FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Stay (Zostań) [T][NZ] - Rozdział 12 - 12.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Sob 22:42, 13 Lut 2010 Powrót do góry

W tym miejscu wychwyciłam małego baboka: " ...profesjonalna posiadaczka księgarni, która podczas większości dni była niemal pusty." Księgarnia była niemal pustA.
Po za tym rewelacja Very Happy uwielbiam to opowiadanie i uwielbiam was dziewczyny za ogrom pracy jaki wkładacie w to, byśmy mogli cieszyć się doskonałym tłumaczeniem.
Jess jest podłym, wrednym, małym gnomem!!! Dosłownie kipiałam ze złości, gdy czytałam fragment z jej udziałem. Nienawidzę takich osób. Z założenia staram się znaleść w ludzich coś, za co mogłabym ich choć trochę polubić ale w tym przypadku się nie da.
Za to sytuacja z pidżamką - boska Very Happy To zażenowanie Bells, że zapomniała Very Happy pokładałam się ze śmiechu. Eward nie był dobry w sporcie?? oj, nowość. Też chce taką przytulankę do snu!
Weny i czasu dziewczyny a ja czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Sob 22:49, 13 Lut 2010 Powrót do góry

Wow!!! Wow!:D Boskie! Brak mi słów na opisanie zachowania Edwarda! Taki chłopak to marzenie :D Wino, świece, róże i nawet jedzenie :P Może to lamerskie, ale jednak chyba każda panna marzy, aby jej ukochany coś takiego dla niej zrobił. Nie dziwię się Belli, że tak martwiła się tym, co powiedziała jej ta przeklęta Jess. Jak sie kogoś kocha to chce się dla niego wszystkiego co najlepsze, dodajmy do tego, że Bella jest skromną osobą, opiekuńczą i nie tak pewną siebie. Właśnie to wykorzystała ta rozpuszczona pannica. Jednak Cullenowi udało się, chociaż częściowo, wyrzucić te myśli z głowy panny Swan. Tłumaczenie śliczne, tak jak samo opowiadanie. Autorka nie mogła chyba ładniej zakończyć tego rozdziału :) Dziękuję za to tłumaczenie.
Stay to jedno z moich ulubionych opowiadań i już zawsze tak będzie. "Zostań", czekam na kolejny rozdział.
Weny i czasu;)

Pozdrawiam;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
seska
Dobry wampir



Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:54, 13 Lut 2010 Powrót do góry

Och... Jakie to sweet... Jam niepoprawna romantyczka, więc pragnę rzec, że Stay jest absolutnie boskie i nie mogę nie być jego fanką Embarassed

Głupia Bella, która daje się tak manewrować jeszcze głupszej Jessice! Dżizyz, co za podła dziewucha! Twisted Evil Co gorsze, takie osobniki żyją na tym świecie, niestety Rolling Eyes

Mam nadzieję, że Edward będzie umiał zadbać o Bellę, która - jak widać - ma jakieś samobójcze dla ich związku myśli... Rolling Eyes A Belli sama przetrzepię zadek, jak będzie ideał od siebie odsuwać devil
Kurde, jeszcze by brakowało, żeby Jacob połączył siły z Jess Twisted Evil

Liczę, że w następnym rozdziale doczekam się jakiegoś mizianka, no bo ile można takie wydarzenie odwlekać...? Razz Embarassed

Standardowo - weny i czasu :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rainwoman
Człowiek



Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski

PostWysłany: Nie 11:59, 14 Lut 2010 Powrót do góry

To opowiadanie, a w zasadzie świetne tłumaczenie (za cienka jestem żeby czytać to w oryginale) ma naprawdę wyjątkowy klimat i przyznam, że zaskakuje mimo poruszanej tematyki (on - wielka gwiazda) swoją naturalnością.
Po prostu czytając go czuję, że taka historia mogła się wydarzyć, że jest prawdziwa. Jest w niej spokój i czułość i nade wszystko jakaś niesamowita magia. Nie sposób nie uśmiechać się do siebie, kiedy czyta się o wątpliwościach Belli, jej braku pewności siebie i wiary w swoją wyjątkowość. Jej kruchość jest taka znajoma.
Pozostaje tylko czekać na dalszy rozwój wypadków i mimo wszystko trzymać kciuki, żeby jego miłość i wiara w nią wystarczyła w przetrwaniu ciężkich chwil, które z pewnością dla niej dopiero nadejdą...
Życzę jak zawsze weny i czasu na tłumaczenie, bo robicie to dziewczyny naprawdę świetnie.
Pozdrawiam
Deszczowa


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Doris89
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Nie 12:04, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Rozdział jest boski, cudny, genialny i.... poprostu powalający:D:D

Nie wiem jak Bella mogła zwątpić w Edwarda po tych pustych i nic nie znaczących słowach Jess, przecież zachowuje się od początku tego ff jak typowa blondynka!!!

A zachowanie Edwarda. Te kwiaty, świece, kolacja...mmmm.... sama bym pragnęła takiego romantyzmu...
Strasznie rozmarzyłam sie przy ty rozdziale. Jest taki lekki i bije na kolana wszystkie poprzedzające chapy:)

Dobra koniec z tym słodzeniem.hehe
Czekam na ciąg dalszy. WENY i czasu na tłumaczenie!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
k8ella
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 63 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova

PostWysłany: Nie 17:15, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Wstyd się przyznać, że dopiero dziś trafiłam na ten ff. Ale na plus mogę dodać, że połknęłam w całości i bez mrugnięcia okiem. Czy mi się podoba? Oczywiście, że tak.
Nie wiem czy to obsesja, ale połączenie Belli i Edwarda nigdy mi się nie znudzi (no dobra, tylko w dobrych ff).
Przyznam, że ta para jest naprawdę słodka i niesamowita. Podoba mi się to, że są tacy prawdziwi i przeżywają rozterki, targają nimi wątpliwości, boją się, wstydzą, denerwują. To jest takie realistyczne.
Edward, jak zauważyła genialna kirke (dziewczyna jest spostrzegawcza), przypomina RPatzza całkowicie. Mnie to odpowiada Twisted Evil . I gdyby to obok mnie się wprowadził, to na pewno myślałabym to samo co Bella.
Taki Edek odpowiada mi, bo jest wrażliwy, nie jest rozkapryszonym gwiazdorem. Jest czuły i kochany... Ja go kupuję. I nie dziwię się Belce, że ją tak bierze.
Ona też jest świetna, taka prawdziwa. Żyła przez trzy lata w związku i była szczęśliwa, a dopiero konfrontacja Jake'a z Edkiem pokazała, czego naprawdę potrzebuje, czego jej brakowało.
Wiem, że będzie ciężko i już wyczuwam czarne chmury nad ich przyszłością. Niestety i najlepszym tego przykładem jest rozmowa z wredoctwem pod tytułem Jesscia-durna-małpa-Stanley. Uch... jak ja bym ją dorwała w swoje rączki, to z pewnością zarobiłaby cios w swój sztuczny nos (czego Bella nie mogła zrobić z racji swej pozycji).
Zasiała ziarnko niepewności w serduszku dziewczyny i kurczę, szkoda...
Biedna nawet nie mogła w pełni cieszyć się randką z Edem.
Tłumaczenie niezłe, swoją drogą. Znalazłam kilka zgrzytów, ale teraz już muszę lecieć, więc może "inną razą".
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, więc zerknę do oryginału.
Nie martwcie się jednak, wrócę i skomentuję następne chapy.
Weny życzę dziewczęta,
k8ella


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez k8ella dnia Nie 17:18, 14 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Taka_Ja
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:00, 14 Lut 2010 Powrót do góry

Kolejne z moich ulubionych tłumaczeń, kolejna porcja czystej przyjemności czytania Smile

Nad Bellą, ktróra powinna chwytać wiatr w żagle, szczęście w skrzydła i czerpać z bliskości, zawisła niepewność zasiana przez Jessicę...
Edward jak na razie radzi sobie z tym ziarenkiem całkiem nieźle. Między bohaterami wytworzyła się ciekawa, pełna ciepła i jednocześnie ekscytująca relacja. Cały ogrom emocji zakochanej Belli dzięki dobrym opisom można przeżywać razem z nią Smile

Dziękuję pracowitym tłumaczkom, życzę chęci, zapału i czasu Very Happy
Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na kolejną część :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 12:35, 15 Lut 2010 Powrót do góry

jestem, wreszcie...
Cytat:
„Nie jesteś dla niego wystarczająca”.
- nie wiem jakie reperkusje będą niosły ze sobą dalej te słowa, ale myślę, że powtarzane dostatecznie często do Belli odniosą żądany skutek... dlaczego? ponieważ w tym ff'ie Bella ma bardzo zaniżoną samoocenę... poza tym jest delikatna i bierze wszystko za bardzo do siebie... mam nadzieje, że Edward prócz swojego strachu przed fankami ma też ogrom siły by podtrzymywać ją na duchu... będzie to konieczne...
no, zastanawia mnie to wszystko...
Cytat:
- To bardzo dobre wino – skomentowałam po wypiciu jednego łyka. – Próbujesz mnie upić, aby było łatwiej zaciągnąć mnie do łóżka?
Uniósł na mnie brew, gdy nałożył dużą ilość spaghetti na talerz.
- Potrzebowałbym wina, aby to zrobić?
Wszystkie moje mięśnie brzucha wydawały się zamienić w papkę. Szybko wzięłam kolejny łyk trunku, obserwując go nad oprawką kieliszka.
- Nie – oznajmiłam cicho, koncentrując się bardzo uważnie na utrzymaniu moich rąk w miejscu. – Nie potrzebowałbyś.
to moja ulubiona wymiana zdań między nimi... takie Edward podoba mi się najbardziej - taki świadom :)

podziękowania dla zespołu tłumaczącego :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sarabi
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 22:08, 18 Lut 2010 Powrót do góry

Komentuję pierwszy raz, choć jestem wierną czytelniczką. Jakoś onieśmiela mnie ten tekst: jego nastrój, poetyka, postaci. Akcja toczy się wolno, spokojnie, ale jest pełna wydarzeń (trochę to niespójne, ale może zrozumiecie, o co mi chodziło).
Bella nareszcie jest silna (przestała byc niezdraną łamagą), ale niestety nie wierzy w siebie, ma bardzo słabą samoocenę. Wierzę jednak, że zdecydowanie i siła Edwarda pomoże jej przejśc nie tylko przez rozmowy z głupią Jessicą, ale również całe zamieszanie związane z ujawnieniem się naszych bohaterów jako pary.
Czekam z utesknieniem na kolejną część. Niepoprawna romantyczka ze mnie, ale zawsze robi mi sie jakoś cieplej w okolicach serca, gdy czytam "Stay".
Dziekuję, że tłumaczysz ten tekst i życzę wytrwałości.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Amaranthine
Zły wampir



Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dreamland

PostWysłany: Nie 19:07, 14 Mar 2010 Powrót do góry

Chciałam Was wszystkich jeszcze raz serdecznie przeprosić, że musieliście tak długo czekać na ten rozdział, ale - jak już pisałam na chomiku - niestety ostatnio nałożyło się na siebie kilka zdarzeń, przez które po prostu nie mogłam poświęcić czasu na tłumaczenie. Dziękuję za Wasze zrozumienie i że cierpliwie czekaliście Smile. Dziękuję też bardzo kochanej ilciak, która zbetowała ten rozdział naprawdę błyskawicznie Very Happy. No i dziękujemy za wszystkie komentarze Smile.
Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam, iż dodaję go w niedzielę, a nie jak to zwykłyśmy robić w sobotę, ale doszłyśmy do wniosku, że chyba jednak wolelibyście przeczytać go dziś, a nie czekać kolejne 6 dni Very Happy.

Nie będę już przedłużać i życzę miłego czytania! Smile

Edit: Dziękuję za wypisanie błędów - chciałam koniecznie dodać dziś rozdział, przez co nie przejrzałam go ponownie i musiało się coś wkraść Smile.


* * *

Autorka: crimsonmarie
Tłumaczyła: Amaranthine
Beta: ilciak

ROZDZIAŁ 3

*EDWARD*

Mówiła przez sen. Większość była bez sensu, ale kilka razy z jej ust wydostało się też moje imię, co spowodowało, że równocześnie miałem ochotę schować się w najdalszym zakątku pokoju, albo ją zbudzić i dokończyć to, co w pewnym sensie zaczęliśmy przed pójściem spać.
Ale myśl, że miałbym puścić jej ramiona, choćby na sekundę, była niemal bolesna. Obudzenie jej nie byłoby aż tak okropnym wyjściem, gdyby nie to, że prawdopodobnie zasnęłaby w trakcie.
A kiedy to się w końcu wydarzy musi być w pełni przytomna.
I musi wiedzieć, że nie ważne jak daleko od siebie będziemy na przeciągu najbliższych tygodni, nic nie zmieni tego, co do niej czuję.
Pogładziłem ręką jej włosy, zbliżając się do niej jeszcze bardziej i przyciskając wargi do jej czoła.
Westchnęła, zacieśniając wokół mnie swe ramiona, podczas gdy przekręciła głowę w bok i zanurzyła nos w zagięciu mojej szyi.
Ta idealna, piękna, śpiąca kobieta w mych ramionach była moja. Była moja.
Objąłem ją mocniej, a palce mojej lewej dłoni nieświadomie gładziły tam i z powrotem jej bok, gdy znowu pocałowałem jej czoło.
Po prostu nie mogłem przestać jej dotykać. Cholera, nie miałem nawet zamiaru próbować. A w dodatku, tutaj była bezpieczna; nikt nie mógł jej skrzywdzić.
Zaprzedałbym swoją duszę diabłu, gdyby to mogło uchronić ją przed bólem, jaki malował się dziś na jej twarzy.
Te pytania, wątpliwości, jakie wyraziła o mnie i o nas, niemal rozdarły mnie na pół. A gdy spytała, dlaczego chcę z nią być...
Zacisnąłem mocno powieki, biorąc głęboki wdech i zacieśniając uścisk.
Chciałem spytać ją o coś w stylu „A dlaczego nie miałbym chcieć?”, ale wiedziałem, że w przypadku Belli to tylko pogorszy całą sprawę. Podanie konkretnych powodów, dlaczego chciałem jej – nie, potrzebowałem jej - w swoim życiu wydawało się zdawać egzamin. Nie usunęło piekącego bólu, który rozdzierał mnie na pół, ale zmniejszyło go, gdy usłyszałem jak się śmieje.
Ale nie dawał mi spokoju sam fakt, że takie myśli w ogóle pojawiły się w jej głowie. Więc tylko pogorszyłem swoje cierpienie, pytając, dlaczego coś takiego przyszło jej do głowy.
Jej odpowiedź, bardziej niż potrzeba poznania tej przyczyny, przecięła mnie aż do samych palców u stóp. Nigdy nie chciałem, żeby była jak dziewczyny, które spotkałem w Kalifornii. Żadna z nich nie była autentyczna, żadna nie niosła ze sobą tego charakterystycznego ciepła, które Bella roztaczała gdziekolwiek by nie poszła, żadna z nich nie wpłynęła na mnie tak bardzo, jak ona.
A gdy zapytała, czy mówię to tylko po to, żeby lepiej się poczuła, miałem ochotę upaść na kolana. Zdradziła, że mi ufa i słysząc, że sądziła, iż robię to jedynie, żeby lepiej się czuła było uczuciem porównywalnym z tym, jakby ktoś nagle zaczął używać mnie niczym worka treningowego.
Nigdy w życiu nie powiedziałbym niczego tylko chcąc poprawić czyjeś samopoczucie. Nigdy bym jej nie okłamał po to, żeby poczuła się lepiej w związku z jakąś sprawą. Byłem ponad takie sprawy, a większość ludzi, z którymi spędzałem czas zasługiwała na coś więcej.
Ale ona powiedziała, że mi ufała i jeśli chcę, żeby robiła to dalej, to ja też muszę jej zaufać. Więc powiedziałem jej prawdę, że każda inna kobieta przestała dla mnie istnieć, co było szczerą prawdą.
Przed Bellą, ktoś taki jak Jessica Stanley byłby prawdopodobnie kolejną dziewczyną, którą chciałbym przy sobie zatrzymać na pewien czas. Wyglądała niemal identycznie, jak kobiety w Kalifornii, dlatego więc pasowałaby idealnie, gdybym miał ochotę przenieść nasze relacje poza Nowy Jork.
Ale teraz, myśl, że mógłbym dostrzegać kogokolwiek innego tak, jak widzę Bellę, było kompletną bzdurą.
Ta krucha kobieta, – która w tej chwili akurat wzdychała w moją szyję – leżąca w moich ramionach, była jedyną, którą mogłem sobie wyobrazić, jako część mojego życia.
Mogła albo mnie zniszczyć, albo dopełnić, bez mojej wiedzy.
Tak czy siak, nic mnie to nie obchodzi. Nie uciekła ode mnie, kiedy jej głowę zaczęły bombardować wątpliwości i odpowiedziała, gdy o to spytałem. Opowiedziała, co ją niepokoi, i że sam ten fakt był dużym wskaźnikiem, iż na jej własny sposób właśnie mi ufała.
Lecz mimo, że w tamtym momencie wydawałoby się, że poddała się presji zgadzając się zostać moją dziewczyną, sprawa wyglądała całkiem inaczej, kiedy nastała noc. Otrząsnęła się z tego, gdy już usłyszała moje odpowiedzi i cała reszta nocy była niemal cholernie idealna.
Była w moich ramionach, ubrana w jedną z moich starych koszulek z czasów liceum, która spowodowała, że było mi bardzo ciężko oprzeć się jej namowom i wreszcie robiła, to, czego dla niej pragnąłem i co było jej potrzebne – spała.
Przekładając swoją nogę przez jej łydki, zanurzyłem głowę w jej włosach i zamknąłem oczy, wdychając jej zapach i powoli zasypiając.


~*~


Zbudziłem się przed nią, wciąż zaplątany w jej ramiona i czując ogromną satysfakcję z tej całej cholernej sytuacji.
Sięgając w jej stronę, odgarnąłem włosy z jej czoła i delikatnie przyłożyłem w to miejsce wargi, składając delikatny pocałunek, zanim ostrożnie się wyplątałem i wytoczyłem z łóżka. Przykryłem ją kocem, jednak moim oczom nie umknął widok jej obnażonych nóg i kawałka czarnych majtek, odsłoniętych przez t-shirt, który w nocy trochę podwinął się do góry. Łagodnie zamruczałem i szybko odwróciłem wzrok, kręcąc głową i przeczesując palcami włosy, gdy przeszedłem przez korytarz w stronę łazienki.
W momencie, gdy wsunąłem do buzi szczoteczkę do zębów, usłyszałem dzwonek telefonu na dole i przewróciłem oczami. Odkąd tu przyjechałem nie dzwonił niemal w ogóle, więc naturalnie teraz, kiedy było tak wcześnie rano, a ja miałem usta pełne pasty do zębów, ktoś postanowił z niego skorzystać.
Wciąż szczotkując zęby zszedłem na dół i spojrzałem, kto dzwoni, znowu przewracając oczami, kiedy na małym wyświetlaczu zobaczyłem numer komórki mojej siostry.
Podnosząc słuchawkę z podstawki, wcisnąłem guzik „rozmawiaj” i przyłożyłem ją do ucha.
- Co? - wymamrotałem z powrotem wchodząc po schodach.
Zamknąłem za sobą drzwi do sypialni, a moje oczy zatrzymały się na śpiącej formie Belli, a następnie ponownie wszedłem do łazienki.
Ona potrzebowała snu bardziej niż tego, by słyszeć, jak rozmawiam przez telefon.
- Masz jakiś wolny pokój? - jej spokojny głos rozbrzmiał przez słuchawkę niczym setki dzwoneczków.
- Nie.
Fuknęła, a ja westchnąłem, pochylając się, by wypluć pastę do zlewu, zanim na powrót wcisnąłem szczoteczkę do ust.
- Dlaczego?
- Muszę wyjechać.
- Dlaczego? - spytałem jeszcze raz, wolniej.
- Jasper chce pobić moich modeli – narzekała. - Twierdzi, że mnie podrywają.
Parsknąłem, co wcale nie było takie łatwe, biorąc pod uwagę, że wciąż trzymałem w ustach szczoteczkę do zębów.
- Muszę wyjechać na kilka dni.
Mój szwagier już zawsze będzie sądził, że moja siostra – tylko dlatego, że jest mała i delikatna – nie potrafi o siebie zadbać. Oczywiście, wiedział jak jest naprawdę, ale wychował się w Teksasie, gdzie mężowie dbali o swoje żony i bronili je. Dopiero niedawno pogodził się z faktem, że Alice, pod żadnym pozorem nie jest niezdolna do wepchnięcia komuś kołka w tyłek, jeśli tylko przekroczy wyznaczone przez nią granice.
Ja zostałem poddany efektom takich działań tyle razy, że mogłem mu nawet to zaręczyć. Ale on po prostu nie chciał w to wierzyć.
- Nie przyjedziesz tutaj – wyjaśniłem, plując do zlewu jeszcze raz, zanim wypłukałem szczoteczkę i chwyciłem jeden z papierowych kubków leżących obok zlewu. - To moja prywatna przestrzeń, Alice.
Napełniłem kubek wodą, odchylając głowę do tyłu i wlewając jej zawartość do ust, zanim wypróżniłem ją do zlewu.
- Edward – zajęczała, a jej spokojna postawa kompletnie wyparowała. - Potrzebuję tylko kilku dni!
- Nie mam tu dla ciebie miejsca, Alice – zaśmiałem się, prostując plecy i wyrzucając zużyty papierowy kubeczek do małego kosza na śmieci za mną.
- Mógłbyś spać na kanapie? - zaoferowała błagalnym głosem.
- Uh, tak właściwie, to nie – wymruczałem, spoglądając na zamknięte drzwi do sypialni i uśmiechając się do siebie. - Nie mógłbym.
- A to dlaczego?
Och, robiła się coraz bardziej rozdrażniona. Dobrze. Może się rozłączy i da mi spokój.
Albo zadzwoni do mamy. A wtedy mama zadzwoni do mnie. A wtedy skończy się na tym, że ustąpię, bo nie ma takiej osoby na tym świecie, która mogłaby odmówić Esme Cullen.
- Po prostu nie mogę, Alice.
- Kim ona jest? - zażądała odpowiedzi.
Chyba nigdy się nie dowiem, jakim cudem moja siostra wiedziała o czymś takim. Od zawsze się tak zachowywała; natychmiast wyłapując najmniejsze, nic nieznaczące szczegóły i łącząc je w całość zanim ktokolwiek inny zaczął nawet coś podejrzewać.
- Alice – ciężko westchnąłem.
- Edward, po prostu mi powiedz!
- Zaraz wszystkim rozpowiesz!
- Nie, jeśli nie będziesz tego chciał.
Praktycznie widziałem, jak mruga powiekami i zamknąłem oczy, przejeżdżając dłonią po twarzy.
- To moja sąsiadka – w końcu odparłem delikatnie.
- Bella! - zaszczebiotała, w jednej sekundzie na powrót wesoła. Jak zwykle, nie zajęło jej to zbyt wiele czasu.
Zacisnąłem zęby, na całego przeklinając swoją matkę za to, że ona i moja siostra musiały być ze sobą bliżej i bardziej jak siostra z siostrą, niż matka z córką, dzięki czemu nauczyły się nawzajem wszystkiego.
- Tak – odpowiedziałem przez zaciśnięte zęby, trochę się pochylając się i chwytając wolną ręką róg szafki w mocnym uścisku. - I przysięgam, że jeśli powiesz komukolwiek zanim ja to zrobię...
- Nie powiem! Obiecuję, Edwardzie! Nigdy nie złamałam danej ci obietnicy.
No i tu miała rację. Zawsze byłem z nią bliżej niż z Emmettem, właśnie dzięki temu. Emmett zawsze korzystał z każdej okazji, żeby mnie cholernie zawstydzić; Alice za to była tą, która mnie wspierała.
- Kiedy to się stało?
- Kilka dni temu.
- Myślałam, że mama powiedziała mi, że ona spotyka się z kimś innym?
- Zerwali – powiedziałem szybko, otwierając oczy, żeby znowu błyskawicznie spojrzeć na zamknięte drzwi sypialni.
To była jej historia, jeśli chciałaby ją opowiedzieć, nie moja.
- Hm – wymamrotała Alice. - Nie zajęło wam to zbyt dużo czasu, prawda?
- Alice – jęknąłem, opierając czoło o taflę lustra i kręcąc głową. - To nie tak jak myślisz.
- Czyli ona została u ciebie na noc, bo...?
- On zabrał jej łóżko, Alice – wysyczałem, zwężając oczy na widok swojego odbicia. - Kiedy ją zostawił, zabrał wszystko, łącznie z łóżkiem. Musiała spać na dmuchanym materacu i była wycieńczona. Została u mnie, żeby mogła się porządnie wyspać.
Nie odzywała się, a ja wziąłem kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. Alice nie miała na myśli nic złego; po prostu się o mnie troszczyła. To nie byłby pierwszy raz, kiedy dziewczyna zaczęłaby się ze mną spotykać, pragnąc nagłośnienia całej tej sprawy bardziej niż samego mnie.
Nie mogłem też winić Alice za bycie ostrożną. Nie wiedziała o Belli niczego poza tym, że jest moja sąsiadką, która pomagała mi, kiedy tego potrzebowałem. Alice miała wszelkie prawo do kwestionowania czegoś, co stało się tak szybko i jakkolwiek bym chciał to zrobić, nie mogłem jej za to winić.
- Ty ją kochasz.
Moja ręka ześlizgnęła się z szafki i upadłem do tyłu na miękkie, białe łazienkowe dywaniki leżące pode mną.
To na pewno nie było to, czego spodziewałem się od niej usłyszeć.
- Ja pierdolę, Alice – wyjęczałem, przekręcając się na bok i podciągając do góry, żeby usiąść na stopach. - O czym ty do cholery mówisz?
- Jeszcze nigdy wcześniej nie broniłeś przede mną nikogo tak, jak teraz – odparła delikatnie, zdumionym głosem. - Jesteś w niej zakochany.
- Przeginasz, Al. Trochę na to za wcześnie, nie sądzisz?
- Zakochanie się w kimś nie zajmuje dużo czasu, jeśli to właściwa osoba, Edwardzie.
- A skąd wiesz, że to właściwa osoba, Alice? Jest tyle rzeczy, których...
- A ty możesz spowodować, że się wam ułoży, bo jesteś w niej zakochany – przerwała krótko. - Ja nigdy się nie mylę, jeśli chodzi o te sprawy Edwardzie i ty o tym dobrze wiesz.
Pokręciłem głową, opierając rękę o zlew i podnosząc się ponownie do pozycji stojącej.
- Wiesz, jestem aktorem i mogłem spowodować, że to, co mówiłem brzmiało naprawdę przekonująco.
- A ja jestem twoją siostrą, głupku. Wiem, że nie zrobiłbyś czegoś takiego – ciężko westchnęła, a ja potarłem twarz wolną dłonią. - Jest inna niż pozostałe.
- Tak – odrzekłem przez zęby.
- I jest gotowa przyjąć wszystko, co będzie się działo, kiedy to w końcu się wyda.
To nie było pytanie.
- Tak.
- Hm.
Przez chwilę się nie odzywaliśmy, a ja wpatrywałem się twardo w swoje odbicie.
Nie mogłem się tak szybko w niej zakochać. Było zdecydowanie zbyt wcześnie, by takie emocje w ogóle wchodziły w grę. Dopiero, co zaczęliśmy... Zakochiwanie się w niej było niedopuszczalne.
To było naprawdę szalone ze strony Alice, żeby choćby wciskać mi do głowy taki pomysł. W tej chwili dobrze się bawiliśmy, lubiliśmy przebywać ze sobą w tych nielicznych chwilach, które były nam dane. Ta gadka o miłości, z którą wyskoczyła moja siostra była naprawdę obłąkana.
- Chcę się z nią spotkać, Edwardzie.
- Tyle to się już domyśliłem.
- Dwa dni – nalegała. - Zostanę tylko na dwa dni, a później zniknę, dobrze? To da Jasperowi dużo czasu na przemyślenie tego, co robi, a potem zejdę ci z głowy.
- Ale nie wolno ci jej wypytywać, zrozumiano?
Alice pisnęła i musiałem odsunąć telefon od ucha, żeby kompletnie nie ogłuchnąć.
- Nie będę! Obiecuję, obiecuję, obiecuję! Dzięki, starszy braciszku!
- Lepiej zadzwoń, jak ustalisz, kiedy masz samolot.
- Wsiądę w poranny lot. Będę na miejscu około szóstej i oczekuję, że mnie odbierzesz.
- Oczywiście, że oczekujesz – westchnąłem, kręcąc głową.
Próby odkrycia jak działa mózg mojej siostry nie pozostawiał mi nic poza tonami frustracji. A myślenie, że zanim do mnie zadzwoniła nie miała zaplanowanej całej tej cholernej sprawy, było jedynie pobożnym życzeniem.
- Do zobaczenia jutro!
- Cześć, Alice.
- Pa! - wykrzyknęła odkładając z łoskotem słuchawkę.
Wyłączyłem telefon, kładąc go na półce przede mną i odrzucając głowę do tyłu. Sięgając, wplątałem palce we włosy i wziąłem kilka dodatkowych głębokich wdechów, mając nadzieję, że Bella będzie chciała się spotkać w tą kulą energii, którą nazywano moją siostrą.
- Wszystko w porządku?
Dźwięk, który wyrwał się z moich ust, gdy podskoczyłem dostrzegając Bellę stojącą w wejściu do łazienki, nie przypominał niczego normalnego. Jej włosy były wszędzie, a oczy miała wciąż półprzymknięte, wpatrując się we mnie, ale dla mnie w dalszym ciągu wyglądała idealnie.
- Zbudziłem cię?
- Usłyszałam odgłos uderzenia – wymamrotała, wyciągając rękę, by podrapać się po głowie i wykrzywiła usta na bok. - A przynajmniej tak mi się zdaje.
- Upadłem – zaśmiałem się nerwowo, opuszczając luźno ramiona. - Potknąłem się o dywanik.
Zachichotała, kręcąc głową z niedowierzaniem, wchodząc do łazienki i stając obok mnie.
- To moim zadaniem jest być niezdarą, pamiętasz?
- Widać zaczynasz mnie nią zarażać.
Zarzuciłem jedną z rąk wokół jej ramion, przyciągając ją bliżej do siebie i głupio się szczerząc, kiedy jej dłonie natychmiast owinęły się wokół mojej talii.
- Nie chcielibyśmy tego teraz, prawda? - ziewnęła, pochylając się do przodu, by oprzeć policzek na mojej klatce piersiowej. - Niektórzy mogliby się zmartwić.
- Nie obchodzi mnie to – wymruczałem, przyciskając wargi do czubka jej głowy. - Wezmę to na siebie.
- Jak długo jesteś na nogach?
- Wystarczająco długo, żeby zdążyć odbyć rozmowę z moją siostrą – ciężko odetchnąłem i odsunąłem ją od siebie. - Co sądzisz o spotkaniu się z nią?
Obserwowałem, jak jedna z jej powiek drgała i ledwo powstrzymałem wybuch śmiechu, kiedy tylko się we mnie wpatrywała.
- Dlaczego? - spytała powoli.
- Zdecydowała, że potrzebuje kilku dni odpoczynku od swojego męża, a przyjechanie tu i pozawracanie mi głowy wydaje się być, jak sądzę, idealnym wyjściem z tej sytuacji. Chciałabyś ją poznać?
- Czy ona o mnie wie?
Pokiwałem twierdząco głową, podnosząc do góry obie dłonie, żeby odgarnąć z niesforne włosy z jej twarzy.
- Powiedziałem jej dziś rano.
- Jaka ona jest?
- Natarczywa, wymagająca, kontrolująca, zawsze w dobrym nastroju i nadpobudliwa – wyliczyłem jej najbardziej uwidocznione cechy, uważnie przyglądając się twarzy Belli. - Opiekuńcza.
Usłyszałem, jak przełyka ślinę i szybko na powrót chwyciłem ją w swoje ramiona, schylając się, by zanurzyć nos w jej ramieniu.
- Ona już mnie nienawidzi, prawda?
- Co? Nie!
W rzeczywistości było całkiem przeciwnie.
Ale oczywiście nie miałem zamiaru jej zdradzić, że Alice była pewna, że się w niej zakochałem. Jeśli jednak chciałbym, żeby uciekła stąd z wrzaskiem, to mogłaby być niezła opcja.
- Czy ona też jest aktorką?
- Nie, jest projektantką mody. Tak naprawdę większa połowa mojej szafy wyszła spod jej ręki.
- Och, świetnie – wymamrotała.
- Bello – zaśmiałem się nerwowo, znowu robiąc krok do tyłu, żeby móc chwycić jej twarz w dłonie i zmusić, żeby na mnie popatrzyła. - Musisz jedynie być sobą, to wszystko. Nie musisz się zmieniać albo udawać, że jesteś kimś innym tylko dla niej. Naprawdę da się ją lubić.
- To, dlaczego to co powiedziałeś brzmi, jakbyś właśnie wysyłał mnie w ręce hiszpańskiej inkwizycji?
- Nie zostawię cię z nią sam na sam – ustąpiłem, gładząc kciukami jej policzki. - No chyba, że będziesz tego chciała.
- Kiedy tutaj będzie?
- Jutro wieczorem. Będziesz kończyła pracę, kiedy ja ją odbiorę.
Przygryzła dolną wargę.
- Przygotuję dla nas kolację.
Uśmiechnąłem się do niej promiennie, zbliżając się, by przycisnąć moje wargi do jej ust.
- Nie musisz.
- Ale chcę. Jestem pewna, że żadne z was nie będzie miało ochoty wychodzić gdzieś żeby zjeść, po zmaganiach z korkami w Albany. Godziny szczytu – wyjaśniła, wzruszając ramionami.
Jęknąłem, kręcąc głową. Nie pomyślałem o tym wcześniej.
- Oczywiście, że wyląduje właśnie w godzinach szczytu, dlaczego nie? - wymamrotałem.
Zaśmiała się i stanęła na palcach, żeby pocałować brzeg mojej szczęki. I tylko ten mały gest spowodował, że zmiękły mi kolana, a ramiona opadły bezwładnie przy boku.
- Będziesz miał coś przeciwko, jeżeli wezmę prysznic? - spytała niewinnie, opadając z powrotem na stopy.
- Nie – wykrztusiłem, potrząsając głową, żeby pozbyć się obrazów, które przyszły mi do głowy, gdy usłyszałem te słowa. - Masz ochotę na śniadanie?
- Mogę coś przygotować jak skończę.
- Nie ufasz mi już, jeśli chodzi o kuchenne sprawy, co?
Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
- No cóż... - jej głos zamarł, a ona odwróciła wzrok.
- Kolacja nie była taka zła! - zaprotestowałem, chwytając ją w talii.
- Nie, nie była. Była dobra – zgodziła się, kiwając twierdząco głową i znowu na mnie spoglądając.
- Więc dlaczego nie miałbym zrobić śniadania?
- Wiesz jak przyrządzić coś oprócz jajecznicy?
Zwęziłem oczy przyglądając się jak zaciska wargi, usiłując nie roześmiać się moim kosztem.
- Robię cholernie dobrą jajecznicę – wytknąłem, wyraźnie się naburmuszając.
- Jestem tego pewna – odparła, znowu wyciągając się na palcach u nóg i przygryzając moją wargę. - Ale mam ochotę na omlet.
Wywróciłem oczyma i w tym momencie dałbym jej cały kraj, jeśli tylko by mnie o to poprosiła.
- Ja mógłbym... uh... Okej – wymamrotałem, gdy ona składała na mojej wardze lekkie jak piórko całusy.
- Chcesz jednego?
- Mhm.
Zaśmiała się, całkowicie mnie całując, zanim całkiem wydostała się z moich objęć i wyszła z łazienki.
Ruszyłem za nią, a mój mózg zamienił się w jedną wielką breję, ale zatrzymałem się w korytarzu, gdy pojawiła się z podręczną torebką w ręce. Spojrzałem na nią, a moja głowa przekręciła się w bok w kompletnym zdziwieniu, co spowodowało, że się roześmiała.
- Prysznic, a później jedzenie – przypomniała, kładąc jedną dłoń na mojej klatce piersiowej, kiedy mnie mijała.
Każdy cal mojego ciała widocznie zadrżał, gdy delikatnie przejechała paznokciami aż do mojego brzucha i poszła dalej. A kiedy zamknęła za sobą drzwi do łazienki, w dalszym ciągu stałem w korytarzu między dwoma pokojami, z mocno zaciśniętymi powiekami i robiąc, co tylko w mojej mocy, żeby nie wbiec tam za nią.
Była zbyt dobra w tych sprawach.
Otrząsnąłem się, gdy usłyszałem strumień wody i na sztywno wszedłem do sypialni, zamykając za sobą drzwi i patrząc w dół na bardzo poważny problem, który pojawił się w moich slipach.
Po odbyciu poważnej rozmowy z tą konkretną częścią mojego ciała, zdołałem się ubrać i zejść na dół, z przewieszoną przez ramię torbą z laptopem.
Nie rozmawiałem z Jeannie od próby zrobienia zakupów i mogłem sobie tylko wyobrazić, jakiego zamieszania narobiłem tym razem.
Robiłem porządek z mailami, których na co dzień unikałem przez dobre piętnaście minut, kiedy usłyszałem ją na schodach i podniosłem wzrok. Jej włosy były wciąż mokre, pozostawiając małe plamki na jasnoniebieskiej koszulce, którą miała na sobie i nawet mimo że dżinsy, które miała teraz na sobie były o wiele luźniejsze, niż te, które ubrała w piątek, w dalszym ciągu powodowały, że się śliniłem.
Moja dziewczyna była cholernie piękna.
- Co? - spytała, gdy stanęła na ostatnim schodku i zauważyła, że jawnie się na nią patrzę.
Potrząsnąłem głową i zatrzasnąłem wieko laptopa, powoli się do niej uśmiechając.
- Nic.
Pokręciła głową i zachichotała, podchodząc do mnie i kładąc na stole telefon. Huh. Nawet nie zauważyłem, że miała go w dłoni, a co dopiero żebym pamiętał, że to ja go zostawiłem w łazience.
Błyskawicznie złapałem ją w pasie i posadziłem sobie na kolanach, śmiejąc się, kiedy krzyknęła i mocno chwyciła się moich ramion.
- Musisz mnie ostrzegać, kiedy masz zamiar robić coś takiego – odetchnęła.
- Tak jest więcej zabawy.
Przycisnąłem swoje usta do jej, smakując ślady pasty do zębów, kiedy szybko mi odpowiedziała, obejmując dłońmi moją szyję i przyciskając do mnie klatkę piersiową.
- Dobrze spałaś? - wyszeptałem między pocałunkami.
- Mhmm – zanuciła, ssąc moją dolną wargę i przejeżdżając po niej językiem. - Prawdę mówiąc, naprawdę dobrze mi się spało.
- Mówisz przez sen, wiedziałaś?
Niemal dotykałem jej języka swoim, kiedy gwałtownie się odsunęła. Otworzyłem oczy, żeby zobaczyć, że jej twarz jest jaskrawoczerwona i posłałem jej uśmieszek, krzyżując dłonie na jej plecach.
- Co powiedziałam? - pisnęła, przygryzając dolną wargę.
- Nie chodzi za bardzo o to, co mówiłaś – zacząłem, przekręcając głowę na bok i uśmiechać się krzywo. - Ale o to, co wyjęczałaś.
- Nie! - zaskomlała, pochylając się i chowając twarz w mojej klatce piersiowej. - Bardzo przepraszam. Myślałam, że już z tego wyrosłam. To znaczy... Od pewnego czasu nikt o tym nie wspominał i ja...
Zaśmiałem się, całując jej ucho i szczerząc się jak głupi, kiedy w jej włosach wyczułem zapach mojego szamponu.
- Kto powiedział, że narzekam?
- Ale to takie żenujące! - znowu jęknęła i wydawało się, że próbuje się zwinąć w kulkę na moich kolanach. - Czy to cię zbudziło? Mówiłam coś jeszcze? O mój boże.
- Bello – zachichotałem, rozplątując swoje dłonie, żeby pogładzić ją po plecach. - Nic takiego się nie stało. W rzeczywistości to spowodowało, że poczułem się bardzo dobrze.
- Jakbyś jeszcze potrzebował większego ego – wymamrotała, pochylając się lekko do przodu, żeby oprzeć czoło na moim ramieniu. - Czyli nie było to nic okropnego?
W dalszym ciągu szeroko się uśmiechałem do ściany przed sobą. Ale wciąż uwielbiałem to, że potrafiła przywołać mnie do porządku. I uwielbiałem to, że nic za bardzo się nie zmieniło przez to, że zaczęliśmy się spotykać.
- Tylko moje imię – powiedziałem prosto, delikatnie się uśmiechając i patrząc jak moje dłonie kreślą koła na jej plecach. - I wcale nie mam tak dużego ego.
- Mhmm – wymamrotała, głęboko wzdychając, zanim znowu siadła prosto. - A pomijając ten fakt, czy ty dobrze spałeś?
Jeszcze raz dosięgłem jej ust.
- Lepiej niż dobrze.
Zamruczała naprzeciw moich warg, zanim się odsunęła i przesunęła ręce z mojej szyi na klatkę piersiową.
- Chodź – niechętnie pomogłem jej wstać i poszedłem za nią, gdy chwyciła moją dłoń i ruszyła do kuchni. - Nauczę się jak przyrządzić omlet.


~*~


Cały dzień spędziliśmy w domu, oglądając naprawdę złe programy telewizyjne albo, jak to było w moim przypadku, robiąc wszystko, co w mojej mocy, żeby nie przelecieć przez kanapę i zatopić swoje wargi w jej na większą część godzin dnia, ile jeszcze zostało.
Tylko raz spuściłem ją z oczu. Musiała zakładać na siebie trochę więcej ubrań, jeśli miała zostawać u mnie co noc, a tego jej nie mogłem odmówić. Następnego dnia musiała iść do pracy, a jeśli moja siostra zdołała mnie czegokolwiek nauczyć, to tego, że kobieta nie ubierała się w to samo dwa dni z rzędu.
Albo coś w tym stylu.
Telefon już nie zadzwonił i nie było żadnych ważnych wiadomości, które wymagały mojej uwagi. Nalegała, żebyśmy ugotowali każdy posiłek, który mieliśmy zjeść, a kiedy wylałem połowę mieszanki ciasta na omlet na siebie – dwa razy – wygoniła mnie z kuchni na dobre.
Powiedziała, że mam potencjał, żeby zostać najgorszym koszmarem szefa kuchni, a kiedy o mały włos upuściłem pieczeń, gdy w końcu pozwoliła mi ją wyjąć z kuchenki, tylko, dlatego, że miała obie ręce zajęte przy robocie nad jakimś sosem, byłem zmuszony przyznać jej rację.
Mimo to, pozwolono mi nakryć do stołu. Ale to by było na tyle; nie pozwoliła mi pomóc w gotowaniu, a już na pewno nie mogłem zbliżać się do garnka.
Więc kiedy ona była w kuchni, ja po prostu stałem w progu drzwi, przyglądając się, jak zwinnie i łatwo porusza się po mojej kuchni. Niemal zupełnie, jakby była tu od zawsze i doskonale wiedziała, gdzie się co znajduje.
Nie mogłem jednak powiedzieć, że miałem coś przeciwko. Widząc ją w kuchni, przepełnioną błogością i zadowoleniem, kiedy mieszała, siekała i piekła rzeczy, o których nigdy bym wcześniej nie pomyślał, jedynie zapewniło mnie, że nie mogłem bez niej żyć.
Można nawet powiedzieć, że w tym momencie wręcz odmawiałem życia bez niej. Nie wiedziałem, że ktoś taki jak ona mógł w ogóle istnieć. Nie wiedziałem, że ktoś taki jak ona mógł istnieć dla kogoś takiego, jak ja.
A kiedy następnego ranka siedziałem na lotnisku, kowbojski kapelusz i bandana siedziały na swoim miejscu, gdy wpatrywałem się w bramkę, przez którą za sekundę miała przejść moja siostra i nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu.
Tak naprawdę, to był on na mojej twarzy na stałe od kilku dni. Żeby być szczerym, odkąd Bella i ja zostaliśmy parą i nigdy nie chciałem, żeby przestało tak być.
Siadłem głębiej na niewygodnym niebieskim krześle w poczekalni, wyprostowałem nogi, zamknąłem oczy i ziewnąłem. Wokół bramki krążyło jedynie kilka innych osób, więc strach przed ujawnieniem praktycznie nie istniał.
Budzik postawił nas na nogi o szóstej rano, robiąc mi niezłego stracha, tak, że niemal zleciałem z łóżka prosto na twarz.
Zbytnio się zrelaksowałem, zapominając o tym cholernym, piszczącym dźwięku, który był zmorą mojego codziennego życia i słysząc go ponownie po niemal tygodniu ostro przywróciło mnie do rzeczywistości.
W rzeczywistości, lista rzeczy, które już zrobiłem przez przyjazdem do Kalifornii, przeleciała mi przed zamkniętymi oczyma, zanim obudził się we mnie rozsądek, który kazałby mi je zamknąć.
Gdy już się po tym otrząsnąłem, musiałem spędzić, co najmniej piętnaście minut, zapewniając Bellę, że wcale nie przeszkadza mi to, że ze mną została, zanim się poddała i wyszła z łóżka, idąc w stronę korytarza.
Widząc ją idącą jedynie w mojej starej, pogniecionej koszuli było impulsem, który zmusił moje nogi do wyjścia z łóżka. Zszedłem w dół po schodach, drapiąc się po klatce piersiowej, gdy włączyłem światła w kuchni i zacząłem przyrządzać kawę.
W dalszym ciągu z nienawiścią wpatrywałem się w kuchenkę. Zmusiła mnie, żebym obiecał, że nie będę jej dotykał, dopóki ona nie wróci dziś z pracy, co zawęziło mój wybór jedzenia do tego gówna z mikrofalówki, które leżało w mojej zamrażarce.
To tłuste, zamrożone, niezdrowe gówno mogło być smaczne wcześniej, zanim zorientowałem się, że posiłki przygotowywane przez Bellę były sto razy lepsze.
Pod tym względem mnie zrujnowała. Już nigdy nie będzie mi dane spojrzeć na Pizza Rolls z takim pożądaniem, jak przedtem.
Nie, zamiast tego patrzyłem tak na piękną brunetkę, którą trzymałem zamkniętą w swoim domu.
Nie żebym na to narzekał... Z pewnością tak nie było.
Kiedy w końcu zeszła po schodach, spinając włosy na karku w coś na kształt koka i podeszła do mnie z nieśmiałym uśmiechem malującym się na jej twarzy, wyciągnąłem w jej stronę przenośny kubek z kawą, pocałowałem ją na pożegnanie i powiedziałem, że ma się nie martwić moją siostrą.
Co tylko spowodowało, że jej oczy się rozszerzyły, zanim wymamrotała coś o fajitas z kurczaka, spowodowała, że zacząłem się ślinić z całkiem innego powodu niż wczoraj i wybiegła z domu, zanim miałem szanse cokolwiek dodać.
Odkąd to słowo siostra zaczęło budzić podobny strach, który zawsze towarzyszył słowu rodzice? Z Alice nie będzie problemu, a Esme pragnęła tego związku, zanim nawet ja się zorientowałem, że tego chcę. Jedyną przeszkodą, jaką miała do przejścia był Emmett, – który nie mógł już mniej interesować się tym, z kim się spotykam – oraz mój ojciec, Carlisle.
Którzy wcale nie wydawali się tacy groźni, kiedy już otworzyli usta.
Podskoczyłem, gdy poczułem, że ktoś kopie moje krzesło i spojrzałem w górę tylko po to, żeby ujrzeć Alice, stojącą z rękami opartymi na miniaturowych biodrach i mrużąc swe jasnoniebieskie oczy. Jej czarne włosy, jak zwykle sterczały pod różnym kątem i zadziwiająco, ubrania, które na sobie miała nie były ani odrobinę wygniecione.
Tylko moja młodsza siostra mogła wysiąść z trwającego sześć godzin lotu wyglądając, jakby była gotowa do wyjścia na wybieg.
- Co ty do cholery masz na głowie? - spytała, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Uśmiechnąłem się do niej szeroko, wstałem, chwyciłem ją w ramiona i podniosłem do góry, mocno ściskając.
- Cześć, siostrzyczko!
- Wiesz, że nie cierpię, kiedy mnie tak nazywasz – wymamrotała.
Westchnęła i zrelaksowała się w moich ramionach, obejmując swoimi maleńkimi ramionami moją szyję.
- Cóż, taka już jesteś – położyłem ją z powrotem na ziemi, wciąż się szczerząc. - Ile gratów ze sobą przywiozłaś?
- Tyle ile potrzeba, ty chory z miłości kretynie.
- I znowu się zaczyna – westchnąłem, obejmując jej ramiona i prowadząc ją w stronę windy. - Nie jestem...
- Nie waż się tego mówić – wskazała na mnie jednym z tych wymanikiurowanych paznokci i zaciskając wargi. - Ja mam rację, a ty się mylisz. I musisz się z tym pogodzić.
- Nie sądzisz, że powinnaś ją poznać, zanim wyciągniesz jakiekolwiek wnioski.
- Nie mam o co się martwić – odparła, posyłając mi szeroki uśmiech i szybko obejmując mnie ramionami w talii, gdy weszliśmy do środka windy. - Twoja twarz wszystko mi zdradziła.
Jęknąłem i odwzajemniłem uścisk bez większego entuzjazmu, ciągnąc ją do punktu odbioru bagażu, gdy dotarliśmy na najniższe piętro.
- Czy Jasper wie gdzie jesteś?
- Pewnie – szybko zakończyła temat, usilnie wpatrując się w taśmę bagażową w poszukiwaniu swojej ulubionej różowej torby od Luisa Vuittona, gdy już tam dotarliśmy. - Powiedziałam mu dziś rano.
Westchnąłem, kręcąc głową. Kiedykolwiek zostawiała rzeczy takie jak na przykład poinformowanie swojego męża o tym, że leci na drugi koniec kraju na ostatnią chwilę, nigdy nic nie szło dobrze. Zazwyczaj kończyło się tym, że Jasper zjawiał się gdziekolwiek Alice postanowiła wyjechać z żałosnymi przeprosinami na ustach i bukietem lilii w ręku.
- Tylko mi nie mów, że on też tu przyjedzie.
- Nie – odrzekła, a następnie zanurkowała w tłum ludzi przed nami, żeby odnaleźć swoje bagaże z anielskim, przepraszającym uśmiechem, gdy na nią narzekali. - Kazał powiedzieć ci cześć.
Podała mi dwie ogromne walizki, zanim wskoczyła przede mną, rozglądając się po lotnisku tak, jakby było to pierwsze lotnisko, jakie w życiu widziała.
Równie dobrze mogłem przykleić jej na czoło znaczek krzyczący jaskrawymi kolorami turystka.
- Jeszcze mi nie wyjaśniłeś, dlaczego masz to na głowie – podchwyciła poprzedni temat, kiedy dyszałem idąc za nią, ciągnąc przepakowane torby.
- Nie mam najmniejszego zamiaru spowodować kolejne poruszenie. Jeden raz mi w zupełności wystarcza.
- Ach tak, to zdarzenie w supermarkecie. Czytałam o tym – znowu mnie zignorowała. - Skąd to wziąłeś?
Nieważne jak bardzo usiłowałem powstrzymać uśmiech, który wypłynął na moją twarz, kiedy tylko o niej pomyślałem, nic z tego nie wyszło, a Alice oczywiście to zauważyła.
Radośnie klasnęła w dłonie, podskakując i biegnąc w stronę drzwi.
Zachowywała się jak niemowlę. Nie mam pojęcia, jak moi rodzice zdobyli się na tyle energii, żeby wychować ją po tym, jak urodziłem się ja i Emmett. Nie mam najmniejszego pojęcia jak Jasper znajduje w sobie wystarczająco dużo energii, żeby przebywać z nią, na co dzień.
Wzdychając i chrząkając, gdy poprawiłem rączki od walizek, poszedłem za nią posyłając jej złowrogie spojrzenia, gdy w końcu ją dogoniłem.
- Nie mogłaś po prostu wziąć taksówki? - burknąłem, gdy przeszliśmy wzdłuż chodnika, kiedy strażnik nam na to zezwolił.
- I stracić jazdę powrotną z tobą? Nie sądzę. Mamy tyle do obgadania.
Jęknąłem, mijając ją i idąc w kierunku, gdzie zaparkowałem Volvo.
Oczywiście, że mamy.
- A ty musiałaś wylądować w największych godzinach szczytu, nieprawdaż?
- To był najwygodniejszy lot.
Spojrzałem do tyłu, żeby ujrzeć jak przewraca oczami. Dopóki coś było dla niej wygodne, reszta świata po prostu musiała się dostosować. Dzięki temu, że była najmłodsza i do tego jedyną dziewczynką w rodzinie, moi rodzice puściliby jej płazem nawet morderstwo. Za wszystko, co robiła źle, zazwyczaj obwiniano mnie.
Zanim wyprowadziłem się z domu zwykłem nazywać ją księżniczką. Wciąż to robiłem, kiedy naprawdę wyprowadzała mnie z równowagi. A ona okropnie tego nie znosiła.
- Zatrzymamy się żeby kupić coś do jedzenia?
Wyskoczyła przede mną, stukając o siebie paznokciami, gdy się do mnie wyszczerzyła.
- Bella przygotowuje dziś dla nas kolację.
I znowu, ten głupi uśmiech wyskoczył na moje usta na najmniejszą wzmiankę lub myśl o niej i Alice głośno się roześmiała, krzyżując jedno z ramion z moim.
- Wspaniale! Będę mogła naprawdę ją poznać!
- Obiecałaś, że nie będziesz jej wypytywać, Alice!
- Dlaczego miałabym wypytywać moją przyszłą bratową? - spytała, spoglądając w górę na mnie i zaciskając nerwowo usta. - Po prostu chcę ją poznać.
- Alice – odparłem przez zaciśnięte zęby, patrząc prosto nad nią, aż w moim zasięgu wzroku znalazło się Volvo. - Niepotrzebnie naciskasz.
- Nie naciskami niczego, co już nie jest w ruchu – uzasadniła, dostrzegając Volvo, w którym w niepojęty sposób rozpoznała mój samochód i tanecznym krokiem stanęła obok bagażnika.
- Ja nawet nie myślę o... Ty wciskasz te myśli do mojej głowy! - odrzekłem oskarżającym tonem, podchodząc do niej, i puszczając jej walizki, żeby wyłowić z kieszeni kluczyki. - My dopiero zaczęliśmy się spotykać. Daj temu trochę cholernego czasu.
- Dlaczego miałabym czekać, skoro już wiem jak to się skończy? To ty się temu opierasz.
- Nawet jeszcze nie rozmawialiśmy, co zrobimy, kiedy wyjadę, więc bądź taka miła – zacząłem, otwierając bagażnik i wpychając kluczyki na powrót do kieszeni. - I odpuść trochę.
- Nie rozmawialiście o tym?
- Oboje wiemy, że ten moment się zbliża – wrzuciłem jedną torbę do środka, jęcząc pod jej ciężarem. - Ale po prostu cieszymy się tym, co mamy teraz, dobrze?
- Nie możesz schować rzeczywistości pod dywanem, Edwardzie.
Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, opierając się o bok samochodu i patrząc na nie z dezaprobatą.
- Właśnie to robię, kiedy tu przyjeżdżam! To właśnie, dlatego tu przyjeżdżam! - popatrzyłem na nią zaciskając szczękę. - Ale Bella jest dla mnie zbyt ważna, żebym ją stracił, więc zrobię, co w mojej mocy, żeby upewnić się, że nam wyjdzie.
Włożyłem drugą walizkę do bagażnika i zatrzasnąłem klapę, ciężko opierając się o tył samochodu i głęboko oddychając.
Dlaczego myślała, że na dwudniowy wyjazd potrzebuje zapas ubrań i dodatków, który starczyłby na miesiąc było poza moim pojęciem.
Przyglądałem się jak kąciki jej ust formują się w uśmiech, a jej ramiona ponownie opadły do jej boku.
- Jesteś w niej zakochany – odparła prosto, tanecznym krokiem podskakując do drzwi pasażera i naciskając na klamkę. - Przestań z tym walczyć, Edwardzie. To żadnemu z was nie wyjdzie na dobre.
Ponownie nacisnęła klamkę, marszcząc brwi, a następnie wyczekująco patrząc na moją kieszeń.
Przewracając oczami, wyciągnąłem kluczyki na zewnątrz i nacisnąłem odpowiedni guzik na pilocie, zanim podszedłem do siedzenia kierowcy i się na nie wdrapałem.
- Księżniczka – wymamrotałem, zapinając pasy.
Sięgnęła w moją stronę i uderzyła mnie w klatkę piersiową wierzchem lewej dłoni, a jej przesadnie ogromna obrączka trafiła dokładnie w odpowiednie miejsce, co spowodowało, że zgiąłem się z braku powietrza.
- Nienawidzę, kiedy mnie tak nazywasz.
- Bez jaj – wykrztusiłem, kaszląc i usiłując złapać oddech, gdy wsadzałem kluczyki do stacyjki.
Uśmiechnęła się, zadowolona z siebie, gdy usadowiła się wygodnie na swoim siedzeniu i natychmiast sięgnęła do radia, zmieniając stację, której słuchałem.
Dwa dni. Tylko te dwa cholerne dni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Amaranthine dnia Pon 0:01, 15 Mar 2010, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Nie 20:05, 14 Mar 2010 Powrót do góry

O matulo! Jak ja tęskniłam za Stay! Jestem bezwarunkowo i nieodwołalnie zakochana w tym opowiadaniu. I tym bardziej nie spodziewałam się, że dzisiaj ujrzę nowy rozdział. Przyzwyczaiłam się do soboty i kiedy wczoraj zobaczyłam że brakuje nowej części byłam pewna, że przyjdzie mi poczekać do następnej soboty. A tu taka fantastyczna niespodzianka!
Nie będę wypisywać błędów, powiem tylko ogólnie, że wyrazy "spytała, zapytać, powiedziała, itp" piszemy z małej litery i bez kropki przed myślnikiem, a westchnęła i inne rzeczy niż te, które nie mają związku z wygłaszaniem zdań piszemy po kropce z małej litery.
No ale najważniejszy jest nowy rozdział i dziękuje za to, iż pojawił się dzisiaj. Amaranthine, dziękuje za tłumaczenie a Ilciakowi za betę.

Pozdrawiam i jak zawsze z niecierpliwością wyczekuje następnej części.
Oby liczba komentarzy dopisała!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rainwoman
Człowiek



Dołączył: 29 Lis 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: południe Polski

PostWysłany: Nie 20:14, 14 Mar 2010 Powrót do góry

Bardzo lubię klimat tego tłumaczenia, bo emanuje z niego ciepło i spokój. Jednym słowem naprawdę pozytywna energia.
Nie sposób nie lubić głównego bohatera i jego podejścia do Belli, całej relacji między nimi i kiełkującego powoli uczucia.
Alice, jak na żywioł przystało, z pewnością wprowadzi małe zawirowanie w tym spokojnym stadku, ale z korzyścią myślę. A jej sugestywne uświadamianie Edwardowi, że jest zakochany w Belli z pewnością nie zostanie bez echa :D
Naprawdę się cieszę, że miałam okazję przeczytać nowy rozdział, bo faktycznie minęło sporo czasu i naprawdę stęskniłam się za jego aurą.
Dziękuję dziewczyny za świetną robotę, za cudowny urok tego tłumaczenia i prawdziwą przyjemność i lekkość czytania. Jak zawsze niezmiennie życzę weny i czasu na pisanie.
Pozdrawiam serdecznie
Rain


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Taka_Ja
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:44, 14 Mar 2010 Powrót do góry

Westchnęłam z rozmarzeniem, widząc nowy rozdział Smile Zdążyłam się bardzo, bardzo stęsknić za tym opowiadaniem...
Warto było poczekać na tak kojącą i energetyzującą jednocześnie część Wink
Tyle ciepła, czystej, pięknej czułości w przemyśleniach Edwarda - coś cudownego. Relacja głównych bohaterów wyraźnie zyskuje odrobinę namiętności, zmysłowości, ale też tej subtelności rodzącego się uczucia.
Pięknie.
Ubóstwiam Alice w tym tekście. Świetnie zarysowana postać, dodaje sporo dobrej enegrii. Doskonale zna Edwarda. Taki dobry duszek Smile

Bardzo, bardzo dziękuję tłumaczce :* Sama słodycz przyjemności czytania. Ukojenie dla serca Smile
Czekam na kolejną porcję z niecierpliwością Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 22:04, 14 Mar 2010 Powrót do góry

dwa dni:D chyba az dwa dni:)
lubie to opowiadanko, jest ciekawe, przyznam sie ze dopiero teraz moge je skomentowac(wczesniej nie mialam konta) od poczatku mi sie podobalo, mialo w sobie cos co przywoluje czlowieka do czytania
i jak na razie to sie nie zmienia, wiec lepiej zeby tak zostało
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sarabi
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 21:32, 15 Mar 2010 Powrót do góry

Bardzo mnie ucieszyłaś nowym rozdziałem. Ten ff niesie ze soba tyle spokoju, radości, że chętnie do niego powracałam z tęsknotą wypatrując nowego rodziału.
Postaci są świetnie zarysowane, bardzo realnie, ich rozterki i wewnętrzne dialogi powalają szczerością i autentyzmem. Zawsze jak czytam ten tekst, to widzę Roberta P., a nie zdarza mi się to przy kazdym ff.
Ciekawe jaką burzę w zycie E i B wprowadzi szalona Alice, cos mi się wydaje, że te dwa dni będą dla nich koszmarem, choc pewnie my bedziemy się świetnie bawić czytając o wyczynach projektantki mody. A jeszcze za chwilę przykeci do niej Jasper z przeprosinowym bukietem w zebach. Oj, będzie sie działo Smile
Sprawiłas mi ogromną radość.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
rainbows
Wilkołak



Dołączył: 20 Lut 2010
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: tam gdzie Oliver J.,Chad M.,Sean F. tam i ja xD

PostWysłany: Czw 17:42, 18 Mar 2010 Powrót do góry

ja zauważyłam tylko jedna,maluteńką literówke ;P
Amaranthine napisał:

- Nie naciskami niczego, co już nie jest w ruchu – uzasadniła, dostrzegając Volvo, w którym w niepojęty sposób rozpoznała mój samochód i tanecznym krokiem stanęła obok bagażnika.


nigdy nie komentowałam tego opowiadania,jednak kiedys musiał nadejść ten moment. Z góry uprzedzam,że nie jestem w tym zbytnio dobra ;P

Opowiadanie odkryłam jakoś 2 dni temu,oczywiście wciągnęło mnie totalne. Gdybyście tylko zobaczyły mój głupkowaty uśmiech, kiedy czytam o losach Belli i Edwarda...;P
To opowiadanie jest boskie,cudowne,piękne,wspaniałe ii brakło mi odpowiednich przymiotników ^^
I coś dodam od siebie jeszcze ;P
Po pierwsze,rozdziały są baardzo długie i podziwiam,ze znajdujecie czas na tlumaczenie tego ff-a.
Po drugie,podziwiam,że Wasze tłumaczenie jest takie 'idealne' (dobrze to brzmi?xD). Widać,ze świetnie radzicie sobie z j. angielskim :D

Reasumując
Powodzenia w dalszym tłumaczeniu :)
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział

BattleF.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Sob 9:27, 20 Mar 2010 Powrót do góry

no dobra - spóźniony, ale szczery, żebyście wiedziały drogie tłumaczki, że was nie opuszczam :)

autorka serwuje nam naprawdę porzadne, długie rozdziały za co jej chwała - trochę zaczyna mi przeszkadzać, że EPOV i BPOV na siebie się nakładają, bo jakoś się już zdążyłam po tym rozdziałach wczesniejszych wczuć w oboje i nic mnie nie zaskakuje z ich wizji wszystkiego... plus ogromny za nawiązanie do kanonu (te sny Bells i wymawianie imienia Edwarda - pojawia się w wielu ffach i zawsze budzi we mnie diabelski uśmieszek)... do tego wszechwiedząca Alice, która z miejsca już wie co kto gdzie i dlaczego... upierdliwa i urocza... do tego zbyt szybka by móc ją dogonić zwykłymi metodami :)
Cytat:
- Księżniczka – wymamrotałem, zapinając pasy.
Sięgnęła w moją stronę i uderzyła mnie w klatkę piersiową wierzchem lewej dłoni, a jej przesadnie ogromna obrączka trafiła dokładnie w odpowiednie miejsce, co spowodowało, że zgiąłem się z braku powietrza.
- Nienawidzę, kiedy mnie tak nazywasz.
- Bez jaj – wykrztusiłem, kaszląc i usiłując złapać oddech, gdy wsadzałem kluczyki do stacyjki.
Uśmiechnęła się, zadowolona z siebie, gdy usadowiła się wygodnie na swoim siedzeniu i natychmiast sięgnęła do radia, zmieniając stację, której słuchałem.
Dwa dni. Tylko te dwa cholerne dni.
a to - to jest mistrzostwo :)

dziękuję za świetną zabawę Wink

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marcia993
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 104 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?

PostWysłany: Nie 18:30, 28 Mar 2010 Powrót do góry

Autorka: crimsonmarie
Tłumaczyła: marcia993
Beta: ilciak

ROZDZIAŁ 10


*BELLA*

- Bello, to sałatka, a nie coś, co masz zaszlachtować na śmierć.
Spojrzałam znad potrawy, którą przed dziesięcioma minutami zaszczyciła mnie Rose. Westchnęłam na jej słowa i upuszczając plastikowy widelec, schowałam twarz w dłoniach.
Dzisiaj zaczęły się wakacje Jessici – wcześniej niż początkowo planowała, jednak z powodu naszej ostatniej rozmowy nie smuciłam się, widząc, jak wychodzi. Większość poranka spędziłam na przekładaniu książek i naprawianiu tego, co spieprzyła w tym tygodniu.
Niewielu klientów przekraczało próg księgarni, więc upajałam się panującą ciszą. Nie denerwowałam się stukaniem czyichś tipsów o klawiaturę ani wysokim głosem pewnej osoby, która rozmawiając przez telefon, zignorowałaby każdego człowieka, jaki podszedłby do lady, a z całą pewnością nie przejmowałam się tym, czego by nie zrobiła.
Radośnie siedziałam za biurkiem, próbując zrozumieć cały ten chaos i starając się zignorować fakt, że siostra mojego chłopaka pojawi się w mieście, kiedy podeszła do mnie Rose, trzymając w ręce reklamówkę z jedzeniem na wynos z Delikatesów u TJa.
Wystarczyło jedno spojrzenie na nią, by moja pewność siebie legła w gruzach.
Rosalie była moją najlepszą przyjaciółką. Moją prawdziwą, ambitną i otwartą, najlepszą przyjaciółką, przed którą nie dało się niczego ukryć, i która cierpliwie zajęłaby miejsce naprzeciw mnie, milcząc, i pozostała w tej pozycji do czasu, aż nie powiedziałabym jej, co mnie dręczy.
I tak też właśnie zrobiła.
- Chodzę z nim.
Znów się nie odezwała, a ja mogłam dosłyszeć, jak przeżuwała swoją sałatkę.
- Kim jest ten „on”, o którym mówisz? – spytała cicho.
- No dobra, Yoda – wymamrotałam, zerkając na nią i krzyżując ręce na biurku. – Edwardem. Chodzę z Edwardem.
Kontynuowała konsumowanie i wpatrywanie się we mnie. Uniosła jedną brew, a jej plastikowy widelec zawisnął w powietrzu.
- No i? – zapytała, wskazując sztućcem, żebym mówiła dalej.
- To wszystko.
- Więc, w czym problem?
- Jego siostra dzisiaj tu przyjeżdża.
- Ponownie: no i?
- Nie wypadam dobrze, kiedy mam poznawać czyichś członków rodziny! – Zajęczałam, dramatycznie rzucając się na biurko po przesunięciu potrawy.
- Przy rodzinie Jake’a jakoś sobie poradziłaś.
Przykrzywiłam głowę i spoglądnęłam na nią, gdy wzruszyła ramionami i nadziała grzankę na widelec.
- Proszę, nie wymawiaj jego imienia w trakcie tej samej rozmowy, w której wspominam o Edwardzie.
Wzruszyła jednym z ramion, wsadzając sztuciec do swoich czerwonych ust.
- Po prostu wyciągam wnioski.
- Nie pocieszasz mnie. – Wydęłam wargi, prostując się i opierając łokcie na biurku. – Co powinnam zrobić?
- Zapoznaj się z nią.
Miałam ochotę uderzyć głową o ścianę. Dałoby mi to taki sam efekt jak rozmowa z nią.
- Przyrządzam dla niej kolację. I oczywiście, że się z nią zapoznam.
- Nie staraj się za bardzo. Zawsze wpakowujesz się w kłopoty, gdy to robisz.
- A co, jeśli mnie nie polubi?
Ponownie wzruszyła ramieniem, popychając nożem kilka liści sałaty na koniec widelca.
- Świat się nie skończy, gdyby tak się stało.
- Ale mój związek może!
Ledwie podniosła wzrok, by na mnie spojrzeć, i wsadziła jedzenie do ust.
- Dramatyzujesz.
- Rose, ja się denerwuję!
- Jakoś nie zauważyłam – odparła, przeciągając sarkastycznie samogłoski i wywracając oczami. – Czemu myślisz, ze Edward cię zostawi, jeśli jego siostra cię nie polubi?
Otworzyłam usta, ale po chwili je zamknęłam, mrugając i podnosząc kolejny raz swój widelec, po czym wbiłam go w kawałek kurczaka.
- Tak właśnie wygląda twoja odpowiedź. W ogóle to, kiedy ja i Ang go poznamy?
Wzruszyłam ramionami, nadal próbując wymyślić odpowiedź na jej wcześniejsze pytanie.
- Bo chcemy go poznać, wiesz? Zanim Jacob pojawił się w pobliżu, nie widziałyśmy żebyś za kimkolwiek tak szalała.
- Porozmawiam z nim o tym – wymruczałam, dziobiąc kurczaka i wpychając go do ust. Machnęłam ręką na jakąkolwiek próbę znalezienia racjonalnej odpowiedzi. Nie miałam pomysłu na żadną. Rose miała rację, co tak często było denerwujące. – A będziecie się dobrze zachowywać, co nie?
- Nie zamierzam krzyczeć na jego widok, jeśli o to ci chodzi.
Przewróciłam oczami, podpierając podbródek na uniesionej dłoni, i wpatrywałam się smutno w stronę drzwi.
Za jakieś cztery godziny powinnam spotkać się z jego siostrą, więc miałam właśnie tyle czasu, aby się uspokoić i nie wyglądać na głupią prostaczkę z zadupia.
Powiedział, że jest opiekuńcza. To pewnie znaczyło, iż myślała, że byłam z jej bratem tylko dla fortuny i sławy, jaką mi to przyniesie. Że muszę przejść przez piekło, by przekonać ją, aby zmieniła zdanie.
Znaczyło, to również, że muszę trzymać język za zębami, nim wrócę bezpiecznie do domu i zatopię się w strasznie niewygodnym dmuchanym materacu na kolejne dwa wieczory.
Zostanie u niego, kiedy jego siostra będzie przebywać w tym samym domu, było dla mnie zbyt dziwne. To jedynie oznaczałoby, że wszystkie przypuszczenia o tym, że jestem z nim tylko dla korzyści, jakie oferuje jego status gwiazdy, wydawałyby się prawdziwe.
Nie miałam zamiaru dać jej żadnych powodów, żeby tak o mnie myślała.
- Porozmawiam z nim o tym – powtórzyłam, ciężko wzdychając i zerkając na sałatkę.
- Po prostu bądź sobą, Bello. Nic na to nie poradzisz, jeśli cię nie polubi, ale osobiście nie widzę powodów, czemu by miała tego nie zrobić.
Powiedziała to cicho i szybko, ponieważ nieczęsto prawiła komplementy.
Tak, Edward mówił to samo wczorajszego ranka. Jednak te słowa pochodzące z ust Rosalie sprawiły, że poczułam się o niebo lepiej. Była szczersza niż ktokolwiek inny i gdyby powiedziała mi, że nie mam szans, mogłabym z radością zaszyć się we własnym domu.
Oczywiście to nie powstrzymałoby Edwarda przed przyjściem po mnie, choć była to miła myśl.
- Poza tym, on pewnie też ma na nią jakiś wpływ. Jest z tobą z jakiegoś powodu. Ona go dostrzeże i nie będzie mogła powiedzieć, że cię nie lubi.
Przytaknęłam, obserwując, jak spogląda uważnie na trzymaną na kolanach sałatkę i szybko nadziewa pozostałe kawałki kurczaka oraz wsadza je do ust.
- Dzięki, Rose.
- Nie ma za co. – Ponownie na mnie popatrzyła, a gdy zamknęła plastikowy pojemnik na jedzenie, posłała mi przekrzywiony uśmieszek. – Co zrobisz na kolację?
- Tortilla chyba będzie bezpiecznym wyborem.
- Twoja zawsze jest najsmaczniejsza. – Wstała, podnosząc pojemnik i widelec, po czym wrzuciła je do kosza stojącego obok niej. – Muszę wracać do pracy, ale zadzwonisz do mnie, jak ustalisz, kiedy go poznamy,
To nie było pytanie, ale Rosalie rzadko, kiedy je wymawiała. Wiedziała, czego chce, i nie zawahała się powstrzymać przed dostaniem tego. Czy żądaniem o to. Gdyby żyła w jakimś dużym mieście, pewnie każde większe przedsiębiorstwo jadłoby jej z ręki.
Zamiast tego postanowiła zostać w Lake George w stanie Nowy Jork, żeby prowadzić jeden z najbardziej cenionych sklepów samochodowych. Z jej długimi blond włosami, wielkimi, błękitnymi oczami, szczupłą sylwetką i nienagannym, biznesowym zmysłem nietrudno byłoby jej znaleźć się na szczycie. Przytaknęłam, także wstając i okrążając ladę, by móc ją uściskać.
- Zadzwonię.
- Nie przejmuj się dzisiejszym wieczorem. – Zarzuciła płaszcz na ramiona i chwyciła torebkę, a następnie podeszła do drzwi. – Twój świat się na tym nie skończy.
Wywróciłam oczami, wskazując na drzwi i pokazując jej, aby już poszła.
- Pa, Rose.
Przed wyjściem pomachała do mnie. Przeczesałam ręką włosy, westchnęłam ciężko, pokręcając głową, i wróciłam do lady.
Koczek, w który związałam rano moje włosy, został potargany. Przez to miałam jeszcze większą migrenę niż wcześniejsza, którą zignorowałam. Widocznie przyczyniło się do tego niemyślenie o czymś bardzo ważnym.
Jednak Rosalie miała rację. Musiałam być sobą, a wszystko się wtedy ułoży. Byłam dobrym człowiekiem i posiadałam czyste intencje względem Edwarda.
Wykrzywiłam usta i usiadłam na krześle, uśmiechając się do siebie.
Okej, może nie zawsze były takie czyste, ale chciałam tylko z nim być. Z prawdziwym nim, nie aktorem, którego codziennie pożerano wzrokiem.
Jego siostra nie mogła mnie za to winić.
Lecz kiedy wybiła szósta, mini - rozmowa, jaką zaszczyciła mnie Rosalie, nijak mi już nie pomagała.
Nawet irytacja, którą czułam przez Jessicę, nie oderwała mnie od tych myśli, tak jak stało się to nad ranem.
Jego siostra zobaczy, że nie jestem dla niego wystarczająco dobra. Zobaczy za to, że nie byłam nawet bliska osobie, jakiej potrzebował, i powie mu to.
A co gorsze, nie wiem, jakiej udzieli jej odpowiedzi – czy weźmie sobie tę opinię do serca i zostawi mnie, tak jak się tego obawiałam? Nie miałam pojęcia, jak postąpi, a każdy cal mojego ciała drżał, gdy zamknęłam księgarnię i ruszyłam do swojej furgonetki.
Podczas jazdy do domu przygryzałam wargę i trzymałam się mocno kierownicy, jakby to od niej zależało moje życie.
W pewnym sensie tak było. To jedyna stabilna rzecz, na której naprawdę mogłam się teraz oprzeć, więc gdy wjeżdżałam na podjazd, byłam przerażona tym, że mogłam ją utracić.
Rzuciłam okiem na ciemny dom odbijający się we wstecznym lusterku, przygryzając wargę na brak stojącego pod nim volvo.
Potrafiłam to zrobić. Zachowywałam się irracjonalnie. Ona należała do rodziny Edwarda, więc jeśli chciałam, żeby nasz związek dokądś zmierzył – a naprawdę tak było – musiałam poznać wszystkich jego bliskich.
Poczułam, że bladnę, dlatego oparłam czoło o kierownicę.
O Boże. Będę musiała poznać resztę jego rodziny. A jeśli dziś wieczorem nie wypadnę dobrze przed siostrą Edwarda, nie będę miała szans, by zostać zaakceptowaną przez pozostałe osoby.
- Przestań, Bello – jęknęłam, prostując się i odsuwając włosy z twarzy. – Po prostu przestań. Wszystko ułoży się tak, jak powinno.
Wpatrywałam się w drzwi garażowe, ponownie przygryzając dolną wargę, i powoli wyszłam z samochodu. Zabrałam z siedzenia swoją torebkę i podbiegłam do drzwi, wsadzając klucz do zamka, po czym otworzyłam je i wkroczyłam do domu.
Zmierzyłam wzrokiem moją biedną, samotną leżankę i rzuciłam torebkę wraz z płaszczem na podłogę, nim wpadłam do kuchni.
Musiałam przyrządzić kolację, która będzie cholernie bliska perfekcji. Nie mogłam pozwolić na to, bym straciła jedyną rzecz, która nareszcie nadała mojemu życiu sens, tylko dlatego, że bardzo bałam się skorzystać z nadarzonej okazji.
Skorzystałam z niej, całując w piątek Edwarda, co dla nas obojga zakończyło się diabelsko dobrze.
Mogłam też skorzystać z niej dzisiaj i spotkać się z jego siostrą. Będę sobą i pomodlę się, aby pomyślała, że jestem dla niego idealna.
I tak nie mam jej nic innego do zaoferowania.

~*~

Od półtorej godziny wgapiałam się w okno, niecierpliwie czekając, aż zobaczę, jak jego volvo jedzie po drodze i wjeżdża na podjazd po drugiej stronie ulicy. Tortilla była już prawie gotowa, a gdybym chodziła w tę i z powrotem jeszcze dłużej, na podłodze salonu wydeptałabym dziurę.
Chciałam mieć już to za sobą. Chciałam poznać ją i pokazać, ile dla mnie znaczy jej brat. Chciałam, żeby zobaczyła, że nie byłam przeciętną dziewczyną z odludzia, że żywię do Edwarda prawdziwe, szczere uczucia.
Chciałam pokazać jej, że walczyłabym o niego, gdybym musiała.
Przebiegając ręką przez włosy, wróciłam do kuchni i pochyliłam się nad kawałkami kurczaka.
Odłożyłam je z powrotem na kuchenkę, orientując się, że potrzebują jeszcze dziesięciu minut. Wstałam i popatrzyłam na lodówkę.
Uśmiechnęłam się promiennie, otwierając ją i natychmiast łapiąc butelkę piwa, które kupiłam, gdy zabrałam Edwarda na zakupy.
Odkręcając kapsel, wyrzuciłam go do kosza i odchyliłam głowę, pijąc tyle, ile mogłam bez zakrztuszenia się. To przynajmniej powstrzymało mnie przed żuciem wargi i zawsze działało na mnie odprężająco.
Gdybym powtarzała sobie, że i tym razem wszystko będzie dobrze, możliwe, że powiesiłabym się na jednym z drzew rosnących w ogródku.
Wiedziałam, że mi się pogarsza, kiedy zaczęłam straszyć samą siebie, że ciężkie uszkodzenia ciała spowodowałyby śmierć.
Podskoczyłam, niemal krztusząc się piwem, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Plując i kaszląc, odłożyłam butelkę na blacie i złapałam oddech, a następnie powoli wyszłam do salonu.
Wycierając usta wnętrzem dłoni, wzięłam kolejny oddech i chwyciłam za klamkę, po czym otworzyłam drzwi i uśmiechnęłam się, widząc stojącego przed nimi Edwarda.
- Hej. Co tu robisz? Ja...
Wyszczerzył się do mnie i objął ramionami w talii, wchodząc do domu i skupiając swoje usta na moich, całkowicie i efektywnie mnie ogłupiając. To był, ku***, doskonały manewr.
Moje ramiona od razu oplotły jego szyję i niewyraźnie usłyszałam dźwięk zatrzaskujących się za nami drzwi, kiedy kontynuował wchodzenie ze mną w głąb domu.
Z miłą chęcią mogłabym zostać w takiej pozycji na zawsze. Właściwie już nigdy nie chciałam się ruszyć. Był to raj na ziemi, a ja pragnęłam, aby nie przestawał mnie dotykać, całować czy popychać w stronę ściany, gdzie chętnie wsunął język między moje wargi.
Każde zwątpienie, myśl, mała rzecz, która przez większość dnia zadręczała mój umysł, zniknęła, wymykając się z moich palców, kiedy przycisnął swoje biodra do moich.
Zajęczałam na ten kontakt, oplątując jedną nogą jego talię i zatapiając rękę we włosach, by przyciągnąć jego twarz bliżej siebie. Chciałam poczuć go tak blisko, jak to było możliwe, a gdy odsunęłam się od ściany, by nasze klatki piersiowe się zetknęły, nie wydawał się mieć nic przeciwko temu.
Jedna z jego rąk powędrowała na moje plecy, wędrując do szyi, by masować ją delikatnie, co sprawiło, że moje wcześniejsze pojękiwanie zmieniło się w prawdziwy jęk.
- Bello – wydyszał, przesuwając usta wzdłuż mojego gardła.
Pozwoliłam swojej głowie opaść i próbowałam złapać oddech, zaciskając pięści w jego włosach i wydając z siebie jakiś dziwny dźwięk, który chyba mógłby zostać uznany za odpowiedź.
Nie byłam do końca pewna.
Kiedy jego wargi powróciły do moich, pragnienie i potrzeba, które czułam, zniknęły, ponieważ zostały zastąpione delikatnymi całusami i łagodnymi obtarciami.
- Bello – wyszeptał, zabierając rękę z mojej szyi, by mój popieścić kłykciami policzek.
- Hm? – spytałam, ledwie otwierając oczy, i uśmiechnęłam się do niego głupkowato.
- Przepraszam.
- Nie niszcz tego – zaśmiałam się, kręcąc głową i uwalniając rękę z jego włosów, by móc ją położyć mu na ramieniu.
Uśmiechnął się i przycisnął swoje czoło do mojego.
- Nie będę miał okazji, żeby robić to zbyt często przez najbliższe dwa dni, więc pomyślałem, że teraz dostanę wystarczającą ilość.
- A dostałeś, panie Cullen?
Zaśmiał się i potrząsnął głową. Chwycił moją dłoń i splątał nasze palce.
- Nigdy nie będę miał ciebie dosyć.
Bicie mego serca przyspieszyło i byłam zaskoczona, że tego nie usłyszał. Cholera, byłam bardziej zaskoczona, że jego siostra tego nie usłyszała.
Zmarszczyłam brwi na tę myśl.
- Gdzie twoja siostra?
- Pewnie nadal siedzi w samochodzie i czeka, aż zaniosę do domu jej bagaże. – Jęknęłam i zamknęłam oczy, ściskając jego rękę. – Chciałem cię zobaczyć, zanim ona mi cię ukradnie.
Zaśmiałam się nerwowo i pochyliłam, by znów go pocałować. Nie miałam pewności, czy to coś złego czy może nie.
- Nigdzie się bez ciebie nie wybieram.
Dostrzegłam kątem oka, że jego usta wykrzywiły się w uśmiechu, zanim otworzył oczy, aby na mnie popatrzeć.
A spojrzenie w nie – jedno, do którego się nie przyznałam, choć nie miałam nic przeciwko temu – prawie zaparło mi dech w piersiach. Były takie intensywne, tak skupione na moich i tak zielone, że moje nogi stały się miękkie, jakby z waty.
O cholera.
Znałam to uczucie. Nigdy nie czułam go tak intensywnie, ale wiedziałam, co oznaczała ta iskra w moim brzuchu.
Przyjęłam z zadowoleniem ten wybuch akceptacji i otępiające szczęście, że znów podeszłam do niego i delikatnie złapałam jego dolną wargę między własne, a wolną rękę przyłożyłam mu do policzka.
Zakochiwałam się w Edwardzie Cullenie i nikt nie mógł temu zaradzić. Mniejsza o to, co pomyśli jego siostra - już mnie to nie obchodzi.
Dopóki ten cudowny mężczyzna patrzył na mnie, a jego ramiona były oplecione wokół mnie, reszta świata mogła trafić do piekła, a ja bym się tym nie przejmowała.
Nie chciałam zadawać sobie żadnych pytań ani nawet próbować logicznie myśleć. Gdybym to robiła, przekonywałabym samą siebie, że jest na to za wcześnie.
A stojąc w moim pustym salonie, drocząc się z nim i będąc szczęśliwszą niż dotychczas, doszłam do wniosku, że nie będę się tym martwić.
Jeśli tak mam się czuć, będąc zakochaną, zbyt szybko się tym nie przejmę. Nie zastanawiałam się, czy to w ogóle logiczne czy też możliwe, że moje serce wyglądało na zadowolone z tego pomysłu.
- Powinienem iść – wyszeptał, odsuwając się ode mnie. – Ona mnie pewnie zabije, jeśli się nie pospieszę.
Okej, teraz, kiedy znowu o niej wspomniał, zauważyłam, że jej opinia nadal jest dla mnie ważna. I nadal się denerwowałam. Ale nawet nie w połowie tak jak godzinę temu, gdy weszłam do domu.
- Myślisz, że mnie polubi? – zapytałam łagodnie, przekrzywiając głowę i gładząc kciukiem jego policzek.
- Nie masz powodów do obaw – zachichotał, kręcąc głową. – Zaufaj mi.
Uśmiechnęłam się i przytaknęłam, pozwalając ręce opaść na jego tors.
- Dobrze.
- Niedługo skończysz, tak?
- Jak tylko kawałki kurczaka skończą się smażyć.
- Dzięki Bogu, że rano nie żartowałaś na temat kolacji – jęknął, oblizując wargi.
Zaśmiałam się i delikatnie odepchnęłam jego klatkę piersiową, przez co moja noga opadła na ziemię i mogłam stanąć prosto.
- Kiedy sprawdzałam je ostatnim razem, potrzebowały tylko kilku minut. Niedługo będą gotowe.
- To dobrze. – Pocałował mnie jeszcze raz, po czym wycofał się i wypuścił moją rękę. – Do zobaczenia.
Przytaknęłam, gdy odwrócił się i podszedł do drzwi, otworzył je, tylko po to, by w nich stanąć.
- Edward – zaśmiałam się, oplatając się ramionami z powodu powiewu zimnego powietrza. – Przyjdę, zanim się zorientujesz.
- Ach, nie, nie o to chodzi – wymamrotał, zerkając znad ramienia. – Ona naprawdę ciągle jest w samochodzie. Jeszcze z niego nie wyszła.
Zaśmiałam się i podeszłam do Edwarda, położyłam rękę na jego plecach i delikatnie wypchałam go za drzwi.
- Idź – śmiałam się, nadal pchając go na ganek. – Pomóż jej się zadomowić, a ja niedługo przyjdę.
- Wiesz, że zabrała ze sobą dwie walizki? Dwie!
- Idź! – Wskazałam na jego dom, nadal chichocząc, gdy się do mnie obrócił.
- Ona zostaje tylko na dwa cholerne dni!
- Edward – zaśmiałam się, wycofując z ganku i wzruszając ramionami. – Idź.
Wyszczerzył się i nachylił, aby ponownie mnie pocałować, po czym w końcu zszedł ze schodów i przeszedł na drugą stronę ulicy. Szybko weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi, opierając się o nie i zamykając oczy.
O tak. Z całą pewnością się w nim zakochuję.

~*~

Owinęłam tortillę folią i po pięciu minutach ruszyłam na drugą stronę ulicy, prostując ramiona i unosząc głowę.
Tak, jej zdanie było ważne. Nieważne, co deklarowałam wcześniej. Choć doszłam do wniosku, że zakochuję się w Edwardzie, nie znaczyło to, że nie mogłaby mnie znienawidzić i przekonać Edwarda, aby darzył mnie tym samym uczuciem.
Usztywniłam kręgosłup, lecz to nie sprawiło, że mniej się denerwowałam.
Wszystko było o wiele wyraźniejsze niż wtedy, gdy znajdowałam się w jego objęciu.
Biorąc głęboki wdech, weszłam na jego werandę i próbowałam utrzymać równowagę, trzymając w jednej ręce pojemnik, a drugą pukając do drzwi.
No i zaczęło się. Mogłam to zrobić. Mogłam poznać jego siostrę i sprawić, by zobaczyła, ile jej brat dla mnie znaczy.
Drzwi się otworzyły, a ja odetchnęłam z ulgą, widząc stojącego w nich wycieńczonego Edwarda. Zaśmiałam się, gdy zobaczyłam, że jego spojrzenie skupiło się na trzymanym przeze mnie pojemniku i weszłam do środka, kiedy ustąpił mi miejsca.
- Wszystko w porządku? – spytałam, przykładając dłoń do jego policzka.
Uśmiechnął się delikatnie i oparł na mojej dłoni, zamykając oczy i łagodnie ocierając się o wnętrze mej ręki, przytaknął.
- Nie musisz pukać, wiesz? – zaśmiał się, podnosząc powieki, zabierając ode mnie pojemnik i nachylając się, by dać mi szybkiego całusa. – I dziękuję za kolację.
- Nie będę włazić do twojego domu. I nie ma za co.
Wywrócił oczami i otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale zamknął je, gdy usłyszeliśmy głośne kroki stawiane na schodach.
- Bella!
Podskoczyłam, słysząc wysoki pisk, który pochodził z salonu. Zerknęłam na Edwarda, który uderzył się otwartą dłonią w czoło, i westchnęłam ciężko, widząc bardzo drobną kobietę z czarnymi, nastroszonymi włosami i szerokim uśmiechem, która stałą naprzeciw mnie z otwartymi ramionami.
Ciężko mi było uwierzyć, że to ona powodowała ten hałas. Ale dopóki Edward chronił sześciostopową uciekinierkę w swojej małej szafie na górze, nie miałam innych, możliwych wyjaśnień.
- W końcu przyszłaś!
- Tak – wymamrotałam, śmiejąc się nerwowo i odchrząkając. – W końcu przyszłam.
Podbiegła do nas i zarzuciła ręce wokół moich ramion, surowo strącając Edwarda z drogi, po czym zniżyła mnie do swojego poziomu, by móc mnie mocno uściskać.
Zerknęłam na niego, a on prychnął z powodu mojej spanikowanej miny.
Cieszę się, że go to śmieszyło.
- Bello, to moja siostra, Alice – przedstawił, a jego wargi zadrżały, gdy podszedł do drzwi, aby je zamknąć.
- Miło cię nareszcie poznać! – zapiszczała, ściskając mnie jeszcze mocniej.
Nie nienawidziła mnie. Nie. Chciała mnie po prostu udusić, zanim zdążę wejść w głąb domu.
Odskoczyła, złapała mnie pod rękę i zaciągnęła do kuchni. Następnie puściła mnie, by usiąść na jednym z krzeseł i skrzyżować nogi. Oparła brodę na dłoni i uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Ciebie też. – Uśmiechnęłam się, wolno zatapiając się na krześle. – Jak ci minął lot?
- Jak każdy inny. – Machnęła ręką, wzruszając lekceważąco swoimi drobnymi ramionami. – Jak było w pracy? Edward pokazał mi twoją księgarnię, kiedy koło niej przejeżdżaliśmy. Wyglądała uroczo!
Zaśmiałam się nerwowo, zaciskając pieść na kolanie. Patrzyłam uważnie, jak podchodził do nas Edward, po drodze kręcąc głową i coś mamrocząc.
Uch. Chociaż był ubrany, mogłam zobaczyć mięśnie jego pleców. I mimo, że mi się to podobało, jego siostra siedziała obok mnie i czekała na odpowiedź na pytanie, które ledwie pamiętała.
- Dziękuję. – Uśmiechnęłam się, patrząc na nią. – W pracy wszystko w porządku.
Wyszczerzyła się do mnie, jakby wiedziała, o czym myślałam, przechylając nieznacznie głowę i ściskając wargi.
Nie znałam jej na tyle dobrze, by zinterpretować to spojrzenie, więc spuściłam wzrok na kolana, złapałam dolną wargę między zęby i poczułam, że się czerwienię. Cokolwiek to znaczyło, nie byłam pewna, czy mi się spodobało.
- Chcecie może wina lub czegoś innego? – zapytał Edward, kiwając głową w stronę jadalni.
- Tak! – oświadczyła radośnie Alice, nie odrywając ode mnie wzroku. – Wino będzie idealne, drogi braciszku.
Wywrócił oczami, a ja zakasłałam, żeby powstrzymać się przed śmiechem, kiedy zniknął w kuchni.
- Ten dom jest cudowny – kontynuowała Alice, wpatrując się we mnie, gdy ja także skierowałam na nią swój wzrok. – Nie mogę uwierzyć, że nigdy tu nie byłam.
- Był ku temu powód! – krzyknął Edward.
Tym razem to ona przewróciła oczami, wzdychając i potrząsając głową, jakby był on najbardziej nieświadomą osobą na tej planecie.
- Jest po prostu egoistą – wyszeptała głośno, pochylając się do mnie. – Chce zachować wszystko dla siebie. Włączając w to ciebie! Gdybym nie postanowiła tu przyjechać, pewnie nigdy bym cię nie poznała.
- Och, cóż – wymruczałam, wykręcając ręce.
Co jeszcze mogłabym powiedzieć bez brzmienia jak pretensjonalna snobka? „Pewnie, że byś poznała, Alice! Edward przedstawiłby mnie całej rodzinie, gdy tylko bym go do tego zmusiła!”?
Z jakichś powodów nie wydawało mi się, aby dobrze to przyjęła.
- Co robisz podczas ferii zimowych? – spytała nagle, prostując się. – Zbliżają się święta, a potem Nowy Rok. – Westchnęła szczęśliwa, przekrzywiając głowę. – Kocham święta.
- Na święta mam zamiar pojechać do ojca i jego żony – odpowiedziałam, wiercąc się na krześle i ponownie przygryzając wargę.
- A na sylwestra?
Wzruszyłam jednym ramieniem, uśmiechając się do niej smutno.
Jedyna osoba, z którą chciałabym spędzić sylwestra, będzie wtedy w stanie Waszyngton ze swoją rodziną i przyjaciółmi. Sama myśl o patrzeniu na Angelę i Bena oraz Rosalie i jakiegoś chłopaka, z jakim zdecyduje się spędzić tę wyjątkową okazję, którzy będą wsadzali sobie języki do gardeł, kiedy ja będę stała na uboczu z kieliszkiem szampana, nie bardzo do mnie przemawiała.
- Nie jestem pewna – odparłam.
- Hm – mruknęła, po królewsku unosząc głowę i odkładając rękę na blat stołu. – A znajdziesz może wolny dzień, kiedy będę tutaj?
Bardzo trudno było dotrzymać jej tempa w tej rozmowie. Przeskakiwała z tematu na temat tak szybko, że aż kręciło mi się w głowie.
- Uhm, nie – odrzekłam szybko, kręcąc głową i kolejny raz przygryzając wargę. – Moja współpracownica jest na wakacjach, więc nie ma nikogo, kto mógłby pracować w księgarni.
- Wyjechała wcześniej niż planowała, prawda? – dopytywał się Edward oskarżycielskim tonem, wysuwając głowę z kuchni.
Przytaknęłam, wzdychając i wzruszając ramionami.
- Naprawdę nie bardzo się tym przejęłam. Im mniej ją widzę, tym lepiej mi się pracuje.
- Ale przez to nie możesz wziąć wolnego. – Alice pokręciła głową w niedowierzaniu, wyrzucając ręce w powietrze. – Jak możesz funkcjonować bez wolnego?
Zerknęłam na Edwarda, a on wyszczerzył się do mnie, po czym wrócił do kuchni.
Co on tam robił? Miał jedynie wyłożyć tę cholerną tortillę na talerzu i postawić ją na stole. Przecież to zajmuje góra pięć sekund, a on spędził na tym już niemal piętnaście minut.
- Bardzo ostrożnie – powiedziałam, śmiejąc się cicho i znów wbijając wzrok w kolana.
- Mhmm – wybełkotała. – O której kończysz pracę?
- Przeważnie o szóstej, ale teraz pewnie będę zostawać do siódmej lub siódmej trzydzieści.
- Jak to? – spytała. – Przecież to już za późno, żeby pracować.
- W tym tygodniu pracuję za dwie osoby. Cały czas muszę przebywać na dole, a kiedy w końcu wieczorem zamknę drzwi, będę chodzić na górę i kończyć całą papierkową robotę.
Prychnęła, krzyżując ramiona na piersi, a gdy na mnie popatrzyła, wydęła wargi.
- Przez to nie będziemy miały czasu na zakupy!
Słyszałam dochodzący z kuchni śmiech Edwarda, na co zwęziłam oczy w jego kierunku.
Wiedział, że ona do tego zmierza. Czekał na to. Zdradził go sposób, w jaki się śmiał.
- Ja nie... Uch, nie chodzę na zakupy, Alice.
Westchnęła i łagodnie poklepała mnie po ramieniu, po czym pokiwała głową z wyrazem współczucia.
- Widzę, skarbie.
Złapałam za skraj swojej starej koszulki i naciągnęłam ją, nerwowo żując wargę.
- Oczywiście jesteś piękna – sprostowała szybko, posyłając mi promienny uśmiech i kładąc rękę na stole. – Ale jest tyle rzeczy, które mogłabym...
- Kolacja! – krzyknął Edward, wyłaniając się z kuchni z tortillą i butelką wina. – Zamknij się i jedz, Alice.
- Nie powiedziałam tego złośliwie, Bello. Naprawdę! – wykrzyknęła. Jej wzrok był niewinny, a oczy poszerzone. – Ja tylko...
- Zamknij się i jedz – powtórzył Edward, stawiając talerz i wino na środku stołu, po czym ponownie wrócił do kuchni.
Chciałam zwinąć się w kłębek i umrzeć. Byłam tak zajęta kolacją i próbą uspokojenia się, że nie pomyślałam o moich zwyczajnych jeansach i nudnym podkoszulku. Oczywiście Alice, projektantka mody, oczekiwała czegoś lepszego od dziewczyny jej brata.
- Nie chciałam cię urazić – powiedziała cicho. – To nawyk, wiesz?
Zaoferowałam jej drżący uśmiech i przytaknęłam. – W porządku.
Odwzajemniła uśmiech i nerwowo zaczęła przygryzać kącik ust, a jedna z jej rąk powędrowała do włosów i łagodnie pociągnęła nastroszone pasemko.
Edward wrócił do pokoju z talerzami i trzema kieliszkami.
Kiedy położył wszystko naprzeciw mnie, próbowałam posłać mu dodający otuchy uśmiech. Oczywiście mi się to nie udało. Szybko chwycił moją dłoń i ją ścisnął, po czym puścił i usiadł naprzeciw mnie.
Powinnam zaszyć się w domu na resztę wieczoru. Nie siedzielibyśmy wtedy w niekomfortowej ciszy. Gdybym mu nie otworzyła, gdy pukał do moich drzwi, w końcu poddałby się, zmarznięty i zmęczony próbami skontaktowania ze mną. Wpakowałabym się w kłopoty, jeśli w końcu bym się poddała, ale wtedy Alice spokojnie wróciłaby do Waszyngtonu, a ja nie siedziałabym tu, mając poczucie niższości.
Pierwsza chwyciłam wino i nalałam je do kieliszka, po czym odsunęłam butelkę i zaczekałam, aż pozostała dwójka nałoży sobie tortillę, zanim ja to zrobiłam.
Nagle nie mogłam doczekać się chwili, kiedy wrócę na swój dmuchany materac.

~*~

Kolacja minęła tak jak oczekiwałam. Alice skakała z tematu na temat, a ja robiłam co w mojej mocy, by jej słuchać.
Moja szafa była przeciwko mnie – nie musiałam dodawać, że nie skupiałam się na liście, którą zapewne utworzyła w swojej głowie.
Edward i Alice kłócili się jak każde, normalne rodzeństwo, a ja kilka razy się z nich podśmiewałam. Alice upierała się, by opowiedzieć mi parę strasznie żenujących historii z ich dzieciństwa, na co nie mogłam powstrzymać śmiechu.
On wpatrywał się we mnie przez większość wieczoru, a jego twarz poczerwieniała, gdy Alice zdradziła mi, że kiedyś wskoczył do jeziora i zaczął tonąć, gdy tylko jego brzuch wszedł w kontakt z wodą. Powiedziała, że ma potwierdzające to zdjęcia i pokaże mi je, gdy wybłaga je od matki, a on zagroził, że zwróci nową torebkę od Louisa Vuittona, którą kupił jej na gwiazdkę.
Puściła do mnie oczko, a potem dopiła do końca swoje wino, patrząc spod rzęs na Edwarda, kiedy on robił to samo.
Gdy wybiła dziesiąta, miałam trudności z utrzymaniem otwartych oczu. Stresowanie się przez większą część dwóch minionych dni w końcu dawało mi się we znaki i gdybym wkrótce nie położyła się spać, nie miałabym energii do pracy. Dwa i pół kieliszka wina, które wypiłam, pewnie niewiele mi w tym pomogło. Zaczynało kręcić mi się w głowie i nie miało to nic wspólnego z rozmową z Alice.
- No dobra. – Ziewnęłam, prostując ramiona nad głową. – Chyba będę już szła.
Edward zwrócił głowę w moją stronę, zrywając kontakt wzrokowy z Alice, który utrzymywali od dwóch minut, przy czym uniósł brew i podparł podbródek na dłoni.
- Dokąd?
Moje ramiona opadły, a brwi się złączyły, gdy uniosłam głowę.
- Co?
- Dokąd będziesz szła? – zapytał.
Zamrugałam na jego słowa.
- Do domu – odparłam powoli.
- Dlaczego?
Czy coś przegapiłam? Dlaczego nie mogłam wrócić do domu? Miał gościa, więc zostanie u niego byłoby niegrzecznym posunięciem. Dałoby to Alice złe wrażenie, zresztą już zdecydowałam, że nie spędzę tu dwóch kolejnych nocy. Pogodziłam się z tym i myślałam, że oboje zdajemy sobie z tego sprawę.
Widocznie się myliłam.
- Żeby pójść spać – opowiedziałam, nie potrafiąc powstrzymać się przed kolejnym ziewnięciem.
Wskazał brodą w stronę schodów.
- Na górze jest cudowne łóżko. Właściwie sądzę, że jest tam też kilka twoich rzeczy.
Moja twarz zapłonęła z gorąca, przez co ponownie zaczęłam żuć wargę i zaśmiałam się nerwowo, bawiąc się wierzchem kieliszka.
Świetnie. Właśnie bezmyślnie wypaplał wszystko, czego nie chciałam mówić przy jego siostrze. Nawet wolałam nie wiedzieć, co sobie o mnie pomyślała.
- Ja... Um… - wymamrotałam, zawstydzona wgapianiem się w lampkę wina.
- Idę wziąć prysznic – zadeklarowała Alice, odkładając własny kieliszek na stół i wstając, po czym prawie tanecznym krokiem poszła na górę. – Miło było cię nareszcie poznać, Bello.
- Ciebie również, Alice.
Nadal miałam spuszczoną głowę i uważnie obserwowałam palce, ponieważ odnalazły spodek lampki.
- Bello – powiedział, gdy usłyszał, że drzwi do łazienki zostały zamknięte.
- Tak? – zapytałam cienkim głosem.
Och, cudownie. Byłam na skraju wyczerpania i zbierało mi się na płacz. Po prostu idealnie.
Nie było mowy, żebym poznała resztę jego rodziny. Zwłaszcza, jeśli te wieczory zapoznawcze miałyby wyglądać tak jak ten. Nie. To się stanie.
- Bello – wyszeptał, a ja widziałam, jak jego dłoń zbliża się do mojej. – Spójrz na mnie.
Gwałtownie pokręciłam głową, zaciskając wargi i próbując oderwać palce od kieliszka.
Zabrał swoją rękę, kiedy nie chciałam spleść z nim palców i usłyszałam, jak odsuwa krzesło, by wstać, a odgłosy jego kroków uświadomiły mi, że zmierzał w moim kierunku.
Pochylił się obok mnie, odsunął moje krzesło i zmusił do spojrzenia na niego przed podniesienie mego podbródka.
- Co zrobiłem? – szepnął, patrząc mi w oczy.
- Nic – pisnęłam, żałośnie pociągając nosem.
- Coś zrobiłem. Musiałem powiedzieć coś, co cię zasmuciło.
Nie zamierzał się poddać. Powinnam wiedzieć, że tego nie zrobi, ale gdzieś w moim sercu istniał płomyk nadziei, że tak się stanie. To i tak było wystarczająco upokarzające.
Westchnęłam i znów pociągnęłam nosem.
- Nie chcę, żeby myślała, że już z tobą sypiam albo że jestem z tobą z powodu tego, co robisz w życiu. Nie chcę, żeby myślała, że próbuję cię usidlić.
- Nie myśli tak, Bello – wyszeptał, wstając i wciągając mnie do swojego ciasnego uścisku. – Nie myśli o tobie w ten sposób. Wie, że to, co jest między nami, jest inne. – Przycisnął usta do mojego policzka, pocierając mnie po plecach. – Dlaczego tak sądzisz?
- Powiedziałeś, że jest opiekuńcza – zakwiliłam, chowając twarz w jego torsie, i luźno objęłam go w pasie. – Myślałam...
- Nie, Bello. – Poczułam, jak potrząsa głową. Zamknęłam oczy. – To dlatego tak się denerwowałaś tym spotkaniem?
Przytaknęłam.
- Nie masz się, o co martwić – szepnął, chwytając dłońmi moją twarz, na co podniosłam powieki. – Wie, że z tobą to coś innego. Właściwie wiedziała to już w chwili, kiedy zobaczyła mnie na lotnisku.
Zamrugałam. – Co?
Zaśmiał się nerwowo i biorąc głęboki oddech, wsadził kosmyk moich włosów za ucho.
- Myślałem o tobie, gdy przyleciała – przyznał, opierając swoje czoło o moje. – Powiedziała, że wie, że jesteś wyjątkowa z powodu sposobu, w jaki się uśmiechałem.
Moje serce się rozpłynęło, a na twarzy zagościł mi drżący uśmiech. Przełknęłam i pochyliłam się, by złączyć ze sobą nasze wargi.
- Tak?
Uśmiechnął się i przytaknął, delikatnie trącając mój nos swoim. – Tak. Zostań, Bello.
- Muszę wstać dosyć wcześnie.
Westchnął i wywrócił oczami.
- Naprawdę chcesz to zrobić.
- Chcę tylko...
- A ja chcę ciebie – przerwał mi łagodnie – tutaj, ze mną, tak długo jak to możliwe. Nie obchodzi mnie budzik ani przebywająca w pobliżu siostra. Nie chcę spuszczać cię ze swojego wzroku do czasu, aż naprawdę będę musiał to zrobić.
Przebiegłam ręką przez jego włosy i znów go pocałowałam, robiąc krok w jego stronę, aby zamknąć przestrzeń między nami i przycisnąć się do niego.
Jaka normalna kobieta by odmówiła?
- Idź – zaśmiał się wprost w moje usta, wędrując rękoma po moich bokach, i delikatnie odepchnął moje biodra. – Niedługo przyjdę.
- Niewystarczająco szybko – wybełkotałam, skubiąc jego dolną wargę.
Och, tak. Widziałam reakcję, którą ostatnio otrzymałam, gdy droczyłam się z nim w ten sposób, i nie miałam zamiaru nie użyć tego na swoją korzyść.
- Będzie chciała rozmawiać. – Wzdrygnął się, a opuszki jego palców przejechały po biodrach, które odtrącał sekundę temu.
- Co jeszcze mogłaby powiedzieć?
Dobry Boże, ta dziewczyna nie przestawała mówić, odkąd przekroczyła próg tego domu. Jednak nie mogłam zaprzeczyć, że ciągle miała do powiedzenia coś nowego i ekscytującego.
- Zdziwiłabyś się – wymamrotał, przykrywając moje usta swoimi. – Idź się przespać, Bello. Niedługo do ciebie przyjdę.
- Obiecujesz?
Poczułam, jak uśmiecha się w moje wargi i odpowiada w jedną z nich, a ja złączyłam dłonie za jego szyją.
- Uroczyście przysięgam – wyszeptał, ssąc moją górną wargę i przejeżdżając po niej językiem, – że będę tam pół godziny po tym, jak skończy się kąpać.
- To niewystarczająco dobre.
- Nigdy nie próbowałaś zapędzić Alice do spania.
- Dwadzieścia minut – targowałam się, dotykając czubka jego języka.
- Albo co? – wymruczał, wsuwając mi język do ust przed delikatnym pocałowaniem mej górnej wargi.
- Albo nigdy więcej nie założę tej koszulki.
Jęknął i westchnął, składając mały, szybko pocałunek na mych ustach.
- Dwadzieścia minut i umowa stoi.
Zaśmiałam się i przycisnęłam do siebie nasze wargi, szybko wsuwając między jego swój język. On zaś wędrował rękoma po moich plecach i przyciągał mnie bliżej siebie.
Mogłabym umrzeć, bo niemożliwością było, że po takim dniu, jaki mnie dziś spotkał, czekało mnie tak przyjemne zakończenie.
Ale jeśli tak się umiera, mogłabym spędzić resztę wieczności w objęciach Edwarda i prawdę powiedziawszy, niczym innym bym się nie przejmowała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marcia993 dnia Nie 19:38, 28 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Nie 19:21, 28 Mar 2010 Powrót do góry

Witam i na wstępie wypisze kilka malutkich wpadek, aby mieć je z głowy i zająć się mentalnym rozpływaniem się nad rozdziałem.

Cytat:
- Myślisz, że mnie polubi? – Zapytałam łagodnie, przekrzywiając głowę i gładząc kciukiem jego policzek. - Nie masz powodów do obaw.zachichotał, kręcąc głową.


zapytać z małej, kropka po 'obaw' i 'zachichotać' z dużej litery

Cytat:
- Edward.zaśmiałam się, oplatając się ramionami z powodu powiewu zimnego


jw, kropka po 'Edward' i 'zaśmiałam' z dużej litery

Cytat:
- Idź.śmiałam się, nadal pchając go na ganek. – Pomóż jej


jw

Cytat:
Edward – zaśmiałam się, wycofując z ganku i wzruszając ramionami


jw

Cytat:
Zaśmiałam się, gdy zobaczyłam, że jego spojrzenie skupiło się na trzymanym prze mnie pojemniku i weszłam do środka


przeze mnie

Cytat:
Uśmiechnął się delikatnie i pochylił oparł na mojej dłoni, zamykając oczy i łagodnie ocierając się o wnętrze mej reki, przytaknął. - Nie musisz pukać, wiesz? –


...i oparł się na mojej dłoni; ręki

Cytat:
- Wyjechała wcześniej niż planowała, prawda? – Dopytywał się Edward oskarżycielskim


'dopytywał' z małej

Cytat:
Co on tam robił? Miał jedynie wyłożyć cholerną tortillę na talerzu





Cytat:
Alice skakała z tematu na temat, a ja robiłam, co w mojej mocy, by jej słuchać.


za 'robiłam' przecinek niepotrzebny

Cytat:
Nie chcę, żeby myślała, że już z tobą sypiam albo, że jestem z tobą z powodu tego, co


za 'albo' przecinek niepotrzebny

Cytat:
To, dlatego tak się denerwowałaś tym spotkaniem? Przytaknęłam.


za 'to' przecinek niepotrzebny


Cytat:
Jaka normalna kobieta, by odmówiła?


i jw za 'kobieta'

Cytat:
- Idź.zaśmiał się wprost w moje usta, wędrując rękoma po moich bokach


po 'idź' przecinek i 'zaśmiał' z dużej litery

Cytat:
- Niewystarczająco szybko – wybełkotałam, skupiać jego dolną wargę.


chyba skubiąc

To tyle jeśli chodzi o wypisywanie błędów. A teraz kilka spostrzeżeń odnośnie rozdziału. Zazwyczaj Bella zawsze mnie wkurzała, kiedy w jakimkolwiek opowiadaniu zaczęła na siebie narzekać. Jednak w Stay jest inaczej i dlatego ten ff jest taki urokliwy. nie wiem dlaczego, ale tutaj jej obawy są urocze i pasuję idealnie w fabule. Jedyne co bym zmieniła to fakt, iż potrzeba jej więcej pewności siebie. Jedynym plusem jest to, że wreszcie uświadomiła sobie prawdziwe uczucia do Edwarda i myślałam, że on wyzna jej swoje kiedy wspominał o lotnisku. Jednak to chyba nie ten moment, prawda? Takie rzeczy powinno wygłaszać się albo na romantycznym wieczorze, albo po kłótni wywołanej nieporozumieniem lub zazdrością. Czekam na ten moment z niecierpliwością bo wierzę, że tak jak reszta fabuły, wyznanie będzie piękne i być może będzie można je nazwać przysłowiową wisienką na torcie:)
Dziękuje za rozdział!

Edit: Marta, wiem, że to nie Twoja wina:) Przecież widziałam Twoje tłumaczenie bez bety:)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 19:36, 28 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
marcia993
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 104 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?

PostWysłany: Nie 19:24, 28 Mar 2010 Powrót do góry

Ewelina, dzięki za wypisanie błędów. Wink
Akurat co do nich to nie do końca moja wina, a z częścią wypisanych przez Ciebie się nie zgodzę ("zaśmiał się" tyczy się wypowiedzi i powinno zostać zapisane z małej litery). Jak widać przy poprawianiu wielkich liter na małe, nie wszystkie wyłapałam.
W każdym razie, już biorę się za korektę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marcia993 dnia Nie 19:36, 28 Mar 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin