FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Powrót do Portsmouth [Cz. II, Roz. 3] 3.02 - ZAWIESZONE Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Czy chcecie spoilery kolejnych rozdziałów?

nie
23%
 23%  [ 17 ]
tak
76%
 76%  [ 54 ]
Wszystkich Głosów : 71


Autor Wiadomość
lovee
Człowiek



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 22:14, 04 Cze 2010 Powrót do góry

pojawi się, o to nie bójcie się.
a kiedy? sama tego jeszcze nie wiem, ale jak się dowiem- to będziecie pierwsze które się o tym dowiecie ;p


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
DaDaDa
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 21:55, 05 Cze 2010 Powrót do góry

dałaś czadu z tymi tekstami! gdybym ja tak się odezwała do swojego rodzica- już by było po mnie. tak więc podziwniam Lizzy. mimo, ze to fikcyjna bohaterka. jest odważna i mówi to co myśli!

jeśli chodzi o Jackoba- co za kutafon z niego?! co on sobie wyobrażał?! że zaprosi swoje dziecko do wypasionego domu, zrobi jej pokój i będzie wszystko ok? Nie! nie będzie! a co z biedną Bellą?1 jej niby tez urządzi pokój w nowym domu, żeby ją przekupić?! grrrrrr

czekam na Edwarda! no i na inne rozdziały też ;p
DDD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nina Spektor
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Kwi 2010
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 14:25, 07 Cze 2010 Powrót do góry

W końcu zebrałam się, by napisać komentarz. Moje sumienie już mnie za długo męczyło.

Ten rozdział był o wiele lepszy od poprzedniego. W końcu wprowadziłaś trochę akcji i humoru. Mam nadzieję, że nie zaserwujesz nam już takich rozdziałów, jak ostatnio. Ale teraz do rzeczy.

Sam pomysł listów Edwarda bardzo mi się podoba. Fajnie poznać, jakie emocje targały w tym czasie chłopakiem. Dzisiejszy list naprawdę mnie zaskoczył. Jako jedna z niewielu osób przedstawiłaś Esme w niezbyt dobrym świetle. Zaczęłam nawet rozumieć zachowanie Carlisle'a i jego nagłą chęć wyjazdu. No, to o liście chyba wystarczy.

Miło, że w końcu pojawili się dawni bohaterowie, bo naprawdę zaczynałam za nimi tęsknić. Wprawdzie to był tylko mały epizod, ale zawsze coś. Mam nadzieję, że rozwiniesz wątek przyjazdu Polly i Alice. Czy ma on coś wspólnego z Edwardem? Wiem, wiem, że ciągle narzekam na brak Edwarda, ale po prostu to opowiadanie bez niego jest takie jakieś... Niepełne? Tak, to chyba najlepsze określenie.

Co dalej? Ach, Jacob... No tutaj oczywiście klasyczny czarny charakter, ale mi to oczywiście nie przeszkadza. I do tego Tanya. Chyba jeszcze się nie spotkałam z opowiadaniem, gdzie byłaby ona pozytywną postacią. Ale może do rzeczy. Sama rozmowa Lizzy z ojcem była zabawna. Widać, że dziewczyna ma charakter. Te komentarze o botoxie i szczerość - nie sposób nie lubić tej dziewczyny. Tylko jakoś nie mogę się przekonać do jej znajomości z Philem. Nie wiem, dlaczego, ale chłopak po prostu mnie irytuje.

No, to by było na tyle. Przepraszam, że tak późno komentuję, ale czas to u mnie towar deficytowy. W przyszłości postaram się poprawić Wink

Oczywiście życzę powodzenia w pisaniu. Czekam na kolejny rozdział.

Pozdrawiam, NS.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bugsbany
Wilkołak



Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:52, 07 Cze 2010 Powrót do góry

Po raz pierwszy spotykam się z paringiem Jackob i Tanya....i jakoś nie potrafię sobie ich wyobraźić razem. Ale cieszę się, że Bella rozstała się z Blackiem, teraz może wrócić Edward i może uda sie im dogadać i stworzyć udany związek:) Lizzy jak zwykle była świetna, taka szczera do bólu...i niech nie da się ugłaskać pięknym pokojem i basenem.
Nie mam coś weny na pisanie dzisiaj komentarzy....ogarneło mnie uczucie totalnego lajtu i rozumek nie pracuje.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lovee
Człowiek



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Czw 10:53, 17 Cze 2010 Powrót do góry

SPOILER rozdział 5 (20 .06.2010)

- No więc dokąd jedziemy? – zapytałam, zakładając czerwony kask na głowę.
- Miałem cię oprowadzić po okolicy. Więc cię oprowadzę – wzruszył ramionami, i gwałtownym ruchem nogi odpalił swoją maszynę.

Czym prędzej wskoczyłam na motor, ale przez chwilę zawahałam się, czego się tu chwycić. Phil chyba zauważył moje zakłopotanie, bo uśmiechnął się szeroko, założył kask, a po chwili chwycił moje dłonie i przeplótł je wokół swojej talii.

~*~

- Przyjadę po ciebie. Więc o której?
- Lizzy! – zawołał mnie Seth.
- O 15. Muszę lecieć. Naprawdę – odwróciłam się, ale poczułam się tak jakoś nieswojo. – I dzięki… - dodałam na odchodne. Phil uśmiechnął się do mnie szeroko, po czym odpalił motor i z piskiem opon odjechał spod szkoły.

Podbiegłam do Setha i uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Podmienili cię kosmici, czy coś mnie ominęło? – zapytał z niedowierzaniem, wciąż patrząc za czarną kropką, którą był Phil.

~*~

Kiedy podbiegła do mnie Mery bez ogródek zapytała.
- Z kim przyjechałaś do szkoły?
- Nie rozumiem o czym mówisz. - Odpowiedziałam pełna zaskoczenia, co oczywiście mi nie wyszło. W przedstawieniach szkolnych zawsze grałam drzewo. Mery wywróciła oczy, co mogło oznaczać męczarnie.
- Cała szkoła gada, że wyrwałaś jakiegoś bandziora, więc? – na jej ustach pojawił się lekki uśmieszek wygranej. Westchnęłam i przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, czy chcę jej to powiedzieć, no bo to przecież to nic poważnego, no ale z drugiej strony komu mogę się zwierzyć z wczorajszego wieczoru jak nie jej? Nowej mamuśce? Nie, dziękuję.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nikki_944
Zły wampir



Dołączył: 03 Wrz 2009
Posty: 478
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: WRZ

PostWysłany: Czw 13:08, 17 Cze 2010 Powrót do góry

No, no ciekawe. Przynajmniej sytuacja z Edwardem się wyjaśniła, ale kurczę kiedy on się tu pojawi (nie w listach), oczywiście jeśli ma się pojawić.
No to teraz już wiem dlaczego Bella była tak bardzo załamana, z pewnością samo rozstanie lepiej by zniosła niż rozstanie przez zdradę.
A tak podobało mi się co Lizzy sądziła na temat Tanyi.

No nic, czeka na kolejny rozdział, bo widzę, że będzie świetny.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ezri
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Sty 2010
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pią 10:14, 18 Cze 2010 Powrót do góry

Im dłużej o tym myślę, tym bardziej nie mogę pozbyć się wrażenia, że Esme nie była jedyną kobietą zostawioną samej sobie w ciężkiej sytuacji... Nie wiem czy mam rację, ale to by tłumaczyło kilka rzeczy. Między innymi, czemu Lizzy będzie dążyła (bo mam wrażenie, że będzie) do spotakania z Edwardem. Dość spekulacji.

W zasadzie nie lubię czytać o dzieciakach bohaterów sagi. Ale od każdej reguły są wyjątki. A Twoje opowiadanie jest jednym z nich. Nie wiem co jest powodem. Czy sentyment, czy też to, że Lizzy nie jest tu wprowadzona tylko po to by zawiązać akcję, ale ma swoje własne problemy i życie jak i również jest dziewczyną z charakterkiem? W każdym razie z ciekawością czytam jej historię, przy okazji dowiadując się co nieco na temat spraw, które miały miejsce dawniej.

Napiszę jeszcze, że mam słabość do imienia Filip (w różnych formach) i facetów na motorach:-) Czekam na dalszy ciąg. Wielkie dzięki za tę odrobinę rozrywki.

Pozdrawiam

Ezri


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lovee
Człowiek



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Nie 9:30, 20 Cze 2010 Powrót do góry

Rozdział 5

Aaa Psik!


Beta: farbowana!

( http://www.youtube.com/watch?v=iUHjDJxkcSE )

*Phil

Dobra. Przyznaję się. Odkąd zobaczyłem ją w kawiarence nie mogłem pozbyć się jej z głowy. Ciągle o niej myślałem. I nawet fakt, że przyjaźniła się z Mery nie sprawił, że mógłbym ją minimalnie znienawidzić. A przecież obiecałem sobie, że dam sobie spokój z dziewczynami.

Problem w tym, że ona nie była zwykłą dziewczyną. Była moim ideałem. Długie brązowe włosy stanowiły ramę dla jej sercowatej twarzy, którą zdobiły wielkie zielone oczy. Nie była ani drobniutka, ani potężna, taka w sam raz do przytulania. A do tego posiadała swój styl. No bo, kurde, jaka normalna dziewczyna nosi męskie koszule i jest upaćkana farbami?

Więc nic dziwnego, że jak ją zobaczyłem przed domem moich nowych sąsiadów, po prostu mnie zatkało. Siedziała tam, taka bezbronna, ale przede wszystkim blada i trochę roztrzęsiona. Przez chwile wydawało mi się, że może mi się przewidziało, ale kiedy błysnął w mroku breloczek w kształcie nutki, który wisiał na rzemyku jej nadgarstka, byłem już pewien, że to ona. Już w kawiarni dokładnie przyjrzałem się tej ozdobie.

Wstałem i pobiegłem pod dom obok. Gadu-gadu, co tu robisz, nic znaczącego. I wtedy to się stało. Szklana łza spłynęła jej po policzku. Poczułem się, jakby na mojej ulicy spadła asteroida, a podłoga rozdarła się na połowę, otwierając przede mną przestworza piekieł. I chciałbym zaznaczyć, że takie wrażenie wywołuje jedynie mój młodszy, płaczący brat. Wtedy zrozumiałem, że trzeba zacząć działać, a nie jedynie stać nad nią, co może ją tylko bardziej krępować.

- Masz ochotę na spacer? – rzuciłem pierwsze co przyszło mi do głowy. Przez chwilę się mocno wahała, ale wtedy skoczyłem jej na ambicję i nie mając wyboru podała mi rękę, bym pomógł jej wstać.

Mój plan miał obejmować miły spacer wieczorem, zapoznający nową sąsiadkę z okolicą. Oczywiście to był pierwotny plan wymyślony w niecałe pięć sekund. Ale kiedy doszliśmy do mojego garażu, uświadomiłem sobie, że przecież możemy zrobić coś znacznie ciekawszego. I nie, nie mówię tu o całonocnym całowaniu w samochodzie mojego ojca, choć przyznam się, że chyba nie miałbym nic przeciwko temu.

- Jeździłaś kiedyś na motorze? – zapytałem, patrząc z ukosa na moją partnerkę.
- Nie wydaje mi się, a przynajmniej nie przypominam sobie – odpowiedziała szeptem. Albo się mnie bała, albo bała się samej siebie. – Ale z chęcią spróbowałabym.
- No to zaczekaj chwilkę. – Pobiegłem szybko i otworzyłem klapę garażu, a następnie wyprowadziłem motor, tak by rodzice nie usłyszeli. – Lizzy, poznaj Lole - poklepałem swoją ukochaną po siedzeniu. – Lola, oto Lizzy, przewieziesz ją dzisiaj.
- Gadasz do swojego motoru? – zapytała zaskoczona.
- Ciiiii! – świsnąłem. – Nie mów tego głośno. Miło by ci było, gdyby ktoś cię nazwał tylko motorem? Ona ma uczucia!
Lizzy parsknęła, po czym dygnęła, jak na dziewiętnastowieczną panienkę przystało i dodała:
- Miło mi cię poznać, Lola.

( http://www.youtube.com/watch?v=E00RsU66RE8 )

*L

Droga Bello!

Na pewno przylecę do Was w wakacje. Jeżeli Charlie nie pozwoli mi u Was zamieszkać, to Emmett wspominał, że mogę u niego trochę pobyć. Jego rodzice wciąż mają do mnie sentyment.

Ostatnio Carlisle zaczął poświęcać mi więcej uwagi. Planuje mi kupić fortepian do salonu. Gdy to usłyszałem, myślałem, że padnę z nóg. Własny instrument. Na co dzień, a nie tylko na lekcji muzyki… Marzenie.

A pro po lekcji muzyki. Nauczycielka przeniosła mnie stopień wyżej, gdyż stwierdziła, że marnuję się na średniozaawansowanym. Tak więc jesteś dziewczyną muzyka z grupy zaawansowanej. Możesz się pochwalić koleżanką przy malowaniu paznokci. Czy coś.

Pamiętasz swoje urodziny Bello? Gdy przyjechaliśmy z chłopakami do Was na motocyklach? A ty mnie wtedy jeszcze tak nienawidziłaś? No więc ostatnio, gdy szedłem sobie ulicami mojego przeludnionego i parnego miasta, widziałem identyczny, czarny motocykl, taki jaki wtedy miałem. Nie przesadzam. Naprawdę był identyczny. I na sprzedaż. Czy myślisz, że Carlisle się wkurzy, jak się dowie że całą trzymiesięczną pensję przeznaczę na kupno motoru?
Wiem, nie przepracowałem jeszcze miesiąc, ale mam nadzieję, że uda mi się uzbierać tyle kasy.

Na zawsze Twój
Edward.

~*~

Uderzyłam piszczący budzik, który niechcący spadł na podłogę. Ale przynajmniej przestał dzwonić. Przeciągnęłam się ospale i otworzyłam oczy, by ujrzeć bladoróżowy sufit mojego nowego pokoju. Mogę się domyślić, kto projektował to pomieszczenie. Wszystko w nim wydawało się słodkie. Coś jak paczka ulubionych landrynek. Były te cytrynowe, pomarańczowe i te fioletowe, których smaku nigdy nie rozpoznałam. Ale jak w każdej paczce landrynek, tak i w tym pokoju, znajdowały się „te białe landrynki”- przesłodzone, które zawsze dawałam psu pana Palety, bo ich nie cierpiałam.

Zza wpół otwartych drzwi wychyliła się głowa taty.
- Wstałaś? – zapytał wciąż obrażony. Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Dobra… może wróciłam po jedenastej w nocy, z „obcym chłopakiem”, ale przecież wróciłam. Cała. I zdrowa.

Kiwnęłam głową i zaczęłam zbierać siły by się podnieść. Zsunęłam jedną nogę na ziemię, później drugą, wsadziłam obie w ciepłe kapcie i powolutku podniosłam całe swoje cielsko.
Ruszając w stronę drzwi kopnęłam leżący budzik, więc jeszcze się schyliłam, podniosłam go i chwyciłam szlafrok.

To dziwne, bo przecież nigdy nie nosiłam szlafroka w domu, ale czułam, że tak będzie lepiej. Trochę mi było zimno i strasznie kichałam, więc lepiej żeby mi było cieplej, prawda? Mimo, iż miał mnie okrywać przez tak krótki odcinek jak trasa z pokoju do łazienki. Tam oczywiście czekała na mnie poranna praca nad przywróceniem swojego wyglądu do stanu normalności.
Kiedy skończyłam, zeszłam z torbą wypełnioną zeszytami na śniadanie.
- Czy masz mi coś do powiedzenia Lizzy? – zagaił tata, kiedy tylko przysiadłam się do ogromnego stołu w kuchni. Przez chwilę zastanowiłam się nad swoją odpowiedzią.
- Czy macie może czekoladowe kulki? Nie cierpię Corn Flakes – odpowiedziałam w końcu z uśmiechem na twarzy. Zauważyłam jak tacie wyskakują czerwone plamki.
- Co to za młody chłopak?
- O ile mnie dobrze wzrok nie myli, w tym pokoju nie ma żadnego młodego chłopaka. Więc nie bardzo wiem, o kim mówisz.
- Odkąd ty się zrobiłaś taka pyskata?! – nie wytrzymał i krzyknął.
- Odkąd ciebie nie ma w domu. – Spojrzałam na talerz, na który zaczęłam nakładać wędlinę. Tata przez chwilę milczał.
- Masz zakaz wychodzenia z domu po ósmej wieczorem. Zrozumiano?
- Tak jest – zasalutowałam i postanowiłam szybko zjeść swoje śniadanie. Nie miałam zamiaru nabawić się wrzodów na żołądku, przez tą nierodzinną atmosferę. Gdy skończyłam, grzecznie wstałam, podziękowałam, wstawiłam talerz do zmywarki i mówiąc „do wiedzenia” wyszłam z domu.

A tam, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu stała Lola ze swoim właścicielem. Czekali na mnie. Na mnie. Myślałam, że już nigdy więcej nie będzie chciał ze mną rozmawiać, po tym jak wczoraj zrobiłam z siebie idiotkę. A on po prostu stał przed moim gankiem i jakby nigdy nic czekał sobie na mnie. I to jeszcze z tym wielkim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Pomimo tego wszystkiego…

( http://www.youtube.com/watch?v=gM7Hlg75Mlo )

retrospekcja

- No więc dokąd jedziemy? – zapytałam, zakładając czerwony kask na głowę.
- Miałem cię oprowadzić po okolicy. Więc cię oprowadzę – wzruszył ramionami, i gwałtownym ruchem nogi odpalił swoją maszynę.

Czym prędzej wskoczyłam na motor, ale przez chwilę zawahałam się, czego się tu chwycić. Phil chyba zauważył moje zakłopotanie, bo uśmiechnął się szeroko, założył kask, a po chwili chwycił moje dłonie i przeplótł je wokół swojej talii.

Poczułam skurcz w żołądku. Zawsze wydawało mi się, że prędkości nabiera się z czasem. Ale nie… On musiał rozpocząć od 90 km/h od razu, by na ulicy jechać jakieś 150. Co najdziwniejsze, nie przeszkadzało mi to. Poczułam świst w uszach, obraz był rozmazany, a tylko jeden punkcik na końcu horyzontu był najmniej impresjonistyczny. Poczułam wolność, a przypływ adrenaliny tylko pobudzał wszystkie komórki mojego ciała.

Zorientowałam się, że ten nierozmyty punkcik to Spinaker Tower. Ogromna latarnia morska, będąca wizytówką mojego miasta. Motor gwałtownie skręcił, a ja wyobraziłam sobie, że jestem na karuzeli. Przymknęłam oczy, a pod powiekami co chwile dostrzegałam biegające promyki różnych barw, przypominające światła dyskotekowe.

Lola zatrzymała się. Otworzyłam niechętnie oczy, i szybko wstałam, żeby motor nie stracił równowagi. Zdjęłam kask, a to co zobaczyłam nieco mnie zaskoczyło.
- Jesteśmy na molo?
- Owszem – odparł rozradowany. – Uwielbiam to miejsce.
- Wydawało mi się, że chcesz mnie oprowadzić po okolicy – podrapałam się po głowie i zaczęłam obracać wokół własnej osi. – Coś znajoma wydaje się ta okolica… Ach tak! Przecież to 100 metrów od mojego domu! – krzyknęłam z ironią.
- Na co dzień mieszkasz w wyjątkowo ładnej okolicy – przyznał. Odwróciłam się do niego plecami i popatrzyłam na latarnię morską.
- Dobra. Późno już. Odwieź mnie do domu – „poprosiłam”, bo czułam, że i tak dostanie mi się od taty za dzisiejszą rozmowę, a co dopiero za zniknięcie z domu na godzinę o TEJ porze.
- No daj spokój… - zaczął Phil i chwycił mnie za ramię, ale zepchnęłam jego dłoń szybkim ruchem ręki. Po chwili usłyszałam plusk wody. Odwróciłam się gwałtownie, ale wszystko co widziałam to Phila pod wodą.
- O mój Boże! O mój Boże! – zaczęłam krzyczeć i rozglądać się wokół.
- Przestań wrzeszczeć i pomóż mi wyjść! – zawołał Phil, którego woda w końcu wynurzyła nad taflę granatowej wody. Padłam na brzuch i wyciągnęłam rękę by mu pomóc. Lecz kiedy ją chwycił, poczułam mocne szarpnięcie, no a później już tylko lodowatą wodę wokół całego ciała.

koniec retrospekcji

- Pomyślałem, że może potrzebujesz podwózki do szkoły. – Spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy, a ja jak głupia ponownie kichnęłam. – Na zdrowie.
- Dzięki. – Wyciągnęłam chusteczkę, by wytrzeć zasmarkany nos. Phil podał mi kask, żebym włożyła go na głowę.
- Tylko go nie zasmarkaj. Jeszcze nie ma wbudowanych wycieraczek.
- Może chcesz mi oddać swój, a sam rozbić sobie łeb? – odparłam beztrosko i siadłam na motor. Zza firanki okna wystawała twarz mojego taty, który karcącym wzrokiem próbował zmusić mnie, bym zsiadła z maszyny. Niedoczekanie. Pomachałam mu na pożegnanie, a następnie chwyciłam się mocno swojego partnera.

Pędziliśmy przez całe miasto, gdyż moja szkoła była daleko, daleko stąd. A co najdziwniejsze, do jego szkoły jechało się w drugą stronę. Ale chyba jemu to nie przeszkadzało. Co chwilę robił jakiś głupie sztuczki, gwałtownie skręcał, żebym mocniej się go chwytała, lub wyprzedzał samochody przed samymi maskami. Ja oczywiście krzyczałam, ale bawiłam się świetnie.

Kiedy dojechaliśmy pod szkołę, wszyscy uczniowie zaczęli się rozstępować. Super. Tylko to mi jeszcze było potrzebne. Tłum i rozgłos, który zaoferuje mi godziny tortur i wyśmiewania przez szkolną elitę.

Jak można łatwo wywnioskować, nie należę do osób „popularnych” w szkole. Nawet do tych szaraczków. Byłam po prostu wyrzutkiem. Nie odziedziczyłam po mamie towarzyskiej natury, która potrafi się do każdej sytuacji dopasować (ciocia Rose opowiedziała mi kiedyś, jak to mama była jedną z najpopularniejszych dziewczyn w szkole). Ja musiałam chować się przed każdym spojrzeniem za Mery. Ewentualnie Sethem.

A co do niego… To właśnie stał na schodach od głównego wejścia i przyglądał mi się z niedowierzaniem. Zdjęłam szybko kask, żeby uwolnić moje poczochrane i naelektryzowane włosy oraz (nie ukrywam) strasznie chciało mi się kichać.
- Muszę lecieć – podałam kask Philowi i zsiadłam z Loli.
- O której kończysz? – zapytał.
- Słucham? – nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
- Przyjadę po ciebie. Więc o której?
- Lizzy! – zawołał mnie Seth.
- O 15. Muszę lecieć. Naprawdę – odwróciłam się, ale poczułam się tak jakoś nieswojo. – I dzięki… - dodałam na odchodne. Phil uśmiechnął się do mnie szeroko, po czym odpalił motor i z piskiem opon odjechał spod szkoły.

Podbiegłam do Setha i uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Podmienili cię kosmici, czy coś mnie ominęło? – zapytał z niedowierzaniem, wciąż patrząc za czarną kropką, którą był Phil.

W sumie mu się nie dziwię. Znamy się prawie od zawsze. Był jak mój kuzyn. Pomimo, że nie byliśmy spokrewnieni. To znaczy biologicznie. Mentalnie razem się wychowaliśmy. Podobno kiedy mama mnie urodziła, ciocia Alice tak się zakochała w dzieciach, że wujek Jasper postanowił jej dać własnego dzidziusia. No i rok później przyszedł na świat Seth.

To przez niego złamałam nogę, kiedy namówił mnie, żebym zeskoczyła z huśtającej się huśtawki. I przez niego wylądowałam na płukaniu żołądka, bo założyłam się, że zjem ogórka konserwowego z bitą śmietaną i popiję sokiem pomidorowym. To on urwał łeb mojemu miśkowi, za co dostał pięścią w brzuch i przez tydzień nie mógł wychodzić z domu, bo wymiotował dalej niż widzi. Pamiętam, że za to mama była zła…

Mimo wszystko byliśmy sobie bardzo bliscy. Wspólne wakacje, nocowania, zwierzenia. Więc nic dziwnego z tym, że wyjechał z takim tekstem. Mimo, że mogłabym się poczuć nieco urażona.
- Nie rozumiem o czym mówisz – udawałam obojętną.
- Dobrze wiesz. Co to za koleś na motorze?
- Gadasz jak mój ojciec.
- Powinienem się obrazić.
- Więc się tak nie zachowuj. – Ucięłam rozmowę i spojrzałam w głąb korytarza. Nie, wzrok nigdy mnie nie zawodził. W naszym kierunku szła Mery, na nieszczęście biednego Setha. Wpatrywał się w nią ślepym wzrokiem, śledząc każdy jej ruch. Nic dziwnego. Każda z nas chciałby się tak poruszać. Kroczyła pewnym krokiem, a z jej drogi usuwał się każdy (nawet cheerleaderki). Mery mogła sobie na to pozwolić. Była córką dyrektorki.

O jasna cholera! Córka dyrektorki. Pani Esme. Edward! Jakiś Carlisle! O Boże! Może Edward w którymś z listów napisze, kto jest ojcem Mery, o którym ona nie miała pojęcia! Spojrzałam przerażona na Setha, ale ten wciąż patrzył na Mery maślanym wzrokiem.

Odkąd tylko pamiętam, był on szaleńczo zakochany w Mery. Niestety. Oddawał jej swoje wafelki a nawet lody, w każde jej urodziny największy prezent dostawała właśnie od niego, a z biegiem lat, kiedy wypiękniała, a on wydoroślał, zbywała go mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. I to tylko dlatego, że był o rok młodszy.

Gdzieś podświadomie wyczuwałam chemię między tą dwójką. Bo przecież to niemożliwe, żeby Mery kogoś tak bardzo nienawidziła, jak mówi. Kiedyś przyłapałam ją nawet na tym, jak wpatrywała się w niego na korytarzu. Jednak jak jej to wypomniałam, wybuchła śmiechem i z wielkim wypiekiem na twarzy burknęła coś pod nosem.

- Hej Mery! – pomachałam w jej stronę, co ona odwzajemniła. Następnie posłała chłodny uśmiech w stronę Setha.
- To ja już pójdę – poklepał mnie po ramieniu. – Ale jeszcze z tobą nie skończyłem.
- Domyślam się – uśmiechnęłam się do niego szeroko i poszłam z Mery w kierunku sali pani Stringly, która uczyła nas literatury. Obecnie omawialiśmy Modernizm, którego ja, z całego serca NIENAWIDZĘ. Rozsiadłyśmy się wygodnie w ławce, w oczekiwaniu na lekcję.

( http://www.youtube.com/watch?v=JBGzt4EkKjc )

- Moi drodzy! Nie każcie mi do was mówić, jak do prymitywów – spojrzała na nas znad swoich okularów i uśmiechnęła się zadziornie. – Tu chodzi o barwy!
Uderzyłam głową o ławkę, błagając w myślach, żebym nie zasnęła. Z całym szacunkiem do literatury - na tych lekcjach zazwyczaj spałam jak zabita.
- No jakiego koloru jest szkło? – kontynuowała. – Tylko mi nie mówcie, że białego!

Spojrzałam błagalnie na Mery, która jak zwykle szkicowała nowe kiecki z tyłu zeszytu. Już wyobrażam sobie te wywiady z nią w roli projektantki. „Niech nam pani powie jak wszystko się zaczęło”: „Wszystko znalazło swój początek na lekcjach literatury, które nawiasem mówiąc były bardzo nudne”.

- Elizabeth! Jakiego koloru jest szkło? – zwróciła się do mnie nauczycielka.
- Przeźroczystego? – odpowiedziałam niepewnie, czując jak moje serce gra rock’n’rolla. Zawsze się stresowałam, gdy musiałam powiedzieć coś na forum klasy.
- No właśnie! Przeźroczyste! Nie kojarzy wam się to z niczym? – zapytała błagalnie, a nie otrzymując żadnej odpowiedzi, usiadła na biurku i ciężko westchnęła. – Patrząc przez szkło otrzymujemy szare, rozmazane barwy. Nadal nic?
- Impresjonizm – burknęła pod nosem Mery, przewracając stronę zeszytu.
- No nareszcie! – przewróciła oczami nauczycielka, po czym powróciła do tekstu, czytając następną zwrotkę. Spojrzałam na wskazówkę zegara, obwieszczającą dwadzieścia minut do końca lekcji. Tik tak tik tak….

retrospekcja

- To nie jest śmieszne! – krzyczałam próbując się wynurzyć. Phil chyba zauważył, że „kiepsko” pływam, bo po chwili do mnie dopłynął próbując mnie złapać. Niedoczekanie. Złapałam głęboki oddech i zanurkowałam tak, by nie mógł mnie znaleźć w tych ciemnościach.

- Lizzy! Gdzie jesteś!? Jezu! Lizzy! – krzyczał ile pary w ustach. Podpłynęłam od tyłu, biorąc łyka wody w usta. Wyglądałam jak chomik, ale wtedy za bardzo o tym nie myślałam. Postukałam palcem mojego kolegę po plecach, a gdy się obrócił dmuchnęłam mu wodą w twarz.
- Taka jesteś?! – zaczął się śmiać i chwycił mnie w pół.
- Nauczka za kąpiel.
- Którą sama rozpoczęłaś…
- Jestem pewna, że ci przydała – wystawiłam język. – A teraz pomóż mi wyjść bo będziemy chorzy.
- No to pobawimy się w lekarza – poruszył szybko brwiami, na co wybuchłam śmiechem i zaczęłam podpływać do mola.
Kiedy w końcu się wynurzyliśmy, poszliśmy na plażę, a Phil rozpalił ognisko. Cała drżąc zbliżyłam się do ognia wyciągając przed siebie ręce. Po chwili Phil okrył mnie kocem.
- Zawsze go przy sobie nosisz?
- Zazwyczaj w drugiej parze spodni – uśmiechnął się łobuzersko.
- Czyli mam rozumieć, że zawsze wyrywasz dziewczyny w zimnym morzu.
- Nie, ty zapoczątkowałaś nowe trendy.
- Jak zwykle – udałam pewną siebie, ale że nie bardzo mi to wyszło, bo zaraz skuliłam się pod kocem i usiadłam na piasku. Spojrzałam z dołu na mojego towarzysza. Z blond loczków skapywała woda, a jego zęby wydzwaniały arię. I mimo to wyglądał nieziemsko.
- Przyłączysz się? – zapytałam odchylając koc. Nieco speszony podszedł i wszedł pod koc. Co było trochę dziwne, bo wcześniej wydawał się taki pewny siebie.
- Szybciej się ogrzejemy – odparł, jakby na usprawiedliwienie.
- Przecież o niczym innym nie myślałam – uśmiechnęłam się do niego, a następnie przymknęłam oczy. Byłam bardzo zmęczona. Oparłam głowę na jego ramieniu i wsłuchiwałam się w szum fal.
- Więc dlaczego przeprowadziłaś się w tamtą okolicę? - zapytał po chwili. Wzruszyłam ramionami, co mógł poczuć.
- Nie przeprowadziłam się. Tylko… - ziewnęłam niechcący. – Tak jakby mam dwa domy – dodałam.
- Dwa? – zapytał z zaciekawieniem.
- Moi rodzice się rozwiedli – odparłam znowu ziewając.
- Oho. Faktycznie. Już po dobranocce. Normalne dzieci już śpią. Powinienem cię odwieźć – wstał próbując strzepać piasek z mokrych spodni. Bezskutecznie. Chciałam zaprotestować, zaprzeczyć i odgryźć mu się jakoś, ale z moich ust wyrwał się jedynie kolejny ziew. Co innego mogłam począć? Wstałam niezgrabnie, owinęłam się kocem i zwróciła się w jego stronę w oczekiwaniu.
- Tak raczej nie wsiądziesz na motor.
- Serio? Przecież ten koc świetnie pasuje do kasku…

koniec retrospekcji

Uderzyłam głową o ławkę, obwieszczając całej klasie, że właśnie się obudziłam. Cholerny łokieć, cholerna śliska bawełna, cholerna wypolerowana ławka z napisem „dobij mnie teraz” i cholerne prawo tarcia, które w moim przypadku nie działa. Zawsze łokieć się ześlizgnie.

Ku mojemu zadowoleniu (co rzadko się zdarza) w tym momencie zadzwonił dzwonek, dzięki czemu kazania nauczycielki nie dosięgły już moich uszu. Szybko wstałam, zebrałam swoje manatki i ruszyłam w stronę drzwi.

Przeciskając się przez korytarz ku następnej klasie, zauważyłam, że ludzie dziwnie mi się przyglądają. Co mogło mnie przecież mocno zaskoczyć, bo przecież zawsze byłam niewidzialna. Nie ma co ukrywać, z wyglądu jestem zupełnie przeciętna. Mama z tatą od zawsze mówili do mnie „księżniczko”, ale przecież nie ma nikogo bardziej mniej podobnego do księżniczki niż ja. To znaczy, mam naprawdę okropne włosy, ani kręcone, ani proste, nie są ani jasne, ani ciemne, tylko w jakimś dziwnym pośrednim kolorze, na który mówi się albo misi, albo brąz w odcieniu wody po myciu naczyń. Urocze, nie? I mam naprawdę szerokie usta, i zero biustu, i stopy jak kajaki. Mery mówi, że moja jedyna atrakcyjna cecha to zielone oczy, które obecnie były trochę przekrwione od kataru, a przez rozglądanie się na boki robił mi się lekki zez.

Kiedy podbiegła do mnie Mery bez ogródek zapytała.
- Z kim przyjechałaś do szkoły?
- Nie rozumiem o czym mówisz. - Odpowiedziałam pełna zaskoczenia, co oczywiście mi nie wyszło. W przedstawieniach szkolnych zawsze grałam drzewo. Mery wywróciła oczy, co mogło oznaczać męczarnie.
- Cała szkoła gada, że wyrwałaś jakiegoś bandziora, więc? – na jej ustach pojawił się lekki uśmieszek wygranej. Westchnęłam i przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, czy chcę jej to powiedzieć, no bo to przecież to nic poważnego, no ale z drugiej strony komu mogę się zwierzyć z wczorajszego wieczoru jak nie jej? Nowej mamuśce? Nie, dziękuję.
- Nie wiem czy go pamiętasz…. A Psik!
- A Psik? Ciekawe nazwisko – zaczęła się ze mnie nabijać.
- Phil odwiózł mnie do szkoły. Okazało się, że…
- Kto?! – przerwała mi w połowie zdania. W jej oczach paliły się węgliki.
- Phil. kolega Colina - zaczęłam się jąkać. Ale jakby mogło być jeszcze gorzej, właśnie nadeszła Kathrine wraz ze swoją cheerleaderską świtą.
- No, no… Kogo mu ty mamy - powiedziała swoim nosowym głosem. – Dziewczyna gangstera.
- Odpuść jej – warknęła Mery. W tym momencie wyglądała jak anioł śmierci. Jeszcze tylko brakowało, żeby jej włosy płonęły, a z ust buchał ogień. Wtedy już bym jej się naprawdę bała.
- Oooo… ujarzmij byka, Mery. Chyba nie chcesz trafić na dywanik do dyrektora. – Kat zaśmiała się z niezbyt śmiesznego i przestarzałego już dowcipu.
- Wybacz kotku – odparła słodkim głosem Mery. Oho… zaczyna się wojna. – Ale jesteś jedyną dziewczyną, która w tej szkole ujarzmia wszystkie byki.

Kat niespokojnie przełożyła ciężar na drugą nogę. Już chciała coś powiedzieć, ale przyjaciółka już rozpędziła się do 200 Km/ h. Teraz już nic nie może jej zatrzymać.
- Teraz już widzę dlaczego… Przecież czerwień na twarzy przyciąga byki. Powiedz mi, to naturalny odcień karnacji, czy nabyte buractwo?
Kathrine powiedziała coś pod nosem, pisnęła jak to ona i odwróciła się na pięcie, odchodząc wraz z całą swoją świtą.
- Dzięki Mery – szepnęłam.
- Nie moja droga, nie dziękuj. Teraz twoja kolej. Idziemy. – Chwyciła mnie pod rękę i ruszyłyśmy w stronę sali muzycznej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lovee dnia Nie 10:45, 20 Cze 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Nie 14:55, 20 Cze 2010 Powrót do góry

"Możesz się pochwalić koleżanką przy malowaniu paznokci. Czy coś" - Padłam, poprostu padałam na podłogę i nie mogę się podnieść ;-) tekst miazga Very Happy rewelacja Smile
A tu wychwycilam drobną literówkę: "Każda z nas chciałby się tak poruszać"- chciałaby...
A tutaj wkradł się babok w postaci "bardziej" chyba to słowo jest tu zbędne "ale przecież nie ma nikogo bardziej mniej podobnego do księżniczki niż ja."
A tutaj chodziło chyba o mysi kolor: "...na który mówi się albo misi..."
natomiast tekst o drzewie jest boski Very Happy "W przedstawieniach szkolnych zawsze grałam drzewo" Smile
Opowiadanie jest super Smile Ma ten sam cudny kilmat jaki znalazłam w "Portsmouth" Naprawdę Lovee doskonała robota. Masz talent i pomysł, częstoc isię zdarza, że kontynuacja jakiegoś tworu (nie mówię tu konkretnie o FF) to "dobijanie na maxa" całkiem dobrej opowieści. U ciebie to nowe pokolenie, które jednak ma swój świat. Mimo pojawiania się bohaterów z poprzedniego opowiadania to żyje swoim życiem.
Z niecierpliwością czekam na kolejną część. Mam nadzieję, że zbliżające się wakacje pozwolą ci na poświecenie większej ilości czasu tej perełce
Pozdrawiam
Aurora


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Nie 15:04, 20 Cze 2010 Powrót do góry

Zielone oczy!
Teraz już nie mam żadnych wątpliwości, kto jest biologicznym ojcem Lizzy! Cool
Wredny Jacob! Grrr. Mam alergię na takich facetów. Zostawił Bellę i znalazł sobie młodszy, lepszy model. Przedwczesna andropauza?
Mmm, Phil zapowiada się całkiem sympatycznie- z wyglądu Bad Boy, ale w środku wrażliwy i czuły.
Już lubię Mery! Temperamencik po rodzicach- to pewne. Założę się, że Carlisle jest jej ojcem.
Lubię takie postacie jak Seth- ciche, trochę nieśmiałe... Myślę, że jego wątek będzie bardzo ciekawy.
Oczywiście, czekam (i obgryzam paznokcie) na wyjaśnienie sprawy sprzed lat- dlaczego Edward nie przyjechał? Co go powstrzymało?
Życzę weny i czasu! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nina Spektor
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Kwi 2010
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:36, 20 Cze 2010 Powrót do góry

Ten rozdział mnie dobił. Naprawdę. Zaczęłam go czytać tylko po to, żeby zobaczyć, czy akcja zaczyna się jakoś rozkręcać. Ale to, co teraz zrobiłaś, było naprawdę świetne. W końcu poczułam klimat Portsmouth - trochę ironii, dowcipu, może i dramatu. Tak trzymać.

Na początek to, co, według mnie, najmniej przypadło mi do gustu. Phil. Prawdopodobnie powtarzam się, ale nie jestem w stanie go polubić. Jest on trochę nadęty i zbyt pewny siebie. No może tylko to mówienie do motoru daje mu jakiś tam plus, ale to za mało.

Ale za to polubiłam Setha. Nie wiem, dlaczego, ale skojarzył mi się z Sethem z The O.C.. Taki trochę zagubiony, nieśmiały chłopak, ale za to z charakterkiem. No i to, że jest synem Alice i Jaspera, było dla mnie zaskoczeniem. Na pewno nie wdał się w mamusięWink

Na koniec zostawiłam sobie to, co mnie powaliło na kolana. Po pierwsze - zielone oczy Lizzy. Wiem, że to oklepane, ale w końcu dałaś jakąś wskazówkę. Po drugie - Mery. To naprawdę mnie dobiło. Mery córką Esme. I jeśli Carlisle okaże się jej ojcem, to ja nie wiem. No ale zobaczymy.

Cóż jeszcze? No tak, jak zawsze duża dawka humoru. Rozmowa Lizzy z Jacobem przy śniadaniu to perełka rozdziału. Aha, list Edwarda. Nurtuje mnie, dlaczego nie przyjechał do Belli. Mam nadzieję, że w końcu coś się wyjaśni. No i że pojawi się Edward:)

To chyba na tyle. Jak zawsze życzę powodzenia w pisaniu i czasu, choć teraz, podczas wakacji, na pewno będziesz go miała trochę więcej.

Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział. Pozdrawiam, NS.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bella256
Nowonarodzony



Dołączył: 26 Sty 2010
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Titi-TuTa

PostWysłany: Nie 17:30, 20 Cze 2010 Powrót do góry

Zarypisty rozdział!!
Powalił mnie wieczorek Lizzy i Phila ;D
Jak wspomniałaś o zielonych oczach to odrazu sobię myślę, że jest córką Edwarda. Już po jej imieniu się domyślałam, bo tak miała na imię matka Edzia. Mam rację prawda?? Jezu, jak to by było pięknie gdyby Edi i Bells jakoś tam by się spotkali!! Bo jak on się tam jej w listach podpisuje " Na zawsze Twój, Edward" to on jest jej. A jeśli jest jej to nie jest niczyj inny. A skoro nie jest niczyj inny to jest wolny. A skoro jest wolny to może być z Bells :D No jeśli ona chce. A była by głupia gdyby nie chciała. No, ale odeszłam od tematu. Super rozdzalik :) No, ale Lizzy powinni szanować, że "jest" dziewczyną gangstera. Nie mam do czego innego się przyczepić.

Pozdrawiam :D
Weny:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mrs.Batman
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Lip 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań / Buk

PostWysłany: Pon 18:51, 21 Cze 2010 Powrót do góry

Nooo, jaka akcja... ja niewierze.xd
Co to sie nie dzieje.x)) Czyli, że tak na prawde Mery jest ciotką Lizzy. Funy. xPp (bo chyba, raczej, na pewno Ed jest ojcem Lizzy - zielone oczy) x]
Ale nadal nie rozumiem co się stało,że Edward nie wrócił. Why? Why? Why?

Kurcze kobieto, ty masz na prawdę talent.! Ta fabuła. <buja>
Przyjmij me pokłony o Wielka. ;*****
Nie mam zielonegopojęcia co mam jeszcze napisać. Moze tylko tyle, że już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.

Weny, Czasu, Chęci oraz stron w Wordzie.!!! x))
Życzy milaa. ;**


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Me plus One
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Kwi 2010
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 18:44, 23 Cze 2010 Powrót do góry

przeczytałam, wypada skomentować.

jak już wszyscy zwrócili uwagę: ZIELONE OCZY xD o tak.... będzie ciekawie!
bardzo spodobała mi się wpadka Lizzy. to jak zepchnęła Phila z molo. jej niezdarność jest porównywalna do niezdarności jej mamy- i jak zwykle, dzięki tej neizdarności dzieją się świetne rzeczy ;p

dialog Mery i Kat: majstersztyk. zwłaszcza porównanie imienia do zwierzęcia.

następnie: rozmowa z Jacobem. i to jak wyglądał przez okno za odjeżdżającą Lizzy.... ajajajaj.

nie wyczytałam nigdzie, aby Carlisle był ojcem Mery. przecież on opuścił Esme przez to, że go zdradiła, prawda?

to chyba tyle. jak coś jeszcze sobie przypomnę to napiszę.

czekam na dalszą część !!!!;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
EsteBella;*
Człowiek



Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hmm.. A już wiem... Wampirowo;]

PostWysłany: Czw 5:46, 24 Cze 2010 Powrót do góry

Nie będę się powtarzać po innych, bo wszyscy już wiedzą, że ZIELONE OCZY są wspomniane. Lizzy dziewczyną gangstera to to, co podobało mi się najbardziej:)
Jestem po prostu cała szczęśliwa, że kontynuujesz swoje opowiadanie, gdyż jest to FF od którego zaczęła się moja pasja do tego typu twórczości młodych polskich pisarzy:)
Trafiłam na PORTSMOUTH przypadkiem, a na koniec ryczałam, jak bóbr. Jednak ta część jest o wiele bardziej ciekawa, gdyż tu będą odkryte tajemnice, które wraz z każdym rozdziałem się ukazująWink

No to nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Ci Weny przez duże W!

POzdrawiam;*

Este;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lovee
Człowiek



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Czw 21:51, 01 Lip 2010 Powrót do góry

SPOILER

Kiedy podjechałem pod szkołę, Colin czekał na parkingu. Zawsze przyjeżdżaliśmy równocześnie, więc nic dziwnego, że był trochę zniecierpliwiony.
- Gdzie się podziewałeś?! Czekam od piętnastu minut! – krzyknął, kiedy tylko zdjąłem kask.
- Przepraszam. Byłem u Lizzy. Cholerne grypsko ją złapało.
- a ty się musisz zabawiać w pielęgniarkę?
- Nie w pielęgniarkę – odparłem z uśmiechem – tylko w lekarza.
Colin spojrzał na mnie niepewnie, przyjrzał się dokładnie mojej sylwetce, a po chwili jego twarz ozdobił grymas.
- Nie podoba mi się to młody. – Nazywał mnie tak dlatego, że był o całe dwa tygodnie starszy. – Ta laska odbiera mi kumpla.


~*~

Wtuliłam głowę w poduszkę, po czym wydałam z siebie głośny ryk, próbując się pozbyć wewnętrznego bólu. Nie było nikogo w domu. Mogłam sobie na to pozwolić. Wrzeszczałam do woli, gryząc i smarkając w poduszkę. Muszę pamiętać, żeby później zmienić poszewkę.
Nie wiem ile tak leżałam, wydawało mi się że wieki. Jednak w końcu, lub też niestety, usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Żyjesz? – zapytała pewna blondynka z kształtnymi ustami. Podniosłam nieznacznie głowę, żeby kiwnąć, że wszystko w porządku. Mery podeszła do mnie bliżej i usiadła na łóżku obok mnie.
- Co się kochanie stało? – zapytała z troską w głosie. – Chodź. Przytul się. – zaproponowała, a ja oparłam głowę na jej kolanach. Mery pozwoliła zamoczyć wielkimi łzami swoją bawełnianą spódnicę, równocześnie wycierając moje smarki dłonią (wytarła ją później w spódnicę) , a następnie zaczęła mnie głaskać. Doskonale wiedziała, że to mnie uspakaja.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kali.
Wilkołak



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 146
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 9:14, 02 Lip 2010 Powrót do góry

Lubię to opowiadanie... Okej, lubię jest tutaj niedomówieniem.. ciągnie mnie do niego i uwielbiam je ;]
Cieszę się, że postanowiłaś je kontynuować. Nie pamiętam czy już jej komentowałam, więc postanowiłam zrobi to teraz ;] Ale cóż nie za wiele mogę powiedzieć, ho mam dziwne przeczcie, że Bells nie jest córką Jacoba... ;] Z czego jestem naturalnie bardzo zadowolona, bo nie lubię Jacka ;/ Po przeczytaniu prologu już coś mi nie pasowało, a gdy Jack się przeprowadził to stwierdziłam, że na bank nie jest jego córą ;] I z tego powodu jestem prze, prze (i tak do potęgi "n") prze szczęśliwa ;] Podziwiam Cie... , ale nie, na serio ;] Swoim Fickiem dowodzisz, że Polacy również potrafią pisać, wspaniałe FF'y, dzięki takim ludziom jak ty możemy się wykazać. Powinniśmy was chwalić i wsadzi w antyramę po czym zacząć biegać i po świecie krzycząc, że to ty jesteś autorką tego FF'a.! ;] I mówię serio, już to pisałam, ale nie mogę się powstrzyma: Cieszę się, że postanowiłaś kontynuować. Nie wiem co bym zrobiła, gdybyś zmieniła zdanie ;] Więc Generalnie podziwiam i weny życzę ;]
Ave Vena *Chyli czoło*
pozdrawiam;
Araja


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lovee
Człowiek



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 16:25, 24 Lip 2010 Powrót do góry

Dzieńdoberek! właśnie wróciłam z Zakopanego i postanowiłam wrzucić świeżutki rozdzialik. przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale mam nadzieję że rozdział wam to wynagrodzi :)




Rozdział 6

Prawdziwe znaczenie trójki - czyli co potrafi zdziałać tequila.



beta:farbowana!


http://www.youtube.com/watch?v=e4EqjvnWfRM

Deszcz spokojnie uderzał w okna naszego strychu. Zresztą, żadna nowość w Portsmouth. Deszcz. Nieodłączny element dekoracyjny tego miasta. Można powiedzieć, że deszcz wkomponował się w nasz krajobraz. I bynajmniej nie musi oznaczać on czegoś przykrego. Deszcz jest jak życie - nieprzewidywalny, czasem gwałtowny, a czasem delikatny jak dotyk piórka. Daje nam radość i ukrywa nasze łzy. Orzeźwia nas, ale czasem i usypia. Jest jak członek rodziny…
Ponieważ miałam grypę, tata postanowił, że wrócę do domu. Bo przecież nie mogę zarazić „juniora” i jego mamy…
Obecnie nudziłam się jak cholera. Nie poszłam do szkoły. Mama była w pracy. Na necie nikogo nie ma a ciocia Polly i ciocia Alice poszły na zakupy. Reasumując: nuda. Postanowiłam więc wejść na strych i zaliczyć kolejną lekturkę, jaką są listy do mamy.

Droga Bello!
Czy aby na pewno wszystko w porządku? Naprawdę zaniepokoił mnie Twój ostatni telefon. Wydawałaś się jakaś taka… nieobecna. Rosalie opowiadała mi, że miałaś ostatnio problemy żołądkowe. Mówiłem! Nie jedz tyle tej nutelli! Przecież od takich ilości można dostać mdłości! (heh… nie panuje kiedy rymuje).
Ale wracając do Twoich mdłości. Może powinnaś z tym iść do lekarza? Wiem, że to prozaiczne zatrucie, ale może ci coś przepisze?
Nie rozumiem dlaczego tak szybko zakończyłaś naszą rozmowę? Miałaś wtedy „spotkanie z lwem”? Czy byłaś po prostu zdenerwowana na wszystko i na wszystkich? Bo zupełnie nie rozumiem Twojego warknięcia… Trochę mi się przykro zrobiło jak mnie tak zbyłaś. Wiem… to wszystko przez tą naszą rozłąkę. Ale na pocieszenie mogę coś powiedzieć.
Pamiętasz co wydarzyło się równy miesiąc temu? Tak. Pamięć cię nie zawodzi. Miesiąc temu połączyliśmy się na zawsze. Aż ciężko uwierzyć, że minęło już tak wiele czasu. Czuję jakby minął dopiero dzień, odkąd kochaliśmy się na fortepianie w sali Palety.
Błagam, idź do lekarza, a później szybko do mnie zadzwoń. Alice twierdzi to samo co ja (zadzwoniła do mnie wczoraj).
Czekam z niecierpliwością. I pamiętaj – martwię się. Więc jak nie dla siebie, idź dla mnie do tego cholernego lekarza.

Na zawsze Twój
Edward.

~*~
O fuj… - pomyślałam, wkładając list do koperty. Chyba nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mama mogła kiedyś TO robić. I to w sali plastycznej! Mojej świątyni!

- Chwila moment! – coś zaczęło mi nie pasować w liście, więc wysunęłam z grymasem na twarzy starą kartkę i spojrzałam jeszcze raz na datę. – Czerwiec – szepnęłam do siebie.

Ponownie schowałam kartkę, nie rozumiejąc dlaczego wcześniej coś mi nie pasowało. Przecież list został wysłany rok przed moimi narodzinami. Musiało mi się przewidzieć.
Podniosłam swój tyłek i już miałam wychodzić ze strychu, kiedy to we mnie uderzyło.

- Przecież ja jestem z lutego! – krzyknęłam przerażona.
Ponownie podbiegłam do starego kufra i wyciągnęłam list z koperty.
- Czerwiec, miesiąc po ich ostatnim razie. - Szepnęłam drżącym głosem. Przymknęłam oczy i zaczęłam liczyć.
- Czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień, październik, listopad, grudzień, styczeń, luty. Razem… O Boże! Zgadza się. 9. Nie. To niemożliwe. Jeszcze raz. Od maja do czerwca 1. Od czerwca do lipca 2. Jezus Maria! Ku*** jego mać. Przecież to jest niemożliwe!

~*~

*P

http://www.youtube.com/watch?v=aWUK3nQPji0

Kiedy podjechałem pod szkołę, Colin czekał na parkingu. Zawsze przyjeżdżaliśmy równocześnie, więc nic dziwnego, że był trochę zniecierpliwiony.
- Gdzie się podziewałeś?! Czekam od piętnastu minut! – krzyknął, kiedy tylko zdjąłem kask.
- Przepraszam. Byłem u Lizzy. Cholerne grypsko ją złapało.
- A ty się musisz zabawiać w pielęgniarkę?
- Nie w pielęgniarkę – odparłem z uśmiechem. – Tylko w lekarza.
Colin spojrzał na mnie niepewnie, przyjrzał się dokładnie mojej sylwetce, a po chwili jego twarz ozdobił grymas.
- Nie podoba mi się to młody. – Nazywał mnie tak dlatego, że był o całe dwa tygodnie starszy. – Ta laska odbiera mi kumpla.
Ruszyliśmy w stronę głównego wejścia. O Lolę martwić się nie musiałem. Nikt z naszych nie odważyłby się jej dotknąć.

Po drodze dołączył do nas Rick, i pewnym krokiem mijaliśmy szkolny korytarz. Uwielbiałem to uczucie - wpatrzone w ciebie cheerleaderki, posyłające nieme propozycje. Rock tyrpnął jakiegoś kujona łokciem (uwielbiał się nad nimi znęcać - czego ja nie popierałem), a Colin pomachał w stronę bliżej mi nieznajomej dziewczyny. Cały on. Największy Casanova.

Jakaś dziewczyna wpatrzona w nas, potknęła się i wylała cały napój na nauczycielkę od fizyki, która razem z tłumem „cichych” przyglądała się nam uważnie. No cóż - stara panna….

Ogólnie całą szkołę można podzielić. Colin ustalił nawet punktację dla każdej z „grup rówieśniczych”

1. Cheerleaderki i modelki (miały one po 10 pkt.).
2. Aktorki i bizneswoman (9 pkt. ).
3. Dziewczyny z kół przyrodniczych (8 pkt.).
4. „Ciche” – czyli cnotki marzące o nas po nocy (7 pkt.).
5. Pustaki, których my kijem nawet byśmy nie tknęli (6 pkt.).
6. Artystki- poetki, malarki, itp. (5 pkt.).
7. Dziewczyny z chóru szkolnego (4 pkt.).
8. Dziewczyny z gazetki szkolnej (3 pkt - bo to plotkary i wściubiają nosa).
9. Kujonice (czyli te które chcą być mądre, ale są na to za głupie - 2 pkt).
10. Potwory, czyli te którym Bozia urody skąpiła .
Oczywiście, jeżeli dana osoba kwalifikowała się do różnych grup, sumowaliśmy liczbę punktów- „za kreatywność”.
- Co robimy dziś wieczorem? – zapytał Rick kiedy tylko usiedliśmy w ławkach. Spojrzałem na chłopaków wyczekując odpowiedzi.
- Dziś przy molo będzie koncert. Piszecie się?
Uśmiechnąłem się do Colina, który jak zwykle miał świetny pomysł.
- O której mam przyjechać? – zapytałem.

*L

[link widoczny dla zalogowanych]

Nic mi się nie chciało. Wszystko było tak beznadziejne, że miałam ochotę iść do lasu i wybrać sobie odpowiednie drzewo. Niezbyt duże, żebym się wspinać nie musiała, ale takie, którego gałęzie będą na tyle silne by utrzymać moje cielsko, kiedy tylko się powieszę.
Wszystko było takie zagmatwane. Już niczego nie byłam pewna. Czy człowiek, do którego zawsze zwracałam się „tato” , faktycznie nim był? Czy Edward, który był moim potencjalnym ojcem, wiedział o moim istnieniu? Jeżeli tak, to czy walczył o mnie? Jeżeli nie, to dlaczego mama mu nie powiedziała?

Wtuliłam głowę w poduszkę, po czym wydałam z siebie głośny ryk, próbując się pozbyć wewnętrznego bólu. Nie było nikogo w domu. Mogłam sobie na to pozwolić. Wrzeszczałam do woli, gryząc i smarkając w poduszkę. Muszę pamiętać, żeby później zmienić poszewkę.
Nie wiem ile tak leżałam, wydawało mi się, że wieki. Jednak w końcu, lub też niestety, usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Żyjesz? – zapytała pewna blondynka z kształtnymi ustami. Podniosłam nieznacznie głowę, żeby kiwnąć, że wszystko w porządku. Mery podeszła do mnie bliżej i usiadła na łóżku obok mnie.
- Kochanie, co się stało? – zapytała z troską w głosie. – Chodź. Przytul się – zaproponowała, a ja oparłam głowę na jej kolanach. Pozwoliła mi zamoczyć wielkimi łzami swoją bawełnianą spódnicę, równocześnie wycierając moje smarki dłonią (oczywiście wytarła ją w dolną część garderoby), a następnie zaczęła mnie głaskać. Doskonale wiedziała, że to mnie uspakaja.
- Ja już nic nie wiem, Mery – zachlipałam. – Wszystko jest takie pogmatwane.
- Ale co jest pogmatwane?
- Bo ja nie wiem, kto to jest – zaczęłam bredzić jak głupia. Bolała mnie głowa i byłam już bardzo zmęczona.
- Kto? Phil? Ja ci mogę doskonale powiedzieć kto to jest…
Poderwałam się nagle, nie bardzo rozumiejąc o co jej chodzi.
- Jaki Phil?! Ja mówię o ojcu!
- O ojcu?! – teraz to i ona była mocno zmieszana. – Co Jacob znowu zrobił?!
- Chodzi właśnie o to czego nie zrobił! – krzyknęłam już zdesperowana. Mery spojrzała na mnie jak na idiotkę, usiadła spokojniej i skrzyżowała ręce. Czyli czas na przesłuchanie. Nie bardzo wiedząc jak mam jej to powiedzieć, wydobyłam list spod poduszki i podałam go przyjaciółce.

Chwyciła go niepewnie i zaczęła szybko czytać. Widziałam, jak zaczyna czytać ponownie, i ponownie, jakby szukała jakiejś wskazówki.
- Nie bardzo rozumiem… – w końcu stwierdziła.
- Data… - szepnęłam i ponownie położyłam się jej na kolanach, oczekując wyroku.
- Czerwiec… i?
- Zrobili to miesiąc wcześniej. Mery policz! – krzyknęłam już nieco poirytowana.
- Co mam liczyć?! – również zaczęła się denerwować.
- Czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień, październik, listopad, grudzień, styczeń, luty! – liczyłam, pokazując równocześnie na palcach. – Dziewięć, Mery! Dziewięć!
Przyjaciółka nieco pobladła i jeszcze raz spojrzała na list, jakby pragnęła sprawdzić, czy jest tam jakiś ukryty haczyk.
- Nie rozumiem… - wyszeptała, kręcąc głową. – To nie możliwe…
- Rodzice poznali się w czerwcu! Miesiąc po TYM. Tu nie ma żadnej pomyłki. Zawsze myślałam, że byłam wcześniakiem o parę tygodni, ale nie! Tu się wszystko zgadza!
- Więc kto jest twoim ojcem?
- Nie wiem. Jakiś Edward. Tylko tyle wiem.
Mery uśmiechnęła się blado pod nosem. I wtedy zrozumiałam. Znalazłam się w identycznej sytuacji jak ona.
- No to witaj w klubie, kochanie – szepnęła i otuliła mnie ramieniem. – Chodź. Zabieram cię na koncert.


*P

[link widoczny dla zalogowanych]

Wieczorem, kiedy dotarliśmy już na miejsce, panował niezły chaos. Dookoła rozpoznawałem swoich pijanych znajomych, którzy tocząc się, zaczepiali nieznajomych. Chciałbym powiedzieć, że poczułem się w raju jak Colin, ale niestety nie mogłem. Jeśli mam być szczery, to wszystko wydaje się żenujące.

A to wszystko dlatego, że zmieniłem się. Nie wiem dlaczego. Czuję, że istnieją jakieś inne, dotąd nieznane mi wyższe wartości. Odkąd poznałem tą małą, zakatarzoną istotkę, moje życie wywróciło się do góry nogami. Jeżdżąc do niej codziennie, rozmawiając z nią godzinami o bzdetach, wydaje mi się wszystko takie… uporządkowane? Takie… na swoim miejscu.
I zapewne dlatego było dla mnie takim szokiem, wyłowienie wśród tego tłumu, ledwo trzymającej się na nogach Lizzy. Mery trzymając ją w talii próbowała wydostać się z tej ulicy.
Gdyby nie chodziło tu o Lizzy, pomyślałbym nawet, że dobrze jej tak. Jednak sprawa dotyczyła zielonookiej brunetki. Musiałem pomóc.
- Co się stało? – zapytałem, gdy tylko podbiegliśmy z chłopakami bliżej.
- Trochę za dużo wypiła – wydyszała Mery, przez co chyba utraciła ostatnie siły, gdyż Lizzy w tym momencie upadła beztrosko na ulicę. Nie wiedziałem czy mam się śmiać, czy płakać.

Na całe szczęście Lizzy ułatwiła mi sprawę. Zaczęła się czołgać, podnosić, aż w końcu zrezygnowała i usiadła wygodnie na środku chodnika. Cała ta sytuacja wyglądała rozkosznie.
Kucnąłem przy niej, tak, żeby w razie czegoś móc ją osłonić.
- Nieźle się bawisz? – zapytałem, próbując zahamować śmiech. Lizzy podniosła lekko powieki.
- A widzisz, żebym się bawiła? – odpowiedziała, jak zwykle z ironią.
- Widzę, że nawet alkohol nie przycina ci języka.
Lizzy zaczęła zasłaniać twarz, jakby próbując się obudzić, albo zmazać wszelkie znaki pijaństwa.
- Wiesz co? – po chwili przemówiła. – Powinnam iść na jakiś profil matematyczny! Sztuka to dno.
Spojrzałem niepewnie na moją towarzyszkę, nie bardzo rozumiejąc do czego to wszystko zmierza.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że wszystko sprowadza się do jednego! – krzyknęła. – Matematyka ogarnia cały świat, a przecież to wszystko sprowadza się do jednego. – Bełkotała dalej.

Już teraz z zupełnie poważną miną, patrzyła mi prosto w oczy, i jakby tłumacząc dziecku opowiadała:
- Popatrz. Pitagorejczycy udowodnili nawet, że muzyka to matematyka! Przez te wszystkie wysokie dźwięki potrafili określić wartość nut! A Bóg? Boga określali liczbą trzy, jako doskonałość! A gdzie tu doskonałość? Przecież to zwykła liczba 3! – Lizzy podrapała się po głowie i zaczęła biegać wzrokiem po twarzach moich kumpli. – Więc co to jest liczba 9? To potrójna trójka. I gdzie tu prawda? Mogło by się wydawać, że 9 to potrójna, doskonała boskość, choć tu walę już pleonazmami. – Zaczęła się zastanawiać, ale chyba się po chwili do czegoś przekonała i ciągnęła dalej. - Ale taka jest prawda! Skoro boskość jest potrójna, to znaczy, że ta boskość jest idealna. Więc jak to możliwe, że dla jednych potrójna trójka to coś doskonałego, a innym potrafi zniszczyć życie?! – Lizzy zaczęła płakać, a że nie chciała byśmy to oglądali, położyła się na chodniku i zakryła twarz.

- Nie bardzo rozumiem – szepnął mi na ucho Rick.
Podszedłem bliżej Lizzy, a jej bezwładne ciało wziąłem na ręce i spojrzałem w kierunku Mery.
- Co ona piła?
- Tequilę – westchnęła. – Co z nią zrobimy?
- Zawieziemy ją do domu.
- Oooo nie. Na to się nie zgodzę. Chcesz ją jeszcze kiedyś zobaczyć żywą?
- Po tequili tak szybko nie wytrzeźwieje. No to może do ciebie.
- Moja mama jest dyrektorką jej szkoły. Jesteś pewien?
- No to co robimy? – zapytałem bezradnie. I w tym momencie wszyscy spojrzeli na mnie dziwnym wzrokiem…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nina Spektor
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Kwi 2010
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:09, 24 Lip 2010 Powrót do góry

No w końcu! Od razu polepszył mi się humor i nabrałam aż chęci do zrobienia czegokolwiek. A rozdział... No dobra, po kolei. Jak z resztą zawsze.

Początek z tym opisem deszczu trochę mnie zaskoczył, ale pozytywnie. I do tego piosenka Muse... Bardzo dobrana do całej tej części. Co do listu Edwarda. Zaskoczyło mnie, że on nie domyślił, że ta ,,niestrawność od nutelli" może być po prostu ciążą. W sumie to żal mi Lizzy, że dowiedziała się prawdy w taki sposób. Czekam na jej konfrontację z Bellą. Może być ciekawie. Choć zastanawiam się, czy nie zwróci się z tym do Alice albo Polly. Hm, zobaczymy.

To teraz trochę o chłopakach. Phila nie polubię i już. Chyba już nawet wolę Colina, bo on przynajmniej jest, jaki jest. I ta lista... Naprawdę nieźle się bawiłam, czytając ich punktację. Ale taka jest prawda. Wszędzie są grupy. Wprawdzie u nas może niekoniecznie chearleaderki, ale reszta raczej się znajdzie;)

Pominę Mery, bo za dużo jej nie było, i przejdę do imprezy. Przemowa Lizzy była perełką rozdziału. Wprawdzie zdziwił mnie jej słowotok po takiej ilości alkoholu, ale tak bywa. Zastanawiam się tylko, czemu zawsze wszyscy upijają się tequilą? Cóż, to dość popularny alkohol w FF;) I zgaduję, że Lizzy przenocuje u Phila. Mam rację? Mam nadzieję, że nie.

No dobra, to się wygadałam. Powodzenia przy pisaniu. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się choć ,,trochę" szybciej.

Pozdrawiam, NS.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bella256
Nowonarodzony



Dołączył: 26 Sty 2010
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Titi-TuTa

PostWysłany: Sob 19:03, 24 Lip 2010 Powrót do góry

Ja pieprzę!!!
Wdech, wydech ,wdech, wydech...
Czy ty musisz być tak bardzo utalentowana i twórcza???
Przecież mogłaś mnie zabić (i to nie pierwszy raz) z nadmiaru emocji i zachwytu rozdziałem!!
A propos rozdział cud, miód i orzeszki.
Nie sądziłam, że Lizzy się tak upije i szczerze mówiąc podzielam zdanię Rick'a też nic z tego nie rozumiem. Choć jakby się tak względnie zastanowić to mam jakąś tam swoją względną teorię.
Fajna była ta lista podziałów, trochę szkoda, że u mnie w szkole jej nie ma.
Nawet fajny jest ten Phil. Lubię tą jego paczkę. Fajnie, że się tak zmienił odkąd poznał Lizzy. Mam nadzieję, że oni już niedługo zostaną parą (bo nią zostaną ,prawda?!)
No w końcu ujawniłaś prawdę o pochodzeniu Lizzy. W sumię to ja się domyśliłam po jej imieniu :)
Jestem ciekawa jak ona powie Belli, że już wie. I co Bella zrobi, jak jej wytłumaczy, czemu jej nie powiedziała i czemu nie powiedziała Edwardowi. Zastanawia mnie równiż to czy one się z nim skontaktują.
Ej, ale czekaj, czekaj. Mary jest córką Carlisla tak? I w dodatku siostrą Eda? Czyli także ciocią Lizzy?!?!

Życzę weny i niecierpliwie czekam na kolejną część rozdziału :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin