, jakie kiedykolwiek miał ten związek.
- Edward! - przywitał się uprzejmie.
- Hej, doktorku – odparłem, robiąc ostatni krok i ostatecznie stając przy nich. - Jak się trzymasz?
- W porządku, dziękuję. - Posłał nieśmiały uśmiech w stronę Tinker. - To twoja dziewczyna?
- Nie – westchnąłem, po czym odwróciłem się do mamy; wyglądała na zdenerwowaną. Nie mówiłem nic więcej, chcąc, aby to ona wyjawiła resztę.
- To jest Bella – powiedziała wreszcie, kładąc dziewczynie ręce na ramiona. Zauważyłem, że Tink niemal niezauważalnie spięła się na ten akt zażyłości. - Moja... To znaczy, córka mojego męża.
- Nie wiedziałem, że twój mąż miał jakieś dzieci poza Emmettem i Edwardem – zdziwił się Carlisle.
- Nie, to... - Spuściła wzrok i kontynuowała, kierując swoje słowa w kierunku parkietu. - To córka mojego obecnego męża.
Wyraz twarzy Cullena zmienił się w nierozumiejący, po czym skierował swój wzrok w kierunku dłoni mojej matki, ciągle spoczywających na ramionach Belli. Wydawało mi się (i myślę, że jemu także), że obrączka zaczęła emanować silnym światłem, nie dając się przeoczyć. Wtedy jego dotychczas roześmiane oczy zachmurzyły się; uśmiech zniknął, ustępując miejscu lodowato uprzejmemu skrzywieniu.
- Och – mruknął; ledwo poznałem ten głos. - Wyszłaś za mąż?
- Tak. Tego lata – westchnęła.
- Za kogoś, kogo znam?
- Nie sądzę – wymamrotała, po czym wreszcie podniosła wzrok. Zadrżała, gdy ujrzała przemianę, jaka w nim zaszła. - Charles jest komendantem policji, dotychczas mieszkał w Forks. Po ślubie kupiliśmy mały dom nad morzem w Port Angeles. Mieszkamy w nim w piątkę... No, w jedenastkę, jeśli liczyć koty.
- To dobrze, tak sądzę. Zawsze chciałaś mieć liczną rodzinę.
- Tak.
Zrobiło się naprawdę niezręcznie; zacząłem się zastanawiać, czy dobrze zrobiłem, przyczyniając się do ujawnienia prawdy. Coś zrobić musiałem... prawda?
Nigdy nie pojmowałem, na czym tak konkretnie polegał związek mamy i Carlisle'a – może nie tyle związek, co relacje. Widywali się okazjonalnie, raz, dwa razy do roku. Nie byłem głupi; wiedziałem, że niemal za każdym razem uprawiali seks. Niezaprzeczalnie była między nimi chemia. Nie sądziłem jednak, aby to było coś poważniejszego. Aż do teraz.
Gdy mama wychodziła za Charliego, nawet mi przez myśl nie przyszło, że robi to, mimo że kocha, czy chociażby lubi innego. Szczerze, to w całym tym przedślubnym zgiełku w ogóle nie myślałem o Cullenie. Dopiero teraz uderzyło we mnie to, że ta rzecz między mamą a doktorem C. była o wiele bardziej skomplikowana, niż by się to mogło wydawać. Sposób, w jaki on zareagował, smutek w głosie Esme, gdy mówiła o ślubie...
Poczułem się nieswojo. Usiłowałem wmówić sobie, że to nic nie znaczy; że to po prostu dwójka dorosłych ludzi, która ze względów moralnych będzie musiała zrezygnować z przyjemności cielesnych, do których byli przyzwyczajeni. Coś jednak mówiło mi, że seks jest tu najmniej istotnym czynnikiem.
Z niedowierzaniem przeniosłem wzrok na Esme. Wydawała się... bardzo smutna, niemal na granicy załamania. Ale... Dlaczego? Przecież nie wyszła za Charliego tylko dlatego, że ktoś ją zmusił. To była jej dobrowolna decyzja. Musiała naprawdę go pokochać, skoro tak szybko wzięli ślub... prawda?
Ponownie spojrzałem na Carlisle'a. Atmosfera była tak gęsta, że jedyne, na co miałem ochotę, to ucieczka. Bella wydawała się czuć tak samo.
I nagle otaczającą nas ciszę przeszył cichy dźwięk telefonu, ledwie słyszalny wśród muzyki i szmeru rozmów pozostałych gości. Doktor Cullen drgnął i sięgnął do wewnętrznej kieszeni garnituru, wyjmując małą komórkę.
- Przepraszam – powiedział cicho, acz lodowato. - Muszę to odebrać, to mogą być wieści o moim pacjencie – wyjaśnił z zimną uprzejmością, po czym odwrócił się na pięcie i pomaszerował w stronę balkonu.
Po kilkunastu sekundach wreszcie odwróciłem się do mamy, obserwując ją badawczo. Moja ciekawość szybko zmieniła się w troskę, gdy zauważyłem, że jej dolna warga drga nieznacznie.
- Wszystko w porządku? - spytałem cicho.
- Co? - Wyglądało na to, że wyrwałem ją z transu. - A... Tak, oczywiście. - Uśmiechnęła się fałszywie; widziałem, że tak naprawdę nie ma najmniejszej ochoty się teraz uśmiechać. - Wybaczcie na chwilę, muszę iść do toalety. Długo tu zostaniecie? - spytała pozornie lekkim tonem. Głos jej się nieznacznie załamał.
- Hm. - Spojrzałem na Bellę; nieznacznie pokręciła głową. - Nie, chyba zaraz pójdziemy.
- Taa, ja chyba też – zaśmiała się cicho, podczas gdy jej oczy – co zarejestrowałem z przerażeniem – zaczęły się szklić.
Wyminęła nas i pomknęła w stronę łazienek z opuszczoną głową, torując sobie drogę łokciami. Miałem szczerą ochotę trzasnąć wszystkich tych idiotów, którzy w tym czasie reagowali z oburzeniem na jej nietaktowne zachowanie.
- To było... - bąknęła Tinker.
- Wiem – przerwałem.
- To mi nie wyglądało na przelotny romans – powiedziała, wymawiając na głos to, co miałem już na końcu języka.
- Mi też. Ja... - urwałem, nie wiedząc, co jeszcze dodać. Nagle poczułem się niezwykle nie na miejscu, stojąc na środku przystrojonej sali pełnej bawiących się ludzi. - Chodźmy stąd – zaproponowałem.
- Okej – odparła szybko dziewczyna, ciągnąc mnie w stronę wyjścia. Nagle zatrzymała się. - Cholera.
- Co?
- Twoja eks. - Wskazała głową naprzeciw nas. Odwróciłem się, ale nigdzie nie zauważyłem wysokiej blondynki w obcisłej sukience.
- Nie widzę – syknąłem.
- No to zaraz zobaczysz – burknęła.
Myśląc, że Bella ma przewidzenia – ten cały alkohol w końcu musiał jakoś na nią działać – westchnąłem i pociągnąłem ją w stronę korytarza. Nie dalej jak po kilku krokach zorientowałem się jednak, że powinienem pokładać większą wiarę w mojej siostrze.
Zobaczyłem ją dopiero, gdy stanęła bezpośrednio przede mną, z uśmiechem błąkającym się po jej ślicznej, łagodnej twarzy. W tym uśmiechu znalazłem wszystkie moje wspomnienia, nasze wspomnienia. Wspólne wypady za miasto, rzucanie w ludzi popcornem w kinie, aktywne sesje całowania na kanapie w moim starym mieszkaniu... Było tego naprawdę dużo.
Jej policzki wyglądały tak samo delikatnie jak w dniu, gdy ją poznałem i tak samo jak wtedy miałem ochotę musnąć je opuszkami palców; moja dłoń podtrzymująca Bellę drgnęła niespokojnie. Ciepłe, błękitne niczym woda na Lazurowym Wybrzeżu oczy Mercedes wpatrywały się we mnie intensywnie, chłonęły moją twarz w ten sam sposób, jak ja czyniłem w stosunku do niej.
- Edwardzie – powiedziała cicho.
- Mercy – odparłem. Nagle zapragnąłem, aby wydarzenia z ostatnich kilku miesięcy nigdy nie miały miejsca; rozpaczliwie chciałem być po prostu zakochanym nastolatkiem, którym byłem, będąc z Mercy. Przypomniałem sobie o czymś, co, jak sądziłem, udało mi się zakopać głęboko w podświadomości: tęskniłem za nią. Cholernie mocno.
Nagle poczułem dotkliwy ból w stopie; to Bella przypomniała mi o swojej obecności, przywracając mnie gwałtownie do rzeczywistości.
- Poznaj Bellę – przedstawiłem ją, rzucając jej przy okazji dyskretne, zranione spojrzenie. Nie byłem pewien, czy brnąć w tę bajeczkę o tym, że Tink jest moją nową dziewczyną, więc umilkłem, postanawiając poczekać na rozwój sytuacji.
- O – powiedziała mało błyskotliwie. - Witaj... Jesteście, hm...?
- Na to wygląda – odparła za mnie dziewczyna, po czym z udawaną ciekawością zapytała: - A ty to...?
- Mercy. Nie wiedziałam, że jesteś w mieście – zwróciła się do mnie.
- Tylko na trzy dni – wyjaśniłem. - Zatrzymaliśmy się w Days Inn – dodałem, niemal natychmiast zastanawiając się, dlaczego.
- Och. - Jej twarz rozświetliła się na chwilę. - W Midtown? O Boże, a pamiętasz, jak...
Kolejne ukłucie bólu przeszło przez moją stopę, na co niemalże syknąłem.
- Hm, nie chcę ci przerywać, ale naprawdę się spieszymy – powiedziałem, wykorzystując tę krótką chwilę, w której umysł mi się rozjaśnił i uwolnił spod wpływu hipnotyzujących oczu mojej byłej dziewczyny. Wiedziałem, że koniec końców będę skłonny podziękować Belli za wszelkiego rodzaju interwencje, ale póki co byłem zbyt obolały, aby czuć jakąkolwiek wdzięczność.
- Musimy pogadać! - zatrzymała mnie Mercedes, gdy chciałem ją wyminąć.
- Dlaczego? - spytałem beznamiętnie.
- Wiesz, dlaczego – szepnęła.
- Może kiedy indziej. Na razie – rzuciła Bella, nie dając mi okazji, by odpowiedzieć blondynce, po czym stanowczo uwiesiła się na moim ramieniu, kierując mnie w stronę korytarza.
- Hej – powiedziałem na pożegnanie, posłusznie wychodząc za Tinker. Całą siłę woli włożyłem w to, aby nie odwrócić głowy i nie posłać Mercedes ostatniego spojrzenia.
- Suka – burknęła zła.
- Co, zazdrosna? - spytałem.
- O co? O to, że robi z mojego brata idiotę? - prychnęła. - Nie, nie sądzę. Swoją drogą, jesteś żałosny, gdy się zakochujesz. Może proszę o zbyt wiele, ale – dla własnego dobra – postaraj się tego więcej nie robić. To znaczy, zakochiwać się.
- Postaram się – sarknąłem, rzucając jej poirytowane spojrzenie. Niezrażona moją wrogością podeszła do lady – przy czym wreszcie się ode mnie oderwała – i zamachała szatniarzowi przed oczami swoim numerkiem wyjętym z miniaturowej torebeczki, która, czego byłem pewien, miała jakąś konkretną nazwę. Chłopak, nie kryjąc swojego zgorszenia jej zachowaniem, rzucił okiem także na mój numer, po czym zniknął na chwilę.
- Jaki drażliwy – mruknęła. Nie mogłem powstrzymać się od parsknięcia.
W kilka sekund później chłopak wrócił, dzierżąc w rękach nasze płaszcze. Podał nam je z sarkastycznym „Proszę bardzo”, po czym wrócił do kartkowania jakiegoś magazynu. Cholera, on naprawdę był drażliwy.
Zostawiając numerki na ladzie, ubraliśmy się i niespiesznie opuściliśmy budynek. Zadrżałem, gdy uderzył we mnie podmuch arktycznego wręcz powietrza, i poprawiłem szalik. Było strasznie zimno, nawet jak na początek grudnia. Tinker zaszczękała zębami.
- Bierzemy taksówkę? - spytała.
- Czy ja wiem? To tylko jakieś... dwa kilometry?
- Sądzę, że trzy.
- Nieważne. Nie chcesz się przejść? Możemy po drodze wstąpić na gorącą czekoladę, czy coś. Pokazałbym ci taką jedną knajpkę. Jak mieszkaliśmy w Seattle, to przesiadywaliśmy w niej z przyjaciółmi non stop – zaproponowałem.
- A będzie jeszcze otwarta? - spytała z powątpiewaniem. - Nie wiem, czy zauważyłeś, ale zrobiło się dość późno.
- Uwierz mi, chadzałem tam o dużo późniejszych porach. - Mrugnąłem.
- Więc co, idziemy do odpowiednika Jednookiego Pete'a? - prychnęła, mając na myśli obskurną, znaną w całym Port Angeles spelunę.
- Trochę zaufania – burknąłem.
Ponownie złapała mnie pod ramię, dając mi tym samym przyzwolenie, abym prowadził ją, gdzie mi się podobało. Z westchnieniem oparła mi głowę na ramieniu. Przyciągając ją bliżej do siebie, ruszyłem w znanym kierunku. Z pewnym opóźnieniem przyszło mi do głowy, że dla innych musimy wyglądać jak para. Zacząłem się zastanawiać, czy mi to przeszkadza, ale po głębszym namyśle stwierdziłem, że raczej nie.
- Nigdy nic nie mówisz o swoim życiu w Seattle – zauważyła Bella cicho.
- Bo nie ma o czym mówić – odparłem, nie bardzo wierząc w to, że uda mi się zbyć ją taką odpowiedzią.
- Z tobą? - prychnęła. - Jeśli chodzi o ciebie, to byłoby o czym opowiadać, nawet gdybyś całe życie spędził zamknięty w pokoju bez ścian. To znaczy, pfu, klamek – poprawiła się zaraz, słysząc mój śmiech. Zdzieliła mnie lekko wolną ręką po głowie, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło. Chowając dłoń z powrotem do kieszeni, zachichotała lekko. Westchnąłem. Nie widziałem powodu, dla którego miałbym nie poopowiadać jej tego i owego, ale nie mogłem się zdecydować, od czego zacząć.
- Mieszkaliśmy w apartamentowcu – powiedziałem w końcu. - Nie był to może budynek najlepszej jakości, ale też nie jakiś burdel. Ot, przeciętne mieszkanie w przeciętnej okolicy; trochę przymałe na naszą trójkę, ale dało się wytrzymać. I tak większość czasu spędzałem poza domem.
- Może jutro mi pokażesz – mruknęła Swan.
- Może – przytaknąłem. - Ale tylko z zewnątrz, bo teraz mieszka już tam ktoś inny.
- Co ci się najbardziej kojarzy z twoim starym mieszkaniem? - spytała. Zmarszczyłem brwi; nie wiedziałem, co miała na myśli. Chyba rozszyfrowała moją minę, bo zaraz dodała – W Phoenix, na przykład, w każdej chwili można było spodziewać się wizyty Alice, najczęściej bez butów i kurtki, za to z taksówką czekającą na zapłacenie. Po pewnym czasie mama zaczęła zostawiać kilka dolarów w szafce w przedpokoju, aby nie latać za każdym razem po portfel do torebki... Nie wspominając już o tym, że zazwyczaj nie wiedziała, gdzie tę torebkę położyła. - zachichotała. - Siedziałyśmy wtedy z Al w moim pokoju do rana, rozmawiając, a potem pożyczałam jej jakieś buty i torbę na książki i szłyśmy do szkoły. Nawet teraz czasami mam wrażenie, że zaraz stanie w drzwiach, żegnana trąbieniem taksówkowego klaksonu.
- Jej rodzice nie mili nic przeciwko? - zdziwiłem się.
- Jej rodzice... - zasępiła się nieco – to trudna sprawa.
- Co masz na myśli?
- Ot, para snobów i tyle – burknęła. Nie trzeba być geniuszem, aby wydedukować, że za nimi nie przepadała. - Ale mniejsza o to. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Państwa, miasta. – Uśmiechnąłem się. Już niemal zapomniałem, jak w to się gra, a przecież zabawialiśmy się w to z mamą i Emmettem niemal codziennie. - Pod koniec dnia, gdy Esme zbierała swoje projekty, ja wracałem do domu od kolegów a Emmett kończył trening, siadaliśmy wszyscy w salonie i przez jakąś godzinę graliśmy. Założyliśmy sobie nawet specjalne zeszyty. Każdego dnia, oprócz podstawowych kategorii, dopisywaliśmy jakąś bonusową... Tytuł piosenki, sportowiec, naukowiec, wiesz, takie rzeczy. Skończyliśmy z tym mniej więcej wtedy, kiedy Esme poznała twojego tatę. Wiesz, co było najtrudniejsze? Jak nie znaliśmy jakiegoś... hm, czegoś, to wpisywaliśmy jakieś bzdety i później wykłócaliśmy się, że coś takiego naprawdę istnieje. A najlepsze było w tym to, że czasami naprawdę udało nam się trafić – wyszczerzyłem się, skręcając w lewo.
- Dlaczego skończyliście?
- No cóż... To był dziwny okres. Esme latała jak kopnięta, zajęta faktem, że poznała przyzwoitego glinę, Emmett i Rosalie mieli jakiś...
- Emmett i kto? - przerwała mi niezbyt uprzejmie.
- Jego była – odpowiedziałem. - W każdym razie, Emmett i Rosalie bardzo... hucznie przeżywali swój romans, spotykając się potajemnie to w Seattle, to w Phoenix, a ja, no cóż... A ja przyłapałem swoją dziewczynę w łóżku z moim najlepszym kumplem – zakończyłem niemrawo, plując sobie w brodę, bo zabrzmiało to jak żalenie się, a ponadto zwróciło moje myśli z powrotem ku Mercedes..
- Och... - mruknęła, zamyślając się. Ciekawe, czy to z powodu mojej tragicznie oklepanej historii, czy z powodu Rosalie. Cóż, tę całą sprawę z Mercy zdążyła już kilka razy poprzeżywać, więc stawiałem na to drugie.
- Twoja kolej – zauważyłem, chcąc przywołać ją nieco do porządku.
- Hm? - Spojrzała na poły ze zdziwieniem, na poły z rozbawieniem. - Nie mówiłam, że będziemy się zwierzać na przemian, ja tylko zaczęłam. Więc ciągle jest twoja kolej.
- Mowy nie ma! - krzyknąłem. - Chcesz cokolwiek ode mnie wyciągnąć, będziesz musiała dawać tyle samo w zamian.
Zaczęła marudzić pod nosem, ale po jakichś pięciu minutach umiarkowanej ciszy stwierdziła najwyraźniej, że gra jest warta świeczki, więc zaczęła mówić.
- Miałam wówczas trzynaście lat.
- Wówczas... czego? - naprowadziłem, gdy minęło już kilka sekund od tej niezwykle bogatej w szczegóły opowiastki.
- Mój pierwszy pocałunek – wyjawiła w końcu ze sceptyczną miną. Uniosłem na nią brwi; wiedziałem, że zaczęła ten temat tylko dlatego, że miała nadzieję, że jak skończy, to odwdzięczę jej się historią z tej samej półki. - Miałam trzynaście lat i to był zakład, jak się później dowiedziałam. Byłam na przyjęciu urodzinowym koleżanki; było gorąco jak w piekle, więc wszyscy siedzieliśmy na zewnątrz przy basenie zbici w małe grupki. Obgadywałyśmy z Alice i kilkoma innymi dziewczynami miejscowe lodziarnie. - Zignorowała moje niedowierzające prychnięcie. To o tym plotkują w kółko dziewczyny? O lodziarniach? Czy ja coś ćpałem, czy Tinker naprawdę to powiedziała? - Nagle ktoś podbiegł. Nie zwróciłam na to uwagi; wszyscy biegali po całym podwórku jak szaleni, więc po pewnym czasie szło się do tego przyzwyczaić. I wtedy, ni stąd, ni zowąd poczułam coś ciepłego na ustach. Alice powiedziała mi potem, że pisnęłam, ale zupełnie tego nie pamiętam. Wiem tylko, że byłam jak sparaliżowana i do samego końca nie zdawałam sobie sprawy, co się dzieje. - Skrzywiła się lekko. - Pachniało gumą do żucia.
Parsknąłem.
- Gumą do żucia? - powtórzyłem. - No cóż, mogło być gorzej.
- Na przykład?
- Och, serio? Nie potrafisz sobie wyobrazić gorszego posmaku niż guma do żucia? Nie dobijaj mnie.
- Nie udawaj mądrzejszego niż jesteś – warknęła. Musiałem się na to zaśmiać. - A jak to było w twoim wypadku?
- Całkiem zwyczajnie. - Wzruszyłem ramionami. - Z moją pierwszą dziewczyną, Sam – zamyśliłem się, nie wiedząc, co mogę jeszcze dodać. - Byliśmy na randce w pizzerii, więc smakowało jak sos czosnkowy i ser. Nie było tragicznie.
- Utrzymujesz z nią jeszcze kontakt? – spytała.
- Nie – odpowiedziałem zwyczajnie.
- A z kimkolwiek z Seattle?
- Z paroma osobami – rzuciłem wymijająco. Poniekąd była to prawda; od czasu do czasu wymieniałem ze znajomymi kilka wiadomości na facebooku. Bella zaczęła następne pytanie, ale przerwałem jej, zauważając, że zbliżamy się do celu naszego małego spaceru.
- To tu? - upewniła się, ciągnąc za klamkę. Drzwi łatwo ustąpiły; uderzył w nas zapach gorącej pizzy i ziół, a także ciepło panujące w pomieszczeniu. Usłyszałem, że Bella jęknęła z rozkoszy i bez dalszych protestów weszła do środka. Podążyłem za nią, dopiero teraz uświadamiając sobie, jak tęskniłem za tym miejscem. - Umarłam i poszłam do nieba – zamruczała dziewczyna.
- Edward! - zawołał pan Clarks, właściciel knajpy i pomachał mi trzymaną w ręce szmatą. Zachichotałem. - Szmat czasu cię tu nie było!
- Wyprowadziłem się z Seattle – wyjaśniłem pobieżnie, podchodząc do kontuaru.
- Kiedy? - Uniósł brwi ze zdziwieniem.
- Pod koniec lipca. - Zgarnąłem dwa menu, nie łudząc się, że ktoś by nam je samodzielnie dostarczył w czasie krótszym niż dwie godziny. - Jestem w mieście przejazdem – dodałem.
- No dobra, usiądziesz? Trójka jest wolna. - Mrugnął do mnie. Parsknąłem śmiechem. „Trójka” była nieoficjalnym stolikiem dla zakochanych. Jego uwaga przypomniała mi o istnieniu mojej towarzyszki.
- Może być – zgodziłem się. Nie dlatego, że uważałem Tinker za swoją ukochaną, ale w tamtych okolicach było najwygodniej. Minusem niewątpliwie było to, że cholernie często przesiadywaliśmy tam z Mercy, a co się z tym wiązało, miałem wiele wspomnień, do których obecnie wolałbym nie wracać.
Poprowadziłem dziewczynę do naszego stolika, a gdy usiedliśmy po dwóch stronach stołu i zrzuciliśmy płaszcze, podałem jej jedno menu.
- Zaskakujące, że to miejsce jest otwarte o tak późnej godzinie – zauważyła, otwierając kartę i studiując jej zawartość.
- To nocna knajpa – wyjaśniłem, idąc w jej ślady. - Otwarta od szóstej po południu do trzeciej w nocy. - Zerknąłem na zegar wiszący na ścianie za nią; wskazywał kilka minut po drugiej. Oprócz nas były tu może ze cztery osoby. Powróciłem do czytania menu. - Jesteś głodna?
- Trochę – przyznała. Doskonale ją rozumiałem; od tych zapachów mój żołądek wywijał bolesne salta.
- Chcesz wziąć pizzę na pół?
- W porządku – odpowiedziała, spoglądając na mnie. - Pod warunkiem, że tym razem nie zeżresz całej.
- O ile się nie mylę, to ty zjadłaś ostatnio całą pizzę, co do ostatniego okruszka – zaszydziłem. Tinker zawsze jadła więcej niż przeciętna dziewczyna jej postury. Pojęcia nie mam, gdzie jej to szło, bo odkąd się poznaliśmy, nie przytyła ani dekagrama, a ze względów oczywistych nie można przecież powiedzieć, że całe to jedzenie dawało jej siłę.
- Oj, miałam na myśli ten raz przed tym ostatnim. Wtedy, kiedy zadzwoniliśmy do Emmetta, żeby nam pomógł z biologią, ale miał zbyt dużo pracy, więc zaproponowałeś, żeby zamówić u niego pizzę i tym samym sprowadzić go do domu, żeby nam pomógł.
- Aaa, wtedy! - Udałem, że się zastanawiam. - Czekaj, czy to nie było tak, że zamówiliśmy trzy ekstra duże, z których ja zjadłem jedną, Esme i Charlie na spółkę drugą, a ty trzecią? - zasugerowałam.
- Jestem dorastającą nastolatką. – Wzruszyła obojętnie ramionami. Wyszczerzyliśmy się do siebie; ten zwrot przejęła ode mnie. Była to moja obrona na protesty mamy, że „odrobinę zbyt dużo jem”.
- Coś podać? - spytała młoda blondynka, podchodząc do nas z notesikiem. Wyglądała tak, jakby miała ochotę wsadzić ten notesik Clarksowi w pewne mroczne miejsce i pójść do domu. Cóż mogę poradzić; to były jej własne słowa.
- Cześć, Rhea. Widzę, że jesteś w wyśmienitym nastroju – powiedziałem.
- Edward? - zdumiała się. Ha! Ta cała akcja pod tytułem Edward wraca do miasta zaczyna mi się podobać.
- We własnej osobie.
- To ty? ku***, całe wieki cię nie widziałam! - pisnęła, po czym bezceremonialnie wtryniła mi się na kolana i złożyła mi na policzku mocnego buziaka. - Witaj z powrotem!
- Złaź! - zaprotestowałem ze śmiechem, usiłując ją z siebie zepchnąć. - Jezu, ty ważysz więcej niż Emmett i ja razem wzięci!
- Idiota – prychnęła, ale uśmiech nie zszedł z jej twarzy ani na moment. Zwlekła się ze mnie, na co teatralnie odetchnąłem z ulgą, po czym spojrzała na Bellę. - Hej! Nie przejmuj się mną, Eddie i ja jesteśmy po prostu kumplami, którzy nie rozmawiali ze sobą od wieków. Jestem Rhea, przy okazji.
- Bella – odpowiedziała. Na pierwszy rzut oka wyglądała normalnie, ale jako że znałem ją lepiej niż przeciętny obserwator, to zauważyłem, że jest lekko spięta. Ta cała sytuacja musiała ją trochę krępować.
- Jesteście parą? - spytała blondynka.
Moje tak padło dokładnie w tym momencie, co nie Tinker. Usiłowałem uratować sytuację, więc powiedziałem nie, ale w tym samym czasie dziewczyna pomyślała o tym samym i rzuciła tak. Coś mi podpowiada, że jeśli chcemy jakoś funkcjonować w tym mieście, to będziemy musieli ustalić jakąś konkretną wersję.
- Jesteśmy na etapie randek i pocałunków, ale nie wiem, czy da się nas określić jako parę – wyjaśniła w końcu Bella. Whoa, skąd jej się wzięły te pocałunki?
- Cóż, życzę wam jak najlepiej. Zamawiacie coś? - zapytała, najwyraźniej przypominając sobie, po co przywlekła tu swój tyłek.
- Jedną ekstra dużą pepperoni - powiedziałem.
- A do picia?
- Dwie cole – wtrąciła Tinker. Rhea posłała w jej stronę uprzejmy – jak na nią – uśmiech, po czym, nie odczuwając potrzeby zanotowania naszych zamówień, odwróciła się na pięcie i, bujając biodrami, udała się do kuchni. Oczy wszystkich obecnych mężczyzn – sztuk trzy – powędrowały na jej całkiem niezły tyłek.
- Cole? - zdziwiłem się. - Myślałem, że dziś preferujesz napoje wyskokowe.
- A co, czujesz się zawiedziony? - Brwi Tinker powędrowały w górę. - Nie wiedziałam, że jesteś pijakiem – zażartowała.
- Zabrzmiałoby to bardziej przekonywująco, gdybyś nie bełkotała – poradziłem jej, szczerząc się jak idiota. Nie byłem pijakiem; to, że od czasu do czasu popijałem coś mocniejszego, nie robiło ze mnie pijaka. Nachmurzyłem się, bo to rozmyślanie o pijakach naprowadziło moje myśli na temat ojca, a o tym nie chciałem teraz rozmyślać. Tak po prawdzie, to nie chciałem o tym myśleć w ogóle.
- Przyganiał kocioł garnkowi – warknęła.
- Nie bełkoczę! - zaprotestowałem natychmiast, po czym zorientowałem się, że chyba jednak odrobinę bełkoczę. Niemal niezauważalnie, ale jednak. No cóż, przynajmniej się nie chwiałem i bynajmniej nie zamierzałem doprowadzić się do takiego stanu.
- Bełkoczesz – uparła się.
- Nie tak jak ty – rzuciłem.
- Nie tak jak ja, tylko gorzej – skorygowała.
- Posłuchaj sama siebie – zadrwiłem. Cholera, w chwilach takich jak ta zaczynałem się na serio zastanawiać, czy my aby na pewno nie jesteśmy spokrewnieni, bo sprzeczaliśmy się z profesjonalizmem godnym irytującym siebie nawzajem rodzeństwom.
Kontynuowaliśmy ubliżanie sobie nawzajem z taką zaciętością, że ledwo zauważyliśmy pojawienie się pizzy. Jakąś godzinę później, gdy z naszej wyszukanej potrawy zostały tylko mikrookruszki, zostaliśmy wygonieni przez zamykającego knajpkę Clarksa. Szliśmy przez chwilę z Rheą, odprowadzając ją do domu, po czym leniwym krokiem ruszyliśmy w stronę hotelu, przytulając się i rozcierając ręce z zimna. Po drodze dyskutowaliśmy na temat ostatniego filmu z Woodym Allenem, którego tytułu żadne z nas nie mogło sobie przypomnieć. Gdyby nie fakt, że mroziło niczym na Antarktydzie, można by zaliczyć to do bardzo przyjemnie spędzonego czasu. No cóż, po prawdzie, to nie było tak źle. Gdy zajmowałem umysł rozmową z Bellą, nie miałem czasu rozmyślać o Mercy, a to był duży plus. Starałem się nie martwić na zapas tym, że już niedługo zostanę sam w łóżku i będę paranoicznie rozkładać na czynniki pierwsze nasze spotkanie sprzed kilku godzin.
Gdy na horyzoncie zamajaczył hotel, pędem rzuciliśmy się w jego stronę, chcąc jak najszybciej znaleźć się w ciepłym, przytulnym pomieszczeniu. Zignorowaliśmy recepcjonistkę, która patrzyła na nas tak, jakby nie bardzo wiedziała, z kim ma do czynienia, po czym zatrzymaliśmy się przed windą, która – naturalnie – była obecnie w okolicach najwyższego piętra. Tinker oderwała się ode mnie i oparła o ścianę, wzdychając ciężko.
- Co za dzień – mruknęła. - Poznam jeszcze jakieś twoje duchy z przeszłości?
- Hę? - Że co? Może to wina późnej pory, ale mój mózg odmówił przetworzenia tej informacji.
- Poznałam już Mercy i Rheę. Nie wmówisz mi, że to jedyne osoby, z jakimi zadawałeś się, mieszkając w Seattle.
- Jest jeszcze ten koleś, z którym Mercy mnie zdradziła. Jestem pewien, że chętnie spotka się gdzieś z nami we czwórkę. Możemy udawać, że jesteśmy na podwójnej randce – zironizowałem.
Rzuciła mi sugestywne spojrzenie, które zdecydowałem się zignorować. Może stwierdzi, że jestem idiotą i da mi spokój. Albo że nie miałem tu żadnych kumpli. Szczerze, nie obchodzi mnie, co Bella sobie pomyśli. A bynajmniej nie w tej chwili.
Po kilku sekundach ta kupa złomu, potocznie zwana też windą, dogramoliła się na parter. Wcisnąłem odpowiedni przycisk i ruszyliśmy w górę, nie odzywając się do siebie. Oczy zaczynały mi się kleić, choć w sumie nie byłem jeszcze jakoś strasznie zmęczony. Ciekawe, czy Tinker nie dałaby się namówić na jakąś partyjkę chińczyka.
Cóż, może i by się zgodziła, ale najpierw musielibyśmy skądś wytrzasnąć planszę.
Drzwi windy z metalicznym trzaskiem zaczęły się rozsuwać. Mój lekko zamroczony umysł zarejestrował dwie rzeczy.
Po pierwsze, na korytarzu, na podłodze siedziała pewna znajoma blondynka, wpatrując się sugestywnie w drzwi mojego pokoju. Wpadłem w panikę. Po co ona tu przyszła?
Po drugie, niemal natychmiast po tym moje usta zostały zgniecione w namiętnym pocałunku.

PWA

Nie mogłam zmusić się, aby wejść do sali.
Już od przeszło godziny stałam z czołem opartym o chłodne szkło i wpatrywałam się w mojego ukochanego, który leżał na szpitalnym łóżku, podłączony do specjalistycznych urządzeń rejestrujących pracę jego serca i aktywność mózgu. Łzy przestały płynąć już jakiś czas temu, lecz uporczywe mdłości nie ustały ani na chwilę, a wręcz z każdą minutą natężały się, niemal wywołując odruch wymiotny. Może to i dobrze, że nie zdążyłam nic dziś zjeść.
Z drugiej strony, byłam okropnie głodna, co nie poprawiało mi humoru. Wiedziałam, że automat ze słodyczami i kawą znajduje się zaledwie kilka metrów ode mnie, ale nie potrafiłam oderwać się od Jaspera, żeby do niego podejść. Poza tym, nie byłam pewna, czy miałam jakieś drobne. Zresztą, nie miałam teraz głowy do jedzenia. Plątało mi się po niej zbyt wiele o innych, ważniejszych spraw niż zaspokajanie własnych potrzeb.
Chłopak wydał z siebie przeciągły jęk, który stłumiła nieco maska tlenowa. Serce podskoczyło mi do gardła w naturalnym odruchu, ale poza tym nie pozwoliłam sobie na żadną reakcję. Tkwiłam w mojej stałej pozycji, wiedząc, że zanim Jasper się wybudzi, minie sporo czasu.
Czułam się okropnie; zupełnie tak, jakby rozpacz stała się rzeczą materialną i ściskała moją klatkę piersiową. Po części byłam także zła – na Jaspera, ale i na siebie. Powinnam była już nabrać wprawy, pomyślałam gorzko. W końcu to nie tak, że cała ta sytuacja jest dla mnie nowością. Ale, o dziwo, za każdym razem było gorzej. Nie wiem, może znaczenie ma fakt, że spędziłam kolejne kilka tygodni na mamieniu się nadzieją? Na wyobrażaniu sobie naszego wychodzącego na prostą życia? Westchnęłam. Może chodziło o to, że tym razem byłam sama, że brakowało mi pomocnego ramienia Belli? A może byłam już zwyczajne zmęczona? Ale jaki miałam wybór? Byłam przywiązana do Jaspera na dobre... i na złe. Ta więź, choć nie zatwierdzona przez prawo, była silniejsza od większości małżeństw.
Nagle zawróciło mi się w głowie tak bardzo, że zmuszona byłam usiąść na jednym z plastikowych krzeseł rozstawionych w poczekalni. Schowałam twarz w dłoniach, walcząc z reakcją organizmu, po pewnym czasie stwierdziłam jednak, że odkładanie nic nie da; musiałam coś zjeść. Szok z ostatnich godzin i fakt, że od ładnych kilkunastu godzin nie skonsumowałam nic poza okazjonalną szklanką wody najwyraźniej nie działały na mnie zbyt korzystnie.
Przesiedziałam kilka minut, usiłując miarowo oddychać, ale doszłam do wniosku, że to nic mi nie pomagało, więc chwiejnym krokiem podeszłam do automatu i odliczając kilka drobnych wydobytych z kieszeni dżinsów kupiłam sobie dwa czekoladowe rogaliki i kawę – był to najlepiej skomponowany zestaw, na jaki pozwalała wyposażenie maszyny. Gdy z rogalikami w ręce czekałam, aż naleje mi się moja latte, mój wzrok powędrował na lewo, w stronę telefonu. Wpatrując się w niego uświadomiłam sobie, że miałam do załatwienia jeszcze jedną sprawę.
Wyjęłam napełniony kubek z automatu i – upychając rogaliki pod pachę – odliczyłam kolejnych kilka dolarów. Uparcie ignorując mdłości, wepchnęłam kilka monet do specjalnego otworu i wybrałam jeden z numerów, które potrafiłabym wyrecytować wyrwana ze snu w środku nocy.
Odebrał po kilku sygnałach.
- Carlisle? To ja, Alice. Chodzi... Chodzi o Jaspera.


Post został pochwalony 3 razy
Zobacz profil autora
rainbows
Wilkołak



Dołączył: 20 Lut 2010
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: tam gdzie Oliver J.,Chad M.,Sean F. tam i ja xD

PostWysłany: Śro 18:37, 26 Maj 2010 Powrót do góry

oranyranyranyrany
straasznie brakowało mi Odkochania. Opowiadanie czyta się szybko i super lekko. O dziwo żadnych błędów nie zauważyłam ; D
i kurcze nie wytrzymam do następnego rozdziału! ten pocałunek, potem telefon do Carlisle'a (to jest TEN Carlisle ?!) jeeej,nie pamiętam już ,skąd znają się z Alice.. ^ ^
Brakowało mi jakoś części z punktu widzenia Emmetta....i nie wiem, ale jakoś od początku mam nadzieje,że on i Bella będą razem
I zastanawia mnie reakcja Esme...kurcze ciekawe o co chodzi...
A co do Alice to dziwie się jej...Jasper za każdym razem ją krzywdzi a ona za każdym razem mu wybacza..powinna go rzucić w cholere! ;P
a teraz przeczytam sobie jak skończył się poprzedni rozdział ;P

Dziękuję i życzę weny!
Rainbows :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 19:35, 26 Maj 2010 Powrót do góry

O żesz Ty Orzeszku...!!!
Jakiś taki rozczulający ten jedenasty rozdział Latte. Widzę mocny akcent dramaturgii.
Sama nie wiem... Zachwyciłam się. Edward i Bella są tacy... czy ja wiem? Zwyczajni? Mają problemy, z którymi sobie nie do końca umieją poradzić. Podoba mi się ten chap, bo jest tkliwy, refleksyjny i trudny. Mówi o tym, o czym czasem mówić się nie da.
Podziwiam Cię, że tak prosto piszesz. Nie w sensie, że Twój styl jest jakiś prosty. Chodzi mi o to, że nie piszesz patetycznej poezji, a poruszasz temat, o których pisze się w wierszach.
No okay, w wielu utworach spotykamy się z uczuciami i przeżyciami bohaterów, ale Twoje Odkochanie jest inne... Mam problem z przymiotnikiem, ale pasuje mi "idealne".
Powoli odkrywasz kolejne tajemnice i powiem Ci, że są dla mnie coraz bardziej zaskakujące.
Historia jest skomplikowana, trudna. Każdy z bohaterów gryzie się z czymś, co w pewnym sensie go przerasta.
Najbardziej ciekawa wydaje mi się Alice. Niby jest zwyczajną dziewczyną, która ma problemy z chłopakiem, ale okazuje się, że nie... Kiedy jest się bliskim człowieka uzależnionego, trzeba przejść swoiste piekło. Czasem i otoczenie ćpuna potrzebuje terapii. Może za często. W każdym razie Al jest godna podziwu - mimo wszystko nadal go kocha, nie poddaje się, jest tak twarda, że aż strach. Wydaje się krucha i bezbronna, ale siła tkwi w umiejętności przetrwania...
Drugą postacią, która w jakiś sposób mnie zauroczyła jest Esme. Kobieta po przejściach. Dorosła, ale zagubiona. Niczym mała dziewczynka. Mimo to silna, równa babka. Jest wspaniałą matką i przyjaciółką. Mam jednak dzikie wrażenie, że w głębi ducha jest inaczej... Niby z zasady każda kobieta potrzebuje wsparcia, ale Esme wydaje się potrzebować go wyjątkowo silnie.
Sceny Edward-Bella dokopały mi. Emocjonalnie zgniotły, tarmosiły i wyżymały. Czuje się zdeptana. Ale żeby nie wyszło, że jesteś terrorystką Cocolatte, bo nie jesteś... Jako czytelnik czuję się naprawdę dotknięta, zauroczona i zafascynowana. Opisałaś ich relacje w taki sposób, że aż człowiekowi się ciepło robi... Wink
Tylko mam jedno "ale" - jak mogłaś walnąć takie zaskakujące końce? Pocałunek? Telefon do Carlisle'a? Przecież mnie to ciekawość zeżre! Latte... To było okrutne. Rolling Eyes
Ale bez żartów, weny Ci życzę. A rozdział jak dla mnie i tak był za krótki... Twisted Evil Razz
Pozdrawiam.
dot aka Kropek.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Czw 20:20, 27 Maj 2010 Powrót do góry

"Może i jesteś jak wrzód na dupie, ale nawet do ciebie zdążyłam się przyzwyczaić. " Dostałam ataku smiechu Smile Tinker jest boska. To już nie jest mamejowata Bella. Tinker górą. Tekst o pingwinach cudny. Mogłabym zresztą te perełki wyławiać i każdą podać ale po co kopiować pół rozdziału?? Tinker trochę za bardzo wczuła się w rolę i dlatego ją tak lubię. Naprawe nie jest to typowa Bella. Tinker zgniecie Mercy jeśli sie spotkają, bo ty chyba ona siedziała na podlodze?? Smile
Jasper jest pacjentem dr C?? A moze to jego syn??
Cocolatte kazałaś nam czekać 3 miesiące na nowy rozdział - jako rekompensatę za straty proszę ślicznie o kolejny rozdział - jak najszybciej Smile
Weny czasu i czekolady a ja zacieram rączki na myśl o kolejnym parcie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bugsbany
Wilkołak



Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 8:21, 28 Maj 2010 Powrót do góry

Kazałaś nam długo czekać na kolejny rozdział, już myslałam, że sobie odpuściłaś....ale cieszę się z nowego chapika.
Zaczynam się zastanawiać dlaczego Esme wyszła za Charliego skoro piękny doktorek Carlise siedzi w jej serduszku ? Coś mi tu nie pasuje.....poza tym skąd Alice go zna, a może on jest ojcem Jaspera ? Byłoby ciekawie.
Jeżeli chodzi o Bellę to mam nadzieję, że zniszczy tą Mercy, bo podejrzewam, że to ona kwitnie na tym korytarzu. Powinna sobie odpuścić Emmeta i przyjrzeć się Edwardowi, on chyba zaczyna też inaczej patrzeć na swoją "siostrę". Ale czas pokaże....
Ostatnia najważniejsza rzecz Uwaga Nie każ nam znowu czekać 3 miesiące na nowy rozdział, chyba nie masz serca......a my tu umieramy z ciekawości Very Happy
Zyczę weny i mnóstwo czasu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Donna
Dobry wampir



Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 77 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under

PostWysłany: Nie 11:10, 30 Maj 2010 Powrót do góry

latte., przepraszam że tak późno, ale podczas gdy ciebie nie było, to ja zdążyłam się przeprowadzić, urodzić dziecko, przykleić do SB i zawiesić dwa opowiadania.
Po pierwsze, spójrz, tyle cię nie było, a już masz cztery albo pięć komentarzy. A ja wstawiłam dawno do swojego opowiadania jeden rozdział i dostałam dwa komentarze...
Nie będzie długo, bo ostatnio całą swą wenę marnuję na Doctora Who. A więc przepraszam cię...
PWE był fajny. Co prawda zapomniałam, co to był za bankiet, ale stworzyłaś tam istną maskaradę zakochanych. Carlisle i Esme, Edward i Mercy, Edward i Bella!, Emmett i Rosalie. No cóż.
Myślałam sobie, że twój styl trochę się zakopie po takim czasie wolnego, ale gdzież tam. Niektóre zwroty po prostu wywołały na mojej twarzy uśmiech (albo określenia). No i piszesz po prostu świetnie. Czytając to odczuwam samą przyjemność. Znalazłam tylko jedną literówkę, a jakoś wcale mi nie przeszkodziła w czytaniu. Naprawdę wielbię twój styl, to opowiadanie. Jesteś najlepszą osobą, jaką czytałam na forum chyba ;-) Niezmiernie cieszy mnie powrót Odkochania.
Dialogi jak zwykle bardzo realistyczne. Właściwie z życia wyjęte. Tutaj w sumie nic się nie zmieniło :)
Co do opisów, myśli; są genialne, chyba nawet genialniejsze niż poprzednio - rozwinęły się, tak sądzę.
Nie wiem w końcu co jest między doktorkiem a Esme, ale mam nadzieję, że Esme nie postanowi rzucić Charliego? Już mi się w głowie rysuje taki obraz, jak Charlie wraca do miasta z Bellą, która uświadamia sobie że nie zobaczy raczej już Edwarda/Emmetta i będzie drama i wiem że przesadzam ale to nie moja wina :P Dobra, zobaczy się.
Nie no dobra, nie mam siły na komentarz, przepraszam. Dodam jeszcze... cóż, rozdział lepszy od ostatniego, a ostatni skomentowałam normalniej, dłużej, więc to chyba coś znaczy? I nie mogę się doczekać nowego rozdziału przez końcówkę PWE...
W ogóle PWA nie rozumiem i jak zwykle, mimo swoich małych rozmiarów, ciekawością dorównuje PWE.
Naprawdę jeszcze raz przepraszam żę tak krótko, postaram się lepiej na następnym rozdziale... po prostu nie mam weny na komentarz Sad


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Serci
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Cze 2010
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tychy

PostWysłany: Sob 8:30, 12 Cze 2010 Powrót do góry

Twoje opowiadanie jest cudowne. Najbardziej lubie w nim Alice ale szkoda że jest w toksycznym związku. Ciekawie kim jest Carlise dla Jaspera może ojcem ? Niecierpliwie czekam na kolejną cześć i życze dużo weny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ezri
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Sty 2010
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pią 11:24, 18 Cze 2010 Powrót do góry

Nie wiem skąd Ci się to bierze, ale Twoje dialogi, jak i cały styl pisania rozwalają mnie od środka. Bardzo się cieszę, żę zabrałam się w końcu za to opowiadanie.

Edward z Bellą w rzeczy samej zachowują się jak nieokrzesane dzieci lub kłótliwe małżeństwo. Są dla siebie prawdziwymi przyjaciółmi. Może nawet mogliby być czymś więcej gdyby nie zaślepienie Belli i okoliczności ich poznania. To dziwne zakochać się w bracie.

Emmett jest tu Emmettem. Ale takim, który myśli i czuje. Troszczy się o swoich bliskich. Lubię go.

Edward ma niesamowite pomysły. Zmiana po rozstaniu z dziewczyną zdecydowanie wyszła mu na dobre. Ciekawa jestem kim był ten jego przyjaciel. Mam nadzieję, że nie będzie próbował wejść drugi raz do tej samej rzeki. Jeżeli ktoś raz zdradził nie będzie miał oporów przed nastepnym.

Bella bardzo szybko zapomniała o swojej przyjaciółce. To przykre. Zwłaszcza, żę Alice jej teraz bardzo potrzebuje. Ciężko jest wyleczyć się z miłości. Kolejny minus dla Belli to traktowanie macochy w taki a nie inny sposob. Odnoszę wrażenie, że przy odrobinie dobrej woli mogłyby stać się przyjaciółkami

Esme nadal darzy uczuciami (jakimi) Carlisle'a. Mam wrażenie, że w jej wypadku może to oznaczać wkrótce dość oszukiwania siebie i Charliego. Co prowadzi do rozstania naszego pokazowego rodzeństwa. Jest silną kobietą to jasne, ale chyba nie potrafi sobie poradzić z tym co ją spotkało. Inaczej nie uciekałaby tak szybko w małżenstwo. Ciekawi mnie powiązanie Carlisle'a z Jasperem (lekarz - pacjent?).

Świetnie napisane opowiadanie. Zachwycam sięnim raz po raz. Bardzo adekwatny tytuł. Jestem pod głębokim wrażeniem. Życzę weny i czasu do pisania. Z pewnością zawitam tu ponownie.

Pozdrawiam
Ezri


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
gold_eye
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 15:59, 07 Gru 2010 Powrót do góry

Hej Very Happy Wiadomo co dalej z "Odkochaniem".Bo nic się długo nie pojawiło i ogólnie cisza w temaie,a ja jestem bardzo ciekawa,czy jest szansa na jego kontynuacje Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin